FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Lustra [T] [Z] Epilog - 20.09 + outtake - 24.09 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Perunia
Człowiek



Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 22:09, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Witam, mam radosną nowinę dla WAS kolejny rozdział już gotowy. Zostały już tylko dwa rozdziały i epilog tego opowiadania. Więc zapraszam do czytania.

Lustra – rozdział 19
autor: adorablecullan
tłumaczył: Smok_z
korekta: Perunia

Punkt widzenia Edwarda
Siedziałem na werandzie rodzinnego domu Belli. Było ciemno i chłodno, dochodziła dziewiętnasta. Z pewnością cieplej niż w San Francisco, jednak wciąż zimno. Miałem na sobie szarą bluzę Berkeley, a dłonie schowałem w kieszeniach.
Była Wigilia Bożego Narodzenia.
Bella i jej matka Renee, pojechały odwiedzić przyjaciół rodziny. Jack zdecydował się zostać w domu i poprosił mnie, bym mu towarzyszył.
- Pilnuj, bym nie spadł ze schodów – zażartował, jednak znał wnętrze domu jak własną kieszeń. Po prostu chciał ze mną o czymś porozmawiać.
Tak więc siedziałem tamtej nocy na werandzie, czekając, aż dołączy do mnie.
Jak na zawołanie, drzwi otworzyły się i pojawił się Jack. Poruszał się powoli, ale pewnie; chciałbym być w tak dobrej formie, gdy osiągnę jego wiek.
- Witam, panie Higginbotham – powiedziałem, wstając i podając mu ramię, by zaprowadzić go do fotela, na którym siedziałem.
- Mów mi Jack. Dziękuję, synu – odparł, siadając ciężko na fotelu. Przyniosłem sobie krzesło i usiadłem obok niego. Patrzyłem, jak zapalił papierosa zapałką. – Mój lekarz powiedział, że nie dożyję osiemdziesiątki, jeśli nadal będę tyle palił. - Podałem mu popielniczkę.
- Najwyraźniej się mylił.
- Tak – odpowiedział Jack z uśmiechem. – To właśnie powiedziałem na jego pogrzebie dwa lata temu. Popatrzyłem na niego ze zmieszaniem, po czym wybuchnąłem śmiechem. Po chwili znów siedzieliśmy w milczeniu. Dotarło do mnie, że w Kalifornii nie zostało już wielu palaczy. Jack w końcu przemówił:
- Byłeś okropnie milczący w ciągu ostatnich kilku dni, Edwardzie. Moja Bella zaczęła się o ciebie martwic. Myśli, że może podjęła złą decyzję, sprowadzając cię tutaj, byś słuchał moich opowieści. Nie wydaje mi się, że o to chodzi, ale postanowiłem się upewnić i sprawdzić, co siedzi w twojej głowie.
- Wiele rzeczy dzieje się w mojej głowie – powiedziałem. – Wiele pytań.
- Mogę odpowiedzieć na jakieś? – Myślałem o tym przez kilka minut.
- Jak wyglądał pierścionek, który dałeś mojej babci? – zapytałem. Jack wyglądał na wystraszonego.
- Nie spodziewałem się, że o to zapytasz. Ale … cóż … to nie był duży pierścionek. Pamiętam, że miał kwadratowy brylant w środku i…
- … po jednym okrągłym mniejszym na każdym boku. Czternastokaratowe złoto. – Usta Jacka zadrżały lekko, kiedy to powiedziałem. – Babcia zostawiła mi go w testamencie. Powiedziała, że kiedy przyjdzie czas, ofiaruję go swojej przyszłej żonie.
- Niech mnie szlag – powiedział drżącym głosem. Ostrożnie podniósł się z krzesła. – Daj mi minutę, synu. Jack poszedł do domu. Wrócił po kilku minutach z butelką i dwiema szklankami. - Szkockiej, prawda? – zapytał, unosząc butelkę. Potwierdziłem. Nalał nam obu, po czym podał mi szklankę i zrobiliśmy po łyku.
- Panie Higginbotham – zacząłem, a on odchrząknął. – Jack – poprawiłem się szybko - ta historia, którą opowiedziałeś nam w swoim mieszkaniu. Myślisz, że jest prawdziwa? Czy to tylko bajka? - Wyprostował się nieco na krześle i przejechał palcami po jego oparciu.
- Edwardzie, dopóki nie przeszedłeś przez drzwi mojego domu, myślałem, że to tylko bajka. Mary uważała inaczej. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy może nie miała racji. – Siedzieliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę, sącząc szkocką. Była ohydna, ale nie chciałem go urazić, nie pijąc. – Są rzeczy na niebie i ziemi, Horacy, o których nie śniło się waszym filozofom – powiedział gorzko.
- Bez jaj – odparłem, po czym zawstydziłem się na myśl o swoim języku. Jack nie wydawał się obrażony. – Jednak jeśli ta historia jest prawdziwa, to kim jest druga rodzina? Czy chodzi o twoją rodzinę? Jeśli tak, dlaczego ty, Renee i Bella nie otrzymaliście tego szczęścia, które było wam obiecane? To znaczy … moja rodzina wciąż ma Wzrok. Dlaczego wam się nie poszczęściło?
- Nie wiem, synu. Nie wiem. – Zdeptał papierosa. – Mówisz, że twoja siostra ma teraz Wzrok? I twoja matka też go miała? – Chciałem mu przerwać, jednak Jack pierwszy wyczuł moje napięcie. – Co jest, synu? Powiedziałem coś nie tak?
- Moja matka… Esme. Córka Mary. Jej jedyne dziecko. Ona nie ma Wzroku. A przynajmniej nikt z nas tego nie zauważył. Najwyraźniej dar przeskoczył jedno pokolenie i wylądował u Alice.
- Huh – powiedział Jack, poczym znów zamilkł. W końcu zadałem mu pytanie, które najbardziej mi ciążyło.
- Czarny potwór – powiedziałem niepewnie – widziałeś go kiedykolwiek?
- Nie – odpowiedział – O Shra–śmierci – wiem tylko tyle, że w końcu przyjdzie po każdego z nas. A najśmieszniejsze jest to, że po pewnym czasie Shra wcale nie przypomina potwora. Czasami wydaje mi się, że mógłbym go przywitać z otwartymi ramionami, zwłaszcza gdy biodro zaczyna mi dokuczać albo nie mogę sobie przypomnieć czyjegoś imienia, albo gdy lekarz zaczyna zrzędzić o moim sercu. Gdy zaczynasz sobie zdawać sprawę, że koniec jest blisko i może nie być miły.
- Tego się boję – powiedziałem, czując, jak moje usta robią się ciężkie. – Boję się czarnego potwora. Całe życie się go bałem.
- Czego boisz się najbardziej? – zapytał. Nie zastanawiałem się ani chwili.
- Boję się, że zrani Bellę. Babcia powiedziała mi kiedyś we śnie, że potwór może odebrać mi rzeczy, które kocham. Boję się, że odbierze mi Bellę. – Jack nalał sobie więcej szkockiej i zapalił kolejnego papierosa.
- Twoja babcia miała rację … śmierć zabiera rzeczy, które kochamy. Ale wy jesteście młodzi i zdrowi, Edwardzie. Nie możecie spędzać życia zamartwiając się. Potwór może wam odebrać niektóre rzeczy, ale nie wszystkie. Twoja babcia nie żyje od ponad dwudziestu lat, a ja wciąż mam wspomnienia o niej, o tutaj – powiedział wskazując na swoją łysą głowę. – I widzę ją w snach. Tego śmierć nam nie odebrała.
Znów cisza.
- Jakie są twoje zamiary? – zapytał nagle.
- Słucham? – spytałem wystraszony.
- Jakie masz zamiary wobec mojej wnuczki? – Gapiłem się na niego przez chwilę z otwartymi ustami. Zamknąłem je szybko, po czym przełknąłem resztę szkockiej.
- Kocham Bellę – odparłem, próbując powstrzymać głos przed drżeniem, co ciągle mi się przytrafiało, kiedy zaczynałem się denerwować – Kocham ją bardziej, niż własne życie. – Wziąłem głęboki oddech i kontynuowałem. – Pewnego dnia, chcę dać jej pierścionek, który dała mi babcia. Takie są moje zamiary, Jack.
- To dobra odpowiedź, synu. – Moja ręka zadrżała, kiedy odkładałem pustą szklankę na ganek. – Tak sobie ją wyobrażałeś. – Głowa Jacka podniosła się trochę, tak jakby nasłuchiwał czegoś z daleka. – Wracają kobiety. – Podźwignął się z fotela, ja poszedłem w jego ślady. Nagle wyciągnął rękę w moją stronę, ja także wyciągnąłem rękę i wymieniliśmy uścisk dłoni. – Uważaj na moją dziewczynę, kiedy mnie zabraknie, Edwardzie – powiedział szorstko.
- Będę, sir. – Ciągle staliśmy zwróceni do siebie twarzami, zaciskając dłonie, kiedy zalało nas światło i na podjazd wjechał samochód.

***
-Edwardzie – powiedziała Bella, więc obróciłem się, by na nią spojrzeć. – Też chcę wrócić do domu, podobnie jak ty, ale jazda sto pięć mil na godzinę, przy ograniczeniu do sześćdziesięciu pięciu, spowoduje, że dostaniesz naprawdę wysoki mandat. – Zmieszałem się, zdjąłem nogę z gazu. Byliśmy niedaleko na północ od Harward na międzystanowej pięćset osiemdziesiątce, około pół godziny od domu. Był dzień po Świętach, w drodze byliśmy od wczesnego ranka. Prowadziłem przez większość drogi, od czasu do czasu przekraczając prędkość, dopóki Bella nie powiedziała mi o tym.
Nigdy w życiu nie czułem się tak podniecony.
Spałem w pokoju gościnnym w mieszkaniu Renee. Bella powiedziała, że jej matka najprawdopodobniej nie miałaby nic przeciwko, byśmy spali w jednym łóżku, ale nie czułem, aby to było właściwe. Spotykaliśmy się dopiero od kilku tygodni, a ja po raz pierwszy spotkałem jej matkę i babcię. Wzięcie pokoju gościnnego wydało się jedynym wyjściem. A myśl o tym, że cała rodzina byłaby w pobliżu, kiedy kochałbym się z jej córką w jej łóżku z dzieciństwa, powodowała, że moja erekcja ginęła natychmiastową i straszną śmiercią.
Ale od czasu, kiedy rano wyjechaliśmy, oboje stawaliśmy się coraz bardziej nerwowi. Przed poprzednim tygodniem nigdy wcześniej nie uprawiałem seksu i wydawało mi się, że będę mógł się z łatwością kontrolować. Zamiast tego odkryłem, że to jedna z tych sytuacji, że jeżeli zacząłeś, to nie będziesz mógł przestać. Bella i ja byliśmy przez całe Święta w stanie ciągłego podniecenia, obłapiając się w każdej chwili, gdy zostawaliśmy sami.
To było odpowiedzią na to, jak udało mi się pokonać drogę z Phoenix do Berkeley w czasie krótszym niż jedenaście godzin, mając wielki wzwód i będąc udręczonym przypadłością sinych jaj.
Nikogo nie było w domu, kiedy dotarliśmy do mojego mieszkania, co bardzo ułatwiło rozładowanie samochodu. (Żadne z nas nie chciało ryzykować pozostawienie na noc zaparkowanego na ulicy samochodu pełnego bagażu i prezentów.) Wziąłem z samochodu kilka ostatnich rzeczy, zamknąłem samochodu i kopnąłem drwi, zatrzaskując je. Nastąpiła pełna napięcia cisza, kiedy stanęliśmy w wejściu zwróceni do siebie twarzami.
Twarz Belli zarumieniła się, a jej oczy stały się trochę dzikie. Nie powiedziała słowa. Nie było sposobu, aby przegapiła fakt, że byłem szalenie podniecony, moja erekcja o mało co rozsadziłaby mi spodnie.
- Naprawdę, naprawdę cię pragnę – wyrzuciłem z siebie, nie dbając o właściwe zachowanie albo o cokolwiek poza ogromnym pragnieniem jej.
- Na górze – to wszystko co odpowiedziała. Pobiegliśmy po schodach do mojej sypialni. Ledwie przekroczyliśmy drzwi, kiedy ją chwyciłem. Byliśmy wymięci i spoceni przez długą jazdę samochodem, ale w tej chwili, nie troszczyłem się o to. Zaatakowałem jej usta, moje dłonie powędrowały prosto pod jej koszulę, aby znaleźć jej wspaniałe piersi. Nigdy wcześniej nie zdejmowałem jej stanika, miałem jedynie szczątkowe pojęcie, jak to należy zrobić, ale poradziłem sobie. Przerwałem nasze dzikie pocałunki na wystarczająco długo, aby zdjąć z niej koszulę, podkoszulek oraz stanik i rzucić je na bok. Zdjęła moją koszulę w sekundę później.
Powstrzymując się na chwilę, troskliwie zdjąłem jej medalion i odłożyłem na nocną szafkę. Potem objąłem jej piersi i pochwyciłem ustami jej twardy sutek, ssąc go natarczywie.
Bella krzyknęła z przyjemności. Jej ręka wsunęła się między nas, podążyła w dół po moim brzuchu do wybrzuszenia w moich dżinsach. Jęknąłem, kiedy ścisnęła mnie przez dżinsy, potem rozpięła je, jej ręka ruszyła w dół i chwyciła mnie.
- Och, ostrożnie, proszę – dyszałem, odsunąłem jej rękę od moich nabrzmiałych jąder i gotowego penisa. – Mam erekcję tak długo, że moje jaja zabijają mnie – wyjaśniłem szybko.
- Jest tylko jedno lekarstwo na to, wiesz – powiedziała nieśmiało, głaszcząc mnie przez bokserki. – Zamierzam doprowadzić do tego byś doszedł. Może kilka razy.
- O Boże, tak – powiedziałem. – Chcę byś ty także. – Przesunąłem ręce do jej bioder i pociągnąłem jej spodnie w dół, także opadły do jej kostek. Bella stała przede mną w różowych bawełnianych majtkach. Ściągnąłem dżinsy i bokserki, o mało nie przewracając się w trakcie. Jej bielizna dołączyła do porozrzucanych wokół nas ubrań, a ja pchnąłem ją, aby położyła się na łóżku.
Bella rozchyliła nogi, mogłem zobaczyć jak była wilgotna, a ja prawie doszedłem na sam widok. Nadal nie za wiele wiedziałem, jak należy to robić, ale miałem już niewielkie doświadczenie. Trochę niezgrabnie, uklęknąłem przed nią i podparłem się. Ręką odszukałem jej wejście. Potem wepchnąłem siebie w nią, jęcząc z przyjemności.
Krzyknęła cicho, kiedy wszedłem w nią, potem przyciągnęła mnie do siebie i zawinęła nogi wokół moich bioder. Spowodowało to, że wszedłem głębiej, jęknąłem bezradnie. Nie mogłem się wycofać, zacząłem się poruszać. To było wspaniałe, lepsze niż cokolwiek co już kiedykolwiek czułem. Słyszałem siebie mruczącego jak zwierzę, kiedy zagłębiałem swój członek w nią raz za razem. Paznokcie Belli drapały mnie po plecach, a dźwięki wydobywające się z jej ust wprost do mojego ucha powodowały, że oszalałem.
Nagle, odepchnęła mnie nieznacznie, tak że mogłem spojrzeć jej w oczy. Była zarumieniona z rozkoszy, nigdy wcześniej nie wydawała mi się tak piękna.
- Kocham cię, oh, Edwardzie, Edwardzie! – Nacisnęła mocniej biodrami na mnie i poczułem, jak pogrąża się w orgazmie. Wytrzymałem kilka sekund więcej, po czym eksplodowałem w nią w serii dzikich spazmów, wykrzykując jej imię z przyjemnością. Opadłem w jej ramiona, dyszałem, po czym skulnąłem się na bok, nie chcąc jej zmiażdżyć.
Po kilku minutach, Bella usiadła, wyglądała na oszołomioną. Potem opadła z powrotem obok mnie, tak jakby ta akcja zużyła jej całą dostępną energię.
- Naprawdę tego potrzebowałam – powiedziała w końcu. – A teraz naprawdę potrzebuję prysznica. – Obróciła głowę i uśmiechnęła się do mnie. – Przyłączysz się? – Myśl o nagiej Belli stojącej przede mną pod prysznicem z namydlonymi dłońmi nagle pojawiła się w moim umyśle, a mój ku*** drgnął. Bella spojrzała na dół mojego ciała i wyszczerzyła się w uśmiechu. – Myślę, że to znaczyło tak.
Kiedy odkręciłem wodę pod prysznicem i czekałem aż poleci ciepła, Bella zaczęła rozplatać włosy. Patrzyłem zafascynowany, jak jej palce delikatnie uwalniają je, dopóki nie utworzyły kłębka czekoladowego brązu wokół niej. Obróciła się i zobaczyła, jak się na nią gapię i oblała się rumieńcem.
- Co? – powiedziała.
- Kocham twoje włosy. Są piękne. Tak jak ty. Chodź – powiedziałem, odsuwając zasłonę i pomagając jej wejść pod prysznic. – Chcesz, bym je umył?
- Tak i kilka innych rzeczy, skoro już o tym mówisz.

Punkt widzenia Belli
Wróciliśmy do łóżka razem, czyści i zmęczeni. Kiedy usiadłam na brzegu łóżka, zaplatając moje wilgotne włosy, Edward włożył okulary i wziął do ręki książkę, którą dostał od mojej mamy w Święta.
- Kochanie – powiedziałam czule. – Wiesz, że nie musisz ich nosić przy mnie. – Spojrzał zdziwiony. – Znaczy okularów.
- Nie, prawdopodobnie nie. – Przewrócił stronę i czytał dalej. Okulary zostały na miejscu. Dalej układałam swoje włosy. W końcu westchnął i odłożył książkę na bok. – Od kiedy wiesz o okularach?
- Od początku – przyznałam się, związując włosy i kładąc się na łóżku obok niego. – Wszyscy mamy coś, czym się bronimy, Edwardzie. – Zdjął okulary i zaczął obracać je w palcach.
- Wydają się pasować do mojej osoby – powiedział. – Sztywny, nudny Edward. Moi rodzice myślą, że jestem dalekowidzem. Soczewki są zwykłym szkłem. – Westchnął i wydawał się uciekać do swojego wnętrza. Potem przechylił się i odłożył je na nocną szafkę, gdzie coś innego przyciągnęło jego wzrok. Podniósł mój medalion. – Jest piękny, Bello. To coś wyjątkowego dla ciebie? Nosisz go cały czas.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Po prostu patrzyłam na niego.
Mój Teddy. Masz jakiekolwiek pojęcie, jak bardzo go wielbiłam, kiedy byliśmy młodzi? Zerwałam go z niego w dniu, kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się w lustrze, kiedy pojawił się znikąd, by ochronić mnie przed czarnym potworem. Gdzieś wśród moich rzeczy, są zeszyty z jego imieniem nabazgranym na każdym z marginesów, prawdopodobnie w kombinacji z moim. Z serduszkami.
Był dla mnie opoką podczas tych okropnych lat, kiedy ojciec opuścił mnie po raz drugi. Mój przyjaciel. Mój pierwszy pocałunek. Porównywałam każdego chłopca, każdego mężczyznę, którego spotkałam do niego. Większość z nich nie mogła się z nim mierzyć.
Sądziłam, że spędzę życie, nie znajdując mężczyzny, który sprawiłby, że poczułabym to, co do Teddy’ego, dopóki nie spotkałam Edwarda. Mądry, nieśmiały, przystojny Edward, dźwigający ciężar świata na swoich barkach.
Edward, który był moim Teddym.
- Bella, w porządku z tobą? – Edward był dokładnie na wprost mnie, jego ręka leżała na moim barku, potrząsając mną delikatnie. Moje oczy były pełne łez. Sięgnęłam w dół i podniosłam medalion z miejsca, na łóżku w które go upuścił.
- Tak, jest dla mnie wyjątkowy – załkałam – ponieważ jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Nigdy ci nie powiedziałam dlaczego. Nie mówiłam ci wystarczająco często, jak bardzo cię kocham. Mogłabym to mówić każdego dnia po kres czasu, a i to nie byłoby dosyć. – Z pewną trudnością otworzyłam medalion i położyłam go na dłoni, aby mógł spojrzeć.
- Co to – jego głos zadrżał, a jego oczy otworzyły się szeroko. Bardzo ostrożnie Edward chwycił mały loczek truskawkowo-blond włosów, który był zwinięty w środku. Jego włosów, sprzed wielu lat. – Oh, Bello – wyszeptał rozbity.
- Trzymałam je tutaj – powiedziałam klepiąc się w piersi. – Blisko serca, gdzie zawsze byłeś.
Edward uważnie odłożył włosy do środka medalionu i zamknął go. Potem odłożył go na nocną szafkę. Książka spadła na podłogę z hukiem, kiedy przyciągnął mnie do siebie. Nie mogłam przestać płakać, nie miałam pojęcia dlaczego.
- Nie opuszczaj mnie – zaszlochałam. – Proszę, nie zostawiaj mnie więcej.
- Nigdy cię nie opuszczę – wyszeptał, kołysząc mną w tył i w przód. – Kocham cię. Nigdy, przenigdy cię nie zostawię.
Spędziliśmy resztę nocy uświęcając tę przysięgę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Nie 22:32, 08 Sie 2010 Powrót do góry

O matko!!!

Kocham to opo! naprawdę!
Z początku myślałam, że będzie nie wiem... smutne? Drętwe? Nie wiem sama. W każdym razie początek wydawał mi się dziwny; Teddy i Swan, przyjaciele. A co z Edwardem? Jednak w miarę jak czytałam kolejne rozdziały moje mniemanie o tym ff-ie zmieniło się o 180 stopni i bardzo się z tego cieszę. Nie jest to typowy fick i to też czyni go wyjątkowym, a sama akcja przyciąga, aż nim się człowiek obejrzy już nie chce przestać czytać, tylko poznać dalsze losy bohaterów.
Dziękuję, Dziewczyny za to tłumaczenie i czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział :)

Weny i czasu:)

Yve.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 22:39, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Achhhh, jesteście niewiarygodne! Nie mogę uwierzyć, że ta magiczna historia powoli dobiega końca. Czuję, że zakończy się w pięknym stylu, ale jednocześnie będzie mi żal, że już więcej nie przeczytam o Teddym i Swan.
A dzisiejszy rozdział był przepełniony miłością i pożądaniem - autorka pięknie opisała wzajemnie relacje między Edwardem i Bellą. Po cichu liczę, że Cullen przestanie zgrywać nudnego, sztywnego kujona, tylko dzięki dziewczynie zacznie żyć tak, jak powinien to robić w nastoletnim życiu. Czekam też na moment, aż oboje przekroczą lustro, aby ponownie znaleźć się w swoim prywatnym raju.

Dziękuje za tłumaczenie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Pon 13:46, 09 Sie 2010 Powrót do góry

Jakoś tak nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec.
Autorka dobrze zbudowała napięcie miedzy B&E, mogła jeszcze trochę bardziej to "podkręcić", ale i tak wyszło całkiem dobrze.
Jestem ciekawa czy uda im się jeszcze raz wejść do lustrzanego świata, byłoby miło.
Czarny potwór to dla mnie jakaś dziwna sprawa, jak dla mnie jest właśnie dziwnie zinterpretowany...no ale to taka jest wizja autorki.
Tłumaczenie jak zawsze perfekcyjne(: tak więc do następnego rozdziału i czasu, chęci oraz weny w dalszym tłumaczeniu.

Pozdrawiam Aja(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:53, 28 Sie 2010 Powrót do góry

smoku lubie Twoje tlumaczenie Smile
dzieki ze znajdujesz cza i checi, aby to robic,

fajny odcinek, przelomowy, historia prawie do konca poznana, to juz nie ten Edward, nie ta Bella, ale dla siebie na zawsze Swan i Teddy
jestem ciekawa, czy wyjasni sie sprawa potwora, czy jest on faktycznie smiercia
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Sob 15:32, 28 Sie 2010 Powrót do góry

No... Oto moje oficjalne pożegnanie z tym opowiadaniem, niestety. W sensie - to mój ostatni rozdział, gdyż dwa następne należą do pestki i smoka (21 + epilog). Starałam się jak mogłam, mam nadzieję, że mi wyszło. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego czytania Wink

Rozdział 20

Tłumaczenie: Swan
Beta: marta_potorsia


Pw Edwarda

Kolejne pięć dni było czystą rozkoszą.
Byłem z Bellą przez absurdalną ilość czasu. Spędziliśmy te dni na nadrabianiu ostatnich dziesięciu straconych lat… wychodziliśmy razem, uczyliśmy się o tym, co drugie lubi, a czego nie, oglądaliśmy filmy, drzemaliśmy i rozmawialiśmy.
Noce były zarezerwowane dla ogromnej ilości kochania się. Stąd potrzeba drzemki podczas dnia.
Emmett, Alice i Jasper wrócili dwudziestego siódmego do domu. Moja siostra nabijała się ze mnie bezlitośnie z powodu mojego, ostatnimi czasy, zagrożonego statusu prawiczka i ogólnie kolesia bez-rozkoszy, który nosiłem. Jasper nucił marsz weselny za każdym razem, jak wchodziłem do pokoju. W końcu byłem zmuszony skopać mu dupę w Gitar Hero, żeby przestał.
Emmett trzymał się z nami, dopóki dwudziestego dziewiątego nie wróciła Rosalie, wtedy zniknął z nią na kilka dni. Pierwszy raz zrozumiałem, czemu dla niego jest tak trudno być z daleka od Rose.
Pewnego popołudnia Bella przekonała mnie do wyciągnięcia moich nowych sprzętów do rysowania. Minął już rok, odkąd szkicowałem cokolwiek, a nowe, gładkie ołówki w moich palcach mnie ekscytowały. Wykonałem kilka próbnych pociągnięć, a potem wolno naszkicowałem jabłko leżące na stole. Bella zaśmiała się z zadowolenia, gdy je zobaczyła.
- Jesteś taki dobry! – Zaczerwieniłem się i dorysowałem dla niej parę drobiazgów. – Możesz teraz narysować Alice?
- Minęło dużo czasu, odkąd ostatnio rysowałem osobę – powiedziałem niepewnie, ale zmotywowałem się rozsądnie do narysowania Alice, co pochwalili wszyscy. Zadowolony, uśmiechnąłem się do Belli. – Następnie chcę ciebie narysować. – Zacząłem rysować jej piękną twarz w kształcie serca, wielkie brązowe oczy i wielkoduszne usta. Moim rękom nie zajęło dużo czasu wpadnięcie w ten znajomy rytm; rysowałem Swan milion razy, gdy byłem dzieckiem. Na tę myśl ołówek zadrżał nieco w mojej ręce.
Obudziłem się dziesięć minut później z bluzką usmarowaną krwią; uderzyłem nosem w róg stołu, gdy upadałem. Byłem gorzko rozczarowany tym, że retrospekcje nie odeszły – w sekrecie miałem nadzieję, że teraz, gdy Bella i ja znów jesteśmy razem w każdym możliwym znaczeniu, one magicznie znikną na zawsze.
Wygląda na to, że jednak tak nie jest.
Odłożyłem ołówki. Póki co.
Jak zawsze, Alice i Jasper zorganizowali ogromną imprezę w naszym domu na sylwestra. W przeszłości zawsze się pokazałem, żeby zaznaczyć swą obecność, a potem przenosiłem się do domu moich rodziców, żeby spędzić tę noc samotnie. Ten rok był inny.
Ludzie zaczęli przyjeżdżać chwilę po kolacji i wkrótce dom wypchany był starymi i nowymi przyjaciółmi. Tego wieczora trzy osoby, które znałem od dekady, nie rozpoznały mnie. Tuzin innych skomentowało, że wyglądam świetnie.
- Czy wyglądam inaczej z takimi włosami? – zapytałem Bellę w którymś momencie wieczoru. Sięgnęła do góry i przejechała palcami przez moje brązowe loki, upewniając się, żeby potrzeć moją głowę, drażniąc się ze mną. Powstrzymałem jęk i wyprostowałem się, gdy natychmiast stałem się twardy. Czy to normalne, żeby głowa była strefą erogenną?
- Tak, wyglądasz inaczej. Ale to nie przez włosy. To ty. Ty jesteś tu, Edwardzie, i ludzie to widzą. Już się nie ukrywasz. Właśnie to zauważają. – Przyciągnąłem ją do siebie i pokołysałem przy mojej erekcji. – Oczywiście to też mogą zauważyć, jeśli nie przestaniesz – drażniła się.
- Chcę cię zabrać z powrotem do twojego domu i sprawić, byś krzyczała – wyszeptałem.
- Ja też – wymruczała. Obłapialiśmy się chwilę w kącie, dopóki nie przyszła Alice i nas przyłapała.
Bella i ja wytrzymaliśmy do północy, wznieśliśmy toast za nowy rok i pojechaliśmy do niej. Impreza u nas w domu będzie trwała jeszcze parę godzin, a ja potrzebowałem być sam z moją ukochaną. Współlokatorki Belli nie wróciły jeszcze do domu z przerwy świątecznej albo były na jakiś imprezach czy gdzieś, więc było idealnie.
Ale zanim dotarliśmy do łóżka, była pierwsza w nocy i oboje byliśmy zbyt śpiący, żeby się kochać. Więc zamiast tego leżeliśmy razem, głowa Belli spoczywała na mojej klatce piersiowej, jej ręka podróżowała w górę i dół po moim ramieniu.
- Nigdy tak bardzo nie czekałem na nowy rok – wymamrotałem, chowając głowę w jej włosach.
- Ja też nie – powiedziała sennie. – Zaczniemy jutro od świętowania.* – Oboje uśmiechnęliśmy się i odpłynęliśmy.
Obudziłem się nagle w środku nocy. Kto mnie woła? Pomyślałem nieprzytomnie. Obróciłem się, żeby dotknąć Belli. Nie było jej tam. Usiadłem, zaalarmowany. I wtedy ją zobaczyłem, stojącą obok łóżka, w pełni rozbudzoną i czujną. Patrzącą w lustro.
I nagle poczułem to nieodparte przyciąganie. Lustro nas wzywało.
- Czujesz to, Edwardzie? – spytała cicho.
- Tak. – Wstałem z łóżka i stanąłem obok niej. Znów mogliśmy widzieć wnętrze lustra. Było ciche i puste, tak jak ostatnio. Zrobiłem krok w przód i przyłożyłem dłoń do powierzchni lustra. Gdy byliśmy gotowi do wejścia tam, zatrzymaliśmy się na chwilę przed szkłem. Potem złapałem jej dłoń i razem weszliśmy do środka.
Gdy tylko przekroczyliśmy granicę, wiedziałem, że to jest blisko. Pułapka, pomyślałem słabo. Mogliśmy się odwrócić i wycofać, tak sądzę. Ale to wydawało się złe. I tchórzliwe. A ja starałem się już nie być tchórzem. Wolałbym być zeżarty przez śmierć, niż żyć w strachu przed nią na zawsze.
- Stań za mną – powiedziałem.
- Co?
- Stań za mną – powtórzyłem. – Czarny potwór tu jest. – Obserwowałem okolicę, ale nie byłem w stanie dostrzec nic niezwykłego. Ale mogłem wyczuć to w pobliżu – zapach brudu i korupcji. Wzmacniający się z sekundy na sekundę. Po niekończącej się ciszy to przemówiło i każdy koszmar, który miałem przez ostatnie dziesięć lat, powrócił do życia. Moje serce przyspieszyło i strach przeszył moje ciało – ale nie miałem ataku paniki. Ani retrospekcji.
- Nie możesz jej chronić. Nie mogłeś jej chronić nawet w swych snach. – Przełknąłem moje przerażenie i rozszerzyłem ramiona, żeby utrzymać Bellę za mną.
Shra wolno wszedł w pole widzenia, chodząc wokół lustra za nami. Zadrżałem i zmusiłem się, żeby na to spojrzeć. Czarny potwór z mojego dzieciństwa wyglądał niespodziewanie… inaczej. Mniejszy, może? Mniej przerażający? Zęby – były mniej wrogie? Może te oczy były mniej czerwone? Nie mogłem położyć na tym palca, ale w jakiś sposób było to mniej niebezpieczne. Może dlatego, że teraz jestem o wiele większy.
- To nie sen, Shra – powiedziałem, te słowa wyszły z wnętrza mnie. – I to jest spotkanie, które liczy się za wszystkie. Nie weźmiesz jej ode mnie, ani mnie od niej. – Usłyszałem, jak Bella bierze gwałtowny wdech za mną, zaskoczona moimi słowami. Shra obserwował mnie przez chwilę w ciszy, ze zwężonymi oczami.
- Mały Teddy Cullen, urosłeś w rozmiarze i wiedzy od naszego ostatniego spotkania. Ale ja jestem wieczny. I będę ją miał.
- Najpierw będziesz musiał ominąć mnie – odpowiedziałem.
- To nie będzie konieczne – powiedział radosny głos po mojej prawej. Ten dźwięk w tym uprzednio cichym świecie był strasznym szokiem. Bella pisnęła z zaskoczenia. Shra się odsunął, jego koszmarna morda wykrzywiła się jak u psa, który wyczuł coś śmierdzącego. Zaczął warczeć na zbliżającą się postać; ten dźwięk posłał dreszcze przez mój kręgosłup.
To jednak nie powstrzymało wysokiego mężczyzny, który zatrzymał się w naszym polu widzenia.
- Shra, ci dwoje nie będą twoi dziś, ani żadnej innej nocy przez następne kilka dekad. Już nas zostaw. – Głos mężczyzny był przyjazny, ale miał w sobie niewątpliwie rozkazujący ton. To była osoba, która przywykła do bycia słuchaną.
- Jesteś śmiały jak na śmiertelnika bez ochroniarza – warknął Shra, krążąc wokół mężczyzny, ale ten nigdy nie miał go z tyłu.
- Kto powiedział, że bez niego? – Jego ton był łagodny, ale słowa wywarły porażający efekt na czarnym potworze. Shra natychmiast się wycofał, wciąż warcząc i usadowił się na trawie w bezpiecznej odległości.
- Cholerna rzecz – powiedział tak, jakby śmierć krążąca w pobliżu nie była niczym poza irytującym zdarzeniem. To sprawiło, że zauważyłem, iż tu prawdopodobnie jest to całkiem normalne. Odciągnąłem wzrok od cichej, czarnej kreatury na szczycie wzgórza, żeby spojrzeć na naszego wybawiciela.
Momentalnie go rozpoznałem. To był ten facet z blond włosami z naszych dziecięcych wizji w lustrze. To pierwszy raz, kiedy spotykamy się z nim osobiście. Moja szczęka opadła z szoku.
Był wyjątkowo przystojnym mężczyzną z bardzo opaloną skórą i błyszczącymi, niebieskimi oczami, które wydawały się wypełnione radością. Miał gęstą grzywę rozczochranych, jasnoblond włosów, które często strzepywał z twarzy. Gdy się odwrócił, mogłem dostrzec, że sięgają mu one do łopatek i były związane w luźny kucyk.
Miał młodzieńczą twarz, ale zmarszczki przy oczach sugerowały, że był od nas starszy. Nosił dziwne ubrania – na górze miał coś w stylu tuniki, przewiązane w pasie szarfą, natomiast jego spodnie wyglądały jak bryczesy do jazdy konnej, a do tego znoszone skórzane trzewiki.
Zorientowałem się, że się gapię i wróciłem oczami do jego twarzy. Wyglądało na to, że nie zauważył mojego przyglądania się; patrzył na stojącą za mną Bellę i pełen nadziei uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Witaj, moja droga – powiedział w końcu. – Wyjdziesz stamtąd, żebym mógł cię lepiej zobaczyć? Nie skrzywdzę cię. – Bella wyszła zza mnie nieco nerwowo. Mężczyzna złapał jej rękę i schylił się (był całkiem wysoki), aby pocałować ją w oba policzki. Potem położył dłonie na jej ramionach i na nią popatrzył. – Jesteś taka śliczna. Wiesz kim jestem, dziecko? – Potrząsnęła głową. – Mam w sobie twoją krew, skarbie. Jesteśmy spokrewnieni. – Patrzył na nasze zdezorientowane twarze z rozczarowaniem. – Czy historie tam zaginęły?
- Ty jesteś mężczyzną z naszego świata? – zapytała niepewnie Bella. – Tym, który poślubił wojowniczą księżniczkę?
- Tak – powiedział, szeroki uśmiech przeciął jego zadowoloną twarz. – Jestem nim. Cieszy mnie bezgranicznie, dziecko, dowiedzenie się, że znasz stare historie. – Wtedy odwrócił się do mnie. – A ty musisz być jej adoratorem. – Przytaknąłem, zdezorientowany jego formalnym językiem. – Ale gdzie moje maniery. Moje imię jest trudne do wymówieniu w języku angielskim. Możecie nazywać mnie Phan. – Uścisnęliśmy sobie dłonie, co wydało się nieco absurdalne w zaistniałych okolicznościach.
- Jestem Edward – powiedziałem.
- A ja mam na imię Bella. – Popatrzyła na niego z obawą. – Mogę ci zadać pytanie?
- Oczywiście, moja droga… pytaj o cokolwiek.
- Naprawdę jesteśmy spokrewnieni? Mimo, że żyjesz… tu?
- Oczywiście, że tak – powiedział zaskoczony Phan. – Jesteś córką mojej siostry, gdyby usunąć 12 pokoleń. – Oboje popatrzyliśmy na niego zszokowani.
- Ale to nie ma sensu – powiedziałem, zdezorientowany. – Nie wyglądasz dużo starzej od nas. Masz może trzydzieści lat? Ale dwanaście pokoleń… - Przeprowadziłem szybkie obliczenia w głowie. – To około trzystu lat. Żyłeś w naszym świecie w osiemnastym wieku. – Dopadła mnie straszna myśl. – Nie jesteś… martwy, prawda?
- Duch? Nie. Czas tutaj mija inaczej, więc jesteśmy długowieczni. Ale jesteście tu wśród żywych. – Moje oczy powędrowały do Shra, który gapił się na nas z pewnej odległości. Mężczyzna powędrował za moim spojrzeniem. – Tak, nawet Shra żyje. Jednakże nie w ten sam sposób, co my. – Przerwał, zamyślony, a potem zrobił krok w przód, wykonując jakiś rytualny gest w powietrzu nad naszymi głowami.
- Jesteście tu mile widziani – powiedział formalnie. – Gwarantuje wam opiekę królewskiego domu. Nic wam się tu nie może stać. – Przerwał i nieco podniósł swój głos, uśmiechając się. – Słyszysz to, Shra?
- Mój słuch jest wystarczający, człowieku – odwarknął potwór.
- Czy Shra nie powinien być uosobieniem śmierci? – zapytała Bella. – Czy to nie ryzykowne, żeby… no wiesz… sprawiać, żeby śmierć się na ciebie wkurzyła?
- Wkurzyła – Phan rozmyślał przez chwilę. – Ach, masz na myśli złość? W rzeczy samej. Dobrze. Shra zawsze jest nieco drażliwy. A ja jestem znany z bycia twórcą problemów. To nie jest idealna kombinacja, jak przypomina mi żona. Często. – Uśmiechnął się anielsko. – A teraz mamy dużo do przedyskutowania. Ale najpierw może powiecie mi, co robicie w życiu. – Popatrzyliśmy na niego pustym wzrokiem przez chwilę.
- Masz na myśli, czym się zajmujemy? Nasze prace, profesje? – zapytałem. – Oboje jesteśmy jeszcze w szkole. – Phan ściągnął twarz; miałem wrażenie, że nie był na studiach w swoim poprzednim życiu.
- Studiuję psychologię – powiedziała Bella. Phan wyglądał na skołowanego. – Nauka o umyśle?
- A ja studiuję matematykę – dodałem. Wyglądał, jakby był pod wrażeniem obu odpowiedzi.
- Uniwersytety. Studenci. Tak. Moja żona będzie bardzo zadowolona – powiedział. – Chcielibyście ją poznać? – Popatrzyliśmy na siebie z Bellą i przytaknęliśmy. Twarz Phana przyjęła poważny wyraz. – Zrozumcie, że ona nie jest tym samym, kim my. Nie jest z waszego świata. – Oboje myśleliśmy nad tym przez moment, aż nagle znaczenie jego słów do nas dotarło.
- Uch… ona nie jest… człowiekiem? – zapytałem.
- Podobieństwo jest bardzo duże – powiedział Phan. – W innym wypadku nie bylibyśmy w stanie mieć potomstwa. Ale nie, nie jest człowiekiem. Różnice są subtelne, ale je dostrzeżecie. Nie chciała wystraszyć was swoim wyglądem, dlatego przysłała mnie, abym spotkał się z wami jako pierwszy. – Odsunął się trochę od nas i zasygnalizował coś komuś. Obróciliśmy się i popatrzyliśmy na łąkę.
Były tam dwa konie pasące się na zielonej, bujnej trawie przy skraju lasu. Była też wysoka, rudowłosa kobieta, wspinająca się na wzgórze w naszą stronę. Przełknąłem głośno.
- To księżniczka, tak? – zapytałem niepewnie.
- Ona rządzi – odpowiedział Phan. Całkowita władza, jaką sugerowały te dwa słowa była oszałamiająca. Uśmiechnął się do mnie niespodziewanie. – Masz jej oczy, wiesz.
Bella i ja staliśmy obok siebie, obserwując, jak kobieta kieruje się do nas. Moje nerwy zaczęły szwankować, gdy się zbliżała. Tak jak Phan, była ubrana w niecodzienne ubrania – spodnie do jazdy konnej, trzewiki i długa bluzka. Wokół jej talii owinięta była fioletowa szarfa.
Nie fioletowa. Purpurowa. Kolor władzy królewskiej.**
Bez zastanowienia podniosłem dłoń i położyłem ją na ramieniu Belli, popychając ją mocno w dół. Momentalnie upadła na kolana. Odwróciła się, żeby spojrzeć na mnie wściekłym wzrokiem i zobaczyła, że ja też klęczę. Potem spojrzała na prawo i zobaczyła, iż Phan również jest na kolanach. Jezu, nawet jej mąż?
Trzymałem mój wzrok na trawie przede mną. Nagle usłyszałem lekki krok i obuta noga pojawiła się przede mną.
- Powstańcie – powiedziała przelotnie. To był rozkaz i często takie dawała, to mogłem stwierdzić. Ludzie klęczący przed tą kobietą byli na porządku dziennym. Modląc się, żeby moje kolana nie zawiodły, zrobiłem, co mi kazano. Wstałem, tak samo zrobiła Bella. Stanąłem w pełni wyprostowany, z moimi nieco ponad stu osiemdziesięcioma trzema centymetrami wzrostu. I spotkałem się z nią oko w oko.
Przez dłuższy moment patrzyliśmy się jedno na drugie. Miała na ustach słaby uśmiech, jakby była zadowolona z tego, że się gapię. W rzeczywistości przypominała człowieka, nawet bardzo. Co sprawiło, że różnice wydawały się o dużo bardziej obce.
Była niepokojąco wysoka. Nie, wysoka to nie było słowo, które by tu pasowało – ona była jebaną Amazonką. Była przynajmniej tak wysoka jak ja, może cal lub dwa wyższa. Każdy jej kawałek, od góry do dołu, był muskularny. Jej bicepsy – Emmett przy tej pani to było nic. W sumie sądzę, że prawdopodobnie pokonałaby go nawet bez spocenia się.
Miała długi, prosty miecz wiszący przy jej chłopięcej talii. Jej jedna ręka spoczęła na rękojeści. Jej palce były długie, a jej paznokcie wyglądały trochę jak pazury. Przeniosłem oczy na jej twarz i starałem się nie krzyknąć.
Jej oczy były zielone, tak jak moje, jak powiedział Phan. W przeciwieństwie do mnie, jej miały kształt migdałów, co nadawało jej egzotyczny wygląd. Mrugnęła, a ja patrzyłem z chorą fascynacją, jak coś w stylu membrany opuszcza się na jej oczy. Jej nozdrza były zdecydowanie większe niż ludzkie. Jej usta wydawały się takie, jak moje, dopóki się nie uśmiechnęła. Wtedy mogłem dostrzec dodatkowe zęby – ostre. Był tam dziwny rząd biegnący z przodu jej gardła – jakby miała tam nadzwyczajną warstwę kości albo chrząstek. Zobaczyłem to samo po wewnętrznej stronie jej nadgarstków.
W przeciwieństwie do męża, miała jasną skórę i mnóstwo piegów na nosie i policzkach. Pasowały do jej długich, rudych włosów, które układały się w fale i były nawet dłuższe od tych należących do Belli. Jej twarz miała w sobie jakieś dzikie piękno. To i jej włosy odróżniały ją od mężczyzny na sterydach. Ale tylko trochę.
Jej włosy były rozpuszczone i poruszały się lekko na wietrze. Przynajmniej tak myślałem… dopóki nie zauważyłem, że poruszają się w sposób bardziej zamierzony, niż wiatr. Patrzyłem, jak jej włosy bardzo cicho zaplatają się same w dwa długie warkocze i zgrabnie splątują się ze sobą. Sięgnąłem po rękę Belli i poczułem, że ma ją całą spoconą, tak jak ja.
To była długa, pełna napięcia cisza. I wtedy przemówiła, z oczami wpatrzonymi w moje.
- Krew z mej krwi. Witaj z powrotem.

*We’ll start tomorrow with a bang… literally. – Tu jest gra słowna, niestety nie znalazłam sposobu, żeby przełożyć to na polski. Bo np. Zaczniemy jutro z uderzeniem… dosłownie – u nas nie ma sensu. Albo „z pierdolnięciem” (przepraszam za wulgaryzm) – u nas odebrałoby się to jakby mieli się jutro pobić, albo coś. Przynajmniej dla mnie to tak brzmi. A tam to słowo wyraża seks i jest to jednocześnie onomatopeja Wink – Stąd podwójne znaczenie.
** W oryginale było zamiast purpury: porphyry – co znaczy porfir, a jest to rodzaj skały magmowej. Jak dla mnie nie miało to sensu, więc wybrałam coś, co było najbliższe temu… Wink

_________________

Czekam na Wasze opinie Wink

_________________

PS. Nagłówek, jak zwykle, zostanie zmieniony jak tylko będzie taka możliwość.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ona-mona
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Sie 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 16:54, 28 Sie 2010 Powrót do góry

To jest naprawdę piękna historia i bardzo przeogromnie cieszę się, że dzięki wam ją poznałam. Trafiłam na nią na chomiku na początku wakacji, i natychmiast pochłonęłam to, co było dostępne, a resztę doczytałam w oryginale nie mogąc doczekać się kolejnych rozdziałów Wink Do tłumaczenia nie mam chyba żadnych zastrzeżeń, bo sama nie jestem żadnym mistrzem językowym. Ale bardzo, bardzo wam za nie dziękuję :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 18:53, 28 Sie 2010 Powrót do góry

Woooo, ta Amazonka mnie zakręciła:P I nagle mam przed oczami film Avatar hot
Okej, koniec żartów, teraz czas na konkrety. Widzę, że bohaterowie wracają do swojego dziecięcego świata. I już nawet Shra nie wydaje się być taka straszna. Lustra zakręciły koło i znowu fabuła zaczyna się od bycia w lustrzanym świecie. Nie mogę powiedzieć więcej z racji krótkiego rozdziału, jednak myślę, że HE jest nieunikniony i pewnie będzie się skupiał na podróżowaniu Belli i Edwarda pomiędzy dwoma światami. Takie widzę zakończenie, ponieważ, bądźmy szczerzy, co złego może się stać? Wprawdzie jeszcze przed nami dwie części, jednak jestem prawie przekonana, że prędzej czy później będziemy czytać o ślubnym kobiercu tej dwójki.
Szkoda, że to wspaniałe opowiadanie dobiega końca, jednak chyba już wszystko zostało w nim napisane i pozostaje nam się powoli żegnać z tą historią.

Dziękuje za chapik:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Wto 10:47, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Dopiero dziś dorwałam się do neta, więc dopiero dziś zaktualizowałam nagłówek.
Podbijam temat, żeby osoby, które nie przeczytały jeszcze ostatniego rozdziału mogły się zorientować, że takowy już jest od jakiegoś czasu Wink

od siebie dodam jeszcze, że przetłumaczyłam już ostatni rozdział i dzisiaj wieczorem pójdzie on do bety. Czyli niedługo go wrzucę. :) Epilog też się już tłumaczy. Dodatkowo zaoferowałam Smokowi tłumaczenie bonusa w postaci lemona Wink

pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Wto 14:52, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

A to dopiero ciekawe...(:
Powrócił lustrzany świat(: z czego się bardzo cieszę.
I nagle wszystko wydaje się mniej straszne i powróciła beztroskość z dzieciństwa. I teraz w pełni widzę jak bardzo bajkowy jest ten ff. Jakieś amazonki aka avatary;D, potwory, magiczny świat do którego wchodzi się przez lustro a do tego główny bohater spokrewniony z rudowłosą olbrzymicą. Na serio ciekawe(;
No tak to dziękuje za rozdział i do następnego.

Pozdrawiam Aja(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
elektra21
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:59, 09 Wrz 2010 Powrót do góry

No wielkie spotkanie. Shra rozdrażniony? Ojej, na szczęęcie zostali wybawieni. Księżniczka jest bardzo dziwna. Muskuły i wysoka. Próbuje to wyobrazić sobie, ale jakoś to dziwne. Ciekawe jak będzie przebiegać ich pobyt w tym lustrze.
Dzięki za rozdział, robi się co raz bardziej bajkowo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Pią 9:39, 10 Wrz 2010 Powrót do góry

Tak oto dobiliśmy do końca tego opowiadania. :) Jeszcze tylko epilog i bonus i będziemy musieli się pożegnać. Bez zbędnego gadania - przyjemnej lektury.

Beta:marta_potorsia

Rozdział 21

PWE


Krew z mej krwi.
Czy ja jestem z nią spokrewniony? Ta kobieta nie jest człowiekiem. Czy istnieje część mnie, która nie jest ludzka?


Serce waliło mi tak mocno, że dostawałem mdłości. Nie miałem pojęcia, dlaczego nie wiję się w konwulsjach. Zielone oczy księżniczki strzeliły w prawo i spojrzały na jej męża, wciąż klęczącego na trawie. Posłała mu mroczne i jednocześnie rozbawione spojrzenie.
- Co się dzieje? Ty klęczysz? Najwyraźniej żyję już zbyt długo. – Jej mąż przeniósł na nią roześmiane oczy. Usta kobiety drgały. – Do prawdy, Phan. Jesteś diabłem. Nie dokuczaj tym młodym ludziom.
Phan wstał i kiedy spojrzał na księżniczkę, jej twarz się rozjaśniła. Zapewne ten bardzo ludzki pokaz uczuć powinien rozwiać niektóre z moich obaw, jednak mogłem jedynie blokować swoje przerażenie.
Kobieta odwróciła się do mnie. Na jej twarzy malowało się zaniepokojenie.
- Nie lękaj się – powiedziała grzecznie. – Ty i twoja towarzyszka jesteście tu bezpieczni. Nie zrobię wam krzywdy, Phan też nie. – Coś stało się z jej oczami na krótką chwilę, coś dziwnie znajomego. I zniknęło. – To prawda, jestem innym stworzeniem niż wy. Jednak krew, która krąży w twoich żyłach jest całkowicie ludzka. Ta część mnie, którą w sobie nosisz, jest ludzką częścią mnie.
- A więc to prawda… historia, którą opowiedział nam dziadek Belli – powiedziałem. – Wzrok w mojej rodzinie pochodzi od ciebie?
- Tak. Był mój. – Wskazała na swoje oczy. – Z chęcią oddałam go w podzięce za ochronę i miłość, którą dostałam od twojej rodziny. Ale chodźcie z nami. Usiądziemy i wtedy odpowiem na wszystkie wasze pytania.
Szliśmy przez chwilę, szukając wygodnego miejsca na sprężystej trawie. Kiedy spacerowaliśmy, coś przyciągnęło wzrok księżniczki i nagle chwyciła mój nadgarstek. Podskoczyłem nieco przez jej dotyk, po czym dotarło do mnie, że jest on tak delikatny i ciepły jak ludzki.
Musnęła moją bransoletkę.
- Opłakujesz kogoś? – zapytała. Byłem zdumiony, że rozpoznała symbolizm bransoletki.
- Ja… opłakiwałem kogoś. Ale to już przeszłość. – Księżniczka spojrzała na Bellę i przejechała wzrokiem po jej długich włosach, po czym odwróciła się do mnie z uśmiechem.
- Zaiste, przeszłość. Dlatego nie potrzebujesz już tej biżuterii. Mogę ją zdjąć? – Myślałem o tym przez chwilę, po czym kiwnąłem głową. Próbowałem nie panikować, kiedy usłyszałem brzęk wyciąganego miecza. Jednak zanim zdążyłem poczuć większy strach albo zauważyć ruch ostrza, bransoletka wylądowała na trawie. Miecz wrócił na swoje miejsce.

Usiedliśmy na ziemi. Kobieta opadła bez wysiłku na trawę. Phan spoczął obok niej. Spojrzałem nerwowo na miejsce, w którym leżał Shra. Jego błyszczące oczy skupiały się na księżniczce.
- Proszę – odezwała się Bella po raz pierwszy. – Możecie nam zdradzić swoje imiona? Ja jestem Bella a to Edward.
- Moje imię jest trudne…
- … tak, trudne do wymówienia w naszym języku. Ostatnio często to słyszymy.
Księżniczka uśmiechnęła się, pokazując zęby, co dało niepokojący efekt.
- Zaiste. Kiedy znajdowałam się w ludzkim świecie, rodzina nazywała mnie Kris. Ale zdradzę wam moje prawdziwe imię i możecie go używać, jeśli macie ochotę. – Wypowiedziała je. Trwało to niezwykle długo i nie byłem pewien, czy umiałbym powtórzyć niektóre z dźwięków, które wydawała. Gdzieś w środku usłyszałem sylabę brzmiącą jak „Kris”.
- Dobrze, zostańmy więc przy Kris – powiedziałem pospiesznie. Księżniczka wyglądała na rozbawioną. Machnąłem ręką dookoła. – To jest wasz dom? Wasz… świat?
- Bardzo mała jego część – odparła. - Część, do której nie wolno wchodzić moim ludziom z powodu portalu. – Kris wskazała na lustro, przez które przeszliśmy. – Zostało stworzone przez mojego brata, który był potężnym czarodziejem. Portal stanowił najwspanialszy akt jego magii i umożliwiał połączenie dwóch światów poróżnionych odległością i czasem. Było to również jego ostatnie dzieło, za które płacił życiem. Stało się to, gdy byłam bardzo młoda, może trzydzieści waszych lat temu. Stworzył portal, gdyż przewidział, że nasi wrogowie czekają na moją śmierć.
- Słyszałeś historię o tym, jak twoja rodzina udzieliła mi schronienia – powiedziała, patrząc na mnie - oraz jak poznałam swoją miłość w waszym świecie. – Kiwnęła głową w stronę Phana. – Nagrodziłam obie rodziny w podzięce za ich dobroć. Bliskim Phana podarowałam mądrość, siłę charakteru oraz szczęście. Mojej przyszywanej matce, bardzo bliskiej mi kobiecie, za pomocą magii umożliwiłam urodzenie dziecka, którego tak pragnęła. Córeczki, pierwszej z wielu pokoleń, która odziedziczyła mój dar. O oczach dwóch różnych kolorów – takich jak moje przed oddaniem Wzroku.
Kris nakreśliła w powietrzu jakiś wzór.
- Obie rodziny rozeszły się w czasie jak bliźniacze potoki. Schodząc się później w małżeństwie i rozchodząc na wiele lat, by zapewnić zdrowie i stabilność swoich linii. I ponownie biorąc ślub. W przeciągu dwunastu pokoleń pobrały się trzy pary, ostatnia z nich cztery generacje temu.
- Chwileczkę – odezwała się Bella. – Czy to znaczy, że ja i Edward jesteśmy… ze sobą spokrewnieni… w jakiś sposób?
- Tak. Ale jest to bardzo odległe pokrewieństwo, sprzed ponad stu lat waszego czasu. Nie stanowi żadnego zagrożenia dla waszego potomstwa.
- Przypomnij mi, żebym to przemilczała następnym razem, gdy moja mama zainteresuje się genealogią – wymamrotała Bella. Skrzywiłem się.
- Na czym skończyłam? – Księżniczka myślała przez chwilę. – A tak. Ostatni ślub miał miejsce cztery pokolenia temu. Obecnie jest to ewenement – schodzenie się ma miejsce w każdym drugim lub trzecim pokoleniu. Wasi dziadkowie mieli być kolejnym połączeniem tych linii. Jednak straszliwa wojna w waszym świecie przerwała wzór i dary zaczęły się psuć. W twojej rodzinie, Edwardzie, Wzrok nie pojawił się u twojej matki. Doprawdy, myślę, że tylko dzięki wielkiej odwadze i sile twoja babcia była w stanie przekazać go wnuczce podczas jej narodzin.
- Babcia zmarła tamtej nocy – powiedziałem cicho, analizując to, co właśnie usłyszałem. Babcia musiała umrzeć, by upewnić się, że Alice odziedziczy Wzok.
- Tak – odparła Księżniczka, patrząc na mnie ze współczuciem. – Była niezwykłą kobietą. Podzielam twój żal.
Zwróciła się do Belli.
- A dla ciebie, kochana, konsekwencje były jeszcze bardziej bolesne, gdyż nie miałaś wokół siebie licznej i kochającej rodziny. Twoja matka urodziła tylko jedno dziecko po pokoleniach wielodzietności. Wychowała się w rodzinie o niskim statusie i została w nim do końca swoich dni. Wyszła za człowieka o podłym charakterze, który traktował swoje dziecko i żonę w sposób godny pożałowania, po czym je opuścił. Mimo że nie zostałaś obdarowana szczęściem, na które tak bardzo zasługiwałaś, otrzymałaś dar mądrości i miłości.
- Możesz więc sprawdzać, co się dzieje w naszym świecie? – zapytała Bella.
- Oczywiście – odparła kobieta. – Spędziłam kilka lat w waszym świecie i czuję się zobligowana do śledzenia sytuacji w twoim domu. Było powiedziane, że jeśli dary mają być w pełni odzyskane, dwoje dzieci najmłodszego pokolenia ma się spotkać i pobrać. Skoro Bella była jedynaczką, ty albo twój brat musiał się w nią ożenić. A zważywszy na to, że on był wtedy bobasem, padło na ciebie.
Kris uśmiechnęła się do mnie, jakby powiedziała coś bardzo miłego, jednak mina jej zrzedła, gdy zobaczyła przerażenie na mojej twarzy.
- Mówisz więc, że Bella i ja jesteśmy ze sobą z powodu jakiegoś… magicznego zaklęcia? – wyszeptałem. – Nie dlatego, że naprawdę się kochamy?
Wiedziałem, że to wszystko było zbyt dobre, by okazało się prawdziwe! Oczywiście, że Bella tak naprawdę mnie nie kocha…
Kris posłała mi zdumione spojrzenie.
- Nie. Wierzymy w przeznaczenie, nie aranżowane małżeństwa. Żadna magia – nieważne, jak silna – nie może połączyć dwójki ludzi, gdy nie ma miłości. Wybraliśmy miejsce, gdzie mogliście bezpiecznie się spotkać i poznać. Pokazaliśmy wam części starych historii, by zdobyć waszą uwagę i być może obudzić uśpione wspomnienia. I w końcu sprawiłam, że portal między naszymi światami ponownie się otworzył i rozdzielił na dwa – po jednym dla każdej rodziny.
Bella rozejrzała się po łące, w kierunku rosnącego w oddali lasu.
- Czy wszyscy w waszym świecie mieszkają… tam?
- Tak. Jednak uznaliśmy, że najlepiej będzie zostawić was samym sobie, bez ryzyka, że wkroczycie do któregoś z naszych miast. Dlatego umieściliśmy w tym miejscu mentalną barierę, która miała was ochronić przed wędrówkami poza granice. Poza tym zaczarowaliśmy lustra w taki sposób, by zapewnić wam… bezpieczeństwo… na wypadek gdyby wasz związek się nie udał.
- To dlatego nie mogliśmy mówić o tym rodzinom ani przenosić różne rzeczy z i do lustra? – zapytałem.
- Tak. Gdyby portal nie został przedwcześnie zniszczony w waszym świecie, te zakazy zostałyby zdjęte, gdy doroślibyście. Dzięki temu moglibyście się poznać w pełni. – Wyglądała na zasmuconą. – Musicie wiedzieć, że nigdy nie mieliśmy zamiaru rozdzielić was w tak bolesny sposób. Moim jedynym marzeniem było ponowne połączenie was ze sobą i miałam nadzieję, że odnajdziecie szczęście jako mężczyzna i kobieta, i będziecie kontynuować tę wspaniałą tradycję. Najwyraźniej tak właśnie się stało – boję się jednak, że oboje zapłaciliście za to wysoką cenę.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, przyswajając tę informację. Trudno było ją przyjąć do wiadomości. Kris i Phan nie odzywali się ani nie wydawali się nigdzie spieszyć. Siedzieli obok nas w komfortowej ciszy, podczas gdy na niebie wschodził drugi księżyc.
- Więc… co teraz? – zapytała Bella.
- Wrócicie do swojego świata. Weźmiecie ślub, spłodzicie dzieci, zestarzejecie się razem. I będziecie żyć, wiedząc, że ocaliliście tradycję trwającą kilkanaście generacji i setki lat. Tradycję, która przyniesie szczęście i powodzenie waszemu potomstwu. – Kris uniosła brew. – Czy to nie wystarczy?
- Więcej, niż wystarczy – odparłem spokojnie. – Nie wiem, czy wszystko będzie tak proste w naszym świecie, ale życie z Bellą to będzie… więcej, niż kiedykolwiek mógłbym sobie wymarzyć. – Nie mogłem, po prostu nie byłem w stanie wyjaśnić swoich problemów psychicznych księżniczce ani Phanowi. Dlatego też zmieniłem temat. – Dużo mówicie o dzieciach. Macie swoje? – To był dobry wybór tematu, oboje napuszyli się z dumą.
- Oczywiście – powiedział Phan. – Mamy siódemkę, trzech chłopców i cztery dziewczynki. – Razem z Bellą gapiliśmy się na nich przez chwilę. – A więc nie jest już w waszym świecie normalne posiadanie licznego potomstwa?
- Nie. A przynajmniej nie w naszym społeczeństwie. Większość rodzin ma dwójkę dzieci, czasami trójkę.
- Och. Co za pech – stwierdził Phan. Twarz Kris się rozjaśniła.
- Może mielibyście ochotę spędzić resztę nocy tutaj? Z wielką przyjemnością zapewnimy wam prywatność. Mam moc, która zapewni wam owocne pojednanie – moglibyście powitać swoje pierwsze dziecko jeszcze przed końcem roku.
Oczy Belli prawie wypadły z orbit, moje zresztą również. Próbując się nie roześmiać, grzecznie odrzuciła propozycję księżniczki. Wtedy moje myśli zatonęły w fantazji o Belli z zaokrąglonym brzuchem, w którym znajduje się moje dziecko. Kris posłała mi pobłażliwy uśmiech, który sprawił, że zacząłem się zastanawiać – po raz pierwszy – czy ona rzeczywiście czyta w moich myślach. Wróciłem do rzeczywistości.
- Nie mam nic przeciwko nocowaniu tutaj – powiedziałem. – Dawno już tu nie byliśmy i nie jestem gotów, by stąd odejść. – Zrobiłem pauzę. – Czy myślisz, że… moglibyśmy znów tu wrócić?
Kris wyglądała na zaskoczoną.
- Jeśli macie ochotę, moglibyśmy wam to umożliwić. Przyznaję, że nie spodziewałam się, że będziecie chcieli tu wrócić, gdy już się odnaleźliśmy. – Zmierzyła mnie wzrokiem. – Aż tak wam się tu podoba? Może mielibyście ochotę wrócić tu na nieco… dłuższą wizytę? – Próbowałem ukryć swoje ożywienie, jednak i tak je zauważyła. – Może jednak nie. Nieważne.
Żyć w lustrzanym świecie?
Skłamałbym, mówiąc, że nie brzmiało to na swój sposób kusząco.
Rozmawialiśmy przez kolejną godzinę. Phan był bardzo zainteresowany codziennymi sprawami mającymi miejsce w świecie, który dawno już opuścił. Księżniczka chciała dowiedzieć się więcej o mojej rodzinie, zwłaszcza o Alice i jej Wzroku. W końcu wstaliśmy z trawy. Wiedziałem, że Kris i Phan muszą już iść, ale nie chciałem, by tak się stało.
- Czy kiedykolwiek znów się zobaczymy? – zapytałem. Księżniczka uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Nie wydaje mi się, dziecko. Nie po tej stronie nocy. I tak nasze spotkanie było niezwykłym zbiegiem okoliczności. – Jej twarzy wypełniał straszny smutek i nagle zrozumiałem, że już się jej nie boję. – Ale nie jest naturalne to, że nasze światy zbiegają się w ten sposób. Jesteście młodzi i musicie przejść przez swoje życie w swoim świecie. Być może przetrzymywałam was tu zbyt długo z powodu własnych sentymentów. – Uśmiechnęła się i z zaskoczeniem dostrzegłem łzy w zielonej głębi jej oczu. – Jestem niezmiernie wdzięczna za tę możliwość.
Następnie zwróciła się do Belli.
- Moje dziecko, pragnę dać ci swoje błogosławieństwo. Przyjmiesz je? To tradycyjne błogosławieństwo – na długie życie, dopisujące zdrowie i udane współżycie. – Phan mrugnął do mnie. Moja twarz natychmiast zrobiła się czerwona. Tak samo stało się z Bellą. – Na silne, szczęśliwe dzieci – kiedy ich zapragniecie, oczywiście. Mimo to nie mogę zrozumieć, dlaczego chcecie czekać tak długo. Miałam szesnaście lat, gdy poprowadziłam moich ludzi na wojnę i osiemnaście, gdy urodziłam pierwszą córkę. Nie powinniście czekać zbyt długo… Dzieci powinno się rodzić, gdy matka jest jeszcze młoda.
- Nasz świat różni się od waszego – powiedziała grzecznie Bella. – I z przyjemnością przyjmę twoje błogosławieństwo, wasza wysokość.

Bella zamknęła oczy i Kris położyła dłoń na jej głowie. Oczy księżniczki stały się nieobecne, wpatrzone w nieokreśloną dal. Zdałem sobie sprawę, że tak samo wygląda Alice, gdy ma wizję. Nastąpiła długa cisza. W końcu Kris zabrała dłoń i spojrzała na Bellę.
- Wycierpiałaś wiele, dziecino. Twój ojciec był samolubnym i nic nie wartym niegodziwcem. Chciałabyś się na nim zemścić?
- Zemścić? – powtórzyła słabo Bella. – Jaki rodzaj zemsty masz na myśli?
- Nieszczęście. Słabe zdrowie. Śmierć, na przykład – zasugerowała Kris. Bella zbladła.
- Yy… nie, dziękuję. To nie w moim stylu. I chociaż jest kiepskim ojcem, to jedyny ojciec jakiego mam. Pomimo całego cierpienia, które u mnie wywołał, wciąż go kocham.
- Rozumiem – odparła Kris. Patrzyła na mnie przez chwilę. – Ty także zamartwiasz się o zdrowie swojej ukochanej. Zapewniam was, że oboje przeżyjecie wiele dekad w zdrowiu i szczęściu. Nie powinniście się obawiać. – Bella posłała mi znaczące spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Jak mamy im wytłumaczyć, że moja choroba jest niewidoczna, ukryta w umyśle?
Nagle Bella zesztywniała i wydała cichy odgłos przerażenia. Jeden z czerwonych warkoczy księżniczki zsunął się w jej pleców i owinął brązowy warkocz Belli.
- Twoje włosy są podobne do moich, choć nie żyją własnym życiem – odezwała się Kris. – Dlaczego zdecydowałaś się na taką długość? Domyślam się, że nie z powodu mody w waszym świecie.
Bella uśmiechnęła się, choć nie oderwała wzroku od włosów Kris, które wiły się dookoła według własnego uznania.
- W ten sposób pamiętałam o Edwardzie podczas naszej rozłąki. – Gdy usłyszałem to niespodziewane wyznanie, opadła mi szczęka i poczułem ucisk w gardle. Przez wszystkie te lata. – Powiedz mi, Kris, doprowadzasz swoje włosy do tego stanu magią?
- Do jakiego stanu? Chodzi ci o to, że się poruszają? Nie, moje włosy po prostu żyją. Tak jak noga czy ręka. Umiejętność ta jest ograniczona, jednak czasem się przydaje, gdy posiada się siódemkę dzieci. Albo podczas bitwy, gdy musisz wyciągnąć miecz.
- Oglądaliśmy twoje walki, gdy byliśmy dziećmi – odezwałem się nagle. Kris odwróciła się do mnie z zadowolonym uśmiechem. – Ta bitwa, którą widzieliśmy w lustrze… czy walczyliście w imię wolności z najeźdźcą?
- Tak. Celem mojego życia było wygranie tej wojny. Dlatego zostałam poczęta i urodzona. – Wskazała na swoje ciało. – Wszystkie moje cechy, które uważacie za interesujące lub odpychające… moje ciało zostało stworzone do walki i posiada umiejętność przetrwania lepszą niż u jakiegokolwiek innego członka mojego gatunku.
- Zawsze zastanawialiśmy się, dlaczego… - Zniżyłem głos i spojrzałem niepewnie na Shra – nie zabiliście w końcu czarnego potwora.
Shra spojrzał na mnie z wielkim zainteresowaniem. To tyle, jeśli chodzi o bycie subtelnym.
- Nie ma życia bez śmierci, Edwardzie. Shra jest częścią naturalnego porządku na tym świecie. Na każdego przyjdzie pora. Któregoś dnia Shra zajmie się i mną.
- Czekam na ten dzień z niecierpliwością, wasza wysokość – odezwał się potwór. Zbladłem.
- Wygląda na to, że... Shra lubi swoją pracę – powiedziałem niepewnie. Kris i Phan zachichotali.
- Shra jest do mnie przywiązany; to dlatego czuje taką urazę do mnie i moich bliskich – powiedziała Kris. – Jest na zawsze przywiązany do przywódcy moich ludzi – to tradycja istniejąca od tysięcy lat. Żyje nadzieją, że któregoś dnia więzi te zostaną przedwcześnie przerwane i będzie mógł się włóczyć po tym i innych światach, i zaspokajać swój głód. Zanim ten dzień jednak nastąpi, musi mi służyć, pilnując naturalnego porządku życia i śmierci. Shra może zabrać tylko tych, których czas już minął – ni mniej, ni więcej.
Spojrzałem na potwora z powątpiewaniem.
- Co by się stało, gdybyś go zabiła?
- Słońce stałoby się czarne. Świat by się skończył – powtórzyła swoje wcześniejsze słowa. – Nie ma życia bez śmierci.
- Któregoś dnia przyjdę po ciebie, Teddy Cullen – syknął nagle Shra.
- Och, zamknij się – odparłem, ku zaniepokojeniu Belli.
- Irytujący jest, prawda? – odezwał się Phan radośnie. – Wyobraź sobie życie z potworem przeklinającym cię każdego dnia, stulecie po stuleciu.
- Jeśli już skończyłeś – wtrąciła się ksieżniczka – chciałabym pobłogosławić naszych gości.
Zrobiła krok do przodu i położyła mi dłoń na głowie. Przez chwilę mierzwiła palcami moje włosy.
- Odziedziczyłeś nie tylko moje oczy, ale też włosy – wymamrotała. Następnie jej oczy zaszły mgłą i poczułem, jak swoimi myślami dotyka moich. Trwało to tylko chwilę i zatrzymało się. Przesunęła dłonie i spróbowała jeszcze raz. Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie. Na jej twarzy malowały się kolejno zmieszanie, frustracja i gniew. Zrobiłem kilka kroków do tyłu, widząc jej wściekłość.
- Co oni ci zrobili? – wyszeptała. – Co to za… plama na twoim umyśle? Shra, to twoja wina?
- Nie, wasza wysokość – odparł Shra znudzonym głosem. – To wina ich świata i jego nieustannej pogoni za jednostajnością. To również blizna po rozbiciu lustra. Jest uszkodzony, ale nie przeze mnie. – Usta potwora rozciągnęły się w dziwnym uśmiechu. – W pewnym sensie to twoja wina, księżniczko. Być może to zapłata za próby mieszania się w życie niższych gatunków.
Otwarłem usta, by coś odpowiedzieć, jednak Kris uciszyła mnie jednym spojrzeniem.
- Klęknij, synu – powiedziała. Zrobiłem tak, jak prosiła. – Nie mogę usunąć wszystkiego, ale spróbuję ci pomóc. Nie będzie boleć, ale możesz poczuć się dziwnie. Nie ruszaj się, proszę. Rozumiesz? – Spojrzałem na Bellę z lekkim przerażeniem. Popatrzyła na mnie tak, jakby miała coś stracić.
- Możesz… usunąć… zniszczenia w moim umyśle? – zapytałem z niedowierzaniem.
- Mogę – odparła. – Jeśli mi pozwolisz.

Uklęknąłem i spojrzałem na nią.
Uleczy mnie? Czy ja tego w ogóle chcę? Mógłbym odciąć się od mojej choroby, czy ona już zawsze będzie częścią mnie? Czy byłbym zagubiony już na zawsze, gdyby księżniczka ją usunęła? A co, jeśli to uszkodzi mnie jeszcze bardziej?
To z pewnością nie miało znaczenia, skoro nie było możliwe. W odpowiedzi usłyszałem głos z głębi mojego umysłu – głos trzynastolatka, który zginął w trzęsieniu ziemi dziesięć lat wcześniej.
Może w tym miejscu, w tej chwili, wszystko jest możliwe.
Zasługujesz na więcej, Edwardzie.

- Pozwalam – powiedziałem i zamknąłem oczy. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Czułem jej napięcie, słyszałem, jak mamrotała coś w dziwnym języku. W pewnym momencie wydawało się, że ktoś uciska mój mózg. To trwało tyle minut… może nawet godzin. Nagle zatrzymało się, a ona znów delikatnie położyła mi dłonie na głowie. Czułem, jak jej umysł dotyka mojego.
Kiedy usłyszałem, że mogę wstać, Kris strzepywała dłonie z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Mimo to na jej palcach nie zauważyłem niczego nadzwyczajnego. I nie czułem się inaczej – ani lepiej, ani gorzej. Nie dałem jednak poznać tego po sobie. Mogła być przedstawicielką bardziej zaawansowanego gatunku, ale PTSD jest skomplikowaną chorobą, której nie można odpędzić magią. Nawet ja to wiedziałem.
- Być może – stwierdziła nieoczekiwanie księżniczka. Jej mąż podszedł do niej i otoczył ją ramieniem. Nadchodził czas rozstania. Phan spojrzał na nas i uśmiechnął się szeroko. Ujął dłoń Belli i pocałował ją.
- Żegnaj, moja droga. Cieszę się, że mieliśmy okazję się poznać. Obiecaj, że nigdy mnie nie zapomnisz.
- Nie zapomnę – odparła Bella drżącym głosem. – Jakże bym mogła?
Phan uścisnął mocno moją dłoń i kazał mi obiecać, że będę troszczył się o swoją kobietę do końca moich dni. Księżniczka ucałowała Bellę i przez chwilę szeptała jej coś do ucha. Oczy mojej ukochanej rozszerzyły się a na jej policzki wypłynął rumieniec. Kris odsunęła się i spojrzała na nią. Bella kiwnęła głową. Nie byłem pewien, czy chcę wiedzieć, co między nimi zaszło. Wtedy Kris zwróciła się do mnie.
- Żegnaj, synu – powiedziała delikatnie, pochylając się, by ucałować mnie w oba policzki. – Pamiętaj o mnie.
- Będę pamiętał. Zawsze.
Odsunęła się i odezwała się trochę głośniej:
– Shra! Idziesz z nami. Ci młodzi ludzie nie będą potrzebować towarzystwa śmierci podczas celebracji swojej miłości.
Shra zrobił zniesmaczoną minę i oddalił się. Zauważyłem jednak, że doszedł tylko do końca polany i się zatrzymał.
- Wasza wysokość – odezwałem się. Kris spojrzała na mnie. – Nie jest twoją winą to… co mi się przydarzyło. A nawet jeśli się mylę, to przeszedłbym przez to po raz kolejny, wiele razy, byle tylko doświadczyć miłości Belli. Jestem ci dozgonnie wdzięczny za radość, którą mi zapewniłaś. Zapewniłaś nam obojgu. Dziękuję. Za to – Wskazałem na magiczną krainę naszego dzieciństwa – i za nią.
Otoczyłem Bellę ramieniem.
Księżniczka popatrzyła na nas uważnie.
- Niech bogowie ześlą na was szczęście nieznające miary – powiedziała delikatnie i razem z Phanem odeszli. Kiedy doszli do podnóża góry, Shra siedział obok ich koni. Podniósł się dopiero, gdy księżniczka się do niego zbliżyła. Spojrzeli na siebie, po czym lekko się sobie ukłonili. Shra szybko zniknął w lesie. Kris i Phan pomachali nam na pożegnanie, wsiedli na konie i odjechali.

Zostaliśmy z Bellą sami w lustrzanym świecie, pod dwoma księżycami, po raz pierwszy od wielu lat. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało.
- Myślisz, że ona naprawdę była w stanie… ci pomóc? – zapytała w końcu Bella.
- Raczej nie – odparłem. – Nie można ot tak naprawić czyjegoś mózgu. Mimo to… - Zawahałem się. Bella kiwnęła głową. – Nie miałem pojęcia, że przeze mnie miałaś tę samą fryzurę przez tyle lat. Dlaczego to zrobiłaś?
Zarumieniła się.
- Dlatego, że kiedy mieliśmy jakieś dwanaście czy trzynaście lat, powiedziałeś mi, że lubisz, kiedy mam długie włosy. Nigdy o tym nie zapomniałam. I hodowałam włosy. Zawsze czułam się ładniejsza z długimi… Najwyraźniej dzięki tobie.
Przyciągnąłem ją do siebie, przytuliłem najmocniej jak się dało i poczułem ciepło jej zgrabnego ciała. Pomimo wszystkiego, co się dziś wydarzyło – a może dzięki temu – poczułem odpowiedź mojego własnego ciała.
Pomyślałem o tym, co księżniczka powiedziała wcześniej.
- Bello – zacząłem niepewnie. – Spędzisz ze mną tutaj dzisiejszą noc? Będziesz się ze mną kochać?
- Tak – odparła po chwili. – Myślę, że księżniczka tego od nas chciała. Dlatego Shra poszedł z nimi.
Wróciliśmy do miejsca, w którym siedzieliśmy wcześniej. Przy świetle księżyców, ostrożnie, z czcią rozebrałem Bellę. Z uśmiechem rozpiąłem jej łańcuszek i położyłem go na ziemi obok bransoletki. Następnie ściągnąłem swoje ubrania. Byłem bardziej niż gotowy, ona również. Położyłem więc ją na trawie i zrobiliśmy to. I jeszcze raz, i jeszcze. Noc była długa.
Po wszystkim położyliśmy się na trawie, całkowicie wykończeni. Po raz pierwszy mogliśmy obejrzeć świt w lustrzanym świecie, znajdując się w swoich objęciach. Gdy tylko zobaczyliśmy pierwsze promienie tego dziwnego słońca, zapadliśmy w sen.
Kilka godzin później obudziliśmy się w łóżku Belli, wciąż wtuleni w siebie.
A w tamtym świecie słońce wypłynęło już na niebo. Jego promienie oświetliły dwa przedmioty leżące w trawie.
Srebrną zawieszkę.
I bransoletkę zrobioną z włosów.

__________________________________________________

To tyle. Epilog pojawi się za kilka dni. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 11:38, 10 Wrz 2010 Powrót do góry

Łezka zakręciła się w moim oku, kiedy przeczytałam ostatnie wersy rozdziału. Wszystko co dobre szybko się kończy. Jednak w moim przypadku wzbraniałam się przed czytaniem Luster i... powinnam napisać, że żałuję. A nie żałuję:) Ponieważ miałam okazję przeczytać raz za razem kilkanaście przetłumaczonych chapów i nie ''zabijało'' mnie oczekiwanie na kolejne. Magia wróciła do Luster, która spowodowała piękny HE. Żałuję tylko, że tak ''magicznych'' opowiadań jest wciąż mało (przykładowo znam tylko Elemental, jeśli chodzi o magię, czary itp). Mam nadzieję, że na TS trafi ich więcej, bo czy jest coś lepszego od zapomnienia o problemach i choć na chwilę przeniesienia się do magicznego świata?
Dziękuję za ten rozdział, był bardzo wciągający. Pozostaje tylko czekać na epilog i outtake.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pią 18:24, 10 Wrz 2010 Powrót do góry

Od samego poczatku wciągała mnie magia tego opowiadania. W każdym rozdziale pojawiało sie jej mniej lub więcej ale była. To było cudowne. Szkoda, że pozostał nam już tylko epilog ale z drugiej strony to klarowna, zamknięta całość. Nic nie jest na siłę przeciągane.
Dziewczyny naprawde doskonała robota, jesli chodzi o tłumaczenie - każdego pojedyńczego rozdzialu Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Sob 21:21, 11 Wrz 2010 Powrót do góry

Było magicznie i ciekawie, dziękuje bardzo za rozdział ten jak i wszystkie pozostałe. Podobała mi się wizyta w lustrzanym świecie, magia i to coś Luster powróciło, z czego bardzo się cieszę.
Tak więc pozostaje czekać na epilog.

Pozdrawiam Aja(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Pon 16:08, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

I tak oto kończy się nasza przygoda z Lustrami. :)
Jako że to ostatnia część, którą wrzucam, krótkie podziękowania:
Najserdeczniej jak mogę dziękuję mojej becie, Marcie, która od początku sprawdzała to opowiadanie, zarówno rozdziały moje jak i Swan. Dziękuję również moim współtłumaczom, Swan i Smokowi, którzy naprawdę bardzo mi pomogli, i dzięki którym skończyliśmy tak szybko. Zdolne bestie. Wink
I dziękuję również wszystkim czytelnikom, szczególnie tym, którzy nie tylko czytali, ale też zostawiali komentarze. Dla takich ludzi warto było to robić. :)

Skończyłam słodzić, ale to nie koniec cukierków na dziś - epilog aż ocieka słodyczą. Ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Wink

Nie będę jeszcze zaznaczać opowiadania jako zakończonego, bo Smok niedługo wrzuci lemoniastego bonusa.

Miłego czytania.

beta: marta_potorsia

Epilog

Dwadzieścia trzy lata później


- Wyżej. Trochę wyżej. Tak jest dobrze. A teraz trochę w lewo. Nie, za daleko.
Westchnąłem ze zdenerwowaniem i obróciłem się, by spojrzeć za siebie.
- Chcesz mnie wkurzyć?
- Nie, tato, serio. Po prostu przesuń to o trzy centymetry w prawo i będzie idealnie. Świetnie! Och, czekaj, znów jest trochę za nisko.
Jęknąłem i przesunąłem lustro nieco w górę. W tym momencie ktoś wszedł do pokoju.
- Jack – odezwałem się natychmiast. – Czy twoja siostra się ze mną drażni?
Jack spojrzał na mnie, walczącego z lustrem i na siostrę, która siedziała na łóżku.
- Tak, tato. Ona się z tobą drażni – odparł.
- Tak też myślałem. Ty mi powiedz – jest prosto?
Mój syn zrobił krok do tyłu, spojrzał uważnie, po czym pomógł mi przesunąć lustro lekko do dołu. Zaznaczył rogi ołówkiem i odstawiłem lustro z jękiem. Obróciłem się, by spojrzeć na moje najstarsze dziecko. Próbowałem – i nie udało mi się – wyglądać surowo.
- Co ja z wami zrobię? – zapytałem bezradnie. Córka wybuchła śmiechem. Jack oparł się o ścianę i wyszczerzył zęby.
Moje dzieciaki.
W książkach o wychowywaniu dzieci nie piszą, jak radzić sobie z córką, której głównym celem w życiu jest drażnienie ojca na śmierć. Ale z drugiej strony nie opisują tez dokładnie, jak niesamowite może być ojcostwo.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Kristen i Jack gawędzili za moimi plecami. Cóż, Kristen gawędziła… Jack słuchał.
Nie wyglądałem specjalnie inaczej niż w dniu, gdy Bella i ja obudziliśmy się razem w łóżku po spotkaniu z księżniczką i jej świtą. Może trochę starzej. Zaczynałem siwieć i kiedy przestałem się golić, na moim zaroście pojawiły się białe miejsca. Linie wokół oczu, nieco więcej wokół ust. Ale linie te powstały dzięki życiu pełnemu radości, jakiej nie mógłbym sobie nawet wyobrazić.

Od tamtej nocy w lustrzanym świecie nie doświadczyłem żadnej retrospekcji.
Wciąż miewałem koszmary i okazjonalne ataki paniki, ale stawały się one coraz łagodniejsze. Na szczęście osłabiające ciało i umysł retrospekcje skończyły się. Mój terapeuta stwierdził, że stało się tak z powodu pewnego rodzaju przełomu, który nastąpił w procesie mojego leczenia. Bella przyjęła zaskakująco pragmatyczny punkt widzenia, mówiąc, że pewnie w dużym stopniu przyczyniło się do tego poznanie przez nas prawdy o dzieciństwie i ostateczne pozbycie się strachu przed czarnym potworem.
Być może oboje mieli rację. Albo nie. Ale zaakceptowałem to jako dar, którym mogłem się cieszyć do końca moich dni.
- Edwardzie? – krzyknęła Bella z salonu.
- Tutaj! – odpowiedziałem, sprawdzając, gdzie muszę wywiercić dziurki na lustro.
Moja żona weszła do pokoju, który nagle stał się dziwnie rozświetlony. W dalszym ciągu była najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałem. Jedyną kobieta, jaką kiedykolwiek miałem. Jedyną, jakiej pragnąłem.
Zaskoczyliśmy wszystkich – oczywiście oprócz Alice – decydując się wziąć ślub w tym samym roku, w którym ponownie weszliśmy do lustra. Dla nas to nie było nic nadzwyczajnego. Kiedy wiesz, że jesteś dla kogoś stworzony, dużo łatwiej jest się zdobyć na takie zobowiązanie. Wiedzieliśmy tez, że dziadkowi Jackowi nie pozostało już dużo czasu, więc uznaliśmy, że im szybciej tym lepiej.
To on poprowadził Bellę do ołtarza.
Moi rodzice podarowali nam wakacje na Karaibach w ramach miesiąca miodowego. My jednak spędziliśmy noc poślubną w naszych łóżkach, w małym apartamencie, który wynajmowaliśmy. Cóż, przynajmniej część tej nocy.
Wzgórze i polana wydawały się opustoszałe, gdy wkroczyliśmy do lustrzanego świata. W głębi serca chyba oboje mieliśmy nadzieję, że Kris i Phan zmienią zdanie i przyjdą nam z wizytą podczas nocy poślubnej.
Zamiast tego znaleźliśmy w trawie prezent. Był owinięty bogato zdobioną wstążką, końce której wbito w ziemię za pomocą miecza. Na rękojeści znajdował się taki sam emblemat, jakim zapieczętowany było zawiniątko. Ze zdumieniem wyciągnęliśmy z ziemi miecz, odpakowaliśmy prezent i złamaliśmy pieczęć. W środku znajdował się wielki kawałek pergaminu. Wpatrywaliśmy się w niego przez chwilę. Bella wciągnęła głośno powietrze.
- To drzewo rodzinne… To nasi przodkowie – powiedziała zadziwiona. Każde pokolenie uwiecznione było wykaligrafowanym pismem na papierze. Od przybranej matki Kris aż do nas. Zaznaczone było każde połączenie linii krwi. Do prezentu dołączona była krótka notatka:

Zauważcie, że na dole jest dużo wolnego miejsca. Bierzcie się do roboty.

Poniżej znajdował się emblemat, który wiedzieliśmy wcześniej – najwyraźniej znak królewskiej rodziny. I, rzeczywiście, u dołu zwoju znajdowała się wolna przestrzeń dla następnego pokolenia – pokolenia naszych dzieci – i kolejnych.
Kochanie się z Bellą w najlepszym wypadku było cudowne. Ale w świecie lustra akt miłości stawał się jeszcze cudowniejszy. Nasza noc poślubna, na zewnątrz, pod bliźniaczymi księżycami… cóż, nie ma słów, by to opisać. Nagle gdzieś w oddali usłyszeliśmy eksplozję i ujrzeliśmy niesamowitą kolorową poświatę, sięgającą aż do samego nieba. Fajerwerki. Dla nas. Wpatrywaliśmy się w nie, wzdychając zupełnie jak dzieci. Wydawało nam się, że trwało to kilka godzin. Każdy kolejny wybuch był bardziej ekscytujący niż poprzedni.
- Ciężko będzie to przebić – powiedziałem z uśmiechem, kiedy było już po wszystkim.
- Pozwól mi spróbować – wyszeptała Bella, popychając mnie na miękką trawę.
Dłuższą chwilę zajęło nam zrozumienie prawdziwego znaczenia terminu „mieć szczęście”. Na początku ciągle kupowałem bilety na loterię. Na próżno. Po kilku latach zaczynaliśmy rozumieć.
Mieć szczęście to znaczy mieć rodzinę, w której przez wiele lat nie zdarzają się zagrażające życiu choroby lub wypadki. To znaczy zarabiać tyle, by móc zapewnić sobie najpotrzebniejsze rzeczy, gdy jest ciężko i pozwolić sobie na coś ekstra, gdy jest dobrze. To znaczy spełniać się zawodowo – ja jako analityk, Bella jako dziecięcy psycholog. To znaczy po dwudziestu latach od ślubu zdać sobie sprawę, że nadal jest się beznadziejnie zakochanym w swojej żonie.
To para ludzi, którzy żyją miłością i dzięki miłości dają życie innym.
Wbrew radom księżniczki, zdecydowaliśmy się na dwójkę dzieci.
Założenie rodziny było tematem, który poruszaliśmy wiele razy odkąd się pobraliśmy. Nigdy nie zapomnę, gdy po raz pierwszy kochaliśmy się, świadomie nie próbując zabezpieczać się przed ciążą. Wydawało się to takie sprzeczne z tym, co wpajano nam przez całą naszą młodość.
Nie zapomnę tego również dlatego, że tamtą noc spędziliśmy wewnątrz lustra. W związku z tym zwierciadło otworzyło się dla nas tylko w dniu naszego wesela i w każdą kolejną rocznicę naszego spotkania z Kris i Phanem. I nagle ta noc. Pierwsza noc, gdy próbowaliśmy spłodzić dziecko. Ktoś wciąż nas obserwował. Tamtej nocy Bella tak bardzo denerwowała się wejściem do lustra, że w pewnym momencie prawie odwróciłem się i wypchnąłem nas z powrotem.
- Nie! – zaprotestowała, gdy zasugerowałem powrót, by mogła się zrelaksować. – Chcę się kochać! Chcę mieć dziecko!
- Bello – powiedziałem delikatnie. – Dopiero zaczynamy. Nie musimy spłodzić dziecka akurat dzisiaj. Po prostu chcę cię kochać.
Przytuliłem ją mocno, głaszcząc po plecach i próbując ukryć swoją narastającą erekcję. Płodząc dziecko czy nie, zawsze miałem ochotę na seks, gdy byliśmy w tym świecie. Przysięgam, że Kris rzuciła na mnie jakiś czar. Nie muszę chyba mówić, że Bella wyczuła moje podniecenie. I jak zwykle mieliśmy najlepszy seks wszechczasów. Na trawie, pod gwiazdami.
Pięć tygodni później test ciążowy wykazał wynik pozytywny.
- Jak to możliwe? – zapytałem słabo Bellę, gdy pokazała mi test. – Pierwszej nocy? Jesteś pewna?
Przyjrzałem się dokładniej jej przepięknej twarzy.
- Zaraz, zaraz. Ty jesteś pewna. Miałaś jakieś wewnętrzne przeczucie? Czy ktoś ci czegoś nie obiecał kilka lat temu?
- Owszem – odparła z ekscytacją. – Kris obiecała mi, że tak się stanie.
Jej brązowe oczy wypełniły się łzami szczęścia.
- Powiedziała mi… - wyszeptała drżącym głosem. – Powiedziała mi, że będzie to dziewczynka.
W książkach nie piszą, że kiedy stajesz się rodzicem, płaczesz częściej, niż kiedykolwiek byś się spodziewał. Wylewasz z siebie potoki łez… większość z nich to łzy szczęścia.
Kristen Anne Cullen, poczęta podczas nocy w innym świecie, urodziła się pewnej nocy w naszym świecie. Stałem w nogach łóżka, obserwując przącą Bellę. Powoli nasza dziewczynka zaczęła wychodzić na świat. Patrzyłem na to z fascynacją… zakłopotaniem… i zaniepokojeniem.
- Co? Co się… co się dzieje? Co to jest? – wybąkałem, jednak wszyscy byli zbyt zajęci, by odpowiedzieć. Kilka pchnięć później nasze maleństwo pojawiło się na świecie, machając zaciśniętymi piąstkami i krzycząc z całych sił.
- Spójrzcie na jej włosy! – powiedziała jedna z pielęgniarek, podnosząc ją do góry. – Z pewnością będzie miała rude włosy. I to ile!
Kiedy w końcu wziąłem małą na ręce, mogłem zobaczyć coś, co w przyszłości miało stać się burzą rudych włosów. To to zaniepokoiło mnie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem jej główkę podczas porodu.
Kristen może i wyglądała jak księżniczka, jednak miała osobowość dziadka Jacka. Nie posiadaliśmy się z radości, gdy mogliśmy dać mu do potrzymania jego pierwszą wnuczkę. I byliśmy zdruzgotani, gdy zmarł niedługo przed tym, jak urodził się jego wnuczek. Jack Riley Cullen przyszedł na świat zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią osoby, po której został nazwany.
Jack był cichy i spokojny, Kristen z kolei pełna energii. Syn przypominał mnie z młodości - również posiadał introwertyczną osobowość. Nie wydawał się nieszczęśliwy lub smutny… po prostu był cichy. Po Belli odziedziczył brązowe oczy i włosy.
- Myślę, że prawie skończyliśmy – powiedziała Bella, wycierając ręce i wchodząc do pokoju. – Kiedy już powiesisz lustro, możemy zrobić przerwę na obiad.
- MAMO! – Bella skrzywiła się. Mieliśmy wrażenie, że przez mieszkanie przetoczył się grzmot. - Marie dotyka kurczaka, którego kupiłaś na obiad!
- Kurczak? Mam nadzieję, że będzie coś jeszcze, bo nie mam zamiaru jeść kurczaka! – oświadczyła Kristen. – Jestem wegetarianką.
- Od kiedy? – zapytałem, jednak nie doczekałem się odpowiedzi, bo do pokoju wparowali Marie i Phillip.
Zdecydowaliśmy się na dwójkę dzieci. Spłodziliśmy czwórkę.
Phillip był moją winą. Po raz pierwszy od niemal trzech lat byliśmy sami w wakacje i kiedy w hotelu Bella ubrana w bikini schyliła się po krem do opalania schowany w walizce, po prostu… nie wytrzymałem. Żadne z nas nie zadbało o odpowiednie zabezpieczenie w tamtym gorącym momencie. Zanim się zorientowaliśmy, znów byliśmy w ciąży. Nasz drugi syn miał ciemne włosy i oczy Jacka, jednak na tym kończyło się ich podobieństwo. Phillip był miniaturową wersją swojego wujka Emmetta – hałaśliwy, silny i pełen energii. Po porodzie Bella poddała się zabiegowi podwiązania jajowodów, by chronić się przed swoim niewyżytym mężem.
Rok po tym jak Phillip Daniel przyszedł na świat, Bella zaczęła źle się czuć. Phillip został właśnie odstawiony od piersi, gdy moja żona ze szczęśliwej, choć zmęczonej matki trójki dzieci zmieniła się w osobę, która nie może wstać z łóżka, nie wymiotując. Byłem przerażony.
W końcu Alice udało się przekonać Bellę do przeprowadzenia testu ciążowego. Po fakcie przeprosiłem sąsiadów za wrzaski. Albo moje plemniki były mistrzami olimpijskimi w pływaniu albo coś poszło nie tak podczas podwiązywania jajowodów. Marie Alexandra, nazwana po babci, urodziła się sześć miesięcy później. Miała brązowe loczki, buzię aniołka i zdobyła moje serce już w pierwszej chwili, gdy pojawiła się na świecie.
Po tym incydencie potulnie zgodziłem się na wazektomię.
Po narodzinach Kristen wydarzyły się dwie rzeczy, które zmieniły nasze życie.
Kilka tygodni po jej narodzinach zauważyliśmy, że jedno z jej oczu zrobiło się ciemniejsze i stało się brązowe, a drugie zielone. Nie powiem, że wielce nas to zaskoczyło, ale było trudne do przyjęcia do wiadomości. Wiedzieliśmy, że za Wzrok trzeba będzie zapłacić.
I po kilku miesiącach zdaliśmy sobie sprawę, że lustro się przed nami zamknęło. Nie było żadnego wyjaśnienia, ale oboje byliśmy zdruzgotani. Ta tajemnica pozostawała nierozwiązana przez kilka lat, aż do pewnej nocy, podczas której obudziliśmy się i zobaczyliśmy, że Kristen stoi w naszej sypialni.
- Co się stało, skarbie? – wymamrotałam w poduszkę. – Czy Jack płacze? Miałaś zły sen?
- Nie – odparła bardzo spokojnie. – Oglądałam obrazki.
- Jakie obrazki?
- Te w lustrze.
Nagle oboje się obudziliśmy. Usiedliśmy. W pokoju panowała ciemność. Spojrzeliśmy w lustro. Tafla była czarna i milcząca. Ale najwyraźniej nie dla naszej czteroletniej córki.
I historia zaczęła się od nowa.
- No chodź, Edwardzie. Musimy iść – wyszeptała Bella, podczas gdy krzątałem się po mieszkaniu, naprawiając rzeczy, które nie były zepsute i sprzątając bałagan, który nie istniał. – Musimy zabrać resztę dzieciaków do hotelu. Kristen potrzebuje spokoju. Wrócimy jutro, gdy pojawią się jej współlokatorzy.
Uśmiechnąłem się. Kristen zaczynała właśnie drugi rok studiów na Uniwersytecie Kalifornijskim. Spędziła ostatni rok w akademiku, ale w semestrze miała już stałych współlokatorów. Grace Whitlock – jedyne dziecko Alice i Jaspera oraz Brandon Cullen – syna Emmetta i Rosalie – rozpoczynali swój pierwszy rok na uniwersytecie. Młodsza siostra Brandona, Emily, miała do nich dołączyć za rok. Cieszyłem się, że Kristen będzie mieszkać ze swoimi kuzynami; to były wspaniałe dzieciaki. Ja, moja siostra i brat mieliśmy razem siedmioro dzieci. Mimo wszystko wciąż byłem ojcem Kristen i ciężko było mi się przyzwyczaić, że moja mała dziewczynka staje się piękną młodą kobietą, która chce zacząć żyć na własną rękę.
Dzięki Bogu moja córka miała Alice, która pomogła uporać jej się ze swoim darem.
- Dobrze – powiedziałem, mocno przytulając Bellę. W moich ramionach wydawała się tak ciepła i delikatna, że nie mogłem powstrzymać automatycznej reakcji mojego organizmu. Po chwili odsunęła się ode mnie z zarumienioną twarzą. Staraliśmy się być ostrożni z tymi sprawami przy dzieciach. Nie musiały wiedzieć, jak bardzo ich mama i tata pragną siebie po tych wszystkich latach. Nawet ja byłem świadomy, że to obrzydliwe.
- Już jedziecie? – zapytała niepewnie Kristen, kiedy pakowaliśmy nasze rzeczy.
- Tak – odparłem. – Wszyscy są zmęczeni wczorajszą jazdą i dzisiejszą przeprowadzką. – Marie zasypiała na kanapie, Phillip również był temu bliski. – Chcesz, abym ja albo mama zostali z tobą na noc? Boisz się zostać sama w nowym miejscu?
Kristen otoczyła mnie ramionami i mocno uściskała. Jej czerwone włosy związane były w kucyk, który opadał jej na ramię. Nie miała ochoty posiadać tak długich włosów jak mama, gdy była w jej wieku.
No właśnie, gdy była. Bella ścięła swoje nieziemsko długie włosy i oddała je na rzecz Locks of Love* niedługo przed naszym ślubem.
- Już nie muszę ich hodować, by czuć się przy tobie ładna – wyszeptała, gdy fryzjerka odcięła jeden z jej warkoczy. Fundacja wciąż co roku wysyła nam kartki świąteczne – prawdopodobnie nigdy nie dostali takiej darowizny.
- W porządku, tato – odparła Kristen, przytulając się do mnie. – Dziękuję. Dziękuję, że mnie tu przywieźliście, że we wszystkim mi pomogliście. Dziękuję za to, że jesteście najlepszymi rodzicami na świecie.
Patrzyła na mnie przez chwilę, po czym jej oczy zaszły mgłą. Czekałem cierpliwie, aż jej przejdzie.
- Wujek Emmett i ciocia Rose spóźnią się jutro. Nie pytaj, dlaczego. Nie chcesz wiedzieć.
Zrobiłem przerażoną minę i Kristen wybuchła śmiechem. Odprowadziła nas do drzwi, uściskała na pożegnanie i poszliśmy do vana.
Pomimo totalnego zmęczenia, miałem trudności z zaśnięciem w nocy. Poszedłem więc do pokoju dzieci, by sprawdzić, co u Jacka, Phillipa i Marie; wszyscy spali w najlepsze. Spokojny oddech Belli zdradził mi, że ona również znajduje się w objęciach Morfeusza.
Stanąłem przy oknie naszego hotelowego pokoju, spoglądając na doskonale oświetlone ulice Los Angeles. Myślałem o wszystkim i o wszystkich, którzy doprowadzili nas do tego momentu. Myślałem o mojej najstarszej córce, jej Wzroku i przeznaczeniu, które lustro miało jej przepowiedzieć. Myślałem o trójce młodszych dzieci, śpiących spokojnie w pokoju obok. I myślałem też o mojej ukochanej żonie, drugiej połówce mojej duszy.

Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.

Być może nim był.


*Fundacja zajmująca się zbiórką pieniędzy i włosów na rzecz tworzenia peruk dla dzieci chorych na raka.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 16:56, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Piękniejszego zakończenia nie mogłam sobie wyobrazić. Było w nim wszystko - humor, pasja, namiętność, szczęście i wielkie pokłady miłości. Bardzo żałuję, że ta historia dobiega końca, jednak z drugiej strony nie wyobrażam sobie, co autorka mogłaby jeszcze napisać. Historia genialna, pięknie napisana, w ogóle zarys pomysłu wprawia w osłupienie. Dziękuje Wam za całe tłumaczenie i wiem, że z chęcią powrócę jeszcze nie raz do Luster:)

Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Pon 20:17, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

O matko! Uwaga Very Happy Very Happy Very Happy

To było boskie! Prawdziwie cudowny epilog dla wspaniałego opowiadania.
Całe "Lustra" to jedna, wielka, przygoda, podróż w nieznane i niezapomniane. Pewnie jeszcze nie raz z chęcią wrócę do tego ffa, warto Cool Very Happy
Dlatego, kochani Tłumacze, dziękuję Wam wszystkim, i każdemu z osobna, za włożone serce, trud i poświęcony czas. Jesteście wspaniali.
Wink
Jeszcze raz gorące dziękuję i oby do następnego! Very Happy

Czasu, weny i czekam na lemona Twisted Evil Laughing Laughing

Pozdrawiam

Yve Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Perunia
Człowiek



Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 21:46, 24 Wrz 2010 Powrót do góry

Witam, mi również podobał się prolog a teraz ostatnia odsłona Luster tym razem w wykonaniu lemoniastycznym ;-)
Akcja dzieje się w świecie lustrzanym po rozstaniu z Kris i Phan.
Dziękuję, za pozwolenie na tłumaczenie tego opowiadania super współpracowało się z Pestką :D
Pozdrawiam wszystkich zwolenników tego opowiadania i miłego czytania


Lustra – lemonastic
autor: adorablecullen
tłumaczył: Smok_z
korekta: Perunia

Punkt widzenia Belli

Zostaliśmy sami w lustrzanym świecie, pod dwoma księżycami, po raz pierwszy od wielu lat. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało.
- Myślisz, że ona naprawdę była w stanie… ci pomóc? – spytałam cicho.
- Raczej nie – odpowiedział Edward. – Nie można ot tak naprawić czyjegoś mózgu. Mimo to… - zamilkł, a ja przytaknęłam zamyślona. Po dzisiejszym dniu wydawało się, że nie jest to możliwe. – Nie miałem pojęcia, że przeze mnie miałaś tę samą fryzurę przez tyle lat. Dlaczego?
Zarumieniłam się, czując się onieśmielona, jakbym znów była nastolatką. Spojrzałam na Edwarda spod rzęs.
- Dlatego, że kiedy mieliśmy jakieś dwanaście czy trzynaście lat, powiedziałeś mi, że lubisz, kiedy mam długie włosy. Nigdy o tym nie zapomniałam. Więc zostawiłam je. Zawsze czułam się ładniejsza z długimi… Najwyraźniej dzięki tobie.
Przyciągnął mnie bliżej do swojego szczupłego ciała, poczułam się, jakbym roztapiała się w nim. Nagle zapragnęłam go … bardzo.
- Bello – powiedział nieśmiało Edward.. – Spędzisz ze mną tutaj dzisiejszą noc? Będziesz się ze mną kochać? - Poczułam, jak rumieniec z mojej twarzy spływa wprost pomiędzy moje nogi. Kombinacja niewinności i ochoczości Edward była dla mnie nieodparta. Może wcześniejsza rozmowa o prokreacji spowodowała, że moje jajniki oszalały. Jakikolwiek był powód, nagle znalazłam się na tej naprawdę szerokiej drodze.
- Tak – powiedziałam. – Myślę, że księżniczka tego od nas chciała. Dlatego Shra poszedł z nimi.
Wróciliśmy z powrotem do miejsca, gdzie siedzieliśmy wcześniej. Edward zaczął zdejmować ze mnie ubranie. Robił to tak wolno, że prawie oszalałam, zanim uklęknął przede mną, by ściągnąć mokrą bieliznę z moich ud. Potem sam rozebrał się do bokserek i mogłam zobaczyć, że jest tak samo napalony na mnie, jak ja na niego. Zobaczyłam, jak jego wzwód wybrzusza jego bokserki i wyciągnęłam rękę w jego kierunku. Ale delikatnie odepchnął moją rękę i położył mnie na trawie.
- Czy tak dobrze? – spytał z troską. Byłam zdziwiona, jak miękka była trawa. Nigdy wcześniej nie byłam nago na zewnątrz, było to dla mnie bardzo podniecające. Wiatr owiewał ciało, powodując stwardnięcie moich sutków w dwa mrowiące punkty. Chciałam poczuć jego usta na nich, na mnie, wszędzie na moim ciele. Nigdy wcześniej nie pragnęłam go tak bardzo, całe moje ciało naprężyło się.
- Tak wspaniale – westchnęłam, wyciągając ramiona w jego kierunku. Edward klęczał przede mną, jego oczy przesuwały się w górę i w dół po moim nagim ciele. W końcu pochylił się i pocałował mnie, jego usta były miękkie i ciepłe. Sięgnęłam w górę i starałam się ściągnąć go w dół do siebie, ale uśmiechnął się i wymknął się z moich rąk.
- Nie – powiedział cicho, ale dobitnie, powodując we mnie falę pożądania. – Pozwól mi to zrobić. – Jego usta ześlizgnęły się po mojej żuchwie i podążały dalej w dół po mojej szyi, jego język sunął po mojej skórze. Pocałował mnie pomiędzy piersiami, potem koniuszkiem języka musnął jeden z moich sutków. Drażniąc się ze mną, kąsał skórę wokół niego dopóki nie zaczęłam błagać go o więcej. Zadrżałam, kiedy jego usta zacisnęły się w końcu na moim twardym sutku, zaczął go ssać. Dreszcz przyjemności pojawił się pomiędzy moimi nogami i spowodował, że jęknęłam. Ścisnęłam uda razem, wilgotna i gotowa na niego.
Westchnęłam, kiedy jego usta zostawiły mój sutek i podążyły w dół po moim brzuchu, nie zatrzymywały się. Kiedy dotarł niżej, rozchylił moje uda swoimi kolanami, dotarło do mnie, co zamierzał zrobić. Zamierzał to zrobić po raz pierwszy w swoim życiu.
- Edwardzie, nie musisz… - zgasił mnie dzikim zdeterminowanym wzrokiem.
- Chcę, muszę. – Leżałam na plecach na trawie, drżąca z oczekiwania. Powoli zaczął podążać pomiędzy moje nogi.
Czułam, jak jego twarz przesuwa się po miękkiej skórze, jego zarost drapał lekko, powodując, że lekko się wierciłam. Objął moje uda ramionami, przesuwając mnie, tak, że byłam całkowicie otwarta na niego. Minęła chwila i kolejna. Potem poczułam niżej jego głowę
i delikatny podmuch na moich włosach łonowych. Powstrzymałam krzyk, kiedy jego ciepły oddech przepływał po mojej nabrzmiałej łechtaczce. Chwilę później poczułam, jak jego nos trąca delikatnie moje włoski. Zadrżałam w oczekiwaniu. Potem eksperymentalnie lekko liznął, jak dziecko próbujące po raz pierwszy nowego smaku loda na patyku. Kolejne liźnięcie, wolniejsze i dłuższe niż za pierwszym razem. Kolejne. Zapiszczałam, kiedy poczułam jak przeciąga po mnie językiem, a Edward westchnął lekko w odpowiedzi. Spojrzałam zamroczona w dół na niego i zobaczyłam jego głowę schowaną pomiędzy moimi udami.
Jego język wygiął się w dół, znajdując moje ciepłe, mokre wejście i zagłębił się w nie. Nie mogłam się powstrzymać, wygięłam się w stronę jego twarzy. Kontynuował eksplorację pomiędzy moimi udami, liżąc i drażniąc mnie. Po chwili jego język cofnął się, krążąc wokół właściwego miejsca. Dałam mu znać, kiedy je znalazł, naciskając tył jego głowy, aby się tam zatrzymał. Jego pełne usta zamknęły się wokół mojej łechtaczki i zaczął ją delikatnie ssać, wywołując u mnie krzyk rozkoszy. Potem zaczął mnie ponownie lizać, jego ciężki język powoli krążył wokół mojej łechtaczki, nie tracąc z nią kontaktu. Odczucia pojawiały się falami, każda silniejsza od poprzedniej. Cały wszechświat skurczył się do odczuwania jego ciepłego języka, mającego tylko jeden cel, doprowadzenie mnie do orgazmu. Było tak dobrze, zbyt dobrze, nie mogłam się już dłużej powstrzymać.
- Edward – westchnęłam. – Doprowadzasz mnie do … oh … Jezu! – krzyknęłam, wtargnęłam do jego ust, wyginając plecy, kiedy dziki orgazm przelał się przeze mnie. Trzymał swój język we mnie dopóki nie przesunęłam go łagodnie w bok, ponieważ odczucia były zbyt intensywne, abym mogła je znieść.
Spojrzałam na niego, kiedy wydostawał się z pomiędzy moich nóg. Sapał, ocierał swoje usta o nagie ramię. Edward miał zmieszany, pragnący wzrok, kiedy gapił się na mnie. Byłam tak zagubiona we własnej przyjemności, że zajęło mi chwilę, aby uświadomić sobie, czego on pragnie.
- Edwardzie. – Jego oczy spotkały się z moimi. – Czy robienie tego dla mnie było dla ciebie podniecające?
- Tak – powiedział ochryple. – Ja … ja … oh … Bello … kiedy doszłaś, myślałem, że także dojdę. Ja … ja prawie wytrysnąłem w swoje bokserki. – Myśl o nim spuszczającym się we własną bieliznę spowodowała u mnie ogromną falę pożądania, momentalnie zapragnęłam zaspokoić go.
- Połóż się – usiadłam i popchnęłam go, aby się położył na plecach. Ostrożnie ściągnęłam mu bokserki, które miały na wierzchu wielką wilgotną plamę. Jego wzwód był wielki, twardy i pulsujący, płyn wypływał z wierzchołka. Odsunęłam go ostrożnie od ciała, a potem wsunęłam do swoich ust, Edward krzyknął, kiedy poczuł ciepło i wilgoć wokół siebie.
Ssałam go mocno, krążąc po nim językiem i smakując słodko-słoną wydzielinę na wierzchołku. Wsunęłam go głębiej do swoich ust, rozluźniając się, wsunęłam go tak głęboko, jak tylko mogłam. Potem bardzo wolno wysuwałam go z powrotem, cały czas zaciskając usta wokół penisa. Przesunęłam rękę w dół na jego jądra, pieszcząc je. Westchnął, wpychając się do moich ustach. Zlizałam wszystko z jego penisa, przesuwając po główce, a potem po dolnej stronie penisa językiem. Drgał szalenie w moich ustach, wiedziałam, że nie wytrzyma dłużej. Obejmując ręką nasadę, ssałam i ciągnęłam go w tym samym czasie, chcąc sprawić mu to samo niesamowite doznanie, jakie on sprawił mi parę minut wcześniej.
- Bella … Bella … chcę … nie mogę przestać … - Jego biodra podniosły się do góry, a ja wzięłam go głębiej w siebie, ściskając ponownie jego jądra. Czułam je mocniej w swojej dłoni, potem je biodra napięły się, a moje usta wypełniły się ciepłym i słonym nasieniem. Połknęłam je z grymasem. - Rzeczy, które robimy dla miłości! – Delikatnie dotykałam go językiem, dopóki nie wycofał się z moich ust. Jego głowa opadła na trawę, kiedy próbował odzyskać oddech.
- Dobrze? – spytałam, kładąc głowę na jego udzie.
- Boże, tak – wydyszał. Leżeliśmy przez dłuższą chwilę w świetle księżyca. W końcu, usprawiedliwiając się, włożyłam koszulę i pobiegłam w dół, by przepłukać usta w strumieniu. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam klęczącego obok Edwarda ubranego tylko w bieliznę, robiącego to samo co ja. Kiedy skończył, spojrzał na mnie i oblał się rumieńcem.
- W porządku – powiedziałam uspokajająco. – Ty też nie smakujesz zbyt dobrze. – Jego twarz była purpurowa ze zmieszania.
- Właściwie to smakujesz miło – wymamrotał. – A przynajmniej … lepiej niż myślałem. Ale nie byłem pewien, czy zechciałabyś mnie pocałować … no wiesz … z tym wszystkim na mojej twarzy.
- Zawsze chcę cię całować – szepnęłam. – Zawsze pragnę ciebie. – Spojrzałam onieśmielona w dół na trawę. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłam, że jego członek drga widocznie w bokserkach, zaczynając sztywnieć. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko staje się ponownie gotowy.
- Jezu – powiedział Edward desperacko. – Co dzisiaj jest ze mną? – Po prostu gapiłam się, jak zahipnotyzowana, na jego krocze. Potem sięgnęłam i palcem bardzo wolno obrysowałam kształt jego powiększającego się penisa przez bokserki, powodując u niego westchnięcie. Położyłam na nim swoją dłoń i trzymałam ją dopóki nie stał się znów w pełni twardy. – Bello … Jezu … tak dobrze.
- Nie wiem, co się z tobą dzieje – wymruczałam mu do ucha. – Ale wydaje mi się, że mam to samo. Chcę cię poczuć wewnątrz siebie, właśnie teraz. – Oczy Edwarda otworzyły się szeroko, kiedy nacisnęłam na jego barki. W połowie usiadł, w połowie upadł na ziemi, ciągnąc mnie za sobą. Jego śmiech przeszedł w pomruk, kiedy upadłam na jego członek. Nie miałam na sobie majtek, więc nie trwało długo, kiedy poczuł, jak bardzo jestem gotowa.
Odbyliśmy mały mecz zapaśniczy z będącymi na nas ubraniami, po czym znów byliśmy nadzy. Edward wywrócił oczami, kiedy złapałam go w dłoń, potrzymałam przez chwilę, ustawiłam we właściwej pozycji i wprowadziłam prosto w siebie. Chwilę trwało, zanim przyzwyczaiłam się do jego rozmiaru, do znajomego uczucia mężczyzny wepchniętego głęboko we mnie. Potem delikatnie podniosłam biodra i zaczęłam się poruszać.
Biały księżyc wzeszedł, kiedy się kochaliśmy. Chociaż dotarliśmy do krawędzi, nadal tak trwaliśmy. Chciałam zostać tak na zawsze, zagubiona w swoim własnym świecie miłości i przynależności. Ale po krótkiej chwili, ciągłe ocieranie moich zakończeń nerwowych doprowadziło mnie do szczytowania. Ręce Edwarda powędrowały do moich piersi znajdujących się tuż nad nim, kciuki pocierały moje wrażliwe sutki. Wygięłam plecy i głośno krzyknęłam jego imię, kiedy doszłam. Edward zamknął oczy i perfekcyjnie przeczekał moment mojego orgazmu. Kiedy odzyskał kontrolę, pchnął we mnie mocno, twardy jak stal.
- Kocham cię, bardzo – szepnął.
- Ja też – odpowiedziałam ochryple, ciągle drżąc po doznaniach. Splotłam swoje palce z jego i poruszałam się wolno na nim, pomagając mu czuć dłużej. Ale kiedy doszłam drugi raz, nie mógł się już dłużej powstrzymać. Kiedy trysnął we mnie, wypełniło mnie ciepło. Myślałam o tym, co powiedziała mi księżniczka i uśmiechnęłam się do siebie. – Pewnego dnia…
Ale nie dzisiaj.
Opadłam w dół obok niego i wtuliłam się w jego pierś. Oboje leżeliśmy w otępieniu przez długą chwilę, dopóki nie zaczęło świtać. Potem wspięliśmy się na wzgórze i założyliśmy z powrotem swoje ubrania. Skuliliśmy się na trawie, moja głowa na piersi Edwarda, patrząca na niebieski księżyc, który lśnił brylantowo pośród nocy.
- Chciałbym nie zasnąć przez wystarczająco długi czas, aby zobaczyć wschód słońca – szepnął. – Tylko jeden.
- Ja także.
Przez dłuższą chwilę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym … długa, senna rozmowa, przerywana mnóstwem pocałunków i cichym śmiechem. Cieszyłam się, że jesteśmy sami, ponieważ trochę trudno było nam w to uwierzyć. Byliśmy bardzo rozluźnieni, ale nagle coś nas zaalarmowało. Czas wydawał się nabierać innego znaczenia, kiedy noc wlokła się, a niebieski księżyc powoli znikał z nocnego nieba. Aż w końcu, ręka Edwarda opuściła moje włosy (które rozplótł i potargał palcami, kiedy rozmawialiśmy) i zaczęła błądzić znów po moim ciele.
- Czy to przyjemne? – zapytał nieśmiało i rozpiął moją bluzę i rozchylił na boki, więc mógł chwycić moje piersi przez cienką koszulkę. Zadrżałam z przyjemności, kiedy jego palce zaczęły drażnić moje sutki.
- Oh, Boże, to wspaniałe. Bardzo przyjemne. – Edward podciągnął moją koszulkę i pospieszył ustami do twardego wzgórka. Ssał mocno, a potem delikatnie ugryzł. Prawie wyskoczyłam ze swojej skóry.
- Zgaduję, że to także przyjemne? – wymamrotał w mój biust. W odpowiedzi, wsunęłam dłonie w jego brązowe włosy, który lśniły ciemno w świetle gwiazd i chwyciłam je mocno. Krzyknął i opadł na moje uda. – Przestań – powiedział, spoglądając z uśmiechem zmieszania. – Staram się tu edukować. Pozwolenie na robienie mi wszystkiego nie będzie pomocne? – Zaśmiałam się lekko.
- Już jesteś najwspanialszym kochankiem – powiedziałam, głaszcząc go po głowie.
- Zobaczysz, że będę lepszy – szepnął z zaskakującą zuchwałością i wrócił do swoich badań. Przemieszczał się w dół mojego ciała, szukając wszystkich sekretnych, wrażliwych miejsc. Podczas gdy, przemierzał wewnętrzne strony moich ud, ja stałam się bardzo wilgotna. Bardzo delikatnie wsunął we mnie palce. Potem zatrzymał się. – Um… - Przesuwał swoje palce wewnątrz mnie, szukając wokół. – Więc przypuszczam, że jest tam pewne miejsce…
- Wyżej – powiedziałam. – Zegnij palce do góry do wypukłego guziczka. Różni się od tego, co go otacza, trochę gąbczasty i … oh!
-Mam – powiedział, uśmiechając się lekko. Jego długie palce delikatne uderzały punkt wewnątrz mnie, rozsyłając fale ciepła po dolnej części mojego ciała. Chwilę później, zaczął pocierać kciukiem na zewnątrz, powodując, że wystrzeliłam w kierunku orgazmu. Przez chwilę, mój wzrok zamglił się, kiedy fale przyjemności przelewały się przeze mnie. Kiedy w końcu się uspokoiłam, Edward leżał, trzymając głowę na moich udach, jego zielone oczy błyszczały z podniecenia.
- Dobra sztuczka, huh? – podrażniłam go. Przytaknął. Mogłam dojrzeć słaby rumieniec przy szarzejącym niebie, wiedziałam, że wkrótce nastanie świt. – Kochaj się ze mną jeszcze raz.
- O, tak.
Lekko skrzywiłam się z bólu, kiedy wszedł we mnie, moje ciało było wrażliwe, po tym wszystkim, czego doświadczyło w nocy. Zauważył to i poruszał się bardzo delikatnie. Moje ręce gładziły jego ciepłe barki, a Edward delikatnie przycisnął swoje czoło do mnie.
- Kocham cię – szepnął, jego głos zadrżał lekko.
- Też ciebie kocham. Twoja kolej, ukochany – powiedziałam, dając mu znać, aby nie czekał na mnie. Kilka chwil później, jego ruchy przyspieszyły i doszedł w bladym świcie świata lustra.
Słońce wysuwało się zza krawędzi horyzontu, kiedy sennie skulnął się ze mnie i przytulił się. Edward trzymał mnie w ramionach, ciepłych i bezpiecznych, kiedy promienie słońca przesuwały się po powierzchni ziemi i padły na nas po raz pierwszy. Słońce był jasne i bardzo pięknie … raczej różowe niż żółte. Wydawało się znacznie większe niż nasze.
A potem … nic.
Tylko miłość.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 22:58, 24 Wrz 2010 Powrót do góry

Nie wiem czy dostanę ostrzeżenie od modów za mojego niezwykle krótkiego posta, ale zaryzykuje. Chyba takiego outtake'a jeszcze nie czytałam. Gorący i zabawny, i długi... Dziękuje wszystkim dziewczynom, którym pracowały przy tłumaczeniu Luster. Obyście miały więcej takich niezwykłych opowiadań.

Dzięki!

Moderatorów przepraszam, ale naprawdę nie mogę wykrzesać z siebie więcej słów:) Wszystko co miałam powiedzieć napisałam dwa posty wyżej:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin