FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Druga szansa [Z] 26.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 10:36, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Witam! Oto mój pierwszy ff, więc proszę nie bić za mocno. Opowiada o... a zresztą, sami się przekonacie. Rozdział krótki, ale obiecuję, potem będą dłuższe. Nie mam pojęcia kiedy, beta musi mi je najpierw poprawić.

Beta: Renesme


Prolog



Narrator: Esme

- Bello! Spóźnimy się- Alice nerwowo stukała butem w podłogę.
- Spokojnie, Alice. Nie śpieszy nam się. Na razie- dodałam.
- Och, jasne. Mamy jeszcze, ach… całe dziesięć minut- zadrwiła Rosalie.
- Rose- delikatnie ją skarciłam.
- Ale powiedz, jaki to ma sens? I tak Bella prześpi cały film.
- Och, daj spokój. Mam przeczucie, że na tym akurat nie zaśnie.
Spojrzały na mnie podejrzliwie.
- Ty coś wiesz- powiedziała Alice oskarżycielsko. Westchnęła.- Ale i tak nie powiesz, prawda?
- Masz, rację. Ani. Jednego. Słowa.
- Esme!
Świetnie się bawiłam.
- Bello!
- Idę, już idę- dobiegł nas jej krzyk.- Zapomniałam, że nie jeździcie tak jak Edward.
- To znaczy jak?- zmrużyłam oczy.
- Eeee… Edward jeździ bardzo szybko. Kiedy już jesteśmy poza miastem- oblała się rumieńcem.
Hm. No cóż.

Zabierałyśmy Bellę na film biograficzny. Z naszymi komentarzami. Taka okazja mogła się już nie powtórzyć, a wyśmiewanie reżysera zawsze sprawia niemałą frajdę. Nagle Alice puściła kierownicę, choć wciąż prowadziła.
- Co robisz?- krzyknęłam. Wygięłam się i delikatnie zjechałam na pobocze.
Alice miała wizję i zdecydowanie nie była zachwycona tym, co widzi.
- Wracajmy do domu. Musimy zwołać pilną naradę.
- Co zobaczyłaś?- Rosalie domagała się wyjaśnień.
- Powiem wam w domu.
Czułam, że Bella się denerwuje.
- Nie martw się, Bello. Wszystko będzie dobrze.
Chciałabym w to wierzyć.

W domu Alice usiadła na kanapie i zamknęła oczy. Znowu miała wizję. Kiedy wszyscy się zebrali, zaczerpnęła powietrza. Objęłam Bellę ramieniem. To raczej nie były dobre wieści.
- Victoria- oświadczyła krótko- Wraca.
- Kiedy?- spytał Edward.
- Po co?
Posypały się pytania. Bella ukryła twarz w moich włosach.
- Już, już. Będzie dobrze- pocieszałam ją cicho.
- Musimy jechać i dowiedzieć się wszystkiego. Wizje Alice zmieniają się co chwila, nie możemy na nich polegać- odezwał się Carlisle.- Poza tym, to my musimy dopaść Victorię, a nie pozwolić, by zaatakowała Forks.
Podniosłam się. Pozostali również.
- Zbiórka za pięć minut- dodał Edward.
Po chwili czekaliśmy w holu, dzieliliśmy się na grupy, rozdzielaliśmy miejsca poszukiwań. Pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy.
Po kilku dniach wylądowaliśmy w gęstym lesie, gdzieś w Atlancie. Las, las, las. Drzewo, drzewo, drzewo. Victoria nie dawała znaku życia, a żaden z wampirów nic nie wiedział. Po wielu godzinach byliśmy odrobinę zrezygnowani. „Odrobinę” to eufemizm. Coraz bardziej dawał nam się we znaki głód. Zdecydowaliśmy się zaspokoić pragnienie. Mogło nas rozpraszać. Dostrzegliśmy stadko jeleni. Kiedy byliśmy w trakcie posiłku, w pobliżu rozległ się strzał. Uznaliśmy, że najlepiej będzie schować się w koronach drzew. Ktoś szybkim krokiem zbliżył się do jeleni.
- Boże Święty- wyszeptał. Niepewnie rozglądał się na boki, bojąc się, że „to straszne coś” go zaatakuje. Szybko odbiegł.
Chciałam zeskoczyć, gdy poczułam, że coś zakrywa mi usta i nos. Nie, żeby to mi przeszkadzało, ale wyczułam, że to nie jest ktoś z naszej rodziny. Zobaczyłam kosmyk rudych włosów. Victoria. To tutaj się ukrywała, w puszczy. Skądś wiedziała, że tu będziemy, gorzej, wiedziała, że ukryjemy się na drzewie. Czy ta akcja była jakimś planem? Chciałam się wyrwać, krzyknąć, ale z chwilą, kiedy otworzyłam usta, poczułam gorzki smak w gardle, zauważyłam jakiś pył wdzierający się do mojego gardła, ucisk głowy…
Czułam, że lecę, chyba w dół. Usłyszałam jeszcze krzyk.

A potem była już tylko ciemność.

_______________________
I co? Proszę, nie bijcie! Ale na krytykę liczę Wink

EDIT: Zapomniałam napisać bety
EDIT2: O to są oznaczenia Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez VampiresStory dnia Śro 15:42, 26 Sie 2009, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 11:48, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Rozumiem, że narratorką jest Esme, tak? Bo na początku jakoś nie mogłam się zorientować, ale to może tylko ja taka nieprzytomna jestem. :D Lepiej, jakbyś to zaznaczyła na początku, ale to tylko taka moja malutka sugestia.
Z reguły staram się nie czytać opowiadań z perspektywy Esme, bo sama tez takie tworzę i po prostu nie chciałabym się niczym sugerować. Ale Twoje przeczytałam, bo dopiero później załapałam, kto jest narratorem. :D Za dużo nie mogę powiedzieć, bo to dopiero prolog. Ciekawie się zapowiada, ale to jak większość ff. :D Co mnie jeszcze ciekawi: czas akcji. Nie wiem, może ja taka niedomyślna jestem, ale nie wiem, kiedy to się dzieje. Jeśli trzymasz się sagi i jest Victoria, to najprawdopodobniej gdzieś tak pomiędzy KwN a Zaćmieniem... Oczywiście chyba. :D Poczekam na rozdział, to się dowiem. :)
Co do błędów: parę by się znalazło, ale nie mam ochoty ich tutaj wypisywać.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 12:04, 19 Cze 2009 Powrót do góry

O to właśnie mi chodziło, żeby dopiero po chwili się okazało o kim/o czym jest ta historia. Tak, narratorką jest Esme.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 12:08, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Też przeczytałam ten ff, i nie mogłam się połapać kto jest narratorem. zeczywiście leipej byłoby abyś dokonałą oznaczeń swoje ff, łatwiej czytelnikom byłoby się połapać :) A wracając do fabuły, zaciekawiłaś mnie, chociaż rzeczywiście rozdział był którki. Mam nadzieję że kolejny będzie dłuższy i rzuci trochę więcej światła na twoją twórczość :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yeans-girl
Wilkołak



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok

PostWysłany: Pią 17:04, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Ja też nie mogę się połapać kto jest narratorem dopuki nie przeczytałam, iż jest nim Esme, co jezt rzadko spotykane, :) ale nie powiem, zaciekawiłas mnie. Na pewno bedę czekać z niecierpliwością na kolejne [mam nadzieję, że dłuższe] rozdziały. Rozumiem, że Cullenowie sa wampirami... A czas akcji?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
transfuzja.
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia.

PostWysłany: Pią 20:19, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Hmmm... Prolog naprawdę krótki i właściwie niewiele mogę z niego wywnioskować.
Ale zaglądać będę, może coś ciekawego się wydarzy.

Weny,
trans


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 9:52, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Witajcie, oto kolejny fragment moich wypocin. Jestem zUa, internet mi się zepsuł, żeruję na kompie siostry, z okropnym monitorem i Operą, której nienawidzę.
Ale to Was pewnie nie obchodzi Wink

Wszystkie rozdziały to spoilery Zaćmienia i/lub Przed Świtem


Beta: Renesme

Rozdział pierwszy


Narrator: Esme

Ocknęłam się w jakimś żółtym pokoju. Niska kobieta pochylała się nad stojącym nieopodal stołem. Nie to jednak mnie przerażało. To, że obudziłam się obcym miejscu to było nic. Najgorsze było to, że byłam głodna. Tak zwyczajnie. Miałam ochotę na jajka, sok. Poczułam się bezsilna. Podniosłam się na łokciu, a potem opadłam na poduszki. Bolało.
Kobieta podniosła wzrok.
- Kochanie, nie ruszaj się. Kto to widział, wdrapywać się na takie drzewo?
- Słucham?
- No jak to? Nie pamiętasz? Znalazłam cię nieprzytomną, pod drzewem. Sądząc z obrażeń, musiałaś być bardzo wysoko.
- Ja… nie pamiętam. Nic nie pamiętam.
- Naprawdę? Cóż, teraz nie bardzo mogę ci pomóc. Jestem miejscową zielarką, ale na pewno nie lekarzem.
Lekarz. To mi coś przypominało.
- Jesteś głodna?- odezwała się.- Długo byłaś… nieprzytomna.
- Jak długo?- zaciekawiłam się.
- Kilka tygodni. Całe szczęście, że byłam pry tej zbieraninie. Już chcieli kopać dla ciebie grób! Żaden z tych idiotów nie umie sprawdzać pulsu.
Pulsu? Jak to? Przecież powinnam być martwa. Powinnam nie mieć pulsu. Ani nie chcieć jajek.
- Przepraszam…- odezwałam się. A gdzie mój głos?- Czy mogę dostać coś do jedzenia?
- Oczywiście- ożywiła się.
- Chwila!- urwałam, bo coś zakłuło mnie w boku.- Jakiego koloru… mam oczy?- przełknęłam ślinę.
- Hm…. Zielonego, że tak powiem- zielarka powróciła do gotowania.
Zielonego? Co się ze mną stało? O, kolejny niepokojący objaw. Było mi zimno. Szczelniej opatuliłam się kołdrą.
Zielarka podała mi posiłek. Pachniał smakowicie.
- Jestem Kaire- przedstawiła się. Postawiła talerz na tacy.- A ty?
- Esme- wymamrotałam pomiędzy łykami rosołu.- Rany, jakie to dobre.
Ciepło rozchodziło się po moim ciele. Było mi przyjemnie. Łóżko i pościel były miękkie i ciepłe.
- Kaire…- odezwałam się, kiedy skończyłam jeść.- Opowiedz mi, proszę, jak mnie znalazłaś.
Odstawiła tacę, podeszła i usiadła na wytartym krześle obok mojego łóżka.
- Najpierw- zaczęła cicho- usłyszałam krzyk. Taki bardziej skowyt. Natychmiast pobiegłam, żeby zobaczyć, co się stało. Prawdę mówiąc, nie było trudno cię znaleźć. Zebrał się przy tobie spory tłumek. Kretyn z sąsiedztwa już chciał biec po saperkę. Żeby cię zakopać- skrzywiła się z niesmakiem.- Utrzymywał, że nie żyjesz. Na szczęście zauważyłam, że twoje policzki delikatnie się zaróżowiły i sprawdziłam puls. Był słaby, ale jednak go czułam. Poprosiłam kilku chłopaków o mniej popapranych głowach, żeby cię tu przenieśli. I oto jesteś.
Zauważyłam, że z boku stoi kroplówka. W ciągu tych kilku minut zebrałam dość informacji, żeby wiedzieć, że nie jestem już wampirem.
1. Kiedy się obudziłam, byłam głodna. Tak po ludzku, miałam ochotę na jajka.
2. W moją dłoń była wbita igła- twarda skóra wampira by na to nie pozwoliła.
3. Gdybym była wampirem, zauważyłabym kroplówkę.
4. Przed chwilą kłuło mnie w boku.

- Powiedz mi- zadałam jeszcze jedno pytanie- czemu nie leżę w szpitalu?
- Gdyby tu był jakiś szpital- prychnęła.- To zapadła dziura w środku lasu. Nie ma tu nawet porządnego lekarza! Ale zaraz… ty powinnaś być zmęczona i dużo odpoczywać. Śpij.

Posłusznie zamknęłam oczy, czując jak ogarnia mnie senność...
Śniło mi się, że jestem w lesie. Na nogach miałam solidne dżinsy i buty. Koło mnie ktoś szedł. Powiedział coś. Zapiekło mnie w gardle.…
Ciemność.
Byłam wysoko na drzewie. Nagle ktoś zakrył mi nos i usta. Chciałam krzyczeć, ale zaraz do moich płuc wdarł się jakiś zapach….
Spadałam w dół.
Chciałam się obudzić, ale nie mogłam. Przed oczami przelatywały mi jakieś twarze. Drobna brunetka przypominająca chochlika, wysoka blondynka, mięśniak z ciemnymi loczkami, spięty i ostrożny brunet, uśmiechnięty rudzielec i starszy od nich blondyn. Wszyscy bledzi. Na ich widok zaparło mi dech. Czułam, że są w jakiś sposób dla mnie ważni.
Szpital, jakiś pokój, las, rzeka, śmiech, mecz baseballu, wnętrze samochodu, ten blondyn… Słyszałam, jak ktoś mnie woła. Czułam, jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Pchnęłam kogoś w kierunku fortepianu. I głosy. Imiona. Nie miałam zielonego pojęcia, co to za ludzie, nie dopasowywałam ich do twarzy. Rosalie, Edward, Emmet, Alice, Jasper, Carlisle, Bella. Obudziłam się.

Kiedy tylko otworzyłam oczy, zalała mnie fala takiego bólu, jakiego w życiu bym się nie spodziewała, Jakbym straciła kogoś bliskiego. Poczułam, że po policzkach płyną mi strumienie łez. Kaire podeszła zaniepokojona i otarła je wierzchem dłoni.
- Już, spokojnie. Jestem tu. Nie płacz, nie płacz.
Jej słowa powoli mnie uspakajały. Czułam, że płynie mi coraz mniej łez.
- Kaire- odezwałam się jeszcze- dziękuję.
Widziałam, że się uśmiechnęła.
- Ja też. A teraz, idź spać.
Nie wiedziałam, za co mi dziękuje, ale nie zwracałam na to uwagi. Powoli zasypiałam…

________________


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 10:07, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Intrygujący rozdział, zwrot akcji zupełnie mnie zaskoczył. Czekam na kolejny rozdział. A ten była napisany w dobrym stylu, przyjemnie się czytało.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 8:47, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Beta: (Niezastąpiona) Renesme

Rozdział drugi


Narrator: Esme

Rano zobaczyłam Kaire, pakującą coś do dużej torby.
- Co robisz?- spytałam, ziewając.
- Pakuję się. Jedziemy do szpitala.
- Okej- powoli podniosłam się na łokciu, potem ostrożnie do pozycji siedzącej. Zrobiło mi się zimno.- Em… Czy nie uważasz, że jeszcze na to trochę za wcześnie?
- Nie- odparła.- Prędzej tu złapiesz zakażenie, niż przeziębisz się po drodze. Samochód już się grzeje.
- Acha.
- Dam ci jakieś ciuchy. Nie możesz jechać w koszuli- uśmiechnęła się.
- Dobra.

W samochodzie było ciepło, przyjemnie. Jechałyśmy polną drogą.
- Kaire- odezwałam się.- Ja nie mam ubezpieczenia. W ogóle wątpię, żebym była w tym systemie.
- Nie martw się. W administracji mają straszny bałagan. Nic ci nie będzie. Był tu taki chłopak, który według systemu nie żył od kilkudziesięciu lat. Bez problemów go przyjęli, powołał się na ubezpieczenie kogoś innego, czy coś w tym stylu….
Słuchałam jej jednym uchem. Jej głos był taki miękki, kojący… O, to kojarzyło mi się z…. Nie…
Z ciekawości obejrzałam się w lusterku bocznym. Przeżyłam szok. Moje piękne, faliste, jasnobrązowe włosy były proste, jakieś rzadsze… Jak… kilkadziesiąt lat temu. Moje oczy były zielone. Nie złote.
Na mojej twarzy było kilka przebarwień i ranek.
Wykrzywiłam usta.
No tak. Stara „ja” wróciła.

W szpitalu przyjęli mnie bez problemów. Po całej serii badań uznano, że miałam niesamowite szczęście i jestem fenomenem, bo po prostu się mocno potłukłam.
- Niemożliwe- powiedziałam.- Przecież… to było wysoko.
Przynajmniej tak mi się zdawało.
Mimo to polecono mi zostać kilka dni na obserwacji. Ucieszyłam się. Może coś wykryją, wyleczą mnie porządnie… Chciałam odszukać tą dziwną rodzinę, sprawdzić, co ma ze mną wspólnego. Póki co, musiałam wypełnić kilka formularzy. Moje nazwisko… Jako kto miałam się właściwie przedstawiać? Może najlepiej będzie wrócić do panieńskiego nazwiska.

Kiedy obudziłam się w nocy, usłyszałam szepty. Odruchowo zamknęłam oczy, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek słyszę.
- Doktorze- usłyszałam damski głos. Victoria! Podciągnęłam kołdrę pod brodę.- Proszę mi powiedzieć, co naprawdę dolega pacjentce.
- Oczywiście, pani ordynator.- Delikatnie otworzyłam jedno oko. Kobieta nie była tak szczupła jak Victoria i miała krótkie, czarne włosy. Oprócz tego była mocno opalona. Dzięki Bogu.- Jej stan jest stabilny … i to niewiarygodne, ale nic sobie nie złamała, tylko po prostu się mocno potłukła.
- Och. A jak się nazywa?
- Hm… Nie pamiętam, zaraz sprawdzę. Ale po kolorze skóry sądzę, że pochodzi z Waszyngtonu, z jakiegoś małego miasteczka. Byłem tam kiedyś i pamiętam tą chorobliwą bladość, ale miejscowy doktor…. Nie pamiętam jak się nazywał, też taki blady… powiedział, że to w tych stronach normalne.

Kiedy wypisano mnie z szpitala (zdecydowanie za szybko, powinni mnie porządnie wyleczyć- rękę nadal miałam zabandażowaną), postanowiłam porozmawiać z Kaire. Wyjaśnić jej, dlaczego muszę wyjechać i odnaleźć tą dziwną rodzinę. Oprócz tego moje sny stawały się z każdym dniem coraz bardziej wyraziste. Ten dziwny lekarz pojawiający się w każdym z nich podsunął mi myśl o stanie Waszyngton. To skutecznie zawężało pola poszukiwań.
- Kaire…. Możemy porozmawiać?
- Jasne- podniosła wzrok.
- Widzisz… muszę wyjechać. Nie zrozum mnie źle. Bardzo cie lubię, ale… Kiedy tak płakałam, miałam sen. Widziałam w nich pewnych ludzi. Myślę, że byli dla mnie ważni, muszę ich odnaleźć. Wiem, że mieszkają w Waszyngtonie. W miejscu położonym blisko oceanu...- paplałam bez sensu.
Kaire słuchała mnie uważnie.
- Wiesz… poniekąd cieszę się, że wyjeżdżasz. Chciałam ci coś powiedzieć, bo dłużej tak nie mogę. Teraz wiem, że i tak uciekniesz- wzięła głęboki wdech.- Jestem… jestem wampirem. Spokojnie, nie poluję na ludzi!- krzyknęła, zauważając mój wyraz twarzy.
Byłam w szoku. No tak, powinnam się domyślić. Też była blada, miała piwne oczy… i nigdy przy mnie nie jadła. I czasem wstrzymywała oddech, jeśli można wierzyć mojemu niedoskonałemu wzrokowi.
- Nie, to jakoś mnie nie… szokuje. Jak niby tak wysoko weszłam na drzewo? Żaden człowiek by tego nie dokonał.
- To znaczy, że… byłaś…?- otworzyła szeroko oczy.
- Tak- potwierdziłam.- Ale ktoś (właściwie wiem, kto, niejaka Victoria…) podał mi jakiś środek (nie wiem, czy chciała mnie zabić upadkiem z takiej wysokości, czy nie, jaki miała w tym cel) … i spadłam… i jestem człowiekiem.
- Acha. Cieszę się, że rozumiesz- powiedziała.- Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia. Ale najpierw- masz- wcisnęła mi do ręki małą kopertę. Sądząc po zawartości, były tam pieniądze.
- Kaire… nie wiem, jak ci dziękować- westchnęłam.- Chciałabym powiedzieć, że nie mogę tego przyjąć, ale potrzebuję pieniędzy. Mogłabym ci się jakoś odwdzięczyć? - Po prostu pisz do mnie, okej? Będę tęsknić. Naprawdę cię polubiłam.
Uścisnęła mnie na pożegnanie. Sprawdziłam zawartość koperty. Było tak około tysiąc dolarów.
- Okej. Muszę już iść. Odwiozłabyś mnie na lotnisko?
- Tak. Zaraz, zaczekaj!- zmarszczyła czoło.- Mówiłaś, że kogoś szukasz? Czy oni też mogliby być… no wiesz?
- Myślę, że tak.
- I że mieszkają w Waszyngtonie?
Przytaknęłam.
- A znasz imiona?
- Alice, Jasper, Rosalie, Emmet, Edward, Carlisle…
Zachłysnęła się.
- Kobieto! Nie zdajesz sobie sprawy… kim jesteś? Dla nich? Kim ONI są?
- Kim?
- Najsłynniejszą rodziną, zaraz po Volturi. Mówi ci coś nazwisko Cullen?
I kiedy wypowiedziała to słowo, wszystkie strzępki wspomnień ułożyły się w jedną całość. Aż zabolało, musiałam oprzeć się o ścianę. Cullenowie, Waszyngton, Forks. Bella Swan, jej ojciec, szpital, ocean. W oczach stanęły mi łzy.
- Już wiem- wyszeptałam, ostrożnie odsuwając się od ściany.
- Jedź, jak najprędzej. Obawiam się, że bez ciebie mogą im przyjść do głowy różne głupoty. Na przykład wyprowadzka. Chociaż…
- Nie. Edward nie opuści Belli. A ona swojego ojca.
- I tak się śpiesz! Natychmiast ci odwiozę!
- Kaire? Powiedz tylko? Jak ja… pachnę?- wydusiłam z siebie.
- Hm… nie bój się, niezbyt smacznie- odparła po zastanowieniu.
Ponieważ Kaire była podobna do mnie, dała mi swój paszport. Aktualny, z taką datą urodzenia, by mnie nie wyśmiali i nie wezwali FBI. Miałam według niego trzydziestkę. Na pewno tak wyglądałam. Ach, ta człowiecza uroda…
Wskoczyłam do samochodu, a potem popędziłyśmy na lotnisko. Samolot do Waszyngtonu wyruszył o czasie i miał lecieć dwie godziny.
- Żegnaj!- krzyknęła do mnie jeszcze Kaire, kiedy wsiadałam na pokład.- I powodzenia!
______________________
Długi, długi, długi, bodajże najdłuższy i zaraz koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nessie
Zły wampir



Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 271
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 11:10, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Za krótko! Spodziewałam sie dłuższych rozdziałów
al epomysłna fanfic mi się podoba.
Tylko, jak Esme się wszystko przypomniało to to było takie bez emocji...
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:04, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Mało opisów.
I zdania. Są jakieś takie... suche. Przyszła. Zrobiła coś. Zrobiła coś innego... Tak jakoś bez emocji.
No i krótko. Wiem, ostrzegałaś w pierwszych notkach, że tak będzie, ale mogłabyś się odrobinę bardziej postarać.
Co ja tam jeszcze miałam...
Już mam. Akcja- stanowczo zbyt pędzi. Mogłabyś to nieco rozwinąć.
Ale poza tym jest okay. Styl masz poprawny, choć nieco niedopracowany. Ale to, jak myślę, poprawi się z czasem. Wink
Pozdrawiam,
Latte.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sereey
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Maj 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu.

PostWysłany: Śro 13:28, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Przeczytałam prolog i pierwszy rozdział, i chyba podziękuję.
Dobra, może ja sama nie piszę bardzo długich rozdziałów, ale te są dość krótkie.
Jak dla mnie, zdecydowanie za dużo dialogów, po prostu tego nie trawię. No, ale jak kto lubi.
Tekst jak dla mnie suchy, mało odczuć wewnętrznych bohaterki....
Kilka błędów nawinęło mi się na oczy, ale pewnie dzięki becie nie były zbytnio widoczne.
Pomysł... Też dziwny. Nie przypadł mi do gustu, a już najbardziej w prologu to z Victorią. No ludzie, Esme chyba by sobie poradziła, bez przesady. Jedna na jedną... Chociaż udałoby jej się wyrwać, no ale dobra. Twoja wizja, rób jak uważasz.

Pozdrawiam,
Sereey.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Czw 12:00, 02 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo mnie zadziwiłaś (na plus rzecz jasna) pomysłem. Nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji! Jeszcze czegoś takiego tu nie czytałam. Bardzo mi się podoba i wcale nie mam poczucia, że zbyt szybko się to wszystko rozgrywa. Rozdziały owszem krótkie, ale tylko dlatego, że po prostu fajnie piszesz i chętnie czytałabym jeszcze i jeszcze.:) Ale ogólnie to takie w normie, inni też piszą rozdziały mniej więcej takiej długości. Zresztą, nie liczy się ilość, ale jakość, a ta jest baaardzo wysoka.:D Styl masz lekki, wciągający, nie przynudzasz i intrygujesz. Na pewno będę czytała dalej.:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 15:41, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Czy to wyszło spod mojej ręki? Wyszło? Najwyraźniej. Mam gdzieś Wordowski plik jako dowód.
Nareszcie się przemogłam i dodałam. Dziękuję serdecznie Renesme, która zbetowała ów tFór do samego końca. Jesteś świetna Wink
Nadal nie bijcie na sam koniec. :D

Rozdział trzeci+czwarty

Siedziałam w samolocie, który miał dowieźć mnie do Seattle. Torba leżała koło mnie, a pasażerowie się gapili. Trudno. Co mnie to obchodzi.
Po godzinie usłyszałam dźwięk alarmu, informujący o tym, że należy zapiąć pasy. Musieliśmy awaryjnie lądować na niesamowicie długiej drodze. Trzęsło a światło gasło. Bałam się. Ludzie obok krzyczeli, zwłaszcza, kiedy spadły maski tlenowe. Jedni gorączkowo czytali instrukcję, inni wciskali w nie twarz. Piloci, co chwilę nas uspokajali.
Kiedy samolot się zatrzymał, w oczach miałam łzy. Dziękowałam Bogu, że wszystko odbyło się tak szybko i bezpiecznie. Piloci dostali owacje na stojąco.
Wysiadłam zrezygnowana. Nie zbliżyłam się za bardzo do Waszyngtonu, ani do Forks. Ale, jak się okazało, byłam blisko oceanu. Może by tak złapać okazję do najbliższej większej miejscowości? Tak jak inni pasażerowie feralnego lotu, stałam na poboczu i machałam. Życzliwe samochody zabierały po kilka osób, trafiłam do jednego stosunkowo szybko. Potem zatrzymaliśmy się w środku lasu, w małym miasteczku. Grzecznie podziękowałam, jak inni (gdyby nie życzliwość kierowcy, stalibyśmy tam ruski rok). Było już późno. Postanowiłam poszukać jakiegoś noclegu. Miałam wystarczającą ilość pieniędzy, by nie spać w ruderze. Po zameldowaniu poszłam na małe zakupy. Bluzka, bielizna, spodnie…
Wzięłam prysznic. Dopadła mnie melancholia. Co, jeśli ta rodzina (moja rodzina) już tam nie mieszka? Czy ich znajdę? Co z Victorią? Jak Bella? Czy pakt z wilkołakami został przez kogoś złamany? Czy walczyli? Było tyle pytań… Niewyjaśnionych. Objęłam kolana rękami i zaczęłam kiwać się na miękkim łóżku. W przód i w tył. W końcu opadłam na poduszkę. Moje włosy rozsypały się. Nawet ich nie rozczesałam. Zapadłam w głęboki sen…
Rano spakowałam się i postanowiłam dotrzeć do kolejnego miasta. Musiały tu kursować jakiś autobusy. Musiały. Istotnie, nie pomyliłam się, nawet idealnie zdążyłam. Siedzenie było twarde. Rany, jeszcze miesiąc temu nie zwróciłabym na to uwagi. Jak ci ludzie mają niewygodnie. Ponownie oddałam się rozmyślaniom. Alice… Jasper… Edward… Bella…. Rose… Emmett…. I Carlisle. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Za oknami migały mi drzewa, krzaki, słupy telegraficzne i inne takie bajery.
Wysiadłam w Seattle. Stąd już tylko krok. Taksówka, taksówka. Jak szalona skakałam na postoju.
Kiedy jeden kierowca zatrzymał się, natychmiast wskoczyłam do środka.
- Do Forks, poproszę- oklapłam.
- Się robi- zacisnął dłonie na kierownicy.
- A…- zawahałam się.- Możemy jechać szybko?
- Od lat czekam na to pytanie! Za to dwadzieścia procent rabatu!- poprawił czapkę.
Droga niemiłosiernie mi się dłużyła, choć rozmawiałam z taksówkarzem, słuchając jego ulubionego kompaktu.
Za kilka godzin miałam zobaczyć moją rodzinę. Zatrzymaliśmy się pod domem Charliego. Zapłaciłam, uśmiechnęłam się do kierowcy (był miły, zawiózł mnie szybko i jeszcze dał rabat), wysiadłam i zapukałam do drzwi. Otworzył je Charlie, a ja wślizgnęłam się do środka.
- Przepraszam, ja chyba pani nie…- mamrotał, patrząc na mnie i mój strój. Spokojnie zdjęłam okulary i czapkę.
- Esme! Ale przecież ty… przełknął ślinę- nie żyjesz.
Ała. No tak. Jakoś musieli zatuszować moje zniknięcie.
- Niestety, pomyłka. Ja… żyję- starałam się zrobić zrelaksowaną minę (to NIE MOGŁO się udać).- Zmieniłam się, bo…. Długa historia. Zamiast mnie pochowano kogoś innego (jeśli w ogóle pochowano- pomyślałam). Tylko nikt z mojej rodziny tego nie wie. Ocknęłam się w szpitalu po kilku tygodniach. Nie zdążyłam im powiedzieć…
- Acha- chyba to kupił.
- Charlie, musisz mi pomóc. Powiedz, czy wyjechali?
- Kto? A, jasne, wybacz. Nie… ale chyba mają taki zamiar. Rozumiesz, złe wspomnienia.
Rozumiałam.
- Charlie… mogę skorzystać z łazienki? Rozumiesz (słowo sponsorem tego odcinka)... Odświeżyć się.
- A, jasne. Dam ci ręcznik. Ale musisz mi coś obiecać.
- Tak?
- Potem pojedziemy do szpitala. Ktoś powinien cię obejrzeć. To nie wygląda dobrze- wskazał moją spuchniętą rękę.
- Wiem. W szpitalu tam, gdzie wylądowałam widocznie nie umieli mnie porządnie zbadać- starałam się uniknąć zlepku słów "szpital" i "małe miasteczko". W końcu Forks miało świetną opiekę lekarską, a przecież pod względem populacji jest niewiele większe od wsi.
Charlie dał mi ręcznik. Wydawał się taki szorstki, sprany. Powtórka: jako wampir nie zwróciłabym na to uwagi. Weszłam pod prysznic. Gorąca woda rozluźniała moje mięśnie, miałam czas, żeby zastanowić się, co powiem mojej rodzinie. Jak to wyjaśnię?
Victoria. Właśnie! Zbladłam. Czy już… ich zaatakowała? Czy… (nawet nie chciałam o tym myśleć).
Dowiem się. Na razie, nie panikuj. I miej nadzieję, że Alice nic nie zobaczy- mówiłam do siebie, nie zdając sobie sprawy, jak dziwnie to wyglądało.
Kiedy już się przebrałam, poprosiłam Charliego o coś jeszcze. Aby w swoim imieniu zadzwonił do reszty i poprosił, żeby zjawili się w szpitalu. I żeby nie dzwonił do Carlisle’a. Niech zrobią to na Izbie Przyjęć.
Wsiadłam do samochodu. Słyszałam, jak odpowiada „Nie, Belli nic nie jest. Ale to ważne. Edward, do jasnej cholery, Belli naprawdę nic nie jest”. Byłam mu wdzięczna. Naprawdę.
W końcu, w ciągu tych kilku tygodni, od tak wielu ludzi zależał mój los.

Ręka mnie zapiekła. Syknęłam. Ostrożnie odwinęłam bandaż. Była cała czerwona i spuchnięta. Dobrze, że jechaliśmy do szpitala.
Kiedy zobaczyłam znajomy przeszklony budynek z czerwonej cegły, serce zabiło mi mocniej. Charlie wprowadził mnie do środka. Wyglądałam jak ofiara jakiegoś wypadku drogowego. Podtrzymywał mnie i otwierał drzwi. Recepcjonistka otworzyła szeroko oczy na mój widok. Podeszliśmy do jej biurka.
- Dzień dobry, to ja. Proszę się nie martwić, nie jestem duchem ani nikim takim. Po prostu zaszła straszna pomyłka- uśmiechnęłam się.
- Widzę. Lekarz zaraz się panią zajmie, proszę sobie usiąść. Chyba nawet wiem, po kogo dzwonić- dodała pod nosem.
Uśmiechnęłam się (znowu) z wdzięcznością i usiadłam na krześle. Było wyjątkowo niewygodne. Kolejny raz stwierdzam: biedni ludzie. Ręka coraz bardziej bolała.
I wtedy… korytarzem nadszedł Carlisle. Mój anioł. Nie był zaniepokojony, cieszyłam się, że nikt mu nic nie powiedział. Że nikt nie naplotkował "Martwa żona doktora Cullena pojawiła się w mieście z komendantem Swanem u boku". Siedziałam trochę z boku, częściowo ukryta za palmą, ale kiedy Carlisle mnie zobaczył, stanął jak wryty. Musiało go to wszystko nieźle zdziwić.
- Esme?- wykrztusił.
I wtedy wbiegła reszta mojej rodziny. Nikt im nie mówił, czego się spodziewać. Podeszli do Carlisle’a i znieruchomieli. Byli w szoku. Nie dość, że byłam cała podrapana (a tak nie powinno być), to przecież Alice (i teraz już na pewno Edward) widzieli, jak spadam na ziemię bez zmysłów. I czuli moją krew… Ręka nagle strasznie zapiekła.
- Au- jęknęłam. Szybko odwinęłam bandaż. Wszyscy się wzdrygnęli. To nie był miły widok. Rany były głębokie, jedne się goiły, inne nie. Jedyna Bella zachowała spokój. Wiedziała, jak mnie boli. Ponadto łatwiej jej było uwierzyć w dziwne rzeczy. Chodziła z wampirem. Otrząsnęła się i popchnęła mnie na krzesło. Nikt nadal się nie ruszał, więc poprosiła lekarza, który akurat przechodził, o jak najszybsze zbadanie mnie. Westchnęłam. Nie było tak, jak się spodziewałam. Cullenowie w szoku. Pięknie. A z moją ręką było coś poważnego. Doktor wziął ją i wtedy Carlisle się ocknął.
- Ja to zrobię- powiedział.
Zaczekał, aż tamten się oddali. Ja powiedziałam Charliemu „Dziękuję”. Zrozumiał, że powinien sobie iść. Jakoś mu się odwdzięczę.
- Ale jak….?- spytał cicho.
- Victoria- wyjaśniłam krótko. Zimne dłonie badały moją opuchliznę, co działało lepiej niż niejeden okład. Rozluźniłam się.- Właśnie, co z Victorią? Przecież…
- Spokojnie- Alice wróciła do siebie.- Victoria już nigdy nas nie zaniepokoi- dodała z wściekłością w oczach.
Wolałam nie wnikać, co ma przez to na myśli. Właściwie, to wiedziałam. Odetchnęłam z ulgą.
Teraz już wszyscy się ocknęli. Dopadli mnie. Ściskali. Szczególnie Bella. Byłam radosna, jak nigdy dotąd.
- Ale zaraz. Wy… jesteście wampirami- przy ostatnim słowie ściszyłam głos.- A ja?
- Później będziemy się tym martwić- obiecał mi Carlisle.- Teraz się ciesz. Jakimś cudem, żyjesz. Jako człowiek.
I wtedy ujęłam jego twarz w swoje dłonie i go pocałowałam. Długo i namiętnie. Emanowało ode mnie szczęście… i nie tylko.
- Esme… Rozumiem, że się cieszysz i tak dalej, ale mogłabyś się wstrzymać?- spytali równocześnie Edward i Jasper.
Wszyscy parsknęli śmiechem. Oparłam głowę o Carlisle’a i zamknęłam oczy. W końcu byłam w domu.

I... to nie koniec

Kilka miesięcy później, Bella zaczęła rodzić Renesmee. Jako człowiek nie mogłam jej wiele pomóc, choć się starałam, oddając prowadzenie Edwardowi. Zostałam w pokoju, biernie obserwując sytuację, nie mogąc się ruszyć. Ale kiedy Rosalie robiła dziewczynie cesarskie cięcie i straciła nad sobą kontrolę, Jacob rzucił ją na ścianę. Odsunęłam się w porę i chciałam uciec z pokoju, ale skalpel wypadł z dłoni Rosalie i wbił mi się prosto w serce.
Przerażenie Rosalie zniwelowało jej pragnienie. Jęczałam przy jej kolanach, starając się nie umierać, choć wiedziałam, że to niełatwe… Ostatnią rzeczą, jaką zdołałam zarejestrować przez mgłę był Carlisle wbiegający do pokoju.
A potem była już tylko ciemność. I ból, potworny ból.
Z powrotem stałam się wampirem, odkrywając w sobie dar, fizyczną wersję „tarczy” Belli. Mogłam odpychać przedmioty i ludzi (wampiry). Gdy Volturi zjawili się, by zniszczyć Renesmee, stanowiliśmy tak godnych przeciwników, że Aro był zdecydowany uciec, Kajusz zniszczyć Bellę i mnie, a Marek chciał po prostu porozmawiać z moim mężem.
A propos Carlisle’a; znowu staliśmy się zgodnym, wampirzym małżeństwem. Gdy byłam człowiekiem, bał się o mnie i troszczył na każdym kroku- byłam słaba i krucha. Kiedy jego nadopiekuńczość stawała się denerwująca, szczerze współczułam Belli. Ona jeszcze dłużej musiała znosić takie zachowanie. Wszystko mogło się potoczyć inaczej, to prawda. Mogłam nie iść do tego lasu, mogłam nie odzyskać pamięci, nie odszukać mojej rodziny, wreszcie mogłam się nie wtrącać, gdy ratowano Bellę… Ale tak się nie stało. I ja już nic nie mogę poradzić.
Niemniej, nie żałuję wszystkiego, co zrobiłam.
Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cullen Alice
Wilkołak



Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Śro 15:55, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Cudne.Wspaniałe.Fantastyczne.

Tylko czemu już się skończyło.
Wspaniała fabuła.
Świetnie to wymyśliłaś.
Normalnie nie wiem co jeszcze powiedzieć.
Jestem w szoku.
No i należą ci się gratulacje za taki powalający FF.

Sorry, że nic więcej nie powiem.
Ale naprawdę odjęło mi mowę.

Ale nie jeszcze coś powiem.
Mam nadzieje,że będę miała okazję przeczytać
jeszcze jakiś FF twojego autorstwa.

Pozdrawiam,
Cullen Alice Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iglak17
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie

PostWysłany: Śro 18:32, 26 Sie 2009 Powrót do góry

/przeciera oczy/
Co to jest? /otrząsa się z szoku/
No dobra, ochłonęłam. Opowiadanie zdecydowanie zadziwiające. Ale nie tak do końca pozytywnie. Mogłoby być ciekawie, gdyby całość była bardziej przemyślana, ułożona w logicznym ciągu przyczynowo - skutkowym i dopracowana. Poszczególne rozdziały są od siebie jakby oderwane. Akcja pędzi na łeb na szyję, kanon poszedł w las. A końcówka? Wygląda, jakbyś miała dość i za wszelką cenę chciała skończyć to opowiadanie - co też zrobiłaś.
Akcja musi się toczyć gdzieś w okolicach KwN i Zaćmienia. Skoro tak, to dalsze części sagi ignorujemy. Więc dlaczego nagle Bella rodzi Renesmee? To się po prostu kupy nie trzyma.
Pomysł był niezły, ale wykonanie, wybacz, raczej kiepskie. Następnym razem warto wszystko bardziej dopracować.
Pozdrawiam,
i.17


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iglak17 dnia Śro 18:34, 26 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 20:03, 26 Sie 2009 Powrót do góry

no cóz muszę się zgodzić z przedmówcą (iglak17).. faktycznie odniosłam wrażenie, że próbowałas to zakończyć jakby na siłę... ale ogólnie podoba mi się sam kocept- tak mało mamy o Esme... a tu- nowy ff :D szkoda, że krótki, ale przynajmniej ciekawy...

dodałabym na twoim miejscu więcej uczuć .... więcej ekspresji ...

podoba się :D
pozdr.
S.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 10:16, 27 Sie 2009 Powrót do góry

Też zgadzam się z przedmówczyniami, jestem rozczarowana twoim zakończeniem... Ten ff zapowiadał się ciekawie, stworzyłaś ciekawe możliwości rozwoju tego opowiadania ale widzę że poprostu znudziło Ci się pisanie i spakowaś wszystko w dwa rozdziały i zakończyłaś. W ostatnim rozdziale co zdanie to była kolejna akcja! Nie wiedziałam wkońcu o co chocdzi...
Mam nadzieję że kolejne twoje ff będzie bardziej dopracowne, bo tu początek był dobry ale końcówka fatalna...
pozdrawiam
ajaczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ParanormalVampire
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 20:42, 21 Kwi 2010 Powrót do góry

A więc (nie wiem jak to inaczej zacząć) to jest dobre. Wpadłąś na ciekawy pomysł, opisałaś go bardzo dobrze, acz trochę przeskakiwałaś pomiędzy wydarzeniami. Ja osobiście dziwię się z tak małej ilości postów, ponieważ opowiadanie jest dobre (tych które mi się nie podobają nie komentuje) i sądze, że nie tylko ja tak myślę.
Tylko że temu się dziwie, ale to twój tekst
Cytat:
"odkrywając w sobie dar, fizyczną wersję „tarczy” Belli. Mogłam odpychać przedmioty i ludzi (wampiry). Gdy Volturi zjawili się, by zniszczyć Renesmee, stanowiliśmy tak godnych przeciwników, że Aro był zdecydowany uciec, Kajusz zniszczyć Bellę i mnie, a Marek chciał po prostu porozmawiać z moim mężem.

Nie pasuje mi to. Wcześniej tego nie odkryła? Takie rzeczy się nie zdażają. No i uciekający Aro i rrozmowny Marek... chciała bym to zobaczyć.
I jeszcze: nie odpowiedziałaś jak się skończyło spotkanie z Volturi.
Ale ogólnie tekst świetny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jane13
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Volterra

PostWysłany: Nie 19:27, 05 Gru 2010 Powrót do góry

Pomysł dobry.... ale.... No właśnie ale.... Ale uważam, że brakuje tu jakiegoś takiego przemyślenia. Odnoszę wrażenie, że tą końcówkę to pisałaś tak trochę już na siłę (tak jak ja piszę prace do szkoły Razz). Byle szybciej skończyć...A mogło być tak fajnie... Szkoda, że nie rozwinęłaś tego wątku wampirzycy- zielarki i nie napisałaś czegoś więcej o ludzkim życiu Esme między wampirami Smile ... no cóż to chyba na tyle bo jak się rozpiszę to jeszcze ktoś pomyśli, że to następny rozdział.... Very Happy

Pozdrawiam i wena życzę Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin