FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mini by Nel - Marzycielka Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Nelennie.
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław

PostWysłany: Czw 17:03, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Hej. Postanowiłam zamieścić tutaj moją miniaturkę. Nie jest w prawdzie o wielkiej miłości Edwarda i Belli, ale może się spodoba. Wink Przyznaję, że mam jeszcze pomysł na kilka miniatur. Ale najpierw zobaczmy jak przyjmie się ta:

(zbetowała: moja VampiresStory <33, której dedykuję tę miniaturkę... Za to, że jest i mnie wspiera ;*:))

Nowy sens życia...

- Rose, poczekaj... – usłyszałam ciche słowa Esme. Jej głos był smutny.
- Nie mogę... – szepnęłam, czy raczej wyjęczałam.
Nie chciałam robić jej przykrości. Była dla mnie... jak matka. Jak prawdziwa matka. Dzięki niej to, kim byłam, nie zniszczyło mnie. Dała mi siłę, żeby być. Ona i Carlisle. Oczami duszy, którą musiałam mieć, nie wierzyłam w to, że Bóg może i to mi zabrać. Widziałam, jak teraz Carlisle podchodzi do ukochanej i przytula ją czule. A Edward... On dumnie unosi głowę i drwi ze mnie. Z moich wad, mojej próżności. Jak ja go nienawidzę! Jestem pewna, że to właśnie robią, tam – na polanie. Mieliśmy polować. Nasycić się, zdusić w sobie bestię, zdobyć siłę do poskromienia jej.
Chciałabym umieć płakać...
Skup się na biegu! – nakazałam sobie. Daleko... Jak najdalej stąd.
Uciekałam. Dlaczego? Przed kim? Przed... przed moją... rodziną? Czy właśnie tym dla mnie byli? Rodziną? Dobry Boże, jeśli istniejesz. Zabij mnie. Albo daj mi sens życia...
* ~ * ~ *
Nie wiem, jak daleko, ale biegłam. Zaczynało świtać. Promienie słońca odbijały się od mojej skóry, tworząc delikatna poświatę. Czułam się piękniejsza niż zwykle... Dużo piękniejsza...
Nagle poczułam zapach krwi. Ludzkiej. I cichy jęk. Niedaleko stąd. Potem ryk zwierzęcia, krzyk kogoś, kto teraz bardzo cierpiał. Znikła Rosalie Hale. Został tylko idealny drapieżnik... Nie myślałam nad tym, co robię. Po prostu wbiegłam na jakąś niewielką polankę i zobaczyłam coś strasznego.
Tam, niedaleko ode mnie leżał młody chłopak. Jego twarz była piękna i wykrzywiona w cierpieniu. Delikatne, brązowe loki słodko opadały na czoło. Zielone oczy dziwnie błyszczały. Umierał. A ja patrzyłam na to. Przypominał mi Henry’ego – synka mojej przyjaciółki, Very. Miał takie same słodkie dołeczki. Podjęłam błyskawiczną decyzję, której nigdy nie pożałowałam. Rzuciłam się na niedźwiadka grizzly i powaliłam go. Ale nie piłam jego krwi. Podbiegłam do chłopaka, czy raczej młodego mężczyzny. Idealny, umięśniony. Moje oczy odnalazły jego i usłyszałam jego cichy szept:
- Mój Aniele...
Pochyliłam się nad nim i wzięłam go na ręce. Złożyłam delikatny pocałunek na jego bladych ustach. Jego krew kusiła mnie, byłam taka głodna! A on... On odchodził! Jego spojrzenie było coraz bardziej odległe.
- Nie umieraj, proszę – szepnęłam do jego ucha. Otworzył i zamrugał oczami. Mam tak mało czasu...
Jeśli wcześniej myślałam, że nie mogę biec szybciej, myliłam się. Teraz pędziłam jak na skrzydłach. Musiałam zdążyć, musiałam. Musiałam wyprzedzić śmierć i dotrzeć do Carlisle’a. Ja go zabiję, nie dam rady go przemienić... Jego jedynym ratunkiem jest mój ojciec.
- Aniele, czy to już niebo? – szepnął cicho mój mężczyzna.
- Nie – powiedziałam cichutko. – Będziesz żyć.
- Jeśli to sen, to nie chcę się budzić...
Schlebiało mi to, nawet bardzo... Czy nie mogę szybciej biec?! Mogę. Muszę.
Jego szyja wyglądała strasznie kusząco. Pragnęłam złożyć na niej najdelikatniejszy z możliwych pocałunek, a zaraz potem zatopić w niej zęby. Nie, nie, nie! Dam radę, nie zrobię tego, nie zabiję go... Nie teraz, kiedy jestem tak blisko - rozpoznawałam bowiem już okolicę.
- Aniele! – chciał krzyknąć, ale jego głos dochodził z oddali.
- Dasz radę. – Chciałam mu pomóc, ale nie mogłam. Mogłam tylko jeszcze bardziej przyśpieszyć...
- Boję się... – głos mu się łamał. Nie wiedziałam, czy to ze strachu, czy z bólu.
- Nie bój się... Przecież jestem przy tobie – uspokajałam go. Wbiegałam już na stopnie werandy.
- Carlisle! – zawołałam z rozpaczą. Jeśli nie wrócili z polowania?! Wtedy... Wtedy on umrze!
- Rose! – krzyknęła ze zgrozą Esme. – To ty zrobiłaś?! Gdzieś ty w ogóle była…?!
- Nie ma czasu! – pisnęłam. – On umiera! Gdzie jest Carlisle?!
- Tutaj – dobiegł mnie jego cichy i łagodny głos.
- Ojcze... Przemień go, błagam... – szepnęłam.
Carlisle poszedł do chłopaka. Spojrzał na mnie i zapytał cicho:
- Rose…
- Carlisle… Nie ma czasu! – Ręce zaczynały mi drżeć, pewnie z emocji, które mną targały.
- Rosalie – powiedział stanowczo i łagodnie zarazem. – Nie mogę tego zrobić. To wbrew zasadom.
- Ojcze! Błagam. – Padłam do jego stóp nie puszczając mojego mężczyzny. – On… Ja… - plątałam się w wyjaśnieniach. – Ja… Ja go kocham. Nie chcę bez niego żyć.
Spuściłam wzrok. Kiedyś mogłabym się zarumienić… Blondyn wciągnął z wrażenia powietrze.
- Rose… Jesteś pewna? Nie mogę decydować za niego. – Słyszałam wahanie w jego głosie. Bał się?
Mój ukochany podniósł głowę i spojrzał na Carlisle’a.
- Stoję przed Bogiem – wyszeptał z niedowierzaniem. – Aniele...
Jego oczy zamknęły się. Serce biło coraz słabiej... Z każdą sekundą...
- Carlisle! – krzyknęłam z paniką. – Proszę! Nie rób mi tego! – zaczęłam szlochać. – Przemień go! Nie ma czasu! – płakałam, lecz łzy nie płynęły po moich policzkach – nie mogły.
Blondyn pochylił się nad szyją bruneta i jakby dla pewności zatrzymał się i szepnął bezgłośnie: „Na pewno?”. Skinęłam głową.
Zrobił to. Spełnił moją prośbę.
- Dziękuję… - szepnęłam.
Przemiana się rozpoczęła.
* ~ * ~ *
Emmett, bo tak było na imię brunetowi, podczas przemiany rzucał się i krzyczał. Czasem szeptał do mnie i prosił, bym go zabiła. Tłumaczyłam mu, że to tylko chwila, nic więcej, potem będziemy już razem. Na wieki. Jego cierpienie sprawiało mi ból, ale nie mogłam go zostawić – potrzebował mnie. Byłam jego Aniołem...
- Emmett, kocham cię – szepnęłam mu do ucha.
- Aniele... – jęknął. – Nie zostawiaj mnie...
- Zostanę przy tobie już na wieki... Nic, ani nikt nas nie rozdzieli. Nigdy! – zapewniłam z mocą.
- Aniele...
Tak mijały sekundy, minuty, godziny. W końcu trzy dni. Trzeciego dnia Emmett otworzył oczy i spojrzał na mnie. Jego oczy były duże, źrenice były rozszerzone.
- Jesteś jeszcze piękniejsza, niż myślałem... – powiedział cichym i melodyjnym głosem.
Przy przebudzeniu mego mężczyzny byli wszyscy. Ode mnie zaczynając, na Edwardzie kończąc. Mój brat na te słowa zareagował zniesmaczonym prychnięciem.
Zamknij się, pomyślałam. Nie psuj chwili...Ujęłam jego wielkie dłonie w swoje – małe i drobne. Spojrzałam mu w oczy i szepnęłam:
- Kocham cię. Jesteś mój, już na wieki...
- Tak, Aniele – odpowiedział, a jego rubinowe oczy nowonarodzonego błyszczały.
Jednak Bóg istnieje.
A moje życie odzyskało sens...


___________________________________________________________
Proszę o konstruktywne komentarze (na które mam nadzieję, że zasługuję... Wink).
Nel ;*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nelennie. dnia Pią 23:11, 23 Lip 2010, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Czw 17:23, 26 Lis 2009 Powrót do góry

A nie?
Nie zasługujesz? Wink
Bardzo dziękuję za dedykację. Nie za bardzo wiem, co mam jeszcze powiedzieć...

Nooo, widzę, że coś jeszcze dopisałaś. Ładnie, bardzo ładnie. To rozwinięcie wątku z Carlislem wyszło Ci jeszcze lepiej. Jestem niesamowicie ciekawa, jakie jeszcze miniaturki będziesz chciała nam zaprezentować - a i liczę na to, że wen Cię nie opuści - no nie teraz, przed świętami!

Cytat:
Idealny, umięśniony.

Wiesz, to mnie zawsze rozwalało. Takie troszkę przypominające myślenie Rose-wrednej-sucz, a jednocześnie pustej lalki, jako którą przedstawił nam trochę Edziosław w sadze.

I... tylko właśnie nie wiem, czy to mi umknęło, czy Ty dopisałaś...

Cytat:
Emmett, bo tak było na imię brunetowi, podczas przemiany rzucał się i krzyczał. Czasem szeptał do mnie i prosił, bym go zabiła.


Ale, w każdym razie... Wena życzę. ;*

PS. A w ogóle, to muszę z Tobą, Nel, pogadać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez VampiresStory dnia Czw 17:24, 26 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lonely
Wilkołak



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: droga mleczna

PostWysłany: Sob 15:54, 28 Lis 2009 Powrót do góry

Przeczytalam i...
Mam mieszane uczucia.
Z jednej strony masz plus, ze wzgledu na tematyke. Rosalie nieczesto jest wybierana na bohaterke miniatur i opowiadan. A szkoda. Plus masz rowniez za to, ze nie zrobilas z niej tej najgorszej. Jednak z drugiej strony, czegos mi w tym wszystkim brakuje. Jakis wiekszych opisow i wahan Rosalie. Nie chce pisac, ze tekst byl zupelnie bezuczuciowy, bo tak nie jest. Ale mimo wszystko jest troche suchy. Przynajmniej ja to tak odebralam. Owszem, piszesz o jej emocjach, ale nie umialam ich poczuc. Co do twojego stylu... jest prosty i plynny. Nie tworzysz zadnych niezrozumialych i poplatanych zdan, ale jak juz pisalam - brakuje mi tu opisow uczuc i ogolnych.
W skrocie mowiac, jestem na tak i z checia przeczytam i skomentuje inne twoje minaturki, gdy sie tu pojawia. Autora nie powinno sie przeciez oceniac po jednym krotkim tekscie. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 16:15, 30 Lis 2009 Powrót do góry

Nellenie - bardzo przyjemna miniaturka... po raz pierwszy widze cię w tej odsłonie... mam nadzieję, że nie po raz ostatni...

stworzyłaś bardzo dobry nastrój jednocześnie pokazując możliwe mysli Rose w tak naturalny sposób, że w pierwszej chwili myślałam, że to jakiś dodatek do Zmierzchu, który Meyer zostawiła na swojej stronie, a ty podjęłaś się tłumaczenia...

ale przeczytałam wstęp (przyznaję się, że słowa autora/tłumacza czytam po tym jak kończę tekst czytać Smile )

bardzo podobało mi się jak Emmett nazywał Rose Aniołem,a Carlisle'a Bogiem - ścisnęło mi się serce... tak na moment mocniej zakłuło i juz wiedziałam, ze to miniatura, której nie zapomne...

dziękuję za wywołanie u mnie tylu emocji...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nelennie.
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław

PostWysłany: Pią 23:11, 23 Lip 2010 Powrót do góry

A hoj! Przybywam dziewczyny z mini, która brała udział w pojedynku moim i VampiresStory. Chociaż przegrałam, to bardzo się ciesze z tego pojedynku... :) Dał mi do myślenia.

Zbetowała pijana_wiatrem, której razem z VS bardzo dziękuję za betę. Zapraszam do czytania Marzycielki! TYm razem to coś o... Alice :) I Cynthi - trochę. Niech raz Mary ma szczęśliwe dzieciństwo...

Marzycielka

Cichy szelest liści koił zmysły. Mary zamknęła oczy delektując się tymi prostymi przyjemnościami. Miłe były jej chwile, spędzone w lesie czy parku. Szum drzew i miękkość mchu pozwalały dziewczynie oderwać się od szarej rzeczywistości, odpocząć od niekończących się problemów, kłótni. Jakby ściana zieleni oddzielała smutki i kłopoty od niej. Na tym polegał urok tych miejsc. Mary westchnęła z błogością. Myślami błądziła gdzieś, hen, daleko.

Widziała siebie w ślubnym welonie, a swoją siostrę, Cynthię w błękitnej sukience druhny, która podkreślała kolor jej oczu… Obie były piękne. Ona, Mary w bieli… Jej czarne włosy kontrastowały z ubiorem, a zielone oczy promieniały szczęściem. Słońce świeciło jasno, jakby chciało ukoronować ten dzień. Lecz gdzie był pan młody? Może...

- Mary! – zawołała dziewczynka, licząca sobie na oko około dziesięć lat. – Mary! Gdzie jesteś?!
Mary ocknęła się z zamyślenia. Welon? Ślub? Och, to tylko Cynthia.
- Cecile, tutaj! – odkrzyknęła. – Tutaj jestem!
Wstała, by siostra mogła ją szybciej znaleźć. Rozejrzała się dookoła. Jesień...? Już? Teraz?, zamyśliła się znowu. Z zadumy wyrwał ją krzyk siostry.
- Mary Alice Brandon! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Mama cię woła. Powiem jej, że znowu tutaj byłaś… Powiem mamie… - zaczęła grozić płaczliwie Cynthia. – Słyszysz?
- Słucham cię, Cecile! – zapewniła siostrę. - Nie mów mamie, proszę! Proszę, proszę, proszę! – Wiedziała jaka byłaby reakcja matki. Jeszcze gdyby Cyntia nie zmieniała faktów na jej niekorzyść… - Co mówiłaś?
- Mówiłam… - rzekła ważnym tonem Cynthia, rzadko bowiem miała okazję odwracać role, krzyczeć na starszą, wiecznie nieobecną siostrę. - … że masz wracać do…

Po raz kolejny Mary odpłynęła. Usiadła na mchu i zaczęła go gładzić palcami. Cecile posłała pełne wyższości i zgorszenia spojrzenie, lecz dziewczyna go nie zauważyła. Teraz była tylko ona, i las, i marzenia. Nic więcej…

Znajdowała się na leśnej polance. Tańczyła lekko i pewnie, a jej sukienka utkana z porannej mgły i kolorowych liści falowała w rytm kroków. Na ciemnych włosach nosiła diadem z księżycowego światła i zasuszonych róż. Tam, gdzie stawiała stopy, liście szeleściły tak, jakby śpiewały własną pieśń. Pieśń o lesie, życiu, wiecznej walce o przetrwanie i czymś jeszcze, czego dziewczyna nie umiała nazwać, określić.

Z lasu wychodziły zwierzęta. Sarny i wilki szły łapa w łapę. Wszyscy byli jednością, a nie pojedynczymi elementami całości. Mieszkańcy lasu otoczyli ją kołem. Może była nimfą leśną? Ale w takim razie, gdzie były jej siostry, inne nimfy? Dlaczego była sama? Pokręciła głową, pragnąc oderwać się od tych rozważań. I wtedy jedna z zaschniętych róż – największa i najokazalsza – spadła między zwierzęta. Mały, biały króliczek podniósł ją podał jej. Obdarzyła go uśmiechem i dała mu garść kasztanów…


- MARY! – wrzasnęła z furią Cynthia. – MARY BRANDON!
- Eee, słucham? – zapytała nieśmiało z marzycielskim uśmiechem Mary.
- Powiem mamie! – wycedziła rozzłoszczona Cecile i ruszyła ścieżką w stronę miasta.
Brunetka westchnęła ciężko, ale nie zamierzała biec za siostrą.

„Ona na to liczy…” – stwierdziła z zadziwiającym rozsądkiem jak na nią. – „I tak będę miała karę, więc czemu mam ukrócać swój pobyt tutaj?”

Udając, że przyjście, a co dopiero odejście siostry nie miało miejsca, położyła się na mchu. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, zaczynało robić się zimno. Mary podkuliła nogi do piersi. Zadrżała.

„Ciesz się, że nie pada deszcz…” – pomyślała starając się podnieść siebie na duchu.

Taka już była. Zamyślona i zawsze patrząca przez różowe okulary na otaczający ją świat. Sama Mary nie wiedziała jak cenna jest ta umiejętność, jak bardzo Cynthia zazdrościła jej. Właśnie dlatego, tak bardzo chciała uprzykrzyć życie siostrze. Bo brunetka miała coś, czego ona nie mogła mieć. Ale Mary była tego zupełnie nieświadoma. Zachowanie Cecile tłumaczyła sobie jej młodym wiekiem oraz zarozumiałością. I nie miała tego za złe małej Brandon.

Od odejścia Cynthii minęły już dwie godziny. Księżyc leniwe sunął po nocnym, nakrapianym błyszczącymi punkcikami niebem. Cudowność chwili psuło tylko szczękanie zębami i drżenie z zimna przez Mary. Jednak dziewczyna nie zamierzała wracać do domu. Jeszcze nie.

„Ciekawe jakby wyglądało niebo bez gwiazd?” – pomyślała.

- Z pewnością dziwnie, Mary Alice Brandom– odpowiedziała głośno. Cisza zaczynała jej ciążyć. – Chyba już czas do domu, co Mary?

Dźwignęła się z ziemi. Z powodu zimna była cała skostniała. Jakby dla potwierdzenia zaszczękała zębami. Zeschłe liście przykleiły się do jej sukienki. To spostrzeżenie przyjęła z radosnym chichotem. Zaczęła zbierać z ziemi po ciemku większe liście i wsadzać sobie we włosy. Z tego co pamiętała, gdzieś tam, na północ rósł dąb. Czując potrzebę zrealizowania swojego snu na jawie, pobiegła w tamtym kierunku.

Gdy już stała pod pniem drzewa schyliła się w poszukiwaniu żołędzi. Teraz nie szczękała zębami – trucht do dębu w przyjemny sposób rozgrzał ją. W oddali dzwoniły dzwony kościelne. Lecz Mary nie miała zamiaru liczyć uderzeń. Wiedza, która jest godzina nie była jej potrzebna do szczęścia. Kiedy już zebrała zadowalającą ilość owoców drzewa skłoniła się teatralny sposób i powiedziała:

- Dziękuję. – Tak po prostu, lecz te słowa płynęły z głębi jej serca. Naprawdę była wdzięczna drzewu za jego dar w postaci żołędzi.

Zadowolona z siebie zaczęła zmierzać w kierunku miasta. W między czasie wplątała w swoje włosy żołędzie. Gdy już znalazła się w mieście skierowała swoje kroki w kierunku domu. Niewielu ludzi było o tej porze na ulicy. Ci, którzy ją widzieli odwracali wzrok, kręcąc głową, lub mrucząc z politowaniem: „Biedni Brandonowie… Takie dziwadło im się trafiło na córkę!” i podobne rzeczy. Mary nie zwracała na nich uwagi. Podziwiała swoje odbicie w wystawach sklepowych. Kiedy stanęła w drzwiach rodzinnego domu nadal odczuwała to samo niezwykłe zadowolenie, co w lesie. Otworzyła drzwi i zarzuciła włosami mówiąc:

- Już jestem! Wróciłam! – rozradowanym głosem.
- MARY! – odpowiedział jej wściekły wrzask matki.

Matka długo krzyczała, łajała córkę. Cynthia patrzyła na to z nieskrywaną satysfakcją. A Mary stała i słuchała tego z marzycielskim i nieobecnym spojrzeniem.

Zwierzęta otaczały ją okręgiem. Dziewczyna czuła dziwną pewność, że uśmiechają się do niej.
Znów była w swoim idealnym świecie.
W świecie, gdzie wszystko jest możliwe, a ona była piękną nimfą…


____________________________________________________________

Proszę komentarze. Zapraszam również do przeczytania Życzeń Marty. Tekst jak sam pojedynek pokazał - lepszy od Marzycielki i przede wszystkim - bardzo oryginalny! :)

Bezczelnie usunelam posta i wkleilam drugi raz, ale musze, bo inaczej nowych wkleic nie bd mogla xd Alicze, ze ktos cos o tej tutaj powie xd Nadzieja matka glupich xd


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
VampiresStory
Zły wampir



Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 13:00, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Oj, ty bezczelna, ty! :D

Ja skomentuję, bo tak dawno już tego nie robiłam, że chyba zupełnie wyszłam z wprawy... więc wybacz, kochana.

Ten tekst jest... cóż. W pewnym sensie jest urzekający. Bo opowiada o dziewczynie, która ucieka w świat własnych marzeń, fantazji, przeczekuje połajanki i odsuwa od siebie problemy. Też tak robię, ale to nie zawsze pomaga. Im człowiek starszy, tym jest chyba trudniej.
Z drugiej strony jednak trochę mnie przeraża. Moja nadinterpretacja, ale ostatnio jestem na to dość wyczulona, bo... no cóż, bo tak.
Alice tak bardzo uwierzyła, nie, to za mocne słowo, wplątała się we własne fantazje, że gdzieś umyka jej zdrowy rozsądek. Leżenie na mchu po nocy, kiedy jest zimno, bardzo dobitnie to pokazuje. Może to nie był twój zamysł, ale udało ci się wykreować postać, która jest lekko szalona, zaplątana we własne marzenia, a przy tym wszystkim jest jeszcze dzieckiem.
Jest jeszcze jej siostra, Cynthia. Cynthia nie rozumie siostry - ma swój świat, gdzie słucha się rodziców, a nie dziwnych, wymyślonych opowieści o weselu, nimfach, wróżkach czy innych takich... A tak nawiasem, raz wypatrzyłam, że nazwałaś ją "Cecile". Wink
I są jeszcze ludzie, dla których Mary Alice to wariatka. Nie, nie wariatka, na razie dziwadło. Ale zostanie wariatką, bo jest niezrozumiana w świecie ludzi twardo stąpających po ziemi.
To miała być łatka o jesieni, ale równie dobrze nadaje się na niezły tekst psychologiczny, gdyby to trochę rozbudować.
"Marzycielkę" przeczytałam tyle razy, że teraz nie budzi we mnie specjalnych emocji - te urocze, codzienne zbitki słów, proste opisy, które nie nudzą, ale pomagają w odbiorze tekstu.

Udało ci się wykreować przede wszystkim świetne postaci, Nel. Na nich skupia się cały tekst, a nawet jeśli nie, to potencjalny czytelnik właśnie tak to odbiera. Z niecierpliwością czekam na kolejną miniaturkę Wink

PS. Zdaje mi się, że w dziale FF wolno umieszczać post pod postem... W przypadku opowiadań i miniatur. Ale nie wiem. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amiya
Dobry wampir



Dołączył: 10 Lis 2008
Posty: 2317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Stąd ;)

PostWysłany: Sob 12:46, 28 Sie 2010 Powrót do góry

Dwie bardzo ciekawe miniaturki. Choć nie ukrywam że bardziej podobała mi się pierwsza. ;p
Co do "Nowego sensu życia": czytało się szybko i lekko. Podobnie jak Lonely, daję na plus to że bohaterką Twojej miniaturki była Rosalie. Tak bardzo brakuje mi jej w innych miniaturach i ff'ach. Jednak jak dla mnie za mało szczegółów, akcja szybko się rozwinęła i równie szybko została zamknięta. ;d
"Marzycielka" podobała mi się mniej, ale także jest urzekająca. Niie potrafie tylko, wyobrazić sobie Alice "zarzucającej włosami" które były zapewne krótkie Very Happy

Ogólnie - bardzo fajnie, życzę weny i czekam na więcej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin