FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Sprawa z góry przegrana/Zastępstwo (Sus i kirke) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 0:28, 16 Sty 2012 Powrót do góry

Pojedynkują się: Susan i kirke

Forma: miniaturka
Długość: minimum 3 max 7 stron w wordzie
Tytuł: dowolny
Fandom: Merlin (serial)
Chcemy: Merlina i Artura... i slashu pomiędzy nimi (może być tylko pocałunek)... niepewności, podniecenia, lasu i ucieczki... oraz magii (w dowolnej kolejności)
Nie chcemy: Gwen i innych kobiet
Termin: dwa tygodnie :) do 13.01.2012
Beta: brak


Koniec oceniania: 30.01.2012

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami.

UWAGA! Przypominam, iż zgodnie ze zmianami w regulaminie nie można przyznawać remisów w podsumowaniu oceny. Takie oceny nie będą brane pod uwagę w liczeniu punktów.

Zapraszam do oceniania!


TEKST A
Sprawa z góry przegrana

Miłość to jedna z najbardziej skomplikowanych rzeczy, która przydarzyła się Merlinowi. Nie walka z magicznymi stworami, nie czarodziejskie zdolności, które w sobie odkrył, czy praca dla Gajusza, ale właśnie Ona. Miłość.
Nie była łatwa. Codziennie patrzył na obiekt swoich westchnień i oceniał niknące szanse na to, że będą razem. Z każdym dniem tracił nadzieję, im byli ze sobą bliżej – tym dalej. Kolejne przygody, przeżywane razem, sprawiały tylko, że stawali się coraz lepszymi przyjaciółmi, a przecież nie o to chodziło.
I choć sprawa wydawała się skomplikowana już na początku – dalej nie było wcale lepiej. Artur z jednej strony zdawał mu się być kompanem – ba! – przyjacielem, który przeciwstawi się ojcu, by uratować jego nędzne życie. Jednak notoryczne docinki przyszłego króla pozostawały bez zmian, jakby nic się nie zmieniło.
Nawet teraz, gdy zbiegli do lasu, a mury zamku majaczyły w oddali, Artur zdawał się zauważać wyłącznie te cechy, które Merlina w nim samym denerwowały.
- Kto cię uczył jeździć?! – parsknął gniewnie ściągając lejce. – Ledwo im zbiegliśmy.
- Gdybyś dwa razy nie wracał, by z nimi walczyć – zaczął, ale wiedział, że sprawa jest z góry przegrana.
- Gdyby był tu któryś z moich rycerzy, a nie ty…
Merlin westchnął. Ukrywanie zdolności było coraz trudniejsze. Bywały chwile, że wolałby spłonąć na stosie, byle tylko okazać się bardziej przydatnym. By móc powiedzieć, że rycerz, który spadł z konia tuż przed tym jak zamierzał zadać śmiertelny cios Arturowi, został pokonany magią, a nie przypadkiem. By zobaczyć w oczach przyszłego króla zdumienie i szacunek.
Jednak o ile pierwsza część byłaby dość prawdopodobna, to doskonale zdawał sobie sprawę, że jako znienawidzony przez rycerza czarnoksiężnik musiałby znosić jego pełne bólu spojrzenie.
- Jestem uczniem Gajusza, nie stworzono mnie do walki – mruknął.
- Przypomnę sobie twe słowa, gdy rozboli mnie głowa ponownie porankiem.
- Gdybyś tyle nie pił w gospodach wieczorami… - zaczął, ale wiedział, że sprawa z góry jest przegrana.
- Zazdrosny jesteś o uwagę…
Merlin przestał słuchać. Nie chciał kolejnych przechwałek, którymi raczył go Artur po każdej wizycie w gospodzie, o pięknokształtnych niewiastach z dzbanami wina, rzucających mu powłóczyste spojrzenia. O hulankach do samego rana, po których jego buty nadawały się do szewca, gdzie też odnosił je Merlin.
Czarodziej westchnął, powoli wczuwając się w atmosferę lasu. Spokój był mu konieczny, by przeżyć kolejną wyprawę z Arturem w nieznane.
Właściwie nie wiedział dlaczego się zgodził wyjechać. Może dlatego, że życie zbyt wielu osób byłoby zagrożone, gdyby nie znaleźli ziół, po które wysłał ich Gajusz. Być może powodem była perspektywa zbyt długiej rozłąki z Arturem.
Nie mógł się zdecydować czy lepiej być notorycznie obrażanym i czekać na okruszki dobroci, którymi mężczyzna rzadko go raczył, czy nie widywać go i usychać jak kwiaty bez życiodajnej wody.
Niepewność własnego losu, marnej egzystencji, która czekała go przy przyszłym królu nie przerażała go jednak tak bardzo, jakby tego chciał. Mógł w końcu czuwać nad niesfornym rycerzem, ciągle pakującym się w kłopoty i nieść mu niepostrzeżenie pomoc.
- Myślę – powiedział nagle Artur – że to twoje uszy odstraszają kobiety. – Położył palec na swojej idealnie zarysowanej wardze, drugą ręką ściskając lejce. – Może Gajusz znalazłby na to jakiś sposób.
Merlin zaczerwienił się wściekle.
No jasne – pomyślał. – Nie umiem dobrze jeździć konno, pojedynkować się, a teraz jeszcze mam odstające uszy.
- Na to nie ma lekarstwa – odburknął.
- Wiesz, wtedy byłbyś do zniesienia. No, może gdyby nie te wyłupiaste oczy – dodał lekkim tonem mężczyzna i zaśmiał się, widząc wściekłą minę swego sługi.
Czarodziej zagryzł wargę, by coś niepotrzebnego nie wydostało się z jego ust. Artur, jak gdyby przeczuwając niebezpieczeństwo, popędził konia. Ścigali się przez kilkaset metrów dawno nie uczęszczanego traktu, aż w końcu widząc, że zwierzęta są już zmęczone, zatrzymali się na postój.
- Zmierzcha – rzucił ponownie Artur, gdy cisza przedłużała się.
Merlin rozpalił niewielkie ognisto i dorzucił specjalnych ziół, które nad ranem miały sprawić, iż dogasające się drwa nie będą dymić. Nigdy nie wiadomo czy ich prześladowcy nie trafią na ich trop.
- Wcześniej byłeś rozmowniejszy – dodał młody rycerz, przysiadając się bliżej.
Czarodziej odsunął się nieznacznie, nie patrząc mu w oczy.
- Sądzę, że strumień jest w tamtą stronę. – Artur wskazał palcem gęstwinę, a Merlin po raz pierwszy dziś spojrzał na niego pytająco. – Ktoś musi przynieść wody dla nas i koni. Jutro rano skoro świt… - nie dokończył.
Młody czarodziej wstał i bez słowa poszedł we wskazanym kierunku.

***

Kiedy prawie godzinę później Merlin wrócił do obozowiska, Artur już spał, a ognisko dopalało się, dając coraz mniej ciepła. Jedno spojrzenie w kierunku smacznie śpiącego mężczyzny, utwierdziło go w przekonaniu, że sam do rana będzie trzymał wartę. Blond włosy kosmyk włosów unosił się lekko przy każdym jego oddechu, który w umiarkowanie równym tempie zagłuszał ciszę nocy.
- Jak zwykle – mruknął, wiedząc, że nikt mu nie odpowie.
Podszedł do sterty drewna, przyniesionego już wcześniej i próbował rozgrzebać żar, ale jego starania szybko spełzły na niczym.
- Byggwar ein ild – wyszeptał.
Jego oczy przez chwilę wyglądały jak kocie, gdy zaklęciem rozpalał ogień. Sprawdził czy Artur śpi, ale równomierny oddech wciąż poruszał kosmykiem włosów, więc uspokojony oparł się o drzewo i obserwował.

***

Nie wiedział jak to się stało, że obudził się pierwszy. Zazwyczaj to młody rycerz był czujniejszy. Jednak gdy tylko otworzył oczy zdał sobie sprawę, że Artur śpi nieporuszenie, jakby nigdy nic. Natomiast ostrze miecza ubranego w czerń mężczyzny skierowane jest wprost w jego pierś. Nie namyślając się długo, skoczył, wywróciwszy napastnika, który zaklął. Błysk nienaturalnie zabarwionych oczu utwierdził go tylko, że nieznajomy jak i on włada magią.
Cudem tylko udało mu się uderzyć go w skroń, przerywając zaklęcie. Przetoczyli się obaj bliżej dogasającego ogniska, szarpiąc się i próbując wyrwać miecz. Merlin powoli zdawał sobie sprawę, że nie wygra tej nierównej walki z kimś, kto był od niego wyższy i silniejszy. Puścił jego ramię, chcąc wyślizgnąć się, ale dłoń w twardej rękawicy przytrzymała go przy ziemi.
- Teraz jesteś mój – wysyczał mężczyzna dociskając miecz do jego gardła i wstając nie bez trudu.
Merlin policzył do trzech, rejestrując, że Artur powoli wybudza się z magicznego snu.
- Ingram avslå – szepnął.
Mężczyzna odparł zaklęcie i uśmiechnął się krzywo. Uniósł lekko miecz i właśnie miał ciąć, gdy wydał z siebie niespodziewanie głuchy jęk i upadł na Merlina.
Zaskoczony czarodziej z trudem wyczołgał się spod większego ciała i spojrzał w oczy swojego pana.
- Ja… - zająknął się.
Warga Artura zadrżała niekontrolowanie. Przyszły król zrobił krok do przodu i coś jak pewność pojawiło się w jego oczach, gdy pocałował Merlina delikatnie.
- Następnym razem, gdy ktoś nas napadnie – wyszeptał tuż przy jego ustach – lepiej mnie obudź.

TEKST B

Zastępstwo

W czasach mitów i magii los wielkiego królestwa spoczywał na barkach młodego mężczyzny. Imię jego...

- Merlin!
Krzyk Artura rozniósł się echem po całym lesie. Król zatrzymał się i pomógł przyjacielowi wstać. Nagle strzała przeleciała mu tuż obok ucha i wbiła się w najbliższe drzewo. Pociągnął towarzysza za sobą i razem puścili się biegiem przez zarośla. Musieli jak najprędzej znaleźć dobrą kryjówkę, by nie dorwali ich ludzie Lota. Zaczaili się na władcę Camelotu i jego rycerzy, gdy wybrali się oni na polowanie. Nie spodziewali się ataku, gdy wrogowie zaskoczyli ich w dolinie. Próbowali się bronić, lecz tamci mieli przewagę. Rozdzielili się, licząc iż to zdezorientuje przeciwników. Pomimo ciężkiej sytuacji, Merlina rozśmieszała myśl, że Artur zawsze czuje się zobowiązany, by go obronić, choć jest tylko służącym. Gdyby uciekł razem z Gwainem lub Elyanem, miałby większe szanse na wyjście cało z opresji. Przynajmniej tak to powinno wyglądać z jego perspektywy, bo przecież Merlin doskonale potrafił zadbać o bezpieczeństwo króla, choć ten nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Pospiesz się – warknął Artur, spoglądając za siebie.
Ludzie Lota mogli dorwać ich w każdej chwili. Przyspieszyli na tyle, na ile pozwalały im na to gałęzie drzew, o które ciągle zaczepiali ubraniami. Płaszcz Artura nigdy jeszcze nie był w tak opłakanym stanie. Cały pokryty plamami i podziurawiony nie nadawał się raczej do niczego innego jak tylko do wyrzucenia. Merlin zazdrościł królowi kolczugi, która chroniła go od piekących zadrapań, których sam nabawił się wielu podczas ucieczki. Zastanawiał się jednak, czy nie przeszkadza ona Arturowi w biegu. Nie sprawiał takiego wrażenia, więc może chodziło o kwestię przyzwyczajenia.
Gdy dotarli do strumienia, zatrzymali się na moment. Wytężyli słuch, lecz nic nie zwróciło ich uwagi. Żadnych dźwięków pościgu. Król wsparł się na mieczu, starając się ustatkować oddech i wymyślić, co powinni teraz uczynić. Merlin przyległ plecami do drzewa, chcąc choć sekundę odpocząć. Dziwiło go, że tak prędko zgubili wrogów. Lot znany był z zaciętości i wytrwałości, tak samo jak jego armia.
Artur przyklęknął przy strumieniu, by napić się wody i ochlapać sobie twarz dla orzeźwienia. Wszystko, co działo się potem, nastąpiło nad wyraz niespodziewanie. Chudy, zarośnięty mężczyzna wyskoczył z zarośli na zwróconego do niego tyłem Artura. Merlin nie zdążył nawet pomyśleć o tym, co czyni. Mózg wysłał impuls jego nogom, a one poprowadziły go prosto między króla, a rycerza Lota, który właśnie zamierzał zadać cios. Ostrze spadło prosto na jego ramię. Siła uderzenia była na tyle mocna, by zwalić go z nóg. Artur zareagował od razu. Wróg nie miał szans z rozwścieczonym królem. Padł od jednego, celnego cięcia. Niestety, w stronę strumienia biegło jeszcze siedmioro wrogów. Merlin czuł piekącą ranę i wypływającą z niej krew. Zebrał jednak wszystkie siły i wyszeptał zaklęcie obezwładniające:
- Hleap on baec.
Broń wyleciała z rąk rycerzy Lota i powaliła ich na ziemię, dzięki czemu Artur łatwiej się z nimi rozprawił. Gdy czarodziej upewnił się, że królowi nic nie grozi, przestał bronić się przed napływającą ciemnością. Pozwolił by go pochłonęła i przyniosła ukojenie.

***

- Napij się – rzekł Artur, przystawiając do ust Merlina chochlę z wodą.
Czarodziej wypił całość od razu, delektując się tym, jak płyn przynosi ulgę wysuszonemu gardłu. Oparł się plecami o chłodną ścianę i rozejrzał po niewielkiej jaskini, do której przyniósł go przyjaciel, gdy stracił przytomność. Król zadbał o zamaskowanie wejścia do kryjówki oraz zaopatrzenie się w odpowiednią gałąź, która służyła im za pochodnię. Przygotował również opatrunek dla Merlina. Przysiadł obok niego i oznajmił:
- Trzeba się zająć raną na twoim ramieniu. Mam nadzieję, że nie wda się zakażenie.
Rozwiązał przepaskę, która tamowała krwotok. Okazało się, że nie jest tak źle, jak się obawiał. Skóra wokół rozcięcia była zaczerwieniona i opuchnięta, lecz posoka już nie wydostawała się na zewnątrz. Artur sięgnął po wodę oraz kawałek czystego materiału, który udało się wydzielić ze zniszczonego płaszcza. Zamoczył go, by obmyć ranę, lecz popatrzył na koszulę Merlina, która na ramieniu całkiem przesiąkła krwią i powiedział:
- Trzeba ci to zdjąć. Nie ma mowy, byś w tym paradował, bo zaraz zleci się chmara wygłodniałych zwierząt, chętna by cię pożreć.
Czarodziej spróbował rozpiąć guziki swojego odzienia, lecz gdy syknął z bólu, król wywrócił oczami, westchnął ciężko i pomógł przyjacielowi pozbyć się koszuli. Zwinął ją i rzucił w ciemny kąt. Merlin głośno wciągnął powietrze. Artur zauważył, że chłopak drży. Faktycznie, nastał wieczór i zrobiło się chłodno. Rana na ramieniu paskudnie odznaczała się na bladym, chudym ciele. Miał jednak szczęście. Człowiek, który zadał ten cios zawahał się, zdziwiony jego czynem, więc siła uderzenia ostrza okazała się mniejsza. Artur zbliżył się jeszcze bardziej i przysunął pochodnię, by choć trochę ogrzała Merlina. Zamoczył skrawek materiału w wodzie i przyłożył go do rozciętej skóry. Wiedział, że musi to potwornie boleć, lecz przyjaciel dzielnie się trzymał i nie marudził, choć starał się nie spoglądać na to, jak wygląda jego ręka.
- Czemu to zrobiłeś? – spytał król, próbując zająć go rozmową.
- Co zrobiłem? – odparł przez zaciśnięte zęby.
- Zasłoniłeś mnie. Mogłeś zginąć.
Czarodziej popatrzył z uwagą na Artura. Od dawna nie widział go tak skupionego. Nie odrywał oczu od jego ramienia. Nie mógł się nadziwić, że Pendragon potrafi być tak delikatny. Przez całe życie uczono go wykorzystywania siły w walce, a teraz jego palce o chropowatych opuszkach przesuwały się lekko, lecz stanowczo po skórze przyjaciela, robiąc wszystko, by nie sprawić mu więcej bólu niż to konieczne.
- Każdy by tak postąpił – powiedział Merlin. – Jesteś królem.
- Wątpię, by każdy naraziłby dla mnie swoje życie – rzekł Artur, odgarniając z czoła i oczu denerwujące kosmyki jasnych włosów. – A ty zrobiłeś to bez wahania.
- Jesteś moim przyjacielem. Nie mogłem postąpić inaczej.
Merlinem wstrząsnęły dziwne dreszcze, a ciało pokryło się gęsią skórką, choć wcale nie było mu zimno. Tak jakby jakieś łaskoczące iskierki przeszły mu od karku, schodząc wzdłuż kręgosłupa, zatrzymując się w dolnej części pleców. Zaniepokojony Artur spojrzał mu w oczy. Czarodziej poczuł się nagle nagi. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Zupełnie jakby te błękitne tęczówki potrafiły przebić się przez ubrania i skórę, docierając do serca. Czy faktycznie udało mu się w końcu dojrzeć, co w nim drzemie i o czym teraz myśli?
- Może jednak nie jesteś takim tchórzem jak sądziłem – orzekł Artur i uśmiechnął się pod nosem.
Przyłożył do ramienia Merlina czysty materiał i owinął go innym skrawkiem płaszcza, by się nie przemieszczał ani też nie odpadł. Przyjrzał się z zadowoleniem prowizorycznemu opatrunkowi. Czarodziej dojrzał iskierki w jego oczach. Musiał poczuć ulgę, bo poradził sobie w takiej sytuacji bez niczyjej pomocy. Nie stracił panowania nad sobą i zachował zimną krew. Jutro wrócą do Camelotu, a wtedy Gajusz zajmie się resztą.
- A twoje umiejętności lecznicze są tak beznadziejne jak myślałem – zaśmiał się Merlin.
Artur spojrzał na niego ze zdziwieniem. Zamrugał kilkukrotnie, a czarodziej nie mógł oderwać oczu od jego długich rzęs i cieni, które rzucały na górną część policzków. Po chwili król również się roześmiał, poczochrał włosy przyjaciela i rzekł:
- Widzę, że humor się ciebie trzyma. To dobrze, bo to znaczy, że prędko wrócisz do zdrowia i swoich obowiązków. A uwierz, że zaplanuję ich dla ciebie mnóstwo.
- A do tego czasu po twojej komnacie będą walać się brudne kalesony i resztki jedzenia, a przez to, że nie potrafisz przygotować sobie kąpieli, będziesz śmierdział na kilometr.
- Czyli uważasz, że zanim trafiłeś do Camelotu, nie myłem się?
- Nie chciałem poruszać tej sprawy, ale...
Artur nie pozwolił mu dokończyć. Cisnął w jego twarz mokrą szmatkę, na co Merlin odpowiedział tylko dźwięcznym chichotem. Pendragon doskonale wiedział, że to wszystko żarty i za to właśnie lubił swojego towarzysza. Potrafił go rozweselić nawet w najgorszych momentach.
Poklepał go po zdrowym ramieniu i okrył kurtką, która nie zdążyła aż tak mocno nasiąknąć krwią. Zapiął guziki, widząc iż Merlin znów drży. Popatrzył na jego twarz, lecz on wbijał wzrok w ziemię. Wśród blasku pochodni zauważył, że policzki przyjaciela płoną rumieńcem. Nie miał gorączki, zdążył to już sprawdzić, więc nie rozumiał tych dreszczy i wypieków. Wtedy dostrzegł jego zaciśnięte w pięści dłonie. Wyglądał jakby ktoś nakrył go na czymś, czego bardzo się wstydził. Wolał jednak nie pytać, bojąc się odpowiedzi. Podał mu jeszcze wody, a następnie skulił się pod ścianą obok Merlina, mając nadzieję, że spędzą spokojną noc w ukryciu, rano odnajdą resztę towarzyszy, a potem wrócą do domu i zapomną o tym okropnym dniu. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że okaże się to trudniejsze niż sądził.

***

Na zewnątrz szalała wichura i nastąpiło dosłowne oberwanie chmury. Merlin cieszył się, że Artur znalazł tę jaskinię, bo inaczej marzliby teraz na dworze i byliby cali przemoczeni. Wtedy na pewno dopadłaby go gorączka i dłużej dochodziłby do siebie. Mógłby nawet umrzeć. Na szczęście mieli schronienie, w którym było względnie sucho i bezpiecznie.
Król pochrapywał cicho tuż obok Merlina, który obserwował pochodnię i jej niespokojny płomień. I właśnie w tym momencie zgasła. Któryś raz tej nocy. Upewnił się, że jego towarzysz się nie zbudził, po czym wyszeptał:
- Bael on bryne.
Jaskinię znów zalał blask ognia, a czarodziej westchnął cicho. Nie mógł usnąć, bo poza uporczywym bólem w ramieniu, męczyło go coś jeszcze. Bliskość Artura.
Nie mógł oderwać wzroku od jego spokojnej twarzy, złotych włosów lśniących w świetle pochodni i rozchylonych, pełnych ust. Uczucia odnośnie przyjaciela nie dawały mu spokoju od dłuższego czasu. Początkowo próbował je w sobie stłamsić, licząc iż w końcu same odejdą w zapomnienie. Niestety, stało się odwrotnie. Każda minuta spędzona sam na sam z Arturem była dla niego zarówno radością jak i udręką. Nie umiał odrzucić tego, jak jego serce reagowało na dźwięk głosu, bliskość czy widok Artura. Bał się, że ktoś w końcu zauważy, że coś się zmieniło. W naprawdę ciężkich chwilach Merlin marzył o ucieczce. Może gdyby wrócił do rodzinnego miasta, zostawił Camelot i wszystko co z nim związane za sobą, mógłby znów normalnie żyć. Jednak od razu przypominał sobie o swoim przeznaczeniu, splecionym ściśle z losem króla i złościł się na samego siebie, że mogło mu w ogóle przyjść coś takiego do głowy. Musiał chronić młodego Pendragona za wszelką cenę. Wstrząsnęły nim zimne dreszcze na myśl, że gdyby w porę się nie zorientował, Artur by zginął. Już nigdy by go nie zobaczył, nie usłyszał i nie dotknął. Nie potrafił wyobrazić sobie świata bez swojego przyjaciela. Łapał się nawet na tym, że nie broni go przed wrogami dla Camelotu, ale przede wszystkim dla siebie.
Właśnie wtedy król poruszył się przez sen i przesunął bliżej Merlina. Stykali się ramionami, tak że czarodziej czuł bijące od niego ciepło i jego oddech na swojej twarzy. Choć moment wcześniej denerwował go chłodny wiatr, teraz pragnął go jak niczego innego, zrobiło mu się tak gorąco. Nie, prawda była taka, że pragnął czegoś bardziej. A właściwie to kogoś. Łaskoczące dreszcze przebiegły po całym jego ciele, a w gardle niebezpiecznie zaschło. Serce biło nienaturalnie szybko. Wydawało mu się, że każdy mógłby je teraz usłyszeć i że zaraz zbudzi ono Artura. Najchętniej wyczołgałby się z kryjówki i stanął w strugach deszczu. Może to zwróciłoby mu rozum, który jak na razie zdawał się przegrywać z pragnieniami serca.
Przysunął się odrobinę bliżej, przypatrując się ognistym refleksom na skórze króla. Zastanawiał się, czy gdyby teraz dotknął jego policzka, obudziłby się. Najprawdopodobniej był tak zmęczony, że nie zbudziłaby go nawet armia maszerująca na dworze. Z drugiej strony już wiele razy pokazał, że zasługuje na miano najlepszego rycerza Camelotu, więc powinien ocknąć się, gdyby coś się działo. Ręka Merlina pragnęła dotknąć chropowatej skóry dłoni króla, by potem przenieść się na delikatniejsze policzki. Jednak od razu wyobraził sobie reakcję Artura, początkowe zaskoczenie, złość, żal i niesmak. Zacisnął palce na materiale kurtki, by go nie kusiło. Westchnął zrezygnowany.
Nagle wnętrze jaskini wypełnił mocny powiew wiatru i zanim czarodziej zdążył się zorientować, pochodnia zgasła. Już otwierał usta, by wypowiedzieć zaklęcie, gdy poczuł, że jego towarzysz znacznie się poruszył. W ciemnościach nie mógł ocenić, czy się obudził czy tylko wiercił przez sen. Postanowił poczekać jakiś czas i wtedy wezwać ogień. Jednak król zaczął niespokojnie oddychać i nieco się wiercić. Może ocknął się i nie mógł sobie przypomnieć, gdzie się znajduje lub zrobiło mu się zimno. Chciał już spytać, czy stało się coś złego, gdy poczuł delikatny dotyk na policzku. Chropowate opuszki placów przejechały po skórze od skroni do brody, łaskocząc go lekko. Merlin nie wiedział, co się dzieje. Zamarł, bojąc się nawet minimalnie poruszyć.
Gdy poczuł na twarzy przyspieszony, gorący oddech, wydawało mu się, że zaraz oszaleje. Przez umysł przemknęła mu myśl, że może usnął, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, a teraz śni mu się coś bardzo realnego. Dłoń Artura powędrowała do jego włosów, gładząc je przez dłuższy moment. I wtedy stało się coś, o czym czarodziej nie śmiał nawet marzyć. Pełne, ciepłe usta odnalazły jego wargi i musnęły je delikatnie. Merlin był tak zaskoczony, że nie wiedział jak powinien zareagować. Obawiał się, że jeśli się poruszy, wystraszy swojego towarzysza, który znów go pocałował, lecz tym razem pewniej. Czarodziej oddał pieszczotę, nie mogąc dłużej się opierać. Przywarł do ust Artura i przyciągnął go do siebie. Blondyna zaskoczyła reakcja przyjaciela, lecz nie miał teraz ochoty rozkładać tego na czynniki pierwsze. Zatracił się w upragnionym pocałunku, starając się zapamiętać jak najlepiej dotyk, zapach i smak Merlina. Pchnął go lekko, by obrócił się na plecy, a sam oparł się na ręce i z powrotem do niego przylgnął, nie pozwalając sobie nawet na głębszy oddech. Całował go bez opamiętania. Czuł się zupełnie tak, jakby przez całe życie ktoś nie pozwalał mu pić wody, a teraz natrafił na źródło, z którego mógł czerpać do woli. Zdawało mu się, że nigdy nie będzie miał dość. Nie liczył się już przenikliwy chłód, męczący wiatr, a nawet potencjalne niebezpieczeństwo czyhające w lesie. Każda cząstka jego ciała i duszy marzyła tylko o tym, by znaleźć się bliżej niego.
Merlin jęknął nagle i odsunął się, wyginając lekko. Zdezorientowany Artur odetchnął głęboko i z trudem wydusił z siebie:
- Co się stało?
- Zgniotłeś mi zranione ramię – syknął czarodziej, krzywiąc się z bólu w ciemnościach.
Pendragon trawił przez dłuższą chwilę to, co się stało. Niepotrzebnie sobie na to pozwolił, bo od razu zalała go fala wyrzutów sumienia i negatywnych myśli. Momentalnie poczuł się przytłoczony i wystraszony tym, co się stało i do czego mogło jeszcze dojść. Gdyby ktoś dowiedział się, że król... Atak paniki sprawił, że pospiesznie odsunął się od przyjaciela, położył na ziemi tyłem do niego i nie odwrócił już ani razu. Merlin nie mógł pojąć, czemu Artur tak mocno zmienił swoją postawę w ciągu dosłownie minuty. Wzdrygnął się, czując jak chłód przenika przez jego ubranie i skórę, trafiając prosto do jego serca.

***

- Arturze! Merlinie!
Zbudziły go krzyki dobiegające z lasu. Szturchnął Merlina, który od razu otworzył oczy i podniósł się po pozycji siedzącej. Do jaskini wpadały promienie słoneczne. Gdy ich uszu znów dobiegły wołania i rozpoznali donośny głos Gwaine’a, zrozumieli, że czas wracać. Pendragon wstał, poczekał aż przyjaciel również stanie na nogach, po czym z powagą rzekł:
- To, co zdarzyło się w nocy nie powinno mieć miejsca. Jestem królem, nie mogę... Chodzi o to, że gdy zrozumiałem, że mnie osłoniłeś i nie wiedziałem, czy przeżyjesz, coś we mnie pękło. Ale tak nie może być. Uznajmy to za chwilę słabości i nigdy do tego nie wracajmy, proszę.
Nie poczekał nawet na odpowiedź towarzysza, tylko od razu wyszedł z jaskini i zaczął nawoływać swoich rycerzy. Merlin jeszcze przez dłuższy moment nie ruszał się z miejsca, próbując przybrać normalny wyraz twarzy, by nikt nie zauważył, że ból rozsadza mu nie tylko ramię, ale i serce.
A w głowie wciąż huczało jedno słowo.
Słabość.

***

Dzięki Gajuszowi prędko wracał do formy. Król dał mu wolne, by spokojnie wydobrzał, choć Merlin sądził, że chodzi o coś więcej niż troska o jego zdrowie. Przez dni spędzone w domu zdążył wymyślić co najmniej kilkadziesiąt teorii na temat tamtej nocy. Raz wstrząsał nim okropny smutek, a raz ogromna złość. Przez brak pracy czuł się jeszcze podlej, dlatego szczerze ucieszył się, gdy mógł wrócić do swoich obowiązków. Od razu udał się do komnaty Artura, a gdy do niej wkroczył, musiał przytrzymać się krzesła, by się nie przewrócić. Brudne ubrania walały się po podłodze wśród grud zaschniętej ziemi. Naczynia z resztkami jedzenia śmierdziały niemiłosiernie, a niezasłane łóżko wyglądało żałośnie. Prędko otworzył okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza, a po dokładniejszych oględzinach, wziął się za zbieranie rzeczy nadających się do prania. Gdy miał już uzbieraną solidną kupkę, do pomieszczenia wkroczył król. Zdziwił się na widok swojego sługi. Blondyn wyglądał na zmęczonego i strapionego. Czarodziej nie widział go, odkąd wrócili do Camelotu. Położył ubrania na krześle i rzekł z wyrzutem:
- Czyżbyś zamierzał hodować tutaj świnie? Jeśli tak, to obawiam się, że nie masz na co liczyć, bo nawet one nie zechcą mieszkać w takim chlewie! Czy ty naprawdę nie umiesz robić nic poza rozkazywaniem i machaniem mieczem? Nie mogłeś wziąć kogoś na moje zastępstwo, żebym nie zastał tutaj takiego bałaganu i smrodu?
Artur popatrzył na niego ze smutkiem, po czym cicho odparł:
- Nikt nie da rady ciebie zastąpić.
- Nawet nie wiem, w co mam najpierw...
Merlin dopiero po chwili zrozumiał sens jego słów i urwał w pół zdania. Wbił w króla podejrzliwy wzrok i zmarszczył czoło. Blondyn podszedł bliżej, oparł się o szafę i powiedział:
- Nikt nie da rady ciebie zastąpić. Pod żadnym względem. Żałuję, że dopiero teraz to zrozumiałem. W tej jaskini po raz pierwszy poczułem, że znajduję się w odpowiednim miejscu i czasie z odpowiednią osobą. Spanikowałem i chciałem cię przeprosić. Postąpiłem szczeniacko. Nie będę dobrym królem, jeśli nie będę żył w zgodzie z samym sobą.
Po tych słowach doskoczył do Merlina, ujął jego twarz w swoje dłonie i go pocałował. Nie przestawał tego robić, aż im obu nie zabrakło tchu. Wtedy czarodziej spojrzał na zaczerwienione policzki Artura, jego nabrzmiałe wargi i błękitne oczy pełne radosnych iskierek. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Pendragon również się rozpogodził. Pozwolił sobie na jeszcze jeden krótki pocałunek, po czym rzekł:
- Nie myśl jednak, że zwalnia cię to z obowiązków. Czeka cię pranie, czyszczenie podłóg, ostrzenie miecza i polerowanie zbroi. Najlepiej zacznij od razu, to może do wieczora zdążysz się ze wszystkim uporać i podać mi kolację na czas.
Merlin pochwycił najbliższą brudną skarpetkę i rzucił nią wprost w twarz króla, który wybuchł śmiechem. Wiedział jednak, że to nie był żart, więc wziął się do pracy. Nie przerażał go już ogrom zajęć. Wypełniała go radość i liczył na to, że nie opuści go ona przez bardzo długi czas. A może nawet już nigdy.
A w głowie wciąż huczało jedno zdanie.
Nikt nie da rady ciebie zastąpić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Czw 17:03, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Larysa
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lip 2009
Posty: 2354
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 81 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...Dębno...i tam gdzie mnie poniesie..

PostWysłany: Czw 11:22, 19 Sty 2012 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt

Obydwa pomysły mają tak zwane "coś". Nie liczy się długość, ale jakość. Mnie osobiście bardziej przyciągnął tekst A, mimo że krótszy zawiera moim zdaniem więcej magi i delikatności, natomiast tekst B - również niczego sobie, trochę mnie przynudził.

A: 3
B: 2


Styl: 7 pkt

Tutaj jednak bezapelacyjnie wygrywa tekst B. Wiadomo, że przy dłuższym tekście łatwiej jest odczuć smak stylu i wszystko co w nim zawarte, w tekście A jest on również jednak mniej wyczuwalny.

A: 2
B: 5


Spełnienie warunków: 3 pkt

Obydwa teksty spełniają warunki, dlatego punkty dzielę po równo.

A: 1,5
B: 1,5


Postacie: 5 pkt

Niestety nie mam większego obycia z postaciami z tego serialu, gdyż go nie oglądam, jednak do przedstawionych tutaj w obu tekstach zapałałam sympatią. W tekście A bardziej się wczułam w nich, mogłam zrozumieć, w tekście B czasami traciłam poczucie kto jest kim, po co na co i dlaczego.

A: 3
B: 2


Ogólne wrażenie: 5 pkt

Oba teksty mi się podobają, dobrze mi się je czytało. W każdym było coś co mi się spodobało lub nie. Susan jak i kirke naprawdę sprostały zadaniu, więc również tutaj postawię sprawiedliwą ocenę:

A: 2,5
B: 2,5


Podsumowanie:
A - 12
B - 13


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 19:30, 08 Lut 2012 Powrót do góry

Ludzie!!!!

Krew mnie jasna zalewa, oceniajcie ten pojedynek!
Muszę kolejny raz go przedłużyć, ale do Świętej Anielki ileż razy można???
Usiłowałam Was przekupić szarlotką na ciepło z kulką lodów - nie pomogło.
Dobra, upiekę tort czekoladowy z wiśniami...

Oceniamy do 15 lutego 2012. I mam nadzieję, że tym razem to ostateczny termin.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Śro 19:31, 08 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 12:20, 12 Lut 2012 Powrót do góry

NASZE TEKSTY SĄ AŻ TAK BEZNADZIEJNE?! Shocked


SUSAN I KIRKE BĘDĄ PŁAKAĆ, A BB WAS ZJE!
Crying or Very sad Crying or Very sad Crying or Very sad


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 22:31, 16 Lut 2012 Powrót do góry

Można jeszcze ocenić? Oceniam tylko z uwagi na to, że ocen brakuje. Temat pojedynku całkowicie mi nie leżał. Nie znam fandomu. Oglądałam tylko kilka odcinków Camelota, Merlina nigdy.

Pomysł: 5 pkt.

A: 1
B: 4

Mam wrażenie, że autorce tekstu A warunki trochę nie leżały, a szczególnie to podniecenie i slash. Właściwie tylko w tej złości i docinkach Artura w kierunku Merlina dostrzegam jakieś podniecenie. Krótko i mało treściwie jeśli idzie o fabułę. To była raczej taka scenka niż miniaturka z porządnym początkiem i końcem.
W drugim tekście dostrzegam większe zaangażowanie i plan. Stopniowanie napięcia i warunki pojedynku są nienachalnie wplecione, przez co pomysł wydaje się niebanalny, choć wiadomo, że parę bohaterów coś musiało złączyć.

Styl: 7 pkt.

Trudno mi ocenić styl w tym momencie, bo początek drugiego tekstu jakoś dziwnie mi się czytało. Pierwszy szybciej i płynniej przyswoiłam, choć też szybko mi fabularnie uciekł (musiałam się cofnąć po przeczytaniu drugiego, żeby w ogóle jakoś ocenić kategorię pomysł). Myślę, że oba są na zbliżonym poziomie. Niewielką przewagą obdarzę tekst pierwszy za przejrzystość.

A: 4
B: 3

Spełnienie warunków: 3 pkt.

Mała przewaga dla tekstu B, bo slash w A jest taki, jakby go nie było. To znaczy zgadza się, jest pocałunek, ale dla mnie kompletnie nieuzasadniony ze strony Artura.

A: 1
B: 2

Postacie: 5 pkt.

Doceniłam pomysł, muszę też docenić postacie, choć nie chcę ich tak bardzo wywyższać nad parę z pierwszego tekstu. Po prostu tekst B był dłuższy, więcej się w nim działo, więcej widzimy też interakcji między bohaterami, więcej pasji i iskier, dzięki temu są bardziej żywi i bardziej przekonywujący.

A: 2
B: 3

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

A: 2,5
B: 2,5

Nie chcąc tak bardzo wyróżniać w ocenie tekstu B, ponieważ tematycznie oba mnie nie za bardzo zainteresowały, a są oba napisane dobrze, dam po równo. Żaden mnie nie zachwycił, żaden nie odrzucił czy to z uwagi na warsztat pisarski, czy pomysł fabularny. Ot, jak mówiłam, nie rzuciłabym okiem, bo fandom nie jest mi bliski, a oceniam, żeby dać Wam jakąś opinię i żeby zakończyć ten pojedynek. Jeszcze jedna ocena będzie potrzebna, tak?
Może ktoś pójdzie za moim i Larysy przykładem. Na przyszłość to chyba już obie będziecie wiedziały, że lepiej wybrać popularny fandom lub pisać własne, albo wcześniej zorganizować grupę oceniającą wśród fanów fandomu. :)

RAZEM:

A: 10,5
B: 14,5


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Czw 22:52, 16 Lut 2012 Powrót do góry

Bardzo dziękuję Pernix za ocenę:)

Przedłużam głosowanie do końca lutego.
Wiem, że akurat ten fandom może w Was nie wzbudzać zbyt wielkich emocji, ale nie spocznę dopóki nie będę mogła rozstrzygnąć tego pojedynku


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:12, 21 Lut 2012 Powrót do góry

Postanowiłam ocenić ten pojedynek, mimo że fandom jest mi zupełnie obcy – nie widziałam nawet fragmentu jakiegokolwiek odcinka Merlina. Mam jednak nadzieję, że autorki mi to wybaczą; chcę ocenić, bo fandom znany czy nieznany, ale aż przykro patrzeć na tak niską frekwencję. Patrząc jednak na zawarty w temacie tytuł jednej z pojedynkowych prac – Sprawa z góry przegrana – pomyślałam, że może to on miał jakiś wpływ na ową frekwencję (sic!). Moja nauczycielka matematyki zawsze powtarzała, abyśmy nie mówiły, że nie zdamy matury, bo to jak samospełniająca się przepowiednia…
Ocena krótka, bo i niestety niewiele mam w kwestii tego fandomu do powiedzenia.

POMYSŁ
TEKST A — 2
TEKST B — 3

Trochę trudno odnieść mi się do pomysłów pod względem ich innowacyjności, ponieważ w żadnym z nich nic szczególnie innowacyjnego nie odnajduję, co więcej, oba opierają się na bardzo zbliżonej do siebie kanwie. Pozwolę sobie rozważyć pomysły pod kątem tytułów. W pracy A, Sprawie z góry przegranej, autorka wielokrotnie podkreśla przewagę, jaką, jak by się zdawało, Artur ma nad Merlinem pod każdym względem. Jest to niejaki koncept, który jednak, wydaje mi się, urywa. Czytając, spodziewałam się jeszcze co najmniej strony tekstu, a niespodziewanie natknęłam zamiast tego na zakończenie. Dlatego pomysł, jakkolwiek występuje, nie został dość konsekwentnie zrealizowany. Jeśli zaś chodzi o pracę B, Zastępstwo, to tutaj fabuła jest znacznie bardziej rozwinięta, a tym samym – pomysł bardziej kompleksowy. Znacznie. Przez budowanie napięcia, wprowadzenie większej ilości elementów fabularnych, można powiedzieć, że pomysł broni się sam. I widać tutaj ideę tytułowego zastępstwa.

STYL
TEKST A — 3
TEKST B — 4

Od razu zwróciłam uwagę, przy jednej i drugiej pracy, że są one stylistycznie dość dopracowane. Zdarzały się pewne błędy, więcej w tekście B niż A (ale może to dlatego, że tekst B był dwukrotnie dłuższy) i choć warto je wyeliminować, to nie raziły one bardzo w oczy. Głównie chodzi o potknięcia interpunkcyjne. Nie będę tutaj wymieniała, co należałoby poprawić, muszę jednak zwrócić uwagę na dwie rzeczy, nad którymi pochyliłam się na dłużej, czytając pracę B. W którymś ze zdań autorka użyła konstrukcji między … a …, wstawiając przed spójnik a przecinek. Przykuło to moją uwagę, bo ostatnio bardzo często spotykam się z tym błędem i dlatego mam nadzieję, że autorka zapamięta raz na zawsze, że w tej konstrukcji przecinka nie stosujemy. Druga kwestia to błędne użycie czasownika ustatkować się w zdaniu: Król wsparł się na mieczu, starając się ustatkować oddech i wymyślić, co powinni teraz uczynić. Oddech można uregulować czy ustabilizować. Ustatkować – to czasownik zwrotny, podkreślam – można się. Kolejna rzecz do zapamiętania.
Oba teksty są napisane ładnie, lekkim piórem, widać, że autorki pracują nad swoim warsztatem od pewnego czasu. Żaden z nich co prawda nie porywa, nie odnalazłam tu żadnego rozwiązania stylistycznego, które by mnie w sobie zakochało, ale w tej poprawności nie ma akurat – w tym przypadku – nic złego. Oceniam jednak z nieznaczną przewagą dla tekstu B: ze względu na większy zasób włożonej w napisanie opowiadania pracy, a także dość bogate, przeważnie dobrze zastosowane słownictwo.

SPEŁNIANIE WARUNKÓW
TEKST A — 0,5
TEKST B — 2,5

Rzadko się zdarza, by tekst nie spełniał warunków zawartych w innej rubryce niż Chcemy. A tutaj, niestety, tekst A nie spełnia również warunków długości. Może mam wypaczone poczucie rzeczywistości, ale wydaje mi się, że jeśli praca ma mieć co najmniej trzy strony (standardowym TNR 12, jak mniemam), to nie chodzi o to, by miała ona dwie strony i trochę. A taką właśnie długość ma Sprawa z góry przegrana i w mojej opinii łamie tym samym podstawowe warunki pojedynku. Co się tyczy innych warunków: podniecenie nie udzieliło mi się, szczerze mówiąc, w żadnej z prac, ale w pierwszej jego brak bardziej rzucał się w oczy; w drugiej widać, że autorka bardziej się postarała. Slash też taki mocno z odzysku. W Zastępstwie te emocje, uczucia są jakoś budowane, wiemy, co prowadzi do konkretnych wydarzeń, z kolei w Sprawie… autorka wspomina na początku o jakiejś miłości, ale później ani jej widu, ani słychu. A na koniec pojawia się zupełnie nieadekwatny do całości pocałunek. To naprawdę najgorsza realizacja warunków, z jaką się spotkałam.

POSTACIE
TEKST A — 1,5
TEKST B — 3,5

W pierwszej pracy autorka ledwo zdążyła pomyśleć o rozwinięciu skrzydeł, a już zniknęła. Tym samym trudno mówić o jakiejkolwiek kreacji bohaterów, z którymi jesteśmy przez zaledwie chwilę. Z kolei w pracy przeciwniczki, dłuższej, a co za tym idzie – bogatszej, spotykamy się z bardziej szczegółowym szkicem postaci i ich emocjonalnych światów, głównie zaś Merlina. Za to właśnie tekst B zyskuje przewagę punktową.

OGÓLNE WRAŻENIE
TEKST A — 2
TEKST B — 3

Żadna z prac mnie nie zachwyciła, ale czytało się je dość przyjemnie. Nie jest to lektura, do której bym wróciła czy która jakkolwiek zapisze się w mojej pamięci. Muszę przyznać, że podchodziłam do tego pojedynku z pewnym sceptycyzmem – nie tylko dlatego, że fandom jest mi obcy, ale też dlatego, że nie należę do entuzjastek slash fiction. Tutaj jednak slash występuje w tak małym natężeniu, że aż, o dziwo, mi to przeszkadzało. Chociaż dalece bardziej uwidacznia się on w Zastępstwie, który znacznie bogatszy o elementy fabularne, elementy świata przedstawionego i dokładniejszy w sylwetkach bohaterów – zrobił na mnie większe wrażenie. I za to również tym razem zyskuje przewagę.

PODSUMOWANIE
TEKST A — 9
TEKST B — 16

Siedmiopunktową przewagą zwycięża tekst B, którego autorce gratuluję. Gratuluję jednak również autorce pracy A, bo obie bez wątpienia potrafią pisać – tutaj jednak ze znacznie lepszej strony pokazała się ta pierwsza z wymienionych, wkładając w napisanie swojej miniaturki znacznie więcej pracy, a tym samym pozwalając nam bardziej docenić swój warsztat. Przykro mi, że prace doczekały się tak małej ilości ocen.

Pozdrawiam
robak


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
Alfa
Dobry wampir



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 2712
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: pensjonat Salvatorów, Koźle

PostWysłany: Śro 22:38, 22 Lut 2012 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt

Oba teksty to świetne utwory. Każdy wnosi coś innego, mimo że jest praktycznie o tym samym. Jednakże u mnie wygrywa tekst 2 - bardziej barwny, ciekawy. Co 1 nie brakuje też, jak coś. Wink

A: 2
B: 3


Styl: 7 pkt

Oba teksty są poprawnie stylistycznie. Nic mi tu 'nie zgrzyta'. Czyta się lekko, płynnie i z ochotą. ale w tekście B można bardziej wczuć się w to, co autor pisze, bo tekst jest dłuższy.

A: 3
B: 4


Spełnienie warunków: 3 pkt

Oba spełniają wg mnie warunki. Ale więcej jest ich w tekście 2.

A: 1
B: 2


Postacie: 5 pkt

Zdecydowanie wygrywa tutaj tekst B. W tekście A jest mowa o Merlinie, Arturze - przedstawienie z grubsza postaci. Jest tego niewiele. A w tekście B mamy już widoczny opis, przedstawienie. Jest ich jakiś zarys - wiadomo o kim czytamy.

A: 1
B: 4


Ogólne wrażenie: 5 pkt

Nie mam jakiś konkretnych zastrzezeń do obu utworów. Może i tematyka nie jest mi jakoś specjalnie bliska (widziałam kilka odc. Merlina póki co), ale podobało mi się. Lekkie, fajne i ciekawe. Więc dam po równo.

A: 2,5
B: 2,5


Podsumowanie:

A - 9,5
B - 15,5


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Alfa dnia Śro 22:39, 22 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Czw 17:01, 01 Mar 2012 Powrót do góry

Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które oceniły pojedynek.
Dziękuję również autorkom za ich anielską cierpliwość.

A oto, w końcu, wynik pojedynku:

Głosowały 4 osoby, co daje 100 punktów do podziału, a ten wygląda w sposób następujący:

Tekst A: 41 punktów
Teskt B: 59 punktów

Zwycięzcą zostaje:
Susan

Gratulujemy!

Super


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin