FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Miłość niejedno ma imię - prace konkursowe i głosowanie! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:08, 30 Gru 2011 Powrót do góry

Zapraszamy do wklejania prac konkursowych!

Miłość niejedno ma imię

Do autorek - ważne!
Zanim wstawicie swoją miniaturkę, sprawdźcie kilka razy, albowiem nie można edytować swoich postów.
Wstawiamy wersję ostateczną!

Teksty możecie wstawiać do 1.01.2012 do 23:59.

Prace wklejajcie pod moim postem.

Wtedy dodam formularz służący do oceny.
Powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Pon 0:04, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:09, 30 Gru 2011 Powrót do góry

Corny wyjechała, więc wstawiam pracę za nią.

To praca Cornelie.

„Gwiezdne życzenie”

Natalia miała trzy lata, kiedy jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Brak bliższych krewnych sprawił, że trafiła do Domu Dziecka w Krakowie, w którym spędziła kolejne cztery lata swojego życia. Pomimo troskliwej opieki, której doświadczała ze strony opiekunek, kucharek a nawet sprzątaczek, nie potrafiła otrząsnąć się z przeżytej tragedii. W jej pamięci odcisnęły się wspomnienia brązowych oczu mamy i niskiego głosu ojca, czytającego jej bajki na dobranoc. Nie potrafiła jednak przywołać obrazu ich twarzy. Była zbyt mała, żeby zachować wszystkie szczegóły. Kiedy ustawiano ozdobne bukieciki konwalii, w pękatych, kamionkowych wazonikach, zdawało jej się, że czuje delikatny zapach perfum. Wyobrażała sobie wtedy, że to mama stoi tuż za nią i dotyka delikatnie jej ramienia. Te krótkie chwile sprawiały, że czuła się bezpieczna i kochana. Za nic nie chciała otworzyć oczu, by nie stracić tej delikatnej więzi z matką, której niewyraźny obraz został przywrócony przez intensywny zapach kwiatów. W takich momentach czuła, jak pod powiekami zbierały się gorzkie, palące łzy.
Zazwyczaj siadywała w kącie, nie wadząc nikomu. Potrafiła siedzieć tam w takim bezruchu, jakby chciała zniknąć. Jakby najmniejsze drgnienie miało zburzyć piękne obrazy, które budowała w swojej wyobraźni.
Marzyła o normalnym domu, w którym mama piekłaby ciasta, a tata uczył ją grać w piłkę. Marzyła o całusach na dzień dobry i bajkach na dobranoc. Marzyła o pokoju wypełnionym pluszowymi zabawkami i sztalugami z pustymi kartkami. Marzyła, że może je zamalować. Marzyła też o psie, który mokrym nosem poszturchuje jej dłoń, domagając się pieszczot i uwagi. Zdawała sobie jednak sprawę, że to marzenie się nie spełni, bo rodzice są teraz w niebie i tam na nią czekają. Przynajmniej tak tłumaczyła to pani Ewelina, a Natalia bardzo ją lubiła, więc wierzyła w każde wypowiedziane przez nią słowo. Tylko droga do nieba zdawała się jej strasznie długa. Często stawała na szarym, betonowym podwórzu, z głową zadartą w niebo. Patrzyła w bezruchu na przepływające w górze obłoki zastanawiając się, czy za jednym z nich znajduje się tajemnicza brama, przez którą można dostać się do tego miejsca, gdzie spełni się jej marzenie o posiadaniu prawdziwej rodziny.
Natalia z dnia na dzień jadła coraz mniej, całą energię poświęcając swoim rysunkom i pisaniu listów, które w nieładzie zalegały na jej niewielkim stoliku. Potrafiła godzinami wodzić pędzlem po czystej kartce papieru, by w rezultacie zostawić na niej tylko kilka niewyraźnych plam. Później wpatrywała się w nie, dotykała z namaszczeniem palcami, wodziła opuszkami po rozlewających się konturach, by za chwilę porwać kolejną czystą kartkę, napisać na niej kilka słów i zamknąć je w brązowej, taniej kopercie, jakich używa się w Domach Dziecka z powodu nie kończących się oszczędności. Ewelina przyglądała się jej ukradkiem. Od kiedy ta mała pojawiła się w Domu Dziecka, Ewelina nie mogła powstrzymać szybszego bicia serca na jej widok. Sama z mężem nie miała dzieci, więc praca tutaj i opieka nad tymi wszystkimi maluchami wystarczała jej, jako spełnienie dziecięcych marzeń o własnej rodzinie. Coraz częściej łapała się na tym, że zastanawiała się, jaki prezent sprawiłby radość Natalii, lub co zachęci dziewczynkę do zjedzenia kapuśniaku. Nie uświadamiając sobie tego, myślała o niej bardziej jak o własnej córce. Nie miała o tym pojęcia, tak samo jak nie wiedziała, jak nazwać ogarniające ją uczucia. Serce krajało jej się za każdym razem, gdy Natalia popadała w melancholię i przez wiele dni nie odzywała się do nikogo. Wtedy Ewelina obserwowała ją z ukrycia. I mimo, że chciała podejść wtedy do niej i przytulić mocno do serca, wiedziała, że nie może. Nie może składać jej obietnic, które nie zostaną spełnione.
- Dlaczego mama mnie zostawiła? – spytała któregoś dnia Natalia, gdy siedziała jak kłębek nerwów przy sztaludze, malując zachód słońca.
- Nie zostawiła cię. Musiała pójść z aniołkami – próbowała tłumaczyć Ewelina. Dobrze wiedziała, że dziewczynka nie długo będzie za duża, by w to wierzyć.
- Ale aniołki nie zabierają dobrych mam.
Ewelina nie bardzo wiedziała, co mogłaby na to odpowiedzieć.
-Masz rację, ale w niebie też są dzieci, które potrzebują dobrych mam. To takie wyróżnienie, wiesz? – powiedziała, podchodząc do dziewczynki. – A wiesz, co się zbliża wielkimi krokami?
Natalia pokręciła głową.
- Święta. Cieszysz się? Przyrządzimy masę smakołyków, i pierogi i ciasta! Potem będziemy razem kolędować. Zobaczysz, że będzie wspaniale.
Ale Natalia nie wyglądała na zadowoloną.
- Mikołaj nie spełnił mojego życzenia.
Ewelina pogłaskała ją po głowie i delikatnie przytuliła, chłonąc ciepło dziecka. Powstrzymywała łzy, które cisnęły jej się na oczy, nie mogła sobie jednak pozwolić na chwilę słabości. Nie teraz.
- Mikołaj zawsze spełnia życzenia dobrych dzieci. Jestem pewna, że twoje też. A teraz zbieraj się na obiad.
Natalia podniosła się powoli z siedzenia i spojrzała głęboko w oczy Eweliny.
- Chciałabym, by moja mama wyglądała tak jak pani.

***

Ewelina nie mogła zasnąć. Cały czas widziała przed sobą smutną twarz Natalii. W jej uszach dźwięczały ostatnie wypowiedziane przez nią słowa. Znowu poczuła jak do oczu napływają jej łzy. Nigdy nie czuła się tak związana z podopiecznym. Wiedziała, że musi trzymać pewien dystans, inaczej każde przykre doświadczenie odbije się na dziewczynce po tysiąckroć. Próbowała chronić nie tylko małą, ale też siebie. Czuła jednak, że w tym przypadku wszelkie sposoby zawiodły, a w sercu Eweliny na stałe zagościła mała dziewczynka o wielkich brązowych oczach.
Gdy pojawiła się w pracy po nieprzespanej nocy, powitał ją uśmiech Natalii. Pierwszy, jaki widziała od kilku tygodni. Nie mogła się powstrzymać i podeszła do małej, by ją uściskać.
- Pani Ewelino, namalowałam coś dla pani.
Natalia wzięła ją za rękę i poprowadziła za sobą do w którym w nieładzie walały się kartki, karteczki i rozpoczęte malowidła. Dziewczynka wyciągnęła zawiniątko spod łóżka i wręczyła zdziwionej Ewelinie.
- Z jakiej to okazji? – spytała opiekunka, mając nadzieję, że nie słychać drżenia w jej głosie.
- Za to, że pani jest.
Prosta odpowiedź pozbawiła kobietę tchu. Powoli, jakby nie chciała zniszczyć papieru, otworzyła pakunek i ujrzała rysunek przedstawiający kobietę i dziecko na tle zachodzącego słońca.
- Piękny. Naprawdę ci dziękuję. Ale nie mam nic w zamian.
- Nie szkodzi – odparła szybko dziewczynka. – Mikołaj wie, czego chcę – dodała po chwili, po czym nieśmiało przytuliła się do Eweliny i szybko uciekła z pokoju.
Kobieta stała osłupiała, nie wiedząc dokładnie co się przed chwilą wydarzyło. Dopiero po kilku minutach wróciła do rzeczywistości i rozejrzała się po pokoiku. Panował w nim istny artystyczny chaos. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że z Natalii wyrośnie cudowna malarka. O, jak bardzo chciałaby obserwować dorastanie tego dziecka! Miała już wychodzić, gdy zauważyła kilka kopert na biurku. Nie chciała naruszać prywatności dziewczynki, jednak bezwiednie, sięgnęła drżącą ręką po pierwszą z nich.

„Drogi Mikołaju,
nie proszę cie o wiele. Podaruj mi mamę i tatę.
Natalia.”
Otworzyła następną i następną. Na każdej kartce, dziecięcą ręką, wypisana była ta sama prośba. Ewelinę coś ścisnęło za gardło. Natalia potrzebuje domu. Jak najszybciej. Potrzebuje miłości i opieki. Takiej, którą zapewnia rodzina, mama i tata, wspólnie spędzany czas. Zabawy i nauka, rozmowy poważne i te o błahostkach. Spojrzenia pełne ciepła i pocałunki na dobranoc. Poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że jest kochana. Ewelina zadrżała, a w jej sercu zrodziła się pewność.
***
- To jak? Pomożesz mi upiec ciasto? Jeszcze nie to na święta, dopiero za kilka następnych dni. Ale dzisiaj jest niedziela i dobrze by było zrobić niespodziankę, prawda?
Natalia skinęła głową, wodząc wzrokiem po kuchni. Ewelina widziała, że dziewczynka nie wie jak się zachować, choć w głębi serca pewnie cieszyła się, że może spędzić te kilka godzin w oderwaniu się od szarej rzeczywistości. Z minuty na minutę robiła się coraz weselsza, a gdy Ewelina ubrudziła jej twarz mąką, dziewczynka zaczęła się głośno śmiać. Po tak spędzonym wieczorze, ciasno owinięta białą, tanią kołdrą zasnęła, z głową wypełnioną marzeniami. W takich chwilach rodziła się w niej nadzieja, że Mikołaj jej wysłucha. Że wysłucha prośby, której nie ma odwagi wypowiedzieć na głos.
Święta czuć już było w powietrzu. Sklepowe witryny oferowały wszelkiego rodzaju prezenty, zachęcając potencjalnych klientów niską ceną. Na ulicach wrzało od ożywionych rozmów i spieszących się ludzi. Mimo, że powinien to być czas na kontemplacje wśród ukochanych, coraz mocniej przypominało maraton, w którym największą wartość ma jakość prezentu, a nie atmosfera ciepła. Ewelina nie mogła tego zrozumieć. Sama kochała święta, zdawało jej się, że od zawsze i starała się tą radością dzielić z innymi. Gdy widziała przystrojone drzewka stojące na ulicach, nie mogła powstrzymać uśmiechu. Słuchanie kolęd sprawiało jej nie mniejszą radość, niż pichcenie dla ukochanego męża, którego zaraziła swoim entuzjazmem już przy pierwszym spotkaniu.
Ewelina robiła właśnie zakupy świąteczne, gdy zobaczyła kobietę idącą z córką za rękę. Wyglądały na szczęśliwe. Rozmawiały o czymś, ożywione, i z daleka było słychać ich śmiech. Ewelina pomyślała o tym, że sama chciałaby móc to robić. Już dawno o tym postanowiła, teraz tylko czekała na spełnienie swojego marzenia. Usilnie wierzyła, że ma szansę, musi mieć. W chwilach zwątpienia, Marek – jej mąż - pocieszał ją, że wszystko ułoży się po ich myśli, a ona ufała mu najbardziej na świecie. Dlatego nie poddawała się, z determinacją wyganiając z głowy smutne myśli i przykre obrazy. W końcu ruszyła dalej, w poszukiwaniu odpowiednich podarków dla swoich najbliższych.
***
24 grudnia mimo minusowej temperatury, okazał się słonecznym dniem. Ewelina nie mogła się doczekać spotkania z Natalią. Zmierzała do Domu Dziecka przepełniona szczęściem. Mijała uśmiechniętych ludzi, życzyła im wesołych świąt i w podskokach przemierzała zasypane śniegiem ulice. Gdyby mogła, zaczęłaby śpiewać na cały głos, zdawało się jej jednak, że nie jest to odpowiednie miejsce.
Gdy znalazła się przed wejściem, zatrzymała się, z trudem łapiąc oddech. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce, serce załopotało mocno. Wciągnęła głęboko powietrze, po czym weszła do środka i gorączkowo zaczęła szukać Natalii. Znalazła ją w pokoju z zabawkami, gdzie siedziała przy sztalugach i malowała choinkę bez bombek.
- Czemu nie ma świecidełek? – zapytała, klękając koło dziewczynki, starając się zapanować nad drżeniem głosu.
- Bo Mikołaj znowu nie spełnił mojego życzenia. Jak zawsze – odparła cicho, nakładając na pędzel więcej zielonej farby.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo… - zaczęła, ale po chwili przestała i powróciła do swoich czynności. Zaciskała lewą rączkę na sukience i mięła ją w dłoni nerwowo.
- Bo ja myślę, że pójdziesz ze mną do domu. – Popatrzyła na Natalię, a w jej oczach pojawił się wyraz skrywanej niepewności i drżącego oczekiwania.
Natalia przez chwilę wpatrywała się w nią z osłupieniem. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. W jej brązowych oczach pojawiły się łzy.
- Przecież nie mogę – szepnęła. – Nie mam domu.
Ewelina pogłaskała ją po włosach i przytuliła do siebie mocno. Przez kilka minut trzymała ją w ramionach.
- Masz, kochanie. Już masz. Mikołaj chyba spełnił twoje życzenie, wiesz? – powiedziała Ewelina, nie wypuszczając małej z ramion. Poczuła jak jej małym ciałkiem wstrząsnął płacz. Wiedziała jednak, że to nie jest płacz smutku, a szczęście.
- Czy chcesz iść ze mną do domu? – Zapytała, mimo, że serce podpowiadało jej, jaka będzie odpowiedź.
Natalia uniosła głowę, by spojrzeć Ewelinie w oczy.
- Chcę… Bardzo. Bardzo chcę!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Sob 15:45, 31 Gru 2011 Powrót do góry

Trochę się boję, trochę stresuję i trochę jestem ciekawa, jak ten beztytułowy tekst zostanie przyjęty. Miałam dłuuuuugą przerwę w pisaniu miniaturek, więc... a zresztą, sami oceńcie :)
Równo dziesięć stron, nie wliczając cytatu na początku.
Zapraszam.


***

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

Mroźny wiatr zawiewał ślady, które pozostawiał za sobą kary koń pędzący późnym wieczorem wśród śnieżycy i zawiei. Postawny, o lśniącej, rudawej sierści, rozwianej grzywie i błyszczących oczach, dmuchał z rozszerzonych nozdrzy parą tak gęstą, że w połączeniu ze śniegiem sprawiała, iż jeździec był niemalże niedostrzegalny. Ów bał się, że zgubi drogę, że zapomniał ją przez tak długi czas, że nie trafi już tam, gdzie chciał, lecz nic bardziej nie przerażało go niż myśl, że mógłby na miejscu zastać zupełnie inny świat, świat, który już nie należy do niego. Wspominał z mocniej bijącym sercem wesołe chwile spędzone przed laty, a wiatr świszczący w uszach mieszał się z przywoływanymi piskami i śmiechami, rozmowami przy strzelającym kominku, mazurkom wygrywanym na fortepianie przez przyjaciółkę.
Drzewa przemykały po lewej i prawej stronie, z pniami grubymi i od północy oprószonymi śniegiem. Nie patrzył na nie, spoglądał tylko pod nogi konia, by co kilkadziesiąt sekund podnieść na chwilę głowę i naprowadzić jedynego towarzysza na prawidłową drogę. Mężczyzna oddychał płytko i z niemałym trudem. Silny wiatr zapierał mu dech w piersiach, a przez ogarniający do szpiku mróz napinał wszystkie mięśnie, które zaczynały go boleć od zimna. Drzewa zaczynały się zagęszczać, tworząc coraz grubszą powłokę przed promieniami księżyca – jedynego źródła światła w okolicy. Tylko dzięki otaczającemu wszystko wokół śniegowi mógł jeszcze dostrzec, czy jadą drogą, czy zboczyli ze ścieżki, chociaż rozpoznanie przychodziło mu z coraz większym trudem.
Droga zawężała się, aż stała się jedynie ścieżką z wyżłobionymi w śniegu od sań i kół dwoma pasami. Tylko to było dowodem, że zmierza w stronę ludzi, ponieważ w takiej ciemności i pustce byłby w stanie zwątpić nawet we własną zdolność orientacji. Za kolejnym zakrętem drzewa rozrzedziły się, aż wyjechał z gęstego lasu i ujrzał w oddali światło. Pochodziło z okien przydrożnych chałup wiejskich, lecz jego wzrok powędrował dalej, aż na koniec ścieżki, do domu, za którym tak tęsknił.

Franciszek w takie wieczory najbardziej lubił siadać do biurka z filiżanką mocnej herbaty i czytać. Lekturą raz mogła okazać się powieść, innym razem listy, a kiedy jeszcze indziej pisma urzędowe, których w głębi duszy nie znosił, lecz twardo nie dawał tego po sobie poznać. Nie uznawał marudzenia. Sądził, że swoje żale i niechęci należy zachować dla siebie, nikt nie musi wiedzieć, jak bardzo nuży go odpisywanie konsulom, posłom i poborcom.
Chociaż kochał swoją żonę, nigdy nie powierzyłby jej swojego serca. Pomimo ogromu dobroci, cierpliwości i wesołości miała w sobie coś nieznośnie przenikliwego, rodzaj intuicji, w którą w każdym innym przypadku powątpiewał, lecz jeśli chodziło o Urszulę, nie pozostawało mu nic innego, jak uznać jej wyższość nad jego rozumem. Kobieta, z którą spędzał życie, szybko domyślała się, gdy coś go gnębiło i równie szybko potrafiła wykoncypować, co dokładnie. Dlatego unikał jej, gdy był w złym humorze i nie patrzył w oczy, gdy się złościł. Co, oczywiście, po części go zdradzało.
Miała także w sobie równie silne poczucie wiary w ludzkie dobro i uprzejme zbiegi okoliczności. Musiał często bronić ją przed światem, który rozdarłby jej serce na strzępki, jakby nie trzymał jej w swojej złotej klatce bezpiecznego oddalenia od ewentualnych kłamców, kryminalistów i oszustów. Było to ciężkie zadanie, lecz warte trudu, gdyż niczego w swoim życiu nie przeżywał tak mocno, jak jej cierpienia. Pozostawał dla niej więc czymś w rodzaju ojca, a przynajmniej dobrotliwego opiekuna, jednak rzadko dawał jej okazję do uświadomienia sobie tego.
Nie wiedział nawet, czy ją kocha. Gdy nad tym się zastanawiał, dochodził do wniosku, że zwyczajnie nie potrafił kochać w ten absurdalny, abstrakcyjny sposób, umiał jedynie dążyć do jej dobra, wspierać w trudnych chwilach i w bardzo zwykły, przyziemny sposób pożądać. Jeśli to nazwać miłością – to kochał, ale uznawał, że jest chyba zbyt chłodny, by móc rozżarzyć w sobie coś tak gwałtownego.
Tego wieczoru siedział przy herbacie i jedyny dźwięk, jaki dochodził do jego uszu, było monotonne skrobanie pióra po papierze i świszczenie wiatru na zewnątrz. Nagle usłyszał cichą i dobrze mu znaną muzykę i ustał liczenia. Zirytowany, wstał od biurka i wyszedł z gabinetu. Stanął w drzwiach u progu pokoju żony i spojrzał na nią z dezaprobatą.
– Ulu, prosiłem – rzekł krótko, ale ona tylko zerknęła na niego zalotnie i dalej grała. Z każdą sekundą melodia stawała się nieco żywsza, a kobieta uderzała w klawisze mocniej i gwałtowniej, jakby chcąc wyzbyć się nieśmiałości. – Przestań. Proszę.
– Ale co ja robię złego? – zapytała, nie podnosząc wzroku znad klawiszy pianina.
– Dobrze wiesz co. Ktoś usłyszy, doniesie i będziemy mieli kłopoty.
– Kto usłyszy? Kto doniesie? Przecież mieszkamy na wsi. Tutaj nikt nie rozpozna Chopina.
– A nuż ktoś obcy się będzie kręcił. Skończ. Żądam, abyś przestała.
Zasmuciła się i melodia ustała. Spojrzała na swojego męża z wyrzutem, który wbił drobną szpilkę w jego z pozoru tylko twarde serce, i wstała od pianina. Podeszła do okna, odwracając się do męża plecami.
– Nie chcę, byśmy wpadli w kłopoty. Wiesz, że nie wolno. Wiesz, że chodzą i przeszukują domy, a potem aresztują za polskie książki.
– Książki – dobrze, ale muzyka? Przecież nie trzymam nut, gram z pamięci…
– Ale ktoś usłyszy, doniesie i będą przeszukiwać dom.
Wciąż patrzyła przez okno z założonymi rękami, nie odpowiadając. Franciszek westchnął głęboko i wyszedł z pokoju, kierując kroki w stronę swojego gabinetu. Ledwie zasiadł do liczenia, a znów usłyszał tego samego mazurka. Z narastającą wściekłością odłożył pióro i już chciał ponownie zajść do komnaty małżonki, gdy usłyszał tętent kopyt i końskie rżenie. Podszedł do okna i ujrzał ledwo widoczną przez gęsty śnieg, samotną postać na pędzącym koniu. Wybiegł z gabinetu i wtargnął do pokoju Urszuli, by kazać jej przestać, ale ujrzał, że już nie gra, tylko spogląda przez szybę na zewnątrz.
– To Karol! Przyjechał! Przyjechał! – Franciszek także podszedł do okna i zobaczył, że koń zatrzymał się na ich podwórku, a jeździec zeskoczył na ziemię.
– Po koniu poznaję! – piszczała Urszula. – To Karol!
– A cóż w tym koniu takiego charakterystycznego? – zapytał ją mąż, lecz po chwili i on ujrzał, że to musi być jej przyjaciel z dzieciństwa. – Zejdę i go powitam. Chodź.
– Nie, ja tu poczekam, zobacz, jak wyglądam, muszę coś zrobić z włosami…
– A czy on kandydatem na męża, że się musisz stroić?
– Ach, Franciszku mój! – pisnęła i ucałowała go w obydwa policzki z radością. – Jakby był kandydatem na męża, to bym nie wyszła za ciebie!
To było oczywistą prawdą, więc nie dyskutując więcej, zszedł na dół. Po kilku chwilach Urszula usłyszała stukanie do drzwi, skrzypienie zawiasów i jakieś rozmowy. Przez ten czas zdążyła poprawić włosy i zmienić sukienkę. Chwilę potem ktoś zapukał, a gdy krzyknęła „Proszę”, ujrzała twarz tak dobrze znaną i tak wytęsknioną.
Stał u progu z całą pewnością ten sam człowiek, którego widziała ostatnio pięć lat temu na swoim ślubie, z tą różnicą, że był wtedy jeszcze właściwie chłopcem, nieco weselszy i zdecydowanie nie ośnieżony. Patrzył na nią niepewnie, oddychając ciężko, jakby dotarł na miejsce o własnych nogach, a nie na koniu, aż w końcu uśmiechnął się.
– Witaj, Urszulko – rzekł z rozczuleniem. Kobieta podeszła do niego szybko i nim się spostrzegła, ściskał ją w pasie i obracał dokoła. – Witaj, kochana!
Piszczała i śmiała się, prosiła, by przestał, chociaż nie chciała, aż postawił ją na ziemi i spojrzał w oczy z radością.
– Wieczność! Na Boga, wieczność! Albo i dłużej!
– Aleś niespodziankę mi sprawił! Karolu! Karolu! – cieszyła się. Po tych słowach puścił ją i zmierzył spojrzeniem od stóp do głów.
– Wyglądasz zupełnie jak żona, jakaś taka poważna i ułożona. Boże, może ja jednak zawrócę.
Roześmiała się i pokiwała na niego palcem ostrzegawczo.

– Po moim wyjeździe pięć lat temu – opowiadał, jedząc łapczywie ziemniaki nadziewanego indyka z ziemniakami – dostałem się do milicji, do izby kontroli granicznej. Napatrzyłem się tam na tyle okrucieństw, co niejeden widział przez całe życie. Łotry i szubrawcy. – Kręcił głową, jedząc przez chwilę w milczeniu i zamyśleniu.
– A potem? Dlaczego nie pisałeś? – zapytała Urszula.
– To dłuższa historia – odrzekł. – Opowiem ci ją innym razem. Właściwie przyjechałem tylko na jeden dzień. Chciałem cię zobaczyć. Jutro wieczorem już mnie nie będzie.
– Jak to? – Ula wyglądała na zawiedzioną. – Karolu!
– Możesz zostać tak długo, jak zechcesz – oświadczył Franciszek neutralnym tonem.
– Nie chcę was kłopotać swoją osobą. Ale dziękuję za zaproszenie.
– Żaden kłopot. Uli będzie weselej na święta. Mamy tyle pustych pokoi, aż żal patrzeć.
– Nie to miałem na myśli, mówiąc o kłopotach – odrzekł cicho Karol. – Nie jestem… bezpiecznym gościem. Mam na myśli, że możecie mieć problemy za to, że mnie nocujecie.
Franciszek zmarszczył brwi.
– Spiskujesz?
– Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. Tak czy inaczej, nie chcę was narażać.
Zapadła chwila milczenia, podczas której obydwaj panowie wzięli się za jedzenie, natomiast Urszula wydawała się co najmniej zainteresowana, w przeciwieństwie do swojego męża.
– Ależ to w niczym nie przeszkadza! Nie możesz zostać sam na święta. Jest zima, nie wybaczyłabym sobie, wypuszczając cię w świat w taką zawieję, wiedząc, że nie masz się gdzie podziać.
Karol uśmiechnął się i już chciał podziękować, gdy odezwał się Franciszek:
– I co, szykujecie powstanie, tak?
– Widzę, że nie jest pan entuzjastą takich rozwiązań.
– Nie, nie jestem. Jedno już widziałem i wiem jedynie, że tylko wyjątkowo głupi lub naiwny naród porywałby się na to drugi raz.
– Albo odważny – dodał Karol.
– Odważny? Co to za odwaga – umrzeć, dać się zgnieść wrogowi. Ale jak nazwiesz narażanie życia setek tysięcy niewinnych ludzi, jak nazwiesz tych, przez których tyle dzieci straci rodziców, tyle kobiet owdowieje, zginie tylu braci i synów?
– Nie wiem jak pan, ale ja nazywam ich zaborcami…
Franciszek zignorował elokwentną odpowiedź.
– Ja bezmyślną, egoistyczną bandą idiotów. To nie miejsce i nie czas na powstania narodowe. Wy zginiecie, a zaborcy będą represjonować żywych, niewinnych. Zsyłać na Sybir, skazywać na katorżnicze prace. A wy będziecie się grzecznie wygrzewać w waszym tak wyniośle opiewanym Niebie, gdzie trafią walczący za ojczyznę głupcy.
Po jego wypowiedzi zapadła cisza, chociaż Franciszkowi zdawało się, że słyszy głośne bicie serca swojej żony. Odchrząknął i rzekł spokojniejszym tonem:
– Jeśli macie litość dla tego narodu, bądźcie odważni i żyjcie. Kiedyś przyjdzie moment, gdy zaborca osłabnie, a wtedy złamiemy jego potęgę. Ale do tego czasu ktoś musi płodzić dzieci. Zjadłaś już, kochana? – Urszula zamrugała i spojrzała na męża niezbyt przytomnie.
– Tak – powiedziała, odkładając sztućce.
– Ja już się chyba położę. Żeby była jasność – zwrócił się do Karola – nalegam, byś tutaj został chociaż kilka dni. Przynajmniej do świąt. Dobranoc.
Urszula też wstała i pożegnawszy się, poszła za swoim mężem, by ułożyć się do snu.

Następnego dnia Karola obudziły czerwone promienie wschodzącego słońca. Chociaż spał krótko i płytko, nie mógł dłużej leżeć, gryziony przez igiełki wątpliwości. Stanął więc w oknie i spoglądał, jak na zewnątrz robiło się coraz jaśniej, gdy usłyszał cichą melodię.
Uśmiechnął się i skierował kroki w stronę komnaty Urszuli, skąd dobiegały dźwięki pianina. Stał przez chwile u progu, patrząc, jak gra w zamyśleniu.
– Nigdy nie słyszałem piękniejszego wykonania tego utworu niż twoje – przyznał, podchodząc do przyjaciółki. Odwróciła gwałtownie głowę, przerywając na chwilę melodię, lecz gdy ujrzała, kto idzie w jej kierunku, kontynuowała ją.
– Nie zmrużyłam dziś oka. Czekałam na pierwszą przyzwoitą porę, by zagrać, ale nie sądziłam, że cię obudzę.
– Nie obudziłaś mnie, nie spałem od kilku chwil.
Pokiwała głową, delikatnie wygrywając ukochaną melodię w milczeniu.
– Przepraszam za męża. Często jest opryskliwy względem takich rewolucyjnych pomysłów, ale to nie oznacza, że nie chciałby dobra dla narodu.
– Wiem, wiem też, że ma dużo racji. Sam nie wiem, czy to dobre wyjście. Ale… Skąd wiadomo, czy to nie jest właśnie ten moment? Który będzie lepszy, jeśli nie ten, kiedy Rosja słabnie?
– Nie wiem. – Wodziła delikatnie palcami po klawiszach, wygrywając kolejne takty w milczeniu. Karol westchnął głęboko i przysunął sobie krzesło tuż przy pianino, po czym usiadł, by słuchać. Urszula rzucała mu co chwilę krótkie spojrzenia, raz wesołe, innym razem nieco zamyślone, a kiedy indziej trochę figlarne – wszystko było tak, jak kiedyś, gdy siadywali w tym samym miejscu, mając po naście lat i jedząc kradzione z kuchni ciastka poprzedniej gosposi.
– Tęsknię za tobą nawet wtedy, gdy jesteś obok – wyznał. – Bo wiem, że te chwile nie będą trwały wiecznie. Że zaraz dobiegną końca i zostanie mi po tobie tylko wspomnienie.
– Nie myśl tak, ciesz się z tego, co masz.
– Jaki on jest? Dobrze cię traktuje?
Urszula uśmiechnęła się, kończąc utwór.
– Jest wspaniały – przyznała. – Chociaż bywa oziębły. I taki… taki… Wszystko bierze na poważnie. Nie powygłupiam się z nim jak z tobą. Ale przecież nie od tego jest mąż, prawda?
– A od czego jest według ciebie, jeśli nie od dzielenia radości?
– Mąż jest od… – Zawiesiła na chwilę głos, wodząc palcami po klawiszach i zaczynając kolejny utwór. – Mąż jest od… od rozmawiania, zarabiania i dawania dzieci.
Karol zachmurzył się.
– Cóż za idiotyczna myśl – prychnął. – Brzmisz jak jakaś prostaczka bez wyobraźni.
– Nie zawsze wszystko jest takie, jak sobie wymarzymy, Karolu – odparła, nie zrażając się jego oburzeniem. – Wręcz przeciwnie, nasze wyobrażenia zazwyczaj bardzo rozmijają się z rzeczywistością. Moment, w którym to sobie uświadomisz, może być bardzo trudny…
Karol zmarszczył brwi, szukając na twarzy przyjaciółki jakichkolwiek oznak nieszczęśliwości, krzywdy lub żalu, lecz nie dostrzegł nic poza odrobiną melancholii. Wstał z krzesła i zaczął kręcić się po pokoju, rozmyślając nad tym, co mu powiedziała. Wiedział, że nie warto pytać o więcej. Nie chciała mówić.

Kolejne dni przyniosły mu spokój i radość ze spędzania czasu z przyjaciółką w domu, w którym zwykli bawić się jako małe dzieci. Grywali często ulubione utwory na pianinie, bez słów ciesząc wyobraźnię wspomnieniami z dzieciństwa. Najczęściej do grania zasiadała Urszula. Karol siadał wtedy obok i spoglądał w jej twarz, ściągniętą w skupieniu lub oddaną melancholii, albo stawał tuż obok, czasami dotykając kosmyków jej jasnych włosów albo opuszkami palców gładząc jej czoło i policzki.
Kilka razy zachodził do nich Franciszek, przerywając grę niezbyt optymistycznymi ostrzeżeniami. Karol próbował dowiedzieć się, skąd taka ostrożność.
– Jak to skąd? – fuknął mężczyzna. – Bóg jeden wie, co by było, jakby ktoś doniósł, że moja żona gra na pianinie takie melodie.
– Ale cóż złego w graniu muzyki?
– W ubiegłym roku naszych sąsiadów, Wolińskich, nawiedziła milicja. Oświadczyli, że podobno szerzy się tam zakazane praktyki, czyli czyta polskie książki patriotyczne i wygrywa rewolucyjne utwory. Uznali to za pretekst, by przewrócić do góry nogami całą posiadłość, aż znaleźli jakiś błahy powód do skazania. Woliński wyjechał na Sybir, rodzinę gdzieś wysiedlono, Bóg jeden wie gdzie.
Na koniec Franciszek oświadczył, że jeżeli raz jeszcze usłyszy chociażby takt Chopina, wyrzuci pianino przez okno.
– Chce dobrze – tłumaczyła go potem Urszulka, siedząc na fotelu i pijąc herbatę. – Martwi się, by nic się nikomu nie stało. Nie potępiaj go, to dobry człowiek.
Karol kręcił się po jej gabinecie niespokojnie, zaciskając dłonie w kieszeniach. Dręczyły go słowa wypowiedziane wcześniej przez męża przyjaciółki, dręczyły wspomnienia zarówno z wczesnej młodości, jak i lat późniejszych, na koniec niewypowiedziane wyznania rozsadzały serce mężczyzny i ogłuszały go.
Tak naprawdę liczył, że przez lata rozłąki wyzbył się przedziwnego sentymentu do Urszuli, że nagłe zderzenie z okrutną rzeczywistością na zewnątrz ochłodzi jego pragnienia, lecz mylił się. O ile przed pięcioma laty potrafił śmiać się na ich weselu, o tyle teraz wiedział, że oddałby duszę, by to wesele było także jego.
– Urszulko – rzekł powoli, szarpiąc włosy i modląc się do Boga o cnotę rozsądku – Urszulko, przypomniał mi się taki piękny wiersz…
– Jaki? – zapytała, patrząc na niego ukochanymi oczami.
– Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę… – zaczął cicho, odwracając się do niej przodem i wreszcie stając w miejscu. Urszula klasnęła w ręce i westchnęła z radością.
– Pamiętam! Pamiętam! – cieszyła się. – Sto lat nie czytałam. Franciszek kazał wszystko spalić… Mów, Karolu, tak chętnie posłucham!
Karol podszedł bliżej, nie mogąc jednak wydobyć z siebie głosu. Gdy stał tuż nad nią, która czekała cierpliwie z oczami błyszczącymi z radości i ustami rozkwitłymi w uśmiechu, z różowymi policzkami, jasną cerą i pachnącymi włosami, gdy spojrzał na cały ten obrazek, pochłaniając go łapczywie, gdy niemalże zachłysnął się zachwytem, jaki wprawił jego obolałe serce w gorączkowe bicie, nie wytrzymał i padł na kolana.
– Urszulko! Urszulko kochana! – szeptał, ująwszy jej dłonie w swoje i składając na nich pocałunki, jeden za drugim. – Kochana przyjaciółko! Jam to chyba dla ciebie napisał!
– Nie, głuptasie, to Mickiewicz – roześmiała się, lecz była nieco zaniepokojona jego dziwnym wybuchem. Dostrzegł to w jej oczach, jednak nie zląkł się odrzucenia. Chciał wyrzucić z siebie lawinę uczucia, chciał wreszcie pozbyć się ciężaru milczenia, uspokoił się więc i wziął głęboki oddech.
– Urszulko, ja tobie na każde wezwanie – mówił szybko, jakby bojąc się, że nie zdąży. – Zawołaj mnie tylko i przyjdę chociażby z końca świata, chociażby z piekła czeluści, chociażbym miał się nawet samemu carowi wyrwać, ja przyjdę i stanę przed tobą, by spełniać twoje rozkazy! Mogę być dla ciebie jak brat i jak ojciec, jak przyjaciel, jak opiekun, jak… jak… – Urwał. – Urszulko moja najukochańsza, ja ciebie chyba kocham i ja nic nie potrafię zrobić, by było inaczej, zaklinam się jednakże na Boga, że jakbym wiedział jak, już dawno skreśliłbym cię z mojego serca. Jam cię kochał od dziecka, tylkom nie wiedział, że to miłość. Kocham cię! Kocham cię, na Boga! I Bóg mi świadkiem, że nie wybaczę sobie do końca istnienia… do samego końca… żem to nie ja pierwszy ci to powiedział… że to nie moje nazwisko nosisz… że to nie ze mną spędzisz życie! Błąd! Błąd popełniłem! Nie trzeba tu było przyjeżdżać… Nie trzeba ci było mówić! Dosyć, wybacz mi mą śmiałość! Wychodzę.
Wstał i chciał już skierować kroki ku wyjściu, lecz ściskała kurczowo jego dłoń, wciąż zszokowana nagłym wyznaniem.
– Karolu! Cóż ty opowiadasz! – pisnęła i także wstała. – Karolu, cóż to za dziwne słowa!
Nie dał jej odpowiedzi, wiedząc, że jego monolog mówił sam za siebie. Urszulka wbijała w niego wzrok, wciąż z tak samo głębokim zaskoczeniem wypisanym na twarzy, zaciskając usta i oddychając niespokojnie.
– Karolu mój, ja wszystko zrozumiem i wszystko przyjmę… Ale muszę ci powiedzieć… że się mylisz!
– Ja? Mylę się? – zapytał zdziwiony.
– Tyś pierwszy mi powiedział: kocham… Jeszcze nigdy tego nie słyszałam z ust mężczyzny.
– Jakże to? – zdziwił się, czując, jak krew napływa mu do twarzy, a serce przyspiesza swój rytm. Wciąż ściskała w swoich spoconych rączkach jego dłoń, wpatrywała się w jego twarz z uwagą i zupełnie jakby nieobecna. – A twój mąż?
Spuścił wzrok, uświadamiając sobie własną śmiałość. Nie odpowiadała, słyszał jednak, że zaczęła po cichu szlochać. Wtem rozległo się stukanie do drzwi, a Urszula przestała płakać i poderwała głowę z przerażoną miną,
– Któż by przychodził o tej porze?! Chowajże się, Karolu! – pisnęła, szarpiąc go za frak i pchając pod ścianę. – Do szafy! I cicho sza!
Gdy zamykała za nim drzwi, usłyszał, jak na dole, pod podłogą skrzypią drzwi, a następnie taki dialog, stłumiony przez warstwę pod jego stopami:
– Dobry wieczór, szanowny panie Drawiecki, wybaczcie najście.
– Co was przywiodło o tej porze, komisarzu? – dosłyszał głos Franciszka.
– Otóż sprawa nieprzyjemna, dosyć nieprzyjemna… Cóż, sam nie wiem, od czego zacząć. Możemy wpierw wejść?
Franciszek nic nie odpowiedział, ale Karol usłyszał, jak dwie pary butów tupią o posadzkę korytarza. Otworzył drzwi szafy i ujrzał Urszulkę klęczącą z uchem przy szparze w podłodze. Poczuwszy się pewniej, wyszedł z szafy i położył się obok, by lepiej słyszeć.
– Panie Drawiecki, powiem wprost. Że się znamy już długo, to pozostanę szczery. Padło na was dosyć niekorzystne światło u nas na komisariacie, gdyż dowiedzieliśmy się, że przetrzymujecie spiskowca.
Serce podeszło Karolowi aż pod gardło, a po minie Urszulki poznał, że jej za chwilę wyskoczy z piersi.
– Skąd te absurdalne podejrzenia? – prychnął Franciszek.
– To już jest sprawa moja i naczelnika Breżewnikowa. Przyjacielu mój, wy mi bliscy, więc nie będę hańbił was ani waszego domu. Załatwmy to po cichu. Człowiek, którego przetrzymujecie, ma za sobą wielokrotne wystąpienia przed Najjaśniej Nam Panującym oraz zamieszanie w kolejne spiski. Stowarzyszenie, do którego należał, zostało już rozwiązane, a członków przesłuchujemy. Wiemy stąd, że wybrał się w to właśnie miejsce. Mam nakaz przeszukania domu, ale, jak mówiłem, nie chcę oczerniać waszego nazwiska. Do jutra do siódmej wieczór chcę mieć go w swoim gabinecie.
– W tym domu jestem tylko ja, moja żona i służba. Nie przetrzymujemy nikogo.
– Przyjacielu, nie pogrążajcie się. Wiem, że ktoś tu jeszcze zamieszkał i nie każcie mi przedstawiać dowodów, bo to nie wy macie prawo do takich żądań. Powiem wprost: źle byłoby dla waszej rodziny, gdybyście zaszkodzili nam w pracy. Pora na mnie – oświadczył nagle. – Wiecie, gdzie mnie znaleźć. Przekażcie pozdrowienia dla żony. Przeurocza z niej kobieta – nie ryzykujcie jej…
Panowie przeszli z salonu z powrotem na korytarz, obydwaj milcząc. Po chwili Franciszek znów się odezwał:
– Pozwolicie, przyjacielu, że was odprowadzę.
Po chwili drzwi się za nimi zatrzasnęły. Panowie rozmawiali jeszcze przez chwilę o jakichś nieistotnych sprawach na zewnątrz, aż woźnica strzelił lejcami i kareta z komisarzem odjechała, skrzypiąc kołami o zbity, twardy śnieg. Karol usiadł na fotelu, nic nie mówiąc i chowając twarz w dłoniach. Miał wrażenie, że serce bije mu tak mocno, że usłyszy je odjeżdżający ze wsi carski komisarz. Chwilę potem Franciszek wszedł po schodach i otworzywszy drzwi, stanął u progu.
– Już pojechał – rzekł, przenosząc bystre spojrzenie z jednej przerażonej twarzy na drugą.
– Co zrobimy? – pisnęła drżącym głosem Urszula.
– My nic. Ciebie nie będę w to mieszał. Kochana, wyglądasz na zmęczoną. Połóż się może?
– Jakże mam teraz spać! Och, Franciszku, chyba go nie wydasz?!
Mężczyzna milczał przez chwilę, patrząc na swoją żonę w zamyśleniu.
– Jakże bym mógł – odparł cicho po krótkiej pauzie. Urszula podeszła do niego i ucałowała w obydwa policzki. Franciszek speszył się trochę i rzekł jeszcze ciszej: – Idźże już spać. Jedenasta dochodzi. No, za pięć minut masz być pod kołdrą i słodko spać, bo jak nie…
Urwał ostrzegawczo i spojrzał na nią znad okularów. Roześmiała się i zniknęła ze drzwiami, machając Karolowi na dowidzenia. Obaj panowie zostali sami w gabinecie Urszuli. Gdy usłyszeli jej kroki piętro wyżej, Franciszek zamknął drzwi i stanął twarzą do portretów zawieszonych na ścianie przy kominku.
– Rozstawili straże po całej wsi – powiedział cicho, nie patrząc na niego. – Przyjaźń przyjaźnią, ale takiej ryby nie puści wolno.
Karol milczał, a beznadzieja jego sytuacji docierała do niego coraz dosadniej. Poczuł kolejne ukłucia niepokoju w sercu. Ktoś go zdradził, ktoś go zdradził, ale kto? Kto wiedział, gdzie jedzie? Kto był w stanie podać dokładny adres? Jako że nikt nie przychodził mu do głowy, czuł się jeszcze bardziej bezsilny wobec zbliżającego się zderzenia z rzeczywistością.
– Jeśli on dostanie cię w swoje brudne łapska, wyjedziesz pewnie na katorgę albo Sybir – kontynuował Franciszek.
– Usunę się najszybciej i najzgrabniej, jak tylko można.
– Tak, tak by trzeba było. Ale nie uda ci się. Straże stoją gęsto.
Odpowiedziało mu milczenie.
– Nie mogę ryzykować Urszuli. Gdyby to tylko o mnie chodziło…
Karol podniósł gwałtownie głowę.
– Wyda mnie pan?
Franciszek patrzył przez chwilę na portrety, wyprostowany i dumny, w eleganckim, nienagannym fraku, z nieobecną miną oglądając kolejne obrazy, z których spoglądały na niego twarze równie dumnych i nieobecnych ludzi.
– Byłbym przecież wtedy zdrajcą.
Karola nie zadowoliła taka odpowiedź, wręcz przeciwnie – zaniepokoił się jeszcze mocniej.

Następnego dnia pana Drawieckiego obudziła przerażona żona.
– Franciszku! Wszędzie straże! Dopiero zobaczyłam! I wiesz co?! Nie ma Karola!
Mężczyzna przetarł dłonią twarz i usiadł na łóżku, patrząc na nią niezbyt przytomnie.
– Carskie straże! Wokół domu i we wsi. I Karol! Mój Boże, gdzie on?!
– Urszulko, uspokój się… – prosił, łapiąc ją za przedramiona i zmuszając do spojrzenia w oczy. – Urszulko, niczym się nie martw, on wyjechał.
– Gdzie?
– Daleko. Uciekł przed komisarzem.
– Ale jak to? Kiedy?
– W nocy. Jakeś poszła spać, tośmy rozmawiali do nocy. Jam widział, że carskie straże stoją, więc wiedziałem, że tak łatwo nie ucieknie. Tom dał mu mój płaszcz i sygnet, przecie milicjanci twarzy jego ani mojej nie znali.
Urszula spoglądała mu w oczy, a przerażenie ustępowało miejsca zaniepokojeniu.
– Ale… czemu się nie pożegnał?
– Pożegnał, ale cię budzić nie chciał. Kazał ci przekazać pozdrowienia i przeprosiny, że wyjeżdża po nocy, tak nagle. Ale chyba sama rozumiesz.
Kobieta patrzyła na niego niepewnie, lecz zaczęła potakująco kiwać głową.
– No, tak… rozumiem… rozumiem…
Milczeli oboje, obserwując na swoje twarze w uwadze.
– Obiecał, że jak tylko znajdzie się w bezpiecznym miejscu, to się odezwie. A teraz idź się ubierać, a nie w bieliźnie po domu ganiasz!
Uśmiechnęła się niepewnie i wstała. Była już pod drzwiami, gdy zatrzymał ją.
– Poczekaj, kochana. – Odwróciła się do niego przodem, czekając na jego słowa. – Ja… chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo cię kocham, nawet jeśli nigdy ci tego nie mówię.
Spoglądała na niego z zaskoczeniem, ale po chwili na jej twarzy zakwitł szczery, niewymuszony niczym uśmiech. Poczuł się, jakby wreszcie wstawał z konfesjonału po długim czasie bez spowiedzi: lekko na sercu i ze spokojem sumienia. Podeszła do niego i ucałowała go w obydwa policzki, szepcząc pieszczoty i tuląc do piersi.

W Wigilię przyszedł do niej z listem od Karola.
– Urszulko, to chyba do ciebie. Pachołek właśnie przyniósł – rzekł Franciszek, podając jej zapieczętowaną kopertę. Zerwała się i wyrwała mężowi list z ręki. Rozerwawszy papier, rozłożyła kartkę i łapczywie chłonęła każde słowo, które wyszło spod ręki przyjaciela.
Kochana Urszulo! Piszę krótko, bo i czasu brak. Tak jak obiecałem, odezwałem się najszybciej, jak tylko się dało. Nie mogę podać miejsca, gdyż nie chcę ryzykować, że ktoś ten list przechwyci. Urszulko najdroższa, wybacz mi, żem się nie pożegnał. Przyszedłem do ciebie przed wyjazdem i ucałowałem Twoje dłonie, lecz spałaś. I dobrze, bo jakbyś się obudziła, to byś mnie namawiać zaczęła i pewnie siedziałbym u Was do dziś, schowany w szafie albo za kotarą… A teraz na poważnie: wyjeżdżam daleko i nieprędko się zobaczymy. Bardzo Cię kocham, nigdy o tym nie zapominaj. Muszę kończyć, chociaż mi ciężko. Boję się, że to moje ostatnie słowa do Ciebie – coś mi to podpowiada. Jeśliby tak było, to mówię już teraz: żegnaj, kochana, zobaczymy się na tamtym świecie, jeśli Bóg pozwoli. Pomyśl czasami o nieroztropnym, trochę szalonym Karolu! Zagraj dla niego mazurka (może być Chopin, Op. 68, nr 2) i zmów paciorek. Podziękuj mężowi za pomoc. Twój Karol, 21 grudnia 1862 r.

Tego dnia zasypiała, patrząc w oczy swojego męża, błyszczące w ciemności. Rozmawiali o rzeczach absolutnie nieistotnych, o potrawach wigilijnych, zbliżających się kuligach i balach. W jednej chwili zmrużyła oczy i nim się spostrzegła, zasnęła. Franciszek spoglądał na jej spokojną we śnie twarz, dotykając opuszkami palców czoła i policzków żony. Zazdrościł jej tego spokoju, lekkości, z jaką zasypiała. On pożegnał się z tym w chwili, gdy popełnił zbrodnię nie tylko przeciw Bogu i narodowi, ale też własnym zasadom.
Nie musiała wiedzieć. Tak było lepiej. Prawda zakłócałaby jej sen, marzenia i rozmyślania. Był świadomy, że nic nie skrzywdziłoby jej dobrego serduszka tak, jak prawda, którą skrywał: że jej mąż, jej kochany Franciszek jest podłym zdrajcą, odebrał jej ukochaną osobę z pełną premedytacją i świadomością konsekwencji.
Wciąż przed oczami miał zdeterminowaną twarz Karola, gdy zrozumiał, co go czeka. „Nie mam wyboru”, tłumaczył mu Franciszek. „Mogę ci pomóc uciec, ale nie za wszelką cenę. Jeśli złapią nas straże, nie zawaham się. Nie mam wyboru. Nie chcę, by skrzywdzili Urszulę”.
Mógł mu to powtarzać do końca świata, mógł nawet sprawić, że ten młody mężczyzna zrozumie sens jego słów, ale nie odkupiłoby to jego splamionej zdradą duszy.
„Oni wiedzą, że tu jesteś, ktoś im doniósł. Nie wiem kto. Muszę zrobić wszystko, by wyglądało, jakbym chciał cię wydać. Jeśli uda ci się uciec, będziesz żyw i wolny. Jednak wątpię w to.” „ To nie ma sensu”, odpowiedział mu Karol. „Nie rozumiem już, czy chcesz, bym wpadł w ręce tego carskiego psa.” Franciszek milczał chwilę. „Jeśli to cena za życie i spokój mojej żony”, rzekł, „to pragnę tego z całego serca. Chcę odkupić jej życie twoim”.
Karol poprosił tylko, by mógł napisać list z fałszywą datą, którą w razie ewentualności miał dostarczyć jej Franciszek. „Proszę jej to przekazać i kłamać, żem uciekł. Nie musi wiedzieć”, oświadczył Karol, po czym razem wyszli w ciemną noc.
„Rozumiesz mnie?” pytał co chwilę Franciszek. „Wiesz, dlaczego to robię?” Karol wykrzywił się. „Dlaczego sprzedajesz mnie carowi? Tak, rozumiem.” „Kocham ją”, westchnął starszy z mężczyzn. „Nie mogę pozwolić, by ktoś nawet myślał o tym, aby ją skrzywdzić.”
Wspominał to każdego wieczoru i chociaż widział jak przez mgłę, przeżywał zawsze od nowa. Jechali spokojnie przez las, rozglądając się wokół z sercem podchodzącym pod gardło. „Co się stanie, jeśli ucieknę?”, zapytał Karol. „Nie wiem”, odrzekł mu. „Być może nic. Życzę tego i mnie, i tobie z całego serca”. W lesie panowała głucha cisza, mącona jedynie prychaniem koni i skrzypieniem śniegu pod kopytami.
„Słyszałem waszą rozmowę”, wyznał nagle Franciszek. „Nie chcę, byś myślał, że to dlatego podjąłem taką decyzję, chociaż…” Wtem usłyszeli tętent kopyt i ludzkie głosy. „…Chociaż nie ukrywam, że świadomość twojego uczucia jakoś pomaga przezwyciężyć mi wyrzuty sumienia. To, co słyszysz, to carska straż. Idą tu po ciebie. Wybacz, Karolu”. Franciszek wyciągnął rewolwer zza pazuchy i naładował, wycelowawszy w pierś młodego mężczyzny. „Mam nadzieję, że kiedyś mnie za to piekło pochłonie. A teraz pozwól, że oszczędzę ci cierpień i pozwolę umrzeć jak mężczyzna”.
Huk przerwał ciszę panującą w lesie i Karol spadł z konia na ziemię plując krwią i wijąc się w agonii. Chciał coś powiedzieć, lecz jedyne, co wydobywało się z jego ust, to była krew. Franciszek znów naładował broń i celując w jego głowę, pociągnął za spust ponownie.
Nagle pół-senne wspominanie przerwał mu krzyk żony.
– Urszulko, cóż się stało?
Kobieta usiadła na łóżku i drżącymi rękami zapaliła lampę. Oddychała ciężko, na policzkach miała łzy, a całe jej ciało aż zwijało się od drgawek.
– Słyszałeś? Mój Boże, nie, to tylko sen… Boże, Franciszku, ja mam złe przeczucia! Ja czuję, ja śniłam, że on… Słyszałam huk, jakby ktoś… Słyszałam, jak mówił moje imię! I umarł… Boże! Boże! – Przyciskał jej głowę do piersi i ocierał kolejne łzy, którymi moczyła pościel.
Z tyłu głowy słyszał jeszcze zdziwione okrzyki carskich oficerów, którzy przybywszy na miejsce, zobaczyli martwe ciało. Słyszał nawet swój głos, lecz jakby nie należący do niego: „Chciał uciec, a ja go goniłem. Ujrzał mnie i chciał zabić, więc wyrwałem mu broń i zastrzeliłem. Załatwmy to po cichu. Nie pozwólcie, by dowiedziała się o tym moja żona”.
Urszulka przyciskała zapłakaną twarz do jego piersi i wtulała się w ramiona, jakby instynktownie wyczuwając, że to było jedyne miejsce na ziemi, gdzie mogła być tak dobrze chroniona przed złem. Nawet za najwyższą cenę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kitsune
Dobry wampir



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 552
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 17:57, 31 Gru 2011 Powrót do góry

Moja miniaturka jest na maksa miniaturowa. Widzę tu inne prace konkursowe i się tak trochę dziwnie Czuję, ale od Czegoś trzeba zacząć ;>
I nie ma tytułu. Po prostu nie wiem, jak można by ten tekst nazwać p;


Ten pogrzeb jest straszny. Wszyscy są tacy smutni… Może przegrał tę walkę, ale wygrał wojnę – spojrzał śmierci w twarz i umarł szczęśliwy. Dzięki nam – dzięki ludziom, którzy go kochają i byli z nim do końca jego dni.
Gdy w końcu dotarłam do LaPush, lały się łzy. Dużo, bardzo dużo łez. Nie wiedzieliśmy, co będzie jutro i te ciągłe nasuwające pytania dobijały jeszcze bardziej… o ile to było możliwe. Na chemioterapię było już za późno, rak się rozprzestrzenił, niszczył go. Jednak przez te ostatnie pół roku miał więcej uśmiechu na ustach niż przez całe swoje życie. Cały Billy – nie chciał, żebyśmy się martwili. Chyba ta odwaga jest przekazywana w genach, bo u Jacoba też widać taką iskrę w oczach…
Gdy pastor wygłaszał kazanie na temat „wszyscy dostąpią zbawienia”, pomyślałam, jak ten czas szybko leci. Nikt nie ma wystarczająco czasu, przecież nikt nie może żyć wiecznie i przez to z czasem uświadomiłam sobie, jak duży błąd zrobiłam opuszczając LaPush. Nie tyle co opuszczając, co siedząc na Florydzie i mając nadzieję, że u Jacoba i taty wszystko w porządku. W końcu Jake był odpowiedzialny i samodzielny jak na swój wiek. nie pomyślałam o innych rzeczach – o więzach, jakie nas łączą, o nas jako rodzinie, jako ludziach, którzy powinni się wspierać i kochać, a nie być rozrzuconymi po Stanach. W jednym momencie postanowiłam, że zostanę w LaPush z Jacobem. Może ma tą swoją Renesmee, ale potrzebujemy się nawzajem. A może to ja potrzebuję jego? W końcu nie codziennie idzie się na pogrzeb, który był właściwie potwierdzony od jakiegoś czasu.
Nie pozwolił nam tracić wiary. Cały czas powtarzał, że się jeszcze spotkamy, że wszystko się ułoży. Mówił, że to nie koniec, tylko musimy uwierzyć. Jacob i Carlisle (który go doglądał) po prostu mu przytakiwali, jakby wiedzieli, że coś takiego nastąpi. Jakby mieli jakiś dowód. Chyba nie chcę wiedzieć, dlaczego byli tacy pewni słów taty.
„Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”
Teraz wiem tylko to, że muszę odbudować to, co z własnej woli burzyłam. Muszę się postarać dla taty bo wiem, że mnie obserwuje. Pewnie nawet wie, co myślę. Będę przy bracie i rodzinie. Pokażę, że nie przestałam ich kochać i zależy mi na każdym z osobna równie mocno. Zapoznam się też z moją nową rodziną… Swoją drogą, Cullenowie nic a nic się nie zmienili. Tylko Bella jest jakaś inna.
- Już koniec, możesz się rozpłakać – powiedział mój młodszy brat
- Nie, nie muszę. Nie chcę – odparłam. Jednak i tak poleciało kilka łez, ale mówiłam dalej – płakać mogę najwyżej ze szczęścia i ulgi bo wiem, że tato jest już szczęśliwy. I, co najważniejsze, bezpieczny… - nie dokończyłam, bo chyba cały tusz mi się rozmazał. I twarz.
- Na pewno jest – uśmiechnął się Jacob.
- W ogóle, to zostaję w LaPush – oznajmiłam, jakbym mówiła, że myję zęby po śniadaniu.
Jake wytrzeszczył oczy. Delikatnie mówiąc.
- Jak? To znaczy, masz swojego chłopaka na Florydzie. Wolisz siedzieć tutaj?
- Tak – odparłam – wiesz, zrozumiałam parę rzeczy. Rodzina jest najważniejsza. Powinniśmy być przy sobie nawzajem i cieszyć się z tego, że jesteśmy. Nie wiadomo, co przyniesie jutro, więc…
- Więc cała nasza trójka w komplecie.
- Właściwie czwórka – wtrącił chłopak – Rachel wychodzi za Paula, pamiętasz?
„Rodzina. Pamiętaj, rodzina” – pomyślałam. I zaśmiałam się w duchu.
- Tak, pamiętam. Przynajmniej będziesz miał czym usprawiedliwiać znikanie steków z lodówki.
- Mówiłem, że to on. W nocy go widziałem, brał coś z drugiej półki..c.
- Tak, tak, Jake – zaśmialiśmy się.
I wszyscy poszliśmy do naszego domku, na obiad. Tak, jak chciałby Billy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mrs.Sun
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsk Podlaski/Podlasie/Polska

PostWysłany: Sob 19:34, 31 Gru 2011 Powrót do góry

Pierwszy raz wrzucam tu coś własnego i jestem okropnie zdenerwowana. Sześć stron pisania po nocach, może komuś się spodoba. (:

Memories



Stała na wielkim placu, który niczym dywan wyścielony był tysiącem brudnożółtych, ciemnopomarańczowych i gdzieniegdzie zielonych z czarnymi śladami liści. Przed nią znajdowała się olbrzymia rezydencja, pałacyk prosto z najpiękniejszych snów – budowla w klasycystycznym stylu; rudy, spadzisty dach, piaskowe ściany zdobione mnóstwem malowideł, duże okna, łukowe, ogromne drzwi, wielkie schody prowadzące do wejścia z lewej i prawej strony, po prostu czysta perfekcja przyjemna do oglądania dla ludzkiego oka. Dla zwykłego przechodnia była to budowla, od której na kilometr biło przepychem, dla nich – dom przepełniony wspomnieniami, magią, czarami, ich miejsce na ziemi. A teraz stał pusty. Zaniedbany, zakurzony, wyniszczony, pusty. Wandale wybili kamieniami okna, farba na ścianach zblakła, ich powierzchnia popękała, dach poczerniał. Plac, który niegdyś był zielony od kwitnącej tu trawy, gdzie zawsze coś się działo, stał pusty, zapomniany, a jedyną rzeczą, którą można było znaleźć na nim oprócz liści, była tabliczka „Na sprzedaż” wbita w ziemię tuż przy chodniku. Nie, nie przy bramce, bramie, bo ogrodzenia też już nie było. To miejsce wyglądało jak nawiedzone, bo i takie było. Nawiedzone ich wspomnieniami, jego obecnością. Kiedyś było magiczne, teraz ta magia z dobrej, zmieniła się w złą, niszcząc świetlistą aurę tego budynku, zastępując ją odstraszającą, zniechęcającą otoczką. „No tak, nie ma jego, nie ma szczęścia. Widocznie ten dom też za nim tęskni.” - pomyślała czarnowłosa kobieta, szczelniej otulając się białym, jedwabnym szalem. Powoli ruszyła w stronę wejścia, walcząc z wiatrem, który stawiał olbrzymi opór, spowalniając ją, wiał jej prosto w oczy, zmniejszając pole widzenia, przyprawiając o dreszcze. Jakby celowo chciał ją zniechęcić do wejścia tam. Ale ona nie zamierzała sobie odpuścić. Dzielnie przedarła się przez pułapkę wiatru i stanęła na pierwszym stopniu schodów. Od razu uderzył ją w plecy, wyraźnie wściekły, że zakłóca spokój rezydencji. Zignorowała go i czym prędzej pokonała kilka stopni, po czym znalazła się przed olbrzymimi, obdartymi z farby i pogryzionymi przez zwierzęta drzwiami z łukowym wykończeniem. Wyciągnęła z czarnej torby, którą miała przewieszoną przez ramię, złoty kluczyk. Bez zastanowienia wsunęła go do dziurki w drewnie i przekręciła kilkakrotnie, po czym pchnęła drzwi, które skrzypnęły głośno, przerywając przeraźliwą ciszę, po czym ustąpiły. Vanessa znalazła się w olbrzymim holu. Pomieszczenie było zakurzone, na ścianach i podłodze widać było grubą warstwę przeróżnych pyłków, które zlepiły się w całość. Niegdyś pomalowane na ciemnozielony kolor mury, były teraz jasnoszare, a wiszące na nich obrazy równie mocno zabrudzone i do tego przekrzywione, wiszące na włosku. Drewniany wieszak, który niegdyś stał w kącie tuż przy drzwiach, leżał teraz równolegle do ściany, pogryziony przez myszy. Ten widok nie był przerażający, on był przygnębiający. Nagle przed oczami niedoszłej panny Sermlington stanął obraz tego pomieszczenia pięć lat wcześniej.

- Anthony, czy mogę otworzyć już oczy? - spytała zniecierpliwiona Vanessa, próbując zdusić uśmiech, który cisnął się jej na usta od kilkunastu minut, podczas których przystojny blondyn prowadził ją do nieznanego przez nią miejsca. Wiedziała, że i tak nie zobaczyłaby nic przez czarną chustę, którą miała założoną na oczach, ale nic nie mogła poradzić, że była tak strasznie ciekawa, gdzie prowadził ją mężczyzna.
- Jeszcze chwila, najdroższa – Brunetka była pewna, że jej luby uśmiechał się przy wymawianiu tego zdania. Westchnęła ciężko – ze zirytowania i podekscytowania, ale cierpliwie szła obok niego, ściskając mocno jego dłoń.
W pewnej chwili poczuła, że traci grunt pod stopami. Zdezorientowana pisnęła cicho i od razu usłyszała głośny, melodyjny śmiech swojego towarzysza. W tym momencie zorientowała się, że oto Anthony trzyma ją mocno w ramionach i prawie natychmiast wyobraziła sobie jak Sermlington uśmiechnęła się pod nosem. Wtuliła się w niego mocno. Zupełnie nie wiedziała, po co wziął ją na ręce, ale nie mogła powiedzieć, że jej to przeszkadzało.
Po kilku minutach mężczyzna zatrzymał się, ostrożnie postawił ją na ziemi i prawie natychmiast złapał za rękę. Vanessa zauważyła, że ostatnimi czasy robił tak ciągle, jakby bał się, że w każdej chwili może od niego uciec, odpłynąć. Zupełnie nie rozumiała jego obaw. Nie mogła od niego uciec, była uzależniona od obecności Sermlingtona jak kwiaty od słońca, a on dobrze o tym wiedział. Mimo to jednak był przerażony pewną sytuacją, która dotyczyła ich, a ona nie wiedziała o co chodzi. Musiała się dowiedzieć i lada moment miałaby zacząć obmyślać plan dotyczący tej rozmowy, gdyby nie zorientowała się, że Anthony stoi za nią i szepcze jej czule do ucha:
- Oto nasz nowy dom, najukochańsza – Po czym wprowadził ją do środka, a gdy stanęli kilka metrów za progiem, odwiązał chustkę, którą na wszelki wypadek miała założoną na oczy. Vanessa gwałtownie zamrugała powiekami, przyzwyczajając oczy do światła i rozejrzała się uważnie po holu. Ciemnozielone ściany przyprószone delikatnymi, różowymi kwiatkami, na których wisiało mnóstwo ich wspólnych zdjęć, oprawionych w piękne ramy. Przy nich stało kilka kosztownie zdobionych donic z wspaniale prezentującymi się fikusami. W kącie, tuż przy drzwiach, znajdował się lśniący, drewniany wieszak na ubrania, a w rogu przy przeciwnej ścianie ciąg szaf, do których można było schować ubrania. Wszystkie meble, ozdoby wyglądały jak wyjęte z jakiejś bajki. Były idealne, jakby specjalnie wykonane dla tego domu. Czarnowłosa była pod wielkim wrażeniem.
- Anthony...Ale...Jejku – westchnęła zachwycona, nie wiedząc, co ma dokładnie powiedzieć.
- To dopiero początek, najpiękniejsza. Chcesz zobaczyć resztę domu? - spytał z uśmiechem.
Skinęła głową, łapiąc go za dłoń i mocno ją ściskając. Odwzajemnił uścisk i poprowadził ją w głąb tego niezwykłego pałacyku.


Uśmiechnęła się do swoich wspomnień, po czym westchnęła ciężko i ruszyła przed siebie. Jej stopy tonęły w morzu kurzu, pyłki przyczepiały się do miękkich balerin, które zdobiły jej stopy i łaskotały skórę nieokrytą najcieńszą nawet pończoszką, jednak ignorowała to. Szła wzdłuż długiego, wąskiego korytarza, który wyglądał podobnie jak hol – zakurzone ściany, popękane, zsuwające się z murów ramy z pożółkłymi fotografiami. W pewnym momencie Vanessa zatrzymała się przy jednym z obrazów i wyciągnęła ręce w stronę przedmiotu wiszącego na ścianie. Zdjęła go z niej i wyjęła zdjęcie z brudnej ramki. Otarła je dłonią z kurzu i w jednej chwili w powietrzu uniosła się chmara pyłków, pośród których tańczyły słabe iskierki światła, pochodzące z małych szpar w w podłodze. Czarnowłosa uśmiechnęła się ciepło pod nosem, obserwując to niezwykłe zjawisko. Kryształki zgrabnie wywijały pośród pyłków i można było odnieść wrażenie, że śmieją się perliście. Świeciły jasno, cieszyły się życiem.
Vanessa po długiej chwili oderwała wzrok od występu i spojrzała na fotografię. Na zdjęciu widniała postać Anthony'ego, która czule obejmowała stojącą obok niego czarnowłosą. Oboje uśmiechali się szeroko, a ich oczy, usta, ciała, serca, dusza były naznaczone miłością, co było widać gołym okiem. Promieniowało od nich szczęście, zdawało się, że są w stanie czytać w swoich myślach. Było widać, że się kochają. Że ich miłość jest wielka, wyjątkowa, niezwykła, trwała, mocna. Po prostu jedyna w swoim rodzaju.

Dwójka ludzi siedziała na tarasie z tyłu wielkiego domu. A właściwie to pałacu. Oboje śmiali się z jakiegoś dowcipu, opowiedzianego przez blondyna. Kobieta siedziała na jego kolanach, a jej głowa spoczywała na torsie mężczyzny. Oczy były zamknięty, a usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Chichotała cały czas, nie mogąc złapać oddechu, a łzy płynęły spod jej przymkniętych powiek. Anthony patrzył na nią rozczulony, a kąciki jego warg unosiły się wysoko do góry.
- An...tho...Anthony...Nigdy więcej takich żartów... – wyrzuciła pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.
- Dlaczego? Pamiętam jeszcze, jak mieli... - nie dokończył, bo nagle uniosła głowę do góry i pocałowała go delikatnie w usta. Od razu odwzajemnił pieszczotę. Ich usta muskały się delikatnie na zmianę, co jakiś czas przywierając do siebie na dłuższą chwilę. Uczyli się na pamięć faktury ich skór, chłonęli jak najwięcej wrażeń i emocji z tego krótkiego, niby normalnego gestu. Gestu, który przyprawiał i jedno i drugie o zawrót głowy, powodował motyle w brzuchu, dreszcze na całym ciele. Ta pieszczota pozwalała im zapomnieć na chwilę, jak się oddycha, zatonąć w ich własnym świecie.
Vanessa oderwała się od ukochanego, patrząc mu w oczy z psotnym uśmiechem.
- Mała spryciara – mruknął, a ona wyszczerzyła się do niego, ponownie układając głowę na jego torsie i zamykając oczy. On również przymknął powieki, opierając podbródek na jej głowie. Przez długą chwilę siedzieli w ciszy, wdychając powietrze, które przesycone było fiołkową wonią miłości, którą wokół siebie roztaczali. Nasłuchiwali śpiewu ptaków, jednocześnie zastanawiając się, o czym druga osoba myśli. Tęsknili za pocałunkami, mimo że całowali się niecałą minutę temu, brakowało im widoku siebie nawzajem, pomimo tego że dali swoim tęczówkom odpocząć dosłownie chwilę wcześniej. Byli od siebie zależni, tak jak życie każdego człowieka było zależne od tlenu. Oni byli dla siebie tlenem, własnymi, osobistymi odmianami. Nie wyobrażali sobie kolejnych sześćdziesięciu sekund bez siebie, co tu dopiero mówić o jednym dniu, miesiącu czy roku. Nigdy nie rozstawali się dłużej niż na jedną noc, a te dwanaście godzin, które niekiedy musieli spędzać oddzielnie, było dla nich czystą katorgą. Obiecali sobie, że gdy tylko jedno z nich umrze, drugie pójdzie w jego ślady. Byli jednością, twardą całością, którą nie sposób było rozerwać. Po prostu istnieli razem, ich tlenem była wzajemna obecność, pożywieniem czułe gesty, a światłem szczęście i bezpieczeństwo drugiej połówki.


Vanessa ponownie westchnęła, chowając zdjęcie do torby. Nie spełniła obietnicy, ponieważ on jej zakazał. W ostatnich dniach przed jego o s t a t e c z n y m odejściem, poprosił ją, aby została tutaj i zaopiekowała się pałacem. Znów więc nie dotrzymała danego słowa. Zostawiła ich wspólne dziecko na pastwę czasu. Czasu, który niszczył. Czasu, który nadawał blasku, albo go odbierał. Czasu, który nie koił ran, tylko sprawiał, że można było z nimi żyć. Czasu, który każdego dnia, nieubłaganie przemijał.

Stała przed wejściem do sali i patrzyła przez szybę na niego, co sprawiało jej niemały ból. Spał, a jego wychudzona klatka piersiowa unosiła się niespokojnie do góry, czasem bardzo powoli, a raptem gwałtownie. Bardzo osłabł. Choroba go niszczyła. Po chwili przeniosła spojrzenie na jego buzię, której widok wywołał jeszcze większy spazm bólu, który wstrząsnął jej ciałem tak gwałtownie, że zacisnęła powieki. Po chwili ponownie otworzyła oczy i przyjrzała się jego twarzy. Nie była już tak przystojna jak kiedyś. Kościste, białe policzki, podkrążone oczy, równie kościsty nos i uszy. I do tego wszystko blade. Białe. Białe jak papier, kreda, ściana. Poza tym po chemii stracił swoje słodkie blond loczki. Mimo to, to jednak Vanessa nadal widziała w nim mężczyznę, który skradł jej duszę, porwał ją z ziemi i zaniósł wysoko, wysoko do nieba. Który ofiarował jej swoje serce i przyjął w zamian jej małe serduszko. Dla niej wciąż był tym samym roześmianym, optymistycznym Anthony'm, w którym się zakochała i którego kochać miała do końca życia, a jeżeli jest coś potem, to potem również. Był. Jeszcze przez kilka sekund, minut, godzin, dni albo w najlepszym wypadku miesięcy. Był, a ona musiała jeszcze raz, starannie nauczyć się go na pamięć, żeby nigdy tak naprawdę nie pozostać samotną.

Westchnęła ciężko, uświadamiając sobie, że ponownie się zamyśliła. Gdy korytarz rozchodził się w dwie strony, Vanessa skręciła w lewo, przeszła kilka metrów i znalazła się tuż przed wejściem do wielkiego salonu połączonego z jadalnią. Przekroczyła próg i objęła wzrokiem olbrzymie pomieszczenie. Od razu jej spojrzenie przyciągnęły ściany, na których namalowane były obrazy z Biblii. Anthony ozdobił te mury ręcznie, czarnowłosa doskonale pamiętała, jak spędzał przy nich całe dnie, a ona co wieczór przynosiła mu coś ciepłego do jedzenia, zajmowała rozmową i gdy widziała, że najchętniej zostałby tutaj całą noc, podchodziła do niego, delikatnie kładła ręce na jego ramionach i mówiła cichym, spokojnym, trochę pobłażliwym głosem, że pora iść już spać. Spoglądał na nią wtedy z delikatnym uśmiechem, kiwał głową i wstawszy, łapał ją za rękę i czule całował w policzek, wyrażając tym gestem całą swoją wdzięczność Bogu za to, że zesłał mu ją.

- Anthony... - szepnęła Vanessa, delikatnie masując dłońmi jego spięte ramiona. - Już późno, chodźmy do domu - dodała równie cicho, spoglądając na niego. Obrócił głowę w jej stronę i przetarł zmęczone powieki, kiwając głową. Ściągnął z dłoni rękawice i odłożył pędzle. Oboje wstali i zaczęli krzątać się po pomieszczeniu. On zbierał przyrządy do malowania i farby, chowając je do pudełek, a ona pakowała do torby jedzenie, którego nie zdążyli zjeść. Po chwili mocno trzymając się za ręce, wyszli z rezydencji, zamykając ją na kilka zamków. Ruszyli wzdłuż chodnika, w towarzystwie ciemnego nieba i jasnych gwiazd, wraz ze świetlikami i księżycem. Otoczeni miłością, która wypełniała wszystko wokoło.
Uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do jednej ze ścian, na której był namalowany obraz ilustrujący Wniebowstąpienie Pańskie. Uwielbiał tą scenę. Kochał opowiadać jej historię tego wydarzenia, a ona z przyjemnością słuchała go, za każdym razem tak samo zainteresowana. Uśmiechała się pod nosem, słysząc to wielkie podekscytowanie w jego głosie, które nigdy nie gasło. Był taki uroczy, gdy nieświadomie gestykulując rękoma, omawiał kolejne etapy historii, wplątując w to swoje komentarze i przemyślenia. Po każdym kolejnym zakończeniu opowieści zawsze miała do niego jakieś pytania, które przy wcześniejszych rozmowach umykały jej, a on chętnie jej odpowiadał. Często śmiał się, że kiedyś w końcu zaczną ją irytować jego zainteresowania, a ona wtedy uśmiechała się pobłażliwie, mówiąc, że może słuchać go cały czas, a jeżeli będzie ją to nudzić, to po prostu będzie na niego patrzeć i na pewno nie zmarnuje tych godzin. Posyłał jej wtedy wdzięczne spojrzenie i mocno do siebie tulił. Czuła się wtedy taka bezpieczna i kochana.
Bezpieczna. Rozmyślała o tym uczuciu, podchodząc do kolejnych ścian i uważnie oglądając obrazy na nich namalowane. Każdy był inny, wyjątkowy, ale łatwo było dostrzec, że wszystkie były wykonywane przez jedną osobą. Co prawda mury były pokryte kurzem, ale przy mocy wyobraźni udało jej się obejrzeć malowidła w całości. To, czego nie widziała, tego wizję przywoływała w głowie i łączyła z częściami obrazu, które można było ujrzeć na ścianie. Wszystkie były piękne, wyjątkowe, tak jak on. Przez chwilę utonęła w wizji jego spojrzenia, przeszywającego ją na wskroś, docierające aż do jej serca. Szybko jednak potrząsnęła głową i oderwała wzrok od ścian. Na środku salonu stała pudrowo - różowa kanapa i fotele w takim samym kolorze, ustawione do niej prostopadle. Pomiędzy nimi znajdował się stolik do kawy o nieregularnym kształcie, zrobiony z przezroczystej szyby. Wszystkie te meble poszarzały od kurzu, który okrył je niczym gruby koc. Kanapy były poobdzierane, stolik popękany. Wazon, który niegdyś stał na blacie, teraz leżał przewrócony i pobity, a kwiaty, które kiedyś w nim były, znajdowały się na podłodze, czarne i wysuszone.
Vanessa powróciła do swoich wcześniej przerwanych rozmyślań dotyczących bezpieczeństwa, usiadłszy na zakurzonej kanapie. Nie interesował ją fakt, że jej biała spódnica będzie cała brudna od takiej ilości kurzu. Oparła łokcie o kolana, kładąc podbródek na dłoni i zapatrzyła się w przestrzeń.
Od dwóch lat nie czuła się bezpieczna. Żyła w ciągłym strachu, z którym na początku ciężko było jej się oswoić. Naśmiewał się z niej, niszcząc jej psychikę co raz bardziej z każdym dniem, nawet nie myśląc o tym, żeby zacząć z nią współpracować. A ona nawet nie próbowała się opierać, walczyć, po prostu z godnością przyjmowała każdy cios, zaciskając powieki nie pozwalając łzom wydostać się na powierzchnię. Od jego śmierci płakała tylko raz - na jego pogrzebie, potem... nie umiała się zmusić do łez, nie chciała ich. Chciała być silna, dla niego. Obiecała sobie, że skoro nie może zmusić się do normalnego życia dla siebie, to zrobi to dla niego. Po tej obietnicy zaczęła walczyć ze strachem w bardzo nonszalancki sposób - po prostu go ignorowała. Oczywiście nie obyło się bez porażek, ale ostatecznie wygrała. Nie czuła się bezpieczna, ale strach nie atakował jej, omijał ją szerokim łukiem i było jej z tym faktem dobrze. Nie musiała czuć błogiego spokoju, wystarczała jej świadomość, że uczucie przerażenia, gdy późnym wieczorem wracała z pracy, idąc przez ciemne zaułki i słyszała dziwne szelesty za sobą, nie powróci, bo było dobrze schowane na dnie jej podświadomości. Wiedziała, że uczucie bezpieczeństwa odzyska dopiero wtedy, kiedy on w cudowny sposób zmartwychwstanie, ale to było niemożliwe, więc już do końca miała egzystować w takim...czymś. "Czymś", bo jak inaczej było nazwać to...sztuczne uczucie?
Westchnęła, potrząsając głową i wstała z kanapy. Przeszła do części jadalni, w której ściany były już pokryte zwykłą, brudnoróżową tapetą w drobne, fioletowe kwiatki. Na środku stał wielki, bukowy stół, który teraz przechylony był na lewą stronę, bowiem jedna jego noga odpadła. Niegdyś śnieżnobiały obrus, który na nim leżał, teraz znajdował się na podłodze, cały czarny. Kwiaty, które stały w pomieszczeniu, zwiędły i zgniły, a donice popękały i poszarzały. Był to bardzo smutny widok, zważywszy na to, że to tutaj zaczynali każdy, niesamowity dzień, strasznie ciekawi, tego co przyniesie. Teraz nie było już początków i z pewnością ich nie będzie.

Vanessa ustawiała właśnie na stole wazon z białymi liliami, gdy on wszedł do jadalni. Uśmiechnął się szeroko na jej widok. Uwielbiał patrzeć na nią, tak pochłoniętą swoją pasją. Uwielbiała rośliny i wszystko, co z nimi związane. Układanie bukietów, pielęgnowanie jej ogrodu, bywanie na wystawach...To ją uspokajało i napawało szczęściem, a on ubóstwiał oglądać ją szczęśliwą.
Czarnowłosa jeszcze raz poprawiła kompozycję i spojrzała na nią, po czym uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach błyszczały tajemnicze iskierki. Anthony podszedł do niej i objął ją rękoma w pasie od tyłu, całując delikatnie w szyję. Automatycznie się w niego wtuliła.
- Jak ci się podoba? - spytała szeptem, przyglądając się liliom.
- Wyglądają cudownie, ale nie tak cudownie jak ty – odszepnął, muskając ustami jej delikatną skórę.
Zaśmiała się, delikatnie rumieniąc.
- Przesadzasz – powiedziała cichutko. - Pójdziemy na spacer? - spytała po chwili.
- Oczywiście. Z tobą mogę iść nawet na spacer na drugi koniec świata, moja miłości. Odwróciła się w jego stronę i ufnie wtuliła się w jego ciało. Schowała głowę w zagłębieniu jego szyi, czując się całkowicie kochaną.


Jak to było czuć się kochaną? Całkowicie nie pamiętała tego uczucia. Było dla niej tak odległe, tak nieosiągalne, że po jego odejściu nawet nie śmiała o nim marzyć. Wraz z jego odejściem straciła wszystkie marzenia. On po prostu nieświadomie zabrał je ze sobą, spakowane byle jak w jedną reklamówkę, a wizja bycia kochaną zawieruszyła się gdzieś pomiędzy innymi pragnieniami. Owszem, dostawała miłość, od rodziny, przyjaciół, ale to jego miłości jej brakowało. Bo to uczucie, którym on ją darzył, kolosalnie różniło się od tego, którym darzyła ją jej mama czy tata. On dawał jej wszystko – szczęście, bezpieczeństwo, miłość, zaufanie, ciepło, radość, powody do uśmiechu. On był dla niej wszystkim. Spełnieniem jej marzenia o idealnym mężczyźnie na całe życie. Jego miłość była odzwierciedleniem jej miłości. Jego tęsknota była jej tęsknotą. Jego smutek był jej smutkiem. Cieszyli się wspólnie, płakali razem, snuli plany i marzyli razem. Byli jednością, nierozłączni niczym miłość i nienawiść. Ona nienawidziła siebie za to, że jest tak cholernie od niego uzależniona.


***


Byłam tam. Nie dotarłam do sypialni, bo wspomnienia tak mnie zaślepiły, że przesiedziałam kilka godzin na krześle w jadalni, rozmyślając, a potem zastanawiałam się, kiedy to ja na nim usiadłam. Przed oczami miałam każdą scenę, każdy gest, każdy uśmiech, pocałunek, kochanie się przy obecności księżyca. W uszach dźwięczał mi jego śmiech, słowa, „Kocham cię”, które szeptał mi na ucho przy blasku księżyca, szumie wody czy w promieniach słonecznych. Ocknęłam się, gdy usłyszałam jak deszcz zaczyna energicznie stukać o szyby, jakby chciał mi przypomnieć, gdzie jestem i po co. Ale...po co tam byłam? Żeby zobaczyć się z moim dzieckiem. Tak, chyba dlatego. Wyrodna matka przypomniała sobie o tym, że wypadałoby je odwiedzić. Problem w tym, że ja cały czas o nim myślałam. Moją głowę nieustannie wypełniały myśli o Anthonym i naszym „dziecku”, jak pieszczotliwie nazywaliśmy pałac. Obiecałam, że się nim zajmę. Obiecałam, że sobie poradzę.
Ile razy jeszcze zawiodę?
Naughty spytała mnie ostatnio, czym jest dla mnie miłość. Poprawiłam ją wtedy, mówiąc, że dla mnie miłość była. Teraz jej nie ma. Była ewidentnie zdziwiona, ale pokiwała głową i słuchała moich słów, które teraz tutaj przytoczę.
„Więc miłość, droga Naughty, była dla mnie jak pogoda. Tak, tak, to banalne, ale naprawdę tak było. Pada deszcz, a błyskawice przecinają niebo co jakiś czas – w miłości to kłótnia jest deszczem, a ostre słowa, które podczas niej padają, są jak błyskawice – podczas cierpienia nagle przychodzą do głowy, przekreślają wszystkie inne myśli niczym grom, karząc skupić się wyłącznie na tej jednej. Ale przecież miłość nie zawsze musi być bolesna, tak? Tak. Więc masz słońce i bezchmurne niebo – słońcem w miłości bywał jego uśmiech, który rozświetla cały świat, a bezchmurnym niebem wasza miłość – czysta, bez skazy. Czasami też może występować neutralna aura, neutralna miłość. Wtedy to będą szare chmury i w miarę wysoka temperatura – szare chmury są brakiem czułości, wspólnych chwil, czegoś nowego w waszym związku, a wysoka temperatura odznacza zaufanie i pewność, co do waszych uczuć. I mogę ci podać jeszcze kilkanaście takich przykładów skarbie. Dla mnie miłość to pogoda. Jest codziennie, wszędzie, ciągle się zmienia, ale jest. Więc teraz już rozumiesz, dlaczego kiedyś mówiłam: „Dziś między nami rozpadał się deszcz i rozpętała burza.”.”
Miłość była, to prawda. Miłość przemija, jak czas. Miłość jest zmienna, jak pogoda. Miłość bywa bolesna, jak kolce róż. Nie da jej się ot tak opisać, przedstawić za pomocą jednego porównania, bo to uczucie można zestawiać z milionem zjawisk, rzeczy, słów, innych odczuć. Ja wiem tylko tyle, że miłość moja i Anthony'ego jest wieczna. Wieczna.


Vanessa.




Together in all these memories
I see your smile
All the memories I hold dear
Darling, you know I'll love you
Till the end of time.
[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pineska
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Lis 2011
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: daleko

PostWysłany: Sob 20:29, 31 Gru 2011 Powrót do góry

ekhem, ekhem.... Jest to mój debiut na tym forum, ale mam nadzieję, że będzie w miarę udany Wink

"Nowe życie"


Zgasił silnik i spojrzał na swoją wybrankę. Nie miał ochoty tutaj przyjeżdżać, ale obiecał jej, że wszystko zrobią tak jak ona tego chce. Nie podobał mu się pomysł oglądania jej w sukni ślubnej przed uroczystością, miał co do tego złe przeczucia. Jednak obiecał i teraz nie było już odwrotu.
- Na pewno chcesz, żebym poszedł razem z tobą?- upewnił się mimo to.
- Tak- pokiwała głową i szeroko się uśmiechnęła. Bawiła ją ta sytuacja. Te przedślubne zakupy miały być pewnego rodzaju karą dla niego. Skoro ona zgodziła się na ślub, mimo iż tego nie chciała, to on musiał złamać tą śmieszną tradycję i pomóc jej wybrać suknię.- Chodźmy już, bo konsultantka przed chwilą wysłała mi sms’a, że już na nas czeka- dodała wychodząc z samochodu.
Nie mając innego wyjścia podążył za nią. Nad jedną z witryn sklepowych wisiał lekko zaprószony śniegiem szyld Suknie madame J. To właśnie był cel ich dzisiejszej wyprawy. Nie dziwił do ten wybór. W końcu wszystkie „znaczące” panny młode ubierały się tutaj, a ona na pewną była jedną z takich. Weszli do przytulnie urządzonego pomieszczenia, a dzwoneczek nad drzwiami obwieścił ich przybycie. Odwiesili kurtki i usadowili się na jednej z kilku miękkich sof, stojących w różnych częściach salonu. Już po chwili pojawiła się konsultantka.
- Dzień doby państwu- zaświergotała na powitanie, składając usta w dziubek.- Taka pogoda, taka pogoda. Mam nadzieję, że nie będzie śnieżycy, bo drogi będą nieprzejezdne i jutrzejsza panna młoda będzie miała zepsuty dzień. Ach, jestem taka nie kulturalna. Kawy, herbaty? Może szampana?- zalała ich potokiem słów. W takich chwilach jak ta zaczynał zastanawiać się jakim cudem wybrali właśnie tą kobietę do organizacji ich ślubu.
- Mocną, czarną kawę- poprosił. Wybrał ten napój, ponieważ nie chciał zawieść swojej narzeczonej i zasnąć podczas spotkania. Ona wybrała szampana, dzisiaj był jej dzień i zamierzała świętować nawet wówczas gdyby nie wybrała tej, jednej, jedynej sukni.
Podczas gdy panie rozmawiały o preferencjach przyszłej panny młodej sam zaczął wędrować między licznymi wieszakami i manekinami. Między niezliczoną ilością bieli nie mógł rozróżnić kształtów i wzorów, więc był ciekawy jak panie dadzą radę się w tym wszystkim połapać. Co prawda w katalogach które oglądali widział kilka całkiem ładnych modeli, ale tutaj nie dostrzegał nic. Nie pomagało mu również to, że ściany były pomalowane na jasno różowo, a w wazonach stały jasno żółte róże. Od tej wszechobecnej bieli i pastelowych kolorów zaczęła go powoli boleć głowa. Przygotowany na najgorsze wrócił na sofę i upił łuk czekającej na niego kawy.
Po piętnastej sukience i mimo trzech wypitych kaw zaczął powoli przysypiać. Jednak właśnie wtedy włożyła ostatnią sukienkę i obydwoje zobaczyli, że jest to sukienka idealna. Nie odsłaniała za wiele, ale za to idealnie podkreślała wszystkie atuty młodej. W komplecie był również welon oraz proste, białe półbuty na dwunastocentymetrowej szpilce. Czuła się w tej sukni jak królowa i miała dziwne wrażenie, że właśnie tak powinna się czuć. Mimo iż stała do niego tyłem, czuła na sobie jego spojrzenie. Wiedziała, że podoba mu się to co widzi i cieszyła się z tego.
Na powrót przebrała się w swoje codzienne ubrania, po czym jednogłośnie zdecydowali się na ten model. Dodatkowym atutem sukni był fakt, że nie trzeba było wykonywać żadnych poprawek, co miało ogromne znaczenie, gdyż ślub miał się odbyć już za dwa tygodnie. Konsultantka również była bardzo zadowolona. Ta para była wyjątkowo wybredna, ale dobrze płacili więc nie narzekała i z uśmiechem, od którego bolała ją cała twarz przynosiła co raz to nowe kreacje.
Właśnie wkładali płaszcze gdy dzwonek oznajmił przybycie kolejnej osoby. Cała trójka, jak na komendę, odwróciła się w stronę drzwi. Do salonu weszła kobieta, na oko trzydziestoletnia, w znoszonym palcie i gumowcach. Włosy, niegdyś błyszczące, ukryła pod przemoczonym beretem.
- Och przyszła pani posprzątać!- ucieszyła się konsultantka.- Proszę tylko pamiętać aby później dokładnie zamknąć drzwi- w odpowiedzi kobieta twierdząco pokiwała głową.
Nie umkło jego uwadze, że kobieta stara się nie patrzeć na nich. Zainteresowała go, ponieważ miał wrażenie jakby się już wcześniej spotkali. Dlatego też śmiało wymienił swoje nazwisko oraz przedstawił narzeczoną. Kobieta również, bardzo cichutko, się przedstawiła. Słysząc jej nazwisko nagle zrozumiał dlaczego wydawała mu się znajoma. Pospiesznie wyprowadził ukochaną na mróz i zaprowadził do zasypanego samochodu. Niestarannie odśnieżył szyby i nie bacząc na lód pokrywający jezdnię ruszył najszybciej jak się dało. Aby uniknąć rozmowy włączył radio.
Nie wiedziała co się z nim dzieje, ale znała go na tyle dobrze, że wiedziała kiedy nie należy naciskać. Teraz był taki moment. Miał jakiś problem ale skoro milczał, to chciał się z nim uporać sam. Rozumiała to, bo sama czasem przechodziła przez podobne sytuacje. Zdawała sobie sprawę, że do póki sami jej o niczym nie opowie, wystarczy, że będzie okazywała mu swoje wsparcie.
Kiedy dotarli do mieszkania (kupili je sami, za oszczędzone pieniądze, i byli z niego bardzo dumni, bo odzwierciedlało to kim są i jak bardzo się kochają) wziął szybki prysznic i udał zmęczonego. Położył się do łóżka. Nie było ich cały dzień i atłasowa pościel była tak zimna, że na jego ciele szybko pojawiła się gęsia skórka. Szczelniej owinął się kołdrą.

To była najdziwniejsza noc w jego życiu. Umówili się na zwykłą randkę, tyle że w sylwestra. Poszli świętować do najmodniejszego klubu w mieście. Miała na sobie naprawdę śliczną, złotą i krótka sukienkę oraz maksymalnie wysokie szpilki. Pamiętał, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Podobnie jak pięćdziesiąt procent facetów w klubie. Ale ona była z nim i tylko z nim tańczyła oraz piła. Nie pamiętał do końca co się działo później. Chyba się upili. Ocknął się dopiero w południe pierwszego stycznia. Pamiętał swoje zdziwienie, bo znajdował się w swoim łóżku. Całkiem nagi. Na poduszce obok leżała kartka.
„ To była najcudowniejsza noc w moim życiu. Ty byłeś cudowny. Musze odejść zanim się we mnie zakochasz. Tak będzie dla nas lepiej. Musisz mi uwierzyć. Pamięć o tobie i o tym co się tutaj zdarzyło na zawsze zachowam w swoim sercu. Kochająca na zawsze. P.S. Nie szukaj mnie. Nigdy. Pod żadnym pozorem.”
W ataku wściekłości porwał kartkę na strzępy i spuścił w toalecie. Był tak wściekły, że nawet kac zszedł na dalszy plan. Zanim się w niej zakocha. Dobre sobie! Za późno na to. Już dawno ją pokochał, a teraz ona go zostawiła. A on nawet nie pamięta ich wspólnej nocy. Sądząc po stanie mieszkania musiało być wspaniale. Przez wiele miesięcy szukał jej, rozwieszał ogłoszenia. Nawet zgłosił zaginięcie na policji, ale nie chcieli przyjąć zgłoszenia, ponieważ nie był członkiem rodziny…

Ocknął się ze swoich wspomnień. Tak. Ta kobieta w salonie, to była ona. Na pewno. Nie musiała podawać nazwiska, jej oczy. Błyszczące, błękitne oczy i tak ją zdradziły. Tylko one się nie zmieniły po tylu latach. Cała ona była teraz tylko marnym cieniem dawnej siebie.
Dlaczego o niej myśli? Upomniał się w duchu. Przecież miał fantastyczną narzeczoną, która go kochała i którą sam kochał. Za dwa tygodnie mieli brać ślub. Nie powinien w ten sposób myśleć o kobiecie, która postanowiła zniknąć z jego życia wiele lat temu. Miłość do niej była szybka, intensywna i namiętna. Pozostawiła po sobie tylko zgliszcza. Dlatego powinien raz na zawsze o niej zapomnieć i skupić się na kobiecie, która teraz leżała obok niego.

Dzień ślubu nadszedł stanowczo za szybko. Kochał ją, ale nie wiedział czy poradzi sobie z powiedzeniem tego w obecności tylu świadków. Ranek rozpoczął się nerwową bieganiną i poszukiwaniem różnych niezbędnych drobiazgów. Jeszcze przed południem ich mieszkanie zapełniła się tłumem ludzi. Dziesięć druhen i tyleż samo drużb próbowało pomóc im w przygotowaniu się do ceremonii. Do tego całego rozgardiaszu dołączyła również konsultantka oraz ich rodzice. Pozostali goście zostali do razu skierowani do kościoła.
Kiedy przyjechała po niego limuzyna nadal był lekko spięty. Odmówił proponowanego szampana, na rozluźnienie. W chwili wymawiania przysięgi chciał być zupełnie trzeźwy. W drodze do kościoła musieli minąć szpital. Normalnie nie zwracał uwagi na ten budynek, ale dzisiaj coś go tknęło i spojrzał. Na jednej z ośnieżonych ławeczek siedział nie koto inny jak ona. Wyglądała tak smutno i samotnie kiedy ją zobaczył, że bez namysłu kazał szoferowi się zatrzymać. Zdziwiony mężczyzna posłusznie wykonał polecenie.
Nie martwiąc się tym, że zniszczy sobie buty przeskoczył przez zaspę i podbiegł do niej. Kiedy lekko dotknął ją w ramie zdziwiona uniosła wzrok i lekko się wzdrygnęła. Płakała. I chociaż teraz niezdarnie próbowała ukryć ślady łez to nie dał się nabrać.
- Hej, co się stało?- zapytał. Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok.- Powiedz proszę…- Nalegał łagodnie.
Znowu nic nie powiedziała, ale podniosła się z ławki i gestem wskazała mu, że może iść za nią. Poszli do szpitala. Na oddział dziecięcy. Prosto do izolatki. Leżała tam mała dziewczynka, tak blada, że niemal prześwitywała przez nią szpitalna pościel. Była podłączona do nieskończonej ilości rurek i aparatów, które wydawały z siebie złowrogie mruknięcia, piski i zgrzyty. Między tym wszystkim sprawiała wrażenie jeszcze drobniejszej niż w rzeczywistości.
- Moja córeczka- wyszeptała.- Umiera. Ma raka szpiku kostnego. Potrzebne jej specjalistyczne leczenie, albo najlepiej przeszczep. Ale mój szpik się nie nadaje. Widać w większości odziedziczyła DNA po ojcu- zaśmiała się ochryple, a po jej policzkach ponownie popłynęły łzy.- Moje chyba nie było dość dobre.
- Więc gdzie jest ten ojciec?- zapytał, jednocześnie zastanawiając się, który ojciec zostawiłby dziecko w takim stanie.
- Oh. Nie mogę go poprosić o pomoc. Jest dla mnie nieosiągalny- parsknęła.- Nie stać mnie na leczenie, dla niej. Lekarze nie mogą jej tutaj trzymać w nieskończoność. Chyba nie długo będę musiała podpisać zgodę na odłączenie jej od aparatury. Nie myśl sobie, że mówię ci to bo potrzebuję czyjejś litości. O nie. Po prostu nie mam komu się wygadać, a ty sam przyszedłeś.
- Nie lituję się nad tobą.
- To dobrze.
- Dzisiaj nie mogę nic zrobić. Za pół godziny mam ważną uroczystość- nerwowo poprawił białą różę przypięta na lewej piersi.- Ale jutro tutaj wrócę i Ci pomogę obiecuję.- wymawiając ostatnie słowa spojrzał jej głęboko w oczy. Żeby wiedziała, że mówi prawdę. Potem biegiem wrócił do limuzyny.
- Droga była nieprzejezdna- wyjaśnił przyjaciołom, co mają mówić gdyby ktoś pytał ich o powód spóźnienia. To samo powtórzył szoferowi. Mężczyzna po raz kolejny się zdziwił, ale nic nie powiedział. Klient nasz pan. Bez względu na to jak bardzo jest dziwny. Ważne, że płaci i pomaga mu spłacić dom.
Martwiła się, ponieważ do uroczystości pozostało zaledwie pół godziny, a one nadal nie otrzymały informacji, że panowie dotarli na miejsce. Była już zupełnie ubrana i nie bacząc na ciężar sukni nerwowo przechadzała się po mieszkaniu. Bała się, że coś złego się stało. Nagle ciszę panującą w mieszkaniu przerwał ostry jak brzytwa sygnał pagera. To asystentka przesłała wiadomość, że wreszcie dotarł pan młody. Odetchnęła z ulgą.

Obudziła się szczęśliwa, tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Obok niej słodko spał mąż, a na stole w kuchni leżała sterta prezentów czekających na rozpakowanie. Po raz pierwszy od kilku miesięcy w jej życiu zagościła stabilność. Nerwówka związana ze ślubem dobiegła końca, a mężczyzna którego pokochała wreszcie był jej. Już na zawsze. Leniwie przeciągnęła się, po czym ostrożnie, aby nie obudzić ukochanego, wyplątała się z pościeli i podreptała do łazienki. Na widok porzuconej w salonie białej sukni roześmiała się. Strój był strasznie drogi, a ona go tak po prostu porzuciła na podłodze. Nie przejęła się tym faktem tak jak powinna. W końcu to tylko suknia. Obrączka na jej palcu była dużo ważniejsza.
Pewnie nadal by spał, lecz do jego nozdrzy dostał się kuszący zapach kawy. Pospiesznie wydostał się z krępującej go pościeli i niczym pies tropiący podążył za zapachem ulubionego napoju. Wylądował w kuchni. Żona siedziała przy blacie i popijając kawę czytała najnowsze wydanie lokalnej gazety.
- Znajdzie się dla mnie trochę?- spytał wskazując na kubek, jednocześnie objął ją w pasie i cmoknął w policzek. Roześmiała się i skinęła ręką w kierunku ekspresu.
- Jak chcesz, to sobie nalej- pokiwał głową z udaną dezaprobatą, ale posłusznie podszedł do urządzenia i napełnił, jeden z licznej kolekcji kubków napojem.- Co dzisiaj robisz?
- W sumie to nie wiem. myślałem nad pójściem do szpitala i wykonaniem paru badań- odpowiedział między kolejnymi łykami.
- Badań? Jakich badań?- poczuła lekkie, lodowate ukłucie strachu. Badania w szpitalu zawsze się jej źle kojarzyły.
- Oh, nic wielkiego. Po prostu… chciałbym zostać dawcą szpiku, tylko nie wiem czy mogę. Do tego potrzebne są mi badania.
- Dawcą?- zdziwiła się.- Nigdy nie wspominałeś o tym. Co sprawiło, że tak nagle zapragnąłeś nim zostać?
- Pamiętasz tego mojego przyjaciela, który pracuje w tutejszym szpitalu?
- Tak.
- Jest on specjalistą na oddziale dziecięcym. Jest tam kilkoro ciężko chorych dzieci oczekujących na przeszczep… A jak nie one, to może będę mógł pomóc komuś innemu- wyjaśnił. Mówił jedynie pół prawdy, ale też nie kłamał i tylko dzięki temu udało mu się stłumić wyrzuty sumienia.
- Chcesz, żebym poszła z tobą? Co prawda umówiłam się z mamą na kawę, ale jeśli chcesz zawsze mogę to odwołać…
- Nie, nie rób tego- odpowiedział odrobinę za szybko, więc dodał- Widujecie się tak rzadko. Wykorzystaj do maksimum czas spędzony z nią. Nie chcę stracić u niej punktów, za odciąganie ciebie od niej- roześmiał się.
- No dobrze.

Wszystko było dokładnie tak jak się tego obawiał. Był idealnym dawcą dla tej małej. Co więcej, był jej ojcem! Wpatrywał się bez zrozumienia w nic nie mówiące mu wykresy, tabelki i obco brzmiące, łacińskie nazwy. Naprzeciw niego siedział jego przyjaciel- lekarz i czekał na to aż coś powie. A on się bał. Bał się tego co z tego wszystkiego wyniknie. To było niczym groźba dla jego nowego małżeństwa. Nie wiedział co z tym wszystkim zrobić.
- I co z tym zrobisz?- spytał przyjaciel, w sposób który sugerował, że wie o czym on myśli.
- Nie wiem co z tym zrobię!- wykrzyknął zrywając się z fotela.- Człowieku, dwa dni temu się ożeniłem! Dwa dni temu! Z kobietą którą, mam nadzieję, kocham z całego serca! A teraz nagle okazuje się, że mam córkę… i to na dodatek z kobietą, która porzuciła mnie po jednej nocy! Cholera…

Minęły trzy dni. Przez cały ten czas borykał się z myślą o swojej nowoodkrytej córeczce. Wreszcie podjął decyzję. Podda się zabiegowi. Da jej szansę na nowe życie, a dopiero później powie żonie o wszystkim i razem spróbują coś wymyślić. Tak jak zaplanował, tak zrobił.
Podczas całego pobytu w szpitalu była przy nim. Co prawda nie trwało to jakoś specjalnie długo, i lekarze zapewniali, że nic mu nie grozi to i tak nie chciała go opuszczać. Z jednej strony była z niego dumna, bo nie wiedziała czy sama odważyła by się na coś takiego. Ale z drugiej tak bardzo się o niego bała, że nie chciała aby narażał się na coś co mogłoby w choćby najmniejszym stopniu mu zagrozić. Nie chciała powtórki z przeszłości.

Tego dnia strasznie się pokłócili. Nie pamiętała o co. Pewnie o jakieś głupstwo. Zawsze to było jakieś głupstwo. Ale wtedy było gorzej niż zawsze. Był na nią wściekły. Wyszedł z mieszkania. Nadal pamiętała ten donośny, złowieszczy trzask drzwi. Wsiadł na motor i odjechał.
Nie lubiła jak jeździł na motorze, a tym bardziej jak jeździł na motorze podczas ulewy. Gdy jezdnia była mokra. A wtedy właśnie tak było. Chyba nawet była burza.
Początkowo była na niego wściekła. Uważała, że zachował się jak szczeniak, a wyjście z domu jest przyznaniem się do winy. Dopiero później, jak zadzwonili do niej ze szpitala, zmieniła zdanie.
Nie miał szans na przeżycie. Tak mówili lekarze. Jego rodzice obwiniali ją o jego śmierć. Znajomi również. Ona sama przez bardzo długi czas nie umiała sobie wybaczyć. Dopiero gdy poznała swojego obecnego męża udała jej się pozbyć dręczącego ją poczucia winy i na nowo zaufać.

Otrząsnęła się z nieprzyjemnych wspomnień i zmusiła się do uspokojenia się. Nie straci go, więc nie ma co panikować. Nie będzie żadnej powtórki z przeszłości.

Zabieg zakończył się pomyślnie. I chociaż musieli zaczekać jeszcze jakiś czas na zupełne potwierdzenie przyjęcia się przeszczepu, to lekarze byli dobrej myśli. Kiedy wyszedł, ze szpitala, pierwszą jego myślą, było postanowienie, że zapomni o dziewczynce i jej matce. Jednak wątpliwości naszły go już pierwszej nocy. Nie powinien tak postępować. Jeśli nie chciał aby zdominowały jego życie, to chociaż powinien zacząć płacić alimenty, było go na to stać.
- Kogo tak właściwie próbuję oszukać? Przecież właśnie chcę aby mała zdominowała moje życie. Znam ją tak krótko, ale już zdążyłem ją pokochać- skarcił sam siebie.
Następnego dnia podjął decyzję. Powie o wszystkim żonie. A później razem coś wymyślą. Aby stworzyć odpowiednią atmosferę kupił najlepsze czerwone wino oraz bukiet róż, który wręczył jej tuż po wejściu do mieszkania.
- A co to za okazja?- zapytała chowając twarz w kwiatach.
- Żadna- zaśmiał się trochę sztucznie. Miał nadzieję, że tego nie wyczuła.- To już nie można dać żonie kwiatów?
- Można, można…- odpowiedziała wstawiając róże do wazonu.
- Napijesz się wina?
- Wino, kwiaty…? Co to za święto?- zrobiła się podejrzliwa.
- Musimy poważnie porozmawiać- oznajmił grobowym tonem.
- Dobrze, ale najpierw powiedz…- głos jej lekko zadrżał.- Nie zdradzasz mnie prawda?
- Skądże! To coś innego…
Rozmowa, tak jak przypuszczał, była trudna i długa. Był niemal świt gdy wreszcie skończyli, jednak kiedy w końcu powiedział jej o wszystkim poczuł jakby kamień spadł mu z serca. Długo milczała nic nie mówiąc, ale w końcu doszli do porozumienia. Nie miała nic przeciwko temu, aby utrzymywał kontakt z córka, ale sama nie mogła i nie chciała się z nią spotykać. Obiecała mu jednak, że kiedy zmieni zdanie, pierwszy się o tym dowie.

Od przeszczepu minęło kilka miesięcy. Utrzymywał regularny kontakt z małą, ona i jej matka przeprowadziły się do jego miasta, ponieważ było to zdecydowanie wygodniejsze niż ciągłe podróże. Wiedział, że kiedyś będzie musiał odbyć jeszcze jedną poważną rozmowę. Z matką jego córki. Chciał wiedzieć dlaczego wtedy go zostawiła. Ale jeszcze nie teraz. Jego życie i tak drastycznie się zmieniło. Chwilowo nie były mu potrzebne nowe atrakcje.
Nadal czekał aż powie mu „ Chcę się spotkać z twoją córką” , jednak mimo upływu czasu nie potrafiła się do tego skłonić. Nie miała do dziewczynki żalu o nagłe pojawienie się w ich życiu i nie raz z przyjemnością pomagała mu wybierać prezenty dla małej. Po prostu bała się, że kiedy ją zobaczy, to ujrzy w niej dokładne podobieństwo do niego. Nie chciała tego tym bardziej, że ostatnio dowiedziała się iż sama nigdy nie urodzi dziecka. To bolało, jednak było to też dla niej taką dodatkową motywacją… Dziewczynka mogła by dać jej chociaż namiastkę tego o czym zawsze marzyła.
- Może. Kiedyś. Ale jeszcze nie dzisiaj. Nie teraz- powtarzała codziennie.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:03, 02 Sty 2012 Powrót do góry

Miłość niejedno ma imię

Kochane! Chciałyśmy serdecznie podziękować za zainteresowanie konkursem, a przede wszystkim osobom, którym udało się wstawić swoje prace. Czas na głosowanie!

Każda uczestniczka miała stworzyć tekst o miłości - dowolnie zinterpretowanej. Każda praca miała być ustosunkowana do jednego lub więcej z wymienionych słów : nadzieja, wiara, strach, smutek, rozżalenie, poniżenie, depresja, odnowa, trwanie, ciągłość, czas, bycie, radość, nowe życie, konieczność, wierność, śmierć, chaos, intryga, ideał, erotyzm, zaufanie, energia, pomoc, mistycyzm, prawda, wybór, zazdrość, ból, pożądanie.
Długość miniatur nie powinna przekraczać 10 stron, pisanych 12 TNR.

Oceniamy:
- pomysł wskazując 3, 2 i 1 miejsce (czyli oryginalność, innowacyjność, nowatorskość oraz czy nam się podoba opowiedziana przez autora historia)
- postacie, wskazując 3, 2 i 1 miejsce (czyli kreacja i autentyczność postaci, ciekawa, intrygująca konstrukcja bohaterów )
- jakość, wskazując 3, 2, 1 miejsce (czyli styl, poprawność gramatyczną, wrażenia po przeczytaniu)

Obowiązkowo uzasadniacie swój wybór. Nie musicie się mocno rozpisywać, ale napiszcie chociaż kilka porządnych słów.



Lista uczestników (numeryczna w kolejności wstawienia tekstu):
1. Cornelie
2. Suhak
3. Olkaa.
4. Mrs.Sun
5. Pineska

Oceniając wpisujcie nick autora.
Oceniając, korzystajcie tylko i wyłącznie z załączonego formularza:

Kod:
[color=cyan][b]Pomysł:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=cyan][b]Postacie:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=cyan][b]Jakość i styl:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=cyan][b]Najlepszy nastrój:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]



Prace oceniamy do 17.01.2012 do godziny 23:59!

Nagrodą dla zwycięzcy będzie specjalna ranga, a dla każdego uczestnika przewidywany jest okazjonalny baner.

Zapraszamy do oceniania. Dziękujemy bardzo autorkom za wspaniałe teksty a wszystkim życzymy miłego czytania!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Pon 19:12, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 22:21, 02 Sty 2012 Powrót do góry

Drogie Autorki!
Przychodzę podzielić się swoimi przemyśleniami na temat Waszych tekstów. Na wstępie jednak powiem, że spodziewałam się czegoś więcej. Faktem jest, że o miłości napisano już chyba wszystko i równie oklepanego tematu w literaturze się nie znajdzie. Mimo to, liczyłam na większe emocje.
Nie będę miła w ocenianiu, ale postaram się być przynajmniej obiektywna, choć – jak każdy – mam określony gust i upodobania względem opowiadań.
Szkoda, że część osób, która zgłosiła się do konkursu, nie zamieściła swoich prac – byłby zapewne wówczas bardziej barwnym i ciekawszym konkursem. Tyle słowem wstępu, nie przynudzam już tylko przechodzę do punktacji:

Pomysł:

3 miejsce: Pineska
2 miejsce: Suhak
1 miejsce: Cornelie

Uzasadnienie:

Zacznę od miejsca 3: W tekście Pineski dostrzegam potencjał, choć sam pomysł nie jest jakiś nad wyraz oryginalny, to cała historia jest opowiedziana bez oklepanych schematów i banalnego zakończenia. W kilku miejscach poczułam się mile zaskoczona: podobało mi się to, że główny bohater nagle nie porzuca świeżo upieczonej małżonki dla dawnej, jednonocnej kochanki z którą ma dziecko (w dodatku, jak się okazuje ciężko chore). Ba! Co więcej – zachowuje się przy tym, jak prawdziwy mężczyzna (w dobrym tego słowa znaczeniu) – nie wypiera się córeczki, bierze odpowiedzialnośc za dziecko, a jednocześnie nie oszukuje żony, stawia sprawę uczciwie. Fajne w tym pomyśle jest to, że autorka oparła się rzewnym schematom i opowiedziała bardziej prawdziwą, realną historię niż w typowych romansidłach.

Miejsce 2: Suszaku suszasty:) Twoja historia mnie zaintrygowała i zdecydowanie jest moim faworytem, zapytasz więc zapewne dlaczego tylko drugie miejsce za pomysł? Jest tylko jeden powód: Corniś w swoim tekście jako jedyna poruszyła temat miłości innej niż ta, która zdarza się pomiędzy kobietą a mężczyzną. I ten jeden punkcik więcej ma za odwagę, że napisała naprawdę niezły tekst, nie dając się skusić na romantyczna miłość.
Twój pomysł na historię miłosną mnie poruszył. Jest i moja ulubiona historia, i prawdziwi bohaterowie z krwi i kości (jak zawsze zresztąWink) jest zdrada podszyta wielkim uczuciem, jest dylemat i konflikt, który naprawdę trudno rozwiązać. To Twoje kolejne opowiadanie, które porusza, wywołuje emocje, skłania do myślenia i działa na wyobraźnię. Brawo, kochana!

Miejsce 1: Corniś, napisałam już powyżej, w komentarzu do pracy Suszaka, co spowodowało, że w tej kategorii masz u mnie 1 miejsce. Gratuluję dobrego, nietuzinkowego tekstu, w którym nie bałaś się opowiedzieć historii o miłości w pewnym sensie matczynej. Historii poruszającej, pięknej i z happy endem, który po prostu cieszy i napawa optymizmem. Historii bez zadęcia, prostej – a jakże przejmującej w swojej prostocie.
Opowiedziałaś nam inaczej o miłości, pokazałaś jej inny odcień i wielkie brawa za to!

Postacie:

3 miejsce: Pineska
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:

Jak już wspominałam w kategorii pomysł, w tekście Pineski spodobał mi się główny bohater, który nie zachował się w krytycznej sytuacji jak szczeniak albo palant, tylko okazał się całkiem porządnym facetem. Na uwagę zasługuje również w tym opowiadaniu postać jego narzeczonej, a później żony: bardzo realnie skonstruowana kobieca postać – nie do końca pozytywna, a jednocześnie trudno się jej dziwić, że boi się spotkania z córeczką swojego ukochanego i mimo, iż na pewno została w jakiś sposób zraniona, stara się stanąc na wysokości zadania i nie ograniczać mu kontaktów z dzieckiem. To, co mi się nasunęło jako pierwsze na myśl, to fakt iż autorka bardzo dojrzale nakreśliła swoich bohaterów. Za to duży plus. Jak już wspominałam to opowiadanie ma potencjał, gdybyś tylko droga autorko popracowała nad stylem, postarała się wyeliminować błędy, nie rozwodziła się zbytnio nad nieistotnymi dla historii elementami – myślę, że masz szansę rozwijać z powodzeniem swoje zdolności pisarskie.

W tekście Cornelki zawładnęła moim sercem postać Eweliny. Ciekawie skonstruowana, niejednoznaczna, bardzo ludzka w swoich dylematach i postępowaniu. Szczerze się wzruszyłam, gdy czytałam, jak kobieta próbuje jakoś ograniczać swój kontakt z dziewczynką, jak powoli dojrzewa w niej decyzja do zaopiekowania się małą. Jak miłość zwycięża wszelkie przeszkody.

Tekst Suszaka jest moim ulubionym z wielu względów. Przede wszystkim zawiera w sobie wszystko to, co lubię w opowieściach o miłości. Ale do rzeczy, czyli słów kilka o bohaterach. To nie Karol – romantyczny kochanek, cytujący Mickiewicza, z głową przepełnioną wzniosłymi, acz szlachetnymi myślami o wolnej Polsce – jest, moim skromnym zdaniem, najciekawszą postacią tej opowieści. Jest nią Franciszek. Postać niezwykle skomplikowana, ale przy tym bardzo wiarygodna i rzeczywista. Namacalna wręcz. Mężczyzna, który kocha tak bardzo (nie mówiąc o tym!), że jest gotów zabić, zdradzić swojego rodaka, ba! zdradzić swoją ojczyznę, byleby zachować swoją ukochaną żonę i swoje dotychczasowe życie z nią.
Takich bohaterów jakim jest Franciszek nie darzy się sympatią, a jednak zmuszają do myślenia, do spojrzenia w głąb siebie i zadania sobie pytania: „co bym zrobił na jego miejscu?”. Ja zastanawiałam się jeszcze nad jedną rzeczą czytając tę historię – jakie pobudki tak naprawdę powodowały Franciszkiem? Czy była to tylko miłość do żony, czy również tak bardzo ludzki strach i lęk o utratę spokojnego, dostatniego życia? A może był to lęk przed zsyłką na Sybir? A może wszystko po trochu? W każdym razie, ta postać zapadła mi głęboko w pamięci. Dzięki, Suszaku:)


Jakość i styl:

3 miejsce: ---
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:

I w tym momencie przestaje być słodko. Oprócz dwóch w/w tekstów wg mnie żaden z pozostałych nie zasługuje na wyróżnienie. Roi się w nich od błędów, zarówno stylistycznych, jak i ortograficznych. Występują beznadziejne literówki, świadczące niestety o niedbalstwie autorek. Napisany tekst trzeba przynajmniej raz przejrzeć, bo inaczej można znaleźć takie kwiatki jak zjedzone literki, poprzekręcane wyrazy, głupie błędy, których łatwo jest uniknąć, jeśli tylko się chce. Niestety rażą też powtórzenia i błędny zapis dialogów. Dlatego w tej kategorii, oprócz tekstów Suszka i Cornelie żadnej z pozostałych prac nie ocenię pozytywnie.
Pomiędzy zaś Suszem a Corniakiem jednym malutkim plusikiem wygrywa Suhak i tu przyznam się bez bicia – wybaczcie moje kochane – ale dlatego, że uwielbiam charakterystyczne dla Suszka opisy i wielką dbałość o historyczne szczegóły, w tym mowę bohaterów, świetnie stylizowaną na taką „ z epoki”. Do jednej rzeczy się tylko jestem w stanie przyczepić: w scenie, w której Urszula zmienia ubranie, użyłabym słowa suknię a nie sukienkę (ale to mój mały, historyczny bzik – damy wówczas nosiły zwoje materiału, bardziej adekwatnie nazywane sukniami).


Najlepszy nastrój:

3 miejsce: ---
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:

Boszzz... siedzę już dwie godziny nad tą oceną, więc będzie krótko:
Miejsce 2 dla Cornisia za bardzo optymistyczną, a jednocześnie wzruszającą opowieść o pięknej, bezinteresownej i prawdziwej miłości. Nastrój tej historii, nieco liryczny, jest świetnym dopełnieniem wzruszającego, oryginalnego pomysłu i bardzo dobrze zbudowanych postaci.
Miejsce 1 dla Susza, ponieważ ta historia mnie niesamowicie wciągnęła, porwała, zapadła mi głęboko w serduchu. Być może jest to wynik tego, że obydwie lubimy historyczne, przepełnione polskością klimaty, ale wydaje mi się że nie tylko w tym rzecz. To jest kolejny, bardzo dobry tekst Suharka i tyle, z niesamowitym klimatem przesiąkniętym lękiem, obawą, ale i wiarą, i odwagą dni poprzedzających Powstanie Styczniowe.

Niestety, oprócz w/w prac oraz niezłego pomysłu i ciekawie nakreślonych bohaterów w tekście Pineski nie znalazłam nic, co by mnie poruszyło, spodobało mi się w pozostałych opowiadaniach.
Tekst Mrs. Sun mimo że jakiś zalążek pomysłu widzę, to niestety powiem wprost: jak dla mnie zbyt oklepany. W tekście przeważają opisy, które, jeśli są ciekawe, są w stanie „uratować” tekst – tym razem tak się nie stało. To, co zapamiętałam z tej opowieści to zakurzony, zaniedbany dom – i niestety tylko tyle. To opowiadanie niestety nie wywołało we mnie żadnych emocji, choć powinno, patrząc na jego smutną tematykę.
Tekst Olki jest zbyt krótki, poza tym chyba miał być fandomowy, a to jest autorski konkurs. Jednak nawet przymykając i na ten fakt oko zupełnie do mnie nie trafia. Jeśli to miała być historia miłości do ojca? Do rodzinnych stron? Wg historia miłosna?? To ja jej nie widzę. Przykro mi.
Ale kochane, główka do góry, każdy kiedyś zaczyna szlifować swój warsztat.

Pozdrawiam, Bajka


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Biała
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Sty 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: taka mieścinka na krańcu świata

PostWysłany: Śro 19:12, 04 Sty 2012 Powrót do góry

Wiele miesięcy śledziłam forum, nie logując się, ale teraz uznałam, że muszę to zrobić i podzielić się z wami wrażeniami po przeczytaniu tekstów. Przede wszystkim gratuluję autorkom pomysłów, bo o miłości powstało już tak wiele tekstów, że trudno wymyślić coś oryginalnego, niebanalnego.
Do rzeczy...

Pomysł:

3 miejsce:Cornelie
2 miejsce:Suhak
1 miejsce:Pineska

Uzasadnienie:

Zacznę od miejsca trzeciego. Wybrałam Conelie, bo bardzo spodobał mi się pomysł na opisanie historii takiego małego dziecka, i kogoś kto potrafi je pokochać.

Miejsce drugie przyznałam Suhak, bo cóż.. nie ukrywam. Jestem fanką historii, a zwłaszcza czasów gdy polska była pod zaborami. za to ogromy plus. Długo się zastanawiałam czy przyznać miejsce pierwsze czy drugie, ale w końcu zdecydowałam się na drugie.

Pierwsze miejsce w tej kategorii przyznaję Pinesce, ponieważ heh. Mam słabość do facetów, którzy potrafią zachować się fair. Zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci.

Postacie:

3 miejsce:Cornelie
2 miejsce:Pineska
1 miejsce:Shuak

Uzasadnienie:

Tym razem może zacznę od pierwszego miejsca. Przyznałam je Shuak, za postacie Franciszka i Uli. Urzekło mnie, że dwoje tak różnych od siebie ludzi może być ze sobą i się kochać....

Miejsce drugie przypadło Pinesce, ponieważ i mnie, tak jak BajaBelli spodobała się postać narzeczonej, a później żony głównego bohatera. Fantastycznie przedstawiona została jej osobowość i rozterki. Brawa.

Trzecie miejsce dla Cornelie za postać Natalki. Spodobało mi się, jak przedstawiłaś stan dziewczynki po stracie rodziców i jej niemal obsesyjne pragnienie posiadania rodziny i bycia kochaną. Gratulacje.

Jakość i styl:

3 miejsce:---
2 miejsce:Cornelie
1 miejsce:Shuak

Uzasadnienie:

W tek kategorii postanowiłam przyznać jedynie pierwsze i drugie miejsce, ponieważ sądzę, że wszystkie pozostałe teksty nie dorastają poziomem do tych wskazanych przeze mnie. Zarówno w przypadku Shuak i Cornelie widać, że autorki rzeczywiście mają już mniej lub więcej wyrobiony własny styl. Dodatkowo w obu tekstach nie było takiej ilości błędów co w pozostałych.

Najlepszy nastrój:

3 miejsce:Shuak
2 miejsce:Pineska
1 miejsce:Cornelie

Uzasadnienie:

Miejsce trzecie, po długim namyśle przyznałam Shuak, ponieważ jak już pisałam wcześniej mam słabość, sentyment, czy jak to nazwać, do tematyki historycznej, a autorka w rewelacyjny sposób oddała to co, jak wyobrażam sobie, musieli czuć ludzie w dni poprzedzające powstania...

Drugie miejsce przyznaję Pinesce. Co tu dużo pisać. Świetnie oddałaś emocje, targające bohaterami, ale dobrze by było gdybyś popracowała nad swoją interpunkcją, ortografią, czy stylistyką....

Miejsce pierwsze radością oddaję w ręce Cornelie i nie tylko dlatego, że genialnie przedstawiła sytuację Natalki, ale też dlatego, że jesteśmy świeżo po świętach, i w jej tekście to czuć. Uwielbiam gdy taki rodzaj miłości pojawia się w opowiadaniach, gdzie tło stanowi Boże Narodzenie. Bo te święta kojarzą mi się przede wszystkim z miłością i nadzieją. A obie te rzeczy znalazły się w twoim tekście.




Niestety w pozostałych pracach nie znalazło się nic co by mnie urzekło. Praca Olki. Nie bardzo wiem z czym to się je. Bardziej mi to pasuje do działu z miniaturkami fandomowymi... Niż do konkursu, raczej autorskiego. A u Mrs. Susan mimo ciekawych opisów nie znalazłam nic, oprócz tony kurzu, co sprawiłoby, że zapamiętałbym to opowiadanie na dłużej.
Jednak gratuluję wszystkim autorkom chęci, i podjęcia próby. Podziwiam was, bo sama niechętnie poświęcam czas na pisanie czegoś własnego Wink

Pozdrawiam i życzę owocnej pracy i rozwijania warsztatu literackiego
Biała


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Biała dnia Sob 19:01, 07 Sty 2012, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:07, 16 Sty 2012 Powrót do góry

Z góry bardzo Was przepraszam, ale będzie to ocena błyskawiczna. Średnio co pięć minut pada mi laptop, korzystam więc gościnnie z komputera mojego taty i muszę się pospieszyć, a bardzo chcę ocenić ten konkurs. Jako że jutro wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do Internetu, muszę to zrobić teraz. Nie wyobrażam sobie jednak, że miałabym nie ocenić tych prac konkursowych, tym bardziej, że dotychczas zrobiły to tylko dwie osoby. Przykro mi z tego powodu, naprawdę.
W każdym razie, raz jeszcze przepraszam za lakoniczną ocenę, ale okoliczności są niesprzyjające. Teksty czytałam kilka dni temu, moja pamięć może więc nie być świeża, zapamiętałam jednak to, co najistotniejsze.

Pomysł:

3 miejsce: Pineska
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie: Bezkonkurencyjną zwyciężczynią w tej kategorii, jak i zresztą we wszystkich pozostałych, jest dla mnie Suhak. Sięga ona bowiem po pomysł niebanalny, a równocześnie tak charakterystyczny dla jej twórczości. Kreśli historię z jednej strony zanurzoną w realiach historycznych, z drugiej zaś strony pięknie pisze o uczuciu. A wspomniane realia historyczne, ach, jak wspaniale je Suhak kreśli! Klimaty powstańcze, patriotyzm, konflikt moralny, Mickiewicz. Mickiewicz! To jej praca, moim zdaniem, najbardziej ze wszystkich tu zamieszczonych wpisuje się poza tym w hasło konkursu: Miłość niejedno ma imię. Pokazuje nam rozmaite odcienie tej miłości, które pozornie dość subtelnie różnią się między sobą – wszystkie one bowiem odnoszą się do uczucia między kobietą a mężczyzną i odwrotnie – dla mnie jednak to te subtelne różnice liczą się najbardziej. Tym bardziej doceniam umiejętności pisarskie autorki.
Drugie miejsce przyznaję Cornelie, która sięgnęła po opis uczucia między matką a córką, często ignorowanego w odniesieniu do miłości, a szkoda, bo odgrywa ono w życiu każdego z nas ogromną rolę. Pomysł ten nie jest moim zdaniem tak oryginalny jak ten, który realizuje w swojej pracy Suhak, wciąż jednak się broni.
Ostatnie miejsce przypada Pinesce, w przypadku której broni się jednak niestety jedynie pomysł – realizacja pozostawia bardzo dużo do życzenia. W komentarzach do tekstów, które spisywałam na bieżąco podczas lektury, przy Nowym życiu zapisałam: Absurdalna sytuacja. Zobaczył ją w drodze do kościoła, spiesząc na własny ślub, gdy siedziała na ławce przed szpitalem – jak bardzo naciągane jest to zrządzenie losu? Jak mówiłam, pomysł się broni, wykonanie jednak wymaga jeszcze wiele pracy.
Co do pozostałych prac. Czytając tekst Olki, zastanawiałam się, jak można wpaść na pomysł oddania do konkursu pracy, która długością odpowiada kwitkowi z pralni. Niesamowite. Najgorsze jest to, że widzimy w tym tekście delikatny zarys jakiejś idei, która jednak absolutnie nie została zrealizowana – bo jak można zrealizować cokolwiek w tak niewielu słowach? Pomijając już to, że oddanie tak niedopracowanej pracy jawi mi się jako brak szacunku dla pozostałych uczestników konkursu. Tekst jest poza tym fandomowy; wiem, że wyrażono zgodę na teksty fanfiction, uważam jednak, że lepiej byłoby napisać coś autorskiego. Jeśli chodzi o Memories Mrs.Sun, to po pierwsze szkoda, że opowiadanie ma anglojęzyczny tytuł, a po drugie – sam pomysł mocno trąci banałem.

Postacie:

3 miejsce: Cornelie
2 miejsce: —
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie: I znowu jedyną osobą, którą widzę jako zwycięzcę, jest Suhak – jej praca broni się jednak nie tylko w zestawieniu z tekstami konkurentek, ale i w ujęciu ogólnym. Pokazuje nam postacie, które znalazły się w położeniu niejako patowym – mamy młodą kobietę, ba, dziewczynę, która rozdarta jest między uczuciem do dającego jej stabilizację i poczucie bezpieczeństwa, jednak nie do końca okazującego swoje emocje względem niej, męża a nieokreślonym oddaniem przyjacielowi z dzieciństwa, wspomnianego męża – postać najbardziej z całej trójki kontrowersyjną i niejednoznaczną, a także Karola, uwięzionego w pułapce miłości do swojej przyjaciółki młodego buntownika. Obserwujemy tu różne odcienie miłości, konflikt moralny, wyrzuty sumienia, pułapkę emocji. Postaci nie są czarno-białe, pod wpływem emocji dokonują decyzji, których nie da się jednoznacznie ocenić, mają wady i słabości. (Dodam jeszcze: Recytują Mickiewicza…) Mam nadzieję, że po zakończeniu konkursu tekst zawiśnie w Kąciku Autora; wtedy z radością napiszę więcej o moich odczuciach.
Nie przyznaję nikomu drugiego miejsca, przykro mi. W długim na jedną stronę tekście Olki w ogóle nie obserwujemy kreacji postaci. Trudno mówić o niej również w przypadku pracy Mrs.Sun czy Pineski. Dziewczęta, ogarnijcie się, bardzo Was proszę.
Trzecie miejsce przyznaję Cornelie. Choć kreacja bohaterek Gwiezdnego życzenia zupełnie mnie nie przekonuje – są one dla mnie niewiarygodne psychologicznie i przerysowane – to jednak ta kreacja się, w przeciwieństwie do prac wymienionych powyżej konkurentek, pojawia. Cornelie zadaje sobie trud, aby przyjrzeć się rozmyślaniom i krajobrazowi wewnętrznemu Eweliny i Natalii. I za to dostaje miejsce na podium.

Jakość i styl:

3 miejsce: —
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie: Palma pierwszeństwa po raz kolejny trafia do Suhaka. Za klasę, za realia historyczne i rozbudowane opisy świata przedstawionego, które pozwalają nam wczuć się w opowieść, za wiarygodne dialogi, za portrety bohaterów, za słownictwo. Za wszystko. Tę pracę czytało się wręcz fantastycznie. Cieszę się, że autorka przywiązuje wagę do szczegółów, choć nie ustrzegło jej to od błędów. Suhaku, napisałaś, że Franciszek (…) musiał często bronić ją przed światem. Bronić ma jednak rząd dopełniaczowy. Zdarzyło Ci się kilka powtórzeń i nieco niedociągnięć kosmetycznych, które, mam nadzieję, poprawisz. W jednym zdaniu użyłaś czterokrotnie spójnika że, zdarzyły Ci się literówki etc. Ten fragment: – Tęsknię za tobą nawet wtedy, gdy jesteś obok – wyznał. – Bo wiem, że te chwile nie będą trwały wiecznie. Że zaraz dobiegną końca i zostanie mi po tobie tylko wspomnienie podbił jednak moje serce.
Drugie miejsce przyznaję Cornelie. Zdarzyły jej się powtórzenia, doliczyłam się około dziesięciu wpadek interpunkcyjnych, były też pewne błędy gramatyczne, co jednak zabolało mnie najbardziej, Gwiazdne życzenie cierpi na zdecydowany przesyt epitetów. Tego wybaczyć nie mogę. Nie można jednak nie zauważyć, że styl Cornelie jest ładny, zgrabny, ma ona lekkie (poza tym nadbagażem epitetów) pióro. Tylko te nieszczęsne epitety…
Nie jestem w stanie przyznać trzeciego miejsca i po raz kolejny – wolę nie przyznawać go nikomu niż stawiać kogoś na podium na odczepnego. U Olki w ogóle nie sposób ocenić stylu – mam nadzieję, Olu, że w kolejnym konkursie literackim, w którym weźmiesz udział, pokażesz nam, że stać Cię na więcej, bo jestem pewna, że tak jest. Trudno jednak powiedzieć cokolwiek o tak krótkiej pracy. Jeśli chodzi o Memories – Mrs.Sun, niestety, Ty również cierpisz na epitetologię, którą wytknęłam Cornelie. Chodzi o te szczegółowe opisy, które znajdujemy w Twoim opowiadaniu. Doceniam je i nakład pracy, jaką włożyłaś w to, by opisać poszczególne budynki, przedmioty czy sytuacje, musisz jednak pamiętać o tym, że jeśli będziesz opatrywać epitetem każdą opisywaną rzecz, to żadna z nich niczym się nie wyróżni. Powinnaś pisać sinusoidalnie: jeden przedmiot opisujesz, o drugim tylko mówisz, że stał obok. Bo jeśli szczegółowo opiszesz każdy z nich, czytelnik nie zwróci uwagi ani na jeden, ani na drugi. Jak jednak mówiłam, doceniam wysiłek i gdybym mogła, przyznałabym Ci wyróżnienie. Nie mogę jednak nie zauważyć tego, że nie do końca lubisz się z zasadami ortografii. Jeszcze jedna uwaga: Nagle przed oczami niedoszłej panny Sermlington stanął obraz tego pomieszczenia pięć lat wcześniej – niedoszłej pani, nie panny; kobieta zamężna nie jest już panną. Jeśli chodzi o pracę Pineski – również dość niechlujnie napisana. Pinesko, czy w ogóle sprawdziłaś swoją pracę po napisaniu jej? Nie ignoruj czytelnika. Wstawianie pracy z błędami, które łatwo można samemu wyeliminować, jest moim zdaniem oznaką właśnie ignorancji. Proszę, popracuj nad tym przy następnej okazji.

Najlepszy nastrój:

3 miejsce: —
2 miejsce: —
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie: Zacznę od tego, dlaczego w tej kategorii przyznałam tylko jedno miejsce.
Korniaku, chociaż wyróżniłam Twoją miniaturkę w trzech pozostałych kategoriach, w tej nie byłam w stanie tego zrobić. Czytając Gwiezdne życzenie, czułam, jakbym z każdym zdaniem wchodziła coraz głębiej między rozstawione w cukierni półki, a zewsząd zalewały mnie nie tylko słodkie, mdlące wręcz zapachy, ale jakbym była stopniowo oblewana kolejnymi porcjami lukru i tonęła w deszczu cukru pudru. Sama historia o uroczej sierotce (niestety, bardzo w konwencji Mary Sue) i perfekcyjnej niemal młodej kobiecie (Mary Sue Senior), która postanawia ją adoptować, jest wystarczająco słodka – nie było więc potrzeby dosładzania jej przy każdej nadarzającej się okazji, a mimo to tak właśnie postąpiłaś. Atmosfery nie trzeba budować w tak dosłowny sposób. Szkoda, wielka szkoda. Ale nie zniosłam tego nadmiaru słodyczy.
Olu… Nie mam słów. Wszystko, co chciałam powiedzieć na temat Twojej – przypominającej kwitek z pralni, przypomnę – pracy, już powiedziałam. Szeroko pojmowany nastrój jest po prostu kolejną rzeczą, której, na Twoje życzenie, nie dało się tu dostrzec.
Mrs.Sun – niestety, czytając Twoją pracę, czułam unoszące się nade mną opary banału. Masz jednak niejaki potencjał, postaraj się go wykorzystać. Nie idź jednak więcej w stronę oczywistości i banału. Można co prawda opowiedzieć taką historię dobrze, Tobie jednak niestety się to nie udało.
Pinesko, u Ciebie z kolei nurzałam się w absurdzie. Czy było to Twoim zamierzeniem? Obawiam się, że nie. Miałaś pomysł, niestety nie do końca udała Ci się jego realizacja.
Suhaku, drogi Suhaku. Czytając Twoją pracę, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Nie tylko ma ona faktyczny nastrój – jej nastrój jest do tego niesamowity. Zaskarbiłaś sobie moje zainteresowanie, bardzo je sobie zaskarbiłaś. Nigdy nie wiedziałam, co się wydarzy, jak kto postąpi, do czego dojdzie. Wciągnęłam się i nie chciałam być wyciągniętą. Świetnie nakreślone realia epoki, wiarygodne, frapujące portrety bohaterów, fabuła, która może i nie stanowi odkrycia Ameryki, ale jest wspaniale zrealizowana – wszystko to składa się nastrój, dzięki któremu nie mogłam oderwać się od lektury Twojej pracy i żałowałam, że skończyła się tak szybko. Gratuluję!

Dziewczęta, życzę Wam wszystkim, abyście z cierpliwością i zapałem szlifowały swój warsztat pisarski. Mam nadzieję, że w następnym konkursie, w jakim się spotkamy, wszystkim Wam pójdzie lepiej. Nie poddawajcie się i piszcie, piszcie, piszcie.

Pozdrawiam
robak


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Wto 20:33, 17 Sty 2012 Powrót do góry

Z związku z małą ilością ocen - przesuwam termin do 24 stycznia, czyli jeszcze tydzień można oceniać konkurs.

A teraz bardzo smutna wiadomość. Ocena Białej nie zostanie uwzględniona przy podliczaniu. Przykro to stwierdzić, ale autorka danej oceny zarejestrowała się zaraz po ogłoszeniu głosowania i zamieściła swoją ocenę z tego samego IP, które posiada Pineska. Jest to brak poszanowania dla innych.
Tym samym Pineska otrzymuję karę ostrzeżenia i zostaje wpisana na czarną listę pojedynków.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Wto 20:37, 17 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 12:39, 18 Sty 2012 Powrót do góry

Muszę przyznać, że prace konkursowe nie zaskoczyły mnie w najmniejszym stopniu i trochę mi z tego powodu przykro, tym bardziej, że dawno nic na tym forum nie czytałam i miałam nadzieję na coś świeżego. Niemniej jednak muszę przyznać, że większość prac jest na dobrym poziomie stylistycznym i językowym, co się bardzo chwali.
Jedną z takich prac będzie bez wątpienia opowiadanie Cornelie. Widać, że autorka ma pewną świadomość językową i potrafi skorzystać ze znajomości zasad. Tekst czyta się płynnie i w zasadzie nie ma momentu, który zakłóciłby ten stan. Mam jednak problem z tym, czy powinnam uznać to za element całkowicie pozytywny. Styl jest płaski – bardziej poprawny, szary niż charakterystyczny dla autorki/tematu/tekstu jako takiego. Ponadto muszę przyznać, że sam pomysł na opowiadanie też nie jest innowacyjny. W ogóle problemem tego konkursu jest to, że wszystkie prace są do siebie podobne – miłość do dziecka pojawia się również w ostatnim tekście. I chociaż można by mnie posądzić o generalizowanie – w końcu obie prace poruszają inny aspekt tego uczucia – to myślę, że należy przyznać, że na poziomie treści wyciągnięte są z jednego worka. W zestawieniu tekstów 1. i 5. bez wątpienia wygra pierwszy, ale to nie zmienia faktu, że mają ze sobą wiele wspólnego. Opowiadanie Pineski jest o tyle słabe, że brakuje mu stylistycznej poprawności. Szczególnie razi tutaj kulejąca interpunkcja. I może powinnam wziąć pod uwagę, że teksty nie są betowane, ale wychodzę z założenia, że za błędy odpowiada autor, a nie korekta.
Podobny problem, co z pierwszym tekstem, mam z opowiadaniem Mrs.Sun. Autorka ma duży potencjał stylistyczny – pisze płynnie i nie boi się języka. Znalazłoby się wiele rzeczy, które można poprawić: począwszy od interpunkcji, poprzez morze epitetów, a skończywszy na pojawiających się momentami sztampowych porównaniach, szczególnie widocznych w ostatniej części tekstu (moim ulubieńcem jest: przemija jak czas – proste jak drut, rzekłabym). Niemniej jednak uważam, że tekst zasługuje na uwagę, bo autorka, jeśli poćwiczy, kiedyś może naprawdę dobrze pisać. Ale jeśli chodzi o treść… Tutaj jest biednie. Myślę, że wystarczy stwierdzić, że temat pokrywa się całkowicie z tym zaproponowanym przez autorkę trzeciej pracy.
Największym problemem tego konkursu jest dla mnie właśnie praca numer 3. Nie za bardzo pojmuję, dlaczego temat został ubrany w twilightowy kanon. Rozumiem, że regulamin tego zabraniał, ale można spokojnie odseparować tekst o Zmierzchu. Nie widzę uzasadnienia takiego postępowania. O warstwie technicznej tekstu wolałabym nie wspominać. Myślę, że tutaj na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak, jak być powinno.
Jest jednak tekst, który ratuje ten konkurs. Mowa o pracy Suhaka. Jeżeli mamy mówić o jakiejkolwiek innowacyjności, to zdecydowanie tutaj. Przede wszystkim dlatego, ze autorka pokazuje nam 3. różne aspekty miłości: bezgraniczną i piękną (miłość Karola – ta jednak przegrywa, i dziękuję Ci, Suszu, za to, bo pewnie bym zwymiotowała, gdyby było inaczej), egoistyczną (uczucie Franciszka) i miłość do ojczyzny (ze wszystkimi możliwymi wariacjami). To jest jedyny tekst, w którym postacie nie są płaskie i jednowymiarowe – w pozostałych widzimy jedynie odciski, które nigdy nie będą miały szansy na stanie się osobowościami – definiuje je [odciski] jedna konkretna sytuacja. U Suhaka motywacje bohaterów mają więcej niż jedno dno, są skomplikowane i warte zauważenia przez czytelnika. Pominę fakt, że ujęcie tematu jest typowe dla Suhaka i gdybym nie znała autorów opowiadań, ślepo bym strzelała, że to ona i mogłabym ewentualnie tutaj zarzucić jej jednowymiarowość, ale to nie miejsce i czas na takie zabawy. Stylistycznie, językowo, jak tam chcecie – bez zarzutu.
Myślę, że jeśli teraz przyznam tylko punkty, będzie już wiadomo, dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej.


Pomysł:

3 miejsce: -
2 miejsce: Mrs.Sun
1 miejsce: Suhak

Postacie:

3 miejsce: Mrs.Sun
2 miejsce: Pineska
1 miejsce: Suhak

Jakość i styl:

3 miejsce: Mrs.Sun
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Najlepszy nastrój:

3 miejsce: Cornelie
2 miejsce: Mrs.Sun
1 miejsce: Suhak


Gratulucja dla wszystkich autorek za podjęty trud, a w szczególności dla Susza za dobry tekst.
Pozdrawiam,
R.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:40, 18 Sty 2012 Powrót do góry

Nieoczekiwanie znalazłam czas, by zająć się oceną Waszych tekstów. Niestety, jestem rozczarowana. Sądziłam, że znajdę tutaj naprawdę świetne teksty, ciekawe pomysły, coś co chwyci mnie za serce. Emocje wywołał we mnie tylko jeden tekst. Który? Pewnie domyślicie się po mojej ocenie.

Pomysł:

3 miejsce: -
2 miejsce: -
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:
Żaden z pomysłów tak naprawdę nie rzucił mnie na kolana. Większość to powtarzane historie, prowadzone już na tyle różnych sposobów, że nie potrafią zaskoczyć, wywołać emocji, sprawić, że zatrzymam się na moment i pomyślę o tym, co przeczytałam.
W tej kategorii mogę przyznać punkty tylko jednej osobie. Suhak po raz kolejny pokazała, że ma klasę, wie, o czym pisze, od początku do końca prowadzi swoich bohaterów obradą przez siebie drogą, popisuje się wiedzą, próbuje z wymęczonego na wszelkie sposoby tematu, wydobyć coś interesującego, co pozwoli odbiorcy na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości - nawet jeśli wybrana przez nią rzeczywistość w miniaturce jest okrutna i smutna.
Osadzenie fabuły w takich a nie innych czasach już samo w sobie było dla mnie strzałem w dziesiątkę. A zaskakujące zakończenie, rozwiązanie sprawy między trójką bohaterów i problemu, który się pojawił, który mógł pochłonąć ofiary - niesamowity. W niektórych momentach naprawdę miałam dreszcze i oczy robiły mi się większe. Brawo, Suszku.

Postacie:

3 miejsce: -
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:
Korniaczek tworzy bohaterów w taki sposób, że odbiorca od razy czuje się z nimi związany i łapie się na tym, że się z nimi utożsamia. Tutaj było tak samo. Ewelina i Natalia - dwie cudowne osoby, pomimo różnego wieku, wiele przeszły, dostały od życia w kość, odnajdują się i okazuje się, że razem mogą stawić czoło przeciwnościom losu, że jedna pomoże drugiej. Moją faworytką jest jednak Natalia. Niezwykłe dziecko.
Co do Suszka. Ona również znana jest z niesamowitego nakreślania charakteru swoich bohaterów. Nie są jednoznaczni, można się w nich odnaleźć różne emocje, które niekiedy są kontrastowe, jednak nic się tutaj nie gryzie. W jednej chwili widzimy spokojnego, opanowanego człowieka, a w drugiej osobę, która dla bezpieczeństwa kogoś bliskiego potrafi zabić. U Suszka wydaje się to prawdziwe i przekonujące. Mamy tutaj bohaterów z krwi i kości. Mówię o całej trójce: Franciszku, Urszuli i Karolu.

Jakość i styl:

3 miejsce: Cornelie
2 miejsce: Mrs. Sun
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:
Korniaczek ma przyjemny styl, który trafi chyba do każdej osoby, niezależnie od upodobań, wieku czy innych zależności. Jej teksty czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. W tym przypadku tak właśnie było.
Chciałam wyróżnić Mrs. Sun, która naprawdę się postarała, jeśli chodzi o ten aspekt. Zaprezentowała nam całkiem długi tekst, przejrzysty, dość bogaty. Przykro mi, że nie mogłam jej przyznać punktów w innych kategoriach, więc chociaż tutaj zajmuje u mnie drugie miejsce.
Styl Suszka kocham. Jest przemyślany, bogaty, plastyczny, wciągający. Wszystko jest piękne, dopięte na ostatni guzik. Jej tekst czytało mi się z czystą przyjemnością. To była po prostu uczta, naprawdę.

Najlepszy nastrój:

3 miejsce: -
2 miejsce: -
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:
Tutaj przyznam tylko punkty Suszkowi. Tylko ona chwyciła mnie za serce, sprawiła, że poczułam grozę tamtych czasów, niepewność, zagrożenie oraz emocje ludzi, którzy wtedy żyli. Jako jedyna wywołała we mnie tak naprawdę emocje, za co chciałam jej serdecznie podziękować. Postarała się najbardziej ze wszystkich uczestników i może być z siebie naprawdę dumna.

Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam. Przepraszam, że krótko, ale nie mam chyba więcej do powiedzenia. Mogłabym napisać więcej o tekście Suhaka i zapewne to zrobię, gdy wstawi tekst do swojego tematu po zakończeniu konkursu. Mogłabym też napisać parę słów o innych tekstach, ale obawiam się, że nie byłyby to miłe słowa, więc wolę sobie odpuścić.
Brawa dla Suszka i Korniaka.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Pon 13:57, 23 Sty 2012 Powrót do góry

Nie wywiązując się z obowiązku, jaki wzięłam na swoje barki, a powodem był brak dostępu do internetu, ale również niespodziewany wyjazd. Rekompensując brak mojego tekstu postanowiłam wyjawić swoją ocenę na temat nadesłanych prac.

Pomysł

3 miejsce: -
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak.

Niezwykle trudno było mi zdecydować, która praca powinna stanąć na podium, bo obie uczestniczki mają talent pisarski. Historia Suhaka sprawiła, że miałam wrażenie, iż jestem cichym obserwatorem i przyglądam się temu co dzieję się w życiu bohaterów. Czytając poszczególne linijki tekstu miałam ochotę potrząsnąć Franciszkiem i powiedzieć mu, żeby nie zachowywał się tak protekcjonalnie wobec swojej żony i okazał jej choć trochę uczucia. Natomiast zagłębiając się w lekturze Cornelie miałam ochotę płakać nasycona pozytywnymi emocjami, jakie dane mi było przeżywać wraz z poznaniem tej niesamowitej historii, która pokazuję, jak bezgraniczna potrafi być miłość do dziecka.

Postacie

3 miejsce: -
2 miejsce: Cornelie.
1 miejsce: Suhak.

Postanowiłam podarować drugie miejsce Cornelie w tej kategorii, ponieważ, jak napisałam powyżej jej praca sama w sobie jest niesamowita, ale zabrakło mi, choć małego dreszczyku emocji. Natomiast praca Suhaka posiadała ten element co mnie bardzo cieszy, jak i również odrobinę zaskoczenia, bo nie spodziewałam się, że Karol wyskoczy z taka dekralacją uczuć względem Urszuli, a tu proszę taka niespodzianka.

Jakość i styl

3 miejsce: -
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak.

W tym punkcie nie będę się za bardzo rozpisywała, ponieważ nie znam się na tym za dobrze, ale oba teksty czytało mi się na prawdę przyjemnie, płynnie i dość szybko co powoduję, że nie dopatrzyłam się żadnych błędów, co daje + obu Paniom. Na pewno, jakieś niedociągnięcia się pojawiają, ale ja bardziej skupiałam się na treści, niż na wyłapywaniu błędów językowych.

Najlepszy Nastrój

3 miejsce: -
2 miejsce: Cornelie
1 Suhak.

Musiałam się długo zastanowić nad tą ostatnią oceną komu przyznać odpowiednie miejsce. Pierwsze miejsce podarowałam Suhakowi, dlatego iż jej tekst jest przepełniony wielką niewiadomą i odbiorca chcę poznać dalszy tok wydarzeń i kiedy ma szansę dotrwać do końca dalej czuję niedosyt i chcę więcej. Natomiast Cornelie wykreowała bohaterów w sposób delikatny, bez fajerwerków co też jest bardzo dobre, bo nie ma przepychu i opowiadanie toczyło się własnym tempem.

Gratuluję wszystkim uczestniczkom, wasze historie są jedyne w swoim rodzaju.


Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Pon 21:50, 23 Sty 2012, w całości zmieniany 7 razy
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Pon 22:22, 23 Sty 2012 Powrót do góry

Pomysł:

3 miejsce: Cornelie
2 miejsce: Pineska
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:

Najbardziej chwalę pomysł Suszaka, który niewątpliwie byłby trudny do powielenia, za to przedstawione realia są jej charakterystyczną cechą. Mało kto zabiera się za podobne tematy, bo i mało kto posiada taką wiedzę, a do tego potrafi ubrać to wszystko w słowa, przelać na papier, pozwolić czytelnikowi przenieść się w czasie, poczuć klimat innej epoki. A ja zdecydowanie czułam ten strach, niepewność, nawet grozę. Naprawdę mało komu udaje się w niebanalny sposób przedstawić historię miłosną, bez nadto ckliwego tła, Susz jest w tym mistrzem.
Historia Pineski największe zadatki na mój hit miała na początku - póki nie pojawił się wątek ze szpitalem, przy którym akcja potoczyła się zdecydowanie za szybko. Podobał mi się początek, potem zaskoczył mnie obrót spraw, chyba zwyczajnie nie lubię powierzchownego poruszania tak poważnych tematów, zraziło mnie to, ale najwyraźniej nie do końca.
Wśród wszystkich tekstów brakowało mi zwyczajnej radości. Czy miłość wszystkim kojarzy się z nieszczęściem, smutkiem, utratą? Dlatego miniaturka Corniaka zasłużyła na trzecie miejsce, choć stuprocentowo nie przypadła mi do gustu. Może wyglądać to tak, że sama nie wiem, czego chcę, ale tu znowu przyszedł mi na myśl film familijny, ewentualnie komedia romantyczna, w której wszystko po traumatycznych przeżyciach układa się zbyt gładko.
Ciężko znaleźć taki punkt równowagi, aby nie przesadzić ani w jedną, ani w drugą stronę.

Postacie:

3 miejsce: Mrs.Sun
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:

Chyba w wypadu Suszaka nie trzeba nic tłumaczyć. Postacie istniały - nie tylko na papierze, ale gdzieś obok, dzięki realistycznym, dokładnym (Suszku, czasami aż za bardzo, jakieś dwa razy zdarzyło mi się na nich wyłączyć) opisom. Mimo że były najbardziej nam odległe, naprawdę udało mi się je zrozumieć. Polubiłam Urszulę za jej melancholijność, Karol ujął mnie swoim romantyzmem, a Franciszek okazał się, mimo wszystko, człowiekiem z uczuciami. Trzy bardzo barwne postaci, nie potrzeba mi nic więcej.
Ewelina Cornelie bije wszystkich na głowę swoim ciepłem, dążeniem do własnego szczęścia, walczeniem o nie, niepoddawaniem się, całą swoją osobą. Zabrakło mi czegoś w tekście jako w całości, trochę mniej polubiłam Natalię, ale tak czy inaczej przyznaję drugie miejsce.
Vanessa z tekstu Mrs.Sun potrzebowałaby ujarzmienia. Mam wrażenie, jakby w związku z jej osobą działo się zbyt wiele. Brawa dla Autorki za to, że potrafiła oddać uczucia, ale tutaj znowu wracam z zasadą umiaru. Gdyby wszystko to, co było w całym tekście upakować w jeden wzruszający fragment otoczony opisami, byłoby znacznie lepiej.

Jakość i styl:

3 miejsce: Mrs.Sun
2 miejsce: Cornelie
1 miejsce: Suhak

Uzasadnienie:

Pierwsze miejsce - praktycznie bezbłędne, płynne, przejrzyste, po prostu idealne. Magda, wybacz mi wszystko, wszelakie zaniedbania, ale naprawdę uwielbiam to, jak piszesz.
Gdyby nie informacja na górze, nie powiedziałabym, że pierwszy dodany tutaj tekst jest dziełem Corniaka. Jak na mini biorącą udział w konkursie chyba nie mam nic mu do zarzucenia, ale jak na Twoją mini - zabrakło mi tu Ogórzastego polotu - co się stało? Wszystko było poprawnie, zwyczajne, przyjemne, miło się czytało... i tyle.
Mrs.Sun jest jedyną Autorką, jaką oceniam w tej kategorii, której stylu kompletnie nie znam. Nie padam niestety do stóp, ale wydaje mi się, że za parę tekstów mogę spodziewać się tu czegoś naprawdę dobrego. Póki co ze swojej strony radziłabym bardziej panować nad kwiecistością opisów, bo wirujący kurz kurzem, ale ile można.

Najlepszy nastrój:

3 miejsce:
2 miejsce: Suhak
1 miejsce: Cornelie

Uzasadnienie:

Korniaczek, jak już napisałam wyżej, wprowadził mnie w nastrój niczym z filmu, do tego klimat świąt - gdybym czytała to miesiąc wcześniej, prawdopodobnie wszystko mocniej chwyciłoby mnie za serce, na razie za to mogę docenić lekkość i to, że nie musiałam wytężać mózgu, żeby wiedzieć, o czym czytam.
Klimat Suszaka był wyjątkowy, przerabiamy pewnie podobne okresy na polskim, historii, więc teraz jest mi to wszystko wyjątkowo bliskie, bo chociaż nie grzeszę wiedzą z zakresu historii, tutaj wiem, o czym czytam. Nie było też żadnego przesłodzenia, pojawił się nastrój odpowiedni do realiów historii, ale nie wiążący się tylko z wątkiem miłosnym.

Gratuluję wszystkim Autorkom, szczególnie tym, które uwzględniłam w ocenie.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Śro 23:16, 25 Sty 2012 Powrót do góry

Głosowanie zostało zakończone już wczoraj, ale dopiero dzisiaj udało mi się podliczyć wszystko. Więc mogę Wam podać wszelkie wyniki.

Najpierw chciałam podziękować wszystkim, którzy głosowali i tym, którzy zamieścili swoje teksty. Już jesteście wygrani. Dziękuję Wam za wolę walki i chęci. Ale żeby nie przedłużać.

Dziękuję jeszcze Wiedźmie - jak zawsze, świetnie spisała się w roli grafika i prezentuję Wam banery, które zrobiła dla uczestników.

A więc rozpoczynam :
Image 5 miejsce - Olkaa.

Image 4 miejsce - Pineska - 7 punktów

Image 3 miejsce - Mrs.Sun - 10 punktów

Image 2 miejsce - Cornelie - 37 punktów

Image 1 miejsce - Suhak - 70 punktów

Wielkie gratulację dla Suhaka za wspaniały tekst, ale też dla każdej z Was!
Mam nadzieję, że spotkamy się przy kolejnym konkursie!

Buziaki!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Śro 23:19, 25 Sty 2012, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin