FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 miniPernix. 16. Z pąkami róż odeszła... 22.02 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 21:33, 30 Lis 2009 Powrót do góry

Spis treści:

1. Lustrzane odbicie
2. Pocztówka z Italii
3. Smaki

4. Nie mówcie odwróceni tyłem: ja mnie mój moje
5. Traktat o miłości
6. Kalendy kwietniowe [D]
7. Koniec świata [D]
8. Bez odwrotu [M]
9. W malinowym afekcie
10. Niemoc
11. W imię miłości
12. Bajka dla dorosłych: W Lupanarze
13. Gwóźdź do trumny
14. Dziady w Spring City
15. Zapach pościeli
16. Z pąkami róż odeszła...



P.S. Po kolorach będzie można rozpoznać cykle ;)


To moja pierwsza miniatura, ale proszę bić i krytykować, jeśli się należy.
Mam świadomość tego, że niektóre miejsca są opisane mniej, niektóre bardziej. To krótkie retrospekcje z przeszłości – wspomnienia głównej bohaterki. Są miejsca, które dokładniej sobie przypomina – to moje jedyne usprawiedliwienie, ale mam świadomość, że to pewna wada miniaturki...
Nie jest ona raczej kanoniczna, a może powinnam powiedzieć, że nie trzymałam się ściśle kanonu. ;)

Betowała ekspresowo: AngelsDream

Tekst dedykuję Lucyferowi, który mnie za niego całkowicie zjechał, ale przeczytał – bo prosiłam i otworzył pewne szufladki z mojej głowie. ;)

Lustrzane odbicie


Stała przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Rozmazany tusz do rzęs podrzędnej firmy „no-name” ściekał po gładkich, śniadych policzkach. Wyglądam jak zombie albo fanka gotyku – pomyślała z ironią. Przypatrywała się białej sukni - dotykała delikatnej satyny, przesunęła palcami po koronkowym gorsecie zdobionym mieniącymi się kryształkami.
- Mogła być moja! Moja! – krzyczała, zawodząc. Zduszony jęk wydobył się z jej piersi, ciało skręcało się w spazmatycznym ruchu. - Moja – jęknęła raz jeszcze, opadając na kolana.

To ona mogłaby stać teraz u boku najprzystojniejszego mężczyzny z plemienia. Byliby szczęśliwi, na pewno. Wszystko przez klątwę. Tak, dla niej zmiennokształtność i wpojenie było klątwą, która naznaczyła i zdeterminowała jej życie. Odebrała tego jedynego.
Ich miłość dojrzewała powoli. Leah kochała się w Samie już od podstawówki. Skrycie podglądała, jak grał z chłopakami w piłkę lub zjawiała się na plaży, kiedy oni skakali z klifu. W szóstej klasie siedzieli nawet w jednej ławce - na biologii, ponieważ Uley podpadł nauczycielce i został rozsadzony. Wraz z kolegą ciągle robili żarty z tuszy biolożki, która nie potrafiła dobrać odpowiedniej odzieży do swoich gabarytów. Co lekcję zamiast skupić się na budowie pantofelka czy opisie działania układu krwionośnego, płonęła wewnętrznym ogniem. Sam uśmiechał się pod nosem. Był świadomy, że młoda Clearwaterówna się w nim podkochuje, pochlebiało mu to. Nie podkreślała swojej delikatnej urody makijażem, mimo że jej rówieśniczki stosowały już różnego rodzaju upiększające specyfiki. Zawsze ubierała się stosownie do okazji. Do szkoły chodziła w spodniach lub spódnicy za kolano. Nosiła gładkie bluzki z prostym dekoltem obszytym lamówką. W kościele pojawiała się w skromnej sukience, a latem chodziła w krótkich, spranych szortach. Nie był nią zainteresowany. W jego sercu miejsce zajęła Rachel - piękna, zielonooka siostra Jacoba Blacka. Była starsza i miała już jędrne cycki, które lubił obserwować szczególnie na lekcji WF-u, falujące podczas biegu. Nigdy do niej nie startował, bo boska Rachel nawet nie spoglądała na takich smarkaczy jak on. Była raczej dziewczyną jego marzeń, której nie mógłby mieć, choć wszystkie swoje rówieśniczki miał u stóp.

Kiedy Leah z dziecka przekształciła się w młodą kobietkę, jej subtelna uroda uwiodła Sama. Tym razem on patrzył na nią wzrokiem słodkiego szczeniaka. Tymczasem Leah przechodziła okres pod tytułem: Nienawidzę chłopaków. Zaczytywała się w feministycznej prozie, a za wzór stawiała sobie Virginię Woolf. Nie był to może trafny wybór, zważywszy na biografię pisarki, ale fascynowała ją poza i niezależność kobiety. Skoro Sam Uley nie wykorzystał okazji wtedy, to teraz będzie musiał się bardzo starać - twierdziła. Chłopak nie uznawał słowa porażka – przynosił kwiaty, pisał liściki. Jego nieugiętość w końcu się opłaciła. Pewnego wieczoru, gdy postawił wszystko na jedną kartę i przyszedł zaśpiewać pod okna ukochanej romantyczną serenadę, złamał opór.
- Uley, w tej chwili przestań! Sąsiedzi zadzwonią na policję. Zamkną cię za zakłócanie porządku publicznego, a przy okazji ktoś oskarży cię za upośledzenie narządu słuchu! - Nie przestał. - Proszę, nie śpiewaj już nigdy więcej! Schodzę - krzyknęła.
Triumfalny uśmiech nie chciał zniknąć z jego twarzy, pomimo tego, że się skompromitował. Nic nie było ważne, dla niej zrobiłby wszystko. Długie, lśniące hebanowe włosy gładko opadały na ramiona, czekoladowe oczy wodziły na pokuszenie, zaokrąglone biodra mimowolnie kołysały się niczym napędzana wiatrem huśtawka, piersi falowały pod bluzką - jędrne, małe brzoskwinki, które chciałoby się ścisnąć.
- Sam, do cholery, patrz mi w oczy - tu je mam! - Wskazała zdecydowanym gestem.
- Wybacz, kochanie, nie mogę cię nie wielbić, jesteś cudowna - odpowiedział, wybity z zamroczenia, jakie spowodował widok ukochanej.
- A ty jesteś skończonym idiotą, Sam. Niepotrzebnie się fatygowałeś. Nie jestem zainteresowana.
- Ale kotku...
- Nie „kotkuj” mi tu, twój czas minął – przerwała mu, lecz chwilę potem uśmiechnęła się, widząc jego strapioną minę. - Zamierzasz tak za mną chodzić cały czas? - Pokiwał entuzjastycznie głową. - Masz dwie minuty. Przekonaj mnie, że jesteś coś wart. - W głębi serca nadal darzyła go uczuciem. Nie chciała tylko tego pokazać. Należała jej się jakaś rekompensata za upokarzające odrzucenie kilka lat temu.
- Leah, byłem głupi. Głupi jak znoszony but. Nie jestem cię wart, nie dorastam ci do pięt, ale szaleję za tobą i jeśli zgodziłabyś się, żebym był chociaż twoim podnóżkiem, chętnie przyjmę tę posadę. Będę biegał co rano po bułki do sklepu. Codziennie będę nosił twoje książki, jeśli mnie przyjmiesz – wyrecytował błagalnie.
- Uley, och, Uley. Dlaczego ty się tak upodlasz, głuptasie. Nie byłoby prościej powiedzieć, że mnie przepraszasz i chcesz zaprosić do kina? - Chwyciła jego twarz w drobne dłonie i przyciągnęła do siebie, po czym złożyła na policzku krótkiego całusa. - Przyjedź po mnie o dziewiętnastej, grają Władcę Pierścieni: Powrót Króla w Cinemax.
Było kino, spacer po plaży, złączone ręce, pierwszy czuły pocałunek w usta. Sam i Leah od tej pory stanowili najbardziej gorącą parę w rezerwacie. Chłopak zrobiłby dla niej wszystko i wszyscy o tym wiedzieli.

Tej nocy, kiedy pierwszy raz zmienił się w odrażającego wilka, nie wiedział, co począć. Był załamany. Stał się potworem i nie miał pojęcia, jak z tym żyć. Biegał po lesie, rozpaczliwie wyjąc. Kiedy się uspokoił i na powrót przemienił w chłopca, pierwsze co zrobił, to pobiegł do Lei. Dziewczyna wychyliła się z okna i zobaczyła nagiego Sama – płakał. Chwyciła koc i natychmiast wymknęła się z domu. Poszli na plażę, Uley opowiedział jej o przemianie. O bólu, strachu, bezradności. Wiele pytań kołatało mu w głowie. Nie mógł sobie z tym sam poradzić. Objęła go - zawsze potrafiła go uspokoić. Ukołysała swojego nastoletniego chłopaka do snu piosenką z dzieciństwa, tuląc się do ciepłego ciała i gładząc po szorstkich włosach. Nie obchodziło ją to, że jutro mama zastanie puste łóżko. Że najprawdopodobniej będzie miała szlaban przez cały miesiąc. Sam był dla niej najważniejszy. Był jej drugą połówką, której nigdy by się nie wyparła i nie porzuciła. Czuła, że są sobie przeznaczeni. Musiała z nim być, gdy jej potrzebował. Rano obudziła ich chłodna bryza. Indianin otworzył zaspane oczy i spojrzał na uśmiechniętą buzię swojej dziewczyny.
- Kocham cię, Sam. Zawszę będę i możesz być sobie okrutną bestią, ja i tak jestem twoja. - Kąciki ust uniosły mu się ku górze. Ona zawsze potrafiła podnieść go na duchu. Udali się do domu.

Szybko zrewidowali treść legend, które co roku opowiadano im przy ognisku. Wiedzieli już, co stało się z Samem. Zgłosili się do starszyzny plemienia, która postanowiła utrzymywać na razie tę informację w tajemnicy. Sam w krótkim czasie zmężniał, nabrał muskulatury. Jego rysy wyostrzyły się prędzej niż to możliwe w normalnym procesie dojrzewania. Ukrywanie prawdy było trudne, ale nie mogli dostarczać bliskim niepotrzebnych trosk. Nie chcieli wywoływać paniki. Za każdym razem, kiedy Uley zmieniał się w wielkiego wilka, przychodził pod okno swojej ukochanej. Tylko ona znała prawdę i tylko z nią mógł dzielić swoje obawy. Pewnego dnia znów poszli nad plażę. Noc była ciepła. Blask księżyca odbijał się w spokojnej, czarnej wodzie. Owinięci kocem całowali się, było zupełnie jak przed przemianą, gdy stanowili parę zakochanych nastolatków. Pragnął jej. To była ich druga wspólna noc. Nie czuł tym razem strachu - miał przy sobie ciepłe, miękkie ciało najbardziej kruchej istoty na świecie i jeszcze bardziej ogrzewał ją swoim gorącem. Bliskość, dotyk jej piersi na torsie, nutka konwalii, która dominowała w jej kwiatowych perfumach, a które wdychał z jej skropionej delikatnym potem szyi. To wszystko sprawiło, że chciał, by właśnie wtedy poczuli się bardziej zjednoczeni. Spojrzała na niego z czułością. Była jego, a on jej. Naparł na nią, pocierając szczupłe uda swoją erekcją. Tej nocy stali się jednością po raz pierwszy.

Przez cały tydzień uśmiech nie schodził jej z ust. Zawsze czuła motylki fruwające w brzuchu. Sam był taki delikatny i troskliwy. Czuła się z nim bezpieczna - reszta świata mogła nie istnieć. I wtedy nadeszło najgorsze. Emily - kochana kuzynka, towarzyszka z piaskownicy i jej powiernica - zdradziła, złamała, zabiła. Odebrała jej jedyną radość w życiu. Bez mrugnięcia okiem przyjęła oślepionego zaćmą przeklętego wpojenia Uleya. Jej Uleya. Serce Indianki było ściśnięte. Czuła, że oddycha tylko po to, żeby cierpieć. Że mięsień, który bije w jej klatce piersiowej za każdym razem, gdy pompuje krew, wbija jej sztylet w ciało. Złość, załamanie, nicość, nienawiść, otępienie, obojętność. Ciągle te same uczucia obezwładniały jej umysł. Raz jedno, raz drugie dominowało, ale nie było nic poza tym.

Przepraszał, błagał o wybaczenie. Płakał.

Najgorzej było oglądać jego łzy. Płynęły ze smutnych, ale pięknych, błyszczących oczu, które jeszcze niedawno patrzyły na nią z takim oddaniem i uwielbieniem. Nie dostrzegała w nich już nic poza żalem i bezradnością.
Odpuściła.
Uwolniła go od obietnicy złożonej kiedyś na plaży, gdy powiedział, że nigdy jej nie zostawi i zawsze będzie ją kochał.
Kochał? Czy to tak mało znaczy? Czy jakieś otumaniające wpojenie może zniszczyć najsilniejsze uczucie, jakiego może doświadczyć człowiek?
Płakała co noc. Co godzinę, codziennie, miesiącami. Musiała kryć się ze swoimi uczuciami, by go nie ranić. Gdy widział jej smutek, wyglądał na nieszczęśliwego, mimo że u jego boku stała ona. Nie chciała, by był nieszczęśliwy. Jak mogłaby unieszczęśliwiać miłość swojego życia? Dla niego zrobiłaby wszystko, tak jak kiedyś on dla niej.

Cierpiała w samotności, aż do wtedy, gdy tradycja plemienia również ją powołała do służby. Była wilkiem i nie miała nikogo, by wypłakać się na troskliwym ramieniu. Nikt nie utulił dziewczyny do snu pierwszego dnia po przemianie. Walka z cierpieniem stała się jeszcze trudniejsza, bo naraz z wilkami dzieliły ją wspólne myśli. Widziała szczęście swojego byłego kochanka – jego bezgraniczne, ale sztuczne uczucie, które kazało mu stać u boku Emily nieważne dlaczego. Ciężko było ukryć, że nadal go kocha. Sam wyczuwał czasami, w jakim stanie była i przeszywał ją wówczas bolesnym spojrzeniem. Nie chciała go ranić, więc coraz bardziej oddalała się od wszystkich. Przybrała maskę obojętności i zołzowatości. Wolała być brana za szaloną sukę, niż dzielić z nimi swój ból. Zmiana watahy po buncie Jacoba nieco uwolniła ją od przeżywania wewnętrznych mąk, ale czas nie osłabił uczuć. Podświadomie wiedziała, że nie ma już nikogo na świecie, kogo mogłaby pokochać. Przez pewien czas szukała wpojenia. Chciała, by jakiś mężczyzna do tego stopnia otumanił ją sobą, by nie musiała pamiętać. Nienawidziła tej mocy, od kiedy Jake wpoił się w małą półwampirzycę. Do tej pory Black był jedyną osobą, która mogła ją zrozumieć. Był nieszczęśliwie zakochany, bez szans na odzyskanie miłości swojego życia, a potem - zostawił ją. Odjechał z krwiopijcami, nie patrząc na to, kim był - na swoje korzenie i obowiązki.

Ogłupiony kundel.

Była sama, zupełnie sama.

W La Push nie pojawił się żaden wampir od ponad dwóch lat. Okolica była spokojna. Zmiennokształtni pełnili patrole raczej z przyzwyczajenia i dla zabawy. Życie wróciło do normy, o ile normą mogło być to, że potrafiła w każdej chwili zamienić się w kupę puchatego futra, chodzącego na czterech wielkich łapach. Cholerne dziedzictwo było nieodwracalne. Kto wilkiem się stawał, był nim do końca życia - chyba że odrzucił chęć przemieniania się tak jak ona. Kto się wpoił, nigdy już nie wrócił. Po kres miał papkę zamiast mózgu i tylko mięsień zamiast czującego serca.

W ten dzień, gdy razem z dziewczynami urządziły przyjęcie dla Emily, coś się dla niej skończyło. Oglądała roześmianą twarz kuzynki, jak otwierała liczne pakunki. Każdy zawierał coraz bardziej pikantną i wyszukaną rzecz, która będzie umilała jej noce u boku męża. Męża, który był jej nie przeznaczony, a dany jakoby w prezencie. Nie wiadomo za co. Oglądała zwiewną, przezroczystą piżamkę, którą założy w tę noc. Rumieniła się, wyjmując kudłate kajdanki. Dość. Już nie. Nie chciała na to patrzeć ani minuty dłużej.
Następnego dnia Emily miała stanąć obok niego i zostać panią Uley, a Lei przyszło trwać u jej boku, podając obrączkę, która złączy ją jeszcze ciaśniej z cudzym mężczyzną. Z mężczyzną Lei... Nie.

- Leah! Jesteś tam? Otwórz natychmiast! Emily nie może znaleźć sukienki! - wołała zdenerwowana Sue, pukając do zamkniętego pokoju.
Odpowiedziała jej cisza. Po chwili Seth wyważył drzwi i oboje wbiegli do pustego pomieszczenia. Nic nie zniknęło. Wszystko było na swoim miejscu. Chłopak wyrzucał szaleńczo ubrania z szafy, aż wydobył ukrytą pomiędzy nimi drewnianą szkatułkę*.
- Pusta – wyszeptał, po czym spojrzał na matkę, która w oniemieniu sięgnęła dłonią do ust. Łzy zaczęły jej płynąć po policzku, kiedy upuściła z drugiej ręki kartkę papieru. Seth natychmiast podniósł ją z podłogi i odczytał na głos:

Odchodzę. Nie szukajcie mnie. Kocham Was.

Leah.


Wyjrzał przez otwarte okno. Strzępy ubłoconej, białej sukni były rozrzucone po całym ogrodzie.

*szkatułka, nie skrzynia, jak sugerowała mi beta (to wyjaśnienie dla niej, bo nie możemy pogadać na GG :( ). Chodzi o taką małą skrzyneczkę, w której Leah trzymała pieniądze. ;)

Proszę o komentarze. Bardzo, bardzo. ^^


Post został pochwalony 6 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 22:45, 22 Lut 2011, w całości zmieniany 23 razy
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:22, 30 Lis 2009 Powrót do góry

To jest hmmm, nie mam pojęcia co powiedzieć.
zaserwowałaś mi sporą dawkę emocji, co z pewnością jest plusem.
Po przeczytaniu nasuwa mi się tylko jedno pytanie ; Jak zareagował Sam, gdy dowiedział się, że Leah odeszła?
Uwielbiam postać Leah, teraz jest mi jeszcze lepiej ją zrozumieć. Te wszystkie uczucia, które opisałaś, tylko pomagają ją zrozumieć, zobaczyć coś, czego Stephanie Meyer nie opisała.
Nie dziwię się Leah, właściwie to sama nie wytrzymałabym tyle co ona.
To smutna opowieść, ale z pewnością wspaniała.

Ps. skomentowałabym w drugim temacie, ale tamten najwyraźniej został usunięty.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 22:57, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Jest jedna rzecz, która mnie denerwuje w Kawiarence. Jak w kąciku pisarza wklei się coś nowego to czasem w ciągu godziny potrafi być więcej opinii niż tu po tygodniu -__-'
Ale pomijając ten fakt...
No Pernix, zaskoczyłaś mnie. Bardzo, bardzo pozytywnie. Jak wiesz lubię Lykainę, podoba mi się jej zamysł i sposób w jakim jest napisana. Jednak nigdy mnie nie zachwyciła, mam tam swój ulubiony rozdział ^^, ale jednak nie powalił mnie on całkowicie na kolana. Jak powiedziałaś, że piszesz mini to byłam zaciekawiona, jak dodałaś, że o Lei to byłam bardzo zaintrygowana. Potem ta informacja jakoś się zagubiła pomiędzy Twoim wyjazdem i wklejeniem P.S. jak zobaczyłam i przeczytałam to byłam zauroczona, ale nie napisałam o tym od razu bo sądziłam, że ta mini zasługuje na porządną opinię, na jaką mnie nie było stać wczoraj, ani dwa dni temu ^^"
Tak więc zacznę od sugestii: Pisz więcej miniaturek!
To było wspaniałe. Bardzo, bardzo mi się podobało, i chyba mogę powiedzieć, że to mój faworyt w Twojej twórczości.
Pięknie opisałaś związek Lei i Sama. Pierwszy raz zapałałam sympatią do pana Uleya, i w sumie dobrze się z tym czułam. Ślicznie opisałaś ich relacje, te początkowe podchody, a potem sam związek. Choć Lea w etapie feministycznym to było ciekawe :D
Najbardziej mnie urzekł moment przemiany Sama i to, że Lea była przy nim. Ich wyznanie uczuć. Potem to całe wpojenie, które według mnie jest największym skaraniem boskim, a teraz to nawet brak mi słów, żeby wyrazić jakim to bezsensownym pomysłem jest, ale opisałaś to ślicznie. Ogólnie bardzo sprawnie poszła Ci ta miniaturka pod względem zawartości i treści, bo w sumie w stosunkowo krótkim tekście zmieściłaś strasznie dużo zdarzeń, ale w lekki sposób, czytelnik (a przynajmniej ja :D) nie czuł się przytłoczony zbyt natłokiem informacji Wink Końcówka w sumie była zaskakująca. Sama nie wiem, mam wrażenie, że w tej mini niczego nie brakuje i niczego nie należy dodać, rzadko tak mam, wiec to też coś znaczy. Nie wiem czy ten komentarz zasługuje na miano porządnego, ale się starałam ^^ Podsumowując powiem, że w miniaturkowym wydaniu podobasz mi się najbardziej Wink
Z poważnym zamówieniem na kolejne mini pozdrawiam
niobe ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Śro 23:46, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Męża, który był jej nieprzeznaczony, ale [...]
Błąd. Nie_przeznaczony. Dlaczego? Ano dlatego, że owszem, imiesłowy przymiotnikowe piszemy razem, ale nie w tym kontekście.
Najpierw dam przykład na przymiotniku:
Ten obraz jest nieładny, a wręcz paskudny. - obraz jest brzydki.
Ten obraz jest nie ładny, a wręcz piękny. - obraz jest cudowny.
Widzisz różnicę? Męża, który był jej NIE przeznaczony, ale jakby dany w prezencie. (czy jak to tam leciało)

Pernix...
Nie mam siły na Lykainę. Przepraszam. Wiem, dałam dupy, obiecałam przeczytać, to ja zabiłam Wena, to ja wymagałam, to ja się nabiadoliłam, a teraz nie chcę czytać. Wiem, jestem totalnie do dupy. Wybacz mi. Ja nie mam siły na dogłębniejsze analizowanie stylu ostatnio.
Ale to coś, co napisałaś teraz...
JULKA, TO JEST CU-DOW-NE!!!
Od zawsze kochałam Leah i nienawidziłam Szmejerowej za zostawienie jej wątku nierozwiązanego (grr), mogła ją chociaż sparować z Jacobem (grr), a nie z głupią Ness (grr), ale nie, niestety. No i oczywiście nie mogła się skupić w ogóle na wątku Leah, który był przecież ciekawy i tragiczny; nie, zrobiła z niej głupią sukę (sukę - cóż za ironia), która strzela na wszystkich fochy totalnie bez powodu, albo udaje, że ma powód. Bardzo lubię Leah, jest dla mnie takim tragicznym tłem, taką ofiarą wszechobecnego zakochania, wpojeń i śpiewających krwi, płytkich zauroczeń i pozornie głębokich miłości, patetycznych wyznań i nieśmiałych czułych słówek. Wszyscy kogoś mają, w domyśle lub wyraźnie - nawet Charlie (kto nie widziałby go z Sue?), Embry, Jared, Quil mieli jakieś tam miłości, Cullenowie, wszyscy, wszyscy, wszyscy, poza biedną, nieszczęśliwą Leah, która zapłaciła sercem za pedantyczną manię Mejer do parowania wszystkich tak silnymi "węzłami", że nawet w Fan Fickach OOC/AU/AH ciężki ich odparować. Jak tak można?
Urzekłaś mnie. Napisane lekko (chociaż momentami dialogi zgrzytały, wiało sztucznością, ale i tak niewiele tego było, właściwie to bardzo niewiele), luźno, ale też zmusza do refleksji, chociaż niezbyt zaskakuje końcówką. Wątek biednej zmiennokształtnej aż woła o pomstę do nieba i właśnie to ukazałaś. Rozluźnił Ci się styl, jest znacznie dojrzalszy, lepszy, choć brakowało mi opisu uczuć, gdy Leah dowiedziała się, że Sam jest wpojny, a mianowicie ten fragment:
Przez cały tydzień uśmiech nie schodził jej z ust. Zawsze czuła motylki świdrujące w jej brzuchu. Sam był taki delikatny i troskliwy. Czuła się z nim bezpieczna - reszta świata mogła nie istnieć. I wtedy nadeszło najgorsze. Emily - kochana kuzynka, towarzyszka z piaskownicy i jej powiernica - zdradziła, złamała, zabiła. Odebrała jej jedyną radość w życiu. Bez mrugnięcia okiem przyjęła oślepionego zaćmą przeklętego wpojenia Uleya. Jej Uleya. Serce Indianki było ściśnięte. Czuła, że oddycha tylko po to, żeby cierpieć. Że mięsień, który bije w jej klatce piersiowej za każdym razem, gdy pompuje krew, wbija jej sztylet w ciało. Złość, załamanie, nicość, nienawiść, otępienie, obojętność. Ciągle te same uczucia obezwładniały jej umysł. Raz jedno, raz drugie dominowało, ale nie było nic poza tym.
O, o to dokładnie mi chodzi - nie tyle są to opisy uczuć, co za szybko przeskoczyłaś z radości na tę złą wiadomość o Emily. Mogłaś chociaż zrobić z tego dwa oddzielne akapity; tak zabrzmiało to zupełnie dziwnie, a jeżeli kontrast był zamierzony, to nie do końca wyszedł, był zbyt słabo zaznaczony, za mało wyraźny. Mogłaś to podkreślić albo zostawić zabawę w kontrasty w spokoju.
Kolejna świetna rzecz, to kolokwializmy w narracji. Bardzo wielu początkujących Fanfikszynistów (kocham neologizować) stosuje język potoczny w trzecioosobóce i definitywnie i ostatecznie im to nie wychodzi, ponieważ nie wyczuwają granicy smaku. Ty wyczułaś. Jędrne cycki mnie powaliły na łopatki, aż nie mogłam uwierzyć, takie to było... znane i - określiłabym - szczeniackie! Zupełnie jak moi koledzy. Uśmiechnęłam się na tym fragmencie szeroko, zupełnie jak i później - gdy śpiewał jej pod oknem, gdy się z nim przekomarzała, gdy udawała niedostępną... To jest mi tak dobrze znajome (no dobrze, może poza serenadami pod oknem), że aż zabawne, buzia mi się cała śmiała, oczy pewnie też.
Pewnego dnia znów poszli nad plażę. Noc była ciepła. Blask księżyca odbijał się w spokojnej, czarnej wodzie. Owinięci kocem całowali się, było zupełnie jak przed przemianą, gdy stanowili parę zakochanych nastolatków. Pragnął jej. To była ich druga wspólna noc. Nie czuł tym razem strachu - miał przy sobie ciepłe, miękkie ciało najbardziej kruchej istoty na świecie i jeszcze bardziej ogrzewał ją swoim gorącem. Bliskość, dotyk jej piersi na torsie, nutka konwalii, która dominowała w jej kwiatowych perfumach, a które wdychał z jej skropionej delikatnym potem szyi. To wszystko sprawiło, że chciał, by właśnie wtedy poczuli się bardziej zjednoczeni. Spojrzała na niego z czułością. Była jego, a on jej.
Przysięgam Ci, że pierwszy raz w życiu tak się wczułam. Delikatność, atmosfera, czułość, uczucie... to wszystko aż biło z tekstu, uderzało w moje suszaste serducho i rozgrzało je, cholercia. Naprawdę, naprawdę, to było świetne! Do momentu...
Naparł na nią, pocierając szczupłe uda swoją erekcją.
...i cała atmosfera opadła. Błagam cię, jak już opisujesz delikatne sceny erotyczne, to bez nazywania rzeczy po imieniu. Naparł na nią, pocierając szczupłe uda swoimi biodrami lub coś w tym stylu. Ale ogólnie - scena cudowna, poza tym jednym potknięciem!
Nie wiem, co mam Ci jeszcze nasłodzić. Nakiślić. Nawzdychać. Ujęłaś mnie, masz mnie, kupiłam to. Ale ja chcę jeszcze. Jeszcze, jeszcze, jeszcze! Bardzo rzadko zdarza się, żebym podczas czytania nie sprawdzała, ile mi zostało do końca - robię to nawet przy thin, ale zazwyczaj dlatego, że już nie mogę się doczekać, kiedy skończę i będę mogła nabazgrać parę słów. W tym wypadku tak się wciągnęłam, że nawet o tym nie myślałam.
Bardzo podobały mi się akapity z pojedynczymi, krótkimi zdaniami. Uderzały we mnie jak... No jakbym dostała obuchem w twarz. Trafiały do mnie.
Julio, nie chcę, żebyś pomyślała, że słodzę Ci, bo mam wyrzuty sumienia za Lykainę i wyolbrzymiam swój zachwyt. Mnie to naprawdę zachwyciło w takim stopniu, jak napisałam. Chcę więcej łatek w Twoim wykonaniu, bo po tej jednej póki co stwierdzam, że Ci wychodzi. Umiesz ładnie (o wiele ładniej, niż zapamiętałam z Lykainy) opisywać uczucia targające postacią, umiejętnie przechodzisz narracją z punktu widzenia Sama do punktu widzenia Leah. Czyta się jednym tchem i takie też wrażenie odnosi się w drugą stronę - jakbyś pisała za jednym razem. Nie wiem, czy tak jest, ale to nie ma znaczenia.
Ujęłaś mnie.

Uściski -
Suszak.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Czw 7:52, 03 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pią 23:23, 04 Gru 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba :)
Kurczę, lubię czytać o Lei. Ale szkoda mi sie jej zrobiło.
Ciekawie napisane. Intrygujące. *wróć* super napisane i tak wciągająco :)
Chciała bym więcej :P
Pozdrawiam Serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 0:53, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Witaj Pernix!
Cholibka... Ciężko mi coś powiedzieć o tym tekście, bo za bardzo zdominował moje odczucia.
W sadze nie przepadałam za Leah. No, może w Breaking Down odrobinę się do niej przekonałam, ale i tak uważałam ją za płytką, nieciekawą postać.
Ty udowodniłaś, że bardzo się myliłam. Pernix w tej miniaturce pięknie wyraziłaś uczucia i emocje. Bardzo podoba mi się też nastrój w jakim jest napisana.
Myślę, że używanie tematyki - Leah nie jest wredną suką - to bardzo dobry pomysł. I jak widać "na załączonym obrazku" - bardzo dużo da się wycisnąć z tej jednej postaci. Bo choć tekst był krótki, to bardzo treściwy.
Masz zdolności Pernix. Tyle Ci mogę powiedzieć. :)

Weny!
Mam nadzieję, że zaszczycisz nas jeszcze możliwością przeczytania jakieś miniatury... :D

Ciao,
dot.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 10:51, 10 Gru 2009 Powrót do góry

Seanice,

Przede wszystkim dziękuję Ci za pierwszy komentarz pod miniaturką. On jest najważniejszy, bo póki nic się nie pojawi, to człowiek myśli: albo nudne, albo niewarte komentowania i nie wie, co zrobił źle. Cieszę się, że nie musiałam czekać tyle, ile zazwyczaj czeka się na opinię w Kawiarence. Cieszę się również, że spodobała Ci się „moja” Leah. Ja również ją lubię, jest moim ulubionym wilczkiem i nie mogłam zrozumieć, jak może patrzeć na szczęście swojego faceta z inną kobietą i skazywać siebie na cierpienia! La Push to mała społeczność. Nawet jeśli go unika, to na pewno nie zdaje się to na wiele. Ja musiałabym odejść.

niobe,

Kochana, ty też wiesz co to za cierpienia czekać na odzew. Nie mogłam się nadziwić, dlaczego tak mało osób skomentowało mini Mój nieśmiertelny.
Widzisz, niobe, ja chciałam, żeby Uley był to polubienia. Meyer zrobiła z niego tego złego, ale czy on na to zasługuje? Czy ktoś ogłupiony czymś tak dziwnym jak wpojenie na to zasługuje? Powiem tak: nienawidzę tego wpojenia bardziej niż Leah. ^^
A propos miniatur. Szykuję mi się pojedynkowa, dzięki uprzejmości przeciwniczki pojawią się też wilczki. Opublikuję ją tu po rozwiązaniu pojedynku.
A poza nią zamierzam jeszcze napisać dwie, podobne do Lustrzanego odbicia - kontynuację wydarzeń widoczną z perspektywy Emily (w pierwszej mini) i Sama (w drugiej). Wink A kiedy nie wiadomo. Pracuję nas Lykainą. Kurcze, chciałabym Cię choć pod koniec zachwycić. ^^

Suszku,

A Tobie nie mam, co napisać. Jak mnie opierdalałaś, to chociaż przybyłam się bronić. A jak Ci się spodobało, to ja sama nie wiem. Nie jestem już blogaskowa? Borze iglasty, to by było coś. Mam nadzieję, że reszta miniaturowych tworów by Pernix będzie trzymała ten poziom. A do Lykainy – wróć! Proszę. Dla mnie ważne jest Twoje zdanie, naprawdę. I choć wiem, że nie zadowolę Cię tam w pełni, bo fabuła jest już za bardzo posunięta do przodu, to chociaż może zakończenie Ci się spodoba. Może nie będzie marysuistyczne. :p
Odniosę się do uwag, które się pojawiły. W cytowanym przez Ciebie fragmencie nie chciałam się rozdrabniać z opisem uczuć. Miniatura, w której chce się powiedzieć tak dużo, ogranicza swoimi ramami. Postawiłam na mocne, dosadne, obrazowe słowa: czuła złość, nicość, nienawiść, otępienie, obojętność
Radość i ból nie były zamierzonym kontrastem. Po prostu wydarzenia zbiegły się ze sobą w czasie. Ich pierwszy raz i wpojenie Sama miało miejsce w krótkim odstępie czasowym, dlatego jeden akapit, ale w sumie masz rację. Można to było rozłożyć.

Z tą erekcją masz rację. ^^ Wyskoczyłam jak Filip z konopi, ale generalnie lubię nazywać rzeczy po imieniu, dlatego tak napisałam. Choć zgrabne ominięcie w taki sposób, jak zaproponowałaś, to dobre rozwiązanie.
Dziękuję Ci, Suszku, za ten komentarz. Bardzo. I tak – pisałam jednym tchem trzy strony tej mini ^^ Weńsko mnie porwało. Pierwszą już miałam napisaną z miesiąc temu.

Mayu,
Będzie więcej. ^^ Dzięki za miłe słowa.

dotviline,

Po pierwsze, kochana, zrób coś z Twoim avem. Miga mi za szybko i dostaję oczopląsu. Wink Ale Jazz jest – dokładnie- Perfect!!
Kurczę, cieszę się niesamowicie, że tak odebrałaś Leę i że ją polubiłaś bardziej za moim pośrednictwem. :) Polecam Ci Uwikłanych pióra Angie, jeśli jeszcze nie czytasz. Tam Leah też jest bardzo fajna. A z mojej strony mogę powiedzieć tyle: Jeszcze nie powiedziałam o Lei ostatniego słowa. Wink Dzięki, że wyraziłaś swoje zdanie. Jesteś już moim pupilkiem za ten komentarz w PS-ie. Muszę zrobić kisiel dla komentujących, koniecznie!

A i dziękuję kirke i MonsterCookie za pochwały. To też jest w jakiś sposób wyrażenie opini o tekście. Dzięki! Suszku, Tobie też, oczywiście!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Czw 16:52, 10 Gru 2009 Powrót do góry

Pernix napisał:
A Tobie nie mam, co napisać. Jak mnie opierdalałaś, to chociaż przybyłam się bronić. A jak Ci się spodobało, to ja sama nie wiem.

Czyli co, od teraz tylko objeżdżać? :P

Cytat:
Nie jestem już blogaskowa? Borze iglasty, to by było coś.

Poczułam się zaatakowana. Zapewne zostałam. Ej, no!, ja sobie tylko elegancko opinię wyraziłam, a Ty mi tu takim pretensjonalnym tonem wyjeżdżasz. No-no, zapamiętam to sobie.

Cytat:
A do Lykainy – wróć! Proszę. Dla mnie ważne jest Twoje zdanie, naprawdę. I choć wiem, że nie zadowolę Cię tam w pełni, bo fabuła jest już za bardzo posunięta do przodu, to chociaż może zakończenie Ci się spodoba. Może nie będzie marysuistyczne. :p

No zapewne serce mi zmięknie i wrócę, ale widzisz... Naprawdę zwątpiłam po poście lilczur, czy w ogóle się wypowiadać w tym temacie. Jestem świadoma, że jeżeli znowu coś mi się nie spodoba i o tym napiszę, to czeka mnie kolejny chamski odzew, może nie tyle z Twojej strony, co którejś z tych poprzednich atakujących, a wtedy moje nerwy już tego nie zniesą i szlag mnie trafi, po czym wykituję, jak Bozię kocham. Nie jestem pewna, czy chcę znów poświęcać czas na wytykanie tego, co według mnie jest złe, jeżeli na końcu usłyszę, że w dupie mi się poprzewracało. Tyle w tym temacie.
Ale zapewne, jak już mówiłam - serce mi zmięknie i z ciekawości zajrzę, co i jak.

Cytat:
Odniosę się do uwag, które się pojawiły. W cytowanym przez Ciebie fragmencie nie chciałam się rozdrabniać z opisem uczuć. Miniatura, w której chce się powiedzieć tak dużo, ogranicza swoimi ramami. Postawiłam na mocne, dosadne, obrazowe słowa: czuła złość, nicość, nienawiść, otępienie, obojętność

Tak, ale jeżeli już opisujesz tak pokrótce te uczucia, to warto by było je rozdzielić. Gdybyś chociaż enter wstawiła, to by było ok, a tak ja po prostu potrzebowałam przerwy. O to mi chodziło.

No, to tyle ode mnie. Powiem tylko, że z niecierpliwością czekam na następne miniaturki w Twoim wykonaniu. Do zobaczenia pod Twoim innym tekstem... Wink

Uściski -
Suszak.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 19:35, 10 Gru 2009 Powrót do góry

Suhak napisał:
P: A Tobie nie mam, co napisać. Jak mnie opierdalałaś, to chociaż przybyłam się bronić. A jak Ci się spodobało, to ja sama nie wiem
Czyli co, od teraz tylko objeżdżać? :P

P:Nie jestem już blogaskowa? Borze iglasty, to by było coś..
Poczułam się zaatakowana. Zapewne zostałam Ej, no!, ja sobie tylko elegancko opinię wyraziłam, a Ty mi tu takim pretensjonalnym tonem wyjeżdżasz. No-no, zapamiętam to sobie.


Kochana, przepraszam za ton, nie tak miało to wybrzmieć. :( Nie atakowałam, broń lesie. Po prostu cieszę się, że Ci się spodobało, a jednocześnie dziwię się, bo nie przyłożyłam się do tego bardziej niż do Lykainy. Ale cieszę, mimo wszystko. Bardzo i szczerze. Też ściskam. I nikt Cię nie będzie objeżdżał w Lykainie, już o to zadbam. Po prostu stosujmy zasadę: Krytyka bez obelg, a będzie dobrze. Oczywiście nic na siłę. Przecież Cię nie zmuszę, i nie zamierzam, do komentowania tamtego tworu.
Ej, ja mam nadzieję, że Ty na mnie zła nie jesteś. Buziaki :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 19:38, 10 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 21:15, 12 Gru 2009 Powrót do góry

Betowałam to od ręki, trochę jakby "na wczoraj" i przyznam, że opowiadanie wleciało i wyleciało ze mnie. Nie wiem - może to kwestia własnej wizji postaci, może zwyczajnie skrajnego zeslashowania, które mnie ostatnio dopadło, ale po prostu rozminęłam się z tym tekstem zupełnie, choć więcej w tym na pewno mojej winy, niż samej miniatury. Masz charakterystyczny sposób opisywania, który nie zawsze mi pasuje - akurat najbardziej cenię to, że bywasz dosadna. Nie lubię osób "bułkę przez bibułkę, a ***** w gołą rękę". Wiem, że są osoby, którym biologiczne słownictwo przeszkadza, ale mnie prędzej odgoni lukier, niż kawałek prawdziwego życia. Nasz język jest dość ubogi, jeśli chodzi o określenia strategicznych części ciała, a przy tym bywamy pruderyjni, więc połączenie daje takie, a nie inne efekty. Z całej miniatury najbardziej spodobało mi się zakończenie: może dlatego, że naprawdę porusza? I to nie tylko ze względu na Leę, ale też pannę młodą, która nie tylko przecież jest oszpecona, ale też była ukochana pana młodego właśnie poważyła się zniszczyć to, co dla każdej [podobno] kobiety jest tak istotne. Bo suknia to przecież taki nieśmiertelny symbol, nietykalny, a tu wylądowała na ziemi, w strzępach, chociaż nie twierdzę, że Leah nie miała do tego prawa. Sądzę, że przeciwnie - miała, bo wpojenie nie tłumaczy wszystkiego, choć brzmi cholernie wygodnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Nie 14:34, 13 Gru 2009 Powrót do góry

Pernix, rozwijasz się w zabójczym tempie. Patrząc na to, jakie postępy robisz, żałuję, że nie mam czasu na pisanie (w sumie wena też coraz rzadziej wpada), bo aż mam ochotę gonić.
Ale musisz wiedzieć jedną rzecz – naprawdę nienawidzę tego typu skrótowców. W fantastyczny sposób rozbudowałaś postać Lei. Opis szkolnych czasów chwycił mnie za serce – począwszy od spódnic za kolano, skończywszy na feminizmie. I w tym momencie jakoś nawet da się wytłumaczyć, dlaczego to wygląda właśnie tak, a nie inaczej. Miniaturka – w takiej formie, jak najbardziej. Ale im dalej, tym bardziej mam wrażenie, że bawisz się w streszczanie historii, a nie jej opowiadanie. Nie da się zawsze wykręcić formą. Był moment, w którym miałam wrażenie, że czytam plan, a nie właściwy tekst. Tutaj nie podajesz niczego nowego – ubierasz jedynie w słowa wszystkim znaną historię, więc postaraj się wypełnić ją uczuciami z każdej możliwej strony.
Dalej – nie podoba mi się to, co zrobiłaś z Samem. Gdyby nie początek (o którym zaraz więcej powiem) pomyślałabym, że to jest parodia. Serenada pod oknem? Taniej się tego chyba zrobić nie dało. Już nie wspomnę o tym, że Lea jako zatwardziała feministka powinna pokazać trochę więcej determinacji i jeżeli już daje mu dwie minuty – stawia wyzwanie, niech kontynuuje to, a nie wycofuje się i mięknie pod ciężarem jego słów. Nie za to kocham tę postać. I jeżeli już jesteśmy przy Samie:

Cytat:
Chłopak zrobiłby dla niej wszystko i wszyscy o tym wiedzieli.


Wygląda to na celowy zbitek słów, ale ostatecznie źle się czyta.
(…) i każdy o tym wiedział.
Nie lepiej?

Wracając do wstępu… Całkowicie mnie zauroczył. Daje mocno teatralny efekt – aż wyobraziłam sobie kobietę na scenie, na której jest tylko ona i lustro. Długo zastanawiałam się, czy takie chwyty pasują do opowiadania, ale w ostatecznym rozrachunku są jak najbardziej na plus. To samo było z tuszem firmy „no-name”. Dopiero po zastanowieniu dotarło do mnie, ile to wnosi do całości. Wiem, że to dziwne, że zwracam uwagę na takie szczegóły, ale dla mnie to właśnie one decydują o wartości tekstu.

Podsumowując – miniaturka u mnie wychodzi na plus.

Pozdrawiam,
R.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 17:14, 13 Gru 2009 Powrót do góry

O żesz ja pier... O w mordę... Że ja cię...
Gdzie ja kur...............de byłam, kiedy to mini wisiało sobie i czekało, aż thin na nie spojrzy?!!!

Pernix, jeśli jeszcze raz napiszesz taki tekst, a ja się pod nim długo nie będę odzywać, masz mnie publicznie kopnąć w rzyć!

Uch, dobra, poczekaj, jeno się ochędożę nieco po zlocie z krzesła i zgubieniu szczęki.
Nie no, ty oczekujesz konstruktywnego komentarza? Że niby mam ci napisać, co mi się podobało? A może jeszcze dodać parę peanów pochwalnych na twoją cześć? I dorzucić kilka westchnień radości, że ktoś jeszcze (oprócz Angels) napisał o Lei, LEI, którą thiny zaakceptują? Mam ci napisać do tego, że się bardzo pisarsko rozwinęłaś? I wskazać, że nawet między Lykainą, a Lustrzanym odbiciem jest spora różnica? A także mam pewnie wspomnieć, że walnęłaś mnie bombą emocjonalną prosto w zęby? Mowy nie ma, nie napiszę ci tego wszystkiego, bo nie umiem się jakoś zebrać. Popłynęłam sobie w tym tekście, wczułam się i współczułam, rozumiałam złość, rozżalenie i niechęć, by wszyscy się litowali. Rozumiem także odejście, choć w amerykańskim stylu, ale podoba mi się, że i sukni się oberwało.

Uch. Cholera. Dobre.
To chyba twój najlepszy tekst (a mój najbardziej nieskładny i beznadziejny komentarz, wybacz).
jędza thin

PS
Pernix napisał:
Tekst dedykuję Lucyferowi, który mnie za niego całkowicie zjechał, ale przeczytał – bo prosiłam i otworzył pewne szufladki z mojej głowie. Wink

Phi? Pardon my french, ale pieprzę takiego Lucyfera. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Nie 17:19, 13 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Wto 1:14, 15 Gru 2009 Powrót do góry

Pernix, złotko moje, dziecię srebrne - zaniemówiłam. Ja nie wiem, co mogę ci powiedzieć, aby kopnąć twojego wena w dupę, żeby jak najszybciej dał mi coś nowego do spałaszowania.

Poczułam tę miniaturkę w każdej komórce mózgu i serduszka mego. Ja się dziwię, naprawdę, czemu ludzie nie doceniają takich tekstów. Toć to majstersztyk sam w sobie.
Uczucia Lei, która przez Szmeyer została potraktowana bardzo powierzchownie, odzwierciedliłaś wręcz profesjonalnie. Wzruszyłam się. A końcowka totalnie mnie zabiła i spłynęła mi łezka.
Zagrałaś sobie emocjami czytelników, ale o to w tym chodzi.

Mam cichą nadzieję, że Lustrzane odbicie znajdzie się w Rankingu, bo tam jest miejsce tej miniaturki. I proszę cię, twórz więcej takich, bom ja głodna takich wrażeń.

Wiem, to nie jest super konstruktywny komentarz, mam jednak nadzieję, że choć w miniamlnym stopniu cię zadowoliłam :)

Pozdrawiam z uściskami
Corny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Śro 18:56, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Nigdy nie lubiłam miniaturek. Sądziłam, że w tak małej ilości tekstu, nie da się opisać dobrze uczuć bohaterów. Stwierdzam jednak, że się myliłam.

W książce nie lubiłam Lee, wydawała mi się oschła. Zmieniłam swoje zdanie po paru opowiadaniach, a po twojej miniaturce, jest chyba jedną z moich ulubionych postaci z sagi. Ciekawie opisałaś ten cały ich związek, od podchodów Sama, wieści o zmiennokształtności i brutalnego porzucenia. Kiedy czytałam to, zaciekawiłaś mnie, a na końcówce zabrakło mi słów. Chciałabym móc powiedzieć, że zachował się okrutnie, ale to wpojenie to niestety nie jego wina.

Podoba mi się świat Lee, który stworzyłaś. Mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze i będę miała okazję tu wrócić, przeczytać kolejną miniaturkę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 19:11, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Bardzo dziekuję Wam za komentarze. Cieszę się, że widzicie postępy w moim "pismaczeniu". W podziękowaniu za odzew, jakiego się nie spodziewałam - zamieszczam miniaturkę, która brała udział w pojedynku na innym forum. Nie wszyscy czytelnicy potrafili wczuć sie w dosc mroczny, a jednak świąteczny klimat tego opowiadanka, co dla mnie jest całkowicie zrozumiałe. Święta mimo wszystko kojarzą się nam z radością i rodzinną atmosferą, nawet jeśli przed wigilią jest nerwowa atmosfera. ;) Ja miałam wielką frajdą podczas pisania i za to dziekuję mojej rywalce - Dilenie, której dedykuję Pocztówkę. Gratuluje zwyciestwa, Dil. Myślę, że bedę kontynuować losy głównej bohaterki, bo mam mnóstwo pomysłów, może nawet przeniosę się do KP z tym tekstem.

Mini nie byla betowana... jeszcze.

***Wesołych świąt, moje drogie. Cieszcie się z tego wolnego czasu, spędzajcie je wraz z rodziną i odpoczywajcie! :)***


Pocztówka z Italii


Minęły dwa lata od kiedy wampiry wyprowadziły się z Forks. Oczywiście Jake pojechał razem z nimi – stał się pełnoetatową nianią, a może powinnam powiedzieć „nianiem”, i ochroniarzem w jednym. Mimo że jego decyzja o opuszczeniu watahy wydała się wszystkim lekkomyślna, zadbał o każdy szczegół. Nie chciał nas zdawać na poniewierkę, dlatego przekazał mi stałe dowództwo, nazywając siebie szefem na emeryturze. Dawałam sobie radę z chłopakami. Nie bez powodu przyszyto mi łatkę wrednej suki. Jaka byłam w środku, nikogo nie obchodziło, a ja dobrze czułam się z tym, że wszyscy utrzymują odpowiedni dystans.
Dzisiaj rozpoczynają się święta. Trzecie Boże Narodzenie bez ojca, pierwsze bez matki. Wszyscy wokół byli pochłonięci radosnymi przygotowaniami, szalonymi zakupami i oczywiście plotkami. Rzygać mi się chciało od tego. Nie przyjęłam żadnego zaproszenia na świąteczną kolację. Niepotrzebne mi były wzruszenia, nie chciałam oglądać szczęścia innych. Jacob martwił się, że będę siedziała sama w domu. Próbował mnie nawet przekonać do odwiedzin, jednak bądźmy szczerzy – kto jak kto, ale Leah Clearwater nie będzie siedziała przy jednym stole z pijawkami.

Wieczór zaplanowałam prosto: wizyta na cmentarzu i złożenie kwiatów na grobie rodziców, ciepła kolacja w postaci góry spaghetti z sosem pomidorowym – koniecznie nic, co będzie się kojarzyło ze świętami, na deser miska popcornu i maraton filmowy. Wypożyczyłam jedną komedię – taką, gdzie nie przewija się temat miłości – z Jimem Carrey'em, mojego ulubionego Bonda oraz horror – pierwszy lepszy z półki, bo najlepsze są te badziewne. Kiedyś oglądaliśmy z Jacobem wszystkie z wilkołakami. Byłam niesamowicie wdzięczna, że my zmieniamy się całkowicie w wilki, a nie w te półludzkie, ohydne kreatury, które wymyślili ludzie. Śmiechu było co niemiara. Dobre czasy... Zapewne zasnę w środku seansu i na to właśnie liczyłam. O piątej popołudniu, kiedy gotowałam sos na kolację, zadzwonił telefon. Komórka wibrowała po całym stole, nieznośnie przypominając mi, że miałam zmienić ten koszmarny dzwonek. Z ekranu wyszczerzał do mnie zęby nie kto inny jak Black. Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok.

- Cześć, Black. Streszczaj się, jeśli nie chcesz być odpowiedzialny za przypalenie mojej kolacji.
- Czyli jednak zostałaś sama? Leah, wsiadaj w samolot i przyleć! Załatwię ci hotel. Nie będziesz musiała widzieć się z Cullenami – powiedział spokojnie z nutą smutku w głosie.
- Jake, mówiłam ci, że to nie wchodzi w grę. Ty i tak nimi cuchniesz, a poza tym mam dobry plan, jak bezboleśnie przebrnąć przez ten wieczór.
- Okej, wiedziałem, że cię nie przekonam, ale musiałem spróbować. Chciałbym, żebyś była tu ze mną – odparł z westchnieniem. Nastąpiła krótka pauza, a później dodał znów wesołym głosem – Zabezpieczyłem się na ten wypadek! Mam dla ciebie zadanie! Obiecaj mi, że dziś to zrobisz.
- To rozkaz alfy czy prośba przyjaciela?
- Przyjaciela.
- Jeśli jest to związane z pójściem do kogoś na kolację dziś wieczorem, to zapomnij!
- Nic z tych rzeczy.
- W takim razie w porządku, obiecuję – odparłam z obawą, zastanawiając się, co ten drań wykombinował. Odchrząknął i podekscytowany poinstruował mnie, co miałam zrobić.
- Pójdź do skrzynki na listy. Jest tam paczka ode mnie. Otwórz ją dokładnie o dwudziestej i pomyśl wtedy o mnie, dobrze?
- Dobrze – odpowiedziałam nieco zbita z tropu. Myślałam, że Jake będzie mnie prosił o przysługę albo poruszy jakąś wrażliwą strunę, która zmusi mnie jednak, żebym dziś gdzieś poszła. Na szczęście nie. Paczkę mogę przeboleć, ale już powoli żałowałam, że się zgodziłam, bo sama nie pomyślałam o prezencie dla Jake'a. Nie napisałam nawet kartki z życzeniami, czegoś co miałby namacalnie przy sobie. Byłam pewna, że się w to nie bawimy i szczerze myślałam, iż sobie to kiedyś wyjaśniliśmy. Nie chciałam jednak wybuchać złością w taki dzień na jedyną osobę, która w pełni mnie rozumiała.
- Wesołych świąt, Leah. Kocham cię, brzydulo!
- Wzajemnie, Black. Jesteś okropny! - odpowiedziałam i wcisnęłam czerwoną słuchawkę, rozłączając połączenie.

Postanowiłam poczekać do wyznaczonej godziny. Jeśli od razu poszłabym po pocztę, na pewno nie powstrzymałabym się choćby od dokładnego obadania przesyłki z zewnątrz. Musiałam dotrzymać obietnicy danej przyjacielowi. Czas płynął niemiłosiernie długo. Sos ugotował się za szybko i nie miałam co robić. Żałowałam, że nie wymyśliłam sobie bardziej skomplikowanego dania. Postanowiłam, że dalsze gotowanie najskuteczniej odsunie moje myśli od tajemniczej paczki, dlatego wyszperałam stary zeszyt z przepisami. Mama zapisywała starannie każdą wypróbowaną recepturę, a to dziedzictwo przekazała mi zaraz po śmierci ojca. Kartki już pożółkły, a na niektórych z nich widniały plamy z różnych produktów. Najwięcej – brązowych – przy przepisie na pączki w czekoladzie. Mama bardzo często robiła podwójną porcję dla mojego brata. Nie wiedziała jednak, jakie były prawdziwe motywy uwielbienia tych słodkości - tylko pod postacią pączków z ajerkoniakiem Seth mógł liczyć na jakąkolwiek dawkę alkoholu. Uśmiechałam się jak głupia do tej skarbnicy wiedzy na temat kuchni w domu Clearwaterów. To była kopalnia miłych wspomnień, bo lubiliśmy całą rodziną angażować się w pichcenie smakołyków, a później z równym temu entuzjazmem zajadać się przygotowanymi potrawami i deserami. Szczególnie po naszej przemianie apetyty wzrosły i były niemal nie do nasycenia. Zatrzymałam się na dziale z ciasteczkami i wybrałam przepis na te imbirowe. Z pierniczkami, które uwielbiałam, byłoby za dużo zachodu i nie wyrobiłabym się w dwie godziny, a o dwudziestej ochota na gotowanie przejdzie mi błyskawicznie. Zagniotłam ciasto z wymienionych składników i rozwałkowałam je na płaski placek. Już podczas tego procesu aromat przyprawy przyjemnie kręcił w nozdrzach. Wykrawałam ciasteczka starymi foremkami: były bałwanki, gwiazdki, domki, choinki. Odpuściłam sobie tylko serca, bo to taki wyświechtany symbol. Nie miałam ochoty jeść ciastek w ich kształcie.

Kiedy na kuchennym zegarze wybiła TA godzina, wyjmowałam właśnie ostatnią porcję aromatycznych wypieków. Szybko przełożyłam je na talerz, by ostygły, a następnie odłożyłam gorącą blachę i, zdjąwszy ochronne rękawice, pobiegłam do drzwi wejściowych, a stamtąd prosto do skrzynki. Nieomal wywinęłam orła na zlodowaciałej nawierzchni przed wejściem do domu. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak dałam się ponieść emocjom. Ja – twarda i niezniszczalna, ta, co utopiła serce w pobliskiej rzece. Otworzyłam drewniany domek na pocztę wybudowany przez ojca. Mnie przypadło w udziale jego ozdabianie. Został pomalowany niebieską farbą przez dziesięcioletnią dziewczynkę, która na koniec napaćkała niezdarnie małe stokrotki. Brakowało mi talentu, ale rodzice nigdy nas nie hamowali. Zawsze mogliśmy liczyć na ich wsparcie. To byłam ja – wiecznie uśmiechnięta, prostolinijna i otwarta na świat. Znów przypomniały mi się chwile z dzieciństwa – wspomnienia, które nie bolały. A miałam się dziś nie wzruszać... Skrzynka pękała w szwach, bo zapominałam regularnie ją opróżniać. Na stosie reklam i rachunków przysyłanych, choć wszystkie opłaty były automatycznie ściągane z konta, leżała gruba, biała koperta, a na niej starannie, choć niezgrabnie wypisany mój adres. W lewym górnym rogu dane nadawcy:

Jacob Black, 6 Mile Rd 66, Philipsburg, Pensylwania.

Spryciarz. Nie chciałam wiedzieć, gdzie zamieszkali. Nie chciałam, żeby mnie kusiło, a teraz wszystko stało się bardziej rzeczywiste i w każdej chwili moja silna wola mogła się złamać. Postanowienie, że nigdy ich nie odwiedzę, właśnie straciło solidny argument.

Przytuliłam paczkę do piersi i, z zamiarem otwarcia jej w domu, w pośpiechu zamykałam skrzynkę, ignorując pozostałe listy oraz kolorowe ulotki. Gdy z impetem zatrzasnęłam zamek, na śnieg upadła czerwona koperta. Podłużna i elegancka, prezentowała się na białym puchu jak ozdobna bombka na świątecznym drzewku. Papier, z którego wykonano kopertę był gruby i lekko chropowaty, zapewne należał do tych z wyższej półki. List zaadresowano do mnie starannym pismem. Czarny atrament lekko rozmazał się pod wpływem wilgotnych płatków śniegu. Nie umieszczono nadawcy, ale w górnym rogu był zagraniczny znaczek z zimowym pejzażem, znak poczty lotniczej i pieczątka... z Volterry.

Czułam, że źrenice poszerzyły mi się, a w klatce piersiowej po stokroć szybciej niż zazwyczaj biło niespokojne serce. Pobiegłam do domu, cały czas ściskając mocno przesyłkę od przyjaciela, ale w tej chwili myślałam tylko o tajemniczym liście i tym, co powodowało, że jego nadawca, a może nadawcy chcieli się ze mną skontaktować. Volturi nie zawracali sobie głowy uprzejmościami, to musiało być coś ważnego.
Drżącymi dłońmi rozerwałam mocno zaklejoną kopertę i wyjęłam z niej twardą kartkę.

Pocztówka.

Zwykła pocztówka z przystrojoną choinką.

Odwróciłam obrazek i nerwowo śledziłam wzrokiem wykaligrafowany tekst, powtarzając sobie w myślach każde ujrzane słowo:

Droga Leo,

Minęło już tyle czasu, a nadal nie mogę przestać o Tobie myśleć.
Jesteś naprawdę uroczą osóbką i zdumiewającą wilczycą. Myślę, że tylko ja potrafię zrozumieć Twą samotność i odrzucenie.
Już czas, żebyś pomyślała o sobie. Poza tym nasze spotkanie jest nieuchronne, dlatego zapraszam Cię do nas. Spodziewamy się Ciebie jak najszybciej.
Nowy Rok – nowe zadania.
Zapomniałbym.

Buon Natale e felice Anno Nuovo.*

Z pozdrowieniami, Aro.


Kartka upadła na podłogę, gdy przeczytałam podpis. Aro. Czego on ode mnie chciał? Pod przykrywką miłych słów i dziwnego zaproszenie na pewno nie kryła się propozycja przyjacielskiej gościny i wycieczki krajoznawczej. Zresztą, po cholerę te pijawki bawią się w kotka i myszkę, i czego po mnie oczekują? Że przyjadę na ich zawołanie? Przecież rodzina miodowookich odszczepieńców w ogóle mnie nie interesowała. Nigdy. Tolerowałam ich tylko ze względu na Jacoba.
Tak szybko jak weszłam do domu, tak wyszłam, zabierając ze sobą białe lilie z wazonu, który stał na komodzie w korytarzu. Pobiegłam na cmentarz. Mroźne powietrze doskonale równoważyło podwyższoną temperaturę mojego ciała. Stanęłam nad mogiłą i wpatrywałam się nieobecnym wzrokiem w tablicę nagrobną. Mechanicznie położyłam kwiaty na zmarzniętej, ubielonej śniegiem ziemi. Łzy stanęły mi w oczach. Nie mam już nikogo. Jestem sama, jestem odrzucona. Aro ma rację – nie pasuję do tego idyllicznego obrazka. Nie pasuję do spokojnego La Push, nie znajdę swojego miejsca w Forks. Muszę stąd wyjechać, ale na pewno nie udam się do krwiopijców! Ten potwór chyba pomylił bajki. Jeszcze raz spojrzałam na fotografię rodziców zdobiącą płytę i zwróciłam swoje kroki do wyjścia.

Szłam powoli. Chciałam ochłonąć i stwierdziłam, że spacer dobrze mi zrobi. Nasz cmentarz mieścił się blisko granicy z miastem. Nagle usłyszałam dziwne poruszenie w oddali. Spojrzałam w stronę lasu.

Cisza. Pewnie się przesłyszałam.

Nie zrobiłam nawet dwóch kroków, a znów coś zaszeleściło. Szybszym tempem ruszyłam w kierunku, z jakiego dochodziły odgłosy. Poczułam mdłą, słodkawą woń, która zaczęła dusić mnie w gardle. Wampirzy smród! Nie zdążyłam nawet pomyśleć, a już zmieniłam się w wilka, drąc na strzępy ubranie. Instynktownie pobiegłam w stronę posiadłości Swanów. Chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku u przyjaciela moich rodziców – usłyszałam stabilny oddech i monotonny głos chrapania. Pobiegłam dalej w las i dostrzegłam dwie postacie przemieszczające się nadludzkim tempem. Czarno – czerwone peleryny odznaczały się na tle białego śniegu, w którym odbijało się światło księżyca.
Gdy od wampirów dzieliło mnie już tylko kilka metrów, odwrócili się w moją stronę. Czerwone tęczówki świdrowały w moich oczach. Miałam wrażenie, że mała blondynka chce wywiercić w nich dziurę. Gardło zacisnęło się jeszcze bardziej. Nie mogłam oddychać.

- Jane, przestań! Potrzebujemy jej żywej! - odparł chłopak.
- Tylko troszkę się z nią drażnię. Musi wiedzieć, że nie przychodzimy tu z życzeniami. Aro jest zbyt uprzejmy dla tych kundli. Powinnyśmy ich unicestwić, zanim rozmnożą się jak króliki. - Warknęłam przez zduszoną krtań. - Już dobrze, nie denerwuj się tak – powiedziała w moim kierunku, po czym uśmiechnęła się przebiegle, powoli uwalniając mnie z uścisku. Upadłam na ziemię bez tchu. Musiało minąć kilka minut zanim doszłam do siebie i stanęłam na czterech łapach. - Przemień się w człowieka, bo inaczej się nie dogadamy – dodała cichym, lekceważącym głosem, po czym rzuciła w moją stronę swoją pelerynę. - Pisnęłam na myśl, że będę musiała okryć się tą cuchnącą szmatą, ale chwyciłam ją w zęby i wbiegłam między drzewa. Po chwili wróciłam do nich, z odrazą spoglądając na swoje okrycie, a następnie na niespodziewanych gości.
- Przyjechaliśmy tu, bo wydaję nam się, że Aro nie dość jasno zaznaczył, iż twoja wizyta w Volterrze jest koniecznością. Jeśli nie zjawisz się tam zaraz po Nowym Roku, przyjedziemy ponownie, ale wtedy nie licz na naszą łaskawość.
- Nie jestem waszym pieskiem na posyłki. Pomyliliście adres.
- Och, mylisz się, moja droga. Jesteś i będziesz naszym pieskiem. Jesteście nam coś winni za śmierć naszych pobratymców. - Nie wiedziałam, co miała na myśli. Musiała dostrzec to w moich oczach. - Zabiliście nomada, a później skutecznie uśmierciliście armię nowonarodzonych. Chyba nie myślałaś, że ujdzie wam to na sucho. Nie jesteśmy z wami powiązani żadnym paktem, a wy naruszyliście prawa do naszej egzystencji. Aro i Rada wykazali się wielką łaskawością. Pozwolą wam żyć. Wszyscy spokojnie możecie się zestarzeć, zapominając o istnieniu wampirów... poza tobą, oczywiście. Tylko pamiętaj, nikt nie ma prawa wiedzieć, dokąd się wybierasz. Spraw, aby o tobie zapomnieli – to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. - Ostatnie słowa wymówiła ze słodkim uśmiechem na ustach, a potem obróciła się do swego towarzysza i powiedziała:
- Alecu, i co? Nadal uważasz, że powinnyśmy się słuchać we wszystkim papy? - Chwyciła go za rękę i natychmiast zniknęli, zostawiając po sobie śnieżny puch unoszący się w powietrzu. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć.





* Wesołych [dobrych] (świąt) Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku.

Ci co nie zrozumieli, może zrozumieją później. W kontynuacji. ;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 19:11, 06 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:41, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Skoro tekst jest dedykowany mnie i przecież go już znam, to skomentuję :)
Dziękuję za pojedynek i dedykację.

Pernix, czytając pierwszy raz Pocztówkę... zastanawiałam się skąd pomysł połączenia Volturi z Leą. Jej relacje z Jacobem mnie nie dziwią, oni sa po prostu stworzeni do bycia przyjaciółmi i nic tego nie zmieni. Ktoś chyba zarzucał Ci, dlaczego Black zwraca się do Lei słowami Kocham cię, brzydulo! - mi się to podoba i odbieram ten tekst jako bardzo naturalny w ich, wilkołaczym gronie ;)
Uważam, że styl jest tu świetny i moim zdaniem, ale to tylko moje zdanie, nie chcę okazać się niewdzięczna czy coś, w tym aspekcie mnie pokonałaś.
Tytuł przyciąga, bo Italia kojarzy się w fanfickach nieodzownie z Volterrą. Tylko jakoś to połączenie Aro, bliźaniaków i Lei... nie pasuje mi. Wiele osób zarzucało Ci niewiarygodność sytuacji, a przyjmijmy, że kanon stanowi tutaj rzeczywistość i ja się z nimi zgadzam.
Nie do końca wiem czemu, ale tak czuję. Chyba ostatnio zaczęły mi się podobać opowiadania czysto kanoniczne, a po opisach SM trudno było by się takiego czegoś spodziewać. Wyprowadź mnie z błędu jeśli się mylę, ale mam wrażenie, że na Twoją ocenę i kreację postaci Lei duży wpływ mieli Uwikłani. Nie zrozum mnie źle po prostu w ty krótkim fragmencie widzę jakieś podobieństwo do Lei Angie, a on jest nie do podrobienia, może dlatego coś mi tutaj nie gra.

Ogólnie utwór jest bardzo dobry, świetnie napisany, przemyślany i podoba mi się, jednak na święta chciałabym czegoś innego. Powiedzmy, że takiej rzeczywistości, którą przedstawiasz mam dość koło siebie :)
Dziękuję jeszcze raz za wszystko.
Weny, Dil ;*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Śro 23:15, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Kochana Pernix, przeczytałam Twoją miniaturkę tak szybko jak wstawiłaś ją tu, na to forum, jednak zdecydowałam się skomentować później, po przemyśleniu - jednak odstąpiłam od mojej decyzji po komentarzu Dileny i oto jestem.
Chciałabym napisać coś przemyślanego, bo ta miniaturka jest tego warta, ale nie jestem pewna, czy będziesz zadowolona z mojego komentarza. Bo widzisz, albo nie zrozumiałam, albo zrozumiałam, a mimo to doszukuję się drugiego dna. Mimo że styl jest bardzo dobry, naprawdę, zrobiłaś ogromne postępy od tego, co czytałam w Lykainie. Bogate słownictwo, brak zgrzytów, płynność stylu. Ale ta miniaturka zdaje mi się być jakby niedokończona. Jakby pisząc ją na pojedynek, uświadomiłaś sobie, że zaraz przekroczysz limit długości, więc musisz skrócić, a wytłumaczysz się celowym zabiegiem nadania tajemniczości tekstowi. Nie bardzo mi to pasuje. Opisywałaś bardzo długo o wyczekiwaniu na otwarcie paczki, po czym jakbyś o tym kompletnie zapomniała, a moim zdaniem był to bardzo ważny element. Ważniejszy nawet od tytułowej pocztówki z Italii.
Jestem w stanie nawet zrozumieć, dlaczego Leah. Aro nie jest głupi. Myślę, że jakoś się dowiedział - być może dzięki tej wampirzycy (a może to był wampir?), jak jej tam, która umie odczytywać związki między ludźmi - że Leah jest samotna. Zgorzkniała. Smutna. Sama. Że zbudowała wokół siebie mur, że otoczyła się grubą skorupą i nie pozwala nikomu poznać jej wnętrza. Że wmawia sobie, że taki jest jej los. A to bardzo przypasowałoby Arowi, który chciał się zemścić w myśl zasady oko za oko. Poczułby się usatysfakcjonowany, a zniknięcie Leah zostałoby zauważone przec ledwie garstkę osób. Nikomu by jej nie brakowało, może poza Sethem i Jake'iem, którym jednak mogłaby powiedzieć, że wyjeżdża.
Mimo że to trochę naciągane, to w sumie do mnie trafia. Męczy mnie jednak ta paczka. Co w niej było? Dlaczego nam nie powiedziałaś? Mogłaś umieścić tam coś ironicznego, albo żeby chociaż był dopisek od Jake'a w stylu: Pamiętaj, że nigdy o Tobie nie zapomnę, albo coś, co sprawiłoby, że naprawdę zastanowilibyśmy się nad tym wszystkim. To był błąd, nie mówić nam, co było w środku. Większy, niż gdyby znajdowałaby się tam para skarpetek albo kubek ze świętym Mikołajem - czyli coś zupełnie prozaicznego.
Miniaturka, choć świąteczna, to bardzo gorzka. O samotnych świętach. O tym, że nie dla każdego są powodem do radości. Że nie każdy może narzekać na sztuczność rodzinnej kolacji. Ładnie, zgrabnie napisana, chociaż z dwoma zgrzytami natury logicznej. Ale to nic. Jesteś na dobrej drodze do świetności.
Chcę Cię zobaczyć w czymś dłuższym, kanonicznym.

Czekam na kolejne mini w Twoim wykonaniu. Nie zawiedź mnie!

Uściski -
Suszak.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 23:24, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Cytat:
Byłam niesamowicie wdzięczna, że my zmieniamy się całkowicie we wilki, a nie w te półludzkie, ohydne kreatury, które wymyślili ludzie.


W wilki.

Czasami zaplątujesz się w słowa, czego nie potrafię do końca zrozumieć. Szczególnie to mnie uderzyło:

Cytat:
Przeczyścił gardło i podekscytowany poinstruował mnie, co miałam zrobić.


„Przeczyścić gardło” to kalka językowa z angielskiego od „clear throat”, co oznacza „odchrząknąć”. Przetłumaczenie tego dosłownie to po prostu wyjątkowo niechlujne translatorstwo, a Ty używasz tego w opowiadaniu pisanym po polsku. Naprawdę nie wygląda to ładnie. Czekałam aż Leah wypali „cokolwiek”.

Co do samego tekstu… Trochę boję się tego, co robisz z tą postacią. To druga miniaturka z Leą w roli głównej i druga, w której pokazujesz ją jako zgorzkniałą dziewczynę, która nie potrafi sobie sama ze sobą poradzić, więc odgrywa sukę tak dobrze, że zaczyna wierzyć, iż naprawdę nią jest. W pierwszej miniaturce zaczarowałaś ją w pewien sposób, a tutaj jej to wszystko odebrałaś. Stała się szablonowa, anty merysuistczna. Nie potrafię w niej znaleźć żadnej subtelności, kobiecości, jedynie pozorną wielowymiarowość. Motyw z porwaniem lilii ze stołu był mechaniczny i zamiast przeżywać emocje bohaterki, mogłam jedynie myśleć o jej niewyparzonej gę... buzi. Wydaje mi się, że ten tekst czytałoby się o wiele lepiej, gdybyś zastosowała narrację trzecio osobową. Bohaterowi dużo trudniej określić samego siebie niż obiektywnej osobie mówiącej.
W dodatku mam naprawdę mieszane uczucia, co do związanie jej losów z Volturi.
Ogólnie całość jest zgrabnie napisana i spójna stylistycznie, ale tematyka do mnie nie przemawia. Nie taką Leah kocham, nie takiej jej potrzebuję.

I nie bardzo wiem, co ma oznaczać ten dopisek pod tekstem.

Pozdrawiam,
R.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:15, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Skomentowałam przed chwilką miniaturkę Dileny, więc teraz przyszedł czas i na Twoją :) Wypowiadałam się na jej temat już podczas pojedynku, ale teraz zrobię to może trochę bardziej szczegółowo ;)

Tytuł bardzo mi się spodobał. Szczerze mówiąc na początku myślałam, że zaserwujesz nam święta u Jacoba, który dostaje pocztówkę od Cullenów spędzających święta u Volturi lub też coś w tym stylu. Nie wiem dlaczego, ale takie było moje pierwsze skojarzenie ;)
No i jak przewidziałam Volturi się pojawili, ale nie tak jak myślałam. Pocztówka owszem się pojawiła, ale od Aro dla Leah.
Ale może od początku...
Leah. Lubię ją w sadze, żal mi jej po tym co wydarzyło się między nią a Samem. Ma fajny zadziorny charakter, jednak wydaje mi się, że w pewnych momentach trochę przegięłaś z tą jej zadziornością, niechęcią do wampirów, świąt itd.
Jej rozmowa z Jacobem trochę mnie zdziwiła. Dobra, lubili się, znali się doskonale, ale ta rozmowa wydała mi się taka trochę nienaturalna i... no kurcze, nie wydaje mi się by Jake i Leah byliby w stanie w taki sposób ze sobą rozmawiać. Nie jestem w stanie w to uwierzyć. Ale dobra, pomińmy to. Jacob był uroczy. Martwił się o to, że dziewczyna spędzi sama święta, wysłał jej prezent. Miło z jego strony.
Potem nastąpił fragment, w którym Leah szukała przepisu, trochę wspominała i była mowa o pieczeniu. Ta część bardzo mi się spodobała. W końcu poczułam świąteczny klimat. Na dodatek pokazał, że Leah nie do końca tak nie cierpi świąt. Jacob o niej pamiętał, wysłał jej prezent, więc i ona w jakiś sposób zapragnęła poczuć święta, pod pretekstem zajęcia się czymś do wyznaczonej godziny. Jednak myślę, że i ona potrzebowała chociaż odrobinę świątecznej atmosfery ;)
Potem znalazła paczkę i pocztówkę. Kurcze, tak bardzo chciałam się dowiedzieć co przysłał jej Jake. Niestety się tego nie dowiedzieliśmy. Kartka okazała się ważniejsza.
No i tutaj kolejna rzecz, która jest dla mnie dziwna. Aro napisał do Leah? Akurat do niej? Do wilkołaka/zmiennokształtnego? Ja rozumiem, że od "gromadził" sobie różne talenty itd., ale wątpię by się do niej odezwał. Naprawdę.
Potem akcent z cmentarzem. Spodobał mi się. Leah nie chciała być sama. Nikogo nie było. Pozostał jej cmentarz i odwiedziny na grobie rodziców. Zrobiło mi się jej żal. Była taka samotna i opuszczona.
No i potem znów zdziwienie. Jane i Alec. I oni niby jeszcze by do niej przyjechali? Nie, nie, nie! To dla mnie za wiele.
Kurcze, pomysł i może jest ciekawy i w ogóle, ale mnie nie przekonał. Nie kupuję takich bohaterów, nie kupuję tej historii. Dla mnie jest za bardzo naciągana, za bardzo nieprawdopodobna.
Oczywiście, czytało się miło, masz bardzo ładny styl, piszesz świetnie. Tutaj nie mam Ci nic do zarzucenia. Jednak nie spodobało mi się. Wybacz.
Muszę wziąć się za Twoją poprzednią miniaturkę. Zobaczymy co wtedy powiem.
A i jeszcze jedno...

Cytat:
Ci co nie zrozumieli, moze zrozumieja pozniej.


Hmm... mam pewne przypuszczenia o co mogło Ci chodzić, ale nawet jeśli się mylę to uważam, że ten dopisek był niepotrzebny, gdyż na pierwszy rzut oka wygląda to tak, że jeśli się komuś nie spodobała Twoja miniaturka to znaczy, że jej nie zrozumiał ;)

Wesołych Świąt :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Czw 11:18, 24 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 12:21, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Dziewczyny dzięki za odzew, za to, że chciało Wam się pisać w ten czas.
To, że mini wyszła trochę nieprawdopodobnie dla Was, to być może efekt ograniczeń, jakie narzuciły na mnie warunki pojedynku. Dopisek na końcu znaczył, że dowiecie się wszystkiego i zrozumiecie, ponieważ ta mini będzie kontynuowana. Dowiecie się też, co Leah dostała od Jacoba. Specjalnie ukryłam tę informację, bo pocztówka wywarła na Lei wielkie wrażenie. Poczuła niepokój, rozumiejąc słowa Aro. Motywacja Aro również będzie wyjaśniona. A jest w moim mniemaniu BARDZO uzasadniona. Tajemnice były zamierzone. Miałam jeszcze miejsce na stronę do pisania, ale celowo zostawiłam tyle otwartych wątków. Rudaa, ja wolę już pisać w trzeciosobówce, ale taka narracja również była narzucona warunkami.
Dziękuję za komenatrze. Śpieszę się teraz ubrać chioinkę i w ogóle mam chaos w domu. Wszytko wyjaśnie później. Aaa, Leah - może i jest podobna do tej Uwikłanej, ale to podobieństwo nie było celowe, to była Leah taka, jaką czuję. Nie była aż tak bardzo różna od Lustrzanej, po prostu ukazana w innych okolicznościach.

Dzięki za odzew. Dil, komentarz pod Twoją mini - po świętach.

Edit:
Nie, Susan, zupełnie nie miałam tego na myśli. Nie musi się podobać, to oczywiste, ale hmm - celowo nie rozwinęłam wszystkich wątków, bo potrzebowałabym więcej stron, niż przewidziały to warunki, dlatego wielu osobom nie podobał się Aro, bo co on ma do Lei? Prawda? Otóż postaram się, żeby to zostało wyjaśnione. ;) Ja się nie sprzeczam z vox populi i nie podważam ocen, które przecież są subiektywne. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 20:49, 24 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin