FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Teraz albo nigdy 5.12! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
truska93
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tam, gdzie mieszkają komary giganty...

PostWysłany: Nie 21:52, 13 Cze 2010 Powrót do góry

Jest to jedna z kilku moich miniaturek Very Happy Jak narazie wrzucam tę i mam nadzieję, że się wam spodoba Very Happy

Miłego czytania!



Niesforna Reneesme
Byłam już nieźle spóźniona do pracy. Biegałam z pokoju do kuchni, z kuchni do pokoju. Nowa niania do mojej córeczki nadal nie przychodziła. Kiedy sięgnęłam po filiżankę z kawą, w końcu odezwał się dzwonek do drzwi. O mały włos nie wylałam na siebie gorącego napoju. Do drzwi zdążyła dobiec moja mała Reneesme.
- Mamusiu, to jakiś pan do ciebie! – krzyknęła.
- Już idę!
Doszłam do drzwi. Za nimi stał młody, przystojny chłopak. Miał jakieś dokumenty w ręce. To pewnie jego referencje – pomyślałam. Ale teraz nie mam na nie czasu, przejrzę je jak wrócę.
- Dzień dobry pani – odezwał się. – Nazywam się Edward Cullen…
- Nie wiem, czy dobry, ale proszę wejść – wpuściłam go do środka.
- Tak, dobrze, mam dla pani…
- Spokojnie, przejrzę je jak wrócę, teraz musze biec do pracy. Na lodówce jest lista rzeczy, które Nessie musi wykonać do mojego powrotu. Obiad musi pan sam ugotować, bo niestety nie zdążyłam tego zrobić…
- Ale…
- Reneesme, kotku – zwróciłam się do mojej małej kruszynki. – Bądź grzeczna i słuchaj swojego „pana nianię” – ucałowałam ją z czoło.
- Proszę pani... – zaczął chłopak.
- Proszę się nie martwić, wrócę za parę godzin – rzuciłam do nich i zamknęłam za sobą drzwi. Biegłam teraz po schodach do swojej taksówki…

Tymczasem w domu…

Edward

- Czy ja się nie przesłyszałem, czy mam się Tobą zaopiekować? – zacząłem. Przyszedłem z nowymi projektami dla tej kobiety od jej szefa.
- Tak. Mamusia musiała mnie z kimś zostawić, ale nie przypuszczałam, że to jakiś laluś ze mną zostanie – powiedziała mała z ironicznym uśmieszkiem.
- Słuchaj dziewczynko, ile ty w ogóle masz lat, że się tak odzywasz? – spytałem.
- A cztery i co? Nie zabronisz mi – wywaliła język.
- Przestań, bo się źle to dla ciebie skończy – warknąłem.
- Już się boję – zaśmiała się i uciekła. Odłożyłem kurtkę i projekty na półkę. Przeszedłem do kuchni. Zerknąłem na listę, o której mówiła jej matka.

1. Reneesme musi odrobić lekcje.
2. Musi zjeść obiad.
3. Po południu niech mała poćwiczy grę na pianinie.
4. Jak wrócę, jej pokój ma lśnić.
5. I jeśli to nie sprawi kłopotu, to niech podleje pani kwiaty.


Pani? Ach, zapomniałem, że jestem tu przypadkowo. Postanowiłem, że najpierw zrobię temu małemu łobuzowi obiad.
Zaglądnąłem do lodówki. Nie było w niej nic, co mogłem użyć do jakiejkolwiek potrawy. Z resztą byłem kiepskim kucharzem.
Postawiłem na jajecznicę. Wyciągnąłem pudełko i odpaliłem pod patelnią gaz. Sięgnąłem po pierwsze jajko, gdy w drzwiach ukazała się dziewczynka.
- Co ty robisz? – spytała, trzymając się pod boki.
- Gotuje ci obiad – oznajmiłem.
- Nie zjem tego!
- Słucham?
- Nie zjem tego! Nie słyszysz?
- Słyszę. A możesz mi powiedzieć, czemu?
- Bo nie jestem głodna!
- Ale musisz coś zjeść.
- Nie chcę!
- I nie musisz krzyczeć.
- Będę!!!
Ta mała coraz bardziej mnie denerwowała. Podeszła do lodówki i zabrała z niej jogurt. Nagle rozdzwonił się telefon.
- Poczekaj tu, ja odbiorę – powiedziałem do niej. Kiedy przekroczyłem próg kuchni, mała zapiszczała. Wróciłem się. – O co chodzi?
- Dlaczego nie odbierasz?! Dzwoni telefon!
- To nie krzycz, idę odebrać.
Znów wyszedłem, a ona ponownie zawrzeszczała. Nie wróciłem się tym razem, tylko odebrałem telefon. Dzwoniła jej matka.
- Wszystko w porządku? Mała nie dokazuje?
- Jest dobrze. Właśnie gotuje jej obiad.
- Ach, to wspaniale. Porozmawiamy później, bo teraz mam zebranie – powiedziała i odłożyła słuchawkę.
- Taa – powiedziałem do nikogo.
Odłożyłem słuchawkę na swoje miejsce i odwróciłem się w stronę drzwi do kuchni. W nich stała mała z jogurtem i łyżeczką z ręce.
- No, co się tak gapisz? – spytała.
- Mam oczy to się gapię – odpowiedziałem. W tej oto chwili dostałem łyżeczką jogurtu. Reneesme zaśmiała się i uciekła. Chciałem ją gonić, lecz z kuchni wydobywał się dym.
- O cholera, jajka!
Pobiegłem do kuchni. Dymiącą patelnię zdjąłem z gazu i włożyłem do zlewu. Polałem dużym strumieniem wody.
- No i co ty zrobiłeś???!!!! Kuchnie mi zadymiłeś! – zaczęła wrzeszczeć.
- Zamknij się smarkulo. To przez ciebie.
- Wcale nie! – jej piskliwy głos działał mi na nerwy.
- Dobra, kłócił się z Tobą nie będę.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Nie wiedziałem, czy mam zając się wietrzeniem kuchni, czy też iść otworzyć. Postanowiłem, że najpierw to drugie. Gdy zrobiłem krok, mała krzyknęła. Kolejny – znowu pisk. Uhh, mam już dość. Poszedłem do drzwi i otworzyłem je. Za nimi stał pewien dziadek.
- Dzień dobry. Przyszedłem sprawdzić, jak sobie pan radzi.
- Witam, z małą jest wszystko w porządku. – Poza tym, że ciągle wrzeszczy.
- Ooo, przyszedłem sprawdzić co z panem. Znam tę małą i proszę mi wierzyć, że to diabeł wcielony.
- Tak? – Co pan nie powie.
- Poprzedni facet, który tu pracował jako niańka uciekł po zaledwie paru minutach! Zdziwiłem się nieco, że taki napakowany gość nie dał sobie z nią rady.
- Acha. Dziękuje bardzo. Będę się miał na baczności – powiedziałem.
- Proszę. Jakby co, mieszkam tu obok.
- Do widzenia – pożegnałem się i zamknąłem drzwi.
Wróciłem do kuchni. Mała Reneesme stała przy stole i świdrowała mnie wzrokiem.
- Zaraz ci coś ugotuje.
- Nie jestem głodna! – znowu krzyknęła.
- Musisz coś zjeść.
- Nie! Nie jestem głodna!
- Przestań, bo jak się wkurzę…
- To co? Nie jestem głodna i już!!!
Tego było za wiele. Przez jej krzyki prawie ogłuchłem. Rzuciłem ścierką i ruszyłem w jej stronę. Mała zaczęła uciekać i wrzeszczeć przy tym na całe gardło.
Przez około parę minut ścigałem ją po całym mieszkaniu. Kiedy pobiegłem do kuchni, zauważyłem, że drzwi do spiżarni lekko się poruszają. Acha, tam jesteś – pomyślałem. Po cichu skradłem się do drzwi i uchyliłem je. Wtem mały potwór wyczołgał się spod stołu i walnął mnie z całej siły chochelką w kolano! Syknąłem. Pomimo bólu pobiegłem za nią. Skubana zamknęła się w sypialni swojej matki.
- Otwieraj te drzwi!
- Nie!
- Otwieraj natychmiast!
- Nie, bo mnie zbijesz!
- Dlatego otwieraj!
- Nie!!!
Miałem dość. Wyciągnąłem z kieszeni scyzoryk i ostrożnie otworzyłem zamek. Kiedy mała zobaczyła, co zrobiłem, rozpłakała się. Podszedłem do niej i przełożyłem sobie ją przez ramię. Zaczęła się wyrywać i krzyczeć.
- Puszczaj mnie!!!
- Nie. Od teraz obowiązują moje zasady! Będziesz robić, co ci każe. Zjesz wtedy, kiedy ci będzie wolno – posadziłem ją na łóżku w jej pokoju. – Zrozumiano? A teraz posprzątasz tutaj.
Nie odpowiedziała. Była na mnie obrażona. I dobrze.
Wyszedłem stamtąd. Postanowiłem zrobić sobie jajecznicę. Przeniosłem się do kuchni. Kiedy zasiadałem do stołu, do pomieszczenia weszła Reneesme. Oparła się o krzesło i patrzyła na mnie. Wziąłem pierwszy kęs.
- Jestem głodna! – zaczęła. Zignorowałem ją. – Jestem głodna! Głodna! – nadal nic. – Zrób mi coś do jedzenia!!!
- Posłuchaj mała. Już coś ci powiedziałem. Jak wykonasz swoje zadania, dostaniesz jeść.
- A co ja mam niby zrobić? – spytała.
- Na początek kuchnia. Posprzątasz jogurt z podłogi. Później Twój pokój. Następnie sama sobie zrobisz kolację…
- Sama?
- Tak. Może ci pomogę. Ale teraz proszę zacząć sprzątać.
Reneesme nie kwapiła się do roboty. Jednak sięgnęła po mop i ścierkę i zaczęła zmywać z podłogi oraz ściany jogurt. Następnie wyszorowała stół i blat obok kuchenki. Kiedy skończyła, poszła do swojego pokoju. Po kilku minutach poszedłem sprawdzić. Byłem w szoku. Wszystkie zabawki i ubrania leżały tam, gdzie powinny.
- Ok, teraz chodź do kuchni – powiedziałem.
Wspólnie usmażyliśmy dla niej jajecznicę. Mała nałożyła sobie porcję na talerz i wsunęła wszystko. Poskładała naczynia i włożyła je do zmywarki.
- Włączysz? – spytała.
- Jasne.
Wcisnąłem odpowiedni guzik. Reneesme otrzepała teatralnie ręce.
- Gotowe.
- Jeszcze nie – oznajmiłem.
- Co znowu?
- Idziemy poćwiczyć grę na pianinie.
- O nie… - powiedziała zrezygnowana.
Weszliśmy do salonu. Dziewczynka zasiadła przed pianinem i zaczęła ćwiczyć gammę. Usiadłem obok i patrzyłem na jej małe palce.
- Chyba nie lubisz tego, prawda? – spytałem. Pokręciła głową.
- Mama mi kazała. Ja wolę grać na komputerze.
- Spokojnie. Nauczę cię pewnej fajnej piosenki – powiedziałem. Chcesz?
- Tak!
- Ok. Najpierw zagram melodię a ty ją powtórzysz. – Powoli i wyraźnie zagrałem pierwszą zwrotkę. – Teraz Twoja kolej. – Mała powoli powtórzyła mój ruch. Później jeszcze raz i znowu. – Świetnie! A teraz nauczę cię słów. – Grając, zaśpiewałem pierwsze wersy. Mała zachichotała.
- Teraz ja?
- Tak – posłusznie powtórzyła wszystkie słowa. – Brawo! A teraz razem zagramy i zaśpiewamy. – Reneesme kolejny raz mnie posłuchała…

Bella

Włożyłam klucze do zamka i je przekręciłam. Jakaś nieznana mi melodia brzmiała w salonie. Weszłam do środka i oniemiałam. Moja mała Reneesme grała i śpiewała ze swoim opiekunem! To wprost niewiarygodne.
Podeszłam bliżej. Wesoła piosenka poprawiła mi humor po dzisiejszym dniu w pracy. Kiedy Nessie zobaczyła mnie, przerwała grę i popatrzyła w moją stronę
- Mamo, nie przeszkadzaj, właśnie pobieram lekcję gry – powiedziała i wróciła do grania. Zaskoczyła mnie tymi słowami.
Usiadłam w fotelu i słuchałam do końca. Kiedy skończyli, Edward, jeśli dobrze pamiętam, wstał i pogłaskał małą po głowie.
- Dobra robota. A teraz idź odrób lekcje – oznajmił. A ona? Pobiegła z uśmiechem do swojego pokoju!
- Dziękuję – powiedziałam. Wtem zadzwoniła moja komórka. Dzwonił szef. – Przepraszam na moment.
- Pani Swan? – zaczął.
- Tak, przy telefonie.
- Wysłałem swojego praktykanta, by zaniósł pani nowe projekty. Nie wie pani, gdzie może jest, bo nikt tego nie wie, a jest teraz potrzebny – powiedział. Spojrzałam na opiekuna i przypomniała mi się sytuacja z dzisiejszego poranka. Jasna cholera!
- Nie, nie wiem, ale jak się dowiem, to dam znać.
- Dziękuję bardzo – rozłączył się.
Schowałam telefon do kieszeni i zwróciłam się do Edwarda.
- Tak cie przepraszam. Głupio wyszło – powiedziałam.
- Spokojnie, nie było tak źle. Nawet powiedziałbym, że było świetnie.
- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Rano się spieszyłam i…
- Już dobrze. Proszę, oto projekty - podał mi teczkę. – A teraz muszę już iść.
- Zaczekaj! – krzyknęła Nessie, wbiegając do przedpokoju.
- Tak? – spytał chłopak.
- Wrócisz jeszcze, prawda? – spytała smutno. Edward zakłopotany popatrzył na mnie. Wzruszyłam ramionami.
- Pewnie, że tak – odpowiedział radośnie i podrzucił ją do góry.
- Hurra!!! – krzyknęła mała. Byłam zaskoczona jego i jej reakcją.
- A teraz muszę już iść kochana. Do zobaczenia.
- Poczekaj, proszę, to dla ciebie – podała mu rysunek. Był na nim on sam, grający na pianinie.
- Jest… idealny! Dziękuję mała – pocałował ją w policzek. Zachichotała.
- Papa – pomachał jej, wychodząc na zewnątrz. – Do jutra proszę pani – zwrócił się do mnie. Pokiwałam głową i zamknęłam drzwi.

Czy to możliwe, żeby Reneesme z niesfornej zmieniła się w ideał???


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez truska93 dnia Nie 22:06, 05 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
salinzo
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:06, 19 Cze 2010 Powrót do góry

HAha.... Rozśmieszyła mnie ta pomyłka Belli. Ukazanie Reneesme jako niegrzecznej, wrednej dziewczynki było świetnym pomysłem. W książce " Przed świtem " piszę że Reneesme będzie najbardziej rozpieszczoną dziewczynką ( nie jestem pewna czy dobrze piszę bo nie mam książki pod ręką ). Pisze również że Edward gra na pisaninie więc mógł uczyć gry małą. Tak się polubili i to nawrócenie ze strony Reneesme.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
truska93
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tam, gdzie mieszkają komary giganty...

PostWysłany: Nie 22:01, 05 Gru 2010 Powrót do góry

salinzo, dziękuje bardzo za opinię;*

A teraz zapraszam na moją świeża mini, która powstała niedawno:)
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu...

"Teraz albo nigdy"
beta:aleksandra19950;*


Bella od dawna zdawała sobie sprawę, że poza Edwardem nie ma nikogo, kogo kochałaby tak bardzo. Nawet jej miłość do rodziców z czasem słabła, dając jeszcze większą siłę uczuciu, jakim darzyła swojego chłopaka.
Nadchodził wieczór. Bella wybierała właśnie świeże ubranie na wyjście do parku. Codziennie wraz z Edwardem spacerowali alejkami, trzymając się za ręce, spoglądając sobie czule w oczy… oboje wiedzieli, że nie ma na świecie siły, która by ich rozdzieliła. Przynajmniej tak myśleli. Kochali się bardzo mocno i powtarzali to sobie codziennie na głos. Nie wstydzili się swoich uczuć…
Telefon Belli zawibrował na biurku. Podeszła do niego i spojrzała na wyświetlacz. Po chwili uśmiechnęła się promiennie.
- Cześć, królewno – usłyszała po drugiej stronie.
- Cześć, Edwardzie – odpowiedziała.
- Jesteś gotowa? Właśnie zbliżam się do Twojego ganku. Widzę zapalone światło w Twoim pokoju – powiedział.
- Prawie – oznajmiła Bella. Jedną ręką trzymała telefon, a drugą szukała bluzkę, grzebiąc w małej stercie ubrań. Edward na te słowa zachichotał.
- Ok, zaczekam – powiedział ze śmiechem.
- Dzięki. Kocham cię – wyszeptała czule.
- Ja ciebie bardziej – powiedział, jeszcze bardziej się śmiejąc.
Bella odłożyła szybko telefon, uśmiechając się do siebie. Chwyciła dwie bluzki i zaczęła je mierzyć, przeglądając się w lustrze. Wybrała jasno żółtą tunikę i nałożyła na nią ciepły, czarny sweter. Spoglądnęła ostatni raz w lustro, przygładzając włosy i wyszła z pokoju. Spojrzała na zegar i zrozumiała, że nie poświęciła sobie dużo czasu. Wolała szybciej zejść na dół i spotkać się z ukochanym niż upiększać swój wygląd.
Po drodze spotkała swoją mamę, Renee. Krzątała się po kuchni, szykując kolację.
- Wychodzisz? – spytała Renee. Oczywiście to pytanie było czysto retoryczne, aczkolwiek dobrze wiedziała, z kim jej córka wychodziła każdego dnia. Bella spojrzała na nią, jednocześnie wkładając buty.
- Tak, idę na spacer. Z Edwardem – uściśliła. Renee uśmiechnęła się.
- Tylko się nie spóźnij na kolację, jasne? – spytała.
- Będę punktualnie – powiedziała dziewczyna, wychodząc z domu.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, ujrzała Edwarda. Siedział na małej ławeczce na jej ganku, trzymając w ręce czerwoną różę. Wstał po chwili, lustrując ją wzrokiem. Uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej.
- Nie kazałaś na siebie długo czekać – powiedział. Podał Belli różę i nachylił się, żeby ją pocałować.
Oboje przez dłuższą chwilę zapomnieli o całym świecie. Edward delikatnie zatracał się w pocałunku, chłonąc wargi Belli i smakując jej truskawkowego błyszczyku. Bella zadrżała pod wpływem uczucia jakim darzyła swojego ukochanego. Jedną ręką chwyciła za różę i wyciągnęła ją z dłoni Edwarda. Po chwili zarzuciła mu obie ręce na szyję i przylgnęli do siebie jeszcze mocniej.
- Może pójdziemy się przejść? – zaproponował chłopak, przerywając pocałunek. Oboje lekko dyszeli, ale czuli, że stać ich na więcej, że mogą więcej!
- Oczywiście – odpowiedziała Bella, łapiąc dłoń Edwarda. Oboje, ramię w ramię ruszyli w kierunku miejskiego parku…
Minęła zaledwie godzina, a wracali, szczęśliwi do domu. Kiedy znów stali na ganku, Edward po raz setny już pocałował Belle i zapewnił, że kocha ją najbardziej na świecie. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i odpowiedziała mu tym samym.
Kiedy odchodził do swojego domu, Bella odprowadzała go wzrokiem, wdychając zapach róży. Wspominała dzisiejszy spacer…, kiedy to oboje śmiali się beztrosko, przechadzali się wokół kwitnących wiosną kwiatów, aż w końcu usiedli na ławce i przez długi czas spoglądali sobie w oczy…
Bella westchnęła i weszła do domu. Zdjęła buty i sweter, a następnie skierowała się do kuchni, gdzie miała czekać na nią kolacja. Kiedy weszła do środka, zastała w niej swoją matkę, która nie uśmiechała się już jak przed jej wyjściem. Odłożyła różę na blat i spojrzała na Renee.
- Mamo, stało się coś? – spytała niepewnie. Kobieta spojrzała na nią, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Twojemu ojcu i jego firmie zaproponowali sprzedaż sieci małych marketów – odpowiedziała.
- To chyba świetna wiadomość – oznajmiła dziewczyna. Matka spojrzała jej w oczy.
- Tak, to jest świetna wiadomość. Ale jest mały minus…
- Minus? Jaki?
- Sieć tych sklepów znajduje się w Europie. A dokładniej w Niemczech. Twój ojciec, chcąc zarządzać musi się tam przeprowadzić…
Bella zastygła bez ruchu. Słowo przeprowadzka jakoś nie bardzo jej odpowiadało. Jedno słowo mogło zrujnować jej dotychczasowe życie…
- Ale… - zaczęła.
- Bello, kochanie, Twój ojciec dzwonił i oznajmił mi, że za dwa tygodnie będziemy mieszkać w nowym domu…
Tymi słowami utwierdziła ją w przekonaniu, że wszystko, co kiedyś miała, w ułamku sekundy mogła stracić… Miłość, przyjaźń… to wszystko, co miało być już na zawsze, z jej winy, z winy jej rodziców umrze razem z jej wyjazdem.
- Jak to? Dlaczego tak szybko? Nie zostawię szkoły, przyjaciół… - I Edwarda, pomyślała.
- Kochanie, wiem, że to dla ciebie trudne, ale zobaczysz, że wszystko się ułoży. Zobaczysz…
- Nie, mamo. Nic się nie ułoży. Ja już mam poukładane życie i nie zrezygnuje z niego. Zostaje tutaj, w Forks. Nigdzie się stąd nie ruszam.
Renee westchnęła ciężko. Nie chciała kłócić się z córką. Dobrze wiedziała, co, albo lepiej, kto trzyma tutaj jej córkę.
- Chodzi o Edwarda, prawda? – spytała. – Będziecie do siebie pisać. Jeśli się kochacie, to on zrozumie, przetrwacie to…
- Mamo, to Ty niczego nie rozumiesz. Nie chce żyć w związku na odległość!
- Rozumiem cie, kotku, ale…
- Nie, mamo. Proszę…
- Koniec tej dyskusji! – wrzasnęła Renee. Bella wytrzeszczyła na nią oczy, ale posłusznie przerwała rozmowę. Spojrzała ostatni raz na swoją matkę, pokazując jej, jak bardzo ją rani tą decyzją. Chwyciła różę i pobiegła do swojego pokoju…
Będąc sama w pomieszczeniu, dziewczyna rzuciła się na łóżko, roniąc łzy smutku. Była zła na wszystko, co ją otaczało. Nawet róża, którą dostała od Edwarda, straciła swój urok i zapach. Cisnęła nią w kąt i wróciła do płaczu w poduszkę…
Po upływie kilku minut usłyszała swój telefon. Podniosła głowę, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Przeżywała wewnętrzny dramat, nie wiedząc, co będzie dalej z jej poukładanym życiem.
A może to Edward?, pomyślała. Zerwała się z łóżka i podbiegła do biurka, skąd dochodził dzwonek. Spojrzała na wyświetlacz i szybkim ruchem dłoni starła ostatnie łzy z policzka.
- Halo? – spytała zaraz po wciśnięciu zielonej słuchawki.
- Bello, kochanie, Ty płaczesz? – spytał zaniepokojony Edward.
- Nie, wydaje Ci się. Przed chwilą kichałam i jakoś tak… - zaczęła.
- Aha… Już myślałem, że coś się stało…
I stało się, pomyślała Isabella. Nie miała odwagi powiedzieć mu, że musi wyjechać z rodzicami do Niemiec i że ten wyjazd rozdzieli ich dwoje być może na bardzo długo… być może na zawsze.
- Dzwonię tylko, żeby Ci powiedzieć dobranoc – powiedział Edward.
- Dziękuję i dobranoc – odpowiedziała Bella, uśmiechając się na te słowa.
Szybko się rozłączyła i wróciła do płaczu. Właśnie po raz pierwszy okłamała swojego ukochanego…

***
Obudziła się bardzo wcześnie rano. Mimo że spała zaledwie dwie godziny, czuła, ze więcej nie zmruży oka. Wstała szybko i przyszykowała się do szkoły, biorąc szybki prysznic i pakując wszystkie potrzebne rzeczy do torby.
Zeszła, a raczej zbiegła na dół, nie zważając na strome schodki. Kiedy znalazła się w kuchni, chwyciła za płatki i od razu, bez dolania mleka zaczęła je zajadać.
Po upływie chwili poczuła w kieszeni swój telefon. Odebrała szybko, nie patrząc, kto dzwoni.
- Hej, Bello – przywitał się słodko dziewczęcy głos. Należał on do Alice, jej najlepszej przyjaciółki.
- Witaj, Alice – odpowiedziała, chrupiąc płatki.
- Nie przeszkadzam Ci? – spytała All, lekko chichocząc.
- Nie, skąd… - Bella odłożyła płatki na stół i usiadła na krzesło.
- Już myślałam… Mam dla Ciebie propozycję – zaczęła.
- Słucham.
- Wpadnę dzisiaj po ciebie, pojedziemy moim autem – zaświergotała.
- Zdałaś? – spytała zaskoczona Bella.
- Oczywiście, za pierwszym razem – powiedziała Alice z dumą w głosie.
- No to ja czekam na ciebie – oznajmiła Bella, wychodząc z kuchni.
- Właściwie to ja już czekam na ciebie…
Bella zaśmiała się krótko i rozłączyła się. Ubrała szybko buty, chwyciła torbę i wybiegła przed dom, gdzie czekała Alice w swoim nowym samochodzie.
Dziewczyna wsiadła do środka, nie ukrywając zdumienia. Przyjaciółka pomachała jej przed nosem małym kartonikiem, żeby się pochwalić.
- Wiedziałam, że sobie poradzisz – oznajmiła Bella.
- Dziękuję. A teraz w drogę…
Podczas jazdy do szkoły Bella opowiedziała przyjaciółce o przyszłej przeprowadzce i o tym, jak będzie się czuła smutno bez Edwarda. Alice zwolniła auto, by móc jakoś pocieszyć koleżankę.
- Ja nie chce wyjeżdżać – powiedziała zrozpaczona Bella.
- Rozumiem Cię… Pewnie tak samo bym się czuła, gdyby mnie to czekało. A powiedziałaś już Edwardowi?
- Nie, nie powiedziałam. I nie wiem, jak ja mu to powiem…
Bella chciała dodać coś jeszcze, ale właśnie stanęły na szkolnym parkingu. Wysiadły z wozu i dostrzegły zbliżającą się postać. Bella rozpoznała w nim od razu swojego ukochanego.
- Witaj, kochana – przywitał się. – Cześć, Alice.
- Hej – powiedziały chórkiem.
- Co macie takie tęgie miny, co? – spytał Edward.
- Nic, nic, naprawdę – powiedziała All.
- Skoro tak, to…
- Chodźmy już, bo zaraz się spóźnimy – dodała szybko Bella.
Przyjaciółka i chłopak spojrzeli na nią, zaskoczeni, ale posłusznie udali się wraz z nią do budynku.
Bella cały czas rozmyślała, jak powiedzieć Edwardowi o swoim wyjeździe. Przygotowywała w głowie swoją przemowę, jaką zamierzała wygłosić podczas dzisiejszego spaceru. Cały czas chodziła nieprzytomna. Kiedy ukochany pytał ją, co się dzieje, zbywała go błahymi wymówkami…
Nadeszła lekcja angielskiego. Pisząc test, Bella nadal nie mogła się skupić na rzeczywistości. Alice podała jej małą karteczkę:
„Powiedziałaś Edwardowi o wyjeździe? Odp.”
Bella nabazgrała jej krótka odpowiedź zaraz pod pytaniem:
„Nie, nie dałam rady. Powiem mu, kiedy przyjdzie czas…”
Podała Alice karteczkę, uważając, żeby nauczyciel nie nakrył je na tajnej korespondencji. Po chwili przyjaciółka napisała szybko jeszcze jedno pytanie i podała dyskretnie karteczkę.
„Masz jakiś plan? Edward nie zasługuje, żebyś go oszukiwała…”
Westchnęła ciężko. Wiedziała, że All ma rację. Edward nie zasługiwał na kłamstwo i oszustwo z jej strony.
„Dzisiaj wieczorem. Mam nadzieję, że zrozumie”
Wyciągnęła rękę w kierunku koleżanki, jednak liścik wypadł na podłogę. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe. Schyliła się po niego, jednak uprzedził ją ktoś siedzący przed nią. Edward.
Kiedy przyuważył na małej karteczce swoje imię, zainteresował się pozostałą treścią. Bella i Alice spojrzały po sobie. Obie były przerażone tym, co Edward wywnioskuje z ich liściku.
W tym oto momencie zadzwonił dzwonek. Cała trójka poderwała się z miejsc, jednak Edward rzucił liścikiem o ławkę i wybiegł z klasy. Wtedy Bella zrozumiała, że popełniła wielki błąd…, być może największy błąd w swoim życiu.
Razem z Alice wybiegły za nim. Przeszukały cały korytarz i stołówkę, jednak ślad po Edwardzie zaginął. Wyszły na zewnątrz i ujrzały, jak kroczy w kierunku swojego auta. Bella podbiegła do niego, wołając jego imię. Odwrócił się, jednak nie miał ochoty z nią rozmawiać.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? – warknął, kiedy dobiegła do niego.
- To nie tak. Nie wiedziałam, jak Ci to powiedzieć i…
- Nie wiedziałaś? Nie wiedziałaś?! Proszę cię, nie wciskaj mi takiego kitu!
- Edward, ja naprawdę chciałam Ci to dzisiaj powiedzieć…
- Myślałem, że nie mamy przed sobą tajemnic…
- Bo nie mamy!
- Myliłem się co do ciebie – powiedział w końcu. Belli zabrakło powietrza w płucach, kiedy usłyszała te słowa. Chciało jej się płakać, ale pozostawała twarda. Czuła na plecach wzrok Alice, która przyglądała się ich rozmowie.
- O czym Ty mówisz? – spytała po chwili.
- Zrywam z Tobą, Bello – oznajmił Edward. – Nie chce być z kimś, kto mnie oszukuje.
- Ale ja ci chciałam powiedzieć!
- Powiedziałabyś mi? Powiedziała? Myślałem, że od razu mi powiesz, ale najpierw wolałaś pobiec z tym do psiapsióły. Wiesz co? Idź już sobie…
Bella nie wytrzymała dłużej i rozpłakała się. Edward wzruszył tylko ramionami i wsiadł do swojego wozu. Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon przed siebie. W głębi serca czuł, że właśnie popełnia błąd, ale wmawiał sobie z całych sił, że nie on tu zawinił. Przyspieszył i zniknął z pola widzenia swojej…byłej dziewczyny.

***
Bella całe popołudnie spędziła sama w swoim pokoju. Nie odbierała telefonów, nie zeszła na obiad. Czuła głęboką pustkę i smutek. Nie widziała dla siebie przyszłości. Nie widziała jej bez Edwarda….
Ktoś zapukał do jej pokoju. Nie miała nawet ochoty odpowiedzieć. Do środka weszła jej mama, zmartwiona, że jej córka cierpi. Usiadła na krańcu łóżka i wpatrywała się w smutną twarz Belli.
- Zejdź na dół. Przygotowałam dobry obiad – powiedziała po chwili. – Przyjechał tata – dodała po chwili.
Bella podniosła głowę. Wyczytała z oczu matki, że chce jej coś powiedzieć. Coś, co jeszcze bardziej ją może zranić. Przyjechał tata, dobry obiad… Coś tu się nie zgadzało.
- Mamo, co się stało? – spytała.
Renee uciekła wzrokiem w kąt, błądząc nim po wszystkich jego zakamarkach. Bella zmusiła ją, żeby w końcu na nią spojrzała.
- Powiedz to w końcu. Gorzej już nie będzie, nie martw się – powiedziała oschle.
- Przyjechał tata. Propozycja tak mu się spodobała, że wyjeżdżamy za dwa dni. Musisz się spakować…
Matka Belli spojrzała bojaźliwie w kierunku córki, wyczekując płaczliwej reakcji i próśb, żeby jednak zostali. Ale przeliczyła się.
- Dobrze. Będę gotowa już jutro – oznajmiła pewnie.
- Jesteś pewna? Wczoraj miałaś tyle przeciw…
- Mamo, nic mnie już tutaj nie trzyma. Wyjedźmy. Może tam mi się polepszy…-
Matka nie odpowiedziała, tylko przytuliła córkę bardzo mocno. Nie chciała jej unieszczęśliwiać, ale słysząc jej zgodę, kamień spadł z jej serca.
- Pójdę powiedzieć tacie. Zejdź do nas, proszę – wszeptała.
- Później. Chce jeszcze pobyć sama.
Renee wstała i udała się do wyjścia. Zanim zamknęła za sobą drzwi, spojrzała za siebie i ujrzała wielki ból i cierpienie uosobione w ciele jej własnej córki. Nie mogę jej pozwolić na to, pomyślała. Kiedy zamknęła drzwi, wyciągnęła telefon i wybrała jeden ważny numer.
- Halo? – spytał kobiecy głos.
- Alice? Tutaj Renee, matka Belli. Musisz mi w czymś pomóc…

2 dni później…

Alice siedziała w małej kawiarence i oczekiwała na Edwarda. Umówili się na krótka rozmowę.
Po raz setny dzisiaj spojrzała na zegarek, a później wyjrzała przez przeszkloną ścianę kawiarni. Nie przyjdzie, pomyślała. Nie przyjdzie, bo domyślił się, że chce z nim porozmawiać o Belli.
Przerwała jednak swoje rozważania, gdyż do środka wszedł właśnie Edward. Rozglądnął się po sali i kiedy wyłapał postać Alice, skierował swe kroki do jej stolika.
- O co chodzi? – spytał, kiedy usiadł naprzeciw niej. Podsunęła mu małą kartkę. Niechętnie wziął ją w ręce. Ostatnio z takiej kartki dowiedział się zbyt wiele…
- Bella dzisiaj wyjeżdża. Rozumiem, że nie pożegnałeś się z nią jeszcze?
Edward spojrzał na nią, krzywiąc się.
- Nie, nie mam zamiaru… - warknął.
Rozłożył kartkę i wczytał się w jej treść:
„Odchodzę. Teraz czeka mnie inne życie i mam nadzieję, że spotka mnie tam wiele szczęścia. Ale co ja w ogóle sobie myślę? Nie mogę być szczęśliwą. Moje szczęście odeszło, a nadzieja zgasła razem z odejściem Jego osoby…”
Alice zauważyła zmianę na jego twarzy. Edward odłożył kartkę i spojrzał z powrotem na przyjaciółkę Belli.
- Ona ciągle o Tobie myśli. Tą kartkę znalazłam na jej biurku, tak jak i setkę innych. Ciągle maluje Twój portret…
- I co z tego?
- Nie udawaj, że Cie to nie obchodzi – powiedziała, unosząc nieco swój głos.
Edward nachylił się nad stolikiem, gapiąc się na Alice dużymi zielonymi oczyma.
- Obchodzi mnie, jasne? Ale co z tego? Nie powiedział mi o własnym wyjeździe i pewnie chciała to ukryć…
- Jesteś żałosny, wiesz? Zamiast wmawiać sobie, że cię oszukiwała, to powinieneś biec na lotnisko i błagać ją, żeby do ciebie wróciła!
- Ale…
- Rany, a ja cie uważałam za normalnego faceta. Człowieku, zrozum, że ona cię kocha. Właśnie sprzed nosa ucieka ci ostatnia szansa, żeby powiedzieć jej, że też ją kochasz…
Edward zaczął nerwowo stukać palcami o stolik. Wbił wzrok w kartkę i nie odwracał się od niej przez dobre pięć minut.
- O której ma samolot? – spytał w końcu. Alice uśmiechnęła się, zadowolona, że udało jej się spełnić zadanie.
- Za pół godziny. Jedź już teraz, to może zdążysz…
Nie dokończyła, bo Edward zerwał się na nogi, biegnąc do wyjścia. Alice schowała kartkę i spojrzała przez szybę, jak odjeżdża.
- Nie ma sprawy, ja zapłacę – powiedziała sama do siebie…

Edward gnał ulicami Forks. Gdy udało mu się przebić do Port Angeles, napotkał na ostatnią przeszkodę: duże korki. Klął jak opętany i trąbił klaksonem na samochody jadące przed nim. Spojrzał na zegarek i uświadomił sobie, że zostało mu tylko dziesięć minut. Boże, żebym zdążył, żebym zdążył, pomyślał. Jednak swoją szansę chyba stracił, bo korek nie ruszył się ani o centymetr.
Teraz albo nigdy, pomyślał.
- Pieprzyć to! – wrzasnął i wysiadł z samochodu. Zaczął biec w stronę lotniska, zostawiając auto na środku drogi.
Biegł szybko, trącając przechodniów. Kiedy poczuł zmęczenie, nie zatrzymał się, nie miał na to czasu. Pędził przed siebie o mały włos nie wypluwając swoich płuc.
W końcu dotarł na lotnisko. Rozglądnął się wokół, ale wszędzie widział pełno ludzi. Wszyscy czekali na swój lot. Zgiął się wpół, łapiąc łapczywie powietrza i znów zaczął biec jak szalony. Spojrzał na tablicę w poszukiwaniu odpowiedniego lotu. Przy okazji zerknął na zegarek i uświadomił sobie, że ma tylko dwie minuty!
Edward przyspieszył, ale kiedy wpadł na grupę turystów, przewrócił się. Zegarek wybił godzinę odlotu i zrozumiał wtedy, że się spóźnił…
Wstał szybko, przepraszając poturbowanych ludzi i zrezygnowany poszedł przed siebie. Podniósł głowę i nagle ujrzał kogoś, kogo tak bardzo pragnął odszukać…
Zaczął znów swój morderczy bieg, ale tym razem widział swój cel. Bella, odwrócona do niego tyłem właśnie zbliżała się do odprawy. Miała na sobie długi, kremowy płaszcz, a jej brązowe loki sięgały do połowy pleców.
- Bella! Bella, zaczekaj! – zaczął wrzeszczeć.
Dziewczyna odwróciła się, zainteresowana, kto ją nawołuje. Gdy ujrzała Edwarda, najpierw zbladła, ale później wypuściła z rąk walizkę i podbiegła do niego.
- Edward? – spytała. – Co ty tu robisz?
- Przepraszam… cię…bardzo – powiedział, łapiąc powietrze każde słowo. – Nie chcę, żebyś wyjechała, myśląc, że się na ciebie gniewam. Kocham cię, Bello – powiedział.
Dziewczyna poczuła, że do jej oczu napływają łzy. Podeszła bliżej i dotknęła delikatnie dłonią gorącego policzka Edwarda. Chłopak zamknął oczy i zbliżył swoje usta do jej. Zaczęli się całować bez opamiętania. Był to tak gorący i czuły pocałunek, który zdawał się nie mieć końca. Bella roniła łzy szczęścia, a Edward chłonął jej wargi, by móc zapamiętać je jak najlepiej…
Kiedy odsunęli się od siebie, ujrzeli obok Renee. Stała i patrzyła na ich dwoje.
- Pisz do mnie codziennie – odrzekł Edward.
- Będę pisać. Obiecuję… - Bella rzuciła mu się po raz ostatni na szyję.
- Bello – zaczęła jej matka. Wraz z Edwardem skierowali oczy wprost na nią. – Twój ojciec poleci sam. Powiedział, że załatwi wszystkie formalności i wróci do nas za tydzień. Chciał, żebyś była szczęśliwa, a zostaniesz taka, jeśli nie wyjedziemy z Forks…Znajdzie kogoś, kto będzie zarządzał za niego.
Bella rozdziawiła buzię i wtuliła się w matkę. Te słowa były jak błogosławieństwo dla związku jej i Edwarda, który od teraz, dzięki jej rodzicom, znów stanął na nogi…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vamber
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Cze 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:38, 18 Sty 2011 Powrót do góry

truska93 , bardzo fajna miniaturka! Ucieszyłam się na wieść, że Renee nie rozwiodła się z Charlie´m i tworzą razem szczęśliwą rodzinkę. Ciekawią mnie tylko dwie rzeczy. Czy Edward w Twoim opowiadaniu jest wampirem? Napisałaś, że jechał na lotnisko samochodem, a później, po długim biegu bardzo się zmęczył. Postanowiłaś więc pozostawić go człowiekiem? Pytam, z czystej ciekawości. I czy Alice jest jego siostrą? Nie przypominam sobie w tekście takich informacji, chyba, że czytałam nieuważnie. Sądzę jednak, że gdyby byli rodzeństwem, Alice nie zapraszałaby Edwarda do kawiarni, tylko porozmawiałaby z nim w domu. Dobrze rozumuję?
W tekście wyłapałam też kilka błędów, ale są one bardzo drobne. Chodziło głównie o to, że np. w pierwszej osobie liczby pojedynczej piszemy nie „zostaje”, a „zostaję”. Albo też napisałaś „Jesteś gotowa? Właśnie zbliżam się do Twojego ganku. Widzę zapalone światło w Twoim pokoju – powiedział”. Dlaczego „twojego” i „twoim” z dużej litery? To nie potrzebne! Tak samo zrobiłaś z „cię”, raz z dużej litery, raz z małej. Gdybyś pisała list, to wtedy jest to jak najbardziej wskazane, ponieważ okazujesz szacunek danej osobie, ale w opowiadaniu jest to zbędne. Mam nadzieję, że przyjmiesz to jako rady, a nie wymądrzanie się.
Wracając jeszcze do opowiadania. Podoba mi się i to bardzo, tylko zastanawia mnie zachowanie rodziców Belli. Dlaczego ojciec dziewczyny zrezygnował z ważnej posady? Dla miłości swojej córki, która być może skończy się za kilka tygodni? W zasadzie to tylko ten fakt mi nie pasował, a reszta - super! Czekam na więcej! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vamber dnia Wto 14:41, 18 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Wto 23:32, 26 Kwi 2011 Powrót do góry

Co do pierwszego opowiadania to rozśmieszyło mnie najbardziej to:
- Otwieraj natychmiast!
- Nie, bo mnie zbijesz!
- Dlatego otwieraj!

Świetne! Ogólnie dziwna taka Ness, taka bachorowata Laughing

Co do drugiego opowiadania - jezu ile słit miłości. Teraz dziękuję Meyer, że trzeźwo na wszystko patrzyła i pisała i nie robiła z tego takiej trochę tandety. Ogólnie nie jest źle, ale jakoś pomysł trochę bez sensu. Szczególnie samiusieńki koniec. I po co to wszystko było? :P
Ogólnie styl lekki, łatwo się czyta, bez błędów. :)

Pozdrawiam,
KW


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin