FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Bezsenność w Seattle/Władza (Susan i Dilena) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 18:33, 26 Sie 2011 Powrót do góry

Pojedynkują się: Susan i Dilena

Forma: miniatura
Długość: do 5 stron TNR 12
Tytuł: dowolny
Fandom: Zmierzch/True Blood - serial/TVD - serial
Chcemy: Przynajmniej po jednym wampirze z każdego fandomu
Nie chcemy: Belli/Sookie/Eleny - mogą być wspominane do woli, ale nie może ich być fizycznie w miniaturze
Termin: dwa tygodnie - na prosbe uczestniczek przedluzony o tydzien - do 26 sierpnia
Beta: bez


UWAGA! Zgodnie ze zmianami w regulaminie, nie można przyznawać remisów w podsumowaniu oceny. Takie oceny nie będą brane pod uwagę w liczeniu punktów.


Koniec oceniania: 10.09

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/-eś, zapoznaj się z zasadami w punkcie IV regulaminu: klik



TEKST A:



Bezsenność w Seattle
Wersja dla nieśmiertelnych. Z przymrużeniem oka.


Queen City, Gateway to Pacific, Seatown – to tylko niektóre z określeń ponad trzymilionowego amerykańskiego miasta, mieszczącego się między Zatoką Puget a Pacyfikiem. O Seattle można by wiele opowiadać. Wspomnieć chociażby o tym, że jest jednym z najbardziej obleganych lotniczych i wodnych szlaków handlowych między Stanami Zjednoczonymi a Azją. Miłośników rocka zainteresowałby fakt, że tutaj urodził się Jimi Hendrix i basista Guns N’Roses, a swoje korzenie muzyczne miały takie kapele jak Nirvana czy Pearl Jem.

Dzisiaj nie ma już takich zespołów…

Ucisz się! Opowiadam! Próbuję budować napięcie, a ty co najlepszego wyrabiasz? Nie martw się będziesz miał swoje pięć minut. Nie jestem DJ-em radiowym, nie poradzę, że po raz trzydziesty drugi puszczają dzisiaj Lady Gagę. Wracając do Seattle – wiecie, że jego miastami partnerskimi są Galway, Izmir i Gdynia? Swoją drogą całkiem ciekawe gdzie one właściwie się znajdują.
Co prawda bywa tutaj deszczowo, no dobrze przeważnie pada, ale to nie ujmuje uroku temu miejscu – wręcz przeciwnie – sprawia, że jest wyjątkowe. Gdyby tak przyjrzeć się umysłom tutejszych ludzi, znaleźlibyśmy całkiem dobry materiał na psychologiczny bestseller. Weźmy na przykład mieszkańców jednej z kamienic w niezbyt dobrze zagospodarowanej dzielnicy. Kate z parteru to samotnie wychowująca dwóch synów matka. Jeden z nich jest już nastolatkiem natomiast drugi jeszcze nie zaczął chodzić, nic więc dziwnego, że starszy pozwala sobie na wszystko – przecież Kate nie dogoni go z niemowlęciem na ręku i nie spierze pasem. Tak, w ich mieszkaniu często słychać krzyki, płacz i głośną muzykę, której co drugie słowo powinno być cenzurowane. Piętro wyżej tydzień temu wprowadziło się młode małżeństwo. Kobieta o urodziwych kształtach potrafi zadbać o siebie i nowo upieczonego męża – jego szczególnie. Codziennie rano wiąże mu krawat i robi śniadanie zanim ten wyjdzie do pracy w małym, upadającym wydawnictwie. Sama potem spędza większość dnia sącząc wino i paląc papierosa za papierosem – przecież jakoś musi odreagować bezrobocie! Równo o piętnastej, zaraz po umyciu zębów mocno ścierną, eukaliptusową pastą, na powrót staje się wzorową żoną. Na trzecim pod dwunastką mieszka stary dozorca – Ben. Jest człowiekiem bezinteresownym i dobrodusznym, ale już zbyt zmęczonym na sprzątanie brudnych pampersów czy puszek po tuńczyku przyprawionym kropidlakiem. Wszyscy chcą nienagannie żyć i wszyscy oglądają z zapałem Gotowe na wszystko. I jak Pan Bóg przykazał co niedzielę wybierają się do kościoła.

Szczęściarze.
Czy ja nie prosiłam o ciszę? Zaczyna mnie irytować fakt, że cię słyszę. Naprawdę, jesteś jednym z trudniejszych przypadków jakie spotkałam. Daruj, mój drogi i tak powinnam dawno oszaleć od twoich melancholiczno-samobójczych skłonności.
To nie jest temat do żartów. Ja cierpię.
Tak? Myślisz, że jesteś w najgorszym położeniu ze wszystkich ludzi i nie-ludzi świata, co? Ha! Otóż mój drogi o tym przekonasz się już za chwilę. Zaprosiłam na ten wieczór kogoś specjalnego.
Wszystko mi jedno.
I dobrze.

Miłość bywa ślepa. Czasami zadajemy sobie pytanie: co ja w nim widziałam? Na początku dostrzega się wiele zalet, w zasadzie same zalety. Piękne oczy, umięśniony tors, opiekuńczość, lekki tembr barytonu w głosie, nienaganny styl, czyste paznokcie. Zdarza się, że uczucie podobne do adrenaliny – określane jako motyle w żołądku – bardzo szybko ustępuje i o dziwo, jak łatwo wytłumaczyć to wszystko co go wywoływało! Oczy – co z tego, że ładne jeśli jeszcze w południe ma w nich zaschniętą ropę? Tors? Dobrze, ale tak naprawdę cały czas chodzi, wciągając brzuch, a każdą powierzchnie tkanki tłuszczowej pokrywają paskudne włosiska. Bywa opiekuńczy.

- Jesteś pewnie głodna, cały dzień pracowałaś?
- Tak!
- To weź mój samochód, zrób zakupy i ugotuj.

Odchodzisz zawiedziona, ale przecież p o ż y c z y ł c i a u t o ! Wspaniały baryton tylko irytuje, nic dziwnego, że odbierasz go jako zwykłe buczenie. Styl zachowuje tylko szkoda, że to styl mamy, nie jego. Czyste paznokcie? Po prostu je obgryza.
Niestety często popadamy w rutynę, ale nie rzadziej zdarza się, że czujemy się mocno zranieni. Ludzie oszukują, kradną, zdradzają.
Jak myślicie – ten, który nie raczy pozwolić mi dokończyć zdania został odrzucony?

- Opowiedz nam o tym, Edwardzie. – Dostojny mężczyzna, średniego wzrostu podszedł do stolika w niemal pustym barze. Nie bez przyczyny nie zaglądali do niego ludzie. Został wykupiony przez wampira na własność. Oprócz właściciela zwykle znajdował się tam tylko barman – po co zapytacie? Edward Cullen nie chciał pozbawiać uczciwego człowieka pracy. Wnętrze knajpy było dość ponure i obskurne. Hank całymi dniami palił fajki i przyrządzał drinki. Nieważne ile wódki by w nie wlał, Edward zawsze zostawał nieporuszony jakby to kompletnie nie robiło mu różnicy. Zwyczajnie siedział i cierpiał.

Przestań wreszcie!

Możesz mówić na głos, mój drogi, masz towarzystwo.
Wampir spojrzał w górę zrezygnowany i kopniakiem odsunął krzesło, zapraszając w dość niesforny sposób mężczyznę do stolika.
- Jestem Bill… - zaczął przybysz.
- Wiem kim jesteś – przerwał mu Edward. – Willam Compton, król… Zaraz, skąd ja to wiem?

Wyczytałeś w moich myślach.

- Wszystko jedno, po co go tu przysłałaś, nie prosiłem o towarzystwo!

Zachowuj się, Edwardzie jak przystało na dżentelmena w obecności jego królewskiej mości.

- Proszę, usiądź – odburknął wampir.
- Widzę, że nie najlepiej się powodzi, co? – zagadnął Bill. Uśmiechając się niepewnie, wyglądał jak mały chłopiec, proszący mamę o zakup lizaka. A mówią, że władza odbija do głowy jak woda sodowa.
- Jestem kretynem.
- Witaj w klubie.
Cullen podniósł głowę. Dokładnie przyjrzał się towarzyszowi: widoczne sińce pod lekko zaszklonymi oczami, nierówny oddech, rozmierzwione włosy i brudna kurtka.
- Kobieta? – zapytał, znudzony.
- Żeby.
Edward zainteresował się tą zdawkową odpowiedzią. Pierwszy raz odkąd opuścił Forks, by chronić Bellę przed swoim bratem i sobą samym, zaczął myśleć o kimś innym.
- Hank! – zawołał. - Dwa podwójne.
Kiedy barman leniwie pokuśtykał do stolika, Bill wyciągnął spod kurtki dwie czerwone butelki. Cullen spojrzał na niego pytająco.
- No wiesz, Tru Blood. Real blood is for suckers
Wyciągnął rękę w stronę towarzysza, po czym podał mu butelkę, odsłaniając perfekcyjnie białe i równe zęby. Cullen przyjrzał się trunkowi, odkręcił wieczko i powąchał. Pachniało całkiem przyjemnie. Wziął sporego łyka, a po nim drugiego i trzeciego. Po opróżnieniu całej zawartości, bez namysłu porwał kolejną porcję, przeznaczoną jak mniemam, dla Billa. Po spałaszowaniu całego poczęstunku, dostrzegł, że ten przygląda mu się z nieco bardziej niż zwykle rozchylonymi wargami.
- Częstuj się – wskazał na wódkę z colą i lodem.
Compton wzruszył ramionami i wziął do ręki szklankę. Upił niewielką ilość i zagadnął:
- Z tego co zrozumiałem masz problemy sercowe.
Gdyby skóra Edwarda nie była biała jak mleko, pewnie teraz by poczerwieniała.

Crystal.

Ale wampirza patronka postanowiła milczeć. Niełatwym zadaniem obdarował ją Naczelny. Doprowadzić do porządku trzech pociągających mężczyzn, użalających się nad sobą z powodu ludzkich kobiet. Do tego każdy z nich szczególnie obdarowany przez los.
Edward Cullen potrafił czytać w myślach, Bill Compton został królem Luizjany, a Damon Salvatore… Damon nie potrzebował niczego poza swoim ciałem i urodą, samo to czyniło go wyjątkowym nawet w gronie nieśmiertelnych. Nie można mu jednak odmówić innych przydatnych umiejętności. Niestety, z całej trójki podopiecznych Damon był największym indywidualistą i choć Crystal czasami mogła przymuszać go do pewnych działań, nie lubiła tego robić. Inni opiekunowie tak, ale nie ona. Uważała, że wtedy wampiry, szczególnie płci męskiej, tracą swój charakter i osobowość. I właśnie to by wyjaśniało dlaczego w zapuszczonej knajpie Cullena siedzi przy stole nie trzech a dwóch nieśmiertelnych.
- Krew – zawyrokował Edward.
Obaj panowie wstali i z prędkością niemal światła sunęli w stronę drzwi. Nie zdążyli ich otworzyć od środka, bo ktoś popchnął je od zewnątrz. W progu stanął wysoki, ciemnowłosy wampir. Ubrany był w czarną skórzaną kurtkę, dżinsy i kowbojskie buty. W ręku trzymał skradzione ze szpitala worki medyczne, wypełnione krwią. Na etykiecie widniał opis: A RH+.
- Wybaczcie spóźnienie, załatwiałem prowiant… jak widać.
Obaj panowie nie kryli zdziwienia, na co przybysz tylko teatralnie wywrócił oczami, minął ich i gestem ręki zaprosił, żeby jednak usiedli z powrotem przy stoliku.
- Z którego szpitala ukradłeś tą krew? – spytał Cullen.
- Zaraz tam ukradłem – w odpowiedzi Damon machnął ręką. – Bądź spokojny, nie z tego samego co twój… hmm… ojciec?
- Dawaj – warknął Edward, nie zważając na zaczepkę.
Po kilku sekundach tę niezręczną sytuację jako pierwszy przerwał król.
- Mogę spytać co ty właściwie, do cholery, robisz?
I nie miał na myśli groźnego łypania gospodarza na obu gości na zmianę z prezentowaniem wzroku godnego bohaterów Shutter Island*. Nie, bo Cullen niewiadomo z jakich, tylko sobie znanych, powodów odmierzał właśnie równe porcje wódki, krwi i Tru Blood.
- Drinka – odrzekł beztrosko.

Chwileczkę, panowie.
- Zawsze musisz wszystko psuć? – żachnął się Edward.
- Mów, Crystal, piękności ty moja...
To miłe, Damonie, ale chciałabym ci przypomnieć, że nigdy nie widziałeś mnie w zmaterializowanej postaci.
-Ha! Czy brzydkie osoby potrafią odpowiadać z taką gracją i wdziękiem?
Pomijając te miłe i puste słowa, mój drogi, spotkaliśmy się tutaj w konkretnym celu.
- Tak?
Chcę, żebyście pomogli sobie nawzajem.
- W czym?
W problemach z kobietami. Ze śmiertelniczkami.
- Chyba żartujesz?! Nie ma mowy!
- On ma rację, ja wychodzę.
Obawiam się, że nie.
W powietrzu uniósł się obłok dymu i ledwo słyszalne trzaśnięcie – jakby ktoś rozpalał ogień suchym drewnem.
- Niezłe zagranie – skwitował Damon niewzruszony.
Dopóki nie opowiecie sobie nawzajem co was gnębi, nie wyjdziecie. Żegnam panowie.

Szesnaście godzin, dwanaście butelek wódki i cztery litry krwi później.

- Nigdy mnie nie pokocha! Jakie to żałosne! Stefan to, Stefan tamto… Stefan, Stefan, Stefan! Dlaczego zawsze chcę być tym złym? Po co?
- To przynajmniej twój brat. Nie jest najgorzej.
- Nie jest najgorzej! Najgorzej to cholerne niedopowiedzenie stulecia!
- Z tego co zrozumiałem jednak Bill znajduje się w gorszym położeniu.
- Czy ty się kiedyś upijesz, Cullen?
- Wódką nie.
- Racja. Sookie zakochała się w Northmanie, ale to nawet nie on. Antonia - wiedźma rzuciła na niego urok, zapomniał kim jest, co zwykle robi i jak się zachowuje. A zaręczam wam, że zabijanie u Erica stało na porządku dziennym… a raczej nocnym. W każdym razie nigdy nie przejmował się uczuciami kogokolwiek. Przecież kiedyś odzyska pamięć, a to ją mocno zrani, bo prawdziwego Northmana nie zmieni… I co ja mam robić? Nie widzę zbyt wielu opcji. Musze stać z boku i udawać, że nie robi to na mnie wrażenia – wampir westchnął.
- Chwila – przerwał Edward – to wiedźmy istnieją?
- No pewnie – wtrącił się Damon. – Znam taką jedną. Bonnie, przyjaciółka Eleny, nie powiem niczego sobie. I czasem się przydaje z tym swoim czary-mary.
Cullen zmarszczył czoło i z powrotem spojrzał na Billa.
- Mówiłeś, że każdej nocy. Nie rozumiem, polujecie tylko nocą? Dziwne zwyczaje panują w tej Luizjanie.
- Nie każdy ma pierścień, mądralo.
- Jaki pierścień?
- O czym wy do cholery mówicie? Może i trochę wypiłem, ale nie wyjdę na słońce! Jeśli jestem tu niemile widziany to opuszczę ten lokal! Albo po prostu nie będę się odzywał!
- Ale… Słuchaj, ja wiem, że nie wśród ludzi tylko… Pokazywałeś się Sookie na słońcu? Ja Belli tak. – Wymawiając imię swojej ukochanej, twarz Cullena zmieniła się w oazę smutku i żalu. – Była zachwycona, a jak pięknie wyglądała kiedy…
- Chwila.
Damon Salvatore rozsiadł się wygodnie w fotelu. Bill pełen sprzeczności wyrysowanych w jego mimice i postawie oczekiwał, milcząc. Edward poczuł się urażony, że nie może opowiedzieć o pustce, która rozrywa go od środka i karze wrócić do Forks.
- Coś mi tu nie pasuje. Ustalmy fakty. Wampiry nie wychodzą na słońce. Tylko nieliczni, w tym ja – uśmiechnął się szelmowsko, prezentując wielki pierścień na palcu – mają to i mogą się poruszać swobodnie za dnia. Czym w takim razie twoja dziewczyna była taka zachwycona, Cullen? Piromanka czy jak?
- Jesteś pijany.
- Jesteś – zgodził się Compton. – Ale chciałbym poznać odpowiedź na jego pytanie.
- Świecimy się na słońcu – niepewnym tonem zaczął Edward – błyszczymy, połyskujemy jak drzewko bożonarodzeniowe na Times Square… tak czy nie do cholery? Co jest z wami?

Panowie.

- O, Crystal. Dobrze, że jesteś. Ja rozumiem, mam nauczkę nie będę się nad sobą użalał. Nigdy więcej, tylko wypuść mnie już z tego wariatkowa, dobrze? – wyszeptał Damon.

To nie tak. Musicie coś zrozumieć. Na ziemi żyjąc ludzie – zawsze. Wampiry, wilkołaki, zmiennokształtni, czarownicy. Kilka innych stworzeń. Wampirami rządzą Volturi, Klaus i na przykład król Bill albo Rada. Jesteście nad wyraz rozwiniętymi przedstawicielami swojej rasy, dlatego ufam, że zrozumiecie choć wytłumaczenie tego nie jest proste. Powiem wprost: żyjecie w alternatywnych światach. Tak, Edwardzie, domyślałeś się. Otaczają was inne zasady, inni ludzie, inne prawa. W świecie Billa wampiry ujawniły się przed ludźmi, tworzą opcje polityczne, mają swoje programy w telewizji. W waszych nadal się ukrywacie. Cullenowie mogą wychodzić na słońce, podobnie jak Damon i Stefan – choć w ich przypadku to wyjątkowe. Macie różne zainteresowania i funkcje czy talenty, pracujecie z różnymi stworzeniami, ale wszyscy zakochujecie się w śmiertelniczkach! Myślałam, że rozmowa wystarczy – myliłam się. Mam pomysł, przedstawiałam go Naczelnemu, zgodził się – sama nie wiem dlaczego. Proponuję wam zamianę ról na jakiś czas. Każdy z was zajmie miejsce drugiego i przekona jego kobietę, że straciła to co najlepsze. Jak to zrobicie, zależy od was. Wiem, że to trudne do zrozumienia, ale nawet nie próbujcie zrozumieć. To tak jakbyście uczyli człowieka widzieć i słyszeć to co wy. Albo psa mówić. Jednak potrzebuję waszej decyzji teraz.

Trójka wampirów siedziała przy barowym stoliku z rozdziawionymi ustami. Przecież to oni byli nieśmiertelni! Najsilniejsze i najbystrzejsze stworzenia na ziemi.
- Wchodzę w to – ciszę przerwał Damon.
- Ja też – poparł go Bill.
- A co mam do stracenia?

***
Naprawdę myślisz, że to coś da?
Oczywiście, że tak. Wszyscy są wyjątkowi, żadna śmiertelniczka nie przejdzie obok nich obojętnie. Poza tym dopasowałam ich temperamenty. Z tego co mi wiadomo Edward pokaże się dzisiaj Elenie na słońcu, Bill spróbuje wymusić na Charliem zaproszenie do domu, a Damon i Sookie. Cóż, zobaczymy czy będzie chciał wracać.


KONIEC



*pacjenci szpitala psychiatrycznego.




TEKST B:


Władza


Bill od zmroku zajmował się zaległą papierkową robotą. Spodziewał się, że z posadą króla Luizjany wiążą się nie tylko przywileje, ale też ciężka praca. Miał jednak nadzieję, że dokumenty będzie wypełniał któryś z podwładnych, gdy on zajmie się podejmowaniem decyzji, wydawaniem wyroków i rozporządzeń. Niestety, pomylił się i od wielu godzin siedział w biurze ze stertą makulatury.
Podpisał kolejne pismo i odłożył na bok. Sięgnął po butelkę Czystej i upił z niej porządny łyk. Przeciągnął się na swoim wygodnym, wyściełanym skórą krześle, gdy jego uwagę zwróciła niewielka koperta barwy kości słoniowej, wciśnięta między inne pisma. Chwycił ją i zerknął na nadawcę. Adres spisano ciemnozielonym atramentem.
- Włochy. Volterra – szepnął Bill sam do siebie.
Papier, na którym spisano list, pachniał jaśminem i był naprawdę wysokiej jakości. Tutaj również posłużono się tuszem i odręcznym pismem.

Szanowny Panie Compton,
Mamy zaszczyt zaprosić Pana na bal, który odbędzie się dnia dwudziestego trzeciego października w Volterze. Wydarzenie to ma swoją kilkusetletnią tradycję i znane jest z tego, iż spotykają się wtedy najbardziej wpływowi przedstawiciele naszego gatunku. Wierzymy, że nowy król Luizjany przyjmie zaproszenie i zjawi się w naszych skromnych progach. Wiele osób wyczekuje tego spotkania, mając nadzieję, że król poinformuje ich o swoich celach i planach.
Możemy zagwarantować wyśmienitą zabawę, doborowe towarzystwo oraz pyszne przekąski. Prosimy się namyślić i przesłać odpowiedź. Wierzymy, że będzie ona twierdząca.
Z poważaniem,
Przedstawiciel Klanu Volturi – Aro.


Bill przeczytał list dwa razy, po czym odłożył go w powrotem na biurko. Słyszał o klanie rezydującym we Włoszech, ale nigdy nie poznał żadnego z członków osobiście. Nie spodziewał się takiego zaproszenia. Nie był też pewien, czy powinien z niego skorzystać. Nie wiedział, jakie naprawdę zamiary mają wobec niego te uważane za ekscentryczne, wyciągnięte z zupełnie innej epoki, wampiry. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że odmowa, nawet najgrzeczniejsza na jaką było go stać, może sprawić, że zyska tylko wrogów. A jemu bardzo potrzebni byli sprzymierzeńcy. Od niedawna piastował ważne stanowisko, więc powinien zrobić wszystko, by przekonać do siebie jak największą liczbę ludzi i wampirów. A ten bal mógł stać się idealną okazją, by ważne osobistości wampirzego świata zobaczyły, jakim dobrym jest królem.
Wezwał do siebie asystentkę, by upewnić się, że w wyznaczonym terminie nie ma już zaplanowanych innych spraw. Na szczęście kalendarz w tym dniu okazał się pusty. Polecił podwładnej wpisać tam wizytę we Włoszech i od razu tam zadzwonić, by potwierdziła jego przybycie.
Gdy znów został sam, nie mógł powstrzymać uśmiechu, który uformował się na jego twarzy. Zrozumiał, że podświadomie cieszy się, że chociaż na krótko opuści Bon Temps i oderwie myśli od Sookie, Erica i reszty. Na dodatek nigdy nie był we Włoszech i nadszedł najwyższy czas, by to nadrobić.

Wystrój sali balowej zapierał dech w piersiach. Ogromne pomieszczenie z wysokim sufitem i kolumnami z roślinnymi ornamentami, już sam w sobie robiło wrażenie. Wielkie, kryształowe żyrandole rzucały światło na wiszące na ścianach szkarłatne draperie ze złotymi akcentami i frędzlami oraz na granatowy dywan rozciągnięty od głównego wejścia aż do tarasu. Gdzieniegdzie ustawiono podwójne, drewniane sofy, również obficie zdobione różnymi, fantazyjnymi wzorami. W rogu nieopodal tarasu stało paru muzyków, którzy wygrywali na swoich instrumentach melodie, umilające pobyt wszystkim, którzy przybyli na to ważne wydarzenie.
Bill kręcił się między gośćmi, ubrany w elegancki frak, poświęcając czas każdemu, kto chciał zamienić z nim parę słów. Z tych rozmów wywnioskował, że niektóre wampiry, takie jak Aro, uważają, że ugryzienie człowieka przez wampira musi być równoznaczne z jego przemianą lub śmiercią. Ich zdaniem organizm wampira wytwarza jad, który jest zabójczy dla śmiertelników. Zauważył również różnicę w kolorze oczu osób, które tak sądziły. Niektóre posiadały czarne tęczówki, inne złote niczym pola pszenicy, a jeszcze inne czerwone jak krew. Doszedł do wniosku, że po powrocie do domu będzie musiał dowiedzieć się więcej o takich osobnikach i rozważyć, czy nie stanowią żadnego zagrożenia. Ciekawiły go dotychczasowe wyniki obserwacji, choć jeszcze bardziej zastanawiało go, czemu nikt nie podaje gościom krwi do picia. Przecież na balu powinno się o to zadbać.
- Panie Compton!
Stanowczy głos wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił się i ujrzał dwóch mężczyzn. Obaj mieli na sobie brązowe marynarki ozdobione złotą nicią i zielone spodnie włożone w czarne skórzane buty. Jeden z nich – wyższy i bardziej umięśniony, miał brązowe włosy. Drugi okazał się chudym blondynem. Nie łączyło ich nic poza identycznym ubiorem i czerwonymi oczami. Teraz wydały mu się one dość przerażające, gdyż ich posiadacze intensywnie się w niego wpatrywali.
- W czym mogę pomóc? – spytał spokojnie Bill, uśmiechając się do obcych.
- Jestem Demetri – odezwał się niższy wampir, ten sam co poprzednio. – A to Felix. Aro chce z panem porozmawiać na osobności. Zaprasza na balkon.
Mężczyzna dłonią wskazał na lożę. Compton powiódł wzrokiem w jej kierunku i zauważył, że faktycznie ktoś go tam oczekuje. Spojrzał znów na Demetriego i odparł:
- Oczywiście, zaprowadźcie mnie do niego.
Ruszyli w stronę wyjścia, za którym od razu skręcili w lewo i wspięli się po wąskich schodach. Bill polecił swojej ochronie zostać na dole razem z Felixem. Gdy znaleźli się na górze, Demetri przepuścił Comptona i stanął pod ścianą. Wampir z Luizjany zrobił kilka kroków do przodu i zatrzymał się w pewnej odległości od pomysłodawcy tej imprezy. Aro przypatrywał się swoim gościom krążącym po sali i w pierwszej chwili nawet nie zaszczycił Billa spojrzeniem. Ten zbytnio się tym nie przejął. Mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Szata, którą miał na sobie zdawała się być bardzo staroświecka. Cały Aro sprawiał wrażenie wyciągniętego z dawnych czasów. Przedłużaną marynarkę zapiął tylko na parę guzików, dzięki czemu widoczna stała się biała koszula z żabotem. Spodnie były tej samej – kanarkowej – barwy, co marynarka i sięgały do kolan. Uzupełnieniem tej kreacji były jasne, cienkie skarpety, brązowe trzewiki ze złotą klamrą oraz błękitna wstążka, trzymająca jego długie, ciemne włosy w kucyku. Bill nie wiedział, co myśleć o tym ekscentrycznie wyglądającym wampirze, który właśnie zwrócił ku niemu swoją rozpromienioną twarz.
- Pan Compton! Nareszcie! – rzekł Aro z uśmiechem. – Mogę mówić ci po imieniu? Podejdź tu.
Król Luizjany zbliżył się do głównego członka klanu Volturi i od razu spostrzegł jego czerwone oczy. Było w nich coś bardzo niepokojącego. Odwrócił wzrok i zatrzymał go na wampirach, które bawiły się na dole. Te, które znajdowały się bliżej muzyków, zaczęły tańczyć, inne nadal rozmawiały.
- Podobno nazywasz się królem Luizjany – stwierdził po chwili Aro.
- Jestem królem Luizjany – poprawił go Compton.
Długowłosy roześmiał się głośno i przerażająco. Brzmiał jak postać rodem z horrorów. Bill zauważył, że wielu gości zadarło głowy i się im przygląda. Czuł, że zaraz stanie się coś niedobrego i że nie powinien przyjmować zaproszenia do Włoch. Nie chciał jednak dać tego po sobie poznać.
- Co cię tak rozśmieszyło? – spytał opanowanym głosem.
- Wszyscy na tej sali wiedzą, że nikt nie ma prawda nazywać się królem. Najwyższą władzę wśród naszego gatunku stanowimy my. Marek, Kajusz i ja. Osobnicy, którzy się temu sprzeciwiają lub nazywają się królami czy władcami, skupiając wokół siebie sojuszników, karani są za zdradę. Nie muszę chyba mówić, o jaki rodzaj kary chodzi – odparł z uśmiechem Aro.
- Czy Liga o tym wie? – spytał Bill, wzrokiem szukając na sali swojej ochrony. Podejrzewał, że Felix już się nimi zajął.
- Ta śmieszna organizacja, próbująca utrzymać pokój między nami a ludźmi? Też mi coś! Zawsze było wiadomo, że śmiertelnicy nadają się tylko na posiłek. Chyba że posiadają jakiś nadzwyczajny dar. Słyszałem, że twoja była partnerka... – urwał na moment, starając się przypomnieć jej imię. – Sookie, tak? Podobno jest telepatką. Znałem jednego telepatę. Ale nie chciał współpracować.
Compton poczuł, jak jego dłonie same zaciskają się w pięści, a kły wysuwają. Aro trafił w czuły punkt. Jak śmiał o niej wspominać? Do tego w takim kontekście? Musiał ostatkami silnej woli powstrzymywać się, by nie rzucić się na tego przeklętego wampira, który najwidoczniej miał ze sobą poważne problemy. Przez głowę Billa przemknęła myśl, że dogadaliby się z Russellem Edgingtonem.
- Słyszałem o tym, że zbierasz ludzi i wampiry, którzy posiadają jakiś dar, ale Sookie nie dostaniesz – wysyczał król Luizjany przez zaciśnięte zęby.
Aro zachowywał się zupełnie, jakby nie słyszał jego słów, ruszył w stronę schodów i zszedł na dół. Demetri od razu znalazł się obok Comptona, chwycił go za ramię i pociągnął za swoim Panem. Bill nie miał wyjścia, podążył razem z nimi, nie rozumiejąc, co się dzieje. Wkroczyli do sali pod obstrzałem ciekawskich spojrzeć.
- Kochani! – zaczął Aro, a gdy wszyscy zwrócili się ku niemu, kontynuował. – Bill Compton jest zdrajcą! Zostanie ukarany śmiercią!
Compton próbował wyszarpnąć się z uścisku Demetriego, ale tamten był zbyt silny. Pokazał kły i zaczął wykrzykiwać groźby, ale spotkało się to tylko z gromkim śmiechem zebranych wampirów.
- Myślę, że przed egzekucją powinniśmy przystąpić do uczty – oznajmił Aro. – Demetri, przekaż Felixowi pana Comptona, a sam poślij po Heidi i tych dziwacznych turystów. Najemy się do syta!
Felix chwycił Billa, a Demetri ruszył w stronę wyjścia. Wampir z Luizjany nie mógł uwierzyć, że wszyscy zaraz przystąpią do krwawego posiłku, a potem go zabiją. Nie spodziewał się, że może do tego dojść. Przywiózł ze sobą pokaźną ochronę, a wszyscy gdzieś zniknęli. Miał nadzieję, że zostanie pomszczony, a jego śmierć nie pójdzie na marne.
Nagle muzyka ucichła, a oczy wszystkich skierowały się w stronę wejścia do sali. Demetri zatrzymał się wpół kroku. Do pomieszczenia wkroczyło dwóch mężczyzn. Nie mieli na sobie strojów odpowiednich na bal. Pierwszy z nich – szczupłej budowy, o brązowej czuprynie i mocnych rysach, ubrany był w granatową koszulkę, dżinsy i skórzaną kurtkę. Natomiast drugi – błękitnooki, trochę wyższy, o włosach barwy ciemnego blondu i delikatnym zaroście, miał na sobie czarne spodnie, marynarkę tego samego koloru i czerwoną koszulę. Z ust obu spływała stróżka krwi. Blondyn trzymał w ręce pozbawioną ciała głowę.
- Straż! – wrzasnął Aro.
W stronę nowoprzybyłych rzuciło się paru strażników, lecz nic nie zdziałali. W mgnieniu oka zostali obezwładnieni przez nieznajomych. Leżeli teraz pod ścianą i nie mogli się podnieść.
- To chyba twoje – rzekł blondyn i rzucił głowę w stronę Aro. Ten jednak jej nie złapał. Potoczyła się po podłodze i zatrzymała u stóp Billa, który spojrzał w niewidzące oczy trupa. – To była Heidi, tak? Niestety, nawet gdyby mogła, nie przyprowadziłaby wam posiłku, bo dziwnym trafem, ktoś go już skonsumował.
Podszedł bliżej, starł rękawem posokę z brody i uśmiechnął się, spoglądając na zgromadzonych gości. Aro stał oniemiały, zupełnie jakby nie wiedział, co uczynić.
- Kim wy, do diabła, jesteście? – spytał Felix, odpychając Billa i stając u boku swego pana, który najwyraźniej zdawał się znać odpowiedź na to pytanie.
- Naprawdę nie wiecie? – zaśmiał się mężczyzna w czerwonej koszuli. – Krążą o mnie legendy i niestworzone historie, a wy nie wiecie? Nie wierzę!
Po pomieszczeniu przeszła fala szeptów. Dało się z niej wychwycić parę słów, które wyjaśniały dosłownie wszystko. Aro przybrał lekko wyzywającą postawę, na jego twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, a w oczach blask szaleństwa.
- Klaus. Jeden z Pierwotnych – wycedził.
- Najstarszy wampir na świecie – szepnął Compton.
Klaus spojrzał na niego po raz pierwszy. Bill poczuł, że po jego plecach przebiega dziwny dreszcz. Zupełnie jakby coś zmroziło jego ciało.
- Złamałem klątwę – orzekł Pierwotny. – Stałem się hybrydą, mam tu świadka – wskazał na swojego towarzysza. – Stefan Salvatore.
Zrobił jeszcze parę kroków do przodu, skrzyżował ręce na piersi i zaczął:
- Mogę bez problemu chodzić po słońcu i przemieniać się w wilka, kiedy tylko mam ochotę. Żyję od tysięcy lat. A wy? Jesteście żałośni! Chowacie się w podziemiach i budynkach, bojąc się dnia. Rozumiem, obawiacie się spalenia, ale wy? – wskazał na Aro i Felixa. – Wy po prostu... – urwał i zaśmiał się. – Wy się iskrzycie! Mienicie jak kula dyskotekowa! Gdybym był na waszym miejscy, od razu zakopałbym się w ziemi, ale na amen. Nazywacie się wampirami, a jesteście marnymi imitacjami tego, czym kiedyś byliście. Ani ty, Aro, ani ty, Billu, nie macie prawa ogłaszać się królami czy władcami. To ja jestem pierwszym, który chodził po świecie. Jedynym, którego nie można zabić. A nie dostałem zaproszenia na to przykre przyjęcie, gdzie pławicie się w blasku swojej domniemanej wspaniałości. Nie mam zamiaru w tym uczestniczyć.
Ruszył w stronę Aro, lecz Felix zastąpił mu drogę. Nie minęła nawet sekunda, a Stefan obalił go brutalnie na ziemię i nie pozwolił wstać. Klaus błyskawicznie chwycił Aro za gardło i uderzył jego ciałem z impetem o ścianę. Nikt nie ruszył na pomoc członkowi Volturi. Nawet Marek i Kajusz przyglądali się temu z boku. Jane i Alec próbowali wykorzystać swoje umiejętności, ale nie działały one na Pierwotnego, którego oczy przybrały właśnie upiorną żółto-czerwoną barwę, żyłki przy powiekach stały się mocno widoczne, a ostre kły zrobiły się jeszcze ostrzejsze. Uniósł Aro do góry, wciąż kurczowo trzymając go za gardło. Nikt na sali nie widział nigdy, żeby ten egocentryczny i stary wampir kiedykolwiek się bał. Teraz wyglądał zupełnie, jakby miał zacząć błagać o litość.
- To jest pierwsze i ostatnie ostrzeżenie – warknął Klaus. – Jeśli jeszcze raz któreś z was mianuje się jakimś tytułem, zarżnę jak wieprza. Rozumiesz?
Przydusił wampira jeszcze mocniej do ściany, zbliżając swoją twarz do jego. Aro jęknął przeciągle i skinął głową. Pierwotny puścił go, a ten osunął się na podłogę. Od razu znaleźli się przy nim Felix i Demetri. Oczy Klausa znów wyglądały normalnie, gdy rozejrzał się po reszcie zgromadzonych i spytał:
- Ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia?
Odpowiedziała mu grobowa cisza. Uśmiechnął się i stwierdził:
- Tak myślałem. W takim razie czas na nas. Pamiętajcie, jestem wszędzie i jeśli coś mi się nie spodoba, znajdziemy każdego z was i zabijemy.
- Zabierzmy ze sobą Billa Comptona – odezwał się po raz pierwszy Stefan. – Najwyraźniej nie jest tu mile widziany.
Klaus posłał swojemu towarzyszowi pytające spojrzenie, lecz po chwili zaśmiał i się i rzekł:
- Oczywiście.
Król Luizjany skinął głową i posłusznie wyszedł z sali za Klausem i Stefanem, czując na sobie gniewne, ale zarazem przerażone spojrzenia.
Wszyscy mieli zapamiętać tę noc na całą wieczność.

Gdy znaleźli się na placu przed zamkiem, nie odzywali się do siebie. Compton zastanawiał się, co teraz zrobią. Chciał zadać im tyle pytań i podziękować za wyciągnięcie z tarapatów. Nie potrafił się jednak ośmielić, wyczuwając nieopisaną moc, bijąca od Pierwotnego. Stefan spojrzał przez ramię na Billa i spytał:
- Masz gdzie spędzić dzień?
- Tak, zadbałem o to – odparł, próbując zachować neutralny ton.
Słyszał o braciach Salvatore. Stefan niegdyś potrafił wyrżnąć całą wioskę, dano mu nawet przydomek „Żniwiarza”. Potem przeszedł jakąś przemianę i przerzucił się na zwierzęcą krew. Drugi z braci – Damon, stał się wtedy tym groźniejszym i bezwzględnym. Nie rozumiał, co Stefan robił z Klausem.
- Dziękuję za pomoc – rzekł Compton, ale od razu tego pożałował.
Pierwotny w ułamku sekundy odwrócił się do niego tak, że dzieliło ich kilkanaście centymetrów, położył mu ręce na ramionach i mocno ścisnął.
- Nie zrobiliśmy tego w trosce o ciebie. Stefan zaczyna myśleć tak jak ja, dlatego zaproponował, by cię zabrać z zamku. Lubię, gdy inni mają u mnie dług do spłacenia – oznajmił. – A twój dług jest bardzo duży. Pamiętaj o tym, bo upomnę się o niego w najmniej oczekiwanym przez ciebie momencie.
Puścił Billa i ruszył przed siebie, mijając podświetloną fontannę, przy której siedziało parę młodych osób. Stefan klepnął Comptona w ramię, a ten zobaczył troskę w jego spojrzeniu. Klaus mógł myśleć, że Salvatore stał się tak bezwzględny jak on, ale prawda była taka, że on naprawdę chciał mu pomóc. Odszedł za Pierwotnym, a gdy oboje zniknęli Billowi z oczu, spojrzał raz jeszcze na zamek i stwierdził, że już zatęsknił za Bon Temps i zwykłymi, codziennymi obowiązkami. Nawet za stertą dokumentów na biurku.
Szybkim krokiem ruszył do miejsca noclegu. Postanowił, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi po dotarciu do hotelu, będzie zamówienie biletu powrotnego do domu.
I nigdy więcej nie odwiedzi Włoch. Nawet w snach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 17:26, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Sob 20:29, 27 Sie 2011 Powrót do góry

Dawno już pojedynków nie oceniałam, bądźcie więc łaskawi Wink Postaram się ze wszystkich sił.

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 3
Tekst B - 2
Otóż, pomysł w tekście A był dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Jak zaczęłam go czytać, nie sądziłam, że dalsza akcja pobiegnie w takim, a nie innym kierunku. Podobało mi się też połączenie postaci z różnych fandomów, różnych seriali. Bardzo to dobrze współgrało ze sobą i nie zdawało się, żeby było to zrobione na silę. Tak wiarygodnie :)
W tekście B podobał mi się sam pomysł z balem u Volturi. Jednakże cała reszta była trochę przyklapnięta. Chodzi mi o to, że zazgrzytało mi połączenie postaci – jakby zostały tam wtopione na silę. Bill nie wydawał się być Billem, jakim go znamy z serialu, Klaus był trochę za bardzo „zabawny”. Ale o tym później.
Styl: 7 pkt.

Tekst A – 4.5
Tekst B – 2.5
W obydwu tekstach zdarzały się wpadki. W pierwszym jedno zdanie było całkowicie nielogiczne:
Musicie coś zrozumieć. Na ziemi żyjąc ludzie – zawsze.
W drugim gdzieś tam zabrakło przecinka, albo autorka zjadła słowo. Jednak patrząc przez pryzmat przyjemności czytania, wygrywa tekst A. Przepłynęłam przez niego bardzo szybko, nie nudził, i nawet trochę żałowałam, że tak szybko się skończyło.
Spełnienie warunków: 3 pkt.

Tekst A – 1.5
Tekst B - 1.5
No bo spełnione. O Wink

Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 4
Tekst B – 1
Najpierw o drugim tekście. Jak już wcześniej wspomniałam, postacie wydały mi się trochę sztuczne, jakby zostały wstawione w ramki, do których nie należą. Aro, Klaus, Bill – byli dziwni. Nie tak ich zapamiętałam, nie tak sobie to wyobrażałam. Może mogłoby to być dobre, gdyby nie wstawki tekstowe w ich usta, które zdawałoby się na siłę starają się być zabawne. Choćby kula dyskotekowa. Nie pasowało mi to totalnie do nastroju tekstu.
W tekście A i polubiłam Billa i Damona i Edwarda. Rozterki miłosne oprawione w zabawny sposób to to, co tygryski lubią najbardziej xD Podobało mi się to, że cały tekst utrzymuje atmosferę humoru, a postacie idealnie z nim współgrają. Totalnie na tak xD

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A- 3
Tekst B – 2
Jak już mówiłam, tekst A był dla mnie ciekawszy, przyjemniejszy w odbiorze. Podobało mi się w nim prawie wszystko.
Choć i tak spodziewałam się czegoś innego po temacie, jaki sobie wzięłyście.
Tekst B mógł być napisany w trochę innym stylu i już wywarłby inne wrażenie.

Tekst A - 16
Tekst B - 9
Ale i tak gratuluję wam :) I loffciam!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Nie 17:01, 28 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 21:50, 27 Sie 2011 Powrót do góry

Mam nadzieję, że nie zapomniałam jak TO się robi. Mam to samo, co Corniś: dawno nie oceniałam pojedynków, więc wybaczcie jak coś pomącę.
No to zaczynamy…

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2

Tekst A mnie zaintrygował, czytałam z prawdziwą przyjemnością. Pomysł ciekawy, „świeży” i bardzo fajnie przedstawiony. Oczami wyobraźni widziałam wszystkich trzech panów spotykających się w barze, uśmiałam się szczerze w kilku momentach, bo autorka świetnie wykorzystała „przywary” Edwarda, Damona i Billa. Pomysł z wykorzystaniem niewidzialnej istoty, obdarzonej jakąś wyjątkową mocą i osoby Naczelnego, również mi się bardzo spodobał. Było intrygująco, zagadkowo i z humorem.
Tekst B jest bardzo poprawny. Dobrze skonstruowana fabuła, rozwinięta akcja i kulminacyjny finał (zresztą, jak dla mnie najlepszy z całości), ale czegoś mi w tej miniaturce zabrakło. Drżenia serca przy czytaniu, takiego głodu ciekawości: „i co dalej?”. Pomysł z balem u Volturi choć nie nowatorski, to pokazany z dużą wiarygodnością (o ile wg można mówić o wiarygodnych wampirzych balach). W każdym razie autorka uniknęła schematów, choć Aro zachował się jak Aro i raczej nie zaskoczył. To jest niezły tekst, ale w porównaniu z tekstem A niestety troszeczkę blaknie i wydaje się mniej oryginalny.

Styl: 7 pkt.
Tekst A: 4
Tekst B: 3
W obydwu tekstach były drobniutkie potknięcia, jakieś literóweczki, ale od razu powiem, że zarówno tekst A, jak i tekst B sa napisane bardzo dobrze, w zasadzie nie ma się co czepiać. Przynajmniej ja się nie czepiam, bo nic wielkiego nie zauważyłam.
Jeden punkt więcej dla tekstu A, za ciekawą narrację, przełamanie pewnego schematu „trzecioosobówki”. I po prostu, ten tekst jest tak napisany, że akurat mnie bardziej wciągnął i zaabsorbował.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5
W tej kategorii nie ma się co rozwodzić, jeśli warunki są spełnione. A na moje oko w obydwu tekstach spełnione zostały.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2
W tekście A główne postaci porywają. Zarówno Edward, na którego wspomnienie buźka mi się uśmiechała, Bill, nie mówiąc o Damonie, który autorce wyszedł rewelacyjnie. Najbardziej krnąbrny, jak zwykle z dystansem i dużą dozą ironii. Panowie zaskarbili sobie całkowicie moje serce, ale bardzo fajnym wybiegiem było wprowadzenie własnej postaci, która bije chłopaków na głowę. Cała czwórka, wraz z czuwającym „gdzieś tam” nad wszystkimi nieśmiertelnymi Naczelnym stanowi naprawdę ciekawie i z sensem przedstawioną gromadkę, której dalsze przygody czytałoby się z prawdziwą przyjemnością.
W tekście B podobał mi się kanoniczny Aro i Demetri. Również Stefan i Klaus przyciągnęli moją uwagę, natomiast postać Billa do mnie jakoś nie przemawia. Zabrakło mi w Królu Luizjany tego błysku w oku, który posiada w serialu (choć to może cecha aktora), ale wydał mi się w tej miniaturze takim sztywniakiem-wampirem, który poddaje się bezwiednie losowi, jak kukiełka. Być może takie było zamierzenie autorki, jednak moje absolutnie subiektywne odczucie względem tej postaci jest właśnie takie. Ale za chłopaków z Volterry, Stefana, który jak zawsze, niezależnie od okoliczności bywa wspaniałomyślny i dobry w gruncie rzeczy oraz bezwzględnego Klausa – dwa duże punkty.


Ogólne wrażenie: 5 pkt
Tekst A: 3
Tekst B: 2
Tekst A czytałam „na wdechu”, jakbym miała przed sobą świetnie zapowiadającą się książkę i kiedy się skończył jęknęłam „co dalej?”. Ta miniatura, jest z tych, które pozostaną na długo w mojej pamięci. Było kilka/kilkanaście takich pojedynków, z których teksty pamiętam do dziś. Jestem pewna, że tak samo dobrze zapamiętam to opowiadanie.
Tekst B aż tak bardzo mnie nie pochłonął, choć czytało mi się go dobrze, to jak już wspomniałam wcześniej czułam jakiś niedosyt. Pomysł niezły, styl w zasadzie bez zarzutu, kilka ciekawych postaci, ale brak jakiegoś „pazura”, charyzmy, którą wg mnie posiada tekst A.

Podsumowanie:
Tekst A: 14,5
Tekst B: 10,5
Kochane autorki, pojedynek zasługuje na uwagę i docenienie. Teksty zdecydowanie na wysokim poziomie, a to, co się komu podoba, to tylko subiektywna ocena. Buziole.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
hallon
Wilkołak



Dołączył: 20 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Olkusz, małopolska :)

PostWysłany: Nie 10:03, 28 Sie 2011 Powrót do góry

Ha, dawno mnie tu nie było. Co fejs robi z ludźmi...

Gratuluję dziewczynom pomysłu. Fajny pomysł na pojedynek, a oba teksty naprawdę ciekawe. Przystąpmy więc do oceny :D

Pomysł: 5 pkt.

Tekst A - 2,5
Tekst B - 2,5

W tym punkcie ocenię sam pomysł, a nie sympatię doń. Oba pomysły są bardzo fajne. W tekście A zagadnienie alternatywnych światów jest ciekawy. Kiedyś się zastanawiałam jak można połączyć realia tych trzech historii i proszę - znalazła się. W drugim zaś też mi wszystko pasowało, nie miałam wrażenia, aby cokolwiek było naciągane (nie lubię tego uczucia :D). W dodatku fabuła zaskakuje, chodzi mi o wejście Klausa i Stefana. W końcu zawsze można było umieścić ich w inny sposób. Do obu tekstów mogę dodać, iż łatwo mi się wczuć w realia, wyobrazić obie historie. Dlatego przyznaję po równo.

Styl: 7 pkt.

Tekst A - 4
Tekst B - 3

Tekst A lekko i przyjemnie się czyta, miałam jednak problem z przypasowaniem dialogów do postaci, choć dla zagorzałej fanki powinno być to proste. W dodatku sam tekst sprawia wrażenie puszystego (sorry za określenie, ale to pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy :P). Tekst B jest dopracowany i też żadne błędy nie rzuciły mi się w oczy. Mimo to oceniam niżej, ponieważ pierwszy tekst przyjemniej mi się czytało.

Spełnienie warunków: 3 pkt

Tekst A - 2
Tekst B - 1

Wiem, że była dowolność na wspominanie głównych bohaterek wszystkich serii, ale tą ewentualność również podciągam pod warunki. Tekst B nie wspominał o Elenie i Belli, więc punktuję słabiej. Może się czepiam, wybaczcie : )))

Postacie: 5 pkt

Tekst A - 2
Tekst B - 3

Dlaczego tak podzieliłam punkty? Otóż bez wątpienia autorka tekstu A wybrała sobie ważniejsze postacie z tych trzech fandomów i jako, że wiemy o nich dużo, zostały niemal bezbłędnie zrealizowane. W drugim tekście trudniej było wybrnąć, gdyż na przód wysunęli się Volturii, Klaus... Ten drugi w serialu nie był jakoś szczegółowo omawiany, klan z Voltery też nie był rodziną pierwszoplanową w Zmierzchu. Sądzę, że ambicja, a raczej prywatne preferencje, nie pozwoliły się do końca wykazać autorce. Mimo to za dobre chęci więcej punkcików.
Mimo to w obu brakowało mi Erica :(

Ogólne wrażenie: 5 pkt

Tekst A - 3,5
Tekst B - 1,5

Pierwszy tekst zapunktował u mnie stylem, mimo że coś mi w nim nie pasowało. Ładna kreacja postaci i fajna narracja. Drugi zaś - jak wspomniałam wcześniej - był ciekawy i trudny do przewidzenia, nawet bym powiedziała niekonwencjonalny przez wzgląd na bohaterów, jednak ciężej się go czytało.

Podsumowanie:

Tekst A - 14
Tekst B - 11

Pragnę podkreślić, że oba teksty są świetne i czytałam je z zainteresowaniem. Gratuluję dziewczynom pomysłowości i życzę powodzenia w dalszej części pojedynku. Buziaki :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
White_Demon
Wilkołak



Dołączył: 19 Kwi 2011
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Komnaty Tajemnic

PostWysłany: Nie 19:39, 28 Sie 2011 Powrót do góry

Pierwszy raz będę oceniać pojedynek, ale mam nadzieję, że się nigdzie nie pomyliłam..

Pomysł: 5 pkt.

Tekst A - 3 pkt.
Tekst B - 2 pkt.

Bardziej przypadł mi do gustu tekst pierwszy. Nie znaczy to, że drugi jest zły. Po prostu - tekst A jest bardziej oryginalny. Podobało mi się zmieszanie tych trzech wampirów i ich rozmowa z Crystal. Poczułam się tak, jakbym obserwowała całą scenę jej oczami. Drugi tekst też mi się podobał, nie był przedobrzony. Taki w sam raz.

Styl: 7 pkt.

Tekst A - 5
Tekst B - 2

Tutaj także wygrywa Bezsenność w Seattle. Bardzo lekko i przyjemnie się czytało. Władza jest bardzo poprawnie napisana, choć ten styl jest dla mnie ciut za ciężki.

Spełnienie warunków: 3 pkt.

Tekst A - 1,5
Tekst B - 1,5

Obie autorki trzymały się wymagań :)

Postacie: 5 pkt.

Tekst A - 2,5
Tekst B - 2,5

Tutaj należy się remis. Obie autorki się postarały i obie zasługują na taką samą ilość punktów.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

Tekst A - 3
Tekst B - 2

Wygrywa Bezsenność w Seattle ze względu na lekki, przyjemny styl pisania. Oryginalna narracja, inne realia i rozmowy przy wódce Smile Drugi tekst też jest dobry, jednak, jak już pisałam, nieco za ciężki. Postacie są dobrze wykreowane. I punkt za zaskakujący koniec.

Podsumowanie:

Tekst A - 15
Test B - 10

Gratuluję autorce Bezsenności...! Oba teksty są świetne, każdy czytałam z zaciekawieniem. Życzę Wam powodzenia i pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez White_Demon dnia Nie 20:22, 28 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Panna Awangardowa_02
Wilkołak



Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stamtąd... skąd pochodzą anioły...

PostWysłany: Sob 19:35, 03 Wrz 2011 Powrót do góry

Temat tego pojedynku mnie tak zciekawił, że postanowiłam go a przeczytać, a potem skomentować i ocenić;*

Pomysł: 5 pkt

Tekst A- 3.5pkt
Tekst B- 1.5pkt
Strasznie spodobał mi się tekst pierwszy, jest bardzo orginalny, akcja bardzo mnie wciągnęła. Tekst drugi trochę gorzej, ogółem pomysł dobry, ale jednak Bezsenność była lepsza.

Styl: 7pkt

Tekst A- 4.5pkt
Tekst B- 2.5pkt
W obu tekstach były pomyłki, choć w tekscie drugim większe i bardziej widoczne, raz autorka zapomina o przecinku, raz zjada literki. W tekście A tego nie było, autorka płynniej prowadzi fabułę. W tekście B czasami można było odnieść wrażenie, że pewni bohaterowie lub pewne wątki są wciśnięte do tekstu na siłę.

Spełnienie warunków: 3 pkt

Tekst A- 1.5pkt
Tekst B- 1.5pkt
Obie autorki bardzo sumiennie wypełniły wymagania.

Postacie: 5pkt

Tekst A- 3pkt
Tekst B- 2pkt
W tekście A postacie wydały mi się bardziej przejrzyste. W tekście B wysokie ambicje, nie do końca wypelnione.

Ogólne wrażenie: 5pkt

Tekst A- 4pkt
Tekst B- 1pkt
Tekst A, za przejrzystość i płynność tekstu. W tekście B niezrealizowane ambicje i brak wielu ważnych rzeczy.

Podsumowanie:

Tekst A- 16.5pkt
Tekst B- 8.5pkt
Gratuleję autrkom świetnych pomysłów.
Pozdrawiam.
Aw.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:08, 08 Wrz 2011 Powrót do góry

Chociaż jestem dożartą (!) francą i zadzieram nosa – obietnica pozostaje obietnicą.

Pomysł
Tekst A: 2,5
Tekst B: 2,5


Nie wiedziałam, czego spodziewać się po warunkach pojedynku. Chociaż każda z trzech serii ma swój urok, obawiałam się, że ich połączenie może okazać się niestrawne. Nie kłamiąc, muszę jednak przyznać, że realizacja tychże wymagań pozytywnie mnie zaskoczyła: obie zdołałyście stworzyć zaskakujące w smaku, całkiem apetyczne mieszanki. Z pewnością nie żałuję spędzonych nad lekturą waszych tekstów chwil.

Podtytuł opowiadania A nie nastroił mnie pozytywnie; jakoś nie spodziewałam się wiele po takim humorystycznym ujęciu tematu. Tymczasem z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej przekonywałam się do tekstu. Autorka konfrontację trzech fantastycznych światów potraktowała dosłownie, szkicując zebranie ich głównych bohaterów. Nie uznałabym tego jednak za wadę jej pracy. Widzimy tutaj pomysł i jego konsekwentną realizację, dlatego też temu z pozoru tendencyjnemu spotkaniu nie mam nic do zarzucenia. Podoba mi się także to, że z równą konsekwencją w tekście nie fizycznie, lecz w rozmowie bądź we wspomnieniach pojawiają się trzy główne bohaterki żeńskie. Całość tekstu ma wydźwięk przywodzący nieco na myśl komedie romantyczne (po wyłączeniu z nich wszelkich romantycznych scen), ale w zdecydowanie dobrym guście. Co uważam za największy plus tego tekstu i jego najbardziej kreatywną cechę? Narrację. To z pewnością jego najjaśniejszy punkt; jest świetna.
Nie obejdzie się jednak bez minusów pomysłu autorki pracy A, która wyraźnie naczytała się za dużo Wikipedii. Szkoda tylko, że musiała wielokrotnie dawać o tym znać czytelnikowi. Poza tym tytuł zdaje się dawać dość wyraźny obraz tego, kim konkretnie jest autorka. Pamiętam, że w przeszłości w pewnym pojedynku twilightowym jedna z was nazwała swój tekst tytułem książki dla młodzieży. Nie sądzę, by wiele osób to zauważyło, jako że owa pozycja nie jest w Polsce szalenie popularna. Posłużenie się tym razem tytułem znacznie bardziej znanego filmu na 99% więc zdradza mi tożsamość twórczyni. Niestety, w tamtym przypadku siłą powstrzymałam się przed tym, by już w Kawiarence nie zwrócić koleżance uwagi na taki niesmaczny plagiat, w tej zaś sytuacji możemy mówić raczej o aluzji filmowej, nadal jednak nie jestem tym zabiegiem zachwycona.

W tekście B uwagę zdecydowanie przyciąga fakt, że posiada on przemyślaną linię fabularną. Spotkanie wampirów w Volterze wydaje się być dopracowanym pomysłem, który został konsekwentnie doprowadzony do końca. Zapis okraszonego dowcipem dialogu trójki krwiopijców z pewnością również wymaga od autora umiejętności literackich, w tym jednak przypadku ceni się to, że autorka wprowadziła do tekstu akcję i dopracowała szczegóły zaplanowanego przebiegu wydarzeń. Tutaj konfrontacja trzech światów została sprowadzona do konfrontacji Billa z nieznanymi mu realiami (Bill poznaje świat) – jest to zupełnie inne niż w pracy poprzedniczki, choć nie mniej interesujące ujęcie tematu. Na wyróżnienie zasługuje zastosowanie przez autorkę klamry kompozycyjnej, która należy do moich ulubionych zabiegów stylistycznych i którą zawsze bardzo sobie cenię.

Myślę, że obie autorki zasłużyły na równą liczbę punktów. Choć pomysł w tekście A obudził we mnie nieco cieplejsze uczucia niż ten w tekście B, to wikipedyczność i wtórny tytuł tejże pracy nieznacznie wyprowadziły mnie z równowagi, przechylając szalę na korzyść drugiego opowiadania.


Styl
Tekst A: 2,5
Tekst B: 4,5


Czuję się nieco niekomfortowo, ponieważ woda wylewa mi się uszami i w dodatku chce się wydostać przez nozdrza. Jest też w skarpetkach.
Z pewnością by do tego nie doszło, gdybym przez autorkę pierwszej pracy nie utopiła się w morzu błędów. Co ciekawe, gdy przypominam sobie pierwszy pojedynek, w którym razem stanęłyście w literackie szranki, pamiętam, że wtedy również moją uwagę zwróciła niejaka niechlujność. Cóż, to, co wtedy uznałam za niechlujność, w tym przypadku wspięło się na wyżyny braku dopracowania i niedostatecznego szacunku dla czytelnika. Z pewnością nie nazwałabym bowiem szacunkiem oddawania do publikacji tekstu tak naszpikowanego błędami, że co chwilę musiałam przerywać jego naprawdę przyjemną lekturę, by wkleić do Worda kolejne niedopracowane pod jakimś względem zdanie. Uważam, że nagminne natykanie się w tekście z naprawdę dużym potencjałem na rozmaite błędy jest wyjątkowo przykre, ponieważ zawsze – niezależnie od tego, jak duży byłby tenże potencjał – odbiera mu dużo z jego uroku.
Mówiąc o błędach, mam na myśli głównie niedociągnięcia interpunkcyjne. Co ciekawe, przeważnie nie pojawiają się one w sytuacjach szczególnie problematycznych, a w miejscach tak oczywistych, że naprawdę nie mogę powstrzymać się przed powtórzeniem, że opowiadanie zostało po prostu niedopracowane. Jeśli autorce przed wysłaniem do oceny nie chce się nawet przelecieć tekstu wzrokiem – a to wystarczyłoby, żeby zlikwidować część błędów, mówimy bowiem o oddzielaniu od siebie zdań składowych przecinkami – to mnie nie pozostaje nic innego, jak dać jej po łapach kolejno słownikiem interpunkcyjnym, laptopem z otwartą stroną wydawnictwa PWN, a na koniec oblać ją wiadrem zimnej wody, by zastanowiła się na drugi raz przed opublikowaniem swojej pracy.
Poza błędami interpunkcyjnymi, których ilość jest wprost zastraszająca, jakieś trzy razy wypatrzyłam błąd gramatyczny, błąd frazeologiczny („Po kilku sekundach tę niezręczną sytuację jako pierwszy przerwał król”), błąd – Borze, widzisz to, a nie szumisz – ortograficzny („(…) pustka, która (…) karze wrócić do Forks”). Mamy także inne dowody na niechlujność autorki, takie jak brak kropki czy brak spacji, a także wyjątkowo ciekawe sformułowanie „oaza smutku i żalu” (w takim wypadku ten tekst nazwałabym oazą błędów… nie, przepraszam, to piekło interpunkcyjne) czy niepoprawne zastosowanie słowa „tembr”.
Bezsenność w Seattle czytałoby się naprawdę cudownie – ale komuś, kto w życiu nie słyszał o interpunkcji. Z przykrością stwierdzam, że nie jestem więc targetem tego tekstu. Wszelkiego rodzaju niedociągnięcia zauważyłam w ponad czterdziestu zdaniach, co jest naprawdę przykre, ponieważ, powtórzę się, gdyby nie to niedopracowanie, to tekst czytałoby się świetnie. Autorka pisze płynnie, swobodnie posługuje się piórem. Pomysł na narrację wprost mnie zachwycił i naprawdę muszę go pochwalić. Dawno nie spotkałam się w fanfiction z tak ciekawą interpretacją narracji pierwszoosobowej. Dużym plusem jest pochylenie się nad detalem w opisie mieszkańców kamienicy – ten krótki fragment nadał całości niesamowitego smaczku. Wciągnął, rozbudził moją ciekawość. Szczególnie frapujący był opis Kate (ach, ta pamiętna pasta do zęów), podobał mi się również opis miłości – ba, co tam, nie tylko mi się podobał, urzekł mnie świeżością ujęcia tematu. Narracja była wspaniała, późniejsze dialogi w barze również niezłe. Ale te błędy… Przykro patrzeć.

W tekście B od razu zwraca uwagę dopracowany styl. I jakkolwiek praca poprzedniczki utrzymana jest w bardziej swobodnej konwencji, tak czytając Władzę, nie sposób nie dostrzec znacznie bogatszego, rozbudowanego słownictwa. Tekst jest widocznie bardziej dopracowany, za co autorce należy się ogromny plus, ponieważ świadczy to również o jej szacunku dla czytelnika. Było troszkę błędów – literowych, interpunkcyjnych, zdarzył się jakiś gramatyczny – podkreślam jednak: troszkę. I naprawdę nie zwracałam na nie takiej uwagi. Jedyne, czego mi brakowało, to większe dopracowanie oficjalnego tonu wystosowanego do Billa zaproszenia; wtedy byłoby wręcz idealnie. Chciałabym także uświadomić autorkę: skarbie, po zwrotach kończących list, jak np. „Z poważaniem”, nie stawiamy przecinka.
Tekst B jest gęsty, nasycony szczegółowymi opisami. Ową gęstość narzuca mu w pewnej mierze inna konwencja, z pewnością oddalona od humorystycznego ujęcia w pracy poprzedniczki. Opisy te zwracają uwagę, są szczegółowe, bogate – szczególnie te wnętrz czy ubioru. Z pewnością wymagało to więcej pracy i autorce należy się za to pochwała. Raz jeszcze pozwolę sobie zwrócić uwagę na klamrę kompozycyjną, którą wprost uwielbiam i która również punktuje. Poza drobnymi błędami, o których wspomniałam wcześniej, zdarzały się również powtórzenia – chociażby rzucające się w oczy „by”, które w trzecim akapicie pojawiło się pięciokrotnie. Cóż, ta statystyka z pewnością nie jest tak zastraszająca jak ta przy tekście pierwszym.

W tekście A zachwyciła narracja, spodobała mi się poza tym swoboda wypowiedzi, jednak błędy w takiej ilości są czymś, czego nie jestem w stanie wybaczyć i obok czego nigdy nie przejdę obojętnie. Autorce tekstu B zabrakło może nieco ze swobody literackiej poprzedniczki, spodobały mi się natomiast rozbudowane, bogate opisy, umiłowanie szczegółu.


Spełnianie warunków
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5


Warunki nie były szczególnie skomplikowane; obie autorki je spełniły. W tekście drugim brakowało mi nieco wcześniejszego wkroczenia braci Salvatore, tak by zachować proporcjonalność tekstu; to Bill stanowił oś tego opowiadania. Nie było jednak wymogu, by postacie z poszczególnych fandomów pojawiały się w równych proporcjach, to tylko moja subiektywna uwaga.


Postacie
Tekst A: 4
Tekst B: 1


W tekście A najciekawszy jest, naprawdę, narrator. Byłam całkowicie pochłonięta jego relacją, przez co faktyczne postacie opowiadania wydawały mi się mniej istotne, nie uważam tego jednak za wadę. Choć trzeba przyznać, że panowie zostali potraktowani nieco powierzchownie. O ile spodobało mi się humorystyczne, utrzymane w tonie całości, ujęcie Edwarda – wyolbrzymienie jego najistotniejszych cech (szczególnie rozbawiło mnie w tym względzie zdanie: „Tak, Edwardzie, domyślałeś się”), ale i dodanie nowych (jak chociażby przy komentarzu o drzewku bożonarodzeniowym – zabawny Edward, coś podobnego!), a także Damona – pokazanie jego nieco bardziej niż w przypadku pozostałej dwójki osobistych relacji z Crystal – o tyle Bill w ogóle mnie nie kupił. To chyba zresztą najtrudniejsza warsztatowo postać z tej trójki. Uważam jednak, że został spłaszczony; jego wypowiedź na temat Northamna i Sookie była… płytka, papierowa. Z pewnością nie przywodziła mi na myśl znanego nam Billa.

W tekście B główną osią tekstu był wprawdzie wędrujący po nieznanym mu świecie wampirów Compton, autorka za bardzo skupiła się jednak na przedstawianych przez trzecioosobowego narratora opisach świata zewnętrznego, tak że nie mieliśmy żadnego wglądu w wewnętrzny świat Billa. Ta ocena brzmi niezwykle relatywnie, jeśli zwrócić uwagę na to, że przy pracy poprzedniczki pochwaliłam skupienie się na osobie narratora – proszę jednak zauważyć, że w Bezsenności… mówimy o relacji pierwszoosobowej, tutaj zaś mamy do czynienia z typowym opisem trzecioosobowym. Narrator nie jest tutaj w żadnym stopniu uczestnikiem tekstu, a jego obserwatorem. Szkoda tylko, że zaledwie krótką chwilę spędza na obserwowaniu kłębiących się w Billu emocji czy chociażby jego widocznych na zewnątrz zachowań, będących przebłyskami charakteru. Ta płaskość i papierowość Billa uderza tym bardziej, że jest on głównym bohaterem tekstu. W żadnym stopniu nie przekonały mnie również, przepraszam za określenie, głupawe wypowiedzi Klausa – uznaję je za zupełnie niewiarygodne. Ze wszystkich naszkicowanych w opowiadaniu postaci najciekawszy jest Aro: kanoniczny, barwny. Jako jedyny mnie przekonał.

W rubryce Styl nie miałam szansy docenić cudownego narratora tekstu A, jako że nie pozwoliły mi na to zawarte w nim błędy. Mogę sobie pozwolić na to tutaj, pamiętając również o udanych szkicach innych bohaterów.


Ogólne wrażenie
Tekst A: 3,5
Tekst B: 1,5


W tekście A zabrakło mi rozwinięcia wątków – wydaje się on jakby urwany i obdarzony pospiesznie dopisanym zakończeniem. Liczyłam na zapowiedziane wzajemne rozwiązywanie swoich problemów miłosnych; spodziewałam się, że dojdzie do tego w czasie rozmowy w barze i z wielką chęcią bym to przeczytała. Mimo że tekst nieco rozminął się z moimi oczekiwaniami, to nadal jestem pod wrażeniem pomysłu dotyczącego narracji i jego ogólnej lekkości.
Tekst B był znacznie bardziej dopracowany – podkreślam to ku pochwale jego autorki i na pohybel poprzedniczki. Podoba mi się, że autorka wprowadziła wyraźną linię fabularną i konsekwentnie podążała obranym przez siebie ciągiem przyczynowo-skutkowym. Operuje ona ładnym stylem, który ma niemały potencjał i wierzę, że może zostać jeszcze bardziej dopracowany i udoskonalony. Chociaż nie mamy tutaj klimatu trącącego nieco gawędą, który urzekł mnie u poprzedniczki, to spodobały mi się rozbudowane opisy. Ostatni raz zwrócę uwagę na pointę tekstu: Bill uświadamia sobie, że jego nudne, prowincjonalne Bon Temps jest, mimo wszystko, jego i po skonfrontowaniu swoich doświadczeń z dwoma innymi wampirzymi światami wybiera jednak znaną, rodzinną Luizjanę. Bardzo spodobała mi się ta konkluzja.

Mimo niewątpliwych plusów tekstu B i niewątpliwej niechlujności autorki tekstu A, przewagę zyskuje Bezsenność w Seattle. Nie zapomnę autorce tego, że zaprowadziła mnie do interpunkcyjnego piekła, ale i nie mogę wyrzucić z pamięci tej cudownej narracji.


Podsumowanie
Tekst A: 14
Tekst B: 11


Dziękuję autorkom za możliwość zapoznania się z tymi naprawdę niezłymi tekstami, gratuluję udanego pojedynku i życzę doskonalenia swojego warsztatu pisarskiego!

Pozdrawiam
robak

PS A autorce tekstu A NIGDY nie wybaczę.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 17:25, 10 Wrz 2011 Powrót do góry

Wynik pojedynku:

Głosowało 6 osób, co daje 150 punktów do podziału, a ten wygląda w sposób następujący:

Tekst A: 90punktów
Teskt B: 60 punktów

Zwycięzcą zostaje:
Dilena

Gratulujemy!


Hurra Hurra Hurra


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin