FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mini niobe/ Trzy oblicza miłości (15.08) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 0:00, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Ostatnio odkryłam na moim iPodzie pewną piosenkę i w wyniku jej słuchania w mojej głowie pojawił trochę szalony pomysł na miniaturkę. Wyszło z tego takie cudo ^^ Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Ach i link do piosenki:

Hooverphonic - frosted flake wood

Betowała wspaniała Pernix



Koszmarny spacer

- Pomocy! – krzyknęła rozpaczliwym głosem Jessica Stanley. Rozglądnęłam się wokół siebie. Pięknie. Byłam w środku lasu, nie mając najmniejszego pojęcia, dokąd pójść. Ponadto byłam w towarzystwie osoby, której nie miałam ochoty nawet oglądać, nie mówiąc już o wspólnym gubieniu się.
- Edward! – zaczęłam wrzeszczeć na całe gardło. On na pewno mnie zaraz znajdzie. Dzięki swojemu super węchowi i wizjom Alice powinien być tutaj za kilka chwil.
- Co ty robisz? – spytała Jessica, patrząc na mnie ze zdumieniem.
- Wołam o pomoc.
- O ile się nie mylę to powinnaś krzyczeć „pomocy”, a nie „Edward”.

Prychnęłam, tylko tego brakowało, że ona mnie pouczała. Zignorowałam ją i dalej zaczęłam wykrzykiwać imię mojego ukochanego. Po kilkunastu minutach zaschło mi w gardle i nie miałam już siły. Usiadłam na pobliskim pniu i wpatrywałam się w ogrom lasu. Edward na pewno zaraz po mnie przyjdzie.

Minuty mijały, a ja zaczynałam odczuwać zniecierpliwienie. Co on do cholery robił? Nie mógł być przecież tak zajęty, aby mnie nie uratować. Zrezygnowana Jessica usiadła koło mnie.
- To co robimy? – zapytała z nadzieją na jakiś błyskotliwy pomysł z mojej strony.
- Czekamy.

Ostentacyjnie odwróciłam głowę. Jak mogłam być taka nierozsądna? Powinnam jej zamknąć drzwi przed nosem, gdy przyszła do mnie rano, proponując spacer po lesie. Powinnam zdecydowanie poćwiczyć asertywność. Teraz będę miała nauczkę na przyszłość. Wyobrażam już sobie minę Edwarda, kiedy mnie znajdzie. Znowu zrobi mi wykład, jaka to jestem nierozsądna. Żeby włóczyć się samotnie po lesie. Gorzej! Włóczyć się z Jessicą Stanley. Jęknęłam z rezygnacją.

- Słyszysz? – Z rozmyślań wyrwał mnie podenerwowany głos Jessici.
- Nic nie słyszę – odpowiedziałam bez dłuższego zastanowienie, jednak nagle dotarł do mnie ten odgłos. Rechotanie. Bardzo głośne.
- To żaba? – zapytałam z roztargnieniem.
- Chyba ropucha. Duża.
Do naszych uszu dobiegło ponowne rechotanie.
- Czekaj, ona coś mówi!
Jessica wstała gwałtownie z pnia i nachyliła się żeby lepiej słyszeć. Po krótkiej chwili krzyknęła:
- Ona potrzebuje pomocy.
- Co? – Popatrzyłam na nią z obawą. Może doznała szoku? Podobno osoby gubiące się w lesie czasem tracą rozum. Wstałam i poklepałam ją po ramieniu:
- Spokojnie Jess, niedługo ktoś nas znajdzie i wrócimy do domu.
Ze złością zrzuciła moją rękę:
- To coś jakby: Kum, kum, pomocy, kum, kum!
Popatrzyłam na nią z przerażeniem.
- Jess może się położysz na chwilę? Prześpisz się? Odpoczniesz? Chwila wytchnienia na pewno dobrze ci zrobi.
- Nie mamy czasu, musimy ją uratować!
- Kogo? – Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami.
- Ropuchę!

Zanim zdążyłam ją zatrzymać, pobiegła w las. Nie mając wiele możliwości, podążyłam za nią. Wolałam być już z szaloną Jessicą, niż sama. Po kilku minutach truchtu, rechot był coraz głośniejszy. W końcu udało mi się złapać Jessicę.

- Czekaj! – Chwyciłam ją za ramię, próbując złapać oddech.
Nagle usłyszałam głośne:
- Uwaga!
I po chwili donośny trzask spadającego drzewa. Popatrzyłyśmy po sobie z Jessicą.
- Chodź, ktoś tam jest! Wezwiemy pomoc. – Zdecydowanym ruchem pociągnęłam ją za rękę. – Na pewno ta osoba ma komórkę i zadzwonimy po pomoc.

W myślach układałam sobie mowę, jaką wygłoszę Edwardowi, gdy się do niego dodzwonię. Powinien już tu dawno być i mnie uratować, a nie skazywać na towarzystwo Jessici, która teraz była jeszcze bardziej nieobliczalna, niż zwykle. Po chwili usłyszałam odgłos rąbanego drzewa. Po kilku minutach dojrzałyśmy jakąś postać. Wyszłyśmy zza krzaków, moim oczom ukazała się sylwetka drwala. Stał do nas tyłem i bez opamiętania uderzał siekierą w drzewo. Przełknęłam głośno ślinę. Mężczyzna był dobrze zbudowany. Nie dobrze, niesamowicie dobrze. Jego nagie plecy prężyły się za każdym razem, gdy podnosił siekierę. Można było dostrzec zarysy każdego pojedynczego mięśnia. Po karku spływał mu pot. Przełknęłam napływającą do ust ślinę. Pamiętaj jesteś zaręczona, powtarzałam sobie w myślach, obracając między palcami mój pierścionek. Mężczyzna odwrócił się nagle i mogłam zobaczyć jego pokręcone czarne włosy. Ocierał właśnie pot z czoła, gdy odłożył kawałek materiału krzyknęłam:

- Emmett!? Co ty tutaj robisz? Edward cię wysłał prawda? Gdzie on jest? – Szybko pokonałam dzielącą nas odległość. Mój przyszły, starszy brat patrzył na mnie z zażenowaniem.
- Przepraszam dzieweczko, ale chyba mnie z kimś pomyliłaś. Nazywam się Paul Bunyan*.
- Że co? – Popatrzyłam na niego z przerażeniem. To był jakiś chory żart. – Żartujesz prawda? Wiesz, Emmett, to wcale nie jest śmieszne.
Miałam nadzieję, że zacznie się teraz śmiać i nabijać z mojej reakcji, ale na jego twarzy dalej była wymalowana mieszanka zaskoczenia i zażenowania.
- Hm… naprawdę nie jesteś Emmettem?- zapytałam, chcąc potwierdzić moje najgorsze obawy.
- Naprawdę. - Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Ale chętnie zaprowadzę was do mojej chatki, na pewno jesteście zmęczone.

Kiwnęłam odruchowo głową. Jessica podeszła do nas i w trójkę ruszyliśmy przez las. Z zaciekawieniem spoglądałam na Paula, o ile naprawdę się tak nazywał. Wyglądał dokładnie, jak Emmett. Nawet jego oczy miały czarną barwę, a pod nimi znajdowały się fioletowe cienie. Westchnęłam. To na pewno musi mieć jakieś logiczne wytłumaczenie. Po chwili doszliśmy na skraj polany, na środku, której stała drewniana chatka. Z komina unosił się biały dym. Gdy znaleźliśmy się bliżej drzwi, otworzyły się z rozmachem i pojawiła się w nich Rosalie w bawarskim stroju**.

- Rose! Dzięki Bogu, że to ty. Wiedziałam, że Emmett się zgrywa. - Złapałam ją za dłoń. – Wiesz gdzie jest Edward? Znasz drogę do domu? Rose musisz nam pomóc.
Na pięknej twarzy blondynki pojawiło się zdumienie. Zaczęła mówić z silnym niemieckim akcentem:
- Paul, o co chodzić tej Mädchen? Ona mnie z kimś mylić.
Cofnęłam się kilka kroków do tyłu.
- Nie to niemożliwe – wyszeptałam. – Rose ty też? Co wam się stało?

Oboje wyglądali, jakby w ogóle nie wiedzieli, o czym mówię. Odwróciłam się do Jessici w poszukiwaniu jakiegoś wsparcia, jednak ona patrzyła na coś znajdującego się za moimi plecami.
Odwróciłam się gwałtownie. Moim oczom ukazał się stół, na którym leżało pełno ryb.

- Po co wam to? – zapytałam głosem pełnym zwątpienia. Znad ławy unosił się okropny smród.
- Głupia Mädchen, do jedzenia. – Rose, która zaprzeczała, że nią jest, podeszła do stołu, wzięła wielki nóż i zaczęła obcinać rybom głowy. Cofnęłam się parę kroków i złapałam Jessicę za rękę.
- To my może już pójdziemy, nie chcemy sprawiać problemu.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, pociągnęłam za sobą Jess i zaczęłam biec z powrotem do lasu. Po kilkunastominutowym truchcie zatrzymałyśmy się obie. Schyliłam się, próbując złapać oddech. O co w tym wszystkim chodziło? Co się stało Emmettowi i Rose? Może ktoś ich nafaszerował jakimiś narkotykami? Czy na wampirów one też działają? A może mieli wypadek i stracili w jego wyniku pamięć? Gdzie w takim razie jest Edward?
Odwróciłam się do Jessici. Była cała czerwona na twarzy.

- Czemu Cullenowie zachowują się tak dziwnie? – zapytała w końcu, dysząc ciężko.
- Nie mam pojęcia, ale coś jest nie tak… Chodźmy, musimy znaleźć jakąś pomoc – powiedziałam, patrząc na nią i idąc przed siebie. Powinnam pamiętać, że takie połączenie w moim wypadku jest tragiczne w skutkach. Minęła zaledwie sekunda, a potknęłam się o wystający konar. Zaczęłam upadać na ziemię. Szykowałam się na nieprzyjemne zderzenie, gdy poczułam, jak wpadam na coś twardego i zimnego. Powoli podniosłam głowę i ujrzałam Jaspera. Szybko cofnęłam się o dwa kroki do tyłu:

- Jasper dobrze, że tu jesteś. Słuchaj coś się stało z Emmettem i Rose. Nie wiedzą, kim jestem, a sami podają się za kogoś innego. Myślę, że coś im się stało…
W tym momencie blondyn przerwał mi w pół zdania:
- Jestem złym wampirem – warknął.
Machnęłam ręką:
- Tak wiem, ale posłuchaj, musimy coś zrobić. Nie możemy ich tak zostawić, to twoje rodzeństwo! A gdzie jest Edward, tak w ogóle?
- Jestem złym wampirem!

Spojrzałam na niego uważnie, coś mi nie pasowało. Czemu Jasper mówił o sobie, że jest zły? Wyglądał całkiem normalnie. Ten sam wyraz twarzy, te same włosy… ale jego oczy miały inną barwę…

Zaczęłam powoli się cofać, rażona jego czerwonym spojrzeniem. Jasper przyjął pozycję gotową do skoku. Nie czekając na nic więcej, rzuciłam się do biegu, ciągnąc za sobą Jessicę. Już drugi raz Jasper chciał uczynić ze mnie przekąskę. To zdecydowanie nie było przyjemne. Biegłam z całych sił, słysząc, jak Jasper za nami podąża. Po paru minutach dotarłyśmy na małą polankę. Zatrzymałam się gwałtownie tak, że Jessica na mnie wpadła i obie runęłyśmy na ziemię. Poczułam, jak z mojego kolana zaczyna spływać krew. Szybko obróciłam się na plecy i spojrzałam z nadzieją w stronę mojej towarzyszki:
- Uderz mnie!
Wyglądała na nieco zbitą z tropu.
- Co proszę?
- Uderz mnie!
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale zamachnęła się i uderzyła mnie w policzek, poczułam nieprzyjemne pieczenie:
- Mocniej Jessico!

Brunetka ścisnęła rękę w pięść i zamachnęła się. Poczułam, jak pęka kość w moim nosie i zaczyna z niego lecieć krew. Byłam bardzo zadowolona. Teraz Edward na pewno wyczuje, gdzie jestem i przyjdzie mi z pomocą.

Na skraju polany pojawił się zadyszany Jasper:
- Mam was – zamruczał złowrogo.
Zaczął iść w naszym kierunku z obnażonymi kłami, gdy usłyszałam ciche brzęczenie koło ucha. Podniosłam lekko głowę, nade mną unosił się mały chochlik. Rozszerzyłam oczy w zdziwieniu. Mała, chudziutka postać, machająca przeźroczystymi skrzydełkami, wyglądała dokładnie jak Alice.
- Ktoś ma kłopoty, hi hi – usłyszałam cichutki, śpiewny głosik.
- Alice?
Stworzonko skrzywiło się nieznacznie.
- Jak ta blond wywłoka, która ganiała za królikiem? Pff… nie obrażaj mnie. Mam na imię Dzwoneczek.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, chochlik spojrzał przed siebie.
- Fuj, znowu ten śmierdzący wampir. Mówiłam mu, żeby tutaj nie polował! – Zamachała małymi rączkami nad głową, a z jej piersi wyrwał się przeraźliwy jazgot. Zakryłam uszy rękami. Nie zdążyłam mrugnąć, a z każdej strony polany zaczęły nadlatywać małe chochliki, wszystkie wyglądające jak mała Alice. Skrzydlate stworzonka rzuciły się w stronę Jaspera. Szybko podniosłam się z ziemi i zaczęłam uciekać. Po chwili odwróciłam się, chcąc zobaczyć, czy Jessica dalej za mną biegnie. Na twarzy dziewczyny malowało się przerażenie, ale dzielnie dotrzymywała mi kroku. W końcu zatrzymałyśmy się na skraju jakiegoś bagna. Oddychałam ciężko. Jessica wsparła się ręką na moich plecach. Nagle, gdzieś przed nami, można było usłyszeć głośne rechotanie żaby:
- Kum, kum, pomocy!

Opadłam bezwładnie na ziemię. Zwariowałam. Wreszcie nastąpił ten moment. Straciłam zmysły. Jakby na potwierdzenie moich obaw ponownie usłyszałam wołanie żaby.
Jessica pociągnęła mnie za rękę:

- Choć musimy jej pomóc.
Zamarłam:
- To ty też to słyszysz?
Jessica popatrzyła na mnie jak na wariatkę, co w tym wypadku było bardzo uzasadnione.
- Oczywiście, że tak. Mówiłam ci już od początku!
Leniwie podniosłam się z ziemi. Całe moje spodnie były umazane błotem. Westchnęłam:
- No to prowadź.

Jessica uśmiechnęła się uszczęśliwiona i zaczęła iść wzdłuż brzegu mokradła. Opornie podążałam na nią. Wszędzie było pełno komarów, które cały czas kąsały moją skórę. Pięknie. Ponadto czułam pulsujący ból w okolicy nosa. Rechotanie żaby było coraz głośniejsze. Starałam się sobie wmówić, że wszystko jest w porządku, że na pewno jest jakieś logiczne wytłumaczenie. Pewnie Edward to zaplanował w ramach mojego wieczoru panieńskiego. A może Alice? Ona była zdolna do takich pomysłów. Po kilku minutach, które spędziłam na snuciu różnych teorii, moim oczom ukazała się mała wysepka. Stosunkowo niewielki kawałek lądu był zajmowany przez ogromną ropuchę, która cały czas kumkała. Gdy przyjrzałam się jej dokładniej, zobaczyłam uderzające podobieństwo między pyszczkiem żaby, a twarzą Mike Newtona. Po chwili wpatrywania się, stwierdziłam, że to był Mike, tyle, że w ciele ropuchy.

- Mikee! – zapiszczała Jessica, rzucając się w kierunku wysepki. Gdy przedarła się przez mętną wodę, objęła ogromny odwłok gada obiema rękami i zaczęła go mocno tulić.
- Och, kochanie, co ci się stało? Tak dziwnie wyglądasz. Zatrułeś się czymś?
- Kum, kum, uważajcie! Za wami!
Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam kobietę o płomiennorudych włosach, unoszącą się nad ziemią. Miała zieloną, długa suknię a w ręce trzymała drewniany patyk
- Jak śmiecie zakłócać spokój tego świętego miejsca? – Jej głos brzmiał niewiarygodnie znajomo. Przyjrzałam się uważnie:
- O nie, Esme! Ty też?
Jęknęłam i osunęłam się na ziemię.
- Nie jestem jakąś Esme. Jestem królową tego lasu! Teraz ukażę was za naruszanie jego spokoju!

Skierowała na mnie drewniany patyk, który trzymała w ręku, coś błysnęło. Zakryłam twarz rękami i zacisnęłam mocno powieki.
Gdy je znowu otworzyłam, znajdowałam się w swoim pokoju.

- Kochanie, co ci się stało? – Poczułam na czole chłodny dotyk wampirzej skóry. Wstałam gwałtownie i zaczęłam się cofać, wydając zduszony krzyk. Nie przewidziałam jednak, że łóżko jest takie krótkie i po chwili spadłam z głośnym klapnięciem na podłogę. Ze skwaszoną miną potarłam swoje bolące pośladki. Nagle przypomniałam sobie o złamanym nosie i szybko złapałam się za niego. Był cały. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam jeszcze raz na łóżko. Na samym środku klęczał Edward i patrzył na mnie z mieszaniną rozbawienia i zatroskania.
- Bello, wszystko w porządku? – zapytał, bardzo starając się nie wybuchnąć śmiechem.
Wzięłam głęboki oddech.
- To był tylko sen? – zapytałam cicho.
- Do teraz spałaś, jeśli ci o to chodzi – powiedział cicho mój ukochany, z każdym wypowiadanym słowem uśmiech na jego twarzy powiększał się.
- Och… - westchnęłam.

Nie zdążyłam nawet zauważyć, jak Edward podszedł do mnie i wziął na ręce, a po chwili siedziałam już na środku swojego łóżka.

- Więc co ci się śniło? – zapytał Edward aksamitnym głosem, zaciskając usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzała na niego spode łba.
- To był koszmar… - powiedziałam szybko, mając nadzieję, że oszczędzi mi upokorzenia i nie będzie ciągnął tematu.
Roześmiał się cicho.
- Cóż zastanawiałem się, czy cię nie obudzić, ale na początku powtarzałaś tylko moje imię. Choć gdy zaczęłaś mówić „Jessico mocniej” zacząłem się nieco obawiać.
Zachichotał. Obróciłam się do niego plecami i przykryłam kołdrą, ale po chwili sam się pod nią wsunął i objął mnie ramieniem w pasie.
- Powiedz mi, co ci się śniło – poprosił, składając pocałunki na moim karku.
Nie lubiłam, gdy to robił, zbyt łatwo mu wtedy ulegałam.
- Śniło, mi się, że zabłądziłam w lesie i wołałam cię, ale nie przychodziłeś… A potem poprosiłam Jessicę, żeby mnie uderzyła, pomyślałam, że jak zacznę krwawić to mnie odnajdziesz – powiedziałam szybko, starannie omijając część, w której spotkałam jego rodzeństwo.
Zaśmiał się cicho.
- Bardzo mi przykro, że cię zawiodłem.
Po czym zaczął nucić moją kołysankę, a ja po paru sekundach odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Gdy obudziłam się rano, Edwarda już nie było. Z samego rana miał jechać na polowanie. Westchnęłam zrezygnowana i zeszłam do kuchni. Charlie pojechał do pracy, więc zostałam sama. Wyciągnęłam z szafki płatki i zaczęłam sypać je do miski. Po chwili usłyszałam ciche pukanie. Odłożyłam opakowanie na stół. Szczelniej otulając się szlafrokiem, podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Na dworze stała Jessica i uśmiechała się do mnie promiennie:

- Cześć Bello, może chciałabyś się dziś ze mną przespacerować po lesie?



* Legendarny amerykański drwal
** Tradycyjne Bawarskie stroje: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Pon 2:11, 16 Sie 2010, w całości zmieniany 12 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:12, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Cytat:
- Bardzo mi przykro, że Cię zawiodłem.


cię z małej litery.

Fajny pomysł Ci się nasunął. Najlepsza była Esme królowa Lasu i Rose niemiecka kucharka. :D Od strony technicznej nie zauważyłam błędów, może dlatego, że ich nie ma więcej niż ten jeden albo temu, że się zaczytałam i nie widziałam :)
Właściwie ta historia przypomina mi trochę scenariusze do słabych horrorów tylko, że w o wiele lepszym wykonaniu pisarskim, niż tamte twórców ekranowych Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Pon 8:13, 27 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mille
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd

PostWysłany: Pon 10:53, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Super pomysł, gratuluję wyobraźni. Może wątek 'przebudzenia' nie jest bardzo oryginalny, ale sam sen cudny. I tak muzyka, naprawdę fenomenalnie dobrana, sama czułam sie jakbym chodzila po lesie, albo jak w jakiejs krainie czarówWink Dzięki tej piosence łatwiej można było sobie wyobrazić wszystkie sceny. Nie odebrałam tego jako horror;) Bardziej mi się skojarzyło z jakimś baśniowym klimatem, ewentualnie z miną Belli: WTF?!

Wiem, że to starsznie oklepane stwierdzenie, ale masz "lekki i przyjemny styl"Wink Błędów nie zauważyłam, pewnie nie było, ale nawet gdyby, to bogactwo scenek do wyobrazenia sobie skutecznie odciąga uwagę od strony technicznej tekstu;)

ps: pierwszy tekst, w który nie irytuje mnie słowo chochlik, a wręcz przeciwnie:)

Pozdrawiam i powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Pon 11:30, 27 Lip 2009 Powrót do góry

niobe - bij mnie, tratuj, spal na stosie - zawsze komentujesz moje tłumaczenia, a ja Twoich opowiadań nie. :( chociaż kilka razy się do tego zabierałam, przez tłumaczenia nie mam czasu skupić się na czytaniu ff na forum, chyba, że są jakieś krótkie. A nie umiem czegoś skomentować, jeśli nie przeczytam całości. Dlatego ucieszyłam się, gdy zobaczyłam tę miniaturkę - wreszcie mogę zostawić jakiś ślad, żebyś nie myślała, że żebram o komentarze, a sama nic nie piszę. Wink

Od czego zacząć? Hmm... może na wstępie powiem, że to jest za-je-bis-te. Mówię to ja, fanka kiczowatych horrorów ze wskazaniem na slashery, gdzie zawsze jakaś blond laska biegnie lasem i potyka się wprost pod nogi mordercy \m/. Poza tym strasznie zeschizowany był ten sen, czysta metafizyka - uwielbiam takie rzeczy. :D Co prawda już na początku zaczęłam podejrzewać, że to może by sen, bo sama nie raz takie miewam, a upewniłam się w tym przy spotkaniu z Emmettem, co wcale nie zepsuło mi czytania. Ja również, tak jak moja przedmówczyni nie odebrałam tego jako horroru, bardziej coś baśniowego, ale to na plus. uwielbiam takie klimaty. :) Szczególnie, że dla mnie cały tekst przesycony był niewymuszonym humorem.

Rozwaliły mnie niektóre metamorfozy bohaterów sagi, chyba najbardziej Rose i Mike. Nie wiem, dlaczego, ale rozśmieszyło mnie to:
niobe napisał:

W tym momencie blondyn przerwał mi w pół zdania:
- Jestem złym wampirem – warknął.
Machnęłam ręką:
- Tak wiem, ale posłuchaj, musimy coś zrobić. Nie możemy ich tak zostawić, to twoje rodzeństwo! A gdzie jest Edward, tak w ogóle?
- Jestem złym wampirem!

(po "tak" chyba powinien być przecinek)
Przypomniała mi się Saga, te plastusiowe wampiry przypominające na każdym kroku, że są potworami i Bella, która miała to gdzieś i robiła wszystko, by stać się częścią ich rodziny.

Pewnie słyszysz to cały czas, ale powtórzę, bo jeszcze Ci tego nie mówiłam - masz niebiański styl. Taki lekki, że ja, osoba, która ma trudności z szybkim czytaniem, nudzi się po dwóch stronach i rzuca książkę w kąt, połknęła całą miniaturkę w mgnieniu oka. Poza tym nie wiem, jak dokładnie to określić, ale spodobała mi się kolejność wydarzeń i tempo, w jakim po sobie następowały. Takie w sam raz.

Co mi zgrzytnęło? Jasper, który nie dogonił od razu Belli i w dodatku się zasapał i Bella, która biega z połamanym nosem i nawet sobie gawędzi. Ale domyślam się, że taki był zamysł w tym pokręconym śnie, wiec się nie czepiam. Wink

podsumowując: naprawdę, bardzo mi się podobało. Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze coś podobnego.
pozdrawiam,
pestka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mrówka
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:07, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Wiesz niobe w połowie tekstu stwierdziłam, że chyba musiałas sie czegoś nawąchać żeby cos takiego napisać Cool Bez żartów, chociaż patrząc na charakter tej mini to nie wiem czy tak sie da :D Czytam, czytam i sama sie zastanawiam o.co.kurde.chodzi? I pewnie tylko ja jedna nie wpadłam na pomysl, że to sen, ale wiecie, wakacje są wiec moje szare komórki też wczasują. Początek mi jakoś nie chciał przejść, nie wiem dlaczego, może dlatego, że nie wiedziałam o co chodzi i mi sie to kupy nie trzymało, ale jak przeczytałam do końca i później jeszcze raz od początku to ta mini wydała mi sie całkiem całkiem. Ja juz kiedyś, gdzies pisałam, że zadroszcze Ci wyobraźni, no ale po tej perełce to kłaniam sie wpas Wink

"Poczułam, jak pęka kość w moim nosie i zaczyna z niego lecieć krew. Byłam bardzo zadowolona. Teraz Edward na pewno wyczuje, gdzie jestem i przyjdzie mi z pomocą. " Mam dzisiaj głupawke i ten tekst jak dla mnie jest the best of, chcesz zawołać chłopaka złam sobie nos Laughing

Jak dla mnie, wyszła Ci bardzo fajna parodia sagi :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 10:09, 28 Lip 2009 Powrót do góry

Dilena Dziękuję bardzo za komentarz. Bałam się pierwszego - jaki będzie odbiór tej miniaturki, a okazało się, że nie było tak źle jak myślałam, że będzie :D

Mille Mina Belli WTF!? - idealne skojarzenie ^^ Przyznam, że pod wpływem piosenki napisałam opowiadanie, jechałam w tramwaju jak ją włączyłam pierwszy raz i od razu banan na twarzy :D Bardzo mi się podoba bo jest klimatyczna i pobudza wyobraźnię. Wcześniej nie planowałam czegoś takiego Wink Cieszę się, że Ci się podobało. A co do chochlika to też mnie denerwuję, że wszyscy nadużywają tego określenia w swoich ff, dlatego postanowiłam sobie trochę pokpić z tego ^^

Droga pestko nie mogłabym Cię zbić, albo spalić na stosie bo wszystkie fanki Twoich tłumaczeń odwdzięczyłyby mi się tym samym :D Bardzo się cieszę, że Ci się podoba ta miniaturka, bo miałam straszne obawy przed wklejeniem. Zasapany Jasper, który nie mógł dogonić dziewczyn był jak najbardziej zamierzony - w końcu we śnie można poszaleć. A co do pisana podobnych miniaturek to mam nadzieję, że jakiś pomysł mi wpadnie do głowy w taki sam sposób jak ten - będzie impuls i milion pomysłów na minutę ^^ Ale póki co skupiam się na dłuższych ff. Dziękuję bardzo za wspaniały komentarz Wink

mrówka Nic nie wąchałam tak na samym wstępie ^^ Bardzo się cieszę, że się nie domyśliłaś, że to sen bo właśnie miałam nadzieję, że tak będzie Wink Czy parodia sagi? Hmm może troszkę sobie z niej kpię Wink Bardziej z tego jak Bella w nocy wołała Edwarda i on to odbierał w niesamowicie romantyczny sposób, a to mogło mieć całkiem inne podłoże :D

EDIT:

Ta miniaturka jest też dostępna na moim chomiku zapraszam Wink

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Wto 11:31, 28 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Śro 13:32, 29 Lip 2009 Powrót do góry

Powiem, że nie czytuję zbyt dużo miniaturek ale w ta w twoim wykonaniu jest naprawdę dobra. Na początku nawet nie pomyslałam, że to mógł być sen. Najbardziej z tych postaci podobał mi się Jasper. Idelanie jakoś pasował do złego wampira. Poza tym Rose jako kucharka w dodatku niemiecka :D
Cytat:
- Cóż zastanawiałem się, czy cię nie obudzić, ale na początku powtarzałaś tylko moje imię. Choć gdy zaczęłaś mówić „Jessico mocniej” zacząłem się nieco obawiać.


Z pozoru te zwyczajne zdanie mnie rozśmieszyło. Nie wiem dlaczego właściwie, może to przez moje wypaczone poczucie humoru. Jedank i tak najbardziej spodobało mi sie ostatnie zdanie. :P

Mam nadzieję, że skusisz sie na napisanie jeszcze czegoś. Nie rób nam tego i nie zaprzestawaj pisać miniaturek. :D

MonsterCookie.
p. Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Lip 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: somewhere

PostWysłany: Nie 8:07, 30 Sie 2009 Powrót do góry

"Jessico mocniej" <lol2> przy tym wymiękłam :D
Ciekawe co sobie musiał Edzio pomyśleć xD
fabuła mi się bardzo podoba czytałam już to na chomiku ^^


błędów nie będę wypisywać, bo moje poprzedniczki to zrobiły ;-)

pozdrawiam, P. C :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 17:11, 30 Sie 2009 Powrót do góry

Niezłe;] Nie widzę błędów, akcja nie toczy się zbyt szybko no i do tegonaprawdę świetny pomysł:)
Życzę weny na kolejne FF;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
annzz_
Człowiek



Dołączył: 19 Kwi 2009
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:32, 30 Sie 2009 Powrót do góry

niobe napisał:
- Nic nie słyszę.Odpowiedziałam bez dłuższego zastanowienia, jednak nagle dotarł do mnie ten odgłos.

- To żaba? – Zapytałam z roztargnieniem.

- Czekaj, ona coś mówi!

Jessica wstała gwałtownie z pnia i nachyliła się, żeby lepiej słyszeć.
- Ona potrzebuje pomocy.

Wolałam być już z szaloną Jessicą, niż sama. Po kilku minutach truchtu rechot był coraz głośniejszy. W końcu udało mi się złapać Jessicę.

Ocierał właśnie pot z czoła. Gdy odłożył kawałek materiału, krzyknęłam:

- Edward cię wysłał, prawda?

- Że co? – Popatrzyłam na niego z przerażeniem. -(bez pauzy) To był jakiś chory żart.

- Hm… naprawdę nie jesteś Emmettem?- Zapytałam, chcąc potwierdzić moje najgorsze obawy.

Wyglądał dokładnie, jak Emmett.

Po chwili doszliśmy na skraj polany, na środku,(bez przecinka) której stała drewniana chatka.

- Nie, to niemożliwe. – wyszeptałam.

- Po co wam to? – Zapytałam głosem pełnym zwątpienia.
- Głupia Mädchen, do jedzenia. – Rose, która zaprzeczała, że nią nie jest (zaprzeczała, że nią nie jest = potwierdzała, że nią jest), podeszła do stołu, wzięła wielki nóż i zaczęła obcinać rybom głowy.

Chodźmy, musimy znaleźć jakąś pomoc.Powiedziałam, patrząc na nią i idąc przed siebie.

Biegłam z całych sił, słysząc, jak Jasper za nami podąża.
Zatrzymałam się gwałtownie, tak, że Jessica na mnie wpadła i obie runęłyśmy na ziemię.

- Mam was – Zamruczał złowrogo.

- Ktoś ma kłopoty, hi hi.Usłyszałam cichutki, śpiewny głosik.

- Mikee! – Zapiszczała Jessica, rzucając się w kierunku wysepki.

- Kum, kum, uważajcie! Za wami./!

Miała zieloną, długa suknię, a w ręce trzymała drewniany patyk.

- Nie jestem,(bez przecinka) jakąś Esme.

- Kochanie, co ci się stało? – Poczułam na czole chłodny dotyk wampirzej skóry.

- Bello, wszystko w porządku? – Zapytał, bardzo starając się nie wybuchnąć śmiechem.

- Do teraz spałaś, jeśli o to ci chodzi.Powiedział cicho mój ukochany, z każdym wypowiadanym słowem uśmiech na jego twarzy powiększał się.

- To był koszmar… - Powiedziałam szybko, mając nadzieję, że oszczędzi mi upokorzenia i nie będzie ciągnął tematu.

- Cóż, zastanawiałem się, czy cię nie obudzić, ale na początku powtarzałaś tylko moje imię.

- Powiedz mi, co ci się śniło.Poprosił, składając pocałunki na moim karku.

A potem poprosiłam Jessicę, żeby mnie uderzyła, pomyślałam, że jak zacznę krwawić to mnie odnajdziesz.Powiedziałam szybko, starannie omijając część, w której spotkałam jego rodzeństwo.


Błędy tak na szybkiego, więc na pewno nie wszystkie. Wink (Jeżeli zależy ci na poprawności, powinnaś znaleźć sobie betę albo możesz mi to wysłać na pw. Poprawię.)

O matko, matko! To jest absolutnie W.S.P.A.N.I.A.Ł.E! Nie mówię już nawet o stylu, który masz bardzo dobry (płynny, itd.) ani o pomyśle, który jest świetny, ale jak to jest cudownie absurdalne, pięknie głupie i cholernie śmieszne. Laughing Będę się modlić o takie sny. O tak.

A więc piszzz! I niech cię wena nie opuszcza i absurd będzie z tobą. :D

niobe napisał:
Choć gdy zaczęłaś mówić „Jessico mocniej” zacząłem się nieco obawiać.


Nie żyję. LaughingLaughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez annzz_ dnia Nie 20:42, 30 Sie 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 22:43, 30 Sie 2009 Powrót do góry

Na samym początku pozwolę sobie poczynić pewną uwagę. Nie mogę się nadziwić, dlaczego czytający wykazują się taką ignorancją i nie potrafią zauważyć, czy opowiadanie/miniaturka była betowana. :(
Czy chcą jeszcze bardziej obrazić betę, nie zauważając, że była?
Owszem wyłapałaś, droga czytelniczko, sporo potknięć, których nie zauważyłam, ale w kilku przypadkach się mylisz:

- Nic nie słyszę. – Odpowiedziałam bez dłuższego zastanowienia, jednak nagle dotarł do mnie ten odgłos.
poprawnie:
- Nic nie słyszę - odpowiedziałam...

Poradnik dla bety napisał:
Jeżeli odnosimy się do wypowiedzi bohatera wszelkimi czasownikami typu „powiedział, mruknął, krzyknął”, czyli innymi słowy informujemy o tym, w jaki sposób dana kwestia została wypowiedziana, traktujemy informacje poboczne jako kontynuację wypowiedzi i nie stosujemy wielkiej litery, nawet jeżeli jakiś znak interpunkcyjny już się pojawił.

- Czy Edward idzie? – zapytała Bella.
- Edward idzie! – krzyknęła Bella.
- Edward idzie… - powiedziała Bella.


Zajrzyj do poradnika.

- To żaba? – Zapytałam z roztargnieniem.
poprawnie:
- To żaba? – zapytałam z roztargnieniem. [jw.]

Że co? – Popatrzyłam na niego z przerażeniem. -(bez pauzy) To był jakiś chory żart.

Popatrzyłam - oczywiście, ale dlaczego bez spacji po myślniku?

- Nie, to niemożliwe. – wyszeptałam.
poprawnie:
- Nie, to niemożliwe - wyszeptałam. [zasada jw. w podobnych przypadkach]

- Po co wam to? – Zapytałam głosem pełnym zwątpienia.
poprawnie:
- Po co wam to? – zapytałam głosem pełnym zwątpienia. [jw.]

Chodźmy, musimy znaleźć jakąś pomoc. – Powiedziałam, patrząc na nią i idąc przed siebie.
poprawnie:
Chodźmy, musimy znaleźć jakąś pomoc – powiedziałam, patrząc na nią i idąc przed siebie.

- Mam was – Zamruczał złowrogo.
poprawnie:
- Mam was – zamruczał złowrogo. [w tym przypadku, może lepiej byłoby powiedzieć, wymruczał, bo chodzi o to, że on powiedział coś mrucząc - zasada jw.]
- Mikee! – Zapiszczała Jessica, rzucając się w kierunku wysepki.
poprawnie:
- Mikee! – Zapiszczała Jessica, rzucając się w kierunku wysepki. [podobnie jw. pisk - to forma wypowiedzi w tym przypadku]

- Bello, wszystko w porządku? – Zapytał, bardzo starając się nie wybuchnąć śmiechem.
poprawnie:
- Bello, wszystko w porządku? – zapytał, bardzo starając się nie wybuchnąć śmiechem.

- Do teraz spałaś, jeśli o to ci chodzi. – Powiedział cicho mój ukochany, z każdym wypowiadanym słowem uśmiech na jego twarzy powiększał się.
poprawnie:
- Do teraz spałaś, jeśli o to ci chodzi – powiedział cicho mój ukochany, z każdym wypowiadanym słowem uśmiech na jego twarzy powiększał się.

- To był koszmar… - Powiedziałam szybko, mając nadzieję, że oszczędzi mi upokorzenia i nie będzie ciągnął tematu.
poprawnie:
- To był koszmar… - powiedziałam szybko, mając nadzieję, że oszczędzi mi upokorzenia i nie będzie ciągnął tematu.

- Powiedz mi, co ci się śniło. – Poprosił, składając pocałunki na moim karku.
poprawnie:
- Powiedz mi, co ci się śniło – poprosił, składając pocałunki na moim karku.

A potem poprosiłam Jessicę, żeby mnie uderzyła, pomyślałam, że jak zacznę krwawić to mnie odnajdziesz. – Powiedziałam szybko, starannie omijając część, w której spotkałam jego rodzeństwo.
poprawnie:
A potem poprosiłam Jessicę, żeby mnie uderzyła, pomyślałam, że jak zacznę krwawić to mnie odnajdziesz – powiedziałam szybko, starannie omijając część, w której spotkałam jego rodzeństwo.

annzz_, rozumiem, że żyłaś w przekonaniu, iż taki zapis dialogów jest poprawny, ale może najpierw warto się zapoznać z ustaloną już dawno na forum poprawną wersją, niż mieszać wszystkim w głowie nową teorią.

niobe, jeśli się nie ustosunkowałam do innych błędów, to znaczy, że annzz_ miała rację, ale proszę Cię, nie zmieniaj dialogów.

edit: Ja się cieszę, że wypatrzyłaś i wypisałaś te błędy. Oczywiście nie jestem maszyną i nie jestem idealna, dlatego, jak ktoś znajdzie byki, to dobrze. Ja tylko byłam zdegustowana insynuacją o braku bety, a biało na czarnym sporymi literami widać, jak słusznie zauważyłaś później, że beta była. W każdym razie, wiem że nie zrobiłaś tego celowo, więc wybacz, jeśli poczułaś się dotknięta moim komentarzem. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 21:58, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
annzz_
Człowiek



Dołączył: 19 Kwi 2009
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:30, 31 Sie 2009 Powrót do góry

Gdybym nie pominęła w czytaniu zdania "Betowała wspaniała Pernix", nawet bym się za poprawę nie zabierała. Ale w tekście było tyle błędów interpunkcyjnych i innych drobnych, jednak rzucających się (przynajmniej mi) w oko, więc chciałam pomóc. Co do dialogów - zwracam honor, żyłam w zakłamaniu. Do głowy by mi jednak nie przyszło, że mogę tym kogoś urazić, no więc przepraszam, nie chciałam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez annzz_ dnia Pon 17:31, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 22:05, 01 Wrz 2009 Powrót do góry

Ostatnio natchnęło mnie na napisanie nowej miniaturki. Na samym początku muszę wyjaśnić parę rzeczy. Co do tytułu to wziął się on od piosenki Evanescence "My immortal", jak nigdy nie miałam ulubionego zespołu/gatunku/wykonawcy tak mam ulubioną piosenkę i to właśnie ona^^. Już się raz zabrałam za pisanie opowiadania o tym samym tytule, ale o innej tematyce. To było dawno, pomysł był nie ten, a poza tym mój styl dość słaby. Teraz niektóre rzeczy uległy zmianie, mam nadzieję, i zabrała się jeszcze raz.

Co do tematyki to ff będzie się odwoływał do słów Edwarda w KwN:

"I tak bym wrócił. Kiedy Rosalie do mnie zadzwoniła, byłem u kresu wytrzymałości. Nie żyłem już z tygodnia na tydzień, czy z dnia na
dzień, ale z godziny na godzinę. To była tylko kwestia czasu, być może paru dni. Zjawiłbym się w Forks tak czy owak, padł ci do stóp i błagał o wybaczenie"


Dość sentymentalne, nostalgiczne, ale kryjące sobie odrobinę radości i zdecydowanie miejscami naiwne.
Trochę zmieniłam charaktery, szczególnie Belli.

Akcja rozpoczyna się gdy Jacob rozmawiał z Bella, po przyjeździe Alice do Forks. Zanim Edward postanowił się zabić w Volterrze. Mam nadzieję, że wyłapiecie ten moment.
Narracja trzecioosobowa.

Betowała Cornelie, która zgodziła się dołączyć w poczet moich bet ^^
Dziękuję bardzo ;*


[link widoczny dla zalogowanych]


Mój nieśmiertelny


Podniósł drugą rękę i powoli przesunął opuszkami palców po jej policzku. Znowu trzęsły mu się dłonie, ale już nie z gniewu.
- Bello - szepnął.
Dziewczyna zamarła.
Myśli w jej głowie zaczęły szalenie krążyć. Nie była na to gotowa, jeszcze nie teraz. Bycie z kimś innym niż… To wydawało jej się takie obce.
Kochała Jake’a, ale nie tak jakby chciała. Był jej przyjacielem, powiernikiem, ale nie osobą, przez którą chciała być całowana.
Odwróciła głowę.
- Nie, Jake nie mogę – wyszeptała.
Momentalnie na twarzy chłopaka pojawiła się wściekłość.
- To przez niego, prawda? – Indianin szybko cofnął ręce i trzymał je sztywno przy ciele.
- Nie… - Bella odwróciła głowę, żeby na niego nie patrzeć.

Jacob zaczął drgać na całym ciele i dziewczyna wiedziała, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, przemieni się w jej kuchni. Zaczęła gorączkowo myśleć, co mogłaby powiedzieć jednak w tej chwili zadzwonił telefon. Machinalnie sięgnęła po słuchawkę.
- Słucham? – zapytała drżącym głosem.
Nie usłyszała niczego w odpowiedzi. Po chwili ktoś się rozłączył. Westchnęła, odkładając urządzenie na miejsce.
- Jake, sądzę, że powinieneś już iść.
Indianin zdążył się uspokoić, teraz tylko patrzył na nią ze smutkiem.
- Bello, on nie wróci, marnujesz tylko czas.
Chłopak odwrócił się na pięcie i wyszedł. Brunetka stała przez chwilę w kuchni. Miała wrażenie, że słowa przyjaciela cały czas powracają. Jak uciążliwe echo, które nie chce zamilczeć.

Wiedziała, że nie wróci, że jej już nie kocha. Ale czy mogła coś poradzić na to, co czuła? Wspomnienia powracały z nową mocą. Każdy skradziony dotyk. Spojrzenie. I to uczucie, które wcale nie zblakło wraz z mijającym czasem. W głowie cały czas słyszała jego głos, który kiedyś przeganiał z niej zdrowy rozsądek, a teraz go przywracał w tych niebezpiecznych momentach.
Gdyby mogła zapomnieć, tak jak mówił. Może wtedy nie cierpiałaby tak mocno. Jednak codziennie czuła jego obecność. Choć raczej coraz bardziej odczuwała jej brak. Uciążliwy, fizycznie zadający ból. Męczyło ją życie w tym mieście, gdzie na każdym kroku powracały wspomnienia. Ale nie mogła wyjechać, myśl, że straci nawet pamięć minionych chwil wywoływała u niej niesamowity ból. Była zagubiona w czasie, który minął i nie powróci.

Nie wyobrażała sobie już późniejszego życia. Nie widziała w nim dzieci, rodziny… męża. Bo czy mogłaby być z kimś innym? Czy mogłaby udawać, że kogoś kocha, skoro jej serce cały czas było zajęte? Dlatego nie chciała się wiązać z Jacobem, nie zasługiwał na to. Powinien być z dziewczyną, która go naprawdę pokocha, z kimś, kto będzie na niego zasługiwać, a to nie była ona. Nie mogłaby obdarzyć go miłością, na jaką zasługiwał. Może jej przyjaźń z nim była tylko chwilowym odwróceniem uwagi od rozpaczy. Bo nadal ją czuła, to uczucie wcale nie zniknęło. Czaiło się gdzieś w ciemnych zakamarkach świadomości.
A teraz powoli wydostawało się na zewnątrz. Czuła ponowną pustkę, która zalewała umysł. Czarną substancję, która obejmowała myśli. Powracało uczucie, które ogarniało ją prawie pół roku. Jednak teraz było inne. Intensywniejsze, pożerające. Rozpacz i smutek tak boleśnie się ze sobą mieszające, jednak najgorsze było przekonanie, że to jej wina. Może gdyby była lepsza, mądrzejsza… Jeśli byłaby inna, on znalazłby jakąś cechę, która mogłaby zatrzymać go na dłużej.

Powinna go nienawidzić, gardzić za to, co jej zrobił, ale nie mogła. Nie widziała już idealnego nadczłowieka - jak go postrzegała w czasie trwania ich związku. Nie, wcale nie był doskonały. Miał wady i zalety. Bywał zaborczy i nadopiekuńczy, szybko wpadał w gniew, zawsze brał winę na siebie, nawet, gdy ona leżała po jej stronie. Uśmiechnęła się między łzami. Jednak go pokochała. Z jego dobrymi i złymi stronami. Z jego szelmowskim uśmiechem, który zwalał ją z nóg i tym smutkiem w oczach, który czasami przeradzał się w starczą gorycz. Walka z tym uczuciem była z góry przegrana.

Dane jej było parę miesięcy z miłością życia, a niektórzy nawet tego nie otrzymują. Nie była w stanie zapomnieć, bo czas nie jest w stanie wymazać tych wszystkich uczuć, których doświadczyła. Gdyby to zrobiła, nie byłaby już sobą. To uczucie ją ukształtowało, przez nie dorosła i zaczęła dostrzegać prawdziwy świat. Nie kolorową bajkę, w którą wierzą dzieci. Ten okrutny i bezlitosny, dający i zabierający. Prawdziwy. Odruchowo nalała sobie szklankę wody i ruszyła w stronę pokoju. Szybko wyszła po schodach i uchyliła drzwi. Nie zauważyła jednak plecaka leżącego pod jej nogami i potknęła się. W ostatnim momencie udało jej się złapać równowagę, ale szklanka, którą trzymała w ręce spadła i roztrzaskała się. Uśmiechnęła się smutno na myśl o swojej niezdarności. Klękła na podłodze i powoli zaczęła zbierać odłamki, jeden z nich wpadł między dwa panele. Sięgnęła po ołówek leżący na biurku i starała się podważyć odłamek. W jednej chwili drewno odchyliło się nieco. Dziewczyna podniosła deskę do góry. Ołówek, który trzymała w ręce upadł na podłogę. W jej oczach momentalnie zebrały się łzy. Odrzuciła deskę na bok, aby wyciągnąć równiutko ułożone zdjęcia i opakowanie z płytą. Drżącymi palcami zaczęła przeglądać fotografię. Po kilku sekundach zaczęła głośno szlochać.

- Bella? – Dziewczyna usłyszała na plecami zmartwiony głos przyjaciółki. Odwróciła się i spojrzała z wyrzutem na Alice.
- Czemu to zostawił?
Wampirzyca, cofnęła się o krok, widząc złość w oczach dziewczyny.
- J-ja nie wiem.
- Wiesz! Znowu coś przede mną ukrywasz… – Bella szybko wstała i skierowała smutne spojrzenie na brunetkę. – Mówiłaś, że jesteś moją przyjaciółką...
Wampirzyca skuliła się w sobie, gdy zobaczyła w wizji dalszy przebieg ich kłótni.
- Kłamałaś Alice! Zostawiłaś mnie – głos Belli złamał się a dwie wielkie łzy spłynęły po jej policzku.
Wampirzyca objęła ramiona rękami i powiedziała smutno:
- Musiałam, obiecałam mu…
- A co ze mną!? Czemu nie pomyślałaś o mnie? To on mnie rzucił, czemu ty też musiałaś mnie zostawić? Alice przecież wiedziałaś, co będę czuła. Na pewno widziałaś w wizjach, że się załamię. Boże! Przecież mnie znałaś, musiałaś, chociaż podejrzewać, przez co będę przechodzić. Powinnaś przy mnie być! Przyjaciele tak robią… A ty? Zostawiłaś mnie. Dwie najważniejsze osoby w moim życiu opuściły mnie jednego dnia… Czy ty sobie nawet wyobrażasz jak mogłam się czuć…
Alice tępo wpatrywała się w podłogę, ogarniało ją coraz większe zagubienie.
- On mnie prosił… - wyszeptała
- A ty się tak po prostu zgodziłaś?
- Bello, on jest moim bratem. Błagał mnie! Nas wszystkich! – Brunetka poczuła rodzącą się w niej złość. Była wściekła na Edwarda, że postawił ją w takiej sytuacji, ale największy żal miała do siebie. Wiedziała, że zawiodła Bellę. Ona miała rację, powinna przy niej być. Wycierać łzy po rozstaniu, jak robią przyjaciele. Pocieszać ją, mówić, że wszystko będzie dobrze, że zapomni. A ona zostawiła ją, dokładając cierpienia.
- Błagał was? – Ręce Belli zaczęły drżeć ze złości. – Co ja mu takiego zrobiłam? Czemu mnie tak nagle znienawidził? - Dziewczyna poczuła jak pustka w jej wnętrzu się zwiększa. Czemu on jej to robił?
- Bello… Ja naprawdę nie mogę… A chciałabym ci to wszystko wytłumaczyć.
- To zrób to!
Bella podeszła do Alice i złapała ją mocno za ramiona. Poczuła chłodną skórę. Tak dobrze znajome zimno, którego jej brakowało przez te miesiące.
- Muszę być lojalna wobec rodziny, nie proś mnie żebym zdradziła brata...
Bella cofnęła się kilka kroków, patrząc w stronę okna powiedziała:
- Sądzę, że powinnaś już iść.
- Bello… - zaczęła błagalnie Alice.
Dziewczyna skierowała na wampirzyce zimne spojrzenie.
- Jesteś lojalna wobec nich, a nie mnie, dlatego chyba w ogóle nie powinno cię tu być. Widzisz jestem zdrowa, chodzę, rozmawiam, jem, piję, śpię. Możesz wracać do Jaspera i powiedzieć im wszystkim, że żyję. Na tym wam zależało. Nie obchodziło cię jak się czuję, więc i teraz nie zaprzątaj sobie tym głowy.
- Bello… - Alice podeszła do przyjaciółki i złapała ją za rękę. – Przepraszam. Wiem, że popełniłam błąd, pozwól mi to naprawić. Masz rację nie powinnam słuchać Edwarda i już tego nie zrobię. Jesteś moją przyjaciółką. Myślałam, że robię dobrze. Wybacz mi. Nie chciałam cię zranić. Z całego serca pragnęłam cię chronić. Jeśli nadal chcesz żebym była przy tobie, zostanę.
Bella uśmiechnęła się w duchu na wyznanie przyjaciółki. Jednak dalej czuła się dotknięta tym, że ją porzuciła w najtrudniejszym momencie życia.
- Możesz przyjść jutro. Teraz chce zostać sama, wracaj do domu Alice.

Wampirzyca odwróciła się i bez słowa wyszła z pokoju. Gdyby mogła płakać, to w tym momencie by to zrobiła. Teraz bardzo żałowała, że nie potrafi. Przynajmniej trochę ulżyć cierpieniu, jakie czuła. Pozbyć się poczucia winy. Szybko wyszła z domu przyjaciółki i już miała się rzucić do biegu, gdy usłyszała delikatne granie fortepianu wydobywające się z jej okna. Uśmiechnęła się pod nosem. Może jest jeszcze nadzieja…

~*~

Alice, jak obiecała, była przy Belli cały czas. Opowiadała o swojej rodzinie, o głupich pomysłach Emmetta. Starannie omijała na razie tę część dotyczącą jej ukochanego brata. Wiedziała, że niedługo sytuacja się wyjaśni. Czuła niezdrowe zdenerwowanie w związku z wizją, która ją nawiedziła. Nigdy w życiu nie pragnęła, żeby przyszłość potoczyła się właśnie tak jak to wdziała.

Była sobota, Bella jak zwykle miała jechać do pracy w sklepie państwa Newtonów. Zbiegła po schodach, łapiąc tylko batonik zbożowy i wybiegła z domu, żegnając się z ojcem siedzącym przy stole. Znowu zagadała się z Alice. Przyjaciółka opowiadała jej o klanie Denali, który żył na Alasce. Dziewczyna wybiegła z domu i ruszyła w kierunku furgonetki, gdy usłyszała za sobą jakiś szmer. Odwróciła się w obawie, że to Victoria. Zza krzaków powoli wyłaniała się postać. Brunetka zmrużyła oczy, chcąc lepiej zobaczyć zbliżającego się człowieka. Gdy go rozpoznała, wstrzymała oddech. Jej oczy rozszerzyły się. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Upuściła plecak, który trzymała w ręce i zrobiła parę kroków do przodu. Nagle raptownie się zatrzymała.
- To naprawdę ty? – zapytała szeptem.
Chłopak podszedł do niej i bez słowa padł na kolana. Utkwił wzrok w jej tenisówkach, bojąc się spojrzeć się w twarz i dostrzec tam odrzucenie. Wrócił. Brakowało mu silnej woli, wytrzymałości. Jego agonia spowodowana rozłąką z ukochaną zwiększała się każdego dnia. Nie mógł tak żyć, nie mógł egzystować… A gdy tylko, kilka dni temu, usłyszał w telefonie jej głos nie wytrzymał dłużej. Wsiadł do samolotu i wrócił. Stał teraz przed nią, bojąc się prosić o wybaczenie. Słyszał jak jej serce gwałtownie przyspieszyło, jak łapczywie łapie powietrze do ust. Czuł zapach jej krwi, jednak nie męczył go głód. Pragnął jej jak mężczyzna pożąda kobietę. Chciał ją mieć w ramionach i nie wypuszczać już do końca świata. Czy jeszcze kiedykolwiek będzie mógł jej dotknąć? Nagła trwoga wstąpiła do jego serca. Może ją już stracił, może znalazła innego. Zapomniała?
Nagle poczuł delikatny dotyk na swoich włosach. Szybko podniósł głowę, napotykając łagodny uśmiech dziewczyny i jej smutne oczy.
Nie mogąc wytrzymać dłużej, zaczął szybko mówić:
- Bello, wybacz mi. Nigdy nie powinienem cię opuszczać, myślałem, że jestem wystarczająco silny, aby trzymać się z daleka i zapewnić ci bezpieczeństwo. Sądziłem, że tak będzie dla ciebie lepiej. Ale nie mogę już dłużej być gdzie indziej. Każda sekunda spędzona z dala od ciebie mnie boli. Wiem, że nie jestem godny, abyś dała mi jeszcze jedną szansę, ale przyrzekam, że zrobię wszystko, co powiesz, aby to zmienić. Błagam wybacz mi, nigdy nie powinienem cię zostawiać… Ja…

Edward chciał powiedzieć jeszcze tyle rzeczy, wszystko, co zaplanował, jadąc tutaj, ale wszystkie myśli zniknęły, gdy poczuł na ustach ciepłą dłoń dziewczyny. Upajał się zapachem jej skóry. Miał ochotę ująć jej nadgarstek i nigdy go już nie puścić, aby zawsze byli razem.
Dziewczyna uśmiechała się smutno. Bała się uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Dotykała dłonią twarzy chłopaka, który potulnie przymknął powieki, chcąc napawać się każdym muśnięciem jej skóry.

Bella nie mogąc wytrzymać napięcia i ilości uczuć, które się pod nią tłoczyły, upadła na kolana i mocno obejmując Edwarda za szyję wybuchnęła płaczem. Chłopak czuł jak z każdą łzą łamie mu się serce. Szeptał do jej ucha przeprosiny. Jednak, gdy one nie pomagały zaczął przykładać wargi do miejsc, gdzie płynęły łzy. Dziewczyna uspokoiła się w po paru minutach i popatrzyła mu uważnie w oczy.
- Zabraniam ci już mnie opuszczać. Nie obchodzi mnie, co o tym sądzisz, czy to bezpieczne czy nie. Musisz być ze mną. Bo nawet jakbym chciała nie mogłabym żyć bez ciebie.
Edward westchnął smutno, wymyślając w głowie najgorsze obelgi pod swoim adresem za całe cierpienie, które sprawił ukochanej. Jednak w sekundzie, gdy wypowiedziała to zdanie w jego sercu gwałtownie zrodziła się nadzieja.
- Chcesz żebym z tobą został? – zapytał, bojąc się odpowiedzi, jaką mógł usłyszeć.
Dziewczyna zaśmiała się przez łzy.
- Teraz nawet jakbyś chciał uciec to bym ci nie pozwoliła.
Edward poczuł wybuch radości w swoim sercu. Czując przypływ entuzjazmu, wbił się w wargi dziewczyny, chcąc wyrazić całą swoją miłość w tym jednym pocałunku.

Całą sytuację zza okna obserwował Charlie Swan. Gdy tylko zobaczył chłopaka wychodzącego z lasu, chciał wybiec i przegnać go jak najdalej od córki. Nienawidził go za całe cierpienie, jakie przyniósł jego małej dziewczynce. Był nawet gotów go postrzelić byle tylko trzymać go z daleka od domu. Jednak, gdy tylko zobaczył rozpacz malującą się na twarzy chłopaka, zawahał się. Zobaczył, że nie tylko ona cierpiała z powodu rozstania. Charlie był wyrozumiałym człowiekiem. Umiał się zlitować nad innymi. Obserwował jak chłopak pada na kolana i zaczyna coś mówić i jak na twarzy jego córki pojawia się cień dawnego uśmiechu. Policjant byłby w stanie wszystko wybaczyć Edwardowi, jeśli dzięki niemu odzyskałby dawną Bellę. Przypatrywał się młodym bez słowa. Widział jak jego latorośl wybucha płaczem i ufnie wtula się w ramiona chłopaka. Spostrzegł też wyraz jego twarzy. Bezkresną rozpacz. Widział jak całował ją po twarzy. Uśmiechnął się pod nosem, gdy usłyszał jak jego córka zaczyna się znowu śmiać. Cała jego nienawiść do młodego Cullena zniknęła, kiedy dostrzegł radość malującą się na twarzy Belli. Uczucie, które na tak dawno zniknęło, teraz pojawiło się tam ze zdwojoną siłą. W sercu starszego człowieka zrodziła się nadzieja, że jego mała córeczka znowu będzie szczęśliwa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Czw 11:39, 03 Wrz 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 11:24, 03 Wrz 2009 Powrót do góry

Już przy premierze tej miniaturki, dostałam powiadomienie o nowym utworze, który wyszedł spod pióra Niobe, czy powinnam raczej powiedzieć spod klawiatury.

O klawiaturo Niobowa, dzięki Ci wielkie, żeś jej posłuszna,
że gniesz się pod każdym naciskiem i pozwalasz
wypisywać szereg liter, znaczków i spacji.
Dzięki Tobie, nasza Niobe pisze z zawrotną prędkością.
Bądź jej łaskawa, jak długo tylko możesz, bo to, co zawsze czytam,
napawa mnie optymizmem.


Tak, to świeta prawda, składam dzięki Twojej klawiaturze, żałuje, że nie przeczytałam tej świetnej miniaturki od razu. No cóż, ostatnio forowe klimaty nie wpływają na mnie dobrze i odechciewa mi się pisać, czytać, komentować.
Ale ta miniatura jest ponadto. Dziwnym zbiegiem okoliczności nie przeczytałam jej od razu, a wczoraj wynalazłam na forum wycięty fragment (przed i po telefonie Edwarda) pisany z perspektywy Cullena. Dzięki temu łatwiej wprowadziłam się w klimat tego opowiadania. Już z książki wiedzieliśmy, że Edward długo by nie wytrzymał i wróciłby do Forks, tylko przez nieporozumienie telefoniczne, zdecydował inaczej i postanowił się zabić. Prosty zabieg, Bella odbiera telefon i od razu zmienia się bieg wydarzeń. Oczywiście, jak zawsze u Ciebie piękne i plastyczne opisy, ale chce również zwrócić uwagę, że tak jak przy tworach podlegających tylko Twojej wyobraźni, gdzie swobodnie możesz kierować losami bohaterów, jesteś mistrzem, tak przy (nie wiem, jak to nazwać, pewnie takie utwory też mają swoją nazwę) opowiadaniach, gdzie nieznacznie zmienia się bieg wydarzeń i gdzie trzeba trzymać się ściślej fabuły, jesteś równie dobra. Wczułam się w ten klimat, jakbym czytała książkę, jakby autorka po prostu obstawiła inne wyjście z sytuacji. Wiadomo Volterra i krwiożercze wampiry były atrakcyjniejsze, ale teraz uzmysłowiłam sobie, że ona tę Volterrę wepchała na siłę, niby miała mrozić krew w żyłach, a szybko się po kościach rozeszło. No cóż Meyer nie jest mistrzynią budowania napięcia, ale Ty jesteś moją miniaturkową mistrzynią. Żałuję, że nie betowałam tej miniarki, ale muszę obiektywnie stwierdzić (choć jako czytelnik nie skupiałam się na wyszukiwaniu uchybień), że Cornelie spisała się bardzo dobrze. Czytałam ostatnio jeden rozdział jej opowiadania i muszę powiedzieć, że wybór jest trafiony. ^^
A! I ładnie popraw imię swojej nowej bety, bo z takim bykiem nie powinno wisieć! Twisted Evil

Buziaki, Twoja Czytelniczka.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 20:54, 03 Wrz 2009 Powrót do góry

OMG^^ Napisałaś odę do mojej klawiatury!:D
Twój komentarz zdobył właśnie pierwsze miejsce w moim prywatnym rankingu ulubionych komentarzy ^^ Jestem zaszczycona, a moja klawiatura wraz ze mną ^^
Choć przyznam, że moja mama jej nie cierpi zawsze narzeka, że jak jest późno i piszę to słychać w całym domu ^^ A błąd poprawiłam, tak sądzę ^^ Ja jestem wspaniałym przykładem dlaczego powinny istnieć bety, nawet jak napiszę krótki fragment to bez poprawy widać tam błędy, przede wszystkim te okropne literówki Wink Cieszę się, że miniaturka się podobała bo dwa dni bez odzewu mnie troszkę zmartwiły, ale może potrzeba jej czasu Wink
Dziękuję za wspaniały komentarz :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 17:43, 05 Wrz 2009 Powrót do góry

Ody do klawiatury nie napiszę - niestety nie jestem tak zdolna. Ale niech ma świadomość, że jest bardzo, ale to bardzo ceniona Wink
Miniaturka bardzo mi się podobała - realnie przedstawiona fabuła, ładne opisy. Bella, moim zdaniem, od kanonu nie odbiega aż tak, tak samo jak reszta bohaterów. I jeszcze cudowny dobór piosenki! Wspaniale wprowadza w nastrój.
Jednym słowem: miodzio.
Z niecierpliwością czekam na to dłuższe opowiadanie.
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Pon 9:07, 07 Wrz 2009 Powrót do góry

Jeśli chodzi o mnie, droga Niobe, to wiesz, co myślę o tejże miniaturce. Jest całkiem inna niż Alicja. Lekka, subtelna, mogę poczuć jej ból. Piszesz bardzo obrazowo, za co dzięki Ci, bo nawet nie potrzebuję wyobraźni, żeby zobaczyć to, co chcesz pokazać.
Zatraciłam się w tej miniaturce Wink No i, co najgorsza, musiałam czytać ją kilka razy pod kątem technicznym, bo pierwsze czytanie było tylko dla mojego oka czytelnika xD
W każdym razie cieszę się, że dołączam do twoich bet Wink

Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 10:32, 09 Wrz 2009 Powrót do góry

Wracam z nową miniaturką Wink Ostatnio najciekawszym tematem wydaje mi się relacja Renesmee i Edwarda, a to jest pierwszy przejaw mojego zainteresowania. Co do tytułu to wiem, że w ogóle go nie zgłębiłam to jakby muskanie powierzchni głębokiego jeziora, ale cóż taki efekt był zamierzony. Nie planowałam niczego patetycznego i filozoficznego, raczej lekkiego. Głównie skupiłam się na relacji Edwarda i Renesmee dlatego o reszcie jest tylko wspomniania z racji, że to jest miniaturka mogłam sobie na to pozwolić Wink

Za betowanie dziękuję przecudownej Pernix



O przemijaniu


Rodzice byli najważniejszymi osobami w życiu Renesmee. Już od dziecka żyła w cieniu ich wielkiej miłości. Początkowo była zbyt mała, aby przykładać do tego dużą wagę, ale wraz z biegnącymi latami widziała to coraz dokładniej. Dopiero, gdy osiągnęła pełną dojrzałość fizyczną i emocjonalną, zrozumiała, jak wyjątkowe jest uczucie, które dzielą jej rodzice. Jakby każde ich spojrzenie było swoistą deklaracją, każdy przelotny dotyk potwierdzeniem, a słowa, które do siebie wypowiadali obietnicą, że ich uczucie nigdy się nie zmieni.
Największym marzeniem półwampirzycy było odszukanie swojej drugiej połówki, dopełnienie swojej egzystencji. Znalezienie mężczyzny, który pasowałby do niej tak, jak ojciec do matki.
Jej wybór dość szybko padł na Jacoba. On zawsze znajdował się przy niej. Od samego początku. Najpierw był towarzyszem zabaw, opiekunem, z czasem stał się bliższy. Pamiętała, jak matka ją zachęcała i ojciec za każdym razem przewracał oczami na wspomnienie o Jake’u. Była taka szczęśliwa, gdy zaczęli być ze sobą oficjalnie. Mimo niezadowolenia niektórych członków jej rodziny, zyskała pełną akceptację swojej decyzji.
Dzień ślubu był najpiękniejszym wydarzeniem w jej życiu. Uśmiech Jacoba i miłość w jego oczach wręcz przenikała jej duszę. Cieszyła się jego radością. Jedyną rzeczą, jaka zakłóciła jej ten wieczór, była mina ojca. Jakby się czymś martwił. Spostrzegła, jak wiele razy jej matka podchodziła do niego i pytała, o co chodzi, on jednak tylko zaprzeczał ruchem głowy, by ją uspokoić i obejmował za każdym razem jej dłoń. Mierzyli się chwilę wzrokiem i uśmiechali do siebie tak jak zwykle. Renesmee przez pół wieczoru zachodziła w głowę, o co mu chodzi. Zmęczona snuciem domysłów podeszła do niego i dotknęła jego dłoni, ukazując niepokojące ją obrazy.
- Miałem nadzieję, że nie zauważysz. – Edward uśmiechnął się przepraszająco. – Nic się nie stało, tylko się zastanawiam… Nic ważnego.
Renesmee spojrzała na niego proszącym wzrokiem, nie wiedziała, czemu, ale zawsze, gdy to robiła, udawało jej się przekonać ojca do wszystkiego.
Edward zaśmiał się serdecznie z jej miny i pocałował ją w czoło.
- Naprawdę wszystko w porządku – dodał z uśmiechem, jednak po chwili spojrzał na nią uważnie swoimi złotobursztynowymi oczami. – Pamiętaj, że możesz się do mnie zwrócić z wszystkim, zawsze.
Renesmee pomyślała, że ojciec nie może się pogodzić z tym, że nie jest już jego małą dziewczyną i z pobłażliwym uśmiechem pokiwała głową.

Mijały lata.

Była szczęśliwą mężatką, Jacob zawsze robił wszystko, aby ją uszczęśliwić. Wydawało jej się to takie doskonałe. Nic nie zakłócało ich spokoju, aż do śmierci dziadka. Charlie Swan zawsze był obecny w życiu swojej wnuczki. Ignorował fakt jej szybkiego wzrostu i brak oznak starzenia u rodziny Cullenów. Odwiedzał ich, gdy się przeprowadzili. Czasem Renesmee przyjeżdżała do niego z rodzicami, ale tylko nocą, aby nikogo nie spotkać. Widziała, jak zwiększa się liczba jego zmarszczek i jak jej matka robi się coraz smutniejsza po tych wizytach.
Raz w życiu pamiętała kłótnię swoich rodziców. To było po powrocie z Forks. Dziadek miał już same siwe włosy, słyszała wątłe bicie jego serca. Wrócili do domu, wszyscy domownicy posyłali jej matce współczujące spojrzenia. Ona jednak nic nie powiedziała i od razu pobiegła do pokoju, który dzieliła z mężem. Na twarzy Edwarda malował się ból, jakby dzielili jednakowe uczucia, jakby mieli, jedno - to samo, krwawiące serce. Natychmiast podążył za małżonką . Po chwili usłyszała ich podniesione głosy dochodzące z piętra.
- Nawet nie powinnaś o tym myśleć, Bello!
- Przecież on umrze!
Po chwili ciszy do uszu Renesmee dotarł cichy głos jej ojca:
- Taka jest kolej rzeczy.
- Edwardzie, przecież moglibyśmy temu zapobiec…
- Nie.
- Czemu? – Renesmee zmarszczyła brwi, jeszcze nigdy nie słyszała tak smutnego głosu z ust swojej matki.
- Myślisz, że zgodziłby się na to? Nie możemy wszystkich zmieniać. Musisz się pogodzić ze stratą.
- Nie chcę.
- Bello… - Głos Edwarda załamał się. Zawsze był gotów na każde poświęcenie, aby dać jej to, czego pragnie, ale teraz nie mógł się zgodzić.
Carlisle wstał z krzesła i podążył w stronę schodów, gdy Alice zastąpiła mu drogę.
- Poradzą sobie – powiedziała spokojnie. – Będzie lepiej, jak jutro z nią porozmawiasz.
Na twarzy mężczyzny wymalował się smutek zmieszany ze współczuciem. Nie chciał, aby jego córka cierpiała. Od tak dawna traktował ją, jako członka swojej rodziny. Poczuł na swoim ramieniu dłoń. Odwrócił się, aby zobaczyć pocieszający uśmiech Esme. Tak, ona też martwiła się o Bellę.
Renesmee oglądała całą sytuację z brakiem zrozumienia. Śmierć. Ten temat wydawał się dla niej niezwykle abstrakcyjny. Umieranie było dla niej równie odległe jak dla ludzi nieśmiertelność. Ona miała być wiecznie szczęśliwa ze swoją rodziną. Nie mogła sobie wyobrazić, że nagle kogoś jej zabraknie. Z piętra znowu dobiegł do niej głos matki:
- Nie mogę nawet płakać. Czuję się teraz tak bardzo nieludzko…
Tego dnia półwampirzyca poszła dość szybko spać. Wtuliła się w ramię Jacoba i słuchała miarowego bicia jego serca.
Nazajutrz długo jeszcze rozważała słowa matki.
Kilka tygodni później dotarła do nich wiadomość o śmierci Charliego. Wtedy pierwszy raz zrozumiała, jak to jest kogoś stracić. Rodzina nie mogła pojechać na pogrzeb. Jej matka całymi tygodniami snuła się po domu, zbyt przygnębiona, aby z kimś rozmawiać. Edward patrzył na nią zatroskanym wzrokiem, szukając w głowie sposobów, aby poprawić jej humor. Pewnego dnia Renesmee podeszła do ojca, który wpatrywał się w Bellę przez szklane drzwi prowadzące na taras.
- Czemu nie chciałeś, aby mama zamieniła dziadka? – zapytała, kładąc głowę na ramieniu mężczyzny.
Edward westchnął z rezygnacją, obejmując córkę w talii:
- Wiesz, że Emmett zostawił całą rodzinę, dołączając do nas? Miał trzech braci i siostrę. Rosalie też musiała zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem, dlaczego nie mogliście ich wszystkich zamienić?
- Ty jako jedyna nigdy nie miałaś wyboru ani nawet wpływu na to, kim jesteś. Jednak bycie człowiekiem… Jeśli mógłbym zrobić coś, aby znowu się nim stać, nie byłoby ceny, jakiej bym nie zapłacił.
- Ale przecież umarłbyś! – krzyknęła Renesmee przerażona samym wyobrażeniem braku obecności ojca w jej życiu.
Na twarzy Edwarda pojawił się cień uśmiechu.
- Tak… Zanim poznałem twoją matkę, bardzo długo o tym marzyłem.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Przez sto lat…
- Szmat czasu – Mężczyzna zamyślił się, jednak po chwili spojrzał na córkę. - Jednak teraz mam ciebie i mamę. Nie potrzebuję już niczego innego.
Edward przytulił Renesmee i pocałował ją w skroń.
- Opowiedz mi, co robiłeś, zanim poznałeś mamę.
- Czytał książki! – krzyknął z drugiego pokoju Emmett.
Edward przewrócił oczami.
- Próbowałem jakoś przetrwać z twoimi wujkami i ciociami.
W jednej sekundzie w pokoju pojawiła się Alice:
- Wcześniej jakoś nie narzekałeś.
- Bo dopiero teraz zobaczyłem, jakie miałem z wami ciężkie życie.
Alice zachichotała, po czym kiwnęła na Bellę. Edward i Renesmee zwrócili się w tamtą stronę. Kobieta stała w deszczu i wpatrywała się w przestrzeń, jednak na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech.
- Chodź, Renesmee, zostawmy rodziców samych.
Dziewczyna potulnie zaczęła wychodzić z pokoju. Przy drzwiach odwróciła się jeszcze, aby zobaczyć, jak jej ociec wychodzi do mamy i obejmuje ją, czule całując w policzek.
Kolejne lata mijały niezwykle szybko. Tylko przeprowadzki były wyznacznikami mijającego czasu. Właśnie zamieszkali w nowym domu, wszystko było już rozpakowane i ułożone. Alice, Bella i Esme poszły dokupić ostatnie drobiazgi, a Rose z Emmettem byli na polowaniu. Carlisle pracował, podczas gdy Jasper z Jacobem rozglądali się po okolicy. Renesmee razem z ojcem siedziała w nowo urządzonym salonie.
- Opowiedz mi, co robiłeś po przemianie. Dziadek mówił, że opuściłeś go na jakiś czas…
Edward skrzywił się lekko, nie chciał mówić o tym etapie swojego życie i na pewno nie swojej córce. Renesmee, widząc wahanie ojca, przysunęła się nieco i popatrzyła na niego proszącym wzrokiem. Edward od razu zmiękł na ten widok. Westchnął głęboko i zaczął mówić:
- Początkowo nie chciałem… dostosować się do diety narzuconej przez Carlisle’a.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, wydawało jej się to takie… dziwne. Ojciec zawsze sprawiał wrażenie nieskazitelnego pod tym względem. Edward zaśmiał się, usłyszawszy myśli swojej córki.
- Wyjechałem na jakiś czas, chcąc zobaczyć, jak żyją prawdziwe wampiry. Zawsze wydawało mi się, że jest tylu ludzi, którzy nie zasługują na życie. Mordercy, złodzieje, gwałciciele. Dzięki możliwości odczytanie ich myśli, dokładnie wiedziałem, co by się stało, jeślibym ich nie powstrzymał. Czułem się niemal Bogiem, kiedy kontrolowałem, kto będzie żył, a kto nie. Jednak początkowa fascynacja moją potęgą zaczęła się dość szybko zmieniać w wyrzuty sumienia. Zdałem sobie sprawę, że zabijanie zbliża mnie do swoich ofiar i popełniając te same grzechy - jestem do nich podobny. Brzydziłem się tym, co zrobiłem. Wróciłem do Carlisle’a.
Renesmee zamilkła. Starała się jakoś ustosunkować do opowieści ojca. To było takie trudne do wyobrażenia. Jednak po chwili odrzuciła te myśli i przytuliła się do niego.
- To nie ma znaczenia. Cieszę się, że wróciłeś i że poznałeś mamę.
Edward zaśmiał się cicho.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak jesteś do niej podobna.
- Do ciebie chyba też trochę.
Edward pogłaskał ją po ramieniu.
- Tak, do mnie też…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Śro 10:33, 09 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 11:44, 16 Wrz 2009 Powrót do góry

No ja nie mogę, nikt nie zauważył nowej miniatury? Nie wiem, czy Ci smutno, czy nie. Przyszłam Cię pocieszyć komentarzem. Wink Choć poprzednia miniatura podbiła moje serce i trudno będzie Ci to oczarowanie przenieść na kolejne małe opowiadanko, to O przemijaniu też ma swój klimat.
Osobiście drażnił mnie tylko wątek z eskapadami Edwrada, krótko po jego przemianie. Czytałam mini prawie zaraz po lekturze ostatniego rozdziału Syna marnotrawnego. Mimowolnie nasunęło mi się porównanie z tą łatką i powiem szczerze, że Twoją wersję oceniłam na minus. Za bardzo mi się kojarzyła. Natomiast jeśli idzie o wątek tęsknoty Belli za ojcem, o próbie zachowania jego życia za wszelką cenę - to właśnie atut miniaturki.
Jak zawsze była to dla mnie przyjemna lektura i liczę, że pojawią się jeszcze inne komentarze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Śro 12:11, 16 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
sarah_amelia
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krosno

PostWysłany: Śro 12:46, 16 Wrz 2009 Powrót do góry

Ja też coś naskrobię, choć nie umiem pisać komentarzy. Dopiero się uczę^^
W tej miniaturce podobał mi się również wątek tęsknoty za ojcem. Z resztą cała mi się podobała. Nie będę szukać jakiś tam błędów. Mam słabość do wszystkiego co napiszesz :P Czekam na kolejne :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin