FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Uderzenie krwi do głowy [M] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
talia
Dobry wampir



Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:36, 10 Mar 2009 Powrót do góry

Taa-daa-daa-dam!
Zdecydowanie one-shot czyli tekst kończący się tylko na tym rozdziale.
Wciąż depresyjny i smutny, roztrząsający problemy egzystencjalne Edward na tapecie. Tym razem robi to podczas samego "Twilight" w chwili kiedy cała chryja na pseudo boisku baseballowym się skończyła, a on sam jedzie samochodem z Emmettem i Carlislem "na polowanie".

Przyznaję, że sobie ździebko poleciałam z tym tekstem.
I wiem, że nie wywoła on tylu emocji, co moje inne zajęcie piśmiennicze, poniekąd stałe Wink

Wszelkie ewentualne błędy przyjmuję na siebie. Poprawione zostaną w chwili wykrycia, także za waszą pomoca poprzez PW Wink

sTfór dostępny w wersji "forumowej" jak i pliku .pdf
[link widoczny dla zalogowanych]




Uderzenie krwi do głowy





Od początku wiedziałem, że jest to nieuniknione.

Tak samo, jak nie można uchronić się przed pędzącym wiatrem, silnym, wszędobylskim, dotykającym cię mimo wszelkich starań i nadziei, tak samo ja nie mogłem uchronić Belli przed konsekwencjami przebywania z wampirami.

Ze strachu o nią, myśląc o tym, co może jej się stać, kiedy nie ma mnie w pobliżu, zaciskałem palce na siedzeniu samochodu, wyrządzając widoczne i szybko postępujące szkody. Czułem między palcami drobinki skóry, którą było obite siedzenie. Delikatne, drobniutkie. Coraz szybciej zaścielające podłogę. Wyglądały jak miękkie trociny w dziwnym kolorze. Jakbym wbijał palce w swoje drewniane, nie bijące przecież już, serce. Rozrywał na kawałki z każdą mijającą milą oddalającą mnie od Belli.

Nawet nie fatygowałem się, by rozluźnić palce.

Carlisle jechał tak szybko, że ledwo mogłem odróżnić poszczególne kształty w kolorowej smudze za oknem, nawet przy moim wyostrzonym wzroku. Wiem, że sprzeniewierzał wszystkie swoje zasady, dla mnie, dla Belli. Zgodził się, byśmy zabili Jamesa jak jakieś zwierzę. Którym przecież był. Wiedziałem to. Nie musiałem nawet odczytywać jego myśli, by to stwierdzić. Tylko zwierzę, bezrozumne, działające wyłącznie na instynktach, mogło czynić to, co on.

Zamknąłem oczy. Czułem lekkie podmuchy powietrza na twarzy, które wydobywało się przez niewystarczająco szczelne drzwi. Jego szum, kiedy przecinaliśmy pustą drogę. Brzmiał tak niespokojnie, ponaglał do działania. Do czynów, zdecydowanych, konkretnych, ostatecznych. Do Belli, Belli, do Belli…

Wiedziałem, że to, co robię, jest rozsądne, właściwe. Tak powinienem był postąpić. Zostawić Bellę z Jasperem i Alice, a samemu zająć się bezpośrednim zagrożeniem. Jamesem. To było słuszne. A jednak nie mogłem przestać myśleć o tym, jak bardzo chcę być teraz przy niej, nieważne, ile by mnie to miało kosztować. By ją bronić, ochraniać. Gdyby to dotyczyło tylko mnie, bez wahania bym do niej podążył. Jak ćma do światła. Ku własnej zgubie, ostatecznie spalając się na samym końcu. Unicestwiając się samoczynnie. Czy jednak nie jest cudownie, kiedy przez te kilka chwil mały owad może się napawać tym ciepłem, tym światłem? Dać ponieść się euforii, krążyć wokół świecącej kuli? Dla mnie Bella była takim światłem, ciepłą, jasną kulą w mroku wiecznej, zimnej nocy. Złotymi iskrami migającymi pod powiekami, nawet, kiedy ma się zamknięte oczy.

Bardziej czułem, niż słyszałem w myślach Carlisle’a, że rzuca na mnie szybkie, niespokojne spojrzenia. Wiedziałem, o co mu chodzi. Wszystkie moje mięśnie drżały, były maksymalnie napięte. Gotowe. Z tyłu myśli Emmetta przelewały się i okręcały wokół tej całej „zabawy”. Polowania. Poruszyłem się niespokojnie, kiedy doszła do mnie wyjątkowo paskudna. Dzięki małej ludzkiej Belli i głupim pomysłom Edwarda, będę mógł się teraz zabawić…

Udało mi się szybko zamaskować niezbyt chwalebny odruch w kierunku brata. Przynajmniej miałem taką nadzieję.

Wcisnąłem głowę pomiędzy szybę a oparcie fotela. Wciąż nie otwierając oczu, obojętny na otoczenie, pragnąłem patrzeć na nic innego tylko na Bellę, już do końca życia. Czy raczej czasu, który nam pozostał.

Ale Emmett miał rację. To wszystko, co się wydarzyło, było tylko i wyłącznie moją winą. Mojej własnej bezmyślności, arogancji, zadufania i zaślepienia. Nie było nikogo innego do obwinienia. A już na pewno nie Belli. W tym wszystkim to ona jedna była bez najmniejszej skazy, bez winy. Absolutnie bezbronna, pozbawiona jakiejkolwiek zbroi, czegoś, co ochroniłoby ją przed brutalnością otoczenia. Przede mną i moim światem. Tak łatwa do uszkodzenia, delikatna; materialna, a jednak ulotna jak bańka mydlana. A ja na nią sprowadziłem to wszystko. Najgorsze cierpienie i zło. W tym wszystkim nie jej śmierć byłaby najbardziej przerażająca, ale świadomość, że zaprzepaściłem jej szanse na szczęśliwe i normalne l u d z k i e życie, na które zasługiwała ponad wszystko. Na niebo. To, co czeka ludzi po życiu na Ziemi. O czym ja nie miałem nawet prawa marzyć.

Gdzieś z tyłu mojej głowy była myśl, która towarzyszyła mi, odkąd tylko zaznajomiłem się z wizjami Alice. Bladość, delikatne iskry w słońcu, perfekcyjne twarze… Bella-wampirzyca. Będąca ze mną przez całą wieczność. To tak, jakbym miał ciepłą, świecącą kulę na stałe przy sobie, przed oczami i się nie spalił. Nie mógłbym się zgubić, nie byłoby mi zimno. Strasznie. Moje własne, prywatne źródło wiecznego szczęścia. Tylko dla mnie. Na zawsze.

Przynajmniej mój egoizm świadczył o tym, że zostało we mnie coś z człowieka. Same najgorsze cechy.

Poruszyłem się gwałtownie, mimo woli.

Jej twarz pojawiła mi się przed oczami. Miękka, ciepła. Bijące rumieńce na policzkach. Błyszczące, czekoladowe oczy, pełne tylu różnych myśli i uczuć… I taka powinna pozostać. Nie marmurowo zimna. Nie martwa. Zacisnąłem dłonie w twarde pięści. Nie mogę do tego dopuścić. Jej dusza musi zostać ocalona za wszelką cenę, nie ma niczego ważniejszego ponad to. A potem, kiedy to się już skończy, kiedy James… Powinienem ją zostawić. Póki jeszcze mogę się do tego zmusić. Zostawić ją jej własnemu losowi, o wiele lepszemu i pewniejszemu niż ten, który dzieliłaby ze mną. A ja sam będę czekał. Aż jej czas, tak przerażająco za krótki, nie przeminie. Nie potrafił bym się unicestwić, wiedząc, że ona jest jeszcze tutaj, w każdej chwili potrzebująca ochrony. Natomiast jeśli by już po prostu znikła… Nie pozostałoby mi nic, nawet smugi ciepłego światła, złote iskry za powiekami. Czy to za osiemdziesiąt godzin, czy lat.

Poczułem, że zwalniamy. Otworzyłem oczy i rzuciłem poirytowane, a zarazem pytające spojrzenie ojcu.

Musimy zatankować.

Zatrzymaliśmy się na jakiejś obskurnej, sprzedającej zapewne podrzędnej jakości paliwo, stacji. Carlisle, mimo że możliwość przyłapania go na poruszaniu się zbyt szybko była bardzo nikła, nalewał, obchodził, cokolwiek, w zbyt ludzkim tempie. Zbyt wolnym. Patrzyłem na to z grymasem na twarzy.

James się oddalał.

Ale Alice, Jasper i Bella też. I to była jedyna rzecz trzymająca mnie względnie w jednym miejscu.

Powietrze gwałtownie obijało się o gałęzie lasu otaczającego to miejsce, poruszało i skrzypiało jakimiś śmieciami. Potęgując moją irytację, coraz bardziej przerażającą, bo nie mającą konkretnej przyczyny.

Nie mogłem już dłużej znieść tej bezczynności. Siedzenia w małym samochodzie, gapienia się za okno, cierpliwości Carlisle’a, błędnego koła myśli. Pociągnąłem szybko za klamkę. Usłyszałem za sobą cmoknięcie Emmetta i zauważyłem w lusterku, jak przewraca oczami. Jego myśli były tak samo poirytowane.

Wiatr wiał jeszcze mocniej, niż myślałem. Był ostrzejszy, przenikliwszy, chłodny nawet dla mnie. Rozwiewał włosy, poły kurtki. Już nie ponaglał, tylko bardziej oznajmiał, podtrzymywał rozlewającą się jak po powierzchni wody benzynę, beznadzieję. Spóźniłeś się, nic nie możesz już zrobić, straciłeś wszystko na czym kiedykolwiek ci zależało. Przegrałeś. Światło tez kiedyś gaśnie w takim czy innym momencie, prawda? Albo się wypala, albo ktoś je gasi. Twoje zgaszono tylko z twojej własnej winy. Oswój się z tym.

Zacisnąłem mocniej zęby i skierowałem się w stronę linii lasu. Dla ludzi pewnie wydawał się nieprzenikniony. Może gdybym biegł, dogoniłbym go wcześniej, niż jadąc samochodem. Ale to ryzykowne, zostawiłbym swoje ślady, zapach… Czy warto? Jeśli faktycznie dopadłbym go szybciej, to i Bella byłaby bezpieczniejsza, bardziej trwała… Miałbym więcej czasu, więcej światła, miłości, jej, więcej...

- Lepiej nie.

Drgnąłem gwałtownie i szybko, za szybko, obróciłem głowę w kierunku źródła dźwięku. Na połamanej, przestarzałej ławce, jakieś pięć jardów ode mnie, siedział stary mężczyzna. Zupełnie go wcześniej nie zauważyłem, zbyt zajęty własnymi myślami i planami. Patrzył na mnie i nie było wątpliwości, że jego słowa były skierowane tylko do mnie.

Zrobiłem krok w jego kierunku, ale wcześniej rzuciłem spojrzenie w stronę naszego samochodu. Carlisle kupował dodatkowe galony, abyśmy nie musieli się już więcej zatrzymywać. Zajmie mu to jeszcze trochę czasu i nic na to nie mogłem poradzić.

- Słucham?

Zrobiłem drugi krok. Las szemrał, szeptał, nawoływał, ciemność kusiła, gałęzie się o siebie ocierały, poruszane silnym wiatrem. Byłem prawie pewien, że mój głos do niego nie dojdzie.

Pomyliłem się.

- Powiedziałem, młody człowieku, żebyś lepiej tego nie robił. Wierz mi, lepiej zostać z rodziną, niż wybierać się samotnie do takiego lasu. Zgubisz się, nawet jeśli myślisz, że znasz drogę – odpowiedział, jednocześnie machając do mnie ręką. A raczej jej pozostałością. Zbliżając się do niego już wiedziałem, że nie ma nie tylko jej, ale także jednej nogi. Miał za to gęstą siwą brodę, zabarwioną na żółto w okolicach ust, zapewne z powodu tytoniu. Ubranie też wyglądało na tak stare, jak on sam. Poprzecierane w niektórych miejscach, poplamione resztkami ludzkiego jedzenia.

Jego myśli były dziwne, poskręcane. Strzępki, nietypowe skojarzenia. Nie byłem pewny, czy jest normalny, w granicach ludzkiego pojęcia. Może był tylko ekscentrykiem. Ale, mimo wszystko, co mógłby mi zrobić?

Będąc już tak blisko niego widziałem, że położył na desce obok nóż i kawałek drewna. Coś strugał? W pobliżu nie było żadnych śladów, ani zapachu żywicy mogącej pochodzić z odłamka.

- Nigdzie się nie wybieram. Czekam aż ojciec napełni bak, to wszystko.

Kiwnął szybko głową, uśmiechając się złośliwie, a jednocześnie domyślnie. Przez głowę przeleciało mu wspomnienie, jaskrawe, intensywne, ale zbyt szybko, bym mógł je zrozumieć.

- Dokąd podążasz? Widzę, że masz jakiś cel, młody człowieku.

Mówił tak dziwnie. Dawno nie słyszałem, by ktoś tak się wyrażał, budował zdania. Jednak był stary, to wszystko tłumaczyło. Chyba był kaleką wojennym. Zapewne stracił na niej kończyny, całą resztę też.

Wydawał mi się znajomy, co było czymś absolutnie niedorzecznym. Byłem grubo starszy od niego. I jeśli kiedykolwiek bym go spotkał, zapamiętałbym. Pamięć wampira była tak przerażająco dokładna. Chłodna, analityczna. Mająca wystarczyć na całą wieczność.

Widząc, że czeka na moją odpowiedź, wzruszyłem ramionami.

Potarł dłonią swoje biodro, wyraźnie starając się je rozgrzać. Nie miał kawałka palca serdecznego. Z każdą chwilą odkrywałem coraz więcej braków u niego. Tak jak każdy odkrywał je z czasem u mnie. Z wierzchu idealny, jednak im dłużej się przygląda, tym więcej niepokojących detali wychodzi na wierzch. Nienormalnych. Przerażających.

Westchnął, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. Rozczarowanym?

- No tak, głupio pytam. Przecież się jeszcze nie zdecydowałeś.

Nie odpowiedziałem mu. Las szumiał coraz intensywniej, groźniej. Słyszałem trzask łamanych gałęzi. Tym razem podniosłem głos.

- Jak stracił pan…?

Przerwałem, nie będąc pewien nawet o co chciałem dokładnie zapytać.

Uśmiechał się złośliwie. Jego myśli były gorzkie, pełne żółci. Wieloletnich warstw smutku, żalu, rozpaczy i nienawiści do czegoś bardziej nieokreślonego.

Zaczynałem powoli czuć się chory, zmęczony, tak samo przegniły jak on. Jego żółć uwalniała moją.

- Byłem gotowy poświęcić się za ojczyznę. – Kiwał się w przód i tył, ławka skrzypiała, wtórując gałęziom za jego plecami. – Taak… Za ojczyznę, młody człowieku. Za mój dom. Życia nie straciłem. Tylko nogę, rękę i parę innych drobiazgów, tak bardzo przypisywanych każdemu mężczyźnie. Niebezpiecznie....!

Zachichotał ostro, przenikliwie.

- Ale co znaczą honor, przyjaciele, rodzina, kiedy ojczyzna woła, potrzebuje twojej krwi, ofiary? Duszy? Powiedz mi.

I nagle to miałem.

Przypominał mi siebie. Ależ tak. Też taki byłem. Zanim złapałem hiszpankę, przed moim życiem wampira, obsesyjnie myślałem się o terminie osiemnastych urodzin, zbliżających się coraz szybciej, coraz bardziej gorączkowo. Równających się dla mnie z chwałą, ukazaniem swojej odwagi, zostaniem prawdziwym mężczyzną. Chciałem umierać za ojczyznę, poświęcić się całkowicie. Zostać bohaterem. Wypełniało to moje wszystkie myśli, spychając wszystko inne na margines. Potakiwałem matce, kiedy mówiła o „tej okropnej wojnie”, w głębi duszy marząc, by minuty płynęły szybciej, a słońce przesuwało się po niebie z większą prędkością.

Nie było mi dane nawet zbliżyć się do niej. Umarłem, zanim wojna mnie dosięgła, a raczej zanim ja mogłem się do niej przyłączyć. Pamiętam, jak pewnej nocy poczułem zapach prochu unoszący się w powietrzu, odblask ognia na szablach i bagnetach, rżenie koni i gromkie okrzyki. Wszędzie panował ruch, gorączkowe przygotowania do dalszej drogi. Mięśnie mi drżały i rwały się do ruchu tak samo, jak teraz, kiedy myślałem o Jamesie. Do akcji, do czynu! Ku końcowi.

- Wobec ojczyzny, nic. – Nawet dla mnie mój głos brzmiał głucho, martwo. Jakby posługiwał się nim ktoś zupełnie inny. Obcy.

- Właśnie, młody człowieku. Wiesz to. – Starzec gmerał w kieszeni intensywnie czegoś szukając, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. W końcu wyciągnął pomiętego, prawie zupełnie połamanego papierosa i, osłaniając dłonią jego końcówkę, zapalił. Na chwilę otoczył go delikatny srebrzysty, gorzki dym, szybko rozwiany przez podmuch wiatru. Papieros szybko się spalał.

Teraz, prawie dziewięćdziesiąt lat później, nie czułem do Ameryki nawet połowy uczuć, co wtedy. Cieszyłem się, że mogę mieszkać w kraju, w którym się urodziłem, ale nie sprawiłoby mi większej różnicy przebywanie gdzie indziej. To były tylko miejsca i czasy, dla mnie mało istotne i ulotne. Natomiast Bella była czymś solidnym. Czymś, na czym od chwili, kiedy tylko ją poznałem, zaczęła się opierać całą moja egzystencja. I tak już pozostanie do samego końca. Nie uwolnię się od tego, nie zachoruję na hiszpankę, nie znajdę odtrutki, celu zastępczego.

Moja mała ojczyzna.

Prawie się uśmiechnąłem, myśląc te słowa. Wydały mi się nagle tak prawdziwe, tak idealnie opisujące to, czym dla mnie była. Czymś, za co warto było poświęcić się całkowicie, do ostatniej części jestestwa.

Bezmyślnie kopałem wystający z ziemi kamyk.

- I nad czym ty jeszcze rozmyślasz, he?

Mężczyzna był wyraźnie mną znudzony. Przez to wściekły. Wiedziałem, wyczytałem z jego myśli, co sądzi o takich jak ja, sterczących na zimnym wietrze i kopiących coraz większe dziury w twardej ziemi. Czego w sumie nie powinienem robić, bo żaden szpadel nie ruszyłby jej teraz, przy prawie zerowej temperaturze, a co dopiero zwykła noga.

Nierób. Bezmyślny nygus. Za moich czasów należałaby mu się chłosta za takie lenistwo. Rozwydrzenie, ot co.

Nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu, co dodało nowy przymiotnik do jego litanii.

Na dodatek kretyn.

Myśląc w czasach swego człowieczeństwa o wojnie, nigdy nie brałem pod uwagę tego, że mógłbym ją przeżyć i jednocześnie stracić tak wiele ze swojego ciała. Zawsze to dla mnie było wte lub wewte. Wszystko albo nic.

Z Bellą było tak samo. Z tym, że jakakolwiek forma jej uczucia, zainteresowania mną, była wszystkim.

- Tęskni pan za…?

Najwyraźniej nie potrafiłem zadać mu nawet jednego składnego pytania.

Prychnął głośno, poczym splunął na trawę. Kropelki śliny szybko znikały, zwiewane przez wiatr. Chowały się w źdźbłach.

- Za czym miałbym tęsknić? Wszystko jest na wymianę. Tracisz jedno, dostajesz drugie. Nie jestem pierwszy i nie będę ostatni.

- Ale nie przeszkadza panu… nie brakuje…

- Słuchaj co do ciebie mówię! Skup się! Na bogów, to nie takie trudne!

Intensywnie się we mnie wpatrywał. Miał przekrwione oczy, w kącikach nieprzyjemnie żółte. Prawie wcale nimi nie mrugał.

- Tracisz jedno, dostajesz drugie. – powiedział z naciskiem, podkreślając każdy wyraz kiwnięciem głowy.

Wciąż świdrował mnie wzrokiem. Po raz pierwszy od wielu lat poczułem się niezręcznie z powodu spojrzenia człowieka. To było takie… ludzkie. Prawie zapomniane już przez mnie.

- Rozumiem. – wciąż miałem cichy głos, ginący prawie w odgłosach otoczenia.

Starzec wyprostował się, robiąc to tak gwałtownie, że ławka głośno zatrzeszczała.

- Wątpię. - Temperatura jego głosu dorównywała temperaturze jego spojrzenia. – Wy młodzi, myślicie, że pozjadaliście wszelkie rozumy. Dorośli! Moglibyście mieć doświadczenia wszelkich wodzów tego świata, a i tak nic wam z tego! Puste głowy! Temperamenty! Sentymenty! Adoracje?!

Uderzył dłonią w ławkę. Na ziemię spadło kilka przegniłych i zniszczonych odłamków, wraz z jego nożem i jasnym kawałkiem drewna ułożonym poprzednio obok niego.

- Bzdury!

Oddychał ciężko, pierś unosiła mu się gwałtownie i głęboko, brał wielkie hausty zimnego powietrza. Wręcz dyszał. Ręce zwinął w pięści, pod skóra pokryta starczymi plamkami, prześwitywały białe, cienkie kości. Przypominały mi ptasie, puste w środku. Wydawały się być bardzo, bardzo stare i niebezpiecznie kruche. Niezdrowe rumieńce wystąpiły mu na twarz. Myśli miał jeszcze bardziej nieskładne niż przedtem; nie potrafiłem wyczytać z nich choćby jednego stałego fragmentu.

I nagle wszystko ustało.

Oddech się wyregulował, dłonie rozluźniły, znów pojawiła się bladość na jego policzkach.

Myśli miał zmęczone. Promieniowały śliską, pajęczą beznadziejnością i chorobą.

- Zajmij się sobą najlepiej jak potrafisz, młody człowieku. Nic tu po tobie. – Zamilkł na chwilę – Przeszkadzasz mi.

Kiwnąłem szybko głową.

Usłyszałem, jak Carlisle zastanawia się gdzie jestem, szuka mnie myślą i wzrokiem. Był już gotowy, bak pełny, samochód przygotowany do drogi. Czas ruszać. Do walki. Wte albo wewte.

A potem do domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez talia dnia Śro 21:04, 11 Mar 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Like Esme
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z miejsca, gdzie wolą Kinderbueno od Jacoba :)

PostWysłany: Śro 0:05, 11 Mar 2009 Powrót do góry

Tal, wiesz, ze cię kocham?!


"Moje własne, prywatne źródło wiecznego szczęścia. Tylko dla mnie. Na zawsze." To mnie rozwaliło na maxa!
Ale do rzeczy- zgrabne, napisane z nerwem i poprawnie. Gdzieś wyłapałam jeden błędzik, ale byłam tak pochłonięta tokiem myślenia Edka, że mi umknęło.
Znowu lekko depresyjne wprowadzenie, niespodziewane pojawienie się nowej postaci- "starego wiarusa"- to się łyka, jak kremówkę. Lekko, nie mdli od nadmiaru słodkości i nie masz dosyć :)
Ach, i szczypta "czarnego humoru" by Talia- w domysłach co tez ten staruszek stracił na wojnie, oprócz nóg Wink Brawo!

...wspaniały prezent dla nas w twoje urodzinki,b. love


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iskra
Zły wampir



Dołączył: 03 Mar 2008
Posty: 430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:57, 11 Mar 2009 Powrót do góry

Jednoczęściówka? Koochana, do Kawiarenki z tym!

Hm, nie ma ani wyraźnego początku ani końca. Nie ma zarysowanej akcji. Luźna scenka wyrwana z kontekstu i w zasadzie każdy ją może rozpatrywać po swojemu.
Ale to, co u ciebie lubię, to ciekawe opisy nawet jak nic postępowego się nie dzieje w akcji Wink Czyli, innymi słowy - świetny styl. Od czasu do czasu lubię poczytać takie refleksyjne kawałki. Przypominają, że krew nie musi się lać strumieniami, a bohaterowie nie muszą się zachowywać jak króliki w okresie godowym, żeby zaciekawić.
I detale. Uplastyczniłaś to opowiadanie do granic możliwości. Przy czytaniu wręcz widzi się te kropelki śliny rozpylone w powietrzu, źdźbła trawy, poplątaną brodę, fakturę siedzenia obitego skórą.

"Złotymi iskrami migającymi pod powiekami, nawet, kiedy ma się zamknięte oczy."
Dopatrzyłam się tutaj nawet swojej roli epizodycznej Laughing Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Elune
Człowiek



Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: że.

PostWysłany: Śro 20:54, 11 Mar 2009 Powrót do góry

Powiem tak. Gdyby niektórzy autorzy ff na tym forum mieli oprócz ciekawego pomysłu także Twój styl, to byłaby to najlepsza baza ff w necie:D. Bo, cóż, piszesz genialnie. Taka dbałość o szczegóły, takie... dopieszczone zdania, mmm! Z przyjemnością przeczytałam ''Uderzenie...''. Zazdrosna jestem:D. Zresztą to, co myślę o stylu a la Talia napisałam w ''Zmroku''.

Dlaczego miałoby się to tak szybko kończyć? Cool dopisz jakąś kontynuację, please. uwielbiam takie ff, w których głównie to emocje ''grają'' główne role:)

Jestem zdecydowanie na tak. Tak!Kwadratowy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Elune dnia Śro 20:55, 11 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
JoanSpinus
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Bournemouth

PostWysłany: Czw 4:25, 12 Mar 2009 Powrót do góry

Like Esme napisała:

Cytat:
niespodziewane pojawienie się nowej postaci- "starego wiarusa"


Przyznam się, że czytając, nie, to zbyt trywialne...,delektując się, tak, to dobre określenie, mam nadzieję, WSTĘPEM, zobaczyłam "Unitę", starego, zmęczonego, u stóp którego, leżał zmięty i zniszczony upływem czasu i nie tylko, sztandar. Zabrakło mi; jedynie, psa bez oka - wiernego druha... Boże poniosło mnie, przepraszam Talia.

Chcę tylko powiedzieć, że dziwi mnie, iż tak mało osób lubiących naprawdę DOBRE teksty, tu zajrzało? Nu, nu, nu no coment

Cytat:
Tym razem robi to podczas samego "Twilight" w chwili kiedy cała chryja na pseudo boisku baseballowym się skończyła, a on sam jedzie samochodem z Emmettem i Carlislem "na polowanie".


Jeśli jednak cały tekst 'spanegiryzuję', nadal będzie frapować mnie pytanie. Co z czasem?
Edward - "czekający" (!?), prowadzący "egzystencjalne pogawędki" (nie doszukuj się tu, proszę, pejoratywnych przesłanek), gdy Bella w niebezpieczeństwie?

Ale, może to, co skomprymowane jak "w oka mgnieniu", czy też, jak wolisz, będące jak "uderzenie krwi do głowy", Ty spotęgowałaś, zintensyfikowałaś, pogłębiłaś i ożywiłaś w tym tekście.

Mam nadzieję, że dobrze odczytałam Twoje przesłanie.

Pozdrawiam i życzę, by Twoja wrażliwość nadal była tak otwarta na detale. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Czw 8:06, 12 Mar 2009 Powrót do góry

Cytat:
Pamiętam, jak pewnej nocy poczułem zapach prochu unoszący się w powietrzu, odblask ognia na szablach i bagnetach, rżenie koni i gromkie okrzyki.


Te konie mi tu nie pasują. Nie jestem pewna, jak to wyglądało w Ameryce, ale w Europie, podczas I Wojny Światowej, po raz pierwszy użyto tak wielu nowych technologii (czołgi i inne bronie masowego rażenia), więc dla koni, szabli i kodeksu rycerskiego miejsca już nie było.
Brzmi iście poetycko, ale nie wiem czy warto tutaj fakty naciągać, bo będziemy mieć doczynienia z przerostem formy nad treścią.
Oczywiście mogę się mylić, ale tak mi się to na myśl nasunęło.



A teraz do rzeczy:

Masz ogromny talent i potrafisz go wykorzystać, ale o tym już wiesz :)
Sprawiłaś, że przez chwilę mogłam się przenieść na tę stację benzynową, wejść Edwardowi do głowy i delektować się każdym odczuciem. Rozbudziłaś wyobraźnię do tego stopnia, że zastanawiam się, co będzie dalej! Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to łatka i tak właściwie, to wiem, jak historię się potoczy.

Sam pomysł ze starszym panem, weteranem wojennym - majstersztyk. Przez moment nawet miałam wrażenie, że do Edwarda trafiło przesłanie staruszka, ale coś mi się wydaje, że to tylko pobożne życzenia. W każdym bądź razie, idea Belli - ojczyzny została zaszczepiona, co najważniejsze :)

Od początku do końca postawiłaś na wewnętrzny monolog Edwarda. Właściwie rozmowy mogłoby nie być. Wystarczyłoby żeby słuchał jego myśli, a resztę sam by sobie dopowiedział. Sam dialog był tutaj tylko miłym dodatkiem, dopełniającym ckliwych, wzruszających, aczkolwiek tak satysfakcjonujących dla czytelnika rozważań E.

Idealnie wpasowałaś się w kanon. Nie starałaś się na siłę zgłębiać postaci Edwarda, było jak było i jest pięknie.


Życzę weny i wieeeeelu pomysłów. Każdy Twój tekst z chęcią przeczytam :)


PS Chciałam wyrazić oburzenie, podobnie jak JoanSpinus - Czemu ludzie na tym forum, nie lubią dobrych tekstów?!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
talia
Dobry wampir



Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:49, 12 Mar 2009 Powrót do góry

Rudaa napisał:

Te konie mi tu nie pasują. Nie jestem pewna, jak to wyglądało w Ameryce, ale w Europie, podczas I Wojny Światowej, po raz pierwszy użyto tak wielu nowych technologii (czołgi i inne bronie masowego rażenia), więc dla koni, szabli i kodeksu rycerskiego miejsca już nie było.
Brzmi iście poetycko, ale nie wiem czy warto tutaj fakty naciągać, bo będziemy mieć doczynienia z przerostem formy nad treścią.



Oczywiście, tak, konie nie były tak popularne jak np. podczas wojny secesyjnej, jednak wciąż używano ich do transportu i w chwilach kryzysu gońcy z nich także korzystali :)

Tym bardziej, że Edward widzi je już pod sam koniec (1918), kiedy, jak to zwykle bywało, z zaopatrzeniem wojskowym było krucho Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez talia dnia Czw 8:51, 12 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
host
Zły wampir



Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: nysa

PostWysłany: Czw 22:07, 12 Mar 2009 Powrót do góry

przybylam, przeczytalam a teraz komentuje.

od razu przenioslam sie myslami do opisanej przez Ciebie sceny. widze to dokladnie przed oczami, dzieki Twoim celnym, dokladnym opisom. wszystko to sobie wyobrazam, tego starego wariata i Eda przygladajacemu sie mu i kopiacemu dziure w ziemi. ta cala sytuacja wydaje sie byc tak strasznie nierealna (w ogole to nie moze byc realne bo to ff, ale to tylko moje wymysly), Ed gadajacy z jakims czubkiem w dodatku prawie rozczlankowanym. cala ta rozmowa jest jakas dziwna, tajemnicza i ma cos takiego w sobie zagadkowego. dziadek niezle zmieszal Eda, nie ma co, ma dziadzio tupet.
musze przyznac, ze to bardzo ciezki tekst do przeanalizowania, wymaga zastanowienia. co facet mial na mysli: tracisz jedno, dostajesz drugie. stracil noge a dostal medal, albo raczej cos bardziej w sensie metafizycznym zyskal honor i dume za walke o swoj narod, nie wazne, ze stracil przy tym jakas czesc ciala, wazne ze sie wykazal i odwazyl na walke. to na pewno dalo Edowi do myslenia, ze trzeba walczyc o swoje, o swoj honor i o ojczyzne, a ta ostatnia byla dla niego jego Bella wiec nie pozostalo mu nic innego jak walczyc o ta swoja mala ojczyzne.

tekst jest naprawde dobry, ambitny i zmusza do zastanowienia.
jest on wyrwany jakby z kontekstu, nie ma poczatku i nie ma konca, taka luzna kartka, ktora gdzies tam sie wyrwala z ksiazki i mozna ja sobie dopasowac do odpowiedniego miejsca w ksiazce.
napisac cos takiego musi byc naprawde trudne i wymaga megaskupienia i jeszcze wiecej talentu. podziwiam, za skontruowanie czegos takiego i nie spapranie tego. naprawde tekst jest przemyslany od poczatku do konca. wylapalm jakas literowke ale to nie wazne.
swietny pomysl i szacun za naprawde tekst godny zastanwienia.
dzieki za ten kawalek porzadnej literatury i pozywke dla mojego mozgu.
Weny
p
host


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Czw 22:37, 12 Mar 2009 Powrót do góry

Uff :)) Talio - masz znakomity styl, ale to już powinnaś wiedzieć.
Pochłonęłam twój tekst w tempie ekspresowym. Nie zdążyłam się rozkręcić a tutaj koniec. Jak mogłaś? :)
Teraz chyba zabiorę się za twój "Zmrok". Genialnie napisane, dopieszczone. Po prostu mniami.
Nie napiszę chyba nic konstruktywnego, wybacz, ale jestem pod wrażeniem.
A najważniejsze - tekst jest dojrzały.
Chyba nic więcej nie dodam :) jak otrzeźwieję i to wszystko przemyślę to edytuję post Wink
Tymczasem gratuluję dobrego kawałka tekstu!

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Pią 14:33, 13 Mar 2009 Powrót do góry

I takie kawałki lubię. Akcja nie musi lecieć na łeb na szyję, 15 tysięcy wydarzeń w jednym rozdziale, bo chodzi ukazanie wnętrza głównego bohatera...

No i EPOV... Edwarda można by wybebeszać milion razy (oczywiście w sensowny sposób) i nigdy mi się to nie znudzi. Nieodgadniona psychika wampira, którą można interpretować na tysiące sposobów.

Cytat:
Czy to za osiemdziesiąt godzin, czy lat.

znów pojawia się ta "magiczna" liczba Wink

Cytat:
Zanim złapałem hiszpankę, przed moim życiem wampira, obsesyjnie myślałem się o terminie osiemnastych urodzin, zbliżających się coraz szybciej, coraz bardziej gorączkowo. Równających się dla mnie z chwałą, ukazaniem swojej odwagi, zostaniem prawdziwym mężczyzną. Chciałem umierać za ojczyznę, poświęcić się całkowicie.

tak dawno nie czytałam MS, a ten fragment mi o tym przypomniał...

Błędów nie wyłapałam, ale też zbytnio się na nich nie skupiałam.
Żałuje, że to tylko jeden rozdział, ale też nie potrzeba nic więcej, po takiej dawce myśli Edwarda.


Rudaa napisał:
PS Chciałam wyrazić oburzenie, podobnie jak JoanSpinus - Czemu ludzie na tym forum, nie lubią dobrych tekstów?!

bo może nie chce im się nad nimi myśleć? czyż nie prościej jest szybko przeczytać jak to Bella rumieniła się na widok Edka, a on gapił się na nią całą przerwę i przez wszystkie lekcje? Ale tu już zaczynam offtopować więc... Chwalmy talię i wylewajmy żale i błagania o kolejny rozdział 'Zmroku'.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Pią 14:35, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 14:16, 14 Mar 2009 Powrót do góry

Bezczelnie kopiuję opinię z innego forum, bo tutaj jednak częściej bywasz i większe są szanse, że wrażenia przeczytasz.

Czekałam na twoje zajęcie stałe, ale miniaturką też nie pogardzę. Co mnie się podobało? Spowalniane tempo wydarzeń. Na początku jest niesamowity pęd, rozgrzany silnik samochodu, kotłowanina myśli i przemyślenia Edwarda. Potem akcja zwalnia i bohater spotyka dziwnego starca, który mu coś uświadamia. Niby dosyć oczywisty zabieg i z pewnością było tego już pełno, niemniej czytałam z przyjemnością. Jest to imho dobrze napisane, rzekłabym, wyważone. W ostatnim zdaniu znów pojawia się pęd, choć, co ciekawe, jest on raczej w domyśle niż opisany. I w sumie dobrze to wygląda.

Urzekło mnie też twoje przejście z tekstu o obsesyjnej miłości do przeszłości, kiedy Belli nie było. Zresztą początek w twoim wykonaniu nie drażni, co się chwali. Jakoś tak przez niego przepłynęłam bez bólu i skrzywienia. Może to kwestia twojego stylu? U innych tego nie toleruję. Piszą inaczej, koślawo, nieudolnie... a u ciebie widać zamysł.

Pomysł też mi się spodobał. Co prawda Meyer odgraża się, że skończy to całe MS i prawdopodobnie będziemy mieli scenę kanoniczną odnośnie polowania na Jamesa, ale, znając możliwości tej kobiety, nie zrobi tego lepiej od ciebie. Nie stać ją na to. Brak jej warsztatu, nad którym ty pracujesz i idziesz w dobrą stronę.

Znalazłam kilka błędów.
Cytat:
- I nad czym ty jeszcze rozmyślasz, he?

pisze się "hę"
Cytat:
Prychnął głośno, poczym splunął na trawę.

po czym
Cytat:
Na bogów, to nie takie trudne!

bogów??? Nikt tak teraz nie mówi, nawet starzy ludzie, a może zwłaszcza oni, bo po młodych to można się wszystkiego spodziewać. Prędzej "Na Boga!"
Cytat:
- Rozumiem. – wciąż miałem cichy głos

Wciąż (duża litera)
Cytat:
Wy młodzi, myślicie, że pozjadaliście wszelkie rozumy.

przecinek po "wy"
Cytat:
Ręce zwinął w pięści, pod skóra pokryta starczymi plamkami

pod skórą pokrytą

Jedyne, co mi zgrzytnęło, że tak powiem, detalicznie, to to:
Cytat:
Pamiętam, jak pewnej nocy poczułem zapach prochu unoszący się w powietrzu, odblask ognia na szablach i bagnetach, rżenie koni i gromkie okrzyki.

Okej, nie jestem do końca pewna, ale zastanawia mnie, jak Edward poczuł zapach prochu unoszący się w powietrzu w Ameryce? O ile pamiętam wojna toczyła się w Europie, a żołnierze chyba byli transportowani na tzw. stary kontynent, by tam walczyć. Owszem, Stany przyłączyły się do wojny, to jasne. I trzeba się było bić, zrobiła się mobilizacja, wielu młodych ludzi poszło walczyć, to się zgadza. Ale raczej nie u siebie.
Tak jak piszę - nie jestem w tej materii ekspertem i mogę się mylić, ale zastanawia mnie, czy aby na pewno ten proch mógł być wyczuwalny. Podobnie ten odblask ognia na szablach i bagnetach i rżenie koni. Jeśli byli transportowani, to bez koni. Gromkie okrzyki ujdą.
Gdyby to była wojna secesyjna, to jasne, wszystko by się zgadzało. Ale Edwarda wtedy na świecie jeszcze nie było.

To tyle. Życzę wena i powodzenia w pisaniu. Warto czekać na kolejne twoje teksty.
Pozdrawiam,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 10:20, 21 Mar 2009 Powrót do góry

Szkoda że jedna czesc. Bardzo fajne, interesujące, zgrabnie napisane. Pisz takie FF częściej. Weny! Pzdr!


edit: wtf? dzieki, ale ja naprawdę nie chcę takich komentarzy, wcale nie sprawiają przyjemności. co nie znaczy, że nie masz wcale komentować, tylko sensowniej i lepiej Wink talia
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin