FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Sakura [NZ] rozdział czwarty! 23 listopada 2011 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Mirtel
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Lis 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:06, 01 Sie 2010 Powrót do góry

Autorka krótko się tłumaczy.
Tekst jak najbardziej z kanonu Meyer. Bardziej romans niż akcja.
Beta Susan.



Sakura

Image

Bella wychowywana jest przez tajemniczy i potężny klan azjatyckich wampirów. Pewnego dnia ich przywódca, Lin Yao, decyduje, że dziewczyna musi na jakiś czas opuścić Japonię. Jego wybór pada na Cullenów.

klik

1. The nightmare has just begun


Było za głośno. Zdecydowanie za głośno. Dźwięki zlewały się w ogłuszającą kakofonię, kalecząc bezlitośnie moje uszy. Westchnęłam, po raz kolejny zmieniając pozycję na krzesełku. Plecy dokuczały mi od za niskiego oparcia, a nogi drętwiały od ciągłego siedzenia. Do tego dochodził jeszcze tępy ból głowy i skołowanie po zmianie czasu. Oparłam łokcie o kolana, a głowę położyłam na rozpostartych dłoniach. Miałam wrażenie, że czuję krew, przepływającą przez każde naczynko w moim mózgu. Wszechobecny hałas wcale mi nie pomagał. Próbowałam zasłonić uszy dłońmi, jednak niewiele to pomagało.
- Ibuprofen, królestwo za ibuprofen – mruknęłam do siebie, podnosząc głowę na tyle, aby rozejrzeć się po poczekalni. Pomyślałam o szybkiej wycieczce do apteki. Mijałam jedną w drodze tutaj, podobnie jak jakiś kiosk. Tam pewnie też dostanę coś na ból. W kieszeni miałam jakieś drobniaki, nie było więc potrzeby, aby przekopywać bagaże w poszukiwaniu portfela. Na drodze do ibuprofenowego raju nie stały żadne przeszkody. Wstałam szybko z krzesełka, w myślach połykając już białe tabletki. Chwyciłam swój podręczny plecak, który leżał na siedzeniu obok i sprawdziłam czy jest dokładnie zamknięty, zanim zarzuciłam go na ramię. Odblokowałam stopą kółka wózka bagażowego i, prawie z uśmiechem na ustach, podniosłam głowę, aby upewnić się, że nikt nie stoi mi na drodze. I wtedy ich zobaczyłam.
Stali kilkanaście metrów dalej, wpatrując się we mnie uważnie. Ludzie przechodzący przez poczekalnie przysłaniali mi ich co chwilę, jednak ani na moment nie odwróciłam od nich wzroku. Mężczyzna miał jasne włosy zaczesane do tyłu. Ubrany był w zwykłe ciemne dżinsy i brązowy sweter. Jego towarzyszka była jedynie o głowę od niego niższa. Karmelowe włosy łagodnymi skrętami opadały jej na ramiona i plecy. Również miała dżinsy, ale na ramiona zarzuciła biały sweterek. Nie ruszyli się nawet o milimetr, nawet wówczas, gdy ich zauważyłam. Westchnęłam cicho, żegnając w myślach ibuprofenowy raj. Kiwnęłam leciutko głową na potwierdzenie, że jestem tym, kogo szukają. Od razu ruszyli w moim kierunku.
W końcu ile wampirów może pałętać się po lotnisku o poranku?
– Isabella? – spytał mężczyzna z uśmiechem, gdy tylko znalazł się na wyciągnięcie ręki.
– Bella – poprawiłam go nieśmiało. Chciałam się ukłonić, jednak szybko przypomniałam sobie, że tutaj kobiety dygają. W rezultacie moje przywitanie wyglądało, jakbym miała się przewrócić. Najważniejsze pierwsze wrażenie.
- Bella – powtórzył za mną, uśmiechając się. Miałam nadzieję, że moje usta również ułożyły się w coś na kształt uśmiechu. Ból głowy trochę zelżał, ale za to pojawiło się lekkie zdenerwowanie. – Nazywam się Carlisle, a to moja żona Esme.
Spojrzałam na kobietę obok niego, tym razem dygając od razu.
- Witaj w Stanach – powiedziała, również z promiennym uśmiechem. Przynajmniej nie trafiłam na buców pomyślałam, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. Oboje byli nieziemsko piękni, co tylko zaniżyło moją samoocenę.
Pierwsza zasada życia wśród wampirów: nie porównuj się do nich, bo i tak nie wyjdziesz z tego pojedynku zwycięsko.
- To twoje bagaże? – Carlisle wskazał dłonią na wózek obok mnie. Kiwnęłam głową, nie mogąc opanować grymasu na widok obrzydliwego pomarańczowego plecaka, który Shig wygrzebał z odmętów jednej z szaf. – Weźmiemy je.
Bez najmniejszych problemów zarzucił plecak na jedno ramię, a na drugie czarną torbę. Wyciągnęłam rękę po wózek, aby odstawić go na miejsce, ale Esme szybko chwyciła moją dłoń.
- Nie przejmuj się tym. – wskazała głową w stronę wyjścia. – Chodźmy już.
Westchnęłam w duchu, odchodząc od wózka. Nie lubiłam zostawiać tak rzeczy, miałam wrażenie, że jestem przez to niewychowaną bałaganiarą. Jednak, gdy wampir mówi zostaw, to lepiej to zrobić.
Zasada numer dwa: nigdy nie kłóć się z wampirem. Może cię zjeść.
Do wyjścia szłam między nimi. Koncentrowałam się na swoich stopach, aby się nie potknąć. Shig miał już wyrobiony odruch, aby mnie złapać. Oni nie dostali jeszcze szansy poznać niezdarnej Belli w całej okazałości. Podniosłam głowę dopiero wówczas, gdy kątem oka zauważyłam, że oboje się zatrzymali. Spojrzałam na nich zdezorientowana. Oni jednak nie patrzyli się na mnie, tylko na coś, co znajdowało się za mną. Odwróciłam głowę, czując jak puls mi przyśpiesza, po raz pierwszy tego dnia. Znałam to spojrzenie – znak, że widzą coś, czego woleliby uniknąć.
Zasada numer trzy: wampir unika tylko słońca i obcych wampirów.
Zaraz obok wyjścia, w cieniu jednego z filarów, stał niewysoki mężczyzna. Był niezwykle blady, jednak w jego cerze dało się dopatrzeć dawnej śniadości. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie uważnie. Nienawidzę być w centrum uwagi, nienawidzę, gdy wszyscy się na mnie patrzą, nienawidzę, gdy wszyscy skaczą wokół mnie. Kiwnęłam do niego głową, dając znać, że wszystko jest w porządku. Powtórzył mój ruch i już go nie było. Odwróciłam się do Esme i Carlisle'a.
- Zapewne miał się upewnić, że po mnie przyjechaliście – powiedziałam cicho. Czułam się jak kilkuletnie dziecko, które jedno z rodziców przekazuje drugiemu. – Czasem przesadzają z opiekuńczością.
- To całkiem zrozumiałe – odpowiedziała Esme, ruszając się z miejsca. Nie, to dziwne. Wszystko we mnie jest dziwne.
Resztę drogi do samochodu przeszliśmy w ciszy. Potknęłam się tylko raz, gdy podniosłam głowę, aby spojrzeć na niebo zasnute chmurami. Oboje wyciągnęli dłonie, aby w razie potrzeby mnie chwycić, ale zdołałam sama utrzymać się na nogach.
- To się zdarza raczej często – mruknęłam, czując jak zdradziecki rumieniec wpełza na moje policzki. Nie ma to jak przyznać się dwójce idealnych istot, że jest się chodzącą katastrofą. Żeby chociaż chodzącą. Gdy w końcu zatrzymaliśmy się, musiałam powstrzymać sapnięcie. Staliśmy przed czarnym samochodem z przyciemnianymi szybami. Luksusowym, czarnym samochodem. Nie znałam się zbytnio na motoryzacji, jednak mogłam powiedzieć, że ten pojazd był bardzo ładny. Niemal ucieszyłam się na myśl, że spędzę w nim kilka godzin. Przed wylotem z Japonii sprawdziłam dystans pomiędzy Seattle a Forks. Wcześniej nie cieszyłam się na myśl o ponad trzygodzinnej jeździe z nieznanymi sobie wampirami, ale teraz to było co innego. Po chwili jednak zauważyłam, że coś w tym samochodzie było nie tak. Uświadomiłam sobie co dopiero po tym, jak Carlisle otworzył mi tylne drzwi – kierownica była nie po tej stronie. Brawo, Bello, kolejna zachodnia rzecz, o której zapomniałaś. Ruch prawostronny, nie lewostronny.
Zapięłam pasy bezpieczeństwa i rozejrzałam się z ciekawością po wnętrzu. W środku wyglądał nawet lepiej niż z zewnątrz. Oboje wślizgnęli się na swoje miejsca bez słowa. Carlisle odpalił silnik.
Na początku nikt się nie odzywał, ani nie poruszał. Parę razy natrafiłam na wzrok Esme w tylnym lusterku. Starałam się odwzajemnić jej serdeczny uśmiech, ale niezbyt mi to wychodziło. Za każdym razem odwracałam więc głowę w stronę okna. Obserwowałam jak zmienia się za nim krajobraz – najpierw miasto, które jednocześnie mnie fascynowało jaki i przerażało; potem przeprawa przez rzekę i miejscowości podmiejskie. Im dalej byliśmy od miasta tym moje ciało coraz bardziej się rozluźniało. W pełni zrelaksowana zrobiłam się dopiero, gdy wjechaliśmy w las. To znałam i lubiłam.
– Może jest coś, co chciałabyś o nas wiedzieć? – spytała łagodnie Esme, odzywając się po raz pierwszy od godziny. Drgnęłam lekko, przenosząc wzrok zza okna na nią. Czułam jak na moje policzki rumienią się. Owszem, miałam jedno pytanie: czy jeśli przewrócę się, zatnę nożem, czy zrobię cokolwiek innego, kończącego się krwotokiem krwi, to mnie zjecie? Wiedziałam, że to bezsensowne pytanie, ale tylko ono krążyło mi po głowie.
– Nie chcę sprawiać państwu jeszcze większego kłopotu – wymamrotałam. Esme zaśmiała się łagodnie, podobnie jak jej mąż.
– To żaden kłopot, naprawdę. Pytaj, o co chcesz.
– Nie wiem o państwu zbyt wiele – przyznałam głośniej.
– Pierwszą rzeczą jaką powinnaś wiedzieć, to to, że możesz zwracać się do nas po imieniu. – stwierdził Carlisle. Kiwnęłam głową. To nie powinno być trudne. Nigdy nie zwracałam się do kogoś per pan czy pani.
– Wiem, że jesteś lekarzem. I, że mieszkacie w Forks. – powiedziałam już zwykłym tonem. Znałam ich niewiele ponad godzinę, a już sprawili, że czułam się przy nich swobodnie. Wydawali mi się tacy… ludzcy, zwłaszcza, że Esme co chwilę poprawiała włosy lub nieznacznie zmieniała pozycję na fotelu. Przywykłam do tego, że w Japonii otaczały mnie posągi. Tam nie przejmowali się pozorami.
– Właściwie to mieszkamy poza Forks – zauważyła łagodnie Esme. – Jest nas dość dużo, i tak zwracamy na siebie uwagę.
Dużo? Dość dużo?
– Dużo? – spytałam cienkim głosem. [i]Tego
się nie spodziewałam.
– Tak – odparła radośnie, jakby nie usłyszała zmiany w moim głosie. – Mamy piątkę dzieci.
Wciągnęłam głośno powietrze, kompletnie nie kontrolując swoich odruchów. Piątka dzieci. Dwójka[.i] dorosłych. [i]Siedmioro wampirów. W jednym małym domu. I do tego ja, wiecznie krwawiąca, wiecznie przynosząca pecha. To się nie mogło udać.
- Wszystko w porządku? – zapytał szybko Carlisle, zapewne słysząc zmianę pracy mojego serca i płuc.
Uspokój się, do cholery, Bello! Tak, ciekawe jak? Gdyby była ich tylko dwójka, nie widziałabym problemu. Jasne, na początku czułabym się niezręcznie, ale jakoś dałabym radę. Z trójką czy czwórką byłoby podobnie. Jakoś bym ich unikała. A tak? Jak, do cholery, miałabym unikać siódemki wampirów w jednym domu? I nagle stało się coś, czego nie przewidziałam.
Najpierw parsknęłam.
A zaraz potem zaczęłam chichotać.
Gdy tylko to sobie uświadomiłam, przykryłam usta dłonią, drugą zasłaniając oczy. Do pełnego szczęścia brakowało mi tylko nerwowego chichotu. W myślach zobaczyłam Izumi, zakrywającą z zażenowania oczy i Shiga, szczerzącego się za jej plecami.
- Przepraszam! – próbowałam się uspokoić, ale na nic to się nie zdawało. W końcu zakryłam całą twarz obiema dłońmi, czując jak rumieniec przybiera na sile. Najważniejsze pierwsze wrażenie. Byłam pewna, że moi opiekunowie wymieniają zdziwione spojrzenia, zastanawiając się, czy aby na pewno jestem zdrowa na umyśle. Gdy poczułam, że chichot zaczyna słabnąć, a ja odzyskiwać kontrolę nad własnym oddechem, zażenowanie uderzyło we mnie z całą mocą.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam – wyjąkałam, nadal zakrywając dłonią twarz. Miałam nadzieję, że moje policzki w jakiś magiczny sposób w ciągu sekundy na powrót staną się blade. – To mnie po prostu zaskoczyło.
Ranfun musiała ich widzieć. Przecież była w ich domu! Dlaczego mi nic nie powiedziała? Izumi pewnie też wiedziała. Co oni sobie myśleli?
- Nic nie szkodzi. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to dość niezwykłe jak dla nas. Rosalie i Emmett skończyli na wiosnę tutejsze liceum. Chcieli pobyć sami, więc pojechali w podróż do Europy. Na razie jest nas tylko piątka.
Tylko piątka. Świetnie.
- Edward i Alice z Jasperem są w ostatniej klasie liceum. – kontynuowała spokojnie Esme, jakby mój nieoczekiwany napad chichotu nigdy nie miał miejsca. – Właśnie! Nie wiedzieliśmy jakie przedmioty lubisz, więc nie zapisaliśmy cię jeszcze do szkoły, ale nie powinno to zająć zbyt dużo czasu.
Z trudem powstrzymałam westchnięcie, gdy opuszczałam dłonie z twarzy. Zebrałam całą swoją mierną odwagę i nie zastanawiając się jak bardzo moje pytanie będzie bezczelne, wymamrotałam szybko:
- Jeśli nie byłoby to dla was zbyt dużym problem, to czy mogłabym zostać w domu? Obiecuję, że nie będę przeszkadzać, po prostu… - zawahałam się, zastanawiając się jak to dokładnie wytłumaczyć. - Po prostu nie czuję się jeszcze zbyt pewnie wśród większej ilości osób. A na dodatek moi nauczyciele w Japonii dopilnowali, abym zakończyła naukę na poziome, który oczekuje się w większości uczelni na całym świecie.
To była szczera prawda. W szkole wzbudziłabym zapewne niemałe zainteresowanie. Po pierwsze: to mała mieścina, więc nowi zostawali tu atrakcją numer jeden. Po drugie: miałam mieszkać u Cullenów, a to na pewno wzbudziłoby jeszcze większe zainteresowanie moją osobą. Dodajmy do tego jeszcze mój ledwo słyszalny, ale jednak obecny, dziwny akcent i prawie całkowity brak obycia w zachodnich zwyczajach, a na pewno długo by o mnie nie zapomniano. Chyba jednak podziękuję.
- To żaden kłopot! Nawet lepiej, nie będę siedziała sama w domu. – Esme znów się uśmiechnęłam. Rany, tej kobiety nie da się nie lubić. Kiwnęłam leciutko głową, mając nadzieję, że odbiorą to jako podziękowanie. Odwróciłam się ponownie w stronę okna. Przez moment byłam jeszcze skupiona na nich, gotowa odpowiedzieć na jakieś pytanie, ale gdy nie odezwali się ani słowem, zaczęło mnie ogarniać znużenie. Znów zaczęłam odczuwać ból głowy, który osłabł trochę, gdy po mnie przyszli. Nie mogłam zasnąć w samolocie, nie spałam też zbyt dobrze przed wylotem. Do tego w Japonii był teraz środek nocy. Oparłam głowę o zimną szybę, nie mając najmniejszej ochoty na walkę ze zmęczeniem. Nie chciałam zasnąć, co najwyżej popaść w przyjemny półsen. W samochodzie było jednak za cicho. Zamiast polegać na słuchu, mając nadzieję, że od snu powstrzymają mnie jakieś dźwięki, spróbowałam przypomnieć sobie, co dokładnie mówiła Izumi. Może wspominała jednak coś o tym, że mieszka tutaj ich tak dużo, tylko że byłam w zbyt wielkim szoku, aby cokolwiek do mnie doszło.
- To nie jest tak, że cię wyrzucamy – powiedziała cicho Izumi, siadając obok mnie na tatami w pokoju, przylegającym do mojej sypialni i który pełnił rolę salonu. – Po prostu Shushou nie chce narażać cię na zbędne ryzyko.
- Będąc z wami nic mi nie grozi. – mruknęłam, zdrapując ze słomy kawałek rozpuszczonej czekolady. Lubiłam jeść na tatami, ale zawsze kończyło się w ten sposób - coś przylepiało się do słomy. – Nie znamy tych wampirów. Jeśli się zgodzą, to tylko z poczucia obowiązku.
- Znalazłem! – podniosłam głowę, obserwując jak Shig wchodzi do pokoju z bezkształtnym, pomarańczowym czymś w dłoni. Musiał zauważyć moje zdezorientowanie na twarzy, bo strząsnął zwitek parę razy i zaprezentował go dokładniej. – Plecak. Nie pojedziesz tam przecież tylko z tym co masz na sobie.
- Będę się niezręcznie czuła. A oni robią to tylko dlatego, że nie chcą odmawiać Linowi – powtórzyłam raz jeszcze, dając sobie spokój z czekoladą. Objęłam rękoma kolana i oparłam czoło o kolana. Idealna pozycja dla niechcianego dziecka, jakim się czułam w tym momencie. I jakim w istocie byłam.
- Powiedzieliby, gdybyś była niemile widziana. – Poczułam jak Ranfun dotyka mojego łokcia. Westchnęłam, podnosząc głowę aby na nią spojrzeć. Siedziała obok mnie na piętach, w dłoniach trzymając swoją czarno-białą maskę. Razem z Sofu zakładali je tylko wtedy, gdy wyruszali w podróż. Maska była jedynym znakiem, że jeszcze przed chwilą nie znajdowała się w pokoju.
- Zgodzili się? – upewniła się Izumi, przytulając mnie.
- Tak – westchnęła Ranfun. - Bardzo chętnie cię przygarną, na tak długo jak będzie trzeba. Obiecali, że zrobią wszystko, abyś czuła się komfortowo. I nie oczekują niczego w zamian. Byli bardzo mili.
Zagryzłam wargi, powstrzymując się od płaczu. Nic by to nie zmieniło, jedynie Izumi i Shig mieliby większe wyrzuty sumienia.
- A wy co będziecie robić? – spytałam, próbując pozbyć się żałosnego tonu z głosu. Izumi zabrała rękę z mojego ramienia i wstała bezszelestnie z podłogi.
- Jedziemy na północ – powiedziała jedynie, zabierając plecak z dłoni Shiga i wchodząc do mojego pokoju.
- A wy? – odwróciłam głowę w stronę Ranfun.
- Zostajemy przy Shushou – oparła z nikłym uśmiechem.
- Sofu jest pewnie szczęśliwy – westchnęłam, rozplatając ręce i powoli wstając. Chciałam spędzić trochę czasu z Izumi.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – odparła Ranfun, również się podnosząc. Uścisnęła mnie mocno, zanim wyszła z pokoju, nie odwracając się. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to pewnie było nasze pożegnanie. Odwróciłam się w stronę swojej sypialni, a mijając Shiga klepnęłam go lekko w przedramię
- Tylko nie płacz – mruknęłam, zastanawiając się, czy był to sarkazm, czy polecenie dla własnego ciała.
- Bella – zatrzymałam się w drzwiach i odwróciłam w stronę Shiga. Rzadko kiedy używał mojego imienia.
- Bella – zmrużyłam oczy, skupiając wzrok na ustach mężczyzny. Wyraźnie słyszałam swoje imię, ale Shig nie wymówił ani słowa.
- Bella? – otworzyłam gwałtownie oczy
Esme patrzyła na mnie z troską w oczach. Podniosłam głowę z oparcia, skupiając na niej wzrok. Musiałam jednak zasnąć.
- Jesteśmy na miejscu – powiedziała jedynie. W tym samym momencie drzwi obok mnie otworzyły się. Odpięłam pas i niezgranie wygramoliłam się z samochodu. Nie zdążyłam się porządnie rozejrzeć po okolicy, bo mój wzrok przykuł wielki budynek na wprost. Zdawałam sobie sprawę, że ich nie dom nie będzie przypominał tych w których się wychowałam, zwłaszcza gdy dowiedziałam się, jak dużą rodziną są. Mimo to zaskoczył mnie widok zgrabnego, dwupiętrowego domu w kolorze złamanej bieli z wielkimi oknami.
- Gotowa? – spytał Carlisle, trzymając w jednej dłoni mój plecak i torbę. Tutaj nie musiał już udawać, że ich waga ma jakieś znaczenie.
- Tak. – powiedziałam, chociaż nie byłam tego pewna na sto procent. Bardziej nie będziesz.
Weszłam za Carlislem po schodkach na werandę, a potem do domu. Miałam nadzieję, że Esme, która szła za mną, nie zauważyła mojego wahania. Nie wiedziałam, czy pozostała trójka siedzi w domu. Na spotkanie z nimi na pewno nie byłam gotowa.
Na szczęście nie znajdowali się w zasięgu mojego wzroku. Omiotłam szybkim spojrzeniem salon. Na ścianie wielki telewizor, przed nim wyglądające na bardzo drogie, duże kanapy, po drugiej stronie, na podwyższeniu czarny fortepian. Gdybym była przytomniejsza, zachwyciłabym się wystrojem. Teraz jednak wszystko o czym mogłam myśleć, to sen i to nieznośne łupanie w głowie.
- Pewnie jesteś zmęczona – powiedziała Esme, dotykając mojego ramienia. – Pokażę ci dom później, teraz musisz odpocząć. Masz za sobą długą podróż.
I to jeszcze jak.
Poprowadziła mnie do drzwi obok fortepianu. Zmrużyłam oczy, gdy go mijałyśmy, aby dostrzec nazwę nad klawiaturą. Nic jednak nie widziałam: nie wiedziałam czy to przez moje zmęczenie, czy może instrument był wykonywany na zamówienie. Obiecałam sobie sprawdzić to, gdy będę przytomniejsza.
- Nie wiedziałyśmy, jaki jest twój ulubiony kolor, więc zdecydowałyśmy się na jasny fiolet i zieleń – powiedziała Esme, otwierając drzwi. Wpuściła mnie pierwszą, wiedziałam jednak, że zarówno ona jak i Carlisle są za mną, aby zobaczyć moją reakcję.
- Fiolet jest w porządku. – odpowiedziałam, rzucając okiem na wnętrze. Ściana naprzeciw drzwi była przeszklona. Większość okien zasłonięto fioletowymi zasłonami, o kilka tonów ciemniejszymi niż ściana. Nie zwróciłam zbytniej uwagi na wystrój pokoju, koncentrując się dopiero na łóżku. Łóżko. Wysokie łóżko.
Wstrzymałam się z komentarzem, obserwując jak Carlisle stawia na podłodze moje bagaże. Nigdy nie spałam w normalnym łóżku, jakkolwiek dziwnie do brzmi. Miałam nadzieję, że z moim niespokojnym snem nie spadnę z materaca.
- Łazienka jest tam. – wskazała Esme na drzwi obok biurka, gdy Carlisle stanął na powrót obok niej. – A te mniejsze, po drugiej stronie regału są do garderoby.
- Garderoba? To nie było konieczne, naprawdę. Nie mam aż tylu ubrań – zapewniłam szybko, czując się coraz bardziej niezręcznie. Nie lubiłam, gdy ktokolwiek wydawał na mnie pieniądze, zwłaszcza na tak bezsensowne rzeczy.
Carlisle parsknął cicho.
- Poczekaj aż poznasz Alice.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? – spytała Esme, cofając się o krok. Zapewne chcieli dać mi chwilę, abym się odświeżyła i odpoczęła.
Przez moment nie odpowiadałam. Miałam zrobić to później, skoro jednak nie byli sami w domu, głupio czułabym się, gdybym miała to robić to na oczach pozostałej trójki.
- Możecie chwilkę poczekać? – spytałam i nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się do nich tyłem. Chwyciłam szybko torbę z podłogi i położyłam ją na łóżku. Otworzyłam ją i ostrożnie wyjęłam dwa pakunki. Jeden z nich, lżejszy, odłożyłam na bok.
- To prezent od Lin Yao, w podzięce za opiekę nade mną. Prosił, abym przekazała, że nie zapomina on o przysługach.
Podeszłam do Carlisle i wyciągając na całą długość ręce, podałam mu wykonaną z ciemnego drewna skrzyneczkę. Przyjął ją bez słowa, wpatrując się w nią ciekawe. Wróciłam szybko do łóżka, podniosłam lżejszą i jaśniejszą szkatułkę, i podeszłam do Esme.
- To podarunek od Sayuri, towarzyszki Lin Yao. Również pragnie ci podziękować za pomoc.
Esme, podobnie jak jej mąż, przyjęła prezent bez słowa. Obróciła go delikatnie w dłoniach. Gdy znalazła złoty zatrzask, przekręciła go w lewo, aby otworzyć pudełko. W tym samym momencie uświadomiłam sobie, że popełniłam gafę. Tutaj jako pierwszej prezent dawało się kobiecie, a nie, jak w Japonii, mężczyźnie. Miałam nadzieję, że znają ten obyczaj i nie uznają mnie za niewychowaną.
- Ojej – wyrwało jej się, gdy wyciągnęła ze środka staranie złożony wachlarz.
- Oba należały do Sayuri, gdy ta była jeszcze gejszą – pośpieszyłam z wytłumaczeniem. – Podobnie jak grzebienie.
Nie zdążyłam nawet mrugnąć, gdy Esme znalazła się przy mnie, ściskając mnie serdecznie. Zaskoczona odwzajemniłam uścisk.
- To piękny prezent, mam nadzieję, że przekażesz podziękowania Sayuri – powiedziała Esma, uśmiechając się do mnie szczerze. Pokiwałam głową i spojrzałam na Carlisle ciekawa jego reakcji. On również otworzył swój prezent, a zaskoczenie i zdezorientowanie widoczne były na jego twarzy.
- To shogi, odmiana szachów. W szkatułce są tylko figury, planszę mam w plecaku. – Zarumieniłam się, gdy podniósł na mnie wzrok. – Oryginalnie jest to wysoki i ciężki prostopadłościenny blok drewna, przy którym wygodnie siedzi się ludziom w kucki. Przywiozłam taką rozkładaną, która przypomina planszę takich europejskich szachów. Po prostu, gdyby była zapakowana razem z figurami, nie wyglądałoby to zbyt ładnie.
- Nie musisz się tłumaczyć – stwierdził Carlisle, wyciągając jedną z tabliczek. – Mam tylko nadzieję, że wytłumaczysz nam jak się w to gra.
- Oczywiście. To tylko wygląda przerażająco na początku.
- Przekaż Lin Yao podziękowania. Gdyby nie to zapewne jeszcze długo nie sięgnąłbym po tę grę, a lubię odkrywać nowe rzeczy.
Po raz kolejny tego dnia skinęłam głową, zauważając, że mam coraz większe problemy z podniesieniem jej do pionu. Esme też musiała to zauważyć, bo powiedziała, że dają mi już spokój. Zapewniła też, abym nie krępowała się pytać, gdybym miała jakiś problem. Nie minęła nawet minuta, gdy byłam w pokoju sama. Bez dalszych ceregieli wyciągnęłam kosmetyczkę i piżamę z torby i poszłam do łazienki. Była jasna i duża, o wiele za duża jak na moje potrzeby, ale byłam zbyt zmęczona aby roztrząsać ten fakt. Wzięłam szybki prysznic, chociaż miałam do wyboru również wannę. Wydawało mi się, że zasnęłabym w niej momentalnie. Zostawiłam swoje ubrania na podłodze, wyciągając wcześniej iPoda z kieszeni spodni. Upewniłam się, że założyłam piżamę na dobrą stronę i wróciłam do pokoju. Zanim się położyłam, wyciągnęłam z bocznej kieszeni torby zdjęcie w drewnianej ramce. Był to jeden z nielicznych, naprawdę osobistych przedmiotów jakie zabrałam z Japonii. Postawiłam je na szafce nocnej, obok lampy i zegarka. Wsuwając się pod kołdrę, musiałam powstrzymać się od jęku przyjemności. Może i było dla mnie trochę niebezpiecznie spać na takiej wysokości, ale zdecydowanie nie miałam zamiaru nie ryzykować. To łóżko było zbyt wygodnie, aby je porzucić. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam iPoda. Nastawiłam go najciszej, jak mogłam i zamknęłam oczy. Po tym jak skończyła się pierwsza piosenka, miałam wrażenie, że słyszę za drzwiami szmer. Zanim jednak zmusiłam się do wyjęcia słuchawki, włączyła się moja ulubiona piosenka. Ciekawość mogła chwilę poczekać. Nie doczekałam nawet mojego ulubionego fragmentu – zasnęłam jeszcze podczas refrenu.

Shushou – znaczy tyle co ‘cesarz, władca’. Odnosi się do Lin Yao, a dłuższe wytłumaczenie będzie później
Sofu – oznacza ‘dziadek’
tatami – słomiana mata, która służy do przykrycia podłogi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mirtel dnia Śro 19:41, 23 Lis 2011, w całości zmieniany 7 razy
Zobacz profil autora
i-am-egocentric
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:36, 01 Sie 2010 Powrót do góry

bardzo mi sie podoba, nie jestem wielki znawca czy cos ale czytam duzo ff'ow
i ten jest od nich inny, co w tym przypadku znaczy duzo, dozo lepszy.
mam nadzieje, ze zamiescisz to opowiadanie takze na chomiku wtedy na pewno wygodniej bedzie sie je czytac wielu osoba.
a.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Pon 7:34, 02 Sie 2010 Powrót do góry

Gdy zobaczyłam tytuł, przypomniała mi się bajka, którą oglądałam w dzieciństwie. Tytułu zbytnio nie pamiętam, ale dziewczyna o tym imieniu miała różowe włosy.
Nabuto? Albo Naruto. Nie wiem.

Japonia. Jestem słaba w tejże kwestii, ale wiem, że wielką wagę przywiązują do wychowania i manier. Z tekstu też to można wyczytać.

I te jej zakłopotanie, że nie wręczyła najpierw prezent kobiecie... To są (dla mnie) błahe sprawy i widać, jak jej charakter jest... wrażliwy?! Nie wiem, pierwszy rozdział mało mówi.

Zakładam się, że przy Cullenach się zgorszy. Zwłaszcza, jak odwiedzi ich Em z Rose. Chciałabym, to zobaczyć Very Happy

Najgorzej czytało mi się te imiona. I Bella zna angielski i to dość... dobrze?!

I jestem ciekawa, czy to będzie E&B, czy są inne plany.

Wrócę, bo jestem ciekawa, jak 'ta' Bella się rozwinie.

Pozdrawiam.


xxx.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rosalie15
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Heaven in the Hell.

PostWysłany: Pon 10:50, 02 Sie 2010 Powrót do góry

Ooo... Ciekawie. :)
Przyznam, że mnie zaintrygowałaś. Nie czytałam jeszcze ff o takiej tematyce. Cała fabuła i to nawiązanie do Japonii rzeczywiście jest dla mnie trochę jak bajka. Nie podoba mi się ta "Meyerowska" Bella, ale przecież sama napisałaś, że będzie kanonicznie, więc już się nie czepiam :D . Nie mogę doczekać się pozostałych Cullenów. Ciekawi mnie, jak to się wszystko dalej potoczy. No i czy bedzie Edward&Bella=lovestory, czy coś innego :)
Życzę weny, chęci i czasu! :)
Ros.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:12, 02 Sie 2010 Powrót do góry

Ostatnio piszę mało komentarzy, więc chyba trochę wyszłam z wprawy, ale postaram się stworzyć coś sensownego.
Na początku, gdy zwróciłaś się do mnie z prośbą o betowanie i przeczytałam, o czym ono będzie, zaciekawiło mnie, ale obawiałam się, że połączenie kultury japońskiej ze światem Zmierzchu, może być trochę dziwne i zastanawiałam się, jak z tego wybrniesz. Mogłaś to całkowicie skopać, albo napisać coś bardzo dobrego. Już po pierwszej stronie wiedziałam, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz i że mogę odetchnąć z ulgą. Bardzo mi się podobało, a to połączenie, o którym wcześniej wspomniałam, wyszło bardzo dobrze. Nic nie zgrzyta, za to intryguje i przyciąga. Muszę przyznać, że żałowałam po zakończeniu betowania i czytania, że już się skończyło. Tak mnie wciągnęło.
Historia zapowiada się interesująco. Nie podałaś nam wszystkiego od razu na tacy, pozostawiłaś wiele niedomówień, cała sprawa z Japonią, Bellą i zaistniałą sytuacją, spowija jakaś tajemnicza mgła, którą pewnie z rozdziału na rozdział będziesz odganiać i nam powoli wszystko tłumaczyć.
Styl masz bardzo ładny, czytało się dobrze i przyjemnie. Sprawdzanie Twojego tekstu było przyjemnością. Bohaterów jak na razie kreujesz porządnie i realistycznie, sądzę, że w dalszej części pokierujesz ich również dobrze, co tylko zachęca do czekania na kolejne rozdziały. Jak na razie mieliśmy do czynienia tylko z Bellą, Carlislem, Esme i paroma innymi postaciami, więc jestem ciekawa, co będzie, gdy pojawi się reszta Cullenów i jak rozwinie się cała sytuacja. Myślę, że będzie się dużo działo.

Wróżę świetlaną przyszłość Tobie i Twojego opowiadaniu. Dlaczego? Bo piszesz bardzo dobrze, Twoi bohaterowie są wiarygodni, idealnie połączyłaś dwa zupełnie różne światy, zaserwowałaś nam ciekawą historię z cudownym klimatem. Czego chcieć więcej? Chyba tylko dalszego rozdziału, na który niecierpliwie czekam.

Pozdrawiam serdecznie Smile


EDIT: przepraszam za te błędy, które poniżej zostały wypisane. Wydawało mi się, że je poprawiałam, serio. Musiałam przez przypadek przeoczyć. Naprawdę przepraszam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Pon 14:52, 02 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bells144
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:21, 02 Sie 2010 Powrót do góry

Bardzo fajnie się rozpoczyna:) Mam nadzieję, że to dłuuuga opowieść:) Very Happy
oby tak dalej:)


http://www.twilightseries.fora.pl/b-kacik-pisarza-b,47/pieska-milosc-nz-02-viii-2010,7227.html


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
` Coco chanel .
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33

PostWysłany: Pon 11:39, 02 Sie 2010 Powrót do góry

Przyznam, że zwykle nie czytuję nowych fanficów. Czemu? Odpowiedź jest prosta - nie mam potem na tyle dużo cierpliwości, by czekać na kolejne części.Wink
Zaciekawił mnie tytuł, gdyż od raz imię Sakura skojarzyło mi się z anime, Naruto, które kiedyś ubóstwiałam. Kliknęłam więc w tytuł i z radością przeczytałam, że opowiadanie ma coś wspólnego z Japonią. Bardzo ciekawi mnie ich kultura oraz przyzwyczajenia, a zdecydowanie brakuje nam tu tekstów z nią związanych. Wink
Zaczęłam czytać i z każdym kolejnym zdaniem moja ciekawość rosła. Bardzo ładnie piszesz, udaje ci się wykreować plastyczne opisy, co wcale nie jest takie łatwe. W dodatku, jak już wspomniała Susan, połączenie dwóch kultur bardzo dobrze ci wychodzi - dodatkowy plus. Cieszę się, że zostawiłaś coś z kanoniczności, gdyż teraz jest coraz więcej tekstów typu "only people", a tu są wampirki.
Zostawiłaś nam bardzo dużo niedomówień, podsycając ciekawość i wyobraźnię czytelnika.

Póki co jestem zdecydowanie na tak, zobaczymy jak się ta historia rozwinie. Wink Masz we mnie czytelniczkę, która będzie komentować każdy kolejny rozdział.

I ostatnia sprawa - zapis dialogów. W większości przypadków jest poprawnie, ale niekiedy, być może to przez niedopatrzenie, pojawiły się błędy.

Np.
Cytat:
- Ibuprofen, królestwo za ibuprofen. – mruknęłam do siebie

Cytat:
– Bella. – poprawiłam go nieśmiało

Cytat:
- Witaj w Stanach. – powiedziała

Cytat:
– Nie wiem o państwu zbyt wiele. – przyznałam głośniej.


Wszystko ma być bez kropki. To były tylko przykłady, bo jest błędów tego typu więcej. Radzę jeszcze raz przejrzeć dialogi. Wink

Pozdrawiam,
CoCo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CoCo
Zły wampir



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.

PostWysłany: Pon 17:26, 02 Sie 2010 Powrót do góry

Przyznam się od razu bez bicia, że weszłam do tego tematu tylko dlatego, iż zaintrygował mnie tytuł. Skojarzył mi się od razu z Japonią, a że kocham Kraj Kwitnącej Wiśni – postanowiłam tu zajrzeć. Rzadko zaczynam czytać nowe ff, zważywszy na to, że brak mi ostatnio czasu i ochoty na czytanie na komputerze. Jednak czasem w pracy warto coś porobić, więc zwiedzam różne tematy na tym forum. Czytam opis, a następnie wychodzę, nie mając całkowicie ochoty, aby przeczytać tekst. Tak, wiem, postępuję okropnie, ale nauczyłam się nie czytać czegoś, co mnie tylko „trochę” zainteresuje.
Jednak do rzeczy. Na początku ogromne dziękuję za krótki wstęp, czyli: romans z małą ilością akcji. I już dzięki temu wiem: czytać czy nie :) plus również za betę, gdyś bardzo lubię Susan ;] ale to tak na marginesie. Nie wiem, jakie teraz opowiadania królują na forum. Wiem tylko, że nie przepadam w fickach za wampirami. Dziwne, prawda? Zwłaszcza że Twoje opowiadanie jest właśnie o wampirach. Jednak gdyby nie Japonia… nie czytałabym tego ;] a raczej skreśliłabym opowiadanie na wstępie. Dlatego też, gdy przeczytałam opis, poczułam się trochę dziwnie. Wiem, że przewodnią parą będzie na pewno Bella i Edward, ale jednak przywódca klanu azjatyckich wampirów rozczulił mnie zupełnie. Japonia i Isabella? Jakoś mi to nie współgrało. Do czasu.
Początek opowiadania bardzo mi się spodobał. Już na wstępie polubiłam Twoje opisy. Niby mało jest tego wszystkiego, ale według mnie – wystarczająco. Ktoś już wspomniał o kilku błędach w dialogach, więc ja nie będę o tym przypominać, bo po co się powtarzać, nieprawdaż? Ta historia z ibuprofenem uświadomiła mi, jak wielu ludzi jest uzależnionych od tabletek, gdy w grę wchodzi niewielki ból głowy lub kac (moralny bądź nie) ;] to taka mała dygresja.
Ajjj… przeczytałam już, że zaczyna się od razu od spotkania z Cullenami, przez co nieco się zawiodłam, mając nadzieję, że opiszesz najpierw życie Belli w Japonii (na co po cichu liczyłam, jak nie głównie). Myślałam również, iż zobaczę życie azjatyckich wampirów, zważywszy na to, że jestem ciekawa Twojego pomysłu, ale jednak nie dostałam tego, czego chciałam, choć mam nadzieję, że w przyszłości, na przykład w kolejnych rozdziałach, będziesz robiła jakieś wstawki z przeszłości czy cos podobnego. Szczerze na to liczę.
Ok., jestem w połowie i dojrzałam parę niedociągnięć, zwłaszcza interpunkcyjnych, ale na to już musiałam zwrócić uwagę (resztę można, mówiąc kolokwialnie, „olać”). Ogólnie jest przyjęte, że imiona odmieniamy, więc nie wiem, czemu akurat „Carlisle” nie został odmieniony w zdaniu:
Cytat:
Odwróciłam się do Esme i Carlisle.

Carlisle’a naprawdę dobrze brzmi ;]
No dobra, tego też nie powinno być (zmień szybko):
Cytat:
Parę razy natrafiłam na wzrok Esme w tylnim lusterku.

Nie ma „tylnich” lusterek, błotników, zderzaków itp., są tylko TYLNE :P
Wracam już do tekstu, spokojnie. Rozmowa w samochodzie była dla mnie… krępująca, więc już wiem, jak czuła się Bella. Zaskoczyłaś mnie, że ona jest nadal człowiekiem. Myślałam, że jest wampirem i znów się troszkę zawiodłam, ale tylko troszkę, czyli wszystko jest do nadrobienia. Mam jednak nadzieję, że to nie będzie typowa sielanka, tylko jednak opowiadanie z drugim dnem, przesłaniem itp.. Jestem również ciekawa, dlaczego tamten klan wysłał Bellę do Cullenów, to znaczy pod jakim pretekstem… hm. Czytam dalej i… ach, znów jęk zawodu. Jednak tu nie chodziło o żaden spisek, tylko o bezpieczeństwo Belli. Cóż… Jakoś będę musiała to przeżyć, ale pamiętaj, że w opowiadaniu dobrze jest wprowadzać kilka wątków, nawet jeśli nie będą one głównymi ;]
Jak przeczytałam o towarzyszce Lin Yao – Sayuri – od razu skojarzyła mi się książka „Wyznania gejszy”, bo imię chyba stąd wzięłaś, prawda? Lubię je, mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej o tej rodzince z Japonii. Naprawdę mnie intryguje.
Podsumowując, mogę stwierdzić, że opowiadanie będę śledzić, aby doczekać się wątków z Kraju Kwitnącej Wiśni i również dlatego, że początek nie przypominał „Zmierzchu”, tylko coś prywatnego, co zaczynało się zupełnie inaczej. Jak wspomniałam wcześniej – brakowało mi Japonii, Japonii i… Japonii. Dobrze stworzyłaś klimat, ale skup się również na historii i na samym kraju, w końcu Bella nigdy nie wyjeżdżała do obcych i powinna tęsknić za budynkami, kulturą i tamtejszym życiem w Japonii.
Troszkę za długi wyszedł mi ten post, dlatego też kończę i życzę Ci powodzenia w pisaniu następnych rozdziałów (aby były jeszcze dłuższe niż ten!). Zwracam zwykle szczególną uwagę na opisy, dialogi grają u mnie mniejszą rolę, dlatego też rozwijaj swój talent (bo niewątpliwie go masz),

pozdrawiam,
CoCo


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CoCo dnia Pon 17:27, 02 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Starlet Night
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: z piekła

PostWysłany: Czw 13:16, 05 Sie 2010 Powrót do góry

super nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ciekawi mnie czy bella swoim wyglądem przypomina klasyczną japonkę czy wygląda tak jak w zmierzch ?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirtel
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Lis 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:02, 07 Sie 2010 Powrót do góry

Dziękuje bardzo za komentarze. Coco i CoCo błędy poprawione, dzięki za wyłapanie. I bez obaw, będzie więcej Japonii pod każdym względem, ale to dopiero w kolejnych rozdziałach. Nie lubię odsłaniać wszystkich kart na starcie, ale obiecuję, że w rozdziale trzecim pojawią się już konkretne informacje. Jeśli chodzi o japońskie zwroty, których będę używała: może się zdarzyć, że któregoś nie wytłumaczę, ale taka sytuacja będzie tylko wtedy gdy w kolejnym rozdziale będzie o nim mowa. I tak, imię Sauyri pochodzi z książki „Wyznania gejszy”. I nie, tytuł nie pochodzi od Naruto. Nigdy tego anime nie oglądałam i nie zanosi się abym kiedyś to uczyniła. Mam słabość tylko do jednej mangi, mianowicie do FullMetal Alchemist. Jest absolutnie cudowna i jeśli jej nie znacie to migiem oglądać anime FullMetal Alchemist Brotherhood. Koniecznie Brotherhood, bo to druga seria, która jest wierna mandze. I jeszcze jedno malutkie ogłoszenie: mój photoshop zginął śmiercią tragiczną, więc potrzebuje speca od bannerów.
Beta oczywiście Susan, której bardzo dziękuje



klik

Rozdział drugi,
His eyes black as coals



Materac był zdecydowanie za miękki. Ziewnęłam potężnie, powoli odzyskując czucie w ciele. Miałam wrażenie, że przespałam dobrych kilka dni. Nigdy nie lubiłam długo spać, jednak dzisiaj niewiele mnie to obchodziło. Byłam zaspana, ale głowa już mnie nie bolała – to okazało się najważniejsze. Przeciągnęłam się, jednocześnie chcąc się przewrócić z brzucha na plecy, kiedy poczułam, że leżę już na krawędzi.
To się źle skończy.
Próbowałam jeszcze się ratować, łapiąc za brzeg szafki, ale strąciłam jedynie ramkę ze zdjęciem i budzik.
Żebym tylko się nie zabiła.
Na szczęście się nie potłukłam dzięki kokonowi z kołdry. Stłumiła również huk upadku, ale nie zrobiła tego z budzikiem, który hałaśliwie odbił się od podłogi i upadł na ramce obok.
– Pięknie – mruknęłam, widząc, że szybka pękła.
– Bello? Wszystko w porządku? – Esme zapukała energicznie do drzwi. No tak, słuch doskonały.
– Tak! – odkrzyknęłam, krzywiąc się na mój zachrypnięty głos. Za długo nic nie piłam. – Zaraz wyjdę.
Pozbierałam się z podłogi, dziękując w duchu za puchatą kołdrę. Brakowało mi tylko kontuzji biodra. Odłożyłam przykrycie na łóżko, a budzik na szafkę. Jęknęłam, gdy zobaczyłam godzinę, było kilka minut po dziesiątej. Przespałam całe popołudnie i noc. Musieli wziąć mnie za jakąś prostaczkę. Z drugiej strony przemierzyłam wczoraj kilka stref czasowych. Mój organizm musiał odpocząć. Przeniosłam wzrok z zielonego budzika na zniszczoną ramkę ze zdjęciem. Powinnam wyjąć je ze środka, wiedziałam jednak, że moje palce nie lubią się z ostrymi krawędziami rozbitego szkła. Podniosłam więc jak najostrożniej ramkę z podłogi i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę łokciem i wyszłam tyłem z pokoju. Esme stała zaraz przy fortepianie, ze zmartwieniem przyglądając się przedmiotowi w moich dłoniach.
– Spadłam z łóżka – powiedziałam zawstydzona, spuszczając wzrok. – I niechcący zrzuciłam ramkę. Mogłabyś mi pomóc wyjąć zdjęcie? Nie chcę się zranić.
Czułam się jak kompletna fajtłapa, prosząc o takie rzeczy.
Zasada numer cztery: jeśli jest jakakolwiek szansa na to, że się skaleczysz w towarzystwie wampirów, zrób absolutnie wszystko, aby tego uniknąć.
– Oczywiście. – Szybko przejęła oprawkę, zrzucając szkło na swoje dłonie. Oddała mi samą ramkę z fotografią.
– Dziękuje. – Zanim przyłożyłam zdjęcie do piersi, rzuciłam na nie okiem. Poczułam, że coś ściska mnie w sercu. Nie widziałam ich kilkanaście godzin, a już straszliwie tęskniłam.
– Zrobiłam ci śniadanie. Chcesz zjeść teraz, czy wolisz się najpierw przebrać?
Byłam głodna i szczerze mówiąc, nie bardzo chciałam odwlekać możliwość zjedzenia czegoś, ale nie wiedziałam, czy ktoś jeszcze był w domu. Nie chciałam, aby pozostali pierwszy raz zobaczyli mnie w kraciastej piżamie z przydługimi rękawami i nogawkami.
– Jesteśmy same – potwierdziła szybko Esme, gdy wyjrzałam za jej ramię, by zobaczyć, czy nie stoi tam komitet powitalny. – Po śniadaniu, jeśli nie masz nic przeciwko, pojedziemy na zakupy. Robimy zapasy tak, aby utrzymać pozory, ale akurat kilka dni przed twoim przyjazdem zawieźliśmy wszystko do banku żywności. Poza tym nie wiem, co lubisz jeść.
– Z chęcią pojadę. W takim wypadku przebiorę się – odpowiedziałam, cofając się o krok.
– Poczekam tutaj na ciebie. Przy okazji pokażę ci dom.
Kiwnęłam głową, zamykając drzwi pokoju. Odstawiłam ramkę na szafkę i podeszłam do plecaka, opartego o ramę łóżka. Wyciągnęłam kilka ubrań, obiecując sobie schować je w garderobie, gdy już zjem. Chwyciłam rzeczy, które chciałam założyć i poszłam do łazienki. Wybrałam szarą koszulkę w niebieskie paski, oczywiście z długimi rękawami oraz sprane, czerwone ogrodniczki. Założyłam jeszcze trampki i byłam gotowa do wyjścia. Esme, tak jak obiecała, nie ruszyła się z miejsca. Oprowadziła mnie szybko po domu, wskazując czyje są poszczególne pokoju. W gabinecie Carlisle’a nie mogłam powstrzymać sapnięcia na widok pokaźnej biblioteki.
– Lubisz czytać? – spytała z uśmiechem, gdy skierowałyśmy się do kuchni.
– Tak, ale większość książek zostawiłam w Japonii. Zabrałam tylko kilka, nie chciałam brać tutaj za dużo bagażu – odpowiedziałam, wchodząc za nią do kuchni. Podobnie jak reszta domu była przestronna i jasna. Jedna ze ścian, ta wychodząca na teren za domem, okazała się całkowicie przeszklona. Na wyspie kuchennej stał talerz pełen kanapek.
– Dla ciebie po raz pierwszy korzystałam z tej kuchni. – Esme wskazała mi na stołek barowy, sama stając po drugiej stornie wysepki. – Dawno nie gotowałam, ale mam zamiar się podszkolić.
– Mogę sama gotować – zapewniłam szybko, biorąc kanapkę z żółtym serem. – Nie chcę ci robić kłopotu, już i tak zapewne mieliście ich sporo w związku z moim przyjazdem.
– Zapamiętaj, że twoja obecność tutaj to żaden kłopot. Właściwie to całkiem miłe urozmaicenie – zaśmiała się, nie odwracając ode mnie wzroku.
Przez jakiś czas żadna z nas się nie odzywała. Nie przejmowałam się tym, że obserwowała mnie jak jadłam. Przywykłam już do tego w Japonii. Poruszyła się tylko raz, aby dolać mi soku. Dopiero po piątej kanapce mój żołądek był usatysfakcjonowany.
– Jesteś wegetarianką? – zainteresowała się Esme, zabierając szklankę i talerz. Zostały na nim wszystkie kanapki z szynką.
– Nie, po prostu nie jadam wędliny – wytłumaczyłam szybko. – I czerwonego mięsa.
– Dobrze wiedzieć. Jesteś gotowa jechać?
– Tak – odparłam szybko, wstając ze stołka. Zachwiałam się, ale w porę chwyciłam blat. Oczywiście zarumieniłam się. – Pójdę tylko po jakąś kurtkę.
Esme kiwnęła głową, włączając zmywarkę. Powinnam powiedzieć, że sama mogę po sobie zmywać, ale nie chciałam na razie poruszać tego tematu. Dziwnie się czułam z tym, że była dla mnie taka miła. Przyzwyczaiłam się do tego, że wszystko robiłam sama.
Wyciągnęłam z torby flanelową koszulę. Nie miałam nic innego, co pasowałoby do moich ogrodniczek, ale nie chciałam zakładać kraty do pasków. Nie miałam aż tak japońskiego wyczucia stylu. Zdecydowałam się więc na szybką zamianę koszulki z szarej na jednolicie czarną. Chwyciłam jeszcze iPoda, który leżał z poplątanymi słuchawkami pod poduszką, wcisnęłam go do kieszeni i wyszłam z pokoju. Esme stała, tak jak poprzednio, przy fortepianie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jej strój: była ubrana w stylową fioletową sukienkę i dopasowany do niej żakiet. Spojrzałam raz jeszcze na siebie i nagle poczułam się bardzo niechlujnie.
– Uhm, Esme? – spytałam, podnosząc na nią wzrok. – Czy wyglądam w porządku?
– Tak, dlaczego pytasz? – Podeszła bliżej, omiatając mnie spojrzeniem.
– Rzadko przebywałam wśród ludzi – przyznałam z zażenowaniem. – Nie musiałam, więc przejmować się swoim strojem. A nawet jeśli, to moda w Japonii jest bardzo… specyficzna. Wątpię, aby nawet najbardziej dziwny dobór ubrań wzbudził czyjąkolwiek uwagę. Tutaj natomiast powinnam chyba…
– Wyglądasz bardzo dobrze – zapewniła mnie, chwytając moją dłoń i delikatnie ciągnąc w stronę drzwi wyjściowych. – I nie martw się o przyszły dobór ubrań. Alice już o to zadba.
Wypowiedziała te słowa takim tonem, jakbym miała się czego bać. Nie podobało mi się to ani trochę. Miałam niejasne przeczucie, że „przyszły dobór ubrań” wiązał się z kupnem nowych. Lubiłam swoje stare, na które składały się w większości bluzki z długim rękawem i kilka o wiele za dużych t–shirtów, które zabrałam tylko ze względu na to, że kojarzyły mi się z Shigem.
Zasada numer pięć: w otoczeniu wampirów zakrywaj jak najwięcej ciała.
– Za domem jest garaż – powiedziała Esme, gdy wyszłyśmy z domu. Przed werandą stał taki sam samochód, jakim przyjechaliśmy wczoraj, tylko że ten nie miał przyciemnianych szyb. Tym razem usiadłam obok miejsca kierowcy. Gdy jechałyśmy przez las w stronę głównej drogi, zapytała mnie, czy umiem prowadzić.
– Nie mam prawa jazdy, ale Shig nauczył mnie prowadzić. Musiałabym się tylko przyzwyczaić do kierownicy po lewej stronie – odparłam szczerze.
– Shig to twój ojciec? – spytała Esme, odwracając głowę w moją stronę. Zesztywniałam momentalnie, uświadamiając sobie, że nadszedł czas na pytania osobiste. Świetnie.
– Mój opiekun – odparłam niemrawo, odwracając wzrok.
– Przepraszam, jeśli moje pytanie cię uraziło. Po prostu chciałabym cię lepiej poznać. Właściwie nic o tobie nie wiemy – brzmiała szczerze, przez co momentalnie zrobiło mi się głupio. Miała absolutną rację. Zjawiłam się w ich życiu zupełnie niespodziewanie, wnosząc masę chaosu i nawet nie próbując nic wytłumaczyć.
– Nie to ja przepraszam, że tak zareagowałam – westchnęłam, zmuszając się. aby na nią spojrzeć. – Nie jestem przyzwyczajona do opowiadania komuś o sobie. Całe życie spędziłam w otoczeniu tych samym osób. Pytaj o co chcesz, naprawdę.
Nie odzywała się przez chwilę, uważnie obserwując drogę.
– Nie masz nic przeciwko, abyśmy pojechały na zakupy do Port Angeles? To jakaś godzina jazdy stąd. Ludzie w Forks jeszcze nic o tobie nie wiedzą.
Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu „Jakim cudem zostałaś przygarnięta przez wampiry? I dlaczego wciąż żyjesz?”
– Nie, skądże – odparłam automatycznie. Nagle uświadomiłam sobie, że chciałam opowiedzieć jej o sobie. Wygadać się przed kimś, kto nie znał mnie na wylot. Postanowiłam więc sama zacząć rozmowę na ten temat.
– Widziałaś moje zdjęcie, prawda? Mężczyzna na nim to właśnie Shig, a kobieta to Izumi, jego żona. To oni mnie przygarnęli i wychowali.
– Po liście który otrzymaliśmy, mieliśmy wrażenie, że to Lin Yao sprawuje nad tobą opiekę.
Westchnęłam, zastanawiając się przez chwilę, jak najlepiej wytłumaczyć nasze pokręcone relacje.
– Według waszych praw żaden człowiek nie powinien o was wiedzieć, no nie? – Esme kiwnęła głową, na znak, że wie, o co mi chodzi. – A ja, no cóż, orientuję się dość nieźle w tym świecie. Gdyby… gdyby ktoś dowiedział się o tym, zapewne miałabym poważne problemy. Protektorat Lin Yao chroni mnie przed nimi.
– Rozumiem. – Pokiwała głową, dobrze wiedząc, kogo określiłam mianem „ktoś”. – Czyli Lin jest twoim opiekunem, ale to Izumi i Shig cię wychowali?
– Tak. Nie odstępowali mnie na krok od czasu, gdy mnie znaleźli. – To akurat nie była do końca prawda, ale nie chciałam zagłębiać się w szczegóły już drugiego dnia. Poprawiłam nerwowo rękawy koszuli.
– Ile miałaś wtedy lat?
– Uhm, pięć? – zaryzykowałam. – Lub cztery. Nie jesteśmy dokładnie pewni.
– Nie jesteście?
– Nie – odparłam, mimowolnie się uśmiechając. – Znałam swoje imię, ale na pytanie ile mam lat, udzielałam różnych odpowiedzi. Byłam raczej drobnym dzieckiem, ale podobno całkiem nieźle orientowałam się w świecie, więc wiek czterech lat pasował co najwyżej do mojego wyglądu. Zresztą, to nie jest ważne.
Wzruszyłam ramionami, przyciągając kolana do piersi. Spytałam Esme, czy nie ma nic przeciwko moim nogom na siedzeniu, na co odpowiedziała, że skądże znowu. Na moment znów zapadła cisza. Niebo było szczelnie zasnute chmurami, ale wiedziałam, że ten rodzaj daje co najwyżej opad mżawki.
– Nie martw się, nie będzie padać – odezwała się Esme, zwracając uwagę na to, jak uważnie wyglądałam zza okno. – Wybraliśmy Forks dlatego, że taka pogoda utrzymuje się przez prawie cały czas.
– Będę musiała się przyzwyczaić – westchnęłam, zmieniając pozycję. Mijałyśmy właśnie po lewej wielkie jezioro. Nie przywykłam do takich widoków.
– Nie mieszkałaś wcześniej w podobnym miejscu? – Zdziwiła się, zwalniając trochę, dzięki czemu dokładniej mogłam przyjrzeć się tafli wody. Po kilkunastu metrach wjechałyśmy jednak ponownie w las, a samochód znów przyśpieszył.
– Nie. – Pokręciłam głową, wracając do poprzedniej pozycji. – Mieszkaliśmy na polanie, wysoko w górach. To raczej trudno dostępne miejsce dla ludzi, mimo że warunki do życia są doskonałe.
– Byliście tam tylko we trójkę? – spytała ostrożnie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na wyraźnie słyszalną ciekawość w głosie.
– Nie, Taka to dom dla Lin Yao i reszty. Prócz mnie było tam jeszcze kilka wampirów na stałe. – Usiadłam po turecku, aby mieć wolne ręce i móc policzyć na palach. – Lin i Sayuri, Sofu z Ranfun, Izumi i Shig, Koichi, Mei, Thobari. No i ja. Prócz tego prawie zawsze jest ktoś w odwiedzinach, czy to z klanu czy jacyś nomadzi.
Esme zaczęła śmiać się łagodnie. Spojrzałam zaskoczona najpierw na nią, a potem rozejrzałam się po mijanej właśnie okolicy. Nie zobaczyłam jednak nic, co mogło ją rozśmieszyć.
– Wybacz, to po prostu niesamowite – wyjaśniła, nadal z uśmiechem na twarzy. Przeniosłam na nią wzrok z mijanej właśnie tabliczki, że do Port Angeles zostało tylko dziesięć mil.
– Ale co? – zapytałam zdezorientowana, jednocześnie próbując sobie przypomnieć, ile metrów to jedna mila.
– To, że wychowałaś się w otoczeniu wampirów, że tak spokojnie możesz o tym mówić. Ile lat właściwie z nimi spędziłaś?
– Na wiosnę minie czternaście.
Tym razem to ja ją zaskoczyłam. Spojrzała na mnie uważnie, próbując się doszukać czegoś w moich oczach. Chciałam odwrócić wzrok, ale jej złote tęczówki hipnotyzowały. Niech szlag trafi to całe wampirze przyciągnie.
– To naprawdę jest niesamowite – odparła w końcu, kręcąc w niedowierzaniu głową. Wjeżdżałyśmy już do miasta. – Zwłaszcza, że…
Przerwała nagle, zagryzając wargę.
– Zwłaszcza, że co? – spytałam niecierpliwie. Esme jednak odezwała się dopiero po tym jak zaparkowała przed dużym sklepem spożywczym. Odpięła pasy i przekręciła się na siedzeniu tak, aby być zwróconą twarzą do mnie.
– Gdy w liście Lin Yao poprosił nas o zaopiekowanie się tobą, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, co powinniśmy zrobić. Nie tylko dlatego, że Carlisle bardzo dobrze wspomina spotkanie z wampirami z Azji. Z jego wiadomości wynikało, że nie ma do kogo innego zwrócić się o pomoc, i mimo, że nas nie zna, ufa nam całkowicie biorąc pod uwagę nasz tryb życia. Poza tym, jak już pewnie się domyśliłaś, byliśmy ciebie niezwykle ciekawi. A raczej tego, co jest w tobie tak niezwykłego, że postanowili cię wychowywać. Zwłaszcza, że nie masz azjatyckiej urody. Twoja historia musi być naprawdę ciekawa.
– Istotnie – mruknęłam, cała czerwona przez jej komentarz o mojej niezwykłości.
– Ale wydaje mi się, że to opowieść na inną okazję. Gotowa?
Kiwnęłam głową, odpinając pasy bezpieczeństwa i wychodząc z samochodu.
Zakupy nie były tak złe jak przypuszczałam. Owszem, mijający mnie ludzie w alejkach nadal sprawiali, że czułam się dość nieswojo, ale przez to, że był to środek tygodnia i godzina, kiedy większość osób znajdowała się w pracy, dało się wytrzymać. Cała wyprawa poszłaby zapewnie szybciej, gdyby którakolwiek z nas orientowała się w towarach wystawionych na regałach. I gdybym nie spierała się z Esme o jakość kupowanych rzeczy. Specjalnie wybierałam tańsze artykuły, ale ona za każdym razem odkładała je na miejsce i wybierała podobny produkt, tylko że droższy, czasem nawet dwukrotnie. W końcu w alejce z płatkami śniadaniowymi dostałam wykład o tym, że pieniądze pełnią w ich życiu najmniejszą rolę. Uprzedziła mnie również z uśmiechem, że powinnam przyzwyczaić się do zakupów, zwłaszcza, że niedługo miałam poznać Alice. Zaczynałam coraz bardziej obawiać się tego spotkania.
Zakupy zajęły nam niewiele ponad godzinę. Potem Esme uparła się, aby zabrać mnie na późny lunch. Nie spierałam się z nią już tak bardzo jak w sklepie, poza tym mój żołądek był przeciwko mnie. Postanowiłam zacisnąć zęby i postarać się przyzwyczaić do tego, że wydają na mnie pieniądze. Wracając do Forks, nie odzywałam się, pozwalając Esme opowiadać o swojej rodzinie. Przez chwilę myślałam, że ustalili to wcześniej pomiędzy sobą: najpierw dowie się czegoś o mnie, a potem zrekompensuje mi ich historią. Szybko jednak doszłam do wniosku, że nie tak to działa. Dostarczyłam jej raptem kilku podstawowych faktów, których na dobrą sprawę mogli się sami domyśleć. Ja natomiast dowiedziałam się jak Carlisle stał się wampirem, potem jak przemienił kolejno Edwarda, ją, Rosalie i Emmeta i jak dołączyli do nich Alice i Jasper. Słuchałam jej uważnie, starając się zapamiętać każdą błahostkę o jej rodzinie: Edward grał na fortepianie, Alice uwielbiała zakupy, Emmet był dużym dzieckiem, a Jasper i Rosalie uważani byli w miasteczku za rodzeństwo. Gdy wspomniała o tym jak miejscowi ich postrzegają, uświadomiłam sobie, że będzie trzeba wymyśleć jakieś wytłumaczenie dla mojej obecności. Zanim jednak zdążyłam o to zapytać, wjechałyśmy na teren przed ich domem. Od razu zauważyłam srebrny samochód zaparkowany przed wejściem. Wciągnęłam głośno powietrze, zwracając na siebie uwagę Esme i zapewne wszystkich wampirów w domu. Świetnie, tego potrzebowałam do szczęścia: jeszcze więcej uwagi. Stłumiłam westchnięcie. Wysiadłam z samochodu powoli, aby uniknąć kompromitującego potknięcia. Esme czekała na mnie przy schodach, tym samym dając znać, że zakupy mają pozostać w bagażniku.
Spokojnie Bello pomyślałam, wchodząc powoli po schodkach. Spotkałaś przecież w swoim życiu już wiele wampirów, z czego dla zdecydowanej większości byłaś ciekawostką kulinarną. Z tymi tutaj będziesz tylko mieszkać.
Esme odwróciła się do mnie po raz ostatni z dodającym otuchy uśmiechem i zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi. Wchodząc za nią, miałam nadzieję, że nie wyglądam jak przerażona owca prowadzona na rzeź.
Zauważyłam ich, gdy tylko weszłam do salonu. Stali we trójkę po przeciwnej stronie pokoju, wpatrując się we mnie ciekawie. Wiedziałam, że powoli moje policzki rumienią się. Nawet moja krew była przeciwko mnie, demonstrując zawzięcie „Jestem tutaj! Płynę!”. Zaczęłam się czuć naprawdę niekomfortowo pod ich badawczym spojrzeniem, gdy w końcu niska szatynka drgnęła i z uśmiechem na ustach podeszła do mnie szybko.
– Hej! Jestem Alice! – powiedziała i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować na jej przywitanie, objęła mnie.
– Cześć – wykrztusiłam, gdy tylko mnie puściła. Cofnęła się o krok i ze zwężonymi oczami obejrzała mnie od stóp do głów. W tym samym czasie i ja się jej przyjrzałam. Miała krótkie, nastroszone włosy co tylko podkreślało jej trójkątną twarzyczkę. Powróciła wzrokiem do mojej twarzy, dzięki czemu mogłam przyjrzeć się jej oczom. Płynne, jasne złoto.
– Będę musiała cię zabrać na zakupy – skwitowała krótko, stając obok mnie. Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało, w duchu modląc się, aby nastąpiło to jak najpóźniej.
– Jestem Jasper. – Natychmiast odwróciłam głowę, czując nieprzyjemne ciepło w szyi. Wysoki, blondyn, który poprzednio stał obok Alice, wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu swoją, nagle czując się w pełni zrelaksowana.
Oho, czyżby tensai?
Już miałam się go o to zapytać, gdy nagle puścił moją dłoń i odwrócił się w drugą stronę. Wyjrzałam zza niego, ciekawa ostatniego wampira.
Nie przyjrzałam mu się z początku uważnie, całą moją uwagę pochłonęła Alice z Jasperem. Edward też był wysoki i szczupły, chociaż nie tak jak Jasper. Na moment skupiłam się na jego rozczochranej, kasztanowej czuprynie, nim spojrzałam w jego oczy. W tym samym momencie poczułam, jak moje serce zwalnia.
Zasada numer sześć: widząc wampira z czarnymi oczami, schowaj się za Shigiem.
Gorzej, że Shiga tutaj nie było.


tensai – w wolnym tłumaczeniu „geniusz”


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mirtel dnia Sob 22:45, 07 Sie 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 17:56, 07 Sie 2010 Powrót do góry

po pierwszym rozdziale zastanawiałam się jak to się dalej potoczy i nadal jestem ciekawa...
jak na razie mamy poznanie rodziny jeszcze nie kompletna,
mam nadzieje że dalsza częśc opowiadania będzie równie dobra jak początek...
więc czekam dalej
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Sob 23:38, 07 Sie 2010 Powrót do góry

Brakuje mi przecinków.
Dzięki tobie połączenie Japonii z Zmierzchem jest dla mnie idealne :) Trudno pisać i połączyć ją z Zmierzchem, zwłaszcza, że są jeszcze wampiry.
I zbytnio nic się nie wyjaśniło Wink

Pozdrawiam.

xxx.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 9:42, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Jak już pisałam Ci na gg, bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Ma niesamowity klimat i nie jest ani trochę nudne, o czym coś mi napomknęłaś w jednej z wiadomości.

Ten rozdział był dość statyczny. Dowiedzieliśmy się trochę o Belli, trochę o Cullenach, zwyczajach, do których były przyzwyczajone oba "fronty" i w ogóle. Ta rozmowa Belli z Esme była bardzo "sympatyczna" w odbiorze. Czytało się to z dużą przyjemnością, a na dodatek poodsłaniałaś nam trochę tajemnic i muszę przyznać, że jeszcze bardziej mnie tym zaciekawiłaś.
Podoba mi się to, że często wtrącasz jakieś drobiazgi z tego poprzedniego życia Belli, tam w Japonii. To jest naprawdę duży plus Twojego opowiadania. Kontrast niesamowity, ale taki, który działa na korzyść.
A końcówka mnie zabiła. Bella poznała kolejnych członków rodziny Cullenów, na dodatek Edward jakoś dziwnie na nią zareagował, no i miał czarne, wygłodniałe oczy. Chcesz mnie wykończyć? Jak ja mam teraz spokojnie czekać na kolejny rozdział. Po takim czymś? Grrr...
Jestem bardzo ciekawa, co się stanie, czy Edward będzie zachowywał się podobnie jak w sadze na początku, czy też jego pragnienie Belli będzie tak duże.
Czekam niecierpliwie na kolejny cudowny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Nie 13:31, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Powiem szczerze, że zajrzałam do tego tematu ze względu na temat opowiadania. Ani to polski ani to angielski. Na początku trochę mnie przeraziło zmiksowanie kultury japońskiej i amerykańskiej dodając do tego deseru wampiry. Bardzo podoba mi się funkcja tekstu, właściwie precyzując wszystko jest jakby nam dozowane. Autorka nie podaje nam historii Belli na talerzu (dlatego też, czytelnik z chęcią powróci do tekstu by dowiedzieć się więcej), dlaczego to Cullenowie ją przygarnęli i co kryje się za klanem wampirów z Azji. Raczej nie odstępujesz od szablonu rodziny Cullenów: miła Esme, bardzo dobry Carlisle i Alice zakupoholiczka. Co kryje się za czarnymi oczami Edwarda? Zostawiłaś nas z pytaniem na ustach. Z chęcią wrócę tutaj po więcej...

Uskrzydlona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:36, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Powtórzę zapewne komentarze moich poprzedniczek, ale to bardzo ciekawe połączenie: Zmierzch i Japonia. Sytuacja jest przedstawiona bardzo naturalnie, a to nie takie proste. Wprowadzasz nas powoli w opowiadanie, jestem ciekawa, co przygotowałaś? I Edwardowe, czarne oczy - zapowiada się ciekawie.

Podoba mi się to, jak piszesz - płynnie, bez sztuczności, nie widzę również błędów.

Życzę weny i czasu:) Będę tu oczywiście zaglądać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:14, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Mirtel nawala konto, więc dziś wyjątkowo ja wstawię rozdział Wink


Wińcie Jareda<3 i Matthew za opóźnienia. Najpierw nie mogłam się skupić na niczym prócz tego, że zobaczę ich na Coke’u, a potem byłam w zbyt wielkim transie po koncertach aby poprawiać całość. Przepraszam. Kolejny rozdział będzie zapewnie dopiero w październiku. Najpierw we wrześniu wyjeżdżam do Włoch, a potem jest piękna data 10.10.10 na którą przypadają moje urodziny. Wiąże się to prawdopodobnie z kolejnym wyjazdem, a więc z kolejnym odcięciem od Internetu. Mam jednak nadzieję, że wena jakoś mnie złapie zaraz po powrocie z południa Wink I tak, wiem, że banner ssie. Mój photoshop umarł, musiałam się ratować okropnym gimpem. Bleh.
Betowała jak zwykle cudowna Susan<3



Rozdział trzeci


Miałam sześć lat, gdy po raz pierwszy spotkałam głodnego wampira.
Nie pamiętam dokładnej daty, było jednak już na tyle ciepło, że mogłam wyjść do ogrodu bez kurtki. Siedziałam wtedy z Izumi wśród wiśni, ucząc się kanji.
- Co ci to przypomina? – spytała po angielsku, pokazując mi kolejną tabliczkę.
- Drabinę* – odpowiedziałam prosto, chwytając zieloną kredkę, by przerysować znak. Pokazałam jej go, gdy skończyłam.
- Bardzo dobrze. – Pokiwała głową, odkładając zamalowaną moimi bazgrołami kartkę na bok. – Pamiętasz może, co to znaczy?
Nie pamiętam, co wówczas odpowiedziałam, ale wiem, że było źle.
- To znaczy oko. Me – poprawiła mnie Izumi, wskazując na swoje.
- Me – powtórzyłam za nią. Uśmiechnęła się do mnie promiennie, odkładając tabliczkę i biorąc następną. Zanim jednak zdążyła mi ją pokazać, spytałam się, czemu mamy różne kolory oczu.
- Ja mam w kolorze drzewa. I tej kredki – stwierdziłam prosto, podnosząc brązową.
- To kolor brązowy, kimi. Chairo no me, brązowe oczy.
- Chairo no me ¬– powtórzyłam posłusznie, tak jak tego oczekiwała.
- Pięknie. – Pogłaskała mnie po włosach, a ja ledwo co zwróciłam uwagę na jej lodowaty dotyk. Już się do tego przyzwyczaiłam.
- Ale ty masz inne oczy. Ładniejsze. Nie mam takiego koloru. – Wskazałam na rozsypane wokół nas kredki. Izumi westchnęła, kładąc tabliczkę na kolanach i pochylając się w moim kierunku, aby nasze twarze były na jednym poziomie.
- Kimi, rozmawiałyśmy już o tym, prawda? Jestem fushi, ty jesteś shiari. Fushi mają złote oczy.
- Lub czerwone. – Wskazałam odpowiednią kredkę. – Jak Thobari-san.
- Jak Thobari-san – westchnęła, ponownie biorąc do rąk tabliczkę i pokazując mi ją. – Co tutaj widzisz?
- Krzywą drabinę. Nie mam już kartek.
- Och, nie może być! – zaśmiała się, wstając szybko. Zadarłam głowę, aby na nią spojrzeć. Zazdrościłam jej, że potrafiła tak szybko wstać. – Zaraz wracam. Przypomnij sobie, co to znaczy.
I już jej nie było. Wpatrywałam się w znaczek, próbując przypomnieć sobie poprzednią zabawę.
Nie pamiętam już co sprawiło, że podniosłam wzrok. Może przypomniałam sobie, że to kanji oznacza mimi, czyli ucho, i chciałam zobaczyć, czy Izumi już wróciła, aby obwieścić jej to z radością. A może po prostu poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Gdy uniosłam głowę, zobaczyłam nieznanego mężczyznę. Stał kilka metrów przede mną, wpatrując się we mnie z niedowierzeniem.
- Dziecko – powiedział po angielsku, podnosząc ze zdziwienia brwi. – Ludzkie dziecko.
Chciałam już powiedzieć mu „cześć”, ale właśnie wtedy napotkałam jego spojrzenie. Doskonale pamiętam to uczucie. Najpierw strach, który przyśpiesza pracę serca i płuc, a zaraz potem nagły spokój, bo przecież jest taki jak Izumi, a ona ciągle powtarzała, że żaden fushi nie mógł mnie skrzywdzić. A po tych dwóch nieskoczenie długich sekundach, pojawiła się fascynacja. Było coś w tych czarnych jak węgiel oczach, że nie mogłam odwrócić wzroku. Teraz wiem, że to naturalny odruch u człowieka. Ludzie zawsze będą najpierw lgnąć do wampira, a dopiero potem uciekać, gdy uświadomią sobie, że jego piękno nie jest naturalne. Tylko że wówczas jest już zazwyczaj za późno na ratunek.
A ja, o dziwo, nigdy nie chciałam uciekać.
Tym razem był podobnie, a jednocześnie zupełnie inaczej. Wiedziałam, że powinnam się wycofać do swojego pokoju, ale nie potrafiłam zmusić swoich nóg do ruchu. Mogłam tam jedynie stać i wpatrywać się jak zahipnotyzowana w czarne oczy Edwarda. Moje serce przyśpieszyło trochę, ale nie z powodu strachu. Wpierw poczułam to w sercu, a po chwili było już w całym moim ciele. Czułam już kiedyś coś podobnego, jednak nigdy tak mocno. Nie potrafiłam nazwać tego uczucia, ale sprawiło, że cały świat przestał istnieć. I pewnie nie istniał by dalej, gdybym nie orzeźwiło mnie ciche warknięcie. Momentalnie przeniosłam wzrok z Edwarda na Jaspera i z powrotem. Żaden z nich się nie poruszył. Nie sądzili, że mogłam je usłyszeć.
- Uhm – wyjąknęłam, zwracając na siebie uwagę. – To ja pójdę poczytać.
Odwróciłam się bokiem do Edwarda i spokojnym krokiem poszłam do swojego pokoju. Przed zamknięciem drzwi pozwoliłam sobie na jeszcze jedno zerknięcie. Esme nie ruszyła się ze swojego miejsca, obserwując mnie uważnie. Alice stanęła bliżej Edwarda, podobnie jak Jasper, który dodatkowo przesunął się tak, aby mnie zasłonić. Posłałam jeszcze Esme lekki uśmiech, który miałam nadzieję, że odczytała jako znak, że nie przejmuję się jej spragnionym mojej krwi synem. Gdy w końcu zatrzasnęłam drzwi, oparłam się o nie plecami, tłumiąc westchnięcie. Dziwne uczucie zniknęło, gdy tylko oderwałam wzrok od oczu Edwarda. Pozostawiło po sobie jedynie niewyraźnie mrowienie w dole brzucha. Przez moment chciałam uchylić drzwi i raz jeszcze na niego zerknąć, aby upewnić się że sobie tego nie wyobraziłam. To nie byłoby mądre z twojej strony, Bello. Zamiast tego odepchnęłam się lekko do drzwi i zsuwając ramiączka ogrodniczek, podeszłam do okna. Odsłoniłam ostrożnie zasłony, uważając, aby ich przypadkiem nie zerwać. Tak jak podejrzewałam wcześniej, miałam widok na las i strumyk, płynący jego skrajem. Nie ruszałam się przez dłuższy moment, próbując przyzwyczaić do tego krajobrazu. Było… za pusto. W Taka wszędzie rosły wiśnie, ukochane drzewa Sayuri. Podczas ouka wydawało mi się, że jestem pomiędzy chmurami o poranku – otaczała mnie biel i róż płatków wiśni. Tam nawet powietrze miało inny zapach, zawsze słodkie, nawet podczas zimy. Tutaj było cierpkie, ciężkie, jak opium. Spojrzałam na niebo pewna, że i słońce będzie inne, ale tutaj nie było słońca. Wciągnęłam głośno powietrze, uświadamiając sobie, że nie byłam już dłużej Taka. Wiedziałam o tym, ale nie czułam tego, aż do teraz. Byłam w Stanach, na drugim końcu świata, zupełnie sama w obcym otoczeniu. Nie było obok mnie nikogo komu ufałam przez całe życie. Byłam zdana tylko na siebie
- Mou daijoubu sa – wyszeptałam do siebie, ocierając ze złością oczy wierzchem dłoni. Wszystko będzie dobrze.
Wyciągnęłam z kieszeni iPoda, krzywiąc się na widok słuchawek. Rozplątałam je ostrożnie jednocześnie zastanawiając się, czy Izumi spakowała mi jakieś zapasowe.
Bagaż.
Zamarłam, uświadamiając sobie, że jeszcze się nie rozpakowałam. Westchnęłam raz jeszcze, wkładając słuchawki do uszu. Włączyłam tylko jedną piosenkę, ustawiając powtarzanie utworu. Sayuri zawsze nuciła ją, gdy spędzałyśmy razem czas. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w pierwsze nuty i zastanawiając się, za co powinnam się zabrać.
Najpierw łóżko, potem łazienka, torba i na końcu plecak.
Podeszłam do łóżka i zaścieliłam je prowizorycznie, wciskając piżamę pod koc. Następnie poszłam do łazienki zrobić porządek z rzeczami, które zostawiłam tam poprzedniego dnia. Ubrania wcisnęłam do wiklinowego kosza w rogu, odnotowując w pamięci, aby zapytać Esme, gdzie mogę je sobie uprać. Chciałam postawić pod prysznicem mój szampon i mydło, ale ze zdziwieniem zauważyłam, że jakieś kosmetyki już tam stoją. Znałam Cullenów niewiele ponad jeden dzień, z czego większość tego czasu przespałam, a już wiedziałam, że będą mi dogadzać na każdym kroku. Nie było to niemiłe, jedynie niezręczne. Nie mogłam im tego wyperswadować, dopiero to byłoby niegrzeczne – zostawało mi jedynie zaciskanie zębów i próba ułatwianie życia również im. Z kosmetyczki wyciągnęłam jedynie szczoteczkę do zębów z rysunkiem Totoro na rączce. Włożyłam ją do zielonego stojaka pod lustrem, a kosmetyczkę schowałam pod zlewem. Odkryłam tam mały zapas mydła w płynie, szamponów i papieru toaletowego. Pokręciłam głowę na ich przewidywalność. Rzuciłam okiem na łazienkę raz jeszcze, by sprawdzić, czy aby na pewno jest w niej porządek. Poprawiłam ręcznik na kaloryferze ściennym i wyszłam z pokoju, zająć się torbą i mniejszym plecakiem. Wypakowałam wszystko na łóżko, nucąc cicho pod nosem. Nie przejmowałam się tym, że słychać mnie było w drugim pokoju.
Położyłam książki zabrane z Taka na regał obok biurka, krzywiąc się na kontrast pomiędzy zniszczonymi okładkami, a drogim drewnem. Potrząsnęłam głową, wracając do łóżka, postanawiając nie roztrząsać tego. Położyłam DSi na szafce nocnej obok ramki bez szybki, a ładowarkę do niego i do iPoda schowałam do jednej z szuflad. Przez chwilę zastanawiałam się, co zrobić z komórką. Nigdy czegoś takiego nie miałam, bo i po co, ale Shig wcisnął mi ją na lotnisku, mamrocząc coś o tym, że musimy mieć ze sobą kontakt. Spojrzałam na wyświetlacz, ale nie miałam żadnych nieodebranych połączeń. Położyłam ją na konsoli, aby w razie czego szybko ją znaleźć. Gdy sprzątnęłam wszystko z łóżka, chwyciłam plecak za ramiona i przyciągnęłam go pod lekkie przesuwane drzwi, które miały prowadzić do garderoby. Uśmiechnęłam się na ten widok, zastanawiając się, czy zrobili to świadomie, czy po prostu pasowało im do wystroju pokoju. Przesuwając je nie wiedziałam czego się spodziewać. W Taka moje ubrania mieściły się w jednej małej komodzie. Wiedziałam, że inni mieli podobne do trzymania swoich strojów. Jedynie Sayuri miała oddzielny ie dla swoich kimon. W pierwszym momencie, gdy przekroczyłam próg pomyślałam, że jestem w innym pokoju. Miałam wrażenie, że to pomieszczenie, było wielkości sypialni. Nigdy nie byłam dobra w ocenianiu odległości, musiałabym więc sprawdzić je krokami. Z pewnością było jednak większe niż moje nedo w Taka. Westchnęłam po raz kolejny, wiedząc, że moje ubrania z pewnością zginą pomiędzy tymi szufladami i wieszakami. Oparłam plecak o jedną z szaf, odpinając go ostrożnie. Odsunęłam najbliższą mi szufladę i wrzuciłam tam bieliznę. Akurat gdy wyciągałam jedną z przeogromnych koszulek Shiga, poczułam zimną dłoń na ramieniu. Wzdrygnęłam się, spoglądając jednocześnie przez ramię. Za mną z przepraszającym uśmiechem stała Alice.
- Pukałam, ale… - zaczęła, gestykulując w stronę drzwi.
- Nic się nie stało. – przerwałam jej szybko. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i po wyłączeniu iPoda, wcisnęłam je do kieszeni. – Nie istnieję dla świata, gdy słucham muzyki. Możesz wchodzić bez pukania, serio.
Kiwnęła głową, spuszczając wzrok na bluzkę, którą trzymałam w dłoni.
- Bella, co to jest? – spytała powoli, wskazując na nią palcem. Rozłożyłam ją na całą szerokość, uśmiechając się na widok wielkiego Domo-kuna.
- Stara koszulka Shiga. Lubię w niej spać. – wytłumaczyłam, wyciągając kilka kolejnych i układając je na jednej z półek.
- Może ci pomóc? – spytała Alice i nie musiałam nawet na nią patrzeć, aby wiedzieć, jak bardzo chce to zrobić. Jej głos ją zdradził.
- Uhm, jasne. – Odsunęłam się od ściany dając dostęp Alice. Uśmiechnęła się do mnie i przystąpiła do dzieła. Usiadłam na kolanach na środku garderoby, uważnie ją obserwując.
- Wiesz, naprawdę musimy się wybrać na zakupy – powiedziała, mierząc krytycznym spojrzeniem moją ukochaną brązową bluzę, też z Domo-kunem. – Masz w ogóle coś w jasnym kolorze? I bez rysunków z anime?
- Kimono – przyznałam, a dziewczyna natychmiast się do mnie odwróciła.
- Zabrałaś ze sobą kimono? – spytała z ekscytacją.
- Jest na dnie. – Wskazałam na plecak, a ona z głośnym piskiem zaczęła wyciągać resztę ubrań. Niemal z namaszczeniem wyciągnęła proste białe pudełko i położyła je na podłodze. Zdjęła pokrywkę i powoli rozłożyła materiał.
- Och, Bello, to jest śliczne. – westchnęła.
- Jest bardzo skromne – wytłumaczyłam, wyciągając dłoń aby pogładzić jedwab. – To komon, można w nim chodzić normalnie po ulicy lub założyć do restauracji. Jest wyszywane w kwiaty wiśni, widzisz? Dostałam je od Sayuri, by przypomniało mi Taka.
- Taka to znaczy dom? – odwróciłam głowę w stronę pokoju. W progu garderoby stał Jasper. Wyglądał na o wiele bardziej rozluźnionego niż kilkanaście minut wcześniej.
- Nie. To skrót od Takamagahara.
Oczywiście oboje nie mieli zielonego pojęcia, o czym mówię. Pokręciłam głową z rozbawieniem
- Nie macie za wielkiej wiedzy o Japonii, co nie? – Odgarnęłam do tyłu włosy, wypuszczając powoli powietrze z płuc. – Takamagahara to miejsce z japońskiej mitologii. Można to przetłumaczyć jako Wysoka Równina Nieba. To miejsce gdzie gromadzi się kami.
- Kami? – Alice przerwała składanie kimona i spojrzała najpierw na mnie, a potem na Jaspera.
- Można to chyba porównać do greckiego Olimpu – przyznałam pokonana, a zrozumienie pojawiło się na ich twarzach. – Ale to naprawdę wielkie uproszczenie. W każdym bądź razie, gdy pierwszy raz usłyszałam tę historię, stwierdziłam, że to miejsce gdzie mieszkam. Nazwa Takamagahara była jednak za długo, więc zaczęłam mówić Taka. I tak się już przyjęło.
- Skoro twoja nazwa się przyjęła, mniemam, że jesteś dla nich bardzo ważna.
Zasada numer dziesięć: pytania nigdy nie są bezcelowe. Ufaj tylko tym, których znasz.
A tutaj nie znałam nikogo.
Przyjrzałam się uważnie Jasperowi, próbując odczytać coś z jego twarzy lub zachowania. Przeważnie byłam w tym dobra. Wiedziałam, że Shig mruga tylko wtedy, gdy próbuje coś przed mną ukryć, a Izumi bawi się swoimi warkoczykami, kiedy myśli o swojej przeszłości. Mei robiła porządki tylko wtedy, gdy martwiła się o kogoś z kazoku. Sayuri zmieniała fryzurę kilka razy w ciągu dnia, gdy oczekiwała gości.
Ale Jasper nie był osobą, którą znałam całe życie.
- Zależy co rozumiesz przez bycie ważnym – odpowiedziałam ostrożnie, wstając z podłogi. Chwyciłam pudełko z kimonem, którego Alice nie zdążyła jeszcze nawet przykryć wieczkiem, odłożyłam je na najwyższą półkę szafki i popchnęłam na sam koniec. Nie odwracając się do nich, dopowiedziałam lekko zmienionym głosem. – Jestem hime, a to znaczy córka władcy. Według prawa obowiązującego w Azji, jestem nietykalna. Ale kodai mogliby podważyć to tylko przez to, że moje serce wciąż bije, mimo, że należę do kazoku. Wiedzą jednak, że gdyby to uczynili, rozpoczęli by wielką wojnę.
Odwróciłam się do nich, czując że moje policzki płoną. Nie było to jednak spowodowane zażenowaniem, ani wstydem. Rumieniłam się również wtedy, kiedy się złościłam, a tak działo się zawsze, gdy ktoś podważał moją przynależność do kazoku.
- I to nie Lin Yao byłby w niej przegranym – dokończyłam twardo, wytrzymując świdrujące spojrzenie Jaspera. Po kilkunastu sekundach poczułam, jak złość opada. O wiele szybciej niż byłam do tego przyzwyczajona; teraz byłam już pewna, że któreś z nich musi być tensai. Znów mi przerwano zanim spytałam o to.
- Pięć – powiedziała Alice zmieszanym głosem. Odwróciłam głowę w jej stronę z wysoko podniesionymi brwiami. – Użyłaś pięciu słów od czasu twojego przyjazdu, których znaczeń nie znam. Powinnam kupić sobie słownik?
Pokręciłam przecząco głową, próbując przypomnieć sobie dokładnie, co powiedziałam. W Japonii nie czepiali się, gdy mieszałam angielski z japońskim, gorzej było, gdy mieszałam ten drugi język z tym pierwszym.
- Kazoku znaczy rodzina, a kodai to starożytni. Nie przypominam sobie, abym powiedziała coś jeszcze.
- Starożytni? – spytał szybko Jasper, nie pozwalając Alice dojść do słowa. – Masz na myśli Volturich?
Drgnęłam na tą nazwę.
- Tak. Są młodsi niż Lin, ale według czasu ludzi zaczęli swoje rządy w czasach starożytnych. Przed nimi byli Rumuni, ale to zapewnie wiecie. A jeszcze wcześniej byli wasureta, ale wasza historia o nich nie pamięta, nieprawdaż?
- Wasureta? – Kiwnęłam głową na kolejne powtórzenie Jaspera. Pewnie chciał zadać kolejne pytanie, ale tym razem Alice go uprzedziła.
- Tak, tak, Jasper. Wiem, że nie lubisz, gdy czegoś nie wiesz, ale Bella dopiero co przyjechała. Nie martw się, nie ucieknie tak szybko. A teraz na pewno coś by zjadła.
Jak na zawołanie mój brzuch zaburczał, powodując, że znów się zarumieniłam. Alice uśmiechnęła się triumfalnie.
– A nie mówiłam? Esme już zaniosła zakupy do kuchni, chodźmy.
Wyciągnęła mnie z garderoby, nie zważając na moje słabe protesty, że mogę zjeść później. W Japonii musiało być koło dziewiątej, czyli czas kiedy jadłam śniadanie. Mój żołądek nie miał jeszcze czasu przestawić się na tutejszą strefę czasową przez co miałam ochotę na płatki śniadaniowe. Wybrałam miodowe i zalałam je mlekiem sojowym, tak jak robiłam to w Taka. Gdy tylko zajęłam miejsce przy wyspie kuchennej, tak jak zrobiłam to rano doszło do mnie, że idąc tutaj nie widziałam Edwarda. Alice, która usiadła na blacie obok kuchenki, musiała zauważyć jakąś zmianę w mojej minie, bo odchrząknęła i powiedziała na pozór luźnym tonem, że jej brat wyjechał.
– Wyjechał? – Łyżka wpadła mi do talerza, rozchlapując mleko na boki. Poczułam, że cienka nić pewność która powstała przez cały dzień, że mimo wszystko nie jestem dla nich ciężarem, przerwała się. – To moja wina. Wyjechał przeze mnie.
– Nie obwiniaj się. – Alice zeskoczyła z blatu. Chwyciła papierowy ręcznik i podeszła do mnie, aby zetrzeć plamy. – Edward od dawna… dusił się. Potrzebował chwili wytchnienia, z dala od nas. Przykro nam jedynie, że stało się to przy tobie. Nie mieliśmy pojęcia, że tak zareaguje.
- Nie on pierwszy i nie ostatni – mruknęłam, wzruszając lekceważąco ramionami i mieszając łyżką w talerzu. Powiedziałam to głównie dlatego, aby zobaczyć jak się zachowa: czy będzie jak Sayuri, która nie pyta, jeśli mówię tylko do siebie, czy jak Mei, która docieka każdego słowa opuszczającego moje usta.
- Nie pierwszy?
Zdecydowanie Mei.
- Nigdy nie ukrywano mnie przed wampirami – odpowiedziałam, kończąc płatki. – Nie było potrzeby, nikt nie mógł mi zagrozić. Wampiry z naszego klanu wiedzą o moim istnieniu, więc zawsze przybywały przygotowane. Kłopoty mogli sprawiać tokarka, którzy przybywali do Taka wiedzieni ciekawością. Torakka to… - zacięłam się. - Uhm, nie pojęcia, jak wy nazywacie podróżujących wampirów.
- Nomadzi. Gdy tak ciebie słucham, mam wrażenie, że pochodzisz z całkiem innego świata. Nie tylko z innej kultury, ale też świata.
- Bo to jest inny świat. – Uśmiechnęłam się do niej. – Taka to magiczne miejsce. Czasem schodziłam między ludzi, kilka razy byłam też w Australii i Nowej Zelandii, które też są pod protektoratem Lina. To były miłe urozmaicenia, ale nigdy nie chciałam zmienić swojego życia. Nie myślałam, że kiedykolwiek będę musiała.
Opuściłam wzrok na pusty talerz, zastanawiając się, co robi teraz Sayuri i Lin, gdzie są Izumi i Shig, z kim został Den.
- Tęsknisz za nimi, prawda? – spytała Alice miękko, chociaż zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Tak – przyznałam się, oplatając talię rękoma. – Nigdy nie zostawałam sama, zawsze ktoś obok mnie był. Dziwnie jest mieć nagle tyle wolności.
- Jeśli poprawi ci to humor, to mogę cię nie odstępować na krok – odpowiedziała, uśmiechając się do mnie promienie. Chwyciła mnie za rękę i ściągnęła z krzesełka, po raz kolejnym mierząc bacznym wzrokiem mój ubiór. – Na zakupy wybierzemy się w piątek, ma wtedy świecić tutaj słońce, ale w Seattle ma być pochmurno. Teraz za to mi dokładnie wytłumaczysz, dlaczego to niby nie chcesz iść do z nami do szkoły.
Jęknęłam w odpowiedzi, ale Alice to nie zniechęciło. Zaprowadziła mnie do salonu, gdzie na jednym z foteli siedział Jasper i oglądał wiadomości. Uśmiechnął się do mnie, gdy tylko wciągnięto mnie do pokoju.
- Przyzwyczaisz się do niej – mrugnął do mnie, gdy tylko usiadłam na kanapie. Alice pokazała mu język i zajęła miejsce obok mnie.
- No już, słucham – popędziła mnie.
- Nigdy nie byłam w normalnej szkole – potarłam dłonią czoło, zastanawiając się jak dokładnie jej to wytłumaczyć. – Nie wiem, jak zachowywać się wśród rówieśników. Dla mnie na porządku dziennym są rozmowy o tym, jak przekonać wampiry z pustyni Gobi, aby nie zabijały żołnierzy na szkoleniach, a nie o zespołach muzycznych. Nawet nie wiem, czego się teraz słucha, to co mam na iPodzie nagrywała mi Mei. Czasem nawet nie znam wykonawcy piosenki, która mi się podoba. Do tego czasem mieszam dwa języki, a jak nie mieszam, to mówię z dziwnym akcentem. I do tego jestem strasznie niezgrabna, potykam się o własne nogi. Jestem pewna, że gdy ludzie będą na mnie patrzeć będzie jeszcze gorzej niż dotychczas.
Alice zamyśliła się na moment, wyglądając za okno. Gdy w końcu odwróciła głowę w moją stronę znów się uśmiechała.
- O te sprawy nie musisz się martwić – zaczęła radosnym głosem, złączając dłonie. – Nie musisz się obawiać innych ludzi. Właściwie nigdy się do nas nie odzywają. Oczywiście, jeśli będziesz chciała spotykać się ze swoimi rówieśnikami, nie będziemy ci tego zabraniać.
- Raczej o tym nie marzę – wtrąciłam. Mimo, że nadal nie widziałam siebie w amerykańskiej szkole, ze zdziwieniem odkryłam, że zaczynam być ciekawa pomysłów Alice.
- Nie się więc czym martwić rówieśnikami. Tym samym problem z językami też odpada. Poza tym jestem pewna, że będą tobą zachwyceni, znaczy się tym, że znasz japoński. Jak już pewnie zauważyłaś, Forks to mała mieścina i nic się tutaj praktycznie nie dzieje. Będziesz atrakcją, ale nie ośmielą się podejść ciebie, jeśli będziemy obok. Możemy też tak zbajerować sekretarkę, że każdą lekcję będziesz miała z jednym z nas. Proszę, Bello! Będzie fajnie, obiecuję!
- Dokładnie to sobie przemyślałaś, no nie? – spytałam z rozbawieniem.
Pokiwała energicznie głową, podskakując na swoim miejscu
- To co, spróbujesz?
Zagryzłam usta, bardziej po to, aby się z nią pozgrywać niż pomyśleć:
- No dobra, niech stracę.


[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
fushi – nieśmiertelny, nieumarły
shiari – śmiertelny, a dosłownie to „śmierć u niego istniejąca”
nedo – sypialnia
shouji – przesuwane ściany
ie – znaczy dom, ale po prostu budynek, nie wiążą się z tym słowem żadne uczucia
mou daijoubu sa – wszystko będzie dobrze.
ouka znaczy kwitnienie wiśni, dzieje się to na wiosnę, chociaż na Okinawie zaczyna się już w lutym
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pią 19:09, 27 Sie 2010 Powrót do góry

świetny rozdział...
z każdym nowym dowiadujemy co nie co o życiu Belli w Japoni i muszę przyznac że to jedyne opowiadanie tak inne ale dzięki temu bardzo ciekawe
ta Alice jest genialna, ale i Japer jest taki inny, przebywa blisko Belli i fajnie, że nie jest wkońcu czarną owca, gdyz go uwielbiam
tylko co z Edim, czy wróci? dlaczego odszedł? czy był jakiś głębszy problem? na ten i inne pytania mam zamiar uzyskac odp w następnych rozdziałach:)
więc już czekam na nie
tym bardziej, że Bella idzie do szkoły, czuję, że będzie się działo...
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Pią 22:18, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Z tym ff mogę nauczyć się poszczególnych słówek :) Bardzo ciekawe.
Myślałam, że Bella jednak nie będzie chodzić do szkoły, ale nie byłoby pewnie akcji. Bo na ileż sposobów można opisywać rozmowy z Esme i nudzenie się w domu.
I domyślam się, że 'obstawa', którą będą tworzyli Cullenowie i tak nie powstrzyma osób - nie powiem jakich, bo może jednak mnie zaskoczysz - które będą chciały się coś o niej dowiedzieć i zagadają do niej. Sama poszłabym do takiej osoby. Byłabym niesamowicie ciekawa.
Pisałam już, że połączenie Japonii i Zmierzchu uważam za cudo, ale i tak się powtórzę. To, co piszesz jest tym 'czymś'. To cudo! Wink
Ostatnio pisałam paro linijkowce, więc trzeba się podreperować.
Edward wróci, jak zwykle. I dużo się dowiedziałam, chociaż akcja 'prawie' stoi w miejscu.
Życzę weny i jest do kitu (że się tak wyrażę), że można następny rozdział spodziewać się dopiero w październiku. Jednak warto.
Pozdrawiam i życzę miłego wyjazdu.

xxx.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sweetcookie
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Paź 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:18, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Szczerze mogę przyznać, że bardzo mi się ten ff podoba. Zdecydowanie jest inny, niż wszystkie dotychczas co czytałam. Mam wrażenie, że czytam jakąś bajkę, bo tak pięknie piszesz. Zachęcił mnie sam tytuł i z ciekawości zaczęłam czytać. Podeszłam do tego trochę sceptycznie, bo większość ff z Cullenami jest podobnych, ale bardzo mile się zaskoczyłam. Życzę Ci weny, czasu i chęci do dalszej pracy. Mam nadzieję, że nie zawiesisz, bo jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu.
Niezbyt konstruktywny ten komentarz, ale szczerze mówiąc nadal jestem w lekkim szoku. Naprawdę podoba mi się pomysł, odniesienia do Japonii... oby tak dalej Smile pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 9:09, 28 Sie 2010 Powrót do góry

Kochana Mirtel Smile

Nie wiem, ile razy będę musiała jeszcze pisać, jak bardzo lubię Twoje opowiadanie i jak niesamowicie podoba mi się sposób, w jaki połączyłaś te dwa światy, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Na szczęście dałaś nam łącznik między nimi - Bellę, dzięki której poznajemy kulturę Japonii, cechy tamtych wampirów, ich obyczaje i zachowania.
Twoja Bella jest podobna do tej kanonicznej, ale bardziej ją lubię, ponieważ wydaje mi się, że ma mocniejszy charakter niż jej pierwowzór. Ma więcej do powiedzenia i zaoferowania. Lubię ją, naprawdę.
Alice i Jasper również są tacy bardziej przyjaźni. Tej wampirzycy raczej nie lubię, ale wydaje mi się, że tutaj moja sympatia do niej będzie dość duża. Jazz też więcej mówi, co zalicza się do plusów.
Wyjazd Edwarda mnie nie zdziwił. Pewnie szybko wróci i jego kontakty z Bellą się polepszą. Pfu, co ja gadam. Myślę, że ich kontakt w ogóle się zacznie. Bo wściekłe spojrzenia i pomruki z jego strony raczej nie można zaliczyć do kontaktów Wink
Bella opowiadała w tym rozdziale ciekawe rzeczy o Japonii, wampirach itd. Cieszę się, bo miło po kawałku odkrywać tajemnice, które nam zaserwowałaś w pierwszym rozdziale.
No i jestem bardzo ciekawa, co to będzie, jak Bella pójdzie do szkoły. Bo Alice chyba udało się ją namówić. To mi się właśnie w Twojej Belli podoba. Nie jest uparta jak osioł i umiała znaleźć jakieś pozytywy w sprawie, która niezbyt się jej podoba.

No, Mirtel, naprawdę fajny rozdział. Czekam niecierpliwie na kolejny :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin