FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The diary [T] rozdział 2 - 21.11 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Marta Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg

PostWysłany: Pią 12:39, 12 Lis 2010 Powrót do góry

"The diary" przetłumaczone opowiadanie bite-me-im-irish. Link do orginału [link widoczny dla zalogowanych]
Autorka zgodziła się na tłumaczenie.

Beta: tAnya

Krótka zapowiedź
Edward nie wrócił w "Księżycu w nowiu", gdyż Bella nie skoczyła z klifu. Siedemnaście lat później Bella i jej mąż giną w wypadku samochodowym. Ich jedyna córka zostaje sama. Jakie tajemnice odkryje, kiedy znajdzie stary pamiętnik swojej matki?

Rozdział pierwszy
Telefon

Szkoła jest najnudniejszym "wynalazkiem" w historii świata. Dzień w dzień siedzisz tam i udajesz zainteresowanego tym, co do ciebie mówią. Chodzę do szkoły tylko dlatego, że każe mi mama. W przeciwnym razie poświęciłabym się karierze piosenkarki.
Idąc na hiszpański, założyłam słuchawki i zaczęłam nucić piosenkę, która właśnie leciała, "Who knew" Pink, przechodząc obok setek uczniów w mojej szkole w Phoenix.
Mruknęłam "Hola" do nauczycielki, Señority Richardson, po czym zajęłam swoje miejsce z tyłu. Zdjęłam słuchawki i zaczęłam odliczać minuty do końca lekcji.
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że dość porządnie leje. Jak dziwnie, pomyślałam, tak rzadko tu pada. Musi nadciągać burza. Kiedy mnie to znudziło, powróciłam do oczekiwania na koniec zajęć. Nienawidzę deszczu, zresztą tak samo jak mama.
Wreszcie lekcja się skończyła. Jeszcze tylko dwie i do domu, uśmiechnęłam się do swoich myśli. Założyłam słuchawki z powrotem i poszłam na biologię przy wtórze "Seventeen Forever" Metro Station.
Dotarłam na lekcję odrobinę spóźniona i pani White dziwnie na mnie popatrzyła, kiedy zajmowałam swoje miejsce. Wyjęła projektor i puściła jakiś film o reprodukcji. Gdy zgasły światła, wyjęłam słuchawki i włączyłam "Tremble for My Beloved" Collective Sole. Pozwoliłam sobie zamknąć oczy, wsłuchując się w tekst. Nie zauważyłam, kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu i ściągnął słuchawki. Zarumieniłam się, gdy rozpoznałam mojego wychowawcę, pana Webera. Spoglądał na mnie dziwnie zatroskany.
– Możesz pójść ze mną, panno Lewis? – Wyglądał na naprawdę zaniepokojonego i zaczęłam się martwić.
– Oczywiście – odpowiedziałam cicho i zarzuciłam plecak na ramię, idąc za nauczycielem. Czułam dwadzieścia par oczu wlepionych w moje plecy, kiedy za nim podążałam. Chciałam zapytać, dokąd mnie prowadzi, ale szedł bardzo szybko, więc się nie odezwałam.
Dotarliśmy do sekretariatu. Pani Lawrence, sekretarka, siedziała ze słuchawką w dłoni.
– Telefon do ciebie – powiedział Weber. Pomyślałam, że to dziwne, że wychowawca przyszedł po mnie na lekcję przez jakiś telefon, ale wzięłam go i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Pan Weber patrzył na mnie, jakby bał się tego, co za chwilę usłyszę.
Przełknęłam ślinę i szepnęłam "Halo?". Z jakiegoś powodu nie mogłam tego powiedzieć głośniej.
– Carly Lewis? – spytała kobieta na drugim końcu linii. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
– Tak, przy telefonie.
– Panno Lewis, z przykrością muszę poinformować, że pani rodzice mieli wypadek samochodowy. – Zatrzymała się na chwilę, a ja otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Kobieta zaczęła mówić dalej.
– Bardzo mi przykro, ale samochód pani rodziców wpadł w poślizg i uderzył w ścianę, która na niego spadła. Pani ojciec, Henry Lewis, zmarł na miejscu. Natomiast matka, Isabella Lewis, jest w szpitalu, w śpiączce, ale podłączono ją do aparatury wspierającej życie. Moje kondolencje, tak mi przykro z powodu pani straty.
Byłam oszołomiona. Starałam się utrzymać w pozycji pionowej, lecz nagle pokój zaczął wirować. "Och", westchnęłam, a telefon wypadł mi z ręki. Dziwnie szybko podłoga znalazła się tuż obok mojej twarzy, a potem wszystko stało się czarne.

Wiem, że króciutki, ale drugi rozdział jest już u bety, więc niedługo się pojawi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marta Cullen dnia Nie 12:02, 21 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Bloody Night
Człowiek



Dołączył: 23 Paź 2010
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:49, 12 Lis 2010 Powrót do góry

Będę pierwsza no trudno.
Tekst jest za krótki, w regulaminie wyrażnie pisze, że musisz mieć przetłumaczone/napisane co najmniej dwa rozdziały i prolog.Mogłaś przynajmniej wstawić rozdział pierwszy i rozdział drugi.No ale trudno miejmy nadzieję, że nie zamkną tego tematu.A teraz przejdżmy do oceniania tego FF.Jak na taki krótki fragment zaczęło się nawet fajnie chociaż zdziwiło mnie, że tak jak w innych FF Bella nie była z Jackobem Blackiem, no ale zawsze warto przeczytać coś innego.Sądząc o całym temacie FF może on być fajny.Bella zostawia córkę, ta znajduje jej pamiętnik Chyba będzie fajnie.Zaskoczyło mnie, że Bella pisała pamiętnik, to chyba do niej podobne.Panna Swan nie skoczyła z klifu to mnie całkowicie zaskoczyło.No więc czekam na kolejne rozdziały i przysięgam(z ręką na sercu, że jeszcze nie raz tutaj powrócę i skomentuję)
No to na koniec życzę dużo, dużo i jeszcze więcej weny do tłumaczenia kolejnych rozdziałów, które mam nadzieję, że będą tak fajne jak ten który przeczytałam.
____________________________________________________________
-Żle się czujesz-spytał się jej z troska na twarzy.
-Nie czuje się wręcz cudownie-odpowiedział a na jej twarzy zagościł ten mściwy wyraz.
-T...t...to co sie stało??
-Mam ochotę na krew...twoja krew-powiedziało i spojżała w jego stronę.Jego reakcja była przewidywana, krzyknął i próbował uciec ale ona zastąpiła mu drogę...i zabiła


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna Awangardowa_02
Wilkołak



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stamtąd... skąd pochodzą anioły...

PostWysłany: Pią 23:47, 12 Lis 2010 Powrót do góry

Troszkę niezgodne z regulaminem, ale bardzo fajnie się zaczęło. Skoro następny rozdział jest u bety, postaraj się go dodać jak najprędzej...
Tłumaczysz lekko, płynnie,za bardzo się nie plączesz, mam nadzieję, że tak będzie dalej, nie wliczając oczywiście rozmiarów rozdziałów, które MUSZĄ być dłuższe...
Tak więc jestem drugą fanką Twojego tłumaczenia, obiecuję wrócę i skomentuje...
Z miłym uśmiechem na twarzy
Awangardowa


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Panna Awangardowa_02 dnia Pią 23:49, 12 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Marta Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg

PostWysłany: Nie 11:58, 21 Lis 2010 Powrót do góry

Dodaję rozdział drugi, prosto od bety - Tanyi Wink
Dziękuję za komentarze.
Miłego czytania.

Rozdział drugi
Szpital

Kiedy się ocknęłam, ktoś wachlował moją twarz. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jest tu pan Weber i sekretarka, która wymachiwała gazetą. Leżałam na kanapie w sekretariacie. Zastanawiałam się, kto mnie tam przeniósł, ale w gruncie rzeczy nic mnie to nie obchodziło.
Mój tata, mój tatuś, nie żyje? Kto teraz będzie mi pomagał w odrabianiu lekcji? W moim sercu narodził się dziwny ból, którego nigdy wcześniej tam nie było. To mnie przeraziło. Łzy spływały po policzkach, ale nie próbowałam ich zatrzymać, bo wiedziałam, że i tak mi się nie uda.
Usiłowałam w myślach zobaczyć moją mamę, w śpiączce, w otoczeniu tych wszystkich przewodów i urządzeń. Nie, nie mogłam sobie tego wyobrazić. Zawsze była taka niezależna, chroniła mnie. A kto będzie to robił teraz? Jak mogę jej pomóc? Znowu poczułam się słabo.
Pani Lawrence nadal mnie wachlowała. Próbowałam powiedzieć jej, żeby przestała, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu i po prostu zaczęłam płakać. To był dziwny dźwięk, jeszcze nigdy takiego z siebie nie wydawałam. Nie lubię go.
Usłyszałam, że otworzyły się drzwi, po czym spojrzałam w górę i zauważyłam moją babcię Ellen. Zobaczyła mnie i szybko podeszła, odpychając panią Lawrence. Przytuliła mnie mocno do siebie i po moich policzkach popłynęło więcej łez. W końcu byłam w stanie coś powiedzieć.
– M-m-mogę ją z-zobaczyć? – wyłkałam w ramię babci, jeszcze bardzie mocząc jej bluzkę. Pogłaskała mnie po głowie uspokajająco. Sam jej zapach działał kojąco.
– Oczywiście, skarbie – powiedziała cicho. Przytrzymała mnie za ramię i pomogła stanąć na nogach. Była silna jak na swój wiek. Zaprowadziła mnie do samochodu. Usiadłam, lekko oszołomiona. To się stało tak szybko! Cały mój świat zmienił się w ułamku sekundy.
Nie byłam w pełni świadoma, co się ze mną dzieje, do momentu, w którym poczułam specyficzny szpitalny zapach. Znałam go bardzo dobrze, gdyż moja mama często tu przebywała. Poczułam ukłucie bólu, kiedy o niej pomyślałam. Bywała tu często, ale teraz może umrzeć! Nie, nie mogę tak o tym myśleć.
Weszłyśmy do poczekalni. Ramię babci wciąż było owinięte wokół mnie. Podeszłam do recepcjonistki, która siedziała za biurkiem i uśmiechała się.
– B-Bella Lewis? – wyjąkałam. Ciepły uśmiech kobiety zastąpił smutek i żal. Odwróciła się i wskazała na drzwi po mojej lewej z numerem siedemnaście. Patrzyłam na nie, mając pewność, że nie jestem gotowa stawić czoła temu, co jest po ich drugiej stronie.
– To te? – zapytałam babci. Płakała. Pani za biurkiem kiwnęła głową. Chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku drzwi. Babcia wzięła moją rękę i okręciła się nią dookoła.
– Kochanie, idę zobaczyć ciało Henry'ego – wyłkała. Tata był jej jedynym synem. – Chyba że chcesz, żebym poszła z tobą? – Potrząsnęłam głową i przytuliłam ją.
– Tak mi przykro, babciu – szepnęłam. Pokręciła głową i wytarła łzy.
– Wrócę niedługo, skarbie – powiedziała, po czym odwróciła się i pokuśtykała do kostnicy.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam moją matkę. Leżała w łóżku w prostokątnym pomieszczeniu. Tak jak się spodziewałam, w otoczeniu urządzeń, które utrzymywały ją przy życiu. Była bledsza niż zwykle, lecz miała tylko jeden bandaż owinięty wokół głowy. Świeże łzy spłynęły mi po policzkach, kiedy obok niej usiadłam. Delikatnie, uważając, żeby nie ruszyć żadnego przewodu, chwyciłam ją za rękę. Monitor pokazywał stały rytm serca.
– Och, mamo – westchnęłam, w połowie płacząc, w połowie wzdychając. Nie miałam pojęcia, co robić. Znam poglądy mojej matki na temat życia, ale nie chcę stracić obojga rodziców w jednym dniu! Położyłam głowę na boku łóżka i płakałam. Nie wiem, jak długo tam byłam, ale w końcu koło mnie pojawił się Charlie. Widziałam, że jest zmęczony lotem. Kiedy popatrzyłam w jego brązowe oczy, zobaczyłam, jakie są smutne.
– Hej, dziadku. – W połowie się uśmiechnęłam, ale uśmiech ten nie dosięgnął oczu. Pokiwał głową i pomógł mi wstać. Przytulił mnie mocno, a ja odwzajemniłam jego uścisk.
– Cześć, kochanie – powiedział, biorąc głęboki oddech i pozwalając mi usiąść. – Wiesz, czego najbardziej chciałaby Bella, czy nie? – wyszeptał łamiącym się głosem, kiedy wypowiadał imię mojej matki. On także płakał. Skinęłam głową.
– Tak bardzo ją kocham, dziadku, nie chcę pozwolić jej odejść. – Nadal szlochałam, choć nie leciały już łzy.
– Wiem, Carly. Ja też tego nie chcę, ale ona nie pragnęłaby żyć w taki sposób. Musimy wyciągnąć wtyczkę. Renée też by tego chciała, gdyby tu była. – Umilkłam na chwilę lub dwie, próbując zrozumieć to, co powiedział dziadek.
– Masz rację – oznajmiłam w końcu. – Powinnam wezwać lekarza? To... wiesz, że... – Pokręcił głową i spojrzał na kruche ciało mojej matki leżące na łóżku.
– Jestem tu tylko po to, żeby się z nią pożegnać, a potem pójdę. Nie mogę patrzeć, jak umiera, Carly, po prostu nie mogę. – Zaczął płakać, a jego głos się załamał na słowie "umiera". Owinęłam mu ramiona wokół bioder i pozwoliłam się wypłakać. Kiedy się uspokoił, puściłam go i wyszłam z sali. Chciałam zostać z mamą, nie mogłam jej zostawić samej, kiedy będzie umierała.
Moja babcia Ellen siedziała sama w poczekalni. Jak późno było? Spojrzałam na zegarek, 23:15. Wyszłam ze szkoły siedem godzin temu i zaskoczyło mnie, jak szybko zleciał ten czas. Usiadłam obok babci, a ona złapała mnie za rękę.
– Widziałaś tatę? – zapytałam. Moje usta były bardzo wysuszone po tym całym płaczu. Skinęła głową, patrząc na mnie z bólem. Pojedyncza łza uciekła z jej oka i spłynęła po mokrym już policzku.
– Sądzę, że nie powinnaś go zobaczyć. Nie wygląda jak on. Musiałam stamtąd wyjść. Nie mogłam patrzeć na niego takiego. – Trzęsła się, więc ścisnęłam jej dłoń i skinęłam głową, dając do zrozumienia, że nie będę tego chciała.
O 23:30 dziadek wyszedł od mamy i skinął na mnie.
Popatrzyłam na babcię.
– Chcesz pożegnać się z mamą? – spytałam. Kiwnęła głową, po czym wstała i weszła do sali, zamykając za sobą drzwi. Dziadek zajął jej miejsce i odwrócił się w moją stronę. Jego czekoladowe oczy, takie same jak mamy, były smutne.
– Teraz, Carly... To będzie bardzo trudne, ale muszę spytać. Czy... czy chcesz być ze swoją mamą, kiedy... – urwał, nie mogąc wypowiedzieć tego słowa. Skinęłam głową, a on zrobił to samo. – Dobrze, najpierw dam ci czas, żebyś się z nią pożegnała, a potem poproszę lekarza. Okej? – Znowu skinęłam głową. Z jakiegoś powodu nie mogłam mówić. Babcia była w sali tylko chwilkę, a kiedy wyszła, poszłam tam ja. Zamknęłam drzwi i oparłam o nie głowę. Powoli odwróciłam się i spojrzałam na mamę, słuchając bicia jej serca.
Podeszłam do niej, chwyciłam za rękę i usiadłam obok.
– Hej, mamo! – zaczęłam. Nie chciałam się z nią żegnać, ale wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. – Cóż mogę powiedzieć? Byłaś najlepszą mamą, miłą, lojalną i silną. Czasami bywałaś też nadopiekuńcza, ale i tak nie zmieniłabym cię za nic w świecie. Z każdą chwilą spędzoną z tobą kochałam cię coraz mocniej. I teraz, kiedy niedługo odejdziesz, wciąż kocham cię bardziej. Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo będę tęsknić za tobą i za tatą, ale mogę ci obiecać, że będę myśleć o was każdego dnia przez resztę mojego życia. Nie zrobiłabym tego, gdybym nie wiedziała, że takie było twoje życzenie i choć raz mam zamiar cię posłuchać. Jesteś dla mnie wzorem matki, bo nigdy się nie poddałaś w niczym i wszystko robiłaś z uwagą i koncentracją. Zawsze osiągałaś swój cel. Będę za tobą strasznie tęsknić. Za ogniem w twoich oczach, kiedy jesteś wkurzona i za sposobem, w jaki się obejmujesz, kiedy jesteś smutna. – Mój głos się załamał i nie mogłam powiedzieć niczego głośniej niż szeptem. Owinęłam się ramionami, tak jak to robiła moja mama. – Kocham cię, śpij dobrze. – Wstałam i pocałowałam ją w policzek.
Ktoś zapukał do drzwi i zobaczyłam wchodzącego lekarza. Popatrzył na mnie, na moje łzy. Uśmiechnął się smutno, kiedy podchodził do maszyny.
– Nazywam się Frank Hammond. Musisz wiedzieć, że istnieje 95% szans, że twoja matka nigdy nie wybudzi się ze śpiączki, 4,9%, że jej mózg będzie uszkodzony, a tylko 0,1%, że wyjdzie z tego cała i zdrowa. Wiem, że to trudne, ale jesteś gotowa? – Skinęłam głową i wzięłam głęboki oddech. Mocniej ścisnęłam dłoń mamy, spojrzałam na jej twarz i wtedy usłyszałam, że maszyny zostały wyłączone. Docierał do mnie jeszcze tylko słaby sygnał jednej z nich. Spojrzałam, ale doktor nadal wyglądał na smutnego.
– Będzie żyła jeszcze przez około trzy minuty. Zostawiam cię z nią. – Lekarz wyszedł i bezgłośnie zamknął za sobą drzwi. Usiadłam i zaczęłam szlochać.
– Carly? – spytał cicho ochrypły głos. Podniosłam głowę, a mama miała otwarte oczy. Chciałam wezwać pomoc, ale ona mnie wyprzedziła. – Kochanie, wiem, że umieram i akceptuję to. Chcę tylko pożegnać się z tobą. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale się obudziłam. To pewnie przez moją podświadomość. Tak sądzę. – Dyszała teraz ciężko, walcząc. – Kocham cię, Carly, mój najdroższy, wyjątkowy aniołku. – Jej oczy zamknęły się, a ona wyglądała tak spokojnie, jakby spała.
– Żegnaj, mamo – wydusiłam z siebie. Znów otworzyła usta, by wziąć ostatni oddech.
– Edward... – westchnęła i stały rytm urządzenia zmienił się w jeden sygnał dźwiękowy. Edward? Zdziwiło mnie to i chwilę się nad tym zastanawiałam, ale wtedy olśniło mnie, że moja matka nie żyje. Znowu zaczęłam płakać, tym razem jeszcze mocniej, zarzucając ręce na jej martwe ciało. Niedługo potem wszedł Charlie. Usłyszałam jego westchnienie, gdy zobaczył swoją córkę. Poczułam jego ramiona otaczające mnie. Nie próbował pocieszyć, tylko trzymał, kiedy płakałam.
W dniu 28 kwietnia o godzinie 15:20 zmarł mój ojciec Henry Matthew Lewis, a o północy 29 kwietnia odeszła także moja matka, Isabella Marie Swan Lewis.

Proszę o komentarze, bo bardzo mobilizują do dalszego tłumaczenia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nimfadora
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:12, 24 Lis 2010 Powrót do góry

Szczerze mówiąc? Bardzo smutny ten rozdział. Szczerze mówiąc, prawie się popłakałam, choć nie wiem dlaczego. To takie smutne, gdy ktoś od nas odchodzi... Biedna Carly, współczuję jej. Ciekawe o co będzie chodziło z tym Edwardem...
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:16, 25 Lis 2010 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba :)
Nie znam się na tłumaczeniach, więc nie mogę stwierdzić, czy robisz to źle, czy może dobrze, ale jestem pewna że opowiadanie jest świetne.
Sama treść jest tak ciekawa że z pewnością będę nie cierpliwe czekać na kolejny rozdział.
Pierwszy rozdział króciutki, ale ciekawy. Drugi podobał mi się o wiele bardziej. Naprawdę zrobiło mi się smutno kiedy go czytałam, może nawet łezka zakręciła się w oku.
Zastanawia mnie, czego Carly dowie się o Edwardzie i czy jakoś tę wiedzę wykorzysta.
Co do tego jak piszesz, czy też tłumaczysz to czyta się lekko i przyjemnie. Czego więcej można chcieć? Może tego, żeby rozdziały były odrobinkę dłuższe :)
Życzę dużo weny w pisaniu i mam nadzieję że kolejny rozdział pojawi się niebawem ;]
Pozdrawiam,
Kirike.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna Awangardowa_02
Wilkołak



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stamtąd... skąd pochodzą anioły...

PostWysłany: Nie 22:36, 05 Gru 2010 Powrót do góry

O matko, matko, matko... dawno mnie nic tak niewciągnęło... cudowne, smutne bardzo smutne, ale cudowne...

Tak po cichutku na ciebie liczyłam i trzymałam kciuki za ten FF iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii... się nie przeliczyłam, przeszłaś moje życznia... bardzo jestem zadowolona...

Widzię, że w bardzo pozytywny sposób się rozkręcasz i dodajesz dłuższe rozdziały, więc nie pozostaje mi nic inego jak pogratulować i życzyć byś nie spoczęł na laurach...

Z uśmiechem na twarzy
AWANGARDOWA


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:43, 10 Gru 2010 Powrót do góry

...
...
...
Jezu. Brak słów. Pierwszy rozdział wydawał się taki zwykły, ładnie napisany, żadnych rewelacji, a tu taka bomba w postaci drugiego. Tak mnie wciągnęło, że jak skończyłam czytać byłam w szoku. Najbardziej rozwaliły mnie ostatnie zdania drugiego rozdziału.
Cytat:
W dniu 28 kwietnia o godzinie 15:20 zmarł mój ojciec Henry Matthew Lewis, a o północy 29 kwietnia odeszła także moja matka, Isabella Marie Swan Lewis.

Nie mam pojęcia czemu, ale te słowa sprawiły na mnie największe wrażenie.
Edward...? Czyżby miłość Belli z młodości? Zajrzałam do wprowadzenia i owszem Wink Co prawda szczerze mam nadzieję, że Carly połączona zostanie z wilczkiem. Niestety nie czytałam ff po angielsku, ale chyba tam zerknę. Jak na razie czekam na dalsze części.
Naprawdę ładnie tłumaczysz, rób to dalej, ale niestety brak oznaczeń ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin