FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Z życia artysty [T][NZ][+16]Rozdział 6 - 6 października 2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
loucura
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:10, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Przedstawiam Wam fanfic autorstwa Sam Pisarski (która ma, notabene, polskie korzenie).
Tekst nie jest zbetowany, wrzucam w takiej formie w jakiej jest - wydaje mi się, że nie jest źle - chcę po prostu przekonać się, czy jest sens dalszego tłumaczenia.
Jeżeli Was zainteresuje - gwarantuję kolejne rozdziały oraz znalezienie bety.
Miłego czytania,
loucura

Tytuł oryginału : De la vie d'Artiste
Autor: rhpsfaerie
Klasyfikacja: Romans
Link do oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]


Ona - pisarka, którą od jakiegoś czasu nęka koszmar senny.
On - kompozytor, który z powodu nieszczęśliwej miłości przed laty rzucił muzykę, jednak próbuje do niej wrócić.

Rozdział 1 : Do nieznajomego


Bella:


Mężczyzna łapie mnie za rękę i prowadzi do pokoju. Nie mogę ujrzeć jego twarzy, gdyż oświetlenie jest nikłe lecz wiem, że nie jest mi znajomy. Po przekroczeniu progu pyta: „Ufasz mi?”, całuje dłoń, którą trzyma i wiedzie mnie nad krawędź dużej, czarnej dziury. Nie jestem w stanie dostrzec dna przepaści i jestem przerażona. Mężczyzna powtarza swoje pytanie, po czym puszcza moją rękę. Zdejmuje całą swoją odzież i staje przede mną pozwalając mi rzucić spojrzenie na linię jego ud oraz mocnych mięśni ramion i brzucha. Znów powtarza swe zapytanie, a jego głos brzmi jednocześnie bardziej rozpaczliwie i uwodzicielsko. Szybko chwyta moją dłoń, szepcząc wprost do mojego ucha: „Zatem ruszamy” i pociąga mnie za sobą w otchłań. Nagle znajdujemy się na ulicy przy której mieszkam, mężczyzna leży na ziemi pokryty krwią płynącą z otwartej rany na boku. Krzyczę o pomoc, lecz ta nie nadchodzi. On tylko uśmiecha się do mnie i szepcze: „Mój aniele”, unosząc rękę i wskazując na moją klatkę piersiową. Spoglądam w dół prosto na podobne okaleczenie.


Za każdym razem, gdy mam ten sen, budzę się z krzykiem, zlana zimnym potem. Moj współlokator i brat jednocześnie, kiedyś przychodził w nocy i sprawdzał co się ze mną dzieje, lecz teraz po prostu zostaje w swoim pokoju i czeka, aż sama do niego przyjdę. Ostatnio nie byłam w jego pokoju od trzech dni, jednak tylko dlatego, że nie spałam na tyle długo, aby cokolwiek mi się przyśniło.

To z całą pewnością całkowicie zrujnuje moją wenę, pomyślałam. Jeśli nie mogę spać, jakim cudem skończę swoją trzecią powieść?

W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i drobna plamka czarnych włosów i bladej skóry wskoczyła do mojego łóżka. Alice, moja najlepsza przyjaciółka od piątego roku życia oraz moja kolejna współlokatorka zdecydowała, że już najwyższy czas mnie obudzić. Najwyraźniej nie wiedziała, że ostatnio zaznałam jedynie dwóch godzin snu, noc wcześniej.

-Cholera, Bello, wyglądasz beznadziejnie. Czy ty już w ogóle nie śpisz? – spytała, po czym wpełzła pod fioletowy koc. Zdecydowanym plusem było posiadanie jej, śpiącej w sypialni, zaraz obok mnie. Alice zawsze zmuszała mnie do wzięcia się do roboty i ostatecznie osiągnięcia sukcesu, zaczynając od sprzedawania ciasteczek w Brownies gdy miałyśmy po siedem lat aż po upewnienie się, że piszę przynajmniej pięć stron dziennie dziś gdy mamy lat dwadzieścia jeden. Zawsze była dla mnie największym wsparciem i motywacją, jednak oficjalnie jest moją osobistą asystentką. Oprócz tego maluje, rzeźbi i tańczy.

-Przez ostatnie trzy dni, nie. Nie mogę pozbyć się tego snu – odpowiedziałam. Pokiwała głową ze zrozumieniem i przytuliła mnie. Po paru minutach wygramoliłam się z łóżka i skierowałam w stronę garderoby z nadzieją, że znajdę gdzieś parę czystych jeansów i bluzę, w której będę się mogła schować. Wybrałam spodnie w kolorze ciemnego granatu z dziurami na kolanach i wystrzępionymi krawędziami nogawek. Nie znalazłam czystej bluzy, więc wzięłam czarną bluzkę z długim rękawem , dekoltem w serek i różyczkami wyszytymi na brzegu i całej długości rękawów. Alice kupiła tę bluzkę dla mnie, podobnie jak całą resztę ubrań motywując to tym, że pisarka powinna ubierać się w stylu bohemy lub wyglądać odrobinę przerażająco, aby była traktowana poważnie.

Ugh, pomyślałam. Muszę zabrać się dzisiaj za pisanie, w innym wypadku mój wydawca zabije mnie za zostawanie w tyle. Skierowałam się do łazienki aby umyć zęby i uczesać włosy oraz zrobić szybki makijaż w czasie, gdy Alice nadawała o facecie z którym randkuje od trzech miesięcy.

-Jasper i ja mieliśmy wczoraj najbardziej romantyczną kolację jaką jesteś sobie w stanie tylko wyobrazić. Ugotował dla mnie wspaniałe risotto z parmezanem i przygotował sałatkę z niebiańskim sosem! Uwielbiam mężczyzn, którzy potrafią gotować – powiedziała, siadając na obrotowym krześle przy biurku, kręcąc się w kółko i chichocząc.

-Aha – wymamrotałam ze szczoteczką w ustach. Alice opowiedziała mi to już dwa razy – pierwszy, zaraz po tym jak wróciła do domu i znów, chwilę przed pójściem spać.
-I nawet jeżeli jest tylko małym trybikiem w wielkiej korporacji, jest taki kreatywny. W sobotę, wraz z kilkoma przyjaciółmi grali w Yorkie’s. Muzyka jest nawet przyzwoita, nawet jak na standardy takiego melomana jak ty. Chciałabym, żebyś tym razem poszła tam ze mną, dobra? – spytała.

-Aha- mruknęłam, wyszarpując z pomocą szczotki splątany kołtun spomiędzy włosów. Robiło mi się tak jakby niedobrze od słuchania non stop na temat Jaspera. Jasne, był dosyć miłym facetem; zawsze miał jakieś słówko na zachętę, nowy żart, zabawną historię albo dobre dojście do zioła. W dalszym ciągu jednak nie czułam takiej potrzeby, aby wysłuchiwać jego imienia pięćset razy dziennie. Oczywiście, zawsze mogłam uniknąć pójścia na koncert udając, że właśnie doznałam niesamowitego olśnienia. Ale ona wiedziałaby że kłamiesz; ona zawsze wie. Och, zamknij się, mój wewnętrzny komentatorze.

-A najlepsze w nim jest to, że ma dodatkowego fiuta! Uwielbiam czuć je obydwa w tym samym momencie!

-Aha… poczekaj, co takiego? – zakrztusiłam się, malując sobie czarnym eyelinerem kreskę w dół policzka.

-Tylko upewniam się, czy mnie słuchasz. Odleciałaś do swojej Nibylandii, kochanie – zachichotała i zeskoczyła z krzesła, by stanąć obok mnie i przyjrzeć się naszemu odbiciu w lustrze. Nawet o szóstej rano Alice wygląda perfekcyjnie, a ja wyglądam… na martwą.

-Jesteś pewna, że wszystko w porządku, B.? Może powinnyśmy wziąć sobie dzień wolnego i iść na zakupy. Pozwolę Ci nawet kupić kawałek sernika i siedemdziesiąt innych ciastek z Marble Slab, tych, które tak uwielbiasz.

-Dzięki, Al, ale już jestem dwadzieścia stron w tyle. Jestem po prostu okropnie zmęczona. Może przejdę się do Jacoba i wezmę tę genialną ziołową herbatę. I jakąś lepszą filiżankę. – przytuliłam ją jednym ramieniem, po czym wyszłam z łazienki i włączyłam komputer, kończąc nakładać na rzęsy mascarę.

-Jasper mówi, że jego kumpel-ukośnik-nowy współlokator robi genialne masaże. Mówi, że to takie uczucie, jakby cała presja po prostu się rozpływała – powiedziała, siadając w pozycji lotosu na moim łóżku, wyciągając w górę ręce.

-Taa, i jest to przyjaciel-kobieta? – odparowałam, gdy podświetlił się ekran. Wpisałam swoje hasło i obserwowałam, jak na ekranie pojawia się obraz mojego pulpitu i ładuje się reszta menu. Na tapecie widniała okładka mojej pierwszej książki, złota sceneria, chmury i niebo oraz wróble w locie. Czułam się wyśmiana za brak pomysłu na trzecią powieść.

-Nie, tak właściwie to facet, którego zna z jakiejś nowojorskiej korporacji. Ma na imię Edward i jest najlepszym na świecie przyjacielem Jaspera. Ach, i zgadnij co Edward robi tutaj, na Zachodnim Wybrzeżu? – spytała, wstając i wykonując jedną z trzech pozycji drzewa, które poznałyśmy na zajęciach jogi. Zawsze zazdrościłam Alice jej gracji i równowagi. Mój wzrok spoczął na kolanie, które było całe posiniaczone z powodu potknięcia się przedwczoraj o but. Z powrotem spojrzałam na ekran komputera. Przestańcie ze mnie drwić, głupie, pieprzone ptaszyska.

-Ucieka od poszturchiwania i bieganiny w jednej metropolii dla smogu i zanieczyszczeń w drugiej? – spytałam, mając nadzieję, że Alice wzięła moją ciszę za namysł nad moją dowcipną odpowiedzią.

-Nie, ucieka od żądnych pieniędzy yuppie na rzecz pracy jako kompozytor.

-Prawdziwej muzyki, czy skomercjalizowanego, ładnie opakowanego gówna dla mas? – zapytałam, otwierając plik z najnowszym rozdziałem. Niestety, zawierał on tylko jedno zdanie : Jestem do niczego, jestem do niczego, jestem do niczego. Zaczęłam kręcić się na krześle dokładnie tak jak wcześniej robiła to Alice, próbując wymazać to paskudne zdanie z mojej głowy.

-Och, ale jesteś dzisiaj cięta! Edward komponuje prawdziwą muzykę, jak klasyczne sonaty na fortepian i chorałowe majstersztyki, czy co tam do kurwy nędzy jeszcze kompozytorzy piszą dzisiaj. Najwyraźniej jako dziecko był fortepianowym geniuszem, może nawet lepszym niż Mozart. Chodził nawet do Julliarda. Nie mam zielonego pojęcia jak skończył w korporacyjnym świecie ale teraz tylko pieprzy się z nami, z bohemy. – Alice pochyliła się aby dotknąć podłogi, po czym zaczęła rozciągać swe ciało w kształt odwróconej litery V.

-I po co mi ta wylewna informacja? Nawet gościa nie poznałam, ba, nawet nie jestem pewna czy chcę go poznać od kiedy wiem, że trzyma z Jasperem i resztą – odparowałam, patrząc znów na niemalże czysty dokument. Jestem do niczego, jestem do niczego, jestem do niczego. W tym momencie naprawdę zajebiście nienawidzę swojej pracy. Wracam do kręcenia się na krześle.

-Przestań – Alice zmrużyła oczy. – Sama dobrze wiesz, że lubisz Jaspera. I powinno Ci zależeć, bo Edward jest super miły, i czuły, i utalentowany, i nie zna tutaj nikogo oprócz mnie i Jazza. Proszę, postaraj się z nim zaprzyjaźnić? I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że się narzucam i wtrącamw życie innych osób.

-Och, jakby to mogło Cię w jakikolwiek sposób powstrzymać.

-Racja. – zaśmiała się do siebie – Ale będziesz miała co najmniej dużo do powiedzenia na temat muzyki i pisania. Artyści zawsze się dogadują, spójrz na nas!

-I również jest świetnym masażystą, najwyraźniej. Zastanawiam się czy jest w tym kierunku profesjonalnie przeszkolony. Może on da mi moje szczęśliwe zakończenie? – zażartowałam, dopadając do Alice i łaskocząc ją. Ta upadła i przeturlała się na plecy, śmiejąc się i ciągnąc mnie za rękę tak, aby mogła mnie dosięgnąć i spróbować pogilgotać – niestety, bezskutecznie.
Po marnych usiłowaniach połaskotania mnie Alice odpowiedziała – Kto wie? Wiem, że wszystkie masaże wykonywane przez Jaspera mają happy ending. – patrzyłyśmy chwilę na siebie, a po chwili wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. Sturlałam się z mojego krzesła, by dołączyć do Alice na podłodze.

-Och, opowiedz mi więcej, Alice. Nie mogę się doczekać, by usłyszeć więcej szczegółów – powiedział Emmett stojący w drzwiach. Mój wielki, misiowaty brat mrugnął do nas porozumiewawczo i podszedł do komputera. - Już zaczęłaś?

Wstałam z podłogi i wróciłam do mojego krzesła komputerowego. – Próbuję, ale ten mały upierdliwy chochlik wciąż mnie rozprasza. Przyznane, nie mam dzisiaj inspiracji, albo pojadę, kto wie? – powtórzyłam, mając nadzieję, że złapał, o co mi chodzi i zadzwoni do mojego wydawcy i z prośbą o przedłużenie mi terminu. Emmett był moim agentem, oprócz tego pomagał zarządzać mi moimi finansami głównie z tego powodu, że był jedną z trzech osób, którym mogłam bezgranicznie zaufać mając pewność, że mnie nie wydyma oraz dlatego, że był tak świetnie zorientowany w sprawie moich potrzeb, że doskonale wiedział, jak zdobyć od mojego wydawcy to, czego aktualnie potrzebowałam.

-Zadzwonię do Angeli i zobaczę co da się zrobić. Może powinniśmy pojechać wkrótce na wakacje? Zmiana otoczenia może jest tym, co jest ci potrzebne – powiedział i wrócił do salonu.

-Nieważne, w każdym razie, Edward też będzie dzisiaj w Yorkie’s. Śpiewa z Jazzem. Proszę, obiecaj mi, że przynajmniej postarasz się z nim porozmawiać? – błagała Alice, wstając z ziemi.

-Dobra, niech ci będzie. Ale oby nie zmieniło się to w powtórkę z sytuacji z Newtonem. Pamiętasz jak powiedziałaś mi żeby być miłą, a on praktycznie prześladował mnie przez cały miesiąc? – spytałam, siadając z powrotem do komputera, opierając stopy o blat biurka.

-Coś takiego się nie powtórzy, Edward nie jest taki – zapewniła mnie moja przyjaciółka. - Wiesz, jakieś śniadanie może pomoże ci w pisaniu. Zrobię naleśniki! – powiedziała Alice, wyskakując z pokoju i zamykając za sobą drzwi.

-Albo może potrzebuję trochę pieprzonego snu – wymamrotałam do siebie, gapiąc się w pusty dokument przed oczami. Jestem do niczego, jestem do niczego, jestem do niczego. Och, komputerze, nawet nie masz pojęcia. Minutę później, podążyłam śladami Alice do kuchni ze świadomością, że próba napisania dziś czegokolwiek spełznie na niczym.


Edward:


Obudziłem się o piątej rano po tym, jak położyłem się o drugiej. Nie byłbym w stanie znów zapaść w sen, więc zdecydowałem spróbować popracować nad tym cholernym utworem. Po trzech godzinach myślenia i wysłuchiwania muzyki w mojej głowie po prostu musiałem wpisać akord c-moll. Jesteś muzycznym geniuszem, Cullen, pomyślałem. Trzy godziny zajęło ci napisanie w tym miejscu jednego z najbardziej podstawowych akordów. No, w ostateczności nie był to a-moll. Musiałem napisać cokolwiek, jakąś podstawę, żeby tylko złamać tę klątwę. Nie skomponowałem niczego prawdziwego od prawie pięciu lat. Cholera, nawet nie grałem na fortepianie od tego czasu.

-Bez wątpienia jestem do niczego – wypowiedziałem w pustkę.
W tym momencie, inspiracja po prostu we mnie uderzyła. W programie muzycznym, do mojej nowej, genialnej kompozycji złożonej z akordu c-moll, wpisałem tytuł : Jestem do niczego, jestem do niczego, jestem do niczego autorstwa Edwarda Anthony’ego Cullena. Och, tak, to zaskakujące dzieło otrzyma tak wiele nagród, jak nie przymierzając pieśń w mezzosopranie, którą skomponowałem dla… A z resztą, nieważne.

“Okay, nie najlepiej dla ciebie jest siedzieć przed komputerem bite trzy godziny. Jeżeli dalej masz zamiar to robić, mógłbyś równie dobrze robić coś konstruktywnego, jak na przykład pograć w World of Warcraft czy coś. Jestem pewien, że jest tam jakaś gildia która poszukuje wędrownego barda, czy innego gówna”, powiedział mój najbliższy przyjaciel i nowy współlokator, Jasper Whitlock. Poznałem go gdy byłem szesnastoletnim cudownym dzieckiem, uczącym się gry na fortepianie oraz kompozycji w mistrzowskiej szkole Julliarda. Jasper był normalnym dzieciakiem, który znalazł mnie, siedzącego w Central Parku, piszącego kompozycje w notatniku, wyglądającego tak, jakby mnie coś obrzygało. On był moim pierwszym prawdziwym przyjacielem, od kiedy jesteś w Julliardzie nawet w weekendy, po prostu nie masz czasu na socjalizowanie się z resztą.

-To jest to co robisz w swoim wielkim, czadowym gabinecie? A ja właściwie myślałem, że wykonujesz swoją robotę całkiem porządnie. Myślę, że powinienem przekręcić do Alice i powiedzieć jej, że jej facet jest gigantycznym nerdem, który wie całe gówno o RPG. A tak przy okazji, w World of Warcraft nie ma zawodu barda – powiedziałem, obracając się na krześle tak, by spojrzeć na mojego przyjaciela.

-Przykry jest fakt, że to wiesz. I mówi to gość, który nie spał dla Bóg jeden wie jak długiego pisania genialnego utworu, czy czego tam. Zatem, czy wena powróciła? – zapytał, wgryzając się w jabłko, które trzymał w ręce.

-Taa, więc, najwyraźniej wciąż walczę z moją pisarską blokadą, jako dowód mogę ci przedstawić jeden, jedyny, pojedynczy akord, który udało mi się wypocić tej nocy. Więc nie mam najmniejszego pojęcia co mogę robić przez resztę dnia. Hej, nie powinieneś być właśnie w pracy, czy coś? – spytałem, wyciągając się na krześle.

-Nieee, zdecydowałem, że wezmę sobie dzisiaj wolne. Alice nie robi dziś nic szczególnego, więc może pójdziemy na lunch czy coś. Wspomniała coś o pójściu do sklepu, w którym sprzedają ciuchy z każdego możliwego roku, którego właścicielką jest kobieta, która była kiedyś aktorką w tych filmach indie z lat 80 i wczesnych 90. Zobaczymy, gdzie nas dzisiaj poniesie. – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Alice była naprawdę słodką dziewczyną, czasem jednak zbyt energiczną i entuzjastyczną. Pomijając tendencję do ADHD Jasper był kompletnie nią zauroczony, myślę więc, że musi być dobrą osobą. Jasper potrafi nieźle ocenić charakter.

-Mam nadzieję, że Alice nie wyda wszystkich twoich pieniędzy. Słyszałem baśnie o tym, jakich zniszczeń w sklepach odzieżowych jest w stanie dokonać Alice Brandon. W zasadzie, czy nie opowiadałeś mi w zeszłym tygodniu o…

-Ach, Alice dzwoni – przerwał, łapiąc swój telefon komórkowy. Wywędrował z mojego pokoju do salonu rzucając : Hej kochanie, co tam?

Zwróciłem swoją uwagę z powrotem na nędzny akord na ekranie komputera. Koleś, potrzebujesz nowego głosu, dla którego będziesz pisać, pomyślałem. Kogoś entuzjastycznego i pełnego mrocznych podtekstów oraz dramatycznego talentu. Kogoś zupełnie innego od tej harpii, która śpiewała słodko prosto do twojego ucha i kosztowała cię twoją muzykę. Gdybyś tylko mógł pisać muzykę po prostu dla siebie, tak jak to robiłeś, gdy byłeś młodszy. Pierdolona Tanya.
Jasper wrócił do pokoju i westchnął.

– Zatem, wygląda na to, że dzisiaj jesteśmy tylko ty i ja, koleś. Alice robi jakąś straszliwą kontrolkę swojej BFF. Najwyraźniej nie jesteś jedyną osobą z pisarską blokadą.

- O jakiej przyjaciółce znowu mówisz? – spytałem. Nie pamiętam, żeby Jasper wspominał o jakiejś koleżance Alice, która pisała czy komponowała coś podobnego. Jednak nie słuchałem uważnie tego co inni do mnie mówili od czasu, gdy przeniosłem się do Los Angeles. Byłem w mojej prywatnej, depresyjnej, artystycznej mgle, próbując przez to prostu przebrnąć i być znów świetnym. Nigdy tego nie odzyszkasz, skoro odszedłeś. Och, zamknij się.

-Nie mówiłem ci o tym, jaką znakomitością jest Bella Swan? Jej książki były na liście bestsellerów gdy miała dziewiętnaście lat, pracuje właśnie nad trzecią powieścią. Ma ten niesamowity dom w Laurel Canyon, w którym mieszka wraz ze swoim bratem i Alice. Jest seksowna, jest inteligentna jak cholera, wie o muzyce prawie tyle ile wiesz ty. Jest jak kobieca ty… odjąć fortepian i porównania do Mozarta, dodać najpopularniejsze dzieła z fikcji od czasu tych książek o wampirach, które wyszły kilka lat temu.

-Huh – zastanowiłem się, podnosząc się z krzesła. – Czytałeś jej książki?

-Oczywiście! Alice powiedziała, że nie pójdziemy na drugą randkę, aż nie przeczytam ”Skrzydeł letniego wiatru”. Ta dziewczyna zajebiście się dla Belli poświęca, i jeżeli jej pragnąłem, musiałem ją przeczytać. Przyznaję, to jak festyn zakochanych nastolatków, ale jest całkiem przyzwoita. I druga książka, „Szmaragd, Lazur, Rubin” była o wróżkach i czarownicach, i innych tego typu gównach. Tej nie przeczytałem. Myślę, że jej następna książka będzie miała dużo z nią wspólnego. No, jeżeli w ogóle ją ukończy. Ach, poznasz ją w sobotę, Alice przyprowadza ją na spotkanie z nami, Yorkie’s.

-Jazz, doskonale wiesz, nie umawiam się teraz z nikim. Nie próbuj mnie z nikim ustawiać – powiedziałem, mijając Jaspera, przechodząc przez salon do kuchni.

-Człowieku, nie umawiam cię z nią przecież. Po prostu staram się o to, żebyś kogoś przeleciał – odpowiedział Jasper podążając za mną, szturchając mnie w ramię gdy mnie mijał. – Coś albo ktoś musi ci pomóc zapomnieć o Tanyi. Była dziwką, i wykorzystała cię do rozwinięcia swojej kariery. Zdarza się. Ale musisz kiedyś pójść naprzód. To już parę pieprzonych lat. I Bella jest kompletnym przeciwieństwem Tanyi, więc nie ma strachu, że nazwiesz ją złym imieniem.

-Sam nie wiem. Kiedyś będę musiał poznać jakąś dziewczynę – Jasper wyszczerzył się i spojrzał na mnie z błyskiem w oku, błyskiem, zapowiadającym coś niedobrego. – Przypominam ci, nie godzę się na nic. Powiedziałem tylko, że porozmawiam z dziewczyną.

-Cokolwiek mówisz, E. A teraz leć się ubrać. Wygląda na to, że jesteś dziś moją randką – zaśmiał się, wychodząc z kuchni.
Robiąc sobie omlet na śniadanie myślałem o tym co powiedział mi Jasper. Może faktycznie musisz kogoś przelecieć, żeby zapomnieć o Tanyi. Bóg jeden wie od jak długiego czasu nie byłeś na randce. Może nowa dziewczyna da ci nowe perspektywy i pozwoli dalej komponować.

-Ta, jasne. – powiedziałem do siebie. – To czego potrzebujesz, to parę godzin snu.

***

Sobota. Pierdolona sobota.
Jasper zapakował cały sprzęt do swojego hałaśliwego SUVa, podczas gdy ja sprawdzałem rozpiskę na wieczór. Upewniłem się, że nasz repertuar był dość zróżnicowany, że mamy różne typy muzyki, które mi leżą. Miałem szczęście, że Jasper i reszta chłopaków z zespołu – Tyler, Ben i właściciel lokalu – Eric – mieli podobne gusta. Już wcześniej uczyli się kawałków, które wybrałem na dzisiejsze show.
Gdy zbliżaliśmy się do baru, mój puls zaczął wzrastać do alarmującego tempa. Wiedziałem, że zacznę panikować przez obecność na scenie, znów, kiedy powiedziałem Jasperowi, że zaśpiewam z zespołem z którym grał. Nie spodziewałem się, że będę aż tak padnięty. Może byłem zmęczony, bo minęły już cztery dni, a ja w dalszym ciągu nic nie napisałem.

Wkroczyliśmy do baru, rozejrzałem się wkoło i zobaczyłem… ludzi. Dużo, dużo ludzi, i nie znałem żadnego z nich. Zacząłem powtarzać swoją mantrę, żebym mógł się przynajmniej schować za fortepianem. Zapomniałeś dodać, że nie grałeś przed publiką od pięciu lat, żałosny, pieprzony idioto. Przełknąłem szybko, mając nadzieję, że nie przepocę niebieskich jedwabnych spodni na guziki, do których założenia zmusił mnie Jasper.
Jestem popierdolony.

***

Jasper szturchnął mnie w ramię i powiedział – Alice tam jest, rusz się.

Podążyłem za nim, starając się nie wpaść na nikogo z tłumu. Spojrzałem w kierunku w którym się poruszaliśmy i ujrzałem Alice. Miała na sobie zwykłą czarną sukienkę, różowe błyszczące pończochy i skrzydełka, takie, jakie mają wróżki. Jej twarz była pokryta brokatem. Dziewczyna wiedziała jak przyciągnąć uwagę do swojej osoby, muszę jej to przyznać.
W końcu do niej dotarliśmy. – Bella poszła po jakieś drinki dla naszej dwójki, za chwilę wróci. - powiedziała głosno, przekrzykując hałas. Chwilę później złapała Jaspera i dosłownie wepchnęła mu do gardła swój język. Dzięki, Jazz, naprawdę cholernie doceniam to, że zostawiasz mnie tutaj na pastwę losu. Zastanawiałem się, czy Alice już jest wstawiona, czy po prostu tak bardzo stęskniła się za Jasperem. Miałem nadzieję, że przyjaciółka Alice wkrótce tu przyjdzie, może nie będę czuć się taki… samotny.


Bella:


Nareszcie dostałam nasze drinki – wiśniową wódkę dla mnie i tequilę dla Alice – i rozejrzałam się wokół. Wyłapałam Alice i Jaspera obmacujących się w okolicy sceny. Świetnie, teraz będę musiała spróbować nawiązać rozmowę z totalnie obcym mi człowiekiem. I tak już czułam się niezręcznie, z powodu swojej niezdarności. Podeszłam do nich, potykając się po tym, gdy nadepnęłam na nogę raczej wysokiemu mężczyźnie noszącemu kurtkę ze sztucznej skóry. Byłam mniej więcej w odległości trzech stóp od mojego towarzystwa, gdy zauważyłam przyjaciela Jaspera, patrzącego niepewnie na swoje buty.

O cholera, ten facet był nieziemski. Wysoki, szczupły i… suuuper. Jego twarz była absolutnie perfekcyjna – piękne kości policzkowe i mocno zarysowana szczęka. Jego usta… o mój Boże, te usta… były pełne i wyglądały niesamowicie delikatnie. Jego włosy były w interesująco rudawo-brązowym odcieniu, który kojarzył mi się ze spiżem, w dodatku sterczały we wszystkie możliwe strony dokładnie tak, jakby nie były czesane od kilku dobrych dni.

Wtedy spojrzał się w górę, a jego oczy najprawdopodobniej mnie zabiły. Zielone. Pieprzone zielone oczy. Alice doskonale wiedziała, że zielone oczy to moja największa słabość. Nagle zrobiło mi się gorąco i poczułam znajome uczucie mrowienia w całym ciele. Oczywiście, przyjaciel Jaspera był czystym seksem w niebieskim jedwabiu. Musiałam mieć chyba zaje***te szczęście, że sprawy zaczęły się tak układać. Nigdy nie czułam takiego… pożądania… wcześniej, zwłaszcza do mężczyzny, z którym nie zdążyłam zamienić ani jednego słowa. Z reguły najpierw musiałam się upewnić czy facet ma mózg, zanim zaczęłam zabawiać się myślą dzikiego seksu z nim.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że bezczelnie gapię się na niego od jakiegoś czasu. Ups. Zdecydowałam odejść na chwilę od grupy, ze stalową decyzją NIE wskoczenia na pana Hottie McHottie.

-Alice! Tequila! - Krzyknęłam do niej, dzięki czemu otrząsnęła się chociaż trochę z mgły, którą był dla niej Jasper. Pisnęła i wyrwała mi z ręki kieliszek, podczas gdy ja w dalszym ciągu z uporem wpatrywałam się w pana Seksowne Włosy.
Jasper odchrząknął.
– Zatem, Bello, poznaj mojego przyjaciela, Edwarda Cullena. Edward, to jest przyjaciółka Alice, Bella Swan – uśmiechnęłam się do tego pięknego mężczyzny, próbując jednocześnie opanować rozpadający się w drobny mak spokój. Miałam przeczucie, że to nie skończy się dobrze dla żadnej części mnie, poza moim libido.


Edward:


Jasper coś mówił, ale w zasadzie to nie za bardzo słyszałem o czym. Byłem zbyt zajęty wpatrywaniem się w niesamowicie piękną dziewczynę stojącą przede mną. Była taka malutka … Niska, szczupła i wyglądała jak porzucone dziecko. Jej włosy były bujną, lśniącą plątaniną ciemnych loków, a jej oczy miały głęboki brązowy odcień z płonącym w nim ogniem. Błyszczący, ciemny makijaż tylko wzmocnił ich blask, którym pałały. Jej usta były idealne w każdym calu i zastanawiałem się, czy są tak miękkie na jakie wyglądają. Nigdy wcześniej nie czułem takiego fizycznego pociągu do drugiej osoby… to tak, jakby Bella-magnes miała całkowitą władzę nad moim penisem. Wrzuć na luz, Cullen, teraz skup się na rozmowie.

-Edward Cullen? Jak kompozytor „La fille avec les yeux brillants” ? Jesteś TYM Edwardem Cullenem? – spytała, jej oczy ćmiły delikatnie w półmroku panującym w pomieszczeniu, a ja momentalnie się napiąłem. Oczywiście, ta drobna, piękna dziewczyna znała cykl pieśni Tanyi.

Zatrzymałem się na moment zanim odpowiedziałem. – Tak, to ja to napisałem. Wnioskuję więc, że jesteś zaznajomiona z tym kawałkiem? – przełknąłem, czując się zdenerwowany i nieco zły na wspomnienie tej części mojej pracy. To był ostatni utwór jaki napisałem dla Tanyi, oraz moje największe osiągnięcie, teraz na wieki splugawione przez jej osobę.

-Śpiewałam to w ostatniej szkole liceum na konkursie. Zawsze kochałam śpiew, uczęszczałam do chóru w szkole i później na uczelni ale szybko zorientowałam się, że jednak jestem lepsza w pisaniu. – uśmiechnęła się do mnie, a jej spojrzenie zapałało mocniejszym blaskiem. Ma takie płomienne oczy. Spoglądały prosto w moje własne, dokładnie tak jakby wiedziała, że chciałbym się w nich zatopić.

-Kiedy dokładnie to było? Napisałem to jakoś… sześć lat temu. – uśmiechnąłem się również, rozluźniając się nieco. Miała uroczy uśmiech i palące spojrzenie, i chyba z tego powodu wydawąło mi się, że mógłbym rozmawiać z nią godzinami dosłownie o wszystkim, nigdy nie mając dosyć. Ale hej, miło by było mieć tutaj kolejnego przyjaciela, poza Jasperem, nawet jeżeli chciałem zabrać tego „przyjaciela” do łazienki i przyprzeć go do umywalki.

-Mniej więcej cztery lata temu. Ale mam nagranie tego kawałka wykonywanego przez Cecilię Bartoli i słucham go praktycznie bez przerwy. To naprawdę niesamowity utwór, powinieneś być z niego dumny. – podniosła rękę i zatknęła kosmyk włosów za ucho, zupełnie jakby się czymś bardzo denerwowała. Jej wzrok popędził przez całe pomieszczenie, kierując się na moment w stronę Alice, po czym znów wrócił do mnie. Byłem zbyt zajęty rozmyślaniem nad tym, jakiego jeszcze rodzaju muzyki słucha, od kiedy wykazała się świetnym smakiem w kwestii mezzo-sopranów.

W zamian, odpowiedziałem - Tak sądzę. Hej, Jasper powiedział mi, że jesteś pisarką. Nigdy nie czytałem żadnej z twoich książek, przepraszam.” – przeczesałem palcami włosy, mając nadzieję, że nie złapała mnie na ciągłym gapieniu się na nią. Nagle ujrzałem wąski pasek czarnego ramiączka od biustonosza, wyglądający zza jej topu. O Panie, pomóż mi, czarne, pieprzone, ramiączko.

-W porządku, te książki nie są do końca skierowane do czytelników takich jak ty. Gdy Alice powiedziała mi, że Jasper przeczytał „Skrzydła letniego wiatru”, przez moment zwątpiłam w jego orientację seksualną. – mrugnęła do mnie, a jej nieśmiała mina zmieniła się w pełny, szeroki uśmiech. ku***, nawet nie miała pojęcia o tym, jak mnie obezwładnia.

-Taak, wiesz, ja wciąż chyba w nią wątpię. Wiedziałaś o tym, że Jasper woskuje sobie brwi? – zamrugałem do niej i zakląłem, gdy zauważyłem, że odetchnęła szybko, zanim się zaśmiała. Co za zmysłowy, gardłowy śmiech.

-Dobra, wystarczy – wkroczył Jasper – Alice może uwierzytelnić moje preferencje co do kobiet. Tak czy owak, E, musimy iść już na scenę. – powiedział.


Ups.


Posłałem Belli słaby uśmiech, pokiwałem głową do Alice i pożegnałem się z obydwiema. Jasper dał Alice szybkiego buziaka w policzek i poprowadził nas na scenę – moje nadchodzące stracenie. Całe szczęście, że nie ośmieszyłem się aż tak bardzo.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez loucura dnia Śro 21:25, 06 Paź 2010, w całości zmieniany 8 razy
Zobacz profil autora
Trampek
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:13, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Tytuł mnie zaciekawił i weszłam, przeczytałam i bardzooo mi się podoba (;
To dopiero początek więc nie wiem co dokładnie powiedzieć ale moim zdaniem zapowiada się naprawdę fajnie (;
Co do jakichkolwiek błędów nie będę się wypowiadała bo sama je robię. Zapewne były ale nie zwróciłam na nie szczególnej uwagi bo byłam pochłonięta tekstem.
Twoje tłumaczenie mi się podoba więc czekam niecierpliwie na następny rozdział :)

Pozdrawiam, Trampek;-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
loucura
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:32, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Trampek napisał:
Tytuł mnie zaciekawił i weszłam, przeczytałam i bardzooo mi się podoba (;
To dopiero początek więc nie wiem co dokładnie powiedzieć ale moim zdaniem zapowiada się naprawdę fajnie (;
Co do jakichkolwiek błędów nie będę się wypowiadała bo sama je robię. Zapewne były ale nie zwróciłam na nie szczególnej uwagi bo byłam pochłonięta tekstem.
Twoje tłumaczenie mi się podoba więc czekam niecierpliwie na następny rozdział :)

Pozdrawiam, Trampek;-)


Ach, dziękuję Ci, Trampku, bardzo :)
W takim razie, zmotywowana jednym bo jednym, aczkolwiek pozytywnym komentarzem, zabieram się za poszukiwanie bety. No i zaczynam tłumaczyć drugi rozdział. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Loucura, lub tez Libertad


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
EsteBella;*
Człowiek



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]

PostWysłany: Sob 17:05, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Zaczynaj tłumaczyć!
Bardzo mnie to zaciekawiło nie powiem nie.
NIe jest może super ekstra oryginalnie, ale mi się podoba.
Błędów nie było dużoWink A jakaś beta na pewno się znajdzie=]
Weny w tłumaczeniu;*

Este*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zoe.z
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Lut 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:29, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Przeczytałam i cóż... Genialne. Cięty dowcip, inteligentne dialogi, świetne opisy. A poza tym co najważniejsze czyta się to szybko, łatwo i przyjemnie. Gdybyś nie napisała, że to tłumaczenie- w życiu bym nie zgadła. Czekam na rozdział drugi bardzo niecierpliwie:)
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Trampek
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:12, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Nie ma za co dziękować. Mówię jak jest. A mi się bardzo podoba :P
WIĘC tłumacz, tłumacz :P
Masz już w mojej skromnej osobie stałego czytelnika twojego tłumaczenia :)
Pozdrawiam, Trampek;-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Sob 19:19, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Również przeczytałam.
I się dziewczyno miła nawet nie pytaj, czy dalej tłumaczyć, bo powinnaś ZDECYDOWANIE to robić. Tak czy siak, we mnie masz czytelniczkę.
Tłumaczenie moim zdaniem jest okej. Czyta się świetnie, płynnie. Błędów owszem, było kilka. Przede wszystkim w zapisie dialogów i interpunkcja trochę leży, ale nie należę do osób, którym chce się wytykać komuś błędu co do ostatniego szczegółu, bo uważam, że to nie ma sensu. Czytało się super, i to jest najważniejsze Wink

Co do fabuły. Hm, trudno coś o niej powiedzieć. Przede wszystkim wielki plus za dialogi, bo nie są wcale takie grzeczne, za to swobodne, miejscami cyniczne i nie są nudne. Następny plus za to, że Edward i Bella nie zaliczyli od razu jakiejś gafy. Ona się nie zarumieniła, on od razu nie dostał erekcji - o to chodzi, bo ile można przeżywać zażenowanie razem z Bellą albo cierpieć z podnieconym Edwardem? No ludzie, trochę dystansu :D
Przede wszystkim też jednoczę się z Bellą (w sumie z Edwardem też) w bólu i niemocy pisarskiej, bo nie ma bardziej frustrującego uczucia aniżeli niemożność wyduszenia z siebie choćby słowa! Podparte doświadczeniem Wink
Ciekawi mnie, jak to się dalej rozegra. Mam nadzieję, że przebieg akcji nie będzie typowy, bo jak na razie opowiadanie jest bardzo przyjemne.

Dziękuję za tłumaczenie i czekam na następny rozdział,
Choch :*
Nina Spektor
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:59, 10 Lip 2010 Powrót do góry

Do przeczytania zachęcił mnie tytuł. I nie żałuję, że tu zajrzałam.

Historia być może nie jest jakaś oryginalna, ale ma w sobie to coś. Bohaterowie wydają się być inni - jak już wcześniej wspomniała Chochlica, nie mamy od razu klasycznych wpadek. Podoba mi się również cięty język, humor i złośliwości, jakie prawią sobie bohaterowie. To właściwie tyle, jeśli chodzi o historię. Mam tylko nadzieję, że cała akcja potoczy się w dość nieprzewidywalny sposób.

Jeśli chodzi o tłumaczenie, to choć nie jestem w tej dziedzinie ekspertką, widać, że starasz się. Czyta się płynnie, nie wyłapałam też typowo angielskiego szyku wyrazów. Możesz śmiało wstawiać kolejne rozdziały!

Błędów było trochę, ale nie mam zamiaru ich tutaj wypisywać. Ale beta na pewno będzie Ci potrzebna.

No cóż, to tyle ode mnie. Czekam na kolejny rozdział.

Pozdrawiam, NS.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
loucura
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:11, 10 Lip 2010 Powrót do góry

chochlica1 napisał:
Również przeczytałam.
I się dziewczyno miła nawet nie pytaj, czy dalej tłumaczyć, bo powinnaś ZDECYDOWANIE to robić. Tak czy siak, we mnie masz czytelniczkę.
Tłumaczenie moim zdaniem jest okej. Czyta się świetnie, płynnie. Błędów owszem, było kilka. Przede wszystkim w zapisie dialogów i interpunkcja trochę leży, ale nie należę do osób, którym chce się wytykać komuś błędu co do ostatniego szczegółu, bo uważam, że to nie ma sensu. Czytało się super, i to jest najważniejsze Wink


Dzięki za miłe słowa - to dla mnie naprawdę ważne, w szczególności na początek, żeby się przypadkiem nie zniechęcić :) A tak serio, to moje pierwsze tłumaczenie, kiedykolwiek. A że zapis dialogu leży i interpunkcja to ja wiem... Mam propozycję - dzisiaj przeczytam to jeszcze raz, powoli, poprawię błędy (no, przynajmniej te, które zdołam zauważyć Wink) i wyedytuję, a zaraz później bardzo intensywnie zabiorę się za szukanie bety - bo jak każdy z tu zebranych wie, bez bety ani rusz.


W takim razie - czekajcie, drogie Panie na następny rozdział, za którego tłumaczenie wezmę się dziś wieczór. :)
Pozdrawiam Was serdecznie,
loucura




Drogie Dziewczęta,
pragnę Was poinformować jedynie, że drugi rozdział właśnie został wysłany do Bety.
Miejmy nadzieję, że jak najszybciej się z nim uwinie.
Trzymajcie się,
loucura Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez loucura dnia Czw 14:45, 15 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Pią 22:20, 16 Lip 2010 Powrót do góry

No to i ja wpadłam, zobaczyłam i... znowu wpadłam... jak śliwka w kompot! Very Happy
Zapowiada się smakowicie...
Tłumaczenie- płynne i bez większych zgrzytów (interpunkcja do poprawki, ale stylistycznie- całkiem, całkiem...)
Bardzo lubię samokrytyczną Bellę i takiegoż Edwarda. Poczucie humoru- jak najbardziej w moim stylu. Pewnie teraz będzie za mną chodzić- "jestem do niczego" Rolling Eyes
Zdecydowanie, czekam na ciąg dalszy!
Weny![/i]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 12:24, 17 Lip 2010 Powrót do góry

Witam, przeczytałam wcześniej pierwszy BPOV, ale zabrakło czasu na zajrzenie do reszty. Dzisiaj nadrabiam zaległości i muszę powiedzieć, że ''premierowy'' rozdział przyciągnął moją uwagę. Rażą mnie błędy w zapisie dialogów, ale myślę, że dobra beta rozwiąże ten problem. Sam pomysł na opowiadanie ciekawy, miło zajrzeć do tekstu, w którym nie widnieje temat: zły Edward, słodka i niewinna Bella - naprawdę, chyba za dużo przerobiłam podobnych historii. Czy się zadurzyłam w tej historii? Nie wiem, to się pewnie okaże po przeczytaniu kolejnej części. Mam tylko nadzieję, że Edward skończy z tym myśleniem:

Cytat:
Ale hej, miło by było mieć tutaj kolejnego przyjaciela, poza Jasperem, nawet jeżeli chciałem zabrać tego „przyjaciela” do łazienki i przyprzeć go do umywalki.


Zły Edward Rolling Eyes Tj fajnie, niech ją tam przyciśnie do umywalki, ale może najpierw jakaś przyjaźń? :)

Życzę Ci chęci na tłumaczenie, znalezienia dobrej bety i dużo komentarzy:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
loucura
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:48, 20 Lip 2010 Powrót do góry

Hej, przedstawiam Wam drugi rozdział "De la vie d'artiste".
Betowała Courtney, dziękuję Ci przepięknie! :)
Enjoy.

Link do oryginału : [link widoczny dla zalogowanych]


Rozdział 2 - Pragnienie przychodzi falami


Bella :


- No, co o nim sądzisz? – spytała Alice, gdy chłopacy weszli na scenę.
- Uważam, że jest naprawdę, naprawdę absurdalnie atrakcyjny – odpowiedziałam, gdy Alice złapała mnie za rękę i zaprowadziła do stolika w okolicy sceny. Zdecydowanie musiałam usiąść.
- Bella, nie jestem w stanie stwierdzić, czy robisz sobie żarty, czy mówisz poważnie. W szczególności, gdy cytujesz Zoolandera. Po prostu powiedz! – Alice uderzyła mnie dla żartu w ramię, gdy siadałyśmy na wysokich stołkach.
- Okej, Al, widziałaś te oczy? Mogłaś mnie chociaż ostrzec, że jest czystym seksem na patyku. Przyznaję, miałaś rację, wydaje się całkiem sympatyczny. Zobaczymy, co dalej.- W szczególności gdy zrobię to na co mam ochotę, czyli rzucę go na ziemię i usiądę na nim okrakiem tutaj, na środku zatłoczonego baru.
- Przepraszam cię za ten tłum. Nie zdawałam sobie sprawy, że Jazz i reszta chłopaków stają się tak popularni. Znaczy się, to nie jest tak, że grają oryginalną muzykę. – Alice rozejrzała się po pomieszczeniu, poszukując obiektu swoich westchnień. Gdy w końcu go ujrzała, przy kulisach, strojącego swoją gitarę, uśmiechnęła się i zamachała. Wyglądała tak szczęśliwie, byłam naprawdę zadowolona z faktu, iż znalazła kogoś, na kim jej zależy dokładnie, jak Jasperowi na niej.
Wychyliłam do połowy mojego drinka Nic specjalnego, był dla mnie trochę zbyt mocny.
- Jak się teraz nazywają?
- Wydaje mi się, że dziś wieczór to ‘Black and Blue’. Nie mogą dojść do porozumienia w kwestii nazwy, więc po prostu zmieniają ją za każdym razem, gdy grają.
Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy, kołysząc się w takt muzyki puszczonej przez DJa i pijąc nasze drinki. Wpadający na mnie z każdej strony ludzie zaczęli mnie nieco irytować i zaczynała mi się migrena. Jasne, chciałam zacieśnić stosunki z Edwardem-Nefrytowe-Oczy zaraz po tym, gdy rzuci mnie na kolana swoim występem (tak przypuszczam), ale naprawdę zaczęłam odczuwać wkradające się w stawy zmęczenie.
- Hej, Alice? Myślę, że pójdę do domu – powiedziałam do przyjaciółki, zeskakując ze stołka i używając stolika do podtrzymania równowagi. Nie miałam zamiaru ryzykować potknięcia się o własną stopę na oczach tych wszystkich ludzi,
- Co takiego? Przecież powiedziałaś że Edward jest miły! Proszę, nie idź – nalegała, wpatrując się we mnie tymi cholernymi złoto-brązowymi oczami małego jamnika.
- Tu nie chodzi o niego, po prostu nie czuję się najlepiej. Wrócę do domu i spróbuję trochę odpocząć. Zadzwonię, gdy dotrę na miejsce, okej?
Rozpoczęłam swoją wędrówkę w stronę drzwi. Już prawie tam byłam, gdy usłyszałam Jaspera mówiącego do mikrofonu – Cześć, ludzie. Nazywam się Jasper Whitlock, jesteśmy Black and Blue. Zanim zaczniemy, chciałbym powitać mojego znajomego, Edwarda Cullena, z powrotem na scenie – miejmy nadzieję, że zostanie z nami na stałe. Jest odrobinę zdenerwowany, więc proszę, powitajcie go aplauzem!
Odwróciłam się, aby posłać ostatnie przelotne spojrzenie w stronę Edwarda. W zasadzie nie widziałam go w całości, siedział przy fortepianie. Och. Stwierdziłam, że posłucham go następnym razem, w końcu nasi najlepsi przyjaciele się ze sobą umawiają.
Zaczęli grać. Nie rozpoznałam piosenki; była zbyt łagodna jak na mój zwyczajny gust. Zastanawiałam się, czy mi się podoba, czy nie, gdy moja dłoń dotknęła klamki.
I wtedy usłyszałam głos.
Głos śpiewający melodię, która zatrzymała mnie w miejscu. Mógłby wyśpiewywać książkę telefoniczną, a ja i tak byłabym odrętwiała. Głos, który brzmiał jak trzy partie miękkiego, płynnego liryzmu Maynarda Keenana, jedna partia namiętnego nucenia Brandona Boyda i szczypta seksownego mruczenia Trenta Reznora. Byłam zahipnotyzowana i wręcz musiałam wrócić do Alice by sprawdzić, skąd ten głos pochodzi.Wiem, że Jasper nigdy wcześniej tak nie brzmiał, musi więc być to ktoś inny z zespołu.
-Witam z powrotem! – przywitała mnie Alice, gdy znów zajmowałam miejsce obok niej. – Wiedziałam, że nie wyjdziesz. Jak byś mogła, gdy największy muzyczny umysł ostatnich dwudziestu pięciu lat stoi na scenie?
-Możesz przynieść mi innego drinka? – spytałam ze wzrokiem przyklejonym do estrady.
Nie zwracałam zbyt dużej uwagi na otoczenie, próbując rozwikłać zagadkę, który z wykonawców śpiewał tym rozkosznym głosem. Z mojego miejsca widziałam wszystkich członków zespołu, a mój wzrok przemykał od twarzy do twarzy, próbując wychwycić winowajcę. Gdy zatrzymałam się na soczystych ustach Edwarda, zdałam sobie sprawę, że się poruszają. ku*** mać, to on. Głos należy do niego i czuję, jak spadają mi majtki.


Edward:


Wszedłem na scenę czując, jak pot spływa mi od brwi w dół twarzy. Czułem się tak, jakbym miał mieć za chwilę atak serca, jakbym zemdlał, umarł, czy coś w ten deseń. Skupiłem swój wzrok na fortepianie, siadając na stołku i przysuwając się do klawiatury. Myślałem jednak o tej uroczej kobiecie, z którą właśnie skończyłem rozmawiać. Zastanawiałem się, jak łatwo by było pójść z nią do mnie na jakiegoś drinka i inne gry i zabawy. Wiedziałem, że zdecydowanie potrzebuję czegoś mocnego. Teraz.
- Cześć, ludzie. Nazywam się Jasper Whitlock, jesteśmy Black and Blue. Zanim zaczniemy, chciałbym powitać mojego znajomego, Edwarda Cullena, z powrotem na scenie – miejmy nadzieję, że zostanie z nami na stałe. Jest odrobinę zdenerwowany, więc proszę, powitajcie go aplauzem!
Dzięki, Jasper. Zajebiście, naprawdę doceniam to, że właśnie powiedziałeś wszystkim tu zgromadzonym o moim słabym punkcie. To z całą pewnością skłoni Bellę do pójścia później ze mną do domu. Nagle byłem ogromnie wdzięczny grupie Jaspera za granie tylko i wyłącznie coverów. Jeżeli ktoś poprosiłby mnie o wykonanie jakiejkolwiek z własnych kompozycji, jestem pewien, że nie byłbym w stanie tego zrobić. Byłem zbyt zaniepokojony, tylko i wyłącznie ze względu na swoje dobro.
Zauważyłem, że Jasper pokiwał do mnie głową, zadając nieme pytanie czy jestem gotowy. Wziąłem głęboki wdech, uśmiechnąłem się porozumiewawczo i również zakiwałem.
Naszym pierwszym kawałkiem było ‘The Hazards Of Love 1’ grupy The Decemberists. Na początku śpiewałem raczej miękko, może nieśmiało, bojąc się oczu, które wiedziałem, że będą skierowane na mnie. W oryginale nie ma fortepianu, ale zdecydowałem się dodać jeden akord na każde dwa takty tylko po to, żebym mógł choć w małej części schować się za instrumentem w mojej wygodnej bańce. Mniej więcej w połowie tego kawałka, gdy zacząłem się oswajać ze sceną i sporym tłumem, postanowiłem wyłapać w tym tłoku Bellę.
Wyraz jej twarzy mówił wszystko. Była mną pochłonięta. Albo przynajmniej muzyką, którą grałem. Przytrzymałem jej wzrok i posłałem skromny półuśmiech. Ona uśmiechnęła się w odpowiedzi i jej drobny, różowy język prześlizgnął się płynnie po dolnej wardze. O święte napięcie seksualne i Batmanie, chciałem po prostu zeskoczyć z tej chrzanionej sceny i wycałować te usta. Inne części ciała również. Nigdy wcześniej nie czułem tak gwałtownego seksualnego pociągu do kobiety i zaczynałem dyszeć na sam widok dziewczyny, którą poznałem może z dwadzieścia minut wcześniej. Każdą komórką mojego ciała musiałem skupić się na tym, jakie słowa zaśpiewać dalej.
Gdy piosenka się skończyła, Jasper wyszeptał do mnie “Butterflies!”, zaczynając grać pierwsze takty mojego ulubionego kawałka Muse. Aha, teraz mogę pokazać jak uwodzą moje szalone zdolności w grze na fortepianie. W momencie gdy rozpoczęła się główna melodia, Jasper zaczął śpiewać razem ze mną. Muszę przyznać, że jeżeli chodzi o muzykę, był coraz lepszy. Naprawdę musiałem zacząć myśleć o czymkolwiek, byle nie o dziewczynie siedzącej u boku Alice, bo inaczej zrujnuję szansę na kolejny występ przed taką publiką. Dla przyjaciela, pomyślałem. [/i]Trzymaj na wodzy swoje gacie, przynajmniej na razie, żeby twój kumpel mógł się wykazać.[/i]

Jasper zaczął grać swoją partię, która gładko przeszła w moje fortepianowe solo. To był właśnie powód, dla którego tak uwielbiałem ten kawałek; dzięki temu dramatowi i ozdobnikom brzmiało zupełnie jak kompozycja Rachmaninowa. Płynnie przesuwając palce po klawiszach, zastanawiałem się, o czym myślała Bella w tym momencie. Naprawdę frapowało mnie czy lubi jeszcze jakis inny gatunek muzyki niż klasyczną, czy po prostu została tylko z tego powodu, żeby Alice nie czuła się osamotniona.
Cullen, do cholery, przestań tyle myśleć. Brzmisz jak tania ci**a. To tylko dziewczyna. Gorąca dziewczyna. Więc powstrzymaj się, chociaż przez jedną, pieprzoną sekundę od myślenia o niej, to nie takie trudne. Taa, nie możesz zobaczyć tego, w jaki sposób patrzy, Mały Eddie. Nie rozmawiałeś z nią od trzydziestu sekund i zdajesz sobie sprawę z tego, że możliwe jest, że ta dziewczyna posiada całkiem interesujący umysł i mógłbyś prowadzić z nią niesamowite konwersacje.

O ku***. Chyba nie dam rady.


Bella:


Szlag by to trafił. Chyba nie dam rady.
Byłam totalnie zamroczona pożądaniem do Edwarda Cullena. Przez jedną minutę rozmowy i ten głos, który musiał być dziełem samego Szatana – wymyślony jako moje osobiste piekło. Albo przez Boga – jako moje osobiste niebo. Nie jestem jeszcze pewna. Jednak co do jednego byłam przekonana – nigdy nie pożądałam tak bardzo. To było uczucie, jakby każda możliwa komórka w moim ciele istniała tylko i wyłącznie dla niego – z tego czy innego powodu.
Gdy grał na fortepianie solo, w środku drugiego kawałka myślałam, że padnę. Patrzyłam, jak jego palce uderzają w klawisze i zastanawiałam się, jakie jeszcze magiczne rzeczy potrafi nimi wyczyniać. Okej, Swan, posłuchaj, musisz przestać myśleć o takich obscenicznych sytuacjach. Och, pierdol się, mogę znaleźć multum takich sprośności. Sprośności związanych z Edwardem Cullenem i jego seksowną, łóżkową fryzurą.
Przez resztę występu byłam tak samo oczarowana, jak w trakcie grania pierwszych dwóch piosenek. Po kilku utworach Edward wstał i umieścił mikrofon w statywie stojącym na środku sceny. Obserwowałam jak miarowo kołysał się, podchodząc majestatycznie na scenę. Jego wzrok nie opuszczał mojej osoby. Pod koniec tego utworu czułam się tak, jakby każdy nerw w moim ciele stał w ogniu, a on nawet mnie nie dotknął. Cholera, ledwie ze sobą rozmawialiśmy. To było tak, jakby przemawiał do mnie samą swoją obecnością na scenie i muzyką, którą wykonuje.
Zespół skończył koncert seksowną i wolną wersją “How Soon is Now?” The Smiths. Nawet w oryginale ten kawałek emanował zmysłowością, a w wykonaniu Edwarda brzmiał prawie jak najprawdziwsza gra wstępna. Gdy zbliżali się do końca, otrząsnęłam się z edwardowego odurzenia. Spojrzałam przed siebie na stolik i ujrzałam przed sobą pięć pustych szklanek. Kiedy zdążyłam wlać w siebie taką ilość alkoholu?
Zespół czekał cierpliwie, aż aplauz przycichnie i zszedł ze sceny. Zdaje się, że były to najdłuższe trzy minuty w moim życiu. Muszę z nim porozmawiać. Znów.
Alice w mgnieniu oka znalazła się w ramionach Jaspera, po czym spytała z podekscytowaniem – Kto ułożył repertuar? Ludzie, byliście zajebiści! – zaakcentowała swoją wypowiedź pocałunkiem w policzek chłopaka.
- Edward. Chciał sprawdzić, jak wypadnie taka różnorodność. W dodatku to był jego pierwszy występ od tak długiego czasu – mam nadzieję, że zostanie na scenie na dłużej. Prawdę mówiąc uważam, że poradził sobie naprawdę świetnie. Hej, tak właściwie, gdzie on jest?
- Zaraz za tobą, Jazz – odpowiedział, podchodząc do nas. Mogłam dostrzec błyszczącą warstewkę potu na jego twarzy i poczułam nagłą potrzebę zlizania jej z niego. Wyglądał tak entuzjastycznie, jakby otworzył długo wyczekiwany, wymarzony prezent urodzinowy.
- Alice ma rację, byliście niesamowici – powiedziałam z zapartym tchem. Gdzie do cholery wyparował cały tlen tego pomieszczenia? Ach, oczywiście, do mojego krwioobiegu i moich nieprzyzwoitych miejsc, bo z całą pewnością nie ma go w moich płucach.
- Dziękuję – odpowiedział. Znów zaczeła grać muzyka. Edward popatrzył na DJa, po czym spiojrzał na mnie skrzącymi się oczami. – Zatańczysz?
- Oczywiście.


Edward:


Taniec z Bellą Swan był radosnym doświadczeniem. Kołysała się i kręciła biodrami w hipnotycznych krokach, od których nie mogłem oderwać wzroku. Zamknęła oczy i tak pozostała do czasu, gdy nie poczuła się bardziej swobodnie w swoich rytmach. Podniosła ręce, machając nimi w lewo i prawo, dokładnie jakby była wyjęta z Woodstocku. To w zasadzie miało sens, mimo że słuchając “L.A. Woman” Doorsów wykonywanego przez tego DJa niewiele brakowało, a zacząłbym rwać sobie włosy z głowy, z czystej rozpaczy. Kołysaliśmy się miarowo, razem, wiedząc doskonale jak to drugie się poruszy. Dokładnie tak, jakby nasze ciała już znały się na wylot. Jej loki były splątane i wilgotne od potu, a ja byłem wystarczająco blisko aby dostrzec lśniącą wilgoć na jej obojczyku. Odważyłem się musnąć jej delikatnie odznaczającą się kość, a ona zadrżała. Jej oczy otworzyły się nagle, dzikie i przestraszone, jakby nie zdawała sobie sprawy gdzie była.
- Przepraszam – wyszeptałem jej do ucha. Miałem nadzieję, że się nie wścieknie, czy coś.
- W porządku. To całkiem miłe.
Mentalnie odetchnąłem z ulgą, - Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.
Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu, stojąc bez ruchu. Posłałem jej krzywy uśmiech z nadzieją, że pozwoli jej się to znów zrelaksować. Jej oczy rozszerzyły się, a ja byłem bliski wymamrotania przeprosin tylko po to, żeby jak najszybciej się stąd wydostać i powiesić się w Creeperville. W tym momencie znów zaczęła kołysać nieśmiało biodrami, a mnie ulżyło, że nie spłoszyłem jej całkowicie.
- Edward, powiedz mi, jak długo masz zamiar zostać w Mieście Aniołów? – spytała, próbując nie przekrzykiwać muzyki.
- Nie jestem pewny. Nie określiłem jeszcze. Myślę, że do czasu, aż zdam sobie sprawę z tego, co do cholery chcę zrobić ze swoim życiem. – Spróbowałem przybliżyć się do niej nieco, lecz ona, uśmiechając się ironicznie, zrobiła krok w tył. Cholera by to wzięła.
- Brzmi trochę jak w moim przypadku. Ja również nie pochodzę stąd.
- Poważnie? Skąd jesteś?
- Z małego miasteczka w stanie Waszyngton, Forks. Mój ojciec wciąż tam mieszka. Ja przeniosłam sie do L.A. by być bliżej mojego wydawcy, od kiedy ten zorientował się, że moja pierwsza książka będzie bestsellerem. – przysunęła się w moją stronę z szelmowskim uśmiechem. Po chwili wplotła SWOJE palce w MOJE włosy, opadające mi na kark.
- Wiesz, to niesamowite osiągnięcie. Zwłaszcza dla kogoś tak młodego – powiedziałem pospiesznie, starając się nie waknąć lub zamruczeć jak kot, czy zrobić czegoś równie żenującego. Ale, pieprz mnie, była tak blisko, że mogłem poczuć zapach jej włosów. Pachniała jak truskawki, słodko i nęcąco.
- Po prostu miałam szczęście – trafiłam na dobry temat w dobrym czasie. Jeżeli odniosłabym sukces, nie byłabym w tyle z termianmi. – Jej palce masowały powoli moją głowę, a to było zaje-ku***-biste uczucie.
- Każdy kreatywny człowiek przechodzi czasem przez taką niemoc twórczą. Znaczy sie, spójrz na mnie. Nie byłem w stanie skomponować czegokolwiek przez ostatnich pięć lat. – byłem pod wielkim wrażeniem, że udawało mi się prowadzić tę rozmowę w miarę sensownie, biorąc pod uwagę Bellę, stojącą tak blisko i dotykającą mnie. Przyznam, nie było tak, jakby trzymała swoja rękę w moich gaciach, ale efekt był podobny.
I tutaj spotkała mnie cisza. Po prostu stała i wpatrywała mi się w oczy, z lekko rozchylonymi ustami. W jej włosach i spojrzeniu było coś niemożliwie dzikiego, a ja byłem rozkojarzony przez jej piękne rumieńce. Kiedy zdążyła się zarumienić? I dlaczego?
- Jest pani piękna, panienko Swan – miałem nadzieję, że nie myśli w tym momencie jakim to jestem idiota, ale te słowa po prostu wyleciały z moich ust zanim zdążyłem zatrzymać ciąg myśli. Czas się zwijać, kolego, rzucasz frazesami tak banalnymi, jakie słyszy się tylko w debilnych romantycznych filmach dla nastolatek. Albo poczekaj, może jej się to spodobało.
- A pan jest bardzo przystojny, panie Cullen. Czy to moment na komplementy, czy parodiujemy tendetną komedię romantyczną? Jesteś moim Freddie’m Prinze Juniorem? – jej druga ręka delikatnie zjechała w dół po moim ramieniu.
Dojście ponownie do głosu zajęło mi dobrą chwilę. – Mógłbym cię poprosić o numer telefonu? Chciałbym do ciebie zadzwonić. Może zaprosić cię na obiad, czy coś. Wiesz, jeśli byś chciała.
Bella uśmiechnęła się i przysięgam, że zobaczyłem przebłysk ulgi w jej oczach. – Pewnie.
Sukces! pomyślałem, wyciągając swój telefon. Wymieniliśmy się numerami, po czym zdecydowaliśmy, że czas wrócić do tańca. Przysunęła się bliżej mnie, przylegając do mnie biodrami – wyjątkowo sugestywnie. Poczułem jak moje spodnie automatycznie stają się zdecydowanie za ciasne i byłem zdecydowany zaproponować jej taniec u mnie, gdy Alice nam przerwała.
- Hej, Bells! Musimy się zwijać, jeśli chcesz napisać kilka stron ekstra rano!
Pieprzona Alice.


Bella:


Miałam ochotę zabić Alice. Nie, zabić to mało powiedziane – chciałam ją potwornie okaleczyć, uważając jednak, aby nie straciła przytomności po to, abym mogła ją torturować prozaicznymi obowiązkami prywatnej asystentki, takimi jak odniesienie ciuchów do pralni, ustalanie moich spotkań i wyznaczanie dat na wydawanie kolejnych książek.
Zaczynałam poznawać lepiej Edwarda – oraz zaznajomiłam sie z jego pokaźnych rozmiarów, ekhm, problemem, przylegającym do mojego uda – gdy ta zdzira nam przerwała. Niestety, gdy spojrzałam na zegarek, zdałam sobie sprawę z tego, że ma rację. Spojrzałam rozczarowana na Edwarda, mając nadzieję, że zauważył, że świetnie bawiłam się zanim nam tak brutalnie przeszkodzono.
- Edwardzie, bardzo mi było cię poznać. Zadzwonisz? – powiedziałam, gdy nasza czwórka kierowała sie do wyjścia.
Edward zatrzymał sie jakieś cztery stopy od drzwi. Alice i Jasper szli dalej, niczego nieświadomi, a ja miałam właśnie krzyknąć za nimi, żeby poczekali, jednak Edward złapał mnie w pasie i naparł na mnie swoimi ustami. Poczułam, jak istny prąd elektryczny przepływa między nami, a mnie nie pozostało nic innego, jak tylko zamknąć oczy, oddać pocałunek i połączyć się wraz z nim w rozkoszy. Jego usta były jeszcze bardziej łagodne niż mogłoby się wydawać, a jego oddech był chłodny i miętowy. Przejechałam powoli językiem po jego dolnej wardze, a jego usta rozchyliły się, by wpuścić mnie do ich wnętrza. Nasze języki poruszały się razem w płynnym tańcu, dokładnie tak, jak wcześniej robiły to nasze ciała. Jestem całkiem pewna, że pobyt w niebie da się porównać do całowania Edwarda Cullena.
– Dobranoc, panienko Swan. – powiedział, odsuwając się ode mnie. Chwilę później posłał mi ten nieziemsko seksowny półuśmiech, którym zapewne powalał na kolana całe zastępy napalonych na niego kobiet, odwrócił się i podążył za Jasperem w strone parkingu.
- Co to miało być? – zapiszczała Alice, stając obok mnie.
- Nie jestem do końca pewna. Pogadamy o tym, jak wrócimy do domu – odpowiedziałam z głową w dalszym ciągu zanurzoną w miętową, edwardową mgłę.

***

- I jak poszło dzisiaj Jasperowi i jego paczce? – zagrzmiał Emmet w chwili, gdy przekroczyłyśmy próg domu.
- Byli naprawdę świetni. Dlaczego się nie wybrałeś z nami? – spytała Alice, wchodząc do kuchni, aby zrobić sobie kanapkę.
- Miałem randkę, która w zasadzie nie wyszła najlepiej, więc wróciłem wcześnie do domu organizując sprawy dla naszej wielkiej pisarki. Hej, Bells, wyglądasz trochę blado. Wszystko w porządku? – zapytał mnie, przykładając mi dłoń do czoła sprawdzając, czy nie mam gorączki.
- Wszystko z nią okej – odpowiedziała Alice, wracając do pokoju z kanapką z indykiem w jednej ręce i szklanką wody w drugiej. Podała mi naczynie.
-Jest po prostu trochę… rozchwiana przez Edwarda Cullena.
-Ach. To ten przyjaciel Jaspera?
Zaczęłam gubic właściwy tor rozmowy. Mój umysł pędził osiemdziesiąt mil na godzinę zatłoczoną autostradą. Wciąż byłam urzeczona jego głosem, jego krzywym, ironicznym uśmiechem, jego oczami. Czułam się jak mega zdzira, przez niespodziewane, ekstremalne fale pożądania. Myślałam, że już zdążyłam ochłonąć, niestety mój umysł wciąż wirował z powodu naszego pocałunku.
Tego pocałunku. Był perfekcją na szczycie jeszcze większej ilości perfekcji. Był jak lody z Marble Slab, domowe ciasto czekoladowe i ciasteczka z masłem orzechowym w jednym. Byłam w absolutnej euforii, zapewne przez ogromne ilości wódki płynące w moim organizmie. Wydaje mi się, że zaczęłam nerwowo chichotać, ale nie jestem pewna.
-Dobra, położę Bellę spać. Ach, i Em? Nie zapomnij, że w poniedziałek musimy jechać do Bordersa w Santa Monica na odczyt i podpisywanie książek. Jesteś odpowiedzialny za zebranie do kupy wszystkich materiałów Belli, bo jutro będzie cały dzień pisać. Dobranoc! – naprawdę świetnie było mieć Alice, zawsze pamiętającą o wszystkim i wiedzącą, czego potrzebuję.
Zaprowadziła mnie do pokoju i zaśmiała się ze mnie, jak próbowałam odkleić od ciała moje ciuchy i strząsnąć je z siebie. Nie bardzo wiedziałam dlaczego się śmieje, do czasu, gdy zobaczyłam moją koszulkę na ramiączkach wirującą na jednym ze skrzydeł wiatraka zawieszonego pod sufitem. Wybuchłam histerycznym śmiechem i upadłam na łóżko, a Alice położyła się obok mnie.
Gdy nasz śmiech ucichł, Alice zapytała – Spotkasz się z Edwardem?
- Taaak. Tak myślę. Zobaczymy. – zamknęłam oczy, przypominając sobie pocałunek. Pocałunek.
-Dobra, powiem to tylko dla twojej informacji. Nie wydaje mi się, żeby Edward uśmiechał się aż tyle w czasie całego swojego pobytu w L.A. Przynajmniej ja tego nie widziałam, Jasper zapewne również. Edward zmienia się pod twoim wpływem. Na lepsze. – Motyle właśnie w tym momencie tańczyły w moim brzuchu namiętne tango. Przeze mnie? Małą mnie?
-Dobrze wiedzieć, Al. Teraz wypieprzaj z mojego pokoju, żeby mogła się chociaż trochę przespać.
Natychmiast zwlokła sie z mojego łóżka, idąc w stronę drzwi. W progu odwróciła się i spojrzała na mnie. – Jeżeli czegos potrzebujesz, nie wahaj się i chodź do mnie do pokoju. No chyba, że będziesz rzygać. Jak masz zamiar rzygać, to idź z tym do Emmetta.
- Też cię kocham, Al. Dobranoc.
- Dobranoc. – Alice wyłączyła światło, zamknęła drzwi, zostawiając mnie tym samym samą z własnymi myślami.
Leżałam w łóżku, gapiąc się w sufit. Były na nim przyklejone świecące w ciemności gwiadki i księżyc, które teraz błyszczały do mnie w ciemności. Ale nie są tak jasne jak oczy Edwarda. Łał, jesteś naprawdę nietrzeźwa, Swan. To było łzawe i oklepane, nawet jak na ciebie. Myśli o pięknym chłopcu poznanym dziś wieczór mieszały się z pomysłami na nową książkę. Usiadłam na łóżku, rozejrzałam się za notebookiem, po czym spisałam kilka pomysłów: zielone oczy, przystojny kompozytor, skrzydła, wódka i jak jeden moment może sprawić, że czujesz sie jak bogini. Gdy przelałam je już na papier, zanurzyłam się w poduszkach. Zmęczenie wzięło nade mną górę, zasnęłam w czasie najbliższych sekund.
Tej nocy wcale nie śniłam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez loucura dnia Nie 22:06, 25 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Wto 19:12, 20 Lip 2010 Powrót do góry

Ach, edwardowa mgła pożądania... Mrrr... Hyhy
Nasza nieśmiała, nieludzko na siebie napalona parka się rozkręca...
Ciekawe, czy Edward zadzwoni... i czy oboje odzyskają wenę.
Na razie, tej ostatniej życzę Tłumaczce! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 19:27, 20 Lip 2010 Powrót do góry

czy to nie za szybko, że tak od razu wszystko idzie pięknie??
chociaż nie powinnam miec nic przeciwko bo to świetne było, idealne, wręcz cudowne:D
z chęcią sama bym posłuchała ich koncertu... nie wie ktoś czy w Polsce jest klub z fajną grupą?? nie no żartuje...
dialogi są świetne, a opisanie szczęścia, euforię Belli genialna
czekam już na następny
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 19:57, 20 Lip 2010 Powrót do góry

Napiszę kilka słów odnośnie nowego rozdziału.
Troszkę atmosfera nam przyspieszyła. Z małego zauroczenia zrobiło się to prawie porno na scenie. Oczywiście fajnie i cudownie, że Bella i Edward są sobą oczarowani, ale chyba tylko w takiego typu opowiadaniach pojawia się coś na kształt... miłości od pierwszego wejrzenia? W każdym razie nie są w sobie zakochani, na razie czują do siebie pociąg fizyczny, ale wiadomo - to cienka linia, więc łatwo przejść z jednego etapu na drugi.
Nie wiem dlaczego, ale trochę przynudził mnie ten rozdział, niby tyle tekstu, jednak jakoś zabrakło mi w nim czegoś. Może więcej rozmów na linii Cullen-Swan, sama nie wiem. A teraz inna sprawa. Nie będę wypisywać błędów, po prostu radzę przejrzeć chapik raz jeszcze i zrobić powtórną betę, ale jedno zdanie sprawiło, że nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać:

Cytat:
. Zanim zaczniemy, chciałbym powitać mojego znajomego, Edwarda Cullena, z powrotem na scenie – miejmy nadzieję, że zostanie z nami już na zawsze.

Z tym ''na zawsze'' wypadło źle. Naprawdę. Miałam wrażenie, że to mówi dziecko z piaskownicy. Myślę, że lepiej by brzmiało ''na stałe''.
To tyle, jeśli chodzi o moje górnolotne uwagi. Samo opowiadanie ma swój klimat i mam nadzieję, że uraczysz nas kolejnym rozdziałem dosyć szybko.

Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
loucura
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:12, 20 Lip 2010 Powrót do góry

Ups... Fakt. to zdanie wypadło naprawdę, NAPRAWDĘ kulawo - już w tej kwestii działam.
Jeżeli chodzi o fabułę, to cóż, ja zbyt wiele do powiedzenia nie mam... niestety. Bo zapewne parę spraw wyglądałoby zupełnie inaczej :)
W każdym razie dzięki wielki za zainteresowanie, poważnie. Rozdział trzeci już przetłumaczony, czwarty już prawie-prawie, na finiszu.
W ciągu najbliższych dni zapewne wstawię.
L.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Trampek
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 7:55, 21 Lip 2010 Powrót do góry

Wdech...i wydech...

Ok... Uwielbiam ten ff! Ten rozdział był rewelacyjny! Nawet na sekundę nie pomyślałam, że Bella wyjdzie. To by było nie możliwe :P
Mogłam spodziewać się, że Edward będzie miał taki talent:)
Rozdział długi więc mi się to bardzo podoba i mam nadzieję, że reszta też jest podobnej długości.
Mi bardzo miło i lekko czyta się twoje tłumaczenie.
Powiedzmy, że Edward na koniec mnie zaskoczył. Ten pocałunek... mmm Wink W tym rozdziale pożądanie Edwarda i Belli...hehe:P Oboje nieźle byli nakręceni.

Czekam niecierpliwie na nowy rozdział!
I dzięki za ten:)

Pozdrawiam, Trampek;-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:21, 22 Lip 2010 Powrót do góry

O nie, o nie!! co się za mną dzieje? Nie mogę poradzić sobie z myślą, że nigdy nie usłyszę Edwarda śpiewającego i grającego "Butterfly". Uwielbiam tę piosenkę, w jego wykonaniu to byłoby coś niezwykłego - ale tu pojawia się problem, hehe, Edward nie istnieje. Jestem zadziwiona tym, jak bardzo ta świadomość stała się przytłaczająca.. Zaczynam wątpić w swoją normalność...

Heh, zobacz Loucura, co ze mną zrobiłaś tym tłumaczeniem...Wink Jestem pod wrażeniem:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna Scott
Zły wampir



Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: New York- Kerry -Londyn- Trondhaim ... Tam gdzie Diabeł mówi "Dobranoc"...

PostWysłany: Czw 15:28, 22 Lip 2010 Powrót do góry

Wchodzę na TS codziennie sprawdzając dział "kącik pisarza" z nadzieją, że znajdę nowe perełki wśród tłumaczeń. I wczoraj czekała na mnie naprawdę ogromna niespodzianka. Przyznaję, iż tytuł (przynajmniej, jak dla mnie, ale oczywiście ja muszę mieć swoje widzi-mi-się) nie brzmi zachęcająco. Jestem zwolenniczką pozostawienia tłumaczeń z ich oryginalnymi tytułami, bez przerzucenia na nasz język. Wtedy brzmi mniej banalnie.
Do do samego tekstu nie mogę się doczepić;p Spotkałam się z naprawdę łanie przetłumaczonymi ff'kami, i ten też dorównuje swoim wysokim poziomem Wink Gratuluję, oby tak dalej xD
A co mnie przyciągnęło do niego? Niebanalna historia - dwoje artystów, muzyk i pisarka, którzy przeżywają załamanie, walczą z bezsennością, cierpią na brak weny i nie wierzą, że prawdziwa miłość może zapukać do ich serc. Można powiedzieć, że Edward stracił zaufanie do kobiet, całkowicie, i to dopiero zmienia się pod wpływem poznania Belli, która wypaliła się wskutek bezsenności. Oboje mają swoje demony, jak widać i oboje czują do siebie fizyczny pociąg już na pierwszej randce. Pomysłowe i ciekawie przedstawione. Podoba mi się charakterek Belli - nie ma pazura, ani też nie jest outsiderką. Podoba mi się jej kreacja, tak samo jak reszty bohaterów. A opis występu Edwarda?
ku*** mać, to on. Głos należy do niego i czuję, jak spadają mi majtki
Dokładnie TAK się czułam xD
Powodzenia i weny w tłumaczeniu Wink
Pozdrawiam,
Anna Scott


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna Scott dnia Czw 15:31, 22 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
loucura
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:00, 25 Lip 2010 Powrót do góry

Hej, oto trzeci już rozdział "De la vie d'artiste'.
Betowała tAnya, w ekspresowym tempie :)
Miłego czytania,
loucura

Link: [link widoczny dla zalogowanych]


Rozdział 3 - Gdy poznałem swoją Muzę


Bella :

Rozbudzałam się powoli, wyciągając ręce i nogi, czując kłujący ból w mięśniach. Zdałam sobie
sprawę, że wczorajszy taniec z Edwardem był pierwszym od naprawdę długiego czasu.
Edward. Z trudem ruszyłam ręką, szukając na podłodze komórki. W końcu znalazłam ją
w kieszeni spodni, w których byłam wczoraj na koncercie. Wyciągnęłam telefon,
zauważyłam, że bateria już ledwo żyje i zobaczyłam, że Edward ani nie dzwonił, ani nie pisał.
Na końcu spojrzałam na zegarek na wyświetlaczu.
Jedenasta. Położyłam się jakoś o pierwszej, a teraz obudziłam się o jedenastej. Nie miałam
żadnego snu, ani niczego podobnego, w ciągu całej nocy. To było cholernie ekscytujące i
muszę przyznać, że poczułam ulgę. Może w końcu udało ci się złamać tę złą passę. I teraz
nareszcie zabierzesz się za prawdziwą pracę.

Usłyszałam pukanie do drzwi na sekundę przed tym, jak zauważyłam obracającą się gałkę.
Usiadłam na łóżku obserwując, jak Alice wolnym krokiem idzie w moją stronę z wielką
filiżanką kawy w dłoni. Uśmiechnęłam się i poklepałam wolne miejsce obok mnie. Wspięła
się na łóżko i postawiła naczynie na stoliku nocnym.
- Ach, widzę, że trochę się przespałaś. Czujesz się lepiej? – spytała, nieuważnie rozkopując
koc.
- Czuję się świetnie. Naprawdę superwypoczęta. Poprzednia noc była zdecydowanie czymś,
czego potrzebowałam. – Opadłam z powrotem na poduszki, przeciągając się.
- Która dokładnie jej część? Ogromna ilość wódki, ośmiogodzinny sen, czy obściskiwanie się z
seksownym przyjacielem Jaspera? – Uśmiechnęła się do mnie, a ja już wiedziałam, że
oczekuje szczegółów teraz.
- Odpowiedź D, wszystkie powyższe. Al, nigdy w życiu nie przyciągał mnie do siebie aż tak
żaden facet. I to po pierwszym spotkaniu! Czuję się odrażająco i dziwnie z tego powodu. Nie
jestem odrażająca ani dziwna, prawda, Alice?
- Oczywiście, że jesteś, ale nie z tego powodu. On jest cholernie dobrym przykładem
wszystkich cech, jakie kobiety chcą w swoich mężczyznach. Podtrzymuje konwersację bez
pożerania cię wzrokiem, i uwierz mi, naprawdę dobrze go obserwowałam. Jest miły, jest
mądry i jest najlepszym przyjacielem mojego chłopaka. Mówię ci, jeżeli go pragniesz, to
walcz o niego.
- Czy ten facet wynajął cię jako żywą, oddychającą ofertę matrymonialną? Bo prawdę
mówiąc, nie jestem w stanie wymyślić lepszej rekomendacji. – Posłałam jej ostentacyjne
spojrzenie, a ona się zaśmiała.
- Jednak w dalszym ciągu twoje spostrzeżenia są prawidłowe. Wiedziałaś, że wymieniliśmy
się wczorajszej nocy numerami? – Wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Alice
podążyła za mną niczym cień, tak, abyśmy mogły kontynuować naszą rozmowę w trakcie
mojej porannej rutyny. Tak naprawdę, to pogaduchy z Alice były prawie że częścią tej rutyny.
- Nie. Dzwoniłaś już do niego?
- Uh-uh – wymamrotałam z ustami pełnymi piany z pasty do zębów. Miałam okropny,
nieświeży oddech, więc musiałam się upewnić, że naprawdę dobrze je wyszczotkowałam.
- Boisz się do niego zadzwonić?
- Uh-huh.
- Nie wiem, co mówisz. Zapukaj w drzwi raz na tak, a dwa razy na nie. – Zapukałam raz.
- Bells, nie masz się czego obawiać. Co w najgorszym wypadku się stanie?
Och, nie mam zielonego pojęcia, Alice. Może powie mi, że wczorajszy pocałunek był jedną
wielka pomyłką i nigdy więcej się do mnie nie odezwie. A ja skończę plakatując sobie jego
zdjęciami całe swoje życie, bo to on jest “tym jedynym, który odszedł”.
Okej, naprawdę
muszę wziąć się w garść. Zaczynam trochę szaleć.
Wyplułam pastę do zębów i wypłukałam usta.
- Ja po prostu nie chcę być za bardzo do przodu ze wszystkim, wiesz. Jeżeli Edward nie
zadzwoni w ciągu najbliższych dni, ja zadzwonię do niego.
- Jak chcesz. To co, piszesz dzisiaj cały dzień? Czy oglądamy filmy?
- Zamierzam trochę popisać. Ostatniej nocy przed pójściem spać zanotowałam parę
pomysłów i czuję, jak natchnienie płynie dziś w moich żyłach. Muszę z tego korzystać, póki
mogę. Może jak skończę, mogłybyśmy obejrzeć te odcinki True Blood, które mamy na
DVD? – Przeczesałam szybko włosy, w których nie było aż tak dużo kołtunów. Najwyraźniej
nie dość, że spałam całe dziesięć godzin, to w dodatku nie ruszyłam się nawet o milimetr.
Jeden-zero dla mnie.
- Bella, znowu? Widziałyśmy je już jakieś pięć razy. Dzisiaj wieczorem będzie nowy odcinek.
- One naprawdę mnie inspirują! Kocham połączenie humoru, dramatu i romansu.
- Kochasz też Wampira Erica.
Otworzyłam drzwi do łazienki i wyszczerzyłam się do przyjaciółki.
- Cholera, jasne, że tak. Wiesz, zawsze możesz wpaść do Jaspera. – Przeszłam obok niej,
wychodząc z pokoju do kuchni.
- W zasadzie myślę, że to nie jest zły pomysł, skoro masz zamiar pisać do wieczora. Chcesz
może przekazać jakąś wiadomość Edwardowi? – zapytała, unosząc brew.
Złapałam notatnik, w którym poprzedniej nocy zapisałam parę pomysłów. Otworzyłam go i
przeczytałam szybko wszystkie wzmianki o Edwardzie, magii i tych podniecających,
nieprzyzwoitych rzeczach, które bym czuła. Zachichotałam, zdając sobie sprawę z tego, że
wczoraj myślałam jak nastolatka bardziej, niż gdy faktycznie nią byłam.
- Tak. Daj mu kopie moich książek i powiedz, że teraz jego kolej – poprosiłam, odwracając się
w stronę mojego komputera. Byłam żądna napisania czegoś więcej, niż Jestem do niczego,
jestem do niczego, jestem do niczego.



Edward:


Siedziałem na kuchennym stole, próbując czytać gazetę i ponosząc żałosną porażkę. Moje
oczy co chwilę uciekały do telefonu, starając się zmusić go do obwieszczenia rozmowy
przychodzącej lub SMS-a od panny Belli Swan.
Poprzedniej nocy spałem może ze trzy godziny. Leżąc w łóżku, mój umysł wciąż od początku
odtwarzał nasz pocałunek. Pamiętałem, jak miękkie były jej usta, jak jej palce instynktownie
zagłębiły się w moich splątanych włosach; że smakowała jak wiśnie, wódka i mięta.
Pamiętałem jej spojrzenie, gdy życzyłem dobrej nocy i to, jak Jasper wpatrywał się we mnie
przez całą drogę powrotną do domu (gdy nie patrzył na jezdnię) i pytał, co do cholery we
mnie wstąpiło. Wciąż nie byłem pewien, jak mu na to pytanie odpowiedzieć.
Podczas gdy umysł wciąż myślał o pocałunku, zacząłem w mojej głowie słyszeć melodie i
sekwencje akordów, po raz pierwszy od pięciu lat. Kiedy nie znałem jeszcze Tanyi, zawsze
“słyszałem” muzykę w głowie, zanim przelałem ją na papier. Jakoś na miesiąc przed tym, jak
Tanya odeszła, przestałem cokolwiek słyszeć. Wcześniej nie dawałem rady niczego
skomponować, to było jak pisanie po raz pierwszy w życiu. A teraz Bella Swan mi to
przywróciła. Ciekawy rozwój wydarzeń, co? A ty siedzisz i czekasz jak ostatnia cipa, aż
sama do ciebie zadzwoni.

Bez chwili zastanowienia zgarnąłem ze stolika nocnego notes i zacząłem spisywać melodię.
Byłem pewny, że nie zaznam ani minuty snu, póki nie zapiszę całości. Gdy skończyłem,
nareszcie odpłynąłem w niebyt.
Usłyszałem skrzypienie otwierających się drzwi i zobaczyłem Jaspera, spoconego i dyszącego
po porannym biegu. Wszedł do swojego pokoju, a po kilku minutach usłyszałem odgłos
płynącej wody. Wróciłem do gazety, przesuwając telefon poza zasięg mojego wzroku, tak,
abym mógł się choć trochę skoncentrować.
- Koleś, wyglądasz, jakbyś miał za chwilę zacząć włączać i wyłączać światło i śpiewać “Every
Breath You Take” do jej zdjęcia. Zawsze możesz do niej zadzwonić, wiesz? – powiedział
Jasper, zajebiście mnie przy tym strasząc. Był ubrany w jeansy i T-shirt, więc domyśliłem się,
że pewnie Alice wpadnie. Gdy nie było jej w pobliżu, Jasper spędzał czas ubrany głównie w
bokserki i podkoszulek.
- Nie będę do niej dzwonić. Wykonałem pierwszy ruch, całując ją. Teraz jej kolej. – Ruszyłem
się z krzesła i podszedłem do szafki w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, abym miał jeszcze
jedną rzecz, która odciągałaby mnie od ciągłego zerkania na telefon.
- Nieważne. Zgaduję więc, że ty i Swan dajecie sobie całkiem nieźle radę, co? – Jasper uniósł
brwi, na co ja przewróciłem oczami.
- Tak myślę. Znaczy wiesz, nie rozmawialiśmy ze sobą dużo, ale jak już zaczęliśmy
konwersację, to ta toczyła się całkiem łatwo. I jest świetną tancerką. I jest całkiem słodka.
Znalazłem na półce pudełko płatków z jabłkami i zdecydowałem, że jak na rozpraszające
żarcie to jest to całkiem niezły wybór.
- Jeżeli przez “słodka” masz na myśli “kompletnie seksowna w ten mądry, artystyczny
sposób”, to taaak, masz rację. Jeżeli nie szalałbym tak za Alice, to całkowicie bym na nią
poleciał. I tak, Bella zawsze była świetnym rozmówcą. Ma niezłe wyczucie co do ludzi.
Przysięgam, czasami wydaje mi się, że potrafisz czytać w myślach. Hej, Ed, powiedz, o czym
teraz myślę?
Wyciągnąłem miskę z innej szafki i nasypałem do niej płatków.
- Zastanawiasz się nad tym jak zapytać mnie o to, czy nasypię płatków również dla ciebie. I
myślisz, że potrzebujesz więcej kawy, zanim przyjdzie Alice. Mam rację?
- Absolutnie. Jak ty to robisz? – Jasper gapił się na mnie z osłupieniem, a ja podszedłem do
lodówki po mleko.
- Gdy jesteś jedynym dzieckiem wśród bandy dorosłych przez prawie całe życie, całkiem
nieźle wprawiasz się w obserwowaniu ludzkich zachowań, zwyczajów, manier i całej reszty.
Jeżeli bym się tego nie nauczył, bardzo szybko bym się znudził. Ale pozwól mi wytłumaczyć
to, jak widzę tę sytuację. Masz na sobie normalne ciuchy, co znaczy, że Alice za chwilę tu
będzie. Alice pije śmiesznie wielką ilość kawy w ciągu dnia, więc musisz zrobić więcej, bo
dzbanek już teraz jest pusty. I jesz praktycznie bez przerwy, więc wiedziałem, że jak tylko
zobaczysz moje płatki, też będziesz miał na nie ochotę. – Schyliłem się po jeszcze jedną miskę
i nasypałem Jasperowi płatków.
- Wiesz, masz przed sobą świetlaną przyszłość jako agent CSI, czy ktoś w tym rodzaju, jeżeli
kiedyś chciałbyś zarzucić muzykę. Tak tylko mówię. – Zachichotałem, nalewając mleka do
płatków. Podałem karton Jasperowi w chwili, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Hej, chłopaki! Mam nadzieję, że zachowujecie się przyzwoicie! – wykrzyknęła Alice,
wpadając do mieszkania. Nie kłopotała się nawet poczekaniem, aż ktoś ją wpuści.
- Hej, Alice. Jak się masz w taki piękny dzień? – spytałem, gdy dziewczyna kładła na blacie
swoją torebkę i paczkę zapakowaną w ozdobny papier.
- Czuję się świetnie. Bella również. W końcu znów zabrała się do pisania, więc będzie dzisiaj
cały dzień zajęta. Tak tylko mówię, jakbyś chciał wiedzieć. – Mrugnęła do mnie, po czym
otoczyła Jaspera ramionami i pocałowała go w usta.
- Ach. Świetnie. Cóż, wezmę tylko swoje płatki i pozwolę wam się sobą cieszyć, czy co tam.
Podniosłem swoją miskę i zgarnąłem telefon ze stołu. Wszedłem do pokoju i usadowiłem się
przy biurku, sprawdzając pocztę. W skrzynce była jedna wiadomość od mojego ojca z
pytaniem, jak idzie mi konfrontacja z kompozycją. Zacząłem pisać odpowiedź, gdy
wparowała Alice.
- Edward? Mam coś dla ciebie. – Czekała, aż się odwrócę, po czym dała mi paczkę, którą ze
sobą przyniosła.
Rozerwałem papier i znalazłem dwie książki: “Skrzydła letniego wiatru” i “Szmaragd, Lazur,
Rubin” autorstwa Belli Swan.
- Prosiła mnie również o przekazanie wiadomości. Mówi, że teraz twoja kolej. – I wyszła,
zostawiając mnie, abym mógł zacząć zastanawiać się nad tym, o czym, do cholery, Bella Swan
myślała i dlaczego daje mi kopie swoich książek.


Bella


Właśnie skończyłam pisać siódmą stronę, gdy moja komórka zapiszczała, informując, że
dostałam SMS-a. Błagam, niech będzie od Edwarda, niech będzie od Edwarda,
pomyślałam, po czym przewinęłam tekst wiadomości.
Dzięki za książki. Czy jest jakiś powód, dla którego mi je wysłałaś?
Edward

Zapisałam swoją pracę na komputerze, po czym położyłam się na łóżku. Wywnioskowałam,
że czeka nas SMS-owa konwersacja i chciałam poświęcić mu swoją całkowitą uwagę.
Odpowiedziałam.
Wytwór czyjejś artystycznej weny prowadzi do zerknięcia w głąb jego duszy. Od kiedy ja
zaznajomiłam się z Twoimi pracami, pomyślałam, że powinieneś znać również moje.
Bella

Po kilku minutach oczekiwania i grania na telefonie w sudoku, otrzymałam kolejną
wiadomość.
W takim razie doceniam to, że pozwalasz mi na tak intymny sposób spojrzenia na Ciebie,
Bello. Co robisz jutro?
Edward

Moje serce wykonało chyba właśnie mały obrót, a ogień wykwitł na policzkach. Czy on
miał pojęcie, że słowa, które wyśle, wywrą taki efekt na moje hormony? W szczególności
przez podwójne znaczenie.
Szybko odpisałam na jego wiadomość, dziękując w myślach
Emmettowi za to, że zdołał namówić mnie na Blackberry’ego, który ma pełną klawiaturę.
Jutro podpisuję książki u Bordersa w Santa Monica. Chciałbyś się spotkać po?
Bella

Czekałam pięć minut na odpowiedź. Już miałam wstać z łóżka i wrócić do pisania, gdy mój
telefon zadzwonił.
Tak.


Edward:


Czekałem na odpowiedź z nadzieją, że Bella poda mi czas i miejsce spotkania. Dziesięć minut
później zdecydowałem, że najwyższy czas na prysznic. Poprzedniej nocy nie umyłem się po
powrocie do domu i zaczynałem się czuć naprawdę okropnie.
Gdy wróciłem do pokoju, zauważyłem, że wyświetlacz telefonu jest podświetlony.
Podniosłem go i zobaczyłem, że Bella wysłała kolejną wiadomość.
Czekaj na mnie o trzeciej u Bordersa. Podpisywanie książek powinno się do tej godziny
skończyć. I jeżeli do tego czasu nie przeczytasz przynajmniej jednej z moich książek, nawet nie
kłopocz się z przyjazdem Wink
Bella

Szybko ubrałem się i poszedłem do pokoju Jaspera. Zapukałem, modląc się, żeby on i Alice
nie byli właśnie w miłosnym uniesieniu.
- Hej, czego potrzebujesz? – zapytał Jasper, otwierając drzwi. Wciąż był kompletnie ubrany,
więc na całe szczęście miałem dobre wyczucie czasu.
- Muszę porozmawiać chwilę z Alice, jeżeli nie masz nic przeciwko.
- Czy ma to coś wspólnego z naszą kochaną panną Swan?
- Po prostu ją zapytaj, okej? Naprawdę nie mam teraz czasu na twoje gówniane teksty.
- Hej, Edward, przystopuj, tylko żartuję. Pójdę po nią. Jest w mojej szafie, dosłownie, układa
kolorami koszulki. Przysięgam, jest obsesyjno-kompulsywna, jeżeli chodzi o ciuchy. – To
powiedziawszy, odwrócił się na pięcie, a po niecałej minucie wrócił już z Alice.
- Chodź, Edward, porozmawiajmy w twoim pokoju. Nie chcę, żeby Jasper coś podsłuchał i
przypadkiem wszystko zrujnował. – Wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą do mojego
pokoju. Trzasnęła drzwiami i usiadła na łóżku.
- Więc, zgaduję, że skontaktowałeś się z moją przyjaciółką? – zapytała bardzo fachowym
tonem. Usiadłem na krześle przy biurku.
- Taak, pisaliśmy ze sobą przez chwilę. Spotykamy się jutro po podpisywaniu książek. Ale
napisała, że jeżeli nie przeczytam jednej z jej książek, mam nie kłopotać się z przyjazdem. O
co chodzi?
Alice zaśmiała się i powiedziała:
- Bella naprawdę mocno wierzy w poznawanie człowieka przez jego sztukę. Pamiętasz, jak
powiedziała ci o tym, że śpiewała twoją pieśń w liceum? Wciąż pamiętam, jak wylewnie
mówiła o tym, jakie to było emocjonalnie i że przez samą muzykę oceniła kompozytora jako
łagodnego, uprzejmego mężczyznę z olśniewającym umysłem i jeszcze bardziej
olśniewającym sercem. Chce, abyś ujrzał ją w taki sposób przez jej sztukę. Na twoim miejscu
przeczytałabym “Szmaragd, Lazur, Rubin”. Jest krótsza i nikt z reguły nie zadaje na jej temat
podchwytliwych pytań.
Przemowa Alice uświadomiła mi, jak przemyślane było zachowanie Belli i byłem naprawdę
podekscytowany tym, że będę mógł ją poznać. W tym momencie nawet nie dbałem o pociąg
seksualny, jednak nie mogłem zaprzeczyć, że był on ciągle obecny.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Czy gdybym przyniósł jej prezent, zawstydziłoby to ją?
- Zależy od prezentu. Gigantyczny bukiet nie jest najlepszym pomysłem, ale pojedynczy kwiat
– tak. Lubi zwyczajność. Coś jeszcze?
- Będziesz tam jutro? Wiesz, na wszelki wypadek, gdybym potrzebował wsparcia. Normalnie
bym cię nie pytał, ale Jasper ma pracę i całą resztę…
- W porządku. I tak, będę tam. I jesteś naprawdę szczęśliwym sukinsynem, bo jej brat nie.
Emmett potrafi być naprawdę przerażający. – Zdałem sobie sprawę z tego, że nawet nie
spytałem Bellę o jej rodzinę, przekonania czy opinie. Wszystko, o co się troszczyłem, to to,
jak dorwać się do jej majtek. Wciąż mi na tym zależało… bardzo… ale byłem coraz bardziej
zaintrygowany jej osobowością.
- Dzięki, Alice. W takim razie zobaczymy się jutro. Ach, czy mogłabyś nie wspominać Belli o
naszej rozmowie? – Wstałem i odprowadziłem Alice do drzwi.
- Żaden problem. Lubię cię, a Bella jest moją najlepszą przyjaciółką. Jeżeli jest jakaś szansa, że
między wami się ułoży, to będę niesamowicie szczęśliwa, mogąc ułatwić wam sprawy. Dobra,
jestem momentami trochę wścibska, jeżeli wcześniej nie zgadłeś. Po prostu interesuję się
ludźmi… Nieważne, do zobaczenia później. – Weszła do pokoju Jaspera, a ja zamknąłem
drzwi. Mam dużo do zaplanowania.


Bella:


Obudziłam się w poniedziałek dokładnie tak, jak w niedzielę: wypoczęta, bez tego okropnego
snu, przez który nie mogłam spać. Życie było naprawdę super, Alice jednak musiała mnie
trochę przybić opowiastkami na temat tego, co będzie mnie czekało na podpisywaniu
książek.
- Jak dojedziemy na miejsce, mniej więcej trzydzieści-czterdzieści pięć minut poświęcisz na
pytania i odpowiedzi. Po tym będziesz podpisywać książki, aż kolejka zniknie i wszyscy się
rozejdą. A tak przy okazji, dlaczego masz na sobie sukienkę? Nigdy nie zakładasz sukienek na
tę okazję – zapytała, wioząc nas do Santa Monica i popijając swoje karmelowe macchiato ze
Starbucksa.
- Tak jakby spotykam się z Edwardem po tej całej szopce. Gdybyś nie spędziła namiętnej nocy
z Jasperem, pewnie byś o tym wiedziała – odparowałam, sprawdzając uczesanie i makijaż w
lusterku. Miałam cholerne szczęście – obudziłam się dziś z pięknymi, w miarę
współpracującymi ze sobą lokami, a Alice pożyczyła mi cień do powiek z Urban Decay, ten w
pięknym, morskim kolorze, który akcentował odcień moich oczu, a jednocześnie nie
sprawiał, że wyglądałam jak błazen. Wybrałam czarną, wiązaną na szyi sukienkę z falbaną u
dołu. To jeden z nielicznych ciuchów, które wybrałam bez pomocy Alice. Nie licząc,
oczywiście, bielizny. Dodałam do niej niesamowite czółenka na platformie i pończochykabaretki
podtrzymywane pasem, którego nikt nie miał prawa zobaczyć. Nazywałam to
moim zestawem seksownej żony z lat pięćdziesiątych i miałam nadzieję, że Edwardowi się
spodoba.
Chyba przeznaczenie działało na moją korzyść, zwłaszcza od kiedy ukończyłam siedemnastą z
dwudziestu pięciu stron, których potrzebowałam. Szło mi naprawdę świetnie i byłam
ciekawa, dokąd moja nowo znaleziona inspiracja doprowadzi stworzone postaci.
Obserwowałam migający za oknem krajobraz. Rzucałam szybkie spojrzenia do tyłu i z
powrotem, obserwując roślinność rosnącą w kanionie, który nazywałam swoim domem, jak
daje początek metalicznym strukturom nowoczesnego miasta. Czasem chciałabym znaleźć
się znów na północy. W Forks wszystko było naturalnie zielone i piękne. Tutaj stworzone
przez człowieka i niebezpieczne, jednak piękne na swój industrialny sposób.
Wspominanie rodzinnego miasta sprawia, że zaczynam tęsknić za moim tatą, Charliem.
Muszę do niego dzisiaj zadzwonić, dawno nie rozmawialiśmy. Bardzo nie lubiłam myśleć o
tym, jak samotny jest teraz mój ojciec, nawet jeżeli ma swoich współpracowników i
przyjaciół, którzy dotrzymują mu towarzystwa. Może Emmett zechce niedługo do niego
wpaść.
Zaczęłam myśleć również o mamie. Zmarła na raka, gdy miałam osiem lat, zostawiając
Charliego z wychowaniem mnie i mojego brata. Tata był naprawdę niesamowity, zwłaszcza
gdy dowiedział się, że nie jest biologicznym ojcem Emmetta. W dalszym ciągu mój brat ma z
nim znacznie więcej wspólnego niż ja, więc wnioskuję, że wszystko ułożyło się tak dobrze, jak
tylko mogło. Wciąż jednak przeszkadzał Charliemu fakt, iż Emmett zachował nazwisko
swojego prawdziwego ojca.
Alice spojrzała na mnie i spytała:
- Hej, co jest? – Otrząsnęłam się i spojrzałam na jej zmartwioną twarz. Zawsze tak bardzo się
o mnie troszczyła.
- Nic – odpowiedziałam, starając się wyrzucić smutek z mojej głowy myślami o dzisiejszej
pracy. – Po prostu myślę o Charliem, mamie i reszcie. W porządku. Czy księgarnia podała ci
może przybliżoną liczbę spodziewanych gości?
- Wspominali coś o setce, ale mają miejsca siedzące dla przynajmniej dwustu. Powiedzieli, że
nie wydaje im się, że przyjdzie dziki tłum, bo aktualnie nie promujesz najnowszej książki.
- Och, miejmy nadzieję, że nie zajmie to jakoś strasznie dużo czasu. Zawsze mam skurcze w
ręce po podpisaniu pierwszej dziesiątki, a co dopiero setki. Nie znoszę tego, naprawdę.
- Zrobię co w mojej mocy, żebyś mogła jak najszybciej spotkać się z Edwardem i uniknąć bólu
nadgarstka. Jesteś zdenerwowana przed spotkaniem z nim?
- Niesłychanie zdenerwowana. Przede wszystkim dlatego, że gdy go widzę, władzę nad moim
mózgiem przejmuje małpie pożądanie i nie mogę myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, jak
bardzo chciałabym go przelecieć. Mam nadzieję, że będę w stanie utrzymać inteligentną
rozmowę przez dłużej niż pięć sekund, żeby go chociaż trochę lepiej poznać.
- Więc nałożyłaś swoją ulubioną sukienkę, pończochy i te dziwkarskie szpile tylko po to, żeby
prowadzić inteligentną rozmowę? Myślę, że najbardziej inteligentną rzeczą, jaką od niego w
tym stroju wyciągniesz, będzie chrząknięcie – powiedziała dziewczyna, parkując samochód
przed księgarnią.
Menedżer spotkał się z nami przed wejściem i poprowadził do środka przez tylne wejście do
sklepu. Usiadłyśmy przy stole zapełnionym świeżymi owocami, ciasteczkami, napojami
gazowanymi i wodą. Chwyciłam butelkę z wodą oraz ciastko, które zaczęłam skubać w
oczekiwaniu. W końcu Alice i ja zostałyśmy zaprowadzone do miejsca, gdzie miało się odbyć
spotkanie.
Alice zapiszczała mi do ucha:
- Menedżer mówi, że jest pełno! – Mój żołądek się skurczył. Publiczne przemówienia
znosiłam jeszcze gorzej niż tłum. Chwała Bogu, Alice była tu ze mną.
Usadowili mnie przy stoliku z mikrofonem. Alice stała za mną tak, aby mogła trzymać rękę na
pulsie i uważnie mnie obserwować. Menedżer wypowiedział moje imię i nazwisko, a tłum
wybuchnął aplauzem zaakcentowanym krzykami i gwizdami. Później nadeszła część z
pytaniami.
Sprawiało mi przyjemność odpowiadanie na pytania, gdy wydałam pierwszą książkę, ale
później zaczęły się one powtarzać. Miałam nadzieję, że ktoś wejdzie głębiej w opowieści, a
entuzjaści mojej twórczości zaprzestaną pytań o życie uczuciowe, zwłaszcza od kiedy nie
mam takiego.
Odpłynęłam na parę minut, gdy rozległo się kolejne pytanie. Natychmiast wróciłam na
ziemię, gdy usłyszałam ten hipnotyzujący głos, który tak oczarował mnie w sobotę.
- Panno Swan, mam na imię Edward i jestem nowym wielbicielem twojej sztuki. Moje
pytanie ma związek z powieścią “Szmaragd, Lazur, Rubin”. Doczytałem się niejasnego
tematu, który porusza wybór między obowiązkiem a głosem serca i przede wszystkim
odkryłem symbolikę kolorów świata wymyślonego i rzeczywistego. Chciałbym wiedzieć, czy
na wybór miało wpływ jakieś wydarzenie z twojego życia, po prostu specyfika pracy
zainspirowała panią do wyboru koloru i tematyki, czy było to zupełnie niezamierzone. –
Posłał mi ten nieziemski półuśmiech, a ja przestałam oddychać.
Edward był tutaj, teraz. Nie spotykał się ze mną po podpisywaniu. Brał udział w samym
wydarzeniu. Przeczytał moją książkę i dojrzał podstawowe elementy, które wszyscy zwykle
omijali. Byłam zupełnie roztrzepana, żądna i trochę niedotleniona. Odwróciłam się do Alice,
która uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
I nagle nie mogłam się doczekać podpisywania książek. W końcu będę mogła znów zobaczyć
jego oczy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez loucura dnia Nie 22:10, 25 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin