FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Niosący śmierć [M] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Pią 23:54, 24 Gru 2010 Powrót do góry

- Nie pytałeś o pozwolenie! - Głos trzasnął go niczym bicz, świdrował w uszach jak rój wściekłych os.
- Nie dostaliśmy nawet małej cząstki tego, co oni, chociaż niczym sobie nie zasłużyli – szepnął, a jego odpowiedź była jak powiew wiatru – nikt nie mógł być pewien, czy aby na pewno miała miejsce. Nie mógł podnieść głosu, chociaż tak bardzo chciał, a ograniczona wolna wola kazała klęczeć.
Piękna postać przyklękała na jednym kolanie, podpierając się na pięści i niemal wspierając głowę na drugim kolanie. Chciała się skurczyć i stać się niewidoczna. Stać się czymś ulotnym i nietrwałym jak jedno tchnienie.
- Milcz! Jak śmiesz mówić coś takiego?!
Przez jego ukrytą pod kruczoczarnymi włosami twarz przebiegł grymas bólu i strachu. Chciał stać się niewidoczny, ukryć się pod długą peleryną lśniącą nieskończoną czernią. Czuł, że coś niematerialnego przygniata go z ogromną siłą, że siedzi na jego plecach i barkach i dociska do ziemi. Chciał unieść głowę, spojrzeć rozmówcy w oczy, powiedzieć jeszcze raz, dlaczego popełnił zbrodnię. Jednak rozmówca nie chciał słuchać.
- Dopuściłeś się czynu najgorszego z najgorszych! Mordowałeś swoich podopiecznych, choć kazałem ci ich chronić przed własną głupotą i ułomnością! Powiedz, synu mój, czy nie udowodniłeś, iż twoja ułomność jest po stokroć większa?
- Panie, nie pojmuję, jak możesz…
- NIE TWOJE TO ZMARTWIENIE!!! Kazałem ci nieść światło, a przyniosłeś śmierć! – zagrzmiał młody mężczyzna. Wyglądał niczym elf, a jego sylwetka była nienaturalnie wyciągnięta. Miał długie, szczupłe nogi i ręce, zadbane dłonie i smukłe palce, a twarz wyciągniętą i o ostrych rysach. Długie do pasa, złote włosy spływały po plecach, falując, jakby przeczesywał je lekki wiatr. Podszedł do rozmówcy, jednocześnie w ogóle nie dotykając ziemi bosymi stopami.
Położył delikatną dłoń na ramieniu kompana. Ten jęknął, czując żar, który wypalał ranę w jego ciele i zagryzł wargi, starając się nie okazywać bólu.
Władca pochylił się nad poddanym, a jego włosy spoczęły na barkach tego drugiego, silnie ze sobą kontrastując i jeszcze bardziej uwidaczniając różnice między obojgiem. Złotowłosy spojrzał na rozmówcę z czułością, ale spojrzenie to w tym samym czasie było przesycone ogromnym gniewem.
- Nie kazałem ci rozmyślać, ani tym bardziej czegokolwiek rozumieć. – Ciemnowłosy skulił się w sobie jeszcze bardziej. Chciał podnieść wzrok, by patrzeć na Pana, ale wiedział, że błękit jego oczu, który był błękitem całego świata, w jednej chwili zmieniłby go w nic nieznaczący pył.
- Byłeś moim ulubieńcem, moim dzieckiem, siedziałeś po mojej prawicy. Jak mogę kochać życie, które stworzyłem, jeśli ono niszczy życie o wiele słabsze? Życie, które nakazałem chronić? – zapytał władca, ale pogrążony był w głębokiej zadumie.
- Panie mój, nie rozumiesz… - wyszeptał czarnowłosy, chcąc powstrzymać łzę, która stoczyła się po jego policzku.
- Dość. To właśnie ja jestem tym, który rozumie. Który rozumie twoją pychę, twoją zazdrość!
- Byłem zły, że…
- Och, tak. Jesteś zły. Zły do cna, zło w twoich oczach jest głębokie i bez dna, Lucyferze. W moich zastępach nie ma miejsca dla zła ani śmierci.
Anioł znał gorzkie znaczenie tych słów. Smagnęły jego duszę, pozostawiając bolesny ślad, taki jaki pozostawia bicz na nagiej skórze.
- Nie pozbawiaj mnie Twej miłości! – zawył Lucyfer.
- Kocham cię, mój synu. Bardziej niż wszystko, co stworzyłem i dlatego kara będzie najsurowszą z możliwych kar – odparł surowo Bóg.
Anioł zacisnął pięści. Jego skrzydła płonęły, czuł przeraźliwy i paraliżujący ból, jednak chciał pokazać Panu, że jest silny i wciąż zasługuje na miano ulubieńca. Łzy płynęły z jego oczu cienką, nieprzerwaną strugą. Bolało go ciało, ale jeszcze bardziej krwawiąca z każdej strony dusza. W końcu spłonęła na popiół i zniknęła, podobnie jak skrzydła. Lucyfer ryknął przeraźliwie, a oczy miał szeroko otwarte. Płonął w nich czarny jak smoła ogień, który był w stanie wszystko obrócić w proch.
- Panie mój – krzyknął cierpiący Anioł – ratuj mnie!
Bóg jedynie patrzył. W oczach miał rozpacz i strach.
- Ojcze, błagam! Przebacz mi! – załkał, czując, że opada w nicość, że oddala się z miejsca, którego miał nigdy nie opuścić.
Bóg uśmiechnął się czule.
- Synu mój, wybaczyłem ci, zanim się dokonało. Zbrodnia jednak nie może pozostać bez kary, a kara twoja będzie wieczna – rzekł z żalem.
W tym samym momencie Lucyfera przepełniła okrutna złość. Zrobił przecież wszystko, co mógł. Nie pojmował, dlaczego został ukarany w tak straszny sposób. W jednej chwili znienawidził Anioły, które będą po wsze czasy chwalić Pana. Nienawidził ich radości, która trwać miała całą wieczność. Znienawidził również samego Pana.
- Zabiję! Zabiję ich wszystkich! Wyrżnę jak świnie! Zobaczysz, jak bardzo są słabi i jak szybko zapomną o Tobie! Będą całą wieczność pokutowali za Twoją miłość!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin