FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 miniPernix. 16. Z pąkami róż odeszła... 22.02 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Neith
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 11:43, 14 Cze 2010 Powrót do góry

Po pierwsze Pernix - moje gratulacje, świetna miniatura! Świetna!

Napisać o zdradzie jest bardzo łatwo ale napisać o zdradzie tak by wywołac żal nad osobą zdradzającą to już wyższa szkoła jazdy i Tobie się to udało.
Pozwolić dojść do głosu pragnieniu? Czuć z tego powodu wyrzuty? Jakie to ludzkie... I druga strona medalu - Edward cały ze swoją nieludzką miłoscią i idealizowaniem świata. Trafnie ujęte w konwencji. Ludzkie słabości i nieludzka upartość... Konsekwencje...

Mal - o tu już niesamowite wprowadzenie postaci. Demoniczny wampir, nienasycony, dojrzały erotycznie, dojrzały emocjonalnie, zaborczy...wreszcie ludzki! Nie widziałam filmu, na którym wzorowałas tą postać ale powiem szczerze, że udało Ci się stworzyć w moich oczach kwintesencję wampirzej męskości. Dziękuję...

Lemony - hmm.... trzeba naprawdę wprawnej dłoni by napisać erotyk nie ocierając się o pornografię, Tobie wyszło to rewelacyjnie. Sceny przesycone erotyzmem ale takim dojrzałym, bez "świszczących pasków i rozpinanych rozporków"


Ogólnie Pernix bardzo dziękuję za możliwość czytania takich miniatur Very Happy , miniatur, o których myślę po przeczytaniu i dopowiadam im w głowie ciąg dalszy, miniatur, które dają taką wielowarstwowość emocji wreszcie miniatur, dzięki którym chcę zrozumieć zdradzającą Wink


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 12:15, 16 Cze 2010 Powrót do góry

No, no Promyczku!
Przeszłaś samą siebie.
"Bez odwrotu" jest niesamowita. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to najlepsza miniaturka jaką w życiu czytałam i najlepszy lemon.
Mal normalnie powalił mnie na kolana. Z jednej strony wydaje się obrzydliwy, bo niczego tak w życiu nie znoszę jak owadów i skorupiaków, chyba że na odległość, ale z drugiej strony? Wydaje się interesujący. Mam mętlik w głowie. Pernix zamotałaś mnie, Kochana. ;p
Jeśli chodzi o głębszą analizę tekstu, to choroba widzę tu świetną dawkę psychologii. Kobieta niedowartościowana, odrzucana zazwyczaj szuka wrażeń gdzie indziej. Nie wiem skąd mi się to bierze, ale od zawsze jakoś łatwo było mi zrozumieć zdradzających, ale tak samo zdradzanych. Bella, po prostu potrzebuję rozładowania napięcia, a Edward jest głupi, mimo że to dla jej dobra...
W każdym bądź razie postać Mala mnie uwiodła. Nie wiem dlaczego, ale w pewnym momencie utożsamiłam go sobie z Jasperem, co jest irracjonalne, ale sprawiło, że spodobał mi się jeszcze bardziej.
Kurka wodna, jeśli będzie więcej takich miniaturek, to ja zejdę na zawał... Wink Ale pisz Promyczku, pisz! :D

Znalazłam jeden błąd. Pogrubione słowo nie pasuje do kontekstu. Powinno być składał.
Cytat:
Składała pocałunki na każdym centymetrze skóry, zimnymi ustami wywołując przyjemne dreszcze.


A jeśli chodzi o dar Mala, to powiem Ci, że nasuwają mi się różne pomysły. Od tworzenia iluzji (coś podobnego jak Zafrina), albo jakieś panowanie nad wolą, zmysłami... Pojęcia nie mam.

Czekam na nowe miniatury. Albo jakieś opowiadanie z Malem Twisted Evil
Pozdrawiam.
Twój Kropek :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:21, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Kobietki, dziękuję Wam za cudowne komentarze. Trudno w kilku słowach wyrazić, co czuję. Bałam się publikacji erotyku. Mam już jedną taką scenę za sobą w Lykainie, ale coś indywidualnego, pisanego pod tym właśnie kątem to mój debiut. Żeby się przekonać, że faktycznie dobrze mi lemony wychodzą, będę na pewno jeszcze takowe tworzyć. :)

Dziś wstawiam miniaturkę, w której również jest lekkie zabarwienie erotyczne, dlatego tym razem [+16].
Mogliście ją już poznać dzięki pojedynkowi. Dziękuję za starcie windy dreams. Napisałaś bardzo fajną miniaturkę o Rose. Było mi miło ponownie się z Tobą zmierzyć.
Dziękuję Wam za wszystkie głosy, które pozwoliły mi zwyciężyć w tym pojedynku. Po serii porażek w tym dziale znów uwierzyłam w siebie. ^^
Dziękuję też za głosy oddane na tę miniaturkę w Rankingu. Powinnam się znaleźć z nią w majowym zestawieniu, ale wkradł się jakiś błąd przy liczeniu i mnie nie ma. :(
W każdym razie i tak dziękuję za te punkty i noszę sobie to miejsce w zestawieniu w pamięci. Wink
No i jeszcze wielkie dzięki za umieszczenie Bez odwrotu w czerwcowej TOP liście. :) Normalnie puszę piórka i ostrzę klawę na kolejne teksty!


_____________



W malinowym afekcie


Betowała: mTwilek <-- Dzięki, Skarbie. :*


Deszcz siąpił, dzwonił kroplami po szybach, a ona stała nieruchomo, patrząc w dal przez okno. Skupiła się na konkretnym punkcie w przestrzeni, choć tak naprawdę nie potrafiłaby powiedzieć, co widzi przed sobą. Wszystko w jednej chwili straciło sens, rozmazało się, rozmyło. Była jak ta pogoda – szara, nijaka, ani zimna, ani ciepła, przygnębiająca. Dlaczego wcześniej nic nie zauważyła? Czy mogła nie spostrzec, że nie jest tak cudnie i słodko?
Matka próbowała nawiązać z nią kontakt, ale zamknięte drzwi do pokoju i brak odpowiedzi na monologi przez ścianę nie pomagały rozwiązać problemu. Martwiła się, bo dziewczyna nie jadła. Talerze z posiłkami, które zostawiała przy drzwiach, pozostawały nietknięte. Znikało tylko picie. O tyle dobrze, że dziecko się nie odwodni.
Beatrice nie wiedziała, co było przyczyną stanu córki. Mogła się jedynie domyślać, że to nieszczęśliwe zakochanie lub złamane serce. Jane jeszcze niespełna tydzień temu była taka szczęśliwa. Promieniała i zarażała wszystkich swoim optymizmem.

Betty chciała dla niej wszystkiego, co najlepsze. Pracowała na dwóch etatach, by zapewnić bliźniakom dobry start w życie. Taki, jakiego ona sama nie miała. Do czternastej ślęczała nad fakturami w biurze rachunkowym, potem zajmowała się domem i jako przykładna matka gotowała obiady oraz woziła dzieci na dodatkowe zajęcia. Jane miała lekcje baletu, nauki gry na fortepianie i treningi z cheerleaderkami, natomiast Alec opanowywał tajniki gitary basowej, wraz ze szkolną drużyną trenował koszykówkę, a wieczorami odbywał garażowe próby ze swoim zespołem rockowym. Mimo że kobieta starała się wygospodarować jak najwięcej czasu dla dzieci, gdzieś umykały jej ich problemy. Nie byli już skłonni do zwierzeń. Ciągle zabiegani woleli spotykać się z przyjaciółmi, niż oglądać z matką filmy na wysłużonej kanapie w małym saloniku czy tak po prostu od serca pogadać. O dwudziestej drugiej nastawała godzina policyjna. Szesnastolatki buntowali się przeciw sztywnym zasadom, które obowiązywały w domu, ale Betty chciała mieć pewność, że będą bezpieczni, kiedy wyjdzie do pracy w lokalnym kasynie. Krupierstwo przynosiło więcej pieniędzy niż praca biurowa, ale kobieta wiedziała, że to zawód na kilka lat. Musi być młoda i piękna, a tempo, w jakim żyła, nie ułatwiało dbania o własną powierzchowność.

***

- Jane, za szybko. Po co ten pośpiech, skarbie? Wczuj się w muzykę. - Była zdenerwowana, nie potrafiła skupić się na grze, ponieważ chciała zrobić jak najlepsze wrażenie na nauczycielu.
- Źle, jeszcze raz źle. Posuń się. - Mężczyzna usiadł obok dziewczyny i położył swoje zgrabne, zimne ręce na jej dłoniach, tak że idealnie pokrywały one smukłe, lecz o wiele krótsze palce uczennicy. Przyciskał nimi białe klawisze instrumentu. - Widzisz, musisz płynąć z muzyką. Tu nuty są bardziej dynamiczne, natomiast w tym momencie odrywasz dłonie na krótką chwilę, by potem lekko musnęły klawisze – a dalej mocno i zdecydowanie. - Zaczerwieniła się, czując dotyk jego skóry. Musiał to spostrzec, bo natychmiast wstał i podszedł do okna. - Ćwicz tak, jak ci pokazałem – mruknął tylko i do końca lekcji nie poczynił żadnej uwagi.

Profesor Aro Volturi robił wrażenie na każdej uczennicy. Kruczoczarne włosy, gładko zaczesane do tyłu i związane w niewielki kucyk, jednodniowy zarost, ciemnoniebieskie oczy i jasna, niemal biała karnacja. Do tego cudowne palce, które znały każdy sekret fortepianu. Gdy grał, wszystko wokół nikło. Dźwięki, jakie wydobywał z instrumentu, były najlepszą karmą dla duszy. Obojętnie czy interpretował dynamiczną etiudę Chopina, czy liryczny menuet Beethovena, wyczuwało się ekstatyczną atmosferę wśród wszystkich słuchaczy w przyszkolnym audytorium. Jako nauczyciel był surowy, ale ceniono go za celne uwagi i dar przekazywania wiedzy. Renoma Aro Volturi sprawiała, że drzwi do szkoły się nie zamykały, a zajęcia u niego cieszyły się ogromnym powodzeniem.

Egzamin kończący rok w szkole muzycznej zbliżał się wielkimi krokami. Jane radziła sobie coraz lepiej, ale najbardziej kłopotliwa okazała się dla niej właśnie etiuda. Mama zgodziła się wykupić prywatne lekcje w czasie wiosennej przerwy, aby kontynuować naukę. Korepetycje odbywały się u profesora w mieszkaniu. Mężczyzna wykazywał się wielką cierpliwością dla uroczej, utalentowanej, ale zbyt porywczej blondynki. Często ćwiczyli razem ponad wykupiony czas, niekiedy nawet do późnego wieczoru. Choć próbował zachować dystans, zdawał sobie sprawę, że szesnastolatka się w nim podkochuje. Ze stoicką pozą ignorował wdzięki małej kobietki, która subtelnie potrafiła eksponować i podkreślać swoją urodę, ale tego dnia... tego feralnego dnia nie mógł się jej oprzeć.

Musnęła jego palce, gdy grali utwór na cztery ręce.

Nie cofnął dłoni, choć już w tym momencie zrozumiał, że popełnił największy błąd.

Patrzyła na niego odważnie, pożądliwe, a jednocześnie niewinnie.

Wiedział, jak cienka jest granica przyzwoitości. Powinien ją skarcić, ale nie umiał wydobyć z siebie dźwięku.

Powoli oblizała dolną wargę malinowych ust.

Kuszenie niewiniątka przyniosło pożądany efekt. Przegrał.

Bez zastanowienia wpił się w słodkie, zwilżone usteczka, po czym, oprzytomniawszy, od razu odsunął głowę, pragnąc jak najszybciej wyjść z pomieszczenia. Jednak ona chwyciła go za ramię, niwecząc próbę zaprzestania niewłaściwego postępowania i odwzajemniła pieszczotę.

Nie potrafił dłużej walczyć, kiedy przed oczami miał jej młode, pragnące dotyku ciało. Zdjął bladoróżowy, rozpinany kardigan, a następnie zsunął powoli ramiączko bawełnianej, lekko przezroczystej bluzki, która uwydatniała krągłość piersi i musnął nagą szyję. Składał drobne pocałunki na obojczyku, ramieniu, dotknął ustami dłoni i zachęcił dziewczynę do powstania, a potem pokierował w stronę sypialni.

- Kocham cię, wiesz? – powiedziała radośnie, gdy obudzili się wcześnie rano. - Jesteś cudownym mężczyzną. Moim pierwszym i jedynym.
- Jane, proszę cię. Chyba za wcześnie, żeby składać takie deklaracje. Pamiętaj, że jesteś moją uczennicą, niepełnoletnią uczennicą – odpowiedział zamroczony moralnym kacem. Jeszcze wczoraj był przykładnym mężem i szanowanym nauczycielem. A teraz? Zrujnował sobie karierę, a dziewczynie odebrał pierwszy raz. Przez te wszystkie lata w zawodzie nie pozwolił sobie nawet na niewinne, nieprzyzwoite myśli o swoich podopiecznych, a w tym jednym momencie zniszczył to, co osiągnął. - Jane, proszę, ubierz się i pójdź do domu. To był błąd. Wszystko, co miało tu miejsce wczorajszego wieczoru, było jedną wielką pomyłką. - Usiadł na łóżku, zwiesił głowę i wplótł dłonie we włosy. Nie chciał na nią patrzeć. Teraz była tylko dzieckiem, a on zwyrodnialcem.

Nie mogła w to uwierzyć. Sądziła, że odwzajemniał jej uczucie, że przez następne dwa lata będą ukrywać swój romans lub wyjadą gdzieś na południe Italii i zaszyją się w małej wiosce na stromych wzgórzach usłanych w oliwne gaje. Zamieszkają w niewielkiej chatce, a on będzie grał jej na fortepianie.
Ubrała się w pośpiechu – łzy cały czas ściekały po jej policzkach. Już miała wychodzić, ale, zawahawszy się, podbiegła do łóżka. Uklęknęła przed mężczyzną i chwyciła za obie ręce.
- Proszę, daj nam szansę. Poczekam na ciebie, to tylko dwa lata.
- Panno Johns, ja mam żonę i kocham ją. Nie wiedziała panna? - odparł sztucznym, beznamiętnym głosem. - Wezmę odpowiedzialność za swoje czyny, zniknę, a panna niech lepiej natychmiast stąd pójdzie. - Odskoczyła od niego jak poparzona. Kłujący ból przeszywał jej klatkę piersiową tak, że nie potrafiła złapać oddechu. Czuła się zdradzona i oszukana, choć w rzeczywistości nigdy nie zapytała, czy ma rodzinę. Była przekonana, że odnalazła pokrewną duszę. Nie zaprzątała sobie głowy przyziemnymi sprawami. Umarła, choć oddychała. Czuła się pusta i niepotrzebna.

***

Betty nie mogła tego dłużej znieść. Nie widziała się z córką od tygodnia. O tym, że żyła, świadczyły tylko znikające rano croissanty, co i tak było poprawą w stosunku do pierwszych dni, oraz napoje, które przynosiła do każdego posiłku pod drzwi zamkniętego pokoju. Alec wyjechał z drużyną na rozgrywki stanowe do stolicy. Miała nadzieję, że ten czas uda się wykorzystać na odnowienie relacji z Jane.
- Córeczko, proszę cię, wyjdź. Nie możesz się bezustannie ukrywać. Cokolwiek się stało, poradzimy sobie – wyszeptała spokojnie i zachęcająco jak co dzień.
Już miała odejść, nie wierząc w skuteczność próby, ale drzwi otworzyły się szeroko. Zapłakana Jane rzuciła się jej na szyję. Szlochała w rękaw koszulki.
- Co ci jest, maleńka? - zapytała z troską.
- Mamo, ja go zabiłam. Zabiłam! On nie żyje! - Zanosiła się płaczem.
- Jane, uspokój się. Kto nie żyje?
- On. Profesor.




______

* W pojedynku jest jeszcze inne zakończenie, możecie zajrzeć tu. - końcówka ze wspomnieniami nie podoba mi się osobiście, wolałabym zakończyć po wyznaniu Jane o tym, że zabiła Aro, ale przypomniało mi się, iż wspomienia były warunkiem pojedynku. Było późno i wymyśliłam coś takiego na prędce.
Scenę morderstwa też wolałam sobie odpuścić. W takich drastycznych sytuacjach wolę spuścić kurtynę i zostawić to Waszej wyobraźni.

Zapraszam Was do oceniania mojego pojedynku ze zgredkiem w Turnieju. Pisałyśmy o Emily. Link jest w moim podpisie, ale tu Wam też zasznurkuję:
http://www.twilightseries.fora.pl/turniej-polamanych-pior,72/emily-pernix-i-zgredek,7041.html


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 17:04, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 16:42, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Już w czasie pojedynku napisałam, jak bardzo podoba mi się ta miniatura, Teraz się powtórzę: Bardzo mi się podoba. Zawarłaś w niej bukiet niesamowitych emocji i napięcie erotyczne, którego wyładowania aż czuje się w powietrzu, zanim tak naprawdę do czegokolwiek dochodzi.
A to jest mój ulubiony fragment:

Cytat:
Musnęła jego palce, gdy grali utwór na cztery ręce.

Nie cofnął dłoni, choć już w tym momencie zrozumiał, że popełnił największy błąd.

Patrzyła na niego odważnie, pożądliwe, a jednocześnie niewinnie.

Wiedział, jak cienka jest granica przyzwoitości. Powinien ją skarcić, ale nie umiał wydobyć z siebie dźwięku.

Powoli oblizała dolną wargę malinowych ust.

Kuszenie niewiniątka przyniosło pożądany efekt. Przegrał.


Podany właśnie w ten sposób, tymi pojedynczymi zdaniami jest prawdziwą delicją. Ach, nie potrafię czytać tego bez drżenia.

Ale jest w tym tekście też smutek, tragedia, miłość nieszczęśliwa, poczucie odrzucenia, złość, zazdrość, rozpacz - cała paleta uczuć. Pięknie opisanych uczuć.
Oczywiście zachowanie profesora jest naganne i podchodzi pod pedofilię, niemniej ty sprawiłaś, że nie odbieram tej erotyki tutaj pejoratywnie. Mam z tym nie lada zagwozdkę, czy godzi się podziwiać napięcie erotyczne w tym tekście...
Jest zbrodnia, jest i kara, którą jest kolejna zbrodnia. Podoba mi się to. Podoba mi się też ukazanie tego, jak może się skończyć niewłaściwe ustawienie priorytetów przez rodziców, choć w dobrej wierze, na niekorzyść czasu poświęcanego dziecku.
Co do tej końcówki - nie podoba mi się i tobie też się nie podoba. Nie rozumiem więc, dlaczego jej nie usunęłaś. Nie ma takiego prawa, ze tekst po pojedynku nie może się zmienić, ewoluować.
Dla mnie opowiadanie to powinno się skończyć wraz z odpowiedzią Jane: "Profesor". To jest mocny koniec. To wspomnienie matki - naprawdę widać, że jest dokoptowane na siłę, spłyca poza tym wymowę tej miniatury.
Niemniej gratuluję ci Pernix tak wspaniałego tekstu, wywarł na mnie ogromne wrażenie. A postać nauczyciela to majstersztyk. I z muzycznymi sprawami dałaś radę. Brawo.
Jeszcze tylko takie drobiazgi dwa:

Cytat:
Skupiła na konkretnym punkcie w przestrzeni,choć tak naprawdę nie potrafiłaby powiedzieć, co widzi przed sobą.


Skupiła się albo wzrok...

Cytat:
Szesnastolatkowie buntowali się przeciw sztywnym zasadom, które obowiązywały w domu,

O tym już pisałam w czasie pojedynku - Pernix, twilku, nie ma takiego słowa. Liczba mnoga słowa szesnastolatek to szesnastolatki.

Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu jeszcze takich udanych tekstów.
Dzwoneczek :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 16:46, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 17:16, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Dzwonek napisał:
Co do tej końcówki - nie podoba mi się i tobie też się nie podoba. Nie rozumiem więc, dlaczego jej nie usunęłaś. Nie ma takiego prawa, ze tekst po pojedynku nie może się zmienić, ewoluować.


Masz rację - wykasowałam. Pierwotnie chciałam, żeby zostało tak, jak napisałam, ale masz rację. Skoro nie podoba mi się, to wywalam. :)
Nie lubię zmieniać swoich tekstów. Oczywiście dbam o ich poprawność i jeśli coś jest źle, wstawiam poprawki, ale nie lubię przeredagowywać czegoś, zmieniać zakończeń, wątków, jeśli idzie o prace fandomowe. Są to małe tworki, które spełniają swoje zadania i jeśli nie są na tyle dobre, żeby się nimi zachwycać, zapominam o nich i tworzę coś nowego, lepszego. Wink
Myślę, że będę miała inne podejście do prozy autorskiej. W tym wypadku rozchodzi się tylko o skasowanie czegoś, co było na siłę, więc cieszę się, że mnie do tego zmotywowałaś.

Nieskromnie przyznam, że ten fragment, który Tobie się najbardziej podobał, też uważam za najlepszy... czułam wtedy to natchnienie. Pewnie mnie zrozumiesz. Czasem pisze się coś, co jest wystudiowane, opracowane i wcześniej dziesięć razy naszkicowane, w głowie, na kartce, w notatkach - a czasem ma się tę prawdziwą wenę, pisze się jakby w jakimś szaleńczym amoku, słowa po prostu same wystukują się niekontrolowanie na klawiaturze. To jest cudowne. To był właśnie taki moment. :)

Co do słowa - szesnatkolatkowie... Embarassed Pamiętałam, że mam to zmienić... ale potem jakoś tak wyszło.
Dziękuję za życzenia, też sobie tego życzę, ale Tobie również. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rikki
Dobry wampir



Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań

PostWysłany: Nie 9:03, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Hej Pernix :)

Czytając minaiturkę "W malinowym afekcie" bezwiednie coraz bardziej przybliżałam się do ekranu komputera. Szkoda, że wcześniej na nią nie wpadłam bo dałabym ci 1 miejsce w rankingu. Mini jest naprawdę dobra, jest wstęp, parę słów o bohaterach, potem jest punkt kulminacyjny.
Jane zakochana w nauczycielu, pożądająca go w tak niewinny sposób, bardzo mi się spodobała. Aro, hmm Aro był trochę inny niż w filmie, nie umiem tego wyjaśnić, posunął się by zrobić to ze swoją uczennicą.
Co do stylu, jest naprawdę bardzo dobry, profesjonalny, widać, że jesteś już otrzaskana z pisaniem. Opisy są płynne, spójne, wszystko łączy się w jedną sensowną całość.
Jedyne czego nie rozumiem to końcówki, jak ona go zabiła?
Na początku myślałam, że wykombinujesz tak, że to on ją zmieni w wampira i razem uciekną, ale, że ona go capnie? Tego się kompletenie nie spodziewałam, ale o to chodzi zaskakiwać czytelnika :d
Bardzo mi się podobało :*

Pozdr


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 5:41, 09 Lip 2010 Powrót do góry

Przyszłam dziś, choć u mnie jest w zasadzie wczoraj :D, skomentować Bez odwrotu.
Muszę przyznać, że to opowiadanie było bardzo smutne mimo wszystko. Odnosi się wrażenie, że w twilightowym świecie człowiek jest tylko marionetką, z którą utalentowane wampiry mogą robić co chcą. Jak skończyłam czytać to byłam nieco przygnębiona, bo mi się żal Belli zrobiło. Ale miniaturka była naprawdę świetnie napisana. Przepięknie władasz w niej słowami, piszesz z wyczuciem i najbardziej podoba mi się to, że pisałaś tyle ile trzeba było. Dokładnie i szczegółowo, ale bez przesady. Poza tym Twoje opisy były bardzo sugestywne.
Oddałaś charakter Belli, choć momentami miałam wrażenie, że jest ona bardzo podobno do tej z Lykainy w zasadzie nie wiem czy to dobrze. Z jednej strony i tu i tu piszesz kanonicznie, ale w zasadzie to inne opowiadania. Sama nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, i myśląc o swoich Bellach to nie wiem czy w każdym opowiadaniu była inna czy taka sama, mam wrażenie, że zawsze bardziej się skupiałam na jakiejś innej cesze. Hmm... to zdecydowanie sprawa, którą muszę przemyśleć. Jak rozmawiałam z Tobą po przeczytaniu to powiedziałam, że nie mam żadnych zastrzeżeń, ale po takim czasie, parę rzeczy mi się narzuciło. W zasadzie to nie miało wpływu na mój odbiór, więc nie będę o tym pisać, w końcu to miniaturka, jedna rzecz mnie tylko męczy, czemu Alice niczego nie zobaczyła?
Pomijając moją manię do zadawania pytań, to ogromnie mi się podobało, naprawdę. Kończąc napiszę jeszcze prośbo-radę: Proszę, pisz więcej takich lemonków ^^
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 21:43, 14 Lip 2010 Powrót do góry

Dziękuję Wam za komentarze. Niobuś cieszę się, że znów u mnie jesteś. Rikki, również. Nie spodziewałam się Twojej wizyty i mile jestem zaskoczona, że spodobało Ci się coś mojego autorstwa. Dziś zaczynam cykl Turniejowy i przy okazji chciałam podziękować Wam za wszystkie głosy w każdej rundzie.
Moje przeciwniczki były super. Cieszę się, że moja "odnoga" z konkursowego drzewa była właśnie taka, a nie inna.



Betowała wnikliwie i rzetelnie: Rudaa
Bardzo dziękuję. :)

Niemoc



Wyobraź sobie taki obrazek. Święta Bożego Narodzenia, wielkie drzewko do sufitu i ustawiona przy nim rodzina, szczerząca się fałyszywie do zdjęcia. Tak co roku – od 1735, czyli pierwszej Gwiazdki w tym miejscu – w świąteczny dzień dokumentowano podniosłe wydarzenie w siedzibie Volturi. Oczywiście choinka pojawiła się później jako dodatek, nowa tradycja, ale upodobanie do „zamrożenia” tego wydarzenia, nie tylko w pamięci, a na obrazie, pojawiło się w momencie, kiedy do rodziny dołączyły dzieci. Najpierw było utrwalanie pędzlem i wielogodzinne czekanie w tej samej pozie, aż malarz skończy dzieło (co wampirom akurat nie sprawiało żadnej trudności, ale było niesłychanie nudne), a od 1839, podążając za nowinkami technicznymi, robiono fotografie. Wszyscy twórcy tych dzieł, po zrealizowaniu zamówienia, ginęli z ręki władcy, który w ten sposób napawał się chwilą obcowania ze sztuką, a raczej sztukmistrzem. Aro niezmiennie był pełen entuzjazmu i przy pomocy swojej specjalistki od mody przyodziewał nas w najbardziej szykowne ubrania. Dzięki tym malunkom i zdjęciom z pewnością można by śledzić zmieniające się w tej dziedzinie trendy. Ja miałem już tego dość. Czułem się jak marionetka i szczerze pragnąłem odejść. Niestety razem z siostrą byliśmy najcenniejszymi zdobyczami w jego kolekcji. Zbierał nas niczym śmierć kwiaty do swego ogrodu i trudno było się wyrwać spod jego wpływu i panowania. Poza tym nie mógłbym tak po prostu wędrować sobie po świecie. Chłopięcy wygląd był niemożliwy do zatuszowania. Zazdrościłem Cullenom. Nie tyle ich życia, bo musiało być okropnie nudną mistyfikacją, ciągłym odtwarzaniem tych samych schematów: szkoła, studia, kilka lat pracy i wszystko od nowa w innym miejscu. Pragnąłem ich suwerenności, chociaż byli zawsze pod szczególną obserwacją straży Volturi. Jedyne co powstrzymywało mnie od buntu, to obietnica dana rodzicielce i siostrze. Jane miała szczególne względy u naszego przywódcy, ale mnie to nie przeszkadzało. Drugą osobą, która sprawiała, że życie we włoskim zamku stawało się znośne, była Sulpicia. Traktowałem ją jak matkę, a ona mnie jak syna. Zawsze potrafiła ostudzić żądzę zmian, choć nigdy nie miała pojęcia, że czułem się zagubiony i znudzony przedłużającą się egzystencją w ciele trzynastoletniego chłopca.

Czasami rozmyślałem nad tym, czy nie lepiej było zginąć na tym stosie. Podobno wampiry nie mają ludzkich wspomnień. Zacierają się one wraz z bolesną przemianą. Zastygają pod marmurową powłoką ciała. W moim przypadku było inaczej. Potrafiłem przypomnieć sobie każdą chwilę z mojego krótkiego, ludzkiego życia. Zakodowałem te urywki, które pojawiały się w różnych momentach i poskładałem w całość. To jedyne co mi pozostało. Teraz, gdy myślę o procesach czarownic, potrafię zrozumieć powody całego zamieszania. Ludzie nie tolerują inności, nie lubią, kiedy ktoś jest wyjątkowy, gdy wyróżnia się czymś spośród reszty. Zawiść i nietolerancja zapisują się w genach i zbierają plony w każdym pokoleniu.

Nasza matka zmarła na jedną z panujących wówczas chorób zakaźnych, kiedy my mieliśmy po siedem lat. Jeszcze gdy była zdrowa, powtarzała mi, że muszę opiekować się Jane, bo mamy tylko siebie. Życie stało się ciężkie, od kiedy musiała wychowywać nas samotnie. Całymi dniami była nieobecna, ponieważ pełniła funkcję pomagierki w wielu bogatych domach. Wracała po zmroku, spracowana, zmęczona. Organizm był słaby, więc choroba zmogła ją błyskawicznie. Trafiliśmy do oddalonego o setki kilometrów od rodzinnej miejscowości sierocińca. Przez długi czas izolowano nas od innych dzieci, by przekonać się, że jesteśmy w pełni zdrowi. W placówce panowały szpitalne warunki i surowe reguły. Czuliśmy się tam obco, gdyż dzieci z początku zachowywały się w stosunku do nas sceptycznie i podchodziły z wielką rezerwą. Nazywały nas „dżumowcami”, choć przeszliśmy okres kwarantanny i nic nam nie dolegało.
Jane nie odstępowała mnie na krok od śmierci mamy. Na szczęście mogliśmy przebywać w koedukacyjnej sali dla rodzeństw. Mieliśmy własną, piętrową pryczę, która stała w rogu pomieszczenia i była wyposażona w niewygodne sienniki. Umiejscowienie pryczy dawało nam nieco więcej prywatności niż dzieciom śpiącym na środku sali, ale również podkreślało naszą odmienność. Oddałem siostrze swoją poduszkę, by miała wygodniej, a sam spałem na twardym posłaniu, przykryty tylko cienkim, szorstkim kocem.
Nasz dzień wyglądał pracowicie. Pobudka o piątej nad ranem, kawałek suchego chleba na śniadanie i kubek słabego naparu z ziół, a potem praca w ogrodzie lub w kuchni przy obieraniu warzyw i myciu garów. Najgorszym zajęciem było jednak sprzątanie całego obiektu, do którego również nas angażowano. Następnie otrzymywaliśmy posiłek – z reguły cienką zupę z pajdą pieczywa, raz w tygodniu kawałek mięsa. Po jedzeniu trochę nauki, znów praca, trochę zabawy, modlitwa i sen. Przyzwyczajano nas tam do ciężkiego życia w służbie bogatych ludzi. Nie mieliśmy szans na rodzinne ciepło i miłość. Wbrew pozorom każde dziecko starało się być jak najlepsze, bo nic gorszego nie mogło nas spotkać poza murami przytułku. Wszyscy chcieli spróbować, jak wygląda życie za bramą sierocińca.
Największe szanse na wydostanie się z placówki mieli chłopcy. „Targ niewolników”, bo tak nazywaliśmy dzień, w którym przyjeżdżali bogaci, aby „kupić” sobie dzieci do służby, odbywał się w soboty. Oficjalnie dobrzy ludzie chcieli przygarnąć sieroty, ale nikt z nas nie wierzył w altruistyczne zamiary tych strojnych dam i dostojnych panów. Bezdzietne rodziny wolały wychowywać kanapowego psa, a swój majątek zapisać dzieciom rodzeństwa, niż przygarnąć jakąś znajdę i traktować jak własne dziecko. Natomiast biedni tam nie zaglądali – borykali się z własnymi problemami..

Kiedy pierwszy raz uczestniczyliśmy w tym wydarzeniu, bałem się, że nas rozdzielą. Obiecałem mamie, że zaopiekuję się Jane i nigdy jej nie zostawię, jednakże w tej sytuacji niewiele miałem do powiedzenia. Czułem niemoc. Los mój i mojej siostry nie zależał od nas. Zabrali nas do bawialni. Była to sala nieco mniejsza niż sypialniana. Tu mogliśmy oddać się rozrywce, choć wyposażenie pomieszczenia było skromne i sami wymyślaliśmy różne gry i zabawy, na przykład w kamyki. Kazano nam ustawić się na baczność w dwóch rzędach, chłopcy po jednej stronie, dziewczynki po drugiej. Jane płakała, kiedy opiekunka pociągnęła ją za rękę i zmusiła do zostawienia mnie. Prosiłem spojrzeniem, żeby była grzeczna. Starałem się przekazać siostrze jak najwięcej otuchy. Myślę, że to poczuła, ponieważ szybko się opanowała.
Zostałem wybrany. Dyrektor zakomenderował, abym wystąpił z szeregu. Posłuchałem go, choć biłem się z własnymi myślami. Nagle ulotnił się cały spokój, jaki próbowałem przesyłać Jane. Ona natychmiast zorientowała się, co to znaczy. Podbiegła do mnie, krzycząc i płacząc, a następnie mocno przytuliła i nie chciała puścić, mimo iż opiekunka próbowała nas rozdzielić.. Znów usiłowałem ją uspokoić, ale nie przestawała wyć. Podeszła do nas jeszcze jedna kobieta, lecz Jane upadła na podłogę i uczepiła się mojej nogi. Oczy miała całkiem przekrwione od płaczu, a twarz przepełnioną gniewem. Niemal fizycznie odczuwałem jej ból i strach. Uklęknąłem i objąłem siostrę ramieniem. Mężczyzna, który mnie wybrał, zrezygnował, sądząc, że mam siostrę wariatkę i w związku z tym sam mogę być niespełna rozumu. Dyrektor, żeby załagodzić sytuację, kazał nas wyprowadzić, ale przez kolejne dwa tygodnie odbywaliśmy karę, pełniąc najgorsze dyżury. Nie pozwolono nam również bawić się i uczyć. Zaletą tego incydentu było to, że już więcej nie uczestniczyliśmy w „Targach”, gdyż obawiano się kolejnej sceny. Wiedziałem jednak, że dyrekcja starała się pozbyć naszej dwójki w pakiecie za kulisami. Na nasze szczęście nie było chętnych. Poza tym krótko po tym zmarła opiekunka, która najbardziej walczyła o nasze rozdzielenie, a druga ledwo wyzdrowiała po długiej i męczącej chorobie. Krążyły plotki, że to sprawka Jane, ale nikt nie miał na to niezbitych dowodów. Ja oczywiście nie wierzyłem w te brednie.

W placówce spędziliśmy jeszcze sześć lat. Obserwowaliśmy, jak jedne dzieci przychodzą, drugie odchodzą, a jeszcze inne umierają z wycieczenia. Odliczałem dni do naszych szesnastych urodzin – wtedy mieli nas wypuścić. Nie miałem pojęcia, jak będzie wyglądało życie poza sierocińcem, ale wierzyłem w to, że uda nam się znaleźć uczciwą pracę i żyć godnie, tak jak uczyła nas matka.
Niestety w międzyczasie w sierocińcu zaczęła pracować pani Brown. Była niezwykle wyniosłą i surową kobietą. Budziła nie tyle respekt, co strach. Zawzięła się na Jane, nie mogąc znieść tego, że tak długo przebywamy w placówce. Do tego Jane wyrosła na zgrabną dziewczynę. Jej cera była nadal jasna i delikatna jak płatki kwiatu, mimo ciężkiej pracy, jaką nam przydzielano. Opiekunka zaczęła wykorzystywać ją ponad siły. Nie mogłem patrzeć, jak moja siostra się zaharowywała, ale znów nie byłem w stanie nic zrobić.
Pani Brown kazała Jane pracować w polu. Nieraz dziewczyna wracała z wychłostanymi plecami. Opowiadała mi, w jaki sposób ją traktowano. Pałała taką wrogością do opiekunki, że nienawiść do tej osoby wzrosła i we mnie. Oczywiście wcześniej byłem wściekły, że tak postępowano z małą Jane, ale nie życzyłem tej kobiecie źle. Jane natomiast nie okazywała już bólu. Była zawzięta. Nigdy nie widziałem w niej tyle determinacji i złości.
Kiedy opowiedziała mi o swoim planie, myślałem, że oszalała. Twierdziła, że potrafi uśmiercać złych ludzi. Za przykład podała natrętną opiekunkę, która próbowała nas rozdzielić sześć lat wcześniej. Wszystko zdawało się wówczas takie rzeczywiste. Sam miałem wrażenie, że przepływała między nami jakaś dziwna energia, ale nie zdawałem sobie sprawy, że to magiczne umiejętności mojej siostry.
Potrzebowała włosów pani Brown, co wydawało się ciężkie do zdobycia, jednak los był nam przychylny. Jeszcze tego samego dnia, przechodząc z sypialni do łazienki, zauważyłem uchylone drzwi w pokoju dla personelu. Pani Brown miała wtedy nocny dyżur. Znalazłem jej torebkę, a w niej grzebień, z którego starannie wyciągnąłem wszystkie włosy.
Jane przyszyła je do szmacianki i zaczęła nakłuwać. Najpierw delikatnie, potem mocniej, a na koniec przebiła lalkę na wylot w miejscu, gdzie mogło być serce. Usłyszeliśmy głuchy łomot i zamieszanie na korytarzu. Okazało się, że znienawidzona opiekunka zmarła. Podejrzewano zawał serca.
Uwierzyłem w umiejętności siostry i byłem pełen podziwu.
Niestety nasza laleczka została odnaleziona. Zostawiliśmy ją w koszu na śmieci, więc nie było wiadomo, do kogo należała, ale nauczycielka rozpoznała materiał, z którego została wykonana. To była praca domowa Jane.
Natychmiast zorganizowano wydalenie nas z placówki. Trafiliśmy do aresztu, w którym znajdowały się kobiety oskarżone o czary. Byłem jedyną osobą płci męskiej, posądzono mnie o współudział. Nie wiem, czy osoby, które zajmowały się inkwizycją, wierzyły, że to też moja sprawka. Ja przekonałem się później, że miałem w tym swój wkład.

Aro uratował nas od stosu. Ja i Jane byliśmy jedynymi osobami, które spośród oskarżonych faktycznie posiadały jakieś moce. Przybyłby za późno, ale gniew Jane urósł do takich rozmiarów, że panowała przez chwilę nad strażą, która miała nas związać i wrzucić do ognia. Wiem, że byłem jej katalizatorem. Dawałem jej siłę. Kiedy staliśmy się wampirami, mała Jane nauczyła się wykorzystywać swoje zdolności, ale ja nadal byłem zagadką. Aro nie potrafił mnie zdiagnozować – ani on, ani żaden z jego utalentowanych pobratymców, choć zdawał sobie sprawę z tego, że jestem ważnym kwiatem w jego ogrodzie, może nawet najważniejszym. Byłem mu posłuszny, a on zachowywał się wobec mnie z rezerwą. To Jane zaskarbiła sobie jego serce. Stała się ode mnie niezależna, choć ja nadal poczuwałem się do tego, by ją chronić – tak jak obiecałem matce. Tylko ona trzymała mnie w Volterze. Mogłem wzmacniać dary innych lub je osłabiać. Wampiry z mocami były dla mnie pionkami na szachownicy, które mogłem przesuwać. I będę to robił, póki żyje Jane.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 11:45, 02 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Śro 15:23, 28 Lip 2010 Powrót do góry

Widać ten pojedynek w Turnieju przegapiłam, bo go nie pamiętam.

Cześć.
hehe

Tak sobie pomyślałam, że miłą odmianą było by przeczytanie i skomentowanie jakiejś miniaturce( obecnie ciągle kręcę się przy wierszach).
I dobrze bo tekst czyta sie przyjemnie, jest ciekawy i trochę można odpocząć od głownych bohaterów. Nie to, zeby mnie męczyli, czy coś...

Opisanie losów postaci, w tak krótkim(stosunkowo) tekście, wyszło Ci bardzo dobrze. Można dowiedzieć się bardzo wielu rzeczy, ale nie zanudzasz bezsensownymi wątkami, które mają małe znaczenie. Skupiłaś się na meritum sprawy, nie na całym życiorysie, co na scenach z zycia, które są kluczowe, które sprawiają, że Alec jest jaki jest.
Fajnie spojrzeć na Volturii innymi oczami. Nie Cullenów czy Belli, a kogoś z wewnątrz. To taki podglądanie "od kuchni".

Fajnie napisane, podobało mi się, wciągnęło.
To cześć.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 12:45, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Przeczytałam. I jestem w niemałym szoku.
Sama nie wiem, co myśleć, Pernix.
Te dwie miniaturki są dość trudne. Poruszają inne problemy. I są zaskakująco ciekawe. Zmierzch nie pozwalał mi dostrzec innej strony Jane i Aleca. Ty tego dokonałaś.

"W malinowym afekcie" jest raczej niekanoniczna, prawda? Opierasz się na ludzkim życiu i tylko tym. Podoba mi się problematyka. Niby temat jest wyczerpany, powstało już mnóstwo opowiadań, filmów i w ogóle na temat zakochanych nastolatek, ale mimo wszystko Twoje ujęcie sprawy jest ciekawsze niż innych. Co prawda nie pokazałaś ani zbrodni, ani tragedii zbrodniarza, okroiłaś nam to trochę, ale to kwestia miniatury... Ja jednak uważam, że tekst jest ciekawy sam w sobie. Bo dużo mówi o problemie...
Podoba mi się też wybór bohaterów, Aro i Jane... Piękne połączenie, choć bardzo niedobrane. Jak dla mnie, zawsze ich do siebie ciągnęło w dziwny, niejasny sposób... ;]
Co ciekawe, zauważyłaś istotę problemu nastolatki zakochanej w starszym mężczyźnie - zawsze jej się wydaje, że on odwzajemnia uczucie...
Ale nie jestem też pewna czy Aro go nie odwzajemniał, opisałaś to dość dwuznacznie, moja droga ;p
A i jeszcze jestem ciekawa - umieściłaś ich w obecnych ramach czasowych? Bo takie miałam wrażenie patrząc na opis zajęć Aleca i Jane. Ciekawe.


Druga miniaturka jest stylowa. Co przez to rozumiem? Nie mam pewności, ale po prostu czuje się, że przez nią przemawia coś większego. I nie wiem, czemu tak do mnie trafia, ale naprawdę budzi pozytywny odzew. Przybliża mi też choć trochę postać Aleca, która w Zmierzchu była okrojona, zapomniana i wycięta, a potem wklejona w krajobraz... Starszy brat, który troskę o siostrę przedkłada ponad własne szczęście... Niby oklepane, jasne, nie można nic dodać. Alec wybierając postać Aleca i Jane już dokonałaś czegoś nowego... To diaboliczne wręcz rodzeństwo nie ma prawa do szczęścia, normalnego życia, wolności. Widząc Twojego Aleca jestem zaskoczona, bo dla mnie był postacią płytką, której wystarczy bycie przy Volturich. Promyczku, udowodniłaś mi, że nie ma jednowymiarowych postaci. Że nawet zły do szpiku kości wampir może okazać się po prostu nieszczęśliwy... Widać, że Alec chciałby zmian, ale jak wskazuje tytuł, piekielnie wkurzająca niemoc, sprawia, że nie może nic zrobić. Z jednej strony smutne, z drugiej piękne, bo wymowne.
Aż chce się współczuć...
Ale niestety muszę Ci powiedzieć coś niemiłego... Znalazłam błąd.
Cytat:
Ja miałem już tego dojść.
raczej chodziło Ci o słówko "dość", bo nie miało tu być podtekstu prawda? ;p
Kwestią niejasną jest też dla mnie wiek rodzeństwa... Wkradła Ci się pewna nieścisłość:
Cytat:
Zawsze potrafiła ostudzić żądzę zmian, choć nigdy nie miała pojęcia, że czułem się zagubiony i znudzony przedłużającą się egzystencją w ciele trzynastoletniego chłopca.

Cytat:
Odliczałem dni do naszych szesnastych urodzin – wtedy mieli nas wypuścić.

Odliczał dni? To zazwyczaj oznacza, że niewiele go dzieliło od tych urodzin. No chyba, że chodziło Ci, iż Alec po prostu długie dni odliczał, to już się nie czepiam... Wink

Twój talent zaskakuje mnie coraz bardziej. Naprawdę lubię czytać Twoje teksty. To przyjemność dla mojego zmaltretowanego przez irracjonalną rzeczywistość mózgu. Dzięki Promyczku!

Ciao,
Kropek życzy weny!


PS Czy to już wszystkie miniaturki z cyklu Turniejowego? Chyba nie... Czekam na dalszy ciąg :D


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 11:38, 02 Wrz 2010 Powrót do góry

Dziękuję Wam za komentarze. Moja przygodna z miniaturkami pewnie się szybko nie skończy. Mam siedem różnych miniatur kiedyś zaczętych! Czasem jest to kilka słów, spisany pomysł, czasem strona lub kilka. Nie wiem, czy wszystkie uda mi się doprowadzić do końca, bo wena jest kapryśna, a ja zabrałam się za kontynuację mojego skończonego opowiadania, ale coś na pewno uda się jeszcze napisać. Teraz zaserwuje Wam starocie, żeby wszystko, co moje, było w jednym miejscu.

Ale zanim, jeszcze kilka odpowiedzi:

Dot, mini o Jane i Aro była AH, a połączenie wydaje mi się dobrane. Zawsze, mimo przedstawienie w książce, wyobrażałam sobie Jane jako nieco straszą dziewczynkę, może w sumie to efekt doboru i stylizacji aktorki w ekranizacji, no i myślę, że Aro w jakiś sposób ciągnęło do niej, ale nie traktował ją jak córkę-dziecko, tylko jak talent, diament do podziwiania. W mojej miniaturce ten talent odzwierciedlał się w zamiłowaniu do muzyki, a Aro-nauczyciela pociągała nie tyle sama dziewczyna, a jej niewinność. Nie wpisywałam tej miniaturki w kontekst powieści o lolitkach, może dlatego brzmi ciekawie. :)

Co do Niemocy, postać została mi narzucona przez warunki konkursu, ale niezmiernie się ucieszyłam, że moja para dostała właśnie Aleca. Lubię czasem pisać o tych, o których się nie pisze, którym nie daje się głównej roli.
Odliczanie dni. Hmm, myślę, że mógł to robić, bo te 16 urodziny były dla nich wybawieniem, dlatego nie czekał na nie w latach a w dniach, z każdym dniem było krócej do tej daty. Gdyby patrzył na to inaczej, ten upływ czasu nie byłby tak zauważalny. Poza tym za czym czeka dzieciak w sierocińcu? No właśnie za tym, by w jakiś sposób się z niego wydostać - dlatego tak napisałam.

Prawdziwa, dziękuję. Cieszę się, że udało mi się Cię zainteresować.



Przyszedł czas na drugą miniaturkę turniejową. Właśnie ten tekst pisało mi się najlepiej. Lubię kreować własne postacie, a w miarę otwarty temat pozwolił mi się zrealizować. W imię miłości opowiada o tym, że wpojenie nie jest tylko piękną, magiczną nicią. Wiemy, że w przypadku Sama wpojenie stało się przekleństwem dla Lei, a co byłoby, gdyby pokrzyżowało też życie Emily? O tym właśnie jest ta miniaturka.




W imię miłości



W zaciemnionym pomieszczeniu rozbrzmiewała uspokajająca muzyka. Śpiew ptaków, szelest liści, w oddali szum płynącego strumyka, a potem plusk kropel deszczu odbijających się z liścia na płatek, z płatka na taflę wody. Dalej roznosił się stukot małych łap przemieszczającego się po ściółce zwierzęcia, toki ptasiej pary i znów odgłosy dżdżu. Atmosfera była wręcz ezoteryczna. Wrażenie mistyczności potęgował wystrój pokoju. Ciemne drewniane meble, obszerne łóżko wykonane z tego samego budulca, ozdobione ręcznie wyrytym wezgłowiem. Na komodzie i na parapecie stały różnej wielkości świece, dając poblask zabarwionego w kolorach ziemi wosku. Soczysta czerwień, ziemisty brąz, zgniła zieleń mieniły się w świetle spokojnych płomieni. Okno było przysłonięte bambusową roletą, która przepuszczała przez niewielkie szparki wątłe strumienie późno popołudniowego słońca. Na nocnej szafce mały indiański wódz dzierżył w ręku kadzidło z tlącym dymem, napełniającym pomieszczenie zapachem drzewa sandałowego. W dużym, spowitym miodową, prześwitującą tkaniną, lustrze, które wisiało na przeciwległej do łóżka ścianie, widać było parę. Brunetka usiadła okrakiem na mężczyźnie, nałożyła na dłonie olejek z ekstraktem z rozmarynu i bazylii, po czym zaczęła masować sforsowane ciężką pracą plecy kochanka. Najpierw delikatnie głaskała rozgrzane barki i kolistymi ruchami pokryła całą powierzchnię grzbietu ożywczym preparatem. Spięte mięśnie rozluźniły się, przyzwyczajając do dotyku delikatnych dłoni.
- Mmm, właśnie tak. Tak dobrze, kochanie – wyjąkał Indianin.
- Nic nie mów. Postaraj się odprężyć w ciszy. Zapomnij o zmartwieniach, ciężkiej pracy, niewyspaniu. Wsłuchaj się w odgłosy natury – odpowiedziała wolno i półszeptem.
Zaczęła ugniatać poszczególne grupy mięśniowe, przynosząc mu widoczną ulgę. Przesuwała ręce płynnie z miejsca na miejsce, odnajdując osłabione punkty. Następnie wyciskała kciukami każdy kawałek masowanej powierzchni, wywołując tym jęki zadowolenia u swojego „pacjenta”. Poruszała je po prostej linii, co powodowało wzmożenie ulgi. Na koniec powróciła do delikatnego głaskania, wcześniej ponownie nawilżając dłonie w oliwce. Na znak, że skończyła, powoli zeszła z mężczyzny i klepnęła go w jędrny pośladek.
- No, kochanie, na dzisiaj dosyć przyjemności. Może teraz ty się odwdzięczysz? - zapytała słodko.
- Nie ma szans, chyba bym cię uszkodził tymi szorstkimi łapskami. Mogę za to zrewanżować się inaczej – odpowiedział gardłowo, przewracając się na bok i zagarniając ją do siebie tak, że leżała teraz na nim. Potem przywarł do niej ustami i całował namiętnie.
- Mikah, przestań! Ubrudziłeś moją nową narzutę tłustym olejkiem! - Próbowała go odsunąć, jednak on okazał się silniejszy.
- Jak tylko sprzedam gotowe canoe, kupię ci nową, a teraz nie marudź już – odparł pożądliwym głosem i przekręcił ją na plecy. Jego męskość uciskała łono kobiety. W jednej chwili zapomniała o brudnej narzucie i oddała pocałunki.

- Mikah? Gdzie jesteś? - odparła zaspanym głosem, rozglądając się po pustym pokoju. Ktoś podniósł rolety, co nie tylko napełniło pomieszczenie ostrymi o tej porze promieniami słońca, ale spowodowało, że dziewczyna musiała zakrywać oczy, cierpiące z powodu tak nagłego porażenia. Po chwili usłyszała ciężkie, wolne kroki kogoś wchodzącego po schodach i za moment ujrzała w drzwiach roześmianą twarz postawnego Indianina, który ostrożnie trzymał w rękach tacę pełną smakołyków.
- Przygotowałem ci śniadanie za ten nieziemski relaks wczoraj – odpowiedział radośnie, mrugając do niej okiem. Widocznie nawiązywał nie tylko do masażu. Emily w odpowiedzi rzuciła go poduszką. Na szczęście mężczyzna zrobił unik i uchronił dzbanek z herbatą przed niechybnym rozlaniem aromatycznego napoju.
- No co? To już nie można podziękować swojej kobiecie? Za te cudowne, uśmierzające ból ręce, głodne pocałunków, mięsiste usta, krągłe, jędrne, chętne do zabawy piersi, zgrabne, długie nogi, seksowne, rozciągnięte ciało...
- Przestań już, bo się zaczerwienię! - wykrzyczała z udawaną obrazą. - Nie traktuj mnie tak przedmiotowo.
- Ależ kochanie, ja tylko wymieniam te fizyczne przymioty, bo nie mogę się nacieszyć tym, że już za tydzień kobieta moich marzeń, ba, marzeń wielu facetów, zostanie moją żoną. Wiesz, że cię kocham za to, że jesteś troskliwa, czuła i wyrozumiała – kontynuował przymilnie, siadając przy niej na brzegu materaca. - Takiej kobiecie warto przynosić śniadanie do łóżka co rano i nie musi to być próba odwdzięczenia się za niesamowity seks i profesjonalny masaż. Będę to robił nawet, jak dorwie cię PMS i wtedy, gdy staniemy się ledwo zipiącymi staruszkami, którym nie w głowie gimnastyka w łóżku. - Nie mogła się nie uśmiechnąć. Mikah zawsze potrafił ją udobruchać. W ten weekend korzystali z tego, że rodzice Emily wyjechali w odwiedziny do jej brata, który studiował w Waszyngtonie. We czwórkę – oni i dziewczyna Simona mieli przylecieć z powrotem dwa dni przed ślubem. Wszystko już w zasadzie zorganizowano, więc Indianka cieszyła się, że mogła odpocząć od zgiełku przygotowań, który trwał przez ostatnie miesiące. Miała przedsmak tego, co ją czeka, gdy zostanie panią Keith.
- Misiu, mam nadzieję, że się nie obrazisz – zaczęła niewinnie, trzepocząc zalotnie długimi rzęsami.
- Wybaczę ci prawie wszystko, skarbie, ale są granice – zripostował groźnie, lecz z uśmiechem na twarzy, co świadczyło o tym, że mówi z przymrużeniem oka.
- Muszę jechać jutro do La Push. Wiesz, Leah będzie moją druhną, mamy sprawy do obgadania – Patrzyła na niego takim wzrokiem, że nie był w stanie odmówić. - Rozumiesz, takie babskie – dodała.
- Nie cierpię się z tobą rozstawać, ale skoro musisz... Jedź, tylko pamiętaj, żadnych darmowych masaży. Wszędzie wykorzystują te moje drogocenne rączki, – powiedział, całując dłonie ukochanej – a ty musisz odpoczywać.
- Nie martw się, nie zamierzam nikogo masować. Leah musi mi pomóc w tym, żeby nasza noc poślubna powaliła cię na kolana – odparła, zagryzając dolną wargę. - Idę pod prysznic – dodała, wysuwając się spod prześcieradła. Mikah obserwował oddalające się nagie ciało narzeczonej, która zatrzymała się na moment w drzwiach do łazienki, obróciła głowę w jego kierunku i zachęciła: - Idziesz?
- A śniadanie? - odparł zdezorientowany, ale zaraz gdy zniknęła za futryną, podążył jej śladem, stawiając tacę do podłodze.

***

- Emily, to mój chłopak – Sam Uley – Leah dumnie przedstawiła rosłego osiłka swojej kuzynce. Indianin spojrzał na dziewczynę i nieprzyzwoicie długo nie przerywał kontaktu wzrokowego. - Sam, co ci się stało? - dziewczyna potrząsała brunetem, ale on ani drgnął, jakby wrósł w podłogę. Po chwili jednak wybiegł i z oddali słychać było wycie wilka. - Przepraszam cię za niego.
- Leah, to ja przepraszam – odpowiedziała rozdygotana Emily.

***

Minęło sporo czasu, zanim go przyjęła. Już więcej nie wróciła do swojej wioski. To Leah skontaktowała się z jej rodziną. Ojciec wyparł się córki, a matka opłakiwała, jakby straciła ją na zawsze. Emily zamieszkała u Sama. Nigdy nie wyzbyła się poczucia niezręczności i wyobcowania, chociaż jej pogodne usposobienie oraz niemal nieodłączny uśmiech na twarzy zjednały przyjaciół wśród plemienia Quileutów. Nawet z blizną, która pozostała jej po wybuchu zmiennokształtnego, wyglądała zawsze na zadowoloną. Na chwilę zwątpienia, zadumę nad tym, czy jej życie toczyło się właściwym torem, pozwalała sobie w ustroniu sypialni, gdy jej nowy mężczyzna wraz z watahą byli zajęci patrolami. Kochała go, ale inaczej. Wiedziała, jak silnym węzłem wiąże ją wpojenie. Miała świadomość tego, że należy do Uleya i nic tego nie zmieni. Pogodziła się z tym. Jednego jednak nie potrafiła sobie wybaczyć.
Nie zdobyła się na to, by stanąć twarzą w twarz z Miką. Nie mogła i nie chciała wiedzieć, co czuł po tym, jak porzuciła go niemal przed ołtarzem. Jego również kochała – nigdy nie przestała, ale nie przyznała się do tego przed Samem.

Leah jej nienawidziła. Z tego również zdawała sobie sprawę i nie była zdziwiona oziębłością ze strony kuzynki. Starała się jej wszystko wynagrodzić, ale nie mogła odważyć się na to, co dałoby ulgę zmiennokształtnej. Nie mogła opuścić La Push i zostawić Sama. Po jakimś czasie Clearwaterówna pogodziła się z sytuacją – wybiła z głowy pierwszą miłość, ale nadal była samotna i zgorzkniała, co nie pomagało w odnowieniu relacji z wybranką byłego chłopaka. Uley natomiast odetchnął z ulgą, gdy jego eksdziewczyna zmieniła watahę. Wreszcie nie musiał słuchać jej myśli, które zionęły feministyczną papką o „wyzwoleniu kobiet spod jarzma szowinistycznych świń”.

Po jakimś czasie rany zabliźniły się na tyle, że Leah zgodziła się spełnić nieśmiałą prośbę Emily. Miała zostać druhną na jej ślubie – już drugi raz. Doszły do porozumienia na tyle, że przygotowania w dzień uroczystości stały się dla nich obu przyjemne. Pomogła Emily ubrać suknię, upiąć włosy, założyć welon. W domu Clearwaterów znowu rozległ się radosny szczebiot dawnych przyjaciółek.
- Ale pamiętaj! Żadnych kwiatów w moją stronę. Niech no tylko bukiet przeleci obok mnie, a nici z naszego pojednania – zagroziła wilczyca.
- Spokojnie, nie zamierzam ryzykować. Zerknę jednym okiem, gdzie stoisz i rzucę w przeciwną stronę, ale naprawdę nie wiem, co masz przeciwko sakramentowi małżeństwa – odpowiedziała.
- Że też ty z własnej woli bierzesz tego bufona. Swoją drogą cieszę się, że przyjechałaś wtedy. Kto wie, czy ja byłabym tym, kim jestem teraz. Dzięki, kuzynko – dodała i pocałowała Emily w policzek.
- Leah, Sam nie jest bufonem, ale miło, że tak nisko mnie oceniasz.
- Ach przestań. No, dobra. Nie jest. Życzę wam wiele szczęścia, wiesz przecież – odparła Leah, by udobruchać przyszłą pannę młodą. To ostatnie, co teraz odpowiednie dla niej – sprzeczki i niewybredne żarty w dzień zamążpójścia.

- Emily! Emily Young! - Donośne nawoływanie było słychać w całym domu. Musiało się również nieść dalej na teren La Push. - Emily, proszę cię, wyjdź! Wiem, że tu jesteś! Emilyyy! - Kobieta wyjrzała przez okno i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na środku drogi, naprzeciw posiadłości Clearwaterów, stał on. Postawny Indianin w półdługich włosach spoglądał w jej kierunku dużymi czekoladowymi oczami. Tymi oczami, za którymi niejednokrotnie tęskniła w sennych marzeniach. Wychyliła się przez okna, żeby go uciszyć.
- Mikah? Co tu robisz? Nie krzycz, proszę! Już schodzę – powiedziała poddenerwowanym głosem. Obróciła się do środka pomieszczenia i zerknęła z przestrachem na Leę. Z tego spojrzenia wyczytała wszystko. Jeśli on nie odejdzie w tej chwili, Sam tego tak nie zostawi.
Zbiegła po schodach, unosząc wcześniej suknię, a potem jak najszybciej, jakby unosiła się w powietrzu, pomknęła w stronę mężczyzny. Musiał ją przytrzymać, bo z rozpędu wpadła na niego, ocierając się o klatkę piersiową. Przyjemny piżmowych zapach Indianina, swojski, uspokajający dotyk – na chwilę zapomniała o tym, gdzie jest i po co tak się śpieszyła. Kiedy otrzeźwiała, odezwała się nerwowo:
- Mikah, musisz stąd odejść. On cię zabije, jeśli cię tu zobaczy.
- Nie boję się go. Boże, co on ci zrobił? - odparł z troską, głaszcząc bliznę na twarzy.
- Nic nie zmienisz, Mikah. Przepraszam za to, jak cię potraktowałam. Powinnam porozmawiać z tobą w cztery oczy – wyjąkała, płacząc.
- Emi, popatrz na mnie. – Chwycił jej podbródek, by zajrzeć prosto w oczy. - Kocham cię i nigdy nie przestałem. Już wiem, jak ten skurwysyn postąpił i nie zostawię tego tak – odparł ze złością. - Kochanie, jeśli coś jeszcze do mnie czujesz, będę o ciebie walczył do końca. - Emily nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa, ale on odnalazł odpowiedź w jej spojrzeniu. Spragniony tych ust, pocałował ją delikatnie, a następnie odsunął dziewczynę w stronę czekającej przy werandzie Lei.

Poczuł obecność rozwścieczonego osiłka, który stał tuż za jego plecami. Obrócił się powoli, nawiązując kontakt wzrokowy. Toczyli niemą walkę. Mimowolnie zaczęli zataczać krąg, gotując się do nieuchronnego starcia. Mikah był zwykłym mężczyzną, nie posiadał dodatkowych zdolności i nadnaturalnej siły, ale w jego żyłach płynęła krew bojowników. Przyzwyczajony do ciężkiej pracy przy połowie ryb, nawykły do precyzji dzięki snycerstwu, którym parał się hobbystycznie – potomek dzielnego rodu łowców wielorybów, wybranych z plemienia Makah, stanął naprzeciw, wierząc w szansę na zwycięstwo. To miłość napędzała go do walki, to honor kazał w imię miłości podjąć wyzwanie.

Atmosfera stała się gęsta i nieprzyjemna, wokół mężczyzn zebrali się członkowie obu watah. Nikt nie śmiał im przerwać. Każdy wiedział, że to sprawa pomiędzy tymi dwoma. Pierwszy do ataku ruszył Sam. Naparł na przeciwnika i przewrócił go, jednocześnie chwytając w kleszczowy uścisk. Mikah wyślizgnął się jednak z objęć i przygwoździł przeciwnika do ziemi, zadając mu cios w klatkę piersiową. Następnie powstał i czekał, pewien swoich możliwości, aż Uley się podniesie. Zmiennokształtny kipiał złością. Nieudane starcie skompromitowało go przed podwładnymi, dlatego z jeszcze większą siłą zaatakował mężczyznę - zadał cios w brzuch, chwycił mocno za ramię i przerzucił go przez barki. Rywal zwinął się na chwilę w kłębek i splunął krwią. Emily chciała do niego podbiec, ale została powstrzymana przez kuzynkę. Wyrywała się, dusząc w sobie krzyk. Łzy spływały jej po policzkach i sukni, zostawiając przybrudzone plamy na materiale.
Powstał, znów się złączyli w walecznym uścisku. Tym razem Mikah zadał skutecznie serię ogłuszających ciosów, po czym rzucił się w szale na Sama. Zaczął go okładać pięściami tak mocno, że ten się przewrócił. Miał podbite i zakrwawione oko, z nosa ściekała strużka posoki. Widocznie osłabł. Konkurent pozwolił mu powstać na nogi, a potem znów wymierzył wprawnie uderzenia. Sam opadł z sił. Wszyscy patrzyli na widowisko z szeroko otwartymi oczami. Ich przywódca nie miał sobie równych w walce, żaden zwykły śmiertelnik go nie zwyciężył, tymczasem teraz Uley leżał pokonany.
Mikah, trzymając się za brzuch, z trudem człapał na osłabionych nogach w stronę ukochanej. Na jego umazanej krwią i ziemią twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Emily wyrwała się z objęć kuzynki , by podbiec w jego kierunku, ale nie minęła nawet sekunda, a mężczyzna został powalony przez wielkiego basiora. Wszystko działo się tak szybko. Słychać było groźne warczenie. Wilk przewrócił przeciwnika, poorał pazurami plecy, a następnie obrócił go i wgryzł się w gardło. Natychmiast został odgoniony przez stado przemienionych Quileutów, ale szanse na przeżycie dla pogryzionego Indianina były niewielkie. Spłoszony i zdezorientowany czarny basior uciekł w las, a Emily natychmiast uklęknęła przy pokonanym.
- Mikah, nic ci nie będzie. Proszę, oddychaj – mówiła, obejmując korpus mężczyzny. - Dlaczego, dlaczego to zrobiłeś? - powtarzała, zawodząc.
Leah od razu wezwała karetkę pogotowia, po czym pognała do domu po czyste bandaże i wodę. Kazała Emily uciskać miejsce pod raną, aby zapobiec wykrwawieniu. Kobieta nie potrafiła patrzeć na pokąsaną szyję. Jej ręce były czerwone od krwi byłego kochanka.
- Dlaczego, Mikah, dlaczego? - powtarzała nieustannie półszeptem.
- Bo cię kocham – wyjąkał ledwo słyszalnie, a potem zamknął powieki. W oddali słuchać było wycie syreny nadjeżdżającej karetki. Ubrani w niebieskie uniformy mężczyźni, sprawnie zabezpieczyli ranę i zabrali poszkodowanego do pojazdu. Emily spojrzała błagalnie na kuzynkę. Leah bez wahania pobiegła po kluczyki do samochodu i pojechały w ślad za erką, zapominając o ślubie, Samie i wpojeniu. Coś podpowiadało jej, że ta magiczna więź nie zdoła wszystkiego naprawić. Modliła się za tego jedynego.


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 17:05, 02 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 16:48, 01 Paź 2010 Powrót do góry

Oj Promyczku...
Zaskakujesz mnie swoim talentem, coraz bardziej.
Twoje teksty niebezpiecznie wciągające, wiesz? ;p
"W imię miłości" - już samym tytuł sprawił, że się rozpłynęłam. A jak zaczęłam czytać, to po prostu padłam.
Nie wiem, czy spotkałam się kiedyś z tak pięknym tekstem o nieszczęśliwej miłości...?
Naprawdę Pernix, jesteś mistrzynią.
Wizja Emily, która kochała kogoś innego, niż Sam wydaje mi się bardzo realna. Bo to nie jest tak, że w życiu czeka się na wpojenie, Em na pewno nie myślała o tym, że ją też mogłoby to spotkać. Ba, ona o tym nie mogła mieć bladego pojęcia.

Jedyne czego mi brakuje, to fragment o poznaniu się Sama i Emily. Bardzo go okroiłaś, ale miniaturki mają swoje prawa...

W każdym razie jestem zauroczona. Piękna miłość, taka idealnie nieidealna... Zachwycająca i urokliwa. Niemożliwa...

Nie wiem, jak to robisz, ale rób tak dalej!
Kocham Twoje miniaturki, bo są naprawdę wspaniałe.
Aż chciałoby się cię zasłodzić!!!

Ciao Kochana,
Twój Kropek. :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:27, 09 Paź 2010 Powrót do góry

Kropeczko, jesteś jak zawsze niezawodna i jak zawsze wprawiasz mnie w zakłopotanie komplementami, ale takie miłe zakłopotanie, bo dobrze jest wiedzieć, że komuś podoba się to, co pisze. Dziękuję!

Dziś ostatnia mini z cyklu TPP. Wklejam ją, bo niedługo będę dla Was miała coś premerowego. Wink Mam nadzieję, że do tego czasu pojawi się jakiś komentarz! Nadzieja matką...
Ech, to jedziem!

I jeszcze wkleję ten piękny banerek, który dostałam. :) Dzięki!
Image



***


Lupanar w którym sprzedajemy za bezcen swoje ciała
Klientów ściąga z wszystkich okolicznych wsi i miast
Żyjemy z cudzych żądz i wstydów
Których się żadna z nas nie bała
Choć przecież jest kobietą każda z nas

Jacek Kaczmarski, Pompeja Lupanar



Bajka dla dorosłych: W lupanarze*


Jeśli lat nie masz pod dostatkiem, nie czytaj dalej tej opowieści.
Bowiem może się zdarzyć przypadkiem, że nie dla twych oczu będzie to bajka.

Dawno temu żyły trzy odważne niewiasty. Każda inna z charakteru, ale odwaga była tą cechą, która je łączyła. Dzięki niej i lojalności wobec siebie udało się im przetrwać trudny czas upokorzeń. Niespodziewanie otrzymały wampirzą długowieczność. Czy była to dla nich nagroda? A może jednak przekleństwo? Jedno jest pewne – przynajmniej zyskały wolność i kontrolę nad swoim życiem, choć z tym ostatnim nie od razu radziły sobie z łatwością. Minęło wiele setek lat, zanim potrafiły zapanować nad swymi popędami...


CZEŚĆ PIERWSZA: BARTOLOMEJ

Bartolomej Bartoš, syn Bartolomeja, którego zwano Walecznym, a w niektórych kręgach Okrutnym, gdyż zdobył swój majątek nie tylko dzięki sprytowi, ale i przelaniu krwi swoich wrogów oraz konkurentów, był nitrzańskim kupcem i właścicielem ziemskim. Nie przejawiał już jak ojciec ambicji do podbojów podstępem. Jako jedyny męski potomek został wychowany w duchu humanistycznym. Miał nauczyciela od greki i łaciny, co było niebywale rzadkie jak na tamte czasy i niespotykane w typowo ziemiańskich czy kupieckich rodzinach. Stary Bartolomej nie szczędził jednak ani denara na wykształcenie swojego jedynaka. Młodzian zaznajomiony z wielkimi umysłami i postaciami antycznego świata chodził z głową w obłokach, marząc o zwiedzeniu Grecji, którą upatrywał za matkę Europy i o zobaczeniu Rzymu – stolicy Italii, jawiącej się mu jako potężniejsza córa. W wieku dojrzewania zaczął interesować się życiem w antycznej Romie. Szczególnie imponowała mu swoboda w kontaktach seksualnych i wystawność uczt. Dość już miał tłustego mięsiwa. Dzika zamieniłby z chęcią na kiść dorodnych winogron wygrzanych w gorącym słońcu Toskanii lub garść oliwek dojrzewających w gajach Księstwa Salerno. Wreszcie marzył o upojnej nocy w objęciach gorącej Włoszki - bez zobowiązań, bez skrępowania, bez konwenansów.
Ojciec był jednak osobą niezwykle religijną i za jego życia młody Bartoš ani śmiał wspominać o swoich fantazjach.
Dopiero po prawowitym przejęciu majątku i śmierci rodziców zaczął poważnie myśleć o wcieleniu swojego planu w życie. Naczytał się bowiem w starych, zakazanych pismach o rzymskich lupanarach – domach publicznych. Zdawał sobie sprawę z tego, że zapotrzebowanie na owe usługi będzie zawsze duże. Niewielu mężczyzn potrafiło zaspokoić swoje chucie w związku z jedną kobietą, szczególnie iż ta często była brzemienna. Gwałty i zdrady stanowiły normę, a to sprzyjało tylko złu i zezwierzęceniu. Bartolomej uknuł, że wybudowanie lupanaru zapobiegnie uwodzeniu oraz braniu siłą zajętych kobiet oraz zbrukaniu dziewic, które w rezultacie często zachodziły w niechciane ciąże, a potem nie mogły znaleźć szanującego je męża.
Wymyślił również, że stworzy elitarną grupę kurtyzan, dostępną jedynie dla bogatszych i szlachetniejszych jegomościów. Wytworne białogłowy miały towarzyszyć nie tylko w łóżkowych uniesieniach, ale i w swobodnych rozmowach oraz na ucztach najdostojniejszych klientów.
Miały otrzymywać wykształcenie u samego Bartoša. Mężczyzna zamierzał wybrać je spośród czcigodnych, ale zbyt biednych, by utrzymać córkę na gospodarstwie, rodzin .
Tak jak planował, tak zrobił. Zbudowanie lupanaru pochłonęło znaczną część majątku, ale mężczyzna liczył na duże zyski.
Nitra była miastem, w którym krzewiło się chrześcijaństwo, lecz nie miało ono jeszcze takiej władzy, by wyprzeć nierząd. Z drugiej strony w miejscowości nie znajdował się nigdy oficjalny punkt, gdzie oferowano takie usługi.
To był strzał w dziesiątkę.

W dwa lata powstał piękny budynek, podzielony wyraźnie na dwie części – mieszkalną i „użytkową”. Frontowa fasada robiła duże wrażenie. Całość wykonano z wspaniałej jakości kamienia, a gzymsy koronujące budowle przedstawiały wijące się winorośle. Po wejściu do środka witała gości obszerna izba, na ścianach można było podziwiać ręczne malowidła przedstawiające erotyczne akty. Na prawo mieściła się komnata powitalna. To tu przyjmowano odwiedzających przybytek i po ustaleniu pragnień prowadzono w odpowiednie miejsce. Dla uboższych przeznaczono osobne wejście ze skromną poczekalnią. Podłogę wyłożono tam deskami, ale ściany również zostały pokryte sugestywnymi malowidłami, których celem było rozbudzić już i tak niepohamowane żądze i wyobraźnię bywalca.
Bartolomej najął do pracy dwadzieścia dziewcząt dla ogółu gości i siedem uroczych kurtyzan dla wybranych. Nie zawsze szlachcic czy bogacz życzył sobie wyedukowanej towarzyszki uniesień. Mógł zabrać ze sobą również prostolinijną dziewkę, ponieważ gospodarz dbał o to, by wszystkie kobiety były czyste i zadbane, ponadto starał się spełniać wszystkie życzenia gości.
Największe trudności miał ze znalezieniem wyedukowanych dziewcząt, jednak jego wysiłki zostały wynagrodzone. Do tego zaszczytnego grona należały najpiękniejsze i najdelikatniejsze białogłowy w okolicy.

Irina, długowłosa blondynka. Jej pukle połyskiwały niczym ziarno wyzłocone przez słońce. Lubiła poezję, umiała pięknie śpiewać i zabawiać swoich kochanków syrenim głosem.
Alena, niebieskooka niewiasta o czarnych jak smoła włosach. Władała mieczem i była wybierana przez mężczyzn lubujących się w niebezpiecznych wyzwaniach.
Danica, jej rude kędziory wzbudzały dzikie fantazje, a blada cera, kojarząca się z szlachecką krwią, sprawiała, że budziła wielkie zainteresowanie. Poranna gwiazda – tyle mówiło o niej imię, Venus to drugie jakże znamienne znaczenie. Potrafiła uwodzić w subtelny sposób. Specjalnością Daniki była gra na harfie. Instrument przybył specjalnie dla niej z zachodniej Europy. Bartolomej zatrudnił również nauczyciela, który szybko wprowadził ją w arkana muzyki, ucząc pięknych utworów o miłości.
Romana była najskromniejsza spośród wybranych. Nie odznaczała się żadnym talentem, ale jej uroda potrafiła olśnić niejednego.
Katrina, delikatna i krucha. Jej jasnobrązowe włosy w promieniach słonecznych mieniły się miedzianymi refleksami, a zielone oczy wzbudzały jeszcze większe zainteresowanie. Specjalnością kobiety był masaż, a sztuki tej nauczyła się od sprowadzonej przez właściciela cudzoziemki. Potrafiła też malować. Choć malarstwo było domeną mężczyzn, Bartolomej, widząc jej talent, pozwolił, aby ozdobiła część komnat freskami. To ona była autorką wywołujących największe zainteresowanie malowideł w lupanarze.
Darina to dar. Jej imię było mówiące. W istocie potrafiła obdarować mężczyznę, czymkolwiek chciał. Odczytywała jego zachcianki bezbłędnie i zyskała przydomek kapłanki. W przybytku Bartoša nie wymawiano słowa czarownica. Wszystko, co działo się za murami tego domu, owiane było obustronną tajemnicą. Nic nie miało prawo wyjść na zewnątrz. W ten sposób mężczyźni gwarantowali sobie dyskrecję, a mieszkańcy spokój.
Ostatnim drogocennym kamieniem w koronie była Tanya - wychowana humanistycznie, podobnie jak Bartolomej. To ona zajmowała najwyższą pozycję wśród kurtyzan. Czerpała wiedzę od nauczyciela na równi z swoim bratem. Rodzice wiązali z nią duże nadzieje. Miała im pomóc wspiąć się po drabinie społeczeństwa na kolejny szczebel. Niestety pewien rodzinny skandal spowodował chęć jak najszybszego pozbycia się jej z domostwa. Trafiła w ręce Bartoša, stając się jego ulubienicą i jedyną stałą kochanką.
Bartolomej z przystojnego, postawnego młodziana, zmienił się z wiekiem w korpulentnego mężczyznę. Ożenił się z bogatą szlachcianką, która potem przeklinała męża za rozpustę i zhańbienie jej imienia. Spali w osobnych komnatach, prawie się nie widując. To Tanya gościła w łożu swojego pracodawcy.
Lubiła łysiejącego zbereźnika, którego humanistyczne ideały sprowadzały się głównie do oddawania czci fizycznej miłości, ale kontakty płciowe z nim przyprawiały ją o mdłości. Nie miała jednak żadnego wyboru i przyszłości. Musiała pogodzić się z losem.

Kurtyzany były ze sobą bardzo zżyte. Dni mijały im na wspólnych rozmowach, pielęgnacji ciała i rozrywkach. Te chwile wspominały najlepiej. Ich przyjaźń była jedyną wartościową rzeczą, jaką posiadały. Mimo iż nie były niewolnicami, zdawały sobie sprawę, że nie mogą opuścić bezpiecznych murów lupanaru. Zostałyby zepchnięte na margines społeczeństwa i szydzono by z ich nieczcigodnej przeszłości.
Miały tylko jedną szansę na znalezienie męża. Mógł to być przejezdny klient. Rycerze, szlachta, bogaci kupcy – nie szukali wybranki w takim miejscu, ale niejeden nie potrafił się oprzeć urokowi tych niezwykłych kobiet i zakochany prosił o ich rękę właściciela. Dwie kurtyzany znalazły w ten sposób wybawienie. Nie jest jednak znany ich los. Mamy jednak nadzieję, że, jak to w bajce, ich życie potoczyło się dobrze.

Wieść o lupanarze niosła się w świat echem i szybko obiegła okoliczne miasta i krainy. Kiedy Słowacja trafiła pod rządy Bolesława Chrobrego, który po zacieśnieniu przyjaznych stosunków ze Stolicą Apostolską, nie mógł pozwolić na tego typu działalność na swoich terenach, przyszłość domu uciech stanęła pod znakiem zapytania. Podczas jednej z dyplomatycznych podróży król zatrzymał się w Nitrze, by sam sprawdzić, czy te doniesienia są prawdziwe. Bartolomej urządził na cześć władcy wielką ucztę. Został powiadomiony przez posłańca, że król nadjedzie nocą, część orszaku zostanie za miastem, a wizyta Jaśnie Pana w tym miejscu, ma zostać utrzymana w jak największej tajemnicy.
Gospodarz zapewnił dyskrecję i począł szykować się do godnego przyjęcia króla. Z tej okazji zamknął przybytek dla innych gości. Kazał przyrządzić najlepsze mięsiwa, podać wino przechowywane na specjalne okazje oraz najznakomitszy miód pitny. Stół w sali jadalnianej został suto zastawiony smakołykami. Kiedy król posilił się po podróży, rozmawiając wedle zwyczaju o polityce, kazał odprawić towarzyszące kobiety i począł dyskutować z Bartolomejem o sprawach związanych z celem wizyty. Efekt tej rozmowy był taki, że Słowak, chcąc zachować swój interes, zapłacił sowicie królowi i oprócz należnego podatku, obiecał łożyć na wojsko sześćdziesiąt procent swoich pozostałych dochodów – tak opłacalna była to działalność. Król zgodził się, by Bartoš nadal prowadził lupanar, pod warunkiem, że usunie obsceniczne malowidła i zachowa większą dyskrecję. Wśród klienteli tego domu byli również duchowni i Stolica mogłaby się burzyć tylko dla zachowania pozorów świątobliwości. Po tym jak wszystko zostało ustalone, Bolesław udał się na spoczynek, w przygotowanej dla niego komnacie. Eskortowała go straż, która stanęła przy odrzwiach do pomieszczenia. Bartolomej kontent z przebiegu spotkania, śpieszył donieść żonie o tym, że uratował ich los.


CZEŚĆ DRUGA: SIOSTRY


Odkąd było wiadome, że sam władca wstąpi w progi lupanaru, wszystkie kurtyzany miały za zadanie prezentować się jak najlepiej. Nie mogły brać czynnego udziału w uczcie, ale przydzielono im służenie mężczyznom przy biesiadowaniu, kazano nalewać trunki, tak by puchary nigdy nie były puste. Dostały polecenie, by ubrać się w najlepsze szaty, ale z zachowaniem przyzwoitości z uwagi na pobożność monarchy, uśmiechać się, kiedy sytuacja tego wymaga, spuszczać wzrok, by wyglądać niewinnie, ale zerkać zalotnie na możnych i samego króla, jeśli zauważą zainteresowanie swoją osobą.
Tanya miała obsługiwać samego króla. Bartoš był z niej tak dumny, że sądził, iż tylko ona mogłaby obudzić chuć Bolesława Chrobrego.

Zdenerwowana kobieta stała na środku swojej komnaty szykowana przez przyjaciółki.
- A jeśli nas nie zechce, jeśli każe zamknąć lub spalić ten dom, co z nami będzie? - powiedziała nerwowo do kobiet.
- Zobaczysz, wybierze cię, jeszcze nikt ci się nie oparł. Poza tym nawet, jakby chciał uszanować cześć swojej żony, Bartoš zadba o to, żebyśmy miały dobrze. Przynajmniej ty możesz mieć pewność, że nie wylądujesz na bruku. My niekoniecznie. - odpowiedziała Katrina.
- Niemożliwe, on was również nie zostawi. Wywiezie nas wtedy za granice i znajdzie porządne miejsce. Nie pozwoli, by ludzie rzucali w nas błotem.
- Boże Najświętszy, jak ja bym chciała, żeby się to już skończyło. Dość mam masowania tych tłustych cielsk i pleców w opryszczce. Wolałabym już wygnanie – opowiedziała Katrina z westchnieniem. Irina nadal w milczeniu układała włosy Tanyi. Była najbardziej spokojna z nich wszystkich, więcej śpiewała niż mówiła.
- Nie narzekałaś na towarzystwo tego rycerza. Jak on miał na imię?
- Bohumił.
- No właśnie, nie obiecał ci czegoś? - zapytała, chichocząc.
- Nie wierzę mężczyznom. To diabelskie nasienia. To co, że obiecał, że postara się o moją rękę. Nie było wiele takich przypadków?
- Było.
- No widzisz. Nie można mieć zbyt wiele nadziei. Olśnij naszego króla, a na pewno będzie nam się wiodło dobrze. Jesteś zachwycająca – powiedziała, chwytając twarz Tanyi i całując ją w policzek.

Po chwili rozległo się pukanie. Danica powiadomiła je, że król już jest w komnacie powitalnej i muszą natychmiast zejść.
Uczta przebiegała wedle planu. Mężczyźni wypełniali brzuchy, kurtyzany wykonywały swoje powinności. Tanya próbowała zerkać na monarchę, ten jednak nie obdarzył jej żadnym zainteresowaniem. Za to wpatrywał się w nią natarczywie jeden z dostojników króla. Tanya dopatrywała się w nim posłańca, który przybył wcześniej, by zawiadomić o królewskiej wizycie. Wydawał się odmieniony, jego oczy dziwnie lśniły, były jak węgiel, ale można było w nich dostrzec plamki w odcieniu wina. Czarne półdługie włosy opadały na ramiona, przypominając lśniące skrzydła kruka. Nie spoglądał na żadną kobietę poza Tanyą. Bartolomej złowił jedno z tych śmiałych spojrzeń i prychnął delikatnie tak, że jego długie wąsy zatrzęsły się. Kiedy król polecił odesłać niewiasty, był niezwykle niezadowolony, choć nie okazał tego wielmożnemu gościowi.
Władca nie chciał nawet wysłuchać śpiewu Iriny, której miała towarzyszyć subtelna gra na harfie w wykonaniu Daniki.
Kurtyzany wróciły do swoich komnat i miały przygotować nocne stroje. Ich gospodarz nie wątpił, że jeśli nie król, jego dostojnicy skorzystają z okazji.
Jakież było jego zdziwienie, gdy ów posłaniec przekazał mu, iż król życzy sobie Tanyi. Szczęśliwy Bartoš sam złożył wizytę kobiecie.

- Udało się, najdroższa. Król chce cię widzieć. Już myślałem, że jest nie do usidlenia, jednak musiałaś zwrócić jego uwagę. Dobrze, że dotknęłaś jego dłoni. To było takie nienachalne, niewinne i ledwo zauważalne. Mistrzowskie. Jestem z ciebie dumny, skowronku.
- Ja również cieszę się, Panie, że jesteś ze mnie zadowolony.
- Tanyu, prosiłem cię wszakże, byś mnie nie tytułowała w ten sposób. Jesteście przecież wolne.
- Tak, Panie, wolne, ale naznaczone społeczną niewolą.
- Nie, nie. - Pogroził jej palcem. - Porozmawiamy jeszcze o tym, teraz zrób wszystko, aby zadowolić króla.
- Co w mojej mocy, Panie. - Bartoš machnął ręką i wyszedł z pokoju.

Po chwili do środka wsunęła się Katrina. Przyniosła Tanyi piękną suknię nocną z lnu, w który wpleciono gdzieniegdzie złote nici. Kobieta nie wierzyła własnym oczom. Taki materiał był dostępnych tylko w najbogatszych domach – przypuszczała, że Bartolomej musiał ją trzymać na wyjątkową okazję. Nigdy nie wątpił, że w jego lupanarze zagości ktoś bardzo dostojny.
- Piękna, nieprawdaż? - powiedziała Katrina z rozmarzeniem.
- Niezwykła – odparła blondwłosa, dotykając delikatnej tkaniny. - Musiała kosztować fortunę.
- Kto wie, co jeszcze mieści się w skrytce tego świntucha. Zaraz cię pięknie ustroimy i będziesz naszym wybawieniem. - Tanya tylko uśmiechnęła się delikatnie.
Kiedy była już gotowa, udała się do skrzydła, w którym rezydował właściciel i gdzie ulokowano króla. Podążała ciemnym korytarzem, oświetlonym jedynie niewielkim płomieniem pochodni. Stąpała tak cicho, że mogłaby usłyszeć odgłos łapek, przemieszczającej się gdzieś w kącie, małej myszki, tymczasem do jej uszu nie doszły kroki postawnego mężczyzny, który zasłonił jej twarz i w błyskawicznym tempie zaniósł ją do swojej sypialni, unosząc lekko ponad ziemią ciało niewiasty. Jego nadzwyczaj silne ramiona udźwignęły jej ciężar bez żadnego wysiłku.

- Kim jesteś? - zapytała zlękniona, spoglądając w tym razem całkowicie czarne oczy porywacza.
- Jestem twoim ostatnim.
- Ale król mnie wzywał – wyjąkała, prawie płacząc. Już chciała krzyknąć, ale mężczyzna znów zakrył jej usta.
- Ani się waż. Wzywałem cię dla siebie. Król jest wierny żonie. Poza tym kazał spalić tę ruderę, jeśli tylko wieść dojdzie do Stolicy, a dojdzie szybko.
- Ale przecież – wymamrotała przez zaciśniętą buzię.
- Nie ma żadnego „ale”. Chyba za lekko cię trzymam. - Przycisnął dłoń mocniej, napierając ostro na żuchwę. Tanya poczuła przeszywający ból, w jej oczach zaszkliły się łzy. - Teraz lepiej. Będziesz grzeczna, czy mam cię zakneblować? - Kurtyzana przytaknęła, zamykając zapłakane oczy. - Jestem spragniony – wyszeptał złowrogo.

- Irina! Irina! Obudź się, coś jest nie tak. Czuję, że Tanya jest w niebezpieczeństwie.
- Uspokój się, towarzyszy królowi. Cokolwiek król z nią robi, nie możemy wtargnąć do jego sypialni - odpowiedziała zaspana.
- Nieważne, musimy coś zrobić! To nasza siostra, nasza najlepsza przyjaciółka.
- Twoja najlepsza przyjaciółka – odburknęła Irina.
- Nie bądź teraz zazdrosna, kocham was obie tak samo. Proszę cię, błagam. Mam klękać? Ja już klękam! Proszę, każda sekunda jest cenna.
- Dobrze, ale jeśli król wpadnie w złość przez nas, bierzesz winę na siebie.
- Tak, tak. Wszystko. Tylko już chodźmy! - Katrina porwała przyjaciółkę za rękę i razem pognały korytarzem w kierunku gościnnej komnaty.

Miały już skręcać, ale nagle Katrina zadrżała. Zimno ogarnęło jej ciało i obsypało dreszczami. Czuła, że to za drzewami na wprost ciemnego przejścia dzieje się coś złego. Wtargnęły do komnaty, gdy mężczyzna siedzący okrakiem na Tanyi spijał krew z jej szyi. Wyglądał jak w transie, a oczy kobiety leżącej pod nim były lekko zamglone. Zakrwawione prześcieradła świadczyły o bolesnym stosunku, natomiast krew, jaką wysysał z Tanyi wampir, trafiała prosto do jego ust. Nie uronił nawet kropli.
- Przestań! - krzyknęła Katrina. Na dźwięk wysokiego głosu kobiety wampir natychmiast zerwał się na nogi. Blondwłosa ofiara po chwili zamrugała powiekami. Jej ręka opadła z łoża. - Martwiec! Martwiec, straże! - kontynuowała Katrina. Próbowała dojść do siostry, ale brunet pochwycił ją i ukąsił. Potem natychmiast wybiegł za uciekającą Iriną i ją również ugryzł. Nie miał czasu na zabicie swoich świadków. Przynajmniej zginą na stosie. Natychmiast zniknął z posesji Bartolomeja i oddalił się w takim tempie, że nikt nie mógł go dogonić.


***


Bartolomej zobowiązał się przed królem do unicestwienia pokąsanych kobiet. Wybudzony król natychmiast kazał uszykować się do wyjazdu i jak najszybciej odpuścił grzeszne miejsce, które kazał spalić. Właściciel nie mógł się pogodzić z utratą dziewcząt. Upozorował ich spalenie, a potem uciekł wraz z nimi i swoimi oszczędnościami, zaprzęgając cztery gniade konie do obszernego wozu. Zostawił żonę na pastwę losu, ponieważ wierzył, że teraz spotkało go szczęście. Przemienione siostry dadzą mu nieśmiertelność i będzie mógł wreszcie zwiedzić cały świat, nie bacząc na koszta.
Nie każda bajka kończy się jednak dobrze. Bartolomej był pierwszą ofiarą spragnionych krwi sióstr. Odtąd polowały wyłącznie na mężczyzn, jednocześnie kochając ich i nienawidząc.
Zaczęło się dla nich nowe życie.

____
*Pamiętajcie, że to tylko bajka. Nie wszystko jest zgodne z biegiem historii, zgodne z historycznym czasem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 19:14, 09 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 17:28, 09 Paź 2010 Powrót do góry

Promyczku!
Super, że jest news. Cieszę się niesamowicie...


Wybrałaś sobie ciekawy temat, nie powiem, że nie. Masz do tego talent Wink Irina, Tanya i Kate... Ciężki orzech do zgryzienia.
Powiem Ci, że nie wpadłabym na taki pomysł. Nieprzewidywalna fabuła, ale bardzo ciekawa. Zauroczyłaś mnie i tyle.
Piękna bajka i jak dla mnie wcale nie jest tak bardzo dla dorosłych ;p (chociaż ja chyba nigdy nie byłam dzieckiem...)
Może to dziwnie zabrzmi, ale lubię takie tematy. Chodzi mi o istotę myślenia ludzi tego pokroju. Po prostu interesuje mnie, co siedzi w głowie tych ludków i mam spaczenie na tym punkcie. ;p

O tej miniaturce mogę powiedzieć tylko, że jest prawie idealnie doskonała.
Dlaczego prawie? Bo tak jakbyś trochę zjadła końcówkę... Poczułam niedosyt.

Wytknę Ci błędy, wybacz mi.
"Katarina, delikatna i krucha." -> Katrina
"Baroš był z niej tak dumny, że sądził, iż tylko ona mogłaby obudzić chuć Bolesława Chrobrego." -> Bartoš
Chyba, że to było zamierzone, to przepraszam Wink

Masz jakąś premierę w zanadrzu? Nie mogę się doczekać.
Cykl TPP był piękny, naprawdę zachwycający. Ale mimo wszystko czekam bardzo niecierpliwie na coś nowego ;D

Ciao,
Twoja Kropka ;*

PS Nie żartuj. ;p Ty mnie wprawiasz w zakłopotanie, bo nie wiem, jak wyrazić Ci, że jesteś boska w tym, co robisz... I niestety jestem zawodna... Komentarze powinny pojawiać się szybciej...


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 23:15, 10 Paź 2010 Powrót do góry

Okej, kochane. Krótko, bo spać idę.
Zapowiadana mini o pewnym trójkącie... Mam nadzieję, że Kropek wybaczy mi zbrodnię. Będę się tłumaczyć jakby co.



Betowała: Dzwoneczek; wspaniała, dokładna. Dziękuję

Dedykacja leci do Viv, tak po prostu


Posłuchajcie tej piosenki jak tło (przed, po lub w trakcie), bardzo proszę:

Band of Skulls - Patterns



Gwóźdź do trumny



Zastanawiałaś się kiedyś, co może popsuć miłość?

Oczywiście pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi wszystkim to głowy, to zdrada.

Zdrada w wielu wymiarach. Zatajony pocałunek, seks po pijaku z przygodnie poznaną osobą, mówienie kocham bez przekonania, że to właśnie czujesz. Otóż to, zdrada może być zarówno fizyczna i psychiczna. Trudno ocenić, która jest gorsza.

Ale co jeszcze może popsuć miłość?

Zaniedbanie?

Tak, to z pewnością może wpłynąć na wypalenie tego uczucia. Wyobraź sobie, co on może myśleć, kiedy wraca z pracy i znajduje cię w rozciągniętym dresie, który nosiłaś poprzedniego dnia, z przetłuszczonymi włosami, wgapioną w ekran telewizora. Stajesz się dla niego coraz mniej atrakcyjna, coraz bardziej bezpłciowa.

To samo może się stać, gdy wyglądasz całkiem przyzwoicie, wdziewając codziennie inną garsonkę, pachnąc najdroższymi perfumami. Po prostu przestajesz w pewnym momencie mieć dla niego czas. Ciągle tylko praca i praca, dom, dziecko, pilnowanie, czy odrobiło lekcje, odgrzewanie obiadu, który w pośpiechu gotowałaś o północy, a potem prysznic, dresik, zaległości z pracy lub chwila westchnienia przed kompem na ulubionym forum dla kobiet, zabieganych tak samo jak ty, gotowanie obiadu na następny dzień i w końcu sen, bo tak bardzo ci jest potrzebny, byś mogła następnego dnia jakoś funkcjonować. Zapominasz o mężu, o przyjemnościach, o seksie.
Zabijasz miłość – nazwijmy ten stan zapomnieniem.

To samo z miłością może zrobić maniakalna zazdrość, ale o tym na pewno jeszcze przeczytacie w innym artykule. Jest wiele sposobów na uśmiercenie uczucia między tobą, a nim. Aż dziw, że przyczyniają się do tego hasła zaczynające się na „zet”. „Zet” jak zakończenie miłości.
Dziś opowiem wam historię, która powinna dać do myślenia. Ona właśnie zniszczyła to tak kruche uczucie, które trzeba nieustannie pielęgnować i chronić.
Nazwijmy ten przypadek: Zet jak zła decyzja.


* * *


Bella – młoda dwudziestopięcioletnia kobieta, odnosząca sukcesy w zawodzie. Wolny strzelec – jak ja. Pisuje do gazet, układa teksty piosenek – do niedawna piosenek dla swojego chłopaka, córka znanego baseballisty. Nie brzydka, nie piękna, ale z pewnością intrygująca i przyciągająca płeć przeciwną.
Jasper – dwa lata starszy od Belli, gitarzysta i drugi wokalista zespołu undergroundowego. Koncertuje w małych knajpkach, na przyjęciach. Jego grupa jest coraz bardziej popularna i lubiana. Przystojny ciemny blondyn z szarymi, dużymi oczami i nieodłącznym dwudniowym zarostem, ma duże powodzenie u kobiet.
Edward – znany z sitcomu aktor, przyjaciel Jaspera jeszcze z czasów szkolnych. Nadal utrzymują kontakt. Również przystojny, pociągający, gra niedostępnego, ale w rzeczywistości korzysta na swojej popularności, podbijając serce niejednej panny z show-businessu.
Oto bohaterowie tej opowieści.

Bella dużo pracuje w domu, dlatego to ona zawsze zajmowała się przyziemnymi sprawami. Jazz koncertował, czasami wyjeżdżał w trasę objazdową, a poza tym komponował w studiu. To ona gotowała, prała, sprzątała, ale nie narzekała, bo lubiła swoje życie. Poznali się trzy lata temu, kiedy wygrała casting na współlokatorkę. Zdała jako jedyna trudny test wspólnych zainteresowań i przysposobienia do życia w ich komunie ze stuprocentowym wynikiem. Mieszkali wtedy we trójkę z kolegą z zespołu Jaspera. Dogadywali się świetnie, a po wyprowadzce Bena pozostała dwójka zbliżyła się do siebie. Stworzyli parę i postanowili nie szukać już lokatora do trzeciego, wolnego pokoju. Bella dbała o siebie – wcześniej wspomniana wersja zaniedbania nie wpisywała się więc w ten przypadek, poza tym ich życie seksualne było bardzo udane. Oboje czuli się w pełni usatysfakcjonowani i coraz bardziej pewni tego, że chcą być ze sobą na zawsze. Niestety, tylko do czasu, aż...
Pewnego dnia do Jaspera zadzwonił Edward. Chciał odwiedzić przyjaciela, bo właśnie przyjechał do Nowego Jorku na kilka wywiadów i nagranie talk-show. Zawsze nocował u kumpla i w tym tkwił właśnie szkopuł, bo Jazz był poza miastem. Poprosił jednak swoją dziewczynę, żeby ugościła Cullena...


***


Dzwonek do drzwi nieznośnie przypominał o tym, że ktoś jest niecierpliwy, a ona dopiero wyszła spod prysznica. Szybko założyła biustonosz oraz biały t-shirt, który natychmiast przylgnął do jeszcze mokrego ciała, sprawiając, że wszystko, co chciałaby ukryć, stało się widoczne – zdjęła go w pośpiechu i włożyła pierwszą lepszą bluzkę z szafy. Traf chciał, że była to różowa koszulka z misiem pandą. Co on sobie o mnie pomyśli? Jasper znalazł sobie siostrzyczkę z przedszkola zamiast dziewczyny... – mówiła do siebie. Biegnąc do drzwi, wkładała czarne szorty. Zdążyła się potknąć o dywan i uderzyć o krzesło. Wreszcie dotarła do celu, odsunęła zasuwę i otworzyła.

– Witam, panie Nie-umiem-zadzwonić-jeden-raz-i-grzecznie-poczekać – przywitała gościa.
– Witam, panno Zapomniałam-wypisać-się-z-przedszkola – skomentował jej ubiór.
– Cholera, wiedziałam, że będzie się czepiać, bałwan – przeklęła pod nosem, a potem już, siląc się na uprzejmość, uśmiechnęła się i powiedziała. – Zapraszam, panie Cullen. Niech się pan czuje jak u siebie.
– Słyszałem to, moja droga, ale nie chowam urazy. Jesteś dziewczyną mojego przyjaciela, więc nie będę cię oceniał po pierwszym wrażeniu. – Zachowywał się wyniośle. Chciała już prychnąć i odgryźć się, ale również miała zamiar zaprzyjaźnić się z najlepszym kumplem swojego chłopaka chociaż tak na niby.
– Dobrze, zacznijmy od początku. Mam na imię Bella – odpowiedziała z uśmiechem.
– Edward, miło mi. Co mi zaoferujesz na przywitanie? – zapytał poważnie, ale po chwili, gdy zobaczył jej spojrzenie i gromy, które ciskała prosto w niego, roześmiał się. – Żartuję. Pozwól, że się rozlokuję. Mam pokój Bena?
– Tak, tam będziesz spał, a w ramach oferty powitalnej może być świeża kawa? – Niezrażona postanowiła być gościnna w imię swojej miłości do Jaspera.
– Super, będę wdzięczny.

Pan przystojny, ale diabelsko upierdliwy Cullen udał się do swojej tymczasowej sypialni, jednak ona nie mogła oderwać oczu od jego zgrabnego tyłeczka, który miała ochotę mocno ścisnąć. Skarciła się w duchu za nieprzyzwoite myśli i zabrała za zaparzanie kawy z odrobiną kuwertury gorzkiej czekolady oraz szczyptą chili. Edward wrócił do kuchni i usiadł na barowym stołku przy standzie. Przeczesał włosy rękoma, odsłaniając ucho – zgrabne, kształtne ucho. Znów te myśli – nie potrafiła się opanować.
– Mhm, pyszna. Słodka jak ty i ostra jak twój język.
– Nie przesadzaj. Teraz żałuję, że nie dałam więcej chili, może byś się rzadziej odzywał – zripostowała. – Jakie masz plany na dziś? – Nie zdążył odpowiedzieć, bo komórka Belli zaczęła wibrować na stole. Podbiegła do niej szybko i odebrała połączenie.
– Jazz, kochanie, co tam u ciebie? – zapytała. – Tak, już przyjechał, chcesz się przywitać? – Spojrzała wymownie na Cullena. – Och, to świetnie. Nie możemy się doczekać, aż będziesz. Dobrze, zwierzaku, postaram się. Pozdrowię go. Ja ciebie też, z niecierpliwością czekam, aż wrócisz jeszcze z jednego powodu. Joga skutkuje coraz lepiej, jestem bardzo rozciągnięta – powiedziała szeptem, myśląc, że jej towarzysz nie słyszy, tymczasem Edward kręcił z niedowierzaniem głową i próbował zdusić śmiech.
– Jasper cię pozdrawia, urwie się szybciej i będzie już jutro, żeby się z tobą zobaczyć.
– Świetnie, liczyłem na to, że jednak uda nam się spotkać. Wiesz, ostatnio nasze drogi się mijają. On więcej gra, ja też. Wygrałem casting do filmu o wampirach. Mówię ci, stek bzdur, ale podobno książka, na podstawie której go kręcą, jest bardzo popularna wśród nastolatek, więc pewnie niedługo nie będę mógł się opędzić od fanek – wygłosił swoją przemowę na jednym wydechu.
– Proszę, proszę. To jednak chcemy większej sławy i szalonych pisków napalonych młódek. Serial „Mr Awesome” już ci nie wystarcza?
– Oglądałaś, przyznaj się! – zaśmiał się, zmieniając temat.
– A tak, jeden odcinek. Chciałam się przekonać, co to takiego, ale więcej nie będę patrzeć na ten szowinistyczny szmelc.
– Film musisz obejrzeć. Mówię ci, zakochasz się we mnie od pierwszego wejrzenia. Edmund podbije serca kobiet, nawet tak zimnych jak ty.
– Edmund? Co to za imię? To jakiś wampir sprzed pierwszej wojny światowej? Zapomnij, że na to pójdę. I wcale nie jestem taka zimna, nie znasz mnie.
– Pewnie nie, skoro jesteś taka rozciągnięta i stęskniona za Jazzem – Na te słowa dziewczyna zarumieniła się. Nie wiedziała, co powiedzieć.
– Mieliśmy już skończyć z tymi uszczypliwościami. To co zamierzasz dziś robić? – Po chwili słabości przybrała znów maskę zobojętnienia, jednak Cullen wyczuł w jej głosie zraniony ton.
– Bello, kto się czubi, ten się lubi. Nie dąsaj się tak. Wolę, gdy jesteś uśmiechnięta. – Nie dał jej możliwości zripostowania i kontynuował, zamykając jej w ten sposób usta. – Dziś nie mam żadnych spotkań, więc cały jestem twój. Chciałem się wybrać na zakupy, bo moja garderoba jest już zużyta. Prasa brukowa zarzuca mi, że chodzę ciągle w tym samym, więc muszę im pokazać, że nie mają racji. Poza tym myślałem o kinie, lunchu w dobrej restauracji, co ty na to?
– Co proszę? – odparła zdezorientowana.
– Nie akceptuję odmowy. Mam nadzieję, że doradzisz mi przy zakupach i cały dzień spędzisz ze mną. W końcu jestem gościem i obiecałaś Jasperowi, że się mną zajmiesz.
– Skoro muszę, to niech będzie, ale ty pomożesz mi wybrać buty i musisz obiecać, że skończysz z tymi złośliwościami.
– Zgoda, ale to samo obowiązuje ciebie. – Puścił do niej oczko. Miała nadzieję, że o nic więcej nie poprosi, bo choć kochała swojego chłopaka, to wiedziała, że temu facetowi niczego nie będzie w stanie odmówić.

* * *

Zanim wyruszyli na podbój miasta, Bella przebrała się w zwiewną, brązową sukienkę. Wyciągnęła z szafy stylowy, słomkowy kapelusz, a do kremowej, lnianej torby wrzuciła przydatne drobiazgi. Na stopy wsunęła brązowe sandałki na koturnach i tak zaprezentowała się Edwardowi, który z wrażenia nie mógł złapać oddechu.
– Łał, teraz mam do czynienia z piękną kobietą, a nie z małą dziewczynką.
– Żebyś wiedział – odpowiedziała, figlarnie się uśmiechając.
Pierwszym celem tej dwójki było wielkie centrum handlowe. Edward nie przepadał za podróżowaniem z dużym bagażem, przede wszystkim dlatego, że nigdy nie wiedział, co spakować. Był zdania, że na wszystko można zapolować, choćby w sklepie. Potrzebował dwóch zestawów ubrań na nagrania, które czekały go w następne dni. Bella z przyjemnością go ubierała, ponieważ nie narzekał i od niczego się nie wymigiwał jak Jasper. Całkowicie polegał na guście kobiet, z którymi obcował. Szatynka nie miała wątpliwości, że jest rozpoznawalny, gdyż za każdym razem, gdziekolwiek się zjawili, odwracały się za nimi ciekawskie głowy.
Postanowili sobie zażartować i udawali parę. Ona pogładziła go czule po policzku, on objął ją troskliwie ramieniem, nosił jej torebkę. W kawiarni szeptali sobie do ucha i co chwilę się z czegoś śmiali. Odwiedzili sklep z ekskluzywną bielizną, w którym Edward wybrał jej seksowny komplet z czarnej koronki. Nie zauważyli nawet, kiedy ta zabawa stała się dla nich przyjemnością. Zmęczeni całodziennym chodzeniem po galeriach handlowych wrócili do mieszkania. Bella zadzwoniła do Jaspera, żeby uprzedzić go o ich społecznym eksperymencie, a Edward sprawdzał sieć w poszukiwaniu nowych doniesień na temat swojej osoby. Nie zawiódł się. W znanych plotkarskich portalach natychmiast pojawiły się szokujące doniesienia: Kim jest tajemnicza dziewczyna Cullena? Cullen się ustatkuje? Cullen usidlony na Manhattanie. Na twitterze znalazł niemal dokładne sprawozdanie ich zakupowych wojaży.
– Zobacz, Bells, jesteś teraz tajemniczą pięknością, która usidliła amanta Hollywoodu.
– No, nie wiem. Zobaczmy na komentarze. Widzisz, jestem deską i mam twarz zdziry. Dużo można się o sobie dowiedzieć, czytając to gówno. Często urządzasz sobie internetową prasówkę?
– Staram się być na bieżąco i sprostać wymaganiom tłumów – odparł, śmiejąc się.
– Zaraz, zaraz, czyli wcale nie jesteś takim amantem?
– No wiesz?! Nie do końca, staram się korzystać z kawalerskiego życia, ale większość z tych historii o mnie to mity. Co powiedział Jazz na nasz pomysł?
– Powiedział, że to w twoim stylu i pożałujesz tego, że przyprawiłeś mu rogi.
– No tak, to może ja jednak pójdę do hotelu, co?
– Nie wygłupiaj się, postaram się wynagrodzić mu zniewagę. – W jej uśmiechu było coś czarującego. Edward nie potrafił nic odpowiedzieć. Zdał sobie sprawę, że chciałby, aby to ich udawanie było choć po części prawdą. Była taka naturalna i urocza jak szkolna uczennica, a jednak musiała mieć dużo żaru, skoro sprawiła, że Jasper uwierzył w monogamię.
– To może zamówimy chińszczyznę do jakiegoś filmu? – zapytał, by wybić sobie z głowy kosmate myśli o kobiecie, która objęta jest znakiem: „Nigdy jej nie dotykaj, jeśli nie chcesz zranić przyjaciela”.

Zjedli w ciszy, oglądając komedię. Bella co jakiś czas szturchała go lub klepała po kolanie, gdy chciała zwrócić uwagę na śmieszną scenę. Czuł się wtedy dziwnie poruszony. Po seansie oboje uznali, że jeszcze nie chcą spać, więc poszukali na kablówce innego programu. Stanęło na filmie z Jennifer Aniston. Bella uwielbiała tę aktorkę, a dodatkowo w produkcji występował uroczy psiak, na którego ona i Jasper nie mogli sobie pozwolić w centrum miasta, choć bardzo chcieli mieć czworonoga. Na początku wszystko zapowiadało się uroczo i śmiesznie, ale końcówka filmu wywołała niespodziewaną fontannę płaczu. Dziewczyna wtuliła się w bok towarzysza, który objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Jedyne, co przyszło mu do głowy, to myśl, że chciałby zatrzymać czas. Było mu z nią tak dobrze, a fakt, że może ją pocieszyć i czuć jej ciepło przy swoim ciele, tylko go rozczulał. Powąchał jej włosy. Kwiatowa symfonia zaczęła grać w jego myślach Mendelssohna. To osoba, z którą mógłby spędzić całe życie, ale okno jest już zamknięte. Kiedy to sobie uświadomił, poczuł ukłucie w sercu. Jak często zdarza się trafić na tę właściwą? Odsunął ją od siebie, by uśmierzyć ból.
– Chyba muszę się już położyć. Jutro rano mam wywiady. – Nie zareagowała na jego słowa. – Bello, wszystko w porządku?
– Tak, tak. W porządku – odpowiedziała szeptem, wycierając mokre od płaczu oczy wierzchem dłoni. – Obiecaj, że nie będziesz jutro się ze mnie śmiać.
– Dlaczego miałbym? Jesteś słodka, jak płaczesz. Bardzo wrażliwa. Właściwie to mi się podoba i zaczynam zazdrościć Jasperowi, że w tłumie pustych lasek wyłowił taki rzadki okaz – odparł całkiem szczerze, ale zaintonował w taki sposób, by uwaga została odebrana jako półżart.
– Przestań, bo się zaczerwienię! – Zadziałało, uśmiechnęła się. – O której mam cię obudzić? –dodała na koniec.
– Sam wstanę. O mnie się nie martw. A wieczorem się zabawimy. Będzie Jazz, więc zero wzruszających filmów, tylko tequila.
– Pewnie. Dobranoc – powiedziała z uśmiechem, wstając, po czym oddaliła się do łazienki.
Kiedy drzwi się zamknęły, odetchnął z ulgą. Był o krok od zdradzenia przyjaciela. Tak bardzo cieszył się, że Jasper wróci jutro. Nie wytrzymałby dwóch nocy pod rząd sam na sam z taką kobietą.
Nie mógł zasnąć. Ona też. Pogrążeni w swoich rozważaniach, spoglądali na gwiazdy na niebie. Ona miała do siebie pretensje, że myśli o innym, że zdradza w ten sposób swojego chłopaka. On walczył ze sobą, by nie wstać i z impetem otworzyć drzwi do jej pokoju, a potem rzucić się na nią i kochać przez resztę nocy. Zakazany owoc pociąga jeszcze bardziej, ale był pewien, że nie chciałby jej zaliczyć, pragnął mieć ją tylko dla siebie, na zawsze. Wyobrażał sobie ją nago. Ten śmieszny t-shirt z pandą podkreślał jej szczupłą talię i kształtny biust, a krótkie spodenki odsłaniały zgrabne nogi. W sukience wyglądała niesamowicie seksowanie i kobieco...
W końcu oboje zasnęli.
Następnego ranka Edward udał się do łazienki, wziął zimny prysznic, żeby oczyścić umysł, po czym przeczesał włosy rękoma, nadając im wygląd artystycznego nieładu i w ręczniku powrócił do swojej sypialni. Nałożył szybko niebieską koszulę i czarne, eleganckie spodnie, a następnie uzupełnił ubiór czarnymi mokasynami. Upewnił się, czy wziął telefon oraz portfel, chwycił pokrowiec z dodatkowym ubraniem, wyszedł z pokoju i przekładając sobie marynarkę przez ramię, czym prędzej opuścił mieszkanie. Nie chciał ryzykować spotkania z Bellą. Lepiej będzie, gdy zobaczą się dopiero w towarzystwie Jazza. Jego osoba skutecznie ostudzi kosmate myśli aktora.

Sygnał wiadomości obudził zaspaną kobietę. Wybiła już dziesiąta, zza okna było słychać uliczny gwar. Dawno nie spała tak długo, a właściwie, mówiąc precyzyjniej, dawno nie spała do tak późnej pory. Zmrużyła powieki dopiero wtedy, gdy zaczęło świtać. Przetarła zaspane oczy i odczytała esemesa.

Wstawaj, Księżniczko. Nie chcesz zaspać na swoje spotkanie. Miłego dnia. E.

Cholera – pomyślała. Dziś była umówiona na dwunastą z redaktor naczelną miesięcznika dla kobiet. Miały omówić zlecenia do nadchodzącego numeru, a Bella chciała przedstawić swój autorski projekt. Tylko skąd Edward wiedział o tym spotkaniu. Sygnał kolejnej wiadomości wytrącił ją z rozmyślań.

P.S. Nastawiłem ekspres do kawy, czujesz zapach? Liczę na oblewanie sukcesu wieczorem. Tequila już się chłodzi.

Co za facet! Wczoraj przez pół dnia wrzód na dupie, a dzisiaj anioł zamiast mężczyzny. Jasper nigdy nie parzył jej kawy... Pomyślała, że to słodkie z jego strony, a zaraz potem skarciła się w duchu za to, że zbyt ciepło myśli o przyjacielu swego chłopaka. Odpisała zdawkowo, by choć tak pokazać, że wcale jej na nim nie zależy.

Dzięki za kawę. Oby twoje wywiady się udały, do zobaczenia wieczorem. :)

Nie potrafiła się powstrzymać przed wysłaniem tego uśmieszku na końcu. Była taka żałosna. Po chwili telefon znów zadzwonił. Odczytała wiadomość, wychodząc z łóżka i wkładając pantofle.

Kochanie, daj czadu na spotkaniu. Mam nadzieję, że nie znienawidziłaś Edwarda. Potrafi być wkurzający, ale w gruncie rzeczy jest lepszy niż ja. Stop. Zapomnij, bo jeszcze się w nim zakochasz. ;) Buziaki, kocham cię, twój Zwierzak.

O, wyrzuty sumienia, dlaczego Jasper pisze o Edwardzie? Dlaczego wspomina, że ten jest lepszy od niego? Odpisała krótko, chwytając w drugą rękę kubek gorącej kawy. W tym momencie zobaczyła kartkę przypiętą magnesem do lodówki, która miała na celu przypomnieć o dzisiejszym spotkaniu. To stąd Edward wiedział... Znów musiała wymierzyć sobie mentalny policzek. Odpisała drżącymi rękoma:

Nie było tak źle, ale przyjeżdżaj szybko! Nie chcę na ciebie dłużej czekać. Całuję i kocham, twoja Piękna.

Prawda była taka, że nie chciała zostać sam na sam z Edwardem. Jakie szczęście, że musiał wyjść tak wcześnie rano. Za dnia wszystko staje się bardziej niezręczne.

Kiedy siedziała w taksówce, totalnie wyrzuciła nowego znajomego z głowy. Zamiast tego odtwarzała scenariusz rozmowy z szefową. Najpierw wzięła udział w firmowym meetingu, gdzie omówiono sprzedaż z zeszłego miesiąca, skrytykowano słabe punkty numeru i przedstawiono zarys działań mających na celu odświeżenie wizerunku pisma. Po zebraniu odbyło się zapowiedziane spotkanie, szło całkiem nieźle. Redaktorka dała jej zielone światło na napisanie tekstu i obiecała, że jeśli będzie na tyle mocny i pieprzny co przedstawiona próbka, da jej całą kolumnę na stałe.
Zadowolona wyszła z biurowca i rzuciła się w wir zakupów, które miały za zadanie wprawić ją w błogi stan zapomnienia. Pierwsza zdobycz, złota kopertówka, spełniła swoje zadanie, byle do wieczora. W międzyczasie Bella zjadła obiad z koleżanką, a potem razem poszły na kawę. Alice również przydała się jako rozpraszacz myśli. Cały czas opowiadała o przygotowaniach do ślubu, bez tej gadatliwej trzpiotki czas płynąłby zbyt wolno. Ani się obejrzała, zrobił się wieczór. O ile Jasperowi nic nie wypadło, powinien być już w domu. Pożegnała się z przyjaciółką i zawołała taksówkę.

Edward cały dzień spędził na spotkaniach i wywiadach. W nielicznych przerwach między nimi jego myśli zaprzątała niewinna, słodka szatynka. Zakazana szatynka, która nie dawała mu o sobie zapomnieć, wyskakując w jego wspomnieniach nagle i bez pytania. Stojąc na ulicy przed luksusowym hotelem, w którym miał przed chwilą sesję z pięknymi modelkami, wezwał taksówkę. Na początku planował zostać w tym hotelu na noc. Jasper nie zdziwiłby się, przecież mógł wyrwać jakąś laskę, to nie byłby pierwszy raz, kiedy nie stawił się u przyjaciela wedle wcześniejszych ustaleń. Powinien zostać, ale nie mógł. Nie mógł zwalczyć w sobie chęci zobaczenia jej raz jeszcze. Po to, by spróbować wyryć sobie w głowie jej obraz, zbadać wzrokiem każdy centymetr jej ciała, zapamiętać umiejscowienie każdego pieprzyka, każdej plamki, wypalić sobie jej spojrzenie, jej śmiejące się brązowe oczy. To ją chciał widzieć, kiedy będzie pieprzył jakąś przypadkową dziewczynę. To z nią chciał szczytować, choćby w myślach. Był złamanym kretynem, niewdzięcznym kumplem, który pożąda tej, której nie może mieć, która należy do innego. Nieznośne myśli przerwało mu mruczenie taksówkarza. Ciemnoskóry mężczyzna wskazał na licznik, Edward wręczył mu studolarowy banknot i kiwnął głową, dając do zrozumienia, że reszty nie trzeba. Wysiadł z samochodu, stanął przed piaskowym budynkiem i wziął głęboki wdech. Teraz musi wykazać się swoimi zdolnościami aktorskimi. Szybkim krokiem wszedł do środka i nie patrząc przed siebie, podążył w stronę windy. W tym samym momencie Bella nadchodziła z plikiem listów, które wyjęła właśnie ze skrzynki. Przerzucała je, sprawdzając, czy między reklamami znajdzie coś ważnego i na wyczucie wyciągnęła rękę w stronę panelu z guzikiem przywołania windy. Nagle poczuła chłodny dotyk czyjeś dłoni, spojrzała w górę i zobaczyła jego speszony wzrok, piękną twarz, miedziane pasma włosów układające się według własnego uznania. Białe koperty i reklamowe broszurki rozsypały się po podłodze. Oboje kucnęli w tym samym momencie, zderzając się czołami. Jednocześnie powiedzieli „przepraszam”, zbierając korespondencję. On wstał, oferując jej dłoń, którą nieśmiało chwyciła, a potem podał jej to, co udało mu się podnieść.

– Dziękuję – szepnęła. Właśnie nadjechała winda, więc przepuścił ją, wskazując ręką, a potem sam wkroczył do środka. Nacisnęła numer piętra, po czym zapadła krępująca cisza.
– Jak minął ci dzień? Spotkanie owocne? – zapytał cicho, jakby nieśmiało. Jak nie on, nie ten wkurzający celebryta, którego witała wczoraj w drzwiach.
– Wszystko poszło dobrze. Będę musiała trochę więcej popracować, ale nie narzekam. A twoje wywiady?
– Tak samo. Było okej.
– Jasper jest już w domu, dzwoniłam do niego – zmieniła temat. To jedyna bezpieczna kwestia, jaką mogła teraz poruszyć.
– Świetnie, w takim razie będziemy mogli świętować twoje sukcesy.
– Lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca.
– Jestem pewien, że doskonale sobie poradzisz. – Jak on na nią patrzył? Jakby... Czy to możliwe, że on też coś poczuł? Z rozmyślań wybił ją sygnał oznajmiający, że są już u celu. Drzwi otworzyły się i natychmiast zwróciła się ku wyjściu. Przez tę chwilę patrzyli się na siebie, jakby coś między nimi iskrzyło. Dobrze, że są już na miejscu. Szybkim tempem udała się w stronę mieszkania. Chciała od niego uciec, rzucić się w ramiona Jaspera, przywitać z nim gorąco, by pokazać, że tylko on się liczy, że tamten nie ma żadnych szans i nie stanie się to, o czym najprawdopodobniej oboje myśleli, stojąc i wpatrując się wzajemnie w siebie w windzie.

Jasper siedział na kanapie, przed telewizorem. Wstał, gdy ją ujrzał, a potem otworzył ramiona, a ona natychmiast wtuliła się w niego i pocałowała prosto w usta. Coś się zmieniło, choć nie chciała się przyznać przed samą sobą. Czy w jeden wieczór jej mężczyzna mógł stać się dla niej obojętny? Dlaczego nie czuła już tego podekscytowania słodkim przywitaniem?
Chłopak wypuścił ją z objęć i podał dłoń nadchodzącemu Edwardowi, poklepali się wzajemnie po barkach, a potem krótko uścisnęli.
– Kopę czasu, brachu! I co, nie poderwałeś żadnej ślicznotki podczas swojej sesji do „Cosmo”?
– Nie – powiedział ze śmiechem. – Liczyłem dziś na porządny melanż u ciebie.
– No to się nie przeliczyłeś, mam whisky z trasy, dostaliśmy z chłopakami od właściciela lokalu, w którym graliśmy. Mówię ci, najlepszy sort.
Sesji? Jakiej sesji? Dla „Cosmo”? Nic mi nie mówił – pomyślała Bella i zazdrość lekko ukłuła ją w serce.
– Zrobię coś do jedzenia – powiedziała na głos, kierując się w stronę kuchni.
– Nie dzisiaj, kochanie. Zamówimy pizzę – odpowiedział Jasper, po czym sięgnął po telefon.

Na stole leżały dwa kartony po pizzy, w jednym z nich pozostał zimny, nadgryziony kawałek. Towarzystwo dawno przeniosło się do salonu. Pili już nie wiadomo którą kolejkę z rzędu, grając w pokera. Bella chciała się upić, by wyrzucić z głowy Edwarda, Edward chciał zapomnieć o niej, a Jasper z chęcią oddawał się alkoholowemu upojeniu, opijając spotkanie z przyjacielem. Śmiali się, wyraźnie odurzeni. Grali już kolejną partię – mieli za sobą zabawę na zapałki, grę na prawdziwe pieniądze – małe stawki, ale zawsze, teraz Jasper wpadł na pomysł z rozbieraniem. Edward nie protestował, Bella zgodziła się pod wpływem proszącego wzroku chłopaka, który obiecał jej, że rozbiorą elegancika – miał na myśli Cullena – do rosołu. Dziewczynie szło dość dobrze, więc przystała na propozycję. Sączyli bursztynowy, schłodzony lodem płyn, hamulce zaczęły powoli puszczać. Już wcześniej zrzucili zbędną odzież z powodu gorąca, więc nie minęło wiele czasu, gdy zostali pozbawieni dalszego okrycia. Bella wpatrywała się to w Edwarda i jego nagi tors, to w Jaspera. Obaj byli bardzo atrakcyjni. Skóra Jazza był gładka, jego korpus szczupły i zgrabny. Edward był nieco bardziej umięśniony, a na jego klatce sterczały ciemne włosy. Miała ochotę wplątać w nie palce. Nagle Jasper dotknął jej ręki i powiedział ze śmiechem:
– Zdejmujesz staniczek, skarbie! Przegrałaś.
– Serio? Mam się przed nim obnażyć? – spytała, spoglądając na Cullena.
– Jest jak rodzina i widział już tyle par cycków, że nie padnie na zawał, widząc twoje.
Jasper był naprawdę pijany. Zawsze zwracał jej uwagę na to, by nie nosiła zbyt dużych dekoltów. Nie lubił, jak inni mężczyźni patrzyli jej w biust. Teraz zachowywał się, jakby mu nie zależało, że odsłoni się cała. Dziewczyna również zatraciła pewne granice, pomyślała nawet, że będzie to interesujące, widzieć minę gościa. – Odpięła biały biustonosz, zsunęła powoli ramiączka, a potem, zakrywając się ręką, odrzuciła materiał.
– Musisz je puścić, jeśli chcesz dalej grać! – Zarumieniła się, słysząc słowa swojego chłopaka, a potem wolną dłonią chwyciła za szklankę z procentami i wychyliła ją do dna, jednocześnie zdejmując swoją jedyną ochronę z piersi.
Edward dosłownie pożerał ją wzrokiem. Wpatrywał się w jej małe, ciemne, skurczone po zetknięciu z zimnym powietrzem brodawki, podziwiał stojące na baczność sutki, po czym uśmiechnął się pod nosem.
– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, Cullen – wyparowała, a następnie dziarsko chwyciła nowo rozdane karty. Podobało się jej to spojrzenie pełne pożądania. Instynktownie wypinała się do przodu, zakręcała pasmo włosów na palcu, niby niechcąco ocierała ręką o swoje krągłości. Drażniła się z nim, rozpraszała. Spowodowała, że Pan Przystojny musiał wyskoczyć ze swojej ostatniej fortyfikacji. Jasper zanosił się śmiechem.
– Cullen, chyba pierwszy raz musisz zdjąć gacie przed kobietą, gdy ona ma jeszcze swoje na sobie.
Edward puścił tę uwagę mimo uszu. Postanowił się tym bawić, tak jak ona bawiła się nim. Powoli zdjął bokserki, pokazując się jej w całej okazałości.
Nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy zobaczył jej otwarte ze zdziwienia usta, znowu się zarumieniła.
– Niezły interes, zapomniałem, że masz takiego dużego przyjaciela – odezwał się Jasper. – Robię się zazdrosny o spojrzenie mojej dziewczyny. Kochanie, chciałabyś go mieć, prawda? – zapytał z rozbawieniem, ale nie dostał odpowiedzi. Bella spuściła wzrok i sięgnęła po szklankę.
– Miałaś kiedyś dwóch naraz, piękna? – wyparował niespodziewanie Jasper. Nie poznawała go, był już tak pijany, jak nigdy przy niej. Nigdy nie spodziewała się, że zaproponuje jej coś takiego! A może ją testuje? Sprawdza, na ile go kocha?
– Jesteś pijany, Jasper, nie wiesz, co mówisz – wyszeptała i sięgnęła po swój t-shirt. Czuła się już na tyle niezręcznie, że mimo wypitego alkoholu coś podpowiadało jej, że powinna natychmiast uciec do pokoju i zamknąć drzwi na zasuwę. Whitlock natychmiast zatrzymał jej rękę.
– Nie, nie, kochanie. Przegrałaś tę bluzeczkę, więc nie możesz się ubrać. Widzę, że on ci się podoba, odkąd tu wszedł. Nie bój się, możemy spróbować. Wszystkiego w życiu trzeba spróbować, żeby potem nie żałować – dodał, wyraźnie bawiła go ta sytuacja.
Edward milczał, równie oszołomiony jak ona, ale nie wyglądało na to, że zacznie protestować. Stał przed nimi, jak go natura stworzyła, a obdarzyła go sowicie, i czekał na rozwój sytuacji. Wiedział, że cały ten wieczór jest już na tyle popieprzony, że więcej zepsuć się nie da, cokolwiek się za moment wydarzy.
– Muszę do łazienki – odpowiedziała, myśląc, że to jedyna droga ewakuacji i uniknięcia dramatu.
– Kochanie, spokojnie. Jeśli nie chcesz, nie będę nalegał. Zanim cię poznałem, miałem dwie kobiety naraz, więc pomyślałem, że może ty też chcesz jakieś ekstrawagancji w łóżku. Mógłbym się tobą podzielić tylko z nim. – Wskazał na Edwarda. – Wchodzisz w to, stary? – rzucił do przyjaciela, a ten pokiwał twierdząco głową.

Czuła dziwne podekscytowanie i dreszcze podniecenia w podbrzuszu. On jej pragnął, Jasper nie miał nic przeciwko. Mogłaby kochać się z Edwardem za pozwoleniem własnego chłopaka. Rozładować to seksualne napięcie, które w niej zakiełkowało od chwili poznania miedzianowłosego i nikt nie będzie jej za to obwiniał.
– Dobrze – wyjąkała, po chwili czując usta Jaspera na swojej szyi, a potem piersiach. Skupiła wzrok na Edwardzie, który podchodził do nich powoli. Kiedy stał już milimetry od niej, ujął ją za kark i zbliżył się do jej twarzy, a potem złożył na soczystych ustach delikatny pocałunek. Wysunął język i zwilżył malinowe wargi dziewczyny, po czym rozsuwając je, wtargnął do środka. Delektowała się jego smakiem – lekko kwaskowym po soku z cytryny i ostrym po alkoholu. Wprawnie eksplorował nowy obszar, obezwładniając pocałunkami, a potem jego ręka ujęła pierś, masując sutek. Nagle poczuła palec we wnętrzu swojej pochwy. Jasper rozsunął płatki i zaczął wodzić językiem po łechtaczce, jednocześnie wsuwając i wysuwając palec z jej wnętrza.
– Jesteś taka mokra i dobrze smakujesz, kochanie – wyjęczał, odrywając się na chwilę od pieszczot. Edward odsunął go i wziął ją na ręce. Była mu wdzięczna – niósł ją do ciemnej sypialni, z dala od oświetlonego salonu, w którym jak na dłoni mogła obserwować poczynania tych dwóch mężczyzn. Patrzeć, jak się im oddaje. Tu, na łóżku będzie się czuła bardziej komfortowo. Jazz zapalił tylko małą nocną lampkę z czerwonym kloszem, która nadawała pomieszczeniu bardziej frywolną atmosferę. Położył się obok niej, tymczasem Edward rozszerzył jej nogi, przysunął biodra do siebie i posmakował jej intymności. Jego język sprawił, że jęknęła. Jasper podłożył poduszkę pod jej głowę, by mogła obserwować działania kolegi, a sam czerpał radość z oglądania swojej podnieconej przez innego dziewczyny. Nie mogła utrzymać ciała w spokojnej pozie, wysunęła biodra do przodu, chcąc więcej. Cullen oderwał się od niej, a potem zbliżył do ust i przekazał pocałunkiem jej własny smak. Było w tym tyle erotyzmu, a świadomość tego, że Jasper patrzy, sprawiała, że jeszcze bardziej chciała mieć Zakazanego w sobie. Poczuła otarcie główki o waginę. Nie mogąc wytrzymać napięcia, chwyciła penisa i nakierowała do wejścia. Uniosła biodra w górę, by nadziać się na rozkosznie twardą i gotową męskość. Usłyszała warknięcie z boku i spojrzała na Jaspera, który gładził się po swoim członku. W tym momencie w pełni poczuła swojego kochanka. Opadł na nią, przykleił się torsem do jej piersi, a potem rozpoczęli wzajemną walkę. Cios za ciosem ścierali się ze sobą, dawała mu do zrozumienia, że chce mocniej, szybciej, agresywniej. Nie zważała na jęki dobiegające z boku, na głos własnego chłopaka, który właśnie szczytował. Chciała osiągnąć maksimum z Zakazanym. Spojrzała w jego oczy – był blisko, ona też; będą razem, choć w tej jednej krótkiej chwili. Jeszcze moment, jeszcze jedno pchnięcie. Tak, właśnie tak. Całował ją zachłannie, jęcząc w jej usta. Wiedziała, że zaraz odpłyną. Jej wnętrze wypełniało się nasieniem. Przez chwilę, kiedy opadł na nią i mogła ucałować jego włosy, zapomniała, że nie są sami. Edward był cudowny, z nikim wcześniej tak intensywnie się nie kochała. Nikt jej nie pieprzył tak jak on – bóg telewizji. Przez ten krótki czas należał do niej, na wyłączność, ale czar chwili szybko prysnął. Poczuła, jak Pan Przystojny się odsuwa i zobaczyła twarz otuloną blond włosami. Teraz jego kolej, teraz on miał na powrót zaznaczyć swój teren. Oczy się jej zaszkliły. Chciała wyjść, ale nie mogła. Musiała mu się oddać. Jasper przewrócił ją na plecy i wysunął pupę do góry. Nie była jeszcze gotowa na jego przyjęcie, ale on nie zwracał na to uwagi. Wtargnął w nią nieproszony, natarczywie.
Przed chwilą odbyła najprzyjemniejszy w jej życiu stosunek i choć nie był on aktem delikatności, czuła się bosko. Teraz bolało jak cholera, ale Jazza nie interesowało, czy ona go chce. Brał ją, po prostu brał, co, jak sądził, mu się należało. Ze złością, mocno.
Płakała, łzy spływały po jej policzkach. Brzydziła się sobą, nim, tym, że Edward musi ją tak oglądać. Spojrzała na niego, w jego oczach dostrzegła ból, a może współczucie, a potem odwrócił wzrok. Jasper spuścił się w nią, a następnie klepnął w pośladek zbyt gorliwie i odrzucił na bok. Nie miała odwagi na niego spojrzeć, bała się zapamiętać go jako potwora, który właśnie ją zgwałcił. Usłyszała tylko chrzęst pięści na czyimś nosie, a potem trzaśnięcie drzwiami i zamknięcie zamka.
Zwinęła się w kłębek i cicho szlochała, miękki koc otulił jej ramiona, a potem ktoś dotknął delikatnie w ramię, wtulił się w jej plecy i szepnął do ucha:
– Przepraszam.

To był najgorszy dzień w jej życiu. W tym dniu wszystko się zmieniło. W tym dniu umarła miłość. Skończyła się za przyzwoleniem obu stron na niebezpieczną grę. W tym dniu ona odkryła jego inną stronę. Jego złość, agresję, dwulicowość. Chciał się nią podzielić, ale tak naprawdę nie potrafił, a po wszystkim musiał ją ukarać za to, że szczytowała dla innego tak, jak nigdy nie szczytowała dla niego. Wyszedł wtedy z tego pokoju, wyszedł z mieszkania i nigdy już nie wrócił, dopóki się nie wyprowadziła. Tej nocy Edward został przy niej. Przytulił ją i czuła się w jego ramionach lepiej, ale nie potrafiła mu wybaczyć tego, że pozwolił Jasperowi na to, co tamten zrobił. Nie mogła wybaczyć sobie, że w ogóle do tego dopuściła.


* * *


Wcisnęła Ctrl-a, a potem Ctrl-x. Skasowała wszystko i zamknęła plik. Zbyt mało czasu minęło od tamtego wydarzenia. Nie mogła sprzedać własnej historii, mimo że jej pozycja w piśmie wisiała na włosku. Nie żałowała rozstania, bo choć kochała Jaspera, nie mogła mu wybaczyć tego, że w ogóle doprowadził do takiej sytuacji. Kiedy spostrzegł, że ona czuję pociąg do Edwarda, powinien czujnie trzymać wszystko pod kontrolą, wyjść z kumplem do baru lub odesłać go do jego pokoju. Mógł to zrobić, by uratować ich związek, ale z drugiej strony, czy przetrwaliby do teraz? W to też wątpiła.

Widziała go znów – Edward Cullen na wielkim ekranie, grał w kasowym hicie. Uśmiechał się do niej i do dziesiątek innych dziewczyn, które siedziały w ciemnej sali. Tylko w tych chwilach, gdy mogła go oglądać, czuła się szczęśliwa. Miał rację, że film się jej spodoba, ale tak się stało tylko dlatego, że on w nim grał. Wróciła do domu i nalała sobie kieliszek wina. To już dziesiąty seans w tym tygodniu i z pewnością nie ostatni. Czuła się taka żałosna, że nie potrafiła go wymazać z pamięci.
Dźwięk nadejścia esemesa wybił ją z rozmyślań. Serce niemal się zatrzymało, kiedy zobaczyła, od kogo przyszła wiadomość. Zorientowała się, że nie oddycha, więc nabrała powietrza i starając się uspokoić, odczytała:

Bello, nie wiem, czy mi wybaczyłaś, pewnie nie, ale ja ciągle o tobie myślę. Jestem dziś w mieście. Mogę liczyć na spotkanie?

Minęło już pół roku, a on dopiero teraz się odzywa. Pisze głupiego esemesa, licząc na co? Że ona z radością rzuci się w jego ramiona? Wcisnęła „kasuj” i rzuciła telefon na poduszkę. Wściekła na siebie, że do tej pory nie uporała się z tym zauroczeniem i na niego, że nagle sobie o niej przypomniał. Wybuchnęła płaczem, na który sobie nie pozwalała od tak dawna. Łzy okazały się potrzebne, okazały się oczyszczające. Uspokoiła się. Równo po godzinie znów nadszedł sygnał i następny chwilę potem.

Rozumiem. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa.

Nigdy o tobie nie zapomnę.

Łzy ponownie spłynęły po jej policzku, ale nie była smutna. Ona też o nim myślała, nie mogła zapomnieć. Właśnie o nim, a nie o Jasperze.
Niepewnie zaczęła stukać w klawisze, a następnie wcisnęła „wyślij”:

Spotkajmy się o dziewiątej, u mnie (skoro stałeś się jeszcze bardziej rozpoznawalny). Boston Street 23.

Dreszcz podekscytowania przebiegł jej po plecach, gdy udała się do łazienki, aby przygotować się na zmierzenie z przeszłością, z tym, z którym niedane jej było bliżej się poznać, choć miała wrażenie, że jest jedynym.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 9:04, 11 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Pon 10:47, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Edmund Laughing Laughing Laughing

No dobra głupi początek komentarza, ale nie mogłam się powstrzymać :P

Kochana moja. Właśnie utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że jesteś jedną z najlepszych pisarek na tym forum. To było... ach! Nie mam słów nawet. Jak już pisałam u oldbojek, to twój najlepszy tekst, wliczając w to Lykainę. Coś mnie bolało w środku, gdy to przeczytałam. Jakby przejechać po mnie walec. Nie często mi się to zdarza.

Zachwycona jestem początkiem. Po prostu jest przepiękny. I taki prawdziwy. Zwłaszcza o tej zdradzie. Że zdrada może być nie tylko fizyczna, ale też psychiczna. I tak naprawdę nie wiadomo, która jest gorsza. Całkowicie się z tym zgadzam.
A potem opis naszych bohaterów. Wszyscy są odnoszącymi sukcesy młodymi ludźmi. Gdy zorientowałam się, że Bella chodzi z Jasperem, więc to jego będzie zdradzać, nie spodobało mi się to. Bo wiesz, że Jasper to moja ukochana postać sagowa Wink I po bajecznym początku, byłam później można powiedzieć wrogo nastawiona do tekstu :P
Zdziwiła mnie wzajemna reakcja na siebie Belli i Edwarda. Szczególnie Belli. Ma chłopaka, którego kocha, jest z nim szczęśliwa. A tu nagle myśli o jego przyjacielu. Nie spodobała mi się jej postać na początku.

I później ta ich rozmowa. Trochę dziwna jak dla mnie była. Rozmawiali ze sobą, jakby się znali długi czas, a nie dopiero się poznali. Ten malutki fragment ich początkowej konwersacji mi się nie podobał. I to jest jedyna rzecz do której mogłabym się przyczepić.
Ich wspólny wypad do miasta i zachowanie było moim zdaniem bardzo nie fair w stosunku do Jaspera. Niby to wszystko było udawane, ale oni oboje dobrze wiedzieli, że wcale tak nie bło. Chcieli się dotykać, udawać, że choć przez chwilę są razem. Ale nie potrafili się do tego przyznać.
Jednak zachowanie Edwarda bardziej mi się podoba. Starał się trzymać od niej z daleka, wiedział, że jest zakazanym owocem. Nie chciał zranić najlepszego przyjaciela. I w ogóle postać Edwarda wykreowałaś idealnie. Bardzo mi się podoba. I ten fragment:
Cytat:
Powinien zostać, ale nie mógł. Nie mógł zwalczyć w sobie chęci zobaczenia jej raz jeszcze. Po to, by spróbować wyryć sobie w głowie jej obraz, zbadać wzrokiem każdy centymetr jej ciała, zapamiętać umiejscowienie każdego pieprzyka, każdej plamki, wypalić sobie jej spojrzenie, jej śmiejące się brązowe oczy. To ją chciał widzieć, kiedy będzie pieprzył jakąś przypadkową dziewczynę. To z nią chciał szczytować, choćby w myślach.

Bardzo spodobał mi się ten fragment. Nie wiem, jest taki romantyczny i pełen pasji zarazem. Taki Edwardowy Wink

No i ciąg dalszy. Szczerze mówiąc, nie wiem co o nim napisać. Bo wgniótł mnie w fotel i sprawił, że po raz pierwszy znienawidziłam Jaspera. W grze w rozbieranego nie ma nic złego, jeśli gra w nie dużo osób. W trójkę to nie jest nic dobrego. Zwłaszcza, jeśli między graczami panują takie emocje. Można było od razu domyślić się, że dojdzie do tragedii. Kiedyś czytałam taki FF, w którym też był ten trójkąt. Tam wszystko było fajnie i jakoś trudno było mi w to uwierzyć. To co nam ty pokazałaś, jest bardziej realne. Ja zawsze mówię, że trójkąty są przereklamowane i niebezpieczne. I nie rozumiem Jaspera. Po prostu nie rozumiem. Wiedział, że jego dziewczyna pragnie jego przyjaciela, tak samo jak on jej. Powinien go wyprosić, lub coś w tym stylu. To co zrobił było bardzo głupie i potworne.
Sam moment zbliżenia Edwarda i Belli pięknie opisałaś. Czyta się je z przyjemnością. Jednak to co się potem wydarza, już nie.

Nienawidzę czytać o gwałcie gdziekolwiek. Zawsze to w każdej powieści omijam. A to właśnie tym było. Najprawdziwszym, koszmarnym gwałtem. Ujawniły się jego skrywane, najgorsze cechy. Jasper okazał się bydlakiem bez skrupułów. Może to strasznie zabrzmi, ale z jednej strony to dobrze, że w końcu zobaczyła jego prawdziwą twarz.
I nie mogę zrozumieć, czemu Edward go nie powstrzymał. Przyzwolił mu na to. Bo co? Ona była jego własnością, a on jego przyjacielem? Nie tak powinien się zachować. Choć podobało mi się to, że został z nią i ją tulił.

Nie dziwię się Edwardowi, że odezwał się do niej dopiero po pół roku. To było traumatyczne wydarzenie dla nich wszystkich. Musiał to przeżyć w samotności, pogodzić się z tym wszystkim. Jednak ja nie widzę szansy dla ich związku. Ta jedna noc przekreśliła wszystko, co mogło pomiędzy nimi być. I nie powinni się więcej ze sobą spotykać. To zawsze będzie pomiędzy nimi.
Jak dla mnie zakończenie jest idealne. Wiem, że zastanawiasz się nad kontynuacją. Moim zdaniem jest tu całkowicie zbędna. Opowiadanie skończyło się w idealnym momencie. Teraz czytelnik sam może dopisać sobie zakończenie. Czy będą razem szczęśliwi? Czy może nie będą mogli spojrzeć sobie w oczy? Zakończenie jest otwarte, bo naprawdę jest wiele możliwości. Ale, jeśli napiszesz ciąg dalszy, to oczywiście przeczytam Wink

Ubawiło mnie to, że Edward dostał rolę w filmie o wampirach Laughing I oczywiście musieli obejrzeć film z Aniston. Jakże by inaczej^^

To opowiadanie mnie zezłościło strasznie. Jestem cała zburzona i kłębi się we mnie wiele sprzecznych uczuć. I myślę, że taki chciałaś odnieść skutek. I idealnie ci się to udało. Zachwyciłaś mnie tą miniaturką. I wybacz mi mój chaotyczny post, wyszłam z prawy :P Ale naprawdę, to jest cudne :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Pon 12:53, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Pernix dziękuję za dedykację, miło mi się zrobiło, chociaż niby się jej spodziewałam.

Powiem ci, że jestem zachwycona, W „imię miłości” mnie zachwyciło, ale ta mini chyba jeszcze bardziej. Jesteś jedną z lepszych pisarek na tym forum. Nie chcę się powtarzać za rani, ale tak to wygląda. Za co się nie zabierzesz jest oszałamiające.

Ta historia jest taka prawdziwa. Stykamy się z tym, na co dzień, nie zawsze osobiście nas to dotyka, ale podejrzewam, że większość z nas coś takiego przeżyła. Może nie dosłownie jak u ciebie, ale zdrada jest niestety na porządku dziennym. Tutaj jednak było to tym dziwniejsze i trudniejsze, że nastąpiła za zgodą partnera.

Znowu się powtórzę za rani, ale też byłam rozczarowana, że to Jasper będzie tym przegranym. Co prawda później sporo stracił w moich oczach, bo jak można dopuścić do takiej sytuacji, i chyba bardziej mi się spodobała postać Edwarda.
Jego wykreowałaś cudnie. Jest taki, męski i zachowuje się całkiem przyzwoicie względem przyjaciela. Oczywiście do czasu, ale to już raczej nie jego wina, że skończyło się tak jak skończyło.

Przyciąganie między Bellą i Edwardem czuć było od pierwszego spotkania. Te ich docinki, żarty, wspólne zakupy, było widać, że to niebezpieczna zabawa i źle się skończy.
Chemia między nimi była tak silna, że nie dziwię się Jasperowi, iż to dostrzegł, chociaż oboje starali się to ukryć. Oboje walczyli, aby okiełznać pożądanie, ale niestety jest to nieraz silniejsze niż zdrowy rozsądek.

Dziwię się za to, że podczas gry w rozbieranego Jazz zaproponował trójkącik. Powinien wyrzucić Cullena za drzwi od razu jak zobaczył, co się dzieje między nim a Bellą. Dziwny był Jazz, nierozumiem czemu to zrobił. Kochał swoją dziewczynę, podzielił się nią, a potem nie mógł sobie z tym poradzić, zgwałcił ją i tchórzliwie uciekł.
I znowu w tej sytuacji podobał mi się Edward, został z nią, pocieszył, przytulił. Co końcówki to nie wiem, co zamierasz dalej napisać, ale kurcze, ciężko chyba będzie im się spotkać ponownie? To jest traumatyczne przeżycie i czy oni sobie z tym poradzą. Tym bardziej, że znali się zaledwie chwilę, nie zakochali się w sobie a Jasper stoi między nimi. Z pięknego związku i przyjaźnie zostały strzępy. Nie wiem czy na takich zgliszczach można wybudować jakiś trwały związek.

W każdym razie wstrząsnęła mną ta historia. Była piękna, życiowa i genialnie napisana.
Podobała mi się Bella, taka pyskata, dowcipna, Edward bardzo mi się podoba jest taki edwardowy. No a Jasper, cóż, to chyba pierwsze dzieło gdzie go nie lubię. Pokłon za to, bo to mój faworyt sagowy, i nie sądziłam, że komuś uda się go mi spaskudzić.
Świetny pomysł z rolą Edmunda, film o wampirach, super to wplotłaś. No i ten film, który oglądali. Też na nim ryczałam. A muzyka, ech, zasłuchałam się. I słucham dalej, bo mnie zauroczyła, inne kawałki też.

Pernix, cudo ci wyszło. Chciałam jeszcze cos napisać, ale się zamotałam, i wyleciało mi z głowy. Miałam też coś napisać o poprzednich twoich mini, ale chyba jednak innym razem to zrobię, bo cały czas mam w głowie tą. Piękna.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 22:04, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Wybaczam.
Ale robię to z naprawdę ciężkim sercem... Crying or Very sad
Nic nie poradzę, że nie mogę już znieść parowania Eddiego i Belli (no oprócz kilku opowiadań, ale Jazz ma w nich mały udział...), jednak nie ma sprawy.


Co mogę Ci powiedzieć?
Zaskakująca, porywająca, przejmująca.
Nacechowana silnymi uczuciami. Piękna sama przez się.
Tematyka zdrady - jedna z ciekawszych, głębszych, bardziej wciągających.
I mimo że zamieniłabym dwóch głównych bohaterów, to naprawdę bardzo mi się podoba.
Wyraziłaś więcej, niż można by się spodziewać - wierz mi, ta miniaturka to nie tylko przekaz słowny, nie same słowa. Dla mnie to jakiś manifest. O skrzywdzonej miłości, której nie da się odbudować.
Mówi się, że miłość nigdy nie umiera, ale zawsze się kończy. Ta umarła, w bólach i w poniżeniu.
Motywy Jazza są niejasne, a może zbyt jasne. Myślę, że w jakimś stopniu go rozumiem, ale mimo wszystko nie umiem pojąć jego idiotyzmu.
Mieć ciastko i zjeść ciastko, ale jeszcze dać kumplowi? - to, kurka wodna, nie jest realne. Mi się nasunęło, że kochał ją - tak bardzo, że chciał, by była szczęśliwa, ale z drugiej strony nie umiał jej na to pozwolić. Czuł się wobec niej jakoś tak władczo, potraktował ją dość przedmiotowo. Nie mógł się pogodzić z tym, że ktoś dał jej coś więcej niż on...
Kurde, zebrało mi się na analizę i interpretację Wink
Postać Edwarda nie przypadła mi do gustu. Słodki Pan Idealnie Nieidealny. No, nie lubię faceta! Wsciekly
Bella - ciekawa. Nie jest mdła, sztuczna i beznadziejnie nieznośna. Za to Cię kocham!
Muszę Cię pochwalić - tak bardzo, bardzo - za formę. To miało być w stylu artykułu? Przynajmniej wstęp, prawda? Świetnie się czyta. Możesz zostać dziennikarką, z przyjemnością będę kupować czasopisma dla Twoich tekstów! Wink

I kocham Cię za to - "Tequila już się chłodzi.". Co prawda ostatecznie pili whisky, ale tequilla musi być! ;p

Wiesz Promyczku, że bardzo cenię Twoje teksty i "Gwóźdź" jest naprawdę ciekawy, ale nie trafił do mnie tak jak wcześniejsze miniatury.
Jestem uprzedzona, przepraszam.


Czekam niecierpliwie na news, a patrząc po twitterze, szybko się pojawi, prawda? Oby wena Cię nie opuszczała. I mam nadzieję, że mój komentarz nie popsuje Ci nastroju...

Ciao,
Twój Kropek.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 23:01, 11 Paź 2010 Powrót do góry

Pernisiu,
Jak widać spać nie poszłam, tylko wzięłam się za napisanie Ci kilku słów na temat „Gwoździa…”. Jak Ci już wspominałam dla mnie ten tekst ma to coś, duszę? Ten tekst żyje. Nie jest martwą, napisaną miniaturą od A do Z zakończoną, ma to coś nieuchwytnego w sobie, może to jest właśnie to, po czym poznaje się naprawdę dobre, zapadające w pamięć, łamiące schematy teksty…
Ty wiesz, że ja nie przepadam za Panem Idealnym. Wystarcza mi to, co o Edwardzie napisała Meyer i dziękuję za więcej. Za to Jazza lubię. Jakoś tak nawet podświadomie, takimi czułkami zmysłów uważam, że jest to postać o dużo większym potencjale niż Pan E. Cullen.
I czytając Twoją mini mam to samo wrażenie. Rewelacyjna Bella (o niej za chwilę, bo zasługuje na dłuższy wywód), ciekawy Jasper, niejednoznaczny, trochę mroczny, trochę szalony, prawdziwie ludzki, ze wszelkimi wadami które wychodzą w najmniej nieoczekiwanym momencie, a jednak do bólu prawdziwy, ba wręcz samczo, prawie że zwierzęco brutalny w swoim kulminacyjnym zachowaniu. Słonko, ta postać jest świetna literacko. Być może zbyt mało rozbudowana na samym początku, ale to wina raczej krótkiego tekstu i ograniczeń z tym związanych.
Taki Jazz, mój drogi Pernisiu, zasługuje na specjalne wyróżnienie pośród mdłych, plastikowych Jasperów szwędających się tłumnie po forum, a robiących tylko pierwsze dobre wrażenie i to nie zawsze.
Dla mnie Twój Jasper to mężczyzna, który naprawdę mógłby istnieć. Ba! Podejrzewam, że jest kilku facetów na tym globie, którzy zachowaliby się dokładnie w taki sam sposób jak on. Kompleks macho? Kompleks najlepszego przyjaciela, który już od piaskownicy był we wszystkim od niego lepszy? Wreszcie urażone ego, męska duma i chęć odwetu, który przy pomocy zbyt dużej ilości alkoholu, wyrwał się troszkę spod kontroli.
Uważam, iż z tego „trójkąta” Jazz jest jedną z dwóch rewelacyjnie wykreowanych przez Ciebie postaci.
Drugą jest Bella – słowo, nigdy nie sądziłam, że to powiem w jakimś fandomie, ale Twoja Bella to prawdziwy majstersztyk. Opisałaś jej uczucia w sposób, przed którym chylę czoła. I co jest najdziwniejsze potrafię zrozumieć tą dziewczynę! Potrafię wejść w jej „głowę” i poczuć to, co ona czuła, co nią kierowało, kiedy decydowała się na takie zachowanie, co czuła już po wszystkim… Perniś, Belka Ci wyszła rewelacyjna. Nie jest to żadna głupia laleczka, która nie wie czego chce. Ona chce i potem żałuje, ale jest przy tym tak bardzo autentyczna, tak bardzo bliska ludzkim wyborom, że aż mnie ściska od napisania Ci że stworzyłaś postać naprawdę wielowymiarową, dojrzałą, aż do bólu szczerą. Duże brawa za tą Belkę!
I na koniec zostawiłam sobie Edwardo. Rozumiem, że przy dwóch świetnie stworzonych postaciach ta trzecia musi być w pewien sposób bardziej przewidywalna, oczywista.
Cullen jako ideał świetnie sprawdza się w tego typu rolach.
Ale do rzeczy: Edward jest w tym opowiadaniu tym symbolicznym gwoździem do trumny. Być może gdyby nie zaistniał w życiu Belli i Jazza nieśli by tą chwiejna trumnę jeszcze przez długi czas. On był iskrą, która roznieca ogień i trawi wszystko, co nie potrafi mu się oprzeć. A miłość… coż, to takie strasznie wyświechtane słowo. Czasem potrzeba takiego oczyszczenia, obdarcia ze złudzeń zbyt pięknych, ale niewiele znaczących słów.
Ale mimo wszystko nie przepadam za Twoim Cullenem. Na miejscu Belli dałabym sobie spokój zarówno z takim Jazzem i z tym Edwardem, a poszukała swojego Jacoba.

Słońce, to chyba najbardziej dojrzały Twój tekst. Zarówno pod względem budowy, jak i emocjonalnego wydźwięku. Całość zasługuje na miano profesjonalnego opowiadania. Zmień imiona i może ciut realia życia głównych bohaterów i publikuj.
Buziaki i tym razem naprawdę idę spać,
Twoja Bajka.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 23:06, 11 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 19:00, 15 Paź 2010 Powrót do góry

Dziś mam bardzo, bardzo, bardzo leniwy dzień, ale postanowiłam, że zrobię coś w miarę konstruktywnego i skomentuje ostatnio przeze mnie czytane ff. Po pierwsze chciałam Ci powiedzieć, że podoba mi się tytuł i to jak ładnie nawiązuje on do wydarzeń w mini. Na samym początku chciałam Cię też uspokoić bo bardzo mi się podobał Twój lemonek. Jednak to już drugie, tego typu dzieło, obok Bez odwrotu, które wywołuje mój smutek i nostalgię. Dodatkowo jesteś jedyną autorką, której udało się wzbudzić moje szczere współczucie dla Belli. I jedną z niewielu, której udaje się stworzyć Bellę, którą rzeczywiście mogłabym polubić. W tej miniaturce przedstawiłaś ambitną, młodą kobietę. Wydaje się, że jest bardzo zdecydowana i wie czego chce. Kocha Jaspera, i biorąc pod uwagę jak się mini kończy, mogę Ci wybaczyć, że z nim jest^^. Można odnieść wrażenie, że jej życie idealnie się układa. W sumie czego można chcieć więcej skoro ma się wymarzoną pracą i kochającego partnera. I ten uroczy obrazek burzy pojawienie się Edwarda. I co mi się tutaj ogromnie podobała, ta drastyczna zmiana w ich życiu/zachowaniu po tym jak się poznali. Idealnie udało Ci się też zachować ich osobowość. Bo bardzo często zdarza się, że autorki po wielkim poznaniu E&B zmieniają ich w parę zombie, które myślą tylko o ich wielkiej miłości. Nie Tobie udało się przedstawić w niesamowity sposób przyziemne uczucie. Ach naprawdę to było cudne. Idąc dalej: Edward. Następnym razem jak się spotkamy będę musiała Cię ucałować za taką przepiękną kreację tego bohatera. Muszę się przyznać, że ja zawsze mam słabość do takich typów: trochę arogancki, zabawny, zdecydowany i bardzo pewny siebie. Jednak bardzo mi się podobała walka jaką w nim przedstawiłaś z jednej strony ogromną namiętność jaka się w nim narodziła do Belli, a z drugiej lojalność do Jaspera.
Na sam koniec zostawiłam sobie właśnie Whitlocka. Zdecydowanie nie przepadam za tą postacią, w tej mini, ale Tobie należą się gratulacje za jej stworzenie. Pokazałaś jak działanie jednej osoby może destruktywnie wpłynąć na związek. Cóż pewnie nie można zrzucić całej winy na Jaspera, ale to jego zachowanie było ostatnim gwoździem do trumny ^^ Trochę mnie zafascynował jego proces myślowy ^^ Z jednej strony widać, że w pewnym momencie robi się zazdrosny o Edwarda, ale z drugiej, za wszelką cenę, nie chce, aby ktokolwiek to zauważył. Był tak niesamowicie pewny Belli i jej uczucia, że zaproponował trojką. I tutaj pozwolę sobie na własne przemyślenia :D Jakoś jeszcze nie ciągnęło mnie do takich ekscesów, ale wiem, że najgorsze co można zrobić to wdać się w trójkąt ze swoim facetem i jego najlepszym przyjacielem ^^" ale wracając do Jaspera, to w pewnym momencie wzbudził moją litość, jak czytałam to tylko myślałam, że sam pakuje się w skrajnie beznadziejne sytuację. Jak się nad tym później zastanawiałam to stwierdziłam, że może chciał udowodnić sobie, że jest lepszy od Edwarda, może miał nadzieję, że Bella go jeszcze bardziej pokocha po takim trójkącie, bo będzie nieporównywalnie lepszy od Edwarda. Jednak w momencie, gdy Cullen okazał się lepszy od niego musiała opanować go chęć zemsty? odegrania się, a może w ogóle o niczym już nie myślał. Jednak jego też jest mi żal.
Podsumowując Twoja miniaturka sprowokowała mnie do sporych przemyśleń. To na pewno pożądana reakcja od czytelnika ^^ Miniaturkę czytało się niesamowicie lekko, całkowicie wsiąknęłam z akcję. Choć początek mnie niezbyt zdobył, bo nie przepadam za taką narracją, to oceniając całość było niesamowicie.
Wybacz chaotyczność mojego komentarza, ale powoli wychodzę z wprawy ^^
Życzę ogromnie dużo weny i dziękuję za mini :*
niobe


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin