FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Pokochać wampira [NZ] [OOC] Rozdział Piąty (29.09.2011) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Nie 16:04, 29 Maj 2011 Powrót do góry

Przedstawiam wam moje dziecko :)Urodziło się na diagnozie z matematyki i domagało się szybkiego przedstawienia, więc jest :D Wystawiam się na wasze (niekoniecznie przychylne) opinie ;] Zależy mi na tym, dobrze jest wiedzieć co ludzie sądzą o moich wypocinach



Krótki opis:
Życie jest ciężkie, kiedy ma się 17 lat i dwuletnie dziecko. Szkoła, nauka, pomoc w domu i jednocześnie spędzanie czasu z synem. Jednak Bella radziła sobie ze wszystkim. Nie było idealnie, ale poświęcała się Ianowi w całości, zawsze znajdywała dla niego czas i wiedziała co będzie dla nich najlepsze. Lecz kiedy w mieście pojawili się Cullenowie, a jeden z nich zawrócił bohaterce w głowie, jej życie odwróciło się o 180 stopni. Pierwszy raz nie wiedziała co zrobić z ilością zalewających ją uczuć.



Prolog



Czasami wydaje się, że życie jest tylko układanką. Istniejemy, oddychamy, spełniamy marzenia. Każdy dzień jest tylko kolejną częścią. Życie bez problemów, z kochającą rodziną, z wszechobecną miłością. Moje życie dokładnie takie było. Mieszkałam z mamą, na prawdę złota kobieta. Zawsze uśmiechnięta, oferująca pomocną dłoń. Dopóki nie poznała Phila, jej obecnego męża. Miałam wtedy trzynaście lat. Zaczęły się problemy. Oboje coraz częściej wracali do domu pijani, wszędzie walały się butelki, niedopałki papierosów i fragmenty moich zniszczonych marzeń. Jednak mieszkaliśmy razem, udawaliśmy szczęśliwą rodzinę. Dopóki nie okazało się, że jestem w ciąży. To był tylko jeden raz. Właściwie, nie wiedziałam nawet, czy już skończył. Stało się. Matka wpadła w szał, zaczęła krzyczeć i rzucać we mnie wszystkim, co miała pod ręką. Wtedy zapadła decyzja. Tuż przed porodem miałam wyjechać do Forks, mieszkać z ojcem. On był zupełnym przeciwieństwem Renee. Zawsze opanowany, milczący. Cieszył się każdą drobnostką. Słyszałam tą radość w jego głosie, kiedy dowiedział się, że mam z nim mieszkać i kiedy powiedziałam mu, że będzie dziadkiem. I choć moje życie od kilku lat było jedną, wielką katastrofą, to ta drobna rzecz zmieniła cały mój światopogląd. Nie wiedziałam, co mnie tam czeka. Nie wiedziałam jak wszystko się potoczy. Ale cieszyłam się. Cieszyłam się jak małe dziecko, które dostało upragnioną zabawkę, wiedząc, że będzie się nią bawić przez na prawdę długi czas.

***

Wysiadłam z samolotu, ciągnąc za sobą ciężką, fioletową walizkę w zielone wzory. Już z daleka widziałam biegnącego do mnie Charliego. Miał na sobie ciemnoniebieską koszulę w kratę i stare, powycierane dżinsy. Nie przywiązywał uwagi do tego, jak wygląda.
- Bella! Tak się cieszę, że jesteś! - Stanął przede mną oddychając ciężko. Przytuliłam się do niego, oczywiście na tyle, na ile pozwolił mi mój wielki brzuch. - Daj mi tą walizkę, nie możesz dźwigać! - Krzyknął uderzając się ręką w czoło. Zaśmiałam się.
- Char... Tato, ciąża to nie choroba, nie potrzebuję żadnej specjalnej opieki - Skrzywiłam się, kiedy zabrał mi walizkę z rąk. Poprawiłam czarną torbę na ramieniu. - Jest marzec, Bello. Uzgodniłem w szkole, że będziesz musiała napisać tylko egzaminy końcowe i będziesz mogła iść do szkoły od września. - Uśmiechnęłam się na to z wdzięcznością i zaczęłam się toczyć - tak, toczyć, bo chodzeniem tego nie było można nazwać - w stronę samochodu ojca. Zwykły, policyjny wóz.
- Dziękuję, że o tym pomyślałeś. Naprawdę, byłoby mi ciężko chodzić do szkoły z takim arbuzem - Pogłaskałam się po brzuchu i wsiadłam do auta.
- Kochanie, chłopiec? Proszę, powiedz, że to chłopiec - Zajęczał Charlie w połowie drogi do domu. Tak, z pewnością moje nowe miejsce zamieszkania będę mogła nazwać domem.
- Tak, będzie mały Ian Charlie - Uśmiechnęłam się do ojca i spojrzałam przed siebie.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zostanę dziadkiem - Skwitował. Na tym zakończyliśmy rozmowę. Kolejna zaleta Charliego - nie był rozmowny ani towarzyski.

***

- Bells, to jest Twój pokój. - Charlie wskazał przestronny pokój. Pierwszym, co dostrzegłam były fiołkowe ściany, na których wisiały zdjęcia z czasów, kiedy jeszcze byłam mała. Duże łóżko z pościelą w kolorze głębokiego fioletu i czarna narzuta idealnie ze sobą współgrały. Weszłam do pokoju i rozejrzałam się bardziej. Obok mojego łóżka stała mała komoda i dziecięce łóżeczko. Warto dodać, że było ono kiedyś moje. Teraz miało kolor ciemnego brązu i stało tuż obok okna, o które uderzały wielkie krople deszczu. Po drugiej stronie pokoju stał przewijak, biurko i komputer. Idealnie. Byłam mu strasznie wdzięczna za wszystko, co dla mnie robił.
- Jest pięknie, nie wyobrażałam go sobie inaczej. - Powiedziałam szczerze i pocałowałam go w policzek. Wiedziałam już, że będę się tutaj dobrze czuła - Tato, zjadłbyś coś? Mogę ugotować na przykład... Lazanię. - Spojrzałam na niego. Wielki uśmiech gościł na jego twarzy, jednak chwilę później widziałam tylko zaniepokojenie w jego oczach.
- Chętnie, Bello. Mogłabyś zrobić więcej? Dziś wpadną na obiad Billy z Jacobem. - Spojrzał na mnie zmieszany. - Pamiętasz ich prawda? Jake jest w Twoim wieku, na pewno się dogadacie. - Uśmiechnął się promienie i przytulił mnie. - Pewnie chcesz się rozpakować. Czekam na dole, Bells. - Klepnął mnie w ramie i wyszedł z pokoju. Zostałam sama. Jak palec. A właściwie nie. Jest jeszcze Ian, rosnący tuż pod moim sercem. Szybko się wypakowałam i zeszłam na dół. Wkroczyłam do kuchni. Idealnie poukładane naczynia w szafkach, błękitne ściany i stół, wokół którego stało kilka krzeseł. Zwyczajna kuchnia, całkiem normalnej rodziny.
- Tato! Masz makaron na lazanię? - Krzyknęłam do niego. Szybko przyszedł do kuchni.
- Jest w górnej szafce, Bells. - Podał mi pudełko - Pomóc Ci w czymś? - Spytał, choć jego spojrzenie wyraźnie mówiło, że chce wrócić do pokoju.
- Nie, dam sobie radę. - Śmiejąc się wygoniłam go z kuchni i zabrałam się za gotowanie. Brzuch, co prawda przeszkadzał mi w tym, ale myślę, że całkiem nieźle mi poszło. Szybko uwinęłam się ze sprzątnięciem kuchni, jedzenie zostawiłam w piekarniku i skierowałam się w stronę pokoju. Przerzuciłam chyba całą szafę w poszukiwaniu czegoś co nadawałoby się na wieczór, a jednocześnie nie podkreślało tego, że jestem w zaawansowanej ciąży. I znalazłam. Niebieska tunika zwężana tuż pod biustem powodowała, że mój brzuch nie odznaczał się aż tak bardzo. Do tego założyłam czarne leginsy i takie same baleriny. Przejrzałam się w lustrze. Było okej.
- Bells, dzieciaku, zejdź do salonu! - Usłyszałam krzyk Charliego. Powoli zeszłam po schodach i zobaczyłam chłopaka. Niskie to było, pryszczate, a na jego nosie spoczywały czarne okulary. Takie kujonki. Miał na sobie koszulę w kratę i proste, zielone dżinsy. Jęknęłam w duchu.
- Cześć, Isabello! - Krzyknął do mnie, wyciągając wielkie ręce w moim kierunki i śliniąc się przy tym jak pies. Naprawdę, nie wiedziałam czy mam się zacząć śmiać, czy płakać i uciekać.
- Nie zbliżaj się do mnie! - Pisnęłam i schowałam się za plecami ojca. Ten chłopak mnie przerażał, jakby było mało, że był obrzydliwy.
- Bądź miła. - Szepnął mi na ucho Charlie. No tak, to są jego przyjaciele, nie powinnam się tak zachowywać. Spojrzałam na ojca chłopaka. Wydawał się wysoki i dobrze zbudowany. Nie mogłam jednak tego dokładnie powiedzieć, bo mężczyzna jeździł na wózku inwalidzkim. Był ubrany w czerwoną koszulkę na krótki rękaw i czarne, sztruksowe spodnie.
- Przepraszam. - Mruknęłam - Wiem, że powinnam was znać, ale nie przypominam sobie ani Ciebie, ani Twojego ojca - Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się. Wymuszony uśmiech. Cóż, w moim przypadku nikt go nie odróżni od tego prawdziwego. Poszliśmy do kuchni. Charlie podał obiad i wszyscy zajęli się jedzeniem. I chwała im za to!
- Nic nie szkodzi, Bello, że nas nie pamiętasz. Jestem pewien, że stworzycie z Jake'm piękną i kochającą się parę. - Powiedział Billy z szerokim uśmiechem. Kawałki obiado-kolacji z odrobiną soku pomarańczowego wylądowała na mojej bluzce i stole, a ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Nie no, to już był szczyt wszystkiego. Próbują wyswatać mnie z kujonowatym karłem? Nie dziękuję, postoję.
- Wybacz, ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Powiedziałam wycierając siebie i stół. - Twój syn jest... - Nie wiedziałam jak ubrać to w słowa - raczej mało pociągający. - Wykrztusiłam, tłumiąc śmiech.
- Bells. - Syknął ojciec.
- Nie, Charlie, w porządku. - Uśmiechnął się Black Senior. - Chociaż spróbowałem.
- Tato, przepraszam, ale jestem zmęczona. Pozwolicie, że pójdę spać. - Oznajmiłam i cmoknęłam ojca w policzek. - Dobranoc.

Powoli weszłam do pokoju i padłam na łóżko. Wybuchnęłam tak głośnym śmiechem, że w najciemniejszych zakamarkach Port Angeles musieli mnie usłyszeć. Kilka minut później uspokoiłam się trochę, i poszłam się umyć. Naprawdę, męczący dzień.



Właśnie od początku miałam zamiar pokazać zachowanie Belli jako szczeniackie i niedojrzałe, żeby później wyraźnie było widać, jak wydoroślała, kiedy urodziła. A po takim właśnie dziecięcym zachowaniu najlepiej będzie tą zmianę widać. Co do Jacoba podobnie. Miał być typowym frajerem, żeby pokazać, jak zmienił się, kiedy Cullenowie sprowadzili się do miasta, a on "zamienił się w małego, słodkiego pieska".
Cieszę się, że sam pomysł się podoba. Myślę, że czegoś takiego jeszcze nie było. Była Bella-porywaczka, ćpunka, prostytutka, sprzątaczka, kierowca wyścigowy, ale Belli jako młodej mamy jeszcze nie widziałam.

Mam nadzieję, że moderatorzy, ani nikt taki, nie używają pomarańczowego jako "swojego" koloru. Jeśli tak, szybko mogę to zmienić :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invincibile dnia Pon 11:12, 03 Paź 2011, w całości zmieniany 9 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 18:13, 29 Maj 2011 Powrót do góry

"Czekam na Dole, Bells" na dole z małej litery.
"Wkroczyłam się do kuchni "- wkroczyłam do kuchni lub wtoczyłam sie do kuchni.
Masz makaron na Lazanię? - mimo ze to nazwa nie musi być z dużej litery a poprawnie pisze się lasagne.
"Brzuch, co prawda przeszkadzał mi w tym, ale, skromnie mówiąc oczywiście, świetnie mi poszło." nieźle pokręcone. To wtrącenie "skromnie mowiąc oczywiście" jest tu zbędne. Przeredaguj może to zdanie bo nie brzmi najlepiej.
"i poszłam (potoczyłam się) do pokoju." Przeredaguj, nie powinnaś wstawiać tekstu z nawiasami, które nic nie wnoszą. Zresztą bardzo często pojawia sie zwrot poszłam i potoczyłam się. Rozumiem, że Bella jest w zaawansowanej ciązy. Ale istnieją inne określenia dotyczące przemieszczania się.
"Przerzuciłam chyba całą szafę w poszukiwaniu czegoś ‘odpowiedniego’.
schowałam się za Ojca." Apostrof " a nie'. Poza tym ojca z małej.
Zachowanie Billego bylo dziwne. Przedsatwienie Jackoba jako totalnego frajera też niezbyt dobre. Zachowanie Belli, ukrywającej się za plecami Charliego szczeniackie i niegrzeczne.
Myślę, ze nie powinnaś pisać mową potoczną. Wtedy tekst byłby lepszy. Piszesz opowiadanie, więc język literacki jest jak najbardziej na miejscu.
Znajdź dobrą betę, wtrąć więcej opisów, ale nie takich;przyszłam, poszłam, potoczyłam się, zjadłam, poszłam się myć.
Po jednym rozdziale ciężko powiedzieć coś o samym pomyśle, sądzę ze może byc ciekawie.
Popracuj nad stroną techniczną - dobra beta jak najbardziej powinna pomóc.
Życzę cierpliwości, bo nikomu nie udało się od razu napisać arcydzieła


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wild Rose
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Maj 2011
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Brooklynu.

PostWysłany: Nie 22:12, 29 Maj 2011 Powrót do góry

Za pierwsze pięć zdań cię kocham, później było trochę gorzej. Wiem, początki zawsze są trudne, a poza tym jestem tutaj nowa i moja wiedza na temat FF jest trochę ograniczona. Jeśli chodzi o błędy: po pierwsze nie widzę myślników oddzielających wypowiedzi bohaterów od opisu. Po drugie: "Bells, to jest Twój pokój"- wydaje mi się, że wielką literę w zwrocie do adresata stosuje się w listach, o takiej zasadzie dotyczącej opowiadań jeszcze nie słyszałam. Ale moja wiedza dotycząca zasad jest raczej ograniczona. Ogólnie to trzymam kciuki, bo pomysł na fabułę masz ciekawy. Powodzenia! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lexa
Gość






PostWysłany: Pon 7:32, 30 Maj 2011 Powrót do góry

No więc: Pomysł na fabułę ciekawy, ale potrzebna Ci jest beta. Odnośnie stylu, to tak jak mówiła Aurora Rosa język literacki byłby tu lepszy niż potoczy. Ale ogólnie FF jest interesujący i będę tu zaglądać.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym tworzeniu tego FF Very Happy
Lexa


Ostatnio zmieniony przez Lexa dnia Wto 18:18, 31 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Pon 12:52, 30 Maj 2011 Powrót do góry

Pierwszą część zdzierżyłam. Drugą nie mogłam po prostu czytać, ale powiedziałam sobie, że nie wypada tak robić. Trzecia to apokalipsa.
Masz betę? Nawet podstaw nie znasz. Znaki interpunkcyjne kuleją, tak samo jak dialogi. Tekst wyglądałby o niebo lepiej, gdybyś znalazła DOBRĄ betę. Nie jest tak źle, pomysł fajny (nie jest nowy), czytałam już wiele ff, Bella jako matka.
Rozpisuj się, nie gryzie.
Szczegóły są ważne. Np., gdy był moment z walizką, mogłaś napisać: W lewej ręce trzymałam bordową walizkę w prążki. To pomaga bardziej wyobrazić sobie sytuację. Zwłaszcza, gdy nagle przeskoczyliśmy do 'domu'. Nie opisałaś żadnego miejsca. Tylko jej pokój, a i tak to było z tyłka wyjęte. Np., weszłam na schody z ciemnego drewna, które prowadziły na pierwsze piętro. Dotarłam do korytarza o beżowych ścianach i dwoma drzwiami. Weszłam do pierwszych, po prawej stronie. Nacisnęłam na pozłacaną klamkę... I tak dalej. Więcej szczegółów.
Pomysł może być ciekawy, jeśli dobrze go poprowadzisz. Życzę szczęścia w znalezieniu bety.

xxx.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szalona Wampirka
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:12, 31 Maj 2011 Powrót do góry

Tekst wydaje się spójny.Czekam na dalszy ciąg i mam nadzieje że szybko w twojej histori pojawią sie cullenowie ale nie pośpieszam. Jestem tylko ciekawa czy Jacob będzie wilkołakiem??


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Śro 18:56, 08 Cze 2011 Powrót do góry

Jest! Pojawia się pierwszy rozdział. Bądźcie delikatni, dopiero zaczynam swoją przygodę z 'pisarstwem'. Mam nadzieję, że spodoba się wam. Liczę na opinię. Nawet te kąśliwe ; *

Rozdział Pierwszy

Obudził mnie rozrywający ból w podbrzuszu. Podniosłam się gwałtownie z krzykiem i siadłam na łóżku, podciągając nogi do klatki piersiowej. Kiedy ból zelżał, skierowałam się do pokoju ojca. Spał w najlepsze. Podeszłam do łóżka i zaczęłam go delikatnie szturchać w ramię.
- Tato, tato wstawaj! – Pociągnęłam go za ramie krzywiąc się. Miałam łzy na policzkach.
- Bells, jeszcze chwilę. – mruknął przewracając się na drugi bok.
- Za chwilę, to będziesz odbierał mój poród. – Powiedziałam głośno. Nie ruszyło go to wcale – Tato! Wody mi odeszły! – Pisnęłam siadając na miękkim, bordowym dywanie.. To go od razu obudziło. Zaczął biegać po pokoju trzymając się za głowę i krzycząc coś niezrozumiale.
- Oddychaj, Bello, przede wszystkim oddychaj! – Powiedział biorąc telefon i wykręcając jakiś numer. Światło wciąż było zgaszone, jednak mimo tego widziałam jak trzęsą mu się ręce. Rozmawiał szybko, a głos miał zdenerwowany. Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Krzyknęłam kładąc się na podłodze. Podświadomie wiedziałam, że za kilka godzin na świat przyjdzie mój syn. I cieszyłam się z tego. Mimo bólu, jaki teraz odczuwałam, naprawdę się z tego cieszyłam. Wbiłam wzrok w biały sufit i starałam się spokojnie oddychać, jednak to nic nie dało. Po raz kolejny głuchą ciszę przerwał mój krzyk. Łzy płynęły po moich rozgrzanych policzkach. Usłyszałam trzask wejściowych drzwi i chwilę później klęczał przy mnie jasnowłosy mężczyzna. Odruchowo się od niego odsunęłam, jednak ten wziął mnie na ręce i idąc na dół rozmawiał z ojcem. Czułam chłód jego dłoni, uspokoiło mnie trochę.
- Charlie, zabierzemy ją do szpitala. Nie mogę tutaj odebrać porodu, byłem pewien, że są to zwykłe skurcze, jak u większości kobiet, więc nie przygotowałem się na taką ewentualność. – Powiedział jasnowłosy. Moje oczy wciąż łzawiły, a ciało drżało z bólu.
- Tak, tak. – mruczał Charlie, kiwając gorliwie głową. Ojciec złapał delikatnie moją dłoń, a ja ścisnęłam ją z całej siły. Nie mogłam wytrzymać. – Bells, skarbie, wytrzymaj. Niedługo będzie po wszystkim – mówił, jakby sam nie wierzył w swoje słowa.
- Chcesz przekonać... Mnie... Czy siebie? – Wychrypiałam nie otwierając oczu.
- Chyba oboje. – mruknął i otworzył drzwi do samochodu. Zostałam położona na tylnym siedzeniu, z głową na kolanach Charliego. Mężczyzna imieniem Carlisle z zawrotną prędkością dojechał do szpitala i szybko przeniósł mnie na salę. Wszystko w pokoju było rażąco białe. Proste, metalowe łóżko z niewygodnym materacem i śnieżnobiałą pościelą, mała szafka obok niego i duże okno. Dostrzegłam jeszcze drzwi, które, jak mniemam, prowadziły do łazienki. Miałam rodzić siłami natury. Nie było wskazań do cesarskiego cięcia. Nie było mi to na rękę. Jeśli ból, który czułam teraz był nie do wytrzymania, to, czym on jest w porównaniu z tym, co będę czuła rodząc? Niczym. Kawałkiem gówna, które jest nic nie warte, które nie ma prawa istnienia. Poczułam silne ukłucie, gdzieś w okolicach kręgosłupa i po moim ciele zaczęło się rozchodzić przyjemne ciepło. Zrobiłam się senna i głodna. Wciąż jacyś ludzie krzątali się po moim pokoju, jednak nie interesowało mnie już to. Powoli zapadałam w sen...

***
- Bello, przyj! – Ten sam mężczyzna, który wiózł mnie do szpitala, teraz odbierał poród. Krzyczałam, pociłam się i oddychałam ciężko. Bolało.
- Łatwo powiedzieć. Sam sobie przyj! – Zawołałam i ścisnęłam rękę na białej pościeli. Włosy przyklejały mi się do czoła. Lekarz wydawał się taki opanowany. Doprowadzało mnie to do szału.
- Wiem, że jest Ci ciężko, ale świetnie Ci idzie. Wytrzymaj jeszcze trochę. – Powtarzał, do chwila, jednak nie słuchałam go.
- Nic nie wiesz! Próbowałeś kiedyś rodzić? – Krzyknęłam i skrzywiłam się. Charlie czekał przed salą, jednak oczami wyobraźni widziałam, jak obgryza sobie paznokcie do krwi, słysząc moje krzyki.
- Nie – uśmiechnął się i po chwili zawołał – Widzę główkę! – Zacisnęłam pięści na pościeli, delikatna skóra dłoni właśnie została przebita przez paznokcie. Zaczęłam ciężej oddychać. Czułam się teraz jak ten wąż, który połknął słonia. W dodatku ten słoń koniecznie chciał się teraz ze mnie wydostać. ( „Mały Książe” dla przypomnienia) Po kilku minutach wysiłku i nieustającego bólu, usłyszałam cichy płacz dziecka. Opadłam na poduszki i uśmiechnęłam się do siebie. Mój syn. Moje dziecko przyszło na świat.
- Chłopiec, siódma dziewiętnaście, płacze. – usłyszałam westchnięcie lekarza i trzask drzwi. Przetarłam twarz rękami i zamknęłam oczy. Dziesięć minut później trzymałam płaczącego Ian’a owiniętego w zielony ręcznik. Nie był lekki, taki mały klocek. Pocałowałam chłopca w czoło i zamknęłam oczy. Pielęgniarka coś do mnie mówiła, jednak wszystko słyszałam jakby przez mgłę. Przenieśli mnie na czyste łóżko i teraz znajdowałam się w morelowym pokoju, z dużym oknem, brązową szafką nocną i łóżeczkiem dziecięcym. Na ścianach wisiały jakieś obrazki, wyglądające na dziecięce rysunki. Leżałam spokojnie przez kilka godzin. Wciąż trzymałam chłopca na rękach. Rozpłakał się tylko raz, ale udało mi się go jakoś nakarmić. Z drobnymi problemami, bo co ja mogę wiedzieć o karmieniu niemowlaka, ale jakoś to poszło. Usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi i ujrzałam Charliego, ubranego w zwykłą, białą koszulkę i powycierane dżinsy.
- Jak się czujesz, Bello? – Spojrzał na mnie z troską, siadając na krześle obok mojego łóżka.
- Dziękuję, dobrze. Boli mnie głowa, co prawda, ale da się znieść. – Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Przesunęłam się do niego delikatnie – Spójrz, to jest Twój wnuk. Ian Charlie Swan. – Dostrzegłam w jego oczach iskierki radości. Na jego twarzy też widniał uśmiech. Nachylił się i delikatnie cmoknął maleństwo w główkę.
- Jest do Ciebie podobny Bello. Ma tak samo zadarty nos. – Zaśmiał się i spojrzał mi w oczy. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że chciałaś tutaj przyjechać i że będę mógł pomóc Ci w wychowywaniu Ian’a.
- Ja też się cieszę, tato – odwzajemniłam jego uśmiech i przesuwając się, cmoknęłam go w policzek. Posiedział ze mną do wieczora, wychodząc tylko na czas, w którym karmiłam maleństwo. Ze dwa razy poszedł jeszcze po kawę. Jak na razie, przynajmniej przez dzisiejszy dzień, Ian’a przewijały pielęgniarki, toteż ojciec musiał przywieźć mi pampersy.
- No, Panie Swan, najwyższy czas zostawić córkę samą. Jest godzina dwudziesta trzynaście, godziny odwiedzin już minęły. Do widzenia. – Do mojej sali wkroczyła niska pielęgniarka z nadwagą. Na jej twarzy malowała się złość, ale też zrozumienie.
- Oczywiście, siostro. – Zwrócił się do niej, po czym wstał, cmoknął mnie w czoło i wyszedł, machając mi jeszcze. Zmęczona, ale i szczęśliwa oddałam synka pielęgniarce, która go przebrała i włożyła do łóżeczka a sama położyłam się wygodnie i zapadłam w głęboki i spokojny sen.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lexa
Gość






PostWysłany: Śro 20:02, 08 Cze 2011 Powrót do góry

Jestem pierwsza więc:
Droga Invincibile,
Podobało mi się. Rozdział w porównaniu z prologiem jest napisany lepiej, pod względem stylu i wogóle. Mam tylko jedno zastrzeżenie : za krótki. Very Happy
Poza tym czekam na dalszy rozwój akcji.
Pozdrawiam
Lexa


Ostatnio zmieniony przez Lexa dnia Czw 7:44, 09 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:57, 08 Cze 2011 Powrót do góry

no to teraz ja :)
jak na razie twój ff mi się spodobał i będę go dalej czytać :)

nie podoba mi się że rozdziały są takie krótkie (jak do tej pory) i zanim zacznie coś się dziać, to koniec nie ma dalej.
powinnaś je wydłużyć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Czw 10:25, 09 Cze 2011 Powrót do góry

Mogę z czystym sumieniem napisać, że coś się poprawiło. Nie wiem, czy to ty, czy beta, ale widać poprawę.
Właściwie zamiast mnie przerazić, bo to w końcu scena rodzenia, to ten rozdział trochę mnie rozśmieszył. Trochę dziecinne zachowanie Belli (jej odzywki) i przerażony Charlie. Chociaż ja byłabym bardziej przestraszona.
O wiele lepiej się czytało, a po jakimś czasie może to być naprawdę dobry ff. Musisz się rozwijać, by tak było.

xxx.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pon 17:15, 20 Cze 2011 Powrót do góry

xxxvampirexxx– Nie do końca wiedziałam, jak ująć tą scenę rodzenia. Najchętniej bym ją ominęła, ale to by nie miało sensu. A co do zachowania Belli, jest dziecinna, to prawda, ale czy Twoje zachowanie w wieku piętnastu lat było inne?

Co do rozdziału, mam nadzieję, że spodoba się wam.


Rozdział Drugi



- Śpij, kochanie. – Chodziłam po pokoju, tuląc do siebie małego, czarnowłosego chłopca. Już od dłuższego czasu nie mogłam go uśpić. Wciąż płakał, a przecież nakarmiłam go i przewinęłam. Kolki chyba też nie miał... Przytuliłam go mocniej do siebie i zaczęłam nucić moją ulubioną kołysankę z dzieciństwa. - W muszelkach Twoich dłoni, ocean śpi spieniony, więc przystaw je do ucha i słuchaj, słuchaj. – Maleństwo patrzyło na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami i słuchało z zainteresowaniem. Kilka minut później jego powieki mimowolnie opadły, a ja z cichym westchnieniem ulgi położyłam go do dużego łóżeczka, w kolorze ciemnego brązu i otuliłam kołderką. Wyszłam cichutko z pokoju i zamknęłam za sobą dębowe drzwi. Zeszłam po schodach i wchodząc do kuchni uśmiechnęłam się do ojca.
- Zasnął? – Spytał, na co pokiwałam twierdząco głową – To dobrze. Proszę, zrobiłem Ci herbatę – Postawił przede mną kubek z parującym napojem. Powąchałam ja. Malinowa, moja ulubiona. – Wiesz, Bello, spodziewałem się, że nie będziesz dawać sobie razy z małym. Ale muszę przyznać, ze idzie Ci świetnie – Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. – Dziś jadę do Billy’ego. Jest mecz, Hiszpania-Irlandia. Chciałbym go obejrzeć. Dasz sobie radę sama? – Spojrzał na mnie błagalnie. Zaśmiałam się pod nosem. Za każdym razem było to samo. Mówił mi, że ma plany i patrzał na mnie błagalnym wzrokiem, żebym tylko powiedziała, że nie mam nic przeciwko.
- Pewnie, jedź i baw się dobrze. – Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wstałam, i biorąc herbatę, poszłam do swojego pokoju. Wzięłam z półki „Wichrowe Wzgórza” i zaczęłam je czytać. Mimo, że znam tę książkę niemal na pamięć, za każdym razem wciąga mnie jeszcze bardziej, i coraz lepiej udaje mi się wczuć w emocje bohaterów. Naprawdę piękna miłość. Zawsze, już od dzieciństwa, czekałam na księcia na białym koniu, który przyjedzie i zabierze mnie w baśniową krainę. Z wiekiem docierało do mnie, że jest to jednak niemożliwe. Weszłam do łazienki i mimochodem przejrzałam się w lustrze. Stary, powyciągany dres i zielona koszulka nie wyglądały zbyt dobrze. Skóra bledsza niż zazwyczaj i podkrążone oczy świadczyły o zmęczeniu i kilku nieprzespanych nocach. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Mimo mojego wieku, ciąża była najlepszym, co mnie dotychczas spotkało. Miałam wsparcie w Charliem. To było teraz najważniejsze.

***

Był to ostatni dzień sierpnia. Szkoła zbliżała się wielkimi krokami i nic, żadna siła, nie była w stanie powstrzymać tego, co przecież nieuniknione. I jeśli to do czegoś porównać, to do wody, płynącej w toalecie. Naciskasz spłuczkę i puf, już chwilę później wszystko znika w czarnej otchłani. Podobnie było z wakacjami. Cieszyłam się na pójście do szkoły i spotkanie z przyjaciółmi. Od mojej przeprowadzki tutaj minęły ponad dwa lata. Teraz wszystko jest inaczej. Ian rośnie jak na drożdżach, Charlie wreszcie zaczął się z kimś spotykać, a ja? Ja wychowuję syna najlepiej jak potrafię i staram się dać mu dzieciństwo, jakiego sama nie miałam. Wiem dobrze, że mojej matce było ciężko i kiedyś wszystko było inaczej, ale ja nie będę taka, jak ona. Usłyszałam cichy płacz, dochodzący z rogu pokoju.
- Cicho, słoneczko, już do Ciebie idę. – Zamknęłam książkę i podeszłam do synka. Patrzał na mnie swoimi wielkimi oczami. Uśmiechnęłam się do niego, na co chłopiec wydał z siebie nieokreślony dźwięk i zamknął oczka. Wzięłam go na ręce. – No maleństwo, dlaczego płaczemy? - Spytałam, chyba bardziej siebie, trzymając go na rękach. Po chwili do mnie dotarło. – No, chyba trzeba Cię przewinąć i umyć. – Zaśmiałam się kładąc Ian’a na przewijaku. Poszłam do łazienki po nawilżane chusteczki, a kiedy wróciłam zabrałam się za zmianę pieluchy. Brudną szybko wrzuciłam do małego kosza, stojącego tuż obok przewijaka, podmyłam synka i założyłam czystą pieluchę, jeszcze zanim zdążył się rozpłakać. Co prawda, umiał już korzystać z nocnika, ale nie wytrzymywał tyle, żeby nie zakładać mu pampersa na noc. Swoim cichym krokiem, jak przystało na policjanta, wkroczył Charlie, ubrany w gustowną, czarną koszulę i tego samego kolory sztruksowe spodnie.
- Bello, nie potrzebujesz pomocy? Słyszałem, że krzątasz się po pokoju i pomyślałem...
- Nie, tato, wszystko w jak najlepszym porządku – przerwałam ojcu z uśmiechem. – Wiesz, za chwilę pójdziemy na spacer. Może chciałbyś zabrać się z nami? – Spojrzałam na niego.
- Wiesz, Bells, bardzo chętnie, ale mówiłem Ci, że przychodzą dziś moi przyjaciele. Będą razem z dziećmi, są mniej więcej w Twoim wieku. Wiesz, masz już prawie 17 lat, myślę, że powinnaś wreszcie znaleźć sobie chłopaka. – Spojrzał na mnie wymownie. – A Carlisle ma naprawdę dobrze wychowanego syna. – Skrzywiłam się. Czy on właśnie próbuje mnie zeswatać z synem lekarza mojego dziecka?
- Tato, dobrze wiesz, że Doktor Cullen jest lekarzem Ian’a. Zresztą, nie sądzę, żeby którykolwiek siedemnastolatek chciał związać się z dziewczyną, która w takim wieku ma dziecko.
- Kochanie, nie każdy taki jest. – Nie odpowiedziałam. Zaczęłam przebierać Ian’a. Ubrałam go w zieloną koszulkę i zapinaną bluzę z kapturem. Do tego czarne buciki i spodenki od dresu. – Dobrze, już Ci nie przeszkadzam. O 19 przychodzą Cullenowie, nie spóźnij się kochanie. – Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Posadziłam małego na podłodze i dałam mu jakieś zabawki, a sama złapałam czerwoną bluzkę na ramiączkach i czarne rurki i pobiegłam do łazienki się przebrać. Niespełna dziesięć minut później szliśmy już dość szeroką, leśną ścieżką.
- Mama! – Pisnął Ian, klepiąc mnie w rękę i zaczął chować się między drzewami.
- Słoneczko, i tak Cię złapię! – Krzyknęłam za nim, śmiejąc się wesoło i zaczęłam go gonić. Po chwili złapałam czarnowłosego chłopca i podnosząc go, kręciłam się z nim wokół własnej osi. Ian śmiał się wesoło i piszczał radośnie. Na zabawie i bieganiu spędziliśmy ponad godzinę. Skończyło się na tym, że oboje byliśmy zmęczeni i umazani błotem, lecz jednocześnie szczęśliwi. Śmiejąc się weszłam do pokoju i zaczęłam przebierać synka w czyste ubrania. Położyłam go do łóżeczka. Prawie natychmiast zasnął. Spojrzałam na niego i cmoknęłam go w czółko, po czym sama weszłam do przestronnej łazienki. Wzięłam szybki prysznic i myjąc głowę nalałam sobie szamponu do oka.
- Ku*wa mać! – Krzyknęłam głośno i szybko zaczęłam przemywać twarz wodą. Kiedy tylko pieczenie zelżało, wyszłam spod prysznica i zabrałam się za suszenie włosów i przebieranie. Ubrałam na siebie ciemne, dżinsowe rurki, do tego bluzeczkę na ramiączkach w niebiesko białe paski i błękitne bolerko. Przejrzałam się w lusterku.
- No, Bello, nie jest z Tobą dobrze. Ale zaraz coś zaradzimy... – Mruczałam przeszukując kosmetyczkę w poszukiwaniu czegoś, czym uda mi się zamaskować zmęczenie. – Mam! Jestem genialna! – Zawołałam do lustra i delikatnie się umalowałam. Róż na policzkach i tusz na rzęsach sprawiały, że wyglądałam dużo lepiej. Wyszłam z łazienki i spostrzegłam, że mały nie spał. Siedział oparty o szczebelki łóżeczka i mruczał coś pod nosem tuląc do siebie misia. Miał wielkie rumieńce na policzkach i drżące rączki.
- Kochanie, dobrze się czujesz? – Spytałam podchodząc do niego i przykładając rękę do jego czoła. – No, chyba ktoś się pochorował. – Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wzięłam go na ręce. Zeszliśmy do kuchni. – Tato, możesz podkręcić ogrzewanie? Maleństwo nam się chyba pochorowało – Powiedziałam do ojca krzątającego się po kuchni. – Proszę. – Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- Jasne, Bells. – Powiedział wychodząc. Wrócił po kilku minutach – Słuchaj, mógłbyś zrobić coś do jedzenia? Widzisz... – Zaczął zmieszany. – Starałem się coś zrobić, ale nie jestem dobrym kucharzem... – Plątał się.
- Nie ma problemu. Wezmę tylko małego i zmierzę mu temperaturę, dobrze? – Pokiwał twierdząco głową. Biorąc Ian‘a na ręce wyszłam z kuchni i żwawym krokiem skierowałam się do salonu. Posadziłam syna na kanapie, a sama wdrapałam się na taboret i ręką starałam się wymacać termometr. Kiedy tylko mi się to udało, wykonałam zamierzoną wcześniej czynność. Po kilku minutach, kiedy termometr zaczął piszczeć, spojrzałam na ekranik i to, co zobaczyłam, strasznie mnie zdziwiło. Z tego, co odczytałam wynikało, że Ian nie miał temperatury. Ba, była książkowa!
- I jak, Bello? – Spytał Charlie wchodząc do pokoju. Był cały umazany mąką i miał skorupki jajka we włosach. Zaśmiałam się na ten widok.
- No niby gorączki nie ma, ale nie wygląda dziś za dobrze. – Powiedziałam krzywiąc się przy tym. Nie lubiłam, kiedy chorował. Stawał się wtedy strasznie marudny. Zaniosłam go do pokoju i położyłam w łóżeczku. Przykrywając go kołderką, ucałowałam delikatnie jego czoło i łapiąc ze stolika telefon wyszłam cicho z pokoju. Bezceremonialnie władowałam się do kuchni i wygoniłam z niej Charliego. Zabrałam się za gotowanie.
- Może zrobię... Sałatkę grecką i do tego... – Mówiłam na głos swoje myśli.– Do tego...
- Pieczywo czosnkowe! – Usłyszałam krzyk Charliego zza kuchennych drzwi.
- Dobra! – Odkrzyknęłam i zabrałam się za krojenie warzyw. Kręciłam się po kuchni przez dobrą godzinę. Dochodziła osiemnasta piętnaście, a ja nie miałam jeszcze pieczywa. – Tato, jadę do sklepu, zerkniesz do Ian’a? – Spytałam łapiąc kurtkę i kluczyki od samochodu.
- Nie ma problemu, Bells. Tylko uważaj na siebie. Po ostatnich atakach i ciałach znalezionych w lesie, boję się Ciebie puszczać samą. – Zerknął na mnie znad gazety.
- Spokojnie. Moja furgonetka jest niemal pancerna. – Zaśmiałam się i wyszłam z domu. Wielkie krople deszczu spadały z nieba, mocząc moją kurtkę i włosy. Spojrzałam na swoją zdezelowaną furgonetkę. Odpadał z niej lakier, była lekko zardzewiała i nie sprawiała wrażenia bezpiecznej, ale to właśnie w niej czułam się najlepiej. Oczywiście, fajnie byłoby mieć jakiś porządny samochód, żeby nie zwracać na siebie uwagi, ale to mój pierwszy samochód i chyba zawsze będę miała do niego sentyment. Wsiadłam do auta i po kilku minutach jazdy leśną, zabłoconą ścieżką, dotarłam do celu. Szybko kupiłam to, co musiałam i z zakupami wsiadłam do auta. Niespełna dwadzieścia minut później byłam już w domu. Byłam naprawdę mile zaskoczona, kiedy zobaczyłam Charliego nakrywającego do stołu. Położyłam na talerz pieczywo, a resztę zakupów włożyłam do lodówki.
- Bello, już jesteś! – Zawołał Charlie, odwracając się gwałtownie w moją stronę, w czego wyniku porcelanowy talerz poleciał w moim kierunku. I jestem pewna, że gdybym się nie schyliła, dostałabym nim w głowę. – Córeczko, przepraszam! Nic Ci nie jest?! – Ojciec podleciał do mnie przestraszony. Jednak, kiedy zaczęłam się śmiać uspokoił się nieco.
- Wszystko w porządku. – Zaczęłam zbierać resztki talerza i wyrzuciłam je do kosza. Spojrzałam jeszcze na ścianę, aby upewnić się, że nie ma na niej śladu. – Pójdę przebrać Ian’a i za chwilę zejdziemy na dół. – Uśmiechnęłam się w jego stronę i już mnie nie było w salonie. Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Przebrałam Ian’a w dżinsowe spodenki i białą koszulkę i zeszliśmy na dół. Nawet nie usłyszałam, kiedy Cullenowie zjawili się w domu.
- Bello, witaj. – Carlisle przywitał mnie opanowanym głosem i przytulił mnie do siebie. Chwilę później dołączyła do niego jego żona, którą miałam okazję poznać wcześniej. Była piękną brunetką, o dużych miodowych oczach i malinowych ustach. Jednak, co dziwne, ich dzieci przyjechały dopiero kilka dni temu. Nie wydawało mi się normal,e żeby piątkę nastolatków zostawić samych na tak długi czas, nie martwiąc się przy tym, że wysadzą w powietrze pół miasta.
- Dobry wieczór, doktorze, Esme. – Uśmiechnęłam się w ich stronę i spojrzałam na resztę ich rodziny. Wszyscy byli niesamowicie bladzi i piękni. – Jestem Bella, miło mi Was poznać. – Wyciągnęłam rękę do pierwszej dziewczyny z lewej, jednak, kiedy ta zmierzyła mnie wzrokiem i prychnęła cicho, zmieszana ją opuściłam. Blondynka miała na sobie piękną, czerwoną sukienkę do kolan, bladą, prawie białą, gładką cerę i pełne usta.
- Kochanie, to są właśnie dzieci Carlisle’a. Ta blondynka, która wyszła, to Rosalie. - skrzywił się prawie niezauważalnie. Ha! Czyli nie tylko w stosunku do mnie się tak zachowuje. - Czarnowłosa to Alice. - uśmiechnął się do drobnej dziewczyny o śnieżnobiałej cerze i ustach, w kolorze czerwonej róży. - Ten tutaj to Edward – wskazał na wysokiego, lekko rudego chłopaka, ubranego w różową koszulę. Pedał, kto normalny założyłby na siebie różową koszulę? No ja się pytam, kto?! Ocknęłam się dopiero, kiedy Charlie ponownie zaczął mówić. – Obok niego stoi Emmett, - Wskazał dłonią na chłopaka o szczerym uśmiechu i czarnych, lekko kręconych włosach. Miał na sobie białą koszulę, zwykłe, powycierane dżinsy i wyglądał na przyjaźnie nastawionego.. Wydaje się być w porządku. Może uda nam się nawiązać jakieś... Przyjazne stosunki.. – A ten blondyn to Jasper. – Tu spojrzał na blondyna o nieco roztrzepanej fryzurze i ładnych, bladych ustach. Ten wykrzywił tylko wargi w czymś, co miało przypominać uśmiech i skinął głową w moją stronę.

Ta kolacja chyba nie była dobrym pomysłem. Czy tylko ja mam wrażenie, że każdy z nich obserwuje mnie, jakbym była małpką w Zoo?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invincibile dnia Pon 11:19, 03 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Lexa
Gość






PostWysłany: Pon 17:45, 20 Cze 2011 Powrót do góry

Jestem pierwsza więc powiem tak: To dopiero drugi rozdział, a ja już uwielbiam ten FF love Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej i coraz ciekawiej, jest kilka drobnych literówek ale nie wpłynęły one na odbiór tekstu. Wink Co do samej fabuły to całkiem mi pasuje twoje wyobrażenie Belli jako matki i jestem ciekawa reakcji Edwarda na synka Belli i wogóle rozwoju relacji B&E.
Czekam na dalszy rozwój akcji, życzę weny i pozdrawiam
Lexa
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pon 18:21, 20 Cze 2011 Powrót do góry

No cóż, Lexa, będę musiała Cię rozczarować. Co prawda miało to być opowiadanie B&E, ale z każdym rozdziałem coraz bardziej przekonuję się, żeby zrobić z tego parring Bella & Jasper. Nie wiem :D Jakoś mnie tak wzięło Wink Ale cieszę się, że Ci się podoba ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pon 19:13, 20 Cze 2011 Powrót do góry

po prologu myślałam, że to będzie strzał w dziesiątkę z tym opowiadaniem
zaczynało się super i tak naprawdę troszke mi tego brakuje
rozumiem, że w prologu miała być pokazana Bella jako rozpuszczona osoba a Jacob jako typowy kujonek, a w rozdziałach kolejnych wielka zmiana charakteru, ale jakoś to nie pasuje.
mam nadzieje, że następne rozdziały przekonają mnie do tego, że warto czytać dalej
i na 100% przeczytam następne i mam nadzieje, że je polubie z czasem
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Pon 19:34, 20 Cze 2011 Powrót do góry

Na twoje pytanie odpowiem, że piętnastolatka, to tak jeszcze na pograniczu dziecko.

A co do tekstu... Był i nie był. Coś naskrobałaś, coś wyszło. Zbytnio nie różni się od wielu innych tekstów, ale najgorszy nie był. Próbuję przekonać się do tego tekstu, ale mam już dosyć opisywania Alice jako chochlika, czy Emmett - niedźwiedź. Mogłaś opisać to bardziej.
Bella nadal ma w sobie coś z dziecka, bo na końcu to potwierdziła. Oczywiście nie sugeruję, że ma być to wielka zmiana, tak jak określiłaś to przemijanie wakacji. Chociaż mam już inne podejście.
Ja na marginesie nie uważam, że jeśli chłopak ma różową koszulę, czy co tam miał, to musi był pedałem... Może napisałaś tylko tak do tego rozdziału, nie wiem, ale trochę mnie to zniesmaczyło.

xxx.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
evelyn_s92
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Cze 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:44, 21 Cze 2011 Powrót do góry

Podoba się chcę więcej i więcej. Ładnie piszesz przyjemnie się czyta

A ja poproszę, żebyś zapoznała się z regulaminem forum. Nie piszemy jednolinijkowych komentarzy pod ff-kami. BB


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:13, 21 Cze 2011 Powrót do góry

podobało mi się Wink
i proszę niech to będzie B&E... xD jakoś nie mogę się przekonać do B&J
Fajnie że Bella nie stała się po urodzeniu dziecka taka w 100% dorosła, w końcu ma 17 lat musi mieć coś z nastolatki Wink
A co do różowej koszuli zgadzam się z xxx, kolory ubrań nie odzwierciedlają orientacji seksualnej.
Jak na razie będę zaglądać bo mnie zaczyna wciągać jestem ciekawa dalszych losów Belli :)

weny życzę :)
IssaBella


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Wto 14:26, 21 Cze 2011 Powrót do góry

IssaBella to też zależy, jaki autor ma zamysł na B&J :) Jeśli nieumiejętnie to przedstawi, to będzie po prostu mdłe. Ja też nie lubię opowiadań typu "B. Swan, urocza i niezdarna siedemnastolatka zostaje porzucona. E. Cullen, zabójczo przystojny, młody Bóg, twierdzi, że dziewczyna nie jest dla niego wystarczająco dobra. Urocza i niezdarna brunetka znajduje pocieszenie w ramionach J. Cullena, brata złego Edwarda. Alice Cullen, przyrodnia siostra E. Cullena, zostaje poważnie zraniona i chce w jak najbardziej bolesny sposób zakończyć swój nędzny i nic nie warty żywot." A ja mam tylko nadzieje, że uda mi się to jakoś ładnie przedstawić. I że nie będzie to jedno z takich mdłych, miłosnych opowiadanek :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:46, 21 Cze 2011 Powrót do góry

No to mam nadzieje że będzie się działo :)
Trzymam kciuki żeby było jak najlepiej. Wierze że dasz sobie rade i spełnisz moje oczekiwania ;P a są wysokie xD

weny życzę :)
pozdrawiam
IssaBella


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Sob 19:06, 25 Cze 2011 Powrót do góry

Wyszło jak wyszło. Może nie jest tak świetnie, jakbym chciała, ale jest dobrze. Zapraszam do czytania :) Mam nadzieje, że spodoba się, bo dość się napracowałam.


Rozdział trzeci

Siedziałam przy stole, spoglądając na Cullenów. Patrzeli się na mnie nieprzerwanie, wszyscy za wyjątkiem Carlisle’a i jego żony. Nie wiem ile czasu minęło, zdawałoby się, że wieczność. Charlie był zajęty rozmową, a ja dłubałam w talerzu. Kompletnie nie wiedziałam jak się w stosunku do nich zachować.
- Tulwa mać! – Usłyszałam trzask i głośne słowa dochodzące z salonu. Spojrzałam przelotnie na gości i na ojca, po czym, cicho przepraszając, wyszłam z kuchni. Oparłam się o ścianę i wzdychając głośno przeczesałam palcami włosy. Cóż za ulga. Cisza, spokój, nikt nie patrzy się na mnie jak na kawałek mięsa. Skierowałam swoje kroki do salonu i z zaciekawieniem rozejrzałam się po nim. Ujrzałam Ian’a, w zalanej koszulce i spodenkach, siedzącego na dywanie i rysującego po białej, skórzanej sofie. Spojrzał na mnie bystrymi oczkami i rozkosznie się uśmiechnął.
- Co się stało kochanie? – Wzięłam go na ręce i skierowałam się do pokoju. Posadziłam chłopca na łóżku i zabrałam się za przebieranie go. Kręcił się na szczęśliwy i zupełnie nieświadomy, że będzie mi pomagał zmywać pisaki z kanapy.
- Bum! Wylało się. – Zamachał łapkami, uderzając mnie przy tym w policzek. Syknęłam i spojrzałam na niego karcąco.
- Musisz uważać. Możesz komuś zrobić krzywdę. – Powiedziałam stanowczo i zestawiłam go na ziemię. – Chodź, przywitamy się ze wszystkimi, co? – Złapałam go za rączkę kierując się schodami w dół.
- Tak! – Pisnął szczęśliwy i wyrywając się zaczął klaskać w małe, pulchne rączki. Zaśmiałam się na ten widok. Ian był tak rozkoszny, że czasem chciałoby się go schrupać. Kiedy weszliśmy do kuchni, a mały zobaczył tak dużą ilość nowych i nieznanych twarzy, spuścił głowę chowając buzię w dłoniach. Wzięłam go na ręce i usiadłam przy stole. Kiedy tylko zobaczył jedzenie na talerzu, rozchmurzył się i zupełnie zapomniał o zakłopotaniu.
- Bello, wszystko w porządku? – Charlie spojrzał na mnie ze strachem.
- W jak najlepszym. Zalał się sokiem... – Zaczęłam, ale kiedy dostrzegłam jego pytające spojrzenie dodałam – Nie patrz tak na mnie. Nie mam pojęcia skąd zna takie słowa.
- Rozumiem. Wracając do tematu Carlisle, dlaczego Twoje dzieci przyjeżdżają dopiero teraz? Z żoną mieszkacie tu już prawie trzy lata.
- Widzisz, Charlie, Dzieciaki chciały skończyć szkołę i dopiero przyjechać. Jakim byłbym rodzicem każąc im rozstać się z przyjaciółmi i zmienić szkołę w połowie nauki? – Spojrzał na Esme i ujął delikatnie jej dłoń. Pasują do siebie. Nigdy nie widziałam jeszcze tak dobranej pary. Zawsze się wspierają, szanują i mogą na siebie wzajemnie liczyć. Chyba właśnie po tym poznaje się miłość.
- Takim, jak moja matka... – Mruknęłam wpatrując się w okno. Nie zrozumieli, o co chodzi.
- To dość nierozsądne zostawiać grupę nastolatków samych, bez opieki i dyscypliny. – Skwitował mój ojciec, odkładając widelec. – Jednak szanuję, że masz do nich tak duże zaufanie. – Dodał, znów pogrążając się w cichej rozmowie z doktorem.
- Bello, kim jest ten słodki maluch? – Usłyszałam głos tuż nad uchem. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam uśmiechniętą twarz Alice.
- To jest Ian. – Powiedziałam z lekkim zakłopotaniem. – Mój syn. – Spojrzałam na nią. Miała zszokowaną minę, jednak w jej oczach widziałam coś, co upewniło mnie w przekonaniu, że nie będzie mnie za to potępiać. Ani ona, ani jej rodzeństwo.
- Jest przesłodki. Mogłabym... Mogłabym go potrzymać? – Spytała z nutką nadziei w głosie. Pokiwałam twierdząco głową. Czarnowłosa piękność wzięła mojego synka na ręce i zaczęła z nim rozmawiać. Widziałam rumieńce na jego policzkach i słodki uśmiech na ustach.
- Wiecie, może pójdziemy do mojego pokoju? Oni – Wskazałam głową na rodziców. – I tak są zajęci sobą. – Kiedy usłyszałam entuzjastyczne i te mniej szczęśliwe głosy wstałam od stołu. – Tato, idziemy do mojego pokoju. Jakbyś czegoś potrzebował, to wiesz gdzie mnie szukać. – Posłałam uśmiech w jego stronę i poprowadziłam nowych znajomych do mojego małego królestwa. Otworzyłam przed nimi drzwi i wpuściłam ich do środka. Co prawda Rosalie była niechętna, żeby tam wejść, ale Emmett'owi udało się ją przekonać.
- Będziecie chodzić do szkoły tutaj, w Forks? – Spytałam podając Ian’owi butelkę z herbatą. Kątem oka dostrzegłam, jak Rosalie przeglądała moje płyty. – Słoneczko, idź się pobawić. – Wysypałam synkowi klocki na podłogę i siadłam w czarnym, skórzanym fotelu, który stał naprzeciwko łóżka. Przeleciałam spojrzeniem po każdym z nich i uśmiechnęłam się, podkurczając nogi pod klatkę piersiową.
- Tak. Niestety nie ma tu innej szkoły, więc jesteśmy zmuszeni, żeby razem chodzić do jednej. Niespecjalnie nam się to podoba, ale jak mus to mus. – Edward uśmiechnął się do mnie szeroko. Ładnie się uśmiecha...
- Bells, mogę tak do Ciebie mówić? – Emmett spojrzał na mnie przelotnie. Skinęłam potakująco głową. – Opowiedz nam coś o Forks, jak tu jest, jacy są ludzie...
- Cóż, Wiecznie pada deszcze. – Zaśmiałam się, jednak po chwili kontynuowałam, - Forks jest chyba najbardziej deszczowym miastem na świecie. Słonce świeci tutaj świeci najwyżej kilka razy w roku. A ludzie? Są dość specyficzni. Będą was traktować jak nowe, świecące zabawki. – Skrzywiłam się lekko, przypominając sobie jak to było ze mną.

RETROSPEKCJA

- To ta nowa! – Usłyszałam piskliwy, dziewczęcy głos za swoimi plecami. – Słyszałam, że podobno miała jakieś problemy z prawem, dlatego mieszka z ojcem. Ma ją w jakiś sposób ujarzmić. – Dziewczyna widocznie miała zbyt bujną wyobraźnię. Chciałam uciec, jak najdalej stąd.
- Ja słyszałem, jak matka Nicka, opowiadała swojej przyjaciółce, że jej brat słyszał, jak komendant Swan mówił w szkole, że nauczyciele powinni na nią uważać, bo kogoś zabiła i okradła! – Chłopak miał przerażony głos. Chciało mi się śmiać, jak dotarło do mnie, co właśnie powiedział.
- Oj dajcie spokój. Nie wiem jak Wy, ale ja idę się przywitać. – Nie zwracałam dłużej uwagi na natrętne głosy, tylko udałam się pod klasę, w której miałam mieć zajęcia.
- Ty jesteś Bella, prawda? – Usłyszałam za sobą zachrypnięty głos, więc odwróciłam się gwałtownie. Za mną stała niska, pulchna dziewczyna, o okrągłej buzi i wydętych policzkach. Ubrana była w zieloną, krótką spódniczkę i niebieską koszulkę na grubych ramiączkach. Skrzywiłam się nieznacznie na ten widok, jednak za chwilę przywołałam nieśmiały uśmiech na twarz.
- Tak, miło mi poznać. A Ty jesteś...? – Spytałam, wyciągając dłoń przed siebie.
- Angela. Angela Webber. – Dziewczyna złapała moją dłoń, a ja momentalnie poczułam, że przed chwilą musiała jeść coś tłustego. Zabrałam rękę i dyskretnie wytarłam ją o spodnie. Dziewczyna lustrowała mnie wzrokiem i zawołała swoich znajomych.
- Poznajcie, to jest Bella. Bello, to jest Jessica, Mike i Taylor. Na pewno się z nami zaprzyjaźnisz. Chyba, że wolisz tą bandę odludków. – Wskazała ręką na niewielką grupkę osób, stojących tuż pod salą od biologii. Nie odezwałam się. Nie chciałam się odzywać. Dziwne było to, że „banda odludków”, jak nazwała ich Angela, wydawała się bardziej przyjazna od fantastycznej czwórki stojącej przede mną. Zrezygnowana spuściłam głowę i skierowałam się w stronę klasy.

KONIEC RETROSPEKCJI

- Bello! – Poczułam, jak ktoś natarczywie szturcha mnie w ramię. – Bello! – Kolejne szturchnięcie. Czy oni nie mogą dać mi spokoju?!
- Co?! – Zawołałam nerwowo, wracając na ziemię. Spojrzałam na Ian’a, który przyglądał mi się, lekko przestraszony. – No kochanie, chodź do mnie. – Powiedziałam już nieco spokojniej i wyciągnęłam ręce do syna. Ten szybko przybiegł do mnie i siadając na moich kolanach przytulił się do mnie.
- Pytałem, jak z nauczycielami? Czy trzeba na kogoś uważać, czy są wyjątkowo nerwowi? – Emmett spojrzał na mnie pytająco.
- Ogólnie jest w porządku. Najlepsze kontakty mam z Historyczką. Sprawuje opiekę nad samorządem. Dużo wymaga, ale jest naprawdę złotą kobietą, z którą można szczerze porozmawiać. Najgorsza jest matematyczka. Jeśli już raz jej podpadniesz, to będzie Cię gnębić do końca. Pan od biologii prowadzi bardzo ciekawe lekcje, podobnie jest z chemiczką. Ta kobieta kocha... Wybuchowe lekcje, ze tak powiem...
- Co masz na myśli? – Skrzywił się Edward.
- Strasznie dużo doświadczeń i wybuchów. Ale nie są szczególnie groźne. W zeszłym roku cztery razy wylądowałam w szpitalu z nieznacznymi oparzeniami dłoni. – Uśmiechnęłam się i spojrzałam po wszystkich. – Religia nie jest obowiązkowa. Reszta nauczycieli właściwie niczym się nie wyróżnia. Za wyjątkiem pani od geografii. Bardzo lubi różowy kolor. Taka typowa blondynka. Koniecznie trzeba śmiać się z jej żartów, inaczej potrafi być dość... Dokuczliwa. – Zaśmiałam się. Pukanie do pokoju przerwało nam tę miłą pogawędkę. To Charlie.
- Dzieciaki, zbierajcie się. Jedziecie do domu. – Uśmiechnął się do nich, na co zaczęli się zbierać.
- Bardzo miło było Was poznać. – Uściskałam się z Alice, a chłopakom podałam tylko rękę. Byłam naprawdę zaskoczona, kiedy Rosalie podeszła do mnie i z dziwnym uśmiechem na ustach spytała, czy może pożyczyć ode mnie płytę Sepultury „Morbid Visions” z 1986 roku. Zgodziłam się bez słowa.
- To żeby podenerwować Edwarda. – Wytłumaczyła z uśmiechem, na co ja się roześmiałam. Pożegnałam się z dziewczyną uściskiem i odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi. Zmęczona opadłam na poduszki. Ian bawił się samochodzikami na podłodze, więc miałam chwilę dla siebie. Mój wzrok przyciągnęła pozłacana ramka, z motywem kwiatów, stojąca na parapecie okna. Wyło w niej zdjęcia, na którym byłam razem z moją mamą, tuż przed tym, jak poznała Phila. Tęskniłam za nią, jednak chyba nie potrafiłabym spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że wciąż mi zależy. Nie po tym, jak odrzuciła mnie, kiedy najbardziej potrzebowałam jej pomocy i wsparcia. Wspomnienie chwili, w której powiedziała, że mam jechać do ojca, bo ona nie chce mieć w domu kolejnego problemu, boleśnie paliło moje serce. Wtedy nie rozumiałam, że jeden z rozdziałów mojego życia przeminął, i nawet, jeśli nie jestem gotowa, powinnam ruszyć dalej i być silną. Bo przecież przeszłość nie wróci, nie pozwoli mi kolejny raz znaleźć się w ciepłych i kochających ramionach matki. Dopiero po narodzinach Ian’a zrozumiałam, że jeśli nie pogodzę się z przeszłością i z tym, co się stało, to nigdy nie będę mogła w pełni poświęcić się temu, co jest tu i teraz. Czas zapomnieć co było i żyć tym, co mam teraz. Tak będzie dobrze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invincibile dnia Nie 11:12, 26 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin