FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nieprzemyślana zamiana miejsc [NZ] Rozdział 5 - 29.06.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks

PostWysłany: Pon 18:15, 05 Kwi 2010 Powrót do góry

Cześć. Zrodził mi się kolejny pomysł na - według mnie - dobry ff. Jest dość dziwny i sama nie wiem, jak to wszystko się potoczny. To było... spontaniczne :-)
Nie oceniajcie moich bohaterów tak od razu, bo się zdziwicie. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał. Liczę na szczere komentarze.
O... zapomniałam [AU/AH] i oczywiście [AU]

Beta --> Gelida


Rozdziały można znaleźć na chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]


Prolog

– Coś ty narobił?! Nie chcę cię znać! – krzyczała zrozpaczona.
– Spokojnie – powiedziałem łagodnie. Nie chciałem, żeby zrobiła coś głupiego. Mimo wszystko jest bardzo bliską mi osobą i wolałbym nie zrobić jej krzywdy. – Musisz się uspokoić.
– Uspokoić! Jakim niby cudem?! – wrzeszczała oburzona. – To jest przestępstwo! – Zaczęła szybciej oddychać i zrobiła się blada na twarzy.
– Alice! Nic ci nie jest? – Podszedłem i złapałem ją za ramiona. Wyrwała się.
– Pójdę na policję. Pójdę!
Patrzyła na mnie przerażona. To wszystko zaszło za daleko. Ten facet zniszczył mi życie, a Alice teraz musi wszystko utrudniać. O co jej chodzi? Jej też je zniszczył.
– Nie pójdziesz – uśmiechnąłem się złośliwie. Skoro tak chciała grać, to okej. – Zabiję cię.
Nagle coś dźgnęło mnie w brzuch. Gdy spojrzałem trochę niżej, zobaczyłem krew. Naprzeciwko mnie stał on. Byłem w szoku. Jakim cudem mogłem go nie zauważyć? Widziałem gniew w jego oczach. Upadłem na kolana, czując niewyobrażalny, pulsujący ból w brzuchu. Złapałem za nóż, próbując go wyciągnąć, ale on stanął przede mną.


Rozdział 1

Punkt widzenia Belli

– Jake... tylko szkoda czasu na to. Nic pewnie nie wygramy – stwierdziłam smutna.
Oglądaliśmy finał programu „Zamiana miejsc”. To była po prostu prawda. Nie żałuję. Sama wybrałam sobie takie życie. Mogłam poślubić bogatego mężczyznę, którego nie kochałam, lub Jacoba Blacka – biednego mechanika. Wybrałam właśnie jego. To on był dla mnie przyjacielem, podporą. On pomagał mi z problemami, a nie jakiś bogaty maminsynek. Życie dostarczyło mi wielu doświadczeń, lecz nauczyłam się jednej rzeczy. Wszystko może się dobrze skończyć, ale pod warunkiem, że pomaga ci ukochana osoba.
Jacob jest wysokim, umięśnionym mężczyzną z oliwkową karnacją skóry, gdyż pochodzi z jakiegoś plemienia w La Push (nigdy nie mogłam zapamiętać tej nazwy), i krótkimi włosami. Jest uparty – co chyba jest rodzinne, bo jego brat Seth i tata Billy też tacy są.
– Za miesiąc zaczyna się nowa edycja – powiedział. – Emmett może nam pomóc się dostać. – Spojrzał na mnie swoimi wielkimi, czarnymi oczami. Nie byłam do tego przekonana. Prawdę mówiąc, bałam się zamieszkać z obcym mężczyzną. Skąd mogłam wiedzieć, jaki będzie?
– Naprawdę tego chcesz? – spytałam zrezygnowana. Wiedziałam, że teoretycznie decyzja już zapadła, a pieniądze były nam potrzebne. Bałam się. Naprawdę się tego bałam.
– Tak. To może być nasza szansa. – Przysunął się bliżej do mnie i pocałował. – To jak? Mam zadzwonić do Emmetta? – spytał z dużą nadzieją w głosie.
Emmett jest przyjacielem Jacoba. Jest naprawdę duży, ale ma charakter małego dziecka. Jest zbyt beztroski. Bardzo dużo czasu przesiaduje w naszym domu. Czy powinnam mówić domu? To jest zwykła rudera. Tylko dwa pokoje, kuchnia, jedna łazienka i malutki salon, do którego zmieścił się tylko telewizor, kanapa i mały stolik. Och, zapomniałabym. Meble są stare. Siedzenie na kanapie sprawia ból, a telewizor jest kolorowy. Dosłownie. Czasem cały ekran jest różowy, raz niebieski, a kiedyś był nawet żółty.
Dobra. Zgodzę się. Jestem przerażona, ale się zgodzę. Samo to, co widziałam w programie jest przerażające. Zamieszkasz z obcą osobą, a ta jest tak złośliwa, że żyć się odechciewa. Było nawet kilka małżeństw, które się rozstało. Kobieta zamieszkała z mężczyzną i się w nim zakochała. Tego oczywiście się nie bałam. Jacob nigdy nie zrobiłby mi takiego świństwa. Ja mu też bym nie zrobiła.
– Dzwoń – powiedziałam pewna siebie. Będę miała miesiąc, żeby się przygotować. Nie będzie tak źle. Mam nadzieję.
Wstałam, pocałowałam Jake’a i poszłam do kuchni zrobić „kolację”. Lodówka była pusta. Mieliśmy tylko pieczywo i masło. Wstawiłam wodę na herbatę i podeszłam do półki wyjąć dwa talerze i dwie szklanki. Słyszałam, jak Jake rozmawiał z Emmettem. Był taki podekscytowany! A ja? Cieszyłam się, że po raz pierwszy od bardzo dawna, Jacob był szczęśliwy. Posmarowałam bułki masłem i... to byłby koniec. Poustawiałam wszystko na stoliku i zajrzałam do portfela. Dwadzieścia dolarów. Cienko.
Usiadłam do stołu i czekałam na Jacoba. Przyszedł pogwizdując i uśmiechając się szeroko. Po prostu jak dziecko. Pokiwałam głową z dezaprobatą.
– Za miesiąc jesteśmy w programie raz z jakimiś Cullenami – powiedział uradowany.
Cullen. Cullenowie. Cullenami. Coś mi to nazwisko mówiło, ale przestałam zamiatać sobie w tym głowie, bo byłam bardzo głodna. Liczyłam na jedzenie w ciszy. Musiałam przemyśleć bardzo wiele rzeczy, ale Jacob gadał jak najęty. Cały czas opowiadał, jak to będzie. Jak wszystko będzie wyglądać. Masakra! Próbowałam zjeść jak najszybciej, jednak nie dało się. Chyba, że chciałam się udławić. To co innego. Gdy szłam do łazienki, aby się umyć, mąż szedł za mną i dalej nawijał o programie. To zaczynało mi się nudzić. Weszłam do pomieszczenia i zaraz zamknęłam drzwi przed nosem, bo jeszcze by wszedł i nie dał mi spokoju pod prysznicem. Tego bym nie zniosła. Po szybkiej kąpieli położyłam się do łóżka, które oczywiście było tak twarde, że rano wstawałam z potwornym bólem pleców i karku. Zaraz za mną położył się Jacob. Byłam odwrócona do niego plecami, a czułam, jaki jest uradowany. Mogłabym się założyć, że jest uśmiechnięty. To dla mnie chyba znaczy więcej niż zarobienie pieniędzy. Na pewno.
– Bello, śpisz? – spytał cicho. Byłam śpiąca i myślałam o tym, żeby mu nie odpowiedzieć, ale uwielbiałam widzieć go uśmiechniętego.
– Nie – powiedziałam, udając zaspaną. – Co się stało? – Ziewnęłam przeciągle. Mam nadzieję, że po tym, co mi teraz powie, da spokój do rana.
– Zapomniałem powiedzieć ci o najważniejszej rzeczy – odrzekł z dumą. Powtórka z rozrywki. Mam go dość! Jutro nie będzie mnie cały dzień w domu. Powinnam także rozmyślić to, czy go przez ten miesiąc nie unikać. – Program wynajmie dwa domy. Jeden dla mnie i pani Cullen, drugi dla ciebie i pana Cullena. Nie będziemy musieli mieszkać tutaj, póki co.
O nie! Nawet o tym nie pomyślałam. Fajnie. Mało, że nie będę z własnym mężem tylko cudzym, to jeszcze będę w cudzym mieszkaniu. Lepiej być nie może!
– Dobranoc. – Pocałowałam go w policzek i odwróciłam się.
– Jeszcze jedno...
Koniec tego! Nie wytrzymam dłużej.
– Dobranoc, Jake – warknęłam i zamknęłam oczy, marząc, aby więcej się nie odzywał.
Śnił mi się mężczyzna, z którym miałam się pobrać, zanim pokochałam Jacoba. Nie widziałam jego całej twarzy. Zauważyłam tylko to, że był wysoki i ubrany w sweter i ciemne jeansy. Szedł prosto na mnie. Każdy jego krok był pewny i opanowany.
Niestety sen się skończył. Usłyszałam trzask. Lekko podniosłam się na ręce, żeby spojrzeć na zegarek. Była już szósta rano! Kiedy ta noc zleciała? Wstałam i odsłoniłam zasłony. Dzisiaj będzie ładna pogoda. Na pewno. Wyszłam z sypialni i zeszłam prosto do kuchni. Jacob próbował zrobić kawę, jednak jedyne, co widziałam, to pudełko od kawy na podłodze, a wokół niego ona. Szklanka stała przewrócona na stole. Nagle czajnik zaczął piszczeć. Tragedia!
– Jacob! – krzyknęłam na niego. Jak mógł zdemolować mi kuchnię?! Kto to wszystko posprząta? On? Na pewno nie! Wyjdzie do pracy zostawiając mnie z domem-ruderą i moimi zajęciami. Zaczynałam mieć tego wszystkiego dosyć. Nie takie życie chciałam mieć. Nie o takim marzyłam. Marzyłam o przeciętnym domu, mężu, który będzie pomocny w domu jak i w problemach, dzieciach, dobrej pracy. Wszystko się posypało. Odkąd wyprowadziłam się z Phoenix, oszukiwałam samą siebie, że wszystko jest ok. Tak dalej nie można!
– Co? – spytał, zdziwiony moim tonem. – Chciałem kawy.
– Marne usprawiedliwienie na to, co zrobiłeś mi w kuchni – wycedziłam przez zęby.
Spojrzał na mnie z poczuciem winy. Wyjął z szafki szczotkę i szufelkę i zaczął zamiatać. Wiedziałam, że jeszcze gorzej nabrudzi, bo był wyjątkowo niezdarny.
– Daj mi to. – Wzięłam od niego szczotkę. – Idź do pracy.
Wyszedł. Trochę spokoju mi się przyda. Jestem w rozterce. Wczoraj sama nie wiedziałam, czego chcę. Bo chciałam wziąć udział w programie, ale też nie chciałam. Coś strasznego. Usiadłam przy stole i ukryłam twarz w dłoniach. Jak mam zamieszkać z kimś innym, kogo w ogóle nie znam? Przez miesiąc bez Jacoba? Bez mojej podpory? Zerknęłam na zegarek. Późno już. Muszę się ubrać. Poszłam do sypialni i wyjęłam z szafy ciuchy. Jeszcze tylko dwadzieścia osiem dni zamęczania się.

Punkt widzenia Edwarda

– Ta reklama nie wyjdzie! – krzyknąłem na mojego współpracownika. Co on sobie myśli? Krowa, która lubi czekoladę? To do nikogo nie trafi!
– Właśnie, że wyjdzie. Krowy też mogą lubić słodycze.
– Nie, nie mogą – uciąłem i wyszedłem z sali. Kierowałem się w stronę mojego biura. Ktoś złapał mnie za ramię.
– Panie Cullen? Pańska żona – powiedziała moja sekretarka i spojrzała na moje malutkie królestwo. Uśmiechnąłem się. Trochę oderwania się od pracy nikomu nie zaszkodzi. Otworzyłem drzwi i ujrzałem szeroko uśmiechniętą wysoką szatynkę.
– Edward! – Podbiegła i uwiesiła mi się na szyi. Alice była jedyną osobą, która potrafiła oderwać mnie od zamartwiania się. Na jej widok zawsze szeroko się uśmiechałem.
– Cześć. – Pocałowałem ją w policzek. – Co tutaj robisz?
Spojrzała na mnie podekscytowana i zachichotała.
– Bierzemy udział w programie – powiedziała radośnie.
Stałem w osłupieniu. W programie? Nie miała już czego wymyślić? Alice była osobą, która zawsze musiała jakoś urozmaicić sobie życie. Szczerze? W moim małżeństwie nigdy nie powiewało nudą. Zawsze coś wymyśliła. Zasiadłem za moim biurkiem.
– Skąd ten pomysł? – zapytałem zaskoczony.
– Mąż mojej przyjaciółki pomaga w wyborze uczestników. Rose zaproponowała nas. – Moją żonę rozsadzała euforia. Była tak dumna z siebie, że jeszcze trochę i by wybuchła. Nagle jej twarz wyraziła coś, czego się spodziewałem. Miałem podejrzenia, co się teraz stanie. – Edward! Muszę zrobić zakupy! – krzyknęła z upokorzeniem. Upokorzeniem? Powiedziała to tak, jakby wstydziła się, że wcześniej na to nie wpadła. Jeśli dobrze ją znałem, to teraz nastąpi... – Pójdziesz ze mną na malutkie zakupy?
Gdybym odmówił, miałbym niezłe kłopoty. Alice się nigdy nie odmawiało. Nienawidziłem zakupów z nią. Potrafiła stać ponad godzinę nad wybieraniem jednej bluzki! O sklepach z butami już nie wspominam.
– Jasne. Z chęcią – powiedziałem z uwielbieniem.
Wyszliśmy z biura. Alice aż tryskała dobrym humorem. Taa... a kiedy ona go nie miała? Jeden wyjątek – kiedy spotykała osoby ubogie lub klasy średniej. Patrzyła na nie z takim obrzydzeniem, że aż robiło mi się ich żal.
Pod pierwszym sklepem byliśmy o piętnastej trzydzieści, a do domu wróciliśmy, gdy zamykali najlepszą galerię w mieście – o dwudziestej trzeciej. Byłem tak zmęczony, że poszedłbym do domu sąsiada. Mieszkamy na osiedlu bogatych domów, czego zażyczyła sobie Alice. Ja wolę małe domki jednorodzinne lub mieszkania. Są wygodniejsze.
Po wejściu do salonu nie byłem pewien, czy on w ogóle jest nasz. Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami. Spojrzałem na żonę. Była trochę zakłopotana.
– Alice? Co tutaj się stało? – zapytałem wstrząśnięty. Nowy telewizor, sofa, fotele, kredens, stolik. Nawet firanki, dywan i obrazy.
– Wiesz... była dzisiaj aukcja. Kupiłam kilka nowych obrazów – powiedziała to tak, jakby to nie było nic ważnego. Jakby po prostu kupiła nową figurkę.
Spojrzałem na nią z obawą, ile to wszystko kosztowało.
– A reszta? Nie wydałaś chyba wszystkiego ze swojej karty, prawda? – miałem nadzieję, że powie „nie”.
– Edward, to była okazja! Gultnyi był dzisiaj w mieście. Musiałam to kupić.
Pokiwałem głową z dezaprobatą. Jakiś pajac był w mieście i moja żona musiała wybrać się na zakupy. Drogie zakupy. Nie chciałem pytać, ile za to zapłaciła. Jeszcze by mnie do grobu wpędziła. Zaniosłem jej „malutkie” zakupy do jej przebieralni, która była chyba większa od naszej sypialni i położyłem na stole, który stał pośrodku. Wróciłem do kuchni, żeby napić się mleka. Po prysznicu poszedłem się położyć. Jutro też jest dzień i mam nadzieję, że Alice nie będzie chciała jeździć na zakupy aż do rozpoczęcia nowej edycji. Powiedziała mi trochę o nim, między kłótnią o spodnie z jakąś kobietą. Podobno będę musiał zamieszkać z jakąś kobietą przez miesiąc i zachowywać się, jakby była moją żoną. Z tego będą podliczane jakieś punkty i ta para, która zdobędzie ich więcej wygrywa sto tysięcy. Podejrzewam, że właśnie tyle kosztował jeden obraz mojej żony. Nie chcę nawet myśleć, ile to wszystko kosztowało.
Podniosłem książkę z podłogi i pomyślałem, że trochę poczytam przed snem. Udało mi się przeczytać jeden akapit, zanim po pomieszczenia weszła Alice. Wyglądała śmiesznie z czymś na głowie i całą twarzą w czymś białym.
– Wybierasz się na bal przebierańców? – zaśmiałem się. Spojrzała na mnie oburzona.
– To jest krem, a na głowie mam specjalną siatkę. – Zamilkła. Sądziłem, że się na mnie obraziła, ale po chwili dodała: – Ta siatka pomaga układać włosy i czyni je bardziej puchowymi – spojrzała na moje włosy. – Kupić ci ją też?
Spojrzałem na nią zaniepokojony. Mówiła poważnie? Zaczęła się donośnie śmiać. Dopiero teraz załapałem, o co jej chodzi. Też się zacząłem śmiać.
– Ciszej, bo obudzisz wszystkich – powiedziałem, starając się opanować. Jednak chichot Alice mi w tym nie pomagał.
Oprócz nas w domu mieszkało jeszcze kilka osób. Kucharka, pokojówki, kierowca Alice i mężczyzna od koni. Moja kobieta je uwielbiała. Mówiła, że nie ma pojęcia, dlaczego mówi się, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. „Przecież konie są takie mądre!”.
– Idź spać, Alice – odrzekłem, odkładając książkę.
– Nie chce mi się spać. – Pocałowała mnie. Musiałem jej dokuczyć.
– To idź pooglądaj obrazy, które kupiłaś.
– Nie, wolę zrobić co innego...

Punkt widzenia XY

– I jak? Mamy nowych uczestników? – spytałem Emmetta. Był jednym z najsumienniejszych pracowników.
– Tak. Blackowie i Cullenowie. Będą tutaj dziesiątego czerwca.
– To dobrze. – Uśmiechnąłem się złośliwie. – W tym roku zasady trochę się zmienią.
– Jak to, szefie? – spytał zdezorientowany.
– Damy widzom trochę więcej emocji – powiedziałem, uśmiechając się. – Tak wszystko zrobimy, że będzie dużo kłótni, awantur między uczestnikami, może nawet bójki.
– Ale szefie, Cullenowie to bardzo zamożna rodzina z bardzo wysokich sfer. Myślisz, że zniżą się do czegoś takiego?
– Może i są ludźmi dumnymi, ale ciągle pozostają ludźmi.
Spojrzałem na pracownika. Był lekko zniesmaczony moim pomysłem, ale trudno. To ma być program. Oglądalność bardzo spada. Trzeba ją naprawić. Najlepiej jednak będzie, jak Cullenowie albo Blackowie się rozejdą. Wtedy oglądalność skoczy wysoko w górę. A co, jeśli ktoś zginie?
Uśmiechnąłem się z satysfakcją. Wszystko może się stać. Na pewno.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Wto 11:41, 29 Cze 2010, w całości zmieniany 8 razy
Zobacz profil autora
lirit
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Radom

PostWysłany: Pon 19:13, 05 Kwi 2010 Powrót do góry

Wow. Po raz pierwszy spotykam się z czymś takim. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Bardzo fajnie zaczęte, treść jest super! Małym minusem są oznaczenia.
- [OOC] – postacie odbiegają charakterem od swoich pierwowzorów
- [AU] – postacie są osadzone w innych realiach
- [AU/AH] – wszyscy bohaterowie są ludźmi


Powinnaś to uwzględnić, bo to dość ważne - jest w regulaminie ;D
Podoba mi się Alice. Jest taka inna. Te myśli E. jak patrzyła na osoby ubogie... Cieszę się, że choć raz A. jest taka.
Twoja Bella także ma fajny charakterek. A Jacob jak to Jacob...

Twoja beta dobrze się spisuje. Nie wyłapałam błędów.
Czekam na kolejny rozdział ;D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lirit dnia Pon 19:15, 05 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:26, 07 Kwi 2010 Powrót do góry

Witaj:) Postanowiłam naskrobać parę słów odnośnie tego opowiadania:D chyba nikt nie wymyślił jeszcze takiej historii. Ale bardzo mi się spodobała i z niecierpliwością czekam na moment, w którym te dwie pary sie spotkają:) Co do błędów to powiem szczerze, że nie zwróciłam na nie uwagi....tak więc życzę weny i czekam na ciąg dalszy:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Czw 17:17, 08 Kwi 2010 Powrót do góry

Zgodzę się z poprzedniczką - pomysł oryginalny. Zapowiada się ciekawie. Postaci...
Cytat:
Nie oceniajcie moich bohaterów tak od razu, bo się zdziwicie.

Kurczę, ja tak właśnie zrobiłam. Szczególną uwagę zwróciłam na Alice.
Po jednym rozdziale ciężko ocenić opowiadanie, jednak pomysł pozwala na rozwinięcie wielu ciekawych wątków. Był tam fragment, że Bella kojarzy nazwisko Cullen. Wspominała też, że miała wyjść za kogoś bogatego. A mój mózg już pracuje na zwiększonych obrotach i wymyśla hipotezę, jakoby... Ciekawe, czy mam rację. Zapowiada się mały mezalians - biedna Bella i bogaty Edward plus do tego Jacob i Alice.
Widzę, że zmieniłaś tytuł opowiadania.
Życzę weny i czasu
Gelida


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:21, 08 Kwi 2010 Powrót do góry

OO... bardzo ciekawy pomysł! XXI wiek - telewizja, reality show, bohaterowie w takich codziennych realiach. Jestem bardzo ciekawa, co się między nimi wydarzy, zwłaszcza, że plany producentów programu (chyba?) nie są takie niewinne.

Trybiki w mojej głowie pracują podobnie do Gelidy:)) ciekawa jestem, czy Bella i Edward znają się?

Wspaniale czyta się to opowiadanie, wciąga i gdy rozdział się skończył, w głowie miałam myśl: "halo? to już? ja chcę więcej":) nie wyłapałam żadnych błędów, za to kolejny olbrzymi plus:)

Życzę weny i czasu:))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
` Coco chanel .
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33

PostWysłany: Pią 19:23, 09 Kwi 2010 Powrót do góry

O jej! Strasznie ciekawie się zapowiada. Reality show? Coś mi się wydaje, że ten program bardzo namiesza w życiu uczestników. ;p
Ja, podobnie jak Gelida, ułożyłam sobie w głowie hipotezę. Może Ed był kiedyś jakoś specjalnie związany z Bells?

Mam nadzieję, że Bella będzie z Edwardem i z niecierpliwością czekam na następny rozdział;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks

PostWysłany: Pon 16:30, 19 Kwi 2010 Powrót do góry

Cześć. Wiem, że wstawiam trochę późno, ale ta cała sytuacja w kraju nie jest... najlepsza dla mojej weny. To ostatni nudny rozdział. Potem będzie spotkanie małżeństw i następnie program się rozpocznie. :-D Mam nadzieję, że będzie się wam podobać, bo po komentarzach sądzę, że się nie podoba. Nie będę przynudzać. Zapraszam do przeczytania i komentowania.

Beta --> Gelida


Rozdziały można znaleźć na chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 2

Punkt widzenia Alice

– Pani Cullen? – usłyszałam cienki głos mojej ulubionej pokojówki, raczej przyjaciółki, ale mniejsza o to.
Otworzyłam powoli oczy. Zerknęłam na łóżko. Edwarda już nie było. Nigdy go nie było. Widziałam go tylko jak kładliśmy się spać lub gdy wyrywałam go na zakupy. Tak naprawdę? Nie lubię zbytnio zakupów. Robię to tylko dlatego, żeby Edward zauważył, że też tu jestem. Też tu mieszkam. Dlaczego zdecydowałam się na program „Zamiana miejsc”? Skoro nie mogę liczyć na uwagę męża, chcę liczyć na uwagę kogoś innego. Kogoś, kto mnie wysłucha, pocieszy i takie tam. Bzdury, no nie? Kocham Edwarda, ale chcę poznać kogoś, kto nie jest bogatym biznesmenem, architektem, dekoratorem albo sprzedawcą. Niektórzy może pomyślą, że jestem pustą lalą. Nieprawda. Uwielbiam szyć, gotować i sprzątać przy muzyce. Więc po co mi służba? Bo mąż tak chce. Ciekawe, jak dzisiaj zdobędę jego uwagę. Zakupy odpadają. Mam wczorajszych dość. Nienawidzę zakupów! To najgorsze, co może człowieka spotkać. No, chyba, że jest się Rosalie Hale. Często próbuje mnie zapraszać na zakupy. Zawsze czymś się wykręcam. Mam dość słuchania, jak to ona kupiła piękny dywanik do łazienki za dziesięć tysięcy dolarów. Masakra! Nie wywodziłam się z bogatego domu. Ogólnie u mnie wszystkiego brakowało. Od ubrań do żywności. Nie wyszłam za Edwarda dla pieniędzy. Gdy go poznałam, nie miał nic. Był taki sam jak ja. Dopiero kilka lat po naszym ślubie stał się prezesem największej agencji reklamowej w Nowym Jorku.
– Co jest, Susie? – spytałam zaspanym głosem. Było mi trochę smutno. Co to za małżeństwo, skoro własnego męża muszę różnymi sztuczkami przekonywać do siebie?
– Jest już późno. Masz dzisiaj spotkanie z Ty’em* – stwierdziła z niechęcią. Co jej, do cholery zrobiłam? Ty... Ty... O nie! Spojrzałam szybko na zegarek. Ty jest naszym weterynarzem. Ostatnio nasz pies – Kings – nie czuł się najlepiej. Był ślicznym owczarkiem kaukaskim*.
– Dobrze, dzięki – powiedziałam, wstając szybko. Susie odeszła spod drzwi. Chciałam zawołać, żeby zrobiła mi kawy, ale była lekko wkurzona, więc nie chciałam pogarszać sprawy. Liczę się z uczuciami naszych pracowników. Każdy tak powinien robić.
Pobiegłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Niestety ciepła woda nie ukoiła mojego roztargnienia. Poczesałam byle jak włosy i wybiegłam przed dom. Stał tam Ty, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha. Jego entuzjazm udzielił się i mnie.
– Cześć! – zawołałam, podchodząc do niego. Pocałowałam go w policzek. Mężczyzna był także przyjacielem rodziny. Znał Edwarda bardzo długo.
– Witaj, piękna – powiedział radośnie. – Gdzie nasz piesio?
Uśmiechnęłam się. Był naprawdę sympatyczny. Dość wysoki, krępy, miał ścięte włosy na jeża i te jego błękitne oczy. Czasami, jak się przyjrzało, widać było fragmenty złotego koloru w tęczówkach.
– Kings jest za domem. Bawi się pewnie przy basenie – odrzekłam miło. Tym bardziej, że wzrok Ty’a był utkwiony w moim dekolcie, co było lekko irytujące. No dobra. Bardzo!
– Dzięki, Alice. – Odszedł, jednak po chwili się odwrócił. – Miło było cię znów widzieć.
Czy on powinien tak do mnie mówić? Powinien. Nie powinien. Powinien? Nie powinien! To się nazywa zamęt, no nie? Uśmiechnęłam się do niego i czym prędzej skierowałam się w stronę domu. Kolejny nudno-pracowity dzień, ale z jednym wyjątkiem. Dzisiaj zrobię coś, przez co Edward mnie zauważy.

Punkt widzenia Edwarda

Ostatnio za mało czasu spędzam z Alice. Czasami, jak na mnie patrzy – a robi to baaaardzo rzadko – mam wrażenie, że jest na mnie zła. Ale co mam robić? Sama wybrała dla nas takie życie. Ja nie chciałem pracować w tej agencji. Ona powiedziała, że to może być dla mnie szansa na zrobienie kariery. Zgodziłem się. I co mi z tego przyszło? Widuje żonę tylko w nocy, jeżeli mam szczęście. To nie jest moje wymarzone życie. Ale, do cholery, nie mam pojęcia, co robić. Ostatnio (tylko od około kilku miesięcy) organizujemy bardzo ważną kampanię, więc nie mam czasu dla niej. Czy kiedykolwiek miałem? Zawsze to cholerne uganianie się za karierą. To niedługo zniszczy moje małżeństwo.
– Edward! Sala konferencyjna – krzyknął Jimmy. – Szybko.
Sala konferencyjna? Niczego tam nigdy nie załatwimy. Poszedłem na to „ważne” spotkanie. Jakie było moje zdziwienie! Na samym wejściu do sali wisiał ogromny napis „Powodzenia, Edward!”. Oczywiście byłem lekko zdezorientowany. Nie wpadłem na pomysł, o co chodzi. Po wejściu do środka było widać, że szykuje się jakaś impreza. Balony (jak w przedszkolu), stoliki, kelnerzy z tacami, pełno ludzi. Wszedłem, a wielu z nich podeszło do mnie i zaczęło mi gratulować. Nie miałem pojęcia, o co chodzi! Byłem skołowany. Poczułem, jak wszystko wibruje dookoła mnie, a ja stoję w wielkiej dziurze. To było dziwne?
– Hej, hej! Cisza wszyscy! – ogłosił Steve po wejściu na jeden ze stolików. Każdy w pomieszczeniu odwrócił się w jego stronę. – Za równy miesiąc nasz przyjaciel Cullen weźmie udział w bardzo dobrze znanym nam wszystkim programie. – Fajnie, wszyscy już wiedzą?! – To jest impreza pożegnalna. – Wziąłem głęboki oddech, czekając na najgorsze. – Facet musi się dobrze naszykować. – Wypuściłem oddech. Więc dostaję dwa miesiące urlopu! Super! – Hej, Edward! Może coś powiesz?
O, ku***! Co niby mam powiedzieć? „Dziękuję”? To beznadzieja. Wszyscy zaczęli wpatrywać się we mnie. Z dużą niechęcią podszedłem do niego i wziąłem mikrofon.
– Cześć – odrzekłem cicho. Byłem jeszcze trochę w szoku. – Dzięki wszystkim. Bardzo miło jest odchodzić na trochę dłuższy urlop, wiedząc, że nikomu nie przeszkadza, że... – mówiłem bez żadnej logiki, ale trudno – ...cieszycie się razem ze mną? – wyszło to bardziej jak pytanie. Ośmieszyłem się. Znowu. Jak zwykle. – Po prostu dzięki wam.
Wszyscy zaczęli klaskać. Po tym jakże „świetnym” przemówieniu piliśmy, jedliśmy, śmialiśmy się. Cieszę się, że wszyscy stoją za mną murem. Miło mieć ludzi, którzy są gotowi na wkurzenie przełożonego (tu akurat mnie) dla mnie. Tak, to, co mówię, jest śmieszne, ale ciężko być poważnym... po ilu kieliszkach wódki? Czułem, że wszystko wiruje dookoła mnie jeszcze bardziej niż przedtem. Wszyscy bawili się wspaniale i to ja – pijany prezes – powinienem zagonić ich do pracy.
– Panie Cullen! – zawołał jakiś facet. Nie rozpoznawałem go. Wszystko wiiiiirowało!
– Hę? – Byłem lekko zdezorientowany. Najpierw widziałem jakiegoś gościa idącego w moją stronę, a teraz widzę balony. Czy one aby nie były na suficie? Co dziwniejsze, po chwili poczułem straszne szczypanie w prawej ręce. Bolało... bardzo.
– Ech... nie powinien pan tyle pić – powiedział mężczyzna. Larry? Mój szofer?
Cały film mi ucięło. Obudziłem się dopiero w domu. Dziwnych rzeczy nie koniec. Alice przemalowała naszą sypialnię? Miałem wrażenie, że była jasnożółta, a teraz jest zielona. Dziwne.
– Panie Edward? – spytała kobieta. To Alice!
Ześlizgnąłem się jakoś z łóżka i podszedłem do niej. Uśmiechała się? Złapałem za jej ramiona i pocałowałem. Stała jakoś dziwnie nieruchomo. Drzwi znowu się otworzyły. W tej chwili dostałem dość mocno w twarz. Zabolało. Alice wybiegła.
– Alice! Co się stało? – wybełkotałem. Druga kobieta, która stała w drzwiach, uderzyła mnie jeszcze mocniej. Co się, do cholery, dzieje?!
– To za pocałowanie Susie! – krzyknęła. O, cholera! To była Alice, a tamta... O, nie! Susie!

Punkt widzenia Jacoba

Praca jak praca. Dzisiaj miałem tylko jedno zlecenie. Bella ma rację. Muszę jak najszybciej ją zmienić, bo inaczej będzie cienko. Już z nami jest cienko. Jedyną naszą szansą jest właśnie ten program. Jeśli go wygramy, nasze życie zmieni się ogromnie. Jednak czy nie pokładam nadziei na marne? A co, jeżeli nie wygramy? Będziemy wiedli życie w jeszcze gorszym bycie niż teraz. Rano Bella była na mnie zła. Nie chciałem wysypać tej durnej kawy. Po prostu byłem cały roztrzęsiony. Bałem się o moją pracę. Potrzebowałem głupiej filiżanki z kawą, a wredne pudełko się buntowało.
– Black! – ryknął szef. Fajnie. No to po mnie. Moje obawy się spełniły.
– Słucham? – Wszedłem do jego malutkiego biura lekko przestraszony, jednak starałem się tego nie okazywać. Szykowałem się na tą rozmowę cały dzień, jednak dalej się nie przygotowałem. Wiedziałem, że jeśli szef dowie się, że będę jednym z uczestników serialu, to mnie zwolni. Szykowałem się cały dzień! ku***! Dalej nie jestem na to gotowy. Bella mnie zabije!
Mój pracodawca był niskim, grubym (i wrednym) człowiekiem z szybko postępującą łysiną. Stałem naprzeciwko niego i czekałem na najgorsze.
– Podobno chcesz wziąć miesiąc urlopu – powiedział, zwężając oczy. Nagle moje ręce zaczęły się pocić. Facet nie był dzisiaj w najlepszym humorze. Od rana darł się na każdego, kto koło niego przeszedł. Teraz kolej na mnie. Super!
– Tak, proszę pana – potwierdziłem cicho. Wiedziałem już, że muszę zacząć się pakować.
– Więc dam ci urlop. – Uśmiechał się złośliwie. – Zwalniam cię.
Czekałem na te słowa, odkąd tutaj wszedłem. Doczekałem się, więc nie muszę już być miłym, posłusznym psem. Spojrzałem na nią z wyraźną wrogością.
– Wie pan, co? – spytałem z uśmiechem na twarzy. – Jest pan tłustym, wrednym, durnym nieudacznikiem. Zwalnia mnie pan tylko dlatego, że pan mi zazdrości – powiedziałem mu prosto w twarz, dumny z siebie. – Tylko nie wiem, czego. – Udawałem, że myślę. – Och, tak. Młodości, tego, że jestem szczupły, pięknej żony i tego, co jeszcze będzie przede mną.
Patrzył na mnie w oszołomieniu. Teraz, po tym wszystkim, sam dziwiłem się własnej odwadze, ale mimo wszystko wyszedłem z wielką satysfakcją. Nigdy nie lubiłem tego pajaca. Tak... Ale teraz jedno pytanie. Co, do cholery, powiem Belli? Pojechałem do domu. Dziwne, ona już wróciła. Wcześniej jakoś. Ciekawe, dlaczego?
– Cześć – rzuciłem i od razu przeszedłem do salonu. Nie chciałem teraz z nią rozmawiać o mojej pracy. A bynajmniej o mojej byłej pracy.
– Co się dzieje? – krzyknęła z kuchni. Była zaniepokojona.
– Nic, wszystko ok.
Włączyłem telewizor i rozsiadłem się na kanapie. Teraz muszę tylko pomyśleć, co dalej. Jeśli nie wygramy teleturnieju, nasze życie będzie gorsze niż teraz. Tym bardziej, że nie mam do czego wracać tutaj. Nie mam pracy ani kasy. Jedyne, co tu mam, to Bellę i dom.
Kobieta weszła z herbatą i usiadła koło mnie.
– Co się dzieje? – Próbowałem zaprzeczyć, ale powstrzymała mnie. – Nie mów, że nic. Przecież to czuję!
Tak, kłamanie nic nie da. Ona zawsze wie, kiedy to robię.
– Zostałem zwolniony – powiedziałem, uśmiechając się, bo coś wpadło mi do głowy. Coś dobrego. Bardzo dobrego, zaś Bella wyglądała na zasmuconą.
– Trudno. Jakoś to przeżyjemy, tym bardziej, że wszystko jest przyśpieszone – wyrzuciła z siebie to dość szybko. Na początku nie zrozumiałem sensu tych słów. Nie wiedziałem, co jest przyspieszone. Potem dopiero wszystko zaczęło się układać.
– Jak przyspieszone? – spytałem zdziwiony. To miało być za miesiąc. Sam nie jestem jeszcze na to gotów! Łatwiej było mi o tym mówić i myśleć, zanim dowiedziałem się, że miesiąc nie był wcale pewien. Bella uśmiechała się promiennie, ale w jej oczach odkryłem także strach.
– Jutro o dziesiątej trzydzieści mamy być w biurze u Emmetta. On nam wytłumaczy zasady, potem mamy godzinę z Cullenami, a pojutrze wszystko się zaczyna.
Jutro? Pojutrze? Zaraz dostanę jakiegoś ataku. Śmiechu? Gniewu? Jestem rozdarty. Liczyłem, że jeszcze będę mieć sporo czasu na... Nie wiem. Wszystko? A tu co? Został mi jeden – jutrzejszy – dzień z Bellą. To takie dziwne. Jakbym się od niej wyprowadzał, by zamieszkać z... inną? Nagle zaczęła mnie boleć głowa. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko stanie się już jutro. Najbardziej ciekawi mnie, jacy będą ci Cullenowie. Tacy jak my? Bogaci? Jaki będzie facet, a jaka będzie ta kobieta? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi. Wiem tylko, że nazywają się Edward i Alice Cullen. Nic więcej. Nie mówiłem o tym Belli. Jakoś zapomniałem. Najbardziej irytuje mnie ten Edward. Wiem, że w życiu Belli kiedyś był jakiś właśnie Eddie, a to jest zdrobnienie od tego imienia. A co, jeśli okaże się, że to ten sam? Czy uda mi się zaufać Belli i jemu? Czy uda mi się być obojętnym na to wszystko? Jak to będzie wyglądać? Co, jeżeli nie wytrzymam emocji? Co, jeśli nie będę mógł sobie z nimi poradzić?
Te wszystkie pytania męczyły mnie, dopóki nie położyłem się spać i usnąłem. Pytanie ostatnie: czy rano też nie będę mógł normalnie myśleć?

Punkt widzenia XY

– Czemu to wszystko przyspieszyłeś? – spytał zdziwiony. Szkoda, że nie mogę mu powiedzieć całej prawdy. Zależy mi tylko na szczęściu tej jedynej osoby.
– Bo postanowiłem włączyć do gry jeszcze jedną parę uczestników. Chris Perry i Julie Mafer – odpowiedziałem pewny siebie. Wiem, że to gra dla dwóch par, ale jeśli tego nie zrobię, historia się źle zakończy. A chcę, żeby dla tej jednej osoby skończyła się dobrze. Nawet bardzo dobrze.
– Po co oni? – spytał z niechęcią. Nie lubił Chrisa, a Julie podrywał od bardzo dawna, co oczywiście mnie bardzo wkurzało.
– Żeby mój plan wypalił. Ja spotkam się z Cullenami, ty z Blackami. Rozumiesz? – spytałem, wkurzony jego wrogością do mojego podejścia. – Mam nadzieję, a teraz spadaj. Muszę jeszcze zrobić wiele rzeczy.
Wyszedł oburzony. Trudno, mimo wszystko jestem jego szefem i robię to wszystko dla mojego aniołka. Jeszcze o tym nie wie, ale ta edycja będzie najlepsza.
– Proszę pana? Telefon – zawołała moja sekretarka, gdy robiłem sobie kawę.
– Dzięki – podniosłem słuchawkę. – Słucham?
– Witam. Tu Julie. – Głębokie westchnięcie. – Kiedy się spotykamy?
– Julie, jutro się z nimi spotykam. Za kilka dni dopiero wejdziecie do gry.
– Dobra, kończę tato. Pa.
Julie potrafi być bardzo niecierpliwa, tak samo jak jej siostra i ja. Wspólna cecha.

*Ty – imię. Czyta się „Taj”
**[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Pon 16:31, 19 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:47, 19 Kwi 2010 Powrót do góry

Hallo Cool
Nie wiem dlaczego autorka uważa, że jej opowiadanie się nie podoba....nie wskazuje na to ani jeden komentarz. To , że jest ich tak mało wcale nie świadczy o tym, że Twój ff jest kiepski Alice Very Happy Nie każdy dodaje komentarze po przeczytaniu....ja sama nie robię tego za każdym razem Embarassed Tak więc głowa do góry Very Happy Nie poddawaj się, pamiętaj o tych ludzikach, których zafascynowało Twoje opowiadanie. Sam fakt, że jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł jak Ty czyni je wyjątkowym i ciekawym Very Happy
Jeżeli chodzi o samych bohaterów to chyba Edward i Alice nie są do końca szczęśliwi, podobnie jak Bella i Jackob. Zarówno masa pieniędzy jak i ich brak potrafi wystawić niejeden związek na ciężką próbę. Powiem szczerze, że cieszyłabym się z faktu małej rotacji pomiędzy tymi dwoma małżeństwami Laughing Coś czuję, że po tym miesiącu rozłąki, dojdzie do rozwodów. Ale ze mnie diabełek, radość z ludzkiej krzywdy Twisted Evil No ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że jestem fanką paringu E&B.
Wiesz...nie chodzi mi o to, że masz od razu ich łączyć bez żadnych komplikacji...niech będzie to trochę burzliwe, trochę tragiczne....ale to tylko moje myśli Cool To Twoje opowiadanie, Twoi bohaterowie więc Ty decydujesz co z nimi zrobisz.
Mam nadzieję, że chociaz trochę poprawiłam Ci humorek i nakarmiłam wena Very Happy
Zyczę czasu a przede wszystkim motywacji do napisania dalszych rozdziałów. Twoja wierna czytelniczka Patusia also Bugsbany
Razz
Tak poza tym to nie każ czekać tak długo na następne chapiki....postaram się być cierpliwa, ale nie jest to moja mocna strona Cool


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez bugsbany dnia Pon 17:50, 19 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:39, 19 Kwi 2010 Powrót do góry

Ja również nie zauważyłam, żeby opowiadanie się nie podobało, a wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie:)

Troszeczkę krótki ten rozdział, ale fajnie, że pojawił się opis relacji, jakie panują między Cullenami - swoją drogą, co to za paradoks, obydwu brakuje swojej obecności, a nie mówią sobie o tym. No i ten pocałunek..

I w ten sposób mamy dwa małżeństwa, znajdujące się w dość kryzysowych sytuacjach, będą zaraz wymieszani. No i ten Eddie z przeszłości Belli - nie mogę się doczekać ich spotkania:)

Czekam niecierpliwie, ale bez presji:)) na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maril
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Podziemia

PostWysłany: Pon 20:02, 19 Kwi 2010 Powrót do góry

Świetne rozpoczęcie, miło się czyta. Reality show? Oryginalne ff są jak najbardziej na miejscu. Nowe postacie? Kim są i co wniosą? Trochę krótkie te rozdziały wiem, że wszystko zależy od weny i czasu a tego ci życzę najwięcej Smile
Maril


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maril dnia Pon 20:03, 19 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks

PostWysłany: Wto 20:11, 04 Maj 2010 Powrót do góry

Hej. Wstawiam 3 rozdział. Wiem, że późno, ale mam na to dobre usprawiedliwienie Smile Wena uciekła ode mnie z krzykiem i Gelida nie miała czasu. Dobre?
Obawiam się, że na kolejny będziecie musieli poczekać jeszcze dłużej, bo nawet nie wzięłam się za rozpoczęcie go Sad Nie potrafię. Jak tylko zbiorę siły, postaram się dodać jak najszybciej.
Koniec przynudzania.

Beta --> Gelida


Rozdziały można znaleźć na chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]


Rozdział 3

Punkt widzenia Edwarda

Przez cały ranek Alice wyglądała tak, jakby miała skakać z radości. Omal tego nie robiła. Patrzyłem na nią i uśmiechałem się. Miło było widzieć ją taką szczęśliwą. Spojrzałem na zegarek. Było już późno, a powinniśmy wychodzić. Dzisiaj mieliśmy spotkać się z Blackami i poznać kilka najważniejszych zasad, a Alice chciała zrobić dobre wrażenie. Nie wiedziała, w co się ubrać. Pytała mnie kilka razy, czy ma być elegancko, luźno, sportowo czy jeszcze jakoś inaczej.
– Alice, powinniśmy już jechać! – krzyknąłem zrezygnowany. – Ubierz cokolwiek! – Sam byłem w jeansach i swetrze w serek. Nie chciałem się stroić, bo nie miałem zamiaru udawać kogoś, kim nie jestem. – Alice!
Nie możemy się spóźnić. Sam nienawidziłem spóźnialskich i sam się nigdy nie spóźniałem. Samo to słowo wywoływało u mnie obrzydzenie. A ona? „Te buty?”, „A może te?”, „Edward, powiedz wreszcie coś pomocnego!”, „Edward, ubierz się porządnie!”, „Pójdziesz wyciągnąć samochód?”. I tak w kółko. Cały ranek. Denerwujące, no nie?
– Idę! – odpowiedziała i wyszła z sypialni. No nareszcie. – I jak?
Była lekko podenerwowana. Założyła rurki, tunikę i szpilki. Zupełnie nie rozumiałem, jak kobiety mogą chodzić w jakichś mini kolumnach koło pięty. Ja bym nogi połamał na pierwszym kroku. Spojrzałem jeszcze raz na nią. Wyglądała cholerne seksownie. Zacząłem robić się zazdrosny o jakiegoś faceta, który będzie podziwiał jej strój codziennie przez miesiąc.
– Super, Alice, ale chodź. – Pociągnąłem ją za rękę do naszego samochodu i ruszyliśmy.
– Gdzie to jest? – spytała w pewnym momencie.
– Koło parku – odparłem lekko śpiący. Alice obudziła mnie bardzo wcześnie, żebym zjadł śniadanie i wiedział, co na siebie włożyć. Byłem na nią trochę wkurzony, ale odpuściłem.
Zajechaliśmy pod szary, zaniedbany budynek. Farba odchodziła od ścian tak samo jak tynk. Sądziłem, że główne biura takich programów będą w lepszych warunkach, chyba że źle trafiłem. Wysiedliśmy i w zupełnej ciszy podreptaliśmy do biura. W drzwiach przywitał nas bardzo zamyślony mężczyzna.
– Witam – powiedział niechętnie i podał mi rękę. Nie ma co! Milutki. – Cześć, Alice.
Alice patrzyła na niego podejrzliwie.
– Co tam u Rosalie? – spytała uradowana, ale ja wyczułem u niej nutkę znudzenia. No tak, Rosalie – jej „przyjaciółka”, jeśli chodzi o to, kto kupi droższą wycieraczkę. Miałem jednak wrażenie, że moja żona wcale jej tak bardzo nie lubi.
– Dobrze. – Zdziwiło mnie, że ani razu nie spojrzał mi w oczy. Tak robią tylko fałszywi ludzie, prawda? Nie, wariuję. Jestem lekko podenerwowany spotkaniem z Blackami. – Chodźcie za mną.
Poszliśmy w kompletnym milczeniu. Gość wydawał mi się dziwny. Bardzo.
– Zawsze jest taki? – szepnąłem po kryjomu do Alice.
– Nie... mnie... – powiedziała jeszcze ciszej niż ja. Fajna odpowiedź, Alice, pomyślałem. Połowy z tego, co mówiła, nie usłyszałem, ale dałem sobie spokój. Facet zaprowadził nas do biura głównego prezesa tego całego badziewia.
– O! Uczestnicy! Witam i zapraszam. – Podaliśmy sobie ręce, po czym przywitał się z Alice. Był wysoki, krępy, miał bardzo krótkie, czarne loczki i był w średnim wieku.
– Więc przedstawię wam szybko główne zasady, bo państwo Blackowie czekają. – Zatrzymał się, czekając na jakieś pytania. – No to tak... – Zadzwonił jego telefon. Zdenerwował się. – Przepraszam państwa, ale to chyba moja córka.
Odszedł. Westchnąłem. Na co się, do cholery, porywam? Alice spojrzała na mnie pytająco. Pokręciłem przecząco głową. Zaczynałem się bać. Dopiero teraz. Nieźle, nie? Miałem szansę się bać przez ostanie... hmmm... parę dni? Dwa czy trzy? Dużo czasu na to nie miałem.
– Przepraszam jeszcze raz, ale... – Podał nam jakieś kartki. – Oto kontrakt. Proszę przeczytać regulamin, podpisać i oddać mojej sekretarce.
Wziąłem kartkę i przeleciałem po niej szybko wzrokiem. Była z jakiegoś drogiego tworzywa. Zatrzymałem wzrok na trzech fragmentach.

...brak jakichkolwiek kontaktów z małżonką...
...nowa współlokatorka jest od teraz członkiem rodziny...
...nowa praca, dom, samochód...


Nowa praca? Sądziłem, że to będzie urlop od pracy, ale trudno, przeżyję jakoś. Wziąłem długopis i podpisałem. Zerknąłem na Alice. Wahała się. Nie dziwiłem się jej. Sam chciałem stąd uciec jak najdalej stąd.
– Hej, co jest? – spytałem z czułością.
– Nie jestem pewna, czy tego chcę – szepnęła. To teraz to mówi? Chwyciłem w dłonie jej twarz i zagłębiłem się w jej błękitnych oczach. Westchnęła, chwyciła długopis i nabazgrała swoje nazwisko. Wyszliśmy podając papiery sekretarce. Emmett właśnie wychodził z innego pomieszczenia. Podeszliśmy do niego.
– I co? Regulamin banalny? – spytał z wyraźnie lepszym humorem.
– Tak – potwierdziła Alice. – Więc? Gdzie są Blackowie?
– Ach, tak. W tym pokoju – wskazał ręką. – Muszę lecieć.
Czy wszyscy w tym budynku muszą „lecieć”? Żeby, bałwany, nie zalecieli na księżyc.
– Gotowy?
– Nie, ale i tak musimy tam wejść – stwierdziłem zrezygnowany. Teraz Alice spojrzała na mnie. Stanęła na palcach i pocałowała mnie. Teraz wiedziałem, że tego nie chcę. Nie przekonała mnie tym zbytnio.
– Alice? – jęknąłem.
– Zgodziłeś się, to chodź.
Otworzyła drzwi i weszliśmy do środka. To, co zobaczyłem, wprawiło mnie w stan kompletnego osłupienia, jednak po chwili szeroko się uśmiechnąłem.
Tak, ja na pewno chcę tutaj być.

Punkt widzenia Belli

Podpisałam te głupie dokumenty i czekaliśmy – miałam wrażenie, że kilka godzin – na tych Cullenów – nazwisko cały czas mi się dziwnie kojarzyło. Kurczę, bzikuję. To ze strachu. Tylko sama nie, wiem czemu się boję. Tego dziwnie znajomego nazwiska czy mężczyzny. Siedzę, ledwo się ruszając, i – jak przystało na tchórza – patrzę w ścianę, żeby nie zobaczyć najgorszego. Właśnie Cullenów.
Wow, naprawdę jestem chora. Nagle klamka w drzwiach się ruszyła. Dla mnie wyglądało to jak w zwolnionym tempie. Poczułam, że Jacob wstał, a ja dalej uparcie patrzyłam się w drzwi, które się wreszcie otworzyły. Stanęła w nich wysoka, szczupła – nie zapomnijmy, że kompleksowo piękna – brunetka o długich włosach i w markowych ciuchach. Spojrzałam na siebie. Sukienka, tanie szpilki i sweterek. W jej oczach zauważyłam smutek. Jak bogata, piękna kobieta, może być smutna? Wstałam. Zaraz za nią pojawił się wysoki mężczyzna – wyższy od tej babki – z kasztanoworudymi włosami. Przydługimi kasztanoworudymi włosami i... podbitym okiem? O mój boże! Edward Cullen! Cullen, już wiem, skąd kojarzyło mi się to nazwisko. Ze zdenerwowania cała się trzęsłam. W jego oczach dostrzegłam znudzenie i strach. Gdy na mnie spojrzał, zobaczyłam u niego błysk. One aż się świeciły z radości, co mnie oczywiście zdziwiło. Uśmiechał się szeroko. Po tym jak nasza znajomość się skończyła, ciężko być radosnym. W którejś chwili – musiałam przeoczyć ten moment wspomnieniem naszej ostatniej rozmowy – byłam w jego ramionach. Szok. Zdezorientowanie. Strach reakcją Jacoba i jego żony. Wszystko naraz.
– Bella! – Wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Za mocno, bo zaczęłam się lekko dusić.
– Edwardzie, bądź tak miły i wypuść ją – powiedziała jego żona ze szczerym uśmiechem na twarzy. Wiedziała, kim jestem? Jacob raczej nie był zbyt zadowolony, a mi oddychało się coraz gorzej. Mężczyzna usłuchał i mnie wypuścił. Zerknęłam na męża. Był zniesmaczony.

Punkt widzenia Jacoba

Co to, do cholery, miało znaczyć? Obcy facet podbiegł i przytulił Bellę. Gdy ich zobaczyłem, byłem wkurzony tym, że są bogaci i będą nas osądzać. Teraz staram się uspokoić, ale ciężko mi było. Gdy wszystko w końcu wróciło do normy, usiedliśmy. Jedno pytanie wydało mi się najistotniejsze:
– Skąd się znacie? – spytałem podejrzliwie.
– Urodziłem się w tym samym szpitalu, potem nasi rodzice się zaprzyjaźnili, a my spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, no i chodziliśmy do jednej szkoły. – Gość wyraźnie spochmurniał. – Do czasu, aż jej rodzice nie chcieli jej wydać za miliardera – powiedział to z takim obrzydzeniem, że aż mnie wmurowało.
– Jakbyś była jakąś rzeczą Bello. To nie fair – stwierdziła Alice. Polubiłem ją. Nie była taka pusta, jak podejrzewałem.
– Wiem. Po tym wszystkim się wyprowadziliśmy i poznałam Jacoba. Brakowało mi Edwarda. – Spojrzała szybko na mnie i Alice. – To znaczy... – Piękny rumieniec. – Był moim przyjacielem. Najlepszym. Ze wszystkiego mu się zwierzałam.
To całe ich zżycie mi się nie podobało. Zadałem głupie pytanie, zanim pomyślałem o konsekwencjach:
– Ale skoro wasi rodzice się kolegowali, a wy tak dobrze do siebie pasowaliście, czemu nie zostaliście nigdy razem?
Zauważyłem, że pytanie zaciekawiło Alice. Sam teraz nie byłem pewien, czy pozwolę jej z nim zamieszkać. To będzie popchnięcie jej w jego ramiona.
– Ponieważ... – zaczęła Bells, ale elegancik jej przerwał:
– Bo nie stworzylibyśmy pary. Nie pasowaliśmy do siebie w ten sposób. Zawsze mieliśmy swoje życia, partnerów. Byliśmy tylko przyjaciółmi. – Zatrzymał się. – Bella jest dla mnie jak siostra. Jest nią.
– Pamiętasz, jak przegoniłeś ode mnie Newtona? Po tym, jak pocałował tamtą dziewczynę?
– Tak, razem z bratem obiłem mu gębę – uśmiechnął się. – Pamiętasz włamanie do dyra?
No nie! Tego nie wytrzymam. Odwróciłem się w stronę Alice.

Punkt widzenia Alice

– Dobrze, że jutro się rozstajemy – zwierzył się Jacob. – Nie wytrzymałbym takiej gadki.
Uśmiechnęłam się. Był bardzo miły. Dobrze nam się trafiło.
– Edward jest bardziej nieśmiały – spojrzałam na niego gniewnie. – Wyjątkiem jest, jak się napije.
Mężczyzna się zaśmiał. Miał trochę chrypliwy, ale miły głos.
– Nie chcę być ciekawski, ale skąd ten fiolet pod okiem?
Och...
– Potrafię się obronić. Edward był pijany i pocałował pokojówkę, bo myślał, że to ja – zachichotałam. – Ręka sama do niego uciekła.
Jake siedział z rozdziawioną buzią.
– Kurde, mam farta, że ja cię nie pocałuję – uśmiechnął się szeroko. – Nie potrzebuję podbitego oka.
Łatwo się z nim rozmawiało. Poczułam się tak, jakbym znów była dzieckiem. Miałam wtedy psa. Rozmawiałam z nim – a raczej mówiłam do niego – codziennie. Potrafiłam przez kilka godzin gadać do psa i mieć do niego pretensje, że mi nie odpowiada. Straszne. Denerwował mnie Edward. Tak rozmawiał z Bellą, jakby mnie tu nie było. Był taki swobodny, jakby to była jego dziewczyna, siostra. Nie wiem.
– Powinniśmy się już zbierać – przyjaciółeczka mojego męża wstała i przytuliła go. Patrzyłam nią z mordem w oczach. Ja mam go do niej wypuścić? Nie wiem, jak przeżyję ten miesiąc z Blackiem. Jest całkiem milutki, ale jak pomyślę o Edwardzie i Belli to niedobrze mi się robi.
– Więc... miło było mi cię poznać, Alice – powiedział Jacob, podając mi rękę.
– Mi też – odpowiedziałam pogodnie. – Do zobaczenia jutro.
Po tym pożegnaniu ominęłam Bellę szerokim łukiem i poszłam do naszego samochodu. Nie mam zamiaru się z nią zaprzyjaźniać.
Do domu jechaliśmy w kompletnej ciszy. Próbował kilka razy mnie zagadywać, ale podczas spotkania nawet na mnie nie zerknął, nie odzywał się do mnie. No chyba, że chodzi o pochwalenie się przyjaźnią z tamtą zołzą. W domu oczywiście unikałam go. Przesiadywałam w kuchni pomagając kucharkom, sprzątałam z pokojówkami, potem poszłam na basen, na spacer do lasu. Miałam piękny dzień bez Edwarda. A zgadnijcie, co ten szczur – nie mogłam znaleźć nic lepszego – robił? Pakował rzeczy i rozmawiał z Bellą! Niech się namęczy i popakuje. Jutro mu powiem, że nie możemy nic ze sobą brać, prócz pamiątek.
Uśmiechnęłam się złośliwie. Zemsta jest... kusząco słodka. Dlaczego zemsta? Bo rano będzie musiał to wszystko rozpakowywać. Denerwowało mnie cały dzień jego „szczęśliwe” podejście do tego. Nawet kilka razy myślałam o tym, żeby tego nie przerwać. Kilka razy! Cały czas, odkąd wróciliśmy do domu. Nie mogę wypchnąć go do niej. To złe. Ale czy teraz mam wyjście? Nie chcę, żeby wyszło, że mu nie ufam czy coś takiego. Ufam mu. Ufam? Sama nie wiem. Jestem skołowana. Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.

Punkt widzenia Belli

Edward Cullen! Nie mogę w to uwierzyć. Nie widziałam go wieki. Gdzieś tak, odkąd się wyprowadziłam z rodzinnego miasta. To dzięki Edwardowi trzymałam się wtedy, gdy miałam się ożenić z tamtym frajerem. Oczywiście mój przyszły mąż – cały czas chce mi się śmiać, gdy go wspominam – miał mi za złe, że tyle czasu spędzam z Cullenem. Jednak tylko on mnie rozumiał. Tak naprawdę to dzięki Edwardowi nie ożeniłam się z nim. McSexy* był dla mnie wtedy każdym, kogo potrzebowałam. Nawet przyjaciółką, z czego jego koledzy się wyśmiewali. On się tym nie przejmował. Czyż nie był cudowny?
Jacob przez cały czas patrzył na mnie krzywo. Nie rozumiałam. Wiedział przecież, że ktoś taki był w moim życiu i że nigdy nie przekroczyliśmy granicy. Zawsze był przyjacielem. Tylko przyjacielem. Zawsze, gdy myślę o nim, przypominają mi się dobre czasy. Wspomnienia naszych wygłupów. Wpadki były upokarzające, ale dzisiaj z tego wszystkiego mogę się po prostu śmiać. Jeden przykład? Postanowiliśmy wkraść się do biura dyrektora tylko po to, żeby obrzucić je jajkami. Nie wiedzieliśmy, że są w nim kamery. Całe miasteczko o tym wiedziało, a my chwilowo postanowiliśmy nie wychodzić z domu.
– No, masz rację – uśmiechnęłam się szeroko. – Serio? W więzieniu?! Niemożliwe. Za co?... Nie, nie... Dzięki... Też nie mogę w to uwierzyć... Daj spokój, to już na mnie nie działa... Chciałbyś... Myślisz, że w to też ci uwierzę?... No na bank... Poczekaj chwilkę.
– Bella, co robisz? – spytał mąż, wchodząc do kuchni. Uśmiechnęłam się, uważając, żeby nie pokroić sobie dłoni. Ciężko robić kilka rzeczy na raz. Rozmawiać z przyszłym lokatorem, mężem i gotować.
– Gotuję. – Przemyślałam, jak to powiedzieć. – Jestem po prostu w lekkim szoku. To Edward... To McSexy! – powiedziałam, zasłaniając głośnik w słuchawce.
Jacob spojrzał na mnie. Był wściekły. To przezwisko mu się nie spodobało. Na pewno. Wziął piwo z lodówki – nie wiem, skąd ono tam się wzięło – i poszedł do pokoju oglądać mecz. Ja wolałam baseball i chodzenie po lesie. Tak naprawdę mnie i Jacoba nie łączyło żadne zainteresowanie. Co innego ja i Edward. Kiedyś nawet próbowaliśmy razem ze sobą chodzić. To była masakra. Od tamtego czasu jesteśmy tylko przyjaciółmi. Tylko.
Wrzuciłam wszystkie pokrojone warzywa na patelnie, myśląc o tym miesiącu. To będzie miesiąc... urlopu od rzeczywistości. Postanowiłam zrobić „pożegnalną” kolację. Coś dobrego. W końcu to ostatni wieczór razem.
– Już mogę... Słyszałeś?! – zarumieniłam się. – Nie, dzisiaj mi się przypomniało... Kto? Jasne, że ja i Teddy... Och, zawstydziłeś się?
Poczułam spaleniznę. Ciekawe skąd? Odwróciłam się gwałtownie, a moje warzywa była lekko przypieczone. Wychyliłam się zza progu, by zobaczyć czy Jacob tu idzie. Raczej nie. Obiecałam mu prawdziwą kolację. Trudno.
– Muszę iść... Gotuję... Tak, umiem – powiedziałam urażona. Przy nim nigdy nie gotowałam, on też mi nie pozwalał. Rozłączyłam się.
Wywaliłam spalone resztki i pomyślałam, że zrobię kotlety wieprzowe. Położyłam patelnię na stercie naczyń, wyciągnęłam talerze i słoik z gotowym daniem. Wyłożyłam na talerz i do mikrofali. Po kilkunastu minutach już ładnie pachniało. Zerknęłam, czy Jacob nie idzie – znowu. Postawiłam talerze na stole, udekorowałam i odsunęłam się, by sprawdzić swoje „dzieło”. Wyglądało jak domowe. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko, nakryłam stół i poszłam do sypialni. I tu zaczął się problem numer jeden. W co ja się ubiorę?! Jutro, rzecz jasna.
– Bella! Co tam tak długo robisz? – krzyknął Jacob z dołu. Musiał być już głodny, a ja dalej nie wiedziałam, co teraz. Wybrałam stare jeansy i tunikę. Nie wyglądało tak źle, jutro ubiorę się w sukienkę. Umalowałam się i zbiegłam do kuchni. Jake już siedział przy stole patrząc się tępo w talerze.
– Czy to nie jest czasem „Danie w 5 minut”? – spytał zdezorientowany. – Nie wiedziałem, że umiesz też tak robić – powiedział znacząco. Mój plan poszedł... Nieważne.
– Odkryłeś mój brudny sekret – powiedziałam, całując go. – Gratulacje.
Usiadłam naprzeciwko niego. Zaczęliśmy jeść. Bałam się rozmowy. Rozmowy o Edwardzie.
– A ten... Mc-cośtam, opowiedz trochę mi o nim.
– Nic ciekawego z nim nie było. – skłamałam szybko. Za szybko.
– Daj spokój – powiedział zirytowany. – Coś było na pewno!
Nie powiem mu przecież prawdy. Bez przesady. Nie powiem mu też, że Edward za swojego czasu nie był tylko przyjacielem. Tego czasu było naprawdę mało, ale było.

Punkt widzenia Edwarda

– Fajnie, że się spotkaliśmy. Dobrze, że w takich okolicznościach... – Odkąd wróciłem do domu, załatwiłem swoje sprawy i zadzwoniłem do Belli. Miło z nią porozmawiać. Co z tego, że Alice jest o to zła. Nie widziałem jej przez lata. Mam prawo nadrobić ten czas. Nie miałem prawdziwych przyjaciół. Wszyscy, z którymi się zadawałem, to albo bogate snoby, albo ci, którzy liczą na moją kasę. Lipa, no nie? – Wiesz, że Felix jest w więzieniu?... Pobił jakiegoś faceta... Może zjemy dzisiaj w czwórkę kolację? Ja stawiam... Szkoda. No, ale trudno... Nie mogę się doczekać jutra. Super. Nie mogę w to uwierzyć... – Bella była jakoś mało gadatliwa. Zawsze taka była, ale teraz to jestem zdziwiony. Sądzę, że też cieszyła się z rozmowy ze mną. – A może jednak dacie się namówić na kolację, co, Bello? – powiedziałem to tak uwodzicielsko, jak tylko potrafiłem. Zawsze się zgadzała na wszystko po tej sztuczce. – No, a dlaczego?... Wiesz, że dalej jesteś moim najlepszym przyjacielem?... Cały czas myślałem o dawnych czasach...
– Edward! Nie rozmawiaj cały czas przez telefon! – krzyknęła Alice. Denerwowało ją to, że to Bella, a nie ona.
– Bella?
Rozmawiała z mężem. Czekając, postanowiłem wyłączyć komputer. Usłyszałem skrawek rozmowy. McSexy? Ona dalej używa tego przezwiska? Zaśmiałem się głośno. McSexy... Stare dobre czasy. Ona i Teddy były dobre. Każdemu nadawały głupie nazwy. Cała szkoła potem się śmiała. Usłyszałem Bellę: „Już mogę”. Nie mogłem się powstrzymać.
– McSexy? – spytałem, śmiejąc się na cały głos. – Pamiętałaś?... Kto to wymyślił? – udawałem, że nie wiem. Normalnie by się nie przyznała, ale teraz powiedziała. – Przestałabyś, to było dawno. – Zawstydziłem się?! – Nie, nie zawstydziłem. – Powiedziała, że musi iść. Od razu zrobiło mi się... nudno? – Szkoda. Będziemy mieli cały miesiąc. Co robisz? – Wow. Ona gotuje. On jej pozwala? W takim razie w ogóle jej nie zna. – To ty umiesz gotować? – spytałem zdziwiony. – Od kiedy? – Wkurzyłem ją tym. Rozłączyła się bez żadnego słowa, co wywołało u mnie kolejny atak śmiechu.

*Przezwisko Edwarda z czasów licealnych


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Wto 20:12, 04 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:37, 04 Maj 2010 Powrót do góry

No i w końcu wiadomo, co to za historia z Edwardem, będzie ciekawie, bo to wcale nie była taka po prostu przyjaźń... hm.. tym bardziej dziwi mnie, że Bella nie skojarzyła nazwiska, skoro facet był kiedyś dla niej jak brat..

Życzę weny, żeby nie uciekała!! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 20:37, 04 Maj 2010 Powrót do góry

takiego obrotu spraw się nie spodziewałam, ale jestem mile zaskoczona:)
to było ciekawe
Alice i Jacob zazdrośni, pewnie sama bym była, to może być teraz co raz lepiej, coś czuję, że będą fajne akcje, bo muszą być...
zwierzenia jednej pary i probowanie przetrwac drugiej, chociaz może z tej drugiej coś wyniknie?
czekam juz do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lirit
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Radom

PostWysłany: Śro 14:33, 05 Maj 2010 Powrót do góry

Uwielbiam to opowiadanie. Przyznam, że nie spodziewałam
się takiego obrotu sprawy. Mam nieodparte wrażenie, że B. i E.
będą mieli romans ;D
Ale między Alice a Jacobem też coś zaiskrzyło w minimalnym stopniu.

Mam nadzieję, że niedługo dodasz kolejny rozdział.
Weny życzę, weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:02, 05 Maj 2010 Powrót do góry

Teraz to mnie zaskoczyłaś Szok
Sam pomysł na to opowiadanie jest strzałem w dziesiątkę bo jeszcze chyba nie było FF o udziale w reality show ani paringu Alice i Edwarda, a może ja jeszcze się nie natknęłam na takiego....ale o tym juz Ci pisałam ostatnio Very Happy
Jest mi troszkę smutno, że tak długo trzeba czekać na następne rozdziały bo naprawdę piszesz bardzo ciekawie, lekko i sympatycznie bravo Podoba mi się Twój styl.
Nareszcie wiemy co łączyło Bellę i naszego Edka, ale jak mogła nie pokojarzyć nazwiska skoro byli naprawdę tak bliskimi przyjaciółmi....i nie tylko ? Ale widzę, że nie tylko ja się nad tym zastanawiam. Jak to jest możliwe, pytam się jak W mur ja bym takiego przyjaciela nie zapomniała nigdy.
W mojej małej mózgownicy błąkała się myśl, że może Bella ma nie miłe wspomnienia dotyczące osoby Edwarda skoro nie kojarzy go ale nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Ich spotkanie i reakcja Edzia na widok przyjaciółki wywołała ogromnego banana na mojej buźce Very Happy
Ten miesiąc spędzony razem może nieźle namieszać, obydwie pary nie są zbytnio szczęśliwe w swoich małżeństwach a to, że dwójkę z małżonków łączyło kiedys silne uczucie wcale temu nie pomoże. Nie powiem żebym się z tego nie cieszyła devil
Edward jest taki..... hot
Tak więc pisz dalej Kochana bo masz dla kogo, Twoi wierni czytelnicy czekają z utęsknieniem na kolejne chapiki.
Zyczę Ci MEEEEGA olbrzymiej weny i czasu, tego to chyba przede wszystkim Ci życzę bo w tych zwariowanych czasach każdegmu nam go brakuje Cool
AVE WENA Padam Bugsbany


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks

PostWysłany: Czw 20:45, 20 Maj 2010 Powrót do góry

Hej. Nie będę zbyt długo zanudzać, tylko od razu przejdę do rzeczy.
Zbliża się koniec roku szkolnego, więc będę miała więcej czasu na pisanie. Liczę na więcej komentarzy niż dotychczas. Miło, że jest chociaż kilka, ale im więcej, tym lepsza chęć do pisania.
Zapraszam i wierzę, że Wam się spodoba.

Beta --> Gelida


Rozdziały można znaleźć na chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]


Rozdział 4

Punkt widzenia Edwarda

Ten ranek był straszny! Tak, właśnie. Straszny. Alice chciała ubrać się skromnie, by nie odstawać zbytnio od męża Belli. Jednak wszystko, co założyła, według niej nie było takie. Musiałem wstać o piątej rano, żeby pojechać z nią na zakupy po spodnie, buty i bluzkę. Nic więcej. Zażyczyła sobie, by pojechać do „zwykłego” butiku. No nie zgadniecie! Tam też nie było skromnych rzeczy! Więc razem z kochaną żoną jeździliśmy po całym mieście, zanim kupiła artystycznie przecierane jeansy, baleriny i bluzę z kapturem. Prawdę mówiąc to nie był jej styl, ale nic nie mówiłem. Nie chciałem nigdzie dalej już jechać. Byłem zmęczony naszą „nocą pożegnalną”.
– Co podać? – spytał kelner. Alice uśmiechnęła się grzecznie i poprosiła kawę z lodami. Wymyśliła, że zanim pojedziemy do domu, wejdziemy jeszcze do kawiarni. Zgodziłem się, no bo co miałem zrobić? Powiedzieć, że chcę do domu spać?
– A dla pana?
– Tylko kawę – powiedziałem, lekko się uśmiechając.
– Edward, coś ty taki małomówny?
– Może dlatego, że jestem zmęczony?
– Daj spokój, musiałam mieć coś ładnego a zarazem skromnego. – Zamyśliła się. – Tobie też coś takiego by się przydało.
– Nigdzie nie jadę!
W tej samej chwili podszedł kelner.
– Dwie kawy i lody. – Przyniósł zamówienie i odszedł.
– Nie musisz tak się denerwować.
– Doprawdy? – spytałem sceptycznie. – Powinienem teraz się wysypiać!
Po wypiciu kawy poczułem się trochę lepiej, ale wiedziałem, że dzisiaj położę się spać wcześniej. Dużo wcześniej. Alice dojadła swoje lody i odjechaliśmy w stronę domu. Było już późno – za piętnaście dziewiąta. Niedługo McCarty miał po nas przyjechać. Nie myliłem się. Był nawet wcześniej. Alice pojechała z jego kolegą, a ja z nim.
– Nie powiesz mi, za co liczą punkty?
– Sorry, nie mogę – uśmiechnął się. – Powiem tylko, że to mój pomysł.
– Trudno. Bella już tam będzie?
– Tak, powinna być – powiedział. – Wiesz już wszystko, czy jeszcze jakieś pytania?
Myśląc logicznie, tak. Nawet kilka.
– Tak. Dlaczego nie możemy wziąć ze sobą rzeczy?
– Hmm... Dlatego, że to jest takie jakby nowe życie. Nowe życie przez miesiąc – stwierdził. – Dzisiaj macie na swoich kartach po pięć tysięcy na zakupienie potrzebnych rzeczy, a normalnie pięćset dziennie.
Nieźle. Tylko po co nam tyle kasy?
– Jak to wszystko będzie się odbywać? Kamery będą w domu?
– Nie. To jest taka jakby złota edycja. Codziennie rano – nie licząc dzisiaj – będziecie opowiadać o swoich uczuciach, przeżyciach. To nie jest program na żywo. Nie będziemy was nagrywać dzień i noc. Tylko jakieś fragmenty, które potem poskładamy w całość i puścimy jako film w telewizji – wyjaśnił. To trochę dziwne. To miał być program telewizyjny, nie film. Wszystko tutaj jest dziwne.
– Daleko jeszcze? – spytałem. Nudziła mnie już ta pusta jazda. Tematy do rozmowy też się skończyły. Tym bardziej, że my się w ogóle nie znamy.
– Nie. To tamta uliczka – wskazał na zakręt przed nami. Wjechał w tą uliczkę, a potem skręcił w jakieś podwórko. Nieduże, w kształcie koła. Ładnie tu było. Dookoła były tylko cztery drzwi. Jedne z nich z pewnością należały do mnie i Belli. Zatrzymaliśmy się i wysiedliśmy. Przed każdym mieszkaniem był niewielki ogródek.
– Które jest nasze?
– Numer drugi – odpowiedział z uśmiechem. – Pięknie tu, prawda?
– Tak. Sąsiedzi wiedzą o nas?
– Tak. Musieli podpisać zgody.
– Fajnie – mruknąłem.
Zadzwonił jego telefon. Odszedł na bok, a ja dalej podziwiałem piękno tego miejsca. Ładniej tu niż na mojej posesji. Zawsze marzyłem o takim mieszkanku. Coś niewielkiego. Swój własny kąt, po którym nie łażą pokojówki, kucharki, ogrodnicy i jacyś inni pracownicy których sobie Alice zażyczyła. Własny, malutki kącik. Z mojej piersi wydobyło się ciche westchnięcie.
– Muszę już jechać. Poradzisz sobie? – sprowadził mnie na ziemię Emmett.
– Jasne, dzięki.
Odjechał. Zostałem sam. Zapomniałem spytać, kiedy przyjedzie Bella. Mieć taki kąt sam to nic fajnego. Wszedłem do mieszkania. Nie było takie małe, jak wydawało się z zewnątrz. Wchodziło się przez niewielki korytarzyk wprost do kuchni. Niedużej, ale takiej... magicznej? Na prawo salon, na lewo kolejny korytarzyk z dwoma sypialniami i łazienką. Postanowiłem wpierw obejrzeć salon. Szczerze? Był idealny. Telewizor, kanapa, dwa fotele i stolik do kawy. Na prawo od okna był regał z książkami. Przeszedłem do sypialni. Malutka. Łóżko, szafa, komoda, lustro i dwa stoliki nocne przy łóżku. Wszedłem do drugiej. To samo. Identyczne sypialnie. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Bella! Poszedłem tam. Otworzyłem drzwi z szerokim uśmiechem. Stały tam trzy panie. Wszystkie wysokie, piękne... kury domowe.
– Witamy na Proxline! – powiedziały zgodnie, a mój humor znikł.
– Witam drogie panie – przywitałem się i czekałem na coś jeszcze od nich. Na przykład imię i nazwisko. Te stały i patrzyły się we mnie jak w obrazek. Jeszcze trochę i by się śliniły. Odchrząknąłem.
– Nazywam się Daniele, a to Izzy – wskazała na swoją koleżankę po lewej – i Julie – przedstawiła drugą. Ta pierwsza była wysoka, ruda i szczupła. Wszystkie ogólnie wyglądały jednakowo, prócz włosów. Izzy była blondynką, a Julie szatynką.
– Jestem Edward Cul... – zauważyłem Bellę biegnącą w moim kierunku. Wyglądała piękniej niż wczoraj. Podbiegła, minęła sąsiadki i przytuliła się do mnie. – ...Cullen. – dokończyłem. Jedna z pań – chyba Daniele – wzdrygnęła się, gdy zobaczyła Bellę obściskującą mnie. W końcu dla nich się nie znamy.
– Cześć, jestem Bella Swan – przestawiła się Bella.
– To wy się znacie? – zapytała zawiedziona Izzy.
– No, tak – potwierdziłem.
– Może wejdą panie na herbatkę? – spytała Bella. Uśmiechnąłem się. Była złośliwa.
– Nie, dziękujemy. Wpadłyśmy tylko się przywitać. Żegnam.
Odeszły. Razem weszliśmy do mieszkania. Bella je trochę pooglądała i usiedliśmy do stołu.

Punkt widzenia Belli

– Czemu odprawiłaś to przedstawienie? – spytał Edward, śmiejąc się ze mnie. To było bardzo proste, choć mogłam jeszcze chwilę postać i popatrzeć.
– Widziałam je i miałam wrażenie, że zaraz się na ciebie rzucą – uśmiechnęłam się. Też próbował, ale wyszedł tego mały grymas.
– Wiesz, jak długo się na mnie patrzyły, dopóki się nie przedstawiły? Poczułem się gwałcony „wzrocznie” – pożalił się.
Obydwoje się zaśmialiśmy. Z nim czas zawsze miło leciał. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, co przeoczyłam, tracąc z nim kontakt.
– Może wyjdziemy na zakupy? Chciałam się przebrać i, jak zauważyłeś, nie mam jak.
– Masz rację. Warto.
Kolejny dzwonek do drzwi. Jeśli to te same baby, nie będę już taka miła. Pożerały go wzrokiem. To nie było miłe. Oczywiście nie obchodziło mnie to za bardzo. Przez ten program nie jest dla mnie na wyłączność i to nie mnie by zdradził, ale nie życzę sobie w tym mieszkaniu (chwilowo moim) żadnych kur domowych!
Poszłam otworzyć. Stała tam jedna z tych kwok. Blondynka. Złośliwa Bella wkracza do akcji.
– Zostawiłaś tu coś? – spytałam z niewinnym uśmieszkiem na twarzy.
– Tak, twojego faceta – odpyskowała równie miło co ja. – Och, wybacz – teatralnie machnęła ręką. – On nie jest twój – powiedziała drwiąco. Uśmiechnęłam się i przybliżyłam do jej ucha.
– Przez ten miesiąc jest tylko mój...
– Bello, kto to? – Edward przyszedł.
– Nasza sąsiadka chce cię poderwać. Uwierzyłbyś?
– Och... – Zrobił smutną minę. – Wybacz, Izzy. Teraz jestem Belli – pocałował mnie w policzek i przytulił. W oczach baby pojawiły się łzy. Była nieźle wkurzona.
– Nie zdradziłbyś żony z tym czymś – wskazała na mnie. Edward uśmiechnął się.
– W ogóle mnie nie znasz. – Odwrócił mnie w swoją stronę i wpił brutalnie w moje usta. Całowaliśmy się namiętnie zaraz przy niej. Wiedziałam, że to tylko przedstawienie, ale jego usta były tak miękkie, tak słodkie, że postanowiłam brać z tego wszystko. Po chwili jednak odzyskałam rozum i lekko go odepchnęłam. Przecież to Edward! Mój przyjaciel!
– Hmm... – Cmoknęłam go jeszcze raz i odwróciłam do niej. – Cześć?
Wróciliśmy do mieszkania i siedliśmy do stołu. Mój przyjaciel zachowywał się, jakby nic się nie stało. Wiem, że to tylko było... nic. Tylko dla niej, ale poczułam w tym pocałunku coś więcej. Coś się jednak wydarzyło. Było mi głupio. Nie powinnam była na to pozwolić.
– Jedziemy na zakupy? – spytał, uśmiechając się. Czy dla niego to była po prostu zabawa? Jeśli tak, to muszę przestać o tym myśleć. Całując Edwarda, nie zdradziłam Jacoba, prawda? Nie, na pewno nie.
– Jasne, chodźmy.

***

– Może ta koszula? – spytał Edward, śmiejąc się. Też zachichotałam. Czerwono-żółta kartka. Ciekawe czy ktoś kiedykolwiek ją kupił.
– Niech będzie, ale ja cię nie znam – powiedziałam i odeszłam od niego. Głupek. Przymierzył wszystkie męskie czapki, kapelusze i chusty w sklepie. Zmuszał mnie, żebym też przymierzyła damskie. Odmówiłam, więc sam zaczął przymierzać. W końcu kupiłam sobie czapkę z daszkiem, ale tylko dlatego, że Edward zagroził, że kupi śmieszny kapelusik z wianuszkiem. Wszyscy ludzie w sklepie głupio się na nas patrzyli. No co? Z domu bez klamek uciekliśmy. Nie można się bawić? Nie widziałam się z nim jakieś pięć, sześć lat. Wiem co straciłam. Dni, miesiące, lata zabawy.
– Hej, Bella! Spójrz na te bermudy! – zawołał mnie z drugiego końca sklepu. Udałam, że to nie mnie woła. Przeszłam do stoiska z kolczykami. Przez ten jeden miesiąc mogę się poczuć jak kobieta, a nie służąca w domu. Pracuję ponad dwanaście godzin dziennie i jeszcze w domu muszę gotować, sprzątać, prać. Ten urlop jest moim błogosławieństwem. – Spójrz – znalazł mnie i pokazał mi spodnie. Wybuchłam śmiechem. Czerwone bermudy z falbankami i wstążkami. Choćby nie wiem jaki „normalny” był sklep, to on musiał znaleźć w nim coś zabawnego. On we wszystkim mógł znaleźć dobrą stronę. Nawet w zakupach. Zauważyłam też, że czas razem z nim mija zadziwiająco szybko. Wyszliśmy jeszcze rano, a już jest pora obiadowa!
– Chodź, wychodzimy – pociągnęłam go w stronę kasy.
– Ale jeszcze nie kupiłem sobie ubrań!
Zerknęłam na jego koszyk. Pełny. Przewróciłam oczami i sama skierowałam się do kasy.
– Jestem głodna i wspaniale gotuję. Nie chcesz skosztować mojej kuchni? – spytałam poważnie.
– Wiesz, chyba nie chcę. Zamówię sobie pizzę. Możesz się sama truć. – Wystawił do mnie język. Wiem, że to było w żartach, mimo wszystko uraziło mnie to. Zaparłam się, że się do niego dzisiaj nie odezwę. To będzie kara.

Punkt widzenia Alice

Nie mam pojęcia, czego Edward się rano czepiał. Wiedział, że będę chciała kupić coś skromniejszego. A to, że chciało mu się spać, to nie była moja wina! No, może troszeczkę, ale nie powinien się aż tak mnie czepiać w kawiarni. Och, przepraszam. Bardzo mu się spieszyło do tej jego Belli. Przyszła gdzieś spod latarni i gra wielką przyjaciółkę. Bezczelna. Mam nadzieję, że Jacob będzie lepszy. Z tego co go poznałam, to był bardzo miłym człowiekiem w porównaniu do jego kochanej żonki. Oby ten miesiąc minął szybko. Nie wytrzymam.
– Jesteśmy na miejscu. Pan Black powinien już być – powiedział facet, który miał mnie odwieźć pod nowe mieszkanie.
Bez żadnego słowa wyszłam z samochodu i weszłam na podwórko. Podwórko?! No dajcie spokój. Gdyby był tu Edward, to nawet podwórko byłoby piękne, a tak? To będzie najgorszy miesiąc w moim życiu. Nawet nie wiedziałam, które „mieszkanie” jest moje. Stanęłam na środku i patrzyłam. Po chwili w jednych z wejść stanął Black z uśmiechem. Nawet nie zauważyłam ze złości, że miał ładny uśmiech. Taki słodki. Podeszłam do niego.
– Cześć – wyciągnęłam rękę, a ten złapał całą i po przyjacielsku mnie przytulił.
– Teraz jesteś moją żoną, pamiętasz? – wyszczerzył się. Teraz już wiem, co Bella zauważyła u niego, ale dalej nie wiem, co on u niej.
– Pamiętam – przytaknęłam. Coś czułam, że wcale nie będzie tak źle.
– To co? Obejrzysz mieszkanie?
Odsunął się, dając mi trochę miejsca na wejście. Westchnęłam i weszłam. Po głębszym obejrzeniu mieszkania, stwierdziłam, że nie było wcale takie złe. Gorsza, mniejsza kopia mojego domu. Przeżyję tutaj jakoś. Muszę, no nie?
– Parzyłem sobie kawę, chcesz może? – wyrwał mnie z otępienia Jake.
– Nie mogę. Muszę jechać na zakupy. Skusisz się?
– Jasne – wyszczerzył się. Coraz bardziej zaczynało mi się to podobać. Jego uśmiech.

Punkt widzenia Jacoba

Alice była mimo wszystko bardzo miłą kobietą. Zabawna, nie to, co Bella. Cały czas narzeka na brak czasu, sił, normalnego życia. Podoba mi się!
– Skusisz się?
Skuszę się? Na co się niby skuszę? Nie wiedziałem, na co, ale ufałem jej. Co mi mogła zrobić taka mała kobietka? Jej głowa to moja dłoń. Wyszczerzyłem się.
– Jasne. Choćby zaraz.
Zakupy z Alice były bardzo miłą rzeczą. Co więcej, podobało mi się. Bardzo. Niby bogata pani z dobrego domu, ale nie robiła takiego wrażenia. Może życiem, wyglądem zewnętrznym przypominała bogatą zrzędę, ale tak naprawdę była normalną osobą. Z tego, co zauważyłem, to nawet bardzo podobał się jej dzień ze mną. Zwykły dzień ze zwykłym mężczyzną. Polubiłem Alice, ale tęskniłem za Bellą. Bardzo.
Dzień skończył się jeszcze większą tęsknotą. Miałem wrażenie, że wszystko źle się potoczyło. Mogłem być teraz w naszym domu z nią i oglądać telewizor. Jak zawsze wieczorem. To ja wszystko zepsułem, ale cieszę się, że będzie miała choć miesiąc prawdziwego, spokojnego życia. Nawet, jeśli życia z dala ode mnie. On jest jej przyjacielem. Potrafi się z nią dogadać. I tak jestem o niego zazdrosny. Ufam jej, ale jemu nie. Wygląda mi na takiego, co ma każdą, którą chce. Nie ufam mu!
Po powrocie do domu Alice zaproponowała, że zrobi kolację. Zgodziłem się. Sam nic nie potrafiłem. Poszedłem pooglądać TV. Nic w nim nie było. Wziąłem książkę i zatopiłem w niej swoją rzeczywistość. To był inny świat. Wspaniały świat.

Punkt widzenia XY

– Julie, spokojnie. Na pewno cię polubią – pocieszałem ją. Zawsze chciała ją poznać, a teraz tak się stresuje.
– Ale ona jest taka złośliwa! Słyszałam, jak rozmawia z Izzy! Ma mnie za wredną, chcącą odebrać jej faceta, kurę domową!
Wstałem z fotela, podszedłem do córki i przytuliłem do siebie.
– Bądź po prostu sobą – poradziłem jej. – Nie udawaj nikogo innego. Na pewno cię polubi. – Nie lubiłem, gdy była smutna. Zrobiłem ten jeden jedyny błąd sześć lat temu i muszę za to płacić do dziś. Gdyby nie on, nie musiałbym tego wszystkiego knuć.
– Tato?
– Co, kochanie?
– Kocham cię.
– Ja ciebie też – pocałowałem ją w głowę. – Wiesz, że musimy przeciągnąć ją na naszą stronę? – Kiwnęła lekko głową. – Niech ten facet zaprzyjaźni się z Chrisem. To pomoże. Dużo pomoże.
– Co chcesz jeszcze zrobić, by ich rozbić? Tych drugich?
– Zamieszkają na tym samym podwórku – uśmiechnąłem się złowrogo. – Ludzie plotkują, a skoro mówisz, że całowali się już, to wszystko pójdzie szybko.
– Kogo chcesz wywalić? Ja je naprawdę lubię.
– Przykro mi, ale Daniele...
– Kocham cię, tato. Mam nadzieję, że dobrze robimy.
– Zaufaj mi – uśmiechnąłem się pogodnie.
– Ufam, zawsze ufałam...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:09, 21 Maj 2010 Powrót do góry

OMG Shocked Edek pocałował Belle...co to miało znaczyć????? Czy on tak na poważnie czy nawet nie zastanowił się nad tym co robi. NIe powiem, bardzo mi się to spodobało, tylko żeby coś jeszcze z tego wyszło Hyhy
Jeżeli faktycznie Alice i Jackob zamieszkają w sąsiedztwie to zabawa się zacznie na całego...coś czuję, że życzliwe sąsiadki "uprzejmie doniosą, aczkolwiek nie chciały" szybko puszczą w obieg plotkę o pocałunku dwójki przyjaciół devil
Nie mogę się już doczekać dalszych wydarzeń....umieram z ciekawości.
A na koniec padam na kolana przed Tobą za to opowiadanie Padam Padam
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci weny i dużo czasu na pisanie kolejnych chapików.
I proszę nie karz nam znowu tak długo czekać na ciąg dalszy.
Z pozdrowieniami Bugsbany


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks

PostWysłany: Wto 11:07, 29 Cze 2010 Powrót do góry

Witam. Dodaję nowy rozdział bez zbędnego rozpisywania się.

Zapraszam i zachęcam do skomentowania.

Beta --> Gelida


Rozdziały można znaleźć na chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]


Rozdział 5

1/31 dni

Punkt widzenia Belli


Dzisiaj pierwszy dzień mojego „urlopu” od rzeczywistego życia. Ciekawe, co u Jacoba. Tęsknię już za nim. Super, że znowu mam Edwarda, ale Jacob... miałam go przez tyle lat. Kocham go, a teraz go nie mam. Nie ma go. Jest Edward. Przez ten miesiąc mogę liczyć tylko na niego.
Po przebudzeniu się postanowiłam poleżeć w łóżku. Po co mam tak wcześnie wstawać? Nie ma pracy, robienia śniadań Jake’owi, martwienia się o pieniądze. Teraz czegoś takiego nie ma. Jest wielka ulga normalnego życia. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o ostatnich dniach. O tym wszystkim, co się wydarzało. To po prostu niesamowite! Tyle lat i tu nagle Edward. Wstałam, przeciągając się, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
– Bello? Wstałaś już?
Od kiedy Edward jest rannym ptaszkiem? To bardzo dziwne. Zawsze ciężko było go dobudzić. Zerknęłam na zegarek. Jest już jedenasta! Rzeczywiście późno.
– Tak, zaraz przyjdę! – krzyknęłam i po chwili pożałowałam. Moja głowa! Wstałam i posłałam łóżko. Było dużo wygodniejsze niż moje. Przypomniał mi się wczorajszy dzień. Kupiliśmy sporo piw...

– To twoje piwo? – spytałam już półprzytomna.
– Tak, a co?
– Nic... – Nagle do mojej głowy wkradł się dobry pomysł. – Chodź, zamówimy pizzę.
– Masz w lodówce, kupiłem.
Uśmiechnęłam się złośliwie. Edward spojrzał na mnie z dezaprobatą.
– Znowu twoje żarciki? – Zatarł teatralnie dłonie. – Co tym razem?
– Zadzwoń do pizzerii. Powiedz, że masz urodziny i że fajnie by było, gdyby dostawca ukrył się gdzieś, a kiedy wyjdziesz do niego ma wyskoczyć i krzyknąć: NIESPODZIANKA!
Zaczęliśmy się głośno śmiać. Wszystko mnie bolało, ale dalej nie mogłam powstrzymać śmiechu. Edward zaczął turlać się po podłodze i prawie wylał moje piwo. Spojrzałam na niego spod byka.
– Chyba ci w mózgu chomiki w ping-ponga grają! – wydarł się. Zaczęliśmy się droczyć.
– Nie jestem głucha.
– Wiem o tym.
– To dlaczego się drzesz?
– Bo... mi się nudzi?
– Głupek – skomentowałam i wstałam, by iść po kolejne piwo. Trochę ich było za dużo, ale warto było coś takiego świętować.


Wzięłam czyste ubrania i poczłapałam do łazienki. Edward miał rację. Dzisiaj to mi dopiero chomiki w ping-ponga grają! Cała głowa mi pulsowała. Po szybkim prysznicu związałam włosy gumką i wyszłam. Coś ładnie pachniało. Wąchałam to cudowne danie, póki nie stanęłam w kuchni. Edward stał przy kuchni i robił... śniadanie. Podeszłam do niego i próbowałam spojrzeć na patelnię, jednak on był taki wielki, że nic nie widziałam.
– Idź, usiądź – uśmiechnął się – zaraz zrobię ci moją miksturkę.
– Miksturę? – spytałam zdziwiona.
– Tak. Coś na kaca.
– Dlaczego tobie nic nie jest? – zapytałam podirytowana.
– Mam mocną głowę. To było tylko piwo – wyszczerzył się. A to palant!
– Edward, czemu masz podbite oko? – spytałam, uśmiechając się z radością z tego, co usłyszę.
– Długa historia – uciął. Sądziłam, że nic więcej mi nie powie, więc odpuściłam, ale i tak to z niego wyciągnę. Siadłam przy stole i czekałam na śniadanko i tę jego miksturę.
– Edward... – jęknęłam – głowa mnie boli.
– Moment, już robię. – Czułam, jak się uśmiecha. Zaczął wyciągać z lodówki jakieś produkty wyciągnął mikser i... Ała!!! Zaczął to wszystko mieszać. Czułam, że głowa mi zaraz wybuchnie. Czekałam z utęsknieniem na koniec. Nie nastawał.
– Edward! Przestań!
– Już, mam – podał mi kubek z czymś ohydnym w środku.
– Co to jest?
– Rodzinna mikstura – wyszczerzył się. – Po tym ci przejdzie. Po prostu wypij.
Napiłam się łyka. To było naprawdę ohydne! Ale skoro powiedział, że mi po tym przejdzie, to wypiłam całe. Zjedliśmy śniadanie, posprzątaliśmy po wczorajszym. Włączyliśmy telewizor, żeby coś obejrzeć. Zadzwonił dzwonek. Spojrzałam niepewnie ja Edwarda.
– Idź, zobacz, kto to. Jeśli to nasze sąsiadki, nie ma nas w domu.
Zachichotał i poszedł otworzyć. A to palant!
– Witaj, Julie – przywitał się grzecznie. – Co cię do nas sprowadza?
– Mamy nowych lokatorów.
– O, czyli my już nie jesteśmy nowi? Fajnie – powiedział z entuzjazmem. Koniec tego dobrego. Poszłam do nich.
– Och, Bella. Cześć.
– Hej... – zapomniałam jak ma na imię, więc nie dokończyłam. – Wiesz kto to?
– Tak... Jakiś Jacob i Alice – powiedziała. Momentalnie spojrzeliśmy z Edwardem na siebie.
– Jacob... – wydukałam.
– Alice... – zrobił to samo. No to super. Po zabawie. Wyszliśmy przed mieszkanie. Czy powinniśmy iść się przywitać?
– Tak, znamy ich – odburknęłam. – Wybacz, ale mamy jeszcze sporo pracy... Zobaczymy się później?
Mam nadzieję, że wzięła to jako pożegnanie.
– Och, jasne. Cześć.
Zamknęliśmy drzwi.
– Alice...
– Jacob...
– Nie mogę w to uwierzyć! – uśmiechnął się szeroko. W co? Kochałam Jacoba i nawet za nim tęskniłam. No dobra, bardzo, ale to miał być urlop! Miała być zabawna na całego! A tu? Będą nas pilnować na każdym kroku. Beznadziejnie. – Mamy iść do nich? – spytał Edward, uśmiechając się lekko. Jego ta cała sytuacja bawiła!
– Nie – wyszczerzyłam się. – Głowa mnie nadal boli, ale coś trzeba robić.
– Co masz na myśli? – zapytał, lustrując mnie wzrokiem. Idiota. Uderzyłam go w głowę.
– Jedź na zakupy, trzeba coś ugotować. Ja pobawię się w tym ogródku przy wejściu. – Wzdrygnęłam się. – Jest szkaradny.
Skinął głową i wyszedł. Mam nadzieję, że nie spotkam Jake’a w pierwszym dniu. Nie mogę go spotkać. Nie mogę!
Wyszłam z domu i popatrzałam na ten „ogródek”. Wszystkie dookoła wyglądały ślicznie, a ten nie. Czy to sprawiedliwe? Oczywiście, że nie. Wróciłam do domu, wzięłam mp3, wsadziłam słuchawki do uszów, założyłam rękawiczki, wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam pielęgnować mój „śliczny” ogródek. Włączyłam ulubioną playlistę. Po chwili usłyszałam refren: „Nobody knows where they might end up... Nobody knows... Nobody knows where they might wake up... Nobody knows”.
Kiedyś, gdy pierwszy raz to usłyszałam naśmiewałam się z tej piosenki. No dajcie spokój! Myślałam „Kto może słuchać takiego badziewia”, ale po kilku razach można się do niej przyzwyczaić. Nawet jest pewna aluzja do mojego życia. Nikt w końcu nie wiedział, że obudzę się dzisiaj w jednym mieszkaniu z Edwardem. Skończyłam z nim tutaj. W jednym mieszkaniu. Pod jednym dachem. Ironia losu.
Zaczęłam przesadzać kwiaty i nuciłam sobie pod nosem:
– Oh, oh, suppose you’ll never know...
Ktoś dotknął moich pleców. Co, do...? Wstałam szybko i się odwróciłam. Przede mną stała żona Edwarda. Pięknie, teraz się zacznie. Plota o pocałunku już się pewnie rozniosła. Wyciągnęłam słuchawki i czekałam, aż coś powie. Nie miałam zamiaru udawać, że ją lubię, toleruję albo coś takiego.
– Tknij mojego męża jeszcze raz, a pożałujesz! – warknęła na mnie, ale tak, by nikt nie słyszał tego prócz nas. Uśmiechnęłam się.
– Zazdrosna? – szepnęłam do niej i weszłam do mieszkania. Spojrzałam przez okno. Cała się zagotowała ze złości. I dobrze. Nie mam zamiaru jej odebrać męża. Mam swojego.
Nie... Ledwie dwa dni jestem tutaj, a znowu jestem złośliwa. Jak za dawnych lat. To przez Edwarda. Nie było go, byłam normalna. Grzeczna, cicha. Pierwszy dzień tu, a ja się upiłam. Pierwszy dzień tu, a byłam złośliwa dla sąsiadek. Drugi dzień tu, byłam niemiła dla jego żony. Rzuciłam słuchawki. Przesadziłam. Nie powinnam była tak jej potraktować. Usiadłam na fotelu i schowałam twarz w dłoniach. Edward będzie chyba zły, że tak potraktowałam Alice. Dzwonek do drzwi. Westchnęłam i poszłam otworzyć. Mieszkanka wybuchowa.
– Hej, Bella – uśmiechnęła się Julie. – Nie upiekłam nic wczoraj na powitanie, więc dzisiaj przynoszę. – Minęła mnie i weszła do mojej kuchni. Spojrzałam za nią zdezorientowana. Dlaczego ludzie tutaj wchodzą do cudzych domów bez zaproszenia? Ach, to jeszcze nie koniec. W drzwiach prócz niej stali Jacob i Alice.
– Całowałaś się z Edwardem?! – Nigdy nie będę mieszkać w mieście. Wolę gdzieś, gdzie jest cicho i spokojnie. Ludzie są tacy pokręceni!
– Mam skłamać, czy powiedzieć prawdę?
– Bella!
– Całowałam.
– Dlaczego całowałaś Edwarda? – spytała Alice. Była na mnie zła, ale w jej oczach widziałam również ból. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk z nich nie wyszedł.
– Bella! – krzyknęli na mnie w tym samym momencie.

Punkt widzenia Edwarda

Wracałem z zakupów, gdy zauważyłem Alice, męża Belli i ją. Obydwoje się na nią wydzierali. Wkurzyło mnie to, bo wiedziałem, dlaczego. Przeze mnie. Podbiegłem do nich.
– Hej, co się dzieje? – spytałem, patrząc krzywo na Jacoba. Nie lubiłem go.
– Całowałeś się z nią! – Alice wskazała na Bellę, jakby ta nie była człowiekiem. Nawet po drodze się wzdrygnęła. Wściekłem się.
– Ona jest osobą taką jak ty! Może trochę szacunku?
– Całowałeś się z nią! – warknęła akcentując każde słowo. Westchnąłem.
– Tak – odpowiedziałem wprost patrząc żonie w oczy. – To było małe przedstawienie. Żeby wkurzyć sąsiadkę, która mnie podrywała.
– Pocałowałaś go?! – ryknęła i, nie wiem, w którym momencie, uderzyła Bellę z prostej ręki. Dziewczyna złapała się za bolące miejsce.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz?! – wydarła się Bella i popchnęła Alice. Wszystko robiło się trochę pokręcone. Po czyjej stronie powinienem stanąć? Żony czy najlepszej przyjaciółki? Patrzyłem na obydwie.
– To nie Bella pocałowała mnie. Ja ją – szepnąłem i zaraz poczułem pięść na oku. Tym samym, co ostatnio. Upadłem, łapiąc się nos. Leciała z niego krew.
– Jacob! – Bella stała i patrzyła to na mnie, to na męża.
– Zabiję cię. Zabiję! – skoczył na mnie i zaczął okładać pięściami. Nie chciałem go zrzucać. Należało mi się to.
– Zostaw mojego męża! – krzyknęła Alice i próbowała odciągnąć faceta Belli. Dobra, dosyć tego. Zrzuciłem go z siebie (muszę się pochwalić, że jestem dobry, bo dużo siły mnie to kosztowało) i spojrzałem na Bellę. Patrzyła na mnie przerażona. Czułem, że z mojej twarzy leci krew. Dużo krwi. Dziewczyna podeszła do mnie i dotknęła mojej twarzy.
– Coś. Ty. Narobił?! – odwróciła się w kierunku Jake’a. Miał spuszczony wzrok.
– Odwal się od mojego męża! Jesteś tylko puszczalską dziwką! – wydarła się na nią Alice. Widziałem twarz Belli. Starała się nie pokazać, że to, co powiedziała Al uraziło ją. Jednak w jej twarzy dostrzegłem coś, czego nie widziałem u niej nigdy. Poczucie winy. Nie rozumiałem, czego czuła się winna. Przecież nic nie zrobiła! To ja! Nagle z jej oczu zaczęły lecieć łzy. Nadal stała i patrzyła tak samo jak przedtem.
– Bello... przepraszam – szepnąłem. Nie wytrzymała. Wbiegła do domu trzaskając drzwiami.
– Nazwałaś moją żonę dziwką?!
– Idioto! Ona miziała się z moim mężem!
– Co wy w ogóle wyprawiacie? – spytałem głosem wypranym z emocji. Kochałem Alice, ale... to za wiele. Wszedłem do mieszkania zamykając drzwi. Kto w ogóle rozsiał tę plotkę? – Bella?
Usłyszałem tłumiony szloch z łazienki. Podszedłem tam i zapukałem.
– Bello? Proszę, otwórz...
– Odejdź! – burknęła. Płakała. Przez Alice. Co ja mam teraz zrobić? Po czyjej stronie mam stanąć? Żony czy najlepszej przyjaciółki? Czy nie powinienem tej pierwszej?
– Bella, daj spokój – powiedziałem pocieszająco. – A bynajmniej otwórz drzwi, pośmiejemy się z ich głupoty.
Kolejny stłumiony szloch. No dalej! Co się z tymi ludźmi dzieje?
– Bella, ja nie żartuję. Zniszczę drzwi!
Nic. Zero reakcji. Zacząłem w nie walić pięścią. Alice naprawdę przesadziła. Ze wszystkim. Po chwili drzwi się otworzyły. Dziewczyna z powrotem wróciła pod kabinę prysznicową. Usiadłem koło niej. Jak tonąć, to w towarzystwie. Bella siedziała z głową schowaną w kolanach, płacząc, a ja siedziałem i patrzyłem się w ścianę. Powinienem ją przytulić? Przyjaźń chyba na tym działa, nie? Ale po wczorajszym to nie będzie raczej odpowiednie. Albo?
Przysunąłem ją do siebie i przytuliłem. Głowę miała na wysokości mojej klatki, więc dmuchałem jej na włosy. Zawsze poprawiało jej to humor. Krzyczała wtedy na mnie, ale to nic.
– Przestań... – jęknęła i zamachnęła się ręką, próbując mnie uderzyć. Dmuchnąłem jeszcze raz. Tym razem trafiła mnie w twarz. Cofnęła rękę i zauważyłem, że ma ją we krwi. Rozwaliła sobie rękę o moją twarz? Też jej dotknąłem. No tak, Jacob. – Muszę to opatrzyć – stwierdziła, wstając z zimnych kafelek. Przetarła rękami szybko oczy. Też się podniosłem.
Zaczęła zmywać krew z mojej twarzy. Wywnioskowałem, że mam rozciętą wargę i policzek. Bella naprawdę fachowo to opatrzyła. Zadzwonił dzwonek. Znów. Warknąłem. Jeśli to znowu oni
– Pójdę otworzyć – stwierdziła Bells. Uśmiechnąłem się, na co odpowiedziała bardzo słabym uśmieszkiem. Westchnąłem.
– Co cię to obchodzi! Możesz łaskawie nie wpierdalać się do mojego życia?!
Oho! Pobiegłem do niej. Za drzwiami stała... eeee... Julie.
– Co się dzieje? – spytałem, zwężając oczy.
– Nic, po prostu...
– Idź sobie!
Julie stała, patrząc na nią zszokowana. Cała się trzęsła.
– Bello, uspokój się – położyłem jej ręce na ramionach. Przymknęła oczy i oddychała głęboko.
– Przepraszam, nie zamierzałam tak na ciebie naskoczyć – powiedziała moja przyjaciółka. Sąsiadka rozluźniła się.
– Nic się nie stało, po prostu jesteście nowi i pomyślałam, że chcielibyście mieć tu kogoś...
– Nie, dzięki. Nie potrzebujemy nikogo – ucięła Bella.
– Dlaczego? – spytałem.
– Mój mąż Alex chciałby cię poznać, Edwardzie – uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech. Spojrzałem na Bellę. Zaczynała się robić wkurzona. Znałem ją na tyle dobrze, że wiedziałem, że zaraz zrobi się złośliwa. Postanowiłem zakończyć tę rozmowę, zanim zejdzie na niemiły poziom.
– Musimy już iść. Dzięki za wizytę.
– Pa! – rzuciła i poszła. Nareszcie.
– Jesteś śmieszny – powiedziała Bella i weszła do środka. Wyszczerzyłem się i wszedłem za nią. Czasami była naprawdę zabawna. Jestem pewien, że nasza znajomość nie zakończy się na tym programie. Pójdzie dalej.

Punkt widzenia Alice

Po powrocie do nowego mieszkania nie potrafiłam rozmawiać z Jacobem. Pobił mi męża, a ja nazwałam jego żonę... Niemożliwe. Co się ze mną stało? Dlaczego to zrobiłam? Przesadziłam. Edward na pewno by mnie nie zdradził. Nie jest taki. Dlaczego mam wrażenie, że wszystko, co się stało, to moja wina? Głupia. Poszłam do swojego pokoju, zamknęłam się w nim i leżałam. Myślałam nad tym wszystkim. Czy ja na pewno ufam Edwardowi? Bo sama już nie wiem. To wszystko się zrobiło takie skomplikowane. Wszystko. Polubiłam Jake’a, to dlaczego nie mogę polubić tej... tej... Belli? Potrafiłabym, ale ona jest tam, a ja tu. Powinno być na odwrót, ale sama tego chciałam. I nie mogę powiedzieć, że nie. To był mój pomysł, by uczestniczyć w tym programie. Może po prostu powinnam jej zaufać? Może wcale nie jest taka zła, jaką ja ją od początku widzę? Gdybym ją bliżej poznała, to może bym nawet zaakceptowała. Kto wie? Tak. Jutro po obiedzie wezmę Jake’a i pójdziemy do Edwarda. Jest dopiero pierwszy dzień. Skoro mamy przeżyć tu ze sobą jeszcze trzydzieści dni, to musimy się jakoś zaprzyjaźnić, prawda?
Zerknęłam na zegarek. Było już po osiemnastej. Dzisiaj za późno na to. Jutro z samego rana tam pójdziemy, albo...? Wiem! Nie chcę iść do nich jutro.
Wyskoczyłam z pokoju jak oparzona.
– Jacob? Jake! – wbiegłam do salonu, gdzie oglądał telewizję. Był wściekły. Spojrzał na mnie i od razu na telewizor. – Przepraszam – powiedziałam wprost.
– Za co? – odburknął, nie patrząc na mnie.
– Za to, jak... – nie potrafiło mi to przejść przez gardło. – Za wszystko dzisiaj. Mam świetny pomysł.
Odwrócił się. Był zainteresowany. Teraz w mojej głowie przeszło jeszcze kilka innych pomysłów. I było to w tym samym momencie, w którym jego twarz wyrażała ciekawość, nie złość. Był dość przystojny... no, ale nie dla mnie.
– Postanowiłam, że powinniśmy wszyscy się zaprzyjaźnić – rzuciłam prosto z mostu i zaczęłam wszystko mu tłumaczyć. Jutro z rana będzie miał bardzo poważną misję.

Punkt widzenia XY

Siedziałem w salonie i oglądałem mecz. Nie spodziewałem się w domu nikogo. A jednak.
– Tato?
Dlaczego zawsze ona? Kocham ją, ale chociaż raz mógłby to być kto inny. Zabawne.
– Co jest Ju? – spytałem i zrobiłem trochę miejsca na kanapie. Usiadła koło mnie.
– Po sąsiedztwie rozniosła się plota, że Edward i Bella się całowali.
– No to świetnie – uśmiechnąłem się szeroko na tę myśl. – Co na to jego żona?
– Wkurzona. Dzisiaj się kłócili – powiedziała. No to dobrze. Wszystko idzie po naszej myśli. Ta „edycja” będzie doskonała. Oby tylko wszystko poszło dobrze. Będę wtedy szczęśliwy.
– Więc jutro wyślemy kamerzystę, żeby nikt nie nabrał żadnych podejrzeń – wyjaśniłem.
– Kto będzie jutro?
– Jimmy pojedzie do Cullena.
– A nie lepiej będzie, jak pojedzie do Blacka albo żony Cullena? Będą mieli więcej do opowiedzenia.
– Ok. Pojedzie do Alice Cullen. Kobieta zawsze ma więcej do powiedzenia.
- Więc dobrze – spojrzała na zegarek. – Jadę do Alexa. Późno już.
Alex? Gwałtownie odwróciłem się w jej stronę.
– Alex? A co z Chrisem?
– Pokłóciłam się z nim – wzruszyła ramionami i wyszła.
Ach, te dzieci..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Serci
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Cze 2010
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tychy

PostWysłany: Wto 11:58, 29 Cze 2010 Powrót do góry

Cudowny rozdział. Bardzo mi sie podobał.
Ale byla kłótnia. Alice naprawde się wściekła i Jacob pobił Edwarda.
Jakie te sąsiadki są wścipskie, straszne.
Rozkręca się, nie moge doczekac się kolejnej części.
Życze weny. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin