FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Miniaturki Pinka - **** [M] - 14.06 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
PinkMiracle
Dobry wampir



Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 1263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TARDIS

PostWysłany: Pon 0:42, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Szczerze mówiąc to początkowo nie miałam zamiaru wstawiać tej miniaturki do publicznego komentowania, ale pod wpływem paru osób zdecydowałam się. Od razu uprzedzam, że jeżeli jesteś osobą wrażliwą, bądź szybko się zniesmaczasz - nie czytaj. Jest to mój pierwszy tekst, pisany w szybkim tempie na potrzebę konkursu Wielkanocnego. Chciałabym również podziękować moim przeciwniczką za świetne teksty i dobrą zabawę, bo przecież o to w tym chodzi Wink .
Dedykuję to 'dzieło' Freszastej i Gelidzie za to, że mnie wspierały, dodawały od siebie parę groszy, za rady i oczywiście za to, że leżały pod biurkami czytając pojedyncze fragmenty.



Święta z Arem

Beta: Jedyna i niepowtarzalna Gelida.



Wstając z łóżka nie bardzo wiedziałam, jaki mamy dzisiaj dzień, ale tak zdarzało się często po nocy spędzonej z Edwardem. Wstał chwilę przede mną i właśnie ubierał się w naszej wielkiej garderobie. Usłyszałam, że Renesmee się właśnie obudziła. Ech, czy to dziecko nie może spać dłużej? Skoro jest taka inteligentna to nie może pomyśleć, że mamusia chciałaby spędzić jeszcze trochę czasu z tatusiem? Nie żebym jej kiedyś tłumaczyła, co robimy. Chociaż się pytała. Odpowiedziałam jej wtedy, że uczymy się ginekologii. Dziwne, ale uwierzyła.
Z westchnieniem odsunęłam od siebie kołdrę i ruszyłam do garderoby. Przytuliłam się do Edwarda i namiętnie go pocałowałam. Po chwili usłyszałam, jak czyjeś małe stópki biegną w stronę naszej sypialni, więc szybko się ubrałam. Nie minęła sekunda jak stałam obok mojego męża ubrana w jeansy i niebieską koszulkę. Już dawno porobiłam własne zakupy. Nie żeby rzeczy Alice mi się nie podobały, ale nie były w moim stylu. Dobra, żeby was nie okłamywać, powiem prawdę: Alice myśli, że ja jakąś pieprzoną księżniczką jestem. Czasami się zastanawiam, czy ona myśli. Rozumiem, że każdy ma swój styl i tak dalej, ale na Edzia! Jej czasami kompletnie odbija i zachowuje się jak wariatka.
Usłyszałam ciche pukanie i otworzyłam drzwi. Edward stanął obok mnie ubrany jak zwykle sexy. Gdy na niego spojrzałam, mało co orgazmu nie dostałam. O jego mięśniach mogłabym napisać więcej niż Adam Mickiewicz o szukaniu grzybów w lesie. Ogarnij się, kobieto! Zachowujesz się jak te stuknięte trzynastki, co się napalają na twojego męża oglądając Twilight! Tak, te to są nieźle pogrzane. Jeszcze wciskają kity, że z jakąś Kryśką się spotyka. Totalny facepalm! I przez nie prowadzę monolog sama ze sobą. Odwala mi. Belka! Na Edzia, ogarnij się!
Gdy już się otrząsnęłam, spojrzałam na córeczkę. Wyglądała jak dziesięciolatka, choć nie minął nawet rok odkąd o mało nie zginęłam przy jej porodzie, ale nie będę teraz tego rozpamiętywać. Nie wypada. Uśmiechnęła się do nas szeroko i przytuliła się do swego ojca. Była taka podobna do mnie! Choć ma strasznie kręcone włosy. Gdyby była ruda (dzięki Edziowi, że nie jest!), wyglądałaby jak kaszalot. Gdy już się od niego oderwała, wyszczerzyła do mnie zęby w uśmiechu i zaczęła skakać wokół nas na jednej nodze, klaszcząc w ręce i krzyczeć coś o jajkach. Była tak samo wkurzająca jak Alice i czasami tak jak Rosalie umiała zadzierać nosa.
Gdy w końcu przestała, coś mi pstryknęło w głowie. Zaśmiałam się pod nosem. Pstryknąć to może prąd w domu, ale nie w głowie, głupia Belko! Spojrzałam na mojego potwora z Loch Ness. I sobie przypomniałam. Już jutro Wielkanoc! Zrobiłam facepalma z przyzwyczajenia. Edward spojrzał na mnie pytająco, unosząc jedną brew. Potrząsnęłam głową. Co za idiota!, pomyślałam spanikowana. Po chwili się ogarnęłam i zadecydowałam, że pojadę na zakupy. Oczywiście nie powiem nic Alice. Wybiorę się z Rosalie. Jakby co, będę miała kogo poprosić o zabicie mnie. Rose by się nie zawahała, za to Alice robiłaby problemy. Gdy już sobie wszystko poukładałam w głowie, na półeczkach i w opakowaniach, zrobiłam Powrót Smoka do realnego świata. Spojrzałam na córę mą (Nie mylcie jej czasami z Córą Ciemności! Co to, to nie!) i uśmiechnęłam się do niej słodko. Tak, że mogło by to zemdlić każdego zwyczajnego człowieka. Ale że my normalnie nie jesteśmy to... no, peszek.
– Tak, tak. Jutro Wielkanoc – powiedziałam, zadowolona z siebie, że w końcu do tego doszłam. – Chodźcie, pójdziemy zapolować, a później, Nessie, jak będziesz grzeczna i zjesz śniadanie, to przyprowadzę psa. To znaczy Jacoba. – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Nie żebym coś miała przeciwko Jacobowi, ale on naprawdę był kretynem. I do tego strasznie śmierdział. Jak przychodzi, otwieramy wszystkie okna, żeby ten smród się po domu nie roznosił, ale to i tak mało pomaga. Wzięłam Edwarda za rękę i wyszliśmy z naszego skalnego domku. Popędziliśmy przez las. Nie zajęło nam to dużo czasu, bo nawet sekunda nie minęła, a my już przeskakiwaliśmy rzeczkę. Kolejna sekunda i już siedziałam w dużym białym salonie na beżowej kanapie obok Emmetta. Jak zwykle dureń oglądał mecz. Gdy w końcu do niego dotarło, że wzięłam pilota, zrobił obrażoną minę. Już chciał coś powiedzieć, gdy do salonu wpadła Nessie i usadowiła się obok mnie. Przełączyłyśmy na bajki, które ostatnimi czasy bardzo lubiłam oglądać. Emmett wściekły bez słowa wyszedł z salonu i skierował swoje wielgachne kroki w stronę garażu, gdzie, znając życie, siedziała Rosalie. Poszedł szukać u niej pocieszenia. Jeżeli nie rozumiecie, co przez to chcę powiedzieć, macie poniżej piętnastu lat i absolutnie nie powinniście tego czytać! To jest dla osób, którzy już sporo przeżyli w swoim jakże nieudanym życiu.
Wracając do mojej historii. Gdy tak sobie siedziałyśmy z Nessie Edward zawołał wszystkich członków naszej wampirzej familii. Wszyscy po kolei weszli do salonu. Najpierw wkurzająca Alice, uśmiechając się od ucha do ucha jakby ktoś jej kiedyś przywalił. Jasper, który wyglądał jak pół dupy zza krzaka z tymi wszystkimi bliznami. Esme jak zwykle pogodna, że aż się rzygać chciało. I na końcu doktorek o swoim niezmiernie spokojnym wyrazie twarzy. Rosalie i Emmett się nie pojawili, ale nie zdziwiło mnie to. Pocieszali się wzajemnie.
– Idzie ktoś z nami na polowanie? – spytał Edward zwracając się do członków naszej rodziny, którzy nadal mieli banany na twarzach, co było trochę frustrujące.
– Tak! – krzyknęła Alice zadowolona, że w końcu ktoś wpadł na ten genialny pomysł. Chwyciła Jaspera za rękę i pociągnęła go w stronę lasu.
Nikt nic nie powiedział. Uniosłam do góry brwi i potrząsnęłam głową. Moje długie kasztanowe włosy opadły mi na twarz. Zmierzwiłam je nie układając ich. Alice by mnie zlinczowała, gdyby coś takiego zobaczyła. Aż mi ciarki przeszły po plecach. Jako że wszyscy wyrazili zgodę na wspólne polowanie, wyszliśmy balkonowymi drzwiami i skierowaliśmy się w stronę lasu. Przeskoczyliśmy rzeczkę i zanurzyliśmy się w zieleni. W tym momencie w pełni oddałam się mojemu instynktowi. Niemal od razu namierzyłam stado jeleni i zaatakowałam. Ich krew nie była aż tak dobra jak ludzka, ale wystarczała nam do życia. Gdy już skończyłam wytaczać z krwi ósmego jelenia, stwierdziłam, że się najadłam, o ile można to tak nazwać. Nie widziałam Edwarda nigdzie w pobliżu, natomiast słyszałam śmiech Renesmee, która znów bawiła się śniadaniem. Wywróciłam oczami i skierowałam się w stronę domu. Gdy weszłam, zobaczyłam siedzącą na kanapie Rosalie. Emmetta nigdzie nie było widać, ale to i lepiej. Podeszłam do kanapy i usiadłam obok Rose. Czasami miałam chęć wziąć ją za te blond kudły wytarzać w błocie, a później kilka razy roztrzaskać jej twarzyczkę o ścianę. Powstrzymałam się od myśli na ten temat. To było za bardzo kuszące. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Rosalie.
– Rose? – Spojrzała na mnie, marszcząc brwi. – Pojechałabyś ze mną na zakupy świąteczne? Poprosiłabym Alice, ale wiesz, jaka ona jest. – Przewróciłam oczami, żeby pokazać, co o tym myślę.
– Hm... no dobrze. Pojadę z tobą – powiedziała, szczerząc zęby w uśmiechu. Wiedziałam, że to tylko taka poza, ale nie miałam jej tego za złe. Ona naprawdę starała się mnie polubić. Nie tylko ze względu na Edwarda, ale też ze względu na małego potwora.
Wstałyśmy z kanapy i skierowałyśmy się w stronę garażu. Gdy do niego weszłyśmy zdziwiłam się, że nie ma tam Emmetta. Nie zastanawiając się nad tym dużej wsiadłam do swojego mercedesa. Rosalie usiadła po stronie pasażera. Nie zapinając pasów wyjechałam z garażu. Miałam nadzieję, że kiedyś, jak nagle zahamuję, ona wyleci przednią szybą, a ja będę nad nią stać i się śmiać. Musiałam się ogarnąć. Mamy święta, a ty, głupia Belko, myślisz o takich rzeczach? Wstydź się! Gdybym mogła, pewnie bym się zaczerwieniła, ale dzięki Edziowi nie mogę. Ostatnio coraz częściej myślałam nad zrobieniem mu ołtarzyka. W końcu był dla mnie kimś więcej niż samym Bogiem. Był dla mnie stwórcą. Powinnam codziennie odmawiać modlitwy do niego, a zamiast tego ja się z nim bawię po nocach! Jestem złą kobietą.
Gdy dojechałyśmy do gorącego Los Angeles, skierowałyśmy się od razu do sklepów ze słodyczami. Rosalie się jeszcze uparła, żeby kupić kilka ciuszków dla małej. Gdy wracałyśmy, było już bardzo późno. Nie odczuwałam zmęczenia, ale było już dobrze po pierwszej w nocy, gdy przybyłyśmy do domu. Rosalie od razu wyskoczyła z auta i popędziła do sypialni, gdzie pewnie czekał na nią Emmett.
Wysiadając z samochodu zobaczyłam Edwarda podchodzącego do mnie. Miał jak zwykle minę emo, która mówiła ‘tak się o ciebie martwiłem’ czy coś w tym stylu. Chciałam przewrócić oczami, ale powstrzymałam się i w ramach przeprosin pocałowałam go długo i namiętnie. Gdy się od siebie oderwaliśmy, wpatrywaliśmy się w siebie jeszcze chwilę, po czym wyjęliśmy zakupy z samochodu i zanieśliśmy je do kuchni. Dowiedziałam się, że Nessie już śpi i że był dzisiaj u nas Jacob. Zaczęłam z Edwardem robić najróżniejsze pisanki. Po kilku chwilach zjawiła się ciekawska Alice. Gdy zobaczyła, co robimy, zawołała Esme i obie do nas dołączyły. Tak minęła nam cała noc.
Gdy było już koło ósmej, Emmett zaproponował, że pochowa pisanki po całym domu i ogrodzie. Zadowolona, że inni przyłączają się do organizacji Wielkanocy, zaczęłam gotować różne smakołyki na Wielkie Śniadanie. Oczywiście nikt nie miał zamiaru go jeść. Całe to przedstawienie było dla Renesmee i wilków. Gdy wszyscy zadowoleni szykowali stół w jadalni i dekorowali dom na kolorowo, Alice nawiedziła wizja. Edward cały zesztywniał i wpatrywał się w jej twarz. Nie byłam pewna, co zobaczyła, ale po takiej reakcji to nie mogło być nic dobrego. W domu nastała cisza, po czym Alice cała w nerwach zaczęła dukać coś o wizycie. Podeszłam do niej i strzeliłam jej w twarz z otwartej ręki, żeby się dziewczyna ogarnęła. Zaczerpnęła głęboko powietrza i spojrzała na mnie tak, jakbym jej pół rodziny wybiła.
– To nie było potrzebne – syknęła. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do kuchni. – Właśnie miałam wizję, że przybywa do nas nie kto inny jak wielce szanowny Aro.
Gdy to powiedziała, patelnia, którą trzymałam w ręce, wyślizgnęła mi się i upadła z brzękiem na ziemię. Zaraz potem Alice wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Przyjeżdża, żeby z nami świętować Wielkanoc – wykrztusiła pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu. O mało co się na nią nie rzuciłam. Gdyby moje serce biło, z pewnością dostałabym zawału. Około dziesiątej przybiegła do nas Renesmee cała w skowronkach. Właśnie skończyłam robić mazurka, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wiedziałam, kto to.
– Witajcie! Witajcie! – powiedział znajomy głos. Aż mi ciarki po plecach przeszły. Weszłam do salonu.
– Witaj, Aro. – Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko. Nadal wyglądał, jakby ktoś mu przynajmniej dwa razy przywalił z patelni w twarz. Wyciągnął do mnie dłoń. Wiedziałam, że chce sprawdzić, czy jeszcze mam swoją tarczę. Śmiało uścisnęłam mu rękę. Mina mu trochę zrzedła, gdy nic nie zobaczył. Chciało mi się śmiać. Uśmiechnął się do wszystkich po kolei nie podając im rąk. Oczywiście wszyscy westchnęli z ulgą.
Zaprosiłam naszego gościa do jadalni, gdzie stał już pięknie udekorowany stół. Usiedliśmy i, prowadząc konwersację, czekaliśmy na resztę gości. Nie minęło pół godziny, gdy odezwał się dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu i poszłam otworzyć naszym gościom. Pod drzwiami stała cała sfora, razem z ich żonami i narzeczonymi. Przyszli również Charlie i Sue, którzy niecałe trzy miesiące wcześniej się pobrali. Przywitałam się ze wszystkimi, jak na gospodynią przystało. Charlie i Emily, żona Sama, przynieśli cztery wielkie koszyki. Zawołałam Edwarda i Emmetta, żeby wzięli święconki, a gości zaprosiłam do jadalni. Nawet w kuchni słyszałam podniecony głos Aro. Ten to jest walnięty. Zaczęłam przygotowywać śniadanie. Gdy już się ze wszystkim uporałam, zaniosłyśmy z Esme i Alice wielkie tace ze świątecznym śniadaniem. Stół ozdobiony był bukietami z bazi i pierwszych wiosennych kwiatów. W powietrzu można było wyczuć zapach wiosny, dobrej zabawy i mokrego psa. Zasiedliśmy do śniadania, rozmawiając. W pewnym momencie doszedł mnie głos Aro:
– Jest Aro, jest impreza! – wykrzyknął rozradowany. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Było tak słitaśnie, że aż mnie zemdliło. Owszem, lubiłam spotkania rodzinne, no ale na Edzia! Ile można tak cukrzyć? W końcu i tak komuś to zbrzydnie. Pierwsza pewnie będzie Rosalie. Cały czas ma zmarszczony nos i ściągnięte usta, jakby powstrzymywała się od potoku brzydkich słów. A szkoda. Z miłą chęcią bym poobserwowała, jak się rzuca komuś do gardła. W końcu pusta lala się na coś przyda. Gdy nareszcie skończyliśmy cukrzyć przy śniadaniu, odeszliśmy od stołu, a potworowi z Loch Ness kazaliśmy szukać królików. Przewróciła cały dom do góry nogami i z dziesięciu znalazła tylko trzy. Biedne dziecko pewnie myślało, że rodzice są skąpi. No i dobrze myślało! W końcu mamy kryzys, co nie? Musimy oszczędzać. Niestety Esme się nad nią zlitowała i powiedziała jej, że reszta królików jest schowana w ogrodzie. A niech cię! Umiesz wąpierzowi popsuć zabawę! A tak dobrze się bawiłam. Aro, jak to Aro – poszedł wraz z nią, zakładając wielkie królicze uszy i ogonek. Skakał po całym ogrodzie w poszukiwaniu koszyczków z czekoladowymi jajkami. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało. Wizyta Aro była bardzo zabawna. On jest takim kretynem, że aż mnie to śmieszy. Potrafi zachowywać się jak dziecko.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wróciliśmy do swoich zwykłych zajęć. Oczywiście nikt nie zapomniał, że na następny dzień jest śmigus-dyngus, tak więc wszyscy po kolei lądowaliśmy w rzeczce. A ja zrobiłam ołtarzyk mojemu wielkiemu Edziowi i teraz codziennie się do niego modlę zanim pójdę bawić się z Edwardem.


Będę wdzięczna za wszelkiego rodzaju komentarze.

Pozdrawiam, Pink.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PinkMiracle dnia Czw 20:31, 24 Lut 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Pon 12:05, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Pojawiam się, by skomentować.;p
Na początek wielkie uznanie, za sam udział w konkursie. Był przyjemny i przyniósł wiele emocji, nie uważasz?

A co do samego tekstu to momentami był tak zabawny, ze spadałam z krzesła. Ale... były też chwile, kiedy wszystko było nie tak. czasami humor musi mieć granice, inaczej trochę zniesmacza tekst.
Miniaturka zapada w pamięć właśnie przez swoją kontrowersyjność. Pewnie wiedziałaś, ze tekst zbudzi sprzeczne emocje.
I bardzo gratuluję Ci pomysłów. Niektóre sceny były fenomenalne. Skąd Ty bierzesz takie pomysły?

Edit.: Pink, jak jest mniej osób jest większa szansa na wygraną Cool


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Prawdziwa dnia Pon 14:07, 03 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PinkMiracle
Dobry wampir



Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 1263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TARDIS

PostWysłany: Pon 13:20, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Wiem, że niektóre sceny przekraczały granice poziomu, ale pisałam wszystko na świeżo. Nie zastanawiałam się, czy to będzie śmieszne, czy też nie, czy to będzie zniesmaczać, oburzać etc. Pisałam, bo sprawiało mi to przyjemność. I muszę przyznać, że pewne rzeczy były wzięte z życia. Może nie dokładnie takie same, ale podobne.
Co do konkursu-zgadzam się. Był bardzo przyjemny. Można by robić takich więcej, tylko szkoda, że zgłosiło się tak mało osób.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rikki
Dobry wampir



Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań

PostWysłany: Pon 21:46, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Pink to jest zabójcze!
Haha takie w naszym stylu.Leżałam, no po prostu leżałam.
Sczegołnie kiedy Bells robiła te facepalmy buahaha zaje***te! Jakby tak była napisana cała saga to miała by większe branie niż teraz. E tam jakie zniesmaczenia to może takie malutkie, ale mi się podobało bo ja jestem zdziwaczała, zwsze tak mam kiedy przebywam w twoim towarzystie, masz na mnie zły wpływ xD
Super pomysł wykorzytsany, więcej takich tekstów! Pink pisz, pisz i jeszcze raz pisz.
Buahaha jeszcze raz powiem SUPER Very Happy


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
PinkMiracle
Dobry wampir



Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 1263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TARDIS

PostWysłany: Pon 16:28, 10 Maj 2010 Powrót do góry

Kolejne moje 'dzieło' literackie. Dziękuję mojej przeciwniczce, kirke za bardzo ciekawy pojedynek i gratuluję jej wygranej :* Wink .


Widmo



Gdy wybiegną z zegara wszystkie mrówki
i nareszcie otworzą się drzwi samotności,
śmierć mnie nie znajdzie.*


Lato, chodniki nagrzane od słonecznych promieni, zapach spalin samochodowych i tanich jadłodajni. Ryk samochodów, klaksony, głosy ludzi wzbijające się w powietrze. To wszystko dają nam zatłoczone ulice Manhattanu. Wyszłam z centrum handlowego i skierowałam się w stronę metra. Do miasta nigdy nie brałam samochodu, bo nie było gdzie zaparkować. Nawet na ulicy samochody się ledwo co się poruszały, szesnasta to godzina szczytu. Każdy chce jak najszybciej wrócić do domu, do swojej rodziny, odpocząć od ciężkiej pracy i natrętnych szefów.
Nie byłam tu żadnym wyjątkiem, oprócz tego, że nie posiadałam dzieci ani rodziny. To właśnie wtedy zadzwonił telefon i dowiedziałam się o śmierci siostry. Zginęła w wypadku samochodowym. Nikt nie umiał mi wyjaśnić, jak to się stało. Żadnych usterek nie było, nikt też w nią nie wjechał. A jednak wylądowała w rowie, spadające drzewo roztrzaskało samochód, a jej ciało zmiażdżyła ciężka blacha. Jej gnijące ciało znaleziono po trzech dniach, gdy dowiedziałam się o jej śmierci, załamałam się psychicznie. Został mi tylko Liam, nikt więcej. Ale również on zostawił mnie po roku od śmierci Elle. Nie wytrzymał tej presji. Zamknęłam się w sobie, a on nie umiał mi pomóc. Nie chciałam jego pomocy, chciałam zostać sama. I tak się właśnie stało.
Żeby zapomnieć o wielkiej stracie, przeprowadziłam się i zaczęłam życie na nowo, w całkiem innym miejscu. Forks było to małe miasteczko na obrzeżach stanu Waszyngton. Cicha mieścina, w której nic się nie dzieje, ludzie się znają, a ptaszki śpiewają. Tego mi było trzeba, ciszy i spokoju. W głębi lasu kupiłam sobie dom - stary, drewniany, typowo przedwojenny, na przodzie miał taras, przypominał mi domek z bajki. Zawsze o takim marzyłam. W moich myślach był pomalowany na biało, odnowiony, a przed nim biegająca dwójka małych dzieci po zielonej trawie w blasku słońca.
Potrząsnęłam głową, dając moim jasnym włosom opaść na twarz. Nie chciałam myśleć o takich rzeczach, nasuwały mi się wtedy wspomnienia o mojej siostrze, o której w tym momencie nie chciałam myśleć. Siedziałam właśnie na tarasie i oglądałam las na tle zachodzącego słońca, gdy usłyszałam ciche łamanie gałązki. Odwróciłam się w stronę, z której owy dźwięk doszedł moich uszu. To, co zobaczyłam, zaparło mi dech w piersiach, nie mogłam złapać oddechu. Stał tam jakby nigdy nic chłopak, ale nie byle jaki chłopak. Takiego w życiu nie widziałam, inni mogą się przed nim chować. Miał krótkie, ciemne, potargane włosy, ciemne oczy widoczne nawet z tak daleka. Ubrany był w zwykłe jeansy i skórzaną kurtkę, pod którą widać było białą bluzkę, a nadal wyglądał jakby uciekł z sesji zdjęciowej do magazynu dla nastolatek.
- Wybacz, chyba pomyliłem ścieżki. - Uśmiechnął się zakłopotany. Nogi miałam jak z waty. Gdy zaczął się zbliżać, przypomniałam sobie, że muszę oddychać. Wzięłam głęboki wdech.
- A gdzie się wybierałeś? – spytałam, uśmiechając się delikatnie.
W tym momencie się zatrzymał, a z jego twarzy zniknął uśmiech. Odwrócił się na pięcie i pobiegł w głąb lasu. Zaskoczona nawet nie ruszyłam się z miejsca. Gdy się otrząsnęłam z szoku, zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadkiem nie było złudzenie optyczne. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam w niebo, ciemne chmury zaczynały się zbliżać, a z oddali było słychać grzmoty i jasne przebłyski na ciemnym niebie. Weszłam do domu i skierowałam się do salonu, był duży i jasny. Urządzony skromnie, ale ze smakiem. Stała w nim duża beżowa kanapa, dwa małe stoliczki, duży telewizor i kilka półek z książkami. Nie była to moja cała kolekcja, resztę książek trzymałam w bibliotece piętro wyżej. Zamiast ścian były tam półki, pełno rzędów półek. Pokój wyglądał niczym wielka biblioteka.
Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor, jak zwykle nic ciekawego nie leciało. Trudno było trafić na jakiś ciekawy film w ciągu tygodnia. Usłyszałam ciche skrzypnięcie i zaraz potem ciemność w pokoju rozproszyła się na chwilę przez błyskawicę. Zatrzęsłam się ze strachu, podniosłam się i zapaliłam w całym domu światła. W takich chwilach bałam się być sama. Owszem, lubiłam adrenalinę, ale tym razem czułam coś innego. Jakby ktoś był razem ze mną w tym pokoju, a zarazem go nie było. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Usłyszałam ciche kaszlnięcie. Rozejrzałam się po pokoju, ale nic w nim nie było. Przykryłam się kocem, moje ciało przeszedł kolejny dreszcz strachu. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie, ale przecież w domu nikogo nie było, a okna były zasłonięte.
Stuk, stuk, stuk. Jedna kropla, druga, trzecia. Wszystkie obijały się o parapet, tworząc niesamowitą symfonię dźwięków. Grzmot. Stuk, stuk, stuk. Wzięłam głęboki oddech i usłyszałam rozbijające się na górze szkło. Krzyknęłam, teraz bałam się już nie na żarty. Podskoczyłam i szybko pobiegłam na górę, skąd doszedł moich uszu dźwięk, kolejne szkło uderzyło o posadzkę. Serce podskoczyło mi do gardła.
Drzwi od łazienki, zza których doszedł mnie kolejny dźwięk tłuczonego szkła, były uchylone. Otworzyłam je szerzej i stanęłam w drzwiach. Na podłodze leżały resztki trzech szklanek, z każdej z nich zachował się większy kawałek, na którym widniało jakieś imię. Przysiadłam i podniosłam je, na pierwszej widniało imię mojej matki - Weronika, na drugim imię mojej siostry - Elle, na trzecim i ostatnim imię mojego byłego narzeczonego - Liam. Upuściłam kawałki szkła na podłogę, podnosiłam się szybko i rozejrzałam po łazience. Na dużym lustrze nad umywalką było napisane krwią „Będziesz następna, Elizabeth”. Krzyknęłam i skierowałam się w stronę schodów, dobiegłam do drzwi i wypadłam na zewnątrz, spojrzałam za siebie w stronę okna wychodzącego z łazienki i zobaczyłam tam ciemny cień. Szybko dopadłam samochodu i w deszczu odjechałam z tego przeklętego miejsca.


Słychać kroki - daleko? - jeszcze zdążę uciec.
Gdy noc zaczęła sobie przyświecać gwiazdami,
głęboki dźwięk cienia upuściła w morze.*


***

To był najgorszy dzień w tym przeklętym życiu komisarza Noodiego. Najpierw jakaś stuknięta kobieta przybiegła do komisariatu, że w jej domu jest widmo, które zostawiło jej jedną z tych wiadomości „zaraz umrzesz”. Gdy tam pojechał, okazało się, że łazienka jest czysta, a co najważniejsze na lustrze nie ma żadnego napisu, i to w dodatku krwią.
Wrócił na komisariat, a kobieta zniknęła. Nikt nie umiał mu powiedzieć, dokąd poszła. Po kilku godzinach jeden z obywateli zadzwonił na komisariat, że drzewo przygniotło jakiś samochód i osoba w nim siedząca pewnie nie żyje. Kiedy już zajechał na miejsce wypadku, okazało się, że ofiarą jest kobieta, która jeszcze kilka godzin wcześniej przyszła roztrzęsiona na komisariat, że widmo chce ją zabić.
Nikt nie umie wyjaśnić, co się dokładnie stało. Nie był to zwykły wypadek, nikt jej z drogi nie zepchnął, a sama tam wjechać, też nie wjechała. Żadnych dowodów, żadnych świadków, świat jest okrutny.

* Wiersz Carlos Pellicer „Temat do nokturnu”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Pią 22:01, 21 Maj 2010 Powrót do góry

Pinku, jestem złą jędzą, która najpierw dopinguje, a potem nawet nie ruszy swojej dupencji, ażeby skomentować.
Najpierw na ruszt rzucimy Święta z Aro. Ten tekst wywołuje we mnie nieco sprzeczne emocje, gdyż przy niektórych fragmentach zanosiłam się śmiechem, a przy niektórych mnie trochę zgorszało. Może jestem drażliwa na nazywanie Jacoba per "pies", po prostu... Parę zdań było o przestawionej składni, ale to kosmetyka tekstu, a właśnie treść jest najważniejsza. Podobało mi się Wink Wprowadzenie Aro mnie zaskoczyło :)
Widmo to twór zdecydowanie bardziej przemyślany i zastanawiałam się szczerze, jak obędziesz się bez humoru i parodii... Dobrze sobie poradziłaś Wink Jest intryga, tajemnica, zaciekawiłaś mnie... Był jednak moment, kiedy przyspieszyłaś zanadto akcję, a właściwie ją streściłaś, i to mnie najbardziej zabolało. Błędów nie było, bo w końcu beta obecna Wink
Różu drogi, pisz, pisz jak najwięcej, ażeby szkolić warsztat, bo wiele mi się podoba, ale wiele też można poprawić Wink
Weny życzę! Tak długiej (dużej), jak ode mnie do Ciebie Wink
PinkMiracle
Dobry wampir



Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 1263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TARDIS

PostWysłany: Pon 18:21, 14 Cze 2010 Powrót do góry

Moje ostatnie dzieło literackie. Więcej pisać nie będę - przynajmniej w najbliższym czasie. Chciałabym podziękować Rikki za ciekawy pojedynek. Szkoda tylko, że oceniło go tylko trzy osoby. Chciałabym tym osobą podziękować i zadedykować to małe 'coś' . Tak więc uskrzydlona, Antonina, Cecyli - dziękuję wam!


****

Siedząc w środku lasu na ściółce nie byłam pewna tego co zobaczyłam. Myślałam, że mnie kocha, jednak tak nie było. Myliłam się, a za ten błąd właśnie płacę. Nikomu nie można ufać, gdyż prowadzi nas to do miejsca, w którym nikt nie chciałby być. Mianowicie do pustki, w której aktualnie się znajduję. Łzy spływały mi po policzkach, a mój szloch odbijał się od ścian lasu. Ptaki ćwierkały wysoko w drzewach ignorując mnie całkowicie. Nie mogłam wyrzucić z umysłu sceny, która się odbyła rankiem, tuż po tym jak wyznaliśmy sobie miłość. Na to wspomnienie łzy przybrały na sile, załkałam głośno podciągając nosem. Myślami cofnęłam się do poprzedniego dnia.
Siedziałam w naszym domu, kiedy Sam przyszedł wraz z resztą watahy na rodzinne śniadanie. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie całując w policzek. Przytuliłam się do niego i zatonęłam w jego wielkich brązowych oczach. Mógł się teraz dom walić, a ja bym tego nie zauważyła. Sam był dla mnie kimś więcej niż tylko narzeczonym. Byliśmy ze sobą na zawsze, ponieważ tak już chciał los, a naszej miłości nie dało się zburzyć. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Wpoiłam się z Samem, a raczej on we mnie, nie było odwrotu, w ogóle nie było żadnego innego wyjścia. Kochał mnie jak wariat i gdybym ja umarła byłam pewna, że on zrobi to samo chwilę później.
Do pomieszczenia weszła Leah, spojrzałam na nią, ubrana była w krótkie czarne spodenki i białą koszulkę bez rękawków, a w jej oczach widziałam ból. Wiedziałam, że bardzo zraniło ją to co Sam jej zrobił. Zostawił ją dla jej kuzynki, która przyjechała do niej w odwiedziny. Kto nie byłby zraniony? Od tamtego czasu mnie unika, a raczej nie spotyka się ze mną,a nie chce mieć nic do czynienia, również z Samem. Ale nieszczęście chciało, że i Leah okazała się wilczycą przez co mają cały czas wzgląd w swoje myśli, gdy są pod postacią wilków.
Sam wie jak bardzo ją zranił i głównie przez niego stała się taka naburmuszona i wredna. Wcześniej była uroczą, szczęśliwą dziewczyną, dopóki jej nie zostawił na rzecz jej kuzynki. Było mi jej strasznie szkoda, ale ona miała to ewidentnie gdzieś i znienawidziła mnie.
- Och nie przeszkadzajcie sobie. - powiedziała głosem ociekającym pogardą.- Przyszłam tylko zabrać Setha. - Spojrzała na niego znacząco, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę lasu.
Skrzywiłam się lekko. Nie łatwo było znieść myśl, że Leah mnie nienawidzi. Seth wzruszył ramionami i spojrzał na nas zakłopotany.
- To ja już pójdę, jeżeli nie masz nic przeciwko, Sam. - Powiedział wstając powoli i wpatrując się w Sama.
- Nie, idź. - Powiedział Sam odsuwając się ode mnie i siadając przy stole. Wziął do ręki kanapkę i zaczął ją jeść. Uśmiechnęłam się do siebie i pomaszerowałam do naszej sypialni. Nadal byłam w szlafroku, a pod nim miałam jedynie cienką koszulkę nocną. Ubrałam jeansowe krótkie spodenki i żółtą bluzkę na ramkach. Włosy zakręciłam na lokówce i związałam w luźną kitkę.
Usiadłam przed toaletką i nałożyłam delikatny makijaż podkreślając swoje duże piwne oczy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Makijaż robiłam tylko wtedy, gdy gdzieś wychodziłam. Chciałam jechać do miasta zrobić małe zakupy przed wieczorem.
Miała być mała impreza na plaży z okazji zakończenia lata, a jako dziewczyna, i oficjalna narzeczona, Sama zaproponowałam, że przyszykuję jedzenie. Biorąc pod uwagę fakt, że przybędzie cała wataha musiałam zrobić go dosyć dużo. Chłopcy jedli wszystko co im wpadło w łapy.

***

Po powrocie z miasta wzięłam się za przygotowanie posiłków. Gdy tak stałam w kuchni Sam do mnie podszedł i objął mnie w tali całując w szyję. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Mógłbyś mi pomóc. - powiedziałam z wyrzutem.
- Chętnie, ale muszę uciekać na patrol. - Zdjął ręce z mojej tali i skierował się do drzwi.
Moje rozdrażnienie brało nade mną górę. Miałam strasznie zły dzień, nie dość, że musiałam się ze wszystkim sama uporać, to jeszcze Sam lekceważył wszystko co mówiłam. Nie poprawiało mi nastroju również to, że w domu nic nie robił, a gdy już zaczynałam o tym wspominać wykręcał się tym, że ma patrol w lesie. Moje nozdrza zadrgały. Odwróciłam się trzymając w ręce nóż, którym właśnie kroiłam cebulę i zmrużyłam oczy.
- I znów jest to samo. - Powiedziałam rozdrażniona. - Gdy tylko jest coś do zrobienie, ty się zmywasz.
Odwrócił się w moją stronę z szeroko otwartymi oczami. Nigdy tak do niego mówiłam, praktycznie nigdy nie miałam do niego o nic pretensji. Niestety byłam tylko człowiekiem i moja cierpliwość nie była wieczna. Już i tak długo wytrzymałam robiąc wszystko sama.
- Emily.. ja naprawdę muszę już iść i nie mam czasu na kłótnie. Jak przyjdę zrobię co tylko zechcesz, tylko się nie denerwuj, najdroższa.
Jego słowa mnie nie uspokoiły, a tylko wywołały większy gniew.
- Czyli jutro? Bo dzisiaj na pewno wszystkiego nie zrobisz, ponieważ jest ognisko na plaży chyba, że wolisz zostać w domu i wykonywać moją listę. - Jego oczy się zwęziły.
- Och! Emily daj spokój. Zrobię to jutro, obiecuję.
- Nie Sam. Co chwila mówisz to samo, mam już tego dość. W kółko powtarzasz jutro to zrobię, jutro to zrobię, a w końcu nie robisz. Albo wykręcasz się tym, że musisz iść pilnować terenu. Mam już tego dość! - Odłożyłam nóż i skierowałam swoje kroki do sypialni.
Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. po chwili usłyszałam ciche pukanie. Zamknęłam oczy i nie odpowiedziałam. Po chwili kolejne pukanie.
- Odejdź! - Krzyknęłam przez drzwi.
- Emily! - powiedział przez drzwi.- Przepraszam. Wpuść mnie.
Uparcie opierałam się plecami o drzwi. Nie chciałam z nim rozmawiać. Po chwili usłyszałam oddalające się kroki i położyłam się na łóżku.

***

Gdy już się w mirę uspokoiłam i dokończyłam swoją pracę w kuchni, stwierdziłam, że jest już dosyć późno i powinnam już wychodzić z domu. Poprawiłam delikatny makijaż i włożyłam całe jedzenie na tył pickupa. Ruszyłam w stronę plaży, gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać. Dotarłam na miejsce jako jedna z pierwszych. Sama nigdzie nie było widać, wzruszyłam ramionami i poprosiłam kilku chłopców o pomoc w rozładowaniu samochodu.
Minęła godzina, gdy połowa La Push zebrała się przy ogniskach, by świętować koniec lata. Widziałam całą watahę, ale nie było wśród nich Sama, gdy podeszłam do nich się spytać, czy go widzieli, wzruszyli ramionami i pokręcili głowami. Westchnęłam i skierowałam się w stronę lasu.
Im dalej wchodziłam w las tym mniej było tam ludzi. Po chwili zobaczyłam dwie znajome sylwetki. podeszłam trochę bliżej i to co zobaczyłam wytrąciło mnie z równowagi.
Sam stał z Leah przy drzewie i migdalili się w najlepsze. Dopiero po chwili zdali sobie sprawę, że ktoś ich obserwuje. Sam się odwrócił i gdy tylko mnie zobaczył jego oczy rozwarły się z przerażenia.
- Emily.. - powiedział.
Nie chciałam go słuchać w moich oczach zbierały się łzy, które zaraz zaczęły spływać po moich policzkach. odwróciłam się na pięcie i pobiegłam w głąb lasu, najszybciej jak tylko mogłam. Przez załzawione oczy nie wiele widziałam i nie raz się potknęłam.
Po jakimś czasie znalazłam się właśnie tu. Na małej polance, gdzie moje nogi nie wytrzymały, a kolana się pode mną ugięły i runęłam na ściółkę leśną. Nie miałam siły myśleć. Przez głowę przelatywały mi obrazy niedawnej sceny, której byłam świadkiem. Wbiłam paznokcie w ziemię i wyrwałam kłębek trawy z korzeniami.
Spojrzałam na zielsko, które trzymałam. Skapnęło na nie kilka łez i rzuciłam nią przed siebie. Załkałam głośno. Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego? Pytałam samą siebie. Co ja zrobiłam? Klęczałam i łkałam. Ból był przerażająco silny. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce i podeptał je.
Nie mogłam się uspokoić drżałam na całym ciele, po chwili niczego nie czułam. Byłam w stanie otępienia. Żadne, nawet najmniejsze dźwięki do mnie nie dochodziły. Po chwili podniosłam się z klęczek i pobiegłam przez las. Miałam już tego dość, chciałam umrzeć, żeby nie czuć niczego. Żeby nie czuć tego olbrzymiego bólu w klatce piersiowej.
Po jakimś czasie znalazłam się w domu. Miałam ochotę to wszystko zakończyć, bo ból był niemiłosierny. Nigdy nikt nie mówił, jak to jest zerwać Wpojenie, choć zdarzył się tylko jeden taki przypadek, już wiem jak to jest. Miałam wrażenie, jakby ktoś wbijał mi szpiki w każdą część mojego ciała.
Weszłam do domu i skierowałam się do łazienki. po policzkach nadal spływały mi łzy. Dopadłam szufladki z nożyczkami, wzięłam je do ręki i przyłożyłam do nadgarstka. Cała się trzęsłam. Przycisnęłam je mocniej i pokazała się delikatna plamka krwi. Stwierdziłam, że to za mało, a ten ból jest przyjemny.
Przeciągnęłam drugi raz mocniej wbijając nożyczki. Syknęłam delikatnie, ale byłam usatysfakcjonowana. Ten ból był przyjemny, a zapach krwi działał na mnie kojąco. Nie mogłam się powstrzymać i zatopiłam nożyczki głębiej. Robiłam sobie coraz więcej ran, w różnych miejscach, a po chwili opadłam w nicość.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Czw 21:25, 12 Sie 2010 Powrót do góry

no dobra, w ramach akcji 'ratujmy ff'y przed brakiem komentarzy' oraz z okazji, że obiecałam, to skomentuję.
Ale rany, ja już naprawdę nie powinnam czytać ff'ów bo mam wrażenie że czytałam już wszystkie wersje wydarzeń wszystkiego i mam dość...

po pierwsze Pink - robisz jeden błąd, który mi baardzo przeszkadza. W zapisie dialogów. Jeśli po myślniku masz: powiedziałam, mruknęłam, westchnęłam, krzyknęłam etc to na końcu zdania wypowiadanego przez bohatera NIE stawiamy kropki! stawiamy ja tylko wtedy, gdy po myślniku jest opis czynności niezwiązanej z mówieniem.

dalej... początek. jakoś mi się samo zaczęło nucić 'ptaszęta tak wysoko, a mnie samotnej źle, a mnie samotnej źle...' Brakowało tylko żeby 'wtem harcerz szedł z wolna'. Wink

mam też wrażenie, że za dużo wyjaśniasz. Wszyscy wszystko wiemy przecież, wystarczyłyby półsłówka, rozbudowany akapit o sytuacji Lei w zasadzie nie jest potrzebny. Podobnie jak (ale to już moje osobiste odczucie) opisy co miała na sobie jak wstała i co zrobiła z włosami. Ale w sumie to takie zmierchowe, jakby nad tym pomyśleć. Kwestia też, że ja nie lubię tak prowadzonej narracji.

a końcówka... hmm. Emowata. Jakoś nie rozumiem czemu tak postąpiła...

a całość? obiektywnie rzecz biorąc nie jest zła. Styl jest całkiem przyzwoity, tylko narracja mogłaby być bardziej dynamiczna. Ale też temat mnie nie porwał po prostu bo i sfora i jej problemy nigdy nie była moim ulubionym motywem.

pozdrawiam i przepraszam za marudzenie,
owieczka


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Nie 22:19, 22 Sie 2010 Powrót do góry

'ratujmy ff'y przed brakiem komentarzy'?
się piszę Wink


Pink, czemu na początku taka samokrytyka, hę? Muszę ci powiedzieć, że każdy Twój kolejny tekst jest lepszy od poprzedniego, a to ważne, że pióro (klawiatura?) się rozwija, bo bez tego ani rusz.
Temat samobójstwa nie jest zbyt oklepany, ale też nie jest najświeższy. Kiedy pomyślałam o samobójstwie Emily, jak by to było, od razu przyszedł mi do głowy taki sam pomysł.
Zauważyłam, że masz w pisaniu dwa problemy.
Uno. Niektórym rzeczom, np. w kwestii ubioru, uczesania, poświęcasz więcej wagi niż ważniejszym wydarzeniom. Zanim Sam zawołał Emily, gdy ta przyłapała go na zdradzie, w jej głowie musiało pojawić się coś więcej niż zdawkowe "Sam stał z Leah przy drzewie i migdalili się w najlepsze."
Duo.
*przypomina sobie, czym jest duo*
Ach... Czasami używasz języka codziennego. Poprzekręcana składnia... Bo tak naprawdę, przynajmniej w moim otoczeniu, jak powiesz coś "nie po kolei", to i tak zrozumieją. Więc składnia to druga rzeż, naj jaką powinnaś popracować.
Interpunkcją Ci głowy myła nie będę :)
Aj, muszę Ci powiedzieć, że końcówka bardzo mi się spodobała, była jakby wyrwana z reszty. Fragment krótki, ale perełka :D
[quote=Róż]Ten ból był przyjemny, a zapach krwi działał na mnie kojąco. Nie mogłam się powstrzymać i zatopiłam nożyczki głębiej. Robiłam sobie coraz więcej ran, w różnych miejscach, a po chwili opadłam w nicość.[/quote]
*** podoba mi się. Tworzysz bardzo ładne opisy, choć czasami drobiazgi trzeba omijać ;P
Z każdym tekstem idzie Ci coraz lepiej, dlatego nie zrażaj się i pisz. Nawet do szuflady.
Jak coś, to ja jestem chętna przeczytać coś nadto xD

Czepiający się Fresz Wink
Carolinee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 11:34, 26 Lut 2011 Powrót do góry

Święta z Arem
Tekst bardzo mi się podoba, uśmiałam się :) Oczywiście nasza kochana, niezdarna Bella nigdy by się tak nie zachowała. Mój nowy sposób na pokonanie psychicznego dołka: wyobrazić sobie, że Aro skacze po ogrodzie z króliczymi uszami i ogonkiem.

Widmo
Dreszczyk emocji, stłuczone szkło i napis na lustrze … Fajna historia, ale dobrze, że nie przytrafiła się mnie. Na pewno nie zostałabym już sama w domu

Ostatnia miniatura najbardziej mi się podobała :) Biedna Emily się zabiła. I to wszystko przez swoją kuzynkę i narzeczonego. Tak to jest z zazdrością. Zakończenie mnie trochę zdziwiło. Myślałam, że spotka jakiegoś wampira i on ją przemieni :D


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin