FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Dilena - Moje szczęście Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 14:11, 04 Mar 2010 Powrót do góry

ha! ponieważ ja tak mam, że lubię sobie poczytać, a mam teraz chwilkę czasu - dobijam do ciebie i uwaga - czytamy i opisujemy wszystko po kolei...
jak dziś nie zdążę - wrócę jutro Twisted Evil


Wina

- treść: pomysł sam w sobie zaskakujący, Jacob na wojnie, a Ness nie pewna tego czy on wróci, rzuca się w ramiona innego... ale nie kocha go... to tylko zwykła zdrada z niepewności, z potrzeby cudzego ciepła... może z tęsknoty... oddane aż nazbyt idealnie... ta niewiedza czy on to zaakceptuje i ból, gdy odtrąca ją lekko by nie widzieć dalszego ciągu... przez chwile myślałam, że za słowami Pokaż mi to - kryje się jakiś namacalny dowód w postaci dziecka... a jednak chodziło tylko o to, by zobaczył to jej oczami, by poczuł to co ona... by upewnił się, że jego kocha... a tamten... a tamten poszedł w niepamięć...

- postacie:
*Jacob... wracający z wojny... choć dziwi mnie to, bo wpojenie bywa przecież bolesne, a rozłąka to raczej nie jest dobry pomysł... wraca zz doświadczeniami, o których każdy wolałby zapomnieć... ale mimo wszystko to dalej ten sam Jake, który kocha... może bardziej dorosły, bo wybaczenie zdrady jest wielkie (nie wiem jak to określić, ale ja nie zdobyłabym się na to i nie zdobyłam jak do tej pory)... jego zrozumienie poraziło mnie w pewnym momencie i podejrzewam, że zostałabym w tym szoku, gdybym nie wytłumaczyła sobie wszystkiego wpojeniem
* Ness - z poczuciem tytułowej winy... załamana i zdruzgotana, świadoma swego błędy, ale nieświadoma decyzji zmiennokształtnego... napięcie było ładnie wyczuwalne... ale bardziej ogarniam sytuację instynktownie niż dosłownie...


Satyna

zauważam, że lubisz tę parę, ale kompletnie nie wiem dlaczego - może dlatego, że o nich jest najmniej i tylko z okresu dziecięcego Ness... można sobie więcej dopowiedzieć... więcej pospekulować na ich temat :)
było delikatnie i erotycznie zarazem... sporo błędów (a jak ja je widzę to nie jest dobrze Wink )... roztkliwiły mnie przygotowania Jacoba od pierwszej wspólnej nocy... ale jednocześnie zabiło wspomnienie Edwarda (nie tylko dlatego, że Jake nazwał go Ed'em czy przyjacielem), bo jak można myśleć o ojcu dziewczyny, gdy właśnie zamierzasz pozbawić ją dziewictwa?! to podobno najlepszy środek antykoncepcyjny... :P
miniatura podobała mi się zdecydowanie mniej, ale nie znaczy, że wcale... może dlatego, że wszystko było ciut za szybko... a może po prostu spijanie cudzej śliny jest fuj :P ... za dużo w tak małej porcji tekstu... rozciągnęłabym to, bo wiem, że stać cię na więcej :P


Luka w wizji

świetny wiersz... genialnie oddaje relacje pomiędzy Jacobem i Bellą... śmiałe podejście do sytuacji, a z czasem wydaje mi się czy nie byłoby to lepsze wyjście... dobrze poprowadzone dialogi... naturalne i jednocześnie niosące ze sobą pokłady emocji...
zauważyłam z jaką łatwością żonglujesz umiejętnościami kolejnych postaci... nie stanowi to dla ciebie problemu i nie zastanawiasz się, co z tym fantem zrobić by nie przeszkodził całej sytuacji... by nie zdradził za wiele... jednocześnie nie zapominasz o tym, że Bells świadoma jest darów... to jej Nie podejmuj decyzji - gorączkowe i nerwowe nadało charakter tej scenie...
podoba mi się Bells w tej roli... nareszcie zdecydowana i pewna... do tego zdaje się przemyślała wszystko... ale uraziło mnie zdanie Alice Jesteś tylko człowiekiem... nie wiem - jakoś tak... może jestem przewrażliwiona przez te wampiry wokół... ale poczułam się jakby ona była lepsza, bo stabilna w decyzjach...
miniatura jak najbardziej odpowiada mi niemal od A do Z :)


La Push

właśnie pożałowałam, że przeczytałam część drugą... już kolejny raz czytam o zgładzeniu obu kochanków, głównie przez złe decyzje i nadmierną porywczość... mamy Edwarda, który pomimo tego, że miał dać Belli wolną rękę nie zrobił tego - w zamian pozbawił ją miłości jej życia... a siebie istnienia... w zasadzie - dobrze mu tak... nie wiem czy Alice to widziała - pewnie nie, bo zmiennokształtni zakłócają pole...
jakoś mi dziwnie po przeczytaniu całości - nie spasowało mi sformuowanie, że się uwinęli szybko - dlatego, że to kolokwializm - zdaje się, że tak się to nazywa... i kompletnie nie pasuje do stylu, który prezentujesz... wybiło mnie to z rytmu, który narzuciłaś na samym początku...
jestem zła - to niepotrzebna kontynuacja - teraz jest mi smutno (ale całkiem zgrabna miniatura)


Wymyślony

uroczy drabbel... powalił mnie na kolana - ja też w końcu lubię Juwenalia... szczerze to nie potrafię oceniać tak krótkich form... podoba mi się za humor i zaskakiwanie co zdanie... poza tym... na jakim haju musiał być Edward by wymyślić takie pierdoły (a na jakim była Meyer - ona rąbnęła przecież całe cztery części :P )
zgrabne to było i przepocieszne Wink


Raj

krótko... ale ja o rozumiem... całkiem ciekawe spojrzenie... nie rozumiałam tytułu dopóki Jake nie wspomniał o swojej matce... to było wzruszające... takie ciepłe... ale żal Jacoba nie powinien mieć miejsca, w wyczuwałam go niemal każdym porem skóry - niebo to podobno miejsce wiecznej szczęśliwości, a nie miejsce, w którym rozpamiętuje się w ten sposób ukochanych, których zostawiliśmy na ziemi...
spodobała mi się bohaterska reakcja na Demetriego i to jak potraktował go Emmett - całkiem po misiowemu - rzeknę śmiało, bo przecież on za małą przepadał niemal tak samo jak ja jej matką... tylko jej nie wkurzał...
oceniam w mojej prywatnej skale na prawie pięć... :)

___________

wróciłam :)

Twoje życzenie

cóż... z przyjemnością zauważam, że nie tylko mój styl nagle doznał eksplozji mocy po pojedynkach... :P to coś w sobie ma, bo człowiek stara się ze cztery razy mocniej...
hm, to zwykła proza była... zwykła i niezwykła... nie było żadnego punktu zwrotnego... czy gwałtownych emocji... ale na pewno silne uczucia - ta więź pomiędzy wszystkimi bohaterami jest na tyle znacząca by roztkliwić nawet najzatwardzialszą bestię, którą w zasadzie jestem... a dla wyjaśnienia zwyczajna proza to coś, co zawsze chciałam napisać... bo to mistrzostwo... za pomocą naturalnych zachowań i logicznego ciągu przedstawić i przekazać coś nadnaturalnego i ledwo wyczuwalnego... żeby intuicja przemawiała zamiast słów... żeby wynieść to uczucie spokoju, które właśnie mnie ogarnęło - no zawładnęło mną i jakoś nie mam zamiaru się bronić = to zrobiłaś ty tym tekstem...
samo nawiązanie do bożonarodzeniowych prezentów i życzenia było urocze, ale prawdziwe, bo czego innego chcą nasze matki?
było kilka błędów, ale się nie czepiam :P


Zmiana

ja ten tekst akurat zrozumiałam :P nawet oceniałam zdaje sie...
kurcze... nie wiem za bardzo co powiedzieć... na pewno kiedy czytałam po raz pierwszy ten tekst byłam w pełni zaskoczona podejściem do tematu... nie rozpoznałam wtedy czyj tekst jest czyj, bo Susan pisze podobnie... teraz mam mniej więcej rozeznanie w tym wszystkim, ale dalej udaje ci się mnie zaskakiwać - jak najbardziej pozytywnie...
sam pomysł tego, że Edward nie potrafi zaakceptować Ness wydaje mi sie szalony za względu na to, że to jednak geny z jego genów i tutaj też wchodzi czynnik kanoniczny - Edward skontaktował się jakoś wtedy z Ness jeszcze w łonie matki... ale przełknęłam to... i popiłam... poszło :P
tekst ma kilka niedociągnięć, ale naprawdę wygrywa z innymi całkiem abstrakcyjną wizją... prezentujesz bardzo dobry styl, w którym pławię się od czasu do czasu (to musisz wiedzieć :P )


Wampir Kajusz

wiesz, że to jedna z moich ulubieńszych miniatur - wiesz też zapewne, ze widziałabym ją bardziej w formie czegoś dłuższego z zakończeniem takim jak to... ale dosć zrzędzenia o więcej :P
znowu abstrakcja - zabrałaś się za najmniej opisywanego wampira... do tego kojarzącego sie najbardziej krwawo... nie wiem czy ktoś go polubił... Marek - równowaga i dystans, Aro - ciekawość i artysta (zawsze mi się tak kojarzył), Kajusz - krwawy i bezlitosny...
pokazujesz go tutaj z lekko melancholijnej strony... wspominającego dawne czasy i to z takim bólem o jaki go nie podejrzewałam i nie podejrzewam, ale ilekroć czytam tę miniaturę nabieram się na to... dlaczego? nie wiem, ale dla mnie może być i tak...
sama postać Lantosa wydaje mi się tragiczna, bo przecież chce zabijać... chce zostać wampirem - mordercą, a Kajusz okłamawszy go wczesniej pozbawia życia... do tej pory zastanawiam się czy zrobił to przeraziwszy się tego, iż Lantos jest jeszcze gorszy niż najgorsi znani jemu czy zrobił to, bo miał dość gierek i chciał zakończyć tę zabawę w ciuciubabkę...
Lantosa rywalem Kajusza nie nazwałabym, bo kto może równać się z wampirem...
ale poza tym wszystkim - miniatura mi sie bardzo podoba :)


Wybacz, ale będę ci mówił skarbie

ta miniatura o parze niekanonicznej jest tak urocza, że jeszcze się nią zachwycam... kiedy czytałam ją po raz pierwszy wiedziałam, że jest twoja... bo kto jak nie ty przedstawiłby tak Emmetta?
Emmett jest tu jak pluszowy miś... z jednej strony chcesz się przytulić, ale przecież musisz pamiętać, że to niedźwiedź i też potrafi być niebezpieczny... i Em tak ma - jest słodki, ale pewny siebie... (przepraszam, ale w głowi wciąż mi te dołeczki... )
Cytat:
- Emmecie McCarty! Uprzedzam cię, jeśli teraz zaczniesz mnie łaskotać, to przez najbliższy tydzień śpisz sam! – zagroziła.
- To się nazywa siła argumentu. - Wampir udał obrażonego, ale nie na długo.
to mówi o nim wszystko... Twisted Evil żartuję rzecz jasna... choć może nie do końca... właśnie takiego Emmetta uwielbiam... wyluzowanego i żartującego... a do tego on preferuje taki humor jak ja :D
no nic to - zmykam, bo chyba ciemna noc mnie już zastała... nie muszę chyba dodawać, że ostatnia jest moją ulubioną twoją miniaturą :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 19:56, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:27, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Dil marudzi, że nikt nie komentuje Emmetta, więc Zuzia musiała przyjść i napisać słów kilka.

Jak już wspomniałam przy okazji pojedynku, zdziwił mnie rok - 2040. Tego się nie spodziewałam, ale dobrze.
Spodobało mi się to, jak opisałaś zmiany w La Push i Forks. Wyszło Ci to ładnie i realistycznie. Zresztą Ty zawsze wszystko ładnie opisujesz, więc nie ma się co dziwić. Gdy czytam Twoje teksty wszystko wizualizuje mi się przed oczami.
Para Emmett - Bella nawet mi się spodobała. Jestem przyzwyczajona do Bells z Edwardem, ale ostatnio przekonuję się do innych połączeń. Takich jak z Jasperem, czy też Emmettem. Plus dla Ciebie za to. Miło czytać o innym duecie Smile
Spodobało mi się motyw z domem, w którym się poznali i który wyglądał tak samo, jak wiele lat wcześniej. Emmett i Alice naprawdę się postarali i zrobili Belli niespodziankę.
Rozmowy między nimi były takie realistyczne, lekkie i przyjemne w odbiorze. No i kurcze, były słodkie. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Choć byli ze sobą już tyle lat i tak pokazywali swoje uczucia i widać było, że się kochają.
Wspomnienia też ładnie Ci wyszły. Aż mnie samej się zachciało wspominek Wink Coś czuję, że dziś czeka mnie wieczór z przeszłością. Ale dziś jest chyba odpowiedni dzień ku temu.

Nie wiem co więcej powiedzieć. Podobało mi się. Urocza, lekka miniaturka. Lubię Twój styl, Twoich bohaterów. A Twojego Emmetta to ubóstwiam Wink
Mam nadzieję, że niebawem spłodzisz jakiś nowy tekst. Czekam niecierpliwie.
Buźka :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Nie 21:27, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:26, 23 Kwi 2010 Powrót do góry

Zauważyłam, że nie mam tej pracy w Kawiarence Wink
Dlatego wstawiam i tradycyjnie prawie dedykuję przeciwniczce Suszakowi.


Pierwszy


Słoneczne popołudnie – jedno z nielicznych w ciągu roku w deszczowym Forks. Duży, przestronny dom, a wokół niego piękny, rozciągający się aż do rzeki przy lesie, ogród. Równo posadzone kwiaty, żywe kolory i pan, który o to wszystko dba. Pan ogrodnik. Jasne promienie przebijające się nieśmiało przez chmury. Piękny obrazek, a w centralnym jego punkcie piaskownica.
Dwoje dzieci bawi się, układając babki ze swoich foremek. Dziewczynka ma więcej akcesoriów, chłopiec tylko dwa: czerwoną żabę i żółtą koparkę.
- Zrobimy fosę, dobra? – pyta śliczny, mały blondyn.
- Tak – odpowiada mu dźwięczny głosik.
- Potrzebuję twojego rycerza. Będzie stał na straży. Pożyczysz?
- Proszę.
Młoda dama chętnie dzieli się swoją własnością: zabawką, która leżała w towarzystwie setki innych - jej ojciec myślał, że kupując ich cały kosz, kupi też miłość dziecka.
- Wiesz, chłopcy w przedszkolu mówią, że dziewczyny są głupie, ale ty jesteś fajna – oznajmia wdzięczny syn Withlocków.
- Dziękuję, Jaz.
- Chyba cię pocałuję.
Mały nachyla się do przodu, ale Rosalie Hale zasłania usta drobnymi rączkami.
- Nie wolno się całować.
- Dlaczego?
- Bo to zarezerwowane dla dorosłych. Jak będę taka jak mamusia, to wtedy mnie pocałujesz.

***

Wiatr dawał o sobie znać wyjątkowo uparcie. Deszcz zacinał w okna, a słońce wyraźnie znudzone ostatnimi trzema dniami roboczymi musiało chyba wybrać się na urlop. Akurat dzisiaj.
- Mamo! – wrzasnęłam – mamo!
- O co chodzi?
- Gdzie jest moja zielona tunika? Wczoraj tu była!
Spojrzałam na swoją rodzicielkę i już wiedziałam, że natychmiast potrzebuję planu awaryjnego. Jeśli nie ta tunika, to nie te spodnie, a jeśli nie te spodnie, to nie te buty.
- Dzięki, dzięki, naprawdę. Idź już.
- Nie gniewaj się skarbie, ja myślałam, że trzeba ją wyprać…
Wypchnęłam matkę za drzwi pokoju i czym prędzej pobiegłam w stronę szafy. Nie włożę na siebie spodni z garnituru, bo nie chcę wyglądać zbyt oficjalnie. Cholera! Co powinnam zrobić? Tato będzie się musiał za mnie wstydzić – przecież syn Kinga z pewnością zabłyśnie nie tylko inteligencją, ale i elegancją. Chłopakom jest łatwiej.
Przeczesałam nerwowo moje długie, lśniące loki. Spojrzałam w lustro i wybuchnęłam głośnym płaczem. Czym jest uroda, jeśli nie umie się jej dobrze pielęgnować? Czy figura modelki, gdy nie potrafię jej w odpowiedni eksponować? Co mi z mnóstwa pieniędzy rodziców, jak gustu kupić się nie da? Położyłam twarz na rękach, złożonych przy toaletce. Nie dbałam już o zapuchnięte oczy.
Kilka minut później drzwi mojego pokoju powoli się uchyliły. Wyprostowałam się jak na rozkaz i czekałam. Mama czy tata? Ojciec nie może mnie zobaczyć w tym stanie, wpadnie we wściekłość. Wstrzymałam oddech.
- O co chodzi? – spytał donośny bas. Zrezygnowana odwróciłam się do niego, eksponując w całej okazałości swoją słabość. Pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku i utknęła, gdzieś w rogu dolnej wargi, komponując się z cichym „przepraszam”. Wyraz twarzy taty aż kipiał z żalu. Przygotowywałam się na furię, a znalazłam jeszcze bardziej wymowny, przygnębiający i widoczny smutek. Spojrzenie jakim mnie obdarzył pasowało do mamy, nie do niego. Ona zawsze tak wygląda, kiedy w telewizji pokazują jak ludzie znęcają się nad zwierzętami. Najbardziej kochała psy. Wyglądałam jak zbity pies?
- Nie musisz iść z nami – wycedził przez zęby, po czym podszedł do mnie i trzęsąc się lekko, złożył pocałunek na mojej głowie. Wstrzymałam oddech, ale gdy podniosłam wzrok, ojca nie było już w pokoju. Trwałam tak w chwilę w szoku.
Okazał mi uczucia.
Obnażyłam przed nim swoją słabość, a on odpłacił się tym samym.
Szybko wytarłam twarz i postanowiłam pójść za ciosem. Zabrałam z biurka telefon i napisałam do jedynej osoby na świecie, która mnie rozumie.
Spotkamy się przy huśtawce? Rodzice wychodzą.
Dostałam bardzo szybką odpowiedź:
Jasne
Stąpałam nerwowo z nogi na nogę, aż do chwili, w której frontowe drzwi zamknęły się z trzaskiem, a gdy już to się stało wybiegłam z domu tylnim wyjściem. Deszcz nadal nie ustępowała i przez chwilę pomyślałam, że to był zły pomysł.
- Gdzie ty masz rozum? – usłyszałam znajomy baryton.
- Hej, Jazz – powitałam przyjaciela.
- No chodź tu – pospieszył mnie, wysuwając rękę tak, aby mały parasol zasłaniał w większości mnie, a nie jego.
Usiadłam blisko Jaspera i oparłam głowę o jego ramię. Przez długi czas milczeliśmy, a ja znowu się rozkleiłam. Oczywiście, nie spoglądałam na przyjaciela, więc nie miał o tym pojęcia – na szczęście.
- Co się stało, że Pan-Nic-Nie-Czuję pozwolił ci zostać?
Zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Nie wiem. Powiedział, że nie muszę iść i pocałował mnie w głowę.
Jazz odchylił moją twarz delikatnie do tyłu, spojrzał mi prosto w oczy po czym zapytał:
- Nie żartujesz?
Szybko wyrwałam się z jego uścisku i wtedy zauważył moje łzy.
Przytulił mnie mocno, tak jak tylko n potrafił. Zazwyczaj, gdy to robił rozklejałam się na dobre, ale nie dzisiaj. Zachowanie ojca dało mi do myślenia, pozwoliło ruszyć krok dalej moim emocjom. Jasper lekko kołysał naszymi ciałami, a siąpiący leniwie już deszcz wyznaczał mu rytm. Przymknęłam oczy.
Przyjaciel niby od niechcenia przesunął rękę w stronę mojej dłoni i jednym palcem jej dotknął. Zadrżałam, bo poczułam coś dziwnego jednak nic nie powiedziałam. Chłopak po kolei dołączał kolejne palce, ale nie wyglądało to jak typowe splecenie rąk; raczej układał się tak, jakby chciał ten kawałek mnie ochronić. Głowę miał lekko spuszczoną i nie spoglądał w moją stronę: znaliśmy się od zawsze i wiedział, że gdybym miała coś przeciwko, powiedziałabym. Ale tak się nie stało. Z każdą sekundą uczucie ciepła rozlewającego się po całym ciele rosło. W końcu nasze dłonie pokrywały się całkowicie, a ja także nie miałam odwagi spojrzeć na Jaspera. Minęła kolejna chwila, emocje trochę opadły, ale mój przyjaciel nie miał w planach im na to pozwolić. Podniósł moją rękę i odwrócił, po czym złożył delikatny i bardzo wymowny pocałunek na jej wierzchniej stronie.
Zadrżałam.
Kolejny pocałunek.
Znowu drżenie.
Pocałunek.
Tym razem coś między nami, coś co wisiało w powietrzu, coś czego wcześniej nie czułam kazało mi się wyprostować i spojrzeć w oczy chłopaka. On także to zrobił. Uśmiechał się delikatnie i z wyrazu jego twarzy odczytałam, co nim kierowało i zgadywałam, że to samo podziałało na mnie. Pewność siebie.
Przecież nie zrobimy sobie krzywdy! Znamy się od dziecka, wiemy o sobie wszystko. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy się kiedyś nie zrozumieli.
On przynosił mi maślane rogaliki, a ja śpiewałam dla niego.
On pomagał mi w matematyce, a ja jemu w angielskim.
On wiedział, że kocham zieloną herbatę, a ja wiedziałam, że jedyny gorący napój jaki uznaje, to kawa.
Odwzajemniłam ten ciepły i czarujący uśmiech. Jasper wyplótł dłoń z uścisku, po czym przeniósł ją na moją szyję. Masował mi kark i nieustannie patrzył w oczy. Chciałam, żeby mnie pocałował i już otworzyłam usta, aby mu o tym powiedzieć, ale w chwilę później zwątpiłam, co dało komiczny efekt otwartej, niemej buzi. Chłopak zaśmiał się w głos i nagle spełnił moją niewypowiedzianą prośbę.
Jedną ręką chwycił mnie w talii, a drugą ciągle trzymał na szyi. Całowaliśmy się długo. Kilka razy musnął moje wargi swoimi, ale szybko sprawił, że nasze języki się spotkały.
Jasper nigdy nie bawi się w półśrodki – uśmiechnęłam się do swoich myśli.
Kiedy już skończyliśmy, wtuliłam się w jego ramiona, żeby móc nadal delektować się chwilą.
Chłopak głaskał mnie po włosach i całował w głowę.
- Zawsze chciałem to zrobić.
- Tak?
- Tak. Już wtedy w piaskownicy.

Trwaliśmy tak prawie do rana. Rozchorowałam się i następny tydzień spędziłam w łóżku, ale było warto. Miałam jedynego w swoim rodzaju uzdrowiciela.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 13:35, 29 Kwi 2010 Powrót do góry

cóż - podłość nad podłościami i wszystko podłość... nie wiem co ci ludzie robią... tekst jest do skomentowania - ślepi!... ja nie dam rady - sama tak wszystkiego opisywać, bo moja doba ma tylko 30 godzin - nie 60 ^^

no dobra - słabo pamiętam tekst, więc musiałam oczywiście przeczytać - nawet z przyjemnością największą... zdaje się, ze akuratnie nie uwiódł mnie tak bardzo jak Suszasty, ale wcale nie znaczy, że mi się nie podobał... i chwała, że zamieściłaś, bo będę mogła jakoś dłużej opisać co mi chodzi po głowie...

połączenie Rose i Jazza w twoim wykonaniu jest tak naturalne, że przez chwilę zastanawiałam sie dlaczego właściwie Meyer postanowiła inaczej... ale pal ją licho :P
zrobiłaś coś, co ja wprost uwielbiam - przeplotłaś przeszłość z teraźniejszością... bardzo uroczo do niej nawiązałaś i stworzyłaś tym bardzo silną więź pomiędzy bohaterami - naprawdę duży plus, bo to dobra robota była Wink
wykreowałaś nam postać Rose, która potrzebuje ciepła drugiej osoby, Rose, która nie ma zbyt dobrego kontaktu z ojcem (psychologowie stwierdziliby, że będzie szukała mężczyzny, który da jej poczucie bezpieczeństwa... nie wiem czy sie interesujesz, ale twój Jasper jest kimś takim - jest oparciem, jest kimś na kim można polegać... Rose może do niego w kazdej chwili zadzwonić i nawet nie musi zbyt wiele tłumaczyć - znają się tak długo i tak dobrze :) )

w zasadzie mnie to roztkliwiło :) lubię twoje miniatury, więc jestem nieobiektywna Wink

pozdrawia
kirke

PS: komentować ludzie, bo się zdenerwuje, a nikt tu jeszcze nie widział zdenerwowanej kirke i - wierzcie - nie chce zobaczyć... Twisted Evil

no i tą małą groźbą kończę ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:25, 21 Wrz 2010 Powrót do góry

Choć dawno nie wstawiałam nic do kawiarenki, a ta praca tym bardziej się tu pewnie nie nadaje... no cóż :D
Wiem, że kilka osób robiło notatki w trakcie konkursu lemonkowego, więc nie śmiem być taka niewdzięczna, mówię jak najbardziej poważnie.

To jest w sumie skrót moich zaręczyn, nie miałam pomysłu na miniaturę, Susan mi go bezwiednie podsunęła :) Pisałam może dwie godziny przed końcem czasu, a betowany nie jest, zdaję sobie sprawy z błędów. To taki tekst dla tekst samego :)

Dedykuję Donnie za Dextera.

Tonight is the night.


Zapamiętaj ten dzień…

Sięgnęłam ręką na drugi koniec łóżka, ale nie otwierałam jeszcze oczu. Czułam, że on jest blisko i tylko to się liczyło. Pogładziłam ciepłą, dużą dłoń i uśmiechnęłam się do siebie, bo zdałam sobie sprawę, że będzie spał dopóki ja go nie zbudzę, a przecież nie o to chodziło, prawda? Tak cicho, jak tylko potrafiłam wyślizgnęłam się do łazienki. Otwarłam okno i zobaczyłam, że pogoda wreszcie postanowiła nam dopisać. Wybrałam jedyną sukienkę jaką spakowałam na nasz wyczekiwany od roku wyjazd i wyszłam, zamykając za sobą drzwi na klucz. Najbliższy sklep spożywczy znajdował się w nie dalszej niż trzysta metrów odległości, ale wybrałam ten większy, bliżej plaży. Chciałam w ten sposób dać Jasperowi rozkoszować się snem dłużej. Sama pogoda też zachęcała do spacerów. Bez tych wszystkich trosk, zostawionych w domu, czułam się niesamowicie. Tylko on i ja.
Na śniadanie wybrałam nam po dwa rogaliki maślane oraz z białym serem, a mojemu chłopakowi dodatkowo kupiłam zestaw wędlin i białe pieczywo. Miałam wrażenie, że przechodnie uśmiechają się do mnie i patrzą przyjaźnie w moją stronę, tylko czy to jest możliwe? Ludzka uprzejmość? Bezinteresowna? Nie, musiałam mieć jakieś urojenia. Wróciłam do naszego pokoju i nastawiłam wodę na kawę. Zanim zdążyła się zagotować, przygotowałam talerz kanapek dla Jaspera, wiedziałam, że mi wystarczą same rogaliki. Blat kuchenny okazał się świetnym pomysłem w pokoju bez całego aneksu do gotowania. Kwadrans po dziewiątej mój ukochany otworzył oczy.
- Nie śpisz? – spytał sennym głosem. Zaśmiałam się.
- Nie, zrobiłam nam coś do jedzenia – odparłam.
- Jesteś aniołem.
W czasie śniadania obejrzeliśmy lokalne wiadomości, a potem rozegraliśmy partyjkę kanasta. Wpadające przez balkon promienie słoneczne nie pozwoliły nam jednak marnować tak pięknego czasu na grę w karty.
- Co powiesz na spacer brzegiem morza, do sąsiedniego miasteczka?
Zamyśliłam się. Brzmiało to wyśmienicie, choć bałam się odległości, jaką mieliśmy pokonać. Raz się żyje – pomyślałam, po czym pocałowałam Jaspera prosto w usta.
- Zaraz będę gotowa.

***
Dzika plaża, ja i mój książę z bajki. Oboje nie mogliśmy dać wiary temu, że zaledwie kilkaset metrów od centrum miasteczka nie znaleźliśmy żywego ducha. Czy ludzie naprawdę byli tak leniwi, że woleli gnieść się na ciasnym kawałku piasku tylko dlatego, że znajdował się blisko? Jeśli tak, mieli czego żałować. Rano myślałam, że czuję się wyjątkowo, ale patrząc na to piękno przyrody popadłam w prawdziwy zachwyt.

***
- Kochanie, no chodź! – nalegał.
Przewracałam się z jednego boku na drugi. Odkąd przyjechaliśmy nad morze, pogoda średnio nam dopisywała, więc rano nawet nie pomyślałam o użyciu kremu z filtrem.
- Nie widzisz jaka jestem spalona, ruszać się nie mogę!
W normalnych okolicznościach chętnie wybrałabym się na nocny spacer brzegiem morza, ale dlaczego akurat wtedy? Nie rozumiałam Jaspera kompletnie. Przecież widział, że naprawdę źle się czuję, a mimo to marudził jak przedszkolak! Byłam na niego zwyczajnie zła.
- Dobra, idziemy – burknęłam. Zgodziłam się tylko i wyłącznie ze złości.

***
Musiałam mu przyznać, że nie żałowałam. Cichy szum fal, przywodzący na myśl najpiękniejsze wspomnienia, śmiech młodych ludzi pijących piwo z puszki na zimnym piasku i poczucie bezkresu stanowiły komiczny, ale uroczy obrazek. Odprężyłam się i wzięłam głęboki oddech.
- Idziemy do wody? – usłyszałam za sobą pytanie Jaspera. Uśmiechnął się zalotnie i w mgnieniu oka podniósł mnie, zmierzając w stronę morza.
- Przestań! Nie rób! Puść mnie natychmiast, wariacie, słyszysz?!
- Nie krzycz, już spokój. Przecież się wygłupiam.
Postawił mnie na nogi, po czym na chwilę zniknął z mojego pola widzenia, żeby zaraz objąć mnie w pasie i szepnąć do ucha:
- Kochanie, przyjrzyj się dobrze temu, co widzisz, bo to już ostatni raz…
- Jak to? – przerwałam mu. Przecież nie mieliśmy jeszcze wyjeżdżać, przestraszył mnie tym co powiedział, ale ten tylko westchnął i ruchem głowy zachęcił, żebym jednak spojrzała na otaczający nam krajobraz. Po prawej widziałam oświetloną latarnię morską w sąsiednim miasteczku, przed sobą fale aż po horyzont, a po lewej port mienił się zielonym i czerwonym światłem.
- Koniec świata? – wyszeptałam, wygłupiając się.
- Nie. To jest ostatni raz, bo jeśli zechcesz – wyciągnął z kieszeni małe kurtki, czerwone pudełeczko – zostać moją żoną – uklęknął – jutro będę miał przyjemność przyjść tu z moją narzeczoną.

***
Jasper zrobił nam drinki z wódą i sokiem bananowym oraz kostkami lodu]. W tamtej chwili byłam absolutnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Siedzieliśmy na kanapie i po prostu patrzyliśmy na siebie. W powietrzu wręcz unosił się zapach seksu. Co chwilę spoglądałam na swój pierścionek zaręczynowy i uśmiechałam się szeroko, co najwyraźniej bawiło mojego narzeczonego. Narzeczonego.
- Bardzo cię kocham, wiesz? – spytałam.
- Wiem – odparł. – Inaczej nie zgodziłabyś się zostać moją żoną –dokończył i nachylił się nade mną. Oboje odstawiliśmy kieliszki. Czułam w ustach jego ciepły język, a na ramionach mocny uścisk. Położyłam dłonie na torsie Jaspera, tylko po to, żeby zacząć rozpinać jego koszulę. Wstając, żeby przenieść się na łóżko zbiliśmy mały, udekorowany bratkiem wazon. Nie dbaliśmy jednak o takie szczegóły. Nasze ciała żyły swoim życiem. Pragnęliśmy siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Łapczywe, ale delikatnie zdjęłam spodnie Jaspera, a on postąpił dokładnie tak samo. Zaśmiałam się na widok niebieskich bokserek z wyrysowanymi pozycjami łóżkowymi. Nie trwało to jednak długo, bo mój narzeczony położył mnie delikatnie, uważając na spaloną słońcem skórę. Z szuflady wyjął erotyczny żel do masażu i posmarował nim ręce, które chwilę po tym znalazły się na moich piersiach, powodując uczucie ciepła na całym ciele. Wygięłam się i odchyliłam głowę do tyłu. Zamknęłam oczy, bo poczułam, że dotyka mnie już nie tylko dłońmi, ale i językiem. Po chwili przysunął się wyżej tak, że mógł się wpić w moje usta. Nasze ciała szalały, chciały być jeszcze bliżej siebie, bliżej niż to możliwe… Jasper splótł swoją dłoń z moją i spojrzał mi w oczy:
- Kocham cię, narzeczona.
Magii tamtej chwili nie dało się opisać. Znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Nie w utopii, nie w krainie mlekiem i miodem płynącej, nie w planecie wiecznego pokoju, nic z tych rzeczy. Byliśmy po prostu my i ta chwila.
Kochaliśmy się namiętnie i z pasją. Nasze ruchy idealnie się uzupełniały, kołysaliśmy biodrami w rytmie, który sami stworzyliśmy specjalne na tę okazję. Szczytowaliśmy też oboje, równocześnie.
Miałam wrażenie, że to, co się wydarzyło nie mogło być prawdziwe. Przecież poprzedniej nocy na tym samym łóżku robiliśmy te same rzeczy, które jednak były tak inne! Emocje, które kumulowały się w nas przez cały dzień w końcu mogły odpocząć i dać sobie upust. Chciałam…
- Alice – usłyszałam cichy szept.
- Co, skarbie?
- Gnieciesz mi rękę – odparł i oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Zapamiętałam ten dzień. Wiedziałam, że będę go pamiętać do końca życia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 18:03, 22 Wrz 2010 Powrót do góry

To właściwie nie jest lemon, ale... to zupełnie nie szkodzi.
Bo jest to słodki, romantyczny tekst, ale nie mdląco słodki, lecz subtelnie słodki. I to jest chyba ważne - że nie przesadziłaś z tą słodyczą. Tekst jest prawdziwy, szczery. To się czuje. I chyba dobrze, że jest oparty na autentycznym wydarzeniu, bo dzięki temu nie ma w nim żadnej sztuczności. To tylko dowód na to, że życie może dostarczać wspaniałych pomysłów i inspiracji.
To taki obrazek-pocztówka z wakacji, tak go odbieram - bardzo kolorowy.
Bardzo sugestywny jest w nim obraz plaży, wrażenie słonecznego blasku, szumiącego morza - czułam to wszystko na wyciągnięcie ręki. Opisy emocji oraz erotyka są subtelne, smakowite i po prostu piękne. I lubię też zawartą w tym opowiadanku ukazaną ulotność pięknych chwil i ich zatrzymanie we wspomnieniach poprzez taki tekst. Pokazałaś nam, jak smakuje szczęście. Pokazałaś piękną miłość w rozkwicie, okraszoną subtelną zmysłowością. Dziękuję. Miło coś takiego przeczytać, miło czytać o tym, co jest piękne i prawdziwe. I przy okazji samej powspominać...
Pozdrawiam, Dzwoneczek :)
I myślę tak sobie... no szkoda, żeby taki ładny tekst miał błędy. Przydałaby się beta. Jak coś jest ładne, to powinno być też ładnie podane. Interpunkcja szaleje. Ta gra w karty nazywa się kanasta, więc jest rodzaju żeńskiego, a więc rozegrali partyjkę kanasty, a nie kanasta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zua_15
Wilkołak



Dołączył: 22 Lis 2009
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: opolskie

PostWysłany: Pią 17:38, 24 Wrz 2010 Powrót do góry

Aj, Dileno...

Niesamowity, subtelny, jakże romantyczny tekst. Tyle miłości; ale nie jest sztucznie i zbyt słodko – jak powyżej koleżanka powiedziała ; )

Błędy są, nie powiem, ale to nie gra tu znaczącej roli, czyż nie?
Styl jest przyjemny, atmosfera magiczna, treść wciągająca. Wszystko dość dobrze opisane, bez owijania w bawełnę przedstawiona akcja.
Te zaręczyny... I do tego plaża, i prawdziwa miłość... I nie ma jakiejś strasznej powagi, takiej sztywności, tylko jest w miarę luźno, z umiarem no i zabawnie też bywało – to jest piękne! Wink
Tego lemonka to w sumie nie ma w tym... lemonku, hehe. Ale nie widzę problemu, bo zamiast lemona jest najcudowniejszy dzień bohaterów zamknięty w kilku zdaniach.
Wszystko bardzo, bardzo dobrze! Podobało mi się, naprawdę!

- Alice – usłyszałam cichy szept.
- Co, skarbie?
- Gnieciesz mi rękę – odparł i oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Zapamiętałam ten dzień. Wiedziałam, że będę go pamiętać do końca życia.
- świetne Laughing

Gratuluję udanego utworu oraz świetnej zabawy w konkursie!
Pozdrawiam i całuję serdecznie,
Zua. ; *

PS Chciałam jeszcze z całego serca pogratulować zaręczyn. Poprzez tekst, mogę sobie choć trochę wyobrazić, jak piękny obrazek musiał to być – tego dnia, dnia, którego zapewne nigdy nie zapomnicie. Życzę wiecznych wspólnych lat razem, no i dużo miłości, zaufania; szczęścia po prostu! : )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zua_15 dnia Pią 17:40, 24 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Nie 21:18, 10 Paź 2010 Powrót do góry

Dil!

Może bedzie krótko, ale zwięźle! Podobało mi się!

THE END

A tak na powaznie Wink Przeczytałam go i wydawało mi się, że to taka trochę słodka historia miłosna, z leciuteńkim lemonkiem w tle. Ale gdy pogadałyśmy i uzmysłowiłaś mi całą sytuację, o boru! Przeczytałam to raz jeszcze i normalnie ci pozazdrościłam xD
Ale sam lemonek, w którym lemonka subtelnego jest masa, był bardzo ładny. Delikatny taki, wyważony, i bardzo, bardzo romantyczny Wink

O czymś takim własnie marze, o takiej cudownej chwili Wink

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:24, 03 Sty 2016 Powrót do góry

Moja miniatura konkursowa. Bardzo dziękuję wszystkim przeciwniczkom, jury za docenienie, a najbardziej Dzwoneczkowi - to była najlepsza korekta ever Wink

Dedykuję kirke

Moje szczęście

Za oknem siąpił delikatny deszcz. Fale rozbijały się o piaszczystą plażę, a na horyzoncie nie było widać żywej duszy – wszyscy pochowali się w domach lub hotelach. Ci miejscowi żyli spokojnie, wraz ze swoimi rodzinami oczekiwali na święta Bożego Narodzenia, a przy okazji odpoczywali od zgiełku, który królował w ich mieście jeszcze wczesną jesienią. Turyści natomiast uciekali od swoich środowisk, żeby ten najbardziej magiczny czas w roku spędzić ze swoimi najbliższymi . Podobnie uczyniła młoda kobieta o wyjątkowej urodzie – przenikliwych, brązowych oczach, lekko zarumienionych policzkach i długich kasztanowych włosach. Ściskając w dłoniach kubek gorącej czekolady, stała obok drzwi balkonowych i z uśmiechem na ustach przyglądała się pustej plaży. Jej fryzura lekko zafalowała, jak gdyby morska bryza wkradła się do środka wynajętego domu, po to tylko, by sprawić jej przyjemność.
– Podoba ci się tu? – spytał przystojny, muskularny młodzieniec.
– Jest tak jak w domu – odpowiedziała i odwróciła się twarzą do niego. Ich usta prawie się ze sobą stykały.
– Czy ja wiem…
– Nie chciałeś tu przyjeżdżać, dlatego nawet nie próbujesz dostrzec mocnych stron tego kraju.
– Oczywiście, że chciałem!
Nie kłamał. Zrobiłby dla Nessie wszystko i zawsze pragnął być tam, gdzie ona. Gdy chwilę się zastanowił, przyznał jej rację – pogoda w Polsce o tej porze roku przypominała tę z Forks, różnicy między morzem a oceanem tak naprawdę nie dało się zauważyć z perspektywy ziemi, a Park Narodowy mógłby, choć tylko z daleka, odgrywać rolę rezerwatu La Push.
– O! I sam widzisz.
Jacob zwinnym ruchem wziął Renesmee na ręce – dla niego nie ważyła więcej niż przysłowiowe piórko. Spojrzał jej w oczy. Jego twarz wyrażała miłość i oddanie. Uśmiechnął się lekko i zalotnie wyszeptał:
– Kto ostatni na dole, ten sprząta po kolacji.
Zwinnie, jak przystało na wilkołaka, przeskoczył w stronę schodów i już rękami trzymał barierkę, już prawie postawił stopy w salonie, kiedy przed jego oczami zgrabnie wylądowała Nessie. Dziewczyna, choć nie była wampirem jak jej rodzice, posiadała wiele ich przymiotów, na przykład nienaturalną szybkość, a do tego wyjątkową grację – niedopita jeszcze czekolada pozostała w kubku, nierozlana. Z zawadiackim uśmiechem na ustach Nessie oznajmiła:
– Sprzątasz.
¬ Już są – zmienił temat – i wiem.
Tato, nie pozwól Rosalie zrujnować tego wieczoru, proszę.
Jake spojrzał na swoją ukochaną i oboje pokiwali głowami. Rozmawiali o tym, co mogło nastąpić, na każdą możliwą sytuację mieli przygotowany plan działania. Nessie nie chciała pozwolić, aby emocje innych wzięły górę nad świątecznym nastrojem i przekształciły rodzinną kolację w niepotrzebną awanturę. Przygotowując się do Wigilii Bożego Narodzenia w tym obcym miejscu, dała z siebie wszystko. Choinkę ubrała w białe wstążki, srebrne bombki i naprawdę duże, migocące stylowo lampki. Nad kominkiem powiesiła skarpety z wyhaftowanymi imionami każdego członka rodziny. Zadbała też o prezenty. Dla mamy zamówiła piękną bransoletkę z sutaszu, zrobioną na specjalne zamówienie – jechała po nią przez pół kraju, aż do stolicy, tacie kupiła książkę z nutami najlepszych melodii filmowych ostatnich lat. Wiedziała, że Emmetta na pewno zadowolą okulary nowej generacji, z możliwością skanowania osób i otoczenia, natomiast jego żonę – klasycznie – biżuteria. Dla Alice miała sukienkę, której styl pasował do osobowości cioci – kolorowy, nienaganny i nieszablonowy jednocześnie. Jasperowi sprawiła nawigację do samochodu, a dla Carlisle’a i Esme kupiła voucher na wycieczkę dla dwojga. Choć Jacob zapewniał, że najlepszym prezentem dla niego jest ona sama, zadbała również o coś specjalnego dla ukochanego.
– Renesmee! – Bella z radością podbiegła do córki i przytuliła ją, by po kilku sekundach odsunąć się nieznacznie i przyjrzeć się dziewczynie. – Pięknie wyglądasz – powiedziała już nieco ciszej – cudownie. Obie kobiety jeszcze raz padły sobie w ramiona.
– Mamo, tato, cieszę się, że was widzę…
– Ja też: mamo, tato.
– Jake! – Bella groźnie pokiwała palcem. – Miałeś nie nazywać mnie mamą.
– Wiem.
Black wyszczerzył zęby i przywitał się z Cullenami.
– A reszta? – zapytał. – Myślałem, że przyjadą z wami.
– Byliśmy przez kilka ostatnich dni we Włoszech, no wiesz, powspominać – odpowiedział Edward, który bardzo czujnie przyglądał się córce. Ta prawie niezauważalnym gestem dała mu do zrozumienia, żeby poszedł za nią.
– Wejdźcie, rozgośćcie się – zaprosiła. – Wasza sypialnia jest na górze, pierwsza po prawej.

***

Trzy miesiące wcześniej

– Jesteś tego pewna? – cichym, nerwowym głosem zapytał Edward.
– Tak – odpowiedziała.
Choć wiedział, że jego córka nie przestała rosnąć po siedmiu latach od urodzenia, tak jak zapewniał Nahuel, to jednak zauważył, że proces jej dorastania znacznie spowolniał. Jego tempo było teraz niemal takie samo jak u zwykłej osiemnastolatki. Od początku zdawał sobie sprawę, że Renesmee jest niezwykła i to nie tylko ze względu na fakt, że została poczęta przez ludzką kobietę i wampira. Żył już wystarczająco długo na tym świecie, żeby wiedzieć, kiedy ma do czynienia z kimś nieprzeciętnym. Spokój ducha, stanowczość, poczucie humoru, empatia, wytrwałość, łagodność – to tylko niektóre cechy dziecka, które sprowadził na świat. Z biegiem czasu Nessie bardzo wyraźnie zaczęła nakreślać swój pomysł na życie – w wieku czterech lat przestała pić krew, dwa lata później została weganką. Dla wampirów było to niemożliwe, ale nawet inne hybrydy, jak Nahuel, nie mogły pojąć jej sposobu bycia, ba! – przecież niewielu ludzi decydowało się na taką dietę. Dziewczyna z pasją studiowała kolejne tomy książek o anatomii człowieka, szczególnie zaś skupiała się na układzie nerwowym i próbowała łączyć w całość funkcjonowanie ciała od poziomu komórkowego z nieodkrytymi dotąd możliwościami umysłu. Ten pociąg do medycyny i psychologii sprawił, że Carlisle – lekarz i Renesmee stali się bratnimi duszami. Spędzili razem ostatnie trzy dni przed przyjazdem Edwarda i Belli. Przeprowadzili masę badań, analizowali wyniki poprzednich i bardzo dużo pracowali w stanie transu hipnotycznego. Ich wnioski były zaskakujące.
– Czy nie da się nic zrobić? – Mina Edwarda wskazywała na to, że wie, iż najprawdopodobniej się da, ale jego córka tego nie chce.
– Od jakiegoś czasu Nessie regularnie miesiączkuje – stwierdził Carlisle.
Cullen tylko na ułamek sekundy przeniósł wzrok z dziewczyny na doktora, który wstał i zostawił ich samych.
– Tato, bardzo was kocham, ciebie i mamę – zaczęła Renesmee i wzięła ojca za rękę. – Jesteście najlepszymi rodzicami na świecie… Wiesz, dlaczego chciałam porozmawiać najpierw z tobą. Wierzę, że uszanujesz moją decyzję, bo zawsze tak było i tego mnie uczyłeś w stosunku do innych. Mama opowiadała mi, że chciała zostać wampirem dużo wcześniej, niż rzeczywiście się to stało, ale ty nie przyjmowałeś tego do wiadomości, a teraz spójrz na nią – od tylu lat jest szczęśliwa u twojego boku, sama wiedziała, co dla niej najlepsze.
– Jest też szczęśliwa z twojego powodu.
Edward uśmiechnął się łagodnie. Jego serce rozpierała duma i podziw dla córki, a z drugiej strony pękało ono z rozpaczy. Wiedział, że nie zmieni jej decyzji, choć postanowił próbować do ostatnich chwil. Bo jak to? Za kilkadziesiąt lat miałby ją stracić? Urodziła się z niesamowitymi możliwościami i tak po prostu z nich zrezygnuje? Dobrze, rozumiał to, że chce mieć dzieci, rodzinę… jeśli to w ogóle możliwe, ale żeby dobrowolnie się zestarzeć i umrzeć? No i jak on ma to powiedzieć Belli? Carlisle stwierdził, że to zdumiewające, ale wyglądało na to, iż organizm Renesmee w pewnym stopniu sam decyduje o tempie rozwoju.
– No dobrze, coś ci pokażę.
Nessie ujęła w dłonie twarz ojca i zaprosiła go do świata swojej duszy, swojego umysłu i nadziei. Po chwili rzekła:
– Wiesz tato, mocno wierzę w to, że moje życie nie skończy się tutaj, na ziemi. Jakkolwiek na to spojrzeć, musi być coś więcej. Wiem, że jest.

***

Z głośników komputera dobiegały kolędy i piosenki świąteczne w wykonaniu Franka Sinatry. Cała rodzina zasiadła przy stole, głównie ze względu na tradycję, którą Nessie uwielbiała i postanowiła celebrować każdego roku – wcześniej u Cullenów w zasadzie nie przeżywało się świąt w ten sposób, bo niby jak wampiry miały spożywać ludzkie posiłki? Tylko sama gospodyni i Jacob sięgnęli po sztućce – ten ostatni ciągle miał niepohamowany apetyt, który, na jego szczęście, nie wpływał niekorzystnie na sylwetkę.
– A wiecie, że tutaj ludzie jedzą karpie jako główne danie świąteczne? – zagadnął Black.
– Karpie?
– No, takie ryby. Nessie zaprotestowała oczywiście – zaśmiał się. – Wiecie, jak one cuchną?
– Tamten rybak przy basenie, on z pewnością nimi handlował. – Alice pokiwała głową ze zrozumieniem.
– No to rzeczywiście śmierdzą – zawyrokował Emmett.
– Niektórzy tu jedzą – z uśmiechem upomniała go Esme.
– Jak tam wasze badania, są jakieś postępy? – Rosalie zadała w końcu pytanie, które cisnęło jej się na usta przez cały wieczór.
– Prawie kończymy – odpowiedział łagodnie Carlisle. Edward mocno uścisnął rękę żony, ale żadne z nich nie dało po sobie poznać, że odpowiedź doktora jest niekompletna. Jednak Rosalie to wystarczyło, bo klasnęła w dłonie i uradowana podbiegła ucałować Nessie w policzek. Atmosfera w pokoju rozluźniła się, jakby ktoś jednym zdecydowanym ruchem przeciął napiętą do granic możliwości strunę. Esme porwała męża do tańca, a po nich lawinowo pozostali zajęli się czynnościami, które sprawiały im przyjemność. Następnie przyszła kolej na obdarowywanie się prezentami, których było całe mnóstwo.
Renesmee uśmiechnęła się szeroko, bo o takim wieczorze marzyła od kilku tygodni. Chciała mieć przy sobie najbliższych – w radosnych nastrojach, bez żadnego żalu i osądzania.
Bo o to chyba chodzi w świętach, prawda? Nawet jeśli popełniamy błędy, obrażamy się na siebie, nawet gdy zdarza sie, że milczymy całymi latami i skrywamy w sobie gniew, nawet wtedy, gdy chcemy decydować za innych i boli nas to, że nie słuchają – to jest właśnie ten czas w roku, w którym powinniśmy okazać serce, dobro, przebaczenie i skruchę. Czy te kilka dni uczyni to, że reszta roku będzie inna? Pewnie nie, ale może zmienią one podejście do ludzi choć jednej osoby, sprawią, że ktoś popatrzy na życie z innej niż dotychczas perspektywy. I mimo że Rosalie została poniekąd oszukana, fałszywie uspokojona, służyło to większemu dobru – no bo czy jutro lub pojutrze zareagowałaby inaczej? Czasem próbujemy przekonać innych do swoich poglądów i uparcie przebijamy się przez postawione mury – szkoda, bo marnujemy tylko energię, a każdy z nas jest indywidualnością i sam odpowiada za swoje życie lub śmierć.
Gdy Edward usiadł za pianinem i zaczął grać Cichą noc, Nessie złapała matkę za rękę.
Bella zdjęła tarczę, aby wysłuchać tego, co córka chce jej przekazać.

Będę mieć piękne życie, nauczę się skuteczniej pomagać ludziom, założę rodzinę. Wiem, że boli cię mój wybór, ale proszę – nie szukajcie dla mnie sposobu na nieśmiertelność. To błogosławieństwo, że rozwijam się teraz jak człowiek… Jake przygotowuje się do zaprzestania przemian, Leah zajmie jego miejsce. Ja czuję się doskonale, mój stan zdrowia i wyniki badań są bardzo dobre, Carlisle potwierdzi. Wierzymy oboje, że gen, który dominował w moim organizmie w dzieciństwie, został wyparty.
Zastanawiałaś się kiedyś, co jest poza naszą planetą? A galaktyką? A wszechświatem? To niemożliwe, żebyśmy po prostu umierali. Ciała nas ograniczają, tu, na Ziemi, a nikt jeszcze nie dotarł do krańców możliwości naszych umysłów i dusz. Już dziś możemy zdziałać tak wiele. Mamo, wiem, że tata chciałby odzyskać ludzkie życie, dla siebie i ciebie. Kto wie? Może pewnego dnia ktoś wymyśli lek, antidotum na wampiryzm? Może nawet ja? Cieszę się, że tu jesteś. Kocham cię.


Po twarzy Belli spłynęła łza. Nie potrafiła nic powiedzieć, bo wzruszenie ściskało jej gardło. Ostatecznie, nawet jeśli dała Renesmee życie, nie mogła go za nią celebrować. W ciszy przyglądała się, jak jej córka podchodzi do Jacoba i wtula się w jego szerokie ramiona. Wiedziała, że choćby i dwadzieścia, trzydzieści lat, ale u boku tej jedynej osoby, może dać większe szczęście niż kilka stuleci spędzonych bez celu. A może rzeczywiście któregoś dnia staną z Edwardem przed wyborem: zostać wampirem czy zdecydować się na lek? Nie oglądałaby się na innych: Rosalie, Jaspera, Emmetta, nawet na Alice, Carlisle’a i Esme. Liczyłoby się tylko szczęście Edwarda, jej samej i Renesmee.
Szczęście Renesmee.

Gdzie się spełnił cud, gdzie się spełnił cud.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 19:09, 06 Sty 2016 Powrót do góry

Droga Dileno!
Byłam pewna, że to nie ja dostanę nagrodę, gdy przeczytałam miniaturkę Kirke, a później Twoją.
W prawdzie to Kirke, była moja cichą faworytką, ale dziś po wspaniałej korekcie Dzwoneczka, jeszcze raz przeczytałam twoje mini, nie wiem, czy to kolędy, w Święto Trzech Króli, czy może coś innego, ale to jak ty podeszłaś do tematu, ruszyło moje serce. Pięknie wplotłaś motyw czasu i temat śmiertelności/ nieśmiertelności.
Reneesme sama podjęła decyzję, a rodzina jest od tego by ją wspierać. Na dodatek, sprawiłaś, by z wampira - Belli wypłynęła łza, a to już coś! :)
Ciężko jest patrzeć na śmierć bliskiej osoby, ale też nie możemy przeżyć za nią życia i ważne jest , by to zrozumieć, i choć z bólem serca, ale zaakceptować, tak jak zrobili to Edward z Bellą. I jeszcze ostanie słowa kolędy... To mnie chwyciło za serce!
Co tu dużo mówić, zasłużyłaś absolutnie na wygraną, w tak niewielu słowach zawrzeć piękną historię i to przesłanie.
Chylę czoło przed tobą.
Tak jak chylę przed Dzwoneczkiem za stronę techniczną.
Dziękuję za tą historyjkę.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin