FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nie każdy płomień gaśnie od podmuchu (Pernix i thingrodiel)Z Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:37, 03 Kwi 2011 Powrót do góry

RUNDA PIERWSZA: FANTASY

Pojedynkują się: Pernix i thingrodiel

Temat do wplecenia w tekst: Nie każdy płomień gaśnie od podmuchu.

KONIEC GŁOSOWANIA: 17 kwietnia 2011, godzina 23:59:59

Uprasza się o dokładną lekturę zasad oceniania (UWAGA! To nie jest ten sam schemat, którego używamy w normalnym pojedynkach ani ten, którego używaliśmy w pierwszej lub drugiej edycji TPP!) oraz Regulaminu Bitwy na Pióra.


TEKST A

Róża kusi, choć ma kolce

[+16] słownictwo



Długowieczność i nieśmiertelność są przereklamowane. Media zdecydowanie sprofanowały głębię istnienia postaci o nadprzyrodzonych mocach. Młode dziewczyny marzą o przystojnym wampirze, który odmieni ich życie niczym książę z bajki, oferując zamiast królestwa wieczną młodość i swoje towarzystwo po wsze czasy. Oczywiście wyśniony krwiopijca powinien być diabelsko przystojny i ma za zadanie wywołać zazdrość koleżanek. Natomiast nastoletni chłopcy chętnie zmieniliby się w puszystego wilka – wilka nie mylić z wilkołakiem – aby zrobić dobre wrażenie na upatrzonej pannie. W ten sposób budziliby nie tylko czułość, przybierając postać czworonoga, ale również zachwyt, gdy przed przemianą, ściągając koszulkę, zaprezentują idealnie umięśnione ciało.
Zniknął strach przed krwiożerczymi potworami i rozpruwającymi jednym dziabnięciem zezwierzęconymi zabójcami. A w tej całej modzie na poskromnienie postaci z horroru zapomniano o tym, że przygoda z nimi nie zawsze kończy się dobrze.

Ja właśnie staram się zachować równowagę w przyrodzie i gasić iskierki życia, jedna za drugą tak, jak podmuch wiatru niszczy płomienie świec – najchętniej u tych, którzy się tego wcale nie spodziewają. Wypełniam nałożone na mnie obowiązki. Odkupienie w moim przypadku jest jak marzenie o szklanych domach, a wygrana w totka w porównaniu z szansą na odzyskanie wolności to pikuś. Sam proces łowienia nie sprawia mi żadnej radości, nie nadaje sensu mojemu istnieniu.

Jedyną pociechą, na jaką mnie stać, jest ich zdziwione spojrzenie, kiedy już zdają sobie sprawę, co się z nimi dzieje. Karmię się krótkimi momentami, gdy błagają o litość.
Na początku nie dowierzają, potem walczą, a na koniec podkulają ogon, prosząc, by im odpuścić. Jeszcze nie zdarzyło mi się, bym zmieniła zdanie. Cały czas łudzę się tym, że kiedyś musi być ten pierwszy raz, ale niestety do tej pory nie znalazłam czystego jak łza człowieka, który byłby wart mojej łaski, zawsze odbieram im dużą część ich ziemskiego czasu. Zresztą nie czuję się winna, bo daje w zamian coś, czego chcą, czego pożądają, co po prostu ma ukrytą cenę. Dlatego nigdy nie nawiedzają mnie wyrzuty sumienia, których właściwie nie mogę mieć, bo sumienie zostało mi odebrane i nie pamiętam już, jak to jest odczuwać skruchę.

Działam legalnie, lecz nie posługuję się ludzkim kodeksem wartości i praw. Z tego powodu muszę dbać o to, by nie przebywać w jednym miejscu zbyt długo. Gdybym zrezygnowała z tej pierwszej zasady bezpieczeństwa, mogłabym wywołać podejrzenia. Nawet jeśli jestem na nowym terytorium, staram się nie wzbudzać nadmiernego zainteresowania – kolejna złota reguła mojego fachu, a jednocześnie iście trudne zadanie, gdyż przyciągam uwagę od pierwszego wejrzenia, nawet gdy usiłuję wtopić się w tło.
Moimi ulubionymi miejscami aktywności są wszelkie puby i kluby. Stanowią idealne punkty skupisk rozluźnionych ludzi, dla których priorytet to relaks, czyli to, co chcę im podarować. Jaki lokal w danym momencie wybiorę, zależy od mojego humoru.
Jeśli nie chcę słuchać pieprzenia mojej ofiary o przysłowiowym zadku Maryni, decyduję się na klub. Język ciała jest tak samo skuteczny, a może nawet bardziej, jak słowa.
Stawiam na pub, gdy mam ochotę się zabawić w elokwentną cizię lub jeśli mam dość psychodelicznej rąbanki, bo to, co teraz grają na imprezach, to nieporozumienie.
W tych czasach jednak z trudem można wykazać się talentem czy inteligencją, wszystko przychodzi mi zbyt łatwo, co oczywiście wpływa na destrukcyjny nastrój. Czasem nie zdążę nawet otworzyć ust, a już przede mną stoi kolorowy drink i chwilę po nim dołącza do niego szczerzący się w zalotnym uśmiechu mężczyzna.
Staram się nie wyróżniać strojem, uczesaniem, nawet przesadnie się nie maluję, bo oni i tak lecą do mnie jak pszczoły do ula.

Dzisiejszej nocy wybieram spokojną knajpę i nastawiam się na typowy scenariusz. Nie chcę mi się wysilać. Po co?
Siadam na czerwonym skórzanym stołku, po czym z gracją zakładam nogę na nogę. Napinam łydki, prezentując ich sprężystość. Czarna, dziesięciocentymetrowa szpilka wygląda jak ostry sztylet. Gdybym była zwykłą kobietą, idealnie sprawiłaby się jako obronne narzędzie w razie zagrożenia, ale w moim przypadku nie ma to znaczenia. Obcas stanowi pikantny element przebrania. Czuję się obserwowana, co mnie wcale nie dziwi, tak właśnie działają moje drobne triki.
Nie muszę długo czekać na rezultaty.

- Mogę postawić ci drinka - pyta nieśmiało blondyn, który od początku przyglądał mi się ukradkiem z drugiego końca baru.
Przytakuję, dorzucając do tego uśmiech. Nie liczę na to, że mnie czymś zaskoczy, więc rezygnuję z kreowania wizji niedotykalskiej i niezależnej panny. Coraz bardziej nuży mnie wymyślanie otoczki, dlatego też coraz częściej wybieram drogę na skróty. Jestem ciekawa, ile zajmie mu złożenie propozycji nie do odrzucenia.
Mój adorator przywołuje barmana i składa zamówienie na jeden z wymyślniejszych drinków w skromnym repertuarze menu lokalu.
- Mam na imię Paweł, a ty? Jesteś pewnie łamiącą serca boginią, która nie ma ochoty rozmawiać z takim gościem jak ja, co? - W jego głosie wyczuwam nutę zdenerwowania, niedostrzegalnego dla ludzkich receptorów.
- Nie przyjęłabym drinka, gdybym chciała uniknąć konfrontacji z tobą, Pawle. Możesz mówić do mnie Róża i mogę być dzisiaj twoją boginią.
Lubię być Różą. To piękny kwiat, który ma w sobie wiele zadziorności. Dumnie pręży pachnącą głowę, nęci zapachem do zanurzenia się w delikatnych płatkach, otula słodyczą, ale potrafi też skutecznie ukłuć, gdy zachodzi taka potrzeba.
Przekładam znów nogę na nogę i z sukcesem przyciągam jego wzrok do moich nagich ud, tylko częściowo przykrytych opiętą, czarną sukienką.
- Zauważyłeś coś wartego uwagi? - pytam od niechcenia. Który to już raz przerabiam ten sam scenariusz? Z reguły zmieniają się tylko imiona, bo faceci naprawdę bardzo często mają taką samą gadkę.
- Nie przeczę, nogi masz obłędne, ale nie z ich powodu postanowiłem cię zaczepić. Jest w tobie coś przyciągającego. Nigdy jeszcze nie spotkałem takiej pięknej, zmysłowej kobiety. - Dla odmiany zagląda mi w biust, ale zaraz pewnie będzie mówił o niesamowitych oczach. - Masz coś w spojrzeniu, twoje tęczówki są jak chabry, miałbym ochotę pobiegać teraz po polu chabrów. - W mojej głowie dzwoni salwa śmiechu. Dawno nie porównano moich oczu do kwiatów. W dziewięćdziesięciu kilku procentach są jeziorami lub morzami. Mimo wszytko daje mi to niewielką pociechę.
- Dziękuję, ty też jesteś niczego sobie. - Marny komplement za standardową śpiewkę. Zagryzam dolną wargę tak, by pomyślał, że mam na niego ochotę. Nie chcę go słuchać ani chwili dłużej.
Na szczęście z pomocą przychodzi zaintrygowany nami barman – widownia często bierze udział w moich przedstawieniach, dodając smaczku. Mężczyzna stawia na ladę wabik przeznaczony na mnie. Ja jednak wykorzystam go oczywiście na swoją korzyść.
- Pochlebiasz mi, mogłabyś mieć tu każdego. - Ile razy już słyszałam ten tekst?! Mam ochotę ziewać, ale że podobno cechuje mnie wytrwałość i nieugiętość, nie odpuszczam, choć wycofanie staje się wielką pokusą.
- Mogłabym, ale dzisiaj tobie się poszczęściło. - Po tym chyba już przejdzie do rzeczy... Dla efektu przykładam krwistoczerwone usta do fikuśnego kieliszka, powoli wypijam do końca B-Red i z wprawą zmysłowo ogryzam wisienkę. Facet, czego jeszcze chcesz, widzę, że się ślinisz na mój widok? Musisz tylko wyrzec magiczne słowa – zaklinam go niczym szamanka.
- Miałabyś ochotę pójść w jakieś spokojniejsze miejsce? - pyta niepewnie, aż mi go żal. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie dać mu kosza. Po całym tym teatrzyku chyba by się lekko zdołował... Szatański pomysł, ale ogrania mnie nieznośny głód, więc nie mogę zrezygnować tylko dlatego, by zagrać mu na nosie.
- Miałabym - odpowiadam nieśmiało, cały czas grając swoją rolę. By spotęgować jego zauroczenie, trzepoczę gęstymi rzęsami. - To dokąd? - dodaję, po czym z nieco większą odwagą chwytam go za rękę.
- Do mnie? - Cel osiągnięty błyskawicznie. Cieszę się, że mogę posiłkować się gestami, to zawsze przyspiesza żmudny proces podrywu.
Zgadzam się skinieniem. No i mam cię, bratku. Łatwy byłeś. - mówię do siebie w duchu zadowolona ze skutecznej akcji. Teraz wszystko potoczy się błyskawicznie. Nie ma innej możliwości.

Facet standardowo wzywa taryfę. Jedziemy w milczeniu, więc ocieram się o niego jak kotka w zalotach, aby nieco rozładować sztywną atmosferę i jednocześnie nie wykazać się brakiem zainteresowania. Jest ewidentnie napalony, nie wiem, czy uda nam się dojść do jego mieszkania.
Wysiadamy. On wciska taksówkarzowi pięćdziesięciozłotowy banknot i nie czekając na resztę, choć należą mu się dwie dychy, zatrzaskuje drzwi. Chojny gest, oczywiście jak na te czasy. Może myśli, że szarmanckość mu się opłaci, wszak spodziewa się darmowego bzykania. Dobrze gra, na niejednej zrobiłoby to wrażenie, ja jedynie uśmiecham się pod nosem.
Idzie przodem w stronę furtki prowadzącej do strzeżonego osiedla. Pewnie kierujemy się do typowej nowobogackiej garsoniery. Sypialnia, przestronny salon z aneksem kuchennym, rzadko lub nigdy nie używanym, plus obszerna łazienka z dużą narożną wanną i prysznicem wyposażonym w w deszczownicę.
Nie o wiele się się mylę, ale przecież nie wnętrze jego mieszkania jest dla mnie ważne, pożądam tylko jego wewnętrznego ognia.
Zaczynamy się całować jeszcze w progu, jego usta miażdżą moje wargi i gdzieś ulatnia się wcześniejsze wyobrażenie o tym, że to osobnik o delikatnym usposobieniu. Być może w swoim życiu prezentuje wizerunek łagodnego baranka, ale przede mną nie musi już nic ukrywać. Oboje dobrze wiemy, dlaczego i po co tu przyszliśmy.
Zamyka drzwi do mieszkania, macając moje niewielkie, ale jędrne piersi, a potem chwyta mnie za pośladki, podnosi do góry. Chcąc zademonstrować nie mniejsze zaangażowanie, oplatam nogami jego biodra i mocno przyciskam się do niego. Czuję wyraźny dowód podniecenia, więc z zadowoleniem wyginam się w łuk, a on w odpowiedzi kąsa mnie po szyi. Wszystko dzieje się szybko, jesteśmy jak w transie. Jego pseudonieśmiałość znika zupełnie, staje się coraz bardziej drapieżny, co i we mnie wyzwala dziką kocicę.

Choć będziemy mknąć dalej w szaleńczym wirze pożądania, jedna chwila diametralnie zmienia moje nastawienie. On kładzie mnie na wielkim łóżku i gdy dotykam satynowej pościeli, która przyjemnie chłodzi moje rozgrzane do czerwoności ciało, nagle odczuwam nieodpartą ochotę, by skorzystać z dawno nieodgrywanego scenariusza.
Nie pamiętam już kiedy się przed kimś odsłoniłam i zdaję sobie sprawę z tego, jakie będą konsekwencje mojego czynu. Nie będę po wszystkim mogła podarować mu kojącego znieczulenia, dzięki któremu zapomni o mnie. Jego płomień będzie musiał zgasnąć całkowicie, choć ja nie mam motywów, by zakończyć jego życie i z sensem wytłumaczyć swoje postępowanie. Mimo to pokusa jest większa, bo dość już mam swojej nudnej egzystencji. Pragnę czegoś odmiennego, wrażeń, które wyprą z mej pamięć setki tak podobnych twarzy, tak podobnych do siebie śmiertelników, którzy tak niezwykle podobnie jęczą w uniesieniu. Dosyć mam obowiązków, służenia i wiecznego życia.
Wpijam się w jego usta, wodzę językiem po ciepłym wnętrzu, wysysając powoli cudownie ożywczą energię – czyste światło, ogrzewające moje wnętrze.
Czerpię z jego radości, miłości i dobroci, to smakuje mi najbardziej, to wprawia ciało w ekstatyczne drgania. Wypływająca z niego ambrozja świadczy o tym, że jest poczciwym człowiekiem, tylko nieco zagubionym i samotnym, zupełnie jak ja. Jego wewnętrzna siła daje mi taką moc, że nie mogę już dłużej panować nad sobą, choć nie chcę się do tego przyznać.

Odtąd scenariusz ulega upragnionej przez wewnętrzny imperatyw zmianie – odrywam się od niego, lecz całkowicie inna. Odkrywam przed nim tę brzydką twarz. Zła, że przez niego w sposób niekontrolowany się obnażam, chcę, żeby czuł strach, żeby oszalał w ostatnich chwilach swojego życia.
Jego pole chabrów zamienia się w zgniłe bagno, a lśniące, brązowe loki w obślizgłe, wijące się niczym węże strąki. Na wcześniej pięknej, proporcjonalnej głowie widzi ostre, lecz szorstkie, nieco poszarpane rogi. Z soczystych jeszcze chwilę temu czerwonych ust, które teraz przypominają żabie wargi, wystaje ohydny jęzor.
Nie dziwię się, że momentalnie stracił rezon. Wytrzeszcza oczy i próbuje krzyczeć, ale jego głos zatrzymuje się w przełyku, a on wydaje z siebie tylko stłumiony charkot. Próbuje mnie odgonić od siebie, nieskładnie machając rękoma, żeby utorować sobie drogę do ucieczki, lecz ja udaremniam te niezgrabne próby, chwytając go masywnymi łapami. Syczę do jego ucha, a on drży. Masz się czego bać, kochany, zamierzam nieznośnie wolno pastwić się nad twoim ciałem, bo jest za bardzo idealne - myślę. Właśnie gdy usiłuję wcisnąć mu śliski, ale na pewno nieprzyjemny w kontakcie, jęzor do ust, czuję zimny powiew wiatru.

Zimny to mało powiedziane. Otula mnie lodowaty skafander, jakby na ciele utworzyła się cienka zmrożona powłoka, ściskająca wnętrze niczym imadło. To boli, po raz pierwszy od setek lat to ja odczuwam fizyczny ból. Tylko głowa jest wolna od mroźnego więzienia. Obracam ją, instynktownie wyczuwając obecność osoby trzeciej.

Moje oczyska spoczywają na nieziemsko przystojnej twarzy. Zielone oczy, jak szmaragdy przyciągają blaskiem oraz mocą, a czarne, półdługie włosy tańczą na wietrze niczym lekki jedwab. Zdobiący pukle delikatny szron skrzy się, przywodząc na myśl małe diamenty wetknięte w tkaninę pięknego szala.
Pod jego spojrzeniem rozpływam się, uchodzi ze mnie cała złość i żądza niszczenia. Potwór chowa się do środka, a ja znów jestem piękną cieleśnie kobietą o chabrowych oczach. Ucisk lodu powoli maleje, ale cierpienie przestało mi przeszkadzać, odkąd tylko go zobaczyłam. Nie mogę nawet odwrócić od niego wzroku, tak mocno mnie do siebie przyciąga. Na próżno chcę się uwolnić od jego dominacji. Wiem, kim jest, nie raz nasze drogi się krzyżowały. Moja ofiara przestaje być dla mnie ważna, pewnie jej ciało leży teraz bezwładnie na podłodze – zbyt wiele wrażeń jak na zwykłego, szarego śmiertelnika.

- Rea, och, Rea, nie mogłaś się powstrzymać? - Słyszę jego cudowny głos w swojej głowie. Wiem, że nie wypowiada słów na głos, bo jego usta się nie poruszają. Wargi są nadal ściśnięte, choć kąciki ust unoszą się ku górze w niewielkim uśmiechu.
- Wybacz, panie. Nie chciałam cię wyręczać. Przestałam nad sobą panować - odpowiadam pokornie. Niewiele istot może zasłużyć sobie na pełen respekt, ale on... Do niego mam wiele szacunku.
- Nie każdy płomień gaśnie od mojego podmuchu, Reo. Nie nadszedł jeszcze jego czas.
- Nie rozumiem. - Jestem zdezorientowana, przecież on nie pojawia się tak sobie, żeby dawać rady czy rugać, gdy ktoś popełni wykroczenie.
Podchodzi do człowieka, kuca nad nim i kładzie idealnie zbudowaną, długopalczastą dłoń na jego czole. Zostawia na skórze srebrzystą gwiazdę, a ona nieśpiesznie, cząstka po cząstce, wtapia się do środka.
- Nic nie będzie pamiętał - mówi, znów komunikując się bezpośrednio z moim rozumem.
Wstaje. Jest olbrzymi, przewyższa mnie o półtorej głowy, a ja mam przecież sto osiemdziesiąt centymetrów. wzrostu. Od teraz nie spuszcza ze mnie wzroku – czuję, że całkowicie mu podlegam, coraz bardziej do niego... należę? Tak, czuję się jego własnością, choć nie przed nim odpowiadam.
- Lilith jest z ciebie niezadowolona, Reo. Prosiła mnie o przysługę.
- Nie rozumiem - mówię zdenerwowana. Przerażają mnie moje reakcje. Najpierw ból, teraz to. Dla do tej pory bezwzględnej i odcinającej się od przykrych emocji istoty są to jawne oznaki słabości.
- Mam się tobą zająć, sukkubie, przynosisz wstyd swojemu rodzajowi i twoja matka wyrzeka się ciebie.
Płaczę. Nie wiem, skąd biorą się łzy, do tej pory nie nie uroniłam żadnej. Upadlam się i pogrążam, co rani mnie bardziej, niżby się nade mną znęcano fizycznie.
- Nie martw się, najdroższa. Do mnie należy wybór, w jaki sposób odejdziesz - mówi łagodnie, po raz pierwszy na głos. Jego przenikliwy tembr głosu działa jak plaster na skaleczenie. Spogląda na mnie czule. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze okazuje bezwzględność, jego twarz odsłania minimum emocji. Teraz przez moment jest jak uchylona księga, przez sklejone dotąd karty wypływa... samotność?
- Dobrze. - Tylko to słowo udaje mi się wypowiedzieć. Ufam mu bezgranicznie nie dlatego, że nie mam wyboru. Zawierzam mu siebie, bo przed chwilą ukazał mi swoje oblicze. Nie mogę pojąć, co nim kieruje, ale mam przeczucie, że dla niego też coś się kończy.
- Zgaśniesz, Reo, ale nie od mego podmuchu.
Milczę, to nie jest chwila na dialog, on przecież dobrze wie, co myślę, co czuję. Wie, że wypełnia mnie akceptacja. Wie, że godzę się z losem, jakim chce mnie obdarować. Wie, że ja też potrzebuję uśmiercić samotność.
Podchodzi wolno, z każdym jego krokiem mrowienie mego ciała staje się coraz bardziej intensywne. Pragnę go, naprawdę marzę, by znaleźć się w jego objęciach.
- Reo, od teraz będziesz moja. Będziesz moją panią.
Składa na mych ustach pocałunek. Cudowny, uśmierzający pocałunek śmierci.


TEKST B

TO NIE JEST MIŁA HISTORIA

Trzeba przyznać, że Nermiel urządził się wcale ładnie. Jego dom stanowiła urokliwa chatka, ustawiona malowniczo na piaszczystej wydmie. I choć smagały ją ze wszystkich stron wiatry, nie można było narzekać na pogodę. Całkiem przyjemna okolica, jeśli ktoś lubił morze.
Oczywiście nikt zdrowy na umyśle nie postawiłby domu na piasku, ale magowie nie mogli chyba grzeszyć zdrowym rozsądkiem? Poza tym piasek, nie piasek – magia nie takie rzeczy potrafiła utrzymać. Tak przynajmniej słyszał Krczk.
Niechętnie zbliżył się do chatki i zapukał do drzwi.
Wbrew powszechnej opinii magowie nie są na tyle zadufani, by zapraszać gości nieuprzejmym „wejść!” lub posyłać ich do złych bogów. Nie wspominając o tym, że nie byli także tak szaleni, by posyłać owym bogom nieproszonych gości.
Nermiel otworzył drzwi osobiście, fatygując się nawet naciśnięciem klamki własną dłonią.
- Wasza świątobliwość... - powitał go grzecznie i skinął głową, choć w jasnych oczach tliła się kpina. Krczk nie wziął tego do siebie. Miał ważniejszą sprawę do załatwienia, niż mina gospodarza.
Władczo machnął ręką, by mag go przepuścił, po czym wszedł do domu. Nermiel nie odzywał się. Uznał, że kapłan sam powie mu, z jaką sprawą przyszedł, choć nie mógł zaprzeczyć – ciekawiło go niezmiernie, co przedstawiciel kościoła mógł chcieć od maga. Omówić jakiś detal teologiczny? Choć z tym raczej udałby się do Rady...
Czekał cierpliwie, wpatrując się w otulone czarnym płaszczem plecy przybysza. Krczk rozglądał się po izbie krytycznym okiem. Pałacem by tego nie nazwał. Już domy ofiarne prezentowały się lepiej, a te ponoć przypominały stajnię, jak mawiał ciemny lud, niezaznajomiony z tajemną wiedzą.
Aczkolwiek musiał przyznać, że sadyba Nermiela była czysta – na tyle, że bez obawy mógłby jeść z podłogi. Gdyby oczywiście chciał.
- Czy gdzieś tu można usiąść? - zapytał kapłan, kiedy jego wzrok spoczął wreszcie na gospodarzu. Nermiel nie odwracając wzroku wskazał ręką na ławę pod oknem.
- Skromnie jak na maga – mruknął Krczk, siadając na brzegu.
- Nie mam wygórowanych potrzeb – usłyszał w odpowiedzi.
- Nie przyszedłem rozmawiać o wygodach – zaczął w końcu kapłan. - Zaobserwowano przerwę w twoim rejonie i ktoś przemknął się do nas.
Nermiel wzruszył ramionami.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Strażniczka nie wspominała o takim incydencie.
- Może wolała to ukryć? - zapytał Krczk. nie spuszczał oczu z maga.
- Zapewniam waszą świątobliwość, że nie ma takiej możliwości.
- A jednak! - wykrzyknął kapłan triumfalnie. - I to w twoim rewirze! Powinienem to zgłosić Radzie Najwyższej!
Nermiel przez chwilę milczał.
- Tylko jeśli taki incydent faktycznie miał miejsce. I czy ów ktoś, kto skorzystał z rzekomej...
- Rzekomej!
-... szczeliny - Nermiel kontynuował, jakby kapłan mu nie przerwał - czy wciąż jest u nas?
- Nie. Wrócił. A szczelina zniknęła.
- Sama? - Nermiel uniósł brew.
- O tym właśnie mówię. Twoja strażniczka załatwiła szybko dziurę i udaje, że sprawa załatwiona. Ale byli świadkowie. Rozmawiali z przybyszem. Wiesz dobrze, że przerwy, szczeliny, przejścia czy jak wy to tam nazywacie - kapłan zrobił gest, jakby mówił o czymś zupełnie nieistotnym, a czym ktoś zawraca mu głowę - są niedozwolone. Po to was trzymamy! Może gdy wasza strażniczka odpoczywała?
Nermiel pokręcił głową. Zorientował się, że kapłan zaraz zagrozi donosem Radzie i będzie go mamił dochowaniem tajemnicy, o ile mag odda mu jakąś drobną przysługę. Pytanie tylko, czego chciał i czy rozmiar owej przysługi przerośnie smoka.
Zgodnie z jego dedukcją taka propozycja w końcu padła. Nermiel nie okazał niechęci, zachował ją dla siebie. Aczkolwiek musiał przyznać, że małostkowość siedzącego przed nim Krczka była dość obrzydliwa. Żeby uciekać się do niepotwierdzonej opowiastki i udawać, że ma się dowody? Gdzie te czasy otwartego, przaśnego szantażu?
- A w zamian?
- Szczelina. Chcę spotkać kogoś stamtąd - powiedział bez chwili zastanowienia kapłan.
- Przecież wasza świątobliwość powiedział, że to niedozwolone – zauważył mag.
- Wybacz staremu człowiekowi, Nermielu! - Krczk zrobił smutną minę. Mag był od niego starszy - może wyglądał na kogoś, kto właśnie przekroczył czterdziestkę, ale kapłan wiedział, że mógł mu lekką ręką przypisać dwie setki. - To nie jest zwykła ciekawość. Jestem człowiekiem nauki, chcę zbadać tamten świat. Ale to nie na moje lata. Potrzebuję zatem kogoś stamtąd, by mi o nim opowiedział. Dyskretnie - dodał z naciskiem.
- Czytałem prace naukowe waszej świątobliwości - rzekł Nermiel. - Są interesujące. Nie wiedziałem jednak, że kapłan ucieka się do międlenia ozorem, by uzyskać potrzebne materiały.
Krczk nachylił się ku Nermielowi.
- Wobec tego może pójdę do Rady i sobie z nimi porozmawiam o tym, jak to twoja strażniczka pilnuje granic. Co ty na to, czarodzieju? Pomiędlić Radzie ozorem?
Nermiel nie odpowiedział. Krczk był mały, stary i okrutny. Magowi nic nie mógł zrobić. Ale jeśli obszczeka przed Radą strażniczkę, to jej dni będą policzone. Magowie sprawowali nad strażnikami tylko opiekę, głównie zdrowotną.
Przeciwko strażnikom wystarczyła plotka, by zwolnić ich z obowiązków. A strażników zwalniano tylko w jeden sposób.
Nermiel musiał coś wymyślić.

Gaya przyłożyła dłoń do miękkiej, ziemistej ściany. Spokój i cisza. Nic nie wibrowało, żadnych rozchodzących się czy przetartych ścianek. Wszystko w porządku.
Spędzała w tym korytarzu większość swojego czasu. Kiedy czuła się wyczerpana, zostawiała ślady energii na ścianach, by w razie czego wiedzieć, czy coś złego się nie dzieje, po czym wracała do miejsca, gdzie widniało legalne przejście do świata, z którego pochodziła. Tam zaszywała się w przytulnej chatce Nermiela, by odpocząć, gdy tymczasem mag przekazywał jej potrzebną magię. Czasem eliksiry się przydawały, jeśli była ranna, a to się zdarzało od czasu do czasu. Jeśli jakiś zapaleniec wyjątkowo uparcie chciał przekopać się do innego świata i usiłował walczyć ze strażnikiem (na przykład łopatą), mogło dojść do rozlewu krwi. Zwykle wygrywał strażnik. Jeśli nie – na jego miejsce wkraczał nowy. Zaś odważnego wędrowca łapano i odsyłano do jego świata, gdzie do końca życia jawił się jako szaleniec.
Minęło trochę czasu od jej ostatniego odpoczynku, dlatego ocierając dłoń o ściany szła w kierunku domu. Tak, domu. Nermiel stworzył go dla niej, by przypominał ten z jej młodości, kiedy jeszcze była młodą dziewczyną, która lada chwila miała stanąć na ślubnym kobiercu z którymś z chłopaków ze wsi.
To się nigdy nie stało. Któregoś dnia pojawił się wysoki mag o kościstych dłoniach i bardzo jasnych oczach i po prostu ją ze sobą zabrał. Tak jakby wyczuł, że nie pilno jej było do małżeństwa, pracy w domu i rodzenia kolejnych dzieci.
Choć nie zapytał też, czy chce robić to, co robiła teraz. Ale nie narzekała. Może i krążenie po korytarzu było dosyć monotonne, ale spokój tego zajęcia sprawiał jej niekłamaną przyjemność od wielu lat. Nie potrzebowała nikogo do rozmowy, poza tym jeśli chciała otworzyć do kogoś usta, to nadrabiała to, kiedy widywała się ze swoim opiekunem.
Nermiel miał do niej stosunek ojcowski, co czasem, gdy Gaya jeszcze była nieletnia, dawało magowi prawo przełożenia jej przez kolano. Poza tym jednak nie narzekała. Naprawdę kochała go jak własnego rodzica. Nie była to zresztą sytuacja wyjątkowa – strażnicy często przyjmowali postawę podopiecznych, skoro ich zdrowie (a bywało, że i życie) zależało do tego, czy mag na czas i sprawnie doprowadzi ich do pełni sił. Jeden ze wartowników pochodził z innego świata, niż Gaya i gdy odczuwał zmęczenie, mówił, że musi wrócić do swojego „starego” by się „podładować”.
Pozostali szybko podchwycili to słówko i ponoć nawet w bardzo odległych fragmentach ziemi niczyjej można było usłyszeć o „podładowywaniu baterii”.
Spokojnie przeszła przez szczelinę.
Ciemność i chłód korytarza kontrastował z jasnym słońcem na plaży, na której Nermiel urządził dom. Mrużąc oczy skierowała kroki w stronę chatki. Mag otworzył drzwi, nim zdążyła się do nich zbliżyć. Wyraz jego twarzy nie wróżył niczego dobrego. Coś się stało. Do serca zakradło jej się rzadkie uczucie – lęk.
- Musimy porozmawiać – powiedział tylko i odwrócił się. Weszła za nim do środka, czując, jak narasta w niej niepokój. Nermiel zazwyczaj był w dość pogodnym nastroju; to „musimy porozmawiać” nie brzmiało dobrze.
Mag oparł się o ławę i wbił wzrok w drewnianą podłogę, uważnie studiując słoje.
- Był u mnie Krczk. Znasz go?
- Pamiętam. Wredny, mały robal. - Gaya otrząsnęła się na samo wspomnienie. Krczk nigdy jej niczego nie zrobił, ale jego sposób bycia miał coś takiego, co porównać można było tylko do przerośniętej larwy.
- To kapłan – powiedział Nermiel, jakby to cokolwiek wyjaśniało. - Ten typ tak ma. Uważa, że pojawiła się jakaś szczelina i ktoś przemknął się do naszego świata.
- Bzdura – mruknęła Gaya.
- W zamian za milczenie chce otworzyć przejście między światami – dokończył mag.
Strażniczka wzruszyła ramionami.
- To je otwórzmy.
- Gayo, czyś ty oszalała?
- A widzisz inne wyjście? Zresztą jeśli on nas szantażuje, to my możemy mu na spotkanie podesłać kogoś z Rady Najwyższej.
- Wtedy na pewno spłoniesz na stosie – zauważył Nermiel. - Zorientują się, że otworzyłaś przejście.
- Skąd w ogóle pomysł, że pojawiła się jakakolwiek szczelina?
- Nie mam pojęcia, ale dziad ma świadków.
- Kogo?
- Kogoś ze wsi.
- Nie są wiarygodni.
- Zastraszeni potrafią być bardzo przekonujący.
- Dlaczego przyszedł z tym do ciebie?
- Wolałabyś, by przyszedł do kogoś innego?
Nermiel wiedział, że to pytanie było niesprawiedliwe, ale nie znał odpowiedzi na wątpliwości Gayi. Strażniczka milczała.
- W dalszym ciągu uważam, że powinniśmy zastawić na niego pułapkę. Nie mam siły. Potrzebuję się podładować.
Nermiel uśmiechnął się pod nosem i gestem wskazał jej drzwi, za którymi kryła się mała izdebka, w której sypiała Gaya.

Kiedy leży na sienniku, pamięta głównie przyjemny chłód przenikającej jej ciało magii i łagodne dłonie Nermiela na skroniach. Czuje ich dotyk, tak jak czuje się dotyk rodzica czule gładzącego swoje dziecko po głowie. Ze skroni niczym przyjazny wężyk magia pełznie w dół, przechodzi przez policzki, szyję, wreszcie rozciąga się na ramiona i tułów, aby potem przeniknąć do brzucha i dalej, do nóg. Potem Gaya traci świadomość i gdyby ktoś odważył się zaatakować ją w tej chwili, mogłaby zginąć.
Mogłaby, gdyby nie to, że chroni ją mag.
Oraz fakt, że nie było potrzeby atakowania strażników.
Ciało Gayi chłonie magię przez kilka godzin.

Tydzień później Krczk wezwał do siebie Młodego. Matka tak go nie nazwała, ale prawdziwe imię chłopaka nastręczało nieco trudności w wymowie, przy czym „czy H jest tu dźwięczne?” stanowiło najmniejszy problem. Nikt nie nazywał go tak, jak rodzice. Krczk czasem się zastanawiał, co przyświecało matce chłystka, kiedy zaczęła za nim wołać tak długo i zawile, że kolejność liter się myliła. Patrząc na jego brzydką twarz nikt nie mógł mieć wątpliwości, że w rodzinie młodzieńca od pokoleń nie zapałętał się żaden szlachetnie urodzony człowiek. Być może jego matka miała ironiczne poczucie humoru. Ostatecznie nie istniało żadne prawo, które zabraniałoby nazywania dzieci wieśniaków wymyślnymi imionami, z którymi tylko książęta czuliby się dobrze.
Młody stał przed kapłanem niczym sterta wystraszonego nieszczęścia. Należał do nowicjatu, a więc jego ubranie stanowiła bezkształtna płachta, dość wygodnie obwiązana w pasie, ale sprawiająca, że przyodziany w nią człowiek prezentował się jak worek z ziemniakami.
A to, że chłopak piekielnie bał się kapłana, w niczym nie pomagało – widocznie dygotał.
- Młodzieńcze, mam dla ciebie nie byle jakie zadanie.
Ponieważ z samego rana wszyscy nowicjusze szorowali podłogi, Młody miał niejasne przeczucie, że zadanie oznaczało przynajmniej wejście na stryszek. A tam... tam nikt nie zaglądał i opowiadano, że pająki urządziły tam sobie własne królestwo.
Nie jakieś zwykłe pajączki, które wystarczyło trzasnąć łapciem. Wielkie zmutowane włochate bestie pożerające każdego, kto odważy się zajrzeć na ich włości. A stukoty dochodzące czasem z owego stryszku tylko potwierdzały potworną teorię.
Co prawda Krczk nie raz zaprzeczał istnieniu takich potworów, a jeśli już, to żaden nie zakradłby się do domu kapłanów, ale Młody mu nie dowierzał. Kto wie? Może owe pająki do specjalnie wyhodowane pupilki samego Krczka? Ostatecznie gdzie zniknął kilka lat temu jego przyjaciel z dormitorium? Nikt nie wiedział, co się z nim stało. Przepadł jak kamień w wodę. Oficjalnie zaginął w lesie. Tylko że najbliższy las znajdował się kilka mil od domu kapłanów.
Młody przełknął ślinę.
- Słucham, wasza świątobliwość – zaszemrał.
Krczk nie chciał spotykać się z byle kim z drugiego świata. Nie i jeszcze raz nie. Potrzebował kogoś konkretnego, a przecież nie mógł dopuścić, by jakaś strażniczka złapała za kołnierz pierwszego z brzegu przedstawiciela i pokazała Krczkowi.
W schowku w podłodze kryła się kopia zwoju, na którym wieki temu ktoś starannie wykaligrafował interesujące dla Krczka słowa. Nie była to przepowiednia i trudno nazwać to przepisem, ale jednak ze słów dało się zrozumieć, że jeśli ktoś, kto przypadkiem jest kapłanem zawsze pakt z przedstawicielem religii z innego świata, będzie w stanie poruszyć niebem i ziemią. W tłumaczeniu Krczka dawało mu to mniej więcej władzę nad światem.
Do kapłaństwa nigdy go nie ciągnęło, ale jako najmłodsze spośród dziewięciorga dzieci zubożałych właścicieli ziemskich nie bardzo miał wyjście. Za kapłanów królowie płaci złotem, bo do takiego życia nikogo nie ciągnęło. A przywódców duchowych lud bardzo potrzebował. Tak więc rodzina Krczka wypchnęła go z domu, kiedy jeszcze był pacholęciem i posłała do starego duchowego przywódcy. I tak to się zaczęło.
Ciężko było. Krczk nie wykazywał talentów do nauki obrzędów, nie wyglądało na to, by miał kiedykolwiek nieść posługę potrzebującym, a kiedy skończył piętnastą wiosnę, wszystko wskazywało na to, że większe zamiłowanie ma do wiejskich dziewek, niż modłów przy składaniu ofiar.
Ale jednak wyrósł na kapłana, co zawdzięcza wyjątkowemu uporowi i rózdze starego przywódcy. Długo był pewien, że oto jego życie spełznie na nieznośnych modłach do bogów, których nikt nigdy nie widział i składaniu ofiar ze zwierząt, by zbiory były dobre, by choroby nie nękały ludu i tak dalej, dopóki nie postanowił, że dokładnie przejrzy całą bibliotekę.
W sporym pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo niepotrzebnych szpargałów, z których nigdy nie potrzebował korzystać i nie zanosiło się, by miał przed śmiercią do nich sięgnąć. A jednak jego poprzednicy uporczywie trzymali zakurzone księgi i obrośnięte pajęczynami stare zwoje. Wobec tego on postanowił się tego pozbyć.
I wtedy w ręce wpadł mu ten zwój. Jaka siła kazała mu zajrzeć do środka, tego nie wiedział. Dość, że przebrnąwszy przez ozdobny styl autora, zrozumiał, że oto stoi przed nim otworem nowa możliwość. Mógł się stać czymś więcej niż tylko duchowym przywódcą. Mógł pokazać im wszystkim, do czego zdolny jest on, Krczk. Choć sam przed sobą się nie przyznawał i wmawiał sobie, że jego cele są dosyć skromne. Nie odczuwał potrzeby, by pokłonili się przed nim rodzice, którzy go wysłali do domu kapłanów, gdzie cierpiał męki i katusze braku powołania. Kłaniać nie musieli się także ci, którzy przez lata z niego kpili czy przyjaciele z dzieciństwa, którzy o nim zapomnieli i nie próbowali się z nim kontaktować.
Aczkolwiek królowie to już by mogli.
Do tego jednak czasu trzeba wszystko przygotować. Przede wszystkim wysłać Młodego do drugiego świata. Ze wszystkich w nowicjacie Młody akurat nadawał się do tego najlepiej z jednego istotnego powodu – bał się Krczka.

Kiedy Młody zobaczył po raz pierwszy Gayę, wydawało mu się, że zaraz zginie. Wysoka strażniczka spojrzała na niego tak, jak patrzy się na robaka, który zaraz wpełznie człowiekowi na buta, by go zapaskudzić śluzem i bogowie wiedzą, czym jeszcze.
Przełknął ślinę. To niesprawiedliwe. Nie zasłużył na pogardę. Był tylko posłańcem, wcale mu się zresztą do tego nie paliło. Wolałby spokojnie uczyć się obrzędów i jeszcze raz oblać egzamin z rytuału składania w ofierze pokarmów, niż pchać się w nieznane miejsce i szukać kogoś, kto reprezentowałby jakiś nieznany ruch religijny. Może tamci codziennie składają ofiary z ludzi? Może on zostanie uznany za dobry materiał na upuszczanie krwi?
Młody wzdrygnął się. Przed nim wciąż nauka składania ofiar z ludzi. Bogowie bywali żądni krwi, choć trzeba przyznać, że kapłani dosyć się wycwanili. Jeśli pogoda za bardzo dawała się we znaki, brało się z lochów co większego zakapiora, podrzynało mu się gardło i już – pogoda się poprawiała, społeczeństwo uwalniało się od przestępcy i nikt nie mógł niczego nikomu zarzucić.
Aczkolwiek Młody nigdy nikogo nie zabił. Nawet złapanego we wnyki zająca chciał wypuścić, tak mu serce łamał płacz stworzenia.
Dumnie uniósł głowę. Nie pozwoli przecież, by strażniczka wbiła go w podłoże samym spojrzeniem. Co go to obchodzi? Nie znają się przecież.
Gaya jeszcze przez chwilę przyglądała się kandydatowi na kapłana. Coś jej mówiło, że ten chłopak nie nadawał się do tej roboty. Nie mogła go sobie wyobrazić w czarnych szatach, ględzącego modlitwy i skrupulatnie pilnującego, by wieś dostarczała mu danin.
Westchnęła cicho. Młody mógł być w jej wieku, choć i tak sprawiał wrażenie dzieciaka. Wyglądał na przestraszonego, ale usiłował nadrobić miną.
Krczk ze słabo maskowanym triumfem na twarzy przyglądał się, jak strażniczka prowadzi nowicjusza w głąb ciemnego korytarza. Wszystko układało się zgodnie z jego planem. Co prawda kiedy chłopak zniknął mu z oczu owo „wszystko” zależało już tylko od tego, jak bardzo boi się swojego przełożonego. Ale kapłan jednak był spokojny. Młody przyprowadzi mu duchowego przywódcę STAMTĄD. I świat się zmieni.

Gaya prowadziła chłopaka korytarzem. Rozglądał się wzrokiem przestraszonego ptaka po ziemistych ścianach, dotykał ich, nie mogąc uwierzyć, że glina jest odseparowana i choćby nie wiadomo, ile tarł, nie pobrudzi rąk.
Dusiło go lekko. W korytarzu było zdecydowanie za mało powietrza.
- Jak ty tu wytrzymujesz? - wycharczał.
Gaya zaśmiała się.
- Lata praktyki. No i magia.
- Jak to się stało, że zostałaś strażniczką? - zapytał.
Wzruszyła ramionami.
- Uciekłam z domu, znalazł mnie Nermiel. Samo wyszło – odparła lakonicznie.
Paznokciem przejechała po ścianie.
- Tu będzie dobrze – powiedziała, przystanąwszy. Młody już chciał spytać, co niby miało być dobrze, ale w tym momencie strażniczka położyła płasko dłoń na ścianie, przymknęła oczy i ziemia się rozsunęła.
Nowicjusz czuł się rozczarowany. Wydawało mu się, że dziewczyna odprawi jakiś interesujący rytuał, będzie inkantować zaklęcia lub chociaż wyciągnie skądś wielki nóż i wbije go w ścianę, by stworzyć wrota. Ale nic z tego – ot, ręka na jednym miejscu i już. Szczelina stała otworem.
- Przechodź szybko i zapamiętaj to miejsce – powiedziała. - Kiedy załatwisz sprawę kapłana trzy razy w nie zapukasz, a ja znów otworzę przejście. Będę tu czekała.
- Czemu akurat tutaj? - zapytał, choć powinien już przechodzić.
- Z drugiej strony miejsce jest ukryte.
Ponagliła go wzrokiem. Przeszedł przez szczelinę, a gdy odwrócił się, by jeszcze raz na nią spojrzeć, już zamykała przejście. Zdołał tylko zobaczyć ciemne oczy i krótko ostrzyżone włosy, a potem czerwoną ścianę.
Był po drugiej stronie.

- Widziałeś, jaki był przerażony? - zapytała Gaya, grzebiąc w misce z jedzeniem.
Siedzieli z Nermielem nad kolacją.
- Widziałem.
- To nasza szansa – powiedziała ostrożnie strażniczka, odkładając łyżkę.
- O czym ty mówisz? - zapytał mag, sięgając po kubek z wodą. Nie podobał mu się ton podopiecznej. Z napięcia jej ciała czytał, że dziewczyna coś kombinuje. I wiedział, że nie będzie tym zachwycony.
- O Krczku! I o tym nowicjuszu, Małym czy jak mu tam! - prychnęła. - To nasz świadek!
- To przerażony chłopak, który przede wszystkim boi się kapłana. Nie wiem, co się roi w twojej głowie, ale jeśli planujesz coś względem tego dzieciaka, to od razu ci mówię, żebyś to sobie wybiła z głowy.
- Dlaczego? - warknęła gwałtownie podnosząc głowę. - Boisz się? Dasz się szantażować byle łachmycie w ciemnych szatkach?
- Nie pozwolę, by stała ci się krzywda – zaczął Nermiel. - Poza tym panuję nad sytuacją.
- On kłamał! - Uderzyła pięścią w stół.
- Ty też. Obiecałaś Młodemu, że poczekasz na miejscu.
- Podejrzewam, że musi poszukać kogoś specjalnego, skoro nie wystarczyło wystawić ręki i złapać kogoś za ramię. To mu trochę zajmie - odparła przez zaciśnięte zęby.
- Jeśli już zjadłaś, lepiej wracaj na miejsce – odparł krótko mag.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim tchórzem – mruknęła.
- Nazywaj to tchórzostwem, jeśli chcesz. Tak, boję się stracić swoją strażniczkę. I to jedyny mój lęk. Kiedy ta cała sprawa się skończy, wszystko będzie dobrze. - Wiedział, że brzmi to naiwnie, ale co mógł zrobić? Chwilowo wolał, by Gaya nie grzebała w jego planach. - Krczka trzeba będzie usunąć ze stanowiska, zgłosić to Radzie... Ale na to trzeba mieć świadków! I przy okazji dowiedzieć się, ile było prawdy w tym jego gadaniu o szczelinie – dorzucił na wszelki wypadek. - Inaczej od razu lądujesz w lochu, a o świcie na stosie. Masz ochotę posmakować płomieni?
Gaya wstała i wymaszerowała z domu bez słowa. Zła na cały świat, a przede wszystkim na swojego opiekuna; przeszła szybkim krokiem przez piach w stronę ciemnej ściany wyrośniętej niczym falochron na linii morza.
Wejście strażnika przypomina stopienie człowieka z nieprzeniknionym korytarzem. I tak właśnie wyglądała Gaya, kiedy zanurzała się w ciemność przejścia.

Ciche pukanie sprawiło, że kilkugodzinna medytacja strażniczki została przerwana.
- No, nareszcie – powiedziała. Złościła ją ulga, jaką poczuła. Musiała sama przed sobą przyznać, że się denerwowała. Przez całe dziesięć dni musiała czatować, czy nowicjusz raczy w końcu wrócić. I czy ostatecznie wróci z towarzystwem – Gaya miała nadzieję, że jednak nie.
Otworzyła szczelinę. Młody w swoim odzieniu nowicjusza prowadził za sobą kogoś w czarnej szacie, z białym prostokątem przy szyi. Twarz przybysza zdradzała inteligencję, choć była dość nieprzyjemna. Na obliczu miał wypisane kombinatorstwo i niechęć do całego świata. Strażniczce się to nie spodobało, ale nic nie powiedziała. Nie jej gość. Ona tu tylko przeprowadzała przez przejście.
- Tak, na pewno jesteś duchownym. Nosisz podobne szaty – mruknęła pod nosem. Miała jednak nadzieję, że przybysz jej nie usłyszał. Nie należało drażnić kogoś takiego.
- Ciekawe miejsce. Zadziwia mnie, co jeszcze w swej dobroci – słowo „dobroć” niemal z siebie wypluł – stworzył Bóg.
Strażniczka nie skomentowała słów duchownego, choć miała wielką ochotę zapytać go, czy w jego świecie kapłanów wybiera się także spośród dzieciaków, z którymi nie ma co zrobić. Lata temu trzeba było mieć powołanie, teraz – za dużo potomstwa. Smutne.
- Mówiłem, że są cuda na tym świecie, o których ksiądz nie wie, a warto się z nimi zapoznać – odezwał się Młody.
Ksiądz? To nowe słowo. Czy tak określało się duchowych przywódców w tamtym świecie? Gaya postanowiła zapytać o to jednego ze strażników, który stamtąd pochodził.
- Niezwykły młody człowiek – powiedział ów ksiądz. Gaya obróciła się w jego stronę, zrozumiawszy, że mówi do niej. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Czego on od niej chciał?
- Spotkałem go przy moście. Wołał mnie! To niezwykłe, zazwyczaj ludzie w jego wieku nie zbliżają się do kościoła i księży. Myślałem, że potrzebuje pomocy lekarza, takie dziwne rzeczy opowiadał. - Rozgadał się na dobre. Gaya słuchała, jako że i tak nie miała wyjścia. Choć trochę ciekawiło ją, jak to się stało, że Młody zdołał upolować odpowiedniego kandydata na rozmowę z Krczkiem. Może miał jakieś szczególne wytyczne? - Nie chciałem się zgodzić, ale postanowiłem udowodnić mu, że żadnych innych światów nie ma i że potrzebuje pomocy Boga, a także opieki... I proszę, zapukał i otworzyła się ściana. Nigdy bym nie uwierzył, gdybym tego nie zobaczył na własne oczy.
Gaya sklasyfikowała owego księdza jako człowieka, który się rozminął z powołaniem. Powinien zostać odkrywcą, zamiast klepać modlitwy.
- Tu jest strasznie duszno! - zauważył. Strażniczka nie odpowiedziała. Lubiła chłód korytarza, a brak odpowiedniej ilości powietrza był dla niej nieodczuwalny.
Magia. Ćwiczenia. Magia.

Krczk częstował winem. Wyciągnął najlepsze ze swojej piwniczki. Było słodkie i mocne, o pięknej barwie rubinu. Uderzało do głowy słabszym w piciu, dlatego kapłani pili powoli. Żaden nie chciał narazić się na śmieszność, nie wspominając o oskarżeniu o pijaństwo.
Ksiądz nie mógł uwierzyć w to, co go spotyka. Oto przed nim otworzył się jakiś inny świat. Powinien skrzyżować palce i wrzasnąć „Apage satanas!”, ale nie mógł powstrzymać ciekawości. Był niczym Alicja zaglądająca do króliczej nory. Krczk to pewnie kot z Cheshire, tylko uśmiech mu nie wychodził.
Najgorsze, że wobec wszechobecnej grzesznej magii, kapłanów podejrzanej religii, przejść między światami, strażników i całej reszty ksiądz czuł się równie bezbronny niczym pająk pod butem.
Odchrząknął, odstawił do połowy opróżniony kieliszek i popatrzył na swojego gospodarza.
- A więc... Co ja tu robię?

Młody siedział pod drzwiami. Nie powinno go tu być. Podsłuchiwanie, szczególnie rozmów Krczka, nigdy nie kończyło się dobrze. Ale nowicjusz zaciskał pięści i tkwił na posterunku, starając się nie zrobić najmniejszego szmeru. Nigdy nie podejrzewał przełożonego o nadmierną świątobliwość, choć tak go tytułowano. Miał w sobie coś złego, co przerażało nie tylko Młodego, ale i innych w domu kapłanów. Coś nieuchwytnego, co kazało myśleć, że sięgnie po każdą sposobność, by się wybić. Albo chociaż zemścić. Albo jedno i drugie.
Teraz kazał sobie sprowadzić kogoś z innego świata, koniecznie duchownego, a kiedy to osiągnął – zamknął drzwi, ostrzegając, by nikt nie przeszkadzał w spotkaniu. Nie prosił – ostrzegał. Tak jakby chciał zamordować każdego, kto nie spełni rozkazu. Nie wróżyło to niczego dobrego.
I właśnie to kazało Młodemu tkwić na posterunku i mieć ucho (choć wolałby także oko) na to, co dzieje się za drzwiami.
Początkowo nic się nie działo. Kiedy przytulił twarz do chropowatego drewna, by coś usłyszeć, wyłapał propozycję picia wina i błahostki powitalne. To spotkanie zapewne będzie długo, bardzo długo trwało. Zwłaszcza że ksiądz był skrojony jakby według szablonu Krczka – ambitny, nienawidzący swojej posługi, chcący zmienić własne życie...
Młodemu zabrało tydzień wyłapanie takiego osobnika, potem dwa dni go obserwował, by wreszcie odegrać scenę zbawiciela spod mostu. I udało się. W zamian za tę „przysługę” Krczk dał mu do picia napar, by wzmocnić jego nadwątlone siły, a potem odprawił go machnięciem ręki i słowami „Możesz już iść!”.
Z zamyślenia wyrwały go dziwne słowa księdza:
- Przy naszych planach – z naciskiem wypowiedział słowo „naszych” - powinniśmy wszystko zachować w jak najściślejszej tajemnicy.
- Zgadzam się – potwierdził Krczk.
Młody mocniej przytulił się do drzwi.
- Tymczasem masz świadków! – wytknął ksiądz oponentowi. - I co z nimi zrobisz? Zabijesz?
Jakież krwiożercze bestie zostają kapłanami na tamtym świecie! - pomyślał Młody. Zastanowiwszy się jednak, doszedł do wniosku, że nie należy się dziwić. Świat, z którego pochodził ksiądz był okropny. Z pobytu TAM Młody zapamiętał głównie śmierdzące powietrze, dziwnie poubieranych ludzi, potwory gnające z prędkością znacznie przewyższającą najszybsze konie księcia pana oraz koszmarny hałas.
- Spokojnie. Są jak świeczuszki. Dmuchnąć i nie ma. Siedzą cichutko.
W tym momencie przytulone do drzwi ucho Młodego usłyszało odpowiedź księdza.
- Nie każdy płomień gaśnie od podmuchu.
Młody zasłonił usta. Zdał sobie sprawę, że zbyt głośno oddycha. Strach powolutku podpełzł do niego, połasił się do jego nóg i zaczął pełznąć w górę, ogarniając kolejne partie ciała.
Świadkowie? Ale świadkowie czego? I nagle zrozumiał.
Dotarło do niego również to, że do grona światków zalicza się także on sam. Jakie wydarzenie mogłoby mieć zbędnych widzów? Przejścia mieszkańca jednego świata do drugiego. Nie licząc Krczka i tego dziwacznego księdza, o owym przejściu wiedział także on. Oraz Nermiel, ale jako maga nie dało się go zabić. Ktoś jeszcze? Strażniczka!
Co ci dwaj planowali?! Tego nie wiedział, ale miał bardzo złe przeczucie. Najciszej jak mógł wstał i odszedł, a potem puścił się biegiem do dormitorium, przeklinając w duchu własną bojaźliwość. On się bał Krczka? Cokolwiek planował prawdziwy strach miał dopiero nadciągnąć!

- Dlaczego tak dziwnie się uśmiechasz? - zapytał ksiądz.
- Podsłuch odbiegł w popłochu – wyjaśnił Krczk.
- Jesteśmy podsłuchiwani? - Ksiądz zerwał się na równe nogi i rozejrzał po pomieszczeniu.
- Już nie. Nasz mały szpieg właśnie pobiegł do dormitorium, by spakować najniezbędniejsze rzeczy. Ucieknie jeszcze tej nocy, a ja nie będę mu przeszkadzał.
Przybysz popatrzył na kapłana nierozumiejącym wzrokiem. Krczk powstrzymał się od wybuchu śmiechu. Niezbyt inteligentny był jego wspólnik, ale nie szkodzi. Wystarczyło jego inteligencji za ich dwóch. Jeśli ten mały pokraczny księżulek będzie rządził w swoim świecie – co Krczka to obchodzi? On ma plany względem własnego i poradzi sobie z tym jak ze zgnieceniem pchły.
- Ten mały piekielnie się mnie boi, ale jeszcze bardziej przeraża go, że w nieznanym nikomu celu kazałem sobie sprowadzić kogoś z innego świata. – Skinął głową w stronę swojego gościa. - Wiedziałem, że będzie podsłuchiwał. Bałeś się, że mamy świadków? Właśnie się ich pozbywam.
- A w jakiż to sposób? - zapytał ksiądz z niedowierzaniem. - Pozwalając im uciec?
- To proste, mój drogi wspólniku! - Krczk posłał księdzu uśmiech rekina. - Mój nowicjusz właśnie biegnie ostrzec strażniczkę i jej opiekuna. Powiedzmy, że wystarczy przedsięwziąć środki ostrożności i wszystko się samo układa. A świadkowie, którzy tak cię niepokoją, sami znikną.
- To wspaniale – warknął gość. - Powiedz mi tylko, jak wrócę do swojego świata, by realizować twój genialny plan.
Krczk oparł się wygodnie na krześle. Nie przestawał się uśmiechać.
- Najpierw wszystko przygotujemy. Będziesz musiał, że tak powiem, wtopić się w tło. A potem wrócisz do siebie inną drogą. Kwestię kolejnych świadków zostawisz oczywiście mnie. Znam się na tym.
- Rozumiem zatem, że drobne usuwanie przeszkód nie kłopocze twojego sumienia. - Przez twarz księdza przebiegł grymas, który przy dużej dawce dobrej woli można by było uznać za uśmiech aprobaty.
- A twojego?
- Mojego sumienia w to nie mieszaj. Jestem takim samym kapłanem z powołania, jak ty.
- A więc śpijmy spokojnie. - Krczk uniósł kielich z winem.
- Przyszłość jest przed nami. - Ksiądz dołączył do toastu.
- A teraz konkrety – powiedział, kiedy upił kolejny łyk naprawdę wybornego wina.
- Konkrety?
- Nie lubię opowieści zagadkowych. Wyjaśnij mi... - Ksiądz nie skończył, ale nie musiał. Wystarczyło kiwnięcie głową w stronę drzwi.

Młody poczuł dziwne mrowienie w żołądku kilka mil przed domkiem maga. Potrząsnął głową. Coś było nie tak.
Otaczał go gęsty, cichy las. Podejrzewał, że to miejsce jest przyczyną dziwnego osamotnienia maga i jego podopiecznej, choć z drugiej strony z tego co wyczytał, ludzie ich profesji sami wybierają pustkowia, lasy, odludne krainy, gdzie nikt ich nie będzie niepokoił. Poza tym tam im ponoć łatwiej tworzyć przejścia do korytarza między światami.
Choć Nermiel poszedł dalej – stworzył sobie plażę, domek, przyjemną (wedle maga gustu) pogodę, a dopiero później w tym wszystkim rozkwitło wejście do korytarza.
Młody szedł dalej, ale po kilku krokach zatrzymał się. Zaczął się zastanawiać, czy nie złapał jakiejś choroby, gdy nagły skurcz żołądka zgiął go w pół. Padł na kolana. Co zjadł? Owsiankę. I trochę chleba. Nigdy mu to nie szkodziło.
Przypomniał sobie jednak moment, w którym przyprowadził księdza do Krczka i kubek z naparem.
Swędziały go dłonie. Zerknął na nie – skóra opinająca palce zrobiła cię ciemnoszara.
Nie zważając na potworny ból brzucha puścił się biegiem w stronę chatki maga. Nermiel na pewno będzie umiał go wyleczyć. Zwłaszcza jeśli go ostrzeże, że kapłan szykuje coś niedobrego.
Biegł najszybciej jak tylko mógł, starając się zahamować torsje.

- Czy wiesz, że kapłani są bardzo blisko z lekarzami? Mam takiego jednego znajomego, specjalistę od naprawdę paskudnych chorób. Co jakiś czas wybucha gdzieś epidemia, którą on pokonuje. Nie wnikam jak, nie jestem naukowcem. - Krczk trzymał w ręku kielich z czerwonym winem i wpatrywał się w niego w najwyższym skupieniu. - Po każdej takiej epidemii zamyka w szczelnych próbówkach kawałek tkanki z bakteriami choroby, by później badać sobie to paskudztwo do woli. To obrzydliwy widok, zapewniam. - Na chwilę zamilkł, po czym kontynuował: - Odwiedziłem go, kiedy Młody szukał cię na twoim świecie. - Stuknął paznokciem w kielich. - Mój przyjaciel ma tyle tych próbówek... nawet nie zauważył, że jedna zniknęła.
- Widzę w twym rozumowaniu pewne luki.
- Hmm? - Krczk uniósł brwi.
- Zabijasz chłystka – kapłan wypluł z siebie ostatnie słowo tak jak wypluwa się muchę, która wpadła przez przypadek do ust – a co z resztą? Mówiłeś, że maga nie da się zabić. Zresztą jest daleko ze swoją strażniczką. No i skąd wiesz, że nie wrzuciłeś mu zarazków kataru?
- To zakaźna choroba. - Krczk odstawił kielich i podparł się łokciami na stole. Patrzył na swojego gościa przenikliwie, kiedy mówił mu o kolejnych etapach zarażenia. - Mój przyjaciel opowiedział mi o niektórych jej właściwościach. Tej i kilku innych. Potrafię grać zafascynowanego tematem. Choć przyznam, że tym razem nie musiałem aż tak udawać.
- To działa powoli – kontynuował. - Początkowo nic się nie dzieje, ale po kilku godzinach atakuje żołądek i trzustkę, na skórze pojawiają się brzydkie wybroczyny. Po jakimś czasie flegma zatyka ci gardło, gorączka trawi całe ciało, aż w końcu wymęczony chorobą zasypiasz i umierasz.
Ksiądz z niepokojem zerknął na wino. Krczk to zauważył.
- Nie martw się, nie leży w mym interesie zabijanie ciebie.
- No dobrze – powiedział niepewnie przybysz. - A mag? I strażniczka?
- Do czasu, aż Młody dobiegnie do nich, będzie konający, rozniesie chorobę i tylko czekać efektów.
- A mag?
- Maga nie zabijesz. Ale magowie mają jedną fatalną cechę. Wiesz, dlaczego izolują się od społeczeństwa?
- Skąd mam wiedzieć? W moim świecie nie ma magów. - Gość wzruszył ramionami.
- Powiem ci. Izolacja pozwala im na rzadkie spotkania z ludem. Magowie mają kiepską odporność, a choroba wpędza ich w szaleństwo. - Zakończywszy tymi słowy przemowę Krczk z lubością pociągnął łyk wina. - Prawdziwe szaleństwo na bardzo długie życie – mruknął pod nosem.

Gaya siedziała przed domem i wpatrywała się w morze. Właśnie została bezceremonialnie wyproszona z głównej izby, gdzie Nermiel podawał Młodemu eliksiry, śmierdzące jak... Gaya nie umiała znaleźć porównania. Dość jednak, że nie tyle smród, co sam mag kazał jej wyjść i mu nie przeszkadzać przy pracy. Denerwowało go, że dziewczyna plątała mu się pod nogami, o ile ktoś tak wysoki, jak strażniczka mógł się gdziekolwiek plątać. Poza tym zawracała mu głowę wymądrzaniem się, jak to przewidziała, że Krczk będzie knuł coś niedobrego.
Kiedy Nermiel w końcu dołączył do niej i siadł zmęczony na progu nawet na niego nie spojrzała.
- Mówiłam! - fuknęła.
- Mówiłaś.
- Co z nim będzie? - Lekko skinęła w stronę chatki, w której Młody w malignie przeklinał tak, jak nowicjuszom nie wypadało nawet w czasie spirytystycznego transu.
- Wyliże się. Choć pewnie nie będzie chciał wracać do domu kapłanów.
- Ja myślę! - prychnęła strażniczka. - Dlaczego Krczk przysłał nam tu rozgorączkowanego dzieciaka?
- Bo jak każdy kapłan tej ziemi wierzy w legendę, którą wymyślili przedwieczni magowie. Że wystarczy nas zarazić byle śmiertelnym paskudztwem i rzuca nam się na mózgi. To nieprawda.
- Ale czemu chciał nas pozabijać?
- Ponieważ jesteśmy świadkami jego sekretnego spotkania z duchownym z drugiego świata.
- Powiesz Radzie?
- Nie.
- Nermielu! - zawołała oburzona Gaya.
Mag uśmiechnął się.
- Nie muszę. Z samego rana posłałem do nich list i jeśli moje przewidywania są dokładne – a zapewniam cię, że są – właśnie składają mu nieprzyjemną wizytę. Nie wiem, jak się z tego wytłumaczy, ale pamiętaj – ty o niczym nie wiesz.
- Ale o czym bym miała wiedzieć? - burknęła, wywracając oczyma.
- O niczym. Rada przede wszystkim zauważy, że ktoś z drugiej strony nielegalnie przyszedł do domu kapłanów. Kolejność jest dla nas prawidłowa – najpierw zbrodnia, a potem tłumaczenia. Będzie śledztwo, ale poradzisz sobie.
- A co z tym tam – księdzem?
- Pewnie go odeślą. Najwyżej porobi w swoim świecie za wariata.
- Ale po co mu ten cały ksiądz? - zdziwiła się strażniczka.
Ciszę przerwał śmiech Nermiela i przekleństwa Młodego.
- Bo widzisz, któregoś razu mój nauczyciel spił się razem z przyjacielem, który lubił pisać. Zaczęli się naśmiewać z proroków, doszli do wniosku, że pospołu zlepią lepsze przepowiednie. Co przyjaciel wysmażył, mój mistrz z uciechą przemieniał na pergaminy. Potem to się wszystko pogubiło i wyobraź sobie, że co jakiś czas znajduje się jakiś taki podstawiony zwój z tamtej chwili...
- Poczekaj, chwila! - przerwała mu. - Wiedziałeś o tym od samego początku!
- Oczywiście!
- Chciałeś go wkopać?
Nermiel uśmiechnął się wilczo.
- A co? Może nie wyszło?

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pon 21:20, 04 Kwi 2011 Powrót do góry

I POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 0
Tekst B: 7

Uzasadnienie: Może i jestem bardzo ostra w swojej ocenie, ale prawda jest taka, że pierwszy tekst odrzucał mnie od pierwszych zdań. Mam wrażenie, że autorce się coś pomyliło. Wydawało mi się, że ten turniej ma być dla forum bardzo ważnym elementem w próbie odcięcia się od przemaglowanego na wszystkie sposoby fandomu, ale okazuje się, że to tylko złudne nadzieje. Piękne wampiry? Wilki? Brak strachu? Zmiany? Ja to już widziałam. O kilka razy za dużo. Nawet jeśli to tylko wstęp. Ja nie potrzebuję snów proroczych – jeden taki był i to się podobno nie skończyło dobrze. Poza tym samo wplecenie hasła w tekst wydaje się naciągane i dopełnia kulejącej stylistyki tekstu, ale o tym później.
Jeśli chodzi natomiast o tekst drugi, to jestem urzeczona. Może nie nazwałabym go wzorcowym, ale bez wątpienia nie można mu odmówić palmy pierwszeństwa, a samej autorce dobrego smaku. Pomysł z przekąsem, ale bardzo trafiony. Sam tekst przypominał mi klimatem Pratchetta, ale o dziwo nie uważam tego za nic negatywnego. I wielki plus za subtelną krytykę świata, ale znów – z satyrycznym pazurem i ogromnym dystansem.

II POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie: Tekstowi A brakuje konsekwencji na wielu płaszczyznach. Szczególnie jednak razi mnie ów brak w kreacji głównej bohaterki. W jednej chwili krytykuje płytkie porównania i komplementy, chabrowe oczy też jej do gustu nie przypadają, a po chwili czytamy: Zielone oczy, jak szmaragdy przyciągają blaskiem oraz mocą, a czarne, półdługie włosy tańczą na wietrze niczym lekki jedwab. O tak… Szmaragdy są dużo głębsze niż chabry, o tańczącym jedwabiu nie wspominając. Ponadto osobiście czuję niedosyt. W A mamy dwóch istotnych bohaterów i to w dodatku postaci fantastyczne (nie liczę Pawła, bo to tylko dodatek), ale nic o nich tak naprawdę nie wiemy. O ile drugi stwór mógłby pozostać tajemniczy, o tyle Rea wydaje mi się płaska. Narracja pierwszoosobowa to nie był chyba zbyt trafiony wybór. Gdyby autorka starała się bronić, nie uwydatniałyby się luki w kreacji Rei. Obawiam się, że w tym przypadku to nie ta druga wykazuje się nieudolnością. Ale plus za opis jej wyglądu zewnętrznego, kiedy przestaje udawać człowieka.
W tekście B zdecydowanie urzekł mnie mag. Miał w sobie to coś. Początkowo myślałam, że to Gaya zyska moją największą sympatię, a tu proszę. W tym tekście mamy więcej bohaterów i autorka nie żałowała czasu na dopieszczenie ich, co się bardzo chwali. Dodatkowo samo hasło zostało bardzo ładnie wplecione i dopomogło w charakterystyce księdza. To nie był balast, dla którego szukało się miejsca na siłę. Mam wrażenie, że „tak po prostu wyszło” (co w tym przypadku uznaję za komplement).

III JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie: Nie mogę inaczej przydzielić punktów. Miałabym potem wyrzuty sumienia.
Naprawdę irytuje mnie ten brak konsekwencji u autorki tekstu A. Ja nie mam nic przeciwko dobremu patosowi. Ale niech to będzie patos uzasadniony i przemyślany. Tutaj mamy do czynienia z jego całkowitym przeciwieństwem. Przykładem niech będzie to zdanie: Odkupienie w moim przypadku jest jak marzenie o szklanych domach, a wygrana w totka w porównaniu z szansą na odzyskanie wolności to pikuś. Z jednej strony odkupienie i szklane domy, a z drugiej totolotek i pikuś. Autorko, albo bardzo chciałaś zrobić z bohaterki idiotkę, albo ja się poważnie gubię: Stawiam na pub, gdy mam ochotę się zabawić w elokwentną cizię lub jeśli mam dość psychodelicznej rąbanki, bo to, co teraz grają na imprezach, to nieporozumienie. Emm… Takżetaknowłaśnie. Poza tym metafora metaforą, ale jak przeczytałam o szklanych domach nie mogłam pozbyć się niesubtelnego głosiku z tyłu głowy wrzeszczącego Bauhaus. Jednak pomijając pewną dozę nieporadności językowej, autorka naprawdę zadbała o wygląd tego tekstu. Nie rzuciły mi się w oczy żadne błędy interpunkcyjne, co się bardzo chwali i świadczy o tym, że jednak ktoś włożył w ten tekst trochę pracy.
Z drugiej strony mamy autorkę B. Tu już znalazłam błędy, gdzie na pierwszy plan wysuną się problemy z deklinacją: wątpliwości Gayi (pozbywamy się y, analogicznie postępujemy w odmianie imienia Maja, które w dopełniaczu zdecydowanie nie brzmi *Maji) i składnią przyimkową: jeden ze wartowników. Jednak to jest właściwie nic. Bardziej należy to potraktować w kategorii przeoczenia niż niewiedzy, bo przy tym autorka wykazuje się wrażliwością na słowo. Naprawdę nutka humoru wpleciona została ze smakiem i wyczuciem, co wbrew pozorom nie jest takie proste. Ponadto w tekście nie uwydatnia się stylizacja na język podniosły, a wręcz przeciwnie – momentami autorka zmierza w kierunku potoczności. Jednak robi to z głową i za to jej dziękuję.


IV KLIMAT OPOWIADANIA

Tekst A: -
Tekst B: 1

Uzasadnienie: Jak już wspominałam, nie jestem jakoś szczególnie zachwycona drugim tekstem, ale wiele rzeczy naprawdę BARDZO mi się w nim podoba. Dlatego tak zależało mi na przyznaniu tego punkcika, chociaż wiadomo, że w mojej punktacji ogólnej nic nie zmieni. Nie wiem, jak sytuacja przestawiałaby się, gdybym tekst B przeczytała pierwszy albo gdyby był on zestawiony z czymś innym. Dlatego zwycięstwo, na pewno zasłużone, ale z kredytem zaufania wędruje do autorki B. Mam wrażenie, że skrzywdziłam tekst A i jego autorkę, ale w takim zestawieniu nie mogłam inaczej postąpić. Mimo to gratulacje dla obu pań, bo takie zabawy to przede wszystkim ciężka praca.

RAZEM
A: 4
B: 18

Pozdrawiam,
R.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 15:01, 05 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 1
Tekst B: 6

Uzasadnienie: Przeczytałam oba teksty po sobie, co znacząco wpłynęło na ich odbiór.

Pierwszy zdecydowanie bardziej kojarzył mi się z erotykiem/romansem niż z fantastyką. Oczekiwałam chyba czegoś więcej. Igranie ze Zmierzchem chyba tym razem bardziej zaszkodziło, niż pomogło.

Drugi zyskał na tym tle znacząco, choć i sam pięknie się bronił. Dużo zgrabniejsze wplecenie zaleceń. Bardziej przemyślana konstrukcja i ogólnie miażdżąco lepsza realizacja.

Dla mnie to także przykre, gdyż nie sposób, żebym nie rozpoznała poszczególnych autorek. Wolałabym oceniać teksty bardziej wyrównane.

II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie: Tu bez szału, bo niewiele można dodać. W pierwszym tekście właściwie mamy drobiazgowo przedstawioną jedną postać, która w dodatku wydaje się niespójna w swoim postępowaniu. Tuż za nią jest Paweł - on miał szansę coś zmienić, zaintrygować, ale ze względu na poprowadzenie akcji jego potencjał nie został wykorzystany. Końcówka, jak na taką puentę, w moim odczuciu zbyt minimalistyczna. Tam powinno się dziać. Zwłaszcza w tak szczególnym 'trójkącie'.

Druga miniatura serwuje nam intrygę na ciekawym półmisku z krytyki kleru i wszelkich religii. Mamy maga, który umie planować, jego wychowanicę - pyskatą i zadziorną i mamy kapłana o paskudnie brzmiącym imieniu. Autorka postarała się, by jej bohaterowie nie byli papierowi. I w moim odczuciu nie są. Bardzo to doceniam.

III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 1
Tekst B: 6

Uzasadnienie: Nie lubię narracji pierwszoosobowej. Użyta pochopnie kładzie zazwyczaj cały tekst i chyba z tym właśnie mamy do czynienia w tym przypadku. Kilka ciekawych zwrotów, dość plastyczne opisy jednak nie wystarczyły, by zrównoważyć dziwny wstęp oraz przebijający tu i ówdzie patos.

Drobne potknięcia w drugim tekście zupełnie nie przeszkadzały mi w odbiorze. Trochę humoru na osłodę. Opisy przeplatane udanymi dialogami - ogólnie bez zastrzeżeń.

IV. KLIMAT OPOWIADANIA
(Kategoria dodatkowa, nieobowiązkowa: Tekst A i/lub B – maksymalnie 5 dodatkowych punktów. Jeśli nie wyróżniamy żadnego tekstu, pozostawiamy poniższe pola puste)

Tekst A:
Tekst B: 1

Uzasadnienie: Jeden punkt wyróżnienia dla tekstu drugiego, który w porównaniu z pierwszą miniaturą wydał mi się o wiele lepiej współgrający z ideą fantastyki. Magia, przejścia, plany... Tak, to zdecydowanie było coś.

Tekst A: 4 punkty
Tekst B: 18 punktów


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Wto 15:09, 05 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Śro 11:33, 06 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 1,5
Tekst B: 5,5

Uzasadnienie: Oba opowiadania były na poziomie, jednak drugie było o wiele bardziej intrygujące, zagadkowe i pełne zwrotów akcji. Bardzo spodobało mi się to, że temat w tekście B był tak dobrze wykorzystany - i potwierdzony. Właśnie o to chodziło; by udowodnić, że nie zawsze jest tak, jak być powinno. Czytając B byłam pod wrażeniem rozbudowania świata, postaci. To było prawdziwe opowiadanie fantasy. I chociaż zapowiadało się, że skończy się to inaczej, to zakończenie zadowoliło mnie. Początkowo lekko poważny tekst na końcu jest lekko zabawny. Ogromny plus za to! Autorko - czytałam już kilka bitewnych miniaturek i uważam, że ze wszystkich, które dotychczas przeczytałam ta jest najlepsza pod względem wpisania zadanego tematu. Wracając do pierwszego opowiadania; kurczę, to było... Cóż, za bardzo przypominało mini z działu "Twilight Fanfiction". Rozumiem, główna postać żywiła się energią i życiem ofiar, jednak to było tak zbliżone do świata wampirów, że trochę mnie to znudziło. Jednak dam ci plus za prawdziwą naturę Rei. Aż się wzdrygnęłam, kiedy przeczytałam o jej... zmianach. I zgadzam się z poprzedniczkami; pierwsze zdania nie zachęcają do czytania. Dość długi czas nie wiedziałam, kim jest bohaterka. I podsumowując, w tej kategorii wygrał tekst B.

II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 1
Tekst B: 6

Uzasadnienie: Bardzo spodobała mi się relacja między Gayą, a Narmielem. Przepraszam, ale przeczytawszy "Krczyk" pomyślałam, że choć to oryginalne imię, to od tej chwili będzie kojarzyło mi się z dławieniem. Fajny ten kapłan - jeśli mianem 'fajny' można nazwać czarny charakter. Chodzi mi o to, że świetnie go wymodelowałaś, przez co jego pobudki są jasne, choć niezbyt... mądre. Duży plus. Postaci nie są wyblakłe i bez znaczenia. Myślę, że na długo zapamiętam tą historię.

W drugim opowiadaniu mam rozumieć, że ten ów mężczyzna jest opiekunem Róży? Ich stosunki są... Nie wiem jak je nazwać, ale rozumiem, że potrzebują siebie nawzajem. Spodobało mi się ostatnie zdanie. Jednak za dużo tłumaczenia, czym Rea się zajmuje, jak to robi. Za mało kim jest, kogo zna, co czuje. Jest znudzona... Ale niestety nie zapadnie mi w pamięci na dłuższy czas, tak jak postaci z opowiadania B. Kolejny raz tekst B jest górą.

III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie: O wiele lepiej czytało mi się tekst drugi. Przy pierwszym byłam lekko znudzona, tak jak sama bohaterka. I w A było więcej błędów. Przy B byłam ciekawa dalszego zdarzeń, bo naprawdę opowiadanie wciągało. Błędów nie zauważyłam. I tak jak to zauważyły moje poprzedniczki - narracja pierwszoosobowa nie sprawdziła się w A. Znowu tekst B prowadzi.


IV. KLIMAT OPOWIADANIA
(Kategoria dodatkowa, nieobowiązkowa: Tekst A i/lub B – maksymalnie 5 dodatkowych punktów. Jeśli nie wyróżniamy żadnego tekstu, pozostawiamy poniższe pola puste)

Tekst A: -
Tekst B: 1

Uzasadnienie: Dałam punkt, ponieważ świat, który przedstawiła Autorka tekstu B zaciekawił mnie. To taki bonus, aby pochwalić naprawdę dobre opowiadanie fantasy.

RAZEM
Tekst A: 4,5
Tekst B: 17,5


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Czw 23:02, 07 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie:
Po długim boju z samą sobą przydzieliłam punkty właśnie tak. Pomysł na miniaturę A nie przypadł mi zbytnio do gustu, ale przecież wciąż jest to tekst fantasy, może w niezbyt ekscytującym mnie krwiożerczym wydaniu, ale autorka spełniła założenia bitwy. Odniosłam wrażenie, że akcja jakaś taka ucięta zbyt nagle(?), ale może tak właśnie miało być, mhm... To, że opowiadanie zaczyna się w barze/klubie (nie rozróżniam) już na samym początku mnie zniechęciło. No i za dużo wszędzie femme fatale, żeby postać Rei się czymś wyróżniała - chociaż nie przypuszczałam, że jest sukkubem, stąd, za zaskoczenie, drugi punkt.

Tekst drugi z kolei to ciekawy pomysł, który bardzo wciągnął (chociaż w pewnym momencie musiałam się oderwać, bo nie byłam się w stanie skupić z powodu pewnego czynnika zewnętrznego), ale stracił impet gdzieś pod koniec. Ciężko mi powiedzieć, na czym to polega, ale szykowałam się na fajerwerki, rozwiązanie było ciekawe i zabawne, ale brakowało mi jakiegoś punktu kulminacyjnego, wszystko rozeszło się po kościach i nie zostało praktycznie nic. Może gdyby przerobić to na coś (jeszcze) dłuższego, hę? =D


II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie:
W tekście A mamy jakąś bohaterkę, której przemyślenia czytało mi się całkiem spoko, chociaż naprawdę, ciężko ją polubić, a i pośmiać się nie ma z czego. Odniosłam wrażenie, że jest bardzo zadufana w sobie, a jednak pod koniec korzy się przed jakimś szmaragdowookim cudem w rajtuzach (no może te rajtuzy to moja nadinterpretacja, ale jego wejście skojarzyło mi się z czymś wiktorianskim - a może z supermanem, bo myślałam, że on wskoczył przez balkon (widzę tę rozwianą firankę), ale chyba nie ma czegoś takiego w tekście, więc kończę jęczeć -.-) - i to jeszcze osobnikiem płci męskiej, miast nim gardzić!
W B postaci są różnorodne, mamy tu Strażniczkę i jej historię, niemalże anonimowego maga, naiwnego chłopca itd., w zasadzie wszyscy boleśnie jednowymiarowi, ale myślę, że z założenia miał być to taki lekki tekst (wprawdzie ten religijny motyw się trochę z tym kłóci), a poza tym zbyt krótki, żeby się pokusić o pogłębienie charakterów (ale tu patrz -> komentarz do POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU).


III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 3
Tekst B: 4

Uzasadnienie:
Chyba największy problem miałam przy tej ocenie. Nie jestem w stanie powiedzieć, że tekst A był zły. Czytało mi się go płynnie, nie zauważyłam błędów, ale niektóre przemyślenia bohaterki brzmiały znajomo, np. gadka o moralności, wszystko ujęte w jakiś stary, zużyty sposób. Mam takie wrażenie, że autorka szuka swojego stylu, czegoś naprawdę swojego i dlatego próbowała stworzyć postać, która łączy lekko ironiczną postawę z pewną dozą inteligencji (i szczyptą głupoty - miłością do szaragdowookiego), ale w tym przypadku ta fuzja nie do końca zadziałała.
Pani co stworzyła B zna się na robocie, chociaż nie uniknęła paru literówek :) Nie chce mi się bredzić o tym, jak za******** mi się czytało, więc przyznam tylko, że jedynym, co mi się nie podoba w "To nie jest miła historia", jest tytuł. Po prostu nijak nie pasuje do treści, ma być zabawny, a trochę mnie zirytował przed czytaniem...


IV. KLIMAT OPOWIADANIA
(Kategoria dodatkowa, nieobowiązkowa: Tekst A i/lub B – maksymalnie 5 dodatkowych punktów. Jeśli nie wyróżniamy żadnego tekstu, pozostawiamy poniższe pola puste)

Tekst A: -
Tekst B: 2

Uzasadnienie:

Za fantazyjne fantasy w stylu z magiem dwa punkty przyznaję tekstowi B.


Summa Summarum:
Tekst A: 7
Tekst B: 16


Przepraszam za jakieś uchybienia czy niezrozumienie przy czytaniu, nie jestem dziś w formie


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Sob 1:43, 09 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 2,5
Tekst B: 4,5

Uzasadnienie:

Pierwszy tekst pozostaje nadal w świecie wampirów, istot nadprzyrodzonych, które zjadają, pragną krwi. Nie mam pewności co do pochodzenia głównej bohaterki, jednak pierwsze skojarzenie jest nie do odparcia. Wszyscy się w tym odnajdujemy, bo to już gdzieś się zdarzyło. W innym tekście, z inną kobietą bądź mężczyzną, lecz motyw bardzo podobny. Uważam, że pojedynki są po to, by zaskoczyć. Przecierać nowe szlaki, pokonywać nowe, coraz bardziej strome góry. Tekst A pozostaje w nieco unowocześnionej klasyce zmierzchowej - nadal spotykamy się z jakąś nadprzyrodzoną istotą, która przypomina nam wampira.
Tekst B natomiast mnie zaciekawił. Fabuła jest złożona. Nic nie dzieje się z niewyjaśnionej przyczyny. Oczywiście tajemnice są piękne, jednak wiem na swoim przykładzie, że często tajemnica jest ucieczką autorki od tego, co trudniejsze, a zatem wyjaśnienia. (plątam, przepraszam.)
W każdym razie uważam, że tekst B zasługuje tutaj na większą uwagę ze względu na pomysł, który wymagał dłuższego przemyślenia, a także i realizacji. Poza tym pachnie świeżością. Otwiera oczy i pokazuje nam inny świat. W końcu coś, w czym można się zanurzyć, iść po omacku, ponieważ nie wiadomo, co nam za chwilę autor narysuje.

II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 2,5
Tekst B: 4,5

Uzasadnienie:

Chciałam bardzo tutaj przyznać więcej punktów tekstowi A, jednak nie mogę tak się rządzić, bo skrzywdzę tekst B. Uważam, że relacje (jak na tak krótki tekst) pomiędzy kobietą w dziesięciocentymetrowych szpilkach a zielonookim bohaterem, który pojawił się na końcu, zostały subtelnie i bardzo delikatnie przedstawione. To znaczy ich relacja, której początek wystąpił w czasie, o którym autorka nic nam nie napisała. Ogółem chciałabym dodać, że tekst jest jak przez mgłę. I relacje postaci również. Mimo wszystko to nie jest poziom zerowy, bo ten tekst po prostu taki jest. Tajemniczy, niezgłębiony. Mogę domyślać się, że autorka nie miała dużego przypływu weny lub po prostu miała melancholijny nastrój, pisząc. Ten tekst jest dobry. I relacje bohaterów są naszkicowane adekwatnie do klimatu i atmosfery tekstu.
Przy tekście B po prostu to blednie jeszcze bardziej i już ta tajemniczość robi się mało wartościowa.
W drugim tekście postacie nie są naszkicowane. Są już narysowane. Może też jeszcze nie do końca, dopiero są przedstawiane, jednak mamy już bardziej kształtny zarys niż w tekście A.
Mówiąc ogólnie postacie żyją, mówią, robią dużo. Jest dużo akcji, co pozwala im rozwinąć im skrzydła. Jestem w stanie zapamiętać ich imiona, ponieważ każde z nich w tekście odegrało konstruktywną rolę.

III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 3
Tekst B: 4

Uzasadnienie:

Na początku tekst A przypominał jakiś reportaż. Brakowało tylko mikrofonu i kamery. Autorce bardzo zależało, żeby tekst był czysty, klarowny, bez upokarzających wpadek. Trochę zatraciła się w tej pracy, podczas gdy autorka tekstu B szalała piórem. Myślę, że wyszło jej to na dobre. Widać, że mogła sobie na to pozwolić ze względu na wyrobiony nadgarstek. Zrobiła więcej pomyłek stylistycznych, jednak w ogólnej punktacji i tak jej to nie przeszkodziło. Nonszalancki styl panujący w tekście B idealnie komponuje się z historią, o której opowiada. W tekście A autorka stara się za wszelką cenę zachować poprawność, przez co dialogi na początku są ogromnie nierzeczywiste.

IV. KLIMAT OPOWIADANIA

Tekst A: 0,5
Tekst B: 1,5

Uzasadnienie:

Klimat tekstu B po prostu mnie przekonał. Wczułam się. Narrator pokazywał mi kolejne zakątki, mogłam sobie wszystko wyobrażać. W tekście A wiedziałam już na początku, co się stanie. Wyobrażanie sobie jakiegoś pubu jest mało interesujące w porównaniu z jakimś innym światem. Po prostu mi się podobało i bez zastanowienia przeczytałabym kolejną część opowiadającą o magicznym świecie ze strażnikami tajemnych przejść. W historii wynikającej z tekstu A raczej nie znalazłabym już takiego klimatu. I dodatkowe walory, które zauważyłam to przede wszystkim wtrącenia narratora, lekka kpina, humor opowiadania. W tekście A przytłacza nas monotonność bohaterki, która jest znudzona swoim życiem. Mimo wszystko myślę, że lekki bonus należy się tekstowi A. Właściwie to jego subtelnej końcówce, która w starciu z dobrze przemyślanym i rozrysowanym opowiadaniem, nie zostaje zauważona. A myślę, że warto ją docenić.

SUMA:

TEKST A: 8,5
TEKST B: 14,5

Gratuluję autorkom.
Dobra robota.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Sob 2:08, 09 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie:
Niewątpliwie bardziej oryginalnym był pomysł Autorki tekstu drugiego. Nieczęsto natrafia się na podobne historie, umiejscowione w zupełnie innym świecie, tak dobrze w krótkim fragmencie wykreowanym. Chociaż nigdy nie przepadałam za tematyką magii (podejmując się czytania tekstów biorących udział w Bitwie, musiałam się przełamać), to opowiadanie już od pierwszego akapitu porwało mnie i zabrało do krainy magów i tajemniczych przejść. Czytając w nocy, wszystko stało się nadzwyczaj realne. Nieco inaczej było w przypadku tekstu A, którego początek mnie zniechęcił. Najchętniej zapomniałabym o tym, jak wygląda pierwszy akapit. Cały wstęp wydaje mi się niepotrzebny, jakby wyrwany z jakiegoś artykułu, zupełnie nie pasującego stylem do tekstu literackiego. Jednak, na szczęście, moje pierwsze wrażenie nie okazało się słuszne. Im dalej, tym było lepiej. Miniatura była zupełnie inna od drugiej, bardzo delikatna, uczuciowa, a do tego napisana w taki sposób, że udało mi się zauważyć te uczucia. Traci jednak, jeśli chodzi o oryginalność.

II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI
Tekst A: 3
Tekst B: 4

Uzasadnienie:
Postać Róży, z początku wydająca się bezbarwna, ostatecznie sprawiła, że wczułam się w rolę dziewczyny/istoty/narratorki/Rei. Każde jej zawahanie, chęć dominacji, a w końcu smutek i strach nie pozostawały mi obojętne. Mimo nie zbyt udanego i zachęcającego podrywu (początki wyjątkowo nigdy mi nie pasują) również w stosunku do Pawła poczułam wszystkie wskazane uczucia – współczucie, żal, złość na Różę. Para stała się mi bardzo bliska i za to wielki pokłon w kierunku Autorki. Najmniej mogę powiedzieć o postaci, która pojawiła się na końcu i z którą mam trudności, aby ją nazwać. Całe zakończenie sprawiło, że opowiadanie stało się bardziej wzniosłe, a on nawet mocniej to podkreślił – jako dobry i opiekuńczy ojciec, którego zachowań nie do końca można zrozumieć, przez co staje się kolejną zagadką, na jaką napotykamy w tekście.
Drugie opowiadanie ciężko oceniać w podobnych kategoriach jak pierwsze. Postacie wykreowane w wspaniały sposób są raczej odległe czytelnikowi. Punkty przyznałam głównie za relacje pomiędzy bohaterami, które wydają się tu przemyślane, w sposób nawet bezbłędny, dokładnie z każdym szczegółem kto, co, jak i kogo. W pewnym momencie zaczęłam już się gubić kto jest kim, ale końcówka, pewność siebie Nermiela, jego osobowość wynagrodziły zawiłości w treści, które tak czy inaczej zostały wyjaśnione. Nie było tu żadnych relacji on/ona, co jest dosyć rzadko spotykane i – wydaje mi się – trudniejsze do opracowania od uczuć pomiędzy parą zakochanych.

III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 3
Tekst B: 4

Uzasadnienie:
Jak już wspomniałam, początek pierwszego opowiadania odstraszył mnie swoim stylem. Nie mam pojęcia, skąd taki pomysł. Potem jednak udawało mi się płynąć przez tekst. Nawet pierwszoosobowa narracja, która przez jakiś czas, przy dominacji trzecioosobówki, była już prawie wymarła, okazała się miłym zaskoczeniem. Opisy, choć było ich dużo, nie dłużyły się, zostały napisanym prostym, przyjemnym, choć wyważonym i odpowiednim dla klimatu opowiadania językiem. W oczy rzuciło mi się trochę błędów, jednak jeśli chodzi o nie, skłaniałabym się do tego, żeby powiedzieć, że było ich jeszcze więcej w tekście B. Pogubione przecinki, literówki - trochę raziły. Mam problem z oceną, ponieważ – jak jeszcze raz wspomnę – ciężko jest porównywać coś, co jest zupełnie inne. Tekst B napisany w klimacie opowiadania przygodowego zaskakuje. Styl Autorki jest przyjemny, dość potoczny, myślę, że w charakterystyczny sposób. O wiele bardziej podobają mi się te dialogi, których w tekście A było niewiele, ale czasami wydawały się trochę nienaturalne. Tutaj postaci zachowywały się prawdziwie, Autorka jakby lepiej wiedziała, co robi.


IV. KLIMAT OPOWIADANIA

Tekst A: 3
Tekst B: 2

Uzasadnienie:
Do tej kategorii podchodzi się raczej indywidualnie. Mnie bardziej zafascynował tajemniczy romans tajemniczych kochanków. Smutek, złość, stach – emocje, które były naprawdę wyczuwalne. Ciężko było wyczuć realia tego świata, które znowu w dokładny sposób zostały przedstawione w tekście B, ale mając do wyboru opisy miejsc a uczuć, wybieram te drugie.

Tekst A: 11
Tekst B: 15

Obu Autorkom gratuluję naprawdę dobrych tekstów.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:59, 09 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie:
Pierwszy pomysł niczym mnie nie zaskoczył, ani nie zachwycił. Jasne, czytało się przyjemnie, lekko itd., ale co poza tym? Pierwszy tekst spodobał mi się, ale uważam, że wypada blado na tle drugiego, w którym autorka naprawdę stworzyła historię w bardzo wyrazisty i dopracowany sposób. Miała pomysł, który rozłożyła sobie na czynniki i wyszło jej to na dobre. W pierwszym tekście czuję niedosyt. Za krótko, za mało i w ogóle. Mamy wampira/demona, który omamia mężczyznę, a potem wpatruje się w tajemniczego przybysza. Kończy się jak kończy.
Za to w drugim mamy ciekawą historię o magicznym świecie z dość zaskakującym zaskoczeniem. Autorka naprawdę zgrabnie poprowadziła swoją opowieść o Nermielu, Krczku, Gayi i reszcie. W tekście A czegoś mi zabrakło.
Plusem jest to, że obie panie ładnie wplotły zadany temat w swoje teksty. Jednak B wygrywa dla mnie z dużą przewagą. Nie uważam, że miniaturka A jest zła. Podobała mi się i może gdyby wystąpiła w innym pojedynku, dałabym więcej punktów, ale tutaj nie mogę dać więcej.

II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie:
Daję dwa punkty miniaturce A za główną bohaterkę. Jest w niej coś pociągającego i intrygującego, choć wydaje mi się, że gdyby tekst był dłuższy, można by lepiej rozwinąć coś z nią związanego. Lepiej zarysować jej charakter, pokazać więcej jej zachowań wobec otoczenia itd. Mamy też naiwnego faceta i drugiego - tajemniczego - osobnika. Jeśli chodzi o relacje, nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Niby coś się pojawiło, ale niezbyt mnie zachwyciło. Tutaj również można było więcej powiedzieć o uczuciach i relacjach z drugim mężczyzną. Dlatego tylko dwa punkty.
Autorka tekstu B otrzymuje pięć punktów. Mamy tajemniczego jegomościa z drugiego świata, maga Nermiela, strażniczkę Gayę, młodego chłopaka i Krczka. Mają wyraziste charaktery, widzimy łączące ich relacje, udaje nam się przyzwyczaić do Nermiela i Gayi, boimy się, że zaraz spotka ich coś złego ze strony Krczka i tego tajemniczego księdza. Spodobało mi się to, naprawdę. Żadne z nich nie jest bezbarwne i nudne - wręcz przeciwnie, jak już wcześniej wspomniałam.

III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 3
Tekst B: 4

Uzasadnienie:
Oba teksty czytało mi się bardzo. Obie autorki operują bogatym słownictwem, tworzą ładne, poprawne zdania, oba teksty czytało się przyjemnie, lekko. Dzięki bardzo dobrze napisanym opisom mogłam sobie wszystko dokładnie wyobrazić, a to cenię.
Drugi tekst jednak czytało mi się trochę lepiej, pewnie też ze względu na to, że był dłuższy i zdążyłam się wkręcić w styl autorki, w przedstawioną historię, przyzwyczaić do sposobu pisania autorki itd. Oba teksty dostałyby u mnie po tyle samo punktów zapewne, gdyby pierwszy tekst był dłuższy. Chciałam jednak wspomnieć, że bardzo podobał mi się początek tego tekstu. Sprawił, że na twarzy pojawił mi się szeroki uśmiech.

IV. KLIMAT OPOWIADANIA
(Kategoria dodatkowa, nieobowiązkowa: Tekst A i/lub B – maksymalnie 5 dodatkowych punktów. Jeśli nie wyróżniamy żadnego tekstu, pozostawiamy poniższe pola puste)

Tekst A: 0
Tekst B: 5

Uzasadnienie:
Chciałam dać miniaturce B calutkie pięć punktów, bo autorka stworzyła naprawdę baśniowy, trochę tajemniczy klimat, czary, magiczne moce itd., to coś co uwielbiam. Pomimo tego, że pierwszy tekst jest fajny, zabrakło mi trochę tego klimatu. Mogło być mrocznie, bo tematyka taka mi się wydała, ale niestety tego nie poczułam.

Podsumowanie:
Tekst A - 7
Tekst B - 19


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
lidziat
Dobry wampir



Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 1467
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 100 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Toruń i wszędzie gdzie bywam :-)

PostWysłany: Pon 13:55, 11 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 1
Tekst B: 6

Uzasadnienie:

Pierwszy tekst, jak dla mnie mało odkrywczy. Owszem, napisany poprawnie, sprawnie i może gdyby znalazł się w pojedynku z innym tekstem, zasługiwałby na większą uwagę. Jednak o ile A zaledwie poprawny, o tyle tekst B jest dla mnie świetny. Mimo że , jak na etiudę, dość długi, czyta się go z przyjemnością i zainteresowaniem. To sztuka napisać ciekawe i jednocześnie zwarte w konstrukcji opowiadanie i to się udało w tekście B. Jestem naprawdę pod wrażeniem. Świat przedstawiony, postać Nermiela czy Gayi - świetne. Przyciąga i zaciekawia od początku do końca.

II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie:

Dość ciekawie skonstruowana postać głównej bohaterki w tekście A, jednak za mało ukazane jej relacje z innymi postaciami. Czytając miałam wrażenie, że czytam długi wstęp a potem to się przeradza w taką dziwną i nieuzasadnioną gonitwę do końca, jakby komuś zabrakło pomysłu na ciąg dalszy i tylko zależało, żeby jak najszybciej dobrnąć do końca. Gdyby nieco to rozwinąć , to byłoby całkiem fajne opowiadanie.
Co do tekstu B - to jedyne, co mogę napisać, to to, że mnie się podobają i postacie i ich przedstawienie przez autorkę. Szczególnie ciekawą postacią jest mag . Ciekawe jest też to, że mamy tu kilku bohaterów, a przez to i świat przedstawiony jest pełniej.

III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 3
Tekst B: 4

Uzasadnienie:

Styl jest poprawny w obu opowiadaniach, jednak bardziej przypadł mi do gustu tekst B, więc dostaje ode mnie punkt wyżej. Jednak obydwa teksty czyta się dobrze, styl jest poprawny. W tekście A trochę niekonsekwencji , ale to drobiazg. Trochę mnie drażnił ten "pośpiech" na końcu opowiadania.

IV. KLIMAT OPOWIADANIA
(Kategoria dodatkowa, nieobowiązkowa: Tekst A i/lub B – maksymalnie 5 dodatkowych punktów. Jeśli nie wyróżniamy żadnego tekstu, pozostawiamy poniższe pola puste)

Tekst A:
Tekst B: 5

Uzasadnienie:

Tu muszę dać całą piątkę drugiemu opowiadaniu. Klimat tego świata do mnie przemówił. Spodobał mi się i to chyba najważniejsze.

Podsumowanie :

Tekst A: 6
Tekst B: 20


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez lidziat dnia Pon 14:01, 11 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Wto 10:58, 12 Kwi 2011 Powrót do góry

I. POMYSŁ I REALIZACJA ZADANEGO TEMATU

Tekst A: 3
Tekst B: 4

Uzasadnienie: Kochana thingrodiel pewnie się zastanawia, czemu dopiero teraz zawitałam do tego tematu, skoro o zabieraniu się za ocenę mówię od soboty. Muszę przyznać, że to wszystko dlatego, że nieco ciężko mi było się przedrzeć przez chaszcze tych tekstów, a utknęłam w połowie B.
Skłamałabym, mówiąc, że nie poznałam autorek. Jeśli zaś mylę się, to, kochane, zrobicie mi nie lada niespodziankę, myślę jednak, że do tego nie dojdzie. W obu przypadkach dostrzegłam bowiem pewne charakterystyczne cechy (i to nie tylko w formatowaniu Laughing ), które pozwalają mi twierdzić, że mam rację.
Tym bardziej też zaskoczyło mnie, że tak ciężko mi się czytało tekst B. Nie wiem nawet, dlaczego - zgrabnie napisane, ciekawa historyjka, z swoją drogą całkiem zabawnym podsumowaniem, przyjemne nawiązania do typowego fantasy, wszystko cacy, ale czegoś mnie zabrakło - być może zbyt mało magiczny był ten magiczny świat. I nie mówię tu o magii w formie czarów i eliksirów.
Tekst A zaś jest według mnie całkiem niezły, chociaż nie porwał mnie. Także suszakowi przejadł się motyw superpięknych istot pożerających ludzi, aczkolwiek nie dlatego traci punkt do tekstu A. Ta historia to po prostu typ fantasy, za jakim chyba nie przepadam. Poza tym nie lubię, gdy scena erotyczna jest głównym wątkiem opowieści. To nie dla mnie. Tak więc autorka pierwszego tekstu zrealizowała pomysł - jak na moje oko - całkiem nieźle, tylko że właśnie ta główna idea mi podpadła.

II. POSTACIE I RELACJE MIĘDZY NIMI

Tekst A: 1
Tekst B: 6

Uzasadnienie: Postacie w pierwszym tekście to zadufana w sobie, niezwykle piękna, pociągająca diablica, naiwny i bezmózgi (a przynajmniej tak przedstawiony) mężczyzna-ofiara oraz postać, której nie rozumiem i chyba nie zrozumiem, a mianowicie ten anioł, ojciec czy bór jeden wie, kto jeszcze. Nie, to nie dla mnie, wolę postacie realniejsze i wielowymiarowe (chociaż, teoretycznie, nie mogę Rei odmówić całkowicie wielowymiarowości, jednak w jej przypadku to chyba bardziej niekonsekwencja...).
Gaya, Nermiel, Krczk (genialne imię, gratulacje dla autorki, strasznie mi się podoba!!!), Młody oraz ten typ księdza, których w naszym świecie jak na pęczki - tak, to to, co tygryski lubią najbardziej. (I suszaki). Buntownicza, pełna zapału strażniczka i "matkujący" jej mag - naprawdę wspaniała, chociaż tak często podejmowana w filmach i książkach relacja. Bardzo spodobało mi się, jak bardzo są kontrastowi, jednocześnie pozostając sobie tak bliscy. Krczk zaś to postać typowego czarnego charakteru, który kojarzy mi się z Gargamelem. Nie pytajcie. Tak go sobie właśnie wyobrażam - czarna szata, zakrzywiony nos, nieco łysawy, o perfidnym spojrzeniu i wiecznie zacierający ręce. Krczk jest może nieco przerysowany, jak na czarny charakter przystało - ale jego jednowymiarowość może być uzasadniona, tak samo jak zawiść i wewnętrzne "zło" księdza: obaj minęli się z powołaniem i robią to, czego nienawidzą. Przykre, ale jakże prawdziwe!

III. JAKOŚĆ I STYL

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Uzasadnienie: Tekst B wydawał mi się znacznie czystszy, chociaż, jednocześnie, cięższy. Nie mogę jednak nie docenić jego swego rodzaju prostoty i przejrzystości. W A zaś dobija mnie "naiwność" opisów, a właściwie opisu tego dziwnego mężczyzny, który pojawia się znikąd. Ogólnie jednak w moich oczach sytuacja w A nie prezentuje się źle, aczkolwiek odrzuca mnie pierwszoosobówka.


IV. KLIMAT OPOWIADANIA
(Kategoria dodatkowa, nieobowiązkowa: Tekst A i/lub B – maksymalnie 5 dodatkowych punktów. Jeśli nie wyróżniamy żadnego tekstu, pozostawiamy poniższe pola puste)

Tekst A:
Tekst B: 1

Uzasadnienie: Ten jeden punkcik dla B. Nie był to tekst zły, był dobry, właściwie im dłużej o nim myślę, tym bardziej mi się podoba, jednak jak na moje oko bardzo ucierpiał przy skracaniu. Stracił nieco na płynności akcji. Myślę, że ta historia nadawałaby się na opowiadanie, a nie miniaturkę, jest zdecydowanie warta tych kilkunastu więcej stron. Miał ciekawy klimat mediewistycznego fantasy, porządnie zbudowane tło, realia oraz całą tę otoczkę. Jak już mówiłam, czegoś mi jednak zabrakło, ale jako że się nawet nie potrafię określić, to zapewne jest to wina cięć długościowych. Doceniam jednak starania, bo aby taki tekst napisać, trzeba sobie w głowie stworzyć nowy kanon i go wypieścić. Brawo.


A: 6
B: 16

Gratuluję obu stronom.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 18:57, 18 Kwi 2011 Powrót do góry

Głosowało 9 osób, którym bardzo dziękujemy za poświęcony czas. Wyniki przedstawiają się następująco:

Tekst A: 58 pkt.
Tekst B: 208 pkt.

Zwycięzcą tego pojedynku zostaje thingrodiel! Gratulujemy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 18:57, 18 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin