FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Morderca moich marzeń, rozdział 2 27.08.10 [NZ] [+16] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks

PostWysłany: Czw 23:29, 12 Sie 2010 Powrót do góry

Hej. To mój trzeci, niezakończony ff i mam nadzieję, że póki co ostatni. Za dużo się tego nazbierało Smile
Pomysł narodził się, podczas słuchania piosenki The Black Eyed Peas pt. I gotta feeling. Nie wiem czemu. Coś w niej mnie zainspirowało do tego pomysłu.
Przedstawię krótki opis

Autor: Pheebsik/_Alice_Cullen_/jednym słowem ja xD
Beta: moniaaa2712
Ograniczenia: +16 ze względu na wulgaryzm
Bohaterowie: Tylko i wyłącznie ludzie
Typ: [AU/AH], [AU], [OOC]

Opis:
Seryjny morderca, ucieka ze stanowego więzienia. W pościg za nim rusza cała dostępna policja. Z braku pomysłu i szans na ucieczkę, włamuję się do domu Swanów i porywa ich 17-letnią córkę - Bellę. Razem z nią przemierza tysiące mil, by uciec policji.
Ale... u dziewczyny wyraźnie widać syndrom sztokholmski. Podoba jej się ta sytuacja i mimo wielu gróźb ze strony Edwarda, nie zamierza wracać do domu. Do tego muszą się jeszcze zmierzyć z dwoma niebezpiecznymi agentami FBI, którzy chcą ich zlikwidować.


SERDECZNIE ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA I LICZĘ NA SZCZERE KOMENTARZE

Rozdziały można znaleźć również na chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]

Prolog

Taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć.
Jedno marzenie.
Jeden sen.
Jedna myśl.
I wszystko mogło się zmienić. Wybrał wolność. Życie w realu. To marzenie każdego „lokatora” tego świata. Mianowicie wyrwać się stąd.
Więzienie stanowe w Seattle. Najgorsze ze wszystkich możliwych. Nikt z niego nie wychodzi…chyba, że w czarnym worku. Na taki „relaks” zapracowali sobie tylko najgorsi kryminaliści. Największa statystyka kar śmierci w całych Stanach.
Jednym z tych, którzy w najbliższych dniach miał ją powiększyć, był właśnie Edward Cullen. Seryjny morderca, który zabił siedem osób. Jego marzenie się spełniło. Udało mu się wyrwać z największego piekła na ziemi. Z miejsca, które do końca wysysa człowieczeństwo.

Rozdział 1


EPOV

Życie jest jak film przewijany na DVD. Marne porównanie, ale jak dla mnie znaczące. Historia lubi się powtarzać, jakby ktoś ją cofał do najgorszych chwil w życiu. Jasne, zdarzają się i miłe momenty, ale są one krótkie i kończą się bardzo boleśnie. To właśnie stało się ze mną. Miałem kilka miłych chwil, ale nie potrafiłem opanować ciała, rozumu... Siebie. I tak oto skończyły się one boleśnie, nie tylko dla mnie.
Wow. To było spontaniczne, ale świetne. Nie przemyślane, ale trafne. Nawet nie pamiętałem, kiedy to postanowiłem. Kiedy ta myśl przeszła mi przez głowę. To było takie nagłe! Zobaczyłem okazję i nie myśląc wiele, wykorzystałem ją. W końcu dużo do stracenia nie miałem. W zasadzie to nic. Zostało mi tylko kilka dni życia. A tak? Może będę miał o parę więcej? Kto wie, kto wie. Adrenalina szalała w żyłach. Biegłem przed siebie. Słyszałem za sobą szczekanie psów. Krzyk glin. Helikopter latający w te i z powrotem nade mną. W mojej głowie dosłownie szumiało. Niby nie chciałem tam być, ale to było głupie. Przecież i tak mnie złapią…chociaż, przez ten czas mogę trochę zaszaleć!
Wiedziałem, że nie ucieknę bez samochodu. Bzdura. Bez niego nie zrobię zupełnie nic. Jedno akurat jest dobre. W tym stanie wszyscy mają auta. Emeryci, dorośli, licealiści.
Załatwienie go nie będzie trudne. Wystarczy tylko wyjść z tego zaułku jakim jest las. Nic skomplikowanego.
Wiele osób pewnie ciekawi, dlaczego tutaj jestem? Tak naprawdę nie chciałem nikogo zabić. W dzieciństwie byłem dobrym, pomocnym chłopcem, do którego wszyscy się uśmiechali i pozdrawiali z daleka. Uczyłem się bardzo dobrze, ukończyłem studia, ale… to mi nie wystarczyło. Czułem duży niedosyt i monotonie w moim życiu. Wszystko było takie same. Dnie, tygodnie, miesiące nie różniły się od siebie niczym. W końcu coś we mnie pękło. Popełniłem błąd. Żałowałem go, ale… po kilku powtórzeniach tego błędu (prawdę mówiąc sześciu powtórzeniach) całe poczucie winy się rozpłynęło. Poczułem się usatysfakcjonowany. Życie zrobiło się raźniejsze. Chodziłem z podniesioną głową, dumny ze swojego życia. Tak, sądzę, że to było najlepsze co mnie w życiu spotkało. Chodziłem taki, dopóki nie opublikowali mojego zdjęcia w telewizji i nazwano „Najokrutniejszym seryjnym mordercą dziesięciolecia”. Długi tytuł, prawda? Ale mnie to nie obchodziło. Wiedziałem, że na dniach mnie złapią, więc zaplanowałem jeszcze jedną rzecz. Jedno morderstwo.
Nie chcę tego opisywać.
Przez ostatnie dwa i pół roku, siedziałem w stanowym więzieniu w Seattle. Ponoć tam jest niebezpiecznie, ale to tylko kolejna bzdura, a ludzie tam siedzący są bardzo mili – jeśli oczywiście można ich tak nazwać. Moją sprawę przekładano kilkakrotnie. Dawano najpierw wyroki do przesiedzenia, potem dożywocia i teraz karę śmierci. Oczywiście to wszystko ciągnęło się właśnie dwa lata.
Moje rozmyślania na temat życia, przeszłości – nie przyszłości, bo jej nie mam – przerwało wycie silników. Szosa. To, na co liczyłem. Uśmiechnąłem się. Ściana lasu kończyła się, ale już nie miałem siły biec. Przystopowałem, by złapać trochę powietrza. Obejrzałem się do tyłu. Miałem kilka minut przewagi nad glinami. Wziąłem jeszcze kilka małych oddechów i truchcikiem pobiegłem w stronę odgłosów. Helikopter nadal latał w kółko po niebie poszukując mnie. Wybiegłem w końcu na szosę. Dużego ruchu nie było, ale samochody jeździły. Ściągnąłem bluzę, bo pisała na niej dużymi literami nazwa więzienia, stanu i przewiązałem wokół pasa. Zacząłem machać przed pierwszym nadjeżdżającym z lewej strony. Zaczął spowalniać, aż w końcu stanął koło mnie.
- Potrzebujesz podwózki? – spytał mężczyzna w średnim wieku. Skinąłem głową.
- W którą stronę pan jedzie? – dopytałem dla pewności. Nie mogłem ryzykować żadnych błędów. Nie było mnie teraz na nie stać.
- Do miasta – odpowiedział. Miał dość ochrypły głos. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i wsiadłem. Przez pewien czas jechaliśmy w ciszy, później zaczął na mnie co jakiś czas spoglądać.
- Jestem Henry. Jest pan z Seattle? – spytał podejrzliwie. Zerknąłem na niego moim normalnym spojrzeniem – wszyscy twierdzili, że morderczym. Bo to prawda. Nawet gdy się uśmiecham, ludzie wzdrygają się i boją. Mam taką mimikę twarzy. W każdej sytuacji wyglądam, jakbym był wściekły, być może to przez brwi, które zawsze są zmarszczone. Mam po prostu w sobie coś takiego, że ludzie szybko odwracają wzrok. Nic dziwnego. To samo tyczy się głosu, który jest niemiły i ochrypły. Niektórzy wzdrygali się na jego dźwięk. Jedno dziecko kiedyś powiedziało mi, że mam głos jak „bandzior” z bajki.
- Edward – podałem mu rękę. - Nie, po prostu potrzebuję się tam szybko dostać – powiedziałem dając do zrozumienia, że nie chcę rozmawiać. Więcej nic nie powiedział. Oparłem głowę o zagłówek i przymknąłem oczy. Oddech zaczął się powoli wyrównywać. Nie przejdę nawet metra w mieście, jeśli będę ubrany tak jak teraz. Kasy też nie mam na kupno nowych ciuchów. Czyli zostaje mi tylko jedno wyjście.
- Musimy się zatrzymać na stacji benzynowej – oznajmił po chwili. Wzruszyłem ramionami. Byłem naprawdę zmęczony. Henry wysiadł z pojazdu. Zerknąłem na niego. Wchodził na stacje, by zapłacić. Otworzyłem schowek i już dzisiaj drugi raz, szczęście mi dopisało. Było w nim trochę gotówki i… broń. Patrzyłem na nią zdezorientowany i po chwili chwyciłem i schowałem za pasek spodni, a pieniądze do kieszeni. Nie dużo, ale zawsze. Z powrotem wróciłem do poprzedniej pozycji. Po kilku minutach samochód zatrząsł się. Henry wsiadł do niego i odjechaliśmy. Nie byłem w humorze i na jego szczęście nie odzywał się.
- Ciekawe co się stało? – powiedział w jakimś momencie facet. Westchnąłem i otworzyłem oczy. Na drodze przed nami była blokada drogi. Dwa radiowozy. ku***! – przekląłem pod nosem. Nie mam szans na przejechanie tą drogą. Kierowca zatrzymał się przed policjantem. Nie miałem czasu do stracenia. Musiałem wiać. Znowu.
Policjant zaczął podchodzić do okna od strony pasażera. Nie czekając ani chwili dłużej otworzyłem drzwiczki wozu i po cichu z niego wysiadłem. Przez ryczący hałas silnika, nikt się nie zorientował. Ściana lasu była zaraz przy drodze, więc nie patrząc wiele za siebie, rzuciłem się sprintem w stronę drzew. Znowu bieg! Tym razem jednak trochę odetchnąłem w samochodzie, więc było mi dużo łatwiej. Psy zgubiły trop już dawno, więc na razie mam spokój. Gdy byłem już daleko od szosy, zacząłem iść. Zmęczenie znowu dało o sobie znać. Może to dlatego, że paliłem jak smok. Przypomniało mi się o fajkach. Nie paliłem od kilku dni. W pace ciężko skołować szlugi. Oparłem się o drzewo i myślałem co dalej. Pierwszą blokadę minąłem, ale to nie oznacza, że nie będzie ich więcej. Zacząłem powoli iść. Nie spieszyło mi się nigdzie.
Wiem, gdzie przed moją śmiercią chciałbym się wybrać. W ciszy i spokoju chciałbym zwiedzić Hiszpanię. Mój tata tam był. Może nadal jest. Widziałem go ostatnio w wieku dziesięciu lat. Powiedział, że musi tam wyjechać. Codziennie ze sobą rozmawialiśmy. Kilka razy u niego byłem. Były to najwspanialsze wakacje w moim życiu.
Usłyszałem coś dziwnego. Odwróciłem się gwałtownie. Kilka metrów ode mnie stał wilk, który wpatrywał się we mnie z furią w oczach. Znieruchomiałem. Nie byłem nigdy w takiej sytuacji, więc nie wiedziałem co mam robić. Stałem nieruchomo i czekałem, aż sobie pójdzie, ale tego chyba nie planował. Zaczął odsłaniać swoje zęby i warczeć. Instynkt kazał mi uciekać, rozum – nie ruszać się. To pierwsze wygrało. Rzuciłem się do ucieczki. Byłem dość dobrym biegaczem, ale przez papierosy moje tempo zaczęło szybko słabnąć. Potknąłem się o najbliższy kamień i upadłem na ziemię.

BPOV


- Bella, wstawaj! – usłyszałam ryk z dołu. Westchnęłam i powoli zeszłam z łóżka. Kolejny „piękny” dzień! Który oczywiście nie będzie się zbytnio różnił od innych. Lekcje, dom i obiad, lekcje i…sen?
- Idę! – odkrzyknęłam. Przetarłam oczy i ześlizgnęłam się z łóżka. Wyjrzałam przez okno i…Ten dzień na pewno nie będzie taki jak inne. Niebo było bezchmurne i nawet słońce lekko świeciło. Przy tej pogodzie w Forks, można było bez problemu powiedzieć, że była ładna pogoda. Uśmiechnęłam się na tę myśl, podeszłam do szafy i wyjęłam dzisiejszy zestaw ubrań. Pobiegłam do łazienki, wzięłam szybki relaksujący prysznic. Umyłam zęby, rozczesałam porządnie włosy i nałożyłam lekki makijaż. Spojrzałam na moje dzieło w lustrze. Stare jeansy, błękitna bluzeczka i niebieski cardigan, idealnie wyglądały na mnie. Wróciłam do mojego pokoju, wepchnęłam wszystkie książki jakie leżały na biurku do torby i zbiegłam na dół. Przeważnie mama siedziała czytając czasopisma typu „Pani domu”. A teraz jej nie było, co było dla mnie podwójnym zaskoczeniem. Tata siedział nad kawą i gazetą.
- A ty nie w pracy? – spytałam zdziwiona. Nie byłam przyzwyczajona do czegoś takiego. A może to znak, że ten dzień będzie jednak całkiem inny od wszystkich?
- Spójrz na zegarek – wymamrotał. Westchnęłam i zerknęłam. Rzeczywiście! Miałam jeszcze bardzo dużo czasu do lekcji. Rzuciłam plecak koło drzwi w przedpokoju i wróciłam do kuchni. Wyjęłam miskę, położyłam na stole i wróciłam po płatki i mleko. Usiadłam i nie wiem jak, ale zaczęłam i skończyłam jeść płatki z pudełka i w dodatku bez mleka. Byłam trochę zdziwiona jak, ale bez zaprzątania sobie głowy dodatkowymi problemami, posprzątałam po sobie i ruszyłam do szkoły moją staruszką.
Lekcje do lunchu przeszły zadziwiająco szybko. Może dlatego, że rozmyślałam, jak spławić dzisiaj chłopaka, z którym byłam wczoraj na randce. Prawdę mówiąc to była masakra, a nie randka, ale…mniejsza z tym. Podeszłam szybko do kolejki, żeby zdążyć zjeść coś normalnego przed dzwonkiem.
- Cześć! – usłyszałam za sobą bardzo podekscytowany głos. Modliłam się w duchu, żeby to nie była ta osoba, o której myślałam. Chciałam umrzeć, bo wiedziałam, że to była właśnie TA osoba. – Jak było wczoraj?
- Normalnie – odpowiedziałam i odeszłam zapominając o moim głodzie. Podeszłam do stolika, przy którym zawsze siedziałam z moją przyjaciółką i jej chłopakiem.
- Hej – szepnęłam do Angeli i Bena. Uśmiechnęli się.
- Cześć Bella. Fajnie było wczoraj?
Przewróciłam oczami. Zachichotała. Zobaczyłam jak wczorajsza moja „świetna randka” do mnie macha. Szybko skierowałam wzrok na przyjaciółkę. Udałam, że tego nie widzę. Angela na szczęście nie wyciągała ode mnie niczego, tak jakby to zrobiła Jess.
- Tyler i Mike mnie wołają. Zaraz wracam – pocałował dziewczynę w policzek i poszedł z szerokim uśmiechem do chłopaków.
- O jakim facecie marzysz? – spytałam, bo miałam już dość nieudanych randek i nie chciałam nawet o nich myśleć. To byłoby zbyt masochistyczne.
- O wysokim, przystojnym, opalonym i przede wszystkim umięśnionym! – piszczała Jessica. Skąd ona się tu wzięła w tak krótkim czasie? I dlaczego akurat przy naszym stoliku? Już nie jesteśmy „kujonica i okularnica”? Spojrzałyśmy się na siebie z Angelą, a Jess w tym momencie odeszła do Lauren.
- Nie zrozum mnie źle. Kocham Bena – zaczęła. - Ale gdy byłam mała zawsze marzyłam o przystojnym księciu z mieczem koło pasa na koniu i…
- I o galopie w stronę zachodzącego słońca? – docięłam jej. Wystawiła mi język.
- Nie – wyszczerzyła się. – O życiu długo i szczęśliwie jako królowa.
Zaczęłyśmy się śmiać. Podkradłam jej trochę frytek.
- Jak jesteś taka mądra, to o jakim ty marzysz? – spytała zadowolona, że marzę dokładnie o tym samym. To nie prawda. Nie marzyłam o poukładanym, miłym, pomocnym chłopaku. Mój typ był zupełnie inny. Odmienny od wszystkich.
- Ja marzę o… - zastanowiłam się chwilę, jak to powiedzieć. – O mrocznym typie, który nie będzie zgrzytał zębami i kolanami na widok mojego taty w mundurze – rozmarzyłam się. – O kimś, kto będzie na tyle mroczny, że ja nawet będę się go czasami bała, a już nie mówię o innych ludziach. O kimś nieprzewidywalnym… - wróciłam do świata żywych. – Po prostu chcę kogoś, kto nie będzie pieskiem na każde zawołanie jak Mike.
Zaczęłyśmy chichotać. Po chwili Angela dodała:
- Może dlatego wszystkie twoje randki są niewypałami. Nie znajdziesz w tej szkole żadnego Bad boya – powiedziała w tym samym czasie, w którym podszedł Ben. Podał jej rękę, by mogła spokojnie wstać. Obie wybuchłyśmy śmiechem. Spojrzał na nas zdezorientowany.
Resztę lekcji myślałam właśnie o moim typie. Prawdę mówiąc takiego da się znaleźć w tym mieście. Muszę tylko wstąpić do aresztu. Sama na tę myśl się uśmiechnęłam. Nie ma takich mężczyzn. Nieprzewidywalnych, mrocznych. To nie ten film, nie ta bajka.
Po szkole wstąpiłam do sklepu, by kupić kilka książek. Nie dawno wybudowali w Forks „galerię”. Była tam księgarnia, jeden sklep z ciuchami i jeden spożywczy. Nawet kina nie było. Tylko mała kawiarenka, w której nie było praktycznie nic w menu. Wszyscy się nią zachwycali. Ciekawe czym. Potem skierowałam się do domu, by ugotować obiad. Razem z tatą baliśmy się jeść potrawy mamy, więc to ja zaczęłam gotować. Wybrałam coś prostego na dzisiaj, bo był piątek i chciałam posiedzieć w spokoju przed telewizorem. W każdy piątek, tata zabiera mamę i mnie na kolację do restauracji. Dzisiaj postanowiłam nie iść. Mały relaks w domu dobrze mi zrobi.
- Kurczę, co tak ładnie pachnie? – spytała mama wchodząc do kuchni.
- Gulasz według przepisy babci – odpowiedziałam dumna, że jako jedyna w rodzinie umiałam go zrobić. Mama uśmiechnęła się i zaczęła nakrywać do stołu. Po obiedzie odrobiłam lekcje i posprzątałam swój pokój. Potem doradzałam mamie w co może się ubrać, a w co nie. Było to nawet dość ciekawe doświadczenie. Gdy odjechali zrobiłam sobie popcorn, wzięłam kilka puszek coli, łyżeczkę, lody i włączyłam sobie ulubiony film na DVD. Zawsze na końcu płakałam. Wiedziałam, że za całe to jedzenie jutro odpokutuje w łazience, ale teraz liczył się tylko ten film. Gdzieś w połowie odwróciłam głowę w stronę drzwi, bo usłyszałam czyjś oddech - bo na pewno nie mój.

EPOV

Kretyn. Miałem broń, a bałem się jednego małego wilczka. Nie z takimi sobie radziłem (chodzi mi o ludzi). Bardzo powoli sięgnąłem po broń. Dopiero teraz mi się przypomniało, że nie sprawdziłem nawet, czy mam naboje. ku***! Miałem mieć jeszcze kilka dni życia, choć wątpię, że to bydle mnie zabije.
Licząc na kolejny łut szczęścia, wystawiłem szybko broń w stronę zwierza i pociągnąłem za spust. Miałem jednak cholerny fart, bo wystrzeliło prosto w niego. Nie zabiłem go, ale zaczął się czołgać w głąb lasu. Wziąłem oddech i zacząłem truchtem biec w stronę drogi. Blokadę ominąłem dość szerokim łukiem, więc wyjdę daleko od niej, a ten gościu, który mnie tu przywiózł, pewnie już odjechał daleko stąd ze świadomością, że to ja zabrałem mu kasę i broń. Po kilku minutach wyszedłem na drogę, jednak w dalszym ciągu bałem się, że będzie tędy przejeżdżał jakiś radiowóz, więc szedłem bardziej przy lesie, za drzewami. Przejechało podczas mojej wędrówki koło mnie kilka samochodów, ale nie chciałem ryzykować tamtej sytuacji. Na pewno to nie były jedyne blokady tutaj. Parę godzin później – bo chyba tyle minęło – zobaczyłem tabliczkę z nazwą miasteczka Forks. Domy – więc i ciuchy. Znałem Forks. Wiedziałem, że tu nie ma domu przy domu. Jeden, był przy końcu miasta. Mieszkała tam kiedyś staruszka. Może jakieś ciuchy zwinę z niego. Wszystko lepsze niż więzienny uniform. Zacząłem biec. Miałem nadzieję, że dom, o którym myślę jest właśnie z tej strony. Pamięć mnie nie zawiodła. Po pewnym czasie zobaczyłem budynek, ale to na pewno nie był dom pani Evens. Pomalowany na zielono, okna i drzwi wymienione. Na podjeździe stał czerwony samochód. Do najnowszych nie należał. Podszedłem do okna i zajrzałem przez nie. Kuchnia. Powoli, po cichu je otworzyłem. Bingo. Nikogo nie było w domu. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po kuchni. Usłyszałem łkanie z sąsiedniego pokoju. Na wszelki wypadek wyjąłem broń i ostrożnie wychyliłem się za futrynę. Na sofie między stosami coli, misek z popcornem, chusteczek i innych opakowań po jedzeniu, siedziała zapłakana dziewczyna. Na początku zdziwiło mnie, czemu płakała, ale potem zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę gówno mnie to obchodzi. To tylko kolejna dz***a, która łamie chłopakom serca. To przez taką jak ona, jestem teraz w takiej sytuacji. Zacząłem oglądać ją ze wszystkich stron. Nie była wysoka. Miała długie, falowane, brązowe włosy. Była bardzo blada. Nic dziwnego, skoro w tej dziurze słońce świeci kilka razy do roku. Opamiętałem się i dopóki miałem czas, poszedłem powoli na górę po jakieś ciuchy. Wszedłem do sypialni typowo dziewczęcej. Plakaty gwiazd, przytulanki. Aż mnie zamuliło od samego patrzenia na to.
Wyszedłem i przeszedłem do drugiego pokoju, licząc na męskie ubrania. Otworzyłem jedną komodę, drugą i w końcu szafę. Na wieszaku była ładna, błękitna koszula w kratę, a na półce t-shirt i jeansy. Przebrałem się, wziąłem ciemną torbę na ramię i wsadziłem tam jeszcze jedną koszule i inne spodnie. Zajrzałem na dół. Mała nadal siedziała i beczała na tym durnym filmie. Wbiegłem szybko do łazienki i przemyłem twarz. Nie miałem czasu na nic więcej, więc zszedłem na dół i myślałem co dalej. Byłem niesamowicie zmęczony i głodny. Stanąłem w drzwiach i wpatrywałem się w nią. Dosłownie mnie zacięło. Zawsze miewałem plan, a teraz miałem dosłowną pustkę w głowie. Muszę się najpierw gdzieś zaszyć i dopiero potem wyjechać do Hiszpanii. Brązowe... Czekoladowe... Oczy tej dziewczyny są czekoladowe. Zaraz…Ona wpatrywała się wprost we mnie. Jej oczy robiły się coraz większe ze zdziwienia, a że były opuchnięte od płaczu, wyglądało to komicznie. Nagle musiała zorientować się, co się dzieje, bo zeskoczyła jak oparzona i stanęła za kanapą, tak by była ona między nami. Patrzyła przerażona mnie. I bardzo dobrze. Powinna się bać.
- Kim jesteś? – spytała jąkając się. Uśmiechnąłem się złowrogo i zacząłem iść w jej kierunku. – Nie podchodź – wymamrotała cofając się do tyłu i to by było na tyle, bo się potknęła i poleciała do tyłu. Automatycznie doskoczyłem by jej pomóc – to, że nie jestem normalnym człowiekiem, nie znaczy, że mam jej nie pomóc wstać. Wystawiłem do niej rękę, a ona ją odrzuciła i zaczęła cofać się jeszcze bardziej. Usłyszałem wtedy śmiech dwójki ludzi.
- ku***! – warknąłem cicho. Jednak młoda to usłyszała. Przelękła się jeszcze bardziej. Uśmiechnąłem się na to. Nie było czasu na nic. Nie było czasu na myślenie. Złapałem ją za rękę i jednym szybkim ruchem szarpnąłem ją do góry. Jęknęła z bólu, jaki jej zadałem. Przecież nie przeproszę. Wyszczerzyłem się, wyciągnąłem broń.
- Jestem…bratem twojej przyjaciółki, jasne? – szepnąłem do niej, zaciskając mocniej dłoń na jej ramieniu. Kiwnęła głową, wyciągnąłem broń, pokazując jej, że ze mną nie ma żartów. Jej rodzice weszli do salonu i zobaczyli nas rozmawiających na stojąco. Pistolet cały czas miałem w dłoni.
- O, mamy gościa – stwierdziła stara. – Witam.
- Dobry wieczór. Jestem…Mark Evens – to było pierwsze nazwisko, które przyszło mi do głowy.
- Witam – przywitał się jej ojciec, ale dziwnie mi się przypatrywał. ch*j by to strzelił. Zaczął sobie kojarzyć kim jestem. Przystawiłem gnata do jej pleców.
- Powinienem już iść… - przycisnąłem go mocniej do niej, licząc na to, że nie jest skończoną idiotką.
- Odprowadzę…Marka – powiedziała dziewczyna. Słyszałem w jej głosie, że zbiera jej się na płacz.
- Dlaczego płakałaś? – spytał ojciec podejrzliwie.
- Oglądałam film. Zaraz to posprzątam.
Zachciało mi się śmiać z tej rodziny. Facet nawet nie zauważył, że jestem w jego ciuchach, tak samo jak mała i jej matka. Wyszliśmy razem na ganek.
- Muszę wziąć wóz – warknąłem. Widziałem kluczyki w stacyjce.
- Cholera! – usłyszałem głos w domu. Domyślił się. Wybiegł z domu z bronią. Wyszczerzyłem się.
- Ty szmato! Edward Cullen!
- Pamięć już nie ta? Czy jeszcze moich fotek nie dostałeś? – powiedziałem kpiąc z niego. Był wkurwiony. Sytuacja bardzo się zmieniła.
- Zmiana planów – szepnąłem do jej ucha. Twarz miałem w jej włosach i zauważyłem, jak super pachnie. Nie wiedziałem czym, ale wiedziałem, że to…ładne.
- Zostaw ją – warknął wymachując do mnie bronią. Wystawiłem swoją twarz nad głową dziewczyny i pomachałem. Była dużo niższa ode mnie.
- Czas na zabawę – powiedziałem, jakbym mówił to na imprezie do grupy znajomych.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Pią 10:04, 27 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Marta Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg

PostWysłany: Pią 1:47, 13 Sie 2010 Powrót do góry

hmmm... pomysł całkiem ciekawy ;p ale błędy są, stylistyczne, powtórzenia no i w ogóle zdarzają się zgrzyty (nie będę przytaczać, bo po prostu nie chcę mi się szukać :P), ale i tak mi się podoba :D nie czytałam jeszcze takiego ff. Ogólnie podoba mi się twój styl. Czyta się dobrze, sporo się dzieje. No to by chyba było na tyle
Pozdrawiam, życzę weny i chęci do dalszego pisania, no i oczywiście czekam na następny rozdział
Marta :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
plamka14
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 15:12, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Hej, to mi się podoba! I to nawet bardzo Razz
Powiem szczerze, że zaintrygowałaś mnie i chociaż zdradziłaś ciąg dalszy, to jestem ciekawa Very Happy
Ja jak zwykle na błędy nie zwracam uwagi, więc na ten temat się nie wypowiem. Generalnie nie umiem pisać konstruktywnie, bo jakoś mi to nigdy nie wychodzi ;p .
Motyw - nowy, a postaci trochę inne:
-śmiała, łamaczka serc, marząca o złym chłopcu (chociaż, gdy taki w końcu się pojawia, strasznie się boi),
-i nasz Badboy Very Happy


niecierpliwie czekam na ciąg dalszy
(co oznacza - proszę pośpiesz się! ;p)

Pam [/u]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lola13
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 20:09, 20 Sie 2010 Powrót do góry

Bardzo lubię opowiadania w takim stylu xd bad edwarda i tp :D. Błędy może i są ale ja niezwracam na nie uwagi (sama robie ich dużo xd) Ciekawy motyw i różniący się od innych :) a ja lubię takie xd.Mam nadzieje że następny rozdział pojawi się dość szybko a więc życzę weny i czasu :D pozdro xd.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Denaris
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z daleka

PostWysłany: Sob 16:13, 21 Sie 2010 Powrót do góry

Według mnie, opowiadanie zapowiada sie ciekawie.
Edward, seryjny morderca, który zabił siedmiu ludzi?? Podoba mi się
Najlepsza ucieczka z więzienia, kiedy biegł przez las. Lubie takie opisy:)
Dodatkowy plusik za piosenkęWink
czekam na ciąg dalszy. Życze Veny i pozdrawiam
Denarissss


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:23, 23 Sie 2010 Powrót do góry

Jak intrygująco:) Edward - seryjny morderca, tego jeszcze nie spotkałam.
Jego myślenie jest trochę pokręcone, jest zły, ale i tez normalny. Bardzo jestem ciekawa, co też zrobi Bella z Badwrdem.

Będę czytać. Pozdrawiam:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Pon 20:04, 23 Sie 2010 Powrót do góry

Bomba:D Edward bad boy i morderca? Ach jak mozna nie wielbic tego ff-a za sam pomysł... Jestem strasznie ciekawa kogo zabił i za co? I jak mu sie uda podróż z Bells, jestem pewna, że będzie ciekawie:D
Mam nadzieję, że wena dopisze i szybko dodasz kolejne rozdziały.
xoxo,
Villemo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks

PostWysłany: Pią 10:02, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Dzięki za komentarze :-)
Przedstawiam rozdział 2 :-D



BPOV

Gdzieś w połowie odwróciłam głowę w stronę drzwi, bo usłyszałam czyjś oddech - bo na pewno nie mój.
W progu salonu stał wysoki mężczyzna. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Gdyby nie to, że ten zielony wir mnie zahipnotyzował, zaczęłabym od razu uciekać. Nie potrafiłam się oderwać od jego pięknych oczu. Kim był ów mężczyzna? Patrzył na mnie, ale w jego oczach nie było nic żywego. Jakby był znudzony tą sytuacją. Nie potrafiłam zmusić się, by spojrzeć na jego ciało. Nie mogłam zmusić się, by zbadać jego twarz. Widziałam tylko te oczy. Ale… moment. Kim on jest? Co robi w moim domu? Może to…A może to…
Szybko opamiętałam się i zeskoczyłam za oparcie sofy. Jedno pytanie chodziło mi tylko po głowie. Nie potrafiłam skupić się na niczym więcej. „Kim jest ten przystojniak?”. Dlaczego jest tak późnym wieczorem w moim domu?! Patrzyłam na niego z strachem. Byłam przerażona. Rodziców nie było. Dlaczego nie chciałam iść do tej durnej restauracji?! Ten jeden raz mogłam nie marudzić i udawać zadowoloną. Dlaczego nie wybrałam innego dnia, by popłakać na filmie?
- Kim jesteś? – spytałam jąkając się. Nie potrafiłam zbudować nawet normalnego zdania. Między nami długo panowała cisza, zanim udało mi się to wykrztusić. Uśmiechnął się, ale było w tym coś dziwnego. Był zły. Nie miał dobrych intencji. Dobrych zamiarów. Cała jego twarz zdradzała, że nie zostawi mnie w spokoju. W moim umyśle zaczęły plątać się szaleńcze myśli. Umysł zaczął układać najgorsze scenariusze tego wieczoru. – Nie podchodź.
Powoli pokazując ręką żeby nie podchodził, zaczęłam się cofać do tyłu. Nie wiem po co. Był ode mnie o wiele wyższy. Wystarczyły jego dwa kroki i był koło mnie. Zaczęłam kierować się do okna. Nie miałam ratunku. Salon miał tylko jedno wejście. I to on w nim stał. Cofałam się, ale poczułam pod nogami moje adidasy. Próbowałam postawić nogę koło nich, ale nie udało się. Runęłam z wielkim hukiem na ziemię. W dodatku uderzyłam się w głowę o etażerkę. Jęknęłam i złapałam się za pulsujące miejsce. Zobaczyłam, że mężczyzna w sekundzie stał przy mnie podając mi rękę. O co mu chodzi? Tego się akurat nie spodziewałam. Patrzyłam na niego. Bałam się każdego jego ruchu. Nie wiedziałam, czy może mnie kopnąć, uderzyć. Dla bezpieczeństwa, kolanami zasłoniłam klatkę piersiową, ale to by nie podziałało. Zaczęłam czołgać się w stronę wyjścia. Było za daleko i też nie miałam szans.
Na całe szczęście usłyszałam śmiech rodziców. Odetchnęłam z ulgą, ale facet nie.
- ku***! – warknął cicho i doskoczył do mnie. Łzy zaczęły lecieć po policzkach. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Znów ten przerażający uśmiech. Modliłam się, żeby rodzice jak najszybciej tutaj przyszli. Mężczyzna chwycił mnie za rękę i szarpnął do góry. Jęknęłam, ale od razu wstałam. Wyszczerzył się i wyciągnął…broń. Moje szanse na przeżycie były bliskie zeru.
- Jestem bratem twojej przyjaciółki, jasne? – szepnął, zaciskając dłoń na moim ramieniu. Zabolało. Znów jęknęłam, ale kiwnęłam głową. Już po nas…
Rodzice weszli do salonu i zdziwili się gościem o tak później porze.
- O, mamy gościa – ucieszyła się mama, a mi zachciało się płakać. Łzy powoli spływały, ale starałam się to ukryć. – Witam.
- Dobry wieczór. Jestem Mark Evens.
- Witam – powiedział ojciec, ale nie był zadowolony z tej wizyty. Kurczę! Tato, jesteś policjantem! Ratuj mnie! Nagle poczułam zimny metal na moich plecach. Miałam cienką bluzeczkę na ramiączkach.
- Powinienem już iść – przecisnął broń jeszcze bardziej. Aż mnie dreszcze przeszyły. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Mogłam tylko zgadywać.
- Odprowadzę… Marka.
Przez chwilę zapomniałam jak on się przedstawił, ale na szczęście szybko mi się przypomniało. Widziałam po minie taty, że zaczął go kojarzyć, ale czy nie mógł robić tego szybciej?
- Dlaczego płakałaś? – spytał tato podejrzliwie.
- Oglądałam film. Zaraz to posprzątam – odpowiedziałam zrezygnowana. Tata nie wiedział kim on jest. Prawdę mówiąc ja zaczynałam kojarzyć, więc tata jako policjant też chyba powinien, prawda? Słyszałam o nim dzisiaj w telewizji, ale akurat jego zdjęcie tylko mignęło mi przed oczami. Teraz zaczynałam go kojarzyć. Uciekł z więzienia!
Skierowaliśmy się w stronę drzwi. Żeby nie było, że idę boso na ganek, założyłam ulubione tenisówki. Szłam przed nim. Wyszliśmy na dwór. Spojrzał na moją ciężarówkę.
- Muszę wziąć wóz – warknął, ale w tym samym czasie usłyszałam w domu przekleństwo taty. „Domyślił się, proszę, wie kim on jest” – modliłam się w duchu. Nagle tato wybiegł z domu z pistoletem w ręku i celował wprost w mężczyznę. Ten się wyszczerzył i zasłonił siebie moim ciałem. Super…Czyli teraz jestem zakładniczką?
- Nie do wiary! Edward Cullen!
- Pamięć już nie ta? Czy jeszcze moich fotek nie dostałeś? – mężczyzna imieniem Edward kpił z niego. Przysięgam, że miałam wrażenie, że tacie para z uszów wyszła. Był niesamowicie wściekły. Jeszcze nigdy go takim nie widziałam.
- Zmiana planów – szepnął mi do ucha Edward. Przeszyły mnie dreszcze, ale…one nie były nieprzyjemne.
- Zostaw ją! – warknął Charlie. Tak, Charlie. Nie było sensu mówić do niego „Tato”. Miałam zaraz zginąć, więc… po co zadawać sobie dodatkowy ból. Na pewno lepiej być obojętnym na otoczenie. Czy ja zawsze byłam taką pesymistką?
- Czas na zabawę – powiedział napastnik kpiąco. Wyczuwałam, że to nie był koniec mojego życia. Nie zabije mnie. Nie może. Musi mieć zakładnika, by uciec. Może za to zrobić krzywdę mojemu tacie.
Postawiłam wszystko na jedną kartę. Skoro i tak mam zginąć, mogę po drodze uratować mojego tatę. Wystawiłam powoli rękę do góry.
- Czy mogę coś… - nie dokończyłam, bo jego nie miły głos mi przerwał.
- Zamknij, ku*** ryja! – wydarł się na mnie Edward. Od razu się wyciszyłam i patrzyłam jak sytuacja się dalej potoczy.
- Zostaw ją! – powtórzył Charlie. Mama wyskoczyła zobaczyć co się dzieje. Na jej twarzy malował się powoli szok. Przestępca ją zauważył i wycelował wprost w nią. Nie mogłam na to pozwolić. Nie spodziewał się może tego po mnie, ale gwałtownie się wyrwałam i popchnęłam go do tyłu. Pech chciał, że byłam życiową niezdarą. Jego broń wystrzeliła w powietrze, a ja poleciałam na niego. Wywaliliśmy się na ziemie. Wtedy facet przyciągnął mnie za ramię i osłaniając się mną wstał. Zaczął celować wprost w moją głowę. Nawet nie widziałam, co na to moi rodzice. Nie chciałam ich widzieć. To by zbyt bolało.
Zaczęliśmy cię cofać do samochodu. Cały czas jego lufa dotykała mojej skroni. Kazał mi otworzyć drzwiczki, co posłusznie zrobiłam. Potem wszystko działo się szybko. Usłyszałam dwa strzały. Adrenalina robiła swoje. Wszystko działo się niesamowicie szybko, ale ja czułam, jakby czas nagle bardzo zwolnił. Edward strzelił mojemu ojcu w nogę, a on wystrzelił pocisk w niebo. Patrzyłam na Charliego, który szamotał się z bólu na ziemi i matkę, która była przerażona i skakała oczyma między mną a mężem. Po chwili do niego doskoczyła, a Edward wepchnął mnie do samochodu, mając ciągle na muszce.
- Odpalaj! Szybko!
Nie myśląc wiele to właśnie zrobiłam, ale ciągle wpatrywałam się w lusterko do tyłu. Nie mogłam uwierzyć, że postrzelił mojego tatę! Tak bardzo go kochałam…Ruszyłam z piskiem opon przed siebie na główną drogę wylotową Forks. Nie wiedziałam gdzie mam jechać, a bałam się spytać.
- ku***, nie sądziłem, że mi się uda… - powiedział bardziej do siebie. Pędziłam drogą, ale powoli zaczynało do mnie docierać, co się stało. Łzy leciały strumieniami. Zaczęłam płakać. Zostałam porwana przez psychopatę! Postrzelił mojego tatę! Zerknęłam w jego stronę. Miał szeroki – jednak niezwykle mroczny – uśmiech na twarzy.
- Czy ten samochód więcej nie wyciągnie? – spytał zirytowany. Nie wiedziałam czy mam się odezwać, ale pomyślałam, że lepiej robić tego, co oczekuje.
- Nie, jest stara – wymamrotałam.
- Cholera, nie mów, że płaczesz! – krzyknął śmiejąc się ze mnie. – Zatrzymaj się na poboczu – powiedział cicho. Zrobiłam tak jak kazał. Wymanewrował jakoś tak, że teraz to ja siedziałam na miejscu pasażera. Nie widziałam już praktycznie nic przez łzy, ale adrenalina opuszczała żyły, a na jej miejsce pojawił się szok. Co się do cholery stało?! Płacz ogarnął mnie całą. Zaczęłam spazmatycznie oddychać. Jakby powietrze w ogóle nie docierało do moich płuc. Schyliłam się i próbowałam złapać się za nie. Za płuca. Chciałam ulżyć sobie. Samochód znów się zatrzymał. Edward spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, a jego ręka zaczęła kierować się do mojej twarzy. Wystraszyłam się jeszcze bardziej i zaczęłam odsuwać. Przyłożył pewnie rękę do mojej szyi. Jedyne co pamiętałam to, to, że poczułam nacisk na niej i…nic więcej. Ciemność.

EPOV

Wiem, że to beznadziejny sposób, ale inaczej nie mogłem jej uśpić. Zaczęła się dusić, płakała jak głupia, a ja ku*** musiałem sobie wszystko przemyśleć. Na spokojnie. Obudzi się za kilka godzin, kiedy to będziemy już dawno w innym samochodzie i w innym mieście. Może jak się uda, to nawet innym stanie.
Otworzyłem schowek w poszukiwaniu komórki. Wiem, kto mógłby mi pomóc znaleźć szybką furę, więcej kasy i lepszy pistolet. Zacząłem obmacywać kieszenie małej w poszukiwaniu tego malutkiego gadżetu. Pech, bo go nie miała. Czyli musiałem do niego pojechać bez zapowiedzi. Przycisnąłem gaz, ale silnik zaczął tak zrzędzić, że wolałem go nie przeciążać.
Kilka godzin później zajechałem na podjazd domu mojego najlepszego przyjaciela. Gdybym mógł, nazwałbym go bratem. W moim „poprzednim życiu” kochałem przyjeżdżać tutaj. Jacob Black. Ma niewielki domek nad Lake Pleasant . Jest mechanikiem i u niego zawsze mogłem kupić najszybsze samochody. Miałem wielką nadzieję, że tym razem wypożyczy mi za darmo. Zostawiłem dziewczynę w samochodzie, wiedząc, że jeszcze trochę będzie nieprzytomna i zadzwoniłem do drzwi. Po kilku chwilach otworzyły się.
- Cześć Jake – powiedziałem z szerokim uśmiechem. Był trochę zaspany, ale odwzajemnił uśmiech.
- Edward! Nawiałeś z paki?! – Wyszczerzył się i rzucił na mnie. Poklepałem go przyjacielsko po plecach i odsunąłem się.
- Mam mały problem – wskazałem na auto.
- Zepsuł się? – spytał, już zacierając ręce. Mechanika była jego życiem.
- Nie. Problem jest w nim.
Obaj podeszliśmy do niego. Ten się uśmiechnął.
- No, niezły towar – spytał dokładnie ją oglądając. – Powiedz, że to prezent dla mnie – poprosił mnie. Zaprzeczyłem śmiejąc się.
- Taki towar trafia się tylko raz w życiu.
Udał smutnego i otworzył drzwi samochodu.
- Skoro jest twoja – zaczął. – Ty powinieneś ją wnieść do środka. Pewnie jesteś zmęczony.
- No pewnie – wyszczerzyłem się. Ona nie była moja, ale to tak zabrzmiało z jego ust, że zapragnąłem tego.
Kolacja minęła szybko, więc położyłem się do łóżka. Dziewczynę wjebałem do pokoju, który zamknąłem na klucz. Nie miała szans na ucieczkę z drugiego piętra. Rano wstałem jak najwcześniej się dało. Po zjedzonym śniadaniu, poszedłem do pokoju młodej. Nie spała już. Siedziała tylko i patrzyła we własne dłonie. Wszedłem.
- Gdzie ja jestem? – spytała przestraszona.
- U przyjaciela. Zejdź, bo zjesz i w drogę – powiedziałem nieuprzejmie i czekałem, aż wreszcie ruszy się. Patrzyła tylko na mnie. – Ruszysz się? – warknąłem. Szybko wstała i do mnie podeszła. Sprowadziłem ją na dół, podstawiłem talerz i podszedłem do Jake’a pogadać o samochodzie. Cały czas spoglądałem na dziewczynę. Nawet nie wiedziałem, jak się nazywa. Ale prawdę mówiąc…Co mnie to obchodziło. Chociaż mógłbym to wiedzieć, skoro na razie musi „podróżować” ze mną.
- Chcesz *Maserami 3200 ? Ten jest najlepszy jaki na razie mam.
- Spoko, niech będzie. Będziemy już jechać – jeszcze raz zerknąłem na dziewczynę.
- Mieszka z tobą jeszcze Lexie?
- Tak, a co? – spytał podejrzliwie.
- Ona potrzebuje kurtki albo bluzy – kiwnąłem to tyłu.
- Mam gdzieś skórzaną kurtkę, zaczekaj…
Po chwili przyniósł kurtkę i kluczyki do samochodu. Pożegnałem się, obiecałem, że jeśli uda mi się nawiać z Ameryki, skontaktuję się z nim.
- Idziemy – powiedziałem do niej. Spojrzała na mnie, po czym wstała i razem ze mną wsiadła do samochodu. Otworzyłem wszystkie okna i odjechałem. Robiło się coraz cieplej. Dość długo jechaliśmy w ciszy, ale ona wszystko popsuła.
- Jestem idiotką. Wiem, że w szkole mówiłam co innego. Wiem, że to była prawda. Chciałam kogoś takiego. Ang się myliła. Znalazłam kogoś takiego. Znaczy, on mnie znalazł – poprawiła się szybko, ale za cholerę się nie wiedziałem, o czym ona mówi. Co prawda, zaczęło mnie to denerwować.
- Zamknij się – krzyknąłem na nią. W jej oczach panował strach, ale to ją nie powstrzymało.
- Znalazł mnie! Boże! Żeby tylko to było w innych okolicznościach. Normalnie mówisz i masz! Szkoda, że nie powiedziałam w szkole czego innego! Sama sobie to zrobiłam.
- Co sobie ku*** zrobiłaś?! – wydarłem się, ale ona z powrotem zaczęła gadać, że nie powinno tak być. Że jakaś Angela miała lepsze marzenia. Obejrzałem się po szosie. Byliśmy daleko od miasta i samochody tu nawet nie jeździły. Nie wytrzymałem jej gadania. Mało, że mówiła jedno i to samo, to jeszcze nie potrafiła się zamknąć. Jak na nastolatkę bardzo dużo paplała. Zatrzymałem samochód na poboczu.
- Wysiadka!
- Co? – spytała, a z jej oczu zaczęły wylewać się łzy.
- Wysiadaj z mojego samochodu! Nie zniosę tego jazgotu!
Odwróciła się do mnie.
- Nie możesz mnie tu zostawić – szepnęła.
- A założysz się? Wara stąd!
Dalej siedziała i patrzyła na mnie smutnymi oczyma. Ona nie może ze mną jechać, bo oszaleję! Zwariuje od samego patrzenia na nią.
Wyciągnąłem broń i w nią wycelowałem.
- Wyjdziesz, czy mam ci pomóc?
- Nie możesz mnie wyrzucić. Jestem twoją zakładniczką.
Całkowicie mi odbiło. Po co z nią jeszcze dyskutuje? To bez sensu. Wysiadłem, obszedłem samochód, otworzyłem jej drzwiczki i wyrzuciłem ją na drogę. Przewróciła się. Wróciłem do auta.
- Jutro powinnaś być w domu – uśmiechnąłem się bezczelnie i odjechałem. Im dłużej wpatrywałem się w pomniejszającą sylwetkę tej dziewczyny…
Westchnąłem i z piskiem opon zawróciłem po nią. Szła powoli w stronę Forks. Stanąłem obok niej i bez żadnego słowa otworzyłem drzwiczki. Uśmiechnęła się nieśmiało i wsiadła. Odjechałem.
Co ja powinienem z nią zrobić? Niepotrzebna mi zakładniczka. Dużo szybciej – w razie czego – ucieknę sam. Chociaż z drugiej strony…gdy będę w sytuacji w bez wyjścia, mogę znów użyć jej. Dziwiło mnie, dlaczego nie chciała uciekać. Dałem jej wyjście. Mogła uwolnić się ode mnie i biec do domu. Tam, gdzie jej miejsce. Tam, gdzie będzie bezpieczna. Choć mnie to wcale nie interesuje. Pozbędę się jej prędzej czy później. Co to za różnica?
- Nazywasz się jakoś, czy mam do ciebie mówić „Ty”?
- Bella S… - przerwała i spojrzała się na mnie, jakby nie wiedziała, czy powinna coś mówić.
- Bellas? – spytałem głupio. – Nie słyszałem nigdy o takim imieniu.
- Bella Swan – powiedziała i odwróciła się w stronę drzwi. Spojrzałem na zegarek w desce rozdzielczej. Ulubiona godzina. Południe.
- Masz jakiś „hajs”?
- Nie – odpowiedziała cicho. Czyli jedyna kasa to ta, którą zabrałem gościowi na drodze.
- W torbie są pieniądze. Policz ile – nakazałem nie racząc jej nawet spojrzeniem. W najbliższym mieście, miałem zamiar ją wywalić.
Wzięła torbę na kolana i zaczęła w niej grzebać. W końcu znalazła forsę i powoli liczyła. Powoli, ale porządnie.
- Trzydzieści trzy dolary – powiedziała. Uśmiechnąłem się.
- Świetnie. Starczy na obiad, a później… Zobaczy się.
Przez chwilę spoglądania na nią, miałem wrażenie, że walczy ze sobą. Czekałem, aż zrobi to, co zamierza. Kilka razy otwierała usta, ale żaden dźwięk z nich się nie wydobył.
- No wyduś to z siebie – powiedziałem hardo. Skręciłem w bardziej ruchliwą uliczkę. Wjeżdżaliśmy do miasteczka.
- Wtedy, pod domem – zaczęła. Kiwnąłem głową, zachęcając by mówiła dalej. – Odniosłam wrażenie, że… - przerwała, by po chwili mówić. – Wiedziałeś kim jest mój tata.
- Gdy wszedłem do domu, widziałem odznakę.
Kiwnąłem głową i wyszczerzyłem się.
- Jak myślisz, twój stary postawił już całą okoliczną policję na nogi? – spytałem z ponurym uśmiechem na twarzy.
- Tak. On jest nadopiekuńczy.
- W takim razie, moje marzenie o posiłku w wielkiej restauracji minęło.
Później jechaliśmy w ciszy. Miałem dziwne wrażenie, że chciałaby porozmawiać, ale bała się mojej reakcji. To tylko mnie cieszyło. Powinna się bać, żeby jakichś kłopotów nie narobiła. Wjechałem na główną drogę okolicznego miasteczka. Jeździłem ulicami, w poszukiwaniu jakiegoś baru. Obojętnie jaki, byle tylko ciemny, ponury. Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce. Jeśli chodzi o budynki, to całkiem co innego. W końcu mam wtedy większe szanse na to, że mnie nie rozpoznają i od razu nie doniosą. Teraz ważne pytanie. Co z Bellą? Trochę niebezpieczne z nią wejść do budynku pełnego ludzi. Co jak co, ale przecież zrobiłem „krzywdę jej tatusiowi”.
Spojrzałem na nią. Dalej wpatrywała się tylko w przednią szybę nic nie mówiąc. Nawet nie wiedziałem, jak jej zagrozić. Czy na nią cokolwiek podziała. Jest daleko od domu, z obcym człowiekiem i w dodatku przerażona. Czas na pozbycie się niewygodnego świadka.

BPOV


Wjechaliśmy do Port Angeles. Krążył ulicami, niewiadomo czego szukając. Przez jedną i tą samą, przejeżdżaliśmy wiele razy. Na jednych i tych samych światłach, staliśmy kilka razy.
Jestem taką idiotką! Siedzę w samochodzie mordercy, ciesząc się widokiem i licząc ile razy, którędy przejeżdżaliśmy. Idiotyzm. Miałam szansę wrócić do domu. Zobaczyć, co się dzieje z moim ojcem…ale ja zawsze muszę wiedzieć lepiej! Nie jestem mu do niczego potrzebna. Dlaczego postanowił mnie wypuścić? Przecież wiedział – lub sądził – że pójdę na policję i wygadam wszystko. A jednak morderca – czyli osoba mordująca, zabijająca, pozbawiająca życia innych – nie chciał mnie „zlikwidować”, tylko wygonił z samochodu i odjechał. Co jeszcze dziwniejsze, później wrócił. A ja, jako zawodowa idiotka, zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie, miałam mu to za złe. Czy to nie dziwne? Oszalałam.
- Nie wiem jak ty, ale jest pora obiadowa i jestem głodny – zaczął swoim ponurym głosem. Zupełnie jakby odzywanie się do mnie było straszną katorgą. – Idziemy do baru. Liczę, że będziesz grzeczna i nie będę musiał cię ukarać – po tych słowach, aż ciarki mnie po plecach przeszły. Jego głos był lodowaty, ociekał nienawiścią. – Dobrze liczę?
Był z siebie zadowolony. Zadowolony, że trzęsę się na dźwięk jego głosu. Kiwnęłam głową.
- A umiesz mówić? – dopytał uśmiechając się bezczelnie. Ja sama nie wiedziałam kiedy mogę się odezwać, a kiedy nie. Jak się odzywam, krzyczy na mnie, jak się nie odzywam to samo. Od teraz mam gdzieś, co mi zrobi. Jestem człowiekiem i nawet jako porwana, mam prawo do chwili paplania, swobody i takie tam.
- Tak. To znaczy, ja nic nie zrobię – odpowiedziałam cicho i jąkając się. Myślałam, że jeszcze coś powie, by uprzykrzyć mi życie, ale nic.
Zatrzymaliśmy się na parkingu jakiegoś obskurnego budynku. To tam będziemy jeść? Wzdrygnęłam się. Wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę wejścia. Kawałek od auta, szłam za nim, ale później pchnął mnie przez siebie.
- Żadnych numerów – szepnął, po czym weszliśmy.
Miejsce było dużo…milsze niż z zewnątrz. Poczułam zapach jedzenia. Odruchowo złapałam się brzuch. Usłyszałam z niego dziwne dźwięki. Ze wstydu zrobiłam się czerwona, ale w takim miejscu nic nie było widać.
- Ktoś jest głodny – usłyszałam z tyłu. Trzymając się tego, co postanowiłam wcześniej, odezwałam się.
- Trochę – przyznałam.
- W takim razie chodźmy – powiedział i poszliśmy w stronę baru. Kobieta od razu podała nam menu. Jedno.
- Mamy tylko trzydzieści trzy dolary. Musimy się jakoś podzielić.
Podał mi menu, bym coś sobie wybrała. Byłam tak głodna, że omal nie skakałam z radości, oglądając kartę. Szczerze powiedziawszy, cały zapał zniknął, gdy zaczęłam czytać. Nic praktycznie nie było. Wybrałam hamburgera i frytki. Podałam mu menu.
- Ok., to ja zjem… - skrzywił się. – Też to.
Wstał z krzesła.
- Zamów, zaraz wracam – powiedział i odszedł.
- Ale…!
- Będę cię obserwował – zagroził z „tym” błyskiem w oku. Westchnęłam.
Nie wiem czemu, ale miałam dziwne wrażenie, że on wcale nie jest zły. Czy osoba, która porywa nastolatkę, krzywdzi jej ojca, pozwala wybierać jedzenie? Po prostu tego się nie spodziewałam. On jest dziwny.
Ten koleś jest nieziemski.
Niesamowicie przystojny, umięśniony, a jego oczy i włosy…Marzenie każdej na tej ziemi. Włosy przepięknie ułożone w nieład, poprzewracanie na wszystkie strony. Ten kolor. Sama nawet nie wiem jaki. Takiego jeszcze u nikogo nie widziałam. Jakby do rudych dodać…kolor miedzi, cynamonu czy czegoś takiego. Zwyczajnie nie spotykany.
Jest nieprzewidywalny. Cały czas gdy mówi, dotyka mnie, dreszcze przechodzą przeze mnie. To jest boskie uczucie. Jest moim wymarzonym typem chłopaka – czy może mężczyzny. Wymarzonym badboyem. Jest tylko jeden problem. No, dobra. Dwa.
Po pierwsze, jest niedostępny, bezczelny i gra totalnego dupka. Po drugie, czy potrafiłabym zakochać się w przestępcy? Tym bardziej, jeśli takowy jest mordercą?
Nie. Zdecydowanie NIE.
Los jest nie fair. Czy nie mogłam kogoś takiego spotkać w… szkole? Albo gdzieś indziej? To nie było moje wymarzone spotkanie. Oczywiście pamiętam, co zrobił mojej rodzinie. Praktycznie ją zniszczył, ale jest w nim coś takiego…Po prostu nie da się tego opisać. A może to ja zwariowałam? Marzę o związku z Edwardem Cullenem. Naprawdę mi odbiło.
Kelnerka właśnie do mnie podchodziła, gdy coś przykuło jej uwagę za mną. Też się odwróciłam i zauważyłam kogoś, kogo pomimo mojej obecnej sytuacji nie chciałam spotkać. W drzwiach stali dwaj mężczyźni, którzy dokładnie lustrowali pomieszczenie.
W tej sytuacji żałowałam, że Edward mnie nie związał, zakneblował i nie zostawił w Maserami.


* Samochód dla Edwarda [link widoczny dla zalogowanych]
Monia zwróciła mi uwagę o nazwę. Jest prawidłowa. Niektórzy mówią na ten samochód Maser, inni Maserami.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pią 10:57, 27 Sie 2010 Powrót do góry

po pierwszym rozdziale jakoś zbytnio nie chciałam się wypowiadac, ale po tym to jak najbardziej
akcja świetna, coś zaczeło się dziac, że aż żałuję, że to już koniec rozdziału i to w takim momencie
co to za goście są ci dwaj...
ale robi się ciakawie, fajne autko, do tego nawet Jake wystąpił:)
czekam więc na kolejny
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amiya
Dobry wampir



Dołączył: 10 Lis 2008
Posty: 2317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Stąd ;)

PostWysłany: Pią 12:41, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Pomysł jest całkiem fajny, ciekawi mnie jak rozwinie się akcja i co będzie dalej.
Rzucają się w oczy błędy stylistyczne i literówki. Jednak nad tym zawsze można popracować. ;p

Bella jak to Bella, wkurza mnie od samego początku. Jest jeszcze większą masochistką niż w Sadze pani Meyer. eh. Naprawdę trzeba miec coś z psychiką, żeby podniecać się na kogoś kto Cię porwał i chciał zabić. No ale cóż, tak wykreowałaś swoją bohaterkę i taka już jest.
Zobaczymy co bedzie dalej... Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Amiya dnia Pią 12:43, 27 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin