FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Przenikanie |NZ| rozdział 8 | 15.05 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 21:35, 20 Paź 2009 Powrót do góry

witam,
ponownie spróbuję coś przedstawić... wstawiam na próbę... jakoś kiepska jestem w opisywaniu własnego tworu, więc moze zacznę formalnie...

nie chcę zepsuć niespodzianek, więc zbyt wiele napisać nie mogę...
ale
nie wszyscy są ludźmi... bohaterowie nie są kanoniczni, ale zachowali kolory włosów... Edward i Emmett to bracia...
tu był taki - mam nadzieje zabawny tekst - dziękuję Alicee za ostrzeżenie mnie w porę - choć nie mam w zwyczaju obrażania czytelnika :P

oto sam tekst...
i moja wspaniała nieoceniona beta : dredzio

_________________

Otworzyła oczy i zamrugała zaskoczona promieniem słońca. Próbowała osłonić twarz ręką, ale drobne palce nie dawały ochrony przed światłem.
Wstała i poczęła obserwować wszystko wokół. Gdzie znajduje się teraz? Gdzie zesłał ją Los?
Ból istnienia był jej obcy... Była jedną z Pierwszych. Choć nie spotkała nikogo takiego jak ona. Była o tym przekonana.
Rozprostowała i przygładziła lekko skrzydła cienkie jak pajęcza sieć. (Może były tylko pajęczyną?)
Przy każdym ruchu, srebrzysty pył zapełniał poranne powietrze.
Przyczesała niesforne kosmyki, które mimo usilnych prób nie chciały się poddać. Nie zdążyła dokończyć porannego rytuału. Chwilę później coś zasłoniło ciepłe promyki, a ona musiała walczyć o życie...

***

Bella za wszelką ceną próbowała odnaleźć swoją brązową bluzkę z długim rękawem. „Za wszelką cenę” oznaczało młodą niewysoką kobietę wyrzucającą w popłochu wszystkie swoje rzeczy z przepastnych szaf. Podłoga pokoju zaścielona była nie tylko puszystym dywanem w niebiesko-zielone wzory, ale także stertami ubrań w pastelowych kolorach. Gdzieniegdzie utworzyły się większe wyspy, które straszyły różnorodnością materiałów bardziej nie rozpoznawalnych kształtów. Właścicielki to nie wzruszało.
- Cholera – powiedziała, nerwowo wysuwając szufladę z komody.
Kolejna partia odzieży wylądowała na podłodze, ale sadząc po minie dziewczyny, nie odnalazła zguby.
- Bella, uspokój się – znów przemówiła sama do siebie.
Po chwili przyglądała się strefie bitwy, którą najwyraźniej przegrała. Powoli podeszła do ostatniej nieprzeszukanej jeszcze szafy. Krok po kroku, z wahaniem i pewną rezygnacją otworzyła drzwiczki, które zaskrzypiały w jedynym proteście, na jaki było je stać. Już miała dokonać profanacji i tego miejsca, gdy kątem oka dostrzegła brązowy kawałek materiału. Najspokojniej w świecie, brunatna bluzka zajmowała kawałek podłogi pod oknem.
Mina dziewczyny zmieniła się momentalnie. Rezygnacja przeszła w zdumienie i niedowierzanie, które już po kilku sekundach ustąpiło miejsca niewiarygodnemu szczęściu, które tryskało z lekko zaczerwienionych z wysiłku policzków. Starała się nie potknąć o sterty ubrań rozrzuconych wcześniej, gdy próbowała się przedostać do znaleziska. Brązowa spódnica i szpilki nie ułatwiały jej tego zadania.
Podeszła do rozszczelnionego okna. Pojedynczy podmuch wywołał u niej gęsią skórkę. Tym szybciej podniosła bluzkę i pobiegła do łazienki.
Do wyjścia zostało jej dziesięć minut. Jeśli miała zdążyć, musiała się pospieszyć...

***

…Walczyła zaciekle z nieznanym przeciwnikiem. Mrok wciąż nie pozwalał na określenie drapieżnika. Powietrza wystarczało jej tylko na kilka sekund. Pod wpływem ogromnego wysiłku, traciła cenny tlen. Mięśnie powoli odmawiały jej posłuszeństwa, lecz mimo to próbowała wyrwać się z morderczych objęć.
Znów musiała stłumić chęć zaczerpnięcia powietrza, by ostatnie jego hausty nie uciekły z płuc. Pomimo otaczających ciemności wiedziała, że zaczynają pojawiać się jej mroczki przed oczami. Czarne plamy rozprzestrzeniały się aż po kres…
Czy Los ze mnie zakpił? Zesłał mnie tu bym zginęła? - Myśli podążały jedna za drugą.
Nagle nastała cisza. Życiodajne powietrze napłynęło z taką siłą do małych płuc, że przez chwilę krztusiła się zaskoczona. Słońce znów raziło ją w oczy. Nie próbowała jednak zakryć twarzy dłonią. Nie teraz i już nigdy...

***

Mężczyzna narzekał przez chwilę na dźwięk budzika, ale w ostatecznym rozrachunku postanowił się poddać. Usiadł na łóżku przecierając zaspane oczy. Mimowolnie przejechał dłonią po kwadratowej szczęce pokrytej jednodniowym zarostem.
- Golić się, czy się nie golić, oto jest pytanie... - sparafrazował hamletowskie pytanie w kierunku pustego mieszkania.
Westchnął i wstał z legowiska. Prawie półtorametrowe lustro powieszone na ścianie ukazywało obraz nędzy i rozpaczy. Co prawda brązowe włosy lśniły w słońcu mieniąc się lekko rudawo, ale były także niesfornie skołtunione. Spodnie od dresu, w których sypiał zsunęły się trochę, pokazując kości miednicy i skrawek niebieskich bokserek. Powyżej centymetr po centymetrze, ukazywało się nagie, umięśnione ciało dwudziestodwulatka.
- „Sex is back...” - usłyszał głos Justina Timberlake...
Zabiję Emmetta - pomyślał, szybko odgadując, że to jego brat ustawił tę melodię w komórce.
- Co Em? - powiedział odbierając.
- Nie śpisz? - bezsensowność pytań brata zabijała go, ilekroć ze sobą rozmawiali.
- Śpię! - ryknął właściciel telefonu rozłączając się.
Rzucił telefonem w bliżej nieokreślonym kierunku, będąc pewnym, że i tak go odnajdzie.
Mężczyzna szybko się ubrał i jednak ogolił. Kolejna wizyta przed lustrem utwierdziła go w przekonaniu, że dżinsy i biały T-shirt to genialne zestawienie, które jednocześnie nie wymaga od niego zbytniej inwencji twórczej.
Mężczyzna wykorzystywał swoje ogromne lustro w innych, dość zabawnych celach, teraz jednak nie pozwolił swoim myślom na zbyt dalekie wędrówki.
Telefon znowu wydawał z siebie dźwięki rodem z MTV, zdradzając swoje położenie i jednocześnie dzwoniącego. Edward podniósł czarną komórkę i odebrał.
- Hę?! - wydobył z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, dając tym samym upust swojej irytacji.
- Masz czas? – Emmett postanowił dla odmiany zapytać o coś sensownego, co po trosze zaniepokoiło jego młodszego brata.
- Teraz? Teraz wychodzę do redakcji – powiedział Edward. – A o co chodzi? – dodał po chwili.
- Chcę ci kogoś przedstawić…
- …nie ma mowy! Mam dość twoich randek! – Krzyk zaskoczył nawet jego samego, ale był już zmęczony swataniem na siłę.
- Eddie… to będzie niespodzianka… - Emmett zawiesił głos. – Zaufaj mi.
- Em, jest rano, a ty już próbujesz coś ode mnie wyłudzić… - nie zamierzał kapitulować.
Wiedział, że tylko przeciąga tę chwilę. Jeśli miał się spotkać z następną biuściastą brunetką, wolał zrobić to na neutralnym gruncie, a nie tak jak ostatnio w redakcji. Szef Edwarda miał już po dziurki w nosie takich wizyt, które serwował mu Emmett. Tak, jego brat łatwo nie odpuszczał.
- Zależy mi bardzo… - Emmett znów zawiesił głos - …żebyś poznał tę młodą damę.
Szósty, „antyemowy” zmysł Edwarda, podpowiadał mu ucieczkę, co było akurat całkiem normalne, ale brat nie byłby bratem, gdyby czasem nie ustępował. Może jednak Edward robił to za często.

***

Powoli znów doprowadziła się do ładu. Dalej nie mogła uspokoić oddechu. Nagły atak wyprowadził ją z równowagi. Nie była przyzwyczajona do takich niebezpieczeństw. Nie potrafiła się bronić. Nie po to ją stworzono.
Teraz patrząc na pomiętą sukienkę pluła sobie w brodę, że nie uważała bardziej. Przecież świat pełen jest nieznanych niebezpieczeństw, a ona miała zadanie do wykonania.
Wstała powoli, badając czy nie ma widocznych stłuczeń czy ran. Srebrny pył z jej skrzydełek mienił się przepięknie. Choć widywała to codziennie od setek lat, nadal ten widok zapierał jej dech w piersiach.
Poczuła chłodny powiew, który wzmagał się w zastraszającym tempie. Coraz trudniej było jej utrzymać równowagę. Już po kilku chwilach i zachwianiach, próbowała uchwycić się czegoś. Wiatr jednak zepchnął ją w nieznanym kierunku…

***

Bella wybiegła boso z łazienki, porywając po drodze swoją torebkę i buty. Rzuciła okiem w lustro wiszące nad drewnianą szafką w korytarzu. Delikatny odcień błyszczyku podkreślał naturalną barwę jej ust. Oczy sprawiały wrażenie ciemniejszych i wyraźniejszych, dzięki kredce i tuszowi. Włosy… pal licho włosy – ich jeszcze nigdy nie udało jej się poskromić.
Założyła brązowe buty na niskim obcasie, opierając się jedną ręką o szafkę i otworzyła drzwi. Wpuściła do mieszkania kilka podmuchów chłodnego powietrza. Nerwowo spojrzała na srebrny zegarek. Zostało jej dwadzieścia minut do spotkania. Powinna zdążyć.

***

Wiatr stracił na sile, a ona przestała koziołkować i uchwyciła się kapy zwisającej z łóżka.
Usłyszała trzask zamykanych drzwi i zgrzyt przekręcanego klucza w zamku. Zmęczona zmaganiami z żywiołem miękko opadła na puszysty dywan. Zawiodła. Cel podążył w bliżej nieokreślonym kierunku, a ona sama nie miała siły by wstać.
Popatrzyła na swoje dłonie, zaczerwienione od zmagań tego dnia i zapłakała…

***

Bella niemal biegła, nie chcąc spóźnić się na spotkanie. Umawiała się już kilkakrotnie na tę rozmowę, ale druga strona wciąż nie miała dla niej czasu.
- Taxi! – Podniosła rękę i krzyknęła w stronę żółtego pojazdu.
Samochód z piskiem opon zatrzymał się niemal w miejscu. Dziewczyna chwyciła mocno klamkę i już po chwili siedziała na brązowym, kiedyś skórzanym siedzeniu pasażera. Obrzuciła niechętnym wzrokiem niechlujnego taksówkarza i podała nazwę ulicy. Ruszyli z piskiem opon – to chyba ulubiony dźwięk kierowcy.
Jednocześnie do jej nozdrzy dotarł zapach przypalonych opon, dymu papierosowego i potu mężczyzny. Sama nie była pewna co jest gorsze i nie zamierzała komentować tego na głos.
Wbrew jej wcześniejszym obawom, taksówkarz nie prowadził jak wariat. Mimo porannych korków była nawet przed czasem, co bardzo ją ucieszyło. Co prawda nie była przesadnie pedantyczna, ale nie cierpiała się spóźniać; od zawsze. Na dodatek to było bardzo ważne dla niej spotkanie, na które czekała już od tygodnia.
Zapłaciła żądaną kwotę z odpowiednim napiwkiem. Wysiadła z największą gracją na jaką było ją stać i poprawiła brązową spódnicę. Chwilę w bezruchu, przyglądała się swojemu odbiciu w witrynie najbliższego sklepu. Wszystko wydawało się jej w jak najlepszym porządku, toteż nabrała kilka głębokich wdechów i już pewnym krokiem ruszyła w stronę restauracji.
Mosiężne drzwi ze zdobieniami odtworzył przed nią portier w błękitno srebrnej liberii. Bez słowa skinęła mu głową i podążyła w stronę mężczyzny w eleganckim garniturze.
- Edward Cullen, stolik na dwie osoby – powiedziała spokojnie.
Mężczyzna chwilkę przeglądał karty księgi leżącej na pulpicie przed nim. Bella wiedziała, że to bardziej zwyczaj niż faktyczne poszukiwania rezerwacji.
- Tak, tak. Stolik numer dziewięć, pana Cullena jeszcze nie ma – powiedział grzecznie. – Pozwoli pani, że ją zaprowadzę – odezwał się ponownie niskim, męskim głosem.
Wskazał jej ręką, w którą stronę ma iść. Wyminęli kilka stolików z białymi obrusami i bukietami kwiatów na środku. Sala była prawie pusta. Tylko parę osób popijało kawę lub czytało poranne gazety. Dominowały drogie garnitury i chyba jeszcze droższe garsonki. Dziewczyna poczuła się jak intruz w zakazanej krainie nowobogackich nowojorczyków.
Jej przewodnik odsunął krzesło przy małym stoliku na uboczu. Usiadła grzecznie, dziękując. Odszedł natychmiast, a jego miejsce zajął kelner.
- Dzień dobry – powiedział i podał jej kartę.
- Poproszę tylko espresso – zamówiła niepewna jak długo czasu tu spędzi i jak potoczy się rozmowa.
To miejsce coraz bardziej ją przytłaczało. Czuła się nieswojo i ewidentnie tutaj nie pasowała.
Może dlatego wybrał tę restaurację – pomyślała i irytacja sprzed tygodnia powróciła ze zdwojoną siłą.
Jeżeli chciał mieć przed nią przewagę, musiał się bardziej postarać. Zdeterminowana Bella Swan to bardzo groźny przeciwnik. Mężczyzna, który ją obraził, miał się o tym dziś dowiedzieć…

***

Edward Cullen, nieświadom grożącego mu niebezpieczeństwa, wesoło pogwizdując wyszedł ze swojego mieszkania. Niestety od kiedy przeprowadził się tutaj, musiał zrezygnować ze schodzenia po schodach, co uwielbiał w swoim starym lokum. Spacery z czternastego piętra męczyły nawet jego. Winda w końcu wyjechała i zabrała go na dół. Wychodząc z budynku skręcił w lewo i zagłębił się w tłum zajętych sobą ludzi.
Brnąc wciąż do przodu, starał się nikogo nie potrącić, nie było to jednak takie proste. Kilkakrotnie musiał przeprosić, ale i jego przeproszono. To zdarzało się codziennie. To był taki jego poranny rytuał.
Próbował właśnie uporządkować w głowie swój plan dnia, kiedy nawiedziła go okropna myśl. Zapomniał o spotkaniu.
- Emmett mnie zabije – powiedział na głos, nie kontrolując słów wychodzących z jego ust.
Nikt nie zwrócił nawet na niego uwagi. Edward był na siebie wściekły. Umówił się z bratem nie dalej jak pół godziny temu i momentalnie o tym zapomniał.
Przystanął, co wybiło jego pas chodnika z rytmu. Nie zważając na ludzi, podbiegł do postoju taksówek, wsiadł w jedną z nich i bez zbędnych uprzejmości rzucił kierowcy adres. Taksówkarz wyczuwając napięcie w głosie pasażera ruszył szybko. Jakimś cudem po piętnastu minutach byli na miejscu, więc spóźnił się tylko dziesięć. Błyskawicznie zapłacił trzykrotność rachunku i wbiegł do restauracji.
Od razu dostrzegł samotną kobietę, siedzącą przy stoliku. Była jedyną na całej sali. Szedł w jej kierunku zastanawiając się, gdzie jest Emmett…

***

Bella czekała już dziesięć minut. Poczucie zdenerwowania i upokorzenia, rosły z minuty na minutę. Widziała jak obsługa i inni goście rzucają jej ukradkowe, dyskretne spojrzenia.
Zabiję chama! – pomyślała po raz kolejny tego dnia, ale tym razem z taką siłą. Kiwnęła w stronę kelnera.
- Proszę o rachunek – powiedziała, gdy podszedł.

***

________
ekhm ... to teraz grzecznie czekam na komentarze...
jak się jakieś zdarzą...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Sob 20:34, 15 Maj 2010, w całości zmieniany 11 razy
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:56, 20 Paź 2009 Powrót do góry

Podoba mi się, aczkolwiek trochę myliły mnie te szybkie zmiany miejsc i opisywanych postaci, szczególnie, że na początku nie wiedziałam co ma jedno wspólnego z drugim i chyba nadal zbytnio się nie orientuję. Zaciekawiłaś mnie co jest plusem. Możesz mieć pewność, że niedługo znów tutaj wpadnę i sprawdzę co i jak. Beta by ci się przydała, wpadło mi w oko kilka powtórzeń i błędów. Ale to nic. Rozdział czytało mi się dość długo, ale to nie zmniejsza przyjemności płynącej z tej czynności. Zbyt dużo napisać nie mogę, po jednym rozdziale.
Mam nadzieję, że niedługo wstawisz następny.
Pozdrawiam,
Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maxsia
Człowiek



Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Wto 22:15, 20 Paź 2009 Powrót do góry

Czemu mi to robisz? Czemu w takim momencie kończysz?!
Tortury, istne tortury.
Wyszło pięknie, cudownie i wogóle rozpływam się.

Bety, to ty kochana nie potrzebujesz. Zgrzyta mi jedynie tutaj:

Cytat:
Westchnął i wstał z legowiska.


Kobieto on nie jest psem, ani średniowiecaznym rycerzem co "mości se posłanie na sianie" :D

Życzę dużo, dużo weny. Aby jak najszybciej dodaj kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Wto 22:30, 20 Paź 2009 Powrót do góry

Mała skrzydlata wróżka mnie zachwyciła :) jakiś element magiczny - to coś co nieczęsto sie tu spotyka a mnie bardzo sie to podoba :) Znalazłam kilka błędów ale jest już zbyt późno by ich szukać. Moze zrobie jutro edit.
Piszesz fajnie, nie męczysz czytelnika. Co do samego opowiadania ciężko coś wywnioskowac oprócz tego, że Bella zaraz na wstepie nie lubi Edwarda.
Wstaw kolejny rozdział - przekonamy się co z tego wyniknie.
Weny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 19:56, 25 Paź 2009 Powrót do góry

dziękuję za komentarze
Seanice zmiany będą następować bardzo często... taki już urok :P (choć wezmę to pod uwagę)

Maxsia nie torturują to i ja będę torturować, bo co ze mnie za wiedźma jeśli będę miła Wink

Aurora Rosa ta właśnie tęsknota za magią porwała mnie na wróżki :P

Betowała niezwykła i niesamowita : dredzio

oto sam tekst :)

Edward podszedł do kobiety, nie wiedząc jak właściwie powinien się zachować. Przystanął koło niej, ale ona nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem.
- Edward Cullen – przedstawił się po chwili wahania. – Przepraszam za spóźnienie.
Kobieta nie zareagowała nijak na jego słowa. Nawet nie odwróciła głowy w jego stronę. Edward stał, wciąż nie wiedząc czy usiąść. Poczuł się głupio, ale jednoczesne uczucie irytacji rzuciło wszystko w kąt.
W końcu to jej zależało na spotkaniu ze mną – pomyślał ze złością. – W co ona ze mną pogrywa.
Niemal zazgrzytał zębami.
Kiedy został krytykiem, nie spodziewał się, że to taki lep na kobiety. Płeć przeciwna według dwuletnich obserwacji Edwarda, miała słabość do inteligentnych, oczytanych mężczyzn, do których on sam się zaliczał. Stąd też kompletnie nie rozumiał zaistniałej sytuacji. Co prawda spóźnił się, jednak przeprosił. Na dodatek ona ewidentnie czekała. Mogła przecież wyjść.
Goście i część obsługi zaczęli rzucać w ich stronę ukradkowe spojrzenia. Coraz mniej podobało mu się robienie z siebie głupka.
Kobieta zwróciła się twarzą w jego kierunku. Jednocześnie zrobiła dość zaskoczoną minę, najwyraźniej jego obecnością. Tego dla Edwarda było już za wiele. Skumulowana złość dość szybko znalazła ujście.
- Emmett zazwyczaj przedstawia mi brunetki z dużym biustem. Widzę, że w modzie w tym sezonie mamy blondynki – wyrzucił z siebie niemal jednym warknięciem.
Miał właśnie ruszyć do wyjścia, gdy kobieta najwyraźniej zaszokowana i wytrącona z równowagi jego słowami, spoliczkowała go. Odgłos rozniósł się po sali, a on sam poczuł piekący ból z prawej strony twarzy.
Jest leworęczna – pomyślał zaskoczony. Jednocześnie zauważył, że teraz wszyscy gapili się bez ogródek, na rozgrywającą się scenę.
- O, widzę, że poznałeś się z Rose – powiedział Emmett, który zmaterializował się niewiadomo skąd.
- Kochanie, twój brat jest bezczelny. – Wypowiedziała niewyraźnie słowa i przytuliła się do brata Edwarda.
Słabo mi – pomyślał.
Faktycznie wyglądał blado. Złość wyparowała, a na jej miejsce pojawiło się uczucie zażenowania, które miało jeszcze długo nie minąć.

***

Bella zapłaciła za kawę i wyszła. Stwierdzić, że była wściekła byłoby lekkim niedopowiedzeniem. Umawiała się trzykrotnie. Dwa razy zmieniał termin, a teraz ją wystawił. Miała ochotę kogoś bardzo mocno skrzywdzić i z tym nastawieniem zamachała ręką przed zbliżającą się taksówką.
Wsiadła i nie zaszczyciwszy kierowcy nawet jednym spojrzeniem powiedziała:
- Pod siedzibę Word Magazine.
Gdyby wiedziała, że ten uroczy mężczyzna raczy się nie pojawić na umówionym spotkaniu poszłaby od razu do redakcji. Mieszkała tylko przecznicę dalej i w tym momencie właściwie okrążała całe miasto.
Ulice Nowego Jorku nie bawiły jej od dawna. Kiedy pierwszy raz przyjechała do tego wielkiego miasta, czuła się zagubiona, ale jednocześnie porażona i zaskoczona różnorodnością person mijających się co dzień. Ten tłum fascynował ją i przerażał zarazem. Każdy miał jakiś cel, do którego dążył nieprzerwanie w biegu. Nikt nie zwracał na nikogo uwagi rozmawiając przez komórkę, która zdawała się być nieodłączną partnerką życia.
Małomiasteczkowe ideały jakie Bella przywiozła ze sobą, wysłała w pierwszym liście do Forks i zostały tam pogrzebane. Nie szukała już ani rodziny, ani idealnego mężczyzny. Zaczęła żyć chwilą i odnosić pisarskie sukcesy, aż do ostatniego tygodnia…
Z zamyślenia wyrwał ją zachrypły głos kierowcy.
Dużo pali – pomyślała, ale swoje przeświadczenie opierała nie tylko na głosie mężczyzny, ale głównie po stanie tapicerki, która straszyła powypalanymi dziurami.
Czym prędzej zapłaciła i wyszła z samochodu.

***

- Emmett, tak mi przykro – Edward kajał się przed bratem.
Wiedział, że zawalił, ale to nie była tylko jego wina. Gdyby uprzedził… Gdyby nie robił takich tajemnic, wszystko mogło się potoczyć inaczej. Tymczasem wściekła Rose, rozsiewając wokół zapach owocowych perfum wyszła z restauracji w dość nieprzyjemnym humorze.
Edward czuł się potwornie.
Weszli do redakcyjnego holu, a szum ulicy zastąpiony został przytłumionym odgłosem klikania w klawiaturę i niezidentyfikowanymi krzykami.
- Eddie, spokojnie – Em zaczął uspakajać, ale to wcale nie pomagało.
- Naprawdę przepraszam – zaczął od nowa swoją mantrę.
- Ja to wiem, ale spróbuj przeprosić Rosalie. - Emmett teraz krztusił się ze śmiechu.
Edward był zdziwiony zachowaniem brata. Najwyraźniej ten nie poczuł się urażony jego ewidentnym chamstwem.
- Jest mi przykro, ale naprawdę wkurzyłem się kiedy mnie zignorowała – zaczął ponownie.
- Zignorowała? – zapytał Emmett.
- Przedstawiłem się, przeprosiłem, a ona nawet na mnie nie spojrzała – powiedział Edward chcąc wytłumaczyć swoje zachowanie czymkolwiek.
- Widziała cię?
- Podszedłem, musiała mnie zauważyć…
- Ja nie pytam co robiłeś tylko czy cię widziała – Emmett przerwał mu od razu. – Odwróciła głowę w twoją stronę? – dodał po chwili.
- Nnie, ale czy to ważne? – odpowiedział pytaniem.
- Dla niej tak, bo czyta z ruchu warg, Eddie…
Po raz kolejny tego dnia Edwardowi zrobiło się słabo. Obraził dziewczynę brata, a do tego Rose była głucha. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy…

***

Bella zapytała o Cullena, a kobieta w holu nie raczyła nawet odpowiedzieć. Skinęła tylko ręką w kierunku dwóch rozmawiających mężczyzn. Jeden z nich był w dość drogim garniturze. Drugi natomiast w zwykłych jeansach i białej koszulce. Nie musiała zbytnio wysilać obolałej głowy by stwierdzić, że podobieństwo świadczy o pokrewieństwie.
Starając się, aby nikt z biegających gońców jej nie przewrócił, podeszła do rozmawiających.
- Ekhm – odchrząknęła, aby zwrócić na siebie uwagę.
Obaj jak na komendę przerwali rozmowę. Niższy, ten w jeansach wyglądał na zszokowanego i zmieszanego. Ten elegancki natomiast na rozbawionego czymś.
- Tak? – zapytał wyższy z mężczyzn.
- Który z panów to Edward Cullen? – spytała Bella, zaskoczona basowym głosem mężczyzny.
Po cichu miała nadzieję, że nie jest to ten osiłek w krawacie.
- To ja – powiedział niższy. – Przepraszam, ale czy mogłaby pani zaczekać. Przerwała nam pani bardzo poważną rozmowę, pani…
O nie, tylko nie to… zabiję chama… czekać…znowu – myśli Belli cokolwiek nieskładne, nie przedstawiały się zbyt pozytywnie.
Nawet nie wiedząc co zamierza, uniosła dłoń i wymierzyła Edwardowi policzek.
Praworęczna – zdążył pomyśleć zanim ręka kobiety odbiła swój kształt na jego skórze.
- Swan, Isabella Swan – powiedziała odchodząc. Przez całą drogę do drzwi nie odwróciła się ani razu. Nie zamierzała oglądać tego mężczyzny nigdy więcej.

***

Łzy przestały wreszcie płynąć. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale nie to było ważne. Poczuła chłód w sercu, który świadczył, że coś poszło nie tak. Ale jak mogło pójść dobrze, skoro zamiast wypełniać zadanie, jest zamknięta w mieszkaniu.
Ogarnął ją wstyd. Do tej pory nigdy nie zdarzyło się jej nie wypełnić poleceń. Wręcz przeciwnie – ceniono ją za prostotę i szybkość. Miała dziś ogromnego pecha, inaczej nie potrafiła tego wyjaśnić.
Wstała, teraz nawet nie poprawiała nic w wyglądzie nie będąc pewną, co czeka ją za minutę lub dwie. Musiała wszystko dokładnie przemyśleć.
Podstawą dobrze wykonanego zadania jest dobra organizacja. Musi się dowiedzieć jak najwięcej o kobiecie, którą się opiekuje. O mężczyźnie, który jest celem i poznać najłatwiejszą drogę do złączenia ich w jedność.
Zazwyczaj pierwszym krokiem po zdobyciu informacji było spotkanie obojga, ale sądząc po uczuciu, które nią wstrząsnęło już do tego doszło. Nie widziała tego, nie wie co z tym zrobić. Nie wie, co się stało… Powoli zaczynała tracić nad sobą panowanie – tak było zawsze, kiedy coś wymykało jej się spod kontroli… To pierwszy raz, kiedy coś wymknęło jej się spod kontroli i jeśli Los da, to ostatni.
Ścisnęła dłonie w piąstki i dumnym krokiem podążyła w stronę komputera kobiety. Instynkt podpowiadał jej, że tam są informacje, których potrzebuje. Nie potrafiła rozpoznać urządzenia, ale wiedziała, że na pewno sobie poradzi. Nie było innego wyjścia. Magia panuje nad całym światem, a magia to Ona.

***

Początkowy chichot Emmetta przerodził się w tubalny śmiech. Choć starał się opanować, bynajmniej nie po to by ulżyć bratu, ale raczej podsumować sytuację zgrabną ripostą, nie mógł się powstrzymać. Śmiał się na głos, zwracając w ich stronę coraz więcej ciekawskich spojrzeń.
Kto jeszcze będzie się na mnie gapił? - zastanawiał się Edward.
Kto mnie jeszcze dziś spoliczkuje…
Od razu pojawiła się też ta mniej przyjemna myśl, na którą skrzywił się nieznacznie. Wyraz twarzy Edwarda nie umknął Emmettowi, wywołując u niego kolejną niekontrolowaną salwę śmiechu.
- Przynajmniej równo puchniesz – powiedział, gdy wreszcie opanował chichot.
Faktycznie, Edward czuł ciepło bijące od jego policzków i jakby mrowienie w tych okolicach twarzy. Zanosiło się na trochę dłuższe upokorzenie. Raczej nie wymiga się obustronnym bólem zęba. Choć znając Emmetta, nie będzie musiał komentować zdarzenia – jego brat zrobi to za niego możliwie jak największej liczbie osób. Obecnie nie było to jego największym zmartwieniem. Zastanawiała go ta kobieta. Nie posiadał jakiejś cudownej pamięci, ale pamiętał kobiety, z którymi sypiał i nie oddzwaniał. Z jakiego innego powodu miałby zostać spoliczkowany?

***

Bella wróciła do swojego mieszkania pieszo, chcąc uspokoić się choć trochę. Nie potrafiła zapanować nad drżeniem rąk i jej krok był nierówny. Nigdy nie należała do najlepiej opanowanych, a ostatni tydzień wyprowadził ją kompletnie z równowagi.
Cham, nie wiedział nawet kim jestem! – jej myśli zdawały się krzyczeć z oburzenia.
Minęła uprzejmego portiera i bez zbędnych rozmów podeszła do wind.
- Panno Swan, poczta – usłyszała i odwróciła się w stronę biegnącej kobiety.
- Dzięki, Mary – odpowiedziała i uśmiechnęła się przelotnie.
Winda już czekała. Czternaste piętro osiągnęła już po kilku minutach. Lubiła swoje nowoczesne mieszkanie. Czarno-biały wystrój dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Lubiła czyste linie i tę głębię barw. Przekręciła klucz i stanęła oszołomiona na progu.
O szlag, rano mnie chyba poniosło… - pomyślała spoglądając na chaos panujący w mieszkaniu.
Położyła torebkę w korytarzyku, gdzie zostawiła też buty. Dalszą drogę bezpieczniej było pokonać boso. Jedynym minusem bycia singlem było to, że nikt po tobie nie sprzątał bałaganu.
Wskoczyła na łóżko zrzucając przy tym część ubrań na dywan. Przeglądała przez chwilę pocztę, ale większość z listów zawierała rachunki.
Jej oczy przyciągnęła fiołkowo-niebieska koperta, w której lewym górnym rogu widniało logo Nowojorskiego Towarzystwa Literackiego. Pióra i inkaustu nie można było pomylić z żadnym innym. Nie zastanawiając się długo otworzyła list.
Droga Panno Swan,
mamy zaszczyt zaprosić Panią…


_________
mam nadzieje, że się podoba Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:02, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Kurczę no! Masz mnie, byłam wręcz przekonana, że Edward spotka
w restauracji Bellę, a tu Rose.
Rosalie głucha, wow. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim, ale zapowiada się ciekawie. Edward spoliczkowany dwa razy, z dwóch stron. Chciałabym to zobaczyć.
Edward zachowuję się, jak hmmm, jak typowy mężczyzna. To dobrze, nie jest taki idealny jak w Sadze Stephanie.
Mam kilka domysłów.
Czy ta dziewczyna, ma za zadanie złączyć, ze sobą Edwarda i Bellę?
Tylko to odnośnie jej przychodzi mi do głowy, ale pewnie mnie jeszcze zaskoczysz.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

Pozdrawiam i ściskam,
Seanice.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Seanice dnia Nie 20:21, 25 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Maxsia
Człowiek



Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Nie 22:30, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Noi kolejny piękny rozdzialik!
Zwaliła mnie z nóg ta akcja z Rosallie, powiem, że nietuzinkowy pomysł Wink
Czemu kończysz w tak ciekawych momentach, nienawidzę Cię za to!
Czekam na następny rozdział, tym razem dłuższy!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 21:34, 28 Paź 2009 Powrót do góry

Bosko Smile dosłownie widziałam Edwarda z odbitymi palcami na obu poloczkach Very Happy Pomysł z Rose bardzo interesujący. Zwykle autorzy robią z niej zimną sukę a tu ... zupełnie inna bajka.
I moja ulubiona wróżka - cudnie. Twoje opowiadanie odrywa od rzeczywistości z deszczem za oknem i przenosi w świat magicznego pyłu za sprawą pewnej skrzydlatej istotki. Jestem ZA Cool


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aurora Rosa dnia Śro 21:38, 28 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 23:41, 14 Lis 2009 Powrót do góry

dziękuję za komentarze...
Seanice... ja też myślałam, że spotka Bellę... nie odpowiem na żadne z twoich pytań, bo nie wiem... Wink
Maxsia... ja też się za to nienawidzę Cool Rose do głowy mi przyszła w ostatnim momencie... to odpowiedź na pytanie 'dlaczego', które King zadaje sobie pisząc powieści Rolling Eyes
Aurora Rosa... ta wróżka to fajna jest... ale raczej nie stereotypowa... zobacyzmy co wymyśli, bo chyba chodzi własnymi ścieżkami Wink
beta : nieoceniona Dredzio

miłego czytania


Chichot Emmetta roznosił się wokół szerokim echem. Edward wciąż zdezorientowany, pocierał obolały policzek patrząc w ślad za oddalającą się kobietą. Tak szybko jak się pokazała, tak szybko odeszła.
Nie pierwsza, nie ostatnia – pomyślał.
Wraz z tą myślą przyszedł smutek. Taka głęboka melancholia, która częściowo pozwoliła mu zapomnieć o puchnącej twarzy, ale jednocześnie, właściwie to ona była najgorsza. Czasem czuł się w ten sposób, ale żył zbyt szybko, by móc na chwilę przystanąć i przemyśleć to wszystko. Obejrzał się w stronę recepcji, ale Veronica nie zwracała już na nich tak bacznej uwagi, jak jeszcze kilka minut temu.
Od plotek się teraz nie opędzi, ale powinien być już przyzwyczajony. Samotny mężczyzna w Nowym Jorku, policzkowany w miejscu pracy przez piękną kobietę. Teraz dopiero zaczynał się naprawdę wściekać. Rozczochrał już i tak rozwiane włosy, i ponownie zaczął zastanawiać się, kim jest dziewczyna.

- To zdradzisz mi, kto to był? – Emmett zdążył się opanować na tyle, by zadać pytanie i przywrócić Edwarda na ziemię.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział trochę zakłopotany.
- Przedstawiła się jak James Bond. Na twoim miejscu, następnym razem bym uważał – ponownie zaniósł się śmiechem. – Kto wie, co może ci jeszcze zrobić.

Edward przemilczał ostatnie zdanie, zdając sobie sprawę, że ciągnięcie tego tematu nie leży w jego interesie. Nie sądził zresztą, że może spotkać kobietę jeszcze raz. W chwili obecnej, Cullen miał tylko dwa życzenia: żeby jego twarz przestała puchnąć; i, żeby Emmett nie obrobił mu tyłka w ich małym, literackim światku.
Oba życzenia były niestety tak samo prawdopodobne do spełnienia jak to, że uda mu się w końcu spotkać z Szekspirem. Zresztą, jego życie od zawsze było splotem bliżej nieokreślonych wypadków, powiązanych ze sobą wprost niemożliwymi do przewidzenia wydarzeniami, które dla niego samego, jak i dla jego bliskich, nie miały najmniejszego znaczenia w przeszłości.
W wieku pięciu lat poznał Marię, dziewczynę z sąsiedztwa. Zaprzyjaźnili się. Dwanaście lat później stał się świadkiem jej sprzeczki z chłopakiem. Drań ją popchnął, Edward nie popchnął go… wtedy. Dorwał go tydzień później i wyjaśnili sobie parę spraw. Jemu została blizna, a Edwardowi ultimatum. Zawieszenie albo praca na rzecz szkoły. Wybrał to drugie i pisanie do szkolnej gazetki włącznie. Do tej pory zastanawia się, jaki poważny redaktor czytuje licealne brednie oraz, na Boga, po cóż to robi. Grunt, że zaprowadziło go to do Nowego Jorku, ciepłego mieszkania i pracy niewymagającej od niego zbytniego wysiłku, ale niespodzianki nie opuszczały go nawet tu.
Dowodem był cały dzisiejszy poranek. Został dwukrotnie spoliczkowany, i choć chrześcijaństwo zaleca nadstawienie drugiego policzka, on sam nie uważał się za zbytnio religijnego.

- Eddie, przyłóż lód – doradził Emmett, ponownie wyrywając Edwarda z zamyślenia.
- Tak, jasne. Jadę do góry – powiedział i ruszył w stronę wind.
Nie czekał na odpowiedź brata. Był zbyt zdenerwowany, poruszony… Właśnie sobie przypomniał, skąd powinien kojarzyć nazwisko kobiety…

***

Jakoś dała sobie radę z komputerem, choć nie obyło się bez ingerencji Losu. Mogła sięgnąć do wspólnych przeżyć każdej z nich, ale nigdy nie lubiła tego robić. Wspólnota miała swoje dodatnie strony, bo jedno doświadczenie przeżywała każda, ale z drugiej ona sama wolała do wszystkiego dojść. Wiedziała, że niektóre zaskoczone są jej ambicją, lecz taką ją stworzono. Jak ma być inną?

Pulpit powitał ją przyjemną, szafirową barwą i niezwykłą systematycznością. Zaskoczona obejrzała się za siebie, obejmując wzrokiem bałagan na podłodze, sięgający progu drzwi. Nie wiedziała jak wiele ma czasu, więc o razu zabrała się do przeszukiwania plików. Początkowo trafiła na kilka zakończonych książek i opowiadań, ale to nie było jej celem, więc nie poświęciła temu też należytej uwagi. Zirytowana przeszukała prywatne maile sięgające nawet roku wstecz, ale i to nie przyniosło odpowiedzi. Musiała dowiedzieć się kim jest mężczyzna. To zawsze było ważne. Natomiast kobieta nie miała żadnych zdjęć. Nie plotkowała. Nic.

Czas płynął nieubłaganie. Postanowiła przeszukać mieszkanie po raz kolejny. Zabałaganiony pokój zostawiła w spokoju. Zbyt wiele ciężkich przeżyć wiązało się z tym pomieszczeniem i postanowiła tam wrócić tylko w ostateczności.
Pierwszym celem była kuchnia. Urządzona o dziwo w ciepłych barwach pomarańczu i żółci, nie była za duża. Za mała też nie. Zwykłe wyposażenie z wbudowaną kuchenką nie zaimponowało jej. Widywała kuchnie ogromne i urządzone z przepychem. Szybko lustrowała pomieszczenie, ale nie dostrzegła nic pomocnego. Nawet na stole, na którym stała patera z owocami i bukiet świeżych kwiatów, nie było listów czy zdjęć.

Skierowała się dalej, ale łazienka to nie był dobry pomysł. Chłodne płytki w błękitnym odcieniu i znowu pedantyczna czystość uświadomiły jej, że nic tu nie znajdzie.
Wróciła do salonu, którego nowoczesność zdziwiła ją na nowo. Prostota kształtu i minimalizm barw. Szklany stół, na nim czarny laptop. Czarny dywan, białe ściany i również w tym kolorze kanapa. Brak telewizora czy sprzętu grającego. Obracała się w powietrzu wokół własnej osi po, trosze zrezygnowana, a po trosze zirytowana, gdy kątem oka zobaczyła zmieniający się obraz na monitorze.
Jej serce szybciej zabiło, a oddech stał się urywany.
Wygaszacz ekranu oznajmiał światu wszem i wobec: „NIENAWIDZĘ EDWARDA CULLENA”…
W tym samym momencie usłyszała dźwięk przekręcanego klucza, ale to nie było już ważne.

***

Bella podniecona i zarumieniona, skakała po łóżku robiąc – jeśli to jeszcze możliwe – jeszcze większy bałagan.
- Idę na bal, idę na bal – powtarzała w kółko, trochę rozgorączkowanym głosem.

Po chwili zeskoczyła na podłogę i pognała co sił do telefonu. Musiała, po prostu musiała się z kimś podzielić świetną informacją. Nowojorskie Towarzystwo Literackie postanowiło ją wreszcie dostrzec. To najlepsza wiadomość jaką dostała od tygodnia. Szybko wyklepała numer przyjaciółki. Po kilku sygnałach, usłyszała jej głos i przerażające dźwięki w tle.

Bliźniaki znowu rozrabiają – pomyślała i uśmiechnęła się.
- Hej, Angie – przywitała się.
-Cześć, Bells, co tam u ciebie? – spokój w jej głosie wydawał się nierealny w stosunku do odgłosów, które mu towarzyszyły.
Angie wyszła za mąż tuż po skończeniu liceum za swoją wieloletnią miłość. Obie były sobie bardzo bliskie i nawet po przeprowadzce Belli, dzwoniły do siebie. Choć Angela nie miała już tak dużo czasu, wiedziały na bieżąco o tym, co się dzieje w życiu drugiej i nieustannie się wspierały.
- Mam dwie wiadomości – Bella zaczęła tajemniczo. – Obie dobre – dodała po chwili milczenia.

- Dawaj – rzuciła szybko Angie, głosem pełnym napięcia. – Alex złaź natychmiast z tej szafy!... – do Belli doleciały słowa przyjaciółki upominającej swojego pięcioletniego syna.
- Idę na bal! – wykrzyczała te słowa.
- Jaki bal?
- Nowojorskie Towarzystwo Literackie corocznie urządza taką zamkniętą imprezę dla światka literackiego… - nie musiała kończyć.
- Boże! Bella! To cudowne! – teraz krzyczały już obie. – A co z drugą dobrą wiadomością?

Swan wzięła głęboki oddech i już miała odpowiedzieć, gdy przerwał jej krzyk przyjaciółki: - Mark, nie skaczemy po stole!
- Hahaha – nie mogła się nie roześmiać. – Dają popalić…
- Będziesz miała swoje, to się dowiesz – odgryzła się Angela. – To co z tym drugim?
- Pamiętasz tego faceta, którego chciałam dopaść?
- Tak, udało się?
- I to jeszcze jak… - zrobiła pauzę. – Sprzedałam mu liścia… - dokończyła tryumfalnie.
- Jest botanikiem?! –spytała zdumiona Angela.

Bella zaskoczona wpatrywała się w słuchawkę telefonu. Nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć.
- Ang, nie botanikiem, tylko krytykiem – wyjaśniła powoli.
- To co mi wyjeżdżasz z liśćmi? – Zdumienie przeszło w odrobinę irytacji.
- Spoliczkowałam go.
- No i dobrze, to czemu nie mówisz od razu? – Wydawała się urażona. – No tak, kolejna książka ze slangiem? – dodała tonem pełnym zrozumienia.
- Angie, świetnie mnie znasz – roześmiała się, a przyjaciółka dołączyła do niej.

Poplotkowały jeszcze, ale doskonale wiedziały, że bliźniaki bez stałej opieki oznaczają zbyt wielkie straty w ludziach, by móc na to pozwolić za długo. Pożegnały się i Bella w doskonałym humorze zabrała się do sprzątania sypialni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Nie 18:17, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Nie 12:39, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Postaram się o bardzo konstruktywny komentarz, ale to nigdy nie wychodzi. Przynajmniej modlę się, żeby długi był. Odwdzięczę się za to, że komentujesz moje ffy. :)

R1

Po pierwsze Los i Pierwsi. Nazwy własne, więc pewnie kryją się za tym jakieś istoty, stworzenia, kreatury, osoby lub coś takiego. Mam nadzieję, że nie postanowiłaś napisać "Los" z dużej tylko po to, żeby było. Bo pierwszy akapit zaczyna sie interesująco. Jestem zwolenniczką sciene fiction, a skrzydła to coś. A ponieważ jest Pierwszą, to domyślam się, że jest czymś niezbyt ludzkim.
Ogólnie wygląda na to, że jest jedną z Pierwszych czychśtam, ale jest 'młoda", bo najwyraźniej jej skrzydła nie są do końca jeszcze rozwinięte. To już jest coś, ale nie jestem pewna o co chodzi, czy ma wspomnienia itd., czy po prostu wie coś, że gdzieś jest i ma jakieś tam umięjętności. Naprawde, pierwszy akapit jest intrygujący. Z kim walczyła o życie? Kto tak nagle ją zaatakował? Jaki miał powód? Kto ją zesłał tam, gdzie zesłana została?
Piszę co akapit, więc mogę np. napisać pytanie o czymś co było w tym samym rozdziale. Ale...
Ogólnie wojna Belli o jedną koszulkę jest dosyć zawzięta. I ma dużo ubrań. TO ona jest tym stworzenieM? Ma te skrzydła? Może będzie? Albo kogoś takiego spotka? Może to jej sen, przyszłość, przeszłość? I gdzie Bella się wybiera? Bo ogólnie rzecz biorąc wojna o jedną koszulkę musi oznaczać coś ważnego, więc jestem ciekawa. Ale zaraz pewnie się dowiem...
Powrót akcji. Drapieżnik? Czyli wampir, hę? I czemu z nią walczył? Kim ona jest?
Ponownie to jest intrygujące. Gdzie ona walczyła, w jakim mroku? I w jakim CELU? I kto to jest Los? No i najważniejsze, czemu nie mogła oddychać i/lub czemu wszystko się nagle skończyło? Najwyraźniej zażarcie walczyła, więc czemu nagle zastała cisza? Coś się stało, wiadome, tylko jestem ciekawa, co takiego. I kim ona jest.
Cytat:
- Golić się, czy się nie golić, oto jest pytanie... - sparafrazował hamletowskie pytanie w kierunku pustego mieszkania.
Westchnął i wstał z legowiska

Odwieczne pytanie mojego narzeczonego. Dokładnie tak często mówi. Ale... legowisko, nie, serio? Łóżko!:D
Trochę niżej napisałaś "Głos Justina Timberlake". Jak już "Głos Justina Timberlake'a." :Rolleyes:
Niżej, wn iektórych miesjcach, jest trochę za mało przecinków. I : Jest ranek, a nie "Jest rano". Znów uciekła ci odmiana, tak jak z Justinem.
Idzie do redakcji... hmm, a Bella też do niej idzie? I z kim Emmett chce poznać brata? Bellą? W końcu się stroiła... ale równie dobrze to jakaś inna, np. Jessica, a Bellę spotka później i będzie skrępowany obecnośćią tej innej. Albo coś, to moje przypuszczenia.
Antyemowy zmysł? Też dobrze, inwencja twórcza. A co do zestawienia jeansów i zwykłej, białej koszulki, to niektórzy potrafiliby się zdziwić, jak facet tak prosto ubrany wygląda atrakcyjniej niż w super ciuchach.
I znów ta akcja. Ogólnie, jaką to kobieta ma misję? Kim i czym jest, ile lat żyje, jak to możliwe, że ją stworzono? Skoro żyje od setek lat i ma misję, czy nie powinna być przyzwyczajoona do niebezpieczeństw, albo chociaż móc się jakoś bronić bez takiego zasapania? Co ona, królową była i się leniła? Ciekawe, co musi zrobić.
Zostało jej 20min. do spotkania... z kim? To jednak Emmett bawi się w swatkę? A może jednak Bella pędzi do redakcji?
Pal licho włosy, haha, skąd ja to znam, o boże... Jak jeszcze w ciąży nie byłam, też latałam boso po domu i porywałam po drodze losowe rzeczy. Oj, to był dopiero ci realizm Rolling Eyes
Następnego akapitu w ogóle nie rozumiem. To znaczy, domyślam się, że to to stworzenie, ale to dziwne. Koziołkowała w czyimś domu? Wyobrażałam sobie jakąś pustynię, całkowiiy mrok, a nie czyjeś mieszkanie. Bu...
Zaraz, to może Bella przyszła jednak na randkę umówiona poprzed Emmetta? Tyle, że może chce się na Edwardzie zemścić albo coś w ten deseń, a Emmett po prostu ma z tego ubaw? Albo po prostu jest zła, że nie chciał się z nią spotkać w sprawie pracy czy czegoś takiego. To w sumie też jest możliwe.
To Emmett wkręcił Edwarda tak, że tem myślał, że idzie się z NIM spotkać, poznac go z Bellą? A ona chciala przyjść sama? I czekaj, skoro tam siedzi, a płaci rachunek, to zapewne zrobi mu zaraz wojnę. Mam nadzieję. Zobaczymy. Tylko mam nadzieję, że Ed nie pomyli kobiet albo nie trafi go grom z jasnego nieba. Błagam, nie.
Cały rozdział jest ogólnie fajny. Podoba mi się twoje słownictwo, które momentami jest nawet b. bujne. Styl też masz dobry, ale nie najwyższych lotów. I kilka przecinków zabrakło i czasami zapominasz słów odmieniać. Uwielbiam to takie przeskakiwanie akcji, te gwiazdki, po prostu kocham. To jest takie mylące i zarazem... jak w serialu, może tak. Naprawdę, jeszcze dodać jakąś śmieszną piosenkę (mam taką jedną, która pasuje do tego pośpiechu, jest bez słów i trwa trochę ponad minutę, jak chcesz, to PM albo coś, wyślę ci, to zobacyzsz, czy ci pasuje).


Oczywiście nurtuje mnie pytanie, czym jest ta istota, jaką ma misję i przez kogo została zesłana oraz jak ją stworzono.

Rozdział 2.
Początek: ahahahhhaahahaha. Dobre!! :D Czyli czekaj, to jednak nie na Bellę czekał? Czy jak to w końcu? Bo ja już nic nie wiem. Znowu o kimś zapomniał, umawiając się z Emmettem? Confusing Rolling eyes
Słabo mi, no to było świetne. Usmiałam sie. A ci ludzie co sobie musza mysleć.
No i Rose, pierwsze piękne wrażenie. Kocham ją już. Co prawda nie podobało mi się, co powiedziała, bo bardziej pasowałoby "Twój brat jest bezczelny!" Bez tego kochanie, bo to zabrzmiało, jakby się w sobie skuliła. Ale ogólnei jest dobrze, biedny Edward. Nie dość że czuje się głupio, to jeszcze co sobie ludzie myślą? A Bella?
Jejku, Bella została wystawiona, ale przez kogo. Edwarda? W końcu miał iść do redakcji, nie? Może zapomniał o Belli, a zanim zdążył sobie przypomnieć, Emmett umówił się z nim na tę samą godzinę? Też byłabym wnerwiona, pewnie zrobiłabym wojnę i dostała guzik. Ciekawe, jak postąpi Bella.
Rose głucha? Szkoda mi jej, ale cóż... charakterek ma. I czemu Emmett nie jest choćby trochę zdenerwowany? Czyżby jej nie lubił? Niee, to niemożliwe. Czy jednak? A może? Dobrze, że Emmett jeszcze nie rypnął, że się zaręczyli, bo Ed by się załamał. Hah.
TAK! Znów realizm, jest! Hahaha! Kocham cię!
Ok, powrót do stanu przed rozemocjonowaniem. Wiesz, że kiedyś postąpiła podobnie? Trochę inna sytacja i w ogóle, ale było podobnie.
I co on z tymi ręcznymi? I w sumie będzie śmiesznie wyglądał, skoro będzie łaził z dwoma dłońmi na polikach. Slapper Rolling eyes
Ciekawe, czy Emmett już opadł na podłogę ze śmiechu. Ogólnie, pochwalam zachowanie Belli. Yeha, tak trzymaj!
Ojej. Wróżka? Swatka? Archanioł? Kupidyn? Noo... nie wiem co o tym sądzić, więc może zostawię to bez komentarza. JEDYNE, co może z tego być na gigantyczny plus, to że ten aniołowaty będzie próbował złączyć Bellę i Edwarda, tworzyć spotkania nieoczekiwane, a oni zrobią coś glupiego. W sensie, trochę jak komedia romantyczna. Na opór. Hah, to by bylo coś. Albo jak z odcinka Doctora Who "Adipose", było coś podobnego, co mi się teraz w głowie rodzi. iągle dwójka obok siebie przechodziła i się nei zauważała (choć się znali i SIEBIE SZUKALI) i potem z tego takie śmiesnze sceny wychodziły.
Ha, wiedzialam! Emmett musiał zanosić się salwą śmiechu! [Po prostu musiał, za to go kocham Rolling Eyes Przynajmniej równo puchniesz. Zlew śmiechu. Ale go pocieszył. Męska plotkara.
Oj, a Edward nawet nie wie, kim jest ta Bella. Oj oj....
No, chaos w mieszkaniu. I tak, bycie singlem jest gorsze od niebycia signlem, bo nikt nie sprząta Rolling eyes sarkazm.
Rozdział był fajny, dwa chlusty w jeden dzień, godzinę prawdopodobnie, oj Ed... Jak zwykle zabrakło kilka przeinków (tym razem mniej), odmiany chyba wszędzie były, a styl wcale nie najgorszy. Słownictwo na poziomie wciąż.

R3

Trochę coś pomieszałaś z tym zdaniem, że ktoś popchnął Marię. Musiałam trzy razy to czytać ;/
Przypomniał sobie Bellę. Oj...
Ten cały anioł latał po pokoju? Bo pisało że unosił się w powietrzu kręcąc wokoło łasnej osi. No nieźle.
Jak Bella zrobiła to z Edem? Świetnie. Powiedz mi tylko, że na jego monitorze też to się pojawilo Rolling eyes
Też mi slogan z liściem" To co mi tu wyjeżdżasz z liściem" zniszczyło mnie na kawałki.
Za co Bella chciała odegrać się na Edwardzie? Widać, że nie wymyśliła tego przed chwilą.
Ogólnie rozdział dobry, choć pierwszy akapit był straszny. Zawily, z tą Marią...
Pozdrawiam i życzę weny na nastepne rozdziały,
Alicee.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 13:56, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Nareszcie Kirke Smile małe skrzydlate wróciło i szaleje Smile wiem, ze to nie jest taka standardowa dobra wróżka bo tamte miały różdżki. Ta jest boska, nowoczesna i zamiast różdżki szaleje z laptopem. Też chcę taką. Nie licz z mojej strony na tak obszerny komentarz jak ten Alicee - ja tu pojawiam sie dla przyjemności i odrobiny magi wniesionej do codzienności przez twoje opowiadanie. I muszę cię przy okazji ochrzanić!!! CO TAK KRÓTKO?? Czuję niedostyt i tyle Smile To opowiadanie ma ogromny potencjał a wene trzeba karmić - Możesz liczyć, że tu wrócę, bo odrobina magi to coś czego w życiu bardzo potrzebuję Smile
Weny, natchnienia, czasu i czego tylko sobie życzysz. A ja chcę WIĘCEJ !!!
Pozdrawiam
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 23:29, 25 Lis 2009 Powrót do góry

Alice ogromne podziękowania za komentarz, bardzo konsstruktywny... :-)
Aurora Rosa piszę nocami... więc będzie krótko i tym razem... ale postaram się zamieszczac częściaj rozdziały :-)

beta: niezastąpiona Dredzio :) dziękuję :)

Wpadł na swoje piętro z miną, która nie wróżyła niczego dobrego. Usta tworzyły idealną kreskę, aż pobielały, od nacisku jakie wywierały na siebie wargi. Biegnąc do pokoju technicznego omal nie potrącił jednej z redaktorek. Cichy pisk nie zwrócił jednak jego uwagi. Nacisnął na klamkę i bez słowa zatrzasnął za sobą drzwi. Nieco łysawy mężczyzna podskoczył z zaskoczenia na krześle. Kawa, którą trzymał w ręce, zalała klawiaturę, a zdjęcie wnucząt spadło z monitora, miękko lądując na porozrzucanych na biurku kartkach.

- Cullen, do k***y nędzy, co ty wyprawiasz?! – wrzasnął Kramer wycierając czym prędzej klawiaturę.
- Ten błąd w ostatnim wydaniu… - zaczął Edward. - Dotyczył tekstu Swan? – warknął na grubasa.
- A skąd, u licha, mam to pamiętać?!
- Kto będzie wiedział? – rzucił w przestrzeń, nie patrząc nawet na rozmówcę.
- Nie wiem. – Kramer powoli się uspakajał. – Możesz mi powiedzieć co się stało?
- Dostałem dzisiaj w twarz od Swan… - podjął Edward, dość nieprzyjaznym tonem.
- Sądząc po tym jak puchnie, nie był to uroczy całus. – Techniczny zaczął rechotać, co nie poprawiło wcale nastroju Cullena.
- Dostałem w mordę za nieswoje grzechy – zwiesił głos. – Ktoś mi za to odpokutuje. Kiedy będzie sprostowanie?
- Ma być dużymi literami, jak rozumiem? – Kramer śmiał się w najlepsze.

Edward powoli się uspokajał. Techniczny z nieznanych powodów zawsze działał na niego kojąco. Może dlatego, że nie przejmował się za bardzo wybrykami Cullena? A może po prostu Edwardowi imponował ten spokój i dystans, którym tamten oddzielał się od świata. Obaj pamiętali pierwszy dzień, kiedy młody, przyszły krytyk zapoznawał się z pracą w redakcji. Ich pierwsze spotkanie nie należało do najbardziej udanych.

Młody mężczyzna prześlizgiwał się pomiędzy komputerami, szukając miejsca ze swoim nazwiskiem. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, a on nie potrafił się skupić przez szum i stukot dobiegający z każdego kąta niewielkiego pomieszczenia. Papierosowy dym unoszący się w powietrzu, drażnił nieprzyzwyczajone śluzówki.
- Czy ktoś może mi powiedzieć, gdzie jest wolne miejsce? – starał się by jego głos przebił hałas ulicy i dźwięki biura, ale odpowiedziała mu jedynie cisza.
Zrobiło mu się głupio.
Poczuł się odepchnięty, a to z kolei wyzwoliło u niego złość na świat, który najpierw zaprasza go, by następnie pokazać jaki mały jest. Przebył daleką drogę, żeby być, gdzie jest teraz, a nikt nawet nie poświęci mu chwilki by wskazać miejsce.
Zrobił krok do tyłu i niemal natychmiast tego pożałował. Poczuł, że ociera się o czyjeś spocone ciało.
- Chłopcze, uważaj, gdzie chodzisz… - niski, zachrypnięty głos nie wzbudzał miłych skojarzeń. – Fajna torebka – zakpił jego rozmówca.
Edward, co prawda miał coś przewieszone przez ramię, ale bynajmniej nie nazwałby tego torebką. Poczuł, że się rumieni. Zdenerwowany nie patrzył mężczyźnie w oczy. Starł się skupić wzrok w przestrzeni, ale szum, który dotąd był niemal namacalny, zastąpiły szepty. Dostrzegł, że obecni wpatrują się w niego z ironicznymi uśmieszkami.
Tego dla Edwarda było już za wiele…
- Przepraszam, jak się pan nazywa? – powiedział tak opanowanym głosem, że zaskoczył sam siebie.
- Brian Kramer. - Chrypka prawie na pewno pochodziła z wypalonych papierosów.
- Kramer, Brian Kramer – Edward powtórzył, niby zastanawiając się nad tą prostą kombinacją słów. – Wie pan, że wygląda pan jak świętej pamięci wuj ciotecznego brata mojej koleżanki z przedszkola? – zapytał niewinnym głosem.


Uśmiechnął się na te wspomnienia. Tak zrodziła się ich dziwna zażyłość, której bynajmniej nie można było nazwać przyjaźnią.
- Cullen, całkiem ci odbiło. Co się szczerzysz?
- Wspomnienia… - powiedział przeciągając znacząco.
- Najpewniej piąstki Swan – rzekł Kramer z przekąsem, sprowadzając go na ziemię.
- Do rzeczy, kto właściwie za to odpowiada? – Rzeczowy ton Edwarda ponownie zaskoczył technicznego.
- Kto zrecenzował jej książkę, czy kto umieścił pod tym twoje nazwisko? Musisz sprecyzować.
- Nie nazywaj recenzją zwykłego chamstwa. Obrażasz porządnych ludzi…
- Musiałbym cię nie znać. Pierwsze nazwisko Newton, drugie Yorkie. Piąte przykazanie „Nie zabijaj” – dorzucił na koniec żart, mając chyba nadzieję, że dotrze do Edwarda odwieczna prawda spisana na kamiennych tablicach.
Cullen ponownie w biegu skierował się z powrotem do windy. Dolne piętra zajmowali podwładni technicznego, których zadaniem było składanie tygodnika. Musiał z nimi zamienić kilka słów nim złożą ten numer…

***

Nareszcie mogła przypatrzeć się dziewczynie. Widziała jak ta otwiera kopertę i podniecona dzwoni do koleżanki. Zapamiętała potrzebne nazwiska i zastygła, gdy Bella opowiadała o policzkowaniu krytyka.
Spotkali się – pomyślała, choć to akurat nie powinno być dla niej zaskoczeniem. Czuła to. Wiedziała też jaki był wynik, jakie emocje temu towarzyszyły. Znała też skutki takiego traktowania mężczyzn.
Nie ma rzeczy niemożliwych – kolejna myśl prześliznęła się w tumulcie innych.
Przecież Los nie posłałaby jej tam, gdzie nie można nic zdziałać. Postanowiła bliżej przyjrzeć się dziewczynie.
Bella Swan nie wyróżniałaby się z tłumu. Jasna cera, brązowe, trochę mdłe oczy i faliste włosy z czekoladowymi refleksami. Siedemdziesiąt dziewięć procent kobiet na tym globie pasuje do tego opisu. Oczywiście przed farbowaniem. Wiedziała o czekającym dziewczynę przyjęciu i zakupach, o których na razie tylko myślała. Zastanawiała się wraz z nią, nad ciemnobłękitną suknią, gdy koło jej głowy przeleciała część garderoby dziewczyny.
Jaka była zadowolona z siebie, że wpadła na pomysł schowania się na najwyższej półce. Stąd mogła obserwować do woli i nie narażać się na kontakt z niezidentyfikowanymi przedmiotami, które w tym mieszkaniu zdawały się same latać.
Patrzyła jak Bella porządkuje porozrzucane przez siebie rzeczy i skrzętnie układa je w szafkach. Szósty zmysł podpowiadał jej, że to codzienny rytuał. Poranne rozrzucanie i popołudniowe sprzątanie.
Teraz w to wszystko trzeba wcisnąć Edwarda Cullena…

***

Mężczyzna z zadowoleniem oglądał nowy numer tygodnika. Miał nadzieję, że nikt więcej nie zaatakuje go w tym miesiącu. Minęły dwa dni i po opuchliźnie nie było już fizycznego śladu. Mentalny uraz jednak pozostał. Ten psychiczny, metafizyczny ból, który nie pozwalał ani na chwilę zapomnieć o upokorzeniu, nazywał się nie inaczej jak Emmett Cullen. Rodzony brat, więc tym bardziej niebezpieczny.
Obaj czytali właśnie drugą stronę, na której mieściło się sprostowanie, o którym Edward marzył od kilku dni. Miał nadzieję, że dotrze do zainteresowanych i nikt nie będzie mu dłużej groził. Sama Swan nie była tak groźna jak jej rozwydrzone fanki. Przynajmniej dowiedział się, dlaczego zamiast uroczych, lub mniej uroczych propozycji dostaje listy z pogróżkami.

***

Bella przeciągnęła się zamykając swojego laptopa. Pisała już od kilku godzin i kawa, którą wcześniej zrobiła, nie nadawała się do picia. Tak było zawsze od kiedy sięgała pamięcią. Kiedy nawiedzała ją wena, nie mogła oderwać się od przedmiotów do pisania. Potrzebne jej było cokolwiek; ołówek, długopis, pióro… czasem nawet kawałek węgla i ściana stodoły sąsiada.
Pan Irving pewnie ma do tej pory mój wiersz – pomyślała rozmarzona i zawstydzona po trochu.
Wstała by rozciągnąć zastane mięśnie. Ból był nieznośny, ale po którymś razie zaczęła się do niego przyzwyczajać.
Weszła do kuchni i wylała kompletnie zimną kawę do zlewu. Chwilę zastanawiała się czy zrobić sobie nową, ale rzut oka w kierunku lodówki uprzytomnił jej, że ma sok. Pomarańczowy płyn wnet zapełnił przezroczystą szklankę, a ona zabrała stos z prasą i podążyła do salony. Z westchnieniem położyła stopy na stoliku i sięgnęła po pierwszą z góry. Nazwa Word Magazine odrzuciła ją natychmiastowo. Pomimo ewidentnego uczucia triumfu, dalej skrywała urazę za ocenę jej roku pracy.
Sięgnęła po następne czasopismo…

***

Patrzyła jak zahipnotyzowana, gdy dziewczyna podniosła magazyn. Ona sama czytała go już i wiedziała, że wszystko się wyjaśni. Jednak ku jej przerażeniu Bella odłożyła tygodnik na bok, nie rzucając nawet okiem w jego stronę.
Nie wiedziała co zrobić. Usiadła na kanapie obok Belli ignorując niebezpieczeństwo. Jeśli dziewczyna nie otworzy tej gazety, jej życie i tak utraci sens.
Do głowy wpadł jej znakomity pomysł. Wpatrywała się chwilę w laptopa nie będąc pewną, co wywoła najlepszy efekt. Jednak… czy to miało znaczenie? Chodziło przecież tylko o to, żeby się udało…

***

Ciche kliknięcie oderwało Bellę od czytanego artykułu. Nie mogła zlokalizować dźwięku, dopóki laptop do końca się nie otworzył. Przerażona nie mogła oderwać wzroku od własnego, zbuntowanego urządzenia. Choć bardzo chciała, z jej otwartych ust nie wyleciał najmniejszy krzyk. Nie wiedziała dokładnie ile to trwało, ale już po chwili na monitorze zaczął przewijać się napis „NIENAWIDZĘ EDWARDA CULLENA”.
Zaskoczona obejrzała się za siebie będąc niemal pewną, że to głupi żart. Nikogo za nią nie było, a cisza w mieszkaniu zaczęła ją osaczać.
Szelest zaraz obok zwrócił jej wzrok w tamtą stronę. „Word Magazine’’ otworzył się na drugiej stronie. Pierwsze słowa od razu przykuły jej uwagę.

Chcielibyśmy serdecznie przeprosić za pomyłkę w ubiegłym numerze…
Doczytała do końca nie mogąc ruszyć się z miejsca. Każdy jej mięsień był napięty go granic możliwości. Wraz z ostatnimi słowami sprostowania poczuła na plecach ciarki. Nie była przesądna, ale wolała się upewnić.
Wciąż przeprażona wybrała numer i czekała na sygnał.
- Redakcja „Word Magazine”. Czym mogę służyć? – uprzejmy głos wcale nie rozładował jej napięcia.
Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu. Po prostu musiała to wiedzieć, jakkolwiek niedorzecznie by to brzmiało. W końcu zadała pytanie.
- Przepraszam. Dzwonię żeby dowiedzieć się, czy pan Edward Cullen żyje…

***

Szczęście, które odczuwała po własnym sukcesie z laptopem i gazetą, przybrało nieoczekiwany kierunek. Gdyby jej ciało mogło wydawać w tym świecie odgłosy, najpewniej byłby to plask uderzającej o czoło dłoni. Załamała się abstrakcyjnymi pomysłami swojej podopiecznej. Przestała się dziwić Losowi, że ją tu zesłał. W końcu jest najlepsza. Jednak z taką kobietą może sobie nie poradzić nawet ona…

***

Bella zaczęła nareszcie normalnie oddychać. Tętno odzyskało normalny rytm, a blada do tej pory skóra zaróżowiła się nieznacznie.
Nigdy jeszcze nie cieszyłam się tak bardzo z tego, że ktoś żyje – pomyślała odkładając słuchawkę.
Ponownie jednak sięgnęła po telefon i wybrała numer. Dźwięk sygnału zaczynał ją już irytować, gdy usłyszała kojący głos przyjaciółki.
- Hej, Angie – zaczęła powoli.
- Witaj Bello, co tam?
- Pamiętasz tego faceta, któremu sprzedałam liścia? – zapytała żartobliwie, mając nadzieję, że przyjaciółka doceni jej poczucie humoru.
- Tego botanika?
- Hm, tak dokładnie. Myślisz, że mogłabym mu posłać kwiaty w przeprosiny…

***

Spał w najlepsze, gdy dzwonek do drzwi zakończył ten stan błogości. Przez myśl przeszło mu, że zabije, ktokolwiek by nie zakłócał jego ciszy. Przetarł zaczerwienione oczy, pozbywając się resztek snu. Tak na wypadek, gdyby chciał się jeszcze położyć.
Spojrzał w lustro.
Spodnie na miejscu, koszulka też. No to idę – pomyślał i tak składnie jak na wczesną porę dnia.
Nie zdążył zrobić kolejnego kroku, gdy ponowny ostry dźwięk wbił mu się szpilką w mózg.
- Idę, idę – mruczał bardziej do siebie.
Otworzył drzwi z nadzieją, że to Emmett i będzie mógł go uderzyć. W pewnym sensie spotkał go zawód, ale nie zdążył go poczuć, bo zaskoczenie zagłuszyło skutecznie resztę. Przed drzwiami jego mieszkania stał posłaniec z ogromnym bukietem róż.
- Chyba się pan pomylił – zaczął Edward, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć.
- Pan Edward Cullen? – zapytał równie zaskoczony posłaniec. – Redaktor „Word Magazine”?
- Zgadza się.
- Kazali mi je dostarczyć – wyjaśnił mężczyzna i podał kosz kwiatów zaspanemu Cullenowi.
Edward wolał tego głośno nie komentować. Wniósł bukiet do mieszkania i postawił na stoliku. Szukał bileciku, który wyjaśniłby cokolwiek. Miał też cichą nadzieję, że to nie są kwiaty od mężczyzny... znów.
Jasnoniebieska karteczka wypadła z kokardy wprost na dywan.

Gorąco przepraszam za pomyłkę. Mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi.
Bella Swan


Przewracał bilecik w palcach jeszcze parę chwil. Nie bardzo wiedział jak ma się do tego odnieść. Być może mogłoby się wydawać inaczej, ale on naprawdę czuł się zakłopotany i zaszokowany. Żadna kobieta tej pory nie przysłała mu kwiatów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Pon 11:52, 15 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Czw 0:08, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Tym razem ja się wypowiem na temat Twojej twórczości kirke... Zatem, muszę przyznać, że ciekawie to wymyśliłaś. Teraz już wiem, dlaczego podobają Ci się gazetki Laughing ! Edward mający pecha do kobiet?! To dopiero gratka. Doprawdy! No i Bella dająca w twarz. Interesujące nadzwyczaj. Ubawiłam się nieziemsko. Wróżka też jest, więc jak sądzę wszystko zmierza ku pozytywnemu rozwiązaniu. Cieszę się, że stosunki między E&B się poprawią. Czekam na ciąg dalszy i weny życzę

k8ella


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 22:07, 02 Gru 2009 Powrót do góry

" -Dostałem w mordę za nieswoje grzechy – zwiesił głos. – Ktoś mi za to odpokutuje." Mistrzostwo świata:-D moja perełka. Tak jak obiecałam Kirke pojawiam się, czytam i kometuję.
"Miał też cichą nadzieję, że to nie są kwiaty od mężczyzny…znów. " oj biedaczek, nie może się opędzić od adoratorów obu płci.
Kirke wiesz, że uwielbiam to opowiadanie, za małe skrzydlate:-D masz fantazję i talent do przelania tego na papier. Podoba mi sie to w jaki sposób piszesz o tej małej wróżce. Ona jest obok Belli ale ja mam wrażenie pewnego dystansu. Ona jest z innego, bardziej magicznego wymiaru i ja to wyczuwałam czytając kolejne fragmenty o niej. Nie wiem czy to było twoje zamierzenie ale wyszło wspaniale. To opowiadanie ma jedną acz znaczącą wadę - jak dla mnie za krótkie rozdziały. Poczytałabym więcej Smile więc chywtaj za pióro czy klawiaturę kobieto i pisz, pisz, pisz.
Jeszcze tu wrócęVery Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 22:11, 06 Gru 2009 Powrót do góry

dziewczyny dzięki za komentarze...

tekst ponownie niebetowany... jak skończę oddam całość do poprawy :)

Bella stała na okrągłym podwyższeniu na środku niewielkiego pokoju pokrytego materiałami różnych kolorów i faktur. Przeglądała się w lustrze, które przytłaczało ją swoim rozmiarem. Widziała w nim nie tylko siebie, ale także wszystkie manekiny w pracowni krawca, w której się właśnie znajdowała. Zaraz obok niej stał niewysoki mężczyzna, już posunięty w latach. Taśma w rękach i agrafka w ustach dawały wyraźnie do zrozumienia czym się zajmował. Ubrany w sportową marynarkę, która doskonale podkreślała jasnobrązowy kolor jego oczu, cały czas coś poprawiał przy sukni.

Mężczyzna przyglądał się Belli w niemałą przyjemnością. Wciąż kiwał głową w niemym zachwycie, ale już od kilku minut nie wypowiedział ani słowa. Byli sami w pracowni, jak zawsze. Kobieta raz po raz zerkała w lustro podziwiając nieśmiało odbicie. Bardzo podobało jej się to co widziała, lecz dalej nie była pewna, czy ta suknia to dobry pomysł. Już od dwóch lat panna Swan korzystała z jego talentu, smaku i wyczucia. Kiedy tylko dostała zaproszenie wiedziała od razu do kogo się uda. Teraz jednak miała wątpliwości, którymi nie chciała urazić projektanta.

- Jean, myślisz, że to dobry pomysł? – zapytała cichutko.

Mężczyzna pierwszy raz od wielu minut spojrzał na jej twarz i uśmiech pojawił się na jego ustach.
- Issabello, odważne suknie dla odważnych kobiet – zamruczał z wyraźnym francuskim akcentem i po raz wtóry poprawił suknię. – Chyba nie chcesz, żeby pomyśleli, że się ich boisz – dodał nie patrząc jej dłużej w oczy.

Bella pogłaskała delikatnie materiał sukni. Zrobiła mały obrót obserwując kątem oka jak układa się ona podczas tego ruchu, cichy szelest rozniósł się po pracowni. Była jak najbardziej zadowolona z wyniku testu. Pozostało dobranie dodatków, już miała zapytać Jean’a czy nie miałby jakiś propozycji, kiedy zauważyła niewielki ruch w okolicy drzwi.
Kobieta, która weszła wyglądała jak młodsza żeńska kopia projektanta. Ubrana podobnie jak jej ojciec w coś eleganckiego, ale wygodnego zarazem skinęła głową w stronę Belli. Ta podeszła do stołu, gdzie na aksamitnym podkładzie leżały ciemnoniebieskie kolczyki zbudowane z długich drobnych kryształków. Zaraz obok znajdowała się też kolia dokładnie w tym samym stylu i kolorze. Swan nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Była niemal pewna, że będzie musiała wyciągać Jean’a na zakupy jak za każdym razem, kiedy nie mogła się zdecydować.

- Dziękuję Sophie – powiedział Jean do córki z lekkim uśmiechem. – Podobają się?
- Są doskonałe… - urwała Bella, nie wiedząc, co więcej mogłabym dodać.
Już otwierała usta, żeby zapytać o cenę, ale ten powstrzymał ją ruchem ręki.
- Dopiszemy do rachunku. – Mrugnął do córki. – A teraz chcemy zapakować suknię, chyba, że jej jednak nie chcesz?
Bella roześmiała się i próbowała się przytulić, ale ten znów zbył ją machnięciem ręki.
- Pomniesz.
Jak zwykle praktyczny – pomyślała i uśmiech znów pojawił się na jej ustach.

***

Była zadowolona z oględzin, które przeprowadziła. Bella Swan prócz ewidentnego niedomyślania się miała też pozytywne cechy. Stwierdziła to po tym jak dziewczyna przymierzyła suknię. Wyglądała zjawiskowo. Jeśli tylko Edward Cullen będzie obecny na balu zauważy ją na pewno.
Jej pierwsza wycieczka po Nowym Yorku tych czasów przebiegła bez zakłóceń. Swan nie lubiła przygód. Jak tylko wyszła z windy skierowała się w stronę postoju taksówek i już po kilku minutach były pod pracownią. Przywitał je niezbyt wyrafinowany szyld, który ją jednak ujął swoją prostotą. Nie wszystko, co proste jest prostackie. Mężczyzna, do którego należała pracownia na pewno był dość klasycznym projektantem.
Idealnym dla Belli Swan…

***

Mężczyzna starał się ukryć, ale jak zwykle nie było to proste w tym towarzystwie. Z kieliszkiem szampana w dłoni starał się cichcem przemknąć na balkon. Nie przepadał za takimi spotkaniami, ale były one konieczne. Zresztą Emmett zmuszał go do nich nieustannie uważając, że Edward z ich dwójki jest bardziej reprezentacyjny. Dzisiejszy wieczór był jednak inny. Obaj byli na balu. Emmett chciał pokazać Rosalie ‘ich świat’. Edward nie był pewien czy jego brat chciał zrobić wrażenie na kobiecie czy tylko ostrzec ją przed tym, co może ją czekać, gdy zwiążą się na poważnie ze sobą.

Nie był też pewien czy wybaczyła mu niedawną wpadkę. Jego fatalne zachowanie trudno zresztą nazwać ‘wpadką’. Musiał zacząć kontrolować swoje napady sarkazmu, postrzeganego przez kobiecą część jako zwykłe chamstwo.
- Edward! – usłyszał krzyk brata.
Oczywiście oczy wszystkich na sali zwróciły się w jego kierunku. Kilka kobiet skierowało już swoje kroki w odpowiednią stronę, tak by przeciąć mu drogę. Ominął je zręcznie tłumacząc się rozmową z bratem.
- Nie rób tego więcej – wysyczał, gdy byli już twarzą w twarz.
- Jasne, Eddie. – Emmett zaśmiał się starając się nie wylać swojego szampana.

- Nie mów mi… zresztą nieważne – przerwał kiwając głową. – Witaj, Rosalie – dodał niepewnie.
Edward bał się kolejnego policzka. Nie mógł tego nie przyznać przed samym sobą. Twarz piekła go naprawdę przez kilka długich dni. Raczej długo nie zapomni tego doświadczenia.
Więcej kultury w stosunku do kobiet – powtórzył w myślach po raz kolejny tego dnia.

Czekał na reakcję Rose, ale ta skinęła tylko głową na znak, że go słyszała. Zaczął się jej przyglądać kątem oka. Do tej pory widział ją tylko raz i to dość krótko. Wtedy delikatna koktajlowa sukienka, a teraz złota suknia do ziemi. Obie podkreślały jej figurę, wiedział więc, co spowodowało, że Em się nią zainteresował. Nie, jego brat nie był kobieciarzem, ale jak większość mężczyzn – wzrokowcem. Doceniał inteligencję kobiet, ale przyciągał go do nich wygląd.

Emmett obejmował ją w pasie. Górował nad nią i Rose, chociaż wzrostu około stu siedemdziesięciu centymetrów wydawała się przy nim bardzo niska. Jeden z jej złotych kolczyków zahaczał o rękach fraku Emmetta. Edward zdziwiony spostrzegł, że jego brat posiada takie ubranie i do tego dość dobrze na nim leży.

- Zgadnij kogo widziałem – powiedział Emmett, kierując jednocześnie uwagę Edwarda na siebie.
- Kogoś, kto na pewno sprawi ci radość, kiedy go spotkam, choć mi niekoniecznie… - Edward zaryzykował stwierdzenie, wiedząc, że nic tak nie cieszy jego brata jak kłopoty młodszego z Cullenów.
- Nie ‘go’, ‘ją’, kategorycznie ‘ją’… - zachichotał i od razu zarobił kuksańca od Rose, której trudno było ukryć uśmiech.
Edward już miał rozpocząć zgadywankę, która po publicznym wprowadzaniu brata w zażenowanie była drugą ulubioną zabawą Emmetta, gdy jego uwaga została pochłonięta w całości przez wchodzącą na salę kobietę…

***

Idealnie.
Ona wchodzi, muzyka cichnie. To już byłą jej sprawka. Kosztowało ją to bardzo dużo energii, ale było warto.
Jej wzrok zsuwał się po twarzach zebranych szukając tej jedynej. Tak, w rogu. Dostrzegła go. Stał z kobietą i innym mężczyzną. Przez chwilę zamarła widząc urodę jego towarzyszki, ale uśmiech powrócił na jej twarz, gdy zobaczyła, że jest już związana z tym drugim.
Edward Cullen przedstawiał się bardzo wyrafinowanie w świecie realnym. Dotychczas zbierała o nim informacje głównie w Internecie lub czasopismach. Teraz wiedziała na jego temat na tyle dużo by ustrzec Swan przed następnymi wpadkami. Miała jednocześnie dziwne przeczucie, że wcale nie będzie to takie proste…

***

Powoli weszła na salę wypełnioną niemal po brzegi eleganckimi kobietami i mężczyznami we frakach. Każdy z nich wyglądał tak samo, różnili się jedynie towarzyszkami. Pierwotna pewność siebie opuściła ją, gdy tylko wysiadła z taksówki. Sam budynek Towarzystwa przytłaczał pseudobarokowym przepychem. Nie była pewna czy robi dobrze pokazując się tutaj. Nie znała nikogo. Była za krótko w tym mieście by nawiązać znaczące przyjaźnie. Nie chciała ucierpieć przez to dzisiejszego wieczoru.

Przez chwilę wydawało się jej, że muzyka ucichła. To nie było jednak ważne, bo setki par oczu zwróciło się w jej kierunku. Poczuła się bardzo mała w tym wielkim świecie, ale nie mogła teraz tak po prostu uciec. Zrobiło się jej słabo od nadmiaru wrażeń. Krok za krokiem powoli postanowiła przedrzeć się do balkonu. Nie było to najprostsze. Buty na wysokim obcasie i śliski parkiet nigdy nie były najlepszymi przyjaciółmi gracji. Już prawie czuła na sobie orzeźwiające powiewy wieczornego powietrza, gdy drogę zagrodził jej wysoki mężczyzna. Początkowo go nie poznała, ale odruchowo odpowiedziała na podawane jej ramię…

***

Gryzła paznokcie ze zdenerwowania. Tego nie przewidziała. Edward stał jak skamieniały gapiąc się bezwstydnie w kierunku dziewczyny, ale nie zrobił ani jednego kroku by podejść bliżej. Inny natomiast wykorzystał sytuację idealnie. Tego się nie spodziewała ani po pierwszym, ani po drugim z mężczyzn…
Pozostało jej czekać na rozwój sytuacji…

***

- Eddie, zamknij usta – usłyszał głos Rose, ale jakby z oddali.
Była idealna. Doskonała. Piękna. Nie wiedział za bardzo, co ma myśleć.
Kobieta weszła na salę wzbudzając niemałą sensację swoim świeżym wyglądem. To nie była kwestia tylko młodego wieku, ale również gracji i zagubienia, które przyciągnęło wzrok wielu mężczyzn. Kaskada brązowych włosów była upięta w kok podkreślający białą szyję. Z uszu zwisały jej niebieskie kolczyki. Jego wzrok podążył niżej nie powstrzymywany nawet siłą woli. Suknia, również błękitna, ze lśniącego materiału opinała każdą wypukłość jej ciała nadając bardzo kuszący widok. Kiedy przeszła koło niego ujrzał, że była bardzo sprytnie skonstruowana, bo choć nie miała ramiączek nie był to też gorset. Pojedyncza wstęga wiązana pod biustem utrzymywała całość na swoim miejscu, unosząc jednocześnie piersi do góry. Plecy niemal całe odsłonięte przecinał skrawek niebieskiego materiału, który krzyczał do Edwarda „Pociągnij za mnie!”. Młodszy Cullen zdawał sobie doskonale sprawę, że byłąby to katastrofa, ale nie mógł odpędzić od siebie myśli, że chciałby to zrobić.

- Eddie, spójrz na mnie – napięty głos Rose dał mu do zrozumienia, że należy już przerwać wgapianie się w Swan.
Po trosze bał się też, że załapie następny policzek. Dopiero teraz ze zdumieniem odkrył, że Emmett znikł. Rzucił Rosalie pytające spojrzenie.
- Poszedł po nią – odpowiedziała wściekła. – Możesz mi powiedzieć dlaczego? – dodała po chwili niemal opanowana.
Edward wiedział, co oznacza tak szybkie opanowanie u kobiet. Emmett głupio zrobił oddalając się od swojej kobiety po obcą bez wcześniejszych rozmów z tą pierwszą. Raz w życiu nie skończy się to źle dla Edwarda. Przynajmniej miał taką nadzieje.

Tymczasem jego brat powrócił z kobietą prowadząc ją pod ramię, co nie uszło uwagi Rose. Blondynka uśmiechnęła się radośnie na jej widok, ale Edward był pewien, że był to najbardziej nieszczery uśmiech jaki widział do tej pory. Miał ochotę uciec. Obie kobiety, które go spoliczkowały stały teraz po obu jego stronach. Stwierdzić, że czuł się mało komfortowo to byłoby niedopowiedzenie.

- Isabella Swan, Rosalie Hale – przedstawił panie Emmett i natychmiast powrócił do Rose.
Kobiety uścisnęły sobie dłonie. Co wydawało się przekomiczne, ponieważ żadna z nich nie zrobiła kroku w stronę drugiej. Spowodowało to tylko maksymalne przechylenie obu pań do przodu.
- Rose, mówiłem ci o Belli. – Emmett starał się wprowadzić dziewczynę w sytuację. – To ta, która też spoliczkowała Edwarda.
Błysk w oczach Rose dał Edwardowi do zrozumienia, że nie ma już szans wyjść cało z tej sytuacji. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy tylko potwierdził, że Emmett znalazł dla siebie idealną partnerkę w dręczeniu brata.

- Przepraszam, ale nie rozumiem – powiedziała Bella cichutko.
Emmett zaśmiał się swoim tubalnym głosem.
Jestem stracony – pomyślał Edward.

___________

i co, i co , i co :?:


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Wto 18:07, 22 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pon 17:45, 07 Gru 2009 Powrót do góry

I co? I bosko Smile szkoda tylko, że tak krótko. Chociaz może tylko mnie się tak wydaje. Emmett jest super Smile fajnie, że mimo wszystko nie zrobiłaś z niego ćwierćinteligentnego matoła. Masz za to u mnie dodatkwe punkty.
Małej skrzydlatej już nie będę chwalic, bo jeszcze jej sodówa uderzy i co my zrobimy?? Smile Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Emmett coś wymyśli by podręczyć Edwarda Smile Wiesz, że tu wrócę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Wto 15:27, 08 Gru 2009 Powrót do góry

Nie wiem, jak to się stało, ale uwierz mi kirke, że przegapiwszy...
Dopiero dziś gapiostwo zauważyło, że już jest nowy, słodki rozdział.
Ubawiłam się nieziemsko z rozmyślań Edwarda!
Interesująco, spokojnie i wyczekująco, tak bym określiła stan mojego umysłu przy czytaniu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. A i Ty wydaje mi się, rozkręcasz się z czasem. Dobrze, dobrze...
Wejście Belli spektakularne i oczywiście zamierzone. Szkoda tylko, że taka nieśmiała. Wcześniej policzek w twarz z temperamentem, a teraz, no ale kobieta zmienną jest.
Pisałaś, że tekst niebetowany, więc nie będę tu po próżnicy wypisywać. Przyznaję jednak, że coś mnie tam w oczy kole.
Składając Ci pokłon, oddalam się. Niech Ci wen sprzyja!
k8ella


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 16:16, 08 Gru 2009 Powrót do góry

*stuka czołem o blat stołu*
Dlaczego dopiero dziś to opowiadanie zauważyłam? Bo ktoś je skomentował i pojawiło się na pierwszej stronie?
OMG porostu litości...

Ok, do rzeczy...
Więc droga Kirke
Opowiadanie pisane przystępnym językiem i fajna tematyka.
Bella policzkująca Edwarda - bezcenne.
Emmet jak zwykle genialny i zabawny.
Rose - głucha? Zaskoczenie i lol - Em ma gust :)
Edward no cóż taki jakiś nie teges, ale...
Wszystko pasuje :)

Tylko to zdanie:
Zrozumienie w oczach Rose dało Edwardowi do zrozumienia, że nie ma już szans wyjść cało z tej sytuacji.
??

I jeszcze to:
Jestem stracony – pomyślał Edward.

Ja też :D pomyślała autorka niekonstruktywnego posta...
Czekam na więcej :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Śro 18:52, 09 Gru 2009 Powrót do góry

Uwielbiam to opowiadanie, kirke. :D
Jesteś świetną pisarką.
Żałuję, że nie zabrałam się wcześniej za tego ff-a. :)
Często migał mi przed oczami, ale jakoś nigdy
nie znajdowałam czasu, aby go skomentować.
Więc właśnie to zrobiłam. Very Happy
Pozdrawiam i życzę duuużo weny
Larissa

PS: jest już kolejny rozdział "Żółtowłosej" Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Larissa dnia Śro 20:59, 09 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Śro 20:18, 09 Gru 2009 Powrót do góry

Tak sobie myślę ostatnio "A czemu by nie przeczytać czegoś kirke...". W końcu Ty komentujesz tyle opowiadań Wink (moje też i Ci za to dziękuję).

Podoba mi się. Bella taka pewna siebie, nie da z siebie zrobić dudka. Kto się czubi, ten... Jak wiadomo Wink Podoba mi się Eddie w tym opowiadaniu, może nie jest specjalnie oryginalny (bo tyle już FF napisano, że o to trudno), ale ma facet charakter. Rose... Już mi jej szkoda, jest głucha. Przygnębienie mnie wzięło, kiedy o tym po raz pierwszy przeczytałam. Ogólnie to wprowadzasz wiele śmiesznych zdań i zwrotów, co nadaje opowiadaniu lekkość.

Moim zdecydowanym faworytem jest wróżka... Polubiłam ją i ciekawi mnie wiele rzeczy z nią związanych. Co ona ma wspólnego z Bellą i dlaczego chce ją zeswatać z Edwardem? Mhm... Nie odpowiadaj Wink Wolę jednak poczekać na dalszy ciąg...

To teraz zacytuję Ci moje perełki podzielone na konkretne rozdziały. Pisałam te cytaty na bieżąco, więc czasami może trochę dziwnie tam pisać. Np. mogę zastanawiać się nad czymś, co już w następnych rozdziałach zostało wyjaśnione.

Pozdrawiam, mam nadzieję, że w miarę KK mi wyszedł, życzę WENY!!!
Do następnego rozdziału, B95.

ROZDZIAŁ 1.

Cytat:
Szósty, „antyemowy” zmysł Edwarda

Fajnie to ujęłaś. "Antyemowy"... Aż się uśmiechnęłam od ucha do ucha. Wink
Cytat:
Zdeterminowana Bella Swan to bardzo groźny przeciwnik.

I tu ponownie się uśmiechnęłam. Pewna siebie Bella to bardzo potrzebny towar.
Cytat:
Zabiję chama! – pomyślała po raz kolejny tego dnia, ale tym razem z taką siłą.

Uśmiech nr 3. I to taki dosłownie od ucha do ucha. Edward chamem w ustach Belli? Tego jeszcze nie widziałam (a czytam dość mało, ale to się wytnie) ;]

ROZDZIAŁ 2

Cytat:
Coraz mniej podobało mu się robienie z siebie głupka.

A mi się to jego "robienie z siebie głupka" podobało... Ale to takie moje skromne zdanie.
Cytat:
O nie, tylko nie to… zabiję chama… czekać…znowu

A tu pojawił się niekontrolowany śmiech.
Cytat:
Jest leworęczna – pomyślał zaskoczony. (...) Praworęczna – zdążył pomyśleć zanim ręka kobiety odbiła swój kształt na jego skórze.

Matko... Dziewczyna mu "z liścia" dała, a on się zastanawia, którą ręką to zrobiła Wink Tym to mnie na kolana powaliłaś Wink
Cytat:
- Przynajmniej równo puchniesz – powiedział, gdy wreszcie opanował chichot.

Mi się ledwo dało opanować chichot Wink


ROZDZIAŁ 3

Cytat:
„NIENAWIDZĘ EDWARDA CULLENA”

Doobre Wink Takie... bezpośrednie. I co wróżka może szukać u Belli... Mhm...
Cytat:
No tak, kolejna książka ze slangiem?

Wink Bez komentarza...

ROZDZIAŁ 4

Cytat:
Wie pan, że wygląda pan jak świętej pamięci wuj ciotecznego brata mojej koleżanki z przedszkola?

Nad tym zdaniem aż musiałam się chwilę zastanowić. Zmuszasz Ty swoich czytelników do myślenia, oj zmuszasz Wink
Cytat:
Kiedy nawiedzała ją wena nie mogła oderwać się od przedmiotów do pisania.

Święta prawda. Też tak często miewam...
Cytat:
- Przepraszam. Dzwonię dowiedzieć się czy pan Edward Cullen żyje…

Uff... Co za pytanie... A, i fajnie wróżka wkroczyła do akcji, ciekawi mnie, co będzie dalej...

ROZDZIAŁ 5

Cytat:
Więcej kultury w stosunku do kobiet – powtórzył w myślach po raz kolejny tego dnia.

No, i ja się z tym zgadzam!
Cytat:
Buty na wysokim obcasie i śliski parkiet nigdy nie były najlepszymi przyjaciółmi gracji.

To również szczera prawda...
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin