FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 ŚWIAT ludzi ZAPOMNIENIA Rozdział XXIV [NZ] - 21.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Catherine Swan
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:09, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

To mój drugi ff, nie jestem jeszcze wprawiona. Jakiś tydzień temu, na boku zaczęłam pisać to opowiadanie. Dzięki mojej becie mogę wam to pokazać.
Trochę informacji się przyda, więc akcja dzieje się cztery lata po rozstaniu Edwarda i Belli. Ona ciężko to przeżyła, wyjechał na studia, a o reszcie dowiecie się z następnych rozdziałów. Myślę, że wam się spodoba.
Proszę o komentarze:

O to link do chomika:
[link widoczny dla zalogowanych]

BETA: Wyjątkowa ( jak sam nick wskazuje...wspaniała, ale i cierpliwa)

PROLOG

Wysoki mężczyzna w średnim wieku, ubrany w biały fartuch lekarski niespokojnie krąży przed salą porodową. Właśnie tam, przed kilkoma godzinami, narodził się potomek Alexisa. Tę małą dziewczynkę, o dużych czekoladowych oczach i malutkich rączkach wzywa amulet. Wygrywa pieśń, która wskazuje, że to ona jest jego częścią. Nie może się mylić, w końcu to on go stworzył i przeznaczył do przemiany ludzkiej dziewczyny w istotę zdolną zbawić nieśmiertelną rasę. Widział ją tylko przez ułamek sekundy, przez chwilę, by upewnić się, że nic jej nie jest, że jest zdrowa. Musi chronić to dziecko, bo inni chcą przeznaczyć dziewczynkę do szatańskich celów. Ale pokusa jest zbyt wielka, nie tylko amulet wzywa, ona także przyciąga jak magnes wszystkie niebezpieczeństwa. Musi ją zobaczyć. Chce dotknąć jedyną dziewczynę ze swojego dawnego rodu. Jedyny pretekst, który wymyślił to skłamanie jej matce…

Kilka dni później…

- Pani córka ma bardzo poważną wadę serca. Jeszcze dziś musimy przeprowadzić operację, bez niej może nie przeżyć nocy.
- Ona jest taka malutka, ma dopiero kilka dni. – Kobieta rozpłakała się.
Renee Swan, zawsze uśmiechnięta, pogodna, teraz bezbronna, bezsilna wobec otaczających ją problemów.
- Wszystko będzie dobrze – szepnął lekarz kładąc rękę na jej ramieniu, przez ten drobny gest chciał ją choć trochę uspokoić. W końcu to przez niego cierpi, przez jego kłamstwo.
Ile razy słyszała te trzy słowa w swoim życiu? Kilka? Sto? Tysiąc? Mówił to jej własny ojciec, gdy zostawiał ją i matkę same, później był Charlie, umierający na jej rękach.
A teraz był on. Z jego oczu bije bezpieczeństwo, którego dawno nie zaznała.
- Panie doktorze, proszę się nią zaopiekować. Ona jest wszystkim co mam.
- Obiecuję… - powiedział to z trudem. Nie chciał jej skrzywdzić, była taka bezbronna, ale tak kusząca.
- Isabell. Moja mała Bella – szepnęła kobieta, dotykając inkubatora, w którym leżała mała istotka, jedyna pamiątka po jej zmarłym mężu.


22 lata później…


Po policzkach spływały małe, srebrzyste kropelki. Isabell siedziała sama spoglądając na błękitne niebo. Wiedziała, że wszystko stracone, że nic nie można już ocalić... To był koniec. Dziś skończyło się jej życie, przestała istnieć dla tego świata, dla tych ludzi, którzy w tej chwili bezwiednie ją mijali. Spytała cicho samą siebie: "Czemu to wszystko tak się potoczyło?" Lecz na to pytanie nie zna odpowiedzi. Nikt nie wie. Siedzi tu sama, tak jak dawniej. Patrzy na szczęście innych ludzi. Dlaczego ona była go pozbawiona? Jakiś pies z wolna podbiegł do niej. Uśmiechnęła się przez łzy. Jeszcze raz spojrzała w górę. Uwielbia to robić, kocha spoglądać na białe, kłębiaste chmury, odgadywać ich kształty. Lubi patrzeć na przejrzyste niebo, na ptaki, które całemu światu manifestują swoją wolność i swobodę. Powoli wstała z ławki, nie chce dłużej odwlekać tej chwili. Wie, że im dłużej będzie zwlekać, tym trudniej będzie jej to zrobić. Po raz ostatni patrzy na ten świat. Jej oczy przybierają kształt wielkich, błyszczących tafli bliźniaczych jezior. Serce cichutko wybija rytm jej życia. Odgrywa ono melodię, którą tak dobrze zna, którą słyszała, gdy samotnie zasypiała każdego dnia. Wyjeżdża z Forks, do lepszego, nowego świata. Bez niego, bez sensu swojego życia, bez Edwarda…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Catherine Swan dnia Sob 20:25, 21 Sie 2010, w całości zmieniany 36 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:32, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

jeśli mam być szczera to prolog jest genialny... tajemniczy ale za to bardzo kuszący..
Świetnie to wymyśliłaś i niecierpliwie będę czekać na pierwsze i kolejne rozdziały kiedy wszystko stanie się jasne.
Gratuluje i życzę WENY!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Pon 21:43, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Moim zdaniem, jest bardzo dobrze. Nie jestem specjalistką jeśli chodzi o styl, budowę, itp. jednak jako zwykły czytlenik mogę stwierdzić, że pomysł ciekawy, a prolog jest idealny. Trzyma w napięciu, intryguje, kusi by zajrzeć tu po kontynuację.
Gratuluję i pozdrawiam,
Souris.
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 22:13, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Miałam nie komentować tak krótkich tekstów, ale nie mogę się powstrzymać. Amulety, ochrona, dziecko z przeznaczeniem? Charlie nie żyje? Brzmi interesująco, choć nie jest to satysfakcjonująco opisane, ale dam ci kredyt zaufania.

Zaczęło się dosyć przyjemnie... ale ostatnie zdanie sprawiło, że mi wszystko oklapło. No nieee... Mam szczerą nadzieję, że będzie to ciekawsze, niż wzdychanie do Edzia. Jak już pisałam - daję ci kredyt zaufania, bo na razie mnie zaciekawiło. Na tyle, że jednak postanowiłam skomentować. Err, powtarzam się.

Mam dziś dobry nastrój, więc nie będę się czepiać zbyt szczegółowo. Zastanawiam się, czy operację na sercu można przeprowadzić na noworodku, ale nie jestem kardiologiem dziecięcym, nie znam się. Natomiast tego jednego ścierpieć nie mogę:
Catherine Swan napisał:
-Pani córka ma bardzo poważną wadę serca.

Spacja po myślniku!

Czekam na dalszy ciąg.

Pozdrawiam i życzę weny,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
aramgad
Wilkołak



Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:16, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Twój prolog jest taki jaki powinien być! Rozbudza ciekawość, jest tajemniczy, nie wiele tłumaczy. Co do stylu i treści wypowiem się po pierwszym rozdziale. Na razie mam ochotę czytać dalej. Więc standardowo - weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Wto 15:14, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Dobry prolog.
Coś wyjaśnia, ale nie za wiele.
Zaciekawia w ten sposób, że czekamy z niecierpliwoscią na kolejną częśc.
Stawia pytania bez odpowiedzi.

WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Black Hole
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nigdziebądź

PostWysłany: Wto 16:06, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Ogólnie mi się podoba. Pomysł ciekawy, inny. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim, a to duży plus Wink. Fragment faktycznie krótki, ale prolog to prolog i nie zajmie piętnastu stron drobnym maczkiem. Lubię czytać opowiadania od początku, a to wydaje się ciekawie zapowiadać... Oby tak dalej Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Wto 16:24, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

To jedynie prolog. Mam nadzieję, że niedługo edytujesz posta i wstawisz rozdział, aby modzi nie mogli niczego ci zarzucić.
Cóż, trudno wypowiedzieć jest mi się na temat tego opowiadania, ponieważ, jak zaznaczyłam wcześniej to prolog - jedynie kilkanaście lub kilkadziesiąt linijek.
Na razie stwierdzić mogę, że fabuła jest intrygująca. Mówisz, że stawiasz pierwsze kroki w pisaniu, ale nie jest źle - może pod względem technicznym zauważa się, że to jedna z pierwszych prac, ale ważne są też takie rzeczy jak oryginalność, dobry pomysł i oczywiście pisanie przede wszystkim dla siebie - chodzi mi o to, że nie piszemy dla zwiększenia zainteresowania naszą osobą. Wydaje mi się, że to wiesz - a to chyba najważniejsze.

Bardziej odniosłam się do autorki, niż do tekstu, ale mam nadzieję, że nikt nie weźmie tego za złe.
Wracając do treści - podoba mi się. Po tym krótkim wstępie mogę sądzić, że opowiadanie nudnym nie będzie.
Liczę na Ciebie, obyś mnie nie zawiodła. Mam nadzieję, że nie będziesz pod stałą presją - te słowa mają na celu cię zmotywować. Wink

Nadszedł koniec biadolenia - pozostaje życzyć ci weny oraz powodzenia.
Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału, a tymczasem pozdrawiam, wela. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Catherine Swan
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:34, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziękuję za miłe komentarze.
Ten prolog pisałam długo, chciałam żeby był idealny i żeby dobrze się go czytało. Ciesze się, że wam się podoba. Mam nadzieje, że sprostam waszym oczekiwaniom.
Rozdział, troszkę w formie dalszych informacji o ff. Dla wyjaśnienia to co jest na początku to sen Belli.
Bardzo przepraszam, że tak krótko, wybaczcie mi.

Komentować proszę...

BETA: Wyjątkowa


ROZDZIAŁ I

Polana na środku lasu. Nie mogę wstać, ruszyć się nawet na krok. Otaczają mnie postacie w długich, ciemnych płaszczach. Nie potrafię oddychać, krzyczeć. Jedyne co czuję to strach.
Wpatruję się w ich oczy, zimne, nienaturalnie czerwone, przywołujące tylko jedną myśl - śmierć.
- Idealna – szepcze jeden z nich.
- Oczywiście, bracie. Joshua się postarał...
- Doskonały wybór.
Nie jestem w stanie powiedzieć niczego, nie mogę przypomnieć sobie, jak się mówi. Czy tacy jesteśmy w chwili śmierci? Bezsilni, bezbronni, zbyt słabi by walczyć? Czy umrę nie zaznając w pełni ludzkiego życia?
Ktoś kiedyś powiedział, że najbardziej przerażającym dźwiękiem na świecie jest bicie własnego serca. Moje w tej chwili jest jak dzika bestia, która w samym środku głębokiego strachu dobija się olbrzymia pięścią do jakichś wewnętrznych drzwi, by ją wypuścić.
Kolejne szepty, kolejnych nieznanych twarzy. Tak wiele pytań, a tak mało czasu, by uzyskać odpowiedzi.
- Dosyć – powiedział mężczyzna do tej pory przyglądający się wszystkiemu z boku. Podniosłam głowę, by spojrzeć w oczy memu oprawcy, który za parę chwil przetnie nić mojego życia. - Czy nie widzicie, że ona się boi? Wstań, Isabello.
Wykonałam jego rozkaz bez wahania, chwytając jego wyciągniętą rękę.
Biegliśmy. Postacie i obrazy rozmywały się wraz z każdym krokiem wykonywanym przez mego towarzysza. Trzymał mnie w ramionach i podążał w stronę ciemności, jakby ona dawał mu jedyne schronienie.
Po chwili postawił mnie na ziemi. Nie wiem gdzie się znajdowaliśmy, było ciemno, nawet bardziej niż przedtem. Nim zauważyłam, oddalał się. Chciałam biec za nim, ale był szybszy.
- Bello. – Odwróciłam się.
To był on, moja miłość, ukochany, który zostawił mnie jakieś cztery lata temu. W tej chwili zapragnęłam go dotknąć, poczuć bliskość jego ciała, smak ust.
Szłam w stronę, gdzie stał, lecz on z każdym moim krokiem cofał się. Bał się? Może już mnie nie chciał? Był tak blisko, wyciągnęłam w jego stronę rękę, znowu uciekł, jakby unikał mojego dotyku.
- Kochanie, jeszcze nie teraz.
Przystanęłam, po moich policzkach popłynęły łzy. Słone krople przepełnione emocjami. Znikał, odchodził jak wtedy w lesie. Biegłam, ale moje ruchy były ograniczone. Potknęłam się, spadając, uderzyłam o coś twardego.
Otworzyłam oczy. Nie, to wszystko nie może być prawdą. To wszystko było snem, koszmarem, a tak chciałabym, aby on był tutaj zemną, leżał koło mnie, śpiewając mi moją kołysankę. Był tak realny, a zarazem tak niedostępny.
Wstałam, zabierając ubranie, poszłam wziąć gorący prysznic.
Jutro miną cztery lata od rozstania z Edwardem. Po jego odejściu moje życie straciło sens, smak, kolor. Czułam się jak dziecko, któremu zabrano wszystkie kredki, a zostawiając mu jedynie ołówek, kazano malować kolorowe obrazki. Wpadłam w rutynę, szarą codzienność, która obejmowała tylko najprostsze czynności. Wstawałam, brałam prysznic, wychodziłam do szkoły, później praca, powrót do domu i znowu sen, po którym mój dzień zaczynał się od nowa. Zawsze tak samo, bez niego.
Wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myślami, spotykać się z ludźmi, przed którymi musiałam udawać, że wszystko jest w porządku.
Przez jakiś czas miałam kontakt z Alice - jego siostrą. Pisałyśmy listy, o których on nie wiedział.
Oczywiście zrobiłam parę kroków naprzód. Zaczęłam studiować, wyjechałam z Forks – miejsca przypominającego przeżycia ostatnich lat. Za związek z Edwardem zapłaciłam depresją, środkami nasennymi, częstymi wizytami u psychologów. Teraz jest już lepiej, zastosowałam się do słów Alice. Od jakiegoś czasu postanowiłam zapomnieć…


Wysiadłam z samochodu i udałam się na wykłady.
Dzisiaj poniedziałek, rozpoczął się kolejny rok akademicki. Oznaczało to dla wszystkich więcej nauki, nieprzespanych nocy, ciągły stres i ubogi czas dla siebie. Dla mnie samej, to odskocznia od rzeczywistości, tego co było i jest.
Pamiętam, że jako mała dziewczynka marzyłam o tym, jak będzie wyglądać moje dorosłe życie. Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie mnie do zamku na wzgórzu. Czasami leżałam w nocy w łóżku, zamykałam oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyłam. Teraz dorosłam, po jego odejściu uświadomiłam sobie, że bajki nie istnieją. Zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię.
Nieraz myślałam o samobójstwie. Jeździłam wtedy do La Push, wchodziłam na najwyższy klif, z którego Jacob z przyjaciółmi skakali wprost do morza. Ze szczytu mogłam dojrzeć, jak wszystko jest małe, błahe. Tutaj moje zwycięstwa i smutki przestawały być ważne, przecież to co zdobyłam i co straciłam zostawiałam na dole. Tylko tam widziałam jak wielki jest świat i jak szeroki horyzont.
Wtedy nie mogłam powstrzymać smutku. Gdyby chodziło o mięsień, poruszyłabym go. Gdyby w grę wchodziła myśl, pomyślałabym. Gdyby to było czarodziejskie słowo, wymówiłabym je. Ale to nie jest takie proste.
Udawałam radość, której we mnie już od jakiegoś czasu nie ma. Teraz ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy kochają i troszczą się o mnie. Nigdy nie odczuwałam tak ogromnej pustki jak po jego zniknięciu. Mój książę, który okazał się wampirem, odszedł tłumacząc się, że jego natura jest dla mnie niebezpieczna, że on sam jest dla mnie zagrożeniem. Ale czy ktoś, kto jest dla nas całym światem, może nas kiedykolwiek skrzywdzić? Swoją obecnością nigdy mnie nie zranił, tak jak to zrobił zostawiając mnie samą. Ale szczęście przecież nie jest stanem wiecznym. Znika równie szybko jak się pojawia. Szczęście to po prostu taki skurcz serca, którego doznaje się czasami, kiedy człowieka przepełnia taka radość, że wprost trudno ją znieść.
Idąc w stronę sali, mijałam ludzi z różnymi historiami, z różną przeszłością. Nikt z pośród nich nie zna mojej. Nie wiedzą, że nigdy nie poznałam mojego ojca, bo został zastrzelony, gdy jeszcze nie przyszłam na świat. Moja mama nigdy nie zakochała się ponownie, choć miała dużo kandydatów. Zbyt bardzo kochała Charliego. Osobiście znałam go tylko z opowieści i zdjęć. Podróżowałam z mamą po świecie, zwiedziliśmy Europę, po czym przeprowadziliśmy się do miasteczka zapomnianego przez słońce, znienawidzonego przez deszcz, do Forks.
Nikt z nich nawet nie przypuszcza, że przez półtorej roku, kiedy mieszkałam w Forks, chodziłam z wampirem. Takim prawdziwym, pijącym krew, ale nie ludzką, zwierzęcą. Byłam tak zakochana, jak człowiek w lesie - zapatrzony w jedno drzewo.
Dla nich jestem zwykłą, nawet atrakcyjną dziewczyną, mającą już dwadzieścia dwa lata.
- Bello! – Z rozmyślań wyrwała mnie Angela. Z nią jedyną i jej chłopakiem - Benem, utrzymuję kontakt. Byli jedynymi szczerymi przyjaciółmi, których poznałam od początku mojej nauki w liceum, w Forks.
- Bello, idziemy dzisiaj do kina? – zapytała zaraz po tym, jak dobiegła do mnie na korytarzu.
- Jeżeli reszta się zgodzi. – Wyminęłam ją i poszłam dalej. Na studiach poznałam nowych, całkiem interesujących ludzi. Stworzyliśmy coś w rodzaju paczki, grupy znajomych. Często spotykaliśmy się i rozmawialiśmy o różnych błahostkach. Jednak nie wchodziłam z nimi w bliskie kontakty. Po związku z Edwardem nie chciałam znów cierpieć, ale chyba już wystarczająco długo byłam sama.
Odwróciłam się, chcąc zapytać Angele o szczegóły, które na pewno ustaliła z reszta, gdy wpadłam na coś zimnego. Początkowo myślałam, że to ściana ale czy one oddychają? Po moim ciele przeszły dreszcze, moje serce przyspieszyło. Od kiedy ściany noszą ubrania?
Podniosłam głowę, zamarłam.
- Witaj, Bello.
Część mojej duszy cieszyła się, że go widzi, ale pozostała nie. Chciałam uciec jak najdalej stąd, ból z którym nauczyłam się żyć, wzmógł się w okolicach serca. Promieniował do każdej komórki mojego ciała. To bolało, jego obecność bolała nawet jeżeli był on tylko bratem Edwarda.
Widziałam w jego oczach czerń walczącą ze złotem o dominację. Starał się nie czuć pragnienia, chciał się opanować. Chcąc ułatwić mu spotkanie z człowiekiem, jeszcze pachnącym tak smakowicie, wyminęłam go, nie zważając na rozsypane na podłodze notatki. Zaczęłam iść szybkim krokiem w stronę wyjścia. Korytarze jak na złość opustoszał, w pobliżu nie było nikogo.
- Porozmawiajmy – powiedział, uprzednio materializując się przede mną z plikiem kartek, równiutko poukładanych w ręku. Wampiry, ich zwinność, szybkość. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję, a nawet nigdy nie powinnam.
Odwróciłam się do niego plecami i poszłam w przeciwnym kierunku. Nie odezwałam się ani słowem, wystarczy, że wie co czuję.
- Utrudniasz wszystko! – krzyknął, gdy byłam w połowie drogi.
Zatrzymałam się. Zirytowało mnie to wszystko. Co on i jego rodzina sobie myślą?!
- Utrudniam? Ja utrudniam?! Jasper, pomagam wam się ode mnie odciąć, a ty wkraczasz i psujesz to co udało mi się przez ostatnie lata zbudować.
Poczułam falę spokoju, rozchodzącą się po ciele. Chciał pomóc, odczuwał to tak samo jak ja, ale czemu on przyjechał?
- Bardzo stęskniliśmy się za tobą.
- Stęskniliście się? – Kto jeszcze z nim raczył mnie odwiedzić? W innym miejscu i czasie, inaczej nastrojona, bez oporów padłabym im w ramiona, z radością przyjęłabym ich wyzwanie lub zaproszenie. Ale czasy w których byliśmy jedną wielką rodziną, wspólnymi przyjaciółmi, minęły wraz z ich wyjazdem.
Czułam ogarniającą mnie złość, rozlewającą się po każdej komórce mojego ciała. Czy sadzą, że od razu przebaczę im te lata przepełnione goryczą, smutkiem, żalem? Czy oni myślą, że wpadnę w ich ramiona, gdy tylko ich zobaczę?
Nagły ostry ucisk w okolicach klatki piersiowej, przywrócił mi świadomość gdzie i z kim się znajduję. Odczuwam wszystko dwukrotnie. Czuję, jakby ktoś chciał wyrwać mi i tak już nie używany przeze mnie narząd.
- Bello, tak bardzo tęskniłam. – Odwróciłam się, moim oczom ukazała się osoba, za którą tęskniłam najbardziej - Alice.
Ból wzmógł się, był teraz czymś więcej niż uciskiem. Był potworem zabierającym mi powietrze, wysysającym ze mnie życie, kawałek po kawałku. Stanęłam na krawędzi przepaści, a jakaś niewidzialna ręka pchała mnie w jej czeluści. W ułamku sekundy leciałam wśród ciemności, po bólu nie było już śladu. Ostatnie co pamiętam, to przerażona twarz mojej przyjaciółki i coś twardego, ale silnego, przytrzymującego mnie, abym nie upadła. Potem była już tylko pustka…


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Catherine Swan dnia Pią 16:01, 24 Kwi 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Śro 7:59, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo, bardzo, bardzo krótkie. Rozdziałem to bym tego nie nazwała, ale podobało mi się. Wprowadza w nostalgiczny, melancholijny nastrój. I raczej mdłe to nie jest. Ogólnie rozdział, w porównaniu do prologu był chyba lepszy. Błędów jako takich nie zauważyłam, jedynie to:

Cytat:
- Bello. – Odwróciłam się.

Bez kropki po Bello, odwróciłam z małej litery.

Zastanawiam się jak można zrobić z takiego opowiadania jak te coś intrygującego - przecież oni się rozstali. Już do siebie nie wrócą (mam nadzieję, że tak będzie, inaczej ten ff straci jakikolwiek sens). Trudno mi się zastanowić nad tym wszystkim i poukładać w głowie jakieś banalne teorie.
Mam nadzieję, że nie zrobisz z tego happy endu z udziałem Edka. Czekam na drugi rozdział, jakoś trzy razy dłuższy od tego. No i oczywiście powodzenia.

wel


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Śro 9:03, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Powiem szczerze, że jak dla mnie zrobiło się za bardzo ckliwie. Większość "rozdziału" można zamknąć w jednym zdaniu "Och, Edwardzie, czemu cię tu nie ma?" Bella wzdycha, rozpamiętuje i w ogóle jakoś tak... mdło jest.
Poza tym długość "rozdziału" mnie dobiła. Jeśli wszystkie takie będą, to chyba będę czytała po trzy na raz i dopiero wtedy komentowała, bo przy takich maleństwach... wybacz, ale nim się zacznie akcja już się odcinek kończy. A szkoda. To tego rodzaju tekst (tak przynajmniej wygląda), którego nie powinno się traktować skrótowo. No ale nie siedzę w twojej głowie, nie wiem, co tam planujesz. Zobaczymy.

Błędy:
Cytat:
dobija się olbrzymia pięścią do jakiś wewnętrznych drzwi

jakichś
Cytat:
Nie to wszystko nie może być prawdą.

Przecinek po "Nie".
Cytat:
To wszystko było snem

To jest następne zdanie i powtarza się "wszystko".
Cytat:
Jutro mija cztery lata od rozstania z Edwardem.

miną

To tyle. Czekam na dalszy ciąg. Mam nadzieję, że będzie dłuższy.
Pozdrawiam,
jędza thin

PS
wela napisał:
Cytat:
- Bello. – Odwróciłam się.

Bez kropki po Bello, odwróciłam z małej litery.

Wręcz przeciwnie, ten zapis jest poprawny. Jeśli piszesz:
"- Jasiu, podaj mi ręcznik - powiedziałam."
To wtedy faktycznie bez kropki, a "powiedziałam" z małej litery. Ale gdyby za myślnikiem nie było słowa "powiedziałam" czy innego czasownika określającego mówienie, wypowiedź zakończymy kropką i słówko to zacznie się z dużej litery, np.:
"- Jasiu, podaj mi ręcznik. - Chłopak nawet nie drgnął."
Mam nadzieję, że to zrozumiałe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Śro 9:05, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Catherine Swan
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:48, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Przepraszam, że taki krótki wyszedł ten pierwszy rozdział, wybaczycie mi?
Obiecuje ze następne rozdziały będą dłuższe i nie aż tak bardzo sentymentalne.
Nie planuje z tego happy endu wraz z Edwardem w roli głównej, ale on się pojawi i namiesza znowu w życiu Belli ----> to w roli wyjaśnień dla pani weli.
Jeszcze raz przepraszam, że taki krótki.
Pozdrawiam
Cathy :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Catherine Swan dnia Śro 21:09, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lexie
Wilkołak



Dołączył: 31 Sie 2008
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z podziemia...

PostWysłany: Śro 17:53, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Nie za bardzo wiem, co napisać prolog był a właściwie jest niesamowity tajemniczy i zastanawiający. Co do kolejnych rozdziałów trzymam cię za słowo i mam nadzieję, że będą odrobinę dłuższe. Zastanawiam się jednak w jakim kierunku potoczy się akcja i jak będą wyglądać relacje Belli z Cullenami. Piszesz, że nie planujesz happy endu może to i dobrze, bo większość opowiadań z udziałem Belli i Edwarda kończy się „i żyli długo i szczęśliwie”.
Mam nadzieję, że wena i zapał cię nie opuści i będziemy mogli być świadkami fajnie napisanego opowiadania.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sandrixlp
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 19:24, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

to bardzo dobrze, że nie planujesz happy endu- ''przejadło'' mi się :) masz bardzo dobry styl- świetnie operujesz słowami a przede wszystkim emocjami, prolog jest naprawde niesamowity Wink czekam na dalsze rozdziały :D
ave vena!
pozdrawiam sandrix^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Black Hole
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nigdziebądź

PostWysłany: Śro 19:51, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Rozdziały za krótkie? Proponuję połączyć te dwa w jeden i gotowe. Po części zgodzę się z thingrodiel. Bella jest trochę jakby... nieobecna. Niech dziewczyna weźmie się w garść. I ta rozpacz na myśl o starych porzyjaciołach... Bądź co bądź, oni są od tego, żeby wybaczać im bez względu na popełnione błędy, a tu proszę, Bella nawet nie cieszy się ze spotkania z Alice. Ogólnie jednak piszesz ładnym stylem i przyjemnie się czyta. Życzę weny w dalszym tworzeniu.

BH Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Loleczka
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:58, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Boskie, Boskie, Boskie!
No skoro już to z siebie wyrzuciłam to czas na KK.
Zajrzałam, przeczytałam i chyba umarłam. Prolog tak mnie zaciekawił, że do tej pory obmyślam o co w nim chodzi. Dalsze rozdziały też są dobrze skonstruowane, błędów jak narazie nie zauważyłam. Bella jest Bellą, ale stara się funcjonować tak, aby nie martwić najbliższych jej osób. Co prawda brakuje mi w tej opowieści Charliego, ale w końcu to twoja historia. Nie pasuję mi tutaj Rene. Przecież ona była lekkomyślna i niecierpiała Forks, bo tam pada. No, ale to ty masz taką wizję. Całościowo opowiadanie mi się podoba i z utęsknieniem czekam na nowy rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
martini.
Zły wampir



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:15, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo podoba mi się ten ff.
Osobiście żadko czytam twórczośc fanów, ale nie powiem, mam kilka ulubionych opowiadań. Po przeczytaniu twojego, już wiem, że będę tu regularnie zaglądac.
Prolog, nie powiem, bardzo mnie zaintrygował. Była ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń. Uważam, że 1 rozdział bardzo fajny, ale trochę za krótki. Nie dziwię się, że Bella zemdlała jak zobaczyła Alice. Cholera, po 4 latach.. ciekawa jestem co ich do niej sprowadziło. ; )

Vena życzę !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Igunia94
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam skąd Edzio ;]

PostWysłany: Pią 15:50, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

    Znalazłam jeszcze jeden błąd. Cool

Catherine Swan napisał:
Otworzyłam oczy. Nie to wszystko nie może być prawdą. To wszystko było snem, koszmarem, a tak chciałabym, aby on był tutaj zemną, leżał koło mnie, śpiewając mi moją kołysankę. Był tak realny, a zarazem tak niedostępny.

Na temat opowiadania:
Nic dodać, nic ująć - świetne. Wink
Ciekawa jestem jak Bella zareaguje na przybycie Edwarda, skoro zemdlała ( z tego co zrozumiałam) albo coś takiego na widok Jaspera i Alice to co będzie z jej ukochanym.devil
Podoba mi się jeszcze to że Renee nie jest z Philem bo jakoś tak zawsze chciałam żeby znowu była z Charlim Mr. Green
love Czekam na następny rozdział i oby wena spłynęła na twoją główkę love


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Pią 15:53, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

Będzie źle, hehe. :D Choć ja też jestem ciekawa jak zareaguje, więc bądź tak miła i daj mi w końcu ten 4 rozdział, to ci go zbetuję, choć... UPS...! Musze się jeszcze trzecim zając. :P Popraw te błędziki, które ci powytykali, bo ja nie zauważyłam ich. No i czekam, bo mi się tez bardzo podoba. Tylko nie zapomnij o poprzednim opowiadaniu! WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Catherine Swan
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:45, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Kolejny rozdziała, troszkę dłuższy niż poprzednie.
Proszę komentować, mile widziane negatywne jak i pozytywne komentarze. :D

BETA: Wyjątkowa

Rozdział II

Biegnę ciemnym korytarzem, podąża za mną mężczyzna w średnim wieku.
- Uciekaj, Isabell. Oni nie mogą cię złapać!
Nie mam już sił, zamykam za sobą ostatnie drzwi, barykaduję je.
- Bello, weź to. Będzie ci zawsze przypominać o mnie. – Wampir wyjmuje z kieszeni medalion, złote oko z kolorową tęczówką.
Później wszystko toczy się szybko. Wyważone drzwi, tłum ludzi skandujący: - Zabić go.
Ogień, krzyki, krew. Ktoś do mnie podbiega i mówi, żebym się nie bała, że on już więcej mnie nie skrzywdzi. Skaczę w ogień, chcąc zginąć razem z nim, lecz w ostatniej chwili zostaje powstrzymana. Wyrywam się…
- Nie! – krzyknęłam, budząc się z koszmaru.
Co oznaczał mój sen? Co w ogóle miał ze mną wspólnego ten wampir?
Rozglądam się. Gdzie ja jestem? To przecież nie jest mój pokój, nie moje mieszkanie.
- Bello, co się stało? – zapytała moja przyjaciółka, siadając przy mnie.
- Alice? – zapytałam, chcąc upewnić się, że ona nie jest snem.
- Tak to ja, niby kogo się tutaj spodziewałaś?
- Co się stało?
- Zemdlałaś, razem z Jasperem przywieźliśmy cię do naszego domu.
Z moich oczu popłynęły łzy, tak bardzo za nią tęskniłam. Za każdym razem, gdy wybierałam się na zakupy, chciałam żeby ona była obok mnie. Już zapomniałam jak wygląda, jaki jest jej charakter. Cóż dziwnego, ludzka pamięć nigdy nie jest i nie będzie doskonała.
- Coś się stało? – spytała, przytulając mnie ostrożnie.
- Tęskniłam.
Obie wybuchłyśmy śmiechem. Tych kilka słów, nawet nie mających sensu, napełniło mnie chwilą radości. Postanowiłam brać z niej jak najwięcej, bo ona nie będzie trwać wiecznie.
- Chodź, jesteś pewnie głodna. – Chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w stronę kuchni.
- Nie byłam, dopóki mi nie przypomniałaś. – Uśmiechnęłam się.
Są w naszym życiu takie chwile, które starannie wklejamy do albumu wspomnień, ale są również takie, które chcielibyśmy spakować w jedną kopertę i wysłać poleconym poza horyzont. Te, które spędziłam razem z nią, zaliczają się do tych dobrych.
Zjadłam przygotowane przez Alice jedzenie, przebrałam się w ubrania, które zdążyła już kupić.
- A gdzie Jasper? - spytałam siadając przy niej.
- Wyszedł na polowanie tuż przed twoim przebudzeniem. Nie mógł już wytrzymać, uczuć które tobą targały podczas snu. A tak właściwie co ci się śniło?
- Nie pamiętam. Jakiś koszmar.
- Bello, w sobotę są moje urodziny. Nie wyobrażam sobie ich bez ciebie, przyjdziesz?
- Alice, to nie najlepszy pomysł. Ja nie jestem jeszcze gotowa na spotkanie się z twoim bratem.
- A my nie jesteśmy już wstanie udawać, że cię nie ma i nigdy nie było. Nie musisz z nim rozmawiać jeżeli nie chcesz. Wystarczy, że będziesz.
I co mam począć? Co mam jej powiedzieć? Jestem bezsilna. Nie jestem w stanie się sprzeciwić.
Z drugiej strony... Wyjątkową przyjemność sprawiają nam - ludziom spotkania z bliskimi, którzy przed laty byli naszymi przyjaciółmi. Zobaczę Emmeta, Esme, Carlisle'a, a nawet Rosalie. Na tej ziemi są jeszcze cudowne istoty, które chodzą, udając ludzi.
- Kazałaś mi zapomnieć, więc staram się to robić - powiedziałam po czym szybkim ruchem wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Jeszcze chwila w jej towarzystwie i zgodzę się na wszystko, a tego bym nie wytrzymała psychicznie. Nie mogę pokazać jej, że nadal cierpię, że moje oczy nadal płaczą. Nie zatrzymywała mnie, z jednej strony zawiodła, ale z drugiej byłam wdzięczna. Cierpiała, może nie tak jak ja, przecież ma Jaspera, ale w pewnym stopniu bolała ją decyzja jej brata.
W końcu wyszłam, w drodze do swojego mieszkania musiałam tylko wejść do metra, przejechać na drugi koniec miasta i wysiąść. Czemu akurat w tym mieście musieli zamieszkać, czemu akurat oni? Ciemne chmury zebrały się na niebie, tak samo jak mnie ogarniał smutek. To tak jak w życiu, możesz schować się przed deszczem pod parasolem, ale i tak przemokną ci buty.
Nie powinnam w ogóle przebywać z nimi w ich domu, w końcu powinno być, tak jakbyśmy się nigdy nie poznali. Ale czemu pragnę właśnie tego, czego nigdy nie dostanę? Czemu los jest tak okrutny wobec mnie?
- Babciu? Wytłumacz mi co to jest Bóg? – zapytała dziewczynka siedząca naprzeciw mnie w metrze swojej opiekunki. Kobieta uśmiechnęła się ciepło.
- Kochanie jakby ci to wytłumaczyć… Czasami czegoś bardzo pragniesz i zwracasz się gdzieś w przestrzeń lub jesteś tak zdesperowana, że zwracasz się do jakiejś siły, której sama nie potrafisz nazwać i prosisz o pomoc, prawda? No i ten kto wtedy nie odpowiada, to jest Bóg.
Bóg? Właśnie, ile razy zwracałam się do niego, by ukoił mój ból, tyle razy mi nie odpowiedział. Tylko dlaczego? Czy jestem aż tak bezużyteczna, beznadziejna? A może to tylko taka zabawa ile jeszcze ciosów przeżyję? Chciałabym być jak ta dziewczynka. Bez problemów, mająca przed sobą całe życie, bez cienia nieudanej miłości.
Muszę sama stawić czoła problemom, nawet jeżeli urodziny Alice są pretekstem. Postanowiłam, że po prostu tam wejdę, nie powiem ani słowa do niego, zostanę przez chwilę, porozmawiam z jego rodziną, wyjdę. To nie powinno być trudne.
Za oknem mijał dzień, który ustępował miejsca nocy. Czy tak samo jest z miłością, czy każdy jest w stanie zastąpić kogoś kimś innym? Może powinnam spróbować? Jednak myliłam się, że Alice tak łatwo odpuści. Pod drzwiami mojego mieszkania stała ona. Uśmiechnięta, już wiedziała ze swoich wizji, co zamierzałam jej zakomunikować. Z nią tak zawsze było, niezależnie od tego co się stało, ona zawsze była wesołą, pełną energii dziewczyną.
- Zgoda, ale Alice obiecaj mi coś, nic na siłę, ok?
Przytaknęła głową, pocałowała mnie w policzek, przytuliła i odeszła nucąc pod nosem jakąś wesołą piosenkę. W duszy chciałam, aby i dla mnie życie było takie proste. Nawet jeśli spychamy wszystkie bolesne chwile do najgłębszych zakamarków naszej świadomości, to możemy się spodziewać, że będą one powracać w różnych momentach. Nieodmiennie likwidując na naszych twarzach tak ciężko zdobyty uśmiech. Tak samo jest z pamięcią. Człowiek może o czymś zapomnieć - ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla nas różne sprawy albo je przed tobą skrywa - i kiedy chce, to ci to przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie - pamięć jest twoim panem. Ale czy ja tak naprawdę chcę zapomnieć…?

Kilka dni później była już ta nieszczęsna sobota. Obudziłam się z przeczuciem, że ktoś mnie obserwuje, że jest w moim mieszkaniu. Rozglądnęłam się, ale nikogo nie zauważyłam. Wszystko był w nietkniętym stanie, pozostawione tak samo jak przed snem. O dziwo nic mi się nie śniło, żadnych koszmarów związanych z wampirami, przeszłością i Edwardem. Czułam się wypoczęta, dziwnie zrelaksowana, a nie powinnam być. W końcu miałam dzisiaj spotkać się z eksem. Chłopakiem, a raczej wampirem, który mnie zranił. Teraz nie miałam mu tego za złe, od zawsze wiedziałam, że taki ktoś jak on nigdy by mnie nie pokochał. A jednak tam gdzieś na dnie serca, pozostała część mojego Edwarda, część miłości do jego osoby.
Poszłam do kuchni po szklankę wody, była dopiero szósta nad ranem. Do przyjęcia pozostało dwanaście godzin. Postanowiłam, że najpierw wezmę gorącą, relaksującą kąpiel, a później usiądę na kanapie w moim małym saloniku i oglądnę kolejny łzawy film. Od zawsze byłam niepoprawną romantyczką i właśnie dlatego siebie lubiłam.
Przez cały tydzień Alice wraz z Jasperem odwiedzali mnie, czasami w dzień, a nieraz zdarzało się i w nocy. Z moją przyjaciółką na nowo mocno się zżyłyśmy, potrafiłyśmy rozmawiać ze sobą godzinami. Jasper nieraz szeptał mi na ucho, kiedy już wychodzili, że od kiedy znowu się pojawiłam w ich życiu, tchnęłam w Alice nowe pokłady energii. Ja też coraz częściej chodziłam z wielkim uśmiechem na twarzy, po prostu cieszyłam się życiem, nie zważając na to jakie ono było. To co mnie ogarnęło można nazwać nadzieja, nadzieją na lepsze jutro, która ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury. Alice napełniała mnie entuzjazmem, po jej wizytach i ja czułam się lepiej.
Około godziny czternastej zaczęłam przygotowania. Miałam być u nich w domu przed ich przyjazdem, czyli gdzieś koło godziny osiemnastej. Nikt z nich nie wiedział o mnie. To miała być dla nich niespodzianka, jak sądzi Alice, miła niespodzianka.
Przed wyjściem spojrzałam jeszcze raz w lustro. Długie, lekko pofalowane,ciemno brązowe włosy spływały lekko na moje ramiona. Granatowa, niczym noc, sukienka doskonale kontrastowała z moim bladym odcieniem skóry. Dodatkowym jej atutem był dopasowany, lekko bombkowy krój i delikatność podkreślenia ramion cienkimi ramiączkami. Buty z wysokimi obcasami sprawiały, że czułam się wyższa, ale i niepewna każdego stawianego kroku. Wszystko było (jak na ludzka istotę) w miarę idealne, ale moje oczy pozostawały smutne. To w końcu one są zwierciadłem naszej duszy, a ja czułam ciągle ból, którego nic nie zastąpi, nie zakryje.
Pamiętam jak dziś rozmowę z moim psychologiem. Odbyła się ona pół roku po wyjedzie Cullenów.

- Czemu to robisz? – zapytał mężczyzna, wyglądający na prawie dwadzieścia osiem lat.
- Robię co?
- Próbujesz się zabić.
- Bo życie jest do dupy – odpowiedziałam zgodnie z prawda, zgodnie z moimi myślami.
- Dlaczego tak uważasz?
- Spójrz na siebie. Siedzisz tu dzień w dzień i leczysz chorych psychicznie. Musisz słuchać tego wszystkiego, co im się ubzdura. Tkwisz tu żałośnie, podczas gdy inni robią wiele różnych rzeczy.
- Lubię to co robię.
- Mówisz tak, bo nie chcesz mi przyznać racji, ale w głębi duszy zgadzasz się ze mną.
- Skąd wiesz co myślę?
- Bo widzę to w twoich oczach.
- Jak uważasz. Powiesz mi coś, czego jeszcze nie wiem?
- Nie możesz mi pomóc.
- Wiem. Tobie może pomóc tylko jedna osoba. Ty sama.
- Bredzisz.
- Teraz ci się tak wydaje, kiedyś zrozumiesz.
- Myślisz, że nie rozumiem?! Że jestem jak głupie dziecko, któremu wszystko trzeba tłumaczyć?! Nie, nie jest tak! Może i jestem młoda, może mam tylko te pieprzone osiemnaście lat. Wiem, że tylko ja mogę sobie pomóc. Ale nie mam na to siły. Jestem zbyt słaba. Nie potrafię... – Po tych słowach rozpłakałam się. - W końcu nie potrafię o nim zapomnieć.
- Już, już, nie płacz... Ważne jest to, że teraz trzymasz się na powierzchni...
- Trzymam się na powierzchni, bo stąd jest bliżej do dna. Nie wyjdę na brzeg, bo jest za daleko. Nawet najlepszy pływak ma swoje granice możliwości.
- Jeśli nie chcesz wychodzić na brzeg, to może chociaż znajdziesz jakąś boję, której będziesz mogła się złapać?
- Myślę, że mam taką boję. I myślę, że to dzięki tej boi jeszcze tu jestem.
- To dobrze. To bardzo dobrze.
- Nie mów Renne, że nadal tu przychodzę. Ona myśli, że już jest wszystko w porządku.
- Czemu ją okłamujesz?
- Bo jest dla mnie ważna. Bo się o mnie martwi.
- Co teraz zrobisz?
- Wyjdę z tego pokoju, zejdę schodami na dół, przyodzieję maskę i pójdę przed siebie. A jutro znów obudzę się zalana potem i bez chęci do życia. Założę sztuczny uśmiech i jeszcze trochę wytrzymam. Kiedyś pęknę…

Przez tyle lat okłamywałam, że wszystko było w porządku, nie tylko innych, ale także siebie. Nawet sama w to uwierzyłam, ale gdy zobaczyłam moją przyjaciółkę i jej męża, to wszystkie wspomnienia wróciły. Teraz na nowo muszę stawić czoła przeszłości, nawet jeśli ta walka będzie bolesna. Spojrzałam jeszcze raz w lustro i zobaczyłam maskę sztucznego uśmiechu, tę samą maskę, którą nauczyłam się nakładać przez te wszystkie lata.
Ubrałam jeszcze mały wisiorek, który dostałam od Renne przed moim wyjazdem tutaj. Było to małe oczko, podobno dał jej to jakiś doktor w szpitalu, kiedy się urodziłam. Miał ją chronić i faktycznie tak było, a teraz miał przynosić mi szczęście.
Przez całą drogę do nowego domu Cullenów miałam poczucie, że ktoś mnie śledzi. Przyspieszyłam. Od jakiegoś czasu mam takie przeczucia, jeszcze te sny. Nie wiem w ogóle co o tym sądzić, chyba z dnia na dzień robię się coraz bardziej dziwna. Na szczęście nie było korków i po kilkunastu minutach parkowałam już pod ich drzwiami.
Dom wyglądał idealnie, Alice się postarała. Do poręczy przy schodach były poprzypinane lampiony o różnych kolorach i kształtach. Oprócz tego Alice porozstawiała kosze z czerwonymi różami.
Nim zdążyłam zapukać, drzwi otworzyły się, a za nimi zobaczyłam rozpromienioną twarz Esme.
- Bello! – krzyknęła i przytuliła mnie. Czułam się zdezorientowana, przecież mieli być dopiero za godzinę. Za nią stał już Carlisle, Emmett i Rosalie. Nawet ona chciała się ze mną przywitać. Na twarzach wszystkich tam zgromadzonych widziałam szczęście. Alice pociągnęła mnie za rękę do środka. Tam wszystko wyglądało podobnie, lampiony porozwieszane na ścianach, w rogach pokoju znajdowały się kwiaty. Miałam wrażenie, że wróciłam do domu, do prawdziwej rodziny. W środku znajdowało się kilkoro wampirów wraz ze swoimi towarzyszkami. Wśród nich była dziewczyna, która tak bardzo różniła się wyglądem od innych. Miała na twarzy rumieńce, małe różowawe kółeczka. Po zapoznaniu się z innymi przyszła pora na nią. Bez wątpienia była człowiekiem, jej skóra nie była lodowata. Teraz mogłam się jej dokładnie przyjrzeć. Pełne usta, podobny kolor włosów co u mnie, ale oczy... Te miały kolor zielony.
- Jestem Bella – powiedziałam, ściskając wyciągniętą dłoń. - A myślałam, że będę jedynym tutaj człowiekiem.
- Daniell, miło mi cie poznać. Też tak myślałam. - Spojrzała na kogoś, kto stał za mną. - Edward, kochanie. Nic mi nie mówiłeś, że przyjaźnicie się z innymi ludźmi.
Każdy z nas jest w posiadaniu własnej minuty. Te 60 sekund, które mija nam codziennie niezauważone. To jest ten czas, gdy robimy sobie herbatę, spoglądając zza okno w poszukiwaniu promyka słońca. To są te sekundy, w których możemy zrobić kilkadziesiąt kroków w podążaniu do celu. Jest to też ta chwila, kiedy ktoś mówi do nas potokiem słów, mając pretensje o jakąś błahostkę. Jest to ten moment, w którym zatrzymujemy się, by zapalić, bo w owej minucie poczuliśmy taką potrzebę.
Co jeszcze można zrobić przez 60 sekund? Uśmiechnąć się. Podać dłoń. Rzucić krótkie "cześć", wpadając do domu po szkole. Spojrzeć w lustro w poszukiwaniu kolejnej zmarszczki na czole. Zjeść kawałek sernika, upieczonego przez ukochaną babcię. Można też podjąć szaloną decyzję o zrobieniu sobie tatuażu. Zgubić klucz od domu. Szukać w torebce dzwoniącego telefonu.
W tych 60 sekundach ktoś kłamie, ktoś mówi prawdę, ktoś ociera łzy ręką, ktoś się śmieje, ktoś pisze wiersz, ktoś wymienia baterię w pilocie...
W tej minucie moje serce, choć już dawno złamane, rozpadło się na kolejne milionowe kawałeczki. Czy te cztery lata wystarczyły mu, by o mnie zapomnieć? Czy byłam tylko próbą związku z człowiekiem? Teraz uwierzyłam, że żyjemy tak jak śnimy - samotnie...


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin