FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Słodkie cytryny, kwaśne winogrona [NZ] [+18] Roz VI 22.04.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kwareczek
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Las w środku Zabrza

PostWysłany: Sob 9:40, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Na początek chciałabym podziękować za wszystkie komentarze, szczególnie takie, w których opisujecie mi moje błędy i potknięcia. Chcę być lepsza i, przede wszystkim, piszę to opowiadanie dla Was, więc chciałabym, żeby wam odpowiadało.
Tak więc, mam kilka kwestii do wyjaśnienia: Z tą przemianą Belli to jest tak: schudła dziewczyna, wyładniała, zadbała o siebie i od razu wydaje jej się, że jest inną osobą. Bzdura. Jej charakter pozostał bez zmian, nie pozbyła się wewnętrznego grubasa bojącego się świata. Ona tylko udaje silną, zadowoloną z życia dziewczynę, a w głębi duszy wciąż jest tą samą naiwną, zahukaną Bellą, którą poznaliśmy na początku. Zdaje sobie sprawę, że towarzystwo Mike'a i Jess nie jest na zbyt wysokim poziomie intelektualnym, ale boi się z niego rezygnować, by znowu nie stać się ofiarą kpin i docinków tamtych.
Co do Phoenix, mam zamiar rozwijać wątki stamtąd równolegle z obecnymi, tylko Phoenix przedstawione będzie w formie wspomnień, listów i innych cudnych możliwości techniki. Więc trochę cierpliwości :)

Co do dzisiejszego rozdziału, może być przyjęty dziwnie. Znowu cała moja koncepcja chaptera uciekła przez czynniki zewnętrzne: „Sen” Edyty Bartosiewicz, „Bal” Maryli Rodowicz i, przede wszystkim seansik z „Powrotem króla”, który to film zawsze sprawia, że płaczę jak bóbr i dostrzegłam własną małość we wszechświecie. Tak więc absolutnie zapłakana siadłam do komputera i stworzyłam to coś, co widzicie niżej. Jestem z niego średnio zadowolona, ale możę chociaż Wam się spodoba :)

Miłego czytania ^^

I znowu, prywatnie. Iza, jesteś wielka!


Mijały dni i moja sytuacja w szkole stabilizowała się. Lunche jadłam z footballistami, na przerwach paplałam z dziewczynami o kosmetykach i chłopakach, a po szkole umawiałam się na spotkania z Mikiem Newtonem. Zdecydowanie spełniły się moje marzenia. Byłam szczupła, popularna i wreszcie zadawałam się ze śmietanką towarzyską. Jessica nie wyżywała się na mnie, przeciwnie, starała się zostać moją przyjaciółką, by znowu zbliżyć się do Mike'a, z którym rozstała się kilka miesięcy temu po krótkim związku i do którego chciała wrócić. Oczywiście, nie mówiła mi o swoich planach, lecz jej myśli były tak łatwe do przeniknięcia, że wydawało się to aż śmieszne.
Już nie musiałam okłamywać Charliego co do przebiegu mojego dnia. Byłam wręcz rozchwytywana, jeżeli chodzi o propozycje spędzania czasu wolnego. Kino z Mikiem, zakupy z Jessicą, plotki z Lauren czy maraton filmowy z Erikiem lub Taylorem, zawsze miałam jakąś możliwość ciekawego spędzenia wieczoru czy weekendu. Dwa tygodnie po moim przyjeździe do Forks grupka moich kolegów ze szkoły wybrała się na plażę w La Push, postanowiłam więc zabrać się z nimi, by nie oglądać po raz milionowy „Śniadania u Tiffany'ego”. Poza tym, w zasadzie nie miałam wyboru, kiedy van mamy Lee podjechał pod mój dom w sobotę rano i, niczym drużyna A, wyskoczyło z niego trzech nastolatków. Podbiegli do moich drzwi, a kiedy otworzyłam, złapali mnie pod ręce i, nie zważając na moje protesty, wpakowali mnie do auta. Chwała panu, że byłam już ubrana i po śniadaniu.
La Push bardzo mnie rozczarowało. Obiektywnie rzecz ujmując, plaża była piękna, lecz pogoda nie nastrajała mnie pozytywnie. Dął zimny wiatr a dokuczliwa mżawka sprawiła, że wcale nie miałam ochoty wysiadać z samochodu. Zdecydowanie preferowałam cieplejsze wydania brzegu oceanu. Wycieczka nie okazała się kompletnym niewypałem tylko z powodu Jacoba, syna Billy'ego Blacka, starego przyjaciela Charliego. Mimo faktu, że chłopak było ode mnie półtorej roku młodszy, dogadywaliśmy się świetnie i zaprzyjaźniliśmy się. Przez kolejne dwa miesiące nie było tygodnia, bym się z nim nie zobaczyła i dnia, bym nie rozmawiała z nim przez telefon. Zaraz po mamie i Andrei, mojej najlepszej przyjaciółce z Phoenix, był najbliższą mi osobą.
Już trzy miesiące mieszkałam w Forks i wszystko szło jak po maśle. Szkoła, znajomi, chłopak – wszystko było na miejscu. A jednak czułam, że coś jest nie tak. Oczywiście, w szkole nadal nie miałam żadnych problemów, ale wszystko inne wydawało mi się sztuczne i płaskie, niczym idealnie namalowane obrazy lub wywołane fotografie. Wystarczyłoby tylko mocniej naprzeć na mój pozornie uporządkowany świat, a wszystko runęłoby jak domek z kart.
Po pierwsze Mike. Zaczął być dla mnie miły dopiero wtedy, kiedy schudłam i ludzie zaczęli zwracać na mnie uwagę. Wcześniej nawet mnie nie zauważał, traktował jak zawadzający element wyposażenia szkolnego, niezbędny tylko wtedy, kiedy trzeba przepisać zadanie domowe. Teraz nagle zasypywał mnie wiadomościami tekstowymi, komplementami i propozycjami spotkań i nie odstępował mnie prawie na krok. Jednak nasze quasi-randki nie wyglądały zbyt cudownie. On mówił tylko o sobie, nieustannie zajęty adoracją własnego przerośniętego ego, a moim zadaniem było ładnie wyglądać i potakiwać. Nie do końca odpowiadała mi rola elementu ozdobnego, którą to próbował mi narzucić.
Drugim problemem była relacja z rówieśnikami. Zdawałam sobie sprawę, że większość z nich zadaje się ze mną jedynie z powodu popularności, jaką zyskałam moją spektakularną przemianą. Nie miałam pewności, czy, kiedy zdumienie opadnie, nadal będą chcieli utrzymywać ze mną kontakty. Oczywiście, byli ludzie, na przykład Jacob i Angela, którzy nie opuściliby mnie bez względu na okoliczności, lecz na całą resztę mojego otoczenia nie mogłam liczyć w stu procentach. Papierowe przyjaźnie nie interesowały mnie, niestety, nie wiedziałam, jak sprawdzić, czy ktoś naprawdę chciał się ze mną zadawać, a nie robił to tylko ze względu na moją ciągle rosnącą popularność.
Przełom nastąpił w trzy miesiące po moim powrocie do Forks. To był piątek, dzień jak każdy inny, wyróżniał się jedynie tym, że gdy się obudziłam, słońce zaglądało do mojego pokoju i ciepły dotyk jego promieni na moim ciele wywołał uśmiech na mojej twarzy. Pełna energii wyskoczyłam z łóżka i ruszyłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic przed nadchodzącymi lekcjami. Dzień zapowiadał się całkiem dobrze, w szkole nie zapowiedziano żadnego sprawdzianu, na dodatek odwołano wf, a po południu wybierałam się z Jessicą do Port Angeles na małe zakupy. Zbliżał się bal wiosenny, ten sam, na który w zeszłym roku zaprosiłam Mike'a, i Jess chciała zrobić wstępne rozeznanie w sprawie sukienki. Chciała utrzeć Newtonowi nosa i wyglądać tak pięknie, jak to możliwe. Obiecałam jej w tym pomóc, poza tym, potrzebowałam nowych spodni, więc i tak miałam interes w mieście, a zawsze to milej robić zakupy w towarzystwie, prawda?
Cały poranek i wszystkie lekcje aż do lunchu przebiegały swoim ustalonym rytmem. Pytania nauczycieli nie były w stanie mnie zaskoczyć, ponieważ ja, jak zwykle przesadnie przygotowana, znałam wszystkie odpowiedzi, co więcej, potrafiłam wdawać się w dyskusje z wykładowcami i, co najważniejsze, miałam argumenty, by dowieść swoich racji. Dopiero na lunchu stało się coś, co zburzyło mój mur chłodnej obojętności i dystansu wobec świata.
Jak zwykle siedziałam nad puszką dietetycznej coli i sałatką i nieuważnie słuchałam paplania Lauren o jej randce z Tylerem. Obok mnie przesadnie pewny siebie Mike obejmował mnie ramieniem i co chwila protekcjonalnie trącał mnie ramieniem, jakby chciał ogłosić całemu światu: „Ona jest moja, frajerzy, nie warto nawet zawracać sobie nią głowy!”. Metoda była skuteczna, ponieważ od dobrego miesiąca nawet najbardziej wytrwali zalotnicy, Eric Yorkie i Tyler Crowley, nie naprzykrzali mi się i nie proponowali spotkań. Próbowałam właśnie ukryć irytację, kiedy poczułam, że ktoś na mnie patrzy.
Znacie to uczucie, prawda? Kiedy siedzicie sobie spokojnie i, nic nie podejrzewając, zajmujecie się swoimi sprawami, aż tu nagle czyjeś spojrzenie, niczym płonąca strzała, trafia w wasz kark i wwierca się w niego? Irytujące, prawda? Dokładnie to samo przeżywałam na stołówce, wciśnięta między Mike'a i Lauren i starająca się robić dobrą minę do złej gry.
Rozejrzałam się wokoło, żeby dostrzec, kto znalazł sobie wątpliwą rozrywkę polegającą na wpatrywaniu się na mnie i wtedy ich dostrzegłam. Była ich piątka, siedzieli przy stoliku pod oknem. Wyglądali inaczej, niż reszta uczniów, swoim ubiorem i zachowaniem zupełnie nie przystawali do otoczenia. Czwórka, dwie dziewczyny i dwóch chłopców, wyglądało jak z żurnala. Piękne twarze, idealne fryzury, markowe ubrania, na dodatek każdy ich ruch przepełniony był gracją. Wysoka blondynka o urodzie greckiej bogini Afrodyty wtulała się w ramię wysokiego, umięśnionego bruneta o sympatycznym, łobuzerskim uśmiechu, a drobniuteńka czarnowłosa dziewczyna o słodziutkiej buzi elfa trzymała za rękę miodowowłosego, znudzonego wszystkim dryblasa.
Jednak nie oni przykuli moją uwagę. Zainteresował mnie trzeci chłopak siedzący przy odseparowanym stoliku. Wysoki, chudy, o lekko rudawych włosach i wystających kościach policzkowych, uśmiechał się protekcjonalnie słuchając trajkoczącej brunetki lecz patrząc na mnie. Kiedy się śmiał, w jego policzku tworzył się dołeczek, który czynił jego przystojną twarz bardzo niesymetryczną. Lecz to nie dołeczek czy uśmiech sprawiły, że spoglądałam na niego z zaciekawieniem. Wokół niego unosiła się aura rezygnacji, jakiejś niepewności i lęku, jakby nie był pewien, że to, co mówi, jest właściwe. Jakby bał się życia. Jestem pewna, że coś takiego biło także ode mnie jeszcze półtorej roku temu. Postanowiłam w jakiś sposób pomóc mu w przezwyciężeniu kompleksów i wyjściu życiu naprzeciw.
Ha, matka Teresa się odzywa? Lepiej dowiedz się, co to za jedni, a nie snuj planów zbawiania świata!
Hm, racja. Trzeba zwrócić się do leksykonu wiedzy o Forks i skarbnicy wszystkich, nawet najmniej istotnych informacji o jego mieszkańcach.
- Jess. – zaczęłam słodko, uśmiechając się przymilnie. - Co to za jedni, tam, przy tym stoliku przy oknie? Wiesz, jestem bardzo ciekawa, a ty na pewno doskonale się orientujesz...
Zawiesiłam głos, oczekując odpowiedzi. Na szczęście, Stanley nie wyczuła sarkazmu w moim głosie i, mile połechtana, wyrzucała z siebie zdania z prędkością karabinu maszynowego. Aż pałała chęcią podzielenia się ze mną swoją wiedzą na temat nowych przybyszów.
- Nasz szpital przyjął właśnie nowego chirurga., nazywa się Carlisle Cullen, a to są jego dzieci. Wszyscy są adoptowani, bo sam doktor ledwo przekroczył trzydziestkę. Mówię ci, bomba! Jeden z najprzystojniejszych facetów świata, oczywiście nie licząc Brada Pitta! Chciałabym się dostać pod jego opiekę w szpitalu... Poza tym, doktorek to chyba jakaś swatka czy coś, bo w tym domu wszyscy są sparowani! Mama mówiła, że blondi, chyba ma na imię Rosalie, kręci z Emmettem, tym wielkim, a czarna, Alice, jest z Jasperem. Podobno on i Rosalie to bliźniacy, nawet są do siebie podobni, co nie? Tylko Edward, rudy, jest sam. Może zabiję moich rodziców i dam się adoptować Cullenom, bo to niezłe ciacho, a skoro metody doktora są tak doskonałe, może mnie z nim spiknie...
Wyłączyłam się i nie słuchałam już Jess. Uzyskałam potrzebne informacje. Teraz wystarczy zbliżyć się do Edwarda i pomóc mu rozwiązać jego problem. Nie powinno to być bardzo trudne, w końcu w tak małej szkole w końcu na niego wpadnę.
Okazja przytrafiła się szybciej, niż bym się tego spodziewała. Gdy weszłam do sali biologicznej, w mojej ławce siedział nikt inny niż Edward Cullen. Usiadłam koło niego i uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Cześć, jestem Bella Swan. Jak podoba ci się nasze miasteczko?
Wyciągnęłam ku niemu rękę i uśmiechnęłam się moim najpiękniejszym uśmiechem, który, według Jacoba, mógł powalić na kolana całą męską połowę świata. Oprócz niego, rzecz jasna, ponieważ był stuprocentowym gejem. Niestety, na Cullena także nie zadziałał.
- Jest beznadziejne – wycedził przez zaciśnięte zęby. - Zero słońca, rozrywki i jakiegokolwiek zajęcia, a najbliższe kino jest godzinę drogi stąd. Porażka.
- Hej, hej, przecież nie jest aż tak źle! - Lokalny patriotyzm wziął górę nad uprzejmością. - Nie przesadzajmy, są większe dziury niż Forks.
- Owszem. Ale tam są przynajmniej ładne dziewczyny, a tutaj... - Protekcjonalne spojrzenie, jakim mnie obrzucił, nie pozostawiło mi żadnych złudzeń. Zdecydowanie nie poprawiałam notowań Forks w jego oczach.
Ok, to tyle, jeżeli chodzi o bycie miłym.
Nie zamierzałam ciągnąć tej, nazwijmy to, konwersacji. Na szczęście dla mnie, do sali wszedł nauczyciel i zaczął prowadzić lekcję. Przynajmniej miałam wymówkę, by się nie odzywać.
Gdy zadzwonił dzwonek, Edward bezładnie wrzucił książki do plecaka i prawie wybiegł z sali. Prychnęłam pod nosem i porządnie spakowałam swoje rzeczy. Palant.
Ale przystojny palant.
Zamknij się, Jas! Czy dla ciebie świat dzieli się tylko na facetów do skonsumowania i tych do przeżucia?!
Odezwała się ta, co zawsze szuka w facetach wartościowych cech! Przecież wnętrze Newtona jest takie głębokie...
Nie będę z tobą na ten temat rozmawiać. Moje randki – moja sprawa. Koniec tematu.
Zadowolona, że wygrałam słowną potyczkę z moją wymyśloną siostrą, ruszyłam do samochodu. Dziś, z powodu choroby nauczyciela, nie było wychowania fizycznego, mogłam więc wcześniej jechać do domu. Dawało mi to dodatkową godzinę przed spotkaniem z Jess, więc postanowiłam wykorzystać ją na przygotowanie Charliemu wspaniałego obiadu godnego najlepszej restauracji. Niestety, z powodu głowy nabitej rozmową z Cullenem, spaliłam kurczaka na węgiel i musiałam zamówić pizzę. No nic, przynajmniej tata był zadowolony.
Gdy dotarłyśmy wreszcie z Jessicą do centrum handlowego w Port Angeles, byłam już zmęczona ciągle powtarzającymi się myślami. Koniec z tym, pomyślałam. Przez najbliższe trzy godziny ani razu nie pomyślę nazwiska Cullen!
Na szczęście, kiedy zanurzyłyśmy się w rzeczywistość kolorowych szmatek, zupełnie zapomniałam o bożym świecie. Od pewnego czasu zakupy stanowiły jedną z moich licznych pasji, a wybieranie, komponowanie i przerabianie ciuchów pochłaniały mnie bez reszty. Wypatrzyłam parę świetnych, przecenionych dżinsów i jak na skrzydłach pobiegłam do przebieralni, żeby sprawdzić, jak będę wyglądać w tym cudeńku.
Gdy przeglądałam się w wielkim lustrze przed przymierzalniami, dobiegł mnie głos Jessiki:
- Bella, chyba nie zamierzasz kupić tych spodni, prawda?
- Ależ tak! Są świetne i nieźle leżą, prawda?
Naprawdę dobrze czułam się w tych dżinsach. Idealnie opinały moje biodra i pośladki i wysmuklały nogi. Czułam się w nich jak w drugiej skórze.
- Wiesz, jakby ci to... - Jessica zawiesiła głos, jakby zastanawiała się nad doborem odpowiednich słów. - No bo... To chyba nie jest najlepszy fason dla ciebie.
- Dlaczego? Czuję się w nim świetnie, poza tym, wyglądają ok, prawda? - byłam coraz mniej pewna, czy podobają mi się te spodnie.
- Bella, nie chciałam ci tego mówić, bo to może być nie miłe, ale wyglądasz w nich po prostu, no... g r u b o – ostatnie słowo podkreśliła tak bardzo, że prawie poczułam, jak we mnie uderza.
- Och... - wyrwało mi się.
- To znaczy, nie zrozum mnie źle, chciałam tylko powiedzieć, że na pewno znajdziemy spodnie, które lepiej do ciebie pasują. - Głos Jess ociekał fałszywym współczuciem.
Głupia, ona chce cię tylko zdenerwować, nie znasz Jessiki? Przecież ona zawsze tak robi, widziałaś to już wiele razy!
Ale tym razem nie słuchałam Jas. Skupiłam się tylko na tym jednym, przerażającym słowie. Gruba. Taką widziała mnie Jessica i, daję głowę, wszyscy inni, a mnie wydawało się, że udało mi się zmienić. Na pewno obgadują mnie za moimi plecami i śmieją się z mojej naiwności. Boże, jaka byłam głupia!
Jakoś udało mi się przetrwać resztę zakupów, poza tym, Jess miała randkę z Erikiem, musiała się więc przygotować i chciała być jak najwcześniej w domu. Kiedy tylko przekroczyłam próg domu, rzuciłam się do łazienki, zrzucając po drodze ubrania i weszłam na wagę. Pięćdziesiąt pięć kilogramów. O trzy więcej niż wynosiła moja idealna waga.
Czyżbym znowu miała wrócić do dawnego wyglądu i charakteru? Teraz to moja uroda dawała mi siłę na pokonywanie codziennych przeciwności, poza tym, pięknym ludziom jest w życiu łatwiej. Nikt nie chce rozmawiać z niezadbaną, zakompleksioną grubaską, nieważne, jakie wartości sobą reprezentuje. Nie mogłam pozwolić, by moje nowe życie legło w gruzach. Nie teraz, kiedy wszystko zaczęło się wreszcie układać po mojej myśli.
Wpadłam do swojego pokoju i wskoczyłam w dres. Charliego nie było, jak zwykle zresztą, nie musiałam się więc tłumaczyć, dlaczego w ulewę wychodzę z domu zamiast grzać się w cieple i spokoju, na dodatek ubrana w strój do ćwiczeń. Wybiegłam na drogę i ruszyłam przed siebie. Godzinny jogging pozwala spalić około czterystu kalorii, czyli jedną trzecią dzisiejszego obiadu. Musiałam spalić cały.
Wróciłam do domu dopiero wtedy, kiedy zaczęło zmierzchać. Biegałam dwie i pół godziny i ledwo trzymałam się na nogach ze zmęczenia. Mięśnie paliły mnie żywym ogniem, lecz, bez względu na ból, biegłam dalej. Musiałam dobiec do samego ganku, choćbym potem miała paść trupem. Zawsze to tych kilka kalorii więcej.
Kiedy wreszcie dotarłam do drzwi, byłam skrajnie wyczerpana, nie wspominając już o tym, że przemokłam do suchej nitki. Nie wiedziałam, jak uda mi się pokonać koleją przeszkodę w postaci schodów i ustać na nogach pod prysznicem, ale byłam z siebie zadowolona. Bieganie sprawiło, że poczułam się oczyszczona i spokojniejsza, poza tym, pokonywanie bólu dawało mi wrażenie kontroli nad własnym ciałem. Skoro mogłam biec dalej mimo cierpienia, mogłam też zrzucić kilka dodatkowych kilogramów. Wydawało mi się, że nic nie zatrzyma mnie przed osiągnięciem celu.
Nadludzkim wysiłkiem udało mi się nie zasnąć pod prysznicem i zawlec do pokoju. Ostatkiem sił sięgnęłam po komórkę, żeby sprawdzić godzinę. 21.11 i cztery nieodebrane połączenia od Jacoba. No tak, przecież miałam go dzisiaj odwiedzić w La Push i nie pojawiłam się, nie odwołując wcześniej wizyty, miał więc prawo się zaniepokoić. Powinnam do niego zadzwonić, lecz nie miałam siły.
Jutro zadzwonię, pomyślałam, jak tylko się obudzę. Potem wpadłam w czarną otchłań bez snów i zanurzyłam się w niebyt.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kwareczek dnia Sob 10:38, 27 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 15:26, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Jacob gejem! Ale jazda Very Happy *wyje ze śmiechu*
Bomba pomysł, ale czy on tak udaje, czy to prawda?
Zresztą, mniejsza o to!.. Smile
Niezły pomysł.!.

Edward nie pochwala wyglądu Belli, no ciekawe... Bardzo nawet!

No i wreszcie.
Wyszło szydło z worka o charakterku Jessiki.
I dobrze, że Bella przestaje być taka naiwna!.
Bella wam jeszcze pokaże!.! Very Happy *no i płacze ze śmiechu*

Jacob gejem, to może Edward też i dlatego nie podoba mu się Bells? *myśli i dalej się brechta*

Tylko żeby Bella nie wpadła w jakąś anoreksję!Very Happy *następny napad śmiechu*


A teraz na poważnie, już bez śmiania się...

Ciekawe było, taki nie za długi rozdział, a tyle informacji i akcji! Bravo!

Ty masz dziewczyno potencjał!


Czekam na cd.

Alice


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Holly Black
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:42, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Bardzo dziękuję za powiadomienie o nowym parcie na pw:)
Kiedy czytałam ten rozdział, na myśl przyszło mi pewne powiedzenie... W cudzym oku człowiek dostrzega źdźbło trawy, a w swoim belki nie widzi, czy jakoś tak. Bella uważa że to Edward jest zagubiony, a u niej jest tak pięknie i kolorowo. Gówno prawda.
Mam ochotę wyszarpać Jessice kłaki i wepchnąć jej do gardła, żeby się zamknęła. Czemu Bella tak bardzo przejęła się jej słowami? Widać, że Jessika po prostu jej zazdrości. Jeszcze biedna Bella wpadnie w anoreksję... Po końcówce odebrałam takie wrażenie. Miejmy nadzieję, że się mylę...
Jacob to... gej!? :D W tym momencie prawie spadłam z łóżka :) W żadnym ffie nie spotkałam go jeszcze jako geja :) Być może za mało czytam? No nie ważne.
Twój styl jest tak lekki, że pomimo mojego wielkiego zmęczenia spowodowanego nieprzespana nocą, ani razu nie mogłam się oderwać od czytania. I w dodatku chce się więcej! :) Ja wiem, że to nie jest takie proste na hop siup napisać jeden rozdział, sama piszę opowiadanie i wiem co to znaczy:)
Z niecierpliwością czekam na następny part, żczę weny, chęci i czasu do pracy,
Pozdrawiam,
Holly Black


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:09, 28 Lut 2010 Powrót do góry

I znów nie chciało mi się czytać ff'ów. Już wczoraj tutaj zajrzałam, ale jakoś nie chciało mi się komentować i to błąd było, bo teraz uważam, że mogłam poświęcić parę chwil na takie świetne dzieło.
W ff'ie jest dużo przemyśleń i bardzo to lubię, bo można dojść kim właściwie jest człowiek. Trochę jestem niezadowolona Z Belli:
Cytat:
A jednak czułam, że coś jest nie tak. Oczywiście, w szkole nadal nie miałam żadnych problemów, ale wszystko inne wydawało mi się sztuczne i płaskie, niczym idealnie namalowane obrazy lub wywołane fotografie
Dziewczyno! Weź się w garść, co sobie myśli! ze życie to bajka jak z disneya? Ludzie nie są tacy dobrzy i przyjźnią się z tobą bo na chwilę jesteś sławna. trochę się nie zgadzam, że Bella się nie zmieniła z charakteru, bo jak by tak było to na pewno skończyłaby z tą całą szopką. Spodobała mi się reakcja Edwarda i to że Bella nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. To taki kopniak w tyłek.
Jake gejem? ale ubaw. Tego sie nie spodziewałam.
Pozdrawiam i czekam B Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:26, 28 Lut 2010 Powrót do góry

Cytat:
- Jess. – zaczęłam słodko, uśmiechając się przymilnie.

Po Jess bez kropki.

Hej Wink
To opowiadanie jest niesamowite. Tak dobrze oddajesz charakter Belli, że zaczynam się zastanawiać, czy Ty aby nie jesteś zakompleksionym grubaskiem Wink

Kiedy zobaczyłam wstęp do trzeciego rozdziału, niemal fuknęłam. Poszła na łatwiznę, pomyślałam. Nie potrafi tego oddać, to pisze na wstępie, żeby zorientować czytelników. Na szczęście, myliłam się. Już dawno nie czytałam tak dobrze oddanych uczuć w takiej sytuacji :) W każdym razie opisy mnie zachwycają.

A jeśli chodzi o resztę... Edward bije wszystkich na głowę! Taki boczący się na cały świat mały chłopiec. Wiem, że ugodzi ludzkiej godności tak mówić, ale to jest SŁODKIE po prostu Wink

Cóż jeszcze można dodać - Jess jest wyjątkowa, bardziej sukowata niż w Zmierzchu, a jednocześnie o wiele głębiej i bardziej przedstawiona niż w większości FF.

Nie wiem, czy przed tym FF cokolwiek pisałaś, ale przedstawianie postaci u ciebie w opowiadaniu to jest majstersztyk - zamiast skupiać się na wyglądzie, każdemu z nich oddajesz wystarczająco dużo miejsca na pełne przedstawienie Wink

Jedno, do czego się przyczepię, to Jas. Najpierw w ogóle uważałam ją za zbyteczną, a teraz uważam, że jest jej za mało : ( Taki nic nie znaczący chochlik, który pojawia się czasem, by szepnąć Belli słówko, a poza tym nic nie robi. Hah, wiem, że ciężko tę postać rozwinąć z racji jej... nie wymiarowości, ale wierzę w Ciebie Wink

Weny,
In.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pon 17:06, 01 Mar 2010 Powrót do góry

Aż sie zdziwiłam, że ja tu jeszcze nic, nic Wink Do rzeczy: sam pomysł mnie zainteresował, zaciekawiłaś mnie tym jak to będzie z Bellą, czy schudnie, zmieni się i takie tam dyrdymały. Czytając drugi rozdział, troszku sie zniechęciłam, za szybko się wszystko działo. I no i jeszcze to, iż Bella w ogóle z nikim się nie zaprzyjaźniła i że będzie tęsknić tylko za Renee... Ale okey, przebrnęłam i w sumie wciągnęło mnie z powrotem Wink Mike, krętacz jeden typowy chłopak, leci po prostu na ciało... OK. Wkurzył mnie, i Bella powinna dać mu w pysk. Cóż. Drugi rozdział zakończyłaś dość... irytująco xD Więc, czekałam na ciąg dalszy.
I co do trójki... Trochę mnie uspokoiło, że jednak dowiemy się więcej na temat życia Belki w Phoenix. A co do rozdziału... O k****. To było pierwsze co mi się wyrwało gdy przeczytałam, że Jacob jest gejem :D:D:D A co dalej, hmm zachowanie Edwarda intrygujące, cholera wiesz mam tylko nadzieję, że nie będzie tak że E&B od razy sobą zauroczone, bo jak czytam, że okey boski Cullen, ciacho itp itd, ale jeśli jest, że już zobaczyła, albo on zobaczył ją i jej pragnie i bla bla albo ona jego pragnie niesamowitym pożądaniem i bla bla to po prostu uhhh. Mam nadzieję, że tutaj tak nie będzie. Wiemy, że Edward się Belli podoba ale na razie tyle, mam nadzieję, że nie będzie od razu BIG LOVE. I jeszcze co do zachowania Jessici, a to podła ŻMIJA ! Bo ja wiem, że Belli było świetnie w tych jeansach, tylko tamta jej tak powiedziała, bo była zazdrosna, że Belce w nich tak ładnie, O ! Upór Belli, godny podziwu Wink
Pozdrawiam Serdecznie
Veny życzę
Czasu życzę
Maya


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 14:23, 02 Mar 2010 Powrót do góry

hm, cóż... mniej więcej tego się spodziewałam, ale też nie całkiem do końca tego... to chyba nawet lepiej...
w tym ffie jest mój wątek autobiograficzny, bo jeszcze parę lat temu byłam idealną kulą - jakoś mi było obojętne to i tamto...

a wracając do opowiadania... świetna długość rozdziałów - błędów nie sprawdzałam, ale jak masz jakieś podejrzenia mogę przejrzeć pod tym kątem...
jest ciekawie... rozwinęłaś tekst początkowo w kierunku, który przewidziałam, ale tutaj zrobiłaś coś super... bo nie opisałaś tygodni mordęgi i diety i tego wszystkiego, co zawsze idzie za drastyczną zmianą wagi... skróciłaś to do kilku zdań... ale rozbawił mnie za to tekst o Kate Hundson.... no myslałam, że padnę...
Bella po swojej przemianie zachowywała się wyjątkowo dziecinnie - niedojrzale... trochę mnie to ukłuło, ale faktycznie nastolatki tak mają czasem, że muszą zobyć to, co wydaje im się najlepsze, by dowiedzieć się, że wszystko to fałsz... mam nadzieje, że przbudzenie nie będzie zbyt bolesne...
kontakt z Cullenami - uroczy... Edward jest taki... mrau... choć jej owczy pęd do zmieniania jego życia na dobre i radzenia sobie z problemami był przedwczesny - to rzadko widać gołym okiem... a reszta też przychodzi z czasem...
coś mnie tknęło niebezpiecznie, gdy Bella stanęła na wadze... mania bywa niebezpieczna (sama ćwiczę codzinnie, ale dla zdrowia - *kirke usprawiedliwia się głupio sama w to nie wierząc do końca* ), ale mam nadzieje, że w przypadku Bells to nie początku tego na a - bo byłoby nieprzyjemnie...

dziękuję za dwa świetne rozdziały...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kristens
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:30, 05 Mar 2010 Powrót do góry

hmm...
Powiem szczerze : trochę się rozczarowałam...
Mało ciekawy ten rozdział. Oczywiście nie mówię, że był bezsensu i w ogóle. Po prostu nic ciekawego się w nim nie działo. Poznała tego Cullen'a , no ale co dalej ? Może powinnaś dodawać trochę dłuższe rozdziały,żeby było więcej wątków, więcej ciekawszych wydarzeń... Na błędy nie zwracałam uwag, zresztą bardziej interesuje mnie tekst. Wink A najbardziej rozbroił mnie moment kiedy dowiedziałam się, że Jacob jest gejem o.O ! xDD Pozdrawiam i veny życzę !

Kristens


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kwareczek
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Las w środku Zabrza

PostWysłany: Nie 12:01, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Chciałabym was serdecznie przeprosić, ponieważ z powodu pewnych zawirowań osobistych nie dałam rady pisać i w tym tygodniu rozdziału nie będzie. W tej chwili zaczęło się wszystko układać, ale, dla odmiany, mam milion zaliczeń na uczelni i muszę się na nich skupić, żeby nie wywalili mnie z tych cholernych studiów xD Więc rozdział pojawi się najwcześniej w piątek...
Jeszcze raz przepraszam za ten poślizg, ale średnio byłam w stanie pisać przez ostatni tydzień, a nie miałam zamiaru wrzucać jakiegoś gniota, mam nadzieję, że rozumiecie :)

Invisse, nie, nie jestem zakompleksionym grubaskiem, ale miałam przyjaciółkę, która bardzo intensywnie się odchudzała, można więc powiedzieć, że mam informacje z pierwszej reki i mogę to opisać. Poza tym, lubię słuchać ludzi, a wiadomo, że dziewczyny uwielbiają marudzić na swoją figurę i wymieniać się dietami, więc też się tego trochę nasłuchałam :) Co do Jas, jej postać to jest jakis kosmos, zaczynam żałować, że wpadłam na pomysł schizofrenicznej siostry Bells, bo w ogóle nic nie można z nią zrobić :P I nie, nie pisałam wcześniej, nie licząc krótkich form w stylu felieton czy praca na polski, ale, jak na razie, mam przy pisaniu "Cytryn" świetną zabawę ^^

Kristens, jeżeli chodzi o długość rozdziałów, moje mają około 3/4 stron w Wordzie i kiedy próbuję wyjść poza tą granicę (a próbowałam, serio!), czuję, że zaczynam się do tego pisania zmuszać i tekst zaczyna ziać straszną chropowatością. Zawsze można wyczuć, kiedy coś jest pisane na siłę, a ja, z szacunku dla was i dla siebie, wolałabym nie wstawiać czegoś, z czego nie jestem chociaż w małej cząstce zadowolona. Co do poznania Cullena, rzadko kiedy jest tak, że widzisz faceta i od razu coś się dzieje, prawda? Wszystko powoli się rozwija, dojrzewa i dopiero potem się coś klaruje :) Nie chciałam iść na skróty i od razu ich w sobie zakochać, poza tym, nienawidzę miłości od pierwszego wejrzenia, to jakieś bzdury są xD Ale dziękuję za pokazanie mi błędów, postaram się to zmienić w następnym rozdziale :)

W ogóle, dziewczyny, co wy z tym Jacobem? Myślałam, że nikt nie zauważy tej wzmianki o jego orientacji :P To taka mała wzmianka była, żeby było śmieszniej i inaczej, a tu taki odzew ^^
Jess to jest moja ulubiona postać w tym ff, zawsze chciałam móc być wredna wobec ludzi, zjechać ich z góry na dół i nie ponieść konsekwencji, ale nie, grzeczne dziewczynki tak się nie zachowują, więc nie dało rady :( Jess jest zbiorem emocji, które siedziały we mnie przez 20 lat i wreszcie mają ujście, więc trzeba to wykorzystać. Taaak, w głębi duszy zawsze byłam zimną suką mającą gdzieś uczucia innych. Piękny stan xD

Jest mi bardzo miło, że moje opowiadanie jest tak dobrze odbierane, nawet nie wiecie, jak to motywuje do dalszej pracy! Wreszcie jest coś, w czym jestem w miarę dobra :P

Jeszcze raz przepraszam i na kolanach błagam o wybaczenie
kwareczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kristens
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:40, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Hej Wink
Oczywiście rozumiemy, każdy ma jakieś tam swoje osobiste sprawy , prawda? ;D Jeżeli masz pisać na siłę to faktycznie wstawiaj krótsze i czekaj aby vena do ciebie przyszła ;D. Hihi no trudno jakoś przeżyje bez tego rozdziału :( A szkoda bo bardzo spodobał mi się ten FF Wink Pozdrawiam i czekam na cd.!

Kristens Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kwareczek
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Las w środku Zabrza

PostWysłany: Sob 0:24, 13 Mar 2010 Powrót do góry

Obiecałam nowy rozdział w piątek, więc jest w piątek ^^ Dzisiaj trochę dłuższy, ponieważ wreszcie skończyłam sesję i mam więcej czasu, poza tym dobry humor, fryzjer, kosmetyczka i te sprawy... ^^
Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie, sama mam bardzo mieszane uczucia jeżeli chodzi o ten rozdział. Jak zwykle, miałam inną koncepcję, ale, jak już mówiłam, moje opowiadania żyją własnym życiem i akcja sama rozwinęła się w tym kierunku :P
W tym rozdziale jest trochę akcji, mam nadzieję, że nie przeładowałam...

PS. Dopiero teraz zauważyłam, że coś jest nie tak z akapitami i dzielą się w połowie, nie wiem dlaczego. Rozdział jest dodawany z komputera brata i z Word Pada, bo braciszek Worda nie posiada, po co. Nie mam pojęcia, jak zlikwidować te cholerne akapity, próbowałam... Z góry przepraszam za wszelkie nedogodności w czytaniu :)

Indżoj de riding :)

Bella? Bella! Isabello Marie Swan! - O nie. Bez przesady. Ktokolwiek szarpie mnie teraz za ramię, ma przewalone. Nikt, powtarzam, nikt, nie będzie nazywał mnie moim pełnym imieniem! Szczególnie w środku nocy!
Rozchyliłam powiekę i od razu ją zamknęłam. Co za pacan świeci mi latarką w oczy?!
- Bella, do jasnej cholery, otwórz oczy!
Jacob? A co on robi w moim pokoju po nocy? I dlaczego koniecznie chce mnie obudzić? Zwariował chyba, że wstanę, nawet niech na to nie liczy!
- Spadaj - wymamrotałam pod nosem. - Jest środek nocy!
- Jest trzynasta, śpiąca królewno. Na szóstą mamy być u Jess, pamiętasz?
O nie. Nie mam zamiaru spotykać się z Jessicą Stanley, nie po tym, co zrobiła na zakupach. Poza tym... Zaraz zaraz. Jak to, trzynasta?!
- Trzynasta? To niemożliwe, Jake, nie wmówisz mi, że spałam szesnaście godzin!
- Owszem, spałaś. A teraz wstawaj, bo musisz coś ze sobą zrobić. Wyglądasz jak po ostrej imprezie. A dopiero mamy zamiar na taką się wybrać - roześmiał się i zaczął ściągać ze mnie kołdrę. Sadysta jeden.
Wreszcie, po nierównej walce, poddałam się. Jaki jest sens walczyć z dwumetrowym Indianinem, który codziennie przebiega pięć kilometrów i robi sto brzuszków? Szczególnie, jeżeli jest się krasnalem o wzroście metr pięćdziesiąt dziewięć i prawie zerowej aktywności fizycznej. No, nie licząc wczorajszego biegu.
Zwlekłam się z łóżka i spojrzałam w lustro. No świetnie, Jake miał rację. Włosy poczochrane, oczy podkrążone, na policzku odciśnięta poduszka a na ręku ogromy siniak, który wziął się nie wiadomo skąd, najprawdopodobniej powstał po uderzeniu w szafkę, kiedy czołgałam się wczoraj do pokoju. Obraz nędzy i rozpaczy, nie ma co. W tej chwili na pewno nie wyglądałam na gwiazdę liceum.
- Królewno, zmiataj pod prysznic, już!
Jake ma rację, stojąc przed lustrem i elaborując nad własnym wyglądem nie poprawisz go. Wykąp się, umyj głowę a potem kombinuj, jak sprawić, żeby Jess zatkało z zazdrości. Nie może tak być, żeby ta jędza cię obrażała, nie pozwolę na to!
Jasne, drużyna poganiaczy niewolników znowu działa. Jeszcze tylko brakuje, żeby zadzwoniła Angela z radami, jak mam się umalować.
Ledwie to pomyślałam, zadzwoniła moja komórka. Co jest, do cholery, fatum jakieś? Może mam zdolności paranormalne i ściągnęłam ją myślami?!
Spojrzałam na wyświetlacz. Charlie. No, przynajmniej rozmowa będzie krótka.
- Halo?
- Bells? Jak się czujesz? - głos taty przepełniony był niepokojem.
- Wszystko OK, czemu pytasz?
- Wczoraj wyglądałaś, jakbyś dostała ataku grypy, poza tym, nigdy nie chodzisz tak wcześnie spać.
- Jakoś tak wyszło, byłam zmęczona... Ale już wszystko w porządku, nie martw się.
- To dobrze... Wiesz, będę już kończył, mam sporo roboty na posterunku.
Taa, pewnie. Trzeba pogapić się w ścianę i poczytać gazety, sprawy niecierpiące zwłoki. Swan, spływaj pod prysznic!
W łazience intensywnie zastanawiałam się nad tym, co na siebie włożyć. Przez Jess nie kupiłam w końcu tych dżinsów a wszystkie inne przyzwoite spodnie były w praniu. W końcu, kiedy wychodziłam już spod prysznica, zdecydowałam się na moją ukochaną niebieską bluzkę i czarną krótką spódnicę. Seksownie, ale z klasą. Niestety, Jacob miał inne plany co do mojego dzisiejszego wyglądu.
- O nie. Nawet o tym nie myśl! - wykrzyknęłam, kiedy zobaczyłam, co trzyma w ręku. - Nie ma szans, żebym wyszła w tym z domu, szczególnie na domówkę pełną śliniących się nastolatków! Nie licz na to, mój drogi!
Sukienka, którą wybrał Jake, leżała zwykle w najciemniejszym kącie szafy i nie założyłam jej jak dotąd ani razu. Sukienka to zresztą za dużo powiedziane. Kończyła się mniej więcej w połowie uda, ale nie to mnie odstręczało. Głównym problemem był dekolt, a w zasadzie dwa dekolty, zarówno ten z przodu, jak i na plecach. Oba sięgały talii i nie rozchylały się tylko dlatego, że sukienka zakładana była na szyję. W moich oczach ratowało ją tylko wiązanie na biodrze i stonowany, ciemnooliwkowy kolor.
- Bells, nie ma zmiłuj, wskakujesz w to bez gadania! Nie obchodzą mnie twoje opory przed pokazaniem, jak świetnie możesz wyglądać. Ale teraz zrobimy coś z twoimi włosami, ten ciemny spłowiał, sama zresztą ostatnio stwierdziłaś, że musisz znowu farbować. Kupiłem już farbę, ale nie podglądaj, zanim nie skończę!
To właśnie jest najlepsze w posiadaniu przyjaciela - geja. Pamięta wszystko, co do niego mówiłaś, zna się na modzie, nie jest zawistny jak niektóre baby i na dodatek można się do niego przytulić bez obawy, że zostanie to odebrane jako jakiś dwuznaczny sygnał. Dlatego siadłam na krześle w łazience i pozwoliłam mu bawić się moimi włosami. Chłopak lubił eksperymentować, mogłam więc służyć mu swoją osobą w roli królika doświadczalnego. Zazwyczaj wychodziłam na tym dobrze.
Niestety, nie tym razem.
Kiedy otworzyłam oczy, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Byłam ruda. Dobra, nie wściekle pomarańczowa, ale jednak mimo wszystko moje włosy były kasztanowe. Tym razem Jacob przegiął. Przecież ja nie mogę być ruda, co to ma być?!
Nie biadol, wyglądasz dobrze! Boże, jaka zrobiła się z ciebie histeryczka, kobieto. Uspokój się, założę się, że nikt, oprócz wiecznie zazdrosnej Jessiki Jestem Najpiękniejsza Stanley, nie zauważy nawet, że robiłaś coś z włosami. I tak każdy będzie patrzeć na kieckę i obcasy!
Dobra. Może Jas ma rację, nie wyglądam tak źle. Ale to nie może tak być, że ten głupek myśli, że może robić z moimi włosami, co mu się żywnie podoba, co to, to nie!
- Jake, do jasnej cholery, co ty mi zrobiłeś?! - wrzasnęłam histerycznie, z trudem powstrzymując śmiech na widok jego skruszonej miny małego szczeniaczka. - Jak ja teraz wyglądam?!
- Bells, ja przepraszam... Ja myślałem, że ten kolor ci się spodoba, słuchaj, jak jest tak źle, to mamy jeszcze czas, skoczę do sklepu po farbę i wrócisz znowu do brązu...
Sadystka! Weź go nie męcz, przecież widzisz, że chłopak się martwi no!
Dobra, już nie będę. W końcu dalej pamiętam, jak przez przypadek zerwałam strunę w jego gitarze i dopóki nie powiedział mi, że ma jeszcze kilka zapasowych, błagałam go na wszystkie możliwe sposoby o wybaczenie. Będę łaskawa i zlituję się.
- Wyluzuj, Jacob, żartowałam! Jest świetny, tylko muszę się przyzwyczaić. - Uśmiechnęłam się do niego szeroko i zobaczyłam, że w jego oczach zapalają się wesołe ogniki. Nikt nie umiał uśmiechać się tak zaraźliwie jak Jacob Black.
- Baby... I dziwić się, że mnie nie interesują... - mruknął pod nosem.- Ty mi weź lepiej powiedz, czemu wczoraj padłaś jak stokrotka bez wody. Przez godzinę próbowałem cię dobudzić.
- Biegałam.
- Biegałaś?! W czasie burzy i przez trzy godziny? Nie żartuj sobie. Coś się stało Bells, i tak to z ciebie wyciągnę, więc lepiej powiedz to po dobroci. Chyba nie chcesz, żebym użył mojej tajnej broni? - Zaczął mnie łaskotać. Doskonale znał moje słabe punkty, wolałam więc się przyznać niż wić się po podłodze płacząc ze śmiechu. Opowiedziałam mu wszystko, co wydarzyło się wczoraj. Kiedy skończyłam, Jake spojrzał na mnie z powątpiewaniem i prychnął pod nosem.
- Miałem cię za inteligentniejszą, nie ma co.
- Słucham? - znowu się najeżyłam.
- Przecież to logiczne, że Jess jest o ciebie piekielnie zazdrosna! Poderwałaś jej faceta, wyglądasz sto razy lepiej od niej i, co najgorsze, jesteś od niej popularniejsza. Jak myślisz, po co ci to powiedziała? Żebyś straciła pewność siebie i dała się zepchnąć w jej cień!
Mówiłam. Ale mnie nie chcesz słuchać, po co...
- Tak, wiem, wiem, przepraszam, Już nie będę, Jas.
Cholera. Powiedziałam to głośno? Znowu? Na szczęście Jacob przyzwyczaił się do moich wewnętrznych dysput i nie reagował na ewidentne oznaki zaburzenia mojego zdrowia psychicznego. Teraz także siedział spokojnie na krześle i uśmiechał się ciepło. Wiedział, że Jas jest po jego stronie, poza tym, jest dla mnie zbyt ważna, bym mogła się jej pozbyć.
- Koniec gadania, Bells, jest już późno, musisz jeszcze zrobić pranie, obiad dla Charliego i przygotować się na imprezę. Wcale nie mamy za wiele czasu.
Ach ten Jake. Zna się z moim tatą od dziecka i traktuje go jak jednego z ulubionych wujków. Tata ufa mu do tego stopnia, że dał mu klucze do naszego domu, by młody Black nie musiał czekać na mnie na dworze, jeżeli po szkole nie wracałam od razu do domu. Wiedział, że nie wytrzymujemy bez siebie więcej niż trzech dni i nie zaprzątamy sobie głowy wcześniejszym umawianiem się. Chyba po cichu liczył, że w końcu będziemy razem. Tyle, że raczej było to niemożliwe, ale on o tym nie wiedział.
Resztę popołudnia spędziliśmy bardzo pracowicie. Pranie, gotowanie, sprzątanie domu i doprowadzenie mnie do stanu, w którym mogłam pokazać się ludziom zajęły nam czas do szóstej. Wtedy trzeba było wsiąść do auta i jechać do Jessiki, która robiła imprezę z okazji faktu, że jej rodzice wyjechali na tydzień na Hawaje. Wiadomo, wolny dom plus nastoletnie dziecko musi równać się domówką.
Kiedy weszliśmy do salonu, poczułam się jak towar na wystawie. Wszystkie oczy skierowane były na mnie, ponieważ, oczywiście, uległam Jacobowi i założyłam tą głupią sukienkę. Do tego cienkie, czarne rajstopy, czarne szpilki, wysoko upięte włosy, wielkie, srebrne kolczyki i mocno podkreślone oczy. Przyznaję, wyglądałam trochę inaczej, niż zwykle, ale czy to powód, żeby oglądać mnie jak rzecz, którą ma się zamiar kupić?
Wszystkie spojrzenia były mi znane, w końcu w tak małej szkole jak moja nie da się nie znać wszystkich. Tylko pięć par oczu było obcych. To Cullenowie patrzeli na mnie z przeciwległego kąta pokoju. Każda twarz wyrażała coś innego. Rosalie patrzyła na mnie z pogardą, jakby chciała wzrokiem przekazać mi, że cokolwiek zrobię, i tak będę gorsza od niej. Wiedziałam o tym. Była klasyczną pięknością, zdawałam sobie sprawę, że nigdy, przenigdy, nie będę nawet w połowie tak ładna jak ona. Wielki Emmett przyglądał mi się z zaciekawieniem, uśmiechając się jednym kącikiem ust, tym, którego nie mogła widzieć Rose. Chyba się jej trochę bał. Twarz Jaspera wyrażała absolutną obojętność, w przeciwieństwie do miny Alice, która emanowała niecierpliwością i entuzjazmem. Za to Edward, siedzący na samym końcu kanapy i sączący piwo z kubka, patrzył na mnie z wyraźną wrogością.
O co chodzi temu gościowi? Czy ja coś przegapiłam na tej biologii czy co?
Nie mam zielonego pojęcia. Nic mu nie zrobiłam, to jakiś wariat. Cholera, gdzie się podział Jacob?!
Rozejrzałam się w panice, szukając sylwetki przyjaciela. Dostrzegłam go w kuchni, rozmawiał z Benem, który też grał na gitarze. Nie miałam z nimi wspólnych tematów, nawet nie rozumiałam, o czym mówią, ale nienawidziłam zostawać sama w tłumie ludzi. Zawsze musiałam czuć, że jest gdzieś obok mnie życzliwa dusza, która uratuje mnie przed totalną kompromitacją i, w razie potrzeby, odeskortuje mnie do domu. Niestety, w tej chwili pozostało mi tylko stanie obok Jake'a i Bena, uśmiechanie się z miną znawcy i potakiwanie, ponieważ nie było nikogo, z kim mogłabym pogadać.
Nie panikuj, kobieto. Napij się piwa, przejrzyj kolekcję płyt, pouśmiechaj się i na pewno ktoś będzie chciał z tobą pogadać. Grunt to spokój.
W sumie, Jas ma rację. Nie muszę zawsze trzymać się Jacoba jak dziecko maminej spódnicy. Potrafię się sama sobą zająć, o!
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę stolika z alkoholem. Niestety, stał on zaraz obok kanapy, którą zajęli Cullenowie. Obie pary nie zwróciły na mnie uwagi, zbyt zajęte sobą, ale Edward patrzył na mnie z miną pełną furii. Udając pewną siebie schyliłam się po piwo. Już miałam odejść, kiedy usłyszałam ciche przekleństwo i zawahałam się. Pech chciał, że Cullen w tym samym momencie postanowił wstać z sofy i odejść. Podczas gdy ja wykonywałam półobrót w jego stronę, on zrobił krok do przodu i wpadliśmy na siebie. Kubek z piwem wypadł mi z ręki a jego zawartość wylała się, jakżeby inaczej, na koszulę chłopaka.
- I co zrobiłaś, niezdaro? - syknął z nienawiścią.
Zamarłam. Co j a zrobiłam? Przecież to też jego wina! Niestety, jak zwykle w takich sytuacjach stałam jak słup soli i nie byłam w stanie wykrztusić słowa.
- No co tak patrzysz? Zniszczyłaś mi koszulę, co ja mam z nią teraz zrobić? Przez ciebie wyglądam jak menel! - krzyczał na mnie coraz głośniej. Łzy stanęły mi w oczach. - Teraz zaczniesz płakać, pewnie. Może jeszcze mam cię przeprosić za to, że wylałaś na mnie piwo?! O nie, nie licz na to, laleczko!
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Patrzyłam na niego osłupiała, kiedy poczułam, jak czyjaś delikatna dłoń ciągnie mnie do łazienki. Kiedy w końcu zamknęły się za nami drzwi, odważyłam się podnieść głowę. Zobaczyłam Alice Cullen.
- Nie przejmuj się Edwardem. Przechodzi ostatnio ciężki okres, więc reaguje trochę dziwnie. Normalnie nie jest taki, w zasadzie to świetny facet, tylko teraz trochę sobie nie radzi z rzeczywistością. Przejdzie mu, zobaczysz.
Ścisnęła krzepiąco moją dłoń i zabrała się za poprawianie mojego rozmazanego makijażu. Z wprawą godną zawodowej wizażystki zlikwidowała wszelkie dowody na to, że przed chwilą płakałam. Kiedy wyszłyśmy z toalety, uśmiechnęła się do mnie i zniknęła w tłumie. Zaczęłam się zastanawiać, czy ta cała rozmowa nie była tylko halucynacją mającą poprawić mi humor. Nie zdążyłam nawet zapytać o to Jas, kiedy pojawił się przy mnie Jacob.
- Bells, szukałem cię! Gdzie byłaś? Zresztą, nieważne, chodź tańczyć! - Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu, gdzie gromadzili się już pierwsi tancerze. Uwielbiam tańczyć z Jacobem, czuję się wtedy naprawdę wolna, nie przejmuję się tym, co mówią inni, ważna jest tylko muzyka, ja i on. Kiedy z nim tańczę, czuję, że żyję.
Tańczyliśmy przez następnych pięć godzin, przerywając jedynie po to, by się czegoś napić. Koło północy poczułam, że nie mam już sił i muszę się przewietrzyć, chociaż na chwilę. Jacob znowu wdał się w rozmowę z Benem, więc w stronę drzwi ruszyłam sama. Niestety, pech chciał, że drogę zastąpił mi Mike.
- Bella, kochanie, dlaczego jeszcze się ze mną nie przywitałaś jak należy? - wybełkotał. Był pijany, ledwo trzymał się na nogach. - Przecież nie tak powinna zachowywać się dziewczyna najgorętszego faceta w szkole, nie?
Objął mnie ramieniem i próbował pocałować. Poczułam, jak jego ręka wsuwa się pod moją sukienkę i kieruje ku piersi. Odepchnęłam go najmocniej jak potrafiłam i, dopóki był jeszcze w miarę daleko, wysyczałam najdobitniej jak umiałam:
- Mike, nie wiem, jak powinna zachowywać się twoja dziewczyna, ale wiem, jak powinnam zachowywać się ja. I na pewno nie jest to dawanie się obmacywać na licealnej imprezie. Tak więc zakoduj sobie w tym swoim pustym łbie, że to koniec, możesz się zająć Jessicą, która tylko czeka, aż kiwniesz na nią palcem, żeby łasić się u twoich stóp. Naprawdę zastanawiam się, co ja w tobie widziałam, jesteś tylko napakowanym, pełnym testosteronu nastolatkiem, który nawet nie wie, jak nazywa się stolica Kanady, nie mówiąc już o tym, jak traktować dziewczynę. Jesteś żałosny.
Nie czekałam, aż Newton otrząśnie się z szoku, jaki wywołały moje słowa. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam na dwór, trzaskając drzwiami. Delektując się czystym powietrzem i poczuciem triumfu, patrzyłam w gwiazdy. Niestety, zraniona duma Mike'a nie pozwoliła mu tak zostawić tej sytuacji. Nagle poczułam, jak jego silne ręce zaciskają się na moich przedramionach i szarpią mną jak szmacianą kukłą. Alkohol wcale go nie osłabił, wręcz przeciwnie, spotęgował jego furię i siłę. Próbowałam się wyrwać, ale bezskutecznie. Wołanie o pomoc także nie miało większego sensu, noc była zimna i wszyscy woleli siedzieć w środku. Mimo to krzyczałam, bo co miałam zrobić?
Newton nakręcał się coraz bardziej. Ściskał moje ręce tak mocno, że wiedziałam, że będę miała siniaki. W pewnym momencie puścił moje ramię. Wydawało mi się, że mam szansę uciec, szarpnęłam się więc mocno, próbując biec. Niestety, Mike złapał mnie za włosy i zaczął szarpać. Poczułam, że wszystkie spinki, którymi dzisiaj podtrzymywałam fryzurę, wbijają mi się w czaszkę i że spory kosmyk włosów zostaje w ręku Newtona. Krzyknęłam z zaskoczenia i bólu. To rozochociło napastnika jeszcze bardziej. Naparł na mnie całym ciężarem ciała i przewrócił mnie na ziemię.
Wiedziałam, że teraz na pewno mu nie ucieknę, mimo to wyrywałam się i krzyczałam. Może ktoś mnie w końcu usłyszy? Niestety, muzyka w domu grała tak głośno, że żaden dźwięk z zewnątrz nie mógł dostać się do środka. Byłam zdana tylko na siebie.
Gdzie, do cholery, była Jas?! Teraz, kiedy naprawdę jest mi potrzebna, schowała się gdzieś i czeka, aż całe zamieszanie minie. Typowe dla niej. Jak tylko to się, skończy, dam jej popalić!
Tyle, że jak na razie, nie wyglądało, na to, że to się szybko skończy. Ja coraz bardziej słabłam, a Mike był coraz odważniejszy. Wiedział, że nie jestem w stanie mu uciec, puścił więc moje włosy i zaczął mnie obmacywać. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia, kiedy jego łapa wślizgnęła się pod sukienkę i złapała mnie za pierś. Mimo chrypy zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej niż dotychczas.
- Zamknij się, suko! - wrzasnął Mike i uderzył mnie w twarz. Poczułam piekący ból na policzku i zamilkłam. Chyba lepiej mu się nie sprzeciwiać, może wtedy dręczenie mnie nie będzie sprawiać mu przyjemności?
Tymczasem Newton poczynał sobie coraz śmielej. Poczułam, że jego ręka ląduje na moim udzie i sunie w górę. Siłą woli powstrzymałam się, żeby się nie szarpać. On zaraz przestanie, on zaraz przestanie, powtarzałam w myślach. Nie przestawał. Kiedy jego ręka znalazła się na moim biodrze, zamknęłam oczy. To musi być sen, przecież to nie może być prawda, Mike Newton, kapitan drużyny footballowej nie próbuje mnie zgwałcić. Zaraz się obudzę we własnym łóżku, zadzwonię do Jake'a, żeby opowiedzieć mu swój sen i oboje będziemy się z tego śmiali. Tak przecież musi być!
Poczułam, jak Newton próbuje zsunąć mi majtki. Z całej siły złączyłam uda, by mu to uniemożliwić. Zdenerwowało go to i z całej siły uderzył mnie w twarz. W drugi policzek, jakby kierował się jakąś przerażającą symetrią. Zduszony jęk bólu wydobył się z moich ust, chociaż wytężyłam wszystkie siły, żeby nie wydawać z siebie żadnego dźwięku. Przecież miałam być cicho!
Zamarłam przerażona w oczekiwaniu na cios, kiedy poczułam, że ciało Newtona już mnie nie przygniata. Nasycił się swoim okrucieństwem i zostawił mnie w spokoju? Nie mogłam w to uwierzyć. Może coś go rozproszyło. Nie miałam czasu ani ochoty się nad tym zastanawiać. Ogłuszona i wpół ślepa poczołgałam się w niewiadomym kierunku i zaszyłam w krzakach. Niby dochodziły do mnie dźwięki świata zewnętrznego, ale nie zapisywały się w moim mózgu. Słyszałam muzykę, jakieś krzyki, śmiech, lecz nie rozróżniałam ich, całą sobą skupiałam się na tym, żeby nie wydać z siebie nawet najcichszego dźwięku i nie ściągnąć na siebie uwagi prześladowcy. Po jakimś czasie, który mnie wydawał się wiecznością, usłyszałam, że ktoś woła moje imię. I nie był to głos Mike'a Newtona.
- Tutaj - wychrypiałam słabo, próbując wstać. Zachwiałam się i byłabym się przewróciła, gdyby nie silne ręce, które złapały mnie w porę.
Skuliłam się, ponieważ przypomniał mi się dotyk innych rąk. Światło latarki oślepiło mnie, jęknęłam więc i zakryłam twarz ręką.
- Ciii, już wszystko jest dobrze - cichy głos sączący się w moje ucho
działał jak balsam na moje skołatane nerwy. - Dasz radę iść?
Iść? Gdzie? Do tego potwora? Żeby znowu próbował zrobić mi krzywdę? Muszę uciekać, ten tutaj też chce mnie skrzywdzić!
Zebrałam wysztkie siły i wyszarpnęłam się z trzymających mnie rąk. Niestety, potknęłam się i upadłam. Znowu poczułam, jak ręce mnie dotykają, tym razem bardziej stanowczo, podnosząc mnie i niosąc gdzieś. Nie miałam już siły się szarpać, wydarzenia z ostatnich kilku minut osłabiły mnie do cna. Było mi już wszystko jedno, kto mnie niesie i co się ze mną zaraz stanie. Gorzej już chyba być nie może, prawda?
W końcu, po minucie długiej jak sto lat, dotarliśmy do kręgu światła rzucanego przez latarnie przed domem Jessiki. Poczułam, że jestem sadzana we wnętrzu jakiegoś samochodu, lecz nie miałam pojęcia, czyje to auto. Zmusiłam się, by otworzyć oczy i ujrzałam przystojną, spiętą twarz, rude włosy i poplamioną koszulę. Czułam, że powinnam wiedzieć, kto to, niestety, za nic nie umiałam sobie przypomnieć. Olśnienie przyszło dopiero wtedy, kiedy się odezwał.
- Jak się czujesz? Boże, głupio pytam! Pewnie jesteś w szoku. Na pewno jest ci zimno. - Poczułam, że otula mnie kocem i podkręca ogrzewanie.
Tylko jedna osoba w Forks miała taki głos. Melodyjny, piękny, ale jednak pełen tajonych emocji. Zwykle, kiedy go słyszałam, była to furia, najczęściej skierowana w moją stronę. Tym razem usłyszałam przerażenie i troskę. A także ból. Dlaczego on cierpiał?
Edward Cullen. Uratował mnie Edward Cullen.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego jeszcze raz. Dopiero teraz zauważyłam, że ma rozbity nos i koszulę poplamioną ziemią. Bił się z Newtonem?
- Co... Co się stało? - wychrypiałam.
- Nic, spokojnie. To tylko małe zadraśnięcie, nic ważnego. Odwiozę cię do domu, gdzie mieszkasz?
- Ale Jacob... Nie mogę go tak zostawić, ktoś go musi odwieźć, powiedzieć, że wychodzę! - Moje protesty wypadły mizernie. Moim największym marzeniem było znaleźć się w łóżku.
- Alice się tym zajmie. Nie martw się o nic, staraj się zasnąć. - Jego głos działał na mnie jak kołysanka. - To jaki jest twój adres?
Na granicy snu wymamrotałam odpowiedź. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się. Ja byłam zbyt oszołomiona i senna, on - zbytnio czymś poruszony.
Starałam się nie zasypiać, ale chyba mi się nie udało, bo ocknęłam się na jego rękach pod moimi drzwiami. Zauważyłam, że ma przewieszoną przez ramię moją torebkę. Kiedy udało mu się ją przynieść z mojej furgonetki? Zresztą, nieważne. Spać.
Edward otworzył drzwi i wcisnął mi klucze do ręki. Potem odwrócił się i bez słowa wsiadł do swojego auta. Nie czekając, aż zamknę drzwi, wycofał z podjazdu i odjechał, zostawiając mnie samą. Ciemność zaczęła mnie przerażać, zamknęłam więc drzwi i powlokłam się do swojego pokoju.
Drugi dzień pod rząd nie jestem w stanie nawet wejść po schodach, co będzie jutro? przemknęło mi przez myśl. Nie byłam jednak w stanie się nad tym dłużej zastanawiać, padłam na łóżko i zasnęłam. Jednak nawet we śnie nie udało mi się uwolnić od gnębiącej myśli - co Edward Cullen robił w środku nocy na dworze?

***

tu jest link do sukienki Belli, nie wiem, czy udało mi się ją opisać, a to była moja inspiracja ^^ [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kwareczek dnia Nie 11:32, 14 Mar 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 10:37, 13 Mar 2010 Powrót do góry

Jeah! Brawo dziewczyno. Podkręciłaś atmosferę do maksimum. Mike napastnik, Bella księżniczka potrzebując swego księcia. Kto tym księciem jest? Edward przyjechał na swoim białym rumaku i ją uratował. Jego charakter jest bardzo burzliwy, ale bardzo dobry. Podoba mi się "twój" Edward Cullen. No, i jest jeszcze Alice i cała reszta, którzy także wydają się mieć zarysowane charaktery. Bravo. Tak dalej. Styl w jakim pisałaś doskonale pasuje do tego tekstu. Przemknęłam po nim bardzo lekko i chcę więcej xD.
Nawet zamieszanie z akapitami nie przeszkadzało mi, naprawdę. Cudnie piszesz.

Może nie piszę składnie, ale emocje po rozdziale nie opadły:)


Weny życzę.

Alice


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:11, 13 Mar 2010 Powrót do góry

Na początek... witaj Wink
Sukienka Belli jest śliczna, choć wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. Cóż powiedzieć, Bella przejrzała na oczy co do Mike'a - już pora na to. Za to on się zachował... typowo, świnia jedna Very Happy Nie wiem, czy wypada Cię pochwalić za bardzo obrazowe słowa, ale wyszło Ci bardzo... realnie. Zabrakło tylko regulaminowego oznaczenia +18.
A teraz przeskoczę w zupełnie inne miejsce rozdziału.
Akcja z wylaniem piwa na Edwarda. Wkurzyłam się na Bellę, że ani słowa nie wyjąkała do Edwarda - dobitnie pokazałaś, że Bella jest wciąż jest tym zakompleksionym stworzonkiem i że nic się nie zmieniła. No i to, że nie chciała zmienić koloru włosów - doszła do stanu idealnego i nie chciała żadnych zmian - ani na dobre, ani na złe. Ech, mogła Edwardowi coś wyrzucić! A też ten Edward... niezła postać Wink Intryguje mnie jego zachowanie - to wszystko dlatego, że musiał się przeprowadzić do Forks, że Bella mu się podoba, czy że trzyma się z popularnymi? Czy jeszcze coś innego?
Zaskoczył mnie za to całkiem pod koniec, zrobił się czuły i troskliwy... ten prawdziwy?
I jeden mam w sumie zarzut, ale to bardziej pod myśli czytelnika podchodzi, więc nie traktuj specjalnie poważnie - Edward po zostawieniu Belli wychodzi, więc nie jest dla mnie zaskoczeniem, kiedy potem spotyka ją na podwórzu i końcowe pytanie - co tam robił? - nie wywiera takiego efektu, jak powinno. Żeby on wyszedł do kuchni, czy gdzieś... wiesz, żeby nie kojarzył się, że jest na zewnątrz Wink

I, jeśli się nie pogniewasz:
Cytat:
Sukiena to zresztą za dużo powiedziane.

Cytat:
Nie licz na to, mój drogi!.

Cytat:
- mruknął pod nosem.- Ty mi weź lepiej powiedz, czemu wczoraj padłaś jak stokrotka bez wody.

Cytat:
O co chodzi temo gościowi?

Cytat:
Tylko jedna osoba w Froks miała taki głos.


Weny,
In.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kwareczek
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Las w środku Zabrza

PostWysłany: Sob 11:53, 13 Mar 2010 Powrót do góry

Alice1995, Edward nie przyjechał na białym koniu tylko w srebrnym Volvo! :P Jakże to, XXI wiek i konie? To się nie godzi :P

Invisse, dzięki za pokazanie błędów, Word Pad nie pokazuje literówek a beta też nie zawsze wszystko wyłapie. Mam nadzieję, że poprawiłam wszystkie :)
Z Tym Edwardem na dworze chodziło mi o to, że jeżeli on wyszedł z domu zaraz po kłótni z Bellą, to była wtedy 19, a "rozmowa" z Mikiem była koło 24, czyli teoretycznie nie powinno go tam być. Nie zaznaczyłam tego, masz rację, że trochę niesprecyzowane to jest :)
A o znaczniku zapomniałam, zaraz dodam :)

Nic wam nie powiem, czemu Edek jest taki wredny! :P Cierpcie ^^ Zresztą, sama nie wiem, jak już mówiłam, opowiadanie pisze się samo. Ja siedzę tylko przed komputerem i stukam w klawisze, tekst pojawi się bez mojej woli :P

Pozdrawiam,
kwareczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
meadow
Człowiek



Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia

PostWysłany: Sob 14:51, 13 Mar 2010 Powrót do góry

Drogi kwareczku, rozdziały czytałam na bieżąco, ale dopiero teraz zebrałam się, żeby napisać coś mniej więcej konstruktywnego. ;)

No i chciałaś dodać jeszcze w piątek, spóźniłaś się o całe 24 minuty. Ale jakoś to przeżyjemy. ;d

Szczerze, nie dziwię się Belli, że tak zareagowała na słowa Jessici, kiedyś była wyśmiewana, czuła się wyrzutkiem. Bardzo ciężko jest uwierzyć w siebie, w swoje zalety, jeżeli ktoś cały czas uświadamia ciebie, że jesteś zerem. Ona i tak dała radę podnieść się i pokazać, że umie walczyć. Jessica poczuła się zagrożona, jej pozycja w stadzie została zachwiana, a najlepszym sposobem na powrót do poprzedniej równowagi było zepchnięcie Belli na drugi tor, najlepiej przez uświadomienie jej, że nadal nie jest godna kolegować się z nimi, być w ich paczce. Spodziewam się, że po wydarzeniach z ostatniego rozdziału Bella już nie będzie się z nimi kolegowała, lecz zainteresuje się rodzinką Cullenów, szczególnie miedzianowłosym bogiem, księciem na białym koniu, który uratował ją z rąk złego bandyty, Mike'a. ;]

Fajnie, że Jake jest gejem, przynajmniej nie będzie próbował dobrać się do majtek Belli, jak to się dzieje w sporej części ff. Chociaż nie fajnie by też było, gdyby próbował dobrać się do Edwarda. Szczerze, jak to sobie wyobrażę to.. fuj. Nie, nie będę sobie więcej tego wyobrażać. Nie jestem przeciwna homoseksualistom, dopóki nie muszę tego oglądać. ;d

A co do Mike'a, to zawsze był świnią, jest nią i zapewne dalej będzie. Najlepiej jest się nawalić tak, że się nic nie pamięta i ledwo chodzi, a potem rozdawać nasienie na prawo i lewo, czy dziewczyny tego chcą czy nie. I mam nadzieję, że Edward nieźle mu przywalił, że skasował mu tą jego piękną mordkę. ;p

Czekam na dalsze rozdziału, życzę mnóstwo czasu, ochoty i wszystkiego czego tam sobie tylko chcesz.;>
pozdrawiam, m;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
` Coco chanel .
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33

PostWysłany: Sob 18:29, 13 Mar 2010 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba. Wink Bella to, można powiedzieć, taka druga ja. Doskonale ją rozumiem.

Jacob gejem? Mi pasuje. Bardzo fajnie jest mieć kumpla geja. We wszystkim doradzi, pomoże. Wink Ach... też bym takiego chciała ;D

To, co zrobił Mike jest zdecydowanie niewybaczalne! Jak on mógł? Parszywy, podły drań. No dobra, dobra... Był zalany, ale co z tego?;/ Człowiek nawet w takim stanie powinien odpowiadać za swoje czyny. Od samego początku Mike mi się nie podobał. Widać, że to taki typ pustego przystojniaczka, który dzięki swojemu wygladzie zewnętrznemu zyskał pozycję. Ale jak można być aż tak głupim? Najwyraźniej można. Niedość, że od początku go nie lubiłam, to po tym zdarzeniu stracił w moich oczach mega giga dużo.

Widzę, że E&B się rozkręca. Miło. Wink Mimo tego, że naczytałam się już tyle ff o parringu B&E, i tak jestem zwolenniczkę tego związku. Zawsze oczekuję, że Bells będzie z Edziem. Mam nadzieję, że tutaj też jakoś ładnie rozwiniesz ich wątek miłosny i, żeby w ogóle zaistniał. Jestem romantyczką, więc od teraz już cię bardzo proszę o happy end. ;*

Jessica... ugh, jak zawsze, jest strasznie dwulicowa. Nie akceptuje Belli i to widać na pierwszy rzut oka.

Alice, jak zawsze ta `dobra`. Pomoże, po tym, jak Edzio pojechał po Bell... Lubię taką Alice.Wink

Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy;*

Pozdrawiam,

` CoCo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Holly Black
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:31, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Rozdział przeczytałam już wczoraj w nocy, ale było strasznie późno i nie zdołałam wymyślić niczego konstruktywnego/nadającego się do czytania.
Ten part jest świetny! Nie mogłam oderwać wzroku od monitora, akcja była tak wciągająca. Naprawdę bardzo mi się podoba twoje opowiadanie i ciekawe pomysły :) Mike'owi najchętniej ucięłabym... No wiesz:) Co za bydlak... Całe szczęście, że w pobliżu ukazał się Edward, który uratował Bells z opresji. Trochę nie rozumiem jego zachowania wobec Belli. Najpierw jest dla niej wrogi, potem miły, a potem znów ma ją gdzieś (kiedy podwiózł ją pod dom, naprawdę szybko się zmył). Jego postać jest bardzo skryta. Mam nadzieję, że z dalszymi częściami opowiadania, jego sposób postępowania nieco się wyjaśni, aczkolwiek nie twierdzę, że mi się to nie podoba:) Nie wszystko czytelnik musi mieć podane, że tak powiem, na tacy :) Postać Jacoba jest świetna :) Sama chciałabym mieć takiego przyjaciela-geja, który doradzałby mi we wszystkim :) Ah... Zapomniałabym... Sukienka Belli jest naprawdę przecudownieboska :D Ja chcę taką! :) Tak, że reansumując, opowiadania baardzo mi się podoba, masz znakomity styl, świetnie wykreowałaś wszystkie postacie. Zauważyłam chyba ze dwa przecinki źle postawione, ale nie chce mi się ich wypisywać :D Dzięki wielkie za powiadomienie o nowym rozdziale na pw. Z niecierpliwością czekam na następny :)
Życzę dużo weny, weny i jeszcze raz weny,
pozdrawiam,
Holly Black


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kwareczek
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Las w środku Zabrza

PostWysłany: Nie 19:37, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Nowy rozdział, już trochę mniej w nim akcji, Waszego ulubionego (?) Jacoba, Mike'a i Jessiki, za to więcej Cullenów. Oby Wam się spoobał, bo, szczerze mówiąc ja jestem z niego bardzo niezadowolona.
Chciałam podziękować za wszystkie miłe słowa, które piszecie. Nawet nie wiecie, jak dobrze czyta się komentarze mówiące, że tekst jest dobry. Gdyby nie Wy, pewnie już porzuciłabym "Cytryny" i dała sobie spokój z pisaniem, bo czuję, że to jednak nie to. Ale skoro Wam się w miarę podoba, to chyba nie jest aż tak źle, prawda?

Pisane przy http://www.youtube.com/watch?v=N-ukdO2PDRw&feature=related

Miłego czytania :)




Niedzielę pamiętam jak przez mgłę. Starałam się zachowywać w miarę naturalnie, tak, aby Charlie niczego się nie domyślił, ponieważ wiedziałam, że najprawdopodobniej zrobiłby Newtonowi krzywdę, albo przynajmniej wsadził na 48 godzin do aresztu. Nie chciałam wywołać skandalu, który mógłby zniszczyć chłopakowi życie, niezależnie od tego, jakim draniem był. Na szczęście, z incydentu z Mikiem wyszłam prawie bez śladu, nie licząc kilku siniaków na rękach i zadrapania na kolanie, ale te łatwo było zakryć bluzką z długimi rękawami i spodniami. Charlie nie powinien się niczego domyślić.

W poniedziałkowy poranek uświadomiłam sobie, że jednak ktoś może się dowiedzieć o sobotnich wydarzeniach, i to wcale nie ode mnie. Co najmniej dwie osoby wiedziały, co zdarzyło się na imprezie u Jessiki. Alice i Edward Cullenowie. Czy mogłam im zaufać? Nie chciałam, żeby ktokolwiek zdawał sobie sprawę z faktu, jakim Newton był draniem, poza tym, zawsze mógł zacząć wpierać wszystkim, że zerwał ze mną, a ja, nie mogąc się z tym pogodzić, rozpowiadam o nim kłamliwe pogłoski. Lepiej nie dolewać oliwy do ognia i z niczym nie wyskakiwać. Pozostało mi tylko przekonać Cullenów do swoich racji.

Z wahaniem wysiadłam z samochodu i ruszyłam do budynku szkolnego. Czułam się strasznie, miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i szepczą sobie do ucha o sobotniej nocy. Straciłam do siebie cały szacunek i to, co zbudowałam przez ostatni rok, legło w gruzach. Gdybym naprawdę była coś warta, Newton szanowałby mnie i nie starałby się zrobić mi krzywdy, prawda?

Idiotka! Zamknij się i przestań tak myśleć! Jesteś wartościową osobą, która zasługuje na szacunek. A Newton to zacofany w rozwoju neandertalczyk, który nie umie dać sobie rady z własnymi hormonami i popędem seksualnym!

Nie, to nie może być prawda. Nikt inny nie miał z nim takich problemów, tylko ja. Coś nie tak musi być we mnie, skoro nikt mnie nie szanuje. Nie mam żadnej bratniej duszy w tej pieprzonej szkole!

Isabello. Marie. Swan. Ostatni raz mówię, że to wina cholernego Newtona. To on jest tępym, zakochanym w sobie lalusiem, który zawsze musi mieć to, czego chce i nie znosi odmowy. A co do reszty szkoły, nie przejmuj się nimi. Masz Jacoba, Angelę i mamę, po co ci jakieś fałszywe przyjaźnie, które nic nie wnoszą?

Ale...

Żadnych ale! Natychmiast znajdziesz Alice Cullen i porozmawiasz z nią na temat tego, co się zdarzyło w sobotę. I nie ma zmiłuj się, bo będzie źle! Już! Słyszysz?!

- Słyszę, słyszę! Daj mi wreszcie spokój! - zamrugałam i otrząsnęłam się z zamyślenia. Kilkoro otaczających mnie osób patrzyło na mnie jak na wariatkę. Znowu powiedziałam to głośno?

Po chwili uświadomiłam sobie, że wśród gapiących się na mnie uczniów na zatłoczonym korytarzu stał także Edward Cullen i jego rodzeństwo. Patrzyli na mnie z wyraźnym politowaniem, nie wiedziałam tylko, czy to z powodu faktu, że wiedzą o sobocie, czy dlatego, że mówię do siebie. Postanowiłam się nad tym nie zastanawiać, tylko porozmawiać z nimi i wyłuszczyć im swoje racje. W końcu chodziło o mnie, miałam więc prawo decydować, czy wszyscy dowiedzą się o mojej konfrontacji z Mikiem.

Zebrałam się w sobie i ruszyłam ku grupce Cullenów. Kiedy tylko zrobiłam krok w ich stronę, Edward prychnął pod nosem i, odwróciwszy się na pięcie, odszedł szybko. Zmroziło mnie. Co ja mu zrobiłam, że tak mnie unika? Poza tym, jeżeli aż tak mnie nie znosi, dlaczego mnie ratował?

Alice, pamiętaj o Alice. Z nią też musisz porozmawiać.

No tak. Nie mogę dać się odstraszyć, to nie ma sensu. Trzeba dzisiaj załatwić tą sprawę, inaczej nigdy się od niej nie uwolnię. Jeżeli teraz to z siebie wyrzucę, będę mogła zapomnieć o całej tej cholernej sytuacji.

Z ulgą dostrzegłam, że Alice uśmiecha się do mnie przyjaźnie. No już, przecież ona nie gryzie, pomyślałam. Wystarczy tylko podejść i to powiedzieć, będzie dobrze.

- Alice, ja chciałam... - zaczęłam, ale kątem oka pochwyciłam pogardliwe spojrzenie Rosalie i natychmiast straciłam całą pewność siebie. Poczułam, że nic nie znaczę, że wszystko, co do tej pory mi się przydarzyło było niczym. Blondynka zdecydowanie nie ułatwiała mi zadania.

- Chodź, porozmawiamy gdzie indziej. - Alice chyba zauważyła, że coś jest nie tak. Posłała Rosalie wściekłe spojrzenie, po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę okna, gdzie nie było żadnych ludzi. - Chcesz pogadać o sobocie? - zapytała cicho.

Cholera. Powiedział jej. Miałam nadzieję, że wymyśli coś i oszczędzi mi upokorzenia. Teraz na pewno dowie się o tym cała szkoła i znowu będę musiała wyjechać. Nie zniosę tych pozornie współczujących spojrzeń, nigdy!

- Ja... Nie wiem od czego zacząć... - zaczęłam się jąkać, świadoma, że do dzwonka zostało niecałe dziesięć minut i powinnam się streścić, jeżeli chcę załatwić wszystko przed zajęciami.

- Słuchaj, ja wiem, że Edward jest trudny we współżyciu, ale ma powody... - Głos Alice brzmiał smutno. - Miał naprawdę paskudne życie zanim trafił na Carlisle'a i Esme, a teraz wszystko znowu mu się przypomina... Strasznie cię przepraszam za to, jak potraktował cię u Jessiki. Wiem, że to on powinien przepraszać, ale wiem też, że nie jest w tej chwili w stanie, spróbuj to zrozumieć, dobrze? - patrzyła na mnie błagalnie.

Na imprezie u Jess? Trudny we współżyciu? Zaraz, przecież on mnie uratował, co ja mam mu wybaczyć i rozumieć? Przecież to ja powinnam mu podziękować!

Hej, ona chyba nic nie wie! Postaraj się nie wygadać! Może jednak Cullen nie jest aż taki zły, co?

Nie wie? To byłoby zdecydowanie świetne...

- Och, nic się nie stało... Chciałam cię przeprosić za to, jaki miałaś kłopot z moim autem i Jacobem, naprawdę mi głupio... - Starałam się być przebiegła i sprawdzić, ile wie.

- Nie ma problemu, serio! - Uśmiech Alice wydawał się szczery. - Każdemu się zdarza źle poczuć, przecież to normalne. Jacob się nie gniewał, poza tym, dogadali się z Jasperem na temat gitar, więc droga do La Push była całkiem sympatyczna. Ale wiesz, Edward był wczoraj trochę dziwny, czy on zro... - Przerwał jej dzwonek. Normalne. A zaczęło robić się ciekawie.

- Ojej, muszę lecieć! Pierwszą mam biologię, a wiesz, że facet z bioli zawsze jest na czas. Do zobaczenia, Bello! - Cmoknęła mnie w policzek i w podskokach pobiegła w stronę klasy, gdzie miała mieć następną lekcję.

W osłupieniu podniosłam rękę do policzka i dotknęłam miejsca, gdzie przed chwilą spoczęły wargi Alice. Nie byłam przyzwyczajona do tak spontanicznego okazywania uczuć, szczególnie przez nieznajomych, do których dziewczyna w zasadzie się zaliczała. Może jest szansa, że się z nią zaprzyjaźnię?

Z zamyślenia wyrwała mnie sylwetka nauczyciela trygonometrii, która zmierzała właśnie do sali. Czym prędzej popędziłam do klasy i siadłam na swoim miejscu. Jak można się domyślić, nie skupiłam się na lekcji, tylko na dziwnym zachowaniu członków rodziny Cullenów. Po pierwsze Alice. Zupełnie mnie nie znała a zachowywała się tak, jakbym była jej przyjaciółką. Dziwaczne. Nigdy nie umiałam sobie radzić z takimi objawami sympatii, zawsze wydawało mi się, że muszę zapracować na uczucia i fakt, że ktoś lubił mnie tak po prostu wydawał mi się nie do zrozumienia. Chociaż, akurat z tego powinnam się cieszyć, prawda?

Po drugie, Rosalie. Dlaczego ona aż tak mną gardzi? Przecież zupełnie mnie nie zna, nie zamieniła ze mną nawet jednego słowa, a już mnie ocenia. Nie czułam się komfortowo, kiedy na mnie patrzyła, wiedziałam bowiem, że w każdym aspekcie jest ode mnie lepsza, czy chodziło o urodę czy o powodzenie u chłopców. Przecież znalazła Emmetta i widać było gołym okiem, że jest z nim szczęśliwa...

Lecz o ile zachowanie Alice i Rosalie byłam w stanie w jakimś stopniu zrozumieć, tak motywy czynów Edwarda pozostawały dla mnie absolutną zagadką. Wyraźnie dostrzegałam, że nie akceptuje świata i, co ważniejsze, siebie samego. Bardzo przypominał mi mnie sprzed roku, miał w oczach ten sam lęk przed odrzuceniem co ja. Widziałam to, co dla innych było niewidoczne, ponieważ sama przechodziłam przez podobną sytuację. Nie miałam jedynie pojęcia, co sprawiło, że chłopak zamknął się w sobie i pokazywał światu kolce. Nie pozwalał się do siebie zbliżyć, ponieważ bał się odrzucenia i zranienia, a jego szorstkość i arogancja były tylko pancerzem chroniącym go przed bólem. Nie wiedziałam, dlaczego jest tak wrogo nastawiony wobec mnie, zastanawiało mnie też, dlaczego tak głęboko ukrywa tego czułego Edwarda, którego pokazał mi w sobotę, kiedy odwoził mnie do domu. Chciałam z nim dzisiaj porozmawiać i odkryć chociaż część sekretów.

Aż do lunchu myślałam tylko o rozmowie z Edwardem. Planowałam, co mu powiem i jak pokieruję rozmową, żeby chociaż trochę się przede mną odsłonił. Dopiero, kiedy stanęłam w drzwiach stołówki uświadomiłam sobie, że mam pewien problem. Wszystkie krzesła w sali były zajęte, jedynie przy stoliku drużyny footballowej i tym, przy którym siadywali Cullenowie, były jeszcze wolne miejsca. Nie zamierzałam siadać z Cullenami i narzucać Edwardowi swojego towarzystwa, ale przy moim dawnym stoliku siedział Mike i z wielkim zaangażowaniem opowiadał coś Jessice, która wyglądała, jakby naćpała się marihuany i przeżywała odlot życia. Jej twarz była absolutnie pusta i wyrażała stan największego szczęścia, spowodowanego obecnością Newtona. Mike'owi najwidoczniej to odpowiadało, siedział bowiem dumny jak król i roztaczał wokół siebie aurę macho. Nie miałam zamiaru siedzieć koło tej dwójki, ale niestety, nie miałam wyboru. Edward i Rosalie posłali mi tak znaczące spojrzenia, że nie miałam nawet czego szukać przy ich stoliku. Jakoś będę musiała znieść towarzystwo Newtona i Stanley.

Kiedy usiadłam na krześle, Mike i Jess podnieśli głowy. Ona chyba spłoszyła się na mój widok, ale wciąż udawała, że słucha Newtona, natomiast on uśmiechnął się do mnie czarująco i kiwnął głową na powitanie. Gdyby nie fakt, że siedziałam po drugiej stronie stołu, pewnie próbowałby pocałować mnie i objąć. Nie mogłam uwierzyć w jego bezczelność. Zachowywał się, jakby nic się nie stało!

O nie, tego już za wiele! Powinnaś trzasnąć mu w tą jego śliczną twarzyczkę!

Powinnam wiele rzeczy, Jasmine. Nie będę robić afery, nawet on nie zasłużył na zapapranie akt na samym początku życia....

O nie, zasługuje na wiele gorsze rzeczy, moja droga. Takich jak on powinni wieszać na uschniętych drzewach! I to bynajmniej nie za szyję!

Przez resztę lunchu siedziałam jak na szpilkach, mając nadzieję, że męka patrzenia na zadufaną, zakochaną w sobie gębę Newtona szybko się skończy. Dzwonek zadzwonił, kiedy byłam już u kresu wytrzymałości. Szybko podniosłam się z miejsca i wręcz pobiegłam do sali biologicznej. Przygotowywałam się psychicznie do batalii z Edwardem. Nie zamierzałam ustąpić, zanim nie dowiem się, co robił przez cztery godziny sam na dworze i dlaczego mi pomógł a potem znowu zostawił na pastwę losu. Niestety, Cullen przyszedł równo z dzwonkiem a zaraz po nim do klasy wszedł pan Banner. Nie mogłam z nim porozmawiać twarzą w twarz, musiałam więc radzić sobie inaczej. Wyrwałam kartkę z zeszytu i szubko napisałam kilka zdań:

„Chciałam Ci podziękować za to, co zrobiłeś w sobotę... Nie wiem, co by się stało, gdyby nie Ty...”

Spojrzał na kartkę z uniesionymi brwiami i wziął ją do ręki. Odpisał szybkimi, zamaszystymi ruchami. Jego pismo było równe i schludne, nie to, co moje bazgroły.

„Nie ma sprawy. Nie wracajmy już do tego tematu.”

„Ale to dla mnie ważne! Skąd wiedziałeś, że potrzebuję pomocy? Przecież wyszedłeś kilka godzin wcześniej, powinieneś być albo w domu Jess albo w swoim. W ogóle nie powinieneś być wtedy na dworze!”

„Jesteś niezadowolona z tego, że wtedy na was trafiłem? Wybacz, że wam przeszkodziłem w miłosnej schadzce, to się więcej nie powtórzy!”

Spojrzałam na kartkę i aż mnie zatkało. O co chodzi temu chłopakowi? Przecież napisałam wyraźnie, że jestem wdzięczna, nie mam pojęcia, co jest grane...

„Boże, to przecież nie o to chodzi! Jestem Ci bardzo wdzięczna, że mi pomogłeś, przecież wiesz, że nie chciałam mieć z Newtonem nic wspólnego. Nie musisz się od razu tak najeżać! Chciałam tylko wiedzieć, co robiłeś na dworze o tak niedorzecznej porze. Jeśli jestem zbyt wścibska, to powiedz, ale chciałabym tylko wiedzieć, jak udało Ci się być tam w odpowiednim czasie...”

„Jesteś zbyt wścibska. A teraz daj mi spokój, chcę skupić się na lekcji!”

Ręka, którą trzymałam kartkę zadrżała. Poczułam, że na twarz i szyję wypływa mi rumieniec, moja odwieczna zmora. Nie chce mi powiedzieć, co tam robił, więc nie będę się narzucać. Jego wybór.

Wmawiałam sobie, że to on, nie ja, zachowuje się jak ostatni cham i prostak, ale nie pomagało. Czułam się tak, jakbym wtargnęła do czyjegoś domu i została przyłapana na przeglądaniu najbardziej prywatnych zapisków czy zdjęć. Uczucie było absolutnie nie do zniesienia. Bycie natrętem nie należało do moich ulubionych stanów.

Dziewczyno, wyluzuj! Uratował cię, tak? Zostałaś napadnięta, tak? Byłaś w szoku, tak? Tak! Masz prawo wiedzieć, skąd wiedział, że potrzebujesz pomocy!

Ale on ewidentnie nie chce mi tego powiedzieć! Nie mogę się przecież narzucać...

Masz prawo do wyjaśnień. Po lekcji powinnaś przycisnąć go i wreszcie dowiedzieć się, co jest grane. Przecież facet nie może nienawidzić cię za nic, to tak nie działa!

Widocznie już na pierwszy rzut oka widać, że jestem beznadziejna i nie warto zajmować się moją osobą. Chłopak to zauważył i stwierdził, że nie ma po co pakować się w znajomość bez przyszłości. Po co ma być miły dla kogoś, kto nie jest nic wart?

Jesteś głupia, a nie beznadziejna! Beznadziejny jest ten idiota Newton i jego prywatna prostytutka Stanley. Ty po prostu masz niesamowicie zaniżone poczucie własnej wartości i musisz ciągle czuć, że jesteś akceptowana. Teraz, z powodu pana Cullena, wydaje ci się, że nie jesteś nic warta, co jest największą bzdurą, jaką słyszałam w życiu. Pomyśl o Jacobie i Angeli. Pomyśl o Renee i Charliem! Myślisz, że kochaliby cię tak bardzo, gdybyś nie była wartościowa?!

Ja nie wiem... Myślę, że rodzice kochaliby mnie bez względu na wszystko. A Jake i Ang są ze mną tylko dlatego, że im mnie żal...

Zwiesiłam głowę i pozwoliłam, by włosy zakryły mi twarz.

- Jestem beznadziejna, totalne ze mnie zero – mamrotałam pod nosem, nieświadoma, że mówię to głośno. - Po co ja się oszukuję? I tak już zawsze będę zakompleksionym grubasem, choćbym nie wiem, ile schudła i jak się ubierała. Jestem żałosna...

Nagle poczułam na ręce delikatny dotyk chłodnych palców. Podniosłam szybko głowę i spojrzałam w lewo, lecz Edward siedział nieruchomo niczym kamienny posąg. Wydawało się, że nie poruszył się od początku lekcji, lecz mogłabym przysiąc, że czułam, jak dotyka mojej dłoni. To nie mogło być złudzenie. Spojrzałam na niego jeszcze raz. Chłopak wydawał się spokojny, lecz dostrzegłam w jego oczach ten sam ból jak ten z samochodu w sobotę. Zaskoczyło mnie to. Co takiego przypomniało mu moje zachowanie, że cierpiał tak bardzo, że aż odbijało się to w jego oczach?

Zatopiona we własnych myślach nie zauważyłam, że lekcja dobiega końca. Ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy zadzwonił dzwonek. Odwróciłam się w stronę Edwarda i już nabierałam powietrza, by zadać mu pytania, kiedy on wstał, rzucił mi na kolana jakąś kartkę i wybiegł z klasy. Byłam zbyt zaskoczona, by próbować go zatrzymać, sięgnęłam więc po świstek papieru i rozwinęłam go. Napisane było na niej tylko jedno zdanie, ale to wystarczyło, by zaburzyć całą moją, już bardzo zszarganą, równowagę ducha. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Musi mi się wydawać, pomyślałam, to chyba jakieś złudzenie optyczne. Przeczytałam kartkę jeszcze raz, aby uzyskać stuprocentową pewność. Potem starannie ją złożyłam i schowałam do portfela. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z sali. Może jest jeszcze jakaś szansa na porozumienie?

„Dziś o siedemnastej pod Wall Martem.”


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez kwareczek dnia Nie 21:59, 21 Mar 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Kristens
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:00, 21 Mar 2010 Powrót do góry

uhuhuuu ;D
Ale fajowo Wink pierwsze spotkanie Eda i Belli ;p Edward te wahania nastrojów ma jak kobieta ;P Mike to świnia każdy to wie... Wielki playboy ble, ble, ble ;p Ogólnie rozdział jak zwykle super Wink Niestety czytałam baardzo powoli, dzięki mojej serdecznej przyjaciółce :P Ale i tak rozdział na tym nie utracił. Według mnie piszesz extra i nie gadaj, że Ci się nie podoba , bo Cię ukatruupięę ! ;DD

Pozdrawiam i veny życzę !!

Kristens.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 21:35, 21 Mar 2010 Powrót do góry

te opowiadanko czytam od początku, ale dopiero dziś postanowiłam skomentować
fajnie jest pokazane przemiana Bells, zmienia sie dla kogoś, chce coś zmienić w swoim życiu, tylko szkoda, że jak już to ma, to dochodzi do wniosku, że nie było warto starac sie dla tej jednej konkretnej osoby.
a co do dzisiejszego to:
jak miło ze strony Eda, że nie powiedział o tym nikomu, choć pewnie Alice wie, ale nie zdradza tego:)
Alice w każdym opowiadaniu pokazana jest jako ta miła, kochająca i z pewnościa najlepsza przyjaciółka na dobre i na złe chwile, musi być zawsze jakaś postać od początku pozytywna
fajnie, że się wkońcu Ed spotka z Bells, może wyjaśnia sobie co nieco.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin