FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mini niobe/ Trzy oblicza miłości (15.08) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
suzanne
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Wrz 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnego świata

PostWysłany: Nie 19:59, 04 Paź 2009 Powrót do góry

Super! Obydwie miniaturki były po prostu boskie! Zresztą nie powinnam była się dziwić. W końcu wszystkie Twoje teksty są The Best. (przynajmniej dla mnie):)
Weny życzę :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lonely
Wilkołak



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: droga mleczna

PostWysłany: Nie 21:45, 04 Paź 2009 Powrót do góry

Narazie przeczytalam tylko ostatnia minaturke i juz na samym wstepie moge ci smialo powiedziec, ze mi sie podoba. Temat ciekawy i calkiem swiezy. Chyba jeszcze nie spotkalam sie z podobna minaturka o Edwardzie i Nessie. Stworzylas cos o naprawde dziwnym klimacie. Ni to cieple, ni to gorzkie. Cos pomiedzy. Najpierw jest szczescie. Nessie przyglada sie milosci rozdzicow, az sama zaczyna rozumiec ze kocha Jacoba. I tu wlasnie podoba mi sie, jak przedstawilas Jacoba. Niby niewiele o nim napisalas, ale i tak poczulam charakterystyczne dla tej postaci cieplo. Duzy plus za to. Potem w polowie atmosfera sie zmienia. Robi sie bardziej szaro, gorzko. Charlie sie starzeje i Bella cierpi. Naprawde, to dosc trudny temat, ale ty poradzilas sobie z nim swietnie. Bez zbednego dramatyzmu i bez slodzenia. Idealnie. I wreszcie trzecia czesc minaturki i po raz kolejny zmiana smaku historii. Powraca cieplo. Rozmowa Edwarda z Nessie. Tu rowniez poradzilas sobie calkiem zgrabnie, ladnie opisujac ich rozmowe. Chociaz... moglas to troche rozbudowac i wyposazyc Nessie w wieksza ciekawosc. Sprawic by Edward zdradzil jej troche wiecej, niz to, co powiedzial wtedy Belli. Ale w koncu jak wiadomo, Edward nie rozmawial nigdy o tym z ochota, wiec raczej nie mam sie czego czepiac.

niobe napisał:

Edward skrzywił się lekko, nie chciał mówić o tym etapie swojego życie i na pewno nie swojej córce.

Maly blad Wink Niczego wiecej nie zauwazylam.

Wiem ze koniec postu juz oklapany, ale czekam na wiecej i zycze weny ! Wink :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 19:42, 12 Sty 2010 Powrót do góry

A co też wkleję swoją pojedynkową mini ^^ Ślicznie dziękuję Offcy za ciekawy pojedynek, wiele się dzięki niemu nauczyłam no i przede wszystkim gratuluję zwycięstwa :) Wszystkim osobą dziękuję też za ocenę i niejednokrotnie rady ^^
Ha! a teraz muszę się do czegoś przyznać, wysyłając Rudej mini załączyłam zły plik. Bo byłam w trakcie przenoszenia dokumentów ze stacjonarnego komputera na laptopa i się sama w tym zamotałam. Cóż płakać nad rozlanym mlekiem nie będę , każdemu się zdarza ^^" Na razie pozwolę sobie wkleić tekst bez bety, za to dokładniej sprawdzony przeze mnie.



Ulotność.

Dokładnie sześć tysięcy metrów nad poziomem morza, w warstwie tworzonej przez chmury deszczowe powstał płatek śniegu. Uformowana z wody i pyłków delikatna śnieżynka opadała statecznie w kierunku ziemi. Mijając poszczególne warstwy atmosfery przyjmowała swój ostateczny kształt, wraz ze wzrostem temperatury jej brzegi zaokrąglały się, aby w końcu, w formie bezkształtnej masy, wylądować na palcu rudowłosego wampira.
Edward westchnął wpatrując się w niedoskonały płatek. Nie stopił się od razu. Nie na jego skórze, był zbyt zimny. Uważnym wzrokiem obserwował śnieżynkę, bez specjalnego wysiłku określając jej objętość, wagę oraz czas, jaki pozostał zanim, pod wpływem temperatury powietrza, zmieni się w zwykłą kroplę wody.
Mimo swojego piękna szybko się topiła i po zbyt krótkiej chwili po palcu wampira spłynęła kropla. Spadła w głąb białej warstwy śniegu pozostając jedynie ulotnym wspomnieniem.
Mężczyzna był zagubiony. Parę godzin temu wyszedł z domu i wiedział, że powinien wracać. Bella na pewno już się martwiła, a Renesmee za chwilę zacznie. Edward westchnął, mimo że opuścił mieszkanie tak dawno jego pewność, co do decyzji, jaką miał podjąć, nie zwiększyła się ani odrobinę. Musiał przyznać, że się bał.
Nigdy nie przygotowywał się do roli ojca. W swoim siedemnastoletnim ludzkim życiu nawet nie rozważał takiej możliwości, był za młody. Po przemianie wiedział, że to dla niego nieosiągalne. Kiedy Bella zaszła w ciążę bardziej skupiał się na utrzymaniu jej przy życiu niż myśleniu o przyszłych obowiązkach. Gdy udało im się przetrwać konfrontację z Volturi nagle znalazł się w roli, do której był całkowicie nieprzygotowany. Jak miał kogoś wychować? Wprowadzić w życie?
Wiedział, że kochał swoją córkę bezinteresownie i bezgranicznie. Ona, obok Belli, była najwspanialszym darem jaki otrzymał. Chciał jej pomagać i oszczędzić cierpienia, ochronić przed rozczarowaniami. Starał się trwać przy niej i wspierać w momentach, gdy tego potrzebowała. Jednak teraz nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Jak miał jej pomóc? Taką trudną decyzję mogła podjąć tylko sama. Każda jego rada zakończyłaby się katastrofą. Może nie teraz, nie jutro, ale za dwieście, trzysta lat Renesmee mogłaby mieć do niego żal. Jednak z drugiej strony nie chciał zostawiać ją z tym samą. Widział jak się męczyła, słyszał jej przepełnione smutkiem myśli. Nie chciała nikogo zranić, jednak decyzja, jaką miała podjąć wiązała się z czyimś cierpieniem. Mężczyzna westchnął, nie mógł dłużej zwlekać. Podniósł się z pnia, na którym siedział i otrzepał swoje ubranie ze śniegu. Odwrócił się w kierunku domu i już chciał się rzucić do biegu, gdy wiatr zawiał mocniej i poczuł, szybko zbliżający się znajomy zapach. Uśmiechnął się lekko, kiedy usłyszał przyspieszone bicie serca. Po chwili zobaczył sylwetkę córki biegnącej w jego kierunku. Zatrzymała się w pewnej odległości od ojca i popatrzyła na niego z wahaniem.
Nie przeszkadzam?
Edward uśmiechnął się.
- Nie, właśnie o tobie myślałem.
Dziewczyna przewróciła oczami i usiadła na pniu. Przygryzła lekko wargę i zaczęła pokazywać ojcu swoje myśli. Renesmee tęskniła za przyjacielem, który pojechał odwiedzić rodzinę i przyjaciół w La Push, ale w głębi serca cieszyła się, że będzie mogła pobyć sama z Nahuelem.
Jestem zła, prawda? – zapytała w końcu zaciskając mocno powieki, tak bardzo bała się ujrzeć rozczarowanie na twarzy ojca. Cisza rozbrzmiewała w jej uszach, gdy była już nie do zniesienia otworzyła oczy i popatrzyła na Edwarda. Jego spojrzenie było utkwione gdzieś wysoko nad horyzontem.
Powiedz coś – poprosiła w końcu.
Ojciec gwałtownie odwrócił się w jej kierunku, a po sekundzie usiadł obok.
- Kochasz go?
Dziewczyna uśmiechnęła się cierpko.
Kogo?
- Nahuela.
- Ja… - półwampirzyca zawahała się. W jej głowie pojawił się obraz ciemnowłosego mężczyzny, uśmiechał się do niej, a po chwili złapał za rękę. Renesmee dokładnie pamiętała uczucia, jakie się w niej wtedy zrodziły. Edward uśmiechnął się widząc wspomnienia córki.
- Nie chcę nikogo zranić. Przecież to wpojenie zniszczy mu życie...
Wampir westchnął ciężko.
- Renesmee, nie mogę ci powiedzieć, co powinnaś zrobić. Sama musisz podjąć decyzję.
Dziewczyna momentalnie zesmutniała.
- Jestem taka zagubiona – wyszeptała obejmując kolana ramionami. – Jak mogę między nimi wybierać?
Na twarzy mężczyzny pojawiło się cierpienie, objął córkę w pasie i przyciągnął do siebie. Półwampirzyca kurczowo do niego przylgnęła, po twarzy zaczęły spływać jej łzy.
Edward wypuścił całe powietrze z płuc. Nienawidził patrzeć jak jego córka płacze. W takich momentach miał wrażenie, że ją zawodzi. Wiedział, że to odczucie było całkowicie bezpodstawne, to nie on zawinił, ale z drugiej strony, jako ojciec powinien ją chronić.
- Jeśli czegoś się nauczyłem, w czasie swojego życia, to na pewno tego, że nie możesz podejmować decyzji dla czyjegoś dobra jeśli to jest sprzeczne z twoimi uczuciami. To zawsze skończy się tragedią.
Renesmee zachichotała ocierając łzy z policzków.
Powinieneś mi jeszcze powiedzieć, że nauczyłeś się, że proszenie Volturi o śmierć nie jest mądrym posunięciem.
- Nessie… - Edward spojrzał groźnie na córkę.
- Obiecałeś, że nie będziesz tak do mnie mówił! – Dziewczyna spojrzała na ojca z wyrzutem.
- Sama mnie sprowokowałaś.
Renesmee prychnęła, po czym ciężko westchnęła.
Sądzę, że podjęłam już decyzję, teraz tylko muszę się z nią pogodzić.
Edward ścisnął lekko jej dłonie.
- Wszystko się w końcu ułoży – powiedział mężczyzna zastanawiając się czy jego córka wiedziała, że kłamie. Wiedziała.
- Gdybym była człowiekiem byłoby mi łatwiej. Zraniłabym go, ale w końcu by zapomniał, albo ostatecznie umarł, a tak? Jak mam żyć ze świadomością, że przez wieczność ma przeze mnie cierpieć?
- Nie możesz brać na siebie całej odpowiedzialności. – Edward westchnął. – To, że jesteś nieśmiertelna nie znaczy, że będziesz popełniać mniej pomyłek. Powiedziałbym nawet, iż wręcz odwrotnie, bo masz na to więcej czasu. – Wampir uśmiechnął się krzywo. – Ale możesz też nieskończenie wiele razy poprawiać swoje błędy.
To jest pewne pocieszenie.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno:
- Musisz także pamiętać, że jeśli zaczniesz się oszukiwać teraz, nigdy nie przestaniesz.
- Boję się – wyszeptała Renesmee patrząc z zaniepokojeniem na ojca. – Czuję strach przed dorastaniem…
Na twarzy Edwarda odmalowało się zdezorientowanie.
- Przecież już się nie starzejesz.
- Dla wszystkich jestem dzieckiem jak podejmę tą decyzję zaczną traktować mnie jak dorosłą.
Wampir uśmiechnął się, jakaś logika w tym była.
- Możemy poudawać, że jeszcze jesteś dzieckiem i nie musisz się na nic decydować – zaproponował Edward.
- Z przyjemnością. – Renesmee szeroko uśmiechnęła się do ojca i szybko rzuciła w niego śnieżną kulę.

~*~

Kilkaset kilometrów dalej ciemnowłosy mężczyzna biegł przez pokryty białym puchem las. Jego stopy mocno wbijały się w śnieg pozostawiając głębokie ślady. Serce biło mu nad wyraz szybko, jednak półwampir usilnie ignorował swoje zmęczenie. Uciekał już od kilku godzin, cały czas próbując uciszyć przepełnione żalem wycie. Wystarczyło niewielkie ugryzienie, aby go zabić. Zrobił to, w imię swojego szczęścia. Edward mówił, że też musiał walczyć o miłość, on zrobił to samo. Ten czyn zbliżył go tylko do ukochanej, już nic nie stanie między nimi. W końcu był tylko drapieżnikiem, nie widział w swoim postępowaniu braku moralności, to walka o przetrwanie. Nic więcej.
Z oddali zobaczył dobrze znaną sylwetkę siostry. Przyspieszył i po kilku sekundach stanął obok niej.
- Dayo. – Półwampir zatrzymał się przed ciemnoskórą kobietą, na jej twarzy malował się strach.
- Czego chcesz Nahuelu?
- Użyj na mnie swojego daru.
Kobieta skrzywiła się nieznacznie.
- Chcesz zapomnieć?
- Zrobiłem coś, o czym nikt nie może wiedzieć, muszę wymazać to z pamięci.
- Co uczyniłeś? – Jej głos zadrżał, kiedy zadawała pytanie.
- To nie jest ważne. Jesteś mi to winna, za ojca.
- Wiem. – Półwampirzyca opuściła głowę, nigdy nie rozumiała swojego brata, nie czuła łączącej ich więzi krwi, tylko poczucie obowiązku. – Skoro takie jest twoje życzenie. Czego dokładnie ode mnie oczekujesz?
- Wymaż z mojej pamięci ostatnie dwadzieścia cztery godziny.
Kobieta krótko kiwnęła głową i skupiła się na stojącym przed sobą bratem. Kiedy była mała, zawsze na nią patrzył z rezerwą, żalem. Na początku tego nie rozumiała, musiały minąć dziesiątki lat zanim odkryła jego wyrzuty sumienia, dla niej były one całkowicie bezpodstawne. Co z tego, że zabił swoją matkę? Wszyscy z nich tak zrobili, powinien dziękować ojcu za to, że go stworzył, a nie myśleć o zdradzeniu go. Dayo zacisnęła pięści i zaczęła wymazywać pamięć brata. Półwampir padł na kolana i głośno krzycząc złapał się za głowę. Usuwanie wspomnień było bolesnym procesem. Zaledwie kilka sekund przed końcem Nahuel stracił przytomność. Siostra omiotła jego ciało wzrokiem, skrzywiła się nieznacznie, po czym odwróciła się i pobiegła w kierunku lotniska. Musiała wracać do ojca.

~*~

Nessie stała przy oknie wpatrując się w ścieżkę prowadzącą do ich domu. Co chwilę spoglądała na Alice pragnąc, poznać odpowiedź na swoje pytanie, jednak jej ciotka tylko zaprzeczała krótkim ruchem głowy i na powrót skupiała swą uwagę na partii szachów rozgrywanej przez Jaspera i Emmetta. Bella chciała podejść do córki, ale mąż powstrzymał ją z cichymi słowami:
- Zostaw ją, musi pomyśleć.
Renesmee potrzebowała odrobiny czasu dla siebie. Nigdy nie lubiła być sama, wolała celebrować swoją samotność w pobliżu bliskich. Ojciec często mówił, że to jest związane z jej darem. Czuła obecność rodziny, słyszała ich, ale mimo to była zamknięta w swoim świecie i nikogo do niego nie wpuszczała, przynajmniej na razie. W jej umyśle gościła tylko jedna osoba. Ta decyzja wydawała jej się teraz taka naturalna, byli przedstawicielami jednego gatunku, co z tego, że był o pięćdziesiąt lat starszy niż jej ojciec? Ale tak naprawdę, ani jej rodowód, ani wiek nie miał teraz znaczenia, ona go kochała. Była tego pewna, tak samo jak faktu, że zrani swojego przyjaciela, ale ojciec mówił prawdę, musiała podjąć tą decyzję, nie mogła się nad nikim litować. Uśmiechnęła się szeroko, już dawno nie czuła się tak wolna i pewna czegokolwiek jak teraz, to jeszcze bardziej utwierdziło ją w decyzji. Nie było już odwrotu.
- Renesmee. – Półwampirzyca odwróciła się, gdy usłyszała łagodny głos ciotki, kiedy spojrzała na Alice ta tylko kiwnęła głową. Dziewczyna nie czekając na nic więcej ruszyła w kierunku wyjścia, w myślach rzuciła:
Życz mi powodzenia.
Wybiegła zanim mogła zobaczyć lekki uśmiech pojawiający się na twarzy Edwarda.
Gdy tylko wyszła przed dom wpadła w ramiona Nahuela, ufnie wtuliła twarz w jego ramię.
- Wreszcie jesteś – wyszeptała patrząc na niego z miłością.
- Tęskniłem. – Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie i pogłaskał ją po policzku.
Dziewczyna lekko przygryzła wargę, zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła zaczęła pokazywać mu obrazy. Od samego początku jak ocalił ją przed Volturi, jego odwiedziny i wspólne zabawy, gdy zaczęła odkrywać, że nie jest dla niej tylko przyjacielem, że go kocha. Kiedy skończyła odczuła niesamowitą niepewność, a co jeśli on nie odwzajemnia jej miłości? Czuła się taka naga, obnażona ze wszystkich uczuć.
Nahuel zmusił ją, aby na niego popatrzyła.
- A co z…
- Porozmawiam z nim, nie mogę żyć dla innych, ani udawać swoich uczuć, to ciebie kocham – wyszeptała.
Półwampir uśmiechnął się z radością.
- Ja ciebie też.
Renesmee poczuła nagły wybuch szczęścia, rzuciła ręce na szyję Nahuela i przylgnęła do niego z całych sił, teraz wszystko było na swoim miejscu.
Całą sytuację zza okna oglądali jej rodzice. Edward wiedział, z myśli Jaspera, co czuła Bella, rozumiał to. Przytulił ją i łagodnie głaskał po plecach. Miał świadomość, że to wcale nie poprawi jej samopoczucia.
Kobieta czuła ból rozchodzący się po całym ciele. Wiedziała, że jej najlepszy przyjaciel będzie cierpiał, nie była sobie nawet w stanie wyobrazić, co będzie przeżywał. Rozdzierał ją wewnętrzny konflikt. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić, być lojalna wobec córki czy przyjaciela? W końcu poddała się z cichym westchnięciem. Wiedziała, że nie można wygrać z miłością, ani zmienić swoich uczuć, rozumiała córkę. Spojrzała na Edwarda. Jej mąż patrzyła na nią z troską rysującą się na twarzy. Ujęła jego dłoń i złożyła na niej lekki pocałunek.
- Myślisz, że będą szczęśliwi? – zapytała z wahaniem Bella.
Edward uśmiechnął się lekko.
- Sądzę, że tak.
Oboje zerknęli w tym samym momencie na córkę, we włosach mieniły się białe płatki śniegu. Nahuel trzymał ją w talii i kręcił się wokół własnej osi, na twarzy półwampirzycy malowała się bezgraniczna radość.
Oboje byli przekonani, że czeka ich wieczne, szczęśliwe życie. Nie wiedzieli jednak, że ta chwila już zawsze będzie kojarzyła im się ze śmiercią, że ich miłość będzie naznaczona trwałym piętnem zbrodni, a gdy wszystko wyjdzie na jaw nieśmiertelność będzie dla nich najokrutniejszą karą. Teraz cieszyli się ulotnym szczęściem, jakie zostało im ofiarowane.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Twillen
Człowiek



Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: California Dream=)

PostWysłany: Śro 17:39, 13 Sty 2010 Powrót do góry

Hmmm... gdybym poddała się teraz pokusie chwili i straszliwej agresji, wykonałabym znany gest Marcinkiewicza, krzycząc na cały dom "Yes! Yes!YES! Jacob died!" Ale się nie poddam, buahaha!
Poza tym, opowiadanie śliczne. Naprawdę, jestem pod wrażeniem tego, jak wnikliwie opisałaś relacje między ojcem i jego córką. Po prostu się wzruszyłam. Mniejsza już o resztę, Renesmee wybierająca Nahuela, jego siostra, itd.
Choc przyznam, że pomysł Renesmee, że rzuci Jacoba był zaskakujący. Przynajmniej nie poszła w ślady matki i wybrała kogoś swojej rasy (gatunku?)
Na brak weny, sądząc po innych twoich dziełach, nie narzekasz, ale przecież nigdy jej za wiele, prawda? Tak więc jeszcze porcyjka ode mnie.

Peace (and chocolate) for everyone!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Twillen dnia Śro 17:39, 13 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 1:35, 16 Sie 2010 Powrót do góry

Pomyślałam, że też skorzystam z okazji i wkleję turniejową mini :) Chciałam podziękować losamiiyii, za pojedynek, a także wszystkim którzy na mnie głosowali ^^

Miniaturka opowiada o Renacie i jej losach na dworze Volturi.


Przeobrażenie

Uwielbiała patrzeć w oczy swoich ofiar. To był jej krótki rytuał, tuż przed posiłkiem, mający wzmocnić apetyt. Widziała jak powoli rodziła się w nich panika, słyszała serce coraz szybciej pompujące krew, sprawiając, że ich zapach robił się jeszcze bardziej apetyczny. Jej głód osiągał apogeum, ale lubiła przeciągać tę chwilę. Czasem, któryś z ludzi odważył się błagać o litość, co jeszcze bardziej zwiększało przyjemność polowania. Czuła się przez to niezwyciężona, przez kilka krótkich sekund była bogiem. Ich śmiercią. Heidi, z którą spędziła dotąd najwięcej czasu, powiedziała, że fascynacja potęgą z czasem mija. Jednak Renata, uczestnicząc w każdym kolejnym polowaniu nie mogła w to uwierzyć. Była wampirem już od miesiąca i w żadnym momencie swojego życia nie czuła się lepiej niż teraz. Dotychczasowa, ludzka egzystencja wydawała się szara, pozbawiona głębszego sensu. Całą swoją energię skupiała na pracy i zaspokajaniu potrzeb męża, do którego nie czuła nic poza obojętnością. Była zwykłą mieszczanką, zajmującą ciemną izbę na obrzeżach Florencji.
Cały świat stanął na głowie, gdy odwiedził ją Eleazar. Pokazał kim jest, opisał życie, jakie mogłaby wieść, opowiedział o wiecznej młodości i potędze. Słowa, które wypowiadał trafiały prosto do jej serca, uzmysłowiając pustkę, o istnieniu, której nawet nie wiedziała. Zapragnęła nieśmiertelnego życia, o którym mówił pełnego radości i przepychu. Szybko dała się przekonać do porzucenia rodziny.
W przeciągu kilku dni trafiła do Voltery, gdzie została przedstawiona Wielkiej Trójce. Volturi imponowali jej nienagannymi manierami oraz dostojnością, która wręcz promieniowała z ich postury. Bez wahania przyrzekła im wieczną służbę i poddała się przemianie.
Od pierwszych sekund, odkąd została wampirem, pokochała ten stan. Widziała w nim same zalety, fakt, że musiała zabijać ludzi nie wywoływał w niej wyrzutów sumienia. Czuła tylko potęgę. I przede wszystkim uwielbiała polowania.
Stojąc w cieniu pomieszczenia od razu zauważyła swoją ofiarę. Rzuciła się w jej kierunku, a w ciągu następnej sekundy odchyliła szyję. Przekrzywiła jej głowę, tak, żeby złapać ostatnie spojrzenie. Kobieta drżała ze strachu i szeptem wypowiadała słowa modlitwy. W niebieskich oczach widniało tylko przerażenie. Reneta uśmiechnęła się mściwie, po czym łapczywie wbiła się w szyję szlachcianki. Jej ofiara zaczęła wrzeszczeć i próbowała się wyrwać, ale nie miała szans w starciu z doskonałym drapieżnikiem. Renata połknęła pierwszy łyk krwi i odczuła nagły przypływ siły. Czerwona ciecz przepływała gardłem łagodząc palenie i przez chwilę napełniając ciało ciepłem. Zatracała się w doznaniach czerpiąc z nich niewysłowioną przyjemność. Uderzenia gorąca powoli ogarniały żyły oraz nieruchome organy. Gdy przełknęła ostatnią kroplę odrzuciła ciało, dopiero wtedy rozejrzała się po pomieszczeniu. Inne wampiry powoli kończyły swój posiłek, gdyż ciała większości ludzi były już niemal nieruchome. Jej wzrok zatrzymał się na chwilę na Didyme, która posilając się cały czas patrzyła na Marka, Volturi stał oparty o ścianę uśmiechając się lekko. Renatę fascynowało uczucie pomiędzy tymi wampirami, widziała deklarację uczuć w każdym ich geście, spojrzeniu. Momentalnie poczuła ukłucie w sercu. Obróciła głowę i zerknęła na Aro. To on wzbudził jej największy podziw. Widziała w nim kwintesencję wszystkich wyobrażeń o wampirach. Był bezlitosny i dziki, a jednocześnie wyniosły i dumny. Dodatkowo tkwiła w nim jakaś hipnotyzująca siła, coś, co sprawiało, że zawsze chciała przebywać w jego towarzystwie.
Z każdą sekundą bicie ludzki serc słabło, gdy salę wypełniła cisza Aro zabrał głos.
- Heidi, spisałaś się dziś znakomicie. – Wampir posłał lekki uśmiech w kierunku wampirzycy o mahoniowych włosach. – Feliks i Eleazar będziecie dziś ćwiczyć z Renatą, reszta zna swoje zadania.
Mężczyzna odwrócił się gwałtownie i wyszedł z pomieszczenia. Nowonarodzona odprowadzała bruneta spojrzeniem, gdy zniknął za zakrętem odwróciła się w stronę Eleazara.
Wampir uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Gotowa do treningu?
- Oczywiście – odpowiedziała i mimowolnie odwzajemniła gest, sama nie wiedziała, czemu, ale momentalnie odczuła rodzące się w niej szczęście.
Wampir zerknął w kierunku Marka i Didyme, którzy właśnie wychodzili z pomieszczenia.
- Gdy jest zadowolona jej dar działa samoistnie – wyjaśnił. – Posiada najwspanialszą zdolność z nas wszystkich.*
Na jego twarzy pojawiła się aprobacja.
- Idziemy? – zapytał Felix stając przed nimi.
Eleazar rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku Didyme i ruszył w kierunku najbliższej komnaty.
Renata westchnęła ciężko, mimo że dawała z siebie wszystko nie mogła rozciągnąć tarczy na drugą osobę. Ćwiczenia był dla niej długie i niezwykle wyczerpujące, oczywiście, jak przystało na wampira, jej siły momentalnie się regenerowały, ale pewne obciążenie psychiczne pozostawało. Powłócząc nogami weszła do pomieszczenia i stanęła obok Eleazara, Feliks był już po drugiej stronie pokoju, nie czekając na żadną komendę rzucił się w ich stronę. Reneta skupiła w sobie całą siłę i próbowała rozciągnąć swoją tarczę. Cały czas czuła jej obecność, zdawała się cienką, przylegającą do każdej najmniejszej komórki powłoką. Zacisnęła mocno oczy i spróbowała oczyścić swój umysł, jak ją uczono. W tej chwili liczyła się tylko chłodna dłoń, której dotykała. Starała się rozszerzyć osłonę na Eleazara, ochronić go. Mocniej objęła jego rękę. Poczuła jak tarcza zaczyna lekko drgać, powoli rozprzestrzeniała się ponad jej skórę. Wampirzyca z ogromnym wysiłkiem pokonywała każdy kolejny minimetr. Nagle dłoń, którą obejmowała zniknęła, kobieta otworzyła gwałtownie oczy i zerknęła za siebie. Eleazar leżał na ziemi, a Feliks pochylił się nad nim i pomógł mu wstać. Renata westchnęła z rezygnacją. Po chwili obaj mężczyźni podeszli w jej stronę. Brunet położył rękę na ramieniu nowonarodzonej i zaczął mówić spokojnym głosem.
- Idzie ci coraz lepiej, zacząłem odczuwać już twoją tarczę. Naprawdę jesteśmy już na dobrej drodze. - Renata miała, co do tego wątpliwości. Początkowo każdy trening przynosił postępy, jednak od kilku spotkań stali w miejscu. - Jeszcze raz.
Kobieta westchnęła i ponownie objęła dłoń wampira.
Ćwiczenia trwały nieprzerwanie od kilku godzin, gdy w końcu Eleazar powiedział, że na dziś już wystarczy Renata bez słowa powlokła się do swojej komnaty i padła na łóżko. Zamknęła oczy i pozwoliła odpłynąć swoim myślą. Nie spała, była w pewnego rodzaju letargu, bodźce z zewnątrz ledwo do niej dochodziły, słyszała tylko swój miarowy oddech i wiatr uderzający w okno. W jej umyśle uparcie powracał obraz Aro. Kobieta uważała, że poświęcał jej dość dużo uwagi jak na zwykłą nowonarodzoną. W głębi serca czuła nadzieję, że to może ona zostanie żoną wampira. Aro, jako jedyny z Wielkiej Trójki, nie znalazł sobie jeszcze towarzyszki życia. Brunetka westchnęła z lekkim uśmiechem. Nagle do jej uszu doszedł wściekły ryk, gwałtownie zerwała się z łóżka i stanęła na nogi. Bez zastanowienia wybiegła na korytarz podążając w kierunku skąd pochodził krzyk. W końcu dotarła do sali, gdzie zebrali się już wszyscy członkowie straży. Renata przecisnęła się do przodu i momentalnie zasłoniła usta dłonią. Na środku pomieszczenia klęczał Marek i obejmował głowę Didyme. Cała jego szata była zakrwawiona, a niedaleko niego tliło się ognisko.**
Wszyscy parzyli na siebie nie rozumiejąc, co się dzieje, nagle drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia otworzyły się i wszedł Aro, tuż za nim podążał Kajusz.
- Co się stało? – zapytał brunet wychodząc na środek komnaty. Gdy tylko jego wzrok padł na ciało siostry cofnął się.
Marek momentalnie podniósł na niego wzrok.
- Ty to zrobiłeś!
- Ja?! – wykrzyknął z gniewem wampir. – Przecież Didyme była moją siostrą, sam ją przemieniłem, jak mógłbym ją skrzywdzić?
- Wiedziałeś, że chcemy odejść! Pragnąłeś mnie tu zatrzymać…
- Postradałeś zmysły – warknął Aro. – Nie zrobiłby jej nigdy krzywdy, liczyło się, aby była szczęśliwa.
Renata z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w Volturi. Mimo że spędziła stosunkowo krótki czas w Volterze wiedziała, że taka sytuacja jest nie do pomyślenia, nie istniała nawet szansa, żeby ktoś wdarł się do zamku, ani tym bardziej skrzywdził któregoś z mieszkańców. Z drugiej strony zarzuty Marka były nieprawdopodobne, wampirzyca nie dopuszczała nawet do siebie myśli, że Aro mógłby zabić rodzoną siostrę. Emocje wręcz drżały nad powierzchnią głuchej ciszy. Wszyscy mieli miliony pytań jednak nikt nie odważył się odezwać. Aro przeczesał wzrokiem tłum jego wzrok zatrzymał się na chwilę na Odinie, który zerkał na ciało jego siostry z przerażeniem i żalem.
- Szybko znajdziemy sprawcę – powiedział pewnym głosem Aro i dotknął dłoni najbliżej stojącego wampira.
Marek szybko podniósł się na nogi, po czym ze złością wymalowaną na twarzy rzucił się w stronę brata. Renata pod wpływem impulsu podbiegła do swojego władcy i dotknęła jego ramienia. Zamknęła szybko oczy skupiwszy się na rozprzestrzenieniu tarczy. Musiała zrobić wszystko, żeby on był bezpieczny. Kobieta poczuła lekkie pieczenie pod opuszkami palców i z lękiem uchyliła powieki. Wszyscy wpatrywali się w nią szeroko otwartymi oczami. Brunetka zaczęła szukać wzrokiem Marka, wampir stał po drugiej stronie sali, marszcząc brwi. Aro odwrócił się powoli i dotknął dłoni Renaty.
- Dziękuję moja droga, twoja lojalność zostanie nagrodzona.
Kobieta uśmiechnęła się ciepło w stronę swojego władcy, mimo tragicznych wydarzeń czuła ogromną dumę i satysfakcję, wreszcie udało się jej uaktywnić dar.
- Wszyscy wyjdźcie – rzekł chłodno Aro. Renata odwróciła się w stronę drzwi, ale nie zdążyła zrobić kroku, gdy poczuła uścisk na swoim nadgarstku.
- Ty zostaniesz, na wszelki wypadek – powiedział już cieplejszym głosem Volturi. Kobieta nie mogła powstrzymać pełnego satysfakcji uśmiechu. Gdy drzwi w końcu zamknęły się za ostatnia osobą, Aro zwrócił się w stronę Marka.
- Podejrzewam, że to sprawka Odina. Od lat był zakochany w Didyme, a ty to wciąż ignorowałeś. Natychmiast powinniśmy go ukarać, jako ostrzeżenie dla innych, którzy mogliby chcieć popełnić podobną zbrodnię. Zostaniesz w zamku. Powinniśmy także rozważyć potraktowanie Eleazara, jako jednego z nas. Nikt nie może pomyśleć, że jesteśmy słabi i nie umiemy się ochronić przed wrogami, taki gest powinien pokazać, że mimo tragicznych wydarzeń potrafimy podejmować decyzje.
- Nie obchodzi mnie, co chcesz zrobić - warknął Marek. – Nie chcę już bez niej żyć.
Reneta poczuła uścisk w sercu, ukradkiem spojrzała na Aro, ale wampir zdawał się nie usłyszeć ostatnich słów brata, gdyż kontynuował.
- Musimy zwerbować także nowych członków straży, podobno klan w Rumunii ma parę ciekawych okazów.
- Słyszałeś, co powiedziałem?! – krzyknął Marek.
- Aro ma rację – wtrącił się Kajusz. – Nie możesz nas teraz opuścić, to nie zostanie niedostrzeżone. Równowaga może zostać zakłócona, a najważniejsze jest prawo. Wiesz o tym. To my odpowiadamy za harmonię i ład, nie możesz odejść. Jesteś jednym z nas, to twój obowiązek.
Salę wypełniła pełna napięcia cisza. Obaj Volturi rzucali swojemu bratu ostre spojrzenia. Renata czuła w niezwykle ważna będąc w tym miejscu. Jako jedyna ze straży została dopuszczona na spotkanie Wielkiej Trójki. Wiedziała, że to tylko zasługa jej daru, ale nie przeszkadzało jej to odczuwać dumy.
Marek westchnął.
- Ona nie chciałaby, aby jej śmierć zakłóciła porządek, wiesz o tym – powiedział w końcu Aro.
Marek podniósł głowę i rzucił mu wściekłe spojrzenie. Renata odruchowo dotknęła ramienia bruneta. Marek zerknął na Kajusza, po czym z westchnięciem powiedział:
- Prawo jest najważniejsze.
Aro uśmiechnął się wyniośle, ruszył w kierunku wyjścia jednak będąc tuż przy drzwiach zatrzymał się i powiedział.
- Od dziś Renata będzie mi zawsze towarzyszyć, to ja znam wszystkie sekrety, więc pewnie się zgodzicie, że to moje życie jest najważniejsze, oczywiście z punktu widzenia podtrzymania prawa.
Kobieta zadrżała na te słowa. Miała wrażenie, że właśnie spełniły się jej wszystkie marzenia. To ona miała ochraniać Aro, już zawsze będzie stać u jego boku, może nie w sposób, w jaki sobie wyobrażała, ale lepsze to niż nic. Wychodząc z pomieszczenia za Volturi czuła tylko dumę. Patrzyła na czarną szatę wampira szeleszczącą od jego szybkich kroków. Aro wszedł do jednej z komnat i gestem ręki przywołał Renatę. Wyciągnął z szafy ciemnoszary płaszcz, po czym podał go kobiecie.
- Zazwyczaj otrzymanie wyższego stopnia odbywa się w czasie uroczystości, ale w tym wypadku nie ma na to czasu, wszyscy od razu muszą uszanować twój status.
Nowonarodzona szybko naciągnęła na siebie nakrycie i zerknęła w lustro. Aro stał tuż za nią i wygładził zgięcia na jej ramionach. Renta opuściła wzrok, po czym spojrzała na swoje odbicie. Wyglądała i przede wszystkim czuła się lepiej w ciemniejszym kolorze. Czerń mogli przybierać jedynie Volturi, nigdy nikt z nowonarodzonych nie podniósł tak szybko swojego statusu. Wampirzyca czuła się wyjątkowo, szybko odwróciła się do Aro i objęła jego rękę.
- Zawsze będę cię ochraniać, panie. Nawet za cenę własnego życia.
Wampir uśmiechnął się do niej ciepło, jednak w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Kobieta uklęknęła i ucałowała jego dłoń. Mężczyzna powiedział spokojnym głosem.
- Twoja lojalność sprawiła, że fakt, iż dziś straciłem siostrę zdaje się być mniej dotkliwy. Chodź, musimy ogłosić nowiny.
Renata wstała i zerknęła w lustro. Zanim podążyła za Aro złapała spojrzenie swoich czerwonych oczu. Nie było tam strachu, ani niepewności. Widziała jedynie zdecydowanie oraz nadzieję. Wierzyła, że to jest dopiero początek jej sukcesów na dworze. Od teraz już na zawsze miała stać tuż przy Aro, nie opuszczać go ani na krok. Nie mogła oczekiwać niczego więcej.


*Dar Didyme polegał na tym, że istoty przebywające w jej towarzystwie czuły szczęście.
**Krew na szatach Marka wynikała z tego, że Didyme niedawno spożywała posiłek.



I druga mini z turnieju. Muszę przyznać, że z niej jestem najbardziej zadowolona ^^.

Betowała frill, której ogromnie dziękuję za pomoc :)

Trzy oblicza miłości

Claire zawsze uciekała, kiedy nadchodził czas czesania. Gdy tylko w jej pobliżu pojawiła się szczotka, chowała się pod łóżko albo wybiegała z domu. Nienawidziła, jak ktoś ciągnął ją za włosy. Ponadto, mama zawsze kazała jej siedzieć nieruchomo, a to było niezwykle nudne. Istniała tylko jedna osoba, której czterolatka pozwalała robić fryzury, a był nią Quil. On zgadzał się, aby przeglądała książeczkę i mogła ruszać głową, dodatkowo nigdy nie bolało ją rozczesywanie. Jedyna rzecz, która martwiła brunetkę to fakt, że podchodząc do rosłego Indianina z różowymi gumkami i spinkami, wywoływała dziki rechot jego przyjaciół. Jednak on zawsze ich ignorował i szedł z nią. Dziewczynka uwielbiała wspólnie spędzony czas, zawsze robił to, na co miała ochotę i bawił się w sposób, jaki chciała, poza tym nigdy nie narzekał ani nie był zmęczony, w przeciwieństwie do cioci Emily czy wujka Sama. Dodatkowo Quil zawsze ją zaskakiwał. Tak samo było dziś rano - przyszedł i zaproponował wycieczkę do lasu. Claire z początku podchodziła sceptycznie do jego propozycji, ale kiedy doszli na polankę pełną kwiatów, stwierdziła, że miejsce jest idealne do zabawy. Niestety opiekun obiecał mamie, że najpierw uczesze jej włosy. Dziewczynka chcąc zabić czas, oglądała latające motyle. W pewnym momencie zaczęła się nerwowo kręcić, tak bardzo chciała je złapać.
- Dlugo jesce? – zapytała ze zniecierpliwieniem.
- Już kończę – odpowiedział chłopak, zapinając jej ostatnią spinkę. Z wahaniem obejrzał swoje dzieło, po czym uśmiechnął się z dumą. – Gotowe.
Brunetka szybko zerwała się na nogi i pobiegła za wielkim motylem z granatowymi skrzydłami. Promienie słońca łagodnie mieniły się w jej włosach, wywołując uśmiech na twarzy Indianina. Quil uwielbiał patrzeć na Claire w czasie zabawy, wydawała się wtedy taka radosna i beztroska. Bardziej jednak cenił momenty, kiedy robili coś razem, śmiech pełen zadowolenia był najwspanialszym prezentem, jaki mógł otrzymać.
Nagle dziewczynka zatrzymała się i wykrzywiła usta w podkówkę.
- Qwiil! Nie mogę go złapać – powiedziała płaczliwym tonem.
Chłopak szybko podniósł się z koca i zanim Claire zdołała zobaczyć, stał przed nią, trzymając coś w dłoniach. Brunetka zerknęła w dziury pomiędzy palcami, po czym pisnęła z zachwytem i zaklaskała w ręce.
- Daj mi go, daj!
Indianin roześmiał się i powiedział:
- Złącz łapki i nadgarstki, a kciuki odchyl w dół. Tak jak ja. – Czterolatka dokładnie spełniła jego prośbę. – Doskonale. Teraz uważaj.
Klęknął przed nią i odgiął lekko palce, żeby motyl wleciał między dłonie Claire. Dziewczynka zachichotała.
- Gilgoce!
- Wypuść go to przestanie – zaśmiał się Quil.
- Nie chcę, żeby odleciał! Wolę, żeby został. Na zawse!
- Jeśli nie pozwolisz mu odejść, to będzie smutny z dala od swoich przyjaciół i rodziców –wyjaśnił cierpliwie chłopak.
Claire przygryzła lekko wargę.
- A jak nie wróci? – zapytała płaczliwie.
- To znajdziemy następnego – obiecał Indianin.
- Pzyzekas?
- Tak.
Dziewczynka zamknęła oczy i szybko przyciągnęła do siebie ręce. Powoli zaczęło zbierać się jej na płacz, jednak w tym momencie poczuła delikatne muśnięcie na twarzy. Uchyliła powieki i zobaczyła granatowego motyla siedzącego na czubku jej noska. Zaśmiała się, w wyniku czego owad odleciał. Czterolatka znowu zaczęła za nimi biec, jednak gwałtownie się zatrzymała i obróciła w kierunku przyjaciela.
- Qwil? Ty też mnie kiedyś opuścis?
Indianin uniósł wysoko brwi, a po sekundzie znalazł się obok brunetki i objął jej drobne dłonie.
- Oczywiście, że nie! – odrzekł gorliwie. – Będę przy tobie zawsze, jeśli tego chcesz.
Dziewczynka stanęła na palcach i objęła rączkami jego szyję.
- Zawse!*

***

Claire siedziała z nogami podciągniętymi pod brodę i spoglądała na porozrzucane dokumenty. Lampka wina stała obok do połowy opróżnionej butelki. Kobieta miała nadzieję, że alkohol wspomoże jej kreatywność, jednak na razie tylko rozbolała ją głowa, a pomysły i tak nie przychodziły. Za kilkanaście godzin odbędzie się spotkanie z naczelnym, a jedyne, o czym mogłaby teraz napisać to dziura na ulicy, przy której mieszkała, a to się raczej nie nadawało. Brunetka westchnęła, tak naprawdę to nie potrafiła skupić się na pracy, bo jej myśli krążyły wokół Quila, który pojechał na trzydniowe szkolenie i miał wrócić dopiero jutro rano. Mimo że Claire starała się nie dać tego po sobie poznać, bardzo tęskniła, gdy nie było go w pobliżu. Nie chodziło o żadną głupią wilczą magię, ale o zwykłe ludzkie przywiązanie i tęsknotę. Poza tym, mimo wszystko, wolała, kiedy znajdował się w pobliżu. Z cichym westchnięciem wstała z podłogi i przeszła do kuchni, żeby nalać sobie wody. Przyłożyła szklankę do ust, gdy usłyszała skrzypienie zamka. Szybko odłożyła naczynie, po czym pognała w stronę wejścia. Drzwi otworzyły się, a sekundę później wpadła w ramiona ukochanego.
- Witaj w domu – powiedziała, mocno go tuląc. - Spodziewałam się ciebie dopiero jutro rano.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zawiedziona. – Zaśmiał się mężczyzna.
- Och, może trochę. – Claire wysunęła się z jego objęć i ruszyła w kierunku sypialni. – Poczekaj chwilę w salonie, tylko wyproszę swojego kochanka.
Posłała mu przepraszający uśmiech i lekko wzruszyła ramionami.
- Claire – powiedział ostrzegawczo Quil i ruszył za kobietą, wyciągając ku niej ręce.
Brunetka pisnęła cicho, gdy ukochany uszczypnął ją w bok, po chwili jednak roześmiała się głośno.
- Tak naprawdę – zaczęła – to cały weekend spędziłam nad papierami. Jutro widzę się z naczelnym, niestety dalej nie mam żadnego pomysłu.
- Zawsze możesz przeprowadzić wywiad ze mną – zaproponował Quil, szczerząc się.
Brunetka prychnęła.
- Chyba nie jesteś najlepszym tematem na artykuł, ale nie martw się, mam dla ciebie lepsze zajęcie.
Indianin uniósł lekko brwi.
- Naprawdę? Jakie?
- Musimy sprawdzić, co się dzieje w sypialni. Panował tam nienaturalny spokój przez ostatnie dwa dni - chyba coś się stało.
Claire udała zamyślenie, a Quil zacisnął mocno usta, żeby się nie roześmiać.
- Masz rację, to bardzo poważna sprawa.
Mężczyzna złapał ukochaną za dłoń, po czym pociągnął ją w kierunku sąsiedniego pomieszczenia. Gdy przekraczali próg pokoju, telefon, znajdujący się w kieszeni Quila, zadzwonił. Indianin skrzywił się lekko, kiedy usłyszał sygnał. Wiedział, że to ktoś ze sfory i mimo że bardzo tego pragnął, nie mógł go zignorować. Popatrzył z wahaniem na Claire. Dziewczyna westchnęła cicho, ale kiwnęła głową.
- Tylko się pospiesz, poczekam tutaj. Naga. – Spojrzała zalotnie na mężczyznę i zaczęła rozpinać bluzkę.
Ateara przełknął ślinę, niemal zapominając o telefonie, w końcu jednak westchnął i wyszedł z pomieszczenia.
Claire powoli zsunęła z siebie ubrania i położyła się na łóżku. Wiedziała, że Sam, ani nikt inny ze sfory, nie dzwoniłby bez powodu. Kobieta zmarszczyła brwi, miała nadzieję, że to nic poważnego. Wsłuchała się w głos ukochanego.
- Co się stało? – Indianin westchnął cicho. – Tak, zaraz będziemy.
Brunetka poczuła rodzące się w niej rozczarowanie. Ledwo Quil do niej wrócił, a znowu musiał wyjeżdżać. W takich momentach przeklinała jego piętno. Jednak z drugiej strony, gdyby nie jego natura, nigdy nie byliby razem. Żaden normalny mężczyzna nie czekałby na nią czternastu lat. Uśmiechnęła się pod nosem. Kiedy zaczęła dorastać, bardzo przeszkadzał jej fakt, że obiekt jej westchnień, widział ją wcześniej nago. Podobno, gdy była mała i chodziła na basen, kostium kąpielowy zawsze jej przeszkadzał i ściągała go przy pierwszej nadarzającej się okazji. Mając trzynaście lat, czuła się bardzo zażenowana tym faktem, co oczywiście ogromnie bawiło jej rodzinę. Quil szybko wszedł do pokoju i stanął przy łóżku.
- Sam nas wzywa, musimy jechać.
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Nas?
- Powiedział, że to bardzo ważne i powinniśmy być oboje.
Claire kiwnęła głową i ruszyła w stronę garderoby.
- Już, tylko się ubiorę.
Nie zdążyła zrobić kroku, gdy poczuła uścisk na nadgarstku, a zaraz potem rozpalone usta na swoich. Pocałunek był krótki i bardzo zachłanny. Gdy tylko się od siebie oderwali, Quil oparł się o czoło Claire i powiedział.
- Obiecuję, że po powrocie dokończymy. – Odsunął się od niej i przeszedł przez pokój.- Poczekam w samochodzie.
Brunetka uśmiechnęła się pod nosem i szybko wciągnęła na siebie ubrania. Błyskawicznie wybiegła z mieszkania, po czym wsiadła do pojazdu. Zazwyczaj droga do La Push zajmowała im około dwóch godzin, jednak teraz dojechali w ciągu niecałych sześćdziesięciu minut. Quil ciągle milczał, ale dziewczyna wiedziała, że jak tylko będzie gotów, to wszystko jej powie. Zawsze tak robił. Samochód zaparkowali pod domem Sama i Emily, a w drzwiach powitała ich czterdziestoletnia kobieta, która wyglądała na bardzo zmartwioną.
- Witaj, ciociu. – Claire pocałowała jej policzek.
- Wchodźcie, wchodźcie – powiedziała gospodyni, unikając spojrzenia siostrzenicy.
W schludnym saloniku zebrali się już wszyscy członkowie sfory. Gdy usiedli na sofie, Sam zabrał głos.
- W La Push znowu pojawiły się wampiry. – Claire zmarszczyła brwi, od dawna nie było na terenie rezerwatu żadnych zimnych. - Nie wiemy, ilu ich jest – powiedział wypranym z uczuć głosem Alfa. – Zabili już trójkę turystów.
Brunetka wciągnęła gwałtownie powietrze do ust.
- Nie rozumiem, co takiego znajduje się w Forks, że przyciąga wszystkie pijawki w obrębie całego stanu – rzucił z ironią Jared.
- Powinniśmy ich zaatakować – stwierdziła Leah. – Nie możemy czekać, aż napadną następnych.
Sam wyglądał na zamyślonego, Claire posłała przerażone spojrzenie Quilowi. Jej ukochany wpatrywał się z wyczekiwaniem w przywódcę. Po krótkiej ciszy Uley ponownie zabrał głos.
- Leah ma rację, powinniśmy natychmiast wyruszyć.
Wszyscy zaczęli wstawać.
- Nie idź – wyszeptała Claire łamiącym się głosem.
Quil westchnął.
- Muszę, to mój obowiązek. Nie proś mnie, żebym zostawił braci. – Po chwili dodał: – Przyrzekam, że wrócę.
Kobieta poczuła rosnącą w gardle gulę, oczywiście rozumiała jego decyzję, jednak w tym momencie chciała go błagać, zrobić wszystko, żeby został. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, gdy Quil złożył na jej ustach długi pocałunek. Zanim zdążyła go powstrzymać, wyszedł z domu. Kobieta patrzyła na oddalającą się sylwetkę - im jego postać stawała się mniejsza, tym bardziej strach i niepewność wzrastały w jej sercu. Po kilku minutach Emily stanęła przed nią i zaproponowała nocleg do czasu powrotu sfory.
Mimo towarzystwa, czas w La Push mijał jej bardzo wolno. Jej ciotka starała się stwarzać pozory opanowania. Cały czas szukała im zajęć, jednak Claire nie mogła się na niczym skupić. Po dwóch dniach zaczęła odczuwać rodzącą się panikę. Mijające godziny przynosiły jej coraz więcej niepokoju i strachu. W nocy męczyły ją koszmary. Śniła o czerwonookich wampirach, stojących nad nieruchomymi ciałami wilków.
Po kilku dniach strach był jedynym uczuciem, jakie odczuwała. Każda sekunda spędzona z dala od ukochanego zabijała jej nadzieję. Przy zdrowych zmysłach trzymała ją jeszcze obietnica Quila, że wróci – on zawsze dotrzymywał słowa. Tak bardzo starała się w to wierzyć i wyrzucić z głowy wszystkie złe myśli.
Leżała właśnie na łóżku, próbując odzyskać siły, po całym popołudniu przekopywania grządek, gdy usłyszała dochodzące z dołu męskie głosy. Szybko zerwała się na nogi i pobiegła do salonu. Kiedy weszła do pomieszczenia, zobaczyła wszystkich członków sfory. Sam obejmował zapłakaną Emily, Jared tulił Kim, Seth z Paulem pomagali Lei położyć się na łóżku. Kobieta szukała wzrokiem Quila, ale nigdzie go nie było. Po chwili Sam odsunął się od żony i podszedł do brunetki.
- Było ich dwa razy więcej niż nas. Większość nowonarodzonych, więc dawaliśmy sobie radę, prawie ich pokonaliśmy, gdy przyszli następni, Quil chciał mi pomóc. Jeden z nich go ugryzł. – Uley zrobił pauzę, po czym z wahaniem dodał – Claire, tak mi przykro.
Kobieta poczuła, jak świat wokół niej zaczyna się rozmazywać, nie mogła złapać oddechu, tak jakby nagle coś wyssało z pomieszczenia całe powietrze. Widziała jeszcze zamgloną twarz Sama, zanim osunęła się na ziemię i pogrążyła w ciemności.

***

Sześćdziesięcioletnia Claire siedziała na werandzie, wpatrując się w przestrzeń. Od dawna właśnie tak spędzała większość dni. Czas przestał mieć już dla niej znaczenie. Wszystko zblakło, gdy odszedł Quil. W dniu jego śmierci odebrano jej serce oraz duszę. Była pusta, ograbiona ze wszystkiego, co ludzkie. Nie umiała już nawet płakać.
Mówiono, że to wilkołak po śmierci swojego wpojenia przestaje mieć powód do życia. Nikt jednak nie wspomniał o samych kobietach. Strata ukochanego odbiła się na całym jej życiu. Żaden mężczyzna nie mógł się z nim równać. Cierpienia Claire nie można było zobrazować słowami, nie dało się go ogarnąć ani zważyć, mimo to było nierozerwalną częścią egzystencji.
Mówiono, że to wilkołak, po spotkaniu wybranki zostaje naznaczony i że nagle całe jego życie zaczyna kręcić się wokół jednej istoty. Nie wspomniano jednak, że po pierwszym spotkaniu ich losy łączą się, życie dwojga ludzi splata ze sobą, a kobieta także zostaje naznaczona.
Mówiono, że wpojenie jest magią, dzięki której wilkołak poznaje prawdziwy sens swojego życia. Jednak teraz została szara rzeczywistość i ból. Claire uważała, że wpojenie było klątwą, ogłupiającą zmysły i odbierającą zdrowy rozsądek. Miłość, która kiedyś wypełniała każdą komórkę jej ciała, przestała istnieć. Teraz pozostała tylko tęsknota.



*Błędy zamierzone, mają na celu upozorować mowę dziecka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin