FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Trzy światy [NZ] - Rozdział 4 - 22.12.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:41, 25 Sie 2010 Powrót do góry

Witam!
Tak jak obiecałam dodaję kontynuację mojego wcześniejszego opowiadania
Dwa oblicza .
Opisuję dalsze losy Samanty i Jonathana. Co czeka ich kiedy w końcu są razem? Czy Samanta będzie umiała odnaleźć się w świecie swojego chłopaka? Jakie decyzje przyjdzie jej podjąć? Tego dowiecie się z kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam
Esterwafel


Podziękowania dla bety Axis :)

Prolog


„Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.”
/William Blake/


Praktycznie każdego dnia podejmujemy decyzje, które w większy lub mniejszy sposób wpływają na nasze życie. Są one zupełnie błahe i niedostrzegalne, np. wybór ubioru, szminki czy fryzury. Zastanawiamy się, co zjemy na śniadanie, obiad lub kolację. Rozważamy wiele rzeczy.

Kilka razy w roku podejmujemy ważniejsze postanowienia. Wyjazd na wakacje, rodzaj ubezpieczenia, przedmioty egzaminacyjne, nauczyciele. To jest istotne i wpływa na naszą egzystencję, ale nie aż tak bardzo, jak inne ustalenia, które pojawiają się rzadko - małżeństwo, praca, dzieci.

Nigdy jednak nie przypuszczałabym, że będę musiała zdecydować o czyimś życiu bądź śmierci. Byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam, co zrobić. Targało mną tyle różnych emocji. Chciałam płakać, jednak uświadamiałam sobie, że mi nie wolno. W tej sytuacji starałam się być twarda, chociaż czułam, że mogę nie dać sobie z tym rady.

Jej twarz była znacznie bardziej blada niż normalnie, bez śladów wizyt w solarium i używania samoopalacza. Włosy miała całe mokre od deszczu i błota, ubranie również. Kałuża krwi tuż przy ramieniu powoli się powiększała. Szkło wbiło się w jej ciało.

Patrzyłam, jak życie z niej uchodzi i nie wiedziałam, co zrobić. Zaczynałam wpadać w panikę, bezsilność druzgotała moją psychikę. On natomiast siedział obok mnie na jezdni, więc błagalnie spojrzałam mu w oczy, próbując wyczytać cokolwiek. Milczał, ale w jego oczach dostrzegłam strach. Bał się o nią, tak samo jak ja. Nie mogłam pozwolić jej umrzeć, nie mogłam. Chciałam krzyczeć, ale to nic by nie dało.

Jednak jaką decyzję miałam podjąć? W grę wchodziło tylko jedno wyjście, ale czy miałam dość odwagi, żeby to zrobić? Naprawdę nie było innego rozwiązania? Czy mogłabym żyć ze świadomością, wybrania za kogoś wieczności?


Rozdział 1 - Rekrut


X-Ray Dog - Dark River

Byłam przerażona. W najgorszych koszmarach nie sądziłam, że do tego dojdzie. Ręce mi się pociły ze zdenerwowania, chociaż wiatr rozwiewał mi włosy i powinien mnie ochładzać. Serce waliło mi jak dzwon, równomiernie, ale jednocześnie gwałtownie. Mój oddech przyspieszył, przez co szybciej się męczyłam.

Nie czułam się dobrze, chociaż Jonathan stał tuż obok mnie. Trzymał mnie w ramionach i patrzył prosto w oczy. Czułam się przez to dziwnie, bo miałam wrażenie, że po raz ostatni znajdowaliśmy tak blisko siebie. To co nas łączyło było jedyne w swoim rodzaju. Uczucie, jakie nigdy nie miało połączyć dwojga innych ludzi.

Czekałam, aż w końcu to nastąpi. Bałam się, ale sama nie pojmowałam dlaczego? W ciągu ostatnich miesięcy częściej bywałam w bardziej niebezpiecznych sytuacjach i to mnie jakoś nie przerażało. A tymczasem to zwykła....

- Samanto, zrób minę odpowiednią do sytuacji – Antonio ciągle mi dyrygował.

Jak powinnam się czuć? Nie lubiłam, kiedy ktoś mi rozkazywał. To było nie do przyjęcia. Tymczasem musiałam zgodzić się na tę sesję. Miałam jakieś wyjście?

- Więcej namiętności. Macie płonąć – fotograf był tak podniecony tymi zdjęciami, że miałam ochotę walnąć go w łeb.

Ja tu drżałam, a on jeszcze tylko bardziej mnie drażnił. Zostałam praktycznie zmuszona do tej całej szopki i teraz kazano mi okazywać swoje uczucia publicznie. Mieliśmy chyba jakieś prawa do prywatności.

- Sam – Jonathan szepnął mi do ucha, a ja zadrżałam.

Łatwo mnie podejść, kiedy w ten sposób się do mnie zwracał. Całkowicie mu się oddałam. Każdy jego dotyk elektryzował tak, że umierałam i rodziłam się na nowo. Uwielbiałam go, z wzajemnością. Nadal nie mogłam uwierzyć, że taki facet chciał mnie, nie byłam przecież jakąś pięknością, ani nic w tym rodzaju.

- Zrób to dla mamy – odparł, co mnie nieco ostudziło.

Skrzywiłam się lekko, a on parsknął. Kiedy się śmiał, wyglądał najpiękniej na świecie. Stawał się słońcem, które zeszło na ziemię. Rozświetlał wszystko dokoła siebie, a ja czułam się szczęśliwa jak nigdy. Nie chciałabym się nagle obudzić i stwierdzić, że to tylko sen.

- I dla mnie – tym mnie lekko zdziwił.

Musiałam z nim o tym później porozmawiać.

Oba argumenty były dosyć wymowne, bym zagrała dobrze swoją rolę. Tak, musiałam to potraktować jako pracę, a nie jakąś torturę.

Żeby ułatwić sprawę, pocałowałam najpierw Jonathana w usta i to namiętne. Oczywiście nie obyło się bez kilku ujęć w tej pozie, bo Antonio zachwycił się naszym zachowaniem i chemią jaka panowała między nami. Ja z resztą też byłam tym oszołomiona, jak zawsze, gdy znajdował się obok. A rekcja Jonathana potwierdzała, że on też nie pozostał obojętny.

Kilka dziwnych póz, uśmiechów i odważnych spojrzeń. Byłam wykończona po kilku godzinach szczerzenia się do obiektywu. Nie sądziłam, że praca modelki może być aż tak męcząca. Musiałam im to oddać i przestać nazywać leniuchami, bo nie miałam dotąd racji.

Przypomniałam sobie nagle, jak się tam znalazłam. Siedziałam wtedy z boku i przyglądałam się kandydatkom do roli partnerki mojego chłopaka. Miałam zamiar go pilnować. Nie, że mu nie ufałam, wręcz przeciwnie. Bardziej bałam się reakcji ze strony tych dziewcząt. W szkole już miałam czasami dość, kiedy za Jonathanem uganiał się cały sznurek dziewcząt, a co dopiero takie „pindzie” z showbiznesu. Niejedna aktorka by mi go zazdrościła.

Myślałam, że zanudzę się na śmierć na tym castingu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy ostatnia dziewczyna wyszła, a ja mogłam przylgnąć do Jonathana całą sobą i oddać się ulubionemu zajęciu - całowaniu z nim. To chyba właśnie wtedy Antonio stwierdził, że ja nadaję się najlepiej do roli dziewczyny mojego chłopaka. Dziwacznie to brzmi, jednak tak właśnie się stało.

Zrobili nam kilka próbnych zdjęć, a na prawdziwą sesję umówiliśmy się później. Najlepsze było to, że mama była zachwycona całym tym pomysłem. Ja niekoniecznie podzielałam ten entuzjazm, ale ustąpiłam po kilku namowach. Naprawdę jej na tym zależało, a ja nie miałam zamiaru nikogo zawieść.

- Nie jesteś chyba na mnie zła? - Objął mnie w pasie, kiedy wychodziliśmy ze studia. – Nie chciałem sam występować na tych zdjęciach. Wolałem z tobą niż z jakąś nieznaną dziewczyną i udało się – ucałował mnie w usta, a potem znowu się uśmiechnął.

- Wiem przecież – westchnęłam.

Co miałam powiedzieć? Mój chłopak został twarzą nowego zapachu „Fire” z linii perfum mojej mamy. Według wielu pracowników to właśnie ja byłam idealna do tej reklamy. Może nie tyle ja, co mój związek z ich modelem i cudowne, ogniste włosy.

W sumie pasowałam, musiałam to w końcu przyznać. Przecież obwołano mnie twarzą damskiego odpowiednika tych perfum. Zapach nie był zły i nawet go używałam na co dzień. A co! Był darmowy i jako jedyna na świecie używałam go jeszcze przed kampanią reklamową i sprzedażą w sklepach firmowych. Mogłam się tym chwalić, co bardzo łechtało moją skrywaną próżność.

Kiedy tak sobie o tym myślałam, bawiło mnie to. Przecież Jonathan idealnie, wręcz dosłownie, współgrał z tym zapachem. Był przecież tak gorący jak ogień. Niejednokrotnie się o tym przekonałam.

- Świetnie wyszłaś – znowu mnie ucałował.

Uwielbiałam go. Stał się dla mnie jak czekolada - uzależniający, a jego dawkowanie powodowało u mnie produkcję endorfin. Należeliśmy do siebie nawzajem i nie brałam nawet pod uwagę, że mogłoby się stać inaczej.

- Już nie musisz mnie tak podtrzymywać na duchu – skrzywiłam się, bo nie lubiłam łamać swoich zasad.

Obiecałam sobie kiedyś, że nie wciągnę się w żadne przedsięwzięcia związane z rodzinną firmą. Nie lubiłam tego. Chciałam być indywidualna. Nieutożsamiana z kosmetycznym wariactwem.

I co? Dobrowolnie się na to zgodziłam.

Musiałam jednak przyznać, że była to świetna zabawa. Nie udawałam nawet uczuć, jakie żywiłam do Jonathana. Za każdym razem kiedy na mnie patrzył, dotykał i całował, czułam w sobie taki niepohamowany żar, iż miałam nieraz wrażenie, że płonę żywym ogniem. Taki był cel kampanii reklamowej - pożar. Podobno chcieli dołączyć też reklamę w telewizji, jednak na razie wolałam sobie tego nie wyobrażać.

- Jakoś przeżyję oglądanie siebie na bilbordach – wyszczerzyłam się, a on zaśmiał się jak zwykle.

Wsiadłam do jego jeepa i włączyłam muzykę. Z głośników popłynęły dźwięki muzyki sprzed trzydziestu lat. Zmarszczyłam nos i włączyłam radio ze znacznie nowszymi przebojami.

- Joe, znowu tego słuchasz, to są same starocie – nie lubiłam tych piosenek, a on wręcz przeciwnie.

- Chciałbym zauważyć, że to muzyka mojej młodości. Lubię jej słuchać – spojrzał na mnie znacząco i włączył z powrotem płytę. – Jeśli o nich mówisz starocie, to o mnie także – zapalił silnik.

- Ależ ty masz dziewiętnaście lat – musiałam mu o tym czasem przypominać.

Dziwnie to brzmiało. Ta muzyka pochodziła z jego młodzieńczych lat, a on wyglądał na nastolatka, ale taka była prawda. Zapominałam o tym czasami, a nie powinnam. Tak łatwo było się zatracić w tym uczuciu, że wszystkie granice i różnice między nami zupełnie się zacierały.

No i nie można mówić o nim „zwykły”, bo taki nie był. Nie tylko porażał swoją urodą, ale też umiejętnościami, o których wiedziałam jedynie ja i jego rodzina. Nie miałam więc okazji, żeby się pochwalić, jaki był wspaniały. Jeszcze jakaś ekstra dziewczyna odebrałaby mi go i co bym wtedy poczęła?

- Wiem, że mam oficjalnie tyle, ale nie lubię, kiedy krytykujesz mój gust muzyczny – chwycił moją dłoń i delikatnie ścisnął. – Ty też masz specyficzny, zwłaszcza ten punk i rock. A jakoś się na niego dla ciebie przestawiłem.

- Dobra, postaram się – przesłałam mu uśmiech.

Dla Jonathana mogłam zrobić praktycznie wszystko. Błąd! On BYŁ dla mnie wszystkim.

Patrzyłam przez okno na mijany przez nas las. Cudowny. Wiosna czyniła go takim. Nareszcie było znacznie cieplej i nie musiałam wkładać na siebie mnóstwa, grubych ciuchów, w których czułam się jak jakiś bałwanek. Miałam zamiar wyłożyć do szafy cieńsze ubrania.

Drzewa miały już pąki. Na ściółce pojawiał się soczysto-zielony mech. A zwierzęta budziły się ze snu i wesoło buszowały między krzewami. Słońce przebijało się przez chmury i chociaż czasami padało, nie przeszkadzało mi to zupełnie. Wiedziałam bowiem, że dzień stawał się dłuży, a ja mogłam dzielić wspaniałe chwile z moich chłopakiem. Czego chcieć więcej? Nie mogłam narzekać, wręcz było to niewskazane w mojej sytuacji.

Jechaliśmy w stronę mojego domu, kiedy nagle zahamował. Odbiłam się od fotela i pewnie, gdybym nie miała pasów, uderzyłabym głową w szybę. Oddech mi momentalnie przyspieszył. Nie wiedziałam, co się stało. Mogłam jedynie się domyśleć, dlaczego tak zareagował.

Spojrzałam na Jonathana, który przez moment siedział wpatrzony w jezdnię. Był całkowicie skupiony na myślach, które pojawiały się w jego głowie. Dostał pewne informacje i musiał zareagować. Od tego wiele zależało. Nie mówiłam nic, mając nadzieję, że sobie poradzi.

Gwałtownie zjechał w głąb Parku Narodowego. Trasa nie była przyjemna, ale na szczęście jego samochód bez problemów jechał po wybojach, korzeniach i kałużach. Nie miałam odwagi ponownie na niego spojrzeć, więc nie odrywałam wzroku od tego, co znajdowało się przede mną.

Strach, czy to właśnie czułam? Nie bałam się jednak jego zachowania. Dobrze je znałam i wiedziałam, czego mogłam się spodziewać. To nie pierwszy raz.

W końcu dojechaliśmy nad rzekę. Znałam już kierunek i wiedziałam, że jeśli pokieruje się dalej na południe, wzdłuż koryta, dojedziemy do domu Jonathana. Taki z resztą był cel. Nawzajem się od siebie martwiliśmy, więc przywiózł mnie do rodziny.

Zatrzymał samochód. Oboje bez słowa patrzeliśmy przed siebie. Starałam się oddychać w miarę równomiernie, chociaż czułam lekkie zdenerwowanie. Życie przy Jonathanie było bardziej skomplikowane niż mogłoby się to wydawać.

- Idziesz?! - Nie wiedziałam, czy go pytam, czy stwierdzam, a może wyganiałam go z samochodu, by jak najszybciej wrócił?

Zastanawiałam się, dlaczego nie wyskoczył jeszcze i nie pobiegł do lasu, by spełnić swoje zadanie? Może z upływem czasu było mu coraz trudniej mnie zostawiać? Tęskniłam za nim, nawet kiedy wiedziałam, że za moment do mnie wróci.

- Powinienem – wyszeptał.

Popatrzyłam na niego. Dalej trzymał kurczowo kierownicę. Miał tak długie ręce, że nawet przy największym oddaleniu fotela, jego łokcie zginały się. Podobnie nogi. Chyba żaden samochód nie mógł go pomieścić, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Mój Mini Couper to pojemne autko.

Jego dostojny profil pozostał nieruchomy. Ciemno-brązowe oczy wlepił w dal, myśląc o czymś bardzo intensywnie. Muskularne ramiona i klatka piersiowa, unosiły się nieznacznie w górę przy każdym oddechu. Czarne, długie na dziesięć centymetrów włosy, lśniły dziwnym blaskiem, którego nie potrafiłam pojąć. Usta miał rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Wziął głęboki oddech, a następnie bez słowa wysiadł z jeepa, a ja podążyłam za nim.

Wiatr potargał mi włosy, zasłaniając oczy. Musiałam założyć kosmyki za uszy, żeby móc patrzeć na Jonathana. Właśnie kończył zdejmować spodnie. Miał na sobie jedynie szorty, z których za moment miały zostać jedynie porozdzierane skrawki materiału.

- Joe – tak łatwo przyzwyczailiśmy się do tego drugiego imienia.

Wyrażało ono moje uczucie do całej osobowości mojego chłopaka. Sama je wybrałam, kiedy pojawił się w moim życiu. Od tamtej pory był mój. W każdej postaci.

Uśmiechnął się lekko, a ja podeszłam do niego i dotknęłam wargami jego ust. Nie było to jednak tylko cmoknięcie. Włożyłam w pocałunek tyle uczucia, ile byłam w stanie. Płonęłam przy tym tak, jak przy pierwszym.

- Za co? - Odsunął się i pogłaskał mój policzek.

- Musisz na siebie uważać – jego oczy nie miały dna, a ja nie chciałam dojść do ich końca.

Oparłam się luźno na oplatających mnie ramionach i westchnęłam. Był jak zwykle gorący, choć to nie zależało od niego. Lubiłam to ciepło.

- Nie wierzysz w moje siły? - Uniósł jedną brew.

Czy ta rozmowa musiała się powtarzać za każdym razem? Chyba nigdy nie miało się nam to znudzić.

- Nie – przewróciłam oczami. – Boję się, że twój przeciwnik tym razem będzie silniejszy.

- Przecież nie będę sam. Razem damy sobie radę. Wiesz o tym – był taki mądry i odważny.

- Mam nadzieję – uśmiechnęłam się i ucałowałam go jeszcze raz.

- Poczekaj u mnie – odsunął się, by mnie chronić. – Nie powinno mi długo zejść – puścił do mnie oko, a w następnej sekundzie już go nie było.

Stałam przez chwilę i patrzyłam w kierunku, w którym pobiegł.

Dziwiło mnie własne zachowanie, za każdym razem. Powinnam już się przyzwyczaić, ale jakoś nie mogłam. Mój chłopak ciągle potrafił zaskakiwać. Może podświadomie pragnęłam, żeby świat był normalny, a Jonathan był zwykłym nastolatkiem? Nikt nie wiedział, co przeżywałam w najgłębszych zakamarkach mego serca, jak bardzo się bałam.

Co oznaczał „normalny świat”? Taki, w który wierzyła większość ludzi. Tak około dziewięćdziesiąt, albo i nieco więcej, procent populacji ludzkiej. Dokładniej mówiąc, taki, w którym żyłam jeszcze jakieś pół roku temu. Niczego nieświadoma, okłamywana i beztroska. Nie wiedząc, że obok mnie toczą się dramaty i walki dobra ze złem.

A „zwykły nastolatek”? Chodzący do szkoły, na randki, do kina i pijący piwo. Nie taki, który zmienia się przy okazji w coś innego i nie biega po lesie za istotami z legend. Jonathan wiązał to wszystko ze sobą. Był częścią innego świata i to dlatego różnił się od reszty moich rówieśników.

Potrząsnęłam głową i ruszyłam ścieżką wzdłuż rzeki. Patrzyłam na jej wzburzony prąd, który wbrew pozorom, uspokajał mnie i dodawał sił. Bystry nurt kojarzył mi się zawsze z czymś pozytywnym, trwałym i dodającym energii. Chociaż pewnie, jak inne zjawiska, była znacznie niebezpieczniejsza niż na pierwszy rzut oka.

Wiatr targał mi dalej włosy, tak więc fryzura, którą miałam zrobioną na sesję zdjęciową, całkowicie uległa zniszczeniu. Chmury, które już kłębiły się nade mną, zapowiadały deszcz. Całe szczęście miało być coraz cieplej. Park Narodowy Olimpic przygotowywał się na przywitanie wiosny.

Idąc, czułam się jak kobieta czekająca na swojego ukochanego, który jako rekrut, ruszył na wojnę. Patrzyłam w dal i wyczekiwałam go cierpliwie i wytrwale, zastanawiając się, czy nic mu się nie stało. W pewnym sensie moje odczucia były trafne. Czyż nie tak właśnie było? Czyż Jonathan i jego bracia nie uczestniczyli w wojnie trwającej już od dawna, może nawet od setek, tysięcy lat?

Ta wojna dotyczyła całego obszaru ziemi. Wszystkich ludzi, którzy nawet nie byli świadomi zagrożenia. Jakie to było głupie. Toczyła się walka o miliony istnień ludzkich i nieludzkich, a mało kto o tym wiedział. Tylko, czy wiedza nie pogorszyłaby sprawy? Mogła jedynie rozzłościć największych wrogów i spowodować jeszcze więcej strat.

I ja jako jedna z niewielu, może nawet jedyna świadoma zagrożenia, musiałam wspierać mojego bohatera w jego działaniach. Wiernie czekać aż wróci, żeby móc go ucałować i przytulić.

Nie było to w sumie takie trudne. Mimo, że się bałam, o niego oczywiście, nie wyobrażałam sobie, żeby nie być przy nim, kiedy mnie potrzebował. Odkąd go poznałam, stał się całym moim światem.

Najlepsze stanowiło to, że cały czas odkrywałam jego tajemnicę. Nie zmuszałam go do zwierzeń. Nie chciałam, by przez przymus opowiadał mi o życiu wilka. O niezwykłym świecie, do którego należał. Ja też się do niego zaliczałam, ale w znacznie mniejszym stopniu. Byłam jedynie nic nieznaczącym człowiekiem i jako przedstawiciel tego gatunku, musiałam poddać się naturze.

Zdarzały się dni, kiedy mi o czymś opowiadał. Nieraz po prostu sama poznawałam kolejny element jego osobowości. Byliśmy ze sobą już prawie cztery miesiące, a dla mnie było to jak wieczność. Może za często z nim przesiadywałam?

Popatrzyłam ponownie na wzburzoną rzekę. Idealnie odwzorowywała mój nastrój. Targał mną niepokój, bo Jonathan biegał gdzieś po lesie w postaci wilka i polował. Narażał się, a ja nie mogłam go powstrzymać, bo do tego został stworzony.

Żeby nie myśleć o tym, przeszłam kolejny odcinek drogi do domu Whiteów. Miałam nadzieję, że mój chłopak mnie dogoni i razem odwiedzimy jego rodzinę. Tak bardzo ich lubiłam.

- Ognista Dziewczyna – niespodziewanie pojawiła się obok mnie Lauren.

Spojrzałam na nią z uśmiechem. Była zawsze taka miła, podobnie jak cała rodzina. Szybko się zaaklimatyzowałam w ich gronie, chociaż na początku przerażał mnie ten tłum. Teraz stałam się jego częścią, co jeszcze bardziej mi się podobało.

Mój wzrok spoczął na ramieniu kobity. Uśmiechnęłam się patrząc w bystre oczy siedzącego tam zwierzęcia. Lubiłam go, on mnie też. Podobno tylko na mnie, poza swą właścicielką, reagował przychylnie. Najwyraźniej miałam szczęście. Sama chciałabym mieć takiego oswojonego szopa, ale już posiadałam swojego pupila. Olbrzymi wilk, zdecydowanie mi wystarczał, a nawet więcej.

- Cześć Lauren – gdyby ktoś mnie zapytał, kto z ich rodziny najbardziej przypomina Indianina, wybrałabym ją.

Ta czterdziestojednolatka nosiła długie do pasa, czarne włosy, które lśniły w słońcu. Kilka kosmyków splotła z kolorowymi nitkami i piórkami. Ubrana była w skórzane poncho z haftowanymi wzorami, spodnie i mokasyny. Na szyi miała zawieszony kieł wilka, a może niedźwiedzia. Lubowała się w używaniu ciekawych określeń zamiast imion.

- Wróci – intrygowało mnie to, czy potrafiła czytać w myślach.

- Wiem – westchnęłam.

Chwyciła moje ramię i poszłyśmy razem w stronę domu, by usiąść na pniach drzew, ustawionych przed budynkiem.

Mieszkała osobno, a nie razem z innymi. Byłam ciekawa dlaczego. Niby wszyscy tworzyli wielką zjednoczoną rodzinę, ale miałam wrażenie, że Lauren jest jakby z boku. Musiał istnieć jakiś rozsądny powód.

- Uśmiechnij się, zaraz spadnie deszcz – zdziwiły mnie jej słowa.

Mnie nigdy deszcz nie napawał optymizmem. Starałam się go unikać, jak ognia. Ale dziwne porównanie mi przyszło do głowy. Dwa przeciwne zjawiska. Kontrast, czyli to co lubiłam najbardziej. Najlepsze było to, że wszystko, co nas otaczało, zbudowano z przeciwieństw.

- I dlatego mam się uśmiechnąć? - Uniosłam jedną brew do góry i faktycznie kąciki ust uniosły się delikatnie.

- No widzisz. O to mi chodziło. Nie powiedziałam, że masz się cieszyć z deszczu – była niezwykła.

Tak jak nikt inny, zadziwiała mnie za każdym razem, gdy ją spotykałam. Chociaż akurat ta rodzina była niepowtarzalna. Poszczególni jej członkowie wyróżniali się jakimiś umiejętnościami. Może o niektórych jeszcze nie wiedziałam?

- Masz rację – popatrzyłam na rzekę.

Jak to się działo, że kiedy przyjeżdżałam do nich, ona zawsze znajdowała się w zasięgu mojego wzroku? Zupełnie jakby to miejsce było jakąś wyspą. To ta rodzina stała się rzeką, tą która dodawała mi otuchy i energii. Patrząc na nich, czułam się szczęśliwa. Miłość, jaka między nimi panowała, zarażała.

Miałam czasami wrażenie, że oni nie chcą zmarnować żadnej chwili na samotność. Tak, jakby każdy dzień był ich ostatnim. Zastanawiało mnie to. Może ich wcześniejsze życie różniło się od obecnego i dlatego zbliżyli się do siebie? Pytania ciągle mnożyły mi się w głowie, nie traciłam jednak nadziei, że w końcu znajdę odpowiedzi.

- Jak sesja zdjęciowa? - Miałam wrażenie, że Lauren nie wiedziała, jak ma mnie zagadnąć.

Ten temat nie za bardzo mi podchodził, ale starała się ze mną rozmawiać. Tak mało miałyśmy do tego okazji.

- Nie było źle – uśmiechnęłam się lekko, przecież nie kłamałam.

- Niespokojny Duch bardzo cieszył się, że będziesz z nim – popatrzyłam na nią zdziwiona. – Zależało mu na tym.

- To miłe – wydusiłam.

- Jesteś dla niego bardzo ważna, nawet nie wiesz jak bardzo – kontynuowała, a ja zastanawiałam się dlaczego.

Miała w tym jakiś cel? A może po prostu chciała powiedzieć mi o uczuciach Jonathana? Jeśli ja naprawdę stałam się dla niego aż tak ważna, co czuł za każdym razem, kiedy odchodził, by stanąć oko w oko ze swoim zadaniem, a ja zostawałam sama? Może nie chciał tego?

- Kiedy Zielonooka Jaskółka została zamordowana, załamał się. Cała rodzina martwiła się, że już nigdy nie znajdzie drugiej dziewczyny tak bliskiej jego sercu – mogłam poznać tę historię z innej perspektywy.

Wiedziałam, co się wydarzyło. Znałam niby jego uczucia, ale mimo wszystko słowa Lauren wywarły na mnie wrażenie.

- Najpierw pałał zemstą. Wytrwale szukał winowajcy. Zadziwiające było to, że go znalazł. Najwidoczniej tamten wampir nie przejmował się swoim czynem. Chyba nie sądził, że ktoś będzie chciał się zemścić. Mógł być dosyć młody i pierwszy raz spotkał takie stado – George ułożył się na jej barkach i przymknął oczy, a ona dalej wpatrywała się w dal. – Myśleliśmy, że zemsta da mu ukojenie, ale nie. Miał rozszarpane serce. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Błąkał się po lesie, szukając nie wiadomo czego. Bałam się, że będzie chciał się zabić. On wciąż się obwiniał i samotną tułaczkę uznał za najlepszą pokutę.

- Do dzisiaj nie może sobie tego wybaczyć, Lauren – wyszeptałam. – Widzę to za każdym razem, kiedy mówi o Meg – spadły pierwsze krople deszczu.

Nie przeszkadzało mi to. Mogło padać. Chciałam czekać na niego w tamtym miejscu, nawet wieczność, której nie miałam.

- Obecny ból jest niczym w porównaniu z wcześniejszym. Uwierz mi – niesamowite.

Wydawał się być taki spokojny i beztroski. Najwyraźniej te dwadzieścia lat zrobiło swoje. Ból zelżał, chociaż gdzieś się jeszcze tlił w sercu. Na zawsze została blizna.

- Przy tobie odżył i bardzo się z tego cieszę – doszedł jeszcze wiatr.

Całkiem potargał mi włosy. Nie było za ciepło. Dobrze, że założyłam na siebie kurtkę.

- A reszta rodziny? Nie przeszkadzam im? - Nie byłam pewna, czy przypadkiem...

- Masz na myśli Szarego Kła? - popatrzyła na mnie.

Możliwe, że umiała jednak czytać w myślach. Nie zdziwiłabym się w ogóle. Albo była po prostu bardzo spostrzegawcza. Nauczyła się tego od braci i innych członków rodziny. Byli nadzwyczaj bystrzy, a ta cecha przydawała się w życiu.

Naprawdę nie wiedziałam, czy ich ojciec mnie lubił. Ben miał takie elektryzujące spojrzenie. Mierzył mnie za każdym razem, kiedy przebywałam wśród nich. Odnosiłam czasami wrażenie, że na coś czeka lub się boi. Tylko, czy ja, zwykła dziewczyna, mogłam zagrażać całej sforze wilków.

- Ojciec jest bardzo ostrożny – zauważyła. – Nasza rodzina wiele przeszła. Do tego dochodzą zadania watahy, nieustanna czujność i zabiegane życie powodują jedynie nerwy. A właśnie najwięcej u niego.

- Może chodzi o Dianę – zaskoczyłam ją.

Unikali tematu tamtej tragedii. Ta rodzina naprawdę wiele przeżyła. Tyle osób umarło nienaturalną śmiercią, a oni nadal trzymali się razem. Nie dziwię się - łatwiej jest wszystkim, gdy bliscy znajdują się obok i wspierają się nawzajem.

- Możliwe. Nie chce by historia się powtórzyła – siostra mojego dziadka była narzeczoną brata ojca Jonathana.

Ale zamieszanie w relacjach rodzinnych.

- Pewnie tak, jednak nie dopuścimy do tego.

- Wiem, z wami jest inaczej – westchnęła.

Secrets in stereo - Again

Również Lauren deszcz nie przeszkadzał. George miał już całkiem mokre futerko, jednak spał dalej zwieszony jak futrzany szalik.

- Co z nami? - Niespodziewanie obok zjawił się Jonathan.

Objął mnie ramieniem i ucałował w policzek. Był cały mokry od kropel deszczu. Najwidoczniej brakowało mu wystarczającej szybkości, by uciec przed pogodą.

- Tak sobie rozmawiałyśmy o waszej sesji zdjęciowej – Indianka puściła do mnie oko.

Mogłyśmy mieć swoje tajemnice, czyż nie? Jak na kobiety przystało.

- Było super, prawda kochanie? - W jego oczach faktycznie gościła radość.

- Nie było źle – znał moją opinię na ten temat.

Dopiero co mnie podtrzymywał na duchu. Jeśli mu na tym tak bardzo zależało, to musiałam mu sprawić przyjemność swoją obecnością na tych zdjęciach. W sumie to nie tylko jemu.

Odwiedziliśmy jego wielką rodzinę, a kiedy w końcu przestało padać, poszliśmy na spacer w nasze miejsce. Usiadłam na wielkim zwalonym drzewie nie zważając na mokrą korę i mech. Zamknęłam oczy i uniosłam głowę do góry. Potem patrzyłam na błękitne niebo - piękne i jednocześnie tajemnicze.

- Ma kolor twoich oczu – uśmiechnęłam się mimowolnie.

Był taki kochany.

- Lubię ten kolor – chwycił moją dłoń i mocno ją ścisnął.

Usiadł naprzeciw mnie i zaczął bawić się moimi palcami. Zawsze tak robił, kiedy rozmawialiśmy i nie rozgryzłam jeszcze, co było w tym takiego ciekawego?

- A ja lubię brąz – popatrzyłam mu w oczy, a potem ucałowałam w usta. – Ciemny brąz.

- Jak miło – mruknął pod nosem.

- No pewnie, że miło – odsunęłam się od niego i znowu popatrzyłam na niebo.

Deszczowe chmury zniknęły bardzo szybko, co mnie dziwiło. Poczułam przyjemny wiatr na twarzy. Wzięłam głęboki oddech. Byłam szczęśliwa przy nim i nie mogłam wyobrazić sobie życia bez tego uczucia błogości, kiedy znajdował się obok i nic nie było w stanie nas rozdzielić.

Cieszyłam się, że nadchodziła już wiosna. Nareszcie miało być znacznie cieplej i słoneczniej. No może trochę przesadziłam - w Stanie Waszyngton słońce świeciło tak rzadko, że nie byłam w stanie się opalić, nawet gdybym siedziała cały dzień na dworze przy dwudziestostopniowym upale. Dlatego też przyjemność sprawiały mi pojedyncze promienie słońca przebijające się przez wysokie korony drzew.

- Udało się? – Spytałam szeptem.

Przeniósł wzrok z moich dłoni na twarz i zastygł nieruchomo na kilka sekund. Zero emocji i drgań mięśni. Nic. Zastanawiało mnie to za każdym razem. Temat wampirów był dla niego tabu. Prawie o tym nie rozmawialiśmy, a ja ciągle pragnęłam wiedzieć więcej o jego życiu. Oczywiście nie pomijając tropienia i likwidowania zagrożeń.

- Tak. Było dwóch – nie wnikałam nigdy, co tak naprawdę działo się w lesie, bo nie chciałam tego wiedzieć.

Wystarczyło, że sobie to wyobraziłam i przypomniałam obrazy z walki, której doświadczyłam osobiście. Do teraz prześladował mnie widok oczu Amber, kiedy była wściekła. Przeszedł mnie dreszcz.

Oczywiście nie umknęło to uwadze Jonathana. Popatrzył na mnie lekko zdziwiony, a ja niepewnie się uśmiechnęłam. Oboje często skrywaliśmy swoje uczucia. Sama nie wiedziałam z czego to wynikało. On był tajemniczy, bo tego nauczył się przez te wszystkie lata samotności, a ja bałam się wyznań.

- Jak to jest być wilkiem? - Od jakiegoś czasu to pytanie krążyło mi po głowie. – Chcę wiedzieć. Chcę poznać każde twoje oblicze.

- Muszę pomyśleć – podrapał się po karku i skrzywił usta. – Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Przychodziło mi to naturalnie.

- To powiedz, co czujesz, kiedy jesteś zwierzęciem – podpowiedziałam.

Wziął głęboki oddech.

- Zamknij oczy – posłuchałam go.

Odprężyłam się, a on przytulił się do moich pleców.

- Kiedy stałem się wilkiem, ogarnęło mnie niepojęte ciepło – miałam więc je poczuć.

Szeptał mi do ucha, a ja starałam się to wszystko sobie wyobrazić. Zrozumieć jak to jest być Joe, może dzięki temu będzie nam łatwiej ze sobą egzystować?

- Nie umiem opisać tego, co wtedy czułem. Zupełnie jakby w mojej osobie powstały dwie zupełnie odrębne postacie. Jakbym stał się podwójny. Do tego dochodziły głosy – wzdrygnęłam się lekko.

Umiałam to jakoś pojąć. Tylko jakie głosy?

- Ja słyszę głosy całej watahy, kiedy jestem wilkiem i w sumie tak też mogę ich słyszeć, kiedy tylko chcę – nowość. – Dzięki temu łatwiej nam się skontaktować. Wyobraź sobie, że jednocześnie słuchasz około sześciu piosenek – to też nie nastręczało problemów.

Byłby to chaos. Nie muzyka, tylko wrzawa. Mętlik w głowie.

- Dopiero po pewnym czasie umiesz rozróżnić poszczególne melodie i ich słowa – oddychał bardzo miarowo. – Ze mną tak było. Zupełnie jakby wszyscy naraz mówili. Tylko, że ja słyszę ich myśli. Mogę się czasami wyłączyć, ale nie to takie proste. Znam każdą tajemnicę poszczególnych członków sfory, co nie jest zbyt przyjemne, bo nie mamy prywatności – z tym już było gorzej.

Co prawda nieraz, w głowie, tworzyłam sobie schemat jakiś rozmów. Tego, co ktoś powie, jak ja się ustosunkuję do tych wypowiedzi, co myśli. Jednak przewidywanie myśli, a słyszenie ich to zupełnie co innego. Uważam, że jest to ciekawe doświadczenie, ale czy naprawdę chciałabym to odczuwać? Sama nie wiem. Pewne sprawy wolałam zachować tylko dla siebie.

- Nie jest to wcale przyjemne – sam dodał komentarz.

- A samo bycie wilkiem? - Wyszeptałam przytulając się jednocześnie do jego policzka.

- Kiedy jestem wilkiem, czuję się wolny. Wiesz jak to jest biegać co sił w nogach, prawda? To ten niepojęty pęd daje mi takie poczucie. Gnam tam, gdzie chcę. Nikt mi nic nie dyktuje. Kieruję się jedynie instynktem i to jest najpiękniejsza rzecz na świecie. Oprócz ciebie – dodał szybko, jakby bał się, że mnie urazi, ale mi to nie przeszkadzało.

Chłonęłam wolność każdą komórką swojego ciała, kiedy tylko miałam okazję, ale przecież jako człowiek nigdy nie mogłam dostatecznie jej pojąć. Ograniczało mnie tyle rzeczy. Jakieś zjawiska, prawa ludzkie i boskie, kultura, tradycja, język i sumienie. Ciągle coś hamowało przed zrobieniem kolejnego kroku do przodu. O tym mogłam jedynie marzyć, dlatego też chciałam być wilkiem.

- Biegłem tak przed siebie, nie zważając na to, co miałoby mnie spotkać – kontynuował. – Byłem gotowy przyjąć to, co przyniesie los. Czułem się oddzielony od bólu, bo jako wilk, znacznie łatwiej znosiłem utratę Meg. Nie myślałem o niej. Dlatego może rana zabliźniła się dostatecznie szybko, chociaż nie do końca.

Cisza. Słyszałam jedynie wiatr. Cudownie wygrywał melodię między koronami drzew. Zupełnie jakby chciał mi coś przekazać. Czy koncentrując się na wyobrażeniach podsuwanych przez otoczenie, potrafiłabym dostrzec to, czego nie pojmowałam wcześniej? Zwykłego człowieka, przy zwyczajnych zmysłach, rozpraszało zbyt wiele elementów. Jonathan był w stanie dostrzec wszystko jednocześnie i odczuwał to bardziej intensywnie niż ja. Lata praktyki i dodatkowe umiejętności dawały mu tę możliwość. Mogłam jedynie marzyć, że będę w stanie czuć to, co on.

- Czasami tylko w głowie słyszałem głos kogoś z watahy – znowu wyszeptał. – Martwili się. Wiedzieli, że żyję, ale chcieli, żebym wrócił. A ja przez te wszystkie lata nie byłem na to gotowy. Dopiero ty to sprawiłaś – pocałował mnie delikatnie w policzek, a potem w szyję i obojczyk odsłaniając moje ramię.

To było przyjemne. Również dotyk odczuwałam intensywniej, kiedy starałam się skupić na jednym bodźcu. Nie chciałam po prostu z tego zrezygnować. Całkowicie skupiłam się na dotyku jego ust na moim ciele

- Chyba zaczynam... hm... rozumieć – obróciłam się powoli do niego twarzą.

- Domyślam się, że nie jest to łatwe – dotknął dłonią mojej szyi i przycisnął moją twarz do swojej.

- Nie, liczysz się ty – wyszeptałam za nim znowu przerwał mi pocałunkiem.

Razem stanowiliśmy jedność.

To dopiero początek mojego odkrywania. Było tego wiele, ale czasu też nie miało nam nigdy zabraknąć. Przecież on mógł żyć wiecznie. Problem pojawiał się jedynie przy mojej długości życia, ale na razie nie chciałam się tym martwić.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Śro 0:40, 22 Gru 2010, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Ilonaaa
Człowiek



Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 22:13, 25 Sie 2010 Powrót do góry

To jest przepiękne!! Very Happy Shocked
Ale ci wyszło to opowiadanie.
Zresztą po tobie mogłam się tego spodziewać :)

Na początku myślałam, że oni wzięli ślub i teraz pozują do zdjęć. Dobrze, że tego tak nie przyspieszyłaś. Bo byłoby to nudne. Bardzo szybko pochłonęłam ten rozdział. Zrobiłaś mi apetyt. Laughing Very Happy

Niecierpliwie czekam na dalsze rozdziały. Życzę również chęci i przede wszystkim weny do pisania. Pozdrawiam, Ilonaaa. Very Happy Laughing Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:26, 29 Sie 2010 Powrót do góry

Wybacz mi, że tak długo to trwało :)
Jakoś nie potrafiłam do tej pory zebrać w sobie sił na komentarz, za co przepraszam.
Cieszę się, że kontynuujesz to co zaczęłaś. Naprawdę podoba mi się to opowiadanie.
Lubię te fragmenty owiane tajemnicą, i mam nadzieję że i w tym opowiadaniu ich nie zabraknie :)
Prolog bardzo ciekawy, a rozdział pierwszy niezwykle sympatyczny. Szczególnie sesja zdjęciowa Kwadratowy Cieszę się że Sam i Joe są razem. Napędziłaś mi niezłego stracha kiedy kończyłaś tamten FF. Już bym uwierzyła że to wszystko się jej przyśniło.
Ogólnie, dziękuję za kontynuację, która bardzo mi się podoba ;D
Będę niecierpliwie czekać na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam serdecznie,
Kirike


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 15:03, 29 Sie 2010 Powrót do góry

cześć Smile wróciłam, przeczytałam, pozachwycałam się Smile teraz troszkę wytknę, wybacz Smile
"Mój wzrok spoczął na ramieniu kobity" - mała literówka "kobiety".
"Do tego dochodzą zadania watahy, nieustanna czujność i zabiegane życie powodują jedynie nerwy." może zamiast nerwy lepiej zabrzmiało by "dodatkowy stres"? ale to już twój wybór ;-)
Te drobiazgi wpadły mi w oko. Ale na świetnym stylu nie straciłas ani odrobinkę. Dwa oblicza, Trzy światy...zapowiada się ciekawie i wiedz, że tu wrócę
Weny, natchnienia a ja zamelduję się przy kolejnym rozdziale


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:26, 05 Wrz 2010 Powrót do góry

Dodaję kolejny rozdział mojego opowiadania. Mam nadzieję, że ta część będzie się Wam podobała. Zależy mi też na komentarzach, bo na nich opieram swoją wenę i chęci do pisania.

Rozdział 2 - Wyjaśnienia

Beta: Axis

Linkin Park - What I've done

Biegłam przed siebie tak szybko, jak tylko mogłam. Adrenalina napędzała w moich żyłach krew. Moje nogi, chociaż zmęczone, dalej poruszały się w tym samym rytmie. We włosach czułam wiatr. Każdy kolejny powiew ochładzał moje rozgrzane ciało. Serce waliło jak oszalałe, a płuca nie nadążały z łapaniem powietrza. Chciałam czuć ten pęd. Taki sam, jak wyobrażałam wcześniej, dzięki opisowi Jonathana.


Byłam trochę wyczerpana, ale mimo tego czułam się niebywale szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że taka zwykła rozrywka jak biegi, mogą mi przynieść tyle satysfakcji i energetyzmu. Chciałam to odczuwać już zawsze. To lepsze niż jedzenie czekolady. Z każdym kolejnym metrem, oszałamiało mnie to coraz bardziej.

Nie wiem jaki pokonałam dystans. Najważniejszym stało się dla mnie nie dać się złapać. Biegłam po to, by nie zostać pokonaną. Przed siebie. Jeszcze dalej, jeszcze tylko kilkaset metrów i miałam być uratowana.

Dziwiłam się, że go nie słyszałam. No, ale przecież nie mogłam. W tym tkwił cały problem. Ja nie umiałam biegać cicho, on wręcz przeciwnie. Poza tym byłam przecież jedynie człowiekiem a nie żadną postacią z legendy.

Czułam w sobie strach. To dziwne. Przecież nie powinnam się bać? A jednak. Tłumiłam w sobie to dziwne, paraliżujące uczucie. Tak bardzo zatracałam się w nim, że wpływało to na moją wyobraźnię i postrzeganie świata. Czy mogłam znaleźć właściwą drogę, czy zagubić się w tym jeszcze bardziej? Co mnie czekało dalej?

Zmieniałam co jakiś czas kierunek, tak by go zmylić. Robiłam wszystko, by utrudnić mu zadanie. Ta gra, którą toczyliśmy, była dziwna. Jednak ją lubiłam. Co prawda zaczęliśmy dopiero, kiedy dni stały się nieco dłuższe i cieplejsze, choć w tym rejonie to rzadkość.

Wbiegłam na wzgórze w miarę szybko, a potem musiałam się zatrzymać. Stróżki potu spływały mi po plecach, ochładzając moją skórę. Mięśnie pulsowały, gotowe do kontynuowania wyścigu. Kiedy usiadłam na kamieniu, miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi za moment z piersi. Waliło jak oszalałe, co najmniej młot pneumatyczny. Śmiać mi się chciało przez to porównanie.

Skąd ja w ogóle je brałam? Nieraz przychodziły mi do głowy takie, że aż się sama z siebie śmiałam.

Odchyliłam głowę i popatrzyłam w niebo nabierając w płuca dużą ilość powietrza. Takie piękne, bezchmurne. Kolejny dzień w taką pogodę. Na razie nie zapowiadało się na deszcz, ale była wczesna godzina.

Nie myślałam w sumie o niczym. Po prostu patrzyłam w błękit nieba i czekałam.

Moje portfolio na uczelnie było praktycznie gotowe i mogłam w końcu zacząć je rozsyłać. Tylko, czy ja tak naprawdę chciałam wyjeżdżać? Jeszcze pół roku temu pragnęłam uwolnić się od mojej codzienności, a teraz mój zapał do wyjazdu stygł z dnia na dzień. Miałam poważne powody by zostać, a przynajmniej jeden ogromny i niezwykle dla mnie ważny.

Moje życie stanęło na głowie. Myślałam o tym, że spotkało mnie w życiu coś niezwykłego. Coś, czego nikt się nie spodziewał i nie miał nawet podejrzeń, że tak może być. Nie przeszkadzało mi życie w świecie legend. Nie należałam do niego, choć mu kibicowałam, poza tym dopingowałam jednego z głównych bohaterów.

Jakże byłoby spokojnie bez Jonathana, ale również pusto. Przeszedł mnie dreszcz na samo wspomnienie tego snu. Bałam się tej pustki, która mnie w podświadomości wtedy ogarnęła. Niby nic, ale ściskało z całej siły.

Potrząsnęłam głową, bo nie chciałam o tym myśleć. Wolałam skupić się na pięknej aurze. Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy i skoncentrowałam swój umysł na dźwiękach lasu. Mogłam w końcu odprężyć się dzięki promieniom słońca. Poczułam przyjemne ciepło na twarzy, a po chwili również na dłoniach. Jednak to drugie nie było wynikiem pogody. Rozproszył mnie.

- Jesteś coraz lepsza – otworzyłam oczy i ujrzałam jego cudowne spojrzenie.

- Mam najlepszego nauczyciela – uśmiechnęłam się.

Zajął miejsce obok i objął swoim ramieniem.

On biegał w swoim „nienaturalnym” tempie, więc to ja rozpoczynałam wyścig. Z łatwością mnie doganiał i to nawet po kilku kilometrach. Nawet nie przejmowałam się tym, że mogłabym wpaść na jakiegoś wampira. Nie bałam się. Nie byłam już sama.

- Ale ja nie żartuje – jego oczy dotykały najgłębszych zakamarków mojej duszy.

- To chyba mam się z czego cieszyć – zaśmiałam się lekko, a on chwycił mnie pod pachę i zbiegł ze zbocza.

Ledwo odpoczęłam, a już poczułam kolejny, przyjemny pęd. On w ogóle się nie męczył, to plus bycia innym. Czasami też chciałam. Byłoby mi znacznie łatwiej w jakiś sytuacjach ekstremalnych. Mogłabym mu pomagać, na przykład, walczyć z wampirami. No może nie walczyć, chociaż ostatnio mu pomogłam, ale chociaż szpiegować.

Po kilku minutach byliśmy niedaleko mojego domu. Wtedy zwolnił i postawił mnie na ziemi. Objęłam go za szyję, bo jakoś nie miałam najmniejszej ochoty wypuszczać go z rąk i musiałam złapać równowagę.

- Mam wrażenie, jakbyś coraz szybciej biegała – zauważył mimochodem.

- Możliwe – ucałowałam go delikatnie. – Trening czyni mistrza.

Wpił się w moje wargi. Ten żar ogarnął całe moje ciało. Przylgnęłam do niego tak mocno, jak tylko byłam w stanie, a on przycisnął mnie dodatkowo swoimi ramionami. Poczułam przechodzący po plecach prąd.

Moje wspomnienia sprzed roku były nieistotne. To, że zostałam porzucona przez innego nie miało najmniejszego znaczenia. Liczyła się jedynie chwila obecna. Wtedy cierpiałam, a teraz byłam szczęśliwa, iż wszystko potoczyło się w taki a nie inny sposób.

Nic nie mogło nas rozdzielić. Czułam się przy nim cudownie. On uzupełniał mnie tak samo jak ja jego. Byliśmy jak dwa elementy jednej układanki, jak dwie połówki tego samego jabłka, jak współistniejące ze sobą żywioły. Kontrasty się przyciągały.

- Sam – oderwał się ode mnie, by złapać oddech.

Też dyszałam. Moja energia szybciej się wyczerpywała, kiedy mnie całował, niż podczas biegania. Pochłaniał każdą cząstkę duszy i ciała.

- Uwielbiam cię – wyszeptał wprost w moje usta.

- Ja ciebie bardziej – uśmiechnęłam się, a potem znowu przylgnęliśmy do siebie.

Staliśmy tak, nie wiem jak długo, ale czas nie grał roli. Przy nim raz przyśpieszał, a raz zwalniał. Płynął jednak dalej swoim torem, do przodu. I dobrze. Po co się cofać, skoro przyszłość zapowiadała się znakomicie? Już nie mogłam doczekać się kolejnych, wspaniałych chwil.

Zafascynowani sobą, stwierdziliśmy, że trzeba wrócić do domu i zająć się nauką do szkoły na następny dzień. Te weekendy tak szybko mijały, kiedy były wypełnione osobą Jonathana.

Otworzyłam drzwi wejściowe, a następnie zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku. Pod spodem byłam cała mokra. Musiałam iść się wykąpać i to jak najszybciej.

- Jak się biegało? - Mama krzątała się po kuchni.

Każdy swój wolny czas poświęcała na różne domowe zajęcia. A była przecież kobietą biznesu. Gdyby ktoś ją zobaczył w takim stroju, nie uwierzyłby, że zarządza jedną z największych firm kosmetycznych w kraju i za granicą.

Jej złote pukle opadały na plecy układając się w piękne fale. Oczy błyszczały tym samym błękitem co moje. Uśmiech widniał na twarzy, ale nie uwydatniał on żadnej zmarszczki. Wyglądała młodo, jak na czterdziestoparolatkę.

Byłam z niej dumna. Kiedyś jej nie doceniałam, ale od jakiegoś czasu wszystko układało się zupełnie inaczej. Nie wyobrażałam sobie domu bez jej potraw, chodzenia z miotełką i elegancji, jaką roztaczała wokół siebie. Poza tym wspólne zakupy i prowadzenie firmy dawało jej wiele satysfakcji. Byłam z niej dumna.

- Dobrze – chwyciłam dzbanek z sokiem i nalałam go do dwóch wysokich szklanek, dla siebie i Jonathana.

- Pogoda dopisała – potwierdził moje stwierdzenie.

Bardzo dobrze się ze sobą dogadywali. Czasami mnie to dziwiło, ale z drugiej strony cieszyło. On – doskonałość pod każdym możliwym względem.

- Tak, jest tak pięknie – włączyła piekarnik.

Zastanawiałam się, czy ktoś przyjdzie do nas wieczorem.

- Sesja w plenerze byłaby doskonała – prawie się poplułam, kiedy wspomniała o tych nieszczęsnych zdjęciach.

Mój życiowy plan wyglądał nieco inaczej. To ja miałam w przyszłości fotografować modelki, a nie być jedną z nich i to jeszcze przed zakończeniem szkoły średniej. Po prostu musiałam być miła.

- W plenerze? - Jonathan był w to bardziej wkręcony.

Zastanawiało mnie, czy naprawdę podobała mu się taka praca. Nie wolał pomagać ojcu albo braciom w ich firmach? To facet z krwi i kości, a interesował go modeling. No nie do końca. Chciał też pomóc mojej mamie, więc od razu się zgodził, kiedy podała swoją propozycję.

- Tak, do nowej reklamy. Muszę pogadać z Antonio, co na ten temat sądzi. Tutaj tak rzadko zdarza się słoneczny dzień.

- Ale chyba nie dzisiaj? - Zapytałam tak dla pewności.

- Skądże. Za mało czasu – włączyła ekspres do kawy i wyjęła z szuflady pierścionki do serwetek. – Jeśli pogoda będzie się utrzymywała, to myślę, że mogłoby się udać.

- Jak miałoby to wyglądać? - Kontynuował temat.

- Nie wiem. Musiałoby być coś z ogniem – oparła się oblat i popatrzyła na nas skupionym wzrokiem.

To pytanie dało jej do myślenia. Wszystkie sesje opierały się na jej koncepcjach. Miała niesamowity zmysł, co bardzo przydawało się jej w firmie. Możliwe, że odziedziczyłam go po niej i dlatego wychodziły mi dobre ujęcia.

- Oboje ubrani na czarno. Wiesz, że dobrze ci w tym kolorze – zwróciła się do niego. – Samancie z resztą też – czy ja byłam niewidzialna? - Jakaś pustynia, stepy? Coś w tym rodzaju. Dookoła języki ognia – nie uśmiechało mi się spłonąć.

Taki obraz kojarzył mi się z płonącą Amber. A przynajmniej z wizją, bo przecież byłam lekko nieprzytomna, kiedy to się działo.

- Dym i gorąco lekko by przysłaniały wasze postacie. Taki zamazany obraz, jak jakaś fatamorgana. A co wy tam będziecie robić, to wasza sprawa – uśmiechnęła się znacząco.

Zadziwiające. Własna matka miała jakieś dziwne, podtekstowe myśli związane ze mną i moim chłopakiem. Do czego to dochodziło w tej epoce?

- Albo ty, Jonathanie byś stał między płomieniami, a Samanta by szła w twoją stronę. Do reklamy damskiego zapachu zrobiłoby się odwrotną koncepcję. Z resztą można by zrobić kilka opcji tej reklamy. Będzie lepiej zapamiętana – nie za dużo tego wszystkiego?

Potrafiła się rozgadać. W dodatku opowiadała to wszystko głównie Jonathanowi, a nie mnie. No tak - przecież nie za bardzo paliłam się do pracy nad Fire. Zabawne – ogień i palić - gra słów.

- Masz dobre pomysły, mamo – odezwałam się w końcu, a ona rozpromieniła się ponownie – Na pewno Antonio je wykorzysta.

- A my pomożemy – zauważył Joe.

Czy tylko ja byłam taka marudna?

Popatrzyłam jeszcze raz na blat kuchenny i ponownie zwróciłam uwagę na pierścienie do serwetek. Mogły oznaczać tylko jedno. Coś się szykowało na wieczór. Tylko co? Nie chciałam jakiejś głupiej niespodzianki.

- Ktoś przychodzi? - Joe na mnie spojrzał, kiedy zapytałam.

Bystrzak. Na pewno też wyczuł, że wieczorem będziemy mieli gości. Samo zachowanie mamy na to wskazywało. Oderwała się od blatu i zaczęła kroić warzywa, stojąc tyłem do nas.

- Tak. Przychodzą McKenze, nie pamiętasz? – W momencie, kiedy wypowiedziała to nazwisko, poczułam jak mój chłopak zaczyna się trząść.

- A dokładnie którzy? - Upewniłam się nie odrywając od niego wzroku.

Widziałam, jak starał się uspokoić. Musiał. Oboje wiedzieliśmy, że trudno byłoby wyjaśnić mamie, skąd nagle w salonie wziął się wilk i gdzie zniknął Jonathan. O ile oczywiście nie widziałaby wszystkiego. Stałoby się to ogromnym problemem dla naszej trójki. Chociaż określenie „problem” to dużo niedopowiedzenie, lepiej pasowało „katastrofa”.

- Nicki z rodzicami głównie, ale wspomniałam też, żeby przyszedł z nimi Aleks i jego przyjaciel, Darren – o cholera!

Tak w myślach mi się wymsknęło.

- Ty Jonathan też zostaniesz, prawda? - Jeszcze większa cholera!

- Zaraz przyjdziemy – momentalnie chwyciłam go za dłoń i wyciągnęłam na balkon.

Trząsł się jeszcze bardziej. Jednym ruchem odsunął mnie od siebie, wręcz odepchnął. Chronił przed samym sobą, chociaż ja nie widziałam takiej potrzeby. Nie wiem tylko, co by się stało, gdyby przemienił się tuż obok mnie.

Patrzyłam na niego przerażona. Każdy jego mięsień był napięty. Pięści zacisnął tak silnie, że widziałam najmniejsze ścięgna. Miałam wrażenie, że sam sobie połamie kości lub zrobi coś znacznie gorszego. Chwycił się za ramiona i skulił. Opanowanie się było dla niego najważniejsze i musiał to zrobić jak najszybciej.

Oddychał głęboko przez usta i zacisnął oczy. Uspokajał się powoli. A ja, jak taka gapa, patrzyłam na niego, nie wiedząc co począć. Jak miałam go niby chronić, skoro to on ciągle mnie bronił? Byłam bezużytecznym człowiekiem. Mogłam go jedynie pokrzepiać psychicznie.

- Czy on źle się czuje? - Przeszedł mnie dreszcz, kiedy za moimi plecami pojawiła się Cindy.

Spojrzałam w jej kierunku wielkimi oczami. Miała, jak zwykle, niewinny wyraz twarzy i spoglądała na niego zaciekawiona. Wiedziałam, że jej się podobał. Czy każdy mój chłopak, musiał jej również przypadać do gustu? Robiło się to męczące, ale byłam w stanie jej to wybaczyć.

- Boli go brzuch – wymyśliłam coś szybko.

- To może byś się położył? – podeszła kładąc mu dłoń na ramieniu, a on ją szybko odtrącił.

Jakaż była zdziwiona jego reakcją. Ja go rozumiałam, zostałam wtajemniczona, ale ona lekko się wystraszyła. Z resztą powinna wiedzieć, że nie podrywa się chłopaków starszej siostry. A tym bardziej, kiedy jest on wilkołakiem.

- Już mi lepiej – wycedził przez zęby, powoli wyprostowując się. – Dziękuję, Cindy za troskę – dodał łagodniejszym tonem.

- Nie ma za co – bąknęła i zniknęła w drzwiach.

Najwyraźniej poczuła się urażona jego zachowaniem. Gdyby tylko wiedziała.

- Spokojnie – stałam znowu obok i patrzyłam mu w oczy.

- To nie takie proste – westchnął. – On będzie w twoim domu i do tego jeszcze jego kumpel z podwórka.

- Nie jest przecież zły – objęłam go i przymknęłam oczy.

Musiałam zrobić wszystko, by go udobruchać. Przecież nie będą tu walczyć. W ogóle nie powinni się bić i miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bałam się myśleć, co by się stało, gdyby doszło do walki. Z mojego domu zostałaby miazga.

- Jest.

- Musisz się uspokoić – pogłaskałam go po policzku. – Co niby miałabym powiedzieć mamie, żeby nie sprowadzała tutaj Aleksa?

- Nie wiem – nawet nie posiadał konkretnego argumentu przeciw niemu.

- No właśnie – westchnęłam. – Będzie dobrze – jego oczy błagały mnie o litość. – Przypilnuję wszystkiego. Z resztą, ciebie mama też zaprosiła, więc będziesz mógł nas bronić, w razie czego oczywiście.

Coś go trapiło i to nie naturalna niechęć do wampirów, tylko inne uczucie.

- O co tak naprawdę chodzi? - Zaskoczyłam go.

Jonathan miał okazję tylko raz widzieć Aleksa, w lesie, kiedy zaprosiłam go do siebie. Nie miałam wtedy jeszcze pojęcia, że wampiry i wilkołaki istniały naprawdę. Przypomniałam sobie, jak warczał na niego i bronił mnie. Oboje z resztą dziwnie się zachowywali. W głowie zagościł mi obraz przygotowującego się do skoku wampira, czego nie mogłam pojąć.

- Sam, chodź na moment – prychnęłam, bo mama znowu mi przeszkodziła.

- Już! – Krzyknęłam. – Powiesz mi potem – stuknęłam palcem w jego klatkę piersiową.

Weszliśmy z powrotem do domu. Mama wyciągała ulubioną zastawę z szafy i musiałam przenieść ją do kuchni. Jonathan nam pomógł. Był znacznie szybszy i bardziej zwinny, a to już nie do końca zależało od niego samego.

- Nie chcę wam przeszkadzać – puściła do mnie oko, kiedy skończyliśmy.

Zaśmiałam się i chwyciłam Joe za dłoń. Poszliśmy do mojego pokoju.

Jimmy eat world - 23

Nie był duży, taki w sam raz dla mnie i jakiegoś gościa. Podeszłam do wieży stereo i włączyłam ulubionego rocka. Chciałam się uspokoić. Wbrew pozorom ostre dźwięku gitary elektrycznej pozwalały mi odpocząć. Miałam nadzieję, że pozbędę się niepotrzebnych myśli.

Podczas przenoszenia talerzy skoncentrowałam się jedynie na tym całym konflikcie. Nie pochwalałam wojen, bo były z gruntu złe, ale ta różniła się od reszty. Na szali leżało życie i śmierć milionów nieuświadomionych istnień.

Sama nie miałam tyle siły, by zmienić obecny stan rzeczy. Żałowałam czasami, że nie posiadałam takich nadprzyrodzonych mocy, jak wampiry, czy wilkołaki. Może mój wkład zmieniłby cokolwiek na lepsze? Zawsze mogłabym spróbować.

Oczywiście stałam po stronie wilków. Niczym strażnicy, ochroniarze dbali o bezpieczeństwo ludzi. Szkoda, że nie było ich więcej. Z drugiej strony, czy należało skazywać niewinnych nastolatków na los nieśmiertelnych, bezsenność i nieustanną walkę? Przecież oni tego nie chcieli. Żaden z wilków nie urodził się z pragnieniem zostania postacią z legend i to taką, która zazwyczaj postrzegano negatywnie. Chcieli żyć zwyczajnie, tak jak nic nieświadomi ludzie.

Wróciłam myślami do przyszłych gości. Gdyby wszystkie potwory były jak Aleks i Dorian, wtedy ta wojna nie miałaby sensu. Może nawet doszłoby do rozejmu, kto wie? Jeśli świat rzeczywiście stałby się taki, jak się wydaje większości ludzi, wtedy nie można by mówić o jakimkolwiek konflikcie. Proste, prawda? W każdym razie dla mnie.

Dlaczego więc wataha nie chciała zaakceptować tego neutralnego gruntu? Nie ufali nikomu, w sumie rozumiałam, co nimi kierowało. Sama byłam ostrożna, ale „wegetarianom” też należała się szansa. To nie ich wina, że tak się stało, że uczyniono ich tym, czym byli. Starali się przynajmniej, nie stać się potworami. Tak mi się wydawało. Nie znałam przecież do końca motywów ich postępowania.

Obróciłam się w jego kierunku. Stał przy łóżku i też patrzył na mnie. Gryzło go coś nadal. Bał się mi o czymś powiedzieć? Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Kolejny sekret?

- Dobra, odezwę się pierwszy – nie wytrzymał.

Uśmiechnęłam się. Zazwyczaj on wcześniej tracił cierpliwość, to się czasami przydawało. Zwłaszcza, kiedy milczenie między nami trwało zbyt długo, a ja nie miałam zamiaru pierwsza ustąpić. Może przesadzałam z uporem, ale to Jonathan, z reguły, skrywał więcej sekretów.

- Nie lubię Aleksa – usiadł na oparciu fotela. – Tak po prostu.

- Nie ściemniaj! – Uniosłam brew. – Coś więcej się za tym kryje.

- Aż tak dobrze mnie znasz, że wiesz, kiedy coś ukrywam? - Zamarłam.

Do czego zmierzał? Chciał uniknąć tematu. Był nieznośny!

- Tak – założyłam ręce na piersi i czekałam.

Uświadomił sobie, że nie odpuszczę. Przebywał ze mną praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Lepszego chłopaka nie mogłam znaleźć. Tyle czasu ze mną spędzał, że zdążyłam go dosyć dobrze poznać, ale wciąż umiał zaskakiwać. Był chodzącą zagadką. To lata samotności i życia jako wilkołak nauczyły go ciszy i nieufności do otaczającego nas świata. Nie dziwiłam się temu, jednak mimo wszystko, chciałam wiedzieć o nim coś więcej. Moje wymagania chyba nie pozostawały bez uzasadnienia. W końcu byłam jego dziewczyną i zależało mi na jego pomyślności.

- Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Aleksa z tobą w lesie, bardzo się przestraszyłem – w końcu zdecydował się mówić. – Szedłem za wami jakiś czas. Niby mnie wyczuł, ale wydaje mi się, że pierwszy raz miał styczność z wilkołakiem. Nie wiedział, kim tak naprawdę jestem.

- Od ponad roku jest wampirem, skąd więc ma o wszystkim wiedzieć? - Zauważyłam.

- Zachowywał dystans, na początku. Ale potem na polanie – zacisnął pieści. – Był zbyt swobodny. Bałem się, że zrobi ci krzywdę. Miałem rację – serce zaczęło mi walić.

O czym on mówił? Jak to miał rację?

- Kiedy pakowałaś rzeczy do plecaka, skradał się za twoimi plecami. Nie umiem czytać w myślach, ale jego postawa... Wyglądał, jakby chciał na ciebie skoczyć – miał rację.

Czyż nie to ujrzałam, gdy odwróciłam się do niego?

- Nie denerwuj się – wyprostował się i zrobił jeden krok w moim kierunku. – Byłaś nieświadoma, a powinnaś. Mogłem wcześniej się przyznać.

- Nie masz prawa się obwiniać za to – westchnęłam, próbując opanować strach. – Powiedziałeś mi we właściwym, według ciebie, czasie i to wystarczy. Nie znałam wtedy twojej tajemnicy, a on wygląda normalnie.

- Zawsze będę się obwiniał, że wprowadziłem cię w ten świat.

- Ja w nim żyję cały czas.

- Tak, jednak wcześniej o niczym nie wiedziałaś. Żyło ci się znacznie łatwiej, prawda? Nie istniały tajemnice, strach, zamartwianie się o rodzinę. Było normalnie.

- Ale nie miałam ciebie – wyszeptałam i przybliżając się do niego, złożyłam na jego ustach pocałunek. – Bez ciebie moje życie nie miałoby sensu – uśmiechnął się.

Przez kilka minut wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. W milczeniu - tak jak rozumieliśmy się najlepiej. Ogarnęła nas magia, której nikt nie pojmował. On był blisko mnie, a ja jego. Ogarnęła nas perfekcyjność naszego uczucia.

Gdyby ktoś mi powiedział rok wcześniej, że szczęśliwie zakocham się w starszym o jakieś dwadzieścia lat facecie, wyśmiałabym go. A teraz nie wyobrażałam sobie samotności albo związku z jakimś rówieśnikiem. Jonathan oczywiście wyglądał na jednego z nich, jednak był bardzo dojrzały. Cały należał do mnie i tak miało pozostać.

Nudna się zrobiłam. W kółko gadałam i myślałam jedynie o nim i naszym uczuciu. Co miałam jednak zrobić, kiedy to była najważniejsza część mojego życia?

- Co dalej z Aleksem? – wróciłam niespodziewanie do tematu.

Mieliśmy wiele czasu, by spędzać go wspólnie, ale za to wizyta McKenzich była coraz bliżej i musiałam wiedzieć, jaką jeszcze niechęć chował w sobie Jonathan.

- Jako wilk pozostawałem prawie bezsilny – był chyba lekko zawiedziony, że nie odpuszczałam. – Jak niby miałem ci powiedzieć, kim on jest? Nie mogłem pojawić się nagle w lesie ludzkiej postaci, bo wyzwoliłoby to w tobie falę pytań. Wiedziałem, że jeśli zareaguję podobnie, jak na tamtego niedźwiedzia, domyślisz się, że coś jest nie tak.

- I nie przeliczyłeś się.

- Tak, szybko przestałaś mu ufać. O to mi chodziło - przyznał.

- To jedyny raz, kiedy miałeś okazję go spotkać – wzruszyłam ramionami. – On naprawdę nie jest zły. Przecież mi nic nie zrobił. Przeżył wiele w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie można go o to obwiniać. Dobrze, że mnie nie zabił, kiedy miał okazję.

- To nie jedyny raz – zmarszczyłam brwi.

Zaskoczył mnie.

- Nie mówiłeś – usiadłam na brzegu łóżka.

- Pamiętasz tę noc, kiedy Amber zastawiła na nas pułapkę – jak miałam zapomnieć?

Wystarczyło, że wypowiedział jej imię, a przed oczami pojawiły mi się kolejne obrazy. Jej szkarłatne oczy pełne nienawiści. Śmiech, od którego miałam gęsią skórę na całym ciele. Kocie ruchy, atak i siła, jaką miałam okazję poczuć na sobie.

Tak bardzo bałam się wtedy o Jonathana. Nie chciałam, żeby ta wampirzyca go zabiła. Dążyła do tego, jako łowca głów, czy coś w tym rodzaju. Zabijała wilkołaki dla przyjemności i satysfakcji. Robiła to, bo uważała, że są niepotrzebne. Jak robactwo, które trzeba wytępić.

Płonący wewnątrz mnie gniew napełniał odwagą moje serce. To on napędzał do działania. Kiedy walczyła z Jonathanem, skoczyłam jej na plecy i zdekoncentrowałam ją. Rzuciła mną dobrych kilka metrów. Miałam szczęście, że nie rozwaliłam sobie głowy o jakieś drzewo. Chłód powietrza i niska temperatura paraliżowały i osłabiały moje ciało. To dlatego urwał mi się film, kiedy było już po wszystkim. Nie wiedziałam końcówki.

- Gdy straciłaś przytomność, niespodziewanie pojawił się Aleks – no tak.

Wataha wpadła na Aleksa, a ja miałam ten głupi sen. Czemu najciekawsze mnie ominęło?

- Co on tam robił? – zaskoczyło mnie to.

Myślałam, że będzie trzymał się z daleka od Parku Narodowego. Wilkołaki były znacznie silniejsze od wampirów. Mogły go od razu zabić, bez mrugnięcia okiem i zawahania się.

- Po prostu chciał ze mną pogadać – czy to normalne?

- O?

- Tobie – przeszedł mnie dreszcz.

Moje życie stało się zbyt skomplikowane. Zdecydowanie, ale sama tego chciałam i teraz musiałam się z tym zmierzyć.

- Powiedział, że mam cię chronić – otworzyłam szerzej oczy. – Zarzekał się, że nie ma zamiaru skrzywdzić ani ciebie, ani innego człowieka, bo nie chce zostać potworem.

- No widzisz, nie ma powodu do zmartwienia.

- Jest – wyszeptał kładąc mi dłoń na policzku. – Jemu na tobie zależy.

- Bez przesady! – Nie wierzyłam w to.

- Czuję to! – Podniósł głos. – Kiedy na ciebie patrzył, miałem ochotę zabić go na twoich oczach! Niby miał złe zamiary, ale... Nie powinnaś go w ogóle wtedy zabierać do lasu.

- Chciałam się mu odwdzięczyć – nie mówiłam mu o bankiecie.

- Za co? Co takiego wspaniałego zrobił? – Jonathan był zły i zazdrosny o mnie.

- Uratował mnie przed żyrandolem – odparłam niewinnie. – Na bankiecie. Rozbiłby mi głowę, gdyby nie Aleks. Odepchnął mnie w ostatniej chwili – uświadomiłam sobie, że on o tym nie wiedział.

- Nie wspomniałaś nic – prześwidrował wzrokiem moje myśli. – Widzisz. Coś do ciebie ma.

- Joe, wiedz, że żaden inny legendarny stwór mnie nie interesuje. Możesz być tego całkowicie pewien – wszystko zostało wyjaśnione.

Przylgnęłam do niego całym ciałem na moment. Jego ramiona były dla mnie domem, światem i rzeczywistością, tą w której żyłam i chciałam żyć już zawsze.

Odkąd go poznałam, coraz częściej myślałam o ustatkowaniu się. Założenie rodziny stało się dla mnie ważniejsze od kariery, o której dawniej marzyłam. Teraz nie mogłam pozwolić, żeby Jonathan zszedł na dalszy plan.

Myślałam też o wieczności. Jak to wiązało się ze mną? On mógł żyć tak długo jak chciał. Jego ciało regenerowało się znacznie szybciej od mojego. Czyniło go to praktycznie nieśmiertelnym, chociaż śmierć gdzieś tam na niego czekała. A ja? Kim ja byłam przy nim? Zwykłym człowiekiem, należałam jednak do niego i nie mogłam już żyć zwyczajnie, tak jak przed rokiem. Zmieniło cię wszystko.

Zatracałam się w tym uczuciu coraz bardziej i nie pojmowałam go zupełnie. To stało się dla mnie czymś nowym i niespotykanym. Tak jakbym odkrywała nowy ląd lub zjawisko, które nie jest wcale takie dalekie i obce. Jednak ja dostrzegłam je po raz pierwszy, więc mam prawo zachwycać się i czuć jednocześnie zagubienie.

- Sam, Jonathan, Kenny! – Usłyszeliśmy głos mamy. – Goście przybędą za godzinę. Musicie się wyszykować.

Popatrzył mi w oczy tak, jakby to był ostatni dzień w moim życiu. Wiedziałam co nas czeka. On musiał stać na straży wszystkich ludzi w tym domu, a ja miałam go pilnować, żeby przypadkiem nie rozwalił stołu podczas przemiany, do której nie powinno dojść.

Zapowiadał się bardzo pracowity wieczór.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Nie 18:46, 05 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pon 14:07, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

Zazdrość tak wielka, że może spowodowac natychmiastową przemianę? Joe jest świetny ale wzorem Jackoba i Edwarda ciut nadopiekuńczy. Choć mozna to usprawiedliwić jego przeszłością.
Rozdział świetny, jak dla mnie Cindy i jej kompleks "chłopaka starszej siostry" jest prześmieszny ale cóż, tak bywa ;-)
Jestem ciekawa jak w trakcie kolacji będą się odnosić do siebie Jonathan i Aleks. Bo tekst "uratował mnie przed żyrandolem" - bezcenny ;-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:25, 21 Wrz 2010 Powrót do góry

Dodaję kolejny rozdział. Chciałabym też zobaczyć jakieś komentarze, bo sama nie wiem, czy podoba Wam się moje opowiadanie, czy też nie.
Ponieważ nie lubię zbyt szybkiej akcji, fabuła rozwija się stopniowo, żeby nabrać klimatu.
Pozdrawiam Esterwafel


Beta: Axis - jesteś świetna :)

Rozdział 3 - Goście

Cold - Black Sunday

Zeszłam powoli po schodach, uważając, żeby nie uderzyć się w głowę. Wzięłam wcześniej szybki prysznic. Założyłam granatową tunikę i czarne leginsy. Włosy rozczesałam i rozpuściłam luźno na plecach. Zrobiłam sobie dyskretny makijaż. Wyglądałam dosyć ładnie, specjalnie dla niego.

Tuż za mną snuł się Jonathan, niezbyt zadowolony z zaistniałej sytuacji, ale co miał począć? Przecież nic ciekawszego nie robił, a mama nie darowałaby mu nieobecności. On z kolei wolał mnie chronić, niż zamartwiać się cały wieczór, czy u mnie w domu, nie doszło do jakiejś krwawej masakry.

Kiedy pojawiliśmy się w salonie, goście już przyszli. Rodzice dyskutowali z przyszłymi teściami Kenny’ego, zapewne o ślubie. Przygotowania znajdowały się na bardzo dobrej drodze do całkowitej realizacji. Oczywiście ja, jako jedyna, reagowałam na to niezbyt entuzjastycznie. W ogóle nie bawiły mnie suknie, catering, kwiaty, piosenki.

Jako siostra pana młodego miałam swoje obowiązki, no i nie chciałam Kenny’emu sprawiać przykrości. Mój starszy brat żenił się, a ja chciałam go wspierać w tej ważnej chwili. Tylko, czy ta decyzja była naprawdę słuszna? Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że nic z tych planów nie wyjdzie.

Oczywiście miałam też nadzieję, że moje przeczucia się nie sprawdzą. Nie chciałam, żeby cierpiał przez tą... Szkoda słów. Robiłam dobrą minę do złej gry i starałam się być, do pewnego stopnia, miła.

Po lewo stała młodsza część obecnych. Cindy próbowała być gościnna i zagadywała Aleksa. Wiedziałam, że on jej się podobał. No nie dziwiłam się, to w końcu wampir i jego wygląd miał przyciągać ofiary, nawet jeśli tego nie chciał.

Nie podobało mi się to i nie chodzi o to, że mógł ją wypić. Ona miała dopiero szesnaście lata, a on dwadzieścia. Za duża różnica wieku. Moim zdaniem mogliby do siebie pasować, ale akurat wiek i gatunek stanowił przeszkodę, której nie dało się przeskoczyć. Może zachowywałam się jak hipokrytka, bo przecież ja też tak zrobiłam, ale akurat mój chłopak był tym dobrym.

- Witam – ucałowałam Cathrine w policzek, a Philipowi uścisnęłam dłoń. – To mój chłopak, Jonathan – przedstawiłam go.

Widziałam ich spojrzenie pełne zainteresowania, co mnie nie dziwiło. Potrafił intrygować, tym bardziej, że był Indianinem z krwi i kości, oczywiście również nieziemsko przystojny. Może to przez wilkołactwo? Nie myślałam o tym dokładnie. Ich wygląd też miał na celu przyciągać innych, żeby móc ich chronić.

- Miło nam poznać – lubiłam ojca Nicki.

Różnił się od swej żony. Jak na bogatego biznesmena, zachowywał się skromnie i umiał zwracać uwagę na innych, biedniejszych od siebie ludzi. Nigdy się nie wywyższał, chociaż dla córki potrafił zrobić praktycznie wszystko. To była jego największa wada.

- Christian opowiadał nam o inwestycjach twojej rodziny – uśmiechnął się, a ja spojrzałam porozumiewawczo na ojca.

Mówił innym o Jonathanie, o moim chłopaku? To było ciekawe. Najwyraźniej naprawdę przypadł mu do gustu. Dawniej chwalił się jedynie Charliem, moim byłym. Nie sądziłam, że ktoś inny dostąpi tego zaszczytu. Najwidoczniej się myliłam. Ciągle poznawałam rodziców od nowa.

Cieszyłam się, że za każdym razem moja wcześniejsza ocena nie była prawidłowa. Złościłam się na siebie, za takie myślenie. Przecież na to nie zasługiwali.

- Poszedłem za jego radą i kupiłem akcję elektrowni wiatrowej – kontynuował dalej.

Interesy. Mój chłopak umiał o nich rozmawiać, a mnie to nudziło. Dziwiło mnie to, że znał się na wielu rzeczach, ale przecież był starszy i miał większe doświadczenie.

Hm... Ale jestem okropna. Marudzę, że Cindy szaleje za dwudziestolatkiem, a tymczasem chodzę z czterdziestoletnim wilkołakiem. Może to rodzinne, że przepadamy za potworami? Sama nie wiedziałam, co o tym mam sądzić. Czemu świat był taki skomplikowany?

Postałam jeszcze przez moment, a potem postanowiłam przywitać się z Aleksem i poznać w końcu Darrena.

Odwróciłam się, szepcząc wcześniej Joe, gdzie idę i podeszłam bliżej rodzeństwa.

- Witam – złożyłam pocałunek na policzku Nicki, a następnie wymieniłam uprzejmości z wampirami.

Ta cała sytuacja była komiczna.

W moim własnym domu gościli przedstawiciele trzech światów, w tym dwóch z legend. Wilkołak i wampiry stanowiły niezwykły i rzadko spotykany skład, ludzie byli gratis. To praktycznie skazywanie obecnych na śmierć albo widowiskową walkę. Miałam nadal nadzieję, że nie dojdzie do żadnego konfliktu.

Przyjrzałam się uważnie Darrenowi. Miał niezwykle przenikliwe spojrzenie. Już nie chodziło o ich kolor, ale kształt i wyraz. Jak przedstawiciel rodziny kotowatych. Mogłam się założyć, że kiedyś miały one barwę intensywnej zieleni. Idealnie z nimi kontrastowały by jego czarne włosy i ciemna oprawa oczu. Oczywiście miał bladą cerę. Był też dosyć wysoki, ale nie wyższy od Jonathana.

Patrzył na mnie w taki sposób, że aż przeszły po mnie dreszcze, a moje serce przyspieszyło. Tak, jego się bałam, tak jak wcześniej Amber. Jednak podobnie jak wtedy, nie bałam się o siebie, ale o najbliższych. Moi rodzice nawet nie śnili o takiej sytuacji. Na własne życzenie do domu wpuścili potwory. I to nie byle jakie.

- Sam, miło cię znowu widzieć – Aleks był dosyć wesoły.

Przystojny facet, jego blond loki układały się w nieskładne pukle na głowie, tworząc aureolę, jak u anioła. Co oczywiście mijało się z prawdą. Podobno dawniej miał oczy brązowe, jednak odcień bursztynu znacznie bardziej do niego pasował.

Miałam wrażenie, że od naszego pierwszego spotkania zaszła w nim jakaś zmiana. Czy naprawdę coś do mnie miał?

- Również – uśmiechnęłam się.

- Właśnie opowiadam im o moim ostatnim występie w teatrze – Cindy musiała zwrócić na siebie uwagę wszystkich, boja się pojawiłam.

Od niepamiętnych czasów była o mnie zazdrosna. Do dzisiaj nie przeprosiła za wyrazy nienawiści, ale nie miałam jej tego za złe. Kochałam ją mimo to i nie chciałam jej nigdy zawiść.

- Podobno grała rolę Odetty – Darren najwidoczniej zainteresował się jej kreacją.

„Jezioro łabędzie” to mój ulubiony balet. Muzyka przeszywała na wskroś i docierała do najdalszych zakamarków duszy. Mogłam słuchać jej nawet godzinami i nigdy by mi się nie znudziła. Czajkowski był mistrzem, a ja chciałam kiedyś zagrać jedną z jego kompozycji. Szkoda, że nie umiałam i nie miałam tak dobrego słuchu.

- Zgadza się. Wyglądała i tańczyła znakomicie – przyznałam.

Chciałam ją wesprzeć.

- Kochanie – Jonathan objął mnie w pasie i ucałował w policzek.

Zaznaczył właśnie swoje terytorium, czy jedynie mi się to wydawało?

Popatrzyłam w jego ciemne oczy, a potem rzuciłam okiem na wampiry. Widziałam, jak mięśnie ramion Darrena momentalnie się napięły. Zacisnął oczy, a brwi zsunął. Była to naturalna reakcja na wroga. Jak inaczej miał się zachować?

Na Aleksie, pojawienie się w pobliżu wilkołaka, nie zrobiło żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że uradował go jego widok.

- Cześć, Jonathanie – wyciągnął do niego dłoń.

Mój chłopak popatrzył mu w oczy, zmrużył je, a potem odwzajemnij gest, jednym zdecydowanym ruchem. Znowu przeszedł mnie dreszcz, bo nadal nie wiedziałam nie wyniknie z tego coś złego.

- Witam – wyszeptał.

Muszę się przyznać, że moje nadzieje odżyły. Poczułam, że rozejm naprawdę jest możliwy, jeśli tylko obie strony wykażą dobrą wolę. Zaczęłam wierzyć nawet, że Aleks i Jonathan, mogliby stać się przyjaciółmi, ale na sam początek wymagałam chyba zbyt wiele.

- Zapraszam do stołu – głos ojca rozproszył moje myśli.

Dla bezpieczeństwa zajęłam miejsce między Jonathanem, a Aleksem. Było to posunięcie profilaktyczne. Musiałam panować nad wszystkim, żeby nie doszło do niepotrzebnych rękoczynów. Na tym polegała moja własna strategia.

- Jak na uczelni, Aleks? - ojciec utrzymywał z nim więcej kontaktu, niż ja.

Starałam się nie skupiać na prowadzonej obok mnie rozmowie. Zjadałam kilka kęsów sałatki i chleba, a potem popiłam herbatą. Kiedy uniosłam wzrok, spotkałam przenikliwe spojrzenie Darrena.

Miałam wrażenie, że chce mnie przeszyć. Dotykał moich myśli tym bursztynowym spojrzeniem, a ja poczułam niesamowity chłód. Po chwili Jonathan położył mi dłoń na kolanie, zupełnie jakby wyczuł mój niepokój. Był kochany.

Przyjaciel Aleksa sprawiał dziwne wrażenie, z resztą chyba jak na wampira przystało. Jednak McKenze nie zachowywał się w ten sposób. Zachowywał się zdecydowanie bardziej naturalnie. Najwidoczniej nauczył się żyć ze sobą, bo na bankiecie w październiku, sprawiał wrażenie zagubionego. W jego oczach dostrzegałam strach. On bał się przebywać między ludźmi, może nie chciał nikogo skrzywdzić, a nie był siebie do końca pewien.

Sama wyciągałam ciągle jakieś wnioski, a przecież mogłabym z nim ot tak porozmawiać. Dlaczego nie miałabym tego zrobić? Chciałam poznać jego świat, jego życie. O wilkołakach też się dopiero uczyłam.

To takie fascynujące. Nie potrafię o tym nie myśleć. Odkąd poznałam Jonathana i jego tajemnicę, moje życie zaczęło kręcić się wokół tego. Chłonę coraz to nowsze, niesamowite informacje i ciągle chcę więcej. Aleks miał stać się nowym źródłem rewelacji o świecie legend, jak jakaś encyklopedia czy Internet. Tak musiało być. Miałam zamiar go zrozumieć i pomóc zażegnać to nieporozumienie.

- Muszę iść – Jonathan szepnął mi do ucha.

Spojrzałam na niego lekko zaskoczona.

- Przepraszam, ale będę się zbierał – odezwał się na głos.

Cała moja rodzina i goście, popatrzyli na niego uważnie. Tylko ja wiedziałam, o co chodziło. Tak miało być, już zawsze. Jako jedyna wtajemniczona musiałam nadal milczeć. Z resztą i tak nie chciałam obciążać moich bliskich takimi sprawami. Po co mieli się zamartwiać? Wystarczało, że jedna osoba w rodzinie znała prawdziwy świat od wewnątrz i jakoś sobie z tym radziła.

- Byłeś tak krótko – mama jak zwykle się zamartwiła.

- Wiem, ale muszę pomóc dziadkowi w kilku sprawach – ulubiona wymówka.

- Pozdrów go od nas – uśmiechnęła się do niego.

- Cieszę się, że mogłem was poznać – zwrócił się do gości.

- Pójdę z tobą – wstałam od stołu i wyprowadziłam go na werandę.

Nie sądziłam, że tak szybko ucieknie, ale do tego przyczyniły się oczywiście jego obowiązki jako przywódcy stada. Było to dla niego niezwykle ważne zadanie. Rozumiałam to, ale mimo wszystko bałam się nadal. Może po raz kolejny się powtarzałam, jednak to uczucie nie dawało mi spokoju.

- Ile? - Zapytałam, kiedy otwierał drzwi do swojego Jeepa.

- Jeden i dwa w jadalni – przygryzł wargi i puściłam jego uwagę mimo uszu. – Te pasożyty mają idealne wyczucie czasu.

- Właśnie zauważyłam – uśmiechnęłam się.

Słońce powoli zachodziło, noc stawała się krótsza. Wiosna. Czułam jej zapach z każdym powiewem wiatru. Chłonęłam go coraz łapczywiej. Lubiłam wiatr, bo mnie orzeźwiał.

- Uważaj na siebie. Wyślę Fanny i Stevena na obchód domu – pogłaskał mój policzek.

- Nie trzeba. Zajmij się tamtym – zauważyłam.

- Ostrożności nigdy za wiele – byliśmy uparci.

- Dobrze – w tej kwestii nie mogłam się z nim drażnić.

Znał moje zdanie, ale nadal należał do nazbyt opiekuńczego typu. Może to przez to, że między nami istniała taka a nie inna różnica wiekowa?

- Będę później – no tak.

Już nie pamiętałam, kiedy ostatnim razem spędził noc poza moim pokojem. Musiał być zawsze obok. Czułam się wtedy znacznie lepiej. Dodawało mi to sił i utwierdzało w przekonaniu, że jestem dla niego ważna.

Bercelona - Faded

Patrzyłam jak odjeżdżał samochodem, ale miałam pewność, że zostawi go na najbliższej drodze do lasu. Szybciej biegał niż jeździł. Jak na obrońcę przystało, musiał pokonywać duże odległości w krótkim czasie. To już nie zależało od niego. Po prostu taki był. No i musiał zostawić pozory, że jest zwykłym nastolatkiem.

Nie miałam najmniejszej ochoty wracać na tę kolację. Temat ślubu w ogóle mnie nie fascynował. To ich sprawa. Jeśli chcieli coś, musieli mi jedynie powiedzieć.

Usiadłam na najwyższym stopniu i patrzyłam w mrok. Znowu grałam rolę czekającej na ukochanego. Ale czyż nie była dla mnie idealna? Gwiazdy zakrywały puszyste chmury, więc dzisiejsza noc przybrała atramentowo-czarną barwę. Nie przeszkadzało mi to jednak. Wiatr dalej wiał, a ja mimo chłodu czułam się dobrze. Do moich uszu dochodziło pohukiwanie sowy i świerszcze grające w zaroślach. Czyż taki spokój i harmonia nie odprężały?

Kolejny wampir krążył po lesie, a ja tu sobie beztrosko siedziałam. Martwiło mnie, że w ostatnim czasie pojawiał się przynajmniej jeden na dwa tygodnie. Jakaś inwazja? A może moja świadomość była tak wrażliwa na tę częstotliwość?

Jonathan biegał już po Parku Narodowym łapiąc wampiry, nim się jeszcze urodziłam. Znał się na tym, to jego „praca”, zadanie. Miał wprawę, co ja w ogóle mogłam o tym wiedzieć. Jedynie tyle, że było to niebezpieczne, ale też niezwykle ważne.

- Nie jest łatwo się nas pozbyć – podskoczyłam, na dźwięk głosu.

Spojrzałam zdziwiona w danym kierunku i ujrzałam bursztynowe oczy. Twarz anioła znajdowała się tuż obok mojej, co jeszcze bardziej dekoncentrowało. Niczym magnes przyciągał wszystko. Mógł być z tego dumny, bo mechanizm działał jak należy.

- Przepraszam – usiadł obok na stopniu. – Nie miałem zamiaru cię wystraszyć. Zapominam, że mnie nie słychać – skrzywił się lekko.

- Nic nie szkodzi. Ja też o tym zapominam – uśmiechnął się nieznacznie.

Patrzył, tak jak ja, w stronę lasu.

Ten mrok oplatał mnie coraz mocniej. Świat stawał się z każdym dniem coraz bardziej ponury. A dlaczego? Może jedynie ja odnosiłam takie wrażenie, bo poznałam jego prawdziwe oblicze?

- Masz rację, niełatwo się was pozbyć – potwierdziłam.

- Czasami naprawdę denerwuję się z tego powodu – westchnął.

- Tak? - Oparłam się o poręcz i objęłam rękoma kolana.

- Ja nie chce być potworem – te oczy tak mocno przenikały, że czułam je w swoim wnętrzu.

Zupełnie jak oczy Jonathana, jednak jego spojrzenie miało w sobie dużo więcej ciepła. Ogrzewało mnie i sprawiało przyjemność. Wzrok Aleksa był pełen tajemnicy. Może takie miałam wrażenie, bo wiedziałam kim był w rzeczywistości? A przecież nie chciałam uprzedzać się z góry do nikogo.

- Już się mnie nie boisz? - Zapytał unosząc jedną brew do góry. – Przy naszym ostatnim spotkaniu uciekłaś do pokoju.

- Pamiętam – zrobiło mi się głupio. – To był instynkt.

- I dobrze – odwrócił się twarzą do lasu. – Nie masz prawa mi ufać. Niby jak?

- Do tego Joe tak agresywnie zareagował. Zupełnie jak przy niedźwiedziu.

- Joe – westchnął. – No tak.

- Nie miałeś pojęcia, kim jest? - byłam ciekawa.

Miałam takie wrażenie, że chciał mi o wszystkim powiedzieć. Może potrzebował się wygadać, a ja byłam praktycznie jedyną osobą, która znała prawdę? Darren to jego twórca, tak przynajmniej przypuszczałam. On też miał bursztynowe oczy, czyli obaj żywili się krwią zwierząt. Rozsądny wybór według mnie.

- Nie. Pierwszy raz miałem styczność z wilkołakiem. I ten smród – skrzywił się z obrzydzeniem.

- O czym ty mówisz? - zdziwiłam się.

Czyżby Jonathan się nie kąpał, a ja tego nie zauważyłam? Miałam wrażenie, że brał prysznic, kiedy u mnie nocował. Ja w każdym razie nic nie wyczułam.

- Odór zmokłego psa. Szczerze, gdyby nie wyszedł wcześniej, dłużej bym nie wytrzymał – zaśmiał się.

- Ale ja nie czuję tego zapachu – oburzyłam się lekko, bo nie chciałam, żeby go dłużej obrażał.

- Bo jesteś człowiekiem – powiedział to tak, jakbym przybyła z kosmosu. – Wampiry i wilkołaki odstraszają siebie nawzajem zapachem, a z kolei ludzi przyciągają. Tak mówił Darren – przeszedł mnie dreszcz na dźwięk tego imienia. – Wszystko w porządku? Serce zaczęło ci szybciej bić.

- Hm... - co miałam powiedzieć?

„Wiesz stary, twój kumpel mnie przeraża”. W życiu bym tego nie powiedziała. Miałam się może przyznać do strachu przed tym wegetariańskim wampirem? Tylko, że tak się właśnie czułam.

- Spoko, zimno mi się zrobiło – co ja gadam? - No i zawsze tak reaguję na wszelkie rewelacje „nie z tego świata” – pokazałam w powietrzu cudzysłów. – Mnie akurat to fascynuje.

- Rozumiem – nie wierzył mi. – Wracając do zapachu – odpuścił, co potrafiło zdziwić. – Podobno nasz zapach ich mdli, bo jest zbyt słodki. Ja tam nie wiem. To chyba jakiś mechanizm przyciągania. Ciągle się jeszcze uczę – zaśmiał się.

Patrzyłam na niego z uśmiechem. Zmienił się, stał się bardziej poczciwy. Czyżby wampiryzm tak na niego działał?

- Jesteś jakiś inny – wyrwało mi się.

E, co tam. Potem to sobie wypomnę.

- Kiedy cię poznałam, byłeś bardziej smutny i zdystansowany.

- Masz rację, ale wynikało to z mojego ciągłego pragnienia – zagryzł wargi. – Nadal je czuję – przeniósł na mnie wzrok. – Słyszę, jak twoja krew płynie w żyłach. Jak serce ci wali, kiedy o tym mówię – spaliłam buraka, tak łatwo mnie przejrzeć? - Widzę, jak tętnica szyjna pulsuje pod nawałem płynu. A jej zapach? Czy wiesz, że pachniesz apetycznie? - Znowu się zaśmiał. – Co za ironia. Masz naprawdę niezwykły zapach krwi. Tak intensywny, że czuję jego smak w ustach i ciepło. Co jest niemożliwe, bo ja nie czuję ciepła – kolejny uśmiech.

Otworzyłam oczy tak szeroko, że prawie wyszły mi z oczodołów. „Tylko spokojnie – powtarzałam. – Nie daj się sprowokować. Albo raczej, nie daj go sprowokować, bo gotów cię zabić”.

- Przepraszam – ścisnął dłonie i przytulił się do jednego ze szczebelków. – Nie zrobię ci krzywdy. Po prostu musiałem powiedzieć, co czuję, żebyś zrozumiała, dlaczego byłem nieswój.

- Nic się nie stało – wzięłam głęboki oddech.

Czułam słodkawy zapach, ale nie aż taki mdlący. To musiał być Aleks, ja jednak uodporniłam się.

- Musiałem wyjść w końcu do ludzi. Darren nie mógł załatwiać za mnie wszystkiego. Chciałem czuć się nadal człowiekiem – miał taką minę, że gdyby potrafił płakać, po policzkach spływałby łzy. – Wiedziałem, że kiedyś muszę ujawnić krewnym, że nadal żyję. Iść na upragnione studia i żyć naprawdę. O tym marzyłem, przez rok pustelnictwa – wziął głęboki oddech.

Chyba z przyzwyczajenia. Nie musiał przecież oddychać. Może upajał się moim zapachem? Ta myśl nie specjalnie mi się podobała.

- W końcu się udało – kontynuował. – Wróciłem do rodzinnego domu. Dostałem się na studia. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak to jest zmagać się codziennie ze swoim pragnieniem. Żeby uniknąć katastrofy, zacząłem więcej polować w lasach. Ratowałem ludzi, żeby żaden z nich się nie zranił przy mnie – teraz zrozumiałam tak naprawdę, dlaczego mnie wtedy uratował. – Wiem, że nie powstrzymałbym się przed atakiem.

- Dlatego uniknęłam zderzenia z żyrandolem – do dzisiaj na tę myśl, boli mnie pośladek.

- Między innymi.

- Był jeszcze jakiś powód? - zmarszczyłam brwi.

- Tak, twój zapach – nowość jakaś. – Nie mogłem pozwolić, żeby cokolwiek ci się stało. Dzięki niemu poczułem chęć chronienia cię za wszelką cenę – zrobiło mi się gorąco.

Przez myśl przeszło mi, że Jonathan mógł mieć rację. Co jeśli Aleks naprawdę czuł do mnie coś więcej? Co jeśli ta wizyta i spotkania, miały na celu coś innego, niż jedynie poczucie człowieczeństwa?

- Nie chodzi o to, że mi się podobasz, bo to prawda, ale o to jak na mnie działasz – granica została przekroczona, a ja za moment miałam wpaść w panikę. – Nie pojmuję sam swojego zachowania. Nie martw się... - urwał w takim momencie.

Poczułam się tak, jakby przed najważniejszą sceną w filmie, włączono reklamy.

- Czym? - ciągnęłam go za język.

Wolałam wiedzieć, o co tak naprawdę chodziło, niż potem snuć jakieś bezsensowne domysły, jak roztrzepana nastolatka.

- Jesteś szczęśliwa z Jonathanem. To widać.

- Tak – przyznałam uciekając wzrokiem mrok.

Nic nie mogło zniszczyć tego szczęścia. Mieliśmy być zawsze razem.

- To dobrze – znowu uśmiechnął się, słyszałam to w jego głosie. – Ja nie mam szans na miłość.

- Dlaczego? - Zadałam głupie pytanie.

Czyż to nie dosyć oczywiste?

- Bo jestem nieśmiertelny. Nie mogę być ze zwykłą dziewczyną, bo mógłbym ją skrzywdzić. Z kolei wampirzyce... nie spotkałem jeszcze wegetarianki.

- No tak – westchnęłam.

Miałam szczęście, że związałam się z wilkołakiem. To naprawdę paradoks. Moja mama uwielbiała Jonathana, nie wiedząc, kim tak naprawdę jest. Mi to nie przeszkadzało, ale nie chciałabym widzieć zszokowanej miny całej rodziny.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wyglądałaś z kieliszkiem czerwonego wina – przeszedł mnie znowu dreszcz. – Miałam tylko jedno skojarzenie z takim widokiem. Pewnie dlatego ignorowałem cie podczas rozmowy.

- Przynajmniej już wiem, czego przy tobie unikać – starałam się uśmiechnąć.

- Dobrze, że się na ciebie nie rzuciłem. Byłaby krwawa jatka.

- Mów mi jeszcze – skrzywiłam się.

- Przepraszam, z nikim nie mogę tak otwarcie o tym porozmawiać.

Tak, chwila milczenia została przerwana. Zagadał mnie o szkołę, plany na przyszłość. Nawet pamiętał o moim portfolio. Gadało mi się z nim tak swobodnie, jakbym znała go od dziecka. Jakby był mi bliski i całkiem normalny. Jakby był człowiekiem.

Nie mogłam o tym zapominać. On nadal do końca się kontrolował. Mogłam go porównać do bomby zegarowej. Chodził po świecie, jakoś funkcjonował, ale nigdy nie wiadomo, czy coś go nie rozzłości lub sprowokuje do ataku. Mogła to być najmniejsza rzecz na świecie. Chociażby takie błahe skaleczenie w palec kartką lub czymkolwiek.

Nie chciałam o tym myśleć. Postawiłam na uprzejmość wobec niego, bo wiedziałam jak bardzo potrzebował zrozumienia i towarzystwa.

- Ah, tu się schowałeś – Cindy nie mogła pewnie już dłużej wytrzymać.

- Gadam z Samantą – popatrzył na nią.

- Tak też myślałam – skrzywiła się, bo w jej oczach stałam się rywalką.

A czy ja chciałam, żeby mnie tak postrzegała? Nic nie czułam do Aleksa. No może jedynie sympatię i uznanie za dobór diety. Poza tym nie mogłam pozwolić, żeby spotykała się z wampirem. To byłby szczyt.

- Nicki chciała z tobą pogadać – tą wiadomość skierowano do mnie.

- Pójdę do niej – wstałam powoli.

- Dzięki za rozmowę – rzucił, gdy miałam już wejść do domu.

- Nie ma za co – i to piorunujące spojrzenie siostry.

Pewnie, gdyby potrafiła, unieszkodliwiłaby mnie. Co ja jej niby takiego zrobiłam?

Zamknęłam za sobą drzwi. O mały włos nie wpadłam na Darrena, który stał przy schodach.

- Przepraszam – zerknęłam na niego przelotnie, a on mnie znowu zmierzył.

- Nic nie szkodzi – uśmiechnął się.

A ten wyraz twarzy nie dodał mi wcale otuchy. Wręcz przeciwnie. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że on jest dziwny i mógł być nawet niebezpieczny. Skojarzył mi się z tym wampirem, który skoczył na mój samochód w październiku. Minęło prawie pół roku, a ja nadal widziałam to spojrzenie.

Zostawiłam go i podeszłam do Nicki.

- Jesteś – i ta sztuczność.

- Tak, Cindy mówiła, że masz jakąś do mnie sprawę – starałam się jak mogłam.

- Chodzi o przygotowania – jej czarne, proste włosy podskoczyły, kiedy chwyciła moją dłoń.

Patrzyłam na nią, a ona gadała. O sukni ślubnej, o menu weselnym, muzyce, zdjęciach, sukni druhny, garniturze, kwiatach, butach, fryzurze, podróży poślubnej, wieczorze panieńskim i takich tam rzeczach. Nie wiem, czy wszystko udało mi się zapamiętać. Nasze mamy z boku tylko przytakiwały, a ja starałam się nie odpływać myślami w inną stronę, chociaż nie należało to do najłatwiejszych rzeczy na świecie.

- Mamy mnóstwo pracy – dziwiłam się, że wszystko zostawili na ostatnią chwilę.

Podobno nie miała wcześniej czasu. Część spraw była załatwiona, ale resztą miałam się zająć sama, co też mi nie odpowiadało. Kompletnie się na tym nie znałam, więc łudziłam się, że pomoże mi Sara i Cindy. Było lepsze w te klocki.

Momentalnie odpłynęłam w inne zakątki mojego życia.

Myślałam o rozmowie z Aleksem.

Cierpiał. Domyślałam się jedynie, co musiał przeżywać. Tak bardzo pragnął kogoś zaatakować i musiał z tym wewnętrznie walczyć. To na pewno nie jest łatwe. Wieczna walka o przetrwanie i zachowanie odrobiny człowieczeństwa w sobie.

Czy mogłam to kiedyś pojąć? Do niczego nie byłam w stanie tego przyrównać. A jednak próbowałam zrozumieć, chociaż odrobinę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Wto 12:48, 21 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:47, 21 Wrz 2010 Powrót do góry

oczywiscie, ze sie podoba Smile i bardzo lubie, jak akcja rozgrywa sie powoli, ciesze sie, ze kontynuujesz to opowiadanie, moim zdaniem jedno z lepszych na tym forum, niestety troche niedocenione, ale nie zamartwiaj sie tym
przeczytalam na raz wszystkie 3 rozdzialy, rzuca mi sie w oczy, ze spowolnilas i nie z fabula, ale bardziej z wena, checiami, duzo jest przemyslen, ale rzucanychy po dwa, trzy zdania i przerywanych rozmowa, malo, prawie wrecz brak opisow, nie brakuje Ci pomyslow, ale stylistycznie troche gorzej to wypada niz pierwsza czesc, ktora byla bardziej dopieszczona w tym wzgledzie
nie wiem, moze cos przeoczylam, ale o tym, ze Joe stal sie modelem to na wyrazna prosbe mamy Sam doczytalam dopiero w 3 rozdziale, ale byc moze to moje przeoczenie
chetnie dowiedzialbym sie, czy Joe nadal przychodzi do domu Sam pod postacia wilka, czy ma mozliwosc spania w pokoju Sam, czy w ten sposob nawiazuje sie miedzy nimi inna, bardziej intymna wiez,
z opowiadania wynika, ze sa sobie coraz blizsi, swietnie sie dogaduja, uczucie rozkwita, ale nie ma zadnej wzmianki dotyczacej ich przyszlosci, czy Jonathan takze bedzie startowal na jakiekolwiek studia, jak widzi przyszlosc u boku Sam
podsumowujac, podoba mi sie koncepcja dalszego ciagu opowiadania, znam prawie wszystkich bohaterow i z przyjemnoscia czytam dalsze ich losy, ale dorzucilabym jakies wydarzenia, nieco ozywiajace fabule, zdarzenia w szkole, kinie, w wiekszym gronie nastolatkow, niekoniecznie jakies extrasy z wyzszych polek, ale sceny nadajace zyciu Sam i Joe bardziej ludzkiego wygladu/look'u Wink
pozdrawiam cieplo i zycze Weny i duzo checi, aby te wene spozytkowac Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kju dnia Śro 6:49, 22 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:59, 21 Wrz 2010 Powrót do góry

Masz rację, że trochę mało zawieram opisów. Muszę nad tym popracować :) Mam kilka kolejnych rozdziałów, ale czekam na betę. Dodam kilka zmian, dziękuję za sugestię :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 9:22, 26 Wrz 2010 Powrót do góry

Hm... A wiesz, że lubię tego twojego Alexa? Ciekawa postać, która ciekawie reaguje. Na przykład na zapach krwi. W końcu to prawie że nowonarodzony o ile dobrze zrozumiałam. Fajnie się kontroluje.
Zastanawiam się jaka będzie jego rola w tym opowiadaniu. Intrygujący ten wampir.
No i musi być śliczny. Blondynek o bursztynowych oczkach, i to jeszcze nadludzko piękny.

Podoba mi się. Podoba mi się, że Sam i Jonathan występują w reklamach perfum. To takie... Hollywoodzkie, czy jak to się tam pisze ;D
I Jonathan jest zazdrosny? Jak miło. Heh, chociaż mu nie zazdroszczę, to okropne uczucie ;]
I aż zazdroszczę Sam rodziców tak pozytywnie nastawionych do Jonathana ;]
Fajnie piszesz. Miło się to wszystko czyta.
Co do opisów, mnie się tam podoba że nie ma ich za dużo. Lubię dialogi.

Wybacz że wcześniej nie komentowałam, ale jakoś nie miałam okazji.
Zastanawiam się co będzie dalej - ale to chyba każdego ciekawi ;]
W każdym bądź razie niecierpliwie czekam na kolejną część.
Pozdrawiam,
Kirike


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 13:07, 26 Wrz 2010 Powrót do góry

Dziekuję Ester za powiadomienie ;-)
Ja się najpierw przyczepię Smile cóż taka ze mnie mała zołza ;-)
"Znowu przeszedł mnie dreszcz, bo nadal nie wiedziałam nie wyniknie z tego coś złego.' - ... nie wiedzialam CZY nie wyniknie..." tu umknęło "czy".
Kilka linijek wcześniej braklo spacj między słowami "bo ja".
"No i musiał zostawić pozory, że jest zwykłym nastolatkiem." A moze musiał stwarzać pozory?
Może poza miastem, w ktorym rozgrywa się akcja, wampirami i wilkołakami twoje opowiadanie mało nawiązuje do Sagi i to bardzo mi się podoba. To taki powiew świeżości. Natomiast opowieść Alexa o wypadku Sam z żyrandolem spowodowała, że niemal automatycznie skojarzyłam ją z Bellą i wypapdkiem na parkingu. gdy Edward ratował ją z dwóch powodów; bo nie mógłby ukrywać tego, że jest wampirem gdyby była ranna i tego że nie mogł pozwolic by coś złego jej się stalo.
" Miałam tylko jedno skojarzenie z takim widokiem. Pewnie dlatego ignorowałem cie podczas rozmowy. " - a tu pomyliłaś w pierwszym zdaniu osoby, bo to wypowiedź Alexa.
Mimo mojego czepialstwa bardzo lubię to opowiadanie i niezmiernie przypadła mi do gustu kontynuacja. Wiesz Ester, jeśli coś mi się podoba to wymagam ;-) więc nie obraź się z moje wytykanie, ponieważ to opowiadanie bardzo lubię i chciałabym by było jak najbardziej idealne.
Ktoś wcześniej wspomniał o malej ilości opisów. Wydaje mi się, że na potrzeby tego rozdziału ważniejsze były mysli Sam, jej opinie, odczucia. Ale dobry opis nie jest zly, więc z chęcią poczytam o tym jak wygląda świat wokół twoich bohaterów.
Trzymam kciuki za szybkie pojawienie się kolejnego rozdziału
Pozdrawiam
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:27, 22 Gru 2010 Powrót do góry

Przepraszam, że tak dawno nic nie dodawałam. Jakoś nie mam weny, częściej pracuję nad innymi opowiadaniami niż na tym. Jakoś nie mogę się zmobilizować. Na prośbę dodaję kolejny rozdział.
Najlepsze jest to, że całą historię, łącznie z jej zakończeniem, mam już ułożoną w głowie, teraz zostało mi jedynie wszystko opisać i to jest chyba najgorsze. Szkoda, że nie umiecie czytać w moich myślach, miałabym spokój ;P Żartuję. Lubię pisać.


Rozdział 4 - Czarne Płaszcze


Zaparkowałam samochód przed centrum sportowym. Chwyciłam torbę z ubraniem i butami, a następnie weszłam do budynku i skierowałam się na sam koniec korytarza, gdzie znajdowała się szatnia. Szybko się przebrałam i wyszłam na salę treningową. Byłam już spóźniona, wszystko przez tę rozmowę.

Zapisałam się na kurs samoobrony po tej historii z Amber. Byłam świadoma, że nie dam rady pokonać wampira, ale przecież mogłam być silniejsza i to znacznie. Jakoś chciałam dorównać Jonathanowi i pomagać mu w walce. Rzadko tego doświadczałam, ale miałam świadomość, że w ostatnim czasie liczba pojawiających się wampirów na terenie Parku Narodowego, dziwnie się zwiększyła. Może poszukiwali swojej towarzyszki? Nie wiem, ale z tego co słyszałam, one tak łatwo nie przywiązywały się do siebie. Musiał być jakiś powód i miałam nadzieję, że nie długo wszystko się wyjaśni.

Miałam dosyć martwienia się o Jonathana. Bałam się za każdym razem, kiedy znikał w lesie. Nie był ze skały. Jego ciało było miękkie i ciepłe, takie delikatne, ale jednocześnie niezwykle silne. Moje uczucie do niego było wielkie, to dlatego drżałam o jego życie.

No i poza tym sport to przecież zdrowie. Nigdy nie byłam fajtłapą, ale uważałam, że trening mi nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie, miał mnie wzmocnić.

Mistrz Fang Yu pokazywał kolejne chwyty i uderzenia. Ćwiczyłam je wiernie, jednocześnie wymazując wszystko z umysłu. Moim zadaniem było kompletne oczyszczenie się ze skażenia duszy, co ułatwiało trening i jednocześnie relaksowało, a nie było to wcale łatwe.

Do głowy wciąż powracał mi cały dzisiejszy dzień. Niby nic ciekawego się nie wydarzyło, a mimo to nie potrafiłam skupić się na ćwiczeniach.

Sara jak zwykle była pełna energii i entuzjazmu, jak na optymistkę przystało. Patrzyła na mnie brązowymi oczami i próbowała wyciągnąć jakieś szczegóły dotyczące sesji zdjęciowej. Żałowałam, że jej cokolwiek powiedziałam, ale i tak lada moment te zdjęcia miały ukazać się w większości magazynów oraz na bilbordach w całym mieście. Byłam skazana na „popularność” medialną, a w ogóle mi się to nie uśmiechało.

- Ma być też kręcona reklama – dodałam niechętnie.

Widziałam jak jej oczy robią się coraz większe, a policzki zyskują barwę różu. Była podniecona całą tą sprawą.

- Aaaa! - zaczęła piszczeć z zachwytu. - To niesamowite! Będziesz gwiazdą ekranu! - prawie tego nie zauważyłam.

- Chyba kiczowatych reklam – wyjęłam książki z szafki, a potem zatrzasnęłam drzwiczki. - Nie czeka mnie żadna kariera. Poza tym doskonale wiesz, że taka robota mi się nie uśmiecha.

- Nie jedna dziewczyna marzy o takim zajęciu, a ty marudzisz – przewróciła oczami. - Do tego z Jonathanem.

- Robię to, ponieważ mama wybrała go na twarz tych perfum, a że ja jestem ruda, to wzięli mnie do damskiej serii. Nie pisałam się na to, dobrze wiesz – nie chciałam się kłócić, ale jej zachowanie potrafiło irytować.

Była moją przyjaciółką od dobrych kilku lat, ale czasami zachowywała się tak, jakby mnie nie znała. Po prostu marzyła o byciu mną. Jestem okrutna, wiem! Jednak jak miałam się czuć? Marudziła, że coś mi się nie podobało w moim życiu. Chętnie by to przyjęła, a ja zamieniałabym się z nią. Tylko, czy na pewno wszystkim?

Już nie chodziło o rodzinę. Kochałam ich i oni też mnie zmuszali do różnych, snobistycznych rzeczy, do których w końcu się przyzwyczaiłam. Jednak będąc z przyjaciółmi, chciałam się od tego uwolnić.

- Sorry – odezwała się po chwili. - Meczę cię z tym, a przecież tego nie lubisz.

Przez moment patrzyłam na nią zdziwiona, bo miałam wrażenie, że czytała mi w myślach.

- Wiesz, że chciałabym brać w tym udział, ale nie mam możliwości.

- Wiem, a ja tego nie lubię – westchnęłam i objęłam jej ramię wolną ręką. - Dlatego się uzupełniamy jako przyjaciółki – przesłałam jej uśmiech. - Opowiem ci wszystko, a kiedy będziemy kręcić reklamę, zabiorę ciebie i Thomasa na plan. Co ty na to?

- Zawsze coś – rozchmurzyła się.

Chociaż coś mogłam jej z tego dać. Wiedziałam, że ją raniłam swoim zachowaniem. Byłam samolubna i nie potrafiłam mieć przyjaciół. Sara była mi potrzebna, ale czy ja tak naprawdę byłam jej przyjaciółką? Czasami ją ignorowałam, bo mówiła zbyt wiele, ale w sumie to lubiłam. To trajkotanie pozwalało mi uciec myślami w zupełnie bezsensowne, relaksujące mnie sprawy. Moja przyjaciółka była moją ucieczką od problemów. Nie mówiłam jej o wielu rzeczach, bo nie mogłam, ale wiedziałam, że potrafiłaby to zrozumieć.

Lekcje minęły mi tak, jak zwykle. Jonathan siedział ze mną na historii, a potem na starych miejscach. Nauczyciele nie zgodzili się na nasze wspólne siedzenie. W końcu kiedyś musiałam być bez niego i tak był przecież zawsze obok. Nawet w nocy, kiedy nikt nas nie widział.

Kolejnym ciekawszym zdarzeniem był codzienny lunch. Ten sam, niezmienny stolik od lat. Wzięłam sobie coś lekkostrawnego, a mój chłopak pełen talerz różności. Już mnie to tak nie dziwiło, jak na początku naszej znajomości. Musiał dużo jeść, by byś silnym i zdrowym. Chociaż to akurat przychodziło mu automatycznie, co mnie cieszyło. Ja również byłam mało chorowita, więc nic nie było w stanie nas rozdzielić od siebie.

To była typowa monotonia życia. Oprócz tego, że chodziłam z wilkołakiem, byłam najzwyklejszą nastolatką, w zwyczajnej szkole średniej. Pogadaliśmy sobie w czwórkę o jakiś głupotach. Potem była reszta zajęć.

- Muszę iść – Jonathan odprowadził mnie do samochodu.

- Jak to? Mieliśmy wracać razem – zdziwiłam się. - Byliśmy umówieni na kawę, a potem miałeś mnie odprowadzić na trening.

Patrzyłam mu w oczy uważnie. Widziałam ten sam stłumiony blask za każdym razem, kiedy musiał rozliczyć ze swojego obowiązku.

- Co ich tak dużo ostatnio? - wyrzuciłam to z siebie.

- Sam nie wiem – był tym również poruszony.

Linkin Park - From the inside

Zupełnie jakby była to jakaś inwazja, co mnie strasznie irytowało. Chciałam zamienić się z Fanny miejscami. Mogłabym wtedy z nim biegać po lesie za potworami, a nie czekać w domu.

- Wkurza mnie to – wysyczał przez zęby.

- Jak daleko?

- Zbyt blisko – ucałował mnie, a potem pobiegł na południe przez parking szkolny.

Byłam zła. Nasz codzienny rytuał został zakłócony, co bardzo mi się nie podobało. A wszystko przez te głupie, zlodowaciałe wampiry. Czy one naprawdę nie miały gdzie się podziać? Musiały wybrać sobie akurat Stan Waszyngton na polowania?

Wsiadłam do swojego Mini Coupera i wyjechałam na ulice Port Angeles z piskiem opon. Musiałam się jakoś rozładować, więc włączyłam sobie dodatkowo ulubioną płytę. Dźwięk gitary elektrycznej dodawał mi otuchy i rozładowywał wewnętrznie. Mknęłam przez miasto z niedozwoloną prędkością i nie zważałam na to, czy dostanę mandat.

Kilka minut później jechałam na zachód główną trasą przez las. Wyprzedzałam nieliczne samochody. Czułam się cudownie. Tak jakbym biegła z zawrotną prędkością. Wyzwalałam z siebie narastającą niebezpiecznie adrenalinę. Chciałam krzyczeć, więc to robiłam razem z wykonawcą. Drzewa rozmazywały się za oknem, a z czasem stały się bezkształtną plamą. Po chwili ich miejsce zajęły niezmierzone tereny, które momentami przypominały pustynie.

Ani się spostrzegłam, a dojechałam aż do Jeziora Crescent. Zwolniłam, a potem zatrzymałam się na najbliższym parkingu. Musiałam ochłonąć.

Zgasiłam silnik i oparłam głowę o kierownicę. Oddychałam już bardziej miarowo. Jeśli wychwycił mnie jakiś radar, to mogli mi nawet zabrać prawo jazdy. Byłam nienormalna. Zaczęłam się z tego powodu śmiać. Odbiło mi co po prostu i tyle. Każdy miewa gorsze dni, a mój przypadł na dzisiaj.

Uniosłam wzrok i spojrzałam na tafle jeziora, które w cudowny sposób rozciągało się przed moimi oczami. Wysiadłam z auta i poszłam w jego kierunku. Wiał delikatny wietrzyk, który wprawiał wodę w ruch, a przy okazji pomagał mi ochłonąć. Zamknęłam oczy i wciągnęłam kilka razy powietrze. Potem patrzyłam przez moment na spacerujących ludzi przy brzegu. Byli tacy spokojni i roześmiani. W tym momencie zazdrościłam im beztroski i nieświadomości.

Co ja sobie wyobrażałam? Jeździłam przez park, a przecież niedaleko gdzieś Jonathan ganiał za wampirami. Mogły mnie zaatakować i zniszczyć samochód, tak jak w październiku. Nie chciałam mieć powtórki z rozrywki, bo to nie było wcale miłe przeżycie. Dobrze, że wataha pozbyła się tego wampira i już więcej na niego nie wpadłam. Do dzisiaj przechodziły po mnie ciarki na samą myśl tego spotkania.

Musiałam wracać. Zawróciłam i z normalną już prędkością udałam się z powrotem do miasta. Miałam trening, ale wcześniej postanowiłam iść na jakiś deser i kawę. Z tego nie chciałam akurat zrezygnować, bo musiałam się jakoś zrelaksować i skupić na czymś innym niż wampiry i wilkołaki. Czy tylko ja miewałam takie problemy z prawdziwą rzeczywistością?

Zamówiłam to co zwykle, a potem przeniosłam swój wzrok na szybę. Najpierw dostrzegłam siebie. Obraz był niewyraźny i lekko rozmazany. Moje odbicie było przezroczyste, toteż łatwo zauważałam mieszkańców miasta. Niektórzy się śpieszyli, inni snuli się smętnie po chodniku. Żyli codziennością i to było piękne. Każdy przechodzień ma swoją indywidualną historię i kreuje ją na własny sposób. Mój los był w rękach wydarzeń, które miały się rozegrać w przyszłości. Nie wiedziałam co mnie czeka, ale żywiłam nadzieję, że jakoś sobie z Jonathanem poradzimy. Chciałam z nim być i nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej.

Jutro jechałam do Seattle z Nikki i Aleksem. Musiałam w końcu przymierzyć sukienkę, a potem wybrać jakiś garnitur dla drużby. To wszystko było takie zakręcone. A do tego powiedziałam o tym Jonathanowi. Na pewno znajdzie jakieś obiekcje. Wieczorem miałam za zadanie popracować na tym.

- Sama jesteś? - z letargu rozmyślań wyrwał mnie głos.

Podniosłam głowę i popatrzyłam z zaciekawieniem w zielone oczy Thomasa. Zdziwiłam się bardzo, ponieważ wydawało mi się, że wybierał się gdzieś z Sarą. Nie pamiętałam, co dokładnie mi mówiła.

- Tak – jednym gestem pokazałam mu, że ma usiąść.

- Co podać? - jak na zawołanie obok pojawiła się kelnerka.

- Wodę z cytryną – oparł się beznamiętnie na ławie i patrzył na ulicę.

Broken Iris - Colorful Mind

Czułam, że czekała mnie jakaś intrygująca rozmowa. Nie pamiętałam nawet, kiedy ostatnio rozmawiałam z nim sam na sam. A czy w ogóle miało miejsce takie zdarzenie? Nie potrafiłam sobie tego przypomnieć, bo zawsze gdzieś obok była Sara, a potem jeszcze i Jonathan.

Thomas zazwyczaj stanowił dodatek do Sary. Rzadko się odzywał, ale kiedy już to robił, to w bardzo wyważony sposób. Nie rzucał słów na wiatr. Przypominał mi pod tym względem czasami Jonathana. Jednak mój chłopak jest przecież znacznie starszy i dlatego tak się zachowywał. Tom miał pewnie inne powody albo tak został wychowany.

- Proszę – kelnerka zjawiła się po chwili, a my dalej milczeliśmy.

- Nie byłeś umówiony z Sarą? - zapytałam w końcu z czystej ciekawości i po to, by zacząć jakoś rozmowę.

- Wieczorem idziemy do kina – odparł, a potem popił wodę.

- Chciałeś się pewnie spotkać z Jonathanem – jak miałam poznać cel tej rozmowy?

Nadal był sobą, ale w jego oczach dostrzegałam jakiś lęk, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Trapiło go coś i najwyraźniej nie chciał o tym rozmawiać ze swoją dziewczyną.

- Też – westchnął. – Ale pewnie tropi wampiry – spojrzał mi w oczy, a ja o mały włos nie zakrztusiłam się bitą śmietaną.

Zrobiło mi się strasznie gorąco. Kiedy się uspokoiłam, popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na całkiem spokojnego i zupełnie nie zdziwionego moją reakcją. Bił od niego taki spokój, który jeszcze bardziej mnie zdenerwował.

- O czym ty mówisz? - najłatwiej było udawać, że nie wiedziałam, o co mu chodziło.

- Nie udawaj – stukał nerwowo palcami o blat stolika. – Dobrze wiem, kim jest Jonathan. Nie mam też zamiaru go wydać. Jest zbyt cenny.

Sama nie wiedziałam, co mam dalej robić. Przed momentem przyznał mi się, że zna prawdę. Jednak, czy był naprawdę szczery, nie miałam pewności? Tylko niby dlaczego miałby kłamać? Gdyby miał złe zamiary, na pewno rozgłosił by tę sensację wszędzie, gdzie tylko się dało.

- Musi bronić ludzi przed wampirami – kontynuował.

Nie chciałam się odezwać pierwsza. Wolałam milczeć i wysłuchać go do końca.

- Te stwory zabiły moich rodziców – wyszeptał.

- Jak to? - na takie rewelacje nie mogłam milczeć. - Przecież ich znam.

- Jestem adoptowany – wziął kolejny łyk. - Nie mówiłem o tym wielu osobom. Jedynie Sara zna prawdę. To znaczy tę prawdę, że nie mam już prawdziwych rodziców – poprawił się. - Muszę ją chronić. Jest zbyt delikatna i gadatliwa. Bałbym się, że przypadkiem coś powie – miał rację.

Sara nie zrozumiałaby wielu rzeczy. Lubiła fantazjować, ale wprowadzanie jej do prawdziwego świata mogłoby ją zaszokować. Myślę, że nie uwierzyłaby w wampiry i wilkołaki. Film, na którym byliśmy w kinie był tego dowodem. Fabuła była dla niej fascynująca, ale jedynie dlatego, że mogła przytulić się do Thomasa, by okazać swój rzekomy strach. Poza tym okazał się on totalną tandetą, niezgodną z prawdą.

Może się myliłam? Może nie przyjęłaby tego jak wymysł reżysera? Jednego byłam jednak pewna. Nie miałam zamiaru wciągać ją w to wszystko. Warta była znacznie lepszych rzeczy niż to. Poza tym nie chciałam jej narażać na niebezpieczeństwo.

- Dlatego lepiej, żeby nie wiedziała – dodałam.

- Zaskoczyłem cię pewnie – uśmiechnął się. - Najbardziej bawi mnie to, że znałem prawdę wcześniej od ciebie – znowu mnie zdziwił.

- Jak to? Jonathan ci mówił? - jakieś wyjaśnienie musiało istnieć?

- Nie – oparł się łokciami o blat i popatrzył mi w oczy. - Kiedy go zobaczyłem, od razu wydał mi się inny niż cała reszta – to akurat też dostrzegłam. - Idealnie pasował do postaci wilkołaka.

- Czekaj! - pogubiłam się. - Jak to idealnie pasował? Ty wiedziałeś jak wyglądają wilkołaki?

- Zacznę od początku – nie spuszczał ze mnie spojrzenia.

Jaki to był początek? Czekało mnie poznanie historii życia chłopaka mojej przyjaciółki. Najwyraźniej posiadał jakieś interesujące informacje, które mogły mi się przydać do lepszego zrozumienia „legend”.

- Urodziłem się w rodzinie naukowców – początek opowieści. - Odkąd pamiętam, ojciec i matka opowiadali mi o życiu stworzeń z legend takich jak wampiry, wilkołaki, czy czarownice. Pomimo nieudanych badań, które prowadzili, nadal uważali te historie za prawdziwe.

- Badali legendy? - wtrąciłam.

- Tak. Byli nimi zafascynowani. Żyli nimi – podsumował. - Znajdywali dla mnie czas, ale tylko wtedy, gdy mieli zastój. Skrupulatnie analizowali każde doniesienie z różnych stron świata. Starali się nawet poznać któreś z tych stworów.

- Przecież to było niebezpieczne – przeszedł po mnie dreszcz.

Ze słów Thomasa wynikało, że nie poprzestali na powierzchownych informacjach, ale wnikali w każdy najdrobniejszy szczegół.

- Wiedzieli o tym, ale mogę się jedynie domyślić, że nie umieli przestać – był niewzruszony podczas opowieści. - Miałem sześć lat, kiedy to się stało. Pamiętam, że mieszkaliśmy wtedy w Missoula, w Montanie. Rodzice rozpracowywali kolejne doniesienie i analizowali tamtejsze zbrodnie – to wspomnienie najwyraźniej było dla niego bolesne, bo jego oczy były szklane. - Była noc. Mieliśmy okazję wieczorem spędzić trochę czasu. Tata dał mi jeden z moich ulubionych dzienników o wilkołakach. Lubiłem je zawsze, bo były dobre. Te w filmach przeczą prawdzie, bo krzywdzą ludzi, ale takie postacie jak Jonathan chronią nas przed wampirami. Mama wykazywała mi wielokrotnie różnicę między prawdą, a fikcją filmową. Byłem obeznany w te klocki, jak mało kto.

- Ale zachowywałeś je dla siebie – wypiłam kawę do końca. - Nie mogłeś się nimi dzielić.

- Nie – zaprzeczył. - Ostrzegli mnie, że większość ludzi woli żyć w „normalnym” świecie. Nie chcieli, żebym był skazany na samotność i izolację od innych, dlatego musiałem milczeć. Aż do teraz – chwycił szklankę z napojem i wypił całą jej zawartość za jednym razem. - Schowałem prezent w materacu i poszedłem spać. Nie wiem, która była dokładnie godzina, kiedy usłyszałem krzyk. Moja mama płakała i błagała kogoś o litość. Bałem się wyjść z pokoju i pragnąłem stać się wilkołakiem, żeby ich móc bronić. Jednak przemogłem się i w końcu opuściłem swoją bezpieczną przystań.

Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że mały, sześcioletni chłopczyk miałby walczyć z wampirem. To było nie do wyobrażenia. Ile musiał mieć w sobie odwagi, żeby w ogóle zobaczyć, co się dzieje? Nie byłam w stanie tego pojąć.

- Byli w gabinecie rodziców. Szukali czegoś. Najprawdopodobniej dzienników. Wiedziałem, gdzie były, ale nie chciałem wyjawiać tajemnicy – spojrzał na moment przez okno, a potem znowu w moje oczy. - Musieli udawać, że mnie nie widzą. Dopiero po chwili jedna z wampirzyc chwyciła mnie za ramię i pociągnęła do salonu. Chciała żebym patrzył na zwłoki rodziców, bym się bał. I czułem to. Strach, który mnie bardzo paraliżował, ale jednocześnie miałem pewnego typu świadomość, że nie mylili się. Poświęcili lata, by poznać prawdę i udało im się spotkać istotę z legend. Szkoda tylko, że tego nie przeżyli.

- Tobie nic nie zrobili? - zdziwiłam się lekko.

- Jeden z wampirów chciał mnie zabić, ale ona mu nie pozwoliła. Powiedziała, że to nie ma sensu, bo i tak nic nikomu nie wyjawię.

- Jak wyglądała? - spytałam z ciekawości.

- Miała krótkie, ciemne włosy. Piękne rysy jak to przystało na wampira. Sprawiała wrażenie jakby była Latynoską albo Indianką z pochodzenia, ale jej skóra była blada, a oczy przerażająco szkarłatne. Nigdy nie zapomnę jej twarzy. Jedna rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to ich ubrania. Mieli na sobie czarne płaszcze, jak z filmu Matrix. Może przez to się kamuflowali nocą, ale to było głupie. Przez swoją szybkość i siłę byli niewidoczni dla przeciętnego człowieka.

Ten opis z czymś mi się kojarzył, ale nie mogłam niczego sobie przypomnieć. Potrzebowałam więcej czasu na analizę jego słów.

- Policja zjawiła się po dwóch dniach. Podobno sąsiedzi zaczęli się martwić, że nikt nie wyszedł z naszego domu i zawiadomili ich – przełknął ślinę. - Znaleźli mnie siedzącego nad ciałami i zrozpaczonego. Byłem dzieckiem, ale mimo to doskonale rozumiałem, co się stało. Prawdy nie powiedziałam nikomu, nie mogłem, przecież i tak nikt by nie uwierzył w moją historię. Czułem się bezsilny, a policja uznała, że był to napad. Nie przesłuchiwali mnie, bo udawałem szok, nic by to nie dało. O razu trafiłem do sierocińca, nie miałem krewnych, którzy zajęliby się mną po śmierci rodziców. Jakimś dziwnym trafem wszyscy nie żyli, a ja zostałem zupełnie sam. Dopiero po roku adoptowali mnie obecni rodzice. Pokochałem ich, chociaż nigdy nie przestałem myśleć o prawdziwych. Nie ma dnia, żebym nie widział przed oczami ich twarzy i nie słyszał głosu. Są w moim sercu – chciało mi się płakać.

Dlaczego świat był taki okrutny? Tak bardzo chciałam to zmienić i nie mogłam. Nie miałam na nic wpływu.

- Odzyskałem dzienniki rodziców, bo zakopali je pod naszym starym domem. Może spodziewali się, że wtedy zginą? Nie wiem tego, mogę jedynie przypuszczać, że tak właśnie było.

- Dlaczego mi o tym powiedziałeś? - tego nie wiedziałam, a musiałam znać prawdę.

Nie mówił mi tego bez powodu.

- Bo notatki rodziców zawierają wiele informacji dotyczących różnych historii. Myślę, że mogą być przydatne.

- Pewnie tak – uśmiechnęłam się mimowolnie.

Dzienniki „legendologów” mogły okazać się mi przydatne w poznaniu tych dwóch gatunków. Jonathan i Aleks milczeli, ale miałam teraz zupełnie nowe źródło informacji. I do tego tajne.

- Nie mów Jonathanowi o dziennikach – wydusiłam z siebie. - Chciałabym je najpierw przejrzeć.

- Nie ufasz mu?

- Nie, skądże – zaśmiałam się. - Po prostu chciałam dowiedzieć się rzeczy, o których on nie lubi mówić. Nie będzie to łatwe, ale sobie dam radę. Pokażesz mi je kiedyś?

- Dobrze – podał mi rękę na zgodzę. - Możesz mu powiedzieć, że wiem wszystko.

- Tak zrobię – oblizałam łyżeczkę z deseru, a potem wrzuciłam ją do szklanki. - Cieszę się, że wiesz. Przynajmniej nie jestem samotna z tą wiedzą.

- Ja również czuje ulgę. Przez te kilkanaście lat nie mogłem nikomu nawet o tym wspomnieć, a teraz w końcu mam ku temu okazję – podrapał się po głowie. - Muszę lecieć, bo idę jeszcze do domu, a potem po Sarę.

- Ja też – spojrzałam na zegarek. - Już jestem spóźniona.

I tym oto sposobem znalazłam się na treningu, nie mogąc się na niczym skoncentrować. Historia Thomasa wytrąciła mnie z równowagi. Moja wybujała wyobraźnia podsuwała mi do głowy, obraz małego chłopca stającego oko w oko z wygłodniałymi bestiami. Aż mnie zakuło serce, kiedy po raz kolejny analizowałam jego opowieść.

- Panno Crusoe – usłyszałam głos mistrza.

Spojrzałam w stronę małego chińczyka, który patrzył na mnie spode łba. Ubrany był niebieskie kimono przewiązane czarnym pasem, a ręce złożone w geście modlitewnym. Unosił zabawnie jedną brew i tupał przy tym stopą.

- Chyba nie chcesz nikogo zabić? - tak bardzo się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, że walczyliśmy w parach.

O mały włos nie złamałam ręki jednemu chłopakowi, który teraz leżał na macie i parzył na mnie pytająco. Co się ze mną działo?

- Nie, przepraszam – wydukałam po chwili.

- Za dużo myślimy – popukał się w głowę, a ja lekko się uśmiechnęłam. - Chyba na dzisiaj panience starczy.

- Chyba tak. Przyjadę na kolejny trening.

- Miłego wieczoru z chłopakiem – mrugnął do mnie jednym okiem.

Ten gest był dziwny. Skąd niby wiedział, że spędzę czas z Jonathanem? No fakt, tak było codziennie, ale nikt o tym nie wiedział, co mi nie przeszkadzało. Mój chłopak czasami mnie odbierał z treningu, ale pan Fang Yu nie miał okazji go jeszcze poznać.

Wzięłam szybki prysznic w szatni, osuszyłam się i dobrze znaną trasą pojechałam do domu. Czekała mnie rozmowa z Jonathanem na temat Thomasa i jutrzejszego wypadu z Nicki i Aleksem.

- Jak trening kochanie? - super, ktoś się mną zainteresował podczas rytualnej kolacji.

- Dobrze, dzisiaj o mały włos nie złamałam komuś ręki – uśmiechnęłam się.

To wystarczało, żebym spotkała się z kpiącym spojrzeniem Cindy, zaskoczeniem matki i śmiechem Kennyego. Ojciec jedynie pokręcił głową.

- Ale nic się nie stało – spojrzałam na Joe, który siedział na swoim dywaniku i mnie obserwował.

Jego pysk ułożył się w uśmiech i to całkiem szeroki, bo widziałam nawet zęby. Ten widok mnie rozśmieszył jeszcze bardziej. Lubił nabijać się z moich wpadek, chociaż zdarzały się rzadko. Nie dziwiłam się, przecież sam nie chciał ze mną trenować, kiedy go o to prosiłam. Teraz musiałam uczyć się metodą prób i błędów.

- Dlaczego w ogóle trenujesz? - ojciec spojrzał na mnie znad gazety, a ja trochę się zdziwiłam jego pytaniem.

Myślałam, że nie miał już żadnych zastrzeżeń do moich zainteresowań. Odkąd Jonathan mnie znalazł w lesie, po walce z Amber, tata przestał się czepiać. Cieszyłam się z tego i wiedziałam, że w razie problemu mogę liczyć na jego rady.

- Chce poprawić sobie kondycję – zauważyłam. - I umieć się bronić, jakby ktoś mnie zaatakował – wampir, niedźwiedź albo jakieś inne stworzenie, dodałam w myślach.

- No tak, masz rację. Tyle teraz się słyszy – mama pokiwała głową, a Cindy spojrzała na mnie pytająco.

A o ilu przypadkach ludzie nie mają pojęcia? W tym pomieszczeniu tylko ja i Joe byliśmy tego świadomi. On walczył codziennie z takimi agresorami, a moim zadaniem było czekanie i wspieranie go w tym.

- Jedziecie jutro z Nicki i Aleksem do Seattle? - czy mój brat musiał zadać to pytanie akurat w tym momencie?

Zerknęłam kątem oka na Joe, który położył uszy i zmrużył oczy. Miałam mu o tym powiedzieć, ale troszkę później i to na osobności. A teraz biedak nie będzie mógł nawet zaprotestować.

- Tak – przełknęłam ślinę i udałam, że mój chłopak jest nieobecny. - Mamy wybrać sukienki druhen i garnitury dla drużbów.

- No tak, przecież to już za miesiąc. Ten czas tak szybko leci. Nie wiem, kiedy tak wyrosłeś, Kenny – mama trochę się rozkleiła, ale miała do tego prawo.

Jej najstarszy i jedyny syn miał opuścić dom, co na pewno nie było dla niej łatwe. I szczerze mówiąc jakoś trudno mi było wyobrazić sobie dom bez wrednego brata za ścianą. W końcu tyle lat wytrzymaliśmy ze sobą. Będę za nim tęsknić, kiedy wyprowadzi się do Seattle. Niby to nie daleko, ale mimo wszystko zawsze trzeba będzie jechać samochodem, a nie przejść kilka kroków, żeby mieć okazję się z nim pokłócić. Przez te myśli trochę się rozpłynęłam i popsułam sobie humor, a czekała mnie jeszcze ciężka rozmowa.

- Sam też się sobie dziwię – zaśmiał się, a ja puściłam mu oczko. - W końcu muszę opuścić gniazdo – wyraził się bardzo poważnym tonem, ale wiedziałam, że musi sobie pożartować.

Jego brązowe oczy błyszczały, bo był szczęśliwy i wesoły jak zwykle. Przeczesał palcami jasne kosmyki, a potem wstał od stołu odnieść brudne talerze do zmywarki.

- Mogę nawet pozmywać – zaśmiał się z kuchni i po chwili przybiegł zebrać resztę naczyń, od całej rodziny.

- Kenny, może częściej będziesz się żenił – zaśmiałam się. - Mama sobie odpocznie.

- Wystarczy jeden ślub – dał mi kuksańca w bok i znowu zniknął w kuchni.

Byłam w szoku. Jakoś nigdy się nie palił do prac domowych, chyba, że chodziło o naprawę jego samochodu. A teraz patrzyłam jak uwijał się sprzątając stół po kolacji. To był dopiero cud świata współczesnego. Mogłabym chwycić aparat i uwiecznić jego pracowitość, niestety zostawiłam go w pokoju.

Oparłam się łokciem o stół i zaczęłam zastanawiać się nad jutrzejszym dniem. Nie chciałam martwić Jonathana, ale też nie mogłam unikać cały czas Aleksa. On nie był taki zły, przynajmniej nie chciał mnie naprawdę zabić. Najwyraźniej wtedy na polanie miał chwilę zwątpienia. Gdyby mu o to chodziło, już dawno moje ciało było by pozbawione krwi, a przecież nadal żyłam.

- Idę na werandę – wpadłam na genialny pomysł.

Uniósł łeb i popatrzył na mnie zdziwiony, lekko mrucząc. Kiwnęłam głową, żeby mu przekazać, że idzie ze mną. Podniósł się leniwie ze swojego dywanika i ruszył powoli w stronę drzwi wyjściowych.

Usiedliśmy na schodach. Sama nie wiedziałam, dlaczego było to moje ulubione miejsce. Pewnie ze względu na ciszę i spokój, kiedy na dworze zapadał zmrok, a całe otoczenie szykowało się do snu. Stanowiło to idealne tło do rozmawiania o tajemnicach tego świata. Nigdy nie opuszczało mnie wrażenie, że coś czai się zza drzew, ale Jonathan na kilka kilometrów wyczuwał zagrożenie, więc nic nie było w stanie nas zaskoczyć. Chyba, że on sam miał zamiar coś zrobić.

Wzięłam głęboki oddech i wchłonęłam do płuc zimne powietrze. Cieszyłam się, że minęła zima, bo miałam już jej dosyć. Strasznie mnie przytłaczała. Teraz, kiedy otaczający świat zaczynał się odradzać, czułam się znacznie lepiej, jak promienie słońca i śpiew ptaków.

Joe zamruczał, kładąc swój łeb na moich kolanach. Przypomniał o sobie, bo przecież nie bez powodu go tutaj przyprowadziłam. Kochałam go w każdej postaci.

Broken Iris - A New Hope

Wilka poznałam pierwszego. To było niezwykłe, bo uratował mnie przed niedźwiedziem. Kiedy myślałam, że już nie żyję, on niespodziewanie wyskoczył z krzaków i przepędził napastnika. Odprowadził do domu, dbając o moje bezpieczeństwo, a ja zakochałam się nie wiedząc, że jest tak naprawdę człowiekiem. Wiem, to trochę dziwne, żeby żywić takie uczucia do zwierzaka, ale moja podświadomość podpowiadała mi, że jest kimś więcej. Nie myliłam się.

Położyłam dłoń na jego łbie i przeczesałam palcami gęste futro. Było takie przyjemne w dotyku i miękkie. W ciemności nie było to dostrzegalne, ale przeplatało się wieloma kolorami. W świetle słonecznym mieniło się odcieniami brązu, miedzi, szarości i czerni, a pod szyją nosił piękny popielaty pas. Zupełnie jakby miał na sobie wieniec honorowy.

Trącił mój łokieć nosem, na znak, że się niecierpliwi. Nie dziwiłam mu się, też bym tak zrobiła, gdyby miał spotkać się z wrogiem następnego dnia. Niestety to on był w tej sytuacji i musiałam go przekonać, żeby mnie puścił.

- Powinnam ci powiedzieć, wiem – zaczęłam. - I miałam taki zamiar, kiedy będziemy sami w pokoju, ale Kenny mnie wyprzedził, co mi się nie podoba. Tobie z resztą też.

Zawarczał, a to mogło oznaczać tylko jedno.

- Właśnie dlatego wyciągnęłam cię na werandę – wytrzeszczył oczy, a ja uśmiechnęłam się tak uroczo jak potrafiłam. - Wiem, że nie możesz mówić i musisz mnie wysłuchać.

Jestem okropna, ale nie było innego wyjścia. Miałabym straszne kazanie, tak jak ostatnio, a to nie było przyjemne. Rozumiałam, że się martwił, ale przesadzał, prawie jak mój ojciec. Pewnie dlatego, że byli rówieśnikami, jakby nie patrzeć na wygląd.

- Jak wiesz, jestem druhną Nicki i mam swoje obowiązki – wzięłam głęboki oddech. - A Aleks jest głównym drużbą i pełni je razem ze mną – znowu ten pomruk. - Już tak nie warcz, dobrze? - sama się przez niego tym denerwowałam.

Jak miałam zachowywać się spokojnie, skoro mój chłopak, wilkołak, ciągle mnie przed czymś chronił? Dawałam sobie doskonale radę ze wszystkim, jeszcze zanim go poznałam. Co prawda nie wiedziałam wtedy o istnieniu wampirów, ale to i tak nic nie wnosi. Od zawsze stąpałam mocno po ziemi i nie chciałam tego zmieniać. Czasami tylko zastanawiałam się, czy nie miałam być chłopcem, bo przejawiałam zbyt wiele męskich cech.

- Moje spotkania z nim, są nieuniknione i nie możesz na to wpłynąć. Nie chce zawieść Kenny'ego i mamy, bo na mnie liczą, chociaż nie popieram tego małżeństwa. Wolałabym mieć krowę za bratową niż Nicki, ale to już nie moja sprawa – wypuściłam powietrze z płuc.

Co miałam mówić dalej, kiedy patrzył tymi, swoimi pięknymi oczami? Próbował mnie zahipnotyzować, jak zwykle, jednak nie mogłam poddać się tak łatwo.

- Nie czaruj tymi oczami, bo nie ustąpię! – byłam stanowcza. - Chce żebyś mi zaufał. Nie jadę tam dla przyjemności. Jestem zobowiązana pomóc Nicki, a że Aleks jest tą drugą osobą, nie mam na to wpływu. On nie jest zły – wdech. - Rozmawiałam z nim, kiedy ostatnio pobiegłeś – ominęłam to w ostatniej relacji. - Wyjaśnił mi, co czuje odkąd jest wampirem. Nie jest mu łatwo i musi się wiele nauczyć, ale na pewno nie ma zamiaru nikogo skrzywdzić. Daj mu szansę – chwyciłam jego pysk w dłonie i dotknęłam swoim nosem jego.

Zamruczał przyjaźnie, co wydawało mi się być oznaką przychylności do mojej prośby. Nieodparty urok czynił takie cuda, więc mogłam powiedzieć, że był on mój, w całości i w każdej postaci.

Niestety zrobiło mi się chłodno, więc poszliśmy na górę. Szybko się umyłam, a Jonathan jak zwykle przeleżał ten czas na moim łóżku. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zamiast chłopaka zobaczyłam postać wilka. Nie miał czasu się przemienić, zapomniał, czy co? Podeszłam bliżej, a on nosem wskazał kartkę i z powrotem położył łeb na łapach.

„Nie jestem na Ciebie zły i jakoś przeboleję tę wycieczkę w towarzystwie Aleksa.
Twój Jonathan”


- Nie jesteś zły? - uniosłam wysoko brwi i popatrzyłam na Joe ze zdziwieniem. - To dlaczego nie zamieniłeś się w człowieka?

W odpowiedzi jedynie mruknął. Co to miało być? Oczekiwałam czegoś więcej, na przykład tego, że mnie przytuli albo coś w tym stylu, a on po prostu sobie mruczy? Bywa czasami irytujący, ale i tak jest dla mnie wszystkim.

- Nie mówiłam ci o Thomasie – gwałtowanie uniósł głowę. – I nie będę z tobą tak gadać, jak chcesz coś wiedzieć, to się przemień.

Przewrócił oczami, a potem zeskoczył z łóżka i udał się do łazienki. Dobrze, że nie biegał na nago po moim pokoju, bo czułabym się zażenowana. Przynajmniej potrafił być taktowny i nie naciskał na mnie. Charlie zachowywał się zupełnie inaczej, jednak nie dałam mu się do niczego nakłonić i dobrze. Teraz mogłam ofiarować całą siebie Jonathanowi, oczywiście w odpowiednim czasie.

- Kiedy z nim gadałaś? - był szybki, to musiałam mu przyznać.

- Przed treningiem – wpakowałam się pod pościel i oparłam się plecami o poduszkę. - On wie kim jesteś naprawdę – nie widziałam jeszcze, żeby ktokolwiek tak wytrzeszczył oczy.

Ja pewnie podobnie zareagowałam, kiedy Tom mi o tym mówił, ale każdy byłby w szoku. Tak bardzo próbowaliśmy zachować dla siebie tajemnicę Jonathana, a nasz przyjaciel wiedział o wszystkim od samego początku, jeszcze zanim ja się dowiedziałam.

- Jak to? - usiadł obok mnie i zaczął bawić się moimi dłońmi.

To było aż tak ciekawe zajęcie, że musiał to robić codziennie? Może w ten sposób odreagowywał stres? Nie wiem, jakoś nie miałam okazji się go zapytać, bo sprawiało mi to przyjemność. Każdy jego dotyk sprawiał, że przez moje ciało przebiegały drobne prądy, których nie umiałam wyjaśnić.

- Wyobraź sobie, że został adoptowany jako mały chłopiec. Jego prawdziwi rodzice byli naukowcami, którzy analizowali legendy i ludowe doniesienia o ciekawych zjawiskach. W tym o wampirach i wilkołakach – patrzył mi w oczy przez moment.

Dosłownie wnikał do mojego umysłu. Ciekawe, co tam takiego odnajdywał? Jakoś nie umiałam pojąć jego postępowania. Czemu się mną zainteresował? Tylko dlatego, że mnie wtedy uratował? No tak, przecież w innym wypadku nie wróciłby do domu. Wędrowałby dalej w nieskończoność, aż do końca świata. A tak, dzięki mnie, odnalazł spokój – przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Zostali zamordowani przez wampiry w czarnych płaszczach – przeszedł go dreszcz. - Czy taki ubiór ma jakieś znaczenie? - czułam, że coś przede mną ukrywa.

- Nie wiem – nie odrywał wzroku od moich palców. - To przykre, że spotkał go taki los. Nie miałem pojęcia.

- Nie boi się ciebie, wręcz przeciwnie. Uwielbia wilkołaki, bo zdaniem jego rodziców były zawsze dobre i walczyły z wampirami – uśmiechnęłam się, on także. - Jest po naszej stronie i możemy być przekonani, że zachowa tajemnicę dla siebie.

- A Sara? - nie zapomniał o niej. - Nie wygada się? Wiesz, że ją fascynują takie „dziwne” rzeczy.

- Ona nie wie, kim byli jego biologiczny rodzice. Jestem pierwszą osobą, z którą o tym rozmawiał od śmierci rodziców.

- Nie przyszedł do mnie? - zmarszczył brwi, a potem mnie objął swoim gorącym ramieniem.

W jego objęciach byłam bezpieczna, jak nigdzie indziej. To mój świat, opoka, do której mogłam wracać, kiedy tylko chciałam i byłam pewna, że nic mi nie grozi. Jonathan stał się wszystkim, czego pragnęłam w życiu. Nie umiałam jeszcze nazwać uczuć, które mną targały, ale powoli nabierały siły i o takiej, która potrafiła zawładnąć umysłem i sercem.

- Chciał dzisiaj, ale akurat musiałeś biec do lasu, więc powiedział najpierw mi – westchnęłam. - Nie jest mu wcale łatwo tak żyć, tak jak mi. Cieszę się, że mogłam z kimś o tym porozmawiać. Wiem, co czuje.

- A ja? Przecież ze mną też możesz o tym rozmawiać? - uraziłam go?

- Joe – położyłam dłoń na jego policzku. - Z tobą jest inaczej. Ty żyjesz w tym świecie od dawna. Jesteś jego częścią. A ja i Tomas pełnimy rolę obserwatorów. Patrzymy na tę równoległą rzeczywistość, ale nie jesteśmy jej elementem.

- Jesteście – wsunął się pod pościel i wziął mnie na kolana, tak by patrzeć mi w oczy. - Ty jako moją dziewczyną, a on jako syn naukowców, którzy pragnęli dowiedzieć się czegoś więcej o niezwykłości istot z legend. Chcesz, czy nie, tak jest.

- Może ty to tak widzisz, ale ja nie – spuściłam wzrok na jego klatkę piersiową.

A jaką on miał klatkę piersiową? Nie jeden facet o takiej marzył. No dobra, dziewczyna także, ale żeby ją dotykać.

Poczułam jak krew napływa mi do twarzy, zarumieniłam się i ponownie spojrzałam mu w oczy. Nadal były przenikliwe i wzbudzające we mnie żar, którego nadal nie potrafiłam ogarnąć. Tylko na niego tak reagowałam, co było właściwe. W przeciwnym razie, bardzo by mnie to zaniepokoiło.

- Nie wiem wszystkiego ani o tobie, twoim plemieniu i rasie, ani o wampirach, które ciągle kręcą się w pobliżu – wciągnęłam powietrze i niechcący zaciągnęłam się jego zapachem, od którego się uzależniłam. - Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego, żeby było mi łatwiej ciebie zrozumieć.

- Ze spokojem – wyszeptał.

- Wiem – zmrużyłam oczy. - Ale moja wiedza nie wystarczy. Nigdy nie będę należała do twojego świata. Podobnie jak do wampirzego. Zawsze będę człowiekiem, który jest śmiertelny i do tego żyje przeciętnie siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat.

- Nigdy cię nie zostawię – przytulił mnie z całej siły do siebie, tak że prawie nie mogłam oddychać.

- Cieszy mnie to – tłumiłam łzy.

Denerwowało mnie bycie człowiekiem. Takim nic nieznaczącym stworzeniem, które jest częścią tego potwornego łańcucha pokarmowego. Nie mogłam ani powstrzymać wampirów, ani w jakiś sposób z nimi walczyć. Tak bardzo mnie to gnębiło, że nieraz nie potrafiłam o niczym innym myśleć. Jonathan stał się moim obrońcą, chłopakiem, ostoją, a ja nic z siebie nie mogłam mu dać.

- Dajesz mi siebie i nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy – czytał mi w umyśle?

Odsunęłam się od niego i zaśmiałam się lekko.

- Zgadłem? To cię gnębi? - też się uśmiechnął i otarł z mojego policzka łzę, która najwyraźniej wymknęła się spod powieki.

- Tak – wyszeptałam niepewnie.

Nie chciałam go obarczać moim problemami. Były niczym w porównaniu z jego zadaniem i zmaganiami na co dzień.

- Sam, kochanie. Gdyby nie ty, nadal błąkałbym się po lasach i szukał samego siebie – chwycił moją twarz w dłonie. - A tak odnalazłem siebie przy tobie. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Jesteś moją ostoją, powodem, dla którego chcę wracać do domu i nie odchodzić stąd nigdzie.

Złożyłam na jego ustach pocałunek, a on przyciągnął mnie do siebie ramionami. Nasz pocałunek powoli pogłębił się, co znowu spowodowało wybuch żaru w moim wnętrzu. Ile razy już płonęłam, nawet nie wiedziałam, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, a świat stawał się znacznie piękniejszy.

- Dziękuję – przytuliłam się do jego klatki piersiowej.

Brand X Music - Bring the Pain

Ani się spostrzegłam, a już leżałam wygodnie, przyklejona do niego i odpływałam w senność. Przed oczami pojawił się las. Ten sam, który dobrze znałam i kochałam. Mnóstwo drzew, krzewów i drobnych roślin. Zachwycałam się ich widokiem i czułam, że lepiej być nie może.

Szłam sama przemierzając kolejne metry i uwieczniałam przyrodę na zdjęciach. Ptaki śpiewały, a inne zwierzęta nawet nie zwróciły uwagi na moją obecność w Parku Narodowym. Dalej zajmowały się swoimi sprawami, dzięki czemu mogłam zdobyć piękne ujęcia do mojego portfolio. Uśmiechałam się do siebie, bo czułam się szczęśliwa.

Jonathan doceniał mnie i nie chciał opuścić, co dodawało mi otuchy, żeby walczyć z dziwną rzeczywistością. Nie martwiłam się nawet jego niechęcią do Aleksa, bo uznałam, że w końcu go zaakceptuje. Inaczej się nie da.

- Jesteś bardzo pewna siebie – usłyszałam nieznany dla mnie głos.

Rozejrzałam się dookoła siebie, ale nie udało mi się dostrzec nikogo, kto mógłby być właścicielem głosu. Mój wzrok jednak nie nadążał za ruchem. Gdzieś czaił się jakiś wampir, a dokładnie wampirzyca.

- Nie wiesz, że w tym lesie są tajemnice i jest niebezpiecznie? - wyszła w końcu z ukrycia.

Była piękna, jak każdy „stwór”. Jej kruczoczarne włosy były ścięte na boba i założone ze uszy. Tak jak mówił Tomas, miała urodę Indianki, ale kolor skóry temu zaprzeczał. Miała na sobie obcisłe, skórzane spodnie, koszulę rozpiętą pod szyją i płaszcz, a wszystko w czarnym kolorze. Poruszała się z gracją, zupełnie jak kotka czająca się na ofiarę.

- Ktoś może cię zaatakować – w jej głosie zakamuflowana była złość.

Znałam tę twarz. To ona siedziała w tym Cadillacu, który stał pod domem Charliego w dniu jego pogrzebu. Ale dlaczego teraz ze mną rozmawiała? Miałam wrażenie, że nie było to przypadkowe spotkanie. Musiał istnieć ukryty cel.

- Pewnie ty – odparłam odważnie, jednocześnie zastanawiając się, jakich chwytów użyć, żeby móc się obronić.

Łudziłam się, że moje treningi nie poszły na marne.

- Może ja, może ktoś inny – westchnęła. - Masz w ogóle tupet – nie rozumiałem jej. - Ingerujesz w świat, o którym nic nie wiesz i wydaje ci się, że możesz się tak panoszyć? I ty i Jonathan, złamaliście prawo, a z to jest kara śmierci – wysyczała.

- Jakie prawo? - zdziwiłam się.

- Sam, uważaj! – zza drzew wyłonił się mój chłopak.

Patrzył cały czas na mnie, ale kiedy przeniósł wzrok na wampirzycę, zatkało go. Znieruchomiał, a jego twarz była nieodgadniona.

- Witaj – uśmiechnęła się szyderczo. - Kopę lat.

Nic nie powiedział. Podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia.

- Oto zasłużona kara – ruszyła w moją stronę, a ja się obudziłam.

Spojrzałam na Jonathana, który nadal obejmował mnie ramieniem. Był taki spokojny i nieświadomy moich głupich snów. O co chodziło? Znowu nic nie pojmowałam.

Wampiry w czarnych płaszczach musiały coś oznaczać i on o tym wiedział. Nie chciał mi powiedzieć. A może faktycznie złamaliśmy jakieś prawo? Znałam prawdę, co stanowiło powód do zabicia mnie. Stałam się posiadaczką niewygodnych informacji i mogłam się przecież wygadać. Świat wilkołaków i świat wampirów był z mojej strony zagrożony.

Ułożyłam się wygodnie na pościeli i chciałam zasnąć, jednak nie mogłam. Ciągle zastanawiało mnie, kim są czarne płaszcze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Czw 20:18, 20 Sty 2011, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Kalla
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olszanica

PostWysłany: Czw 20:12, 30 Gru 2010 Powrót do góry

Hmm.. przez dłuższą chwilę nie wiedziałam co mam sądzić o tym opowiadaniu ze względu na to że, nie czytałam poprzedniej części. Lecz teraz już wiem:)
Ono jest po prostu świetne:)
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę dużo weny
Kalla


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin