FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wychodząc z cienia (prolog - R1) 1.08 [NZ] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
bea7
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubliniec

PostWysłany: Nie 20:25, 01 Sie 2010 Powrót do góry

Witam. Mam nadzieję, że ta historia wam się spodoba i pozostawicie po sobie komentarz.
Bohaterką - Weronika jest dziennikarka, która zamierza rozwiązać sprawę tajemniczych morderstw, w którą wplątany jest jej szef, w którym ona jest zakochana. Bohaterem natomiast jest tajemniczy mężczyzna, który dziesięć lat temu pomógł Weronice.
To połączenie kryminału, fantastyki i romansu.
Rozdziały na bieżąco na moim chomiku: Betti191.
Życzę miłej zabawy i proszę o szczere komentarze.
Beta: Madzia020

Prolog


Czy jedna chwila wystarczy, żeby odmienić całe twoje życie?
Jeden moment...
Jeden dotyk...
Jedno spojrzenie...
I już wiedziałam...
Wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.

Tamtej nocy miałam piętnaście lat i myślałam, że świat leży u mych stóp. Łapałam każdy oddech, każdą chwilę jakby miały być moimi ostatnimi. Uważałam, że najważniejsza w życiu jest zabawa. Dlatego biegałam od imprezy do imprezy. Chciałam pić, palić, ćpać i uprawiać seks. Chciałam wszystkiego spróbować i skosztować. Wszystkiego na raz. W poważaniu miałam rady i zakazy rodziców, uważając je za przestarzałe. Żyłam pełnią życia. Brałam to, co mi dawano.
- Na pewno wrócicie same? - po raz kolejny zapytał nasz kumpel. - Mogę was przecież odprowadzić.
Obie z Martą wybuchnęłyśmy śmiechem. Jacek był zalany. Plątał mu się język i ledwo trzymał się na nogach. W dodatku stał na progu swojego domu w samych bokserkach i ani myślał zmieniać ten stan rzeczy.
Nie, Jacek zdecydowanie nie mógł nas odprowadzać.
- Idź, wyśpij się i widzimy się jutro - rzuciłam na pożegnanie.
Mieszkaliśmy wszyscy na jednym, wielkim osiedlu domów jednorodzinnych. Szłam z Martą wspominając dzisiejszą imprezę i byłam w świetnym humorze. Wypiłam dużo, ale w porę wiedziałam, kiedy przestać, tak żebym mogła samodzielnie wrócić do domu. Nie chciałam nawet myśleć, co by zrobił ojciec gdyby musiał po mnie przyjeżdżać. Dostałabym szlaban do końca życia.
Z Martą, moją najlepszą przyjaciółką rozstałam się na jednym z głównych skrzyżowań naszego osiedla. Ona poszła w prawo, ja prosto.
Kiedy weszłam do naszego parku była druga w nocy. Wiedziałam, że nie powinnam iść tędy, bo to raczej niebezpieczne o tej porze dnia, a raczej nocy, ale byłam już spóźniona. Mama pewne czeka obgryzając paznokcie.
Szłam zamyślona i nie rozglądałam się na boki.
- Hej, mała - usłyszałam krzyk za plecami. Bezsprzecznie należał on do mężczyzny.
Serce skurczyło mi się w strachu, ale zignorowałam je. To nic. Nie zwracaj na to uwagi, powtarzałam sobie. Przyśpieszyłam jednak kroku.
- Ej, gdzie tak biegniesz?! - krzyczał za mną nowy głos. - Zaczekaj na nas.
Czyli jest ich dwóch. Nie dobrze.
Szłam dalej, raźnym krokiem, starając się nie panikować. Rozważałam opcje. Mogłam puścić się biegiem, a oni pewnie pobiegliby za mną. Mogłaby podjąć grę i wtedy jakoś się wywinąć. Mogłam też czekać na ratunek.
Nie, to ostatnie odpadało. Nikt o zdrowych zmysłach nie chodzi po parku o tej porze. Mogłam, więc liczyć tylko na siebie.
Tak bardzo skupiłam się na planie ucieczki, że nie zauważyłam, jak dwóch mężczyzn dogoniło minie i teraz szło równo ze mną. Teraz już nie potrafiłam ignorować strachu, który na dobre rozgościł się w moim sercu. Starałam się nie zwracać uwagi na ich obecność. Szłam dalej, nie patrząc na nich i modląc się, żeby to była z ich strony głupia zabawa, która za chwilę im się znudzi.
Czułam od nich alkohol. Dosłownie nim przesiąkali. I to on dawał mi odwagę, zapewniał poczucie wyższości i dawał pewność siebie. To natomiast zmniejszało moje szanse. Nie miałam pojęcia jak zdołam się wywinąć.
- Hej, jakaś małomówna jesteś - jeden z nich, wyższy i kompletnie łysy, złapał mnie za łokieć i obrócił twarzą do siebie. - Jak masz na imię?
Nie wiem nawet skąd w moim wnętrzu wziął się ten chwilowy przypływ odwagi. Może dopiero w tym momencie tak naprawdę dotarła do mnie groza sytuacji.
- Puść mnie - warknęłam, wyrywając rękę z jego uścisku.
Tym tylko wywołałam u niego wesołość.
- Oho, ostra jesteś - zawołał, po czym zwrócił się do kumpla. - Tym lepiej. Będzie lepsza zabawa.
Chciał mnie złapać, ale uskoczyłam w tył, a kiedy się zbliżył, kopnęłam go w krocze
- Ty dziwko - wrzasnął odsuwając się kilka kroków. - Zapłacisz mi za to!
Działałam na czystej adrenalinie. Nie zastanawiałam się nad tym, co robię, ani jakie to będzie miało konsekwencje. Musiałam się ratować za wszelką cenę. Nie byłam jednak dość szybka i silna, żeby odepchnąć drugiego z napastników. Złapał mnie w pół i powalił na ziemię.
- Miało być miło i przyjemnie - wysapał mi w usta, jednocześnie usiłując mnie całować.
Zaczęłam się wyrywać, kopać i szarpać, a nawet gryźć. Wszystko na nic. Był za silny. Usiadł na mnie okrakiem, tym samym blokując mi nogi. Usiłowałam się podnieść i usiąść, ale w tym momencie drugi z nich właśnie się pozbierał. Podbiegł i złapał mnie za ręce. W ten sposób byłam całkowicie rozbrojona i unieruchomiona. Mimo to ciągle próbowałam walczyć. Nie mogłam się poddać. Nie mogłam im na to pozwolić, mimo iż wiedziałam, że nie wygram z nimi. Gdybym teraz się poddała i stała się uległa, nie wybaczyłabym tego samej sobie.
- Złaź ze mnie, złamasie - wydarłam się, mając nadzieję, że tym go zdekoncentruję.
Jedyne, co uzyskałam to mocny cios w twarz.
- Zamknij się, suko - warknął ten, który trzymał moje ręce. - Zabawimy się i po wszystkim. Będziesz jak najbardziej zadowolona.
Chciałam coś powiedzieć, ale w tym samym momencie jeden z nich wyjął nóż i przyłożył mi do policzka.
- Jeszcze słowo, choćby najcichszy krzyk, a przestanę być miły - wyszeptał mi prostu od ucha.
Głośno zaczerpnęłam powietrza i zaraz potem zapomniałam o oddychaniu. Czułam ich śmierdzące oddechy, słyszałam śmiech. Czułam dłonie przesuwające się po moim ciele i zimne ostrze noża sunące po mojej szyi. Rejestrowałam to wszystko, wiedziałam, że dzieje się to naprawdę, a mimo to uparcie wmawiałam sobie, że to sen. Nie mogli mnie napaść. Nie mogli mnie zgwałcić. To nie mogło mnie spotkać. Nie mnie, wyluzowaną, pewną siebie i lubianą przez wszystkich nastolatkę. Takie rzeczy się nie dzieją. Mają miejsce tylko na filmach i w książkach.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Co jest prawdą, a co wytworem mojej wyobraźni. Miałam wrażenie, że mój duch już uleciał z ciała i teraz przygląda się temu wszystkiemu z góry. Obserwuje. Patrzy jak dwóch goryli gwałci jakąś dziewczynę. Długą chwilę wmawiałam sobie, że to dzieje się komuś innemu, a ja jedynie obserwuję i nie potrafię nic z tym zrobić.
Oprzytomniałam dopiero, kiedy poczułam jak nóż przesuwa się w dół i przecina moją bluzkę, a potem biustonosz na pół. Facet, który ciągle unieruchamiał moje nogi, przesunął nóż w dół mojego brzucha, rozpiął dżinsy, po czym sięgnął do swojego rozporka.
- Boże, to się nie dzieje... - Szepnęłam sama do siebie.
Nie wiem nawet, kiedy zostałam w samych majtkach. Nie byłam pewna, czy rejestruję wszystko tak jak powinnam. Miałam wrażenie, że tracę zmysły i przytomność. Czułam oddech faceta na szyi i ręce na piersiach, które sprawiały mi ból. Nie byłam w stanie nawet krzyczeć. Chciałam jedynie, żeby to się wreszcie stało. Niech on to zrobi i da mi spokój. Niech zniknie, odejdzie, umrze. Tylko niech to się wreszcie stanie.
Czułam, że zaczynam tracić przytomność. Całą sobą skupiłam się na tym, żeby nie zemdleć. Wiedziałam, że wtedy było by jeszcze gorzej. Musiałam nad sobą panować. Powstrzymać łzy, które nagle pojawiły się w moich oczach i działać. Skoro nie mogłam się bronić, musiałam, chociaż zapamiętać jak najwięcej. Każdy szczegół mógł być ważny dla policji i prokuratora.
I wtedy rzeczy zaczęły dziać się bardzo szybko. Do tej pory nie wiem, co tak właściwie się tam stało.
Usłyszałam przerażony krzyk mężczyzny, który trzymał moje ręce. Jego uścisk momentalnie zelżał, po czym zniknął. Słyszałam jego szybkie kroki i chwilę później już go nie było. Uciekł. Nie zdążyłam mrugnąć, a ktoś, lub coś ściągnęło ze mnie tego okropnego faceta.
Słyszałam jego krzyk, jakieś ciosy. Ktoś się bił. Podniosłam się i usiadłam. Moim oczom ukazał się obraz, który na zawsze pozostał w mojej głowie.
Moim wybawicielem okazał się wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna cały w czerni i z długimi włosami. Trzymał mojego niedoszłego gwałciciela za gardło i pochylał się nad nim. Zupełnie jakby szeptał mu coś do ucha. Potem, z szybkością światła odsunął się i wymierzył mu mocny prawy sierpowy, co spowodowało, że facet osunął się na ziemię. Był nieprzytomny.
Siedziałam tam, jak skamieniała, nie potrafiąc się poruszyć, czy choćby mrugnąć. Byłam w szoku. Wszystko działo się tak szybko. Nie nadążałam za tym.
Mój wybawca powoli odwrócił się twarzą do mnie i momentalnie przestałam się bać. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. Nie znałam go, ale od zaraz mu zaufałam. Momentalnie poczułam się bezpieczna. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, jedynie zarysy, ale wiedziałam, że jest starszy ode mnie i przystojny. Powiódł wzrokiem po moim pół nagim ciele, po czym ściągnął kurtkę i rzucił nią we mnie.
Ubrałam się nie odrywając od niego oczu. W ciemności nie widziałam dokładnie, ale byłam pewna, że jego oczy są czarne. Teraz ciskały gromy. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w te czarne studnie bez dna żeby wiedzieć, że jest niebezpieczny. Że jest, będzie dla mnie kimś ważnym. Jedno spojrzenie, a ja wiedziałam, że nigdy już go nie zapomnę. Choćbym miała go już nigdy nie zobaczyć, on zawsze będzie mnie prześladował. Rozpoznam go zawsze i wszędzie.
- Jesteś cała? - zapytał.
Głos miał głęboki i lekko zachrypnięty. Seksowny.
Byłam w szoku i pod wielkim jego wrażeniem, dlatego jedyne, co mogłam zrobić, to niepewnie pokiwać głową.
- Więc wracaj do domu.
Tym jeszcze bardziej mnie zaskoczył. Nie tego się spodziewałam.
- Ale...
- Podnieś tyłek i wracaj grzecznie do domu - warknął, odwracając się do mnie plecami. Pochylił się nad nieprzytomnym i chyba sprawdzał jego puls.
- Ale...a on...
- Zajmę się nim - mruknął.
Wiedziałam, że nic więcej nie wskóram.
Podniosłam się chwiejnie na nogi, wciągnęłam dżinsy i co chwila obracając się za siebie ruszyłam do domu.
Drogę pokonałam w pięć minut. Wpadłam do pokoju i wtuliłam się w poduszki.
Nie spałam całą noc, wspominając to straszne zdarzenie.
Jego czarne oczy widzą do dziś.
Jego skórzaną kurtkę mam do dziś.

Rozdział 1


Dziesięć lat później...

- Ok. Możesz się w tym pokazać - powiedziałam sama do siebie, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Byłam wysoką, szczupłą młodą kobietą, która właśnie dziś zaczynała pracę. Pierwszą, poważną pracę za prawdziwe, poważne pieniądze. Wiązałam z tym wielkie nadzieje, a mama mówiła, że zawsze w takich chwilach trzeba dobrze wyglądać. Zamierzałam posłuchać jej rady. Założyłam wąską, granatową spódnicę sięgającą do kolan i białą, obcisłą bluzkę z dekoltem w szpic, a do tego klapki na wysokich obcasach. Długie, kasztanowe włosy związałam wysoko, w koński ogon i pozwoliłam grzywce spadać swobodnie na czoło. Zrobiłam lekki makijaż, podkreślając czekoladowe oczy. Uznawszy, że mogę w tym stroju wyjść z domu, chwyciłam torebkę, pożegnałam swojego kota, Filemona i wyszłam, zamykając drzwi swojego małego mieszkania na trzy zamki.
Od czterech lat mieszkałam sama. Bez rodziców, bez nadzoru, bez ograniczeń. Robiłam co chciałam, kiedy chciałam i z kim chciałam. Byłam samodzielna i czułam się z tym zajebiście.
Dwa miesiące temu skończyłam dziennikarstwo, a tydzień temu odbyłam pierwszą, poważną rozmowę kwalifikacyjną. Do tej pory, kiedy o tym pomyślę, po plecach przebiegają mi ciarki. Bałam się jak cholera, a wychodząc z biura dyrektora gazety byłam pewna, że wypadłam fatalnie i nic z tego nie będzie. Dobrze, że miałam Martę, która bez mrugnięcia okiem wysłuchiwała moich żalów. Gdybym trzymała to w sobie, niechybnie nabawiłabym się depresji. Może nie było to normalnie zachowanie z mojej strony, ale tak już miałam, przejmowałam się wszystkim i zawsze zbyt emocjonalnie podchodziłam do tego co się dzieje w moim życiu. Ale taka już byłam.
Od kilku lat nie spóźniałam się już na autobus. Jeździłam bowiem własnym samochodem. Na pierwszym roku studiów zrobiłam prawo jazdy i jakimś cudem udało mi się prowadzić samochód bez stłuczki na koncie.
Mieszkałam w Olsztynie, gdzie korki są na porządku dziennym, więc przejechanie całego miasta zajęło mi prawie godzinę.
Miałam pracować w gazecie - "Życie". Była nowa na rynku i dopiero się rozwijała. Nie myślałam, że tak od razu uda mi się dostać do działu, który mnie interesuje, czyli kronika kryminalna, ale miałam nadzieję, że nie będę musiała pisać o najlepszych gipsach, odpowiednio dopasowanych do sukienki. Nie zniosłabym tego.
Redakcja znajdowała się w nowo wybudowanym wieżowcu, na piętnastym piętrze. Gmach prezentował się wspaniale. Marmurowo - szklany, w jasnych barwach i nowoczesnej konstrukcji.
- Dzień dobry - zwróciłam się do portiera. - Nazywam się Weronika Ziemińska i mam tu od dziś pracować.
Starszy, niski mężczyzna uśmiechnął się do mnie, pokazując idealną protezę.
- Miło mi - powiedział. - Gdzie konkretnie ma pani pracować?
A, no tak. W budynku znajdowało się kilka firm.
- W "Życiu".
Mężczyzna, Stefan, jak przeczytałam na identyfikatorze, uśmiechnął się po raz kolejny, sięgnął pod blat biurka i po chwili wyjął plakietkę i kartę magnetyczną.
- To pani identyfikator i karta wstępu - powiedział, podając mi rzeczy. - Pan Gołąbski czeka na panią w swoim gabinecie.
Podziękowałam i ruszyłam na górę.
Na piętnastym piętrze powitał mnie ogromny harmider. Z windy wychodziło się bezpośrednio do sali dziennikarzy. Stało tam siedem biurek, w tym jedno gotowe dla mnie. Ludzie chodzili, siedzieli i rozmawiali. Nikt nie pracował. Kiedy zostałam zauważona, wszystko momentalnie ucichło. Wszystkie pary oczu skierowały się na mnie.
Nie znosiłam takich sytuacji. Czułam się skrępowana i nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować.
- E...cześć - powiedziałam, niepewnie podnosząc rękę na powitanie. - Weronika Ziemińska. Mam z wami pracować.
Jako pierwszy czucie w kończynach odzyskał megaprzystojny (w mojej ocenie) mężczyzna o czarnych, krótko ściętych włosach i idealnie wyrobionych mięśniach widocznych pod przylegającą do ciała koszulką. Wyglądał jak model, który dopiero co zszedł z wybiegu. Nie wiedzieć czemu pomyślałam, że jest on gejem.
- Hej, Filip Ogarczyk - podał mi dłoń, którą natychmiast uścisnęłam.
I wtedy strzeliłam gafę.
- Jesteś gejem, prawda? - wypaliłam zanim zdążyłam się ugryźć w język.
Na moment zapadła grobowa cisza, a potem.... śmiech.
Cholera, cholera, cholera, ja zawsze wiem, jak zacząć znajomość.
- Tak, jestem gejem - powiedział z uśmiechem. - Spostrzegawcza jesteś, nie ma co!
Uśmiechnęłam się, nieco już spokojniejsza. Wyglądało na to, że się nie obraził.
Filip złapał mnie pod ramię i poprowadził do mojego biurka. Było malutkie i stało pod oknem. Poznałam resztę zespołu, łącznie pięć osób, które momentalnie polubiłam. Wyglądali na zgrany zespół i grupę świetnych ludzi, którzy mają do siebie bezgraniczne zaufanie. Wiedziałam, że do takich grup trudno się wbić nowym osobą, ale byłam dobrej myśli. W końcu przyjęli mnie dość ciepło.
Siedziałam tak, patrząc jak moi nowi koledzy zabierają się do pracy i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że tak w zasadzie to nie mam pojęcia co mam robić. O czym pisać, ani jak zorganizować pracę. Nie wiedziałam w zasadzie nic. A ponieważ należałam do osób dość zakręconych, wiedziałam, że wchodząc tu zapomniałam o czymś ważnym. I z tegoż samego, zakręconego powodu nie wiedziałam co to takiego. Wymyśliłam sobie, że zastanowię się nad tym, włączając komputer. Pracował on nadzwyczaj szybko i sprawnie. Nie to co mój, pomyślałam. Stworzyłam hasło, zalogowałam się i wtedy mnie ośliniło.
Osz, kuźwa jego mać!
Pół godziny temu, czyli w momencie kiedy weszłam na to przeklęte piętnaste piętro miałam pokazać się u dyrektora.
O jasna cholera.
Pierwszy dzień i już broję.
Jak oparzona zerwałam się z krzesła i lawirując między biurkami innych wskoczyłam do windy, która akurat się otwierała.
Nie, nie wskoczyłam do windy. Wpadłam na kogoś. Ten ktoś miał twarde i mocne mięśnie, był wysoki i złapanie mnie nie sprawiło mu najmniejszej trudności. Musiał to być mężczyzna. Miałam tylko nadzieję, że nie Wojciech Gołąbski, mój pracodawca. Pomógł mi pewniej stanąć na nogi i dopiero wtedy puścił moje ramiona.
- Przepraszam pana bardzo, ja po prostu...
- Nic nie szkodzi - powiedział szorstko, nie racząc mnie ani jednym spojrzeniem.
Wyminął mnie i szybko odszedł. Stałam tam, jedną nogą w windzie i patrzyłam za oddalającym się mężczyzną. Przez chwilę widziałam jego profil i byłam pewna, że skądś go znam. Nie mogłam jedynie skojarzyć skąd. Moje myśli bardziej zaprzątał fakt, że facet ma idealne ciało, pięknie pachnie i jest niesamowitym gburem.
Kiedy wreszcie udało mi się wjechać pięto wyżej, gdzie urzędowało szefostwo gazety, byłam roztrzęsiona i podenerwowana. Może i byłam osobą wyluzowaną i zakręconą, ale byłam również nerwowa i impulsywna. Denerwowałam się kiedy na czymś mi zależało. Tak jak na tej pracy. Dlatego teraz, idąc na spotkanie z nowym szefem, po tym jak zignorowałam jego pierwsze polecenie, bałam się.
- Przepraszam, nazywam się...
- Weronika Ziemińska i pół godziny temu miałaś być u szefa - przerwała mi piękna sekretarka szefa, której nie polubiłam już w dniu rozmowy kwalifikacyjnej. Nie jestem pewna, ale zdawało mi się, że widzi we mnie konkurencję.
Nie, przestań, to głupota - pomyślałam.
- Ok, czyli skoro tak, to pewnie na mnie czeka i...
- Teraz jest zajęty - znów mi przerwała. Tym razem nie wkurzyła. - Musisz poczekać.
Wskazała mi jeden z foteli i nie zwracając na mnie więcej uwagi, wróciła do cięcia białych kartek.
Zajebiście, podpadłam sekretarce.
Siedziałam tak może z piętnaście minut, kiedy wreszcie drzwi gabinetu się otworzyły i wyszedł z nich postawnie zbudowany, wysoki mężczyzna o czarnych włosach, przyprószonych siwizną. Podszedł do biurka sekretarki i podał jej jakieś papiery. Odwrócił się, spojrzał na mnie, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
Poczułam jak coś spada z mojej piersi. Tak sympatyczny uśmiech nie mógł oznaczać niczego złego, prawda?!
- Weronika. Zapraszam do mnie - powiedział, wskazując mi drzwi swojego gabinetu.
Wstałam i szybko, nie patrząc na zaciętą twarz sekretarki, której imienia nie pamiętałam weszłam do pokoju, w którym byłam ostatnio tydzień temu.
- Przepraszam pana za spóźnienie, po prostu...
- Po pierwsze, mów mi Wojtek - powiedział, wskazał mi fotel przy biurku, po czym sam usiadł. - Nie lubię tej oficjalnej formy.
- Ok... Więc przepraszam...
- Po drugie tym razem ci daruję - przerwał mi nadal z uśmiechem.
Ulżyło mi tak bardzo, że nie wykrztusiłam słowa.
- Wezwałem cię, bo chciałem cię oficjalnie przywitać i zaznajomić z zespołem, ale to zrobiłaś już sama, więc trudno - mówił. - Musisz jeszcze poznać swojego bezpośredniego szefa.
- Czyli...
- Naczelnego - wyjaśnił. - Rafał Radomski. Świetny facet. Na pewno się dogadacie.
- A... co ja właściwie mam robić? - zapytałam, zanim kolejny dziś raz zdążyłam ugryźć się w język. - To znaczy, nie mam żadnego tematu i nie wiem...
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi, które niemal natychmiast się otworzyły.
- O, przepraszam, nie chciałem ci przeszkadzać - usłyszałam aksamitny baryton, który skądś znałam. - Przyjdę...
- Nie, nie, bardzo dobrze, że jesteś - Wojtek wstał i wyszedł zza biurka. Wskazał na mnie. - Rafał, to nasza nowa pracownica, Weronika Ziemińska. Weronika to właśnie nasz naczelny...
Odwróciłam się, przywołując na twarz uśmiech, który zgasł natychmiast gdy zobaczyłam stojącego w drzwiach mężczyznę.
Wiem, że to mogło wyglądać raczej dziwnie, ale zamarłam w bezruchu, wlepiając oczy w wysokiego mężczyznę, o czarnych, przydługich włosach, czarnych jak noc oczach i idealnie wyrzeźbionej sylwetce. Pocieszał mnie fakt, że nie patrzyłam na niego z zachwytu i z wywalonym językiem, a w czystym szoku i niedowierzaniu, a nawet z odrobiną szczęścia. On nie pozostawał mi dłuży. Patrzył na mnie poważnym, rzeczowym wzrokiem i chyba oczekiwał z mojej strony jakiejś reakcji.
Od razu go poznałam.
To był on.
To na niego wpadłam.
To jego spotkałam dziesięć lat temu w parku.
To był on.
Mój wybawca.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
`Other.
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lut 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lublin

PostWysłany: Czw 20:27, 28 Lip 2011 Powrót do góry

Pierwsze co pomyślałam po przeczytaniu twojego opowiadania to było : " wow " . Podoba mi się fabuła Twojego ff , taka hmm....nowoczesna i w ogóle , aż brak mi słów żeby to opisać ;]
Szczególnie muszę pochwalić twój styl pisania , bo piszesz bardzo zwięźle przez co czyta się Twoje ff bardzo płynnie i przyjemnie . Fajnie opisujesz zdarzenia , w prologu miałam wrażenie jakbym sama się tam znajdowała xd Miałam tylko nadzieję , że ów wybawca ukarze się trochę później Wink

Życzę przy pisaniu następnego rozdziału ! Czekam z niecierpliwością : ))

Edyta .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez `Other. dnia Czw 20:28, 28 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin