FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Klasztorna Miłość [NZ] Rozdział II - 13.08.2010r. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:03, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Okej, okej. Nie chcemy chyba, by nasza kochana Ekscentryczka obgryzła sobie wszystkie paznokcie? * wdech, wydech * Jedziemy z tym koksem!

Więc tak, to mój pierwszy ff który zaczęłam i nie porzuciłam, marudząc, że jest zbyt mało dopracowany, nie wrzucając go nawet na te forum. Oznaczeń.. nie ma. Oczywiście, mogłabym walnąć "[AU/AH]", z tym tylko, że będzie tam pewna osobistość, pozornie drugoplanowa, która, cóż, oznaczenie te całkowicie niweluje. Tak, czy siak, mimo że jest to mój pierwszy ff, nie chcę żądnych taryf ulgowych (choć i tak wiem, że ich nie będzie). Prosiłabym o konstruktywne komentarze. Ahm i, zrazu uprzedzam, że rozdziały nie będą pojawiać się często. Pierwszy jest aktualnie w przygotowaniach; powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu. Dla wolących inne formaty - [link widoczny dla zalogowanych] Prolog jest stosunkowo krótki, ale.. to w końcu dopiero prolog.

[list]Image

autorka: Ekscentryczna.
beta: ` Coco chanel .


Prolog

Lśniące brązowe włosy, niczym jedwabny szal, opadały kaskadą loków na ramiona dziewczyny, gdy ta, klęcząc przy otwartej szafce w sypialni swej matki, z niedowierzaniem spoglądała na zdjęcie trzymane przez nią w rękach. Na fotografii widniał przystojny mężczyzna, o wyraźnych rysach twarzy, pięknych, brązowych włosach i zielonych, błyszczących oczach. Uśmiechał się. Nie był to jednak uśmiech, który siłą woli przywołuje się na swoją twarz, by na zdjęciu nie wyjść na gbura. Był to uśmiech przepełniony szczęściem, którego źródłem była zapewne młoda kobieta, przytulająca się do jego boku z niemal identycznym wyrazem twarzy. Jej włosy były brązowawe, a oczy w odcieniu mlecznej czekolady. Tego samego, który Renesmee widziała każdego dnia w swoim lustrze.
Oto jej matka, w jej wieku. A mężczyzna stojący obok... zapewne był jej ojcem.
Na dźwięk zamykanych drzwi, dziewczyna wzdrygnęła się, wypuszczając zdjęcie z rąk.
- Nessie? Wróciłam! – Usłyszała głos dobiegający z dołu.
Przez kolejną minutę, dziewczyna nie podnosiła się z ziemi, z zaciśniętymi ustami wpatrując się w leżącą na niej fotografię. Nawoływania jednak nie ucichły, więc zebrała się z podłogi i zeszła po schodach.
Nie zbiegła jednak w podskokach, z uśmiechem witając swoją matkę, jak to miała w zwyczaju. Już to sprawiło, że Bella zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Wyraz twarzy córki jedynie ją w tym utwierdził.
- Dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi, kim był mój ojciec? – wyszeptała Renesmee, pustym wzrokiem wpatrując się w fotografię trzymaną w dłoniach, nie siląc się nawet na to, by pokonać te pięć schodków dzielących ją od kobiety, widniejącej na zdjęciu. Tyle tylko, że o jakieś piętnaście lat starszej.
Popis marnego aktorstwa Belli na nic by się tu nie przydał; zdała sobie z tego sprawę już w momencie, gdy zauważyła w rękach córki starą fotografię. TĄ starą fotografię.
Nie miała nawet sił robić córce wyrzutów o to, że grzebała w jej rzeczach. Jedyne, na co się zdobyła, to pokonanie odległości paru kroków, prosto do kanapy. Opadła na nią bezsilnie, kryjąc twarz w rękach.
- Nie sądzę, byś była szczęśliwa, wiedząc, że twój ojciec był księdzem, Nessie – wyszeptała, niemal bezgłośnie.
Nie podniosła wzroku, wiedząc, że napotka pełne niedowierzania spojrzenie swej córki. Jedynym, co w tej chwili wiedziała, było to, że musi rozdrapać stare blizny, opowiadając córce o tym, dlaczego przyszła na świat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ekscentryczna. dnia Pią 20:51, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 12 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 15:28, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Przy tak krótkim prologu dobrze by było wrzucić także pierwszy rozdział. Na razie nie ma co oceniać, mogę ci jedynie napisać, co tu się wg mnie święci. Mylę się lub nie, ale pachnie mi to Ptakami ciernistych krzewów. A tamten kicz w połączeniu ze Zmierzchem (który też jest kiczem) to stanowczo za duże stężenie owego "pierwiastka" jak na mój gust.
Być może wcale tak nie jest. Być może to świetne opowiadanie, ale co ja mam biedna zrobić? Jestem tylko czytelnikiem, któremu dano pod nos kawalątek tekstu, gdzie nie widać jeszcze treści, ale już można sobie wyobrażać, co będzie dalej. I bać się tego.
Ekscentryczna. napisał:
opowiadając córce o tym, dlaczego przyszła na świat.

Dlaczego? Ponieważ rodzice poszli ze sobą do łóżka, mama zaszła w ciążę i urodziła. Oto dlaczego rodzą się dzieci. To zdanie bym przerobiła.
Trudno powiedzieć, czy jestem na tak, czy na nie. Jeśli dalej będzie to, co zgaduję - mówię "nie". Jeśli mnie zaskoczysz... no to zobaczymy.
Pozdrawiam i weny życzę,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 20:05, 08 Mar 2010 Powrót do góry

hm, krótko, ale to pewnie wiesz... thin nawet dobrała się do pewnego zdania i tu ją popieram całkowicie... próbowałaś chyba nadać temu zdarzeniu jakiś nadprzyrodzony powód... ale całkiem niepotrzebnie... chyba... bo nie wiem co planujesz...

całkiem przyjemnym językiem napisane... lekko i czytelnie... cóż mogę więcej rzec - chciałabym zobaczyć tu już niedługo pierwszy rozdział, bo ten prolog to jakiś ubogi... coś człowiek wnioskuje, ale wolałabym zdecydowanie więcej ;P
zapowiada się nietuzinkowo...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:11, 09 Mar 2010 Powrót do góry

Krótko, ale nie oczekujmy cudów, bo prologi są za zwyczaj krótkie, które co dopiero wprowadzają czytelnika w nastrój.
Co by tu powiedzieć? Prawie nic oprócz, że będzie to Love story , ale chyba nie z najlepszym zakończeniem jak widać. Ksiądz?! Powiem to, a raczej napiszę, że jeszcze nie czytałam takiego ff'a odkąd jestem tu na forum. Może być ciekawie - to zależy od autorki co tam naskrobała na kartce papieru i komputerze.

Życzę powodzenia, bo jak dobrze zrozumiałam to chyba twój pierwszy ff, którego nie porzuciłaś, ale też wytrwałości i wiary w siebie.
B Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:52, 09 Mar 2010 Powrót do góry

Nie wiem, czy będę w stanie napisać coś konstruktywnego, ale, widząc, jak mało jest komentarzy, spróbuję Wink
Nie wiem, czy streszczanie całej fabuły w krótkim prologu jest... dobre. Teraz już wszyscy będą wiedzieć, na czym polega ta historia - będą znać jej wszystkie etapy. Nie zadziwisz czytelnika pierwszym seksem, bo on już to będzie wiedział, ciążą Belli, bo on już to będzie wiedział, i rozstaniem się pary - bo to wszystko już wiemy. No, ale cóż - może masz do zaoferowania coś jeszcze Wink
Utknęłam. Nie wiem, co więcej napisać.
Pozostaje życzyć powodzenia i weny,
In.

Zebrało mi się na edity - dziś byłam w kościele i tak zaczęłam myśleć o tym Twoim prologu i tak sobie myślę... że potrzebuję coś takiego przeczytać Wink Ja sama mam dość luźne podejście do wiary i chcę przeczytać PW innych :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invisse dnia Pią 20:47, 12 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Crim.
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 9:27, 11 Mar 2010 Powrót do góry

Ekscentryczna. napisał:

- Nie sądzę, byś była szczęśliwa, wiedząc, że twój ojciec był księdzem, Nessie – wyszeptała, niemal bezgłośnie.


Tym zdaniem mnie zaciekawiłaś. Masz mnie - będę czekała niecierpliwie na każdy nowy rozdział, a gdy tylko się pojawi, będę pochłaniała go w sekundę i będę czuła niesamowity niedosyt, a muszę Ci powiedzieć, że nie zdarza się to często.
Nie dość, że sam temat FF jest niespotykany, intrygujący, może trochę niesmaczny dla osoby głęboko wierzącej, to Twój styl nie pozwala się oderwać od lektury. Podoba mi się Twoje słownictwo, które pozwala, przynajmniej mnie, dokładnie wyobrazić sobie młodą dziewczynę przyglądającą się zdjęciu swojej matki i nieznajomego mężczyzny, tę samą młodą dziewczynę stojącą na schodach i zadającą matce bolesne pytanie. Jednak najbardziej prawdziwe wydają mi się, krótkie, strasznie krótkie, "przemyślenia" Belli.
Po tym prologu spodziewam się dłuuugiego rozdziału pierwszego, pełnego wewnętrznego cierpienia i słów z trudem wychodzących z ust. Mam nadzieję, że opiszesz równie dobrze jak do tej pory myśli postaci.

Amen.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:01, 22 Mar 2010 Powrót do góry

Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać na pierwszy rozdział.
Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze. Czy was zaskoczę? Cóż, szczerze mówiąc.. mam taką nadzieję.
Muszę jednak cię zawieść, Crim. - ten rozdział, niestety bądź stety, długością nie grzeszy.

Rozdział I

Zapadał już niemal zmrok, gdy Bella, bez większego celu, włóczyła się po parku. Tak, jak każdego innego dnia, niezmiennie, od jakiegoś roku. Bo to właśnie rok temu wszystko się zaczęło – i skończyło równocześnie. Zaczęło się jej nowe życie – stare, zdawałoby się, że bezpowrotnie, odeszło. I za co to? Czemu była winna? Miesiące rozmyślań dały w końcu odpowiedź, która i tak nie miała niczego zmienić. Jedno, banalne słowo, którym można by odpowiedzieć na każde pytanie zadane przez Bellę, poprzez odmienienie go przez przypadki – „nic”. Jej życie, do tego pamiętnego dnia, który miał miejsce w zeszłym roku, było dość normalne. Mieszkała w Arizonie, wraz ze swoją matką, Renee i jej narzeczonym, Philem. Chodziła do szkoły, miała wielu dobrych znajomych, zbierała zadawalające stopnie... Najzwyklejsze w świecie życie, które prowadziła, zapewne trwałoby nadal, gdyby nie pewien incydent. Incydent zapoczątkowany przez jej matkę.
Renee chwytała życie garściami, uważała, że ma je tylko jedno – a przynajmniej w tym wcieleniu – i musi je należycie wykorzystać. Być może właśnie dlatego nigdy nie potrafiła wytrzymać w żadnej wierze dłużej, niż kilka miesięcy? Belli to nie przeszkadzało – matka nie narzucała jej żadnych ze swoich poglądów, a ona sama trwała w ateizmie. O ile, oczywiście, ateizmem można to nazwać, bowiem gdy napadały ją jakieś troski, miejsca szukała wśród pustych ławek w pobliskim kościele katolickim. Tak, czy siak, Belli nie przeszkadzało owe „hobby” jej matki, dopóty, dopóki ta nie pakowała się w kłopoty. Być może dziwnie to brzmi, lecz układ matka-córka właśnie tak wyglądał w tej rodzinie; Bella niemal wychodziła ze skóry, gdy Renee przezwyciężała swój strach przed oknem, odpalając zapałkę, bowiem miała w pamięci jak podobne postępki ze strony tej kobiety zazwyczaj się kończyły. Żadnej z pań jednak taki układ nie przeszkadzał – kochały się, za wszystko i pomimo wszystko. Czas wrócić jednak do sprawy owego „incydentu”. Pewnego dnia, Renee uparła się, że coś sobie udowodni. Sobie i wszystkim innym. Otóż, jej zdaniem, satanizm nie był wcale taki zły, jak wszyscy wokół uważali. Chciała obalić stereotypy tyczące się składania krwawych ofiar w tejże grupie i, na przekór błaganiom i protestom niemal całej swojej rodziny, dostąpiła do tejże sekty. I tu zaczęły się problemy. Na początku zdawało się, że wszystko jest w porządku. Ba! Że jest lepiej niż zwykle! Renee chodziła szeroko uśmiechnięta, dumna z tego, że miała rację. Z dnia na dzień dało się jednak dostrzec zachodzące w tejże roztrzepanej, radosnej kobiecie, zmiany – na gorsze. Bella była świadkiem każdej z tych zmian i na każdą z nich reagowała ze strachem. Nie wiedziała, co dzieje się z jej matką – wiedziała tylko, że było to coś złego. Renee utraciła poczucie humoru, błądziła między pokojami ich domu, niczym narkoman na głodzie – pewnego wieczoru wyjaśniło się wszystko. Chciała odejść, tak, jak robiła to za każdym razem – jednak nie mogła. Grupa ludzi, w której znajdowała się przez te miesiące, uzależniła ją od siebie całkowicie. Pewnego wieczoru Bella wykradła się z domu tuż za swoją matką – jej celem było odnalezienie siedziby sekty, w której znajdowała się Renne. Dziewczyna dobrze wiedziała, że członkowie tejże sekty nie byli satanistami. Wiedziała to ze słów swojej matki, które padły owego wieczoru, gdy wszystko się wyjaśniło. Pod tym względem zgadzała się ze swoją rodzicielką. Sataniści byli egoistami. Nie mieli żądnego „guru” ani „wodza” w swojej grupie. Byli ludźmi, będącymi po prostu sobą. To, w co wierzyli, nie miało większego znaczenia. Nie odprawiali Czarnych Mszy, ani nie mówili Ojcze Nasz na wspak. Nazwa „Sataniści” nie powstała od tego. Otóż, według satanistów, szatan był kimś, kto nie pozwalał Bogu popaść w samouwielbienie. Był „przeciwnikiem i oskarżycielem”. A owe Czarne Msze i tego typu obrzędy były stereotypami. Bo tym nie zajmowali się sataniści. Tym zajmowali się „pseudosataniści”. I właśnie w grupie takich osób znalazła się matka Belli. Brązowowłosa skryła się wśród drewnianych skrzyń, znajdujących się w miejscu siedziby owej sekty. Przeczekała całe ich spotkanie, by dopiero, gdy wszyscy się rozejdą, podejść do człowieka, który przemawia podczas zgromadzenia mającego miejsce zaledwie przed chwilą. Dobrze wiedziała, że uczestnictwo w tejże sekcie zabije w końcu jej matkę. Dlatego też była gotowa na wszystko. „Guru” tejże sekty wyczuł to – wyczuł miłość, którą dziewczyna darzyła Renee. Wyczuł to i postanowił wykorzystać. Bo w końcu co bardziej mu się opłacało? Około czterdziestoletnia kobieta, czy też siedemnastoletnia dziewczyna? I tak właśnie Bella trafiła w to towarzystwo. Zgodziła się na wszystko – jeszcze tego samego dnia pozwolono Renee odejść, pod warunkiem nierozpowiadania na prawo i lewo niczego tyczącego się ich organizacji. Początkowo, zadowolona, już następnego dnia chciała wrócić. Owi „sataniści” byli doskonałymi manipulantami – Bella wiedziała, że jej matkę czeka długa droga, nim oderwie się od tego raz na zawsze. W końcu jednak udało się – uśmiech wrócił na oblicze rodzicielki Bells, razem z radością życia. Jedyne, co się zmieniło to to, że Renee nie zmieniała już swoich poglądów religijnych, niczym mężczyzn – naturalnie przed poznaniem Phila – czy też butów. Mimo wszystko nigdy nie dowiedziała się, co takiego się stało, że pozwolono jej odejść. Z biegiem czasu przestało zależeć jej na uzyskaniu odpowiedzi. Omamiona szczęściem i przygotowaniami do ślubu, nie zauważyła zmian zachodzących w swojej córce – nikt ich nie zauważył. Na samym zaś ślubie, Bella udawała radosną, a jednak nieśmiałą dziewczynę, którą, jeszcze do niedawna, była. Po ślubie, jak i ukończeniu szkoły, zapisała się do college’u w Seattle. A tak przynajmniej obwieściła matce. Na pytanie, dlaczego w Seattle, odparła, że chce być blisko swojego ojca. To skutecznie powstrzymało serię kolejnych pytań, które Renee zapewne miała w zanadrzu. Bella przyjeżdżała do deszczowego Forks niemal w każde wakacje – praktyki tej zaprzestała jednak kilka lat temu. Nigdy nie miała dobrych kontaktów z ojcem. Być może to dlatego, że oboje byli tak zamknięci w sobie? A może dlatego, że wychowywała się z dala od niego? W końcu jej matka uciekła wraz z nią do Arizony, gdy ta miała zaledwie kilka miesięcy.. Niby jak miała się nawiązać więź między nią, a jej ojcem, skoro widywali się raz na rok i to zaledwie przez dwa tygodnie? Naturalnie, Charlie również sądził, że Bella przebywa w college’u w Seattle. Tak naprawdę, dziewczyna wynajęła w tymże miejscu mieszkanie i dorabiała w myjni samochodowej. Pieniądze, jakie uzyskiwała od swego, że tak to ujmę, „wodza”, nie starczały bowiem na pokrycie czynszu za mieszkanie, jak i kosztu jakiegokolwiek pożywienia.
Rozmyślania dziewczyny, brutalnie przerwał klakson. Bella uniosła wzrok, napotykając nim samochód stojący u wrót prowadzących do parku, w jakim się znajdowała. Znała ten samochód. Wiedziała, kogo ujrzy za kierownicą, gdy się zbliży. Ojciec Nikodem. On – razem z nią, oczywiście – był jedynym, który nie dołączył do „satanistów” z własnej woli. Z tego, co się orientowała, podobnie jak w jej przypadku, zastosowano na nim mocny, emocjonalny szantaż, jednakże Ojciec N. nigdy nie lubił mówić na ten temat – i właśnie dlatego tego nie robił. Kąciki ust dziewczyny automatycznie uniosły się ku górze, gdy otwarła drzwi i usiadła na siedzeniu pasażera jeepa, tuż obok, liczącego sobie około pięćdziesiąt pięć lat mężczyzny, na którego nosie widniały nieodłączne, czarne okulary. Czy słońce, czy śnieg – one zawsze tam były. Ojciec Nikodem celowo sprawiał wrażenie niewidomego, mimo że w rzeczywistości nim nie był. Może chodziło o to, że nie lubił stać długo w kolejkach? Może po prostu lubił te okulary, a nie chciał wyjść na wariata? Tego Bella nie wiedziała i, wiedziona doświadczeniem, nigdy o to nie pytała.
To właśnie dzięki Ojcu Nikodemowi, rodzina Belli była przekonana, że ta uczęszcza do college’u w Seattle – dostarczał jej odpowiednie papiery, tak, że owe „drobne oszustwo” nigdy nie wyszło na jaw. A skąd brał te papiery? Cóż, to była kolejna sprawa, na której temat Ojciec N. mówić nie lubił – i nie mówił.
Donośne, radosne szczeknięcie, mające swoje źródło na tylnym siedzeniu, po raz kolejny już wyrwało Bellę z głębokiej zadumy.
- Co tam, Ruda? – zagaiła, zupełnie, jakby sądziła, że psisko jej odpowie, jednocześnie drapiąc je za ucho.
Ruda była specjalnie wyszkolonym psem dla osób niewidomych. Dzięki niemu, przekręt Ojca Nikodema nadal funkcjonował.
- Kolejna akcja – odpowiedział „niewidomy”, jakby w zamian za Rudą.
Bella kiwnęła krótko głową, na znak, że rozumie. O to właśnie, po raz wtóry, razem z Ojcem, mieli wkraść się do jednego z klasztorów, skraść kolejną drogocenną rzecz. I to był kolejny dowód na „prawdziwość” tychże satanistów – jak i na dowód tego, jak dobrze umiejscowione wtyki mieli. Dajmy na to, Ojciec Nikodem – był prawdziwym księdzem. Czymś na wzór „podwójnego agenta”, gdyby wziąć pod uwagę jego przynależność do „niby satanistów”, jak i to, że razem z jego członkami – zazwyczaj ze mną – obrabowywał klasztory, w których nieraz odprawiał msze. Już samo to sprawiało, że można było być pewnym tego, jak potężny szantaż zastosowano na Ojcu N. Niegdyś był on przecież przykładnym, katolickim księdzem. A teraz?

Po około półtorej godzinie, jeep został zaparkowany pod jednym z klasztorów. Nazwy ich „celów” nigdy nie były wiadome Belli – najprawdopodobniej „wodzu” sądził, iż Isabella, podobnie jak jej matka, może zechcieć niegdyś ich opuścić. W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni. Zupełnie, jakby w ogóle mogła ich opuścić. Tak, czy siak, informacje te i tak były dziewczynie całkowicie zbędne – jedyną jej rolą było wkradnięcie się do wnętrza klasztoru i zwinięcie tego, co zwinąć jej kazano. A skąd miała klucze? Tym już zajmował się Ojciec N.; tak samo z resztą, jak staniem na czatach.
Zdawałoby się, że wszystko potoczy się tak, jak zwykle. Z odpowiednim naręczem kluczy w dłoni, Bella przebiegła przez kościół z głośno bijącym sercem, mijając liczne konfesjonały. Po chwili stała już przed przed ołtarzem, w następnej wrzucała już, jak leci, wszystkie pozłacane świeczniki jakie stały na owym ołtarzu, do wora, który miała przy sobie. W końcu przyszedł czas na na główny cel ich wyprawy. Dziewczyna gorączkowo wtykała do zamka znajdującego się przy tabernakulum, próbując go otworzyć. Jednak na marne. Jak to możliwe? Przecież Ojciec Nikodem nigdy się nie myli!
Nagle Bella struchlała, zastygając w bezruchu.
- Czekałem na ciebie. – Usłyszała cichy szept, który wręcz pieścił jej ucho.
I o ile słowa te wywołały w niej romantyczne uniesienie, to pistolet, który chwilę temu poczuła przy tyle swojej głowy, całkowicie je rozwiał.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:43, 22 Mar 2010 Powrót do góry

Pierwsza? Więc coś naskrobię. Dużo opisów i wspomnień, ale takie zlepione. Lepiej by było gdybyś jakoś oddzieliła tekst np. akapitami czy coś w tym stylu. Żeby nie było wszystko do kupy, ale żeby też można by jakoś odróżnić i lepiej to będzie wyglądać jak zrobisz tak jak ci mówię, ale to tylko moje skromne zdanie.

Trochę się na początku pogubiłam z całą akcją bo było jakoś zagmatwane, ale już się połapałam. Nie myślałam, że Bella będzie w jakieś sekcie. Co z Renee za matka - nie zauważyła, że z córką dzieje się coś nie dobrego.

Życzę weny i czasu.
Pozdrawiam B Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:47, 22 Mar 2010 Powrót do góry

Wiecie, dlaczego nie lubię czytać rodzimych opowiadań? Bo nie mogę zajrzeć do oryginału i zobaczyć, co będzie dalej Very Happy

A więc obiecuję po sobie pozostawić długi i rzeczowy komentarz ;P

Wciągnęło mnie. Wciągnęło jak cholera. Nie z początku, ale potem było coraz lepiej. No co ten rozdział taki krótki?!
Przeszkadzało mi trochę pomieszanie długich opisów z akcją - podziękowałabym z całego serca za kilka enterów następnym razem - na przykład w momencie, kiedy kończy się opis i przechodzimy do Belli śledzącej Renee. O, właśnie - piszesz źle to imię. Wiem, że to denerwujące, wklejać tę literkę "e" z kreską za każdym razem, ale myślę, że każdy autor dąży do jak największej poprawności swojego tekstu Wink

Kilka razy zastosowałaś trochę... drętwe słownictwo - ja tu z rozpędu lecę, lecę jak Małysz, aż tu zderzam się ze zdaniem, które muszę przeczytać trzy razy pod rząd :(

Aha, jeszcze jedno - nie wiem, czy to Ty, czy beta, ale jedna z Was niewątpliwie przesadza z przecinkami. Nie mówię, że wszystko, co tu wypiszę, jest bezapelacyjnie złe, bo 100% pewności nie mam, ale... no cóż, takie jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam ;P

Cytat:
Pewnego dnia, Renee uparła się, że coś sobie udowodni.

No to w końcu sobie udowodni czy innym? Bo potem jest mowa, że innym.

Cytat:
Pewnego wieczoru Bella wykradła się z domu tuż za swoją matką – jej celem było odnalezienie siedziby sekty, w której znajdowała się Renne


Cytat:
Na samym zaś ślubie, Bella udawała radosną, a jednak nieśmiałą dziewczynę, którą, jeszcze do niedawna, była.


Cytat:
Kąciki ust dziewczyny automatycznie uniosły się ku górze, gdy otwarła drzwi i usiadła na siedzeniu pasażera jeepa, tuż obok, liczącego sobie około pięćdziesiąt pięć lat mężczyzny

Czy Ty naprawdę w realu też mówisz "otwarła"? Nie otworzyła? Wiem, że obie wersje poprawne, ale ta druga jest, jak mówi moja polonistka, formą literacką.

Cytat:
Dzięki niemu, przekręt Ojca Nikodema nadal funkcjonował.


Cytat:
sądził, iż Isabella, podobnie jak jej matka, może zechcieć niegdyś ich opuścić. W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni. Zupełnie, jakby w ogóle mogła ich opuścić.

Powtórzenie.

Pozdrawiam i weny życzę,
In.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pon 22:51, 22 Mar 2010 Powrót do góry

Cholera no. Powiem Ci szczerze, że mnie zaskoczyłaś.
Narobiłaś mi smaku prologiem i tu takie zaskoczenie. Ogólnie, powrót do przeszłości, sekta ??? No, szacun, jakoś jeszcze nigdy, podkreślam nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem. Chociaż praktycznie nie ma prawie w ogóle dialogów, jest masa tekstu, czyta się bardzo dobrze. Powtórzę się, narobiłaś mi smaku, i z chęcią przeczytała bym całość. Oraz... tajemniczy nieznajomy z pistoletem. Osz ty. Kończyć w takim momencie. Mogę tylko przypuszczać, że to nie było już pierwsza próba zrabowania dóbr z klasztoru i tajemniczym nieznajomym z pistoletem jest Edward, przygotowany na złodzieja mnich xD No dobra, starczy tych domysłów, bo potem się okaże, że jest zupełnie inaczej.
Czekam na więcej. Wrażenie jak najbardziej pozytywne.
Weny, chęci i czasu.
Pozdrawiam Serdecznie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:09, 23 Mar 2010 Powrót do góry

Witaj, Ekscentryczko Ty moja Smile
Tak swoją drogą, to strasznie długi masz pseudonim. Skoro ja jestem Kukułka, to Ty równie dobrze możesz być, hm. Dobra, wrócimy do tego później Very Happy

Po prologu miałam mieszane uczucia, wiesz? Zbyt skojarzył mi się ze Sponsorem. Ale to już chyba moje małe zboczenie - wszystkich literackich księży kojarzę ze Sponsorem. W każdym razie, skojarzenie to plus niebyt imponująca długość nieco mnie odstraszył, ale wstrzymałam się z opinią, dopóki nie dałaś czegoś dłuższego.

Rozdział pierwszy... tu miałam już lepszy wgląd nie tyle na historię Belli, co na Twój styl. I muszę powiedzieć, że spodziewałam się... czegoś innego. Nie wiem, dlaczego. Może to takie odczucia post-prologowe? W każdym razie muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie, ale nie w złym sensie, a w bardzo pozytywnym. Przez tekst leci się płynnie - a w dodatku zrozumiałam, co chciałaś w nim pokazać. Cała historia wyklarowała się w mojej głowie, dając idealny obraz.
Mogłabym się jednak przyczepić do tego, że poskąpiłaś Enteru - cała opowieść Renee/sekta/Bella napisana została jednym tchem, zbitymi literkami. To nieco psuje całokształt. Niekiedy można się pogubić.

Cytat:
i zwinięcie tego, co zwinąć jej kazano

Płynę przez tekst, i płynę, i płynę... A tu nagle jedno "zwinięcie" i z trzaskiem zleciałam na ziemię. Nie chcę Cię krytykować, ale to słowo tu... nie pasuje. Wybacz, ale nie pasuje. Może to moje odczucie, ale zabrzmiało to niemal jak parodia, a opowiadałaś przecież o rzeczach poważnych - o kradzieży wartościowych przedmiotów pod wpływem sekty. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, ale... Zepsuło mi to nieco czytanie i trudno mi było powrócić do błogiego stanu płynięcia. Tekstu zostało już niewiele, bo to była końcówka, ale jednak.

Nie zrozum mnie źle - bardzo mi się podobało. To opowiadanie nie jest tylko luźnym zabijaczem czasu, ale poważnym, już cenionym przeze mnie opowiadaniem, dlatego tak Cię zjechałam - chciałam Ci pomóc rozwijać się, rozwijać Klasztorną Miłość. Masz we mnie wierną czytelniczkę, wiesz? Jeśli Cię uraziłam, przepraszam ;-)

Pozdrawiam,
Latte.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Wto 21:11, 23 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:25, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

Gdy zobaczyłam tytuł, a później przeczytałam prolog, pomyślałam sobie, że mogę nie dać rady tego przeczytać, bo ksiądz, ciąża, dziecko... ciężko "udźwignąć" literacko taki temat, aby nie wyszedł z tego kiczowaty melodramat. Ale pierwszy rozdział napawa mnie optymizmem, wygląda na to, że masz historię przemyślaną, a bohaterowie mają głębokie pobudki (Bella ratująca mamę z sekty i zapewne wplątująca się bardziej w jakieś dziwne zależności po tej kradzieży) - cieszę się, że jest tyle opisów przemyśleń Belli, pozwala to zbudować sobie jej obraz w głowie.

Dziwi mnie trochę, że Renee nie zauważyła tego, co się z Bellą działo, w końcu sama przez to przeszła, powinna doskonale znać objawy zmian powodowanych przez sektę.

Znalazłam błąd, w zdaniu, że sekta może obawiać się, że Bella będzie chciała od nich odejść, użyłaś słowa "niegdyś" - znaczy ono "dawniej, w przyszłości", zapewne chodziło Ci o, po prostu, "kiedyś":)

Nigdy nie czytałam jeszcze tej historii w Edwardem (bo to będzie on, prawda?:) - księdzem. Czekam z niecierpliwością:) Życzę weny, sił i czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KoSa
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Ojca i Matki

PostWysłany: Śro 10:59, 21 Kwi 2010 Powrót do góry

Łoooooooooooo...

Momencik zbieram szczękę.



10 minut później...

Ok. Już.

NA początku nie byłam przekonana, ale później, kiedy akcja się już rozwinęła... Wow. Muszę przyznać... Wielkie gratki. Bardzo dobry pomysł. Przede wszystkim oryginalny. O co teraz bardzo trudno, bo jednak przewinęło się już trochę opowiadań. Ty jednak mnie zaskoczyłaś na ogromny plus. Często opowiadania mają ze sobą wiele cech wspólnych. To tutaj jest niepowtarzalne.

Pozdrawiam

KoSa

Cool Cool Cool


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:45, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Przepraszam za tak długą nieobecność i bardzo, ale to bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Muszę was jednak rozczarować, jeśli chodzi o rozdziały - najprawdopodobniej nie uda mi się napisać czegoś dłuższego. Jeśli zaś chodzi o księdza i ciążę... wygląda na to, że nie raz was jeszcze zaskoczę. Tymczasem, bez dłuższych wstępów: rozdział drugi. Trzeci pojawi się, mam nadzieję, przed październikiem. Postaram się go bardziej dopracować.

Becie - ` Coco chanel . - oczywiście ślicznie dziękujemy. d;

Rozdział II

- Spokojnie, Bello. Bez żadnych gwałtownych ruchów, a nic ci się nie stanie.
Dziewczyna, niemal już odruchowo, unosząc dłonie ku górze, przełknęła ślinę. Nigdy jeszcze jej nie złapano. Zawsze ulatniała się z miejsca przestępstwa nim ktokolwiek zdążyłby się zorientować, że w ogóle tam była. A gdy robiło się gorąco – mogła liczyć na ojca Nikodema. Tylko dlaczego teraz, gdy stała na ołtarzu ogarnięta przez niemal egipskie ciemności z pistoletem przyłożonym do tyłu głowy... Dlaczego teraz go przy niej nie było?
- Skąd znasz moje imię? – zapytała drżącym głosem, wpatrując się przed siebie.
Rozbiegany wzrok błądził od jednego punktu do drugiego, chcąc zawiesić się na którymś z nich na dłużej. Z tym tylko, że były to punkty wyimaginowane, mieszczące się gdzieś w nieprzebytej, duszącej swą gęstością, ciemności.
- Mamy swoje sposoby – odpowiedział jej ten sam cudowny, a jednocześnie przysparzający o zimne krople potu głos.
- My? – niemal jęknęła, z trudem wydobywając z siebie jakikolwiek dźwięk.
- Owszem, my. A teraz, Bello – dziewczyna poczuła rękę na swoim ramieniu – pójdziesz ze mną.
- Nie. – Protest był cichy, słaby, niezbyt przekonywujący, ale jednak; był.
I w tym momencie wszystko potoczyło się bardzo szybko. Szmer dochodzący od strony wejścia, światło, zarys jakże dobrze znanej dziewczynie sylwetki pewnego mężczyzny w sutannie, wraz z wiernym psiskiem u nogi, stojących w drzwiach, krzyk, kroki, ciemność i... głucha cisza.

Bella zamrugała parokrotnie, odzyskując przytomność. Dźwięki dochodziły do niej niczym przez gruby klosz. Obrazy były niewyraźne, zamglone, a w dodatku powielane. Widziała przed sobą trzy osoby. Potem dwie... a na końcu już tylko jedną. Postać ta miała na głowie czuprynę rdzawo brązowych włosów, kilkudniowy zarost i przenikliwe, zielone oczy. Dziewczyna z opóźnieniem zanotowała obecność pewnego dźwięku. Wysokiego, urywanego, a jednak powtarzającego się w regularnych, krótkich odstępach. Jej wzrok zjechał z twarzy mężczyzny na jego ręce; w jednej z nich widniał kubek, w drugiej łyżeczka.
- Powiedziałam „nie” – przypomniała sobie, marszcząc brwi.
Uczucie dziwnego odurzenia zdawało się dodawać jej odwagi.
- Och, wybacz. Sądziłem, że miałaś na myśli „tak”* – stwierdził właściciel owych zielonych oczu, jak i we wspaniały sposób mrożącego krew w żyłach głosu, który Bella miała przyjemność usłyszeć wczorajszego dnia, w kościele. A może to nie było wczoraj? Dziewczyna całkowicie straciła rachubę.
- Gdzie ja jestem? – zapytała, prostując się na krześle, na którym, jak się okazało, siedziała od dłuższego czasu. Palce dziewczyny wbiły się w poręcz siedzenia, kurczowo go trzymając.
- W lepszym miejscu – stwierdził chłopak, wkładając łyżeczkę do kubka.
Jego głos zdawał się odbić echem po pomieszczeniu. Rozejrzawszy się, dziewczyna odkryła, że prócz nich nie ma tu nikogo. No, prawie. Przy drzwiach stał bowiem wyprostowany jakiś mężczyzna. Nie widziała jego twarzy. Warto wtrącić, że prócz drzwi, w owym pokoju nie było kompletnie nic. Żadnych okien, półek; jedynie stół, dwoje krzeseł i świecąca lampka.
Wzrok Isabelli zatrzymał się na dłuższą chwilę na wejściu.
- Nawet nie próbuj: zamknięte – stwierdził porywacz, jakby z rozbawieniem.
Wejrzenie mleczno-brązowych oczu dziewczyny powróciło do jego twarzy.
- Czego ode mnie chcecie? – wyszeptała z drżeniem w głosie.
Wraz z odurzeniem odchodziła i odwaga.
- Odpowiedzi. – Głos zielonookiego chłopaka zdawał się nigdy nie tracić spokoju.
Jego właściciel był naprawdę... ładny. Hipnotyzujące wejrzenie dwóch szmaragdów, robiących za oczy, dosłowna dżungla włosów, ładne rysy twarzy. Bella zamrugała, zdając sobie sprawę, że osoba, która ją uprowadziła, z sekundy na sekundę miała coraz większe szanse na zaistnienie w jej głowie jako... fantazja. Nocna, cudowna mara.
- Na jakie pytania? – zapytała, otrząsnąwszy się.
Chłopak widocznie zauważył, że przez te kilka sekund, podczas których czekał na odpowiedź, panna Swan przyglądała mu się z widocznym zainteresowaniem. Kącik ust zielonookiego uniósł się ku górze, formując na jego obliczu zawadiacki uśmieszek. Ręka wróciła do mieszania płynu, którego Bella nie zdołała zidentyfikować przez stół dzielący ją od kubka i tym samym tajemniczego nieznajomego.
- Ta kradzież nie wynikła z twojej intencji, prawda? Nic nie mów, to było pytanie retoryczne. Dla kogo pracujesz?
Źrenice dziewczyny zdawały się zwęzić. Palce wbiły się mocniej w poręcz.
Użycie epitetu „hipnotyzujące oczy” jak najbardziej nie było przesadzonym; dopiero w tym momencie było to dobrze widać. Bella zwyczajnie zapomniała. O wszystkim. O całym dramacie swojego życia. O tym, jak się tu znalazła. O swoich problemach. Popadła w dziwną nieświadomość i była pewna, że właściciel owych szmaragdowych oczu miał z tym coś wspólnego.
Nie mogła odpowiedzieć. Chciała – wiedziała, że mogą jej pomóc. Ale nie mogła, bo zdawała sobie sprawę, że oni dotrą do jej rodziny, nim ta zdąży choćby się obejrzeć.
- Powiedziałabym ci – zaczęła z dziwną dla siebie odwagą, wpatrując się w ślepia rudzielca – lecz to nie moja tajemnica.
Całkowicie nieświadomie dziewczyna zacytowała słowa z jednego z odcinków pierwszej serii serialu, którego fabułę jeszcze kilka lat temu śledziła z wypiekami na twarzy, siedząc na kanapie w salonie domu, który zamieszkiwała wraz ze swą matką. Roswell: W kręgu tajemnic. Niemal automatycznie w jej gardle pojawiła się ciężka do przełknięcia gula.
Chłopak mruknął coś pod nosem, nie zaprzestając zataczanie kolistych ruchów łyżeczką w kubku.
- Jesteś z FBI? – zapytała w pewnym momencie, niezbyt inteligentnie.
Cisza panująca w tym dziwnym pomieszczeniu, przez którą przebijały się jedynie oddechy i systematyczne dźwięczenie łyżeczki uderzającej o naczynie wręcz ją dusiła. Niechże on wreszcie się odezwie! Balansowanie na granicy szaleństwa nigdy nie było zbyt bezpieczne.
- Może.
- Z policji?
- Może.
- Masz zamiar długo mnie tu trzymać?
- Może.
Po uzyskaniu identycznej odpowiedzi na kolejnych kilka pytań, Bella zmarszczyła nos, rozluźniając uścisk palców na krawędzi krzesła. Z chwili na chwilę narastała w niej frustracja; nie była ona jednak w stanie przyćmić głęboko zakorzenionego w dziewczynie strachu.
Widząc to, chłopak zaprzestał swej czynności, nie spuszczając z niej wzroku.
- Powiedziałbym ci, lecz to nie moja tajemnica – niczym echo powtórzył wcześniejsze słowa panienki Swan, odmieniwszy je jednak przed tym.
Zielonooki nieznajomy położył łyżeczkę na stole, unosząc kubek do swoich ust. Upiwszy jeden łyk z naczyniem przy ustach, przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Bellę. Dziewczyna czuła się coraz bardziej zmieszana. Zmieszana?! Winna trząść się za strachu! Szukać każdego możliwego sposobu na ucieczkę! A ona...
Gałki oczne chłopaka wywróciły się nagle do tyłu. Runął jak długi na podłogę, zupełnie bezwładnie. Zgasło światło. W tym samym momencie do uszu dziewczyny doszedł dźwięk zbijanego szkła. Czyżby to kubek z ową tajemniczą zawartością roztrzaskał się na podłodze? Nie zdążyła krzyknąć; jej usta została skutecznie zakneblowane czyjąś ręką. W ciemności błysnęła para szkarłatnych oczu.

- Ojcze Nikodemie, ja...
Bella od dłuższego już czasu, siedząc w pędzącym drogą aucie, próbowała się tłumaczyć. Problem jednak polegał na tym, iż nie wiedziała, co ma powiedzieć i zacinała się już po góra trzech wyrazach. Bo co miałaby rzec? Że mimo rocznej praktyki i wszelkich ostrzeżeń, jak i rad, które usłyszała, dała się podejść w tak głupi sposób? Że nie potrafiła sobie poradzić z jedną, jedyną osobą?
Dziewczyna objęła się ramionami, sapnąwszy. Nagle w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki.
- Gdzie byłeś?! Zawsze, gdy coś mi groziło i widziałeś, że tym razem sobie nie poradzę, spieszyłeś z pomocą! A teraz? Mogli mi zrobić krzywdę!
Mężczyzna siedzący za kierownicą zatrzymał nagle auto. Dziewczyna nie mogła dostrzec jego oczu przez ciemne okulary. Twarz, robiąca za wenecką maskę, nie wyrażała żadnych emocji.
- Przecież cię stamtąd wydostałem, drogie dziecko. O co więc ci chodzi, Isabello?
Panna Swan nie umiała jednak tego wyjaśnić. Czuła się dziwnie. Jej żyłami, prócz krwi, zdawała się płynąć adrenalina. Ciągle miała przed oczyma owe czerwone ślepia. Owinąwszy się ciaśniej rękoma, zacisnęła powieki. To był majak. Zwykły majak. Skutek nadmiernego strachu i życia w ciągłym stresie. Spokojnie, spokojnie.
- Nie wiem, Ojcze. Nie wiem.
Usta brązowookiej opuściło ciche sapnięcie. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu, wspierając ją o siedzenie.
- Wysiadaj.
I od razu poderwała ją ku górze, jednocześnie otwierając oczy.
- Słucham?

Przecież musi gdzieś tu być...
Ręce Belli błądziły po parapecie, co chwilę unosząc jedną z doniczek w poszukiwaniu kluczy. Doniczek, mających w sobie jedynie wyschłą ziemię i uschnięte pozostałości czegoś, co być może kiedyś mogło nazywać się kwiatem.
Ojciec Nikodem odstawił ją nieopodal Forks bez słowa. Jedynym pożegnaniem z jego strony było zamknięcie za nią drzwi.
W końcu palce dziewczyny poczuły pod sobą metal.
- Jest! – Ucieszyła się, szybko wkładając klucz w zamek.
Po rozwarciu się drzwi, zamiast wchodzić, stanęła, niczym wmurowana w ziemię. Wiedziała, że Charlie nie jest zbyt dobrym gospodarzem, aczkolwiek nigdy nie sądziła, że zdoła zapuścić ten dom aż tak bardzo. Podłogi, dywany, meble, lustra, lampy... wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. Na oknie wisiała pajęczyna, z której zdawał się uśmiechać do szeregu zawiniętych w nią much, pająk. Panna Swan z przerażeniem wodziła wzrokiem po każdym centymetrze kwadratowym podłogi, pod którą słyszała dziwne chrobotanie.
Noc zapadła już dawno, toteż wszechobecne ciemności jedynie wzmogły cały strach mieszczący się w drobnej sylwetce dziewczyny, rozpaczliwie szukającej włącznika światła. Który, oczywiście, znalazła. I który – jakże by inaczej! – nie działał.
Nieprzyjemną ciszę, przerywaną jedynie przez owe podejrzane chrobotanie, bezlitośnie przerwał krzyk Belli. Tuż przed nosem ciemnookiej przebiegł szczur, albo sporych rozmiarów mysz. Nie było jednak dane jej rozwodzenie się nad tym tematem. I wcale nie chodziło o to, że nie miała najmniejszego zamiaru tego robić.
Dziewczyna została przyciśnięta do ściany stanowczym ruchem silnych ramion. Oślepiło ją światło latarki.
- Hah! Nie przewidziałeś tego, złodziejaszku, hę?!
Faktycznie, miała kaptur zaciągnięty na głowę. Ale żeby zaraz posądzać ją o bycie złodziejem? I to w dodatku facetem-złodziejem?
Isabella, z trudem teraz oddychająca, zmrużyła oczy.
- Tato, to ja, Bella, wyłącz tą cholerną latarkę!
- Co znowu za... Bella!
Po długo trwającej tyradzie, zawierając w sobie zarówno przeprosiny doń kierowane, jak i wyrzuty, dotyczące tego, iż jego jedyna córka tak rzadko go odwiedza i w dodatku o tak późnej porze, Charlie dopuścił w końcu do głosu adresata całego tego monologu.
- Przepraszam, tato... Ja... Mogę zostać na noc?
Zarośnięta twarz mężczyzny wykrzywiła się w łagodnym, niemal niedostrzegalnym uśmiechu. Brązowe oczy, tak podobne do jej własnych, zdawały się lśnić ciepłem i serdecznością.

Charlie o nic ją nie pytał. Był zbyt wzruszony tym, że raczyła odwiedzić swego staruszka. Dziewczyna była mu za to dozgonnie wdzięczna. Od razu ruszyła do pokoju, w którym zwykła sypiać tu na wakacjach, parę lat temu, gdy jeszcze w ogóle przyjeżdżała do Forks. Nie potrafiła pohamować łez, które spłynęły po jej policzkach w momencie, w którym stanęła u progu otwartych na oścież drzwi. Podczas gdy cały dom wyglądał jak jeden wielki syf, wyglądem jej pokoju nie pohańbiłby się nawet największej sławy pedant.
Odkurzone, czyste dywany, wyprane firanki w oknach, niedawno farbowane ściany, czysta pościel, duża biblioteczka pełna książek, szafa, działająca (!) lampa, biurko, stojący na nim komputer.
Wszystko starannie rozłożone po całym pomieszczeniu, jakby przygotowane na przybycie jakiegoś ważnego gościa.
Ojciec już spał, gdy Bella, oparłszy się plecami o ścianę, zjechała po niej. Ręce niemal machinalnie objęły kolana, w których ukryła się głowa marnotrawnej córki.
Ostatnio była tu dobre pięć lat temu. Pięć lat, podczas których dzwoniła jedynie na święta, bądź na urodziny, imieniny, czy też inne okazje. W ostatnim roku częstotliwość jej telefonów zmalała do liczby dwóch. Była okropną córką dla swego ojca, jednocześnie ratując poprzez to życie swej matki.
A on? Przez cały ten czas czekał na nią. Dbał o jej pokój, jak o żadne inne pomieszczenie w tym domu. Niezmiennie od pięciu lat. Pięciu samotnych lat.
Swan uniosła zalaną łzami twarz, wbijając wzrok w wiszący na przeciwległej ścianie zegar. Wskazówka zbliżała się do pewnej specyficznej godziny. Nie śpieszyła się, ani też celowo nie zwalniała. Czas płynął jak zawsze, niezmiennie.
W gardle dziewczyny stanęła dziwna, ogromna gula. Drugi już raz tego dnia.
Trzecia trzydzieści trzy.

* Tekst z, bodajże, któregoś odcinka Dr House’a. O ile nie myli mnie pamięć. Nawiązanie do stereotypu głoszącego, że podobno gdy kobieta mówi „nie” tak naprawdę ma na myśli „tak”.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ekscentryczna. dnia Pią 20:48, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:12, 15 Sie 2010 Powrót do góry

No i znów jestem pierwsza. Ja już myślałam że ten ff będzie przewidywalny itp. ale się myliłam. Nawet mi się podoba choć jest dużo pytań bez odpowiedzi.
Kim jest ten zielonooki mężczyzna<Edward>ale kim on jest, jakie ma zadanie. I co on właściwie wypił, po co porwał Belle. A ten ojciec Nikodem?? co on właściwie robił podczas nieobecność Belli. A tak poza pytaniami to fajnie że Bella wróciła do Forks, ale co teraz stanie się z jej matką?? I podoba mi się że nie ma ciągłego tekstu tylko są akapity. Dla ciebie wielki plus, bo o wiele lepiej się czyta.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział i czym mnie zaskoczysz.
Weny, weny i jeszcze raz weny.
B. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:08, 30 Wrz 2010 Powrót do góry

Dziękuję, behappy! :)

Niestety, rozdział III nie ukaże się przed październikiem... Szczerze mówiąc nawet go nie zaczęłam. Mam po prostu o wiele mniej czasu i wychodzi na to, że rozdziały będą ukazywały się tak rzadko, jak dotychczas.
Przepraszam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ekscentryczna. dnia Czw 21:09, 30 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Sleeping_Beauty
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 17:28, 08 Paź 2010 Powrót do góry

Więc, zrobiłaś na mnie niesamowite wrażenie. Wyskakujesz z niecodziennym pomysłem, niesamowitym wykonaniem, pięknym stylem i ... och, nie mam chwili na rozpływanie się w zachwytach, ale od dzisiaj jestem Twoją Wielką Fanką. Sporo mi czasu zajęło, zanim zaczęłam to czytać, ale gdy już to zrobiłam... jestem zauroczona. Zasadniczo, czekam niecierpliwie na dalszy ciąg, i oczywiście na więcej Edwarda!:) Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin