FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Babie lato (Indian Summer) [T][NZ] 25.10 OGŁOSZENIE Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:36, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Tytuł: Babie lato
Tytuł oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]
Autorka: Cobalt-Wolf
Tłumaczenie za zgodą autorki.
___________________________________________________________

Image

Po przeprowadzce ze słonecznego Kentucky do deszczowego Waszyngtonu Dixie musi stanąć twarzą w twarz z wyzwaniem znalezienia nowych przyjaciół i przystosowania się do obcego miejsca ze swoim wiejskim akcentem oraz z plakietką "dziwaka". Jej los odmienia się, gdy dziewczyna spotyka chłopaka o imieniu Embry, który wywraca do góry nogami jej dotychczasowe życie, a także przyszłość...
___________________________________________________________

Dobra, Marta, specjalnie dla Ciebie daje linki do tych pozostałych wersji bannerów. :)

[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Rozdział 1
Inna planeta

Oparłam głowę o szybę samochodowego okna, podczas gdy mama śpiewała wraz z kapelą Alabama „moją” piosenkę – Dixieland Delight*. Po chwili jednak zaczęły się jakieś zakłócenia i straciliśmy stację.
- Cholera, nie mogę go nastroić – odezwał się tata, jedną ręką bawiąc się pokrętłami radia, a drugą trzymając kierownicę. – Miną wieki, zanim uda nam się znaleźć porządną rozgłośnię nadającą muzykę country…
- Gdybyśmy się nie przeprowadzali, to nie musielibyśmy szukać – mruknęłam cicho, patrząc, jak na zewnątrz drzewa zastępują moje ukochane, faliste wzgórza pokryte szarą trawą.
- Dobrze wiesz, że nie mieliśmy wyboru – powiedział stanowczo ojciec, nadal szukając odpowiedniej stacji, ale z głośników wydobywały się tylko dźwięku popu.
- Nieprawda. Mogłeś po prostu nie przyjąć tej oferty.
- Dixie, zrozum, to dla twojego taty ogromna szansa – wtrąciła mama. – Teraz będzie miał o wiele lepszą pracę od poprzedniej.
- Ale dlaczego akurat w stanie Waszyngton?! – wybuchnęłam. – Przecież wy kochacie Kentucky** i cała nasza rodzina tam mieszka, a Forks to najbardziej deszczowe miejsce na świecie, w którym prawie nigdy nie świeci słońce! Utkniemy w jakimś małym, ponurym miasteczku tylko dlatego, że firma prawnicza zatrudniająca tatę pomachała mu przed nosem większymi pieniędzmi!
- Dixie! – obruszyła się mama.
- Wystarczy, młoda damo – warknął ojciec, patrząc na mnie we wstecznym lusterku. Doskonale znałam to spojrzenie. Traktowałam je jako ostrzeżenie przed tym, że właśnie znalazłam się o krok od dostania cięgów. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że mój ojciec byłby zdolny spuścić lanie swojej szesnastoletniej córce, czyli właśnie mnie.
- Nie rozumiem, dlaczego Rhett mógł zostać w La Grange– burknęłam z niezadowoleniem.
Tata znowu zerknął w moją stronę za pośrednictwem lusterka.
- Dlatego, że jest już pełnoletni i może mieszkać sam. Koniec dyskusji – powiedział z szorstkim, południowym akcentem, który pojawiał się u niego zawsze wtedy, kiedy strasznie się wkurzał. Starał się nad tym panować, żeby nie wyjść w pracy na prostaka. Mama złapała go czule za rękę, żeby pomóc mu się uspokoić.
Nagle poczułam, że w kieszeni spodni zawibrowała mi komórka. Natychmiast po nią sięgnęłam i podniosłam klapkę. Dostałam wiadomość od mojego dwudziestodwuletniego brata Rhetta.
Jak mija podróż?
Odpisałam mu, żeby ruszył swój tyłek i jak najszybciej mnie uratował. Wiedziałam, że nieźle się uśmieje i nie weźmie tego na poważnie.
Nacisnęłam odpowiedni klawisz i na ekranie pojawiła się animacja przedstawiająca list wlatujący do pocztowej skrzynki. To zadziwiające, że mimo postępu współczesnej technologii nadal używało się tego przestarzałego symbolu. W końcu pojawił się komunikat o pomyślnym wysłaniu wiadomości i obrazek zniknął, ukazując tło ekranu. Było nim jedno ze zdjęć, które zrobiłam sobie z moim „przyjacielem” Ronnym. Nasza znajomość zaczęła się przeradzać w coś głębszego, ale wtedy rodzice ubzdurali sobie, że muszą wywrócić mi życie do góry nogami i postanowili przeprowadzić się na drugi koniec Stanów.
Na fotografii miałam głowę położoną na ramieniu Ronny’ego, a on sam obejmował mnie w talii i wykrzywiał wargi w uśmiechu, od którego zawsze głupiałam. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłam już nigdy nie zobaczyć jego brązowych oczu na żywo…
Lato powoli zmierzało ku końcowi. Mijały początkowe dni sierpnia, więc już w przyszłym tygodniu musiałam pójść do nowej szkoły***, oczywiście nikogo nie znając. Przyjaźniłam się z tymi samymi osobami od czasów przedszkola, a teraz nagle zostałam zmuszona do znalezienia sobie nowych znajomych. Ewentualnie mogłam stać się społecznym wyrzutkiem, zrobić z siebie Gota, usiąść gdzieś w kącie i się pociąć…
Chyba zaczynałam się nad sobą użalać.
Liczba drzew za oknem zmniejszyła się i wkrótce zobaczyłam dużą tablicę z wyraźnym napisem: „Witamy w Forks”.
- Przekroczyliśmy granicę! – zawołała z entuzjazmem moja jak zawsze dowcipna mama.
- Radujmy się – mruknęłam do siebie.
Aby dostać się do naszego nowego domu położonego po drugiej stronie Forks, musieliśmy przejechać całą główną ulicę. Nie zajęło nam to zbyt wiele czasu. Po drodze spotkaliśmy niewielką liczbę osób. Zobaczyłam też te małe, urocze sklepiki, które zazwyczaj ogląda się tylko w filmach.
Kiedy już wyjechaliśmy z miasteczka, drzewa znowu zaczęły pojawiać się znacznie częściej.
- Podobno wilki wróciły w te okolice. Czy to nie świetna wiadomość, Dixie? Może zobaczymy jakiegoś – odezwał się tata takim tonem, jakby planował wycieczkę do ZOO. Kiedyś słyszałam, że te zwierzęta to bardzo nieśmiałe stworzenia, więc bliskie spotkanie z nimi raczej nam nie groziło. Jednak mogłam przysiąc, że gdy po chwili zatrzymaliśmy się na przepisowym znaku stopu, pomiędzy drzewami dostrzegłam niewyraźną, szarą sylwetkę. Najwyraźniej zaczynała ponosić mnie wyobraźnia.
Nasz nowy dom położony był wśród mnóstwa drzew. Myślami wróciłam do La Grange w Kentucky, gdzie mieszkaliśmy na farmie. Wokół niej rozciągały się rozległe pola, o tej porze roku pokryte zbożami. Westchnęłam na myśl o obszarach ze złotą kukurydzą i pszenicą, które tam zostały. Spojrzałam w górę i zgodnie z przypuszczeniami zobaczyłam zachmurzone niebo. Poczułam się tak, jakbym miała lekki napad klaustrofobii.
Gdy zaparkowaliśmy na podjeździe, zatrzymała się również jadąca za nami ciężarówka. Jeden z kumpli mojego taty, Gary, zaoferował się, że przetransportuje nasze rzeczy. Wyszłam z samochodu w momencie, kiedy pośród drzew odbił się echem pisk otwieranej przyczepy. Zadrżałam i naciągnęłam na głowę kaptur. W samochodzie zdecydowanie nie było tak zimno.
Ojciec i jego przyjaciel zaczęli rozładowywać pudła, a ja z mamą wnosiłyśmy je do środka i układałyśmy w osobne stosy, żeby później wiedzieć mniej więcej, gdzie co zostawiłyśmy. Kiedy skończyliśmy, pomachaliśmy na pożegnanie Gary’emu, ostatniej znajomej osobie bezpośrednio związanej z Kentucky…
Tego wieczoru tata postanowił, że zjemy posiłek na mieście. Wszystkie naczynia i przybory kuchenne tkwiły jeszcze w pudłach, ale przede wszystkim nie mieliśmy żadnego jedzenia. Pomyślałam sobie, że rodzice pewnie chcieli też lepiej poznać miasteczko. Ostatecznie wybraliśmy małą restaurację położoną niedaleko. Jak tylko do niej weszłam, od razu zorientowałam się, co to za miejsce…
Kiedy wkroczyliśmy do środka, wszystkie głowy obróciły się w naszą stronę. Ludzie nie gapili się na nas długo, ale te kilka sekund i tak wystarczyło, żebym poczuła się niezręcznie. Szybko znaleźliśmy wolne stoliki. Ja oczywiście wybrałabym ten na samym końcu sali, ale mama i tata z tą ich dziwacznością zajęli miejsca na samym środku pomieszczenia.
Kelnerka z uroczą twarzą przywitała nas uśmiechem.
- Przepraszam, ale czy państwo mieszkają gdzieś w okolicy? – spytała, przekrzywiając głowę jak zaciekawiony pies. – Nigdy wcześniej was nie widziałam.
- Właśnie się przeprowadziliśmy – wyjaśnił tata swoim głosem pozbawionym południowego akcentu. Znowu poczułam na sobie mnóstwo spojrzeń.
- Ach, to w takim razie witamy! Świetnie, że jesteście! – zawołała entuzjastycznie, po czym przyjęła nasze zamówienia i odstawiła resztę przedstawienia mającego na celu okazanie radości z naszej przeprowadzki.
W nocy zwinęłam się w kłębek na moim nowiutkim łóżku, rozmyślając o następnym dniu. Wiedziałam, że w większości spędzę go na rozpakowywaniu się, ale miałam nadzieję, że uda mi się też poznać parę osób w moim wieku. Jak nastolatki spędzały tutaj czas…? Zresztą, nad czym ja się zastanawiałam? Przecież nie przeprowadziłam się na inną planetę!
Podniosłam klapkę swojego telefonu, by zobaczyć na zdjęciu Ronny’ego i głęboko westchnęłam. Może i nie mieszkałam teraz na innej planecie, ale właśnie tak się czułam.
___________________________________________________________
* Dixieland Delight w wykonaniu zespołu Alabama (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki)
** [link widoczny dla zalogowanych] - stan we wschodniej części Stanów Zjednoczonych
*** W Stanach Zjednoczonych rok szkolny nie zawsze rozpoczyna się na początku września. W dużej mierze zależy to od stanu, w którym znajduje się szkoła.

Rozdział 2
Czarna kawa

Następnego ranka obudziłam się z pozytywnym nastawieniem do świata, które zniknęło zaraz po tym, jak podniosłam powieki i zobaczyłam olbrzymi stos pudeł czekających na rozpakowanie. Na moment usiadłam na krawędzi łóżka, przecierając oczy i starając się całkowicie wrócić do rzeczywistości. W okno uderzały krople deszczu. Chyba musiałam powoli zacząć się do tego przyzwyczajać.
Pobiegłam truchtem na parter, aby wziąć krótki prysznic i zjeść śniadanie, po czym z powrotem wróciłam do swojego pokoju i zabrałam się do roboty. Nie minęło dużo czasu, a już potrzebowałam chwili przerwy. Nieustanne przenoszenie stert książek każdego mogło doprowadzić do szału.
Uznałam, że nadszedł czas na pierwszy spacer po Forks i rozejrzenie się po okolicy. Już przestało padać, a droga do miasta zajmowała tylko około dziesięciu minut. Założyłam kurtkę, która jako pierwsza wpadła mi w ręce, zostawiłam krótką informację dla rodziców przebywających w innej części domu i wyszłam na zewnątrz.
Naciągnęłam na głowę kaptur, bo pomimo braku deszczu w powietrzu unosiła się wilgotna mgiełka. Zaczęłam iść poboczem asfaltowej drogi w kierunku miasteczka. Nie przejeżdżał tamtędy żaden samochód, więc nie musiałam brodzić w błocie.
Gdy dotarłam już na miejsce, zdałam sobie sprawę, że Forks zdecydowanie nie nadawało się do spacerowania. Prawie zamarzłam i nawet jeśli byłam sucha, to i tak czułam się okropnie przemoczona. Nagle zatęskniłam za promieniami słońca, które pewnie w tej chwili świeciło nad La Grange, ale tutaj do ogrzania się musiał mi wystarczyć kubek jakiegoś gorącego napoju.
Wślizgnęłam się do małej kawiarenki, gdzie przywitało mnie ciepło i zapach ciemnej kawy. Zdjęłam kaptur i zobaczyłam, że w pomieszczeniu siedziała tylko grupka nastolatków. Zajmowali narożny stolik, a kiedy zauważyli, że weszłam do środka, zaczęli przyglądać mi się ze zdziwieniem i nieufnością, a jedna z dziewczyn zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się szyderczo.
Postanowiłam ich zignorować i podeszłam do lady, by zamówić napój. Chwila… W co ja się tak właściwie ubrałam? Tego ranka nie poświęciłam temu zbyt wiele uwagi. Natychmiast spojrzałam w dół i przeklęłam się w duchu.
Założyłam wysokie buty ze skóry, obdarte, obcięte dżinsy, których używałam do jazdy konnej w towarzystwie przyjaciół, kobiecą koszulkę z Wal-Marta z literami CMT napisanymi czcionką w kowbojskim stylu oraz wielką liczbą trzy ze skrzydłami po bokach upamiętniającą zmarłego Dale’a Earnhardta Juniora. Miałam też na sobie moją starodawną kurtkę marki Carhartt oraz skórzany pasek wysadzany ćwiekami z ogromną, srebrną klamrą z motywami roślinnymi i literą D otoczoną czerwonymi cyrkoniami*. Bardzo lubiłam tę sprzączkę, ale tym razem chyba nie powinnam się z nią pokazywać…
Wniosek był prosty: już gorszej wieśniaczki zrobić z siebie nie mogłam. Na dodatek nagle usłyszałam, jak ktoś w rogu zaczął nucić melodię z Diuków hazardu**
Okej. Pozostawienie po sobie pierwszego wrażenia miałam już za sobą. Przeszłam do kąta, żeby właśnie tam poczekać na kawę, którą za ladą przygotowywała mi serdecznie uśmiechająca się kobieta. Zakryłam jakoś swój pasek, ale nie dlatego, że wstydziłam się tego, kim byłam, tylko po prostu planowałam dopasować się choć trochę to otoczenia.
Gdy kobieta zaczęła iść ku mnie z kawą, nagle usłyszałam charakterystyczny odgłos klapków zakładanych zazwyczaj na gołe nogi. Takie obuwie zdecydowanie nie pasowało mi do deszczowego Forks. Odwróciłam głowę i zauważyłam, że w kierunku stolika, przy którym usiadłam, zmierzał jakiś chłopak ze zmierzwionymi, jasnymi włosami. Natychmiast pomyślałam sobie, że stanowczo nie był w moim typie. Miał na sobie wyblakłe dżinsy, brązową koszulę, a na nogach… klapki, które moim zdaniem wyglądały na damskie.
- Cześć, jestem Dan – przedstawił się z uśmiechem, wyciągając rękę w geście powitania. Jego oczy wydawały mi się niebieskie, ale nie mogłam być tego pewna, bo przysłaniały je przydługie włosy, wymagające pilnej wizyty fryzjera. A tak poza tym to całkiem miło się uśmiechał.
- Dixie. – Ścisnęłam mu dłoń, mając nadzieję, że nie zrobiłam tego zbyt mocno.
Pokiwał głową i zapytał:
- Jesteś tutaj nowa, prawda?
- Czarna kawa – powtórzyła moje zamówienie kelnerka, kładąc kubek na stoliku.
- Pijesz czarną kawę? – spytał mnie Dan, unosząc jedną brew.
Uśmiechnęłam się niepewnie i odpowiedziałam:
- Lubię czarną kawę. I tak, jestem nowa. Moja rodzina dopiero co przeprowadziła się tu z Kentucky.
- Ach – westchnął. – To tłumaczy, dlaczego masz takie buty.
- Taka już jestem – odparłam i wzruszyłam ramionami.
Pomimo jego hipisowskiego wyglądu wydawał się uroczy.
- Więc będziesz chodzić do tutejszego liceum, tak? Chcesz poznać kilku nowych ludzi?
Zawahałam się, ale pomyślałam, że albo zrobię to teraz, albo nigdy.
- Jasne – zgodziłam się w końcu, kiwając głową. – Brzmi nieźle.
Dan poprowadził mnie do stolika, przy którym siedziały teraz cztery rozchichotane osoby: trzy dziewczyny i jeden chłopak, jednak gdy tylko podeszliśmy, przytłumiony śmiech od razu zastąpiła cisza. Dziewczyna, która wcześniej zadrwiła z mojego ubrania już nie uśmiechała się szyderczo. Teraz wyglądała raczej na… zniecierpliwioną, a pozostali przyglądali mi się przyjaźnie.
Dan mnie przedstawił, a potem wymienił szereg imion, ale zapomniałam je już po dwóch sekundach. Wszyscy uśmiechnęli się na powitanie i zrobili trochę miejsca, abym mogła usiąść.
- Jesteś z Kentucky, tak? – spytała jedna z dziewcząt, której imię chyba zaczynało się na „s”… Stacy?
- Tak – powiedziałam i upiłam łyk kawy. Gorąca ciecz spowodowała, że rozkoszne ciepło rozeszło się po całym moim ciele.
- A z jakiej okolicy dokładnie? – dodała.
- Z La Grange. To taka miejscowość położona mniej więcej o godzinę drogi z Louisville.
- O, mam rodzinę w Louisville.
- Tak? – odparłam z miłym zaskoczeniem. Musiałam zapamiętać tę dziewczynę, bo wydawało mi się, że mogłabym ją polubić. Skinęła głową, biorąc ze stołu swoje cappuccino i upijając parę łyków. Nagle poczułam się nieco dziwnie z tą moją czarną kawą z fusami, tak jakby jej zamówienie urągało godności.
- Więc – odezwała się znienacka osoba, która wcześniej uśmiechała się drwiąco, chyba Lisa. – Stamtąd, skąd przyjechałaś, wszyscy się tak ubierają? – powiedziała to takim tonem, jakbym pochodziła z innej planety. Cóż… Czy sama nie zastanawiałam się nad tym zeszłej nocy?
- Nie wszyscy – odpowiedziałam szczerze. Pokiwała głową w zamyśleniu i napiła się swojego napoju, którym również była czarna kawa z fusami.
Przez następną godzinę rozmawialiśmy o różnych rzeczach, a przede wszystkim o mnie. Udało mi się też zadać parę pytań na temat szkoły, ale nikt nie wydawał się tym zainteresowany, bo wszyscy znali już tutejsze liceum. Dowiedziałam się jedynie, że całe towarzystwo, podobnie jak ja, szło w tym roku do trzeciej klasy.
Pod koniec naszego spotkania nadal nieco od nich odstawałam, ale nie gryzłam się z tego powodu. Do rozpoczęcia nauki zostało jeszcze kilka dni, a już całkiem nieźle się z nimi dogadywałam.
Kiedy wyszliśmy z kawiarenki, Dan zaoferował, że odwiezie mnie do domu. Zgodziłam się, bo właśnie zaczęło padać.
- Nie przejmuj się tym, co mówi Lisa. Po prostu nie lubi, gdy nie jest w centrum uwagi – powiedział mi z lekkim rozbawieniem, gdy już znaleźliśmy się w samochodzie.
- Nie miałam zamiaru się nią przejmować – powiedziałam szczerze, a chłopak się uśmiechnął.
- Zapowiadają, że w sobotę pogoda się poprawi, więc planowaliśmy taką małą wycieczkę na plażę. Pisałabyś się na to?
Byłam tutaj zaledwie od kilkunastu godzin, a już zaproszono mnie na przyjacielski wypad? Chyba się nie doceniałam…
- Zapowiada się obiecująco, więc się piszę – zgodziłam się. – A gdzie ta plaża?
- W rezerwacie Quileutów. Jazda zajmuje góra pół godziny – wyjaśnił, a ja kiwnęłam głową. Słyszałam, że w tej okolicy żyło jakieś plemię Indian, więc pewnie ciekawie będzie to sprawdzić.
___________________________________________________________
* Z opisem ubioru bohaterki miałam pewne problemy, dlatego też postanowiłam podać Wam odpowiednie linki, byście mogli go sobie mniej więcej wyobrazić, a także udzielę kilku wyjaśnień:
- „buty ze skóry” to w oryginale „Ariat ‘Fat baby’ boots”, które wyglądają mniej więcej [link widoczny dla zalogowanych]
- Wal-Mart to amerykańska sieć supermarketów, więc ta koszulka nie wyglądała zapewne zbyt ciekawie
- CMT – to prawdopodbnie skrót od “Country Music Television”
- [link widoczny dla zalogowanych]
** [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Pon 21:51, 25 Paź 2010, w całości zmieniany 17 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 22:03, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Wstyd. I do tego hańba. Jak się na forum pojawi byle badziewie, to zaraz się z pięć osób znajdzie chętnych do komentowania. I jeszcze napiszą grafomanowi, że ma lekki styl. A jak przyjdzie ktoś z tłumaczeniem fika nie o Edwardzie i Belli, ale będzie Embry, będzie (zgaduję) sfora, Indianie i być może ciekawe zderzenie dwóch światów, to ni hu hu - nikogo nie ma. Pół dnia wisi, a tu neni, ani pół komentarza.
A przecież przetłumaczone ładnie i składnie. No, może poza tym jednym drobnym zgrzytem:
Cytat:
- Jeśli byśmy się nie przeprowadzali, to nie musielibyśmy szukać

Gdybyśmy się nie przeprowadzali...
Opowiadanie na razie się zapowiada. Ale zapowiada ciekawie. Oryginału nie sprawdzam, poczekam, aż przełożysz dalszy ciąg. A co! Choć dla mnie jednej będziesz musiała popracować, hehe. Wink
Czyta się płynnie i przyjemnie.
Zajrzę z pewnością do tego tematu jak pojawią się dalsze odcinki.
Weny, Iga!
jędza thin


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 12:29, 02 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 23:23, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Faktycznie woła o pomstę!!! na dwieście kilkanaście wejść jeden komentarz?? Wiele dobrego słyszałam o tym opowiadaniu i bardzo się cieszę, że ktoś się wreszcie za nie zabrał Smile Dobry styl pisania, lekkość, plastyczność tekstu sprawiło, że droga tłumaczko możesz liczyć na moje kolejne pojawienie sie tutaj.
Może i był jakiś zgrzyt ( już wskazany, więc nie powtarzam) ale naprawdę dobrze sobie radzisz. Gratuluje także wyboru opowiadania ze względu na bohaterów. Z opisu wynika, ze pojawi się sfora Smile super. Uwielbiam Cynamonowy wiatr, więc przez tamten sentyment jeszcze tu wrócę


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:45, 02 Lis 2009 Powrót do góry

Iguś,
Ja miałam się podjąć czytania Twojego wcześniejszego tłumaczenia, ale mi się nie udało, taki stos ffów "leży" do przeczytania, że nawet sobie nie wyobrażasz. Skoro chciałam przeczytać coś Twojego, a pojawiło się nowe cudo, to postanowiłam zacząć, wówczas jest szansa, że wyrobię się z czytaniem na bieżąco. Wcale mnie nie dziwi, że translacja idzie Ci sprawnie. Sprawdziłaś się już w becie tłumaczenia i we wsześniejszych tekstach. Nie czułam zgrzytania, a samo opowiadanie jest na tyle lekkie, że była to dla mnie przyjemna lektura na dobranoc.
Coś innego, zupełnie. Lubię świeżość i zajmowanie się postaciami, które miały epizodyczne role w Sadze. Dodatkowo wprowadzenie nowej bohaterki z Kentucky. Dixie jest cudna, taka krewka dziewczyna, co wychowała się na farmie - zapewne - w miłości do zwierząt, nie wstydzi się swego pochodzenia,. Od razu widać, że nie będzie gamgowatą Bellą no 2.
No i w centrum uwagi nie będą wampiry, dla mnie super. Nie mogę się doczekać spotkania z wilkiem. Ciekawi mnie, czy zacznie się od przyjaźni, czy autorka pojedzie z wpojeniem. Mam nadzieję, że to pierwsze, ale w zasadzie, jeśli ten tekst zahacza głównie o sforę, to jest mi wszystko jedno.
Jest późno, udaję się zatem do łóżka, ale wiedz, że będę czytała tłumaczenie. Nie będzie tak źle, jak prorokuje thin Wink Buziaki, P.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:58, 02 Lis 2009 Powrót do góry

ha, tłumaczonko super :)
opowiadanko bomba Wink
pierwszy raz spotkałam się z tematyką tego typu - w sumie o Embrym nie wiemy zbyt wiele z Sagi Meyer... zaczyna się ... cóż... ciut niemrawo - delikatnie... ciut leci Zmierzchem, ale w bardzo przyjemny sposób...niezbyt zresztą nachalny Wink
rozbawił mnie ubiór- faktycznie ciut wieśniackie :P
a czarną kawę to tez lubię i nie widzę w tym nic złego :P

bardzo się cieszę, że tłumaczysz to opowiadanie :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
lovee
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 20:04, 02 Lis 2009 Powrót do góry

zgadzam się z moimi poprzedniczkami.
bardzo się cieszę, że nie czytam znowu "Bella, Edward" ewentualnie "Jasper Alice"
te imiona już troszkę mi się przejadły. a tu proszę. opowiadanie związane z Embrym, a główną bohaterką nie jest nikt z sagi. naprawdę pozytywnie mnie to zaskoczyło :)

mogę tylko pogratulować wyboru opowiadania do tłumaczenia i trzymać kciuki za wytrwałość w tłumaczeniu go ;p

pozdrawiam
Lovee


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Athaya
Zły wampir



Dołączył: 26 Lis 2008
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z przed ekranu komputera oczywiście

PostWysłany: Pon 23:17, 02 Lis 2009 Powrót do góry

*podnosi się z podłogi po tym jak spadła z krzesła*

Musiałam sprawdzić na fan fiction czy mnie oczy nie mylą... !!! Indian Summer tłumaczone! Bóg... tfu... iga_s się zlitowała i zaczęła tłumaczyć! Dzięki ci po wieczność! *składa pokłony do samej ziemi*
Całe szczęście, że niedoczytałam do końca :D Będę miała niespodziankę :D
Muszę przyznać, że amrykański sposób nie rozwodzenia się nad szczegółami czasem mnie irytuje, ale dziś mało mnie to obchodzi Laughing Zbyt dawno czytałam tę historię, żeby powiedzieć coś więcej, ale może to dobrze. Nie podoba mi się to jak miastowi reagują na nowych Ciekawość swoją drogą, ale żby odrazu oceniać człowieka po ubiorze. Brr to chore!
Całe szczęście to tylko pierwszy dzień i cała otoczka z tym zamieszaniem. Ciąg dalszy wydaje się być bardzo miły mam nadzieję. No i wreszcie plaża :D Mhrr już się doczekać nie mogę bo napewno będzie ciekawie!

To kiedy rozdział trzeci?


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:34, 02 Lis 2009 Powrót do góry

Zgrabniutko przetłumaczone, bez koszmarnej kalki angielskiej skladni - juz Cie kocham.
Czekam az sie opowiadanie rozkreci, bo na razie ciut smęci. Choć pozytywne jest, ze sa juz dwa rozdzialy, a jeszcze nikt nie "utonal w zlocistyczh oczach" Wink

Teraz pytanie - z czym moze mi sie kojarzyc tytuł "Indian Sumer"/"Indiańskie Lato"?
Coś mi się kołacze w tyle czaszki i przeszkadza, ale grypa skutecznie blokuje dostep do informacji.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:44, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Ostatnimi czasy komentarze na tym forum, i do tego takie konstruktywniejsze, stały się gatunkiem zagrożonym – przynajmniej w moim odczuciu – więc otrzymanie aż siedmiu tak rozbudowanych opinii jest dla mnie niczym wcześniejszy prezent na Gwiazdkę. :) Tym bardziej, że jestem przyzwyczajona raczej do tego, że ludzie rzadko komentują zamieszczane przeze mnie opowiadania bądź tłumaczenia. Dobrze, że jest jakaś nikła szansa na to, że chociaż Indian Summer odejdzie od tego schematu. :)

Thingrodiel, strasznie się cieszę, że tu zajrzałaś i wyraziłaś swoją opinię. Co prawda na razie nie było się nad czym rozwodzić, ale mam nadzieję, że nie uciekniesz za szybko i doczekasz momentu, w którym akcja zacznie nabierać lekkich rumieńców. I mam też nadzieję, że się nie zawiedziesz, zarówno moim tłumaczeniem, jak i treścią samego opowiadania, które z pewnością nie jest jakimś wybitnym tekstem literackim, ale ma w sobie to „coś”. :)

Pernix, całkowicie Cię rozumiem. Mam podobny „stosik” ffów, które chciałam kiedyś przeczytać, ale nic z tego nie wyszło. Jeszcze inne zaczęłam, ale niestety z różnych przyczyn nie udało mi się ich skończyć. Aż wstyd się przyznać, ale tak się właśnie stało z Twoimi małymi arcydziełami takimi jak Lykaina czy też tłumaczenie Rising Sun. Embarassed Chyba najwyższy czas nadrobić zaległości. A co do Indian Summer – świetnie ujęłaś to, jaką osobą jest Dixie. „Gamgowatym Bellom no 2” mówię stanowcze nie! :D I właśnie to, że główny wątek tego opowiadania kręci się wokół wilkołaków, a nie wampirów, wpłynęło na moją decyzję przetłumaczenia go na nasz piękny język ojczysty. A na spotkanie naszych bohaterów nie będziesz musiała długo czekać, bo zdarzy się to już w najbliższej części. I, podobnie jak w przypadku thin, mam nadzieję, że nie poczujesz się zawiedziona takim a nie innym przebiegiem wydarzeń. :)

Aurora Rosa, to opowiadanie to zupełnie coś innego niż Cynamonowy wiatr – który swoją drogą też uwielbiam – Angels, ale fakt, tematyka podobna. Nie chcę tu wyjść na taką, co to oczernia tłumaczone przez siebie opowiadanie, ale IS nie może równać się z CW. Tam były te wspaniałe opisy, budowanie nastroju, powolne odkrywanie własnych uczuć... Okej, koniec już. Przepraszam, ale jeśli padają słowa „Cynamonowy wiatr” to nie mogę się powstrzymać przed pochwaleniem tego opowiadania. A wracając do Indian Summer - rzeczywiście pojawi się sfora, ale wszystko będzie się kręcić głównie wokół jednego jej członka, Embry’ego. Nie oznacza to jednak, że nie spotkamy się z innymi wilkołakami. :) I mam nadzieję, Aurora Rosa, że Ty i inni Czytelnicy dostrzeżecie w tym opowiadaniu coś, co sprawi, że zostaniecie przy nim już do samego końca tłumaczenia. Ja ze swojej strony postaram się jak najlepiej wypełniać rolę amatora-tłumacza. :)

Athaya, aż się przez Ciebie zarumieniłam, no! :D Swoją drogą, myślałam, że Indian Summer nie jest takie popularne w sieci, a tu proszę, już druga osoba wspomina, że już wcześniej miała z nim styczność. Fakt, w tych wszystkich amerykańskich tworach rzadko kiedy spotyka się jakieś rozbudowane, szczegółowe opisy, ale przynajmniej umożliwia nam to własne wyobrażenia na temat danych sytuacji. Też myślę, że nie należy osądzać ludzi po ich ubiorze. W końcu nie szata zdobi człowieka. :) I na plaży rzeczywiście będzie ciekawie. :)

Ukos, cieszę się, że czytało Ci się bez większych problemów. Z tą „koszmarną kalką angielskiej składni” nawet się wczoraj spotkałam i dobrze, że ja tak tego nie przetłumaczyłam. Nie ma to jak tłumaczenie zdania: „Cat was right” na „Kot był prawy”. :D (tekst z House M.D. – oglądanie tego serialu stało się ostatnio moim nałogiem :D). I zapewniam, że w tym opowiadaniu nikt „nie tonie w złocistych oczach”, ale z oczami innego koloru nic nie gwarantuję. :D I nie mam pojęcia, z czym Ci się może kojarzyć wyrażenie „Indian Summer”. :D I życzę Ci superszybkiego powrotu do zdrowia!

Kirke, rzeczywiście mamy tutaj podobną sytuację – nastolatka przeprowadza się do deszczowego Forks ze słonecznego stanu w USA. I na tym właściwie podobieństwo się kończy. Nastolatką nie jest niezdarna, nieśmiała, aż do bólu nudna dziewczyna, tylko żywiołowa, „krewka” (jak to napisała wyżej Pernix) osoba, która zna poczucie własnej wartości, ma wielu przyjaciół i lubi się bawić. Trudno wymyślić coś całkowicie oryginalnego, kiedy pani Meyer zaserwowała nam praktycznie uniwersalny scenariusz, mający elementy wspólne z każdym innym scenariuszem. Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli. :)

Lovee, te imiona także mi się już przejadły, nawet bardzo troszkę. Cieszę się, że spodobała Ci się perspektywa opowiadania o Embrym. I trzymaj te kciuki, ale nie za mocno, żebyś miała siłę w palcach na wystukanie kolejnego komentarza. :D

Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna, że przeczytaliście i skomentowaliście. Poznanie Waszych opinii jest dla mnie bardzo ważne, bo wtedy wiem, co robię źle w tłumaczeniu i co ewentualnie mogę poprawić. A propos poprawiania – ten „zgrzyt” już zmieniłam i dziękuję thin za jego wyłapanie. :) I dziękuję mojej becie, bo to też dzięki niej był tylko ten jeden „zgrzyt”. :)
A co do terminów pojawiania się następnych rozdziałów – trzeciego i czwartego spodziewajcie się w ten weekend.

Pozdrawiam serdecznie. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Wto 22:23, 03 Lis 2009 Powrót do góry

A teraz odezwie się babcia thin...
Athaya napisał:
Ciekawość swoją drogą, ale żby odrazu oceniać człowieka po ubiorze. Brr to chore!

Ale prawdziwe, niestety. Bo to raz się "za moich czasów" nasłuchałam? Człowiek w dresie, z kapturem na głowie jest złodziejem, a pewnie do tego ćpunem i chodzi z kosą w kieszeni. Dziewczyna ubrana na czarno z "gotyckim" makijażem jest dziwadłem. Panienka z tipsami i ubrana z góry na dół na różowo to idiotka. Oraz coś z "moich czasów" - koleś w podartych dżinsach z flanelową koszulą owiniętą wokół pasa to kolejny zaćpany kretyn, który wmawia sobie, że ma depresję na miarę Kurta Cobaina i marzy, by palnąć sobie w łeb (choć to akurat czasem się sprawdzało).
Pełno tego po świecie. I ciężko się od tego uwolnić. Stereotypy się umacniają głównie przez tych, którzy swoim ubiorem usiłują coś wyrazić.

Igo, tekst jak tekst, się zobaczy. Ale przetłumaczone jest naprawdę bardzo ładnie i uważam, że zasługujesz na coś więcej niż tylko licznik odwiedzin.

Powodzenia!
j.t.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Athaya
Zły wampir



Dołączył: 26 Lis 2008
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z przed ekranu komputera oczywiście

PostWysłany: Wto 23:05, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Cytat:
Athaya, aż się przez Ciebie zarumieniłam, no! :D Swoją drogą, myślałam, że Indian Summer nie jest takie popularne w sieci, a tu proszę, już druga osoba wspomina, że już wcześniej miała z nim styczność.

Bo po pewnym czasie mi się już znudziły te wszystkie Belle i Edawrdy więc się przeżuciłam na sforę. Co rusz odkrywam jakąś nową perełkę! Właśnie dzięki amerykańskim czytankom naszło mnie na moje własne opowiadanie Laughing
Hm.. Fan fiction przeżywa ponownie erę New Moon, a wcześniej było BD jak tylko książka sie pojawiła. To chyba jest uzależnione od tego co aktualnie się dzieje. Tak mi się wydaje bo premiera NM za pasem. To nawet całkiem zabawne!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Athaya dnia Wto 23:05, 03 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:51, 07 Lis 2009 Powrót do góry

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Rozdział 3
Wszystko w porządku

Gdy obudziłam się w sobotę rano, z zaskoczeniem stwierdziłam, że było mi ciepło. Na ekranie mojego cyfrowego termometru widniała magiczna liczba dwadzieścia pięć. Ha! Przy tak wysokiej temperaturze raczej nie zanosiło się na deszcz, którego jak zwykle się spodziewałam.
Dan powiedział, że wpadnie po mnie o dziesiątej i właśnie o tej godzinie zastałam go na podjeździe przed domem. Moi koledzy z Kentucky pewnie śmialiby się z jego przestarzałego samochodu, ale w tych rejonach najwidoczniej nie robił on na nikim większego wrażenia.
Podjechaliśmy pod szkołę, gdzie stał już van innej osoby. To właśnie nim mieliśmy pojechać na plażę. Ruszyliśmy z Danem w stronę auta otoczonego przez grupkę nastolatków. Rozpoznałam ludzi, których spotkałam już w kawiarni, ale niektórych widziałam pierwszy raz w życiu. Chyba mnie nie zauważyli, bo spokojnie sobie o mnie rozmawiali. Albo może i zauważyli, tylko że nie przejmowali się tym, że mogłam wszystko usłyszeć?
- Zupełnie nie rozumiem, po co on ją zaprosił – powiedziała Lisa. – Przecież to kompletna prostaczka! Posłuchaj, jak ona mówi…
Sądziłam, że mój głos wcale nie był taki zły. Znałam ludzi z o wiele gorszym akcentem.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? – odparł chłopak, którego poznałam w kawiarni i chyba chciał powiedzieć coś więcej, ale zamilknął, bo właśnie mnie dostrzegł.
- Cześć, Dixie! – przywitała się Stacy z uśmiechem, który odwzajemniłam.
- Cześć.
- Wszyscy już gotowi? – spytał Dan, po czym niespodziewanie dodał: - Rezerwuję siedzenie obok kierowcy!
Droga na plażę w wiosce, która chyba nazywała się La Push, nie upłynęła zbyt przyjemnie ze względu na ścisk, jaki panował w aucie. Było mi strasznie niewygodnie. Nie znałam osób, które siedziały obok mnie, ale one usiłowały to zmienić, zadając denerwujące pytania typu: „Hej, jak masz na imię?” albo „Skąd jesteś?”. Cóż, musiałam uszanować to, że przynajmniej się starali…
W ciągu jazdy zrobiło się jeszcze cieplej, więc ucieszyłam się, że założyłam krótkie szorty. Czułam się prawie tak, jakbym znowu była w Kentucky. Niektórzy rozłożyli siatkę i zaczęli grać, ale ja zdecydowałam się najpierw usiąść i odpocząć. Po chwili dołączyła do mnie Stacy.
- No i jak ci się podoba w Forks?
Wzruszyłam ramionami.
- Jest fajnie, ale i tak tęsknię za starym domem.
- Chciałabym ci współczuć, ale nie potrafię – wyznała. – Mieszkam tutaj całe życie.
Kiwnęłam głową, oglądając, jak naprzeciwko nas gracze odbijają piłkę przez siatkę, ale zaraz przeniosłam wzrok na potężny, ciemny ocean. Promienie słońca powodowały, że woda lekko błyszczała, przez co fale zdawały się tańczyć.
- Wiesz, że pierwszy raz jestem na plaży? – zwierzyłam się Stacy. Spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Poważnie?
Zaśmiałam się.
- Jak najbardziej. Przecież Kentucky to obszar położony w głębi lądu.
- A co z wakacjami? Nie byłaś w żadnym stanie położonym nad oceanem?
Znowu wzruszyłam ramionami.
- Nigdy nie wyjeżdżaliśmy z rodzicami zbyt daleko. Tak właściwie to podróż do Waszyngtonu to najdłuższa droga, jaką pokonaliśmy.
Pokręciła smutno głową.
- Moja ty biedna dziewczyno uziemiona na górskich terenach…
Roześmiałam się i popchnęłam ją na piasek.
- Tylko nie pobijcie się zbyt dotkliwie – usłyszałam czyjś głos i podniosłam głowę. Dan szedł w naszym kierunku, opuszczając boisko.
- Już nie grasz? – spytałam.
Uniósł lekko jeden bark.
- Nie. Zaczęli nowy mecz i jakoś się wymigałem, żeby dotrzymać wam towarzystwa.
- A kto powiedział, że cię tutaj chcemy? – zażartowała Stacy.
- No wiesz! Czuję się zraniony! – Skrzywił twarz w całkiem uroczy sposób i złapał się za serce. Wszyscy się zaśmialiśmy, a tymczasem reszta siatkarzy, podobnie jak Dan, też zrezygnowała z gry i wszyscy poszli się wykąpać. Jakiś chłopak, który podążał za Lisą, złapał ją i rzucił w kierunku wody. Podczas lotu dziewczyna piszczała jak jakaś panienka w kiczowatym horrorze, a po sekundzie wylądowała w wodzie z głośnym pluskiem. Dan i Stacy po prostu skręcali się ze śmiechu, leżąc obok mnie na piasku. Musiałam przyznać, że mieli całkowicie uzasadniony powód – gdy Lisa wyszła na ląd, wyglądała zupełnie jak mokra kura.
Kiedy ogólna euforia już minęła, powiedziałam do siebie na głos:
- Nie sądziłam, że tutaj może być tak gorąco.
Słońce grzało z niewiarygodną mocą. W tej chwili temperatura wynosiła jakieś trzydzieści stopni.
- To najcieplejsze dni tej pory roku – odezwał się Dan. – Tak zwane babie lato, przez niektórych nazywane też indiańskim*. Gdy zbliża się wrzesień, często panują tu upały.
- Á propos Indian – wtrąciła Stacy. – Uwaga, właśnie nadchodzą. Jak zawsze niezwykle seksowni…
Usłyszałam, jak Dan wydał z siebie zirytowane westchnienie i spojrzałam w kierunku, który wskazywała teraz dziewczyna.
W najdalszym końcu plaży tuż przy granicy z lasem rzeczywiście szli dwaj ogromni Indianie. Naprawdę ogromni Indianie. Obaj mierzyli około dwóch metrów wzrostu i mogli poszczycić się wspaniale wyrzeźbionymi mięśniami. Mieli na sobie tylko obcięte szorty. Stacy się nie myliła – byli niemożliwie seksowni.
Wydawali się niemalże identyczni i wyglądali jak bliźniacy, jednak jeden z nich szczególnie przykuł moją uwagę. Gapiłam się na niego i on także wpatrywał się we mnie intensywnie. Nie byłam tego pewna, ale chyba otworzył lekko usta, jakby nagle zobaczył coś niesamowitego. Jego towarzysz na początku niczego nie zauważył, ale po chwili zorientował się w sytuacji i spojrzał w naszym kierunku ze skrajnym przerażeniem, nerwowo przeczesując ręką włosy.
- Ten jeden się na ciebie patrzy, Dixie – powiedziała Stacy. Pokiwałam głową, nie odrywając wzroku od Indianina. Czułam się dziwnie, tak jakby coś mnie do niego ciągnęło… Chyba za długo siedziałam na słońcu. Przecież ja w ogóle nie znałam tego gościa!
Osłupiały chłopak ciągle patrzył w moją stronę i tak pochłonęłam jego uwagę, że nawet nie zauważył na swojej drodze drzewa…
Dan zaczął się bardzo głośno śmiać, podobnie jak drugi Indianin. Stacy zachichotała, a ja, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co robię, poderwałam się na nogi i pobiegłam do poszkodowanego, by zobaczyć, czy nic mu się nie stało.
- Stary, mówisz poważnie? – spytał jego przyjaciel, próbując się uspokoić. – Nie mogę uwierzyć, że właśnie… - przerwał, bo mnie zauważył. Drugi chłopak natychmiast zaczął się podnosić, trzymając się za głowę i mrucząc coś pod nosem. Jego kolega podał mu rękę i przywitał się ze mną:
- Cześć.
- Cześć – odpowiedziałam nieśmiało, a potem zwróciłam się do poszkodowanego: - Wszystko w porządku?
Natychmiast podniósł głowę i szybko wstał.
- Tak, wszystko w porządku – mruknął i znowu na mnie spojrzał. Po chwili wyciągnął rękę w geście powitania. – Jestem Embry.
- Dixie. – Uścisnęłam jego dłoń, która okazała bardzo ciepła, prawdopodobnie dlatego, że kilka sekund wcześniej dotykał rozgrzanego piasku.
- A ja mam na imię Quil – odezwał się drugi Indianin i też podał mi równie gorącą rękę.
- Je-steś tu no-wa? Nig-dy wcze-śniej… cię nie widziałem – wyjąkał Embry.
- Tak, przeprowadziłam się do Forks z Kentucky – wyjaśniłam. Chłopak nadal nie odrywał ode mnie wzroku. Zazwyczaj czułam się w takiej sytuacji niekomfortowo, ale teraz z bliżej nieokreślonej przyczyny wcale mi to przeszkadzało, a nawet… sprawiało przyjemność.
- Hej, ja muszę iść – powiedział Quil, trącając przyjaciela łokciem. – Zobaczymy się u Cullenów.
Embry kiwnął głową, nadal patrząc w moim kierunku.
- Pójdziesz ze mną na spacer, Dixie? – spytał znienacka.
- Jasne – odpowiedziałam bezmyślnie, zanim zdążyłam się nad tym zastanowić. Dlaczego się zgodziłam? Przecież dopiero co go poznałam!
Jednak z jakiegoś powodu wiedziałam, że przy nim będę bezpieczna. Nagle o nic się nie martwiłam i wszystko stało się jasne.
Chłopak z uśmiechem wyciągnął rękę, a ja natychmiast ją chwyciłam, myśląc sobie, jaka ze mnie wariatka…
___________________________________________________________
* Ta wypowiedź Dana nieco odbiega od oryginału. Musiałam ją trochę zmodyfikować ze względu na odpowiedź Stacy. Angielski tytuł Indian Summer jest dwuznaczny - oznacza porę roku, w której rozgrywa się akcja, czyli właśnie to "babie lato", ale też słówko "Indian" sugeruje nam, że fabuła dotyczy także Indian. A że Stacy nagle zauważyła wychodzących z lasu Indian, a Dan mówił o "Indian summer", to w tłumaczeniu musiałam dopisać, że "babie lato" jest zwane także "indiańskim", choć po polsku to właściwie nie ma sensu (tak samo jak po polsku nieco dziwne jest wyrażenie "indiańskie lato", bo w naszym języku funkcjonuje "babie lato"). Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. :)

Rozdział 4
Na pewno

- Od jak dawna jesteś w Forks? – spytał Embry. Puściłam jego rękę i teraz po prostu szliśmy obok siebie. Czułam na plecach spojrzenia moich znajomych. Pewnie wydało im się to nieco dziwne, że właśnie odchodziłam od nich z jakimś potężnym Indianinem, ale ja czułam się przy nim całkowicie bezpieczna, a nawet miałam wrażenie, że znam go już od dawna.
- Przyjechałam zaledwie parę dni temu – odpowiedziałam.
- Podoba ci się tutaj?
Wzruszyłam ramionami.
- Jest w porządku, ale i tak wolałabym się nie przeprowadzać.
- A ja cię cieszę, że to zrobiłaś – oznajmił Embry. – Inaczej bym cię nie spotkał.
Czy on naprawdę właśnie to powiedział? Spojrzałam na niego i zauważyłam, że wyglądał tak, jakby pomyślał dokładnie o tym samym. Zachichotałam, żeby przerwać jakoś ten niezręczny moment.
- Tak, dużo byś stracił. Przecież jestem taka bombowa.
Chłopak zaśmiał się i chyba ucieszył, że jeszcze nie odwróciłam się na pięcie i nie uciekłam. Poprowadził mnie do skupiska skał i usiedliśmy, zwracając się twarzą do oceanu. Ciemne fale uderzały o brzeg, powodując powstawanie relaksującego dźwięku. Słońce nadal wisiało wysoko na niebie, a jego promienie przyjemnie nas ogrzewały.
- Tutaj jest tak pięknie – odezwałam się, ogarniając wzrokiem plażę. W oddali dostrzegłam też jakąś wyspę i malownicze klify sterczące nad wodą.
- Racja – zgodził się Embry.
- Ale ty pewnie się już do tego przyzwyczaiłeś… To znaczy, mieszkasz tu całe życie, tak?
Teraz to on wzruszył ramionami.
- Otoczenie ciągle się zmienia. Czasem na naszej drodze staje coś naprawdę cudownego.
Odniosłam dziwne wrażenie, że miał na myśli mnie. Powinnam natychmiast uciec. Ledwo poznałam tego gościa, a już siedziałam z nim sama z daleka od swoich znajomych, ale zostałam, bo coś mnie do niego ciągnęło. Czułam się tak, jakbym po długiej wędrówce wreszcie znalazła się we właściwym miejscu.
Zaczęłam mu się przyglądać, ale on tego nie spostrzegł, bo patrzył na ocean. Uznałam, że strasznie przystojny z niego facet. Miał masywną szczękę, wyraźne kości policzkowe, ciemnobrązowe oczy i krótko ścięte, trochę rozczochrane, czarne włosy, ale i tak wyglądające wspaniale. Jedynym mankamentem jego urody był nieco krzywy nos. Prawdopodobnie ktoś mu go złamał, a kość nie zrosła się prawidłowo.
Embry chyba zauważył, że się na niego gapiłam, bo niespodziewanie odwrócił się w moją stronę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, nagle pojawiło się we mnie jakieś pragnienie, tak silne, jakby na świecie nie liczyło się nic oprócz jego jak najszybszego zaspokojenia…
Zanim zorientowałam się, co robię, już go całowałam. Nie miałam pojęcia, kto tak właściwie zaczął, ale i tak mnie to nie obchodziło.
Na początku natarczywie napieraliśmy na nasze usta, ale po chwili pocałunek stał się o wiele subtelniejszy i delikatnie muskaliśmy się wargami. Najpierw dotykałam rozpalonych policzków chłopaka, a potem wodziłam drżącymi dłońmi po jego krótkich włosach…
W końcu Embry odsunął się lekko, opierając swoje czoło o moje.
- Muszę ci coś powiedzieć – powiedział zdyszany, ale ja znowu go pocałowałam. Pewnie wziął mnie za puszczalską małolatę… Sama czułam się jak ladacznica, ale z drugiej strony byłam przekonana, że właśnie tak powinnam się zachować.
- Dixie… - wydyszał znowu Indianin.
- Dixie! – usłyszałam znienacka wołanie Dana i aż podskoczyłam. Natychmiast odsunęłam się od Embry’ego i wstałam, nerwowo wygładzając swoją koszulkę. Blondyn szedł w naszym kierunku ze zdziwionym wyrazem twarzy. – Wracamy do domu.
- Już? – spytałam z zaskoczeniem, na co Dan wskazał znacząco w górę. Dopiero teraz zauważyłam, że na niebie zaczęły gromadzić się ciemne chmury. Na dodatek zerwał się całkiem silny wiatr, a gdzieś w oddali rozległ się grzmot. Dziwne, że wcześniej tego nie dostrzegłam.
- Wyruszamy za dwie minuty – powiedział Dan. Myślałam, że już odejdzie, ale tego nie zrobił. Chyba postanowił poczekać, aż sama z nim pójdę, bo obawiał się, że Embry mógł zaciągnąć mnie do lasu.
Odwróciłam się do Indianina, który ciągle siedział na skale.
- Zobaczymy się jeszcze? – spytałam ze szczerą nadzieją w głosie, a on pokiwał głową.
- Na pewno – odpowiedział, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi przyjemny dreszcz. Dan nagle złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku vana.
- Dan, co ty robisz? – zawołałam z wyrzutem.
- To podejrzany typ – odparł takim tonem, jakby to było oczywiste. Zerknęłam do tyłu przez ramię, ale Embry już zniknął.
- Nieprawda – zaprzeczyłam odruchowo.
- Nie znasz go – powiedział blondyn. Puścił już moje ramię, ale nadal za nim szłam. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.
- A ty go znasz? – odgryzłam się.
Dan zacisnął szczękę.
- Ja nie, ale mój brat Mike tak. Ten Indianin jest członkiem miejscowego gangu.
- Gangu? – powtórzyłam głośno. To kompletnie nie pasowało mi do Embry’ego… Cóż, tak właściwie to nawet go nie znałam, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, by mógł należeć do jakiejś szajki przestępców.
Rozpadało się mocniej i zaczęliśmy biec. Do samochodu dotarliśmy całkowicie przemoczeni. Kierowca szybko odpalił silnik i włączył wycieraczki, które głośno zapiszczały w proteście. Pewnie często ich tutaj używano. Tym razem zajęłam miejsce obok Stacy, która przypatrywała mi się z szerokim uśmiechem na twarzy.
- No co? – spytałam niezbyt przytomnie, gładząc włosy.
- Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu zaczęłaś całować się z tym Indianinem – zachichotała cicho. – Wiesz chociaż, jak ma imię?
- Wiem – potwierdziłam i już nic nie powiedziałam. Nie miałam praktycznie żadnych szans na usprawiedliwianie się, więc pozostało mi jedynie milczenie. Niewątpliwie zachowałam się dzisiaj jak jakaś ulicznica i chyba nic nie mogło uratować mojej mocno nadszarpniętej reputacji.
Kiedy wyjeżdżaliśmy z rezerwatu, usłyszeliśmy wilcze wycie. Stacy zadrżała.
- Boże, jak ja nienawidzę tego dźwięku. Przyprawia mnie o gęsią skórkę.
Ja także lekko się wzdrygnęłam, ale nie ze strachu, tylko tak, jakbym niecierpliwie czegoś oczekiwała. Czułam, że to wycie mnie wzywało…
Tak, oficjalnie można mnie już było uznać za wariatkę. Jednak coś w głębi duszy mówiło mi, że z moją psychiką wszystko w porządku. Oparłam głowę o siedzenie i westchnęłam tęsknie, bo znowu zapragnęłam zobaczyć tajemniczego Indianina o imieniu Embry…


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Nie 21:20, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 21:12, 07 Lis 2009 Powrót do góry

Khm, no tak, autorka, jak tabuny innych przed nią, nie mogła wytrzymać i już przy pierwszym spotkaniu wcisnęła pocałunki. Większość (i tu autorka zapunktowała, że ona jednak tego NIE zrobiła) opisuje jeszcze języki i ogólne obściskiwanie w sosie dzikiej namiętności. Nie lubię tego. Ciekawe, ile osób po minucie znajomości pada w ramiona wybrankowi. I jakoś nie widzę lasu rąk.
Ale to, rzecz jasna, nie twoja wina. Ty tłumaczysz, ja sobie mogę tylko pomarudzić, że za szybko, że ledwie się zobaczyli, juuuuż buzi-buzi. Ech...

Niemniej lubię Dixie. Sympatyczna z niej babka, nieco naiwna, ale cóż - nie ona jedna.

Tłumaczenie idzie ci kapitalne, nie wiem, ile pracy wkłada w twój tekst twoja beta (znaczy się ile musi nad nim pracować, choć podejrzewam, że sama masz dobrą rękę), ale uściskaj ją ode mnie, bo wykonuje kawał dobrej roboty. Obie wykonujecie.
Btw pierwszą drobną zmianę w pełni rozumiem, a nawet popieram. Nieraz spotkałam się z czymś takim w książkach, czasem, by jednak zachować grę słowną, tłumacze to stosują. Natomiast druga zmiana:
iga_s napisał:
* W oryginale mamy "We will", jednak nie miałam pojęcia, jak to odpowiednio przetłumaczyć, więc zastąpiłam to wyrażeniem, mam nadzieję, pasującym do kontekstu.

Ponieważ jest to odpowiedź na: "Spotkamy się jeszcze?" "We will" można przetłumaczyć na: "Spotkamy". To zapewnienie, bo Embry jest tego spotkania pewien.

Czekam na dalszy ciąg. I mam nadzieję, że jeszcze ktoś się tu wypowie. Dziewczyna się stara, pracuje, dopieszcza, zatrudniła porządną betę do pracy i biedna schnie w oczekiwaniu na komentarze.

Pozdrawiam i życzę weny,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 21:19, 07 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 1:15, 08 Lis 2009 Powrót do góry

hehe, thin, Ty nawoływaczko do komentowania! ^^ Kochana jesteś, że tak się o wszystkich troszczysz. Przybywam z odzewem, ale dobrowolnie, bo przecież czekałam na Babie lato. Cieszę się, widząc Embriego w hetero związku, taka równowaga do Uwikłanego Embriego, którego note bene kocham, ale ten z Babiego też jest niczego sobie. Co ja mówiłam o wpojeniu... hehe... czułam to, ale nie sądziłam, że to się tak szybko potoczy. No cóż, jak mówiłam, byłoby lepiej nie jechać schematem z wpojeniem, ale stało się. Przeżyję i i tak jestem zainteresowana dalszym biegiem wypadków. Świetnie, że dajesz po dwa rozdziały, bo w jednym niewiele się dzieje. A w tych dwóch poza krótkim spotkaniem głównych bohaterów niewiele jest punktów do omówienia. Przeczytałam z przyjemnością, ale to jest tylko i wyłącznie Twoja zasługa, igo. Po angielski tekst bym nie sięgnęła. Ale to tylko dobrze świadczy o Tobie. Oby tak dalej. Smile

edit: Kurde, chyba dodam, że mi też się nie podobało, że się już całowali :D Bo nie wspominając o tym, wychodzi na to, że się nie sprzeciwiam :D
Ale wyszłam z założenia, że i tak nic na to nie poradzisz, możesz jedynie napomknąć autorce, że nam się to nie podobało, ale Dixie jest w dechę. :D


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 14:34, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kamosoka
Człowiek



Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 11:08, 08 Lis 2009 Powrót do góry

nigdy nie brałam się za czytanie czegoś o wilkach, jakoś mnie to nie kręciło.

Twoje tłumaczenie mnie jednak zaciekawiło, nawet mimo tego, ze
akcja tak szybko się rozwija. Zgadzam się z thingrodiel, że raczej nikt tak
szybko nie przechodzi do buzi buzi, ale jakoś probuje wytłumaczyć ten fakt tym
całym wpojeniem.

Tekst czyta się bardzo przyjemnie, zdania składne, błędów nie wyłapałam.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:45, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Nie schnijcie! Już komentuję.
Chociaż z wrodzonego lenistwa mogłabym właściwie przekopiować wpis thin - tez mnie okrutnie drażni "obściskiwanie od pierwszego wejrzenia".
Aczkolwiek to przytyk już do autorki, Ty jako tłumacz jesteś kryta na całej linii.
Podoba mi się Twój styl, podoba mi się opowiadanie, zatem grzecznie czekam na następną porcję. Zwłaszcza, że nie ma wyraźnej wskazówki jakież to kłody padną na drogę szczęśliwie wpojonych, więc ciekawość mnie gniecie.
Dziękuję za kawał dobrej roboty!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Nie 13:01, 08 Lis 2009 Powrót do góry

thingrodiel napisał:
ile pracy wkłada w twój tekst twoja beta (znaczy się ile musi nad nim pracować, choć podejrzewam, że sama masz dobrą rękę), ale uściskaj ją ode mnie, bo wykonuje kawał dobrej roboty. Obie wykonujecie.
[...]
zatrudniła porządną betę do pracy

Aż się zarumieniłam :)
No dobra, to ja się wypowiem. Szczerze mówiąc, dostałam te rozdziały sporo czasu temu z tego względu, że Iga już dawno je przetłumaczyła (ale nie miała możliwości ich wstawienie ze względu na życzenie autorki - chciała najpierw skończyć pisać (autorka, nie Iga)). Wydrukowałam sobie wszystko, co miałam i pojechałam w góry, i, żeby się nie nudzić, sprawdziłam te rozdziały po drodze. Przeczytałam to na raz. Iga jest perfekcjonistką i odsyła tekst dopracowany w każdym możliwym szczególe, także mi zbyt wiele do pracy nie pozostaje. Głównie to ja czytam przed Wami i zmienię z jedną rzecz na stronę :D Ale dzięki za komplement - miło się dowiedzieć, że ktoś docenia moją pracę i, że praktyka czyni mistrza, bo już trochę w tym siedzę :)

Iguś! Cieszę się, że masz nosa do dobrych FFów, tak samo jak się cieszę, że miałam przyjemność Cię poznać te pół roku temu :) Czas szybko leci i pracuje nam się bez żadnych zgrzytów.
Tak jak moje poprzedniczki, lubię tę Dixie. A Dana nie. A z Embry'ego chce mi się śmiać, sama nie wiem czemu. Chociaż w sumie niecodziennie chłopak przywala twarzą w drzewo. :)

Pozdrawiam, Marta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Nie 14:07, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Pochłonęłam wszystko na raz i mi się bardzo spodobało.
Nigdy jeszcze nie spotkałam się z opowieściami o Embry'm. Zachowałam się trochę płytko, ale weszłam tu ze względu na tytuł, później ten ciekawy opis i tak oto masz nową czytelniczkę.
Dobrze jest odpocząć od ff Bella i Edward (nie mówię, że ich nie lubię, ale prawie każde opowiadania są o nich) i przeczytać coś nowego. Autorka naprawdę dobrze dobrała postacie, od pierwszego zdania polubiłam tą Dixie. Normalna dziewczyna, nieprzejmująca się uwagami na temat stroju, w końcu coś nowego. Co do Embry'ego ciężko ocenić jego postać. W książce go polubiłam i zgaduję, że rzucił się na nią z powodu wpojenia, co mu wybaczam. Aczkolwiek nie za bardzo przepadam kiedy przy pierwszym spotkaniu główni bohaterowie już się całują. Wierzę iż skoro jednak tak to się potoczyło to autorka ma swój cel. Wszystkie sceny są raczej przyjemne, a niektóre nawet śmieszne, np. jak chłopczyna walnął w drzewo.
Jakość tłumaczenia jest na bardzo wysokim poziomie. Gratuluję wam dziewczyny wspaniałej roboty przy tym tekście.
Pozdrawiam i życzę weeny,
Paramox


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 14:58, 08 Lis 2009 Powrót do góry

nareszcie ktoś opisał wpojenie... serio-serio

bardzo fajne to opowiadanie, widać, że autorka się przygotowała i przemyślała całość zamiast "pisać na żywioł"

niesamowite opisy... dialogi, którę są inteligentne ... wnosza sobą coś do całości... pozwalają poznać bohaterów...

bardzo mi miło, że mogę czytać twoje tłumaczenie (bossskie :P )

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:44, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Thingrodiel, też jestem zdania – pewnie jak większość czytelników – że autorka nieco za szybko to wszystko rozegrała. Tłumaczę to sobie jedynie tym, że być może chciała w ten sposób pokazać tę niezwykłą „moc” wpojenia, które jest w stanie wyłączyć racjonale myślenie i sprawić, że człowiek zaczyna zachowywać się... dość dziwnie, delikatnie mówiąc. Nie zapominajmy również o wybuchowym charakterze naszej bohaterki, jej spontaniczności oraz otwartości. Co prawda nie upoważnia jej to do rzucenia się na całkiem obcego faceta, ale jej cechy w połączeniu z wpojeniem – silną, magiczną więzią pomiędzy dwojgiem ludzi... albo raczej wilkołakiem i człowiekiem :D – to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Mogę tylko powiedzieć, że dalej akcja zdecydowanie zwolni tempo, a ten nagły wybuch namiętności ma też znaczenie w związku z późniejszymi wydarzeniami. A jakimi, to już okaże się w niedalekiej przyszłości. Dziękuję też za sugestię co do tego „We will”. Teraz jak tak sobie myślę, to rzeczywiście można by to tak ująć, ale ja oczywiście musiałam coś innego, bardziej skomplikowanego wymyślić... Ech, cała ja. I jeszcze dziękuję za miłe słowa co do tłumaczenia oraz za pochwałę posta. :) Często się o betach i ich pracy zapomina, a przecież one są tak jakby współautorkami tekstu. A ja miałam niezwykłe szczęście przy wyborze bety. :)

Pernix, cieszę się, że „przybyłaś z odzewem”. :D I to jeszcze z własnej woli. :D No faktycznie lepiej by było, gdyby autorka nie pojechała od razu z oklepanym schematem wpojenia, ale, jak już wcześniej napisałam w odpowiedzi do thin, to ma pewne znaczenie w związku z późniejszymi wydarzeniami, więc trzeba jej wybaczyć. Zapewniam też, że dalej nie będzie już tak pięknie i słodko, jakichś wylewnych opisów pocałunków, jak to się „ich języki poruszały w tym samym rytmie”, nie ma, w ogóle jakoś mało się całują. :D Ale to akurat dobrze, bo jest więcej miejsca na inne wydarzenia. A tych trochę będzie. Daję po dwa rozdziały, bo są one bardzo krótkie i rzeczywiście już nic by nie było do komentowania. I cieszę się, że czytało Ci się przyjemnie, bo o to tutaj chodzi. Ale to także zasługa Marty. :)

Kamosoka, mnie też kiedyś (czyt. „na początku mojej przygody z ff i ogólnego zachwytu Edwardem iskrzącym się w słońcu jak dyskotekowa kula” :D) „nie kręciły” teksty o wilkołakach i całkowicie Cię rozumiem, jednak z czasem dostrzegłam, że są oni bardziej wartościowymi, takimi... głębszymi i bardziej złożonymi bohaterami, którym warto poświęcić trochę więcej uwagi. Cieszę się, że tu zajrzałaś i że tekst czytało Ci się bardzo przyjemnie, i mam nadzieję, że staniesz się w tym temacie regularnym gościem. :) A ten szybki rozwój akcji to właśnie jedna z cech niektórych amerykańskich ff – ich autorzy nie rozwodzą się nad opisami, tylko od razu przechodzą do rzeczy. W tym opowiadaniu jest podobnie, jednak akcja w następnych rozdziałach, jak już to pisałam wyżej, znacznie zwolni.

Ukos, ależ nie ma za co. :) A po takiej dawce komentarzy już nie schnę, ale za Martę nie ręczę. :D Całkowicie rozumiem, że nie spodobało Ci się to „obściskiwanie od pierwszego wejrzenia”, no ale taki koncept miała autorka. Co z tego wyniknie, zobaczymy w dalszych rozdziałach. A w tym tekście może trochę mojego stylu jest, ale przede wszystkim jest tu styl Cobalt-Wolf – taki lekki, łatwy w odbiorze, nie trzeba się głowić przy czytaniu poszczególnych zdań. Bardzo przyjemnie mi się tłumaczy jej pracę. Tych kłód trochę padnie im pod nogi, ale Twoja ciekawość powoli, wraz z każdym rozdziałem, będzie zaspokajana. :)

Marta, no nareszcie się wypowiedziałaś! :) I mi proszę nie umniejszać swoich zasług, bo ta jedna rzecz na stronę to może być coś niezwykle ważnego, co by popsuło cały tekst, a Ty to poprawiasz i jest świetnie. :) Rzeczywiście siedzisz w tym już dość długo. Chyba byłam Twoją pierwszą pisarką-amatorką, której sprawdzałaś tekst, czy też „wypociny”, prawda? No i się uwolnić ode mnie nie możesz. :D Mam jednak nadzieję, że jest to dla Ciebie tak miła współpraca jak dla mnie. :) No ja nie będę oryginalna i powiem, że też lubię postać Dixie. Ale w przeciwieństwie do Ciebie lubię też Dana. :D Taki fajny, prosty chłopak. Może trochę podobny do Mike’a, ale do niego też nic nie mam. No i fakt, niecodziennie chłopak przywala twarzą w drzewo, i to na dodatek niezwykły chłopak, który przemienia się w wilka i powinien mieć świetną orientację w terenie. Ale w końcu spotkał miłość swojego życia, więc jest całkowicie usprawiedliwiony.

Paramox22, bardzo się cieszę, że mam nowa czytelniczkę i mam nadzieję, że zagościsz tu na dłużej. :) Całkowicie się zgadzam, że czasem trzeba odpocząć od schematycznych opowiadań, a sfora jest dość rzadkim tematem dla autorów ff. (Jeśli jeszcze nie czytałaś, to polecam również wspomnianych przez Pernix „Uwikłanych” autorstwa AngelsDream). Jednak śmiem twierdzić, że w tym rozdziale to nie Embry „rzucił się” na Dixie, lecz było odwrotnie – to nasza „krewka” dziewoja (nie śmiać się :D, lubię to słowo, nie wiem czemu) rzuciła się na biednego Indianina, który najpierw chciał z nią sobie kulturalnie porozmawiać. Chociaż kto go tam wie... Przecież również ją pocałował, więc jego zamiary nie były znowu takie niewinne. No i oczywiście zadziałało tu też to słynne wpojenie. Może się powtórzę, ale ja też nie lubię, jak bohaterowie już przy pierwszym spotkaniu nawiązują „bliższą znajomość”, że tak powiem, ale masz rację, Paramox, autorka ma w tym pewien cel. To opowiadanie ma rzeczywiście taki lekko żartobliwy charakter. Mój ulubiony tekst znajduje się w rozdziale jedenastym. Świetnie podsumowuje tę całą niezwykłość świata, w którym znalazła się Dixie, ale to potem. :) I dziękuję za gratulacje. :)

Kirke, zgadzam się, że autorka wszystko to sobie przemyślała... No i co mogę jeszcze dodać? Tradycyjnie się cieszę, i to bardzo, bardzo, że nadal Ci się podoba, zarówno tekst, jak i tłumaczenie, i mam nadzieję, że jeszcze tu wrócisz. :)

To na koniec powiem jeszcze, że następnych dwóch rozdziałów można się spodziewać w następny weekend. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin