FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Sulfonamidy (CSI Atlanta) [NZ] - Rozdział 12 - 30.07 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 9:06, 11 Lip 2010 Powrót do góry

nowy jak się cieszę:D
nie ma to jak miły początek dnia...
rozdział genialny jak zawsze:D
i jeszcze CSI Atlanta oj wiesz jak nam umilic życie, nie ma co... opowiadanie idealnie połączone z tytulem...
ale ten Edzio to łamacz serc, tylko przespac się i na tym koniec jak on tak może...
ale szkoda mi Belli mam nadzieję, że szybko wyjdzie ze szpitala i następny rozdział będzie spotkaniem Edzia Belli albo tez będzie o Belli:)
nie mogąc już doczekac się następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:13, 11 Lip 2010 Powrót do góry

Cuudooo!!! dużo się dzieje, świetnie się czyta, a bohaterowie - zwłaszcza chłopcy, no bądźmy szczere, są rozbrajający:))

Podoba mi się pomysł osadzenia opowiadania w laboratorium i FBI - jest to potencjał do rozwijania akcji, podobają mi się relacji i powiązania między bohaterami:) A najbardziej podobają mi się dialogi - są naturalne, każdy mówi to, co jest dokładnie do powiedzenia, nie ma nic na siłę:)
Zaskakujesz - to dobrze, bo się nie nudziłam, jest sporo dobrego humoru - to również dobrze, bo czytanie Twojego opowiadania odpręża:)

Moją perełką jest rozmowa telefoniczna Belli i Edwarda:) A co to będzie, gdy go zobaczy... ach...

Czekam na więcej, życząc weny:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Wto 13:13, 13 Lip 2010 Powrót do góry

Nowy rozdział!
Oj, kazał na siebie czekać! Wink
Mmm, lubię czytać to opowiadanie z punktu widzenia Edwarda- odbiega charakterologicznie (i to całkiem znacznie) od swojego książkowego pierwowzoru... Hyhy
Fajnie piszesz dialogi- są naturalne, takie niewymuszone ze szczyptą humoru. Ok!
No to się sprawy skomplikowały...
Jacob i Sam? Mmm, będzie ciekawie, to pewne. Zastanawia mnie, czy sparujesz naszych ulubieńców w tradycyjny sposób (Alice i Jasper?), czy będę jakieś innowacje...
Czekam na ciąg dalszy! Co z Bellą?
Uch, podgrzewasz sytuację! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sleeping_Beauty
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 10:03, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Przepraszam za tempo, ale wiecie... wakacje, przenoszenie się - nareszcie! - na odpowiedni kierunek, praca... wszystko trochę opóźnia działanie:) W każdym razie rozdział jest, betowany po raz kolejny przez coco chanel:) Tradycyjnie zapraszam do zostawienia jakiegokolwiek komentarza, bo przydałoby się wiedzieć, co myślicie:) Nie ukrywam, ze jest to niezła motywacja do bardziej efektywnego pisania:)

Ok, koniec ględzenia. Zapraszam na rozdział:)


EPOV

- Pasażerów odlatujących do Miami lotem numer W36581, prosimy o zgłoszenie się do bramki ósmej. Powtarzam, pasażerów odlatujących do Miami lotem nr W36581, prosimy o zgłoszenie się do bramki numer osiem.
Warknąłem pod nosem, patrząc na zegarek. Dochodziła trzynasta, a samolot miał już godzinę opóźnienia. Patrząc na odległość między Miami, a Atlantą, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, którędy pilot musiał lecieć, żeby zrobić aż takie zaległości. Chyba przez Chile.
- Proszę przejść. –Żołnierz przy bramce, sprawdziwszy moją oznakę FBI, skinął głową. Taaak... bycie w FBI zwalniało również ze stania w tych okropnych kolejkach na lotnisku. Już na ich widok mija mi ochota na lot gdziekolwiek.
- Buisness Class - rzuciłem w stronę kolejnego pracownika.
Nie wiem, jaką logika kierują się budowniczy samolotów, ale Buisness Class nierzadko jest o wiele lepsza od pierwszej klasy, a TO jest już dziwne. Oczywiście, nie biorąc pod uwagę poczęstunku dla obu.... Ja niestety nie mogę pić szampana.
W kieszeni zadzwonił mi telefon. Gdy spojrzałem na wyświetlacz, omal nie wyplułem całego łyka tej marnej podróbki wina, którą miałem w ustach. Tanya.
Co ona może chcieć? Jak, na litość boską, mam sprawić, żeby się odczepiła?
- Słucham – warknąłem do telefonu. – Jeśli chcesz mi znowu pozawracać tyłek na temat naszej pseudo-miłości, proszę, daruj sobie. Mam już tego serdecznie dość.
- Ależ Eddie – zagruchała słodko do słuchawki. – Nie mówiąc już o miłości... Nie żałujesz tych gorących, namiętnych nocy? Tego gorącego seksu, gdy nie mogliśmy oderwać od siebie rąk? Tego...
- Tanya, starczy – przerwałem jej stanowczo. – Między nami już od dawna nic nie ma. Seks nie jest wszystkim, a cała reszta w tobie mnie odrzuca. Tak jak już mówiłem – to koniec.
- Kim ona jest? - warknęła w końcu rozzłoszczona. – No, kim? Poderwałeś sobie pewnie jakąś łatwą panienkę, ty łajdaku! Jak mogłeś mi coś takiego zrobić?! Jak...
Westchnąwszy, rozłączyłem się. Tanya na szczęście miała tyle oleju w głowie, że nie zadzwoniła po raz drugi, gdyż nie wiem, jak bym to zniósł. Przede mną trudna sprawa, w którą wmieszany jest osobiście mój najlepszy kumpel, a siostra mojej partnerki została zaatakowana. Nie potrzebuję do kompletu pełnej pretensji byłej dziewczyny na głowie.
Telefon zadzwonił ponownie. Dzięki Bogu, że spojrzałem na wyświetlacz, zanim roztrzaskałem go o ścianę, bo mógłbym tego żałować. Emmett.
- Witamy państwa na pokładzie...
- Stary, nie mogę teraz rozmawiać – mruknąłem. – Zaraz startujemy. Jak będziemy w powietrzu, zadzwonię do ciebie z telefonu pokładowego.
Rozejrzałem się. W kabinie, oprócz mnie, byli tylko dwaj biznesmeni, siedzący trzy rzędy dalej, i jakaś para, przytulająca się do siebie z tyłu. Szczęście dla mnie. Bóg jeden tylko wie, co takiego ma mi do przekazania Emm.
W każdym razie, zaczynałem mieć dosyć ciągłych nerwów, biegania za podejrzanymi i tak dalej. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam moją pracę, tą adrenalinę związaną z każdą sprawą. To, czego nie znoszę, to polityka. Wiecznie przeciwko CIA, wiecznie przeciwko paru politykom, których mój szef, Bóg wie czemu, nie znosi. Ok, dokładnie wiem, dlaczego nie pała do nich miłością, ale w momencie, gdy nasze interesy są zbieżne – a uwierzcie mi, od czasu do czasu tak się zdarza, dlaczego nie zawrzeć tymczasowego zawieszenia broni? To nie, on musi koniecznie się z nimi kłócić. Kompletnie bez sensu. Jeszcze rozumiem, że do Petersona ma urazę, bo musiał przez niego rozwieść się z żoną, ale cała reszta? Facet przesadza! Wolę nie liczyć, ile milionów dotacji od rządu straciliśmy w ten sposób.
- Wyłączenie komunikatu zapięcia pasów. Życzymy państwu przyjemnego lotu.
- Już jestem – powiedziałem, jak tylko Emmett odebrał telefon. – Mam nadzieję, że to coś ważnego.
- Ooo, szanowny szefunio dzisiaj nie w sosie? – zadrwił. – Stary, nie bądź taki, na pewno jesteś ciekawy szczegółów mojego służbowego spotkania z Rosie.
- Rosie? - zapytałem zdezorientowany.
- Noo, Rosalie – wyjaśnił. – Rosalie Hale – warknął zirytowany.
- Aaaaa, ona – mruknąłem zniechęcony.
Taaak, to, czego mi potrzeba, to przypomnienie o mojej przegranej. Dzięki, Emm.
- Właściwie, to nie jestem zainteresowany – powiedziałem. – Jestem prawie stuprocentowo pewny, że zawlokłeś ją do łóżka i wolałbym nie wiedzieć, co tam robiliście.
- Stary, ale z niej kocica – wykrzyknął rozentuzjazmowany. Jestem pewien, że z całej mojej wypowiedzi, zrozumiał tylko słowo „łóżko” - Ostra i seksowna. A jakie dźwięki wydaje, gdy...
- Emm, powiedziałem, starczy – warknąłem. – Idź się z nią pieprzyć, ciesz się życiem, a szczegóły pozostaw sobie. Coś ważnego masz mi do powiedzenia?
- Eeee... Masz przeprowadzić dochodzenie na miejscu w sprawie kradzieży tego gówna i spróbować wkręcić w to mocniej B.
- B? - zapytałem, ponownie zirytowany. Te jego pseudonimy mnie kiedyś nerwowo wykończą.
- No, Bells, Bellę, Isę, Isabellę – odpowiedział. – Jakim cudem mi i Alice przydzielono tak tępego szefa?
- Spadaj, Emm – odpowiedziałem rozbawiony. – Odezwę się później.
Rozłożywszy się wygodnie, wyciągnąłem akta sprawy. Połowę z nich wprawdzie stanowiło podsumowanie dotychczasowych osiągnięć Uleya, ale i tak co nieco się nazbierało. Lądując w Miami, wiedziałem już, że pomoc Isabelli będzie konieczna. Nawet, gdyby mi dano całe wieki, nie byłbym w stanie zrozumieć tego naukowego bełkotu, który stanowił opis tego całego związku.
Achhh, a odnośnie tych całych kryminalnych seriali... Nie uważacie, że to zabawne, że koleś, który skończył szkołę policyjną i, po jakimś czasie, choćby z powodu dobrych wyników, zostaje przeniesiony w dochodzenie związane z laboratorium, nagle zna wszystkie związki i tym podobne? Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak to jest, że ludzie w to wierzą. Co innego zbieranie dowodów na miejscu zbrodni, a co innego rozumienie ich składu. Cóż za wspaniała telewizyjna fikcja.
- Eddie? - Głos Alice przebił się, zresztą nie po raz pierwszy, przez gwar lotniska, jak tylko wysiadłem z samolotu.
Biedna mała zaraza. Po raz pierwszy w życiu widziałem, że nie była perfekcyjnie zrobiona i przez szybko wykonany makijaż przebijały wory pod oczami. Musiała mieć cholernie ciężką noc.
- Cześć, malutka. – Uśmiechnąłem się, przytulając ją. – Jak się trzymasz?
- Lepiej – odparła, odwzajemniając uścisk. – Gdy już doleciałam na miejsce, najgorsze było za mną. Lekarze mówią, że za jakieś parę dni, góra tydzień, powinna wyjść. Zależy to od tego, kiedy się obudzi, oczywiście. Przetrzymują ją trochę w śpiączce.
- Będzie dobrze – powiedziałem pocieszająco.
- Wiem. – Uśmiechnęła się. – Moim zadaniem jest zawiezienie cię do laboratorium, żebyś mógł zbadać miejsce zbrodni. W sumie mogłam to zrobić sama, ale byłam tak roztrzęsiona, że bałam się, iż coś schrzanię.
- Jasne, mała. – Skinąłem głową.
Jazda samochodem na miejsce, o dziwo, była cicha. Al nie piszczała pod nosem, nie fałszowała z piosenkarką w radiu, nie opowiadała o nowych trendach w modzie i nie starała się mnie zgnębić w stosunku z Tanyą. Jednym słowem – nie doszła do siebie. Po jakiś trzydziestu minutach, zaparkowała pod wieżowcem.
- To tutaj – mruknęła, odpinając pasy i wychodząc.
- Tutaj? No... po prostu wow. Może telewizyjna fikcja nie różni się jednak tak bardzo od prawdy? W środku było tak czysto, że można było jeść z podłogi. Nie wspominając już o tym, że cała podłoga była wyłożona marmurem, a w recepcji z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. To na pewno nie hotel...?
- My takich warunków nie mamy – mruknąłem zniechęcony.
- Nie pieprz głupot, Cullen. W porównaniu z twoim biurem, biuro Belli to klitka. I nawet nie ma łazienki!
Kochana Alice, zawsze wie, jak poprawić mi humor. Brrrrr, biuro bez łazienki? Wolę nie myśleć, co się tam robi... U nas wejście do publicznej łazienki jest prawie równoznaczne z przyłapaniem kogoś na seksie. Nie pytajcie – też uważam to za bezsensowne, przecież prywatne są bardziej luksusowe i mniej dostępne dla ogółu, ale cóż…? Trzeba przyjąć rzeczywistość taką, jaka jest.
- Witaj, Angelo. – Mała zwróciła się do wysokiej, ciemnoskórej kobiety przede mną. – Edward, to jest Angela Weber, pracuje z Bellą. Angie, to jest Edward Cullen, prowadzi dochodzenie.
Skinąłem uprzejmie głową, podając jej rękę.
- Cullen? Ten od telefonu? – Kobieta uśmiechnęła się.
Wzrok Alice wypalił dziurę w moich plecach, a ja zmieniłem się w ektoplazmę i podpełzłem w stronę wyjścia. Okej, ta druga część to tylko marzenia. Chyba będę musiał co nieco jej wyjaśnić.
- Ten sam – odpowiedziałem. Ściskając rękę, nie wyczułem obrączki. - Panno Weber, możemy zacząć? Czy może mi pani opowiedzieć, co dokładnie zdarzyło się wtedy w laboratorium?
- W końcu przesłano nam próbki sulfonamidy i Scarlett kazała nam je zbadać. To nasza szefowa – dodała, widząc moje spojrzenie. – Scarlett Wilkinson. Urzęduje w biurze na drugim piętrze, nie sposób nie trafić.
Uśmiechnąłem się w duchu – Bóg wie, ile razy musiała powtarzać tą krótką instrukcję.
- Siedziałyśmy w laboratorium parę godzin, starając się coś z nich wydobyć, zresztą bezskutecznie. Ten związek jest niesamowicie groźny, nie reagował na większość naszych odczynników, był niesamowicie odporny na zniszczenie! Starałyśmy się nawet użyć odczynnika...
- Panno Weber – przerwałem. – Przejdźmy do rzeczy. O sulfonamidzie porozmawiamy później. Siedziały panie w laboratorium parę godzin i...?
- Ach, tak, przepraszam. Zagalopowałam się, ale to po prostu coś niesamowitego, podczas całego swojego życia naukowiec może czuć się wyróżniony, jeśli trafi choć raz na tak niesamowity związek! A przed nami jeszcze praktycznie cała kariera i już coś takiego za sobą, czyż to nie jest ekscytujące?
- Panno Weber – powiedziałem ostrzegawczo.
Widocznie mamy inną definicję słowa „ekscytujące”. Dla mnie jak na razie to nudne.
- Ach, tak, przepraszam. W sumie zbyt dużo nie mam do powiedzenia. Po paru godzinach wyszłam po kawę dla nas obu – widzi pan, jest taka niepisana zasada, że chociaż jedna osoba musi pozostać w laboratorium – potem porozmawiałam z tym jej pseudoadoratorem, Mikem Newtonem, a jak wróciłam, Bella leżała nieprzytomna na podłodze, a próbki zniknęły. To wszystko.
- Czy panna Swan miała jakichś wrogów? – zapytałem.
- Nieee, nie sądzę – odpowiedziała bez wahania. – Myślę, że gdyby miała, wiedziałabym o tym.
- Dziękuję pani, panno Weber. Czy mogłaby pani nas teraz zaprowadzić do laboratorium?
Chwilę później byliśmy już w pomieszczeniu, a za kobietą zamknęły się drzwi. Rozejrzałem się uważnie dookoła. Wszędzie było pełno specjalistycznego sprzętu z takiego rodzaju, co instrukcji do niego trzeba się uczyć przez pół roku, pod ścianą stało dygestorium – cokolwiek to jest – z wentylatorem. Poza tym trzy mikroskopy, parę butli z substancjami chemicznymi i tysiące probówek. Nigdy nie chciałbym tu pracować.
- Dlaczego zapytałeś Angelę o wrogów Belli? - przerwała moje rozmyślania Alice. – Przecież włamania dokonano w celu kradzieży sulfonamidy.
- Nie wiesz tego na pewno, Alice – odpowiedziałem. – Mogło również być tak, że ktoś chciał zrobić twojej siostrze krzywdę, zobaczył, jak Weber wychodzi, uderzył Bellę i ukradł związek, nad którym pracowała, aby zatuszować motyw. Mógł nic nie wiedzieć o prawdziwym charakterze substancji.
- Mało prawdopodobne, ale możliwe – przyznała Alice. – Minusem tej wersji jest to, że Bella nie miała wrogów.
- Angela Weber nie wiedziała o żadnym wrogu – skorygowałem. – A to spora różnica. Dobra, zabierajmy się do pracy.
Przez chwilę obserwowałem pomieszczenie. Przy wejściu znajdował się schowek, o który potknąłem się zarówno ja, jak i Alice. Duża szansa jest zatem, że złodziej również to zrobił. Żeby odzyskać równowagę, musiał chwycić się ściany...
- Alice, podaj mi biel cynkową i folię – powiedziałem.
- Masz odciski? - zapytała spokojnie, podając mi produkty.
Chwilę pracowałem przy ścianie. Cóż, zacznijmy od Uleya, a nuż się uda. Wysoki, sporych gabarytów, musiałby uchwycić się naprawdę mocno... Odpowiednia wysokość i... voila!
- Mam. I raczej nie są Isabelli – powiedziałem, zadowolony z siebie.
- Edward – zaczęła z namysłem Al. – Widziałeś, jak tu weszliśmy, prawda? Angie musiała przejechać kartą. Skoro złodziej tu wszedł, musiał mieć taką również. Idę do tej całej Scarlett, powinna mieć wykaz.
- Weź od razu nagrania – dodałem. – Tu jest jedna kamera – powiedziałem, wskazując w górę.
Mała uśmiechnęła się radośnie i zniknęła za drzwiami, a ja myślałem dalej. Załóżmy, że był to Uley... Straszną głupotą byłoby z jego strony na samotną akcję, nie wziął obstawy? Ktoś powinien stać na czatach, żeby w razie problemów ostrzec szefa, bądź też załatwić Weber. Analogicznie myśląc, też zawadził o schodek... Sprawdziłem drugą ścianę i zamarłem. Były odciski palców. Ale jakie! Odciśnięte wyraźnie, perfekcyjnie, najpierw same palce, potem cała dłoń, znowu kciuk i palec wskazujący... A przy samej krawędzi ściany mała kropla krwi. Jakby komuś wyraźnie zależało na tym, żeby być wykrytym, jakby ktoś chciał nam pomóc, jakby…
Jakby był zmuszony.
Jacob Black.
Jeżeli moje przypuszczenia są trafne i on tu był, to wyraźnie robił, co tylko mógł, żeby pomóc policji. Co znowu pokrywa się z wersją, którą opowiedziało rodzeństwo Hale. Te ślady, mimo, że są na miejscu zbrodni, mogą być całkiem niezłym dowodem na, choćby częściowe, uniewinnienie Blacka.
Mimo wszystko, poczułem mały podziw w stosunku do gościa. Może i był zmuszony na robienie rzeczy, których nie chciał robić, ale miał łeb na karku. No i szczęście, że tą sprawę prowadzę ja, a nie, na przykład CIA, bo ci bez namysłu krzyknęliby: „Im więcej śladów, tym bardziej podejrzany”, i wsadziliby go za kratki. Co za głąby.
- Masz coś? - zaświergotała Alice, otwierając drzwi.
- Oho, mała wariatka chyba zalicza swój wielki powrót.
- Taaaa... Moim zdaniem, Blacka – odparłem, biorąc do ręki luminal. – Prześlemy próbki do Atlanty i wtedy się okaże.
- Dlaczego nie zrobić ich tutaj? – Al. Wzruszyła ramionami. – Też mają laboratorium.
- Ale nie znają przepisów – odparłem. – Próby muszą być ściśle określone przez protokół. Jeżeli jest szansa, że mamy coś na Uleya, nie spieprzmy tego. A ty co masz?
- W czasie napadu na Bellę do laboratorium wszedł ktoś, podający się za, niejakiego, doktora Bannera. Scarlett mówi, że nikt o takim nazwisku nie pracuje w laboratorium, a karta o takim numerze nie istnieje.
- Podróbka, znaczy się. Cóż, to też jakiś trop. A co z taśmami?
- Scarlett zbierze je i prześle nam jak najszybciej – odparła. – Myślę, że powinniśmy ją przesłuchać. Skończyłeś tutaj?
Pokiwałem przecząco głową i rozejrzałem się jeszcze raz. Tym razem oględziny ukazały długie, brązowe włosy – prawdopodobnie Isabelli, parę kolejnych odcisków – strzelam, że Blacka i jedna kropla krwi. Poza tym ktoś wylał jakiś żrący kwas na podłogę i reszta dowodów po prostu znikła.
Mimo to, nie mogłem zrozumieć jednego. Co też skłoniło Uleya do takiej lekkomyślności? Gang mu prawie rozbiliśmy, ale to było jakiś czas temu i, zresztą, nie pierwszy raz. Co przegapiliśmy? Co jest takiego, że ten robi rzeczy, których praktycznie nigdy by nie zrobił, ryzykuje, mimo że dotąd był znany z daleko posuniętej ostrożności...?
- Edward – powiedziała Alice, zamykając telefon.
Nawet nie zauważyłem, jak z kimś rozmawia.
- Musimy jechać, Scarlett przesłuchasz później – powiedziała i dodała, widząc moje zdziwione spojrzenie. – Bella się obudziła.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:49, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Zupełnie, jak poprzednio - rozdział ciekawy, wciągający. Pisałam już, że podoba mi się Twój Edward? Inteligentny, czarujący, ciut niegrzeczny:)
Rozumiem, że w kolejnym rozdziale spotkanie z Bellą? Juz nie mogę się doczekać:)

WENY!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Elena Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Lip 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:43, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Super :hurra: fajnie domyśny Eddi w rozmowie Emmem i w laboratorium. :roll: Ciesze się, że Bella się obudziła :-D
CZekam na więcej i Weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 13:22, 10 Sie 2010 Powrót do góry

kolejny rozdział i miła niespodzianka na końcu:)
cieszę się, że Bells się obudziła, ciekawi mnie już co z tego wyniknie...
jaka będzie jej reakcja na widok Eda
ale znów ta Tanya, pewnie jeszcze nie raz da znac o sobie, niestety.
rozdział fajny pokazanie pracy ich jak w filmie wszystko...
szybki Emmet jest, nie ma co dla niego...
do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 13:36, 10 Sie 2010 Powrót do góry

wypowiadałam się już na chomiku, l jak zrobię to tu, to też nie szkodzi :)
Opowieść, Bardzo ciekawa, sensacyjna co dla mnie także jest plusem :) Ciekawa kreacja Jacoba Blacka.
Cóż, ja mogę powiedzieć, trzyma w napięciu i z każdym koleiny rozdziałem zachwyca mnie coraz bardziej. No i Bella, i jej słowa : jak się oszukiwać, to po co sobie od razu umniejszać. Taka postawa bardzo mi się podoba :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Śro 19:17, 11 Sie 2010 Powrót do góry

Tęskniłam!
Nieładnie tak zostawiać nas, marnych czytelników na pożarcie bezwzględnej ciekawości. Very Happy
Uwielbiam punkt widzenia Edwarda- chciałabym zobaczyć, jak zamienia się w ektoplazmę i pełznie... Pomarzyć można... Cool
Rozdział wciągający, intrygujący i pozostawiający miły niedosyt. Co będzie dalej? Co powie Bella? Co wydarzyło się w laboratorium? Czekam na więcej! Szczególnie- na pierwsze spotkanie Belli i Edwarda!
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sleeping_Beauty
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 11:58, 26 Sie 2010 Powrót do góry

Zgodnie z obietnicą, kolejny rozdział. Mam nadzieję, ze się Wam się spodoba:) Liczę na Wasze komentarze, nie ukrywam, że motywują one do pisania:)


R6.
Beep, beep, beep…
Bóg jeden wie, jak bardzo nienawidzę szpitali. Esme – moja matka – ciężko chorowała gdy byłem mały, więc spędziłem większość dzieciństwa w tych błękitnych, sterylnych pomieszczeniach. W dodatku mój rodzony ojciec nie interesował się nami zbytnio, w związku z czym mama musiała dawać sobie radę w wieloosobowych salach. Jeżeli nienawidzę czegoś bardziej niż samych szpitali, to właśnie wieloosobowych sal.
- Już zaraz – powiedziała do mnie Alice, uśmiechając się. – Nie masz nic przeciwko, jeśli weszłabym pierwsza?
Pokręciłem przecząco głową i mała wariatka wkrótce zniknęła, a ja – wiem, trochę to bezczelne, ale natura agenta FBI nie znika z dnia na dzień – postanowiłem poobserwować je sobie trochę przez szybę.
Co za szczęście, że byłem sam i miałem chwilę, żeby ochłonąć.
Bella była… no cóż... Bella była… Ech, co tu dużo mówić, była z niej niesamowita laska. Nie z rodzaju tych typu Tanyi, co kuszą mężczyzn wypychając im swój biust prawie pod sam nos, ale z tych, co nawet ubrane i zapięte pod samą szyję, powodują, że penis twardnieje. Nawet po przebyciu trudnej operacji i w szpitalnym stroju zapierała dech w piersiach. Miała wielkie, brązowe, sarnie oczy i bladą cerą, przez którą prawie przebijały kości policzkowe. Głodzą tu ją, czy co? Nie widzą, że należy jej się porządny posiłek i odpoczynek? Przecież ona ledwo żyje! Miałem ochotę wywlec Alice za ramię, aby dać Isabelli chwilę świętego spokoju. Prawdę mówiąc, zaskoczyły mnie moje uczucia względem niej, takie … ochronne. Nie jestem jej pieprzonym mężem, żeby ją chronić! Och, nieważne. Zachowuję się jak baba. W każdym razie, nie zależnie od tego, jak okropnie to zabrzmi, muszę, po prostu MUSZĘ ją przelecieć. Przynajmniej raz. Chociaż, między nami mówiąc, nie miałabym nic przeciwko, żeby było tego kilka razy więcej, albo nawet kilkanaście... Mam przeczucie, że seks będzie nieziemski.
- Edward, wejdziesz? - Przerwał mi głos Alice, patrzącej na mnie niepewnie. – Wiem, że musi opowiedzieć, co się stało, ale nie męcz jej zbyt bardzo, dobrze? Powinna odpoczywać.
Dzięki za radę. W życiu bym sam na to nie wpadł.
- Jasne. – Uśmiechnąłem się do niej, przekraczając próg pokoju. – Cześć, jestem Edward Cullen.
- Wiem – odparła Bella, uśmiechając się nieśmiało. – Miło, że przyszedłeś. Alice mówiła, że muszę złożyć zeznania.
Ach, ach... Ten głos jest jeszcze piękniejszy w Realu, niż przez telefon.
- Tak, o ile, oczywiście, jesteś w formie – powiedziałem, siadając na krawędzi łóżka. – Nie powinnaś się chyba teraz przemęczać, więc, jeżeli chcesz przełożyć to na później, nie ma sprawy.
Sądząc po tym, z jakim trudem utrzymujesz pozycję siedzącą, zdecydowanie doradzałbym odłożenie wszystkiego na później.
- Nie, nie, czuję się dobrze – odpowiedziała szybko.
-Naprawdę – dodała obronnym tonem, widząc moją uniesioną brew. – Ja zawsze jestem taka blada.
- Posłuchaj, pozwól, ze wyjaśnię ci, jak to działa – powiedziałem uspokajająco, wiedząc, że to ją jeszcze bardziej wkurzy. Nie mogłem nic poradzić na to, że podobał mi się widok jej rumieńców. – Wszystkie informacje uzyskane w śledztwie, przechodzą w ręce zarówno obrony, jak i oskarżenia. Jeżeli obrona wykryje, że byłaś skołowana pod względem psychicznym składając zeznania, z łatwością będzie mogła je obalić.
- Cóż za szczęście, że nie jestem skołowana – warknęła. – Chcesz usłyszeć, co mam do powiedzenia, czy nie?
Ooo, kotka pokazała pazurki. Kochanie, będziesz musiała się szybko nauczyć, że dominującą osobą w naszym przyszłym związku będę ja.
- Dobrze wiesz, że chcę – odparłem, uśmiechając się.
Spojrzała na mnie z podejrzliwością. No, bez przesady, co ja jestem, tajny agent, żeby każde moje słowo miało drugie dno? Czekaj, czekaj...
- A więc – zaczęła, prostując się na łóżku. Musiałem powstrzymać się, żeby nie poprawić jej poduszek. Rany boskie, co się ze mną dzieje? - Angela wyszła po kawę, a ja zostałam w laboratorium. Sama – dodała z naciskiem, starając się mnie zdenerwować.
Punkt dla Isabelli.
- W pewnym momencie weszło dwoje mężczyzn w kitlach. Zachowywali się zupełnie jak pracownicy, ale Scarlett, moja szefowa, zawsze nas uprzedza przed zatrudnieniem kogoś pracującego w naszym sektorze. Uwielbia robić zebrania. –Skrzywiła się. - W każdym razie, o niczym takim nie uprzedziła, więc, na wszelki wypadek, postanowiłam sprawdzić identyfikatory – wiesz, na wypadek, gdyby to byli przebrani dziennikarze. Te hieny mają naprawdę niesamowite pomysły. W każdym razie, były na nich nazwiska Kamis i Banner i wszystko byłoby wspaniale, ale nie udało im się podrobić podpisu szefowej.
Jak na Uleya, strasznie spartaczył sprawę. Może to jednak nie on stoi za tym wszystkim...? Szczerze powiedziawszy, ten scenariusz nie przypadł mi do gustu. Chciałbym w końcu przyskrzynić ptaszka.
- Zagroziłam, że wezwę ochronę, a jeden z mężczyzn powiedział, że na moim miejscu nie próbowałby tego robić. Jak zaczęłam krzyczeć, poczułam uderzenie w głowę i oto jestem – zakończyła drwiąco.
Och, co ja mógłbym zrobić z twoim pyskatym języczkiem...
- A jak wyglądali napastnicy? - zapytałem, usiłując ignorować fakt, że brzeg jej koszuli trochę się odchylił, dając mi lepszy widok na krągłości. Do diabła, Cullen, jesteś profesjonalistą!
- Nie pamiętam. – Wzruszyła bezradnie ramionami, patrząc na mnie przepraszająco. – Obaj wyglądali jak Indianie, ciemni, napakowani i opaleni. Żadnych znaków szczególnych nie zauważyłam...
Szczerze powiedziawszy, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. To całe zajście musiało zająć sekundy, biorąc pod uwagę to, że według wyliczeń Alice, Angeli nie było w laboratorium zaledwie dziesięć minut. Dodając fakt, że Bella została bardzo mocno uderzona w głowę i dopiero co się obudziła, w dodatku będąc w dość kiepskim stanie... Nowina nie jest zaskakująca.
- Ale jakbyś miał zdjęcia jakichś podejrzanych, mogę wyeliminować część osób – dodała niepewnie.
Kiwnąłem głową, dziękując jej niemo. Tak, to mogło się przydać...
- Emmett – powiedziałem do telefonu. – Prześlij mi zdjęcia Uleya, Blacka i paru innych z jego bandy. Robię rozpoznanie.
Chwilę później komórka wyświetliła nieodebraną wiadomość. Tak jak myślałem, Bella wskazała natychmiast Uleya i Blacka. Nie rozumiem... Czy Uley nie jest już szefem? Niemożliwe, żeby zdjęli go ze stanowiska i obsadzili jakimś żółtodziobem! Zresztą, zamiana głównego mafiozo, zachodzi tylko w jeden sposób i, zazwyczaj, ma coś z tym wspólnego broń, trucizna lub kawał dobrego, mocnego sznura. A ten ciągle żyje! Więc, podsumowując, Uley nagle stracił głowę na karku i działa impulsywnie, nie podejmując niezbędnych środków ostrożności? Na litość boską, dlaczego do laboratorium poszedł osobiście i, co najważniejsze, po jaką cholerę jest mu potrzebna sulfonamida?
- Edward...? - zapytała cicho Bella. – Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jaką? - zapytałem podejrzliwie.
- Bo właściwie to ja czuję się już całkiem świetnie, naprawdę – skłamała nieudolnie, wykręcając palce u rąk.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Biedna, mała i na dodatek naiwna.
- Taaak? - zapytałem z udawaną obojętnością.
- I zastanawiałam się... No wiesz... Bo Alice nie mogę o to poprosić, gdyż ma jakieś dziwne podejście do mojego zdrowia – stwierdziła impulsywnie. - Nie mógłbyś załatwić mi wypisu ze szpitala?
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Przeżyła napaść, ledwo była w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej podczas dwudziestominutowej rozmowy, cztery razy, niby niechcący, podtrzymywała głowę i chce się wypisać? Co jest z tą kobietą nie tak?
- Chyba żartujesz? - zapytałem z niedowierzaniem. – Wiesz, gdyby zależało to ode mnie, raczej oscylowałbym bardziej w stronę przywiązania cię na najbliższe parę tygodni do łóżka, niż wypuszczenie cię ze szpitala! Ledwo mówisz, jesteś zmęczona, oczy ci się błyszczą do tego stopnia, że podczas naszej rozmowy dwa razy chciałem wołać lekarza, żeby sprawdził, czy z tobą wszystko w porządku, a ty chcesz się wypisać? Jeżeli to zrobisz, namówię Alice – a jestem pewien, że nie zajmie mi to zbyt dużo czasu – żeby uznano cię za osobę w tym stanie niepoczytalną i wszelkie decyzje medyczne będą podejmowane przez twoją siostrę! Czy wyraziłem się jasno?
Isabelli zdecydowanie nie przypadła do gustu moja wypowiedź. Zacisnęła zęby i zarumieniła się, a gdyby jej oczy mogły ciskać pioruny, nie zostałaby ze mnie nawet kupka popiołu.
- Co cię obchodzi jak się czuję, co? Zachowujesz się gorzej od mojego ojca! Nie możesz po prostu zrobić to, o co cię proszę?
- Bardzo chętnie spełniłbym parę twoich próśb, Isabello, ale wszystkie byłyby innego rodzaju. A robię to, co robię, bo uważam, że o taką kobietę i to w takim stanie, trzeba dbać. Szczególnie, jeśli sama nie robi tego zbyt dobrze. – Podniosłem rękę, żeby zapobiec potokowi słów. – Poza tym, mam w stosunku do ciebie pewne plany, a raczej nie będzie możliwe ich zrealizowanie, gdy będziesz ledwo żywa i umierająca. No i na koniec, jeśli zrobiłbym to, o co tak miło prosisz – naprawdę uważasz, że Alice puściłaby mi coś takiego płazem?
Wiedziałem, że ostatni argument do niej trafił, ale usilnie starała się ukryć ten fakt.
Boże, ta kobieta musi być moja.
- Twoje groźby nie robią na mnie żadnego wrażenia. – Starała się zabrzmieć dumnie. – Jeszcze dzisiaj wypiszę się ze szpitala i ani ty, ani Alice, nie będziecie mogli nic zrobić w tej kwestii!
Rada na przyszłość dla Isabelli: nigdy więcej nie próbuj blefować w pobliżu tracącego cierpliwość agenta FBI. A zwłaszcza, gdy ma on na nazwisko Cullen.
- Dość – powiedziałem ostro, wyciągając telefon. – Zaraz zobaczymy. Alice? Tak, przyjdź. Nie, mamy coś do załatwienia.
Z satysfakcją obserwowałem, jak oczy Belli rozszerzają się z obawy. Tak, kochanie, nie staraj się mnie oszukać, szczególnie, gdy możesz więcej stracić niż zyskać.
- Edward, nie mów jej – powiedziała błagalnie, patrząc na mnie prosząco. – Zostanę w szpitalu, obiecuję, tylko nic nie mów Alice, dobrze? Proszę...
Cóż... porzuciła dumny ton. I chyba brzmię jak baba, ale jest taka zmizerniała, że nie mam siły jej odmówić.
- Zobaczymy – odpowiedziałem, wiedząc już o mojej porażce. – Zastanowię się.
- Proszę...
- Niech Ci będzie – odparłem, słysząc głos Alice dobiegający z końca korytarza. - Ale wisisz mi obiad.
I seks wieczorem, dodałem w myślach.
- Zgoda – odpowiedziała szybko, sekundę przed wejściem małej do pomieszczenia.
- Coś się stało? - zawołała zaniepokojona Brandon. – Bella, masz zaczerwienione policzki i błyszczące oczy! Źle się czujesz? Zawołać pielęgniarkę? Powinnaś dużo wypoczywać, ja...
- Alice – przerwałem jej. - Z tego co wiem, Isabella czuje się całkiem w porządku, dzwoniłem do ciebie z całkiem innego powodu. Rozpoznała na zdjęciach Blacka i Uleya, myślę, że powinniśmy sprawdzić nagrania kamer i, przy okazji, pokazać je Scarlett. Może wie coś, co może się przydać.
Bella odetchnęła z ulgą, a ja z trudem powstrzymałem się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak łatwej do rozszyfrowania osoby.
- Ach, dobrze – odpowiedziała Alice, patrząc na nią podejrzliwie. – Jedziemy teraz?
- Oczywiście, takie sprawy lepiej załatwiać od razu – odpowiedziałem spokojnie. – Do zobaczenia, Isabello.
- Do widzenia, Edward. Pa, Al – powiedziała, uśmiechając się lekko.
Brandon wytrzymała w milczeniu, dopóki nie znaleźliśmy się w samochodzie.
- O co chodzi z Bellą?
- Chciała mnie namówić, żebym załatwił jej wcześniejsze zwolnienie ze szpitala – odparłem. – Odmówiłem. Najwyraźniej bała się, że ci przekażę, nie mam pojęcia dlaczego.
Alice prychnęła. Najwyraźniej stosunek jej siostry do szpitali był bardzo podobny do mojego. Coś nas łączy – francuskie filmy i zgaga, hę?
- Jak myślisz, uda nam się przyskrzynić Uleya? - zapytała rozmarzonym tonem.
- Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Na razie wydaje się to całkiem proste, ale, znając tego cholernego spryciarza, boję się, że bawi się z nami w kotka i myszkę.
Chwilę później - całe szczęście, że szpital był niedaleko laboratorium – siedzieliśmy już w gabinecie Scarlett.
- Tak, tego kojarzę – powiedziała, obejrzawszy dokładnie zdjęcie Blacka. – Miesiąc temu starał się u nas o pracę, niejaki, moment... Embry Fortescue, coś takiego. Dziwne nazwisko, kojarzy się z Richelieu. W każdym razie, nie przyjęłam go, bo wydawał mi się nieszczery. Nieszczery i nachalny. A biorąc pod uwagę to, że, wbrew temu co uważają, panna Swan i panna Weber, czasami pracujemy przy naprawdę niebezpiecznych związkach, zatrudnienie nieodpowiedniego pracownika może okazać się katastrofalne.
-Rozumiem, ze złożył CV? - zapytała Alice.
- Tak, moment. Oto one. Taaak, Fortescue.
- Zameldowany na Baker Street 27 – mruknąłem, odwracając się i dzwoniąc do Emma – Hej, stary, sprawdź mi Baker Street 27 w Miami. Co? Dobra, czekam na telefon.
Gdy się już odwróciłem, Alice skończyła maglować Scarlett o Blacka i zaczęła przeglądać nagrania z taśm. Po pół godzinie udało nam się wyodrębnić nagrania kamer stojących w laboratorium i przed wejściem do niego. Jednym z mężczyzn, których rysopis przypominał ten, który podała Bella, był zdecydowanie Uley. Wszystko wskazuje na to, ze drugim był Black. Udało im się wyłączyć kamerę przed wejściem, ale zapomnieli o tej w środku. Szczerze powiedziawszy, sam prawie ją przeoczyłem, bo była tak zastawiona gratami, butlami ze związkami i podobnymi pierdołami. Jak stwierdziła skruszona Scarlett, laboratorium ma ograniczony metraż i nieograniczone potrzeby, a jeszcze nigdy dotąd nie próbował się tam ktoś włamać.
- Moment – stwierdziłem w pewnej chwili, stopując nagranie. – Panna Swan wspomniała, że bała się, żi mogą to być dziennikarze. Czy laboratorium miało wcześniej jakieś problemy z prasą?
- Niestety tak – stwierdziła Wilkinson niechętnie. Najwyraźniej był to drażliwy temat. – Parę miesięcy temu obaliliśmy sprawozdanie z pewnych doświadczeń laboratoriom z Nowego Jorku. Tamci oskarżyli nas o zafałszowanie wyników i wytoczyli nam sprawę. Całe zamieszanie wydało się być ciekawe dla dziennikarzy, którzy uważali, że jest to jakaś mityczna walka naukowców, czy coś takiego. Przeżyliśmy istny napływ zgłoszeń do pracy, koczowania przed laboratorium i próśb o wywiady. Wszyscy mieliśmy już tego dosyć, a mimo tego, że sprawa teoretycznie ucichła, i tak jesteśmy trochę uprzedzeni do wszelkich nowych osób. Groziliśmy im nawet policją, więc nic dziwnego, że panna Swan odnosiła się do tych pseudopracowników podejrzliwie.
Kiwnąłem ze zrozumieniem głową, wiedząc dobrze, że prasa potrafi zrobić sensację z niczego. Zdarzało się czasem, że w ten sposób zepsuła nam prawie wygrany proces. Istna zmora XXI wieku. Wróciliśmy do oglądania taśmy, ale nic nowego nie zobaczyliśmy. No, oprócz tego, że tym, kto walnął Isabellę w tył głowy, był Black, więc nawet mimo tego „pomagania”, FBI nie uda się nam zupełnie oczyścić go z zarzutów, a na razie nie mieliśmy bezpośredniego dowodu, ze był zmuszany. Tylko hipotezy.
Może następny dzień przyniesie więcej rozwiązań.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:25, 26 Sie 2010 Powrót do góry

Zawsze czytam kolejny rozdział Twojego opowiadania z uśmiechem na ustach. Rozbraja mnie Edward, chętnie pozwoliłabym mu na spełnienie kilku moich próśbWink

Zaskakujące jest, jak szybko Bella i Edward złapali taki swojski kontakt ze sobą, ale tak kreujesz postaci, że chyba nie mogło być inaczej. Każdy dystans, "sztuczność" byłby sztuczny:)

Powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Czw 13:37, 26 Sie 2010 Powrót do góry

on rozdział tego opowiadania jest zawsze miłą odmianą dla szarego dnia codziennego:)
Edward jest cudowny tutaj:) już jest opiekuńczy, ale przy okazji by się przespał z Bella, a Bella też niczego sobie niby słaba, ale i z pazurem...
a Alice jak to Alice, ale i kochająca siostra.
czekam do następnego może Belle już wypiszą i na kolację pójdzie z Edim, to będzie akcja, chociaż wystarczy mi do szczęścia spotkanie Eda z Mikiem
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kameleonka
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: mała wieś w kotlinie jeleniogórskiej

PostWysłany: Pią 20:38, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Trafiłam na to opowiadanie przypadkiem i muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało.
Najbardziej podoba mi się punkt widzenia Edwarda, ale Belli też jest niczego sobie.
Zastanawiam się co się takiego stało, że Uley sam brał udział w kradzieży Sulfonamidy.
Zgadzam się z zawiasią również oczekuje spotkania Edwarda z Mikiem.
Życzę weny przy pisaniu następnego rodziału.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Sob 20:42, 28 Sie 2010 Powrót do góry

Po pierwsze: też nienawidzę wieloosobowych sal szpitalnych (ech, własne doświadczenia minionego roku...)
Po drugie: reakcja Edwarda- Cool
Po trzecie: kotka Bella- devil
Rozdział, jak zwykle zresztą, świetny. Lekki, miły i przyjemny. Mmm, chociaż spodziewałam się jakiś wieści od Emma Zdobywcy.
Co do Mike'a i jego konfrontacji z Cullenem- jestem za! Już to widzę; Newton z kwiatami dumnie kroczy szpitalnym korytarzem, by odwiedzić Bellę, Edward zajmuje się bezwstydnym flirtowaniem przy szpitalnym łóżku...
Swoją drogą, ten błysk w oku i rumieńce Panny Swan chyba nie były objawem chorobowym... Wink
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Funhouse
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Śro 13:24, 01 Wrz 2010 Powrót do góry

Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie.A zwłaszcza postać Alice a to dziwne !
Moja przyjaciółka mówi że jestem jak flaki z olejem ,bo pragne tylko cukierkowej miłości Eda i Bell.
No i co z tego , nic nie poradze że jestem Romantyczką :)


A więc pozdrawiam serdecznie ciebie i twój mózg .


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sleeping_Beauty
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 17:47, 12 Wrz 2010 Powrót do góry

Na początek pozdrowienia dla coco chanel, która odwala kawał niezłej roboty.

Poza tym, mam dla Was... cóż, dobrą i nie do końca dobrą wiadomość. W każdym razie, w ciągu ostatnich dwóch miesięcy skupiłam się bardziej na Sulfonamidach, z zaniedbaniem mojego tłumaczenia Back Home i Dirty Dancing with the Devil Herself. Zamierzam teraz rzadziej dodawać rozdziały, ale sukcesywnie kontynuować każde z opowiadań.

Poza tym, zasada "więcej komentarzy= częstsze dodawanie" jest nadal aktualna. Ostatnio mam wrażenie, że prawie nikt moich "wypocin" nie czyta, więc mój entuzjazm stopniowo słabnie, chociaż robię co mogę, żeby ten proces powstrzymać. W związku z tym, proszę, nawet jeśli Wam się nie chce komentować, napiszcie "Niezłe, dzięki", albo chociaż "Co za szajs, daj sobie z tym spokój", zebym wiedziała na czym stoję.

Cóż, mam nadzieję, że dotrwałyście do tego momentu. Zapraszam do czytania i czekam na jakiekolwiek rekacje:)


Rozdział 7.

BPOV

Jeżeli podkradnę się tutaj... Teraz trzeba się zatrzymać! Już widzę drzwi, jeszcze tylko parę kroków, trzy, dwa, jeden i wygraaa...
- ISABELLO SWAN! - usłyszałam wściekły głos Alice.
Uuups. Zgaduję, że zrzucenie wazonu na kafelki nie było najlepszym posunięciem. Mój talent do potrącania wszystkiego po drodze naprawdę czasem denerwuje.
W każdym razie, zastanawiacie się pewnie, gdzie jestem? Otóż, w swoim własnym mieszkaniu. Tydzień temu udało mi się przekonać lekarza, oczywiście za plecami Cullena i Alice, że już mi nic nie zagraża i mogę bez przeszkód być wypisana ze szpitala. Dwa dni później okazało się, że jest to jedna z najgłupszych decyzji mojego życia. Moja siostra bowiem nagle uznała, że fakt, iż zawodowy lekarz nie miał żadnych zastrzeżeń wobec mojego stanu zdrowia, jest trochę podejrzany i postanowiła nałożyć na mnie jeszcze półtora tygodnia kwarantanny i poić różnymi dziwnymi syropkami, z których jeden – jestem gotowa przysiąc – prawie na pewno był na kaszel.
Sami rozumiecie, że długo w takiej sytuacji nie da się wytrzymać. Gdy wszystkie argumenty wydawały się spływać po Alice jak woda po kaczce, postanowiłam przedsięwziąć ucieczkę na własną rękę i na okres pół tygodnia ukryć się u Angeli. I oto jestem – dwa metry przed drzwiami, śmiertelnie przerażona na myśl o kolejnym starciu z podwójnie wściekłą Alice. Zagrożenie życia, można powiedzieć.
Z tą myślą rzuciłam się w stronę drzwi i, zatrzaskując je za sobą, zbiegłam po schodach. Jakimś cudem pokonałam je wszystkie bez potknięcia...
- Heeej, co ty robisz? - zawołał Edward, łapiąc mnie podczas mojego kolejnego spektakularnego upadku.
- Uciekam przed Alice – powiedziałam, ciągnąc go za rękę w stronę wyjścia. – Musisz mi pomóc - od tygodnia zawraca mi tyłek, a ja zaczynam już mieć tego naprawdę serdecznie dość. Nawet nie wiesz, jak to irytuje, jestem przecież całkowicie zdrowa!
- To samo mówiłaś zaraz po przebudzeniu - powiedział z powątpiewaniem, przyglądając mi się uważnie.
- Ale teraz mam na poparcie orzeczenie lekarskie – warknęłam. Ten cały Cullen zaczynał oddziaływać mi na nerwy. – To zabierasz mnie na ten obiad, czy nie?
- Ach, obiad. – Uśmiechnął się, skanując mnie wzrokiem. – Z przyjemnością. Pozwól za mną.
Okej, pewnie myślicie, ze jestem naiwna, głupia i tak dalej, skoro nabieram się na te wszystkie udawane uśmiechy i podchody. Otóż, muszę was wyprowadzić z błędu. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Edwardowie zależy głównie – o ile nie wyłącznie – na zaciągnięciu mnie do łóżka. Ale, hmmm.... chyba należy mi się od życia trochę dobrej zabawy, prawda? Poza tym, całkiem podoba mi się pomysł przespania się z nim. Tak, wiem, brzmi jakbym była jakąś pierwszą lepszą puszczalską, ale to wy nie słyszeliście nigdy jego głosu! Wstyd przyznać, ale jak wszedł do tej szarej sali szpitalnej i powiedział swoje „Dzień dobry, Isabello”... - swoją drogą, sposób, w jaki wymawia on moje pełne imię jest...hmmm... trochę władczy...
W każdym razie, wracając do tematu. Gdy wszedł do tej sali i przywitał się, ja – po napadzie przez dwóch obślizgłych bandziorów i całkiem ciężkiej terapii – przez kolejne dziesięć minut byłam w stanie myśleć wyłącznie o tym, jak bardzo seksownie brzmiałby w łóżku.
Wiem, wiem, jestem dziwna. Ale, wracając do łóżka – jak ten temat nam zatacza koło, prawda? - już sobie wyobrażam ten dziki, namiętny seks... cóż, niezręczny poranek również. I właśnie ze względu na ten poranek odwlekam w czasie przespanie się z nim. Łatwiej będzie mu prowadzić sprawę, jak nie będzie się skupiał na unikaniu mnie, prawda?
- Moment, moment, gdzie mnie zabierasz? - powiedziałam, otrząsając się z niebezpiecznych myśli.
Na litość boską, zbliżał się do najbardziej drogiej dzielnicy Miami!
- Do Julesa Marianni – odpowiedział, zerkając na mnie. – Tam zazwyczaj są wolne stoliki.
- I zamierzasz na ten obiad wydać całą swoją roczną pensję? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Bello, uwierz mi, stać mnie od czasu do czasu na małą przyjemność. – Uśmiechnął się, parkując samochód.
Cóż, koniec z Isabellowaniem. A tak poza tym – małą?! Jules Marianni nie był najbardziej ekskluzywną restauracją w Miami, ale nie zmienia to faktu, że zdecydowanie jedną z lepszych! W każdym razie, ceny były tam obłędne. Miałam szczęście być tam tylko raz, gdy Scarlett obejmowała stanowisko szefa laboratorium i wyprawiła z tej okazji małą, kameralną imprezę. Moim zdaniem, chyba do dzisiaj ją spłaca.
- Panie przodem – powiedział, posyłając mi olśniewający uśmiech.
- Cóż, Edward, tak na przyszłość – ogranicz Johna Bravo. Aż taką desperatką nie jestem.
Wystrój restauracji był.... hmm... no cóż, Marianni. I tyle. Jakimś cudem połączono tu skromność z ekskluzywnością, przez co w mojej zwykłej sukience czułam się trochę nie na miejscu. Cholera, może jednak trzeba było wziąć pod uwagę rady Alice odnośnie stroju... Ale byłby to podpis na cyrografie i zaprzedanie duszy diabłu! Nigdy w życiu.
Okej, wracając do Edwarda... Nie zamierzam wprawdzie sikać w majtki przez to, że jakiś koleś próbujący się do nich dobrać, zabrał mnie do drogiej restauracji, ale muszę przyznać temu przystojnemu draniowi, że wie, co robi. Uwielbiałam włoską kuchnię, co może samo w sobie nie jest zbyt oryginalne i trochę tandetne, ale fakt pozostaje faktem. A w tej restauracji zawsze puszczano delikatną, zmysłową muzykę.. Ułatwiają mu zadanie, co? Trafi na odpowiedni utwór, odrobinę obniży głos, będzie patrzył mi się dłużej w oczy i BUM, już ma mnie w łóżku.
- Stolik dla dwóch osób. Zależy nam na prywatności – usłyszałam, zdając sobie sprawę, że jesteśmy już w środku. Mogłabym przysiąc, ze wcisnął tej obślizgłej laluni udającej kelnerkę spory napiwek.
Och, Cullen, tak łatwo mnie nie kupisz.
- Więc, co zamawiasz? - zapytał, gdy już usiedliśmy i otworzyliśmy menu.
- Wybierz mi – powiedziałam, uśmiechając się słodko. W tę grę mogą się bawić dwie osoby.
Jego zielone oczy wyraźnie pociemniały. Lubimy być dominujący, co?
Po złożeniu zamówienia nastała chwila ciszy. Teoretycznie w zamierzeniu miało to być chyba romantyczne, wyszło nam to jednak tak, że każde starało się rozgryźć drugiego.
Naprawdę, nie ma to jak romantyczna randka.
- Ekhm... Jak tam więc idzie wam dochodzenie? Kogoś złapaliście? - zapytałam, udając idiotkę, która nie spędziła pół dnia z Alice starając się rozwiązać typowo agatho-christiowski problem: kto i dlaczego.
Edward spojrzał na mnie dziwnie.
- Bello, wyjaśnijmy sobie parę rzeczy – powiedział, poważniejąc. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że fizycznie jesteś dla mnie cholernie pociągająca, prawda?
Zaskoczona, kiwnęłam automatycznie głową, co z kolei zaskoczyło mnie jeszcze bardziej.
- To dobrze – uśmiechnął się delikatnie. – W każdym razie, ja tak samo zdaję sobie sprawę z tego, jak działam na ciebie. Nie przeczę, chciałem cię przelecieć, ale po bliższym poznaniu – jeśli tak można nazwać te parę rozmów telefonicznych – doszedłem do wniosku, że, primo, jesteś zbyt wartościową i inteligentną osobą, żeby cię tak potraktować i, secundo, mogłoby to zaszkodzić naszym kontaktom w pracy. Chciałbym również, żebyś uwierzyła, że te dwa argumenty są sobie równe i nie jestem jakimś aroganckim odstrojonym dupkiem, który myśli tylko o tym, jak zaciągnąć kobietę do łóżka. Chociaż, będąc szczerym, nie mam nic przeciwko temu. – Przerwał, czekając chyba na mój wybuch gniewu.
- Nie mam zamiaru rzucać talerzami – uspokoiłam go. – Kontynuuj.
- Więc, podsumowując, moglibyśmy spróbować poznać się bliżej jak dwójka ludzi, nie bazująca na swojej wzajemnej atrakcyjności seksualnej, a jeżeli skończymy uprawiając seks, to cóż, karty zostały rzucone...?
- Uważam, że to jest jasno i logicznie wyjaśniona sytuacja. – Kiwnęłam aprobująco głową. – Wchodzę w to.
Edward przyjrzał mi się z powątpiewaniem, po czym wybuchnął śmiechem. Tak, w moim przypadku też była to konwersacja stulecia.
- Więc, jak idzie śledztwo? - zapytałam, gdy podano posiłek.
Ten skurczybyk zamówił mi spaghetti bolognese. Znalazł się, biegle władający językiem włoskim.
- Chwilowo po gruzach. Zakładam, ze Alice wtajemniczyła cię w sprawę, prawda?
- Taaa, widziałam akta – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Ups. Nie uaktywni się Syndrom Agenta FBI, prawda?
Okej. Zdaje się, że nie zaszkodziłoby wam parę słów wyjaśnienia... Cóż, lubię komputery. Nie, nie, to nie jest żadna miłość w stylu „uwielbiam grać w Herosy” ani „oglądam seriale online”, ale cóż... bardziej techniczne, internetowe sprawy, powiedzmy, połączenia internetowe, programy... dobra, nieważne, tak naprawdę chodzi o to, żeby poczuć adrenalinę. A w moim przypadku osiągam to, włamując się do cudzego komputera. Odłóżmy na bok moralny aspekt działania.... Pogodziłam się już z nim łatwo. W dzisiejszej rzeczywistości otacza nas kłamstwo. Kłamiemy, żeby się od czegoś uchronić, żeby coś zdobyć, żeby kogoś spławić. Pomyślcie o tym jak o zazdrości – ja byłam pozbawiona takich możliwości, w moim przypadku jedynym wyjściem była prawda. Więc dlaczego mam zgadzać się na to, aby inni karmili mnie fałszem? A skoro nie chcą tego powiedzieć werbalnie, musiałam znaleźć własny sposób, aby ją odkryć. I tu musimy zastanowić się, co takiego trzymamy w naszych komputerach i laptopach. Odpowiedź brzmi: wszystko. Od zdjęć, przez filmy i gry, do programów i plików tekstowych. Przez pliki w komputerze bardzo łatwo określić osobowość człowieka... nie mówiąc już o tym, że najczęściej ich zawartość udziela nam odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie.
- Widziałaś? – Zainteresowany, przysunął się bliżej. – Jakim cudem?
O-oł.
- Hej, nie zamierzasz mnie aresztować, prawda? - Uśmiechnęłam się, starając, by mój głos brzmiał beztrosko. – Al urwałaby ci za to jaja.
Cullen przemyślał tą teorię
- Nie, nie zamierzam. Jest to rozmowa, mam nadzieję, raczej nieoficjalna. A więc...?
- Masz je w swoim laptopie, a mi się nudziło w domu - przyznałam niechętnie. – Spędź dwa tygodnie przykuty do łóżka, to zaczniesz chwytać się każdego zajęcia.
- Grzebałaś mi w laptopie? - zapytał z niedowierzaniem.
Nie umiałam określić, czy był wściekły, czy nie. Raczej... zaskoczony? Ha, nie jestem taką ciotą, za jaką mnie masz! I skasowane pliki z jakąś nagą blondyną raczej jakoś świetnie o tobie nie świadczą.
- Powiedzmy – odpowiedziałam ostrożnie. - A co?
- Znasz ustawę o prawie do prywatności? - zapytał po chwili ciszy.
- Nie – odpowiedziałam z naciskiem. – I nie chcę poznać.
Ponownie zapadło milczenie. Wyglądało na to, ze Cullen usilnie nad czymś myślał, a ja nie do końca byłam pewna, czy chcę wiedzieć nad czym.
- Słuchaj – powiedział, uśmiechając się do mnie, co wzięłam za dobry znak. – Jak zapewne wiesz, w każdym śledztwie istnieją pewne procedury, których trzeba przestrzegać. Zazwyczaj łączą się one z mnóstwem makulatury, którą trzeba wypełnić oraz ogromem straconego czasu i energii. A przecież nie zawsze jesteśmy stuprocentowo pewni tego, co robimy – niekiedy strzelamy na ślepo. A gdybyśmy wiedzieli, jakie jest prawdopodobieństwo takiej czy innej teorii, cóż... sprawa na pewno zakończyłaby się szybciej.
- Chcesz mnie wciągnąć w dochodzenie po to, żebym włamywała się do cudzych komputerów i szperała w czyichś osobistych sprawach tylko dlatego, żebyś wiedział, czy dana osoba może być twoim podejrzanym? - upewniłam się, nie wierząc własnym uszom.
- Nie nazwałbym tego wciągnięciem do sprawy, biorąc pod uwagę to, że tkwisz w niej zanurzona po same uszy – odpowiedział Cullen, krzywiąc się kwaśno. – Ale z resztą trafiłaś w sedno.
- Aha - powiedziałam, przyglądając mu się uważnie. – No dobra, okej. A jak zamierzasz o tym powiedzieć szefowi?
W zamian za pytanie otrzymałam zdziwione spojrzenie.
- Nie zamierzam – odparł lekko. – Robię to po to, żebym mógł uniknąć tony makulatury, pamiętasz?
No dobra, ten facet jednak JEST wnerwiający. Przewróciłam oczami, starając się zlekceważyć jego sarkastyczny ton głosu. Myśli, że jest mądry, mądrala jeden. Niech pamięta, że i jego laptop przeglądałam!
- A poza tym – dodał. – Zostaje do przedyskutowania sprawa twojego honorarium. Umowy, rozumiem, nie spisujemy?
- Skądże, dlaczego nie – odparowałam z przekąsem. – Zamierzam odprowadzić od tego podatek.
Cullen zmroził mnie wzrokiem, a przynajmniej bardzo się starał. Pech, że akurat pławiłam się w blasku swojej niesamowitej inteligencji. Okej, chyba zbyt długo przebywałam z Alice...
- Ile? - zapytał, ignorując moją wypowiedź.
- Siedemdziesiąt tysięcy – odpowiedziałam lekko i, na widok jego wytrzeszczonych oczu, dodałam: – Słuchaj, wiem, że uważasz mnie za jakąś naiwną, która nigdy w życiu nie zajmowała się hackerstwem dla pieniędzy, ale to nie znaczy, że nigdy tej opcji nie rozważałam. A głupia nie jestem i ceny znam. Szczególnie, że, moim zdaniem, skoro chcesz, żebym włamywała się do laptopów ewentualnych przestępców, wiąże się to z pewnym ryzykiem, prawda? Pomyśl sobie, Cullen, że po prostu trafiłeś na niesamowitą okazję.
Uśmiechnęłam się do niego słodko i wypiłam odrobinę wina.
- Dobra jesteś – odpowiedział, kiwając głową z uznaniem. – Umowa stoi. Pierwsze zlecenie chcesz już, czy odczekać dla przyzwoitości parę minut?
- Odczekaj – poradziłam. – Nie wyjdziesz wtedy na desperata. A tak poza tym, jeszcze jedno. Ani słowa Alice, dobra? Ona i tak wyczuje pismo nosem i domyśli się co i jak, ale nawet jej zajmie to trochę czasu.
- Nie ma sprawy, myślałem o tym samym. Lepiej późno, niż wcale. W takim razie, na początek weź pod lupę Jacoba Blacka. Chcę wiedzieć o nim wszystko, szczególnie zwróć uwagę na powiązania z Samem Uleyem. Chciałbym mieć te informację jak najszybciej, żeby przekazać Emmettowi.
Kiwnęłam głową, przyjmując do wiadomości. Szczerze powiedziawszy, ta nasza pseudo-randka przeobraziła się w coś naprawdę dziwnego. Kto by przypuszczał, że ja, córka komendanta policji w Forks, skończę jako haker utrzymywany przez federalnych?
Chwilę później, po uzgodnieniu szczegółów, temat nam się wyczerpał, a porcje spaghetti na naszych talerzach stały się podejrzanie małe. Mimo wszystko musiałam przyznać, że ten cały Marianni robił naprawdę dobre jedzenie. Albo wrzucał do niego jakieś środki uzależniające. W każdym razie, jeżeli kiedykolwiek będziecie się zastanawiali, gdzie w Miami zjeść coś dobrego – polecam!
- Cóż – powiedział Cullen, patrząc, jak z zadowoleniem nakładam sobie ostatnią porcję tego cud.a – Ponieważ to właściwie nie był obiad, tylko omówienie interesów, zakładam, że zabiorę cie jeszcze raz...?
Już chciałam odpowiedzieć mu coś niemiłego, ale uświadomiłam sobie, że randka z nim oznacza kolejną wizytę w tej restauracji. Zakładając oczywiście, że sama randka mi nie wystarczy.
- Ależ oczywiście – odparłam, uśmiechając się słodko i zastanawiając się, jak, do diabła, wytłumaczę to Alice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pon 11:32, 13 Wrz 2010 Powrót do góry

AAAAAAAAAAAAAAAAAAA
BOMBA:D
ja chcę jeszcze, może te rozdziały nie są takie krótkie, ale to za malo, bardzo za mało
jedno jest pewne cieszę się, że nie poszli do łóżka tylko wyjasnili sobie i żadne z nich nie jest aż tak zdesperowane, żeby na siłę zaciągnac tę drugą osobę, chociaż oboje mają wielką ochotę to widac:D
ale Bella hakerką, to mnie zaskoczylaś
jak zawsze zadowolona po przeczytaniu i
czekam do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Crazy_Bells
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:21, 13 Wrz 2010 Powrót do góry

Hej:D
Sleeping_Beauty - masz świetny styl pisania, świetnie się czyta oraz ogromny Talent. Jedyne co można, to pozazdrościć:P

Jestem tu pierwszy raz i szczerze powiem, że dobrze, iż tu trafiłam!
Rozdziały super, choć jak dla mnie za mało, ale każdy pisze ile może.
Ciesze się, że E&B nie poszli do łóżka, od tak Ooo.
Ale obydwoje mają, na to wielką ochotę widać.
Bella - Haker - zaskakujące, cóż każdy robi co mu się podoba.
Edward - nie kryje, że ma na nią ochotę i to dużą, federalny, który będzie płacił B - niezłe.
Nie kryje, że czekam na kolejny chap... i to z niecierpliwością.
Życze Ci dużo Venny, czasu.

P.S. - Dziękuje za rozdziały, które pochłonęłam za jednym rozmachem.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Crazy_Bells dnia Pon 14:32, 13 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 15:36, 16 Wrz 2010 Powrót do góry

No i akcja się już bardzo ale to bardzo fajnie "toczy" :)
Tak jak pisze Crazy_Bells, masz świetny styl pisania, czyta się lekko i przyjemnie.
Też jestem zadowolona, że nie poszli do łóżka, bo przyznajmy to dzieje się tak w większości FF (chodzi mi o początek opowiadania).
No ja już nie przynudzam, pisz dalej!
Weny.
Pozdrawiam,
capricorn :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:45, 16 Wrz 2010 Powrót do góry

No proszę, proszę, Bella pokazuje pazurki, bardzo mi się podoba taki zadziorek w niej: "chętnie bym go przeleciała, ale jak narazie, niech mi dobrze zapłaci za moją pracę":) Świetny pomysł:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin