FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 [M] kirke | fandom:HP|mentorsy | Wojownicy Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 12:11, 27 Kwi 2011 Powrót do góry

zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że nadeszła era nowego bohatera :P a poważnie - wsiąkłam w inny kanon, ale ponieważ mamy tu porządny dział to czas go rozruszać :)

autor: kirke (zwana niekiedy euphorią)
tytuł: Rysownik
opis: chyba napisałam Harry mentors Snape... mam nadzieję, że wam się spodoba...



dla Zilidyi, żeby się nie smuciła... dla Neko i Tarjei za przypomnienie mi Smerfów :)

betowała cudna Robaczek, której dziękuję, bo opracowała się jak nikt :P


Mistrz Eliksirów przemierzał salę sprężystym krokiem, uważnie studiując wyrazy twarzy uczniów, którzy, jak się spodziewał, zadrżeli ze strachu. Tego dnia nie było zwyczajnych zajęć – wręcz przeciwnie. Po raz pierwszy miał przeprowadzić lekcję czysto teoretyczną, ponieważ eliksir, który zamierzali warzyć za tydzień, był śmiertelnie niebezpieczny i każdy najmniejszy błąd mógł pozbawić Hogwart lochów. W całości.
Dyktować zaczął dużo wolniej niż zazwyczaj, mając nadzieję, że przyswoją sobie jak najwięcej i jak najszybciej. Skupienie zarówno jego, jak i ich było doskonale widoczne. Nikt też nie burzył idealnej ciszy i szmeru przesuwanych po pergaminie stalówek . Nikt, prócz Pottera, który ewidentnie nie wpasował się w rytm klasy i wiercił się niespokojnie z uśmiechem, który Severus zakwalifikował jako podejrzany.
– Potter, myślisz, że co robisz? – warknął, sprawiając, że wszyscy obecni podskoczyli na krzesłach. Najpewniej znajdzie kilkanaście plam tuszu na pergaminie, gdy będzie przeglądał ich notatki.
– Właściwie to nic, panie profesorze – odpowiedział mu nadzwyczaj spokojnie, wciąż uśmiechając się szeroko. – Dyrektor prosił mnie o coś wczoraj i chyba wiem, jak to osiągnąć – dodał nie całkiem enigmatycznie.

Dumbledore oznajmił wczorajszego dnia Severusowi, że Harry postanowił przekonać go do pozostania po Jasnej Stronie podczas trwania wojny. Snape nie miał pewności , kto wpadł na ten szalony pomysł, ponieważ obaj byli niezrównoważonymi Gryfonami i nie odróżniał jednego wariactwa od drugiego. Jednak coraz bardziej intrygowało go, jak Potter zamierza tego dokonać.
– I odkryłeś to właśnie teraz? – wysyczał. – Panie Potter, nie wiem, kim chce pan zostać w przyszłości, ale cokolwiek by to nie było, eliksiry są konieczne do ukończenia Hogwartu – dodał dużo ostrzej, ale nie zmazał szerokiego uśmiechu z twarzy Gryfona .
– Postanowiłem zostać rysownikiem – odparł spokojnie Potter i podał Severusowi plik kartek, zanim wyszedł bez słowa z zajęć.
Mistrzowi Eliksirów nie pozostało nic innego, jak uspokoić zdezorientowanych uczniów i wyłożyć lekcję.

***

Severus Snape siedział podczas obiadu na swoim zwyczajowym miejscu i przeglądał kartki, które dostał od Pottera. Choć, jak zawsze zresztą, było gwarno, nie to tak naprawdę sprawiło, że czuł się nieswojo. Po raz kolejny przewertował stronice luźno spiętego notesu, który okazał się historią pobytu Pottera w Hogwarcie. Całą w kolorach, żywą, a przy tym ujętą z niesamowitą dawką humoru. Podejrzanie inteligentnego – jak stwierdził po chwili. Gryfon zostawił mu też niepokojącą notatkę, że jego własna podobizna ukaże się na ostatniej – teraz pustej – stronie, gdy tylko odgadnie wszystkie postacie.
Severus więc patrzył na niebieskiego stworka z czerwoną czapką i czymś, co przypominało śpioszki. Papa Smerf, głosił napis pod spodem. Stworek, podobny do wszystkich pozostałych, wyróżniał się nie tylko kolorem ubioru, lecz przede wszystkim białą brodą. Zrozumienie, czyją podobiznę przed sobą widzi, nie zajęło Severusowi długo. Pozostało tylko sprawdzić, czy się nie myli.
– Dumbledore – wyszeptał do nieruchomego obrazka, który był malowany techniką mugolską – bez magii, dodającej kawałek energii rysownika . Jednak nic się nie stało. Wziął więc ostrożnie swoje pióro i tuż pod czarnym Papa Smerf dopisał charakterystycznym czerwonym atramentem Dumbledore. Napis zabłyszczał i został momentalnie przytwierdzony do strony. Atrament wchłonął się natychmiastowo.
Uśmiechnął się pod nosem, ale natychmiast opanował, gdy kolejny smerf pojawił się na kartce. Nosił czerwony płaszcz i trzymał w dłoni pędzel.
Malarz.
– Proste – mruknął do siebie, ignorując zdumione spojrzenia kolegów.
Wpisał Potter, a wtedy atrament tak po prostu znikł, a smerf skłonił się i uśmiechnął do niego kpiąco.
Więc to nie całkiem mugolskie kredki – pomyślał już całkiem zaintrygowany. Podniósł odrobinę wyżej głowę akurat w tym momencie, gdy Colin Creevey wszedł ze swoim aparatem i ponownie próbował zrobić Potterowi zdjęcie.
Tym razem to Creevey Colin pojawiło się pod smerfem, który bezgłośnie zaczął bić mu brawo. Westchnął zirytowany, jednak ciekawość pchnęła go dalej. Najwyraźniej Potter posiadał też lekko frustrujące poczucie humoru, którego się po nim nie spodziewał i którego oczywistości nie uznawał.
Nie zdążył nawet dokończyć myśli, gdy przed jego oczami pojawiła się niebieska kobietka w blond włosach i skłoniła się grzecznie. Nastał czas podpowiedzi – pomyślał rozdrażniony tym, że Smerfetka spłoniła się i zaczęła nerwowo poprawiać sukienkę.
Chwilę zastanawiał się nad tym, kim jest nieznajoma, ale za knuta nie pasowała mu do Granger ani Weasleyówny. W końcu spojrzał na McGonagall i skrzywił się nieznacznie. Jeśli ona nie wiedziała, kto podoba się Potterowi, to chyba będzie zmuszony do podania chłopakowi veritaserum.
– Minerwo – przerwał jej delikatnie dyskusję z Vector. – Z kim spotyka się Potter? – spytał możliwie najbardziej wypranym z emocji głosem.
– Och! – westchnęła i natychmiast obróciła się w stronę Gryffindoru, najpewniej spodziewając się jakiegoś obściskiwania ze strony ulubionego ucznia. Gdy jednak nie zauważyła niczego niestosownego, spojrzała na niego jeszcze bardziej zaskoczona. – Z nikim, Severusie. Mogę się dowiedzieć, skąd twoje nagłe zainteresowanie?
Zbył ją, próbując przypomnieć sobie Turniej Trójmagiczny… Coś świtało w jego pamięci, mimo to nie chciało wydostać się na zewnątrz. Zaczął więc przeszukiwać wzrokiem poszczególne stoły i w końcu natrafił na nią. Tę samą, na którą Potter spoglądał z takim utęsknieniem jeszcze trzy lata wcześniej.
Cho Chang.
Zatwierdzone, Smerfetka ukłoniła się i posłała mu całusa. Ta gra zaczynała mu się podobać, tym bardziej, że dawno już nie musiał tak przyjemnie wysilać swojego umysłu.
Kolejna strona nie była zaskoczeniem. Smerf przeglądał się w niewielkim lusterku z rączką i układał wyimaginowaną fryzurę.

Laluś został opisany przez Severusa jako Draco Malfoy, zdobywając mu kolejny punkt.
Kolejnego smerfa z książkami i podpisem Ważniak Mistrz Eliksirów zakwalifikował jako Granger. Najwyraźniej mała przyjaciółka Pottera była pojmowana przez niego bardziej jak mężczyzna, niż dziewczyna, a irytujące próby zmuszenia ludzi do przyjęcia jej zdania – nachalne. Mimo że Severus nie mógł nie oddać sprawiedliwości Granger w wielu sprawach, robiła wokół siebie zdecydowanie za dużo hałasu.
Osiłek musiał być Ronaldem Weasleyem, wyższym od Pottera o dobre piętnaście centymetrów.
Ciamajda był Longbottomem, a mała Sasetka Weasleyówną.
W końcu po niezliczonych podobiznach, trafił na pustą stronicę, która centymetr po centymetrze wypełniła się obrazem wysokiego, wcale nie niebieskiego mężczyzny. Czarne, niechlujnie założone szaty i krzywy nos wyróżniający się na tle ziemistej cery, zdradziły prawdę, zanim Severus zdążył podpisać Gargamela.
Na tę krótką chwilę Mistrz Eliksirów skrzyżował wzrok z Potterem, który jakoś musiał się dowiedzieć, że tekstu nadszedł koniec. Gryfon spojrzał na niego z zamyśleniem, a potem uśmiechnął się jeszcze szerzej i pstryknął palcami w powietrzu, wywołując salwy śmiechu. Ostatnia stronica w dłoni Severusa poruszyła się, a obrazek zmienił. Jak zaczarowany spojrzał na wioskę smerfów i ich życie, a potem na stojącego na uboczu Gargamela, który za wszelką cenę szuka metody do odnalezienia jej. Towarzyszył mu w tym kot Klakier, nieprzyjemnie kojarzący się z Panią Norris, lecz Snape starał się nie zwracać na to uwagi. Co innego przykuło jego wzrok. Ponownie niepowodzenie Gargamela, nie mogącego dodać do swoich mikstur ani kawałka smerfa. Bulgocący kociołek w nieuporządkowanej wieży czarnowłosego czarodzieja.
Po chwili jednak obraz się zmienił. Ktoś inny wyłapał smerfy. Uwięzione w klatkach jakiegoś bardzo brzydkiego czarodzieja czekają aż ten ugotuje je na obiad. Co robi Gargamel? Potajemnie wypuszcza je, w lot pojmując, że bez smerfów i jego życie pozbawione jest sensu. I zabawa zaczyna się od początku, gdy próbuje wyśledzić ostatniego, kiedy podążają szczęśliwe do swojej wioski.
Severus Snape odłożył na blat stołu szkicownik i popatrzył na roześmianego Pottera, który na tę krótką chwilę spojrzał na niego o wiele bardziej inteligentnie niż zwykle. Kilka godzin później, gdy spotkali się na błoniach, by Severus mógł oddać mu notatnik, ten znów był tym beztroskim Gryfonem. Mistrz Eliksirów jednak czuł, że coś się zmieniło. Położył na jednym z głazów kartki, które teraz przewracał wiatr.
– A więc mam krzywy nos? – spytał, siląc się na ostry ton.

– Ma pan trzydzieści sześć lat, nie sądzę, żeby pan tego nie zauważył – odpowiedział Potter z niewymuszoną kpiną. Severus jednak nie potrafił wykrztusić z siebie nagany.
– Kim jesteś? Nie było cię na żadnym z obrazków – spytał.
Potter roześmiał się dźwięcznie.
– Jestem narratorem – powiedział, jakby to było oczywiste. I faktycznie – było.
Narratorem – pomyślał Severus, gdy Gryfon odchodził z notatnikiem. Czuł, że kryło się za tym o wiele więcej niż na pierwszy rzut oka.
Narratorem, ale i autorem – dodał po chwili w myślach, gdy zdał sobie sprawę, że to tak naprawdę Potter podjął za niego decyzję w sprawie wyboru stron.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 20:19, 29 Gru 2011, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:45, 06 Lip 2011 Powrót do góry

Temat przeniesiony do odpowiedniego działu. Tu jest miejsce na krótkie formy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 11:45, 04 Sie 2011 Powrót do góry

autor: euphoria/kirke
tytuł: Wojownicy
gatunek: miniatura
betowała: Zilidya (której bardzo dziękujemy za świetną robotę :* )
ostrzeżenia: brak
paring: żaden seksualny


Wojna się skończyła.
Wcale o tym nie pomyślał, gdy bez sił upadł na kurz i brud pod sobą. Czuł jak popioły mieszają się w jego ustach ze śliną, ale nie potrafił nic z tym zrobić. Dziwna niemoc odebrała mu chęć splunięcia grudkami ziemi, które rozpuszczały się na jego języku, roznosząc smak jeszcze gorszy od tego zwycięstwa.
Leżał dokładnie tam, gdzie upadł. Pod palcami czuł swoją różdżkę, na której instynktownie zacisnął rękę, ale to nie była ta sama radość, co u Ollivandera, gdy wybrali się oboje. Nie było tej samej magii, energii ożywiającej jego zmysły, dającej poczucie istnienia. Nie, nie znikła. Była tam gdzieś w środku, ale nie próbowała się wydostać jak przez ostatnie lata. Kontrolowała się, a może to on kontrolował ją? Nie był pewien.

Ale leżał dokładnie tam, gdzie upadł. Wiedział, że jego druga dłoń dotyka szaty Voldemorta. Mógł się założyć, że to On. Przecież widział jak Tom upada, a potem sam zasłabł, lądując kilka centymetrów od niego.
Słyszał wiwaty i okrzyki radości, której jednak szybko ucichły i zamieniły się w jęki. Tylko one wciąż pobrzmiewały w powietrzu. Krzyki rozpaczy, gdy ktoś odnajdywał martwych członków rodziny.
Korzystając z ostatnich pokładów samozaparcia, dźwignął się na kolana. Czuł zapach krwi w powietrzu, który mieszał się z łkaniem, a przecież nie powinien. To była całkiem inna płaszczyzna poznawania. Jednak granica się zatarła. Zmysły, otępiałe przez szok, splotły się w jedno i na wyścigi wysyłały błędnie interpretowane sygnały. Wiedział jednak jedno – ból i cierpienie miały aromat zakrzepłej krwi, która nigdy nie miała już płynąć.

Jedna mała stróżka spływała mu nawet po czole, mieszając się z potem. Zlepiając mu włosy. Był taki brudny. Zbrukany, niegodny. Skażony cierpieniem i splamiony ich krwią, którą miał na rękach, na sobie. Odpowiedzialny za śmierć. Za wiele śmierci – jak mógł ocenić teraz, siedząc na środku pola bitwy z podkurczonymi nogami.

Zaklęcia, których użyli z Vodemortem, cała moc wypływająca z nich, utworzyła kilkumetrowy krater. Poczerniała ziemia wysuszona zabójczą magią przesypywała się przez jego palce jak piasek, więc pozwolił pierwszemu zagubionemu powiewowi powietrza zabrać mu ją z rąk. Kurz uleciał w nieznane, czując się nareszcie wolnym, czego Harry nie mógł powiedzieć o sobie.

Zawsze wyobrażał sobie ten dzień jako coś niezwykłego. A teraz nie było radości i szczęścia. Nie czuł się też spełniony. Wręcz przeciwnie – dziwna pustka, wypełniająca komórki jego ciała, nie pozwalała mu wstać. Każdy ruch był okupiony bólem istnienia, z którego dopiero zdał sobie sprawę. Egzystencja przytłaczała. Nie miał ochoty siedzieć, oddychać, myśleć, ale to było silniejsze od niego. Usiadł.

Kołysał się w przód i tył, zajmując kawałek peleryny martwego Voldemorta. I patrzył.

Jak Hermiona podbiega do Rona, pomaga mu wstać i całuje. Po twarzy, po policzkach, czole, powiekach, szepcząc, coś co wyglądało jak zaklęcia. Pewnie jedne z najsilniejszych – te z miłości. Brudne policzki dziewczyny obmywały płynące strumieniami łzy.
Czy tak się uzyskuje oczyszczenie? – pomyślał, spoglądając na ociekające krwią ręce.
Ron przytulił Hermionę mocno, chowając w ramionach jego ból i strach. Wszystkie lęki nagromadzone i tłumione przez lato.
Zaraz obok Molly leczyła dłoń Artura, uśmiechając się lekko, choć pewnie i tak zostanie blizna. Pan Weasley drugą ręką poprawiał jej zaplątane kosmyki rudych włosów, w których znajdowały się jakieś gałązki i liście. Ich grupa uderzeniowa musiała być najbliżej tego wybuchu, który spowodowali z Tomem. Pamiętał doskonale jak ziemia u jego stóp eksplodowała, a zaraz potem wszystko, co żywe zostało zepchnięte dalej lub po prostu unicestwione. Nie uskoczył wtedy, ale pozwolił się ponieść Śmierci, którą kilka chwil później zadał.

Kilka metrów dalej Tonks płakała cicho nad ciałem Remusa i wtedy to do niego dotarło. W całym swym egoizmie. Nikt po niego nie przyjdzie. Wszyscy już ściskali swoich bliskich. Żywych czy martwych. On tylko był obserwatorem, który kątem oka dostrzegał właśnie Draco Malfoya, przytulającego się do bladej Narcyzy, stojącej nad ciałem męża.
A on będzie tu siedział sam, czekając na Aurorów, którzy przyjdą zabrać ciało. Już teraz magomedycy zajmowali się rannymi, a on nie potrafił zrobić nic innego niż kołysać w tym i przód w tylko sobie znanym rytmie. Takim uspokajającym, kojącym, usypiającym. Ta powtarzalność pozwalała mu znaleźć oparcie dla powiek, które zaciskały się coraz bardziej, tłumiąc łzy. Pustka rozszerzała się, pochłaniając wszystko co dobre i dając w zamian świadomość, której wcale nie chciał.

Tak smakuje śmierć i dorosłość – pomyślał nie całkiem świadomie. – Tak smakuje zwycięstwo – dodał całkiem inny głosik w jego głowie, którego do tej pory nigdy nie słyszał.

Ton nie spodobał mu się, ale nie miał sił się bronić. Różdżka wysunęła się z jego dłoni i upadła w piach, z którego podniósł się tuman kurzu.
To jednak nie było ważne. Tak jak mężczyzna, którego nie zauważył, dopóki czarna peleryna nie przysłoniła mu widoczności.
— Nigdy nie widziałem pokonanego Harry’ego Pottera — wyszeptał mu wprost do ucha zmęczony głos.
Poznał go od razu i instynktownie skulił, ale silne dłonie podciągnęły go jak szmacianą lalkę do góry, zmuszając do wyprostowania.
— I nigdy nie zobaczę — mruknął pewniej Snape i bezceremonialnie wymierzył mu policzek.
Nagły ból otrzeźwił go na tyle, by spojrzał na twarz byłego profesora. Emanujący z niej spokój i niezachwiana pewność dały mu chwilowe oparcie, a Snape dalej go trzymał, lustrując wzrokiem, który nagle stał się mniej straszny. Policzek piekł.
— Czas się tego pozbyć — wymruczał, zdejmując mu okulary i tłukąc na pobliskim kamieniu.
Kilka zaklęć szybko skorygowało jego wzrok, choć nie obyło się bez bólu, który wyrywał go tylko mocniej z pustki. Ale Snape szeptał dalej, upewniając się, że chłopak nie ma żadnych ran, lecząc drobne zranienia i na koniec, doprowadzając go do porządku.

Na jego twarzy nie było już krwi, czy kurzu, choć wciąż czuł się brudny.
Snape spoliczkował go ponownie.
— Żeby było równo — mruknął cicho, widząc jego zdziwienie. — Boli? — spytał z lekką kpiną.
— Tak — wyszeptał ochrypłym głosem, zdartym przez wykrzykiwane wcześniej zaklęcia.
W tym to, niosące zagładę i śmierć.
— To znaczy, że żyjesz, Potter — warknął. — Przyzwyczaj się.

***

Spotkali się kilka tygodni później na uroczystościach pogrzebowych. Na hogwarckich błoniach pochowano obok siebie wszystkich walczących. Prawie przez cały czas próbowano użyźnić i zakopać krater, który pozostał po bitwie, ale odrzucał wszelką magię. Kwiaty miały tam już nigdy nie zakwitnąć, a Harry’emu wcale nie było przykro z tego powodu.
Na środku pobojowiska, po którym szalał magicznie wytworzony wiatr, znajdował się tylko pomnik, upamiętniający wszystkich zabitych i jego połamane okulary.
Chcąc nie chcąc, popatrzył na stojącego naprzeciwko Snape’a. Jego zwyczajowa czerń była jak najbardziej na miejscu, więc trudno było rozróżnić go z tłumu, który przybył na uroczystości. Nie widział go od czasu pamiętnej bitwy, która stała się Ostateczna. Mistrz Eliksirów nie przyjął odznaczeń, ani gratyfikacji, rzucając klątwami w każdego urzędnika z Ministerstwa.
Ludzie powoli rozchodzili się, klepiąc go okazyjnie po ramionach, ale nie zwracał na nich uwagi. Szukał w tłumie tylko jednej osoby.

Tak, Snape wciąż stał w tym samym miejscu. Szybko, nie chcąc stracić okazji, poszedł do niego i przystanął zawładnięty nagłym onieśmieleniem i niepewnością. Co miał mu powiedzieć?
— Potter — mruknął. — W głębi afrykańskiego lądu żyje plemię, które wciąż zachowuje wszystkie rytuały i zwyczaje — zaczął mentorskim tonem, którego nigdy dotąd nie użył przy żadnym uczniu. — Wojownicy też mają tam pewną zasadę. Nigdy — popatrzył na niego po raz pierwszy — nie używają tego słowa, Potter. To zasada stara jak świat, pomiędzy wojownikami — podkreślił. — Każdego dnia muszą stawić czoła niebezpieczeństwom i nie ma czasu na głupoty i sentymenty — urwał, jakby nie wiedział, co ma jeszcze powiedzieć. — Ruda narzeczona na ciebie czeka, Potter. Znając płodność Weasleyów pewnie będziecie mieć gromadkę rozwrzeszczanych bachorów tak jak ty głupich — dodał z niesmakiem.
Harry Potter, nie będący już tylko Chłopcem, Który Przeżył, bez słowa wyciągnął dłoń, która została uściśnięta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
White_Demon
Wilkołak



Dołączył: 19 Kwi 2011
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Komnaty Tajemnic

PostWysłany: Czw 14:20, 01 Wrz 2011 Powrót do góry

Podobno pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. Dobrze, że mam je już za sobą i mogę zacząć komentować :) Pewnie już wiesz, że jestem Twoją fanką. Bardzo dobrze mi się czytało, lekko i kurczę, żałuję, że nie ma więcej. Podoba mi się, jak opisałas uczucia Harry'ego po zabiciu Voldemorta. To po prostu magiczne, kiedy zaczynam czytać, nie mogę nawet odwrócić oczu od monitora.
Snape... Mój ulubiony (to takie puste słowo) bohater całej serii. Cholera, wkurzyłam się, bo nie potrafię znaleźć słów, którymi mogę opisać tę miniaturkę. Wszystkie są takie same i może powinnam dać sobie spokój z tym komentarzem? Ale obiecałam sobie, że powiem coś o każdym Twoim dziele. Dobra, więc tak:
Nikt, prócz Severusa oczywiście, nie przyszedł zobaczyć co się dzieje z Harrym. Każdy zajmował się sobą, płakali nad ciałami ukochanych. Ale właśnie najbardziej zdziwił mnie fakt, że to Snape się nim zajął. To tak, jakby mu zależało. A sam Potter, choć nieprzytomny chyba zobaczył kogoś innego w swoim Mistrzu Eliksirów. I kiedy już myślałam, że na pogrzebie po Ostatniej Bitwie oboje zrobią coś, co zszokuje wszystkich dookoła, podali sobie dłonie szokując przy tym mnie samą. Pozwolisz, że skończę, bo piszę głupoty, ale mam nadzieję, że choć trochę się uśmiechniesz, kiedy przeczytasz mój komentarz. Dziękuję za tą miniaturkę i oczywiście jak zawsze czekam na więcej, W_D :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White_Demon dnia Czw 14:21, 01 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin