FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Niewidzialna dziewczyna (The Invisible Girl) [T][Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:37, 21 Sty 2010 Powrót do góry

Kurczę, ale późno przeczytałam : O Aż dziwne xd
Jak zawsze podobało mi się :D Fajnie, że dodajesz po dwa naraz bo rozdział są stosunkowo krótkie, więc łatwiej się "wciągnąć" gdy jest ich więcej :>
Jakoś średnio podobała mi się scena przy obiedzie. Tzn chodzi mi głównie o ten zakaz kontaktu. Nie chodzi mi o jego motywy, tylko o przedstawienie całej sceny. Brakowało mi tam jakiegoś opisu uczuć albo próby sprzeciwienia się czy przekonywania rozdziców. Brakowało tego czegoś przez co poczułabym emocje Kim, jej żal i smutek.
Ale to do autorki oczywiście a nie do Ciebie :)
A teraz z drugiej strony...
Świetna scena z tym filmem. Ogółem fajny pomysł itp :D I fajne było jak on po nią przyszedł.
Kiedy Kim dowie się prawdy? I jak zareaguje? Kurczę, ciekawi mnie to :>
Gratuluję tłumaczenia, bo wyszło świetnie :D Oraz becie:D
Niecierpliwie czekam na następny
p,
B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ważka
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:04, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Muszę powiedziec, że całkiem niedawno zaczęłam czyta ten fanfick, ale od razu mnie wciągnął Very Happy twoje tłumaczenie czyta się łatwo i przyjemnie. Nie mogę doczekac sie kolejnych części Very Happy pozdrawiam Ważka Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Sob 19:59, 06 Lut 2010 Powrót do góry

Ponownie nadchodzę.
Być może zanudzę Cię tym komentarzem, ale... nie mogę się powstrzymać. Od dawna miałam zamiar się za to zabrać . Jednak leń przechodzi zawsze przodem, a że jestem też kobietą, mam swoje pogmatwane życie. Cholernie ciągnie mnie do „Niewidzialnej dziewczyny”, a skoro dawno nie było niczego nowego, to przypominam Ci też o Naszej obecności.
Wychowałam się na „Harrym Potterze” i myślałam, że tak pozostanie do starego piernika. Każdy to zna, byłam dzieciakiem, które lgnie do kolorowych okładek i, nawet nie czytając recenzji, kupuje przyjemne z wierzchu piśmidło. Później zalała mnie fala „Zmierzchu”, zatonęłam w tym wirze pseudowampirów. Bądźmy szczere – oni nawet nie mają kłów. Wcisnęłam postacie Meyer gdzieś pomiędzy cudowną chrypę gościa z KOL a SOTD i jakoś poszło. Byłam zaślepiona i ogłuszona tymi wszystkimi zachwytami wokół drugorzędnej opowiastki. Zmierzch wcale nie jest taki wspaniały, oczywiście nie tak sztampowy jak inne infernalne historie, rodem z telenoweli. No ale, Edward jest nudny, a Bella to jakaś drętwa pomyłka. Jak jednak wiadomo – miłość jest ślepa i tak właśnie było tym razem, później dopiero zauważyłam, że mąż mnie zdradza (to przenośnia). Cudem trafiłem na to forum i zaczęłam czytać łatki, pomyślałam: kurczę przecież tamto było takie wybrakowane.
Teraz coś właściwego, może Cię to zainteresuje.
Nie wiem, zupełnie nie mam pojęcie, czy i w tym przypadku tak jest. Możliwe. Jednak jak na razie znowu się zakochałam. To tylko opowiadanie, wiem o tym. Ale żyję nim. Możesz pomyśleć, że jestem wariatką, ale zapewniam Cię, że nie. Po przeczytaniu pierwszej części serii, marzyłam o Edwardzie, chciałam mieć tak jak Bella. Chyba każda z nas chciała, bo fajnie jest być traktowana jak księżniczka, być uważana za coś najkruchszego i najpiękniejszego. Jednak później spojrzałam na sytuację przez ten zły pryzmat, a może właściwy? Trochę tak jakbym patrzyła oczami Jacoba. No wiesz, stał się moim przewodnikiem przez całą tę, z pozoru doskonałą, sytuację. Realia zaczęły wytyczać mi granice i stwierdziłam, że ideały są zwyczajnie monotematyczne. Mężczyzna z wadami, taki z którym się kłócisz, a później godzisz – to jest to. Faceci ze sfory właśnie tacy są – pierwszorzędni w swojej prostocie. Żaden nie jest pospolity. Teraz zazdroszczę Kim, gdyż ma właśnie to czego ja chcę. Jared jest najbardziej uroczym, zakochanym palantem o jakim kiedykolwiek czytałam. Siostra Kimberly jest zwyczajową idiotką, przyjaciółka zamroczoną piękną poczwarką.
Nie rozumiem tylko jednej rzeczy, dlaczego matka bohaterki zabranie widywać jej się z chłopakiem? Zaufanie na półeczce dziecko – rodzic polega na rozmowie, prawda. Jednak to całe życie jest tak prawdziwe, że to nie jest aż tak bardzo zaskakujące. Kłótnia powinna wywodzić się jednak z dwóch stron, a tutaj tego nie ma, a szkoda. Kim przydałoby się trochę pazura. Nie podobała mi się jedna rzecz – brak zdziwienia Kim, kiedy zastała Jareda w swoim pokoju, w nocy, wtedy kiedy ona spała. Ja osobiście wzięłabym go za zboczeńca, lub coś w ten deseń. A ona przyjęła to ze stoickim spokojem, bez krzty zaskoczenia. Podobnie zresztą było ze skokiem z okna. Każdy normalny człowiek coś by podejrzewał. To takie trochę bez emocji. Jednak gdyby założyć, że jestem ślepa, bądź, no nie wiem, ogłupiała odrobinę, to śmiało mogę napisać, że kompletnie zauroczył mnie fragment porwania Kim z jej własnego pokoju i w dodatku za jej zgodą. Pięknie wyrysowane zakłopotanie tej dwójki. Później zespolenie nerwów Emily i jednoczesnego opanowanie, nie wyszłoby gdyby autorka nie miała oczywistego talentu. Niezaprzeczalnie go ma. No to załóżmy, że tego nie było, żeby nie zepsuć tej wychwalanki, bo ty i tak nic na to nie poradzisz, a ja do autorki pisać nie będę.

Przepraszam bardzo za ta okrutne powtórzenia, ale Indianin – Indianka są, w moim mniemaniu, odrobinę ekscentrycznie, więc się w to raczej nie bawię.

Nie wiem, czy opowiadanie zachowa swój czar do końca, czy zostanę z nim do końca, ale poleciłam „Niewidzialną dziewczynę”, właśnie przez tę magię. To niesamowite, że najprostsza opowieść, z bezpretensjonalną fabułą może wywołać takie emocje. Poniekąd to nic nadzwyczajnego, ale pierwsza część sagi też taka była i zdobyła... dość sporo czytelników, delikatnie mówiąc.
Pozdrawiam,
ZF


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Sob 23:06, 06 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:50, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Witam serdecznie po dość długiej przerwie. :)
Przepraszam, że dopiero teraz wstawiam nowe rozdziały, ale ostatnio dość rzadko zaglądam na forum, bo mam mnóstwo innych spraw i stąd to opóźnienie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie... Bo wybaczycie, prawda? :) Czy nie...?
Teraz tradycyjnie odpowiedzi, a pod spodem - spóźnione rozdziały.
___________________________________________________________

Nellkomorelko, tak, mina mamy musiała być bezcenna, delikatnie mówiąc. :D Kim rzeczywiście wykazała się sporą odwagą. Tym bardziej to doceniam, bo gdybym to ja znalazła się na jej miejscu (ta, marzenia piękna rzecz... :D), nie postawiłabym nawet nogi na parapecie, pomimo że w dole czekałby na mnie potężny przystojniak... Hm... A może bym jednak skoczyła? :D Dobra, koniec tego, trzeba wrócić do rzeczywistości. Dziękuję za zostawiony komentarz i mam nadzieję, że Ci się następne części też spodobają. :)

Kirke, ależ nie ma za co. :) Tak, ogolone nogi zrobiły wśród czytelników furorę... :D Kurczę, a miałam nie tłumaczyć tego zdania... :D Wszystkie Twoje wątpliwości powinny rozwiać się po lekturze poniższych rozdziałów, więc nic tu nie będę spojlerować. A, no i mamy podobne odczucia co do tego momentu, jak Kim powiedziała o tym skoku z okna... :D Dziękuję, że nadal jesteś i komentujesz. :)

Zoya, witam w gronie komentujących. :) Rzeczywiście, opowiadanie stanowi całkiem miłą, śmiem przypuszczać, odskocznię od Edwarda i Belli. I nie jesteś sama: Jared „przylepa” również bardzo mi się podoba. :D Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za to, że się odezwałaś i zapraszam do czytania następnych rozdziałów. :)

Ness, nie mam zamiaru porzucać tłumaczenia. :) Po prostu ostatnio rozdziały pojawiają się rzadko, ale za to serwuję Wam po kilka jednocześnie, więc chyba nie jestem aż taka zUa. :D Co do ocen: no cóż, zadowolona nie jestem, ale pocieszam się myślą, że zawsze mogło być gorzej... A w takich momentach zawsze się kończy, to już norma. :D Trzeba maksymalnie rozbudzić ciekawość czytelnika, sprawić, by czekał z niecierpliwością na następne rozdziały... Ach, ale ze mnie sadystka. :D Ale już spokojnie, kolejne trzy rozdziały czekają pod spodem, cieplutkie, gotowe do schrupania przez wygłodniałych czytelników. :D Dobra, zaczynam bredzić, więc podziękuję Ci jeszcze za komentarz i już się zamykam. :) Zatem: dziękuję. :)

Paramox, wybaczam. :) I podpisuję się rękami, nogami i czym tam jeszcze pod tym, co napisałaś o plotkach. To okropne, jeśli ocenia się kogoś tylko po tym, co się słyszało na jego temat od innych, nawet go nie znając. Dlatego też matka Kim zarobiła u mnie dużego minusa, ale jako że jestem po lekturze dalszych części, to nie skreśliłam jej tak do końca. Ona i ojciec raczej nie odegrają tutaj większej roli, ale mnie rozśmieszali. :D Ich podejście, zachowanie i takie ogólne wrażenie. Chociaż ja trochę dziwna jestem, więc może nie wszyscy tak to odbiorą. :D No ale cóż, to jeszcze przed nami. :) I tak, wszystkie nadprzyrodzone istoty muszą być wobec swoich wybranek wyjątkowo nadopiekuńcze. :D Koniec i kropka. Zapomnij na chwilę o Edwardzie. :D A tak na poważnie, to rzeczywiście trochę takie... dziwne, ale czy wilkołak, dla którego wpojona w niego dziewczyna jest całym światem może zachowywać się inaczej? :) A Jared nie otworzył drzwi, tylko ostatecznie przetransportował Kim do pokoju przez okno. Jak to zrobił, nie mam pojęcia, ale to wynika z tekstu. :D Dziękuję pięknie za komentarz i mam nadzieję, że kolejne rozdziały również Ci się spodobają, zarówno pod względem treści, jak i tłumaczenia. :)

Krawawa_mary, Jared rzeczywiście tym stwierdzeniem pokazał w pewnym stopniu swój upór oraz to, że naprawdę zależy mu na Kim. I czemu mnie nie dziwi, że Ci się ten fragment o nogach spodobał... :D Spodziewałam się takich reakcji. Sama też się przy tym nieźle ubawiłam. :D Dziękuję za komentarz i miłej lektury kolejnych części. :)

Natzal, moje ferie zaczynają się w przyszłym tygodniu, więc przysiądę i przetłumaczę parę następnych rozdziałów, żebyście nie musiały czekać tak długo jak teraz. :) Mam nadzieję, że jeszcze nie umarłaś, bo kolejne trzy rozdziały znajdziesz poniżej. :D Miłej lektury. :)

Bells, witam po raz kolejny. :) Cieszę się, że w ostatecznym rozrachunku Ci się spodobało, pomimo tej sceny przy obiedzie. :D Nie wiem dlaczego, ale mnie się właśnie wydawało, że tam było dużo emocji, stłumionych co prawda, ale jakoś nie wyobrażam sobie spokojnej, cichej, grzecznej Kim, która nagle „pokazuje pazur”. Ona tego „pazura” nie ma. Przynajmniej na razie. :D Odpowiedzi na Twoje pytania uzyskasz już niebawem. :) Ale tajemniczo to zabrzmiało... :D Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)

Ważko, cieszę się niezmiernie, że opowiadanie Ady Ci się spodobało. :) Oraz że moje tłumaczenie czytało się łatwo i przyjemnie, bo o to właśnie chodzi. :) Dziękuję za to, że poświęciłaś trochę czasu na napisanie komentarza i zapraszam serdecznie do lektury następnych rozdziałów. :)

Zmierzchowa fanko, gorąco Cię zapewniam, że Twój komentarz w ogóle mnie nie znudził. Ani trochę. :) Z ogromną przyjemnością czytam wszystkie Wasze opinie, te krótsze i te dłuższe (tak szczerze mówiąc, bardziej wolę te drugie :D ale to tylko taka mała sugestia :D), ale przyznam też, że za każdym razem, z jakichś irracjonalnych powodów, trochę się ich... boję. Chociaż nie – nie boję się samych komentarzy, ale zawartej w nich potencjalnej krytyki. To naprawdę głupie, bo przecież wiadomo, że czasem każdemu przyda się kubełek zimnej wody wylany wprost na nową fryzurę (żeby było bardziej dramatycznie :D), no i opowiadanie też nie należy do mnie, bo jestem tylko skromnym, skromniuchnym tłumaczem... ale nic na to nie poradzę. Jednak do czego zmierzam – jak już tak trzęsę portkami przed krytyką, to pomyśl sobie, jaka ulga mnie zalewa, gdy czytam takie miłe słowa. :) Naprawdę olbrzymia ulga, która powoduje, że uśmiecham się jak głupia do ściany... Dobrze, widzę, że zaczynam znacznie odbiegać od tematu, więc już przechodzę do dalszej części mojej odpowiedzi.
Podobnie jak i Ty, również mogę powiedzieć, że wychowałam się na „Harrym Potterze”, a potem zatonęłam w ciemnych głębinach „Zmierzchu” (a nie umiem pływać :D). Również, w mniejszym czy większym stopniu, zachwycałam się Edwardem, również przez pewien czas nie widziałam nic poza światkiem wykreowanym przez panią Meyer, aż wreszcie również trafiłam na to forum i zaczęłam czytać łatki (nawet nie wiedząc, że tak się one nazywają... :D). I co się stało? Dostrzegłam, ile luk pani Meyer zostawiła, ile wątków zaniedbała. Rozumiem, że jeśli chciałaby to wszystko ładnie opisywać, to seria musiałaby liczyć więcej książek, ale jeżeli darowałaby sobie kilka stron opisu „marmurowego, boskiego ciała Adonisa”, to może zmieściłaby się chociaż historia Esme... No ale cóż, nie będę się tu żalić, bo to przecież nie jest odpowiednie miejsce. W każdym razie – dobrą stronę tych luk stanowi to, że można je uzupełnić, co właśnie bardzo zgrabnie – pomimo drobnych niedoskonałości, ale które opowiadanie ich nie ma? – zrobiła Adah.
Co się zaś tyczy zachowania matki Kim: mnie akurat ono nie dziwi. Po prostu się trochę przestraszyła, bo nagle jakiś chłopak, którego tak dobrze nie znała i który w nadzwyczaj szybkim tempie przeistoczył się w wyglądającego na dwadzieścia pięć lat, potężnego faceta zainteresował się jej „małą córeczką”. Fakt, na pewno powinna bardziej zbadać całą sprawę i jeszcze porozmawiać z Kim, ale czasem każda matka zachowuje się trochę... dziwnie, jeśli chodzi o jej dziecko. :) A co do braku emocji w czasie tej nieoczekiwanej wizyty w nocy: hm, rzeczywiście, dziewczyna dość gładko, a nawet chyba za gładko przyjęła do wiadomości, że Jared wparował sobie do jej sypialni... No ale cóż, zakochane dziewczyny też czasem zachowują się dziwnie. :D
Dobrze, zaczynam się naprawdę rozpisywać, więc powiem jeszcze na koniec, że wcale nie uważam Cię za wariatkę, a co więcej - też przez jakiś czas „żyłam”, że tak powiem, tym opowiadaniem. :) A jeśli to naprawdę wariactwo, to obie jesteśmy wariatkami. :D
No i oczywiście – DZIĘKUJĘ za wspaniały komentarz i polecenie tego opowiadania, i mam wielką nadzieję, że Adah Cię nie zawiedzie (no i ja swoim tłumaczeniem :)) i zostaniesz tutaj do końca. :)

Z góry przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy i literówki.
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Rozdział 13

W moim domu zakazy porównuje się zazwyczaj do warzyw – tak naprawdę nikt ich nie lubi, ale są zdrowe i smakują całkiem przyzwoicie, jeśli posmaruje się je wystarczająco grubą warstwą masła i przyprawi czosnkową solą. Natomiast szlaban to coś podobnego do ciasta z kandyzowanych owoców – niesmaczne z masłem czy też bez niego lub innych rodzajów słodzików, na dodatek niezawierające żadnych składników odżywczych. Obie te rzeczy łączy jedynie to, że dawane są osobom, które ich nie chcą.
Nigdy wcześniej nie miałam szlabanu. Ani jednego. W wieku ośmiu lat dostałam tylko jakieś zakazy, bo na podwórku pewien dzieciak z sąsiedztwa wepchnął mnie do błota i zniszczyłam markowe, przeznaczone do szkoły ubranie. W naszym domu to Cynthia była tą osobą, która często pakowała się w kłopoty przez swój dziki temperament i ośli upór. Aż do teraz.
Ciche i zdenerwowane słowa mamy sprzed trzech tygodni ciągle brzmiały mi w uszach, tak jakby nadal siedziała na moim łóżku...

- Tym razem naprawdę przekroczyłaś już wszelkie granice, młoda damo.
Tym razem? Zachowywała się tak, jakbym codziennie łamała zasady. Czy rzeczywiście byłam aż tak podobna do Cynthii, żeby mogła mnie z nią pomylić?
Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam. Odniosłam wrażenie, że moje usta zapełniły się jakąś nieznaną substancją, a mózg nagle się wyłączył. Co ja niby miałam jej powiedzieć?
Och, wiesz, mamo, mój kolega, który jest chłopakiem, ale tak właściwie to nie moim, chociaż przez Cynthię wydaje ci się, że nim jest, pojawił się dzisiaj w moim pokoju i zabrał mnie na seans filmowy w domu Sama. Tak, tego samego Sama, z którym zakazałaś mi się widywać. O, i wiesz, jego kolega, Paul, który wcale nie jest taki groźny jaki się wydaje, też tam był. I dziewczyna Sama, która z pewnością została zaatakowana przez jakieś zwierzę, ale i tak jest całkiem ładna, również z nami siedziała.
Oglądaliśmy film o zombie, a potem Jared odstawił mnie do domu. Ot, i cała historia. Jeśli chcesz, to możesz mnie przebadać na obecność narkotyków, chociaż Jared zdecydowanie nie ćpa. Sam chyba też nie, ale za Paula nie ręczę.

Jeśli potrafiłabym wykrztusić z siebie jakieś słowa, to prawdopodobnie powiedziałabym coś takiego... Chociaż nie. Nie zdołałabym tego zrobić, nawet gdybym mogła. Byłam zbyt wielkim tchórzem. Zamiast wysunąć jakieś argumenty na swoją obronę, stałam nieruchomo i jak idiotka gapiłam się na mamę, nie próbując niczego wyjaśniać.
W końcu chyba zdała sobie sprawę z tego, że nie miała do czynienia z Cynthią, która w tej chwili wyrzucałaby z siebie mnóstwo śmiesznych wymówek, bo jedynie westchnęła i wstała z mojego łóżka.
- Jutro rano uzgodnimy z tatą twoją karę.
Nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej piżamę.
W następnej chwili mama po raz ostatni przekręciła klucz w zamku owijających mnie, niewidzialnych kajdan.
- Bardzo mnie rozczarowałaś, moja droga.
Kiedy wślizgnęłam się pod kołdrę, łzy ciekły mi ciurkiem po twarzy. Wkrótce, tuż po tym, jak zaczęłam szlochać, usłyszałam znajomy głos, dochodzący od strony okna:
- Kim?
Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć, jak on nawet śmiał pokazać swoją twarz po tym, jak wpędził mnie w tarapaty. Nie wiedziałam, skąd wzięło się we mnie tyle złości. Nie byłam wściekła jedynie na Jareda, ale tak ogólnie na cały świat.
Nie odezwałam się ani słowem i nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, nie licząc pociągnięcia nosem. Wyszłam z łóżka i szybkim krokiem podeszłam do okna. Złapałam górną ramę, starając się ignorować zimne powietrze owiewające moje gołe ręce oraz nogi i szarpnęłam nią do dołu tak mocno, jak tylko potrafiłam. Z ponurym uśmiechem satysfakcji przekręciłam klamkę i z powrotem wróciłam do łóżka. Pomimo że spędziłam tam resztę nocy, to i tak nie zmrużyłam oka.

Mój los został przesądzony następnego ranka: miałam szlaban przez miesiąc, co znaczyło, że nie mogłam oglądać telewizji, czytać książek – z wyjątkiem Biblii – korzystać z komputera, telefonu, słuchać muzyki i miałam cały czas siedzieć w domu, jeśli nie byłam z mamą lub tatą albo w szkole. Musiałam też wykonywać dodatkowe zadania dla mamy, podobnie jak i Cynthia, ale przydzielano mi także wszelkie drobne, dodatkowe prace w domu i ogrodzie.
Przez te tygodnie po „Incydencie”, jak nazwała całe zajście moja siostra, za wszelką cenę starałam się unikać Jareda. W domu było to łatwe. W ogóle nie otwierałam okna i ciągle zakrywałam je zasłonami, pomimo protestów Cynthii, która mówiła, że czuje się jak chora na klaustrofobię. Chłopak nie odważył się otwarcie zapukać do wejściowych drzwi, ale pewnego razu pojawił się w ogrodzie, kiedy pracowałam z mamą na tyłach domu.
Właśnie weszła na chwilę do środka po parę butelek wody, wcześniej powiedziawszy mi, żebym nie wsadzała cebulek zbyt głęboko w ziemię, bo inaczej nie wzejdą. Jared wynurzył się z lasu tak nagle, że aż krzyknęłam, co spowodowało, że jak szybko przyszedł, tak szybko sobie poszedł, ale udało mi się dostrzec wyraz jego twarz twarzy.
Miał złączone brwi – coś czułam, że to wcale nie był chwilowe – a pod oczami – w których zauważyłam olbrzymi ból – wyraźne sińce, jakby w ogóle nie spał. Jego twarz wyglądała na zmizerowaną i zmęczoną.
Kilka sekund później z domu wybiegła mama, przypadkowo wylewając wodę prosto na przód swojej bluzki. Wyjaśniłam jej, że pośród drzewami zobaczyłam jakieś duże zwierzę i to właśnie ono mnie wystraszyło, więc postanowiła skończyć na dzisiaj z pracami na dworze.
Unikanie Jareda w szkole okazało się jednak znacznie trudniejszym wyzwaniem.
Catherine przyjęła posadę mojego „obserwatora”, gdy znajdowałyśmy się na korytarzu. Po skończonej lekcji wychodziła z klasy przede mną, by upewnić się, że ktoś nie czaił się za szafkami lub nie ukrywał za maszyną z napojami. Potem, jeśli teren był czysty, ona i Brett odprowadzali mnie bezpiecznie do następnej klasy niczym ochroniarze, z wyższością patrząc na każdego pierwszoklasistę, który przyglądał im się z ciekawością.
Na kilku lekcjach, na które uczęszczałam razem z Jaredem, nie odnosiłam zwycięstwa tak łatwo. Przez pierwsze parę dni usiłował zajmować wolne miejsca obok mnie albo machał w moją stronę, wskazując na dwa stojące obok siebie krzesełka, które dla nas znalazł. Zazwyczaj miałam szczęście i udawało mi się siadać gdzie indziej. Zmuszałam też nieznajome osoby, by dzieliły ze mną ławkę. To całe unikanie bardzo dobrze działało na leczenie mojej ogromnej nieśmiałości.
W klasie pana Pety, gdzie mieliśmy przydzielone, niezmienne miejsca, byłam zmuszona siadać obok Jareda w dzień w dzień i ignorować jego smutne spojrzenia oraz tuziny karteczek, które kładł na mojej stronie stolika. Skończyło się na tym, że maksymalnie się od niego odsunęłam i praktycznie siedziałam obok Cat, która zajmowała sąsiednią ławkę.
Jared, zgodnie ze swoją obietnicą, chyba nie miał zamiaru się poddać, wbrew przewidywaniom moim i Catherine, która starała się mnie przekonać, że to tylko kwestia czasu.
To była najtrudniejsza sytuacja w całym moim życiu – dzień w dzień oglądałam osobę, której od dawna pragnęłam i teraz wiedziałam, że ona podziela moje uczucia, tylko że zakazano mi się z nią zadawać. Ale musiałam to robić, żeby z powrotem wkupić się w łaski rodziców i w ogóle zostać w domu, bo po „Incydencie” zagrozili, że jeśli jeszcze raz zrobię coś takiego, to wyślą mnie do szkoły z internatem albo do ciotki Carol, która mieszkała w Minnesocie.
Nie chciałam nigdzie jechać, ponieważ tutaj chociaż z daleka mogłam na niego patrzeć. Przecież robiłam to już od paru lat, więc nie powinnam mieć problemów, by znowu do tego wrócić, prawda? Ale nie wiedziałam, jak długo jeszcze wytrzymam... Zaczęłam się zastanawiać, czy ta sytuacja była dla Jareda tak trudna jak dla mnie, czy czuł tę samą pustkę, która wypełniała moje wnętrze...
- Kim? – zmartwiony głos Catherine wyrwał mnie z rozmyślań, a sekundę później rozległ się ogłuszający pisk hamulców. Cat złapała moje ramię i nie pozwoliła, bym wpadła na brązowe siedzenie z przodu. Zerknęłam na nią, ciągle nieco nieprzytomna.
- Kim, to twój przystanek.
- Och – mruknęłam, wyglądając przez okno. Rzeczywiście, autobus zaparkował niedaleko podjazdu obok mojego domu. – Dzięki.
Gdy się podniosłam i już zamierzałam zacząć iść w stronę wyjścia, ciągnąc za sobą swoją starą, purpurową torbę, Catherine ponownie się odezwała:
- Hej, Kim? – Odwróciłam się, by na nią spojrzeć, a kierowca wydał z siebie zniecierpliwione chrząknięcie. – Prześpij się trochę dzisiaj, dobrze? Wyglądasz jak wrak człowieka.
- Tak, jasne – zapewniłam i z ponurym wyrazem twarzy wyszłam na zewnątrz, trafiając prosto w kałużę i tym samym mocząc sobie buty. W ogóle nie zwróciłam na to uwagi i jak gdyby nigdy nic, w lekkiej mżawce, ruszyłam w stronę domu.
Aaaaauuuuuuu...
Natychmiast się zatrzymałam, tak gwałtownie, że moja torba szarpnęła do przodu, niemalże wyrywając mi rękę ze stawu. Po krótkim rozeznaniu terenu, czyli rozejrzeniu się dookoła, z powrotem zaczęłam iść w kierunku podjazdu.
Aaaaauuuuuuu...
Obróciłam się wokół własnej osi w poszukiwaniu źródła tego smutnego odgłosu. Przywodził on na myśl jakieś zranione zwierzę. Kiedy dźwięk powtórzył się po raz kolejny, zdecydowałam, że nie powinnam go dłużej ignorować. Odwróciłam się i ruszyłam wzdłuż ulicy, z każdym krokiem oddalając się od domu.
Przez moment panowała cisza, podczas której trwania dotarłam na skraj lasu, zastanawiając się, czy wycieczka w gęstwinę drzew to na pewno dobry pomysł. Rozważania nie zajęły mi zbyt dużo czasu, bo chwilę później już potykałam się o wystające z ziemi korzenie i uchylałam przed nisko położonymi gałęziami.
Po krótkim czasie marszu zatrzymałam się, by złapać oddech, jednocześnie nasłuchując nowych jęków biednego zwierzęcia. Czekałam, stojąc nieruchomo, jakieś dwie minuty, po czym uznałam, że to stworzenie albo już umarło, albo poszło wyć do kogoś innego.
Obróciłam sie, by zawrócić, ale znienacka coś we mnie uderzyło. Zanim zorientowałam się, co się w ogóle dzieje, zostałam brutalnie opleciona w talii i pociągnięta w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku, aż uderzyłam w plecami w jedno z drzew.
Coś ciepłego i twardego naciskało na mnie całą powierzchnią ciała, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Nagle zdałam sobie sprawę, że ze strachu zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam i wciągnęłam powietrze do płuc, by krzyknąć – albo raczej przerażająco wrzasnąć – szorstka dłoń zasłoniła moją twarz, łącznie z polem widzenia, więc pomimo prób rozpoznania napastnika, nie udało mi się nic zobaczyć. Wydałam z siebie przytłumione wycie i zaczęłam intensywnie myśleć nad wszystkimi, nawet tymi najbardziej zwariowanymi technikami walki.
Kiedy miałam dziesięć lat, mama uparła się, żebym wraz z Cynthią chodziła na lekcje taekwondo, bo w lokalnej szkółce była promocja i w cenie jednego karnetu dostawało się drugi, a moja siostra bardzo chciała tam chodzić. Wytrzymałam całe dwa tygodnie, aż do czasu, kiedy Cyn rozwaliła mi wargę podczas pozorowanej walki, która miała być tylko niewinnym ćwiczeniem.
Starałam się nad sobą zapanować, przygotowując się do szybkiego uniesienia kolana. Perfekcyjne uderzenie w pachwinę powinno dać mi przynajmniej jakieś dwadzieścia sekund na ucieczkę. Miałam tylko nadzieję, że tyle wystarczy.
- Kim – usłyszałam nieoczekiwanie znajomy głos i ręka znikła. Szczęka opadła mi dosłownie na parę centymetrów, kiedy ujrzałam płomienną twarz Jareda, który teraz objął dłońmi moją. W jego oczach dostrzegłam coś dziwnego – jakieś uczucie, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Coś na kształt ogromnej potrzeby, tyle że bardziej ekstremalnej...
Byłam kompletnie nieprzygotowana na to, że w tej chwili jego wargi uderzą w moje. Instynktownie przestraszyłam się tych nieznajomych, niepokojących doznań, więc usiłowałam się od niego odsunąć, ale Jared przesunął jedną rękę na tył mojej szyi, praktycznie nas sklejając.
Wargi chłopaka wydały mi się i delikatne, i niezwykle gwałtowne, jakby za wszelką cenę chciały wydobyć ze mnie jakąś reakcję. Gorączkowo napierałam dłońmi na jego tors, starając się od niego odsunąć i wyrwać z tego mocnego uścisku. Mój umysł stał się nagle dziwnie skołowany i pojawiało się w nim tysiące różnych myśli naraz.
Pewna część mnie podpowiadała, żebym też go pocałowała, bo przecież tego chciałam, prawda? Jednak inna przypominała, że właśnie łamałam zasady, które zapewniały mi pozostanie w domu i brak konieczności przeniesienia się do Minnesoty. W mojej głowie rozgrywała się pewnego rodzaju wojna i nie byłam w stanie nic z tym zrobić.
- Jared? – udało mi się wykrztusić, chociaż bardziej zabrzmiało to jak: „Jhmd”.
- Mm? – mruknął niewyraźnie w odpowiedzi, nadal się ode mnie nie odrywając. W końcu jakoś się udało mi się od niego odsunąć, ale ciągle ciasno obejmował moją talię, więc nie miałam zbyt wiele przestrzeni. Kiedy spojrzałam w górę, próbując nie zwracać uwagi na jego bliską obecność, uderzyłam się w głowę o szorstką korę.
- Zwabiłeś mnie do lasu? – powiedziałam, mając nadzieję, że wyglądam na urażoną i złą, ale pulsująca we mnie adrenalina sprawiła, że mój głos stał się drżący i niepozorny. Nie brzmiałam na tak silną i pewną siebie, jak bym sobie tego życzyła.
Chyba nie zrozumiał, o co mi chodziło albo po prostu był zbyt zajęty rejestrowaniem faktu, że przylegałam do jego klatki piersiowej, bo nie odpowiedział od razu. Wyraźny ogień pożądania widoczny w jego oczach spowodował, że zmiękły mi kolana, ale na szczęście Jared mnie przytrzymywał, więc nie upadłam.
- Nie mogłem znieść ani jednej sekundy więcej bycia bez ciebie – wyznał, wyglądając jednocześnie na zadowolonego i dręczonego wyrzutami sumienia. – Musiałem cię zobaczyć i przytulić, i... – Przerwał, przenosząc wzrok na moje wargi.
Tym razem, gdy przyciągnął mnie siebie i jego ciepłe, delikatne usta zderzyły się z moimi tak, jak to zapewne tylko on potrafił robić, już mu się nie opierałam. Postanowiłam, że, bez względu zagrożenie zesłaniem do Minnesoty, nie ma sensu walczyć z najwspanialszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła.
U mnie w domu mieć szlaban to jak na siłę być karmionym ciastem z arszenikiem i mieć świadomość, że może cię to zabić. Ale wybór bycia z Jaredem to jak powrót z bliskiego spotkania ze śmiercią, po którym nic już nie wydaje się takie same.
Ale ty żyjesz i on żyje. I wiesz, że tylko to się liczy.
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer czternaście:
Somewhere Over the Rainbow z filmu ”Czarnoksiężnik z Oz”
___________________________________________________________

Rozdział 14
Opowieść o dwóch Mariach

Z błogiej krainy snów wyrwały mnie donośne odgłosy awantury. W moim domu poranne scysje nie były niczym nadzwyczajnym. Wyglądało na to, że mama i Cynthia kontynuowały swoje odwieczne sprzeczanie się. Zazwyczaj zaczynały kłótnię od tej sprawy, na której skończyły poprzedniego dnia.
Jednak tym razem nie usłyszałam dwóch kobiet, z których jedna brzmiała przenikliwie i nieustannie narzekała, a druga wydawała się ogromnie zirytowana. Zamiast tego znajomy skrzek Cynthii przeplatał się z o wiele głębszym głosem. Wiedziałam, że nie należał on do ojca, gdyż był zbyt niski. Zresztą tata przebywał obecnie w całotygodniowej podróży służbowej, a poza tym nie mogłabym nie rozpoznać tego wyjątkowego głosu…
- Już wpędziłeś ją w kłopoty w tym miesiącu. Może zanim zrobisz to po raz drugi, poczekasz, aż skończy się luty, co? – zawołała z sarkazmem Cynthia.
- Miała kłopoty? – Jared wydawał się tym zmartwiony.
- Jasne, że miała – odparła ironicznie moja siostra. – Rodzice całkowicie ją uziemili. Dostała szlaban, rozumiesz? Kim nigdy nie dostała szlabanu. Jest jak… dziewica Maria w tego typu sprawach.
- To w takim razie do kogo porównasz siebie? – odparł chłopak znudzonym głosem. Oczami wyobraźni zobaczyłam, jak się niecierpliwił i nerwowo przestępował z nogi na nogę.
- Do Marii Magdaleny – zachichotała uwodzicielsko Cynthia.
Przeszła przeze mnie fala ogromnego zażenowania, która przybierała na sile wraz z każdym słowem wydobywającym się z ust mojej siostry. Wyskoczyłam z łóżka tak szybko, że zaplątałam się w prześcieradła i z głuchym łoskotem wylądowałam na podłodze. Rozmowa na dole natychmiast ucichła.
- Ała… - jęknęłam, z trudnością wyplątując nogi z materiału.
- Widzisz, na dodatek jeszcze ją obudziłeś. Dobra robota! A teraz spływaj stąd, zanim naprawdę się zezłoszczę – powiedziała Cynthia, podczas gdy ja włożyłam na siebie szlafrok i szybko wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu miejsca, w którym się znajdowali. – Mówiłam ci, żebyś... – kontynuowała, ale natychmiast przerwała, wydając z siebie jakiś dziwny, przytłumiony dźwięk, gdy tylko mnie dostrzegła. Zatrzymałam się na szczycie schodów, starając się przybrać śmiertelnie poważny wyraz twarzy, jaki często widywałam u mamy.
- Kim – powiedział Jared cichym, ochrypłym głosem. Spowodowało to, że nagle cała odrętwiałam i po plecach przeszły mi ciarki, przez co prawie się przewróciłam.
Cynthia stała w połowie salonu, ubrana w krótkie szorty i koszulkę na ramiączkach. Jared znajdował się tuż za nią, wyglądając na najszczęśliwszego człowieka na świecie. Moja siostra podniosła ręce do góry, by powstrzymać go od zrobienia jakichkolwiek kroków do przodu, ale i tak spoglądał na mnie ponad jej głową, najwidoczniej nie dając tak łatwo za wygraną.
- Dzień doberek, siostrzyczko – odezwała się Cynthia z wymuszoną pogodnością.
- Cynthia! – syknęłam. – Co ty u licha robisz?
- Trzymam cię jak najdalej od szkoły z internatem w Minnesocie – wyjaśniła przemądrzałym tonem, kładąc rękę na biodrze i obracając się w moją stronę. Jej pozycja nadal uniemożliwiała Jaredowi wejście do dalszej części domu.
Zbiegłam truchtem po schodach, ze szlafrokiem powiewającym za mną jak para skrzydeł. Gorączkowo się zarumieniłam, kiedy Jared zmierzył mnie wzrokiem najpierw od stóp do głów, a potem od góry do dołu. Cynthia zerknęła na jego twarz i zmarszczyła z niesmakiem nos.
- Dziwak – usłyszałam jej ciche mruknięcie.
- Dzięki za pomoc, Mario, ale już panuję nad sytuacją – powiedziałam, znacząco kiwając głową w stronę drzwi.
- O tak, jasne, na pewno zostawię was samych, gdy rodziców nie ma w domu – skomentowała z ironią i dumnym krokiem podeszła na kanapy, a następnie bezceremonialnie na nią klapnęła, założyła nogę na nogę i ręce na głowę, przyglądając nam się wyczekująco.
- Chodź – powiedziałam do Jareda, wskazując na drzwi prowadzące do kuchni. Niemalże zemdlałam, gdy podczas naszej wędrówki na taras za domem w dolnej części pleców czułam ciepło jego dłoni. Na szczęście na dworze tylko mżyło, co prawdopodobnie mogło pomóc trochę oklapnąć moim włosom, które zapewne przypominały teraz ptasie gniazdo.
Jared zasunął za nami szklane drzwi, a ja dodatkowo zamknęłam je na klucz, żeby nie przeszkadzały nam żadne młodsze siostry.
- Co ty tutaj robisz? – spytałam, opierając się o drewnianą poręcz werandy. W pewnej chwili kropla deszczu wpadła mi prosto do oka, więc szybko zamrugałam. Aby patrzeć Jaredowi w twarz, musiałam naprawdę mocno zadzierać głowę. Nie pamiętałam, by był wcześniej aż tak wysoki.
- Nie mam pozwolenia na przebywanie w tym miejscu? – odparł, marszcząc brwi. Nie potrafiłam stwierdzić, czy mówił poważnie, czy tylko się ze mną drażnił.
- Przecież powiedziałam ci już o Minnesocie – przypomniałam, a potem wywróciłam oczami i westchnęłam. – I ona też to zrobiła. – Kiwnęłam głową w kierunku Cynthii, która teraz przemieściła się na krzesło przy kuchennym stole i trzymała w ręku jakiś magazyn. Co jakiś czas zerkała na nas z uniesioną brwią, niemalże idealnie naśladując spojrzenie w stylu: „Mam na ciebie oko”, którego nauczyła się z filmu „Poznaj moich rodziców”.
- Tak wiem, ale... – powiedział, przysuwając się bliżej. Zostałam uwięziona pomiędzy jego ciałem a balustradą i musiałam naprawdę się wysilić, by zachować jasność umysłu. – Tęskniłem za tobą.
Pochylił się do przodu i musnął wargami mój policzek, a potem linię szczęki. Musiałam złapać się poręczy, by się nie przewrócić. Oddychałam niezwykle nierówno, gdy odsunął moją rękę od starego drzewa i splótł nasze palce.
- Ja... za tobą... też – zdołałam wykrztusić ledwie zrozumiałym głosem. Jared zachichotał, a po chwili zorientowałam się, że śmiałam się razem z nim. Chłopak przeniósł się teraz ze swoimi ustami na moją szyję i automatycznie uniosłam ręce do góry, by go objąć...
Odgłos gwałtownego stukania szybko przywrócił mnie do rzeczywistości.
Tuż przy oknie stała Cynthia, która wyglądała bardziej na wykończoną nerwowo niż zirytowaną. Szybko wydała z siebie kilka znaczących chrząknięć, gorączkowo wskazując kciukiem obszar za sobą. Ciągle byłam nieco ogłupiała z powodu zachowania Jareda, a on sam albo nie usłyszał stukania, albo bardzo dobrze wychodziło mu jego ignorowanie, bo wcale nie pomagał mi się skupić.
Coraz bardziej rozdrażniona Cyn uderzyła teraz w szybę otwartą dłonią. Jej oczy powiększyły się nieco w charakterystyczny sposób: „Mam fantastyczny pomysł!”, po czym mocno zamachała ręką, by ponownie zwrócić moją uwagę. Zaczęła rysować palcem w powietrzu jakieś dziwne kreski... Rozgryzienie tego, o co mogło chodzić zajęło mi dłuższą chwilę. W końcu w moim obecnie zaciemnionym umyśle coś kliknęło.
Ona po prostu usiłowała pokazać mi litery wchodzące w skład słowa „mama”...
- O Jezu, moja mama wróciła – wydyszałam. Gdyby moje nogi już teraz nie były jak z galarety, to pewnie w tym momencie właśnie by się takie stały. Jared złapał mnie za ramiona, żebym nie osunęła się na ziemię. – Musisz iść! – nalegałam, ale on nie wydawał się zbytnio przejmować koniecznością swojego natychmiastowego zniknięcia. – Nie zamierzam jechać do Minnesoty – oznajmiłam stanowczo, napierając rękami na jego tors, by popchnąć go w stronę podwórka, ale on i tak się nie ruszył. Zamiast tego wywrócił oczami i odgarnął mi z oczu grzywkę, jednocześnie obejmując dłonią policzek.
- Jeśli ty pojedziesz do Minnesoty, to ja również – zapewnił, przysuwając się bliżej, aby pocałować mnie w czoło, po czym się odsunął, ale ciągle trzymał jedną z moich dłoni.
- Oni mają zamiar mnie wysłać do katolickiej szkoły – uściśliłam. – Z samymi dziewczynami, mundurkami, zakonnicami... – I bez ciebie.
- Nigdzie cię nie wyślą, Kim – pocieszył mnie. – Chodź – dodał, z powrotem odsuwając drzwi. Nie byłam pewna, czy w ogóle poczuł mój opór, gdy wciągał mnie za sobą do środka. – Jeszcze nie poznałem twojej mamy, wiesz, tak oficjalnie.
Myślałam, że zaraz zemdleję, kiedy ja, Jared i Cynthia siedzieliśmy przy kuchennym stole, czekając na pojawienie się mamy. Z garażu dochodziły odgłosy jej krzątaniny, więc prawdopodobnie wyciągała z samochodu swoją torebkę i jakieś reklamówki z zakupami. Cyn starała się wyglądać na zrelaksowaną i obojętną, ale zbyt szybko przewracała strony gazety, a jej wzrok tylko prześlizgiwał się po kolorowych reklamach.
- To chyba nie jest dobry pomysł – powtarzałam nieustannie. Po każdym takim stwierdzeniu Jared przyciskał swoje ciepłe palce do moich ust, skutecznie mnie uciszając.
- Przestań się martwić – rozkazał delikatnie. – Bo się w końcu rozchorujesz.
Ciągle trzymał mnie za rękę, ale zachowywał pomiędzy nami pewien dystans, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Jeśli mieliśmy się zmierzyć z moją matką – chętnie czy też niechętnie – nie chciałam dawać jej gotowych dowodów do ewentualnego procesu.
Gdy w zamku zgrzytnął klucz, zaczęłam ciężko dyszeć. Jared pochylił się tak, że w okolicy ucha poczułam jego gorący oddech.
- Jeżeli teraz zemdlejesz, to będę zmuszony zrobić ci oddychanie usta-usta na oczach twojej mamy – ostrzegł. Natychmiast zamknęłam usta i skoncentrowałam się na braniu krótkich oddechów przez nos. Zza pleców usłyszałam jego cichy śmiech. Ten dźwięk spowodował, że w moim brzuchu zaczęły latać motylki.
Chwilę później drzwi się otworzyły i stanęła w nich mama. W rękach trzymała zakupy, które zasłaniały jej pole widzenia. Jared pospiesznie się podniósł i wziął od niej część toreb, a następnie położył je na blacie.
- Och – mruknęła, brzmiąc na zszokowaną. Rozejrzała się po kuchni. Jej spojrzenie najpierw padło na Cynthię, potem na mnie, aż w końcu na Jareda. Zadrżałam, czekając na nieunikniony potok wrzasków...
- Witaj, Jared, skarbie – przywitała go i obróciła się w moją stronę. – Nie wiedziałam, że będziemy mieli gościa – dodała dowcipnie z lekką naganą w głosie. Miałam pewność, że zrobiłyśmy z Cynthią identyczną minę i wyglądałyśmy tak, jakbyśmy właśnie zobaczyły ducha.
- Przepraszam – powiedziałam, chociaż zabrzmiało to bardziej jak uprzejme pytanie.
- Ach, nic nie szkodzi – zapewniła z ciepłym uśmiechem i kątem oka zerknęła na moją dłoń, którą trzymał Jared. – I tak zrobiłam większe zakupy. – Po tych słowach z jednej z toreb wyciągnęła dwie główki sałaty i otworzyła drzwiczki lodówki, by je do niej włożyć. Obróciłam się, by popatrzeć z zaskoczeniem na Jareda. Wzruszył tylko ramionami i szepnął:
- A nie mówiłem?
Uniosłam brwi i wymieniłam zszokowane spojrzenia z Cynthią, która sprawiała wrażenie tak samo zbitej z tropu jak ja.
- Waszemu ojcu udało się wcześniej pozałatwiać wszystkie sprawy, więc będzie w domu około osiemnastej trzydzieści – zaszczebiotała mama jak gdyby nigdy nic. – Och, Cynthia, a w tym centrum handlowym, do którego lubisz jeździć, mają wyprzedaż.
- U „Mirandy”? – spytała podejrzliwie moja siostra, jakby nagle zapomniała o dziwnej serii zdarzeń w domu Akalahów i o tym, że mama, po zastaniu mnie z chłopakiem, z którym definitywnie zakazała mi się widywać, nie mrugnęła okiem i nawet nie wspomniała o Minnesocie.
- Tak, tam. Jeśli chcesz, to w ten weekend mogę cię tam zabrać z kilkoma przyjaciółkami, byście mogły zrobić trochę zakupów.
- Dopiero w weekend? – zaprotestowała Cyn. – Ale do tego czasu wyprzedadzą najlepsze rzeczy!
Nie miałam ochoty przyglądać się kłótni mamy i siostry, która ewidentnie wisiała w powietrzu, więc udaliśmy się z Jaredem do dużego pokoju, oddalając się od coraz bardziej donośnych głosów.
- Dzięki, Sam – mruknął cicho chłopak. Odniosłam wrażenie, że nie chciał, abym to usłyszała. Ale usłyszałam. A przynajmniej tak mi się wydawało. Mój mózg dostał teraz trochę więcej informacji, by sobie to wszystko jakoś poukładać...
Kiedy usiedliśmy na kanapie, włączyłam telewizor. Podałam Jaredowi pilota i podczas gdy on zaczął przeskakiwać po kanałach, ja oparłam się o jego ramię.
Czy minionej nocy w jakiś sposób dostałam się do „Strefy mroku”? A może zapadłam w śpiączkę, jak ta dziewczyna w „Czarnoksiężniku z krainy Oz”, i następną rzeczą, jakiej się dowiem będzie to, że prowadzę życie w technikolorze? Albo po prostu w końcu zwariowałam...
To wszystko zdecydowanie znajdowało się poza granicą normalności, ale w tej chwili nie potrafiłam się na tym skupić, bo na moim ramieniu Jared rysował swoimi gorącymi palcami jakieś bliżej nieokreślone wzory.
- Jared? – rozległ się znienacka głos mamy. Brzmiał trochę niewyraźnie, więc wywnioskowałam, że jej głowa tkwiła wewnątrz lodówki. Podskoczyłam jak oparzona, a Jared znieruchomiał. – Zostaniesz na śniadaniu?
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer piętnaście:
Complicated w wykonaniu Avril Lavigne
___________________________________________________________

Rozdział 15
Skomplikowane

- Okej, czy raczysz mi wreszcie wyjaśnić, co się tutaj u licha dzieje? – spytałam, kładąc ręce na biodrach.
Jared zerknął na mnie, opierając się o jodłę. Po śniadaniu, które powinno przebiec w kłopotliwej atmosferze, ale, o dziwo, tak się nie stało, oboje wybraliśmy na spacer po plaży w pobliżu mojego domu.
W kompletnej ciszy, przytuleni do siebie i ukryci pomiędzy drzewami, oglądaliśmy końcową część wschodu słońcu. Jednak gdy tylko jaskrawa kula zawisła nad horyzontem trochę wyżej, rozbudziłam się na tyle, aby zdać sobie sprawę z absurdu porannych wydarzeń.
Chłopak przechylił głowę na bok, jakby dogłębnie zastanawiał się nad pytaniem, które mu zadałam. Starałam się przyjąć postawę zniecierpliwionej osoby, która traktuje wszystko z rezerwą, ale było to bardzo trudne, jeśli patrzył on na mnie w taki sposób.
- Więc? – powiedziałam z naciskiem nieco przytłumionym głosem. – Powiesz?
- Raczej nie – odparł z rozbawieniem i wygiął lekko wargi. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się również na mojej twarzy, ale kiedy Jared zaczął się zbliżać, zrobiłam chwiejny krok do tyłu i założyłam ręce na piersiach. Jego ramiona napotkały tylko powietrze. Uniósł jedną brew, a ja popatrzyłam na niego, starając się naśladować typowe dla Cynthii spojrzenie: „Nie dostaniesz tego, czego chcesz, dopóki nie spełnisz moich żądań”.
- Jesteś całkiem przebojowa, jeśli nie zajmujesz się zbytnio byciem nieśmiałą – skomentował, przyjmując taka samą postawę jak ja. Na moje policzki wstąpiły wściekle czerwone rumieńce, więc przerwałam nasz kontakt wzrokowy i zaczęłam gapić się na ziemię. Zanim ponownie zerknęłam w górę, poczułam na sobie ramiona Jareda, nasuwające na myśl bardzo ciepły kocyk.
- Kim… - wyszeptał mi do ucha chrapliwym głosem.
- Jared – odpowiedziałam, starając się brzmieć srogo i próbując wyrwać się z jego uścisku. Nie trzeba chyba mówić, że te działania nie przyniosły żadnych rezultatów. – Chcę wiedzieć, co zrobiłeś.
- Ja nic nie zrobiłem – zapewnił tonem niewiniątka, kładąc mi swój podbródek na czubku głowy. Usiłowałam się obrócić, by móc spojrzeć mu w oczy, ale jego ręce zacisnęły się na mojej talii w żelaznym uścisku.
- Zmienienie zdania mojej mamy to jak zmuszenie słonia, by z własnej woli zrobił salto do tyłu – poinformowałam go. Zaśmiał się w reakcji na użytą przeze mnie analogię. Ten dźwięk spowodował, że to mój żołądek zaczął robić fikołki. – Jeśli ty nic nie zrobiłeś, to w takim razie kto?
Przez dłuższą chwilę chłopak nic nie mówił.
- Sam – wyznał w końcu. Serce stanęło mi chyba na kilka sekund.
- Sam? – pisnęłam. Jared poważnie pokiwał głową. – Sam rozmawiał z moją matką?
- Nie.
- Ale właśnie powiedziałeś…
- Powiedziałem, że Sam coś zrobił, a nie rozmawiał z twoją matką – wyjaśnił.
- Jakim cudem ta rozmowa przekształciła się w spór z łapaniem za słówka? – mruknęłam z niezadowoleniem, spoglądając na zachmurzone niebo.
- Przepraszam – westchnął Jared w moje włosy. – To… skomplikowane.
- Więc uprość to – zasugerowałam. Nagle zdałam sobie sprawę, że byłam zdolna do prowadzenia z nim bardziej spójnej rozmowy, jeśli nie zajmowałam się wpatrywaniem w jego twarz.
- Nie wiem jak – przyznał cicho, brzmiąc bardziej na smutnego niż sfrustrowanego.
- No cóż… Kto rozmawiał z moją mamą? – spytałam.
- Członkowie starszyzny – odparł po chwili wahania.
- Członkowie starszyzny?! – wydyszałam, ponownie próbując się odwrócić, żeby na niego spojrzeć, ale Jared objął mnie jeszcze ciaśniej. – Jared – powiedziałam surowo. Chłopak lekko zwolnił uścisk, dając mi trochę przestrzeni, żebym mogła zobaczyć jego twarz. – Dlaczego członkowie starszyzny rozmawiali z moją mamą?
- Żeby twoi rodzice nie wysłali cię do Minnesoty i żebyśmy byli razem – mruknął, przyciągając mnie do siebie.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego to zrobili? Co ich to obchodzi? – kontynuowałam, obserwując, jak wyraz twarzy Jareda ze sfrustrowanego znowu przemienia się w smutny. – To znaczy, nie mają ważniejszych spraw do załatwienia niż zajmowanie się dramatami nastolatków?
Jared westchnął i przytulił mnie mocniej.
- Chyba nie rozumiesz, jak bardzo jesteś ważna.
Zaśmiałam się lekko, by ukryć szok i zdziwienie, jakie wywołały we mnie jego słowa.
- Tak, jasne, okej, na pewno. Jak bardzo u licha jestem ważna dla sędziwych ludzi, którzy zarządzają La Push?
- Jesteś ważna dla mnie – odparł.
- Nie widzę związku pomiędzy tobą a starszyzną – wyjaśniłam. – To znaczy, wiem, że powinni starać się utrzymać w plemieniu pokój i w ogóle, ale jeśli naprawdę skupialiby się aż tak bardzo na tej części swoich obowiązków, to zrzuciliby z klifu Cynthię parę lat temu.
- To…
- … skomplikowane – dokończyłam. – Tak, wiem.
- Tak.
Już chciałam zacząć domagać się wyjaśnień, kiedy znienacka dotarło do mnie, że nie powinnam tego robić. Widywałam się z Jaredem – nie byłam nawet pewna, czy to, co robiliśmy kwalifikowało się jako randki – zaledwie parę tygodni, więc czy miałam jakieś prawo, by żądać wytłumaczenia spraw, których poruszanie z pewnością nie stanowiło mojego interesu? Odpowiedź na to pytanie okazała się najprostszą, jaką uzyskałam tego popołudnia.
Nie miałam.
- Muszę iść – zakomunikowałam, wyrywając się z uścisku Jareda poprzez zrobienie kilku nagłych kroków do tyłu. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Poczekaj, co? Kim, co się stało? Zrobiłem coś nie tak?
Gdy on robił jeden krok w moją stronę, ja wykonywałam trzy wstecz.
- Nie… Po prostu… Nie wiem. – Odwróciłam się i zaczęłam iść po piasku gwałtownym, nierównym krokiem. – To skomplikowane. – Tak bardzo zasmuciło mnie moje nagłe odkrycie, że na początku nie zauważyłam ironii spowodowanej tym, że te parę chwil temu on wypowiedział dokładnie te same słowa.
- Jesteś zła – usłyszałam tuż za sobą jego głos. To nie było pytanie.
- Nie – zaprzeczyłam. – Jestem zirytowana. Samą sobą. Nie wiem, co jest ze mną nie tak.
- Co jest z tobą nie tak? – powtórzył. – Kim, dlaczego tak myślisz? Nic nie jest z tobą nie tak.
Nadal szłam przez plażę tak szybko, jak potrafiłam, w pełni zdając sobie sprawę z tego, że Jared cały czas za mną podążał. Znienacka jego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku, skutecznie mnie zatrzymując. Powstrzymałam się od spojrzenia na niego i chciałam wyrwać swoją rękę, ale przybliżył mnie do siebie i obrócił tak, żebym spojrzała mu w twarz.
- Kim – powiedział błagalnie. – O co chodzi?
Wiedziałam, że w momencie, gdy spojrzę w jego ciemne oczy, stracę wszystko, co do tej pory zachowałam – silną wolę. Jednak i tak w nie spojrzałam. Pod wpływem tego nieopisywalnego spojrzenia zadrżałam.
- Ja… Ja za bardzo… Ja za bardzo się do ciebie przywiązałam – zdołałam niechętnie powiedzieć. – Darzę cię takim uczuciem, które można chyba nazwać miłością, od… cóż… siódmej klasy…
Zanim skończyłam zdanie, Jared przytulił mnie mocno i naparł swoimi wargami na moje z uczuciem, które można było opisać jedynie za pomocą słów „namiętność” i „gwałtowność”. Jego ramiona odnalazły moją talię i zacisnęły się na niej, gdy ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
W końcu jakoś się od niego oderwałam, napierając na jego klatkę piersiową, bo przypomniałam sobie wcześniejsze zamiary.
- Nie masz pojęcia, jakie to ironiczne – mruknął, obejmując moją twarz swoimi olbrzymimi dłońmi. Chciałam spytać, co dokładnie przez to rozumiał, ale przecież nie powinno mnie to obchodzić.
- Jestem pewna, że to szalenie ironiczne – zgodziłam się, wciąż trochę oszołomiona pocałunkiem – ale nadal muszę iść. – Nie wiedziałam, dokąd pójdę ani co będę robić, jeżeli już tam dotrę, ale dwie rzeczy wiedziałam na pewno: działo się tu coś dziwnego, a każda godzina spędzona z Jaredem czyniła mnie coraz bardziej pokręconą.
- Poczekaj, dlaczego? – zapytał, ponownie łapiąc moje ramię.
- Bo tak, Jared. Po prostu... Po prostu potrzebuję trochę czasu, by sobie to wszystko poukładać, dobrze?
- Dobrze – powiedział powoli, puszczając mnie. W miejscu, na którym przed sekundą zaciskała się jego dłoń poczułam mrowienie oznaczające, że krew z powrotem zaczęła tam krążyć. Odwróciłam się, gotowa, by ponownie ruszyć przed siebie, ale zanim to zrobiłam, Jared delikatnie położył dłoń ma moim biodrze. Tym razem był to jednak raczej gest miłości niż próba zatrzymania.
- Kiedy mogę cię zobaczyć? – spytał cicho.
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dziś wieczorem? – Brzmiał na tak pełnego nadziei, że nie potrafiłam mu odmówić.
- Dobrze, dzisiaj wieczorem – zgodziłam się, mając nadzieję, że do tego czasu moja bardziej odpowiedzialna strona osobowości zdąży się dogadać z tą mniej rozsądną.
- To w takim razie dzisiaj wieczorem. Pójdziemy do Sama i Emily.
- A po co? – Jeżeli mieliśmy oglądać następny film, to zdecydowanie wolałam, żeby tym razem obeszło się bez zombie.
- Ponieważ – zaczął i popatrzył mi głęboko w oczy, sprawiając wrażenie, jakby tym spojrzeniem wwiercał się w moją duszę – mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 15:46, 24 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 21:17, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Czyli Kim wreszcie dowie się prawdy o Sforze? Oby, jestem bardzo ciekawa jej reakcji Very Happy
Rozdziały jak zwykle doskonale przetłumaczone. Uwielbiam te historię. Jest słodka, romantyczna, zaskakująca, wciągająca.
Jestem zmęczona i nie mam siły na konstruktywny komentarz, więc napisze jedno: jestem zachwycona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:29, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Jeszcze jakoś żyje, Igo! xD
Ledwo się trzymam, więc jeśli nie chcesz mieć mnie na sumieniu to tłumacz dalej :))

On jej powie, prawda??
Powie jej! Na pewno!
Proszę, przetłumacz najpierw kolejne odcinki Kim zanim zaczniesz inne opowiadania!
Bo ja tu nie wyrobię!
Będą jeszcze jakieś w tym tygodniu... A raczej następnym? xD

Skupmy się na notkach...
Musisz być naprawdę dobra z angielskiego skoro tak dobrze tłumaczysz...
Zazdroszczę ci! xD

Błędów nie zauważyłam, bo tak mnie pochłonęła treść.
No i raczej ich nie było. Przynajmniej ortograficznych i interpunkcyjnych... Wink

Kim jest strasznie... skomplikowana. Niby taka nieśmiała myszka, a tu proszę!
Jestem ciekawa co starszyzna powiedziała pani Akalah. Bo chyba nie prawdę?

No mniejsza. Czekam na kolejne odcinki! Pozdrawiam :*

P.S Wybacz za ten chaotyczny komentarz, ale mam ferie i nie myślę zbytnio ;p
P.S2 Cóż za głupia wymówka xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lyphe
Człowiek



Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:58, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Powiem szczerze, że już wcześniej zapoznałam się z oryginałem, więc jestem jakieś pięć rozdziałów do przodu. Bardzo się cieszę, że to tłumaczysz, bo to naprawdę dobry tekst.
Czytając tłumaczenie, zdałam sobie sprawę, że albo moja znajomość języka angielskiego nie jest aż tak duża, jakbym chciała. No, ale chyba troszkę zboczyłam z tematu.
Wracając do opowiadania:
Z początku uważałam tekst za bezsensowny, no, bo, cytując siebie:, „ co ciekawego może się dziać w życiu nieśmiałej Kim?”, otóż okazuje się, że bardzo wiele. Po pierwsze, pomysł z rodzicami, którzy za wszelką cenę chcą odgrodzić nastolatkę od złego, ich zdaniem, Indianina, jest troszkę przereklamowany. Spotkałam się z nim dużo razy, tylko rodzaje kar się zmieniały. Nie znudziło mi się to, ponieważ ludzka wyobraźnia nie zna granic, wiec zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że tym razem będzie to coś innego.
Stephanie Meyer, delikatnie mówiąc, pominęła wiele spraw wilkołaków, zajmując się Edwardem i Isabelli. Dlatego cieszę się, że są jeszcze ludzie, którzy wolą zająć się takimi tematami, niż miłością Edzia i Belli. Teraz, sięgając pamięcią do przeczytanych książek, mogę stwierdzić, że o Kim i Jaredzie było tam chyba najmniej.
Cieszy mnie jeszcze fakt, ze autorka stara się nam, czytelnikom, wytłumaczy dokładniej proces wpojenia. Kim, nieśmiała dziewczyna, od paru ładnych lat zabiega o względy Jareda. Ten nagle, jak na zawołanie, zakochuje się w niej, a raczej wpaja. Dla tej nastoletniej dziewczyny był to szok, ale jak widać, doskonale się z tym uporała. Teraz na ich drodze stoją tylko rodzice, ale oni też zostają przekonani przez starszyznę plemienia. Jednym słowem można by to uznać za pospolity schemat romansu. Jednak, ku mojemu przerażeniu, wciągnęło mnie to od pierwszego rozdziału.
Ty w roli tłumaczki odegrałaś tu potężną i jakże trudną rolę, przekładając ten tekst na nasz ojczysty język, za co pragnę ci bardzo podziękować. To z pewnością nie jest jednym z najłatwiejszych zadań, a jednak radzisz sobie z tym świetnie.
Trochę się rozpisałam, o mnie dziwi, zważywszy na godzinę. Prawdopodobnie zanudziłam cię tym wszystkim, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Pozdrawiam i (nie)cierpliwie czekam na kolejne rozdziały.
N.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 14:47, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Weszłam sobie wczoraj.
I normalnie mnie zatkało. Tyyyle nowych rozdziałów? Kocham Cię;D

Bardzo mi się ogólnie podoba. Jestem zadowolona, że autorka zdecydowała się pisać właśnie o wpojeniu. To FF jest tak słodkie i romantyczne, że aż się nad nim rozpłynęłam. Bardzo lekko oddała niepewność Kim i zakochanie Jereda. Jestem troszkę zawiedziona tym, że nie ma jego punktu widzenia i jego myśli, ale cóż.

Jestem ciekawa, czy Jery (mogę tak mówić?:D) powie Kimmi o swoim maluteńkim sekrecie. I coraz bardziej wydaje mi się, że tak. Bo moim osobistym zdaniem powinna poznać prawdę. O wpojeniu i w ogóle. Chociaż, gdyby chłopak był paskudny, to ja bym była przerażona, nie wiem jak Wy;P

pozdrawiam;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ważka
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:08, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Czekałam, czekałam aż wreszcie się doczekałam Very Happy
nie znam się zbytnio na ortografii, ale z mojej wiedzy wynika że raczej błędów nie było.
wstawiłaś od razu trzy rozdziałyVery Happy
i jak zwykle się nie zawiodłam na twoim tłumaczeniu, czyta się przyjemnie, lekko, i mogę tylko powiedzie że życzę weny i czekam na kolejne rozdziały Very Happy

PS. mogę się założyć, że Jared powie kim o wilkołakach Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ważka dnia Wto 15:09, 09 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 14:53, 10 Lut 2010 Powrót do góry

no - dotarłam, trochę to trwało, ale przecież liczy się skutek :)
a skutkiem przeczytania tego ffu jest odpowiedni komentarz :)
rozwala mnie czasami tajemniczość całej sytuacji - taka na pokaz bardziej... głupio, że wszystkie wiemy co będzie dalej, co to za tajemnica i nawet dlaczego Jared nie może jej wyjawić... gdyby nie saga - ten ff byłby świetną książką o zmiennokształtnych...
ucieszył mnie brak internatu w Minessocie, choć przyznam, że wystraszyłam się - czytam jeszcze jeden ff twojego tłumaczenia i naprawdę żyję w stresie Wink
cieszy mnie, że w końcu doinformują Kim... poza tym zastanawia mnie co starszyzna powiedziała mamie dziewczyny, bo tak nagła zmiana zdania trochę mnie zbiła z tropu...

no i jeszcze jedna sprawa... gdyby jakiś chłopak - tak pewnie z pół metra wyższy ode mnie... w samej koszulce... zaciągnął mnie do lasu i przyparł do drzewa - nieważne czy znalibyśmy się czy nie - darłabym się w niebo głosy... (no chyba, że spytałby wcześniej czy będę z nim chodzić Twisted Evil - jak nie to wara z łapami ;P )

dziękuję tłumaczce :D igo_s - jesteś cudowna :D

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 18:29, 12 Lut 2010 Powrót do góry

Naprawdę ciesze się, że zaczęłaś tłumaczyć tego ff-a.
czyta mi się bardzo przyjemnie, a błędów nie zauważam;)
Mam nadzieję, że Jared w końcu wyjawi swoją tajemnicę Kim.
Ciekawi mnie co takiego członkowie starszyzny powiedzieli matce Kim... Podejrzewam, że musieli się nieźle wysilić żeby zmieniła zdanie co do Sama i Jareda;)

Czekam na dalsze tłumaczenie!

Weny podczas tłumaczenia;)

PS.:
Bo podczas tłumaczenia wkładamy w opowiadanie nowego ducha, trochę z siebie... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:18, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Wiecie co? Obawiam się, że ja przez Was w jakieś samouwielbienie popadnę. Jedna mnie kocha, druga uważa za cudowną, trzecia jest zachwycona... :D Ale nie powiem, bardzo przyjemnie się czyta takie opinie. Nawet bardziej niż bardzo. :D Dziękuję Wam pięknie za miłe słowa i z racji tego, że w piątek rozpoczęłam długo oczekiwane przeze mnie ferie, kolejną porcję rozdziałów zaserwuję Wam o wiele wcześniej niż mam to w zwyczaju. Znajdziecie je pod spodem, ale najpierw odpowiedzi na Wasze komentarze.
___________________________________________________________

Auroro, wróciłaś! :D Dawno się do Ciebie nie zwracałam, wiesz, jak mogłaś mi to zrobić? :D A teraz na poważnie: cieszę się bardzo, że nadal czytasz. :) I tak, Kim wreszcie dowie się prawdy o sforze. Swoją drogą, autorka strasznie długo odwlekała ten moment, ale to chyba lepiej niż gdyby miała już w początkowych rozdziałach wyłożyć kawę na ławę. A tak to mamy takie małe urozmaicenie. :) Dziękuję za komentarz. :) Tym bardziej, że pisałaś go zmęczona. Następnym razem proszę mi porządnie odpocząć. Jam cierpliwa, więc poczekam. Bylebyś tylko coś skrobnęła. :D Albo raczej wystukała. :D

Natzal, uff, kamień z serca, że jeszcze żyjesz. :D I ferie to wcale nie taka głupia wymówka. Czasowe uwolnienie się od szkoły może z człowieka zrobić naprawdę niemyślącą istotę. :D Wiem, bo obecnie zaczynam doświadczać tego na własnej skórze. :D Moja znajomość angielskiego niestety nie jest tak dobra, jak mogłoby się wydawać. Poziom tekstów, jakie tłumaczę, nie jest wybitnie wysoki, więc automatycznie tłumacz, czyli skromna ma osoba, ma dość łatwe zadanie. Słowniczek w dłoń (albo raczej w wyszukiwarkę :D), dobra beta i takie oto coś wychodzi. I tak, on powie jej prawdę! :D A co starszyzna powiedziała pani Akalah, okaże się przy następnej aktualizacji, więc na to trzeba jeszcze poczekać. :D Dziękuję za komentarz i oczywiście zapraszam do lektury. :)

Nellas, czasem pozory mylą i nawet w takim z pozoru nudnym życiu Kim też może znaleźć się coś ciekawego. :) Co do tej Twojej znajomości angielskiego: pozmieniałam nieco niektóre fragmenty tekstu w celu uniknięcia powtórzeń, więc pewnie to dlatego Ci się tak wydaje. :D Opowiadanie rzeczywiście jest nieco schematyczne, jak zauważyłaś, ale, jak też zauważyłaś, wciąga. I to bardzo. :D Jak już wspomniałam w odpowiedzi do Natzal, poziom trudności tekstu nie jest zbyt wysoki, więc jako tłumacz nie mam zbyt trudnego zadania. Co nie zmienia faktu, że cieszę się, że moje tłumaczenie czyta Wam się przyjemnie i bez większych zgrzytów. :) I nie zanudziłaś mnie swoim komentarzem, broń Boże! Cieszę się, że tak się rozpisałaś, i to jeszcze o tak późnej porze. Podziwiam, że Ci się chciało. :D Bardzo za to dziękuję i mam nadzieję, że pomimo że przeczytałaś już oryginał, zerkniesz również na moje tłumaczenie. Wszelkie porównania i oceny mile widziane. :)

Czarny_aniołku, mam zacząć się bać? Takie wyznania? I to jeszcze na czerwono? :D Dobra, a tak na poważnie: powiem Ci, że ja też jestem bardzo, ale to bardzo zawiedziona, że autorka nie uraczy nas napisaniem tego opowiadania z punktu widzenia Jareda. Takie prośby pojawiały się też w komentarzach na ff.net, jednak Adah chyba zupełnie porzuciła pisanie wszelkich ff, co wnioskuję po tym, że już od listopada nie aktualizowała swojej innej historii. Chociaż ND też dość długo pisała, więc może... Ale i tak wątpię, że powróci do historii Jareda i Kim. No bo ileż można w tym światku „Zmierzchu” siedzieć? I „Jery”? O.o Z takim zdrobnieniem – w ogóle z żadnym – od Jareda się jeszcze nie spotkałam, ale chyba... tak, możesz go tak nazywać. :D Udzielam Ci błogosławieństwa. :D I również sądzę, że Kim powinna poznać prawdę, co nastąpi już w najbliższych rozdziałach. :) Dziękuję za komentarz i tradycyjnie zapraszam do lektury. :)

Ważko, gdyby ktoś się z Tobą założył, to z pewnością wygrałabyś ten zakład. :D No i co ja mogę Ci jeszcze napisać? Jak Ci tak ciągle dziękować będę, to się pewnie zanudzisz. :D Ale i tak muszę to napisać: dziękuję za tak miłe słowa i bardzo się cieszę, że czytanie tego opowiadania sprawia Ci przyjemność. :) Pod spodem trzy kolejne rozdziały, więc oczywiście zapraszam do lektury. :)

Kirke, wiesz, że kiedyś przez głowę też przeszła mi taka myśl, że gdyby nie saga, to opowiadanie byłoby lepsze? W sensie tej całej tajemniczości i w ogóle. I przepraszam, że po części przeze mnie żyjesz w stresie. :D I zmiana zdania mamy nie tylko Ciebie zbiła z tropu. :D Jak pierwszy raz to czytałam, to w ogóle nie mogłam się połapać, dlaczego tak nagle pani Akalah zmieniła zdanie... Ale to się wyjaśni przy rozdziale bodajże dziewiętnastym, więc już niedługo. :) A co do tego chłopaka: Kim najpierw nie widziała napastnika, a gdy chciała krzyknąć, to Jared zasłonił jej twarz dłonią, więc ta sytuacja jest nawet całkiem logiczna. I chyba chciałaś napisać w samych szortach, a nie w samej koszulce. :D Dziękuję za komentarz z tyloma miłymi słowami. :)

Alice, witam serdecznie w gronie komentujących. :) Ty się cieszysz, że ja to tłumaczę, a ja się cieszę, że Tobie czyta się przyjemnie. Ale ten świat szczęśliwy. :D A czy członkowie starszyzny musieli się przy przekonywaniu rodziców Kim wysilić? Hm, no cóż, ocenisz to już niebawem sama. :) Tymczasem jednak zapraszam do lektury kolejnych rozdziałów, w których znajdzie się długo oczekiwana przez wszystkich scena wyjawienia prawdy o sforze. :) Dziękuję, że się odezwałaś i do napisania, mam nadzieję. :)
___________________________________________________________

Przepraszam za wszelkie błędy i literówki, i za to, że notorycznie nadużywam emotikonki „:D”, ale to mój nałóg... :D (O, i znowu... -.-).
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Piosenki polecane przez autorkę do rozdziału numer szesnaście:
___________________________________________________________

Rozdział 16
Dobry, zły i brzydki*

- Kimberlee! – usłyszałam dochodzące z parteru wołanie mamy. Ton jej głosu wskazywał na to, że miała super wyśmienity humor. – Jared przyszedł! – Teraz także ja byłam w super wyśmienitym humorze. Zabawne, jak to działało.
Wcisnęłam swój pamiętnik pod poduszkę i zeskoczyłam z łóżka. Po powierzchownym spojrzeniu na moje odbicie w lustrze w podskokach zbiegłam po schodach i wpadłam prosto na Cynthię, która jak zwykle była w ponurym nastroju. Ta dziewczyna chyba wiecznie przechodziła przez okres napięcia przedmiesiączkowego, bo zawsze miała zły humor. Nie przypominałam sobie, bym kiedykolwiek zachowywała się tak humorzasto jak ona. Pamiętałam tylko, że zawsze byłam niezdarna. Niemożliwie niezdarna.
A co to ma do rzeczy?, zauważyłam w duchu, wchodząc do kuchni. Jared, zagadywany właśnie przez moją mamę o swoje zdolności kulinarne, ożywił się natychmiast po tym, jak przekroczyłam próg. Utkwił we mnie płomienne spojrzenie, przez co od razu się zarumieniłam i musiałam wesprzeć się na szafce, by nie upaść prosto na twarz.
- Cześć – mruknął, wyciągając rękę w moją stronę. Kiedy wplotłam swoje palce pomiędzy jego, przyciągnął mnie do siebie. Zachowywał się tak, jakby nasza poranna kłótnia w ogóle nie miała miejsca.
- Gotujesz sobie sam? – Najwyraźniej moja mama wyczuła jakąś zmianę w panującej w pomieszczeniu atmosferze, więc uznała za konieczność przywrócenia jej do poprzedniego stanu. Odniosłam dziwne wrażenie, że nie przestawała mówić od momentu, w którym Jared wszedł do kuchni.
- Uch... – wymamrotał w odpowiedzi. Był tak zajęty patrzeniem na mnie, że pewnie nie dosłyszał pytania.
- Um, Emily go karmi – oznajmiłam, w porę wyrwawszy się z odrętwienia. Mama rzuciła mi zdziwione spojrzenie.
- A Emily to...?
- Dziewczyna Sama – wyjaśnił Jared, który najwidoczniej również udało się ozdrowieć ze stanu otępienia. – Jest niesamowitą kucharką.
- Och – odparła, odwracając się, by zamieszać sos w garnku na kuchence. Wyraźnie nie czuła się jeszcze zbyt komfortowo, rozmawiając o Samie. Pewnie gdyby to on do nas przyszedł, nie zapytałaby go o jego preferencje kulinarne.
- Mamo, wezmę tylko swoją torebkę i pójdziemy z Jaredem do jego domu, dobrze? – spytałam niepewnie.
- Och – powtórzyła. – No dobrze. To w takim razie zobaczymy się później. Jestem dzisiaj do wieczora w szpitalu, więc na pewno nie wrócę wcześnie.
- W porządku. Powiedziałaś już Cyn?
- A myślisz że dlaczego jest teraz w tak podłym nastroju? Chciała jechać ze swoimi przyjaciółkami do sklepu, ale zapomniała mi oznajmić, że zatrudniła mnie jako kierowcę. – Obie niemalże równocześnie wywróciłyśmy oczami, a Jared się zaśmiał. Mama zerknęła na zegarek i szerzej otworzyła oczy.
- Och, muszę się już zbierać. Przemieszasz dla mnie sos, skarbie? A przed wyjściem zdejmij go z ognia, dobrze? Kocham cię.
Szybko pocałowała mnie w czoło i zabrała z wieszaka swój roboczy strój, a następnie ruszyła w stronę wyjścia.
- Bawcie się dobrze, dzieciaki! – zawołała jeszcze przez ramię, zanim drzwi wróciły się na swoje miejsce.
Chcąc uchronić się przed ponownym zatonięciem w oczach Jareda, odwróciłam się i pobiegłam w stronę schodów.
- Wrócę za minutę – poinformowałam go, przeskakując po dwa stopnie naraz. Pospiesznie wyminęłam złą Cynthię, która wyszła z łazienki i szła wzdłuż korytarza. Ona naprawdę potrzebowała jakiegoś stabilizatora humoru czy czegoś w tym stylu.
Kiedy weszłam do swojego pokoju, nucąc sobie pod nosem, rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu torebki.
- W jakim jest kolorze?
Krzyknęłam i odskoczyłam do tyłu, przez co zderzyłam się z biurkiem. Stojąca na nim lampa najpierw się zachwiała, a potem zaczęła lecieć w kierunku podłogi. Ponownie pisnęłam i cofnęłam się o krok, ale tym razem uderzyłam o łóżko. Całkowicie nieświadomie zamknęłam oczy, ale gdy je otworzyłam, zobaczyłam Jareda, który siedział wygodnie na moim obrotowym krześle, a w lewej ręce trzymał lampkę.
- Jak to...? Zresztą nieważne. – Pokręciłam głową, starając się opanować. Torebka, skoncentruj się na torebce, powtarzałam nieustannie w myślach, usiłując zignorować obecność Jareda w moim pokoju. W moim pokoju.
Podczas gdy ja przeszukiwałam szafę i miejsce pod łóżkiem, Jared postawił lampę z powrotem na biurku i rozejrzał się dookoła z ciekawością. Po chwili wstał i znowu usiadł, tyle że teraz na moim łóżku. Na moim łóżku.
Chyba zaczęłam się hiperwentylować**...
- Kim? – Chłopak natychmiast się podniósł i znalazł tuż przy mnie. – Co się dzieje? Kim, oddychaj! – Wzięłam parę krótkich wdechów przez nos i wypuściłam powietrze ustami. Już nie pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego.
- Nic mi nie jest – powiedziałam po paru minutach ciszy przerywanej jedynie dźwiękami mojego dyszenia. Przez cały czas Jared wyglądał na zmartwionego.
- Na pewno? – spytał, patrząc na mnie tak, jakby spodziewał się, że zaraz zemdleję. Pokiwałam głową.
- Tak. Dość często mi się to zdarza – powiedziałam, starając pomniejszyć wagę całej sytuacji.
- Naprawdę? – odparł z zaskoczeniem.
- Tak, lekarze powiedzieli, że to jakieś lekkie ataki wazowagalne***. Czy jakoś tak...
- To zabawne – skomentował.
- Ja wcale tak nie uważam.
- To znaczy... zawsze myślałem, że jesteś w pewien sposób krucha, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jesteś aż tak delikatna.
Prychnęłam z niedowierzaniem.
- Może dlatego, że nie jestem – zaprzeczyłam szybko, podnosząc wieko mojego kosza na pranie i przyglądając się badawczo jego zawartości. – Aha, tutaj się schowałaś – powiedziałam i wyciągnęłam ze środka moją torebkę.
- Gotowy, by... – Zdanie uwięzło mi w gardle, gdy się obróciłam.
Jared stał obok łóżka, z poduszką w jednej ręce i z małą książką w drugiej. Nie, nie z książką, dostrzegłam po chwili. Z zeszytem. Z moim zeszytem. Z moim pamiętnikiem...
- Jared! – zawołałam, wyrywając małą książkę z jego dłoni. Chłopak odskoczył do tyłu, jakbym go ogromnie wystraszyła.
Kiedy odsunęłam kołdrę i wsunęłam pamiętnik głęboko, głęboko pomiędzy materac a podkładkę ze sprężynami, poczułam, jak moje policzki zrobiły się gorące.
Spróbowałam się zastanowić, co Jared mógł tam zobaczyć. Och, nie wiem, może jakieś półtora miliona stron, na których bazgrałam w kółko coś w stylu: „Kocham Jareda Najerę... Pewnego dnia wyjdę za Jareda Najerę... Och, gdyby tylko Jared Najera mnie zauważył, to moje życie znowu byłoby wspaniałe...”.
- Nie powinieneś tego oglądać – wymamrotałam, gapiąc się na własne ręce.
Zanim zorientowałam się, co się dzieje, leżałam na plecach na łóżku, z Jaredem nad sobą. Chłopak napierał swoimi gorącymi wargami na moje, a jego ręce były jednocześnie wszędzie. Gdy westchnęłam prosto w jego usta, przejechał koniuszkiem języka po mojej wardze, sprawiając, że cała się zagotowałam...
Ponownie zrobiło mi się gorąco, ale tym razem nie z powodu zażenowania.
- Kim – szepnął, zaczynając całować moją szyję – Najera – dodał znienacka. Zamarłam, ale on chyba tego zauważył. – Ładnie brzmi – mruknął i odsunął się nieco, by spojrzeć mi w oczy. Z jego twarzy emanowało takie ekstatyczne szczęście, że nie mogłam nic poradzić na to, iż po chwili sama zaczęłam się tak czuć.
Wiedziałam już, którą stronę zobaczył.
- O fuj... – Zdegustowany głos Cynthii niczym igła przebił mój balon radości. Jared jęknął i przekręcił się na plecy, lądując obok mnie i ciężko oddychając. – Jezu... Następnym razem ostrzeżcie mnie, jeśli będziecie chcieli się lizać w moim pokoju. – Złapała jakiś magazyn, który leżał na jej stoliku nocnym i z powrotem ruszyła w stronę drzwi. – Pamiętajcie: bez gumki nie ma zabawy – dodała, uśmiechając się do nas złośliwie ponad ramieniem. Czasami naprawdę nienawidziłam tego, że miałam młodszą siostrę.
Moje policzki po raz kolejny lekko się zaróżowiły. Szybko usiadłam i obciągnęłam swoją podwiniętą do góry bluzkę. Jared również się podniósł i popatrzył na mnie. Uśmiechał się szeroko, a w jego oczach ciągle płonęły znajome iskierki.
- Chyba powinniśmy już iść – zaproponowałam drżącym głosem, po czym wzięłam torebkę i chwiejnym krokiem skierowałam się do wyjścia. Jared natychmiast znalazł się u mojego boku, a jego ręka na moim biodrze. Kiedy schodziliśmy na dół, złączyłam wargi w wąską linię, by powstrzymać nieodpartą chęć jego ponownego pocałowania.
- O nie! – krzyknęłam, gdy poczułam nieprzyjemny zapach. Zapach spalonych pomidorów... – Sos! – Wyrwałam się z objęć Jareda i od razu poleciałam do kuchni. Pospiesznie złapałam łyżkę i gwałtownie przemieszałam nią zawartość rondla, mając nadzieję – nie, modląc się o to – że nie zrujnowałam całkowicie obiadu.
- Ała! – wrzasnęłam, odruchowo puszczając metalową łyżkę. Wpadła ona do zlewu, brudząc go czerwonym sosem. – Ała! Ała! Ała! Ał! – zawyłam, machając moją poparzoną dłonią. Najszybciej jak mogłam wsadziłam ją pod kran i odkręciłam wodę.
- Kim?! – zawołał Jared, wbiegając do pomieszczenia. – Coś nie tak? Co się stało?
- Nic – wydusiłam przez zaciśnięte zęby. – Nic mi nie jest, naprawdę...
Chłopak najpierw spojrzał na garnek z bulgoczącym sosem i ze zniecierpliwionym westchnieniem wyłączył gaz, a następnie rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.
- Poparzyłaś się – stwierdził po chwili oskarżycielskim tonem, brzmiąc tak, jakby chciał udusić łyżkę za jej podły występek.
- To moja wina. Nie powinnam dotykać łyżki przed sprawdzeniem, czy nie jest gorąca. Nic mi nie jest – powtórzyłam, krzywiąc się lekko, gdy zacisnęłam dłoń w pięść, by ukryć ranę.
- Pokaż mi to – poprosił.
- Nie, nic mi nie jest...
- Kim – powiedział surowo. Nagle poczułam się trochę tak jak nieposłuszne dziecko.
- To nic takiego, naprawdę, wszystko w porządku – westchnęłam, kiedy Jared wyciągnął moją rękę spod strumienia wody i delikatnie rozczapierzył palce, po czym gwałtownie wciągnął powietrze do płuc.
- Taka delikatna – mruczał bez przerwy pod nosem, wyciskając na oparzenie zbyt dużo maści aloesowej, a potem je bandażując. Natomiast ja powtarzałam nieustannie: „Nic mi nie jest”, aż w końcu chłopak praktycznie zaniósł mnie do swojej furgonetki i usadził na miejscu.
Przez całą drogę do domu Sama obejmował mnie ramieniem i trzymał za rękę, ale palce jego drugiej dłoni niespokojnie uderzały o kierownicę, a on sam ciągle rozglądał się nerwowo dookoła, nie skupiając się na niczym dłużej niż przez kilka sekund.
- Wszystko w porządku? – spytałam ostrożnie.
- Tak, jak najbardziej – zapewnił spiętym głosem.
W ciszy dojechaliśmy na miejsce, w ciszy pokonaliśmy prowadzącą do wejścia ścieżkę i w ciszy przeszliśmy przez korytarz do salonu, gdzie siedzieli Sam, Paul i Emily. W ciemności.
- Jared – odezwał się Sam spokojnym głosem.
- Sam – odparł Jared szorstko. – Paul.
- Ty dupku – syknął Paul, gwałtownie wstając. Co dziwne, patrzył na mnie, a nie na niego. Jakbym ukradła ze świata całe szczęście i przez to on sam czuł się niezadowolony, jakby to była moja wina, że bez przerwy chodził zły...
- Jaki masz do cholery problem? – powiedział natarczywie Jared, chowając mnie za swoimi plecami w obronnym geście.
- A jak myślisz, śmieciu? – żachnął się Paul. Wyraźnie się teraz trząsł, jakby dostał napadu jakiejś choroby. – Ona jest moim problemem.
- Kim zasługuje na to, by dowiedzieć się prawdy – odparł stanowczo Jared, na co Paul warknął. Dosłownie. Warknął.
- Na zewnątrz. – Sam wypowiedział te słowa z lekką nutką złości, chociaż zabrzmiały one jak prezydencki nakaz.
- Co masz na myśli, mówiąc, że ona „zasługuje na to, by dowiedzieć się prawdy”?! – krzyknął Paul, otwierając tylne drzwi tak gwałtownie, że wyrwał je z zawiasów i z głośnym hukiem uderzyły one w werandę. Sam i Jared natychmiast za nim pobiegli.
- Kim! – zawołała Emily, gdy poszłam w ich ślady. Paul miał okropny temperament i nie chciałam, by Jared ucierpiał przez coś, co to niby zrobiłam.
Gdy znalazłam się na dworze, dostrzegłam, że Jared i Paul stali tuż przy skraju lasu, głośno na siebie wrzeszcząc. Sam znajdował się pomiędzy chłopakami, trzymając dłonie na ich ramionach i starając się ich uspokoić. Pospiesznie pokonałam schodki i pobiegłam we właściwym kierunku, stąpając bosymi stopami po wilgotnej trawie, bo zapomniałam założyć butów.
- Hej, hej, hej, co się tutaj dzieje? – zażądałam wyjaśnień, starając się naśladować spokojny głos, jakiego mój tata używał przy kłótniach mamy i Cynthii.
- Kim. – Napotkałam spojrzenie Jareda i z przerażeniem cofnęłam się o krok. Zamiast zwykłego wyrazu silnej miłości zobaczyłam w jego oczach zimno, srogość i gniew. Przerażały mnie. On mnie przerażał.
- Tylko na nią spójrz! – krzyknął Paul. – Czy chcemy drugiej Emily?! Czy naprawdę jest nam to potrzebne?! I tak dzieciaki przemieniają się teraz na prawo i lewo! Nie potrzebujemy dodatkowych problemów!
- Ona nie jest problemem! – ryknął Jared, z powrotem obracając głowę w stronę Paula. Ten rzucił się na niego z pięściami, jednak gdy go uderzył, to już nie poruszał rękami. Tak właściwie to w ogóle nie był człowiekiem. Nie miał pięści. Zamrugałam, bo nagle obraz nieco się rozmazał. A może to Paul się rozmazał...?
Na początku pomyślałam, że to niedźwiedź. To było tak duże, że mogło nim być. Miało zęby jak niedźwiedź. I futro jak niedźwiedź. Zdecydowałam więc, że to niedźwiedź. Do czasu, aż to stworzenie na mnie spojrzało.
Wszystko było w nim niedźwiedzie, z wyjątkiem twarzy... albo raczej pyska. Pyska... z wymalowanym na nim złem.
Potwór. To słowo nawet w myślach brzmiało śmiesznie. Ogromny potwór, który kiedyś zamieszkiwał moją szafę...
Gdy tak stałam, gapiąc się na potężnego wilka, który najprawdopodobniej zjadł całego Paula, nagle... pojawił się drugi wilk. A pomiędzy nimi stał Jared, który właśnie rozpinał swoją koszulę. Nieoczekiwanie z mojego gardła wydobył się dziwny dźwięk podobny do pisku, co przykuło uwagę jego i tych dwóch... rzeczy stojących sobie po środku ogródka.
W mojej głowie pojawiły się dwie różne opcje: walcz lub wiej. Wydawało się, że od podjęcia szybkiej decyzji zależało moje życie. W innych sytuacjach mogłam jeszcze wrzasnąć lub coś uderzyć...
Mój mózg nie okazał się zbyt pomocny, a reszta ciała także odmówiła współpracy. Miałam wrażenie, że właśnie zostałam od niego odłączona. Nie mogłam nic kontrolować, chociaż nadal wszystkiego doświadczałam.
Szeroko otworzyłam usta. Wiedziałam to, bo przez nierówny oddech zaschło mi w gardle, ale i tak nie potrafiłam nabrać wystarczającej ilości powietrza. Moje ramiona dziwnie zwiotczały, ale kolana się zablokowały, więc ciągle stałam chwiejnie na nogach. Chyba lekko się trzęsłam. Albo po prostu to moje oczy szybko się poruszały? Nie byłam pewna...
Z każdą sekundą czułam się lżejsza, jakby ktoś stopniowo wypompowywał mnie z ciała. Przypominało to trochę latanie. Niebolesne, ale jednocześnie nie za bardzo przyjemne... Znowu nie potrafiłam się zdecydować.
Pewna część mojego mózgu zarejestrowała jeszcze zamazaną sylwetkę, która pędziła w moim kierunku, wołając coś, czego nie potrafiłam zrozumieć...
A potem zapanowała ciemność.
___________________________________________________________
* Ten nieco dziwaczny tytuł jest prawdopodobnie nawiązaniem do włoskiego westernu z lat sześćdziesiątych - [link widoczny dla zalogowanych].
** [link widoczny dla zalogowanych]
*** [link widoczny dla zalogowanych]
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer siedemnaście:
Your Call w wykonaniu Secondhand Serenade
___________________________________________________________

Rozdział 17
Oczy

Byłam przytomna. Dobrze o tym wiedziałam. Czułam się tak, jakbym bardzo długo spała i dryfowałam jeszcze w nicości zwanej nieświadomością. Po chwili jednak fakt, że się obudziłam, zaczął powoli docierać do mojego ciała, a to z kolei spowodowało pojawienie się ogromnego szoku i niepożądanych wspomnień.
Miałam wrażenie, że do uszu włożono mi watę. Słyszałam jedynie niewyraźne odgłosy, które przypominały rozmowę pomiędzy kilkoma osobami, chociaż bardziej przywodziły na myśl stado bzyczących much. Stopniowo dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze i głośniejsze, jakby w moim mózgu ktoś podkręcał odpowiednią gałkę. Docierały do mnie strzępki rozmowy:
- ...może powinniśmy zadzwonić po lekarza...
- ...nie ruszaj jej, może mieć jakiś uraz szyi...
- ...co się z nią stało...
- ...wszystko przez ciebie, dupku...
- ...jeśli wasza dwójka panowałaby nad sobą jeszcze przez dwie sekundy...
- ...to nie czas na kłótnie, chłopcy...
Nie byłam tak do końca pewna, gdzie się znajdowałam. W nozdrza uderzyła mnie gryząca woń trawy, a przez zamknięte powieki przeświecały promienie słońca. Głosy kontynuowały swoją kłótnię i chciałam im powiedzieć, by przestały, ale nie mogłam otworzyć ust.
Pamiętałam, co się stało. Pamiętałam, chociaż wydawało mi się, że oglądałam jakiś film. Czułam się tak, jakby te wspomnienia wcale nie należały do mnie, jakbym wcale nie brała udziału w tych wydarzeniach, ale musiałam bardzo się w nie zaangażować, bo moje ręce się trzęsły, a ból głowy prawie rozsadził mi czaszkę.
Czułam się jak jakiś motyl. Motyl, który przed chwilą latał sobie dookoła, przejmował się własnymi sprawami, być może właśnie wrócił ze wspaniałej uczty z pyłkiem i nektarem lub czymś jeszcze ohydniejszym w roli głównej, ale znienacka spotkał na swojej drodze szybę pędzącego samochodu.
Spróbowałam zlokalizować powieki, żeby je podnieść i mimowolnie jęknęłam, bo ból głowy stał się jeszcze bardziej nieznośny.
Nagle zapanowała martwa cisza.
- Kim? – Poczułam na twarzy ciepły, słodki oddech Jareda, a jego głos przepełniało zmartwienie. Zamrugałam i gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc, zaskoczona jego bliskością. – Kim. – Tym razem moje imię było westchnieniem ulgi.
Wróciłam myślami do momentu, w którym wybiegłam z domu i trzech mężczyzn rzuciło mi przerażające spojrzenia. Tym razem oczy Jareda nie sprawiały już wrażenia złowrogich. Na powrót stały się czekoladowe i pełne ciepła. Chociaż to i tak nie mogło zmienić tego, co zobaczyłam wcześniej...
Z okrzykiem przerażania gwałtownie odskoczyłam do tyłu, na co wyraźnie zaskoczony chłopak również się wzdrygnął. Na jego twarz wstąpił wyraz ogromnego szoku.
Znalazłam się na nogach, zanim świadomie zdążyłam podjąć decyzję o wykonaniu ruchu. Z powodu zawrotów głowy podwórko zawirowało mi przed oczami, a moje nogi nagle stały się jak z galarety. Po chwili dostrzegłam Sama, Emily i Paula, którzy stali w pobliżu, spoglądając na mnie ze zdziwieniem. Za wyjątkiem Sama, który ostrożnie patrzył w moją stronę, jakby coś oceniał. Stał nieruchomo, ani na sekundę nie przerywając pomiędzy nami kontaktu wzrokowego.
- Kim, musisz się uspokoić – powiedział w końcu zadziwiająco łagodnym tonem. – Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest – wychrypiałam przez suche gardło. Przełykanie nie pomogło, tylko sprawiło, że mocno zakasłałam. Mężczyzna zaczął rozważnie i powoli ku mnie iść.
- Może wrócimy do środka i porozmawiamy? – zaproponował, kładąc mi dłoń na ramieniu. Nieoczekiwanie rozległ się donośny odgłos i pomiędzy Samem a mną pojawił się Jared. Jedną ręką napierał na klatkę piersiową mężczyzny, odpychając go, a drugą umiejscowił w dolnej części moich pleców.
- Nie dotykaj jej – warknął gniewnie.
- Jared! – odparł ze zirytowaniem Sam. ale nie patrzył na niego, tylko na mnie. Jared zdawał się nie zauważać tego, co robił, dopóki nie wyrwałam się z jego uścisku. Odruchowo wyciągnął ramię, szukając mnie na ślepo i odwrócił się.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie... – mówiłam ciągle, jakbym była zepsutą płytą. Nieświadomie zaczęłam iść do tyłu chwiejnym krokiem, przez co parę razy nieomal się przewróciłam. Nie wiedziałam, że weszłam do lasu do czasu, aż uderzyłam głową w chropowatą korę jednego z drzew.
W pewnym momencie odwróciłam się i pobiegłam prosto w mroczny gąszcz, ignorując dochodzące zza mnie okrzyki i ból w gołych – opuszczając dom, zapomniałam założyć butów – stopach, kiedy wbijały się w nie gałązki i kamienie. Nie byłam pewna, ile czasu gnałam co sił w nogach, ale gdy się zatrzymałam, już prawie ściemniało i z wyczerpania nie mogłam złapać oddechu. Nigdy nie zaliczałam się od wyjątkowo sprawnych fizycznie osób.
Po chwili opadłam na stosik sosnowych igieł, cała drżąc, podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam je rękami. W mojej głowie ciągle panował kompletny chaos. Wcześniejsze sceny migały mi przez oczami, jakby ktoś przewijał je w odtwarzaczu video: do przodu, do tyłu, potem znowu do przodu, tyle że szybciej, a następnie ponownie do tyłu, ale wolniej.
Nadal nie potrafiłam znaleźć żadnej logiki w tym, co się stało. W tym, jak zareagowałam, również, więc może świat po prostu postanowił mi zaserwować dzisiaj niecodzienną porcję absurdu.
Nie zdawałam sobie sprawy, że zasnęłam, dopóki nie obudziło mnie dziwne uczucie i jeszcze dziwniejszy hałas. Uczuciem było niemożliwe gorąco, jakbym spędziła cały dzień na słońcu, zanim parząca kula z powrotem schowała sie za horyzontem, natomiast hałasem – odgłosy donośnego stukotu, jakby ktoś pocierał kamień o tarkę do sera.
Rozpoznanie źródła tych niecodziennych efektów dźwiękowych nie zajęło mi zbyt wiele czasu.
Jared.
Był niemalże dosłownie owinięty wokół mnie, z rękami przytrzymującymi moje ciało przy jego torsie i z nogami położonymi pod moimi. Głośno chrapał mi prosto w ucho.
Wydałam z siebie przytłumiony okrzyk strachu i spróbowałam się od niego uwolnić. Obudził się i podskoczył jak oparzony, instynktownie przytulając mnie jeszcze mocniej. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia, które wywołało mój strach. Nie dostrzegł, że chciałam, by mnie puścił, dopóki nie zerknął w dół.
Natychmiast rozluźnił uścisk i odsunął ręce, po czym położył mi dłoń na ramieniu, żebym nie wstawała i sam się podniósł. Wykonał parę kroków i usiadł pod rosnącym naprzeciwko drzewem.
- Już dobrze – westchnął. – Zostanę tutaj tak długo, jak zechcesz.
- Dzięki – powiedziałam zachrypniętym głosem. Przez następne kilka minut panowała niezręczna cisza. Cały czas się trzęsłam, lecz teraz nie tylko z przerażenia, ale też z zimna – zaczęło mżyć. Kilkakrotnie zauważyłam, że Jared wyciągał ręce w moim kierunku i chciał do mnie podejść, ale za każdym razem zastygał w bezruchu, wyglądając na bledszego niż wcześniej.
- Kim – odezwał się w końcu – musimy porozmawiać.
- Nie – odpowiedziałam z paniką. – Wcale nie musimy.
- Kim, nie możesz tak tego zostawić – odparł. – Ignorowanie nic nie pomoże. To nie odejdzie.
Pokręciłam głową na znak, że się z nim nie zgadzam.
- Spójrz, wiem, że jesteś dobra w spychaniu na bok złych rzeczy, aby nie musieć się z nimi zmierzać, ale w tym przypadku nie możesz tak postąpić.
Moje oczy gwałtownie się powiększyły i popatrzyłam na niego ze złością.
- Kto ci to powiedział?
- Twoja mama – przyznał z lekkim zawstydzeniem. Znowu pokręciłam głową, unikając jego spojrzenia. Przez długi czas nikt nic nie mówił. Czułam na sobie jego wzrok, ale udało mi się na niego nie zerknąć.
- Kim, muszę ci wyjaśnić... muszę ci wyjaśnić, co się stało, co zobaczyłaś... – Gdy nadal milczałam, kontynuował: - My, to znaczy Quileuci, mamy duży sekret, o którym nie wie większość członków plemienia. Widzisz, niektórzy, na przykład ja, Paul i Sam... no cóż, możemy w pewien sposób... – przerwał i odetchnął głęboko, wypuszczając z płuc całą ich zawartość, a następnie potarł twarz dłońmi, mrucząc niewyraźnie pod nosem:
- Nie chciałem, byś dowiedziała się o tym w taki sposób. Nie chciałem cię przestraszyć. To po prostu... Nie chciałem, żebyś się bała.
Zamrugałam parę razy, starając się wydobyć z tych wszystkich bezsensownych słów to, co tak naprawdę starał się mi powiedzieć.
- Nie rozumiem – odezwałam się głupio.
- Wiem – odparł szorstko, przeczesując palcami swoje krótkie, czarne włosy. – Dobra, wyłożę teraz karty na stół i pozwolę potoczyć się kościom tam, gdzie będą chciały – dodał nagle. Zabrzmiało to tak, jakby mówił bardziej do siebie niż do mnie. Kiedy popatrzyłam na niego, nawet nie rzucił okiem w moją stronę. Spoglądał w górę, na sufit utworzony z koron drzew i ciemne niebo, które prześwitywało pomiędzy gałęziami. Zaczęłam się zastanawiać, do kogo tak właściwie mówił.
- Kim. Ja, Paul i Sam. Mamy coś w naszej krwi. Coś, co było w niej już od czasu, kiedy nasi prapradziadkowie jedynie podejrzewali występowanie tego u ich pradziadków. – Zamilknął i wziął długi, głęboki oddech. – I to... ten zmutowany chromosom, czy jak tam sobie to nazwiesz, zmienia nas, kiedy osiągniemy odpowiedni wiek. Widzisz, gdy to się zaczyna, jednego dnia czujesz się dobrze, następnego już nie. Stopniowo ci się pogarsza, jakbyś zachorował na grypę. A kolejną rzeczą, jakiej się dowiadujesz, jest to, że... Budzisz się pewnego dnia... i nie jesteś już dłużej człowiekiem. – Pokręcił głową, jakby dobrał nieodpowiednie słowa. – To znaczy, jesteś człowiekiem, wewnętrznie. Ale zewnętrznie... no cóż... jesteś wilkiem.
Podczas gdy wypowiadał ostatnie słowa, chciałam przełknąć ślinę i się nią zachłysnęłam.
- Słucham? – wykrztusiłam, gapiąc się na niego z szeroko otwartymi ustami.
- Ten zmutowany chromosom, Kim – przypomniał. – On sprawia, że czasem zmieniam się w wilka. Kiedy jestem zdenerwowany, smutny... – Przerwał. – I kiedy indziej też. Właśnie to zobaczyłaś – Sam i Paul przybrali swoje wilcze formy.
- Nie bądź głupi, Jared – powiedziałam monotonnym głosem. – Nie ma czegoś takiego jak ludzie zmieniający się w wilka.
- Kim, widziałaś to – nalegał, wyglądając tak, jakby nie wierzył, że mu nie wierzyłam. Ja natomiast nie mogłam uwierzyć, że on wierzył sam sobie.
- Nieprawda – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Nie widziałam.
- Nie wierzysz mi? – spytał jednocześnie zranionym i wyzywającym tonem. Ponownie pokręciłam głową, bo moje wargi za bardzo się trzęsły, bym potrafiła coś powiedzieć.
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru – stwierdził, wstając i wycierając ręce o szorty. Szczęka mi opadła, gdy rozpiął i rzucił na bok swoją koszulę oraz odłożył buty, a moja dłoń powędrowała do oczu, gdy zaczął zdejmować spodnie.
- Jared! – pisnęłam. – Co ty wyprawiasz?!
- Pokazuję ci prawdę – odparł oczywistym tonem.
Ostrożnie podniosłam powieki, nadal trzymając rękę w ten sposób, że zakrywała sylwetkę Jareda od pasa w dół, ale i tak zarumieniłam się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Spójrz mi w oczy – rozkazał. Spełniłam polecenie, natychmiast zatapiając się w ich bezkresnej głębi. – I nie przestawaj – dodał szeptem. Posłusznie skinęłam głową.
Po chwili zaczął się trząść, najpierw trochę, potem coraz mocniej i mocniej, aż do czasu, gdy kontury jego postaci się rozmazały i musiałam zmrużyć oczy, by nadal być skupioną na jego twarzy.
W końcu, dokładnie na moich oczach, niemożliwe stało się rzeczywistością. Jared dosłownie eksplodował – skórę zastąpiło futro, ciało wydłużyło się z trzaskiem. Nasz wzrokowy kontakt został przerwany, gdy z jego dwóch nóg zrobiły się cztery łapy, a twarz zamieniła się w psi pysk.
Z przerażaniem cofnęłam się o krok i oparłam o drzewo, ale, chcąc dotrzymać swojej obietnicy, szybko odnalazłam jego oczy. Znajdowały się teraz znacznie wyżej, były znacznie większe i, jeśli w ogóle to możliwe, o wiele głębsze.
Jednak nadal były to te same oczy.
- O... mój... Boże... – wydyszałam. – Jared... ty jesteś... wilkiem – stwierdziłam oczywistość, na co zwierzę parsknęło przerywanym śmiechem, wyszczerzając kły i niemalże w komiczny sposób wysunęło język. Mogłabym się nawet zaśmiać, gdyby nie jego... potężna postura. Wilk zrobił kilka sprężystych kroków w moją stronę, ale kiedy odskoczyłam do tyłu, od razu się zatrzymał. Prawda, wierzyłam mu, ale to wcale nie czyniło go mniej przerażającym. Cofnął się i ponownie spojrzał mi w oczy. Dostrzegłam w nich tyle emocji, że w myślach prawie usłyszałam, jak każe mi się uspokoić.
Obserwowałam, jak znieruchomiał, a potem szybko... przetransformował się w ludzkiego Jareda, tego, którego znałam i kochałam. Ciągle utrzymywaliśmy wzrokowy kontakt, nawet wtedy, kiedy wkładał szorty. Nie zawracał sobie głowy koszulą ani butami, tylko natychmiast ruszył w moją stronę z poważnym wyrazem twarzy,
- Teraz mi wierzysz? – spytał ze śmiechem. Byłam w stanie jedynie pokiwać słabo głową. Zajął miejsce obok i raptownie zamarł, jakby zdał sobie sprawę ze swojego błędu. – Mogę tutaj usiąść? – spytał. Znowu skinęłam głową. – Błagam, powiedz coś – poprosił, pochylając się w mojej stronę.
- Co chciałbyś, żebym ci powiedziała?
- Że nie uciekniesz ode mnie. – Nie spodziewałam się po nim takim bezpośredniości.
- Nie ucieknę od ciebie – odparłam. – A przynajmniej nie wtedy, kiedy jesteś w takiej postaci – uściśliłam, wskazując na niego ręką.
- Jakoś to przeżyję – odpowiedział, rysując palcem koła na moim odsłoniętym kolanie. Po raz kolejny zapanowała cisza, ale tym razem nie była już niezręczna.
- Nie chcesz się dowiedzieć, dlaczego ci powiedziałem? – spytał nagle, patrząc na mnie pytająco.
Wzruszyłam ramionami.
- Chyba ja nie jestem wilkiem, prawda? – zażartowałam. Adrenalina sprawiła, że czułam się trochę oszołomiona. Śmiertelnie poważne spojrzenie Jareda kompletnie zbiło mnie z tropu. Zszokowana szeroko otworzyłam oczy.
- Nie – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Tylko żartowałem. – Uderzyłam go w ramię, ale moja pięść napotkała coś, co przypominało raczej stal niż normalną skórę.
- Dobra, to w takim razie dlaczego? – zachęciłam go.
Jared znienacka złapał mnie za dłoń i spojrzał prosto w oczy.
- To ma dużo wspólnego z całą tą... wilczą sprawą – wyjaśnił. – Nazywa się to wpojeniem. Jest ono jednocześnie skomplikowanie... i nieskomplikowanie.
- To w ogóle nie jest zagmatwane – wtrąciłam sarkastycznie, na co chłopak uniósł brwi. – Przepraszam, kontynuuj – zreflektowałam się. Wziął kolejny głęboki oddech. Pomyślałam, że jeśli nadal miał zamiar to robić, to niedługo zacznie się hiperwentylować.
- No cóż, wpojenie... polega na tym, że znajdujemy dla siebie idealną partnerkę. Drugą połowę, jeżeli wolisz takie określenie. Przez to, że musimy nieustannie pracować w... sforze, wpojenie wszystko ułatwia. Nie trzeba przeszukiwać całego świata w poszukiwaniu właściwej osoby. Wiemy, gdy ją znajdziemy.
- Wow – mruknęłam, zerkając na nasze złączone dłonie. – To musi być dosyć głęboka więź.
- O tak, bardzo głęboka. – Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam, że chłopak patrzył na mnie w taki sposób, przez który zawsze dostawałam zawrotów głowy, a w moim brzuchu wszystko przewracało się do góry nogami. Jakby był zarazem głodny, zdesperowany i zadowolony.
- Co to znaczy? – zapytałam, przełykając ślinę i mając problemy z oddychaniem. – W języku normalnych ludzi – uściśliłam. Następne wyjaśnienia z wykorzystaniem wilczego toku myślenia wcale nie pomogłyby mi niczego zrozumieć.
Jared uśmiechnął się i delikatnie potarł kciukiem moją dolną wargę.
- To znaczy... – Pochylił się do przodu, łącząc nasze usta i kładąc swoje gorące ręce w miejscu, gdzie kończyła się moja koszulka. Gdy ponownie się odezwał, nasze wargi poruszały się w synchronizacji: - Że cię kocham.
Po tych słowach odsunął się, czekając na to, jak zareaguję. Zarumieniłam się gorączkowo i popatrzyłam na ziemię. Jared złapał mój podbródek, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała.
- Nic nie musisz mówić – zapewnił szybko, prawdopodobnie myląc moje zażenowanie z niezdecydowaniem. – To poważna sprawa, wiem. Zaczekam, aż będziesz gotowa.
- Jared – westchnęłam, biorąc jego twarz w dłonie. Pociągnęłam go do dołu, by nasze usta zetknęły się ponownie na krótki moment, po czym zerknęłam na niego nieśmiało przez rzęsy.
- Tak? – odparł, rysując palcami koła na moich plecach.
- Ja też cię kocham.
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer osiemnaście:
In Too Far w wykonaniu Acceptnce
___________________________________________________________

Rozdział 18
Książę wilków, władca much

Powtarzając za panem Petą, chłopcy z La Push „padali jak muchy”.
Powtarzając za Jaredem, oni po prostu zmieniali się w... no cóż... wilki.
Coraz więcej nastolatków na kilka tygodni znikało ze szkoły, po czym wracali do niej znacznie zmienieni. Większość nauczycieli oraz administratorzy początkowo byli tym zaniepokojeni, ale wkrótce uznali ten fenomen za całkowicie normalne zjawisko. Nawet pan Peta, sławetny twórca teorii spiskowej, w końcu – z około miesięcznym opóźnieniem – dał sobie spokój z próbami odkrycia powodu, dla którego męska część uczniów na jakiś czas opuszczała lekcje.
Sam powiedział, że członkowie starszyzny rozmawiali z dyrektorem, ten z kolei rozmawiał z administratorami, którzy potem rozmawiali z nauczycielami i chyba ze wszystkim innymi. Zaczęłam podejrzewać, że Rada Plemienia miała o wiele większy wpływ na nasze życie niż przypuszczaliśmy. Jared starał się wytłumaczyć mi to tym, że tylko oni – poza sforą – wiedzieli o zaistniałej sytuacji, więc w ten sposób choć trochę usiłowali ułatwić im życie.
Myślałam, że po prostu lubili być w centrum uwagi, a przy okazji wypełniali swoją powinność, ale kiedy w każdym tygodniu do sfory dołączał nowy chłopak, zrozumiałam, co tak naprawdę robili – zapobiegali powszechnemu chaosowi.
Zaraz po Jaredzie przemienił się Embry Call, który mieszkał zaledwie trzy domy ode mnie i miał uroczego szczeniaka rasy labrador o imieniu Miles. Potem przyszła kolej na Jacoba Blacka, wiecznie roześmianego, beztroskiego chłopaka, z którym chodziłam na lekcje chemii. Następnie zmienił się Quil Ateara, który, według mnie, odznaczał się spośród wszystkich najlepszym poczuciem humoru.
Nie mogłam przebywać w mieszkaniu Sama, jeśli Jared nie znajdował się – i to dosłownie – tuż przy moim boku. Nie to, żebym na niego narzekała, ale w związku z takim zachowaniem pojawiały się drobne problemy, gdy chciałam pójść do łazienki. Najwyraźniej przebywanie wśród bandy chwiejnych emocjonalnie, nastoletnich wilkołaków mogło zaszkodzić mojemu zdrowiu. Dotychczas nie wykupiliśmy jeszcze żadnego ubezpieczenia, ale prawdopodobnie mieliśmy zacząć to rozważać w niedalekiej przyszłości.
A skoro mowa już o niestałości męskiego gatunku, to podczas ostatnich miesięcy miałam nieszczęście być świadkiem spontanicznych przemian. I z dumą mogłam powiedzieć, że zemdlałam tylko dwa razy, nie licząc sytuacji, które wydarzyły się najwcześniej. W pozostałych przypadkach jedynie uginały się pode mną kolana i ktoś zanosił mnie do pokoju, gdzie kładłam się, by odzyskać równowagę. Jednak z upływem czasu coraz łatwiej utrzymać mi się na nogach, chociaż widok najlepszego przyjaciela twojego chłopaka, znienacka eksplodującego w potężnego wilka to niekiedy dla każdej dziewczyny zbyt ciężki orzech do zgryzienia.
Niektórzy pewnie uznaliby mnie za wariatkę, gdyby dowiedzieli się, że z własnej woli przebywałam w towarzystwie legendarnych kreatur albo przynajmniej powiązanych z nimi chłopaków. Wcale niczemu nie przeczę. Pewnie zdałabym też potwierdzający to test z wykorzystaniem kolorów, nawet jeśli ktoś przewiązałby mi oczy opaską.
Ale sfora, podobnie jak i ja, stanowiła pewną część Jareda, więc gdyby za karę za przebywanie z nimi zabrano mi życiodajne światło, to i tak nie przestałabym tego robić. Musiałam to robić. Dla Jareda. Zawsze dla niego.
- Kim? – zatroskany głos Jareda wyrwał mnie z zadumy. Zamrugałam parę razy i rozejrzałam się w poszukiwaniu jego twarzy. Siedział na przeciwnym końcu kanapy, z moimi stopami na swoich kolanach.
- Hę? – spytałam. Mówił coś do mnie? Byłam zbyt zaabsorbowana własnymi myślami, by to zauważyć.
- Pytałem, czy wszystko w porządku – powtórzył, przez sekundę wyglądając na nieco bardziej niż strapionego. Dłuższą chwilę zajęło mi zastanawianie się nad tym, dlaczego tak się zachowywał, aż w końcu wszystko sobie przypomniałam. Na podwórku za domem miał miejsce nieprzyjemny incydent z Paulem i Embrym w rolach głównych, którzy o coś tam się pokłócili. Bójka na pięści dość szybko przeistoczyła w psią walkę. Nie zemdlałam, ale obrazek dwóch wilków z obnażonymi zębami, warczących na siebie przeraźliwie w tumanie kurzu prawie przyprawił mnie o zawał serca.
- O, tak, nic mi nie jest – zapewniłam. – A dlaczego pytasz?
- Wyglądasz tak, jakbyś za chwilę miała zwymiotować – wyjaśnił bez ogródek, przyglądając mi się uważnie. Zmarszczyłam nos.
- Piękne dzięki – odparłam z sarkazmem. Z twarzy Jareda stopniowo znikały zmarszczki zmartwienia, gdy zdawał sobie sprawę z tego, co tak właściwie powiedział. Już chyba miał zacząć przepraszać – a zrobiłby to na pewno bardzo wylewnie – kiedy przez tylne drzwi do środka wpadło kilku chłopaków. Jacob wesoło uderzył Quila, śmiejąc sie donośnie z jakiegoś żartu, który właśnie powiedział. Ten drugi nieoczekiwanie potknął się o coś i wpadł na kanapę, prawie mnie zgniatając. Jared podniósł się i wskoczył pomiędzy nas w mniej niż sekundę.
- Uważaj – warknął.
- Hej, stary, rozchmurz się – zaśmiał się Quil, z udawaną czułością kładąc mu dłoń na ramieniu. Jared wywrócił oczami, nie potrafiąc długo gniewać się na swojego głupkowatego przyjaciela. – Kimmy wcale nie jest taka delikatna, na jaką wygląda, prawda, Kimmy?
- Nie nazywaj mnie tak – odpowiedziałam znużonym głosem, kładąc sobie rękę na twarzy. – Nie tak mam na imię.
- Kimmy – naigrywał się, opadając na fotel stojący w pobliżu sofy.
- Muchołap – odgryzłam się wesoło, uśmiechając się do samej siebie. W pokoju rozległy się głośne okrzyki „Uuu!” oraz gwizdy. Oczami wyobraźni zobaczyłam zdegustowany wyraz twarzy Quila, bo nie mógł inaczej zareagować na wspomnienie tego incydentu.
Pewnego dnia, parę tygodni temu, Jared przyszedł do mnie po swoim patrolu i kiedy ledwo przekroczył próg drzwi, od razu wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Okazało się, że biegał po lesie z Quilem i Jacobem. Quil trochę ich wyprzedził, nie zwracając na nic uwagi, a gdy odwrócił się, by zobaczyć, co z nimi, olbrzymia mucha wpadła mu prosto do ust. Według Jareda próby wyplucia owada zajęły mu „cholernie” dużą ilość czasu, a w końcu skończyło się na tym, że musiał tego insekta połknąć.
- Nie mogę uwierzyć, że jej o tym powiedziałeś. Zdrajca – wymamrotał Quil, przenosząc wzrok na Jareda, który z powodu śmiechu miał olbrzymie problemy z ustaniem na nogach.
- Nie powinieneś z nią zadzierać – wykrztusił, łapiąc się za bok. – Jest niebezpieczna, kiedy się zezłości.
- Chyba lubię ją o stokroć bardziej, kiedy jest cały czas nieśmiała i ciągle mdleje – mruknął Quil pośród ryków śmiechu.
Nagle Sam pojawił się w pokoju, zapewne po to, by przeprowadzić dochodzenie w sprawie źródła hałasu. Za nim przyszła Emily, trzymając go za rękę. Była lekko zarumieniona i rozczochrana. Miałam dziwne przeczucie, że ona i Sam robili w kuchni coś więcej niż tylko pieczenie muffinek.
- Co się tutaj dzieje? – spytał Sam, spoglądając na każdego po kolei.
- Kim się na mnie wyżywa – poskarżył się Quil, na co mężczyzna uniósł brwi i popatrzył na mnie oceniająco. Wzdrygnęłam się wewnętrznie w reakcji na to spojrzenie. Nic nie mogłam na to poradzić. Sam miał w sobie coś takiego, co powodowało, że w jego towarzystwie nigdy nie czułam się w pełni swobodnie. Nie wiedziałam, czy były to tylko moje uprzedzenia czy fakt, że – jak powiedział mi Jared – pełnił funkcję alfy i chcąc, nie chcąc, zawsze nad wszystkim panował.
- To dobrze – oznajmił z nutką humoru w swoim kamiennym głosie, z powrotem przenosząc wzrok na Quila. – Od czasu do czasu ktoś musi mnie w tym wyręczyć.
Jared przesunął się w moją stronę, a w jego oczach pojawił się błysk zawiści. Wywróciłam oczami w reakcji na tę jego chroniczną zazdrość.
- Sam się tym zajmij – warknął, obejmując mnie w talii i przenosząc na swoje kolana.
- A skoro o tym już mowa – odezwała się Emily ciągle stojąca przy Samie – spytaliście już rodziców Kim, czy może iść na ognisko?
„A skoro o tym już mowa”? Co zazdrość Jareda i dziwne insynuacje Sama miały wspólnego z moimi ekstremalnie opiekuńczymi rodzicami? Wydedukowałam, że nic. Najwidoczniej Emily nie była mistrzynią dowcipnych dygresji.
- Ognisko? – powtórzyłam, odwracając głowę w stronę Jareda i starając się przybrać oszołomiony wyraz twarzy.
- Ups... – odparł, patrząc mi prosto w oczy z poczuciem winy.
- Jared! – skarciła go Emily. – Masz pamięć jak mucha*.
Quil poruszył się niespokojnie w swoim fotelu.
- Czy moglibyśmy nie rozmawiać o muchach? – poprosił, brzmiąc na bardzo obrzydzonego.
Jared podniósł mnie i wyszliśmy na korytarz, podczas gdy pozostali w pokoju dostali kolejnego napadu wesołości w związku z przygodą biednego Quila. Niemalże poczułam się winna, że wyciągnęłam tę sprawę na światło dzienne. Niemalże, bo nienawidziłam zdrobnienia Kimmy bardziej niż czegokolwiek innego, a to spowodowało, że od razu pozbyłam się jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
- Gdzie idziemy? – spytałam, gdy Jared podał mi moją kurtkę. Założyłam na siebie dość ciężki materiał i poprawiłam kaptur.
- Zapytać twoich rodziców o ognisko – wyjaśnił, obejmując mnie w talii, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
- Nie zamierzasz najpierw zapytać mnie? – odparłam z lekkim zdenerwowaniem, bo nadal nie wiedziałam, o co chodziło z tym całym ogniskiem, o którym wszyscy mówili.
- Nie – zaprzeczył z szerokim uśmiechem, otwierając mi drzwi. Odwróciłam się, by spojrzeć na niego pytająco, ale pochylił się i szybko pocałował mnie w ustach. – I tak nie masz wyboru.
- A czy kiedykolwiek go mam? – mruknęłam, wspinając się do furgonetki, którą Jared dzielił z Quilem. Byłam nieskończenie wdzięczna Jacobowi, że wreszcie zakończył pracę nad tym samochodem, który składał już od kilku lat, bo to oznaczało, że to auto użytkowały tylko dwie osoby, a nie trzy, jak jeszcze do niedawna.
- Zawsze masz wybór, Kim – powiedział Jared, raptownie poważniejąc. Siedział teraz za kierownicą i wpatrywał się we mnie intensywnie. Jęknęłam i zapięłam pasy, po czym obróciłam się, by na niego spojrzeć. Objęłam jego twarz obiema dłońmi, by upewnić się, że patrzył mi prosto w oczy.
- Wybrałam ciebie, głuptasie – westchnęłam, po części zmartwiona, że zaczynałam sypać takimi frazesami. – Zawsze wybiorę ciebie.
Uśmiechnął się tak szeroko, że pomyślałam, iż jego twarz zaraz po prostu się złamie. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował delikatnie w usta, zwlekając z oddaleniem się trochę dłużej, niż zrobiłby to, gdybyśmy byli w towarzystwie innych.
W końcu powoli się od niego odsunęłam z rumieńcem na twarzy i ciężko oddychając. Przez parę sekund patrzył na mnie z uśmiechem szaleńca, przesuwając swój rozpalony kciuk wzdłuż mojego obojczyka.
Wywróciłam oczami i postukałam palcami w szybę.
- Dobra, panie wilku – zażartowałam. – Po prostu już jedźmy.
___________________________________________________________
* W języku polskim chyba nie funkcjonuje takie określenie, ale z racji tego, że w tym zdaniu musi pojawić nawiązanie do much (patrz: późniejsza reakcja Quila), to pozwoliłam sobie przetłumaczyć to dosłownie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 15:37, 24 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Nie 16:07, 14 Lut 2010 Powrót do góry

ok, a wiec ja "zła, brzydka" nie komentowałam tego fica, czas cos tu napisać.:)
Po 1. prosze o wybaczenie - czytam ten fic odkad sie tu ukazal, zawsze czekam na niego z niecierpliwoscia ale moj leń w dupie nigdy mi nei pozwalał zamieścić tu komentarza. Niedobry leń, oj zły! :D
Po 2. ogarniam sie i juz cos pisze Wink
- styl autorki, eh, no cóż ja sie na tym nie znam, ale jesli chodzi o moj gust to napisane to opowiadanie jest napisne lekko i przejżycie, tak, że bardzo miło się czyta, łatwo wczuć się w sytuację i ją sobie wyobrazić.:D
- bohaterowie, no ta, co raz to częście ukazują się bohaterowie stworzeni przez autorkę ff + postaci sagowe. I tu plus :D
*Kim może troche za bardzo przypomina mi Bellę, no ale znieeese to :P Siostra- *Cyn- jest poprosty rozkoszna! Bardzo ją lubie, choć zajebiscie mnie wkurzyła za to, ze pow rodzicom, że Kim lata z Najerą. I to jak mnei wkurzyła! No ale cóż, uroki posiadania młodszej siostry- hihi ja jestem najmłodsza w rodzeństwie :D
*Jared-oh Jared, jakiś Ty przeuroczy! <rozmarzona> Zakochałam się w nim, a czemu? Poprostu identyko jak mój chłop! ( Noo, może Jared troszke lepiej zbudowany xd ) Ja wam powiem, że trudno takiego nie kochać :) Jest taki zajebisty, że oh ah eh. xd Nie no serio. Fajnie, że Jackob jest w baaardzo odległym tle a Jared jest bohaterem głownym- lubie takie zmiany w opowiadaniach, aczkolwiek sagowego Dżejkoba uwielbiam:) Jared Najera- Podoba nawet mi sie samo brzmienie :)
*Paul- jego charakterku nikt nie zmieni w żadnym opowiadaniu, a mimo to tak Go lubie ( wiem, mam jakies zboczenie psychiczne :P )
*inny bohaterowie bla bla bla- są fajni i sympatyczni, łatwo sobie wyobrazić, że sie ich zna i wgl. miodzio :) dużo poczucia humoru, buźka się cieszy kiedy to się czyta i pragnie się więcej :)

Po 3. Tłumaczenie. Ja wiem, że to nie zawsze jest łatwa sprawa, a Ty z tego zajebiscie zawsze wybrniesz. Uwielbiam to tłumaczenie, nie ma zawiłych zdań, wszytsko łądnie pięknie, jakby pisane od razu po polsku :) Iga jesteś meeega! Poprostu gratulejszyn moje wielkie i oby tak dalej :D jedna mnie kocha, druga uważa za cudowną, trzecia jest zachwycona. a to to wszystko na raz :D tak wgl to wielkie dzieki za to,że wybrałas taki fanfick, ostatnio przerzuciłam sie na Wilki, a Wampry juz mi odeszły, chyba wolę gorących chłopaków :D To fajnie i miło z Twojej strony, że tłumaczysz kilka rozdziałów na raz, choć mi i tak zawsze jest mało :P

Ahaa. No i jestem zadowolona, z takiego obrotu sprawy, dobrze, że Kim nie okazała się jakas miękką dziewuszką i została z Jaredem Wink

Jeszcze raz przepraszam za to,że nie koentowałam, a komy wiele znacza dla tłumacza, mam nadzieje, że mi to wybaczysz o wieeeelka Igooo! :P:D
uff no dobra, może lepiej juz skoncze, bo pisze jakies farmazony :)
Także, życzę Ci udanych ferii, mi sie moje właśnie dziś juz koncza :( Odpocznij sobei od swoich wielkich fanek i wyśpij się pożadnie xd. ;*

Ps: przepraszam za błędy i bla bla. pisałam szybko aby mniej wiecej wyrzucic z siebei to co we mnie siedziało xd


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Nie 17:26, 14 Lut 2010 Powrót do góry

żeby aż tak długo się nie odzywać? Embarassed Przepraszam

Igo kochana, wiesz jak ja bardzo lubię to tłumaczenie, i to po części dzięki Tobie Wink I nawet po dłuższym namyśle, wole je bardziej niż "Babie lato". Wydaje mi się takie bardziej realistyczne. Choć mam jeden mankament, znowu się zastanawiając, że Kim jest coraz bardziej utożsamiania z Bellą. Wcześniej można były rozpoznać tylko nie które z cech, teraz mogę zauważyć ich nieco więcej, a to jest coraz dziwniejsze. I ogólnie czytając, zauważyłam, że tak kłótnia to była nieco błaha, i taka nie znosząca sprzeciwu. Jak ja "uwielbiam" takie plotkujące osoby ^^ I jeszcze ta cała nagła zmiana zdania, nie wiem co powiedzieć. Co do tych bardziej bliższych rozdziałów, to bardzo podobało mi się zachowanie Jareda, ale czy nie mówiłam, ze on cały jest fajny Laughing Quil i jego przygoda z muchami tez niczego sobie. Te rozdziały robią sie coraz bardziej zabawne, nie powiem że ryczałam ze śmiechu, ale chichoty się pojawiły. I nawet się składnie wypowiedzieć nie mogę, na czym to ja skończyła? A, rzeczywiście. To całe ognisko też wydaje mi się nie złe, coś tam się stanie, coś tam się stanie ( normalnie jak jakiś pięciolatek, ale co mi tam )
A tłumaczenie jest jak zwykle piękne, i tym razem nic nie znalazłam, aż się zdziwiłam, myslałam, ze wedle tradycji wypisze tu co nie co, a tu nic Kwadratowy Brawka dla bety! ( I jeszcze większe dla tłumaczki, dziewczyny Wink ) Co ja mogę powiedzieć, po prostu kawal dobrej roboty.
Zakochałam się w tym ff już od początku, i ze smutkiem przyznaje, że przecież już trochę minęło... kurcze teraz mi się na płacz zbierze. Uwielbiam ta sforę uwielbiam postacie, a jeszcze bardziej uwielbiam cały ten ff. Dobra, uwielbiam to za małe słowo, aj się w tym zatraciłam ^^ Ktoś mnie pobije? chyba nie.
A wiec, żeby już nie przedłużać kończę, i tradycyjnie przesyłam życzenia weny, czasy i wszystkiego co może się przydać podczas tłumaczenie.

Pozdrawiam, Anex


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:05, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Ja cię wielbię !
Po prostu wielbię !

Cynthia jest boska !
Nie wiem co bym zrobiła jakbym miała taką siostrę xD
"Bez gumki nie ma zabawy" xD

Biedny Quil... Mucha mu wleciała do pyska ;p
Myślałam, że padnę ze śmiechu jak przeczytałam tą historię...
Nie wiem co mnie rozśmieszyło... Może wspomnienia? Wink

Błędów nie zauważyłam.
W porównaniu do mnie jesteś genialna z angielskiego :) Poziom wystarczająco wysoki ! ^^ *powiedziała jakże wielka "ekspertka" *

Skoro masz ferie... Przetłumaczysz nam coś jeszcze? *uroczy uśmiech*

:* :* :*
___________________________________________________________


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 19:01, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Normalnie jesteś Boginią!

Piszę to całkiem na serio! Bosko tłumaczysz, bosko piszesz... Jestem pewna, że jak się czegoś dotkniesz to zamienia się w złoto;*

Bardzo mi się podoba i na pewno będzie mi się podobać twoje tłumaczenie;)

Współczuje Kim... Z taką siostrą to czasem można zwariować, ale w ostateczności posiadanie siostry to nie jest zła rzecz.

Współczuje Quilowi;) Przygoda z muchą... Mniam;) Ja też nieraz sobie posmakowałam podczas jazdy na rolkach albo rowerze;) Smakuje jak spalony kurczak;) Ble....

trochę zazdroszczę Kim jej Jareda, bo kto by nie chciał mieć przy sobie takiego misia.


Wracając do tekstu, to bardzo rozbawiła mnie scena z muchą.
Bardzo ciekawi mnie też, co takiego się wydarzy na tym ognisku? Wink

Więc tłumacz, o boska Bogini;)

Z pozdrowieniami i szczerym uznaniem Alice1995:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Nie 22:24, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Witam po dłuższej przerwie:)
jak zwykle świetnie tłumaczysz i jak zwykle mogłam się oderwać od rzeczywistości przy tym ff. Chyba nie napiszę dzisiaj nic specjalnie odkrywczego, bo za bardzo wciągnęłam się w czytanie:)
Życzę dalszego owocnego tłumaczenia - tak trzymaj kochana:)
Pozdrawiam
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 18:52, 21 Lut 2010 Powrót do góry

Długo się nie odzywałam, ale mam coś na swoje wytłumaczenie. Nie było mnie;P mam nadzieję iż mnie wybaczasz;p

Dobra, przejdźmy do konkretów. Nadal świetne rozdziały i bardzo dobrze tłumaczysz. I nadal CIĘ KOCHAM (tak, tak, teraz z wielkich liter i znów na czerwono. śmiało, możesz zacząć się bać) za to, że rozdziałów przybywa tak dużo i w takim szybkim czasie. Podoba mi się także, że pozwalasz sobie tłumaczyć dosłownie, bo fajnie i zabawnie to brzmi i wychodzi;D

Ok, dosyć tego chwalenia Ciebie (pfff... nie myśl sobie, że tak będzie cały czas.... ;D).
Opowiadanie samo w sobie jest naprawdę świetne. Pisane lekkim stylem łatwo się czyta. Jest także wiele zabawnych sytuacji, które mnie rozwalają. No i zachowania chłopaków są świetne.
Kim[Tom] i Jerry (haha) są naprawdę słodką parką. Ale wkurzyło mnie typowe zachowanie Kimmi, bo, ach, jakże to ona delikatna nie jest i mdleje, bo jej boy zamienił się w wilka. Ble. Nienawidzę słodkich panienek, mdlejących na widok czegoś wstrząsającego :(ironicznie)woła o pomstę do Nieba:

Ja kończę, bo mi za dużo nawiasów wyszło i się klawiatura przegrzewa xd (lubię nawiasy).

pozdrawiam, życzę chęci do tłumaczenia, czasu i... ucz się!;d


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Sob 21:41, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Jestem chyba najbardziej niewierną czytelniczką Twoich opowiadań. Ile razy staram się to zmienić, nigdy mi to nie wychodzi. Nie mam ostatnio całkowicie sił komentować opowiadań, a przez ferie całkowicie to zajęcie sobie odpuściłam. Przepraszam Cię strasznie, że znowu nie skomentowałam ostatnich… sześciu (?) rozdziałów. Co prawda oczy sprawiają, że widzę już podwójnie, ale jeśli dziś tego nie skomentuję, to nigdy już nie znajdę w sobie siły na napisanie czegokolwiek.

Można powiedzieć, że bohaterowie przeżywają teraz kryzys wartości. Stają się po prostu zagubionymi nastolatkami, które nie wiedzą co wybrać. Trzeba przyznać, że przed Kim stoi trudne wyzwanie – wybór między rozsądkiem, a sercem. Jakkolwiek by nie było dwie możliwości mają swoje plusy i minusy. Jeśli pójdzie za wskazówkami rodziców, może wtedy żałować podjętej decyzji do końca życia. Chciałabym powiedzieć, że próbuje uciec przed przeznaczeniem. W sumie to to pasuje, bo przecież Jared stał się nieodłączną częścią jej życia i ciągle o nim rozmyśla, a tak zawzięcie próbuje uciec. Może mam dziwne poczucie humoru, ale jej upór – to uciekanie przed Jaredem strasznie mnie bawi. Już wyobrażam sobie tą scenę, jak idzie do okna i niczym obrażona księżniczka zamyka je z wielką satysfakcją widoczną na twarzy. Czy ja mam tylko wrażenie, że rodzice Kim przesadzają? Opis kary zajął parę linijek, tak na dobrą sprawę to prawie nic nie może robić. Cyntia jest taka komiczna, te jej uwagi na temat ‘incydentu’ bądź tej klaustrofobii powaliły mnie na łopatki. Tak się zastanawiam, czy o tej zmianie zachowania Catherine kiedyś mówiłaś. Szpiegowaniem, ochranianiem Kim zaczyna nadrabiać moją sympatię. Jared to jakiś pomysłowy Dobromir, uknuł swój plan zwabienia dziewczyny i doprowadził do jego spełnienia. Mi się zdaje, że scena w lesie, ten pocałunek mógł być pewnego rodzaju zaproszeniem do domu Kim, gdyby go zignorowała, chłopak może nie przyszedłby następnego dnia. Swoją drogą to ta cała scena w domu głównej bohaterki jest komiczna. Kim prowadzi go do kuchni, zamykają się, a Cyntia niczym surowy rodzic bacznie ich obserwuje. O zgrozo, znowu wszystko mnie śmieszy. A w oryginale pisze, że to dramat. A kiedy zajrzałam na stronę autorki, przeraziłam się. Przetłumaczyłaś już więcej niż połowę tekstu, a koniec się zbliża nieubłagalnie. Wracając do sytuacji, znowu robi się komicznie. Znowu dziwna scena, Jared grożący Kim, a później ta cała szopka z jej mamą. O zgrozo, znowu się śmieję. Nie dość, że nie komentuję długo, to wszystko mnie śmieszy ;p Ktoś mi kiedyś mówił, że nie umiem zachować powagi, kiedy patrzę na ten komentarz, sądzę, że ta osoba miała jednak rację. Poszczęściło się naszej Kim, nawet skonsumowała wspólny posiłek. Swoją drogą to jestem ciekawa, co Jared zrobił z matką swojej dziewczyny i jak. Wydaje mi się to nieprawdopodobne, ale skoro w tym fan fiction występują wilkołaki, to czemu nie ma jakiś czarów? Kompletnie nie mam pojęcia, co Sam zrobił, a moje jedyne podejrzenie wydaje się strasznie komiczne. Ciekawa jest końcówka rozdziału, wnioskuję, że stanie się tam coś ważnego. Zapewne w normalnych warunkach powiedziałabym, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ale teraz mam tak dobrą sposobność do tego, że nie muszę długo na niego czekać, wystarczy tylko parę postów dalej poszukać :D

Czytam dalej i znowu się śmieję. Przyznam, że lubię już wszystkich bohaterów. Miałam różne okresy, w których raz to lubiłam Jareda, później nie lubiłam przyjaciółki Kim, a jeszcze później matki Kim. Teraz bohaterowie wydają mi się mili, mimo że Cyntia jest czasem komiczna, lubię ją, bo cóż byśmy zrobili bez jej humorków? Scena z odkryciem pamiętniku była tak komiczna, że znowu się śmiałam i, o zgrozo, oblałam się colą, kiedy powiedział to nazwisko. Sposób przekazania Kim prawdy był ciut drastyczny. Chociaż nie zupełnie chcieli do tego dopuścić, więc może lepiej powinnam powiedzieć przypadek? Zwał jak zwał, dziewczynę wystraszyli, aż biedaczka zemdlała. Kłótnia wilkołaków nad nieprzytomną Kim była trochę dziwaczna. Kojarzy mi się z jakimś filmem, jak faceci stoją nad jakimś niemowlakiem i zastanawiają się, jak zmienić pieluchę. Ok., może trochę dziwne porównania, ale mi się tak kojarzy i już. * O... mój... Boże... – wydyszałam. – Jared... ty jesteś... wilkiem* - padłam na tym, padłam kompletnie, śmiałam się jak jakiś głupi. Jakie to odkrywcze stwierdzenie. Trzeba przyznać jednak Kim rację, że szybko się oswoiła z tą wiadomością. Chodzi mi o to, że w kolejnym rozdziale już swobodnie opowiada nam jako narratorka o zwyczajach sfory i tym, kto kiedy się przemienił. Hah, w końcu mamy wyznanie Jareda i Kim na temat uczuć. Dobrze, że w końcu się ujawnili, bo jak wspomniałam, jesteśmy już trochę dalej niż w połowie opowiadania. Wiesz, co? W scenie w domu Emily poległam, śmiałam się do rozpuku. Mało brakowało, a bym się popłakała. Dobrze, że głośno muzykę słucham, bo uznaliby, żem zwariowała czy coś podobnego. Teraz mnie tak naszło, że może w namawianiu matki Kim nie było magii, tylko rozmowa. O zgrozo, mózg mi nie funkcjonuje. Bardzo cukierkowe zakończenie rozdziału, ale czytało się miło i przyjemnie.
Wiem, że po tym co przeczytałaś wyżej możesz mieć wątpliwości, czy mi się podoba. Nie będę robić żadnych wstępów ani nic podobnego: uwielbiam to opowiadanie, a ty jesteś chyba najlepszą tłumaczką na forum. Niektórym zdarzają się jakieś kwiatki, ale tu nic, nie wspomnę już o poprawności językowej, wiem, że to nie twoja zasługa, ale gdybyś nie pisała poprawnie, beta nie poradziłaby sobie z tym wszystkim sama. Podsumowując, świetnie się spisujecie. Jeśli chcesz, to też mogę wyznać Ci miłość, ba, nawet jakiś poemat napisać ;p

Pokręciłam imię siostry Kim, ale nie mam już zamiaru tego poprawiać, padam. Przepraszam za wszelkie błędy. Czy mi się tylko wydaję, czy za często używam słów o zgrozo? To chyba mój najdziwniejszy komentarz jak do tej pory.

Pozdrawiam,
p.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lyphe
Człowiek



Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 0:16, 28 Lut 2010 Powrót do góry

A ja (oczywiście) jak zwykle spóźniona, no cóż, pozostaje mi nadzieja, że następnym razem trafię z czasem i napiszę komentarz niedługo po opublikowaniu.
Na wstępie powiem, że rozbawił mnie trochę tytuł osiemnastego rozdziału :
Cytat:
Książę wilków, władca much

No, ale koniec rozmyślania nad moim dziwnym poczuciem humoru, przejdźmy do konkretów.

Ciągle dziwi mnie zachowanie mamy Kim, ta jej nagła zmiana zachowania i opinii o chłopaku córki, jakoś do mnie nie przemawia. Jestem strasznie ciekawa, co ta starszyzna jej nawciskała, że tak szybko zmieniła zdanie.
Cynthia - zwariowałabym z taką siostrą, ale przecież w każdej rodzinie musi być przysłowiowa czarna owca. Pierwszy raz, gdy zobaczyłam to imię, momentalnie skojarzyło mi się z kanoniczną siostrą Alice, nawet pominęłam wtedy fakt, że charakterami kompletnie od siebie odbiegają.
Jared jest momentami wręcz słodki. To jak opiekuje się Kim, dba o nią i stara się robić wszystko, by była szczęśliwa jest miłe. Jednak ciągle mam wrażenie, że robi to wszystko tylko przez wpojenie. Kim kochała go już od jakiegoś czasu i przypuszczam, że gdyby nie wpojenie nie zwróciłby na nią najmniejszej uwagi. Nie podoba mi się to. Staram się zrozumieć punkt widzenia Kim, która jest szczęśliwa, że Jared wreszcie ją pokochał. Ale, gdybym miała postawić się w jej sytuacji zareagowałabym troszkę inaczej, dowiadując się, że mój chłopak dostrzegł mnie nie z własnej woli, lecz przez wpojenie.
Wracając do rozdziałów. Zgadzam się z Jared'em; Kim Najera ładnie brzmi. Zdenerwował mnie Paul, znowu zachował się jak dupek. Reakcja Kim na przemianę Indian w wilki była jak najbardziej zrozumiana, sama też bym zemdlała lub zwiała.
Quil mnie rozbawił, w pewnym sensie przypomina mi wampirzego Emmett'a. Historyjka o "muchołapie" była świetna, chciałabym zobaczyć coś takiego na własne oczy.

Zmęczenie bierze górę, a powieki mi się zamykają, więc na koniec dodam jeszcze, że uwielbiam Twoje tłumaczenie. Mam ochotę skakać z radości,że mogę czytać to opowiadanie jeszcze raz, tym razem wspaniale przetłumaczone. Czytam też drugie twoje tłumaczenie o Dixie i Embrym, które także lubię, choć jeszcze nie skomentowałam. Obiecuję jednak, że zabiorę się za to już niedługo.

Pozdrawiam,
Nell.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin