FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Oblubienica [M] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Taga
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:44, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Mam tylko nadzieję, że choć niewielkiej liczbie osób się spodoba. Proszę o szczere komentarze!

Betowała Lotte - składam za to wielkie podziękowania ;*


Oblubienica

Brązowooka pani spoglądała na mnie swoim smutnym wzrokiem. Jej długie, ciemne włosy, lekko falując spływały po ramionach, które dziś okryto białą tkaniną. Opuszkami palców lekko dotknęła śnieżnej sukni, jakby chciała się upewnić, że jest prawdziwa. Skromna, lecz piękna. Na palcu miała jedynie jeden pierścionek. Chociaż był mały, młodej damie wydawało się, że widać było tylko jego. Migotał w słabym świetle, odbijał promienie słońca, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę. Ciche westchnienie wyrwało się z ust oblubienicy. Z moich ust.

Materiał zaszeleścił cicho, gdy odwróciłam się od lustra. Powoli zaczęłam krążyć boso po pokoju. Tren sukni ślubnej uparcie ciągnął się za mną, nie odstępując mnie ani na krok. Spojrzałam na niego sfrustrowana, w duszy pragnąc, by jakimś cudem nagle znieruchomiał i został na podłodze. By nie należał do mnie. By stał się zwykłym kawałkiem materiału. By to był tylko sen. By ktoś mnie obudził...

Skryłam twarz w dłoniach. Myślałam, że dam radę. To wydawało się tak proste. Znieść te wszystkie przygotowania, iść do ołtarza, przyrzec wierność, uszczęśliwić drogiego mi człowieka. Wiedziałam, jakie to było dla niego ważne. Nie mogłam odmówić. To było jego pragnienie, najskrytsze marzenie. A co ze mną? Ja tego nie chciałam. Już dawno zrozumiałam, że nie kocham go tak, jak on mnie. Oddałam serce komuś innemu, a on zabrał je ze sobą. Teraz był gdzieś w świecie, pewnie nawet nieświadomy, że nadal o nim myślę. Czy on myślał o mnie? Może miał już kogoś innego? Może sam stał się mężem jakiejś szczęśliwej kobiety?

Potrząsnęłam głową. Nie czas na te rozważania. Nie powinnam wciąż wracać myślami do przeszłości. Liczy się tu i teraz. Muszę tam iść. Moje dobro nie jest ważne. Nie pokocham już nikogo tak mocno, więc mam obowiązek zrobić wszystko, by mój aktualny narzeczony nie czuł się tak, jak ja. Opuszczony, odrzucony, ze złamanym sercem. Nie zasługuje na to. Jest dla mnie taki dobry, mimo, iż wie, że nie mogę mu dać całej siebie. Że to, co ofiaruje mu w zamian za jego czułość i opiekę, to jedynie karykatura miłości. Akceptuje mnie taką, jaką jestem, nie żąda niczego więcej. Pomógł mi na nowo wrócić do życia.

Przed oczami stanęły mi obrazy sprzed paru miesięcy. Wciąż tak samo wyraźne, silne, jakby stało się to dosłownie wczoraj.

- Bello. - Jacob spojrzał na mnie zmieszany. Jego głos był bardzo poważny. - Chcę... ja... chcę Ci coś powiedzieć.
- Coś się stało? - spytałam zaniepokojona.

Jake przewrócił oczami, lecz nadal miał ten sam wyraz twarzy. Był już późny wieczór, praktycznie noc, a my staliśmy na plaży w La Push. Księżyc był jedynym źródłem światła, które pozwalało mi dostrzec chociaż część jego twarzy. Zapewne on dzięki swoim wyostrzonym zmysłom widział mnie całą, bez najmniejszego problemu.
- Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ty się zawsze o wszystko zamartwiasz - westchnął, lecz po chwili ciszy kontynuował lekko zmienionym głosem. - Ja.. chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Wiesz już, że cię kocham. Nie ma dla mnie nikogo ważniejszego na świecie. Wiem, że to wszystko jest dla Ciebie trudne, ale... - zamarł na chwilę z otwartymi ustami. - Ale myślę, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nasza przyszłość razem jest możliwa i ja...

Jacob chwycił mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy. Po raz pierwszy widziałam go tak… zawstydzonego, niepewnego, zmieszanego. Powoli zaczął się zniżać, aż w końcu uklęknął na ziemi.

- Jacob...- zdołałam wydusić. Czy on naprawdę zamierzał...?
- Bello - zaczął poważnym tonem - Czy wyjdziesz za mnie?

Patrzyłam na niego przez chwilę z szeroko otwartymi oczami, niezdolna cokolwiek z siebie wydusić. On w tym czasie sięgnął do kieszeni i wyjął małe, czarne pudełeczko. Gdy otwierał pokrywkę, zauważyłam, że ręka mu lekko drżała. W środku był mały, srebrny pierścionek. Miał jedno oczko, w którym osadzony był świecący kryształek. Kochany Jacob, wiedział, że nie lubię, gdy daje mi się bogatą w kamienie biżuterię. Obrączka była idealna - skromna, lecz piękna. Całkowicie w moim stylu.
- Więc? - Jake po chwili znów zadał pytanie, zaniepokojony moim milczeniem. Widziałam, jaki był spięty. - Bello, błagam, powiedz coś. Cokolwiek.

Czy powinnam? Nie jestem przecież jeszcze na to gotowa. Nie na małżeństwo! Patrzyłam wciąż na Jacoba, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przecież go kocham. Ale czy to dobra decyzja? Jestem jeszcze taka młoda. Lecz on… wyraz jego twarzy… nie mogę.
- Tak - szepnęłam w końcu, chociaż sama nie wiedziałam, jak udało mi się to wydusić.

Zobaczyłam, jak oczy Jacoba otwierają się coraz szerzej. Na jego twarzy zagościł najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, porwał mnie w ramiona, szepcząc coś czule. Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.


Był taki szczęśliwy. Snuł plany na przyszłość. Po ślubie miałam u niego zamieszkać, a później chciał wybudować nam wspólny dom. Już za parę godzin miałam stać się panią Isabellą Marie Black. Ja jego, a on mój. Wiedziałam, że to była dobra decyzja, jednak coś w środku mnie, broniło się przed tym. Kazało mi zdjąć białą suknię, oddać pierścionek i uciec. Biec przed siebie, aż do utraty tchu.

Jednak zamiast wykonać choćby jeden krok w tym kierunku, zamknęłam oczy i wspomniałam następny dzień po tym, jak powiedziałam "tak".

- Myślisz, że to dobry pomysł? Może poczekajmy z tym kilka dni? - zapytałam wciąż niespokojna.
- Na co, Bells? Nie mamy na co czekać. Zobaczysz, Charlie będzie tak samo szczęśliwy jak Billy.
- Billy to co innego - mruknęłam pod nosem.
- Twój ojciec zawsze chciał, byś była ze mną szczęśliwa, wiesz o tym. - Jacob nie dawał za wygraną.
- Ale Charlie twierdzi, że jestem za młoda na ślub.
- I tak będzie szczęśliwy - powtórzył uparcie Jake.

Przewróciłam oczami. Siedzieliśmy w moim domu i czekaliśmy na tatę, by oznajmić mu "radosną nowinę". Mój narzeczony był spokojny. Na początku też się denerwował, lecz gdy zobaczył reakcję własnego ojca na tę wiadomość, stwierdził, że Charlie także będzie szczęśliwy. Zazdrościłam mu tej pewności. Bałam się, że tata wpadnie w szał i nie pozwoli mi wyjść za Jacoba. W głębi duszy miałam trochę nadziei, że tak właśnie będzie, lecz odganiałam ją gdy tylko się pojawiała. Kocham Jacoba, on kocha mnie. Chcę, by był szczęśliwy. Będziemy szczęśliwi.
- Wyluzuj się, Bells, spokojnie, przecież nic Ci nie zrobi - szeptał mi do ucha, chcąc, abym uspokoiła się chociaż trochę.

Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i podskoczyłam raptownie. Jake drgnął i pociągnął mnie za rękę, dając znak, bym szła za nim.
- O, Jacob! Miło Cię widzieć! - zaśmiał się tata, gdy tylko zobaczył jak idziemy w jego stronę. Później jednak spojrzał na moją twarz i uniósł brwi.
- Bello? Wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie.
- Tak, tato, wszystko dobrze - odpowiedziałam słabo. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam. - Chcieliśmy ci coś powiedzieć.

Charlie uniósł brwi jeszcze wyżej. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, więc spojrzałam na Jacoba. Jakby nie było, to on mi się oświadczył i właśnie stał przed swoim przyszłym teściem, więc to on powinien przejąć teraz pałeczkę.
- Charlie - zaczął oficjalnym tonem. - Wczoraj oświadczyłem się Belli. Pobieramy się.

Zobaczyłam, jak oczy mojego ojca otwierają się coraz szerzej. Chyba nawet nieświadomie otworzył usta i spoglądał raz na mnie, raz na Jacoba. Przez chwilę panowała cisza, a ja poczułam, jak Jake ściska mocniej moją rękę. Ha, czyżby i jego pewność się ulotniła?
- Bello - przemówił w końcu Charlie. - Czy naprawdę tego chcesz?

Pokiwałam jedynie głową.

- A więc - odchrząknął - Ja… gratuluję wam. Nie spodziewałem się, że aż tak się pospieszycie. Myślałem, że za jakiś rok, dwa, a może więcej.
Ja i Jake spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Czy on właśnie powiedział, że...?
- Co takiego? - wyjąkałam w końcu - Wiedziałeś, że się pobierzemy?
Charlie zaśmiał się nerwowo.
- Domyślałem się, Renee zresztą też. Ona pewnie nie będzie tak zaskoczona. - Tata uśmiechnął się lekko i spojrzał na mojego narzeczonego. - A więc teraz będę twoim teściem, hę? No to pięknie.

Jacob zaśmiał się i wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.
- Na to wygląda... tato.

Charlie pokiwał ostrzegawczo palcem, po czym poklepał serdecznie Jacoba po ramieniu. Nie mogłam uwierzyć, że przyjął to tak gładko. Ba, cieszył się z tego! Pokręciłam lekko głową, lecz oni nawet tego nie zauważyli.


Tak, tata nie zamartwiał się długo. Narzekał tylko wciąż, że znów będzie mieszkał sam, jednak uspokoił się trochę, gdy obiecałam mu, że będę go często odwiedzać. Zaproponowałam, żeby przyjeżdżał do Blacków na obiad - w końcu teraz to ja będę tam gotować. Nie mogłam tylko oswoić się z myślą, że mówiąc „Blacków” wliczałam w to także siebie.

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Bella?- usłyszałam głos Renee.
- Wejdź, mamo - odpowiedziałam słabo.

Renee weszła do pokoju. Była już gotowa do ślubu - ubrana w popielatą sukienkę z upiętymi wysoko włosami. Uśmeichała się, lecz gdy mnie zobaczyła, jej wyraz twarzy gwałtownie uległ zmianie.
- Bello? Co się stało? - zapytała szybko.
- Nic, nic. Denerwuję się tylko - uśmiechnęłam się lekko, mając nadzieję, że uwierzy.

Mama stała przez chwilę miejscu przyglądając mi się z troską. Po chwili podeszła do miejsca w którym stałam i pogładziła mnie po policzku.
- Ja też się denerwowałam. Ale ty nie masz czym. Jacob to świetny facet, dokonałaś dobrego wyboru.
- Tak, wiem - westchnęłam
- A więc o co chodzi? - Renee spoglądała na mnie dalej tym samym matczynym wzrokiem.

Przewróciłam oczami. Tak jak myślałam, mama od początku wiedziała, że martwię się czymś innym.
- O nic.
- Kłamiesz, przecież widzę. Bello, powiedz mi. Nie chcesz za niego wyjść?
- Chcę - odpowiedziałam szybko, lecz uciekłam wzrokiem na bok.

Renee patrzyła na mnie przez chwilę, po czym westchnęła cichutko.
- Kochasz go, prawda?
- Oczywiście, że go kocham. Inaczej by mnie tu nie było - wymusiłam się na szerszy uśmiech.
- Nie mówię o Jacobie - szepnęła cicho.

Zaskoczona spojrzałam znów na twarz matki. Nadal przyglądała mi się troskliwie, lecz do tego doszedł także smutek.
- Nie, to... to zamknięty rozdział mojego życia - odpowiedziałam po chwili chłodno.

Mama dotknęła dłonią welonu, który spływał z tyłu głowy po moich włosach.
- Kochanie, widzę, że kłamiesz. Nie możesz wychodzić za Jacoba, jeśli nadal myślisz o Edwardzie - drgnęłam na dźwięk jego imienia, lecz Renee kontynuowała, jakby nic nie zauważyła. - Wiesz, wczoraj rozmawiałam z Jacobem. On wie, że to dla Ciebie trudne i że nadal myślisz o przeszłości. Nie chce Cię do niczego zmuszać, jeśli nie jesteś pewna. Rozumie to i jest gotów wszystko odwołać, jeśli tylko tego pragniesz.

Do moich oczu napłynęły łzy. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak łatwo jest mnie rozszyfrować. Domyśliłam się, że to dlatego mama tu przyszła. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na własne ręce. Nie wiedziałam co powiedzieć. W pokoju zapadła cisza.
- Przemyśl to, dobrze? Wszyscy chcemy, żebyś była szczęśliwa.
- Ale Charlie, Billy, ty… - nie zdołałam dokończyć, bo Renee mi przerwała.
- To nie my przysięgamy wierność drugiej osobie. Przemyśl to - powtórzyła i pocałowała mnie w policzek, po czym odwróciła się i zniknęła za drzwiami pokoju.

Po moich policzkach popłynęły łzy. Nie wiedziałam, że Jake wie, że wciąż kocham Edwarda. Myślałam, że twierdzi, iż po prostu boje się następnego związku, lecz moja miłość do byłego dawno wygasła. A więc tak łatwo można było mnie przejrzeć? Więc czemu zorganizował to wszystko? Powoli osunęłam się na ziemię. Nie wiedziałam, co mam teraz robić. Chciałam uszczęśliwić drogiego mi człowieka, lecz wszystko wychodziło mi na odwrót.

Nie jestem pewna, ile siedziałam na ziemi. Słyszałam tykający zegar i szum zamieszania za ścianami. Nie obawiałam sie spóźnienia na ceremonię. Charlie miał przyjść po mnie, gdy nastanie czas. Bałam się jednak, że podejmę złą decyzję. Jeśli wyjdę za Jacoba, uszczęśliwię go, ale na jak długo? W końcu zobaczy, że to co daje mu ja, jest niewystarczające. Może za parę miesięcy, może za parę lat. Lecz jeśli teraz ucieknę stąd, uczynię go nieszczęśliwym. Jego i inne osoby, które cieszyły się, że zostaniemy małżeństwem.
- Jesteście sobie przeznaczeni. Nie wahaj się - usłyszałam nagle ciepły baryton i zaskoczona lekko drgnęłam.

Nie mogłam uwierzyć, że jego głos ponownie do mnie wrócił. Myślałam, że utraciłam go na zawsze. Ostatnim razem odezwał się, gdy byłam w objęciach Jacoba. Bądź szczęśliwa. To były pożegnalne słowa, które do mnie wypowiedział. Robiłam wszystko co mogłam, by wrócił, lecz to nic nie dawało. Byłam na skraju obłędu, gdy moje kolejne starania spełzały na niczym. Z czasem pogodziłam się z tym, że utraciłam nawet te słodkie iluzje. Przecież nie mogły trwać wiecznie. Lecz teraz...

Wstałam z ziemi.
- Nie mogę za niego wyjść - szepnęłam sama do siebie.

Nawet nie wiedziałam, jak bardzo miłość do Edwarda zakorzeniła się w moim sercu. Chociaż broniłabym się przed tym, tak właśnie było. To, co czułam do Jacoba było niczym w porównaniu z uczuciem, jakim darzyłam mojego byłego. Gdybym tylko mogła cofnąć czas...

Podeszłam do biurka. Na jego blacie były rozłożone przeróżne kosmetyki, lecz to nie ich szukałam. Szybkim ruchem otworzyłam jedną z szuflad i wyciągnęłam kartkę oraz długopis.

Jacob przepraszam.

Nakreśliłam te dwa słowa i zawahałam się. Co miałam mu dalej powiedzieć? Że go nie kocham? Że nie jesteśmy dla siebie przeznaczeni? Że nie zasługuję na kogoś takiego jak on?

Wiem, że Cię zranię. Przepraszam. Nie mogę. To dla mnie zbyt trudne. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty. Oboje wiemy, że nie umiem kochać Cię tak bardzo jak powinnam. Wierzę, że wpoisz się w kogoś innego. Kogoś lepszego niż ja.
Przepraszam.
Kocham Cię.
Bella.


Podpisałam się i przełknęłam łzy, które znów spływały po moich policzkach. Wszystkich tak bardzo raniłam. Czy on kiedykolwiek mi przebaczy?

Zostawiłam kartkę na biurku i podeszłam do okna. Musiałam opuścić ten dom, lecz nie chciałam przedzierać się przez tłum, który był za ścianami. Wysokość do ziemi nie była wielka, może trochę ponad metr. Na bosaka zeskoczyłam na trawę. Ruchy w sukni ślubnej miałam bardzo skrępowane, a do tego zawsze byłam niezdarna, więc przewróciłam się przy lądowaniu. Nie zamartwiając się tym, że pobrudziłam materiał, wstałam i ruszyłam w stronę lasu. Byłam na tyłach domu, gdzie nikt mnie nie widział, więc nie musiałam się bać, że ktoś może mnie zatrzymać.

Przez długi czas, niezdarnie przedzierałam się pomiędzy drzewami. Brakowało mi już łez, czułam się słaba i opuszczona. Welon zerwałam z głowy, już gdzieś w połowie drogi. Nie będzie mi przecież potrzebny. Zapewne ktoś już zauważył moje zniknięcie, prawdopodobnie minęło parę godzin od mojej ucieczki. Dziwiło mnie, że nie złapał mnie nikt ze sfory. Może to Jake im zabronił? Może chcieli mi dać odrobinę prywatności? Jęknęłam na tę myśl. Byli dla mnie zbyt dobrzy. Nie wiedziałam jak odwdzięczyć się im wszystkim. Przynosiłam tylko ból.

Po jakimś czasie las robił się coraz bardziej rzadki, aż w końcu dotarłam nad brzeg morza. Ucieszyłam się widząc, że nie ma nikogo w pobliżu. Mogłam tu spokojnie usiąść i pomyśleć, co dalej. Spojrzałam na siebie. Suknia była cała wybrudzona, w paru miejscach nawet podarta. Domyśliłam się, jak musiałam wyglądać. Obraz istnego upadku. Zacisnęłam wargi i powoli zaczęłam się wspinać na wysoki klif. Nie kierowały mną żadne myśli, robiłam to ot tak, instynktownie. Gdy stanęłam na szczycie podeszłam do krawędzi. Morze było dziś wzburzone, ogromne fale zmywały brzeg. Przypomniał mi się pierwszy raz, kiedy skakałam z tego miejsca. Czułam się wolna, nikt nie miał nad mną władzy, wszystkie zmartwienia ulotniły się na tych krótkich parę sekund. To było takie piękne...

W głowie zaświtała mi nowa myśl, na którą szybko przystanęłam. Nie mogłam dawać nikomu dobra, rozsiewałam tylko ból. Wiedziałam, że gdy dokonam mojego zamiaru, skrzywdzę wszystkich raz jeszcze, jednak przecież z czasem zapomną. Jacob znajdzie dla siebie kogoś lepszego, Renee może będzie mieć kolejne dziecko, a Charlie znajdzie sobie żonę i nie będzie już sam. To wszystko wydawało mi się tak oczywiste.

Tak. To dobra decyzja.
- Nie! - W mojej głowie rozległo się nagłe warknięcie.

Uśmiechnęłam się smutno. Nie robiłam tego, by znów usłyszeć jego głos, lecz cieszyłam się, że wrócił. Czyż taka śmierć nie będzie przyjemniejsza?
- Bądź rozsądna, Bello! Nie możesz tego zrobić! - wściekłe warczenie wypełniało moje myśli, lecz nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Nawet nie raczyłam mu odpowiedzieć. Przecież podjęłam już decyzję.

Zamknęłam oczy i słuchałam przez chwilę śpiewu wiatru i morza. Był taki piękny. Cofnęłam się powoli kawałek w tył. Uśmiechnęłam się lekko, chociaż sama nie wiedziałam czemu. Rozchyliłam znów powieki i zaczęłam biec.
- Stój! - usłyszałam ponowny rozkaz.
Tym razem był jakiś... inny. Nie potrafiłam określić, co się w nim zmieniło. Nie zawracałam sobie tym jednak głowy. Pęd rozrzucał moje rozpuszczone włosy. Gdy tylko znalazłam się przy krawędzi, bez najmniejszego wahania odbiłam się od ziemi.
Tak jak poprzednio poczułam się wspaniale. Jak ptak, który po raz ostatni upaja się wolnością. Ptak, który stracił swe skrzydła.
- NIE!!! - Nim przecięłam powierzchnię wody usłyszałam następny krzyk pełen bólu i rozpaczy. Już wiedziałam, czym się różnił od pozostałych. Zabawne, zabrzmiał, jakby był prawdziwy. Usłyszałam nawet jego echo.

Gdy moja głowa znalazła się pod taflą wody zapanowała znajoma cisza. Powoli opadałam na dno, nawet nie próbując odzyskać nad sobą władzy. Z ostatnim tchnieniem z moich ust wyleciało parę baniek powietrza, które uniosły się ku górze. Brakowało mi tlenu, zaczynałam się dusić. Chciałam jednak umrzeć w spokoju. Bez paniki. Przecież sama podjęłam tą decyzję. Sama wydałam na siebie wyrok. Czułam, jakby rozsadzano mi płuca. Tak bardzo bolało!

Wtedy zauważyłam płynącą ku mnie postać. Ah, więc mój mózg nadal tworzył iluzje? To i tak już nie pomoże. Ucieszyłam się jednak, że ostatnią osobą, którą zobaczę, jest Edward. Wyraz jego twarzy był przepełniony przerażeniem i rozpaczą. Zupełnie, jakby się o mnie nadal troszczył. Później zamknęłam oczy. Moje myśli stawały się coraz bardziej leniwe, zaczynałam zasypiać. Nie... Zaczynałam umierać.
Nim jednak wszystko okrył całun śmierci, poczułam dotyk. Ktoś mnie złapał, ciągnął razem z sobą. Nie były to rozgrzane dłonie, wręcz przeciwnie, tak znajomo zimne. Przez chwilę pomyślałam, że to wszystko jest prawdziwe i poczułam żal, że skoczyłam z klifu. Lecz to przecież było niemożliwe.

Czułam, że moja głowa znów znalazła się ponad powierzchnią. Słyszałam oddalone wołanie tak ukochanego przeze mnie głosu. Wzywał mnie.

Ja jednak poszłam w stronę ciemności.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Taga dnia Śro 16:44, 27 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Wto 15:49, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Och! Czy się spodoba? Oczywiście, że tak! Przynajmniej mi się podobało. Napisane ciekawie, czytało sie lekko i spokojnie. Takie opowiadanie, by na chwilkę odetchnąć od dnia przepełnionymi zajęciami. A końcówka... wspaniała... ech... gdyby Bella trochę poczekała, chwilkę. Gdyby posłuchała i zatrzymała się. Będę teraz tak gdybać... i choć wolę szczęśliwe zakończenia, to takie smutne też mają coś w sobie. Gdyby jednak przeżyła byłoby to zbyt nieprawdopodobne, więc jest jak najbradziej w porządku :) (czy ja właśnie zaprzeczam sama sobie? Jakoś chaotyczna ta wypowiedź).
Naprawdę piękna miniaturka.
Pozdrwiam,
S.


Ostatnio zmieniony przez Souris dnia Wto 15:50, 26 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Lennie Cullen
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Aberdeen. Nasze europejskie Forks. :) / Kwatera Linkin Parku.

PostWysłany: Wto 17:16, 26 Maj 2009 Powrót do góry

To było... piękne.
Na początku myślałam że ona się rozmyśliła w sprawie ślubu z Edwardem, tak wiem głupia jestem, ale tak mi się zdawało. Piękne zakończenie. Wzruszyłaś mnie choć nie płakałam.

Życzę vena na następne miniaturki

L.Cullen


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niesmaczne.
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:18, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Naprawdę wzruszające. Płakałam.
Ale się uśmiejecie, jak powiem, dlaczego.
Nie z powodu, że Bella skoczyła.

Płakałam, bo Bella zgodziła się wyjść za Jacoba. Cool

Może i dobrze jej tak, że skoczyła z klifu. Twisted Evil
Ale czy Edward ją ratował? Czy to była iluzja?

Tego nie wiem, bo głupia jestem.

Haha, ale błędów nie zabrakło, znalazłam jednego, ukrywającego się w ostatnim zdaniu.
Cytat:
Ja jednak poszłam stronę ciemności.
zapomniałaś dodać 'w stronę ciemności'.

Jeszcze raz powiem, że pikne.
pozdrawiam, życzę veny do kolejnych podobnych miniaturek. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lille_Blomst
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Black Saloons

PostWysłany: Śro 17:15, 27 Maj 2009 Powrót do góry

Czytałam tu juz wiele miniaturek i opowiadań.Ale zdecydowałam się skomentować właśnie Twoją.
Odkąd poznałam całą opowieść o Belli i Edwardzie niejednokrotnie roiłam sobie i układałam w swojej małej główce różne warianty tej historii.
Jeden z nich bardzo przypominał Twoje opowiadanie.Nie był jednak tak dokładny,brakowało w nim wielu elementów.Nie miałam umiejętności,a może odwagi zakończyć tego w jakiś konkretny sposób.

Dzięki Tobie już wiem,jak ta historia powinna wyglądać.I dziękuję za tą wiedzę.
Gratuluję też lekkiego pióra i dobrego oddawania emocji za pomocą słów.:)

No i prosze o więcej;)

Weny!;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Margarett Juliett
Gość






PostWysłany: Śro 17:16, 27 Maj 2009 Powrót do góry

To jest piękne i śliczne. Zwłaszcza ten koniec...
Kochana Tago nie waż się nigdy wątpić w swoje zdolności literackie. Ten jej skok... Ślicznie to wszystko opisałaś. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dodasz jakąś miniaturkę albo może opowiadanie. Chętnie coś takiego przeczytam.
Pozdrowienia i życzę weny.
Nel
Człowiek



Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 17:50, 27 Maj 2009 Powrót do góry

Jak na prawdziwą fankę Zmierzchu przystało, uwielbiam wszelkie opowiadania, w których Bella ponosi mniej lub bardziej tragiczną śmierć.
Nie płakałam przy Twojej miniaturce, chociaż niektóre momenty trochę mi ścisnęły żołądek (ale to bardziej dlatego, że przypomniały o paru wydarzeniach z przeszłości). Jake'a mi trochę żal, Jake zawsze jest biedny i odrzucony i mimo, że go nie darzę głębszym uczuciem to zawsze mi smutno na myśl o jego ciężkim losie. No i Edward. Idealnie książkowy, egoistyczny, zimny i wkurzający. Mimo, że u Ciebie go wcale nie było. To i tak mnie zdążył zdenerwować. Bo wywnioskowałam, że odszedł od Belli, ale cały czas ją obserwował i miał na oku. I myślał cwaniak, że dziewczyna zapomni i ułoży sobie życie z kimś innym. I na koniec tego kompletnie niekonstruktywnego komentarza chciałam dodać, że bardzo dobrze zrobiła Bella umierając (tzn. dobrze autorka zrobiła). Edward na to zasłużył. Mógł sprawniej pływać, biegać szybciej, krzyczeć głośniej lub po prostu jej nie zostawiać. A poza tym - bardzo przyjemna miniaturka Wink

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vivienne Grace
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:30, 27 Maj 2009 Powrót do góry

To była tak piękne i smutne. A przecież tak rzeczywiście mogło być...
Było kilka literówek czy czegoś tak jeszcze, ale to wszystko jest nieważne. Ja z resztą nie jestem teraz w stanie normalnie myśleć. Owszem mam pewne zastrzeżenia, są rzeczy nad którymi musisz popracować, jak na przykład styl, ale nad chyba każdy i zawsze pracuje :) No i konstrukcja zdań czasem mi troche zgrzytała. Niektóre zdania była za ciężkie, przepełnione uczuciami, a w rezultacie nie wyszło to do końca przekonująco. Większość zdań jest też bardzo długisz. Ma to swój urok, jednak gdy tego za dużo robi się trudne do czytania. Jednak ogólem miniaturka naprawde bardzo ładna. Duzo przemyśleń i dramatyczny koniec-czyli to co lubię :D
Życzę weny w dalszym tworzeniu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hikara
Człowiek



Dołączył: 02 Maj 2009
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:05, 27 Maj 2009 Powrót do góry

Miniaturka jest... piękna, cudowna. Powtarzam już poprzednie wypowiedzi, ale cóż innego mogłabym powiedzieć?

Na forum powstaje wiele, wiele tekstów dotyczących Bellę skaczącą z klifu lub umierającą w inny sposób, poniewaz nie mogła poradzić sobie bez Edwarda. Twój tekst jest zupełnie inny - nie jest płaski, oklepany, ani przeładowany skrajnymi emocjami, co można zauważyć w dużym procencie FF-ów.

Najpierw pokazujesz rzeczywistość spokojnie - ze smutkiem, ale spokojnie. Bella nadal pozostaje rozdarta pomiędzy uczuciami do dwóch skrajnych osobowości. Decyduje się na ważny krok, ale w opowiadaniu nadal panuje ten spokój. Później ten spontaniczny ruch - skok. Wizję Edwarda przedstawiłaś świetnie. Teraz ostatnie pytanie - czy była to prawda, czy może urojenie? Myślę, że nie daje to spokoju dużej ilości czytelniczek.

Nie wyłapałam żadnych błedów interpunkcyjnych ani literówek, ale w tym nie jestem zbyt dobra.

Co jeszcze mogłabym dodać? Chyba tylko tyle, że z niecierpliwością oczekuję Twoich dalszych tekstów. Niechaj Wena Ci sprzyja.

Pozdrawiam
Hiki ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lotte_
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Emmettowe łoże.

PostWysłany: Czw 15:38, 28 Maj 2009 Powrót do góry

niesmaczne. napisał:
znalazłam jednego, ukrywającego się w ostatnim zdaniu.
Cytat:
Ja jednak poszłam stronę ciemności.


Nie bić Tagi, ja przepraszam, że nie zauważyłam, za co mnie macie zlać.
A do Tagi możecie mieć tylko jedno - że nie chce więcej pisać, o!

Okej, a teraz skomentuję miniaturkę. Jak to za pierwszym razem przeczytałam, to się popłakałam. Piszesz bardzo ładnie i płynnie. Nie było dużo błędów, tylko problem w dialogach, ale nie szukałabyś bety, gdybyś sądziła, że wszystko jest dobrze. Masz ten sam "problem", co ja. Zdania pojedyncze. Też ich dużo pisze, dlatego nie miałam zamiaru nawet u ciebie ich zmieniać, bo wszystko straciłoby swój urok. Sama historia jest świetna. Nie przepadam za Jacobem, więc się ucieszyłam, że uciekła. Było miło do momentu jakże genialnego pomysłu skoku z klifu.
A później....
I tu pojawia się to, co mnie przekonało.
Można to różnie odebrać. Edward ją wyłowił, czy nie? To była jej wyobraźnia, czy rzeczywistość?
Do teraz nie jestem pewna, choć obstaję przy tym, ze Ed sie pojawił.

I masz mi pisać więcej, o! :D

Lotte.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lotte_ dnia Czw 15:39, 28 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KALLIYAN
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:29, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Piękne, wzruszające. Brak mi słów. Bardzo dobrze napisane. Chociaż moim zdaniem Bella za szybko umarła. Tzn on krzyczał i był już niedaleko niej. Bella skoczyła, a Edward od razu z dna sprowadził ją na ląd - może i normalny człowiek nie potrafiłby uratować jej, ale wampirza szybkość - hm muszę się nad tym zastanowić. Poza tym zdesperowany Edward powinien się w nią od razu wgryźć!!
Dobra, bo już marudzę. Tak na prawdę bardzo podoba mi się to zakończenie. Lubię takie smutne kawałki. Bella umiera w ramionach Edwarda. Mhm.
Jednym słowem jesteś świetna! :)
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo inspiracji na przyszłe prace.
Kalliyan.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taga
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:41, 01 Cze 2009 Powrót do góry

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Dosłownie dostałam skrzydeł :D

Co do powtarzanego pytania, czy Edward naprawdę się tam pojawił, czy też nie... ^^ Odpowiedź jest w tekście, trzeba się tylko... przypatrzeć xP
No, ale zawsze jak"prawdziwa" wersja się nie podoba, można wmówić sobie tą drugą ;D

Raz jeszcze dziękuję za wszystkie komentarze. Z tego wszystkiego zaczęłam pisać nową miniaturkę, lecz nie jestem pewna, co z tego jeszcze wyjdzie.

Pozdrawiam Wink
Taga


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin