FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 miniPernix. 16. Z pąkami róż odeszła... 22.02 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 11:38, 02 Wrz 2010 Powrót do góry

Dziękuję Wam za komentarze. Moja przygodna z miniaturkami pewnie się szybko nie skończy. Mam siedem różnych miniatur kiedyś zaczętych! Czasem jest to kilka słów, spisany pomysł, czasem strona lub kilka. Nie wiem, czy wszystkie uda mi się doprowadzić do końca, bo wena jest kapryśna, a ja zabrałam się za kontynuację mojego skończonego opowiadania, ale coś na pewno uda się jeszcze napisać. Teraz zaserwuje Wam starocie, żeby wszystko, co moje, było w jednym miejscu.

Ale zanim, jeszcze kilka odpowiedzi:

Dot, mini o Jane i Aro była AH, a połączenie wydaje mi się dobrane. Zawsze, mimo przedstawienie w książce, wyobrażałam sobie Jane jako nieco straszą dziewczynkę, może w sumie to efekt doboru i stylizacji aktorki w ekranizacji, no i myślę, że Aro w jakiś sposób ciągnęło do niej, ale nie traktował ją jak córkę-dziecko, tylko jak talent, diament do podziwiania. W mojej miniaturce ten talent odzwierciedlał się w zamiłowaniu do muzyki, a Aro-nauczyciela pociągała nie tyle sama dziewczyna, a jej niewinność. Nie wpisywałam tej miniaturki w kontekst powieści o lolitkach, może dlatego brzmi ciekawie. :)

Co do Niemocy, postać została mi narzucona przez warunki konkursu, ale niezmiernie się ucieszyłam, że moja para dostała właśnie Aleca. Lubię czasem pisać o tych, o których się nie pisze, którym nie daje się głównej roli.
Odliczanie dni. Hmm, myślę, że mógł to robić, bo te 16 urodziny były dla nich wybawieniem, dlatego nie czekał na nie w latach a w dniach, z każdym dniem było krócej do tej daty. Gdyby patrzył na to inaczej, ten upływ czasu nie byłby tak zauważalny. Poza tym za czym czeka dzieciak w sierocińcu? No właśnie za tym, by w jakiś sposób się z niego wydostać - dlatego tak napisałam.

Prawdziwa, dziękuję. Cieszę się, że udało mi się Cię zainteresować.



Przyszedł czas na drugą miniaturkę turniejową. Właśnie ten tekst pisało mi się najlepiej. Lubię kreować własne postacie, a w miarę otwarty temat pozwolił mi się zrealizować. W imię miłości opowiada o tym, że wpojenie nie jest tylko piękną, magiczną nicią. Wiemy, że w przypadku Sama wpojenie stało się przekleństwem dla Lei, a co byłoby, gdyby pokrzyżowało też życie Emily? O tym właśnie jest ta miniaturka.




W imię miłości



W zaciemnionym pomieszczeniu rozbrzmiewała uspokajająca muzyka. Śpiew ptaków, szelest liści, w oddali szum płynącego strumyka, a potem plusk kropel deszczu odbijających się z liścia na płatek, z płatka na taflę wody. Dalej roznosił się stukot małych łap przemieszczającego się po ściółce zwierzęcia, toki ptasiej pary i znów odgłosy dżdżu. Atmosfera była wręcz ezoteryczna. Wrażenie mistyczności potęgował wystrój pokoju. Ciemne drewniane meble, obszerne łóżko wykonane z tego samego budulca, ozdobione ręcznie wyrytym wezgłowiem. Na komodzie i na parapecie stały różnej wielkości świece, dając poblask zabarwionego w kolorach ziemi wosku. Soczysta czerwień, ziemisty brąz, zgniła zieleń mieniły się w świetle spokojnych płomieni. Okno było przysłonięte bambusową roletą, która przepuszczała przez niewielkie szparki wątłe strumienie późno popołudniowego słońca. Na nocnej szafce mały indiański wódz dzierżył w ręku kadzidło z tlącym dymem, napełniającym pomieszczenie zapachem drzewa sandałowego. W dużym, spowitym miodową, prześwitującą tkaniną, lustrze, które wisiało na przeciwległej do łóżka ścianie, widać było parę. Brunetka usiadła okrakiem na mężczyźnie, nałożyła na dłonie olejek z ekstraktem z rozmarynu i bazylii, po czym zaczęła masować sforsowane ciężką pracą plecy kochanka. Najpierw delikatnie głaskała rozgrzane barki i kolistymi ruchami pokryła całą powierzchnię grzbietu ożywczym preparatem. Spięte mięśnie rozluźniły się, przyzwyczajając do dotyku delikatnych dłoni.
- Mmm, właśnie tak. Tak dobrze, kochanie – wyjąkał Indianin.
- Nic nie mów. Postaraj się odprężyć w ciszy. Zapomnij o zmartwieniach, ciężkiej pracy, niewyspaniu. Wsłuchaj się w odgłosy natury – odpowiedziała wolno i półszeptem.
Zaczęła ugniatać poszczególne grupy mięśniowe, przynosząc mu widoczną ulgę. Przesuwała ręce płynnie z miejsca na miejsce, odnajdując osłabione punkty. Następnie wyciskała kciukami każdy kawałek masowanej powierzchni, wywołując tym jęki zadowolenia u swojego „pacjenta”. Poruszała je po prostej linii, co powodowało wzmożenie ulgi. Na koniec powróciła do delikatnego głaskania, wcześniej ponownie nawilżając dłonie w oliwce. Na znak, że skończyła, powoli zeszła z mężczyzny i klepnęła go w jędrny pośladek.
- No, kochanie, na dzisiaj dosyć przyjemności. Może teraz ty się odwdzięczysz? - zapytała słodko.
- Nie ma szans, chyba bym cię uszkodził tymi szorstkimi łapskami. Mogę za to zrewanżować się inaczej – odpowiedział gardłowo, przewracając się na bok i zagarniając ją do siebie tak, że leżała teraz na nim. Potem przywarł do niej ustami i całował namiętnie.
- Mikah, przestań! Ubrudziłeś moją nową narzutę tłustym olejkiem! - Próbowała go odsunąć, jednak on okazał się silniejszy.
- Jak tylko sprzedam gotowe canoe, kupię ci nową, a teraz nie marudź już – odparł pożądliwym głosem i przekręcił ją na plecy. Jego męskość uciskała łono kobiety. W jednej chwili zapomniała o brudnej narzucie i oddała pocałunki.

- Mikah? Gdzie jesteś? - odparła zaspanym głosem, rozglądając się po pustym pokoju. Ktoś podniósł rolety, co nie tylko napełniło pomieszczenie ostrymi o tej porze promieniami słońca, ale spowodowało, że dziewczyna musiała zakrywać oczy, cierpiące z powodu tak nagłego porażenia. Po chwili usłyszała ciężkie, wolne kroki kogoś wchodzącego po schodach i za moment ujrzała w drzwiach roześmianą twarz postawnego Indianina, który ostrożnie trzymał w rękach tacę pełną smakołyków.
- Przygotowałem ci śniadanie za ten nieziemski relaks wczoraj – odpowiedział radośnie, mrugając do niej okiem. Widocznie nawiązywał nie tylko do masażu. Emily w odpowiedzi rzuciła go poduszką. Na szczęście mężczyzna zrobił unik i uchronił dzbanek z herbatą przed niechybnym rozlaniem aromatycznego napoju.
- No co? To już nie można podziękować swojej kobiecie? Za te cudowne, uśmierzające ból ręce, głodne pocałunków, mięsiste usta, krągłe, jędrne, chętne do zabawy piersi, zgrabne, długie nogi, seksowne, rozciągnięte ciało...
- Przestań już, bo się zaczerwienię! - wykrzyczała z udawaną obrazą. - Nie traktuj mnie tak przedmiotowo.
- Ależ kochanie, ja tylko wymieniam te fizyczne przymioty, bo nie mogę się nacieszyć tym, że już za tydzień kobieta moich marzeń, ba, marzeń wielu facetów, zostanie moją żoną. Wiesz, że cię kocham za to, że jesteś troskliwa, czuła i wyrozumiała – kontynuował przymilnie, siadając przy niej na brzegu materaca. - Takiej kobiecie warto przynosić śniadanie do łóżka co rano i nie musi to być próba odwdzięczenia się za niesamowity seks i profesjonalny masaż. Będę to robił nawet, jak dorwie cię PMS i wtedy, gdy staniemy się ledwo zipiącymi staruszkami, którym nie w głowie gimnastyka w łóżku. - Nie mogła się nie uśmiechnąć. Mikah zawsze potrafił ją udobruchać. W ten weekend korzystali z tego, że rodzice Emily wyjechali w odwiedziny do jej brata, który studiował w Waszyngtonie. We czwórkę – oni i dziewczyna Simona mieli przylecieć z powrotem dwa dni przed ślubem. Wszystko już w zasadzie zorganizowano, więc Indianka cieszyła się, że mogła odpocząć od zgiełku przygotowań, który trwał przez ostatnie miesiące. Miała przedsmak tego, co ją czeka, gdy zostanie panią Keith.
- Misiu, mam nadzieję, że się nie obrazisz – zaczęła niewinnie, trzepocząc zalotnie długimi rzęsami.
- Wybaczę ci prawie wszystko, skarbie, ale są granice – zripostował groźnie, lecz z uśmiechem na twarzy, co świadczyło o tym, że mówi z przymrużeniem oka.
- Muszę jechać jutro do La Push. Wiesz, Leah będzie moją druhną, mamy sprawy do obgadania – Patrzyła na niego takim wzrokiem, że nie był w stanie odmówić. - Rozumiesz, takie babskie – dodała.
- Nie cierpię się z tobą rozstawać, ale skoro musisz... Jedź, tylko pamiętaj, żadnych darmowych masaży. Wszędzie wykorzystują te moje drogocenne rączki, – powiedział, całując dłonie ukochanej – a ty musisz odpoczywać.
- Nie martw się, nie zamierzam nikogo masować. Leah musi mi pomóc w tym, żeby nasza noc poślubna powaliła cię na kolana – odparła, zagryzając dolną wargę. - Idę pod prysznic – dodała, wysuwając się spod prześcieradła. Mikah obserwował oddalające się nagie ciało narzeczonej, która zatrzymała się na moment w drzwiach do łazienki, obróciła głowę w jego kierunku i zachęciła: - Idziesz?
- A śniadanie? - odparł zdezorientowany, ale zaraz gdy zniknęła za futryną, podążył jej śladem, stawiając tacę do podłodze.

***

- Emily, to mój chłopak – Sam Uley – Leah dumnie przedstawiła rosłego osiłka swojej kuzynce. Indianin spojrzał na dziewczynę i nieprzyzwoicie długo nie przerywał kontaktu wzrokowego. - Sam, co ci się stało? - dziewczyna potrząsała brunetem, ale on ani drgnął, jakby wrósł w podłogę. Po chwili jednak wybiegł i z oddali słychać było wycie wilka. - Przepraszam cię za niego.
- Leah, to ja przepraszam – odpowiedziała rozdygotana Emily.

***

Minęło sporo czasu, zanim go przyjęła. Już więcej nie wróciła do swojej wioski. To Leah skontaktowała się z jej rodziną. Ojciec wyparł się córki, a matka opłakiwała, jakby straciła ją na zawsze. Emily zamieszkała u Sama. Nigdy nie wyzbyła się poczucia niezręczności i wyobcowania, chociaż jej pogodne usposobienie oraz niemal nieodłączny uśmiech na twarzy zjednały przyjaciół wśród plemienia Quileutów. Nawet z blizną, która pozostała jej po wybuchu zmiennokształtnego, wyglądała zawsze na zadowoloną. Na chwilę zwątpienia, zadumę nad tym, czy jej życie toczyło się właściwym torem, pozwalała sobie w ustroniu sypialni, gdy jej nowy mężczyzna wraz z watahą byli zajęci patrolami. Kochała go, ale inaczej. Wiedziała, jak silnym węzłem wiąże ją wpojenie. Miała świadomość tego, że należy do Uleya i nic tego nie zmieni. Pogodziła się z tym. Jednego jednak nie potrafiła sobie wybaczyć.
Nie zdobyła się na to, by stanąć twarzą w twarz z Miką. Nie mogła i nie chciała wiedzieć, co czuł po tym, jak porzuciła go niemal przed ołtarzem. Jego również kochała – nigdy nie przestała, ale nie przyznała się do tego przed Samem.

Leah jej nienawidziła. Z tego również zdawała sobie sprawę i nie była zdziwiona oziębłością ze strony kuzynki. Starała się jej wszystko wynagrodzić, ale nie mogła odważyć się na to, co dałoby ulgę zmiennokształtnej. Nie mogła opuścić La Push i zostawić Sama. Po jakimś czasie Clearwaterówna pogodziła się z sytuacją – wybiła z głowy pierwszą miłość, ale nadal była samotna i zgorzkniała, co nie pomagało w odnowieniu relacji z wybranką byłego chłopaka. Uley natomiast odetchnął z ulgą, gdy jego eksdziewczyna zmieniła watahę. Wreszcie nie musiał słuchać jej myśli, które zionęły feministyczną papką o „wyzwoleniu kobiet spod jarzma szowinistycznych świń”.

Po jakimś czasie rany zabliźniły się na tyle, że Leah zgodziła się spełnić nieśmiałą prośbę Emily. Miała zostać druhną na jej ślubie – już drugi raz. Doszły do porozumienia na tyle, że przygotowania w dzień uroczystości stały się dla nich obu przyjemne. Pomogła Emily ubrać suknię, upiąć włosy, założyć welon. W domu Clearwaterów znowu rozległ się radosny szczebiot dawnych przyjaciółek.
- Ale pamiętaj! Żadnych kwiatów w moją stronę. Niech no tylko bukiet przeleci obok mnie, a nici z naszego pojednania – zagroziła wilczyca.
- Spokojnie, nie zamierzam ryzykować. Zerknę jednym okiem, gdzie stoisz i rzucę w przeciwną stronę, ale naprawdę nie wiem, co masz przeciwko sakramentowi małżeństwa – odpowiedziała.
- Że też ty z własnej woli bierzesz tego bufona. Swoją drogą cieszę się, że przyjechałaś wtedy. Kto wie, czy ja byłabym tym, kim jestem teraz. Dzięki, kuzynko – dodała i pocałowała Emily w policzek.
- Leah, Sam nie jest bufonem, ale miło, że tak nisko mnie oceniasz.
- Ach przestań. No, dobra. Nie jest. Życzę wam wiele szczęścia, wiesz przecież – odparła Leah, by udobruchać przyszłą pannę młodą. To ostatnie, co teraz odpowiednie dla niej – sprzeczki i niewybredne żarty w dzień zamążpójścia.

- Emily! Emily Young! - Donośne nawoływanie było słychać w całym domu. Musiało się również nieść dalej na teren La Push. - Emily, proszę cię, wyjdź! Wiem, że tu jesteś! Emilyyy! - Kobieta wyjrzała przez okno i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na środku drogi, naprzeciw posiadłości Clearwaterów, stał on. Postawny Indianin w półdługich włosach spoglądał w jej kierunku dużymi czekoladowymi oczami. Tymi oczami, za którymi niejednokrotnie tęskniła w sennych marzeniach. Wychyliła się przez okna, żeby go uciszyć.
- Mikah? Co tu robisz? Nie krzycz, proszę! Już schodzę – powiedziała poddenerwowanym głosem. Obróciła się do środka pomieszczenia i zerknęła z przestrachem na Leę. Z tego spojrzenia wyczytała wszystko. Jeśli on nie odejdzie w tej chwili, Sam tego tak nie zostawi.
Zbiegła po schodach, unosząc wcześniej suknię, a potem jak najszybciej, jakby unosiła się w powietrzu, pomknęła w stronę mężczyzny. Musiał ją przytrzymać, bo z rozpędu wpadła na niego, ocierając się o klatkę piersiową. Przyjemny piżmowych zapach Indianina, swojski, uspokajający dotyk – na chwilę zapomniała o tym, gdzie jest i po co tak się śpieszyła. Kiedy otrzeźwiała, odezwała się nerwowo:
- Mikah, musisz stąd odejść. On cię zabije, jeśli cię tu zobaczy.
- Nie boję się go. Boże, co on ci zrobił? - odparł z troską, głaszcząc bliznę na twarzy.
- Nic nie zmienisz, Mikah. Przepraszam za to, jak cię potraktowałam. Powinnam porozmawiać z tobą w cztery oczy – wyjąkała, płacząc.
- Emi, popatrz na mnie. – Chwycił jej podbródek, by zajrzeć prosto w oczy. - Kocham cię i nigdy nie przestałem. Już wiem, jak ten skurwysyn postąpił i nie zostawię tego tak – odparł ze złością. - Kochanie, jeśli coś jeszcze do mnie czujesz, będę o ciebie walczył do końca. - Emily nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa, ale on odnalazł odpowiedź w jej spojrzeniu. Spragniony tych ust, pocałował ją delikatnie, a następnie odsunął dziewczynę w stronę czekającej przy werandzie Lei.

Poczuł obecność rozwścieczonego osiłka, który stał tuż za jego plecami. Obrócił się powoli, nawiązując kontakt wzrokowy. Toczyli niemą walkę. Mimowolnie zaczęli zataczać krąg, gotując się do nieuchronnego starcia. Mikah był zwykłym mężczyzną, nie posiadał dodatkowych zdolności i nadnaturalnej siły, ale w jego żyłach płynęła krew bojowników. Przyzwyczajony do ciężkiej pracy przy połowie ryb, nawykły do precyzji dzięki snycerstwu, którym parał się hobbystycznie – potomek dzielnego rodu łowców wielorybów, wybranych z plemienia Makah, stanął naprzeciw, wierząc w szansę na zwycięstwo. To miłość napędzała go do walki, to honor kazał w imię miłości podjąć wyzwanie.

Atmosfera stała się gęsta i nieprzyjemna, wokół mężczyzn zebrali się członkowie obu watah. Nikt nie śmiał im przerwać. Każdy wiedział, że to sprawa pomiędzy tymi dwoma. Pierwszy do ataku ruszył Sam. Naparł na przeciwnika i przewrócił go, jednocześnie chwytając w kleszczowy uścisk. Mikah wyślizgnął się jednak z objęć i przygwoździł przeciwnika do ziemi, zadając mu cios w klatkę piersiową. Następnie powstał i czekał, pewien swoich możliwości, aż Uley się podniesie. Zmiennokształtny kipiał złością. Nieudane starcie skompromitowało go przed podwładnymi, dlatego z jeszcze większą siłą zaatakował mężczyznę - zadał cios w brzuch, chwycił mocno za ramię i przerzucił go przez barki. Rywal zwinął się na chwilę w kłębek i splunął krwią. Emily chciała do niego podbiec, ale została powstrzymana przez kuzynkę. Wyrywała się, dusząc w sobie krzyk. Łzy spływały jej po policzkach i sukni, zostawiając przybrudzone plamy na materiale.
Powstał, znów się złączyli w walecznym uścisku. Tym razem Mikah zadał skutecznie serię ogłuszających ciosów, po czym rzucił się w szale na Sama. Zaczął go okładać pięściami tak mocno, że ten się przewrócił. Miał podbite i zakrwawione oko, z nosa ściekała strużka posoki. Widocznie osłabł. Konkurent pozwolił mu powstać na nogi, a potem znów wymierzył wprawnie uderzenia. Sam opadł z sił. Wszyscy patrzyli na widowisko z szeroko otwartymi oczami. Ich przywódca nie miał sobie równych w walce, żaden zwykły śmiertelnik go nie zwyciężył, tymczasem teraz Uley leżał pokonany.
Mikah, trzymając się za brzuch, z trudem człapał na osłabionych nogach w stronę ukochanej. Na jego umazanej krwią i ziemią twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Emily wyrwała się z objęć kuzynki , by podbiec w jego kierunku, ale nie minęła nawet sekunda, a mężczyzna został powalony przez wielkiego basiora. Wszystko działo się tak szybko. Słychać było groźne warczenie. Wilk przewrócił przeciwnika, poorał pazurami plecy, a następnie obrócił go i wgryzł się w gardło. Natychmiast został odgoniony przez stado przemienionych Quileutów, ale szanse na przeżycie dla pogryzionego Indianina były niewielkie. Spłoszony i zdezorientowany czarny basior uciekł w las, a Emily natychmiast uklęknęła przy pokonanym.
- Mikah, nic ci nie będzie. Proszę, oddychaj – mówiła, obejmując korpus mężczyzny. - Dlaczego, dlaczego to zrobiłeś? - powtarzała, zawodząc.
Leah od razu wezwała karetkę pogotowia, po czym pognała do domu po czyste bandaże i wodę. Kazała Emily uciskać miejsce pod raną, aby zapobiec wykrwawieniu. Kobieta nie potrafiła patrzeć na pokąsaną szyję. Jej ręce były czerwone od krwi byłego kochanka.
- Dlaczego, Mikah, dlaczego? - powtarzała nieustannie półszeptem.
- Bo cię kocham – wyjąkał ledwo słyszalnie, a potem zamknął powieki. W oddali słuchać było wycie syreny nadjeżdżającej karetki. Ubrani w niebieskie uniformy mężczyźni, sprawnie zabezpieczyli ranę i zabrali poszkodowanego do pojazdu. Emily spojrzała błagalnie na kuzynkę. Leah bez wahania pobiegła po kluczyki do samochodu i pojechały w ślad za erką, zapominając o ślubie, Samie i wpojeniu. Coś podpowiadało jej, że ta magiczna więź nie zdoła wszystkiego naprawić. Modliła się za tego jedynego.


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 17:05, 02 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 16:48, 01 Paź 2010 Powrót do góry

Oj Promyczku...
Zaskakujesz mnie swoim talentem, coraz bardziej.
Twoje teksty niebezpiecznie wciągające, wiesz? ;p
"W imię miłości" - już samym tytuł sprawił, że się rozpłynęłam. A jak zaczęłam czytać, to po prostu padłam.
Nie wiem, czy spotkałam się kiedyś z tak pięknym tekstem o nieszczęśliwej miłości...?
Naprawdę Pernix, jesteś mistrzynią.
Wizja Emily, która kochała kogoś innego, niż Sam wydaje mi się bardzo realna. Bo to nie jest tak, że w życiu czeka się na wpojenie, Em na pewno nie myślała o tym, że ją też mogłoby to spotkać. Ba, ona o tym nie mogła mieć bladego pojęcia.

Jedyne czego mi brakuje, to fragment o poznaniu się Sama i Emily. Bardzo go okroiłaś, ale miniaturki mają swoje prawa...

W każdym razie jestem zauroczona. Piękna miłość, taka idealnie nieidealna... Zachwycająca i urokliwa. Niemożliwa...

Nie wiem, jak to robisz, ale rób tak dalej!
Kocham Twoje miniaturki, bo są naprawdę wspaniałe.
Aż chciałoby się cię zasłodzić!!!

Ciao Kochana,
Twój Kropek. :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:27, 09 Paź 2010 Powrót do góry

Kropeczko, jesteś jak zawsze niezawodna i jak zawsze wprawiasz mnie w zakłopotanie komplementami, ale takie miłe zakłopotanie, bo dobrze jest wiedzieć, że komuś podoba się to, co pisze. Dziękuję!

Dziś ostatnia mini z cyklu TPP. Wklejam ją, bo niedługo będę dla Was miała coś premerowego. Wink Mam nadzieję, że do tego czasu pojawi się jakiś komentarz! Nadzieja matką...
Ech, to jedziem!

I jeszcze wkleję ten piękny banerek, który dostałam. :) Dzięki!
Image



***


Lupanar w którym sprzedajemy za bezcen swoje ciała
Klientów ściąga z wszystkich okolicznych wsi i miast
Żyjemy z cudzych żądz i wstydów
Których się żadna z nas nie bała
Choć przecież jest kobietą każda z nas

Jacek Kaczmarski, Pompeja Lupanar



Bajka dla dorosłych: W lupanarze*


Jeśli lat nie masz pod dostatkiem, nie czytaj dalej tej opowieści.
Bowiem może się zdarzyć przypadkiem, że nie dla twych oczu będzie to bajka.

Dawno temu żyły trzy odważne niewiasty. Każda inna z charakteru, ale odwaga była tą cechą, która je łączyła. Dzięki niej i lojalności wobec siebie udało się im przetrwać trudny czas upokorzeń. Niespodziewanie otrzymały wampirzą długowieczność. Czy była to dla nich nagroda? A może jednak przekleństwo? Jedno jest pewne – przynajmniej zyskały wolność i kontrolę nad swoim życiem, choć z tym ostatnim nie od razu radziły sobie z łatwością. Minęło wiele setek lat, zanim potrafiły zapanować nad swymi popędami...


CZEŚĆ PIERWSZA: BARTOLOMEJ

Bartolomej Bartoš, syn Bartolomeja, którego zwano Walecznym, a w niektórych kręgach Okrutnym, gdyż zdobył swój majątek nie tylko dzięki sprytowi, ale i przelaniu krwi swoich wrogów oraz konkurentów, był nitrzańskim kupcem i właścicielem ziemskim. Nie przejawiał już jak ojciec ambicji do podbojów podstępem. Jako jedyny męski potomek został wychowany w duchu humanistycznym. Miał nauczyciela od greki i łaciny, co było niebywale rzadkie jak na tamte czasy i niespotykane w typowo ziemiańskich czy kupieckich rodzinach. Stary Bartolomej nie szczędził jednak ani denara na wykształcenie swojego jedynaka. Młodzian zaznajomiony z wielkimi umysłami i postaciami antycznego świata chodził z głową w obłokach, marząc o zwiedzeniu Grecji, którą upatrywał za matkę Europy i o zobaczeniu Rzymu – stolicy Italii, jawiącej się mu jako potężniejsza córa. W wieku dojrzewania zaczął interesować się życiem w antycznej Romie. Szczególnie imponowała mu swoboda w kontaktach seksualnych i wystawność uczt. Dość już miał tłustego mięsiwa. Dzika zamieniłby z chęcią na kiść dorodnych winogron wygrzanych w gorącym słońcu Toskanii lub garść oliwek dojrzewających w gajach Księstwa Salerno. Wreszcie marzył o upojnej nocy w objęciach gorącej Włoszki - bez zobowiązań, bez skrępowania, bez konwenansów.
Ojciec był jednak osobą niezwykle religijną i za jego życia młody Bartoš ani śmiał wspominać o swoich fantazjach.
Dopiero po prawowitym przejęciu majątku i śmierci rodziców zaczął poważnie myśleć o wcieleniu swojego planu w życie. Naczytał się bowiem w starych, zakazanych pismach o rzymskich lupanarach – domach publicznych. Zdawał sobie sprawę z tego, że zapotrzebowanie na owe usługi będzie zawsze duże. Niewielu mężczyzn potrafiło zaspokoić swoje chucie w związku z jedną kobietą, szczególnie iż ta często była brzemienna. Gwałty i zdrady stanowiły normę, a to sprzyjało tylko złu i zezwierzęceniu. Bartolomej uknuł, że wybudowanie lupanaru zapobiegnie uwodzeniu oraz braniu siłą zajętych kobiet oraz zbrukaniu dziewic, które w rezultacie często zachodziły w niechciane ciąże, a potem nie mogły znaleźć szanującego je męża.
Wymyślił również, że stworzy elitarną grupę kurtyzan, dostępną jedynie dla bogatszych i szlachetniejszych jegomościów. Wytworne białogłowy miały towarzyszyć nie tylko w łóżkowych uniesieniach, ale i w swobodnych rozmowach oraz na ucztach najdostojniejszych klientów.
Miały otrzymywać wykształcenie u samego Bartoša. Mężczyzna zamierzał wybrać je spośród czcigodnych, ale zbyt biednych, by utrzymać córkę na gospodarstwie, rodzin .
Tak jak planował, tak zrobił. Zbudowanie lupanaru pochłonęło znaczną część majątku, ale mężczyzna liczył na duże zyski.
Nitra była miastem, w którym krzewiło się chrześcijaństwo, lecz nie miało ono jeszcze takiej władzy, by wyprzeć nierząd. Z drugiej strony w miejscowości nie znajdował się nigdy oficjalny punkt, gdzie oferowano takie usługi.
To był strzał w dziesiątkę.

W dwa lata powstał piękny budynek, podzielony wyraźnie na dwie części – mieszkalną i „użytkową”. Frontowa fasada robiła duże wrażenie. Całość wykonano z wspaniałej jakości kamienia, a gzymsy koronujące budowle przedstawiały wijące się winorośle. Po wejściu do środka witała gości obszerna izba, na ścianach można było podziwiać ręczne malowidła przedstawiające erotyczne akty. Na prawo mieściła się komnata powitalna. To tu przyjmowano odwiedzających przybytek i po ustaleniu pragnień prowadzono w odpowiednie miejsce. Dla uboższych przeznaczono osobne wejście ze skromną poczekalnią. Podłogę wyłożono tam deskami, ale ściany również zostały pokryte sugestywnymi malowidłami, których celem było rozbudzić już i tak niepohamowane żądze i wyobraźnię bywalca.
Bartolomej najął do pracy dwadzieścia dziewcząt dla ogółu gości i siedem uroczych kurtyzan dla wybranych. Nie zawsze szlachcic czy bogacz życzył sobie wyedukowanej towarzyszki uniesień. Mógł zabrać ze sobą również prostolinijną dziewkę, ponieważ gospodarz dbał o to, by wszystkie kobiety były czyste i zadbane, ponadto starał się spełniać wszystkie życzenia gości.
Największe trudności miał ze znalezieniem wyedukowanych dziewcząt, jednak jego wysiłki zostały wynagrodzone. Do tego zaszczytnego grona należały najpiękniejsze i najdelikatniejsze białogłowy w okolicy.

Irina, długowłosa blondynka. Jej pukle połyskiwały niczym ziarno wyzłocone przez słońce. Lubiła poezję, umiała pięknie śpiewać i zabawiać swoich kochanków syrenim głosem.
Alena, niebieskooka niewiasta o czarnych jak smoła włosach. Władała mieczem i była wybierana przez mężczyzn lubujących się w niebezpiecznych wyzwaniach.
Danica, jej rude kędziory wzbudzały dzikie fantazje, a blada cera, kojarząca się z szlachecką krwią, sprawiała, że budziła wielkie zainteresowanie. Poranna gwiazda – tyle mówiło o niej imię, Venus to drugie jakże znamienne znaczenie. Potrafiła uwodzić w subtelny sposób. Specjalnością Daniki była gra na harfie. Instrument przybył specjalnie dla niej z zachodniej Europy. Bartolomej zatrudnił również nauczyciela, który szybko wprowadził ją w arkana muzyki, ucząc pięknych utworów o miłości.
Romana była najskromniejsza spośród wybranych. Nie odznaczała się żadnym talentem, ale jej uroda potrafiła olśnić niejednego.
Katrina, delikatna i krucha. Jej jasnobrązowe włosy w promieniach słonecznych mieniły się miedzianymi refleksami, a zielone oczy wzbudzały jeszcze większe zainteresowanie. Specjalnością kobiety był masaż, a sztuki tej nauczyła się od sprowadzonej przez właściciela cudzoziemki. Potrafiła też malować. Choć malarstwo było domeną mężczyzn, Bartolomej, widząc jej talent, pozwolił, aby ozdobiła część komnat freskami. To ona była autorką wywołujących największe zainteresowanie malowideł w lupanarze.
Darina to dar. Jej imię było mówiące. W istocie potrafiła obdarować mężczyznę, czymkolwiek chciał. Odczytywała jego zachcianki bezbłędnie i zyskała przydomek kapłanki. W przybytku Bartoša nie wymawiano słowa czarownica. Wszystko, co działo się za murami tego domu, owiane było obustronną tajemnicą. Nic nie miało prawo wyjść na zewnątrz. W ten sposób mężczyźni gwarantowali sobie dyskrecję, a mieszkańcy spokój.
Ostatnim drogocennym kamieniem w koronie była Tanya - wychowana humanistycznie, podobnie jak Bartolomej. To ona zajmowała najwyższą pozycję wśród kurtyzan. Czerpała wiedzę od nauczyciela na równi z swoim bratem. Rodzice wiązali z nią duże nadzieje. Miała im pomóc wspiąć się po drabinie społeczeństwa na kolejny szczebel. Niestety pewien rodzinny skandal spowodował chęć jak najszybszego pozbycia się jej z domostwa. Trafiła w ręce Bartoša, stając się jego ulubienicą i jedyną stałą kochanką.
Bartolomej z przystojnego, postawnego młodziana, zmienił się z wiekiem w korpulentnego mężczyznę. Ożenił się z bogatą szlachcianką, która potem przeklinała męża za rozpustę i zhańbienie jej imienia. Spali w osobnych komnatach, prawie się nie widując. To Tanya gościła w łożu swojego pracodawcy.
Lubiła łysiejącego zbereźnika, którego humanistyczne ideały sprowadzały się głównie do oddawania czci fizycznej miłości, ale kontakty płciowe z nim przyprawiały ją o mdłości. Nie miała jednak żadnego wyboru i przyszłości. Musiała pogodzić się z losem.

Kurtyzany były ze sobą bardzo zżyte. Dni mijały im na wspólnych rozmowach, pielęgnacji ciała i rozrywkach. Te chwile wspominały najlepiej. Ich przyjaźń była jedyną wartościową rzeczą, jaką posiadały. Mimo iż nie były niewolnicami, zdawały sobie sprawę, że nie mogą opuścić bezpiecznych murów lupanaru. Zostałyby zepchnięte na margines społeczeństwa i szydzono by z ich nieczcigodnej przeszłości.
Miały tylko jedną szansę na znalezienie męża. Mógł to być przejezdny klient. Rycerze, szlachta, bogaci kupcy – nie szukali wybranki w takim miejscu, ale niejeden nie potrafił się oprzeć urokowi tych niezwykłych kobiet i zakochany prosił o ich rękę właściciela. Dwie kurtyzany znalazły w ten sposób wybawienie. Nie jest jednak znany ich los. Mamy jednak nadzieję, że, jak to w bajce, ich życie potoczyło się dobrze.

Wieść o lupanarze niosła się w świat echem i szybko obiegła okoliczne miasta i krainy. Kiedy Słowacja trafiła pod rządy Bolesława Chrobrego, który po zacieśnieniu przyjaznych stosunków ze Stolicą Apostolską, nie mógł pozwolić na tego typu działalność na swoich terenach, przyszłość domu uciech stanęła pod znakiem zapytania. Podczas jednej z dyplomatycznych podróży król zatrzymał się w Nitrze, by sam sprawdzić, czy te doniesienia są prawdziwe. Bartolomej urządził na cześć władcy wielką ucztę. Został powiadomiony przez posłańca, że król nadjedzie nocą, część orszaku zostanie za miastem, a wizyta Jaśnie Pana w tym miejscu, ma zostać utrzymana w jak największej tajemnicy.
Gospodarz zapewnił dyskrecję i począł szykować się do godnego przyjęcia króla. Z tej okazji zamknął przybytek dla innych gości. Kazał przyrządzić najlepsze mięsiwa, podać wino przechowywane na specjalne okazje oraz najznakomitszy miód pitny. Stół w sali jadalnianej został suto zastawiony smakołykami. Kiedy król posilił się po podróży, rozmawiając wedle zwyczaju o polityce, kazał odprawić towarzyszące kobiety i począł dyskutować z Bartolomejem o sprawach związanych z celem wizyty. Efekt tej rozmowy był taki, że Słowak, chcąc zachować swój interes, zapłacił sowicie królowi i oprócz należnego podatku, obiecał łożyć na wojsko sześćdziesiąt procent swoich pozostałych dochodów – tak opłacalna była to działalność. Król zgodził się, by Bartoš nadal prowadził lupanar, pod warunkiem, że usunie obsceniczne malowidła i zachowa większą dyskrecję. Wśród klienteli tego domu byli również duchowni i Stolica mogłaby się burzyć tylko dla zachowania pozorów świątobliwości. Po tym jak wszystko zostało ustalone, Bolesław udał się na spoczynek, w przygotowanej dla niego komnacie. Eskortowała go straż, która stanęła przy odrzwiach do pomieszczenia. Bartolomej kontent z przebiegu spotkania, śpieszył donieść żonie o tym, że uratował ich los.


CZEŚĆ DRUGA: SIOSTRY


Odkąd było wiadome, że sam władca wstąpi w progi lupanaru, wszystkie kurtyzany miały za zadanie prezentować się jak najlepiej. Nie mogły brać czynnego udziału w uczcie, ale przydzielono im służenie mężczyznom przy biesiadowaniu, kazano nalewać trunki, tak by puchary nigdy nie były puste. Dostały polecenie, by ubrać się w najlepsze szaty, ale z zachowaniem przyzwoitości z uwagi na pobożność monarchy, uśmiechać się, kiedy sytuacja tego wymaga, spuszczać wzrok, by wyglądać niewinnie, ale zerkać zalotnie na możnych i samego króla, jeśli zauważą zainteresowanie swoją osobą.
Tanya miała obsługiwać samego króla. Bartoš był z niej tak dumny, że sądził, iż tylko ona mogłaby obudzić chuć Bolesława Chrobrego.

Zdenerwowana kobieta stała na środku swojej komnaty szykowana przez przyjaciółki.
- A jeśli nas nie zechce, jeśli każe zamknąć lub spalić ten dom, co z nami będzie? - powiedziała nerwowo do kobiet.
- Zobaczysz, wybierze cię, jeszcze nikt ci się nie oparł. Poza tym nawet, jakby chciał uszanować cześć swojej żony, Bartoš zadba o to, żebyśmy miały dobrze. Przynajmniej ty możesz mieć pewność, że nie wylądujesz na bruku. My niekoniecznie. - odpowiedziała Katrina.
- Niemożliwe, on was również nie zostawi. Wywiezie nas wtedy za granice i znajdzie porządne miejsce. Nie pozwoli, by ludzie rzucali w nas błotem.
- Boże Najświętszy, jak ja bym chciała, żeby się to już skończyło. Dość mam masowania tych tłustych cielsk i pleców w opryszczce. Wolałabym już wygnanie – opowiedziała Katrina z westchnieniem. Irina nadal w milczeniu układała włosy Tanyi. Była najbardziej spokojna z nich wszystkich, więcej śpiewała niż mówiła.
- Nie narzekałaś na towarzystwo tego rycerza. Jak on miał na imię?
- Bohumił.
- No właśnie, nie obiecał ci czegoś? - zapytała, chichocząc.
- Nie wierzę mężczyznom. To diabelskie nasienia. To co, że obiecał, że postara się o moją rękę. Nie było wiele takich przypadków?
- Było.
- No widzisz. Nie można mieć zbyt wiele nadziei. Olśnij naszego króla, a na pewno będzie nam się wiodło dobrze. Jesteś zachwycająca – powiedziała, chwytając twarz Tanyi i całując ją w policzek.

Po chwili rozległo się pukanie. Danica powiadomiła je, że król już jest w komnacie powitalnej i muszą natychmiast zejść.
Uczta przebiegała wedle planu. Mężczyźni wypełniali brzuchy, kurtyzany wykonywały swoje powinności. Tanya próbowała zerkać na monarchę, ten jednak nie obdarzył jej żadnym zainteresowaniem. Za to wpatrywał się w nią natarczywie jeden z dostojników króla. Tanya dopatrywała się w nim posłańca, który przybył wcześniej, by zawiadomić o królewskiej wizycie. Wydawał się odmieniony, jego oczy dziwnie lśniły, były jak węgiel, ale można było w nich dostrzec plamki w odcieniu wina. Czarne półdługie włosy opadały na ramiona, przypominając lśniące skrzydła kruka. Nie spoglądał na żadną kobietę poza Tanyą. Bartolomej złowił jedno z tych śmiałych spojrzeń i prychnął delikatnie tak, że jego długie wąsy zatrzęsły się. Kiedy król polecił odesłać niewiasty, był niezwykle niezadowolony, choć nie okazał tego wielmożnemu gościowi.
Władca nie chciał nawet wysłuchać śpiewu Iriny, której miała towarzyszyć subtelna gra na harfie w wykonaniu Daniki.
Kurtyzany wróciły do swoich komnat i miały przygotować nocne stroje. Ich gospodarz nie wątpił, że jeśli nie król, jego dostojnicy skorzystają z okazji.
Jakież było jego zdziwienie, gdy ów posłaniec przekazał mu, iż król życzy sobie Tanyi. Szczęśliwy Bartoš sam złożył wizytę kobiecie.

- Udało się, najdroższa. Król chce cię widzieć. Już myślałem, że jest nie do usidlenia, jednak musiałaś zwrócić jego uwagę. Dobrze, że dotknęłaś jego dłoni. To było takie nienachalne, niewinne i ledwo zauważalne. Mistrzowskie. Jestem z ciebie dumny, skowronku.
- Ja również cieszę się, Panie, że jesteś ze mnie zadowolony.
- Tanyu, prosiłem cię wszakże, byś mnie nie tytułowała w ten sposób. Jesteście przecież wolne.
- Tak, Panie, wolne, ale naznaczone społeczną niewolą.
- Nie, nie. - Pogroził jej palcem. - Porozmawiamy jeszcze o tym, teraz zrób wszystko, aby zadowolić króla.
- Co w mojej mocy, Panie. - Bartoš machnął ręką i wyszedł z pokoju.

Po chwili do środka wsunęła się Katrina. Przyniosła Tanyi piękną suknię nocną z lnu, w który wpleciono gdzieniegdzie złote nici. Kobieta nie wierzyła własnym oczom. Taki materiał był dostępnych tylko w najbogatszych domach – przypuszczała, że Bartolomej musiał ją trzymać na wyjątkową okazję. Nigdy nie wątpił, że w jego lupanarze zagości ktoś bardzo dostojny.
- Piękna, nieprawdaż? - powiedziała Katrina z rozmarzeniem.
- Niezwykła – odparła blondwłosa, dotykając delikatnej tkaniny. - Musiała kosztować fortunę.
- Kto wie, co jeszcze mieści się w skrytce tego świntucha. Zaraz cię pięknie ustroimy i będziesz naszym wybawieniem. - Tanya tylko uśmiechnęła się delikatnie.
Kiedy była już gotowa, udała się do skrzydła, w którym rezydował właściciel i gdzie ulokowano króla. Podążała ciemnym korytarzem, oświetlonym jedynie niewielkim płomieniem pochodni. Stąpała tak cicho, że mogłaby usłyszeć odgłos łapek, przemieszczającej się gdzieś w kącie, małej myszki, tymczasem do jej uszu nie doszły kroki postawnego mężczyzny, który zasłonił jej twarz i w błyskawicznym tempie zaniósł ją do swojej sypialni, unosząc lekko ponad ziemią ciało niewiasty. Jego nadzwyczaj silne ramiona udźwignęły jej ciężar bez żadnego wysiłku.

- Kim jesteś? - zapytała zlękniona, spoglądając w tym razem całkowicie czarne oczy porywacza.
- Jestem twoim ostatnim.
- Ale król mnie wzywał – wyjąkała, prawie płacząc. Już chciała krzyknąć, ale mężczyzna znów zakrył jej usta.
- Ani się waż. Wzywałem cię dla siebie. Król jest wierny żonie. Poza tym kazał spalić tę ruderę, jeśli tylko wieść dojdzie do Stolicy, a dojdzie szybko.
- Ale przecież – wymamrotała przez zaciśniętą buzię.
- Nie ma żadnego „ale”. Chyba za lekko cię trzymam. - Przycisnął dłoń mocniej, napierając ostro na żuchwę. Tanya poczuła przeszywający ból, w jej oczach zaszkliły się łzy. - Teraz lepiej. Będziesz grzeczna, czy mam cię zakneblować? - Kurtyzana przytaknęła, zamykając zapłakane oczy. - Jestem spragniony – wyszeptał złowrogo.

- Irina! Irina! Obudź się, coś jest nie tak. Czuję, że Tanya jest w niebezpieczeństwie.
- Uspokój się, towarzyszy królowi. Cokolwiek król z nią robi, nie możemy wtargnąć do jego sypialni - odpowiedziała zaspana.
- Nieważne, musimy coś zrobić! To nasza siostra, nasza najlepsza przyjaciółka.
- Twoja najlepsza przyjaciółka – odburknęła Irina.
- Nie bądź teraz zazdrosna, kocham was obie tak samo. Proszę cię, błagam. Mam klękać? Ja już klękam! Proszę, każda sekunda jest cenna.
- Dobrze, ale jeśli król wpadnie w złość przez nas, bierzesz winę na siebie.
- Tak, tak. Wszystko. Tylko już chodźmy! - Katrina porwała przyjaciółkę za rękę i razem pognały korytarzem w kierunku gościnnej komnaty.

Miały już skręcać, ale nagle Katrina zadrżała. Zimno ogarnęło jej ciało i obsypało dreszczami. Czuła, że to za drzewami na wprost ciemnego przejścia dzieje się coś złego. Wtargnęły do komnaty, gdy mężczyzna siedzący okrakiem na Tanyi spijał krew z jej szyi. Wyglądał jak w transie, a oczy kobiety leżącej pod nim były lekko zamglone. Zakrwawione prześcieradła świadczyły o bolesnym stosunku, natomiast krew, jaką wysysał z Tanyi wampir, trafiała prosto do jego ust. Nie uronił nawet kropli.
- Przestań! - krzyknęła Katrina. Na dźwięk wysokiego głosu kobiety wampir natychmiast zerwał się na nogi. Blondwłosa ofiara po chwili zamrugała powiekami. Jej ręka opadła z łoża. - Martwiec! Martwiec, straże! - kontynuowała Katrina. Próbowała dojść do siostry, ale brunet pochwycił ją i ukąsił. Potem natychmiast wybiegł za uciekającą Iriną i ją również ugryzł. Nie miał czasu na zabicie swoich świadków. Przynajmniej zginą na stosie. Natychmiast zniknął z posesji Bartolomeja i oddalił się w takim tempie, że nikt nie mógł go dogonić.


***


Bartolomej zobowiązał się przed królem do unicestwienia pokąsanych kobiet. Wybudzony król natychmiast kazał uszykować się do wyjazdu i jak najszybciej odpuścił grzeszne miejsce, które kazał spalić. Właściciel nie mógł się pogodzić z utratą dziewcząt. Upozorował ich spalenie, a potem uciekł wraz z nimi i swoimi oszczędnościami, zaprzęgając cztery gniade konie do obszernego wozu. Zostawił żonę na pastwę losu, ponieważ wierzył, że teraz spotkało go szczęście. Przemienione siostry dadzą mu nieśmiertelność i będzie mógł wreszcie zwiedzić cały świat, nie bacząc na koszta.
Nie każda bajka kończy się jednak dobrze. Bartolomej był pierwszą ofiarą spragnionych krwi sióstr. Odtąd polowały wyłącznie na mężczyzn, jednocześnie kochając ich i nienawidząc.
Zaczęło się dla nich nowe życie.

____
*Pamiętajcie, że to tylko bajka. Nie wszystko jest zgodne z biegiem historii, zgodne z historycznym czasem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 19:14, 09 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 17:28, 09 Paź 2010 Powrót do góry

Promyczku!
Super, że jest news. Cieszę się niesamowicie...


Wybrałaś sobie ciekawy temat, nie powiem, że nie. Masz do tego talent Wink Irina, Tanya i Kate... Ciężki orzech do zgryzienia.
Powiem Ci, że nie wpadłabym na taki pomysł. Nieprzewidywalna fabuła, ale bardzo ciekawa. Zauroczyłaś mnie i tyle.
Piękna bajka i jak dla mnie wcale nie jest tak bardzo dla dorosłych ;p (chociaż ja chyba nigdy nie byłam dzieckiem...)
Może to dziwnie zabrzmi, ale lubię takie tematy. Chodzi mi o istotę myślenia ludzi tego pokroju. Po prostu interesuje mnie, co siedzi w głowie tych ludków i mam spaczenie na tym punkcie. ;p

O tej miniaturce mogę powiedzieć tylko, że jest prawie idealnie doskonała.
Dlaczego prawie? Bo tak jakbyś trochę zjadła końcówkę... Poczułam niedosyt.

Wytknę Ci błędy, wybacz mi.
"Katarina, delikatna i krucha." -> Katrina
"Baroš był z niej tak dumny, że sądził, iż tylko ona mogłaby obudzić chuć Bolesława Chrobrego." -> Bartoš
Chyba, że to było zamierzone, to przepraszam Wink

Masz jakąś premierę w zanadrzu? Nie mogę się doczekać.
Cykl TPP był piękny, naprawdę zachwycający. Ale mimo wszystko czekam bardzo niecierpliwie na coś nowego ;D

Ciao,
Twoja Kropka ;*

PS Nie żartuj. ;p Ty mnie wprawiasz w zakłopotanie, bo nie wiem, jak wyrazić Ci, że jesteś boska w tym, co robisz... I niestety jestem zawodna... Komentarze powinny pojawiać się szybciej...


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 23:15, 10 Paź 2010 Powrót do góry

Okej, kochane. Krótko, bo spać idę.
Zapowiadana mini o pewnym trójkącie... Mam nadzieję, że Kropek wybaczy mi zbrodnię. Będę się tłumaczyć jakby co.



Betowała: Dzwoneczek; wspaniała, dokładna. Dziękuję

Dedykacja leci do Viv, tak po prostu


Posłuchajcie tej piosenki jak tło (przed, po lub w trakcie), bardzo proszę:

Band of Skulls - Patterns



Gwóźdź do trumny



Zastanawiałaś się kiedyś, co może popsuć miłość?

Oczywiście pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi wszystkim to głowy, to zdrada.

Zdrada w wielu wymiarach. Zatajony pocałunek, seks po pijaku z przygodnie poznaną osobą, mówienie kocham bez przekonania, że to właśnie czujesz. Otóż to, zdrada może być zarówno fizyczna i psychiczna. Trudno ocenić, która jest gorsza.

Ale co jeszcze może popsuć miłość?

Zaniedbanie?

Tak, to z pewnością może wpłynąć na wypalenie tego uczucia. Wyobraź sobie, co on może myśleć, kiedy wraca z pracy i znajduje cię w rozciągniętym dresie, który nosiłaś poprzedniego dnia, z przetłuszczonymi włosami, wgapioną w ekran telewizora. Stajesz się dla niego coraz mniej atrakcyjna, coraz bardziej bezpłciowa.

To samo może się stać, gdy wyglądasz całkiem przyzwoicie, wdziewając codziennie inną garsonkę, pachnąc najdroższymi perfumami. Po prostu przestajesz w pewnym momencie mieć dla niego czas. Ciągle tylko praca i praca, dom, dziecko, pilnowanie, czy odrobiło lekcje, odgrzewanie obiadu, który w pośpiechu gotowałaś o północy, a potem prysznic, dresik, zaległości z pracy lub chwila westchnienia przed kompem na ulubionym forum dla kobiet, zabieganych tak samo jak ty, gotowanie obiadu na następny dzień i w końcu sen, bo tak bardzo ci jest potrzebny, byś mogła następnego dnia jakoś funkcjonować. Zapominasz o mężu, o przyjemnościach, o seksie.
Zabijasz miłość – nazwijmy ten stan zapomnieniem.

To samo z miłością może zrobić maniakalna zazdrość, ale o tym na pewno jeszcze przeczytacie w innym artykule. Jest wiele sposobów na uśmiercenie uczucia między tobą, a nim. Aż dziw, że przyczyniają się do tego hasła zaczynające się na „zet”. „Zet” jak zakończenie miłości.
Dziś opowiem wam historię, która powinna dać do myślenia. Ona właśnie zniszczyła to tak kruche uczucie, które trzeba nieustannie pielęgnować i chronić.
Nazwijmy ten przypadek: Zet jak zła decyzja.


* * *


Bella – młoda dwudziestopięcioletnia kobieta, odnosząca sukcesy w zawodzie. Wolny strzelec – jak ja. Pisuje do gazet, układa teksty piosenek – do niedawna piosenek dla swojego chłopaka, córka znanego baseballisty. Nie brzydka, nie piękna, ale z pewnością intrygująca i przyciągająca płeć przeciwną.
Jasper – dwa lata starszy od Belli, gitarzysta i drugi wokalista zespołu undergroundowego. Koncertuje w małych knajpkach, na przyjęciach. Jego grupa jest coraz bardziej popularna i lubiana. Przystojny ciemny blondyn z szarymi, dużymi oczami i nieodłącznym dwudniowym zarostem, ma duże powodzenie u kobiet.
Edward – znany z sitcomu aktor, przyjaciel Jaspera jeszcze z czasów szkolnych. Nadal utrzymują kontakt. Również przystojny, pociągający, gra niedostępnego, ale w rzeczywistości korzysta na swojej popularności, podbijając serce niejednej panny z show-businessu.
Oto bohaterowie tej opowieści.

Bella dużo pracuje w domu, dlatego to ona zawsze zajmowała się przyziemnymi sprawami. Jazz koncertował, czasami wyjeżdżał w trasę objazdową, a poza tym komponował w studiu. To ona gotowała, prała, sprzątała, ale nie narzekała, bo lubiła swoje życie. Poznali się trzy lata temu, kiedy wygrała casting na współlokatorkę. Zdała jako jedyna trudny test wspólnych zainteresowań i przysposobienia do życia w ich komunie ze stuprocentowym wynikiem. Mieszkali wtedy we trójkę z kolegą z zespołu Jaspera. Dogadywali się świetnie, a po wyprowadzce Bena pozostała dwójka zbliżyła się do siebie. Stworzyli parę i postanowili nie szukać już lokatora do trzeciego, wolnego pokoju. Bella dbała o siebie – wcześniej wspomniana wersja zaniedbania nie wpisywała się więc w ten przypadek, poza tym ich życie seksualne było bardzo udane. Oboje czuli się w pełni usatysfakcjonowani i coraz bardziej pewni tego, że chcą być ze sobą na zawsze. Niestety, tylko do czasu, aż...
Pewnego dnia do Jaspera zadzwonił Edward. Chciał odwiedzić przyjaciela, bo właśnie przyjechał do Nowego Jorku na kilka wywiadów i nagranie talk-show. Zawsze nocował u kumpla i w tym tkwił właśnie szkopuł, bo Jazz był poza miastem. Poprosił jednak swoją dziewczynę, żeby ugościła Cullena...


***


Dzwonek do drzwi nieznośnie przypominał o tym, że ktoś jest niecierpliwy, a ona dopiero wyszła spod prysznica. Szybko założyła biustonosz oraz biały t-shirt, który natychmiast przylgnął do jeszcze mokrego ciała, sprawiając, że wszystko, co chciałaby ukryć, stało się widoczne – zdjęła go w pośpiechu i włożyła pierwszą lepszą bluzkę z szafy. Traf chciał, że była to różowa koszulka z misiem pandą. Co on sobie o mnie pomyśli? Jasper znalazł sobie siostrzyczkę z przedszkola zamiast dziewczyny... – mówiła do siebie. Biegnąc do drzwi, wkładała czarne szorty. Zdążyła się potknąć o dywan i uderzyć o krzesło. Wreszcie dotarła do celu, odsunęła zasuwę i otworzyła.

– Witam, panie Nie-umiem-zadzwonić-jeden-raz-i-grzecznie-poczekać – przywitała gościa.
– Witam, panno Zapomniałam-wypisać-się-z-przedszkola – skomentował jej ubiór.
– Cholera, wiedziałam, że będzie się czepiać, bałwan – przeklęła pod nosem, a potem już, siląc się na uprzejmość, uśmiechnęła się i powiedziała. – Zapraszam, panie Cullen. Niech się pan czuje jak u siebie.
– Słyszałem to, moja droga, ale nie chowam urazy. Jesteś dziewczyną mojego przyjaciela, więc nie będę cię oceniał po pierwszym wrażeniu. – Zachowywał się wyniośle. Chciała już prychnąć i odgryźć się, ale również miała zamiar zaprzyjaźnić się z najlepszym kumplem swojego chłopaka chociaż tak na niby.
– Dobrze, zacznijmy od początku. Mam na imię Bella – odpowiedziała z uśmiechem.
– Edward, miło mi. Co mi zaoferujesz na przywitanie? – zapytał poważnie, ale po chwili, gdy zobaczył jej spojrzenie i gromy, które ciskała prosto w niego, roześmiał się. – Żartuję. Pozwól, że się rozlokuję. Mam pokój Bena?
– Tak, tam będziesz spał, a w ramach oferty powitalnej może być świeża kawa? – Niezrażona postanowiła być gościnna w imię swojej miłości do Jaspera.
– Super, będę wdzięczny.

Pan przystojny, ale diabelsko upierdliwy Cullen udał się do swojej tymczasowej sypialni, jednak ona nie mogła oderwać oczu od jego zgrabnego tyłeczka, który miała ochotę mocno ścisnąć. Skarciła się w duchu za nieprzyzwoite myśli i zabrała za zaparzanie kawy z odrobiną kuwertury gorzkiej czekolady oraz szczyptą chili. Edward wrócił do kuchni i usiadł na barowym stołku przy standzie. Przeczesał włosy rękoma, odsłaniając ucho – zgrabne, kształtne ucho. Znów te myśli – nie potrafiła się opanować.
– Mhm, pyszna. Słodka jak ty i ostra jak twój język.
– Nie przesadzaj. Teraz żałuję, że nie dałam więcej chili, może byś się rzadziej odzywał – zripostowała. – Jakie masz plany na dziś? – Nie zdążył odpowiedzieć, bo komórka Belli zaczęła wibrować na stole. Podbiegła do niej szybko i odebrała połączenie.
– Jazz, kochanie, co tam u ciebie? – zapytała. – Tak, już przyjechał, chcesz się przywitać? – Spojrzała wymownie na Cullena. – Och, to świetnie. Nie możemy się doczekać, aż będziesz. Dobrze, zwierzaku, postaram się. Pozdrowię go. Ja ciebie też, z niecierpliwością czekam, aż wrócisz jeszcze z jednego powodu. Joga skutkuje coraz lepiej, jestem bardzo rozciągnięta – powiedziała szeptem, myśląc, że jej towarzysz nie słyszy, tymczasem Edward kręcił z niedowierzaniem głową i próbował zdusić śmiech.
– Jasper cię pozdrawia, urwie się szybciej i będzie już jutro, żeby się z tobą zobaczyć.
– Świetnie, liczyłem na to, że jednak uda nam się spotkać. Wiesz, ostatnio nasze drogi się mijają. On więcej gra, ja też. Wygrałem casting do filmu o wampirach. Mówię ci, stek bzdur, ale podobno książka, na podstawie której go kręcą, jest bardzo popularna wśród nastolatek, więc pewnie niedługo nie będę mógł się opędzić od fanek – wygłosił swoją przemowę na jednym wydechu.
– Proszę, proszę. To jednak chcemy większej sławy i szalonych pisków napalonych młódek. Serial „Mr Awesome” już ci nie wystarcza?
– Oglądałaś, przyznaj się! – zaśmiał się, zmieniając temat.
– A tak, jeden odcinek. Chciałam się przekonać, co to takiego, ale więcej nie będę patrzeć na ten szowinistyczny szmelc.
– Film musisz obejrzeć. Mówię ci, zakochasz się we mnie od pierwszego wejrzenia. Edmund podbije serca kobiet, nawet tak zimnych jak ty.
– Edmund? Co to za imię? To jakiś wampir sprzed pierwszej wojny światowej? Zapomnij, że na to pójdę. I wcale nie jestem taka zimna, nie znasz mnie.
– Pewnie nie, skoro jesteś taka rozciągnięta i stęskniona za Jazzem – Na te słowa dziewczyna zarumieniła się. Nie wiedziała, co powiedzieć.
– Mieliśmy już skończyć z tymi uszczypliwościami. To co zamierzasz dziś robić? – Po chwili słabości przybrała znów maskę zobojętnienia, jednak Cullen wyczuł w jej głosie zraniony ton.
– Bello, kto się czubi, ten się lubi. Nie dąsaj się tak. Wolę, gdy jesteś uśmiechnięta. – Nie dał jej możliwości zripostowania i kontynuował, zamykając jej w ten sposób usta. – Dziś nie mam żadnych spotkań, więc cały jestem twój. Chciałem się wybrać na zakupy, bo moja garderoba jest już zużyta. Prasa brukowa zarzuca mi, że chodzę ciągle w tym samym, więc muszę im pokazać, że nie mają racji. Poza tym myślałem o kinie, lunchu w dobrej restauracji, co ty na to?
– Co proszę? – odparła zdezorientowana.
– Nie akceptuję odmowy. Mam nadzieję, że doradzisz mi przy zakupach i cały dzień spędzisz ze mną. W końcu jestem gościem i obiecałaś Jasperowi, że się mną zajmiesz.
– Skoro muszę, to niech będzie, ale ty pomożesz mi wybrać buty i musisz obiecać, że skończysz z tymi złośliwościami.
– Zgoda, ale to samo obowiązuje ciebie. – Puścił do niej oczko. Miała nadzieję, że o nic więcej nie poprosi, bo choć kochała swojego chłopaka, to wiedziała, że temu facetowi niczego nie będzie w stanie odmówić.

* * *

Zanim wyruszyli na podbój miasta, Bella przebrała się w zwiewną, brązową sukienkę. Wyciągnęła z szafy stylowy, słomkowy kapelusz, a do kremowej, lnianej torby wrzuciła przydatne drobiazgi. Na stopy wsunęła brązowe sandałki na koturnach i tak zaprezentowała się Edwardowi, który z wrażenia nie mógł złapać oddechu.
– Łał, teraz mam do czynienia z piękną kobietą, a nie z małą dziewczynką.
– Żebyś wiedział – odpowiedziała, figlarnie się uśmiechając.
Pierwszym celem tej dwójki było wielkie centrum handlowe. Edward nie przepadał za podróżowaniem z dużym bagażem, przede wszystkim dlatego, że nigdy nie wiedział, co spakować. Był zdania, że na wszystko można zapolować, choćby w sklepie. Potrzebował dwóch zestawów ubrań na nagrania, które czekały go w następne dni. Bella z przyjemnością go ubierała, ponieważ nie narzekał i od niczego się nie wymigiwał jak Jasper. Całkowicie polegał na guście kobiet, z którymi obcował. Szatynka nie miała wątpliwości, że jest rozpoznawalny, gdyż za każdym razem, gdziekolwiek się zjawili, odwracały się za nimi ciekawskie głowy.
Postanowili sobie zażartować i udawali parę. Ona pogładziła go czule po policzku, on objął ją troskliwie ramieniem, nosił jej torebkę. W kawiarni szeptali sobie do ucha i co chwilę się z czegoś śmiali. Odwiedzili sklep z ekskluzywną bielizną, w którym Edward wybrał jej seksowny komplet z czarnej koronki. Nie zauważyli nawet, kiedy ta zabawa stała się dla nich przyjemnością. Zmęczeni całodziennym chodzeniem po galeriach handlowych wrócili do mieszkania. Bella zadzwoniła do Jaspera, żeby uprzedzić go o ich społecznym eksperymencie, a Edward sprawdzał sieć w poszukiwaniu nowych doniesień na temat swojej osoby. Nie zawiódł się. W znanych plotkarskich portalach natychmiast pojawiły się szokujące doniesienia: Kim jest tajemnicza dziewczyna Cullena? Cullen się ustatkuje? Cullen usidlony na Manhattanie. Na twitterze znalazł niemal dokładne sprawozdanie ich zakupowych wojaży.
– Zobacz, Bells, jesteś teraz tajemniczą pięknością, która usidliła amanta Hollywoodu.
– No, nie wiem. Zobaczmy na komentarze. Widzisz, jestem deską i mam twarz zdziry. Dużo można się o sobie dowiedzieć, czytając to gówno. Często urządzasz sobie internetową prasówkę?
– Staram się być na bieżąco i sprostać wymaganiom tłumów – odparł, śmiejąc się.
– Zaraz, zaraz, czyli wcale nie jesteś takim amantem?
– No wiesz?! Nie do końca, staram się korzystać z kawalerskiego życia, ale większość z tych historii o mnie to mity. Co powiedział Jazz na nasz pomysł?
– Powiedział, że to w twoim stylu i pożałujesz tego, że przyprawiłeś mu rogi.
– No tak, to może ja jednak pójdę do hotelu, co?
– Nie wygłupiaj się, postaram się wynagrodzić mu zniewagę. – W jej uśmiechu było coś czarującego. Edward nie potrafił nic odpowiedzieć. Zdał sobie sprawę, że chciałby, aby to ich udawanie było choć po części prawdą. Była taka naturalna i urocza jak szkolna uczennica, a jednak musiała mieć dużo żaru, skoro sprawiła, że Jasper uwierzył w monogamię.
– To może zamówimy chińszczyznę do jakiegoś filmu? – zapytał, by wybić sobie z głowy kosmate myśli o kobiecie, która objęta jest znakiem: „Nigdy jej nie dotykaj, jeśli nie chcesz zranić przyjaciela”.

Zjedli w ciszy, oglądając komedię. Bella co jakiś czas szturchała go lub klepała po kolanie, gdy chciała zwrócić uwagę na śmieszną scenę. Czuł się wtedy dziwnie poruszony. Po seansie oboje uznali, że jeszcze nie chcą spać, więc poszukali na kablówce innego programu. Stanęło na filmie z Jennifer Aniston. Bella uwielbiała tę aktorkę, a dodatkowo w produkcji występował uroczy psiak, na którego ona i Jasper nie mogli sobie pozwolić w centrum miasta, choć bardzo chcieli mieć czworonoga. Na początku wszystko zapowiadało się uroczo i śmiesznie, ale końcówka filmu wywołała niespodziewaną fontannę płaczu. Dziewczyna wtuliła się w bok towarzysza, który objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Jedyne, co przyszło mu do głowy, to myśl, że chciałby zatrzymać czas. Było mu z nią tak dobrze, a fakt, że może ją pocieszyć i czuć jej ciepło przy swoim ciele, tylko go rozczulał. Powąchał jej włosy. Kwiatowa symfonia zaczęła grać w jego myślach Mendelssohna. To osoba, z którą mógłby spędzić całe życie, ale okno jest już zamknięte. Kiedy to sobie uświadomił, poczuł ukłucie w sercu. Jak często zdarza się trafić na tę właściwą? Odsunął ją od siebie, by uśmierzyć ból.
– Chyba muszę się już położyć. Jutro rano mam wywiady. – Nie zareagowała na jego słowa. – Bello, wszystko w porządku?
– Tak, tak. W porządku – odpowiedziała szeptem, wycierając mokre od płaczu oczy wierzchem dłoni. – Obiecaj, że nie będziesz jutro się ze mnie śmiać.
– Dlaczego miałbym? Jesteś słodka, jak płaczesz. Bardzo wrażliwa. Właściwie to mi się podoba i zaczynam zazdrościć Jasperowi, że w tłumie pustych lasek wyłowił taki rzadki okaz – odparł całkiem szczerze, ale zaintonował w taki sposób, by uwaga została odebrana jako półżart.
– Przestań, bo się zaczerwienię! – Zadziałało, uśmiechnęła się. – O której mam cię obudzić? –dodała na koniec.
– Sam wstanę. O mnie się nie martw. A wieczorem się zabawimy. Będzie Jazz, więc zero wzruszających filmów, tylko tequila.
– Pewnie. Dobranoc – powiedziała z uśmiechem, wstając, po czym oddaliła się do łazienki.
Kiedy drzwi się zamknęły, odetchnął z ulgą. Był o krok od zdradzenia przyjaciela. Tak bardzo cieszył się, że Jasper wróci jutro. Nie wytrzymałby dwóch nocy pod rząd sam na sam z taką kobietą.
Nie mógł zasnąć. Ona też. Pogrążeni w swoich rozważaniach, spoglądali na gwiazdy na niebie. Ona miała do siebie pretensje, że myśli o innym, że zdradza w ten sposób swojego chłopaka. On walczył ze sobą, by nie wstać i z impetem otworzyć drzwi do jej pokoju, a potem rzucić się na nią i kochać przez resztę nocy. Zakazany owoc pociąga jeszcze bardziej, ale był pewien, że nie chciałby jej zaliczyć, pragnął mieć ją tylko dla siebie, na zawsze. Wyobrażał sobie ją nago. Ten śmieszny t-shirt z pandą podkreślał jej szczupłą talię i kształtny biust, a krótkie spodenki odsłaniały zgrabne nogi. W sukience wyglądała niesamowicie seksowanie i kobieco...
W końcu oboje zasnęli.
Następnego ranka Edward udał się do łazienki, wziął zimny prysznic, żeby oczyścić umysł, po czym przeczesał włosy rękoma, nadając im wygląd artystycznego nieładu i w ręczniku powrócił do swojej sypialni. Nałożył szybko niebieską koszulę i czarne, eleganckie spodnie, a następnie uzupełnił ubiór czarnymi mokasynami. Upewnił się, czy wziął telefon oraz portfel, chwycił pokrowiec z dodatkowym ubraniem, wyszedł z pokoju i przekładając sobie marynarkę przez ramię, czym prędzej opuścił mieszkanie. Nie chciał ryzykować spotkania z Bellą. Lepiej będzie, gdy zobaczą się dopiero w towarzystwie Jazza. Jego osoba skutecznie ostudzi kosmate myśli aktora.

Sygnał wiadomości obudził zaspaną kobietę. Wybiła już dziesiąta, zza okna było słychać uliczny gwar. Dawno nie spała tak długo, a właściwie, mówiąc precyzyjniej, dawno nie spała do tak późnej pory. Zmrużyła powieki dopiero wtedy, gdy zaczęło świtać. Przetarła zaspane oczy i odczytała esemesa.

Wstawaj, Księżniczko. Nie chcesz zaspać na swoje spotkanie. Miłego dnia. E.

Cholera – pomyślała. Dziś była umówiona na dwunastą z redaktor naczelną miesięcznika dla kobiet. Miały omówić zlecenia do nadchodzącego numeru, a Bella chciała przedstawić swój autorski projekt. Tylko skąd Edward wiedział o tym spotkaniu. Sygnał kolejnej wiadomości wytrącił ją z rozmyślań.

P.S. Nastawiłem ekspres do kawy, czujesz zapach? Liczę na oblewanie sukcesu wieczorem. Tequila już się chłodzi.

Co za facet! Wczoraj przez pół dnia wrzód na dupie, a dzisiaj anioł zamiast mężczyzny. Jasper nigdy nie parzył jej kawy... Pomyślała, że to słodkie z jego strony, a zaraz potem skarciła się w duchu za to, że zbyt ciepło myśli o przyjacielu swego chłopaka. Odpisała zdawkowo, by choć tak pokazać, że wcale jej na nim nie zależy.

Dzięki za kawę. Oby twoje wywiady się udały, do zobaczenia wieczorem. :)

Nie potrafiła się powstrzymać przed wysłaniem tego uśmieszku na końcu. Była taka żałosna. Po chwili telefon znów zadzwonił. Odczytała wiadomość, wychodząc z łóżka i wkładając pantofle.

Kochanie, daj czadu na spotkaniu. Mam nadzieję, że nie znienawidziłaś Edwarda. Potrafi być wkurzający, ale w gruncie rzeczy jest lepszy niż ja. Stop. Zapomnij, bo jeszcze się w nim zakochasz. ;) Buziaki, kocham cię, twój Zwierzak.

O, wyrzuty sumienia, dlaczego Jasper pisze o Edwardzie? Dlaczego wspomina, że ten jest lepszy od niego? Odpisała krótko, chwytając w drugą rękę kubek gorącej kawy. W tym momencie zobaczyła kartkę przypiętą magnesem do lodówki, która miała na celu przypomnieć o dzisiejszym spotkaniu. To stąd Edward wiedział... Znów musiała wymierzyć sobie mentalny policzek. Odpisała drżącymi rękoma:

Nie było tak źle, ale przyjeżdżaj szybko! Nie chcę na ciebie dłużej czekać. Całuję i kocham, twoja Piękna.

Prawda była taka, że nie chciała zostać sam na sam z Edwardem. Jakie szczęście, że musiał wyjść tak wcześnie rano. Za dnia wszystko staje się bardziej niezręczne.

Kiedy siedziała w taksówce, totalnie wyrzuciła nowego znajomego z głowy. Zamiast tego odtwarzała scenariusz rozmowy z szefową. Najpierw wzięła udział w firmowym meetingu, gdzie omówiono sprzedaż z zeszłego miesiąca, skrytykowano słabe punkty numeru i przedstawiono zarys działań mających na celu odświeżenie wizerunku pisma. Po zebraniu odbyło się zapowiedziane spotkanie, szło całkiem nieźle. Redaktorka dała jej zielone światło na napisanie tekstu i obiecała, że jeśli będzie na tyle mocny i pieprzny co przedstawiona próbka, da jej całą kolumnę na stałe.
Zadowolona wyszła z biurowca i rzuciła się w wir zakupów, które miały za zadanie wprawić ją w błogi stan zapomnienia. Pierwsza zdobycz, złota kopertówka, spełniła swoje zadanie, byle do wieczora. W międzyczasie Bella zjadła obiad z koleżanką, a potem razem poszły na kawę. Alice również przydała się jako rozpraszacz myśli. Cały czas opowiadała o przygotowaniach do ślubu, bez tej gadatliwej trzpiotki czas płynąłby zbyt wolno. Ani się obejrzała, zrobił się wieczór. O ile Jasperowi nic nie wypadło, powinien być już w domu. Pożegnała się z przyjaciółką i zawołała taksówkę.

Edward cały dzień spędził na spotkaniach i wywiadach. W nielicznych przerwach między nimi jego myśli zaprzątała niewinna, słodka szatynka. Zakazana szatynka, która nie dawała mu o sobie zapomnieć, wyskakując w jego wspomnieniach nagle i bez pytania. Stojąc na ulicy przed luksusowym hotelem, w którym miał przed chwilą sesję z pięknymi modelkami, wezwał taksówkę. Na początku planował zostać w tym hotelu na noc. Jasper nie zdziwiłby się, przecież mógł wyrwać jakąś laskę, to nie byłby pierwszy raz, kiedy nie stawił się u przyjaciela wedle wcześniejszych ustaleń. Powinien zostać, ale nie mógł. Nie mógł zwalczyć w sobie chęci zobaczenia jej raz jeszcze. Po to, by spróbować wyryć sobie w głowie jej obraz, zbadać wzrokiem każdy centymetr jej ciała, zapamiętać umiejscowienie każdego pieprzyka, każdej plamki, wypalić sobie jej spojrzenie, jej śmiejące się brązowe oczy. To ją chciał widzieć, kiedy będzie pieprzył jakąś przypadkową dziewczynę. To z nią chciał szczytować, choćby w myślach. Był złamanym kretynem, niewdzięcznym kumplem, który pożąda tej, której nie może mieć, która należy do innego. Nieznośne myśli przerwało mu mruczenie taksówkarza. Ciemnoskóry mężczyzna wskazał na licznik, Edward wręczył mu studolarowy banknot i kiwnął głową, dając do zrozumienia, że reszty nie trzeba. Wysiadł z samochodu, stanął przed piaskowym budynkiem i wziął głęboki wdech. Teraz musi wykazać się swoimi zdolnościami aktorskimi. Szybkim krokiem wszedł do środka i nie patrząc przed siebie, podążył w stronę windy. W tym samym momencie Bella nadchodziła z plikiem listów, które wyjęła właśnie ze skrzynki. Przerzucała je, sprawdzając, czy między reklamami znajdzie coś ważnego i na wyczucie wyciągnęła rękę w stronę panelu z guzikiem przywołania windy. Nagle poczuła chłodny dotyk czyjeś dłoni, spojrzała w górę i zobaczyła jego speszony wzrok, piękną twarz, miedziane pasma włosów układające się według własnego uznania. Białe koperty i reklamowe broszurki rozsypały się po podłodze. Oboje kucnęli w tym samym momencie, zderzając się czołami. Jednocześnie powiedzieli „przepraszam”, zbierając korespondencję. On wstał, oferując jej dłoń, którą nieśmiało chwyciła, a potem podał jej to, co udało mu się podnieść.

– Dziękuję – szepnęła. Właśnie nadjechała winda, więc przepuścił ją, wskazując ręką, a potem sam wkroczył do środka. Nacisnęła numer piętra, po czym zapadła krępująca cisza.
– Jak minął ci dzień? Spotkanie owocne? – zapytał cicho, jakby nieśmiało. Jak nie on, nie ten wkurzający celebryta, którego witała wczoraj w drzwiach.
– Wszystko poszło dobrze. Będę musiała trochę więcej popracować, ale nie narzekam. A twoje wywiady?
– Tak samo. Było okej.
– Jasper jest już w domu, dzwoniłam do niego – zmieniła temat. To jedyna bezpieczna kwestia, jaką mogła teraz poruszyć.
– Świetnie, w takim razie będziemy mogli świętować twoje sukcesy.
– Lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca.
– Jestem pewien, że doskonale sobie poradzisz. – Jak on na nią patrzył? Jakby... Czy to możliwe, że on też coś poczuł? Z rozmyślań wybił ją sygnał oznajmiający, że są już u celu. Drzwi otworzyły się i natychmiast zwróciła się ku wyjściu. Przez tę chwilę patrzyli się na siebie, jakby coś między nimi iskrzyło. Dobrze, że są już na miejscu. Szybkim tempem udała się w stronę mieszkania. Chciała od niego uciec, rzucić się w ramiona Jaspera, przywitać z nim gorąco, by pokazać, że tylko on się liczy, że tamten nie ma żadnych szans i nie stanie się to, o czym najprawdopodobniej oboje myśleli, stojąc i wpatrując się wzajemnie w siebie w windzie.

Jasper siedział na kanapie, przed telewizorem. Wstał, gdy ją ujrzał, a potem otworzył ramiona, a ona natychmiast wtuliła się w niego i pocałowała prosto w usta. Coś się zmieniło, choć nie chciała się przyznać przed samą sobą. Czy w jeden wieczór jej mężczyzna mógł stać się dla niej obojętny? Dlaczego nie czuła już tego podekscytowania słodkim przywitaniem?
Chłopak wypuścił ją z objęć i podał dłoń nadchodzącemu Edwardowi, poklepali się wzajemnie po barkach, a potem krótko uścisnęli.
– Kopę czasu, brachu! I co, nie poderwałeś żadnej ślicznotki podczas swojej sesji do „Cosmo”?
– Nie – powiedział ze śmiechem. – Liczyłem dziś na porządny melanż u ciebie.
– No to się nie przeliczyłeś, mam whisky z trasy, dostaliśmy z chłopakami od właściciela lokalu, w którym graliśmy. Mówię ci, najlepszy sort.
Sesji? Jakiej sesji? Dla „Cosmo”? Nic mi nie mówił – pomyślała Bella i zazdrość lekko ukłuła ją w serce.
– Zrobię coś do jedzenia – powiedziała na głos, kierując się w stronę kuchni.
– Nie dzisiaj, kochanie. Zamówimy pizzę – odpowiedział Jasper, po czym sięgnął po telefon.

Na stole leżały dwa kartony po pizzy, w jednym z nich pozostał zimny, nadgryziony kawałek. Towarzystwo dawno przeniosło się do salonu. Pili już nie wiadomo którą kolejkę z rzędu, grając w pokera. Bella chciała się upić, by wyrzucić z głowy Edwarda, Edward chciał zapomnieć o niej, a Jasper z chęcią oddawał się alkoholowemu upojeniu, opijając spotkanie z przyjacielem. Śmiali się, wyraźnie odurzeni. Grali już kolejną partię – mieli za sobą zabawę na zapałki, grę na prawdziwe pieniądze – małe stawki, ale zawsze, teraz Jasper wpadł na pomysł z rozbieraniem. Edward nie protestował, Bella zgodziła się pod wpływem proszącego wzroku chłopaka, który obiecał jej, że rozbiorą elegancika – miał na myśli Cullena – do rosołu. Dziewczynie szło dość dobrze, więc przystała na propozycję. Sączyli bursztynowy, schłodzony lodem płyn, hamulce zaczęły powoli puszczać. Już wcześniej zrzucili zbędną odzież z powodu gorąca, więc nie minęło wiele czasu, gdy zostali pozbawieni dalszego okrycia. Bella wpatrywała się to w Edwarda i jego nagi tors, to w Jaspera. Obaj byli bardzo atrakcyjni. Skóra Jazza był gładka, jego korpus szczupły i zgrabny. Edward był nieco bardziej umięśniony, a na jego klatce sterczały ciemne włosy. Miała ochotę wplątać w nie palce. Nagle Jasper dotknął jej ręki i powiedział ze śmiechem:
– Zdejmujesz staniczek, skarbie! Przegrałaś.
– Serio? Mam się przed nim obnażyć? – spytała, spoglądając na Cullena.
– Jest jak rodzina i widział już tyle par cycków, że nie padnie na zawał, widząc twoje.
Jasper był naprawdę pijany. Zawsze zwracał jej uwagę na to, by nie nosiła zbyt dużych dekoltów. Nie lubił, jak inni mężczyźni patrzyli jej w biust. Teraz zachowywał się, jakby mu nie zależało, że odsłoni się cała. Dziewczyna również zatraciła pewne granice, pomyślała nawet, że będzie to interesujące, widzieć minę gościa. – Odpięła biały biustonosz, zsunęła powoli ramiączka, a potem, zakrywając się ręką, odrzuciła materiał.
– Musisz je puścić, jeśli chcesz dalej grać! – Zarumieniła się, słysząc słowa swojego chłopaka, a potem wolną dłonią chwyciła za szklankę z procentami i wychyliła ją do dna, jednocześnie zdejmując swoją jedyną ochronę z piersi.
Edward dosłownie pożerał ją wzrokiem. Wpatrywał się w jej małe, ciemne, skurczone po zetknięciu z zimnym powietrzem brodawki, podziwiał stojące na baczność sutki, po czym uśmiechnął się pod nosem.
– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, Cullen – wyparowała, a następnie dziarsko chwyciła nowo rozdane karty. Podobało się jej to spojrzenie pełne pożądania. Instynktownie wypinała się do przodu, zakręcała pasmo włosów na palcu, niby niechcąco ocierała ręką o swoje krągłości. Drażniła się z nim, rozpraszała. Spowodowała, że Pan Przystojny musiał wyskoczyć ze swojej ostatniej fortyfikacji. Jasper zanosił się śmiechem.
– Cullen, chyba pierwszy raz musisz zdjąć gacie przed kobietą, gdy ona ma jeszcze swoje na sobie.
Edward puścił tę uwagę mimo uszu. Postanowił się tym bawić, tak jak ona bawiła się nim. Powoli zdjął bokserki, pokazując się jej w całej okazałości.
Nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy zobaczył jej otwarte ze zdziwienia usta, znowu się zarumieniła.
– Niezły interes, zapomniałem, że masz takiego dużego przyjaciela – odezwał się Jasper. – Robię się zazdrosny o spojrzenie mojej dziewczyny. Kochanie, chciałabyś go mieć, prawda? – zapytał z rozbawieniem, ale nie dostał odpowiedzi. Bella spuściła wzrok i sięgnęła po szklankę.
– Miałaś kiedyś dwóch naraz, piękna? – wyparował niespodziewanie Jasper. Nie poznawała go, był już tak pijany, jak nigdy przy niej. Nigdy nie spodziewała się, że zaproponuje jej coś takiego! A może ją testuje? Sprawdza, na ile go kocha?
– Jesteś pijany, Jasper, nie wiesz, co mówisz – wyszeptała i sięgnęła po swój t-shirt. Czuła się już na tyle niezręcznie, że mimo wypitego alkoholu coś podpowiadało jej, że powinna natychmiast uciec do pokoju i zamknąć drzwi na zasuwę. Whitlock natychmiast zatrzymał jej rękę.
– Nie, nie, kochanie. Przegrałaś tę bluzeczkę, więc nie możesz się ubrać. Widzę, że on ci się podoba, odkąd tu wszedł. Nie bój się, możemy spróbować. Wszystkiego w życiu trzeba spróbować, żeby potem nie żałować – dodał, wyraźnie bawiła go ta sytuacja.
Edward milczał, równie oszołomiony jak ona, ale nie wyglądało na to, że zacznie protestować. Stał przed nimi, jak go natura stworzyła, a obdarzyła go sowicie, i czekał na rozwój sytuacji. Wiedział, że cały ten wieczór jest już na tyle popieprzony, że więcej zepsuć się nie da, cokolwiek się za moment wydarzy.
– Muszę do łazienki – odpowiedziała, myśląc, że to jedyna droga ewakuacji i uniknięcia dramatu.
– Kochanie, spokojnie. Jeśli nie chcesz, nie będę nalegał. Zanim cię poznałem, miałem dwie kobiety naraz, więc pomyślałem, że może ty też chcesz jakieś ekstrawagancji w łóżku. Mógłbym się tobą podzielić tylko z nim. – Wskazał na Edwarda. – Wchodzisz w to, stary? – rzucił do przyjaciela, a ten pokiwał twierdząco głową.

Czuła dziwne podekscytowanie i dreszcze podniecenia w podbrzuszu. On jej pragnął, Jasper nie miał nic przeciwko. Mogłaby kochać się z Edwardem za pozwoleniem własnego chłopaka. Rozładować to seksualne napięcie, które w niej zakiełkowało od chwili poznania miedzianowłosego i nikt nie będzie jej za to obwiniał.
– Dobrze – wyjąkała, po chwili czując usta Jaspera na swojej szyi, a potem piersiach. Skupiła wzrok na Edwardzie, który podchodził do nich powoli. Kiedy stał już milimetry od niej, ujął ją za kark i zbliżył się do jej twarzy, a potem złożył na soczystych ustach delikatny pocałunek. Wysunął język i zwilżył malinowe wargi dziewczyny, po czym rozsuwając je, wtargnął do środka. Delektowała się jego smakiem – lekko kwaskowym po soku z cytryny i ostrym po alkoholu. Wprawnie eksplorował nowy obszar, obezwładniając pocałunkami, a potem jego ręka ujęła pierś, masując sutek. Nagle poczuła palec we wnętrzu swojej pochwy. Jasper rozsunął płatki i zaczął wodzić językiem po łechtaczce, jednocześnie wsuwając i wysuwając palec z jej wnętrza.
– Jesteś taka mokra i dobrze smakujesz, kochanie – wyjęczał, odrywając się na chwilę od pieszczot. Edward odsunął go i wziął ją na ręce. Była mu wdzięczna – niósł ją do ciemnej sypialni, z dala od oświetlonego salonu, w którym jak na dłoni mogła obserwować poczynania tych dwóch mężczyzn. Patrzeć, jak się im oddaje. Tu, na łóżku będzie się czuła bardziej komfortowo. Jazz zapalił tylko małą nocną lampkę z czerwonym kloszem, która nadawała pomieszczeniu bardziej frywolną atmosferę. Położył się obok niej, tymczasem Edward rozszerzył jej nogi, przysunął biodra do siebie i posmakował jej intymności. Jego język sprawił, że jęknęła. Jasper podłożył poduszkę pod jej głowę, by mogła obserwować działania kolegi, a sam czerpał radość z oglądania swojej podnieconej przez innego dziewczyny. Nie mogła utrzymać ciała w spokojnej pozie, wysunęła biodra do przodu, chcąc więcej. Cullen oderwał się od niej, a potem zbliżył do ust i przekazał pocałunkiem jej własny smak. Było w tym tyle erotyzmu, a świadomość tego, że Jasper patrzy, sprawiała, że jeszcze bardziej chciała mieć Zakazanego w sobie. Poczuła otarcie główki o waginę. Nie mogąc wytrzymać napięcia, chwyciła penisa i nakierowała do wejścia. Uniosła biodra w górę, by nadziać się na rozkosznie twardą i gotową męskość. Usłyszała warknięcie z boku i spojrzała na Jaspera, który gładził się po swoim członku. W tym momencie w pełni poczuła swojego kochanka. Opadł na nią, przykleił się torsem do jej piersi, a potem rozpoczęli wzajemną walkę. Cios za ciosem ścierali się ze sobą, dawała mu do zrozumienia, że chce mocniej, szybciej, agresywniej. Nie zważała na jęki dobiegające z boku, na głos własnego chłopaka, który właśnie szczytował. Chciała osiągnąć maksimum z Zakazanym. Spojrzała w jego oczy – był blisko, ona też; będą razem, choć w tej jednej krótkiej chwili. Jeszcze moment, jeszcze jedno pchnięcie. Tak, właśnie tak. Całował ją zachłannie, jęcząc w jej usta. Wiedziała, że zaraz odpłyną. Jej wnętrze wypełniało się nasieniem. Przez chwilę, kiedy opadł na nią i mogła ucałować jego włosy, zapomniała, że nie są sami. Edward był cudowny, z nikim wcześniej tak intensywnie się nie kochała. Nikt jej nie pieprzył tak jak on – bóg telewizji. Przez ten krótki czas należał do niej, na wyłączność, ale czar chwili szybko prysnął. Poczuła, jak Pan Przystojny się odsuwa i zobaczyła twarz otuloną blond włosami. Teraz jego kolej, teraz on miał na powrót zaznaczyć swój teren. Oczy się jej zaszkliły. Chciała wyjść, ale nie mogła. Musiała mu się oddać. Jasper przewrócił ją na plecy i wysunął pupę do góry. Nie była jeszcze gotowa na jego przyjęcie, ale on nie zwracał na to uwagi. Wtargnął w nią nieproszony, natarczywie.
Przed chwilą odbyła najprzyjemniejszy w jej życiu stosunek i choć nie był on aktem delikatności, czuła się bosko. Teraz bolało jak cholera, ale Jazza nie interesowało, czy ona go chce. Brał ją, po prostu brał, co, jak sądził, mu się należało. Ze złością, mocno.
Płakała, łzy spływały po jej policzkach. Brzydziła się sobą, nim, tym, że Edward musi ją tak oglądać. Spojrzała na niego, w jego oczach dostrzegła ból, a może współczucie, a potem odwrócił wzrok. Jasper spuścił się w nią, a następnie klepnął w pośladek zbyt gorliwie i odrzucił na bok. Nie miała odwagi na niego spojrzeć, bała się zapamiętać go jako potwora, który właśnie ją zgwałcił. Usłyszała tylko chrzęst pięści na czyimś nosie, a potem trzaśnięcie drzwiami i zamknięcie zamka.
Zwinęła się w kłębek i cicho szlochała, miękki koc otulił jej ramiona, a potem ktoś dotknął delikatnie w ramię, wtulił się w jej plecy i szepnął do ucha:
– Przepraszam.

To był najgorszy dzień w jej życiu. W tym dniu wszystko się zmieniło. W tym dniu umarła miłość. Skończyła się za przyzwoleniem obu stron na niebezpieczną grę. W tym dniu ona odkryła jego inną stronę. Jego złość, agresję, dwulicowość. Chciał się nią podzielić, ale tak naprawdę nie potrafił, a po wszystkim musiał ją ukarać za to, że szczytowała dla innego tak, jak nigdy nie szczytowała dla niego. Wyszedł wtedy z tego pokoju, wyszedł z mieszkania i nigdy już nie wrócił, dopóki się nie wyprowadziła. Tej nocy Edward został przy niej. Przytulił ją i czuła się w jego ramionach lepiej, ale nie potrafiła mu wybaczyć tego, że pozwolił Jasperowi na to, co tamten zrobił. Nie mogła wybaczyć sobie, że w ogóle do tego dopuściła.


* * *


Wcisnęła Ctrl-a, a potem Ctrl-x. Skasowała wszystko i zamknęła plik. Zbyt mało czasu minęło od tamtego wydarzenia. Nie mogła sprzedać własnej historii, mimo że jej pozycja w piśmie wisiała na włosku. Nie żałowała rozstania, bo choć kochała Jaspera, nie mogła mu wybaczyć tego, że w ogóle doprowadził do takiej sytuacji. Kiedy spostrzegł, że ona czuję pociąg do Edwarda, powinien czujnie trzymać wszystko pod kontrolą, wyjść z kumplem do baru lub odesłać go do jego pokoju. Mógł to zrobić, by uratować ich związek, ale z drugiej strony, czy przetrwaliby do teraz? W to też wątpiła.

Widziała go znów – Edward Cullen na wielkim ekranie, grał w kasowym hicie. Uśmiechał się do niej i do dziesiątek innych dziewczyn, które siedziały w ciemnej sali. Tylko w tych chwilach, gdy mogła go oglądać, czuła się szczęśliwa. Miał rację, że film się jej spodoba, ale tak się stało tylko dlatego, że on w nim grał. Wróciła do domu i nalała sobie kieliszek wina. To już dziesiąty seans w tym tygodniu i z pewnością nie ostatni. Czuła się taka żałosna, że nie potrafiła go wymazać z pamięci.
Dźwięk nadejścia esemesa wybił ją z rozmyślań. Serce niemal się zatrzymało, kiedy zobaczyła, od kogo przyszła wiadomość. Zorientowała się, że nie oddycha, więc nabrała powietrza i starając się uspokoić, odczytała:

Bello, nie wiem, czy mi wybaczyłaś, pewnie nie, ale ja ciągle o tobie myślę. Jestem dziś w mieście. Mogę liczyć na spotkanie?

Minęło już pół roku, a on dopiero teraz się odzywa. Pisze głupiego esemesa, licząc na co? Że ona z radością rzuci się w jego ramiona? Wcisnęła „kasuj” i rzuciła telefon na poduszkę. Wściekła na siebie, że do tej pory nie uporała się z tym zauroczeniem i na niego, że nagle sobie o niej przypomniał. Wybuchnęła płaczem, na który sobie nie pozwalała od tak dawna. Łzy okazały się potrzebne, okazały się oczyszczające. Uspokoiła się. Równo po godzinie znów nadszedł sygnał i następny chwilę potem.

Rozumiem. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa.

Nigdy o tobie nie zapomnę.

Łzy ponownie spłynęły po jej policzku, ale nie była smutna. Ona też o nim myślała, nie mogła zapomnieć. Właśnie o nim, a nie o Jasperze.
Niepewnie zaczęła stukać w klawisze, a następnie wcisnęła „wyślij”:

Spotkajmy się o dziewiątej, u mnie (skoro stałeś się jeszcze bardziej rozpoznawalny). Boston Street 23.

Dreszcz podekscytowania przebiegł jej po plecach, gdy udała się do łazienki, aby przygotować się na zmierzenie z przeszłością, z tym, z którym niedane jej było bliżej się poznać, choć miała wrażenie, że jest jedynym.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 9:04, 11 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Pon 10:47, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Edmund Laughing Laughing Laughing

No dobra głupi początek komentarza, ale nie mogłam się powstrzymać :P

Kochana moja. Właśnie utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że jesteś jedną z najlepszych pisarek na tym forum. To było... ach! Nie mam słów nawet. Jak już pisałam u oldbojek, to twój najlepszy tekst, wliczając w to Lykainę. Coś mnie bolało w środku, gdy to przeczytałam. Jakby przejechać po mnie walec. Nie często mi się to zdarza.

Zachwycona jestem początkiem. Po prostu jest przepiękny. I taki prawdziwy. Zwłaszcza o tej zdradzie. Że zdrada może być nie tylko fizyczna, ale też psychiczna. I tak naprawdę nie wiadomo, która jest gorsza. Całkowicie się z tym zgadzam.
A potem opis naszych bohaterów. Wszyscy są odnoszącymi sukcesy młodymi ludźmi. Gdy zorientowałam się, że Bella chodzi z Jasperem, więc to jego będzie zdradzać, nie spodobało mi się to. Bo wiesz, że Jasper to moja ukochana postać sagowa Wink I po bajecznym początku, byłam później można powiedzieć wrogo nastawiona do tekstu :P
Zdziwiła mnie wzajemna reakcja na siebie Belli i Edwarda. Szczególnie Belli. Ma chłopaka, którego kocha, jest z nim szczęśliwa. A tu nagle myśli o jego przyjacielu. Nie spodobała mi się jej postać na początku.

I później ta ich rozmowa. Trochę dziwna jak dla mnie była. Rozmawiali ze sobą, jakby się znali długi czas, a nie dopiero się poznali. Ten malutki fragment ich początkowej konwersacji mi się nie podobał. I to jest jedyna rzecz do której mogłabym się przyczepić.
Ich wspólny wypad do miasta i zachowanie było moim zdaniem bardzo nie fair w stosunku do Jaspera. Niby to wszystko było udawane, ale oni oboje dobrze wiedzieli, że wcale tak nie bło. Chcieli się dotykać, udawać, że choć przez chwilę są razem. Ale nie potrafili się do tego przyznać.
Jednak zachowanie Edwarda bardziej mi się podoba. Starał się trzymać od niej z daleka, wiedział, że jest zakazanym owocem. Nie chciał zranić najlepszego przyjaciela. I w ogóle postać Edwarda wykreowałaś idealnie. Bardzo mi się podoba. I ten fragment:
Cytat:
Powinien zostać, ale nie mógł. Nie mógł zwalczyć w sobie chęci zobaczenia jej raz jeszcze. Po to, by spróbować wyryć sobie w głowie jej obraz, zbadać wzrokiem każdy centymetr jej ciała, zapamiętać umiejscowienie każdego pieprzyka, każdej plamki, wypalić sobie jej spojrzenie, jej śmiejące się brązowe oczy. To ją chciał widzieć, kiedy będzie pieprzył jakąś przypadkową dziewczynę. To z nią chciał szczytować, choćby w myślach.

Bardzo spodobał mi się ten fragment. Nie wiem, jest taki romantyczny i pełen pasji zarazem. Taki Edwardowy Wink

No i ciąg dalszy. Szczerze mówiąc, nie wiem co o nim napisać. Bo wgniótł mnie w fotel i sprawił, że po raz pierwszy znienawidziłam Jaspera. W grze w rozbieranego nie ma nic złego, jeśli gra w nie dużo osób. W trójkę to nie jest nic dobrego. Zwłaszcza, jeśli między graczami panują takie emocje. Można było od razu domyślić się, że dojdzie do tragedii. Kiedyś czytałam taki FF, w którym też był ten trójkąt. Tam wszystko było fajnie i jakoś trudno było mi w to uwierzyć. To co nam ty pokazałaś, jest bardziej realne. Ja zawsze mówię, że trójkąty są przereklamowane i niebezpieczne. I nie rozumiem Jaspera. Po prostu nie rozumiem. Wiedział, że jego dziewczyna pragnie jego przyjaciela, tak samo jak on jej. Powinien go wyprosić, lub coś w tym stylu. To co zrobił było bardzo głupie i potworne.
Sam moment zbliżenia Edwarda i Belli pięknie opisałaś. Czyta się je z przyjemnością. Jednak to co się potem wydarza, już nie.

Nienawidzę czytać o gwałcie gdziekolwiek. Zawsze to w każdej powieści omijam. A to właśnie tym było. Najprawdziwszym, koszmarnym gwałtem. Ujawniły się jego skrywane, najgorsze cechy. Jasper okazał się bydlakiem bez skrupułów. Może to strasznie zabrzmi, ale z jednej strony to dobrze, że w końcu zobaczyła jego prawdziwą twarz.
I nie mogę zrozumieć, czemu Edward go nie powstrzymał. Przyzwolił mu na to. Bo co? Ona była jego własnością, a on jego przyjacielem? Nie tak powinien się zachować. Choć podobało mi się to, że został z nią i ją tulił.

Nie dziwię się Edwardowi, że odezwał się do niej dopiero po pół roku. To było traumatyczne wydarzenie dla nich wszystkich. Musiał to przeżyć w samotności, pogodzić się z tym wszystkim. Jednak ja nie widzę szansy dla ich związku. Ta jedna noc przekreśliła wszystko, co mogło pomiędzy nimi być. I nie powinni się więcej ze sobą spotykać. To zawsze będzie pomiędzy nimi.
Jak dla mnie zakończenie jest idealne. Wiem, że zastanawiasz się nad kontynuacją. Moim zdaniem jest tu całkowicie zbędna. Opowiadanie skończyło się w idealnym momencie. Teraz czytelnik sam może dopisać sobie zakończenie. Czy będą razem szczęśliwi? Czy może nie będą mogli spojrzeć sobie w oczy? Zakończenie jest otwarte, bo naprawdę jest wiele możliwości. Ale, jeśli napiszesz ciąg dalszy, to oczywiście przeczytam Wink

Ubawiło mnie to, że Edward dostał rolę w filmie o wampirach Laughing I oczywiście musieli obejrzeć film z Aniston. Jakże by inaczej^^

To opowiadanie mnie zezłościło strasznie. Jestem cała zburzona i kłębi się we mnie wiele sprzecznych uczuć. I myślę, że taki chciałaś odnieść skutek. I idealnie ci się to udało. Zachwyciłaś mnie tą miniaturką. I wybacz mi mój chaotyczny post, wyszłam z prawy :P Ale naprawdę, to jest cudne :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Pon 12:53, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Pernix dziękuję za dedykację, miło mi się zrobiło, chociaż niby się jej spodziewałam.

Powiem ci, że jestem zachwycona, W „imię miłości” mnie zachwyciło, ale ta mini chyba jeszcze bardziej. Jesteś jedną z lepszych pisarek na tym forum. Nie chcę się powtarzać za rani, ale tak to wygląda. Za co się nie zabierzesz jest oszałamiające.

Ta historia jest taka prawdziwa. Stykamy się z tym, na co dzień, nie zawsze osobiście nas to dotyka, ale podejrzewam, że większość z nas coś takiego przeżyła. Może nie dosłownie jak u ciebie, ale zdrada jest niestety na porządku dziennym. Tutaj jednak było to tym dziwniejsze i trudniejsze, że nastąpiła za zgodą partnera.

Znowu się powtórzę za rani, ale też byłam rozczarowana, że to Jasper będzie tym przegranym. Co prawda później sporo stracił w moich oczach, bo jak można dopuścić do takiej sytuacji, i chyba bardziej mi się spodobała postać Edwarda.
Jego wykreowałaś cudnie. Jest taki, męski i zachowuje się całkiem przyzwoicie względem przyjaciela. Oczywiście do czasu, ale to już raczej nie jego wina, że skończyło się tak jak skończyło.

Przyciąganie między Bellą i Edwardem czuć było od pierwszego spotkania. Te ich docinki, żarty, wspólne zakupy, było widać, że to niebezpieczna zabawa i źle się skończy.
Chemia między nimi była tak silna, że nie dziwię się Jasperowi, iż to dostrzegł, chociaż oboje starali się to ukryć. Oboje walczyli, aby okiełznać pożądanie, ale niestety jest to nieraz silniejsze niż zdrowy rozsądek.

Dziwię się za to, że podczas gry w rozbieranego Jazz zaproponował trójkącik. Powinien wyrzucić Cullena za drzwi od razu jak zobaczył, co się dzieje między nim a Bellą. Dziwny był Jazz, nierozumiem czemu to zrobił. Kochał swoją dziewczynę, podzielił się nią, a potem nie mógł sobie z tym poradzić, zgwałcił ją i tchórzliwie uciekł.
I znowu w tej sytuacji podobał mi się Edward, został z nią, pocieszył, przytulił. Co końcówki to nie wiem, co zamierasz dalej napisać, ale kurcze, ciężko chyba będzie im się spotkać ponownie? To jest traumatyczne przeżycie i czy oni sobie z tym poradzą. Tym bardziej, że znali się zaledwie chwilę, nie zakochali się w sobie a Jasper stoi między nimi. Z pięknego związku i przyjaźnie zostały strzępy. Nie wiem czy na takich zgliszczach można wybudować jakiś trwały związek.

W każdym razie wstrząsnęła mną ta historia. Była piękna, życiowa i genialnie napisana.
Podobała mi się Bella, taka pyskata, dowcipna, Edward bardzo mi się podoba jest taki edwardowy. No a Jasper, cóż, to chyba pierwsze dzieło gdzie go nie lubię. Pokłon za to, bo to mój faworyt sagowy, i nie sądziłam, że komuś uda się go mi spaskudzić.
Świetny pomysł z rolą Edmunda, film o wampirach, super to wplotłaś. No i ten film, który oglądali. Też na nim ryczałam. A muzyka, ech, zasłuchałam się. I słucham dalej, bo mnie zauroczyła, inne kawałki też.

Pernix, cudo ci wyszło. Chciałam jeszcze cos napisać, ale się zamotałam, i wyleciało mi z głowy. Miałam też coś napisać o poprzednich twoich mini, ale chyba jednak innym razem to zrobię, bo cały czas mam w głowie tą. Piękna.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 22:04, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Wybaczam.
Ale robię to z naprawdę ciężkim sercem... Crying or Very sad
Nic nie poradzę, że nie mogę już znieść parowania Eddiego i Belli (no oprócz kilku opowiadań, ale Jazz ma w nich mały udział...), jednak nie ma sprawy.


Co mogę Ci powiedzieć?
Zaskakująca, porywająca, przejmująca.
Nacechowana silnymi uczuciami. Piękna sama przez się.
Tematyka zdrady - jedna z ciekawszych, głębszych, bardziej wciągających.
I mimo że zamieniłabym dwóch głównych bohaterów, to naprawdę bardzo mi się podoba.
Wyraziłaś więcej, niż można by się spodziewać - wierz mi, ta miniaturka to nie tylko przekaz słowny, nie same słowa. Dla mnie to jakiś manifest. O skrzywdzonej miłości, której nie da się odbudować.
Mówi się, że miłość nigdy nie umiera, ale zawsze się kończy. Ta umarła, w bólach i w poniżeniu.
Motywy Jazza są niejasne, a może zbyt jasne. Myślę, że w jakimś stopniu go rozumiem, ale mimo wszystko nie umiem pojąć jego idiotyzmu.
Mieć ciastko i zjeść ciastko, ale jeszcze dać kumplowi? - to, kurka wodna, nie jest realne. Mi się nasunęło, że kochał ją - tak bardzo, że chciał, by była szczęśliwa, ale z drugiej strony nie umiał jej na to pozwolić. Czuł się wobec niej jakoś tak władczo, potraktował ją dość przedmiotowo. Nie mógł się pogodzić z tym, że ktoś dał jej coś więcej niż on...
Kurde, zebrało mi się na analizę i interpretację Wink
Postać Edwarda nie przypadła mi do gustu. Słodki Pan Idealnie Nieidealny. No, nie lubię faceta! Wsciekly
Bella - ciekawa. Nie jest mdła, sztuczna i beznadziejnie nieznośna. Za to Cię kocham!
Muszę Cię pochwalić - tak bardzo, bardzo - za formę. To miało być w stylu artykułu? Przynajmniej wstęp, prawda? Świetnie się czyta. Możesz zostać dziennikarką, z przyjemnością będę kupować czasopisma dla Twoich tekstów! Wink

I kocham Cię za to - "Tequila już się chłodzi.". Co prawda ostatecznie pili whisky, ale tequilla musi być! ;p

Wiesz Promyczku, że bardzo cenię Twoje teksty i "Gwóźdź" jest naprawdę ciekawy, ale nie trafił do mnie tak jak wcześniejsze miniatury.
Jestem uprzedzona, przepraszam.


Czekam niecierpliwie na news, a patrząc po twitterze, szybko się pojawi, prawda? Oby wena Cię nie opuszczała. I mam nadzieję, że mój komentarz nie popsuje Ci nastroju...

Ciao,
Twój Kropek.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 23:01, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Pernisiu,
Jak widać spać nie poszłam, tylko wzięłam się za napisanie Ci kilku słów na temat „Gwoździa…”. Jak Ci już wspominałam dla mnie ten tekst ma to coś, duszę? Ten tekst żyje. Nie jest martwą, napisaną miniaturą od A do Z zakończoną, ma to coś nieuchwytnego w sobie, może to jest właśnie to, po czym poznaje się naprawdę dobre, zapadające w pamięć, łamiące schematy teksty…
Ty wiesz, że ja nie przepadam za Panem Idealnym. Wystarcza mi to, co o Edwardzie napisała Meyer i dziękuję za więcej. Za to Jazza lubię. Jakoś tak nawet podświadomie, takimi czułkami zmysłów uważam, że jest to postać o dużo większym potencjale niż Pan E. Cullen.
I czytając Twoją mini mam to samo wrażenie. Rewelacyjna Bella (o niej za chwilę, bo zasługuje na dłuższy wywód), ciekawy Jasper, niejednoznaczny, trochę mroczny, trochę szalony, prawdziwie ludzki, ze wszelkimi wadami które wychodzą w najmniej nieoczekiwanym momencie, a jednak do bólu prawdziwy, ba wręcz samczo, prawie że zwierzęco brutalny w swoim kulminacyjnym zachowaniu. Słonko, ta postać jest świetna literacko. Być może zbyt mało rozbudowana na samym początku, ale to wina raczej krótkiego tekstu i ograniczeń z tym związanych.
Taki Jazz, mój drogi Pernisiu, zasługuje na specjalne wyróżnienie pośród mdłych, plastikowych Jasperów szwędających się tłumnie po forum, a robiących tylko pierwsze dobre wrażenie i to nie zawsze.
Dla mnie Twój Jasper to mężczyzna, który naprawdę mógłby istnieć. Ba! Podejrzewam, że jest kilku facetów na tym globie, którzy zachowaliby się dokładnie w taki sam sposób jak on. Kompleks macho? Kompleks najlepszego przyjaciela, który już od piaskownicy był we wszystkim od niego lepszy? Wreszcie urażone ego, męska duma i chęć odwetu, który przy pomocy zbyt dużej ilości alkoholu, wyrwał się troszkę spod kontroli.
Uważam, iż z tego „trójkąta” Jazz jest jedną z dwóch rewelacyjnie wykreowanych przez Ciebie postaci.
Drugą jest Bella – słowo, nigdy nie sądziłam, że to powiem w jakimś fandomie, ale Twoja Bella to prawdziwy majstersztyk. Opisałaś jej uczucia w sposób, przed którym chylę czoła. I co jest najdziwniejsze potrafię zrozumieć tą dziewczynę! Potrafię wejść w jej „głowę” i poczuć to, co ona czuła, co nią kierowało, kiedy decydowała się na takie zachowanie, co czuła już po wszystkim… Perniś, Belka Ci wyszła rewelacyjna. Nie jest to żadna głupia laleczka, która nie wie czego chce. Ona chce i potem żałuje, ale jest przy tym tak bardzo autentyczna, tak bardzo bliska ludzkim wyborom, że aż mnie ściska od napisania Ci że stworzyłaś postać naprawdę wielowymiarową, dojrzałą, aż do bólu szczerą. Duże brawa za tą Belkę!
I na koniec zostawiłam sobie Edwardo. Rozumiem, że przy dwóch świetnie stworzonych postaciach ta trzecia musi być w pewien sposób bardziej przewidywalna, oczywista.
Cullen jako ideał świetnie sprawdza się w tego typu rolach.
Ale do rzeczy: Edward jest w tym opowiadaniu tym symbolicznym gwoździem do trumny. Być może gdyby nie zaistniał w życiu Belli i Jazza nieśli by tą chwiejna trumnę jeszcze przez długi czas. On był iskrą, która roznieca ogień i trawi wszystko, co nie potrafi mu się oprzeć. A miłość… coż, to takie strasznie wyświechtane słowo. Czasem potrzeba takiego oczyszczenia, obdarcia ze złudzeń zbyt pięknych, ale niewiele znaczących słów.
Ale mimo wszystko nie przepadam za Twoim Cullenem. Na miejscu Belli dałabym sobie spokój zarówno z takim Jazzem i z tym Edwardem, a poszukała swojego Jacoba.

Słońce, to chyba najbardziej dojrzały Twój tekst. Zarówno pod względem budowy, jak i emocjonalnego wydźwięku. Całość zasługuje na miano profesjonalnego opowiadania. Zmień imiona i może ciut realia życia głównych bohaterów i publikuj.
Buziaki i tym razem naprawdę idę spać,
Twoja Bajka.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 23:06, 11 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 19:00, 15 Paź 2010 Powrót do góry

Dziś mam bardzo, bardzo, bardzo leniwy dzień, ale postanowiłam, że zrobię coś w miarę konstruktywnego i skomentuje ostatnio przeze mnie czytane ff. Po pierwsze chciałam Ci powiedzieć, że podoba mi się tytuł i to jak ładnie nawiązuje on do wydarzeń w mini. Na samym początku chciałam Cię też uspokoić bo bardzo mi się podobał Twój lemonek. Jednak to już drugie, tego typu dzieło, obok Bez odwrotu, które wywołuje mój smutek i nostalgię. Dodatkowo jesteś jedyną autorką, której udało się wzbudzić moje szczere współczucie dla Belli. I jedną z niewielu, której udaje się stworzyć Bellę, którą rzeczywiście mogłabym polubić. W tej miniaturce przedstawiłaś ambitną, młodą kobietę. Wydaje się, że jest bardzo zdecydowana i wie czego chce. Kocha Jaspera, i biorąc pod uwagę jak się mini kończy, mogę Ci wybaczyć, że z nim jest^^. Można odnieść wrażenie, że jej życie idealnie się układa. W sumie czego można chcieć więcej skoro ma się wymarzoną pracą i kochającego partnera. I ten uroczy obrazek burzy pojawienie się Edwarda. I co mi się tutaj ogromnie podobała, ta drastyczna zmiana w ich życiu/zachowaniu po tym jak się poznali. Idealnie udało Ci się też zachować ich osobowość. Bo bardzo często zdarza się, że autorki po wielkim poznaniu E&B zmieniają ich w parę zombie, które myślą tylko o ich wielkiej miłości. Nie Tobie udało się przedstawić w niesamowity sposób przyziemne uczucie. Ach naprawdę to było cudne. Idąc dalej: Edward. Następnym razem jak się spotkamy będę musiała Cię ucałować za taką przepiękną kreację tego bohatera. Muszę się przyznać, że ja zawsze mam słabość do takich typów: trochę arogancki, zabawny, zdecydowany i bardzo pewny siebie. Jednak bardzo mi się podobała walka jaką w nim przedstawiłaś z jednej strony ogromną namiętność jaka się w nim narodziła do Belli, a z drugiej lojalność do Jaspera.
Na sam koniec zostawiłam sobie właśnie Whitlocka. Zdecydowanie nie przepadam za tą postacią, w tej mini, ale Tobie należą się gratulacje za jej stworzenie. Pokazałaś jak działanie jednej osoby może destruktywnie wpłynąć na związek. Cóż pewnie nie można zrzucić całej winy na Jaspera, ale to jego zachowanie było ostatnim gwoździem do trumny ^^ Trochę mnie zafascynował jego proces myślowy ^^ Z jednej strony widać, że w pewnym momencie robi się zazdrosny o Edwarda, ale z drugiej, za wszelką cenę, nie chce, aby ktokolwiek to zauważył. Był tak niesamowicie pewny Belli i jej uczucia, że zaproponował trojką. I tutaj pozwolę sobie na własne przemyślenia :D Jakoś jeszcze nie ciągnęło mnie do takich ekscesów, ale wiem, że najgorsze co można zrobić to wdać się w trójkąt ze swoim facetem i jego najlepszym przyjacielem ^^" ale wracając do Jaspera, to w pewnym momencie wzbudził moją litość, jak czytałam to tylko myślałam, że sam pakuje się w skrajnie beznadziejne sytuację. Jak się nad tym później zastanawiałam to stwierdziłam, że może chciał udowodnić sobie, że jest lepszy od Edwarda, może miał nadzieję, że Bella go jeszcze bardziej pokocha po takim trójkącie, bo będzie nieporównywalnie lepszy od Edwarda. Jednak w momencie, gdy Cullen okazał się lepszy od niego musiała opanować go chęć zemsty? odegrania się, a może w ogóle o niczym już nie myślał. Jednak jego też jest mi żal.
Podsumowując Twoja miniaturka sprowokowała mnie do sporych przemyśleń. To na pewno pożądana reakcja od czytelnika ^^ Miniaturkę czytało się niesamowicie lekko, całkowicie wsiąknęłam z akcję. Choć początek mnie niezbyt zdobył, bo nie przepadam za taką narracją, to oceniając całość było niesamowicie.
Wybacz chaotyczność mojego komentarza, ale powoli wychodzę z wprawy ^^
Życzę ogromnie dużo weny i dziękuję za mini :*
niobe


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 19:18, 09 Lis 2010 Powrót do góry

Dziękuję Wam za cudowne komentarze pod Gwoździem! Naprawdę nie spodziewałam się takich obszernych i budzących we mnie natchnienie! Dzięki za uznanie w Rankingu.
Didi jesteś niesamowita z tą ilością moich miniaturek w top10! :)

Wkleję teraz moją konkursową pracę, która miała być horrorem. Otóż, wybierając Emmetta jako główną postać, miałam przede wszystkim na celu napisać coś o nim, by właśnie w tym miejscu, gdzie jest zbiorek moich miniaturek, miał swoje pięć minut. Jako że uczyniałam z niego kanonicznego wampira i zależało mi na zgłębieniu jego historii, wyszło na to, że zamiast horroru, powstała mini-"łatka" z nastrojem lekkiej grozy! I ja jestem z niej bardzo zadowolona.

SPOJLER!
Już na etapie tworzenia (musiałam dać jakieś tło dla zasadniczego wątku wywoływania duchów) wiedziałam, że się nie zmieszczę. Wywaliłam pseudo-fliozoficzny wstęp (rozmyślania Emmetta) i nie mogłam w pełni rozwinąć historii duchów i ich interakcji z postaciami. Dziadek-duch miał narozrabiać, ale odegrał marginalną rolę. No cóż... wymogi. W związku z tym, że zwężałam wątek z duchami w myślach, nie ma w tym aspekcie rozszerzenia. Nie chcę go pisać, bo nie widzę w tym momencie takiej konieczności (i tak Was nie przestraszę Laughing). Macie za to ten wstępik, z którego zrezygnowałam. :)

Dziękuję za wszystkie głosy i za to, że dałyście mi zwycięstwo w kategorii, w której moja mini niekoniecznie winna się znaleźć. Ale faktem jest, że dialogi z dowcipem pisałam dla dodania smaczku, więc cieszę się, że to zostało zauważone i docenione, a mi skapnął się świetny baner autorstwa niesamowitej Anyanki. Wkleję go sobie tu niniejszym, żeby został na pamiątkę! :)

Image

Jeszcze raz, wielkie dzięki za głosy!


***

Dziady w Spring City




Kiedy stajesz się wampirem, wilkołakiem lub innym potworem, musisz zaakceptować równocześnie fakt, że nie będziesz jedyną istotą z fantastycznego świata. Nagle okazuje się, że wszystkie twory szalonej imaginacji bajkopisarzy i kreatorów grozy, istnieją naprawdę. Żyją obok ludzi, starając się nie budzić ich uśpionej czujności, bo człowiek to takie dziwne i egoistyczne zwierzę, zaparte w przekonaniu o swojej wielkości, że nie dostrzega niebezpieczeństwa poza sobą i swoimi problemami, co najwyżej zamartwia się fałszywie losem planety, na której przyszło mu egzystować. Sam sobie czyni zło. Dlatego istoty, jak mawia człowiek, fantastyczne, starają się nie wkraczać mu w drogę, chyba że mają w planach dać komuś nauczkę i zagrać na czyimś przemądrzałym nosie. Zapatrzony we własne odbicie ludzki rodzaj, zapomina o dziecięcej wrażliwości i wyobraźni, brnie przez czas, tracąc świadomość, że coś poza nim ma sens i wymiar.

Kiedy stajesz się wampirem, wilkołakiem lub innym potworem, na powrót otrzymujesz dar widzenia. Nagle wszystko, co cię otacza, staje się intensywniejsze, żywsze, barwniejsze. Czujesz po stokroć mocniej, a twój ukryty dar wzmaga się i objawia. Jednak w zamian za szerzej pojętą dalekowzroczność czy wyjątkowy talent, oddajesz ludzkie wspomnienia. I mimo iż „widzisz”, czegoś ci brakuje, bo ktokolwiek lub cokolwiek sprawiło, że jesteśmy na ziemskim globie, zadecydowało również o tym, że ludzki żywot staje się dla nas najistotniejszym. Jest kruchy, dlatego tym bardziej cenny – szczególnie gdy stracony bezpowrotnie.

Czasem przemiana następuje w taki sposób i w takim miejscu, że za pomocą przedmiotów, osób i otoczenia jesteś w stanie odtworzyć ze strzępów widocznych śladów, losy swojej śmiertelnej egzystencji. Nie każdy niestety dostępuje tego zaszczytu.
Myślisz, że to nieszczęśliwy zbieg okoliczności, iż błądzisz we frustrującej nieświadomości? Ja wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że ten kto nie wie, był złym człowiekiem. Nie chciałbym, by moje przypuszczenia się potwierdziły, ale trwanie w niewiedzy dobija mnie jeszcze bardziej.


Emmett stał przy oknie, spoglądając w czarną noc na migające na niebie małe punkciki, jakby szukał odpowiedzi na niewypowiedziane na głos pytania.
Wampiry nie śpią, ale Rosalie uwielbiała, kiedy o odpowiedniej porze kładli się do łóżka i spleceni w uścisku zamykali oczy, zapadając w stan bliski nirwanie. Błogi odpoczynek był im potrzebny, by lepiej zachować pozory ludzkiej egzystencji. Od pewnego czasu mężczyzna wymykał się z jej objęć, znikając w bibliotece lub stojąc przy oknie i gapiąc się godzinami w jakiś nieokreślony punkt. Martwiła się o niego.


***


Mijały lata, dziesiątki lat. Bywali w wielu miejscach i wielokrotnie zmieniali domy, opanowując do perfekcji sztukę przetrwania w świecie, który już do nich nie należał.
Każdy z nich miał jakiś cel, a to sprawiało, że odtwarzanie tego samego scenariusza na nowo i na nowo nie stanowiło żadnego problemu. Tylko on dusił się tym wszystkim, bo tak naprawdę nie wiedział, kim jest. Biała plama w życiorysie z roku na rok wypalała się w nim coraz bardziej.
W wampirzym życiu – opiekuńczy, duży brat. Potrafił rozśmieszyć, pocieszyć, obronić. O swoim ludzkim bycie wiedział tyle, że najprawdopodobniej zawodowo bądź amatorsko polował na misie i inne leśne stwory, co paradoksalnie zostało mu do dzisiaj. Rose dobrze wypełniała pustkę, jaka w nim powstała, ale nadal skrycie marzył o tym, by dowiedzieć się o sobie czegoś więcej. Blondwłosa piękność zdawała sobie sprawę, że samopoczucie jej partnera się pogarsza. Z własnego doświadczenia wiedziała, jak istotnym jest zamknięcie tamtego rozdziału, by skupić się na teraźniejszości, dlatego zaproponowała wycieczkę w poszukiwaniu jego tożsamości.
Wybrali się w trójkę razem z Jasperem, który mógł się okazać pomocny w tym, co zaplanowała.
Podróż samochodem dłużyła się im, ale w Emmecie narastało podekscytowanie. Bała się, że zapalając w nim iskierkę nadziei, doprowadzi do wielkiego rozczarowania, jeśli nic nie uda się ustalić, dlatego kiedy chłopcy prowadzili na zamianę, ona gorliwie przeszukiwała Internet. Zrobiłaby wszystko, co możliwe, żeby się udało.
- Kochanie, najpierw pójdziemy do kościoła. To najlepszy punkt informacyjny, jeśli szuka się zaginionych przodków. Spisują wszystkie urodziny, chrzciny, zaślubiny i pogrzeby. Może znajdziemy tam jakieś wskazówki – odezwała się, by na głos poinformować go o planach.
- No dobrze, a co dalej? Co jeśli wszyscy już nie żyją, a jacyś dalecy krewni nie będą mieli bladego pojęcia o tajemniczym zniknięciu, jakie miało miejsce w ich rodzinie ponad sto lat temu?
- Spróbujemy. Nawet nie wiesz, jak ludzie potrafią być sentymentalni. Może będą mieli stare fotografie lub pamiątki... Często takie zagadkowe historie, które przytrafiły się w danej rodzinie, są pielęgnowane niczym legenda i przekazywane kolejnym pokoleniom. A jeśli się nie uda, mam coś w zanadrzu.
- Boję się nawet pomyśleć, co masz w zanadrzu, dziecinko.
- Oj, żebyś wiedział, misiu. Żebyś wiedział. - Uśmiechnęła się pod nosem i ponownie powróciła do lektury.

Rosalie znalazła Emmetta w lasach z okręgu Rhea niedaleko Spring City. To właśnie tam się najpierw skierowali. Wampirzyca zanotowała adresy wszystkich kościołów, z wyszczególnieniem tych najstarszych. Korzystając z GPS, odszukali odpowiedni adres i po kilku chwilach od wjazdu do miasta stanęli przed małą świątynią. Jasper spojrzał na wieżę, na której górował krzyż i pokiwał głową.
- Wampir w kościele. Nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł – odburknął.
- Daj spokój, czasy inkwizycji mamy za sobą – powiedziała Rose. - A ty gdzie łapy pchasz? - Pacnęła Emmetta po rękach, gdy nieco szybciej, niż byłby w stanie przemieszczać się człowiek, znaleźli się w przedsionku budynku.
- Chciałem sprawdzić, czy woda święcona działa – tłumaczył się, wyciągając dłoń z kropielnicy.
- Jak dziecko. Naprawdę powinnam ci zabrać wszystkie książki o wampirach, bo obawiam się, że źle na ciebie wpływają.
- To dlatego, że nie chodzimy do kościoła, Rosie. Musiałem to potwierdzić empirycznie, a przy okazji trochę cię powkurzać. - Puścił oczko do Jaspera.
- Ciii – odparła, ignorując uwagę, po czym przeszła przez kruchtę i otworzyła drzwi do wnętrza świątyni.
Po obu stronach stały rzędy dość ciasno ustawionych sosnowych ławek, na wprost mieścił się kamienny ołtarz, a za nim na bielonej, czystej ścianie przymocowano drewnianą płaskorzeźbę przedstawiająca oblicze Jezusa w ciernistej koronie. Z boku rzeźby przeznaczono miejsce na pozłacane tabernakulum. Wystrój kościółka cechował minimalizm i prostota połączone ze skromną elegancją.
Usiedli w jednej z ławek, rozglądając się dookoła siebie. Nie minęło kilka minut, a zza drzwi prowadzących do zakrystii wychylił się chłopiec w białej albie. Jego ruda czupryna zwróciła uwagę przybyłych. Malec schował się szybko, gdy tylko spostrzegł, że jest obserwowany. Wampirza trójka popatrzała na siebie i wybuchnęła zduszonym śmiechem, który był reakcją na zabawny wyraz twarzy pyzatego pieguska. Po chwili z zakrystii wyłonił się starszy, siwy człowiek ubrany w czarną koszulę z koloratką i ciemne spodnie od garnituru.
Kiedy stanął przy ich ławce, zapytał:
- Czy mogę wam w czymś pomóc, moi drodzy? Może szukacie duchowego ukojenia? Niestety ostatnią mszę na dziś odprawiłem pół godziny temu.
- Nie, ojcze. Z całym szacunkiem do tego miejsca, nie zjawiliśmy się tu, by nakarmić nasze dusze. Przyszliśmy po informacje.
- O, to w takim razie właściwe miejsce. Bóg zna odpowiedzi na wszystko. Nie będę wam zatem przeszkadzał. - Ksiądz opacznie zrozumiał zdanie wypowiedziane przez Rose i już chciał się wycofywać, gdy zatrzymała go przeraźliwe zimna ręka Jaspera.
Staruszek mimowolnie jęknął.
- Proszę księdza, wierzymy, że to ksiądz udzieli nam pewnych wskazówek w naszej sprawie – powiedział uspokajająco blondyn.
- Słucham wobec tego. Co chcecie wiedzieć?
- Nazywam się Rosalie McCarty, a to Emmett McCarty – mój mąż. - Rose przejęła inicjatywę, jak zawsze nieświadomie przyćmiewając małżonka. - Szukamy krewnych męża. Jego rodzice wyprowadzili się stąd lata temu, nie mówiąc mu nic o korzeniach. Rozumie, ksiądz. Frapuje nas genealogia.
- Drogie dziecko, mam oczywiście księgi parafialne w archiwum, ale myślę, że lepiej będzie, jeśli poszukacie w miejskiej bibliotece. Jakiś czas temu miasto zorganizowało akcję: Historia Spring City w pigułce. Jeden z projektów zakładał zgromadzenie danych o wszystkich mieszkańcach i wydarzeniach. Tam powinniście szukać.
- Świetnie! - wyparował Emmett, trochę zbyt donośnie. Jego podekscytowany głos obijał się echem o ściany. Kościół zdecydowanie miał dobrą akustykę, bo przejmujący tembr wampira wywołał u księdza dreszcze. Porównałby go do anielskiego śpiewu, ale w jego pierwszych skojarzeniach owe anioły lamentowały, niosąc wieść o nadchodzącej Apokalipsie. Nagle ogarnęła go chęć ucieczki, która została spotęgowana przez spojrzenie w nienaturalnie złote tęczówki zbyt chłodnego mężczyzny. Jasper momentalnie wyczuł zmianę nastroju u duchownego, więc czym prędzej ocieplił jego emocje i wyeliminował zasiany w umyśle staruszka strach.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. A teraz, wybaczcie, chciałbym się pomodlić. - Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i zupełnie uspokojony odszedł.

- W takim razie pójdziemy do biblioteki, poszukamy jakichś tropów i rozdzielimy się. Nie ma sensu, żebyśmy chodzili razem. Być może wcale nie pochodzę ze Spring City. Mogłem znaleźć się w tym lesie, ale niekoniecznie tutaj mieszkałem – powiedział Emmett, przejmując rolę prowadzącego poszukiwania. Nie miał nic do Rose. Był jej wdzięczny za pomysł z wyprawą, ale za bardzo angażowała się w sprawę, tymczasem to on chciał mieć wpływ na przebieg podróży w przeszłość, bo ona dotyczyła jego ludzkich losów.
Zrobili tak, jak sobie życzył. Bibliotekarka była nieufnie nastawiona do trójki obcych i urodziwych, młodych ludzi, ale Jasper zaraz, gdy wyczuł jej wahanie, wysłał jej pokłady spokoju i bardzo postarał się, by nabrała do nich sympatii. Po wyczerpujących zabiegach, osiągając cel, obdarzył ją dodatkowo dla wzmocnienia efektu czarującym uśmiechem oraz pożądliwym spojrzeniem, tak że biedna kobieta spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Nieśmiało wyszła zza kontuaru i poprowadziła ich do archiwum, gdzie, uruchomiwszy komputer, wstukała hasło i umożliwiła im poszukiwania.
- Tylko proszę się pospieszyć. Nie powinnam udostępniać państwu tych danych bez zgody władz miasta lub potwierdzenia pokrewieństwa.
- Zarzekam, że nie robi pani nic złego. Kolega jest krewniakiem osób, których szukamy, ale nie mamy czasu załatwić odpowiedniego papierka. Nawet się pani nie obejrzy, a już nas nie będzie – wyszeptał uwodzicielsko blondyn. Jego słowa pogłębiły tylko zaczerwienienie u kobiety. Nie mówiąc już nic więcej, oddaliła się do swojego stanowiska.
- Jazz, nie wiedziałam, że z ciebie taki flirciarz – zaśmiała się Rose.
- Doszedłem do wniosku, że tak będzie najszybciej. Nie zwlekajmy – odparował, ucinając dyskusję.

Odnaleźli raptem kilka śladów i interesującą, acz bardzo lakoniczną i niewiele wnoszącą, wzmiankę w gazecie o zaginięciu McCarty'ego. Ponownie byli w punkcie wyjścia. Rosalie nie mogła znieść zawodu wymalowanego na zwykle radosnej twarzy Emmetta. Musiała zagrać ostatnią kartą, zanim opuszczą to miasto. Podskórnie czuła, że nigdzie indziej nie będą tak bliscy rozwikłania zagadki.
- Słuchajcie, musimy odprawić dziady! - powiedziała nie bez obaw na ich reakcje.
- Jakie dziady? W ogóle, co to za język, w którym do nas mówisz? - zapytał zaintrygowany szatyn.
- Dziady to taki stary obrządek wywoływania duchów. Pochodzi ze wschodniej Europy. Chciałam znaleźć coś bardziej wiarygodnego niż Ouija.* Dzisiaj jest idealny czas, musimy tylko poczekać do wieczora i udać się na cmentarz, ale najpierw pojedziemy na zakupy do supermarketu.
- Co, chcesz kupić duchom Snickersa? - zapytał prześmiewczo Jazz.
- Nawet nie wiesz, jak jesteś blisko. Wyczytałam, że potrzebne nam jest jedzenie i picie dla zagubionych dusz. To zachęci je do ukazania. Być może ujawni się ktoś, kto będzie cię znał, kochanie. - Spojrzała z czułością na swojego osiłka.
- Jesteś zwariowana, skarbie – uśmiechnął się promiennie. - Ale, kurczę, wchodzę w to! Zaszkodzić, nie zaszkodzi, a może być ciekawie.
- Tylko traktuj to poważnie, a nie jak jakąś Halloween'ową zabawę. Skoro my – wampiry istniejemy. Skoro są zmiennokształtni, to dlaczego nie mogą istnieć duchy?
- Skarbie, jestem zdesperowany! Będziemy śmiertelnie poważni! - odpowiedział, próbując zdusić śmiech. Rosalie wrogo ścisnęła usta i klepnęła go po ramieniu, ale chwilę później również się roześmiała. Nigdy nie przypuszczała, że posunie się do czegoś tak niedorzecznego.


***


Stali w całkowicie spowitej ciemnościami krypcie starej, zamożnej rodziny. Był to dość ciasny budynek, z zewnątrz wyglądający jak mała świątynia. Odrzwia zdobił łuk wsparty na jońskich kolumnach. W latach swojej świetności musiał wyglądać zjawiskowo, teraz popękana faktura budulca wyznaczała rychłą śmierć zabytku, jeśli miejsce nie znajdzie się w rękach dobrego konserwatora. Wewnątrz po obu stronach znajdowały się po trzy skrzyniowe groby, na których wyryto inskrypcje. Krypta wedle napisów należała do rodzinny Woodenville'ów. Mozaikowa posadzka, mimo że nadszarpnięta nieco zębem czasu, była najlepiej zachowanym elementem pomieszczenia. Przedstawiała rodzinny herb z głową ryczącego niedźwiedzia. Z podłogi wystawały dwa kamienne kikuty, prawdopodobnie pozostałość po zniszczonej ławeczce, na której siadywano, by pomodlić się za zmarłych. Zaniedbany budynek stał się teraz miejscem zamieszkania między innymi pająków, o czym świadczyły liczne stare, ale też i nowo utkane pajęczyny. Rose wcześniej pozrywała lepiące nitki misternie splecionych sieci, omiotła pomieszczenie, używając gałęzi, a następnie zabrali za przegotowania do ceremonii. Mieli niewiele czasu. Chłopcy zbudowali prowizoryczny stół z dwóch omszałych pniaków i kawałka drewnianej deski, na której ustawili jedzenie i napitek. W swoich źródłach wampirzyca wyczytała, że obrzęd powinien być odprawiany w zamkniętym miejscu, najlepiej na cmentarzu – udało im się spełnić ten warunek. Wedle ustaleń Rosalie potrzebny był również mistrz ceremonii, zwany guślarzem. Do tego zadania wyznaczyła Jaspera z uwagi na jego wiek. Rose, nie żyjesz za to porównanie do dziadka – powiedział wówczas, gdy jako argument wskazała, iż musi to być osoba „życiowo doświadczona”.

- Emmett, naprawdę chcesz to zrobić? Nie boisz się? - zapytała zatroskana Rosalie.
- Czego mam się bać, przecież jestem wampirem – odparł bez wahania, ale jego mina zdradzała wszystko. Bał się – nie bólu, a zawodu. Ścisnął jej dłoń w swojej i uśmiechnął się czule.
Nadeszła już odpowiednia godzina. Jasper improwizował w roli przewodnika, ponieważ nie mieli dokładnego scenariusza, jak skutecznie przyzywać dusze. Gardłowym głosem wypowiadał słowa, które same układały się w zaklęcie.
- Przybądź, o duchu zbłąkany. Wstąp w te skromne progi i zaszczyć nas swym widokiem. Jadłem cię nakarmimy, duszę pocieszymy, byś zaznał spokoju po wsze czasy.

Niemal natychmiast usłyszeli płacz dziecka, z każdą chwilą coraz intensywniejszy, jakby duch zbliżał się do nich. W końcu zawodzenie wypełniło kryptę, a zaraz potem przez ściany przekroczyła mała, wodnista mara. Jej niebieską sukienkę z dużą kokardką pokrywała mokra osłona przypominająca ochronną bańkę. Zjawa miała blond włosy zwinięte w sprężyste loczki i uczesane w dwa sterczące kucyki przewiązane błękitną aksamitką. Sine usta ułożone w podkówkę wywołały falę troskliwych uczuć u Rosalie. Kontrast do anielskiej fryzury i ubioru stanowiły czerwone odciski na szyjce małej, jakby ktoś kiedyś udusił ją gołymi rękoma.
Dziewczynka spojrzała na wampirzycę i nieznacznie się uśmiechnęła.
- Pani piękna jak mamusia. Pani ma ładne włosy.
- O matko, taki mały szkrab - wyszeptała w ramię Emmetta.
- Zimno tu, zimno. Chcę do ciepłego łóżeczka. Mamunia mnie zostawiła – powiedział duch, zawodząc.
- Ktoś ją udusił i utopił. Jaka to musiała być bestia... Dlaczego ona nie może zaznać spokoju? - zapytała retorycznie kobieta, ale zamilkła, gdy dziewczynka zaczęła się do niej zbliżać. Wyciągnęła do niej malutką rączkę i odezwała się:
- Pani da pogłaskać włoski? - Wampirzyca ukucnęła przed duchem. Poczuła na sobie mokrą dłoń, wodzącą po włosach. Pierwszy raz od kiedy stała się nieśmiertelną, doznała fali dreszczy. Nieprzyjemne prądy błądziły po jej ciele, przeszywały na wskroś. Boleśnie.
- Pani trzyma mojego misia. Taka ładna, taka kochana jak mamusia. Weź misia od Amy. - Nie myśląc nad decyzją, instynktownie wyciągnęła rękę po brudną zabawkę bez jednego oka. Z chwilą gdy chwyciła pluszaka, mara zniknęła. Natychmiast, jakby nigdy jej tu nie było, a Rose trzymała tylko powietrze. Ścisnęła dłoń na niewidocznej maskotce. Miała tego dosyć. Nie przewidziała, że ich eksperyment może być tak dotkliwy dla nich wszystkich.
- Spokojnie, kochanie. Pewnie właśnie jej pomogłaś zaznać spokoju. Musiała coś komuś bezinteresownie podarować. - Emmett pogłaskał ją po policzku, a następnie pocałował w czoło. Blondynka szybko opanowała emocje, być może za pomocą brata, który patrzył na nią z czułością. Ścisnęła rękę męża i postanowili wznowić seans.

Jasper wymówił formułkę, dodając do niej informacje o McCarty'ch, licząc, że tym razem obędzie się bez zbędnych wzruszeń i trafią wreszcie na zjawę, która pomoże im ustalić coś, czego szukali. Nie są przecież miłosiernymi pomocnikami dla czyśćcowych dusz. Nie będą tu całą noc przeprowadzać wszystkich na dobrą stronę, do wiecznego światła.
Niestety nikt się nie pojawił. W oddali było słychać przekleństwa wypowiadane złowrogo przez męski, zdecydowany głos, najprawdopodobniej jakiegoś dziadka. Zaklął pod nosem coś na temat McCarty'ego, z którym przegrał w walce na rękę. Świst wiatru otworzył z potężną siłą witrażową okiennice krypty i zwiał ze stołu jajka, które rozbiły się na podłodze, tworząc żółtą, śliską plamę.

Powoli tracili nadzieję. Skoro wędrujących dusz jest tak wiele, może nie wystarczyć im nocy na przesłuchanie wszystkich, którzy zdecydują się pokazać. Nie potrafili natomiast przyzywać konkretnych osób. Nazwisko Emmetta nie zabrzmiało widocznie zachęcająco, na twarzy wampira widać było rozczarowanie. Jasper zamiast rozmyślać nad niepowodzeniem powtórzył hasło wywoławcze. Nie chciał tracić czasu. Nadal nic się nie działo. Kiedy już z rezygnacją chcieli zakończyć całe przedsięwzięcie, ostry, zimny powiew wdarł się do krypty przez wybite okno. Wiatr zahuczał złowieszczo, a potem znów zapanowała przejmująca cisza. Po kolejnym wołaniu Whitlocka usłyszeli ciche popłakiwanie. Kolejna rozkapryszona panienka – pomyślał Jazz. Tymczasem przez ściany budynku przepłynęła zjawa młodej kobiety o długich, kruczoczarnych włosach. Miała spuszczoną głowę, nosiła na sobie staromodną koszulę nocną, sięgająca stóp. Przybrudzony, ale nadal jasny materiał naznaczony był dwoma długimi i wąskimi jak wełniana nić śladami czerwonej krwi. Każdy rozpoczynał się w takim miejscu, że można by pomyśleć, iż to łzy dziewczyny. Jej blade ręce zwisały po bokach. Stanęła przy drzwiach, po czym podnosząc głowę, odsłoniła jednocześnie nadgarstki. Dopiero teraz zauważyli, że z jej rąk spływa krew i zalewa powoli białe kamyczki posadzki, sprawiając, że czarny niedźwiedź nabrał jeszcze groźniejszego charakteru. Z oczu kobiety natomiast ciekły brunatnoczerwone łzy. Rosalie aż wzdrygnęła się z powodu tego widoku. Chwyciła odruchowo ramię swojego męża, po czym skupiła wzrok na jego twarzy. Emmett był jakby otumaniony. Wpatrywał się w marę kobiety niczym w najpiękniejsze malowidło. Bladoniebieskie oczy zjawy spoczęły na nim, a wtedy na ustach ducha pojawił się nieznaczny, smutny uśmiech.

- Joe, Josephine – wyjąkał, padając na kolana. Nagle wspomnienia zaczęły bombardować jego głowę. Ona na łódce, uśmiechająca się. Piknik nad rzeką. Jego matka głaszcząca jej policzek. Wspólna jazda na tandemie. Potańcówka na świeżym powietrzu podczas lokalnego festynu. Byli szczęśliwi. Rosalie chyba rozumiała, co przeżywa jej partner. Widząc tę kobietę, rozmyślała, jak bardzo bolesna mogła być dla niej utrata miłości. Nie miała wątpliwości, że długowłosą zjawę łączyło coś z Emmettem.
- Emmett – wymamrotało bezgłośnie widmo, jakby nie przemawiało od wielu, wielu lat, a głos uwiązł mu w gardle. Tylko po ruchach ust można było domyśleć się, że wymawiało jego imię.
- Co ci się stało, że krwawisz? Jak mogę ci pomóc? - zapytał, niemal ze szlochem.
- Krwawiło moje serce, krwawi moja dusza – odpowiedziała brunetka chropowatym tonem, który nieprzyjemnie osadzał się w wampirzych uszach.
- Boże, nie wierzę. Co ja ci zrobiłem? Miałem rację, byłem zły! - Złapał głowę w obie ręce. Jego ciało skręcało się w konwulsjach.
- To nie ty, kochany. To ja po twoim zaginięciu odebrałam sobie życie.
- Wybacz – wyszeptał.
- Nic się nie stało. Byłeś najjaśniejszym promykiem w moim życiu. Wraz twoim odejściem wszystko się dla mnie skończyło.
- Gdybym wiedział, pojawiłbym się wcześniej. Boże, to okropne.
- Nie, nie smuć się. Przyszłam ci powiedzieć, co chciałeś usłyszeć. Byłeś dobrym człowiekiem. - Schyliła się i wzięła jego podbródek w dłonie. - Jesteś teraz szczęśliwy i to mnie cieszy. - W mętnych, błękitnych oczach zaświeciły się iskierki. Takie, jakie miała zawsze, gdy na mnie patrzyła – skojarzył w myślach.
- Cierpisz? - zapytał z troską.
- Moje męki są niczym, odkąd ponownie cię ujrzałam.
- Chciałbym ci pomóc. Tak jak tej dziewczynce pomogła Rosalie – wspomniał, zastanawiając się, czy Joe może wiedzieć, o kogo chodzi.
- Słodka Amy – uśmiechnęła się pod nosem. - To dobrze, że poszła do nieba. Ja niestety muszę tu zostać i czekać na ostatni dzień. Wtedy Bóg rozsądzi, czy wystarczająco długo cierpiałam. - Podała mu dłoń, zachęcając do powstania. Przyjął ją z wdzięcznością.
- Czyli jest niebo, jest Bóg? - zapytał, na co ona pokiwała twierdząco głową. - A co dzieje się z takimi jak my? - Zerknął na osłupiałą ze zdziwienia Rose i nadzwyczaj spokojnego Jaspera. - Z... wampirami – dodał po chwili.
- Też musicie poczekać do ostatniego dnia. W ciele lub bez niego wasze dusze, osamotnione po unicestwieniu, staną przed Panem.
- Dziękuję – odezwał z ulgą. Dzięki niej nie tylko dowiedział się czegoś o sobie, ale też poznał odpowiedź na wątpliwości Carlisle'a.
- Proszę – uśmiechnęła się i wycofawszy, zamierzała odejść. Odwróciła na chwilę głowę i skierowała słowa do Rosalie: - Opiekuj się nim. - A potem do Emmetta: - Żegnaj.
Kiedy wypowiedziała ostatnie zdanie, zniknęła. Na mozaice nie było ani śladu krwi, a wampirza trójka po chwili refleksji z ulgą udała się do samochodu. Jasper poklepał przyjaciela po barkach.
- Dałem jej spokój, to choć na trochę uśmierzy ból. - Emmett, zazwyczaj bardzo skąpy w okazywaniu uczuć mężczyznom, uścisnął go mocno. Doceniał to, że ma rodzinę i od tej chwili będzie mógł żyć teraźniejszością, choć Josephine na zawsze zabrała kawałek miejsca w jego sercu.
_______
* (PL) [link widoczny dla zalogowanych] ; (ENG) [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Czw 10:47, 11 Lis 2010 Powrót do góry

Och, czekałam na tę miniaturkę.
Przepraszam, że nie glosowałam, zaczęlam czytać te historię, przerwałam i juz do nich nie wróciłam.

A ja wiem, dlaczego dostalas akurat tę ranggę:P
Bo Emmett już zawsze będzie nam się kojarzył z humorem, jego wypowiedzi są nim przesycone po prostu:P

Opowiadanie faktycznie nie przestraszyło, mial elementy grozy w scenie wywoływania duchów.
Ale ogólnie mini Ci się udała, bo była wciagająca. Dziadymi się kojarzą z polską tradycją, wiec to jakis plus, bo typowo "obcym" bohaterom dodałaś troche polskości.

Bardzo uroczy i rozczulający był watek z duchem małej dziewczynki. Zachowanie Rose...
Boże, sprawilaś ze spojrzałam na tę postać inaczej. Oczywiście, miałam juz nie raz tak, czytając różne opowiadaniach, a tutaj to uczucie powróciło.
ładnie manipulujesz postaciami, szkoda, że musiałas sę ograniczać w pisaniu.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 19:05, 12 Lis 2010 Powrót do góry

No, dobra...
Promyczku najukochańszy... Początek - sam wstęp - bardzo ciekawie napisany. Urzekła mnie nowa wizja - spojrzenie na relację Emmetta i Rose, dostrzeżenie jej, bo mój wzrok niestety zazwyczaj omijał ich związek.
Potem poczułam się troszkę rozczarowana... Nie żeby tekst był zły, nie mam mu nic do zarzucenia, ale nie spodobało mi się do końca podejście naszej trójcy do tej wyprawy. Rozumiem jednak, dlaczego zostałaś mistrzynią pisania humorystycznego horroru - rzeczywiście się uśmiałam. Jakoś wydało mi się to surrealistyczne - trójka wampirów w kościele...? Nie widzę tego... /kręci głową
Ale masz rację, że dialogi są zabawne. Sarkazm i ironia bardzo do mnie trafiają. Uwielbiam Cię za to!
Jednak Kochana, to nie byłoby wszystko.
Od akcji w bibliotece zaczęłam szaleńczo chichotać. I ten fragment rozłożył mnie na czynniki pierwsze. Naprawdę! Jazz i jego zdolności do flirtowania... Która by mu nie uległa? Ech... love love
/rozmarzona, z językiem na wierzchu, spada z łóżka.../
Pomysł dziadów? Jestem bardziej niż w szoku. Ten zwyczaj umarł dla mnie w czasach Adama M. Ty go wzbudziłaś na nowo i chwała Ci za to!
/biję pokłony i pada do stóp/
Mieszanie rzeczywistości, to coś, co w fantasy lubię najbardziej. A niestety w niewielu fanfikach się z tym spotykam. Gusła to obrzęd pogański, ale typowo słowiański... Przeniesienie go do reali amerykańskich, to dla mnie niebo niebiańskie. Co prawda zaprzeczam sama sobie - wampirów w kościele nie widzę, ale już odprawiających Dziady tak... Jestem szalona i tyle. :D
Na koniec Pernix chciałam Ci powiedzieć, że za końcówkę masz u mnie medal. Piękne gusła. Pięknie dotknęłaś duszy tym fragmentem. Bardzo podobało mi się, że spotkanie z Amy w pewnym sensie pomogło Rose, a Josephine uszczęśliwiła Emmetta i odpowiedziała na podstawowe pytanie egzystencjalne Carlisle'a, w ogóle ten tekst wniósł w mój dzień więcej uśmiechu niż cokolwiek innego.
Co prawda miał to być horror a wyszedł dramat, może raczej komediodramat. Jeśli wiesz, co chcę powiedzieć... :D
Jednak moją perełką jest:
Cytat:
Rose, nie żyjesz za to porównanie do dziadka

Kocham go po prostu :) A Ciebie za to, że tak super go skonstruowałaś, bo nie jest tu meyerowski ;p
A więc kocham, uwielbiam i życzę weny.
Ciao,
Twoja dot.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez dotviline dnia Pią 19:08, 12 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 19:19, 12 Lis 2010 Powrót do góry

Kropku, aż odpiszę, bo mnie zaintrygowałaś:

Cytat:
Potem poczułam się troszkę rozczarowana... Nie żeby tekst był zły, nie mam mu nic do zarzucenia, ale nie spodobało mi się do końca podejście naszej trójcy do tej wyprawy.


Możesz rozjaśnić? Chodzi tylko o to, że zdecydowali się odwiedzieć kościół? I jakie podejście? Rose była całkiem poważna we wszystkim, bo chciała pomóc Emmettowi. Em, humorem czy trochę ignorancją bronił się przed zawodem, ale szczerze upatrywał w tej wyprawie wielkie nadzieję. A Jazz, chyba był najbardziej zdystansowany, bo bezpośrednio się go to nie tyczyło, ale kiedy trzeba było, brał sprawy w swoje ręce. Tak ode mnie wyjaśnienia. Wink

A, przeczytaj sobie mini Angels, bo jest o Jasperze! Mrocznym Jasperze!
Nie widziałam Cię pod Lykoskiem. Nie przekonuję do komentowania czy coś, ale jestem ciekawa, czy czytasz. :)

Prawdziwa, miałam aspirację, by Emmetta ukazać jakoś inaczej, nie tylko z dowcipem, tylko jako wrażliwego, tęskniącego za wspomnieniami faceta, który do końca nie wie, kim jest. Ale oczywiście wyszło jak zwykle. Emmett radosny osiłek. Wink No nic, on chyba tak już ma! :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 19:40, 12 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Pią 19:32, 12 Lis 2010 Powrót do góry

Puk, puk to znowu ja. Tak gwoli wyjaśnienia.
Pisząc moj komentarz nie pomyślałam, ze odbierzesz go w ten sposób, ze Emmett mnie tylko rozbawił, bo on ogólnie wesoły osiłek jest. Nie, nie.

Zauważyłam to, ze podkreśliłaś w nim tę mniej znaną nam część jego osobowości. Nawet na wstępie pokazalaś, ze ten facet ma więcej do powiedzenia, niż tylko aluzje dotyczące seksu i cierpkie dowcipy.

Sam początek był bardzo głęboki, wydobyłaś go z jego własnej "śmiechowej" skorupki.

Może powinnam bardziej podkreślić to już w mojej pierwszej wypowiedzi, ale nie pomyślałam o tym.

No, to rozwinęła nam się trochę dyskusja, na temat tej miniatury Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 19:44, 12 Lis 2010 Powrót do góry

Prawdziwa napisał:


1. Zauważyłam to, ze podkreśliłaś w nim tę mniej znaną nam część jego osobowości. Nawet na wstępie pokazalaś, ze ten facet ma więcej do powiedzenia, niż tylko aluzje dotyczące seksu i cierpkie dowcipy.

2. Sam początek był bardzo głęboki, wydobyłaś go z jego własnej "śmiechowej" skorupki.

3. No, to rozwinęła nam się trochę dyskusja, na temat tej miniatury Laughing


1. Cieszę się bardzo! :)
2. Mówisz o tym wstępie, którego nie dałam w konkursie? Jeśli tak, to cieszy mnie to jeszcze bardziej!
3. O to chodzi, prawda? Brakowałam mi interakcji z czytelnikiem, dlatego cieszę się, że odpowiedziałam. Z reguły piszący nie odzywa się w komentarzach, żeby sobie nie podnosić licznika komentarzy, a śledzić rzeczywiste zainteresowanie swoimi pracami, ale czasem dobrze jest coś wyjaśnić, o coś czytelników zapytać.
Dzięki za odpowiedź! :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 19:45, 12 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 20:01, 12 Lis 2010 Powrót do góry

Zgadzam się, podeszli do sprawy poważnie. Tylko, że coś mi zgrzytnęło... Sama nie wiem, co to do końca jest. Po prostu wydaje mi się, że na początku nikt z nich nie wierzył w sens wyprawy do Spring City. Może po prostu w moim odczuciu nie było jakiegoś typowego nerwowego podniecenia, które zazwyczaj towarzyszy osobom szukającym czegoś. Jak się głębiej zastanowić, to Twoja odpowiedź wyjaśnia wszystko. Tyle że jak dla mnie w tekście nie dało się tego tak łatwo zauważyć. Może Twój opis pokazał ich odczucia zbyt płytko? Albo ja po prostu jestem za wybredna... ;p
Raczej to drugie Wink

Mini Angels czytałam Wink
A co do Twojego Lykosia... Niestety jakoś nie mogę się do niego zabrać. Muszę się za niego wziąć i za RS. Ale na razie nie mam na to weny... ;/

Mam nadzieję, że rozjaśniłam Ci choć trochę moje pogmatwane myślenie... :D

Ciao :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 20:11, 12 Lis 2010 Powrót do góry

Rozumiem, wiesz, ja stawiam na to, że może nie tyle płytko ( Twisted Evil ) co powierzchownie to nakreśliłam, bo jednak musiałam się streszczać w limicie i nie to było dla mnie najważniejsze. :)

No w sumie, z Lykosem nie ma się co spieszyć. Im więcej do czytania naraz, tym lepiej. A skoro weny na czytanie o wilczkach nie ma, to lepiej się wstrzymać, co byś nie była rozczarowana Promykowym pisaniem!

PS Podeślij mi coś swojego, pisałaś na twitterze, że piszesz... "Nie czytałam" Cię jeszcze. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Sob 16:24, 13 Lis 2010 Powrót do góry

Przeczytałam Gwóźdź do trumny i jestem w ekstazie(by the way, niewiele kto potrafi mnie zmobilizować do czytania(a nie tylko pisania)na forum).{czy to jest dobre miejsce na koment do tej miniatury, wiem że powstała już kolejna, więc pewnie nie, ale za cholere nie wiem gdzie mam coś napisać-wybaczcie zielona jestem}. Cudny tekst, swoją drogą napisany w takim stylu mógłby dotyczyć kiszenia ogórków i też bym połknęłaWink Było tu wszytko, emocje, kuszenie, osławiona decyzja...kto nie przeżywał tego rodzaju dylematów niech pierwszy rzuci kamieniem[choćby w variety]. No samo zycie-człowiek jako istota zmysłowa, rozdzierana swoim własnym libido, jak czuły odbiornik wyłapująca najdelikatniejsze sygnały płynące z różnorodnych interesująccyh rozgłośni(a ta konkretna antenę miała że hej!)...ech. Pisz Pernix, olej wszystkie "proper jobs" i pisz!!! Dobra, spadam. Przeczytam jeszcze raz!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 13:14, 09 Sty 2011 Powrót do góry

Dodam moją mini z przedostatniego pojedynku, ostatnią zostawię na później, bo muszę jeszcze nanieść korektę, a dziś wyjątkowo mi się nie chce po sprawdzaniu tylu tekstów.

Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to zapraszam, ale ostrzegam, że są lemonki, więc plus 18



Zapach pościeli




Czerwona jak morze krwi satyna, rozpostarta na moim-jego łóżku...


Czekam, ma zjawić się lada chwila, a ja, siedząc na brązowym, cholernie wygodnym wypoczynku, przekładam nogę na nogę. Nie mogę się zdecydować: lewa na prawej, prawa na lewej? Czy to ma znaczenie? Mam wrażenie, że lepiej prezentuje się moja lewa łydka... Na szczęście nie muszę długo rozważać symetrii swojego ciała.
W końcu dzwoni do drzwi. Ma klucze, ale zawsze dzwoni. Chyba lubi ten moment, kiedy otwieram je i zapraszam go do środka, bo on czuje się tu trochę jak gość.
Spogląda na mnie zmysłowo, jest głodny. Widzę w jego oczach czyste pożądanie. Przekracza próg, upuszcza swoją biznesową walizkę i otwiera ramiona, w które z rozkoszą się zatapiam. Czuję jego podniecenie, jego członek ociera się o delikatny materiał mojego szlafroka. Tak szybko staje mu tylko dla mnie – wiem to. Nie mówi żadnego słowa, tylko prowadzi za rękę w stronę sypialni. Rzuca na zimną satynę, rozsuwa poły szlafroka, a jego oczom ukazują się nogi odziane w cienkie, czarne pończochy zamocowane na pasie. Patrzy w górę i widzi opakowanie z prześwitujących koronek – jego ulubione. Uwielbia patrzeć przez materiał na moje brodawki, to go kręci, a ja jestem tego świadoma i wykorzystuję zdobytą wiedzę. Zatapia twarz w moim biuście, całuje, zadziera materiał, by wziąć sutek w spragnione usta. Ciągnie, wydłuża go i zagryza. Sprawia mi tym rozkoszny ból – wie, że lubię przekraczać granice, balansować na równi pochyłej. Ból za przyjemność. Łza za jęk szczytowania.
To samo robi z drugim sutkiem, bo przecież on nie może zostać w biustonoszu, niedopieszczony i schowany. Nie bawi się w wyrafinowaną grę wstępną, tylko kąsa moje ciało, zostawiając ślady ostrych zębów, a potem odpina rozporek czarnych, szykownych spodni, uwalnia się z koszmarnie drogich bokserek Calvina Kleina – luksusowa bielizna to jego fetysz, mnie też kupuje przesadnie kosztowne szmatki – odsuwa na bok materiał moich stringów i wdziera się do ciepłego środka. Napiera mocno, mości się niczym niezdecydowany ptak w za wygodnym gnieździe. Patrzy mi w oczy, jego wzrok przeszywa mnie na wskroś. Wiem, że oczekuje, bym dla niego doszła pierwsza. To, że chce słyszeć moje jęki, podnieca mnie jeszcze bardziej. Nie mogę długo walczyć ze swoim ciałem. Stęskniona przez poniedziałek, rozdrażniona przez wtorek, wkurwiona przez środę, spragniona przez czwartek, niecierpliwa przez piątek i czekająca na niego przez ten kawałek soboty, gdy musiał dojechać do mojego-jego mieszkania, zaciskam się mocniej wokół niego. Czuję gorąco, czuję zbliżającą się eksplozję prądów i dreszczy.

- Powiedz to - mówi niskim głosem.
- Eedwaaard - jęczę. - Edward, Eeedwaaard! - Wiem, że to go kręci.
Właśnie gdy wypowiadam po raz trzeci jego imię, dochodzi we mnie. Jego ego znów zostało dopieszczone i połechtane. Kładzie się na mnie, dysząc, po chwili muska policzek i wyjmuje penisa, uważając, by nie zsunąć gumki. W pościeli czuję mojego mężczyznę.


Stojąc przed wielkim oknem, z którego roztaczał się widok na panoramę miasta, przypominałam sobie jedno z naszych pierwszych spotkań w tym apartamencie. Jak ja się wtedy cieszyłam, że kupił dla nas wspólne lokum. Mieszkałam z nieznośną, fanatycznie religijną ciotką, która była święcie przekonana, że „trzymam swój wianuszek dla tego jedynego kawalera”, dlatego zapraszanie go do siebie było wykluczone. Po niezliczonych nocach w hotelu wreszcie mogłam poczuć się jak jego kobieta, a nie przelotny romans czy jednorazowa przygoda. A teraz byłam tu nadal, tylko że już bez niego. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Na szklanej ławie postawiłam butelkę Cabernet Merlot, jego ulubione, i jeden kieliszek. Nogi położyłam na grubej poduszce. Mimo że naciągnęłam na stopy ciepłe, wełniane skarpetki, dodatkowo otuliłam się kocem. Marzłam, chociaż centralne ogrzewanie było ustawione na dwadzieścia dwa stopnie, a na dworze panowała plusowa temperatura.
Zmierzchało, ta pora dnia okazała się najgorsza, nie miałam, czym odegnać myśli. Czekał mnie samotny wieczór, kolejny, z pewnością nie ostatni. Do odtwarzacza DVD włożyłam wcześniej płytę, którą nagraliśmy na jego życzenie. Miał kopię i trzymał ją bodajże w swoim biurze, żeby Ona nie miała szans znaleźć dowodów na nasz związek.
Bardzo się pilnowaliśmy, ale sądzę, że jego żona musiała być albo głupia, albo wyrafinowana. Może wolała przymykać oczy, nie widzieć prawdy? Rozwód, nawet jeśli zgarnęłaby połowę majątku, nie był jej po drodze. Bała się pewnie stracić wpływy, zrezygnować z blichtru, w którym lubiła się pławić...
Nie było sensu walczyć ze wspomnieniami, ale ja na przekór nacisnęłam „play”. Od dawna uważałam się za masochistkę – patrzenie na nas, razem, bolało, ale też przenosiło w świat mojego własnego szczęścia. Któż nie chciałby chwilę pocierpieć, by przypomnieć sobie najlepsze chwile w swoim życiu? A najlepiej było mi właśnie w jego objęciach...


Czarny jedwab, z wzorem wijących się srebrnych kwiatów....


Siedzę na nim nim okrakiem, on leży w poprzek łóżka, by kamera dobrze objęła nasze ciała. Mam na sobie czerwony gorset zapinany na niezliczoną ilość haftek i delikatne, głęboko wycięte figi pasujące kolorystycznie do góry. Włosy zebrane w wysoki kok odsłaniają twarz pełną emocji. Pragnę go, będę go ujeżdżać, aż zacznie jęczeć, błagając o jeszcze, kiedy na chwilę się zatrzymam - to mówi moja, teraz nieco obca dla mnie twarz. Przesuwam długimi paznokciami pomalowanymi soczystym jak truskawka lakierem po jego piersi, co wywołuje gęsią skórkę na tym twardym, mocnym ciele. Bawię się nim, drażniąc męskość przez materiał bokserek i cienką koronkę majtek. On próbuje odpiąć gorset, by uwolnić moje piersi. Faceci uwielbiają trzymać cycki w rękach, jak najczęściej, jak najdłużej. Edward nie jest wyjątkiem. Nie może sobie poradzić, co sprawia, że się śmieję. Nagle zrzuca mnie i idzie do łazienki, a ja nadal uśmiecham się pod nosem oraz zagryzam dolną wargę, gdy widzę, jak wraca z nożyczkami i z pełną determinacją wdrapuje się na łóżko, po czym rozcina wiązanie z przodu, z wielkim zadowoleniem odrywając materiał. Następnie przykrywa rękoma swoje skarby, ściska je, ugniata. Odsuwam go na bok. „Nie dziś, kochany” - można wyczytać z mojego spojrzenia. To ja dominuję, to ja narzucam warunki, jak będziemy się pieprzyć, a mam ochotę go mocno wykorzystać. Lubi, gdy przejmuję inicjatywę, ale zawsze musi zachować dla siebie, dla swojej próżności, odrobinę władzy. Demonstruje to poprzez zerwanie moich fig, co nieco kłuje mnie w tyłek. Odwdzięczam się tym samym, chwytam porzucone przez niego nożyczki i z przyjemnością rozcinam jego luksusowe gacie. W końcu żona kupi mu nowe – gorzka refleksja uderza obuchem w podświadomość, bo to ja wolałabym uzupełniać jego garderobę po stratach wywołanych naszym dzikim seksem. Wyrzucam nieprzyjemną myśl z głowy. Chce mieć wideo do trzepania konia? Dam mu pokaz, którego nie uraczy w żadnym pornosie! Sięgam po niego. Idealnie układa się w moich rękach, jest ciepły. Uwielbiam jego penisa, a jeszcze bardziej uwielbiam, jak rośnie dla mnie. Nachylam się, by wziąć go do ust. O, tak, mój miły, teraz będę go ssała, a ty będziesz się opanowywał, żeby nie trysnąć w moich ustach. Smakuje dobrze tak, jak powinien. Oblizuję dokładnie główkę, a potem znaczę językiem na całej długości mokry ślad. Biorę go w pełni do ust, dociskam tyle, ile mogę, przytrzymuję i po chwili uwalniam. On jęczy, to jęk-prośba o to, żebym kontynuowała. Znów powtarzam delikatne podchody, drażnię się z nim, a potem pieprzę go w moich ustach tak, że odbiera mu dech w piersiach. Sapie, stęka, jest jak bezbronny chłopczyk, zabawka, którą steruję. Przerywam pieszczotę i powracam do jego ust, wsuwam delikatnie język między rozchylone wargi, powoli eksploruję znajome wnętrze, a następnie przygryzam jego dolną wargę, do krwi, a on wydaje z siebie zduszone warknięcie. Nachylam się nad nim, by sięgnąć z nocnej półki gumkę, w tym momencie Pan Duże Ego wykorzystuje chwilę i chwyta moją pierś w usta, ssie. Odsuwam się i uderzam go lekko w twarz, kręcąc z dezaprobatą głową:
- Nie tym razem, kotku – szepczę. Ledwo można mnie usłyszeć.
Zakładam prezerwatywę i powolutku plasuję się na jego stręczącym członku. Ocieranie o ścianki pochwy wywołuje przyjemne dreszcze. Wysuwam go, by powtórzyć tę czynność, która sprawia mi przyjemność, a następnie delikatnie unoszę się w górę i w dół. Edward drażni kciukiem moją łechtaczkę. Wspaniałomyślnie mu na to pozwalam, szukając odpowiedniego tempa. Miarowo doprowadzam nas niemal na szczyt pobudzenia, po czym przyspieszam. Metalowe łóżko skrzypi, zagłuszając na wideo pojękiwanie Edwarda, ale ja widzę go przed sobą i wiem, że już dobiega do ostatniej bazy. Jesteśmy w domu, opadam na jego pierś, lepiąc się z wysiłku. Pościel pachnie jak zerżnięta suka – pot, sperma i łzy.



Wyłączyłam płytę, nie chcąc się dłużej katować, a następnie odruchowo przełączyłam telewizor na kablówkę. Trafiłam na środek jakiegoś babskiego filmu. Nalałam wino do kieliszka, profesjonalnie okręcając butelkę, by nie uronić ani kropli, po czym przytknęłam krawędź naczynia do nosa, chcąc nasycić się upojnym bukietem napitku. Wiele bym dała, żeby sączyć ten płyn, aż do słodkiego zapomnienia, ale nie mogłam sobie na to pozwolić, nie w tym stanie. Ze złością rzuciłam kieliszkiem o podłogę, obserwując, jak kremowy dywan z wielbłądziej wełny naciąga trudno spieralnym trunkiem. Mój-jego drogi dywan...
Właśnie kiedy zdecydowałam się podnieść i posprzątać rozbite szkło, po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Nie do końca wierząc w to, że przyszedł, szybko odrzuciłam koc – tliła się we mnie iskierka nadziei. A może jednak? Pobiegłam do drzwi i otworzyłam. Zobaczyłam znajomą blond czuprynę i przyjazną twarz. Kiedy tylko na mnie spojrzał, zmartwiał. Jego zatroskana mina wiele mówiła o moim stanie.

- Boże, Bello! Jak ty wyglądasz! Co się stało?
- Nic – odpowiedziałam, a potem spojrzałam w lustro. - Na policzkach można było dostrzec mokre ślady po łzach, a oczy były zaczerwienione. Nie zorientowałam się, że płakałam! - Rozumiesz, zmiany hormonalne. - Przewróciłam oczami, po czym posłałam mu najserdeczniejszy uśmiech, jaki potrafiłam z siebie wykrzesać. Chyba byłam niezłą aktorką, bo kupił to, a może faktycznie jego obecność spowodowała, że humor momentalnie zmienił się na lepsze.
Zaprosiłam go do środka, proponując coś do picia. Powiedział, że sam się obsłuży. Bywał u mnie na tyle często, że czuł się swobodnie. Nie miałam nic przeciwko. Lubiłam, jak ludzie w moim towarzystwie, nawet na moim terytorium, nie odczuwali skrępowania. Skierowałam się do kuchni po zmiotkę i szufelkę. Gdy wracałam, Jasper spojrzał na mnie karcąco, po czym wyjął z rąk zestaw do sprzątania i wziął się za zbieranie szkła.
- Bello, gdybym wiedział, jak się czujesz, nie wyjeżdżałbym na tak długo. - Był w Europie, załatwiał kontrakty dla firmy, w której pracował. Musiałam przed nim udawać swój rozgoryczony stan, bo gotów był zostać, narażając się swoim szefom.
- To, jak się czuję, nie ma w tym momencie znaczenia, sama sobie zaserwowałam taki los.
- Z grzeczności nie zaprzeczę – Uśmiechnął się delikatnie.
- No widzisz. Lepiej opowiedz mi, jak było we Francji. Czy Francuzki są takie piękne, jak mawiają? A Francuzi? Szarmanccy?
- Wobec mnie nie, więc nie miałem okazji się przekonać, a Francuzki... Ładne, ale żadna nie dorównuje tobie.
- Pieprzysz.
- Tego mi brakowało. Ciało anioła i dusza diabła. Ten twój niewyparzony język. - Nastąpiła chwila milczenia, przerwał ją Jasper: - Odzywał się?
- Nie. Nie liczę już na to. Poza tym muszę się stąd wynieść. Nie chcę tu być, zbyt dużo wspomnień.
- Zawsze możesz zamieszkać u mnie, mówiłem ci.
- Nie, dzięki. Muszę znaleźć coś własnego, ale nie mam na to energii.
- Przeprowadzisz się do mnie i razem czegoś odpowiedniego poszukamy. Zobaczysz, będzie fajnie!
- Czy ja wiem. A co z Alice? Nie będzie wkurzona, że zamieszkam z jej chłopakiem?
- Jeśli będzie miała coś przeciwko, to znaczy, że nie jest dla mnie właściwą osobą. - Oj, Jazz, powinna być dla ciebie najważniejszą osobą na świecie – pomyślałam, ale nic nie powiedziałam. - A teraz do łóżka, księżniczko. Opowiem ci, jak było. - Chwycił mnie za rękę i poprowadził do sypialni. Miałam już na sobie ciepłą frotową piżamę, więc nie było potrzeby, by wypraszać go z pokoju w celu dokonania zmiany garderoby. Wdrapałam się na wysokie łóżko i otuliłam kołdrą. Jasper położył się obok mnie na pościeli. Podwyższył grubą poduchę tak, by miękko oprzeć plecy o wezgłowie łóżka. Nogi założył na krzyż, po czym zaczął opowiadać o pięknej Europie. Nie byłby Jasperem, gdyby oprócz załatwiania ważnych, biznesowych spraw nie urządził sobie wypadów na miasto. Zwiedzał, robił zdjęcia, zapuszczał się do mniej turystycznych dzielnic, by chłonąć autentyczny klimat miast, rozmawiał w małych kawiarniach z tubylcami. Cały Jazz. Choć mówił niezwykle ciekawie, wtrącając co rusz śmieszne anegdoty, szybko odpłynęłam. Jego towarzystwo bardzo dobrze na mnie zadziałało, jak zawsze. Czułam się odprężona i uspokojona.


Biała bawełna, niewinna, przyjemna w dotyku...


Słońce wpada przez uchylone rolety i budzi mnie ze snu. Edward jeszcze śpi, wpatruję się w jego twarz. Jest jak dziecko – brak zmartwień, niewinność, spokój. Mamy jeszcze trochę czasu. Za dwie godziny wyjdzie frontowymi drzwiami i nie zobaczę go przez pięć dni. Po raz pierwszy się smucę. Do tej pory napalona absolwentka, o mały włos jego praktykantka, niezawodna kochanka, teraz żałosna, wzdychająca do niego kobieta. Uświadamiam sobie, że go kocham, że od początku się w nim zakochiwałam. Delikatnie opuszką wskazującego palca gładzę szorstki policzek. Przebudza się, otwiera powieki, spoglądając na mnie zielonymi oczami. Uśmiecha się. Uwodzicielski uśmiech numer pięć działa na mnie, jak dobre perfumy: Chcę się w nim pławić, chcę, by mnie otulał. Całuję go w usta, on przyciąga mnie na siebie. Czuję jego poranną erekcję i od razu w moich lędźwiach rozpala się ogień. Można go ugasić tylko w jeden sposób. Ocieram się o niego, on pojękuje. Wiem, że lubi ten rodzaj przebudzenia. Podciągam nocną koszulkę, a potem zsuwam jego piżamowe spodnie, które kupiłam mu w prezencie na zeszłoroczne święta Bożego Narodzenia – nosi je zawsze, będąc ze mną, a to daje mi poczucie, że jest tylko mój – niby fragment garderoby, a tak wiele znaczy. Jego penis wyskakuje zadowolony, sięgam po niego i zatapiam w ogniu mojego pożądania. Leniwie unoszę się na nim, cały czas składając pocałunki na ustach. Jesteśmy pobudzeni, zacieśnieni, on lekko się wysuwa i sięga do szuflady po kondom. Nagle jego twarz pochmurnieje – domyślam się, że kartonik jest pusty.
- Nie przejmuj się, kochanie. Możemy bez. - Znów wsuwam się w niego, Edward nie protestuje, ale przywdziewa zdziwiony wyraz twarzy. Odpowiadam na niemo zadane pytanie: - Wezmę pigułkę „po”. Nie odmówię sobie tej ostatniej przyjemności z tobą – szepczę mu do ucha.
On nadal nie potrafi wyjść z szoku, ale godzi się na seks. Ja kłamię. Kłamię, bo nie wezmę żadnej chemii. Tak naprawdę mam nadzieję, że jeden z jego żołnierzy sforsuje moje jajeczko, a ja będę na zawsze z nim połączona. Będę wychowywać owoc naszego związku. Nieważne czy sama, czy z nim. Wiem, że to nie fair z mojej strony, ale nie potrafię wyzbyć się myśli, iż niedługo mnie opuści. Boję się, że go przy sobie nie utrzymam i być może to jedyna szansa, aby zachować cząstkę ukochanego. Myśl o wspólnym dziecku wznosi mnie na wyżyny. To niesamowite czuć go w pełni, bez żadnych barier. Jest dla mnie idealny. Czuję drgania, falę dreszczy, która wybucha niczym fajerwerki. Dociskam mocniej, zwiększając intensywność. Jest cudnie, jestem w niebie. Opadam na niego, po czym odsuwam się na bok – zmęczona, zaspokojona, szczęśliwa. Przykładam głowę do poduszki, on całuje mnie w czoło, a następnie wstaje i idzie do łazienki. Pościel pachnie. Lawendą i nami.



- Bello! Bello, wstawaj. - Ktoś delikatnie potrząsnął moim ramieniem. Z trudem otworzyłam zaspane powieki, które odruchowo opadały, gdy do oczu wdarły się ostre promienie w pełni obudzonego słońca. - Masz gościa. - To Jasper. Rozpoznałam go, kiedy wreszcie zmusiłam się do patrzenia. Spostrzegłam, że był ubrany w te same ciuchy co wczoraj. Był tu ze mną. Nie zostawił mnie.
Nie miałam szans na przetrawienie wiadomości, a w drzwiach już pojawił się Edward. Usiadłam na łóżku, kołdra ubrana w tę samą bawełnianą pościel, w której kochaliśmy się ostatni raz, osunęła się, odsłaniając mój pękaty brzuch.
- Jestem - powiedział po prostu, a w ręce trzymał pluszowego misia. Mój Edward, wychudzony, zmęczony. Boże, co on musiał przejść? - zastanawiałam się, ale on przerwał moje rozważania, kiedy zbliżył się do łóżka i wziął mnie w swoje ramiona.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 20:48, 14 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin