FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Przeznaczenie [NZ] Jedenasty rozdział - 05.08.2012 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 7:39, 13 Maj 2012 Powrót do góry

renesme1 napisał:
Tak sobie nad tym dumałam i wyszło mi, ze Leah powinna przejść przemianę przed Jacobem, tak jak Ty pisałaś. Myślę, że dasz radę, ja w Ciebie wierzę :)

Co do niewiedzy: chyba dwa w zupełności wystarczą, widać, że powoli dowiaduje się wszystkiego, i niech tak akcja idzie. Dwa rozdziały nie więcej, żebyś nie schrzaniła sprawy Wink Weeeeeeeeeny :D


Dzięki za podpowiedzi :)
Przeglądałam różne fora i gdzieś tam wyczytałam, że prawdopodobne jest, że ojciec Lei dostał zawału po tym, jak dowiedział się, że przeszła przemianę..
To byłby dobry moment


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Nie 13:12, 13 Maj 2012 Powrót do góry

Bardzo dobry pomysł :D Już się nie mogę doczekać jak Leah będzie przechodzić przemianę :) Pisz szybko, bo już mnie zżera ciekawość :D Weeeeeeeeeny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:47, 15 Maj 2012 Powrót do góry

Mam nadzieję, że będzie ok ;-)


Rozdział 5.


To był dziwny dzień. Mama nie odzywała się do taty, a on omijał ją szerokim łukiem, niechętnie spędzał czas w domu. Tak, to był zdecydowanie dziwny dzień.

Zaczęło się od tego, że obudził mnie podenerwowany głos mamy, która krzyczała na ojca. To nie było normalne. Z reguły nigdy się nie kłócili, a jeśli mieli jakieś problemy, rozwiązywali je bez emocji, na spokojnie i przede wszystkim – bez krzyków.

Co się z nią dzieje? – pytałam sama siebie, bo nie poznawałam jej od jakiegoś czasu. Najpierw ta ukradkowa rozmowa w kuchni kilka miesięcy temu, podczas której mama zakazywała (jakkolwiek absurdalnie to brzmi) czegoś ojcu, później dni szalonej ciszy. Ciszy, która tak nam wszystkim doskwierała, że ich złe humory przerzuciły się na nas - to znaczy na mnie i mojego młodszego brata, Setha. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, ale przez to, że rodzice ze sobą nie rozmawiali, sami nie mieliśmy dobrych humorów.

Co było w tym najgorsze? To, że oni udawali, że wszystko jest w porządku. Kiedy mama po całym dniu nieodzywania się do ojca, podczas kolacji przemiłym i cholernie przesłodzonym głosem prosiła go o sól, jakby chciała odegrać rolę przykładnej żoneczki, mnie mało nie trafił szlag. Oscara to ty za to nie dostaniesz – z przekąsem mówiłam do niej w myślach. Zastanawiałam się, jak na to wszystko reaguje Seth, ale on był jeszcze bardziej zagubiony niż ja. On nie słyszał tej rozmowy w kuchni, tej pierwszej, od której wszystko się zaczęło. Patrzył na rodziców nic nierozumiejącym wzrokiem. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Tak jak ja.

O czym to ja mówiłam? To nie jest łatwe zadanie. Gdybym mogła, najchętniej pozbyłabym się wszystkich wspomnień sprzed chwili, kiedy spotkałam… Ach, nie ważne.

Mama krzyczała. Tak, bardzo krzyczała. Chwilami przechodziła we wrzask. Z tego, co zdołałam zrozumieć, wynikało, że ojciec poszedł gdzieś bez informowania jej (i wydawało mi się, że bez jej pozwolenia – ale to, mam wrażenie, było mało realne – bo jak to? Tata miał pytać mamę o zgodę na wyjście gdzieś? – Nie, nie, na pewno musiałam coś źle usłyszeć). I tyle zrozumiałam. Jeszcze coś o tym, że jest nieodpowiedzialny, że jest głową rodziny i powinien się tak zachowywać i że Seth jest bardziej dojrzały od niego.

No, tego się nie spodziewałam i po tych słowach byłam już bardzo ciekawa, o co im poszło. Gdzie on był? Co takiego zrobił, że mama się aż tak wściekła?

Wieczorem siedziałam w swoim pokoju i czekałam na Sama, kiedy usłyszałam, jak ojciec próbuje udobruchać mamę, przeprosić, a ona mu szorstko odpowiedziała, że „jak jest taki mądry i ma zamiar rzucić się na pastwę tych bestii, to niech od razu da jej znać – przynajmniej będzie miała czas, żeby się przygotować do samodzielnego prowadzenia i utrzymania domu”.
Cokolwiek to znaczyło.

Hmm… Bestii… Musiałam coś źle zrozumieć. Na pewno.
Sam, kiedy po mnie przyszedł, zauważył, że zachowuję się dziwnie.
- Kruszynko, co jest? – zapytał. – Jesteś jakaś nieobecna, masz jakiś problem? – był wyraźnie zmartwiony.
- Oj, nic… - powiedziałam, bo nie chciałam go zamęczać swoimi problemami.
- Powiedz, proszę, przecież widzę, że coś się dzieje – nie dawał za wygraną.
- Bo widzisz, moi rodzice od jakiegoś czasu się kłócą, nie potrafią już normalnie ze sobą rozmawiać, mama ciągle warczy na ojca, który stara się omijać dom szerokim łukiem – powiedziałam szybko, by mieć swoje wyznanie z głowy.
- Nie rozumiem – przyznał Sam. – Przecież twoi rodzice są przykładem wzorowego małżeństwa. O co może chodzić? – zastanawiał się przez chwilę. – Kiedy się to zaczęło? – zapytał.
- Kilka miesięcy temu, dokładnie wtedy, kiedy… - zawahałam się.
- No, powiedz, kiedy – namawiał mnie Sam.
- Wtedy, kiedy zaczęli rozmawiać o tym dziwnym plemieniu, które miało przeprowadzić się w nasze rejony – wyplułam z siebie szybko te słowa. – Sama już prawie zapomniałam o tym, ale teraz, kiedy mama użyła słowa… - zająknęłam się, bo nie wiedziałam, czy mówić o tym Samowi. A jeśli tylko mi się wydawało? Jeśli mama nie powiedziała „bestia” tylko chodziło jej o coś innego? Zrobię z siebie kretynkę.
- Leah, proszę, powiedz – nalegał.
- Ok. – postanowiłam. – Mama powiedziała, że ojciec spotkał się z bestiami – przerwałam na chwilę, żeby sprawdzić, jak na to słowo zareagował chłopak. Jego twarz nie wyrażała emocji, jak gdybym opowiadała mu o wczorajszym teleturnieju, który oglądałam w telewizji. – Tylko teraz nie wiem, czy mama wścieka się bardziej o to, że ojciec się z nimi spotkał, czy o to, że zrobił to bez jej wiedzy – zastanawiałam się na głos.

Sam milczał, aż w końcu ja wybuchłam:
- Ty coś wiesz, prawda!? Mów mi szybko, o co chodzi! Natychmiast! – atakowałam go.
- Ależ Leah! Skąd ja mam wiedzieć, o co kłócą się twoi rodzice? No proszę cię, zastanów się – powiedział spokojnie.
- Hmm… no tak, niby tak – zgodziłam się. – Ale ta cała sprawa mnie męczy, bo nie lubię takich sytuacji – wyznałam.
- A kto lubi? – zapytał z uśmiechem. – Powiem ci w tajemnicy, że też mnie to wszystko zaczyna denerwować i męczyć.
- Ciebie? Masz jakiś problem? – zapytałam zaniepokojona.
- Oj, to nie jest jakaś ważna sprawa, Leah. Ja tylko czuję się niezręcznie, kiedy jestem w gronie starszych mężczyzn – próbowałam mu przerwać, żeby dopytać, po co w ogóle się z nimi spotyka, ale gestem dłoni uciszysz mnie i kontynuował – i oni rozmawiają o czymś, próbując posługiwać się ogólnikami, jakimś swoim szyfrem i myślą, że ja nie rozumiem nic z tej ich paplaniny.
- A rozumiesz? – zapytałam zaciekawiona.
- Nie dużo. Wiem tylko, że w lesie nie jest już bezpiecznie – wyznał.
- I tyle? To już przecież wiemy od kilku ładnych miesięcy – skrzywiłam się. – Jako informator jesteś taki bezużyteczny – zażartowałam i zaczęłam się śmiać.
- Tak? – udawał zdziwionego, ale załapał mój żart. – Wczoraj w nocy jakoś nie przyszło ci do głowy, że jestem do niczego – popatrzył na mnie znacząco.
- Co? – zaciągnęłam ze świstem powietrze. - Samie Uley, jak możesz! – Rozglądnęłam się dookoła siebie, sprawdzając, czy nikt nas nie słyszał. – Czyś ty zwariował? Mówić takie rzeczy na głos? – byłam wzburzona. – Wstydziłbyś się!
- Oj, oj, jaka pruderyjna się zrobiłaś – udał oburzenie. – Wczoraj jakoś nie przeszkadzało ci to, że trochę świntu… - nie zdążył dokończyć tych słów, bo rzuciłam się na niego, żeby go uciszyć. Byłam oburzona!
Niestety, nawet moja złość na niego i na to, że miał rację (niestety, to najbardziej pobudzało moje rozgniewanie), nie pozwoliła mi powalić go na ziemię. Był o wiele silniejszy i bez problemu delikatnie, aczkolwiek zdecydowanie położył mnie na trawie.
- No, nareszcie wróciła ta twoja ostrość. Wczoraj nieźle dałaś mi popalić, moja wilczyco – szepnął mi do ucha.
Próbowałam się uwolnić, że trzymał mnie za nadgarstki, które ułożył obok mojej głowy.
- Puść – wysyczałam przez zęby.
- Żebyś znowu się na mnie rzuciła? – zapytał z uśmiechem. – Niestety, jesteś zbyt agresywna, bym mógł cię teraz uwolnić – popatrzył mi w oczy.
- Samie. Uley. Puść. Mnie. W tej. Chwili – powiedziałam dokładnie cedząc słowa.
Wyraz jego twarzy się zmienił. Sam zabrał ręce i uwolnił moje nadgarstki.
- Przepraszam – zaczął. – Ja… Ja nie chciałem sprawić ci bólu ani przykrości – tłumaczył się. – Przepraszam.
Rozmasowałam nadgarstki i powiedziałam:
- W porządku, tylko następnym razem pamiętaj, że jesteś o wiele silniejszy ode mnie.
- Jasne, oczywiście – przytaknął. – Przepraszam jeszcze raz – zaczął obsypywać pocałunkami moje obolałe nadgarstki.
- Nic wielkiego się nie stało. Przecież wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie – powiedziałam. – Swoją drogą, nie wiem, co z ciebie za człowiek – stwierdziłam niespodziewanie.
- Co? Dlaczego? – zdziwił się.
- No, sam zobacz. W ciągu ostatnich miesięcy zdążyłeś urosnąć kilkanaście centymetrów, obwód bicepsów wzrósł ci… - zawahałam się. – Znacznie – dokończyłam. I do tego pakietu jeszcze twoja temperatura. Przecież ty chwilami parzysz, jak słońce!
- Oj, ta temperatura to tylko przy tobie, moja droga – puścił do mnie oczko. – Sprawiasz, że jestem gorący i rozpala mnie od środka – powiedział żarliwie.
Trzepnęłam go po przyjacielsku w ramię, a on, ku mojemu zdziwieniu, szybko chwycił moją rękę i dość mocno ścisnął.
- Aua! Sam! To boli! – krzyknęłam zdziwiona jego reakcją.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie rozzłoszczony, aż jego wzrok zatrzymał się na dłoni, która otaczała mój nadgarstek. Szybko ją ode mnie zabrał, a ja zauważyłam białe plamy, które zostawiły jego palce na mojej skórze. Byłam pewna, że zostanie mi po tym siniak.
- O Boże, Leah, przepraszam, ja… ja nie wiem… - zaczął się jąkać.
Wstałam i otrzepałam się z trawy.
- Nie wiem, co dzisiaj w ciebie wstąpiło, Samie, ale wiedz, że nie podoba mi się to. Bardzo mi się to nie podoba – powiedziałam łamiącym się głosem. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Dotychczas Sam nie dawał żadnych oznak, że jest w stanie sprawić mi ból. Teraz już niczego nie byłam pewna. – Pójdę do domu – powiedziałam po chwili ciszy.
- Leah, zostań, proszę – powiedział Sam, ale wiedziałam, że muszę dać sobie i jemu czas na przemyślenie tego, co się stało.
- Myślę, że będzie lepiej, jeśli już pójdę – zobaczyłam, że wstaje z trawy i dodałam: – Nie musisz mnie odprowadzać. Trafię, znam drogę – próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko dziwny grymas. - Do zobaczenia – powiedziałam. Zobaczyłam jego zawiedzioną i niedowierzającą minę. Zachowywał się tak, jakby nie wiedział, co się wydarzyło. W gruncie rzeczy sama nie wiedziałam, co się stało.

Przez całą drogę do domu nie potrafiłam pozbierać myśli. Nie umiałam uzmysłowić sobie, co tak naprawdę się stało. Zaczęłam rekonstruować wydarzenia i nadal nie potrafiłam powiedzieć, o co chodzi. Przecież nie zrobiłam nic, co mogłoby sprowokować Sama do takiej reakcji! Nie raz już tak było, że walczyliśmy na niby w zapasach (to na niby było bardziej wymuszone, bo przecież nigdy nie miałam z nim szans) i nigdy nie kończyło się tak, jak dzisiaj.

No cóż, Sam mógł mieć gorszy dzień. Ale zaraz, przecież to nie usprawiedliwia tego, co zrobił!
Weszłam do domu, zobaczyłam, że mama jeszcze nie śpi. Siedziała za stołem kuchennym, oparła głowę o rękę, której łokieć wsparła na blacie. Zdążyła tylko podnieść wzrok na mnie, ale powiedziałam szybkie „Już jestem” i uciekłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i podniosłam rękę, żeby zaświecić światło. Mankiet rękawa zsunął się i kiedy mój pokój zalała fala jasności, zauważyłam ciemne ślady na nadgarstku. Patrzyłam oniemiała na siniaki, które zostawiły palce Sama. Wpatrywałam się w nie przez chwilę i nie mogłam uwierzyć. Z odrętwienia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Szybkim ruchem poprawiłam rękaw i powiedziałam „Proszę”.
- Leah? – to była mama. Weszła do pokoju i uważnie mi się przyglądała. – Kochanie, wszystko w porządku?
- Tak, wszystko ok. – powiedziałam, siląc się na spokój w głosie. – Dlaczego pytasz?
- Zwykle spotkania z Samem zajmują ci o wiele więcej czasu – powiedziała mama. – Ostatnimi czasy wracałaś o wiele później. Na pewno wszystko jest w porządku? – dopytywała się.
- Tak, mamo – powiedziałam i miałam nadzieję, że rodzicielka wyjdzie zanim rozszlocham się na dobre.
- Masz problemy z Samem? Pokłóciliście się? – nie dawała za wygraną.
- Mamo – jęknęłam. – Daj spokój, nic się nie stało. Po prostu chciałam wcześniej wrócić do domu. I tyle – zapewniłam ją.
Pokręciła głową, jakby dawał mi do zrozumienia, że i tak mi nie wierzy. Powiedziała cicho „Dobranoc” i wyszła z pokoju.

Usiadłam na łóżku i podwinęłam rękaw. Siniaki stawały się coraz ciemniejsze. Bolały. Bolały jak cholera, ale nie z samego faktu bycia siniakami, ale z powodu, że zostały stworzone przez osobę, którą kochałam, której ufałam.
Sam był silnym mężczyzną, ale do dzisiaj zawsze uważał na to, żeby nie sprawić mi bólu, żeby mnie nie skrzywdzić.
Właściwie co to było przed chwilą? Przecież nic takiego nie zrobiłam! Trzepnęłam go lekko w ramię! Po przyjacielsku!
Nie potrafiłam wytłumaczyć tego, co się stało. Nie uderzyłam go mocno. Ba! Przecież w ogóle to nie było uderzenie. Nie rozumiałam reakcji Sama.
Może już był czymś zdenerwowany? Zaczęłam się zastanawiać.
Miał gorączkę, to bez wątpienia. Może podwyższona temperatura działa pobudzająco?
Idiotko, jak człowiek ma gorączkę, to jest osłabiony - zganiłam się w myślach.

Nie znalazłam innego wytłumaczenia jak to, że ktoś musiał dokuczać Samowi przed naszym spotkaniem i wystarczyła mała iskra rozpalająca lont bomby, która wybuchła w chłopaku i całe nerwy i agresja, skumulowała się na mojej osobie. To było jedyne uzasadnienie dzisiejszego zachowania Sama.
Jutro z nim porozmawiam i wytłumaczę, że jeśli ma jakiś problem, to chętnie, jak zawsze, go wysłucham, pomogę, ale nie mogę zgodzić się na bycie jego workiem treningowym – postanowiłam.
Po szybkim prysznicu wskoczyłam do łóżka i próbując się zrelaksować, planowałam jutrzejszy dzień. Miałam nadzieję spędzić go w całości z ukochanym. Tak naprawdę brakowało mi jego twardego, gorącego torsu, jego silnych ramion, które mnie przytulały.

Zasnęłam, mając przed oczami postać mężczyzny, do którego próbowałam pobiec, ale z każdym krokiem dystans między nami zamiast się zmniejszać – zwiększał się. Próbowałam go zawołać, ale głos uwiązł mi w gardle i nie zdołałam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
W środku nocy zerwałam się z poduszki, usiadłam na łóżku i kiedy już oprzytomniałam na tyle, by zorientować się, że to był tylko sen, położyłam się z powrotem i rozmyślałam o tym, że Sam na pewno mnie nie zostawi i że nic nie jest w stanie nas rozłączyć.
Myślę, że tymi myślami wyzwałam na pojedynek Przeznaczenie. Los postanowił mnie nauczyć pokory, ale o tym miałam dowiedzieć się dopiero za kilka godzin, kiedy miał wstać nowy dzień…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Wto 15:43, 15 Maj 2012 Powrót do góry

Och, nareszcie nowy rozdział! Aż mi się buźka cieszy na samą myśl. Jak zwykle muszę stwierdzić, klasa:) Ciekawa jestem, w jaki sposób Leah się dowie, kim jest Sam i kim jest ona sama. Weny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 9:00, 19 Maj 2012 Powrót do góry

6.




Obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Proszę… - powiedziałam wzdychając. Zobaczyłam głowę Setha, który zaglądał do mojego pokoju.
- Eee… Leah, mama pyta, czy pojedziesz z nią do Forks, na jakieś zakupy czy inne tego typu sprawy – powiedział i już go nie było. Nawet nie zaczekał na odpowiedź.
Wstałam ledwo żywa, bo poprzedniej nocy ciężko spałam. Ze swojego snu pamiętałam tylko pojedyncze przebłyski, ale byłam pewna, że nie było to nic miłego. No i dobrze, że nic nie pamiętam – powiedziałam do siebie. – Po co mam się tym zadręczać. To tylko sny.
Szybko się ubrałam i dokonałam porannej toalety. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę, która robiła dla mnie śniadanie. Dla mnie, bo pozostali członkowie rodziny już jedli. Zerknęłam na zegarek i oniemiałam. Było już prawie południe!

Mama popatrzyła na mnie uważnie i bez słowa położyła przede mną talerz z jedzeniem.
- Zaraz zrobię herbatę – powiedziała po prostu, chociaż widziałam, że w środku ją aż skręcało z ciekawości, czemu wczoraj wróciłam tak wcześnie.
- Pomogę ci – powiedziałam. Wzięłam do ręki czajnik, ale nie przewidziałam, że rękaw sweterka, który miałam na sobie podwinie się i światło dzienne ujrzą sino-ciemne ślady na moim nadgarstku. Spłoszona szybko zasłoniłam siniaki, ale mama zdążyła je zauważyć. Stała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w moją dłoń w miejscu, gdzie jeszcze kilka sekund temu były ciemne plamy.
- A co to do cholery ma znaczyć?! – powiedziała głośno, prawie krzycząc. – To sprawka Sama?!
- Mamo, to nie tak… - chciałam go wytłumaczyć, ale po kilku sekundach ciszy nie potrafiłam znaleźć słów, które mogłyby usprawiedliwić obecność siniaków na moim nadgarstkach.
- Czy… czy on ci coś zrobił? – zapytała mama.
Chciałam zaprzeczyć, ale wtedy do kuchni wszedł Seth i mama krzyknęła, żeby wyszedł i że zawoła go na drugie śniadanie, jak tylko będzie gotowe. Brat próbował protestować, ale kiedy zobaczył surową minę rodzicielki, bez słowa opuścił pomieszczenie.
- Usiądź – powiedziała spokojnie mama. – Czy te ślady… Czy Sam w jakikolwiek sposób zadał ci ból? Czy on cię… - nie potrafiła znaleźć słów. – Czy on cię skrzywdził, córeczko? – zapytała w końcu.
- Nie, mamo, nie – zaprzeczyłam szybko. Zbyt szybko, bo wyraz twarzy mamy świadczył, że mi nie uwierzyła.
- Leah, powiedz prawdę, proszę cię – nalegała.
- Prawda jest taka, że Sam jest bardzo silny i wczoraj, podczas przekomarzania się nie wymierzył dokładnie i ścisnął mnie trochę za mocno – próbowałam uspokoić mamę, chociaż tak naprawdę chodziło o uspokojenie mnie i własnych myśli. Starałam się brzmieć przekonująco, ale jej wzrok mówił, że nie dała się nabrać.
- Leah, prosiłam cię, żebyś powiedziała prawdę – powiedziała łagodnie.
- Mamo, co ja mam ci powiedzieć? Wiesz przecież, że Sam nigdy świadomie nie sprawiłby mi bólu, prawda? Ja też to wiem. Wszyscy to wiedzą! – powiedziałam odrobinę za głośno. – To był przypadek, Sam był podenerwowany i jakoś tak samo… - nie potrafiłam znaleźć słów.
- Kochanie, tak nie może być. Nie możesz usprawiedliwiać jego zachowania, szczególnie, jeśli odbija się ono negatywnie na twojej osobie – tłumaczyła mama. – Widocznie jego geny dały o sobie znać… - westchnęła.
- Jakie geny? O czym ty mówisz? – zapytała zdziwiona.
- Wiesz przecież, jaki był jego ojciec. Kto tego nie wie? To był zwykły… - zaczęła, ale tym razem to ja jej przerwałam.
- Nie możesz tak mówić! Nie ty! – powiedziałam dobitnie. – Tyle razy sama mi tłumaczyłaś, że dzieci nie mają wpływu na to, jakich mają rodziców, prawda? To nie jest wina Sama, że jego ojciec był taki, jaki był – przypomniałam jej własne słowa.
- Leah, pamiętam, co powiedziałam, ale musisz mnie posłuchać – popatrzyła na mnie uważnie. – Nie jesteś już dzieckiem, więc nie mogę ci zabronić spotykać się z chłopcami, ale chyba mam coś do powiedzenia, jeśli widzę cię w takim stanie? – zapytała i chyba nie czekała na moją odpowiedź, bo zaraz dodała – Spotkam się dzisiaj z panią Uley i porozmawiam z nią o zachowaniu Sama.
- Co?! – zdziwiłam się. – Nie ma mowy! – krzyknęłam. – Nie mam dziesięciu lat, żeby rodzice rozwiązywali moje problemy. Sama to załatwię – powiedziałam i nie czekając na śniadanie wyszłam z kuchni.

Zeszłam po schodach i nie zastanawiając się gdzie idę, ruszyłam w stronę domu pani Uley. Dopiero przed jej drzwiami doszłam do wniosku, że sama nie wiem, co mam powiedzieć chłopakowi – w końcu jeszcze nie przemyślałam wszystkiego, co się wczoraj wydarzyło. Nie miałam żadnego planu.

Chciałam się szybko wycofać i wrócić do domu, ale kiedy się odwróciłam, by zbiec po schodkach, drzwi się otworzyły i ujrzałam uśmiechniętą twarz mamy Sama.
- Oh, Leah, jak dobrze cię widzieć!
Odwzajemniłam uśmiech i przywitałam się.
- Dzień dobry, pani Uley.
- Ty pewnie do Sama, ale jego nie ma – rozłożyła bezradnie ręce, jakby chciała mnie przeprosić za nieobecność jej syna.
- Nie ma? – zapytałam zdziwiona. – Jak to?
- No, nie ma. Rano zajrzałam do jego pokoju i już go nie było. Myślę, że wstał bardzo wcześnie, żeby pobiegać, zresztą, sama wiesz, po co będę ci opowiadać – uśmiechnęła się do mnie życzliwie.
- Ale jest już prawie południe, a jego nadal nie ma? – byłam szczerze zdziwiona. Zwykle bieganie Sama nie przedłużało się aż do tego stopnia.
- Może potrzebuje trochę czasu dla siebie? Ostatnio był jakiś nieswój – powiedziała. – Ale co ja będę to tobie tłumaczyć, jestem pewna, że ty też to zauważyłaś, prawda? – uśmiechnęła się lekko do mnie. – Wejdziesz na chwilę? – zapytała po chwili.
- Nie, dziękuję, ale obiecałam mamie, że pojadę z nią do Forks, chce zrobić większe zakupy – wytłumaczyłam się. – Jednak gdyby mogła pani przekazać Samowi, że chciałam się z nim widzieć, byłabym wdzięczna.
- Oczywiście, że przekaże, moja droga. Swoją drogą – kobieta rozglądnęła się na boki – już powinien być. No cóż – wzruszyła ramionami. – W końcu to dorosły mężczyzna, ma prawo chodzić własnymi ścieżkami – powiedziała, a ja powoli wycofałam się w stronę swojego domu.

Mama czekała na mnie na werandzie. Nie odezwała się ani słowem, dopóki nie zapytałam, gdzie jest tata – w końcu ktoś musiał nas zawieść do miasta. Odpowiedziała, że pojedziemy z Billym Blackiem. No, właściwie to jego syn, Jacob, miał być kierowcą, bo Billy jeździ na wózku inwalidzkim. Jake, mimo młodych lat potrafił jeździć samochodem. Jak się nie ma matki, a trzeba opiekować się kalekim ojcem, to trzeba szybko dorosnąć. No cóż, chłopak nie miał łatwego życia – jego siostry uciekły z tej dziury, jak to kiedyś określiły nasz rezerwat Rebecca i Rachel, i to na niego spadły wszelkie obowiązki, których nie mógł wykonywać jego ojciec.

Udałyśmy się do domu Blacków, do którego prowadził nas straszny huk – to znak, że samochód, czerwono rdzawa ciężarówka Jacoba, jest już gotowa do drogi.

Przez całą drogę młody Black nawijał o tym, jak podrasował silnik – myślał, że ja, tak jak jego koledzy będę zafascynowana opowieściami o sprzęgle, zmianie biegów, rozruszniku czy innych pierdołach związanych z samochodem.

Mama wciąż się nie odzywała.

Kiedy dojechaliśmy do Forks, Black wysadził nas przy sklepie, a sam pojechał do domu komendanta tutejszej policji, Charliego Swan, najlepszego kumpla mojego ojca i taty Jake’a.
Weszłyśmy razem do sklepu, mama bez słowa podała mi kartkę z listą zakupów. Wzięłam ją i zaczęłam wrzucać do koszyka potrzebne produkty.

Nie wiedzieć czemu, czułam się winna tego, że mama się do mnie nie odzywa. A przecież to nie moja wina! Jak miałam jej wytłumaczyć to, że ja sama nie wiem, co wstąpiło w mojego chłopaka? Westchnęłam ciężko i sięgnęłam po kolejny produkt z listy, ale okazało się, że zrobiłam to w tym samym czasie, co ktoś inny. Spojrzałam na tę osobę i okazało się, że był to dość wysoki blondyn. Uśmiechnął się i podał mi to, czego potrzebowałam.
- Dzięki – powiedziałam cicho.
- Nie ma za co. Ee… - zawahał się. – Jesteś z rezerwatu?
- Tak, Sherlocku – powiedziałam z przekąsem. Że też orientalny, indiański wygląd nadal dziwi i zwraca uwagę tutejszych mieszkańców.
Zauważyłam, że chłopak się zmieszał.
- Przepraszam, to było niegrzeczne – przyznałam. – Tak jestem z rezerwatu. A ty z Forks, prawda?
Chłopak uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
- Tak przy okazji – wyciągnął w moją stronę rękę – Mike jestem. Mike Newton – uzupełnił.
- Leah – odwzajemniłam uścisk. – Leah Clearwat… - zaczęłam, ale nie zdążyłam, bo za bluzę mojego nowego znajomego pociągnęła nieco niższa osoba, dziewczyna z bardzo niezadowolonym wyrazem twarzy.
- Mike! Gdzie ty się podziewasz? – zaczęła narzekać. – Czekam na ciebie i czekam! – po kilku sekundach wpatrywania się w niego (bo na mnie rzuciła tylko okiem, jakby chciała sprawdzić, czy mogę stanowić jakąkolwiek konkurencję), zapytała – Idziemy?
Mike westchnął i powiedział:
- Jess, poznaj, to Leah Clearwater, z rezerwatu.
- Oh, Clearwater. Clear – water. Czysta woda. Milutko. - Na jej twarzy na dosłownie ułamek sekundy pojawił się grymas mający sugerować uśmiech, który zaraz zniknął, a ona sama nabrała wrogiego wyglądu. Ironia to twoja mocna strona, prawda? – pomyślałam.
Blondyn się zmieszał, przepraszająco rozłożył ręce i oddalił się wraz ze swoją towarzyszką.
Pięknie – powiedziałam do siebie. – Nawet w sklepie jakaś pusta, głupia lala może zepsuć mi humor.

Kiedy w moim koszyku znalazło się wszystko, czego potrzebowałam, udałam się w stronę kasy. Rozglądnęłam się za mamą, bo w końcu ona dysponowała jakimikolwiek środkami pieniężnymi. Zajęłam miejsce w kolejce i postanowiłam, że jeśli nadejdzie moja pora, to po prostu z niej wyjdę i poszukam rodzicielki. Stanęłam za wysoką brunetką, która, jak stwierdziłam po kilku sekundach, miała najpiękniejsze perfumy, jakie kiedykolwiek przyszło mi wąchać. Upajałam się jej zapachem, aż nie podszedł do niej mąż. Obydwoje zachowywali się, jakby bardzo im się śpieszyło.

Kiedy nadeszła ich kolej, wyłożyli swoje zakupy na ladę, a sprzedawca, kiedy tylko na nich spojrzał, powiedział:
- Ach, to pan doktor z małżonką! Miło państwa u mnie gościć!
Mężczyzna uśmiechnął się do niego, a ja odniosłam wrażenie, jakby mój żołądek zaczął tańczyć salsę! Ten facet był najpiękniejszym mężczyzną na świecie! Wtedy uśmiechnęła się jego żona i już nie miałam wątpliwości, że to nie jest zwykłe małżeństwo. To na pewno musiała być jakaś para z pierwszych stron gazet, jacyś modele czy coś! Byłam pewna, że to nie byli zwykli ludzie. Dałabym sobie rękę odciąć, że zeszli prosto z wybiegu.

Ale zaraz… coś mi nie pasowało. Aktorzy, modele? Jak ten sprzedawca zwrócił się do mężczyzny? „Pan doktor”? Zupełnie nie pasowało mi to do mojej tezy o królewskim, albo chociaż aktorskim pochodzeniu tej dwójki.
Ten facet jest za młody na lekarza. Zdecydowanie – pomyślałam. – Sprzedawcy musiało się coś pomylić.
Małżeństwo zapłaciło za swoje zakupy, a ja dopiero wtedy dostrzegłam mamę, która zagadała się z jakaś tutejszą kobietą. Pomachałam jej ręką, żeby zwrócić uwagę na to, że już przyszła moja kolej i że musi zjawić się tutaj z portfelem.

Popatrzyła na mnie, ale jej wzrok zaraz powędrował za dwójką, która właśnie wychodziła ze sklepu. Jej oczy otworzyły się szeroko, jakby bardzo się czegoś przestraszyła. Szybko do mnie podeszła, zapłaciła potrzebną kwotę i pomogła zapakować zakupy do szmacianej torby.
Kiedy wyszłyśmy ze sklepu zapytałam:
- Mamo, o co chodzi?
Nie odpowiedziała.
- Mamo, proszę cię, odezwij się do mnie – powiedziałam błagalnym tonem. – Jesteś zła na mnie za to, co mam na nadgarstkach, tak? Przecież to nie moja wina, ani Sama – dodałam szybko, bo zauważyłam, że mama już chciała powiedzieć, czyja, według niej, to wina.

Chciałam odwrócić jej uwagę od tego, co wydarzyło się między mną a Samem, więc zapytałam:
- A sprzedawca w sklepie chyba się pomylił, wiesz…? – zaczęłam niepewnie.
Mama, która dotąd wpatrywała się w kamienie leżące na podjeździe, podniosła głowę i, jakby wyrwana z głębokiego zamyślenia, westchnęła:
- Eee.. co? Za dużo policzył czy za mało zapłaciłyśmy?
Roześmiałam się niepewnie.
- Mamo, och, nie chodzi o zapłatę za zakupy, ale o tę parę, która stała przede mną w kolejce.
Poczułam, że mama zesztywniała, ale nie odezwała się ani słowem. Postanowiłam pociągnąć temat.
- Wiesz, ten sprzedawca nazwał mężczyznę „panem doktorem”, a przecież to niemożliwe, żeby taki młody facet był lekarzem, prawda? – popatrzyłam na nią. – Mamo? – chciałam się upewnić, że mnie słucha.
- Tak? – wyrwała się z odrętwienia. – Co? „Pan doktor”? Ach, tak, on jest lekarzem, to prawda.
- Co? – zdziwiłam się. – Taki młody! Kto by pomyślał. Khe, khe – udawałam, że kaszlę – chyba jestem chora i muszę iść do lekarza. Ciekawe, czy pan doktor ma dużo pacjentów? Przyjmie mnie?

Wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Twarz mamy zbielała, później zrobiła się czerwona, a następnie prawie fioletowa. Jej usta zsiniały!
Powiedziała przez ściśnięte zęby:
- Nigdy do niego nie pójdziesz, zrozumiano? – wysyczała.
- Ale, mamo… - chciałam się tłumaczyć. – Ja tylko żarto… - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Nigdy, choćby nie wiem co, nie wolno ci do niego iść. Nie wolno ci się do niego zbliżyć, rozumiesz? Do niego, do jego żony, do jego dzieci. Pojmujesz?! – jej wyraz twarzy zdradzał, jak bardzo jest zdenerwowana. Wolałam w tej chwili nie wypytywać, czy dzieci doktorostwa są równie urodziwe, co ich rodzice. Nigdy nie widziałam mamy tak wytrąconej z równowagi. A po jej kłótni z ojcem myślałam, że bardziej roztrzęsiona nie może być.
To wszystko nie trzymało się kupy…

W końcu, po kilkunastu minutach milczenia, nadjechał Jacob Black. Załadowałyśmy się do jego furgonetki i pojechałyśmy do domu. Teraz, jak niczego innego, chciałam tylko porozmawiać z Samem. Chciałam mu opowiedzieć o dziwnym zachowaniu mamy. Ostatnie dni były jak kuriozalny sen, z którego nie potrafiłam się obudzić.
Kilka godzin później miałam się dowiedzieć, że jeśli porównuję swoje życie do snu, to zdecydowanie jest to makabryczny koszmar, z którego nie mogę się obudzić…





Mam nadzieję, że sie podobało :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Sob 11:17, 19 Maj 2012 Powrót do góry

agraffka napisał:
6.
- Co? – zdziwiłam się. – Taki młody! Kto by pomyślał. Khe, khe – udawałam, że kaszlę – chyba jestem chora i muszę iść do lekarza. Ciekawe, czy pan doktor ma dużo pacjentów? Przyjmie mnie?


Ten tekst rozwalił mnie na siedząco :D Leah jest niemożliwa :D Ale w sumie nie dziwię się, że spodobał jej się Cullen, w końcu to chodzący przystojniak, choć trochę zimny Smile

Weny :D

Wszystkie komentarze, które dodałaś pod tym opowiadaniem, są niemal podręcznikowymi jednolinijkowcami. Jako moderatorka doceniam Twoje starania, jestem pewna, że autorka tego fanfiction również, proszę jednak, by na przyszłość pojawiające się tutaj komentarze były nieco bardziej rozbudowane. Nie chodzi o pisanie esejów, lecz o nieco więcej wysiłku włożonego w stworzenie komentarza. Jeśli sytuacja będzie się powtarzała, będę zmuszona wstawić Ci ostrzeżenie.

robak


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 8:25, 25 Maj 2012 Powrót do góry

7.



Nie ma go. Nie wrócił do domu przez cały dzień, a przecież był już późny wieczór! Pani Uley przyszła po południu zapytać, czy Sam nie wspominał czasem o jakiejś wędrówce, wycieczce.
To do niego niepodobne, nigdy nie znikał bez słowa, nawet na kilka godzin, a tymczasem nie było go już prawie dobę!
Oczywiście, powiedziałam jej, że dzień wcześniej mieliśmy małą sprzeczkę (na te słowa moja mama zesztywniała, bo wiedziała, że zwykłe sprzeczki nie kończą się siniakami na nadgarstkach), ale razem uznałyśmy, że to nie był powód, żeby znikać bez słowa!
Sam, gdzie ty jesteś? - zastanawiałam się, a kiedy minęło 48 godzin, wybłagałam Billy`ego Blacka, żeby pozwolił Jacobowi zawieźć mnie i panią Uley do Forks, byśmy mogły zgłosić zaginięcie.
Przyjął nas sam komendant Swan. I dobrze. Znałam go doskonale, często u nas przesiadywał, nie był związany rodziną – żona zostawiła go niedługo po ślubie, zabierając ich jedyne dziecko, Isabellę.
Komendant był już wtajemniczony w sprawę, ponieważ poprzedniego wieczora mój ojciec dzwonił do niego, żeby się poradzić. Usłyszał, że aby móc zgłosić zaginięcie dorosłej osoby, musi upłynąć 48 godzin. Po przyjacielsku poradził, żebyśmy rozpytali znajomych Sama – może wiedzą coś, o czym chłopak nie chciał nam mówić?
Oczywiście nikt nic nie wiedział. Dla wszystkich zaginięcie młodego mieszkańca rezerwatu było nielada sensacją. Niektórzy, owszem, proponowali pomoc w poszukiwaniach, deklarowali, że jeśli tylko będzie trzeba, to pójdą przeczesywać pobliskie lasy, ale niestety, znaleźli się i tacy, którzy stwierdzili, że w Samie odezwały się geny ojca i że poszedł w jego ślady – hulaki i awanturnika.
Po 96 godzinach bez wieści o Samie, po prawie 4 nieprzespanych dobach, zostałam zmuszona przez mamę do położenia się zdrzemnięcia, ponieważ – jak sama zdążyłam zauważyć – ledwo trzymałam się na nogach.
Sen przyszedł szybko, zmęczony organizm nie miał sił, by odpędzić majaki. Śniło mi się, że do mojego pokoju wszedł Jacob Black, wyciągał w moją stronę rękę i wyprowadził z domu. Nie wyszliśmy jednak do ogrodu. Tam, gdzie zwykle znajdował się obszerny trawnik, zobaczyłam wysuszoną, jałową ziemię. W miejscu, gdzie kiedyś na jasnym kocu siedziałam z Samem, znajdowała się prostokątna, głęboka dziura, ziejąca pustką niczym grób. Spojrzałam na Jacoba i już chciałam zapytać, o co w tym wszystkim chodzi, ale zauważyłam, że na jego miejscu znajdował się Paul, chłopak z rezerwatu. Za chwilę i on zniknął, a pojawił się Jared. Nie wiedzieć dlaczego, bałam się ich spojrzeń. Mimo że stałam od nich kilka kroków, czułam żar bijący od ich ciał. Byli rozpaleni, jak gdyby mieli gorączkę – tak, jak Sam, tuż przed zniknięciem. Czy to była jakaś wskazówka? Czy podświadomość wysyłała do mnie jakieś sygnały, których nie potrafiłam odpowiednio odczytać? Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.
Zerwałam się z łóżka, cała byłam oblana potem. Weszłam do kuchni, gdzie krzątała się mama, przeciągnęłam się i aż jęknęłam. Byłam cała obolała.
Mama domyśliła się, co czuję, bo powiedziała:
- Spałaś prawie 18 godzin. Masz prawo czuć się niekomfortowo – powiedziała niepewnie, jakby nie chciała poruszać pewnego tematu.
- 18 godzin?! – była zszokowana, ale zaraz przypomniałam sobie o najważniejszym. – Czy Sam… - chciałam zapytać ale mama tylko pokręciła głową. Z wrażenia usiadłam przy stole i bezwiednie gapiłam się w jeden punkt, oniemiała.
- Leah… - zaczęła delikatnie mama. – Mężczyźni z rezerwatu wyruszyli dzisiaj na poszukiwania, do lasu…
Zerwałam się z krzesła.
- Pójdę do nich, pomogę szukać! Zawsze to przecież dodatkowa pomoc, dodatkowa para oczu!
- Córeczko… Oni już wrócili – powiedziała mama łagodnie. – Nie mają nic, żadnych śladów.
- Przecież jemu mogło się coś stać i teraz leży gdzieś i potrzebuje pomocy! – zaczęłam się sprzeciwiać.
- Kochanie, mężczyźni, szczególnie rada starszych, znają las jak własną kieszeń. Nie znaleźli żadnych śladów oprócz tropów dzikich zwierząt – dodała niechętnie.
- Jakich dzikich zwierząt?! Przecież tutaj nawet niedźwiedzi nie ma! – krzyknęłam.
- Leah… - westchnęła mama, ale najwidoczniej nie miała pojęcia, co ma powiedzieć, bo siedziałyśmy przez dłuższą chwilę bez słów.

***

Dwa dni później, rano, obudził mnie szum deszczu za oknem. Pomyślałam, że jeśli Sam nie ma teraz dachu nad głową, to teraz na pewno moknie.
Postanowiłam, że jeśli nie ma mnie przy nim, to przynajmniej będę czuła to samo, co on. W związku z tym wyszłam do ogrodu i usiadłam na trawie. Mokra ziemia wydawała plaszczące odgłosy pod ciężarem mojego ciała, stopy zapadały się w grząskim gruncie. Po chwili byłam juz cała mokra, przemoknięta do suchej nitki.
I dobrze – pomyślałam. – Jesteśmy jednością. Jeśli ty jesteś mokry, to ja też!
Zwinęłam się w kłębek na trawie i zaczęłam nucić starą piosenkę, którą zwykle śpiewała mi mama do snu. Zaczynałam zasypiać, kiedy jakiś szelest zwrócił moją uwagę. Podniosłam głowę, ale nie zobaczyłam nic niepokojącego. Wytężyłam wzrok, ale nadal nic nie zauważyłam.
Westchnęłam, jednak zaraz dopadła mnie złość. Wściekła uderzyłam pięścią w trawę, a rozmoknięta ziemia, zamieniona w błoto, rozbryzgała się na wszystkie strony.
Zerwałam się na równe nogi i wbiegłam do lasu. Biegłam, ile sił w nogach, do utraty tchu. Kiedy ze zmęczenia zaczęło ciemnieć mi przed oczami, usiadłam na pobliskim głazie i rozejrzałam się. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem w naszym miejscu. To nasz głaz! To tutaj spędziliśmy pierwszą randkę.
Moja podświadomość mnie tu przyprowadziła, tylko po co? Rozejrzałam się podejrzliwie dookoła, ale nic nie przykuło mojej uwagi.
Osunęłam się bezwładnie na ziemię i zaczęłam łkać. Najpierw cicho, później po uświadomieniu sobie, że przecież nikt mnie nie słyszy – coraz głośniej i głośniej, aż mnie samą przestraszył mój własny ryk. Nie był to dźwięk pochodzący od człowieka. Nie mógł być. Nie leżałam tam jako człowiek, ale jako porzucona, samotna kobieta, w której wszystko wołało: „NIE MA GO!!!!”. Która zdawała sobie sprawę z tego, że nic nie może zrobić. Że musi czekać.
Jęk rozpaczy rozdarł powietrze. Zachłysnęłam się, zabrakło mi tchu.
Chciałam umrzeć.
I właśnie taką – jęczącą, łkającą i ledwie świadomą, znaleźli mnie moi rodzice.
- Tu jest – usłyszałam głos mamy. – O mój Boże, Leah… - tylko to usłyszałam.
Następnym, co pamiętam, było to, jak Jacob Black niesie mnie do domu i kładzie do mojego łóżka. Chciałam zaprotestować, że jestem cała brudna, ale nie miałam siły. Co chwilę budziłam się, czy może raczej odzyskiwałam przytomność, słyszałam strzępki rozmów pochodzące z drugiego pokoju.
Dowiedziałam się, że córka komendanta przyjechała dwa dni temu i zostanie u niego aż do końca szkoły.
- Jak się zaaklimatyzowała? – zapytał Charliego mój ojciec.
- Wiesz, wydaje mi się, że robi dobrą minę do złej gry. Próbowałem podpytać miejscowe dzieciaki, czy Bella sobie radzi w szkole, ale wszyscy odbierali to jak przesłuchanie, odpowiadali półsłówkami i zaraz uciekali.
- Dziwisz się? – zapytała mama. – Pewnie podjechałeś pod szkołę radiowozem i byłeś w mundurze? – powiedziała swoje przypuszczenia.
- Eee… - komendant wydawałam się być zbitym z tropu. – No wiesz, jechałem prosto z komisariatu, więc… - próbował się wytłumaczyć.
- Dobrze, już dobrze – powiedziała dobrotliwie mama. – Daj jej trochę czasu, niech przywyknie do nowej rzeczywistości, w końcu taka sytuacja dla nastolatki to prawdziwa rewolucja.
- Wiem, boję się jednak, że Bella… - zaczął mówić, ale mama mu przerwała.
- Bella? – zapytała.
- Ach – zaśmiał się komendant. – Kazała tak na siebie mówić. Podobno nie lubi swojego pełnego imienia – powiedział tonem, którym równie dobrze mógłby wypowiedzieć „A kto ją zrozumie?”.
- Spokojnie, Charlie, będzie dobrze – powiedziała mama. – Może mógłbyś przywieźć Bellę do nas? Na pewno znajdzie wspólny język z tutejszymi dzieciakami. Może… - zawahała się. – Może będzie potrafiła dotrzeć do niektórych…?
Mówiła o mnie. Do mnie nie trzeba docierać, ze mną jest wszystko w porządku! – krzyczałam w środku. Niemiałam ochoty wysłuchiwać ani o córce komendanta, ani o trafianiu do mnie.
Zamknęłam oczy i niemal po kilku sekundach odpłynęłam w nicość.


Siedziałam na naszym głazie, rozglądałam się dookoła. Czekałam. JEST! Zobaczyłam go w zaroślach – szedł powoli w moją stronę. Nie ruszałam się, ponieważ bałam się, że jakikolwiek ruch z mojej strony może go spłoszyć.
Zbliżał się bardzo powoli, ze znaną mi gracją, jego ruchy były takie, jak zwykle, miękkie i delikatne. Kiedy dzieliło nas jakieś 15 metrów, popatrzył na mnie i uśmiechnął się z czułością. Podbiegł szybko i uścisnął mnie na powitanie. Nie odezwałam się, tylko wtuliłam w jego rozpalone ciało. Poczułam znajomy zapach, na wspomnienie którego rozkosznie westchnęłam. Popatrzyłam mu w oczy i zapytałam cicho:
- Gdzieś ty się podziewał?
Nie odpowiedział.
- Stało się coś? Sam?
Bez słowa odsunął się ode mnie i stał bez ruchu, delikatnie się uśmiechając. Otworzył usta, by coś powiedzieć.
- Leah… - ale to nie był głos Sama. – Leah?
- Leah – znajomy głos nie zgadzał się z postacią, która stała naprzeciw mnie. Mrugnęłam oczami i kiedy je otworzyłam, nie byłam już w lesie. Drzewa zniknęły, nie stałam oparta o kamień, ale leżałam na miękkim łóżku. Głos, który słyszałam, pochodził od lekko uchylonych drzwi, spojrzałam w tamtą stronę.
- Leah? – to Seth nieśmiało sprawdzał, czy śpię.
- Wynoś się! – wykrzyczałam! – On wrócił! On tu był! Czemu mnie obudziłeś?! WYNOŚ SIĘ! – zaczęłam wrzeszczeć i zaniosłam się głośnym płaczem.
Nawet nie usłyszałam, kiedy młodszy brat zamknął za sobą drzwi.




Mam nadzieję, że się podobało :)

ps. Widzę, że jest sporo wejść na tego ff, ale tylko jedna osoba zostawia komentarze :( Bardzo proszę o zostawienie chociaż krótkiej notatki - żebym wiedziała, że nie piszę tego dla jednej czy dwóch osób :)
I oczywiście, proszę o wskazówki - co poprawić, co zmienić, co dodać Kwadratowy


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Czw 17:03, 31 Maj 2012 Powrót do góry

Mając trzytygodniową nieobecność w komentowaniu rozdziałów, chcę powiedzieć, że tęskniłam za nim i cieszę się, że podczas mojej absencji pojawiło się, aż tyle części, bo za jednym zamachem będę mogła skomentować całość.
Zabierając się za czytanie trzeciego rozdziału nie sądziłam, że sprawy przybiorą taki obrót. Nasi kochani Cullenowie powrócili na swoje stare śmieci, powodując zamieszanie wśród plemienia, które zupełnie nie wie na jaki pierwszy ruch z ich inicjatywy może liczyć. A ja — zważywszy na to, że wielbię całą rodzinę Cullenów cieszę się, że dałaś im szansę i w twoim opowiadaniu są niezbędnym elementem do rozwinięcia dalszej akcji w fabule. I będę Ci za to wdzięczna po wsze czasy, albo nawet i dłużej. Na miejscu Lei również odczuwałabym złość, że moi bliscy nie chcą mi o niczym powiedzieć, choć wszyscy są w całą sprawę wtajemniczeni. Ale zważywszy na rozwój sytuacji dowie się o wszystkim i to się jej nie spodoba. Nie przypadło mi do gustu to co zrobili pod koniec rozdziału. I na nic się zdała rozmowa z córką, bo ona i tak zrobiła po swojemu razem z chłopakiem.
Cytat:
Oh, z tobą to nigdy nic nie wiadomo – mama puściła mi oczko.

Coś mi w tym zdaniu nie pasuję, ale może się mylę. Nie lepiej by brzmiało: (...) mama puściła do mnie oczko

Zaczynając swoją opinię na temat czwartego rozdziału chcę powiedzieć, że mimo iż nie było w nim żadnej akcji czytało mi się go naprawdę przyjemnie i lekko. Troszkę zaczyna mnie denerwować to ciągłe drążenie tematu przez Leah odnośnie legend, ale w takich chwilach większą przewagę nad zrozumieniem bierze ciekawość, którą absolutnie rozumiem, ale skoro Sam nie może niczego zdradzić, to powinna troszkę wyhamować z tą dociekliwością. Świetne czytało mi się momenty, kiedy obaj się przekomarzali.

Widać, że cała ta sytuacja jest dla wszystkich bardzo męcząca. Brak wsparcia ze strony rodziców, jak i niewytłumaczenie całego zajścia sprawiają, że młodzi czują frustrację i nie mogą pojąć o co w tym wszystkim chodzi. A słowo bestia usłyszane przez Leah spowodowało, że jej myśli zaczęły krążyć wokół tego tematu, próbując rozszyfrować zagadkę, którą spowodowało dziwne zachowanie rodziców i ich kłótnie, które są niekorzystne dla całej rodziny. Czuję, że Sam powoli zaczyna przeobrażać się w wilkołaka, a wskazuje na to podwyższona temperatura, jak i niezamierzone zachowania chłopaka. Mógł się jakoś powstrzymać. Ja na miejscu Lei ze strachu poszłabym tak szybko, że aż by się za mną kurzyło. Jemu też pewnie było źle, że zrobił jej krzywdę, choć nie zrobił tego specjalnie, a przypadkiem, po której zostanie pamiątka w formie okropnego siniaka na nadgarstku. Główna bohaterka - jak na swój wiek zachowała się bardzo dojrzale i to mi się podoba!

O czym to ja mówiłam? To nie jest łatwe zadanie. Gdybym mogła, najchętniej pozbyłabym się wszystkich wspomnień sprzed chwili, kiedy spotkałam… Ach, nie ważne.

A to zdanie nie pasuję mi do całości.

Nie czytałam szóstego rozdziału, po prostu już nie miałam sił. Bardziej skupiłam się na siódmym, który przyprawił mnie o smutek. Szkoda mi Leah. Biedna przytłoczona tym wszystkim, straciła jeszcze największe oparcie jakie miała, czyli Sama. Współczuję jej, naprawdę!
Mam nadzieję, że niebawem to się wszystko naprostuje i znowu będą razem szczęśliwi. O była wzmianka o Charlie'im, jak i o Belli i również się cieszę z tego powodu.

Cytat:
. Widzę, że jest sporo wejść na tego ff, ale tylko jedna osoba zostawia komentarze :(


Nie jedna osoba zostawia komentarz, tylko dwie Wink

Życzę Ci wiele pomysłów na to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!


Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Czw 17:35, 31 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:44, 31 Maj 2012 Powrót do góry

Dziękuję za komentarz i wskazówki!

Olencjaa napisał:

Cytat:
O czym to ja mówiłam? To nie jest łatwe zadanie. Gdybym mogła, najchętniej pozbyłabym się wszystkich wspomnień sprzed chwili, kiedy spotkałam… Ach, nie ważne.

A to zdanie nie pasuję mi do całości.



Ten fragment akurat jest przemyślany Wink
Chciałam pokazać, że Leah w haosie i bezładzie opowiada swoja historię.
Urwane zdanie "kiedy spokałam..." miało świadczyć o tym, że wszystko zaczęło się, od kiedy poznała Cullenów - zachowanie matki zdziwiło dziewczynę, ale ona jeszcze nie ma pojęcia, jak bardzo przerażenie Sue jest związane z przyszłymi wydarzeniami. Dlatego zbywa to "Ach, nie ważne".

:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agraffka dnia Czw 20:39, 31 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 8:22, 02 Cze 2012 Powrót do góry

8.


Kolejne dni mijały tak samo: siedziałam samotnie na werandzie i gapiłam się w jedno miejsce – wejście do lasu, skąd zwykle wracał Sam. Mama wolała mnie na posiłki, ale ciągle odmawiałam. Nie byłam w stanie niczego przełknąć. Nawet, kiedy zagroziła, że sprowadzi lekarza, żeby zaczął mnie żywić przez kroplówkę – nie ugięłam się.
Jak mogłam cokolwiek spokojnie zjeść, kiedy nie było mojego ukochanego mężczyzny?

Ten dzień, w którym odwiedziła mnie pani Uley zapamiętałam, bo było bardzo słonecznie. Wyobrażałam sobie, że gdyby Sam był w rezerwacie, to zapewne poszlibyśmy na spacer.

Spacer… hmm… Na to cudowne wspomnienie rozlało we mnie ciepło, serce zaczęło mi szybciej bić, a łzy same pociekły po policzkach.
I taką, zapłakaną, zastała mnie pani Uley. Stanęła na trawniku przed domem moich rodziców i patrzyła na mnie zmartwiona.
Bez słowa podeszła do mnie i objęła ramionami. Po chwili ciszy powiedziała:
- Ja dużo przeżyłam… Ale to… Ale tego jest za wiele… - wyszeptała.
Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć w takiej chwili. Usłyszałam, że moja rozmówczyni nabrała powietrza i po chwili kontynuowała:
- Mężczyźni przed chwilą wrócili z poszukiwań, wiesz?
Pokiwałam głową.
- Nic nie znaleźli… - wymamrotałam. – Żadnych śladów. Nic - powiedziałam z goryczą.
- Ja dużo przeżyłam… - powtórzyła pani Uley.

Zrozumiałam to dopiero po chwili.
- Pani mąż również zniknął bez słowa.
- Kochanie, to, że to zrobił, to była akurat jedna z lepszych rzeczy, które mnie spotkały w życiu – uśmiechnęła się przez łzy.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Ojciec Sama nie był dobrym człowiekiem – usłyszałam. - Kiedy byłam w ciąży…- umilkła.
- Jeśli nie chce pani o tym mówić… - próbowałam ją powstrzymać.
- Nie, Leah, muszę ci o tym powiedzieć. Coś złego działo się z moim synem, chyba sama to zauważyłaś. Być może uda nam się, wspólnymi siłami, ułożyć coś z tej rozsypanki informacji…
Nie odezwałam się.

Kątem oka zauważyłam, że moja mama wyszła na werandę i już chciała się wycofać, kiedy pani Uley zatrzymała ją słowami:
- Sue, zostań, proszę. Myślę, że też powinnaś usłyszeć tę historię – powiedziała. Po części ją znasz, chociaż wiele udało mi się zatrzymać w tajemnicy.

Mama usiadła obok mnie i otoczyła ramieniem. W milczeniu czekałyśmy na to, o miała nam do powiedzenia pani Uley.
- Ojciec Sama pochodził z naszego rezerwatu. Podziwiałam go za to, że był taki silny, wysoki, nie dostrzegałam jego wad. Nawet to, że upijał się do nieprzytomności albo wdawał się w bójki tłumaczyłam tym, że jest przecież mężczyzną, że nie może być łagodny jak baranek. Że taki już po prostu jest… - nabrała kilka głębszych wdechów. – Kiedy byłam w ciąży… - zawahała się. – Kiedy byłam w ciąży, uderzył mnie po raz pierwszy. Siniaki ukrywałam pod ubraniami, bałam się – może to głupie – ale bałam się, że go stracę. Wtedy był dla mnie jedynym człowiekiem, który pozostał na ziemi. Uważałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni i że nasza przyszłość jest ze sobą ściśle związana. Ciągle miałam nadzieję, że kiedy urodzę mu dziecko, syna, zmieni się. Nie myliłam się. Zmienił się, ale na gorsze. Płacz dziecka go denerwował, a ja w tym czasie zamartwiałam się tym, jak ukryć kolejne siniaki przed mieszkańcami rezerwatu. Miarka się przebrała, kiedy podniósł rękę na dziecko. Kiedy bił mnie – wybaczałam, ale kiedy uderzył kilkumiesięcznego Sama tylko dlatego, że głośno płakał… nie wytrzymałam i kazałam mu się wynosić. Posłuchał mnie, zostawiając jednak po sobie pamiątkę w postaci kilku sinych śladów na ciele.

- Pamiętam to – wtrąciła się mama. – Mówiłaś, że spadłaś ze schodów…
- Jak mogłam wam o tym wszystkim powiedzieć? Przecież każdy mnie ostrzegał przed tym człowiekiem. Byłam zaślepiona – westchnęła. – Kiedy zniknął, udawałam rozpacz, udawałam, że się tym przejmuję. Zresztą zauważyłam, że ludzie odetchnęli z ulgą, kiedy mojego męża zabrakło w rezerwacie. W końcu nie musieli się bać, że zostaną zaatakowani przez pijanego awanturnika…

Zapadła cisza.

- Nie rozumiem – powiedziałam cicho. – Nie rozumiem, po co pani nam to opowiedziała.
- Starałam się wychować Sama na porządnego człowieka – odparła powoli. – Wpajałam mu szacunek dla ludzi, szczególnie dla kobiet. Niestety, swoim zniknięciem pokazał dobitnie, że nie szanuje ani ciebie, ani mnie… - powiedziała.
- Przecież jemu mogło się coś stać! Przecież on może potrzebować teraz pomocy! – wyszeptałam nerwowo.
- Kochanie, sama widziałaś, że zachowywał się ostatnio bardzo dziwnie. Myślę, że zaplątał się w jakieś szemrane interesy – powiedziała pani Uley.
- A ja myślę – wtrąciła się moja mama – że wolisz w to wierzyć, że sobie to wmawiasz, byleby tylko nie dopuścić do siebie, że mogło stać się coś złego. Coś bardzo złego.

Mama Sama uśmiechnęła się lekko, ale w zaprzeczeniu pokręciła głową.
- Ty, Leah, przynajmniej nie chodziłaś z siniakami, jak ja – powiedziała.
Zapadła cisza. Mama rzuciła mi znaczące spojrzenie.
Twarz pani Uley pobladła, przybrała kolor ziemi.
- Nie… - wyszeptała. – To nie może być prawda. Powiedz, że on nigdy cię nie skrzywdził – poprosiła błagalnie.
- Nie, nie zrobił tego – zaprzeczyłam szybko. Za szybko.
- Leah – powiedziała cicho mama.
- Mamo, to nic takiego, to nie tak, jak myślisz – zaprotestowałam szybko.
- Córeczko – westchnęła.
- Leah, powiedz – poprosiła pani Uley.
- Po prostu… on ma za dużo siły. Przekomarzaliśmy się i złapał mnie za nadgarstki, podczas głupiej zabawy. Tyle – zakończyłam.
- Nie tak powinno być – wymamrotał nasz gość. – Przecież uczyłam go, żeby był delikatny.
- Czuły, delikatny, opiekuńczy… - powiedziałam cicho ale zaraz dodałam głośniej – przecież ja to wszystko wiem! To przeze mnie on zniknął! Przestraszył się moich siniaków, to zaraz po tej sytuacji zniknął! A ja zareagowałam jak głupia krowa i powiedziałam, że muszę mieć chwilę dla siebie – powiedziałam szybko i zapadłam się w sobie. – To wszystko przeze mnie… – dodałam ciszej.
- Kochanie, to nieprawda, i dobrze o tym wiesz… - szepnęła moja mama.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, rozszlochałam się na dobre.


***

Kolejne dni mijały na tym samym – mama siedziała przy mnie (szczerze mówiąc, to pilnowała, żebym nie zrobiła niczego głupiego, czegoś w stylu „Pójdę go szukać, choćby na koniec świata” albo „Strzelę sobie w łeb”), a ja, kiedy tylko mogłam, zajmowałam swoje stałe miejsce na werandzie i czekałam na niego. Na mojego Sama.
Wierzyłam, że wróci.

Nie było innej opcji, musiał wrócić.

Przecież obiecywał, prawda? Obiecywał, że nigdy mnie nie opuści, więc… musiało stać się coś złego.
Mówił, że nigdy mnie nie zostawi samej, więc najwidoczniej potrzebował pomocy.

Po prawie dwóch tygodniach zapukał do nas dziwny gość. Kojarzyłam go z miasteczka, ale dopiero kiedy tata przedstawił go jako lekarza ze szpitala w Forks. Dziwne – pomyślałam. – Pamiętam, że lekarzem był ten przystojny blondyn, którego spotkałam kiedyś w sklepie.
Za chwilę jednak doszłam do wniosku, że przecież w jednym szpitalu pracuje więcej niż jeden doktor. Moje rozmyślania przerwała informacja, że gość przyjechał do mnie. Okazało się, że rodzice faktycznie zadzwonili do lekarza, żeby sprawdził, czy narzuconą głodówką nie wyrządzam sobie krzywdy.

Byłam na nich zła, pomimo tego, że sama zauważyłam, jak leżą na mnie moje zwykle pasujące ubrania. „Leżą” to za dużo powiedziane. One na mnie wisiały.

Kategorycznie odmówiłam przyjęcia kroplówki, więc musiałam obiecać, że zacznę przyjmować regularne posiłki. Zgodziłam się na lekką przekąskę, żeby nie wzbudzić protestów u mojego niemal zasuszonego żołądka.

Pod okiem mamy zjadłam kilka kęsów ryżu z warzywami i kiedy zobaczyłam, że kiwa głową z zadowoleniem, wstałam od stołu. Niestety, widocznie zrobiłam to zbyt szybo, bo zrobiło mi się ciemno przed oczami. Odpłynęłam w niebyt.

Kiedy otworzyłam oczy, leżałam w swoim łóżku, a do wewnętrznej strony łokcia miałam podłączoną kroplówkę. Pięknie – pomyślałam. – Po prostu pięknie. Przecież mówiłam, że nie chcę!

Próbowałam się podnieść, ale zakręciło mi się w głowie. Jęknęłam cicho i usłyszałam ruch obok mojego łóżka. Popatrzyłam w tamtą stronę, ale światło słoneczne wpadające przez okno, skutecznie mnie oślepiło.
Zmrużyłam oczy i…


Wrócił.





Ładnie proszę o komentarze :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agraffka dnia Sob 14:45, 02 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Sob 14:11, 02 Cze 2012 Powrót do góry

Image
Taka była moja reakcja po zobaczeniu kolejnego rozdziału Przeznaczenia.
Cieszę się, że w dość szybkim odstępie czasu dodałaś kolejną część, a ja jestem niecierpliwa i z wielkim utęsknieniem czekam na kolejny chap opowiadania, które mi się podoba, a to do takowych bez wątpienia się zalicza.
Na wstępie chcę powiedzieć, że rozdział ósmy spowodował, że miałam natłok myśli i wzbudził we mnie impresję spowodowaną historią Pani Uley. W tamtym okresie musiała przeżywać piekło, a najgorsze jest to, że była uzależniona od swojego męża, a uczucie, które nazywała miłością, było raczej silnym przywiązaniem emocjonalnym. W końcu od niego odeszła, ale szkoda, że do podjęcia tej decyzji skłoniło ją uderzenie dziecka przez własnego ojca. Dobrze, że w końcu oprzytomniała i zafundowała im lepsze życie, bez tego tyrana i ciągłego strachu o to jaki będzie jego następny ruch.
I nic nie zalicza się do najgorszych rzeczy, jak zniknięcie własnego syna i wiara w to, że wróci cały i zdrowy.
Coraz bardziej martwię się o Leah — biedna już nawet nie je, tylko czeka wiernie na swojego ukochanego. A czytając końcówkę przypuszczam, że obiekt tego całego zamieszania powrócił. Ciekawe jak teraz wytłumaczy wszystkim powód swojej długotrwałej nieobecności.

W trakcie czytania rzuciło mi się w oczy kilka błędów, które — jeżeli pozwolisz Ci wypiszę. Jednak od razu mówię, że nie wiem, czy rzeczywiście mam do czynienia z błędami. Po prostu bazuję na swoich odczuciach w trakcie czytania.

Cytat:
Siniki ukrywałam pod ubraniami, bałam się – może to głupie – ale bałam się, że go stracę.

Siniaki ukrywałam pod ubraniem, (...)

Cytat:
Ciągle miałam nadzieję, że kiedy urodzę mu dziecko, syna, zmieni się.

Myślę, że tu nie ma błędu, ale nie lepiej brzmiało by:
Ciągle miałam nadzieję, że kiedy urodzę mu dziecko zmieni się, lub:
Ciągle miałam nadzieję, że kiedy urodzę mu syna zmieni się.

I niekiedy powtarzał się rzeczownik: Pani Uley.

Z niecierpliwością czekam na kolejny, dziewiąty już rozdział Przeznaczenia.
Pozdrawiam, Olencjaa.


Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Sob 14:33, 02 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:32, 02 Cze 2012 Powrót do góry

Wpadam jedynie z krótką wizytą przy okazji przeglądania ostatnich komentarzy w Kąciku.
Przed chwilą przez to samo przechodziłam przy Asystentce Księcia – chodzi o wskazywanie komuś innemu błędów bez ugruntowanej wiedzy na ten temat.

Olencjaa napisał:
Cytat:
Ciągle miałam nadzieję, że kiedy urodzę mu dziecko, syna, zmieni się.

Myślę, że tu nie ma błędu, ale nie lepiej brzmiało by:
Ciągle miałam nadzieję, że kiedy urodzę mu dziecko zmieni się, lub:
Ciągle miałam nadzieję, że kiedy urodzę mu syna zmieni się.


Olu, jeśli nie wiesz, czy gdzieś znajduje się błąd, to dlaczego porywasz się na wskazywanie go? Wypowiedź agraffki jest poprawna – w przeciwieństwie do Twojej.
Poprzedzona spójnikiem że część składowa: Kiedy urodzę mu dziecko, syna jest zdaniem podrzędnym, które należy oddzielić od zdania nadrzędnego: Ciągle miałam nadzieję, że (…) zmieni się przecinkami. Twoje propozycje są wobec tego niepoprawne.

Autorkę przepraszam za offtop!
robak


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:57, 02 Cze 2012 Powrót do góry

Olencjaa napisał:

Taka była moja reakcja po zobaczeniu kolejnego rozdziału Przeznaczenia.
Cieszę się, że w dość szybkim odstępie czasu dodałaś kolejną część, a ja jestem niecierpliwa i z wielkim utęsknieniem czekam na kolejny chap opowiadania, które mi się podoba, a to do takowych bez wątpienia się zalicza.
Na wstępie chcę powiedzieć, że rozdział ósmy spowodował, że miałam natłok myśli i wzbudził we mnie impresję spowodowaną historią Pani Uley. W tamtym okresie musiała przeżywać piekło, a najgorsze jest to, że była uzależniona od swojego męża, a uczucie, które nazywała miłością, było raczej silnym przywiązaniem emocjonalnym. W końcu od niego odeszła, ale szkoda, że do podjęcia tej decyzji skłoniło ją uderzenie dziecka przez własnego ojca. Dobrze, że w końcu oprzytomniała i zafundowała im lepsze życie, bez tego tyrana i ciągłego strachu o to jaki będzie jego następny ruch.
I nic nie zalicza się do najgorszych rzeczy, jak zniknięcie własnego syna i wiara w to, że wróci cały i zdrowy.
Coraz bardziej martwię się o Leah — biedna już nawet nie je, tylko czeka wiernie na swojego ukochanego. A czytając końcówkę przypuszczam, że obiekt tego całego zamieszania powrócił. Ciekawe jak teraz wytłumaczy wszystkim powód swojej długotrwałej nieobecności.




Dziękuję :)
Przyznam szczerze, że fragment z wyznaniami p. Uley pisałam przez kilka dni - ciągle i ciągle wracałam do tego, bo ciągle nie byłam pewna, czy w ogóle to zamieszczać.
W końcu stwierdziłam, że - jak to mówią - pierwsza myśl jest najlepsza, dokończyłam.
Mam wewnętrzną potrzebę usprawiedliwienia się z tego fragmentu. Mógłby ktoś zapytać: "Po co? Po co mama Sama wyznała to Lei?" - chciałam pokazać, że w niego WSZYSCY zwątpili, tylko Leah została wierna i nie uwierzyła w to, że chłopak poszedł w ślady ojca.
(Może to moja nadinterpretacja i nadużycie, ale dziewczyna za dużo razy widziała, jak Sam przeżywał wyśmiewanie się z powodu jego ojca, żeby mógł zachować się w ten sam sposób).

Robaczek napisał:

Olu, jeśli nie wiesz, czy gdzieś znajduje się błąd, to dlaczego porywasz się na wskazywanie go? Wypowiedź agraffki jest poprawna – w przeciwieństwie do Twojej.
Poprzedzona spójnikiem że część składowa: Kiedy urodzę mu dziecko, syna jest zdaniem podrzędnym, które należy oddzielić od zdania nadrzędnego: Ciągle miałam nadzieję, że (…) zmieni się przecinkami. Twoje propozycje są wobec tego niepoprawne.

Autorkę przepraszam za offtop!
robak


Robaku, nic się nie stało przecież :)
Ważne, że ktoś czyta ff, a jeśli zauważa coś, co wzbudza wątpliwości, oznacza, że nie zagląda tu "na odwal się" tylko z zainteresowaniem Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agraffka dnia Sob 14:58, 02 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:15, 14 Cze 2012 Powrót do góry

Przepraszam, że kazałam Wam tak długo czekać.
Niestety, mam teraz baaaardzo dużo spraw na głowie i nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział. Mam nadzieję, że wena mnie dopadnie i coś zmajstruję w najbliższym czasie :)

A tymczasem - zapraszam na rozdział 9 :)


9.
W końcu świat przestał wirować mi przed oczami, zniknęły ciemne plamki. Odetchnęłam głęboko i podniosłam się na łokciach. Sam nie ruszył się z miejsca od chwili, kiedy otworzyłam oczy.
To było dziwne, bardzo dziwne.

Dlaczego nic nie mówi? Dlaczego do mnie nie podchodzi? Dlaczego zachowuje dystans?

- Sam…? – zapytałam cicho, jakbym przemawiała do wróbelka, który, jeśli usłyszy najmniejszy szelest, ucieknie.

Nie było żadnej reakcji.
Nie odezwał się.

Zaczęłam obawiać się, że jego powrót to tylko sen, że to sen na jawie i że za chwilę obudzę się naprawdę i okaże się, że jego nadal nie ma.
Wtedy odtworzyły się drzwi do mojego pokoju. Kątem oka zobaczyłam mamę. Wyglądała na niezadowoloną.

- Porozmawialiście sobie? – zapytała ostro, ale jej pytanie nie było skierowane do mnie, ale do osoby siedzącej w fotelu, w drugim końcu pokoju.
- Jeszcze… - zawahałam się – jeszcze nie – powiedziałam cicho
Miałam ochotę wyprosić mamę i mieć chwilę, żeby porozmawiać z moim mężczyzną.
- W takim razie – powiedziała rodzicielka – Samie Uley – nabrała powietrza, jakby chciała znaleźć skądś siłę. – Samie Uley, żegnam.
Otworzyła szeroko drzwi, tak jak ja szeroko otworzyłam oczy ze zdumienia.
- Ale… mamo… - nie miałam pojęcia, co powiedzieć.
- Sam dostał chwilę, żeby z tobą porozmawiać, wytłumaczyć ci, dlaczego potraktował cię tak, a nie inaczej. Nie skorzystał – odezwała się i skierowała wzrok w stronę chłopaka. – Żegnam.
- Nie! Mamo!
- Leah, cicho bądź! – mama podniosła głos. – Zachował się jak ostatnia szuja, zniknął na dwa tygodnie. DWA TYGODNIE! – te słowa niemal wywrzeszczała. – A teraz wraca sobie, jak gdyby nigdy nic, wraca i… kładzie się spać! Kiedy pani Uley, zapłakana przybiegła do nas, by powiedzieć, że on wrócił w nocy i teraz sobie smacznie śpi… - mama nie dokończyła.
Popatrzyłam na niego uważnie.
- Nieeeee… to nie mogło być tak… Jej musiało się coś pomylić, przewidziało jej się to.. - powiedziałam nie wierząc, w to, co usłyszałam. – Sam, powiedz, że to nie prawda.

Chłopak przyglądał się tej scenie, jak gdyby nie dotyczyła ona jego osoby.
Wzruszył ramionami, jakby szukał odpowiedzi na moje pytanie.
On nic nie powiedział, za to odezwała się mama.
- Do widzenia, Samie.
Chłopak wstał z fotela i ruszył w stronę drzwi.
- DO CHOLERY CIĘŻKIEJ!!! – wykrzyczałam najgłośniej, jak tylko umiałam. – WRACAJ NA SWOJE MIEJSCE! NIGDZIE NIE IDZIESZ, ROZUMIESZ?! WSZYSTKO MASZ MI WYTŁUMACZYĆ, INACZEJ… inaczej, nie wiem, co zrobię – dodałam ciszej.
- Leah… - wtrąciła się moja mama.
- Proszę cię, zamknij za sobą drzwi, mamo – powiedziałam głosem, który nie pozostawiał wątpliwości: nie warto mi się teraz sprzeciwiać.

Mama stała jeszcze chwilę, wpatrując się we mnie uważnie, ale moja mina nie wskazywała na to, że zmienię zdanie.
Wyszła z pokoju.

Patrzyłam na zamykające się drzwi i kiedy usłyszałam klik zamykającej klamki, odwróciłam powoli głowę w stronę okna. Stał obok fotela.
Chciałam wstać, żeby podejść do niego, ale szybko zareagował – podskoczył do mnie i szepnął „Nie możesz wstać, musisz odpoczywać”.

To były pierwsze słowa pochodzące z jego ust po dwóch tygodniach rozłąki.
Chłonęłam je jak gąbka wodę.


Powiedz mi, że mnie kochasz. Powiedz, że tęskniłeś. Powiedz, że nic się nie stało. Powiedz, że wszystko jest w porządku – błagałam w duszy.

Nie odzywał się.
Uniosłam dłoń, aby pogłaskać go po twarzy.
Odsunął się delikatnie.
Moja ręka zawisła w powietrzu – tam, gdzie miała spotkać się z policzkiem Sama.
Patrzyłam mu w oczy. Coś się zmieniło. W jego oczach panował mróz. Nie były już takie ciepłe, takie iskrzące, jak dotychczas.
Jego cała twarz się zmieniła. Miałam wrażenie, że założył maskę, która była jego karykaturą. Nie, nie karykaturą. Jak gdyby jego złe alter ego pojawiło się i zapanowało nad ciałem chłopaka.
- Sam…? – powiedziałam cicho. – Powiedz coś.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- To nie ważne.
Popatrzył znacząco na zgięcie łokcia, w którym tkwiła rurka doprowadzająca kroplówkę.
- To nie ważne – powtórzyłam z mocą.
- Twoja mama mówiła… - zaczął.
- Właśnie, moja mama – tymi słowami przypomniał mi o czymś bardzo ważnym. Zreflektowałam się. – Sam… Sam, gdzie ty w ogóle byłeś? Gdzie się podziewałeś? Co się stało?
Potrząsnął głową, jakby chciał zrzucić z siebie te niewygodne pytania.
- Nie mogę… - wyszeptał.
- Ale co nie możesz? Nie możesz mi powiedzieć? Mnie? Nie możesz? – mój głos stawał się coraz bardziej histeryczny. – Ale wyjść i wrócić dwa tygodnie później, to już mogłeś, tak? – sama nie wiem, kiedy zaczęłam krzyczeć.
- Leah, ja nie… - zaczął.
- Nie możesz! To akurat już wiem! Nie możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś! Mogłeś złamać obietnicę! Złamałeś! Złamałeś obietnicę!!! Gdzie było to twoje „Nigdy cię nie zostawię! Nigdy cię nie opuszczę!”??
Sam klęczał przy moim łóżku i wpatrywał się w moją twarz.
- Powiedz coś, do cholery! – wykrzyczałam. – Kiedy wróciłeś?
- Przedwczoraj… przedwczoraj w nocy... – powiedział cicho.
Moja zdziwiona mina go zaskoczyła.
- Przedwczoraj?! I dopiero dzisiaj się tutaj łaskawie pojawiłeś?! Co to ma znaczyć?!

Otworzyły się drzwi, zobaczyłam w nich ojca i lekarza.
- Córeczko, on tutaj przychodził, tylko że ty… - zawahał się mój ojciec. – Nie było z tobą kontaktu przez dwa dni.
- Byłaś skrajnie wycieńczona – dodał doktor, który zaczął majstrować przy igle przytroczonej do mojej ręki.
Syknęłam z bólu.
- Już po krzyku – powiedział, wyjmując ze mnie wszystkie nadprogramowe urządzenia. – Ale teraz musisz o siebie dbać, Leah. Dużo odpoczywać, zdrowo się odżywiać i… - zawahał się – starać się nie denerwować.
- Zadbam o to – powiedział szybko Sam.
Jak jeden mąż odwróciliśmy głowy w jego stronę.
- Oczywiście, o ile pozwolisz – dodał.
Kiwnęłam głową.
Byłam zdezorientowana.
Lekarz wyszedł z pokoju, ojciec jeszcze chwilę stał, patrząc na nas uważnie, i ruszył w ślad za doktorem.

Opadłam na poduszki.
Sam, nie wiedząc, jak się zachować, przysunął się bliżej łóżka i delikatnie, bardzo delikatnie, dotknął mojej dłoni.
Patrzyłam na to jak zaczarowana.
Kiedy jego palce spotkały się ze skórą moich palców, drgnęłam niespodziewanie.
Sam szybko zabrał rękę i odsunął się kilka centymetrów.
- O co chodzi, Sam? Nie chcesz mnie dotykać?
- Nie, to nie o to chodzi…
- A o co?
- Nie mogę…
- Nie możesz? Co to znaczy? – zapytałam zdziwiona.
- Leah, ja nie wiem, czy jestem w stanie być dla ciebie teraz oparciem – westchnął.
- Co to znaczy? – powtórzyłam zdezorientowana.
- Kochanie, ja nie wiem, czy możemy być razem… - powiedział cicho po dłuższej przerwie.





Ładnie proszę o komentarze Smile


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez agraffka dnia Czw 11:16, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Czw 14:19, 14 Cze 2012 Powrót do góry

Hej!
Dziewiąty rozdział w pełnij wynagrodził moje czekanie i jedynie przy czym nie czuję się usatysfakcjonowana to zakończenie, które wzbudziło moją ciekawość tego co będzie dalej. A z twoją bogatą wyobraźnią pełną pomysłów na pewno możemy spodziewać się czegoś zaskakującego.
Domyślam się, że Samowi jest ciężko, ale w tym momencie bardziej współczuję Lei być może dlatego, że to ona jest narratorką opowiadania. Jest mi jej tak strasznie szkoda. Myślała, że wraz z powrotem Sama wszystko się ułoży i będzie tak jak dawniej, a tu klops. Cieszę się, jednak że dziewczyna mimo swojego bólu, który w sobie nosi zupełnie nie wymiękła na widok swojego lubego w pokoju, tylko od razu oczekiwała od niego wyjaśnień, które bez wątpienia się jej należą. Ja rozumiem, że nie mógł jej nic powiedzieć dla jej dobra, no ale nieobecność przez dwa tygodnie i nieinformowanie o tym nikogo, tym bardziej jeżeli chodzi o osoby bliskie do czegoś zobowiązuje, prawda?

Cytat:
- Sam…? – powiedziałam cicho. – Powiedz coś.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- To nie ważne.
Popatrzył znacząco na zgięcie łokcia, w którym tkwiła rurka doprowadzająca kroplówkę.
- To nie ważne – powtórzyłam z mocą.
- Twoja mama mówiła… - zaczął.


Tak. I to jest standardowe unikanie tematu w obrębie poważnych spraw. Nic zaskakującego. Spodziewałam się, że tak będzie, ale miałam cichą nadzieję, że chociaż powie jej coś, co w minimalnym stopniu pozwoli jej zrozumieć jego postępowanie.

Cytat:
W takim razie – powiedziała rodzicielka – Samie Uley – nabrała powietrza, jakby chciała znaleźć skądś siłę. – Samie Uley, żegnam.

Od dziś - jestem fanką tej kobiety.

Życzę Ci Agraffko byś uporała się z przeprowadzką, jak najszybciej i by nie była tak męcząca, choć jest to niestety niemożliwe, bo sama się przeprowadzałam i za niedługo znów mnie to czeka, więc wiem jak to jest.
Przesyłam ci mnóstwo energii by doskwierała ci wena na kolejne i trzymające w napięciu epizody z życia Lei.

Jeszcze na koniec pozwolę sobie wkleić gif, który mam nadzieję doda ci tą pozytywną energię do zmierzenia się z przeprowadzką.


Image
Pozdrawiam, Olencjaa.
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:33, 14 Cze 2012 Powrót do góry

Olencjaa napisał:
Ja rozumiem, że nie mógł jej nic powiedzieć dla jej dobra, no ale nieobecność przez dwa tygodnie i nieinformowanie o tym nikogo, tym bardziej jeżeli chodzi o osoby bliskie do czegoś zobowiązuje, prawda?


Wiesz, w tym momencie on sam jeszcze nie wiedział, co się z nim działo - ma pewne podejrzenia, ale całkowicie nie związane z rzeczywistością.
Dopiero stary Quill zorientuje się, o co chodzi - i zaczną się prawdziwe kłopoty Smile
Bo Sam będzie wiedział, co się z nim działo/dzieje, ale nie będzie mógł powiedzieć.
Dopiero wtedy zrozumie, w o ile łatwiejszej sytuacji był, kiedy nie miał pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.

Cytat:


Tak. I to jest standardowe unikanie tematu w obrębie poważnych spraw. Nic zaskakującego. Spodziewałam się, że tak będzie, ale miałam cichą nadzieję, że chociaż powie jej coś, co w minimalnym stopniu pozwoli jej zrozumieć jego postępowanie.


Oj tam, ta rozmowa jeszcze się nie zakończyła ;-)


Cytat:

Życzę Ci Agraffko byś uporała się z przeprowadzką, jak najszybciej i by nie była tak męcząca, choć jest to niestety niemożliwe, bo sama się przeprowadzałam i za niedługo znów mnie to czeka, więc wiem jak to jest.
Przesyłam ci mnóstwo energii by doskwierała ci wena na kolejne i trzymające w napięciu epizody z życia Lei.



Dziękuję, kochana.
Serio, nie spodziewałam się, że to wszystko będzie wymagało ode mnie tylu nakładów cierpliwości, samozaparcia i... determinacji ;-) [/size]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Czw 19:11, 14 Cze 2012 Powrót do góry

Cytat:
Oj tam, ta rozmowa jeszcze się nie zakończyła ;-)

Wiem, wiem, ale musiałam wyładować swoją frustrację i powiedzieć to co w danym momencie czuję :)
Cytat:
Wiesz, w tym momencie on sam jeszcze nie wiedział, co się z nim działo - ma pewne podejrzenia, ale całkowicie nie związane z rzeczywistością.

Wiem o tym i staram się go zrozumieć, no ale kurcze, nie mogę się przy tym pozbyć dość negatywnych odczuć, co do jego osoby. Zwłaszcza po tym, jak potraktował dziewczynę. I wiem, że musi dochować tajemnicę, ale patrząc na to z perspektywy Lei to jednak na jej miejscu chciałabym wiedzieć co jest grane albo przynajmniej coś co pozwoli mi go zrozumieć. Albo chociaż mógł nagiąć fakty, tylko po to, żeby chociaż się tak bardzo nie zamartwiała aż do wyjaśnienia prawdziwych przyczyn. Trochę to zagmatwałam, ale chyba rozumiesz o co mi chodzi? :)

Cytat:
Dziękuję, kochana.
Serio, nie spodziewałam się, że to wszystko będzie wymagało ode mnie tylu nakładów cierpliwości, samozaparcia i... determinacji ;-)

A nie ma za co, naprawdę. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się po twojej myśli :)
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:54, 14 Cze 2012 Powrót do góry

Olencjaa napisał:
I wiem, że musi dochować tajemnicę, ale patrząc na to z perspektywy Lei to jednak na jej miejscu chciałabym wiedzieć co jest grane albo przynajmniej coś co pozwoli mi go zrozumieć. Albo chociaż mógł nagiąć fakty, tylko po to, żeby chociaż się tak bardzo nie zamartwiała aż do wyjaśnienia prawdziwych przyczyn. Trochę to zagmatwałam, ale chyba rozumiesz o co mi chodzi? :)


Zastanawiałam się nad tym, czy Sam nie powinien skłamać i wymysleć jakąś bzdurę tylko po to, żeby wszyscy dali mu spokój, ale doszłam do wniosku, ze będę trzymać się raz obranej drogi - wg mnie Sam jest dobrym człowiekiem, i to, jak zachowuje się w dalszej części sagi (dominacja, odbieranie woli, bezkompromisowość itp) zostało ugruntowane dotyhczasowymi wydarzeniami..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Czw 20:04, 14 Cze 2012 Powrót do góry

Cytat:
wg mnie Sam jest dobrym człowiekiem, i to, jak zachowuje się w dalszej części sagi (dominacja, odbieranie woli, bezkompromisowość itp) zostało ugruntowane dotyhczasowymi wydarzeniami..

Patrząc na dalsze wydarzenia w sadze nie mam nic do Sama, ale to jak potraktował Leę i mimo że zrobił to po to, żeby ją chronić to i tak nie pochwalam jego zachowania w tym momencie, no ale każdy popełnia błędy. Chcę ci powiedzieć, że niezależnie jakim torem potoczy się to opowiadanie to do końca będę fanką tej historii, mimo że czasem niektóre wątki nie przypadły mi do gustu :)
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:32, 14 Cze 2012 Powrót do góry

Olencjaa napisał:
Cytat:
wg mnie Sam jest dobrym człowiekiem, i to, jak zachowuje się w dalszej części sagi (dominacja, odbieranie woli, bezkompromisowość itp) zostało ugruntowane dotyhczasowymi wydarzeniami..

Patrząc na dalsze wydarzenia w sadze nie mam nic do Sama, ale to jak potraktował Leę i mimo że zrobił to po to, żeby ją chronić to i tak nie pochwalam jego zachowania w tym momencie, no ale każdy popełnia błędy. Chcę ci powiedzieć, że niezależnie jakim torem potoczy się to opowiadanie to do końca będę fanką tej historii, mimo że czasem niektóre wątki nie przypadły mi do gustu :)


Cieszę się, że będziesz nadal czytać :)
(a możesz zdradzic, które wątki były nietrafione?)


Swoją drogą - już się nie mogę doczekać, aż zacznę opisywać mysli watahy, która spostrzega, że i Leę dopadła przemiana.
(chociaż boję się, że nie podołam i skaszanię całe opowiadanie.. )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin