FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Senna jawa +18 [NZ] 18.03.10 rozdział 5 (Zawieszone) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 18:56, 25 Lut 2010 Powrót do góry

Witam wszystkich Very Happy nie wiem czy ktoś czyta to co wam pokazuje, ale jesli znajdzie sie jakas osobka, to zapraszam do czytania Wink
W tym miejscu, chciałabym złożyć najserdeczniejsze życzenia mojej becie CoCo, która ma dziś urodziny i poraz kolejny obchodzi 18-urodziny [link widoczny dla zalogowanych]Very Happy bo ona zawsze bedzie młoda, zawsze kochana i na zawsze pozostanie moją kochaną, odzyskaną siostrą. Właśnie w tym miejscu, żałuje ze nie napisałam lepszego rozdziału, ehh. Nie bede was zanudzać, zapraszam do czytania Wink
Ps. Razem z CoCo piszemy coś o wiele lepszego od Sennej jawy, a chodzi mi o Fuga ex mundo

[link widoczny dla zalogowanych]

beta: CoCo

4. Spróbujmy

Trzecia w nocy. Niespokojnie kręciłam się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Chciałam przestać myśleć. Nie wiem czemu, ale nachodziły mnie dziwne obrazy związane z Edwardem, a jego wygląd wcale mi nie pomagał. Po co to wszystko mówił? Przez to wyobrażałam sobie różne sytuacje… z nim. Byłam w jego śnie, lecz co tam dokładnie robiłam, tego nie wiedziałam. Jednak myśli podsuwały różne skojarzenia, a nawet marzenia, których do końca nie rozumiałam, bo jak inaczej można myśleć o innym facecie i to w taki sposób, nawet go nie znając? Miałam problem, z którym nie potrafiłam sobie poradzić, dlatego potrzebowałam do tego celu Jamesa.
Do tej pory jeszcze nie wrócił, a był środek nocy. Ciekawiło mnie, z kim przebywał, co robił. Dawno stłumiłam uczucia, jakie do niego żywiłam, bo wiedziałam, że to do niczego nie prowadziło, lecz James ostatnio stał się inny i to mnie niepokoiło. Już od jakiegoś czasu oddalał się ode mnie, chociaż tak naprawdę nie miałam pojęcia, dlaczego. Nie wspominając już tego, że praktycznie nie bywał w domu, nie jadł obiadów, unikał mojej osoby.

Wstałam i skierowałam się do kuchni. Mimo otwartego okna było gorąco. Pojedyncze kropelki potu pojawiły się na czole, a obcisła piżama stawała się coraz bardziej wilgotna. Weszłam do kuchni, następnie otworzyłam lodówkę i wyjęłam zimną butelkę wody. Od razu napiłam się trochę i przyłożyłam ją do gorącego ciała. Poczułam ogromną ulgę z tego powodu. Nagle usłyszałam trzask otwieranego zamka, a potem pojawiła się sylwetka wchodzącego do kuchni Jamesa.
- Cześć – przywitałam się.
Gdy mnie zobaczył, jego oczy nieznacznie się rozszerzyły. Szybko spojrzałam na swój ubiór i trochę się przeraziłam. Piżama idealnie opinała ciało, nie kryjąc przy tym wypukłych piersi, których sutki nieznacznie stwardniały, spowodowane zimnem butelki.
- Cześć – odpowiedział lekko zachrypniętym głosem.
Sytuacja stała się niezręczna… Ja czułam się niezręcznie. Z wodą w ręku chciałam koło niego przejść, lecz nie udało się. Złapał mnie za rękę, trzymając nadgarstek i przyciągając do siebie.
- Bello – wyszeptał, wtulając twarz w moje włosy i wąchając je, co wydało się naprawdę urocze.
- James, o co chodzi? – zapytałam, coraz bardziej niepewnie, gdyż jego bliskość dziwnie na mnie wpływała; przestawałam się kontrolować, a to nie pomagało.
- Nawet nie wiesz, jak trudno jest mi z tym żyć. Zaczynam się dusić, wariuję – wyszeptał.
- James, wiesz, że zawsze ci pomogę, musisz tylko powiedzieć, o co chodzi. Co jest twoim problemem? – Odsunęłam się od niego tak, że oparłam swoim czołem o jego, a on spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu, na co zakłuło mnie serce.
- Bello, nic nie możesz na to poradzić, nawet ja sam nie mogę, nie wolno mi. – Zamknął oczy i opuścił głowę, poddając się.
- James, proszę nie poddawaj się! – Złapałam jego włosy i pociągnęłam za nie, kierując jego wzrok na moje oczy. – Zawsze jest jakieś wyjście, trzeba tylko spróbować.
- Myślisz, że zawsze trzeba? – zapytał. – Nawet wtedy, kiedy są małe szanse na powodzenie?
- Jeśli ci zależy, nawet nie zastanawiałabym się, trzeba tylko walczyć, dać sobie szansę – pocieszyłam go, na co tylko się uśmiechnął.
- Dobrze, Bello, spróbuję – wyszeptał, kiedy jego usta powoli zbliżały się do moich i chociaż mój umysł krzyczał, żebym uciekła, serce kazało zostać, rozchylając się dla niego, zapraszając do środka, a kiedy język połączył się z jego, umysł przestał funkcjonować, krzyczeć. Kierowałam się tylko sercem, które go kochało, ale zarazem bało się, że zostanie zranione, czego nie zniosłabym ponownie.

Kiedy James zorientował się, że go nie odtrąciłam, delikatnie popchnął mnie w kierunku stołu kuchennego. Ręką odchylił głowę, co dało mu dostęp do szyi, którą całował. Zaczęłam szybciej oddychać, nie panując nad tym, że wydaję jakieś dźwięki, na co James tylko mocniej ścisnął moje pośladki. Kończąc pieścić szyję, zjechał niżej, gdzie natrafił na mokry podkoszulek, z którym szybko sobie poradził. Uniósł wyżej materiał, szarpiąc go i rozrywając, lecz nie zwrócił na to w ogóle uwagi. Z wrażenia odchyliłam głowę do tyłu, wplatając dłonie w jego włosy, wyginając ciało w łuk, dając mu lepszy dostęp do ciała. Nie mogłam uwierzyć, że to w ogóle się dzieje, że człowiek, którego kocham, całuje mnie, moje ciało i chce tego. Chce, abyśmy byli razem.
- Kocham cię – powiedział mój głos, choć tak naprawdę nie zamierzałam tego wyjawić. Nie zapanowałam nad tym, to silniejsze, bo uczucie, jakie względem niego żywię, jest nie do opanowania.
Jednak pewnych rzeczy się nie spodziewałam. Zamiast cieszyć się moim wyznaniem, James zastygł w miejscu. Jedynym znakiem, że żyje, był szybki oddech, delikatnie łaskoczący skórę. Po chwili zaczął delikatnie odsuwać się ode mnie, przez co ciało pokryła gęsia skórka, chociaż w środku ciągle czułam gorąco.
- James? James? – Patrzyłam jak zamyka oczy i zakrywa uszy swoimi dłońmi. – Co się stało? Dlaczego przerwałeś? – Nadal z obnażonym ciałem siedziałam na stole i modliłam się, aby kontynuował.
- Przepraszam, Bello, przepraszam – tylko tyle powiedział, zanim wybiegł z mieszkania.
Zdruzgotana i zrozpaczona nadal siedziałam w miejscu, nie mogąc zrobić jakiegokolwiek ruchu. To nie może być prawda.
Do cholery, TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA!
Jednak rzeczywistość zdawała się zupełnie inna.
Jamesa nie było i nigdy nie będzie. Miłość do niego została całkowicie zniszczona, a ja straciłam jakikolwiek sens życia. Przykryłam się mokrym materiałem i ruszyłam do pokoju, gdzie po dłuższym czasie, wypłakując swoje rany, zasnęłam.

Kolejne dni mijały, a James nadal nie wracał. Martwiłam się o niego, bo nie wiedziałam, gdzie się może podziewać. Dwa dni po zniknięciu poszłam do jego pracy. Jedyne, czego się dowiedziałam, to to, że złożył wypowiedzenie.
W szkole nadal spotykałam Edwarda, jednak robiłam wszystko, co mogłam, aby nie zostawać z nim sam na sam. I chociaż wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała z nim porozmawiać, teraz nie miałam na to czasu.
Tygodnie mijały w zupełnej niepewności, co przyniesie jutro. Korzystałam z mieszkania Jamesa, ale po pewnym czasie zauważyłam ciekawskie spojrzenia sąsiadów i chociaż była to dobra dzielnica, wiele się nie ukryło, dlatego nie zdziwiłam się, gdy pewnego dnia odwiedził mnie jakiś dozorca naszego osiedla.
- Czy może pani przekazać Jamesowi, żeby zgłosił się do mnie? Mam do niego pilną sprawę – powiedział oschłym głosem.
Był grubo po czterdziestce, miał siwe włosy oraz brodę, która pokrywała połowę jego twarzy. Widocznie musiał być dobry w swoim fachu, bo za wygląd na pewno nie został zatrudniony.
- Przekażę – odpowiedziałam. - A czy coś się stało? Może mogłabym pomóc? – Spojrzałam w jego surowe oczy.
- Nie – odparł stanowczo. – To sprawa dla mieszkańców osiedla.
- Przecież mieszkam z Jamesem. – Poczułam, jak nogi zaczęły się trząść, tracąc pewność siebie.
- Nie jest pani nawet tutaj zameldowana, trzeba było to zgłosić wcześniej. Teraz pan James będzie miał nieprzyjemności – stwierdził. – Mieszkańcy się niepokoją, nie podoba im się to, że obca osoba mieszka bez zameldowania w nie swoim mieszkaniu.
- Ale ja jestem jego znajomą, a to jego mieszkanie – oburzyłam się na mężczyznę. – Nie mogą mnie państwo wyrzucić z jego mieszkania!
- Muszę mieć zgodę właściciela, żeby pani mogła tu zamieszkać. Proszę nie robić problemów, sąsiedzi i tak wszystko widzą, nic nie da się ukryć.
- Czego się nie da ukryć?
- Pana Jamesa nie ma już tutaj od dłuższego czasu – powiedział. – Z kolei pani przebywa tutaj sama, nie w swoim mieszkaniu.
- James musiał wyjechać, zostawił mieszkanie pod opieką, nie ma chyba w tym nic dziwnego? – zapytałam.
- A czy pani ma jakiś dowód na to, że James poprosił panią o zajęcie się jego mieszkaniem?
Milczałam, więc zaczął kontynuować dalej.
– Widzi pani, nic na to nie mogę poradzić, musi pani się stąd wyprowadzić.
- Ale ja nie mam dokąd się wyprowadzić! – zaprotestowałam. – Nie może pan tego zrobić! – krzyknęłam, nie panując nad sobą.
- Myli się pani – zaprzeczył. – Mogę to zrobić i zrobię. Jeśli pani mnie nie posłucha, zawiadomię odpowiednie władze. Proszę się zastanowić nad tym dokładnie. Daję pani trochę czasu na wyprowadzenie się z tego mieszkania. – Nawet nie żegnając się, odszedł, a kiedy był już trochę dalej, odwrócił się i dodał: – Jeśli wszystko pani załatwi, proszę dać mi znać.
Po wejściu z powrotem do mieszkania zaczęłam ponownie dzwonić do Jamesa, lecz nie dawało to żadnego skutku. Co mi w tym momencie pozostało? Złapałam pierwszą z brzegu gazetę lokalną, zrobiłam sobie gorącą herbatę i zaczęłam szukać jakiegoś innego lokum.

***

Ostatni dzwonek, ostatnie zajęcia. Za oknem nadal padał deszcz, co zmusiło mnie, aby pozostać jeszcze trochę w szkole. Udałam się spokojnym krokiem do stołówki. Niewątpliwym plusem tego pomieszczenia było to, że znajdowały się tam różne książki, aby spokojnie, przy posiłku, każdy mógł przeczytać jakieś fajne opowiadanie. Wrzuciłam kilka monet do automatu, a kiedy wyleciał z nich snickers, zaczęłam go od razu jeść. Wzięłam jedną z pierwszych książek i usiadłam przy stole. W oddali słyszałam odgłosy kucharek sprzątających kuchnie oraz przygotowujących jutrzejszy obiad. Otworzyłam książkę i zaczęłam czytać pierwszą stronę. Jednak odgłos zapychanych drzwi od stołówki rozproszył moją uwagę. Spojrzałam na źródło hałasu i przeraziłam się niezmiernie. Chociaż wiedziałam, że to nieuniknione, nie przygotowałam się do tego spotkania.
- Cześć – przywitał się, siadając wygodnie po drugiej stronie stołu, lecz kiedy zauważył, że wstaję z krzesełka, dodał: – Proszę cię, zostań, chcę tylko porozmawiać.
Nie zatrzymały mnie jego słowa i zachowanie, lecz sposób, w jaki to powiedział. Ton głosu miał spokojny, ufny. Spoglądał zmartwionym wzrokiem, widocznie zmęczony moją ciągłą ucieczką. Wiedziałam, że tutaj byłam bezpieczna i chociaż nigdy nie spotkałam się z agresywnym zachowaniem z jego strony, wolałam nie przebywać z nim sama.
Rozejrzałam się wokół, gdzie kręciły się różne osoby, upewniając się, że nie zostałam sama. Usiadłam z powrotem na miejscu.
- Co cię tu sprowadza? - usłyszał wypowiadane słowa przez mą osobę.
- To, co chcę od dłuższego czasu… porozmawiać. – Dopiero teraz zauważyłam, że w ręku trzyma pustą butelkę po coca-coli, którą zaczął obracać na stole.
- A o czym chcesz rozmawiać? – Wcale nie starałam się być miła, wręcz przeciwnie.
- Na początku chciałbym cię przeprosić – powiedział spokojnie.
- Przeprosić? – zdziwiłam się.
- Tak, przeprosić. – Przyjrzał mi się uważnie. – Wiem, że powinienem inaczej zacząć, spokojnie porozmawiać. Źle to wszystko wyszło, chcę to naprawić.
- Nie masz za co przepraszać – Położyłam dłoń na butelce, zatrzymując jej obroty – bo nie będziemy niczego zaczynać – odparłam, spoglądając na niego.
Chwilę tak wpatrywaliśmy się w siebie, kiedy jego wzrok skierował się na książkę, leżącą na stole i pochwycił ją w ręce.
- Anne Rice – zamyślił się. – Lubisz powieści fantasy, ciekawe – stwierdził.
- Co w tym jest takiego ciekawego, nie czytałeś jej książek? Są bardzo popularne. – Spróbowałam odebrać mu ją, lecz był szybszy.
- Po prostu nie pasuje do ciebie. – Przekartkował ją, zatrzymując się na pewnej stronie. – „Każdy z nas musi toczyć boje z własnymi aniołami i demonami, a jest to ni mniej, ni więcej tylko walka o własne życie.”– zacytował .– Jednak ja wolę inną książkę.
- Jaką? – zapytałam, zdumiona trochę jego zachowaniem.
- „Nigdy nie dowiesz się, co miało miejsce, co musi się zdarzyć ani jak krótki jest czas zwany życiem, który możemy spędzić razem” lub „Wszystko jest możliwe. Szczególnie wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz”.
- Widzę, że znasz się na rzeczy, jednak chyba nie znasz wszystkich cytatów? – zadrwiłam.
- „Prawdziwe zło na tym świecie wyrządzają tylko ludzie pozbawieni wyobraźni”, a także wiele innych, na przykład…
- Dobra, starczy tego. – Nie powstrzymałam uśmiechu, wypływającego na moją twarz. – Powiedzmy, że ci wierzę.
- To dobrze, mi można ufać. – Podał książkę.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytałam, przerywając ciszę, jaka między nami zapanowała.
- Chciałem ci zadać jedno pytanie, upewnić się, ale nie chcę, żebyś się denerwowała.
- Postaram się być spokojna – zapewniłam niepewnie. – Pytaj.
- Jesteś, a raczej byłaś – poprawił się – córką Claire Swan, która zmarła, kiedy byłaś mała? – powiedział szybko, prawdopodobnie bojąc się mojej reakcji.
Zszokował mnie, bo nie spodziewałam się takiego pytania. Skąd to wiedział? Przecież nigdy go nie spotkałam, więc czego ode mnie chciał? Pozostało mi zachować na razie spokój. Chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- Tak, jestem – odpowiedziałam, hamując napływającą złość.
- To dobrze. – Odprężył się, co było widać po jego minie. – Dlatego chciałbym ci przedstawić moją matkę, Esme. Była przyjaciółką Claire.
Ciało zamarło, gdy sens słów dotarł do mych uszu. Książka upadła na podłogę, kiedy usłyszałam jego słowa. Czy zawsze musiał mnie zaskakiwać? Dlaczego nasza znajomość nie może być normalna? Chociaż tak naprawdę bałam się tego, co on rozumie pod tymi słowami.
- Skąd masz pewność, że moja matka była przyjaciółką twojej mamy? – zapytałam.
- Pamiętasz, kiedy mówiłem ci, że miałem sny z twoim udziałem? Opowiedziałem jej o tym, jak wyglądasz, jak się nazywasz, i wtedy mi powiedziała, że widziałem cię bardzo dawno temu, kiedy byliśmy dziećmi. Byłaś na cmentarzu, z jakąś kobietą, widziałem cię, dlatego chciałem ci to powiedzieć. Moja matka chce cię poznać. Kochała Claire i traktowała jak własną siostrę.
- Mam ci tak po prostu uwierzyć? W ogóle cię nie znam! – Patrzyłam, jak wyjmuje kawałek papieru i pisze coś na nim.
- Proszę. - Przesunął kartkę po stole. – To mój adres i telefon, nic ci się nie stanie. Możemy nawet nie wchodzić do domu, zostaniemy na zewnątrz, poczujesz się wtedy bezpieczniej – zapewnił. – Proszę cię, moja matka bardzo się ucieszy z twoich odwiedzin.
- Dobrze, przyjdę. – Chciałam, aby dał mi spokój. – Jednak w najbliższym czasie nie będę miała czasu na wszelkie odwiedziny.
- Rozumiem. – Spuścił głowę, widocznie zawiedziony odpowiedzią.
- Nie o to chodzi, że nie chcę, po prostu niedługo będę miała przeprowadzkę. Muszę jeszcze dokładniej przeszukać ogłoszenia najmu.
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Może chcesz, żeby ci pomóc? Mam trochę wolnego czasu ostatnio – uśmiechnął się delikatnie.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? – Naskoczyłam na niego, po chwili jednak opanowując się. – Ciągle mnie zaskakujesz, okazuje się, że śnisz o mnie, a twoja matka znała moją, trochę za dużo tego, nie uważasz?
- Dobrze – posmutniał. – Może masz rację. – Wstał, oddalając się powoli. – Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, zadzwoń – powiedział, odwracając się. – Do zobaczenia – rzucił przez ramię.
Kiedy wyszedł ze stołówki, spokojnie spojrzałam na adres, który mi zapisał. Z chęcią dowiedziałabym się czegoś o mojej matce, a także spotkała z jej dawną przyjaciółką. Jeśli prawdą jest, co mówił Edward, że jego matka traktowała moją jak siostrę, to może dowiem się czegoś nowego o ojcu, którego nigdy nie poznałam. Ciekawość zżerała mnie od środka, a ja dokładnie wiedziałam, że muszę tam pójść i zmierzyć się z moją nieznaną przeszłością.

~~~~
dziekuje za uwagę :) licze że ktoś napisze co o tym myśli Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez new life dnia Czw 18:59, 25 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 21:47, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Ja napisze tylko tyle że mi się strasznie podoba i czekam na cd...
Rzadko się zdarza że więcej pisze więc to tyle Wink

Pozdrawiam
V.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 22:11, 27 Lut 2010 Powrót do góry

ekhm... znów się będę czepiać :P
Cytat:
Bello – wyszeptał, wtulając twarz w moje włosy i wąchając je, co wydało się naprawdę urocze.
- James, o co chodzi? – zapytałam, (...)
- Nawet nie wiesz, jak trudno jest mi z tym żyć. Zaczynam się dusić, wariuję – wyszeptał.
- James, wiesz, że zawsze ci pomogę, musisz tylko powiedzieć, o co chodzi. Co jest twoim problemem? –(...)
- Bello, nic nie możesz na to poradzić, nawet ja sam nie mogę, nie wolno mi. – (...)
- James, proszę nie poddawaj się! – Złapałam jego włosy i pociągnęłam za nie, kierując jego wzrok na moje oczy. – Zawsze jest jakieś wyjście, trzeba tylko spróbować.
- Myślisz, że zawsze trzeba? – zapytał. – Nawet wtedy, kiedy są małe szanse na powodzenie?
- Jeśli ci zależy, nawet nie zastanawiałabym się, trzeba tylko walczyć, dać sobie szansę – pocieszyłam go, na co tylko się uśmiechnął.
- Dobrze, Bello, spróbuję – wyszeptał, (...)
cóż - to było dziwne... nie całkiem zrozumiałam sytuację... zasada podobno jest taka, że dwójka dorosłych ludzi przeciwnej płci na małej powierzchni długo nie wytrzyma, ale nie sądzę, żeby to wcześniej obgadywali w ten sposób Wink

zaskoczyłaś mnie ucieczką Jamesa... myślałam, że po prostu porozmawiają i Bells się wyprowadzi... zaskoczyłaś mnie tym, że ona go wciąż kochała - przyznam, że niedoceniłam tego wcześniej... pewnie przez to zerwanie/niezerwanie ... :)
spodobało mi się, że wprowadziłaś bohaterów, z których nie korzystasz, o których dałaś nam pewne mniemanie, że jednak będą pełnić ważną funkcję (Jane, Victoria)

czekam na coś ekstra, bo ten ojciec Belli jest przyjemnie tajemniczy...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
maraa17
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 22:15, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Niezły rozdział. Fajnie, że nie piszesz odrazu jak to bywa często o miłości od pierwszego spotkania albo jakoś tak :) Bo to nudne jest ... ale twoj ff jest fajny. Bella nie do końca ufa Edwardowi. Ciekawe jak to się potoczy wszystko :)

Czekam na kolejny rozdział :)

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 20:33, 18 Mar 2010 Powrót do góry

Dawno tu nie zaglądałam, ale postaram się nadrobić ten stracony czas. Jednak niektorzy (czyli ci co czytają) muszą zrozumieć, ze zajmuje się Senną jawą, Fuga ex mundo, tłumacze pewne opowiadanie (tzn staram się Laughing ) i pisze jeszcze inny ff, który nie ujrzał jeszcze światła dziennego.
Dziękuje CoCo, która zmotywowała do wstawienia rozdziału, bo przyznam szczerze, że mi sie nie chciało (w koncu ona też ma dziś lenia Very Happy )
Beta: CoCo (wcielona diablica Razz )
5.

Gdybym wiedziała, że szukanie jakiegoś małego mieszkanka będzie takie trudne, nie wiem, czy bym się za to zabrała. Po tylu próbach i telefonach, nadal pozostawałam z niczym, gdyż nic nie spełniało moich wymagań. Obniżyłam progi, jakie sobie ustaliłam, więc pozostało mi tylko to, aby lokum znajdowało się w pobliżu mojej pracy, a także miało jakiś wygląd, gdyż nie miałam pojęcia na temat wszelkich remontów. Zdarzały się przypadki, że właściciele mieszkań mówili, iż cena jest do negocjacji, lecz czasem żadnych rozmów nie było. Większość z tych mieszkań nawet nie spełniała warunków, jak na takie kwoty. Po jakimś czasie poczułam zmęczenie, tabletki od bólu głowy już nie pomagały, sen mnie nie uspokajał. Nie miałam nawet ochoty wracać do mieszkania Jamesa, bo wiedziałam, że spotkam tam dozorcę.
Odłożyłam na bok kolejną gazetę, postanawiając się przejść na dwór. Założyłam kurtkę, zmieniłam buty i wyszłam na zewnątrz. Był już wieczór, niebo pełne gwiazd. Mój spacer trochę się przedłużył, zaszłam dalej niż zamierzałam, dochodziłam do centrum. Mimo tego, że była środa, jako jedyny dzień kiedy miałam wolne, dużo osób kręciło się po mieście. Spostrzegłam też kilkoro znajomych, lecz do nich nie podeszłam, nie miałam ochoty na towarzystwo. Przechodziłam właśnie koło miejscowej altany, kiedy usłyszałam znajomy głos. Sam dźwięk spowodował, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Instynktownie schowałam się za znajdującym tam żywopłotem.
Bardzo dawno nie widziałam się z Rose, co wcale mnie nie smuciło. I chociaż pamiętam dokładnie jej wygląd, teraz mogłam stwierdzić, że nie zmieniła się. Jedynie jej włosy były proste, nie jak ostatnio delikatnie kręcone, ale ubranie wyjściowe miała takie samo. Czarna, skórzana kurtka, a pod nią srebrny top, idealnie opinający jej biust. Dawno temu widziałam ją w czymś takim. Widocznie teraz nie miała na nie pieniędzy, nie miała mnie, a ja, radziłam sobie całkiem nieźle.
Tutaj, schowana za żywopłotem, miałam idealny widok na nią, jej otoczenie. Razem z nią byli też inni, o wiele starsi od niej, najwyraźniej zmieniła towarzystwo. Moja uwagę przyciągnął fakt, że koło niej stał mężczyzna, opierający na niej swoją rękę, a wyglądało to tak, jakby Rose była jego podpórką. Był o wiele starszy od niej, zupełnie do niej nie pasując. Zrobiło mi się jej żal, chociaż uczucia jakie wobec niej miała, dalekie były od pozytywnych, jednak spędziłam z nią wiele lat, a ona była moja jedyną rodziną. Do mojej głowy napłynął obraz Renee, smutnej, zapracowanej osoby, którą kiedyś traktowałam jak matkę. I właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z jednego faktu.
Byłam samotna.
Mimo kilku znajomych odczuwałam pustkę, brak mi bliskiej osoby, a widok Rose, uśmiechniętej i w swoim towarzystwie, upewnił mnie w tym, że miała więcej wszystkiego. A ja, odchodząc od nich, straciłam wszystko, co posiadałam.
James, tęsknię za tobą.
Zamknęłam oczy, starając się, aby napływające łzy nie spłynęły po policzku.
Cicho, wręcz bezszelestnie, oddaliłam się od nich, kierując się dalej w miasto. Mijałam poszczególne bary, roześmiane osoby. Czułam się coraz gorzej, dlatego skręciłam do pubu, żeby napić się czegoś zimnego. W środku było tłoczno i głośno, a dodatkowo dym z papierosów utrudniał oddychanie. Zostawiłam kurtkę w szatni i podeszłam do baru.
- Co podać? – zapytał barman.
Nie musiałam się długo zastanawiać nad odpowiedzią, bo płynęła prosto z serca.
- Coś na poprawę nastroju – odpowiedziałam głośniej, aby mógł dokładnie usłyszeć słowa.
Kilka minut i drinków później czułam się o wiele lepiej. Nie byłam już tak przygnębiona, jak wcześniej, jednak uczucie pustki nadal pozostawało. Odwróciłam się, spoglądając na całe pomieszczenie. Zabawa trwała na całego, dużo osób tańczyło, niektórzy nawet zaczęli śpiewać. Wszystkie miejsca zajęte, jednak parkiet gdzieniegdzie spostrzegłam pusty. Nie zastanawiając się dłużej dopiłam drinka i ruszyłam na parkiet.
Rytm muzyki nosił mnie po całym parkiecie, uwalniając całe napięcie, nagromadzone w ciele. Nie przejmowałam się niczym, wyginałam się we wszystkie możliwe strony, nawet nie zważając, że jakiś mężczyzna zbliżył się do mnie, obejmując za biodra, przybliżając do siebie. Prawdopodobnie to alkohol spowodował to wszystko, bo na co dzień, nie pozwoliłabym mu na to. Spojrzała na niego zamglonym wzrokiem. Przypominał kogoś, dlatego ból powrócił. Wysoki, wysportowany blondyn o błękitnych oczach przypominających niebo.
James.
Niewiele myśląc, przyciągnęłam go do siebie, aby potem ugryźć lekko w dolną wargę. Nie panowałam nad tym i tak naprawdę nie obchodziło mnie to. Nie myślałam, działałam impulsywnie. Muzyka nadal grała, ludzie zaczęli krzyczeć, śpiewać i klaskać w rytm wydobywających się dźwięków, a ja razem z nimi. Po krótkim czasie na czole pojawiły się pojedyncze kropelki potu, zrobiło się duszno, poczułam zmęczenie, zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie mój towarzysz, upadłabym. Spojrzałam w jego błękitne oczy, kiedy on uśmiechał się do mnie. Razem pod rękę ruszyliśmy w kierunku wyjścia, zostawiając wrzaski za nami. Wzięliśmy swoje ubrania z szatni i wyszliśmy na zewnątrz. Nie zrobiłam kilku kroków, kiedy zostałam przyciśnięta do ściany, czując dotyk ust napierających na moje. Powoli odzyskiwałam jasność myślenia, dokładniej przypatrując się partnerowi. Otworzyłam szerzej oczy, przeklinając się za to, jaka byłam głupia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z różnic, jakie zauważyłam. Pamiętałam każdą rysę, każdy detal. To nie ten, za którego go uważałam, a on widocznie się tym nie przejmował. Kiedy nastąpił moment, w którym zaczerpnął świeżego powietrza, mogłam go od siebie odepchnąć. Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, nie rozumiejąc całej sytuacji.
- Sorry, pomyliłam cię z kimś innym – powiedziałam, wycierając usta, ostatni ślad po jego dotyku.
Jeszcze nie do końca wytrzeźwiałam, a idąc podpierałam się o ścianę. Spojrzałam na swojego towarzysza, spostrzegając gniew rosnący w oczach. Rozejrzałam się dookoła, pocieszając się, że nie byliśmy sami. Robiło się coraz tłoczniej, ludzie wychodzili i wchodzili do baru, dając mi jedyny moment na ucieczkę. Musiałam to wykorzystać. W biegu poprawiłam ubranie, związałam włosy w luźny warkocz. Biegłam dalej, zupełnie tracąc orientację, gdzie się znajduję. Mimo to przyspieszyłam kroku, zauważając, że jestem sama na drodze. Weszłam do jakiegoś parku, depcząc znajdujące się tam liście. Jednak kiedy znalazłam się przy pierwszym drzewie, zatrzymałam się. Oparłam ręką o pień, wdychając świeże powietrze, orientując się, że przez dłuższy czas zupełnie zapomniałam o oddychaniu. Spojrzałam w górę, wyłapując spomiędzy gałęzi blask księżyca. Odgłos różnych ptaków i świerszczy roznosił się echem po otoczeniu. Jednak ten spokój zakłócił trzask przypominający łamanie gałęzi. Rozejrzałam się wokół, lecz nikogo nie dojrzałam. Dopiero kiedy wychyliłam się zza drzew, aż krzyknęłam z przerażenia. Spokojnym krokiem, jak najciszej, jakby na palcach, kroczył mężczyzna z baru. Był wściekły, o czym świadczyły jego oczy. Ruszył w moim kierunku, pokonując dzielącą nas odległość, w bardzo krótkim czasie. Chociaż wiedziałam, że nie mam szans, uciekałam w głąb parku, mijając znajdujące się tam ławki, lecz nie zauważyłam jednego. Wystający z ziemi korzeń znajdował się na takiej wysokości, że zahaczyłam o niego stopami, upadając twarzą na trawę. Wyplułam z ust kawałki ziemi, jakie tam się dostały, jednocześnie starając się wstać i biec dalej. Jednak kiedy stawałam już pewniej na ziemi, czyjeś ręce popchnęły mnie tak mocno, że znów znalazłam się na ziemi. Zostałam przygwożdżona ciężkim ciałem, nie mogąc się ruszyć. Zaczęłam krzyczeć, jednak natychmiast obca dłoń zasłoniła usta.
- Czy teraz też mnie pomyliłaś? – usłyszałam gniewny głos przy uchu. Próbowałam się wyrwać, lecz wysiłki poszły na marne. Kruche ciało nie dawało sobie rady z barczystym mężczyzną. Jednym sprawnym ruchem obrócił mnie do siebie tak, że mogłam widzieć jego twarz.
- Teraz zapłacisz za to, co jesteś mi winna.
Winna?
Sens słów do końca nie dotarł do mnie, kiedy masywne ręce mocno ścisnęły moje nadgarstki, wbijając je w ziemię, tym samy uwolnił moją twarz od swojej dłoni. Nie traciłam czasu, zaczęłam krzyczeć. Jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak się bałam, bo ledwo co było mnie słychać. Napastnik, kiedy to zauważył, zaczął się śmiać. Jego głos na zawsze utkwił w pamięci, wiedziałam że będzie mi się śnić po nocach i to wcale nie będą miłe sny. Próbowałam złapać oddech, kiedy bluzka została rozdarta na pół, tym samym obnażając ciało. Uwolniłam jedną rękę, którą próbowałam go odepchnąć, nogami kopałam na ślepo. Dopiero teraz, odzyskując jakiekolwiek panowanie nad swoim ciałem, wrzeszczałam. Ze strachu, bo nie wiedziałam, co ze mną zrobi i z bólu, jaki sprawiał. Moje gardło nie było przystosowane do takich dźwięków, czasem zamiast krzyków wydawało tylko głośne piski, ale nie przejmowałam się tym, robiłam to coraz głośniej, dopóki nie poczułam silnego ciosu na policzku. Z powodu siły uderzenia twarz obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni, powstrzymując jakiekolwiek dźwięki, jakie wydawałam. Ponowny cios w twarz sprawił, że znajdowałam się na granicy świadomości, pragnąc, aby jak najszybciej stracić przytomność. Nie chciałam być świadoma tego, co mężczyzna może ze mną zrobić, wolałam umrzeć. Zaczęłam się już nawet modlić o jak najszybszą śmierć, kiedy usłyszałam zbawiennie głosy.
- Co tu się dzieje? – krzyknęła ciemna postać wyłaniająca się z pomiędzy drzew.
Momentalnie poczułam, że mogę oddychać. Przekleństwo, jakie wypowiedział napastnik, było najpiękniejszym słowem, jakie mogłam teraz usłyszeć. Mężczyzna z baru uciekł, zostawiając mnie leżącą na ziemi. Ktoś podszedł i podał mi rękę, a kiedy już wstałam, poczułam, że czyjaś kurtka okrywa moje ciało, zasłaniając rozdarte ubranie. Spojrzałam w górę, chcąc podziękować za pomoc, jaką okazał nieznajomy. Spostrzegłam jedynie to, że był dorosłym mężczyzną, około pięćdziesiątki, delikatnie obejmującym mnie za ramię. Coś mówił, lecz go nie rozumiałam. Nie wiedziałam, dokąd idę, szłam tam, gdzie mnie prowadził do chwili, kiedy nastała ciemność.

***
Pik … pik … pik … pik …
Ten denerwujący dźwięk zagłuszał spokój, budząc mnie z głębokiego snu. Próbowałam bardziej skupić się na śnie, lecz odgłos nie dawał za wygraną. Już całkiem obudzona, lecz z wielkim bólem głowy, otworzyłam oczy, kiedy ostre światło zaatakowało źrenice. Szybko zakryłam twarz ręką, kiedy poczułam, że coś jest przyczepione do nadgarstka. Jakaś dziwna rurka wbita w rękę.
Co jest grane?
Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowałam się w szpitalu, w nie swojej piżamie, na obcym łóżku. Dziwna aparatura, która wydawała te głośne dźwięki, okazała się urządzeniem do badania rytmu serca. Zastanawiając się, z jakiego powodu się tu znalazłam, w głowie zaczęły pojawiać się różne obrazy, przykre wspomnienia. Sięgnęłam ręką do policzka, kiedy przeszył mnie ostry ból spowodowany tym dotknięciem.
Więc to prawda.
Wzrok powędrował na dłonie oraz ręce, które po szarpaninie były okaleczone, zapewne dzięki gałęziom smagającym me ciało w parku. Wspomnienia napływały boleśnie szybko, przypominając ostatnie wydarzenie. Położyłam z powrotem dłoń na pościeli, uświadamiając sobie, że takie małe ruchy, jakie wykonywałam, wymagały wiele siły. Czułam zmęczenie. Zamknęłam oczy, które zdążyły przystosować się do światła, jakie tu panowało, kiedy do drzwi ktoś delikatnie zapukał i otworzył je.
- Można? – Ciepły głos Renee sprawił, że zapomniałam o zmęczeniu. Cieszyłam się z jej wizyty, chcąc nie chcąc to moja jedyna rodzina.
- Oczywiście, że można – powiedziałam spokojnie, starając się, aby głos nie zdradzał bólu, jaki odczuwałam.
Weszła, delikatnie zamykając drzwi. Podniosła krzesło, które znajdowało się przy łóżku i usiadła na nim, delikatnie łapiąc mnie za rękę. Wzruszyłam się. Jeszcze nigdy nie była wobec mnie taka opiekuńcza.
- Byłam wcześniej, ale jeszcze się nie obudziłaś – zaczęła. – Słyszałam, co się stało – odparła po chwili milczenia. – Policja przyszła do nas w nocy. Jak się czujesz? – zapytała.
Spojrzałam na nią, starając się zapamiętać jak najwięcej z tego, co tu się działo. Nie codziennie tak się zachowywała, nie codziennie przemawiała przez nią opiekuńczość i szczerość.
- Dobrze, tylko strasznie boli w niektórych miejscach. – Wskazałam policzek. – Ale tak poza tym jest w porządku – zapewniłam.
Przypatrzyła się uważnie moim dłoniom, patrząc na zadrapania, jakie tam się znajdowały. Była smutna, lecz nie mogłam oczekiwać niczego innego, bo sama przeraziłabym się takim widokiem. Instynktownie zakryłam ręce pościelą, chowając rany, ochraniając się tym samym przed jej przenikliwym spojrzeniem. Nastąpiła dłuższa, nieprzyjemna cisza, kiedy obydwie wpatrywałyśmy się w siebie, oceniając nawzajem. Dopiero teraz przypatrzyłam się jej uważnie, zauważając zmarszczki, które pojawiły się na twarzy. Mojej uwadze nie uszły też sińce znajdujące się pod podkrążonymi oczami. Mimo nienagannego jak zwykle ubioru wyglądała na bardzo zmęczoną.
- U ciebie wszystko w porządku? – zmartwiłam się jej wyglądem, bo mimo tego, że nie traktowała mnie dobrze w przeszłości, była moją ciotką, jedyną rodziną, dlatego to jedyny moment na poprawienie naszych stosunków.
- U mnie? Po staremu. – Machnęła lekceważąco ręką, lecz ja widziałam co innego, już trochę poznałam jej wymigiwanie się od odpowiedzi.
- Ciociu… – Przykryłam jej dłoń swoją, lekko ściskając. – Powiedz, jak jest naprawdę. – Spojrzałam błagalnym wzrokiem, na co jej własny się zmienił. Opuściła bezradnie głowę, kiedy włosy opadły na policzki, zakrywając twarz. Patrzyłam na kobietę, która mnie wychowała i byłam bezradna, bo mimo tego że chciałam jej pomóc, nie wiedziałam jak. Chociaż?
- Rose – wyszeptała głosem zbliżonym do płaczu, potwierdzając moje przypuszczenie.
- Co jest z nią nie tak? – zapytałam, chociaż domyślałam się odpowiedzi, szkoda tylko, że dopiero teraz mi uwierzyła w to, co mówiłam dawniej.
- Pamiętasz naszą rozmowę? Jak miałaś iść do pracy? – Podniosła głowę, spoglądając na mnie oczami, w których pojawiły się pierwsze krople łez.
- Jak mogłabym zapomnieć…
Posmutniała, chociaż nie planowałam tak ostrej odpowiedzi.
- Po tym, jak nas opuściłaś, Rose się poprawiła. Sprzątała, pomagała, nawet przestała wydawać tak dużo pieniędzy, które udało mi się trochę odłożyć. – Spojrzałam na nią, domyślając się, skąd je miała. – Oczywiście powiedziałam, że to są twoje pieniądze – sprostowała – lecz nawet nie zwracała na to uwagi.
- Ale na co potrzebne były jej jakieś pieniądze? – zapytałam z ciekawości. – Przecież miała wszystko, czego pragnęła.
- Też się nad tym zastanawiałam, dlatego pewnego wieczoru zapytałam się jej, lecz wtedy wybuchła, w ogóle nie poznałam mojej córeczki, to nie była Rose! – Wyjęła chusteczkę, wycierając łzy lecące jej po policzkach. – Wtedy dowiedziałam się, że jej zachowanie było udawane.
- Mówiłam ci, jaka jest, lecz ty nie wierzyłaś. – Puściłam jej rękę, sama nie zdając sobie sprawy, ile wysiłku kosztuje mnie ta rozmowa. – Chciałam, żebyś w końcu przejrzała na oczy, prosiłam cię.
- Wiem, dlatego chciałabym cię przeprosić, jeśli nie jest już za późno. – Zerknęła na mnie, a ja nie miałam serca odmówić, sama tego potrzebowałam… Potrzebowałam kogoś bliskiego.
- Jesteś moją ciocią, traktowałam cię jak moją matkę, wychowałaś mnie – stwierdziłam. – Nie mogłabym ci nie wybaczyć.
Po chwili wybuchła płaczem, wstając i delikatnie obejmując moje ramiona, jednocześnie uważając na obolałe ciało. Cała ta sytuacja mnie wzruszyła, przez co poczułam się lepiej, pozbywając się jednego z wielu problemów.
- Opowiesz mi, co się dzieje z Rose? – Usłyszawszy pytanie wstała, podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz, rozmyślając nad czymś intensywnie. Dopiero po chwili namysłu zaczęła mówić.
- Opowiadałam ci kiedyś o ojcu Rose? – spytała, czego kompletnie się nie spodziewałam.
- Nie, nie opowiadałaś – wyszeptałam.
- Miałam nadzieję, że nigdy ci o nim nie opowiem – wyznała. – Miała nadzieję, że na dobre zniknął z mojego życia. – Schyliła głowę, zamykając oczy, opierając się głową o szybę. – Tak bardzo się pomyliłam.
Nic nie mówiłam, nie chciałam przeszkadzać. To był odpowiedni czas, aby Renee się otworzyła i podzieliła swoim problemem z kimkolwiek. Rozumiałam ją doskonale, bo sama tego potrzebowałam.
- Marcusa spotkałam kilka lat przed urodzeniem Rose. Poznaliśmy się na jednym z przyjęć organizowanych przez burmistrza. Był czarujący i oczywiście przystojny. Zaczęliśmy się spotykać kilka tygodni później. Wszystko zdawało się być w porządku, dopóki nie poprosił mnie, abym to wszystko utrzymywała w tajemnicy. Wydawało mi się, że nasza miłość kwitła, lecz dopiero później się okazało, jak bardzo się myliłam. – Odwróciła się, spoglądając na mnie smutnym wzrokiem, którego jeszcze nigdy u niej nie widziałam. – Namówił mnie, abym wyprowadziła się od rodziny, od twojej matki. Zamieszkałam z nim w pięknym, dużym domu, o którym zawsze marzyłam. Planowaliśmy ślub, urządzaliśmy mieszkania. Marcus był u szczytu kariery, awansował na wyższe stanowisko, żyliśmy w luksusie. Poznaliśmy bardzo dużo osób, z którymi pracował, zaprzyjaźniłam się z kilkoma kobietami, które zazdrościły mi takiego mężczyzny, domu. A kiedy dowiedziałam się o ciąży, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Robiłam duże plany, myślałam o przyszłość, chciałam nawet odwiedzić rodziców, zwłaszcza Claire. Jednak plany Marcusa zdawały się trochę inne niż moje. W tym samym czasie musiał często wyjeżdżać, spotykać się z innymi osobami w sprawach zawodowych. Marcus bardzo dużo czasu spędzał poza domem, przyjeżdżał tylko na święta. – Wzięła głęboki wdech, napełniając płuca, przygotowując się na najgorsze wyznanie. – Jakiś czas później, kiedy wracał, w ogóle się nie interesował naszym dzieckiem. Nie chodził ze mną do lekarza, nawet nie chciał zobaczyć zdjęcia Rose. Wystarczyło mu tylko, że mnie utrzymywał, ale najgorzej, że przestał darzyć mnie jakimkolwiek uczuciem. To bolało, bo nawet nie chciał mnie już w swoim łóżku…
Spojrzała na mnie swoimi wilgotnymi oczami, następnie przymykając je.
- Nie chciał się ze mną kochać, bo wtedy już przestał już do mnie cokolwiek czuć. Tamten okres to dla mnie koszmar życiowy i nigdy go nie zapomnę – ciągnęła. - Nie bił mnie, nie krzyczał, po prostu odpychał. To gorsze od niejednego policzka. Potem domyśliłam się, co się mogło stać. Miał kochankę. Pamiętam, że chciałam od niego uciec, lecz nie miałam dokąd. Moje kontakty z rodziną – Tu spojrzała przenikliwie w moją stronę – z Claire… zostały całkowicie zerwane, ona sama nigdy go nie spotkała. Właśnie tak, jak chciał Marcus. Do tej pory żałuję swojej decyzji, gdybym wiedziała, że tak to się skończy, postąpiłabym inaczej.
- Ale w końcu od niego odeszłaś? Jak ci się udało?
- Pewnego dnia, kiedy wrócił do domu, wyszłam po niego na dwór, chciałam go przywitać. Wiał lekki wiatr, spadło kilka kropel deszczu. Gdy go zobaczyła, przyspieszyłam kroku mimo zaawansowanej ciąży, jednak chciałam to zrobić dla niego. Niefortunnie stanęłam na kawałek materiału długiej sukni, którą tego dnia miałam na sobie, powodując, że nogi zaplątały mi się w niej i upadłam. Od razu zostałam zaniesiona do domu, do łóżka, ale nie przez Marcusa, nie… – zaprzeczyła. – Przez służbę. On nawet do mnie nie przyszedł, nie zapytał, jak się czuję, co z dzieckiem. Potem przepraszał i mówił, że to z winy jego problemów finansowych, bo był na skraju bankructwa. Za wszelką cenę chciał ochronić majątek, dom. Dlatego, przepisał wszystko na mnie, bo nadal wierzył w ślepą miłość, którą go darzyłam. Wierzył, że to będzie idealne schronienie dla jego majątku. Jednak pomylił się – powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Co zrobiłaś? – zapytałam wyraźnie zmęczona, przymknęłam oczy, będąc na granicy snu.
- Och, Bello… – Podeszła do mnie, łapiąc za ręce. – Ja ci tu opowiadam o takich niemiłych rzeczach, a ty pewnie nadal źle się czujesz, przepraszam cię – wystraszyła się moim stanem. – Nie będę ci zawracać głowy, zdrowiej. – Przytuliła moje ciało do swojej klatki.
- Odwiedzisz mnie jeszcze? – Nie chciałam żeby mnie zostawiała, nie teraz, kiedy poznałam ją z drugiej strony.
- Oczywiści, że odwiedzę – uśmiechnęła się odchodząc. – Dbaj o siebie i się nie przemęczaj, żebyś szybko stąd wyszła.
Tak, chciałam stąd wyjść, jednak nie wiedziałam dokąd. Wątpiłam, żebym mogła jeszcze wrócić do mieszkania Jamesa, musiałam znaleźć coś innego. Tylko co? Wystraszyłam się, bo…
Nie miałam domu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Czw 20:52, 18 Mar 2010 Powrót do góry

czytając, aż mi się smutno zrobiło ta historia ojca Rose jest naprawde smutna
fajnie, że wkońcu coś dodałaś, chociaż mysłalam, że wkoncu odwiedzi dom Eda, ale jak nie dziś to w następnym może bedzie:)
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nela23
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:46, 20 Mar 2010 Powrót do góry

mogłabym napisać ... NO W KOŃCU!!! ile mozna czekac, hmm? ale jak juz jest to pozwol ze skomentuje.
Na wstepie chce napisac jedno: uwielbiam jak piszesz takie drastyczne wątki, a scena z Jamesem była bardzo smutna, gdzieś tam łezka się czaiła w moim sercu Sad ciesze się ze z Edkiem do jakiegos "kompromisu" doszli i Belka juz przed nim nie ucieka. Bardzo fajnie. Kolezanka wyzej napisala ze nie moze sie dpoiczekac kiedy do nich pojdzie, odwiedzi Edwarda, ale ja uwazam ze to jest za proste i jakbys tak napisala, poszlabys na latwizne. proponuje ci abys na poczatku dala nas cos ekstra. Jakies porwanie, strzelanine czy napad Very Happy uwielbiam czytac jak to piszesz. Mam nadzieje tez ze to nie bedzie zwykla historia o milosci, ze dasz cos tak fajnego jak w Nigdy więcej. W tekscie znalazlam trzy blędy, ale kto by sie tym przejmowal.
Jestem ciekawa tego nowego opowiadania ktore piszesz, kiedy je wstawisz na forum? lub jakbys byla tak mila, wyslalabys mi na maila? bardzo ładnie prosze Wink
Gratulacje dla Bety, ktora widze ze jest twoją bliska osobą i bardzo fajnie wychodzi wam wspołpraca, oby tak dalej.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 15:56, 23 Mar 2010 Powrót do góry

Cytat:
Zdarzały się przypadki, że właściciele mieszkań mówili, iż cena jest do negocjacji, lecz czasem żadnych rozmów nie było. Większość z tych mieszkań nawet nie spełniała warunków, jak na takie kwoty.
powtórzone mieszkań jest...
komentarz nie będzie porządny, bo mam niedostatki czasowe :P
już drugi raz wykonałaś akcję, którą nie do końca rozumiem i kompletnie nie pochwalam... nie wiem dlaczego na Boga robisz z Bells takie jakieś wyskoki... wpada panienka do baru - parę drinków i jakiś koleś, wcześniej zapoznała sie tak z Edwardem, a teraz z gwałtownym blondynem, który do tego ją śledził i prawie zgwałcił - nie bardzo kumam z tymi odskoczniami...
spodobało mi się spotkanie/ niespotkanie z Rose... i rozmowa z Renee... nie wiem jeszcze co z tego wyniknie, ale tajemniczy ojciec Rosalie zaczyna mi gdzieś świtać w podświadomości :)
rozdział był bardzo dobry - w ocenie dosłownej jeśli wolisz taką :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin