FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 POD WIATR (SOUS LE VENT)[NZ][AU/AH]R6 30.09. + WAŻNE INFO!!! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 16:37, 28 Lut 2011 Powrót do góry

Image

Tytuł: SOUS LE VENT (Pod Wiatr)
Autor: Doctor461 / valentin
Beta: NEFER13
Narracja: Pierwszoosobowa
Typ opowiadania: [AU/AH]
Kategoria Romans /dramat/humor
Zależy jak to odbierzecie... Byc może moje poczucie humoru jest specyficzne i dla was może byc więcej dramatu niż śmiechu...

OPIS
W rodzinie Belli, Jaspera i Rosalie, króluje rodzinna tradycja związana z lotnictwem. Nasza bohaterka jest pilotem. Steruje małymi awionetkami, a jej prawdziwą pasją są szybowce. Co się stanie, kiedy czekając na swój lot, trafi na Edwarda Cullena kapitana samolotu jednej z największych linii lotniczych w USA.

PROLOG

16 Lipca 1998r.

„Dziś żegnamy potężny filar amerykańskiego lotnictwa”, „ Amerykańskie niebo straciło swoje orły”, „ Ostatnia droga Charliego Swana i Roberta Hale’a” , Amerykańskie lotnictwo pogrążone w żałobie” – To tylko niektóre nagłówki dzisiejszych gazet.
Przypominamy, iż dziś w Houston odbywa się pogrzeb Charliego Swana i Roberta Hale’a oraz ich małżonek, którzy zginęli tragicznie w wypadku samochodowym na trasie numer 62 z Waszyngtonu do…


- Och! Ileż można?! Czy ci dziennikarze nie mają innych tematów do nagłośnienia?! Muszą żerować na ludzkim nieszczęściu?
- Spokojnie, Alex – Carmen wyłączyła telewizor i podeszła do mnie, by uściskać mnie lekko. – Dla wszystkich nas jest to trudne, ale musisz zachować spokój. Dzieci cię potrzebują. Musimy się nimi zająć. Nie mogą nas widzieć w takim stanie, to im nie pomoże. Teraz musisz być dla nich oparciem, a ja ci pomogę.
- Wiem kochanie, wiem. – Przytuliłem mocniej swoją świeżo poślubioną małżonkę. – Gdzie dzieci?
- Jeszcze są na górze. Wiesz, myślę, że nie powinniśmy w najbliższym czasie kupować gazet, ani oglądać telewizji. To jest zbyt przytłaczające. Teraz potrzebny nam spokój.
- Nie musicie się o nas martwić, nie jesteśmy już tacy mali. Wiadomości i tak do nas dotrą, myślicie że nie widziałem tych fotografów przed domem? – Odwróciłem się zaskoczony, widząc w drzwiach swojego siostrzeńca ubranego w ciemny garnitur.
- Jasper. Nie słyszałem kiedy wszedłeś. Dziewczyny gotowe?
- Jeszcze nie, jak wychodziłem to Rose plotła Belli warkocza.
- Rozumiem. Jasper, jesteś taki spokojny, wiem, że jest ci ciężko, a ty nie pokazujesz tego. Jesteś bardzo dzielnym chłopcem – przybliżyłem się do niego i położyłem mu dłonie na ramionach.
- Muszę być. – Odpowiedział. - Kto zaopiekuje się moimi siostrami, jak nie ja?
- Ty. Ty się nimi zaopiekujesz, - przytuliłem go do siebie – a ja ci w tym pomogę. A teraz przyprowadź dziewczyny, musimy już iść.
Chłopiec posłusznie wyszedł. A ja westchnąłem, próbując powstrzymać łzę, która czaiła się w kąciku mojego oka.
- Jest silny. - Stwierdziła Carmen. – Wyrośnie na dobrego mężczyznę.

Byliśmy na cmentarzu. Uroczystości pogrzebowe dobiegały końca. Wielu ludzi zebrało się, aby złożyć nam kondolencje. Kątem oka dostrzegłem także fotografów, którzy czaili się miedzy drzewami, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Miałem ochotę rzucić się na nich wszystkich i poćwiartować, każdego po kolei. Moja żona odczytała emocje wymalowane na mojej twarzy i dotknęła lekko mojego ramienia, spoglądając z pogardą w stronę paparazzi. Bella, Rosalie i Jasper stali nad dwoma podwójnymi grobami, gdzie przed chwilą złożono ciała ich rodziców. Byli nad wyraz spokojni. Jedynie na ich policzkach dostrzegłem pojedyncze łzy, które przemierzały samotnie drogę, z kącików ich oczu, aby opaść powoli na ziemię. Dla postronnego obserwatora ich twarze nie wyrażały nic. Wydawali się wyprani z emocji. Ja jednak wiedziałem jak wielki ból tłumili w sobie. Spojrzeliśmy w górę. Nad nami przeleciał sznur wojskowych samolotów, składając hołd mojemu bratu, jego żoną, mojemu przyjacielowi i siostrze. Zobaczyłem, jak dzieci przyglądały się niebu i zauważyłem dziwny błysk w oku Belli i Jazza. Coś mi wtedy podpowiedziało, że dzięki nim nazwiska Swan i Hale nie zostaną zapomniane w lotniczych kręgach. Hm, i nie pomyliłem się.

16 lipca 2010r.

Byłam na cmentarzu, jak co roku w rocznicę śmierci rodziców. Zauważyłam, jak Jasper nadchodzi z naprzeciwka.
- Hej, Bello. Długo tu jesteś?
- Dopiero przyszłam. Co z Rosalie?
- Dzwoniłem do niej. Będzie za chwilę. Jedzie prosto z lotniska.
- Już jest. – Spojrzałam ponad ramieniem Jazza i zauważyłam piękną blondynkę z naręczem białych lilii, idącą w naszą stronę.
- Bella, Jasper. Tak się za wami stęskniłam. – Rosalie przytuliła się do nas. – Myślałam, że zdążę wpaść do domu i razem udamy się na cmentarz. Niestety miałam problemy w LA. Lot został opóźniony. – Pokiwaliśmy głową ze zrozumieniem.
- Dlatego my zaopatrzyliśmy się w licencję pilota - rzekł Jasper. Rose tylko przewróciła oczami i kontynuowała. – No i teraz musiałam trochę pokrążyć, żeby zgubić reporterów. Nie chciałam, by wpadli tutaj i bezcześcili tą chwilę.
- A jak twój koncert? - Spytałam.
- Udany. Tournée zakończyło się sporym sukcesem. Teraz pora na zasłużone wakacje. Zresztą, opowiem wam w domu, a jest co opowiadać… - Uśmiechnęła się lekko.
Złożyliśmy kwiaty na grobach rodziców, przeżegnaliśmy się i stanęliśmy w ciszy. Jasper przygarnął mnie i Rose, trzymając nas po swoich obu bokach.
- Pamiętacie, co mówili nam rodzice, kiedy byliśmy mali? – Odezwał się delikatnie, przerywając ciszę.
- Że będą szczęśliwi, jeżeli będziemy zgodnie dążyć do spełnienia naszych marzeń. – Odpowiedziałam.
- I że bez względu na to, jak wysoko zajdziemy i kim się staniemy, zawsze wyciągniemy do siebie rękę, jeżeli któreś z nas upadnie. – Dodała Rose.
- Myślę, że są z nas dumni. Udało nam się. Powoli spełniamy nasze marzenia i zawsze będziemy trzymać się razem. – Powiedział, a Rosalie pokiwała głową na zgodę.
- Też tak myślę, razem stawialiśmy czoła problemom.
- Razem idąc z wiatrem. – Wyszeptała Rose.
- I pod wiatr…


Rozdział 1
Telefony.


PWB

- Tak Jasper, jestem już na lotnisku. Niedługo mam lot. Maszyna sprawuje się dobrze. Przegląd poszedł gładko, możesz powtórzyć Aleksowi. – Relacjonowałam przez telefon mojemu kuzynowi, idąc w stronę poczekalni.
- Okej Bells. Przekaże. O której możesz wystartować?
- Za jakieś dwie godziny. Rozmawiałeś z Rose? Ja nie mogłam się rano dodzwonić.
- Nie, mam tu urwanie głowy, spróbuję później. To na razie.
- Cześć Jazz… Cholera! – W tym momencie zderzyłam się z żywą ścianą. Usłyszałam huk spadającej komórki i już witałam się z podłogą, gdy czyjeś ręce w ostatniej chwili owinęły się wokół mnie. Kiedy przestałam być już w stanie nieważkości i moje stopy bezpiecznie stały na ziemi, otworzyłam oczy, by spojrzeć na żywą ścianę i swojego wybawiciela w jednym. Stanąć z nim twarzą w twarz to lekkie niedopowiedzenie, gdyż chłopak, bo nie wątpliwie nim był, był wysoki, szczupły, aczkolwiek dobrze zbudowany, co zdążyłam wyczuć gdy, przytrzymał mnie dłużej, niż to było potrzebne. Nie żebym narzekała… Delikatnie zmierzyłam go wzrokiem. Ubrany był w jasną koszulę wpuszczoną ciemne jeansy z eleganckim skórzanym paskiem. Ależ ty spostrzegawcza, szkoda, że nie wtedy, kiedy trzeba!!! Mój umysł na mnie warknął. Skierowałam swój wzrok na jego twarz i…
- O Matko! – Nie, błagam! Mam nadzieję, że nie wypowiedziałam tego na głos. Poczułam, jak ciepło wstępuje na moją twarz… Tak, jednak powiedziałam.
Przed oczami miałam przystojnego, młodego mężczyznę o delikatnej cerze, dobrze zarysowanej szczęce, pokrytej lekkim zarostem. Mocno zielonymi oczami i włosami o niespotykanym brązowym odcieniu w urokliwym nieładzie. I pewnie gapiłabym się na niego dalej, gdyby głos nieznajomego nie sprowadził mnie na ziemię.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jasne… Chwila, nie jest porządku. Przed chwilą mogłam spotkać się z podłogą, a mój telefon rozłożył się na części pierwsze, bo już nie miał tyle szczęścia.
- Cóż, przykro mi. Nie mam trzech rąk. Gdybym wiedział, to łapałbym twój telefon. – Odpowiedział. – Nie chciałem się z tobą zderzyć, ale ty najwyraźniej też mnie nie zauważyłaś. – Jezu… co za głos . Nie ma opcji, na pewno pracuje w radiu.
- Racja. Przepraszam i dzięki, że złapałeś mnie, nie telefon. – Odpowiedziałam, schylając się po komórkę i baterię, która z niej wypadła. Usłyszałam jakieś szmery i po chwili zrozumiałam, że to rozmówca tego chłopaka go woła.
- Edward?
- Tak to ja. – Uśmiechnął się do mnie. – Skąd znasz moje imię? Znamy się? – Po tym stwierdzeniu jego uśmiech się trochę zmniejszył, za to na twarz wstąpiło lekkie zakłopotanie.
- Twój telefon. – Zwróciłam mu uwagę.
– Mam go w dłoni - odpowiedział mechaniczne. Zaśmiałam się, na tę sytuację, najwyraźniej nie załapał, za to minę miał komiczną.
- Twój telefon jest wciąż włączony. I zdaje się, twój rozmówca wrzeszcząc „Edward”, wzywa twoje imię. – Chłopak wyraźnie się zmieszał.
- A no tak, racja – wymamrotał. - Później Emmett – powiedział do słuchawki i się rozłączył.
- Jestem Edward Cullen – wyciągnął do mnie rękę.
- Isabella Swan – wyciągnęłam swoją.
- Może, jak już doszliśmy do porozumienia, to dasz się zaprosić na kawę, w ramach rekompensaty? – Spytał, a na jego twarzy zagościł najpiękniejszy uśmiech jaki dotąd widziałam. Zerknęłam na zegarek sprawdzając, że startuję za około dwie godziny, więc się zgodziłam. Bello, gdzie twoja silna wola? A tak, została w Huston.
- Zgoda, w takim razie prowadź.

PWE

- Nie Emmett. Przykro mi, ale ja nie latam na trasach krajowych. Więc nie wprowadzę cię do kabiny pilotów. – Tłumaczyłem bratu, kiedy przemierzałem lotnisko, aby udać się do rodziców na parę dni urlopu.
- Szkoda Ed. Żebyś ty widział tamtą stewardessę, jak pożerała mnie wzrokiem, kiedy informowała mnie, że kapitan mnie prosi.
- Tak, to niewątpliwie może robić wrażenie. Wiem coś o tym. - Roześmiałem się do słuchawki. Kątem oka zauważyłem dziewczynę średniego wzrostu z pięknymi brązowymi włosami, zagarniętymi na jej lewe ramie. Czułem, że mój wzrok po prostu nie może się od niej oderwać. Była ubrana w szary top z czarną kamizelką, ciemne jeansy i buty na płaskiej podeszwie O, ale masz sokole oko… Tak, jakbym nie zdążył się zorientować, jaki sarkastyczny potrafi być mój umysł.
- Ed, ucałuj mamę i powiedz jej, że przylecę jutro – usłyszałem głos Emmetta, kiedy zdałem sobie sprawę, że tak zapatrzyłem się w postać przede mną, że nie zauważyłem, iż ona także jest pochłonięta rozmową telefoniczną i mnie nie widzi, przez co kieruje się prosto na mnie. Mój instynkt jednak zapomniał nakazać mi się poruszyć, aby mogła mnie ominąć. Tak jak przewidziałem, kilka sekund później nieznajoma wpadła na mnie.
- Cześć Jazz… Cholera! – Krzyknęła, gdy jej ciało odbiło się od mojego. Instynktownie wyciągnąłem ręce, by ją złapać nim runie na posadzkę. Kilka sekund i już zdążyłem wyczuć jej delikatne ciało doskonale wpasowane w moje dłonie.
- O Matko! – Krzyknęła odruchowo, a moje serce zabiło głośniej na dźwięk jej głosu. Cullen, nie wariuj, nie wariuj. To tylko przypadek. Najwyraźniej mój mózg nie podzielał zachowania serca.
- Wszystko w porządku? – Spytałem mechanicznie.
- Tak, jasne… Chwila, nie jest porządku. Przed chwilą mogłam spotkać się z podłogą, a mój telefon rozłożył się na części pierwsze, bo już nie miał tyle szczęścia. – Jęknęła, w której wyczułem mieszankę lekkiego sfrustrowania i zrezygnowania. Nie wiedzieć czemu, postanowiłem ratować sytuację i złagodzić napięcie.
- Cóż, przykro mi. Nie mam trzech rąk. Gdybym wiedział, to łapałbym twój telefon. – Odpowiedziałem posyłając jej jeden z moich firmowych uśmiechów. – Nie chciałem się z tobą zderzyć, ale ty najwyraźniej też mnie nie zauważyłaś. - Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Boże, cóż to był za uśmiech….
- Racja. Przepraszam i dzięki, że złapałeś mnie, nie telefon. – Schyliła się po komórkę, przykucnąłem podając jej baterię. Nasze pojrzenia znów się spotkały. Rany, jaką ona ma głębie w oczach. Gdybym nie przyjrzał się dobrze, byłbym pewien, że to soczewki.
- Edward? – Spytała.
- Tak to ja. – Odpowiedziałem. Moment! Właśnie teraz zaświeciła mi nad głową mała żarówka. Przecież ja się nie przedstawiałem. No, w każdym razie nie dzisiaj…
– Skąd znasz moje imię? Znamy się? – Cholera! No święty nie jestem, ale nie mam sklerozy…
- Twój telefon. – Powiedziała, skupiając wzrok na mojej komórce.
- Mam, go w dłoni. – Odpowiedziałem. Nie rozumiałem, o co jej chodzi. Dziewczyna spojrzała mi w oczy, po czym roześmiała się. Jej śmiech był tak czysty… Tak dźwięczny i serdeczny. Takiego dźwięku mógłbym słuchać godzinami.
- Twój telefon jest wciąż włączony. I zdaje się, twój rozmówca wrzeszcząc „Edward”, wzywa twoje imię. – Odpowiedziała uspokajając śmiech.
- A no tak, racja. – Wróciłem do rzeczywistości i rzeczywiście zauważyłem, że Emm wciąż wisi na linii.
-Edward?! Ed! No co jest?! Co ty, wpadłeś na księżniczkę Monako?! Albo lepiej, na Rosalie HALE!?!? Edwardzie żyjesz? Halo, słyszysz mnie?!
- Później Emmett. – Burknąłem do słuchawki i rozłączyłem się.
- Jestem Edward Cullen. - Wciągnąłem dłoń w stronę właścicielki czekoladowych oczu.
- Isabella Swan – Podała mi swoją. Była taka drobna, delikatna, jak z najdroższej porcelany.
- Może, jak już doszliśmy do porozumienia, to dasz się zaprosić na kawę, w ramach rekompensaty? – Zaserwowałem jej kolejny z moich popisowych uśmiechów. Skupiła wzrok na zegarku, a potem znów spojrzała na mnie, uśmiechając się delikatnie.
- Zgoda, w takim razie prowadź. – Zgodziła się chwytając rączkę walizki. Doszliśmy do przyjaznej kawiarenki, mojej ulubionej, jeżeli chodzi o lotnisko w Chicago. Zamówiliśmy napoje i zaczęliśmy lekką konwersację, póki nie przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz orientując się, że muszę odebrać.
- Cullen. Słucham?
- Edwardzie, tu Tanya. Dlaczego nie ma cię na pokładzie? – Spytała stewardessa, lekko spanikowanym głosem.
- Spokojnie. Mam wolne, zresztą, według grafiku dziś Mike ma kurs. Czy mogę ci jeszcze w czymś pomóc? - Spytałem najgrzeczniej jak mogłem, by nie pokazać ostentacyjnie, jak bardzo chcę skończyć rozmowę i skupić się na dziewczynie siedzącej przede mną.
- Ed.. A ja myślałam, że jak już będziemy w Londynie, to pójdziemy gdzieś wieczorem… - Brzmiała na zawiedzioną. Ja nie miałem takich zmartwień.
- Cóż, przykro mi, ale wygląda na to, że musisz zmienić plany. Do usłyszenia. – Dodałem i rozłączyłem się, zanim usłyszałbym jej odpowiedź. Być może to było niegrzeczne w stosunku do mojej obecnej partnerki, jednak teraz nie zamierzałem się tym specjalnie przejmować.
- Przepraszam cię, spodziewałem się ważniejszego telefonu. – Zwróciłem się do Belli.
- Nie szkodzi, rozumiem – machnęła lekceważąco ręką.
- Dokąd lecisz? – Spytałem, by powrócić do prowadzonej wcześniej konwersacji.
- Do Houston. – Poczułem jak moje usta ponownie formują się w uśmiech.
- W takim razie zdaje się, że mam ten sam lot. Pokaż bilet, może mamy miejsca koło siebie. - Zażartowałem. Dziewczyna przyjrzała mi się, po czym uśmiechnęła się zadziornie.
- Nie sądzę. W każdym razie, na pewno nie tym razem.
- Pasażerów odlatujących od Houston lotem numer WX dwadzieścia jeden, osiemnaście, informujemy, iż lot odbędzie się z około dwugodzinnym opóźnieniem. Przepraszamy za wszelkie utrudnienia. - Głos z informacji rozbrzmiewał, kiedy usłyszałem pomruki niezadowolonych pasażerów. Nie żebym i ja był zadowolony, w końcu i ja miałem zamiar nim lecieć. Tak… Co innego, gdy się jest kapitanem, a co innego, gdy jesteś na miejscu pasażera…
- Wygląda na to, że utkwiliśmy tu na dłużej. – Dziewczyna zachichotała lekko.
- Cóż, ty na pewno. – Nie bardzo ją rozumiałem, ale postanowiłam, że zacznę drążyć.
- Aż tak ci przeszkadza moje towarzystwo? – Spojrzała na mnie zszokowana.
- Nie, skąd!- Zaprzeczyła żarliwie i w tym momencie na jej twarzy wykwitł najpiękniejszy rumieniec, jaki w życiu widziałem.
- Masz może ochotę na jakiegoś drinka?
- Nie dziękuję. Nie piję przed lotem.
- Przecież to nic takiego – machnąłem lekceważąco ręką.
- Nie, kiedy się pilotuje - odpowiedziała. Zaraz! Czy ja dobrze usłyszałem? Pilotuje?! Chciałem, by kontynuowała, jednak przerwał nam dźwięk, tym razem jej telefonu. Bella pokazała mi palec do góry sygnalizując, że to zajmie chwilę i odebrała.
- Jasper… Tak, za półtorej godziny… Nie, nie mogłam… Powiedz Rose, że bardzo mi przykro, ale ja nie mam uprawnień, by sterować Airbusem*…. Jakby mi tyle nie zeszło w Chicago, to odstawiłabym Cessne**, wzięła od Alexa Piper*** i poleciała po nią. – Moment, czy ja usłyszałem, że ona lata… To, znaczy, że ona jest pilotem?! Nie wierzę… Cholera, coraz bardziej intryguje mnie ta dziewczyna. Bella kontynuowała rozmowę.
- Tak… tak.. Poczekaj… - W tym momencie wyjęła z torebki notatnik i coś skrzętnie notowała. – Doktor Carlisle Cullen… Kiedy? … Znajomy… Rozumiem… Dzięki, jesteś nieoceniony… Tak, tak, wiem, też ci kocham… - Po tych słowach, ścisnęło mi serce tak mocno… Nie rozumiałem swojej reakcji, jednak już czułem niechęć do gościa po drugiej stronie jej telefonu.
- Nie ma sprawy, zobaczymy się w domu…. Tak… Na razie braciszku… -BRACISZKU!?!? Moje serce wróciło do normy, mało tego, zaczęło pompować krew ze zdwojoną siła, zadowolone z siebie i jakby lżejsze, gdy usłyszałem jej pożegnanie. Zaciekawiło mnie nazwisko mojego ojca, które padło w rozmowie. Postanowiłem pójść tym tropem.
- Neurochirurg? – Bella popatrzyła na mnie oczami, które zrobiły się wielkie jak spodki. – Przepraszam, nie chciałem podsłuchiwać. – Dziewczyna zignorowała jednak moje przeprosiny i wpatrywała się we mnie uważnie.
- Znasz tego lekarza? Dobry jest? To znaczy, domyślam się, że jest doby. Pracuje w najlepszej klinice w Huston…
- Tak, to najlepszy neurochirurg, jakiego znam… i zdaje się, że to mój ojciec.

PWB

- Tak, to najlepszy neurochirurg, jakiego znam… i zdaje się, że to mój ojciec. – Jeżeli to by było możliwe, pewnie moja szczęka by opadła tak nisko, że pewnie byłabym zmuszona zeskrobywać ją z podłogi.
- Cullen… Edward Cullen… Carlisle Cullen… Rzeczywiście, to nie jest pospolite nazwisko, ale nie spodziewałam się, że jesteście aż tak spokrewnieni. Moment! Esme Cullen to także twoja krewna? – Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, wyczekując odpowiedzi. Edward zmierzył mnie wzrokiem pełnym rozbawienia. W sumie nie dziwię mu się, moja twarz musi wyglądać przekomicznie z wybałuszonymi oczyma, policzkami mieniącymi się różnymi barwami czerwieni i rozdziawioną buzią.
- Tak, to moja mama. Nie wiedziałem, że dekoratorzy wnętrz są tacy sławni! – Zaśmiał się.
- Cóż, nie wiem, nie sądzę. Po prostu miałam okazję poznać twoją mamę osobiście. To niesamowita kobieta. Najlepsza w swoim fachu, więc możliwe, że jest sławna.
- Znasz moją mamę?- Spytał zdziwiony.
- Współpracuje okazjonalnie z moją ciocią. Jakiś rok temu miałam okazję odtransportować je na miejsce ich ówczesnego wspólnego projektu. – Odpowiedziałam. Zauważyłam, iż zrozumienie przebiegło przez jego twarz, co potwierdził swoimi słowami.
- Rozumiem. Esme często podróżuje służbowo. Więc jesteś pilotem, tak? – Zmienił tor naszej rozmowy.
- Owszem. Pracuję u mojego wuja, który ma firmę transportową. Właśnie wracam z przeglądu jednej z maszyn. – Wyjaśniłam, po czym wypaliłam ni stąd, ni zowąd.
- Wiesz, jeżeli śpieszysz się do Huston i nie przeszkadza ci, że możesz stracić pieniądze przez niewykorzystany bilet, to myślę, że mogę ci pomóc dostać się szybciej do celu. - I w tym momencie mój język zaczął pracować, szybciej niż mój mózg. Dopiero po wypowiedzeniu słów, zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Cóż, nie byłam już w stanie cofnąć mojej propozycji, więc czekałam, z cichą nadzieją, że może jednak nie skorzysta. Jednak jego promienny uśmiech uświadomił mi, że jest inaczej.
- Z chęcią skorzystam. O moje finanse się nie martw. Mam tu pewne układy – mrugnął do mnie uśmiechając się zawadiacko. – Nie wydałem pieniędzy na ten bilet. – Już chciałam odpowiedzieć, jednak znów przerwał nam dźwięk mojego telefonu.
- Bella Swan, Słucham?
- Witam, tu Tyler. Cessna jest gotowa do odlotu.
- W takim razie już idę. Chciałabym powiadomić, że będę miała na pokładzie pasażera. Dziękuję. – Skończyłam rozmowę. Edward spojrzał na mnie pytająco.
- W takim razie oddaj swoją kartę pokładową i bilet.
- O to też nie musisz się martwić, mówiłem, że mam specjalne układy.
- Rozumiem. W takim razie zapraszam na mój pokład. – Uśmiechnęłam się do niego, dając znać, aby poszedł ze mną do hangaru. Edward kolejny raz posłał mi uśmiech, przez który miałam ochotę rozpłynąć się na posadzkę, jednak zebrałam resztki samokontroli. W końcu muszę usiąść za sterami. Doszliśmy do samolotu.
- Witam, panno Swan. Maszyna sprawuje się bardzo dobrze. Tu są dokumenty. Może pani już lecieć. Proszę pozdrowić pana Aleksa. – Jeden z ludzi podał mi niezbędne papiery. Edward w tym czasie czekał przy wejściu.
- Dziękuję, przekażę – powiedziałam i udałam się w stronę awionetki.
- Niezłe cacko. - Stwierdził Edward, patrząc pełny uznania na maszynę.
- Dzięki. Jeden z moich ulubionych. No, przynajmniej z tych, do którym mam dostęp… - Zaśmiałam się lekko. - Zapraszam do środka.
Usadowiłam się na miejscu pilota. Sprawdziłam wszystkie ustawienia i, po otrzymaniu zgody na lot, wystartowałam. Edward cały czas patrzył na mnie kątem oka, uśmiechając się tajemniczo.
Chociaż odległość z Chicago do Houston nie jest duża, czułam, że czeka mnie długi lot i jak nasze oczy znów się spotkały, wiedziałam już, że nie myliłam się.
A od czego się zaczęło? Ach tak. Telefony…
- Wiesz, masz takie samo nazwisko jak Alexsander Swan. Był mistrzem świata w szybownictwie – zaczął Edward po dłuższej chwili milczenia. – Był niesamowity, ale bardziej fascynował mnie Charlie Swan. Pilot wojskowy. Też chciałem takim być. Niestety zginął wraz z Robetem Halem. To by głośny wypadek – mówił, a ja starałam się trzymać wolant w prawidłowej pozycji. Dawno nie słyszałam, by ktoś obcy wspominał o moim ojcu, a Edward, najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że opowiada o nim jego własnej córce.
- Wiesz, że dziś mija…
- Dwanaście lat od ich wypadku samochodowego. – Skończyłam za niego.
- Słyszałaś o nich? – Przyjrzał mi się z zainteresowaniem
- Nawet więcej, niżbym chciała. – Starałam się opanować swój głos. - Robert Hale, był moim wujem, a Charlie Swan… Charlie Swan, to mój ojciec. – Wyszeptałam zaciskając dłonie coraz mocniej na sterze i widząc kątem oka zszokowaną twarz Edwarda…
Taak… Zdecydowanie to będzie długi lot…

*Chodzi tu o samolot Airbus A300
[link widoczny dla zalogowanych]
**Cessna Citation Mustang – rodzaj samolotu
[link widoczny dla zalogowanych]
*** Piper PA-34 Seneca
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Czw 17:44, 29 Wrz 2011, w całości zmieniany 17 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Pon 17:14, 28 Lut 2011 Powrót do góry

Były już rożne wcielenia Eda; wampir, student, licealista, prezes firmy, ginekolog, bad boy,dyrygent orkiestry, niewidomy, niesłyszący, ale PILOTA jeszcze nie było! Tym bardziej Belli -pilotki, która wcześniej, jako kanoniczna postać, dostałaby torsji na samą myśl o tak szybkim przemieszczaniu się w przestworzach. Czyli szykuje się nam podniebny romans, tak? Pilot i stewardesa to standard, ale pilot i pilotka to coś nowego.
Sądząc po tytule mamy się spodziewać trudności? Pod wiatr? Czyli tylko początek taki happy? Poczekamy, co Valentin nam tu szykuje......


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
WikiAlice
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lut 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:37, 28 Lut 2011 Powrót do góry

Jedno z najlepszych wcieleń zarówno Eda jaki i Belli. Bella jest silna kobietą, a nie taką potykającą się o wszystko dziewczynką. Ed.. hm coś pikantnego w tym czuję. I to, że Bella lata samolotem jest wręcz...niesamowite. Po Edzie cóż mogłam się spodziewać takiego obrotu sprawy.. ale Bella była by ostatnią osobą. Cóż świetne.. błędów nie wyłapałam. Życzę weny twórczej obu autorką opowiadania.

Ps Interesujecie się lotnictwem ?

WikiAlice


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 18:54, 28 Lut 2011 Powrót do góry

dziękuję za komentarze:) !!!
Pod Wiatr to jest dosłowne tłumaczeni francuskojęzycznego tytułu, który został zainspirowany tym klipem
[link widoczny dla zalogowanych]

Byc może będą trudności, jak już mówiłam, byc może pierwsze rozdziały mogą wydawać się dramatyczne, ale nie zamierzam zrobić z tego kompletnego dramatu...

WikiAlice - owszem interesuję się lotnictwem :) Tu chcę od razu napisać sprostowanie
Zarówno w przypadku Misji jak i SLV to ja jestem jedyną autorką. Podałam oba pseudonimy, ponieważ na forach funkcjonuję jako Valentin, a na chomiku jako doctor461. Nie mniej jednak jestem jedną i tą samą osobą :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Pon 18:55, 28 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Pon 20:24, 28 Lut 2011 Powrót do góry

A nie mówiłam? Mówiłam. Very Happy
Oj, bardzo się cieszę, że i tutaj wszyscy zobaczą twoje kolejne dziecko. haha:-D
Co do humoru - ja, być może dlatego, że twój jest podobny do mojego nie zauważyłam żadnych minusów opowiadania. Nawet o tym nie pomyślałam, a teraz przypomniawszy sobie dalsze rozdziały to uważam, że wszystko jest częścią akcji. Więc się nie martw. :)
Dzisiaj tak krótko bo wszystko ci napisałam na świeżo na pw. Very Happy
Buziaki, KW.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Pon 21:10, 28 Lut 2011 Powrót do góry

Co do inspiracji muzycznych; Celina Dion and Garou- fajna piosenka, tak utrzymana w klimacie, a mnie jakoś przyszło na myśl TOP GUN (movi) Tematyka podoba mi się, bo ...jestem tchórzem i od samego patrzenia na tzw. diabelski młyn robi mi się niedobrze, ale lubię książki o lotnikach zwłaszcza z II wojny światowej. Jeśli dodać do kompletu Eda i Bellę- nic tylko palce lizać , i czekać...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 21:24, 28 Lut 2011 Powrót do góry

Haha Bardzo dziękuję za komentarze :) Cieszy mnie każde skreślone do mnie słowo, tym bardziej że kącik.. trochę pod upada, ale nic to, będziemy go ratować Wink
Droga KW, Tak mnie męczyłaś na PW, że musiałam SLV tu wstawić, byś mogła po sobie zostawić opublikowany komentarz Wink A tak serio, To Skoro Misja tu jest, to czemu SLV miało by nie byc, prawda? Mam cichą nadzieję że przyczyniam się w ten sposób do rozbudzenia tego działu Wink

Droga wampiromaniaczko - Nie bój się sceny z TOP GUN także zaplanowałam w tym ff, ale nie wszystko na raz :) Co do Klipu, to zainspirowały mnie ujęcia z szybowcem, a ponieważ sama pasjonuję się lotnictwem i nie raz miałam okazję lecieć helikopterem, a i zdarzył mi się cudowny lot szybowcem ( w prawdzie jak pasażer, ale zawsze) Postanowiłam opisać trochę tego co stanowi moją pasję :)
Nie chce jednak zanudzać was tylko opisami procedur startów i lądowań, w końcu piloci, także mają prywatne życie... Co uda mi się napisać i jakie to będzie w odbiorze... ocenicie sami. liczę na szczere komentarze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Perunia
Człowiek



Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 22:41, 28 Lut 2011 Powrót do góry

to opowiadanie jest naprawdę bardzo dobre i rzeczywiście o pilotach jeszcze nie było niczego, czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały tego jaki i misji, która jest również rewelacyjna. podziwiam, za twórczość i wyobraźnie, bo jak już dziewczyny zauważyły było wiele wcieleń a Ty znalazłaś dwa nowe - GRATULUJĘ i WENY życzę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 1:26, 01 Mar 2011 Powrót do góry

Widzę, że Sous le vent zawędrowało z chomika na ts. Pozwoliłam sobie przeczytać to, co wstawiłaś i zastanawia mnie jedno: czy to faktycznie betowała Nefer? Ponieważ w tekście pojawiły się błędy takie jak:

Cytat:
Spokojnie, Alex – Carmen wyłączyła telewizor i podeszła

gdzie kropka?

Cytat:
- Rozumiem. Jasper, jesteś taki spokojny, wiem, że jest ci ciężko, a ty nie pokazujesz tego. Jesteś bardzo dzielnym chłopcem – przybliżyłem się do niego

jw

Cytat:
- Muszę być. – odpowiedział.

bez kropki

Cytat:
- Jest silny. - Stwierdziła Carmen.

bez kropki i z małej litery po myślniku

Cytat:
- A jak twój koncert.? - Spytałam.

kropka niepotrzebna i "spytałam"

Nawet nie wypisuję reszty, bo są podobne i szkoda miejsca w temacie. Pierwsze spotkanie Bella i Edwarda niczym nie zachwyciło; wpadli na siebie, ona witała podłogę, on ją złapał, zobaczył głębie w jej oczach czyli standardowe wyposażenie ffa Rolling Eyes Jedyne co mnie chwyta to temat, który z rozdziału na rozdział się rozkręca. Ogólnie ff miły, w sam raz na wolne wieczory.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 1:28, 01 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 19:07, 01 Mar 2011 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze :)

Ewelina Co do twoich wątpliwości, rozdział betowała Nefer i myślę, że jeżeli ktoś się jej o to zapyta, na pewno się tego nie wyprze. : )
Gratuluję odwagi przy pisaniu postu. Nie powiem, że się cieszę, gdy ktoś mi wytyka błędy, o nie... Nie jestem masochistką, ale to także jest ważne, bo konstruktywna krytyka się przydaje. Po skonsultowaniu z betą wytkniętych przez ciebie błędów, poprawiłam, te które uznałyśmy za stosowne, Na przykład ( chociaż nie było o tym mowy) poprawiłyśmy Nazwę miasta do którego udają się nasi bohaterowie. : ) Co do treści.... Cóż na czymś te ff musi się opierać. Każdy ff-owy pisarz mniej, lub bardziej utożsamiał się z książkami SM, to też nic dziwnego że występują podobieństwa :)
Nie mniej jednak, dziękuję ci szczerze za komentarz. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Wto 19:09, 01 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Courtney
Człowiek



Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 20:18, 01 Mar 2011 Powrót do góry

Ostrzegam! Komentarz zawiera dużą dawkę krytyki ze śladową ilością pochwał. Czytać tylko z dystansem i chęcią poprawy warsztatu Wink

Jak trafnie zauważyła Ewelina, w tekście są błędy. To, co wypisała koleżanka z góry, to tylko szczyt góry lodowej. Duża część dialogów została źle zapisana. Odrzucają również błędy interpunkcyjne, na które można się natknąć co jakiś czas. Ponadto, dobry obserwator zauważy tu kilka literówek. Rozumiem, że beta to tylko człowiek i zdarza się, że nawet sokole oko ominie jakiegoś byka, ale wszystko ma swoje granice. Czasem są też sytuacje, w których nie można jednogłośnie powiedzieć, jaki zapis jest poprawny - niestety nie tutaj. Zastanawiam się, czy nie wstawiłaś przez pomyłkę niezbetowanego tekstu - tak też się zdarza i to jest akurat wybaczalne, przynajmniej z mojej strony.
Pomijając te mankamenty, o których pisałam wyżej, niewątpliwym plusem opowiadania są dialogi. Podoba mi się ich naturalność, nie są wymuszone. Pamiętasz też o tym, że dialog nie jest zapisem żywej rozmowy - on tylko ją naśladuje. To jest Twoim największym atutem i wiesz, jak go wykorzystać.
Poza dialogami styl mnie nie zachwyca. Jeśli przejrzysz cały prolog i pierwszy rozdział, zauważysz tylko jeden opis z prawdziwego zdarzenia. Reszta to rozmowy bohaterów i dopiski do nich. Owszem, one wiele wnoszą, rozbudowują postacie, świetnie rozwijają akcję, ale oprócz tego potrzebne są opisy - to dzięki nim świat w opowiadaniu nabiera barw.

Uważam, że musisz popracować nad kilkoma elementami, jednak fundament jest dobry. Myślę, że z czasem to opowiadanie może być naprawdę wartościowe.
Pozdrawiam
Court


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
WikiAlice
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lut 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:02, 01 Mar 2011 Powrót do góry

Właśnie, każdy popełnia błędy. Ja jak coś piszę to sprawdzę nawet 500 razy a czegoś nie wyłapię.
Ja w odróżnieniu od innych po prostu czytam. Nie sprawdzam błędów bo to należy do bety. No chyba że ktoś napisz " " silmak" czy coś w tym stylu ;P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 22:08, 01 Mar 2011 Powrót do góry

To nie ma nic wspólnego z odwagą, lepiej napisać szczery, aczkolwiek krytyczny komentarz, niż niemiłosiernie słodzić bez jakiegokolwiek sensu. Radziłabym poprawić drugi BPOV, nie będę wypisywać błędów, jedynie wymienię, że: spytał, odpowiedziałam, wyjaśniła, stwierdził, wyszeptałam piszemy z MAŁEJ litery bez kropki. To ważne, trzeba to poprawić.

a skoro piszę kolejnego posta to:

Cytat:
Dwanaście lat od ich wypadku samochodowego. – Skończyłam za niego.

''Skończyłam'' śmiało można dać z małej litery i bez kropki przed myślnikiem.

Co do interpunkcji to nie wygląda ona źle, główne byki są w dialogach:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 11:14, 02 Mar 2011 Powrót do góry

Przybyłam tutaj głównie w celu, aby prosić Cię o zmianę tytułu na polski. Mogłam to zrobić poprzez PW, ale pomyślałam, co mi szkodzi, sprawdzę, co to za nowinka w KP.

Obstaję przy zmianie tytułu, ponieważ:

- traktuje o tym regulamin działu, czyli jakoby łamiesz jeden z punktów regulaminu
- j.francuski jest znany mniejszości i bez zajrzenia do opowiadania nie ma się pojęcia, co to.
- nie jest to też powrzechny cytat czy powiedzenie ogólno znane, co mogłoby być dopuszczalne
- polski tytuł Pod wiatr brzmi świetnie i jest fajnie wkomponowany w treść prologu, dlaczego więc przy tym nie zostać??


Co do samego opowiadania. Czytałam już o Edwardzie pilocie-pasjonacie w MOTU, ale tutaj mam wrażenie będzie opowieść o całym środowisku lotniczym, bo tyle postaci ma związek z lotnictwem, więc nowość jest, natomiast spotkanie głównych postaci na pewno nie było oryginalne, ale też nie uważam, że złe. Trzeba zobaczyć, jak to się rozwinie.
Drażniło mnie powtórzenie tego samego fragmentu oczami Edwarda. Jeśli już musi być zmienny punkt widzenia, chętniej czytam opowiadanie, gdy te punkty się uzupełniają, a nie powtarzają. Tu, mimo dodatkowych uwag dotyczących myśli Edwarda, po prostu omijałam szybkim spojrzeniem te fragmenty, a chyba nie o to chodzi, żeby irytować czytelnika.
Potem już było lepiej przy następnej wymianie punktów widzenia. Trudno powiedzieć, czy jestem zainteresowana na tyle, by śledzić dalsze losy lotników, może tak, może nie, ale życzę powodzenia i dużo czytelników.

Błędów jeszcze trochę jest i może nie każdy na to zwraca uwagę, ale mnie przeszkadzają. Przeszkadza mi błędny zapis nazwy miasta. Houston, a nie Huston, jak piszesz często.

Cytat:
Muszą, zerować na ludzkim nieszczęściu?


Tu na przykład wychodzi niedbalstwo, bo głupia literówka się pojawia i zbędny przecinek.
żerować nie zerować

Przyjrzałabym się jako beta jeszcze raz pod kątem interpunkcji temu opowiadaniu. Może skorzystaj z naszych testowanych bet?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna Awangardowa_02
Wilkołak



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stamtąd... skąd pochodzą anioły...

PostWysłany: Czw 12:37, 03 Mar 2011 Powrót do góry

o.O.
Droga Valentin...
Skarbie nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc Twój nowy Twór... tak wiem trochę się bardzo zapusiciłam co do ,,Misji,, ale obiecuję poprawę... na prawdę miałam urwanie głowy...
Bohaterowie jakich stworzyłaś w swoim utworze są bardzo przekonujący... Mimo wszystko nadal kocham ten parring, jednakże musi byc on napisany dobrym stylem... A przecież wiesz jak ja uwielbiam Twój styl...
Jedna rzecz mnie w twoim tekscie zirytowała, a mianowicie...

Cytat:
- Tak, to najlepszy neurochirurg, jakiego znam… i zdaje się, że to mój ojciec.

PWB

- Tak, to najlepszy neurochirurg, jakiego znam i zdaje się, że to mój ojciec. Jeżeli to by było możliwe, pewnie moja szczęka by opadła tak nisko, że pewnie byłabym zmuszona zeskrobywać ją z podłogi.

Paskudne powtórzenie...

Moim zdaniem akcja rozwija się w miarę szybko, wszystko jest fajnie opisane. Na szczególną pochwałę zasługuje postać Belli- pilotki, niezależnej, twardej kobiety... i Edwarda seksownego, męskiego i takiego jak chcą kobiety, a nie rozciapranego chłopaczka który boi się przy każdym ruchu swojej dziewczyny...
Opowiadaniu niczego nie brakuje i tutaj ukłon w Twoją stronę za brak bety, a tak wybitny stan tekstu... Wątki poboczne są bardzo dobrze rozwinięte, na pewno pomoże ci to w dalszych rozdziałach...

Uważam, że piszesz w sposób umiejętny... Poprawna oratografia, interpunkacja prawie idealna, bogactwo języka i świetny (uwielbiany przez mnie) styl... oby tak dalej...

Życzę więcej pomysłów i rozwinięcia skrzydeł przy pisaniu następnych rozdziałów na które czekam niecierpliwie...
Pozdrawiam...
Awangardowa...

PS: Valentin skarbie... jak mogłaś myśleć, że ,,Misja,, może sie mi nie podobać... jest cudowna... w żadnym wypadku nie mogłabym jej od tak porzucić...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Panna Awangardowa_02 dnia Czw 15:45, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 15:30, 03 Mar 2011 Powrót do góry

Dziękuję bardzo za komentarze i za wskazane błędy. Nie powiem, że wasza krytyka mnie cieszy, bo jak już pisałam wcześniej nie cieszy mnie.. Ale z Drugiej strony wiem co według was jest moją słabą stroną i nad czym muszę popracować, bo to dla mnie ważne. Dobrze wiedzieć, co trzeba poprawić, by móc się dalej rozwijać.

Panno Awangardowa_02 ja już myślałam, że puściłaś sobie kantem moje opowiadanie i że nie specjalnie ci się ono po prostu podobało, ale skoro to prawda co piszesz, to wybaczam :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Czw 15:33, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
WikiAlice
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lut 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:44, 05 Mar 2011 Powrót do góry

Przeczytałam już twoje opowiadanie na gryzoniu. Te pięć rozdziałów jest zajebi-fajne;)
Czekam na kolejne Wink.
PS Czy będziesz tworzyła pov Alice Emmett czy ktoś tam inny?

Pozdrawiam
WikiAlice


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 23:04, 05 Mar 2011 Powrót do góry

Rozdział 2.
Spotkania


PWB

Zacisnęłam dłonie na sterze tak mocno, że czułam, iż za chwilę zbieleją mi kłykcie. Ból głowy znów dał o sobie znać. Bella, skoncentruj się, bo spadniecie na ziemię. Dziewczyno, uspokój się! Nakazałam sobie.
Musiałam się uspokoić zanim spojrzałam w stronę mojego pasażera.
- Nic się nie stało – zapewniłam. – Nie mogłeś wiedzieć. Jak to mówią: „ Nie jednemu psu Burek”.
- Ale ja nie chciałem ci sprawić przykrości – zaczął się tłumaczyć.
- Naprawdę nic się nie stało. Nie drążmy tematu – wysiliłam się na uśmiech i z wdzięcznością spostrzegłam, że za chwilę będę podchodzić do lądowania.
Po wykonaniu wszystkich procedur, jak najszybciej opuściłam awionetkę. Przekazałam papiery współpracownikowi wuja, pożegnałam swojego gościa i najszybciej jak się dało opuściłam teren lotniska. Oczywiście, na domiar złego, moja ciężarówka odmówiła współpracy… kolejny raz. Nie miałam już zbyt dużo czasu, by dotrzeć do domu i pojechać stamtąd motocyklem, więc zamówiłam taksówkę. Po paru minutach byłam na miejscu. Zaraz dołączył do mnie Jazz i na końcu Rosalie. Choćby świat miał się walić, choć byśmy byli na innych krańcach świata, rzucaliśmy każde zajęcie by być w tym miejscu, w takim dniu. Zawsze. Tylko nasza trójka. To była niepisana zasada. Aleks w dniu rocznicy przychodził przed, albo po nas.
Po jakimś czasie postanowiliśmy wrócić do domu. Carmen z pewnością już się niecierpliwiła. Chociaż Jasper i ja już nie mieszkaliśmy w rodzinnym domu, a Rose, ze względu na swoją karierę podróżowała większość czasu, to nie było mowy, by Carmen nas nie ściągnęła. Nigdy nie starała się nam zastąpić matki, ale była naszą opiekunką i najlepszą przyjaciółką.
- To co, chyba możemy już iść? – szepnęła Rosalie.
- Tak, chyba tak. Bello, gdzie zaparkowałaś? Nie widziałem twojego hm… auta – stwierdził Jazz.
- Moja staruszka odmówiła dziś jazdy, kolejny raz z resztą. Przyjechałam taksówką – wyjaśniłam.
- Rozumiem. To i tak cud, że jeszcze w ogóle ktoś chce się nią zająć. Chodź, pojedziesz ze mną. Rosalie?
- Jestem swoim autem, ochroniarz czeka przed bramą. Chodźmy już, im szybciej będziemy w domu, tym szybciej wam wszystko opowiem. – Uśmiechnęła się i ruszyła przodem. Ja i Jazz poszliśmy za nią.
- Nie rozmawiałaś z Rose, o swoim problemie? – spytał mój kuzyn, kiedy byliśmy już w drodze do domu.
- Nie, nie miałam okazji i nie chcę trąbić o tym na prawo i lewo. Carmen i Alex zaraz zaczną się martwić. Odbiorą mi wszystkie loty… - Aż się wzdrygnęłam na tą myśl. – Nie, nie ma o czym mówić.
- Bells, tu nie ma żartów, musisz zrobić badania, żeby wiedzieć, co to jest. Ty masz szczęście, że zdążyłem cię odpiąć i sprowadziłem nas bezpiecznie na ziemię, a jak znów cię to złapie, gdy będziesz w powietrzu. Dałem ci namiary, umów się do tego lekarza. Musisz wiedzieć, co ci jest. Jeżeli coś wyjdzie przy rutynowych badaniach, możesz pożegnać się ze startem w mistrzostwach, co ja mówię, Alex zrobi wszystko byś nie wsiadła za ster i, prawdę mówiąc, ja mu w tym pomogę. – Jasper zakończył swój wywód patrząc na mnie poważnie.
- Okej, okej, już dzwonię, ale obiecaj, że na razie nie powiesz nikomu.
- Obiecuję – westchnął. Udało mi się umówić na wizytę jeszcze zanim wysiedliśmy z auta.
- Jasper?
- Hm?
- Co to za znajomy, który dał ci namiary na Cullena? Powiedz, że to nie Carmen! Proszę! Chyba nic nie mówiłeś?! – Wpatrywałam się w niego przerażona.
- Nie, nie. Spokojnie. Dała mi go znajoma – zakończył rozmarzonym głosem. Spojrzałam na kuzyna i dostrzegłam jego rozanielony wyraz twarzy.
- Znajoma mówisz… Znam ją?
- Tak, to Alice Cullen. Stylistka Rosalie. Jest córką doktora Cullena. To ona dała mi namiary, wiesz umówiliśmy się na kawę i tak dalej….
- A wiem. Fajna dziewczyna. Lubię ją. Moment!!! Umówiliście się na kawę i…??? – I teraz było oczywiste, gdyż, jak zwykle opanowała twarz Jaspera, mówiła wszystko.
- Jasperze Hale!!! Tobie się podoba ta dziewczyna! – krzyknęłam rozentuzjazmowana. – Gadaj, co teraz?! Chcesz czegoś więcej? Umówisz się jeszcze? Wiesz, Alice wydaje się dużo lepsza niż Maria… Jest miła, fajna… - zaczęłam galopem wyliczać, ale mi przerwał.
- Fajna?! Alice nie jest fajna!!! Alice jest piękna, mądra, optymistycznie nastawiona do życia, jest żywiołowa, ma dobre serce i… - zaczął mówić, na jego ustach pojawił się ogromny uśmiech, a w oczach błyszczały iskierki uwielbienia, których nigdy nie było, gdy był z innym pannami.
- Rany! Trafiło cię!!! Jasper, ty jesteś zakochany! W końcu!!! – wykrzyknęłam to, co teraz było oczywiste i cieszyłam się równocześnie jego szczęściem. – Wiesz, cieszę się, że padło akurat na nią. Rose ją uwielbia i świetnie się dogadują, i ja uważam że też jest bardzo miła i, po pierwszym naszym spotkaniu, czułam z nią silniejszą więź, niż po spotkaniu z twoją ostatnią dziewczyną – aż się skrzywiłam na wspomnienie Marii. – Także nie spieprz tego. No i masz mnie i Rose po swojej stronie.
- Jakbym nie wiedział. Dziewczyno, uwierz mi, że jeszcze się tak nie starałem, no inna sprawa, że wcześniej nie musiałem. – Posłał mi swój firmowy nonszalancki uśmiech. – Alice to inna liga. To jest dziewczyna, którą śmiało bym mógł przyprowadzić do Aleksa i Carmen. A nie tylko obracać w hangarze pomiędzy jednym a drugim lotem – mówił z poważną miną. I znów wrócił Jasper vel Pan Opanowany.
- Dobra, dobra… Bez szczegółów, proszę – zaśmiałam się podnosząc dłonie w obronnym geście. Rose zatrzymała się na podjeździe, a my zaraz za nią. W drzwiach już na nas czekał komitet powitalny w postaci Davida, dziesięcioletniej dumy Aleksa, no tak, który ojciec by nie był dumny z pierworodnego synka… Carmen z wielkim uśmiechem na twarzy i Nelly, naszej kochanej sześcioletniej gwiazdki i najmłodszej członkini rodziny, która zanim nas zobaczyła kurczowo trzymała się szyi swojej mamy. W tym momencie dzieciaki puściły się do nas biegiem, niezdecydowane, od kogo zacząć powitanie, Carmen dołączyła po chwili zaczynając od Rose, gdyż jej nie było w domu najdłużej.
- Moi kochani, tak tęskniłam! Rozumiem Rosalie, praca… Ale wy? Co macie na swoje usprawiedliwienie?! Czemu od dwóch tygodni nie możecie zawitać do domu? No słucham? – zadawała pytania jedno za drugim, siląc się na srogi ton, ale i tak jej nie wychodziło.
- Praca, - westchnął Jasper. – Praca, a poza tym, my się widzieliśmy przedwczoraj u Aleksa w biurze. – Bronił się mój kuzyn.
- To nie to samo! Od kiedy ty i Bella macie swoje mieszkania, chyba zapomnieliście drogi do domu.
- Ciociu… Ciotuchno – zagruchała Rose. - Nie bądź na nich zła. Ja się z nimi rozprawię za ciebie. – Dziewczyna puściła jej oczko i po chwili już wszyscy śmialiśmy się na dobre. Po niecałej godzinie wuj dołączył do nas i wspólnie zasiedliśmy do obiadu. Rosalie opowiadała o turnée, o najbliższym koncercie na Madison Square Garden , który zakończy jej trasę i o przygotowaniach do nowej płyty. Jasper natomiast wyznał w końcu, że wpadł po uszy, a tą szczęściarą jest Alice i nagle wszystkie pary oczu skierowały się na mnie.
- Bello? – Aleks zwrócił na siebie moją uwagę.
- Tak?
- Nic nie mówisz…
- Nie ma o czym. – Wzruszyłam ramionami. – Stęskniłam się za Rosalie. – Dziewczyna oparła się o moje ramię uśmiechając się lekko, a ja kontynuowałam. – Wykonuję dla ciebie zlecenia. W tamtym tygodniu trenowałam z Jasperem, ale nie było dobrego wiatru. Finał był taki, że nie miałam szansy nawet odczepić szybowca. Jazz musiał sprowadzić nas na ziemię. No i jak będę miała trochę wolnego czasu, to planuję malowanie mieszkania.
- A jak w Chicago? – dopytywał. Ja natomiast od razu wróciłam myślami do spotkania na lotnisku, do głębokiej zieleni hipnotyzujących oczu, do zniewalającego uśmiechu i burzy brązowo - miedzianych włosów. Nagle poczułam lekki ból w kostce, który okazał się skutkiem kopnięcia mojej kuzynki, dzięki której zresztą wróciłam do rzeczywistości. Zamrugałam gwałtownie zdając sobie sprawę, że znów odpłynęłam myślami, podczas gdy wszyscy zgromadzeni próbowali przewiercić mnie na wylot swoimi spojrzeniami. Nie było innego wyjścia. Więc, co zrobiłam? Zarumieniłam się. Jakże! Ktoś w odruchu bezwarunkowym może zamrugać oczami, ktoś zmarszczyć czoło lub odchrząknąć, by przeczyścić gardo, a Bella Swan, jak otwarta księga, się rumieni! Jak słowo daję, nienawidzę czasem reakcji mojego ciała. Teraz już jest jasne, że zabłądziłam myślami. Teraz jasne jest także, że każdy będzie chciał wiedzieć gdzie… A w zasadzie, do kogo.
- Hm, przepraszam – wymamrotałam. – Zamyśliłam się.
- No co ty gadasz!? – Jazz westchnął rozkładając ręce w iście teatralnym geście, udając zdziwienie i zainteresowanie. Czasem myślę sobie, że chłopak minął się z powołaniem. Z natury spokojny, opanowany, w każdej sytuacji potrafi zachować zimną krew i kamienną twarz, ale tylko ja i Rosalie znamy jego drugie, niekiedy szalone i nieprzewidywalne, ja. On z kolei wiedział, że coś musiało się zdarzyć, bo nie zarumieniłabym się. Doskonale wiedział, w jakich przypadkach moje myśli dryfują setki mil stąd. Zazwyczaj jednak twardo stąpam po ziemi.
- Powiedz nam coś, czego jeszcze nie wiemy – skończył, patrząc wyczekująco. Spojrzałam na Rose i wcale mi nie pomogło. Ona także przeszywała mnie wzrokiem. Czy te bliźnięta mają jakiś wbudowany radar w mózgu, czy co? Kuzynka posłała mi spojrzenie pod tytułem: „Pogadamy na osobności” i przestała lustrować mnie wzrokiem, w końcu ratując sytuację.
- Bello, ja zdaję sobie sprawę, że ty myślami wciąż pilotujesz tamtą awionetkę, ale wylądowałabyś wreszcie. – Odczekała parę sekund, po czym znów zabrała głos. - Wylądowałaś już? – uniosła brew.
- Tak, tak. A więc, maszyna działa bez zarzutów, z tym że miałam praktycznie cały dzień w plecy, bo główny mechanik nie dotarł na czas, sprawy rodzinne czy coś. W każdym razie, pozwiedzałam trochę miasto. Michigan jest piękne o tej porze roku, szczególnie wieczorami. Promenada jest pięknie oświetlona. Wróciłam znów na lotnisko. Przejrzałam papiery po swojemu. Przyjrzałam się pracy mechaników i czekałam na przygotowanie maszyny do odlotu. A, zapomniałabym… Jasne, takiego kogoś w życiu bym nie zapomniała, ale rodzina nie musiała już o tym wiedzieć, no, w każdym razie nie, gdy przy stole siedziały dzieci. Spotkałam na lotnisku Edwarda Cullena. Syna Esme - zwróciłam się do Carmen, ją ta wiadomość w sumie powinna zainteresować najbardziej. - Wpadłam na niego niechcący, kiedy zmierzałam w stronę odpowiedniego terminalu.
- Już ja widzę to „niechcący”. – Aleks zaśmiał się serdecznie. Czy nie wspominałam przypadkiem, że jestem dobrym pilotem, uwielbiam motocykle i moją poczciwą ciężarówkę, za to nie przepadam za swoją koordynacją, która wciąż, choć teraz w mniejszym stopniu, daje mi się we znaki.
- Daj spokój, to nie była moja wina. Nie poślizgnęłam się na wyimaginowanej skórce od banana, ani nic z tych rzeczy. Po prostu rozmawiałam z tym tu o – wskazałam palcem na Jazza, – przez telefon i nie zwróciłam uwagi, że on idzie prosto na mnie także rozmawiając i nie zauważył mnie, dopóki nie odbiłam się od niego. Na szczęście dla mnie, chłopak miał refleks i zdążył mnie złapać zanim zaznajomiłam się z parterem. No cóż, moja komórka nie miała tyle szczęścia. Powiedziałam mu o tym i ten, w ramach rekompensaty, zaprosił mnie na kawę. Od słowa do słowa dowiedziałam się, że jest synem Esme i zdaje się bratem Alice, i że jego starszy brat, to Emmett, zdaje się że to twój adwokat, Rose – spojrzałam na nią. A ta… przygryzła wargę? Czy ja o czymś nie wiem? – Ot, i cala historia – podsumowałam, jak gdyby nigdy nic.
- O! A propos Esme. Zaprosiłam ją i jej męża jutro na kolację. Chcemy uczcić rozpoczęcie pracy nad naszym projektem centrum turystyki i ekologii. Mam nadzieję, że też przyjdziecie. Proszę, byłoby miło.
- Przepraszam Carmen, ale miałam już zaplanowany jutrzejszy wieczór. Gdyby to nie było ważne, odwołałabym i się zjawiła. – Rose spojrzała na nią przepraszająco.
- No cóż, rozumiem. – Ciocia, choć nie lubiła jak się tak do niej mówi, uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Ale wy mi nie odmówicie? - Wskazała na mnie i Jaspera.
- Gdzież bym śmiał! Brakowało mi już trochę domowej kuchni – zaśmiał się.
- Jasne, przez trzy dni mojego pobytu w Chicago, bo nie mógł wprosić się do mnie na obiad – dodałam, uśmiechając się.
– A poważnie zadzwonię do Alice. O której mamy się stawić? – zapytał.
- O dziewiętnastej będzie dobrze.
- Bello? – Carmen tym razem zwróciła się do mnie
- W porządku. Jak wszyscy to i ja. – Mrugnęłam do niej. Nawet nie wiem kiedy, popołudnie przekształciło się w wieczór, a wieczór w późną noc. Jasper miał jutro rano parę spraw do załatwienia, więc umówiliśmy się, że spotkamy się w szpitalu przed moimi badaniami. Postanowiłam nie wracać do swojego mieszkania i zostać tu na noc. Stąd przynajmniej miałam bliżej. No i moja Yamacha stała tu w garażu. Poczłapałam zmęczona do swojego dawnego pokoju, wzięłam kojący prysznic i, po przebraniu się, podreptałam po cichu do pokoju Rosalie. Nie tylko ja się muszę spowiadać, ona też. A co! – Zapukałam delikatnie, czekając, aż pozwoli mi wejść.
- Bello wchodź, nie pukaj.
- Skąd wiesz, że to ja?
- Tylko ty pukasz w ten sposób. Siadaj.
- Nie jesteś zmęczona? – zapytałam, patrząc jak dziewczyna rozpakowywała swoje rzeczy.
- Nie, pewnie przez zmianę czasu, ale nie martw się, odchoruję to jutro. – Puściła mi oczko.
- Okej. Rose. Więc Emmett Cullen, Tak? – Nie owijałam w bawełnę.
- Co Emmett?
- Rose! - warknęłam po cichu. - Nie udawaj, tylko opowiadaj.
- Och, on jest niesamowity. Mój typ. Zdecydowanie mój typ. Wysoki, muskularny, silny, ma takie słodkie dołeczki, gdy się uśmiecha. Inteligentny, błyskotliwy, chociaż z natury bardzo żartobliwy. No i jest niesamowity. Naprawdę niesamowity – poruszyła brwiami sugestywnie.
- Dość. - Rzuciłam w nią poduszką.
- Hej! - Uchyliła się w ostatniej chwili, po czym klepnęła na łóżko obok mnie i obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Wiesz, przylatuje jutro do Houston, do rodziny na parę dni. Umówiliśmy się na wieczór.
- Domyśliłam się. Ale jak to się zaczęło.
- Pamiętasz ten szmatławiec, który zrobił nam z ukrycia zdjęcia w zeszłym roku, jak kupowałyśmy kwiaty do twojego mieszkania.
- Nie przypominaj mi – jęknęłam.
- Zdjęcia to jeszcze nic. Takich bredni, które tam wypisywali już nie mogłam zdzierżyć. Pozwalam ich. Emmett był moim prawnikiem. No, oczywiście wygraliśmy i pięć milionów zasiliło moje konto. – Uśmiechnęła się triumfalnie. – Po rozprawie poszliśmy uczcić wygraną w miłej kameralnej restauracji i się zaczęło – zakończyła rozmarzona.
Widywałam wzrok mężczyzn marzących o Rosalie, ale nie widziałam jeszcze Rosalie marzącej o mężczyźnie. Cóż, z pewnością musiał być wyjątkowy. Ciekawe czy tak jak jego brat… Bella panuj nad hormonami!
- Wiesz, Jaspera też trafiło na dobre – zaczęłam mównic po chwili ciszy.
- Zdecydowanie. I dobrze, że padło na Alice. Widziałam, jak wodziła za nim oczami. Wyobrażasz sobie, że ostatnio Robie Williams chciał wyciągnąć od niej numer, a ona na to, że może podać mu tylko służbowy, gdyby potrzebował stylisty, bo prywatny ma już dla kogoś zarezerwowany?! Godzinę później szła już z Jasperem do klubu. Tak mnie zastanawiało, dlaczego Jazz zaproponował nam, że weźmie wolne i sam popilotuje samolot, by zwieść nas do LA, gdzie kręciłam klip. Teraz wszystko jasne.
- Tak, jeszcze nie widziałam żeby mu tak zależało. Mam nadzieję, że z nimi to będzie na poważnie. – W tym momencie Rose zaczęła chichotać, jakby zdała sobie sprawę z czegoś oczywistego.
- Wiesz, ja chodzę z Cullenem, Jasper chodzi z jego siostrą, a oni mają jeszcze brata. Gdybyś ty się za niego wzięła, byłby pełny zestaw.
- Aha, Rosalie Hale oczarowała Emmetta Cullena, razem z nim dostaje jego brata i siostrę w zestawie do obdarowania rodziny. Uwaga promocja trwa do otrząśnięcia się Rose – mówiłam imitując ton spikera z kanału telezakupów.
- Przestań! – Teraz to ona rzuciła we mnie poduszką próbując jednocześnie stłamsić swój chichot.
- Dobra, nie wiem jak ty, ale ja padam z nóg. Idę zanim będziesz miała lokatora w swoim łóżku. – Uśmiechnęłam się wstając. Choć prawdę mówiąc, wcale mi się nie chciało.
- Okej. Dobranoc.
- Dobranoc, Rose.
Mimo, iż spałam jak kamień, rano obudziłam się i wydawało mi się, że przez całą noc słyszałam nawet oddech psa w budzie w ogrodzie. Krótko mówiąc, byłam nadwrażliwa, a głowa znów zaczęła pulsować. Jasper ma rację. Potrzebne mi są te badania. Po skończeniu porannej toalety zeszłam na dół, chociaż nie wiem po co się torturowałam, skoro i tak nie mogłam nic zjeść. Jasper zadzwonił mówiąc, że za godzinę powinien być na miejscu, więc wypiłam tylko łyk wody, pożegnałam się z domownikami i chwyciłam klucze do garażu. Odnalazłam kask i swoją kurtkę. Nie zakładałam całego kombinezonu, bo nie byłby to najodpowiedniejszy strój na wizytę w klinice. Po pobraniu krwi i wykonaniu rutynowych badań, w końcu mogłam się udać z Jasperem na lunch. Pielęgniarka poinformowała mnie, że wyniki będą do odebrania w południe, wtedy też dostarczą je doktorowi i on, po wcześniejszym wywiadzie, skieruje mnie na dalsze, tym razem szczegółowe badania.
- Bello, nie denerwuj się. – Kuzyn zatrzymał moją dłoń, która bezwiednie od kilku minut stukała w filiżankę łyżeczką, wciąż mieszając jej zwartość.
- Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować, ale nie mogę się uspokoić, denerwuję się, co dalej.
- Wszystko będzie dobrze. Jeżeli to jakaś choroba, przepisze leki i tyle. Komisję masz dopiero za trzy miesiące. W razie czego zdążysz się wykurować. – Posłał mi pokrzepiający uśmiech.
- Dziękuję, że ze mną jesteś. Sama chyba bym uciekła i nawet nie cofała się po wyniki.
- Tak? A ja myślałem, że lubisz szpitale. W końcu swego czasu byłaś tu stałym bywalcem. – Posłał mi zadziorny uśmieszek. Moja dłoń w odpowiedzi klepnęła go w ramię, za to moje oczy przesłały mu nieme podziękowanie.
- Uwierz mi, że starczy mi tych wizyt do końca życia. Ja już wyczerpałam swój życiowy limit w tego typu placówkach – zachichotałam. Tak. Być może i mi dokuczał, ale przede wszystkim odciągał mój umysł od stresu spowodowanego tym, co może się stać, jeżeli diagnoza będzie poważna. Zerknęłam na zegarek uświadamiając sobie, że za parę minut, będę rozmawiać z lekarzem. Podnieśliśmy się i skierowaliśmy do poczekalni. Po niecałych pięciu minutach drzwi gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich wysoki przystojny blondyn w średnim wieku. Doktor Cullen wyczytał moje nazwisko, a zza jego pleców wyłonił się nie kto inny, jak Edward.

PWE

Jak tylko wylądowaliśmy, Bella pożegnała się ze mną i ruszyła w stronę biur lotniska. Zadzwoniłem do Alice, mówiąc jej gdzie jestem i po paru minutach żółte porsche zatrzymało się wprost przede mną.
- Edward!!! – zapiszczała moja młodsza siostra.
- Hej, Chochliku. - Przytuliłem ją podnosząc z podłogi, a gdy ją postawiłem poklepałem żartobliwie po głowie.
- Przestań, nie niszcz mi fryzury! – wykrzyknęła, bardziej śmiejąc się niż oburzając. Po chwili otworzyła bagażnik, wsadziłem swój bagaż i zaczęliśmy mierzyć się wzrokiem. W końcu Alice przewracając oczami wyciągnęła rękę z kluczykami w moją stronę.
- No masz. Znaj moją dobroć.
- Dziękuję. – Wyszczerzyłem się do niej. W czasie jazdy rozmawialiśmy na rożne tematy, nadrabiając zaległości. W zasadzie to Alice mówiła o tym, jaka to Rosalie Hale jest świetna i jak dobrze się z nią współpracuje, o swojej nowej miłości Jasperze. Jasper to… Jasper tamto…. Jasper… Brat Belli nazywa się Jasper Moje myśli kolejny raz podryfowały do właścicielki pięknych brązowych oczu i idealnych kształtów, niestety Alice brutalnie wyrwała mnie z mojej małego wyimaginowanego świata.
- Edwardzie, głośniej!! – krzyknęła chochlika dobierając się do radia. – Uwielbiam tę piosenkę!
Zanim całkiem wróciłem do rzeczywistości Alice śpiewała już z wokalistą na całe gardło:

With you I could see clearly
With you I understood
With you I’d live forever
With you I felt like someone good*


- Alice, myślałem, że słuchasz tylko muzyki Rosalie Hale – zażartowałem z siostry.
- Co? Ed, daj spokój. To, że dla niej pracuję, to nie znaczy, że nie mogę słuchać innych wykonawców, z resztą, Rosalie też się ta piosenka podoba. W ogóle mamy podobny gust, wyobrażasz sobie? Ja w ogóle nie czuję, że jestem w pracy. Zaprzyjaźniłyśmy się. Dziewczyna prywatnie jest świetna, no, ale ma też charakterek, nie chciałabym jej podpaść.
Pokiwałem tylko głową ze zrozumieniem, bo nie miałem pojęcia jak to skomentować. Po paru chwilach dojechaliśmy do domu. Esme musiała na nas wyglądać, bo jak tylko zatrzymałem samochód, ona już stała w drzwiach.
- Edwardzie, synku!!! – Esme rozpromieniła się na nasz widok. – Jak dobrze, że jesteś.
- Witaj mamo. - Przytuliłem ją mocno do siebie. Zaczęła się śmiać na moją wylewność. Kiedy byliśmy już w środku, od razu zostałem zaatakowany ciepłym obiadem. Nie żebym narzekał… Emmett na pewno by nie pogardził, no i poprosił o dokładkę.
- Opowiadaj, Edwardzie. Jak minął lot? Jak tam w pracy? Rzadko się widujemy, od kiedy przeprowadziliśmy się do Houston. – Ostatnie zdanie wypowiedziała lekko narzekającym tonem. Moje myśli na dłużej niż powinny zatrzymały się przy pierwszym pytaniu. Znów przed oczami miałem średniego wzrostu dziewczynę – pilota, dzięki której dostałem się szybciej do domu. Niechętnie, ale jednak zszedłem z nieba na ziemię i zacząłem relacjonować wszystko, co chciała wiedzieć, zostawiając niespodziankę na koniec.
- Wiesz, myślę, że nie będziesz musiała narzekać na to, że mnie nie ma w domu. Postanowiłem kupić tu mieszkanie. Mam już jedną lokalizację na oku. Jak mi będzie pasowało, jutro spiszę umowę. Akurat Emmet na nią zerknie. Przyleci koło południa.
- Och, tak się cieszę, Edwardzie!!! – powiedziała podekscytowana. – Jak już będziesz miał klucze to tak sobie poukładam, żeby jak najszybciej się zająć twoim mieszkaniem. Tak, meble, kolory ścian… Może otwarty salon… - wyliczała. Tak, Esme była już w swoim świecie.
- Spokojnie, mamo, jeszcze się nie zdecydowałem, powoli. Najpierw pomieszkam trochę z rodziną. - Uśmiechnąłem się do niej puszczając oczko. W tym czasie Alice zeszła do salonu oznajmiając, że jest umówiona, pożegnała się z nami i wyszła.
- Alice trafiła strzała Amora… - mama wyszeptała konspiracyjnie. - Jasper jest siostrzeńcem męża Carmen, mojej współpracownicy. A właśnie! Edwardzie, Carmen i ja będziemy realizować projekt wykończenia centrum turystyczno ekologicznego. Chcemy uczcić rozpoczęcie naszej pracy i z tej okazji Carmen zaprosiła nas do siebie jutro na kolację. Wiem, że Emmett jest na jutro umówiony, Alice pewnie też będzie zajęta. Może ty byś poszedł z nami? Edwardzie, co ty na to?
- Mamo… - zacząłem, ale na dane mi było skończyć.
- Proszę, byłoby bardzo miło, poza tym, może mógłbyś być kierowcą, wtedy i tata by się odprężył…
- Skoro tak stawiasz sprawę. Zgoda. – Esme przytuliła mnie i pocałowała w policzek w dziękczynnym geście. Wieczorem Carlisle wrócił z dyżuru, przywitaliśmy się pogadaliśmy jak ojciec z synem, nadrabiając zaległości. Przy okazji umówiłem się, że zajrzę do niego jak będę w klinice odnawiał rutynowe badania.
Obudziłem się rano całkiem wyspany z dziwnym przeczuciem, że ten dzień będzie obfitował w niespodzianki. Cóż nie pomyliłem się. Poszedłem się odświeżyć i po około godzinie pojechałem zrobić badania. Potem skierowałem się do gabinetu ojca.
- Edward? Wejdź synu. – Uśmiechnął się do mnie znad stosu różnych papierów.
- Część tato. Dużo pracy, co? Wskazałem brodą na pliki dokumentów, kiedy siadałem naprzeciwko niego.
- W zasadzie to już skończyłem, czekam jeszcze tylko na wyniki badań ostatniej pacjentki – powiedział i w tym momencie weszła pielęgniarka z kopertą, z wynikami. Carlisle zaczął studiować wyniki, co chwilę marszcząc czoło, po czym westchnął pocierając skronie, na końcu jednak uśmiechnął się lekko, jednak znów zmarszczył czoło, gdy odczytał nazwisko pacjenta.
- Aż tak źle? - zapytałem zaciekawiony jego reakcją.
- Nie, nie do końca. Na początku podejrzewałem zwyczajny klastrowy ból głowy, jednak badania jednoznacznie wskazują na guzek. Szczęście w nieszczęściu, że nie jest to nowotwór, tylko narośl uszkadzająca nerw. W tej fazie rozwoju można ją usunąć, a operacja będzie miała rangę kosmetycznego zabiegu, jednak, jeśli przyszłaby kilka dni później, byłoby już całkiem źle.
- Brzmi poważnie – podsumowałem
- Bo jest poważnie. Synu, wybacz, ale pacjentka już czeka.
- Dobrze, to ja pojadę po Emmetta i widzimy się wieczorem – odpowiedziałem. Carlisle wstał zabierając ze sobą dokumenty, a ja podążyłem za nim, kiedy przeczytał nazwisko pacjenta zamarłem. Za drzwiami czekała Bella, w towarzystwie wysokiego blondyna.
- Isabella Swan. Zapraszam. - Carlisle podniósł oczy znad papierów i uśmiechnął się zaskoczony.
- Bella, Jasper? – zapytał. – Boże wyglądacie jak kopie swoich rodziców – powiedział witając się z nimi i ciągnął dalej. – Miałem okazję poznać waszych rodziców jeszcze w młodości, na ogólnokrajowych warsztatach, wtedy uczestniczyli w nich delegacje z uniwersytetów, z różnych stanów. Ile się w tedy działo. – Uśmiechnął się do swoich wspomnień. Po chwili odchrząknął, znów przybierając rzeczowy ton.
- Bello, zapraszam do gabinetu. - Dziewczyna spojrzała jeszcze na mnie, po czym pociągnęła blondyna za sobą. Ile bym dał, by być na jego miejscu… Edwardzie, stop. Skąd mi się to w ogóle wzięło? Jadąc na lotnisko wciąż myślałem o tym, jak poważna może być choroba tej dziewczyny. Chciałem ją chronić, troszczyć się. Jeszcze nie odczuwałem czegoś takiego przy innych dziewczynach. Nawet przy Tanyi, nagle przed moim autem śmignęła żółta Yamacha** .
- Koleiny dawca organów – wymamrotałem do siebie.
Kiedy dojechałem na lotnisko, jedyne wolne miejsce znalazłem koło motocykla. Czyżby to ta sama yamacha? Hm… Ciekawe. Po chwili spostrzegłem, jak mój brat wychodzi niosąc walizkę. Przywitałem się i odebrałem jego bagaż. Kiedy wyjeżdżaliśmy z parkingu, jakiś idiota zajechał mi drogę. Skręciłem w ostatniej chwili, jednak obok mnie znów pojawił się ten motocyklista. Zanim się zatrzymałem, obtarłem mu tylne koło. Ledwo wymanewrował pojazdem, by się nie wywrócić. Kiedy odzyskał panowanie, stanął. Emmett i ja wyszliśmy z auta, mój brat od razu uciął sobie „pogawentkę” z tym bałwanem, który zajechał mi drogę, a motocyklista podążał w moim kierunku, już chciał odpiąć kask, zapewne by posłać mi wiązankę, gdy nagle stanął, obrócił się na pęcie i jak najszybciej wsiadł na swój pojazd odjeżdżając z piskiem opon. Zanim odjechał zauważyłem kucyk brązowych włosów, wystających spod kasku… Ciekawe.
- Edwardzie, jedźmy już. Jestem głodny - Emmett jęknął, zajmując miejsce pasażera.
- Widziałeś tego motocyklistę? – zapytałem uruchomiając ponownie silnik.
- Ta… Malutki, pewnie jakiś dzieciak, ale nieźle wymanewrował – odpowiedział z uznaniem.
- Co racja, to racja – przyznałem.
- Jakie masz plany na dziś? – zapytał po chwili ciszy.
- Rodzice jadą na kolację do znajomych, ja będę robił za ich szofera. A ty?
- Jestem umówiony z bóstwem – westchnął rozmarzony. Moment!!! Emmett nie marzy o kobietach! To kobiety marzą o nim! Hm, kolejna niespodzianka…
- Z bóstwem? – dopytywałem.
- Dokładnie. Jem dziś kolację z Rosalie Hale! Wyobrażasz sobie?! Jakiś czas temu wynajęła mnie, bym w jej imieniu domagał się odszkodowania od jakiegoś brukowca. Nie muszę dodawać, że wygrałem – odpowiedział zadowolony z siebie. - Potem poszliśmy na kolację, by świętować wygraną, a potem na jeszcze jedną kolację… Stary!!! Ona jest niesamowita, dosłownie i w przenośni! Nie jakaś tam gwiazda strojąca fochy. To jest kobieta z krwi i kości! Idealna!
- Ooo, Em, czyżby zapowiadał się gorący romans? – Poruszyłem sugestywnie brwiami. Ten spojrzał na mnie, jakby został spoliczkowany.
- Romans? Rosalie jest kobietą, którą mógłbym przedstawić mamie, nieważne czy byłaby gwiazdą czy nie! To jest kobieta, przy której mógłbym się ustatkować. – W życiu nie słyszałem tak poważnego Miśka, jeżeli nie był na sali sądowej. Ta.. wygląda na to, że coś wisi w powietrzu.
Gdy wróciliśmy do domu, przebrałem się, odświeżyłem i czekałem na rodziców w salonie. Po kilku minutach jechaliśmy już do domu ich znajomych.
Po jakiś dwudziestu minutach zajechałem pod dużą, jasną rezydencję. Gospodarze czekali już na nas w drzwiach.
- Witaj Esme, Carlisle – odezwała się kobieta wzrostu mniej więcej mamy, może trochę młodsza od niej, a przy niej stał nikt inny jak Alexsander Swan!!! Cholera, właśnie witam się z mistrzem świata w szybownictwie! Zaraz będę z nim jadł kolację. Czego chcieć więcej?! Już mnie dziś nic nie zaskoczy. Kiedy tylko zdążyłem tak pomyśleć, od razu zostałem wyprowadzony z błędu, gdyż usłyszałem dźwięk silnika, obróciłem się, by zobaczyć, że koło mojego auta zatrzymała się żółta Yamacha, ta sama, którą niechcący otarłem kilka godzin wcześniej. Kierowca zsiadł z motocykla, odpiął kask… I cholera jasna!!! No to są jakieś żarty! Kierowcą okazała się Izabella Swan, która stanęła przede mną we własnej osobie.

* ESPEN LIND - MILLION MILES AWAY http://www.youtube.com/watch?v=VZAz2DZWm4k
**Limitowana Seria Valentio Rossi.
[link widoczny dla zalogowanych]


Bardzo dziękuję za komentarze pod pierwszym rozdziałem. Dały mi wiele do myślenia. Mam nadzieję, że wyrazicie także swoją opinię pod tym rozdziałem. To dla mnie bardzo ważne :) Liczę na szczere komentarze z waszej strony.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Pon 15:46, 07 Mar 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 0:12, 06 Mar 2011 Powrót do góry

Me oczy cierpią. Od dobrych kilku tygodni widzę jeden i ten sam błąd, który po prostu powoduje u mnie wzrost ciśnienia. Wyjaśniam:
Cytat:
- Moja staruszka odmówiła dziś jazdy, kolejny raz z resztą.
ZRESZTĄ. To jest absurdalny i kompletnie głupi byk, który widnieje tak często w różnorakim tekście, czy, o zgrozo, samych wypowiedziach, że zastanawiam się kto uczy ludzi pisać. Nie rozumiem skąd bierze się takowa pisownia, mogę to jedynie przypisać zanikowi czytania książek i coraz większemu ''życiu'' w Internecie. Jeśli nie możemy rozróżnić kiedy piszemy "z resztą" a kiedy "zresztą", to proponuję patrzeć tak: "Z resztą ludzi porozmawiam jutro", „Z resztą rzeczy sobie poradzę”. I: "Zresztą kogo to obchodzi", "Wszystko jest możliwe, zresztą cuda się zdarzają". Zasięgnęłam też rady słownika PWN, który jasno mówi że: zresztą - partykuła wprowadzająca zdanie uzupełniające wcześniejszą wypowiedź o nową informację, np. Nie mam ochoty tam iść, zresztą nie mam czasu.
A jeśli nie przemawia do nas PWN, to można wyjaśnić to tak: zresztą oznacza to samo, co "swoją drogą". Więc jeśli nie będziemy mieć pewności czy pisownia jest łączna, czy nie, to zamiast "zresztą" wstawmy w zdanie "swoją drogą". Tak więc:
Cytat:
- Moja staruszka odmówiła dziś jazdy, kolejny raz z resztą.
Moja staruszka odmówiła dziś jazdy, kolejny raz, swoją drogą.
Jeśli zdanie będzie miało sens, to oznacza to tylko jedno: zresztą piszemy razem! Prostsze? To tak na marginesie jest aluzja i do bety, i do autorki. W końcu wiedza przyda się każdemu. Błagam, zwracajcie na to uwagę, to są tak proste błędy, że nie powinny się pojawić. Co do interpunkcji to wymienię tylko ewentualne minusy w dialogach . Dodam też, że "mimo iż" nie rozdzielamy przecinkiem.
Cytat:
- Nie rozmawiałaś z Rose, o swoim problemie?
przecinek sio
Cytat:
(…)czułam z nią silniejszą więź, niż po spotkaniu z twoją ostatnią dziewczyną – aż się skrzywiłam na wspomnienie Marii.
kropka po "dziewczyną", "aż" z dużej litery
Cytat:
- Praca, - westchnął Jasper.
nie rozumiem po co ten przecinek
Cytat:
- Wylądowałaś już? – uniosła brew.
Uniosła
Cytat:
- Naprawdę niesamowity – poruszyła brwiami sugestywnie.
Z dużej litery i po kropce. Jednak najchętniej zmieniłabym szyk: Naprawdę niesamowity. – Sugestywnie poruszyła brwiami.
Cytat:
- Wiesz, Jaspera też trafiło na dobre – zaczęłam mównic po chwili ciszy.
literówka

Poprzestałam na wypisywaniu błędów z uwagi na późną godzinę, wybacz Rolling Eyes Sama treść jest fajna, lekka, jak już wspominałam nadaje się na wolne wieczory, jednak trzeba wyplenić niektóre byki. Pisząc opowiadanie musimy liczyć się z tym, że jesteśmy niejako wzorem dla innych osób, często młodych, które będą brać z nas przykład i powielać nasze wypowiedzi. Jeśli owy tekst będzie błędnie napisany, czytelnik zacznie posługiwać się mylnymi wyrażeniami i zacznie je ''szerzyć'' wśród innych. Postawmy sobie pytanie: młodzi ludzie będą zwracać uwagę na, brzydko mówiąc, smęcenie nauczyciela, czy wezmą sobie za wzór opowiadanie opublikowane w sieci? Jak dla mnie, w dzisiejszych czasach odpowiedź jest jednoznaczna.
Z tym dziwnym akcentem życzę dobrej nocy i dziękuje za rozdział.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 1:10, 06 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Nie 11:09, 06 Mar 2011 Powrót do góry

Jeszcze raz sobie przeczytałam. A co. ^^
Co do błędów - kiedy sobie ściągałam z chomika, nie zwracałam na nie uwagi tak bardzo jak tutaj. Często zdarzają ci się niepotrzebne przecinki. Tak, to najbardziej widać. Są jeszcze literówki, ale rozumiem - każdemu się zdarzy, więc to nie jest taki wielki byk. Ogólnie nie zwracam większej uwagi na błędy, bo kiedy je widzę - np. literówkę - to po prostu odczytuję to jak powinno być, a co do błędów ortograficznych, czy interpunkcyjnych - pamiętam o nich przez chwilę, a potem zapominam. Jednak nie zmienia to faktu że są, i innym przeszkadzają.
Oj, jak ja uwielbiam to opowiadanie. Tak, tak - jeszcze nie raz to zobaczysz w moich postach, chyba że zrobisz coś strasznego - nie daj Boże! I tak mają dużo problemów - choroba Belli. Czyta się lekko, a treść wciąga. Oby tak dalej. Smile
Btw, Wioluś! Ciesz się, że nie dręczyłam cię na chomiczku, tylko tutaj. Wtedy dwa razy wcześniej byś wstawiła SLV! Laughing
A teraz na ciebie nakrzyczę: Gdzie jest nowy rozdział "Misji"?!
Mam nadzieję, że nie porzuciłaś tego opowiadania, tyko nie masz po prostu czasu. Wiadomo - dwa opowiadania... Co nie zmienia faktu, że czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Very Happy
Weny, czasu i chęci!
KW.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez KW dnia Nie 11:12, 06 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin