FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 miniPernix. 16. Z pąkami róż odeszła... 22.02 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 21:09, 15 Kwi 2010 Powrót do góry

Nie wiem, co mogę napisać, żeby się nie powtórzyć z tym, co napisałam w ocenie pojedynku. No, ale trudno, chyba się powtórzę.
Zdziwiły mnie zarzuty, że drabułka ta nie jest oryginalna. Moim zdaniem jest. Ja się nie spotkałam z wizją Jaspera przegrywającego wewnętrzną walkę i porzucającego "wegetariański" tryb egzystencji.
Urzekło mnie to, że w tak małej drabułce zawarłaś tak wiele - i jego emocje, i porażkę, i samotność a także nawet to, że jeszcze tego nie zrobił, ale już przegrał. I bardzo podoba mi się ta "nieprzytomna pokusa". Perełka!
Lubię Jaspera i szkoda mi, ze tak go potraktowałaś Wink Ale przez to jest właśnie fascynująco, inaczej. I zdania są zgrabne... Nie rozumiem, czemu niektórym przeszkadzało to wymienianie emocji. Ja dostrzegam w tym zaletę. Może tylko jedno zastrzeżenie - porównanie uczuć Jaspera do bąbelków jest trochę mało wyraziste. Bo bąbelki są w sumie łagodne. One nie wybuchają... No chyba że mówimy o wstrząśniętej butelce szampana Wink
Aż zaczęłam się zastanawiać, czemu nie miał już rodziny - czy to on ich opuścił, czy na skutek innych okoliczności i to właśnie spowodowało jego załamanie... Ale w zasadzie to nieistotne. Jest tajemniczo dzięki temu.
I po przemyśleniach rozumiem ten tytuł. Dla niego może to być koniec świata. Bo utrata sensu tego, w co się wierzyło, o co się walczyło,pusta, samotna, zła egzystencja jest właśnie końcem wszystkiego.
Pozdrawiam i życzę następnych cudnych drabułek.
Dzwoneczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
windy dreams
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:29, 19 Kwi 2010 Powrót do góry

No więc może ja się wypowiem;). Pernix muszę ci powiedzieć, że twoja drabułka bardzo mi się podobała i do tej pory dziwię się, że jakimś cudem wygrałam z takim tekstem. Jak to mówią głupi zawsze ma szczęście... Ale naprawdę kobieto to jest majstersztyk. Te porównanie do bąbelków było dość niekonwencjonalne i być może one faktycznie nie mają żywota i pomimo faktu, że nic w pryzrodzie nie ginie to i tak mi się to podobało. I ta nieprzytomna pokusa hmmm cud miód i bigosik;) I kurcze Dzwoneczek ma rację, bo pomimo kanoniczności Jaspera to nie widziałam jeszcze żeby ktoś przedstawiał go w ten sposób. Cóż fakt, że emocje były może troszeczkę ukrócone i jak dla mnie troszkę za mało zarysowane, ale mogłam sobie wyobrazić jak czuł się Jasper. to chyba jedyne co mi tak zgrzytało te wymienienie uczuć. A tak w ogóle to świetnie świetnie i jeszcze raz świetnie! Więcej takich!

Pozdrawiam,
bella0


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez windy dreams dnia Pon 22:30, 19 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 23:06, 04 Maj 2010 Powrót do góry

Dobra.
Zbieram się i zbieram, więc w końcu trzeba się ogarnąć... Czas na mój komentarz - boshe, jak to brzmi...
Biorę pod lupę drabble.
I niech się dzieje wola nieba...
[Żartowałam...]
Promyczku, otóż... Trudno jest oceniać drabble, jako, że to najkrótsza możliwa forma. Powiedzieć w kilku zdaniach coś, o kilku zdaniach to naprawdę trudna robota (i masło maślane... ;p).
Ale zamiast gadać dyrdymały, po prostu powiem Ci, co myślę.
Wiesz co? Te drabble nie są ani piękne, ani wspaniałe. Moja droga, one są powalające!
Ja nie wiem, nie mam wręcz bladego pojęcia, jak Ty to robisz, ale rób tak dalej.
"Kalendy kwietniowe" są cudne. Takie niesamowicie surrealistyczne, że aż realne. Jasper zachował się w pewnym sensie jak dupek, ale mimo wszystko, rozbawiło mnie to. Może nie tyle chciałabym tego samego dla siebie, ale podoba mi się taka akcja. Jazz jest po protu słodki... (tia, już się rozpłynęłam...)
Jeśli chodzi o "Koniec świata", to zacięło mnie. Mimo że tekst jest krótki, to mocny. Dosadność, jaka płynie z Twoich słów powaliła mnie. Ból Jaspera wydaje się całkiem rzeczywisty... Aż chciałoby się go przygarnąć, przytulić, pocieszyć... Działasz Promyczku. Oddziałujesz naprawdę silnie na emocje.
Jestem zachwycona.

Czekam na nowe Wink

Niech ten wen leniwy (bądź po prostu zmęczony) ruszy tyłek i zacznie Ci towarzyszyć... xD

Ciao,
Kropek. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Pią 12:25, 11 Cze 2010 Powrót do góry

Mhm... (zyskuje na czasie i miejscu:P) Odzwyczaiłam się od pisania długich komentarzy, ale postaram się napisać raczej konkretnie i przekazać moje odczucia względem tekstu Nie mówcie odwróceni tyłem: ja mnie mój moje.

Przechodząc od razu do konkretów - pierwszy akapit mnie zauroczył (chociaż można go było podzielić na dwa, bo przez tę jego długość wszystko mi się potem zaczęło mieszać), pomysł z babką piaskową jest naprawdę świetny i dlatego, niestety, żal mi trochę, że reszta nie okazała się już być tak wspaniałą. Bo jeśli nawet mogę docenić pomysł, jaki miałaś na napisanie tej historii, to kreacja bohaterów i miejscami wykonanie nie do końca przypadły mi do gustu.

Weźmy na przykład ten akapit:
Nie myśląc ani chwili dłużej, wsiadła do swojego Porsche, po czym ruszyła w ślad za erką. Wszystkie auta ustępowały drogi uprzywilejowanemu pojazdowi. Kierowca był niezwykle wprawny, dlatego bardzo szybko dotarł na miejsce. Wampirzyca sunęła po ulicach zaraz za karetką, dlatego przyjechała pod szpital w tym samym czasie. Minuta później i babcia nie przeżyłaby. Od razu trafiła do oddział intensywnej terapii, gdzie poddano ją operacji. Zabieg angioplastyki wieńcowej uratował jej życie, ponieważ w karetce doznała kolejnego zawału i straciła przytomność, co w w wielu przypadkach prowadziło do rychłej śmierci. Rokowania były znikome, szczególnie przy wieku pacjentki, ale młody lekarz, który przejął nad nią opiekę, nie poddawał się. Alice dodawała mu otuchy. Prawie przez cały czas czuwała przy staruszce. Pielęgniarki i doktorzy wyjątkowo zgodzili się, by odwiedzała kobietę, choć nie łączyły ją żadne więzy z pacjentką. Staruszka nie miała już żadnych bliskich. Po ciężkiej operacji życie człowieka często zależy od wsparcia, jakie otrzymuje od rodziny. Nieugięta młoda dama o cudownie miodowych oczach stała się więc szansą dla chorej. Wampirzyca natomiast wiedziała, dzięki swoim wizjom, że kobieta przeżyje. Wiedziała również, iż będzie dla niej źródłem cennych informacji. Lilianne Blackwood w swoim domu na Rain Road mieszkała jeszcze przed Brandonami. Najpewniej znała rodzinę Alice i mogła pomóc dowiedzieć się czegoś więcej o niewiadomej przeszłości, o dzieciństwie. Wampirzyca dzieliła czas na czuwanie w szpitalu i poszukiwania w bibliotece oraz archiwum Urzędu Miasta. Nie odnalazła żadnego śladu poza wzmianką w lokalnej gazecie:

Legenda:
Ukośnie - fragmenty/elementy, w których budujesz "idealny" świat wspaniałych ludzi
Pogrubione - elementy dramatyczne

Mam takie wrażenie, że robisz za mało akapitów. Po prostu mi się tak wszystko skleja w takim tekście i dochodzę do takiego momentu, że nie wiem, co się dzieje, skąd jakiś przeskok. Czytam, czytam o tym, co robiła Alice a tu nagle zdanie: Po ciężkiej operacji życie człowieka często zależy od wsparcia, jakie otrzymuje od rodziny. - oczywiście pasuje do kontekstu, ale jest takie "mądrościowe", jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. I czasami odnoszę wrażenie pewnej schematyczności, to znaczy gdy obok siebie umieszczasz zdania złożone z dwóch zdań składowych. Strasznie ich dużo w powyższym tekście i czasem brak jakichś połączeń między nimi, co utrudniło mi płynne czytanie.
No i - ależ wszystko, co wykreowałaś w swoim świecie, jest dobre. Mam na myśli teraźniejszość w tym tekście, bo w przeszłości było różnie (mam na myśli historię Alice). Generalnie to sztampowe, wysłać jakąś postać do szpitala, opisać jego sytuację jako krytyczną, a potem cudownie ozdrowić i podarować 108 lat życia. Rozumiem, że to tylko "szkielet" Twojej opowieści i że tak naprawdę nie odgrywa tutaj większej roli, bo najważniejsza jest historia, którą ta babcia opowiada, ale ponieważ i ta historia nie jest jakoś wyjątkowo oryginalna, można było tutaj pokombinować.


Tutaj wypisałam jakieś zdania, w których coś mi nie grało, oczywiście mogę się mylić, dlatego proszę o wyjaśnienia w takich sytuacjach :)

Rokowania były znikome - można tak powiedzieć? Bo mnie się zawsze wydawało, że mówi się, że rokowania są dobre albo złe, ale już sama nie wiem Rolling Eyes

Nie mogła powstrzymać jadu napływającego do buzi. - wracamy do przedszkola... ta buzia nijak pasuje do klimatu tego tekstu^^

Tęskniła za mężem, ale jeszcze nie mogła do końca zamknąć tej karty księgi. - ehm... strasznie niezręczne wyrażenie i chociaż mogę się domyślić, o co ci tutaj chodzi, to nie jest to wcale takie oczywiste... Może dlatego, że mówi się "zamknąć rozdział w życiu", a nie "zamknąć kartę księgi".

Cynthia była ulubienicą mamy, ale pani Lydia traktowała was po równi. - i znów chciałam zapytać - czy tak się mówi?
Podbiegła tam we wampirzym tempie, nie przejmując się tym, czy ktoś ją zauważy. (?)


Jeśli chodzi o postać Alice, to jest w tym tekście po prostu okropnie cukierkowa. Nie wiem, czy o taki efekt ci chodziło. Przykłady zdań, w których ją opisujesz:
Nieugięta młoda dama o cudownie miodowych oczach.
Jej głos miał ciepłą, uspokajającą barwę. Niejeden doktor zatrzymywał się w drzwiach, by choć przez chwilę posłuchać upajającej melodii, którą układały wypowiadane przez nią zwykłe słowa.
Ujęła ciepłą dłoń staruszki i delikatnie się do niej uśmiechnęła.
Byłaś dzieckiem z bogatą wyobraźnią.
Malowałaś przepiękne obrazki.
Alice nie zapomniała o staruszce.
Wszystkie te zdania tworzą obraz istnej Matki Teresy, która po ogromnych cierpieniach potrafi wykrzesać z siebie mnóstwo miłosierdzia. Coś strasznego, naprawdę cię przepraszam, ale ja takich bohaterów zdzierżyć nie mogę. Są tacy totalnie mejerowi, chodzące ideały...
Ojciec-pilot, poświęcający się dla dobra ojczyzny wielki patriota, który ginie gdzieś na wojnie - bardzo to amerykańskie Rolling Eyes A udławiłby się choć raz taki na poligonie...
O babci za wiele nie mogę powiedzieć, bo użyłaś jej postaci w sumie jedynie do przekazania nam historii Alice. Trochę przeszarżowałaś z tymi grzechami, że tak żałowała, a nie miała się czego obawiać, bo każdy człowiek jej popełnia i tym samym wyszła ci kolejna przesadzona, przesłodzona postać, czego trochę mi szkoda.
Co do samej historii - hmm, obyło się bez fajerwerków. Trochę żal mi, że nie przyłożyłaś się bardziej do obrazu matki, która wydała mi się tutaj jedyną interesującą postacią - niby czarny charakter, a jednak na początku opowiadania uśmiechała się do swojej córki.

Dziękuję za uwagę :)


P.S. Mam jeszcze na komputerze plik z fragmentem komentarza do Twojego innego opowiadania, który powstał wieki temu, kiedy napisałam, że jeszcze tu wrócę (w końcu nie starczyło mi czasu na napisanie). Więc chyba sobie jeszcze poczeka Wink


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 10:24, 13 Cze 2010 Powrót do góry

11 czerwca w odpowiedzi do zgredka napisałam:

Zgredku, widzę, że pilnie poznajesz wady i zalety przeciwnika i powoli zaczynam się Ciebie obawiać. Dlaczego? Bo prawdę powiadasz.
Przeanalizowałam sobie dokładnie Twój komentarz i zgadzam się w pełni z tym co napisałaś. Miejscami przedramatyzowałam tę miniaturę, a gdzieniegdzie za bardzo przesłodziłam.
Dwa pierwsze stwierdzenia o Alice, które wypisałaś, są spostrzeżeniami świata zewnętrznego. Tak widzą ją pracownicy szpitala i obserwator- narrator. Jako idealne stworzenie, dobrego wampira (o wampirze nie mówią wprost, bo nie wiedzą, że nim jest, ale ma w sobie przyciągający urok jak to wampiry). Natomiast dalsze fakty wyciągnięte przez Ciebie potwierdzają tezę, że przesadziłam.
Co się tyczy babci. Musiała jakoś gwałtownie zareagować, rozpoznając w Alice tę dziewczynkę sprzed lat, która była zbyt młoda, jeśli miałaby być prawdziwa - stąd atak. Musiała wyzdrowieć - żeby opowiedzieć historię, a zabicie jej na koniec byłoby zbyt makabryczne, to samo - pozostawienie jej samej sobie - nie w stylu Alice, która troszczyła się o bliskich i znajomych.
Natomiast ojciec miał być typowym amerykańskim bohaterem - miałam taką fanaberię. Żałowałam, że nie napisałam więcej o matce, w sumie, widząc mini przeciwniczki - żałowałam, że historię przekazałam jako opowieść. Mogłam pobawić się w retrospekcje. Mam jednak taką przypadłość, która będzie zapewne dla Ciebie dobrym znakiem na II rundę, że miniatury na pojedynki piszę często na ostatnią chwilę. Nie jestem z tego dumna, ale mój wen szaleje. Np początek o babce piaskowej - swoją drogą - kolor z życia wzięty - miałam już dawno. Ta scena była jak objawienie, dalej pisałam już na fali i pod zegarkiem. A teraz błędy:

Cytat:
1. Rokowania były znikome - można tak powiedzieć? Bo mnie się zawsze wydawało, że mówi się, że rokowania są dobre albo złe, ale już sama nie wiem Rolling Eyes

2. Nie mogła powstrzymać jadu napływającego do buzi. - wracamy do przedszkola... ta buzia nijak pasuje do klimatu tego tekstu^^

3. Tęskniła za mężem, ale jeszcze nie mogła do końca zamknąć tej karty księgi. - ehm... strasznie niezręczne wyrażenie i chociaż mogę się domyślić, o co ci tutaj chodzi, to nie jest to wcale takie oczywiste... Może dlatego, że mówi się "zamknąć rozdział w życiu", a nie "zamknąć kartę księgi".

4. Cynthia była ulubienicą mamy, ale pani Lydia traktowała was po równi. - i znów chciałam zapytać - czy tak się mówi?
Podbiegła tam we wampirzym tempie, nie przejmując się tym, czy ktoś ją zauważy. (?)


1. Myślę, że można, ale nie jestem pewna. Jakoś nie potrafię wymyśleć analogii czy innego określenia. Chciałam przez to powiedzieć, że jest szansa, ale mała. Gdybym napisała, że są złe, a ona później ozdrowiała, to byłoby komiczne, a jeśli napisałabym, że dobre, to byłoby wyolbrzymienie.

2. Pewnie gdzieś w okolicy były usta, nie chciałam stworzyć powtórzenia. Dla mnie nie wygląda to aż tak źle, ale chyba zmienię. Wink

3. No troszkę zmieniłam ten związek frazeologiczny, chyba dość nieumiejętnie. Poprawię.

4. Po równo, na równo winno być lepiej, prawda? Chyba nie można powiedzieć tak, jak napisałam. Wink

Dziękuję za komentarz, muszę teraz wziąć się za siebie. :)



* * *

Bez odwrotu

Miniaturka inspirowana filmem, ale żeby nie zdradzić treści napiszę krótki komentarz pod spodem.
Zapomniałam dodać [+18] ze względu na:
skromny Image

Betowała: Dzwoneczek
Dziękuję, że mogłam z Tobą współpracować. love
To dla Ciebie :)




Szła w deszczu, okryta tylko dzianinowym płaszczem. Wychodząc, nie dbała o to, by się ubrać. Chciała jak najszybciej opuścić pomieszczenie, w którym dokonała zbrodni. Przyspieszała i zwalniała, nie mogąc znaleźć właściwego rytmu. Łzy spływające po policzkach mieszały się z kroplami deszczu, ale nikogo nie mogły zmylić zaczerwienione od płaczu oczy i czarny tusz do rzęs, żłobiący własne ścieżki na zrozpaczonej twarzy. Pokonała dystans kilku przecznic i wreszcie, po długich próbach okiełzania dygoczących rąk, zmagających się z otwarciem zamka, usiadła w skórzanym fotelu kierowcy. Spojrzała w lusterko, ale momentalnie opuściła głowę. Nie mogła na siebie patrzeć. Nie teraz. Słodki zapach wypełniający wnętrze samochodu tylko wzmagał poczucie winy. Wdech, wydech, wdech, wydech. Otarła mokrą twarz chusteczkami higienicznymi i po chwili ruszyła. Droga dłużyła się niemiłosiernie, choć jechała dwa razy szybciej, niż to było dozwolone. W tej chwili nic nie miało znaczenia. Życie było dla niej nieistotne, nie miała też głowy do myślenia o tym, że stanowi zagrożenie nie tylko dla siebie, ale dla każdego kierowcy, którego mijała z zawrotną prędkością. Była już coraz bliżej celu. Dom, jeszcze chwila, a będzie w domu. Zaparkowała niedbale przed schodami werandy i wyszła z auta, nie zważając na to, by zamknąć za sobą drzwiczki.

Piękny niebieskooki pojawiał się w jej snach od trzech dni. W zasadzie jego oczy mieniły się wieloma barwami błękitu i w każdej odsłonie wyglądały inaczej, jakby zakładał szkła kontaktowe. Niebo, morze, azuryt. Zjawa nie wypowiedziała żadnego słowa, po prostu przyciągała ją spojrzeniem. Wzmagała żądzę, wodząc bezwstydnie wzrokiem po jej nagim ciele. Składał pocałunki na każdym centymetrze skóry, zimnymi ustami wywołując przyjemne dreszcze. Bella budziła się podniecona, rozgrzana. Miała wrażenie, że w nocy przeżyła orgazm, co powodowało minimalne wyrzuty sumienia. Zastanawiała się, co mogą oznaczać senne marzenia, które pojawiły się właśnie teraz, gdy Edward wraz z rodziną udał się na dłuższe polowanie. W ich życiu od trzech lat nic się nie zmieniło. Poszła na studia, tak jak chciał tego Cullen. Mieszkała z nim, dzieliła łóżko, ale nadal nie byli razem. Nie stanowili jedności, nie dzielili intymnych chwil. Żałowała, że zgodziła się ze wszystkim poczekać do ślubu, który miał odbyć się po zakończeniu studiów. Jej coraz śmielsze próby nie skutkowały. Ani droga, skąpa bielizna, ani aranżowanie scenek, ani nawet perwersyjny strój kelnereczki, który nie bez zażenowania zakupiła w sex shopie. Edward był zimny niczym skała. Tylko tulił, głaskał, całował, a jego pocałunki stawały się coraz bardziej żałosne, bo wiedziała, iż za chwilę odskoczy od niej, a wszystko, co powodowało przyjemne mrowienie, minie w jednej chwili.
Czuła się podle i bezwartościowo.

Usiadła na łóżku, nie wiedząc, co zrobić. Zamknęła oczy, szukając w świecie ciemności zrozumienia, wybaczenia. Zamiast spokoju, nicości i ukojenia widziała, jak on otwiera przed nią drzwi - półnagi, jakby naoliwiony, doskonale wymodelowany, szczupły w talii, szeroki w ramionach. Mężczyzna z jej snu. Nie zachęcał, by weszła. Zachowywał się, jakby na nią czekał. Stał i patrzył pożądliwie. Mogła się jeszcze wycofać. Miała czas, by odwrócić się na pięcie i wybiec z tego budynku, ale nie umiała rozsądnie myśleć. Po prostu weszła do środka, nie zastanawiając się nad podejmowaniem decyzji. Miała wrażenie, że to on ją podjął, sterując nią. Rozejrzała się po pokoju. Był chłodny. Białe ściany, gdzieniegdzie odsłonięte do czerwonej cegły, ciemna, dębowa podłoga i pustka. W pomieszczeniu nie było nic oprócz dużego, okrągłego materaca, przykrytego puszystą narzutą w kolorze ciemnego wina. Spojrzała na niego zdezorientowana, a on tylko uśmiechnął się. W taki sposób, że czuła płonącą skórę na policzkach. Bezwiednie podeszła do rozległego łoża i przysiadła na jego skraju. Miała teraz przed oczyma zasłoniętą wcześniej przepierzeniem ścianę z solidnymi metalowymi regałami, na których ustawiono terraria pełne skorupiaków i pająków. Przez moment chciała uciec, bo przez myśl przemknęło jej dziwne przeświadczenie, że może stąd już nie wyjść. Pewnie trafiła w ręce psychopaty. Kto normalny mieszka w niemal pustym apartamencie, hodując armię stawonogów? Gospodarz musiał zauważyć konsternację na jej twarzy, bo odezwał się głębokim, ale dźwięcznym głosem:
- Przyjaciele, towarzysze i żywiciele. Są niegroźni. Tym są dla mnie, a ty jesteś dziś moim deserem. Czekałem na ciebie.
- Dlaczego ja? Żywisz się pająkami?
- Nie czas na takie pytania, Bello. Przyszłaś do mnie, by spełnić swoje fantazje, poprzestańmy na tym – odparł i podszedł do niej, po czym musnął policzek i usta zimną dłonią. Zadrżała. Obawa i podniecenie zmieszały się ze sobą, wprowadzając ją w dziwny stan otępienia. Nadal myślała nad tym, żeby się wydostać, ale jednocześnie miała wrażenie, że jej nogi stają się ciężkie i nie może się na nich unieść. Opadła bezwładnie na posłanie.
- Czy to jest sen? Jesteś moim snem?
- Jestem spełnieniem twoich sennych marzeń, kochanie, a ty dziś moją nagrodą. - Dotknął ustami jej szyi, a potem dmuchnął w dekolt. Poczuła słodką woń, słodszą niż zapach Edwarda, bardziej przyciągającą. Wiedziała, że ma do czynienia z dziwnym nieznajomym, z kimś niezwykłym, na pewno nie ze śmiertelnikiem. Powinna mieć w sobie choć odrobinę samozachowawczego instynktu, jednak nie mogła oprzeć się pokusie, by go pocałować. Musnęła wargami twardy policzek, a on odwrócił twarz, by ich usta się zetknęły. Nie mogła powstrzymać jęku rozkoszy - to go tylko zachęciło, rozchylił poły płaszcza i położył rękę na jej piersi, otrzymując od razu odpowiedź.
- Nie powinnam, nie mogę. Zostaw mnie – wyjąkała bez przekonania.
- Chcesz, pragniesz i sama nie możesz przestać – opowiedział gardłowo, muskając i podgryzając piersi przez delikatną tkaninę bluzki. Wyciągnął ją ze spódnicy, odrzucił płaszcz i rozerwał wszystkie guziki białej materii. Jego oczom ukazał się koronkowy, biały biustonosz, przez który prześwitywały bordowe brodawki. - Osunął materiał i chwycił pierś, ssąc ją łapczywie.
- Nie mogę, puść mnie, proszę – kontynuowała, choć tak naprawdę wiedziała, że jeśli jej w tej chwili nie wyrzuci, zostanie z własnej woli. Broniła się tylko z przyzwoitości.
- Wiem, że mnie chcesz. Tak samo, a może nawet bardziej niż tego grzecznego wampirka. Zobaczysz, że nic ci się nie stanie. Musisz wiedzieć, co on odbiera takiej gorącej kobiecie jak ty – powiedział, w międzyczasie całując jej podbrzusze.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Zerwał z niej spódnicę, pończochy ściągnął zębami, a następnie delikatnie zsunął koronkowe figi, wdychając zapach łona. Kiedy zanurzył się w niej językiem, krzyknęła. Skroplony pot spływał jej po czole, w rękach ściskała narzutę, by o chwilę dłużej przytrzymać wybuch rozkoszy. Była cała jego. Należała do niego. Mógł w tej chwili zrobić z nią, co tylko chciał.
- A teraz będzie coś dla mnie – mruknął zuchwale, odwracając ją w tym samym czasie na brzuch.
Uniósł jej biodra w górę, by przyklęknęła, a potem ustawił ramiona tak, by się na nich oparła. Mocno chwycił obie piersi i przysunął ją do siebie. Lodowaty członek musnął jej pośladki. Jeszcze przed chwilą myślała, że nie może zaznać większej rozkoszy, ale teraz pragnęła, by ten lód zawładnął jej rozgrzaną waginą. Przejechał palcem wzdłuż pochwy, rozchylając płatki, a potem poczuła ostre naparcie. Wszedł w nią gwałtownie, nie zważając, że jest dziewicą, jednak mimo nadnaturalnej siły zrobił to wprawnie i z wyczuciem. Bolało, jakby ją rozerwał, ale pożądanie przyćmiło cierpienia. Marzyła o tym, by był męski, wręcz brutalny. Naciskał mocno, z każdym pchnięciem wzmagając jej doznania. Przyspieszał wyznaczonym sobie tempem, a ona jęczała za każdym razem. Spełnienie było bardzo blisko, ale nagle przestał. Odsunął się i odwrócił ją z powrotem do siebie. Z miny kobiety mógł odczytać zawód i rozczarowanie.
- Myślałaś, że przegapię ten widok? Chcę widzieć, jak dla mnie szczytujesz – wyszeptał prosto do ucha. Na jej twarzy można było dostrzec nieśmiały uśmiech. Zadowolony z siebie mężczyzna kontynuował: - Powiedz, że mnie pragniesz.
- Pragnę cię – odpowiedziała, jak gdyby była zahipnotyzowana.
- Tylko mnie.
- Tylko ciebie.
Patrząc jej w oczy, wsunął się w nią powoli. Od razu jęknęła, czując, że rozkosz jeszcze nie do końca zniknęła. Zaspokoił ją miarowo i wręcz melancholijnie, cały czas obserwując reakcje. Nie pozwolił jej zamknąć powiek, a potem wstał i podszedł do terrarium.
Wyciągnął skrzypłocza* i przygotowanym sprzętem pobrał jego krew, a następnie wstrzyknął sobie zawartość strzykawki do gardła.
Była zdezorientowana, nagle zdała sobie sprawę, co zrobiła. Chciała uciec, ale on błyskawicznie znalazł się tuż przy niej.
- Od teraz to mnie będziesz widzieć, kiedy znajdziesz się z nim w łóżku. - To brzmiało jak przekleństwo. Spojrzał jej prosto w oczy i pocałował w usta, a potem wypuścił z objęć. Ona narzuciła tylko płaszcz, wsunęła czółenka i zabrawszy torebkę, wybiegła z mieszkania.

Otworzyła oczy, nie zaznając spokoju nawet w ciemności. Wstała z łóżka i pobiegła do łazienki. Zimna woda wraz z krwią spływała po rozdygotanym ciele. Masowała się starannie gąbką, by zmyć poczucie zdrady, ale nie było już odwrotu.




_____

* skrzypłocz to to starorak należący do typu stawonogów, ma niebieską krew.

Opis może wpłynąć na Twoję interpretację, więc radzę przeczytać po zostawieniu komentarza. Wink

Mój wampir... tak to był wampir (miał na imię Mal) żywi się krwią niebieskokrwistych stawonogów. Nie potrzebuje tej krwi dużo, by zaspokoić pragnienie, dlatego pobiera krew ze zwierząt, zostawiając je przy życiu. Krew ta jest dla niego sycąca i wpływa na zmianę tęczówki oka na kolor niebieski i różne jego odcienie. Czy to jest możliwe? Sami sobie dajcie odpowiedź. Pewnie tak samo możliwe, jak to, że picie ludzkiej krwi zmienia kolor tęczówek na czerwony, a zwierzęcej na złoty. Wink
A co do talentu Mala? Też chyba dość jasne, ale czekam na komentarze niecierpliwie. :)


Miniaturka inspirowana świetnym filmem z Richardem Gere i Diane Lane - Niewierna (Unfaithful). Polecam. :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Śro 18:25, 16 Cze 2010, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 11:30, 13 Cze 2010 Powrót do góry

Wiesz, zachęciłaś mnie do obejrzenia tego filmu. Bo jakoś mi umknął.
Podoba mi się ta miniatura. jest taka... erotyczno-demoniczna. Szkoda tylko, że dokładnie wyjaśniłaś w przypisach, kim jest twój bohater. Ja wolałam, gdy było to niedopowiedziane, bo widziałam w nim przede wszystkim demona, niekoniecznie wampira. A że pewną część ciała miał ewidentnie lodowatą... no cóż, to taki smaczek Wink Różne są przecież rodzaje demonów uwodzących kobiety.
Tak jak ci napisałam w mailu, motyw zdrady nie jest moim ulubionym, a już szczególnie nie lubię, jak ktoś zdradza Edka. No ale cóż, przyjmijmy wpływ demona (ja jednak uparcie będę go nazywać demonem) na ofiarę, bo można uznać, że Bella jest jego ofiarą.
Ech ci faceci... Mogliby wreszcie nauczyć się poprawnie odczytywać pragnienia kobiet...
Taka smutna refleksja mnie naszła - jak ktoś za bardzo dąży do ideałów, dostaje w zamian zgliszcza...
A co do sceny ero - no ja lubię, nie ukrywam. Tutaj dodatkowym dreszczykiem jest demoniczny partner. Aż by się chciało trochę więcej drapieżności, bo w sumie dość delikatny był. Laughing
Ona chciała, by był brutalny. Ja też bym tego po nim oczekiwała. Jakieś zadrapania, tego typu sprawy...
Ale ogólnie - bardzo zgrabnie ci wyszło. Jest dosadnie, ale nie wulgarnie.Przechodzi mnie zimny dreszcz, gdy to czytam. Ale chyba właśnie tak miało być...
Bo odbieram to jako horror, a nie opowieść o miłości. Mamy tu więc seks bez miłości. I ku memu zaskoczeniu... nadal mi się podoba.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 11:31, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Nie 14:59, 13 Cze 2010 Powrót do góry

Pernix bardzo podoba mi się ta miniaturka, naprawdę. Zastanawiałam się, czy oglądałam ten film, ale po wyszukaniu go, stwierdzam, że nie.
Strasznie podoba mi się klimat i jakaś taka zgroza wisząca w powietrzu. Czytało się z napięciem i zaciekawieniem.
Szczerze mówiąc, ja nie dziwie się Belli, że tak postąpiła. Kto normalny i zdrowy wytrzymałby trzy lata w całkowitym celibacie, mając takiego faceta u boku, jakim jest Edward? To wbrew naturze powiedziałabym. Prawdę mówiąc ja bym od niego uciekała gdzie pieprz rośnie już na początku, ale wiadomo jaka jest Bella.
Ten wampir ma moc kontrolowania umysłu poprzez sen, racja? Albo coś w tym stylu. Jest jak zakazany owoc, którym Ewa kusiła Adama. Jest tajemniczy, nieokiełznany i na pewno seksowny. Bella nie może się mu oprzeć, choć wie, że to złe. Jest pod wpływem jego mocy, ale czy całkiem? Myślę, że nie, że w głębi pragnęła coś takiego przeżyć i uwolnić się choć na chwilę od nudnego, idealnego Edwarda.
Scena erotyczna świetnie ci wyszła. Jest bardzo dosłowna i dosadna, nie ma miejsca na delikatność i poezję. Bo tu nie chodzi o to. Chodzi o zaspokojenie, szybki seks, który można szybko zapomnieć. Choć wątpię, by Belli się to udało. Mogłabym się czepić, że jak na dziewicę to było jej tak dobrze, ale sama też tak pisałam Wink I po tajemniczym wampirze można się było spodziewać okrucieństwa, a on był brutalnie - delikatny. Tak w sam raz :D
Picie krwi pająka mnie trochę obrzydziło. Niezbyt mi się to podoba. Nienawidzę pająków, boję się ich i mnie brzydzą, więc wolałabym ten fragment pominąć.
Szkoda, że jestem taka ciekawska i przeczytałam twoje wyjaśnienie pod spodem. Wolałam, że ten teks pozostawił mnie w pewnej nieświadomości i do końca pozostał tajemniczy, tak samo jak ten wampir.
Co do Belli jeszcze, to będzie musiała teraz żyć z wielkim poczuciem winy. Chociaż może powiedzieć Edwardowi prawdę, bo i tak jej wybaczy. Przecież jest taki wspaniałomyślny, ble ble :P
Perniś naprawdę fajnie ci to wyszło, bardzo tajemniczo i ekscytująco. Taki tekst z pazurem.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Nina=)
Wilkołak



Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:20, 13 Cze 2010 Powrót do góry

Żeby napisać ten komentarz musiałam dwa razy przeczytać tekst Wiem, teraz wyjdzie, że nie czytam ze zrozumieniem, ale trudno.
Kiedyś zastanawiałam się co by było gdyby Edward nie wymyślił tego całego układu ze ślubem. No i proszę, mam odpowiedź! Pojawiłby się wampir imieniem Mal (wiem, miało być po zostawieniu komentarza, ale nie mogłam się powstrzymać Rolling Eyes ), który uwiódłby Bellę. Jej uległość nie jest tutaj zaskoczeniem. Na pewno nadal kochała Edwarda, ale pożądanie okazało się silniejsze. Zaciekawiła mnie postać Mala. Jest taki tajemniczy, choć trochę przybliżyłaś nam go w objaśnieniu. Picie krwi stawonogów? Oryginalny pomysł, choć mnie osobiście odrzuca, ponieważ panicznie boję się pająków Laughing Miniaturka bardzo krótka, ale ciekawa. Choć mogłaś jeszcze opisać reakcję Edwarda. Chociaż nie... to mogłoby popsuć cały efekt.
Świetnie opisałaś lemony. Stworzyłaś taki fajny klimat. Nie było tam zbyt dużo brutalności, ale mimo wszystko wisiała w powietrzu ^^, ale ja się nieskładnie wyrażam dzisiaj! Rolling Eyes Mam nadzieję, że wiesz o co chodzi.
No i co ja ci mogę więcej powiedzieć? Genialna miniaturka! Cieszę się, że ją przeczytałam, warto było :)
Pozdrawiam
Nina


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Nie 15:43, 13 Cze 2010 Powrót do góry

Ha! Jest niebieskooki!!!
Filmu niestety nie widziałam, ale nabrałam na niego ochoty, po twojej mini. Jeśli klimat jest podobny, to… chyba nie powinnam go oglądać sama.
Co do miniaturki powiem tak intrygująca, podniosła mi z lekka ciśnienie (oczywiście w pozytywnym słowa tego znaczeniu), erotyczna, ale w klimacie jaki lubię. Sceny seksu opisane są dosadnie, ale doskonale wpisują się w całość. Sama historia jest nieco zagadkowa, przesycona mroczną namiętnością. Fantastycznie oddałaś narastającą frustrację Belli (biernym zachowaniem Edwarda) i jej rosnące pożądanie, które wywołane jednym małym incydentem, rusza jak lawina i nie sposób go już zatrzymać.
Belcia u ciebie ma pazur, nie jest bezwolną laleczką, lecz prawdziwą kobietą, która w końcu ma jakieś autentyczne pragnienia i uczucia. Zniknęła gdzieś chodząca mimoza i siedem nieszczęść, a pojawiła się pewna swej seksualności, nieco szalona, odważna (!) Bella.
Jak ci powiem czym najbardziej mnie ujęłaś w tej swojej miniaturce, to się pewnie zaczniesz śmiać, ale co tam… Najbardziej spodobał mi się opis scen erotycznych, dawno nie czytałam tak realistycznych, ale podanych ze smakiem wersów opisujących seks. Używając metafory, zaprosiłaś nas na kolację przy świecach, podałaś świetne dania, odpowiednio doprawione, sporą ilością pieprzu, lubczyku i szczyptą chilli, a wszystko to w intymnej, gorącej atmosferze przesiąkniętej zapachem piżma.
A na koniec o niebieskookim… Gdzie są tacy kochankowie? Ale żeby nie było za słodko, to teraz idę poczytać czym on się żywił.
BB.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:38, 13 Cze 2010 Powrót do góry

Hej Perniś Smile

Mówiłam, że przeczytam i skomentuję, więc jestem. Mam nadzieję, że choć odrobinę spodoba Ci się mój komentarz.

Podobało mi się. Od dawna nie czytałam tekstów w takim klimacie - mrocznym, tajemniczym i erotycznym. Ludzie, którzy biorą się lemonki, powinni sobie przeczytać Twój tekst, żeby wiedzieć, jak to prawidłowo robić. Dobrze, czyli tak, by sprawić, żeby zrobiło nam się ciepło, dreszcze wystąpiły nam na ciele, ale żeby było też smacznie i porządnie napisane. Bo taka właśnie jest Twoja miniaturka.

Twoja Bella mi się spodobała. Ma dość cnotliwego Edwarda, który wciąż odmawia jej bliskości, której ona tak pragnie. W końcu niebieskooki ją kusi i omamia. Dziewczyna nareszcie doznaje spełnienia, choć za dużą cenę. Zdradziła Edwarda i skazała się na wyrzuty sumienia i ciągłe wspomnienia, związane z nieznajomym.
Jego postać mnie zaintrygowała. Jest w nim coś niezwykle pociągającego, męskiego, nieokrzesanego i namiętnego. Któraś z poprzedniczek napisała, że ma jest też demoniczny. To idealne słowo, które go opisuje. Od samego początku wiadomo było, że człowiekiem nie jest. Miejsce jego pobytu wydawało się co najmniej dziwne. Te owady... Aż mnie ciarki przeszły. No i jego zachowanie również dawało do myślenia. Faktycznie, na początku myślałam, że jest jakąś magiczną istotą, ale potem zorientowałam się, że chodzi o jakiegoś nowego wampira. Nie czytałam przypisów przed zakończeniem czytania. Zrobiłam to dopiero potem. Fajnie wymyśliłaś z tym bohaterem. Spodobało mi się to. Masz wyobraźnię, serio Wink Sam opis jego wyglądu był też bardzo dobry. Wyobraziłam go sobie i wciąż mam go przed oczami. Co ja zrobię, jeśli mi się przyśni? Laughing
Sceny erotyczne opisane dokładnie, sugestywnie, ale ze smakiem. Nie przesadziłaś w żadną stronę. To duży plus. Niestety większość ludzi nie umie tak ładnie poprowadzić tego rodzaju tekstów.

Kurcze, podobało mi się. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś skusisz się na jakiegoś lemonka. Chętnie przeczytam. Wrócę też w najbliższym czasie, by skomentować jeszcze jakąś miniaturkę. Przynajmniej się postaram Wink

Pozdrawiam serdecznie!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Neith
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 11:43, 14 Cze 2010 Powrót do góry

Po pierwsze Pernix - moje gratulacje, świetna miniatura! Świetna!

Napisać o zdradzie jest bardzo łatwo ale napisać o zdradzie tak by wywołac żal nad osobą zdradzającą to już wyższa szkoła jazdy i Tobie się to udało.
Pozwolić dojść do głosu pragnieniu? Czuć z tego powodu wyrzuty? Jakie to ludzkie... I druga strona medalu - Edward cały ze swoją nieludzką miłoscią i idealizowaniem świata. Trafnie ujęte w konwencji. Ludzkie słabości i nieludzka upartość... Konsekwencje...

Mal - o tu już niesamowite wprowadzenie postaci. Demoniczny wampir, nienasycony, dojrzały erotycznie, dojrzały emocjonalnie, zaborczy...wreszcie ludzki! Nie widziałam filmu, na którym wzorowałas tą postać ale powiem szczerze, że udało Ci się stworzyć w moich oczach kwintesencję wampirzej męskości. Dziękuję...

Lemony - hmm.... trzeba naprawdę wprawnej dłoni by napisać erotyk nie ocierając się o pornografię, Tobie wyszło to rewelacyjnie. Sceny przesycone erotyzmem ale takim dojrzałym, bez "świszczących pasków i rozpinanych rozporków"


Ogólnie Pernix bardzo dziękuję za możliwość czytania takich miniatur Very Happy , miniatur, o których myślę po przeczytaniu i dopowiadam im w głowie ciąg dalszy, miniatur, które dają taką wielowarstwowość emocji wreszcie miniatur, dzięki którym chcę zrozumieć zdradzającą Wink


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 12:15, 16 Cze 2010 Powrót do góry

No, no Promyczku!
Przeszłaś samą siebie.
"Bez odwrotu" jest niesamowita. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to najlepsza miniaturka jaką w życiu czytałam i najlepszy lemon.
Mal normalnie powalił mnie na kolana. Z jednej strony wydaje się obrzydliwy, bo niczego tak w życiu nie znoszę jak owadów i skorupiaków, chyba że na odległość, ale z drugiej strony? Wydaje się interesujący. Mam mętlik w głowie. Pernix zamotałaś mnie, Kochana. ;p
Jeśli chodzi o głębszą analizę tekstu, to choroba widzę tu świetną dawkę psychologii. Kobieta niedowartościowana, odrzucana zazwyczaj szuka wrażeń gdzie indziej. Nie wiem skąd mi się to bierze, ale od zawsze jakoś łatwo było mi zrozumieć zdradzających, ale tak samo zdradzanych. Bella, po prostu potrzebuję rozładowania napięcia, a Edward jest głupi, mimo że to dla jej dobra...
W każdym bądź razie postać Mala mnie uwiodła. Nie wiem dlaczego, ale w pewnym momencie utożsamiłam go sobie z Jasperem, co jest irracjonalne, ale sprawiło, że spodobał mi się jeszcze bardziej.
Kurka wodna, jeśli będzie więcej takich miniaturek, to ja zejdę na zawał... Wink Ale pisz Promyczku, pisz! :D

Znalazłam jeden błąd. Pogrubione słowo nie pasuje do kontekstu. Powinno być składał.
Cytat:
Składała pocałunki na każdym centymetrze skóry, zimnymi ustami wywołując przyjemne dreszcze.


A jeśli chodzi o dar Mala, to powiem Ci, że nasuwają mi się różne pomysły. Od tworzenia iluzji (coś podobnego jak Zafrina), albo jakieś panowanie nad wolą, zmysłami... Pojęcia nie mam.

Czekam na nowe miniatury. Albo jakieś opowiadanie z Malem Twisted Evil
Pozdrawiam.
Twój Kropek :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:21, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Kobietki, dziękuję Wam za cudowne komentarze. Trudno w kilku słowach wyrazić, co czuję. Bałam się publikacji erotyku. Mam już jedną taką scenę za sobą w Lykainie, ale coś indywidualnego, pisanego pod tym właśnie kątem to mój debiut. Żeby się przekonać, że faktycznie dobrze mi lemony wychodzą, będę na pewno jeszcze takowe tworzyć. :)

Dziś wstawiam miniaturkę, w której również jest lekkie zabarwienie erotyczne, dlatego tym razem [+16].
Mogliście ją już poznać dzięki pojedynkowi. Dziękuję za starcie windy dreams. Napisałaś bardzo fajną miniaturkę o Rose. Było mi miło ponownie się z Tobą zmierzyć.
Dziękuję Wam za wszystkie głosy, które pozwoliły mi zwyciężyć w tym pojedynku. Po serii porażek w tym dziale znów uwierzyłam w siebie. ^^
Dziękuję też za głosy oddane na tę miniaturkę w Rankingu. Powinnam się znaleźć z nią w majowym zestawieniu, ale wkradł się jakiś błąd przy liczeniu i mnie nie ma. :(
W każdym razie i tak dziękuję za te punkty i noszę sobie to miejsce w zestawieniu w pamięci. Wink
No i jeszcze wielkie dzięki za umieszczenie Bez odwrotu w czerwcowej TOP liście. :) Normalnie puszę piórka i ostrzę klawę na kolejne teksty!


_____________



W malinowym afekcie


Betowała: mTwilek <-- Dzięki, Skarbie. :*


Deszcz siąpił, dzwonił kroplami po szybach, a ona stała nieruchomo, patrząc w dal przez okno. Skupiła się na konkretnym punkcie w przestrzeni, choć tak naprawdę nie potrafiłaby powiedzieć, co widzi przed sobą. Wszystko w jednej chwili straciło sens, rozmazało się, rozmyło. Była jak ta pogoda – szara, nijaka, ani zimna, ani ciepła, przygnębiająca. Dlaczego wcześniej nic nie zauważyła? Czy mogła nie spostrzec, że nie jest tak cudnie i słodko?
Matka próbowała nawiązać z nią kontakt, ale zamknięte drzwi do pokoju i brak odpowiedzi na monologi przez ścianę nie pomagały rozwiązać problemu. Martwiła się, bo dziewczyna nie jadła. Talerze z posiłkami, które zostawiała przy drzwiach, pozostawały nietknięte. Znikało tylko picie. O tyle dobrze, że dziecko się nie odwodni.
Beatrice nie wiedziała, co było przyczyną stanu córki. Mogła się jedynie domyślać, że to nieszczęśliwe zakochanie lub złamane serce. Jane jeszcze niespełna tydzień temu była taka szczęśliwa. Promieniała i zarażała wszystkich swoim optymizmem.

Betty chciała dla niej wszystkiego, co najlepsze. Pracowała na dwóch etatach, by zapewnić bliźniakom dobry start w życie. Taki, jakiego ona sama nie miała. Do czternastej ślęczała nad fakturami w biurze rachunkowym, potem zajmowała się domem i jako przykładna matka gotowała obiady oraz woziła dzieci na dodatkowe zajęcia. Jane miała lekcje baletu, nauki gry na fortepianie i treningi z cheerleaderkami, natomiast Alec opanowywał tajniki gitary basowej, wraz ze szkolną drużyną trenował koszykówkę, a wieczorami odbywał garażowe próby ze swoim zespołem rockowym. Mimo że kobieta starała się wygospodarować jak najwięcej czasu dla dzieci, gdzieś umykały jej ich problemy. Nie byli już skłonni do zwierzeń. Ciągle zabiegani woleli spotykać się z przyjaciółmi, niż oglądać z matką filmy na wysłużonej kanapie w małym saloniku czy tak po prostu od serca pogadać. O dwudziestej drugiej nastawała godzina policyjna. Szesnastolatki buntowali się przeciw sztywnym zasadom, które obowiązywały w domu, ale Betty chciała mieć pewność, że będą bezpieczni, kiedy wyjdzie do pracy w lokalnym kasynie. Krupierstwo przynosiło więcej pieniędzy niż praca biurowa, ale kobieta wiedziała, że to zawód na kilka lat. Musi być młoda i piękna, a tempo, w jakim żyła, nie ułatwiało dbania o własną powierzchowność.

***

- Jane, za szybko. Po co ten pośpiech, skarbie? Wczuj się w muzykę. - Była zdenerwowana, nie potrafiła skupić się na grze, ponieważ chciała zrobić jak najlepsze wrażenie na nauczycielu.
- Źle, jeszcze raz źle. Posuń się. - Mężczyzna usiadł obok dziewczyny i położył swoje zgrabne, zimne ręce na jej dłoniach, tak że idealnie pokrywały one smukłe, lecz o wiele krótsze palce uczennicy. Przyciskał nimi białe klawisze instrumentu. - Widzisz, musisz płynąć z muzyką. Tu nuty są bardziej dynamiczne, natomiast w tym momencie odrywasz dłonie na krótką chwilę, by potem lekko musnęły klawisze – a dalej mocno i zdecydowanie. - Zaczerwieniła się, czując dotyk jego skóry. Musiał to spostrzec, bo natychmiast wstał i podszedł do okna. - Ćwicz tak, jak ci pokazałem – mruknął tylko i do końca lekcji nie poczynił żadnej uwagi.

Profesor Aro Volturi robił wrażenie na każdej uczennicy. Kruczoczarne włosy, gładko zaczesane do tyłu i związane w niewielki kucyk, jednodniowy zarost, ciemnoniebieskie oczy i jasna, niemal biała karnacja. Do tego cudowne palce, które znały każdy sekret fortepianu. Gdy grał, wszystko wokół nikło. Dźwięki, jakie wydobywał z instrumentu, były najlepszą karmą dla duszy. Obojętnie czy interpretował dynamiczną etiudę Chopina, czy liryczny menuet Beethovena, wyczuwało się ekstatyczną atmosferę wśród wszystkich słuchaczy w przyszkolnym audytorium. Jako nauczyciel był surowy, ale ceniono go za celne uwagi i dar przekazywania wiedzy. Renoma Aro Volturi sprawiała, że drzwi do szkoły się nie zamykały, a zajęcia u niego cieszyły się ogromnym powodzeniem.

Egzamin kończący rok w szkole muzycznej zbliżał się wielkimi krokami. Jane radziła sobie coraz lepiej, ale najbardziej kłopotliwa okazała się dla niej właśnie etiuda. Mama zgodziła się wykupić prywatne lekcje w czasie wiosennej przerwy, aby kontynuować naukę. Korepetycje odbywały się u profesora w mieszkaniu. Mężczyzna wykazywał się wielką cierpliwością dla uroczej, utalentowanej, ale zbyt porywczej blondynki. Często ćwiczyli razem ponad wykupiony czas, niekiedy nawet do późnego wieczoru. Choć próbował zachować dystans, zdawał sobie sprawę, że szesnastolatka się w nim podkochuje. Ze stoicką pozą ignorował wdzięki małej kobietki, która subtelnie potrafiła eksponować i podkreślać swoją urodę, ale tego dnia... tego feralnego dnia nie mógł się jej oprzeć.

Musnęła jego palce, gdy grali utwór na cztery ręce.

Nie cofnął dłoni, choć już w tym momencie zrozumiał, że popełnił największy błąd.

Patrzyła na niego odważnie, pożądliwe, a jednocześnie niewinnie.

Wiedział, jak cienka jest granica przyzwoitości. Powinien ją skarcić, ale nie umiał wydobyć z siebie dźwięku.

Powoli oblizała dolną wargę malinowych ust.

Kuszenie niewiniątka przyniosło pożądany efekt. Przegrał.

Bez zastanowienia wpił się w słodkie, zwilżone usteczka, po czym, oprzytomniawszy, od razu odsunął głowę, pragnąc jak najszybciej wyjść z pomieszczenia. Jednak ona chwyciła go za ramię, niwecząc próbę zaprzestania niewłaściwego postępowania i odwzajemniła pieszczotę.

Nie potrafił dłużej walczyć, kiedy przed oczami miał jej młode, pragnące dotyku ciało. Zdjął bladoróżowy, rozpinany kardigan, a następnie zsunął powoli ramiączko bawełnianej, lekko przezroczystej bluzki, która uwydatniała krągłość piersi i musnął nagą szyję. Składał drobne pocałunki na obojczyku, ramieniu, dotknął ustami dłoni i zachęcił dziewczynę do powstania, a potem pokierował w stronę sypialni.

- Kocham cię, wiesz? – powiedziała radośnie, gdy obudzili się wcześnie rano. - Jesteś cudownym mężczyzną. Moim pierwszym i jedynym.
- Jane, proszę cię. Chyba za wcześnie, żeby składać takie deklaracje. Pamiętaj, że jesteś moją uczennicą, niepełnoletnią uczennicą – odpowiedział zamroczony moralnym kacem. Jeszcze wczoraj był przykładnym mężem i szanowanym nauczycielem. A teraz? Zrujnował sobie karierę, a dziewczynie odebrał pierwszy raz. Przez te wszystkie lata w zawodzie nie pozwolił sobie nawet na niewinne, nieprzyzwoite myśli o swoich podopiecznych, a w tym jednym momencie zniszczył to, co osiągnął. - Jane, proszę, ubierz się i pójdź do domu. To był błąd. Wszystko, co miało tu miejsce wczorajszego wieczoru, było jedną wielką pomyłką. - Usiadł na łóżku, zwiesił głowę i wplótł dłonie we włosy. Nie chciał na nią patrzeć. Teraz była tylko dzieckiem, a on zwyrodnialcem.

Nie mogła w to uwierzyć. Sądziła, że odwzajemniał jej uczucie, że przez następne dwa lata będą ukrywać swój romans lub wyjadą gdzieś na południe Italii i zaszyją się w małej wiosce na stromych wzgórzach usłanych w oliwne gaje. Zamieszkają w niewielkiej chatce, a on będzie grał jej na fortepianie.
Ubrała się w pośpiechu – łzy cały czas ściekały po jej policzkach. Już miała wychodzić, ale, zawahawszy się, podbiegła do łóżka. Uklęknęła przed mężczyzną i chwyciła za obie ręce.
- Proszę, daj nam szansę. Poczekam na ciebie, to tylko dwa lata.
- Panno Johns, ja mam żonę i kocham ją. Nie wiedziała panna? - odparł sztucznym, beznamiętnym głosem. - Wezmę odpowiedzialność za swoje czyny, zniknę, a panna niech lepiej natychmiast stąd pójdzie. - Odskoczyła od niego jak poparzona. Kłujący ból przeszywał jej klatkę piersiową tak, że nie potrafiła złapać oddechu. Czuła się zdradzona i oszukana, choć w rzeczywistości nigdy nie zapytała, czy ma rodzinę. Była przekonana, że odnalazła pokrewną duszę. Nie zaprzątała sobie głowy przyziemnymi sprawami. Umarła, choć oddychała. Czuła się pusta i niepotrzebna.

***

Betty nie mogła tego dłużej znieść. Nie widziała się z córką od tygodnia. O tym, że żyła, świadczyły tylko znikające rano croissanty, co i tak było poprawą w stosunku do pierwszych dni, oraz napoje, które przynosiła do każdego posiłku pod drzwi zamkniętego pokoju. Alec wyjechał z drużyną na rozgrywki stanowe do stolicy. Miała nadzieję, że ten czas uda się wykorzystać na odnowienie relacji z Jane.
- Córeczko, proszę cię, wyjdź. Nie możesz się bezustannie ukrywać. Cokolwiek się stało, poradzimy sobie – wyszeptała spokojnie i zachęcająco jak co dzień.
Już miała odejść, nie wierząc w skuteczność próby, ale drzwi otworzyły się szeroko. Zapłakana Jane rzuciła się jej na szyję. Szlochała w rękaw koszulki.
- Co ci jest, maleńka? - zapytała z troską.
- Mamo, ja go zabiłam. Zabiłam! On nie żyje! - Zanosiła się płaczem.
- Jane, uspokój się. Kto nie żyje?
- On. Profesor.




______

* W pojedynku jest jeszcze inne zakończenie, możecie zajrzeć tu. - końcówka ze wspomnieniami nie podoba mi się osobiście, wolałabym zakończyć po wyznaniu Jane o tym, że zabiła Aro, ale przypomniało mi się, iż wspomienia były warunkiem pojedynku. Było późno i wymyśliłam coś takiego na prędce.
Scenę morderstwa też wolałam sobie odpuścić. W takich drastycznych sytuacjach wolę spuścić kurtynę i zostawić to Waszej wyobraźni.

Zapraszam Was do oceniania mojego pojedynku ze zgredkiem w Turnieju. Pisałyśmy o Emily. Link jest w moim podpisie, ale tu Wam też zasznurkuję:
http://www.twilightseries.fora.pl/turniej-polamanych-pior,72/emily-pernix-i-zgredek,7041.html


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 17:04, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 16:42, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Już w czasie pojedynku napisałam, jak bardzo podoba mi się ta miniatura, Teraz się powtórzę: Bardzo mi się podoba. Zawarłaś w niej bukiet niesamowitych emocji i napięcie erotyczne, którego wyładowania aż czuje się w powietrzu, zanim tak naprawdę do czegokolwiek dochodzi.
A to jest mój ulubiony fragment:

Cytat:
Musnęła jego palce, gdy grali utwór na cztery ręce.

Nie cofnął dłoni, choć już w tym momencie zrozumiał, że popełnił największy błąd.

Patrzyła na niego odważnie, pożądliwe, a jednocześnie niewinnie.

Wiedział, jak cienka jest granica przyzwoitości. Powinien ją skarcić, ale nie umiał wydobyć z siebie dźwięku.

Powoli oblizała dolną wargę malinowych ust.

Kuszenie niewiniątka przyniosło pożądany efekt. Przegrał.


Podany właśnie w ten sposób, tymi pojedynczymi zdaniami jest prawdziwą delicją. Ach, nie potrafię czytać tego bez drżenia.

Ale jest w tym tekście też smutek, tragedia, miłość nieszczęśliwa, poczucie odrzucenia, złość, zazdrość, rozpacz - cała paleta uczuć. Pięknie opisanych uczuć.
Oczywiście zachowanie profesora jest naganne i podchodzi pod pedofilię, niemniej ty sprawiłaś, że nie odbieram tej erotyki tutaj pejoratywnie. Mam z tym nie lada zagwozdkę, czy godzi się podziwiać napięcie erotyczne w tym tekście...
Jest zbrodnia, jest i kara, którą jest kolejna zbrodnia. Podoba mi się to. Podoba mi się też ukazanie tego, jak może się skończyć niewłaściwe ustawienie priorytetów przez rodziców, choć w dobrej wierze, na niekorzyść czasu poświęcanego dziecku.
Co do tej końcówki - nie podoba mi się i tobie też się nie podoba. Nie rozumiem więc, dlaczego jej nie usunęłaś. Nie ma takiego prawa, ze tekst po pojedynku nie może się zmienić, ewoluować.
Dla mnie opowiadanie to powinno się skończyć wraz z odpowiedzią Jane: "Profesor". To jest mocny koniec. To wspomnienie matki - naprawdę widać, że jest dokoptowane na siłę, spłyca poza tym wymowę tej miniatury.
Niemniej gratuluję ci Pernix tak wspaniałego tekstu, wywarł na mnie ogromne wrażenie. A postać nauczyciela to majstersztyk. I z muzycznymi sprawami dałaś radę. Brawo.
Jeszcze tylko takie drobiazgi dwa:

Cytat:
Skupiła na konkretnym punkcie w przestrzeni,choć tak naprawdę nie potrafiłaby powiedzieć, co widzi przed sobą.


Skupiła się albo wzrok...

Cytat:
Szesnastolatkowie buntowali się przeciw sztywnym zasadom, które obowiązywały w domu,

O tym już pisałam w czasie pojedynku - Pernix, twilku, nie ma takiego słowa. Liczba mnoga słowa szesnastolatek to szesnastolatki.

Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu jeszcze takich udanych tekstów.
Dzwoneczek :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 16:46, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 17:16, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Dzwonek napisał:
Co do tej końcówki - nie podoba mi się i tobie też się nie podoba. Nie rozumiem więc, dlaczego jej nie usunęłaś. Nie ma takiego prawa, ze tekst po pojedynku nie może się zmienić, ewoluować.


Masz rację - wykasowałam. Pierwotnie chciałam, żeby zostało tak, jak napisałam, ale masz rację. Skoro nie podoba mi się, to wywalam. :)
Nie lubię zmieniać swoich tekstów. Oczywiście dbam o ich poprawność i jeśli coś jest źle, wstawiam poprawki, ale nie lubię przeredagowywać czegoś, zmieniać zakończeń, wątków, jeśli idzie o prace fandomowe. Są to małe tworki, które spełniają swoje zadania i jeśli nie są na tyle dobre, żeby się nimi zachwycać, zapominam o nich i tworzę coś nowego, lepszego. Wink
Myślę, że będę miała inne podejście do prozy autorskiej. W tym wypadku rozchodzi się tylko o skasowanie czegoś, co było na siłę, więc cieszę się, że mnie do tego zmotywowałaś.

Nieskromnie przyznam, że ten fragment, który Tobie się najbardziej podobał, też uważam za najlepszy... czułam wtedy to natchnienie. Pewnie mnie zrozumiesz. Czasem pisze się coś, co jest wystudiowane, opracowane i wcześniej dziesięć razy naszkicowane, w głowie, na kartce, w notatkach - a czasem ma się tę prawdziwą wenę, pisze się jakby w jakimś szaleńczym amoku, słowa po prostu same wystukują się niekontrolowanie na klawiaturze. To jest cudowne. To był właśnie taki moment. :)

Co do słowa - szesnatkolatkowie... Embarassed Pamiętałam, że mam to zmienić... ale potem jakoś tak wyszło.
Dziękuję za życzenia, też sobie tego życzę, ale Tobie również. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rikki
Dobry wampir



Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań

PostWysłany: Nie 9:03, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Hej Pernix :)

Czytając minaiturkę "W malinowym afekcie" bezwiednie coraz bardziej przybliżałam się do ekranu komputera. Szkoda, że wcześniej na nią nie wpadłam bo dałabym ci 1 miejsce w rankingu. Mini jest naprawdę dobra, jest wstęp, parę słów o bohaterach, potem jest punkt kulminacyjny.
Jane zakochana w nauczycielu, pożądająca go w tak niewinny sposób, bardzo mi się spodobała. Aro, hmm Aro był trochę inny niż w filmie, nie umiem tego wyjaśnić, posunął się by zrobić to ze swoją uczennicą.
Co do stylu, jest naprawdę bardzo dobry, profesjonalny, widać, że jesteś już otrzaskana z pisaniem. Opisy są płynne, spójne, wszystko łączy się w jedną sensowną całość.
Jedyne czego nie rozumiem to końcówki, jak ona go zabiła?
Na początku myślałam, że wykombinujesz tak, że to on ją zmieni w wampira i razem uciekną, ale, że ona go capnie? Tego się kompletenie nie spodziewałam, ale o to chodzi zaskakiwać czytelnika :d
Bardzo mi się podobało :*

Pozdr


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 5:41, 09 Lip 2010 Powrót do góry

Przyszłam dziś, choć u mnie jest w zasadzie wczoraj :D, skomentować Bez odwrotu.
Muszę przyznać, że to opowiadanie było bardzo smutne mimo wszystko. Odnosi się wrażenie, że w twilightowym świecie człowiek jest tylko marionetką, z którą utalentowane wampiry mogą robić co chcą. Jak skończyłam czytać to byłam nieco przygnębiona, bo mi się żal Belli zrobiło. Ale miniaturka była naprawdę świetnie napisana. Przepięknie władasz w niej słowami, piszesz z wyczuciem i najbardziej podoba mi się to, że pisałaś tyle ile trzeba było. Dokładnie i szczegółowo, ale bez przesady. Poza tym Twoje opisy były bardzo sugestywne.
Oddałaś charakter Belli, choć momentami miałam wrażenie, że jest ona bardzo podobno do tej z Lykainy w zasadzie nie wiem czy to dobrze. Z jednej strony i tu i tu piszesz kanonicznie, ale w zasadzie to inne opowiadania. Sama nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, i myśląc o swoich Bellach to nie wiem czy w każdym opowiadaniu była inna czy taka sama, mam wrażenie, że zawsze bardziej się skupiałam na jakiejś innej cesze. Hmm... to zdecydowanie sprawa, którą muszę przemyśleć. Jak rozmawiałam z Tobą po przeczytaniu to powiedziałam, że nie mam żadnych zastrzeżeń, ale po takim czasie, parę rzeczy mi się narzuciło. W zasadzie to nie miało wpływu na mój odbiór, więc nie będę o tym pisać, w końcu to miniaturka, jedna rzecz mnie tylko męczy, czemu Alice niczego nie zobaczyła?
Pomijając moją manię do zadawania pytań, to ogromnie mi się podobało, naprawdę. Kończąc napiszę jeszcze prośbo-radę: Proszę, pisz więcej takich lemonków ^^
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 21:43, 14 Lip 2010 Powrót do góry

Dziękuję Wam za komentarze. Niobuś cieszę się, że znów u mnie jesteś. Rikki, również. Nie spodziewałam się Twojej wizyty i mile jestem zaskoczona, że spodobało Ci się coś mojego autorstwa. Dziś zaczynam cykl Turniejowy i przy okazji chciałam podziękować Wam za wszystkie głosy w każdej rundzie.
Moje przeciwniczki były super. Cieszę się, że moja "odnoga" z konkursowego drzewa była właśnie taka, a nie inna.



Betowała wnikliwie i rzetelnie: Rudaa
Bardzo dziękuję. :)

Niemoc



Wyobraź sobie taki obrazek. Święta Bożego Narodzenia, wielkie drzewko do sufitu i ustawiona przy nim rodzina, szczerząca się fałyszywie do zdjęcia. Tak co roku – od 1735, czyli pierwszej Gwiazdki w tym miejscu – w świąteczny dzień dokumentowano podniosłe wydarzenie w siedzibie Volturi. Oczywiście choinka pojawiła się później jako dodatek, nowa tradycja, ale upodobanie do „zamrożenia” tego wydarzenia, nie tylko w pamięci, a na obrazie, pojawiło się w momencie, kiedy do rodziny dołączyły dzieci. Najpierw było utrwalanie pędzlem i wielogodzinne czekanie w tej samej pozie, aż malarz skończy dzieło (co wampirom akurat nie sprawiało żadnej trudności, ale było niesłychanie nudne), a od 1839, podążając za nowinkami technicznymi, robiono fotografie. Wszyscy twórcy tych dzieł, po zrealizowaniu zamówienia, ginęli z ręki władcy, który w ten sposób napawał się chwilą obcowania ze sztuką, a raczej sztukmistrzem. Aro niezmiennie był pełen entuzjazmu i przy pomocy swojej specjalistki od mody przyodziewał nas w najbardziej szykowne ubrania. Dzięki tym malunkom i zdjęciom z pewnością można by śledzić zmieniające się w tej dziedzinie trendy. Ja miałem już tego dość. Czułem się jak marionetka i szczerze pragnąłem odejść. Niestety razem z siostrą byliśmy najcenniejszymi zdobyczami w jego kolekcji. Zbierał nas niczym śmierć kwiaty do swego ogrodu i trudno było się wyrwać spod jego wpływu i panowania. Poza tym nie mógłbym tak po prostu wędrować sobie po świecie. Chłopięcy wygląd był niemożliwy do zatuszowania. Zazdrościłem Cullenom. Nie tyle ich życia, bo musiało być okropnie nudną mistyfikacją, ciągłym odtwarzaniem tych samych schematów: szkoła, studia, kilka lat pracy i wszystko od nowa w innym miejscu. Pragnąłem ich suwerenności, chociaż byli zawsze pod szczególną obserwacją straży Volturi. Jedyne co powstrzymywało mnie od buntu, to obietnica dana rodzicielce i siostrze. Jane miała szczególne względy u naszego przywódcy, ale mnie to nie przeszkadzało. Drugą osobą, która sprawiała, że życie we włoskim zamku stawało się znośne, była Sulpicia. Traktowałem ją jak matkę, a ona mnie jak syna. Zawsze potrafiła ostudzić żądzę zmian, choć nigdy nie miała pojęcia, że czułem się zagubiony i znudzony przedłużającą się egzystencją w ciele trzynastoletniego chłopca.

Czasami rozmyślałem nad tym, czy nie lepiej było zginąć na tym stosie. Podobno wampiry nie mają ludzkich wspomnień. Zacierają się one wraz z bolesną przemianą. Zastygają pod marmurową powłoką ciała. W moim przypadku było inaczej. Potrafiłem przypomnieć sobie każdą chwilę z mojego krótkiego, ludzkiego życia. Zakodowałem te urywki, które pojawiały się w różnych momentach i poskładałem w całość. To jedyne co mi pozostało. Teraz, gdy myślę o procesach czarownic, potrafię zrozumieć powody całego zamieszania. Ludzie nie tolerują inności, nie lubią, kiedy ktoś jest wyjątkowy, gdy wyróżnia się czymś spośród reszty. Zawiść i nietolerancja zapisują się w genach i zbierają plony w każdym pokoleniu.

Nasza matka zmarła na jedną z panujących wówczas chorób zakaźnych, kiedy my mieliśmy po siedem lat. Jeszcze gdy była zdrowa, powtarzała mi, że muszę opiekować się Jane, bo mamy tylko siebie. Życie stało się ciężkie, od kiedy musiała wychowywać nas samotnie. Całymi dniami była nieobecna, ponieważ pełniła funkcję pomagierki w wielu bogatych domach. Wracała po zmroku, spracowana, zmęczona. Organizm był słaby, więc choroba zmogła ją błyskawicznie. Trafiliśmy do oddalonego o setki kilometrów od rodzinnej miejscowości sierocińca. Przez długi czas izolowano nas od innych dzieci, by przekonać się, że jesteśmy w pełni zdrowi. W placówce panowały szpitalne warunki i surowe reguły. Czuliśmy się tam obco, gdyż dzieci z początku zachowywały się w stosunku do nas sceptycznie i podchodziły z wielką rezerwą. Nazywały nas „dżumowcami”, choć przeszliśmy okres kwarantanny i nic nam nie dolegało.
Jane nie odstępowała mnie na krok od śmierci mamy. Na szczęście mogliśmy przebywać w koedukacyjnej sali dla rodzeństw. Mieliśmy własną, piętrową pryczę, która stała w rogu pomieszczenia i była wyposażona w niewygodne sienniki. Umiejscowienie pryczy dawało nam nieco więcej prywatności niż dzieciom śpiącym na środku sali, ale również podkreślało naszą odmienność. Oddałem siostrze swoją poduszkę, by miała wygodniej, a sam spałem na twardym posłaniu, przykryty tylko cienkim, szorstkim kocem.
Nasz dzień wyglądał pracowicie. Pobudka o piątej nad ranem, kawałek suchego chleba na śniadanie i kubek słabego naparu z ziół, a potem praca w ogrodzie lub w kuchni przy obieraniu warzyw i myciu garów. Najgorszym zajęciem było jednak sprzątanie całego obiektu, do którego również nas angażowano. Następnie otrzymywaliśmy posiłek – z reguły cienką zupę z pajdą pieczywa, raz w tygodniu kawałek mięsa. Po jedzeniu trochę nauki, znów praca, trochę zabawy, modlitwa i sen. Przyzwyczajano nas tam do ciężkiego życia w służbie bogatych ludzi. Nie mieliśmy szans na rodzinne ciepło i miłość. Wbrew pozorom każde dziecko starało się być jak najlepsze, bo nic gorszego nie mogło nas spotkać poza murami przytułku. Wszyscy chcieli spróbować, jak wygląda życie za bramą sierocińca.
Największe szanse na wydostanie się z placówki mieli chłopcy. „Targ niewolników”, bo tak nazywaliśmy dzień, w którym przyjeżdżali bogaci, aby „kupić” sobie dzieci do służby, odbywał się w soboty. Oficjalnie dobrzy ludzie chcieli przygarnąć sieroty, ale nikt z nas nie wierzył w altruistyczne zamiary tych strojnych dam i dostojnych panów. Bezdzietne rodziny wolały wychowywać kanapowego psa, a swój majątek zapisać dzieciom rodzeństwa, niż przygarnąć jakąś znajdę i traktować jak własne dziecko. Natomiast biedni tam nie zaglądali – borykali się z własnymi problemami..

Kiedy pierwszy raz uczestniczyliśmy w tym wydarzeniu, bałem się, że nas rozdzielą. Obiecałem mamie, że zaopiekuję się Jane i nigdy jej nie zostawię, jednakże w tej sytuacji niewiele miałem do powiedzenia. Czułem niemoc. Los mój i mojej siostry nie zależał od nas. Zabrali nas do bawialni. Była to sala nieco mniejsza niż sypialniana. Tu mogliśmy oddać się rozrywce, choć wyposażenie pomieszczenia było skromne i sami wymyślaliśmy różne gry i zabawy, na przykład w kamyki. Kazano nam ustawić się na baczność w dwóch rzędach, chłopcy po jednej stronie, dziewczynki po drugiej. Jane płakała, kiedy opiekunka pociągnęła ją za rękę i zmusiła do zostawienia mnie. Prosiłem spojrzeniem, żeby była grzeczna. Starałem się przekazać siostrze jak najwięcej otuchy. Myślę, że to poczuła, ponieważ szybko się opanowała.
Zostałem wybrany. Dyrektor zakomenderował, abym wystąpił z szeregu. Posłuchałem go, choć biłem się z własnymi myślami. Nagle ulotnił się cały spokój, jaki próbowałem przesyłać Jane. Ona natychmiast zorientowała się, co to znaczy. Podbiegła do mnie, krzycząc i płacząc, a następnie mocno przytuliła i nie chciała puścić, mimo iż opiekunka próbowała nas rozdzielić.. Znów usiłowałem ją uspokoić, ale nie przestawała wyć. Podeszła do nas jeszcze jedna kobieta, lecz Jane upadła na podłogę i uczepiła się mojej nogi. Oczy miała całkiem przekrwione od płaczu, a twarz przepełnioną gniewem. Niemal fizycznie odczuwałem jej ból i strach. Uklęknąłem i objąłem siostrę ramieniem. Mężczyzna, który mnie wybrał, zrezygnował, sądząc, że mam siostrę wariatkę i w związku z tym sam mogę być niespełna rozumu. Dyrektor, żeby załagodzić sytuację, kazał nas wyprowadzić, ale przez kolejne dwa tygodnie odbywaliśmy karę, pełniąc najgorsze dyżury. Nie pozwolono nam również bawić się i uczyć. Zaletą tego incydentu było to, że już więcej nie uczestniczyliśmy w „Targach”, gdyż obawiano się kolejnej sceny. Wiedziałem jednak, że dyrekcja starała się pozbyć naszej dwójki w pakiecie za kulisami. Na nasze szczęście nie było chętnych. Poza tym krótko po tym zmarła opiekunka, która najbardziej walczyła o nasze rozdzielenie, a druga ledwo wyzdrowiała po długiej i męczącej chorobie. Krążyły plotki, że to sprawka Jane, ale nikt nie miał na to niezbitych dowodów. Ja oczywiście nie wierzyłem w te brednie.

W placówce spędziliśmy jeszcze sześć lat. Obserwowaliśmy, jak jedne dzieci przychodzą, drugie odchodzą, a jeszcze inne umierają z wycieczenia. Odliczałem dni do naszych szesnastych urodzin – wtedy mieli nas wypuścić. Nie miałem pojęcia, jak będzie wyglądało życie poza sierocińcem, ale wierzyłem w to, że uda nam się znaleźć uczciwą pracę i żyć godnie, tak jak uczyła nas matka.
Niestety w międzyczasie w sierocińcu zaczęła pracować pani Brown. Była niezwykle wyniosłą i surową kobietą. Budziła nie tyle respekt, co strach. Zawzięła się na Jane, nie mogąc znieść tego, że tak długo przebywamy w placówce. Do tego Jane wyrosła na zgrabną dziewczynę. Jej cera była nadal jasna i delikatna jak płatki kwiatu, mimo ciężkiej pracy, jaką nam przydzielano. Opiekunka zaczęła wykorzystywać ją ponad siły. Nie mogłem patrzeć, jak moja siostra się zaharowywała, ale znów nie byłem w stanie nic zrobić.
Pani Brown kazała Jane pracować w polu. Nieraz dziewczyna wracała z wychłostanymi plecami. Opowiadała mi, w jaki sposób ją traktowano. Pałała taką wrogością do opiekunki, że nienawiść do tej osoby wzrosła i we mnie. Oczywiście wcześniej byłem wściekły, że tak postępowano z małą Jane, ale nie życzyłem tej kobiecie źle. Jane natomiast nie okazywała już bólu. Była zawzięta. Nigdy nie widziałem w niej tyle determinacji i złości.
Kiedy opowiedziała mi o swoim planie, myślałem, że oszalała. Twierdziła, że potrafi uśmiercać złych ludzi. Za przykład podała natrętną opiekunkę, która próbowała nas rozdzielić sześć lat wcześniej. Wszystko zdawało się wówczas takie rzeczywiste. Sam miałem wrażenie, że przepływała między nami jakaś dziwna energia, ale nie zdawałem sobie sprawy, że to magiczne umiejętności mojej siostry.
Potrzebowała włosów pani Brown, co wydawało się ciężkie do zdobycia, jednak los był nam przychylny. Jeszcze tego samego dnia, przechodząc z sypialni do łazienki, zauważyłem uchylone drzwi w pokoju dla personelu. Pani Brown miała wtedy nocny dyżur. Znalazłem jej torebkę, a w niej grzebień, z którego starannie wyciągnąłem wszystkie włosy.
Jane przyszyła je do szmacianki i zaczęła nakłuwać. Najpierw delikatnie, potem mocniej, a na koniec przebiła lalkę na wylot w miejscu, gdzie mogło być serce. Usłyszeliśmy głuchy łomot i zamieszanie na korytarzu. Okazało się, że znienawidzona opiekunka zmarła. Podejrzewano zawał serca.
Uwierzyłem w umiejętności siostry i byłem pełen podziwu.
Niestety nasza laleczka została odnaleziona. Zostawiliśmy ją w koszu na śmieci, więc nie było wiadomo, do kogo należała, ale nauczycielka rozpoznała materiał, z którego została wykonana. To była praca domowa Jane.
Natychmiast zorganizowano wydalenie nas z placówki. Trafiliśmy do aresztu, w którym znajdowały się kobiety oskarżone o czary. Byłem jedyną osobą płci męskiej, posądzono mnie o współudział. Nie wiem, czy osoby, które zajmowały się inkwizycją, wierzyły, że to też moja sprawka. Ja przekonałem się później, że miałem w tym swój wkład.

Aro uratował nas od stosu. Ja i Jane byliśmy jedynymi osobami, które spośród oskarżonych faktycznie posiadały jakieś moce. Przybyłby za późno, ale gniew Jane urósł do takich rozmiarów, że panowała przez chwilę nad strażą, która miała nas związać i wrzucić do ognia. Wiem, że byłem jej katalizatorem. Dawałem jej siłę. Kiedy staliśmy się wampirami, mała Jane nauczyła się wykorzystywać swoje zdolności, ale ja nadal byłem zagadką. Aro nie potrafił mnie zdiagnozować – ani on, ani żaden z jego utalentowanych pobratymców, choć zdawał sobie sprawę z tego, że jestem ważnym kwiatem w jego ogrodzie, może nawet najważniejszym. Byłem mu posłuszny, a on zachowywał się wobec mnie z rezerwą. To Jane zaskarbiła sobie jego serce. Stała się ode mnie niezależna, choć ja nadal poczuwałem się do tego, by ją chronić – tak jak obiecałem matce. Tylko ona trzymała mnie w Volterze. Mogłem wzmacniać dary innych lub je osłabiać. Wampiry z mocami były dla mnie pionkami na szachownicy, które mogłem przesuwać. I będę to robił, póki żyje Jane.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 11:45, 02 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Śro 15:23, 28 Lip 2010 Powrót do góry

Widać ten pojedynek w Turnieju przegapiłam, bo go nie pamiętam.

Cześć.
hehe

Tak sobie pomyślałam, że miłą odmianą było by przeczytanie i skomentowanie jakiejś miniaturce( obecnie ciągle kręcę się przy wierszach).
I dobrze bo tekst czyta sie przyjemnie, jest ciekawy i trochę można odpocząć od głownych bohaterów. Nie to, zeby mnie męczyli, czy coś...

Opisanie losów postaci, w tak krótkim(stosunkowo) tekście, wyszło Ci bardzo dobrze. Można dowiedzieć się bardzo wielu rzeczy, ale nie zanudzasz bezsensownymi wątkami, które mają małe znaczenie. Skupiłaś się na meritum sprawy, nie na całym życiorysie, co na scenach z zycia, które są kluczowe, które sprawiają, że Alec jest jaki jest.
Fajnie spojrzeć na Volturii innymi oczami. Nie Cullenów czy Belli, a kogoś z wewnątrz. To taki podglądanie "od kuchni".

Fajnie napisane, podobało mi się, wciągnęło.
To cześć.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 12:45, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Przeczytałam. I jestem w niemałym szoku.
Sama nie wiem, co myśleć, Pernix.
Te dwie miniaturki są dość trudne. Poruszają inne problemy. I są zaskakująco ciekawe. Zmierzch nie pozwalał mi dostrzec innej strony Jane i Aleca. Ty tego dokonałaś.

"W malinowym afekcie" jest raczej niekanoniczna, prawda? Opierasz się na ludzkim życiu i tylko tym. Podoba mi się problematyka. Niby temat jest wyczerpany, powstało już mnóstwo opowiadań, filmów i w ogóle na temat zakochanych nastolatek, ale mimo wszystko Twoje ujęcie sprawy jest ciekawsze niż innych. Co prawda nie pokazałaś ani zbrodni, ani tragedii zbrodniarza, okroiłaś nam to trochę, ale to kwestia miniatury... Ja jednak uważam, że tekst jest ciekawy sam w sobie. Bo dużo mówi o problemie...
Podoba mi się też wybór bohaterów, Aro i Jane... Piękne połączenie, choć bardzo niedobrane. Jak dla mnie, zawsze ich do siebie ciągnęło w dziwny, niejasny sposób... ;]
Co ciekawe, zauważyłaś istotę problemu nastolatki zakochanej w starszym mężczyźnie - zawsze jej się wydaje, że on odwzajemnia uczucie...
Ale nie jestem też pewna czy Aro go nie odwzajemniał, opisałaś to dość dwuznacznie, moja droga ;p
A i jeszcze jestem ciekawa - umieściłaś ich w obecnych ramach czasowych? Bo takie miałam wrażenie patrząc na opis zajęć Aleca i Jane. Ciekawe.


Druga miniaturka jest stylowa. Co przez to rozumiem? Nie mam pewności, ale po prostu czuje się, że przez nią przemawia coś większego. I nie wiem, czemu tak do mnie trafia, ale naprawdę budzi pozytywny odzew. Przybliża mi też choć trochę postać Aleca, która w Zmierzchu była okrojona, zapomniana i wycięta, a potem wklejona w krajobraz... Starszy brat, który troskę o siostrę przedkłada ponad własne szczęście... Niby oklepane, jasne, nie można nic dodać. Alec wybierając postać Aleca i Jane już dokonałaś czegoś nowego... To diaboliczne wręcz rodzeństwo nie ma prawa do szczęścia, normalnego życia, wolności. Widząc Twojego Aleca jestem zaskoczona, bo dla mnie był postacią płytką, której wystarczy bycie przy Volturich. Promyczku, udowodniłaś mi, że nie ma jednowymiarowych postaci. Że nawet zły do szpiku kości wampir może okazać się po prostu nieszczęśliwy... Widać, że Alec chciałby zmian, ale jak wskazuje tytuł, piekielnie wkurzająca niemoc, sprawia, że nie może nic zrobić. Z jednej strony smutne, z drugiej piękne, bo wymowne.
Aż chce się współczuć...
Ale niestety muszę Ci powiedzieć coś niemiłego... Znalazłam błąd.
Cytat:
Ja miałem już tego dojść.
raczej chodziło Ci o słówko "dość", bo nie miało tu być podtekstu prawda? ;p
Kwestią niejasną jest też dla mnie wiek rodzeństwa... Wkradła Ci się pewna nieścisłość:
Cytat:
Zawsze potrafiła ostudzić żądzę zmian, choć nigdy nie miała pojęcia, że czułem się zagubiony i znudzony przedłużającą się egzystencją w ciele trzynastoletniego chłopca.

Cytat:
Odliczałem dni do naszych szesnastych urodzin – wtedy mieli nas wypuścić.

Odliczał dni? To zazwyczaj oznacza, że niewiele go dzieliło od tych urodzin. No chyba, że chodziło Ci, iż Alec po prostu długie dni odliczał, to już się nie czepiam... Wink

Twój talent zaskakuje mnie coraz bardziej. Naprawdę lubię czytać Twoje teksty. To przyjemność dla mojego zmaltretowanego przez irracjonalną rzeczywistość mózgu. Dzięki Promyczku!

Ciao,
Kropek życzy weny!


PS Czy to już wszystkie miniaturki z cyklu Turniejowego? Chyba nie... Czekam na dalszy ciąg :D


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin