FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Boczna ścieżka [M], Zaproszenie [M] - AngelsDream Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 23:02, 03 Mar 2009 Powrót do góry

Spis treści:

Aż do łez - parodia w miniaturce

Uwaga! Zły pies! - gorzka miniatura Tylko dla dorosłych!

Zazdrość i Natura - moje dwie małe drabułki

Dzikość serca - miniatura obyczajowa dla tych, którzy kochają wilki

Cztery smaki uczuć - miniatura Edward/Bella

W słońcu - drabułka specyficzna

Ślad - łatka

Cząstki - lemon niecytrynowy

Zaproszenie - horror

Boczna ścieżka

Za tobą



Ostrzeżenia: Brak
Typ: Miniaturka

Aż do łez

Pokój był niewielki, lekko klaustrofobiczny - ciemny, z oknem zasłoniętym czarną kotarą, uniemożliwiającą ustalenie pory dnia. Trochę światła dawały świece ustawione na staromodnym biurku i niskim stoliku z drewna wiśniowego. Skulona na leżance postać wyglądała upiornie - blada, roztrzęsiona, ze śladami krwi na twarzy. Drobne, damskie ciało drżało, jakby jego właścicielka nie mogła opanować swoich reakcji. Jęk bólu odsłonił, dłuższe niż ludzkie, kły - kobieta zaczęła łkać. W momencie, kiedy chwyciła się za brzuch, z wykrzywioną emocjami twarzą, na podłogę upadła mocno zniszczona książka. Długie palce, zakończone ostrymi paznokciami, wbiły się w gorset, niemal go rozrywając - wydawało się, że wampirzyca cierpi.

Kiedy uważne spojrzenie trzystuletniej damy padło na porzucone na parkiecie dzieło, wybuchnęła śmiechem. Zaczęła rechotać, a krwawe łzy płynęły niepowstrzymanym strumieniem. Po chwili, opanowała się i zerknęła w stronę powieści, skupiając wzrok na jednym zdaniu. Teraz, w słońcu, nie, nie lśniła, po prostu się iskrzyła, jakby jej powierzchnię przyozdobiono milionami mikroskopijnych brylancików.*
- Na jasne pukle Lestata! Przysięgam, że umrę! - wykrztusiła zduszonym głosem i podniosła czytadło z podłogi. Po czym zaczęła się śmiać tak, że nawet trup dostałby gęsiej skórki. Po trzystu latach, wydawało się jej, że już nic do niej nie dotrze, że poczucie humoru jest domeną żywych. Jednak Mariee miała rację, polecając sąsiadce zapoznanie się z popularną serią. Ten egzemplarz pierwszego tomu swoje przeszedł. Okładka naderwana, niektóre strony ubrudzone krwią, inne luźne lub pogięte - o tak, Dzieci Mroku uwielbiały tę książkę. Nie dalej, jak wczoraj, Peter zaproponował, żeby zaczęli polować tylko na fanki Zmierzchu - inteligentna krew bywała gorzka, tutaj nie ryzykowali - chyba, że lekkim zidioceniem na kilka minut, ale każdy przyznawał, że było warto. Skusiła się na kolejne zerknięcie na losowo wybrane zdanie z książki i opluła ją jadem, wybuchając niegrzecznym, nieprzystającym jej urodzeniu, gromkim śmiechem.
- O błagam! Cóż za skłonności, cóż za gust.
Wyobraziłam sobie Edwarda nad brzegiem morza, ze skórą iskrzącą się niczym powierzchnia wody. Nie przeszkadzałoby mi to zbytnio, gdybyśmy mieli się tak ukrywać w nieskończoność. Czułabym się jak w niebie nawet uwięziona z nim w pokoju hotelowym. *

Nic co dobre, nie może jednak trwać wiecznie. W końcu musiała powściągnąć emocje. Wygniecione ubranie poprawiła kilkoma wprawnymi ruchami, otarła krwawe łzy i oblizując szczupłe palce, wyszła z pokoju. Zbrukana i zmasakrowana powieść została na leżance i gdyby mogła mówić, prosiłaby o łaskę szybkiej śmierci w promieniach słońca.

* Cytaty pochodzą ze Zmierzchu S. Meyer w tłumaczeniu Joanny Urban

-------------------------------

Niezbyt głebokie, ale szczere spojrzenie na serię. Największy problem miałam z tytułem. Zanim zostanę zlinczowana, przypominam, że sama fanką Zmierzchu jestem. ;)

Dziękuję Astrum za czas poświęcony przecinkom.

---------------------------------------------

Fandom: Twilight
R: NC 17
Typ: angst, nc
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, sceny erotyczne i brutalne


Uwaga! Zły pies!

Umierał banalnie. Prostacko. Żałośnie, bez godności. Boleśnie, bez szans na odkupienie, na tunele światła i cienia, bez możliwości wyznania grzechów, którymi mógłby obdzielić przynajmniej kilku rówieśników. Bez żalu za popełnione czyny. Seth Clearwater był sukinsynem, pieprzonym sukinsynem - nie obrażając jego schorowanej matki. Skurwysyństwo kiełkowało w nim od momentu, gdy zmarł ojciec, by teraz rozkwitnąć. Może, gdyby nie był zmiennokształtnym, miałby jakąś szansę - przynajmniej nikt nie rozszarpywałby go na kawałki, z wściekłą satysfakcją na twarzy, tak jak teraz.

Z pewnymi osobami się nie zadziera, a już na pewno nie igra się z emocjami wampira. Trzeba być samobójcą, totalnym kretynem lub workiem testosteronu, siły i buntu, co świetnie łączy pierwsze dwie opcje, żeby zakpić z dwustuletniej nimfomanki, o charakterze ostrym, jak tabasco zmieszane z chilli i pieprzem kajeńskim. Nurzała się w swojej zemście, w jego krwi, w zimnym zapachu śmierci - lekko słonawym i metalicznym.

~~~

Leah szarpała go za ramiona, krzycząc mu prosto w twarz.
- Oszalałeś?! Upadłeś na głowę?! Postradałeś zmysły, czy tylko coś uszkodziło ci mózg?!
Seth prychnął lekceważąco i jednym ruchem wyrwał się z chwytu siostry, która znów usiłowała go wychowywać, wręcz tresować. Chłopak przejechał dłonią po swoich krótkich włosach, zahaczył o kolczyk w lewym uchu i uśmiechnął się ironicznie.
- Odwal się.
- Matka przez ciebie oszaleje - zabijasz ją. Jesteś gówniarzem. Nieodpowiedzialnym, egoistycznym gówniarzem, który widzi tylko siebie i nic poza tym! - kobieta krzyczała. Głos drżał emocjami, które skumulowały się i wybuchły w jednej chwili. Jednak młodszy brat nie miał zamiaru słuchać wyrzutów, odepchnął ją od siebie tak, że wpadła na ścianę i po prostu wybiegł z domu. Uderzenie i szok odebrały jej głos. Załkała, osunęła się na podłogę i pozwoliła łzom płynąć, choć płacz nie mógł pomóc, przynieść ulgi, czy zmienić czegokolwiek. On, już dawno temu, wybrał drogę, z której nie było odwrotu - łudziła się, walczyła, rozmawiała, krzyczała, prosiła, ale nic do niego nie docierało, jakby schował się w pokoju z wieloma drzwiami. Czasami udawało się jej uchylić jedne z nich, ale z każdym dniem, pojawiały się kolejne...

Seth potrafił się cieszyć, gdy był dzieckiem. Znał radość, umiał nawet marzyć, a potem wszystko się skończyło. Śmierć ojca, zachowanie siostry, sfora, matka - przytłoczyło go to wszystko i nie umiał już żyć - mógł tylko istnieć. Sam go wspierał, ale nie rozumiał. Nikt nie próbował go rozumieć - pocieszali, pouczali, doradzali, ale swoim traktowaniem, utwierdzali jednocześnie w poczuciu, że jest nikim więcej, tylko głupim dzieciakiem, który nie wie, co to życie. Bał się Sama Uleya do czasu, gdy na jego oczach Jacob wypowiedział mu posłuszeństwo. Tuż przed wielką bitwą z nowonarodzonymi. Seth niemal zwijał się ze szczęścia. Wreszcie ktoś pokazał Panu Jestem-Najstarszy-I-Wiem-Lepiej, gdzie może sobie wsadzić swoje rządy. Sfora zamarła w oczekiwaniu. Każdy był przerażony rozłamem, a strach szybko zamienił się w oburzenie, którego powodem był najmłodszy wilk.

Niemal widział, jak Leah zaczyna się trząść. Owszem, od samego początku był krnąbrny i jak nikt przed nim, opanował sztukę chowania prawdziwych myśli i emocji za ścianą irracjonalnych i surrealistycznych obrazów. Z początku tylko pyskował, potem nauczył się zadręczać inne wilki wymyślnymi fantazjami - zaczął od wizji seksu z Cullenem. Edwardem Cullenem. Zmusił Embrego i Quila do patrzenia na chore migawki, w których jego język - ciepły i mokry, zgłębiał tajemnice zimnego i bladego ciała. Sam wydał rozkaz i musiał ustąpić, ale próbował jeszcze kilka razy. Chłopcy niemal wymiotowali, a Leah dostawała spazmów. Zawsze dawał radę obejść kolejne wytyczne. Był cholernie inteligentny i nie wahał się użyć tej cechy przeciwko każdemu, kto stawał mu na drodze do celu. Celu, którego nie uświadamiał sobie nawet on sam.
Kiedy wrócił z kolczykiem w kształcie kości, w lewym uchu, jego matka zbladła, ale nie powiedziała nawet słowa. Leah, zbyt zagłębiona w swoich problemach, nie zwróciła na ozdobę uwagi. Seth kazał wygrawerować na kości trzy słowa: Big Bad Wolf. Uwielbiał być pretensjonalny i płaski. Uley znów się wściekał. Cokolwiek zostało uznane za normę i zasadę, było bezzwłocznie przekręcane przez chłopaka. Ostentacyjnie obnosił się ze swoją sympatią i fascynacją wampirami - wykorzystywał swoją odporność na ich talenty, igrał z łagodnym usposobieniem Carlise'a i współczującą naturą Esme. Taksował uważnie Edwarda, drażniąc się z jego wiktoriańskim wychowaniem. Prychał w twarz pięknej Rosalie, prowokował Emmetta, aż w końcu doprowadził do tego, że nie było już dla niego wstępu do rezydencji Cullenów. Powoli, ale sukcesywnie doprowadzał swoje otoczenie do szału - odwracali się od niego jedno za drugim. W końcu, Jake podjął jedną z najtrudniejszych decyzji - wyrzucił go ze swojej sfory. Kazał mu pomyśleć nad sobą, nad tym co chce ze sobą zrobić, jaki ma plan na siebie, czego pragnie...

Teraz najbardziej pragnął biec, biec bez końca. Napędzany amfetaminą organizm nie miał absolutnie żadnych ograniczeń. Wyostrzone zmysły wyłapywały ogrom dźwięków i zapachów. Las był oceanem, w którym młody Clearwater miał utonąć, choć jeszcze o tym nie wiedział. Był tak naćpany, że nawet, gdyby spotkał własną śmierć, minąłby ją, śmiejąc się na cały głos. Kochał się śmiać, a właściwie naśmiewać. Kpić, ironizować, bawić się konwenansami, ludźmi i ich emocjami. Własne uczucia ograniczył do atawistycznego minimum. Napawał się siwymi włosami matki, zapłakanymi oczami siostry - głupie suki, które próbowały głaskać go pod włos i grać na resztkach sumienia, które właśnie dogorywało na gigantycznym haju. Był samotnikiem, banitą, a mimo to nie był sam - w jego głowie wciąż mieszkały głosy. Mroczne języki, liżące istotę zła - namawiające Setha do zaprzedania strzępów duszy, w zamian za rzeczy, o których nie śniło się najgorszym demonom gnijącym na dnie piekieł. A piekło pachniało krwią...

~~~

Wampirzyca odgarnęła czarne, długie włosy z twarzy i wbiła się zębami w gardło chłopca, którego rodzice, wyssani do cna, zostali porzuceni nieopodal. Głód rządził. Głód dyktował warunki - głód czynił z niej potwora. Bestię o bladej, pięknej twarzy, umazanej krwią. Zwierzę, którego okrucieństwo przewyższał tylko człowiek. Nagle, poderwała się do góry, rozrywając jednocześnie gardło dziecka. Warknęła, jej nozdrza rozchyliły się pod wpływem nowego zapachu i spięła się, gotowa do walki. Wiatr porywał ze sobą czarne długie kosmyki i tańczył wokół jej nóg strzępami czegoś, co kiedyś było suknią. Na skraju polany stał wilk - wielki basior, o jasnym, piaskowym futrze, które sterczało groźnie na całej długości pleców. Ona porzuciła posiłek, on podszedł kilka kroków - mierzyli się wzrokiem i każde z nich usiłowało oszacować swoje szanse na przetrwanie. Nagle samiec wycofał się, cały czas patrząc swojemu wrogowi prosto w oczy. Blada twarz wykrzywiła się zdziwieniem, gdy po kilku sekundach, stał przed nią, już nie wilk, a nagi chłopak. Wysoki, szczupły, ciemnowłosy i ewidentnie podniecony. Doświadczenie podpowiadało jej, że wszystko odbywało się inaczej niż powinno, ale wieczność nużyła... Z nieskrywaną ekscytacją przyjęła nieoczekiwany podarunek losu. Prezent pachniał mokrą, psią sierścią, alkoholem, narkotykami, lasem i wiatrem.

Podszedł bliżej, z drapieżnym półuśmiechem czającym się na twarzy - mogła go zabić, mógł zginąć, ale nie przejmował się tym. Cenniejsze od życia było pragnienie. Pragnienie upadku. Zatracenia się w mroku. Ciemności, która kazała mu chwycić lodowatą rękę kobiety i oblizać chciwie palce uwalane krwią. Czuł wyraźny metaliczny słodko - słony smak, którego obecność na języku, spowodowała, że z jego gardła wydobył się cichy pomruk. Odpowiedziało mu niecierpliwe warknięcie. Chuć dyskutowała z gorącym ciałem, zapraszając jego penisa do rozmowy. Pieprzył wpojenie. Chciał zerżnąć czerwonooką dziwkę, która stała przed nim, ale nie przewidział, że tej nocy, to on zostanie doprowadzony na skraj wyczerpania. Popchnęła go mocno, by upadł wprost pod jej nogi, a potem wpiła się w jego usta równie łapczywie jak podczas jedzenia. Wiedział, że kropla jadu wystarczy, a ona igrała na krawędzi ostrożności. Oderwała się od jego warg, liznęła szyję, obojczyk i pierś, pozwoliła odrobinie jadu skapnąć w pępek, a gdy syknął z bólu, zaśmiała się chrapliwie. Przejechała dłonią po delikatnych włosach, wyznaczających ścieżkę do pulsującego członka. Puch, młodzieńczy puch - szczenięcy. Seth jęczał pod władczym dotykiem, wbijając palce w mokrą ziemię. Wyginał się, oddychając ciężko. Przejęła kontrolę tak łatwo - zbyt łatwo, ale nie miał siły walczyć z przyjemnością, tak intensywną, jak czerń jej włosów, jak słodkawy zapach śmierci, przywodzący na myśl Edwarda. Edwarda, którego uda byłyby równie twarde i lodowate. Edwarda, którego ręce mogłyby pieścić tak samo boleśnie i mocno. Edwarda, którego wnętrze na pewno było równie ciasne, co rytmicznie zaciskająca się na nim pochwa wampirzycy. Już nie chciał dotykać, sprawdzać, śmiać się życiu w twarz. Tonął we własnym marzeniu. Ostatnim marzeniu bez szans na spełnienie, które oblekało jego ciało i kalało resztki dobra pochowane we wspomnieniach. Pijany orgazmem i litrami wina, zbrukany krwią i jadem, naćpany amfetaminą i testosteronem wydał na siebie wyrok.
- Edward! - krzyknął.
Nie było odroczenia. Ona nie umiała wybaczać. Nikt nie dał mu szans na obronę, na jakiekolwiek argumenty. Umierał trywialnie spełniony, mając przed oczami miodowe tęczówki młodego Cullena.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Sob 15:41, 16 Kwi 2011, w całości zmieniany 14 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Czw 23:47, 05 Mar 2009 Powrót do góry

Przeklejam od nas. Tekst jest na swój sposób ciekawy i imho nie zasługuje na to, by pozostał bez odpowiedzi.

Mnie się w pewnym momencie rozjechały przecinki. Za dużo ich było.

Względem tekstu mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest nieźle napisany, wciągający, porusza (jak dla mnie) nowy temat i wprowadza wątek homoseksualny. Do tego ma ładną konstrukcję, wszystko odbywa się w takiej jakby ramie - najpierw widzę efekty, potem przelot przez życie, na końcu przyczynę i w tym momencie mogę wrócić do początku. Historia zatoczyła koło.

Z drugiej strony naćpany, pijany Seth uprawiający seks z wampirzycą to dla mnie za wiele. Litry wina? Czy to się da wypić? Poza tym wampiry nienawidziły smrodu wilkołaków nawet w ludzkiej postaci (o ile dobrze pamiętam) i vice versa. Więc nie rozumiem, jak wampirzyca mogła się rzucić na wilkołaka w ludzkiej skórze tylko dlatego, że był goły i wesoły? Jak on mógł tak sobie przytępić zmysły? Gdzie wilczy instynkt? Gdzie bliskość z naturą? Nie mówię, że wilkołaki to mają być grzeczne dzieci, ale nie przesadzajmy. Już nie chodzi o szok czy niewygodę, tu chodzi o zwykły umiar.

I nie wiem, co mam ci teraz napisać, ponieważ i podobało mi się, i jednocześnie nie. Nie umiem wybrać, co przeważa szalę. Stoję więc po środku. Dam ci plusa za odwagę, ale nie tą, która polega na walnięciu gniota i zbieraniu wcir, tylko odwagę podjęcia się innego tematu.

Odczuwam i niesmak, i zaskoczenie, a do tego jestem trochę na tak. Ciekawe doświadczenie.

Pozdrawiam i życzę wena,
jędza thin


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 0:15, 06 Mar 2009 Powrót do góry

Usilnie staram się nie odpowiadać na komentarze, ale czasami to jest jak przymus.

Po prawdzie tego tekstu nie powinno się lubić - powinien zostawiać niesmak, brak sympatii, jakieś takie zniechęcenie. Dziwnie to brzmi, ale właśnie tak myślę.

Czemu wampirzyca? Bo on był naćpany, pijany, a ona była dwustuletnią nimfomanką - życie krzyżuje różne, dziwne ścieżki, więc czemu nie zaryzykować takiej mieszanki?

Pomijam, że to mój pierwszy slash i to slash, na który sama marudziłam kilka tygodni temu, ale mój wen jest kapryśny i wyciął mi brzydki numer i po prostu musiałam to tak napisać.

Tekst ocieka autodestrukcją, upadkiem, zerwaniem z każdą możliwą wartością - pokazuje ucieczkę człowieka w głąb tego, co w nim najgorsze i konsekwencje takiej ucieczki. Obawiam się, że jeszcze potrzeba mi wprawy, doszlifowania warsztatu, ale zaryzykowałam pokazanie tego tekstu, bo szuflada niczego mnie nie nauczy, a uważny i krytyczny czytelnik, owszem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pią 0:15, 06 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 20:23, 07 Mar 2009 Powrót do góry

*węszy możliwość dyskusji*

Tekst z pewnością spełnia swoją rolę, budzi mój niesmak, ale jest z drugiej strony dobrze napisany. Wampirzyca mi zgrzytnęła, bo nie wiem, czy wilkołak jest w stanie być tak narąbany (czyt. naćpany + napity), by mu smród nie przeszkadzał. Z kolei wampirzyca nie była "załatwiona", a nawet skończona nimfomanka nie śpi z byle kim. Zwłaszcza, jeśli nie pachnie zachęcająco.

Poza tym dochodzi kwestia, czy po dwustu latach seks wciąż jest siłą napędową. Czy on się nie nudzi? Muszę się kiedyś nad tym zastanowić porządnie, na razie z takim motywem, ku memu zaskoczeniu, spotkałam się tylko u Sapka. Byłam zaskoczona, że komuś innemu też to zaświtało w głowie.

Aniołku, ja ten tekst jeszcze kilka razy z pewnością przeczytam, bo uważam, że jest intrygujący, chociaż pęd ku skończonemu upodleniu to nie bardzo moje klimaty. Mnie się to podoba i jednocześnie nie podoba. Nie umiem określić i jakkolwiek dziwnie to zabrzmi mam nadzieję, że jednak uznasz to za komplement.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 21:32, 07 Mar 2009 Powrót do góry

Uznaję to jak najbardziej za komplement, bo wiem, jakie emocje ten tekst wywołuje we mnie - autorce. Jest ciężki, brudny, uwłaczający.

Ja widzę to tak - żyjąc wiecznie w pewnym momencie dochodzi się do krańca wytrzymałości psychicznej. Wszystko, co nowe, wydaje się ciekawe. Wystarczy, że jest inne - nawet jeśli coś może nie pasować. A ona byla w trakcie posiłku - silnie wierzę w połączenie potrzeby krwi z potrzebami seksualnymi. To co pokazała Meyer, cóż... Nie zadowala mnie, a jednocześnie kusi do realizacji innego, wampirzego pomysłu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 3:06, 08 Mar 2009 Powrót do góry

Zgadzam się z tym, że miejscami było za dużo przecinków, chociaż w innych miejscach mi ich zabrakło.
Z nieskrywaną ekscytacją przyjęła nieoczekiwany podarunek losu. Prezent pachniał mokrą, psią sierścią, alkoholem, narkotykami, lasem i wiatrem. W tym miejscu powtórzyłabym „podarunek”, ale to, rzecz jasna, tylko moja wizja.

Nie chciałam czytać tego tekstu. Po przejrzeniu go i przeczytaniu ostrzeżenia, stwierdziłam, że śmiało mogę sobie tę lekturę odpuścić. Ale później zobaczyłam na twilight wzmiankę o Wietrze i… No cóż, pomyślałam, że mogę się przełamać. Choćby po to, żeby odkryć nowego Setha, nowego Twojego Setha.
Jestem świadoma, że jest to samodzielny tekst, niepowiązany z pierwszą miniaturką Twojego autorstwa, ale myślę, że trudno byłoby mi go czytać, bez patrzenia na tego Setha przez pryzmat Setha z Cynamonowego. Nie sądzę, żeby mi się udało – bo tak naprawdę jedyny prawdziwy obraz S., jaki posiadam, zawdzięczam Tobie; nie mogę mówić o postaci z sagi, bo, cóż, jak wiemy… tam, jako taki, zarysowany nie jest. Ale, na miłość, nie wiem, czy to znaczy, że można jeździć po chłopaku jak po łysej kobyle. Mimo wszystko SM dała nam o nim jako takie wyobrażenie. Chciałabym wiedzieć, co Cię skłoniło do popełnienia tego tekstu. Nie jestem pruderyjna, więc nie chodzi o to, że mnie zniesmaczył, może bardziej zszokował, ale przede wszystkim obudziła się we mnie ciekawość, skąd wzięłaś na tę miniaturkę pomysł. Według mnie, to, co opisałaś, nijak ma się do Setha (Angels, wiesz, że to przez Ciebie żyję w przekonaniu, że on jest takim delikatnym i łagodnym chłopięciem ^.^”) i równie dobrze mogłabyś przypiąć to do któregokolwiek członka sfory (z wyjątkiem Jacoba i Sama) – efekt byłby ten sam. W ogóle go tutaj nie odnajduję. Pretensjonalny i płaski? Że niby kto? Niby jak ma się do tego śmierć jego ojca?
Tekst jest dla mnie naciągany, zbyt intensywny, tak nasączony zapachami, że nie da się wyczuć żadnego z nich – zostaje tylko wiele efektownych słów, które razem tworzą taką sobie całość. Jakbyś trochę na siłę chciała upchnąć w jednym miejscu różne wyrażenia, sformułowania, które Ci przyszły do głowy i uznałaś je za dobre. Ale razem nie mają one racji bytu, jest ich po prostu zbyt wiele, by mogły w zgodzie współistnieć w jednym, tak krótkim w dodatku, tekście. Cenniejsze od życia było pragnienie. Pragnienie upadku. Zatracenia się w mroku. Ciemności, która kazała mu chwycić lodowatą rękę kobiety i oblizać chciwie palce uwalane krwią. Skąd to się wzięło? Dlaczego? Jest tego jakieś uzasadnienie? Bo ja go nie znajduję. Ale, naprawdę, bardzo chciałabym poznać Twoje. :)

Możliwe, że jestem mniej niż subiektywna. Że, mimo świadomości, iż nie powinnam, czytając ten tekst miałam w pamięci postać Setha z Cynamonowego i rzuciło to cień na tego, którego stworzyłaś tutaj. Ale, naprawdę, nie mam pewności, czy w ogóle go tutaj stworzyłaś. Bo trudno mi zobaczyć coś więcej, niż słowa. Nie składają się one dla mnie na postać.

Nie przypuszczałam, że będę miała taki stosunek do jakiegokolwiek Twojego tekstu, jestem naprawdę zaskoczona. Ale, Angels, wiesz, że to znaczy tylko tyle, że czekam na kolejne kawałki Twojego autorstwa, bo – niezależnie od mojej opinii na temat tego tekstu – uwielbiam Twój styl. :) A pierwszy Twój tekst, który przeczytałam, niezmiennie jest moim ulubionym z tego fandomu.
I znowu rozbudziłaś we mnie ochotę na jakiś tekst o Leah.
A gdybyś jeszcze kiedyś miała zamiar pisać o S. – ja chętnie to przeczytam. Tylko w tej chwili, nie ukrywam, nadal nie wiem, co Tobą kierowało przy popełnianiu tej miniaturki. Mam nadzieję na jakieś małe wyjaśnienie. Wink

Pozdrawiam,
Robaś

edit:
A jednak za mną chodzi... Zamiast skupić się na pracy domowej, stwierdziłam, że muszę jeszcze raz odpalić komputer i coś dopisać, coby nie zapomnieć. Wink
Jeśli miałabym wybierać między tekstem prostym, a tekstem przekombinowanym, wybieram ten pierwszy. Nie lubię przesycenia. Sprawia ono, że wszystko staje się takie samo, nic się nie wyróżnia - śniegu wszędzie napadało równie wiele, w związku z czym nie powstała żadna zaspa. Wiem, nie powinnam, ale nie jestem w stanie się powstrzymać - w Cynamonowym wietrze uwielbiam te perełki, których jest wprawdzie dość dużo, można je jednak wyłapać, bo błyszczą na tle całości. Tutaj ja nie odnajduję żadnej, ale mam wrażenie, że niemal każde zdanie ma, z założenia, nieść za sobą jakieś przesłanie, przekaz, ma być jak uderzenie w żołądek, powalić, zszokować, Emmett jeden wie, co jeszcze. A doprawiamy przecież dla smaku, nie można pieprzyć czegoś w nieskończoność, bo, cóż... Spieprzy się to.
Jak dla mnie - przerost formy nad treścią, której nie odnajduję.
(Jeśli masz wrażenie, że za bardzo zestawiam ze sobą wizerunek Setha nr 1 z Sethem nr 2, to pewnie jest to słuszne wrażenie. Nie potrafię inaczej, pardon. Ale... Biorąc do tego Setha nr 3 - tego od Steph - nie widzę już żadnego. Mimo wszystkich swoich niedoskonałości, kanon jednak istnieje).
Branoc. ^.^"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 3:41, 08 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 14:05, 08 Mar 2009 Powrót do góry

Ten tekst powstał, ponieważ odczułam potrzebę odreagowania Cynamonowego i całej tej słodkości, która tam jest, a która nie do końca mi pasuje. Bo ja nie jestem aż tak słodka, za to lubię symetrię. Emocjonalnie Uwaga! Zły pies! równoważy Cynamonowy, chociaż ma inną konstrukcję i gra na innych emocjach, ale nadal gra. Tak jak napisałam wcześniej - założenie było właśnie takie: ciężko, trudno i pod górę dla czytelnika, więc paradoskalnie, póki ktoś ma taki odbiór, to się nie martwię. Tak naprawdę wszystko jest tam wyjaśnione - trzeba się tylko wczytać, na pewno oderwać od Cynamonowego i samego Zmierzchu. Nie wiem, czy znajdę gdzies w sobie jeszcze jakiś pomysł na Setha, ale jeśli się pojawi, to nie będę go odganiać. Teraz jest moda na BadEdzia, a ja sądzę, że większość tych BedEdziów, to kanoniczny Edward z maską na twarzy - ja nie lubię półśrodków. Zło to zło i nie trzeba się go bać, za to trzeba chcieć je pokazać.


---------------------------------------------

Moje drabble:

***

To było niesprawiedliwe. Irytujące, nieznośne, denerwujące. Patrzenie na obiekt swych marzeń i świadomość, że nigdy nie będzie mój, doprowadzały mnie do pasji. Miałam ochotę krzyczeć, wyć, dopuścić się najgorszych czynów, żeby chociaż móc go dotknąć. Zazdrościłam jej. Zazdrość to okrutna emocja - tłamsząca resztki godności. Byłam bez szans, a i tak łudziłam się, że może kiedyś mi się uda. Kiedy go widziałam, zapierało mi dech w piersiach i ledwo powstrzymywałam się, żeby nie podbiec i nie wtulić się w jego zimne piękno. Bo był, jest i będzie piękny. Ona miała szczęście, więc może ja też kiedyś przejadę się srebrnym volvo.

Natura

"Natura ciągnie wilka do lasu." W głąb tego, co mroczne i nieodgadnione. Do świata, gdzie od zawsze i na zawsze, obowiązują proste zasady. Silniejszy wygrywa, słabszy ginie. Nie ma tu miejsca na to, co opłacalne, na konwenanse, ale nie brakuje jednocześnie lojalności, zrozumienia i szczerości. Wystarczy dać się ponieść rozbuchanym zmysłom i instynktom - podzielić się ze stadem tym, co tylko twoje, co normalnie byłoby skrępowane społecznym tabu, ukryte w zakamarkach duszy. Może dlatego, młodzi zmiennokształtni mają tak wielkie problemy, by na powrót stać się ludźmi? Widząc, jak upada człowieczeństwo, kto z nas nie wolałby upajać się magią wilczego bytu?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 22:11, 09 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 22:31, 09 Mar 2009 Powrót do góry

Zdecydowanie zasługujesz na pierwszy mój post na TWS.

Uwaga! Zły pies!:
Absolutnie genialne, odważne, dobitne. Inne niż wszystkie dookoła.
Pokazujesz nam głębię tej postaci, która jest warta opisania i poznania. Seth wiele w swoim życiu przeszedł i znalazł sposób na odreagowanie tego. Skutki były dość niekorzystne dla niego, ale zwierzęce instynkty wygrały.

Resztę mojego zdania znasz, a tekst jest na tyle dobry, że osoby lubiące czytać coś na poziomie, poznają się na nim, uwierz.

Jeszcze więcej takiego Wena!

/ Głupota z tym dodawaniem tekstów w jedno miejsce, one przecież są skrajnie różne. Ale co zrobić?
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 22:41, 09 Mar 2009 Powrót do góry

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Pod tymi linkami można pobrać pdfy, do których wydrukowałam dwa swoje inne tematy, żeby zachować komentarze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ariana
Wilkołak



Dołączył: 09 Paź 2008
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:59, 09 Mar 2009 Powrót do góry

Angels, wypowiadałam się już pod twoimi tekstami, więc nim się powtórzę, powiem jedno:
Co tak dwa skrajnie różne teksty jak "Uwaga!Zły pies" i "Aż do łez" robią w jednym temacie? To jest jakaś jedna wielka pomyłka!

Kopiuję komentarze od nas:
Uwaga! Zły pies
Przepraszam, ale nie podoba mi się to. Rozumiem ideę tego tekstu, ale po prostu NIE.
Jeśli dobrze rozumiem, chciałaś pokazać, że Seth w pewnym momencie z miłego i sympatycznego dzieciaka mógł stać się zgorzkniałym, niezrozumiałym przez nikogo wiecznym chłopcem <skoro się przemieniał, to nie starzał się>. I tutaj pomysł jest bardzo ciekawy. Tylko, jak dla mnie,. zepsuły go wizje Setha. Generalnie za slashami nie przepadam i ich nie czytuję. A już perspektywa seksu Setha z Edwardem, te wizje, jakie podsuwał sforze - nie podoba mi się to. Gdyby to była wampirzyca, to co innego - wtedy co najwyżej mogłabym się przyczepić nielogiczności, bo oni się wzajemnie nie pociągali fizycznie.
Koniec jest dla mnie nie do końca zrozumiały - co to za wampiry? Bo raczej nikt z Cullenów - świadczą o tym długie, czarne włosy i zabijanie ludzi.
Do wykonania się nie przyczepiam, bo przyznam, nie patrzyłam. Zaczęłam lekturę z pragnieniem skończenia jej jak najszybciej po przeczytaniu ostrzeżeń
Tekst jako tekst sam w sobie nie jest zły, ja napisałam swoje osobiste odczucia. Po prostu nie lubię tego typu tworów.

Aż do łez
Biedna wampirzyca - jak można jej zrobić taką krzydę i dać do czytania Zmierzch? Serca nie masz, droga Autorko - toż możesz przyprawić biedną krwiopijczynię o zawał <ew. zgon ze śmiechu>
Chociaż czytałam tylko "Wywiad z wampirem" to wystarczy mi to, by mieć jako takie pojęcie o wampirach Anne Rice. I przyznam, że ciekawie skarałaś jakąś biedną wampirzycę <nie kojarzę jej z imienia, ale może zapomniałam>
Na wampirach zbytnio się nie znam, ale myślę, że tak na tę ksiażkę reagują znawcy literatury dotyczącej wampirów. I że pozwolę sobie użyć określenia thin - mam na myśli prawdziwe wampiry, nie te plastikowe.
Całość napisana ładnie i zgrabnie. Czy błędy są, nie wiem, bez bicia przyznaję, że nie patrzyłam. Ale to pewnie wynik nagromadzenia biologii
Takie parodyjki, krótkie i lekkie, są przeze mnie jak najbardziej pożądane.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 19:40, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Pisałam Ci coś niecoś o "Cynamonowym". Postanowiłam zatem przeczytać i "Uwaga! Zły pies", bo jak sama stwierdziłaś jest pewną odwrotnością tekstu poprzedniego... Jestem w szoku! Pozytywnym.
Nie wszystko mi pasuje, nie trawię "penisów" i "pochew" w tekstach (musi być to naprawdę "uzasadnione", żebym się nie obruszyła ;P), jestem zniesmaczona, ale... W jakiś totalnie przewrotny sposób właśnie to sprawia, że tekst mi się podoba. Jest przewrotny, prowokacyjny, drapieżny, podniecający, a zarazem chwilami niesmaczny oraz smutny. Tak wybuchowa mieszanka nie mogła nie zrobić na mnie wrażenia. Zrobiła.
Tym bardziej jestem na "tak", że w moim całkowicie osobistym odczuciu miniaturki powinny być naładowane emocjami, uchwycać pewne drobiazgi, które pobudzają wyobraźnię, wryć się w pamięć, przewrócić nasz świat do góry nogami - chociaż na chwilkę. I to Ci się udało zrobić z moim światem.
Chylę czoła!
Szukanie błędów pozostawiam mądrzejszym ;].


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 13:25, 28 Maj 2009 Powrót do góry

Przedstawiam wam miniaturkę, która brała udział w konkursie literackim. Teraz, po ogłoszeniu wyników, poprawiona czeka na wasze oceny. Ostrzegam, że tekst jest specyficzny - wygląda na łatkę, ale nie jest nią do końca.

Dzikość serca

Biegłem coraz szybciej, żeby zostawić Jacoba Blacka daleko za sobą.
Zaćmienie, Stephenie Meyer

Słońce obojętnie wznosiło się ponad linię horyzontu, budząc naturę ze snu. Zapachy wczesnego lata mieszały się w powietrzu, drażniąc wrażliwe nozdrza. Ogromny wilk o brązowej sierści przemierzał las, uderzając łapami o podłoże w równym rytmie. Wydawało się, że biegnie na oślep, bez celu. W jego zmrużonych, bursztynowych oczach odbijał się ból - zupełnie ludzki. Taki, który wgryza się w duszę i nie odchodzi, mimo upływu czasu. Spieniona ślina kapała na podszycie, wplątywała się w gęstą sierść kryzy, ale samiec nie zwracał na to uwagi - pędził przed siebie. Jego serce biło tak głośno, że zagłuszało resztki przyczajonego w nim człowieczeństwa, przed którym zdawał się uciekać. Zdyszany, przystanął, gdy kilkanaście metrów przed nim zamajaczył młody zając wielkouchy. Drapieżnik natychmiast przypadł płasko do ziemi, kładąc uszy. Dobrze przypatrzył się ofierze i natychmiast zwrócił uwagę, że ta kuleje na przednią łapę - ten fakt dawał sprawnemu, mimo zmęczenia, wilkowi przewagę. Uniósł fafle do góry, ukazując ogromne, białe kły i natychmiast ruszył. Zając zastrzygł długimi uszami, w pierwszej chwili zastygając bez ruchu, by w ułamku sekundy podjąć decyzję i rzucić się do ucieczki. Instynkt nakazywał mu ratować życie - nie tylko swoje, ale również kolonii, której przerażenie wyczuwał z daleka. Od wejścia do nory dzieliło go kilka susów, ale ominął je i skręcił pod kątem prostym, odciągając basiora najdalej, jak tylko mógł. Wilk dopadł go chwilę później, jednym ciosem kłów miażdżąc szczupłą szyję. Wyraźnie dało się słyszeć trzask pękającego kręgosłupa. Obleczone szaro - brązowym futerkiem ciało smętnie zwisało z obu stron potężnego, samczego pyska. Krew kapała miarowo na łapy zwierzęcia, nadając im żywą, czerwoną barwę. Basior przeszedł jeszcze kilka kroków, znajdując wygodne i bezpieczne miejsce w korzeniach starej sosny i rozpoczął posiłek. Mlaskanie, przeplatane chrupnięciami, dało się słyszeć w najbliższej okolicy. W powietrzu unosił się intensywny zapach śmierci.

Przespał ponad pół doby, budząc się pod wieczór, gdy sosny i modrzewie zaczynały rzucać, przyprawiające o dreszcz, złowrogie cienie. Podniósł się powoli, przeciągnął, ziewnął i zaczął czyścić gęstą sierść, iskając ją dokładnie i liżąc. Kiedy skończył, potarł bokiem o pnie drzew, oznaczając przy okazji terytorium, i znów ruszył przed siebie. Nasłuchując, truchtał w głąb leśnej głuszy z łbem przy ziemi. Wyraźnie słyszał krzątaninę gryzoni, wychylających się ostrożnie z norek w poszukiwaniu pożywienia. Wychwycił delikatny zapach stada wapiti, ale zignorował ślad i ruszył dalej. W powietrzu czuł jeszcze nieznaną woń, trudną do opisania i w kierunku jej źródła zmierzał. Im bliżej był, tym cichsze wydawało się otoczenie. Nie zwiastowało to nic dobrego, ludzki pierwiastek w jego umyśle próbował wybić się ponad wilczą pewność siebie - bez skutku. Kiedy samiec usłyszał ciche skowyczenie, bez zastanowienia puścił się cwałem, klucząc między drzewami i krzewami. Zatrzymał się zaskoczony, jeżąc sierść na całym grzbiecie i podkulając lekko ogon. Na rozoranej pazurami ziemi, usianej plamami krwi, zaplątana we wnyki leżała bezwładnie starsza, czarna wilczyca. Drut owinął się wokół jej szyi, dusząc i przecinając skórę. Musiała się mocno szarpać, próbując wyrwać głowę z morderczej pułapki. Wychudzona, zrezygnowana i słaba zerknęła na ogromnego samca, który warknął cicho, ale nie odważył się podejść, zanim nie pisnęła. Na przygiętych łapach, podpełzł w jej kierunku ostrożnie, obwąch*jąc dokładnie każdy skrawek runa. W końcu, prawie dotykając nosem, położył się przy niej i delikatnie polizał obolały i opuchnięty pysk. Była od niego sporo mniejsza, ale bez wątpienia przewodziła swojemu stadu. Ogrom bólu i bliskość tak bezsensownej śmierci obudziły uśpione człowieczeństwo, a przynajmniej jego część. Gniew. Wściekłość. Niedowierzanie. Złudzenia. Rezygnacja. Smutek. Pogarda. Odwet.

Nie mógł zrobić nic więcej, ponad towarzyszenie czarnej wilczycy w jej ostatniej drodze. Trwał na swym posterunku czujnie, grzejąc słabnące, wątłe ciało. A potem potrafił już tylko wyć. Przeciągle, nisko, do ochrypnięcia, obiecując sprawcy śmierć. Śpiewał o furii. Prowadził zbolałą, lecz wciąż dumną duszę ścieżką przodków. Samica walczyła długo, jakby coś trzymało ją kurczowo na ziemi. By rozwiązać tajemnicę, wystarczyło iść tropem wadery. Szukać uważnie, wykorzystując wszystkie zmysły, pozwalając tlić się ludzkiemu pierwiastkowi na tyle, by nie wygasły emocje. Zapach był słaby, zatarty, ale prowadził wyraźnie w jednym kierunku. Czuł inne wilki - całe stado, ale nie wracały w tę okolicę co najmniej od trzech, czterech dni. Wataha rozpadła się najwyraźniej, gdy zabrakło przywódcy. A może zwierzęta wypłoszyli kłusownicy, zakładający wnyki? Szedł dalej - czuł od suki mleko, a to znaczyło, że gdzieś w okolicy znajduje się legowisko i szczenięta. Jama została starannie ukryta. Wokół nie było żadnych świeżych śladów. Bez wahania więc wszedł do porzuconej nory. W nozdrza uderzył zapach początkowego stadium rozkładu. Cztery na pozór martwe szczenięta znajdowały się w głębi. Nie miały najmniejszych szans na przetrwanie. Na wierzchu jednak leżała mała suczka, równie czarna, co matka i tak samo, jak ona, nieugięta. Jeszcze oddychała, kiedy tylko wyczuła obecność starszego wilka w norze, starała się podpełznąć w jego kierunku. Samiec trącił ją nosem, chwycił delikatnie za skórę na karku i zdjął ze stosu zwłok rodzeństwa. Nadzieja. Ciepło. Drgnienie serca. Wbrew instynktowi. Obawa. Ufność. Wzruszenie. Wszystko.

Wyniósł szczenię na zewnątrz i położył ostrożnie na ziemi. Zaczął czyścić zabrudzoną miękką sierść - jeszcze puch, starając się robić to z wyczuciem. Suczka zapiszczała, unosząc niemrawo głowę. Była bardzo słaba i nie miała wiele czasu. Sekunda wystarczyła. Jego żołądek skurczył się nagle i część nadtrawionego już zająca wylądowała niedaleko wychudzonego pyszczka. Zachęcił małą do jedzenia, wierząc, że starczy jej sił, by zająć się przynajmniej najwartościowszymi kąskami. Zmarszczyła nos i wstała, ukazując szpilki mlecznych zębów. Ledwo stojąc na patykowatych łapkach, warknęła na swojego wybawiciela, starając się wyglądać tak groźnie, jak tylko może kilkutygodniowy, zagłodzony wilczek. Rozbawienie. Pozwolił jej jeść w spokoju, a sam tymczasem zasypał oba wejścia do nory - tak było najlepiej. Kiedy skończył, usiadł i z językiem zwisającym swobodnie z pyska, obserwował czarną puszystą tyczkę z wzdętym brzuszkiem. Podeszła do niego zygzakiem, po czym usiadła między jego przednimi łapami. Wiedział na co czeka. Zew. Zaczął wyć - cicho, nisko, przechodząc w poszczekiwanie. Dołączył do niego piskliwy, płaczliwy ton. Czaił się w nim smutek i nadzieja. Rachityczna szyja, wyginała się do tyłu, a ze zwartego, drżącego pyszczka wyrywały się pełne fałszu dźwięki. Rozwaga. Basior zamilkł, szczenię zrobiło to samo chwilę później. Wydawało się, że zaśnie na siedząco, więc podniósł je za skórę na karku i gdy rozluźniło się, ruszył na południe. Prawie. Dom.

Starannie przygotował jamę, w której zostawiał suczkę, gdy sam ruszał na polowania. Za kilka miesięcy będzie mu towarzyszyła, ale w tej chwili potrzebowała spokoju, odpoczynku i odrobiny szczęścia. Sprzyjała jej sama natura, oferując nie tylko zróżnicowane pożywienie, ale też łagodną, ciepłą pogodę. Po kilku regularnych, obfitych posiłkach zaczęła przypominać to, czym była. Pełną uroku, energii i ciekawości wilczycę, która zawojowała całkowicie ogromnego wilkołaka o rudej sierści i złamanym sercu. Pozwalał jej tarmosić swój ogon, uszy i kryzę. Ze spokojem znosił pozorowane walki z futrem na swoim brzuchu i zawsze dawał jej wygrywać. Była zaciekła, zażarta, nieustępliwa. Doskonała przyszła wadera. Czarna jak sama noc. W żółtych ślepiach błyszczał upór i coś, co można było uznać za inteligencję. Jednocześnie potrafiła być zupełnie nieporadna i niesamodzielna, czym niejednokrotnie budziła w wilku to, o czym tak bardzo chciał zapomnieć. Wtedy w jego głowie pojawiały się strzępki cudzych myśli, marzeń i rozmów. Znów stawał się Jacobem - zawiedzionym, nieszczęśliwym chłopcem, który uciekł przed samym sobą. Za każdym razem, gdy wracała świadomość, spychał ją coraz głębiej, ciesząc się prostotą wilczej egzystencji. Przekładał wszystko na jak najmniej skomplikowane uczucia i myśli, starając się ukryć przed watahą, co się z nim dzieje. Musiało im wystarczyć, że wciąż żyje i najwyraźniej nie ma ochoty wracać do domu. Doceniał, że akceptowali jego decyzję. Wył po każdym udanym polowaniu, skamlał radośnie, podskakując podczas zabaw z suczką, merdał, widząc jej polowania na źdźbła traw kołysane wiatrem i nieświadome niczego motyle.

***

Minął niemal miesiąc. Młoda wilczyca coraz częściej wychodziła z nory pod nieobecność opiekuna i zwiedzała okolicę. Jeśli napotykała na swojej drodze coś nowego, starała się to ostrożnie poznać i ocenić, czy nie jest niebezpieczne, oraz czy przypadkiem nie nadaje się do zjedzenia. Stawała się coraz pewniejsza siebie, mniej niezdarna i pozwalała sobie na całkiem długie wyprawy. Z jednej z nich wróciła z trzema bliznami pod prawym okiem. Nieświadoma zagrożenia, zwabiona ciekawym zapachem zajrzała do spróchniałego, ogromnego pnia, przy okazji budząc jego mieszkańca ze snu. Dziwne, puchate zwierzątko w panice odwróciło się do szczeniaka tyłem, strosząc długie, brązowe futro, przetykane licznymi twardszymi i ostrymi włosami. Zanim suczka, zdążyła się wycofać, poczuła ostry ból w prawej części pyszczka, a urson uciekł. Zapiszczała, próbując łapkami obetrzeć policzki, ale w ten sposób wbiła kolce jeszcze głębiej. Zdezorientowana, zaczęła nawoływać rozpaczliwym wyciem, które przypominało płacz ludzkiego dziecka. Basior usłyszał ją z daleka - na szczęście nie zdążył udać się na obchód granic terytorium - i nadstawiając uszy w kierunku dźwięku, biegł w stronę swojej podopiecznej. Samotne wilczątko, pozbawione opieki, było łakomym kąskiem dla niedźwiedzi, kojotów czy większych, dzikich kotów. Strach. Zawył krótko, wysokim tonem, nie zatrzymując się nawet. Wiedział, że to już blisko. Woń - słodka, niewinna, przesycona w tamtej chwili strachem, nie pozostawiała wątpliwości, że stało się coś złego.

Siedziała w pobliżu spróchniałego pnia, zamieszkiwanego przez dość nerwowego samca ursona, który wydawał się opuścić swoje domostwo, choć zapach wyraźnie unosił się w powietrzu. Mała była zbyt młoda, by zdawać sobie sprawę z ryzyka. Zapłaciła za to wysoką cenę. Trzy kolce sterczały wbite w jej skórę, tuż pod prawym okiem, cudem je omijając. Współczucie. Podszedł do szczenięcia spokojnie, liznął mokry, cieplejszy nos w geście przywitania i używając tylko przednich zębów wyciągnął bolesne pamiątki z pyszczka suczki. Zaskomliła żałośnie, pocierając łapami świeże rany. Samiec oczyścił je dokładnie, iskając sierść dookoła. Chwilę później, wydawało się, że wszystko jest już w porządku. Zmierzał w kierunku nory, a za nim dreptała radośnie czarna puchata kulka, starając się pochwycić koniuszek rudo - brązowego ogona, kołyszącego się nieznacznie w rytm wolnego kroku.

***

Drżał na całym ciele, powarkując przez sen. Szczenię instynktownie odsunęło się od niego, pokazując lśniąco białe, mleczne zęby, z których część się chwiała, a trzech przednich siekaczy na dole nie było w ogóle. Groźna postawa nie odpędziła jednak koszmaru.

- Wrócisz Jake? - spytała Bella. Znajomy głos spowodował dziwny tępy ból w jego klatce piersiowej. Spojrzał w dół, na siebie - nie był już wilkiem, więc odpowiedział jej bez zastanowienia:
- Nie wiem, Bello. Nie wiem.
- Mój ślub...
- Twoja śmierć! - krzyknął.
- Szczęście i przeznaczenie - szepnęła. A on zatkał uszy, nie mogąc znieść słów, które wciąż raniły tak samo. Pamiętał zapach jej włosów, dotyk dłoni, smak ust. Język splatający się z jego językiem w namiętnym pocałunku. Wracała każda emocja. Zwielokrotniona przez czas, gdy zepchnął uczucia poza siebie. Wiedział, że Bella umrze, że sama tego chce i nie mógł nic poradzić w związku z tą decyzją, ponieważ jego przyjaciółka podjęła ją z miłości. Bezsilność frustrowała go i chciał już tylko się obudzić, ale nie umiał także tego. Spojrzał wprost w brązowe, ufne oczy, które kiedyś błyszczały radością na jego widok, ale potem znów wrócił Edward i nadzieja prysła. Tęczówki zmieniły kolor na czerwony - tak czerwony, jak tylko może być krew, a potem wszystko zniknęło i stał w pustce, uwięziony w niebycie, krzycząc na całe gardło:
- Dość! Dość! Dość!


Kiedy się obudził, nie pamiętał prawie nic. Irytacja. Schował emocje jeszcze głębiej. Dał się ponieść instynktowi. Zostawił suczkę samą, i nie budząc jej nawet, ruszył na oślep. Potrzebował oddechu, wolności i czasu.
Wrócił później niż zwykle - zmęczony, brudny i napięty. Szczenię wybiegło mu naprzeciw, ale zatrzymało się, widząc uniesioną sztywno kitę, sterczące uszy i zjeżoną na łopatkach sierść. Instynkt podpowiadał, że w takiej chwili ryzykowałaby życiem. Przypadła więc płasko do ziemi, popuszczając jednocześnie mocz i podwijając ogon. Kiedy to nie poskutkowało, położyła się na plecach odsłaniając gardło i delikatną skórę na brzuchu. Basior uspokoił się, podszedł do podopiecznej na wciąż sztywnych łapach, obwąchał ją dokładnie i usiadł obok. Kiedy się podniosła, złapał suczkę za gardło, wyraźnie zaznaczając swoją pozycję, po czym natychmiast puścił, nie zostawiając nawet draśnięcia. Na delikatne liźnięcia warg zareagował, zwracając resztki padliny łosia. Suczka zawahała się, nie będąc pewną, co powinna zrobić po wcześniejszym starciu. Wilk jednak odsunął się od nadtrawionej skóry i mięsa, dając jej tym samym wyraźny sygnał, że może zacząć jeść.

Czas mijał, wilczyca rosła, nabierając mięśni i sił - wszystko wracało do normy. Znowu mogła tarmosić łapy samca, szczypiąc delikatne podeszwy. Znów pozwalał jej wyrywać sobie sierść z kryzy, gdy udawała, że poluje, powala go i zagryza. Przedrzeźniał jej piśnięcia i warczenie. Czasami straszył ją, biorąc całą czarną głowę do swojego potężnego pyska. Wtedy kładła uszy i zamierała w oczekiwaniu, ale chwilę później uwalniał suczkę i mruczał, gdy iskała jego plecy, chętnie wypróbowując swoje nowe stałe zęby na wszystkim w okolicy. Przepłoszyła tym samym większość wiewiórek ziemnych, na których ćwiczyła swoje łowcze zdolności. Wciąż brakowało jej cierpliwości i gracji, ale za każdym razem była bliżej celu. Kiedy pierwszy raz udało się jej schwycić mniejsze stworzenie, zacisnęła zęby tak mocno, że zginęło na miejscu. Wypuściła gryzonia, trąciła go nosem, przez chwilę wahając się, co zrobić dalej. W końcu, przytrzymując drobne ciałko łapami, zaczęła rozrywać skórę i zjadać wnętrzności, tak podekscytowana, że nie zwróciła uwagi na cichego obserwatora przyczajonego za sosnowym zagajnikiem.

***

Jacob szedł po plaży, wzdłuż linii, którą fale oceanu wyznaczyły na piasku. Trzymał ręce w kieszeniach białych spodni. Wiatr łopotał rozpiętą białą koszulą i smagał mokrą od płaczu twarz. Otarł łzy wierzchem dłoni i zatrzymał się, patrząc w odmęty wody. Nie słyszał charakterystycznego szumu, nie było żadnego dźwięku. Pierwszy krok, ten najtrudniejszy. Kolejny i następny. Woda otaczała go miękko i ciężko zarazem. Słyszał myśli, pytania. Czekali. A on nie chciał wracać. Pamiętać, czuć. Tu miał coś do zrobienia, coś ważnego. Przy jego zmęczonym sercu, biło inne - żarliwsze, mniejsze, bardziej uparte. Pozwolił by woda wpłynęła do płuc słonym strumieniem, zabierając ze sobą tego, którego bał się najbardziej.

Skowycząc, obudził się wczesnym świtem. Przeciągnął się z cichym pomrukiem zadowolenia, trącając jednocześnie czarne wilczątko. Dziś był ten dzień. Ich dzień, gdy miała mu towarzyszyć na polowaniu - wyczołgał się z jamy, popędzając ją cichym szczeknięciem. Truchtała przy opiekunie, pełna oczekiwania, zwarta i napięta. Węszyła ślady i to, co przynosił ze sobą wiatr. Zmierzali w kierunku polany, na wschód od małego jeziora - coraz wyraźniej wyczuwała zapach wapiti, unoszący się w powietrzu. Skradali się od zawietrznej, żeby nie spłoszyć zwierząt, starając się wybrać z gromady najsłabszą sztukę. Na uboczu pasła się młoda łania, niewiele starsza od wilczycy. Jeszcze powinna być przy matce, ale tej nigdzie nie było widać. Wszystko było jasne. Samiec ruszył biegiem okrążając stado z lewej strony, suka ruszyła wprost na wyselekcjonowaną ofiarę, naganiając ją za linię drzew. Wapiti rzuciły się do ucieczki, starając się umknąć przed ogromnym, brązowym basiorem, ignorując jego towarzyszkę. Kilkumiesięczna sarna, jakby wyczuwając, że na niej skupia się uwaga drapieżników, biegła, ile sił - długimi susami, na oślep, przed siebie, byle dalej. Tuż za nią pędziła czarna, szczupła wilczyca - pod futrem drgały mięśnie, w oczach błyszczało podniecenie. Instynkt podpowiadał, że wszystko dzieje się tak jak powinno. Stado umknęło w popłochu, a łania była coraz bliżej jeziora, które zamykało jej drogę ucieczki. Na otwartej przestrzeni zwierzę nie miało najmniejszych szans na ratunek, ale nie poddawało się, napędzane wolą przetrwania. Samiec wypadł zza drzew wprost na sarnę, bez wahania chwycił ją za gardło, starając się uniknąć ciosów kopyt. Instynkt podpowiadał zwierzęciu, że jeśli upadnie - zginie, więc starała się jeszcze uwolnić. Kiedy jednak do doświadczonego łowcy, dołączyły na miękkim gardle mniejsze kły, poddała się ostatecznie.

Jedli szybko, połykając kawałki mięsa w całości, żeby nie zmarnowały się te najbardziej wartościowe części. W każdej chwili do uczty mogły zechcieć przyłączyć się kojoty lub inne wilki. Zęby szarpały skórę, gruchotały mniejsze kości. Pazury wbijały się w ziemię. Sierść jeżyła się na łopatkach, gdy jedno zbliżało się za bardzo do drugiego. Bryzgała krew i ochłapy tłuszczu. To była częścią ich natury, choć one nie postrzegały tego w ten sposób. Zabijały, by przetrwać. Zabijały, by żyć. Coś drgnęło w umyśle basiora. Człowiek. Jestem. Myślę. Zwierzę. Ja. Zagłuszył to, chłepcząc wciąż ciepłą krew, która spływając do żołądka, rozgrzewała i koiła. Odwieczna prawda - siła ma rację bytu.

***

Pierwszy grudniowy śnieg przykrył gałęzie drzew, otulając las białym puchem. Dwa wilki tarzały się na ziemi, podgryzając się i pomrukując. Ze zwisającymi z pysków językami opadły na przeciw siebie i zdyszane popatrzyły sobie w oczy. Ich więź zdawała się namacalna, niemal widoczna w powietrzu. Mocna, niezachwiana, stała. Czarna wilczyca podpełzła do towarzysza i oparła głowę, o jego mocny kark. Samiec westchnął cicho i przymrużył oczy w pełni odprężony. Zasnęła wtulona w jego ciepło, a on leżał bez ruchu, napawając się intensywnością ich zapachów zmieszanych ze sobą. Dopasowanie.

Z trudem zostawił ją samą, udając się na rutynowy obchód terytorium. Dokładnie znaczył granicę, wyczuwając niedawną obecność małej watahy, która polowała w pasie ziemi niczyjej. Skrupulatnie sprawdzał wszelkie tropy, gdy nagle huk przetoczył się przez las, płosząc ptaki i inne zwierzęta. Samiec instynktownie zjeżył futro, unosząc sztywny ogon nad grzbiet. Jego serce zabiło szybciej, tłocząc przesyconą adrenaliną i testosteronem krew. Jednym susem zawrócił na wschód, orząc pazurami śnieg. Cwałował długimi, równymi susami - spod szeroko rozstawionych palców wypadały białe bryzgi śniegu zmieszanego z ziemią i drobnymi kamykami. W pełnym pędzie chwytał górny wiatr, rozpoznając bez trudu nutę obcej woni, która niebezpiecznie przypominała zapach otaczający miejsce śmierci czarnej wadery. Czas wydawał się płynąć wolniej, gdy spostrzegł swoją towarzyszkę leżącą na śniegu, w kałuży krwi. Stało nad nią dwóch ludzi z bronią. Musieli wykorzystać jej niedoświadczenie i przyzwyczajenie do nuty ludzkiego zapachu w woni Jacoba. Zaskoczyli ją w norze, wywabili na zewnątrz i... Jeden wymierzył w gardło suki i zanim przebrzmiało gardłowe warknięcie oddał strzał, którego siła szarpnęła całą, szczupłą sylwetką. Kula przeszła na wylot, barwiąc śnieg szkarłatem. Żółte, dzikie ślepia zgasły, wieńcząc udane polowanie. Mężczyźni uścisnęli sobie ręce, nie zdając sobie sprawy z tego, że wyrok zapadł.

Zabij, zabij, zabij! Wypadł wprost na nich, z obnażonymi kłami, spieniony, wściekły, zdyszany. Zaskoczenie odebrało ludziom mowę i zdolność logicznego myślenia. Gapili się na ogromnego, brązowego wilka, który niemal jak spod ziemi wyrósł tuż przy nich. Rozedrgany, wzburzony, ze zjeżoną sierścią, napięty i przygotowany do skoku. Nawet się nie spostrzegli, gdy przegryzł pierwszemu gardło jednym ruchem szczęk. Następnie odwrócił się w ułamku sekundy, pozwalając zwłokom upaść w śnieg. Wykrzywiona zdziwieniem twarz, obryzgana krwią wydawała się niemal nierealna. Koszmarna. Otwarte, martwe oczy zwrócone w kierunku nieba, zastygły w niemej prośbie o przebaczenie, na które nie było szans. Drugi kłusownik zacisnął kurczowo dłonie, szykując się do strzału. Łudził się, że zdąży powstrzymać bestię. Starał się nie patrzeć na martwego przyjaciela. Zadrżały mu dłonie, a na materiale nogawek mężczyzny pojawiła się plama, wilk parsknął lekceważąco, gdy uderzył go w nozdrza kwaśny odór moczu. Człowiek zbladł i wyszeptał:
- Ojcze nasz...
Modlitwie towarzyszyło głuche warknięcie i chrzęst łamanych kości.

Położył się delikatnie przy ciele wilczycy, wtulając pysk w jej czarne, lśniące futro. Wiedział, że już nic nie będzie takie samo. Zostawił ją, naraził i nie mógł tego naprawić. Strata budziła uśpione emocje, pozwala człowieczeństwu przebić się przez mury zdziczenia. Wraz z nim przychodziły znajome głosy, cudze sny i marzenia. Zanim ktokolwiek ujrzał jego myśli, zamknął umysł i pogrążył się w żalu i rozpaczy. Zatracając się w bezsilności i smutku, pozwolił, by to co najcenniejsze ukryło się w ciemności.

***

Jacob siedział na pniu przy ognisku i patrzył na płomienie. Czekał na kogoś. Oczekiwanie to wwiercało się w jego jestestwo, powodując tępy ból głowy. Kiedy próbował myśleć o tym, jak się tu znalazł, co robił wczoraj, doznanie stawało się intensywniejsze i miał wrażenie, że rozbija się o barierę uplecioną z mroku. Było to zadziwiająco uspokajające i kojące, niemal jak dotyk delikatnej bladej dłoni, na policzku Jake'a.

Kiedy jednak otworzył oczy, nikogo przy nim nie było. Obudził się z krótkiej drzemki, bardziej zmęczony, niż przed zaśnięciem. Nie pamiętał prawie nic z ostatnich miesięcy, gdy żył tylko jako wilk - strzępy obrazów, niektóre dźwięki, zapachy. Podświadomie jednak wiedział, żeby nie szukać, nie próbować się dowiedzieć. Czasami oglądał się za siebie, przeżywając wyjątkowo gorzkie jamais vu. Był jednak sam. Biegł w kierunku granicy Stanów Zjednoczonych, wiedząc, że czas mu nie sprzyja. Przynajmniej próbował zdążyć. Coraz częściej dzielił umysł z resztą watahy, przyzwyczajając się od nowa do swojego starego życia - do człowieczeństwa. I tylko w zakamarkach serca tlił się nadal płomień, który miał nigdy nie zgasnąć.


Wapiti - (Cervus canadensis) - gatunek ssaka z rodziny jeleniowatych, do niedawna uznawany za podgatunek jelenia szlachetnego, do którego wapiti jest bardzo podobny.

Urson - (Erethizon dorsatum) - ssak z rodziny ursonowatych, z rzędu gryzoni, jedyny przedstawiciel rodzaju Erethizon. Mylnie nazywany jeżozwierzem.

Jamais vu - [żamẹ wụ̈; fr., ‘nigdy nie widzieć’], zjawisko psychiczne polegające na przeżywaniu poczucia nowości i obcości w stosunku do miejsc, osób, sytuacji dobrze znanych; objaw zaburzeń psychicznych, sporadycznie może wystąpić u osób zdrowych. Jamais vu wiąże się czasem z pewnymi typami amnezji i epilepsji.

_____________________________________

Czasowo tekst można rozumieć, jako uzupełnienie tego, co działo się po Zaćmieniu, a przed Przed Świtem.

PS. Dwa wilki i łania
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Czw 13:40, 28 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 19:27, 29 Maj 2009 Powrót do góry

Angels, wiesz, że lubię Cię "czytać", nie? I na tym tekście też się nie zawiodłam, mimo iż, jak Ci już mówiłam, wykazuje pewne oznaki niedoskonałości Wink
Już wiem, dlaczego Twój tekst nie zyskał uznania. Przede wszytkim tematyka mogła nie urzekać. Jednak Twilight to historia o wampirach, tzn miłości wampira do człowieka, wiadomo, że to wampiryzm (choć nie w tej najlepszej postaci) odgrywa główną rolę i opowiadania podejmujące owe wątki zawsze cieszą się większym zainteresowaniem, niż ten poboczny o wilkołakach.
Po drugie, to co działo się z Jake'em podczas jego nieobecności i to w jaki sposób Ty sobie to wymyśliłaś też mogło nie przypaść do gustu twilight-maniaków. W zasadzie to historia o wilkach, o wilczej przyjaźni i gdzieś tam pojawiają się zarysy Jacoba.
Wiem on sobie w tym czasie żył tylko tym wilczym, zwierzęcym trybem, wszytko pasuje, ale rozumiem, że nie dla wszystkich może być absorbujące.
A jak mi się podobało? Mi się bardzo podobało, plastyka Twoich opisów zawsze mnie urzeka.
Wątek młodej wilczycy niezwykle wzruszający.
Szkoda, że jej żywot się skończył, ale rozumiem, że tak musiało się stać, skoro Jake miał wrócić do La Push.
Widać, że znasz się na wilczej tematyce, co nie ukrywam bardzo mnie cieszy i może być też dla mnie pomocne, wiesz o co mi chodzi, prawda?

A miałabym jedno uwagę, co do treści:

Cytat:
Zasnęła wtulona w jego ciepło, a on leżał bez ruchu, napawając się intensywnością ich zapachów zmieszanych ze sobą


powiedziałaby raczej: wtulona w jego ciepłe ciało...
no bo w ciepło to się trudno wcielać... takie moje subiektywne zdanie, nie do końca poparte pewnością co do poprawności stylitycznej. Wink

Buziale, czekam na Nienasycenie


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 20:07, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Niech nikogo nie zwiedzie paring Edward/Bella. To tekst o tym, co mogłoby się stać, gdyby życie nie było tak proste jak chciała tego Meyer.

Cztery smaki uczuć

Wiosna

Oh, kiss me beneath the milky twilight
Lead me out on the moonlit floor
Lift your open hand
Strike up the band and make the fireflies dance,
Silver moon's sparkling
So kiss me


Las wydawał się pogrążony we śnie, tylko wiatr szumiał lekko w koronach drzew. Wszystko ucichło jednak, gdy kobieta dotknęła policzka swojego męża. Jej blada dłoń była lodowato zimna, ale on nie cofnął się, przeciwnie - wtulił twarz w idealne palce, lekko się o nie ocierając. Jakby go zaczarowała. Patrzył na piękną twarz żony i czuł się szczęśliwy. Choć ich serca nie biły, wypełniała je miłość. Uczucie, które pokonało śmierć i przetrwało dramatyczne rozstanie. Emocja zdawała się wypełniać ich ciała i rozpalać w złotych tęczówkach radosne iskierki. Bella zagryzła dolną wargę. Walczyła z samą sobą, z barierą kreowaną przez jej umysł. Kiedy udało się ją zburzyć, Edward mógł zobaczyć wszystkie myśli ukochanej. Sny krążące wokół niego, kiedy jeszcze była człowiekiem. Wspomnienie pierwszego, przyprawiającego o utratę tchu, pocałunku. Strach i smutek, gdy ją opuścił, choć teraz wiedziała już, że zrobił to dla jej dobra. Dla niej mógł umrzeć i nie wyobrażał sobie życia bez Belli u swojego boku. Dziś, gdy od ślubu minęło dziesięć lat, powoli docierała do niego świadomość, że mają dla siebie wieczność. Nic nie mogło ich rozdzielić. Właśnie to widział w myślach żony. Pewność, oparcie, szacunek i przywiązanie. Sympatię, oddanie i przyjaźń. Niteczki więzi zaciskały się z każdą sekundą mocniej, choć nikt nie wierzył, że można kochać bardziej. Uczucia wisiały niemal namacalne w powietrzu wokół pary. Edward odetchnął i położył swoją dłoń na dłoni żony, dając jej tym samym znak, że może znów zamknąć swój umysł. Przez chwilę na jej twarzy widoczne było rozczarowanie i frustracja. Mimo upływu czasu i ćwiczeń, opuszczenie mentalnej tarczy wciąż było trudne i wymagało od kobiety skupienia i wysiłku. Uśmiechnął się do niej lekko. W odpowiedzi zachichotała jak wtedy, gdy miała siedemnaście lat. Zamknęła oczy, czując wargi męża na swoich ustach. Smakował słodko. Jak pierwsza wata cukrowa, którą się je niedowierzając, że rodzice zgodzili się ją kupić. Jak pierwsze lody waniliowe, orzeźwiające w słoneczny dzień. Jak pierwsze udane, własnoręcznie upieczone ciasteczka. Zawsze wydawało się im, że przeżywają to pierwszy raz - odkrywając siebie i swoje dusze.

Lato

Gladly now
Please suck me dry
And still you'll cry
To be back in her bosom
To do it again
Pray 'til I go blind
Pray 'cause nobody ever survives
Praying to stay in her arms
Just until I can die a little longer
Saviors and saints
Devils and heathens alike
She'll eat you alive


Jęknęła, gdy poczuła jego zęby na swojej szyi. Musnął ustami obojczyk, a potem ułożył się tak, by móc szeptać wprost do jej ucha.
- Pragnę cię całej. - Pogłaskał blade, szczupłe przedramię. - Chcę słyszeć, jak prosisz mnie o spełnienie - kontynuował, pieszcząc drobne piersi. Wygięła się lekko pod wpływem dotyku, łkając cicho. - Chcę widzieć twoją rozkosz. - Igrał z pożądaniem, czubkami palców sunąc w dół brzucha ukochanej. Warknęła gardłowo, chwyciła nadgarstki męża i podnosząc mu ręce nad głowę, usiadła na jego biodrach.
- Teraz ja dyktuję warunki - szepnęła, a coś w jej oczach świadczyło o tym, że nie ma szans na ratunek. Pasja i pożądanie, których nie mogli nasycić, wciąż buzowało w ich krwi. Mimo pięćdziesięciu lat wspólnego życia, zachowywali się jak para nastolatków. Zresztą tak właśnie wyglądali - uwięzieni w ciałach zbyt młodych na dorosłość. Spragnieni siebie, wciąż głodni bliskości. Nie tylko psychicznej, ale też fizycznej. Niekiedy egoistycznie narzucający drugiej stronie gry o zawiłych zasadach, których nie pojąłby nikt inny. Edward bezpowrotnie utracił swoją niewinność - rozsmakował się w braniu i dawaniu. Bella od dawna nie pamiętała o wstydzie - prosiła, żądała i nauczyła się błagać o rozkosz. Czasami czuła pod powiekami pieczenie i wiedziała, że gdyby mogła się rozpłakać, płakałaby setki razy. Z powodu upokorzenia, z przyjemności, ze wzruszenia. Z milionów powodów, które przytłaczały osobowość kobiety i kształtowały ją od nowa. Zmieniała się nieubłaganie. Zapominając o tym, jak proste i naiwne było jej ludzkie życie. Jak krótkie i nic nie znaczące. Mignęło. Kiedy wtedy skoczyła z klifu, zobaczyła je całe - od początku. Nieruchome obrazki, przesuwające się w jej umyśle, jak osobliwy pokaz slajdów. Słona, zimna woda. Gdy spotkała Cullena, wszystko się zmieniło. Również dla niego. Stał się bardziej drapieżny, niebezpieczny - rozchwiany emocjonalnie. Szukał wraz z nią czegoś, co nieosiągalne majaczyło na linii horyzontu. Odsunął się od rodziny, podporządkowany umykającemu celowi - zlany z Bellą w jedno ciało, jeden gardłowy okrzyk orgazmu.

Jesień

I can fly
But I want his wings
I can shine even in the darkness
But I crave the light that he brings
Revel in the songs that he sings
My angel Gabriel
I can love
But I need his heart
I am strong even on my own
But from him I never want to part
He's been there since the very start


- O co ci chodzi, do cholery?! - krzyczał na całe gardło, zaciskając dłonie w pięści. Spojrzała na niego z wyrzutem, a w jej czarnych oczach pojawiło się rozczarowanie.
- O nic - warknęła. - O pierdolone nic - dodała.
- To czemu się tak zachowujesz? - Starał się opanować drżenie głosu i mówić ciszej, ale wyglądało na to, że tylko jemu zależy, żeby zakończyć tę bezsensowną kłótnię. Kolejną w ostatnim czasie. Martwił się, ale nie potrafił znaleźć przyczyny pretensji Belli. Miał dość starania się trafiającego w próżnię. Poirytowany pozwolił wciągnąć się w sprzeczkę o nic, a teraz stali naprzeciw siebie i wydzierali się na całe gardła. Jak dwa walczące o ochłap padliny kundle.
- Bo mam taką ochotę - syknęła.
- To nie jest odpowiedź! - Miał ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami, ale jeszcze tliła się nadzieja, że jeśli będzie dość cierpliwy, Bella uspokoi się i ustąpi.
- Dla mnie jest - burknęła pod nosem i wyszczerzyła zęby, gotowa rzucić się na niego, gdy zrobił krok w kierunku żony. Opuścił ręce w całkowitej rezygnacji. Pokręcił przecząco głowo i szepnął:
- W ten sposób nie dojdziemy do niczego dobrego. Porozmawiamy spokojnie rano, kiedy wrócę... - I zanim mogłaby go powstrzymać, wypadł przez kuchenne drzwi wprost do lasu. Wiedział, że nie będzie go szukała. Nie robiła tego od przeszło dwudziestu lat. Ponad wiek razem nauczył Edwarda, że kobiety są skomplikowane i nic, co działało wczoraj, nie skutkuje jutro. Tymczasem ona usiadła na podłodze w ich małym salonie i łkała wściekła, że nie może płakać. Wściekła, że musi pić krew. Wściekła na niemożność normalnego spaceru ulicą w ciągu dnia - ciekawe, co powiedzieliby ludzie, gdyby zaczęła się iskrzyć w słońcu jak pieprzony brylant. Wściekła na siebie, na niego, na wszystko. Samotna, stęskniona i sfrustrowana. Miała wrażenie, że na języku czuje kwaśny smak zepsutego mleka, ale to tylko jad spływał do jej ust pod wpływem emocji. Potrzebowała kogoś, komu mogłaby powiedzieć o wszystkim, a Edward tylko uciekał. Nie przytulał jej, nie głaskał po głowie, nie towarzyszył w tych prostych czynnościach, których wspólne wykonywanie kiedyś tak ich cieszyło. Był obok, a ona pozwalała mu na to. Nie wnikała w jego ból, rozdzierający wrażliwy umysł, gdy zostawiał zrozpaczoną żonę, nie potrafiąc przeczytać w jej myślach, o co tak naprawdę chodzi. Przeczuwał prawdę i nie miał sił, by się z nią zderzyć. Tkwił w swoim najgorszym koszmarze.

Zima

Why the fuck why the fuck are you looking at me
There's a time for us all and I think yours has been
Can you please hurry up cos I find you obscene
We can't wait for the day that you're never around
When that face isn't here and you rot underground
Can't believe your were once just like anyone else
Then you grew and became like the devil himself
Pray to god I can think of a nice thing to say
But I don't think I can so fuck you anyway
So fuck you anyway


Patrzyła w płomienie, odczuwając ulgę. Gorzkie ukojenie. Znów wolna, choć bez szans na odzyskanie tego, co straciła. Zaśmiała się, krzywiąc twarz. Smrodliwy dym wdarł się do jej gardła, przypominając o tym, co właśnie zniszczyła. Dwieście lat razem. Sto lat męki. Pogrążała się w smutku i żalu powodowanymi utratą kogoś ważnego. Opłakiwała samą siebie - siedemnastoletnią, nawiną zakochaną dziewczynę, którą własne kompleksy i idealizm zapędziły w zaułek bez wyjścia. Zaszczuły ją i podporządkowały. W końcu, gdy dała upust całej nagromadzonej wściekłości, tłumionej nienawiści, pozostała jedynie ucieczka. Nie planowała tego, choć czasami zdarzało się, że myślała o tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nigdy nie spotkała wampira o miedzianych włosach i złotych oczach. Oczach, które zgasły bez walki. Dawno temu. Wszystko mija. Czas nie zna litości. Nie zatrzymuje się i nie zastanawia. Jest boleśnie obiektywny i ślepo sprawiedliwy. Bella wyciągnęła rękę w stronę płomieni, przez chwilę pragnąc poczuć ich ciepło, ale niemal natychmiast cofnęła dłoń. Nic nie mogło skruszyć lodu, który skuł jej jestestwo. Płonęły książki, ślubna podwiązka, wstążka zdobiąca pierwszy gwiazdkowy prezent, wszystko. Zapatrzona w przestrzeń, starając się zamknąć skończony rozdział, szepnęła:
- Na swój sposób będę cię zawsze kochać, Edwardzie. Teraz jednak muszę odejść i nie chcę brać cię ze sobą. Żegnaj.
Odwróciła się i pobiegła w stronę nowego życia, które miała nadzieję odnaleźć na jednej z licznych ścieżek. Wiedziała, że nie zasługuje, ale tak bardzo pragnęła kolejnej szansy. Łudziła się, że czeka na nią coś dobrego. Gdzieś tam, przed nią. Kluczyła między drzewami, niczym zwierzę gonione przez watahę wilków - pewne, że gdy tylko się zatrzyma, nastąpi koniec. Bella bała się końca. Przerażał wizją nicości, czekającą wszystkich jej podobnych. Biegła. Czuła wiatr na twarzy - ożywczy, kojący, pieszczotliwy. Nie oceniający ani jej, ani Edwarda.

------------------------------------------

Piosenki:
Sixpence None the Richer - Kiss Me
Puscifer - Rev 22:20
Lamb - Gabriel
Archive - Fuck You


Thin, dzięki ci :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 16:40, 15 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 20:35, 31 Maj 2009 Powrót do góry

To JA dziękuję za ciekawy tekst, za to, że wyrywasz chwasty z ogródka Steph. Za to, że wiesz, że życie nie jest takie proste, jak się niektórym Meyerom wydaje.
I za to, że ci się chce zachować logikę i trzeźwe spojrzenie, chociaż, jak wiemy, wyróżnienia dostają ci, którzy piszą... różne rzeczy (wiesz, o czym piszę :D).

Podoba mi się to przejście porami roku - od ciepła i rozkwitu wiosny, przez gorące lato, dalej ochłodzenie jesieni i na końcu lód zimy. I wszystko to oddane temperaturą uczuć między parą. Smutne i gorzkie, ale życiowe. Nie ma nic złego w bujaniu w obłokach, ale czasem przydaje się uświadomienie, że nie każda bajka dobrze się kończy i nie każdy Kopciuszek po ślubie nie odejdzie od swego księcia.
Po tej miniaturce robi się smutno. Mimo wszystko jest we mnie nieco romantyzmu, który chciałby wierzyć, że wieczna miłość nie zdarza się tylko w książkach i filmach. Ale z drugiej strony cynizm życia nie pozwala mi w to wierzyć na ślepo. I tak właśnie patrzę na ten tekst.

Oby ci wen wiecznie sprzyjał!
jędza thin


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Levre
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia

PostWysłany: Nie 21:10, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Bo życie nie jest proste, po prostu nie jest. W końcu nie jest kolorowo, nie jest też przesadnie dramatycznie. Jest jak w życiu. Wiesz, że oddałaś w tej miniaturce wszystko co powinno w niej być? Na pewno wiesz...
Dużo, bardzo dużo refleksji po jej przeczytaniu. Każde uczucie zmienia się z czasem.

Wiesz co? Potrzebuję teraz pomyśleć. W ciszy, sama.

Piękne, esencjonalne, prawdziwe.
Gratuluję.

Lev


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 19:43, 01 Cze 2009 Powrót do góry

Kochana moja, wiesz, że będę Cię zawsze wspierać i będę dosładzać. Wiesz już, co myślę o tej miniaturce.
Jako historia, podoba mi się, bo tak jak poprzedniczka napisała: Takie jest życie. Nie składa się z miękkich płatków róż. Ma też kolce i przynosi wiele rozczarowań. Odniesienie miłości do pór roku to trafne porównanie, choć ja mam nadzieję, że moja miłość jakoś wypisze się z tego schematu. :p
Jednakowoż, choć pod względem technicznym i treściowym, oceniam tą miniaturkę wysoko, to treściowo nie przystaje mi do pary Bella i Edward. I nie chodzi o to, że chciałabym, żeby było tak miło i nieskomplikowanie jak u Meyer, ale jakoś nie widzę tego, żebym ich drogi się rozeszły, żeby stali się dla siebie tak obcy... Po prostu. Subiektywnie mówię nie takiemu biegowi spraw. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 20:07, 01 Cze 2009 Powrót do góry

Widać taki mój urok, że unikam prostych tematów i prostoty w ogóle.

Spójrzmy jednak na to wszystko od tej strony, że dałam im na to dwieście lat. Dwieście lat, po których wciąż nie przychodzi odpoczynek i starość. Nie muszą się bać, że gdy odejdą, umrą samotni, bo wampiryzm poniekąd i tak wiąże się z pewnym odosobnieniem.

To jakaś wersja przyszłości, niekoniecznie obowiązująca, za to na pewno ciekawa. Zważywszy na to, że wynika z kanonu. Wybaczcie mi małą nieskromność. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 2:43, 14 Cze 2009 Powrót do góry

komentarz do „Czterech smaków uczuć”

Nie wiem, kiedy ostatnio płakałam przy fanficku. A chyba nigdy nie płakałam przy niczym z tego fandomu. Zawsze wydaje mi się to takie wydumane, przesadzone, gdy ktoś pisze w komentarzu, że tekst doprowadził go do płaczu. Ale, cholera, ja naprawdę płaczę.

Ten tekst boli. Wdziera się we mnie i bez pozwolenia sieje spustoszenie, którego nie jestem w stanie powstrzymać. Niepytany, poprzestawiał mój emocjonalny krajobraz, łapiąc za twarz i każąc kierować oczy w stronę, w którą nie chciałam spoglądać.

A zaczęło się tak niewinnie, słodko, ale nie tą słodyczą, którą lubię. Po wiośnie obawiałam się, że reszta też będzie smakowała jak syrop. I znowu się przekonałam, że wystarczyło po prostu Ci zaufać, bo Ty już wiesz, co robisz. Poprowadziłaś czytelnika przez burzowe, duszne lato - ta duchota już zaczęła dławić mnie w gardle, gdy rozwijałam sobie w wyobraźni chwiejność emocjonalną bohaterów. I wtedy spadła na mnie jesień, krzyk paniki, sól łez, kotłująca się wściekłość, niezrozumienie, koszmar na jawie, frustracja, niezrozumienie, wściekłość, frustracja; epizod się skończył, ale wciąż go czułam, te emocje wciąż na mnie spadały, przytłaczały, nie pozwalając oddychać. Ale przecież były tylko preludium do zimy, dudniącym, głośnym preludium, po którym z łoskotem spadły na mnie gorycz, ulga, rozczarowanie, zawód, żal, sto lat męki. Zasłaniana do tej pory prawda. Prawda wyzuta ze słodyczy, odarta z eufemizmów, pozbawiona woalki liryzmu. Boleśnie gorzka. Intensywnie, mocno.

Angels, bez wątpienia jesteś mistrzynią pióra. Nie mówię tego na wyrost, nie robię tego, by poprawić Ci humor czy z jakiegokolwiek innego powodu. Dla mnie jesteś mistrzynią pióra. Już kilka razy się zdarzało (w wypadku innych tekstów), że po przeczytaniu jakiegoś fragmentu zamierzałam Cię ochrzanić, że obawiałam się o dalsze losy tekstu, ale czytając dalej uzmysławiałam sobie, że nie mam po temu powodów. Znowu się wybroniłaś, znowu mnie sobie kupiłaś.

W czterech obrazach zdołałaś zawrzeć tak wiele emocji - zarówno te, które nazwałaś, jak i mnóstwo tych, których jednoznacznie na wskazałaś.
Wiesz, jak kocham poezję, jak lubię cytować kawałki, które sobie cenię. Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli napiszę, jakie haiku przywodzą mi na myśl poszczególne pory roku? To moje subiektywne odczucia, oczywiście.

wiosna

Piękno.
W rozdartym papierze drzwi
Droga Mleczna.

Issa


lato

Nigdy nie zapominaj:
Chodzimy nad piekłem
Oglądając kwiaty.

Issa


jesień

w tramwaju czemu
ta dziewczyna nie może
powstrzymać płaczu

Leszek Engelking


zima

Oddaj wierzbie
Całą nienawiść, całe pożądanie
Twego serca.

Basho


To są obrazy, które niejako bezwiednie przyszły mi na myśl, niezależnie od punktów odniesienia, których można by doszukiwać się na zimno. Ale Twoja praca żyje własnym życiem, można oczywiście szukać do niej kontekstów, odnosić się do emocji zamkniętych w poezji, ale stworzyłaś unikalną sieć emocji. Sieć, w której zdołałaś w tak niewielu słowach pokazać z bohaterów tak wiele. W sposób, w który tylko Ty mogłaś to zrobić, ponieważ mam wrażenie, że tekst jest bardzo Twój. Dzięki temu jest taki wyjątkowy. Bohaterowie znani, ale tak naprawdę obcy. Niesamowicie zrealizowałaś cel, do którego tą miniaturką dążyłaś, pokazałaś to - cytując Cię - do czego mogłoby dojść, gdyby życie nie było tak proste, jak chciała tego Meyer w intensywny, mocny sposób. Natężenie emocjonalne tekstu przytłacza, jak mówiłam - boli, ale życie nie jest słodkie i liryczne, życie nie rozciąga się do idyllicznej wieczności. Ta garstka lat, która jest nam dana, niejednokrotnie zostaje splamiona nienawiścią do drugiego człowieka, żalem, ogromnym, nieodwracalnym rozczarowaniem. Jak więc musiałaby wyglądać wieczność? Ty dajesz rzut na nią, pokazujesz, jak wszystko może się popsuć między dwójką kochających się ludzi, stopniowo doprowadzić do zniszczenia ich uczucia, do jego destrukcji - z ich własnych rąk skalanych wzajemnym niezrozumieniem, zamknięciem się na siebie. Niesamowicie wymowna jest szczególnie zima - Bella płacząca nad dziewczyną, którą kiedyś była, nad uczuciami, które tak długo pielęgnowała, by w każdej chwili móc obrócić je w dłoniach jak szklaną kulę, nacieszyć się blaskiem tamtych dni. W tym momencie zaszczuta, niezdolna do wykrzesania z siebie niegdysiejszej miłości. Wierzę we wszystko. W taką Bellę jestem w stanie uwierzyć jak w żadną inną. A tak naprawdę ile jest z niej Belli, którą znamy z kanonu, która przewija się przez tyle tekstów? Jak wielka przepaść dzieli siedemnastoletnią, zakochaną, ślepą dziewczynę od kobiety, którą ukształtowało dwieście lat życia skradzionym życiem, dwieście lat bez oddechu, dwieście lat nienaturalnie przedłużanego uczucia? Te dwieście lat, przez które przewinęły się cztery smaki uczuć. Dzięki, Angels. Dzięki za Twoje pióro, za dzielenie się z nami swoją twórczością. Za unikalność. Za wiarygodność. Za refleksję. Za gorycz i gwałtowność. Za to, że nie pytasz, po prostu nakazujesz się zatrzymać. Za każdą pojedynczą cząstkę Ciebie, którą wkładasz w swoje teksty. Tak naprawdę nie wiem, ile musi Cię to kosztować, ale dziękuję Ci za to wszystko, bo wydaje mi się, że niemało. Ale jeśli w tym tekście nie ma tak dużo Ciebie, jak się doszukuję, to również dziękuję - za umiejętne tworzenie iluzji. Jeśli to jest li i jedynie iluzja, to tym niżej się kłaniam Twojemu talentowi – i bez tego Twój styl niezwykle urzeka; urzeka dzięki słowom, które składają się na wyjątkowe zdania budujące emocje. Dziękuję za to, jakie struny we mnie poruszyłaś.

Mówiłam Ci już? Jesteś mistrzynią pióra. Mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz pielęgnować swojego talentu.

Nie uciekłaś od prawdy – dogoniłaś ją, złapałaś za gardło i kazałaś jej mówić. Idąc za mistrzem Basho: Chodź, patrz na prawdziwe kwiaty bolesnego świata. Kupuję każdy aspekt świata, który ukazałaś, każde odczucie. Chociaż zaakceptowanie tego nie jest łatwe.

Skoro już ochłonęłam, proza życia pokazuje swoją drugą twarz – interpunkcję, hah.

Zabrakło mi jednego przecinka.
*Pasja i pożądanie, których nie mogli nasycić, wciąż buzowało w ich krwi.

Natomiast dla kilku innych ja nie widzę większej racji bytu.
*Ponad wiek razem, nauczył Edwarda, że kobiety są skomplikowane i nic, co działało wczoraj, nie skutkuje jutro.
*Tymczasem, ona usiadła na podłodze w ich małym salonie i łkała wściekła, że nie może płakać.
*Wściekła na niemożność normalnego spaceru ulicą w ciągu dnia - ciekawe, co powiedzieliby ludzie, gdyby zaczęła się iskrzyć w słońcu, jak pieprzony brylant.
*Smrodliwy dym, wdarł się do jej gardła, przypominając o tym, co właśnie zniszczyła.

Jeszcze raz dziękuję za ten niezwykły tekst i przepraszam za wątpliwą treściwość wypowiedzi, ale niełatwo było mi wyplątać się z emocji, które na mnie spadły, pisałam wciąż będąc pod silnym wrażeniem tekstu, które raczej prędko mnie nie opuści.

Wiem, że wen raczej się od Ciebie nie odwraca, ale co tam – oby nadal trzymał Cię równie mocno, i mocniej. : )

Pozdrawiam,
robak


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 2:50, 14 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
A.B.
Człowiek



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 12:56, 16 Cze 2009 Powrót do góry

Ja zaspałam i tym dziale czytam wszystko pierwszy raz, chcę więc skomentować jeden z pierwszych tekstów. Wynika to głównie z mojej fascynacji nim.
Miniaturka pt. Uwaga! Zły pies, po prostu mną wstrząsnęła.
Postać Setha, jako, jak to ujęłaś skurwisyna jest niesamowita. Takie totalne zepsucie.
Cały tekst jest fascynujący i obrzydliwy za razem i jednoczęśnie piękny. Zero słodyczy, czułości, miłości, to mój ulubiony rodzaj tekstu.
W ogóle, wszystkie twoje utwory są fajnie napisane, tak bogato i obrazowo.
PS.przepraszam za wpieprzanie się z komentarzem na temat czegoś wcześniejszego tuż pod najnowszym tekstem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin