FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Prawda, która boli [Z] 25.04.2010 Epilog Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
solas
Człowiek



Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Nie 14:26, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

No i stało się :) Oto ostatni rozdział( chyba, że ktoś nie lubi happy endów, to będzie jeszcze epilog). Pozdrawiam Sola:)
Rozdział 11 Jak ten czas szybko mija

Mama okazała się na tyle wyrozumiała, że pozwoliła mi zostać w tej szkole. Po głębokim zastanowieniu stwierdziła po prostu, że będę bezpieczniejsza przy rodzinie Hale. Jako, że mogłoby to wzbudzić jakieś podejrzenia, nie zamieszkaliśmy w Maidenhead, ale byłyśmy bardzo częstymi gośćmi w domu Rosalie i Emmetta. Po naszym małym wypadzie musieliśmy z Brianem obiecać, że nie będziemy uciekać ze szkoły. A propos liceum. Uchodziliśmy tam za idealną parę. Przez pierwsze dwa tygodnia wszyscy pukali się w czoła. Nie schodziliśmy z głównego tematu plotek. W sumie się nie dziwię. Najbrzydsza dziewczyna i najprzystojniejszy chłopak to niecodzienna para. Ale z czasem plotki ucichły. A jakie myśli chodziły poniektórym dziewczynom po głowach… Czasami chciało mi się od tego śmiać. Jedna dziewczyna nawet posunęła się do tego, że wykrzyczała Brianowi w twarz, że jest ślepy i że to ona powinna być jego dziewczyną, na co on rozbawiony do granic możliwości, bezceremonialnie pocałował mnie na środku korytarza. Nie powiem, imponowało mi to… Na ogół. Po roku jakoś wszystko ucichło. Niestety ja nie miałam wytchnienia… Wizje Alice stawały się coraz wyraźniejsze i coś niesłychanego zbliżało się wielkimi krokami. Zarówno Alice, jak i Holly, jak i ja nie zamierzałyśmy powiadomić nikogo o tym, co się ma przydarzyć. Miałyśmy chyba jakąś nadzieję, że to się nie stanie.
- Elizabeth, możemy porozmawiać? - zapytała Alice.
- Skoro i tak wiesz, że się zgodzę, to po co pytasz?- zapytałam przyzwyczajona już, że ta kobieta nigdy nie pyta. Swoją drogą, zadziwiająco często w ostatnich czasach przebywa u Hale’ów. Byłyśmy same w mieszkaniu w Londynie.
- Wiesz, że moje wizje mogą ulec zmianie…
- Wiem, wraz z tym co postanowimy, ale wiesz co... Wydaje mi się, że to się musi stać…
- Uważasz, że jesteście na to gotowi?
- Jak najbardziej. Wiesz, to by była jakaś nowość i dzięki temu może uczniowie przestaliby się na nas jakoś tak dziwnie patrzeć…
- Lizzy…
- Wiem, wiem. Ale skoro ma się stać, to nie wiem czy chcę temu zapobiec.
- Podjęłaś już decyzję, prawda?
- Myślę, że tak. Holly nie piśnie ani słowem?
- Taka jest umowa.
- Jak myślisz, czemu już możesz mnie widzieć w wizjach?
- Cóż, sadzę, że sama mi na to pozwoliłaś.
- Brian zabiera mnie jutro na polanę. To nasza pierwsza rocznica…
- Powiesz mu?
- To by wszystko popsuło, a ja tego nie chcę…
- Wiesz, że on może źle zareagować, jeśli się dowie, że wiedziałaś? Poza tym, w każdej chwili może nie wytrzymać i…
- Wiem, Alice. Ale coś mi mówi, że będzie dobrze.
- Skoro tak, trzymam kciuki…
Rozmowa jedna z wielu na ten temat. Ale mój rozum ucichł na rzecz serca już na samym początku. Położyłam się spać dużo wcześniej niż zazwyczaj. Nie żebym była zmęczona, ale chciałam jak najwcześniej rano wyjść z domu. Mama nie miała nic przeciwko. Była sobota, a więc do szkoły nie musieliśmy iść. Mijał dokładnie rok od kiedy się poznaliśmy.
Ktoś zapukał do moich drzwi. Nie musiałam się wysilać, aby domyślić się, kto stoi po drugiej stronie. Wyszykowana na podróż byłam już dawno, więc czym prędzej otworzyłam.
- Oo widzę, że jesteś gotowa. A ten plecak po co ci? - zapytał widząc co targam na plecach. Speszona spuściłam wzrok.
- Na wszelki wypadek. Nie wiem przecież, gdzie mnie zabierasz, a jeśli zmarznę to co? Wolę się ubezpieczyć. – Hmm, trzeba przyznać, że zabrzmiało to dość przekonująco. Chyba nie było do czego się przyczepić.
- Nie martw się, spodoba ci się. Mogę ponieść za ciebie - dodał z łobuzerskim uśmiechem.
- Daleko mamy? Długa droga?
- Cisza, babo. - Pokręcił głową i uśmiechnął się.
- Ale ja muszę wiedzieć.
- Bo cię zaknebluję!
- No dobra. Jakoś wytrzymam. Nie musisz tłumaczyć nic na chiński. Opanuję się i nie będę dopytywać.
Podróż nie trwała za długo. W sumie widok znajomej polanki wcale mnie nie zdziwił. W końcu gdzie indziej mógł mnie zabrać w naszą pierwsza rocznicę?
- Kocham cię - wyszeptał, a ja wtuliłam się w niego. Ciszę przeszywały kaskady spadającej wody. Romantyczna atmosfera jak najbardziej sprzyjała temu, co chodziło po jego głowie. I, co tu ukrywać, było głównym celem naszej wycieczki.
- Lizzy, myślałem nad tym długo i… Pomyślałem, że może byś miała ochotę… Że może… dokończylibyśmy to, w czym ostatnio przeszkodził nam Alec.
Tak, to było to. Brian niepewnie przygryzł wargę. Oczekiwał na moją odpowiedź. Uśmiechnęłam się i zaczęłam go namiętnie całować. Odwzajemniał pocałunki i zaczął dłońmi błądzić po moim ciele. Przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Zaczęłam łapczywie rozpinać jego koszulkę. Nie pozostał dłużny. Nagle jednak oprzytomniałam. Dziewczyno, co ty robisz?! Zdawał się krzyczeć rozum. Wiesz przecież, jak to się skończy! Dodawało o dziwo serce. Nie mogłam, nie potrafiłam… Odepchnęłam go lekko rękoma.
- Brian stój! Proszę. - Zdezorientowany popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Co jest, mała, myślałem, że też tego chcesz.
- Ależ ja chcę, ale… Brian chodzi o to, że…
- Kochamy się, jesteśmy poniekąd dorośli. To, że udajemy 18-latków to niczego nie zmienia. Nie ma w tym niczego złego.
- Tak kochanie, ale jest coś o czym nie wiesz…
- Mianowicie?
- Brian, jeśli zrobimy to tu i teraz, ja… Nie, po prostu nie możemy. Pomimo, że bardzo tego pragnę, a nawet konsekwencji, ale to by było nie w porządku…
- Lizzy, kocham cię, wiesz? - powiedział i uśmiechając się zaczął mnie na nowo całować. Siłował się z moją bluzką, kiedy odepchnęłam go po raz drugi.
- Brian, posłuchaj mnie! Popatrz na mnie proszę.
- Skoro oboje tego chcemy to w czym problem? - Czy on musiał być tak niedomyślny?
- Brian, jeżeli dzisiaj będziemy się kochać to… Zajdę w ciążę. - Ostatnie słowa wyszeptałam. Opuściłam głowę, nie chcąc na niego patrzeć. Ledwie wyczuwalnie ujął moja twarz i zmusił, abym na niego spojrzała.
- Elizabeth, ja o tym wiem.
- Słucham? Ale…
- Uprzedzę twoje pytanie. Nikt mi nie powiedział. Ani Holly, ani Alice się nie wygadały, że być może zostanę tatusiem.
-Ale…
- Kochanie, nie należę do najcierpliwszych, o czym z resztą wiesz. Przejąłem dar od Alice.
- I nie masz nic przeciwko?
- Będzie trudno, ale kochamy się i skoro jest taka możliwość… W końcu masz 51 lat, a ja jestem jeszcze starszy, więc…
Uśmiechnęłam się i zaczęłam go bez opamiętania całować. Teraz już nic nas nie hamowało…
Trwało to niewiele ponad dwie godziny. Po wszystkim leżeliśmy na naszej polance.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Jak w niebie - odpowiedziałam bez wahania.
- Ale no wiesz… Czujesz w sobie nowe życie?
- Nie wiem. Żadnej zmiany nie wyczuwam. Może w moim przypadku jest tak jak u ludzi?
- Czyli co, całe dziewięć miesięcy?
- Myślę, że tak.
- Wracamy do domu?
- Chyba powinniśmy. Nie wiem, czy Alice się powstrzymała i nie podzieliła tą radosną wiadomością z rodziną.
Śmiejąc się wracaliśmy do Londynu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 14:55, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

A więc szok!!!
Cóż...
Nie tego się sp0dziewałam, ale to ciekawy obrót sprawy...
Ale dlaczego bez happy andu?
czyżby Ktoś nie przeżył tej ciąży?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aquarius
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:25, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

Co, co, co?
A rozwiązanie sprawy Bella-Edward?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 19:11, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

jestem zaskoczona i zdziwiona, że jeszcze tylko epilog pozostał
i chyba tez troszkę zawiedzona
myślałam, że ta wizja Alice to będzie dla nich jakieś zagrożenie dla ich życia, a nie ciąża, a co z Bella i Edwardem?
mam nadzieje, że epilog coś nam wyjaśni
szkoda, że tak szybko się kończy, bo poczytałabym jeszcze kilka rozdziałów, ale jeśli tam ma być to może wytrzymam tą rozłąkęWink
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
solas
Człowiek



Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Nie 11:08, 25 Kwi 2010 Powrót do góry

No to już koniec. Zapraszam do czytania. Uprzedzam, nie jest to cukierkowe zakończenie. Jeśli ktoś chce myśleć o tym opowiadaniu jak o kolejnym dobrze zakończonym dziele literackim, radzę nie czytać tego rozdziału!Aha i proszę o pomoc, bo nie mam pojęcia jak przenieść to opowiadanie do działu Biblioteka.... Jakby ktoś był tak miły i mi dopomógł byłabym wdzięczna. Betowała całe opowiadanie niezawodna: Lilyanne, której bardzo dziękuję. A teraz bez zbędnego ględzenie zapraszam do czytania i oczywiście liczę na komentarze. Pozdrawiam Solas

Bo nie wszystko ma dobre zakończenie (Epilog)


Czas mija nieubłaganie przy dobrej zabawie i nie tylko. Kiedy człowiek ma wytyczony cel w życiu, stara się żyć z dnia na dzień, ale za razem myśleć o konsekwencjach własnych zachowań i działań. Niestety, nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć…

Nazywam się Elizabeth Masen. Moją historię już znacie, lecz nie powiem, aby jej zakończenie było do końca happy endem. Mam 54 lata, wspaniałą matkę, rodzinę, która wspiera mnie w każdym momencie mojego życia, ponadto mam najwspanialszego przyjaciela Briana Hale, którego, co tu kryć, kocham nad życie i który jest mi bliski jak nikt inny na świecie. No może przesadziłam. Jest taka istotka. Nasz synek, Edward Charlie Hale. Nie można go nazwać człowiekiem, ale wampirem do końca również nie jest. To po prostu mój mały chłopiec, którego wszyscy pokochali od pierwszego wejrzenia. Te krótkie chwile rozstania z nim są dla mnie niczym cierń. Ale cóż studia (tak, ja STUDIUJĘ, Carlisle to potrafi wszystko załatwić!) nie pozwalają na ciągłe przebywanie z Edwardem. To wbrew wszystkiemu nie jest takie złe. Te chwile mogę spędzać z moim Brianem. Medycyna to coś nowego dla nas obojga. Ciągłe egzystowanie z ludźmi i świeżą krwią stanowi dla nas wielkie wyzwanie, ale świetnie dajemy sobie radę. Ja hamuję jego, on mnie i jest dobrze. Ed urodził się zdrowy, nie ma z nim większych problemów. No może te kilka wychowawczych (jak tu wytłumaczyć trzylatkowi, że nie wolno gryźć ludzi?!). Mały rozwija się w pełni jak człowiek, chociaż przyczyny tego nie są dla nas do końca wiadome. Jedyne co odziedziczył po ojcu, to picie krwi.
- Lizzy, o czym tak zawzięcie myślisz? - No tak, Brian to potrafi mnie doprowadzić do porządku. Kolejny nudny wykład z historii medycyny i odpłynęłam…
- O wszystkim. O nas, o Edzie, o tym przez co już przeszliśmy.
- I co, doszłaś do jakiś wniosków?
- Całkiem możliwe, ale teraz lepiej sza, bo profesor nas zaczął bacznie obserwować…
- Jak chcesz, mogę jego nastawienie zmienić w mig.
- Nie trzeba, zaraz się odczepi.
- Nie chcę się z tobą rozstawać.
- Skarbie, tak dawno nie polowałeś. Wypad z rodziną za miasto dobrze ci zrobi…
- W sumie tak, ale nie chcę cię zostawiać samej z małym.
- Nie martw się, nie będę samotna. Pouczę się.
- Czego? Ty już wszystko umiesz.
- Pouczę się, jak to by było być samotną…
- Nie grozi ci to.

Od chwili poczęcia Edwarda Brian nie odstępował mnie na krok. Dzielnie zajmował się mną całe dziewięć miesięcy. Rodzice się zdziwili, ale w pełni zaakceptowali naszą decyzję i z chęcią zajęli się małym. Narzekali troszkę na jego imię, ale w końcu zrozumieli co mną kierowało przy wyborze.
- Do zobaczenia za tydzień. Kocham cię.
- Wiem o tym. - Uśmiechnęłam się. Przecież wiedziałam o tym od pierwszej chwili spędzonej na naszej polance. Rozstaliśmy się na rozdrożu. Ja ruszyłam do akademika (cóż, pozory trzeba było zachować), przed którym czekała na mnie Bella z małym na ręku.
- Mama! - Malec wyrwał się babci z objęć i pędem ruszył przed siebie.
- Kochanie, ja też powinnam coś zjeść. Wiesz dużo czasu spędzam z małym i wolałabym się przy nim nie zapomnieć.
- To zrozumiałe. Nie tłumacz się, idź. Dam sobie radę z własnym synkiem. Może wybierzemy się nad rzekę? Co ty na to, Ed? - Stosowanie zdrobnienia jego imienia, jakby mniej raniło bliskie mi osoby.
- Tak. Ed cie nad zieke! – Mały urwis wtulił się w moje ramiona.
- Idź mamo, dam sobie radę.
- Kocham cię, córeczko.
Ach, gdybym wtedy wiedziała… Moja dopowiedź nie ograniczyłaby się do krótkiego:
- Wiem.
Mama ruszyła w stronę lasu, gdzie czekali na nią Hale’owie, a ja zabrałam małego do pokoju.
Niewielki, uroczy pokoik, który zamieszkiwałam z Brianem i Edwardem niczym się nie różnił wystrojem od innych pokoi akademickich. Jako małżeństwo mogliśmy mieszkać razem, co ułatwiało nam życie. Czasem zaglądała do nas Holly, częściej Rose, a najczęściej mama.
Przebrałam się w luźniejszą odzież i przebrawszy synka ruszyłam z wózkiem w stronę rzeki. Piękne, marcowe popołudnie. Kto by się spodziewał, że jego zakończenie będzie tak tragiczne? Skoro nawet wróżbitki zawiodły…
- Mama patś kacki! - zawołał synek i zaczął się domagać, abym wyjęła go ze spacerówki. Uśmiechnęłam się do niego i pomogłam mu stanąć na nogach. Dałam mu suchego chleba i popatrzyłam jak podbiega do kaczek. O dziwo, nie bały się go, chociaż chyba powinny.
Nagle nie wiadomo czemu, coś spłoszyło ptaki. W okolicy zrobiło się dziwnie cicho.
Ed podbiegł do mnie, oczywiście swoim zwyczajem chowając się za każde napotkane drzewo i to chyba go uratowało.
Nagle nie wiadomo skąd, poczułam na szyi czyjś ciężki oddech.
- To nie zaboli obiecuję - rzucił mężczyzna ciepłym barytonem. Wciągnęłam powietrze, bez wątpienia miałam do czynienia z wampirem. Zamknęłam oczy i spróbowałam wczytać się w jego myśli. Nie udało się…
On nie chciał od razu kosztować całości. Obrócił mnie powoli przodem do siebie i o to stanęłam oko w oko z dziko nastawionym wampirem, a po mojej głowie błąkała się tylko jedna myśl: Ocalić Eda za wszelką cenę.
- Nie rób mi krzywdy. Zrobię wszystko, tylko nie rań…- świadomie nie dokończyłam kogo ma nie ranić. Mały jakby instynktownie nie podchodził do mnie, chociaż musiał być przerażony. Koło ucha zabrzmiał mi miękki głos:
- To będzie proste i bezbolesne. Wybacz mi, proszę, kobieto… Nie wytrzymam już dłużej.
- Nie wątpię, ale błagam nie tu.
Wampir rozejrzał się. Na plaży zaczęło robić się tłoczno. Pociągnął mnie za rękę, a ja nakazałam synkowi, aby został na miejscu. Jakim cudem ten jeden jedyny raz mnie posłuchał? Nie mam pojęcia… Może to właśnie jego dar? Rozumienie więcej niż zwykły człowiek, a nawet wampir… Nie wiem i już nigdy się nie dowiem.
Zaciągnął mnie do pobliskiego lasu. Na dalszą drogę widocznie nie miał siły psychicznej.
- Mogę wiedzieć, dlaczego ja? - zdziwiony spojrzał na mnie. Nie często spotyka się ofiary, które są w stanie rozmawiać z wampirem. Czy wiedział, że tkwi we mnie cząstka wampira? Nie mam pojęcia.
Czemu mówię o cząstce? Z tego samego powodu, z którego nie mogłam się bronić. Edward był tym powodem. Mój synek rodząc się, zabrał mi moją wrodzoną odporność na jad wampirzy oraz niestety sprawił, że moje ciało już nie było tak twarde, więc praktycznie niczym trudnym nie było zabicie mnie przez wampira.
- Dlaczego? Bo od miesiąca nie miałem nic w ustach. Łamię teraz wszelkie swoje zasady, ale… Postaram się, żeby nie zabolało.
- Obiecujesz? - na pewno dosłyszał. Widziałam to w jego spragnionych oczach. Ten nieopisany ból. Czemu ja? Bo byłam najsłabszym ogniwem… Albo tak mu się wydawało. Jeszcze dwa lata wcześniej mogłabym się obronić, ale… Zanim jednak wyssał ze mnie krew wypowiedział jedno zdanie, które zmieniło wszystko. Całe zajście nabrało innego znaczenia.
- Bello, wybacz mi. Złamałem przyrzeczenie, zabiłem człowieka. - Spojrzałam mu głęboko w oczy i przeszłam wyżej. Ukazały mi się brązowe, krótkie, niesforne włosy, dokładnie takie same jak moje i ten znajomy błysk w oku, który witał mnie każdego dnia, gdy wracałam z polowania. Zabijał mnie ktoś, kto mimo wszystko był bardzo bliski memu sercu. Mój własny ojciec…
- Wybaczy ci, tato - zdążyłam wydukać zanim nastała ciemność.

**********************************************
Gdybym przybył sekundę wcześniej. Gdyby droga zajęła mi choć chwilkę krócej, może zdołałbym ją ocalić… Teraz nie ma nic, bo nie ma jej. Pozostała pustka i ból. Niewyobrażalny ból, co rozdzierał ciało na miliony kawałków. Miałem ochotę go zabić, ale widząc jego cierpienie, gdy się dowiedział kogo unicestwił, odczuwałem dziką satysfakcję. Lecz cóż mogły teraz słowa? Z zamyślenia wyrwał mnie cichy płacz Eda.
- Tatusiu, gdzie jest mama?
- Patrzy na nas z góry, synku - rzuciłem oklepaną gadkę, której mały miał już zapewne dość.
- A dziadek Ed? - Czy bolały słowa małego? Samo słowo dziadek w odniesieniu do niego…. Ale Bella nadal go kochała… Wiedziała, że strata Elizabeth nie zmniejszy się, jeśli go znienawidzą. Już on sam wystarczająco wyrzucał sobie to, co zrobił, ale Carlisle nie dał mu znów odejść. Wiedziałem jednocześnie, że moja Lizzy nie chciałaby tego, że sama by mu wybaczyła. Nie pozostawało więc nic innego, jak zaakceptować tą chorą sytuację.
- Z babcią.
- A przyjdzie?
- Tak, przecież obiecał, że jutro zabierze cię na grób mamy.
Pochowaliśmy ją w tym samym miejscu, w którym wydała ostatnie tchnienie ustawiając maleńką tabliczkę z wyrytą datą śmierci i urodzenia. I chociaż dla innych znaczyło to niewiele, ja wybierałem się tam niemal codziennie, aby móc się jej wyżalić, opowiedzieć co się u nas zmienia, a czasem zwyczajnie pomilczeć. Ludzie przechodząc obok mnie myśleli, że rozmawiam ze zmarłą babcią i mieli do tego przecież prawo.
Czasem czułem jakby była przy mnie. Dotykała lekko mojego policzka i muśnięciem całowała usta. Ale to tylko złudzenie, które mijało równie szybko jak się pojawiało. Taka była właśnie nasza szalona miłość. Raz ulotna, raz namiętna, a innym znów razem szalona i romantyczna. Ktoś mógłby pochopnie zrozumieć to, co się stało po jej śmierci… Na szczęście ludzka pamięć jest bardzo krótka i łatwo z niej wymazać wspomnienia, dlatego też mały nie cierpiał .Wspomnienia zatarły się w jego pamięci i dobrze. Edward stał się dla niego wzorem, a ja mogąc odczytać jego nastroje wiedziałem, że nie warto go linczować, bo wystarczająco sam się zadręcza. A moja miłość do mej Lizzy będzie trwać i nigdy nie przeminie.
Czy zmieniłbym coś w swoim obecnym życiu? Skoro nie mogłem wrócić jej życia, to nie istniało nic, co mogłoby je polepszyć. Nie obwiniałem JEGO, nie winiłem moich kochanych wróżek, nie wpędzałem poczucie winy Belli, tylko do siebie miałem prawo mieć żal… Ale czego się nie robi z miłości? Lizzy kochała naszego synka nad życie, a ja kochałem ją. Skoro więc choć ociupinka niej mogła w nim żyć, to musiałem pielęgnować naszego chłopca. Nasz mały, prywatny cud. Cud istnienia. A ona umarła, nie ma jej taka jest prawda. Prawda, która boli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez solas dnia Nie 11:12, 25 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 14:40, 25 Kwi 2010 Powrót do góry

A ona umarła, nie ma jej taka jest prawda. Prawda, która boli.

Zakończenie, mimo iż nie ocieka szczęściem, podoba mi się...
W prawdzie szkoda że nie ma tam nic więcej o tym jak zareagował Edward gdy prawda wyszła na jaw...
Ale w końcu to nie opowieść o nim...
Świetny tekst :)
A to ostatnie zdanie...
Ach, co tu dużo pisać....


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Nie 14:42, 25 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 17:28, 25 Kwi 2010 Powrót do góry

szkoda, że nie ma wątku Eda i Belli bardziej rozwiniętego, bo ciekawi mnie reakcja całej rodziny na te wydarzenie...
jestem zaskoczona takim obrotem spraw, naprawdę zaskoczona...
myślałam po ostatnim rozdziałku co może być w epilogu, ale takiego obrotu spraw nigdy bym się nie spodziewała:)
mimo wszystko podoba mi się takie zakonczenie, w końcu tytuł się wyjaśnił:)
mam nadzieję, że niedługo coś nowego będziemy mogli przeczytać Twojego autorstwa
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:17, 28 Kwi 2010 Powrót do góry

gratuluje pomyslu na ff, wzbudzil moje zainteresowanie, ale troche jestem rozczarowana, cale opowiadanie wydaje sie byc tylko takim szkieletem, mocniejszym zarysem, choc bardzo ciekawym, jednak za duzo niedopowiedzen, brakuje wydarzen wyjasniajacych, gubie sie w niektorych watkach, nie wiem czy Edwardowi rodzina wybaczyla ? Rolling Eyes a moze cos zle zrozumialam, dlaczego zabil corke ? dlaczego uciekl od Belli ? co z tym wampirem z Volturii, ktorego spotkali za oceanem ?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
solas
Człowiek



Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Nie 21:14, 02 Maj 2010 Powrót do góry

Moi drodzy jako, że jest wiele pytań nierozwiązanych sytuacji to podpowiadam na pytania:

Droga kju: Edward zabił córkę gdyż nie miał pojęcia, ze jest jego córką, był głodny i od wielu tygodni nic nie jadł, a Diana była najsłabszym ogniwem na plaży, którym się mógł posilić( dziecka nie brał pod uwagę, bo to by była już wielka porażka). Rodzina wybaczyła mu, bo to przecież ich syn, ktory się znalazł.
Co do sytuacja Edward- Bella to myślałam, ze wszystko wyjaśniłam, ale: Edward zostawił ja z wiadomych powodów, nie chciał jej ranić... to wszystko jest kanonowe.
Jakby naszły was jeszcze pytani to piszcie chętnie odpowiem.
Pozdrawiam Sola


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ParanormalVampire
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 21:25, 02 Maj 2010 Powrót do góry

To jest cudowne, mimo iż aż dwa razy się rozpłakałam.
Nie rozumiem w niektórych momentach twojej logiki, ale podziwiam wyobraźnie. Ja nie potrafiła bym sobie tak wyobrazić Edwarda.
I beta dobrze się spisała
pozdrówka
A, jakieś twoje teksty chętnie przeczytam jeśli będą


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
duffy90
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Cze 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:45, 14 Cze 2010 Powrót do góry

Kochana sOlu....
Jestem po prostu wniebowzięta Twoim opowiadaniem :D Zaskoczyłaś mnie i to bardzo, bardzo pozytywnie. Nie spodziewałam się, że to opowiadanie tak mi się spodoba. Według mnie opowiedziałaś przepiękną historie o miłości, która przezwycięża wszystko nawet śmierć. To prawda, że opowiadanie jest krótkie, ale zawarłaś w nim wszystko co najważniejsze i według mnie nic nie musiała byś dodawać, bo przekaz jest dla mnie przejrzysty.
Pozdrawiam i czekam na kolejne opowiadania :)
"CiOcIa" :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KaraPak
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:10, 14 Cze 2010 Powrót do góry

Powiem tak:
NA poczatek muszę Ci powiedzieć, że woje opowiadanie, czytałłm już kilka razy i muszę stwierdzić że bardzo mi się podoba....
Po wtóre, czytałam już wiele opowiadań na podstawie Zmierzchu, i Prawda która boli, to jedno z moich ulubionych opowiadań...

Suuper, życzę dalszej weny, byś mogła napisać kolejne świetne opowiiadanie...
:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
I_want_to_be_Vampire
Człowiek



Dołączył: 18 Lip 2010
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 20:06, 25 Lip 2010 Powrót do góry

oułłł, Edziu zabił własną córkę, nawet o tym nie wiedząc. ? ? ?

powieśc świetne Uwaga Uwaga Uwaga czyta się lekko i szybko, jestem pod wrażeniem Uwaga Uwaga Uwaga

ps

Życzę weny na następne ff Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jane13
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Volterra

PostWysłany: Śro 19:25, 18 Sie 2010 Powrót do góry

Opowiadanie cuudo!!! Chyba bez bicia się przyznam, że początkowo przeczytałam tylko pierwszy rozdział a potem najzupełniej w świecie ZGUBIŁAM je Sad ..... no cóż ale po wielu przygodach udało mi się odnaleźć je i wreszcie przeczytać do końca Very Happy

Cieszę się, że nie jest to kolejny romans Bella- Edward. Że napisałaś coś co nie ma szczęśliwego zakończenia (zanim zaczniecie bić wyjaśniam- happy endy są w prawie wszystkich opowiadaniach, więc miło jest raz na jakiś czas "odsapnąć" od nich i przeczytać coś świeżego Very Happy ).

Jedyne opowiadania które podobały mi się niemal tak samo jak to twoje to: Time to grown up i Zemsta Jane....- nie żeby nie podobały mi się inne opowiadania! Te po prostu też mają sad end więc uznałam, że ta trójka jest inna Smile ....

Liczę na więcej takich opowiadań! Weny zaś życzę wszystkim autorom Uwaga Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin