FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Co nowego u Cullenów? REGULAMIN Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:56, 24 Lis 2015 Powrót do góry

Moje kochane, Dzwoneczek napisała dla nas krótki regulamin konkursu miniatur. Zapraszamy wszystkich do zabawy, powspominajmy dawne czasy... a przy okazji dodam, że jest o co walczyć.

Do wygrania piękna biżuteria - "bransoletka Belli" ufundowana przez Galeria Bajka Biżuteria Sutasz . Poniżej oryginalna wersja, ale nasza zwyciężczyni będzie mogła sama wybrać kolory bransoletki, by była jedyna w swoim rodzaju :)

Image

UWAGA: GALERIA BAJKA NIE WYWIĄZAŁA SIĘ ZE SWOJEJ POWYŻSZEJ DEKLARACJI I ZWYCIĘŻCZYNI NIE OTRZYMAŁA NAGRODY!!!


REGULAMIN

1. Temat konkursu brzmi "Co nowego u Cullenów", niemniej to tytuł umowny - rzecz może dotyczyć jakiegokolwiek środowiska z fandomu Twilight - nie muszą to być Cullenowie. Mogą to być równie dobrze Volturi, Quileuci itp. Wyobraźmy sobie, ze od czasu naszego rozstania ze światem Zmierzchu upłynęło trochę czasu (bo upłynęło) i ... puśćmy wodze wyobraźni, co tam się może teraz dziać. W związku z tym postacie mają być kanoniczne.

2. Przedmiotem konkursu jest miniatura literacka na w.w. temat. Praca nie może przekroczyć sześciu stron, pisanych czcionką Times New Roman 12, interlinią pojedynczą oraz być krótszą niż jedna pełna strona.

3. W konkursie może brać udział każdy zarejestrowany użytkownik forum twilightseries. Uczestnik konkursu nie może oceniać prac.

4. Na punktację prac będą się składały dwie oceny - ocena jury i ocena czytelników. Jury będzie złożone z moderatorek forum. Automatycznie - jeśli któraś z moderatorek weźmie udział w konkursie, nie może być członkiem jury.

5. Prace należy wklejać w dedykowanym na forum temacie. Wklejonego tekstu nie można już edytować. Edycja tekstu spowoduje dyskwalifikację uczestnika konkursu. Dlatego też uważnie przeczytajcie tekst przed wklejeniem.

4. Ostateczny termin wklejania prac - do 18 grudnia. Od 18 - 27 grudnia oceniamy. 28 grudnia podsumowanie i publikacja wyników.

5. Nagrodą w konkursie jest bransoletka z sutaszu ufundowana przez Galerię Bajka Biżuteria Sutasz. Jest to przepiękna rzecz, więc tym goręcej zachęcamy do wzięcia udziału w konkursie!

6. Regulamin ocen pojawi się w stosownym momencie po wklejeniu wszystkich prac w w.w. terminie.

Życzymy wszystkim powodzenia i udanej zabawy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Wto 12:29, 31 Maj 2016, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 16:35, 04 Gru 2015 Powrót do góry

UWAGA! PRACE KONKURSOWE WKLEJAMY TU. PONIŻEJ. DO 18 GRUDNIA WŁĄCZNIE.

Przypominam, że prac nie wolno edytować, więc sprawdźcie dobrze, zanim zamieścicie tekst. Edycja będzie się równała dyskwalifikacji

Wszelkie możliwe pytania zadawajcie na privie - mnie lub Dilenie. Nie wklejamy już w tym temacie żadnych postów oprócz tych zawierających prace.

POWODZENIA!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Pią 16:36, 04 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
lidziat
Dobry wampir



Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 1467
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 100 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Toruń i wszędzie gdzie bywam :-)

PostWysłany: Sob 20:48, 05 Gru 2015 Powrót do góry

Okej, niech będę pierwsza. To mój debiut tutaj, więc mam trochę tremę. Kilka słów wstępu. W swojej miniaturze nie sięgam daleko w przyszłość - bo zaledwie rok po tym, jak skończyła się Saga. Nie będzie więc żadnych szokujących wydarzeń, ani niespodziewanych zwrotów akcji. To będzie po prostu jeden dzień z życia Jacoba i Renesmee po powrocie sytuacji w Forks i La Push do "normalności".


W pełnym słońcu



Słońce już dawno schowało się za horyzontem, kiedy zdecydował się wreszcie wstać i wyjść. Musiał odwiedzić ojca w La Push. Dawno już nie widział Billy'ego i zaczynało mu brakować ojcowskiego zrzędzenia. Potrzebował też trochę wytchnienia. Miał za sobą bardzo trudny dzień. Mała zasnęła wprawdzie bardzo szybko, ale odczekał jeszcze jakiś czas, żeby się upewnić, że nic jej nie obudzi. Kiedy zobaczył, że śpi już naprawdę mocno, zdecydował się wreszcie wyjść. W końcu nie zostawiał jej samej. Czujne oko rodziców strzegło jej niemal tak samo dobrze, jak on. Ale Jacob wolał nie opuszczać małej na dłużej , niż to było konieczne.
Bella i Edward siedzieli w salonie i o czymś zawzięcie dyskutowali. Nie przysłuchiwał się. Bella, widząc, że wychodzi uśmiechnęła się do niego promiennie i pomachała ręką na pożegnanie. Pomachał do niej i ruszył przed siebie. Wolał jak najszybciej pobiec do domu ojca. Tak, tak, to już nie był jego dom, tylko dom ojca. Od kilu miesięcy mieszkał sam, nieopodal domu młodych Cullenów. Ponieważ musiał przebywać jak najbliżej Nessie, a wprowadzić się do domu Belli i Edwarda nie zamierzał, Esme pomogła mu i zaprojektowała specjalnie dla niego niewielki, ale wygodny dom. Konflikt miedzy wilkołakami i wampirami był już zażegnany, nic więc nie stało na przeszkodzie, żeby mieszkał na terytorium Cullenów. Dzięki temu mógł teraz być zawsze w pobliżu małej. Gotowy na każde jej zawołanie. Do dzisiaj. Bo dziś wszystko się zmieniło. Dziś Renesmee poszła pierwszy raz do szkoły. Wprawdzie nie potrzebowała tego typu edukacji, ale ze względu na ludzi – żeby nie zwracać ich uwagi na fakt, że dziecko nie uczy się w szkole, wspólnie - Jacob, Bella i Edward -postanowili jednak posłać tam dziewczynkę. Intelektualnie przewyższała nie tylko wszystkie dzieci w klasie czy w szkole, ale i uczących tam nauczycieli. Była nie tylko piękna, ale i bardzo mądra. Wlot zrozumiała, że będzie musiała przez parę godzin w ciągu dnia poudawać i już sama myśl o tym bardzo ją bawiła. Z nieskrywanym entuzjazmem szykowała się już od kilku dni na swoje pierwsze spotkanie z innymi dziećmi. Do tej pory przebywała tylko wśród dorosłych. Bardzo więc ją ekscytował fakt poznania czegoś zupełnie nowego. Otwarta na wszelkie nowe doświadczenia, roześmiana od ucha do ucha, wsiadła rano do samochodu obok Jacoba. Widząc jego minę, poklepała go protekcjonalnie po ręce i powiedziała:
- Nie martw się, ja sobie tam poradzę.
- Wiem – mruknął .
Nie dlatego miał taką minę. Po prostu zastanawiał się, jak on sobie poradzi, kiedy Nessie będzie w szkole. Do tej pory, jeśli zostawiał ją na jakiś czas, zawsze wiedział, że jest pod opieką rodziców, Cullenów albo Charliego i Sue. Czyli tych, którym prawie w pełni mógł zaufać. A teraz? Teraz oddawał swój największy skarb zupełnie obcym ludziom. Najchętniej poszedłby z Nessie do klasy, usiadłby gdzieś w kąciku i pilnował, żeby jej się jakaś krzywda nie stała. Zganił siebie za te myśli. Mała musi wyjść do ludzi. Wiedział o tym doskonale. Musi żyć jak inni, poznawać świat, być jak każde inne dziecko. Wiedział, ale jakże trudno przychodziło mu pogodzenie się z tym.
Zamknął za sobą drzwi, cicho, żeby ich trzaśnięciem nie obudzić małej. Jakby to w ogóle było możliwe - raz , że spała bardzo mocno, a po drugie - jej pokój był tak daleko od drzwi, że było to po prostu niemożliwe, żeby jakikolwiek dźwięk stąd do niej dotarł. Już od progu ruszył biegiem, wprawnym ruchem pozbywając się koszulki i postrzępionych szortów. W mgnieniu oka przemienił się i zanim dotarł do skraju lasu, biegł już na czterech łapach. Od razu poczuł się lepiej. Z lubością wciągnął szerokim nozdrzami ostre wrześniowe powietrze i wypuścił je z płuc z głośnym charknięciem. Od zawsze znacznie łatwiej radził sobie ze stresem i problemami, kiedy był w wilczej postaci. Było mało prawdopodobne, żeby ktoś go teraz usłyszał, a jednak …
- Cześć wodzu. Stało się coś? – wyczuł niepokój w głowie Setha.
- Nic się nie dzieje. Spokojnie młody, to tylko moje przewrażliwienie …– uspokoił go, ale Seth doskonale wyczuł targające nim emocje.
- Jak tam Nessie w szkole? – zapytał.
- Dobrze. Ale nie chcę teraz o tym gadać. Jeśli możesz, to zmykaj z mojej głowy. Muszę na spokojnie wszystko przetrawić, a ty mi tu teraz nie pomagasz.
- Jasne, szefie. Chciałem sobie tylko trochę pobiegać. Ale już znikam.
Po sekundzie miał już w głowie zupełną ciszę. Biegł, odbijając się łapami od podłoża. Pęd powietrza targał mu i tak już zmierzwioną sierść. „Muszę podciąć włosy – pomyślał – Nie mogę się w takim nieładzie pokazywać pod szkołą. Jeszcze tego by brakowało, żeby Nessie musiała się za mnie wstydzić…”
Rano nie dał się przekonać ani Belli, ani Edwardowi, że to oni powinni zawieźć małą do szkoły. Uparł się, jak osioł i w końcu Bella niechętnie ustąpiła. Zresztą, Renesmee też wolała z nim jechać, co trochę rozdrażniło Edwarda, ale nie dał tego za bardzo po sobie poznać. Pięć godzin w szkole wydawało się Jacobowi wiecznością. Trzy godziny jeździł samochodem bez celu, spięty i zdenerwowany, łamał przepis za przepisem i tylko cudem nie trafił na żaden patrol policyjny. Pod szkołę zajechał ponad godzinę przed czasem i czekał na małą siedząc w samochodzie. Bębnił palcami o deskę rozdzielczą i zastanawiał się, jak zorganizować sobie teraz kolejne dni. Przecież nie mógł codziennie tak głupio jeździć czy wystawać pod szkołą. Jeszcze parę takich dni i zwariuje. Musi sobie znaleźć jakieś zajęcie, żeby czymś wypełnić czas oczekiwana na powrót małej ze szkoły. Ale na razie nic mądrego nie przychodziło mu do głowy. Zbliżał się do domu ojca z nadzieją, że może Billy mu podpowie, czym by się tu zająć, żeby zupełnie nie zgłupieć.

*
Pomysły ojca były zawsze, delikatnie mówiąc - nieudane. A prawdę mówiąc - po prostu były głupie. Wracając do domu, Jacob wszystko przetrawiał kolejny raz. Po prostu był na siebie wściekły, aż wszystko się w nim gotowało. Dlaczego tak łatwo zgodził się na kolejny pomysł Billy'ego? Chyba tylko dlatego, że wiedział, iż ojciec sam sobie z tym nie poradzi. Czuł, że dał się wrobić, jak jakiś wiejski głupek. Taaa … Prawdę mówiąc, to pod tym względem niewiele się różnił od ojca. Wystarczyło, że ktoś go o coś poprosił, a on już - z sercem na dłoni - spieszył z pomocą. Tylko że Billy dzisiaj nie sprawiał wrażenia "wrobionego". Wręcz przeciwnie. On po prostu, z radością, pomagał teraz przyjacielowi. Jakby Billy, cholera jasna, sam miał mało problemów ze sobą, to jeszcze wziął sobie na głowę cudzego dzieciaka. I to na cały miesiąc. No a teraz to on - Jacob - będzie miał problem. Nie zostawi przecież ojca samego. No pięknie. Nie ma co. I ciekawe, co Nessie na to powie? Na razie postanowił jej nic nie mówić. Zobaczy, jak jutro to wszystko będzie wyglądało i dopiero wtedy pogada z Renesmee.
Dobrze, że był już wieczór, kiedy dotarł do ojca, i dziewczynka już spała, bo kto wie, jak zareagowałoby to biedne dziecko, gdyby nagle zobaczyło, jak z impetem do domu Billy'ego wpada wielkie, szare wilczysko? Pewnie by się przeraziła i Jacob miałby już od samego początku przechlapane. No i jak miałby się wtedy przemienić z powrotem w człowieka? I może tak stanąć golusieńki przed dzieciakiem? Oj, ten Billy, to czasem w ogóle nie myśli - Jacob z dezaprobatą pokręcił głową na samą myśl o tym, co by mogło być. Na całe szczęście do niczego takiego nie doszło. Chociaż to dobre w całej tej zwariowanej sytuacji.
- Cześć synu! - Billy najwyraźniej ucieszył się na jego widok, kiedy Jacob wskoczył do maleńkiej kuchni , której dużą część zajmował wózek inwalidzki Billy'ego. - Co cię do mnie tak nagle sprowadza? Już wiesz?
- Co niby mam wiedzieć? Cześć, tato… - Mruknął po swojemu, ale tak naprawdę, to bardzo się ucieszył na widok ojca, stając przed nim na dwóch nogach. Przeobrażenie w tę czy w tę stronę nie stanowiło dla Jacoba żadnego problemu. Billy, mimo swojej niepełnosprawności, trzymał się świetnie, a teraz na widok swojego jedynego syna, który w pośpiechu szukał czegoś do ubrania, uśmiechał się od ucha do ucha.
- No, że wiesz już o Jimenie …
O jakiej Jimenie, u licha? Jacob spojrzał zaskoczony na ojca. O kim on mówił? Nie znał żadnej Jimeny. I co to w ogóle za imię? Co znowu ten Billy wymyślił?
Dobrze, że zdążył wciągnąć na tyłek swoje stare dżinsy, bo - jakby w odpowiedzi na jego, zadane w myślach pytanie - w drzwiach dawnego pokoju Jacoba, stanęła kilkuletnia dziewczynka. Wyrwana ze snu ich głośną rozmową, stała zdezorientowana, trąc zaspane oczy.
- To córka Harrego … - oznajmił radośnie Billy.
- Jakiego Harrego? - warknął Jacob, niczego już nie rozumiejąc.
- Sancheza … Córka Harrego Sancheza …
- Że co? - Jacob spojrzał zaskoczony na ojca - Chyba wnuczka ?
O ile dobrze pamiętał, Harry Sanchez był mniej więcej w wieku Billy'ego. Jacob znał kiedyś syna i córkę Harrego. Chodzili razem do podstawówki, ale po rozwodzie rodziców, oboje wyjechali z matką do Meksyku. Harry sam został w La Push, jednak Jacob nie interesował się tym, co się u niego teraz dzieje. Miał swoje sprawy i swoje problemy.
- Harry parę lat temu ożenił się po raz drugi. I to jest właśnie jego najmłodsza córka …- wyjaśnił Billy.
- Co się dzieje, wujku? - dziewczynka podeszła do Billy'ego i wgramoliła mu się bezceremonialnie na kolana. - Kto to jest?
Mogła mieć z siedem - osiem lat. Wyglądała na bystrą, a teraz uważnie mu się przyglądała. Jacob nie znał się na dzieciach. Jedynym, z jakim miał do czynienia, była Nessie, ale ona nie była zwyczajnym dzieckiem, więc to się nie liczyło.
- Wujku?- Jacob spojrzał zaskoczony na ojca.
- Noo… jakoś musi do mnie mówić - Billy spojrzał na dziewczynkę i powiedział - To Jacob, mój syn. Opowiadałem ci o nim. Wracaj do łóżka.
- Cześć Jacob - mała uśmiechnęła się do niego, pomachała i grzecznie pomaszerowała do pokoju.
- Do tego momentu jakoś rozumiem - Jacob patrzył podejrzliwie na ojca. - Ale nie rozumiem, co ona u ciebie robi?
- Harry i Emma mieli niedawno piątą rocznicę ślubu i pojechali na swój drugi miesiąc miodowy, a ja obiecałem im, że się w tym czasie zajmę małą. A co u ciebie? - Billy chciał najwyraźniej zmienić temat rozmowy, ale Jacob nie dał się zwieść.
- O mnie pogadamy potem - trochę to ostro zabrzmiało, ale Jacob był dość mocno wkurzony na ojca i nie zamierzał bawić się w Wersal. - Jak ty masz zamiar przez miesiąc zajmować się takim małym dzieckiem? Sam? Czy ktoś ci pomaga?
- Jeżeli chcesz, to w tym czasie, kiedy Nessie jest w szkole, możesz się zająć Jimeną - Billy mrugnął do niego porozumiewawczo. - A po lekcjach dziewczynki mogą się razem pobawić. To tylko miesiąc.
Jacob doskonale rozumiał, co Billy chciał powiedzieć, mówiąc "tylko miesiąc". Nessie nie była zwykłym dzieckiem. Jacob śmiało mógł powiedzieć, że była wręcz niezwykła. A ta jej niezwykłość przejawiała się też między innymi w tym, iż rosła i rozwijała się w bardzo nietypowym tempie. Teraz wyglądała na ośmiolatkę, a w rzeczywistości za kilka dni miała skończyć rok. Umysłem i intelektem przewyższała już większość dorosłych. Na szczęście z każdym kolejnym miesiącem jej tempo wzrostu malało, ale i tak w fizycznym rozwoju Renesmee, miesiąc był w tej chwili tym, czym rok dla normalnego dziecka.
- Nessie miałaby koleżankę …
- Chyba żartujesz?
- Chyba tak - Billy popatrzył na syna i uśmiechnął się. - A może jednak dasz się namówić?
Jacob doskonale wiedział, że Nessie nie potrzebuje żadnej koleżanki. Okres zabaw miała już za sobą. Teraz w wolnym czasie dosłownie pochłaniała całe stosy książek, których tysiące wypełniały olbrzymią bibliotekę Cullenów. Czytała i mówiła już kilkoma językami. To nie był dobry pomysł, żeby bawiła się z Jimeną, ale Jacob czuł, że ojciec oczekuje od niego pomocy , więc w końcu mruknął niechętnie:
- Okej. Jutro, jak odstawię Nessie do szkoły, przyjadę i zabiorę małą nad morze.
*
- Jacob, co będziemy robić?- Jimena podbiegła do niego i złapała go za rękę. - Wujek Billy powiedział, że zabierzesz mnie nad morze!
Zaskoczony bezpośredniością dziewczynki, Jacob nawet nie zdążył cofnąć ręki. Chcąc nie chcąc, lekko uścisnął drobniutka dłoń dziecka i zapytał:
- Co powiesz na małe zwiedzanie La Push?
- Chodźmy, chodźmy!- pisnęła podekscytowana.
Przez jakieś półtorej godziny chodzili po plaży, po lesie, chlapali się w morzu i próbowali przewidywać pogodę z chmur. Potem zbierali kamyki i puszczali kaczki na wodzie. Jacob sam był zaskoczony, że tak dobrze spędzało mu się czas z dziewczynką. Nie zauważył nawet, że jest już tak późno. Nie zdąży odwieźć Jimeny do Billy'ego i musi z dziewczynką, jak najszybciej, jechać do szkoły po Renesmee. Wsiadł do samochodu, posadził Jimenę na przednim siedzeniu i z piskiem opon ruszył w kierunku szkoły. Zdążył w ostatnim momencie. Renesmee właśnie wychodziła ze szkoły. Spojrzała w jego stronę i stanęła jak wryta. Dopiero wtedy Jacob zdał sobie sprawę, że w samochodzie ma Jimenę, o której Nessie nic nie wiedziała. Mało tego - obca dziewczynka zajmowała jej miejsce.
- Przecież ja zawsze siedzę na tym miejscu - syknęła cicho Nessie podchodząc do nich. Jacob jednak doskonale ją słyszał. Szybko wyskoczył z samochodu i podbiegł do Renesmee.
- Dzisiaj jest wyjątkowa sytuacja - powiedział skruszonym głosem i dodał siląc się na żartobliwy ton - Zajmij tyły. Potem ci wszystko wyjaśnię.
Uśmiechnął się niepewnie, a Nessie, opanowując wściekłość, wsiadła do samochodu, gwałtownie otwierając i po chwili z trzaskiem zamykając drzwi. W lusterku zobaczył, że usiadła z nadąsaną miną i skrzyżowała ręce piersiach, zamykając się na jakąkolwiek rozmowę czy wyjaśnienia. W tym momencie była wściekła i nieprzystępna. Jeszcze jej takiej nie widział.
"No tak - przemknęło mu przez myśl - chyba czeka mnie dzisiaj niezła burza." Nessie najwyraźniej nie tylko nie była zadowolona z całej tej sytuacji, ale aż kipiała z wściekłości. I chyba … była o niego zazdrosna. A jakby tego było mało, Jimena nie patrząc na siedzącą za nią dziewczynkę, odezwała się do niej:
- Wiesz, co dzisiaj robiliśmy z Jacobem?
I jakby tego było mało, mówiąc to, dziewczynka przytuliła się do jego ramienia. Czuł się idiotycznie i w duchu przeklinał chwilę, w której zgodził się pomóc Billy'emu w opiece nad tym dzieciakiem. Już na plaży zauważył, że chyba ma cichą wielbicielkę, bo mała wpatrywała się w niego jak w obrazek.
- Zaskocz mnie - warknęła Nessie obrażona na niego i na cały świat - Jedźmy już.
Nie słuchała, co mówiła Jimena, albo udawała, że wcale ją nie obchodzi opowieść o zabawie JEJ Jacoba z obcym dzieckiem. Odwróciła głowę w stronę okna. Była zła jak osa, bo przecież to był JEJ I TYLKO JEJ Jacob, to ona miała Jacoba na wyłączność. Nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, że była w tej chwili strasznie o niego zazdrosna.
Jimena nie zrażona, paplała, jak to dziecko. Opowiadała o chmurkach, kamyczkach i kaczkach puszczanych z Jacke'm na wodzie. Renesmee siedziała milcząc i powoli spływała po niej cała złość na tę małą, rozgadaną dziewczynkę, siedzącą obok Jacoba. W końcu odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się pod nosem. Przecież to nie była dla niej żadna rywalka. To było tylko jakieś małe dziecko, które nie wiadomo czemu znalazło się dzisiaj w samochodzie Jacoba. Jej Jacoba. Za chwilę dowie się, skąd to dziecko i o co w tym wszystkim chodzi. Niepotrzebnie dała się ponieść nerwom i głupiej zazdrości.
Jacob jechał dzisiaj wyjątkowo powoli. Pewnie ze względu na tę małą, która siedziała obok. Był spokojny, opanowany … i był jej. Patrzył uważnie przed siebie. Jakby nigdy nic. Jakby wcześniej nie widział jej głupiego zachowania. Była mu za to wdzięczna, bo czuła się strasznie głupio po tym wybuchu zazdrości. Wyczuł chyba , że mu się przygląda, bo uśmiechnął się leciutko.
Dopiero po chwili spojrzał we wsteczne lusterko. Nessie siedziała zupełnie spokojna, z obojętną miną patrząc na drzewa migające za oknem samochodu. Przygryzł dolną wargę, ale nic nie powiedział. Starał się zachować spokój i nie pokazywać niczego po sobie, jednak czuł się jak ostatnia świnia. Obce dziecko siedziało obok niego, gadało jak najęte i niecierpliwie kręciło się na siedzeniu. Nawet jej nie słuchał. Nie tylko on. Nessie jak piękny posąg, z dumnie uniesioną główką, zastygła w bezruchu. Tę cechę odziedziczyła po swoim wampirzym ojcu. Siedziała tak już dłuższą chwilę i ani drgnęła. W pewnym momencie, tknięta jakimś wewnętrznym impulsem, przesunęła się lekko do przodu i dotknęła dłonią Jacobowego ramienia. Drgnął. Poczuł się jeszcze gorzej. Przez jego głowę przeleciały obrazy pełne niepokoju targającego dziewczynką.
"Nie, Maleńka - pomyślał, widząc, co ją niepokoi - nie masz racji. I nie musisz się niczego obawiać".
Chociaż wiedział, że Nessie nie słyszy jego myśli, nie powiedział tego na głos. Spojrzał tylko ponownie w lusterko. Ich oczy spotkały się i to właśnie z nich dziewczynka wyczytała to, co chciał jej powiedzieć. Uspokojona, skinęła lekko główką ,uśmiechnęła się delikatnie i wygodnie rozsiadła się na tylniej kanapie samochodu.
-A ty nie musisz chodzić do szkoły? – niewinnym, dźwięcznym głosikiem zapytała siedzącą obok Jacoba dziewczynkę.
- Ja? – Jimena rozejrzała się nieco zdezorientowana.
- No a któżby inny? – prychnęła lekceważąco Nessie – Przecież nie Jacob.
- Muszę – odpowiedziała krótko. Nagle przestała być rozmowna. Dopiero po dłuższej chwili wyjaśniła – Teraz trochę odpoczywam od szkoły. Miałam jakąś po…po…powikłaną grypę ... czy coś i na razie nie chodzę do szkoły.
Wyglądała na speszoną i chyba wyczuwała dystans między nią a Nessie. Traktowała ją jak dorosłą, a nie jak rówieśniczkę. Intuicyjnie czuła, jaką przewagę ma nad nią ta siedząca w tyle samochodu dziwna dziewczynka. Taka mała, a jakby dorosła osóbka, której nie sposób się było oprzeć, nie sposób było jej nie lubić, chociaż początkowo zachowywała się co najmniej dziwnie. Ale teraz biło od niej jakieś takie ciepło, taki spokój i radość, że Jimena westchnęła tylko i pomyślała, że fajnie by było mieć taką koleżankę. Ale nic nie wskazywało na to, żeby to było możliwe.
Zajechali przed dom i Nessie zgrabnie wyskoczyła z samochodu. Cmoknęła Jacke’a w policzek, pomachała mu ręką na pożegnanie i nawet nie spojrzawszy na Jimenę, tańczącym krokiem pobiegła w kierunku czekającej już na nią Belli.
Odczekał chwilę, aż zniknęła w drzwiach domu i ruszył w stronę La Push. Teraz już jechał bardzo szybko. Jak zwykle - za szybko. Ale chciał jak najprędzej odstawić małą do domu ojca i szybko wrócić do swojej Nessie. Z piskiem opon zatrzymał się przed niewielkim domkiem, w którym spędził całe swoje dzieciństwo. Nigdy jeszcze rodzinny dom nie wydawał mu się tak mały, jak dzisiaj. Rebecka i Paul jeszcze pomieszkiwali z ojcem, ale byli już na wylocie. Kończyli budowę własnego domu. Odkąd okazało się, że Rebecka jest w ciąży, budowa domu ruszyła pełną parą i za parę tygodni mieli się już na dobre wyprowadzić od Billy'ego. Wprawdzie od domu ojca dzieliło ich zaledwie jakieś 150 metrów, to i tak już niedługo rodzinny dom Jacoba miał bardzo opustoszeć.
Wyskoczył z samochodu i zostawiając w nim powoli wysiadającą Jimenę, podszedł szybko do ojca, który właśnie zjeżdżał swoim wózkiem z podestu wybudowanego kiedyś przez Jacoba.
-Rezygnuję - powiedział stanowczym tonem do ojca – Nie piszę się na to.
- Na co? I z czego niby rezygnujesz? – zapytał zaskoczony Billy.
- Nie nadaję się na niańkę. Znajdź kogoś innego do niańczenia tej małej … - ruchem głowy wskazał w stronę samochodu.
- A Renesmee?
- Nigdy nie byłem niańką Nessie. Zresztą, ona nigdy niańki nie potrzebowała. I dziwię się, że tak na to patrzysz – dodał oburzony.- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, na czym to wszystko polega. Gdyby tak powiedział Charlie, to bym zrozumiał, ale ty …
- Spokojnie synu - Billy spojrzał na Jacoba i uśmiechnął się .– Czym ci to dziecko tak dopiekło?
Jimena właśnie wysiadła z samochodu i podeszła do nich.
- Niczym – bąknął niechętnie.- Po prostu czuję się podle. Jakbym robił krzywdę Nessie. Jakbym ją oszukiwał czy coś … Znajdź sobie kogoś innego do opieki. Może Rebecka się nią zajmie? Przyda jej się, niech się zawczasu wprawia.
Odwrócił się i nie czekając na to, co powie Billy, wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon, zostawiając za sobą tuman kurzu. Wiedział, że robi ojcu świństwo i źle się z tym czuł, ale - skoro już musiał kogoś skrzywdzić - wolał, żeby to był Billy. Renesmee była dla niego zbyt ważna, zbyt cenna, była całym jego życiem. I sensem życia. Prędzej wolałby umrzeć, niż zrobić coś, co by ją zraniło.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:56, 15 Gru 2015 Powrót do góry

To ja będę kolejna :)

Krótki wstęp:
Narratorką miniatury jest Leah Clearwater, która powoli zaczyna układać sobie życie. Czas akcji nie jest dokładnie znany - bliżej jestem określenia, że upłynęło kilkanaście miesięcy niż lat.


Miłego czytania!


Przygotowywałam się na spotkanie z Nahuelem. Założyłam spodnie khaki, buty sportowe i bluzkę na ramiączkach. Włosy, obcięte na pazia zostawiłam rozpuszczone, bez żadnej spinki czy wsuwki.

Wyglądnęłam przez okno, słońce już powoli żegnało dzień. Powietrze robiło się coraz chłodniejsze. Lada dzień spadnie śnieg. ‘Eh, tutaj zimno, śnieg i mróz to nie nowość’ – stwierdziłam w duchu. Ale lubiłam mieszkać w La Push. Nahuel musiał się przyzwyczaić do tego, że mieszka w jednym miejscu, że nie wędruje już z ciotką jak dotychczas. Długo mu to zajęło, oj, długo – uśmiechnęłam się do własnego odbicia w lustrze.

Czy Nahuel jest moim chłopakiem? Eh, trudno stwierdzić. Spotykamy się, spędzamy ze sobą czas. Po Wielkim Dniu, jak określamy spotkanie z włoskimi stworami, został razem ze mną.
Czy się z tego cieszę? Po pierwsze: nigdy nie przypuszczałabym, że mogłabym związać się z kimkolwiek, kto ma najmniejsze choćby powiazania z Zimnymi. Z Nimi. Z Wampirami.
Ale on nie jest czystej krwi wampirem. Jest mieszańcem. Uśmiecham się na tę myśl. Chciałoby się powiedzieć „Moim mieszańcem”, ale chociaż rozum wołał ‘Idź do niego! On jest stworzony dla Ciebie!”, to serce ciągle podpowiadało: „To jeszcze nie to”.
Przyznam, że w głębi duszy ciągle czekałam na wpojenie. Takie, jakie dokonało się u Jake’a, Jareda, Quilla.. i innych. Chciałabym poczuć, że TO jest naprawdę TYM. Że nie ma żadnych wątpliwości, żadnych trudności, że nic nie stanie nam na przeszkodzie.
Ale decydując się na bliższą znajomość z Nahuelem brałam pod uwagę, że wieeeele spraw jest do obgadania, że wiele czynników jest przeciwko nam. Wiele rzeczy jest niezbadanych. Bo czy możemy być pewni, że jego ugryzienie jest dla mnie bezpieczne? W końcu jad wampira mnie zabije – to jest jasne. Ale on nie jest czystej krwi Zimnym, jest mieszańcem, więc nie wiemy, jak mój wilczy organizm zareaguje na jad pół-człowieka, pół-wampira.

Czy jest na sali wampir, który na ochotnika podda się testowi? Hmm.. tak myślałam.
No właśnie.

I tak sobie żyjemy już od jakiegoś czasu w jednym rezerwacie. Nahuel zajął jeden z wielu pustych domów w La Push. Nie było to trudne – wszak już dziesiątki z naszych przyjaciół i znajomych spakowało walizki i wyprowadziło się do miasta, zostawiając dokumenty własnościowe majątków z komentarzem: „Może się komuś przyda”.
I przydało się Nahuelowi. Jego ciotka, Huilen, nie potrafiła zrezygnować z wędrowczego trybu życia, nie potrafiła osiąść na stałe. Odwiedza siostrzeńca, to prawda, ale zaraz ją gdzieś nosi, zaraz się żegna z nami.

Obejrzałam się jeszcze raz w lustrze i puściłam do siebie oczko. Przez jakiś czas zakładałam sukienki, spódnice, białe bluzki z haftami, nosiłam ozdoby we włosach - wszystko po to, żeby podobać się temu, który wybrał inną…
Teraz postanowiłam być sobą, więc do mojej szafy wróciły bojówki, krótkie spodenki do kolan, bluzki bokserki i wiele, wiele innych ubrań, których nie założyłaby Miss Świata.

Ciche pukanie przywołało mnie do rzeczywistości. Podbiegłam do drzwi, nacisnęłam klamkę i zdecydowanym ruchem je otworzyłam. I dosłownie o mały włos nie wybuchłam śmiechem, bo Nahuel miał na sobie białe jeansy z ozdobnym paskiem, czarną obciskającą go dokładnie koszulkę z dekoltem oraz naszyjnik z kolorowych koralików. Na nogach kremowe buty z wystającym czubkiem.
- Co ty masz na sobie? – zapytałam z głośnym śmiechem. – Brakuje ci tylko siateczkowego kapelusza!
Chłopak na chwilę zaniemówił, by po kilku sekundach powoli odpowiedzieć:
- Tak, jak mi radzono, pojechałem wczoraj do miasta, aby kupić sobie jakieś normalne – skrzywił się – ubrania. Jakby opaska na biodra nie wystarczała – puścił do mnie oczko.
To fakt, ubrania, które chłopak dostał w spadku od mieszkańców rezerwatu, zaczęły się niszczyć, więc coraz częściej zakładał na siebie to, w czym czuł się najwygodniej – krótką i kusą przepaskę.
- I co? I takie rzeczy znalazłeś w sklepie? – zdziwiłam się.
- Tak, dokładnie. Jeśli chcesz znać szczegóły, to chętnie ci je opowiem nad kubkiem dobrej herbaty.
Gestem dłoni zaprosiłam go do kuchni i zaczęłam przygotowywać coś do picia.
- Wiesz, przechodziłem główną ulicą Port Angeles, tą zaraz obok szpitala, i zobaczyłem chłopaka, którego postura była bardzo podobna do mojej. – Nie wiem, czy świadomie, ale wyprostował się, prężąc mięśnie. – Nawet miał długie włosy, jak ja – powiedział z dumą. – Rozejrzałem się po witrynach i od razu zauważyłem, gdzie robił zakupy ten chłopak. Udałem się do tego sklepu i kupiłem te rzeczy – zakończył.
- Eee.. Słońce, czy ten sklep nazywał się ‘Tęczowa kraina’? – zapytałam z niedowierzaniem
- Tak! – wykrzyknął. – Skąd wiedziałaś?
- Bo ubranie, które masz na sobie mogłeś kupić tylko w jednym miejscu – uśmiechnęłam się dobrotliwie, ale zaraz po tym zauważyłam, że Nahuel nic nie rozumie, więc spróbowałam wyjaśnić: Ten sklep to przybytek dla…eee.. w każdym razie nie dla ciebie.
- Nie rozumiem – był bardzo skonsternowany.
- Po prostu mi zaufaj: nie powinieneś tak się ubierać – powiedziałam. Mrugnęłam oczami i … już go nie było.
Zaczekałam kilka sekund, a on znowu siedział naprzeciwko mnie. Tym razem w samej przepasce na biodrach. Uśmiechnął się i zapytał: „Teraz dobrze?”.
- Teraz najlepiej, ale musisz jednak przestać siać zgorszenie wśród mieszkańców La Push. Jutro wybierzemy się na zakupy.
- Do Forks? – zapytał.
- Może być i Forks. – Od razu domyśliłam się, jakie będzie jego następne pytanie.
- Zajdziemy w odwiedziny do Cullenów? – zapytał z nadzieją w głosie.
Westchnęłam cicho i przytaknęłam. Skoro dla niego to takie ważne, to możemy do nich wstąpić po drodze.
Mój wymuszony uśmiech od razu został zauważony, ale Nahuel go nie skomentował. Od razu przypomniałam sobie nasze rozmowy zaraz po przybyciu chłopaka i jego ciotki. Musiałam mu wszystko wytłumaczyć: że nie jesteśmy dzikimi zwierzętami, tylko normalnymi ludźmi, którzy od czasu do czasu zamieniają się w wilki (pamiętam, jak Nahuel zacisnął wargi, nabrał powietrza i przez moment nic nie mówił, by po chwili wymamrotać „Normalnymi, mhmm”), że nie zabijamy ludzi, tylko wampiry – ale tylko te złe (znowu na chwilę zaniemówił, zrobił minę, jakby się zastanawiał, czy jest tym dobrym, czy tym złym). Później doszliśmy do wniosku, że łączy nas więcej niż dzieli: nie potrzebujemy okryć, ponieważ moje ciało ma temperaturę oscylującą na poziomie 42 stopni Celsjusza; on z kolei nie odczuwał zimna, bo.. nie. Po prostu. Nie był zimny jak granit, nie był rozgrzany jak piec. Taki już jego urok.
Dodatkowo łączyło nas to, że prawdopodobnie nigdy się nie zestarzejemy. Co do niego – nie było wątpliwości. Od około stu pięćdziesięciu lat był młodym chłopakiem. Co do mojej osoby – wiedzieliśmy tylko tyle, że dopóki będę co jakiś czas przemieniać się w wilczycę – nie będę się starzeć. Marzenie każdej kobiety, prawda? Dlatego postanowiliśmy, że spróbujemy być razem.

Dzień później wybraliśmy się na zakupy. Już po kilkudziesięciu minutach wyszliśmy ze sklepu obładowani torbami z ubraniami dla Nahuela. Jeden zestaw miał na sobie – ciemnoszary T-shirt, czarne spodnie z jeansu oraz skórzaną kurtkę takiego samego koloru. Wyglądał O-BŁĘ-DNIE.
Wtedy skierowaliśmy kroki ku drodze prowadzącej do lasu. Postanowiłam zagryźć zęby i udawać, że odwiedziny u Cullenów wcale a wcale mi nie przeszkadzają.

Przechodząc ścieżką obok Kamiennego Domku – gdzie mieszkali Bella, Edward i Renesmee z pałętającym się ciągle pod nogami Jacobem – Nahuel wciągnął powietrze, przez kilka sekund nasłuchiwał i powiedział: „Nie ma ich tutaj”.
No cóż. Myślałam, że wywinę się szybką wizytą u Szalenie Zakochanych W Sobie Edim i Belli oraz Jeszcze Bardziej Zakochanych Nessie i Jake’u. Westchnęłam ciężko, bo wiedziałam już, że nieuniknione jest coraz bliżej. Powiedziałam z wymuszonym uśmiechem:
- To co? Idziemy do Kwatery Głównej? – tak od pewnego czasu nazywałam dom, w którym mieszkali Esme i Carlisle wraz z przybranymi dziećmi.
Zdążyliśmy wejść na pierwszy schodek, kiedy drzwi się otworzyły, a na podeście pojawił się gospodarz domu, Carlisle.
- Nahuel, Leah, jak miło was widzieć – powiedział, a ja starałam się nie dostrzegać, że w jego głosie nie ma nic poza prawdziwym uczuciem sympatii.

Weszliśmy do hallu, po czym pokonaliśmy białe jak śnieg schody i znaleźliśmy się w salonie. Na kanapie w kształcie litery U siedzieli wszyscy Cullenowie i Jacob, który popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i po chwili z ulgą zauważyłam, że chłopak znowu zainteresowany jest swoją wybranką.
- Co u was słychać? – zapytała grzecznie Esme
- Byliśmy na zakupach, musieliśmy zaopatrzyć Nahuela w jakieś normalne ubrania. Miałam dość wysłuchiwania, że nie może chodzić półnagi po rezerwacie. A że Nahuel nie bardzo orientuje się w modzie, postanowiłam mu pomóc.

Przypomniałam sobie strój, w jakim wczoraj przyszedł do mojego domu. Edward parsknął cicho, a wszyscy odwrócili się w jego stronę. Skrzywiłam się i powiedziałam w myślach wyraźnie: „Wynocha z mojej głowy!”
Uhhh!!! Dlatego nie lubię ich odwiedzać! Nie mogę w spokoju z nimi porozmawiać, bo jak tylko sobie o czymś przypomnę, pomyślę, to każda myśl stoi przed nim otworem!
Na przykład ostatnio, na urodzinach Belli: składaliśmy jej życzenia i wręczaliśmy prezent – jasną apaszkę, którą sama wykończyłam nowoczesnymi wzorami. Kiedy dziewczyna przejeżdżała palcami po wyszytym wzorze, przypomniało mi się, jak Nahuel rozpraszał mnie podczas pracy. Zarumieniłam się i chociaż Edward starał się z całych sił zachować kamienną twarz, nie wychodziło mu to najlepiej.

Jestem wystarczająco zawstydzona, kiedy moje myśli przeczytają Jacob albo, co gorsza, mój młodszy brat, Seth. Dlatego staram się tak wybierać moment przemiany, aby być samą, bez żadnych widzów czy słuchaczy…
Przypominam sobie o reakcji moich kompanów z byłej watahy – wtedy naszym szefem był Sam – kiedy uświadomiłam sobie, że od dawna nie pojawiły się u mnie comiesięczne krwawienia. Przerażenie Sama oraz obrzydzenie (świadczące oczywiście o dojrzałości emocjonalnej) reszty chłopaków. Teraz uśmiecham się lekko na te wspomnienia: Sam ogarnięty paniką, że jestem w ciąży, chłopaki krzywiący się na myśl o „kobiecych sprawach”. Dopiero później nasz ówczesny Alfa domyślił się, że nie chodzi o ciążę. „Brawo, geniuszu”, pomyślałam. „Ciąża nie bierze się z myślenia, chyba o tym wiesz, prawda?”. „Leah, czemu taka jesteś? Wiesz, że nie chciałem cię skrzywdzić, że ta cała sprawa z wpojeniem to nie był mój wymysł. Powtarzam, nie chciałem, żebyś cierpiała. Ciągle coś do ciebie czuję, Leah”. Dzięki temu, że mogłam czytać w jego myślach, wiedziałam, że mówi prawdę.
Pewnego wieczoru, kiedy nie spodziewał się, że ktokolwiek z nas jest w postaci wilka, rozmyślał na ten temat. Wtedy dowiedziałam się, że był tuż-tuż od oświadczenia się, że już wyobrażał sobie, jak stoi przed ołtarzem a ja, w białej sukni, sunę w jego stronę – stąd wiedziałam, że jego nagła zmiana uczuć nie była podyktowana zamiarem złamania mi serca. Kiedy zorientował się, że podsłuchuję, pomyślał: „Leah, moje serce też jest złamane”. Odpowiedziałam tylko „Moje serce jest złamane w kilku miejscach. Z przemieszczeniem” – i zanim zdążył odpowiedzieć, zmieniłam się z powrotem w postać człowieka. Nie przemyślałam tego do końca – byłam kilka kilometrów od domu, a ubranie zostało złożone w kosteczkę przy dużym kamieniu tuż obok wejścia do lasu. ‘No to sobie pobiegam jak goły turecki’ – wymamrotałam wtedy do siebie i zaczęłam przedostawać się przez gęste chaszcze w stronę domu.

Moje rozmyślania przerwała Bella, która zapytała Nahuela o to, jak mu się mieszka w rezerwacie. Odpowiedział, zgodnie z prawdą, że wszyscy są mili i życzliwi, że prawie wszyscy mieszkańcy odnoszą się do niego z szacunkiem.
- Prawie? – zapytała Esme.
- No tak, niektórzy nie do końca potrafią pogodzić się z tym, że wilczyca połączyła się z wampirem – wytłumaczył Nahuel. Oczywiście miał na myśli Paula…
- Jakoś to, że Jacob jest z Renesmee nikomu nie przeszkadza – powiedziałam niby żartem.
- Jake nie jest z Renesmee – odpowiedział szybko Edward. – Tylko się nią opiekuje.
„Czyli znalazł sposób, żeby ukryć przez tobą swoje myśli?” – zapytałam w myślach, kierując je w stronę męża Belli. Zmrużył oczy, jakby chciał wiedzieć więcej. „Nie jestem kapusiem. A teraz wypad z mojej głowy” – powtórzyłam po raz kolejny.
Popatrzył zatroskany w stronę córki, która rosła i dojrzewała setki razy szybciej niż jej rówieśniczki. Już dzisiaj wyglądała, jakby miała 17-18 lat.
- Jake, będę chciał z tobą później porozmawiać – powiedział spokojnym głosem Edward.
Jacob westchnął, przewrócił oczami, jakby chciał zapytać „Co znowu nabroiłem?”. W przelocie złapał mój wzrok i już wiedziałam, że mam przechlapane.

Po kilkunastu minutach rozmowy i próbach wciśnięcia nam przez Alice ubrań, w których nie chodzili już Cullenowie (za każdym razem grzecznie odmawiałam, a w głębi duszy powtarzałam, że Nahuel nie będzie nosił nic, co wcześniej miał na sobie prawdziwy Zimny. Prosiłam w myślach Edwarda o pomoc, ale chyba za bardzo wziął sobie do serca moje poprzednie słowa o czytaniu w umyśle), postanowiliśmy, że na nas już czas. Edward odprowadził nas do drzwi i powiedział: „Nie masz się czego obawiać. Ona poza Jake’em świata nie widzi” – wzruszył ramionami jakby z rezygnacją. A więc domyślił się, dlaczego tak bardzo obawiam się spotkań Nahuela z Renesmee? Boję się kolejnego odrzucenia, kolejnego rozstania i patrzenia na zakochaną i szczęśliwą parę…
Nahuel popatrzył na nas z zaciekawieniem, ale nie odezwał się ani słowem.

Pożegnaliśmy się z Cullenem i udaliśmy się w stronę domu.
- Możesz mi w końcu powiedzieć, dlaczego za nimi – lekko mówiąc – nie przepadasz? – zapytał znienacka Nahuel.
Co miałam zrobić? Oznajmić nagle, że jestem przerażona myślą, że na świecie istnieją prawdopodobnie tylko dwie takie same istoty i że na prosty, chłopski rozum, według logicznego myślenia, to oni, czyli Nahuel i Renesmee, powinni być razem? Miałam mu powiedzieć, że cierpnę na samą myśl o tym, że znowu usłyszę, że bardzo mnie lubi, nawet kocha, ale tamtą drugą kocha bardziej?! Raz dałam radę, wytrwałam, przetrwałam… Ale czy uniosę się po raz drugi? Nie sądzę…
Nie dał się nabrać na wymuszony uśmiech i zapewnienia, że przecież to nie tak, że ich nie lubię. Drążył temat aż do samego wejścia do rezerwatu. Odprowadził mnie pod same drzwi, dał buziaka w policzek i widząc moje zdziwienie odparł: „Więcej otrzymasz, jak tylko powiesz mi, o co ci chodzi. A tymczasem dziękuję za wspólne zakupy. Widzimy się wieczorem?” – zapytał na pożegnanie, a ja pokiwałam tylko głową i weszłam do domu.
Rzuciłam się na łózko i patrząc w sufit rozmyślałam o tym, czego nie wie Nahuel. Bo jak mogłam mu powiedzieć, że nie cierpię Zimnych, bo to przez nich jestem taka, jaka jestem? Że to przez ich obecność odezwał się we mnie gen potwora? Że przez nich raz na jakiś czas obrastam sierścią, drapię się za uchem i biegam na czterech łapach? Że to przez wiadomość o mojej przemianie ojciec dostał zawału i zmarł…
To mam mu wyznać? Mam powiedzieć: „Słuchaj, chłopie, oni tak ogólnie to są bardzo mili i sympatyczni i w sumie mogłabym ich polubić, gdyby tylko nie byli pośrednim powodem śmierci mojego ojca”.

Stwierdziłam, że musze pobiegać. Zerwałam się z łóżka, wybiegłam z domu i udałam się w stronę głazu, za którym zwykle pozbywałam się ubrań. Nabrałam powietrza w płuca, zamknęłam mocno oczy, skupiłam się i… już stałam na czterech łapach.
- Jesteś! – ups, głos Jakoba przeszył mnie jak strzała. – Co ty sobie wyobrażasz?! Że przyjdziesz tak po prostu, naopowiadasz Edwardowi jakichś głupot i zostawisz mnie z problemami?
- Boże, z jakimi znowu problemami, Jake? – zapytałam z niechęcią.
- Próbował ze mnie wyciągnąć informacje, jakie myśli przed nim zatajam! – wybuchnął. – Po to je zatajam, żeby on o nich nie wiedział! Edward jest ojcem Nessie i nie powinien widzieć czy słyszeć, że jego córka całuje się z chłopakiem!
- Stary, wyluzuj, bo ci żyłka pęknie – uspokajałam go. – Edward chyba zdaje sobie sprawę, że jeśli ma córkę, która wygląda jak ona, to prędzej czy później będzie musiał się pogodzić z myślą, że ta córka sobie znajdzie faceta. I będzie z nim robić to, co robi dziewczyna z chłopakiem.
- Ale nie musiał tego dowiadywać się od ciebie! Czemu nie potrafisz się czasami zamknąć i być cicho?!
- Zakaż mi. Rozkaż mi, żebym się przy nim nie odzywała, nie myślała. W ogóle zakaż mi odwiedzać ich w Forks! Będzie mi o wiele łatwiej, bo w końcu będę miała wymówkę, żeby nie odwiedzać tych potworów! – wykrzyczałam prowokująco w myślach.
- Wiesz, że tego nie zrobię, bardzo dobrze o tym wiesz – powiedział już spokojnie Jake. – Nie jestem taki.
Cisza, która między nami zapadła ciągnęła się w nieskończoność. Aż w końcu przerwał ją słowami:
- No to opowiadaj, co to dzisiaj cię ugryzło, że siedziałaś taka struta w Kwaterze Głównej – powiedział z zainteresowaniem i czymś na kształt troski.
- Przecież wiesz – westchnęłam. – Ciągle to samo.
- Leah – zaczął. – Już tyle razy ci to tłumaczyłem. Nie jesteś winna śmierci ojca. To nie twoja wina, to nie wina Cullenów czy jakichkolwiek innych wampirów. Przestań, proszę, rozpamiętywać tę sprawę, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Proszę… - po kilkunastu minutach rozmowy zorientowałam się, że dołączył do nas Seth.
- Hej, Leah. Był u nas Nahuel, szuka cię – powiedział w telegraficznym skrócie. – Ma kwiaty – dodał jeszcze szybciej i takim tonem, jakby była to najważniejsza informacja.
- Ok, idę. Jake, dzięki za rozmowę – powiedziałam cicho.
- Zawsze do usług – odpowiedział ze szczerością. – Tylko nie sprzedawaj mnie już więcej u Edwarda – rzucił na koniec ze śmiechem, chociaż mogłabym przysiąc, że jakaś mała groźba czaiła się pod tym żartem.
Udałam się w stronę głazu, skupiłam się dostatecznie i znowu stałam na dwóch nogach.
Założyłam szybko ubrania, ruszyłam lekko i powoli w stronę Nahuela. Mieszańca. Mojego Mieszańca.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 0:00, 17 Gru 2015 Powrót do góry

To teraz ja dołożę swoją cegiełkę.
Miłego czytania :)
Podróże
Lekka bryza wpadała przez otwarte okno, kołysząc cienkimi błękitnymi zasłonami. Noc była jasna, księżyc świecił w pełni, a gwiazdy zdawały się migać jaśniej niż zwykle. Minęło pięć lat od dnia, gdy moja ukochana powiedziała „tak” w obliczu Boga, i naszej rodziny. Nie mogę uwierzyć, czym zasłużyłem na to szczęście w postaci mojej duszy, mojego serca, mojej miłości - Isabelli. Ona i Reneesme stały się dla mnie centrum wszechświata. W końcu miałem to co Carlisle znalazł w Esme. Nigdy nie zazdrościłem mu tego, że znalazł swoją miłość, cieszyłem się jego szczęściem, nie czułem złości. W głębi duszy wiedziałem, że nie było mi to pisane, Bella uświadomiła mi jednak że się myliłem. Sprawiła to wpuszczając mnie do swego serca.
Świętowaliśmy właśnie naszą rocznicę na małej wysepce na oceanie spokojnym. Chciałem ją kupić, i dać w prezencie naszej córce. Pragnę jej szczęścia i bezpieczeństwa, a to był by jej azyl, gdyby kiedyś... Pokręciłem głową odpędzając od siebie mroczne myśli. Teraz obserwowałem Bellę unosząc wzrok ponad fortepian. Leżała na szezlongu z zamkniętymi oczami i uśmiechem, tym uśmiechem którym mnie obdarza gdy gram dla niej, jej kołysankę. Dźwięk komórki zaburzył naszą harmonię, Bella odebrała zbliżając się do mnie i siadając na ławeczce.
- Reneesme, kochanie?
- Cześć mamo, cześć tato, wiem, że słyszysz.
Zaśmiałem się również witając się z córką. Nessie, była słońcem dla całej naszej rodziny. Esme była szczęśliwa opiekując się nią, odkryła w sobie wielki talent kulinarny, który Reneesme ochoczo testowała, od kiedy była na tyle duża by z ciepłego mleka, tudzież krwi, przejść, na ludzkie jedzenie. Carlisle, ochoczo dzielił się wiedzą, znajdując w niej wierną słuchaczkę, prawdziwą ukochaną wnuczkę. Emmett miał w Nessi kompankę do żartów, a Jasper? Cóż Jasper był szczęśliwy, że nie czuł przy niej swego instynktu, w zasadzie dzięki przebywaniu z Reneesme lepiej panował nad pragnieniem. Tak jakby potrzebował jej obecności, by w końcu się z tym oswoić w takim stopniu jak Alice, czy Rosalie.
Jak już o moich siostrach mowa. Rosalie, była szczęśliwa zajmując się naszą córką. Dzięki Belli spełniła w jakimś stopniu swoje marzenie, za co była jej niezmiernie wdzięczna. Rose i moja żona doszły do porozumienia. Porozumienie to, zmieniło się w szczerą przyjaźń. Po prostu ona potrzebowała więcej czasu, by zakiełkować i wydać plony. Dowiedziałem, się też, że czasem myślała, jak by to było gdyby, to była ona i Emmett, a nie ja i Bella… Nie mniej jednak, dzięki Belli właśnie, chyba pogodziła się już ze swoim losem i jakaś cześć jej duszy stała się lżejsza, wolna. Jest w pełni szczęśliwa mając Emmetta i nas wszystkich.
Nie, nie przeczytałem tego w jej myślach – To były słowa Rosalie, powiedziała to nam w szczerej rozmowie, w dzień pierwszych urodzin Nessi.
Bella martwiła się, że nasze dziecko będzie aż nadto rozpuszczone, przez Alice i Rose, że będzie podążać za modą, o ile nie będzie jej wyznaczać, ale prawda była taka, że Reneesme przejęła najwięcej cech Belli. Jej piękne czekoladowe oczy, bicie serca, cudownie ciepły rumieniec na policzkach i miłość do książek.
- Dzwonię, żeby powiedzieć „cześć”, i że was kocham, oraz uprzedzić, że przez weekend nie będzie z nami kontaktu. Emmett i Jasper wybierają się na polowanie, ja i Jacob jedziemy razem z nimi. Chcemy urządzić prawdziwy biwak…
A tak, Jacob, jak mógł bym o nim zapomnieć? A przecież to tylko zmiennokształtny wilk kręcący się przy mojej rodzinie. Gdybym mógł wybierać, nie wybrał bym go na ukochanego córki, ale tak samo Charlie nie wybrał by mnie. Jak wiadomo, obaj byliśmy w tej samej sytuacji i nie bez cienia satysfakcji mój teść powiedział mi kiedyś, że dla niego najważniejsze jest, by ktoś się dobrze zaopiekował jego córką, i że ja będę pragnąć tego samego. Nie musze dodawać, że miał rację.
- My też cię kochamy, tęsknimy za tobą. – odpowiedziała moja żona. – Proszę uważaj na siebie.
- Mamo…
- Proszę uważaj na siebie – powtórzyłem za Bellą.
- Acha, Kuzynka Denali przyjechała w odwiedziny.
- Tanya? – Zdziwiłem się.
- Tak, rozmawiała z Carlislem i Esme, po czym zatrzymała się w domku dla gości. Pozdrawia was.
- Och… Dziękujemy.
- Kończę, kocham Was, pa.
Nessie rozłączyła się, a ciszę znów zakłócał jedynie szelest wiatru. Spojrzeliśmy z Bellą na siebie w niemym pytaniu. W końcu Bella pierwsza przerwała ciszę.
- Tanya, u nas? Sama?
- Jestem tak samo zdziwiony jak ty, ale nie wydaje mi się, by to zwiastowało coś złego… - Uprzedziłem jej kolejne pytanie. - Alice, by nas uprzedziła.
- Cóż, przepraszam, po prostu… Gdy jej siostra postanowiła nas odwiedzić… sam wiesz jak to się skończyło… - Bella odwróciła ode mnie wzrok, kiedyś na jej policzkach pojawiły by się rumieńce, teraz i bez tego wiedziałem, że czuje się zażenowana.
- Hej. – uniosłem delikatnie jej brodę, sprawiając, że znów spojrzała na mnie. – Nie musisz się wstydzić swoich obaw. Nigdy nie wstydź się przede mną. Twoje oczy są niemal czarne, potrzebne nam polowanie.
- Tak… Ale najpierw… - pocałowała mnie mocno, a dalsze słowa nie były potrzebne.
***
Polowaliśmy już jakiś czas, gdy nagle Bella oderwała się od swojej zdobyczy. Była jakiś kilometr ode mnie, ale wystarczyła chwila bym znalazł się przy niej.
- Edwardzie słyszysz? Czy to możliwe?
W tej samej chwili spojrzeliśmy w stronę z której dochodził odgłos… bicia ludzkiego serca? Dźwięk był cichy i nie równy, ponadto brak było charakterystycznego ludzkiego zapachu.
- Ta wyspa jest przecież bezludna. – Stwierdziła Bella z niepokojem.
Puściliśmy się biegiem podążając do źródła, a to co zastaliśmy przekroczyło nasze wszelkie wyobrażenia. Przed nami był chłopak, na oko piętnasto - szesnastoletni. Miał jasnoniebieskie oczy i typową nordycką urodę. Już samo jego pojawienie się w tym miejscu, było zaskoczeniem, ale przecież <i>Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło.</i> jak pisał Shakespeare, a nam na pewno nie śniło się to że spotkamy pół wampira.
Wracaliśmy właśnie do Kanady, to tam przeprowadziliśmy się gdy opuściliśmy Forks. Carlisle z resztą rodziny czekali już na nas. Alice widziała wszystko, ale nie mogła się z nami skontaktować, bo ani Bella ani, ja nie zabraliśmy komórek. Tak, czy inaczej, wszyscy nas teraz oczekiwali. Simon – bo tak miał na imię, a w każdym razie tak wywnioskowaliśmy z rzeczy, które przy nim znaleźliśmy, siedział teraz z Bellą na tylnych siedzeniach awionetki.
- Dlaczego nasuwa mi się na myśl, „Księga dżungli”? – Bella mruknęła zdając sobie sprawę, że doskonale ją słyszałem.
- Bello!, Edwardzie – Carlisle przywitał się z nami. Czekał na nas na małym prywatnym lądowisku.
Simon, był wycofany. Trzymał się z tyłu. Jedynie nasza obecność, nie pozwalała mu na to by uciekł. Mój ojciec podszedł ostrożnie, witając się z nim łagodnie, co ciekawe Simon zdawał się rozumieć, po angielsku, lecz jego myśli chaotycznie przeplatały się z językiem norweskim, i chaotycznymi obrazami.
- Podobno nazywasz się Simon, ja jestem Carlisle Cullen. Chcemy ci pomóc, jesteś tu bezpieczny. – Carlisle przemówił łagodnie.
Pół wampir spojrzał na Bellę. Moja żona podeszła i uściskała swojego przyszywanego teścia, po czym uśmiechnęła się do chłopaka zachęcająco. Simon widząc nasze reakcje rozluźnił się nie co i pozwolił poprowadzić w stronę auta. Po drodze nie odzywaliśmy się zbyt wiele. Zaburzanie ciszy na siłę nie było nam potrzebne.
W domu opowiedzieliśmy reszcie rodziny o tym co się stało. Jacob podchodził do Simona bardzo nie ufnie, martwił się o Reneesme. Nie miał ku temu najmniejszych podstaw, ale nie będę kłamać, gdzieś w środku czułem trochę satysfakcji, widząc jego zazdrość o moją córkę. Chociaż nie chciałem się do tego przyznać, w głębi duszy miałem jeszcze jeden powód. Jacob był najbliższym przyjacielem Belli. Opiekował się nią gdy mnie przy niej nie było. Istniała szansa, że moja miłość mogła wybrać jego, a ja nie mógłbym nic zrobić, bo jedyne czego pragnę to jej szczęście.
***
Wszystko wskazywało na to, że Simon, w odróżnieniu od Reneesme, czy Nauhel'a, nie wiedział czym jest. Jego historia faktycznie przypominała życie Mowgli’ego* Wszystko wskazywało na to, ze jego stworzyciel, wywiózł i ukrył chłopca, gdy jego rozwój, odpowiadał pięcioletniemu dziecku. Później odwiedzał, go co jakiś czas, zanim zniknął na dobre. W czasie, gdy Esme przygotowała Simonowi posiłek i zachęcała do spróbowania, Tanya podeszła do Belli, pytając, czy mogą się przejść. Moja żona spojrzała na mnie, po czym wstała i przeszła obok mnie dotykając mojej dłoni i ściskając ją lekko.
Po chwili słyszałem myśli mojej ukochanej. Tarcza Belli to było wciąż coś niesamowitego, moja żona wciąż trenowała, chcąc rozwijać swój dar. Często odkrywała przede mną swoje myśli, mimo wszystko, wciąż nie mogłem w nich swobodnie czytać. Tym razem jednak, Bella zdjęła swą tarczę, dając mi wgląd w swój umysł.
- Szkoda, że wasza podróż zakończyła się tak niespodziewanie. – Zaczęła Tanya, po chwili milczenia.
- Życie jest pełne niespodzianek, nawet takich. – rzuciła Bella niezobowiązująco.
Tanya, nie odezwała się ponownie do momentu w którym, była już po za zasięgiem słuchu reszty rodziny.
- Bello, widziałam jak na mnie spojrzałaś, gdy wróciliście do domu. Nie muszę, czytać w myślach jak Edward, by widzieć w twoim wzroku obawę. Chciałam ci powiedzieć, że to tylko odwiedziny, nie mam ukrytych zamiarów.
- Nie zrozum mnie źle, Tanyo. Oczywiście, jesteś bliska Cullenom, znasz ich dłużej niż ja i nie chciałam wyjść na nie gościnną, po prostu… W każdym razie jesteś dla wszystkich jak rodzina. Oczywiście, że jesteś mile widziana.
- Tylko, ze jesteś mocno zdziwiona moją obecnością – Tanya, dokończyła za moją żonę.
- Jestem zdziwiona, że przyjechałaś sama.
Tanya, roześmiała się, lecz w tym śmiechu pobrzmiewały smutne nuty.
- Wiesz, dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałam Edwarda. Kiedyś darzyłam go ciepłym uczuciem, z resztą wciąż darzę, tak jak i on mnie kiedyś, ale wiem że to nie była miłość. Nie prawdziwa miłość, taka, jaką on czuje do ciebie. Edward długo był sam, tak jak by wiedział, że żyje po to by w końcu znaleźć ciebie. Ja też byłam sama. Myślałam ze go rozumiem, ale to nie prawda i teraz to widzę. Ja zawsze miałam Irinę i Kate. Ale teraz…
Tanya przerwała, Bella nie odzywała się dając jej potrzebny czas.
- Iriny już nie ma, a Kate ma Garreta, tak jak Carmen Eleazara i w końcu dotarło do mnie jak to jest być piątym kołem u wozu. Nie zrozum mnie źle, cieszę się ich szczęściem, naprawdę tylko…
- Tylko, że ty też pragniesz mieć to szczęście. Tanyo, to normalne. Gdy zobaczyłam Edwarda, pomyślałam, że urodziłam się po to by być z nim. Pokochałam go całym swoim jestestwem.
- Przyjechałam tu tylko na parę dni, chcę ruszyć w podróż nabrać dystansu. To pierwszy przystanek w drodze dookoła świata, zanim do nich wrócę. Mam nadzieję, że ze świeżym umysłem i bez tej rysy na sercu.
-Tanyo, jak powiedziałam, jesteś tu mile widzianym gościem.
Po tych słowach znów, nastała cisza. Myśli Belli znów były ukryte za tarczą.
Dni mijały Simon zdawał się szybko przystosowywać do naszego świata. Wciąż czuł rezerwę, lecz wiedział, że z naszej strony nie ma żadnego zagrożenia. O dziwo Tanya, najszybciej kruszyła jego mury utkane z niepewności. Spędzali ze sobą wiele czasu. Widać było, że Simonon czerpie wielką radość z przebywania przy Tanyi, tak jak I Tanya cieszyła się jego towarzystwem. Razem z Carlislem uczyli go, wszystkiego czego potrzebował, by móc spokojnie egzystować. Gdy lekcje dobiegały końca, Simon towarzyszył Tanyi w polowaniach. Rozumieli się bez słów. Wiedziałem, że właśnie w ten sposób rozpoczął się dla nich nowy rozdział wieczności.
***
- O czym myślisz, - Wymruczałem, oplatając Bellę ramionami.
- Wiesz, myślałam że domyślisz się, bez wglądu w moje myśli. – Bella droczyła się, odwracając się w moją stronę, oplatając moją szyję. – Myślałam o Tanyi i o Simone. Wygląda na to, że rysa w jej sercu zniknęła dzięki niemu.
- To prawda, ale czy tylko to zaprząta twoje myśli? – Składałem delikatne pocałunki na jej szyi.
- Szczerzę? To pomyślałam, że następnym razem powinniśmy wyjechać gdzieś indziej, może Szkocja, albo Szwajcaria? Bo gdy spędzamy czas na jakieś wyspie, nasza podróż kończy się w bardzo nieoczekiwany sposób…
Gdy tylko skończyła mówić, nasz śmiech jeszcze długo rozbrzmiewał w ścianach naszego domu.
<i>*Mowgli – Bohater Księgi dżungli, Rudyarda Kiplinga, znany z Baśniowej adaptacji Disneya</i>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 17:21, 18 Gru 2015 Powrót do góry

Słowem wstępu - dawno nie pisałam niczego w tym fandomie i mogłam wyjść z wprawy. Prawdę powiedziawszy ta miniatura wydawała mi się dość oczywista. Po prostu 'co nowego u Cullenów'? Cóż może być nowego? Mam nadzieję, że spełni wasze - czytelnicze wymagania :) Dziękuję ogromnie ORGANIZATOROM, ponieważ bez nich na pewno nie pojawiłaby się ta miniatura i jest dedykowana wszystkim wspaniałym użytkownikom tego forum! Kocham Was! :*




Kładę się te­raz do snu, na trochę dłużej niż zwyk­le. Naz­wijmy to wiecznością.

Jerzy Kosiński




Samolubna


Bella nie była pewna co o tym myśleć. Świat zmieniał się na jej oczach, ale ona skupiona na Edwardzie i Renesmee nie dostrzegała nieubłaganej katastrofy. Eksperymenty Carlisle’a powinny były zapewne przyciągnąć jej uwagę, ale jego fascynacja śmiercią nie była niczym zaskakującym. Każdy z nich przeszedł ten etap. Sama zastanawiała się jak długo nie będzie jej nudzić ta doskonałość, która otaczała ją ze wszystkich stron. Edward jednak był odpowiedzią na każde pytanie, kotwicą, która trzymała ją przy ziemi. Przy ich rodzinie. Przy nich.

Daty przestawały mieć znaczenie. Liczył się jedynie jego uśmiech o poranku. Nawet kolejne nudne lekcje w szkołach, wspólne bale (tym razem mieli perfekcyjne zdjęcia, bez jej nogi w gipsie), egzaminy i zakończenia roku. Byli razem, trwali i istnieli. I jeśli ktoś twierdził, że miłość to za mało – miała ochotę zaśmiać mu się w twarz.

Przeżyłaby z nim i tysiąc żyć. Mogłaby rozpoczynać od zera w kolejnych szkołach i poprawiać wszystko, co za pierwszym razem nie wyszło najlepiej. Przetańczyli całą noc na ich drugim balu. Na kolejnym się nie pojawili – chcąc odpowiednio świętować sukces Renesmee. Czwarty bal z rzędu pozwoliła Alice uczynić magię z jej włosami i Edward patrzył na nią tak jak wtedy pierwszy raz. To nie miało znaczenia czy spoglądali na siebie dziesięciotysięczny ranek z rzędu. Nigdy nie miała dość jego złotych roześmianych oczu, niespodziewanych recitali w środku nocy, gdy księżyc wychodził wysoko na nieboskłon. Nadal nie potrafiła grać, ale on wypełniał jej dni i noce. I marzyła, że kiedyś zasiądą do wspólnego koncertu z rodziną, która towarzyszyła im nieprzerwanie od tak wielu lat.

Rosalie i Emmett zdecydowali się jedno życie spędzić osobno. Nikt nie protestował. W końcu mieli prawo do prywatności i oni swoje pierwsze życie wypełnili najbliższą rodziną. Jake wydawał się im wdzięczny za osobny dom, w którym spokojnie mógł widywać Renesmee, ale rozumiał też, że musieli powrócić, bo najłatwiej było ukryć im się w jednej grupie.

Jej ojciec zmarł w jakimś śmiesznie krótkim czasie i nie potrafiła zrozumieć dlaczego nigdy nie zdecydował się przemienić. Carlisle mówił o wielkim ryzyku, ale ona chciała ich wszystkich dla siebie. Kochać ich przez wieczność tak jak Edward kochał ją. Mieć ich na wyciągnięcie ręki. I chociaż Renee podzieliła los jej ojca niedługo później, nadal nie była przygotowana na przemijanie.

I wtedy Carlisle ogłosił im wspaniała nowinę, która sprawiła, że Rosalie zapłakała krwawymi łzami. Nie miała złudzeń, że kobieta całe życie marzyła o własnym dziecku. Dlatego stała się najukochańszą z ciotek Renesmee, tą, która niemal każdą chwile poświęcała na ochronę ich obu, kiedy wszyscy odwrócili się przeciwko nim. Nadal nie były przyjaciółkami, ale Bella rozumiała ją i to zbliżyło je na tyle, aby tolerowały się przez kolejne dziesięciolecia.

- Znalazłem rozwiązanie – przyznał Carlisle i jego ekscytacja nie udzieliła się jej ten jeden raz.

Najstarszy z Cullenów zafascynowany bibliotekami Volturi zaczął badać ich gatunek, gdy Renesmee przyszła na świat. Jak martwe z pozoru i żywe mogło połączyć się w dziele bożym? – pytał. Edward prawie zaczął wierzyć, że nie jest potępionym na wieki. Renesmee sprawiła, że każdy z nich miał wątpliwości. Jej dusza była bezpieczna – była tego pewna, ale jednocześnie wiedziała, że to ostatnie dziecko, jakie poczęli z Edwardem. I nie miała poczucia straty, a jednak coś wypełniało czasami od środka jej klatkę piersiową. I to nie był prymitywny głód krwi, nad którym panowała od dekad.

- Rozwiązanie? – spytała niepewnie.

Była najmłodszą z nich i może dlatego nie do końca pojęła dlaczego Cullenowie wydawali się tak podekscytowani. Edward splótł ich palce razem. Od niedawna mogli ponownie nosić swoje obrączki. Szósty ślub z rzędu – wciąż piękny. I znowu płakała. Nie sądziła zresztą, że będzie inaczej. I wątpiła, aby kiedykolwiek była w stanie opanować swoje uczucia.

- Krew pierwszego z nas przywróci nam człowieczeństwo – odparł Carlisle.

I to rozwiązanie wydawało się tak oczywiste.

- Pierwszego? On jeszcze… - urwała.

- Istnieje. Śpi – oznajmił jej Carlisle i jego łagodne oczy błyszczały szczęściem, którego nie widziała jeszcze nigdy.

Esme ściskała go za rękę jak zawsze wierna i wspierająca.

- Jesteś pewny? – spytała Rosalie i jej głos zdawał się zduszony.

Jasper wypuszczał powietrze przez usta nie chcąc zadławić się emocjami, więc rozszerzyła barierę na niego, a mężczyzna uśmiechnął się do niej w podziękowaniu. Alice wpatrywała się w nią wzrokiem pustym i pozornie nijakim. A potem spojrzała na nią smutno. I chociaż nie powiedziała ani słowa, Bella ścisnęła mocniej dłoń Edwarda, czując jego obrączkę, chłodną i tak stałą. Potwierdzającą to uczucie między nimi.

***

Marek był zaskakująco pomocny. Nie powinna się była temu dziwić. Cullenowie stali się sporą rodziną. Otaczali się wampirami z mocami i nowonarodzeni przychodzili do nich, aby kontrolować swoje zmysły i głód. Carlisle był sławny. Szanowano go za mądrość i wiek. Niemal dorównywał Volturi i ci nie ukrywali, że nowa siła, która powstała na innym kontynencie nie do końca im odpowiadała. Może dlatego Aro pomógł Carlisle’owi w badaniach.

Słyszała jak Emmett i Rosalie kłócili się całymi nocami. Alice i Jasper wydawali się zgodni i przerażało ją, że Edward nadal nie powiedział ani słowa, jakby wiedział mimo wszystko, co chodziło jej po głowie. Mogła kontrolować barierę, ale znali się tak dobrze, że jeden rzut oka na nią i Edward nie potrzebował swoich zdolności.

- Nie chcę, żebyś był człowiekiem – powiedziała w końcu pewnej nocy.

Rosalie od dwóch dni była człowiekiem. Nie krzyczała, kiedy jej serce zaczęło bić na nowo, ale Bella widziała ból w jej oczach, a potem szczęście, którego nie rozumiała. Emmett wpatrywał się w nią później z niedowierzaniem, jakby nie wiedział co teraz. Jakby nie był pewien czy może ją dotknąć. Oboje wiedzieli, że Rose chciała ludzkich dzieci, a z nim – wampirem – mogła mieć tylko kogoś podobnego do Renesmee i pewność śmierci podczas porodu. Bella nie wątpiła nawet przez sekundę, że Rosalie zgodziłaby się na kolejne ugryzienie. Ono zresztą nie było aż tak pewnym krokiem ratunku.

Edward oderwał się od fortepianu i spojrzał na nią mniej pewnie, ale dalej z miłością i wzięła głębszy wdech, chcąc jakoś walczyć ze skurczem w jej krtani, ale to nie było możliwe, kiedy patrzył na nią w ten sposób. Miłość nie mogła być niewystarczająca. Nie wierzyła w to. Nie chciała tej myśli do siebie dopuścić, a jednak Edward miał w oczach coś, co sprawiało, że obrączka na jej palcu paliła żywym ogniem zamiast nieść spokój i ukojenie. Mieli spędzić ze sobą całą wieczność. Mieli kochać się przez całą wieczność. Miał jej nie opuścić. To te przyrzeczenia składali sobie każdej nocy i podczas każdej ceremonii ślubnej, którą zaplanowała Alice. Każdy wschód słońca był obietnicą niekończącej się miłości, a jednak chciał ją opuścić.

- Wiem – odparł spokojnie i jego głos nawet nie zadrżał.

- Czy myślisz, że to samolubne, że chcę kochać cię już zawsze? – spytała, nie mogąc się powstrzymać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:17, 18 Gru 2015 Powrót do góry

I zdążyłam :)
No nic nie powiem, oprócz tego, że brakowało mi pojedynkowych emocji Wink

Moje szczęście

Za oknem siąpił delikatny deszcz. Fale rozbijały się o piaszczystą plażę, a na horyzoncie nie było widać żywej duszy – wszyscy pochowali się w domach lub hotelach. Ci miejscowi żyli spokojnie, oczekiwali na święta Bożego Narodzenia wraz ze swoimi rodzinami, a przy okazji odpoczywali od zgiełku, który królował w ich mieście jeszcze wczesną jesienią. Turyści natomiast uciekali od codziennych środowisk, żeby ten najbardziej magiczny czas w roku spędzić ze swoimi najbliższymi – podobnie uczyniła młoda kobieta o wyjątkowej urodzie – przenikających, brązowych oczach, lekko zarumienionych policzkach i długich kasztanowych włosach. Ściskając w dłoniach kubek gorącej czekolady, stała obok drzwi balkonowych i z uśmiechem na ustach przyglądała się pustej plaży. Poczuła, że jej fryzura lekko zafalowała jak gdyby morska bryza wkradła się do środka wynajętego domu, po to tylko, by sprawić jej przyjemność.
- Podoba ci się tu? – spytał przystojny, muskularny młodzieniec.
- Jest tak jak w domu – odpowiedziała i odwróciła się twarzą do niego - ich usta prawie się ze sobą stykały.
- Czy ja wiem…
- Nie chciałeś tu przyjeżdżać, dlatego nawet nie próbujesz dostrzegać mocnych stron tego kraju.
- Oczywiście, że chciałem!
Nie kłamał. Zrobiłby dla Nessie wszystko i zawsze pragnął być tam gdzie ona. Gdy chwilę się zastanowił, przyznał jej rację - pogoda w Polsce o tej porze roku, przypominała tę z Forks, różnicy między morzem a oceanem tak naprawdę nie dało się zauważyć z perspektywy ziemi, a Park Narodowy mógłby, choć tylko z daleka, odgrywać rolę rezerwatu La Push.
- O! I sam widzisz.
Jacob zwinnym ruchem wziął Renesmee na ręce – dla niego nie ważyła więcej niż przysłowiowe piórko. Spojrzał jej w oczy. Jego twarz wyrażała miłości i oddanie. Uśmiechnął się lekko i zalotnie wyszeptał:
- Kto ostatni na dole, ten sprząta po kolacji.
Zwinnie, jak przystało na wilkołaka, przeskoczył w stronę schodów i już rękami trzymał barierkę, prawie postawił stopy w salonie kiedy przed jego oczami zgrabnie wylądowała Nessie. Dziewczyna, choć nie była wampirem jak jej rodzice, posiadała wiele ich przymiotów, na przykład nienaturalną szybkość, a przy niej wyjątkową grację – niedopita jeszcze czekolada pozostała w kubku na nienaruszonym poziomie. Z zawadiackim uśmiechem na ustach oznajmiła:
- Sprzątasz.
- Już są – zmienił temat – i wiem.
Tato, nie pozwól Rosalie zrujnować tego wieczoru, proszę.
Jake spojrzał na swoją ukochaną i oboje pokiwali głowami. Rozmawiali o tym, co mogło nastąpić, na każdą możliwą sytuację mieli przygotowany plan działania. Nessie nie chciała pozwolić, aby emocje innych wzięły górę nad świątecznym nastrojem i przekształciły rodzinną kolację w niepotrzebną awanturę. Przygotowując się do Wigilii Bożego Narodzenia, w tym obcym miejscu, dała z siebie wszystko. Choinkę ubrała w białe wstążki, srebrne bombki i naprawdę duże, migocące stylowo lampki. Nad kominkiem powiesiła skarpety z wyhaftowanymi imionami każdego z rodziny. Zadbała też o prezenty – dla mamy zamówiła piękną bransoletkę z sutaszu, zrobioną na specjalne zamówienie – jechała po nią przez pół kraju aż do stolicy, tacie kupiła książkę z nutami najlepszych melodii filmowych ostatnich lat. Wiedziała, że Emmetta na pewno zadowolą nowej generacji okulary z możliwością skanowania osób i otoczenia natomiast jego żonę – klasycznie – biżuteria. Dla Alice miała sukienkę, której styl pasował do osobowości jej cioci – kolorowy, nienaganny i nieszablonowy jednocześnie. Jasperowi sprawiła nawigację do samochodu, a dla Carlisle’a i Esme kupiła voucher na wycieczkę dla dwojga. Choć Jacob zapewniał, że najlepszym prezentem dla niego jest ona sama, zadbała również o coś specjalnego dla ukochanego.
- Renesmee! – Bella z radością podbiegła do córki i przytuliła ją, by po kilku sekundach odsunąć się nieznacznie i przyjrzeć się dziewczynie. – Pięknie wyglądasz – powiedziała już nieco ciszej – cudownie. Obie kobiety jeszcze raz padły sobie w ramiona.
- Mamo, tato, cieszę się, że was widzę…
- Ja też: mamo, tato.
- Jake! – Bella groźnie pokiwała palcem. – Miałeś nie nazywać mnie mamą.
- Wiem.
Black wyszczerzył zęby i przywitał się z Cullenami.
- A reszta? – zapytał. – Myślałem, że przyjadą z wami.
- Byliśmy przez kilka ostatnich dni we Włoszech, no wiesz, powspominać – odpowiedział Edward, który bardzo czujnie przyglądał się córce. Ta prawie niezauważanym gestem dała mu do zrozumienia, żeby poszedł za nią.
- Wejdźcie, rozgośćcie się – zaprosiła.- Wasza sypialnia jest na górze, pierwsza po prawej.

***

Trzy miesiące wcześniej

- Jesteś tego pewna? – cichym, nerwowym głosem zapytał Edward.
- Tak – odpowiedziała.
Choć ojciec wiedział, że jego córka nie przestała rosnąć po siedmiu latach od urodzenia, tak jak zapewniał Nahuel, to jednak zauważył, że proces jej dorastania znacznie spowolniał. Jego tempo było teraz niemal takie samo jak u zwykłej osiemnastolatki. Od początku wiedział, że Renesmee jest niezwykła i to nie tylko ze względu na fakt, że została poczęta przez ludzką kobietę i wampira. Żył już wystarczająco długo na tym świecie, żeby wiedzieć kiedy ma do czynienia z kimś nieprzeciętnym. Spokój ducha, stanowczość, poczucie humoru, empatia, wytrwałość, łagodność – to tylko niektóre cechy dziecka, które sprowadził na świat. Z biegiem czasu, Nessie, bardzo wyraźnie zaczęła nakreślać swój pomysł na życie – w wieku czterech lat przestała pić krew, dwa lata później została weganką. Dla wampirów było to niemożliwe, ale nawet inne hybrydy jak Nahuel nie mogły pojąć jej sposobu bycia, ba! – przecież niewielu ludzi decydowało się na taką dietę. Dziewczyna z pasją studiowała kolejne tomy książek o anatomii człowieka, szczególnie zaś skupiała się na układzie nerwowym i próbowała łączyć w całość, funkcjonowanie ciała od poziomu komórkowego z nieodkrytymi dotąd możliwościami umysłu. Ten pociąg do medycyny i psychologii, sprawił, że Carlisle – lekarz - i Renesmee stali się swoimi bratnimi duszami. Spędzili razem ostatni trzy dni przed przyjazdem Edwarda i Belli. Zrobili masę badań, analizowali wyniki poprzednich i bardzo dużo pracowali w stanie transu hipnotycznego. Ich wnioski były zaskakujące.
- Czy nie da się nic zrobić? – Mina Edwarda wskazywała na to, że wie, iż najprawdopodobniej się da, ale jego córka tego nie chce.
- Od jakiegoś czasu, Nessie regularnie miesiączkuje – stwierdził Carlisle.
Cullen tylko na ułamek sekundy przeniósł wzrok z dziewczyny na doktora, który wstał i zostawił ich samych.
- Tato, bardzo was kocham, ciebie i mamę – zaczęła Renesmee i wzięła ojca za rękę. – Jesteście najlepszymi rodzicami na świecie… Wiesz dlaczego chciałam porozmawiać najpierw z tobą. Wierzę, że szanujesz moje decyzje, bo zawsze tak było i tego mnie uczyłeś w stosunku do innych. Mama opowiadała mi, że chciała zostać wampirem dużo wcześniej niż rzeczywiście się to stało, ale ty nie przyjmowałeś tego do wiadomości, a teraz spójrz na nią – od tylu lat jest szczęśliwa u twojego boku, sama wiedziała co dla niej najlepsze.
- Jest też szczęśliwa z twojego powodu.
Edward uśmiechnął się lekko. Jego serce rozpierała duma i podziw dla córki, a z drugiej strony pękało z rozpaczy. Wiedział, że nie zmieni jej decyzji, choć postanowił próbować do ostatnich chwil. Bo jak to? Za kilkadziesiąt lat miałby ją stracić? Urodziła się z niesamowitymi możliwościami i tak po prostu z niech zrezygnuje? Dobrze, rozumiał to, że chce mieć dzieci, rodzinę… jeśli to w ogóle możliwe, ale żeby dobrowolnie się zestarzeć i umrzeć? No i jak on – Edward, ma to powiedzieć Belli? Carlisle powiedział, że to zdumiewające, ale wyglądało na to, że organizm jego córki w pewnym stopniu sam decyduje o tempie rozwoju.
- No dobrze, coś ci pokażę.
Nessie wzięła twarz ojca w swoje dłonie i zaprosiła go do świata swojej duszy, swojego umysłu i nadziei. Po chwili rzekła:
- Wiesz tato, mocno wierzę w to, że moje życie nie skończy się tu na ziemi. Jakkolwiek na to nie patrzeć, musi być coś więcej. Wiem, że jest.

***

Z głośników komputera słychać było kolędy i piosenki świąteczne w wykonaniu Franka Sinatry. Cała rodzina zasiadła przy stole, głównie ze względu na tradycje, którą Nessie uwielbiała i postanowiła celebrować każdego roku – wcześniej u Cullenów w zasadzie nie przeżywało się świąt w ten sposób, bo jak niby wampiry miałyby spożywać ludzkie posiłki? Tylko sama gospodyni i Jacob sięgnęli po sztućce – ten ostatni ciągle miał niepohamowany apetyt, który na jego szczęście nie wpływał niekorzystnie na sylwetkę.
- A wiecie, że tutaj ludzie jedzą karpie jako główne danie świąteczne? – zagadnął Black.
- Karpie?
- No, takie ryby. Nessie zaprotestowała oczywiście – zaśmiał się. – Wiecie jak one ohydnie cuchną?
- Tamten rybak przy basenie, on musiał nimi handlować – Alice pokiwała głową ze zrozumieniem.
- No to rzeczywiście śmierdzą – zawyrokował Emmett.
- Niektórzy tu jedzą – z uśmiechem upomniała go Esme.
- Jak tam wasze badania, są jakieś postępy? – Rosalie zadała w końcu pytanie, które cisnęło jej się na usta przez cały wieczór.
- Prawie kończymy – odpowiedział łagodnie Carlisle. Edward mocno uścisnął rękę żony, ale po swojej minie żadne z nich nie dało do zrozumienia, że odpowiedź doktora jest całkowicie niekompletna. Jednak Rosalie to wystarczyło, bo klasnęła w dłonie i uradowana podbiegła ucałować Nessie w policzek. Atmosfera w pomieszczeniu rozluźniła się jakby ktoś jednym, zdecydowanym ruchem przeciął napiętą do granic możliwości strunę. Esme porwała męża do tańca, a po nich lawinowo pozostali zajęli się czynnościami, które sprawiały im przyjemność. Potem przyszła kolej na obdarowywanie się prezentami, których była cała masa.
Renesmee uśmiechnęła się szeroko, bo o takim wieczorze marzyła od kilku tygodni. Chciała mieć przy sobie najbliższych – w radosnych nastrojach, bez żadnego żalu i osądzania.
Bo o to chyba chodzi w świętach, prawda? Nawet jeśli popełniamy błędy, obrażamy się na siebie, nawet gdy czasami milczymy całymi latami i skrywamy w sobie gniew, nawet wtedy gdy chcemy decydować za innych i boli nas to, że nie słuchają – to jest właśnie ten czas w roku, w którym powinniśmy okazać serce, dobro, przebaczenie i skruchę. Czy te kilka dni uczyni to, że reszta roku będzie inna? Pewnie nie, ale może zmienią podejście do ludzi choć jednej osoby, sprawią, że ktoś popatrzy na życie z innej niż dotychczas perspektywy. I mimo że Rosalie została poniekąd oszukana, fałszywie uspokojona, służyło to większemu dobru – no bo czy jutro lub pojutrze zareagowałaby inaczej? Czasem próbujemy przekonać innych do swoich poglądów i uparcie przebijamy się przez mury, które stawiają – szkoda, bo marnujemy tylko energię, a każdy z nas jest indywidualnością i sam odpowiada za swoje życie lub śmierć.
Gdy Edward usiadł za pianinem i zaczął grać Cichą noc, Nessie złapała Bellę za rękę.
Mama zdjęła tarczę, aby wysłuchać tego, co córka chce jej przekazać.

Będę mieć piękne życie, nauczę się efektowniej pomagać ludziom, założę rodzinę. Wiem, że boli cię mój wybór, ale proszę – nie szukajcie sposobu na nieśmiertelność dla mnie. To błogosławieństwo, że rozwijam się teraz jak człowiek… Jake przygotowuje się do zaprzestania przemian, Leah zajmie jego miejsce. Ja czuję się doskonale, mój stan kliniczny i laboratoryjny jest bardzo dobry, Carlisle potwierdzi. Wierzymy oboje, że gen, który dominował w moim organizmie w dzieciństwie został wyparty.
Zastanawiałaś się kiedyś co jest poza naszą planetą? A galaktyką? A wszechświatem? To niemożliwe, żebyśmy po prostu umierali. Ciała nas ograniczają, tu na Ziemi, a nikt jeszcze nie dotarł do krańców możliwości naszych umysłów i dusz. A już dziś możemy zdziałać tak wiele. Mamo, wiem, że tata chciałby odzyskać ludzkie życie, dla siebie i ciebie. Kto wie? Może pewnego dnia ktoś wymyśli lek, antidotum na wampiryzm? Może nawet ja? Cieszę się, że tu jesteś. Kocham Cię.


Po twarzy Belli spłynęła łza. Nie potrafiła nic powiedzieć, bo wzruszenie ściskało jej gardło. Ostatecznie, nawet jeśli dała Renesmee życie, nie mogła go za nią celebrować. W ciszy przyglądała się jak jej córka podchodzi do Jacoba i wtula się w jego szerokie ramiona. Wiedziała, że choćby dwadzieścia, trzydzieści lat, ale u boku tej jedynej osoby, może dać większe szczęście niż kilka stuleci spędzonych na Ziemi bez celu. A może rzeczywiście któregoś dnia staną z Edwardem przed wyborem: zostać wampirem czy zdecydować się na lek? Nie oglądałaby się na innych: Rosalie, Jaspera, Emmetta nawet Alice, Carlisle’a i Esme. Liczyłoby się tylko szczęście Edwarda, jej samej i Renesmee.
Szczęście Renesmee.

Gdzie się spełnił cud, gdzie się spełnił cud.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 0:28, 19 Gru 2015 Powrót do góry

UWAGA! ZAMYKAMY NADSYŁANIE PRAC W TYM KONKURSIE! Dziękujemy uczestnikom. Wszystkich forowiczów zachęcamy do czytania prac i oceniania według kodu:

Jest 5 prac. Przyznajemy każdej pacy od 1 do 5 punktów w nast. kategoriach:


1. POMYSŁ - każdej pracy przyznajemy od 1 - 5 punktów za pomysł. Ponieważ jest pięć prac - każda musi otrzymać inną liczbę punktów w danej kategorii.
2. PROWADZENIE NARRACJI, STYL - j.w. 1 - 5.
3. KREACJA POSTACI 1 - 5
4. POPRAWNOŚĆ JĘZYKOWA 1- 5
Można dodać uzasadnienie, ale nie jest ono warunkiem złożenia oceny.


Zachęcam do czytania prac i głosowania. Możecie już wklejać swoje oceny poniżej. W międzyczasie zagłosuje (tajnie) również jury w składzie: Dzwoneczek, BajaBella, Cornelie i Pernix.
Adminka Dilena wylatuje z jury, bo wzięła udział w konkursie Wink
Ocena Jury zostanie zatwierdzona przed terminem składania ocen. np. do Wigilii, ale wklejona dopiero po waszych ocenach - tak żeby uniknąć wpływu jednych ocen na drugie.
Przypominam, że uczestniczkom konkursu nie wolno głosować!
Życzę powodzenia :D i dziękuję wam za udział w konkursie!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 0:31, 19 Gru 2015, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 9:09, 29 Gru 2015 Powrót do góry

PODSUMOWANIE KONKURSU I WYNIKI

Ponieważ nie zostały zamieszczone żadne oceny użytkowników/czytelników forum, jedyną wiążącą oceną staje się ocena jury. Każda z oceniających członkiń jury: BajaBella, Cornelie, Pernix i Dzwoneczek przyznawały punkty osobno. Oceny zostały nadesłane do mnie indywidualnie, a ja je podsumowałam. Tak więc... nawet oceniające (oprócz mnie, oczywiście) nie wiedzą jeszcze, kto wygrał! Wszystko okaże się teraz!
Poniżej wklejam poszczególne oceny, tak jak je otrzymałam. Na końcu podsumowanie.

OCENA CORNELIE:

1. POMYSŁ.

W pełnym słońcu – 1
Leah – 3
Podróże – 2
Samolubna – 4
Moje szczęście – 5

Bo pomysł ze Świętami w Polsce to jest coś naprawdę nietuzinkowego, nowego i świeżego.

2. PROWADZENIE NARRACJI, STYL

W pełnym słońcu – 1
Leah – 1
Podróże – 2
Samolubna – 3
Moje szczęście – 4

Dwa pierwsze opowiadania czytało się bardzo opornie. Trochę błędów stylistycznych, ortograficznych. Nie były to teksty lekkie. W ostatnim opowiadaniu płynęło się przez fabułę.

3. KREACJA POSTACI

W pełnym słońcu – 1
Leah – 1
Podróże – 1
Samolubna – 3
Moje szczęście – 4

W dwóch pierwszych postacie były miałkie, płaskie, prawie w ogóle ich nie było. Reszta jako tako się broniła.

4. POPRAWNOŚĆ JĘZYKOWA

W pełnym słońcu – 1
Leah – 1
Podróże – 2
Samolubna – 4
Moje szczęście – 5

W trzech pierwszych opowiadaniach, powiedzmy, że dało się przebrnąć. Ale słownictwo wyszukane nie było. W dwóch ostatnich pokusiłabym się o więcej, ale już jest na poziomie.

OCENA BAJABELII:

Kategoria "Pomysł"

5 pkt. – kirke (za "uczłowieczenie" Rosalie)
4 pkt. – Dilena (za polskie święta i również powrót do człowieczeństwa)
3 pkt. – lidziat (za Jacoba-zazdrośnika)
2 pkt. – agraffka (za nietypowy związek Leah z Nahuelem)
1 pkt. – valentin (za kolejnego pół wampira – pół człowieka)

Kategoria "Prowadzenie narracji"

5 pkt. – Dilena (sympatycznie, świątecznie, z przymrużeniem oka, z przesłaniem)
4 pkt. – lidziat (za odwzorowanie narracji, jaką zapewne zastosowałaby S. Meyer w przypadku opowieści z punktu widzenia Jake'a)
3 pkt. – kirke (jak zawsze za "..." oraz piękną opowieść z niedopowiedzeniami i Rosalie)
2 pkt. – agraffka (brakuje mi uzasadnienia, dlaczego akurat Nahuel i Leah. Nie kumam tego rozwiązania)
1 pkt. – valentin (w tym opowiadaniu wg narracja jest słowem umownym, nie wiedziałam, czego się spodziewać – dalszej historii B&E czy innych bohaterów)

Kategoria "Kreacja postaci"

5 pkt. – lidziat (za mojego Jacoba, wiecznie w rozterce, wiecznie rozedrganego, będącego pomiędzy młotem a kowadłem)

4 pkt. – kirke (za Rosie – świetnie opisana postać kobiety, która pragnie być spełnioną kobietą w macierzyństwie)
3 pkt. – Dilena( za ciekawe przedstawienie kilku bohaterów w niezwykłej dla nich polskiej rzeczywistości)
2 pkt. – valentin (przykro mi, ale żadna z postaci w tym opowiadaniu mnie nie porwała. Tanya, którą lubię, jest absolutnie zaniedbana, a to chyba o niej i o Simonie miał być ten tekst. Nie przemawia do mnie niestety ani kreacja postaci, ani sposób, w jaki zostały przedstawione ich losy. Pomysł sam w sobie nie jest zły, jest ciekawy, ale za dużo w tym opowiadaniu Belli i Edwarda a za mało głównych bohaterów i brakuje akcji)
1 pkt. – agraffka (za Leah, która zupełnie do mnie nie przemawia)
Kategoria "Poprawność językowa"
po 4 pkt. dla prac kirke, Dileny i lidziat
3 pkt. dla valentin
1 pkt. dla agraffki

OCENA PERNIX:

Pomysł:

1 pkt. dla lidziat. Wstępnie koncept był dla mnie okej, ale po prostu kolejne przypadły mi bardziej do gustu.
2 pkt. dla valentin. Podróże nie przekonały mnie znalezieniem kolejnego półwampira I jego szybką socjalizacją. To miniaturka, zbyt duży temat do ugryzienia. Na pewno byłoby z tego coś ciekawszego w dłuższej formie, z większą ilością akcji.
3 pkt. dla agraffki za miniaturkę o Lei. Przyznaję, mam do niej słabość. Pomogła też narracja pierwszosobowa w tej konkretnej postaci. Przyjemniej się czytało, a temat, choć niewyszukany, to jednak fajnie pasujący do miniaturki.
4 pkt. dla kirke. W ogóle gdybym mogła, przyznałabym kirke i Dilenie taką samą liczbę punktów, bo obie w równym stopniu wyróżniały się na tle innych prac, a jednocześnie, choć inaczej ugryzione, odnosiły się do tego samego tematu: człowieczeństwa.
5 pkt. dla Dileny za akcję w Polsce. Niespodziewany zabieg, ale kupuję, było wiarygodnie.

Narracja, styl:

1 pkt. lidziat. Gubiłam się w fabule, przeskoki wytrącały mnie z czytania. Najpierw Renesmee była w samochodzie rano, potem Jacob uważał, by cicho zamknąć drzwi pokoju, żeby się nie obudziła, a potem znów pierwszy dzień w szkole. No chyba że tak miało być I to był kolejny dzień, ale poczułam się zdezorientowana, czego nie doświadczyłam w innych tekstach.
2 pkt. dla valentin
3 pkt. dla agraffki. Pomogła mi w tej ocenie narracja, już wcześniej wspomniałam w powyższej kategorii, po prostu lepiej mi się czytało.
4 pkt. Dilena. Nie mam nic do zarzutu. Zgrabnie, nie było zbędnych słów, „zapchajdziur”.
5 pkt. kirke. Było tak jakoś subtelnie. kirke, wyrobiłaś pióro pięknie! To jednak prawda, że ćwiczenie czyni mistrza.

Postaci:

1 pkt. valentin. Brakowało mi nadania nowej postaci, która stała się jakby najważniejszym elementem miniaturki, wyraźniejszych rysów. Zamiast tego Simon stał się po prostu nowym męskim puzzlem w paringowej układance Cullenów & spółki.
2 pkt. lidziat. Mniej postaci na pewno pomogło. Jimena była fajnym testerem więzi Renesmee I Jacoba.
3 pkt. agraffka za Leę, ale również dialogi, które pomogły nadać kolorytu postaciom. Podobała mi się scena z ubranym ekstrawagancko Nahuelem.
4 pkt. dla kirke za ciekawą Bellę, dzięki której miniaturkę czytało się do końca z napięciem. Rosalie, choć wystąpiła krótko, ujęła mnie swoją kanonicznością. W ogóle przesunięcie się daleko w czasie z akcją, sprawiło, że byłam ciekawa, co u tych Cullenów.
5 pkt. dla Dileny za Renesmee. Nigdy nie myślałam o tej postaci jako człowieku z wyboru, stającym się nim samoistnie, dzięki woli. Brawa za taki koncept I ostateczne zwycięstwo w tej kategorii, bo Bella kirke mnie kusiła.

Poprawność:

Przyznaję, że nie czytam, nie zgłębiam się już w ff, dlatego też ocenianie poprawności nie będzie przeze mnie uzasadnione, bo nie chcę się wgłębiać w szczegóły. A skoro nie muszę, to pozostaje mi przyznać punkty:

1 pkt. lidziat, 2 pkt. valentin, 3 pkt. agraffka, 4 pkt. kirke, 5 pkt. Dilena.

Szczerze powiedziawszy, zwycięzca wyłaniał się już przy pierwszym wrażeniu, ale sama do końca nie wiedziałam, jak wyjdzie w punktacji, bo miniaturka kirkę też kusiła moje oko. Oba ostatnie opowiadania były bardziej dopracowane, ciekawsze tematycznie.

OCENA DZWONECZKA:

POMYSŁ:

lidziat W pełnym słońcu – 1
agraffka bez tytułu – 3
valentin Podróże – 1
kirke Samolubna – 3
Dilena Moje szczęście – 4
Żadnej pracy nie przyznałam 5 punktów, bo w tej kategorii czuję się nieco rozczarowana. Żaden pomysł tak naprawdę mnie nie ujął, nie porwał, nie zaskoczył. Uśmiechnęłam się lekko przy pomyśle Dileny na święta Bożego Narodzenia w Polsce, choć nie bardzo pojmuję, dlaczego w Polsce. Zabrakło mi tu... powodu po prostu. Pomysł kirke byłby fajny, gdyby nie to, że nie jest to nowa idea, bo niedawno miałam okazję oglądać w TV podobną historię o "odwampirzeniu"... niestety, nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Podoba mi się dodanie cytatu Kosińskiego. Pomysł agraffki na paring Leah plus nieco niedostosowany Nahuel spodobał mi się, jednakże słabo to uzasadniła. Brakuje mi tutaj też tytułu. Niby nic, a jednak... psuje wrażenie. Opowiadanie lidziat – niestety, mało oryginalne. Po prostu Reneesme poszła do szkoły... nic fascynującego. Pomysł valentin – wydumany i nieco naiwny. Pojechali na wyspę i akurat tam znaleźli półwampira, którego natychmiast zaadoptowali... no mało przekonujące.
Zdaję sobie sprawę, że ta moja ocena wygląda strasznie malkontencko i jest surowa, ale naprawdę, spodziewałam się pomysłów bardziej oryginalnych, porywających, zabawnych. To tylko dowodzi, jak trudną formą jest miniatura.

PROWADZENIE NARRACJI, STYL

lidziat W pełnym słońcu – 2 (Tu chaos przeskoków w czasie mi przeszkadzał.)
agraffka bez tytułu – 3 (Zabawny moment z tym sklepem z ciuchami, szkoda, że nie poszło dalej w takim duchu, humorystycznym, bo dalej zrobiło się jakoś... nijako.)
valentin Podróże – 1 (Tu mam wrażenie, jakby autorka chciała strasznie dużo zmieścić w dozwolonym formacie i nie bardzo jej się to udało).
kirke Samolubna – 3 (Uwielbiam styl kirke który jest dość oryginalny, jednak mam wrażenie uchlastanej końcówki na siłę. Niedoprowadzone opowiadanie do ładnego końca.)
Dilena Moje szczęście – 5 (Najlepiej poprowadzona narracja.)

KREACJA POSTACI:

lidziat W pełnym słońcu – 1
agraffka bez tytułu – 3
valentin Podróże – 1
kirke Samolubna – 2
Dilena Moje szczęście – 4

Przeszłość tego forum przekonała mnie, że i kanoniczne postacie mogą być interesujące. Niestety, w tym konkursie wypadło to słabo. Postacie są do bólu kanoniczne i mdłe. Trochę zainteresował mnie Nahuel, ale może dlatego, że o tej postaci Meyer niewiele napisała, więc każda kreacja jest wzbogacająca :) Interesująco zarysowane postacie to właśnie Nahuel u agraffki i Reneesmee u Dileny. No, może jeszcze Leah jest "jakaś".

POPRAWNOŚĆ JĘZYKOWA

lidziat – 2
agraffka – 2
valentin – 1
kirke – 2
Dilena – 4
O Chryste Panie... (przepraszam, jeśli kogoś uraziłam wzywaniem imienia Pana Wink) ale... no nie jest dobrze. Pracy bezbłędnej nie ma i jasne, że sie tego nie spodziewałam, ale to, co nawywijałyście... Tu Dilena wystaje wyraźnie nad resztę świadomością używania języka polskiego. W związku z tym wpadłam na pewien pomysł:
Ponieważ prac jest tylko pięć dodam od siebie dodatkowa nagrodę. Każda z was dostanie ode mnie profesjonalną korektę tekstu (zrobioną w wordzie, w trybie śledzenia zmian). Same zobaczycie, co natworzyłyście Wink a poza tym będziecie miały porządnie sprawdzone opowiadanie do wstawienia. Spróbuję to zrobić do końca roku, żebyście mogły wstawić swoje opowiadania w kawiarence i – jak już pewnie zauważyłyście – forum będzie otwarte do 8 stycznia, tak więc gdyby ktoś chciał skomentować, zdąży to zrobić. Najfajniej byłoby, gdybyście skomentowały sobie nawzajem. Nic tak nie dodaje skrzydeł, weny, jak właśnie komentarze!

PODSUMOWANIE WYNIKÓW (w kolejności zamieszczenia opowiadań):
lidziat: 32 punkty - 4 MIEJSCE
agraffka: 35 punktów - 3 MIEJSCE
valentin: 25 punktów - 5 MIEJSCE
kirke: 57 punktów - 2 MIEJSCE
Dilena: 70 punktów - 1 MIEJSCE
Jeśli ktoś na cierpliwość, to proszę, niech sprawdzi, czy dobrze dodałam punkty. Sprawdzałam kilkakrotnie, ale, oczywiście, jestem tylko człowiekiem i mogłam się pomylić. Mam nadzieję, że nie :)

Bransoletkę Belli z sutaszu ufundowaną przez galerię Bajka wygrywa Dilena. GRATULACJE!!! Mamy również nagrodę za drugie miejsce. Jako że nie wpłynęły żadne prace na konkurs graficzny, czapeczka Belli z La Push, ufundowana/zrobiona przez Pernix trafi do kirke. Poproszę laureatki o skontaktowanie się z fundatorkami nagród celem uzgodnienia przesłania nagrody.
Ja natomiast poproszę uczestniczki o przesłanie mi adresu mailowego, na który chciałyby otrzymać korektę tekstu. Jeżeli nie dostanę adresu mailowego, uznam po prostu, że dana osoba korekty nie chce :)
W imieniu organizatorek konkursu dziękuję wam bardzo za wzięcie udziału w konkursie! Jako uczestniczki nie mogłyście, niestety, oceniać, ale teraz zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z konkursu. Można wstawiać posty :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Wto 9:23, 29 Gru 2015, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:44, 29 Gru 2015 Powrót do góry

DZIĘKUJĘ! love
Od razu się zakochałam w tej bransoletce - marzenia się spełniają Wink

Nie będę teraz komentować innych prac, bo mam nadzieję, że się znajdą w Kawiarence i tutaj ukłon dla Dzwoneczka - dziękujemy za korektę.

AAaaa! Mam ją! Laughing

Image


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 11:18, 29 Gru 2015 Powrót do góry

A ja się cieszę na swoje miejsce w pierwszej "5" Jak głosi przysłowie, ostatni będą pierwszymi ... Wink

Faktycznie, a ja w swojej miniaturce chciałam pokazać dalsze losy rodzinki, a nie tylko Edwarda, czy Tylko Reneesme, i chciałam by Tanya miała kogoś do kochania... Po za tym, cztery razy zabierałam się za tą historię i za każdym razem wychodziło mi coś dłuższego, przez co w ostatecznym efekcie zostały powyciąganie tylko pojedyncze scenki. Wasza opinia dała mi do myślenia i mam nadzieje, że kolejne mini wyjdzie mi lepiej.
Co do historii Pozostałych, chętnie skomentuje, już będą w kawiarence. Czytałam te mini na bieżąco jak tylko się pojawiały i bardzo mnie kusiło by skreślić parę zdań. Teraz skoro wszystko jasne, w końcu mogę :)

Serdeczne Gratulacje Dla Dileny! Należało ci się zwycięstwo, bo mini była piękna, chociaż moim cichym faworytem była Kirke - cieszę się, że dostałaś czapeczkę, bo jest piękna ( sama po cichu liczyłam na 2 miejsce, od kiedy okazało się, ze można ją zgarnąć XD)
A tak po za tym, uważam że wszystkie jesteśmy w jakimś stopniu wygrane, za to że miałyśmy chęci spróbować sił i dałyśmy rade wygospodarować czas i ochotę, by móc wziąć czynny udział :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Wto 11:19, 29 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
lidziat
Dobry wampir



Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 1467
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 100 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Toruń i wszędzie gdzie bywam :-)

PostWysłany: Wto 11:26, 29 Gru 2015 Powrót do góry

Dilena, serdecznie gratuluję zasłużonego pierwszego miejsca. Szkoda, że było nas - uczestniczek - tak mało, a najbardziej szkoda, że nie było ( oprócz jury) nikogo z forumowiczek do oceny naszych miniatur Sad

Dziękuję tym dziewczynom, które - tak jak ja - nadal kochają Sagę i wkleiły swoje opowiadania. A Administratorkom za cudny pomysł ożywienia forum na te kilka tygodni.

Na koniec chciałam się Wam pochwalić, że moja "Cząstka pomarańczy" znalazła aż 5 wydawnictw, które są chętne do jej wydania. Takim sposobem mój ff, który w formie książkowej ma mieć ponad 700 stron (czyli czytadło dla wytrwałych!) stanie się prawdziwą książką.Teraz tylko muszę wybrać to "najlepsze", czyli najkorzystniejsze dla mnie wydawnictwo i mam nadzieję, że za kilka miesięcy fanki Taylora/Jacoba będą mogły znaleźć w księgarniach w całej Polsce, moją wizję jego życia. Tego sobie życzę na Nowy 2016 Rok.

A Wam wszystkim - życzę szczęścia i spełniania marzeń Very Happy Bo jak widać - marzenia się spełniają.


PS
Ten chaos w "W pełnym słońcu" był jak najbardziej zamierzony. Bo przecież sam Jacob jest takim jednym wielkim (dosłownie i w przenośni) chaosem, którego sam sobie chyba nigdy w głowie nie poukłada, bo taki już jest Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:00, 29 Gru 2015 Powrót do góry

Lidziat, gratuluję, a podzielisz się z nami, które to wydawnictwa? Kilka osób ma tutaj doświadczenie w tym temacie, może doradzą Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lidziat
Dobry wampir



Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 1467
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 100 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Toruń i wszędzie gdzie bywam :-)

PostWysłany: Wto 14:05, 29 Gru 2015 Powrót do góry

Dilena, dziękuję. Dostałam pozytywną odpowiedź od Wydawnictwa Poligraf, Psychoskok, Noveae Res, Nowy świat i Wydawnictwo SOL Smile Jeśli macie jakieś sugestie , to czekam z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 22:18, 29 Gru 2015 Powrót do góry

lidziat - dołączam się do gratulacji. To naprawdę super wiadomość! Nie wiem, jak jest w innych wydawnictwach, ale w Novae Res trzeba podobno sporo zapłacić z własnej kieszeni za wydanie książki


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lidziat
Dobry wampir



Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 1467
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 100 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Toruń i wszędzie gdzie bywam :-)

PostWysłany: Wto 22:37, 29 Gru 2015 Powrót do góry

Dzwoneczek napisał:
lidziat - dołączam się do gratulacji. To naprawdę super wiadomość! Nie wiem, jak jest w innych wydawnictwach, ale w Novae Res trzeba podobno sporo zapłacić z własnej kieszeni za wydanie książki

Dziękuję Smile W każdym wydawnictwie, żeby wydać debiutancką pozycję, trzeba partycypować w kosztach. Mam z tych wydawnictw już konkretne informacje co do kosztów ich i moich, reklamy, promocji itd. Dlatego napisałam, że muszę teraz wybrać najkorzystniejszą dla mnie opcję. A Novae Res rzeczywiście sporo sobie życzy za debiut. To taka asekuracja, gdyby się książki nie sprzedały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:55, 30 Gru 2015 Powrót do góry

Lidziat - serdecznie gratuluję (i zazdroszczę Wink ) możliwości wydania książki :)




Adminkom dziękuję za zorganizowanie konkursu - po kilku latach przerwy wróciłam do pisania o Lei - chociaż bardzo często gdzieś na kolanie, na przerwie w pracy, zapisywałam pomysły na jej dalsze losy.
Pewnie dlatego miniatura okazała się być lekko haotyczna - w mojej głowie wiele spraw było poukładanych, ale zapomniałam o nich wspomnieć w opowiadaniu.


Bardzo chętnie przyjmę korektę tekstu, w PW podam maila.

Podrawiam,
Agraffka Kwadratowy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 6:09, 30 Gru 2015 Powrót do góry

Wow xD Dziękuję ogromnie!

Gratuluję wszystkim wspaniałych tekstów - to była super zabawa po tak długim czasie niekontaktowania się za bardzo z fandomem! Uwielbiam opinie przy pojedynkach - nie wiecie nawet jak pomagają potem przy pisaniu, a to jest jedyne chyba forum, gdzie ludzie naprawdę poświęcali czas na to, aby pomóc autorowi się rozwijać :)

Dziękuję raz jeszcze i przytulam :*

***

Tak to jest jak się o szóstej podziękowania pisze xD

Gratulacje oczywiście najbardziej Dilenie pierwszego miejsca oraz lidziat publikacji!!! :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Śro 6:22, 30 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 9:27, 30 Gru 2015 Powrót do góry

Kirkuś, strzelisz sobie fotkę w czapeczce? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 13:26, 30 Gru 2015 Powrót do góry

Tak, Dziewczyny, koniecznie pochwalcie się jak już nagrody znajdą się w waszych rękach XD
A co do Wydawnictw, to prawdę mówiąc, w mojej skromnej biblioteczce nie widzę nic, co by było wydane przez te wydawnictwa, ale najbardziej z tego kojarzę "Nowy świat" i "Noveae Res"
Tak czy inaczej, 3mam kciuki za twój sukces!!! I mam nadzieję, ze twój wkład szybciutko się zwróci :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin