FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Antidotum [NZ] [+18] rozdział 6 - 22.12.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Śro 18:58, 22 Gru 2010 Powrót do góry

Witam z nowym rozdziałem.

Beta: Cornelie, dziękuję.

Bajko, jeśli chodzi o magnochód, to jest to wynalazek, który pozwala przemieszczać się ludziom w bardzo gęstej mgle. Działa na pole magnetyczne, z którego są zrobione trasy... Wink To tyle wytłumaczenia.

Aurora, cieszę się, że mimo kolców, zdecydowałaś się przeczytać. A co więcej, że nie żałujesz Wink .

Innym czytelnikom również dziękuję za ciepłe słowa. Sprawiły, że tak szybko napisałam kolejny rozdział.

A zatem...


Rozdział 6 – spotkanie

Ktoś niósł ją, trzymając mocno w ramionach. Półprzytomna próbowała skojarzyć, w jaki sposób znalazła się w takim położeniu. Fragmenty rzeczywistości bombardowały jej pulsującą szaleńczo głowę. Colin, próba gwałtu, ucieczka, klub… Zemdlała w barze pełnym krwiopijców. Cóż za bezmyślność. Siłą woli uniosła ciężkie powieki. Otaczała ją siwa mgła, zatem znajdowali się na zewnątrz. Nad sobą ujrzała spokojną twarz wampira, który wpatrywał się przed siebie, a po chwili zerknął w dół. Jego ogromne, czarne źrenice przepełniał wyraz ulgi. Niemożliwe, żeby Christian się o nią martwił. Praktycznie się nie znali. A jednak, gdy poprosiła o pomoc, nie odmówił.
- Dokąd mnie zabierasz? – wychrypiała cicho, próbując przełknąć ślinę. Nie wydawał się zmęczony. Poruszał się zwinnie i z gracją jak prawdziwy drapieżca.
- Do domu. – Przyglądał się jej uważnie. Wzrok uciekł ku zranionej skroni. – Nieźle oberwałaś. Komu tak zalazłaś za skórę?
- Ja… - Skrzywiła się z bólu, gdy próbowała unieść ramię, żeby objąć Christiana. Wcześniej wisiała bezwładnie, teraz chciała jakoś poruszyć zdrętwiałe kończyny. Najchętniej stanęłaby na nogi, ale coś mówiło jej, że to nie najlepszy pomysł.
- Musi zobaczyć cię jakiś lekarz. – Niewątpliwie martwił się o nią. Zastanawiał ją tylko powód takiej troski.
- Nie – zaprotestowała szybko, obawiając się szpitala, kontaktu z Army Resistance, Colinem. Nie mogła ryzykować. Ktoś na pewno doniósłby do ruchu oporu.
- Nie bój się. – Starał się ją uspokoić, jakby czytając w myślach. – Mówię o naszym lekarzu.
- Dlaczego mi pomagasz? – Myśl o tym, że miała dług wdzięczności u krwiopijcy, budziła dreszcze.
- Mam swoje powody. – Uśmiechnął się tajemniczo, po czym koncentrując wyłącznie na niej, powiedział. – Nie martw się. Nie mam zamiaru cię zjeść. A teraz śpij.
Chciała zaprotestować, ale jego słowa sprawiły, że obraz zaczął się rozmywać. Myśli zlały się w niezrozumiały ciąg bzdur. Zasnęła.

***

1264
Walka toczyła się nieprzerwanie od kilku godzin. Unwin z przerażeniem obserwował, jak zdrajcy stojący po stronie Szymona de Montfort ciągle przysyłają nowych rycerzy w miejsce zabitych. Ta bitwa była skazana na nieprzychylny wynik dla ludzi króla, o ile nie wydarzy się jakiś cud. Gdyby ktoś pokonał samego przywódcę buntu, nadszedłby kres bezsensownemu przelewowi krwi. Doznał olśnienia. Musi zabić de Montfort. Powiódł wzrokiem po usłanych martwymi ciałami oraz końmi polach Evesham. Wszędzie panował chaos, słychać było szczęk oręża, krzyki oraz jęki. W oddali dojrzał namiot wroga. Opuścił przyłbicę i spiąwszy konia, ruszył w sam środek pola walki. W gotowości miał miecz, a ogromna tarcza osłaniała mu plecy. Ktoś zaatakował z boku, ale nie na tyle szybko, by go zaskoczyć. Z łatwością odparowywał ciosy, doskonale władając bronią. Wreszcie udało mu się zranić napastnika na tyle, że mógł ponownie pogalopować ku, nie dość wysokiemu, wzgórzu, gdzie stacjonowali dowódcy przeciwników.
Gdy już dotarł na miejsce, zgodnie z zasadami, zsiadł z konia i podszedł do zgromadzonych mężów. Kilku stojących wokół swego przywódcy ludzi sięgnęło po broń, jednak uspokoił ich stanowczym gestem.
- Cóż sprowadza cię, rycerzu z Lewes. Czyżbyś chciał przyłączyć się do nas? – Nalana twarz de Montforta wykrzywiła się w złośliwym uśmieszku. Paru mężczyzn roześmiało się.
- Witaj. – Przybyły skłonił się lekko. Nie marnując czasu na zbędną kurtuazję, przeszedł do sedna. – Wyzywam cię na pojedynek.
- A to ci dopiero. – Rozejrzał się dookoła, jakby sprawdzając czy i jego kompani bawią się równie dobrze, jak on. Ich miny świadczyły, że nie jest inaczej. – Gdybyś nie zauważył, trwa bitwa.
- Ale ty, panie, nie walczysz. – Słowo panie ledwo przeszło mu przez usta.
- Czemuż to chciałbyś pojedynkować się właśnie ze mną? – dopytywał się z rozweseloną miną. – Mało masz walczących na polu walki?
- Chciałbym zetknąć miecz z kimś tak znakomitym, jak ty. – Kpina była słyszalna w głosie Unwina.
Twarz jego rozmówcy zrobiła się purpurowa, ale opanował się i po chwili pojawił się na niej łaskawy grymas.
- Przykro mi…
Nie usłyszał reszty wypowiedzi, bo nagle poczuł, jak ktoś przeszywa go sztyletem w plecy. Wybrał dogodne miejsce, gdzie zbroja miała szparę. Gdy tylko wyjął ostrze z ciała, popłynęła krew, mnóstwo krwi…
Unwin chwycił za miecz, ale ledwie udało mu się unieść rękę w górę, bo nastąpił kolejny cios. A za nim następny. Nie spodziewał się niczego innego poza podłością i niehonorowym zachowaniem, ale to przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania. Wiedział, że rany są śmiertelne, jednak kroczył w kierunku Szymona, by spełnić to, co zamierzył. Tuż przed samym dowódcą zachwiał się. Obraz rozmazał się przed oczyma. Potem upadł.



Ocknął się w ciemnościach, gdy usłyszał szept:
- Zbudź się rycerzu.
Ciężkie powieki nie chciały słuchać właściciela, ale zmusił się do ich uniesienia. Tuż nad sobą dojrzał nieznaną twarz. Ogromne, ciemne oczy wpatrywały się w niego uważnie.
- Ktoś ty? – wyszeptał resztką sił. – Wróg? Zabijesz mnie?
- Nie, Unwinie. Nie czas ci umierać. Waleczny z ciebie mąż. Potrzebny mi ktoś taki.
- Ja umieram.
- Nie umrzesz dziś, rycerzu z Lewes. – Po tych słowach nachylił się nad nim i podał coś do picia. Ciepła ciesz wypełniła mu usta. Miała dziwny, metaliczny posmak… Krew.



***

Przebudził się z okropnym bólem głowy, zdrętwiałym karkiem oraz całkowicie przemarzniętymi kończynami w łazience Amy. Chwilę zajęło zrozumienie sytuacji, w jakiej się znalazł. Kiedy próbował się podnieść, okazało się, że nie jest w stanie zrobić tego bez jęku. Co ona mu zrobiła? Zaraz się z nią policzy. Wypadł z łazienki do jej pokoju, ale z przerażeniem stwierdził, że jest pusty. Rozejrzał się dookoła, by utwierdzić się w przekonaniu, że Reef zabrała swoje rzeczy. Wtedy zrozumiał, że uciekła.
Wściekłość przesłoniła mu obraz czerwoną plamą. Ryknął jak zranione zwierzę, a potem rzucił się na jej łóżko. Chwycił koszulkę, w której zawsze spała. Rwąc ją na strzępy, wrzeszczał jak opętany:
- Zapłacisz mi za to. Zabiję cię.
Gdy nie był w stanie dłużej znęcać się nad skrawkiem materiału, zaczął rozrzucać pozostałe rzeczy swojej kochanki. Po pewnym czasie nie miał czego niszczyć, więc opadł na podłogę, wtulając się w poszarpane ubrania kobiety. Wdychał pozostawiony przez nią zapach i płakał:
- Nie możesz odejść ode mnie. Nie możesz… - mamrotał, dopóki nie zasnął wyczerpany atakiem agresji.
Po kilku minutach rozległo się pukanie do drzwi.
- Amy. Czekam na ciebie w laboratorium. – Colin ocknął się, ale nie odpowiedział. Wiedział do kogo należy ten głos. A zatem dlatego nie chciała mu się oddać poprzedniej nocy. Miała innego. Thomas zapłaci za to, że chciał mu ją odebrać. A Reef wróci do niego, bo przecież jest jego, tylko jego… Nikt inny nie ma prawa jej dotykać.
Pospiesznie założył ubrania, które wcześniej ułożył w równiuteńką kosteczkę. Obrzucił pokój pospiesznym spojrzeniem i wyszedł, by udać się od razu tam, gdzie czekał kochaś jego dziewczyny.

***

Leżała w miękkim łóżku otulona pachnącą pościelą. Tego była pewna. I tego, że ktoś zdjął z niej ubranie. Myśl dotyku krwiopijcy, gdy była nieprzytomna, wcale jej się nie podobała.
- Dlaczego ją tu przyniosłeś? – Nieznajomy, niski głos zdawał się wprawiać ją w dziwne drżenie. – Mam nadzieję, że to nie kolejna kobieta do twojej niesmacznej kolekcji.
Słowo” niesmaczna” w ustach wampira nie oznaczało niczego dobrego.
- Ona wie. – Christian objaśnił enigmatycznie. A zatem tak, jak się spodziewała, nie pomagał jej z dobrego serca. – Sam sprawdzisz, gdy się ocknie.
Starała się nie poruszyć, choć miała ochotę obejrzeć zagniewanego wampira, przed którym tłumaczył się jej wybawiciel. Poczuła nad sobą jakiś ruch i drgnęła.
Nie było sensu więcej udawać, więc uchyliła powoli powieki. Wpatrywały się w nią ogromne źrenice otoczone cieniutką brązową tęczówką. Piękne oczy, a nad nimi zmarszczone brwi i wysokie czoło. Ciemne włosy spadały falami aż do ramion. Pełne usta nie zdradzały żadnej emocji.
- Jak się czujesz? – Owionął ją oddech, który sprawił, że miała usta pełne śliny. Coś było z nią nie w porządku. To z pewnością wina urazu głowy albo tego piekielnego środka blondwłosej wampirzycy.
- Obolała – wyszeptała, czując, że się rumieni. Bliskość jego ciała i fakt, że oddzielała ich tylko cienka kołdra, nie pomagała jej się skupić.
- Mogę? – spytał ów wampir, odsuwając się nieco i wyciągając ku niej dłonie.
Obdarzyła go zdziwionym spojrzeniem i próbowała się podnieść. Skrzywiła się, gdy ramię odmówiło posłuszeństwa.
- Chciałbym zobaczyć twoje obrażenia.
Poszukała wzrokiem Christiana. Stał nieopodal z założonymi ramionami. Pokiwał głową.
Usiadła, przytrzymując pościel prawą dłonią, by nie odsłonić klatki piersiowej. Spojrzała ponownie na siedzącego obok mężczyznę. Patrzył na jej nagie ramiona z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Potem powoli przysunął się, by delikatnie przyłożyć chłodne dłonie do potłuczonego barku. Jego palce umiejętnie naciskały na skórę w wielu miejscach. Musiała przyznać, że nie było to nieprzyjemne.
- Czy możesz podnieść rękę w górę? – chwycił przedramię, by jej pomóc. Jęknęła cicho.
- Dobrze już. Zobaczmy twoją głowę. - Jego twarz znalazła się milimetry od jej oka. Znów poczuła ten zapach, który sprawiał, że wszystko wokół zawirowało.
- Po uderzeniu straciłaś przytomność?
- Nie – wyszeptała, z trudem opanowując drżenie głosu. Była wściekła na siebie za te niestosowne reakcje wobec badającego ją krwiopijcy.
- Mdłości? – Zachowywał się rzeczowo, jak lekarz wobec pacjenta. Był lekarzem- wampirem?
- Tak. Wymiotowałam – przyznała cicho.
Wprawnym ruchem zerwał plaster ze skroni. Z obawą obserwowała jego reakcję. Całe szczęście rana już nie krwawiła.
- To z pewnością wstrząśnienie mózgu. Powinnaś leżeć przez kilka dni, nie forsować się. A ramię jest stłuczone. Przyniosę zaraz środki przeciwbólowe i maść. – Nie patrząc na nią, wampir wyszedł z pokoju.
Christian od razu zajął jego miejsce na łóżku.
- Jesteś głodna?
- A co? Podasz mi miseczkę ciepłej krwi?
- Mamy tu ludzkiego kucharza. – Gdy rzuciła mu oburzone spojrzenie, dodał. – Dla gości.
- Gości, których zjadacie? – Złośliwości same cisnęły się na usta.
- Zdziwiłabyś się, jak chętnie ludzie pracują u nas – warknął.
Widziała, jak szczęki zaciskają mu się pod skórą. Zdecydowanie zbytnio go zdenerwowała.
- Za dużo naczytałaś się dziewiętnasto i dwudziestowiecznej literatury o nas.
- Sama widziałam, jak w pubie pożywiałeś się na tej dziewczynie.
Wybuchnął śmiechem. Przeczesał ręką włosy, a potem jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko jej własnej. W jego oczach błyszczały emocje. Mordercze emocje.
- Uwierz mi. – Jego kły błysnęły złowieszczo w mrożącym krew w żyłach uśmieszku. – Nie chciałabyś widzieć mnie pożywiającego się.
Przełknęła ślinę. Igrała z ogniem, a właściwie, z własnym życiem.
Ich potyczkę słowną przerwało wejście ciemnowłosego wampira. W dłoniach trzymał pudełka i tubkę. Stanął w drzwiach, przyglądając się.
- Kłopoty w raju – skwitował Christian, siląc się na krzywy uśmieszek. Wstał i bez słowa skierował się do wyjścia. – Cała jest twoja.
- Nie mów tego pochopnie. – Wampir wpatrywał się intensywnie. Przeszedł ją dreszcz. – Mógłbym skorzystać z oferty.
W mgnieniu oka znalazł się tuż obok. Usadowił się wygodnie na łóżku.
- Najpierw maść – wyjaśnił rzeczowo spokojnym głosem. – Obróć się.
Amy wykonała polecenie, czując się całkowicie bezbronna jak ofiara przy swoim oprawcy. Gdy poczuła jego dłoń rozmasowującą medykament, wzdrygnęła się, nabierając głośno powietrza.
- Spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił. Wcierał substancję w skórę, pieszcząc przy tym jej kark. To chyba nie należało do opieki medycznej, ale było niezwykle odprężające.
- Co robisz? – zapytała nieco zdezorientowana.
- Stosuję maść przeciwbólową i przeciwzapalną. – Ton wskazywał, że jej pytanie było niedorzeczne.
Siedzieli przez jakiś czas w milczeniu, które przerywane było jedynie westchnieniami Amy.
Czuła, że oczy zamykają się pod wpływem przyjemności. W niektórych momentach drżała, gdy chłodne palce naciskały na wrażliwe miejsca. Wampir jednak nie odzywał się, ani nie poruszał, jakby zupełnie nikogo z nią nie było. Jedynie dotyk rąk uświadamiał jej, że ktoś tu jest.
- Czy jeszcze gdzieś należy cię nasmarować? – Spojrzała na niego zdumiona. – Boli cię coś jeszcze?
Zaprzeczyła gwałtownie, nie mając zamiaru wspominać o obolałych biodrach. Gdyby ją tam masował, z pewnością rzuciłaby się na niego. Jeszcze nigdy nie była tak zażenowana reakcją swojego ciała.
- Jadłaś coś dzisiaj? – zmienił temat, wyczuwając jej zawstydzenie.
- Nie.
- Mam coś dla ciebie. – Christian wszedł z miseczką parującej potrawy. – Zupa.
Podał jej naczynie oraz łyżkę. Gdy powąchała zawartość, z ulgą stwierdziła, że pachnie całkowicie jak ludzkie jedzenie. Kolor także nie wskazywał na obecność krwi. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, jak bardzo chciało jej się jeść.
- Smacznego – zachęcił przystojny wampir, obdarowując ją znikomym uśmiechem.
Po czym odwrócił wzrok z obrzydzeniem wypisanym na twarzy.
– Jak zjesz, weź takie dwie tabletki i połóż się. Musisz wypoczywać. Przyjdę wieczorem sprawdzić, jak się czujesz.
- Dziękuję. – Chciała jakoś bezpośrednio się do niego odezwać, ale nie znała jego imienia. Zatrzymał się, jakby odczytując jej prośbę.
- Tak?
- Jestem Amy.
- Caleb. Caleb Thorton. – Ukłonił się elegancko. Ta twarz…
Wtedy cała krew odpłynęła z twarzy Reef. To on. Była w jednym pokoju z celem swojej misji. Milion myśli przebiegło jej przez głowę. Wpatrywała się w niego coraz większymi oczyma.
- Coś się stało? – Wydawał się być całkowicie zaskoczony jej zachowaniem.
- Ty… - wyszeptała zbielałymi z wściekłości wargami. – Morderco.
Nim mrugnęła, wampir znalazł się tuż przy niej. Wyglądał jak zesłany z niebios anioł zagłady, piękny i śmiertelnie niebezpieczny.
- Do usług – jego głos unosił wszystkie włosy na karku Amy.
- Zabiłeś… - Słowa więzły jej w gardle ściśniętym z niewypowiedzianych emocji.
- Oto kim jestem. Zabijam. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, a potem warknął ostrzegawczo, ukazując pokaźne kły.
Chciała mieć to już za sobą. Miała dość. Żałowała jedynie, że nie ma w sobie Zantexu.
Odsunęła do tyłu głowę, eksponując wyraźnie pulsującą tętnicę szyjną. Źrenice drapieżcy momentalnie wychwyciły ten ruch i spoczęły na niej. Nie mógł zaprzeczyć, że jej pragnął. Z iskierką triumfu w oczach wyszeptała:
- No dalej. Nie krępuj się. Przecież zawsze zabijasz bezbronnych ludzi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Czw 17:46, 23 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 21:10, 22 Gru 2010 Powrót do góry

" Jesteś głodna?
- A co? Podasz mi miseczkę ciepłej krwi?" tekst miazga? Smile
Poza tym jestem lekko rozczarowana. Dlaczego tak mało tekstu? Tak krótko?
Ledwie się rozczytałam a tu już koniec.
Ale tekst sam w sobie bardzo dobry, dynamiczny. Z dreszczykiem. Caleb... będzie ważna postacią nie tylko jako "cel" Amy, tak mi intuicja podpowiada.
Twoje opowiadanie przypomina mi troszkę serial Cień anioła z Jessiką Albą i inne tego typu produkcje. Silne wojownicze kobiety dające sobie radę w ciężkich sytuacjach, politycznych intrygach i czasach tak róznych od tych, w jakich żyjemy. Walczące o wolność "wojowniczki przyszłości".
Mam nadzieję, że Święta i przełom roku sprawi, że będziesz mieć więcej czasu na pisanie i mnóstwo weny.
Bo ja tu wrócę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 11:58, 27 Gru 2010 Powrót do góry

Cześć, Kejt
Nadrabiam przedświąteczne zaległości w czytaniu i komentowaniu z dużą przyjemnością, po kilku dniach przedświątecznej gonitwy a potem świątecznego rozpasania. Ale do rzeczy…
Zgodzę się z Aurorą, że rozdział krótki, bo ledwo zaczęłam czytać i zdążyłam się rozsmakować w sytuacji, już się zakończył. Nie żeby mi to jakoś strasznie przeszkadzało, zwłaszcza, że rozumiem dlaczego chciałaś zakończyć go właśnie w TAKIM momencie. W każdym razie sprawiłaś, że z niecierpliwością będę oczekiwać na następny.
Kochana! Zaskoczyłaś mnie maksymalnie tym, że lekarz-wampir okazał się Thortonem. Myślałam, po przeczytaniu poprzednich rozdziałów, że on jest jakimś ich dobrze strzeżonym, bufoniastym przywódcą, a tu taka miła niespodzianka. Nie dość, że przystojny i seksowny, opanowany i całkiem sympatyczny, to w dodatku od razu udało Ci cię opisać ich relację w taki sposób, że czuć tę chemię i przyciąganie między tym dwojgiem. Oj, będzie się działo… Nie zaskoczę Cię chyba jeśli dodam, że Thotron przypomina mi troszkę Dimkę. Nie wiem czy zrobiłaś to celowo, czy też podświadomie – a ja po prostu widzę podobieństwo, bo wszędzie go szukam Laughing – ale zdecydowanie mi się to podoba.
Co do reszty bohaterów: zastanawiam się jaki cel miał Christian pomagając Amy, bo chyba jednak nie pomagał jej bezinteresownie. Aż tak daleko nie jestem pro-wampirza, żeby uwierzyć w altruistyczne pobudki tego wampira, ale w każdym razie uratował ją i nie chciał przekąsić. Tu już ma plus.
Podobają mi się Twoje wampiry coraz bardziej. Są tajemnicze, wydają się groźne, piękne i trochę mroczne, a jednak wydaje mi się, że kierują się jakimś kodeksem reguł. Przynajmniej Christian i Thorton nie zachowują się jak banda ogarniętych rządzą krwi lub władzy dupków. Na tle ludzi walczących w ruchu oporu np. takiego Colina są zdecydowanie bardziej „ludzcy”.
Lubię takich niejednoznacznych bohaterów. Zaskakujących, walczących samych z sobą, intrygujących, z błyskiem w oku… Rozmarzyłam się przez chwilę.
Kejt, rozdział jak zawsze czytałam z dużą przyjemnością, zagłębiając się w stworzony przez Ciebie świat. Dodam jeszcze, że uwielbiam sposób w jaki opisujesz retrospekcje. Normalnie poczułam się tak, jakbym przez chwilę znalazła się w XIII wieku na polach bitewnych Evesham. I oczywiście czekam na dalszy rozwój wypadków, bo wprowadzona właśnie teraz przez Ciebie postać Caleba Thortona mnie niezwykle zainteresowała.
Ściskam Cię i dziękuję za dawkę świetnych emocji, którą mi zaserwowałaś w tym rozdziale. Baja.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 11:59, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:29, 31 Gru 2010 Powrót do góry

Dziękuję za wiadomość. Ciekawi mnie to opowiadanie, bo jest inne w treści. Skomplikowane jak powieść szpiegowska. Na razie nie wiem kogo mogę traktować jako sprzymierzeńca, a kogo za wroga. Bo tak naprawdę o intencjach dowiaduję się w trakcie.
A co do postaci Caleba i Christiana, to też nie wiem jacy są. To zaskakujące, że tak szybko poznała mordercę rodziny. I odnoszę wrażenie, że coś głębszego się za tym kryje.
Będę czekała na dalszy ciąg. Zapraszam do mnie "Trzy światy" albo najpierw "Dwa oblicza"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin