FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 W wilczym świecie [NZ] [+16] Rozdział 11! 29.01 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Caroline Cullen
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2008
Posty: 697
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: La Push / jakaś tam dziura na śląsku ;P

PostWysłany: Śro 23:48, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Hej, jest to moje pierwsze FF w życiu na temat Twilight, wcześniej pisałam różne opowiadania w formie blogów. Będę pisała raczej o wilkołakach, choć wampiry także się pojawią. Bohaterem i jednocześnie narratorem FF będzie zupełnie nowa postać, człowiek wymyślony całkowicie przeze mnie. Opowiadanie osadzone jest mniej więcej przed zakończeniem szkoły, lecz Bella nie jest wampirem i nie ma Reneesme. Mam nadzieję, że historia się spodoba, liczę na sensowne opinie i uzasadnioną krytykę.
[OOC]
[AU]

Image

Uwaga, jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych rozdziałach na PW, napiszcie do mnie wiadomość, ale nie w komentarzach, żeby nie robić zamieszania.

EDIT 26.06 : poprawione.


Beta: Leah (wielkie dzięki ;D )

W wilczym świecie - Rodział I

Dzisiaj minęły cztery miesiące, od kiedy przeprowadziłam się do Forks. Mieszkała tu moja babcia, ale kilka lat temu zmarła i zostawiła nam w spadku przytulny domek. Rodzice uzbierali spore pieniądze, wyremontowali go i założyli w miasteczku niewielki sklep, z którego mieliśmy się teraz utrzymywać. Szczerze mówiąc nie wierzyłam, że jego prowadzenie wystarczy na spełnienie naszych potrzeb, ale popierałam rodziców całym sercem. Dla mnie przeprowadzka nie była niczym nowym. Zmienialiśmy już miejsce zamieszkania kilka razy i nigdy nie sprawiało mi problemów zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Miałam cichą nadzieję, że to już ostatni dom moich rodziców, bo wiedziałam, że mama jest tym już nieco zmęczona. Ojciec zapisał mnie do miejscowej szkoły. Poznałam kilka osób, jak i pewną rodzinę – Cullenów. Byli oni bardzo dziwni i postanowiłam nie zaprzątać sobie nimi głowy. Z jednym z nich – Edwardem, była moja nowa koleżanka, Bella. Na każde pytanie, dotyczące zachowania rodziny, odpowiadała, że mi się wydaje.
Nasz dom mieścił się w granicach rezerwatu Indian - La Push. Zarówno moja babcia jak i dziadek od strony ojca byli Indianami, lecz niewiele mi z ich genów pozostało. Najbardziej żałowałam tej charakterystycznej ciemnej karnacji.

Wieczór mijał tak, jak zwykle. Przeczytałam kolejny rozdział książki i z powodu bólu oczu, postanowiłam sobie zrobić małą przerwę. Oparłam łokcie o parapet i wpatrywałam się w mgłę. Gdy popatrzyłam w lewo, widziałam pustą, mokrą od deszczu ulicę, a gdy w prawo, ciemny las. Nagle wśród drzew ujrzałam ogromnego psa, aż za dużego, niż pospolity kundel. Słyszałam plotki o wilkach biegających po tutejszych lasach, ale nie powinny one zbliżać się aż tak blisko domów. Obserwowałam domniemane zwierzę, które nagle zamarło i popatrzyło na mnie. Jego oczy były przerażające, przeszywały mnie na wskroś. Ogarnął mnie dreszcz i opadłam na łóżko, byleby nie widzieć tego strasznego stworzenia. Jednak ciekawość wzięła górę i po chwili znów spojrzałam w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą był. Nikt tam jednak nie stał. Pomyślałam więc, że był to wynik mojej wybujałej wyobraźni, połączony z czytaniem dużej ilości fantastyki.
Była siódma wieczorem. Wyprowadziłam więc na chwilę mojego psa - Jessie’go i przygotowałam kolację. Lada chwila w domu pojawili się rodzice.
- Czuję zapach dobrego jedzenia – usłyszałam głos taty w przedpokoju – kochanie, nasza córka odziedziczyła chyba twój talent.
- Myślę, że ma jeszcze większy niż ja – odpowiedziała ciepłym głosem mama.
Podałam posiłek, który szybko zniknął z talerzy. Jedzenie ma to do siebie, że szybciej się je zjada niż przygotowuje.
- Tato, w tych lasach są wilki, prawda? – spytałam, korzystając z ciągłej obecności taty w kuchni.
- Podobno tak, ale są płochliwe więc nie ma się czego bać. Dlaczego pytasz?
- Wydaje mi się, że dzisiaj widziałam jednego koło naszego domu.
- To niemożliwe, naprawdę ci się zdawało – odpowiedział tata bez emocji w głosie.
Stwierdziłam, że tato ma rację. Postanowiłam przerzucić się z fantastyki na romanse. Byłam ciekawa, czy wtedy będą mi się ukazywali jacyś przystojniacy, chodzący dookoła naszego domu.
Zrobiłam sobie gorącą kąpiel. Siedziałam w wannie słuchając muzyki, płynącej przez słuchawki z mojego iPoda. Gdy skończyło się Desecration Smile ‘Red Hot’ów’, owinęłam się w ręcznik, spuściłam wodę z wanny i dokończyłam czynności, związane z wieczorną toaletą. Położyłam się do łóżka i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się o 8.30, przestraszona, że spóźniłam się do szkoły. W porę jednak przypomniałam sobie, że była sobota. Zeszłam do kuchni owinięta w gruby szlafrok. Tym razem to mama przygotowała posiłek.
- Zapomniałem wam wczoraj powiedzieć, że mamy zaproszenie na niedzielny obiad od komendanta Swan’a. Spotkaliśmy się wczoraj przez przypadek, trochę pogadaliśmy i doszliśmy do wniosku, że trzeba powspominać stare czasy – powiedział tata - Amy, o ile się nie mylę, znasz jego córkę Bellę?
- Rzeczywiście, chodzę z nią do klasy – oznajmiłam. Czyli niedzielę miałam już zaplanowaną.

Po śniadaniu wyszłam na spacer z przeraźliwie ujadającym pod drzwiami Jessie’m. Poszliśmy do lasu. Spuściłam psa ze smyczy. Uwielbiałam patrzeć, jak biega i śmiesznie dyndają jego spore uszy.
Nagle w krzakach coś się poruszyło i przestraszony pies znalazł się przy mnie. Zapięłam go z powrotem na smycz i rozejrzałam się dookoła. Nikogo jednak nie zauważyłam. Zerwał się wiatr, więc postanowiłam wracać do domu .
Gdy znalazłam się już na skraju lasu, usłyszałam przeraźliwe wycie. To był prawdziwy wilk.

------------------------------------------
Było niedzielne popołudnie, wybieraliśmy się właśnie na obiad do Belli i jej ojca. Jeśli mam być szczera – widziałam go tylko na zdjęciach z młodości mojego taty. Byli kumplami, chodzili do jednej klasy tak samo, jak ja z Bellą.

Chwilkę przed drugą po południu, wyjechaliśmy z pod domu naszym kiczowato zielonym autem. Nienawidziłam tego okropnego koloru. Wzięliśmy ze sobą Jessie’go, gdyż komendant Swan nie miał nic przeciwko. Droga do domu Belli trwała nie dłużej niż 5 minut. Gdy przyjechaliśmy, jej tata czekał już na nas na podjeździe. Ojcowie uścisnęli sobie dłonie, a mama wręczyła gospodarzowi kilka piw i jakieś przekąski – po obiedzie mieli oglądać mecz. Po wejściu do domu buchnął mi w twarz wyrazisty zapach jedzenia, więc kuchnia musiała być niedaleko. Charlie, czyli ojciec Belli, jak na dżentelmena przystało, wziął ode mnie kurtkę i powiesił ją przy wejściu. Weszłam do kuchni.
- Hej Bella, pomóc ci? – przywitałam się.
- O, cześć Amy. Możesz wziąć talerze – podała mi naczynia – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyjechałaś. Gdyby nie ty, byłabym skazana na całe popołudnie spędzone na oglądaniu meczu, bo ,,nie wypada zostawiać gości, gdy przyjeżdżają” – puściła mi oczko, a ja zachichotałam.
-… i wtedy o mało nie dostał w łeb! – w salonie rozmowa trwała w najlepsze. Rozłożyłyśmy z Bellą naczynia, podałyśmy posiłek i na chwilę zrobiło się nieco ciszej. Jessie grzecznie ułożył się u moich stóp. Kiedy wszyscy zjedli, posprzątałyśmy i postanowiłyśmy, że pójdziemy na spacer.

Szłyśmy z Bellą i psem wzdłuż ulicy, rozmawiając o wszystkim. Próbowałam poruszyć temat zachowania Edwarda i jego rodziny, ale wymigiwała się od odpowiedzi. Tłumaczyła to jak zwykle, czyli tym, że mi się wydaje.
- Wczoraj wydawało mi się, że wdziałam wi… - przerwał mi dźwięk hamującego motoru. Podjechał do nas wysoki chłopak, w czarnym, obcisłym kombinezonie. Zatrzymał się i ściągnął kask. Miał krótkie, czarne włosy, czekoladowe oczy, perfekcyjny uśmiech i ciemną karnację. Mojej uwadze nie uszły również mięśnie, na których opięty był kombinezon. Bez wątpienia był Indianinem i mieszkał w La Push. Obdarzyłam go miłym spojrzeniem.
- Jacob! Co u Ciebie? - Bella przywitała go z entuzjazmem.
- Hej Bells, w rezerwacie nudy, więc wsiadłem na motor i pojechałem przed siebie. Widzę, że masz nową koleżankę? – powiedział, patrząc na mnie i odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.
- Ach no tak, przepraszam, że nie przedstawiłam. Amy, to Jacob Black, mój przyjaciel. Jake, to Amy Blind, przeprowadziła się do Forks cztery miesiące temu.
- Jestem Jacob, miło mi – uśmiechnął się i podał mi dłoń. Była nadzwyczajnie ciepła, ale pomyślałam, że to moje kolejne urojenie. Jego oczy błyszczały.– A ja Amy. Mi też jest miło.
- Jutro ma być ładna pogoda. Może wpadniecie na plażę do rezerwatu? – zaprosił Indianin. - Kurcze, przepraszam Jake, ale umówiłam się z Edwardem– odpowiedziała Bella, ale nie miała zbyt zawiedzionego głosu.
- Szkoda. Może ty wpadniesz? –zwrócił się do mnie i zrobiło mi się cieplej.
-Jasne – odpowiedziałam bez zastanowienia. Umówiliśmy się na konkretną godzinę i miejsce.
Jacob musiał już jechać, więc pożegnałyśmy go i kontynuowałyśmy spacer.

Wróciłyśmy do domu Swan’ów jeszcze przed szóstą. Trafiłyśmy na końcówkę meczu. Nasi ojcowie dzielnie dopingowali swoją ulubioną drużynę, o dziwo przyłączyła się do nich mama. Padały słowa radości, lecz im bliżej do końca, tym więcej pojawiało się przekleństw.
- Bella, czy w tych lasach są wilki? – spytałam znienacka.
- Yyy… podobno tak – odpowiedziała nieco zmieszana, a ja czekałam, aż powie coś więcej. Nie doczekałam się.
- To możliwe, że zbliżają się do domów? Nie powinny być płochliwe? - naciskałam, żeby powiedziała coś więcej.
- Nie znam się na wilkach, Amy – ucięła krótko i wiedziałam, że to był koniec tematu. Jej zmieszanie wydawało mi się co najmniej dziwne. Jakby chciała coś przede mną ukryć. Postanowiłam zmienić temat.- Długo znasz tego Jacoba?
- Znamy się prawie od urodzenia. To naprawdę świetny kumpel, taki od serca. Zobaczysz, też go polubisz. W ogóle wszyscy z La Push są w porządku.
- To super – ucieszyłam się. Głupio mi było przyznać się przed samą sobą, że Black mi się spodobał. Wydawał się naprawdę bardzo sympatyczny. - Eee… a nie wiesz może, czy… kogoś ma? No wiesz, czy jest singlem? – uśmiechnęłam się głupio. Takie pytania nie były w moim stylu.
- Nie ma dziewczyny. Czyżby ci się spodobał? – Bella uniosła brew.
- Nie, skąd, tak pytam – nieco się zmieszałam. Życie nauczyło mnie, aby nie angażować się za szybko w różne rzeczy, w miłość także. Należę do ludzi „w gorącej wodzie kąpanych” i wszystkiego chciałam od razu. Często takim podejściem zrażałam do siebie ludzi i postanowiłam to zmienić.
- Wracamy do domu! – usłyszałam głos taty, dobiegający z przedpokoju. Szybko pożegnaliśmy się z Charlie’m i Bellą, po czym wsiedliśmy do auta.
W domu nudziło mi się niezmiernie. Po dwóch dość pogodnych dniach zaczęła się ulewa. Już przyzwyczaiłam się do ciągłego odgłosu deszczu, więc mi to nie przeszkadzało. Zapaliłam zapachowe świece i zgasiłam wszystkie światła. Gdy wróciłam po kąpieli z łazienki, w całym pokoju czuć było przyjemny zapach lawendy. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.

Zobaczyłam rozgniewaną twarz taty. Krzyczał coś o tym, że jestem nieodpowiedzialna, mama trzymała go za ramię i tylko przytakiwała. Zaczęłam się usprawiedliwiać, krzyczałam, a z moich ust wydobywały się coraz ostrzejsze słowa. W pewnym momencie dostałam od ojca w twarz. Osunęłam się z płaczem na podłogę, starłam dłonią krew płynącą z pękniętych ust. Spostrzegłam, że mama też płacze. Przykucnęła przy mnie, pogłaskała po głowie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze.

Ocknęłam się. To był tylko zły sen. Oddychałam trzy razy szybciej niż zwykle i nie mogłam się uspokoić. Nie miałam pojęcia, czego ten przeraźliwy obraz w mojej głowie mógł dotyczyć. Zwykle nie robiłam niczego zakazanego, czego mogłabym żałować. Spojrzałam na zegarek, było kilka minut po trzeciej w nocy. Za oknem trwała burza. Deszcz bił w szybę. Usłyszałam skowyt Jessie’go, którego ojciec widocznie zostawił na noc w podwórkowym kojcu. Biedak bał się piorunów. Zarzuciłam na siebie długi, czarny sweter i wyszłam na dwór, by go wpuścić do domu. Po kilku sekundach byłam już cała mokra. Otworzyłam kojec, pies pobiegł prosto do domu. Odwróciłam się i zamarłam. Między drzewami stał ogromny, wręcz gigantyczny wilk. Wpatrywał się we mnie, a ja ze strachu nie mogłam się ruszyć. W pewnym momencie odwrócił się i pobiegł w głąb lasu. Przerażona, ruszyłam w kierunku domu ile sił w nogach. Dosłownie po kilku sekundach znalazłam się w łóżku. Ciągle miałam przed oczami spotkanego przed chwilą stwora. Moje włosy były całe mokre, ale strach i szok ogarnął mnie do takiego stopnia, że bałam się ruszyć z łóżka. Uspokoiłam się trochę i nawet nie zauważyłam, kiedy ogarnął mnie sen.

Czekam na oceny :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caroline Cullen dnia Pią 22:42, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 24 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:14, 25 Cze 2009 Powrót do góry

Po pierwsze: co to jest? Prolog, fragment rozdziału pierwszego? Może czepiam się szczegółów, ale lepiej by było gdybyś to zaznaczyła.
Fragment rzeczywiście dość krótki, więc za bardzo nie ma co oceniać. Ale pomysł pisania o wilkołakach mi tam się podoba. Nawet bardzo, bardzo mi się podoba. :D Strasznie mało ff o nich jest.

Teraz o stronie technicznej:

A panią betę to Ty zatrudniłaś?

Cytat:
Ja sama nie miałam problemów z przeprowadzką. Zmienialiśmy już miejsce zamieszkania kilka razy i nigdy nie miałam problemów z zaklimatyzowaniem się w nowym miejscu. Miałam cichą nadzieję, że to już ostatni dom moich rodziców, bo wiedziałam, że mama jest tym już nieco zmęczona.


Cytat:
Zarówno moja babcia jak i dziadek od strony ojca byli Indianami, lecz niewiele mi z ich genów pozostało. Najbardziej żal mi było charakterystycznej dla Indian ciemnej karnacji.


Cytat:
Słyszałam plotki o wilkach, biegających po tutejszych lasach, ale nie powinny one zbliżać się aż tak blisko domów. Obserwowałam domniemanego wilka, który nagle zamarł i popatrzył na mnie.


Cytat:
- To niemożliwe, naprawdę ci się wydawało – odpowiedział tata bez emocji w głosie.
Stwierdziłam, że chyba tata ma rację.


Cytat:
Nikogo nie było. Zerwał się wiatr, więc postanowiłam wracać do domu.
Gdy byłam już na skraju lasu, usłyszałam przeraźliwe wycie. To był prawdziwy wilk.


Powtórzenia.

Interpunkcji się nie czepiam, bo nie chciałabym Ci wytknąć błędów, których nie ma. Z ortografią jest raczej wszystko w porządku.

Co mi się jeszcze nie podobało: dialogi mi się wydały jakieś takie... sztuczne? Tak, chyba tak można to nazwać.
I jeszcze co zauważyłam: Amy (swoją drogą bardzo lubię to imię :D) ma bardzo dobre (jak na nastolatkę oczywiście :D) relacje z rodzicami, ale to jest plus. :)
Ogólnie jestem na tak (ojej, zupełnie jak w "Idolu" albo "Mam talent"... Co się ze mną dzieje? :D). Czekam na dalsze części, by zobaczyć, jak się akcja rozwinie.
Pozdrawiam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
latomeri
Dobry wampir



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu. ;]

PostWysłany: Czw 15:39, 25 Cze 2009 Powrót do góry

O wow.

To krócej się nie dało?

Popraw to migiem, bo inaczej ff pójdzie do kasacji. ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Caroline Cullen
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2008
Posty: 697
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: La Push / jakaś tam dziura na śląsku ;P

PostWysłany: Czw 23:59, 25 Cze 2009 Powrót do góry

Tekst poprawiony i wydłużony. Czekam na opinie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:10, 27 Cze 2009 Powrót do góry

Cytat:
Nagle wśród drzew ujrzałam ogromnego psa, aż za dużego, niż pospolity kundel

Że jak?
Nie rozumiem sensu tego zdania. Nie lepiej byłoby "...dużo większego niż pospolity kundel"?

Co do rozdziału, to jest okay. Nie wciągnął mnie jakoś szczególnie, ale skoro to Twoje pierwsze opowiadanie tego typu, to nie będę się czepiać :) Nie jest źle, po prostu wolę wampiry od wilkołaków, i na dodatek nie przepadam za postaciami stworzonymi przez autorów ff, więc to pewnie przez moje uprzedzenia, także nie masz się co martwić.
Załatw sobie jakąś betę. Będzie się lepiej czytało.
No i czekam na te sceny +18 Twisted Evil

Pozdrawiam,
Latte.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Sob 22:11, 27 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Nie 23:21, 28 Cze 2009 Powrót do góry

Lubię opowiadania, w których narratorem są osoby stworzone przez forumowiczowych pisarzy (ależ mi się neologizm stworzył), wtedy akcja dzieje się jakby z boku, można popatrzeć na to, co działo się w Zmierzchu z innej perspektywy. No i fajnie, że poruszasz temat wilkołaków, jakoś wielu omija go szerokim łukiem, że niby to wampiry lepsze... Dobrze poprowadziłaś akcję, wyczuwa się napięcie i strach bohaterki. Naprawdę mnie zaciekawiłaś!!! Co do błędów, z takich poważniejszych dojrzałam jeden:
Cytat:
Chwilkę przed drugą po południu, wyjechaliśmy z pod domu naszym kiczowato zielonym autem.

spod powinno być, no i nie ma potrzeby postawienia w tym zdaniu przecinka

Na pewno jeszcze nie raz wejdę na to opowiadanie.:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Caroline Cullen
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2008
Posty: 697
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: La Push / jakaś tam dziura na śląsku ;P

PostWysłany: Śro 8:03, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział II

Beta: Leah

Gdy wstałam, rodziców już nie było. Przegryzłam coś i wyszłam z domu. Do szkoły miałam dość duży kawałek drogi, więc jeździłam do niej małym samochodem, który dostałam od mamy. Przynajmniej nie miał tak kiczowatego koloru, jak nasze drugie auto. Postanowiłam nikomu nie mówić o tym wilku. Mogliby mnie uznać za wariatkę. Bella pewnie już myśli, że mam nie po kolei w głowie, gdy tak wypytuję ciągle o zachowanie Edwarda.
Zaparkowałam auto na szkolnym parkingu. Pierwszą miałam biologię z panem Bannerem. Siedziałam na niej z Mike’m Newtonem, ku niezadowoleniu Jessicy Stanley, której najwyraźniej się podobał. Bella opowiadała mi, jak mój kolega z ławki leciał na nią samą, gdy przeprowadziła się do Forks. Patrząc na jego zachowanie mogłam śmiało stwierdzić, że nadal nie jest mu obojętna. Śmiałam się pod nosem na widok jego krzywych min, gdy Edward ukradkiem ujmował jej dłoń pod ławką. Wszyscy mieli do mnie dobre nastawienie, no oprócz Jessicy, której zazdrość nie miała granic. Nie odpuszczała żadnej okazji, by na mnie krzywo popatrzeć, czy obgadać. Swoją drogą, chyba nikt jej nie powiedział, że nie ukryje się mówienia o kimś, patrząc tej osobie prosto w oczy. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji powiem jej co o tym sądzę. Uwielbiałam przerwy obiadowe w stołówce z moimi nowymi znajomymi. Zawsze można się było z kogoś pośmiać. Coraz częściej dosiadali się do nas Cullenowie i dopiero wtedy swoim zachowaniem przypominali ludzi, a nie jakichś wyrzutków. Szczerze mówiąc, trochę zazdrościłam Belli. Wdziałam jak wpatrzona jest w swojego księcia, czuć było na odległość, że jest szczęśliwa. Gdy miała się z nim zobaczyć, uśmiech nie znikał z jej ust, oczy błyszczały. Nigdy nie miałam szczęścia w miłości. Jak już wcześniej wspominałam, zawsze za bardzo się z wszystkim spieszyłam. A potem nadchodziło wielkie rozczarowanie. Raz zostałam nawet zdradzona i myślę, że to najbardziej zaważyło na tym, jak bardzo bałam się uczuć między kobietą a mężczyzną.
Lekcje zakończyły się godzinę wcześniej, niż powinny.
- To jak, jedziesz dzisiaj na plażę? – spytała Bella, gdy wsiadałam do auta.
- Jadę. Kurcze, aż głupio się przyznać, że mieszkam w granicach rezerwatu już 4 miesiące, a ani razu tam nie byłam – odpowiedziałam poprawiając boczne lusterko auta.
- Zobaczysz jakie to cudowne miejsce – powiedziała z uśmiechem. – Ja się zmywam, za dwie godziny jadę z Edwardem do Port Angeles, a muszę jeszcze zrobić obiad Charliemu. Miłej zabawy.
- Dzięki. Ty też baw się dobrze – odpowiedziałam i przekręciłam kluczyk w stacyjce.
Po powrocie do domu zrobiłam obiad i wzięłam prysznic. Potem zastanawiałam się, co ubrać na plażę. Pływać nie miałam zamiaru, więc strój kąpielowy był zbędny. Wybrałam więc zwiewną, kolorową bluzkę z etnicznym wzorem oraz dżinsowe spodnie, sięgające za kolano. Upięłam moje jasnobrązowe, sięgające do połowy pleców włosy, zostawiając pojedyncze kosmyki wiszące luźno wokół szyi. Nie malowałam się, wyznawałam zasadę: „Naturalność przede wszystkim”. Trochę stresowałam się tym, co pomyślą inni ludzie mieszkający w rezerwacie, gdy mnie zobaczą. Co gorsza, bałam się, że ze zdenerwowania będę siedziała cicho jak mysz pod miotłą, zamiast uśmiechać się i śmiało rozmawiać. Spojrzałam na zegarek – miałam jeszcze 15 minut, aby zjawić się w umówionym miejscu. Postanowiłam wyruszyć już z domu, biorąc pod uwagę fakt, że mogę się zgubić. Jechałam dokładnie według wskazówek Jacoba. Dotarłam tam kilka minut przed czasem – byłam pod jego domem. Wysiadłam z auta i oparłam się o maskę. Jego drewniany dom był normalnej wielkości. Drzwi frontowe znajdowały się na werandzie, do której prowadziło pięć schodków. Okna były dość duże , wisiały w nich idealnie białe firanki. Na pierwszym piętrze znajdował się balkon z pięknymi, wyglądającymi jak ręcznie rzeźbione barierkami. W momencie, w którym zachwycałam się owymi dekoracjami, drzwi otworzyły się i pojawił się w nich posiadacz idealnego uśmiechu, chyba najpiękniejszego w całym Forks.
- Widzę, że punktualność należy do twoich zalet – radośnie uścisnął mi dłoń.
- Wolę pojawić się wcześniej, niż ktoś miałby na mnie czekać – uśmiechnęłam się.
- To, może pokażę ci plażę? Pewnie moi znajomi już się zbierają – zapytał zachęcająco.
- Co tylko sobie zechcesz przewodniku. Zdaję się na ciebie.
Poszliśmy brzegiem morza. W oddali widać było kilka osób kręcących się przy skałach. Ktoś pływał na desce. Jacob opowiadał mi o ogniskach odbywających się na plaży. Potem zaczęliśmy rozmawiać o rodzicach. Dowiedziałam się, że ma siostry, że jego mama nie żyje oraz, że tata jeździ na wózku. Po chwili okazało się, że nasi ojcowie się znają.
- Zaraz, twój tata to Derek Blind? – zapytał Jake z niedowierzaniem.
- Tak, czyżby miał jakąś mroczną przeszłość, o której nic nie wiem? – zaśmiałam się.
- Mój ojciec kiedyś o nim opowiadał. Znają się z młodych lat. Podobno świetnie łowił ryby.
- Do tej pory dobrze sobie z tym radzi, ale nie ma czasu na wyjazdy. Jak nazywa się twój tata?
- Billy Black
- Wydaje mi się, że mój też coś kiedyś o nim wspominał. Ale nie pamiętam co konkretnie.
Doszliśmy już do miejsca, gdzie spotkali się koledzy Jacoba. Byli Indianami, wysocy i wysportowani, rodem z drużyny rugby. Czułam się przy nich jak mała mrówka w wielkim świecie. Poznałam wszystkich po kolei. Sam, Embry, Jared, Paul i Seth. Bałam się, że zapomnę ich imion.
- Quil nie mógł przyjść, ma coś ważnego na głowie – powiedział Seth. Masakra, to jest jeszcze ktoś, kogo być może poznam?
- Pewnie niańczy Claire – Jake przewrócił oczami.
- Ma siostrę? – zapytałam i po chwili zaczęłam tego żałować. Cała reszta popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Miałam ochotę schować głowę w piasek. Nie wiedziałam, co było powodem ich dziwnego spojrzenia.
- Nie, to jego yyy… kuzynka. Bardzo się lubią – wyjaśnił Sam. Kiwnęłam głową.
Usiedliśmy na skałach.
- Chyba niedawno się tu przeprowadziłaś? Nie wydaje mi się, żebym cię kiedyś widział – zwrócił się do mnie Paul.
- Tak, mieszkam tu od 4 miesięcy. Mój ojciec stąd pochodzi.
- Gdzie mieszkałaś wcześniej? – zapytał Seth.
- Kilka razy się przeprowadzałam, ale ostatnio w Seattle. Miła odmiana, zamieszkać w takim małym mieście. Mam nadzieję, że zostanę tu na stałe, bo naprawdę mi się podoba.
Była bardzo ładna pogoda. Jak na Forks oczywiście. Na niebie było tylko kilka niewielkich chmurek a słońce przyjemnie grzało.
Paul ściągnął koszulkę i wskoczył do wody. Za jego przykładem poszli Embry, Jared i Sam.
- Idziesz popływać? – zapytał Jacob.
- Nie wzięłam stroju. Posiedzę tu sobie – uśmiechnęłam się.
Jake ściągnął koszulkę. Mogłam podziwiać jego zadziwiającą muskulaturę. Miał wręcz ośmiopak. Mógłby grać w „Słonecznym Patrolu”, resztę aktorów zostawiłby daleko w tyle. Jego ciało prężyło się do skoku, było w tym coś zwierzęcego. Przebił taflę wody i po kilku sekundach wynurzył się na powierzchnię.
- A ty nie idziesz pływać? – zapytałam Setha, który nadal siedział koło mnie.
- Wolę się poopalać – uśmiechnął się i położył na skale. Stwierdziłam, że to naprawdę nie jest mu potrzebne. Poszłam za jego przykładem. Zamknęłam oczy i słuchałam szumu fal, przerywanego co chwilę śmiechem chłopaków. Wiatr przyjemnie chłodził moje ciało. Nagle poczułam jak kilka zimnych kropel wody spada na moją twarz. Otworzyłam oczy.
- Nie śpij maleńka! – zobaczyłam śmiejącego się Jacoba z wodą w dłoniach.
- Jake, przestraszyłeś mnie! – zerwałam się z miejsca - I wcale nie spałam!
- No chodź do wody, nie jest wcale taka zimna – Indianin uparcie prosił.
- Mówiłam ci, że nie mam stroju. Potem zmarznę, jak będę chodziła w mokrych ciuchach.
- E tam, dam ci coś do przebrania.
Nie zdążyłam zaprotestować, gdyż zostałam zepchnięta ze skały. Zanurzyłam się cała i wypłynęłam.
- Jacobie Black, choć znam cię dopiero od wczoraj, już mam ochotę cię zabić! – wrzeszczałam pół żartem, pół serio. Wszyscy zaczęli się śmiać, gdy obiekt mojego zdenerwowania wskoczył do wody, ochlapując przy tym mnie. Nie miałam już nic do powiedzenia.
- Mówiłem, że nie jest zimna – powiedział, podpływając do mnie. Zadarłam do góry głowę, udając obrażoną.
- Foch?
- Powiedzmy, że ci to wybaczę – uśmiechnęłam się.
Wygłupialiśmy się w wodzie przez dłuższy czas. Indianie chyba mnie zaakceptowali, co nie zmienia faktu, że czułabym się pewniej, gdyby Bella była tu ze mną. Wyszliśmy na plażę i usiedliśmy wokół czegoś, co przypominało miejsce na ognisko. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Czułam się naprawdę dobrze. Słońce zaczęło powoli zachodzić i każdy musiał gdzieś iść. Kierowaliśmy się z Jacobem w stronę domu. Mokre ubranie dało mi się we znaki – coraz częściej przechodził mnie dreszcz z zimna.
- Zimno ci… – zauważył – ubierz to – powiedział, podając mi koszulkę.
- Nie, wtedy tobie będzie zimno. Ja sobie poradzę.
- Nie będzie. Uwierz mi, jestem gorącym facetem – zaśmiał się unosząc brwi.
- Skoro nalegasz… – uśmiechnęłam się i założyłam ją na siebie. Była większa o co najmniej 4 rozmiary i z pewnością wyglądałam w niej przekomicznie – pewnie wyglądam jak klaun.
- Nie, pasuje ci ona – z uśmiechem położył mi rękę na ramieniu.
Zachód słońca był piękny. Bella miała rację – plaża w La Push to cudowne miejsce. Żałowałam, że nie odkryłam jej wcześniej. Zbliżaliśmy się do domu Jacoba. Na werandzie siedział człowiek na wózku, z pewnością jego ojciec.
- Chodź na moment – chłopak pociągnął mnie za rękę w stronę domu – Tato! Wiesz kto to jest?
- Nie mam pojęcia synu – odpowiedział Billy przyglądając mi się uważnie.
- To córka Dereka Blind’a, Amy – zwrócił się do mnie – to mój ojciec, Billy Black.
- Miło pana poznać, panie Black – uścisnęłam mu dłoń.
- Witaj Amy. Jesteś nawet podobna do taty, masz jego oczy. Słyszałem, że się przeprowadziliście, ale jakoś nigdzie go nie spotkałem. Możesz podać mi wasz numer telefonu?
- Oczywiście – zapisałam numer na kartce – Jacob, muszę się zwijać, jest już późno. Do widzenia panie Black!
- Czekaj, odprowadzę cię do auta – Indianin poszedł za mną, a jego ojciec zniknął za frontowymi drzwiami. Gdy staliśmy już przy samochodzie, oparłam się plecami o drzwi.
- Dziękuję, że przyjechałaś. Miło mi było spędzić z Tobą czas – powiedział z uśmiechem.
- To ja dziękuję za zaproszenie. Mam nadzieję, że dobrze wypadłam przy twoich kolegach.
- Bez wątpienia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – błysk jego oczu ślicznie komponował się z zachodzącym słońcem.
- Jeżeli tylko będziesz chciał… Muszę lecieć – odwracałam się już do auta.
- Jasne, twój tato będzie się denerwował. Do następnego razu – zamknął za mną drzwi.
- Do następnego razu – powtórzyłam przez uchyloną szybę i odpaliłam silnik.
Pomachałam jeszcze Jacobowi przez ramię i pojechałam prosto do domu. Zastanawiałam się, jak bardzo wkurzeni będą rodzice. W pośpiechu nie zostawiłam im nawet kartki z informacją gdzie będę, nie wspominając o tym, że było już ciemno. Podjechałam pod dom, światło zapalone było w jednym pomieszczeniu. Weszłam po cichu i ściągnęłam buty. Będąc przy kuchni, gdzie siedzieli rodzice, rzuciłam krótkie „wróciłam” i już miałam biec na górę, ale zatrzymał mnie ojciec.
- Skąd wracasz o tak późnej porze?
- Byłam na plaży, przepraszam, ale zapomniałam zostawić kartkę i nie wzięłam komórki…
- A który chłopak używa takich ładnych perfum? – mama spojrzała na mnie z podejrzliwym uśmiechem, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. No tak, miałam na sobie koszulkę Jacoba.
- Syn Billy’ego Blacka, znajomego taty – odpowiedziałam zrezygnowanym głosem.
- Billy’ego? Nie wiesz co u niego? – zapytał ojciec.
- Nie wiem, ale wziął ode mnie nasz numer telefonu, na pewno się z tobą skontaktuje.
- Super, nie widziałem go tyle lat…
- Może coś zjesz? – zapytała mama.
- Dzięki, nie mam ochoty.
- A przystojny ten chłopak? – mama zaczęła się śmiać, a ja tylko westchnęłam i wyszłam z kuchni.
Poszłam na górę. Ściągnęłam koszulkę i powąchałam. Rzeczywiście, perfumy były bardzo ładne. Wrzuciłam ją do prania. Zaśmiałam się w duchu, gdy pomyślałam, że oddanie koszulki będzie pretekstem do następnego spotkania. Gdy po kąpieli położyłam się do łóżka, dostałam smsa od Belli:
„Hej, jak było na plaży?”. Odpisałam: „Było super, żałuj, że nie byłaś tam z nami. Znajomi Jacoba są naprawdę w porządku. Buziaki. Dobranoc”. Wyłączyłam telefon. Spojrzałam w okno, ale nic nie stało w miejscu, gdzie wczoraj widziałam wilka. Przytuliłam się do Jessie’go, który właśnie wskoczył na łóżko i zamknęłam oczy. Zasnęłam z myślą, że Jacob to naprawdę fajny facet.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caroline Cullen dnia Śro 8:04, 01 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 10:24, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo sympatyczny rozdzialik, taki spokojny i lekki. Czy ona coś do Jacoba zaczyna czuć??!!! Może jakieś wpojenie??? Czekam na kolejny rozdział. Bardzo pododba mi się twój ff.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:35, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Naprawdę fajne opowiadanie. Błędów nie zauważyłam, ale nie zwracałam zbytnio na nie uwagi. Szybko i lekko się czyta. Czyżby Jacob wpoił się w Amy?
Czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam i życzę weny Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Śro 22:23, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Szalenie miło czyta mi się Twoje opowiadanie! :):):) Bardzo mi się podoba, jest takie... urocze. A Twoja bohaterka wzbudza ogromną sympatię, jest taka ciepła, naturalna i nie jest taką miągwą jak Bella.Wink Czyżby Amy stała się niedługo "panną od wilkołaków"? No, no.:) I Jacob fajny jak z początku "Zmierzchu"... Same pozytywy.:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Caroline Cullen
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2008
Posty: 697
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: La Push / jakaś tam dziura na śląsku ;P

PostWysłany: Pon 8:55, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Dziś pierwsza część rozdziału trzeciego :)

W wilczym świecie - rozdział III cz. 1

Beta: Leah

Czy wtedy, gdy jest naprawdę dobrze, musi wydarzyć się coś, co wszystko przysłoni i zniszczy dobry nastrój? Owszem, tak. Moim utrapieniem stał się francuski, na który tak bardzo chciałam chodzić. Co prawda, od samego początku byłam zdziwiona, bo zapisało się na niego tylko 11 osób, ale żeby nauczycielka była taką jędzą? Już wiem dlaczego Bella i reszta moich nowych znajomych tak się dziwiła na wieść, że dołączyłam do grona uczących się tego języka. Tak bardzo się starałam i napisałam wypracowanie, które podobało mi się najbardziej ze wszystkich moich prac w życiu, a ona wystawiła mi marne D. Potrzebowałam rozluźnienia, ale nie miałam gdzie wyjść. Od tygodnia tak koszmarnie lało, że strach było wystawić czubek nosa za drzwi. Pochłonęły mnie więc romanse, które miały zatrzymać moje dziwne „przewidzenia”. Nadal miałam nadzieję, że ten wilk, to był wynik mojej pracy mózgu, zaczarowanego światem fantasty.
Billy zadzwonił do mojego ojca już 4 razy w tym tygodniu. Czy nie łatwiej, a przede wszystkim taniej byłoby się spotkać? Czasami faceci są nie do zrozumienia.

Postanowiłam zacząć zbierać pieniądze. Cel miałam już obrany – kupno gitary. Pomyślałam sobie, że pięknie by było umieć zagrać jakąś piosenkę. Zastanawiałam się tylko, jak długo będzie trwał mój zapał do nauki gry. Nie należałam do cierpliwych osób, więc taki instrument kosztowałby mnie wiele nerwów, ale stwierdziłam, że warto zaryzykować.

Nic jednak nie mogło poprawić mojego humoru, zniszczonego przez głupią nauczycielkę. Na odległość było widać, że się denerwowałam.
- Dalej przejmujesz się tą babką od francuskiego? – zapytała mama.
- Napracowałam się jak nigdy, a ten pasztet…
- Dobrze, spokojnie już to mówiłaś. Próbowałaś z nią to wyjaśnić?
- Mamo, z nią się nie da rozmawiać… Aż strach do niej podejść.
- Nawet nie spróbowałaś – czy rodzice naprawdę wierzą, że wszystkie problemy można załatwić zwykłą rozmową?
Ze zrezygnowaniem czytałam prognozę pogody na kolejne dni w miejscowym tygodniku.
- Chyba wyczerpał się już zapas słońca na ten miesiąc – mruknęłam pod nosem.
- Dobrze wiesz, że to deszczowa okolica. Ostatnia niedziela była ładna, nie masz na co narzekać – odpowiedziała mama prasując koszulę taty.
- Wiem, ale minął już tydzień, ile można siedzieć w domu?
- Umów się z kimś. Przecież nie musicie chodzić po dworze.
- Hmmm… w sumie to nie jest taki zły pomysł – odłożyłam gazetę i wstałam z fotela – a tak w ogóle to gdzie się z tatą wybieracie?
- Do Port Angeles. Wiele lat temu jedliśmy tam w takiej restauracji, jedziemy zobaczyć jak się zmieniła po latach.
- Aha. Chyba zadzwonię do Belli – wyszłam z salonu i poszłam na górę do pokoju. Wybrałam numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę – Bella? Masz jakieś plany na dziś? Nie? To może wpadniesz do mnie? Będziemy miały wolną chatę, bo rodzice jadą do Port Angeles. Super, czekam.
Gdy się rozłączyłam, postanowiłam posprzątać pokój. Wszędzie porozrzucane były ciuchy, zasłony na oknach zasłonięte, stosy szklanek i talerzy na biurku. Mało brakowało, a potknęłabym się o ładowarkę do telefonu. Wzięłam do rąk koszulkę Jacoba. Stwierdziłam, że chyba minie trochę czasu zanim mu ją oddam i położyłam ją na półce. Gdy z ledwością upchnęłam naczynia w zmywarce, zadzwonił dzwonek do drzwi. To była Bella.
- Hej, akurat zdążyłam posprzątać – przywitałam ją z uśmiechem.
- Nie musiałaś. U mnie jest taki bałagan, a mi nie chce się go pozbyć, co jest naprawdę dziwne – odpowiedziała podając mi kurtkę.
- Trzeba mi było dać znać, że chcesz wybić sobie zęby i coś połamać – zaśmiałam się.
Poszłyśmy do mojego pokoju. Usiadłyśmy na łóżku i rozmawiałyśmy. Nagle Bella zauważyła koszulkę Jacoba na półce.
- Zaraz, czy to nie jest ulubiona koszulka Jake’a? – uniosła jedną brew.
- To jego koszulka, ale nie wiem czy ulubiona – popatrzyłam na swoje stopy. Żałowałam, że nie schowałam jej do szafy.
- Co ona robi u ciebie? – spytała z podejrzliwym uśmiechem.
- Pożyczył mi ją, gdy zmoczyłam swoje ubrania i było mi zimno – starałam się nie patrzeć jej w oczy.
- A to ciekawe… Amy, czy on ci się przypadkiem nie podoba?
- Fajny z niego koleś i tyle. Chyba nie myślisz, że się zakochałam? Prawie go nie znam.
- Tylko tak spytałam. Jeszcze poznacie się bliżej.
Przewróciłam oczami wywołując u Belli atak śmiechu.
- A co u ciebie? – spytałam.
- Właściwie to nic, Edward z całą rodziną wyjechał w góry, wracają dopiero jutro wieczorem. Charlie jest chory i ma jakieś dziwne zachcianki, robię za pielęgniarkę i służącą w jednym. Jak Cullenowie wrócą, to Carlisle porządnie go zbada.
- Może wybrałybyśmy się do kina kiedyś? Za niedługo ma lecieć jakaś dobra komedia, a ta pogoda tak psuje mój humor, że przydałoby się pośmiać – zaproponowałam.
- W sumie, czemu nie. Ale raczej nie teraz, mam trochę pracy, na ochotnika zgodziłam się napisać spory referat na biologię i zaczynam powoli tego żałować.
- Niech Edward ci pomoże, chyba jest dobry z biologii, nie?
- Już mi to proponował, ale ja nie chcę. Głupio bym się czuła go wykorzystując, choć on nie widzi w tym nic złego.
Rozległ się dźwięk telefonu.
- Co u licha?! – krzyknęła Bella – o nie, Charlie… pewnie czegoś chce. Tak tato? U Amy. Jeśli muszę… dobra, będę za chwilę. – rozłączyła się po chwili – Przepraszam Amy, ale muszę jechać, ojciec gorzej się czuje.
- Nie szkodzi, trochę razem posiedziałyśmy. Odprowadzę cię.
Zeszłam z Bellą na dół. Gdy odjechała swoją furgonetką, nabrałam ochoty na coś słodkiego. Pomyślałam, że skoro i tak nie mam co robić, a deszcz zmienił się w lekką mżawkę to przejdę się te piętnaście minut do sklepu.

Od początku Forks bardzo mi się podobało. Może nie było zbyt urokliwe, ale miało w sobie coś magicznego. Las otaczający miasteczko ze wszystkich stron dodawał mu tajemniczości. Wszędzie obecna zieleń była ukojeniem dla moich oczu. I te domy, prawie każdy podobny do siebie – jedno lub dwupiętrowe z daszkiem przy wejściu, podjazd i obowiązkowo obok domu jakieś drzewo, najczęściej płacząca wierzba. Melancholia biła z każdego zakątka.
Deszczowa pogoda była tylko nastrojowym dopełnieniem. Mogłam z dumą stwierdzić, że pokochałam to miejsce i nie chciałam się z nim rozstawać.

Wyszłam ze sklepu z tabliczką czekolady w dłoni. Usiadłam na pobliskiej ławce i zjadłam całą. Wróciłam do domu, sprawdziłam pocztę mailową i nawet zagrałam w warcaby przez Internet, ale nadal mi się nudziło. Postanowiłam więc wybrać się na spacer do lasu.
Szłam cały czas przed siebie w nadziei, że się nie zgubię. Co jakiś czas potykałam się o korzenie albo krzaki, ale to w sumie normalna rzecz, jeśli chodzi o mnie. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałam takiego pięknego lasu jak ten. Niemal każde drzewo było porośnięte bluszczem. Była jedna rzecz, która mnie zdziwiła. Nie słyszałam żadnego śpiewu ptaków, nie spotkałam na swojej drodze ani jednej wiewiórki, ani śladów jakiegoś innego leśnego zwierzęcia. Po pewnym czasie byłam zmęczona, więc usiadłam na dużym, powalonym drzewie i podziwiałam okolicę.
W pewnej chwili coś poruszyło się w krzakach. Wstałam jak oparzona patrząc w tamto miejsce. Usłyszałam ciche chrupnięcie, tak jakby pękanie drewna. Gdy serce biło mi jak oszalałe, zza moich pleców wydobył się głośny chichot. Odwróciłam się i ujrzałam niesamowicie bladego mężczyznę, którego oczy były czerwone, jakby płonęły żywym ogniem. Jego włosy były wręcz białe, miał na sobie spodnie dresowe i podarty T – Shirt. Podążał w moją stronę powolnym krokiem.
- Nie bój się mnie, będzie szybko i bezboleśnie – znów się zaśmiał. Pomyślałam, że to jakiś gwałciciel.
Lecz w tym samym momencie obnażył ogromne, białe kły i wtedy wiedziałam już, że to nie jest człowiek.
- Twój zapach jest bardzo interesujący. Pozwól, że podejdę bliżej…
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, cofając się szybkim krokiem – kim jesteś?!
- Oj skarbie, uwierz, że nie chciałabyś wiedzieć… Nie było mnie w twoich najstraszniejszych snach… Nie mam interesującej osobowości, ale życiorys pełny takich bezbronnych ofiar jak ty… Tak mi przykro, że właśnie w ten sposób skończy się twoje życie… Ale jedni muszą umierać aby inni mogli istnieć… Zaraz zaraz, nigdzie się nie wybierasz!
Wykonał ogromny skok i wylądował tuż za moimi plecami. Zaczęłam biec najszybciej jak tylko mogłam, chociaż wiedziałam, że nie mam najmniejszych szans na ucieczkę. Nie miałam pojęcia co się ze mną stanie. Moje nogi dostały takiego powera, aż odniosłam wrażenie, że biegam szybciej niż sportowiec.
- Nieładnie tak uciekać… Zginiesz parszywy człowieczku! – morderca ruszył w pogoń za mną.
Biegnąc, potykałam się o kamienie i konary. Starałam się utrzymać jak największy dystans pomiędzy mną, a goniącym mnie potworem. Dobrze wiedziałam, że gdyby chciał, dopadłby mnie z łatwością, ale chciał się mną pobawić. Nie chciałam dać się zabić tak szybko. Co chwilę zerkałam przez ramię, by określić jak daleko ode mnie jest ta bestia. Raz znikał między drzewami, a raz pojawiał się tuż za mną. W pewnym momencie poślizgnęłam się na mokrej trawie i upadłam na plecy. Chciałam wstać, ale mój wróg był już przy mnie. Podniósł mnie za kurtkę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Teraz umrzesz mała. A chciałem, żebyś tyle nie cierpiała… Cóż, za bycie niegrzecznym trzeba ponieść odpowiednią karę.
Wziął głęboki wdech, tak jakby chciał poczuć mój zapach w całych swoich płucach, po czym zepchnął mnie z leśnego zbocza. Turlałam się jak szmaciana lalka, uderzając nogami w wystające z trawy kamienie, a rękami próbując osłonić głowę. Spadanie skończyłam boleśnie uderzając głową w drzewo. Czułam, jakby moja pulsująca czaszka rozsypała się na kilka kawałków, ból był nie do zniesienia. Z rozbitej głowy ciekła mi strużka gorącego płynu.
Słyszałam śmiech mojego kata, który zbliżał się do mnie z każdą sekundą. Ponownie podniósł mnie z ziemi i oparł o drzewo.
- Ludzie są tacy bezsilni wobec mojej mocy. To trochę nudne, bo nie czuję już nawet adrenaliny, kiedy poluję na takich jak ty. Szkoda, że jesteś za słaba, aby mi się przeciwstawić. A teraz poczuję smak twojej słodkiej krwi… - powiedział, pochylając się nade mną.
- Nie! - zebrałam w sobie siły
Zamknęłam oczy i przez głowę przemknęła mi tylko jedna myśl: Mamo, tato… przepraszam, że to się tak skończyło. Kocham was. Byłam już gotowa na śmierć.

Uwaga, jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych rozdziałach na PW, napiszcie do mnie wiadomość, ale nie w komentarzach, żeby nie robić zamieszania :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caroline Cullen dnia Pon 11:44, 06 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:39, 06 Lip 2009 Powrót do góry

FF bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że Jacob jakoś się tam zmaterializuje i uratuje ją. Piszesz ciekawie, no ale jak można skończyć rozdział w takim momencie? No ale trudno mam nadzieję, że szybko dodasz następny.
Pozdrawiam i życzę chęci Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pijawka6
Człowiek



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Biedronki

PostWysłany: Pon 14:41, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Heh...te opowiadanie ciekawie się rozwinęło..... Amy jest ciekawą postacią i interesuje mnie co będzie z nią dalej... Umrze? "Ktoś" ją uratuje? :P Czekam na dalsze części.

Ps. Do póki nie dodasz następnego rozdziału będę zastanawiała się co dalej z Amy. Może się domyślę :D

Pozdrawiam, Pijawka Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gabrielle de Lioncourt
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 19:43, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Jestem w 100% pewna, ż eJake się w nią wpoił i uratuje Amy.
Do byłoby takie Meyerowskie ;/ Dlatego wolę Anne Rice Wink
Pozdrawiam i życze wena
Gabrielle


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Wto 12:28, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Nie, no kończyć w takim momencie! Końcówkę czytałam już na bezdechu, tak się wczułam w akcję.:D Cholera, znów kilka dni będę myślała, co się stanie. Ale liczę, że nie uśmiercisz głównej bohaterki w tak ekspresowym tempie.Wink Albo, nie daj Boże, zrobisz z niej wampira. To by się Jake zdziwił.
Piszesz świetnie, tak naturalnie - nie ma żadnego "nadymania" i sztucznego podtrzymywania akcji; nic w tekście nie zgrzyta i nie zmieniałabym ani jednego wyrazu - wszystko jest tak, jak być powinno. I betę masz świetną, nie zauważyłam żadnego błędu ani nawet błędziku!:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Caroline Cullen
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2008
Posty: 697
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: La Push / jakaś tam dziura na śląsku ;P

PostWysłany: Wto 17:35, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Część druga rodziału III
Zapraszam do czytania :)
Beta: Leah

Czułam jego zimną dłoń, zaciśniętą na mojej szyi. Nie odważyłam się otworzyć oczu. Czekałam na ugryzienie, które nie nadchodziło. Nagle usłyszałam głośne warknięcie, potwór mnie puścił i opadłam bezwładnie na ziemię. Rozległy się odgłosy szarpaniny, piski, syknięcia. Jakby przez mgłę, widziałam mojego niedoszłego zabójcę, walczącego z kimś innym. Najwyraźniej upłynęło ze mnie zbyt wiele krwi, bo straciłam przytomność.

Ocknęłam się i zrozumiałam, że leżę w szpitalu. Przez mgłę widziałam troskliwą twarz ojca, który trzymał mnie za rękę i siedzącą obok niego Bellę.
- Kochanie, coś ty narobiła… - powiedział ojciec spokojnym głosem.
- Ta-tato… to nie tak… to ktoś… ktoś chciał mnie zabić – poczułam piekący ból w czaszce.
- Proszę się nie martwić, panie Blind. Majaczy, uderzenie było bardzo silne i trochę pomieszało jej się w głowie. Za kilka dni wróci do siebie – zobaczyłam przed sobą twarz lekarza. Był bardzo przystojnym blondynem. O ile wierzyć identyfikatorowi przy jego fartuchu, był to Carlisle Cullen.
- Ja nie ma… - chciałam zaprotestować, ale ból znowu przeszył moją głowę.
- Spokojnie Amy, straciłaś dużo krwi i mocno się uderzyłaś. Zaszyliśmy ci ranę na głowie. Masz kilka niewielkich rozcięć na rękach, ale nie są one groźne. Poleżysz tu kilka dni. Naprawdę niefortunnie upadłaś, ale dobrze, że skończyło się tylko na tym. Boli cię coś?
- Głowa…
- Zaraz podam ci silniejszy lek przeciwbólowy. O nic się nie martw, będzie dobrze.
Doktor wstrzyknął mi coś do kroplówki i wyszedł z sali.
- Panie Blind, był tu pan całą noc, czas na odpoczynek. Ja zostanę z Amy – powiedziała Bella.
- Masz rację… Kochanie, za jakąś godzinkę przyjedzie tu mama. Zdrowiej skarbie – ojciec ucałował mnie w czoło i wyszedł.
- Ile czasu byłam nieprzytomna? – zapytałam.
- Dwa dni – odpowiedziała krótko Bella.
- Ja nie wiem jak to się stało, nie mam pojęcia ale jakiś potwór chciał mnie zabić, chciał… wypić moją krew! Miał takie straszne, czerwone oczy, był zimny, gonił mnie, a potem zepchnął ze wzgórza…
Ktoś go ode mnie odciągnął, ale nie wiem kto, nic nie widziałam… Bella, ja się boję! Nie wiem co to było! – moja opowieść przerodziła się w histerię.
- Amy, uspokój się… wszystko będzie dobrze – uścisnęła moją dłoń, a ja pod wpływem leków odpłynęłam.

- Czy wy jesteście poważni?! Mieliście mieć Forks na oku! Zapewnialiście, że żadna pijawka się tu nie zbliży! Ona mogła zginąć! – przebudził mnie czyjś znajomy głos.
- Uspokój się psie, przecież żyje! – ten był podobny do Edwarda Cullena.
- Jake, spokojnie… - wtrąciła Bella. Więc posiadaczem pierwszego głosu był Jacob. Co on tu robił? O czym oni w ogóle rozmawiali?!
- Nie będę spokojny! Jak masz zamiar jej to teraz wytłumaczyć, wszechwiedzący krwiopijco?!
- Wmówi się jej to, co cały czas powtarza Carlisle – że uderzyła się w głowę i ma omamy – powiedział Edward.
- Kochanie, nie wydaje mi się, aby w to uwierzyła. Nie jest głupia – wyjaśniła Bella.
- Umarłaby, gdyby mnie tam nie było! A wtedy musielibyście szybko wynosić się z miasta, więc teraz coś wymyśl! – Jake dalej się gorączkował, a ja miałam mętlik w głowie.
- Cicho, bo ją obudzicie – uspokajała ich dziewczyna.
Postanowiłam przerwać milczenie.
- Dobra spokój, a teraz wytłumaczcie mi, co się dzieje – powiedziałam niemrawym głosem.
- Aa… Amy? Co słyszałaś? – zapytała Bella z wytrzeszczonymi oczami.
- Wszystko od momentu, że mieliście mieć Forks na oku – odpowiedziałam – a teraz wyjaśnicie mi, do cholery, o co w tym wszystkim chodzi! Jakie pijawki?!
- Bells mówiła, żebyś się zamknął śmierdzielu! – Edward złapał się za głowę i zaczął chodzić w kółko – co teraz?!
- Chyba trzeba będzie jej wszystko powiedzieć… - powiedziała Bella zrezygnowanym tonem.
- Wtajemniczyć kolejnego człowieka?! Za niedługo całe Forks będzie wiedziało! Skąd wiem, czy można jej ufać?!
- Edward, nie ma innego wyjścia…
Patrzyłam to na Bellę, to na Edwarda albo Jacoba. Ten ostatni siedział skulony na sąsiednim łóżku, wlepiając we mnie wzrok.
- Gdybyście patrolowali Forks, do niczego by nie doszło – mruknął.
- Zamknij się! – krzyknął zdenerwowany Cullen.
Miałam już tego serdecznie dosyć.
- Uspokójcie się wszyscy! Powiedzcie mi, co jest grane! Możecie mi ufać, naprawdę!
- Chyba naprawdę nie ma innego wyjścia… - Edward przysiadł na moim łóżku – tylko niczego się nie bój, nie stanie ci się krzywda.
- Akurat po tym, co przeszła, ci uwierzy… - wtrącił Jake, lecz siedzący przy mnie chłopak zignorował to.
- Amy, musisz mi przysiąc, że nikt poza Tobą się o tym nie dowie.
- Przysięgam.
- Więc… to, co zaatakowało cię w lesie, to był wampir. Ja i moja rodzina, tzn. Carlisle, Esme, Emmett, Rosalie, Jasper i Alice także jesteśmy wampirami, lecz nie polujemy na ludzi. Jesteśmy tak jakby wegetarianami swojego gatunku i pijemy tylko krew zwierząt. Tak naprawdę nie jeździmy na biwaki, tylko na polowania. Gdy jesteśmy w Forks, patrolujemy okolicę i odstraszamy każdego wampira, który będzie próbował zapolować na człowieka. Z tym, że wczoraj nas nie było, no i… doszło, do czego doszło. Przepraszam, powinniśmy być na miejscu. Jacob cię uratował, pewnie jesteś zaskoczona, jakim cudem. Otóż on i jego przyjaciele są wilkołakami. Tworzą taką sforę. Mogą przemieniać się w ogromne wilki i wtedy są gotowi stanąć do walki z wampirem. Jeśli będziesz chciała, Jake powie ci więcej na ten temat.
Byłam w szoku. To tak, jakby fantasy, które nagminnie czytałam, stało się rzeczywistością. Wampiry, wilkołaki… a w tym wszystkim Cullenowie i Jacob. Stałam się ofiarą potwora ze świata, który istniał tylko w wyobraźni ludzi. Leżałam z otwartymi ustami, nie wiedząc, co mam powiedzieć.
- Tylko błagam, nikomu o tym nie mów – zwrócił się do mnie Edward.
- Nie powiem… - odpowiedziałam, nadal będąc w szoku.
- Myślę, że to trochę za dużo, jak dla niej… - odezwał się Jake.
- Musi to sobie poukładać, dajmy jej czas – powiedział Cullen – jeśli będziesz się czegoś obawiać, albo zauważysz cokolwiek, co wzbudziłoby twoje podejrzenia, zwróć się do mnie.
Kiwnęłam głową.
- Jacob, ja i Edward jedziemy. Zostaniesz przy niej? – zapytała Bella.
- Tak, oczywiście.
- Jeśli chcesz to jedź, masz na pewno ciekawsze rzeczy do roboty niż siedzenie ze mną tutaj… - popatrzyłam w jego czekoladowe oczy.
- Zostaję – powiedział stanowczo.
Byliśmy sami. Cały czas miałam obraz tamtych wydarzeń przed oczami. Wpatrywałam się w biały sufit, a mój towarzysz siedział na sąsiednim łóżku.
- Jake?
- Tak?
- Co się stało z tym… wampirem? – zapytałam, niechętnie wymawiając ostatnie słowo.
- Został… usunięty. Oszczędzę ci szczegółów.
- Och... Czyli Ty mnie uratowałeś?
- Zrobiłem to, co było konieczne, Amy – przeraził mnie chłód w jego głosie. Patrzył na błyszczące kafelki na ścianie.
- Dziękuję – powiedziałam nieśmiało, spoglądając na niego.
- Drobiazg – odpowiedział, nawet nie odwzajemniając wzroku.
Zapadła cisza. Postanowiłam się nie odzywać, bo na samą myśl o jego dziwnym głosie przechodziły mi ciarki po plecach. Po upływie kilkunastu minut, wypełnionych pikaniem sprzętu medycznego, nie wytrzymałam.
- Jake, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Można tak powiedzieć.
- Czyli? Boli cię coś?
- Nie, z moim ciałem ok.
- To, o co chodzi?
- Gdyby mnie tam nie było… Amy, mogłaś zginąć niczego nieświadoma, cierpieć bardziej, niż byś umierała w jakikolwiek inny sposób…
- Nic mi nie jest. To znaczy, za parę dni będę całkiem zdrowa. Nie przejmuj się tym.
Chłopak podparł głowę na ręce i popatrzył na mnie.
- Jesteś dziwna.
- Dlaczego?
- Bo wszystko przyjmujesz z takim spokojem.
- Spodziewałeś się, że będę krzyczeć, jak dowiem się o tym, kim jesteś ty i Cullenowie? Że ucieknę ze szpitala i w szoku rzucę pod pierwsze lepsze auto? Naprawdę nie jest mi łatwo ogarnąć tego wszystkiego.
Jacob przewrócił oczami.
- W sumie to raczej dobrze, że tak nie zareagowałaś.
Zaśmialiśmy się, a ja zaczęłam powoli sobie uświadamiać, że moje życie się zmienia.



Uwaga, jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych rozdziałach na PW, napiszcie do mnie wiadomość, ale nie w komentarzach, żeby nie robić zamieszania


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caroline Cullen dnia Wto 18:32, 07 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:18, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Caroline Cullen napisał:
- Jacob, ja i Edward jedziemy. Zostaniesz przy niej? – zapytałam Bella.
[/size]


NIe powinno być przypadkiem zapytała?

Rozdział ciekawy, tak myślałam, że Jacob ją uratuje. Nie mogę się doczekać następnego. Mam nadzieję, że Volturi się nie zjawią.
Życzę weny i chęci do pisania.
Pozdrawiam Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Wto 18:57, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Dobrze, że dodałaś już kolejny rozdział, nie musiałam się za długo głowić.Wink Czyżby bohaterski czyn Jacoba był początkiem big love? Jak u Edzia i Belli... Ogólnie fajnie, choć trochę zdziwiło mnie, że tak jej hop siup powiedzieli, mogli jeszcze trochę pościemniać. I wyjątkowo spokojnie zareagowała.
Z błędów jedno mi się rzuciło bardzo w oczy - Ty, Ciebie, Cię i takie tam piszemy wielką literą w listach (forma grzecznościowa), a nie w tekstach literackich. I kilka przecinków było nie bardzo, ale mniejsza o to.
Bardzo jestem ciekawa, jak będzie się rozwijała dalej akcja.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:00, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Zebrałam się nareszcie i przeczytałam.
Od razu mówię, że będę śledzić Twoje opowiadanie. Fabuła jest bardzo fajna. Wielki plus za Jacoba i sforę - lubię ich :D
Cieszę się też, że główną bohaterką jest Amy, a nie Bella - pomimo tego, że czuję do niej ogromną sympatię Wink ale Amy to miła odmiana...
Atak wampira w lesie był fajny :D ogólnie akcja u Ciebie dzieje się bardzo szybko :)
Jedyne co mi zgrzytnęło to kilka błędów oraz to, że Edward, Bella i Jake tak szybko powiedzieli prawdę Amy. Ale to przecież Twoja wizja :D
Podoba mi się, piszesz lekko i swobodnie :) nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:32, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Hmmm... czytam i czytam i doszłam do wniosku, że nie będę komentować, ale jednak Wink Z doświadczenia wiem, że komentarze dają kopa do dalszego pisana, więc...
Historia bardzo mi się podoba, tylko nie wiem czy nie za szybko to wszystko się dzieje. Cieszę się, że Ed jest wampajerem itd. :)
Od strony technicznej, po pierwsze: cię, ciebie, ty itd. piszemy małą literą.
Ja wiem, że to jest sam Edward i Jacob we własnej osobie, ale jednak :D
Po drugie: jak już mówiłam historia mi się bardzo podoba, ale wydaje mi się, że to opowiadanie to klasyczny przykład przerostu TREŚCI nas FORMĄ Wink.
Popracuj troszkę nad style. Na pewno będę czytać dalej, weny i czekam na ciąg dalszy :) Dil.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin