FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Noc i dzień [NZ][+18] rozdział 5 - 19.09 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 22:33, 12 Lut 2010 Powrót do góry

Panie i panowie, ponownie wraz z Nieznaną, mam przyjemność przedstawić nasze kolejne "dziecko". Tak, wiem, brzmi to dość zabawnie, ale nam po prostu świetne pomysły do głowy przychodzą.
Tak więc, zapraszamy serdecznie do lektury naszego autorskiego dzieła i mamy nadzieję, że się wam spodoba Wink
Opowiadania dostępne również na chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]

oznaczenia:
OOC AU AU/AH +18 NZ

beta: nieznana

Image




Prolog


Wyścigi były ich pasją, dodawały wiary i sił. Wiary na lepsze jutro, sił by powrócić do szarej rzeczywistości. Całe ich życie kręciło się wokół tego. Wokół adrenaliny, zabawy i zwycięstw. Nic nie dawało takiego samozadowolenia. Dzień w dzień, minuta za minutą. Coraz szybciej, coraz dalej, coraz mocniej. Dla nich liczyło się tylko to. Nie było niczego, co mogło równać się z emocjami towarzyszącymi rywalizacji, jazdy z zawrotną prędkością i adrenaliną wywołaną przez świadomość łamania prawa.
Pod osłoną nocy na mało uczęszczanych ulicach zaczynało się ich życie, ich drugie prawdziwe ja.
Dociskając pedał gazu i trzymając mocno kierownicę w zaciśniętych dłoniach, wiedzieli, że choćby najmniejszy błąd może kosztować ich życie. Jednak to ich tylko bardziej nakręcało, ta świadomość, władza, decyzja. Życie lub śmierć. Nie przerażał ich ostateczny koniec. Nie przerażało ich niebezpieczeństwo, byli niezwyciężeni. Doskonali w swojej doskonałości. Perfekcyjnie w choćby najmniejszym ruchu. Będąc mistrzami siebie samych. Nikt, ale to nikt, nie był wstanie ich pokonać.
Byli, tak zwanymi, pewniakami. Zawsze pierwsi na mecie, zostawiając innych daleko w tyle.
Dziewczyna mieszkająca w pochmurnym Seattle i chłopak na drugim końcu kontynentu. Ogień i woda. Kobieta i mężczyzna. Na pierwszy rzut oka tak różni, a jednak tyle ich łączy. Wspólne pasie, zainteresowania, styl życia. Za dnia spokojni, przemykają przez szkolne korytarze w zdobywaniu wiedzy, która i tak wyleci im do wieczora z pamięci. Jak tylko słońce zajdzie, ich natura się odzywa, adrenalina napływa do żył i zabawa się zaczyna. Co wieczór ci młodzi ludzie oddają się przyjemności, jaka płynie z alkoholu, dopalaczy i innych magicznych substancji. Taka mała odskocznia, jak to oboje nazywają. Ich sposób na stres…

Rozdział I:

Czym dla niej były wyścigi?
Właściwie można by powiedzieć, że jest to jej całe życie. To co kocha. Niewiele rzeczy i osób zasługiwało na jej miłość.
Uwielbiała szybkie samochody, przystojnych mężczyzn oraz adrenalinę związaną z łamaniem prawa. Gdyby jej rodzice żyli, prawdopodobnie zabraliby ją w jakieś miejsce, gdzie zapomniałaby o takich głupotach.
Ale czy głupotą można nazwać całe życie? Odkąd jej rodzice zostali zamordowani, wplątała się w serię niefortunnych zdarzeń. Problemy narkotykowe, alkoholowe – to wszystko nie wpływało dobrze na jej szkolną karierę. A miało być tak pięknie...
Tylko wyścigi jej zostały. Tu miała swój świat, chłopaka, przyjaciół, który był jej i tylko jej. I z całą pewnością nie chciała, by ktokolwiek to zepsuł.

Dzień jak co dzień.
Znowu pani Smith się będzie czepiać mojego stroju. Czy to moja wina, że chcę wyglądać jak normalna dziewczyna, a nie jak jakiś niechluj? Zresztą mój dzisiejszy ubiór był całkiem normalny.
Miałam na sobie wysokie, wiązane buty, krótką, dżinsową mini oraz zwykły top. Nic specjalnego. To tylko ja – Bella Swan.
Wysiadając ze swojego sportowego samochodu, jak zwykle zwróciłam na siebie uwagę półgłówków z młodszych klas. Czasem zastanawiałam się, czy oni udają, czy naprawdę są na tyle niemądrzy, by sądzić, że kiedykolwiek na nich spojrzę inaczej niż z pogardą.
Gdy tylko przeszłam kawałek, powitał mnie, jak co dzień, głośny ryk srebrnego lamborghini.
- Cześć, kochanie – poklepałam karoserię i zatrzepotałam rzęsami, gdy z auta wysiadł mój chłopak.
Kochałam jego mięśnie, które zawsze opinał czarny podkoszulek i sposób w jaki na mnie patrzy każdego dnia. Po prostu kochałam jego i nikt inny się nie liczył.
- Cześć. - Podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Niejedno mieliśmy już za sobą. Wspólne ucieczki przed policją, niebezpieczne wyścigi na trudnych trasach – wszystko to sprawiało, że byliśmy jeszcze bardziej związani ze sobą. Niejedno przeszliśmy i z pewnością nie był to koniec naszych przygód.
Ruszyliśmy przez parking w kierunku budynków szkoły. Nie należeliśmy do plebsu. Dzięki wyścigom i narkotykom mieliśmy dużo pieniędzy. Dodatkowo stryj Jacoba był jednym z czołowych „biznesmenów” miasta. Byliśmy na szczycie popularności, zarówno w szkole, jak i nocnego życia Seattle. Mój facet był królem tutejszych ulic, był najlepszy i niepokonany. Jak dotąd nikomu nie udało się odebrać mu zwycięzca. Miał swoją bandę od brudnej roboty. A ja? Ja byłam jego króliczkiem, może i zabawką, ale kochał mnie. Miałam zawsze się świetnie prezentować i przyćmiewać pozostałe laski swoim wyglądem. Być może świadczyło to o mojej próżności, ale nie dbałam o to. Robienie za królową pasowała mi niesamowicie i przychodziło z niezwykłą łatwością.
Gdyby ktoś, przed śmiercią rodziców, powiedział mi, że będę paradować w mini po szkolnych korytarzach, z pewnością wysłałabym go na leczenie psychiatryczne. Ja? Z dobrego domu, raczej nieśmiała, mająca świetnie wyniki w nauce? Niemożliwe. Tak myślałam, a tak wiele się zmieniło.
Moja przeszłość była mroczniejsza niż niejednego dorosłego. Mam 18 lat, a za sobą 2 odwyki od narkotyków i 3 alkoholowe. Pięć razy wylądowałam w szpitalu po próbie samobójczej. Ciotka, która mnie wychowywała, często się załamywała. Nie dawała rady z nieposłuszną siostrzenicą. Gdy wreszcie jej oświadczyłam, że koniec z okaleczaniem, wydawała się być zadowolona. Niestety uśmiech z jej twarzy zniknął, gdy wróciłam pewnej nocy w asyście ryku sportowego samochodu, a do drzwi odprowadził mnie potężnie zbudowany wyrostek. Zaczęła się bać, że trafiłam w nieodpowiednie towarzystwo. Poniekąd miała rację. Ale tam był mój szczęśliwszy świat, gdzie nie czułam bólu po stracie rodziców. Nie uważałam się za kogoś złego, po prostu zaczęłam żyć na krawędzi, tak by nie płakać na starość, że nie przeżyłam wszystkiego. Zmieniłam diametralnie swoje postępowanie, gdyż było mi to potrzebne. Adrenalina, ryzyko – to sprawiało, że czułam się naprawdę spełniona.
Wkroczyliśmy na szkolny korytarz, jak to mieliśmy w zwyczaju, całą paczką. Oprócz mnie i Jacoba należeli do niej ludzie, którym mogliśmy ufać. Tak naprawdę w szkole każdy wiedział, czym poszczególne grupy się zajmują. Oficjalnie się o tym nie mówiło, ale o wyścigach miał pojęcie każdy. Była to bardzo bezpieczna opcja. Dzięki temu, że nikt nie wypowiadał się głośno, byliśmy nie do złapania. A każdy, kto chciałby puścić farbę, wiedział, jakie mogą go za to spotkać konsekwencje. Dużo osób było zastraszonych, bali się nas.
Szłam, rozmyślając, wprost do klasy odprowadzana zarówno przez chłopaka, jak i przez ciekawskie oczy pozostałych uczniów. Nigdy nie kryliśmy się z czułościami, więc tym razem, też niespecjalnie większość dziwiło to, że Jacob trzymał mnie w pasie swoim umięśnionym ramieniem i dłonią delikatnie masował po brzuchu. Zawsze wobec mnie był opiekuńczy i łagodny, jednak dla innych był twardy i niezwyciężony. Nie było nikogo takiego drugiego w naszym liceum, a nawet i w całym Seattle. Nigdy na nim się nie zawiodłam. Kiedyś jeden z drugoklasistów nazwał mnie dziwką.
Biedny, po godzinie chodził już bez zębów i z poobijanymi żebrami. Pod tym względem Jake był jak lew, który broni swego stada i swojej wybranki. Nie rozumiałam podejścia niektórych ludzi.
Brali nas za kogoś złego. Ale czy naprawdę byliśmy źli, skoro tylko znaleźliśmy alternatywny sposób na życie? To z pewnością było lepsze niż siedzenie całymi dniami przed grami komputerowymi, czy też włóczenie się po okolicznych galeriach handlowych. Lubiłam zakupy, nie powiem, ale nigdy nie potrzebowałam sponsora. Byłam samowystarczalna, gdyż posiadałam spory spadek po rodzicach. Po roku od ich śmierci i zdaniu prawka kupiłam sobie pierwszy w życiu samochód. Było to zwykłe audi a3, jednak jego sportowy charakter mnie oczarował. W tamtym czasie wiele razy mijałam na ulicach piękne, podrasowane i szybkie wozy. Byłam tym zaciekawiona, jednak nie miałam wtedy tyle odwagi, co dziś, by znaleźć jakiś sposób na zagadanie kierowców tych cudeniek na kółkach. Lecz pewnego dnia wszystko się odmieniło. Pchnięta głupotą i ciekawością poszłam raz do klubu, przed którym widziałam właśnie te wozy. Ubrana w krótką, wyzywającą sukienkę bez trudu znalazłam się w centrum zainteresowania płci męskiej. Szybko również się upiłam i prawie straciłam świadomość. Ostatnie, co pamiętałam, były czyjeś silne ramiona, które mnie stamtąd wyniosły wprost do srebrnego, sportowego samochodu. Obudziłam się wtedy na czyimś łóżku z pękającą od bólu głową.
- Leż – usłyszałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mięśniaka o niesamowicie łagodnym wyrazie twarzy.
Nie pojmowałam, co się stało, jednak on mi wszystko spokojnie wytłumaczył. Na szczęście okazało się, że z jego strony nic mi nie groziło. Tak naprawdę, to uratował mnie przed losem zgwałconej dziewczyny. Gdy tylko z kumplami zrozumieli, co się kroi, postanowili interweniować.
Tak poznałam Jacoba Blacka.
Może narkotyki, to nie była święta rzecz, ale nigdy nie traktowaliśmy tego jak zabawki.
Ja miałam złe wspomnienia z przeszłości, a on pilnował, by koszmar nie wrócił.
Nagle skręciliśmy w prawo, w wąski korytarzyk, który prowadził do kantorka woźnego.
- Co się...? - nawet nie zdążyłam dokończyć, gdy mój facet przycisnął mnie do ściany i wsadził język do ust. Oddałam się przyjemności z pasją, kiedy brutalnie nam przerwano.
- Swan! Black! - zagrzmiał głos. - To nie jest miejsce na obściskiwanie się w tak obsceniczny sposób.
Pani Smith była bardzo zła. Odsunęliśmy się od siebie lekko.
- Przepraszamy – powiedziałam cicho. Nie miałam zamiaru żałować, nic z tego. Często robiliśmy tego typu rzeczy na korytarzach, bo nie musieliśmy się kryć z naszym uczuciem.
Jednakże dawne wychowanie nakazywało mi podświadomie przeprosić, więc to zrobiłam.
- Następnym razem wyślę was do dyrektora. – Minęła nas i skierowała się w kierunku pokoju woźnego. Po chwili jednak się zatrzymała i odwróciła. - I Isabello, zacznij ubierać się mniej wyzywająco. Nasze miasto nie może narzekać na brak zboczeńców niestety.
Gdy odeszła, przewróciłam oczami, jednocześnie łapiąc Jacoba za koszulkę i przyciągając go do siebie.
- Niegrzeczna dziewczynka – szepnął mi na ucho, wsuwając mi ręce pod koszulkę.
- I kto tu jest niegrzeczny – pisnęłam, kiedy poczułam jego dłonie na plecach.
Chwilę jeszcze się całowaliśmy, ale przeszkodził nam dzwonek. Kto wie, może doszłoby wtedy do czegoś więcej. Seks w szkolnej toalecie w każdym razie był już na liście rzeczy zrobionych. Mój pierwszy raz również przeżyłam z Jacobem, po tygodniu znajomości. Było to niesamowite doświadczenia, ale tak było zresztą za każdym razem. Czułam podświadomie, że jesteśmy idealnie dopasowani, na każdej płaszczyźnie życia.
Poszliśmy na lekcje. Pierwsza była biologia.
- Ugh – jęknęłam, gdy przypomniałam sobie o teście na pierwszej lekcji. Jednak przytuliłam się do Jacoba i odegnałam tę myśl.
Niestety następne trzy lekcje mieliśmy osobno. Wolałam, gdy był przy mnie. Czułam się wtedy bezpieczniej i było mi tak... błogo.
Gdy szłam, silne ręce zacisnęły mi się na talii. Nawet się nie odwróciłam, a już poczułam na karku jego ciepły oddech.
- Tęskniłem – powiedział lekko.
- Głuptasku, myślisz, że ja nie?
- Myślę, że też tęskniłaś. - Przytulił mnie mocno. Podeszliśmy z pełnymi już tacami do naszego stolika, przy którym siedziała już cała paczka.
- No, robaczki, dziś wyścig – powiedziała entuzjastycznie Rosalie, moja najlepsza przyjaciółka. Była bardzo piękna, jednak nie lubiła się wychylać poza mnie, gdyż głęboko w środku była nieco nieśmiała i strachliwa. - Ciekawe co za idiota i nowicjusz wyzwie cię na pojedynek.
- Nie wiem, ale ten ktoś może mieć pewność, że skopię mu tyłek... - odpowiedziałam, uśmiechając się złośliwie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie_lullabell dnia Pon 14:47, 20 Wrz 2010, w całości zmieniany 7 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:17, 12 Lut 2010 Powrót do góry

Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że czytałam już coś podobnego.
Tekst jest ciekawy. Chociaż zgaduję, że pojawi się Edward, który będzie się chciał z nią ścigać. Bella z czasem się w nim zakocha, a Jacob zostanie odrzucony. Mam wrażenie, że jest to kolejny tekst o podobnej fabule, co zwykle.
Chyba, że się mylę. Zobaczę, co będzie dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 0:44, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Hej,

zacznę od tego, że bannerek tego opowiadania chodził za mną długi czas Wink Kiedy więc zobaczyłam to opowiadanie, natychmiast się za nie zabrałam. Spodziewałam się czegoś na miarę m.b & Pernix, jednak pierwszy rozdział raczej mnie... rozczarował.

Po pierwsze, zupełnie nie rozumiem tego początku pisanego w trzeciej osobie. Jest trzecia, cały czas ona i ona, aż tu nagle ona zmienia się na ja. Żadnego oddzielenia, ani nic. To już wprowadziło sporo zamieszania.

Annie_lullabell napisał:
Robienie za królową pasowała mi niesamowicie i przychodziło z niezwykłą łatwością.

To wydaje mi się naciągane... Nie wiem, jak jest u was w szkole, ale w mojej zły nie równa się popularny. Te "łobuzy" i inni narkomani trzymają się niezauważalnie na uboczu.

Cytat:
Mam 18 lat, a za sobą 2 odwyki od narkotyków i 3 alkoholowe. Pięć razy wylądowałam w szpitalu po próbie samobójczej.

No bo co to takiego... Zero emocji? Naprawdę, ja myślę, że ktoś po tylu odwykach jednak coś by dodał. Aha, i liczby w tekście piszemy słownie.
I jeszcze jedno mnie zastanawia - ile miała lat, kiedy zaczęła brać? Bo żeby iść na odwyk to nie jest tak, hop siup. Najpierw trzeba się uzależnić, potem jeszcze formalności. A dwunasto- czy trzynastolatka w roli narkomana niekoniecznie do mnie trafia.

Cytat:
- Co się..? - nawet nie zdążyłam dokończyć, gdy mój facet przycisnął mnie do ściany i wsadził język do ust.


Po "się" trzy kropeczki.

Ogólnie zabrakło mi trochę więcej wyścigów, na które miałam straszną ochotę, więc z pewnością tu wrócę Wink No i to pierwszy rozdział. Mogło wprawdzie być trochę więcej akcji, ale na początek jest nieźle. Na pewno trudno jest pisać o rzeczach, o których nie ma się pojęcia, tak, jak bycie byłym narkomanem...

Dobra, coś jeszcze o postaciach. Rose jest wręcz urocza Wink Pewnie i ona ma jakieś miejsce w wyścigowym światku? Podoba mi się też Jake. Taki niegrzeczny chłopiec, to wam wyszło fantastycznie, aż sama mam na takiego ochotę Wink Tylko Bella mnie odrzuca. Przepraszam! Ale ona jest naprawdę irytująca. Niemniej mogę ją znieść dla Jake'a Wink

Mam nadzieję, że nie powiedziałam za dużo i was nie zniechęciłam,
I.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invisse dnia Sob 0:48, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 1:08, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Hym... muszę przyznać że ciekawy pomysł na FF . A i niech zgadnę ten który chciał się z nią ścigać to będzie Edward, on wygra, ona się w nim zakocha, on okaże się grzecznym chłopczykiem i naprowadzi ją na prostą.
Ciekawe czy zgadłam, no cóż przekonamy się jak napiszesz dalszą część Wink
No to dodawaj jak najszybciej dalszy rozdzialik bo chce sprawdzić czy z chodziarz jedną sugestią trafiłam ;pp

pozdrawiam
V. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 10:59, 13 Lut 2010 Powrót do góry

to ja też coś dodam od siebie :P
Cytat:
Wspólne pasie, zainteresowania, styl życia.
wspólne pasje

a teraz komentarz właściwy... w zasadzie czytałam całkiem podobny ff... znaczy zasada ta sama - różnice w paru szczegółach... zresztą nieważne... skończmy dziwne dywagacje Wink
nie wiem dlaczego, ale przez te skąpe stroje całość przypomina mi "Tokio Drift" - nie pamiętam całej nazwy filmu, ale jeśli ten ff będzie tak samo dynamiczny to kupuję w całości i bezproblemowo...
nie bardzo mi się podoba kreacja Belli w ten sposób... i to nie kwestia tego, że przyzwyczaiłam się do Belli niesmiałej i tak dalej... to jest sztuczne po prostu - a może po prostu miało być sztuczne, bo ten domek z kart na kiepskich fundamentach runie... nie wiem co zamierzacie, ale z miłą chęcią zobaczę na własne ślepe oczy :)
rozbawiło mnie, gdy Bells poczyniła uwagę, iż Panna Rosalie jest w głębi nieśmiała - normalnie płakałam przez chwilę... naprawdę robi sie zabawnie Wink
bardzo dobre opisy... spokojne i zrównoważone, ale zauważyłam coś niefajnego - nadużywasz słowa adrenalina - nie są to powtórzenia, ale jednak odnosi się po pewnej chwili takie wrażenie jakbyś je wałkowała...
no nic to - podoba mi się, więc wypada życzyć porządnego Zmotoryzowanego Wena... (a - jakbyście miały problemy z samochodami to mój chłopak startuje w rajdach i takich dziwnych różnych - mogę załatwić całkiem wiarygodne informacje :) )

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
` Coco chanel .
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33

PostWysłany: Wto 18:09, 23 Mar 2010 Powrót do góry

Za mną również bannerek chodził przez długi czas. Wink Gdy tylko wstawiłaś prolog i rozdział pierwszy przeczytałam, lecz, nie bijcie, pozostawiłam bez komentarza. Szybko to nadrabiam. Wink
Otóż, mi się podobało. Nie czuję się ani trochę rozczarowana. Wink Skończyłaś akurat w takim momencie... ech. Ja liczyłam na jakiś wyścig, a tu bach! Koniec. Wink Zgaduję, że w następnym rozdziale pojawi się Edek. Mam nadzieję, że tak, ponieważ mimo wszystko jestem fanką parringu Bella & Edward. Wink

Czemu tak długo nie ma nowego rozdziału? ;( Ja cały czas czekam i regularnie sprawdzam, czy aby nie pojawiło się coś nowego. Mam nadzieję, że szybko pojawi się new chapik, bo dłużej już nie wytrzymam. Wink

Póki co nie mogę za dużo powiedzieć o postaciach. Coś więcej będę w stanie stwierdzić, dopiero po przeczytaniu nexta, bo zakładam, że takowy się pojawi, prawda?

Pozdrawiam i błagam venę, żeby trzymała się ciebie kurczowo jak małpiatka drzewa. Wink

EDIT: Jestem oburzona, serio. Jest tyle wejść, a komentarzy ni w cholerę. Ludzie! Skoro czytacie, może pozostawilibyście jakiś ślad po sobie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ` Coco chanel . dnia Wto 18:13, 23 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 19:23, 23 Mar 2010 Powrót do góry

Dzięki za apel ;]
Cóż, dziewczyny, następny chap napewno sie niedługo pojawi, ale to zalezy od nieznanej, bo ona ma teraz kongo, więc nie wiem, kiedy wstawi.
Mam nadzieję, że wybaczycie.
Cóż, wszystko sie rozwinie. Teraz planuję zebrać siły i jeszcze przed testami coś napisać. Po testach, czyli pod koniec kwietnia obiecuję wam, że będą się tu częściej pojawiały rozdziały i ruszy to wszystko Cool
zapraszam do odwiedzania i czytania.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Sob 18:16, 27 Mar 2010 Powrót do góry

Chciałabym Was bardzo przeprosić za te opóźnienia. Powiem tylko tyle, że miałam niezłe zawirowania i w życiu prywatnym, i z komputerem, bo rozdział został już dawno napisany, ale nie miałam jak go wcześniej wstawić. Wiec miłego czytania i wielkie dzięki z góry za komentarze.

[link widoczny dla zalogowanych] <-tu również znajdziecie rozdział Wink

Chciałabym dodać również tutaj rozdział, ale nie mam pojęcia dlaczego nie mogę o.O Więc zapraszam na chomika


Pozdrawiam,
nz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Sob 18:24, 27 Mar 2010, w całości zmieniany 8 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:02, 27 Mar 2010 Powrót do góry

Króciutko... xP Czuję niedosyt. Widzę, że Edward jest ulepiony z tej samej gliny, co Bella Wink Opis wyścigów mnie urzekł, zafascynował, ale też... wzbudził wątpliwości. Te rangi są naprawdę czy tylko je wymyśliłyście? Niemniej, brzmi ciekawie Wink

Znalazłam kilka błędów - w pierwszym akapicie jest "dospał" zamiast "dostał" po dupie i potem "patrzcie ucieka" gdzie, jak mniemam, powinien być przecinek, potem "nie miłe" pisane osobno (powinno być razem) i, gdy Edward pyta o randkę... "zemną" - zgubiona spacja Wink
No i czy ramiona/ramionka mogą być słodkie...? Jakiś niedopasowany ten przymiotnik Wink

Pozdrawiam,
In.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invisse dnia Sob 19:03, 27 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
RazDwaTrzyMamCię!
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:01, 27 Mar 2010 Powrót do góry

Już przeczytałam i teraz zabieram się do komentowania

Bardzo podoba mi się to jak przedstawiłaś Bellę. Zarówno w zmierzchu jak i w wielu FF Bella jest taka cichą dziewczynką która we wszystkim potrzebuje pomocy. A tutaj kłopoty z alkoholem, narkotykami.. Taka bad girl Laughing A Edward? Też nie jest takim poprawnym, grzecznym chłopakiem. Takiego Edzia brakowało mi w zmierzchu.Tylko ciekawi mnie jak i czy w ogóle Bella zacznie kręcić z Edwardem skoro oboje mają 'partnerów' Wink. Strasznie spodobał mi się też pomysł z wyścigami. Taki niepowtarzalny.
Dodam także, że bardzo lekko czyta się to FF i ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział. Weny życzę .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez RazDwaTrzyMamCię! dnia Sob 20:08, 27 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 19:44, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

Z pwoodów technicznych, zedytowałam post i wstawiam 2 i 3 rozdział. ;]] Miłej lektury

Autorka - Nieznana
beta - Annie_lullabell

Rozdział 2:
PWE
Jedenasta godzina w sobotni wieczór, a ja znów siedzę na przybrudzonej kanapie u kumpla na
kompletnym odlocie. W oddali słychać dudnienie muzyki i głosy rozmawiających ze sobą ludzi.
Zabawa dopiero się rozkręca, ludzie przybywają, podchodzą do mnie, ściskają, gratulują. Ja tylko
siedzę na tej przybrudzonej kanapie kumpla i delektuje się swoją fazą. Nie wiem, kto do mnie właśnie
mówi, kto znów gratuluje, dotyka. Szczerze? Nie obchodzi mnie to kompletnie. Liczy się tu i teraz, i
fakt, że znów dałem popalić temu chujowi. James jest chyba najbardziej irytującą i wkurwiającą
osobą, która wepchnęła się do mojego życia. I co gorsza, rozgościł się w nim, jakby był u siebie! Stara
się uprzykrzyć mi życie na wszystkie sposoby. Ile już razu dospał po dupie? Ile razy pokazałem mu
swoją przewagę? No ile się pytam?! Normalny człowiek już dawno by sobie odpuścił, nie zniósł by
tyle upokorzeń, ale nie on. To nie tak, że jest kompletnym nieudacznikiem, chłopak ma potencjał na
dobrego kierowcę, ma spory zapał i dużo siana, ale brakuje mu techniki. Cały czas się łudzi, że zdoła
mnie prześcignąć. Za każdym razem ma nowy, lepszy samochód, o wiele lepszy od mojego, ale nadal
zostaje w tyle. Nie ważne jest auto, ale kierowca.
Znów wygrałem. Znów impreza na moją cześć. Znów jestem bogiem. I znów jestem na haju. Czy życie
nie jest piękne? Do dziś pamiętam smak mojego pierwszego zwycięstwa. To było zaraz po tym, jak
dostałem swoje prawko. Wcześniej nie mogłem brać udziałów w wyścigach, choć byłem już dobrym
kierowcą. Jest tylko jedna zasada. Musisz mieć zdane prawo jazdy, nie ważne, czy nadal je masz, czy
zostało ci one odebrane. Zdałeś kurs, możesz jechać. Tyle. Więc wziąłem pierwszy raz udział w
prawdziwym wyścigu, emocje były niesamowite. Jechałem ja, a moim przeciwnikiem był Laurent. Nie
był on specjalnie dobry, zaliczał się wtedy raczej do średniej klasy kierowców. Tak, są klasy. Ta
najlepsza to Elita, należę do niej ja, Victoria, Matt, Laurent i niestety James. Jest również klasa
średnia, do niej zalicza się największa grupa ludzi, bo jakieś osiemdziesiąt procent kierowców. I
ostatnia klasa początkujących. Jak da się już zauważyć, nie ma słabej klasy. Albo jesteś dobry, albo
wypadasz z gry – proste.
Mój wyścig był niesamowity. Prędkość, moc, adrenalina.
*****
- Edward, jedź ciągle zanim i na ostatniej prostej go wyprzedź. Pozwól mu poczuć wygraną i wtedy ją
odbierz. Rozumiesz, brachu? – Matt, mój starszy o rok kumpel, który wciągnął mnie w to wszystko
dwa lata temu. Od roku się ściga z innymi i jest coraz lepszy. Nie wiem, czy zdołam go kiedyś dogonić,
ale to stanie się moim celem na najbliższe miesiące, może lata. – Niech myśli, że zwycięstwo ma w
kieszeni, wtedy poczuje się zbyt pewnie. Pamiętaj, zaskocz go. – Ja tylko pokiwałem głową i wsiadłem
do samochodu.
Podjechałem na linie startu, równając się z Laurentem. Skubaniec był zbyt pewnym siebie, co było
jego słabym punktem, musiałem to wykorzystać. Ruszyliśmy…
Oczywiście pozwoliłem mu przejąć prowadzenie, jak Matt mi poradził i ciągle jechałem za nim. Przed
nami zaczynał się slalom. Z pięć ostrych skrętów w krótkich odległościach, najtrudniejszy kawałek
trasy, jak tu zawalę, to przegrałem. Wjechałem w pierwszy zakręt z prędkością stu siedemdziesięciu
jeden na godzinę, co było stanowczo za dużo, musiałem zwolnić, aby nie wypaść z toru, ale
jednocześnie dotrzymywać kroku Laurentowi. Nie było mowy, bym dał mu wygrać. Na drugim
zakręcie zaciągnąłem ręczny i wjechałem w niego, mocno go ścinając. Zrównałem się z nim, co
najwidoczniej mu się nie spodobało, bo od razu docisnął pedał gazu. Nie było to mądre posunięcie i
wykorzystałem jego pomyłkę. Laurent prawie wypadł z toru kiedy ja objąłem prowadzenie, jeszcze
tylko dwa zakręty i prosta.
Na mecie byłem dwadzieścia sekund przed nim. Wygrałem. To co wtedy poczułem z niczym nie można
porównać. Jakby… jakby cały świat zniknął, jakby niczego nie było… Jakby przyszłość i przeszłość nie
istniały… Jakby wszystkie kłopoty odeszły w niepamięć.
*****
- Ed, patrz na tego dupka – szepnął do mnie Matt, wyrywając mnie tym z zamyśleń.
Odwróciłem głowę w wskazywanym kierunku i zobaczyłem Jamesa. Moje ciśnienie momentalnie
podskoczyło.
- Co ten ch*j wyprawia? – syknąłem.
- Nie wiem, stary, ale on chyba próbuje poderwać Victorię.
- To akurat zauważyłem, ale czy mu życie nie miłe? Przecież jak to zobaczy Laurent, to wpadnie w
furię.
- Mi nie musisz tego mówić, jemu powiedz. – Kiwną głową na tego debila.
- Taa, jasne. Z chęcią zobaczę jak ten skurwysyn dostaje wpierdol.
- Ja stawiam na Laurenta, a ty? – spytał Matt, już znalazł pretekst do zakładów.
Czasem go nie rozumiałem, po co mu to? Zakład za zakładem wypieprza kasę w błoto, bo, ku***,
nigdy nie wygrywa. Ale on uparcie brnie w te bagno i co chwila się z kimś zakłada. A gdy mu mówię,
żeby przestał, to mnie dureń nie chce słuchać.
- Nie, dzięki – odpowiedziałem szybko, nie chciało mi się w dawać w tę dyskusję jeszcze raz.
- Ej, no weź. Czy ty nie umiesz się bawić?
- Umiem, ale nie czerpię satysfakcji z hazardu. No, chyba że z wyścigów.
Jeszcze przez chwilę obserwowałem Jamesa i Victorię, ale po kilku minutach zrezygnowałem z tego i
na nowo zacząłem upajać się swoją błogością. Nie trwało to zbyt długo, bo mój błogi stan został
przerwany krzykami i gwizdaniem. Rozejrzałem się i znalazłem źródło hałasu. Ludzie skupili się w kole
i głośno dopingowali kogoś w środku. Obejrzałem się, szukając Matta, ale nigdzie go nie było.
Wstałem z swojego miejsca i przedarłem do centrum zainteresowania. W środku walczyli James z
Laurentem. Po chwili podszedł do mnie Matt, z wielkim bananem a twarzy.
- Na kogo stawiasz? – spytał, licząc w dłoni banknoty.
Prychnąłem na jego dziecinne zachowanie i wkroczyłem do akcji. Próbowałem rozdzielić tych dwóch
zanim się pozabijają nawzajem. Nie chodziło mi o Jamesa, z chęcią bym pooglądał jak dostaje, ale żal
mi było Laurenta. Ostatnia jego walka skończyła się w szpitalu i nie, że on w nim wylądował. Miał
wielkie szczęście, że Peter nie wniósł zarzutów, bo jak nic, z jego kartoteką, wylądowałby za kratami.
Nie należał do świętych osób, ale kto tu należał? Każdy coś przeskrobał. Jednym się udało i nadal są
na wolności, innym niestety nie i siedzą w pierdlu. I właśnie to kochałem. Życie na krawędzi.
Jakoś udało mi się odsunąć od siebie tę dwójkę.
- Hej, luz! – rzuciłem do obu stron.
Stałem pomiędzy nimi i gdy James zaczął odchodzić, zwróciłem się do Laurenta.
- Nie warto się męczyć z taką szumowiną.
Niestety James to usłyszał i zwrócił się do mnie.
- Co powiedziałeś, Edi? – przekształcił moje imię, dobrze wiedząc, że tym mnie zdenerwuje.
- Nie jestem żaden Edi! – syknąłem jedynie i chciałem odejść.
- Patrzcie ucieka – zaczął James. – Boisz się mnie?
Wszyscy stali w milczeniu, wypatrując mojej reakcji. Odwróciłem się twarzą do niego i posłałem mu
groźne spojrzenie.
- Niby czego tu się bać? – zakpiłem sobie z niego. – Nawet tkanki mięśniowej nie masz, a bijesz jak
baba.
James się wpienił i nim zdążyłem zablokować jego cios, dostałem. Zaczął obkładać mnie chaotycznie
pięściami, bez żadnego planu. Z początku robiłem same uniki, nie chciałem wdać się w bójkę.
- Zaczął byś walczyć jak mężczyzna, a nie uciekał jak baba! – krzyknął wkurzony.
Jak chciał to niech ma. Walnąłem z całej siły w jego twarz zwiniętą pięścią. Zrobił kilka kroków w tył
trzymając się za nos i jęcząc. Po chwili zaczęłam mu płynąć krew. Przekląłem wkurwiony na siebie, że
dałem się tak łatwo sprowokować i chciałem odejść stamtąd jak najszybciej. Jednak James ocknął się i
rzucił na mnie całym ciałem. Wlecieliśmy na stół z przekąskami i wraz z nim przewróciliśmy się. Nie
zwracając na to uwagi, przetoczyliśmy się kilka metrów dalej, obkładając się pięściami.
Poczułem jak ktoś ciągnie mnie za kurtkę do tyłu, ale nie obchodziło mnie to. Byłem wściekły na tego
pedała, za zepsucie mi imprezy.
W pewnym momencie usłyszałem czyjś krzyk, nie zważałem jednak na to i dalej biłem się z tą
szumowiną. Po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk syreny radiowozu policyjnego. Obejrzałem się
zdezorientowany i wkurwiony. Jeszcze mi glin było trzeba.
- Kto wezwał psy?! – spytałem wściekle, ale już połowy ludzi nie było. Nawet Matt się zwinął ze swoją
panienką. Szybko zerwałem się z podłogi i rzuciłem do ucieczki przez tylnie drzwi. Już miałem je
otworzyć, gdy policjant za pleców krzyknął do mnie. Odwróciłem się z uniesionymi rękami, a drugi
policjant, który właśnie wchodził drzwiami za mną, skuł moje ręce zimnym metalem. Nie pierwszy raz
miałem na sobie kajdanki i pewnie nie po raz ostatni. Przekląłem w duchu swoje głupie zachowanie i
prowadzony przez policjantów wszedłem do radiowozu. Zdążyłem jeszcze zauważyć, że James też
siedzi w jednym.
Zasłużył skurwiel, pomyślałam i schylając głowę wsiadłem do samochodu. Rozejrzałem się po
wnętrzu, które nie pierwszy raz widzę i dopiero teraz zrozumiałem co się dzieje. Carlisle mnie zabije!
Znów odstawi te swoje moralne gatki i zabierze kluczyki do samochodu na najbliższy miesiąc! ku***!
Cullen, myśl na przyszłość! skarciłem siebie. Wdepnąłem w niezłe bagno. Znów będę musiał oglądać
zawiedzioną twarz Carlisle’a, gdyby jeszcze był na mnie wkurwiony, czy nawrzeszczał. To on tylko
odstawia te swoje wychowawcze gatki. A Tanya… O, cholera! Tanya! Mieliśmy dzisiaj się wspólnie
pouczyć! Znów będzie smutna i to przeze mnie. Cholera, wpakowałeś się Cullen.
Potrząsnąłem bezradnie głową i zwróciłem się w stronę okna. Jechaliśmy prze ulice, które dobrze
znałem. Nieraz jeżdżąc po nich przekraczałem, grubo, dozwoloną prędkość. Za rogiem była urocza
knajpka, do której zaprosiłem Tanyę na pierwszą randkę.
Uśmiech mimowolnie wpełzł na moją twarz, gdy przypomniałem sobie tamte chwile.
*****
Denerwowałem się cholernie przed tą rozmową. Nie chciałem się zbłaźnić, choć to mi nie wyszło.
Wziąłem pięć głębokich wdechów i ruszyłem korytarzem do grupki dziewcząt stojących nieopodal.
Oczywiście wszystkie obróciły się w moją stronę, ale ja byłem zainteresowany tylko jedną.
Była przepiękna. Jej długie, falowane i blond włosy otulały jej idealnie okrągłą twarzyczkę. Jej błękitne
i duże oczy, były jako niebo w pogodne i bezchmurne dni. Za każdym razem, gdy w nie patrzyłem,
tonąłem. Jej mały zgrabny nosek, lekko zadarty do góry i malutkie, różowe usteczka, które prosiły się,
by je pieścić. Zawsze gdy się śmiała, jej policzka nabierały różowych kolorów, a gdy się denerwowała
podgryzała wnętrze prawego policzka. I jeszcze ten słodki pieprzyk zaraz po lewej stronie noska. Jak
taki mały i niewinny pieprzyk mógł być taki seksowny, i pociągający zarazem?
- Cześć, Edward – powiedziała najsłodszym głosem jaki słyszały moje uszy. Napawałem się tym
dźwiękiem i jej widokiem, ale jakieś chichoty mi przeszkodziły. Wtedy zorientowałem się, że nie
jesteśmy sami, a ja jeszcze się nie odezwałem.
- Witaj – odpowiedziałem i zaczęłam zbierać swoje myśli. Myśl, Cullen! skarciłem się i postanowiłem
coś powiedzieć.
- Mam do ciebie takie pytanie… - zacząłem swobodnie. Tanya uśmiechnęła się do mnie zachęcająco,
więc mówiłem dalej.
- Czy nie chciałabyś… - dziewczyny nadal chichotały, a Tanya podgryzała swój policzek z nerwów.
- Myślałem, że może ty… że może my… no wiesz… - zacząłem się jąkać jak mały chłopiec, co jeszcze
bardziej rozśmieszyło koleżanki mojej piękności. Spiąłem się strasznie i ze zdenerwowania
przeczesałem swoje miedziane włosy, mierzwiąc je jeszcze bardziej.
Wziąłem głęboki oddech i nabrałem więcej odwagi, by to z siebie wyrzucić.
- Czy umówiłabyś się ze mną? – spytałem w czasie, gdy zadzwonił dzwonek. Modliłem się jedynie, by
usłyszała, ale ona pokręciła zawstydzona głową.
- Co mówiłeś, Edwardzie? – spytała lekko. – Nie dosłyszałam. – Wzruszyła bezradnie swoimi słodkimi
ramionkami.
Wtedy odezwała się jej koleżanka, Irina, jak się nie myliłem.
- Tanya, musimy już iść, mamy biologię, nauczyciel nas uziemi, jeśli się spóźnimy.
Dziewczyna tylko przytaknęła koleżance i pożegnała się ze mną szybko.
- Później porozmawiamy – rzuciła na odchodne i zniknęła za drzwiami klasy.
Chciałem walnąć w każdą szafkę po kolei.
- Weź się w garść, durniu! – powiedziałem do siebie i kilku przechodzących uczniów popatrzyła się na
mnie krzywo. Nie miałem już więcej lekcji, bo historia została odwołana, więc byłem wolny, ale nie
chciałem dać za wygraną i postanowiłem poczekać na nią. Złapać na parkingu szkolnym jak będzie
wyjeżdżać.
Wyszedłem ze szkoły i usiadłem za kierownicą swojego auta. Włączyłem jakąś muzykę w radiu i
zacząłem nucić pod nosem spoglądając z zegarka na szkolne drzwi i z powrotem na zegarek. Gdy było
coraz bliżej do końca lekcji, moje zdenerwowanie rosło. Ręce pociły się na kierownicy, a zimny pot
spływał po karku. Czekałem, aż wszyscy opuszczą szkolę i wpatrywałem się w nich, by dostrzec tę
jedyną i niepowtarzalną osobę. W końcu wyszła, jako jedna z ostatnich. Wziąłem głęboki wdech i gdy,
tylko rozstała się ze swoimi przyjaciółkami, podszedłem do niej.
- Hej – przywitałem się nieśmiało.
- Chciałeś porozmawiać? – spytała mnie, wyciągając kluczyki do samochodu z małej kieszonki
swojego czarnego plecaka.
- Tak – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej. – Chciałem zapytać już wcześniej, ale dzwonek mi
w tym brutalnie przeszkodził. – Zadziwiłem sam siebie, że powiedziałem to bez jąknięcia, ale jeszcze
najgorsza część przed mną.
- Chciałem spytać, czy nie zechciałabyś… umówić się zemną. – Nareszcie Cullen, pogratulowałem
sobie w myślach, że wreszcie to powiedziałem.
Spojrzałem na Tanyę, by zbadać jej reakcję, ale ona uśmiechała się do mnie szeroko a małe iskierki
tańczył w jej oczach.
- Z przyjemnością! – odpowiedziała trochę nazbyt entuzjastycznie i momentalnie spuściła głowę.
Zaśmiałem się szczerze uradowany z jej zgody.
- To może w sobotę o siódmej? – spytałem z nadzieją.
- Dobrze – zgodziła się i podała mi małą, białą, zwiniętą karteczkę.
Zmarszczyłem lekko brwi, ale ona mi wszystko wyjaśniła.
- Mój adres – powiedziała i wsiadła do samochodu. – Do zobaczenia, Edwardzie! – dodała na koniec
przez uchylone okno i odjechała.
Stałem tam jeszcze chwilę i chciałem odtańczyć taniec zwycięstwa. Umówiła się ze mną! To była
jedyna myśl w tamtej chwili. Radość rozpierała moją klatkę piersiową a nogi same ruszyły do auta w
podskokach.
To był pamiętny dzień dla mnie, a randka w sobotę była jeszcze lepsza. Oczywiście zbłaźniłem się
jeszcze kilka razy, ale za każdym razem, gdy słyszałem jej szczery śmiech, całe zażenowanie mijało, a
uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy. Mógłbym robić z siebie codziennie debli, tylko by była taka
szczęśliwa jak wtedy.
******
- Wyłaź – wyrwał mnie z wspomnień szorstki głos policjanta.
Nieporęcznie próbowałem wydostać się z samochodu, więc zniecierpliwiony policjant postanowił mi
pomóc, wyciągając mnie za fraki.
- Dzięki – rzuciłem jadowicie.
- Idź. – Popchał mnie w stronę drzwi.
Zostałem wprowadzony do poczekali, gdzie kazali mi czekać i zagrozili, bym nigdzie nie uciekał, bo
użyją broni. Jedynie wzruszyłem ramionami i usiadłem na jednym z plastikowych krzesełek.
Obejrzałem posterunek. Wyglądał jak każdy inny. Linoleum na podłodze, niebieskie, plastikowe
krzesełka w poczekalni, pancerna szyba na dyżurce i okratowane przejścia.
Zauważyłem Jamesa przechodzącego do pokoju przesłuchań. Posłał mi tylko wrogie spojrzenie i znikł
za drzwiami. Czekałem na swoją kolej.
****
Wyszedłem z pokoju wraz z Carlisle’m i wystawiłem ręce policjantowi. Ten rozkuł mnie i odszedł.
Potarłem bolące nadgarstki i odwróciłem się do ojca.
- Carlisle, ja… - Uciszył mnie gestem ręki i kazał iść do samochodu.
Wyszedłem z komisariatu i odetchnąłem z ulgą. Nasz prawnik udobruchał stronę Jamesa i sprawa
została umorzona. Jedynie miałem się do niego nie zbliżać. I jak zawsze mi się obrywa, jak ten ch*j
zaczął, ale nie chcieli mnie słuchać, bo to ja uciekałem i miałem mniejsze obrażenia.
Wsiadłem do mercedesa ojca i włączyłem muzykę, czekając na Carlisle’a. Nareszcie wyszedł, chciałem
wyczytać coś z jego twarzy, ale przywdział maskę obojętności. Dla bezpieczeństwa nie odzywałem się
przez całą drogę.

Autor - Annie_lullabell
beta- nieznana

Rozdział III

Nie mogłam się doczekać dzisiejszego wieczoru. Od dwóch tygodni zajmowałam drugie miejsce na czarnej liście najlepszych kierowców w Seattle. Pierwsze należało oczywiście do Jacoba. Byłam ciekawa, czy ktoś dziś spróbuje odebrać mój tron. Czasem zdarzali się śmiałkowie, którzy nawet wyzywali mojego faceta. Oczywiście przegrywali i zazwyczaj prędko musieli wyjeżdżać z miasta. Ich głupota mnie zadziwiała. Czy naprawdę łudzili się, że nie mają z nim szanse?
Siedziałam na łóżku w swojej sypialni. Od rana zastanawiałam się, jak powiedzieć mojej ciotce, że wychodzę na noc i raczej nie wrócę zbyt szybko. Tak, moja rodzina miała mnie głęboko gdzieś, ale gdy tylko do któregoś z nich przychodziło pismo z kuratorium, budzili się z letargu i niczym zjawy pilnowali mojego każdego kroku. Nie wiem nawet, czy oddychanie szybciej niż jest to ogólnie przyjęte, było w takim wypadku dozwolone. Od momentu, gdy miła, na pozór, pani Keller stanęła kiedyś w drzwiach mojego domu, wiedziałam, że mam przesrane. W ciągu ostatnich dwóch dni wywróciła moje życie do góry nogami. A wszystko przez pobicie jednego z drugoroczniaków. Zabroniła mi zakładać krótkie spódniczki i kolorowe topy. Również skonfiskowała kosmetyki, znajdujące się w łazience. Miałam na to jednak swój sposób. Biedna kobieta nie miała zielonego pojęcia, że oprócz podręcznych kosmetyków, mam również całą walizeczkę zapasowych w szafie. Wychodziłam z założenia, że lepiej jest kupić od razu dziesięć maskar i mieć na dłużej, niż jeździć co dwa tygodnie do sklepu. Podobnie znalazłam sposób na ubrania. Udało mi się wygrzebać z najgłębszego zakamarka mojej garderoby parę strasznie niemodnych ciuchów i położyłam je na widoku. Te lepsze rzeczy pakowałam do ogromnej szkolnej torby i brałam ze sobą do samochodu, gdzie się przebierałam, by wyglądać normalnie, a nie jak zakonnica.
Chciałam też tak zrobić przed wyścigiem. Wiadomo było, że tego typu imprezy są po to, żeby się pokazać. Jako czołowa para musieliśmy z Jacobem prezentować się nienagannie. Zapakowałam więc czarne, długie, skórzane kozaki, jaskraworóżową mini i czarny, wiązany top. Do tego dobrałam najlepsze kolczyki i wyprostowałam lśniące, brązowe pukle włosów. Zabrałam jeszcze ze sobą kosmetyczkę i wraz z bagażem ruszyłam po schodach ku wyjściu. Nie prezentowałam się źle. Miałam na sobie spodnie od dresu, stare, zdezelowane trampki, które pewnie pamiętały czasy, gdy jeszcze się dobrze uczyłam, oraz granatową, rozciągniętą koszulkę. Włosy na wszelki wypadek spięłam, by ciotka nie zauważyła, iż są wystylizowane. Robiąc kucyka, klęłam jak szewc, gdyż zdawałam sobie sprawę, że mogą nie współpracować i nieodpowiednio się zakręcić do czasu imprezy.
Weszłam do kuchni, by zabrać z szuflady trochę słodyczy na późniejsze nocowanie u Jacoba, ale drogę zastąpiła mi Irina.
- Gdzie się wybierasz? - zapytała i splotła dłonie na piersiach.
Musiałam znaleźć jakąś wymówkę, więc wypaliłam:
- Jadę do Jessiki na nocowanki. Musiałam ci wspomnieć.
Zrobiłam minę niewiniątka i przeszłam obok niej, by zabrać ciasteczka. Niczym niezrażona pakowałam słodkości do, już i tak mocno, wypchanej torby.
- Nigdzie nie pójdziesz – burknęła. Spojrzałam na nią, jak na kretynkę. Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Nie mogła mi tego zrobić! Nie dzisiaj!
- Jak to nie pójdę? Muszę iść.
- Nie po tym, co ostatnio zrobiłaś. Bella, posłuchaj mnie. Rozumiem, że przyjaciele są dla ciebie ważni, ale zachowałaś się karygodnie. Nie wolno się bić!
Czy ona właśnie prawiła mi wykład, jakbym była dzieckiem w przedszkolu? Bez jaj.
- Żartujesz sobie? To było w obronie własnej. Nie moja wina, że nauczyciele są ślepi! - wrzasnęłam i ominęłam ją szerokim łukiem.
Złapała mnie za nadgarstek i obróciła. Biedna Irina. Nie miała za grosz instynktów wychowawczych. W ciągu ostatnich kilku lat, strasznie popsuła się w wyglądzie. Nikt by nie powiedział, że ma zaledwie trzydzieści dwa lata, ale spokojnie każdy dałby jej czterdziechę. Kiedyś była nawet atrakcyjna, ale przez swoją złą siostrzenicę został z niej wrak.
Zbliżyłam się do niej i wyrwałam rękę z uścisku. Spojrzałam w oczy i zadziornie wydęłam usta.
- Pójdę, wrócę może jutro, a ty nie będziesz robić problemów, tak? - rzuciłam i wcisnęłam jej w dłonie tysiąc dolarów wyciągniętych z kieszeni. Miałam go, co prawda, przeznaczyć na nowe kozaki, ale potrzebowałam swobody. Kto, jak kto, ale siostra mojej matki była cholerną materialistką. Zerknęła na banknoty zaskoczona, ale i trochę zła, że jej sposób na wychowywanie przestał działać. Ja byłam natomiast bardzo usatysfakcjonowana. Poklepałam ją po ramieniu, zachowując resztki pokładów serdeczności dla jej osoby i zniknęłam szybko za drzwiami. Wygrzebałam kluczyki i wsiadłam do mojego autka. Położyłam torbę na miejsce dla pasażera i zrzuciłam okropne trampki ze stóp. Następnie zdjęłam dresy i naciągnęłam spódniczkę oraz kozaczki. Na końcu został mi top, przy którym musiałam namęczyć się z wiązaniem. Odpowiednio ubrana, zabrałam się za makijaż.
- Jak ja kocham niebrudzące podkłady. - Uśmiechnęłam się do własnego odbicia w lusterku i rozprowadziłam bazę mojego make-up’u. Potem nałożyłam cienie, wytuszowałam rzęsy oraz doprawiłam to wszystko odrobiną pudru i bronzera.
- Gotowe – szepnęłam, podkreślając usta błyszczykiem i rozpuszczając włosy. Przekręciłam kluczyk w stacyjce, ruszyłam i usłyszałam mój ulubiony dźwięk – ryk mojego cudeńka.
Dojechałam na miejsce zbiórki naszej grupy i zauważyłam, że jestem ostatnia. Szybko wyskoczyłam z auta i podbiegłam do Jacoba, który ewidentnie mnie wypatrywał.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz – zamruczał mi do ucha, czule przytulając.
- Mam dla ciebie niespodziankę na potem – odparłam mu równie ponętnym głosem, dotykając językiem jego rozpalonego policzka.
W czasie, gdy my zajmowaliśmy się sobą, reszta paczki planowała taktykę na dziś.
- Mike mówił, że szykuje się niezła zabawa. Podobno psy wpadły na pomysł łapanki – tłumaczyła Rosalie. - Z tego, co opowiadał, zaczną od północnej części miasta, więc miejscówa jest bezpieczna. Trzeba będzie tylko wykombinować metę, by ich ominąć.
Odsunęłam się od spragnionego Jake'a, gdyż byłam ciekawa, co blondynka ma do powiedzenia. Zerknęła na mnie, a ja się uśmiechnęłam i po chwili namysłu rzuciłam:
- A może parking centrum handlowego? Zrobimy sprint pomieszany z driftem. Wyścigi po cztery osoby, żeby się nie zmęczyć. Co wy na to?
Zgromadzeni spojrzeli na mnie, jak na jakiegoś uczonego.
- Dobrze mówisz – krzyknął Emmett, najlepszy kumpel mojego mężczyzny. - Trzeba by tylko rozplanować, jak znaleźć furtkę...
- Przejedźmy im przed nosami – wtrąciła Jessica, trochę wredna, ale przydatna dziewczyna. - Są na tyle głupi, że będą szukać po kątach, a nie na głównych ulicach.
Miała rację. Gliny nigdy nie były zbyt domyślne. Wiadome jest, że coś co leży na wierzchu jest najmniej podejrzane, a najgorsze są rzeczy pochowane w mysich dziurach.
- No to załatwione. - Jake klasnął w dłonie i wypuścił mnie z ramion. - Jedziemy na bulwar, skąd zaczynamy. Emmett, Jasper, Eric i Felix, robicie obstawę i przekażcie reszcie, gdzie jest meta. Rose, Jess i Jane, wy jedziecie na start i przyjmujecie wyzwania. Ja i Bella zaraz dołączymy do was. Ruchy, jasne? Ma być szybko i sprawnie. Pierwszy wyścig o dwudziestej pierwszej. Chcę poczuć szmal! A, zadzwońcie do Aleca, żeby skołował muzykę.
Każdy wiedział, co ma robić. Wsiedliśmy do swoich samochodów i ruszyliśmy w nadanych kierunkach. Ja pojechałam przez autostradę, by rykiem silnika oznajmić nowicjuszom, gdzie jest miejsce zbiórki. Po kilku chwilach wiedziałam, że prowadzę cztery sportowe samochody. Po sposobie, w jaki zostały stuningowane, zdawałam sobie sprawę, że są to kiepscy zawodnicy, których pewnie wezmą Jane i Jess. Taki łatwy zarobek, to sama przyjemność. Ja lubiłam się pobrudzić, choć niedosłownie.
Nie było nic lepszego od pędu, adrenaliny i niknących świateł pozostałych w bocznych lusterkach.
Młodzi ledwie za mną nadążali, gdyż nie bawiłam się w dobroczyńcę. Musieli wiedzieć, z kim mają do czynienia. Bez problemu dojechałam na bulwar i zaparkowałam obok lamborghini Jake'a. Poczekałam na nowych i dopiero rozpoczęłam swój pokaz. Wysiadłam zgrabnym ruchem tak, by wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie i moje kręcące się biodra. Zatrzasnęłam drzwiczki i ruszyłam krokiem prosto z wybiegu do mojego faceta, który siedział na masce swej zabaweczki. Oparłam się o jego kolana i nachyliłam się, by go pocałować.
- Mówiłem ci już dzisiaj, jak zajebiście wyglądasz?
- Nie, ale możesz jeszcze to nadrobić – szepnęłam, bawiąc się jego włosami. - Bawią mnie ci wszyscy chłopcy. To niedorzeczne, jak bardzo są głupi, gdy na początku mają nadzieję, iż jestem sama, a potem widzą, co robimy.
Jacob uśmiechnął i przyciągnął bliżej tak, że praktycznie na nim leżałam. Sprawnym ruchem obrócił mnie i teraz to ja znajdowałam się na masce, a on blisko nade mną.
- Kochanie, jeśli chcesz, możemy im w ogóle pokazać parę rzeczy – powiedział i złapał mnie za udo, owijając sobie moją nogę wokół własnych bioder.
- Myślę, że to prawiczki. Spójrz na ich miny. - Złapałam go za brodę i wskazałam na grupkę tępo patrzących się bachorów.
Zrezygnowany mięśniak pomógł mi wstać i szepnął tylko:
- Odbiję to sobie, gdy porwę cię do domu.
- Nie protestuję.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do dziewczyn, które przyjmowały wyzwania. Zerknęłam na listę i szukałam swojego imienia.
- Czyżby nikt się nie chciał dziś ze mną ścigać? - powiedziałam, udając rozczarowanie.
- Noc jest jeszcze młoda, dziewczyno – powiedziała Rosalie, ściskając mnie serdecznie. - Ja za to mam pełne ręce roboty. Jadę w pierwszym wyścigu, więc musisz mnie zastąpić.
- Powodzenia, kochana – powiedziałam i przejrzałam listę.
Byłam szczerze zaskoczona, że dziś się nie pobawię. Miałam ochotę się pościgać i pokazać mój kunszt jazdy.
Wtedy podeszła do nas grupka chłopaków, typowych pakerów, którzy uważali się za nie wiadomo kogo. Nie byli to jednak miejscowi, gdyż większość znałam.
- Siema, laski – rzucił jeden z nich, kozacko żując gumę. Miałam ochotę zwymiotować na widok jego rozwartej paszczy. Odsunęłam się i spojrzałam na niego z zażenowaniem. Facet był niczym niezrażony, gdyż przysunął się bliżej. Że też musiał akurat się do mnie doczepić. Wokół kręciło się tyle łatwych lasek, miał wybór, a on akurat zabrał się za owoc zakazany. Byłam ciekawa, kiedy pojawi się Jacob i pokaże mu, jak się wącha kwiatki od spodu.
- Zapiszcie mnie na wyścig z tym całym Blackiem.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie i zapytałam:
- Jesteś tego pewien?
- A co laseczko? Boisz się o mnie? - zapytał i złapał mnie za tyłek. Tego było za wiele. Odwróciłam się i przywaliłam mu pięścią w twarz. Potem złapałam go za twarz i wbiłam długie paznokcie w policzki, uśmiechając się przy tym kwaśno.
- Nie jestem twoją laseczką, a tym bardziej się o ciebie nie boję.
W tym samym momencie otrząsnął się z szoku i złapał mnie za nadgarstki jedną ręką, a drugą przyciągając w pasie. Mogłam się jedynie domyślać, co ten idiota planuje, ale na szczęście moja obstawa mi szybko pomogła. Jednym sprawnym ruchem Emmett oraz Felix odciągnęli napastnika, a Jasper złapał mnie, bym nie upadła. Wtedy też wpadł między nas Jacob, którego twarz przypominała buraka. Rzucił się na mężczyznę i zaczął okładać go pięściami. Odwróciłam się, by nie patrzeć na zmasakrowanego mięśniaka. Mój wzrok spoczął na pozostałych facetach, którzy przybyli z kozakiem. Byli wściekli. Wiedziałam, że zapowiada się niezła bijatyka.
- Ty gnoju! - słyszałam głos Jake'a. Wtedy się zaczęło. Szybko podbiegłam na bok, do dziewczyn, a mężczyźni zaczęli się tłuc. Prawie na śmierć i życie. Oczywiście zwycięsko prezentował się Jacob i jego grupa. Nowi byli cali w siniakach i krwi.
- Nie radzę wam tu wracać! - wrzeszczał mój chłopak, kopiąc jednego z nich. Szybko poderwali się z ziemi i pobiegli do swoich beznadziejnych samochodów. Gdy tylko zrobiło się bezpieczniej, a napastnicy odjechali, podbiegłam do Blacka. Ten przytulił mnie i zapytał, czy nic mi nie jest. Pokręciłam głową i spytałam o to samo, ale on tylko machnął ręką.
- Gliny tu jadą! - Na plac wpadł zdyszany Mike i zaczął krzyczeć, byśmy się pakowali. Nie pierwszy raz, policja robiła tego typu akcję. Jacob mrugnął tylko do mnie porozumiewawczo i wskoczył do swego samochodu. Zrobiłam to samo i ruszyłam w wiadomym kierunku. Mignęłam tuż przed nosem jednego z radiowozów. I tak wiedziałam, że nikt nie będzie mnie gonił. Co oni mogli tymi swoimi wolnymi zabaweczkami wobec mojego vipera? Nie byli w stanie mnie dogonić, a co dopiero złapać. Z uśmiechem na ustach jechałam znaną drogą wprost do domu mojego ukochanego, gdzie dzisiejszej nocy czekał na mnie raj.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie_lullabell dnia Wto 10:24, 04 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
RazDwaTrzyMamCię!
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:29, 01 Maj 2010 Powrót do góry

I znów świetny rozdział :D
Wszystko się rozkręca ale bardzo ciekawi mnie jak Bella spotka się z Edziem Wink
Dlatego weny życzę i czekam na następny rozdział ;]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez RazDwaTrzyMamCię! dnia Sob 21:29, 01 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 13:04, 02 Maj 2010 Powrót do góry

Ee.. Czy to jest jakiś żart??

proszę zajrzeć.:
http://www.twilightseries.fora.pl/b-kacik-pisarza-b,47/szybka-jazda-nz-08-02-10,4424-25.html

nie wypowiem się więcej, strasznie mi czymś zajeżdżało, więc pogrzebałam i znalazłam. Nie wiem, o co chodzi, nie chcę oskarżać ani tym bardziej chwalić, bo za (moim zdaniem) plagiat nie będę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 15:27, 02 Maj 2010 Powrót do góry

Jeśli zajechało ci plagiatem to przepraszam, ale nigdy w życiu nie czytałam opowiadania, do którego podałaś link. Zresztą jeśli zdążyłaś zauważyć, obecnie na forum są chyba trzy ff dotyczące właśnie wyścigów. Przynajmniej akurat 3 rzuciły mi sie w oczy. I sądzisz, że też są plagiatami akurat tamtego?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 18:04, 02 Maj 2010 Powrót do góry

Dlatego, że ja w życiu nie widziałam innych opowiadań. Tamto jest prawie identyczne, więc nie dziw się, że to wytknęłam. Z góry mówię, nie chcę naprawdę nikogo urazić! Tylko piszę co widzę. Jeśli to przeszkadza, to proszę poprosić moderatorów o usunięcie moich kom.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 8:11, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Niee! Bardzo dobrze, że to zauważyłaś i mi to nie przeszkadza, naprawdę ; ]
To dobrze świadczy o tobie, że pamiętasz opowiadania, które czytasz.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:17, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Mam prośbę Annie_lullabell , czy możesz spróbować dodać rozdział II raz jeszcze? Nie mogę znaleźć go na chomiku... (co może wynikać z mojej nikłej orientacji w tym gryzoniu;).

A jeśli chodzi o te dwa rozdziały, które przeczytałam, to odnoszę wrażenie, że Bella, to trochę pusta laleczka, chyba na razie jej nie lubię (co jest dla mnie ciekawym doświadczeniem). Ciekawe jest wymieszanie meyerowskich postaci, ludzi ze szkoły, Cullenów, Volturi - stworzenie z nich jednej paczki. No i Cullenowie to kumple Jake'a, a nie Edwarda, jeszcze się z tym nie spotkałam.
Jestem zdecydowanie Team Edward, więc czekam na spotkanie Belli i Edwarda:) z niecierpliwością:)

Opowiadanie czyta się dobrze, szybko i płynnie, błędów nie widziałam, niec mnie nie raziło, więc pozostaje mi życzyć weny, czasu i chęci.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
` Coco chanel .
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33

PostWysłany: Wto 8:29, 04 Maj 2010 Powrót do góry

Mi się podoba. ;D Również czytałam tamto opowiadanie, ale przecież to jest dopiero początek Waszego. Możecie poprowadzić fabułę całkiem inaczej. A poza tym, mi się nie znudzą ff o wyścigach. ;p Absolutnie się nie przejmujcie tym i piszcie dalej, bo napewno wiele osób czeka z zapartym tchem na nowy rozdział, mimo iż nie piszą komentarzy. Wink
No to teraz na temat. ;D Bardzo podoba mi się Bella - jest taka silna i niezależna. Nie jest ciapowata, jak u Meyer, Wasza jest dużo lepsza. Wie czego chce i to jest na plus. Ale nie będzie z Jacobem, prawda? W jej życiu miłosnym pojawi się Eduardo, right? No bo musi ;p Ja, muszę to przyznać, jestem zwolenniczką parringu Edward/Bella.

No to ja czekam na kolejny rozdział, pozwrowienia Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 9:43, 04 Maj 2010 Powrót do góry

Dzięki dziewczyny :D
Co do 2 rozdziału, muszę poprosić nieznaną, żeby go wstawiła, bo to był jej part Wink
Cieszę się, że się podoba, a mogę wam tylko zdradzić, że dalej będzie się dużo, dużo, dużo działo.
Zapraszam ponownie Smile

edit. 2 rozdział wstawiony, miłej lektury Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie_lullabell dnia Wto 10:25, 04 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pią 16:16, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Po długiej przerwie na światło dzienne wychodzi czwarty rozdział naszego opowiadania. Mam nadzieję, że spodoba wam się ta część z punktu widzenia Eduarda i że zechcecie ją skomentować Wink

***

Rozdział dostępny również na chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]

***

Zapraszam do miłej lektury Wink

***

Rozdział IV

PWE

- Pasażerowie lotu 512 do Seattle proszeni są do odprawy. Pasażerowie lotu… - Wstałem z niebieskiego, plastikowego i cholernie niewygodnego krzesła w poczekalni na lotnisku w Chicago i objąłem ręką w pasie moją dziewczynę. Ruszyłem za resztą rodziny w głąb wielkiej hali. Spytacie się może, jak się tu znalazłem? A no proszę bardzo…

***

W końcu dojechaliśmy do domu. Wysiedliśmy z auta w milczeniu i tak też przeszliśmy do salonu. Tam czekała na nas Esme z zawiedzioną i zmartwioną miną.
- Hej – mruknąłem niewyraźnie i, nie wiedząc co z sobą dalej począć, stałem jak ten ostatni kretyn w progu. W końcu Carlisle przemówił:
- Tak dalej być nie może. – Już wiedziałem, że mam przesrane, a te słowa nic dobrego nie znaczyły. Bałem się, że zwiększy jakoś moją karę i nie tylko zabierze mi kluczyki do samochodu. Już zaczynałem myśleć nad ewentualnymi przeprosinami i jakimś ułaskawieniem ojca, ale wtedy wypowiedział te słowa i wszystko szlag jasny trafił.
- Wyprowadzamy się – słowa zawisły w powietrzu, odbijając się od białych ścian i z powrotem zakłócając idealną ciszę, jaka nastała po ich wymówieniu.
Gdy dotarł do mnie ich sens, przestraszyłem się nie na żarty. Nie było, ku***, mowy, bym porzucił swoje idealnie poukładane życie.
- Co ty, ku***, gadasz?! – wykrzyknąłem wzburzony.
- Nie tym tonem, synu – upomniał mnie ojciec. – Już od dłuższego czasu rozmyślaliśmy nad tym z twoją matką i doszliśmy do wniosku, że to jedyny sposób, byś zerwał z tym towarzystwem.
- Co? Mam zostawić wszystkich swoich znajomych? Przyjaciół? Tanyę? – Ostatnie słowo wręcz mnie zabolało. Nie było mowy, bym ją mógł zostawić. Nie, kiedy było nam razem tak wspaniale!
Carlisle popatrzył na mnie smutnymi oczami.
ch*j! – chciałem powiedzieć, to na głos, ale tego nie zrobiłem. Nie przy Esme, upomniałem się.
- Co?! Teraz mi nawet nie odpowiesz? – spytałem jak najbardziej wkurwiony.
- Edward, wiem, że może to być dla was trudne… - zaczął, ale szybko mu przerwałem.
- Ty nic nie wiesz! Postanowiłeś bez konsultacji z nami, że się od tak sobie przeprowadzisz i tak sobie to oznajmiasz?! A niby gdzie się chcesz przeprowadzić?!
- Do Seattle – odpowiedział spokojnie.
Co?! Nie mieściło mi się to w głowie.
- Mamy się przeprowadzić na drugi koniec Stanów! – Zacząłem chodzić po salonie w tę i z powrotem, wydeptując niemałą ścieżkę na puszystym dywanie Esme.


***

- O czym myślisz, Edward?
Zwróciłem mój wzrok na Alice, która siedziała po mojej lewej stronie koło okna.
- O niczym konkretnym – odpowiedziałem i wbiłem wzrok w oparcie siedzenia naprzeciwko mnie.
- I niby mam w to uwierzyć? – spytała spokojnie.
Alice była jedyną osobą, która cieszyła się z wyjazdu. Od zawsze lubiła podróże i teraz najwyraźniej spełniało się jedno z jej największych marzeń. Chciała być w centrum zainteresowania, co z pewnością zdobędzie, gdy pójdziemy pierwszy raz do szkoły. Wszyscy będą się na nas gapić, na Alice, mnie i Tanyę. I, ku***, nie będę im mógł przypierdolić za to!
- Wierz, w co chcesz – odparłem już lekko zirytowany. Naprawdę gówno mnie obchodziło, co Alice sobie teraz pomyśli i że zaraz zacznie na mnie wrzeszczeć. Ja jedynie chciałem spokoju w moim domu w Chicago, a nie w jakimś zupełnie obcym, wyprutym od wspomnień , nieumeblowanym i idealnie czystym domu, który przez najbliższe miesiące stanie się moim miejscem noclegowym. Tak noclegowym, bo nie zamierzam spędzać tam więcej czasu, niż to będzie konieczne.
Alice jednak nie wydarła się na mnie i zostawiła samego, odwracając się do Tanyi, która siedziała pomiędzy nami. Szepnęła jej coś na ucho. Wyciągnąłem z kieszeni iPoda i założyłem słuchawki na uszy. Puściłem sobie muzykę i przymknąłem powieki, by zrelaksować się. Nie chciałem już więcej myśleć o tym wszystkim, o przeprowadzce, o nowym domu i o tym, że jutro czeka mnie pierwszy dzień w jakiejś budzie, której jeszcze nigdy na oczy nie widziałem.
Musiałem chyba zasnąć, bo obudziłem się tuż przed lądowaniem.
- Wstawaj. Zaraz lądujemy – szepnęła mi do ucha Tanya i lekko zachichotała, co automatycznie poprawiło mi humor.
- Cieszę się, że tutaj jesteś… ze mną – odpowiedziałem i pocałowałem ją w czubek głowy, zapinając jedną ręką pasy, jak nakazywały stewardesy zrobić.
Lądowanie poszło gładko i już po chwili wychodziliśmy z rękawa do hali odpraw. Tutaj jednak zeszło nam nieco dłużej, ale nie byłem już tak przybity jak w samolocie. Tanya skutecznie odsuwała ode mnie jakiekolwiek zmartwienia i zajmowała swoją osobą.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? – spytałem retorycznie, wywołując u niej kolejny przepiękny uśmiech na ślicznej twarzy.
- Już dawno by było po tobie.
- Więc widzisz, jakie mam wielkie szczęście? – Przyciągnąłem ją bliżej do siebie, obejmując ramionami.
- Kocham cię – szepnęła mi do ucha, a moje serce powiększyło się jeszcze bardziej.
- Nie tak, jak ja ciebie – odpowiedziałem i pocałowałem w jej pełne usta.
- Witajcie w naszym nowym mieście! – przywitał nas ciepłym i pogodnym głosem Carlisle, któremu chciałem po raz kolejny za to przypieprzyć. Oderwałem się od warg Tanyi i zmroziłem go wzrokiem, no co się tylko lekko uśmiechnął.
Dupek.
Droga do naszego domu przez centrum zakorkowanego miasta minęła w absolutnej ciszy, jedynie od czasu do czasu Tanya i Alice wymieniały jakieś uwagi na temat widoków za oknem, ja zaś słuchałem muzyki i próbowałem się zrelaksować. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że Esme zaczęła mówić.
- Nie mogę już się doczekać, by zacząć dekorować nasz nowy dom – powiedział to takim entuzjastycznym tonem głosu godnym samej Alice, na co zdołałem jedynie przewrócić oczy.
Esme była projektantką wnętrz, ale nigdy nie pracowała w swoim zawodzie, bo po ślubie z Carlisle’m została w domu i opiekowała się nami, mną i Alice. Nigdy również nie narzekała na swoje życie, a dekorowanie naszego i przyjaciółek domów stanowczo jej wystarczało. Oczywiście my, jako dzieci, a może zwłaszcza ja, również staraliśmy się, by przypadkiem nam się nie zanudziła.
- Dojechaliśmy – oznajmił ojciec, parkując na podjeździe jakiegoś dużego i białego domu. Spojrzałem znużony przez okno i z przykrością musiałem przyznać, że ten dom był o wiele ładniejszy od poprzedniego, a na pewno o wiele większy.
Wysiadłem z auta i podszedłem do bagażnika, by wyjąć nasze podręczne bagaże. Z tego co mówił Carlisle reszta naszych rzeczy, jest już pod Seattle, czyli gdzieś do osiemnastej na tej ulicy pojawią się dwie ciężarówki.
Wziąłem swoją i Tanyi walizkę i ruszyłem za resztą do domu. Wszedłem ostatni przez drzwi i nie patrząc pod nogi, walnąłem w coś okropnie dużego. Spojrzałem pod nogi, gdzie znajdowała się ogromna walizka Alice i już wiedziałem komu mam podziękować za pulsujący ból dużego palca u lewej stopy.
- Alice! Patrz, gdzie kładziesz swoje rzeczy! – wrzasnąłem, by mogła mnie dosłyszeć.
- Patrz, jak chodzisz! – odkrzyknęła mi z pierwszego piętra, gdzie niewątpliwie znajdowały się nasze sypialnie. Postawiłem walizki przy ścianie i ruszyłem powoli schodami na górę. Musiałem wybrać sobie jakiś pokój, skoro miałem tu spędzić resztę szkoły. Oczywiście, te lepsze zostały zajęte przez Tanyę i Alice, więc musiałem zadowolić się pokojem z widokiem na podjazd. Szczerze mówiąc, jakoś nie obchodziło mnie to. Ważne, że miał przyzwoite rozmiary.
- Hej, kochanie – usłyszałem ciepły głos mojej dziewczyny i od razu odwróciłem się do wejście, gdzie w progu stała najpiękniejsza blondynka jaką widziałem. Opierała się jednym bokiem o drewnianą futrynę, jej włosy spadały falami po ramionach, promienie słoneczne rozjaśniały jej anielską twarz, która uśmiechała się do mnie. Nie mogłem się powstrzymać i porwałem ją w swoje ramiona.
- Cześć, piękna – szepnąłem w jej włosy o zapachu konwalii.
- Gotowy na pierwszy dzień w nowym mieście? – spytała, odchylając się ode mnie, by spojrzeć w moje oczy.
- To wszystko mnie wk***ia, cała ta przeprowadzka, tylko zbędne zamieszanie… Ale przynajmniej ty tu jesteś. – Uśmiechnąłem się do niej. – Nie wyobrażam sobie, by mogło cię zabraknąć i serio, nie wiem, jak to zrobiłaś, że twoi rodzice się zgodzili na to, ale jesteś wielka.
- Nie było tak trudno – wzruszyła ramionami.
Tak… Rodzicie Tanyi byli dość specyficzną parą. Nie zrozumcie mnie źle, ale oni byli bardziej zajęci sobą niż swoją córką. Gdy dziewczyna podrosła, jej matka Carmen stwierdziła, że tylko ją to postarza i od tamtej pory kazała mówić jej do siebie po imieniu, a przy innych przedstawiała ją jako swoją młodszą siostrę. Ojciec Tanyi zaś nie miał nic przeciwko temu, on nigdy nie miał nic przeciwko pomysłom swojej małżonki, więc zgodził się i na to. Tak samo, jak zgodził się na wyprowadzkę córki. Czasem myślę, że oni w ogóle nie powinni mieć dzieci i często chciałem zabrać moją dziewczynę z tego domu. Prawdopodobnie propozycja naszej rodziny była bardzo na rękę rodzicom Tanyi, dlatego zgodzili się bez przeszkód.
- Może masz ochotę przejść się po okolicy? – usłyszałem cichy szept.
- Jasne.
Chciałem się wyrwać z tego domu na chwilę, bo choć od kilku minut dopiero w nim byłem, to już zaczął mnie przytłaczać.
- Tylko weźmy kurtki, bo to nie Chicago – powiedziałem, schodząc na dół. Tanya już wyciągnęła ze swojej walizki czerwoną skórzaną kurtkę i czekała na mnie przy drzwiach. Szybko poszedłem w jej ślady i po chwili już wychodziliśmy na podjazd przed domem. Rzuciłem tylko przez ramię, że wychodzimy, gdy Tanya żegnała się z ciotką i wujkiem. Tak, nazywała ich tak od czasu, gdy postanowiła przeprowadzić się z nami, by przypadkiem nikt nie wątpił w to, że Carlisle i Esme są jej opiekunami. Oczywiście, wszystkie papiery były załatwione i moi rodzice dostali zgodę rodziców Tanyi na podejmowanie decyzji i tymczasową opiekę, czy też inne gówno. W sumie, nie bardzo mnie to interesowało. Ważne, że była ze mną.
Pierwszy dzień nie minął nam najgorzej, wraz z dziewczyną obeszliśmy kilkakrotnie okolicę, poznając i szukając jakiś fajnych miejsc, nie ważne do czego… Wróciliśmy do domu, gdzie ekipa wnosiła nasze meble. Carlisle na szczęście wybił Esme z głowy, by od razu dekorować dom, było w końcu późno i obiecał jej, że jutro wszyscy jej pomożemy, na co niechętnie się zgodziłem, bo wiedziałem, że mi oraz ojcu dostanie się dźwiganie kanap łóżek, czy też wszystkich najcięższych rzeczy. To by się dało przeżyć, gdyby nie fakt, że Esme często zmieniała zdanie, co oznaczało kilkakrotne przenoszenie jednego mebla w tą i z powrotem. Esme więc odpuściła i tylko kazała nam wypakować na razie najpotrzebniejsze rzeczy. Wszyscy byli zmęczeni, więc każdy szybko znalazł się u siebie i spał. Na drugi dzień mieliśmy iść do szkoły, co nie było dla mnie najciekawszą perspektywą. Dlatego też minęło dużo czasu zanim zasnąłem.

****

Wstałem rano obudzony przez jakieś hałasy z dołu, ale gdy spojrzałem na telefon nie byłem taki zły, bo zostało mi zaledwie pięć minut snu zanim zadzwoniłby budzić. Wyłączyłem go zawczasu i usiadłem na łóżku, ocierając oczy, by odgonić zmęczenie. Cholernie nie wyspałem się tej nocy… Wziąłem swoje rzeczy i poszedłem do łazienki. Na szczęście teraz miałem ją tylko dla siebie. W Chicago dzieliłem łazienkę z Alice, co nie wspominam za dobrze… Musiałem się naczekać zanim moja siostra wybrała się rano do szkoły, zostawiając mi zaledwie pięć minut na prysznic i golenie, dlatego też często szedłem do szkoły nieogolony… No cóż… Płeć piękna nie narzekała, widząc mnie w tym stanie. Teraz jednak miałem swoją łazienkę tylko dla siebie, więc wszedłem do pomieszczenia, nie śpiesząc się ani trochę, miałem mnóstwo czasu, i ogarnąłem się, by wyglądać porządnie pierwszego dnia. Carlisle wczoraj poprosił mnie na bok na słówko i poprosił bym nie rozrabiał już pierwszego dnia, normalnie bym to zignorował, ale przekupił mnie skubaniec samochodem, mówiąc, że odda mi do niego kluczki. W sumie to na razie mieliśmy tylko jedno auto, gdyż reszta miała zostać dopiero przetransportowana lub sprzedana. Nie było jednak mowy by sprzedać moją brykę… Chyba bym wtedy zabił.
Po kilkunastu minutach już siedziałem na dole i piłem z kubka gorącą kawę. Alice prawdopodobnie zabunkrowała się w łazience, bo Tanya robiła sobie kanapki jeszcze w piżamie.
- Co chcesz na drugie śniadanie do szkoły? – spytała mnie ukochana, nawet nie odwracając wzroku od kanapek.
- A Esme gdzie? – spytałem, bo zawsze to ona robiła nam śniadanie.
- Pojechała do sklepu z samego rana po parę potrzebnych rzeczy, jak to określiła, a gdy spytałam się co to, to wyciągnęła mi długą, prawie do samej ziemi listę, więc tylko przytaknęłam i powiedziałam, że zajmę się śniadaniem – odpowiedziała, w końcu się odwracając i uśmiechając do mnie.
- To oznacza tylko więcej roboty po szkole – skomentowałem niechętnie.
Tanya kiwnęła głową i usiadła koło mnie ze swoim kubkiem soku pomarańczowego. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w siebie nawzajem i raz po raz uśmiechając, gdy do kuchni wbiegła Alice cała w promieniach. Dosłownie w promieniach, bo błyszczała się jak psie jaja w słońcu.
- Dzień dobry, gołąbeczki! – przywitała się radośnie i zabrała jedną kanapkę ze stołu.
- Hej, Alice – odpowiedzieliśmy chóralnie.
- Tanya – zacząłem. – Wiesz, że zawsze możesz skorzystać z mojej łazienki, gdy tylko moja siostra zabunkruje się w waszej? – spytałem. Wiedziałem, że Alice potrafi siedzieć tam godzinami albo i dłużej – w zależności od humoru.
- Tak, wiem – odpowiedziała, uśmiechając się i wstając z krzesła. – To ja lepiej pójdę się zebrać – i już jej nie było.
Wziąłem do ręki gazetę i starałem się na czymś skupić. Nie chciałem myśleć o pierwszym dniu w nowej budzie i miałem nadzieję, że Alice nie zacznie tego tematu…
- Edward, już powinniśmy jechać – zauważyła moja siostra, spoglądając na zegarek. Również popatrzyłem w tamtym kierunku i przyznałem jej racę. Odłożyłem gazetę, dopiłem kawę i ruszyłem do przedpokoju.
- Tanya! Musimy jechać! – zawołałem, a ona po chwili zeszła na dół.
- Wyglądasz ślicznie – skomentowałem i wziąłem nasze plecaki. Niestety z braku samochodów w naszym garażu nasza trójka musiała jechać do szkoły autobusem, co nie było miłym przeżyciem. I na pewno nigdy tego nie powtórzę.

****

Dzień się zapowiadał koszmarnie, ale było jeszcze gorzej niż podejrzewałem. Na każdej lekcji siedziałem z tyłu wraz z Tanyą i Alice, ale nie było choć chwili, by ktoś na nas nie popatrzył. Alice była w siódmym niebie, Tanya wydawała się lekko zakłopotana, a ja byłem tym wszystkim nieźle wkurwiony. Na każdej przerwie słyszałem szepty i śmiechy. Jakieś dziewczyny nie zawracając sobie nawet głowy Tanyą przy moim boku próbowały mnie poderwać i puszczały oczka. Pod koniec dnia moje nerwy były w strzępach. Jak obiecałem Carlisle’owi nic jeszcze nie odwaliłem ani nikomu nie przypieprzyłem, tylko warczałem pod nosem, by wyładować jakoś swoją frustrację. To wszystko było gorsze od Jamesa, a on jak nikt potrafił wyprowadzić mnie z równowagi!
- Powinieneś trochę wyluzować, Edwardzie – szepnęła mi do ucha Alice na biologii. To była jedyna lekcja, której nie miałem wspólnie z Tanyą, ona miała teraz sztukę lub coś innego. Zresztą nie ważne. I tak byłem już wściekły, bo właśnie weszliśmy do sali i okazało się, że ostatnia ławka, którą od początku dnia zajmowaliśmy, teraz była zajęta przez kogoś innego.
Jakiś brunet o śniadej skórze popatrzył się w naszą stronę z lekkim zainteresowaniem. W jego rysach twarzy można było się doszukać korzeni indiańskich. Siedział z drobną i śnieżnobiałą brunetką o czekoladowych oczach, z którymi przez chwilkę złapałem kontakt. Zdecydowanie musieli być parą, bo facet nawet na lekcji nie potrafił odczepić od niej swoich łapsk. A co najciekawsze! Nauczyciel w ogóle nie zwracał na to uwagi, co przykuło zaś moją uwagę.
Usiadłem z Alice dwie ławki przed tą parą i wyciągnęliśmy swoje zeszyty. Zapowiadała się kolejna nudna lekcja. Już więcej nie kierowałem swojego wzroku na ostatnią ławkę i nawet przestałem się przejmować tym, że ktoś inny ciągle spogląda w naszą stronę. Po prostu chciałem już stąd wyjść.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin