FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Historia Aleca[NZ] 19.09.2010 Rozdział 2! [ZAWIESZONY] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Kontynuowac historię Aleca?

Tak
58%
 58%  [ 7 ]
Nie
25%
 25%  [ 3 ]
Wszystko mi jedno
16%
 16%  [ 2 ]
Wszystkich Głosów : 12


Autor Wiadomość
Jane13
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Volterra

PostWysłany: Wto 14:18, 17 Sie 2010 Powrót do góry

... Długo się namyślałam czy dodać na forum moje wypociny ale wreszcie podjęłam decyzję! Dam wam szansę przekopania się przez labirynt mojej fantazji...


Grzecznie ostrzegam jest to mój pierwszy ff więc proszę nie bić i nie chłostać za błędy- co najwyżej pokrzyczeć i wytknąć co jest nie tak!

Opowiadanie jest w całości o Volturich (fani gorących romansów na linii Bella Edward raczej nie mają czego tu szukać!). Głównym bohaterem oraz narratorem jest Alec. Cała opowieść rozpoczyna się w dniu gdy bliźnięta zostają ugryzione.
Niestety nie mogę na razie powiedzieć nic więcej bo sama nie wiem co się będzie dalej działo oraz czy pojawią się Cullenowie.

(słowo wytłumaczenia:)
Pisząc to chciałam przedstawić wam Volturich w trochę innym świetle niż to jest w oryginale. Pragnę jeszcze podkreślić, że charaktery oraz niektóre fragmenty mogą nie do końca pokrywać się z tym co napisała pani Meyer ([OOC]).



Beta (tymczasowa): Dzwoneczek.
I to właśnie jej dedykuję ten rozdział- za te wszystkie komentarze i poświęcony czas.

P.S. Opowiadanie nie ma prologu i nie mam pojęcia ile zdołam napisać rozdziałów! A! I rozdziały będą stosunkowo krótkie!


A teraz do rzeczy!



Rozdział 1

Tego dnia – gdy TO się stało – wracaliśmy z Jane do domu od ciotki Adeli. Byłem wściekły. Nienawidziłem mojej siostry tak, jak tylko można nienawidzić w wieku trzynastu lat. Czy to naprawdę moja wina, że aż tak polubiłem Asję, córkę cioci? A Jane jak zawsze musiała wszystko popsuć!!
Poszedłem tam na prośbę mamy – zanieść jakiś materiał czy coś takiego. Ciocia widać musiała naprawdę pilnie tego potrzebować, bo zaprosiła mnie na kolację – co nie zdarzało się, gdy przychodziłem bez rodziców. Uszczęśliwiony zgodziłem się, bo posiłki u wujostwa, oprócz tego, że były wówczas dla mnie zaszczytem, miały jeszcze jedną zaletę. Mogłem wtedy do woli przyglądać się Asji, a nawet z nią porozmawiać!
Asja… Była ślicznym rudzielcem, zawsze pełnym energii do działania. Wszędzie było jej pełno. Sam nie wiem, co mi się w niej najbardziej spodobało… Może warkocze? Zielone oczy? Szeroki uśmiech? Już nie pamiętam. Chyba po prostu uważałem, że jest ona najcudowniejszą osobą na świecie.
Tego wieczoru, po posiłku, Asja zaproponowała mi spacer. Uradowany, jakbym dostał najcudowniejszy prezent, zgodziłem się. Park otaczający domostwo wujka Ksawerego był moim zdaniem najurokliwszym miejscem na świecie. Idealne miejsce na przechadzki.
Spacerowaliśmy alejkami, raz po raz wybuchając śmiechem. Wreszcie gdy doszliśmy do najbardziej odosobnionej części parku, odważyłem się wykonać kolejny krok – coś, co było dla mnie wówczas czynem godnym Nagrody Nobla.
Nieśmiało przysunąłem się do niej bliżej. Wziąłem ją za rękę. Nie protestowała, więc odważyłem się na więcej. Pocałowałem ją, Co prawda tylko w policzek, ale zawsze…
No i właśnie wtedy pojawiła się Jane. Jak zwykle wyczuła moment, który liczył się dla mnie najbardziej!
Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Twarz wykrzywiał jej grymas złości, nie, to mało powiedziane – cała się trzęsła.
– Ty zdziro! – wydarła się. – Jakim prawem przywłaszczasz sobie mojego brata?! On jest mój! MÓJ!
– Jane, uspokój się. – Choć wewnątrz kipiałem ze złości, starałem się mówić do niej bez emocji. – Nie możesz oczekiwać, że zawsze będę należał tylko do ciebie. NIE MASZ PRAWA zwracać się w ten sposób do Asji.
– Nie wierzę! TY… ty… ty bronisz tej dziwki! – No cóż, jak Jane wpadnie w szał, praktycznie nic nie jest w stanie jej uspokoić. – Zabiję ją! ZABIJĘ!– wrzeszcząc, rzuciła się na kuzynkę.
Tego było dla mnie za wiele. Chcąc za wszelką cenę uchronić Asję przed bólem, rzuciłem się pomiędzy dziewczyny. Odgradzając je od siebie, to ja obrywałem każde uderzenie wymierzone w tę drugą. Gestem nakazałem mojemu słońcu uciekać. Skryć się.
– Ty wariatko! – wydarłem się na Jane, nie panując już nad sobą. – Po co ci to? Przecież nie jestem twoją własnością!!
– Nie… Nie… – kompletnie ją zatkało. W końcu to ja byłem tym opanowanym, nigdy nie podnoszącym głosu. – Nie, to nie może być prawda… Ona rzuciła na ciebie jakiś urok. CZAROWNICA!! – wydarła się w kierunku, w którym uciekła Asja.
– Uspokój się! Zapamiętaj sobie raz na zawsze: MOJE ŻYCIE, MOJA SPRAWA!
– Co. Ty. Do. Jasnej. Cholery. Wygadujesz?!
– Tylko to, co usłyszałaś. – Tego widać musiało być już dla niej za wiele. Wzięła duży zamach i uderzyła mnie w twarz. Zapiekło. Jednak nie było to dla mnie nic takiego w porównaniu z resztą. Z nosa ciekła mi krew, na czole i na policzkach miałem liczne zadrapania.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do domu cioci. Ciągle byłem wściekły, ale teraz najważniejszą dla mnie sprawą było przeproszenie Asji oraz sprawdzenie, czy wszystko z nią w porządku.
Gdy dotarłem na miejsce, wiedziałem już, że osobiście raczej jej nie przeproszę. Zrezygnowany opuściłem głowę i ruszyłem zmierzyć się ze wściekłą ciotką, która czekała na mnie we drzwiach.
– Przepraszam… – wymamrotałem. – To moja wina. Obiecuję, że to się już nigdy nie powtórzy.
– Tak. Masz rację, mój drogi – powiedziała z pozoru spokojnie, ale nie dałem się zwieść temu tonowi. Wiedziałem już, że jest strasznie wściekła. – To się już nigdy nie powtórzy. Bo nie pozwolę ani tobie, ani twojej siostrze przekroczyć progu mojego domu!
– Dobrze… dobrze, ciociu – zgodziłem się smutno. Nie miałem już ani ochoty, ani siły na kolejną kłótnię z kimkolwiek. – Proszę tylko przekazać moje najszczersze przeprosiny Asji… Jedynie na tym mi teraz zależy.
– Hm… dobrze. A teraz wynocha z mojego domu! – Ulotniłem się bez protestów.
Przy bramie posesji czekała na mnie Ostatnia Osoba Którą Chciałbym Teraz Widzieć – moja szurnięta, chora umysłowo siostra Jane.
– No i czego jeszcze ode mnie chcesz?!
– Zasłużyła sobie – usłyszałem w odpowiedzi. – Ty zresztą też.
To pomyśl sobie teraz, że PRZEZ CIEBIE mamy całkowity zakaz przychodzenia tutaj!– Wskazałem na teren za nami.
– To twoja wina. Nie moja. Jakbyś tak się do niej nie mizdrzył, to bym nie musiała zareagować.
No tak, ona jest jak zawsze niewinna.
To bym nie musiała zareagować – przedrzeźniałem ją. – A KTO, lub CO kazało ci reagować?
– Obiecałeś… obiecałeś, że jak będziesz mieć dziewczynę, to mi powiesz!
No jasne… ta jej cudowna taktyka wywoływania wyrzutów sumienia… Jane chwytała się najmniej istotnych argumentów.
– A co takiego miałem ci niby powiedzieć?
– Prawdę!
– Dobrze. Chcesz znać prawdę? To proszę bardzo! Asja od jakiegoś czasu podoba mi się, ale do dzisiaj nie wiedziałem, co ona czuje do mnie!!!
– KŁAMCA!
– Szajbuska – stwierdziłem fakt.
– ZWYRODNIALEC!
– Psychopatka.
– IDIOTA! – darła się coraz głośniej.
– Wariatka.
– DEBIL! – krzyknęła mi prosto do ucha.
Wzruszyłem tylko ramionami i zająłem się wycieraniem krwi z twarzy. Byłem przyzwyczajony do takiego jej zachowania, a poza tym nie miałem ochoty kontynuować tej wyliczanki.
– Hej, dzieciaki! Zamknijcie się! – krzyknęła jakaś kobieta, wychylając się z okna. Jane nie wytrzymała, po raz kolejny tego dnia. Chwyciła z ziemi kamień i rzuciła nim w kobiecinę.
Krew po raz na nowo zagotowała mi się w żyłach. Nie miałem siły po raz któryś z rzędu świecić oczami za tego narwańca. Chwyciłem ją za nadgarstek i nie czekając, aż pocisk doleci do celu, pociągnąłem Jane w kierunku najbliższej zaciemnionej uliczki. Zagłębiliśmy się w nią na zaledwie dziesięć kroków, gdy dobiegł do nas zwielokrotniony przez echo krzyk kobiety.
– Ty idiotko! – wściekłem się. – Coś ty najlepszego narobiła!? Jeśli mama i tata dowiedzą się, co dzisiaj nawyprawiałaś, wyślą nas do gospodarstwa na wsi!
– Się przejmujesz… – roześmiała się. – Wystarczy kilka uśmiechów, tydzień lub dwa spokoju i zapomną!
– Tylko że po pierwsze – ty tyle nie wytrzymasz w spokoju. A po drugie ciocia nie da im tego zapomnieć przez najbliższe dziesięć lat! – Wściekły ruszyłem przed siebie.
Potem pamiętam tylko, że otoczyły nas ze wszystkich stron postacie w pelerynach. Zapytałem jeszcze:
– Czego chcecie? – Modliłem się, aby chodziło o pieniądze. Jakże się pomyliłem!
Odpowiedziało mi ich głośnie warczenie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jane13 dnia Śro 19:28, 20 Paź 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
tenaya
Wilkołak



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:17, 17 Sie 2010 Powrót do góry

no więc jakoś tak poczułąm, że musze wyrazić swoje zdanie. Jak mniemam jest to tzw. "łatka" o Alecu. Brakuje m tu jakiś szczegółów, opisów itd. Wiesz chciałąbym np wiedzieć w jakim okresie się dzieje akcja- tak łatwiej jest sobie wyobrazić postacie, otoczenie, stroje i realia. Jedna rzecz uderzyła mnie czytając ten ff, jesli to rzeczywiście jest Łatka to chyba Alec i JAne żyli kilka wieków temu a minimum kilkadziesiąt lat temu, a dialogi jakie prowadzą są żywcem wyciągniete z teraźniejszości. Zwroty typu "ty psychopato", "wariatko", "Debil" dawniej raczej nie używały dzieci a przynajmniej rodzeństwo, a jak już to jakoś mi tu nie pasują.
Ogólnie pomysł niezły, ale jakoś mni ten pierwszy rozdział nie pasował, przepraszam, ale ja bym tam wolała, żeby mówiono mi prawdę niż mnie okłamywano. Zobaczymy co bedzie dalej, ale twórz aby ten ff stał się prawdziwą perełką.
Powodzenia
tenaya


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MrsTanner
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lip 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 14:01, 18 Sie 2010 Powrót do góry

Hm... ciekawy pomysł....
Cieszę się, że ktoś wkońcu napisał coś o Alecu...
Pozdrwaiam,
MrsTanner


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:25, 18 Sie 2010 Powrót do góry

Oł Dżiz ;D Jane pojechała po całości. Uwielbiam niewiastę, ale czasami przesadza. Gdybym nie wiedziała, że to 'panna wampirzyca sprawiająca ból Volturi' to bym pomyślała sobie, że jej się nudzi. Przydałoby się więcej opisów, ale sam pomysł ciekawy. Dużo osób pisze o Jane, a Alec jest taki nieznany ^^ Chyba raz zapomniałaś myślnika, gdy główny bohater się wypowiadał. Więcej błędów nie pamiętam :) Ogólnie całkiem mi się podoba. Będę tu wpadać i czekam na ciąg dalszy.

Cytat:
– Ty zdziro! – wydarła się. – Jakim prawem przywłaszczasz sobie mojego brata?! On jest mój! MÓJ!


Niepotrzebna kropka po 'wydarła się'


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jane13
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Volterra

PostWysłany: Nie 13:24, 19 Wrz 2010 Powrót do góry

Dziękuję wam wszystkim za komentarze... Bardzo miło mi jest wejść na na forum i zobaczyć, że komuś chciało się przeczytać moje wypociny Wink
Beta: nieoceniona Court!

Miłej lektury życzę....

Rozdział 2


Czułem się, jakbym płonął. Myślałem, że może jakimś cudem wylądowałem na stosie. Nie zgadzało mi się jedno… nie czułem swądu palącego się ciała. Ogień był wewnątrz mnie. Krzyczałem, chcąc dać upust bólowi, lecz od tego ogień zapłonął w moich żyłach jeszcze mocniej. Umilkłem. Tam, gdzie byłem panowała niemalże idealna cisza… przerywana, tylko od czasu do czasu, krzykiem podobnym do mojego. Jane! Chciałem jej powiedzieć, żeby umilkła, ale zapomniałem, jak się mówi… Tylko ogień…
Ogień… Ból… Tylko o tym myślałem już od dłuższego czasu. Miałem dosyć. Skupiłem się na moich wspomnieniach o Asji. To przyniosło mi ulgę. Oczywiście ogień nie zelżał, ale nie myśląc o nim, nie odczuwałem jego obecności tak boleśnie, jak jeszcze przed chwilą. Rozpamiętywałem każde jej słowo. Każdy uśmiech, każde spojrzenie… Jej rysy twarzy.
Długo zabawiałem się takimi myślami. Do czasu… w chwili, gdy ogień wzmógł się na sile, wszystkie moje marzenia rozmyły się w niewyraźną plamę… Tym razem pozwoliłem sobie na krzyk… Nie wierzyłem, że może boleć jeszcze bardziej, niż teraz. Wrzeszczałem. Miałem wrażenie, że moje serce zaraz wyrwie mi się z piesi. Tak mocno biło. I wtedy nadeszła ulga… Żar płonący w moich kończynach zaczął stopniowo maleć, a potem znikać. Szczęśliwy, delikatnie poruszyłem palcami. Wreszcie ten koszmar się kończył.
Moje serce biło coraz mocniej. Cofający się ogień sprawiał, że jego uderzenia jeszcze bardziej przybierały na sile. Chciałem wreszcie móc otworzyć oczy, lecz ponawiając każdą taką próbę, czułem tylko wzmacniający się żar. Moja bezsilność coraz bardziej mnie irytowała. Chcąc się uspokoić, zacząłem liczyć uderzenia mojego serca. Zgubiłem rachubę po tysiącu.
Ogień jeszcze bardziej przybrał na sile. Z jednej strony cieszyłem się, że obejmuje on już tylko obszar mojej klatki piersiowej, z drugiej znów miałem ochotę krzyczeć z bólu. Moje serce wydało z siebie ostatnie uderzenie i zamarło. Ogień zniknął. Koniec męczarni. Wreszcie udało mi się otworzyć oczy. Widziałem tyle szczegółów!* Drobinki kurzu unoszące się w powietrzu. Nierówności ścian, które pewnie przedtem wydawałyby mi się idealnie gładkie… Ostrożnie wstałem, wciąż pamiętając ten okropny ogień szalejący w moich żyłach. Nie miałem ochoty na powtórkę.
Gdzieś za ścianą rozległ się odgłos kroków. Zacząłem nasłuchiwać. Jakaś niewielka cząstka mojego umysłu zarejestrowała czyjś cichy oddech i dudnienie serca, podobne do tego, jakie wcześniej rozlegało się u mnie. Znów odgłos kroków. Zaintrygowany wstałem. Ruch ten sprawił, że powietrze się poruszyło i nagle zalała mnie fala zapachów. Lecz tak naprawdę, tylko jeden zwrócił moją uwagę. Sprawił, że gardło zaczęło mnie nieznośnie piec. W pierwszej chwili powróciło wspomnienie ognia. Jednak wbrew rozsądkowi, który krzyczał – NIE!- zaintrygowany tą wonią, zacząłem szukać jej źródła. Wziąłem jeszcze jeden wdech. Gardło zaczęło mnie jeszcze mocniej piec. Wyczuwałem w tym zapachu sól**… Tak, sól… i coś jeszcze… Jednak nie potrafiłem określić, co to takiego.
Podążyłem za zapachem… Stawał się on z każdym krokiem wyraźniejszy. Gardło piekło z każdą sekundą mocniej. Miałem dosyć szukania! Chciałem pić…. Zaraz, pić? Jak to? Zdziwiłem się. Gardło znów dało o sobie znać. Nie byłem w stanie skupić się na niczym innym. Nie byłem w stanie racjonalnie myśleć o tym, co się ze mną dzieje… Liczyło się tylko ugaszenie ognia. Przyspieszyłem. Bicie serca przybrało na sile. Przez moją głowę z prędkością światła przebiegła myśl o Jane… To mnie zdekoncentrowało. Zatrzymałem się. Jane. To był dla mnie ktoś ważny. Jane. Jane. Jan…! A tak, to moja siostra! Ciekawe, co się z nią teraz dzieje?
Niestety, ogień znów dał o sobie znać. Przez to niemalże natychmiast zapomniałem o Jane. Liczyło się tylko to. Z wysiłkiem skierowałem moje myśli na inne tory. Zacząłem się zastanawiać, gdzie tak właściwie jestem….
I dopiero teraz po raz pierwszy rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym mnie umieszczono. Wszędzie panował półmrok, ale mój nowy wzrok był tak dobry, że nie potrzebowałem światła, aby się rozejrzeć... Pod jedną ze ścian stało łóżko, na którym „płonąłem”, a po przeciwnej stronie pokoju znajdowało się źródło ZAPACHU.
W momencie, gdy zdałem sobie z tego sprawę, mój instynkt nakazał mi skoczyć w tamtym kierunku. Lekko ugiąłem kolana i odbiłem się od ziemi. Z mojego gardła wydobył się warkot (niewielka cząstka mnie porównała go z tym, co usłyszałem, jeszcze zanim trafiłem „na stos”).
Niestety… Wybijając się, źle wymierzyłem odległość i z głuchym łoskotem odbiłem się od ściany. Siłę odbicia, która normalnie by mnie zabiła, teraz odczułem jedynie jak „zderzenie” z pluszakiem.
Hamowanie zajęło mi ułamek sekundy. Zatrzymałem się jakieś półtora metra przed rzeczą, z której dochodził zapach. Instynkt po raz kolejny dał o sobie znać. Dzielnie starałem się go stłumić. Nie do końca się udało, ale zawsze coś. Ostrożnie wykonałem dwa kroki. Przystanąłem. Wytężyłem słuch: ciężki oddech, dudnienie serca, szelest materiału… Przesunąłem się jeszcze bardziej do przodu. Od źródła zapachu dzieliło mnie już niecałe pół metra. Łomot serca jeszcze bardziej przybrał na sile.
Powoli zaczęło docierać do mnie, że źródłem tego zapachu jest człowiek (z uporem maniaka odpychałem od siebie myśl o tym, KIM jest ta osoba), CZŁOWIEK LEŻĄCY NA ŁÓŻKU! Zaczęło również docierać do mnie, dlaczego serce tej osoby bije tak, a nie inaczej. Jane… Jane.. Czy to możliwe? Czy to naprawdę ona? Przegrałem walkę z własnymi myślami.
Miałem wielką ochotę sprawdzić, czy osoba leżąca na tym łóżku to ona. Tak bardzo chciałem, żeby nie cierpiała (bo chociaż aktualnie nienawidziłem jej, to nie byłem w stanie znieść myśli o czyimś bólu, już nie wspominając o tym, abym był świadkiem tego, jak ktoś cierpi i mu nie pomógł), jednak okazałem się zbyt wielkim tchórzem, nie odważyłem się przenieść wzroku na twarz tej osoby. Stałem tak i jedynie słuchałem bicia serca, jednocześnie walczyłem również z ogniem zżerającym moje gardło.
Słuchałem… słuchałem czekając, aż dudnienie ustanie. W chwili, kiedy serce osoby biło już maksymalnie mocno, gdy wiedziałem, że proces zbliża się ku końcowi, drzwi otworzyły się i do środka weszło kilka postaci.
NORMALNIE pewnie bym ich nie usłyszał, ale teraz słyszałem nawet materiał ubrań delikatnie ocierający się o ich ciała.
W jednej chwili znieruchomiałem, a już w następnej stałem twarzą w twarz z zadziwiająco pięknymi istotami w szarych pelerynach. Właśnie te peleryny przykuły moją uwagę. Chyba już kiedyś je widziałem. Wytężyłem pamięć. Kłótnia z Jane. Konfrontacja z ciotką. Rzut kamykiem. Uliczka. Postacie w pelerynach!
Moje mięśnie natychmiast napięły się – podświadomie bałem się ataku z ich strony. Przykucnąłem i warknąłem na nich.
W przeciwieństwie do mnie, przybysze sprawiali wrażenie zupełnie rozluźnionych. Dwoje z nich stało trochę z tyłu. Nie poświęciłem im zbytniej uwagi. Skupiłem się raczej na tych z przodu. Jeden z nich miał ciemne, krótko obcięte włosy i uśmiechał się złośliwie, drugiemu zaś włosy sięgały do ramion oraz wydawał się odrobinę bardziej czujny od swojego towarzysza. Dwójka z tyłu ściągnęła wreszcie kaptury - obydwie postacie okazały być kobietami!
Ta stojąca bardziej z tyłu miała długie, sięgające pasa włosy w mahoniowym odcieniu, to właśnie jej wygląd przykuł moją uwagę. Piękne, idealne wręcz kształty, pełne usta wygięte w boskim uśmiechu, długie rzęsy… Stałem tak i patrząc na nią, coraz szerzej otwierałem usta. Dojście do siebie zajęło mi więcej czasu, niżbym się spodziewał.
Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na ostatnią z przybyłych. Była ona blondynką niewielkiego wzrostu i wypadała dość blado przy koleżance.
Kiedy tak im się przyglądałem, uderzyło mnie kilka rzeczy, które ich łączyły. Przede wszystkim cała czwórka była trupio blada i miała szkarłatne oczy, do tego cała grupa sprawiała wrażenie nadludzko silnych!
Jeden z mężczyzn (ten z dłuższymi włosami) zbliżył się do mnie. Nadal był bardzo ostrożny, ale zdobył się na przyjazny uśmiech.
- Alecu, witaj w Volterze! - przemówił melodyjnym głosem. - Jestem Demetri, to jest Felix - wskazał na swojego kolegę. – Heidi - ciemnowłosa. - I Chelsea. Pewnie zastanawiasz się, co się tutaj tak właściwie dzieje… - mówiąc to, zerknął na osobę leżącą na łóżku za mną. - Hmm… myślę, że twoja siostra - Jęknąłem zdruzgotany, potwierdziły się moje najgorsze obawy! - zaraz do nas dołączy. I wtedy wszystko wam obojgu wyjaśnimy.
- Tia… za trzy, dwa… - włączył się Felix. - Jeden! Witaj Jane!
I dopiero teraz po raz pierwszy odważyłem się spojrzeć na osobę z łóżka. Odwróciłem się plecami do moich potencjalnych przeciwników, choć mój instynkt samozachowawczy głośno protestował przeciwko popełnieniu takiego głupstwa. Wziąłem głęboki wdech i… zdziwiłem się! ZAPACH zniknął! Jakaś cześć mojego nowego umysłu zaczęła się nad tym zastanawiać. Z wysiłkiem zmusiłem się do skierowania mojej uwagi na Jane.
Ze zdziwienia znów otwarłem szeroko usta. Blada cera, która tak bardzo upodabniała ją do czwórki przybyszów i jaskrawo czerwone oczy. To najbardziej rzuciło mi się w oczy. Ale oprócz tego, moja siostra stała się w jakiś sposób niesamowicie urodziwa! Jasne włosy okalały jej twarz, tworząc coś na wzór aureoli. Ciało, choć nie zmieniło proporcji, sprawiało wrażenie niesamowicie umięśnionego. Pełne usta… zero skazy na czole i policzkach…
Jane, patrząc na mnie, również otworzyła ze zdziwienia usta. Posłałem jej coś na kształt uśmiechu. Odwzajemniła go.
- Jane, Alecu… - Demetri ponownie zwrócił moją uwagę. – Proszę, chodźcie za mną! Zaprowadzę was do waszego stwórcy. Aro wyjaśni wam, przez co przeszliście i kim teraz jesteście.
Czy mi się przesłyszało, czy on mówił o tym „stwórcy” z… miłością?! Wzruszyłem ramionami i grzecznie poszedłem za mężczyzną. Jane podążyła za nami.
****
- Aro, przyprowadziłem ci bliźnięta - zaanonsował nas przewodnik.
- Wejdźcie, kochani! Wejdźcie!
Jane - na powrót odzyskawszy swoją pewność siebie - weszła do pomieszczenia pewnym krokiem. Za nią niepewnie wszedłem ja. Starałem się iść powoli, jednak gdy ujrzałem jakiegoś mężczyznę pochylonego nad Jane, w mgnieniu oka znalazłem się koło nich.
Wtedy jakaś kobieta stojąca za Aro rzuciła się na mnie, Feliks złapał mnie od tyłu, a Demetri pochwycił Jane. Z mojego gardła znów wydobył się warkot.
Patrzyłem na Ara i pragnąłem, aby cierpiał, jednak jednocześnie cały wzdrygałem się na myśl o tym, aby ktoś cierpiał na moich oczach. Koło moich stóp pojawiła się mgła, która powoli zaczęła zbliżać się do Ara , a gdy dotarła do niego, ten stanął nieruchomo.
Wszyscy patrzyli na niego zszokowani. Ja zresztą też. Ponownie warknąłem i mgła znikła. Aro odzyskał świadomość.
- Niesamowite! - wykrzyknął uradowany. Wszyscy popatrzyliśmy na niego jak na wariata. - Rewelacyjne! Jeszcze nigdy nie spotkałem się z tym, aby nowonarodzony tak szybko użył swojego daru!
- Czego?! - zdziwiłem się.
- Felix! – zawołał, ignorując moje pytanie.
- Tak, panie?
- Biegnij po Eleazara. Będzie nam potrzebny szybciej, niż myślałem.
Felix zniknął, by po kilku sekundach zjawić się z powrotem. Nie odezwał się słowem, a zamiast tego chwycił „swojego pana” za rękę.
- Hm…- mruknął Aro. – Trudno, na razie będziemy musieli poradzić sobie sami…
Demetri i kobieta, która wcześniej się na mnie rzuciła, puścili nas.
- Dobrze, moi drodzy, hm… - zdaje się, że to właśnie wtedy Aro po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. - Może zacznę od tego, kim teraz jesteście…
- Mógłbyś się trochę pospieszyc? - zirytowałem się. - Nie mam całej wieczności!
- Hahaha! - roześmiał się Felix. - A właśnie, że masz.
- No więc… staliście się wampirami. - wypalił Aro.
- Wampirami?! Chodzi ci o te istoty od spania w trumnach? - upewniłem się.
- Tylko teoretycznie.
- Czyli? - Jane odzyskała głos. - Co to znaczy, panie?
- Jane, kochanie…- Aro posłał jej dobrotliwy uśmiech. - Chodzi mi o to, że MY nie musimy spać wcale, a jeśli boisz się słońca, to rozwieję twoje wątpliwości: od słońca nasza skóra tylko się iskrzy! - I jakby dla poparcia tych słów, stanął przy oknie, otwierając je na całą szerokość. – Zaś jeśli chodzi o „jedzonko”, Heidi zatroszczy się o wasze potrzeby.
- Mówisz to wszystko tak, jakby sprawianie bólu – zabijanie - było czymś miłym! - oburzyłem się.
- A nie jest? - zdziwił się Felix.
- NIE! – na myśl o takim okrucieństwie traciłem nad sobą panowanie.
Nim zdążyłem choćby mrugnąć, Felix i Demetri trzymali mnie już w uścisku. Znowu.
- Do jasnej cholery! Aro! Albo oni natychmiast mnie puszczą, albo znowu TO zrobię! - zagroziłem.
- Nigdy! - Jane stanęła w jego obronie. - Nie pozwolę ci na to!
- I co? Zabronisz mi? - syknąłem. A potem, jakby na poparcie moich słów, skupiłem się na jego „cierpieniu”.
Niestety, zanim mgła do niego dotarła, poczułem jakby moje ciało przekuło jednocześnie tysiące noży. Już nikt mnie nie trzymał. Opadłem bezwładnie na posadzkę, wijąc się i krzycząc. Nie mogłem myśleć o niczym innym. Byłem tylko ja i moje cierpienie. Wciąż miałem w pamięci wspomnienie ognia, dlatego w pierwszej chwili przestraszyłem się, że znów płonę, lecz chwilę potem zorientowałem się, że ten ból jest inny.
I nagle przestało boleć. Leżałem na podłodze bez sił i zastanawiałem się, co to takiego było.
- Jane! - Aro był autentycznie zachwycony. - To było wspaniałe!
- Dziękuję, panie... - ukłoniła się.
- TO było wspaniałe!? - zachowanie tej dwójki całkowicie mnie zirytowało. - Sprawianie bólu jest WSPANIAŁE??
- A nie? - warknęła.
- Nie - odzyskiwałem panowanie nad sobą.
- Czyli mam ci TO zademonstrować jeszcze raz?! – zaproponowała, szeroko się uśmiechając.
- Nie dzięki… Chociaż skoro nalegasz…- ponownie się skupiłem.
Tym razem odnalazłem w sobie mgłę niemalże natychmiast. Posłałem ją ku Jane, a ona dokładnie w tym samym momencie szepnęła „ból”. „Mgła” zderzyła się z jej „nożami”. Rozległ się głośny zgrzyt. Kątem oka zarejestrowałem zdziwienie na twarzach reszty. Jane obnażyła zęby i jeszcze mocniej naparła na mnie. Kolejny, jeszcze głośniejszy zgrzyt. Skupiłem się jeszcze bardziej. Posłałem mgłę do przodu. Seria zgrzytów. Zacząłem szukać jakiegoś słabego punktu, dziury, która ułatwiłaby mi zadanie. Robiłem to powoli, systematycznie. Jane napierała ostrzami na mgłę. Skupiała się tylko na tym, nic więc dziwnego, że przeoczyła moment, gdy udało mi się znaleźć obejście i otoczyć ją mgłą.
Uśmiechnąłem się złośliwie. Pragnąłem nacieszyć się zwycięstwem. Nie było to jakieś tam zwykłe zwycięstwo! Co to, to nie! Te odnosiłem zazwyczaj dość łatwo. To było zwycięstwo nad JANE! Nad tą niezwyciężoną Jane!
- Ykhm… Alecu! - Aro najprawdopodobniej poczuł się nieswojo. - Mógłbyś już przestać?
- Ale jak? - udałem zdziwienie.
- Przywróć jej wzrok, słuch… zmysły!
- A o to chodzi! - roześmiałem się. - Przykro mi ale… NIE!
- Przecież nie możesz zadawać jej bólu! - spróbował uderzyć z innej beczki. - Na litość boską to twoja siostra!
- To nic nigdy dla niej nie znaczyło - stwierdziłem sucho. - Więc dlaczego teraz ma znaczyć coś dla mnie? Chyba widziałeś mnie tego dnia, gdy twoi ludzie napadli na nas? Widziałeś krew na moim ubraniu? Rany na twarzy?
- No, a dlaczego miałbym tego nie widzieć?! W końcu… w końcu – zajęknął się. - To... to… to ja was przemieniłem.
- Mniejsza o to! - żachnąłem się. - Teraz mam gdzieś, co mi zrobiłeś! Bo widzisz, to właśnie ona zadała mi te wszystkie rany! ONA!
- Niemożliwe! - zaprotestował. - Ona nie mogłaby tego zrobić…
- Przykro mi, że muszę rozwiać twoje złudzenia, ale niestety, taka jest prawda. - zaśmiałem się gorzko. - Ona pobiłaby każdego, gdyby tylko chciała!
Moją głowę zalała fala dość niewyraźnych wspomnień. Zdekoncentrowałem się i przypadkowo uwolniłem Jane.
- Aro! Gardło mi płonie! - przeraziła się.
Jane jeszcze przez chwilę wpatrywała się w swojego PANA, a potem z niechęcią przeniosła wzrok na mnie.
- Z tobą się jeszcze policzę - zagroziła.
- Winien wam jestem przeprosiny. Ja was tu zagaduję, a wy pewnie umieracie z pragnienia.
- Yy… że co? - nie zrozumiałem.
- Pragnienie, czyli ten ogień w waszych gardłach - wyjaśnił. - Można je ugasić za pomocą KRWI. Niestety w najbliższym czasie będziecie musieli z tego powodu unikać kontaktów z ludźmi. Moglibyście ich zabić! – wyjaśnił, widząc moje zdziwione spojrzenie. - Wasz kontakt z nimi ograniczymy tylko do… posiłków.
- Jeju… ale fajnie - burknąłem.
- Heidi, proszę zaprowadź ich do sal, które wyznaczyłem. Mam nadzieję, że umieściłaś tam po kilka sztuk! – Oj, nie spodobało mi się, że wyrażał się o ludziach jak o bydle.
- Chodźcie! - powiedziała do nas i ruszyła do wyjścia.
Posłusznie podążyliśmy za nią poprzez labirynt korytarzy. Starałem się dokładnie zapamiętać drogę, którą nas prowadzono. W pewnym momencie mijaliśmy ścianę w całości obwieszoną wieloma lustrami. Patrząc na nasze odbicia, nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę my! Zatrzymałem się przed największym z nich i uważnie przyjrzałem się sobie. Na próbę wykonałem kilka gestów. Odbicie je powtórzyło. Jednak nadal nie mogłem uwierzyć w to, że tak się zmieniłem.
Ciemne włosy okalały mi twarz, podobnie jak Jane. Moja cera, którą dotychczas pokrywały pryszcze, była teraz bez najmniejszej skazy. Ale to jeszcze nic! Moja skóra, która od zawsze miała odcień oliwkowy, teraz stała się trupio blada. Dopiero, gdy się sobie uważniej przyjrzałem, dostrzegłem pod tą bladością ślad dawnej karnacji. Do tego te oczy…
Wpatrując się w moje nowe ciało, straciłem poczucie czasu. Z odrętwienia wyrwał mnie poirytowany głos Heidi:
- Jak nie jesteście głodni, to powiedzcie! Bo wbrew pozorom, nie mam ochoty tracić czas na stanie TUTAJ.!
- Jak ci się nudzi, to może dla rozrywki spróbuj zapuścić korzenie i zakwitnąć! - odwarknęła Jane.
- Już idę - powiedziałem tylko po to, aby zirytować moją siostrę.
I znów szliśmy przez niekończący się labirynt korytarzy. Wreszcie dotarliśmy do korytarza zakończonego dwiema parami drzwi.
- Alecu… twoje są te po prawej. Jane po lewej - zaśmiałem się w duchu. Ktoś tu chyba nie polubił złośnicy.
- Dziękuję - odparłem.
- Mają związane oczy i zatkane usta - wyjaśniła. - Dla waszej wygody.
Wziąłem głęboki (zupełnie niepotrzebny) oddech i wszedłem. Za drzwiami czekała na mnie spora gromadka ludzi.
- Wybaczcie…- szepnąłem, zanim jeszcze całkiem straciłem nad sobą panowanie.
Rozpocząłem krwawą ucztę.

Jestem potworem w skórze anioła.


*- aluzja do przemiany Belli
**- aluzja do tego jak Bella opisywała zapach krwi w pierwszej części


Edit: Zawieszam ten ff do czasu, aż ktoś to przeczyta i zechce skomentować.... sorry ale nie widzę sensu umieszczania po 10 rozdziałów w jednym poście.... Nie wiem może mam za dużo oczekiwania, ale ten brak komentarzy jest tak dołujący, że już nawet nie chce mi się otwierać pliku z nazwą "Historia Aleca", bo wiem, że i tak nikt tego nie czyta.... Szkoda... myślałam, że może mi się jednak uda... no cóż teraz już wiem że może lepiej pisanie zostawić tym którzy się na tym znają i zając się czymś innym.... Confused


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jane13 dnia Śro 19:26, 20 Paź 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Melena1821
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meksyk

PostWysłany: Śro 12:58, 05 Sty 2011 Powrót do góry

Świetna historia! Szkoda, że ją zawiesiłaś. Ja bardzo chętnie przeczytałabym kolejne rozdziały o Alecu i jego złośliwej siostrzyczce Wink Mam nadzieję, że wrzucisz tu coś jeszcze kiedyś. Pozdrawiam serdecznie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jane13
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Volterra

PostWysłany: Sob 14:48, 08 Sty 2011 Powrót do góry

Jasne, że jeszcze do tego wrócę Very Happy
Nie byłabym sobą gdybym nie ukończyła czegoś co już zaczęłam Wink Teraz po prostu chwilowo się hm... wypaliłam Wink W końcu nikt tu nie wstawia swoich tekstów dla siebie. Bo jeśli wstawiam jakiś tekst to chciałabym dowiedzieć się co robię źle, jakie błędy popełniam itepe itede Very Happy, a takie pustki jakie tu królują są na prawdę dołujące.... myślę, że za jakiś czas po prostu zmienię parę rzeczy i wrócę Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin