FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Todd [NZ] 18.10.2010 Rozdział 4 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Czw 16:17, 08 Lip 2010 Powrót do góry

Ciekawe czy Bella i Edzio się wyprowadzą, czy nie?!
A Rose... Obstawiam, że to był Emmett, bo te dołeczki są słodkie :D
I wreszcie będzie akcja. Nie to, że źle piszesz, ale mnie już to troszkę przynudzało bez braku akcji :P

Życzę weny.
Pozdrawiam.

xxx.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Courtney
Człowiek



Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Czw 23:33, 08 Lip 2010 Powrót do góry

zawasia, rozdział nie wyszedł najdłuższy, bo jest ostatnim z tych rozwijających akcję, przez które każdy chce przebrnąć jak najszybciej. Aby nie nadwyrężać Twojej cierpliwości, specjalnie dla Ciebie postaram się o rozdział 4 jak najszybciej Very Happy A Rose prawie w każdym fanficku ma coś do Belli ;P Zawsze musi być jakaś opozycja Wink
Esme wewnętrznie obwinia Bellę o odejście Rosalie. Rose i Esme łączy motyw dziecka - obie, choć w różny sposób je straciły i to je zbliżyło do siebie.

natzal, kim jest cudowny facet z loczkami, dowiesz się później Wink Pojawił się tytułowy bohater, cieszę się, że udało Ci się to wyłapać. Todd. Todd Royston. Rosalie jest moją ulubioną bohaterką z sagi, więc jest mi niezmiernie miło, że podoba Ci się jej kreacja w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że z każdym rozdziałem będziesz lubiła ją jeszcze bardziej.

xxxvampirexxx, Edward jest twardy. Zależy mu na Rose, ale wiadomo, że bardziej zależy mu na Belli i to właściwie od niej wszystko zależy. Nie wiem jeszcze, jak to wyjdzie, jeszcze mi się to nie przyśniło ;P
Akcja zaczyna się na stadionie. Właściwie, to trochę źle to określiłam. Zależy, kto co lubi nazywać akcją. Na pewno nie polecam spodziewać się na razie pościgów, krwi i zbrodni, ale podtrzymuję obietnicę dotyczącą rozwinięcia wątku romantycznego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Pią 10:02, 09 Lip 2010 Powrót do góry

Cytat:
mogłam zabrać ze sobą z Forks. Mogłam

Powtórzenie.
Brakowało gdzieś jeszcze przecinka, ale zgubiłam ten fragment. Wiem, że chyba przed jednak.
Jeśli chodzi o sam tekst... Ja lubię takie spokojne rozdziały. Wnoszą one do opowiadania dużo, wbrew pozorom - można dokładniej poznać uczucia, emocje, charaktery bohaterów, ich przeszłość... Gdyby od razu zacząć od akcji, byłoby za szybko. Idziesz z wspomnianą akcją spokojnie, za co masz u mnie dużego plusa. Podobało mi się wprowadzenie innego punktu widzenia - punktu widzenia Esme. Obserwowanie wszystkiego z perspektywy Rosalie jest fajne, ale przydałaby się czasem odmiana, co też nam zaserwowałaś. Podoba mi się stosunek Esme do Belli, przez to ta pierwsza staje się bardziej ludzka, bo Stephenie Meyer przedstawiła ją jako postać bez wad. U Ciebie, jak Ty to piszesz, Esme wewnętrznie obwinia Bellę o odejście Rosalie. To już jest jakaś wada, choćby nawet mała. Ładnie pokazujesz stosunek przybranej matki do Rose, a już szczególnie podoba mi się to, że ona tak czyści buty panny Hale. Niby taki szczegół, a jak ślicznie wpleciony, w dodatku pokazuje tę miłość i wiarę, że Rosalie jednak wróci, a Esme nie chce, by zastała swoje niewyczyszczone szpilki. I w tym właśnie momencie ujawniła się moja marna interpretacja, o dziwo, bo ja nienawidzę analiz i tych takich podobnych. Zakończę tylko jeszcze. Subtelnie wprowadziłaś Todda, co spostrzegawczy czytelnik łatwo może wyłapać. Ja tylko zastanawiam się, jak Rose się z nim spotka. Czy przyjmie w końcu dodatkową pracę? I jak związany jest z tym wszystkim Emmett? Czy to on był tym graczem?
W takim razie mnie pozostaje tylko czekanie na następny rozdział. Ten bardzo mi się podobał, tak podsumowując. Weny, całuję, Marionetka.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 7:52, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Esme mająca żal do Belli, nowość.
Tak jak napisała Marionetka ładnie został wpleciony fragment ze szpilkami Rose, niby tak niewiele a pokazało dużo emocji.
Fragment na bosku, mam myśleć, że to Emmett. ?;p chyba tak myślę.

Powiem tak ( a w sumie napiszę ) mam małą nadzieję, że jakoś niedługo coś nowego się pojawi, bo przyznaję, że jest to jedno z lepszych ff na tym forum, może też dlatego, że piszesz to sama, coś polskiego. ?Wink
Ah i duży plus za to ze jest to opowiadanie o Rosalie, którą kiedyś wręcz nie cierpiałam ale po 3 przeczytaniu sagi zaczęłam ją darzyć duża sympatią.

Pozdrawiam i weny. :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Lyphe
Człowiek



Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:08, 13 Lip 2010 Powrót do góry

Strasznie się cieszę, że piszesz opowiadanie, gdzie główną bohaterką jest Rosalie. Uwielbiam tą postać, sama także piszę o niej fanfick.
Pierwsze rozdziały są spokojne i to właśnie jest w nich piękne, niby nic się nie dzieje, ale mamy okazję poznać bohaterkę, zaznajomić się z nią i jej uczuciami.
Ostatni rozdział jest piękny, po prostu, jest w nim wiele emocji, a najbardziej podobał mi się fragment pisany oczami Esme. Jej żal do Belli, smutek po stracie córki i wielka nadzieja, połączona z oczekiwaniem na to, że wróci. Piękno samo w sobie.

Już nie mogę się doczekać wątków z Emmettem w roli głównej, choć jednocześnie jestem przekonana, że to Todd gra tutaj pierwsze skrzypce. Ciekawi mnie też, co z tym chłopakiem, któremu Rose dała numer telefonu i pieniądze.

Ja już kończę i zapewniam, że jeszcze nieraz odwiedzę ten dział i postaram się zostawić po sobie ślad w postaci komentarza.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Courtney
Człowiek



Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 18:26, 13 Lip 2010 Powrót do góry

Marionetka, capricorn i Lyphe, nawet nie wiecie, jak bardzo cieszę się, że spodobała Wam się część pisana z perspektywy Esme. Powiem szczerze, ten fragment pojawił się w opowiadaniu ze zwykłego spontana i chęci przedłużenia rozdziału. Jestem naprawdę mile zaskoczona. Bardzo zależy mi jednak na podkreślaniu więzi Rosalie-Esme i Rosalie-Carlisle i pokazaniu, że właśnie z nią, ze wszystkich swoich córek najwięcej ich łączy. Pojawienie się Alice i Belli nie przyszło ze strony Esme i Carlisla, natomiast pojawienie się Rosalie można porównać do narodzin, bo była jedyną z ich córek, którą Carlisle sam przemienił.
Marionetko, świetna interpretacja :)
Dziękuję, czuję się zmotywowana Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
szazzza
Gość






PostWysłany: Śro 19:37, 28 Lip 2010 Powrót do góry

Nareszcie ktoś pomyślał o Rosalie:)
Tekst świetny nie mam żadnych zastrzeżeń:) Życzę więcej takich sukcesów:) Smile Smile
Cecyli
Wilkołak



Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zza twojego okna

PostWysłany: Czw 20:07, 12 Sie 2010 Powrót do góry

Wybacz, że nie skomentowałam, ale nie daje mi dużo ostatnio z siebie. Teraz wróciła, więc, czym prędzej, piszę, aby nie zniknęła bezpowrotnie. Zaczynam pisać już trzeci raz, gdyż za pierwszym nieuważnie wyłączyłam przeglądarkę, a za drugim, chcąc wyłączyć inną stronkę, kartę. Tak to jakoś śmiesznie wyszło. Very Happy Uznałam, że wszechświat jest przeciwko mnie i postanowiłam odłożyć to na później. Przygotuj się na dużo cukru
Uwielbiam cię za styl - kiedy już wpadniesz w rytm, nie można się oderwać i oczy same lecą do następnego słowa. Kiedy opisujesz przedmioty, czytelnik ma wrażenie, że są na wyciągnięcie ręki, ograniczone tylko powietrzem, kiedy sytuacje, czujesz, że jesteś przy postaciach, biorąc udział w akcji.
Cytat:
Jedyne, co im pozostało to cisza.

To zdanie jest przepiękne! Naprawdę oddaje to, co czułaby rodzina, w takiej sytuacji. Pokazujesz Cullenów rozdartych - między tym co było, a między tym co będzie. Zastanawia mnie ten cytat - napisałaś go sama, czy jest cytatem? Ale i tak świetny. Pięknie dobrany.
Twoja Rosalie jest bardzo realistyczna. Pięknie wykreowana postać, wierzę, że będzie taka do końca, ale ufam Ci, więc myślę, że nie będzie problemu. Pewna siebie, wredna, ale widać, że w głębi duszy wybudowała mur i nie przepuszcza przez niego nikogo. jest bardzo wysoki, ale myślę, że z czasem się zmniejszy. A przynajmniej mam nadzieję.
Jesteś chyba pierwszym autorem, który postanowił pokazać, jakby było, gdyby Emmetta nie było Very Happy . Zmieszałam to troszkę, ale myślę, że mnie zrozumiesz. Co do Todda, to - przyznam - mam trochę mieszane uczucia. Ale myślę, że rozegrasz to tak, że się rozmyją. Nie chodzi o to, że to zły pomysł, tylko nowy i nie wiem, co o tym myśleć. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Nie wiem, co planujesz, więc nie mam prawa oceniać.
Dziewczyno, czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że długo sobie nie poczekam Very Happy Wybacz ten krótki komentarz, ale tracę wenę, a ona chyba gdzieś utonęła :P W każdym razie ( bo, podobno, w każdym bądź razie to niepoprawna forma) dziękuje ślićnie za świetną lekturę :).


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Courtney
Człowiek



Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 18:24, 18 Paź 2010 Powrót do góry

Rozdział 4
Beta: Masquerade [Dziękuję Wink]

_____________________________________

Lykke Li - Everybody But Me

Rosalie:

Nie czułam się zbyt dobrze, moje myśli wciąż błądziły wokół boiska do baseballa, z każdym dniem coraz bardziej brakowało mi sił na unikanie wspomnienia tamtego dnia. Ten mężczyzna stał się moją obsesją. Wiedziałam jednak, że nie mogę się poddać, nie chciałam zniszczyć mu życia. Byłam przerażona, gdy w chwili słabości wygrzebałam w Internecie informacje o tajemniczym graczu. Nazywa się Emmett McCarty. Przejrzałam nawet kolorowe pisma dla nastolatek tylko po to, żeby dowiedzieć się, że lubi kolor zielonym, a jego ulubiony owoc do banan. Przestałam ufać swojej sile woli, najbezpieczniej byłoby dla Emmetta, gdybym wyjechała.
_____________________________________

Siedząc w swoim okrutnie ciasnym gabinecie, doszłam do wniosku, że niedługo dostanę klaustrofobii. Oczekiwałam na przybycie kobiety, którą James zlecił mi przesłuchać. Nie byłam z tego powodu szczególnie zadowolona, gdyż kontakty ze świrami, którzy Bóg wie co robią swoim dzieciom, przyprawiają mnie o mdłości. Poza tym nie miałam w tym zbyt wielkiego doświadczenia - jedynymi psycholami, jakich kiedykolwiek znałam, byli Edward i Bella. Co prawda spędzałam z nimi sporo czasu, ale nie przymuszano mnie do rozmowy lub – co gorsza – do bycia dla nich miłą i wyrozumiałą.

Po raz kolejny spojrzałam w wygaszony ekran laptopa i w tym momencie drzwi się otworzyły. W progu stanęła kobieta, na oko czterdziestoletnia. Wyglądała co najmniej dziwnie, ubrana w workowatą koszulkę i nieco zbyt wąską spódnicę. Na głowie miała konstrukcję ze strąków bliżej nieokreślonego koloru, w którą jakimś cudem wpleciono opaskę z pluszu. Jednak najdziwniejszym elementem jej stroju były grube, seledynowe skarpety, które fałdami materiału bezkarnie przykrywały prawie całą powierzchnię pantofli. Najwyraźniej zrobiono je na drutach, niestety z pominięciem co najmniej jednej trzeciej oczek. Usiadła naprzeciwko mnie i oparła na biurku drżące ręce, pokryte siatką wypukłych żył. Jej spojrzenie było rozbiegane.

Zabranie się do rozmowy było najtrudniejszym zadaniem. Wskazówki Jamesa, jak się później okazało, były równie użyteczne, co penis Edwarda w rękach Belli. Nie osądzajcie mnie, to że nie byłam z nikim na serio od czasu… rozpoczęcia nowego życia, nie oznacza, że nie uprawiałam seksu. Ale to już inna bajka i nikomu nic do tego. Wracając do tematu, Carter radził mi zadawanie pytań typu: Gdzie pani była albo co robiła dnia tego i tego, aby zyskać na czasie. Niestety, moi „klienci” rozpoczynali wtedy litanię składającą się ze słów: nie wiem, nie pamiętam i nie kojarzę, które powtarzali na przemian bez końca.
Kolumb nie odkrył Ameryki, gapiąc się w horyzont, więc i mi pozostawało tylko ruszyć w nieznane i rozpocząć rozmowę, którą obie strony chciały jak najszybciej zakończyć.

- Dzień dobry. Sana Royston, jeśli się nie mylę. Czym się pani obecnie zajmuje? – zapytałam, ludzkim gestem zakładając nogę na nogę.
- Głównie odpowiadam na smsy.
- Słucham?
- Odpowiadam na smsy za dwa dolce, ale niedługo pewnie awansuję i będę się zajmować tylko tymi za cztery.
- Naprawdę? I na czym polega pani praca?
- Nie wygląda pani na osobę, która tego potrzebuje, ale być może zna pani rubryki towarzyskie w kolorowych pismach. Po prostu odpisuję ludziom, którzy korzystają z usług z samotności lub dla rozrywki. Nawet nie wie pani, jak bardzo muszę być kreatywna…
- I mam rozumieć, że jest pani jedną z tych kobiet, których zdjęcia zamieszcza się na ostatnich stronach gazet czytanych przez nieprzeciętnie nieinteligentnych ludzi? Zawsze wiedziałam, że nie są prawdziwe. I chyba każdy to wie.
- Nie, nie jestem jedną z nich – zrobiła krótką pauzę. - Jestem każdą, a także… każdym. Angelą, Tonym, Jackiem i Sarah. To wszystko.
- Nieważne. Czy może mi pani powiedzieć, pani Royston, dlaczego sąsiedzi złożyli skargę? Podobno słyszeli krzyki. Proszę powiedzieć, co się stało.
- Może im się wydawało? – Wzruszyła ramionami, starając się przy tym przybrać obojętny wyraz twarzy. Zdradziło ją drżenie kącików ust.
- Niech mi pani po prostu powie, co się stało.
- Nic takiego, naprawdę. Todd po prostu… uderzył się o… kaloryfer. Tak, kaloryfer.
- Czyżby? – zapytałam, unosząc jedną brew w powątpiewaniu.
- Tak, tak właśnie było. Przyrzekam – stwierdziła, kładąc dłoń na sercu.
- Obie dobrze wiemy, że nie jest to prawda, pani Royston – uśmiechnęłam się jadowicie. - To nie był pierwszy raz, a ja nie jestem matką Teresą i nie przymknę na to oka. Jeśli taka sytuacja się powtórzy, nie zakończy się to upomnieniem. Być może będę musiała pojawić się w pańskich progach. Rozumie to pani?
- Oczywiście, wszystko będzie jak pani sobie życzy – odparła szybko.
- W porządku. Skoro się zrozumiałyśmy, nie mam więcej pytań – powiedziałam, a ona poderwała się i czym prędzej wyszła, jakby bała się, że zmienię zdanie.

Odetchnęłam z ulgą. Było już po wszystkim, nigdy więcej rozmów z wariatkami sponsorowanymi przez Bravo, Fanclub i co tam jeszcze jest.

Do gabinetu wkroczył Chris, nasz recepcjonista. Miał około dwudziestu kilku lat i był, jak na człowieka, całkiem przystojny. Odgarnął z czoła czarne loki i uśmiechnął się figlarnie.

- Chyba załapałaś, o co tu chodzi, maleńka, bo poradziłaś sobie całkiem szybko. Zastraszasz i wypuszczasz, ale do wizyty domowej się przykładasz.
- Mówisz, jakbyś się tym zajmował.
- A kto powiedział, że tego nie robię? Rzekomy zakres obowiązków, a wykonywana praca to dwa różne światy. A teraz bądź tak miła i wypełnij ten raport – powiedział, kładąc przede mną plik papierów.
- To jej syn? – zapytałam, wskazując na załączone zdjęcie.
- Tak, Todd. Miły dzieciak.
- Wszyscy przesłuchiwani są tak dziwni jak ta Royston?
- Och, nie. Ona to prosty przypadek. Oczywiście wiadomo, że co najmniej pali trawę, ale kto dzisiaj tego nie robi? – wzruszył ramionami. - Nie jest do końca normalna, jednak to wszystko tylko i wyłącznie wina jej męża. Wszyscy uważamy, że nie jest szkodliwa.
- Co on jej zrobił? Bije ją?
- Nie zapędzaj się tak – roześmiał się. – Zniknął parę lat temu. Do dzisiaj nie wiemy, co się z nim stało. To był dla niej szok.
- Biedaczka. Mężczyźni potrafią być tacy okrutni – westchnęłam.
- A kobiety nie? Chyba nie masz zbyt pozytywnej opinii o płci przeciwnej, co Rose?
- Mam swoje powody – odparłam, nie patrząc mu w oczy.
- Daj spokój. To, że trafiłaś w życiu na jednego chama, nie oznacza, że wszyscy faceci tacy są. Och, spójrz na siebie, masz minę jak ofiara gwałtu – uśmiechnął się.
Raptownie wstałam i szybkim krokiem podeszłam do okna. Zacisnęłam powieki w nadziei, że pojawią się pod nimi łzy, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Wtedy zrozumiałam, jak bardzo pragnęłam być w Forks, wśród ludzi, którzy znają prawdziwą Rosalie.
Chris najwyraźniej zrozumiał swój błąd, gdyż od razu znalazł się przy mnie i otoczył ramionami.
- Rose, nie wiedziałem. Przepraszam.
- To już bez znaczenia.
Wtuliłam się w jego tors. Potrzebowałam dotyku mężczyzny, a on najwyraźniej to rozumiał i powolnymi ruchami zataczał koła na moich plecach.
_____________________________________

Droga do domu wydawała się dłuższa niż zwykle. Bardziej denerwowały mnie korki, czerwone światła, wolne samochody i jakoś więcej przechodniów wychodziło znienacka na ulicę. W końcu jednak katorga dobiegła końca.
Każdego dnia mojego życia patrzyłam w lustro ze świadomością, że byłam całkowicie sama. Poruszałam się jak zombie, którym niewątpliwie byłam, prześlizgując się pomiędzy spojrzeniami ludzi. Cierpiałam. Bardzo. Chciałam odnaleźć nicość i zatopić się w niej.

Stanęłam pośrodku salonu i zdecydowałam, że to już koniec. Wracam do Forks. Ta wycieczka trwała stanowczo zbyt długo i poczułam się szczęśliwa na myśl, że wrócę do domu. Byłam córką marnotrawną i po tym, jak przez wiele miesięcy ignorowałam istnienie mojej rodziny, wracałam.
Wyciągnęłam największą walizkę i na oślep wrzuciłam tam stos ubrań. Moja garderoba, o dziwo, jakoś nie bardzo mnie wtedy obchodziła. Chciałam się obudzić, nie potrafiłam żyć sama, nie byłam tak silna, jak mi się wydawało. Wrzuciłam torbę do bagażnika Miury, wyjechałam z garażu i ruszyłam z piskiem opon. Mknąc ulicami, poczułam się trochę spokojniejsza, aż wreszcie znalazłam się poza granicami miasta.
Żegna,j Phoenix …
Dopieszczony silnik samochodu pomrukiwał, kiedy wóz przekraczał trzysta kilometrów na godzinę. Zaliczano to cacko do najszybszych samochodów świata, normalnie maksymalna prędkość wynosiła 280 kilometrów, ale pod moją wprawną ręką to auto mogło dużo więcej. Mknęłyśmy więc razem, ja i Miura, przyklejone do drogi, nieznające ograniczeń, jakby niezdające sobie sprawy z praw fizyki.

Nagle poczułam zapach krwi, w mojej głowie zaszumiało. Było to dla mnie coś nowego, jakaś nadludzka siła pchała mnie w tamtą stronę. Gwałtownie zjechałam na pobocze, ignorując żwir rujnujący bezcenną karoserię Lamborghini. Zgasiłam silnik i wysiadłam. Zamknęłam oczy, w ciszy upajając się chwilą. Potem ruszyłam za zapachem, kontrolując każdy krok, w końcu była to ludzka krew, musiałam uważać.
W końcu go zobaczyłam. Leżał bezwładnie z grymasem bólu na twarzy. Na jego kostce zauważyłam dwie ranki, najwyraźniej pozostawione przez sporego węża. Nie potrafiłam mu pomóc, nie miałam wystarczająco dużo czasu.
Nachyliłam się nad nim i spojrzałam w oczy, które omiotły mnie nieobecnym spojrzeniem:
- Anioł… – wyszeptał i stracił przytomność.
Pochwyciłam jego ciało i skierowałam się w stronę samochodu. Posadziłam na tylnym siedzeniu i odpowiednio zabezpieczyłam pasami, natomiast sama usiadłam za kierownicą i czym prędzej ruszyłam. Musiałam podjąć szybką decyzję, były to ostatnie chwile na zastanowienie. Podświadomie jednak czułam, co zrobię. Moja obsesja i egoizm znowu miały nade mną przewagę, sprawiły, że nie miałam wyboru.
Nie spuszczałam nogi z gazu, aż w końcu Miura osiągnęła maksymalną prędkość. Nie zważałam na protesty silnika, musiałam osiągnąć swój cel. Bałam się, że Emmett będzie cierpiał tak bardzo, jak ja po przemianie w wampira, ale to nie wystarczyło, aby nakłonić mnie do odwrotu. Ponownie przejechałam przez miasto i wjechałam centralnie do swojego garażu.
Nagle zadzwonił telefon.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 18:45, 18 Paź 2010 Powrót do góry

Nie masz pojęcie jak się cieszę!
Courtney jesteś GENIALNA!
Uwielbiam Twoje opowiadanie, lekkie przyjemnie i ciekawe.
Mam nadzieje, że doczekam się szybko kolejnego rozdziału:)

A tak krótko o rozdziale, bardzo mi się podobał (jak każdy zawsze tak dla przypomnienia;p)
Ukazujesz w dobry sposób "obsesję" Rose.

No jestem zachwycona.

Weny i pisz, pisz szybciutko:)
Capricorn


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 14:00, 19 Paź 2010 Powrót do góry

jesteś GENIALNA!!!!
bardzo się cieszę z nowego rozdziału
rozmowa z Sana Royston była ciekawa, potem wspomnienie o gwałcie
świetnie ujęte
a konówka po prostu boska. myslałam na początku, że może ze względu na krew ugryzie go ale po słowie ANioł już wiedzialam, że to ten jedyny i jednak żeby tylko zdąrzyła go przemienic
ciekawi kto dzwoni, czemu skończylaś w takim momencie to mi się nie podoba, mam nadzieję, że następny będzie dosyc szybko
pozdrawiam


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin