FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Lustra [T] [Z] Epilog - 20.09 + outtake - 24.09 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Verderben
Wilkołak



Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 0:10, 22 Sty 2010 Powrót do góry

Moja znajomość angielskiego jest do dupy i bardzo ubolewam nad tym, że nie mogę pomóc w tłumaczenia. Znów jestem w sytuacji, gdzie mam ochotę napluć sobie w twarz za moje lenistwo i brak chęci w nauce j. angielskiego.

Kurczę, współczuję Edwardowi. Naprawdę nie wyobrażam sobie takiego życia, jakie on obrał. Ciągłych kłamstw, które zmieniłyby mnie, całą moją osobowość. Spotykania z innymi nie dla własnej przyjemności, ale żeby zachować pozory normalności. Oraz ta tęsknota, przeszywająca, zabierająca dech w najmniej oczekiwanych momentach. Ataki, w których wspomnienia bombardują psychikę, nieprzerwanie i prawie ją rujnując. No i nie żeby nie było, podziwiam Edwarda, mimo wszystko okazał się sprytniejszy od tych specjalistów i nie przestał wierzyć w świat za lustrem, choć targały nim wątpliwości.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
blondexD
Człowiek



Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: From SUPERNATURAL world ;D

PostWysłany: Pią 17:45, 22 Sty 2010 Powrót do góry

Ojej...
Dawno mnie tu nie było....przepraszam, przepraszam, przepraszam ;D

Jaaaaaaa....jaaaa... Cool ... nie mogę... ;D Kiedy oni w końcu się skapną że się znają?? ;D
Ja chyba umrę w ten czas :D
Dzięki twojemu tłumaczeniu świat staje się lepszy pestko ;D Od razu poprawiłaś mi humor... :P
Ale je chcę dalej :) Cool

Ból mi ściska serce, kiedy czytam o Edwardzie cierpiącym takie męki...
To jest straszne i niesprawiedliwe... Edward ma załamania psychiczne, a Bella nic... Tylko dlaczego ona ma inne nazwisko no ;D

Wiem że i tak nikt mi nie odpowie, bo co to by było za czytanie i wiedzeć co jest dalej ;D Więc czekam ze zniecierpliwieniem na kolejne tłumaczenie.

Więc: Weny, chęci do SZYBKIEGO ( Twisted Evil ) tłumaczenia i czasu xD

Pozdrawiam blonde xD Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Pią 18:44, 22 Sty 2010 Powrót do góry

Szczerze stęskniłam się za nowym rozdziałek Luster(: tak więc cieszę się bardzo, że już się pojawił. I jednocześnie jest mi przykro, że nie mogę pomóc w tłumaczeniu. . .

Co do rozdziału to był milusi(; Edward tak jakby po mału się przełamuje. Wizje Alice są inne niż początkowo sądziłam, ale ten ff jest zaskakujący chwilami więc w sumie nic dziwnego.
To prawda gdy mówiłaś że nie będzie magicznie do końca, trochę szkoda, że ta magiczność i bajkowość powoli ulatnia się z Luster, bo szczerze to sprawiało, że był on inny i niepowtarzalny. Niestety za mocno się wciągnęłam żeby z niego rezygnować(:

Mam nadzieję, iż znajdzie się ktoś chętny do współpracy z Tobą, byłoby miło częściej widywać nowe rozdziały, póki co weny, czasu, chęci i motywacji w tłumaczeniu(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 0:47, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Podobało mi się jeszcze bardziej niż jakikolwiek poprzedni rozdział tego opowiadania Wink
Nie rozumiem tylko, jak przez kilka lat można tak zmienić swój wygląd, by nie zostać rozpoznanym przez kogoś, kto zna cię najlepiej na świecie...
Wizja Al była świetna Wink No i koszmar Edwarda. Fragment traktujący o życiu Belli z niejako jej punktu widzenia. Fascynujące.
A tłumaczenie jak zwykle bezbłędne Wink
Weny, czasu i masy chętnych do tłumaczenia,
I.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
elektra21
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:57, 02 Lut 2010 Powrót do góry

Jak na razie wszystko kończy się dobrze, lecz co będzie jak się obudzą? Co zrobi Edward?
To bardzo ciekawe opowiadanie, ale zawsze tak długo trzeba czekać na następne.
Pozostaje mi niecierpliwie czekać na następne. Dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
scrittore
Człowiek



Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska

PostWysłany: Czw 18:23, 04 Lut 2010 Powrót do góry

Od kilku dni chodzi za mną to opowiadanie. Cały czas widzę je w kąciku pisarza ale dopiero dzisiaj przeczytałam. Powiem teraz 3 najważniejsze słowa: TO JEST CUDOWNE! Jest kilka nielicznych ff-ów które zaszczycone trafiły do zakładek na moim komputerze ponieważ (krótko mówiąc) poraziły mnie swoją doskonałością, a dzisiaj lustra też dostąpiły tego zaszczytu ; D To tyle jeżeli chodzi o moje wrażenia. Teraz trzeba je uzasadnić. Na początku odrzuciło mnie przezwisko Teddy ale później zrozumiałam, że to Edward i twoje tłumaczenie pojaśniało ;] (jestem oczywiście ogromną zwolenniczką E&B) Ich uczucia... mmm... czyta się jakby ktoś osobiście opowiadał i wciągał czytelnika w swój świat. Tak na marginesie kocham fantastykę, a ostatnio prawie każde opowiadanie nie ma w sobie nic fantastycznego. Zdziwiło mnie trochę tylko jedna sprawa. Jak mogli siebie nie rozpoznać? Przecież chyba nie zmienili się tak bardzo. Coś w ich twarzach musiało zostać z dzieciństwa. Powinni mieć chociaż przeczucie. Tylko to mi tutaj trochę zgrzytnęło. Laughing
Nie potrafię tworzyć długich komentarzy więc już przechodzę do skomentowania ostatniego rozdziału: Kocham to, że tak ich do siebie ciągnie. Dla mnie to mogliby już odkryć prawdę i niech będzie piękna sielanka przez następne rozdziały ; ] Niestety domyślam się, że to niemożliwe i troszkę mi szkoda ale mówi się trudno i czyta się dalej ; D Cóż więc mogę jeszcze powiedzieć... kocham lustra i czekam na następne rozdziały. Oczywiście z niecierpliwością ; ) Ach, muszę oczywiście coś jeszcze dodać: Ciebie też kocham za to, że tłumaczysz. Od teraz będę jedną z wiernych czytelniczek.

Czasu, czasu, czasu i chęci.
Pozdrawiam:
zakochana w lustrach - scrittore


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez scrittore dnia Czw 18:38, 04 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Wto 13:13, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Dzięki za komentarze. :) Dzisiaj, przy okazji nowego rozdziału, chciałam Was powiadomić, że znalazłam współtłumacza do tego opowiadania!
Brawa dla Swan!!
Tak więc kolejny rozdział dostarczy Wam już ona. Skomentujcie go solidnie, coby mi się dziewczyna nie zniechęciła i nie uciekła. :P

Rozdział 7

beta: niezastąpiona i szybka jak błyskawica marta_potorsia

~~ - ~~

PWB

Obudził mnie nieznany promień światła na twarzy. Dziwne. Pokój na poddaszu, w którym mieszkałam, posiadał okna, ale żadne z nich nie pozwalało na coś takiego. Gdzie ja jestem?
Otworzyłam oczy.
Na mojej twarzy spoczywał gąszcz miękkich, pięknie pachnących rudo-brązowych włosów. Zmrużyłam oczy, odsuwając się nieco do tyłu. Nie mogłam ruszyć ręką – nie tylko dlatego, że była zdrętwiała, ale też coś ją przytrzymywało. Więcej mrużenia, mrugania i pociągania ręką.
Masa włosów przede mną nagle westchnęła i poczułam, że jestem delikatnie, aczkolwiek pewnie przyciągnięta do swojej oryginalnej pozycji na łóżku.
Łóżko. Włosy. Słońce. Moje szare komórki niezbyt dobrze współpracują nad ranem.
Cholera jasna!
Byłam w łóżku z Edwardem. Musiałam zasnąć tutaj ostatniej nocy, czekając na Alice. I jakimś cudem przespałam całą noc z facetem, którego ledwo znałam. Dźwignęłam się nieco, by mieć lepszy widok na zaistniałą sytuację.
Na szczęście spał jak dziecko, marszcząc nieco czoło. Otworzył lekko usta, przygryzł koniec języka. Edward miał najbardziej seksowne usta, jakie kiedykolwiek widziałam u faceta. Pragnienie otoczenia wargami tego maleńkiego kawałka jego języka było nie do zniesienia. Zdałam sobie sprawę, że gapię się jak opętana, więc przestałam.
Dalsze dochodzenie potwierdziło, że spędziliśmy tę noc jedno obok drugiego. Palce prawej ręki nadal miałam wplecione w jego, dokładnie tak jak wczoraj. Najwyraźniej w nocy przewrócił się na bok, pociągając mnie za rękę.
Tak delikatnie jak byłam w stanie, pochyliłam się do przodu i uwolniłam swoje palce z jego uścisku. Gdy to robiłam, moja twarz otarła się o jego szyję. Zadrżałam. Uwolniwszy się w końcu z uścisku Edwarda, mogłam wziąć tyłek w troki i wynieść się z jego łóżka.
Ale nie chciałam.
Dużo czasu minęło, odkąd ostatni raz dzieliłam łóżko z facetem. Jeszcze więcej, odkąd robiłam to z przyjemnością. Chciałam zostać w tym małym, ciepłym i niewinnym kokonie. Chciałam słuchać o wszystkich jego problemach i opowiadać mu o swoich.
Po raz pierwszy, odkąd skończyłam trzynaście lat, czułam, że znalazłam swoją bratnią duszę.

~~ - ~~

Okej. Wystarczy.
Wymknęłam się z łóżka, nie budząc go. Nie powstrzymałam się jednak przed luksusem mierzwienia przez chwilę tych wspaniałych włosów i napawania się smakowitym zapachem Edwarda. Czułam się trochę jak zboczeniec, ale nie mogłam się powstrzymać. On był taki pociągający.
Po ogarnięciu się, poszłam na dół. Wciąż nie miałam pojęcia, która jest godzina, ale musiało być wcześnie. Ale nie za wcześnie dla Alice.
- Dzień dobry, Bello – powiedziała z kuchni, przeglądając rozszerzone, niedzielne wydanie Chronicle. – Kawy?
- Tak, poproszę – odparłam, biorąc od niej duży kubek. Miała nawet prawdziwe obwarzanki - z żydowskiej piekarni, nie te wstrętne mrożonki - i ser. Zegarek mówił, że jest w pół do ósmej. Usiadłam przy stole, zastanawiając się, czy Alice zbeszta mnie za spędzenie nocy w łóżku jej brata. Oczywiście nie myślała, że do czegoś między nami doszło, prawda? Spojrzałam na nią niepewnie. Nie wyglądała na zdenerwowaną – raczej na rozanieloną.
- Ja… Hmm… Spędziłam noc w pokoju twojego brata – powiedziałam z zakłopotaniem.
- Tak, wiem – odparła z lekkim uśmiechem.
- Nic się nie stało – dodałam. Jej uśmiech się rozszerzył. Jak na mój gust za bardzo bawiła ją ta konwersacja.
- To też wiem – powiedziała, patrząc przebiegle na gazetę.
- Nie chcę, żebyś myślała, że ja… robię coś… yy… nieprzewidzianego… albo… no wiesz… wykorzystuję okazję… - zamilkłam, nie chcąc pogrążać się jeszcze bardziej. Alice w końcu przestała szczerzyć się jak wariatka, odłożyła swoją kawę i podniosła wzrok znad gazety.
- Myślę, Bello, że jesteś bardzo dobra dla Edwarda. Cieszę się, że mogłaś mu pomóc i dać trochę ukojenia wczorajszej nocy. Udało ci się zdobyć jego zaufanie i to jest więcej, niż większości ludzi udało się osiągnąć przez te wszystkie lata terapii.
Spojrzałam na nią z konsternacją. I poczuciem winy. Wielkim.
- Alice… - zaczęłam i zamilkłam. Wzięłam głęboki oddech. – Alice, chcesz, abym leczyła twojego brata? W sensie, profesjonalnie?
Jej twarz zbladła nieco, a mój żołądek się skurczył. Może tego właśnie chciała. Może tylko tego kiedykolwiek ode mnie chciała – taniej terapii dla Edwarda.
Wiedziałam, że tak naprawdę nie chciała się ze mną przyjaźnić. Kto by chciał?
Nastąpiła pauza, a dziwne oczy Alice wciąż zdawały się rozkojarzone. Nagle powróciła do życia.
- Nie… Nie! Wcale tego nie chcę. Proszę, nie myśl tak o sobie! – Odchyliłam się do tyłu, zszokowana nieco jej słowami. Nie powiedziałam tego na głos, prawda? – Edward już ma terapeutę. Nie potrzebuje kolejnego. A ja lubię cię jako przyjaciółkę. Wszyscy cię lubimy. Czy to… ci odpowiada?
Wydawała się dziwnie inna.
- Więcej niż odpowiada, Alice. Naprawdę was lubię, wszystkich. Wasza rodzina jest naprawdę wyjątkowa. Czuję się zaszczycona, mogąc być jej częścią.
- Dlaczego mielibyśmy cię nie chcieć? – zapytała. – Jesteś super. Zabawna. Inteligentna. Współczująca. Bezproblemowa.
Spojrzałam z milczeniem na swój kubek. Alice nie chciała słuchać o moim życiu, prawda? Spojrzałam na nią spod rzęs. Czekała.
O tak, chciała słuchać.
- Ja swoje przeżyłam, Alice – odezwałam się w końcu. – Moje dzieciństwo odbiegało od ideału. Tak samo jak okres dojrzewania. Wymagało dużo mojej pracy i wsparcia rodziny, by pozbierać się do kupy i zacząć od nowa.
Siedziała tam, milcząc, nakazując mi wzrokiem, bym kontynuowała. Westchnęłam – chyba nie miałam wyjścia. Teraz mogłaby zdecydować, czy naprawdę chce się przyjaźnić z kimś tak popieprzonym jak ja.
- Mój tata… Charlie… Zostawił moją mamę dla innej kobiety, gdy byłam mała. To bardzo źle na nią wpłynęło, zarówno emocjonalnie jak i finansowo. Tatuś od siedmiu boleści. Wysyłał nam pieniądze, gdy mu pasowało, zapominał, gdy nie pasowało. Gdy miałam około siedmiu lat, zdecydował, że znów chce być częścią mojego życia. Wrócił do Phoenix ze swoją nową żoną.
Uśmiechnęłam się na przekór sobie.
- To był taki szczęśliwy rok w moim życiu. Mojego tatę i mnie wiele łączyło. A to, co nas nie łączyło… cóż, byłam skłonna zrobić wszystko, by się do niego upodobnić. Grałam w baseball, obcięłam włosy, oglądałam z nim sport w telewizji. Pozwalałam mu nawet nazywać mnie zwierzęcym imieniem, chociaż go nie lubiłam. Próbowałam być idealną córką. Jednak po roku zabawy w tatusia Charlie się znudził. Razem z żoną sprzedali mieszkanie i znaleźli sobie nowe prace w stanie Waszyngton, nic mi nie mówiąc. Gdy przyjechałam do nich w odwiedziny, zobaczyłam znak „na sprzedaż” na trawniku przed ich domem. Odszedł, zanim skończyłam osiem lat. Nie został nawet na moje urodziny. – Wciąż bolało mnie myślenie o tamtym czasie. – Po prostu znów odszedł z mojego życia. Oczywiście obwiniałam siebie, uważałam, że nie byłam wystarczająco dobra, nie starałam się wystarczająco, by go zadowolić.
Spojrzałam na Alice i z zaskoczeniem zobaczyłam łzy w jej oczach.
- Nie płacz. Naprawdę nie było aż tak źle. Po jakimś czasie się przyzwyczajasz.
- Nikt nie powinien przyzwyczajać się do takich uczuć – powiedziała delikatnie. – Zwłaszcza nie dziecko.
- Być może. W każdym razie naprawdę byłam na siebie zła, ale wtedy… zaprzyjaźniłam się z kimś. Ze wspaniałym chłopcem, który akceptował mnie taką, jaką byłam i nie oceniał. Tak jakby dojrzewaliśmy razem przez jakiś czas. On sprawił, że moje życie znów miało sens. Podczas najgorszych chwil był wszystkim, co dawało mi siłę, by iść dalej. I nigdy nie dowiedział się o moim tacie. Nigdy nie mogłam… mu tego powiedzieć. W końcu i jego straciłam.
- Wyprowadził się czy coś w tym stylu? A może stał się dupkiem, jak to zwykle bywa z facetami, gdy stają się nastolatkami? – Obie zachichotałyśmy na myśl o tym.
- Nie, nie, zdecydowanie nie. Zresztą, on nie mieszkał blisko mnie – to była raczej przyjaciel na odległość, którego widywałam dosyć regularnie. Nie wyprowadził się. Umarł, Alice. – Jej dłoń natychmiast powędrowała do ust. – To był tragiczny wypadek. Jego dom zawalił się podczas trzęsienia ziemi, a on znajdował się w środku. Wciąż mam artykuł z gazety na ten temat. Boże, to było koszmarne. Nie mogę sobie wyobrazić, jak jego rodzice sobie z tym poradzili. On był ich jedynym dzieckiem.
Nie powiedziałam Alice o agonii szukania Teddy’ego po trzęsieniu ziemi… Ironicznie, to trzęsienie pozwoliło mi go w końcu znaleźć. Następnego dnia wszędzie mówiono o tym kataklizmie. Zginęło dziewięćdziesiąt siedem osób.
Kiedy nie mogłam wrócić do naszego małego świata, noc w noc, tydzień w tydzień, zaczęłam podejrzewać, że Teddy nie żyje. Sprawdzałam każdą śmierć, każde nazwisko… aż w końcu natknęłam się na historię Theodore’a Sheperda, trzynastolatka, którego został przygnieciony gruzami własnego domu.
To musiał być on. W mojej głowie nie istniało inne wyjaśnienie. Teddy odszedł. Na zawsze.
- Nie radziłam sobie zbyt dobrze z jego śmiercią. Trzymałam wszystko w sobie, nie mogłam z nikim porozmawiać.
- On był dla ciebie więcej, niż tylko przyjacielem, prawda? – zapytała delikatnie Alice. Kiwnęłam głową, ocierając łzę, która spłynęła mi po policzku.
- On był… taki wyjątkowy. Pierwszy pocałunek. Pierwsza miłość. Nadal pamiętam, jak się czułam, gdy trzymał mnie za rękę. Tego się nie zapomina.
Siedziałyśmy w ciszy przez kilka minut, kończąc nasze obwarzanki. W końcu Alice się odezwała.
- Jest coś więcej, prawda? Coś gorszego.
- Nie wiem, czy gorszego. Po prostu kontynuacja złego wzoru, który zaczął się wcześnie w moim życiu. Chcesz wysłuchać reszty?
Alice kiwnęła głową.
Więc jej powiedziałam.
Pod koniec siedziała w ciszy, wpatrując się w swoją gazetę.
- Przykro mi, że to wszystko cię spotkało, Bello – powiedziała w końcu.
- Wiem. Czasami mi też jest przykro. – Spędzam zbyt wiele czasu, użalając się nad sobą, nawet nad rzeczami, które sama na siebie ściągnęłam. Miałam szczęście, że w porę uzyskałam pomoc. Dzięki temu jestem dużo szczęśliwszą, zdrowszą osobą. – Zrobiłam przerwę, zastanawiając się, jak dalej pociągnąć tę rozmowę. – Możesz podzielić się tym z Edwardem, jeśli sądzisz, że chciałby tego wysłuchać. Może części o moim dzieciństwie. O reszcie chciałabym mu opowiedzieć sama, gdy będę gotowa.
- W porządku – powiedziała Alice. Jej oczy na chwilę zaszły mgłą. – Wkrótce się obudzi… Chcesz się z nim zobaczyć?
- Nie – powiedziałam pośpiesznie. – Nie ma takiej potrzeby. Złapię go kiedyś w tygodniu.
Zaniosłam swoje naczynia do zlewu.
- Lepiej już pójdę. Muszę zrobić pranie i trochę papierkowej roboty. I muszę umyć włosy… Wiem, że brzmi to strasznie oklepanie, ale to wcale nie jest proste zadanie, gdy ma się taką czuprynę jak ja.
- O, przypomniałaś mi o czymś – powiedziała, po czym poszła do innego pokoju i wróciła z kartką papieru. – Muszę cię zapytać o coś bardzo osobistego. Używasz któregokolwiek z tych produktów do włosów?
Zaskoczyła mnie. Spojrzałam na listę, którą mi podała. Ku mojemu zdziwieniu, znajdował się na niej mój szampon.
- Tak, używam. Tego. – Wskazałam palcem. – Dlaczego pytasz? Masz na niego alergię, czy… och… Ostatnia noc?
Kiwnęła głową.
- Jeśli masz zamiar utrzymywać jakiekolwiek… fizyczne kontakty… z moim bratem, radziłabym zmienić zapach. Truskawkowy najbardziej pobudza jego wspomnienia.
Nie mogłam sobie wyobrazić, dlaczego zapach truskawek miałby wywoływać w Edwardzie powrót do tamtej traumy. Może jadł je zaraz przed trzęsieniem. Umysł to zabawna rzecz.
Alice odprowadziła mnie do drzwi. Uściskałam ją.
- Dzięki, że mnie wysłuchałaś, Alice.
- Kiedy tylko zechcesz – odparła. Zaparkowałam na ulicy; jęknęłam, gdy za wycieraczką mojego samochodu zobaczyłam mandat za parkowanie.
- Gdzie jest twój samochód? – zapytałam, rozglądając się. Widziałam priusa zaparkowanego w małym bloku – domyśliłam się, że należał do Jaspera. Musiał przyjechać tu późno wczorajszej nocy. Naprzeciwko domu stało volvo i jeep.
- Nie mam samochodu – wyjaśniła wesoło Alice. – Nie mogę prowadzić. Kwestia zdrowotna.
Zamilkła na chwilę, jej oczy znów zaszły mgłą.
- Bello, mogę zadać ci zabawne pytanie? – Kiwnęłam głową. – Jak brzmiało to zwierzęce imię, którym nazywał cię twój tata i którego nie lubiłaś?
- Och… - odpowiedziałam, czerwieniąc się nieco. – Mój tata nazywał mnie swoim nazwiskiem… Wiesz, tak jak gracza futbolu. Jednego z drużyny.
- Nazywał cię… Higginbotham? – zapytała Alice z powątpiewaniem. Roześmiałam się.
- Nie, głuptasie. To nazwisko panieńskie mojej matki. Przejęłam je, gdy tata zostawił mnie po raz drugi. Chciałam mieć nazwisko, z którego mogłabym być dumna. Nawet, jeśli nie brzmi najseksowniej na świecie.
- Ale… Jak nazywał cię twój tata? – nalegała Alice.
- Swan. Jego nazwisko brzmi Swan.*

~~ - ~~

PWA

Szłam z Bellą w kierunku drzwi, pogrążona głęboko w rozmyślaniach. Ta dziewczyna powiedziała wcześniej coś, o co chciałam ją zapytać. Ale, ku mojej irytacji, wyleciało mi to z głowy.
Słuchałam jej z zafascynowaniem. Na początku zaskoczyły mnie szybkie wizje Belli, które przelatywały przez mój umysł. Nigdy nie widziałam, by czyjaś ścieżka zmieniała się tak często. Obrazy były raz jasne, raz ciemne i przez chwilę myślałam, że moja przyjaciółka cierpi na jakąś poważną chorobę umysłową.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że Bella zagłusza silny, negatywny głos w swojej słowie bardziej pozytywnymi myślami. Znałam to – ćwiczyła rodzaj terapii kognitywnej, szczególnie przydatnej przy zaburzeniach nastroju i napadach lęku. Kiedy tylko Bellę nawiedzała jakaś wyjątkowo silna negatywna myśl na swój temat, widziałam kawałek możliwej ścieżki, która natychmiast zostawała wymazana przez pozytywną myśl. Dekoncentrowało mnie to, ale również fascynowało. Zastanawiałam się, jak udało jej się to wyćwiczyć tak dobrze.
Byłyśmy na zewnątrz, gdy przypomniałam sobie, o co chciałam ją zapytać. I w tym momencie zobaczyłam najbardziej wyraźną wizję mojego brata, jaką miałam od czasu tej koszmarnej nocy spędzonej pod stołem w kuchni, kiedy zobaczyłam jak paskudną, pokręconą ścieżką potoczyłoby się jego życie, gdyby został leczony na nieistniejącą schizofrenię.
Edward, z mieszanką pożądania i strachu na twarzy, patrzył na odbicie Belli w lustrze. Stali w sypialni – nie rozpoznawałam jej, więc założyłam, że należała do Belli. Dziewczyna czerwieniła się i spoglądała na Edwarda spod rzęs. Jej długie włosy zwisały swobodnie, sięgając ud. Była naga i niesamowicie piękna.
Czułam się okropnie, ingerując w tak osobisty moment tej dwójki, jednak wizja uparcie widniała przed moimi oczami. Starałam się patrzeć wszędzie, byle nie na nich i nagle zrozumiałam coś, co wcześniej do mnie nie docierało. W końcu wszystkie części układanki znalazły się na swoim miejscu.
Wtedy wizja znikła, a Bella zbierała się do wyjścia.
- Bello, mogę zadać ci zabawne pytanie? – Kiwnęła głową. – Jak brzmiało to zwierzęce imię, którym nazywał cię twój tata i którego nie lubiłaś?
- Och… - odpowiedziała, czerwieniąc się nieco. – Mój tata nazywał mnie swoim nazwiskiem… Wiesz, tak jak gracza futbolu. Jednego z drużyny.
- Nazywał cię… Higginbotham? – zapytałam z powątpiewaniem. Roześmiała się.
- Nie, głuptasie. To nazwisko panieńskie mojej matki. Przejęłam je, gdy tata zostawił mnie po raz drugi. Chciałam mieć nazwisko, z którego mogłabym być dumna. Nawet, jeśli nie brzmi najseksowniej na świecie.
- Ale… Jak nazywał cię twój tata? – nalegałam.
- Swan. Jego nazwisko brzmi Swan.
Jakimś cudem udało mi się zachować uśmiech i spokój. Stałam przy drzwiach, drżąc lekko, gdy Bella podeszła do samochodu i wyciągnęła mandat zza wycieraczki, po czym z obrzydzeniem włożyła go do torby. Kiedy wróciłam do środka, zamknęłam drzwi i ruszyłam do pokoju mojego brata. Edward wciąż spał, zakopany w pościeli, spod której wystawał jedynie kosmyk jego włosów.
Skup się. Musisz to przemyśleć dokładnie, zanim powiesz cokolwiek któremukolwiek z nich.
Teraz miałam przynajmniej powód, żeby tu być. Odsunęłam górny koc, na którym całą noc leżała Bella. Następnie ściągnęłam poszewkę z poduszki po jej stronie łóżka. Obie te rzeczy przesiąknęły zapachem truskawek; zapachem, który mógłby zabić Edwarda, gdyby ten się w nim obudził.
Całą noc. Mój brat leżał obok swojej zaginionej Swan całą noc i nawet o tym nie wiedział.
A może wiedział w jakiś sposób. Teraz chodziło tylko o to, by ta dwójka rozpoznała się nawzajem.
Pogrążona w myślach, poszłam na dół, by zrobić pranie. I zastanowić się nad tym wszystkim.

~~ - ~~

PWE

Obudziłem się w ciepłym i przyjemnym kokonie pościeli. Rozciągnąłem się i nagle przypomniałem sobie, co wydarzyło się zeszłej nocy.
Cholera. Retrospekcja. Minęły miesiące, odkąd miałem ją ostatni raz.
Zmarszczyłem brwi, próbując przypomnieć sobie, co robiłem chwilę wcześniej. Robiłem popcorn z Bellą… miło spędzaliśmy czas… cudowny czas. Wtedy sięgnąłem po miskę i wszystko się rozpadło.
Pamiętam, jak wziąłem miskę i schyliłem się, by podać ją Belli. Moja twarz w jej włosach… zapach jej włosów. Jęknąłem. Oczywiście. Jakiegokolwiek szamponu używała Bella, musiał być podobny do szamponu Swan.
Chociaż naukowcy sprzeczali się co do tego, jak ważny wpływ ma zapach na wspomnienia, ta konkretna woń – woń włosów Swan – zawsze oddziaływała na mnie w dramatyczny sposób. Po raz pierwszy poczułem to w wieku piętnastu lat, gdy Alice zaciągnęła mnie na jeden ze swoich koszmarnie nudnych maratonów biegania po sklepach. Byliśmy w jednej z tych szalenie luksusowych drogerii, kiedy Alice pomachała mi przed nosem butelką, pytając o opinię. Wyraziłem ją, jak się później okazało, padając na ziemię w drgawkach. Odwieziono mnie na pogotowie.
Alice przeprowadziła na mnie staranne testy i stworzyła listę wszystkich produktów, które wywołują u mnie retrospekcje. Domyśliłem się, że Bella już widziała tę listę.
Westchnąłem i przewróciłem się na drugą stronę łóżka, przyciskając twarz do poduszki. Wtedy zdałem sobie sprawę, że zniknęła poszewka. I górny koc z mojego łóżka. Co się tu, do cholery, dzieje?
- One są w praniu, Edwardzie! – krzyknęła nagle z dołu Alice, strasząc mnie na śmierć. Nienawidziłem, gdy to robiła. – Nie chciałam, byś znów je wąchał!
Myślałem o tym przez chwilę. Jak ten zapach mógłby się znaleźć na mojej poduszce i kocu? Chyba, że…
Przedzierałem się przez wspomnienia wczorajszej nocy. Pamiętałem, że leżałem na podłodze, czując delikatny, uspokajający dotyk na moich włosach. Alice zachęcała mnie spokojnie, bym się obudził. Szedłem powoli, z trudem po schodach. I później nic. Tylko ciepły, wygodny sen. Żadnych koszmarów, żadnych snów, nic. Tylko ciepło.
Usiadłem i spojrzałem na kołdrę. Odsunąłem ją delikatnie. I jeden po drugim, podniosłem cztery długie, brązowe włosy.
Bella była tu wczoraj.
Przypomniało mi się nagle, jak przyciągnąłem do siebie ciepłe, delikatnie ciało w nocy i jak uścisnąłem kogoś mocno za rękę.
Była tu ze mną całą noc. By upewnić się, że ze mną wszystko w porządku.
Czułem, jakby moje serce miało eksplodować. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ktoś tak się o mnie troszczył. Nawet Alice.
Wstałem z łóżka, by zacząć nowy dzień.




*Swan – z angielskiego „łabędź”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pestka dnia Wto 13:16, 09 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Wto 16:32, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Serdecznie witam Swan na pokładzie(: i jestem całkowicie pewna, że świetnie sobie poradzi jak zawsze zresztą.

Co do rozdziału to dowiedzieliśmy się trochę o życiu Belli, które nie należało do szczęśliwych. Teraz możemy dostrzec jak bardzo byli sobie nawzajem potrzebni w lustrzanym świecie. Edward niezrozumiały i ukrywający swój sekret przed innymi, Bella odtrącona i zostawiona przez ojca. Bardzo dobrze ją rozumiem, tak bardzo dobrze znana mi sytuacja, nic więc dziwnego że gdy zaufała i pokochała chłopaka po jego "śmierci" tak bardzo cierpiała. Bo przyznam się szczerz że początkowo nie rozumiałam tego odrętwienia po wzajemnej utracie. Przecież każdy z nas potracił kontakty z przyjaciółmi z dzieciństwa świadomie lub mniej i nikt tego nie rozpamiętuje, przynajmniej ja. Oczywiście jest mi przykro jak czasem o tym pomyśle, ale nie potrzebowałam terapii. Przez to widać jak silna więź łączyła ich i szczerze to jest to piękne i jak dla mnie wyjątkowe i magiczne(:

Pestko jak zwykle w tłumaczeniu spisałaś się genialnie, a do tłumaczenia jak na razie wybierasz same perełki, oby tak dalej, wiedz że masz we mnie stałego czytelnika w każdym wybranym przez Ciebie ff(:

Tak więc czekam na następny rozdział i Tobie jak i Swan życzę czasu, chęci, weny, wytrwałości i motywacji, chociaż i tak wiem że dacie radę.
Pozdrawiam Aja(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
scrittore
Człowiek



Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska

PostWysłany: Wto 17:32, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Och, ja też serdecznie witam Swan. Napewno nas nie zawiedzie Wink

Alice już wie! Jacie kręce to dla mnie szok narmalnie! Ale dlaczego poprostu im o tym nie powie? To trochę dziwne ale to nic. Very Happy Ona zawsze była jakaś taka stuknięta Cool

A jak wogóle Bella mogła pomyśleć, że Alice ją wykorzystuje? Musiała naprawdę mocno przeżyć swoje dzieciństwo. Nawiasem mówiąc jej dzieciństwo było naprawdę straszne ale cieszę się, że już je poznaliśmy. I cieszę się, że w końcu wyjaśniło się jej nazwisko. Ale naprawdę Alice mogłaby jej powiedzieć o Teddym. Byłoby tak pięknie I-) (a ja tylko o jednym) Rolling Eyes

A teraz składam skargi i zażalenia: Dlaczego tak krótko?! Mad Zabiję normalnie autorkę opowiadania :-/ Ale dopiero jak je skończy oczywiście *diabeł wychodzi z ukrycia* I jeszcze... kurcze(!), nie ma się czego czepiać! To bardzo dobrze (chyba)

Podsumowując: Mnie zaspokoiłaś, nie wiem jeszcze jak z innymi ale czuję w kościach, że będzie dobrze.

Bardzo dużo czasu, czasu, czasu i chęci. I weny.

Pozdrawiam:
scrit. (ha(!), wymyśliłam sobie ksywkę!) c(-: (a to mój firmowy łobuzerski uśmiech nr. I! No patrz, prawie jak Edward) Twisted Evil

Edit:
Och, wybacz ja taka jakaś niedomyślna jestem. Teraz będę się gryźć kiedy się rozpoznają Wink Czekam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez scrittore dnia Śro 18:15, 10 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Wto 17:41, 09 Lut 2010 Powrót do góry

scrittore napisał:
Alice już wie! Jacie kręce to dla mnie szok narmalnie! Ale dlaczego poprostu im o tym nie powie? To trochę dziwne ale to nic. Very Happy Ona zawsze była jakaś taka stuknięta Cool


Chyba każdy czytający to opowiadanie w pierwszym momencie zadał sobie to pytanie. Wink Odpowiedź jest prosta - Alice to inteligentna dziewczyna i opanowała się, bo wiedziała, że taki szok mógłby zabić Edwarda. Widziała już jego ataki i rozumiała, że z nim trzeba obchodzić się ostrożnie. Wolała zostawić sprawy swojemu biegowi, bo wiadomo, że E i B w końcu się rozpoznają.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 23:24, 09 Lut 2010 Powrót do góry

po pierwsze gratuluję współtłumaczce... ten ff jest świetny!

no dobra, a teraz do roboty... wspomnienia i wszystko, co dotyczyło Belli brzmiało mi ciut sztucznie... jakoś tak na wyrost, a może po prostu trudno mi uwierzyć w takiego Charliego jakiego znam z wszyskich innych ffów...
zmiany są dla mnie naprawdę trudne :)
Alice wie... w zasadzie nie dziwię się, że nie puszcza pary z geby, bo taki wstrząs na dwojgu już dorosłych ludzi nie prowadziłby do niczego dobrego...
mam nadzieję, ze dowiem sie kim był potwor z lustra, bo postać ta wciąż mnie frapuje...

gratuluję pestko Wink dziękuję za umilanie mi czasu dziś wieczór :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pią 15:33, 26 Lut 2010 Powrót do góry

kirke, wiem, że jest świetny :D I dlatego pomimo miliona innych spraw do załatwienia podjęłam się również tej :) Nie mogłam przepuścić tak świetnego ff-a, no i współpracy z tak niesamowitą tłumaczką, jaką jest pestka :D

Dziękuję Wam bardzo za wiarę we mnie i... Mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni tym rozdziałem :)
Nie przeciągając dłużej...


Rozdział 8

tłumaczka: Swan
beta: (cudowna) marta_portosia :D


Pw Belli

Miałam kilka godzin wolnego między zajęciami w środy i zastanawiałam się czy iść do domu (gdzie pewnie bym po prostu zasnęła), czy dać się pochłonąć czytaniu tu, w Tolman Hall.* Zdecydowałam się na to drugie i zaczęłam grzebać w mojej torbie na laptopa. Profesor Zhou przydzielił mi conajmniej dwa lub trzy artykuły więcej; mogłam je jedynie przejrzeć na stronie internetowej i ściągnąć w postaci PDF-a…
Nagle usłyszałam nerwowy dźwięk przeczyszczania gardła przede mną i spojrzałam tam znad mojej torby. Stojąc przede mną, przestępując z nogi na nogę, patrząc na wszystko z wyjątkiem mnie, stał Edward. Wyglądał jak totalny frajer – włosy przyczesane na bok, założone okulary, sweter z dekoltem w serek z białym guzikiem pod spodem i… dobry Boże… krawat. Nie widuje się ich tu za wiele.
- Hej – wymamrotał.
- Cześć, Edward – powiedziałam, czując się nieśmiało, ale zdając sobie sprawę, że tu muszę przejąć inicjatywę. To było jasne, że był poza swoim żywiołem. – Jestem zaskoczona, widząc cię tutaj. Przeważnie jesteś w Evans Hall, prawda?
- Tak – powiedział, jego policzki zrobiły się nieco różowe. Przez chwilę po prostu tam stał. – Chciałabyś… chciałabyś p-p-pójść na kawę?
Mogę poczytać później.
- Jasne – powiedziałam, wstając i potykając się o kant mojej torby na laptopa. Edward złapał mnie w ramiona, ratując przed upadkiem, ale szybko odwrócił ode mnie twarz. To mnie nieco uraziło, zanim zrozumiałam, dlaczego to zrobił. – W porządku – powiedziałam. – Alice mówiła mi o twojej awersji do niektórych zapachów, więc zmieniłam szampon. Jakiś kwiecisty rodzaj, żadnych truskawek. – Zebrałam moje rzeczy i uśmiechnęłam się. – Gdzie chciałbyś pójść? Do Coffee Spot?**
- Jasne – powiedział. Edward przytrzymał dla mnie drzwi, co mnie mile zaskoczyło. Szliśmy w ciszy. Obserwowałam go kątem oka. Szedł nieco zgarbiony, z oczami wbitymi w ziemię. Mógłbyś przejść obok niego setki razy i nigdy nie zauważyć. Niewidzialny.
Znalazłam dla nas przytulny stolik, podczas gdy Edward zamawiał dla nas napoje… Oplotłam moją mochę*** dłońmi, aby je ogrzać.
- Nie kawa? – zapytałam, gdy dodał cukru do jego herbaty.
- Nie - powiedział i mały uśmieszek błąkał się w kącikach jego smakowitych ust. – Myślę, że jestem już wystarczająco nerwowy. – Ale uśmiech zniknął chwilę później i kiedy na mnie spojrzał, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Znowu się ukrywasz?
- Alice powiedziała, że nam dwóm przyda się rozmowa – powiedział w końcu. – Więc chcesz, żebym zaczął moją medyczną opowieść? Mogę dać ci listę leków na których…
- Co? – przerwałam mu spanikowana. – Nie. To znaczy, jeśli chcesz… Nie. Czekaj. Czemu miałabym tego chcieć? – Edward popatrzył na mnie zdezorientowany. Poważnie, nie oczekiwał takiej reakcji.
- Myślałem… Więc nie chcesz tego? To znaczy, jeśli chcesz pomagać albo się uczyć… no wiesz… ja… - ucichł. Wsadziłam głowę w dłonie, przerażona rozwojem wypadków.
- Więc myślałeś… ugh. – Złym było, kiedy myślałam, że Alice chce mnie przyprowadzić jako terapeutkę Edwarda. Ale to, że on sam myśli to samo, jest jeszcze gorsze. – Boże, to takie niezręczne. Oczekiwałeś, że będziesz przedmiotem mojego stażu jako psychologa, czy coś w tym stylu?
- Cóż… tak – wymamrotał Edward, patrząc na swoją herbatę. – To znaczy, że to nie…? Ty nie chcesz…?
- Nie! – W pół krzyknęłam, powodując, że kilka osób popatrzyło w naszą stronę. Oboje obniżyliśmy się w siedzeniach na ten nagły przypływ uwagi. Opanowałam głos. – Nie. To znaczy, nie. Chcę z tobą porozmawiać. Alice myśli, że rozmowa nam pomoże. Ale nie… nie w ten sposób. – Edward podniósł wzrok, jego czoło się zmarszczyło. Czy to normalne, żeby uważać męskie czoło za seksowne? Jezu! Bello, skup się!
- Och. A więc hipnoza albo coś w tym stylu? Chodzi mi o to, że próbowałem tego…
- Nie. Nie! Nie… Nie w żaden profesjonalny sposób. – Moja twarz przybrała już tuzin odcieni czerwonego. – To znaczy… Edward, serio… to, że spędziliśmy razem noc w łóżku – nie ważne jak niewinne to było – znaczy, że nie ma możliwości, żeby łączyły nas profesjonalne więzi… - I to nie profesjonalnej więzi chcę z tobą! Oczywiście, tego nie mogłam powiedzieć na głos. Twarz Edwarda wkrótce opadła.
- Więc nie chcesz ze mną rozmawiać?
- Nie. Tak. Nie. Tak, chce z tobą rozmawiać, ale nie w ten sposób. – Do cholery, to najgorsza rozmowa wszechczasów!
- Więc jak? – Wyglądał na zmieszanego.
- Jak.. um… przyjaciele, może? Coś w tym rodzaju?
Oczy Edwarda oderwały się na chwilę od jego drinka i przez chwilę patrzył prosto na mnie, a jego twarz wyrażała niedowierzanie. Jego oczy miały niezwykły odcień zieleni i kiedy w nie spojrzałam, przepadłam. Po prostu przepadłam.
Czemu czuję, jakbym znała cię całe moje życie?
Przez chwilę coś zatrzepotało na skraju mojej pamięci. Coś cudownie znajomego. A potem zniknęło.
- Przyjaciele? – Edward powiedział to, jakby nigdy wcześniej nie słyszał takiego słowa.
- Albo coś w tym rodzaju – dodałam. Jego oczy znów opadły na napój przed nim.
- Podoba mi się to – powiedział niskim głosem.
- A więc zgoda – odpowiedziałam, biorąc głęboki wdech i starając się strząsnąć ten dziwny magnetyzm, który czułam między nami. Siedzieliśmy cicho przez minutę. – Pieprzona Alice – przeklęłam pod nosem, ale wyszło to nieco głośniej niż się spodziewałam. Edward parsknął śmiechem.
- Chciała dobrze – powiedzieliśmy oboje w tym samym czasie. Niezręczność topniała, gdy śmialiśmy się razem.

~ ~ - ~ ~

- Alice powiedziała mi o twoim tacie – powiedział Edward po chwili. – Trochę trudno mi wyobrazić sobie rodzica traktującego swoje dziecko tak od niechcenia. Moi rodzice są naprawdę pomocni, szczególnie mój tata. Chyba nigdy nie rozumiałem, jakim jestem farciarzem.
- Większość ludzi tego nie rozumie – powiedziałam. – Wiele rzeczy w życiu bierzemy za pewnik. Chodzi o to, nigdy nie czytałeś książki o dorastaniu z rodzicami, którzy są opisani jako niewiarygodni dupkowie. – Robiłam kółka na stole dołem mojego kubka. – Powiedziała ci też, że straciłam przyjaciela w wypadku?
Przytaknął, a jego oczy złagodniały.
- Tak. Przykro mi. Śmierć przyjaciela to okropny sposób na rozpoczęcie trzynastu lat – masz wszystkie te dorosłe uczucia, ale jesteś zbyt bezsilny, żeby cokolwiek zrobić. Właściwie nie masz żadnych pieniędzy, wolności ani możliwości przemieszczania się samemu. No i zdecydowanie żadnego prawa głosu. I mimo to wszystko w tobie wręcz krzyczy, aby robić rzeczy wymagające wszystkich tych elementów. – Myślę, że ten opis jest dość trafny.
- Byłeś w tym samym wieku, gdy zostałeś… skrzywdzony, prawda? – Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia, co stało się podczas trzęsienia. Wiedziałam tylko, że został zraniony.
- Tak – powiedział cicho. Zrobił długą przerwę. – Chciałem powiedzieć ci o tym, co stało się tamtej nocy. I nie wciskać ci tej gówno wartej oficjalnej historii, którą wciskamy wszystkim innym. Ale nie wiem, czy jestem już na to gotowy. – Jego twarz wyrażała mieszankę niepewności, smutku i czystego przerażenia. – Alice powiedziała… Powiedziała, że mogę ci zaufać w sposób, w jaki ufam jej i Jasperowi, i Emmettowi.
- Możesz – powiedziałam, choć w sumie nie do końca wiedziałam, co to miało znaczyć. Najwyraźniej czworo z nich miało ze sobą mocną więź, która prawdopodobnie połączona była z historią związaną z traumą Edwarda. Coś takiego nie było całkowicie przeznaczone do rzucenia publice.
Nie, żeby twoje sekrety były strasznie normalne – zwróciłam sobie uwagę.
- W porządku. Powiesz mi, gdy będziesz gotów. – Edward uśmiechnął się do mnie krzywo, na co moje hormony znów zaczęły szaleć. Jak ludzie mogli nie dostrzegać, jak wspaniały był ten facet?
- Też nie musisz mi nic mówić… To znaczy, jeśli nie chcesz – powiedział. – Ale możesz powiedzieć mi wszystko… wszystko co chcesz!... Jeśli chcesz. – Uśmiechnęłam się przez tę niezręczną asekurację.
- Wiem – powiedziałam i poczułam jak bardzo prawdziwe były te proste słowa. Musiałam je powtórzyć. – Naprawdę wiem, że mogę ci wszystko powiedzieć.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę i staraliśmy się to przemyśleć. Zrobiłam pierwszy ruch delikatnie dotknęłam jego ręki, która leżała na stole. Oczy Edwarda zauważalnie się rozszerzyły, gdy moje palce lekko przejechały po grzbiecie jego dłoni. To nie miało być nic poza przyjacielskim, wspierającym gestem, jednak niespodziewany wstrząs pożądania, jaki poczułam, przejeżdżając palcami po jego skórze, całkowicie mnie zaskoczyły. Uścisnęłam jego długie, smukłe palce – były śliskie od potu – i odsunęłam rękę.
- Jesteś taka miła. – Edward powiedział to tak cicho, że musiałam pochylić się do niego, aby go usłyszeć. – Nie masz… chłopaka albo czegoś? Ktoś taki jak ty musi już być… no wiesz… zajęty. – Wciąż patrzył na swoje ręce, źrenice Edwarda były tak rozszerzone, że jego oczy wyglądały na czarne.
- Chłopak? – powiedziałam. – Nie, Edward, nie mam chłopaka. Już od dłuższego czasu – przerwałam i wzięłam głęboki oddech. Teraz albo nigdy. – Jedyne co mam, to były mąż.
Jego brwi uniosły się tak bardzo, że prawie zlały z linią jego włosów.
- To wydaje się kiepską rzeczą do posiadania dla ludzi w naszym wieku – powiedział sucho, ale bez wątpienia było słychać smutek w jego głosie.
- Jest. Ale tu nie ma nikogo do obwiniania… Weszłam w to z otwartymi oczami.
- Co się stało? – zapytał delikatnie. Dmuchnęłam na loki, wiszące dookoła mojej twarzy i zastanawiałam się, co Edward będzie o mnie myślał na końcu tej opowieści.
- Pomiędzy wyjazdem mojego taty i.. śmiercią mojego przyjaciela, gdy byłam młoda, zaczęłam mieć szalone kompleksy o tym, że jestem w pewnym sensie niekochana. Przez facetów. Nie byłam bardzo popularna ani nie dostawałam wielu zaproszeń na randki… zbyt nieśmiała, tak sądzę. Zbyt inna.
Później, kiedy byłam w jedenastej klasie, jeden z chłopców z mojej klasy – James – zaczął zwracać na mnie uwagę. Najpierw myślałam, że chce pomocy z jego zadaniami szkolnymi, czy czymś w tym stylu. Ale później zaprosił mnie na randkę. Był przystojny i nie mogłam uwierzyć, że chciał mnie. Mnie! I w tym tkwił problem – to nigdy nie był równy związek.
Kiedy James i ja zaczęliśmy się umawiać, czułam, że nie byłam warta i nie zasługiwałam na jego miłość. W ramach rekompensaty, robiłam wszystko, o co mnie tylko poprosił. Byłam na każde jego zawołanie. Oddałam mu swoje dziewictwo, zanim poczułam, że jestem na to gotowa. Zmieniłam dla niego wszystkie moje przyzwyczajenia, przyjaciół i marzenia.
Gdy skończył osiemnaście lat, oświadczył mi się. Klękanie na jednym kolanie, diamentowy pierścionek i wszystkie te rzeczy. Ale był jeden warunek… oczywiście, miłość Jamesa od zawsze szła w parze z warunkami – dodałam ze smutnym uśmiechem. – Miałam porzucić moje przyjęcie do Berkeley i zostać z nim w Phoenix.
Oczywiście, powiedziałam tak. Wzięliśmy ślub w ratuszu w kwietniu – moja matka nie cieszyła się z naszego wyboru, ale dała nam swoje wsparcie, gdy zrozumiała, że ruszymy przed siebie bez względu na wszystko. Mój ojciec nawet nie odpowiedział na zaproszenie na ślub. Rodzice Jamesa całkowicie zaakceptowali całą tę sprawę – oni też pobrali się młodo. Tym, czego nie powiedziałam Jamesowi, było to, że nie odrzuciłam przyjęcia do Berkeley… Zamiast tego, odroczyłam je na rok. Pomyślałam, że zdążę z nim o tym porozmawiać przez ten czas. Kto nie chce się przenieść do San Francisco?
- Niech zgadnę… James? – powiedział Edward.
- Dokładnie – powiedziałam. – Ale nasze małżeństwo było skazane na porażkę już wcześniej. Najpierw było dobrze. Wynajęliśmy razem małe mieszkanie. Chciał uprawiać ze mną seks co nocy, bez względu na wszystko. No i byłam panią James LaClair.**** Co byłoby lepszym dowodem na to, że byłam kochana i chciana przez mężczyznę? Oboje pracowaliśmy, płaciliśmy rachunki i odkładaliśmy trochę, aby na koniec miesiąca coś sobie kupić. Byłam szczęśliwa.
Edward nic nie powiedział, tylko wciąż patrzył na mnie, podczas gdy jego palce pracowicie darły na strzępy kupkę serwetek przed nim.
- Wiedziałam, że James może być… zaborczy. Kontrolujący. Otwierał moje maile, sprawdzał rozmowy. I pewnego dnia przyszedł z Berkeley list z pytaniem, czy będę uczęszczać do szkoły w tym roku czy opóźnię to o kolejny rok akademicki. – Przerwałam. – Wściekł się. Powiedział, że skoro okłamuję go w sprawię Berkeley, to muszę go okłamywać również we wszystkim innym. Że może zdradzałam go, że muszę być dziwką równie dobrze jak kłamcą. A potem było tylko gorzej.
Mały stos kawałków serwetek, który stworzył Edward, się rozpadł, a kłykcie chłopaka zbielały.
- Płakałam i jęczałam, błagając o wybaczenie i obiecując, że zrobię wszystko, o co poprosi… jeśli pozwoli mi iść do Berkeley. Bardzo ważne dla mnie było zdobycie jakiegoś stopnia wykształcenia i być kimś, może zostać nauczycielem i wtedy mogłabym lepiej wspierać nasz dom. Im bardziej prosiłam, tym bardziej wściekły się stawał. W końcu powiedział, że mam wybrać: Berkeley albo on. I odszedł.
- I wybrałaś Berkeley? – zapytał Edward. Jego szczęka była napięta.
- Nie – powiedziałam łagodnie. – Wybrałam jego. Po trzech tygodniach samotności – przeniósł się do domu jego rodziców z walizką pełną ubrań – poszłam powiedzieć mu, że odmówię przyjęcia do Berkeley. Że porzucę moje marzenia dla niego.
Było za późno. Powiedział mi – bardzo zimno – że ruszył dalej, że nie obchodzi go czy pójdę do Berkeley, czy nie. Znalazł sobie kogoś innego i między nami wszystko skończone. Tak po prostu. Moje małżeństwo skończyło się na schodach do domu jego rodziców. Nawet nie zaprosił mnie do środka, aby mi to powiedzieć.
Nagle usłyszałam trzask, gdy łyżeczka Edwarda złamała się na pół. Popatrzyłam na niego zaskoczona, a on wyglądał na zażenowanego.
- Przepraszam – wymamrotał. – Po prostu nie mogę znieść myśli o tobie… To znaczy o żadnej kobiecie.. traktowanej tak źle przez mężczyznę. Nie tylko przez mężczyznę – twojego męża. Jak mógł od ciebie zażądać porzucenia twoich celów dla niego? A ty chciałaś to zrobić! To jest najgorsze.
- Nie – powiedziałam, pocierając czoło. – Najgorszą rzeczą było to, że nawet gdy zaoferowałam mu rzucenie wszystkiego, jego to nie obchodziło. Nigdy nie troszczył się o moje marzenia na pierwszym miejscu. Były kompletnie nic nie warte i nic nie znaczące. Tak jak ja. Kompletnie nic nie warte i nic nie znaczące…
- Nie mów tak – powiedział niskim, zbolałym głosem. I zdobył się na to, aby położyć wtedy swoją rękę na mojej. – Proszę, nigdy tak nie mów.
Czas zdawał się zatrzymać, gdy jego dłoń złapała moją. Mogłam zobaczyć drżenie jego palców i poczuć jak wilgotna była jego dłoń, gdy dotknął mojej skóry. Dzikie łomotanie jego pulsu, grzmiącego przy grzbiecie mojej ręki.
Edward był przerażony.
Lęk społeczny *****, pomyślałam. To będzie pasować do zespołu stresu pourazowego. I wtedy wielkość tego, co on robił, mnie uderzyła.
Ile musiało kosztować go opuszczenie bezpiecznego budynku jego wydziału, pójście do obcego miejsca w celu zaproszenia kobiety, którą ledwo znał, na kawę? Siedzenie ze mną w miejscu publicznym, podtrzymywanie rozmowy, znoszenie wszelkiej ilości krępującego rozmawiania o tych okropnych, prywatnych sprawach.
Byłam tak przytłoczona jego bohaterstwem, że moje oczy napełniły się łzami. Zamrugałam, aby się ich pozbyć, aby ich nie zauważył… albo nie znalazł sposobu, aby winić o nie siebie.

~~ - ~~

- Czułam się bezwartościowa, Edward – powiedziałam po chwili – ale już się tak nie czuję. Albo ostatecznie, mam te uczucia bardziej pod kontrolą. Wtedy miałam osiemnaście lat i zostałam porzucona przez męża po… och, siedmiu miesiącach. Nie mogłam już tego wszystkiego wytrzymać. Wszystko się rozpadło.
Ruszając się tak wolno, jak tylko mogłam, oplotłam moje place wokół jego. Siedział bez ruchu przez chwilę, a później przyciągnął moje palce bliżej siebie.
- Poszłam do domu mojej mamy. Przygotowała mi rzeczy do wyprowadzki z mieszkania – nie mogłam nawet wyjść z łóżka albo sama spakować pudełka. Proces rozwodowy zaczął się prawie natychmiast. James nie mógł się doczekać, aż się ode mnie uwolni. – Uścisk palców Edwarda na moich się wzmocnił i również ścisnęłam jego palce. - Wpadłam w ogromną depresję. Nie wychodziłam z łóżka, nie jadłam, nie robiłam nic. Płakałam. I obwiniałam siebie o wszystko. Moja mama zaciągnęła mnie do lekarza. On przepisał mi antydepresanty, których brania odmówiłam. Nie poszłam na terapię albo cokolwiek, co mogłoby mi pomóc.
Tak było przez kilka miesięcy, a moja mama stała się wrakiem człowieka. Nie wiedziała, co robić. Zadzwoniła nawet do mojego taty i ściągnęła go z Waszyngtonu, żeby ze mną porozmawiał. Gdy już to zrobił, po prostu usiadł na brzegu łóżka i zaserwował mi wykład. Powiedział, że zasłużyłam na to, wychodząc za mąż jak idiotka w tak młodym wieku. – Zrobiłam minę. – Powiedział też, że dobrze, iż zakończyłam moje pierwsze małżeństwo bez popełnienia ogromnego błędu, jaki on popełnił. Gdy zapytałam, co to był za błąd, odpowiedział „Posiadanie dziecka.”.
Z gardła Edwarda wydobył się krótki dźwięk przerażenia. Bardzo ostrożnie pocierał kciukiem grzbiet mojej dłoni. To było takie dobre, takie kojące.
Usłyszałam delikatne kliknięcie, gdy zdjął okulary i położył je na stoliku obok naszych dłoni. Spojrzałam na nie przypadkiem na początku, a potem przyjrzałam się dokładniej. Stłumiłam uśmiech. Będę musiała to sprawdzić później.
- Po kilku miesiącach tego zamieszania moja mama zmusiła mnie do wyjścia z łóżka i wsadziła do auta. Jedziemy odwiedzić dziadka Jacka, powiedziała. On jest jej ojcem – mieszka w Scottsdale******. Mój dziadek i ja jesteśmy dość blisko ze sobą i domyśliłam się, że chciała, żeby przemówił mi do rozumu.
No więc pojechałyśmy do Scottsdale i zjedliśmy uroczy lunch. Mój dziadek jest ślepy i ma utrudnione poruszanie – dobija już dziewięćdziesiątki. Ma opiekunkę Helen, która dba o jego potrzeby, gotuje, dba o jego bezpieczeństwo. Tego dnia po lunchu umyłyśmy naczynia i wróciłyśmy do salonu. Potem nagle zauważyłam, że Helen wynosi swoją walizkę za drzwi, a moja mama stoi przede mną. Wtedy powiedziała, że mnie tam zostawia. – Edward spojrzał na mnie zmartwiony, ale machnęłam na niego. – To nie to co myślisz. To było dobre. Oczywiście wtedy nie widziałam tego w ten sposób.
Mama powiedziała, że Helen wzięła dwa tygodnie urlopu i będę potrzebna do opiekowania się dziadkiem Jackiem, kiedy jej nie będzie. Przyniosła walizkę pełną ubrań i rzeczy dla mnie. Helen zostawiła mi długą listę wskazówek, klucze do jej auta i trochę domowej gotówki. I tyle – obie wsiadły do auta i odjechały.
- Nie rozumiem, czemu ci to zrobiły, kiedy byłaś w tak złym stanie – powiedział Edward.
- Ponieważ chciały, żeby mi się polepszyło – powiedziałam z uśmiechem. – I się udało.
Dziadek Jack po prostu siedział na kanapie, słuchając mojego płaczu. Znał powód. Później podszedł do mnie i pozwolił wypłakać się na swoim ramieniu. Kiedy skończyłam, wziął moją rękę i powiedział, że czas pomyśleć o czymś poza moimi problemami.
Przez następne dwa tygodnie dowiedziałam się, jak to jest żyć z całkiem innym rodzajem problemów. Przez pierwszy tydzień wszystko co mogłam zrobić, to opiekować się dziadkiem. Wozić go tam, gdzie potrzebował. Wizyty u lekarza, zakupy. Zajmować się domem. Gotować. Dbać o jego potrzeby, jakiekolwiek by nie były. Padałam na łóżko wieczorem wyczerpana. Miałam z tego powodu ogromny szacunek do Helen; nie miałam pojęcia, jak trudno jest dbać o kogoś innego.
W drugi weekend dziadek Jack zaczął ze mną rozmawiać, mówić różne rzeczy. O jego życiu. O rzeczach, które poszły mu źle i o tych, które poszły dobrze. I ja… mogłam powiedzieć mu rzeczy, których nie mówiłam wcześniej nikomu innemu. Podzieliłam się z nim sprawami, które byłam pewna wziąć ze sobą do grobu. I zamiast myśleć, że jestem szalona, on słuchał. I pomógł mi lepiej zrozumieć część z moich życiowych doświadczeń, pomógł mi znaleźć dla nich takie miejsce w mojej głowie, że miały dla mnie sens.
Nie zrozum mnie źle – nie wróciłam do domu w pełni wykurowana. Ale wróciłam do domu, rozumiejąc, że muszę się sobą zająć. Wzięłam moje leki. Poszłam do specjalisty. Zostałam wprowadzona na terapię mającą pomóc mi ze zwalczeniem negatywnego myślenia o mnie i moim życiu. No i we wrześniu wprowadziłam się tu, do San Francisco i zaczęłam studiować w Berkeley.
Uśmiechnęłam się, drżąc nieumyślnie, gdy jego kciuk przesunął się wolno w górę i w dół po mojej dłoni.
- Mój dziadek ma już osiemdziesiąt dziewięć lat. Rozwód jest daleko za mną; nie mam pojęcia, gdzie skończył James i zbytnio mnie to nie obchodzi. No i moje wyobrażenie o tym, co atrakcyjne w mężczyźnie, się zmieniło.
Nastąpił długi moment ciszy.
- Słuchanie tego sprawiło, że zgłodniałem – powiedział nagle Edward. – Złość na twojego tatę, złość na Jamesa… złość na siebie samego za to, że nie jestem zdolny poradzić sobie z własnymi problemami, tak jak ty poradziłaś sobie ze swoimi.
- Rozumiem, że się tak czujesz – powiedziałam. – Ale w rzeczywistości ty i ja się nie różnimy. Oboje mamy bardzo nieszczęśliwe i traumatyczne przeżycia z czasów, gdy byliśmy nastolatkami. Oboje staramy się w swój sposób poradzić z własnymi problemami. Ale, tak jak powiedziałeś, nie zawsze wydajesz najlepszą opinię, gdy jesteś nastolatkiem. Więc nasze próby nie działają. Ostatecznie ja znalazłam tę, która lepiej działa. I ty też znajdziesz. – Dałam jego dłoni ciepły uścisk. – Posiadanie kogoś, z kim możesz porozmawiać, kogoś postronnego, również pomoże. Tak było w moim przypadku.
Edward uśmiechnął się blado, jego spojrzenie wciąż utkwione było w naszych splecionych dłoniach. Nagle na stole pojawił się cień.
- Przepraszam… ale dopóki nie zamówicie czegoś więcej, może moglibyście zwolnić stolik płacącym klientom? – Udręczony menadżer sklepu stał nad nami, starając się wyglądać i brzmieć uprzejmie. Popatrzyliśmy na niego zmieszani, po chwili Edward sprawdził swój zegarek.
- Omójboże – powiedział naprawdę szybko. – Jest po wpół do szóstej.
Prawie miałam atak serca. Nie tylko spędziłam cały mój czas na czytanie, rozmawiając z Edwardem, ale też kompletnie przegapiłam moje popołudniowe wykłady. Byliśmy tu przez ponad cztery godziny.
Oboje zerwaliśmy się na nogi, w pośpiechu ładując nasze rzeczy do toreb i uciekliśmy z kawiarni zawstydzeni. Gdy znaleźliśmy się w prawie-ciemności wczesnej kalifornijskiej zimy, zatrzymaliśmy się, popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Olałam moje wykłady – powiedziałam oszołomiona.
- No i zgaduję, że mogę zapomnieć o dostaniu się do mojego następnego zadania w PowerPoincie przed kolacją – powiedział Edward. – Powinienem się spotkać z Jasperem w domu za dwadzieścia minut. Chyba się spóźnię. – Odwrócił się do mnie. Jego zaniepokojona twarz wkrótce złagodniała. – Ja… spędziłem miło czas. Dziękuję za zaufanie mi na tyle, aby to wszystko opowiedzieć.
- Dziękuję za słuchanie – odpowiedziałam. Nastąpił moment niezręczności i zrobiłam krok w przód, aby go uścisnąć. Edward wziął ostry wdech, gdy moje ciało dotknęło jego, a moja twarz dotknęła jego obojczyka. Po chwili otoczył ramieniem moje plecy i poklepał niezręcznie, jakby nie do końca wiedział, co robić z kobietą w jego ramionach. Zostałam w jego uścisku nieco dłużej niż powinnam, bo po prostu trudno było mi się zmusić do odsunięcia.
Ale zrobiłam krok w tył, pozwalając oczom skierować się na jego usta. No i gapiłam się na jego pełne, pysznie wyglądające wargi, przez chwilę zastanawiając się, jakby to było je całować.
Wydał z siebie przerażony pisk i wycofał tak szybko, że omal nie wywalił się na chodnik. Jego oczy były wielkości spodków.
- N-n-nie ma za co, Bello. Do zobaczenia później… może jutro w Jupiterze? Um… żeby porozmawiać… uch… później… pa! – I odszedł, zanurzając się w półmroku.
Patrzyłam zdziwiona jak odchodzi. Nie mogłam sobie wyobrazić bardziej dramatycznej reakcji, gdybym wyciągnęła strzelbę i przyłożyła mu do głowy.
Myślał, że naprawdę chcę go pocałować?
Po chwili musiałam się zaśmiać.
Może mimo wszystko wolałby strzelbę.



*Myślę, że chodzi o coś w rodzaju akademika.
** [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
*** [link widoczny dla zalogowanych]
Jezuu jak to dziwnie wygląda…
**** Mrs. James LaClair. Dla mnie zawsze niedorzeczne było to, że małe dziewczynki na filmach piszą np. pani Edward Cullen. Bez sensu, ale cóż, nie będę wnikać ^^
***** Social anxiety disorder.
Lęk społeczny - termin określający występowanie odczucia lęku w związku z różnymi relacjami interpersonalnymi. W zależności od autorów pojęcie to jest utożsamiane albo z fobią społeczną albo lękiem przed ludźmi, jednak nie na tyle silnym, aby było zakwalifikowane jako zaburzenie psychiczne lub normalnym zachowaniem większości ludzi, polegającym na występowanie różne stopnia lęku w sytuacjach, w których wymagane jest wywarcie na kimś określonego wrażenia bądź zachowanie danej osoby może zostać poddane ocenie.
****** Scottsdale – miasto w hrabstwie Maricopa w stanie Arizona w Stanach Zjednoczonych, w zespole miejskim miasta Phoenix.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Pią 16:06, 26 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:27, 26 Lut 2010 Powrót do góry

Swan napisał:
**** Mrs. James LaClair. Dla mnie zawsze niedorzeczne było to, że małe dziewczynki na filmach piszą np. pani Edward Cullen. Bez sensu, ale cóż, nie będę wnikać ^^

Hej, nie o to chodzi. Znaczy w angielskim chodzi, ale po polsku to by było "pani Edwardowa Cullen". Przecież żadna dziewczyna nie da sobie męskiego imienia Wink

Ależ się ucieszyłam, że już kolejny rozdział Luster. Brakowało mi ostatnio takiego ukojenia, że ktoś tam ma gorsze problemy niż ja. No i jest.
Trochę się mimo wszystko rozczarowałam, że Bella zmieniła szampon, ale myślę, że autorka wiedziała, co robi. Nie rozumiem natomiast Edwarda, który tak po prostu uwierzył, że Bella chce go tylko dla badań. To takie... niedorzeczne, patrząc na poprzednie rozdziały. Chociaż w sumie... dobra, coś w tym jest. No i te ich wzajemne zaufanie, jakie wyrobili w poprzednich rozdziałach, też nie było jakieś zdumiewające. Zawsze nad interpretuję.
Zazgrzytało mi jedno zdanie, ale nie mogę go znaleźć. A tak ogólnie, to tłumaczenie świetne, jak zwykle (uch, zapewne znudzi Was -enty komentarz tej samej treści, ale cóż - muszę powtórzyć za innymi :)

Weny i czasu na rozpieszczanie wiernych czytelników :)
In.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
scrittore
Człowiek



Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska

PostWysłany: Pią 16:59, 26 Lut 2010 Powrót do góry

Wybacz, komentarz będzie krótki, bo śpieszę się do głupiej szkoły która karze mi głupio do niej iść o głupiej godzinie : /

Nie widzę różnicy między rozdziałami tłumaczonymi przez pestkę, a tym tłumaczonym przez swan. To bardzo dobrze, już się przyzwyczaiłam do tego stylu : D

Rozdział świetny - jak zwyle. Bella i Edward powoli się przełamują we wzajemnych relacjach. Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. Bella przegapiła zajęcia. To było ekstra, jak ten ich wspólny czas szybko leci. Pokazane są ich uczucia, niezręczność. Przeszłość Belli była bardzo dramatyczna. Na początku myślałam, że żartuje z tym mężem, a potem byłam w wielkim szoku. Opisy choroby Edwarda są bardzo wiarygodne. E & B powoli się rozpoznają. Tak jakby. Jestem szczęśliwa i zniecierpliwionba na dalszy ciąg. Pozostaje tylko czekać!

Czasu jak w zegarku, chęci i weny!

Pozdrawiam:
scrit. c(-:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Sob 15:11, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Szczerze nie wiem co mam powiedzieć odnośnie tego rozdziału. Za to wiem co powiedzieć, a raczej napisać muszę Swan spisałaś się świetnie, w co oczywiście nie wątpiłam. Jak dla mnie nie widać większej, praktycznie w ogóle, różnicy między Twoim a Pestki tłumaczeniem(:

Co do samego rozdziału to ich relacje powoli zmierzają ku dobremu, tzn. przełamują wzajemnie wybudowane mury w okół siebie. Ostatnio porównałam historię Belli do siebie, ale niestety, dla mnie stety, ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak ona się czuła gdy jej ojciec powiedział że była błędem, że żałuje, iż się urodziła? A to, że miała męża, szok! Nie wiem czemu ale początkowo myślałam, że sobie żartuje, że chce rozluźnić atmosferę, ale nie to było serio i to całkowicie. Jednak to prawda, że na psychologię wybierają się ludzie, którzy sami mają problemy, nie obrażając przy tym Belli i wszystkich innych.

Lustra zaczynają pokazywać nam prawdziwe życie, nie tylko piękne uczucia, wzloty, humor i pełnie szczęścia jest tu gorycz i ból życia i to nadaje mu wyjątkowy charakter, prawdziwość(?) i wiarygodność(?), przynajmniej dla mnie(:

Czasu, czasu, weny, chęci, weny i motywacji w tłumaczeniu dla obu wspaniałych tłumaczek.
Pozdrawiam Aja(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 22:28, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Cytat:
Myślał, że naprawdę chcę go pocałować?
Po chwili musiałam się zaśmiać.
Może mimo wszystko wolałby strzelbę.
hehe... no bo kto by chciał pocałować Bellę z bardzo długim bezsensownym nazwiskiem :P
na pewno za to chciałby pocałować Bellę Swan :P

rozdział nudnawy - kolejne rozpoznania... kolejne zwierzenia i coraz więcej dowiadujemy się o przeszłości Swan... jakoś musiałam przełknąć brutalnego Charliego, który naprawdę nie chce mi się w głowie wpasowac w to wszystko, ale się staram...
urocza była opowieść o dziadku i depresji Belli... a także jej zamążpójściu... duży plus za to, że autorka nie zrobiła z Bells jakiejś biednej kobiety, która kiedy się zorientowała - rzuciła męża... zrobiła z niej za to idiotkę, która żyła pod wpływem drugiej osoby - a te zdarzają się znacznie częściej :) bardziej realistyczna sprawa :)

dziękuję zespołowi tłumaczącemu :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Nie 11:55, 21 Mar 2010 Powrót do góry

Dawno mnie nie było na forum, ale jak już się pojawiłam, to nie mogłam odpuścić moich ulubionych FF, a Lustra są jednym z nich.
Zacznę od tego, że Swan spisała się doskonale! Jakbym nie wiedziała, to nawet nie przypuszczałabym, że tłumaczy inna osoba. Obie z pestką jesteście po prostu fantastycznymi tłumaczkami. Jak widać, pestka ma nosa nie tylko do wynajdowania świetnych opowiadań, ale także tłumaczy.
Rzeczywiście jakoś przestało być baśniowo, jest bardziej realnie, ale nie zmienia to mojego zachwytu nad tym FF. Z niesamowitą precyzją przedstawiona jest każda postać, psychodeliczne (jeśli tak to można nazwać) stany Edwarda ścinają z nóg, a Bella jest tu tak wrażliwą, ciepłą, a przy tym w ogóle nie rozmemłaną osobą, że nie da się jej nie lubić (w oryginale piana mi na usta występuje, jak o niej czytam). Z niecierpliwością czekam na osławiony 10 rozdział, bo chcę zobaczyć, czy też się zawiodę. Mam nadzieję, że długo nie będę musiała czekać. Wink
No i kiedy oni w końcu się poznają???!!!!
Ps. Zgrzytnął mi jeden zwrot:
Cytat:
zaczęłam mieć szalone kompleksy o tym


kompleksy o tym? Zazwyczaj ma się kompleksy z jakiegoś powodu, ale o czymś... Ale szczerze powiem, że nie wiem, jak powinno być, ręki sobie nie dam uciąć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Nie 11:26, 28 Mar 2010 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze, przepraszam za zwłokę i bez zbędnego gadania zapraszam na kolejny rozdział. :)

beta: marta_potorsia

Rozdział 9

PWE


Dziesięć minut zajęło mi dostanie się do samochodu ( i to biegiem), a następnie utknąłem w korku. Nie pomogła mi nawet burza, która się rozpętała, gdy opuściłem kampus. Przez większość drogi nie zdejmowałem ręki z klaksonu. Zbliżała się dziewiętnasta, gdy Volvo zawyło dziko tuż przy krawężniku obok domu. Jasper mnie zabije!
Wparowałem do środka, wołając Jaspera i wykrzykując słowa przeprosin. Zdjąłem buty, zrobiłem dwa kroki w stronę salonu i nadepnąłem na kontroler od Xboxa.
- ku***! – krzyknąłem, po czym zdałem sobie sprawę, że Jasper siedzi na kanapie z puszką piwa i do połowy zjedzonym kawałkiem ryżowego pieczywa. Gapił się na mnie.
- Stary – powiedział – nie krzycz. Jestem tutaj.
- Najmocniej cię przepraszam, że się spóźniłem, Jazz – powiedziałem szybko. – Zupełnie straciłem poczucie czasu, dodatkowo ruch na mieście jest koszmarny. I jakiś wariat w czerwonym BMW prawie wepchnął mnie do rowu i… - Jasper wytrzeszczył oczy i uniósł rękę, by mnie uciszyć.
- Łoł. Zwolnij. – Zamilkłem i spojrzałem na niego, zaskoczony tą reakcją. – Usiądź, okej? Po prostu usiądź, o tutaj. – Poklepał kanapę obok siebie. Usiadłem.
- Co? – zapytałem. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Bo się wydzierasz. Nie słyszałem, byś wydawał tak głośne odgłosy, odkąd Emmett przypadkowo-nieprzypadkowo podpalił twoje krzesło, kiedy miałeś siedemnaście lat. Nie mówiąc już o tym, że wszyscy sąsiedzi słyszeli, jak parkujesz. Prawdopodobnie zostawiłeś połowę opon na drodze. – Wstał, poszedł do kuchni i wrócił z piwem. – Wypij. A później powiedz mi, co się dzieje.
- Ale jesteśmy spóźnieni!
- Spóźnieni na co, Edwardzie? Co takiego planowaliśmy na dziś wieczór? – Gapiłem się na niego przez chwilę, po czym wyszczerzyłem zęby i ukryłem twarz w dłoniach.
- Cholera. – Jazz i ja planowaliśmy przebieżkę. Na dworze lało i błyskało. Nie było mowy, byśmy wyszli w taką pogodę. – Przepraszam, Jazz. Jestem idiotą. Powinieneś do mnie zadzwonić.
Jasper popatrzył na mnie ciężkim wzrokiem przez dłuższą chwilę.
- Dzwoniłem. Trzy razy. Telefon ci padł? – Sięgnąłem do torby i wyciągnąłem komórkę. Wyświetlacz był pusty. Wyłączyłem ją, by nie przeszkadzała Belli w mówieniu.
- Wyłączyłem go – powiedziałem. Popatrzył na mnie z grzecznym niedowierzaniem. – Nie chciałem, by mi przeszkadzano.
- Edward, ty nigdy nie wyłączasz telefonu. I nigdy się nie spóźniasz. Nie krzyczysz. Nigdy nie jeździsz jak wariat. Chcesz mi powiedzieć, co w ciebie dziś wstąpiło?
- Nic – powiedziałem w swojej obronie, czując, że się czerwienię. Jasper nie poruszył się i nic nie powiedział – wziął jedynie łyk piwa, rozłożył się na kanapie i wpatrywał we mnie. Mógł tak siedzieć godzinami, aż druga osoba w końcu się łamała i mówiła mu to, co chciał wiedzieć. Miał do tego talent. Myślałem, żeby się z nim zmierzyć, ale w końcu zdecydowałem, że wolę usłyszeć jego radę niż się z nim bawić.
- Dobra – wybąkałem.
Jasper patrzył na mnie przez chwilę, po czym wybuchł śmiechem. Spojrzałem na niego wilkiem.
- Co? – zapytałem, czując się jak idiota. – O co ci chodzi?
- O nic – odparł. – Zupełnie o nic. Ty nie pijesz kawy.
- Nieważne. Ja tylko… Naprawdę potrzebuję twojej pomocy w tej sprawie. – Pokiwał głową zachęcająco. – Lubię ją. I myślę, że ona mnie też. Denerwuję się – wiesz, nie jestem zbyt dobry w te klocki.
- Edwardzie, poradzisz sobie. Bella jest miła… więcej niż miła, jest niesamowita. Alice uważa ją za bóstwo. I jeśli ona daje ci zielone światło, nie powinieneś się wahać.
Nie takiej pomocy oczekiwałem, Jazz.
- Znam to… Po prostu potrzebuję twojej rady… na temat… bardziej technicznych aspektów. – Spojrzałem na niego błagalnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wziąłem głęboki, sfrustrowany oddech. – Nigdy nie spotykałem się z żadną dziewczyną! Kiedy jest odpowiedni czas i miejsce, by zacząć… się całować?
- Och… Ty już się kiedyś całowałeś, Edwardzie – powiedział Jasper, spoglądając na mnie krzywo. – Wiesz, jak to działa. Na początku powoli, nie wciskaj jej języka w usta, jakbyś chciał je zjeść. I staraj się być dżentelmenem.
- Tę część też znam… Ja po prostu nigdy nie byłem inicjatorem tego typu rzeczy. Zwykle to dziewczyny zaczynają mnie całować, bo jestem zbyt zmęczony, by dłużej z nimi walczyć. – Jasper wymamrotał coś w stylu „to musi być fajne” pod nosem, ale go zignorowałem. - No dalej, Jasper… Pomożesz?
- Edwardzie, tu nie ma zasad. Miłość to nie dziedzina nauki, nie dam ci żadnych gotowych regułek. I nieważne, co inni ci powiedzą, nieważne, co słyszałeś lub czytałeś, jest tylko jedna rzecz, która naprawdę działa – bycie sobą. – Zobaczył smutek na mojej twarzy i uśmiechnął się. – Wiem… Nie to chciałeś usłyszeć. Ale jeśli ona naprawdę jest dla ciebie odpowiednia, będzie potrafiła przejrzeć przez to wszystko – Machnął ręką nad moją głową – i zobaczyć cię takiego, jakim naprawdę jesteś.
Jakim naprawdę jestem…
- I, cholera, zapomniałem… Alice chciała się z tobą zobaczyć. Jest na górze w swoim pokoju.
- Wszystko w porządku? – zapytałem. Alice ostatnio mnóstwo czasu spędzała sama, co prawie z pewnością oznaczało, że czegoś szukała. Ale Jasper nie wydawał się ani trochę zmartwiony. Dziwne.
- Wszystko w porządku – powiedział spokojnie, podając mi piwo. – Idź zobaczyć się ze swoją siostrą.

~~ - ~~

Stałem w drzwiach sypialni Alice, patrząc, jak leży na łóżku. Oczy miała puste. Gdyby nie jej Dar, moje życie byłoby teraz w rozsypce, o ile w ogóle bym przetrwał. Ale kiedy widziałem swoją siostrę w takim stanie – ślepą, bez nadziei, bez kontroli nad obrazami w swojej głowie – pragnąłem, by nigdy nie miała tego daru.
- Alice – powiedziałem cicho. Odwróciła głowę w stronę mojego głosu i uśmiechnęła się.
- Edward – odparła.
- Co widzisz? – zapytałem. Cokolwiek to było, musiało być dobre – nigdy nie widziałem jej takiej rozpromienionej podczas wizji. Westchnęła z radością.
- Ciebie – powiedziała.

~~ - ~~

Pojawiłem się w Jupiterze zaraz po Jasperze i weszliśmy do środka razem. Widziałem, jak obserwuje mnie kątem oka… zapewne czekał, aż wezmę się do roboty. Denerwowałem się, owszem, ale potrafiłem sobie z tym radzić. Moja aspołeczność nie była aż taka straszna i przez większość czasu leki pomagały mi nie popadać w panikę.
Poza tym, teraz było inaczej. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się zdenerwowany z dobrego powodu.
Emmett i Rosalie siedzieli już przy naszym tradycyjnym stoliku w patio, niedaleko lampy. Nie widywałem swojego brata zbyt często ostatnimi czasy, chociaż mieszkał z nami. Spędzał mnóstwo czasu z Rose, która wciąż nie zżyła się z nami wystarczająco. Alice zapewniła nas, że niedługo to zrobi – w końcu byli ze sobą dopiero kilka miesięcy. Tym bardziej, że nie byliśmy najłatwiejsi do zaakceptowania. Zbyt dużo sekretów w rodzinie Cullenów.
- Hej, ludziska – powiedział jak zwykle Emmett. Rosalie uśmiechnęła się do Jaspera, posłała mi cyniczne spojrzenie i kiwnęła głową. Później spojrzała nad moim ramieniem i powiedziała chłodno:
- Cześć, Alice. Cześć, Bella.
Moje opanowanie natychmiast zniknęło. Skupiłem wzrok na stole przede mną. Poczułem, bardziej niż zobaczyłem, że Bella siada obok mnie. Mój niepokój zaczął sięgać zenitu i przez chwilę bałem się, że stracę nad nim kontrolę.
- Cześć, Edward – powiedziała cicho. Spojrzałem ponad swoimi okularami i zobaczyłem jej lśniące brązowe oczy patrzące na mnie pytająco. Jej różowe usta uformowały się w uśmiech, gdy nasz wzrok się spotkał. Przegrałem. Wszystko inne zniknęło, gdy spojrzałem w te oczy – moja rodzina, restauracja, nerwy… wszystko.
- Cześć – odpowiedziałem. Zobaczyłem, jak jej policzki się czerwienią, co sprawiło, że wyglądała jeszcze piękniej. Uśmiechnąłem się nieśmiało na ten widok. Zagryzła usta. Widok jej dolnej wargi uwięzionej pomiędzy zębami natychmiast odczułem między nogami. Wyglądała tak ładnie i z klasą, miała na sobie prosty biały top i szary sweter. Jak zwykle, srebrny wisiorek wisiał u jej szyi, tuż nad piersiami. Starałem się na nie nie patrzeć – były bardzo ładne, z tego co widziałem.
- Eee, przepraszam? Edward? Bella? – Głos Emmetta wyrwał nas nagle z odrętwienia. – Chcecie coś zamówić, gołąbeczki?
Oboje otrząsnęliśmy się z tego zawieszenia. Bella zaczerwieniła się i zamówiła Red Spot, ja wziąłem ciemnego Portera. Zamieniliśmy kilka obowiązkowych uwag z pozostałymi, po czym zwróciliśmy się w swoją stronę.
- Co ostatnio robiłaś? – zapytałem.
- Od naszego spotkania niecałe dwadzieścia cztery godziny temu? – zapytała drwiąco i poczułem się jak idiota. Spuściłem głowę. Chwilę później poczułem jej palce dotykające mojego podbródka i delikatnie unoszące moją twarz. Jej dotyk był jak szok elektryczny dla mojej skóry i musiałem złapać oddech. – Tylko żartowałam, Edwardzie. Nie próbuję sprawić, byś poczuł się źle.
Kiwnąłem głową i zabrała dłoń z mojej twarzy. Wziąłem duży łyk piwa, które właśnie pojawiło się na stoliku.
- Ja… Hmm… Niewiele robiłem wczorajszej nocy. Pracowałem nad tą sprawą, którą olałem wczorajszego popołudnia. Posiedziałem z Jasperem, graliśmy na Xboxie. – Super, bardzo dojrzale. – Dzisiejszy dzień był pracowity, miałem trochę zajęć. A ty?
- Wróciłam do domu i czytałam całą noc – powiedziała Bella. – Dzisiaj pracowałam rano, a po południu miałam zajęcia razem z Alice. – Uśmiechnęła się do mnie – Jesteśmy parą szalonych imprezowiczów, nieprawdaż?
- Ty pracujesz? W sensie… yy… w pracy? – Zrobiła zdziwioną minę i kiwnęła głową.
- Tak, jakoś muszę płacić rachunki. Pracuję jako asystentka jednego z profesorów na naszym wydziale – różne bzdury, pomaganie w przygotowaniach do zajęć, składanie do kupy notatek na wykłady, takie tam.
- Bello, słyszałaś o zmianach, które szykują w wymaganiach dla absolwentów? – zapytała Alice z drugiego końca stolika, zwracając ku nas swoją twarz. Zauważyłem, że Bella zadrżała nieco na widok jej pustych oczu, podczas gdy mówiła na temat nowych wymagań, co było gorącym tematem wśród wszystkich studentów ostatniego roku. Alice już dawno nauczyła się, jak postępować, gdy publicznie miała wizję, jednak nigdy nie była w stanie zamaskować skołowanego spojrzenia, gdy nie była w stanie widzieć osoby przed sobą. Wyglądała jak niewidoma, po prostu.
Bez namysłu przesunąłem dłoń pod stołem i dotknąłem ręki Belli, by wiedziała, że wszystko porządku. Podskoczyła nieco, jednak po chwili splotła swoje palce z moimi. Zamarłem, po czym powoli rozluźniłem rękę i oddałem jej uścisk.
Pochyliłem się nad stołem i starałem się słuchać, co mówi Alice. Jednak wszystkim, o czym mogłem myśleć, było to, jak bardzo jej dłoń pasowała do mojej. Już mi się udało skupić, gdy nagle Bella zaczęła wodzić kciukiem po moim palcu. Powstrzymałem się przed wydaniem odgłosu przyjemności. Zaczęło mi się robić ciasno w spodniach i spojrzałem na stół. Nie byłem pewien, jak te sprawy działają, ale nie wydawało mi się, że to się może dziać, gdy jedynie trzymasz kogoś za rękę. No właśnie… Wiedziałem, że nie jestem normalny.
Po kilku minutach siedzenia cicho, Bella pochyliła się w moją stronę tak, by nikt nie mógł nas słyszeć. Zauważyłem, że jej włosy nie były spięte, ale schowane pod kurtką. Zapewne po to, by nie splątać się na wietrze.
- Czego się boisz, Edwardzie? – wyszeptała. – Proszę, tylko nie mów mi, że tak nie jest – dodała, gdy miałem jej przerwać i powiedzieć, że wszystko w porządku. Przejechała palcami po wierzchu mojej dłoni, po czym zjechała niżej i zatoczyła koło na moim nadgarstku. Zesztywniałem i wydałem z siebie głośne westchnięcie, po czym zaczerwieniłem się, gdy spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Poczułem się, jakby każdy nerw w moim ciele wariował. To uczucie było oszałamiające. Nagle złapałem jej palce i przytrzymałem.
- Przestań. Proszę. Kiedy to robisz… czuję się… zabawnie. – Odsunęła się nieco i przyjrzała się mojej twarzy.
- Zabawnie w dobrym tego słowa znaczeniu czy nie? – zapytała. Nagle jej twarz zesztywniała i cofnęła swoją rękę. – Przepraszam… Nie chciałam, byś czuł się niezręcznie. To znaczy… Powinieneś był mi powiedzieć, jeśli nie lubisz… no wiesz…
- Jeśli nie lubię czego?
- Cóż, może nie lubisz… yy… dziewczyn? – zapytała. – To znaczy, jesteśmy w San Francisco, prawda? – Znów się zarumieniłem – nie mogłem tego powstrzymać, gdy byłem przy niej.
- Tak, jesteśmy w San Francisco, z tego co się orientuję – powiedziałem. – Ale z całą pewnością lubię dziewczyny. – Wyciągnąłem rękę i znów ująłem jej dłoń. – Po prostu… nie jestem w tym… zbyt dobry. No wiesz. Nie jestem zbyt doświadczony i tak dalej. To było grube niedomówienie.
- W porządku – powiedziała po chwili. – Możemy porozmawiać o tym później. A teraz możemy tak po prostu potrzymać się za ręce?
- Tak – powiedziałem, czując niesamowite zakłopotanie. – Ja…yyy… naprawdę to lubię.
Naprawdę lubię CIEBIE. Teraz ciężko było stwierdzić, kto jest bardziej czerwony. Nagle usłyszeliśmy głos Rosalie:
- Jeśli wy dwoje jeszcze bardziej się do siebie zbliżycie, będziecie musieli wynająć sobie pokój – powiedziała z pełnym samozadowolenia uśmiechem. Zgodnie z jej zamiarem wszyscy zamilkli i spojrzeli prosto na nas. Odsunęliśmy się od siebie na kilka centymetrów i w końcu przestali zwracać na nas uwagę.
- Przepraszam za to – wymamrotałem. – Wiem, że Emmett ją kocha, ale ciężko mi się do niej przyzwyczaić.
- Ona po prostu nie czuje się wystarczająco pewnie – wyszeptała Bella. – Jest zakłopotana przez was, inteligentnych przyszłych absolwentów. Nie wydaje jej się, że jest z wami równa, więc w ten sposób sobie z tym radzi.
- Pewnie tak – powiedziałem z małym przekonaniem. Kilka minut później poszedłem do toalety; gdy wracałem, zostałem napadnięty przed Alice.
- Podoba ci się towarzystwo Belli, braciszku? – zapytała z zadowoleniem w głosie. Westchnąłem i przewróciłem oczami, co wcale jej nie zakłopotało. – Wiesz, powinieneś odprowadzić ją do samochodu, gdy będziemy wychodzić. To miła, godna dżentelmena przysługa.
I już jej nie było; poszła do Jaspera.

Dochodziła siódma, gdy wszystko wymknęło się spod kontroli. Emmett miał iść do Rosalie, Alice i Jasper zniknęli z parkingu w rekordowym czasie. Nie miałem ochoty żegnać się jeszcze z Bellą, jednak oboje mieliśmy swoje zajęcia. Opuściliśmy bar w powolnym tempie, wciąż trzymając się za ręce.
- Gdzie zaparkowałeś? – zapytała Bella.
- Tam – powiedziałem, wskazując ręką. – Ale odprowadzę cię do samochodu.
Nie zaparkowała daleko ode mnie; jeździła małym Hyundaiem, który wyglądał, jakby lata swojej świetności miał już za sobą. Zatrzymaliśmy się i pomyślałem, że powinienem był zapytać Alice, co powinienem powiedzieć, gdy dojdę do tego momentu.
- Świetnie się bawiłam – powiedziała Bella. Jej głos wyrwał mnie ze zmartwień.
- Och. Tak, ja również – odparłem.
Bella nie wsiadła do samochodu i zastanawiałem się, czy czeka, aż coś zrobię. Nic nie mówiła, ale widziałem, jak jej oczy wędrują w stronę moich ust i z powrotem. I w tym momencie wiedziałem doskonale, dlaczego Alice chciała, bym odprowadził Bellę do auta – i nie miało to nic wspólnego z byciem dżentelmenem.
Słodki Jezu, pomóż mi teraz.
Tak, całowałem się już z dziewczynami i mówiono mi nawet, że dobrze to robię. Ale najczęściej były to obowiązkowe całusy na dobranoc. Czasami robiło się bardziej gorąco, zwykle wtedy, gdy dziewczyna była zbyt pijana lub zbyt uparta, by zniechęcił ją mój brak odpowiedzi. Nie, żebym nie czuł pociągu do pięknych kobiet – prawie zawsze go czułem. Zazwyczaj wiązało się to z niepokojem, strachem przed przegraną i brakiem zainteresowania ich osobowością. I to mnie blokowało.
W tym momencie czułem dwie pierwsze z powyżej wymienionych rzeczy. Jednak mój pociąg do Belli – zarówno ten fizyczny jak i emocjonalny – był tak oszałamiający, że pomyślałem, iż może mógłbym to zrobić.
Zrobiłem krok do przodu, później drugi, aż w końcu niemal stykaliśmy się nosami. Moje serce waliło tak mocno, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Przyciągnąłem ją bliżej do siebie. Jej włosy łaskotały mój policzek. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę. Gorączkowo próbowałem znaleźć w sobie odwagę, by to zrobić.
Bella odchyliła się do tyłu na tyle, by nasze twarze znalazły się w odpowiednim miejscu. Spojrzałem na jej usta, zacisnąłem powieki i pochyliłem się do przodu.
Dużo szybciej, niż się spodziewałem moje usta dotknęły jej miękkich, delikatnych warg. Wydawała się tak samo zadowolona jak ja z tego, że zacząłem bardzo powoli, dotykając jej usta kilka razy, zanim przywyknąłem do tego szokującego uczucia. Następny kontakt był nieco dłuższy, a kolejny jeszcze bardziej.
Rozchyliłem nieco usta, chcąc więcej poczuć i posmakować. Bella zrobiła to samo, wydając mały odgłos zadowolenia. To uczucie wysłało linię ognia wzdłuż mojego ciała, wprost do penisa, który stawał się coraz twardszy z każdą sekundą. Bella zdjęła mi dłonie z ramion i dotknęła mojej twarzy. Bardzo delikatnie przechyliła moją głowę. Nowa pozycja wydawała się jeszcze lepsza. Przy następnym pocałunku zaatakowałem jej słodką dolną wargę jeszcze mocniej.
Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, wciąż utrzymując dystans między jej ciałem a moim penisem, który zadrżał brutalnie, gdy Bella delikatnie dotknęła czubkiem języka mojej dolnej wargi. Zrobiła to znowu chwilę później i tym razem nie mogłem powstrzymać jęku. A gdy jej ciepły język po raz kolejny dotknął moich ust, otworzyłem je jeszcze szerzej.
Głos z tyłu mojej głowy sugerował, że są lepsze miejsca na pierwszy pocałunek z dziewczyną niż parking z tyłu baru. Zignorowałem go jednak i nadal całowałem Bellę… bo nie chciałem przestać. I przez kilka minut nie przestawaliśmy. Robiłem to powoli, starając się nie wsadzić języka do jej gardła (chociaż potrzeba, by mieć każdy kawałek jej w swoich ustach rosła z każdą chwilą) i starałem się, jak mogłem, by pozostać dżentelmenem. Nie jest to proste, z tego co odkryłem, gdy masz niesamowitą erekcję.
Jej ręce ześlizgnęły się na mój kark, palce delikatnie muskały moją skórę. Dziki dreszcz wstrząsnął moim ciałem i poczułem, że mój penis robi się jeszcze twardszy. Wszystko w niej powodowało, że czułem się cudownie – jej zapach, jej smak, jej ciało w moich ramionach. Pragnąłem… Pragnąłem…
Pragnąłem jej.
Sięgnąłem za siebie, zdjąłem jedną z jej dłoni z karku i przesunąłem ją w dół swojego ciała. Bella przerwała pocałunek, spoglądając na mnie pytająco swoimi sennymi oczami. Oboje byliśmy lekko zasapani.
- Chcę, byś wiedziała, jak się przy tobie czuję – wyszeptałem. W jej oczach na chwilę pojawił się strach – chyba myślała, że mam zamiar zrobić coś nieodpowiedniego. Zamiast tego umieściłem jej dłoń na wysokości mojego serca, które waliło dziko w mojej piersi.
- Czujesz to? – zapytałem niskim głosem. – Ty to sprawiasz.
Jej twarz się odprężyła. Na chwilę położyła głowę obok swojej dłoni. Oparliśmy się o samochód, łapiąc oddech. Dłoń Belli odnalazła moją i jej palce zaczęły zataczać na niej małe kółka. Wydałem odgłos zadowolenia, chociaż raz oddając się przyjemnym doznaniom. Palcami błądziła po wewnętrznej stronie mojego nadgarstka, podążając za żyłami, zahaczając o przedramię, dotykając skóry odsłoniętej przez podtoczony rękaw swetra.
I wróciła do bransoletki.
- Co to? – zapytała, dotykając jej delikatnie.
- Bransoletka – odparłem. – Z mojego dzieciństwa. Sam ją zrobiłem.
Nie byłem gotów, by opowiedzieć jej o Swan, nawet jeśli Alice uważała, że to w porządku. Swan była moja osobista, specjalna. I czułem dziwny ból w sercu, mając jej włosy okręcone wokół nadgarstka, podczas gdy w ramionach trzymałem inną kobietę.
Bella przeciągnęła palcami wzdłuż bransoletki i w końcu przyciągnęła ją do swojej twarzy, by móc się lepiej przyjrzeć. Wpatrywała się w nią dłuższą chwilę, po czym spojrzała na mnie z przedziwnym wyrazem twarzy.
- Z czego to jest zrobione? – zapytała cicho. Cholera. Teraz będę miał kłopoty. Wścieknie się.
- Yy… To jest zrobione z włosów – wymamrotałem. – Moja przyjaciółka dała mi kosmyk swoich włosów zanim… mnie opuściła. I zrobiłem z nich bransoletkę. Taką… no wiesz… pamiątkę po niej.
Czekałem, aż Bella wyśmieje moje dziwactwo, ale nie powiedziała nic. Przejechała jedynie po bransoletce palcem wskazującym.
- Musiała być dla ciebie bardzo ważna – wyszeptała. Przełknąłem ślinę, nie chcąc przywoływać wszystkich wspomnień, nie chcąc mieć kolejnego przebłysku przy Belli.
- Wciąż jest – odparłem. – Nawet, jeśli jej nie ma.
Nie chciałem rozmawiać, myśleć o tym. Przyciągnąłem ją do siebie i zanurzyłem twarz w jej włosach.
- Proszę, możemy teraz o tym nie rozmawiać? – zapytałem. Bella nie odpowiedziała, ujęła jedynie moją twarz w swoje dłonie i pocałowała mnie tak namiętnie, że prawie zwaliła mnie z nóg.
- Muszę się zbierać – powiedziała cichym głosem. – Może… dałbyś mi swój numer? Moglibyśmy porozmawiać?
- Jasne – powiedziałem, po czym wymieniliśmy się numerami.
Bella oddała mi mój telefon, pocałowała mnie jeszcze raz, po czym wślizgnęła się do samochodu. Stałem na parkingu i patrzyłem, jak odjeżdża.

~~ - ~~

PWB

Nie jestem do końca pewna, jak dotarłam do domu. Wiem tylko, że się udało.
Gdy szłam do mojego mieszkania, które dzieliłam z trzema innymi kobietami, w głowie mi wirowało. Tylko jedna z moich współlokatorek była w domu. Machnęłam do niej ręką, po czym ruszyłam wzdłuż korytarza do mojej sypialni. Po ciemku usiadłam na łóżku i zdjęłam medalion z szyi.
Przez ostatnie dziesięć lat wierzyłam w coś. I dziś wieczorem, po raz pierwszy, zaczęłam się zastanawiać, czy mogłam się mylić.
Może byłam po prostu zmęczona, pozwalając swojej wyobraźni zaszaleć.
Teddy był martwy. Widziałam artykuł w gazecie. Odwiedzałam jego grób co kilka miesięcy, zostawiałam na nim kwiaty. Pochowano go na cmentarzu w Oakland.
A co, jeśli to nie był Teddy?
Za pomocą paznokcia otworzyłam medalion, trzymając pod nim rękę, by żaden włos nie spadł na podłogę. Zobaczyłam mały kosmyk. Było ich więcej w kopercie w najwyższej szufladzie mojej szafki… Włosy lśniły jak złoto, odbijając światło z korytarza.
Próbowałam myśleć logicznie… jakie były fakty?
Edward przeżył trzęsienie ziemi w swoim domu, gdy miał trzynaście lat.
Zapach mojego szamponu – tego samego, którego używałam w dzieciństwie – wywoływał u niego traumatyczne wspomnienia, tak straszne, że prowadziły do ataków PTSD.
Na nadgarstku nosił bransoletkę zrobioną z ludzkich włosów. Długich, brązowych włosów dziewczyny, która zniknęła z jego życia wiele lat temu.
W swoim towarzystwie czuliśmy się zaskakująco dobrze. Nie mówiąc już o powoli wzrastającym pożądaniu między nami.
A co, jeśli Teddy nie był martwy? Co, jeśli żył cały ten czas… i w końcu ponownie pojawił się w moim życiu pod postacią Edwarda Cullena?
Ostrożnie zamknęłam medalion i położyłam go na stoliku. Założyłam piżamę. Umyłam się, wyszorowałam zęby, wzięłam leki. Wślizgnęłam się do łóżka, zakryłam się kołdrą i pozwoliłam sobie na chwilę słabości.
A co, jeśli…


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez pestka dnia Nie 12:42, 28 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 12:16, 28 Mar 2010 Powrót do góry

no dobra - dla odmiany przyczepię się...
Cytat:
Rosalie uśmiechnęła się do Jaspera i posłała mi cyniczne spojrzenie i kiwnęła głową.
za dużo tego i...

heh - nie wiem jak ten ff może mi się podobać bardziej... psychologiczna wersja Belli jest urocza... i jej mała analiza na temat Rose... całkiem zresztą trafna...
wizje Alice zaskoczyła mnie swoim wyrazem... myślałam początkowo, że to coś bardziej niewidocznego, ale skoro pustka w oczach tak przeraża - cóż... robi nam się lekko fantasy :)
bawi mnie ta aspołeczność Edwarda... i trochę jednak czasem denerwuje... dziwne pomieszanie uczuć Wink

dziękuję za świetny rozdział :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
scrittore
Człowiek



Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 14:01, 28 Mar 2010 Powrót do góry

Ładny, ładny rozdział. Dosyć długi i świetnie napisany. Jak zwykle zresztą.

Edward tak zaabsorbowany Bellą, że nawet nie połapał się do końca jaka pogoda... Słodko... Smile Niedoświadczony w tych sprawach? Spodziewałam się. A szczerze mówiąc myślałam, że najwięcej doświadczył u boku Belli, przez tą całą aspołeczność nie spotykał się z dziewczynami.

Cytat:
Zwykle to dziewczyny zaczynają mnie całować, bo jestem zbyt zmęczony, by dłużej z nimi walczyć


Rozbawiło mnie to zdanie Very Happy

Pocałunek był niesamowity. Te opisy, emocje... cudowne. To chyba najlepszy pocałunek o jakim czytałam na tym forum. Pełna powaga! Świetne!
I jak rozmawiali o tej bransoletce... myślałam, że jakoś się rozpoznają, ale to nic. Są już na bardzo dobrej drodze.
Punkt widzenia Bells też niczego sobie. Przemyślenia o Edwardzie. Fakt, że przyosiła kwiaty na grób Teddiego, a tu nagle zwątpienie. Mam nadzieję, że się niedługo rozpoznają ;-) A co, jeśli...

Dziękuję ogromnie za to tłumaczenie. Jesteście wielkie w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Życzę czasu, czasu, czasu, chęci i weny. Motywacji także ;-)

Pzdr;
scrit.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin