FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Bezmierne morze [każdy gatunek] [M] (13.03) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Pon 19:47, 02 Lut 2009 Powrót do góry

W tym temacie będę umieszczała swoje miniaturki, o każdym gatunku literackim, stąd nazwa "Bezmierne morze". Nigdy nie wiem, na co będę miała ochotę, czy na erotyk, czy dramat, komedię, czy zwykłe refleksje jakiegoś bohatera Wink


Jestem niewyżyta. Mały zboczeniec ze mnie. Zapraszam na mini pokaz erotyki w wydaniu Alice i Jaspera.
Uwaga! Jeśli ktoś nie lubi subtelności i ukrytych głębi, to niech nie marnuje czasu.
Ta miniaturka to nie przedstawienie seksu w stylu Rosalie i Emmetta Wink) [chociaż o nich erotyk także napisałam subtelnie. Nie potrafię inaczej ^^].
Zapraszam do czytania i liczę na szczere opinie.

Piosenka do tekstu: [najlepiej włączyć w połowie, zaznaczyłam gdzie. To doda nastroju]: [link widoczny dla zalogowanych]

Beta: Tacyen :)


Topnieję w jej oczach…

„Miłość wierna - jeśli nie ulega zubożeniu - jest dla człowieka najbardziej dostępnym sposobem zachowania w sobie tego, co najlepsze”.
Albert Camus



Dotknąłem dłonią płomienia świecy z cichym westchnieniem. Bałem się… bałem się jak cholera. Rozejrzałem się uważnie po ogromnej sypialni. Setki czerwonych, zapalonych świec, porozstawianych gdzie się dało... tak przyjemny i ciepły blask… ciepły tylko w moim spojrzeniu i wspomnieniach. Płomień nawet odrobinę nie sparzył mojej lodowatej skóry. Nie miał na to szans. Gdy tylko zbliżyłem doń swą dłoń… zgasł. Zmartwiał.
Wyprostowałem się więc i włożyłem dłonie w kieszenie spodni.
Czekałem na nią i byłem zniecierpliwiony i przerażony jednocześnie. Czułem jej słodki zapach dochodzący z łazienki obok, gdzie szykowała dla mnie jakąś niespodziankę. Słyszałem jak krząta się i cichutko nuci wesoło jakąś melodię swoim słodkim sopranem. Znając moją małą, szaloną Alice, byłem przygotowany na wszystko. Czułem jej podniecenie i ekscytację, przez to czułem się jeszcze bardziej zdezorientowany i trochę spięty. W tym momencie żałowałem, że nie potrafię czytać w myślach.
Niespodzianki mojej żony czasami napawały mnie niepokojem.
Usiadłem na brzegu naszego dużego, małżeńskiego łoża. Pogładziłem kremową satynę pościeli. Spojrzałem w górę – na zwiewny baldachim przyozdobiony maleńkimi różyczkami. Ułożyłem się wygodnie na poduszkach w pozie półleżącej i założyłem nogę na nogę. Odwróciłem nieco głowę w bok i wpatrywałem się w imiona wyszyte na jednej z poduszek.
Alice&Jasper.
Pogładziłem wyszyte na czerwono litery. Dotknęło mnie rozczulenie i wielka miłość do mojej małej Ally.
Kocham Alice jak wariat! A codziennie poznajemy siebie wciąż na nowo i na nowo.
To jest… takie piękne i nierealne jednocześnie. Tak bardzo ją kocham, że chcę ją uchronić od całego zła tego świata. Moja świadomość nie dopuszcza do siebie takiej myśli, że Alice także jest silna i potrafi zadbać o siebie. W moich oczach jest drobną i kruchą istotką która wypełnia cały mój świat i całe moje istnienie i za wszelką cenę muszę ją chronić!
Nie wybaczyłbym sobie, gdyby mojej ukochanej stało się coś złego…
A nasze sporadyczne uniesienia… łóżkowe? Nasza namiętność? Było to nieczęste, a każde z takich ekscesów były gwałtowne, nieprzewidywalne i pełne miłości.
Zaczynam żałować, że tak rzadko mówię jej „Kocham”. Zasługuje na to.
Mimo to wiem, że moje czyny mówią więcej niż słowa.
Skrzyżowałem ręce za głową, wpatrując się w okno i rozmyślając. Spiąłem wszystkie mięśnie i oddychałem głęboko.
Domyślałem się, co planuje moja małżonka – i bardzo się tego bałem…

[polecam tutaj włączyć Joe Cocker - you can leave your hat on]

Nagle z głośników popłynęła cicho nastrojowa muzyka, a moja ukochana weszła tanecznym, pełnym drapieżności ruchem do sypialni, wykrzywiając swoje pełne usta w kuszącym uśmiechu. Zmrużyła oczy, świdrując mnie nimi. Gęsta siateczka jej rzęs rzucała długie cienie na policzki. Biodra wprawiała w zmysłowy ruch w rytm muzyki. Drobne dłonie przejechały po obojczyku, małych, ale pełnych piersiach i zatrzymały się na brzuchu. Uśmiechając się zalotnie zjechała niżej…
Przełknąłem spore ilości jadu.
Co ta mała diablica ze mną wyprawiała!
Z trudnością nad sobą panowałem, by się na nią nie rzucić!
Gdy wpatrywałem się w jej duże, iskrzące się radością i podnieceniem oczy, na pełne, rozchylone w zaproszeniu usta, dekolt, piersi podtrzymywane przez czarny, koronkowy stanik, na płaski, umięśniony brzuch, który miałem ochotę całować i móc nigdy nie przestać!
Na wcięcie w talii, gdzie miałem ochotę złożyć swe dłonie…
Nie mówiąc już o jej zgrabnych i pięknych nogach, które były teraz okryte koronkowymi pończochami…
Ach! Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i nigdy nie wypuścić!
Alice uśmiechnęła się szeroko, odprawiając dalej swój pełen erotyzmu taniec. Przyłożyła swój palec wskazujący do ust i pocałowała go… odchyliła lekko głowę do tyłu i wygięła plecy w łuk, wydając z siebie gardłowy pomruk…
Myślałem, że zwariuję - tak bardzo jej pragnąłem!
Jęknąłem z rozpaczy i rozkoszy, która omal we mnie nie eksplodowała, gdy usłyszałem jej dźwięczny głos brzmiący jak śpiew setek elfów.
Uśmiechnąłem się leciutko na ten dźwięk i zmrużyłem oczy, obserwując nieśmiało jej poczynania zza zasłony ciemnych rzęs.
Nagle poczułem jej dłoń na swoim policzku i wstałem gwałtownie, otwierając szerzej oczy. Widoczny był w nich niewyobrażalny głód.
- Mrrrr… – zamruczała kokieteryjnie jak kotka, a ja przewróciłem ją delikatnie na poduszki i położyłem się na niej, całując zachłannie jej usta. Moje dłonie błądziły wokół jej talii i bioder. Czułem, jak lekko drapie mnie paznokciami w plecy i wygina się w łuk, napierając na moje ciało.
Ściągnąłem z niej stanik i pocałowałem pełne piersi. Zjechałem ustami niżej, w dół brzucha…
Odchyliłem się, gdy gwałtownie usiadła prosto, oplatając mnie nogami w talii. Zerwała ze mnie koszulę, a guziki potoczyły się po podłodze.
Uśmiechnęła się szeroko i przygryzła dolną wargę jak mały chochlik.
Gwałtownie wpiła się w moje usta i zagłębiła swoje małe rączki w moich włosach.
Odwzajemniałem jej pocałunki z zapałem i zerwałem z niej niecierpliwie stringi, głaszcząc jej drobne plecy.
Westchnąłem.
Ani się obejrzałem, a moje spodnie wraz z bokserkami całe w strzępach wylądowały gdzieś na komodzie.
Moja mała dzikuska!
Z cichym pomrukiem popchnąłem ją znowu na poduszki i położyłem się na niej, pieszcząc jej udo, aż jęknęła z zadowolenia.
Nagle wszystko wokół mnie jakby ucichło. Byłem tylko Ja i Alice – na wieczność, złączeni w miłosnym uścisku.
Ucichły odgłosy pokoju i życia zza okna – istnieliśmy tylko my, spleceni ze sobą.
Jej drobne ciało wiło się pode mną, jej wargi co chwilę odnajdywały moje.
Przymknąłem oczy z podniecenia.
Gdzieś w tle wciąż słyszałem nuty Joe’a Cocker’a, ale najważniejsza była teraz Alice – która z jękiem wygięła swoje ciało w łuk z zadowolenia i rozkoszy, którą osiągnęła.
A ja razem z nią.
Teraz nie liczyło się już nic.
Uśmiechnąłem się leciutko, z całej siły tuląc do swojej umięśnionej klatki piersiowej drobne ciałko mojej Ally.
Mój świat, moja wyspa, mój głos życia – moje istnienie i sens.


„Metro:
pospieszne mijanie się ludzi. Twarze zamknięte, nieczytelne. Obojętne przepływanie obok siebie milionów ludzkich losów, myśli, uczuć – niewidoczna, a najważniejsza materia świata.”

Ryszard Kapuściński „Lapidaria”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Nie 21:22, 22 Mar 2009, w całości zmieniany 18 razy
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 20:33, 02 Lut 2009 Powrót do góry

Hmmmm... Ja ma z Twoimi ff straszny problem - nie wiem, JAK je komentować. Bo z jednej strony i tak jestem dla Ciebie niedobra, czepiając się strasznie, dokuczając Ci itd. Ale z drugiej, wiem, że nie jesteś osobą, która się obraża, tylko korzysta z moim "moralizatorskich" wywodów ;).
Ja wiem, że byc może nie jestem odpowiednią osobą do komentowania i wytykania błędów, bo znawcą NIE jestem, w dużej mierze działam na wyczucie, a moim opowiadaniom WIELE brakuje do ideału, ale sma prosiłaś o moje zdanie ;P.
Powiem tak: mam ochotę skopać Ci zgrabny tyłek za TE SAME błędy, co zawsze z "się" na końcu zdania jako sztandarowym. Ale tego opka nie sprawdzałam ja, więc nie będę Cię poprawiać, bo i tak masz pewnie tego dość ;).
Sam pomysł, to, co się tam dzieje i piosenka w tle - fajne. Tylko wykonanie szwankuje. Zdania zgrzytają i są DLA MNIE (podkreślam subiektywizm) zbyt dosłowne. No, ale sama wybrałaś sobie do bliskiej współpracy taką zołzę, która na dodatek lubi BARDZO delikatne erotyki, więc ciężko mnie zadowolić.
A że chcę, abyś była coraz lepsza, to wymagam więcej ;).
Ogólnie, poza moim zrzędzeniem - postępy SĄ :DDDD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Pon 20:55, 02 Lut 2009 Powrót do góry

Mizuki! jesteś zła i zrzędliwa do szpiku kości! xD ale i tak cię bardzo lubię Shocked
I wiesz co?! wiesz?! muszę ci TO pokazać! xD
Otwórz sobie "Zaćmienie" str. 198 i u góry... co widzisz?

"Parsknęłam śmiechem.
- Tak.
Wzdrygnął się."

Mało? xD

str. 238

"Dwoma słowami, które przykuły moją uwagę, były, rzecz jasna, "wypił krew".
Wzdrygnęłam się."

Oj, czy ja wyglądam na Annę Rice? :D mojemu móżdzkowi spodobało się jakoś to "się" na końcu xD
Ale grzecznie spróbuję to sobie wyplenić z nawyku x.X


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 21:35, 02 Lut 2009 Powrót do góry

To ja nie mam więcej pytań XD
Kochana, bądź lepsza od nieudolnych tłumaczy!
Mnie tam od podstawówki uczyli, że "się" nie może być na końcu... No, ale może coś się zmieniło w języku polskim. W takim razie już się nie udzielam.
(W dialogach jest to dopuszczalne)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Wto 15:58, 03 Lut 2009 Powrót do góry

Oj, napisałam to, żeby troszkę cię podrażnić Wink.
Jasne, że masz się udzielać! (chociaż ja doszłam do wniosku, że o niebo lepiej to wychodzi mi rysowanie niż pisanie :P).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sophie
Wilkołak



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy

PostWysłany: Wto 17:42, 03 Lut 2009 Powrót do góry

Kochana.... bardzo, ale to bardzo mi się podobało! Naprawdę zmysłowa i klimatyczna miniaturka! Duży puls za Alice i Jaspera (moja ulubiona para). Tylko czemu tak krótko opisałaś scenę łóżkową?! Mam na Ciebie za to nakrzyczeć? Kocham twoje dzieła bo mają swój klimat, mają w sobie to coś co mnie przyciąga. Ta miniaturka cholernie rozbudziła moją wyobraźnie, a muszę Ci powiedzieć, że mam ją baaardzo bujną :D

Pisz, nie poddawaj się! Grunt byś robiła to co kochasz i nie zmuszała się do rzeczy, które przychodzą Tobie z trudnością. Piszesz prostym językiem, ale to właśnie jest piękne! Przemawia do większości czytelników, pozwala na chwilę odpłynąć w inny świat :)
Pozostaje mi tylko pogratulować wspaniałego pomysłu na miniaturkę i genialnych opisów! Jest ich mało, ale za to są po brzegi wypełnione słodką fantazją :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Pon 16:42, 09 Lut 2009 Powrót do góry

Stworzyłam coś nowego. Ot tak, pod wpływem chwili.

beta: kochana mizuki ;**

Są to rozmyślania Jaspera.

Miłego czytania życzę. Mam nadzieję, że się spodoba Wink



„Miłość jest męką, brak miłości śmiercią.”

„Miłość, na oko łagodna, w istocie bywa jak pantera głodna! I chociaż ślepa, drogi przyjacielu, najkrótszą drogą podąża do celu.”
William Shakespeare

Miłość jest czymś, co od dawna mnie zastanawiało, fascynowało i przerażało, drogi czytelniku.
Jeśli teraz masz wątpliwości, co do tego, czy iść dalej w moje rozmyślania, radzę wycofać się już na starcie.
Mój burzliwy umysł, to nie zmagania się zbuntowanego nastolatka z pierwszą miłością.
Jestem dojrzały umysłowo i fizycznie, a moje lęki i przemyślenia są skomplikowane. Zagmatwane. Niezrozumiałe dla śmiertelnika.
Jeśli jednak jesteś zdecydowany, to zapraszam w me progi.
Dzisiejszymi moimi rozmyślaniami są po prostu uczucia.
Mimo, że poznałem słodki smak miłości, to wciąż jest ona dla mnie nieodgadnioną tajemnicą. Istnieje miłość platoniczna, romantyczna, miłość pełna pożądania, miłość braterska i takie tam. Istnieje tyle rodzajów miłości, ile jabłek na drzewie, a ja ledwie upajam się jedną.
Przymknąłem oczy i wystawiłem twarz w stronę słońca. Jego promienie nie raziły mnie, tylko delikatnie mknęły po moich powiekach, rzęsach i srebrzącej się skórze. Westchnąłem cicho obejmując nogi ramionami. Wiedziałem, że raz dając się złapać w sidła miłości, już się z nich nie uwolnię. Wiedziałem, że to, co działo się i wciąż się dzieje po nagłym wtargnięciu Alice w moje życie, jest o niebo lepsze niż to, co miałem przed nią. Wiem, że moje poprzednie życie to ciemna kurtyna, której już nigdy nie odsłonię.
Wspomnienia wampira nie są jednak sitem - jak umysł ludzki.
My pamiętamy i pamiętać będziemy.
Chcesz wiedzieć, o czym będę rozmyślał dalej? To nie opowieść o łożu zaścielonym różami, choć i te mają tutaj swą rolę. To nie historia o dwojgu zakochanych, którzy beztrosko nie chcą patrzeć w przyszłość, upajając się chwilą.
Mój poprzedni świat jest historią zawiłą i pełną nienawiści. Gdzie tam miejsce na miłość…
Chyba, że kochasz krwawe walki, zwycięstwo i władzę.
Taka miłość także ma swoje miejsce w życiu całego świata. Powiesz, że to niesprawiedliwe.
A ja ci powiem, że taka jest kolej rzeczy.
Dobro i zło koegzystują obok siebie. Bóg, o ile jakikolwiek istnieje, nie wyplenił zła, aby przy okazji nie zniszczyć dobra. Ponieważ dobro i zło rodzą się na tej samej glebie. A o nią dbamy my sami. To w nas siedzi dobro i zło i od nas zależy, co zwycięży.
Dla pewnej osoby zło było sojusznikiem…
Maria. Wampirzyca, która mnie stworzyła, widziała we mnie wojownika, którym jestem. Ale któż nim nie jest? Żałuję, że zrozumiałem to dopiero po tych kilkudziesięciu latach.
Jesteś zdezorientowany? Zaraz ci wytłumaczę. Każdy jest wojownikiem swojego życia. Czyż nie musisz codziennie walczyć o swoje prawa, o swoje racje? Czy nie musisz walczyć o tak błahe sprawy, jak pierwsze miejsce w jakimś konkursie, o dobre miejsce w autobusie i tym podobne? Walczysz od początku do końca. Najpierw walczysz o swoje prawo do istnienia, następie walczysz o przetrwanie, a na koniec o godne odejście ze świata żywych.
Taka jest kolej rzeczy na świecie.
A ja walczyłem z rozszalałymi i krwiożerczymi wampirami o terytoria. Nasze życie nie było przeliczane w latach, ani tygodniach, a w dniach. Dziesiątki, ba!, setki z nas ginęły na polu walki, ponieważ Maria łaknęła władzy. Z każdym dniem więcej i więcej.
Zastanawiam się, co by się stało, gdybym wreszcie się nie zbuntował. I gdyby Peter, sam o tym nie wiedząc, nie uświadomił mi jednej bardzo istotnej rzeczy.
Wartości istnienia dla drugiej osoby.
Otóż ja byłem silny i wciąż żyłem na tym rozszalałym polu walki, ale cóż to było za życie!
Pewnego razu jednak ja i Peter likwidowaliśmy kolejną grupę nowonarodzonych. Ich siła malała, dla Marii więc byli bezużyteczni.
Ale mój przyjaciel zakochał się. Poznał inny świat. Zasmakował tego, o czym ja nie miałem zielonego pojęcia. I uświadomił mi to swoją ucieczką z ukochaną, ale tę część historii już znasz.
Opowiadałem ją wcześniej.
Bo widzisz, drogi czytelniku… Mamy wygląd i cechy człowieka, ale instynkty drapieżcy. W tym połączeniu nasza miłość jest inna od waszej - mocniejsza. Ona nie zanika i nie zapomina.
Jak każdy facet miałem swoje potrzeby i fantazje, chociaż w tamtych czasach, w dodatku podczas wojen, po prostu mało zwracałem na to uwagę. Uciszałem swoje pożądanie, które jest całkowicie normalne u każdego. Najpierw ratowałem i dbałem o innych, następnie po swej przemianie po prostu byłem zimną maszyną do zabijania. I bardzo ciąży mi to na moim martwym sercu.
Ponieważ nie zapominamy.
Zawsze, jak wiesz, szanowałem kobiety. W moich fantazjach były to blade i delikatne marzenia. Ja i jedyna, wymarzona kobieta w moim sercu, którą pokocham i nigdy nie skrzywdzę. Marzyłem, że trzymam jej drobne ciało w swoich ramionach i ochraniam przed całym złem tego świata.
Gorzko teraz sobie myślę, że sam popełniałem zło, przed którym chciałem chronić.
Nie wiem, czy Maria była we mnie zakochana. Wątpię. Całym jej życiem były wojny i zdobywanie władzy.
Czasami jednak dochodziło między nami do aktu miłosnego… Och, cóż to za niedopowiedzenie, aby tak to nazwać! Nie było w tym ani krzty uczuć. Było to papierowe i suche. Ot, zaspokojenie potrzeb, które się we mnie gromadziły. To nie to samo, co dzielenie się miłością z ukochaną kobietą. Kto nigdy się nie zakochał, nie zrozumie tego.
Maria nigdy nie pozna tego, co ja i Peter. Smutne? Przykre? Myślę, że tak.
Co to za życie wśród nienawiści i okrucieństwa…
Wspomniałem, iż w tych rozmyślaniach swej roli doczekają się róże. Otóż jest pewna bardzo wyrazista opowieść o tych kwiatach.
Powieść o róży, to francuski poemat, złożony z dwóch części, napisanych przez dwóch różnych autorów w odstępie czterdziestu lat. Część pierwsza, alegoryczna, autorstwa Guillaume’a de Lorris, stanowi wykład o regułach miłości dwornej, rycerskiej. Autor przytacza sen, w którym wprowadzony do ogrodu przez Próżniactwo, pragnie zerwać pąk róży, symbol piękna i miłości. Po ogrodzie przechadzają się: Rozkosz, śpiewająca Radość, Bogactwo, Dworność, Bóg Miłości i inne postaci alegoryczne, z których jedne pomagają, a inne przeszkadzają kochankowi w osiągnięciu celu. Druga część dzieła, w tonie dużo poważniejsza, jest rodzajem naukowej dyskusji. Została napisana przez J. Chopinela, zwanego J. de Meung.
Kwiat róży jest piękny, ale bywa także próżny, zwodzący. Taki sam pojawia się w „Małym Księciu” Exupéry’ego. Mimo to Mały Książę bardzo kochał swoją różę. I wśród tysięcy innych, jego kwiat był dla niego jedyny, niepowtarzalny i wyjątkowy.

- Jazz, co robisz? – podniosłem głowę z nad dziennika z lekkim uśmiechem na ustach, wyrwany z zamyślenia. Spojrzałem na moją Alice, która w podskokach biegła w moją stronę. Radość biła z niej od końcówek czarnych włosów, po czubki palców u rąk i stóp.
Ogarnęła mnie niewyjaśniona fala miłości, a po moich plecach przeszedł dreszczyk podniecenia.
To moje światło, które rozjaśniło mrok życia.
- Rozmyślam. – pocałowałem ją delikatnie w usta. Moja mała Ally zarzuciła mi ręce na szyję, głaszcząc mój kark opuszkami palców. Zadrżałem. Oplotłem ją czule dłońmi w talii, przyciągając do siebie i przytulając. Westchnąłem cicho. Poczułem ciepły oddech na szyi.
- Kocham Cię, wiesz? – szepnąłem, całując jej włosy.
- Ja Ciebie bardziej! – zachichotała i popchnęła mnie na trawę.
Oparłem się o drzewo i głaskałem drobne ramię mojej ukochanej, która rozłożyła się na moim brzuchu, głaszcząc palcami moje napięte mięśnie. Przeszedł mnie delikatny prąd podniecenia.
- Mała diablica. – szepnąłem, na co Alice z dzikim chichotem pocałowała mnie w rękę i spojrzała z czułością w moje oczy.
Przymknąłem je, a pod powiekami wciąż widziałem wyraźnie jej twarz i wypisane na niej uczucia. Miłość, tęsknota, radość, entuzjazm…
Poczułem jej delikatne pocałunki na moich policzkach i wargach. Przyciągnąłem delikatnie jej twarz do swojej, wpatrując się w topazowe tęczówki. Gładziłem jej pełne wargi kciukiem i uśmiechałem się lekko.
Wpiłem się łapczywie w jej usta, wciąż głaszcząc ją dłońmi po policzkach i szyi.
Bez mojej Ally życie byłoby oceanem bez dna - niewyjaśnionym, bez chwil uniesień i beztroskiej radości.
Nie zawsze jednak jest tak kolorowo. Czasami trzeba się rozstać i narażać się na cierpienie. Nasza miłość jest tak głęboka, że jesteśmy w stanie oddać za ukochaną osobę własne życie. Jesteśmy w stanie znosić katusze.
Czasami miłość jest tak porywająca, okrutna i silna, że nawet dla nas jest to za wiele. To pewnie dlatego ty, człowieku, odczuwasz wszystko tysiąc razy słabiej.
Skoro dla nas jest to wysiłkiem, dla was byłoby śmiercią.
A teraz, drogi czytelniku, zachęcam do rozmyślania nad własnym życiem. Jeśli coś cię trapi, usuń to ze swego życia, napraw. Jeśli coś cię cieszy, pielęgnuj to.
Wierz mi, nie warto żyć w mroku.
Dopiero przy drugiej osobie odkrywasz tę prawdę, nad którą latami pracują naukowcy.
Bez drugiej osoby życie jest nijakie.
We dwoje łatwiej iść przez świat.


„Miłość to po prostu obecność.”
abp. Edmund Piszcz


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Pon 16:44, 09 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 17:21, 09 Lut 2009 Powrót do góry

Ten tekst zdecydowanie mi się podoba :). Jest najlepszy z dotychczasowych :).
Troszku błędów było, ale pewnie poprawiłaś (wersji tu wklejonej już nie czytałam ;P). Ogólnie widzę zdecydowany progres :D!
I cieszy mnie to BARDZO!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sophie
Wilkołak



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy

PostWysłany: Pon 17:39, 09 Lut 2009 Powrót do góry

To było... piękne. Naprawdę porządny, dobrze napisany tekst. Te rozmyślania Jaspera, tyle pięknych podsumować zamieszczonych w jednej miniaturce. Moim skromnym zdaniem piszesz fantastycznie, prosto ale fantastycznie. Czytając twoje dzieła, przenoszę się w inną krainę, na moment wzbijam się w nieznane, ale za to jakie miłe przestworza. Twoje prace czytam chętnie i z zapałem, zawsze zerkam, czy czasami czegoś nie naskrobałaś Wink
Ta miniaturka potwierdza, że jesteś osobą, która w niezwykły sposób potrafi przelać słowa, przekazać je innym. Osobiście mało czytam ff na tym forum, ale zawsze, wszędzie i chętnie zaglądam do twoich prac, bo wiem, że się nie zawiodę. Muszę jeszcze Tobie powiedzieć w sekrecie, że tylko twoje opowiadania i miniaturki śledzę wiernie i czytam od deski do deski. Zauroczyłaś mnie swoją fantazją, a to nie jest taka prosta rzecz.
Pisz dalej, zawsze chętnie przeczytam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Sob 12:35, 14 Lut 2009 Powrót do góry

Od kilku dni coś za mną chodziło i chodziło. Przemykałam z kąta w kąt i nie wiedziałam co ze sobą zrobić, chciałam coś napisać, a nie potrafiłam odpowiedzieć sobie, co siedzi w mojej głowie.
Aż na pewnej, wspaniałej zresztą lekcji języka polskiego, zrozumiałam co chciała ode mnie moja wena XD.
Skoro ostatnio było o miłości, teraz dla odmiany będzie o śmierci Wink.
Mam nadzieję, że się spodoba.

Beta: kochana mizuki ;**

Tekst ten dedykuję mizuki, za poświęcenie mi swojego cennego czasu i za liczne rady.



Spotkanie ze Śmiercią

„Kogo koli śmierć udusi,
Każdy w jej szkole być musi;
Dziwno się swym żakom stawi,
Każdego żywota zbawi.”


Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią.


Zacisnąłem mocniej powieki. Krążyłem między snem a jawą. Spiąłem wszystkie mięśnie, wyginając swoje ciało i rzucając się na łóżku. Czułem wszechogarniający niepokój. Chciałem się wybudzić i z przerażeniem odkryłem, że nie mogę. Czułem się, jakby coś trzymało mnie swoimi zimnymi dłońmi w mocnym uchwycie i nie chciało mnie wypuścić.
Czułem się bezwładny.
Zlękniony, przewracałem oczami pod powiekami. Drgała mi dolna warga.
Rzucałem się tak na pościeli jeszcze parę minut, gdy nagle moje mięśnie rozluźniły się i zacząłem czuć nieprzyjemne mrowienie idące od strony kręgosłupa, po czubki palców u nóg.
Przerażony, szeroko otworzyłem oczy, spoglądając w sufit. Nabrałem głęboko powietrza i usiadłem na łóżku, podpierając się na poduszkach. Czułem, jak zimny pot strużkami spływa po moich plecach. Otarłem dłonią czoło, przełykając ślinę.
Spojrzałem na tarczę budzika, która błyskała delikatnym, niebieskim światłem.
Trzecia w nocy.
Z ironią stwierdziłem, że godzina trzecia w nocy to czas duchów*.
Z powrotem opadłem na poduszki. Odetchnąłem głęboko parę razy. Miałem ochotę się śmiać z mojego absurdalnego zachowania.
Tyle, że jakoś nie potrafiłem się zaśmiać. Z przykrością stwierdziłem, że od kilku dni miewałem nieprzyjemne problemy w wyrwaniu się ze snu. Albo budziłem się w środku nocy z nieprzyjemnym uczuciem, że coś… lub ktoś stoi nade mną.
Uznałem to jednak za objaw przemęczenia i zamartwiania się wojną, która mnie czekała i zadaniem, które stawiałem na pierwszym miejscu: zająć się kobietami i dziećmi.
Nim na dobre uświadomiłem sobie, że w pokoju panowała napięta atmosfera i nienaturalna cisza, z powrotem dałem się wciągnąć w objęcia morfeusza.

***

Biegłem ile tchu niezmierzonymi korytarzami. Byłem wystraszony, nie wiedziałem gdzie się znajduję. Nie byłem pewien, czy to jeszcze sen, czy dopiero dryfuję w stronę jawy.
Ze zdziwieniem stwierdziłem jednak, że sny tak nie wyglądają. Tak się o nich nie mówi!** we śnie „płynie” się w powietrzu i wszystko dzieje się w zwolnionym tempie.
U mnie było wszystko jakby żywcem wyjęte z rzeczywistości.
Ale przecież pamiętam, że kładłem się do łóżka! Tracę zmysły?! Czy ktoś mnie czymś nafaszerował i zamknął w jakimś budynku?!
Biegłem labiryntem korytarzy, rozglądając się dookoła, a odgłos moich stóp niósł się wysoko po zamku. Tak, uświadomiłem sobie, że jestem w starym zamczysku. Zewsząd wisiały pajęczyny, patrzyły mi w oczy stare i puste zbroje, a przez ogromne, zakurzone okna wpadało jasne światło księżyca.
Jednak im dłużej biegłem, tym bardziej światło nikło. Wbiegłem na schody prowadzące w dół, nie mające, jak mi się wydawało, końca.
Biegłem w stronę lochów, wszystko było bardzo wyraźne, nienaturalne. Widziałem wszystkie szpary, kurz i inne szczegóły na ścianach wokół mnie, które nie powinny być widoczne dla ludzkiego oka. Po chwili zrobiło się całkowicie ciemno i zewsząd wiał przenikliwy chłód, który przenikał mnie do szpiku kości.
Zacząłem się trząść i szczękać zębami. Dziarsko jednak szedłem dalej. Byłem pewien, że to psikus mojej wybujałej wyobraźni!, że to wina książki, którą czytałem przed snem.
Przecież to nierealne! Absurdalne!
Nagle zatrzymałem się przed uchylonymi drzwiami. Przełknąłem ślinę. Przez szparę wpadały smugi delikatnego, miodowego światła. Wkroczyłem w nie.
Od razu tego pożałowałem. Stanąłem jak wryty.
Drzwi za mną zatrzasnęły się z hukiem.
Stała przede mną najszkaradniejsza, najohydniejsza i jednocześnie najbardziej zadziwiająca kobieta, jaką kiedykolwiek oglądały moje oczy.
Stała przede mną w pełnej krasie. Skąpana była w blasku starej lampy naftowej, zawieszonej u szczytu sufitu. Była przeraźliwie blada, bledsza, niż księżyc. Jej wątłe ciało podtrzymywał szkielet; skóra oblepiała kości, które można było zliczyć gołym okiem. Na ramiona zarzuconą miała białą, zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach, która tu i tam miała dziury. Widać było po niej ogromny upływ czasu. Jej stopy były bose, a długie, czarne i potargane włosy sięgały kostek. Ostre zęby odsłaniała zza warg pełnych ust. Miała zapadnięte policzki i wysokie, dumne czoło.
Brakowało jej też czubku nosa. Miała spiczasto zakończone uszy.
Najgorsze były jednak jej oczy.
Czarne, puste, ogromne - można było zobaczyć w nich własne odbicie. Przeszłość i przyszłość własnego życia.
Były hipnotyzujące, więc szybko przeniosłem wzrok na jej kościste i długie palce.
Jedną dłoń miała zwróconą w moją stronę w zapraszającym geście.
W drugiej, jak z przerażeniem stwierdziłem, trzymała ostrą kosę…
Głos uwiązł mi w gardle.
- To przestaje być zabawne! Chcę się już obudzić… – szepnąłem do siebie, zaciskając mocno powieki. Chciałem się wybudzić! Gdy otworzyłem oczy i spojrzałem przed siebie zza zasłony rzęs, z przerażeniem stwierdziłem, że ta zmora wciąż przede mną stoi! Ba, zbliżyła się o krok, a jej usta wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu. Zacisnęła mocniej dłoń na swoim narzędziu zbrodni.
- „Nie lękaj się mię tym razem, Iż mię widzisz przed obrazem!”*** - Rzekła do mnie istota.
włosy zjeżyły mi się na karku, gdy usłyszałem głos, wydobywający się z jej gardła.
Był przesycony słodyczą i sympatią, nie tego spodziewałem się po takiej bestii, bo z pewnością nie była to zwykła kobieta.
- Kim jesteś? – Odważyłem się więc zapytać. Uczono mnie, że nie powinno się bać. Moim zadaniem jest ochrona, nie tchórzostwo! To kobieta! Nawet, jeśli szkaradna i przerażająca…
- Moje imię zaczyna się na „ś” – rzekła tajemniczo.
„Przeklęta książka! Nigdy więcej nie będę czytał przed snem!” - wygrażałem sobie w myślach.
- Niezmiernie mi przykro, ale nie znam pani… - bąknąłem cicho, na co postać zaśmiała się perliście.
- Na imię mi Śmierć. – Zauważyłem, że od naszego spotkania, ani razu nie odetchnęła i nie mrugnęła. - A ty jesteś Jasper Whitlock. – Kontynuowała, jeszcze bardziej zbliżając się do mnie.
Jej głos jednak przestał być już przesycony słodyczą, która napawała mnie grozą. Teraz zaczął brzmieć ostro, jakby każde słowo było warknięciem.
I sam nie wiedziałem, co było gorsze: ta słodycz czy groźba?
- Słuchaj uważnie, albowiem nie będę powtarzała. Nie spotkamy się też w najbliższych godzinach. Chcę cię ostrzec, abyś z utęsknieniem na mnie czekał. Nie opieraj się i nie walcz. Jesteśmy sobie przeznaczeni! Tylko tobie ukażę się dwa razy… Pierwszy raz jest teraz, mój drogi. Umrzesz jednakże w najmniej odpowiednim momencie swojego życia, Jasperze Whitlock… Będziemy najwspanialszymi kochankami nocy… - szepnęła cicho, a ja stałem wmurowany w ziemię ze strachu.
Byłem przekonany, że to głupi sen i rano będę się z tego śmiał.
Śmierć, jak już mi się przedstawiła, podeszła do mnie i położyła mi swoją kościstą dłoń na policzku.
Krzyknąłem krótko.
Jej ręka była obślizgła, potwornie zimna i wydawało mi się, że wysysa ze mnie życie.
Patrzyłem, jak śmierć zbliża do moich warg, swoje usta…
Spojrzałem w jej oczy…
Widziałem w nich całe swoje jestestwo.
Widziałem swoje dzieciństwo, swoje późniejsze i teraźniejsze życie, zobaczyłem jutrzejszą wojnę i swoją śmierć…
Zobaczyłem swoją śmierć w oczach śmierci, która mnie dotykała!
Zobaczyłem, jak jakaś przepiękna kobieta o twarzy anioła z boskim uśmiechem zbliża się do moich warg…
I poczułem na sobie pocałunek śmierci.

„Ma kosa wisz, trawę siecze,
Przed nią nikt nie uciecze”.

Rozmowa Mistrza Polikarpia ze Śmiercią.


* - taka godzina była w fimie „Egzorcyzmy Emily Rose” i przypadła mi do gustu bardziej, niż północ Wink.
**Jasper rzadko miewa sny – a już na pewno ich nie pamięta (to mój wymysł).
***cytat z utworu „Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią” (uwielbiam ten utwór, dlatego są tutaj jego cytaty. Poniekąd, czytanie go dopełniło moją wenę na to „coś” Wink).


Małe wyjaśnienie- to wszystko dzieje się podczas snu Jaspera. Chciałam, aby wynikało to z tekstu, mam nadzieję, że jasno to pokazałam. Śmierć rozmawiała z Jasperem podczas jego snu, ostrzegła, że przyjdzie po niego w zaskakującym momencie już za niedługo. I przyszła pod postacią pięknej Marii, stąd wątek zauroczenia Śmierci Jasperem.
Ot, takie moje małe wyobrażenie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Nie 12:56, 15 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 14:53, 14 Lut 2009 Powrót do góry

Jestem wzruszona dedykacją ;______________________;! Naprawdę!!!
Dziwię sie, że nie masz mnie dość ;]!


Powtórzę się: Świetny, ciekawy pomysł! Wykorzystanie średniowiecznego tekstu też rewelacja! Tylko z tą stylistyką problem, ale... Hmmm, myślę, że dasz radę i sama się nauczysz - po prostu musisz ćwiczyć i tyle Wink. Zresztą, wiesz... Takie rzeczy przeszkadzają osobom na to wyczulonym, jak ja na przykład, więc myślę, że nie ma powodu do smutku, czy coś ;]. Będę pomagać, na ile czas mi pozwoli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mizuki dnia Sob 14:53, 14 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Sam-Cameron
Wilkołak



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:19, 14 Lut 2009 Powrót do góry

Bardzo fajnie. Podobają mi się wszystkie 3 miniaturki. Na drugiej się wzruszyłam..heh.. Świetnie piszesz i na dodatego o Jasperze=) Gratuluję1
Pozdrawiam i natchnienia życzę!;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 15:30, 14 Lut 2009 Powrót do góry

A ja pozwolę sobie zdradzić, że niedługo powinna pojawić się kolejna miniaturka. O Alice :D. Tekst już odesłałam :D.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Sob 16:21, 14 Lut 2009 Powrót do góry

A owszem! i dodaję :D
Mój kolejny wytwór Wink.
beta: oczywiście, że mizuki :D :*



Ten tekst dedykuję Sophie za niezmiernie ciepłe słowa.




Z dziennika Alice

„Żyjemy tak jak śnimy – samotnie”.

Joseph Conrad, "Jądro ciemności"

Wpatruję się smutnym wzrokiem w obraz za oknem. Wszędzie jest tak jasno i kolorowo… Tylko w moich oczach wszystko jest w odcieniach szarości. Przewracam oczami w każdą stronę, chcąc ogarnąć ten obraz. Nerwowo mrugam powiekami, łapczywie chcąc ogarnąć każdy skrawek krajobrazu rozciągającego się za oknem tego przeklętego budynku.
Mam osiemnaście lat i nazywam się Alice. Lekarze poprosili mnie o pisanie dziennika.
Pewnie chcą go potem sprawdzać, by analizować postępy w moim leczeniu, a ja popadam w coraz to większe otępienie. Faszerują mnie setkami lekarstw dziennie, a mój organizm powoli od tego mięknie.
Więc siedzę na parapecie mojego więzienia i z tęsknotą wpatruję się w świat za oknem. Bo miejsce, gdzie przebywam ja, nie jest, ani życiem, ani światem.
To coś pomiędzy i nie życzę tego najgorszemu wrogowi. Mam bose stopy. Jest mi zimno. Okna są nieszczelne, a za nimi jest już późna jesień. Moje więzienie, to po prostu mała klitka w szpitalu psychiatrycznym. Ściany są białe, moje ubranie jest białe, stoliki są białe, łóżko jest białe, drzwi są białe! Czuję się tutaj jak zakuta w kajdany. Tak bardzo chciałabym wyjść do ogrodu! Jednak lekarze wciąż powtarzają, że to nie najlepszy pomysł. A tak jest pięknie na zewnątrz! Łzy płyną po moich policzkach, gdy patrzę na ludzi, którzy spacerują chodnikami pod szpitalem, nawet na niego nie spojrzawszy…
Martwią się o niezapłacone rachunki, młode damy martwią się, czy ich luby oddzwoni, a ja katuję się, uwięziona z własnymi myślami i martwię, czy dotrwam jutra…
Przechytrzyłam jednak psychiatrów. Nie biorę ich lekarstw. Wszelakie płyny zaczęłam wypluwać w toalecie, tabletki chowam pod językiem a później wypluwam, schudłam, bo boję się, że mogą dosypać mi czegoś do chleba czy wody…
Ich lekarstwa kradną mi jasność umysłu. Nie mogę po nich trzeźwo myśleć, sprzeciwić się, czegokolwiek powiedzieć. Plącze mi się język, puchnie. Mam ociężałe powieki, nabrzmiałe usta, ślinię się.
Po niektórych lekach mam białe plamy w pamięci, nie wiem, co robiłam przez parę długich godzin.
Wciąż jednak staram się dbać o siebie. Nie poddałam się. Jestem silna! Wciąż dbam o swoje włosy, które przez moją ubogą dietę zmatowiały, straciły swój dawny blask. Gdyby były długie, byłyby w opłakanym stanie. Noszę tutaj białe spodnie, bluzkę i koszulę.
Mam dosyć tej wszechogarniającej bieli! Tą kartkę z dziennika wyrwę i schowam głęboko pod podłogą, by nikt jej nie dopadł. W zamian napiszę parę zdań, które uszczęśliwią lekarzy, którzy żerują na moim nieszczęściu.
Jest tutaj jednak pewien lekarz, który mi pomaga. Często mnie odwiedza, nawet kilka razy dziennie. Jest przystojny mimo, że ma przedziwny kolor oczu. Jakby głębokiej czerwieni zmieszanej z brązem. Są bardzo ciemne. Czasami, gdy się na mnie denerwuje, stają się czarne. Przynosi mi jednak jedzenie. Trochę, ale zawsze jest czym napełnić brzuch. Szybko jednak ode mnie odchodzi i zawsze ma napiętą szczękę…
Jakby był bardzo zdenerwowany.
Znalazłam się tutaj przez rodziców, którzy uważają, że jestem stuknięta. Czasami za nimi tęsknię.
Nie wiem, co ze mną się dzieje, ale miewam dziwne przeczucia. Czasami mówiłam, że matka na pewno zgubi pieniądze.
I rzeczywiście tak było.
Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Jest to dziwne i niezwykłe, ale taka jest prawda.
I jestem pewna, że nie postradałam zmysłów.
Czasami rozmyślam o innych. Patrzę w okno naprzeciwko i widzę mojego kolegę, chłopca o imieniu Ian.
Lekarze podejrzewają go o porywczość. Chłopak rozdrapuje sobie ręce do krwi, kąsa innych pacjentów…
A ja widzę, jak nocami płacze, z dłonią przyłożoną do szyby, jakby mówił do mnie: „Zabierz mnie stąd”. Ja także przykładam swoją dłoń do szyby i bezgłośnie odpowiadam: „Chciałabym, ale nie mogę”…
Czasami to bardzo smutne.
Lekarze traktują nas tutaj jak zwierzęta. Prowadzą na nas badania i analizy.
Wschodzi już słońce; niedługo znowu się zacznie.
Zaczną sprawdzać, co zapisałam, co zjadłam, zaczną przypinać do mojego wątłego ciała tysiące rurek, zaczną się analizy…
Codziennie modlę się do Boga o lepsze jutro. Błagam go, aby ktoś mnie stąd zabrał, nawet on sam… A On nie słucha. Jakby nie chciał znać moich problemów. Nie jestem jednak zła na Niego. Widocznie ma dla mnie jakąś drogę, którą poznam w późniejszym czasie. I tylko ta myśl podtrzymuje mnie na duchu.
Żeby całkiem nie stracić zmysłów, często rozmawiam z Bogiem. Wypłakuję mu swoje żale, aby było mi lżej. Nie odpowiada, jakby mnie nie znał. Ale wiem, że wkrótce da mi odpowiedź! Będzie to moja lepsza przyszłość, wierzę w to. Coś się zmieni!
Często mam przeczucie i mocne obrazy w mojej głowie, iż odwiedzi mnie jakaś dobra dusza.
Niezwykły nieznajomy, którzy zabierze mnie do lepszego życia.
I mocno trzymam się tej nadziei.


„Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...”


Leopold Staff, „Deszcz Jesienny”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Nie 12:57, 15 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 16:49, 14 Lut 2009 Powrót do góry

Kolejny ciekawy pomysł. Chyba nie ma drugiego takiego opowiadania na tym forum... (?) Jak to przeczytałam, to po prostu zrobiło mi się smutno :(. Zatem miniaturka jest udana :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sophie
Wilkołak



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy

PostWysłany: Nie 13:58, 15 Lut 2009 Powrót do góry

Nareszcie!! :) Długo nie byłam na forum, ponieważ miałam małą wycieczkę Wink
Wchodzę tu.... i niespodzianka :D

Do rzeczy :)

Miniaturka rozbroiła mnie na łopatki, ponieważ jeszcze nie czytałam o ludzkich wyznaniach Alice. Napisałaś to w niezwykły sposób, że chciało mi się płakać i nawet zaczęłam rozumieć Alice :)
Niesamowite, że twoje dzieła mają tak duży wpływ na moją psychikę :)
Ten lekarz to za pewne wampir, który przemienił Alice Wink Ta miniaturka jest ludzka, czytając ją zrozumiałam, że dużo serca wkładasz w pisanie prac, a to jest najważniejsze. Pisać z miłością i nie przejmować się zbytnio co inni napiszą. Jestem bardzo czujna na takie rzeczy, więc od razy załapałam magię twoich opowiadań. Nie muszę czytać niezwykle wyszukanych i aż do przesadnie upiększanych miniaturek, Twoje zawsze wzbudzają we mnie podziw :)
Twórz dalej... szczerze to wchodzę do Kawiarenki tylko po to, by sprawdzić, czy czasami czegoś nie napisałaś :)
Dla mnie ta miniaturka jest genialna, druga zaraz po pierwszej Wink :D:D

I dziękuję za dedykację... jestem mile zaskoczona i ucieszona ;*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Nie 14:01, 15 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Nie 19:43, 15 Lut 2009 Powrót do góry

Czasami... nachodzą człowieka dziwne uczucia, których on sam nie zna, nie rozumie i czuje się z nimi zagubiony.
To jest... wydaje mi się, dość smutna miniaturka.
Nie wiem też, kiedy napiszę nową, może wcale? a może za niedługo? nie wiem.

Beta: mizuki ;*.

Jasper jest tutaj człowiekiem.


„Jeden krok i wszystko runęło...”



„Może znajdziemy
od naszych łez schronienie
Może znajdziemy
bajkowy świat, a w nim nadzieję.”


Rok 1861, Houston, Teksas.

- Uspokój się, mamo. Proszę. – szepnąłem błagalnie, głaszcząc swoją rodzicielkę delikatnie po ramieniu.
Siedziała na starym fotelu w salonie. Klęczałem obok niej na zakurzonym dywanie i starałem się jej pomóc, bo aż serce mi się krajało na sam widok jej rozpaczy. Czułem tę matczyną więź, jaka łączy dziecko z matką… Czułem jej ból jak swój własny. Trzęsła się i szlochała żałośnie, wtulając się w moje ramiona jak małe dziecko, a ja czułem się okropnie bezbronny. Jedyne, co mnie podnosiło na duchu to właśnie to, że swoją obecnością mogłem ją pocieszyć.
Ale żadne słowo nie mogło poskładać jej złamanego serca.
Pocałowałem mamę w czoło, szepcząc coś uspokajająco. Czułem, że z każdą minutą matka szlocha coraz ciszej, a wreszcie tylko pochlipuje lekko, pociągając nosem.
Nie trzęsła się już tak bardzo. Tuliłem ją z całych sił, chcąc jej pokazać, że kocham ją całym sercem i duszą. Chciałem pokazać, że jej nie opuszczę, zawsze obronię, że zawsze może czuć się bezpieczna. Zawsze i wszędzie.
- Tak bardzo cię kocham, synku… - usłyszałem jej cichy głos. Spojrzałem na jej postarzałą i zmęczoną twarz z czułością.
Moja matka była kiedyś naprawdę bardzo piękna. Poniekąd odziedziczyłem po niej urodę i jestem z tego niezmiernie dumny. Posiadam jej ciemnoniebieskie oczy i jasne, kręcone włosy. Jednak smutki i kłopoty związane z wojną secesyjną, która właśnie wybuchła, odebrały jej resztki radości, optymizmu, młodości i urody.
Zmizerniała strasznie i to mnie martwiło. Tęskniłem za dawną Miriam*.
Często była nieobecna duchem.
- Ja też cię kocham, mamo. – powiedziałem łamiącym się głosem. Było mi w tej chwili cholernie ciężko i chciałem runąć w dół. Jednak nie mogłem tego zrobić. Musiałem trwać.
Dla mamy.
Dwudziesty czwarty grudnia** jest dla nas dniem wyciszenia i smutku. Właśnie tego dnia mój ojciec zginął, walcząc na polu bitwy. To był dla matki cios ostateczny. Wiedziałem, że się nie pozbiera. Straciła już dwóch synów***, a moich braci. Obaj polegli na wojnie. Czułem rozgoryczenie, ale byłem silny. Nie chciałem płakać przy mamie, chociaż łzy same cisnęły się do moich oczu.
Byłem zbyt wrażliwy. To także mam po mamie. Straciła bezpieczeństwo i mężczyzn, których kochała. Zostałem jej tylko ja.
Nie mogłem tego powiedzieć matce, nie w tej chwili. Nie potrafiłem wbić jej sztyletu w zranione serce.
Ja także zamierzam zgłosić się na Konfederata. Nie zamierzam kryć się w domu, gdy inni mężczyźni idą na wojnę. Wiekiem martwić się nie muszę, wyglądam na tyle dojrzale, że powinni mnie bez problemów przyjąć.
- Mamo, posłuchaj mnie uważnie… – powiedziałem stanowczo i chwyciłem delikatnie jej twarz w swoje dłonie i spojrzałem jej głęboko w niebieskie tęczówki.
- Musisz być silna. Nie możesz się poddać! Muszę cię opuścić na chwilę, muszę spotkać się z Victorią. Dasz sobie radę sama? – szepnąłem i ucałowałem ją w policzek.
Matka pokiwała głową na znak zgody i pogłaskała mnie czule po włosach.
Wstałem, nakładając płaszcz na ramiona i otulając szyję szalikiem, który zrobiła mi matka. Miałem do niego ogromny sentyment. Zakładałem go przy niej chcąc, by wiedziała, że pamiętam o niej.
- Uważaj na siebie, Jasper. – szepnęła i skuliła się na fotelu.
Westchnąłem płytko i skierowałem się ku wyjściu. Po drodze jednak ukradkiem położyłem na komodzie list, w którym wyjaśniłem wszystko matce. Wyszedłem, cicho zamykając za sobą drzwi.
Przez długi czas miałem już nie przekraczać progu tego domu.
Na zewnątrz lało jak z cebra. Przedzierając się przez strumienie wody, szedłem przed siebie dziarskim krokiem na spotkanie z kobietą mojego życia.
Byłem w niej szaleńczo zakochany.
Była to tak zwana, młodzieńcza miłość. Pierwsze zakochanie.
Ochraniając się przed silnym wiatrem, rozpamiętywałem jej sylwetkę…
Viktoria była ode mnie pięć lat starsza i bardzo mi imponowała. Opiekowała się sześciorgiem rodzeństwa. Była osobą bardzo wrażliwą. Była bez ojca i bez starszych braci, którzy wyemigrowali na wojnę i słuch po nich zaginął. Czuję się więc dumny, będąc dla niej najważniejszą osobą w życiu.
Miała długie i gęste włosy koloru jasnego brązu. Pod wpływem wilgoci tworzyły się z nich urocze loki, które ubóstwiałem. Pod wpływem ciepła, jej okrągłe policzki pokrywały urocze rumieńce. Pełne usta były zawsze uśmiechnięte. Uwielbiałem je całować.
Najbardziej podobały mi się jednak jej oczy. Były duże i tajemnicze, koloru głębokiej zieleni. Zgrabna, nie za wysoka sylwetka i piękne nogi.
Była jak marzenie.
Skręciłem w zaułek uliczki i dojrzałem ją, skąpaną w bladym świetle starej latarni.
- Viktoria… – szepnąłem, całując ją na powitanie w usta. Chciałem się cofnąć, jak zawsze, ponieważ tak nakazywały mi maniery i tak okazywałem kobiecie mojego życia należyty szacunek, ale przytuliła się do mnie jak najmocniej umiała i zarzuciła mi ręce na szyję, nie odrywając się od moich ust. Nie protestując, delikatnie położyłem swoje dłonie na jej drobnej talii, niemal zachłystując się z ekscytacji. Pocałowałem ją odważniej, czując, jak przeszywa mnie prąd podniecenia.
Viktoria zadrżała. Nie wiedziałem, czy także z podniecenia, czy z zimna, więc oderwałem się od jej rozkosznych ust i zarzuciłem jej na ramiona swój płaszcz.
- Nie musisz, Jazz… - szepnęła, szczękając zębami.
Wyglądała niezwykle uroczo z skręconymi włosami i uczuciem w oczach, więc mimowolnie uśmiechnąłem się leciutko, czując przypływ miłości i ciepła, które wolno rozchodziły się po moim ciele.
- Ciii… – szepnąłem, przykładając jej palec do ust. Pocałowałem ją w czoło i przytuliłem mocno.
- Odchodzisz, prawda? Pójdziesz na wojnę, jak mój ojciec, bracia i inni mężczyźni… - szepnęła żałośnie.
Poczułem w gardle narastającą gulę, której nie mogłem przełknąć.
Wiedziałem, co chce przez to powiedzieć. Ja także miałem ją opuścić.
Bała się, że już nie wrócę
- Tak. Przykro mi. To konieczne, Viktorio. Kocham Cię… - powiedziałem z trudem i poczułem, jak pojedyncza łza spływa po moim policzku i łączy się z kroplami deszczu…
Po chwili poczułem, jak łzy płyną mi ciurkiem po twarzy. Byłem zadowolony, że deszcz je zmywa i Viktoria nie była w stanie ich zobaczyć…
Wystarczyło mi, że ja widziałem jej łzy, które z goryczą i smutkiem przełykała. Scałowałem je z jej policzków i popatrzyłem w głęboką zieleń jej oczu, niemalże w nich tonąc.
- Wrócę do ciebie, obiecuję. – szepnąłem z mocą.
- Opiekuj się, proszę, moją matką. Jest załamana. Żegnaj, najdroższa. – pocałowałem ją ostatni raz i odszedłem w mrok ulicy.
Nie dotrzymałem obietnicy.
Nie wróciłem już nigdy więcej.


„Wyrabiamy w sobie obojętność, bezwzględność, nawet pogardę i ostatecznie nienawiść wobec cierpiących, podobnie jak w świecie zwierząt spotykamy liczne wypadki zamęczania na śmierć chorych towarzyszy”.



* podoba mi się to imię, więc je dodałam Wink.
** w książce nie było powiedziane, kiedy wyruszył na wojnę(?).
*** tego też nigdzie nie było, to taki mój wymysł.


Wink Liczyłabym na jakieś opinie, bo zawsze to człowieka cieszy, w moim przypadku, nawet krytyka jest mile widziana.


A.Rose


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Sophie
Wilkołak



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy

PostWysłany: Nie 20:04, 15 Lut 2009 Powrót do góry

O rany.... po raz kolejny przeszłaś samą siebie! Takiego tekstu było mi potrzeba! Genialny pomysł, świetne wykonanie... perfekcyjne. Uwielbiam, jak ktoś pisze o Jasperze człowieku, ale ta miniaturka bije miniaturki innych wykonawców na łeb. Jasper i młodzieńcza miłość... ahh rozpływam się :) I te uczucia towarzyszące mu przed pójściem na wojnę... kto by pomyślał, że znajdzie później jeszcze większą miłość :D
Ja mam nadzieję, że ty masz jeszcze w rękawie jakieś miniaturki co? Wiesz... ja tam nie nalegam i nie naciskam.... ale co ja poradzę na to, że kocham Twoje opowiadania miłością czystą i bezinteresowną? Podobał mi się jeszcze opis szlochającej matki, oddałaś klimat tamtych czasów, zawieruchy wojennej. Uwielbiam takie miniaturki, których akcja dzieje się w dawnych czasach... jeju no ja już się zamknę, bo bym musiała do jutra rana pisać!
Jedno zdanie jeszcze: KOCHAM TWOJE PRACE!!!! ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Wto 16:15, 24 Lut 2009 Powrót do góry

Na tym forum są niezwykle nieśmiali ludzie... ciężko wydobyć z siebie krytykę, czy inne zdanie na temat tego, co tu wstawiam? XD
Tylko Sophie i mizuki są wytrwałe xD
Dobra, nie zrzędzę. Ja i tak piszę, bo wena mi każe.
...

Jasper jest tutaj człowiekiem.

beta: niezastąpiona i ukochana mizuki ;**

Miłego czytu-czytu :)


Zdrada


"I kłamać będę - że kocham, tym, co mej pragną miłości,
By z uczuć ich spijać rozkosz zwycięstwa… bogów potęgi…
Pożarem serc im oddanych rozpalę chłód swej nicości (...)"



Jestem zdradą. Nikczemnym uczuciem, niszczącym gorąc miłości. Z chytrym uśmieszkiem na odpychającej twarzy owijam sobie ofiarę wokół małego palca. Najłatwiejsi są mężczyźni, niewierne istoty! Nikczemne, plugawe stworzenia!
Jam jest córą Śmierci! Niszczę umysł, kradnę zmysły, połykam mózgi! Nikczemny ze mnie potwór, o radości ma, z czyjegoś nieszczęścia! Jam zwierzęciem szpetnym jest, pozbawiającym zdrowych zmysłów! Zakrzywionym szponem szramy na sercu tworzę, które już na wieczność mym znamieniem krwawić będą! Ja zębami przegnitymi, przegryzać będę oczy, by zaślepić swą istotą! Piękne zwierzę udawać będę i do swej jamy słodkim szeptem zwodzić! O, ja wielka! Klękacie przede mną na kolanach, wołając zduszonym głosem: Mości Pani!
Dusicie się złem, którego ziarenko sieję w waszych duszach!
Jam kochanką waszą po kres wieczności!


Dotknąłem jej miękkich, opadających kaskadami fal włosów. Poczułem jak drży, przytulona do mojego torsu. Przymknąłem oczy na wpół uśmiechnięty.
Czy tak wygląda miłość? Czy jest to po prostu niebyt, brak zamartwiania się o przeszłość i przyszłość? Liczy się tylko ta chwila, tu i teraz, jej twarz, jej oczy, jej uśmiech, jej ciało i moje ciało?
To nie jest miłość. – usłyszałem wredny głosik w swojej głowie. Szarpnąłem się lekko, spinając mięśnie i zaciskając zęby ze złości.
Cicho! – nakazałem sobie. Jest to miłość, nie wmówisz mi, że jest inaczej!
Spierasz się z samym sobą, sam nie jesteś już niczego pewien… - szepnąłem tak cicho, że ledwo sam usłyszałem swój zmęczony głos.
Przycisnąłem Tamarę mocniej do siebie. Czułem, jak jej smukłe palce błądzą pod płaszczem po moich plecach. Całowałem jej włosy i dziękowałem za ten dar losu.
Poznałem Tamarę jakiś miesiąc temu, przy ćwiczeniach w lesie. Ciężkie to czasy, mimo to, ja wciąż jestem mężczyzną. A każdy mężczyzna ma swoje potrzeby i marzy o kobiecie.
Wciąż tęskniłem za Wiktorią, tak bardzo, że aż bolało, ale… Tak trudno było wytłumaczyć swojemu ciału, że kobieta mojego serca jest daleko ode mnie i nie da mi w listach tego, czego pragnę.
A Tamara wzięła się znikąd i od razu podbiła moją duszę, serce i ciało. Jak zapytasz?
Sam zachodzę w głowę, próbując to rozgryźć…

Leżała bezbronna i naga pod drzewem, a deszcz spływał po jej drobnym, wychudzonym i posiniaczonym ciele.
Drżała, a mną zawładnęło współczucie i przemożne pragnienie, by jej pomóc.
Kobieta jest istotą słabą, delikatną i wrażliwą. Draniem i najgorszą szumowiną tego świata jest człowiek, który krzywdzi takie istoty, wywodzące się od samych aniołów!
Pamiętam bardzo dokładnie, jak wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszego obozu…
Było tym łatwiej, że miałem własny namiot.
Nikt o niczym nie wiedział. Nikt o nic nie pytał. Teraz codziennie giną nas setki.


Wróciłem do teraźniejszości… I do słodkiej Tamary. Czułem, że to, co było między mną a Tamarą było czymś innym, niż uczucie wobec Wiktorii, próbując jednocześnie zapomnieć o tych głębokich, zielonych oczach, które zostały w mojej rodzinnej miejscowości…
Teraz miałem przed sobą tęczówki czarne jak smoła. Zadrżałem. Czułem bowiem, że dzisiaj stanie się coś przełomowego i ulotnego zarazem…
Spojrzałem na piękną twarz mojej towarzyszki. Miała delikatne brwi, które często unosiła w zaskoczeniu… Mały nos, delikatną i bladą cerę, oraz dumnie i wysoko osadzone czoło. Jej usta były małe, ale rozkosznie kształtne i idealne. Górną wargę miała też nieproporcjonalnie dużą w stosunku do dolnej, co dodawało jej tylko uroku. Miała też zadziorne i twarde spojrzenie, które czasem napawało mnie głębokim niepokojem. Widziałem w nich jej charakter. Zaciętość, upór, walkę, zło…
Zjechałem wzrokiem niżej, w dół, by zatrzymać swoje oczy na jej dużych, kształtnych piersiach, które ciasno opinał wyświechtany już gorset…
Zerknąłem na mocno zaznaczone wcięcie w talii, gdzie trzymałem swoje zniszczone pracą i mrozem dłonie… Na szerokie i kuszące biodra, na długie nogi, schowane pod fałdami sukni…
Była to kobieta, której żaden mężczyzna by się nie oparł.
Jednak głosik mojego sumienia uparcie podsuwał mi inne obrazy…
Wiktoria nigdy nie patrzyła tak, jak moja nowa towarzyszka. Oczy miała przepełnione czułością, miłością i wzruszeniem. Była to kobieta pełna dobroci i wrażliwa na piękno, którego nie potrafił dostrzec nikt inny. Nie z taką dokładnością i precyzją, jaką robiła to Wiktoria.
Biust miała mniejszy, ale idealnie kształtny, a jej drobne dłonie doprowadzały mnie do szaleństwa…
Poczułem oddech Tamary na swoim policzku. Na powrót przed moimi oczami stała ta wysoka kobieta o zadziornym spojrzeniu. Nie zastanawiając się dłużej, wpiłem się w jej usta i z zaskoczeniem stwierdziłem, że nie ma w tym krzty miłości i pasji, jaką odczuwałem, całując damę mojego serca. Całując Wiktorię…
Robiłem to mechanicznie, miażdżąc jej wargi, chcąc wydobyć z siebie jakąkolwiek iskrę uczuć…
Zacisnąłem mocno powieki, biorąc Tamarę w ramiona i padając z nią na podłoże namiotu.
Jęknąłem, gdy oplotła mnie nogami, a jej dłonie błądziły po mojej klatce piersiowej.
Oddychając szybciej, zerwałem z siebie marynarkę i odpiętą koszulę. Ponownie namiętnie pocałowałem czarną.
Z niecierpliwością i wielkim pożądaniem ściągałem z niej ubranie. Wydałem z siebie cichy jęk. Zarejestrowałem jej dłonie błądzące w pobliżu mojego rozporka, czując jednocześnie, jak jej ciało napiera na moje.
Poczułem, jak do życia budzi się moja męskość i ogarnęło mnie obrzydzenie do samego siebie.
Jednak w momencie zerwania z Tamary koszulki i zobaczenia jej piersi w całej okazałości, głos rozsądku, duszy i mojego serca został zgaszony przez pożądanie, które ogarnęło moje ciało i mój umysł.
Poczułem się jak w klatce, zakuty w kajdany.
Czułem przerażające uczucie beznadziejności i bezradności.
Popadałem w opętanie…

Po kilku godzinach leżałem obok Tamary i łzy ciekły mi po rozgrzanych policzkach. Okryłem nas starym, przesyconym stęchlizną kocem. Obejmowałem ramieniem moją nagą towarzyszkę, która ufnie wtulała się w mój tors.
Nie mogłem powstrzymać łez, dławiąc się nimi. Włożyłem pięść do ust, by nie zacząć szlochać. Czułem, że spadłem na samo dno. Czułem do siebie obrzydzenie. Pozwoliłem, by zapanowały nade mną pożądanie i zwykłe potrzeby mężczyzny.
Zdradziłem kobietę mojego życia!
Zacząłem głęboko oddychać, czując lekkie zmęczenie, wywołane zduszonym płaczem.
Zamknąłem oczy, próbując choć na kilka chwil odpłynąć w objęcia Morfeusza i zapomnieć o moim haniebnym i karygodnym zachowaniu…
Zasypiając, z goryczą stwierdziłem, jaka jest różnica między uczuciami do Tamary a Wiktorii, co wcześniej mi umykało.
Z Wiktorią łączy nas miłość wyjątkowa i głęboka, wrażliwa, szczera… A z Tamarą łączyło mnie pożądanie ciał…

Jeszcze gorzej poczułem się, gdy po przebudzeniu okazało się, że… jestem sam. Ściągając w skupieniu brwi, ubrałem się w zaskakująco szybkim tempie i wkładając na stopy oficerki, wyszedłem z namiotu.
Dopiero świtało, ale w namiocie mojego przyjaciela - zastępcy, paliło się blade światło starej lampy naftowej.
Zacząłem się skradać i z bólem w okolicy serca stwierdziłem, że słyszę jęki i przyśpieszone oddechy…
Dyskretnie odchyliłem płachtę wejścia do jego namiotu i poczułem trzy uczucia jednocześnie.
Obrzydzenie, zdradę i przeogromny ból.
Etan, mój przyjaciel, właśnie spędzał upojne chwile z Tamarą, takie same, jakie ja miałem parę godzin wcześniej. Nawet trzymał ją w swoich ramionach tak, jak robiłem to ja.
Wróciłem do swojego namiotu i padłem twarzą na ziemię, szlochając jak małe dziecko.
Zdradziłem i poczułem się podwójnie zdradzony…
Kara zawsze dotknie winowajcę.


"Prawdziwa miłość wcześnie spisuje testamenty."


Wink

Gdyby to kogoś zainteresowało - było to pisane przy Staind - I'ts been awhile


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Wto 19:48, 24 Lut 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 19:15, 24 Lut 2009 Powrót do góry

Dzisiaj zostałam uświadomiona i już nie będę się mądrzyć, co do stylu, błędów itepe, bo ZA MAŁO wiem, więc już się nie będę na te tematy wypowiadać. Powiem tylko, że to jest zdecydowanie dobry tekst. Jeśli nie najlepszy z Twoich wszystkich ;>...
Widzę Twoje postępy, Ty widzisz coraz mniej proponowanych poprawek ;].
Udało Ci się napisać o czymś bardzo trudnym, smutnym i przerażającym. Czułam to, co miał w głowie Jazz, czułam jego ból i palącą potrzebę zarazem, czułam jego wyrzuty sumienia i wreszcie czułam, co mogłaby poczuć Viktoria...
Brawo Kwadratowy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mizuki dnia Wto 19:15, 24 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin