FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Ukrywane... [NZ] [+18] Roz. 5 (27.12) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Twilightunia
Wilkołak



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:30, 21 Wrz 2009 Powrót do góry

To opowiadanie jest dostępne na chomiku w formacie doc. i pdf
[link widoczny dla zalogowanych]
Beta:dama-ris

Co się stanie, gdy między miłością a szczęściem staną osoby trzecie?


Rozdział 1
BPOV
Byłam w łazience, gdy miałam już wychodzić zobaczyłam GO nagle wokół mnie zapanowała ciemność i nie czułam już nic...
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, zarówno ręce jak i nogi miałam skrępowane liną. Gdy poruszyłam się usłyszałam TEN głos i ujrzałam TĘ postać, której twarz przerażała mnie doszczętnie.
-Śpiąca królewna się obudziła- Powiedział z uśmiechem.
Chciałam coś powiedzieć, poruszyć się, ale moje usta były zakneblowane, a liny nie umożliwiały mi wykonania najdrobniejszego ruchu. Nagle po policzkach pociekły mi łzy i wiedziałam, że mało prawdopodobne, aby On dobrowolnie mnie wypuścił. Załkałam głośno, co nie uszło jego uwadze
–Ciii skarbie ciii- powiedział i pogłaskał mnie po policzku, a ja machinalnie odwróciłam głowę, na co on chwycił mnie mocno za podbródek i zaczął przybliżać się do mojej twarzy. Przejechał po moim policzku językiem, na co znowu załkałam, zaczęłam się wyrywać, ale przez liny nie dałam rady. Nagle usiadł na mnie okrakiem i zaczął całować po szyi. Czułam w miejscach, gdzie mnie całował, jakby tysiące igieł wbijało mi się w szyję. Schodził niżek kierując się ku dekoltowi, gdy dotarł do materiału bluzki zaczął odpinać guziki białej koszuli, odpiął 3 guziki, po czym po prostu zerwał ją ze mnie zostawiając mnie w samym biustonoszu. Załkałam tym razem o wiele głośniej na co on oderwał się ode mnie mówiąc
– Malutka i tak cię nikt nie usłyszy, nie warto niszczyć takiego seksownego głosu... Nawet nie wiesz ile czekałem na tą chwilę, Bello. Nic mi jej nie odbierze, słyszysz! Nic!- po czym zaczął rozpinać guziki moich spodni. Nie mogłam nawet myśleć ani się poruszyć, leżałam jak sparaliżowana czekając na koniec wszechogarniającego mnie bólu. jednym ruchem pozbył się ze mnie spodni zostawiając mnie w samej bieliźnie, jednak nie na długo, bo znowu powrócił do mojej szyi jednocześnie odpinając biustonosz, zaczął całować moje piersi, a ja nie pragnęłam niczego innego, jak tylko odpłynąć w niebyt. Skierował się ku południowi. Nagle oderwał się ode mnie, myślałam, że to już koniec, jednak jak bardzo się myliłam. Ściągnął spodnie i znowu siadając na mnie okrakiem pozbył się resztek mojej bielizny. Wszedł we mnie brutalnie, a ja nie panowałam już nad tym co się dzieje. Odpłynęłam w niebyt. Ocknęłam się w tym samym pomieszczeniu naga, ale już rozwiązana, postanowiłam nie marnować już więcej czasu, bo nie wiedziałam, czy on zaraz nie wróci. Szybko wstałam, lecz momentalnie zakręciło mi się w głowie. Przeczesałam wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu moich ubrań, które porozrzucane były po całym pokoju. Machinalnie się ubrałam i wyszłam przez na szczęście otwarte drzwi. Kierowałam się schodami ku górze momentalnie uświadamiając sobie, że znajduję się w naszym akademiku w piwnicach. Ruszyłam pędem nie odwracając się za siebie. Znalazłam się przed drzwiami pokoju mojego Alice i Rosalie. Uchyliłam lekko klamkę licząc na to, że obydwie śpią, na szczęście nie myliłam się i obydwie spały. Skierowałam się ku łazience i gdy stanęłam naprzeciw lustra musiałam przytrzymać się stojącej obok szafki, gdyż wyglądałam strasznie. Oczy czerwone, zapuchnięte od płaczu. Usta opuchnięte. Szyja również czerwona, gdzieniegdzie już miała sine ślady. Nie mogłam już dużej na to patrzeć. Odwróciłam się i zaniosłam głębokim szlochem. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Stanęłam pod letnim strumieniem wody w ubraniu próbując zetrzeć ten niewidzialny bród. Bo właśnie tak się czułam brudna i zużyta. Osunęłam się na kafelkach i położyłam się w pozycji embrionalnej. Moje łzy mieszały się z wodą prysznica. Ocknęłam się z ogarniającego mnie letargu. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku, ale nie mogłam zasnąć, bo gdy tylko zamykałam oczy widziałam jego twarz. Zerknęłam na zegarek była dopiero 4 nad ranem. Usiadłam i spojrzałam na śpiące i uśmiechnięte Alice i Rosalie. Łzy znowu mi pociekły mi po policzkach. Zdusiłam szloch poduszką. Podkuliłam nogi i objęłam je rękoma, spojrzałam przez okno, a tam zobaczyłam Jego twarz. Pomyślałam jaka głupia byłam, kiedy nie zwracałam uwagi na jego jednoznaczne sygnały, ale wtedy miałam przy sobie Edwarda...Edward! Jak ja mu teraz spojrzę w oczy, pewnie sam stwierdzi, że to moja wina, że ja Go sama kusiłam. Byłam, jestem kompletnie głupia, że nie zauważyłam momentu kiedy wszedł za mną do łazienki. Gdybym go zauważyła... Może bym dała radę uciec, albo chociaż coś krzyknąć…Moje rozmyślania przerwał dźwięk budzika. Nie zwróciłam na niego uwagi. Wpatrzona w jeden punkt na ścianie nadal poddawałam się rozmyślaniom pt. Co by było gdyby nie była taka głupia. Nagle usłyszałam w dali czyjś przerażony krzyk. To była Alice, która mnie zobaczyła. Na nią też nie zwróciłam uwagi stwierdzając, że sama podobnie wczoraj stwierdziłam widząc się w lustrze. Zaniosłam się głębokim szlochem, który już z czystego przyzwyczajenia stłumiłam poduszką, łzy ciekły mi po twarzy, a ja kołysałam się w przód i w tył w przód i w tył...



APOV
Kiedy wróciłyśmy z Rosalie do pokoju było już po 22. Umówiłyśmy się na podwójną randkę razem z Jasperem i Emmettem. Było naprawdę wspaniale. Gdy weszliśmy do pokoju Belli jeszcze nie było, wymieniłyśmy z Rose spojrzenia pt. Ach ta nasza Bella
- Pewnie znowu jest z Edwardem i biedni stracili rachubę czasu- powiedziałam
- Ach, te nasze gołąbeczki - zachichotała Rosalie.
- Wiem coś o tym... - Przypomniała mi się sytuacja jak z Jasperem postanowiliśmy wrócić trochę później a Rose z Bellą, gdy spóźniałam się 2 godziny urządziły alarm.
-haha kto jak kto ale ty Ally wiesz o tym najlepiej haha- rzuciła Rose
- haha bardzo śmieszne- dodałam sarkastycznie, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę łazienki
- Nie obrażaj się tak... No Alice! Nie, Alice, nie przecież wiesz, że teraz ja miałam brać prysznic.- dodała zła Rosalie
- Nie obrażaj się tak...No Rosalie! - zacytowałam ją
- Też mi śmieszne- powiedziała Rose
Po orzeźwiającym prysznicu położyłam się spać spojrzałam na zegarek była już 23. Pomyślałam o Belli, uśmiechnęłam się sama do siebie i położyłam się spać. Obudził mnie dźwięk budzika, powoli zwlokłam się z łóżka przeklinając w myśli to małe wkurzające urządzenie. Była 7 rano. Przetarłam oczy i spojrzałam na łóżko Belli od razu krzyknęłam w przerażeniu. Bella siedziała na nim z zapuchniętymi oczami z fioletowymi wręcz worami pod nimi, z których ciurkiem ciekły łzy. Spojrzałam na jej twarz, usta również miała opuchnięte, podbródek zaczynał robić się sinawy, tak samo szyja i okolice dekoltu. Bluzkę miała niechlujnie zapiętą, włosy miejscami mokre, poskręcane i poprzylepiane do mokrych od łez policzków. Siedziała z podkulonymi nogami, które obejmowała rękami, kołysząc się. Zaniosła się szlochem, który brzmiał tak, że serce przedzierało się na pół. Zaraz z łóżka podniosła się zaspana Rosalie, ale zaraz zamarła tak samo jak ja patrząc na Bellę. Postanowiłyśmy podejść do Belli, gdy usiadłam obok jej na łóżku przesunęła się i mocniej objęła nogi rękoma.
- Bella, to ja Alice, nic Ci nie grozi- wybuchnęła donośnym płaczem, a ja po tym postanowiłam ją przytulić.
-Nic Ci nie grozi- powtarzałam wraz z Rose delikatnie ją obejmując.
Nagle rozniosło się głośne pukanie. Na co wszystkie trzy drgnęłyśmy.
- Dziewczyny, jeśli chcecie się nie spóźnić. To dla naszego wspólnego dobra wyłaźcie z łazienki, bo i tak jak zwykle ślicznie wyglądacie- powiedział Emmet po czym zaśmiał się razem z Jasperem.
Spojrzałam na Rosalie i wiedziałyśmy, że teraz nie zostawimy Belli w tym stanie samej. Rosalie podniosła się i skierowała się w stronę drzwi.
- No w końcu. Gotowe? - powiedział Em
- Nie, dzisiaj nie idziemy na zajęcia. - odpowiedziała Rose zerkając w naszą stronę.
- Co się stało? -Spytał zaniepokojony Jasper
- Nie... to znaczy...tak...Powiem wam, ale na razie ani słowa Edwardowi. Ok? - Powiedziała stanowczo Rose
-Ok. Słowo! a teraz mów bo zaczynamy się coraz bardziej bać- powiedział Emmet
- Chodzi o Bellę...wydaje nam się, że...że została...że Bella została zgwałcona...- Powiedziała na jednym wydechu Rosalie
- Co?! - Spytał z niedowierzaniem Jasper- I ty myślisz, że my nic nie powiemy Edwardowi, kiedy on się dowie, że my wiedzieliśmy i nic mu nie powiedzieliśmy...
- Poczekaj skarbie- powiedziałam do Belli - zaraz wracam
-Dlatego na razie nic mu nie powiemy, rozumiecie?- przerwałam.


JPOV
Stałem jak skamieniały. Jak mieliśmy mu nic nie powiedzieć. Wiedziałem, że gdy się dowie, że my o wszystkim wiedzieliśmy to wpadnie w szał. Znałem dobrze to oblicze Edwarda. Przed poznaniem Belli często wpadał w tarapaty i bójki z powodu swojego porywczego charakteru.
-Więc co mu powiemy?- Powiedział Emmet, który był równie wstrząśnięty tym co usłyszał co ja.
-Nie wiem... Na razie trzeba coś wymyślić... Edward nie może na razie nic wiedzieć. To Bella musi postanowić, czy mu powiedzieć, czy nie. Na razie idźcie na lekcje i wymyślcie coś... np. że jest chora czy coś w tym stylu my musimy z nią zostać i za żadne skarby nie pozwólcie mu dzisiaj jej odwiedzić. Ona potrzebuje czasu...-Mówiła Alice
-Dobra wy już idźcie, a my coś wymyślimy...-Wygoniła nas Rose.
Poszliśmy do budynku gdzie odbywały się lekcje. Tylko teraz pytanie numer 1 – Jak mamy to wszystko wytłumaczyć Edwardowi? W drodze do budynku razem z Emmetem niewiele rozmawialiśmy. Podejrzewam, że on tak jak ja próbował wymyślić jakiś plan działania w głowie. Wymyśliliśmy, że powiemy, że dziewczyny mocno czymś się zatruły i nie życzą sobie, abyśmy oglądali je w takim stanie...
Weszliśmy do klasy i na nasze szczęście okazało się, że Edwarda nie ma, co jest bardzo dziwne, bo on z byle powodu nigdy się nie spóźnia. Lecz postanowiliśmy cieszyć się naszą dobrą passą. Usiedliśmy normalnie, jak co dzień w ławce. Gdy tak od niechcenia popatrzałem na Jamesa. Był uśmiechnięty od ucha do ucha i cieszył się jakby wygrał szóstkę w totka. Dziwne. Lekcja minęła szybka tak jak i pozostałe. Jednak cały czas byłem ciekawy powodu nieobecności Edwarda.
Gdy wszedłem do pokoju, który dzieliłem wraz z Emmetem i Edwardem mój wzrok utkwił na łóżku Edwarda, na którym sam właściciel sobie smacznie spał. Szturchnąłem go, aby się obudził, zrobił to, jednak i tak z ogromnym trudem.
-Co jest?- powiedział zachrypniętym głosem.
-Nic, po prostu nie wiedzieliśmy, czy jeszcze żyjesz – powiedziałem drwiąco- Dlaczego nie byłeś dzisiaj w szkole?- zapytałem.
-A jak myślisz- wskazał ręką na górę zużytych chusteczek higienicznych- Czuję się jakby mnie walec przejechał, chyba gdzieś się nieźle przeziębiłem- powiedział.
-Widzę, widzę braciszku- powiedział Emmet, który chwilę po mnie wszedł do pokoju.-Ja skoczę po coś do jedzenia, bo domyślam się, że od wczoraj nie miałeś nic w ustach- dodał Em.
-Będę dozgonnie wdzięczny Em- wymamrotał Edward.
Emmet poszedł do pobliskiego baru po jedzenie, a ja w myślach odprawiałem taniec radości. Co za zrządzenie losu. Nasze szczęście, że Edward czuje się w tej chwili jak wrak i nie wypytuje o nic tylko śpi sobie w najlepsze nie będąc niczego świadomy. Nawet nie chcę myśleć o tym, że on by mógł się w jakiś sposób dowiedzieć o tym co spotkało Bellę Swoją drogą ciekawe jak się teraz czuje i czy dziewczyny dowiedziały się czegoś więcej. Gdy pomyślę o tym, co by było gdyby coś takiego przytrafiłoby się Alice same zaciskają mi się pięści. On prędzej, czy później musi się o tym dowiedzieć…



RPOV

Gdy chłopcy poszli do szkoły cały czas zastanawiałam się, jak można pomóc Belli. Oczywiście po pierwsze Edward nie może nic wiedzieć- ona sama powinna to zrobić. Jednak martwię się jej stanem psychicznym. Mimo to, że z początku naszej znajomości nie pałałyśmy do siebie sympatią to po kilku miesiącach ta znajomość przerodziła się w prawdziwą przyjaźń. Teraz nie wyobrażam sobie, aby nie było czegoś o czym ona by nie wiedziała.
Podeszłam do Alice i ruchem głowy przekazałam jej abyśmy porozmawiały na osobności, z wielką niechęcią, ale zrobiła to. Weszłyśmy do łazienki.
- Co masz zamiar z tym zrobić?- zapytałam ją.
-Nie wiem, musimy pierw porozmawiać z Bellą i jej się spytać co chce dalej...
-Alice, nie o to mi chodzi- przerwałam jej.- Wiesz, widzisz jak ona się zachowuje, nie wiadomo ile czasu już to trwa. Ona po prostu siedzi tam skulona nic się nie ruszając. Nie wiem jak jej pomóc...-powiedziałam łamiącym się głosem.
-Rose, też o tym myślałam, ale niby co miałybyśmy zrobić. Nawet zastanawiałam się nad tym, aby zadzwonić do Carlisle’a, aby po prostu dał jej jakieś leki uspokajające, ale potem pomyślałam, że wtedy Edward jak nic by się dowiedział. Więc sama już nie wiem co robić- mówiła Alice.
-Nie wiem, może dajmy jej trochę czasu, może w końcu się odezwie, to, że jeszcze nic nie powiedziała doprowadza mnie do obłędu.- powiedziałam –Jak mamy jej pomóc?
-Ja też już nic nie wiem Rose, już niczego nie jestem pewna, przecież ona wczoraj nawet nie wychodziła z terenu szkoły... Nie jestem pewna, ale myślę…domyślam się, że to może być któryś z uczniów, tylko kto był do czegoś takiego zdolny…-mówiła Alice.
Zastanowiłam się chwilę, po czym przypomniałam sobie imprezę z zeszłego miesiąca, podczas której Jackob był w stosunku do Belli zbyt nachalny, gdy trochę przeholował Edward widząc to podbił mu oko. Bella mówiła nam później, że Jake powiedział, że jeszcze nie skończyli.
-Jake- wyszeptałam.
-Co?- powiedziała Alice.
-To mógł być Jacob- powiedziałam.
-Jesteś tego pewna?- zapytała.
-Nie w stu procentach, ale pamiętasz jak na imprezie u Seth’a zachowywał się w stosunku do Belli?
-No tak, ale on był wtedy kompletnie zalany.
-Alice, nie próbuj go usprawiedliwiać, był lekko wstawiony, przecież doskonale wiedział co robi, następnego dnia przecież starał się przeprosić Bellę, a to znaczy, że musiał coś pamiętać z poprzedniego wieczora.



EPOV
Wstałem rano o pierwsze, co mnie przywitało to zatkany nos i cholerny ból gardła. Cudownie. Próbowałem wstać, ale poczułem okropny ból mięśni. Stwierdziłem, że to mija się z celem i postanowiłem nie iść już do szkoły. Poza tym była już prawie dziesiąta rano. Byłem zdecydowanie spóźniony. Bella mnie zabije. Zachichotałem.
Jednak po kilku chwilach znów zasnąłem. Obudziło mnie, jak jakieś wielkie łapska szarpały mną, co nie było takie przyjemne. To był Jasper, po krótkiej rozmowie z nim i z Emmett’em postanowiłem dalej się zdrzemnąć.
Znów się obudziłem, co było spowodowane wyczuwalną wonią przyniesionego przez Emmett’a posiłku. Ucieszyłem się, ponieważ od wczoraj nie miałem nic w ustach, więc pochłonąłem wszystko bardzo szybko. Zaniepokoił mnie trochę fakt, że jak zawsze gadatliwy Emmett dzisiaj milczał niemal jak grób.
-Co jest Em?- zapytałem.
-Nic... Jest ok.… - powiedział sucho. Nie uwierzyłem mu.
-Ej, przecież widzę, że coś jest nie tak. Chodzi o Rosalie? - zapytałem na poczekaniu. Wiedziałem, że Rose miała trudny charakter. Aż za bardzo.
-Nie…to znaczy tak…no wiesz… - powiedział wymijająco. O co chodzi? Pomyślałem.
-Nie, nie wiem… - powiedziałem lekko zirytowany. Co on ukrywa?
-TE dni - wtrącił szybko Jasper.
-Tak… To by wszystko wyjaśniało – zachichotałem.
-Hahaha - powiedział sarkastycznie Em.
-Przynajmniej trochę odpoczniesz - powiedziałem chcąc się trochę z niego ponabijać.
-Tak, tak… - powiedział spokojnie. Myślami był zapewne gdzieś indziej i nie chciałem wiedzieć gdzie. – Bardzo śmieszne - dodał rozumiejąc, o co mi chodziło. Był już lekko oburzony.
-Luz Em - dodałem wiedząc, że nie należy wkurzać za bardzo Emmet, bo zły Em to straszny Em, a ja coś o tym wiedziałem. Postanowiłem już nie przeginać. Mimo, że spałem większość dnia, to czułem się okropnie zmęczony. Wziąłem gorący prysznic. Jutro muszę iść do szkoły, nie chcąc jeszcze bardziej narazić się Belli, bo nie lubiła, z resztą tak jak ja kiedy nie było mnie przy niej w szkole. Pomyślałem, co ona teraz może robić. Spojrzałem na zegarek była dwudziesta trzecia. Świetnie. Nie będę jej budzić, przecież jutro pewnie się zobaczymy. Pomyślałem kładąc się spać.



Na razie tyle. W tym tygodniu niestety niczego nowego nie wstawię, bo wyjeżdżam, ale zabieram z sobą mój zeszyt, w którym piszę to opowiadanie i każdą wolną chwilę będę spędzała na pisaniu.
Rozdziały są 3 ale wstawiam w jednym, bo są krótkie, co mija się z celem.
Jestem ciekawa Waszej opinii...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Twilightunia dnia Nie 16:32, 27 Gru 2009, w całości zmieniany 9 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Pon 14:42, 21 Wrz 2009 Powrót do góry

A beta i oznaczenia? Chociaż troszkę... :P
Ale zaintrygowałaś mnie, przeleciałam wzorkiem po tekście i zabieram się do czytania całości. :)

Ok! Przeczytałam. Niepotrzebnie dwa razy na końcu wstawiłaś ten sam fragment. Mówię Ci, raz wystarczy przeczytać i i tak się zrozumie. :)
Zastanawia mnie, kto to. Jakoś chodzi mi po głowie James. Zarówno przez ten fragment z punktu widzenia Jaspera, jak i to, że jest po prostu złym charakterem. :) To takie dziwne, ze nie powiedzieli Edwardowi. Jakoś tak nie pasuje, patrząc na to, że jest najbliższym przyjecielem(?) Bells. No i to, że Rose się domyśliła. Niezła jest. W końcu jest wiele powodów do histerii. Ale ogólnie podoba mi się.
Trochę niedobrze, że dodałaś teraz pierwszy rozdział, a dopiero po powrocie kolejne, bo taka przerwa chyba nie jest wskazana, jak się zaczyna pisać coś nowego, przynajmniej wg mnie.
Jeśli chodzi o poprawność! Boże dopomóż! Znajdź betę! Masz talent do pisania, któy oczywiście musisz jeszcze rozwijać, ale nie do poprawnego pisania. A właśnie po to jest beta.
Czekam na kolejną część, weny. :)
Wyjątkowa'


PS. i jeszcze raz. :) Jeśli tekst nadal tak wygląda, to znajdź jeszcze jedną betę. Nadal jest wiele błędów. Dialogi, interpunkcja, styl...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wyjątkowa dnia Pon 17:44, 21 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Rosie Hale-McCarty-Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Forks takiej małej dziury w stanie waszyngton

PostWysłany: Pon 16:02, 21 Wrz 2009 Powrót do góry

świetne czekam na dalszy ciąg. podoba mi się.
jesteś super. BOSKA!!!!
czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.
pozdro
Rosie Hale-McCarty-Cullen


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 16:20, 21 Wrz 2009 Powrót do góry

nie rozumiem tego rozdz. 3 ... przecież jest jeden...

tekst mi się podoba... fajnie piszesz... będę wracać... choć przyznam się, że nie mam wyobrażenia na temat dalszego ciągu :)
chyba będzie ciekawiej :P

pozdr.
k.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 18:43, 21 Wrz 2009 Powrót do góry

Khem...
Weszłam, spojrzałam na pierwszy akapit.
*Wow. Co ja widzę?*
*Fanfiction, jak widać*
*Ja wiem. Ale ja się pytam...*
*Och, zamknij się. Autorka się niecierpliwi.*
W każdym razie weszłam i zaraz na początku oczy pobiła mi ilość błędów. Naprawdę, radzę Ci korzystać z bet wymienionych w temacie "Poszukujesz bety?". Chociaż, jeśli niewiele osób tam zagląda, to pewnie nie wie, że teksty, w których występuje rażąca ilość błędów mogą być nawet blokowane.
Ale ja nie o tym. Nie jestem konkretnie pewna, co właśnie przeczytałam. Nie wiem, co to za ON?
Czyżby Jacob? Jeśli tak, zamorduję i zakopię. Kocham Jacoba.
I co on zrobił Belli? Zgwałcił? A ona, biedna dziewczyna się nie opierała?
No i teraz problem: jak powiedzieć Edkowi? Pech, widzisz. Bo on ruszy się zamordować swoją dziewczynę. Trochę dziwne i poplątane to wszystko, a tekst zbetowany czyta się zdecydowanie przyjemniej.
Prawdę mówiąc, nie daję rady przekopać się przez to wszystko. Zmieniasz narracje, nawet jest ichn za dużo. Ale życzę weny, bo, jak mi kiedyś powiedziano "praktyka czyni mistrza".
I to jest rada święta i uniwersalna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Pon 19:05, 21 Wrz 2009 Powrót do góry

Fajny pomysł .
Masz betę ? Myślę, że nie, a jeżeli tak to natychmiast ją zmień, bo jest tu dużo błędów.
I dopisz oznaczenia. Tak jak wspominała VampiresStory, za błędy i brak oznaczeń, mogą usunąć tekst.
Czekam na kolejny rozdział.
Życzę weny.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Twilightunia
Wilkołak



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:40, 12 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział 2
Beta: Bella_Cullen9
[link widoczny dla zalogowanych]

BPOV
Rose i Alice chyba domyśliły się co takiego mi się przydarzyło, bo do końca dnia zostały ze mną.
Miałam dużo czasu do namysłu. Mimo to dalej nie wiedziałam co mam robić. Wiedziałam jedno.
Nie mogę spojrzeć Edwardowi w oczy. Co on sobie o mnie pomyśli. Zapewne to samo co ja, że
jestem nic nie wartym śmieciem. Dlatego wpadłam na pewien pomysł. Tylko nie wiem, czy
dziewczyny się ze mną zgodzą. Ja decyzję już podjęłam i zmieniać jej nie zamierzam.
-Alice, Rose. - Powiedziałam zachrypniętym głosem.
-Tak Bello. – Dziewczyny migiem znalazły się przy mnie. Wyglądały na bardzo…zaskoczone?
-Ja…Ja nie wiem…Nie mogę iść do szkoły…
-Bello, rozumiemy cię, ale…
-Rose, myślę, że powinnam wyjechać…
-Bello,ale…
-Alice, to jedyny dobry wybór…Ja…Ja nie mogę…Pojadę do Charliego… Nie wiem…Wymyślę
coś… Tylko proszę, nie każcie mi tutaj dłużej przebywać…- Powiedziałam już nie
powstrzymując cieknących po policzkach łez.
-Dobrze Bello, rozumiemy, ale jest dopiero połowa roku… Nie możesz ot tak opuścić szkoły…
Pomyśl o Edwardzie…
-Ja właśnie ze względu na niego chcę wyjechać… Ja… Ja nie będę mogła spojrzeć mu w oczy.
Co on sobie o mnie pomyśli…- Rozpłakałam się na dobre.
-Och Bello…-Powiedziały obie, po czym przytuliły mnie. – Dobrze wiesz, że jemu zależy tylko i
wyłącznie na tym abyś była bezpieczna…-Ciągnęła Rose- On nigdy by tak nie pomyślał,
doskonale o tym wiesz.
- Bello…wiem, że nie chcesz teraz o tym mówić, ale pomóż nam…
-Nie Alice…Ja nie mogę…nie mogę…Już postanowiłam jutro wyjeżdżam.
-Ale Bello…Nie możesz, przez to możesz stracić rok, przemyśl to. Pomyśl o tym, jak Edward
będzie się czuł, gdy ty bez żadnego słowa wyjedziesz… Nie zapominaj, że on o niczym nie
wie…
-I się nie dowie… Rozumiesz Alice, nie dowie…
-Bello…To mu złamie serce…
-Wiem Rose, wiem to doskonale…-Powiedziałam szeptem.
-To dlaczego chcesz uciec?
-Ja nie mogę… Edward mnie znienawidzi… A do tego On jeszcze tu jest…
-Bello, powiesz nam kto ci to zrobił?
-Nie, Rose…nie zrobię tego…boję się…- Powiedziałam łamiącym się głosem.
-Dobrze Bello, ale przemyśl to jeszcze… Niedobrze mi… Niedobrze mi, gdy pomyślę, że ten
ktoś bezkarnie może sobie tutaj chodzić, podczas gdy…podczas gdy tu tak się zadręczasz…
-Wiem, dlatego jedynym wyjściem jest to, żebym wyjechała…
-Dobrze Bello…jesteśmy z tobą, ale wiedz, że nie popieramy tego co chcesz zrobić…
-Dziękuję wam… Nawet nie wiecie, jak bardzo jestem wdzięczna losu, że was poznałam…
-I vice versa Bello- Powiedziała Alice.
-Dobrze Bello…teraz spróbuj zasnąć…jest już strasznie późno…- Powiedziała Rosalie.
-Wiem Rose, spróbuję…
Spojrzałam na zegarek. Była prawie 24. Ale i tak wiedziałam, że nie dam rady tego zrobić.
Wystarczyło, że przymknęłam oczy i od razu widziałam Jego twarz. Obrazy ubiegłej nocy
przelatywały mi przed oczami.
Wiedziałam jedno…Muszę stąd wyjechać…

BPOV
Noc minęła tak, jak myślałam. Czyli na budzeniu się co moment z powodu nawiedzających mnie
koszmarów. Ilekroć udało mi się zasnąć to za moment widziałam Jego twarz i budziłam się z twarzą
mokrą od łez. Ile jeszcze to będzie trwało?
Mam nadzieję, że wraz z moim dzisiejszym wyjazdem koszmary ustąpią. Przed 6 obudziłyśmy się, jeśli
można to tak nazwać. Zaczęłyśmy pakować moje wszystkie rzeczy, których na moje szczęście nie było
zbyt wiele. Chciałam wyjechać przed rozpoczęciem zajęć, które zaczynały się o 9:00. Za wszelką cenę
uniknąć ludzi. Przed godziną 7 byłam już spakowana. Postanowiłam się ubrać. Założyłam luźną, czarną
bluzę z kapturem i ciemne jeansy. Robiłam wszystko, aby jak najmniej rzucać się w oczy. Alice miała
mnie zawieść do Charliego abym nie musiała do Forks jechać sama. Godzina 7:15. Postanowiłyśmy już
wyjechać. Nie spodziewałam się tego, kogo zobaczyłam. Gdy zbliżałyśmy się do wyjścia zobaczyłam
Jego, który jak gdyby nigdy nic stał sobie nonszalancko oparty o ścianę. Gdy mnie zobaczył od razu
uśmiechnął się tym swoim obleśnym uśmieszkiem. Wiedziałam, że dłużej tego nie zniosę, dlatego
przysunęłam się bliżej do idącej obok mnie Rosalie i przyspieszyłam. Mrugałam starając powstrzymywać
chcące wydostać się spod moich powiek łzy. Dziewczyny zauważyły, że coś jest nie tak, ale o nic nie
pytały tylko dorównały mi kroku, za co byłam im bardzo wdzięczna.
Gdy wyszłyśmy z budynku szkoły i znajdowałyśmy się już na parkingu nie mogłam już dłużej opanować
emocji. Rozpłakałam się. Dziewczyny widząc to przytuliły mnie mocno.
-Bello, jesteś pewna? Przemyśl to jeszcze.
-Rose, właśnie teraz zrozumiałam, że nie mogę inaczej postąpić…
-Dobrze, rób jak chcesz, ale nasze zdanie znasz.
-Wiem…wiem, że sądzicie, że źle postępuję, ale to wszystko…to mnie przerasta…ja nie mogę…już nie
daję rady…-szlochałam.
-Skarbie…Wiemy, że jest ci ciężko, ale nie możesz uciekać w nieskończoność. A co z Edwardem? Jak
my mu to wszystko wytłumaczymy, że tak z dnia na dzień sobie wyjechałaś?
-Wiem, dlatego daj mu to.- Podałam Rosalie list, który napisałam w nocy, gdyż uznałam, że potrzebne są
mu jakieś wyjaśnienia. Nie mogłam go tak zostawić bez żadnego pożegnania. Edward zasłużył na coś
więcej…
Ja nie zasługuję na kogoś takiego, kim bez wątpienia jest. Dlatego jedyną szansą na to, aby żył
szczęśliwie jest mój wyjazd.
Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam w drogę.
U Charliego byłam już drugi tydzień. Dziewczyny dzwoniły do mnie co dzień, aby sprawdzać jak się
czuję. Po paru dniach domyśliłam się, że coś przede mną ukrywają, ale gdy je o to pytałam zawsze coś
zmyślały. Pewnego dnia gdy odważyłam się spytać co u Edwarda po chwili ciszy Alice szybko
odpowiedziała, że u niego wszystko w porządku. Coś mi w tym nie pasowało. Musiałam się dowiedzieć
co przede mną ukrywały. Jednak postanowiłam czekać aż one wyjawią mi prawdę
Teraz większy problem miałam z Charliem, który jak sądzę zaczął się czegoś domyślać, bo coraz częściej
z resztą jak przystało na policjanta robił mi przesłuchania. Pierwsze trzy dni pobytu w Forks prawie nie
wychodziłam z pokoju, co Charlie od razu uznał za podejrzane, ale ja mu ciągle tłumaczyłam, że to przez
to, bo jestem chora. Tata myśli, że taka jest prawda , dlatego według niego chwilowo nie chodziłam do
szkoły. Jednak po tygodniu dał za wygraną i przestał się mnie czepiać, za co byłam mu niezmiernie
wdzięczna. Aż do dziś.
-Bello.- Zaczął. –Widzę, że coś się z tobą dzieje. Martwię się o ciebie.
-Tato, nie potrzebnie. Wszystko jest w porządku. –Chciałam go jakoś zbyć, żeby mi dał spokój, ale on był
nieugięty.
-Bells, proszę nie okłamuj mnie. –Powiedział głosem przepełnionym smutkiem.
-Tato, ale ja mówię prawdę. –Powiedziałam, po czym opuściłam wzrok.
-Bello, dobrze wiesz, że jesteś straszną aktorką, a za razem nie potrafisz kłamać.
I tu mnie miał. Doskonale mnie znał, ale nigdy w życiu mnie mogę mu wyznać prawdy, bo gdyby
dowiedział by się to nie zostawił by tej sprawy od tak. Nie pozwolił by Jemu bezkarnie chodzić po tym
świecie.
-Wiem, no dobrze. Pokłóciłam się z Edwardem. –Postanowiłam powiedzieć mu jakąś bzdurę. Znał nas
dobrze i wiedział, że nie kłócimy się, ale gdyby tak było to zapewne też bym wyjechała…
-I tylko dlatego opuszczasz teraz szkołę?
-No… Nie tylko…Źle się czułam. To wszystko.
-Ale już jest lepiej?
-Tak, ale wolałabym jeszcze trochę tutaj zostać… -Nie dokończyłam, bo przerwał mi dźwięk dzwoniącej
komórki. To Rose dzwoniła. Znowu. Zawsze dzwoniła wieczorami. Dziwne. Coś musiało się stać.
-Odbiorę. –Powiedziałam do Charliego i poszłam na górę do swojego pokoju.
-Tak. Rose?
-Bello, musisz wracać. Natychmiast…
-Ale jak? Przecież wiesz, że nie mogę.- Przerwałam jej.
-Musisz. Edward ciebie potrzebuje… On gdy wyjechałaś zmienił się… rzucił szkołę. Emmet i Jasper
wielokrotnie wyciągali go z różnych melin, ale po kilku nieudanych próbach dali za wygraną. Bello, jeśli
nie wrócisz to nie wiem, co będzie z nim dalej. On już ponoć nawet zaczął brać narkotyki.
-Boże, Rose, co ty mówisz? –Powiedziałam nie mogąc uwierzyć w to, co powiedziała.
-To, co usłyszałaś. Musisz przyjechać. My już nie wiemy, co robić. Jesteś jedyną szansą, aby wrócił do
normalnego życia. Ja z Alice i chłopakami już po ciebie jedziemy. Będziemy za około godzinę.
-Dobrze, zacznę się pakować. –Powiedziałam, po czym się rozłączyłam. Wiedziałam, że nie mogę
postąpić inaczej. Podjęłam decyzję. Zeszłam na dół, aby powiedzieć o tym Charliemu.
-Tato, wracam do Seattle. Za chwilę przyjadą po mnie…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 21:38, 12 Paź 2009 Powrót do góry

e no... to było naciągane... te całe narkotyki i zmiana Edwarda... znam trochę Edzia - raczej cierpiałby wewnętrznie... wkurzyłby się, ale takie używki to nie dla niego....

poza tym powtórzenia...
powiedziałam nie mogąc uwierzyć w to, co powiedziała...
wiem, że wiele mówią... ale mogą szeptać... wysyczeć... rzec... rózne dźwięki ludzie wydają...

zawiodłam się trochę tym rozdziałem

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Twilightunia
Wilkołak



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:17, 30 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział 3

EdPOV
Już nie wiem, który raz czytam ten list. Nie wiem ile to trwa…Straciłem rachubę czasu. Litery
zlewają się w nic nie znaczącą, zamazaną plamę.
Ale ja znam już go na pamięć. Prochy zaczynają działać. Może to spowoduje, że dam radę
zapomnieć, ale nie.
Nie tym razem. W głowie słyszę, jak wypowiada słowa napisane w tym liście.
Chce mi się z tego wszystkiego śmiać. Nie, poprawka.
Teraz jestem wściekły i to nie na nią, tylko na siebie, że musiałem coś schrzanić.
Ona jest idealna. Inna niż każdy. Jest moim życiem, a jednak zostawiła mnie każąc przekazać mi
ten list. Myślała, że to pomoże mi coś zrozumieć. Błąd.
To utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem beznadziejny…
Tak, czekałem na to. Prochy działają. Nareszcie.
Ale treści listu nadal widzę przed oczami...

Edwardzie.
Muszę wyjechać. Proszę nie zrozum mnie źle.
Wiem, że nie zasługuję na Ciebie, na twoją miłość,
ale nie mogę już Cię dłużej ranić.
Dlatego to dla nas jedyna szansa, abyś mógł żyć szczęśliwie.
Proszę, nie obwiniaj się. Wiem, że zawsze to robisz.
To tylko i wyłącznie moja wina.
Błagam. Nie szukaj mnie.
Żyj swoim dotychczasowym życiem,
tylko tak, jakby mnie w nim nigdy nie było.
Proszę, nie rób głupstw.
Wiedz jedno. Zawszę Cię kochałam…
Wybacz mi.
Bella

Zaśmiałem się, ze swojej własnej głupoty. Jak ona dobrze mnie znała. Widziała, znała tego, kim
byłem zanim ją poznałem. To ona wyciągnęła mnie z tego bagna, w którym tkwiłem przed
poznaniem jej a teraz wciągnęła mnie w nie.
Mam ochotę coś rozwalić, a jeszcze bardziej kogoś. Chcę obić swoją własną gębę. Dlaczego ona
to zrobiła? Dlaczego? Może już nigdy się tego nie dowiem. Wiem jedno, że bez niej nigdy nie
będę człowiekiem, którym byłem do tej pory. Właściwie to do momentu, kiedy przeczytałem
pierwszy raz ten list. Dwa tygodnie temu. Zaśmiałem się znowu. To mamy dziś rocznicę. Równe
dwa tygodnie minęły od jej wyjazdu. Trzeba to jakoś świętować. Może wieczorem znów wybiorę
się do tego baru, co ostatnio, aby zapić się i o wszystkim zapomnieć. Taa, chciało by się. Już
nawet prochy nie działają tak, jak na początku. Będę musiał zaopatrzyć się w coś zdecydowanie
mocniejszego. Tak, jeśli jeszcze coś mi dadzą, bo i tak już im sporo wiszę, ale ostatnim razem nic
nie mówili, to teraz powinno być tak samo. Muszę zaopatrzyć się w jakąś kasę. Tylko niby skąd
mam ją wziąć…Może Em, albo Jazz? Kto wie. Dobra dosyć tego. Po co zastanawiać się dniem
jutrzejszym. Ważne jest to co jest teraz. Carpe diem, jak ktoś mądry kiedyś powiedział.
Zaśmiałem się, ale dziwaczne myśli chodzą mi po głowie...
Lepsze to niż myśleć o niej…
-Stop!- Krzyknąłem.
Miałem tego nie robić, ale ona ciągle jest moim życiem. Nic innego się nie liczy. Muszę ją
zobaczyć. Muszę ją odnaleźć. Nie wiedziałem tylko jak to zrobię.
Kiedy pytałem o nią Alice i Rosalie one uparcie milczały, przez co byłem jeszcze bardziej
wkurzony. Może zadzwonię do niej?
-Głupku!- Zaśmiałem się.
Przecież próbowałeś tego już tyle razy, a ona najwyraźniej w świecie sobie mnie ignoruje mając
non stop wyłączony telefon. Może zmieniła numer telefonu wiedząc, że będę do niej chciał
zadzwonić. Znów się zaśmiałem. Jestem skończonym idiotą! Przecież na 100 % Alice i Rose coś
wiedzą.
-Cullen, ty głupku!- Wyzwałem się sięgając po telefon chcąc to sprawdzić.
-Rosalie, daj mi natychmiast numer telefonu do Belli, ja nie żartuję! Daj mi go w tej chwili!-
Wybełkotałem będąc już strasznie zły.
-Edwardzie, nie mogę tego zrobić. Obiecałam jej…-Powiedziała ciszej.
-Nie bądź śmieszna. przecież ona nic się nie dowie. Proszę, tylko daj mi ten cholerny numer.-
Powiedziałem łamiącym się głosem.
-Edwardzie, ty znowu coś brałeś?- Zapytała lekko zszokowana. Cholera, ta kobieca intuicja i inne
gówna tego typu. Zaśmiałem się. Dlaczego one zawsze wiedzą?
-Nie! Nie bądź nierozsądna, a nawet jeśli, to co?- Powiedziałem spokojnym tonem. –Daj mi tylko
ten cholerny numer telefonu.-W tym momencie przestałem być miły.
-Wybacz, ale nie zrobię tego…
Zanim skończyła mówić, rozłączyłem się.
-ku*** mać!- Krzyknąłem.
Osunąłem się na podłogę i schowałem twarz w dłonie.
Dlaczego ludzie są tacy beznadziejni? Co ja takiego im zrobiłem?
Zawsze, jak coś chcieli to ja im bez problemu to dawałem. A teraz?
Nawet głupiego numeru nie chcą mi dać…
Z takimi myślami podniosłem się z podłogi i udałem się do pobliskiego baru, aby o tym
zapomnieć topiąc smutki w wszelkiego rodzaju trunkach.


BPOV
Charlie na szczęście nie pytał o powód mojego nagłego wyjazdu. Wydaje mi się, że nawet był trochę
zadowolony, że postanowiłam wrócić do szkoły, ale robiłam to tylko i wyłącznie dla Edwarda.
Jak ja mogłam być taka głupia? Jak?
Przecież doskonale go znałam zanim się poznaliśmy. Widziałam, że miał problemy z alkoholem i
narkotykami, ale pomogłam mu wtedy z tego wyjść.
Jak on to mówił, uzdrowiłam go swoją miłością do kogoś takiego jak on.
Chciało mi się płakać. Pomyśleć, że teraz to ja odczuwałam to samo, co on kiedyś w stosunku do mnie.
Bo nie chciałam wierzyć, że on mógł kochać kogoś takiego jak ja. Z takimi rozmyślaniami pakowałam
się, aby wrócić do Seattle.
Gdy byłam już spakowana postanowiłam pożegnać się z Charliem, bo obydwoje byliśmy typami, którzy
nie lubili okazywać sobie uczuć, a co dopiero publicznie, to nie było w naszym stylu.
-Tato, już jestem spakowana. –Powiedziałam.
-To dobrze, najgorsze masz już za sobą. –Zaśmiał się.
Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.-Pomyślałam.
-Tak.-Uśmiechnęłam się lekko. –Już niedługo powinni po mnie przyjechać. Alice wysłała mi sma-a.
-Bello, jesteś pewna, że chcesz już wracać? Tak nagle zmieniłaś zdanie. To przez ten telefon? –Zapytał
nieświadomy tego, jak blisko był prawdy.
-Nie, ale w sumie po części też. gdy Rosalie do mnie zadzwoniła uświadomiłam sobie, jak bardzo za nimi
tęsknię, a że czuję się już lepiej stwierdziłam, że mogę już wrócić. –Próbowałam coś wymyślić.
-To dobrze, że się zdecydowałaś na ten krok. Nie, żebym nie chciał, abyś mnie już opuszczała, ale wiesz,
że nie chciał bym, abyś musiała dłużej opuszczać szkołę. A po za tym jest jeszcze Edward. Nie możesz
pozwolić, aby dłużej za tobą tęsknił. –Powiedziawszy to uśmiechnął się i przytulił mnie.
-Wiem tato. –Gdy to powiedziałam rozległ się dźwięk klaksonu. To byli Alice, Rose i Emmet.
-To oni tato, musze już iść. –Powiedziałam.
-Dobrze Bells, ale wpadaj do mnie częściej. –Powiedział i uśmiechnął się.
-Postaram się. –Uśmiechnęłam się i wyszłam.
Gdy to zrobiłam cała trójka bacznie mi się przyglądała. Byli chyba... zdenerwowani? Coś musiało się
wydarzyć. Gdy zobaczyłam wyraz ich twarzy byłam tego pewna.
-Co się stało? –Zapytałam wsiadając do samochodu, a Emmett pakował moje bagaże.
Odpowiedziała mi cisza.
-Błagam, powiedzcie coś, bo zaraz oszaleję! –Powiedziałam zdecydowaną prawdę, bo ta nieznośna cisza
mnie zabijała.
-Chodzi o Edwarda… -Zaczęła Alice.
-Co z nim? –Zapytałam będąc całkowicie przerażona.
-Po raz kolejny do nas zadzwonił. –Powiedziała Rose.
-Jak to po raz kolejny? –Przerwałam jej.
-Wcześniej często dzwonił, ale chodziło zwykle tylko o pieniądze, a tym razem koniecznie chciał dostać
twój numer telefonu, ale powiedziałam mu, że tego nie zrobię, bo przecież obiecałam to tobie… Kiedy
mu to oznajmiłam on po prostu się rozłączył, ale wcześniej… Brzmiał tak, jakby był na haju.
-O mój Boże. –Powiedziałam, a łzy zaczęły formować mi się pod powiekami.
Czułam się taka winna.
Przecież to wszystko było moją winą. jak mogłam do tego wszystkiego doprowadzić znając doskonale
jego przeszłość?
On cały czas jak mantrę powtarzał, że tylko dzięki mnie wyszedł z tego narkotykowego bagna, a teraz
sama go w nie z powrotem wciągnęłam.
Jak mogłam być taka głupia?
Stawiałam swoją wygodę nad jego miłość. Mimo to zawsze wiedziałam, że tak, czy inaczej u jego boku
była bym zawsze bezpieczna i kochana...

*RBD –A tu lado (http://www.youtube.com/watch?v=gpjSuWEt2Q4)
A pesar de algunos cuentos
Y la lluvia en el camino
A tu lado se que esta el destino
A pesar de el viento fuerte
A pesar de los naufragios
A tu lado sé que estoy a salvo
Tu me vuelves invencible
No conozco lo imposible
Si volteo y te encuentro aquí
(dejame vivir cerca de ti...siempre a tu lado)
A la orilla de algún beso
A la orilla de tus manos
Déjame vivir siempre a tu lado...siempre a tu lado
Al orilla de un suspiro
Al orilla de tu abrazo
Déjame vivir siempre a tu lado, siempre a tu lado
A pesar de la tormenta
Que golpea nuestra barca
A tu lado siempre estoy en calma
A pesar de lo dificil
A pesar de los tropiezos
A tu lado nadie me da miedo
Tu me vueves invencible
No conozco lo imposible
Si volteo y te encuentro aquí
(dejame vivir cerca de ti...siempre a tu lado)
A la orilla de algún beso
A la orilla de tus manos
Déjame vivir siempre a tu lado
A la orilla de un suspiro
A la orilla de tu abrazo
Déjame vivir siempre a tu lado, siempre a tu lado

Kochana? Przecież on teraz mnie zapewne nienawidzi jeszcze bardziej niż gdybym wyznała mu
prawdę… Nawet nie próbowałam tego zrobić. Z góry zakładałam, że gdy ją pozna to od razu mnie
odtrąci, a jeśli okazało by się zupełnie inaczej? A co jeśli zaakceptował by mnie i cierpliwie wspierał?
Nie okłamuj się! Nawet nie możesz zasnąć bez zgaszonego światła, a co dopiero on miałby cię nadal
kochać…
Te i inna przemyślenia mówią mi jedno.
jestem straszną, samolubną idiotką. Tego jestem pewna jak niczego innego.
-To wszystko to moja wina. –Powiedziałam, a łzy swobodnie wydostały się spod moich powiek.
-Bello, nawet tak nie mów! –Zganiła mnie Alice, a następnie objęła, aby dodać mi otuchy.
-Ale przecież to wszystko jest prawdą. gdyby nie moje samolubstwo, Edward nigdy by nie wrócił do
narkotyków. Nawet wy to doskonale wiecie, przecież same mnie ostrzegałyście przed moim wyjazdem!
Mówiłyście, żebym pomyślała o Edwardzie, a ja jak głupia nie przejęłam się tym chcąc tylko dbać o
siebie! –Wyrzucałam zarzuty przeciwko sobie niczym karabin maszynowy.
-Ale pomyśl, że gdybyś nie wyjechała to jak niby miałabyś sobie inaczej pomóc?
Pomyśl, co by było gdyby Edward zobaczył Cię w stanie sprzed wyjazdu? jak myślisz, jakby
zareagował? My odchodzimy od zmysłów zachodząc kto mógł by zrobić ci coś takiego…A on co by
zrobił nie wiedząc, co jest zmianą twojego zachowania i jakby zobaczył jak reagujesz na innych ludzi?
Bello, widziałyśmy, jak się zachowywałaś w dniu twojego wyjazdu widząc kilka osób z naszej klasy…
-Nie ludzi, tylko JEGO. –Odparłam zanim zdążyłam ugryźć się w język. teraz niezaprzestają prowadzić
swojego dochodzenia, aby Go znaleźć.
-Jego? –Powiedziała Rose niedowierzając. –On był w tamtej grupie ludzi?
-Tak.- powiedziała i kiwnęłam głową, bo tylko tyle teraz mogłam zrobić.



*RBD –A tu lado
Pomimo pewnych historii
I deszczu na drodze
Wiem, że u twego boku jest przeznaczenie
Pomimo silnego wiatru
Pomimo rozbitków
U twego boku wiem, że jestem ocalony
Ty czynisz mnie niepokonanym
Nie wiem, co to niemożliwe
Jeśli obrócę się i znajdę cię tu
(pozwól mi żyć blisko ciebie, zawsze u twego boku)
Na krawędzi pewnego pocałunku
Na krawędzi twoich rąk
Pozwól mi żyć zawsze u twego boku
Zawsze u twego boku
Na krawędzi pewnego westchnienia
Na krawędzi twego uścisku
Pozwól mi żyć zawsze u twego boku
Zawsze u twego boku
Pomimo burzy,
Która uderza w naszą łódkę
U twego boku zawsze jestem spokojny
Pomimo trudności
Pomimo potknięć
U twego boku nic mnie nie przeraża
Ty czynisz mnie niepokonanym
Nie wiem, co to niemożliwe
Jeśli obrócę się i znajdę cię tu
(pozwól mi żyć blisko ciebie, zawsze u twego boku)
Na krawędzi pewnego pocałunku
Na krawędzi twoich rąk
Pozwól mi żyć zawsze u twego boku
Zawsze u twego boku
Na krawędzi pewnego westchnienia
Na krawędzi twego uścisku
Pozwól mi żyć zawsze u twego boku
Zawsze u twego boku
[Ta piosenka bardzo pasowała mi do tego momentu nie tylko ze względu na jej melodię i nastrój, co ze względu na tekst.
Radzę jej posłuchać.]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Twilightunia dnia Pią 17:22, 30 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Maxsia
Człowiek



Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Pią 22:22, 30 Paź 2009 Powrót do góry

Z rozdziału na rozdział tracisz zapał.
Troszkę nie podobały mi się tu twoje sformuowania, były trochę za luźne (niedelikatnie mówiąc, prostackie).
Używasz tylko łatwych wyrazów, a można by się postarać o jakieś synonimy może?
Czasami czytając gubię się, i nie bardzo mogę sobie wyobrazić co się dzieje, zapanował w tekście pewien harmider.
Parę błędów stylistycznych też zauważyłam.

Bardzo mnie drażniło wstawienie przez ciebie tekstu piosenki, jeśli masz ochotę zaproponować czytelnikowi jakąś ścieżkę audio, zrób to na początku. Robiąc tak jak teraz, sztucznie przedłużyłaś sobie rozdział - lepiej się poczułaś? Ja nie.

Co do treści - uff... zastrzeżeń nie mam, ty wybierasz sobie temat i go drążysz. Jednym może się podobać, drugim nie.

Może mam dzisiaj zły homor, że tak pojechałam po tobie, ale chciałabym żebyś się wzieła w garść i następny rozdział był lepszym - poprzednie były całkiem w porządku!

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Twilightunia
Wilkołak



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:08, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Rozdział 4

APOV
Wszyscy zaniemówiliśmy. Sądzę, że teraz w każdej głowie trwała swoista burza mózgów. Kto
wtedy mógł stać w tamtej grupce?
Pamiętam tylko Jamesa i Tanyę. Tak, oni na pewno tam byli. Będę musiała to później
przedyskutować z Rose.
-Myślę, że i tak nie powiesz nam kto to jest, więc nawet nie będę o to pytał. –Powiedział Emmett,
a Bella tylko kiwnęła głową. –Ale nawet nie marz o tym, że my kiedykolwiek odpuścimy –
Powiedział i uśmiechnął się swoim ‘misiowatym’ uśmiechem.
-Doskonale o tym wiem.-Powiedziała Bella i chciała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego tylko
grymas.
-Dobrze, teraz musimy ustalić, co możemy zrobić, aby wyciągnąć Edwarda z tego bagna. –
Postanowiłam.
-Wiecie, gdzie go szukać, gdzie on teraz mieszka? –Zapytała Bella.
-Tak, wielokrotnie dzwonił do mnie, aby pożyczać kasę, ale nie miałem pojęcia, że za każdym
razem przeznaczał ją na dragi... Gdybym to wiedział, to bym nic mu nie dał. –Powiedział trochę
zasępiony Em.
-Emmett, to pomyśl, do czego mogłoby dojść, gdybyś nie pożyczył mu tych pieniędzy. Mógłby
się zapożyczyć u tych dealerów i wszyscy doskonale wiemy jakby to później wyglądało.-
Powiedziała Rosalie.
Nawet nie chcę myśleć o tym, co by mogło się wydarzyć. Już raz przerabialiśmy ten temat
niecałe 3 lata temu. Wtedy Edward zapożyczył się u Volturi, słynnej na całe Seattle rodzinie
bossów narkotykowych. Długo nie chcieli mu dać spokoju, ale gdy oddaliśmy im wszystko co
był im winien to dali mu spokój. Dwoje z tej rodziny: Demetri i Felix, chodzą do naszej szkoły
gdzie sieją powszechny strach, ale gdy dyrektor po raz kolejny upomniał ich, aby poprawili swoje
zachowanie, bo będzie zmuszony wydalić ich ze szkoły to jakoś się uspokoili. Ale mimo to część
uczniów nadal się ich obawiała. Nawet przez jakiś czas krążyły plotki, że ponoć zamordowali
kogoś, kto był im winien pieniądze, dlatego tak bałam się o Edwarda.
Nagle przypomniało mi się, że w grupce tamtych osób również stali Demetri i Felix, czyli ich też
muszę zapisać do kręgu podejrzanych. Z pomocą Belli, czy bez niej wiedziałam, że muszę
doprowadzić to dochodzenie do końca. Tak, jak mówił Emmett nie odpuścimy szybko. Nie
nazywałabym się Alice Cullen, gdybym miała po prostu dać za wygraną i pozwolić, żeby ten
ktoś, kto skrzywdził tak Bellę bezkarnie chodził sobie po terenie naszej szkoły.
Dojechaliśmy do Seattle, a kilka minut później byliśmy już pod naszym akademikiem.
-Co teraz robimy? –Zapytała Bella, gdy wchodziliśmy do naszego pokoju.
-Nie wiem, ale najlepiej by było, gdybyś trochę odpoczęła, bo to była długa podróż. Może od
razu się rozpakuj, bo później nie wiadomo, czy znajdziemy na to czas. –Powiedziałam i posłałam
Rosalie porozumiewawcze spojrzenie, abyśmy porozmawiały w cztery oczy. W tym czasie Bella
brała prysznic.
-Rose, pamiętasz kto był wtedy w tej grupce? –Zapytałam, gdy już mogłyśmy swobodnie
rozmawiać.
-Na pewno Jacob i Paul, chyba jeszcze Tanya, a ty?
-James, Felix i Demetri.- Powiedziałam krótko.
-Dziwi mnie to połączenie, przecież oni nigdy nie mieli w zwyczaju przebywać w swoim
towarzystwie. –Powiedziała Rose.
-Tak, masz rację. A wiesz, co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? Oni wszyscy grozili Belli i
Edwardowi. Jacob, dobrze wiesz, jak z nim było na tej imprezie, a Paul od zawsze z nim trzyma.
James chciał mieć Bellę ‘dla sportu’ żeby kolejna niedostępna dziewczyna była jego, a Tanya
nienawidziła jej, bo była z Edwardem, a obydwie wiemy jak bardzo chciałaby znaleźć się na jej
miejscu. Natomiast Felix i Demetri to głównie wrogowie Edwarda po tej całej ‘aferze’
narkotykowej. –Opowiedziałam jej swoje przypuszczenia. -Nic z tego nie rozumiem. To
wszystko wygląda tak, jakby oni sprzymierzyli się przeciwko Bells i Edwardowi. Tylko który z
nich mógłby zrobić coś takiego Belli?
-Nie wiem Alice, nie mam pojęcia. Wiem jedno. Teraz musimy zrobić wszystko, aby znowu
wyciągnąć Edwarda z tego w co się wpakował...
-Rose, nie wydaje mi się, aby to poszło tak łatwo. Mam złe przeczucia. –Przerwałam jej. Takie
myśli nachodziły mnie już od kilku dni, a nigdy wcześniej nie myliłam się w takich sprawach.
BPOV
Aly i Rose dały mi czas dla siebie, abym mogła trochę odpocząć i rozpakować się. Nawet nie
wyobrażałam sobie, że będę aż tak tęskniła za tym miejscem. Miejscem, gdzie przeżyłam dużo
szczęśliwych chwil jak i tych gorszych...
Mimo to wiedziałam jedno. Ten wyjazd naprawdę bardzo mi pomógł, ale teraz muszę skupić się
tylko na tym, aby znów pomóc Edwardowi, chociaż znając go wątpię w to, czy na pewno będzie
tego chciał. Jednak, jeśli on myśli, że nie będę walczyć to mnie dobrze nie zna, bo nie poddam się
bez wcześniejszej walki.
Uśmiechnęłam się gdy podczas rozpakowywania zobaczyłam zdjęcie moje i Edwarda w trakcie
naszego tańca podczas balu. Nawet nie zauważyliśmy, gdy Alice je nam zrobiła, bo byliśmy
zajęci sobą. Pamiętam, że wtedy miałam nogę w gipsie, bo poślizgnęłam się na lodzie spiesząc
się do szkoły. Ja i mój stały przyjaciel – pech. Chciałabym, aby było tak jak podczas tej nocy.
Wszystko wydawało się takie proste i idealne, jednak to wszystko zmieniło się za sprawą jednego
wydarzenia, o którym tak bardzo chciałabym zapomnieć...
Po jakimś czasie wróciły dziewczyny. Wiedziałam, że nie mogę dłużej czekać.
-Aly, ile jeszcze mam czekać! Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar teraz iść szukać Edwarda. Już
nie wytrzymuję tej niepewności. Jest już 18. Rozpakować się miałam to to zrobiłam...-Zaczęłam
swój monolog.
-Bells, spokojnie zaraz będzie tu Em i Jazz. Oni dokładnie wiedzą gdzie jest teraz Edward. –
Powiedziała Alice.
-Dobrze, już jestem spokojna.-Gdy to powiedziałam rozległo się pukanie do drzwi. To byli
chłopcy.
-Bello, jesteś gotowa? -Zapytał Jasper.
-Tak, nie stójcie tak, tylko chodźmy do niego. –Powiedziałam i wyszliśmy.
-Nie wiemy, czy jest jeszcze w tym samym miejscu, ale jeśli nie w tym mieszkaniu to może być
jeszcze w barze niedaleko. –Mówił Jazz.
-Jesteśmy na miejscu. –Powiedział Emmett.
Nie zastanawiając się szybko wyszłam, Em krzyknął jeszcze, że mieszka pod 8, dogonił mnie i
razem pobiegliśmy w górę, po schodach.
Zmachana stanęłam naprzeciwko drzwi z numerem 8. Gdy miałam zapukać zawahałam się i z
ręką przy drzwiach zaczęłam się zastanawiać, co mu powiem, gdy zapyta się mnie swoim
pięknym barytonem, dlaczego wyjechałam. Gdy tak stałam u mojego boku zjawili się Emmett i
Jasper.
-Dlaczego nie pukasz? –Zapytał trochę zniecierpliwiony Jazz.
-Nie mogę... Co ja mu powiem? Co on zrobi? –Wyjąkałam.
-Bello, nie dowiesz się tego dopóki nie zapukasz i nie staniesz z nim twarzą w twarz. –
Odpowiedział.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Nikt mi nie odpowiedział. Spróbowałam ponownie.
Odpowiedziała mi cisza.
-Nie ma go, pewnie jest w tym barze.- Powiedział Em. –Chodź szybko, to jest niedaleko.-Dodał i
ruszył w kierunku schodów.
Zbiegłam razem z nimi ze schodów. Biegliśmy do tego baru, który stał za rogiem. Pierwszy
wszedł Emmett, za nim ja i Jasper. To miejsce było nieciekawe, jeśli można tak powiedzieć.
Chciałam stąd jak najszybciej wyjść. Zaczęliśmy się rozglądać. Wtedy go zobaczyłam.
Pragnęłam teraz do niego podejść i przytulić. Jednak stałam sparaliżowana tak samo jak
chłopacy. Siedział przy stole z jakimiś typami, a na jego kolanach siedziała jakaś dz***a, która
głaskała go po włosach. Tych samych włosach, w których ja zatapiałam swoje dłonie podczas
naszych pocałunków. Chyba zauważył, że jest sztyletowany przez nas wzrokiem, bo wyprostował
się i grzecznie zdjął tą dziwkę ze swoich kolan. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Wstał, zgasił
papierosa, wybił łyk piwa i podszedł do mnie.
-Bello, kochanie. -Wybełkotał. Był nieźle wstawiony, ledwo trzymał się na nogach. –Myślałem o
tobie. Wiesz, że minął dzisiaj dokładnie drugi tydzień odkąd bez słowa zniknęłaś zostawiając
tylko ten…ten list. –Wyciągnął go z tylnej kieszeni spodni i zaczął machać mi nim przed nosem.
Łzy zaczęły formować mi się pod powiekami. Wiedziałam, że tak będzie, ale nie mogłam teraz
zacząć płakać. –A ja jak głupi czekałem na ciebie, ale nie martw się znalazłem sobie lepsze
towarzystwo. –Mówiąc to kiwnął głową, aby ta dziewczyna do niego podeszła. Gdy znalazła się
u jego boku on wpił się brutalnie w jej usta. Nie chciałam tego oglądać, wybiegłam z baru słysząc
krzyki Emmetta. Łzy torowały sobie drogę po moich policzkach.




Chciałabym zaznaczyć, że pisząc ten rozdział nie chciałam się wzorować na "Brudnym świecie" tylko jakoś tak wyszło nieumyślnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Twilightunia dnia Wto 16:11, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 11:41, 25 Lis 2009 Powrót do góry

hm,faktycznie Brudnym swiatem mi zaleciało... ale może faktycznie nieumyślnie :)

podoba mi się twoja konstrukcja zdań... nie podoba mi się ten słupek, który muszę czytać, bo to utrudnia... i te fragmenty piosenek... tylko kilka słów najwazniejszych wklejaj, a nie całość, bo mnie trafia... grom z jasnego nieba jak to widzę...

Bella coś podejrzanie otrząsnęła się z gwałtu... ale to pomijam, bo nie mamy tygodni na czytanie... robisz teorię spiskową... zaczyna się dość dobrze... tworzysz dobrą atmosferę... więc z miłą chęcią przekonam się, gdzie to pójdzie dalej...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Twilightunia
Wilkołak



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:31, 27 Gru 2009 Powrót do góry

Rozdział 5

BPOV

Biegłam nie zwracając uwagi na krzyczącego coś do mnie Emmetta. Czułam jakby w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce mieściła się jakaś kula otoczona ze wszystkich stron kolcami, tym samym zadająca niewyobrażalny ból. Biegłam dalej.

Nie wiedzieć kiedy znalazłam się przy jeepie Ema, który na moje szczęście był zamknięty na cztery spusty. Zrezygnowana nieudaną próbą dostania się do środka auta usiadłam na krawężniku chowając twarz w dłonie.
Nie mam pojęcia jak długo tam tak siedziałam, ale z mojego swoistego letargu obudził mnie głos Jaspera.

-Tutaj jesteś. Szukaliśmy ciebie wszędzie – powiedział ze słyszalną ulgą w głosie, przykucnął obok mnie razem z Emmettem.
Skuliłam się, nie wiem czemu, ale ich obecność zaczęła mnie przerażać. Powtarzałam sobie, że to tylko Em i Jazz, że znam ich dobrze, ale nic nie mogłam poradzić na mój strach. Przecież całą drogę tutaj przesiedziałam z nimi w jednym samochodzie i nic się nie działo. Więc dlaczego to dzieje się dopiero teraz? Przy Edwardzie byłam silna. Starałam się być silna, ale dlaczego ta niewidzialna tarcza przestała tak nagle działać? Czy to przez to, co zrobił Edward? Nie wiem… Już niczego nie mogę być pewna, tak jak kiedyś byłam stuprocentowo pewna jego miłości do mnie. Wiedziałam, że tak będzie, że on nie będzie mnie chciał takiej brudnej, zużytej i bezwartościowej. Ja też siebie takiej nie chcę. Tysiące podobnych myśli przelatywało mi przez głowę. Nawet nie zauważyłam, że chłopaki coś do mnie mówili, dopóki Emmett nie pomachał mi przed oczami wyrywając mnie z moich rozmyślań.

-Bells, jesteś z nami? – zapytał Em.

-Tak, coś mówiłeś? – odpowiedziałam szybko.

-Mówiłem, że Edward był kompletnie naćpany. On nie wiedział co robi. Ledwo trzymał się na nogach, bo gdyby nie to, to już dawno osobiście sprałbym mu dupsko. Więc nie przejmuj się tak… Przynajmniej się postaraj – próbował mnie pocieszyć.

Ale ja i tak bardzo dobrze wiedziałam, że mówił mi to tylko po to, aby dodać mi otuchy, a nie dlatego, że taka była prawda. Chciałabym sobie to wmawiać, że to wszystko wina narkotyków i przez to Edward nie myślał racjonalnie, ale jak długo miałabym się okłamywać? Jak długo wszyscy w koło udawaliby, że nic takiego się nie stało, że wszystko się ułoży? I w końcu, jak długo On będzie udawał, że nic się nie wydarzyło i będzie mógł sobie normalnie egzystować, podczas gdy moje życie rozpada się na malutkie kawałeczki? Chciałabym móc komuś o tym wszystko powiedzieć. O tym kim On jest, co się w sumie dokładnie wydarzyło i jak się z tym wszystkim czuję. Ale nie mogę tego zrobić, bo wiem, że gdyby On dowiedziałby się o tym, że komuś to powiedziałam, pragnął by za wszelką cenę tylko jednego. Pragnąłby zemsty. Dlatego muszę zostawić to tak, jak jest. Już na zawsze będę musiała zachować to wszystko dla siebie, aby chronić moich przyjaciół. Nawet nie chcę myśleć o tym, co by się mogło stać…

Zacisnęłam powieki. Nawet nie zauważyłam, że płaczę, może cały czas płakałam? Postanowiłam zebrać się w sobie. Muszę być silna. Muszę pokazać Jemu i Edwardowi, że nie poddam się tak łatwo, że nie jestem słabą Bells, którą można bardzo szybko zranić.

-Em, Jazz. Wracajmy już do akademika – powiedziałam trochę zachrypniętym od płaczu głosem.

Nie pytając o nic i nie rozmawiając wsiedliśmy do jeepa i odjechaliśmy w kierunku akademika. Pogrążona w swoich myślach nawet nie zauważyłam, że już jesteśmy na miejscu. Wysiadłam i udałam się w kierunku pokoju, a wraz ze mną szli chłopcy. Postanowiłam, że wezmę prysznic, dlatego zostawiłam ich samych z dziewczynami. Liczyłam też na to, że wszystko im powiedzą, bo wiedziałam, że nie będę w stanie powiedzieć Alice i Rosalie, że właśnie widziałam Edwarda, jak całował się z jakąś dziewczyną i że było po nim doskonale widać, że mu to jak najbardziej odpowiada, że woli swoje nowe towarzystwo od nas.

Prysznic był bardzo zimny, ale przez to ochłodził mnie i orzeźwił za razem. Chyba musiałam spędzić dużo czasu pod nim, bo kiedy już wyszłam w pokoju zostały tylko dziewczyny. Widziałam na ich twarzach zmartwienie i współczucie. Tej ostatniej rzeczy nienawidziłam widywać. Nie mówiąc nic położyłam się do łóżka. Tak bardzo chciałabym normalnie przespać całą noc, ale wiedziałam, że to nie będzie tak szybko możliwe. Całą noc dręczyły mnie koszmary, które okazywały wszystkie wydarzenia, o których tak bardzo pragnęłam w końcu zapomnieć. Chciałabym mieć amnezję, obudzić się jednego dnia i nie pamiętać tego co się wydarzyło, ale wiedziałam, że to nigdy nie nastąpi…


RPOV

Kiedy wyjechali myślałam, że godziny trwają wiecznie. Razem z Alice odchodziłyśmy od zmysłów, co się stanie. Martwiłam się tym, co powiedziała mi wcześniej, że wydaje jej się, że to wszystko nie pójdzie tak łatwo, jak byśmy tego chciały. Modliłam się w duchu, aby było inaczej. Czekałyśmy i czekałyśmy. Poszłyśmy nawet do pobliskiej knajpki, aby coś zjeść, bo nasze żołądki już od dłuższego czasu przypominały nam o swoim istnieniu, ale w sumie tylko trochę podłubałyśmy i zrezygnowane szybko pobiegłyśmy do akademika z myślą, że oni może już wrócili. Jednak myliłyśmy się, bo ich nadal nie było.

Minęły już prawie trzy i pół godziny od momentu ich wyjazdu. To znaczyło, że albo wszystko poszło dobrze i to dlatego tak długo trwa, bo muszą sobie wszystko wyjaśnić, albo, że nie mogą znaleźć Edwarda, albo, że stało się tak jak myślała Alice i on nie chciał już do nas wracać.

Po krótkiej rozmowie i przeleceniu kilkakrotnie wszystkich kanałów w telewizji zobaczyłyśmy Bellę, która zmierzała w stronę łazienki. Wyglądała źle, była blada i do tego miała strasznie zapuchnięte od płaczu oczy. Nic nie mówiła. Zapewne poszła wziąć prysznic, bo usłyszałam szum wody. Od razu zwróciłyśmy się do Emmetta i Jaspera, aby powiedzieli nam wszystko.

-Mówcie, bo zaraz umrzemy z powodu tej niewiedzy – powiedziałam. Westchnęli ciężko, co nie wróżyło nic dobrego.

-Olał nas, najzwyczajniej w świecie sobie olał…- odpowiedział Em.


-Ale jak? Powiedzcie wszystko po kolei - powiedziała Alice tonem nie znoszącego sprzeciwu.

-Pojechaliśmy do tego mieszkania, gdzie powinien być, ale go tam nie zastaliśmy, dlatego szybko pobiegliśmy do baru, w którym często przesiaduje ostatnimi czasy… Zaczęliśmy go tam szukać, co nie okazało się aż takie trudne, bo siedział przy jednym stoliku z najgorszymi szumowinami. Ale nas to nie zaskoczyło. Wyobraźcie sobie nasze miny i tym bardziej Belli, gdy zobaczyliśmy, że na jego kolanach siedzi ta cała Jessica. Później, gdy nas ujrzał podszedł i zaczął coś bełkotać do Bells, że minęły dzisiaj dwa tygodnie odkąd zostawiła jego z tym listem, ale to, co się wydarzyło później sprawiło, że przeszło nasze najgorsze oczekiwania… Kiwnął głową, żeby ta dz***a do niego podeszła wcześniej mówiąc, coś w stylu, że znalazł sobie lepsze towarzystwo i na oczach Belli pocałował ją. Staliśmy tam przez chwilę jak skamieniali dopóki Bella nie wybiegła stamtąd. Jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnąłem zamieść Edwardem podłogi jak w tamtej chwili… Powiedziałem mu, że nie wie, co robi i, że będzie jutro tego wszystkiego żałował, a on sobie po prostu prychnął i odszedł do stolika. Wtedy szybko wybiegliśmy z tego miejsca, aby znaleźć Bellę. Zaczęliśmy się trochę martwić, bo nie mogliśmy jej nigdzie znaleźć, ale gdy postanowiliśmy wziąć samochód, aby zacząć jej dalej szukać zobaczyliśmy, jak skulona siedziała tam na krawężniku. Czułem się taki bezsilny, że przez głupotę mojego brata ona musi tak cierpieć… Posiedzieliśmy chwilę w ciszy i wtedy Bella silnym, lecz trochę zachrypniętym głosem powiedziała, że chce już wracać. Zdziwiliśmy się trochę jej zmianą, ale nie mówiąc nic przyjechaliśmy prosto tutaj – dokończył Em.

-Zaraz ja go własnoręcznie zadźgam swoimi paznokciami!- powiedziałam strasznie zła, myślałam, że za chwilę wyjdę z siebie.

-Rose, to nic nie pomoże… On nie wie, co robi, co się w koło niego działo. Był strasznie naćpany – Próbował mnie powstrzymać.

-Boże, jak musi się czuć Bella – powiedziała ze smutkiem Alice.

-Wiem, musimy teraz z nią być i ją wspierać… Chociaż tyle możemy dla niej zrobić…

-Teraz zostawimy was same, bo jest już późno, a jutro jest szkoła – powiedział przepraszająco Jasper.

Wyszli, a niedługo po nich z łazienki wyszła Bella. Wyglądała o niebo lepiej. Nic nie mówiła i od razu położyła się spać. My niedługo po niej zrobiłyśmy to samo. Przed zaśnięciem zastanawiałam się jeszcze, jak długo Bella będzie cierpiała, bo los nie chciał jej oszczędzić…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Nie 20:23, 27 Gru 2009 Powrót do góry

Wreszcie doczekałam się kolejnego rozdziału:D

Edek całujący się z tą jakąś wywłoką.... szok...
a teraz będzie cierpiał przez swoją głupatę ze zdwojoną siłą.

Czekam na ciąg dalszy:) WENY


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 14:14, 29 Gru 2009 Powrót do góry

hm, znowu troch naciągany rozdział... to znaczy... fajnie wszystko, że komplikuje się sprawa z Edwardem, ale wygląda kiepsko... popraw opisy... i powinno być dobrze.... no i ten dialog Emmett- Rosalie też na twoim miejscu bym poprawiła, bo chaotyczna wypowiedź Ema jest całkiem realna, ale dodanie, ze Bella mówiła mocnym głosem kompletnie zaburza całość...

jak zwykle podoba mi się pomysł, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia ;)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin