FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Lemoniada 2 WYNIKI [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:13, 14 Lut 2011 Powrót do góry

Nadeszło 8 prac na konkurs, lista osób ostatecznie biorących udział w konkursie podana jest w kolejności zapisów.
Prace będą wlejane anonimowo i w kolejności losowej (w tym celu przygotowałam sobie karteczki i stałam się losującą sierotką. Wink

Formularz do oceniania oraz przypomnienie reguł pojawią się w tym poście (za pomoc w zrobieniu dziękuję Bajeczce):

Kod:
[color=GreenYellow][b]Pomysł:[/b][/color]

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=GreenYellow][b] Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:[/b][/color]

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=GreenYellow][b]Jakość (styl, poprawność):[/b][/color]

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=GreenYellow][b] Najgorętszy lemon:[/b][/color]

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=GreenYellow][b] Najsubtelniejszy lemon:[/b][/color]

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]


[color=GreenYellow][b] Kanoniczny lemon:[/b][/color]

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]


Zasady są proste. Kopiujecie sobie formularz, oceniacie tak jak zawsze (gdyby nie pojawiło się wystarczająco dużo miniaturek w dodatkowych kategoriach - subtelny, gorący, kanoniczy lemon - wystarczy wskazać trzy miejsca!). Ocenę wysyłacie do mnie na PW (ja nie oceniam). Osoby biorące udział również mogą oceniać, ale oczywiście nie mogą punktować swoich prac. Po wysłaniu PW zamieszczacie pod pracami "pustego" posta, w którym piszecie: ocena, oceniono, ... lub cokolwiek krótkiego, co poinformuje, że dokonaliście oceny. Posty te będą potem służyły mi do przeklejenia Waszych ocen w celu upublicznienia i dla weryfikacji punktowej wyników konkursu.
Zabieg ten ma na celu zachować jak największą autentyczność ocen i podnieść Wszystkim adrenalinkę, więc śmiało oceniajcie!

Oceniamy do końca lutego!!!

Reklamy do oceniania wykonała Anyanka! Wielkie dzięki! :*

1.Image

Kod:
[url=http://www.twilightseries.fora.pl/wampirze-pojedynki,30/lemoniada-2-ocenianie,8040.html#912094][img]http://img688.imageshack.us/img688/1959/beztytuu1vyb.png[/img][/url]



2. Image

Kod:
[url=http://www.twilightseries.fora.pl/wampirze-pojedynki,30/lemoniada-2-ocenianie,8040.html#912094][img]http://img266.imageshack.us/img266/4043/beztytuu2mm.png[/img][/url]



Oki, oto lista osób, które w terminie nadesłały lub w moim przypadku napisały prace:

1. niobe
2. thingrodiel
3. BajaBella
4. Cornelie
5. Izzy BELLA
6. Suhak
7. Dzwoneczek
8. Pernix

Przypominam, kolejność na liście nie ma nic wspólnego z kolejnością wklejanych tekstów - ta ustaliła się poprzez losowanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 13:13, 01 Mar 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:20, 14 Lut 2011 Powrót do góry

1.


a. Lato
(morze, miłość, krótko po ślubie)


W blasku świec


***

Ta noc była wyjątkowo jasna. Światło Księżyca odbijało się na delikatnie pofałdowanej wodzie i jego gładkiej skórze. Stojąc na brzegu przyglądałam się tysiącom iskierek skoncentrowanych wokół miejsca, w którym stał. Wsłuchiwałam się w ciszę zmąconą jedynie cichym szmerem fal. Starałam się jak najlepiej wczuć w magię tej chwili. Chciałam choć przez sekundę stopić się z ukołysaną naturą, aby uspokoić skołatane serce.

Bałam się i było to dla mnie uczucie zupełnie nieoczekiwane. Każdy pewnie powiedziałby, że to zupełnie racjonalny strach, a moje dotychczasowe zachowane nazwałby co najmniej szalonym. Mi jednak wystarczył jeden głęboki oddech, aby strach zastąpić innymi uczuciami. Dojrzałą miłością, zaufaniem oraz pewnością jego uczuć i swoich pragnień. Raźnym krokiem ruszyłam w kierunku swojego męża.

Edward nawet się nie odwrócił w moją stronę, kiedy do niego podeszłam. Stał do pasa zanurzony w chłodnej wodzie oceanu. Kiedy odszukałam jego dłoń, uścisnął ją i spojrzał mi w oczy. Na jego twarzy malowała się niepewność.
- Kocham cię – szepnęłam uśmiechając się czule. – Proszę…
Patrzyłam głęboko w jego złote oczy spodziewając się protestów i prób negocjacji. Wampir jednak bez słowa pociągnął mnie na głębszą wodę, a potem prosząc, abym wstrzymała oddech, wciągnął pod jej powierzchnię.

Objął mnie i pocałował w usta tak namiętnie jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Przytulił mnie mocno do siebie, palce wplótł w moje włosy. Woda pieściła całe moje ciało, jednak on najwyraźniej uważał, że dostarcza mi to niewystarczająco wielu wrażeń. Jego palce ześlizgiwały się po mojej skórze wzdłuż kręgosłupa. Serce przestało mi bić. To były najbardziej niezwykłe sekundy jakie przeżyłam w obecności młodego Cullena. Nie myślałam, że coś może działać na mnie bardziej niż jego bliskość, ale ten pocałunek przyćmił wszystkie poprzednie. Kiedy zaczynało mi już brakować powietrza mój ukochany porwał mnie nagle na ręce i wynurzył się z wody. Poruszał się swoim „wampirzym” tempem, więc zanim zdążyłam cokolwiek zauważyć stał już w szklanych drzwiach u wejścia do sypialni. Ale czy to mogła być ta sama sypialnia, którą zobaczyłam kiedy przyjechaliśmy do domu Esme? Meble i wyposażenie się nie zmieniły jednak wystrój był nie do poznania.

Edward nadal stał w progu, trzymając mnie na rękach, podczas gdy ja przyglądałam się wnętrzu. Wielkie małżeńskie łoże wprost tonęło w krwistoczerwonych płatkach róż, a wokół niego ustawione były tysiące świec. Ich płomyki można było ujrzeć wszędzie, a wiszące na jednej ze ścian wielkie lustro stwarzało wrażenie jakby było ich jeszcze więcej. W odtwarzaczu nastawiona była płyta z nastrojową muzyką. Rozpoznałam fortepian. Czyżby to była kompozycja Edwarda przygotowana specjalnie na TĘ noc? To co zobaczyłam i usłyszałam przyprawiło mnie o dreszcze zadowolenia.

Ale kiedy on zdążył to przygotować? No tak, siedziałam w łazience dość długo, a biorąc pod uwagę możliwości wampira miał pewnie jeszcze sporo czasu do rozmyślania i zastanawiania się nad tym, dlaczego jeszcze nie wychodzę. Czemu jednak nie zauważyłam tego wszystkiego kiedy do niego szłam? Czyżbym była aż tak zaślepiona i zagłuszona moimi niespodziewanymi lękami i zdenerwowaniem, że nie zwracałam uwagi na otoczenie?

Westchnęłam cicho. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nigdy nie lubiłam zamieszania wokół mojej osoby i wielokrotnie dawałam to do zrozumienia Edwardowi, jednak on rzadko słuchał mnie w tej sprawie. Nie posłuchał mnie również w dniu moich osiemnastych urodzin i nie wyszło nam to na dobre… Wzdrygnęłam się na samą myśl o naszym rozstaniu i instynktownie wtuliłam bardziej w jego ramiona. Nie chciałam myśleć o tamtych dniach. W tej chwili liczyło się tylko tu i teraz. A tu i teraz byłam ogromnie szczęśliwa, że Edward nie potraktował wydarzeń związanych z moim przyjęciem urodzinowym jako złego znaku. Tu i teraz liczył się tylko on i nasza miłość. Teraz on był całym moim życiem.
- Pięknie – wyszeptałam kiedy mój mąż delikatnie stawiał mnie na podłodze. Chwyciłam jego dłoń i tanecznym piruetem w rytm muzyki obróciłam się w jego stronę. – Dziękuję – powiedziałam i delikatnie pocałowałam go w usta.
Chyba lekko zdziwiły go moje taneczne zapędy. Zresztą ja sama siebie nie poznawałam. Byłam oszołomiona, jakbym była pijana, albo… pod wpływem zdolności Jaspera. Nie. Na Wyspie Esme byliśmy tylko we dwoje: ja i mój Edward.
- Podoba ci się? – zapytał, a w jego bursztynowych oczach wyczytałam niepewność i strach. Obawiał się czy spodoba mi się niespodzianka, którą dla mnie przygotował. No tak, wielokrotnie już sprzeczaliśmy się w takich sytuacjach.
- Bardzo. Kocham Cię Edwardzie – powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy. – Przepraszam… Chyba nie zawsze potrafiłam się odwdzięczyć za Twoje starania – dodałam spuszczając głowę.
Cullen chwycił mnie za brodę i uniósł ją tak, aby mógł spojrzeć mi w oczy.
- Bywałaś czasem nieznośna i impulsywna, ale jesteś niezwykle słodka kiedy się na mnie złościsz.
Uśmiechnął się moim ulubionym, łobuzerskim uśmiechem i zaczął namiętnie mnie całować przesuwając nas jednocześnie w głąb sypialni. W miarę jak zbliżaliśmy się do łóżka jego pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Kiedy byliśmy prawie u celu naszej drogi zatrzymał się nagle i odsunął ode mnie na długość ramion.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – zapytał z troską w oczach.
Nie odpowiedziałam. Wplątałam tylko palce w jego idealne włosy i pocałowałam wkładając w ten gest całe uczucie jakim go darzyłam. Jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele ożywiając rój motyli uśpiony w moim podbrzuszu. Jedną rękę zsunęłam po jego karku na plecy i w tym momencie uświadomiłam sobie, że jesteśmy nadzy. Natychmiast spłonęłam rumieńcem. Edward oczywiście to wyczuł.
- Zgasić świece? – wyszeptał pytanie w moje włosy uśmiechając się przy tym szeroko.
Usłyszałam ten uśmiech w jego głosie, mimo że nie widziałam jego twarzy. Szybko rozważyłam jego propozycję. Doszłam do wniosku, że zgaszenie świec niczego nie zmieni. Przecież Edward doskonale widzi w ciemnościach, więc tylko ja zostałabym pozbawiona jednego ze zmysłów. O nie, nie dam mu tej przewagi. Wystarczy, że i tak zawsze jest we wszystkim lepszy.
- Nie – odparłam odważnie spoglądając mu w oczy. – Chyba, że ty się czegoś wstydzisz. Może nie jesteś taki idealny, jaki się wydajesz na pierwszy rzut oka – dodałam unosząc zaczepnie jedną brew i opierając dłonie o jego klatkę piersiową.

Chwycił mnie za nadgarstki, uśmiechnął się szeroko i wprost rzucił mnie na łóżko. Utonęłam w słodkim zapachu płatków róż i oddechu wampira. Dłonie ukochanego nadal doprowadzały moje ciało do szaleństwa. Jego palce badały mój kark, rysowały linię obojczyków, podczas gdy usta obsypywały pocałunkami twarz i dekolt. Zatrzymał na chwilę twarz we wgłębieniu mojej szyi. Oddychał głęboko pojąc się moim zapachem. Przez ułamek sekundy mój umysł został obezwładniony całkiem racjonalnym strachem. Seks z wampirem nie był najbezpieczniejszym zajęciem. Jednak strach został natychmiast wyparty przez pewność. Pewność, że nasza miłość jest silniejsza od instynktu łowcy. Edward delikatnie ucałował moją szuję i podniósł głowę spoglądając mi w oczy.
- Kocham panią, Isabello Cullen – wyszeptał gardłowo.
- Czy pan na pewno nie umie czytać w moich myślach? – odparłam zaczepnie i cmoknęłam go w czubek nosa.
- Bella…
- Zamknij się już – przerwałam mu oburzona. Nie musiał kończyć. Ja i tak wiedziałam, że znów chce mnie przekonywać żebyśmy poczekali z seksem do mojej przemiany. – Ja ciebie też kocham i jestem absolutnie pewna, że to uczucie jest wystarczająco silne. Powstrzymasz się Edwardzie, wierzę w ciebie. A teraz bierz się do roboty, bo noc jest krótka, a ja czuję się zaniedbana – dokończyłam z uśmiechem.

Chyba go przekonałam, bo jego delikatne dotąd pocałunki stały się bardzo intensywne. Dłonie błądziły po moim ciele coraz niżej. Wskazującym palcem Edward rysował mi serca na łopatkach, kręgosłupie, pośladkach. Zimny język kreślił okręgi na mojej szyi. Jego dotyk doprowadzał mnie do gorączki. Opuszkami palców badałam jego marmurową skórę, delektowałam się zapachem oddechu.

Grająca w tle muzyka potęgowała moje odczucia. Muszę powiedzieć, że Edward był doskonale przygotowany do tej chwili. Ciekawe ile osób zaangażował w przygotowanie TAKIEJ nocy poślubnej. U niego wszystko musi być idealne, dlatego pewnie wypytywał o szczegóły wszystkich, którzy mieli większe doświadczenie niż on. Czyli właściwie jakiekolwiek doświadczenie. I za to właśnie go kocham, za ten perfekcjonizm, który pewnie wielu doprowadziłby do szaleństwa i za tą „niewinność”, dzięki której nie czuję się aż tak speszona. Jedziemy w końcu na jednym wózku. Tak samo niedoświadczeni, tak samo zakochani.

Znieruchomiałam kiedy poczułam zimną wilgoć języka na moim sutku. Poczułam przyjemne dreszcze w dole brzucha, które wzmogły się do granicy bólu, kiedy Edward przesunął swoją dłoń w okolice mojego pępka. Głaskał mnie delikatnie pieszcząc językiem moje piersi. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę jednak byłam świadoma, że to dopiero początek. Edward ssąc moją pierś przesuwał dłoń coraz niżej. Miałam nadzieję, że odnajdzie teraz właściwą drogę. Napięcie, które we mnie rosło stawało się nie do zniesienia. Jednak mój wampir nie miał litości. Jego dłoń dosięgła mego ugiętego kolana. Jęknęłam zniecierpliwiona. Edward podniósł głowę i patrząc mi z uwielbieniem w oczy przesuwał palce bardzo powoli w dół. Wydawał się rozbawiony moimi reakcjami. Kiedy był już w połowie drogi zaczął cofać się do kolana. Tego było już za wiele. Rzuciłam się na niego. Całując namiętnie w usta chwyciłam jego dłoń i skierowałam ją pomiędzy własne uda. Edward stawiał delikatny opór wyraźnie ubawiony całą sytuacją. Uśmiechnęłam się kiedy poczułam, że ostatecznie poddaje się mojej woli. Z każdą chwilą czułam coraz wyraźniej jak ogarnia go rządza. Coraz mniej panował nad własnym ciałem. Całkowicie zmienił się wyraz jego oczu. Już nie wyrażały tylko miłości, ale również namiętność, pasję i… głód. Instynkt łowcy stawał się coraz silniejszy, starał się całkowicie zapanować nad Edwardem. Doskonale wiedziałam, że powinnam uciekać, chronić się przed niebezpieczeństwem, ale to przecież na nic by się nie zdało. Cullen z łatwością by mnie dogonił, znalazłby mnie w każdym miejscu na Ziemi. Teraz byłam w sytuacji, którą idealnie zobrazował na początku naszej znajomości: tkwiłam jak jagnię w objęciach lwa. Jednak wcale nie chciałam uciekać. Mimo że wiedziałam, że może to się dla mnie skończyć śmiercią nadal czułam przepełniającą mnie pewność. Czułam również, że jestem gotowa nawet umrzeć dla tych kilku chwil spędzonych w ramionach mężczyzny mojego życia. Nie byłam w stanie dłużej myśleć o czymkolwiek, a to był dopiero początek naszej nocy poślubnej. Rozpłynęłam się w rozkoszy pod dotykiem „najniebezpieczniejszego drapieżnika na Ziemi”.
***
Jakaś zabłąkana ćma zawzięcie tłukła w szklane drzwi prowadzące na taras. Chciała za wszelką cenę pokonać przeszkodę, aby zbliżyć się do światła świec stojących tuż za szybą. Nie widziała zagrożenia. Może nie chciała go widzieć? Odwróciłem wzrok i spojrzałem na Bellę. Spała przytulając się do mojego boku. Oplotła mnie ściśle ramionami jakby bała się, że ją zostawię. Była jak ten nocny motyl dążący do spotkania z ogniem. Nawet po dzisiejszej nocy, której sprawiłem jej tyle fizycznego bólu nie chciała racjonalnie ocenić zagrożenia.

Poruszyła się lekko wtulając we mnie swoje rozpalone namiętnością ciało. Przytuliłem ją mocniej do siebie, a wtedy ona westchnęła i uśmiechnęła się błogo.
- Kocham cię, Edwardzie – wyszeptała przez sen.
- Ja ciebie też kocham, mia bella*.
***
Ta noc była wyjątkowo jasna. Rozświetlały ją nasze gorące uczucia. To co wydarzyło się w
domu na wyspie należącej do Esme stało się nowym początkiem naszej wspólnej wieczności.
Po tej nocy już nic nie miało być takie samo…

__________________
* mia bella (wł.) – moja piękna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:26, 14 Lut 2011 Powrót do góry

2.


b. Jesień
(seks na pocieszenie, melancholia, depresja, liście)


Monterrey



Ciemny korytarz z niskim stropem oświetlały tylko pochodnie wiszące co trzydzieści kroków. Unoszący się dym sprawiał, że aura tego miejsca wydawała się nierzeczywista. Człowiekowi trudno byłoby tutaj oddychać. Jednak próżno by w tym posępnym wnętrzu szukać człowieka.
Urodziwy, wysoki blondyn, przemierzający sprężystym krokiem wąską przestrzeń, z całą pewnością nim nie był. Jego wyprostowana, smukła sylwetka, aksamitne blond włosy oraz piękne, regularne rysy twarzy, mające w sobie coś z niewinności dziecka były w stanie przyprawić o przyśpieszone bicie serca i wstrzymany oddech niejedną przedstawicielkę płci przeciwnej. Nawet bardzo blada skóra i sine cienie pod oczami nie mogły popsuć wrażenia perfekcyjnego piękna. Jedynie te oczy…
Obecnie miały odcień głębokiego burgunda. Jeszcze kilka dni dzieliło je od uzyskania czarnej barwy. Mężczyzna nie lubił tego momentu. Przepowiadającego, że znów trzeba będzie zabić. Cierpiał, gdyż wraz z przemianą w drapieżnika jego dusza pozostała czysta i dobra, i przez to skazana była na męki. A tu, gdzie właśnie przebywał, znajdowało się jego piekło.
Kroki rozlegały się zamierającym długim echem i wiedział, że kobieta, do której zmierza, doskonale słyszy, że nadchodzi. Jednak gdy stanął przed drzwiami zabytkowej komnaty, którą zajmowała, wyciągnął rękę i z szacunkiem delikatnie zapukał.
– Wejdź, Jasper – usłyszał jej niski, melodyjny głos.
Zamknął za sobą grube, ciężkie i skrzypiące drzwi. W świetle ognia z kominka drżał na ścianie jego cień. Cały pokój pogrążony był w nastrojowym półmroku, który nie miał jednak służyć odprężeniu, a jedynie podkreślał zamiłowanie jego mieszkanki do teatralnych gestów. W kominku płonął ogień, trzeszcząc i strzelając od czasu do czasu iskrami. Na małym stoliku stały dwa kryształowe kieliszki, napełnione szkarłatnym, gęstym napojem. Czarnowłosa kobieta podniosła się ze sporego łoża nakrytego etniczną narzutą-dywanem w ciepłych odcieniach czerwieni, żółci i brązu. Jasper wiedział jednak, że pod tym ciepłem kryje się zimno twardego kamienia. Żadne zwykłe łoże nie przetrzymałoby tego, co miało, zgodnie z jego przewidywaniami, tutaj nastąpić. Brunetka podeszła do mężczyzny i obdarzyła go spojrzeniem pełnym oczekiwania.
– Wzywałaś mnie, Pani – powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy.
– Taak – odrzekła sennym, zmysłowym tonem. – Stęskniłam się za moim majorem. Nie przywitasz się ze mną?
– Witaj, piękna Mario. – Ujął jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Natychmiast wyczuł u niej dreszcz podniecenia. – Co mogę uczynić, by umilić ci ten wieczór? – dodał.
– Napij się ze mną. – Sięgnęła po kieliszki i podała mu jeden z nich.
Ten rytuał męczył go i zniesmaczał już od pewnego czasu. Jednak wampir zdawał sobie sprawę, że krew, którą zaraz wypije, podziała na niego niczym najlepszy afrodyzjak. Była jego sprzymierzeńcem w tej grze pozorów.
Upił łyk i tłumiąc w sobie pragnienie, by pochłonąć wszystko jednym duszkiem, odstawił kieliszek na stolik.
– Nie smakuje ci? – zapytała Maria, unosząc pytająco brew. Jej kieliszek był pusty, a nad górną wargą kobiety odznaczała się wyraźna, czerwona obwódka.
– Nie tak bardzo jak to – odrzekł, pochylając się ku niej i przeciągając językiem po szkarłatnym, smakowitym obrysie.
Jęknęła i przymknęła powieki, okolone gęstymi, czarnymi rzęsami. Palce dłoni zadrżały i osłabiły uchwyt, a kryształ z perlistym, przenikliwym dźwiękiem szklanego wodospadu roztłukł się o kamienną posadzkę.
Jasper wyciągnął dłoń i odgarnął loki Marii, trącając przy tym kolczyk złożony z trzech złotych kół różnej średnicy, które teraz zadźwięczały, zderzając się ze sobą. Musnął krawędź ucha, następnie dotknął szyi, po czym przeciągnął palec w dół, kreśląc paznokciem linię aż do rzemienia spinającego sznurowaniem dekolt brunetki.
To był ten moment, gdy silna, władcza wampirzyca topniała pod jego dotykiem. Jej pierś falowała w oczekiwaniu, wysuwając się nieznacznie do przodu, poddając się pieszczocie. Palec mężczyzny zahaczył o rzemień, po czym rozerwał go jednym silnym szarpnięciem. W jej oczach coś błysnęło. Maria była mistrzynią skrywania emocji, jednak Jasper był mistrzem ich odczytywania. Zawsze wiedział, co wzbudza w niej pożądanie, czym sprawia jej przyjemność, co ją złości, jaka pieszczota potrafi doprowadzić ją do szaleństwa. Dawało mu to nad nią władzę przynajmniej w chwilach intymnych. Poczucie satysfakcji, którego brakło mu na co dzień, gdy czuł jedynie zgryzotę. Teraz mógł przelać pogardę dla tej kobiety w siłę i brutalność, które uwielbiała. Znikał powściągliwy gentelman, posłuszny dowódca. Dysonans panujący w jego wnętrzu miał zamienić się w krótkotrwałą harmonię. Zaufanie instynktowi i zmysłom dawało oczyszczenie.
Powolnym, mocnym ruchem zagarnął w pięści brzegi bluzki przy ramionach i ciągnął w dół, rozdzierając tkaninę. Strzępki opadły na biodra, przytrzymywane paskiem spódnicy, odsłaniając kształtne, sterczące piersi. Mężczyzna ujął kobietę w pasie, przesuwając dłoń nieco poniżej pleców. Gwałtownie przycisnął biodra wampirzycy do swojej miednicy, by wyczuła jego podniecenie. Sapnęła dźwięcznie, a on chwycił ją za czarne włosy, odciągając jej głowę do tyłu, by wpić się w rozchylone wargi. Pachniała jak rozgrzana meksykańska ziemia z domieszką sosny i ledwie wyczuwalną nutą agawy.
Przesunął rękę niżej, na pośladek kobiety i zarzucił sobie jej udo na biodro. Podskoczyła i objęła go również drugą nogą, owinąwszy ramiona wokół jego szyi. W jednej chwili znaleźli się przy kamiennym łożu, na które opadli z łoskotem. Oderwał się od jej ust i powiódł czubkiem języka w dół, mijając gardło i dekolt, zatrzymując się przy sutku, który ugryzł, czym przyprawił swą partnerkę o jęk rozkoszy. Skrobał zębami po brzuchu, wytyczając ścieżkę do pasa spódnicy, którą zaczął zdzierać zębami. Maria obserwowała go spod półprzymkniętych powiek. Podniósł się i patrząc na jej nagie ciało, połyskujące złotymi odblaskami ognia z kominka, zaczął z gracją rozpinać sobie guziki surduta. Gdy odsłonił muskularny tors, kobieta oblizała wargi. Po chwili spodnie i bielizna opadły na posadzkę, a wampir, strząsnąwszy z nóg ciężkie buty, wyprostował się, by ta, która go stworzyła, mogła podziwiać jego ciało w całej okazałości.
Doskoczył do brunetki, gwałtownie rozchylając jej nogi i przywierając ustami do centrum pomiędzy nimi. Wdarł się językiem do jej wnętrza przy akompaniamencie gardłowych pomruków kobiety. Maria odrzuciła do tyłu głowę, niemal zawodząc, i wplotła palce w jasne loki kochanka. Pragnęła więcej. Zacisnęła pięści na jego włosach, ciągnąc i drapiąc. Jasper przesunął dłonie w górę i odciągnął ręce partnerki przytrzymując je po obu stronach jej głowy. Wycofał się nieco, po czym wessał do ust jej łechtaczkę, przygryzając ją nieco i wywołując tym krzyk swej partnerki. Przeniósł się następnie ustami na brzuch, kąsając nieco ciemniejsze niż jego skóra ciało wampirzycy. Podążył do piersi, którym również nie szczędził ugryzień, kończąc na sutkach. Jednocześnie wsunął palce w pochwę kochanki, zakrzywiając je i dotykając górnego sklepienia. Poczuł, jak jej mięśnie zaciskają się i pulsują, gdy Maria, krzycząc, osiągnęła spełnienie. Ale to jeszcze nie był koniec zabawy.
Poderwał się w górę i chwyciwszy partnerkę za ramiona, jednym ruchem obrócił ją z hukiem na brzuch. Paznokcie Marii wryły się w kobierzec pokrywający łóżko-katafalk, żłobiąc w nim podłużne szczeliny, gdy uniósłszy w górę jej biodra, mężczyzna przyciągnął ją ku sobie, ku swemu nabrzmiałemu od podniecenia członkowi. Wtargnął w nią z impetem, brutalnie. Wycofał się i natarł ponownie, jeszcze mocniej. Każdym pchnięciem wyrażał swoją nienawiść, gorycz, niespełnione pragnienia, poczucie beznadziejności i odrazy do wiedzionej, wymuszonej egzystencji. A ona to uwielbiała… Przepadała za ostrym, wyuzdanym i brutalnym seksem w wykonaniu swojego pięknego, smukłego majora o delikatnej twarzy, silnego dowódcy jej armii, na co dzień wiernego, posłusznego i będącego na każde jej skinienie, w walce szybkiego jak błyskawica. Gdyby umiała kochać, kochałaby właśnie jego…

***

– Już czas – powiedziała i wiedział, że nie chodzi o to, że ma sobie pójść. – Dziś w nocy.
– Może warto by…
– Nie. Nawet nie chcę o tym słyszeć. Potrzebujemy świeżej krwi.
– Kilkoro z nich jest dobrymi wojownikami.
Zacisnęła usta w wąską linię, a jej oczy błysnęły groźnie. – Ostrzegałam cię, byś nie przywiązywał się do nich. Już raz i tylko raz pozwoliłam ci zostawić sobie adiutanta. Trafiłeś na moją chwilę słabości i wykorzystałeś ją. To się nigdy więcej nie powtórzy.
– Tak, pani – westchnął pokonany. Wiedział, że nazajutrz czeka go przypływ depresji, i melancholia. Miał już dosyć mordowania swych podwładnych, których szkolił i z którymi walczył przez rok czasu.
Wstała z kamiennego łoża, a jej włosy spłynęły kaskadą na nagie plecy. Odwróciła się ku niemu i zmrużyła oczy.
– Jadę do miasta się zabawić – oznajmiła. – Potrzebuję też trochę nowej odzieży – dodała ze znaczącym, kpiącym uśmieszkiem. – Gdy wrócę rano, ma tu być pusto. A jutro wieczorem zaczniemy nabór. – Odeszła kilka kroków i odwróciła się ponownie. – Czy nie powinieneś już być u swego adiutanta? Mam nadzieję, iż udowodni, że jest przydatny.
– Tak, Mario – odrzekł sucho Jasper i chwyciwszy swoje porzucone przy łożu rzeczy, pośpiesznie się ubrał, nie chcąc pozostawać w tej komnacie ani chwili dłużej.

***

Ponownie przemierzał ciemny korytarz szybkim, zamaszystym krokiem, mijając kolejne zakręty i schodki, aż zatrzymał się przed masywnymi drzwiami, które bez wahania szarpnął za potężną klamkę.
– Peter!
– Jasper! – Ciemnowłosy, odrobinę niższy wampir zerwał się z krzesła przy stoliku, gdzie pisał coś przy świecy i pośpiesznie zgniótł w ręce kartkę. – Czy coś się stało?
– Przejdź się ze mną.
Na zewnątrz zmierzchało. Jasper spoglądał smutno na ostatni promień słońca ginący w cieniu potężnego masywu Cerro de la Silla, który właśnie z wiecznej zieleni sosen przybierał barwę popiołu. Weszli w dębową aleję, brodząc wśród morza żółto-czerwonych, suchych i chrzęszczących liści. W powietrzu unosił się zapach jesieni, żywicy i… melancholii. Gdy minęli sosnowy zagajnik i zaczęli wchodzić w mały wąwóz u podnóża gór, Jasper zatrzymał się i obrócił do swego towarzysza. Ten patrzył na niego z pytającym wyrazem twarzy, w napięciu oczekując na słowa swego dowódcy i przyjaciela.
– Dziś w nocy idziemy na polowanie z oddziałem.
– Och, to dobrze – westchnął Peter z ulgą. Wszyscy już wariują z głodu, coraz trudniej utrzymać dyscyplinę.
– Wracamy tylko my.
– Ale… myślałem, że… że zrobimy jakąś selekcję. – W czarnych oczach Petera czaiło się przerażenie.
– Peter, to bezcelowe.
– Nie, nie mogę uwierzyć. Przecież to… to marnotrawstwo. Mamy dobrych żołnierzy…
– Peter, przestań! – warknął ostro Jasper, po czym wyciągnął rękę i dotknął policzka mężczyzny. Jego spojrzenie złagodniało. – Ja wszystko wiem.
– Wiesz? – wykrztusił jego adiutant łamiącym się głosem.
– Wiem. Dlatego tutaj rozmawiamy. Potrzebuję twojej pomocy, sam nie dam rady. Nie obawiaj się, nic się jej nie stanie. Uporamy się z tym jak najszybciej, a potem… zabieraj Charlotte i znikajcie stąd na zawsze.
– A ty?
– Łatwo wytłumaczę waszą nieobecność. Oboje będziecie martwi. Nikt nie będzie was szukał. Wykryłem wasz związek, próbowałeś jej bronić, więc i ciebie musiałem zlikwidować. Proste.
– Jasper, odejdź z nami. Nie jesteś tu sobą. Widzę, jak cierpisz.
Tylko pokręcił przecząco głową. Spoglądał ze smutkiem na Petera, a jego oczach malował się ocean emocji. Uczuć, których nie mógł wypowiedzieć, do których nie potrafił się przyznać. Pomyślał, że pewnie widzą się po raz ostatni i jakby zmagając się z jakąś myślą, dotknął palcami ust przyjaciela, muskając delikatnie dolną wargę, następnie górną. W oczach Petera dostrzegł najpierw błysk zaskoczenia, a potem coś na kształt zrozumienia i jeszcze jakiegoś nieokreślonego uczucia.
– Żegnaj, Peter – powiedział, po czym pochylił się i otoczył jego wargi swoimi.
Gdyby miał serce, niewątpliwie zabiłoby teraz mocniej. Gdyby mógł płakać, pewnie jego oczy lśniłyby od wilgoci, gdy odwrócił się, by odejść. Chciałby choć poczuć na twarzy mżawkę, kilka kropel deszczu będącego namiastką łez. Ale smagał go tylko suchy, gorący wiatr.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:30, 14 Lut 2011 Powrót do góry

3.


d. Wiosna
(romans, dzikość, taniec)


Maja


Za ładnymi oczami o spojrzeniu zbyt poważnym, za buzią cheruba, za fasadą chłopca spokojnego, krył się chłopiec niegrzeczny. Nie chodzi o to, czy podkradał czasem niektóre rzeczy Kajusza, powszechnie zwane „zabawkami” (choć to robił) czy że człowiekiem jeszcze będąc lubił podpalać kotom ogony (to robiła jego siostra). Gdzieś za tym poważnym obliczem aniołka i zawsze z kurtuazją powiedzianym „dziękuję”, „proszę” schowany był dorosły, w pełni świadomy mężczyzna... który czasem lubił pokazywać, że jest starszy niż na to wskazuje jego oblicze. I w związku z tym robił także „dorosłe” rzeczy.
I cóż z tego, że jego ciało wskazywało na wiek lat piętnastu? W tej zwodniczej powłoce żył kilkusetletni wampir! A zatem nudziły go śmiertelnie obrazki roznegliżowanych pań z poprzednich stuleci, zaś te współczesne uznawał za niesmaczne.
Choć nie mógł zaprzeczyć, że miał sentyment do Maji nagiej – ciemne oczy kobiety na obrazie patrzyły wprost na niego, ciało było jasne, kształtne, z cudnie wyraźną talią. Ale i tak od razu rzucały się w oczy jej dumnie sterczące piersi z jasnymi, kuszącymi sutkami.
Alec musiał poczekać na Goyę, by w końcu na świecie zaistniał obraz, który przyprawiał go o interesujące fantazje.
Ale Goya już od dawna nie żył i nie zanosiło się, by sztuka podarowała Alecowi coś, co mogłoby się równać z Mają, wszystko jedno czy Ubraną czy Nagą. Gdyby poprosił pewną wampirzycę, która umiała genialnie kopiować jego styl, może miałby coś jeszcze do kolekcji. Ale nie byłby to prawdziwy Goya, tylko Goya podrobiony i ta świadomość zepsułaby mu całą radość z posiadanego arcydzieła. A poza tym Maria del Rosario nie malowała. Chyba że ją ładnie poprosić... bardzo, bardzo ładnie?
Jest ziarenko prawdy w powszechnej opinii, że Volturi przepadają za wyrafinowanymi zabawami. Bez względu na to, czy są to zwykłe ekscesy w łóżku czy przyjęcie, o którego oprawę dbał Kajusz (lubił być zajęty). Wedle plotek Volturi mieli szeroki wachlarz zainteresowań perwersyjnych, choć w zasadzie były to nieszkodliwe plotki. Tylko raz Aro przejął się tym, co mówiono o jego klanie. Było to ponoć w trzynastym wieku, kiedy któryś z nieopierzonych wampirów usiłował przekonać wszystkich krwiopijców na świecie, że Volturi, nim zabiją skazańca, wyjątkowo obrzydliwie sobie z nim poczynają, czyniąc obrazę Bogu i, co gorsza, przyzwoitości, nawet jak na wampirze standardy.
Zdenerwowało to Sulpicję, a zatem niezadowolenie musiał też okazać Aro. Jak się sprawy dokładnie potoczyły, Alec nigdy się nie dowiedział. Kajusz kiedyś rzucił tylko enigmatycznie, że wampira spotkał nieszczęśliwy wypadek. Wdepnął nieopatrznie w ognisko czy coś takiego. Ale on, Kajusz, nie wie niczego na pewno, a poza tym go to nie obchodzi. To już przecież przeszłość.
Alecowi musiało to wystarczyć.
Trudno być strażą Volturich. Nie można sobie na zbyt wiele pozwolić. Trzeba za wszelką cenę „trzymać linię partii”, słuchać filozoficznych wynurzeń Aro, który potrafił się w swym gadulstwie nakręcić i upoić własnym głosem, co prowadziło do wylewu jeszcze większej ilości słów. Trzeba było uważać, by nie wnerwić Kajusza. Marcus był niegroźnym dziadkiem, więc nawet gdyby Alec odtańczył mu przed oczami na golasa paso doble, ten nie zwróciłby na niego uwagi.
Siostrze należało okazywać wyłącznie oddanie, ale to Alec robił automatycznie. Jeszcze nie zwariował, by ryzykować złość siostrzyczki.
Był jeszcze Demetri, którego ciągle gdzieś nosiło, choć można było liczyć na drobne przysługi z jego strony. Należy też pamiętać o Renacie, która wiecznie łaziła za Aro jak pies uwiązany na łańcuchu. Do Volturi należało wreszcie całe stado innych wampirów mniej lub bardziej potrzebnych do obrony. Alec kiedyś odważył się zapytać Aro wprost, czy coś mu naprawdę zagraża i czy nie ma przypadkiem obsesji, ale ten tylko się roześmiał. A ponieważ śmiech Aro był strasznym do słuchania dźwiękiem, Alec zrezygnował.
I oto stał w głównej sali. Słyszał upiorny śmiech Aro, gdzieś z boku stał Kajusz z uwieszoną u jego ramienia Athenodorą i rozglądali się po przybyłych. Heidi, jakkolwiek to zabrzmi, serwowała drinki. Podobno całą noc polowała, by „przygotować poczęstunek”. Alec cieszył się, że w tym szalonym klanie nie pełnił ani roli barmana, ani grabarza.
Typowe wiosenne przyjęcie głów gatunku.
Kątem oka wychwycił ruch po prawej stronie. Odwrócił się, ale już jej tam nie było. Mógłby przysiąc, że jeszcze sekundę temu Maria tam stała. Rozejrzał się – dyskretnie i dystyngowanie, by nikt nie pomyślał, że członek klanu Volturi zachowuje się jak rozpalony szczeniak. Po czym spokojnym krokiem opuścił pomieszczenie, czując na sobie palący wzrok Jane. A niech sobie patrzy! Nie jej sprawa.
Na pierwszy rzut oka Maria była starsza od Aleca. Miała w pełni ukształtowane ciało młodej kobiety, której figurę latami zmieniał gorset. Przemiana w wampira tego nie zmieniła. Maria nie potrzebowała już sztuczek krawieckich, by zwęzić sobie talię, choć Alec pamiętał, że gdy gorset mógł jeszcze wygrać z jej tułowiem, potrafiła być naprawdę wiotka. Teraz jednak również niczego jej nie brakowało, co stwierdził z uznaniem i dobrze skrywaną radością. Lubił patrzeć na Marię. Przybywała zawsze na wiosnę i kojarzyła mu się nieodmiennie właśnie z tą porą roku. Przypominała mu również o rozbudzających się w nim wówczas pragnieniach, które znikały jak kamfora, gdy tylko kobieta znów wyruszała w podróż, by pojawić się w Volterze za rok.
- Alec! - zawołała na powitanie. Uśmiechała się szeroko, całkiem szczerze. - Jak ty... - Zmierzyła go wzrokiem. - Jak ty nie wyrosłeś!
Puściła perskie oko. Alec uśmiechnął się z rezerwą. Miał czasem ochotę pokazać tej małej, nieznośnej wampirzycy, co myśli o tym, że został na wieczność uwięziony w ciele piętnastoletniego chłopca (a właściwie czternastoletniego, ale, chwała obu jego Stwórcom!, wyglądał ciut-ciut dojrzalej).
- To tylko wzrost – powiedział w końcu.
- Jesteś pewien? - Brwi Marii podjechały nieco wyżej i uśmiechnęła się kpiąco. Prowokowała go.
- Coś ci zademonstrować? - zapytał tak cicho, że wampirzyca spoważniała.
- Wybacz, nie chciałam cię urazić.
Alec podszedł do niej tak szybko, że aż podskoczyła. Nie znosiła, gdy to robił. Lubił stanąć bez ruchu, a potem bez słowa skoczyć i znaleźć się tuż przed nią. I nieważne, że mogła na niego spojrzeć z góry. Bała się go. Co miała na swoją obronę? Tylko stertę obietnic, tak, Alec, oczywiście, że kiedyś coś dla ciebie namaluję, a także własny dowcip. Ironia go rozbrajała. Bo gdyby doszło do próby, Maria przegrałaby jeszcze przed pierwszą rundą. Jako jej stwórca Alec był silniejszy.
- Przemieniłem cię – warknął. - Lepiej okaż mi szacunek.
- Jak? Wskakując ci do łóżka? Przecież po to mnie stworzyłeś, prawda? Zachciało ci się kobiety. - Ryzykowała. Bardziej niż powinna, ale nie miała zbyt wiele do stracenia. W przeciwieństwie do swej nieobliczalnej siostry Alec nie pastwił się nad ofiarą. Choć Maria nie była do końca pewna, co by wolała – czuć wszechogarniający ból czy nie czuć kompletnie nic? Nie widzieć, nie słyszeć, nie zdawać sobie sprawy, że czegoś dotyka. Alec na swój sposób był naprawdę przerażający.
- Być może. Ale końcowa wersja ciebie jakoś mnie nie skusiła.
Maria roześmiała się. Wygrała tę partię. Alec nie zamierzał zrobić jej krzywdy. Natomiast najwyraźniej czegoś od niej chciał.
- Cóż, może wolisz inne zabawy.
Spojrzenie Aleca było tak chmurne i rozeźlone, że tylko osoba taka jak Maria, mogła okazać się na tyle szalona, by jeszcze go prowokować.
- Inne zabawy?
- Słyszałam, że Aro je lubi. Albo może Kajusz? - zastanowiła się. - Nie pamiętam wszystkich plotek. Któryś z nich lubi obezwładniać swoją żonę, nim przystąpi do czynu. - Maria uśmiechała się. - Też to lubisz?
- Po co miałbym kogoś obezwładniać? I kogo? Ciebie? Po co? - Alec uśmiechnął się tak protekcjonalnie, jak tylko potrafił.
Wampirzyca milczała.
Alec przybliżył się tak, by ich twarze dzieliły tylko milimetry. Dmuchnął jej w nos. Odsunęła się gwałtownie, ale dłoń Aleca znalazła się na jej potylicy i z całej siły przysunęła jej twarz do jego twarzy. Naparł ustami na jej usta, rozdzielając je językiem, zębami kalecząc dolną wargę wampirzycy. A potem gwałtownie się odsunął i ze spokojem przyglądał, jak mała ranka powoli się zabliźnia i znika.
- Ktoś z pewnością zauważył naszą nieobecność – powiedział tonem zarezerwowanym na omawianie pogody. Chwycił za rękę skamieniałą Marię i pociągnął za sobą do sali. Nim przeszli przez drzwi, szepnął jej do ucha: - Jeśli uciekniesz, wyślę za tobą Demetriego.
- On nie jest na twoje usługi – odparła. Panowała nad swoim głosem. Wydarzenie sprzed kilku sekund zostało stłamszone, by nikt się niczego nie domyślił.
- Nie, ale czasem robi coś z nudów. Lubisz sobie znikać i pojawiać się raz na rok. Pamiętaj więc, że jeśli tylko będę chciał, to i tak cię znajdę.
Maria wyprostowała się jak struna.
- I każesz Demetri przynieść ci mnie w zębach? Związaną i zakneblowaną? Czy sam odetniesz mi zmysły i zgwałcisz? - warknęła.
Zaśmiał się cicho.
- Moja droga, naiwna Mario! - Nagle spoważniał. - Gdybym chciał cię gwałcić, na pewno nie odciąłbym ci zmysłów.
- Doprawdy? - zapytała zimno.
- Nie. Powinnaś wszystko czuć – odparł równie lodowatym tonem.
Zesztywniała.
- A teraz chodź. Jane nas obserwuje.
Pociągnął ją na środek sali, szarpnął za rękę i obrócił, by móc spojrzeć jej w twarz. Jego dłoń błyskawicznie znalazła się na jej talii i silnie przysunęła wampirzycę bliżej, niż pozwalała przyzwoitość, nawet ta wampirza. Kobieta poruszała się niczym bezwolna marionetka. Nie śmiała zaprotestować, gdy położył sobie jej dłoń na ramieniu i chwycił za drugą rękę, po czym poprowadził ją w nieznośnie eleganckim walcu przez cały parkiet. Sunęła wraz z nim, nie ważąc się wyrwać. Któż by pomyślał, że ciało piętnastoletniego chłopca jest w stanie całkowicie zdominować w pełni ukształtowaną kobietę?
- Mario – upomniał ją. - Tańczymy walca, nie tango. Nie musisz mi się poddawać jak niewolnica.
Przycisnął ją mocniej do siebie.
- Jesteś pewien? - warknęła.
- Absolutnie. - Uśmiechnął się. Miał minę kota, który zaraz schrupie mysz.
Tańczyli dalej. Alec nie był delikatny. Szarpał swą zesztywniałą partnerkę, przyciskał ją, aż brakło jej tchu. Oboje zaciskali zęby. A wszystko to odbywało się pod czujnym okiem Jane.
Potem chwycił ją mocno za rękę i odprowadził do miękkiego fotela, na którym bezceremonialnie posadził wampirzycę. Klapnęła z gracją worka kartofli. Pocałował wierzch jej dłoni, ale nie było to przyjemne. Maria nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tak zapewne wygląda wąż, kąsający ofiarę.


Maja naga wisiała samotnie na ścianie w pokoju Aleca.
Lubił się tu czasem zamykać przed całym tym tłumem wampirów, które otaczały „królewską rodzinę”. Alec czasem myślał, że Aro jest niczym król, Kajusz jak królowa wiecznie nie w humorze, a Marcus może robić za królewską teściową. Nadawał się do tej roli ze swoją miną cierpiętnika i wiecznym znudzeniem całym otaczającym go światem. Zapewne wciąż wspominał Didyme. Alec nigdy się nie dowiedział szczegółów tamtego wydarzenia. Jak wiele innych spraw należało do przeszłości, do której nikt nie wracał. Tylko Marcus sprawiał wrażenie wiecznie zgnębionego, ale trudno mu się pewnie dziwić.
Alec skrzywił się. Choć właściwie ileż można jęczeć za jakąś kobietą, choćby najwspanialszą?
Siedział na kanapie i patrzył na Maję. Wyobrażał sobie modelkę. Kim była? Czy chętnie się rozebrała, by pozować mistrzowi? Co powiedział Francisco, że jej spojrzenie jest tak śmiałe? I jeszcze – czy malarz przekłamał obraz? Bo może ciało tej kobiety wcale tak nie wyglądało, może piersi nie sterczały tak kusząco, a talia nie była tak wyraźnie zaznaczona?
Powolnym ruchem wsunął dłoń w spodnie. Czy to istotne? Maja na obrazie była doskonała. Piękna, kusząca, pobudzająca wyobraźnię... Musnął palcami swojego penisa.
- Wciąż gapisz się na ten obraz? I ty krytykujesz Marcusa, że tęskni za swoją wybranką?
Błyskawicznie zapiął rozporek i przyjął wystudiowaną pozę. Na wszelki wypadek zrobił znudzoną minę.
Wampirzyca zaszła go od tyłu.
- Co ty tu robisz? - zapytał tonem, jakim kot spytałby schwytaną w pułapkę mysz, gdyby oczywiście mógł mówić. - Czyżbyś miała ochotę na moje towarzystwo?
Maria w mgnieniu oka okrążyła kanapę i usiadła obok niego.
- Nie mam.
- Więc co tu robisz? - powtórzył zmęczonym tonem.
Wzruszyła ramionami.
- Szukałam spokojnego miejsca, gdzie nikogo nie ma.
- Co za pech, tu też nie możesz być sama. Idź sobie.
- Tu nie ma tłumu.
- To mój pokój, weszłaś na mój teren – powiedział z naciskiem.
- Wiem.
- I nawet nie zapukałaś!
- Wybacz. Mam to teraz zrobić? - zapytała kpiarsko.
- Nigdy cię nie zrozumiem, Mario. Nie lubisz mnie, wręcz mną gardzisz, lubisz mnie tylko prowokować. A potem pchasz się w moje towarzystwo. Jesteś najbardziej pokręconą kobietą, jaką znam.
- Uhm, a znasz ich miliony – mruknęła.
Nim się obejrzała leżała przyciśnięta do kanapy. Jego ręka trzymała ją za szyję, a na twarzy malowała się wściekłość.
- Wystarczająco dużo, by wiedzieć, że zamieniłem w wampira niezrównoważoną babę!
Puścił ją. Położyła dłonie na jego ramionach, przesunęła palcem po szyi wampira, aż w końcu jej ręka zawędrowała w okolice ucha i zaczęła się bawić schowanymi za nim miękkimi włosami.
- Chyba masz rację. Chyba nie jestem zdrowa. Ale tego nie da się naprawić jadem.
Odwrócił twarz i ugryzł ją w palec. Wrzasnęła i wyszarpnęła rękę.
- Lubisz gryźć, co? - zapytała. - Czyżbyś się nie nasycił?
Złapał jej dłoń i przysunął do swojej twarzy. Polizał palec, z którego jeszcze chwilę temu wyciekła kropla krwi. Potem znów był tak blisko niej, że stykały się ich nosy.
- Ja ciebie też nie rozumiem, Alec – powiedziała cicho.
- Dobrana z nas para – zauważył.
- Sukinsyn.
- Kokietka.
Zaczął ją całować nim przebrzmiała ostatnia sylaba tego słowa. Wampirzyca szarpnęła się i usiłowała wyrwać.
- Tylko jedno ci w głowie – sapnęła, gdy oderwał od niej usta. Pchnęła go mocno w pierś. Nie spodziewał się tego. Zaskoczony spadł z kanapy. Maria zerwała się i ruszyła do drzwi. Złapał ją w pół kroku i rzucił na podłogę, przyciskając ją swoim ciałem.
- Lepiej odetnij mi zmysły, bo będę kopać i gryźć.
Alec zaśmiał się perfidnie.
- Nie, moja droga, będziesz się radować każdą sekundą.
Z boku mogli wyglądać nietypowo. Nastolatek powalający dorosłą kobietę, całujący jej usta, rozrywający przód jej sukni. Ale im to nie przeszkadzało.
Jane straciła zainteresowanie poczynaniami swojego brata i towarzyszącej mu kobiety. Uznała, że nie oferowali żadnej ciekawej rozrywki. Gdyby teraz zajrzała przez dziurkę od klucza, widziałaby, jak jej brat uwalnia ze stanika ładne piersi Marii i zaczyna je ugniatać. Zobaczyłaby, jak usta kobiety odrywają się od jego warg i wydobywa się z nich jęk. Mogłaby obserwować, jak Alec zdejmuje z siebie ubranie i jak pospiesznie rozbiera swoją partnerkę, by paść między jej nogi i spełnić swoją obietnicę - wampirzyca radowała się każdą chwilą. Każdy ruch jego języka sprawiał, że wyginała się w łuk, nie mogąc wydobyć z siebie okrzyku w pełni oddającego tego, co czuła. Ręce opadły za głowę. Nie miały się czego chwycić, więc leżały bezładnie, nogi rozchylały się coraz szerzej, ciało drżało w oczekiwaniu. Urywane ni to jęki, ni to krzyki raz po raz wydobywały się z jej ust. Nie protestowała, gdy przewracał ją na brzuch i przylgnął do pleców. Jane nie zaglądała przez dziurkę od klucza, więc nie widziała, jak biodra Aleca wykonują szybki, gwałtowny ruch i wampir znajduje się we wnętrzu swojej kochanki. Z ust dobywa mu się triumfalne warknięcie, palce zaciskają na biodrach wampirzycy, mocne pchnięcia zmuszają leżącą pod nim Marię do coraz głośniejszych krzyków.
Jane nie widziała niczego z całego tego teatru – nie słyszała rozmowy dwóch wampirów, którzy bardzo się pragnęli, a którzy nie umieli się do tego przyznać. Nie widziała, jak przestawali cokolwiek rozumieć ze swego zachowania. Nie zobaczyła, jak zarzucają rozmowę, z której nic nie wychodziło i przechodzą do czynów.
Nie słyszała też pełnego ulgi jęku Marii, gdy wreszcie szczytowała, ani przesyconego satysfakcją pomruku Aleca, usiłującego go stłumić, tuląc usta do karku kochanki.
Nim naga wampirzyca ochłonęła, podniósł się i przewrócił ją na plecy, by móc znów opaść na ciało, które przed chwilą posiadł i przylgnąć ustami do jej ust. Ręce Marii nareszcie znalazły coś, w co mogły się bezpiecznie wpleść. Palce zatopiły się we włosach Aleca. Nogi kobiety oplotły jego biodra, zamykając wampira jak w pułapce. Nie mógł teraz przerwać. Zresztą nie zamierzał. Zatapiał się w jej ciele raz po raz, chcąc ponownie zaspokoić spalające go pragnienie, a jednocześnie przedłużyć chwilę oczekiwania. Maria zaszlochała, nie wiedząc, co zrobić przez tą całą rozkosz. Wyszarpnęła ręce z włosów Aleca, przesunęła je wzdłuż jego pleców, by w końcu mocno ścisnąć pośladki kochanka. Chciała go jeszcze bliżej, nie było jej dość. Alec wysunął się z niej na chwilę. Błyskawicznie wykorzystała okazję i przesunęła dłoń na przód, by móc dotknąć jego męskości. Alec zamruczał, przymknął oczy, po czym odtrącił jej rękę i znów połączył się z jej ciałem. Ich namiętne okrzyki słychać można było usłyszeć na korytarzu. Ale nikt tam nie stał, nawet Jane, która właśnie ze znudzeniem obserwowała Kajusza szepczącego coś do ucha swojej żony.

- Dobrze się bawiłeś? - zapytał starszy.
Stali w oknie i obserwowali budzący się kolejny dzień pięknej, włoskiej wiosny.
- Całkiem udany spęd – usłyszał w odpowiedzi. Popatrzył na młodszego z zainteresowaniem.
- Całkiem udany spęd? Słyszałem, że w końcu poszczęściło ci się z pewną malarką – zauważył.
Młodszy uśmiechnął się przelotnie, ale nic nie odpowiedział.
- Było warto? - zapytał starszy.
- Nie powiem, że nie – brzmiała odpowiedź. Młodszy zrobił minę światowca.
- Wobec tego życzę szczęścia.
- Nie zamierzam tego kontynuować – zaprzeczył szybko młodszy.
- Szkoda. Może powinieneś. Podejrzewam, że następnym razem spęd będzie dla ciebie równie udany.
Starszy odszedł powolnym krokiem. Alec obejrzał się za nim.
- Skąd możesz wiedzieć o takich rzeczach?
- Plotki się roznoszą lotem błyskawicy.
- Plotki?
Starszy zaśmiał się.
- No dobrze, Aro doszedł do wniosku, że pewnie będziesz chciał to wiedzieć. Powiedział, że Maria ma o tobie interesujące myśli, a jej plany względem twojej osoby bardzo go bawią.
- Bawią? - Młodszy uniósł brew.
- Wiesz jaki jest. Niewiele go potrafi zszokować. Osiągnął już ten wiek, w którym większość naprawdę podniecających rzeczy dla niego stanowi trywialną rozrywkę.
- Jakie to urzekające przeżyć ponad trzy tysiące lat – mruknął Alec.
- Zaiste – odparł Demetri i wyszedł z pokoju.

KONIEC

Maria del Rosario to postać autentyczna, aczkolwiek jej życiorys znacznie zmieniłam. W tym opowiadaniu została przemieniona w wampira jako bardzo młoda kobieta, w rzeczywistości zaś żyła 29 lat (1814-1843).
Naprawdę potrafiła genialnie skopiować styl F. Goyi. Do tego stopnia, że odkrywcom dzieł mistrza czasem naprawdę trudno było zorientować się, które z obrazów namalował Francisco, a który Maria.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:37, 14 Lut 2011 Powrót do góry

4.


d. Wiosna
(romans, dzikość )


Polowanie


"Miłość jest to jakieś nie wiadomo co, przychodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, i sprawiające ból nie wiadomo dlaczego."
Luis Vaz de Camoes

Mogliśmy żyć dla siebie. Wypełniać płuca wspólnym oddechem i nasycać skórę dotykiem bladych dłoni. Wpatrywać się w swoje oczy z pokorą i nadzieją, gdy księżyc ustępował miejsca słońcu. Mogliśmy stać się jednością, która scala nie tylko ciało, ale i duszę – spleść się w obręcz nabrzmiałą ogniem i lodem. A nasze języki stałyby się narzędziem do wyrażania emocji bez potrzeby używania słów. Mogliśmy pochłonąć w siebie świat i zamknąć go w palcach – powiekami odżegnać to, co nieuchronne, a co stać się musiało.
Mogliśmy żyć dla siebie.


Forks – 2047 rok

Wpatrywała się w lśniące kryształki odbijające się od nadgarstka, uśmiechając się przy tym, jakby to, co właśnie obserwowała, było czymś w rodzaju cudu. Już dawno nie czuła się tak wolna, jak właśnie teraz. Uciekła od męża, tłumacząc się, że potrzebuje przestrzeni, której ostatnimi czasy jej brak, a on wspaniałomyślnie pocałował ją w czoło i życzył spokojnej podróży do miejsca, w którym wszystko się rozpoczęło. Nie zawsze do końca rozumiała pobudki, jakimi się kierował przy podejmowaniu decyzji, które zamiast uspokajać ją, sprawiały, że coraz bardziej próbowała się od niego oddalić. W końcu to uczyniła, ciesząc się, że może choć przez krótki czas pobyć sama, z dala od jego wszechwiedzącego wzroku.
Mimo wszystko zdawała sobie sprawę, że ją kocha – miłością, która nie zna barier ani granic. Wiedziała, że zrobiłby dla niej wszystko i właśnie to doprowadzało ją do szewskiej pasji. Kiedyś myślała, że ma ikrę, jest silny i męski, w miarę upływających lat utwierdziła się w przekonaniu, ze to wszystko było iluzją stworzoną dla jej umysłu. Jeszcze parę miesięcy temu byłaby w stanie z tym żyć i zaakceptować to, że ją okłamywał, ale później stało się coś, co na zawsze położyło cień na ich wspólnym życiu.
Poczuła coś do kogoś innego.

***

Powoli przemierzała skąpany w mroku las w poszukiwaniu zdobyczy. Czuła suchość w ustach, a ciało potrzebowało krwi, by dalej funkcjonować. W końcu w oddali zauważyła sarnę, rozglądającą się na boki, zupełnie jakby wyczuła w powietrzu niebezpieczeństwo i próbowała oszacować swoje możliwości na przetrwanie. W starciu z wampirem nie miała jednak żadnych szans. Kobieta zwinnie i szybko dopadła zwierzę, które nie oddaliło się nawet o kilka metrów. Ostre kły zatopiły się w szyi sarny, uwalniając życiodajny płyn, wlewający się w otwarte usta. Chłonęła krew łapczywie i szybko, delektując się każdym łykiem. Po kilku minutach oderwała się od zwierzęcia, przecierając twarz rękawem czarnego płaszcza. Odrzuciła ciało, które odbiło się od najbliższego drzewa i upadło w kłujące krzaki. Bella uśmiechnęła się do siebie i wstała z klęczek, po czym skierowała swoje kroki w stronę miasta.
Ciało wampirzycy zostało nasycone, a ona sama czuła się świetnie, wiedząc, że w żyłach pulsuje świeża krew.
Zatrzymała się, gdy usłyszała łamiącą się gałąź, po czym schowała się za konarem ogromnego drzewa, obserwując okolicę.
- Wiem, że tam jesteś.
Oparła się o pień, czekając na jakikolwiek znak ze strony nieznajomego.
- Jestem – wibrujący w powietrzu głos wprawił ją w drżenie.
- Więc podejdź.
- Jesteś niesamowicie niecierpliwa.
Po chwili znalazł się tuż przed nią, obnażając lśniące kły.
- Cholera, miałeś być tu wcześniej – powiedziała wściekle, po czym pocałowała go mocno w usta.
- Dobrze wiesz, jak trudno jest wyrwać się z królewskiego dworu.
Pokiwała głową, gdy wbiła w jego skórę paznokcie, przejeżdżając nimi po odsłoniętej skórze karku.
- Kocica – wymruczał prosto w jej ucho, przygryzając białe płatki i liżąc je jednocześnie. – Nawet nie wiesz jak bardzo marzyłem o tej chwili.
- Na co jeszcze czekasz?
Nie musiała powtarzać tego dwa razy. Rzucił się na nią niczym opętany, napierając jej plecami na korę drzewa. Wgryzł się w jej nabrzmiałe usta, zarzucając sobie nogi kobiety na biodra. Jego dłonie błądziły po nagich łydkach, sunąc w górę, aż doszedł do skraju majtek kobiety i szarpnął je, po czym rzucił materiał za siebie.
- Tak lepiej – wyszeptał gardłowo, pieszcząc jej skórę gorącym oddechem.
Przymknęła usta, jęcząc cicho, gdy dłonie mężczyzny dotykały najwrażliwszych miejsc jej ciała. Nigdy nie sądziła, że bliskość może być tak intensywna i dzika, obezwładniającą i rozkoszna – dokładnie jak on.
Wpił się w jej usta, penetrując językiem wilgotne wnętrze, gdy w tym samym czasie jego palce zanurzyły się w jej kobiecości powoli, wprawiając jej ciało w drżenie. Oplotła dłońmi jego szyję, na których zacisnęła usta, powstrzymując się od wydawania głośnych jęków.
- Przestań mnie dręczyć – wyszeptała.
Mężczyzna uśmiechnął się zawadiacko, po czym jednym sprawnym ruchem pozbawił ją ubrań i brutalnie oparł twarzą o drzewo.
- Jesteś moja i nie zapominaj o tym.
Po kilku sekundach wygięła ciało w łuk i krzyknęła z rozkoszy, gdy zatopił się w jej wnętrzu. Wbiła paznokcie w korę, a on wsuwał się i wysuwał z jej wnętrza, wydając gardłowe pomruki. Dłonie mężczyzny naciskały na obrzmiałe od pożądania piersi, drażniąc spragnione sutki. Polizał jeden z palców i przejechał nim po kwintesencji jej kobiecości, po czym ponownie go polizał i mruknął przeciągle.
- Niesamowicie smakujesz.
- Nie gadaj tyle, tylko mnie pieprz.
- Wedle życzenia, o pani.
Obrócił ją twarzą do siebie, zarzucając jej nogi na swoje biodra i wszedł w nią ponownie, mocno i głęboko, przyciskając ciało kobiety do swojego, jakby chciał, by stali się jednością.
Wbiła paznokcie w plecy mężczyzny i wyprężyła się, by wchłonąć go w siebie jeszcze bardziej. Poruszali się w tym samym rytmie, unoszeni falą nieokiełznanej rozkoszy, która zakleszczyła swoje ramiona wokół nich.
Krzyki i gardłowe jęki splatały się ze sobą, tworząc melodię współmierną do kołyszących się ciał.
Usta mężczyzny drażniły piersi, ssąc i liżąc je na przemian, po czym zanurzały się w jej ustach, brutalnie i namiętnie, nie dając jej chwili wytchnienia na oddech, którego już nie potrzebowała.
- Jesteś cholernie dobra – wyszeptał w jej ucho, po czym klepnął dłonią nagi pośladek, zaciskając na nim rękę, by mocniej przycisnąć jej ciało do siebie.
- Wzajemnie.
Popchnęła go na ziemię, po czym usiadła na nim okrakiem. Westchnął głośno, gdy jej dłonie zacisnęły się na jego męskości i błądziły to w górę, to w dół nabierając tempa i zwalniając. Jego oddech stał się urywany i płytki.
- Wejdź na mnie – zażądał.
Uśmiechnęła się lubieżnie i zrobiła to, o co prosił. Czuła, jak penis zanurza się powoli, wypełniając jej wnętrze po granice wytrzymałości. Zamknęła oczy, napawając się tą chwilą na tyle długo, by mogła ją zapamiętać dokładnie.
Właśnie tego brakowało w jej życiu – ognia, który dawał jej on, nie mąż. On. Demoniczny kochanek, dla którego uciekała od swojej egzystencji, by zatopić się w czymś nierealnym.
Potrząsnęła głową, spoglądając na jego twarz i oczy zamglone rozkoszą. Tylko tego teraz potrzebowała.
- Jak mam cię ujechać? – szepnęła mu do ucha, ocierając się piersiami o jego ramiona.
Przełknął ślinę i nic nie powiedział, tylko spojrzał na nią.
Kobieta mocno pocałowała go w usta, po czym zaczęła się na nim unosić, wysuwając i wsuwając członka do swojego wnętrza, przyspieszając i zwalniając, a jej dłonie delikatnie pieściły klatkę piersiową mężczyzny. Gdy czuła, że eksplozja jest już blisko, pocałowała go mocno w usta, po czym wzmocniła swoje ruchy, doprowadzając i siebie i jego do obezwładniającej rozkoszy.
Ich krzyki splotły się w jeden, przeciągły krzyk emanujący pożądaniem.
Kobieta opadła na ziemię tuż obok niego, oddychając ciężko.
- Co teraz? Wracasz do Edwarda?
- On nigdy nie może się o tym dowiedzieć.
Demetri prychnął, po czym wstał i narzucił na siebie ubranie. Jego wściekły wzrok sprawiał jej ból. Nigdy nie chciała znaleźć się w takiej sytuacji.
- Zrozum, że nie mogłabym go tak skrzywdzić.
- A teraz niby co mu zrobiłaś? Nie krzywdzisz go, pieprząc się ze mną?!
Znalazła się tuż obok niego i położyła dłoń na policzku mężczyzny, starając się zwrócić jego wzrok na siebie.
- To nie jest pieprzenie, Demetri, i dobrze o tym wiesz.
- Czym więc dla ciebie jestem, co? Zabawką? Rozrywką? Kochankiem?
Opuściła dłoń, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie chciała, by to się tak skończyło. Demetri okazał się dla niej kimś więcej niż kochankiem, kimś znacznie więcej, jednak na tej drodze stał również Edwarda, którego mimo wszystko dalej kochała.
- Nie trudź się z odpowiedzią.
Widziała, jak w jego oczach pojawia się ból. Odwrócił się do niej plecami, po czym podniósł z ziemi jej ubrania i rzucił w jej stronę.
- Lepiej się ubierz. Nadchodzi świt. A ja muszę wracać na dwór.
Chciała coś powiedzieć, ale zdała sobie sprawę, że nie może powiedzieć tego, co chciałby usłyszeć.
Demetri oparł dłoń o pień drzewa i westchnął głośno, po czym odwrócił się w jej stronę.
- Nie wiem, ile czasu musi minąć, aż zdecydujesz, czego pragniesz. Nie wiem, czy to będą dni a może lata. Wiem jedno. Dla mnie nie jesteś kochanką i nigdy nie byłaś.
Podszedł do Belli, po czym położył swą dużą dłoń na jej policzku.
- Jesteś kimś znacznie więcej. Dlatego cię zostawiam i obiecuję ci, że nie spotkamy się ponownie, chyba, że sama tak zadecydujesz. To zależy wyłącznie od ciebie.
Nachylił się nad nią i pocałował delikatnie w lekko uchylone usta. Jego dłonie wplotły się w rozpuszczone włosy i przygarnęły bliżej siebie. Zdawała sobie sprawę, że to jest pożegnanie, na które nie chciała pozwolić, jednak nie mogła wymówić ani jednego słowa.
- Kocham cię – szepnął, gdy oderwał się od jej ust i zniknął, zostawiając za sobą jedynie wspomnienia.

Kiedyś chciałam oddychać za ciebie. Wypełniać się twoim spojrzeniem po brzegi, tak, by nie starczyło już miejsca dla mnie. Nie potrzebowałam nic, prócz twojej obecności, bo dawałeś mi więcej, niż kiedykolwiek spodziewałam się otrzymać.
Mogliśmy nasycać się sobą aż zabraknie świata. Pomieściłabym cię w dłoniach i poniosła dalej, do nieznanych krain. A sama znalazłbym schronienie w twych oczach – już na zawsze.
Kiedyś mogłam umrzeć i zmartwychwstać tylko po to, by wiedzieć, że wciąż jesteś.
Ale wieczność jest zbyt długa – nawet dla nas. Wieczność jest okrutna, układając swój własny plan.
Kiedyś mogłam kochać tylko ciebie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:43, 14 Lut 2011 Powrót do góry

5.


d. Wiosna
(budzenie się, taniec, dzikość)


Kim jestem?

[+18]


Kiedy patrzę wstecz, wydaje mi się, że to się nigdy nie zdarzyło. Było tylko koszmarnym snem. Paranoicznym urojeniem mojego chorego umysłu. Wytworem niezrównoważonej wyobraźni, która potrafi tworzyć absurdalne iluzje, nadając rzeczywistości inny wymiar.
Wmawiam sobie, że tamten Jasper, to nie byłem ja. Spycham do najgłębszych zakamarków podświadomości wydarzenia, emocje, obrazy… Chcę zapomnieć, zatrzeć wszystkie ślady na krętych ścieżkach mojej pamięci. Krzyczę, kiedy wracają. Podstępnie wypełzają z czeluści mojego umysłu, rozgrzebując boleśnie stare, dawno zasklepione rany. Jątrzą. Palą. Drażnią.
Przynoszą ze sobą niepokój i lęk, strach przed tym, kim kiedyś byłem. Przed tym, co czułem, robiłem, myślałem.
Boję się patrzeć w lustro. I choć teraz moje oczy mają barwę topazu, to ja ciągle dostrzegam w nich krwawe, okrutne ognie, które spaliły moje jestestwo, zostawiając tylko twardą skorupę – cielesną powłokę.
Kochałem kiedyś tak, że moje uczucie graniczyło z obłędem. Pragnąłem jej ciała, miłowałem każdą jego część: drobne dłonie, wysokie kości policzkowe, słodkie, pełne usta, ponętne piersi, delikatny zarys wystających obojczyków. Fascynowały mnie jej krągłości, to w jaki sposób mnie całowała, pieściła, kiedy długimi, szczupłymi nogami oplatała mnie w pasie, przyciskając mocnymi udami moje lędźwie do swojego łona.
I tak bardzo, jak kochałem jej ciało, nienawidziłem jej osobowości. Była okrutna. Bezlitosna. Zła i podstępna. Zepsuta, wyrafinowana i pozbawiona jakichkolwiek wyższych uczuć. Jedyną wartością dla niej była władza. Tylko tego pragnęła, gotowa zniszczyć wszystkich, którzy stanęli na jej drodze do celu. Zabijała ludzi i unicestwiała wampiry dla zabawy, kaprysu albo dlatego, że się nimi znudziła. Szydziła ze śmierci, wyśmiewając emocje, które jej towarzyszyły. Lęk, ból, przerażenie były dla Marii żałosnymi wytworami umysłu. Nigdy ich nie rozumiała, były dla niej czymś obcym, wstydliwą ułomnością duszy.
Musiało upłynąć wiele lat zanim, ogarnięty szałem desperackiej namiętności do niej, przejrzałem na oczy.
Pogrążyłem się wówczas w otchłani splątanych, sprzecznych emocji, których sam do końca nie pojmowałem. Chciałem ją kochać, tulić, czuć jej zmysłowy zapach i wilgotne wnętrze, gotowe na przyjęcie mnie. Pragnąłem dawać jej rozkosz, sprawiać, aby krzyczała, szczytując w moich ramionach, a jednocześnie nienawidziłem jej lodowatego spojrzenia bezwzględnych oczu, tej uczuciowej ignorancji, emocjonalnej pustki, która dominowała w jej umyśle. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. Marzyłem o tym, aby ją ukarać, zranić, zetrzeć na zawsze z jej twarzy ten nieszczery, zimny uśmiech, ale… nie potrafiłem. Zamiast tego wtulałem twarz w jej długie, kręcone włosy, by nie dostrzegła w moich oczach obrzydzenia, jakie do siebie czułem.
Kiedy wracają wspomnienia o Marii, misternie zbudowany na nowo przeze mnie świat, rozpada się niczym domek z kart, bezlitośnie obnażając żałosne słabości mojego charakteru. Oto ja – Jasper Whitlock – bestia, która nakłada maskę dobrego wampira i udaje, że jest Jasperem Hale, by choć przez kilka krótkich chwil w wieczności poczuć się lepszym, niż jest w rzeczywistości.
Gdybym mógł stracić pamięć, byłbym szczęśliwy. Jednak pozbawiony tych koszmarów, które mnie prześladują, stałbym się tchórzem, który nie potrafi zmierzyć się z własną przeszłością…

Najgorsze ze wszystkich jest wspomnienie tamtej nocy w Monterrey. Wieczorem rozgorzała kolejna krwawa potyczka o przejęcie władzy w mieście. I tym razem zwyciężyliśmy, pokonując bez trudu bandę nowonarodzonych, którzy połasili się o nasze terytorium. Maria była w znakomitym nastroju. Doskonale wyczuwałem jej podniecenie i ochotę na seks, po udanej walce. Sam zresztą również chciałem się odprężyć i choć na moment zapomnieć o rzezi, do której się skutecznie przyczyniłem.
Wróciliśmy do zajmowanej przez nas posiadłości po północy. W bitwie straciliśmy trzech żołnierzy, ale nadal nasz oddział - dobrze wyszkolonych przeze mnie nowonarodzonych - liczył dziesięć osób.
Młode wampiry rozochocone łatwym zwycięstwem, były niczym upojone adrenaliną, agresywne bestie. Z trudem zapanowałem wówczas nad ich emocjami, wyciszając je. Uspokajali się jeden po drugim, patrząc na mnie dziwnym, nieco otumanionym wzrokiem. Maria była zachwycona, łasiła i ocierała się o mnie jak kotka.
- Chodźmy do sypialni – powiedziałem zachrypniętym głosem, kiedy zaczęła rozpinać mi spodnie.
- Nie – zaprotestowała, kąsając mnie w ucho. – Chcę ciebie tutaj. Teraz.
Warknąłem, chwytając ją mocno za nadgarstki. Nie chciałem się z nią kochać w obecności pozostałych wampirów, a jednocześnie moje podniecenie było tak silne, że pomyślałem, iż zaraz eksploduję. Maria roześmiała się głośno widząc moje zażenowanie. Patrzyła na mnie wyzywająco, zmysłowo dotykając swoich warg. Jej dłonie powędrowały w dół, gładząc szyję i odsłonięte ramiona. Kiedy powoli rozsznurowała gorset, uwalniając z niego piękne, nabrzmiałe piersi, nie wytrzymałem i rzuciłem się na nią. Szamotaliśmy się przez chwilę na podłodze, zdzierając z siebie ubrania, drapiąc się i gryząc.
Potężna fala dzikiego, nieujarzmionego pożądania rozpaliła moje zmysły. Nie liczyło się już nic poza tym, aby ją posiąść. Brutalnie wedrzeć się do jej wnętrza tak, aby krzyczała i błagała o orgazm. Przestałem kontrolować swoje myśli i czyny. W tamtej chwili nawet Volturi mogliby przyglądać się temu, co robimy. Było mi to obojętne. Zachowywałem się jak zwierze. Działałem instynktownie, dążąc jak najszybciej do kopulacji.
Uniosłem ją, zdzierając z niej resztki ubrania. Przyparłem mocno do ściany. Wyrywała się, więc przytrzymałem jej ręce nad głową, jednocześnie ostrym szarpnięciem rozsuwając nogi. Spojrzała na mnie zaskoczona. Zazwyczaj byłem delikatnym i czułym kochankiem, pragnącym przede wszystkim zadowolić swoją kobietę. Dostrzegłem w jej oczach błysk chorego podniecenia i jakby cień strachu, co wyzwoliło we mnie bestię. Z potężnym rykiem triumfu wbiłem się w nią od tyłu i kilkoma szybkimi, mocnymi ruchami rozładowałem swoje napięcie.
Za wszelką cenę chciałem ją ukarać za wszelką podłość i zło, które od lat wyrządzała innym, a nie zauważyłem, kiedy sam stałem się jeszcze gorszą kreaturą. Uwolniony potwór szalał teraz we mnie niszcząc wszystko, co dobre i szlachetne, pozbawiając moje ja resztek człowieczeństwa, honoru i godności.
- Na kolana – warknąłem do kochanki. Pragnąłem ją poniżyć jeszcze bardziej. Kiedy uklękła, odgarnąłem włosy z jej twarzy i spojrzałem w pociemniałe z pożądania oczy. Niewiarygodne - to, co robiłem wyraźnie się jej podobało. Drżała z podniecenia. Nabrzmiałe wargi prosiły o więcej, a twarde sutki ocierały się o moje nagie nogi drażniąc skórę. Wsunąłem jej penisa do ust i jęknąłem, kiedy poczułem na czubku ostry język. Przymknąłem oczy i dałem się ponieść fali rozkoszy, jaką mi dawała ssąc i liżąc mojego członka.
Spalałem się, targany kolejnym orgazmem, kiedy usłyszałem dziwne poruszenie. To jeden z nowonarodzonych, podniecony naszym widokiem, zbliżył się do Marii i zaczął gładzić ją po nagich pośladkach. Zareagowałem błyskawicznie.
Odepchnąłem kochankę i rzuciłem się na młodego wampira z groźnym rykiem. Już miałem rozszarpać mu gardło, odgryzając głowę, kiedy usłyszałem szalony śmiech.
Maria stała chichocząc obok nas. Bezwstydnie obnażając swoje idealne ciało, pogładziła dłonią nowonarodzonego.
- Jazz, daj spokój. Chłopak chciał się tylko przyłączyć. Nie musisz go za to od razu zabijać – powiedziała melodyjnym, zmysłowym głosem.
I wtedy właśnie dostrzegłem absurd i tragikomiczność tej sytuacji. Stałem nagi, na środku salonu, ze wzwodem - usiłując zgładzić jednego z nas, bo moja ukochana okazała się zwykłą dziwką. Oprócz tego, że była żądną władzy, pozbawioną skrupułów morderczynią, zrozumiałem, że nigdy mnie nie kochała. Miłość dla niej była tylko grą. Kolejną chorą manipulacją. Będąc z nią, stawałem się takim samym potworem.
- Jest twoja – warknąłem do nowonarodzonego. – Ja jej już nie chcę.
Zgarnąłem z podłogi spodnie i koszulę. Ubrałem się szybko i nie patrząc nawet na zaskoczoną i wściekłą Marię, wyszedłem w noc.
Kilka miesięcy później opuściłem ją na zawsze, odchodząc razem z Peterem i Charlotte.

Błąkałem się bez celu po świecie przez kilka lat. Coraz bardziej zgorzkniały, zamknięty w sobie, rozgoryczony i nieszczęśliwy. Bestia, którą wyzwoliła we mnie Maria, nie chciała poddać się tak łatwo i tkwiła we mnie, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Nie chciałem zabijać, ale nie potrafiłem się bez tego obejść. Żeby funkcjonować, potrzebowałem krwi. Każde polowanie było jednak dla mnie udręką. Swoistym piekłem, które przeżywałem razem z ludźmi, którymi się pożywiałem. Czułem równie mocno, jak oni strach, narastającą panikę, przerażenie i ból.
Pragnąłem śmierci. Wyzwolenia z tego marazmu bezsilności.
Nigdy nie wracałem myślami do Marii. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak potoczyłoby się moje wampirze życie, gdybym z nią wówczas został.
Nie szukałem też nowej towarzyszki, bo po prostu przestałem wierzyć w miłość. Zatraciłem w swojej egzystencji wszystko, co dobre i wartościowe. Tak naprawdę nie istniałem. Byłem maszyną. Skorupą. Emocjonalną pustką.
Nic nie czułem. Nie myślałem. Niczym drapieżna roślina funkcjonowałem tylko po to, by przeżyć, choć chciałem umrzeć.
Wiedziałem, że sięgnąłem dna, z którego nie ma już powrotu i wtedy właśnie dotarłem do Filadelfii.

Chowając się przez deszczem wszedłem do taniej jadłodajni i wówczas ją dostrzegłem. Dziewczęca, krucha i niewinna, zbyt delikatna na to, by być wampirem. Zdziwiłem się, że taka istota jest jedną z nas. Podbiegła do mnie, uśmiechając się. Stąpała po ziemi niczym mały elf, którego mi najbardziej przypominała. Nieco niesforny, radosny duszek z krainy bajek, gdzie najgroźniejszym potworem jest Król Kier. Co, ktoś taki jak ona, robił w moim złym, bezwzględnym świecie?
Kiedy spojrzałem w jej jasne, złote oczy, otoczone czarnymi, podwiniętymi rzęsami, po raz pierwszy od wielu lat poczułem ciepło w okolicach mojego martwego serca. Czułość, potrzeba chronienia i opiekowania się tą niezwykłą istotką zawładnęła moim umysłem. Pomyślałem, że zwariowałem i zaczynam mieć urojenia, i wtedy ona odezwała się do mnie:
- „Kazałeś mi na siebie długo czekać”*
Nie miałem pojęcia, jak się mam zachować w tej sytuacji. Z trudem przypomniałem sobie dawno zatarte w mojej świadomości zasady dobrego wychowania. Skłoniłem się, okazując jej szacunek i wydusiłem z siebie:
- „ Przykro mi to słyszeć”*
Roześmiała się i podała mi drobną, małą dłoń, a ja niewiele myśląc po prostu ją ująłem.

Pierwszym uczuciem, które towarzyszyło mi przy Alice, była nadzieja. Rozkwitła we mnie, dodając sił i wiary, że być może jestem w stanie pokonać w sobie bestię. Wiedziałem, że nie będzie to proste, ale teraz przynajmniej chciałem spróbować. Stanąłem do walki z samym sobą i była to jedna z najtrudniejszych bitew, w jakich brałem udział. Nigdy nie zwyciężyłem tak do końca, ale też nigdy się nie poddałem.
Alice, pojawiając się na mojej drodze, sprawiła, że znów chciałem uwierzyć w miłość, w dobro, w sens istnienia.
Bałem się, że ją skrzywdzę. Była taka krucha, ufna, gotowa poświęcić dla mnie wszystko, nie żądając niczego w zamian. Opowiedziała mi swoją historię, niczego nie ukrywając, nie zatajając ponurych faktów. Jej szczerość i prostolinijność była dla mnie czymś zupełnie niepojętym. Śmiała się ze mnie, kiedy oznajmiłem, iż powinna uważać komu się zwierza. Odparła wówczas, że nie ma się czego obawiać. Ona po prostu wie, że ją pokocham, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Kiedy wspominam nasze pierwsze wspólne chwile, pamiętam głównie morze emocji, które mnie zalało. Piękne, czyste uczucie zaczynało powoli kiełkować we mnie, powodując, że bałem się cokolwiek zrobić, powiedzieć, byleby tylko go nie zniszczyć.
Pożądanie przyszło później, pojawiając się znienacka z siłą rozszalałego tornado. Owładnęło mną nagle, kiedy przyglądałem się jej drobnej sylwetce, tańczącej w blasku księżyca na górskiej łące. Przestraszyłem się tego uczucia. Pomyślałem, że ona też nie jest na nie gotowa. Spanikowałem i zacząłem uciekać, obawiając się, że biorąc ją w ramiona wyzwolę tamtą bestię, którą stałem się przy Marii. Ogarniętym szałem pożądania potworem.
Dogoniła mnie i poprosiła, abym jej wysłuchał. Stanęła przede mną i powiedziała tylko:
- Kochaj mnie, Jasper. Po prostu mnie kochaj.
Nasz pierwszy raz był nieco niezdarny, jak seks nastolatków, którzy uczą się dopiero poznawać, czym jest obdarowywanie drugiej osoby miłością fizyczną. Starałem się być dla niej najdelikatniejszym i najczulszym kochankiem na świecie, ale byłem strasznie spięty. Zbyt przejęty, aby zatracić się całkowicie i dać ponieść fali namiętności. Zresztą obawiałem się pocałować, czy nawet dotknąć ją mocniej, była taka drobna i krucha, jak porcelanowa laleczka.
- Za trzecim razem będzie cudownie. I tak już zostanie na zawsze – powiedziała Alice, marszcząc mały nosek i uśmiechając się do mnie rozbrajająco. – Widzę to.
Patrzyłem w jej niewinne, śliczne oczy i wiedziałem, że mówi prawdę. Roześmiałem się szczerze po raz pierwszy od ponad stu lat i przytuliłem ją mocno do siebie.
Obiecałem sobie wówczas, że zrobię wszystko, aby dać szczęście i zapewnić bezpieczeństwo temu małemu elfowi.

Wspomnienia czasem wracają, lecz nie uciekam już przed nimi. Nie boję się z nimi zmierzyć. Ufam Alice, a ona wierzy we mnie. I choć niekiedy jeszcze budzi się we mnie bestia, wiem, że potrafię nad nią panować. Powoli naprawdę staję się Jasperem Hale. Miłość, którą w końcu odnalazłem, daje mi siłę. Jest niczym potężna oręż w walce ze złem. Zawsze wygrywa.

_________________________________________________
*Zaćmienie, s. 268.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:46, 14 Lut 2011 Powrót do góry

6.


d.Wiosna
(radość, narodziny miłości, optymizm, przyroda)


Początek


Dwoje nienaturalnie pięknych osób stało w starym, tanim barze, wywołując zainteresowanie wszystkich gości. Oboje wydawali się tak bardzo nie na miejscu, a jednak zarówno kobieta jak i mężczyzna nie mogliby znaleźć szczęścia nigdzie indziej na świecie. Jasper delikatnie obejmował dłoń Alice bojąc się, że może ją zmiażdżyć. Wiedział, że jego strach jest bezpodstawny, jednak nie mógł się pozbyć tego dziwnego niepokoju, że jeśli zrobi coś nie tak ona zaraz zniknie. Blondyn uważnie patrzył w złote oczy starając się zrozumieć uczucia, które do niego dochodziły. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego. Promieniowała od niej radość i satysfakcja. Kobieta uśmiechnęła się lekko, po czym wyrwała się z jego uścisku. Whitlock poczuł niemal fizyczny ból, gdy Alice przerwała dotyk. Przez sekundę poczuł niepewność wampirzycy. Jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić czy powiedzieć, ona ułożyła swoje dłonie na jego szyi, po czym zbliżyła swoją twarz i sekundę później pocałowała go. W głowie Jaspera pojawiła się myśl, że smakuje czekoladą. Alice dotknęła opuszkami palców policzków wampira. Blondyn początkowo chciał ją odepchnąć. Nie wiedział, kim była, co tutaj robi, ani jaki jest cel jej postępowań. Jednak, gdy jej zapach owinął jego nozdrza całkowicie się poddał. Przyciągnął ją mocniej do siebie i pogłębił pocałunek. W jednej sekundzie zapomniał o wszystkim, o tym jak znalazł się w tym barze, o swoim głodzie, o przeszłości i niepokoju. Liczyła się tylko ona. Niewysoka brunetka, która pojawiła się z nikąd. Uczucia, które od niej płynęły były odurzające. Radość, szczęście oraz… miłość. Jasper znieruchomiał. Alice, ze swoich wizji wiedziała, że to zrobi, miała świadomość, że jedno jej złe słowo, albo gest, spłoszy mężczyznę i już nigdy go nie odnajdzie. Wampirzyca cofnęła się i złapała Whitlocka za rękę, pociągnęła go w stronę zaplecza. Kilku klientów przy barze zaśmiało się lubieżnie i wymieniło niewybredne komentarze, ale oboje nie zwracali na to uwagi. Jasper z wahaniem poszedł za nią, miał nadzieję, że wreszcie otrzyma odpowiedzi.
Alice odczuwała coraz większą niepewność. Jej wizje były wyraźne, ale wiedziała, że wystarczyłaby jego zmiana zdania, aby cała jej przyszłość uległa zmianie. Czuła się jakby chodziła po zamarzniętym jeziorze, a lód pod jej stopami mógł lada chwila pęknąć. Po kilkunastu sekundach znaleźli się na dachu budynku.
Wampirzyca podeszła do krawędzi i odwróciła się do Jaspera.
- Wiedziałam, że tu będziesz.
Blondyn zmarszczył brwi, nauczony doświadczeniem rozejrzał się na boki szukając zasadzki.
- Nie przyszłam tu, żeby cię zabić – dodała szybko i spojrzała na niego z troską. Miała niewyraźne przebłyski przyszłości i tego jak mężczyzna opowiada jej o swoim życiu, wiedziała, przez co przeszedł i sama myśl o tym wywoływała jej smutek.
Jasper chciał jej zadać tyle pytań, pragnął dowiedzieć się skąd wiedziała, że tu będzie, a także, po co przybyła, jednak, gdy tylko doszły do niego jej uczucia, zapytał:
- Czemu jesteś smutna?
Brunetka popatrzyła na panoramę miasta, przez kilka sekund rozważała, co powinna odpowiedzieć, w końcu ze smutnym uśmiechem zwróciła się do blondyna.
- Znam twoją przeszłość, martwi mnie to, co musiałeś przeżyć, zanim cię spotkałam.
- Jak? – Wampir poczuł wzrastającą złość, błyskawicznie znalazł się koło kobiety i mocno złapał ją za ramiona. – Kim jesteś? Maria cię przysłała!?
Blondyn próbował wzbudzić w dziewczynie zaufanie, aby wszystko mu powiedziała.
- Nie musisz wykorzystywać na mnie swojego daru – wyszeptała – i tak powiem ci prawdę. Jasper, jestem tutaj, bo chcę ci pomóc. Pozwól mi wszystko wyjaśnić.
Mężczyzna odsunął się od niej i patrzył na nią podejrzliwie. Alice poczuła ukłucie w okolicy serca. Ona go kochała. Minęły lata odkąd miała pierwszą wizję z nim związaną. Tułała się po świecie, czekając na odpowiedni czas. Marząc o życiu, które będzie wiodła. Pragnąc go. Teraz nadeszła ta chwila, stał na wyciągnięcie jej ręki, jednak podejrzliwość oraz chłód w jego oczach sprawiały jej niesamowity ból.
Szybko odwróciła wzrok i zaczęła mówić.
- Też jestem utalentowana, jak ty. Widzę przyszłość. Nie wiem, kto mnie zamienił, obudziłam się sama bez żadnego wyjaśnienia. Nie pamiętam niczego sprzed przemiany… Tylko ciemność i ból. – Blondyn wierzył dziewczynie, odczuwał jej niepokój, zagubienie oraz złość. – Moją pierwszą wizją byli Cullenowie i ty.
- Cullenowie? – zapytał Jasper.
- To rodzina wampirów, jest ich piątka: Emmett, Rose, Edward, Esme oraz głowa rodziny – Carlisle. Oni są inni. Nie żywią się krwią ludzi, tylko zwierząt – nagle w głosie Alice pojawił się ogromny optymizm. Jasper poczuł także jej nadzieję. – Emmett, Rose i Edward udają przybrane dzieci Carlisle i Esme, on jest lekarzem, który leczy ludzi! Ostatnio mieszkali w Forks – niedaleko Seattle, teraz są w Montanie. Polują na niedźwiedzie grizzly. – Alice zaśmiała się cicho.
- Dużo o nich wiesz – stwierdził z lekkim uśmiechem Jasper, niemal udzielił mu się nastrój wampirzycy.
- Wiem też dużo o tobie – powiedziała i podeszła krok bliżej. – Pozwól mi pomóc. Będziemy z nimi szczęśliwi. Zaufaj mi.
Wampirzyca wyciągnęła rękę. Jasper popatrzył na nią podejrzliwie, uniósł wzrok wyżej i napotkał jej radosny uśmiech i obietnicę w oczach. Po chwili sztywno kiwnął głową.
***
Alice siedziała na niewielkiej polance i dokładnie analizowała najbliższą przyszłość. Byli już prawie na miejscu. W ciągu tygodnia przeszli ponad trzy tysiące kilometrów, oczywiście mogli zrobić to o wiele szybciej, ale nie chcieli iść głównymi drogami i starali się nie rzucać w oczy. Zrobili przerwę na polowanie, po czym mieli za chwilę ruszać dalej. Planowali spotkać się z Cullenami jutro, albo najpóźniej pojutrze. Prawdopodobnie nie będzie Emmetta oraz Edwarda, ponieważ właśnie wybrali się na polowanie, ale kobieta sądziła, że to może lepiej, o wiele łatwiej będzie im wtedy przekonać Carlisle’a. Wiedziała, że najlepszy kontakt będzie miała z Edwardem, ale zdawała sobie sprawę, że początkowo będzie bardzo podejrzliwy. Nagle przed jej oczami pojawiła się nowa wizja. Alice gwałtownie uchyliła powieki i wciągnęła powietrze do płuc.
Na skraju polanki właśnie pojawił się Jasper, wampirzyca wiedziała, że wszystkie decyzje zostały już podjęte. Uśmiechnęła się szeroko. Blondyn wyglądał zdecydowanie lepiej niż tydzień temu. Wydawał się szczęśliwszy, jakby na chwilę zapomniał o swojej przeszłości czuł się lżejszy i pełny życia, poza tym pierwsze polowanie przyniosło mu ulgę. Nie męczyły go już tak ogromne wyrzuty sumienia.
Po raz pierwszy w wampirze egzystencji poczuł spokój, a to wszystko zawdzięczał Alice. Wystarczył tydzień przebywania w jej towarzystwie, aby zapomnieć o Marii, nigdy nie czuł się podobnie. Nie chciał używać patetycznych słów, ale pierwszy raz był skłonny przyznać się do miłości. Blondyn podszedł do dziewczyny i wziął ją za ręce.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Już nigdy nie będziesz musiał się o to martwić – przyznała z uśmiechem.
- Czemu jesteś dla mnie taka dobra? Nie mogę pozbyć się uczucia, że pomyliłaś mnie z kimś innym i zaraz znikniesz.
- Ciii.. – Alice położyła mu palec na ustach. – Nawet nie waż się tak myśleć, zawsze chodziło o ciebie.
Blondyn uśmiechnął się szeroko.
- Miło mi to słyszeć.
Kobieta stanęła na palcach i pocałowała go w usta. To był dopiero drugi raz. Odkąd opuścili Filadelfię, utrzymywali pewien dystans między sobą. Czasem przypadkiem się dotknęli, wymieniali pełne napięcia spojrzenia, ale zdawało się, jakby obydwoje wiedzieli, że jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas.
Jasper z zaangażowaniem oddał pocałunek. Mocno przyciągnął do siebie wampirzycę i sunął rękami po jej talii. Pragnął jej. Chciał dać jej szczęście, pokazać, co do niej czuje. Alice nie przerywając pocałunku zaczęła odpinać koszulę wampira. Miała wrażeniem, że z każdym odpiętym guzikiem jej podniecenie rośnie coraz bardziej. Chciała poczuć jego skórę na swojej. Po zbyt długiej chwili zsunęła jego ubranie. Jasper na chwilę przerwał pocałunek i pomógł jej ściągnąć sukienkę. Wampirzyca przez chwilę wpatrywała się w pokryty bliznami tors i ramiona. Z wahaniem zaczęła dotykać opuszkami palców zranionych miejsc. Po chwili jednak przerwała i spojrzała mu w oczy. Patrzył na nią z pożądaniem. Kobieta uśmiechnęła się, po czym rzuciła się na niego powodując, że oboje upadli na ziemię. Jasper roześmiał się, jednak po chwili poczuł delikatne pocałunki na szyi. Przyciągnął Alice do siebie i gorliwie wbił się w jej usta. Jego ręce zaczęły sunąć po całym jej ciele wywołując westchnienia kobiety. Po kilu minutach Jasper przerwał pocałunek i obrócił ją na plecy. Zaczął całować ją po szyi, a dłońmi delikatnie pieścił piersi. Oddech wampirzycy stawał się coraz bardziej płytki. Usta blondyna zaczęły sunąć coraz niżej. Z namaszczeniem całował jej piersi, gdy nagle poczuł jak kobieta ciągnie go do swojej twarzy.
Alice położyła mu dłonie na policzkach i namiętnie go pocałowała. Chciała mu pokazać jak wiele dla niej znaczy. Oddać wszystkie swoje uczucia. Po chwili odsunęła go lekko od siebie i wyszeptała.
- Proszę, chcę poczuć cię w sobie.
Jasper uważnie popatrzył jej w oczy, po czym szybko pozbył się zarówno swojej jak i jej bielizny. Wszedł w nią szybko, Alice wygięła plecy w łuk jednak po chwili objęła go nogami i zaczęła znowu całować. Pierwszy raz kochali się powoli i bardzo czule. Dopiero poznając swoje ciała i własne potrzeby. Szczytowali w tym samym momencie krzycząc swoje imiona.
Brunetka oparła głowę na ramieniu mężczyzny w ogóle nie oddychając. W tym momencie cieszyła się, że jest wampirem.
Jasper odwrócił się do niej i delikatnie pocałował.
- Dziękuję, że mnie znalazłaś – powiedział patrząc jej w oczy.
***
- Znowu oszukiwałeś – powiedział z pretensją w głosie Emmett, gdy zatrzymali się przed domem.
- Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie mogę wyłączyć swojego daru – zapytał z szerokim uśmiechem Edward.
- Następnym razem na pewno ci nie odpuszczę – zagroził wampir.
Edward zaśmiał się cicho. Wszedł do garażu i zmarszczył brwi, gdy zobaczył pudła z jego rzeczami.
- Co do cholery?
- Cześć jestem Alice – powiedziała drobna brunetka, która stanęła tuz obok. – Będę twoją ulubioną siostrą – dodała z szerokim uśmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:49, 14 Lut 2011 Powrót do góry

7.


b. Jesień
(dojrzałość, melancholia, łzy, depresja)


Szepty w sepii


Przeprowadzali się po raz kolejny. Edwarda zaczęło to męczyć – nie pozwalało mu to bowiem przyzwyczaić się do żadnego miejsca, a więc jednocześnie zadomowić i poczuć się bezpiecznie. Do jego małżeństwa powoli wkradała się rutyna, która oziębiała codzienność znacznie bardziej niż fala zimowych mrozów na dworze. Jednak tym razem przeprowadzka wyglądała nieco inaczej. Bella zdecydowała się przeszperać wszystkie swoje przenoszone z miejsca na miejsce kufry, pudła i torby, a niepotrzebnych rzeczy pozbyć się raz na zawsze. Edward nie mieszał się do jej porządków – zazdrościł swojej żonie odwagi, by otworzyć na nowo świeżo zabliźnione rany z przeszłości oraz dokopywać się do ważnych momentów życia, przypominając o coraz bardziej doskwierającej pustocie egzystencji.
Na dzień przed podróżą do nowego domu, gdy Bella kończyła przeglądać swoje rzeczy, Edward siedział w samotności w salonie, czytając książkę. Wtem usłyszał wołający go głos pani Cullen, więc z niechęcią odłożył lekturę i wszedł do pokoju na strychu. Zaskoczył się, widząc pustki zamiast tysiąca pudeł i pudełek, które wiecznie zapełniały przestrzeń na ich poprzednich strychach, garderobach i piwnicach. Ujrzał zaledwie trzy pudełka, w tym jedno należące do niego samego – i, o zgrozo, jego zawartość leżała na zakurzonej podłodze, porozrzucana chaotycznie wokół Belli.
– To moje rzeczy, zostaw je – naskoczył na nią, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
– Zaciekawiły mnie fotografie – przyznała z niezadowoleniem – chciałam tylko zapytać, co to takiego. – I wyciągnęła w jego stronę plik starych, zniszczonych fotografii w sepii. Podszedł bliżej i wziął je do ręki, a gdy to zrobił, w jego sercu zaczęło się kotłować wiele uczuć.
Pierwszym, co trafiło do jego wampirzych zmysłów, był zapach starego papieru fotograficznego sprzed stulecia. Zdjęcia pachniały kurzem, starością, lecz też przypominały mu woń pięknego, spokojnego życia, jakie niegdyś wiódł – nie sądził, że tak mało ważna rzecz jak papier fotograficzny potrafiła mu tak wiele przypomnieć. Lecz nim zdążył się nacieszyć owym zapachem, ujrzał, co – lub raczej kto – był na tych fotografiach: a przedstawiały nic innego jak piękną, roznegliżowaną kobietę, wyprężoną w kocich pozach, wdzięczącą się do oglądającego i posyłającą mu tajemnicze uśmiechy.
– To pornografia – odparł bez ogródek, z uśmiechem przeglądając kolejne zdjęcia.
– Zdążyłam się domyśleć – odrzekła Bella. – Ale… jakoś ciężko mi myśleć… o tych twoich czasach… że, no wiesz, ktoś tam robił pornografię. Ludzie przecież byli wtedy tacy ułożeni.
– Jesteś ograniczona – odparł nieuprzejmie. – Ludzie zawsze są tacy sami, tylko obyczaje się zmieniają.– Usiadł na jednym z pudełek, przyglądając się kolejnym fotografiom.
– Więc to należało do ciebie? – zapytała zaczepnie.
– Tak – odrzekł bez ogródek. – Te zdjęcia są naprawdę piękne, spójrz na to. To sztuka, nie to co robią teraz, dzisiejsza pornografia jest… ohydna i… – Urwał nagle, przypomniawszy sobie ważne wspomnienie. Czuł, jak kotłuje się w nim wiele myśli, lecz stracił humor do rozmowy. Złożył plik zdjęć i schował za pazuchę, rzucając żonie szybkie spojrzenie. – Poskładaj to wszystko i nie grzeb więcej w moich rzeczach, chyba że sam ci na to pozwolę. To zbyt osobiste. – I wyszedł, nie słuchając smutnych myśli swojej tak bardzo nieszczęśliwej żony.

***

W pewne letnie, przyjemne popołudnie roku 1917, siedział razem z Markiem, kolegą z klasy, na wzgórzu kilka kilometrów od domu, zostawiwszy rowery u stóp pagórka. Wiatr delikatnie owiewał ich twarze, wprawiając w błogi stan rześkości, a słońce ogrzewało spieczone karki chłopców. Rozmawiali beztrosko, ciesząc się piękną pogodą, gdy Mark zniżył głos do szeptu.
– Obiecasz, że nikomu nie pokażesz? – zapytał, a w jego oczach zabłyszczały iskierki.
– Dobrze, nie powiem – odrzekł, nieco zdezorientowany. – Ale o co chodzi?
– Patrz. – Mark sięgnął do kieszeni i wyciągnął pękatą kopertę. – Zobacz, co ukradłem.
– Ukradłeś? To pieniądze? – zapytał Edward, biorąc kopertę do ręki i otwierając ją gwałtownie. Na podołek wysypał się plik fotografii i, ku jego zaskoczeniu, nie byle jakich fotografii… – Och – wydusił z siebie, przeglądając je po kolei. – Skąd to wziąłeś?
– Podwędziłem to mojemu wujkowi. – Mark wydawał się być dumny ze swojego osiągnięcia. Edward nie odpowiadał, z podziwem patrząc na piękne ciała ujęte w profesjonalnych fotografiach. Uświadomił sobie, że jest mu jakoś dziwnie gorąco…
– Trochę dużo ich miał – zauważył, łapczywie chłonąc oczami krągłe kształty modelek. Wertował je coraz szybciej i prawie dobiegł do końca, gdy jedno ze zdjęć wyjątkowo przykuło jego uwagę. Zmarszczył brwi i przyjrzał się twarzy jednej z kobiet. – Znam ją – powiedział powoli i pokazał fotografię przyjacielowi. – Ona mieszka w moim sąsiedztwie…
– Naprawdę? – zapytał z entuzjazmem Mark. – Musisz mnie z nią poznać w takim razie!
– Ale… – Edward ponownie zbliżył twarz do zdjęcia, chcąc się upewnić. – To jest… niemożliwe… Ona przecież… – Zamilkł, uświadomiwszy sobie, że modelka na sofie to z pewnością pani Franklin. Poczuł się dziwnie nieswojo, ponieważ żona doktora Franklina zawsze kojarzyła mu się z kobietą ułożoną i zwyczajną, podczas gdy teraz obserwował ją kompletnie nagą. Złożył zdjęcia i schował do koperty, zadumawszy się.
– Też chciałbym mieć taką sąsiadkę – westchnął Mark, biorąc ją od niego.
– Mhm – wymruczał Edward, będąc jednak myślami zupełnie gdzie indziej.

***

W drodze do Michigan postanowili nieco nadrobić drogi i wstąpili do Carlisle’a i Esme, którzy aktualnie zamieszkiwali przedmieścia Charleston w Virginii. Siedzieli we czwórkę na przytulnej werandzie ich drewnianego domku w milczeniu.
– Mam wrażenie, że coś się stało – rzekł głośno Carlisle, chociaż Edward wiedział, że myślał o tym już wcześniej. – Zachowujecie się dziwnie.
– Edwarda dopadły wspomnienia – odrzekła z przekąsem Bella.
– Czyżby? – zapytał doktor, a między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka.
– Nawet mi się zdarza – próbował uciąć Edward z chłodnym uśmiechem. Carlisle nie odpowiedział, wpatrując się w niego uważnie.

***

Zaczął ją obserwować. Uświadomił sobie, że mimo iż tyle lat żyła obok, nigdy nie zwracał na nią uwagi. Widział, lecz nie zauważał. Teraz pragnął dowiedzieć się czegoś więcej o tej nieco zamkniętej w sobie kobiecie, więc nawiązywał rozmowę tak często, jak tylko mógł.
Któregoś razu pani Franklin wstąpiła do ich domu, przyszedłszy do matki Edwarda w jakiejś drobnej sprawie. Edward obserwował ją uważnie. Uświadomił sobie, że jest naprawdę piękna, a najpiękniejsze w niej były włosy: długie, błyszczące i mieniące się wieloma refleksami. Gładkie i idealnie proste, spływały po jej ramionach niczym roztopiona ciemna czekolada. Oprócz tego ciężko było nie zauważyć piękna jej twarzy: symetryczność delikatnych rysów, czerwień warg, rumieniec na policzkach. Poza brakiem jakiegokolwiek ubrania, pani Franklin ze zdjęcia różniła się od swojej codziennej wersji naturalnością. Gdy przyjrzał się fotografii, zauważył, że nie miała na sobie nawet pudru, zaś gdy widział ją się siedzącą na ganku lub spacerującą, zawsze towarzyszyła jej ostrość makijażu.
Wychodząc, zostawiła jedwabne, beżowe rękawiczki. Nim przyuważyła je matka, Edward zgarnął obydwie do kieszeni i wyszedł na ganek, wdychając przyjemnie chłodne, wieczorne powietrze. Usiadłszy na schodkach prowadzących do werandy, wyciągnął rękawiczki i przyjrzał im się. Patrzył na nie kilka chwil, aż przysunął je do twarzy i powąchał. Do jego nozdrzy dotarł zapach pięknych, zmysłowych perfum, najintensywniejszy przy nadgarstkach.
Wstał i nawet nie mówiąc matce, że wychodzi, ruszył w stronę pięknego dworku państwa Franklinów. Mimo że sam wychował się w bogatej rodzinie, to to, co widział po raz pierwszy z bliska, zrobiło na nim piorunujące wrażenie. Przeszedłszy przez furtkę, minął róże i kwitnące obficie forsycje. Mimo że wciąż czuł w nozdrzach zapach pociągających perfum pani Franklin, prawie równie cudowny zapach tego jaskrawożółtego krzewu nie mógł do niego nie dotrzeć.
Stanąwszy na ganku, wziął głęboki oddech i nacisnął na guziczek na prawo od drzwi. Uświadomił sobie, że jest spięty, nim jednak zdążył choćby wytrzeć spocone dłonie o spodnie, u progu stanęła pani Franklin z uprzejmym zaskoczeniem w oczach.
– Dobry wieczór – rzekł, ukłoniwszy się. – Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem.
– Ależ oczywiście, że nie – odpowiedziała z uśmiechem kobieta. – Wejdź, proszę – zaproponowała. Zrobił dwa kroki do przodu, czując woń tych samych perfum, co na rękawiczkach. Pani Franklin zamknęła za nim drzwi i wskazała ręką w stronę salonu.
– Ależ ja przyszedłem dosłownie na chwilkę – uprzedził.
– Och, ale chyba nie odważysz się odmówić czegoś do picia? – Uśmiechnęła się szeroko. – Dosłownie na chwilkę. Mój mąż wyjechał w sprawach służbowych i nudzę się jak mops. Towarzystwo takiego dżentelmena jak ty, Edwardzie, to dla mnie czysta przyjemność.
– Jest pani niezmiernie miła, lecz mama nie ma pojęcia, że wyszedłem z domu…
– Przecież mieszkam tak blisko. W każdej chwili mogę do niej zadzwonić i powiedzieć…
– Nie – przerwał jej nieco nieuprzejmie, poczuwszy ukłucie niepokoju. – To znaczy… Jest pani bardzo miła, lecz to tylko drobnostka. Zostawiła pani coś u nas – rzekł, wyciągając rękawiczki z kieszeni. Pani Franklin wyciągnęła rękę i przyjrzała się im.
– Ach, w rzeczy samej, to moje. Gapa ze mnie! – Roześmiała się. – Ale mimo wszystko nalegam, byś został. Inaczej będziesz miał na sumieniu swoją sąsiadkę – umrę z nudów.
– Skoro pani nalega – wybąkał, lecz tylko on jeden mógł to usłyszeć, bo pani Franklin zniknęła w jakimś korytarzu i poczęła rozmawiać ze służbą, wydając polecenia. Wszedł do bogato umeblowanego salonu i usiadł na fotelu, ocierając spocone dłonie o spodnie. Zewsząd otaczał go słodki zapach perfum pięknej pani. Chwilę później młoda kobieta weszła do pokoju, uśmiechając się wesoło. – Mają państwo piękny dom – komplementował Edward.
– Dziękuję – odrzekła, lecz ta uwaga chyba nie zainteresowała jej w żaden sposób. – Juanita już robi herbatę. Chyba że… – Zastanowiła się. – Chyba że napiłbyś się czegoś innego.
– Herbata w zupełności wystarczy – zapewnił Edward, lecz pani Franklin nie słuchała.
– A, co mi szkodzi! W końcu – nie codziennie gości się takich czarujących młodzieńców jak ty – oznajmiła, wstając i otwierając barek. W Edwardzie kotłowało się zbyt wiele uczuć, by zareagować. Nim zdążył choćby podnieść wzrok, sąsiadka postawiła przed nim dwa kieliszki i nalała czerwonego wina, które wcześniej odkorkowała. Usiadła na fotelu obok, wzięła swój kieliszek i uniosła go. – Twoje zdrowie, Edwardzie. – I upiła łyk. Bez słowa poszedł w jej ślady. Liczył, że cierpki smak drogiego wina nieco go rozluźni, lecz okazało się odwrotnie. – Mój Boże, Edwardzie, pamiętam cię z czasów, gdy się tutaj wprowadziłam. Kto by pomyślał, że minęło już 10 lat! – taki, o, taki byłeś mały! – Ponownie się roześmiała i łyknęła wina. – Latałeś po podwórku jak oszalały. Słodki brzdąc z ciebie był. Bardzo spoważniałeś. Koleżanki pewnie szaleją na twoim punkcie, hm?
Burknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym ponownie się napił, by nie musieć nic więcej mówić. Pani Franklin spojrzała na niego ze szczerym uśmiechem.
– Smakuje ci? – zapytała uprzejmie.
– Tak, jest wyborne – odrzekł, czując, jak robi mu się gorąco.
– Więc z pewnością zechcesz jeszcze. – Pokręcił szybko głową i otworzył usta, by odmówić, lecz ona sięgnęła po butelkę i rozlała ponownie, śmiejąc się. – Chyba żartujesz, nie po to otwierałam takie wino, być wyszedł po dziesięciu minutach! Zostań, przecież masz wakacje… Zadzwonię do twojej matki i powiem jej, że czytamy poezję… albo wymyślę inną bzdurkę. – Zachichotała i puściła do niego oko, opróżniając kieliszek do połowy. Edward, nie chcąc wyjść na nieuprzejmego, wypił nieco i rzucił przelotne spojrzenie na zegar z kukułką. W tej samej chwili do pokoju weszła pokojówka z tacą i postawiła ją na stolę pomiędzy nimi. – Juanito, idź do siebie i nie przeszkadzaj nam, proszę. Dziękuję za herbatę. Dobranoc. – Służka dygnęła grzecznie i zniknęła za drzwiami, spuściwszy wzrok. Pani Franklin patrzyła na niego nieco zamglonym spojrzeniem, oblizując czerwone wargi. – Czemu jesteś spięty? Przecież cię nie zjem. No, dalej, poopowiadaj coś znudzonej kobiecie. Cokolwiek. – Oparła łokieć o ramię fotela i podparła ręką brodę, mieszając swoją herbatę. – Tak mi okropnie nudno… Nawet sobie nie wyobrażasz! Mojego męża ciągle nie ma… Nie mamy dzieci… Plączę się tylko w tę i z powrotem po sąsiadach, bo co innego mi zostało do roboty.
– W naszym domu zawsze jest pani miło widziana – poinformował uprzejmie. Uśmiechnęła się nieznacznie, oblizując łyżeczkę. – Piękne meble – powiedział, rozpaczliwie szukając tematu, na który mógłby się wypowiedzieć.
– Już to mówiłeś, cukiereczku – odrzekła beznamiętnie. – Meble nie mają dla mnie znaczenia, to tylko drobne zabawki, na które się mogę popatrzeć w mojej złotej klatce – westchnęła, z cichym brzdęknięciem odkładając srebrną łyżeczkę na spodek. – Wymyśl coś lepszego.
– Uważam, że jest pani bardzo piękna – oświadczył nieco pewniejszym tonem, podnosząc wreszcie wzrok. – Lecz jeszcze lepiej pani wygląda bez makijażu. – Patrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy, zastanawiając się. Musiała zrozumieć aluzję, ponieważ po chwil spojrzała w drugą stronę, popijając wino. Edward sięgnął po swój kieliszek i opróżnił go. Po kilku minutach milczenia pani Franklin zapytała:
– Chcesz zobaczyć więcej?
Spoglądali sobie w oczy przez chwilę, aż Edward wstał, wyrażając tym samym zgodę na jej propozycję. Zaprowadziła go na górę po schodach, następnie przeszli jakimś korytarzem, minęli bawialnię oraz czytelnię, aż w końcu znaleźli się w interesującym, zaciemnionym pokoju z oknami na poddaszu. W centralnej części pomieszczenia stał piękny, zdobiony szezlong obity farbowaną na czerwono skórą – ten sam, na którym widział panią Franklin na fotografii, choć, naturalnie, ze zdjęcia nie mógł wywnioskować jego koloru. Wszędzie wokoło stały różne przedmioty codziennego użytku: krzesła, taborety, stoliki, szafki nocne, wazy, półmiski z owocami, wazony z zeschniętymi kwiatami, a także książki, popielniczki, kosmetyki, filiżanki, dzbanki… A wszystko to ułożone w całkowitym, jakby zamierzonym nieładzie, walające się pod stopami, co utrudniało swobodne chodzenie. Promienie słońca padające przez poddasze w dzień i tak było zaciemniane czerwonawą kotarą, a jedynym źródłem światła w nocy pozostawała fikuśnie zdobiona lampa zwisająca z sufitu. Na drugim końcu pokoju stała komoda, a obok toaletka.
– Wejdź do środka, nie krępuj się – powiedziała zachęcająco, kładąc dłoń na jego plecach i popychając chłopaka delikatnie. Poczuł, jak od miejsca, w którym go dotknęła, rozchodzi się po jego ciele dziwny, elektryzujący skurcz. Zrobił dwa kroki do przodu, a do jego nozdrzy wdarł się ten sam zapach, który wyczuł na nadgarstkach rękawiczek, lecz tym razem intensywniejszy i wymieszany z wonią drewnianego, nieco zakurzonego poddasza. Pani Franklin minęła go i mrucząc coś pod nosem, zaczęła zbierać książki i naczynia z podłogi, lecz Edward jej nie słuchał. Miał tak śliskie dłonie, że nie nadążał z wycieraniem ich o spodnie, więc dał sobie spokój. Serce dudniło mu w uszach, zagłuszając wszystkie dźwięki, jakie dobiegały do niego z otoczenia. Ślinianki pracowały intensywnie, począł szybciej oddychać, oblizywać wysuszone wargi…
– …Hmm? Co ty na to? – dotarło do niego pytanie pani Franklin, która trzymała w dłoniach aparat. Nie miał pojęcia, kiedy zdążyła posprzątać i się przebrać – musiał stać u wyjścia jak kołek przez kilka dobrych minut. Odchrząknął, nie będąc pewnym, czy jego przypuszczenia pokrywają się z propozycją, jaką mu złożyła, więc zapytał:
– Mogłaby pani powtórzyć?
Chyba opacznie zrozumiała jego zdenerwowanie, ponieważ wyraz jej twarzy zmienił się, a w oczach błysnęła niepewność. Opuściła nieco dłonie, w których ściskała aparat, i oblizała nerwowo wargi. Zauważył, że ma na sobie delikatny, jedwabny szlafroczek – i nic więcej.
– Zechciałbyś potem… – Zmieszała się. – Jeśli, oczywiście, masz taką ochotę…
– Oczywiście – odrzekł, kiwając głową skwapliwie.
– To cudownie – odpowiedziała, uśmiechając się. Postawiła ciężki aparat na stoliku, który był teraz podsunięty pod ścianę, po czym podeszła do komody i otworzyła szufladę.
– Nie odpowiedziałeś na moje inne pytanie – zaczęła, szukając czegoś w jej wnętrzu.
– Jakie pytanie? – zapytał, licząc, że nie wyszedł na nieuprzejmego.
– Zatem widziałeś fotografie, mylę się?
– Tak – odrzekł nieco pewniejszym głosem.
– Tak: widziałeś, czy tak: mylę się? – zapytała, roześmiawszy się. Wyciągnęła plik fotografii z szuflady i podeszła do niego, wskazując mu szezlonga. – Dlaczego sobie nie usiadłeś? – Pociągnęła Edwarda za nadgarstek i razem z nim ułożyła się wygodnie na czerwonej skórze. – Wiesz, czasami, gdy się bardzo nudzę… Dzwonię do mojego przyjaciela, jest fotografem… Och, to te, co chciałam ci pokazać. Ale to zaraz – oświadczyła, składając je i kładąc na kolanach spodem do góry. – Nie myśl o mnie źle. Jestem taka samotna… Mój mąż w ogóle się mną nie interesuje… No i jak tu się nie nudzić, prawda? – Uśmiechnęła się niepewnie.
– Nie myślę o pani źle – zapewnił ją. Spoglądała na niego spod długich, wytuszowanych rzęs, a on nie odwracał wzroku. Uświadomił sobie, że staje się coraz spokojniejszy. Pani Franklin roześmiała się i wyciągnęła rękę w jego kierunku. Poczuł jej dłoń na swoich włosach, a po chwili wzięła w palce jeden z rudych kosmyków i założyła za ucho, patrząc nieco nieobecnym wzrokiem. Odchrząknął nieco nerwowo i spuścił wzrok.
– Bardzo się cieszę, że dziś do mnie przyszedłeś – zaczęła powoli. – Wieczór od razu staje się… przyjemniejszy… – Wsunęła palce w jego czuprynę i zaczęła ją mierzwić pieszczotliwie. – To jak, masz ochotę zabawić się w fotografa?
Nie miał pojęcia, ile czasu upłynęło, ani co dokładnie robił przez ten czas. Jednego był pewien: pani Fraknlin wręczyła mu aparat fotograficzny i statyw, zdjęła jedwabny szlafroczek i ułożyła się wygodnie na szezlongu, czekając, aż on rozstawi sprzęt.
Kilkaset – a może i więcej – uderzeń serca później podeszła do niego, stanęła tak blisko, że czuł jej oddech na swojej brodzie, a następnie wspięła się na palce i zaczęła całować jego szczękę i kości policzkowe. Jej wargi błądziły po całej twarzy chłopaka, delikatnie łapała płatek ucha, ssała skórę na szyi… Przez ten czas rozpinała jego nieco wilgotną koszulę, dotykała brzucha, torsu, szyi i pleców… Nawet nie zauważył, w którym momencie i on zaczął pieścić jej piękne ciało.
Zrobił krok do przodu, kierując się w stronę szezlonga i składając drobne pocałunki na dekolcie, szyi, twarzy wreszcie ustach. Popchnął panią Franklin delikatnie, a potem nieco pewniej, aż w końcu jej nogi napotkały przeszkodę w postaci miękkiej, czerwonej skóry. Kobieta usiadła w pozycji półleżącej, a on oparł się o nią, całując coraz namiętniej, błądząc palcami po brzuchu i krągłych piersiach, kształtnych pośladkach, udach, łydkach…
Wsunął język do jej ust, czując się jak w niebie. W pewnej chwili popchnęła go do tyłu i ułożyła tak, że leżał plecami na kanapie, dysząc ciężko i łaknąc jej pocałunków. Usiadła na nim okrakiem i zaczęła rozpinać spodnie, przez cały czas całując w usta, aż zjechała wargami niżej, na szyję… Odrzucił głowę do tyłu, czując, jak pani Franklin ssie jego skórę, zostawiając czerwoną malinkę, lecz nie zaprzestała: rozpiąwszy spodnie, zsunęła je nieco na jego uda, liżąc przez ten czas jego mostek, nadgryzając sutki i wsuwając język do pępka. Przestał nad sobą panować. Wyciągnął rękę w jej kierunku i wsunął palce we włosy, w zupełności tak gładkie i miękkie, jak się spodziewał. Czuł, jak jej język i wargi zsuwały się z pępka, przenosząc na podbrzusze… Lecz chcąc jakby odłożyć tę chwilę na później, wysunął się z jej ramion i tym razem to ona leżała na plecach, całowana i pieszczona. Czuł zapach jej wyperfumowanego i wypielęgnowanego ciała, ciała nieco już dojrzałego, lecz jednocześnie tak pięknego i pociągającego. Schodził od brzucha w górę, a potem z powrotem, skupiając się w szczególności na piersiach. Zjechał wargami do sutków i zaczął je ssać, lizać, nadgryzać, ściskać palcami… Nigdy tego nie robił, lecz coś wewnątrz podpowiadało mu, jak sprawić kobiecie przyjemność. Roześmiała się kokieteryjnie i westchnęła, najpierw raz, potem kolejny, a potem głośniej, gdy zsunął się niżej, zostawiając językiem wilgotny ślad na jej brzuchu. Sięgnął do jej ud i oplótł je wokół siebie, poczuł, jak tym razem jej dłoń zanurza się w jego włosach i zaciska, jak mocno pchała go w dół i w dół…
Lecz w tamtej chwili coś w nim pękło. Wyszarpnął głowę z jej uścisku i odepchnął mocno, dysząc ciężko i nerwowo szukając porozrzucanych na podłodze ubrań.
– Edwardzie! Edwardzie, co ty robisz? – pisnęła nieco spanikowana. – Zrobiłam coś nie tak?
Nie odpowiedział, zbierając pospiesznie spodnie i koszulę.
– Edwardzie, proszę cię, zostań, przepraszam, jeśli byłam zbyt… zbyt… cokolwiek – prosiła błagalnie, a jej głos drżał. Podniósł głowę, przerywając nakładanie skarpetki, i ujrzał, że w jej oczach błyszczą łzy. Przygryzała wargi, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
– Nic pani nie zrobiła – odrzekł. – Nie powinienem był tu przychodzić, przepraszam.
– Proszę poczekać! – zawyła gwałtownie, reagując zaskakująco emocjonalnie. Edward bez słowa założył koszulę i zaczął ją zapinać, podczas gdy ona zerwała się na nogi i zaczęła odrywać jego ręce od guzików. – Poczekaj, Edwardzie, skoro nie chcesz, to…
– Nie, to nie chodzi o panią, a o mnie – odpowiedział.
– Proszę nie odchodzić, bardzo proszę, Edwardzie… – błagała, a kolejne łzy skapywały z jej policzków na dekolt. – Jestem taka samotna… Proszę, potrzebuję towarzystwa, nie zostawiaj mnie samej… – Wyszarpnął ręce z jej uścisku i zaczął zakładać buty. – Błagam, nie odchodź, zostań… Edwardzie! – Zignorował jej nawoływania i ruszył w kierunku drzwi. – Edwardzie, proszę cię, zostań, chociaż po to, by porozmawiać… Słyszysz mnie? Nie odchodź! Proszę, potrzebuję dziś kogoś! Edwardzie!!!
Lecz on wyszedł, zostawiając roztrzęsioną kobietę samą.

***

– Edwardzie? Mogę wejść? – Edward podniósł głowę znad lektury i ujrzał Carlisle’a stojącego u progu. Kiwnął głową i zatrzasnąwszy książkę, odłożył ją na biurko. – Czym się zamartwiasz? – zapytał doktor, siadając na fotelu naprzeciw niego. – Widzę przecież, że coś cię gryzie. I widzę, co się między wami dzieje.
– To nie ma znaczenia – odrzekł Edward, odwracając wzrok i spoglądając przez okno.
– Jak ktoś tak ważny jak twoja żona może nie mieć dla ciebie znaczenia? – A ponieważ tamten milczał, dodał: – Tu chodzi o coś bardzo poważnego i nie możesz przed tym uciekać.
Edward zmieszał się, spoglądając swojemu przyszywanemu ojcu w oczy. W końcu wziął dwa głębokie oddechy i począł opowiadać, podczas gdy doktor spoglądał na niego przenikliwym, tak częstym u niego dobrotliwym spojrzeniem. Gdy skończył, zapadło milczenie.
– Co się stało potem? – zapytał doktor. – Bo nie sądzę, byś miał wyrzuty sumienia tylko dlatego, że nie spełniłeś jej chwilowej zachcianki.
– Właśnie dlatego, Carlisle – odrzekł Edward, zaciskając zęby. Zamilkł na chwilę, jakby bojąc się, że słowa wypowiedziane staną się bardziej prawdziwe. – Zabiła się tej nocy. – Doktor milczał, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć. – Zostawiła list… Pisała coś o samotności i braku zrozumienia… Wiem tylko tyle, ile za życia usłyszałem z plotek. To miała na myśli, nalegając, bym został, bo potrzebuje kogoś tej nocy. A ja stchórzyłem.
– Nie mogłeś tego wiedzieć, Edwardzie, miałeś tylko szesnaście lat. – Edward milczał, wpatrując się tępo w okładkę książki. – Nie obwiniaj się…
– Wiesz, Carlisle, czasami leżę i wyobrażam sobie… marzę, że do niej wróciłem i jej pomogłem. Że wszystko potoczyło się inaczej.
– A skąd wiesz, czy to by coś zmieniło? Skąd wiesz, jak dalej potoczyłyby się jej losy? Nigdy nic nie wiadomo. – Carlisle wstał z zamiarem wyjścia. – Edwardzie? – rzucił przez ramię.
– Tak? – Carlisle spoglądał na niego w zamyśleniu.
– Może właśnie masz okazję odkupić winy.
– Co masz na myśli? – Edward zmarszczył brwi.
– Rozejrzyj się. Może masz gdzieś taką panią Franklin w najbliższym otoczeniu.
I wyszedł, zostawiając Edwarda samego ze swoimi myślami. Chociaż wydawało mu się, że minęło kilka chwil, to musiał spędzić na wspominaniu i rozmyślaniu znacznie więcej. Słońce osiągnęło zenit i zdążyło zajść, gdy wstał, poszedł do pokoju, w którym siedziała jego żona i spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Podniosła na niego wzrok, spoglądając niepewnie.
– Masz może ochotę porobić zdjęcia, kochanie? – zapytał, obserwując, jak na jej twarzy pojawia się szeroki, tak bardzo upragniony uśmiech.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:54, 14 Lut 2011 Powrót do góry

8.


a. Lato
(słońce, miłość, morze)


W słonecznych promieniach


- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - zapytała, spoglądając przez okno na piękny krajobraz. Willa znajdowała się na wysokim wzniesieniu. Przed nią rozciągały się piękne oliwne gaje, a w tle było widać przepiękny turkusowo-granatowy horyzont.
- Chcę, żeby to było na dla ciebie niezapomniane wspomnienie, najdroższa. - Stanął za nią, otoczył ramionami talię i wtulił się w miękkie, jedwabiste włosy. Zapach ziół przyjemnie drażnił jego wrażliwe nozdrza. - Jesteśmy z dala od zgiełku Volterry w zapomnianej przez wszystkich krainie. Nie ma lepszego miejsca, by uczcić nasze wieczne połączenie – dodał łagodnie.
Nikt nie spodziewałby się takiego tonu po jednym z najgroźniejszych i najstarszych wampirów. U swoich pobratymców budził strach, był nieprzystępny. Ludzie drżeli przed nim, podświadomie zdając sobie sprawę z jego niezwykłości, ale ta krucha istota, którą właśnie trzymał w ramionach, wyzwalała w nim obce do tej pory uczucia. Chciał, by żyła, by stała u jego boku na zawsze, by wspierała, pomagała decydować i wybierać właściwą drogę. W zamian za jej obecność ofiarował brak bólu, długowieczność i oddanie, mimo że na nic nie liczyła i może dlatego wydawała mu się wyjątkowa?
- Boję się, Kaju. To mnie przerasta. Czy nie lepiej byłoby umrzeć? - zapytała. Jej głos był taki cichy, że mimo odległości dzielącej ją od ukochanego, mężczyzna nie miał prawa tego usłyszeć. Usłyszał jednak.
- Umrzesz, najdroższa, ale narodzisz się na nowo. Będziesz silna, będziesz moja.
- Jestem twoja.
- Wiem – odpowiedział, całując ją w czubek głowy. - Chodź, kochanie, odpocznij.

Zaprowadził się do łóżka. Duże, wsparte na czterech mocnych, drewnianych kolumnach posłanie wyróżniało się na tle wyposażenia sypialni. Zostało zamówione specjalnie dla niej – inkrustowane wezgłowie, miękki, wysoki materac, atłasowa pościel.
Łoże stało na chłodnej posadzce, złożonej z małych kamyczków w kolorze butelkowej zieleni, nie pasowało do białych mebli – dużej bieliźniarki, zgrabnej toaletki, przy której stała miękka, zielona pufa i dwóch wysokich, okrągłych stolików nocnych wspartych na lwich łapach. Znacznie lepiej komponowałoby się w rustykalnej aranżacji, ale ona nie chciała, by zmieniać wystrój całego wnętrza, prosiła tylko o to łóżko, przypominające jej dom. Kajusz zrobiłby dla niej wszystko.
Kiedy położyła się, westchnęła głęboko. Już tylko spacer po pomieszczeniu i stanie przy oknie męczyło ją tak, że musiała znów nabrać sił.
- Gdzie idziesz, Kaju? – wyszeptała, gdy ucałował ją w czoło i chciał się oddalić. Wyzwalała w nim nienaturalne dla drapieżnika odruchy. Rozczulała sposobem, w jaki wymawiała jego imię, w jaki je zdrabniała. Te dwie sylaby były dla niego najpiękniejszym brzmieniem. Kryły więcej niż wyznanie miłości. Ona nigdy się go nie bała i pewnie również dlatego zdobyła jego serce. Nie pożądała wieczności.

***

Nic nie doprowadzało do większego wzgardzenia człowieka w oczach wampira jak prośba o nieśmiertelność. Ludzie pochylający się służalczo nad krwiopijcą zawsze wywoływali tylko wstręt. Mamiono ich mrzonką o spełnieniu marzenia wieczności tylko z wygodnictwa. Taki człowiek był idealnym materiałem na źródło pożywienia i kontaktu ze światem w szczególnych przypadkach. Przysłowie mówi: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Można to idealnie sparafrazować, tłumacząc znaczenie człowieka dla zimnoskórych: gdzie wampir nie może, tam człowieka pośle. I nie jest to żaden komplement ani wyróżnienie.
Wśród ludzi można było jednak znaleźć odpowiedni materiał na wampira. O przydatności decydowała nie tylko mądrość czy talenty, ale też odwaga i charakter.
Athenodora miała charakter.

Nigdy nie zapomni dnia, kiedy znalazł ją w domu greckiego mecenasa sztuki. Volturi planowali zlikwidować bogatego, ale krnąbrnego człowieka, który przypadkiem dowiedział się o ich istnieniu. W związku z planem unicestwienia niewygodnego świadka istnienia Dzieci Nocy, królewscy wojownicy zjawili się w posiadłości Greka pod dowództwem samego Kajusza. Volturi chciał sam się przekonać, jak wygląda wpływowy śmiertelnik oraz nadzorować przejęcie jego majątku. Był to jeden ze sposobów, w jakich nieśmiertelni przez wieki zdobywali dobra materialne. Ograbiali tych, którzy padali ich ofiarą – bez skrupułów, bez sentymentów. Przecież wampir nie musiał bać się o swoje sumienie.
Po tym jak splądrowali domostwo i przewiązali gospodarza sznurem do bogato zdobionego krzesła, miało się zacząć przedstawienie. Spocony Grek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego los jest policzony. Słone krople spływały mu po zmarszczonym czole i pucułowatych policzkach, koszula nocna była tak mokra, że można by z niej wyżymać wiadro potu. Kajusz myślał, że mężczyzna boi się śmierci. Miał rację, ale w głowie człowieka oprócz lęku przed nieuchronnym końcem żywota, był strach o los córki.

- Panie, na górze jest jeszcze dziewczyna, sprowadzić ją? - zapytał Felix, wysoki, dobrze zbudowany strażnik.
- Nie, nie, tylko nie ona! - krzyczał mężczyzna. Kajusz wyczuł determinację w tym śmiertelniku. Grek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie uda mu się wyplątać z mocnych więzów, że nawet gdyby jakimś cudem sznur się rozplątał, w sekundę zostałby powstrzymany przez niezwykle szybkich i czujnych krwiopijców. Mimo to szamotał się, mając nadzieję, chcąc chronić tę, która była dla niego najcenniejsza. - Proszę, odebraliście mi już wszystko, zostawcie ją! - skomlał.
- Zostaw, sam pójdę – odparł blondyn, nie zwracając uwagi na starca.

W mgnieniu oka znalazł się w jej sypialni. Jedynym pokoju na poddaszu tej wielopoziomowej willi. Leżała w wielkim dębowym łożu, wezgłowie zdobiła wyryta scena – narodziny Wenus, czy jak powiedzieliby Grecy – Afrodyty. Z podziwem przyglądał się przedstawieniu bogini wyłaniającej się z morskiej piany, nie zwróciwszy w pierwszym momencie uwagi na wpatrujące się w niego oczy. Piękne granatowe jak głębokie morze, duże, pełne. Nigdy nie widział tak pięknych oczu. Już po chwili zaczął dokładnie badać spojrzeniem właścicielkę tych klejnotów. Hebanowe włosy, spływały falami po owalnej, drobnej twarzy i układały się niczym zwinne węże na bawełnianej, białej pościeli. Usta – niewielkie, ale grube i mięsiste wargi przypominały mu letnie, czerwone maki. Mogły wodzić na pokuszenie. Wampir musiał wyglądać dość oryginalnie, ponieważ wargi otworzyły się, uniosły ku górze, odsłaniając mlecznobiałe, równe żeby.
- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytał, sam nie poznając swojego niepewnego głosu, gdy słowa opuściły jego usta.
- Patrzysz na mnie, jakbyś zobaczył ducha – odpowiedziała, nadal się uśmiechając. Brzmiała pewnie, jakby w ogóle się go nie obawiała, a przecież był obcym mężczyzną, który wtargnął do jej sypialni, zdemolował dom – musiała słyszeć nietypowe jak na nocną porę poruszenie.
- Trochę tak się czuję. - Była blada, bardzo blada, niemal taka jak on.
- Niewiele się mylisz, długo już nie pożyję, a jak ukrócisz moje cierpienia w tej chwili, będzie mi jeszcze milej.

Co ona powiedziała? Dlaczego tak lekko przyjmuje los, przecież człowiek walczy o przetrwanie do końca. Zawsze tak było. Drapieżnik nie lubi, gdy jego ofiara nie próbuje się bronić.

- Nie zastanawiaj się, wypij. – Nadstawiła smukłą, jasną szyję, na której uwidoczniła się kusząca, idealnie naprężona tętnica. Natychmiast znalazł się u jej boku, musnął zimnymi ustami odsłonięte dla niego ciało – nawet nie zadrżała. Pachniała jak łąka. Letnie, polne kwiaty, świeża trawa. Nigdy nie chciał czyjejś krwi tak bardzo, równocześnie pragnąc nie skrzywdzić jej nosiciela.
- Dlaczego nie boisz się śmierci? - zapytał, odsunąwszy się, by zapanować nad sobą.
- Mówiłam już. Jestem przeznaczona śmierci, czekam na nią.
- Mogę ci dać życie. - Sam nie zdawał sobie sprawy z tego, jak niedorzecznie brzmi jego propozycja.
- To oszustwo. Nieśmiertelność to oszustwo. Każdy kto żyje na ziemi doświadcza smutków i radości, zdrowia i choroby, żyje, by dać życie, a potem odejść.
- Ale ty odejdziesz za szybko.
- Taki jest mój los – odparła całkowicie pogodzona z sytuacją. - Jeśli nie chcesz mojej krwi, zabij mnie inaczej.
- Nie! - Nie dyskutowała z nim, widząc zaciętą minę. Odgarnął nakrycie, odsłaniając jej zgrabne ciało. Miała długie, chude nogi, z pewnością była wysoka. Wziął ją na ramiona i pomknął na dół, a potem przekazał Feliksowi z instrukcją, by zabrał ją do wozu. Zdezorientowany strażnik na początku się zawahał, a potem wykonał posłusznie rozkaz, Kajusz natomiast poszedł dokończyć dzieła.


Nigdy nie miała mu za złe, że zabił jej ojca. Apollinarios był złym człowiekiem, bogacił się na krzywdzie innych i nie dbał o nikogo tak bardzo, jak o siebie. Po śmierci żony zupełnie przestał interesować się córką, a gdy ta zapadła na nieuleczalną i nieznaną chorobę, stała się dla niego niemal niewidoczna. Rzadko odwiedzał ją w pokoju, a ona nigdy nie jadła z nim przy stole. Żyli obok siebie. A jednak w chwili śmierci myślał o niej i chciał ją ocalić. Kajusz powiedział Athenodorze, że ojciec ją kochał, na swój sposób. Błagał, by darowano jej życie. Wampir spełnił życzenie swojej ofiary i pozwolił umrzeć z uśmiechem na twarzy. Jego decyzja nie miała nic wspólnego z łaską, on nigdy nie czuł empatii do ludzi. Zachował tę dziewczynę dla siebie, nie mógł się jej oprzeć.
W Volterze obecność chorowitej śmiertelniczki wywołała chaos. Na początku Aro i Marek przymykali oczy na dziwne zachowanie brata, potem zaczęli się martwić, obserwując zupełnie rozstrojonego emocjonalnie wampira. Kajuszowi zależało na tym, by dziewczyna chciała przemiany. Spędzali noce na rozmowach, a ona uparcie podtrzymywała swoją odmowną odpowiedź. Zbliżyli się do siebie, zaprzyjaźnili, rozprawiając o wszystkim i o niczym, kłócąc się o przyziemne sprawy, gdy różnili się zdaniem. Nie przerywaliby gorących dysput, gdyby nie jej zmęczenie. To właśnie wtedy Kajusz przypominał sobie o głodzie i obowiązkach.
Mijały miesiące, a ona słabła, nikła w oczach. Błagał ją o zmianę zdania, bezskutecznie.
Ale w końcu, ku uciesze wszystkich, zgodziła się.

- Kaju, kochaj się ze mną – powiedziała ni z tego, ni z owego. Rozmawiali właśnie o wojnie o niepodległość Grecji, wymieniając brutalne fakty, a ona nagle zamilkła, a potem zadała to zupełnie nieprzystające to sytuacji pytanie.
- Słucham? - zapytał oniemiały.
- Przecież masz idealny słuch, głuptasie. Wiem, że słyszałeś, ale powtórzę się. Kochaj się ze mną. Tylko tego nie zaznałam w moim życiu. Nigdy nie oczekiwałam, bo przecież jak. Ale teraz ty jesteś ze mną, trwasz przy mnie, więc może mógłbyś... Może dałbyś mi tę jedną noc? - Mówiła coraz ciszej i niepewnie.
- Mógłbym cię zabić. - Dlaczego jej prośba tak bardzo go poruszyła, że chciał ją zaraz wypełnić, ale jednocześnie się wahał?
- Tego też chcę, więc to układ doskonały. - Uśmiechnęła się, ale wyczuwał jej zdenerwowanie. Bała się odmowy.
Nigdy nie miał wątpliwości , gdy słyszał taką prośbę. Nie raz uprawiał seks ze śmiertelniczkami, ale nigdy nie zależało mu, by żyły. Doprowadzał się do spełnienia kosztem ich życia, spijając po stosunku jeszcze ciepłą i buzującą hormonami szczęścia krew. Kobieta była dla niego uosobieniem idealnej uczty, najwyśmienitszego posiłku. Przywodziła na myśl przyjemne skojarzenia, wywoływała podniecenie, ale teraz nie mógłby rozkoszować się ciałem tak, jakby chciał, wiedząc że po chwili przyjemności będzie martwe. Ta, która złożyła mu taką kuszącą propozycję, musiała przetrwać. Zastanawiał się nad prawdziwą motywacją Athenodory i przyszła mu do głowy pewna myśl.
- Dlaczego tego pragniesz, a nie życia? - zapytał.
- Nie wiem. - Wiedział, że kłamie.
- Powiedz to.
- Co?
- Dlaczego?
- Bo cię kocham.

Wtedy się zgodziła. Zgodziła się, by ją przemienił. Tamtej nocy zasnęła wtulona w niego, zupełnie jak teraz w małej willi na południu Włoch, gdzie dojrzewają najsmaczniejsze brzoskwinie, rosną jedne z najbardziej wykwintnych winorośli i najdorodniejszych oliwek. Tu, gdzie promienie słoneczne ogrzewają przyjemnie skórę ludzi, a na wampirzej budują tysiące błyszczących diamencików.
To tu ją przemienił w pierwszą noc, czuwał nad nią, gdy cierpiała podczas transformacji. To tu pokazała mu się w promieniach słonecznych - uśmiechnięta i piękniejsza niż kiedykolwiek. Żałował tylko jej granatowych oczu, ale świadomość, że będzie przy nim na zawsze, wynagradzała wszystko.

- Kaju, kochaj się ze mną – powiedziała, stojąc na tarasie i zachęcając go, by podszedł ruchem ręki.
- Skoro obiecałem – odparł żartobliwie, zjawiając się przy niej sekundę potem. Pacnęła go w ramię, ale już po chwili wpiła się w jego usta.
Całowali się już wcześniej, ale ten pocałunek był zupełnie inny. Był przepełniony pragnieniem, czystym pożądaniem. Na chwilę zniknęła subtelna kobieta, która nawet w wampirzej skórze była nadzwyczaj spokojna i zrównoważona, mimo iż narodziła się kilka dni wcześniej. Zachłannie pieściła językiem wnętrze jego ust, przygryzała wargę, a on rozwiązywał w tym czasie sznurówki letniej sukienki. Zsunął rękawy i musnął chłodną skórę ramion, po czym wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Szaleńczo zrywali z siebie ubrania, jakby pozostała im tylko ta chwila – nie cała wieczność. Ujął w ręce jej niewielkie piersi, całował je, lizał. Ona obejmowała jego pupę, przyciskając do siebie. Zrozumiał.
Wiedział, że jej nie skrzywdzi, ale zarazem chciał być delikatny i czuły.
Po szalonych pocałunkach, nadeszło spokojne spełnienie. Kiedy spojrzał na jej twarz chwilę po, miała zamknięte powieki, a na ustach uśmiech.
- Kocham cię – powiedział pierwszy raz, chociaż nie musiał – wiedziała. Odpowiedziała mu bez słów – pocałunkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 1:10, 14 Lut 2011 Powrót do góry

Można oceniać, pamiętajcie na PW do mnie, a pod spodem zamieszczacie "pustego" posta - publiczny dowód oceny! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Izzy BELLA
Człowiek



Dołączył: 12 Mar 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Bydgoszczy

PostWysłany: Wto 22:18, 15 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 10:46

Pomysł:

5 miejsce: 5. Kim jestem?
4 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
3 miejsce: 4. Polowanie
2 miejsce: 3. Maja
1 miejsce: 7. Szepty w sepii

Uzasadnienie:
Szepty w sepii mnie oczarowały. Nie wiem co konkretnie wpłynęło na taki mój stan, ale ten lemon jest moim faworytem. Szesnastoletni Edward, stare zdjęcia i postanowienie ratowania małżeństwa, w którym coś zaczęło zgrzytać. Jestem pod wrażeniem!
Maja ma w sobie coś takiego, że to właśnie ten tekst przychodził mi pierwszy na myśl kiedy byłam na półmetku lektury. Alec ukrywający się przed siostrą, walc i Maria – obrazy, które zostają w pamięci na dłużej.
Polowanie znalazłoby się na mojej liście wyżej, gdyby zamiast roku 2047 było co najmniej 2247. Pomysł połączenia Belli i Demetriego (albo któregokolwiek z Włochów) przypadł mi do gustu, ale dziwi mnie fakt, że Bella znudziła się Edwardem po 40 latach. „Ludzkie” małżeństwa trwają czasem dłużej… Edward może i jest nudziarzem, ale ja bym im dała jeszcze te 150 lat Smile
W słonecznych promieniach pokazuje zupełnie inną naturę Kajusza. Porywczy i gwałtowny, a pozostawia Athenodorę przy życiu, na dodatek nakłania ją do przyjęcia „daru” nieśmiertelności. Taka wersja „ubogaca” tę postać.
Kim jestem? na miejscu 5. za ciekawe połączenie agresji i delikatności w jednej osobie.


Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: 4. Polowanie
4 miejsce: 6. Początek
3 miejsce: 5. Kim jestem?
2 miejsce: 3. Maja
1 miejsce: 7. Szepty w sepii

Uzasadnienie:
W tej kategorii zwracałam uwagę na to jak to, które z elementy Autorka wymieniła w temacie ma się do tego, co znalazłam w tekście.
Szepty w sepii są wg mnie najbardziej dopracowane w tej kwestii. Dojrzała kobieta w depresji, jej łzy kiedy Edward wychodzi i melancholia Cullena na wspomnienie końca tej historii – jednym słowem: Jesień.
W pozostałych tekstach to kryterium zostało spełnione albo w troszkę mniej (przeze mnie) zauważalny sposób, albo jakiś szczegół zakłócił moją wizję „pory roku”.


Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: 3. Maja
4 miejsce: 4. Polowanie
3 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
2 miejsce: 2. Monterrey
1 miejsce: 5. Kim jestem?

Uzasadnienie:
Nie jestem dobra w szukaniu błędów, bo czytając skupiam raczej na treści niż na formie. Czytając teksty konkursowe przyjęłam zasadę, że zaznaczam wszystko co uda mi się wyłapać. Z podsumowania wynikło, że w Kim jestem? nie zaznaczyłam nic! Dlatego ten tekst znalazł się na pierwszym miejscu, a później w kolejności rosnącej ilości „zaznaczeń”.


Najgorętszy lemon:

5 miejsce: 2. Monterrey
4 miejsce: 4. Polowanie
3 miejsce: 5. Kim jestem?
2 miejsce: 3. Maja
1 miejsce: 7. Szepty w sepii

Uzasadnienie:
Szepty w sepii są moim absolutnym numerem 1. To właśnie ten lemon wywołał we mnie najwięcej lemoniastych przeżyć.
Maja z tegoż samego powodu na miejscu 2 itd., itp.
Kryterium oceny był w tej kategorii poziom ruchliwości motyli w podbrzuszu i mrówek pod skórą – wyniki jak widać Wink


Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce: 5. Kim jestem?
3 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
2 miejsce: 7. Szepty w sepii
1 miejsce: 6. Początek

Uzasadnienie:
Początek jest delikatny jak dotknięcie piórka, jak pierzasta chmurka na letnim niebie Wink Najsubtelniejszy z subtelnych!
Szepty w sepii znalazły się już w gorących lemonach ze względu na „mrówki”. Tutaj lądują ze względu na delikatność i piękno starej fotografii.
W słonecznych promieniach – za „kocham cię” w ustach Kaja i całokształt.
Kim jestem? – za cześć z Alice i taniec w blasku księżyca.


Kanoniczny lemon:

5 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
4 miejsce: 7. Szepty w sepii
3 miejsce: 6. Początek
2 miejsce: 2. Monterrey
1 miejsce: 5. Kim jestem?

Uzasadnienie:
Ocena w tej kategorii przyniosła mi wiele trudu.
Mój ranking zdominował Jasper Wink Kim jestem? i Monterrey pozwoliły mi trochę podszkolić się w tej części kanonu, natomiast Początek wpasował się w moją (nie zawsze pełną) wizję związku Alice i Jaspera.
W Szeptach w sepii zobaczyłam Edwarda, który ma jedną szczególnie kanoniczną cechę – nawet po 200 latach będzie pamiętał krzywdę jaką komuś uczynił i będzie cierpiał z tego powodu po kres swojej egzystencji Wink Na szczęście w tym przypadku nie zostało to przerysowane i mini nie straciła nic ze swojego uroku.
Jeśli chodzi o Volturich to moja wiedza jest poważnie ograniczona, ale z tekstów dotyczących włoskiego klanu to właśnie W słonecznych promieniach wydał mi się najbardziej kanoniczny.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Śro 21:53, 16 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 11:00
Chciałam dodać, że uzasadnienia nie są satysfakcjonujące, ale zaliczyłam tę ocenę. Na przyszłość proszę kilka słów więcej napisać o własnym wyborze. Wink


Pomysł:

5 miejsce: "Początek"
4 miejsce: "W blasku świec"
3 miejsce: "Kim jestem?"
2 miejsce: "Szepty w sepii"
1 miejsce: "Maja"

Uzasadnienie: Maja - oryginalny pomysł, ciekawa forma przekazu namiętnych uniesień, lekki styl.

Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: "Kim jestem?"
4 miejsce: "Początek"
3 miejsce: "Polowanie"
2 miejsce: "Maja"
1 miejsce: "W blasku świec"

Uzasadnienie: Idealna łatka, wszystko działo się tak jak powinno, i była to miłość w czystej postaci. Świetne.

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: "W słonecznych promieniach"
4 miejsce: "Szepty w sepii"
3 miejsce: "Maja"
2 miejsce: "W blasku świec"
1 miejsce: "Kim jestem?"

Uzasadnienie: Dobrze napisana retrospekcja, czytało się z lekkością. Tekst naprawdę wciągający, wyraźnie widoczny kontrast.

Najgorętszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce: "Monterrey"
3 miejsce: "Maja"
2 miejsce: "Polowanie"
1 miejsce: "Kim jestem?"

Uzasadnienie: Powody brutalnego seksu, i perwersja w czystej postaci. Cóż, gorrrrrące. A potem, wątek silnej i prawdziwej miłości. Gorrące i piękne.

Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: "W słonecznych promieniach"
2 miejsce: "Początek"
1 miejsce: "W blasku świec"

Uzasadnienie: Delikaty, zmysłowy świetnie ukazujący pobyt na wyspie. Idealna łatka, bo oddaje klimat tej nocy, całej książki i miłości Belli i Edwarda.


Kanoniczny lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: "Maja"
2 miejsce: "Początek"
1 miejsce: "W blasku świec"

Uzasadnienie: I kolejny raz - jest to noc poślubna taka, jaka by znalazła się w BD.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Czw 15:07, 17 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 11:11

Pomysł:

5 miejsce:Kim jestem?
4 miejsce:Monterry
3 miejsce:Szepty W sepii
2 miejsce:Polowanie
1 miejsce:W słonecznych promieniach

Uzasadnienie: W słonecznych promieniach przeczytany ostatkiem sił okazał się bardzo interesujący pod względem pomysłowośći. Szczegolnie zainteresowała mnie para, tym bardziej, że w tym wydaniu lemoniady trafiło się kilka "oryginalnych, a jednak wcale nie oryginalnych" par, jeżeli ktoś wie, o co mi chodzi. Pozostałe dobrane pod wzgledem tego, czy zaistniałe wydarzenia w jakiś sposób zainteresowały. Nie brałam tu pod uwagę samych lemonów.

Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce:Maja
4 miejsce:Polowanie
3 miejsce:W blasku świec
2 miejsce:Kim jestem?
1 miejsce:Monterry

Uzasadnienie:mimo, że wszystkie teksty wpasowane były w scenariusze, to jednak szukałam w nich czegoś, co sprawi, że określone warunki "poczuję". I tutaj "Monterry" okazał się mistrzostwem. Melancholia unosiła się w powietrzu.


Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce:Polowanie
4 miejsce:Kim jestem?
3 miejsce:Szepty w sepii
2 miejsce:Początek
1 miejsce:Maja

Uzasadnienie:Przede wszystkim "Maja" zainteresowała swoim stylem. Szczególnie na początku zwróciłam uwagę na to, że jest napisany inaczej niż pozostałe teksty. Potem, im dalej w tekst, zapomina się o tym fakcie, ale udało mi się to zapamiętać. Podobał mi się styl dwoch pozostalych też na tyle, aby je wyróżnic. Początek- za lekkość, Szepty w sepii- za styl, ktory pozwolił mi się wczuć w czasy ludzkiego Edwarda.


Najgorętszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:Kim jestem?
3 miejsce:Monterry
2 miejsce:Polowanie
1 miejsce:W blasku świec

Uzasadnienie:I tutaj, każdy, kto choć odrobinę orientuje się w tym, co lubię czytać, jakie teksty uwielbiam, od razu powinnien wiedzieć co będzie moim no.1.
I choć nie było tu biczy, pejdży i kajdanek, to ten lemon był dla mnie najgorętszy. Bo to przy nim robiło mi się tak gorąco, że przeczytałam go drugi raz i trzeci, a zaraz przeczytam znowu. To sentyment... albo już choroba.


Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:W słonecznych promieniach
2 miejsce:Początek
1 miejsce:W blasku świec

Uzasadnienie:Dlaczego znowu ten jest pierwszy?
Bo kocham takie subtelne opisy ich nocy poślubnej. Czytalam ich już wiele, na ogoł bardzo podobnych, ale jakos jeszcze mi się nie znudziło.
Początek i W słonecznych promieniach też mną zawładnęly- były baaardzo romantyczne.




Kanoniczny lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:Monterry
3 miejsce:Kim jestem?
2 miejsce:Początek
1 miejsce:W blasku świec

Uzasadnienie:I na tym zakończę tę listę. Pierwszy tekst dostał pierwsze miejsce z wiadomych przyczyn. Resztę będę troszeczkę tłumaczyć. Początek był tekstem jak dla mnie bardzo subtelnym, leciutkim, choć lemona to było w nim mało. Ale był bardzo kanoniczny.
Kim jestem? i Monterry znowu są dla mnie bardzo podobne, w końcu opowiadają podobną historię, opisują te same postacie. Dla tego wybierając jeden, automatycznie wybierałam też drugi. Może to trochę niesprawiedliwe albo coś w ten deseń, nie mniej jednak tak właśnie jest.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 11:48, 19 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 11:20

Pomysł:

5 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
4 miejsce: 2.Monterrey
3 miejsce: 7.Szepty w sepii
2 miejsce: 4.Polowanie
1 miejsce: 3.Maja

Uzasadnienie: Najbardziej podobał mi się pomysł „Mai”, po pierwsze bardzo interesująco przedstawione postacie – trochę bardziej poszerzone, ale jak najbardziej kanoniczne, dodatkowo brawa za nawiązanie do Goyi, wprowadziło to niezwykły klimat miniaturki. „Polowanie” przedstawiło ciekawy parting, bardzo zaskakujący, ale biorąc pod uwagę czas wydarzeń całkowicie uzasadniony, poza tym miała nadzieję, na jakąś ciekawą miniaturkę, której akcja ma miejsce po BD. „Szepty w sepii” to miniaturka, która zdecydowanie wyróżnia się na tle reszty. Po pierwsze nie ma w niej seksu, ale jest przesycona erotyzmem. Bardzo ciekawe podejście do tematu i samo przeplatanie się wspomnień Edwarda z teraźniejszością. Monterrey zauroczył mnie, jako jedna z bardziej kanonicznych miniaturek, bardzo przejmująco zostały opisane losy Jaspera. Na koniec chciałam wyróżnić miniaturkę „W słonecznych promieniach” podobał mi się bardzo początek i chyba pierwszy raz spotkałam się z łatką na temat Kajusza i jego żony, bardzo się cieszę, że ktoś zdecydował się opisać ich związek.

Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: 5.Kim jestem?
4 miejsce: 1.W blasku świec
3 miejsce: 3.Maja
2 miejsce: 2.Monterrey
1 miejsce: 4.Polowanie

Uzasadnienie: Szczerze mówiąc trudno mi uzasadnić swój wybór w tej kategorii poza stwierdzeniem, że w podanych przeze mnie miniaturkach, w takiej kolejności zostały najlepiej wpisane sceny lemonkowe.

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: 2.Monterrey
4 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
3 miejsce: 7.Szepty w sepii
2 miejsce: 4.Polowanie
1 miejsce: 3.Maja

Uzasadnienie: Autorka „Mai” ma bardzo wyrazisty, ciekawy styl. Najlepiej czytało mi się tą miniaturkę. „Polowanie” spodobało mi się za emocjonalne, obrazowe opisy. „Szepty w sepii” są napisane bardzo dojrzałym językiem na wysokim poziomie. Podobnie „W słonecznych promieniach”. Na piątym miejscu umieściłam „Monterrey”, bardzo spodobały mi się/poza sceną lemonkową, która oczywiście przypadła mi do gustu^^/ opisy postaci i wnętrz.

Najgorętszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce:5.Kim jestem?
2 miejsce: 2.Monterrey
1 miejsce: 4.Polowanie

Uzasadnienie: Na samym początku wpisałam 2 pierwsze miejsca, bo według mnie sceny lemonkowe zostały opisane przez autorki w naprawdę gorący sposób^^ Co do trzeciego miejsca to nie jestem do końca przekonana do tej mini. Na niekorzyść wpływa fakt, że są dwie mini opisujące tą samą postać w tym samym czasie, a mi osobiście ta pierwsza podobała bardziej. Sama scena lemonkowa zasługuje bardziej na miano dzikiej, a nie gorącej, ale to jedyna miniaturka, którą mogłabym wyróżnić w tej kategorii.

Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: 7.Szepty w sepii
2 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
1 miejsce: 1.W blasku świec

Uzasadnienie: Mimo, że zarówno pomysł jak i wykonanie „W blasku świec” mnie nie zauroczyło to na pewno musze przyznać, że autorka stworzyła wyjątkowo subtelną scenę lemonkową. „W słonecznych promieniach” scena lemonkowa jest napisana dość zdawkowo na samym końcu, ale była bardzo urocza i jak najbardziej zasługująca na ocenę w tej kategorii. „Szepty w sepii” były przesycone erotyzmem, taką młodzieńczą ciekawością dzięki temu bardzo mi się podobały.


Kanoniczny lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: 5.Kim jestem?
2 miejsce: 1.W blasku świec
1 miejsce: 2.Monterrey

Uzasadnienie:Miałam pewien dylemat wybierając miniaturki do tej kategorii, ponieważ jakby na to nie patrzeć wszystkie były kanoniczne i wszystkie można by było uhonorować w tej kategorii. Jednak zdecydowałam się na te trzy miejsca, ponieważ sądzę, że te trzy miniaturki było najtrudniej napisać. W książce było najwięcej informacji dotyczących sytuacji opisywanych przez autorki. Tak samo jak postacie wykorzystane w miniaturkach były dla mnie jak najbardziej kanoniczne.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:16, 19 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 11:27


Pomysł:

5 miejsce: Szepty w sepii
4 miejsce: Monterrey
3 miejsce: Kim jestem?
2 miejsce: W słonecznych promieniach
1 miejsce: Maja

Uzasadnienie:
5 miejsce dla Szeptów. W tej kategorii nie miałam problemu z miejscami. Początek to pomysł całkiem niezły, choć ja nigdy nie kupię kapryśnego Edwarda, no bo nie i już. Postacie takie jak pani Franklin w fanfiction działają bardzo pozytywnie na wyobraźnię.
Monterrey to jeden z kilku testów tutaj na temat Jaspera i Marii. Podobało mi się to, że pomysł niby bardzo zbieżny z Kim jestem? To jednak oba pachną inaczej. A ten pachnie szczególnie, bo autorka naprawdę oczarowała mnie opisami zapachów postaci, podobało mi się.
Kim jestem? za to wyróżniło się jakąś dziwną dla mnie autentycznością tej sceny. Nie jestem w stanie powiedzieć więcej w tej kategorii Wink
W słonecznych promieniach. Co prawda na forum już kilka razy spotykaliśmy się ze starożytnością w ffach, ale tutaj stanowiła ona ładne tło. Kajusz. Taki Kajusz. Mój Kajusz. Kupują w całości, zarówno pomysł jak i wszystko inne.
Cieszę się, że któraś z was zdecydowała się na Aleca, bo w sumie nigdy nie widziałam go chyba z perspektywy innej niż Steph, a jeśli tak to nie pamiętam, a teksty, które mnie powalają zawsze pamiętam i powiem krótko: zapamiętam Maję Wink

Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: Szepty w sepii
4 miejsce: Monterrey
3 miejsce: Polowanie
2 miejsce: Kim jestem?
1 miejsce: W słonecznych promieniach

Uzasadnienie:
Kurcze, naprawdę chciałam, żeby ten lemon w Szeptach rozwinął się. A to dlatego, że wprowadzenie było świetne, delikatne i pikantne zarazem, tego właśnie brakowało mi w innych pracach, ale jak widać, autorka miała inny pomysł na zakończenie i chwała jej za to, bo nie możemy myśleć wszyscy tak samo.
W Monterrey podobał mi się sam lemon. I jak tutaj tłumaczyć, co?  Emocje Jaspera nie do końca, ale mogłabym uznać za żywe. A nie do końca, bo tylko w jednej pracy tutaj nie brakowało mi niczego.
Polowanie. O, proszę. Mimo że pomysł wydaje się b e z s e n s u, no bo jakim prawem Bella i Demetri?... Potrafiłam sobie doskonale wyobrazić pożądanie targające kochankami, wręcz stało się namacalne z każdym słowem i wiem, że to nie jest fachowa opinia, ale za to bardzo emocjonalna.
W Kim jestem? scena erotyczna jest wkomponowana tak cholernie naturalnie! Nie stanowi meritum całej sprawy między Jasperem i Marią, ale zdaje się, że bez niej ten kawałek dobrego tekstu nie miałby racji bytu. Nie seks od początku do końca i nie najważniejszy, a jednak tak nieodzownie potrzebny. Gratuluję umiejętności wplecenia.
Kajusz i Athnodora. W ich przypadku seks jest bardzo erotyczny i bardzo słodki. Podobało mi się najbardziej w tej kategorii, lemonek jak bum cyk cyk Wink

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: Polowanie
4 miejsce: Kim jestem?
3 miejsce: Szepty w sepii.
2 miejsce: W słonecznych promieniach
1 miejsce: Maja

Uzasadnienie:
Polowanie jest napisane ładnie. Po prostu ładnie. Nic mi w nim nie brakuje, ale za to drażnią liryczne wstęp i zakończenie.
Tak zauroczył mnie test numer 5 czyli Kim jestem?, że chciała go nawet zapunktować wyżej, ale doszłam do wniosku, że Szeptom w sepii należy się bardziej trzecie miejsce. A w zasadzie to autorce. 5 jest napisana dobrze, wszystko mi tam gra, ale jakoś przedziwnie przyjemnie malowała słowem autorka Szeptów Wink
W słonecznych promieniach zaskoczył mnie dopracowanie tekstu, świetnym słownictwem, ładem i całą historią, a nie mogłam inaczej, bo Maja dodatkowo wprowadziła mnie w klimat zamkowy, który tak bardzo lubię.

Najgorętszy lemon:

5 miejsce: Monterrey
4 miejsce: Polowanie
3 miejsce: Szepty w sepii
2 miejsce: Kim jestem?
1 miejsce: Maja

Uzasadnienie: Szepty w sepii przypadły mi do gustu i to bardzo, ale żałuję, jak już wspominalam, że nie doszło tutaj do spełnienia. Szkoda, wielka szkoda, bo scenę erotyczną czytało się z wielką przyjemnością! Bez niesmaku ani uczucia, że jest zbyt słodko. I gdyby było więcej zapewne wskoczyłby tekst u mnie na prowadzenie.
Kim jestem? mnie totalnie zauroczył. Mimo że scena erotyczna jest dość brutalna, to jednak jakaś taka realna, bez ceregieli. Tekst uważam za jeden z bardziej udanych.
Maja jest epicka po prostu pod tym względem. Cała otoczka i klimat bardzo sprzyja lemonowi, który nie pozostawia wiele do życzenia. W sumie pozostawia, mogłoby być go o wiele więcej, albo raczej kilka razy, ale rozumiem, że na potrzeby konkursu teksty są dość krótkie.


Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce: W blasku świec
4 miejsce: Maja
3 miejsce: Początek
2 miejsce: Szepty w sepii
1 miejsce: W słonecznych promieniach

Uzasadnienie:
Tutaj miałam problem.
W blasku świec jest zdecydowanie najsłabszym testem na moje oko. Jednak nie odmówię mu odrobiny subtelności Wink O Mai dość już chyba powiedziałam. Początek to taka mała, radosna scenka, choć z rozterkami i konsekwencjami demonów przeszłości. Jednak miłość Jaspera i Alice na pewno mogę zaliczyć do subtelnych. Ach, jakże mi brakowało spełnienia w Szeptach! :D I na pierwszym miejscu w słonecznych promieniach. Przemiło czytało mi się o takim Kaju Wink i bohaterce tak słodkiej i tak dziwnej, że potrafiła go utemperować, nawet może o tym nie wiedząc. Brawo.


Kanoniczny lemon:

5 miejsce: Monterrey
4 miejsce: W słonecznych promieniach.
3 miejsce: Kim jestem?
2 miejsce: Maja
1 miejsce: Szepty w sepii

Uzasadnienie:
Kim jestem po prostu pasuje mi do Jaspera. On jedyny z rodzinki Cullenów ma kanonicznego pazura i spokojnie mogę uwierzyć, że było tak, a nie inaczej. Gratuluję autorce pomysłu, realizacji i lemona!
Maja – Volturi są w Sadze światem tajenicznym, do którego można by napisać wiele łatek, wiele historii, a i tak niektóre postacie, zdarzenia zostanę tajemnicze. Tutaj można pozwolić sobie na więcej niż w przypadku np. Cullenów czy sfory.
Szepty, bo Edward mógł to przeżyć, choć w kanonie nie wspominał. Przecież nie był w stanie opowiedzieć Belli każdej sekundy życia jako człowiek. W tej kategorii wygrywa u mnie młody fotograf Wink

Dziękuję za przyjemną lekturę, choć muszę przyznać, że przy autorskim konkursie anielskim poziom był o wiele wyższy. Może kanon nas trzyma i trochę przeszkadza? A może trzeba pomyśleć o turnieju miniatur w dziale TWS twórczo Wink
Kłaniam się nisko, Dil.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 21:50, 19 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 11:39

I tak żadnego slasha? Laughing
No dobra, oto moje radosne noty...

Pomysł:

5 miejsce: Tekst nr 2 - Monterrey
4 miejsce: Tekst nr 4 - Polowanie
3 miejsce: Tekst nr 5 - Kim jestem?
2 miejsce: Tekst nr 7 - Szepty w sepii
1 miejsce: Tekst nr 8 - W słonecznych promieniach


Uzasadnienie:
Mam niezły dylemat, bo nie jest łatwo. Jasne, przy takim zestawie autorek (zestaw marzeń, ośmielam się zauważyć) dało się z góry przewidzieć, że natknę się na nie lada problem. Ale na prowadzenie wysunęły mi się dwa teksty i naprawdę trudno mi wybrać. Ale jednak...
Na pierwszym i drugim miejscu zdecydowanie dwa ostatnie teksty. Opowiadanie nr 8 rozkochało mnie Kajuszem - Kajuszem, którego znamy jako wrednego Volturi, jako w gruncie rzeczy sadystę, któremu pilno zawsze, by kogoś skrócić o głowę albo zrobić mu inną krzywdę. Tutaj jest czuły, zakochany. I ja to kupuję jak bajkę o bestii, która dla wybranki zamienia się w baranka.
Opowiadanie nr 7 to z kolei - nie wierzę - Edward z przeszłości. Poza tym tekst, poza sceną erotyczną, oferował także interesującą fabułę (podobnie jak ósemka), która spokojnie zbliżyła mnie do MOMENTU.
W opowiadaniu nr 5 w sumie najbardziej chodzi mi o to ładne zestawienie relacji Jasper/Maria i Jasper/Alice. Mocny, seksualny związek vs. czułość wobec Alice.
I opowiadanie nr 4 - Bella puszczająca w trąbę Edwarda. I to z kim! Z Demetrim! Trochę brakuje mi solidnego wejścia w ten związek (bo pepla Bella to wiemy, jaka była och, tak strasznie zakochana w Edziu, a tu nagle Demetri nam wyskakuje), ale ogólnie rzecz biorąc zestaw ciekawy.
Na piątym miejscu tekst nr 2 za kanoniczną wstawkę i dorzutkę z Charlotte i Peterem.


Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce - Tekst nr 6 - Początek
4 miejsce: Teskt nr 5 - Kim jestem?
3 miejsce: Tekst nr 4 - Polowanie
2 miejsce: Tekst nr 8 - W słonecznych promieniach
1 miejsce: Tekst nr 7 - Szepty w sepii

Uzasadnienie:
I tak się to chyba będzie kręciło. Jakoś te teksty najbardziej do mnie przemówiły pod każdym względem. Była i fabuła, i scena, i spełnienie warunków. Polowanie jest praktycznie rzecz biorąc samą sceną, ale nieźle zrealizowaną, kuszącą na więcej tej opowieści.
Kim jestem? ma ciekawą, choć skondensowaną (przez ograniczenia konkursowe, nie czepiam się zatem autorki!) fabułę, którą przyjemnie się czytało. Seks był tak jakby dodatkiem, szczególnie w drugiej części. Z Marią to wiadomo, od razu i prosto między oczy, ale dzięki temu widać właśnie tę różnicę w związkach Jaspera z obiema wampirzycami.

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: Tekst nr 6 - Początek
4 miejsce: Tekst nr 5 - Kim jestem?
3 miejsce: Tekst nr 2 - Monterrey
2 miejsce: Tekst nr 8 - W słonecznych promieniach
1 miejsce: Tekst nr 7 - Szepty w sepii

Uzasadnienie:
Dwóch pierwszych nawet nie muszę chyba omawiać. No dobrze, powiem. Szepty w sepii mają po prostu styl, który kocham (i który, mam wrażenie, chyba rozpoznaję). Ładny, spokojny, wyważony. Mniam.
W słonecznych promieniach jest ciut inaczej, bardziej oszczędnie, ale bardzo to pasuje do tekstu.
Monterrey ma ładne, bogate słownictwo w opisach nieerotycznych.
Kim jestem? ma ciut zbyt patetyczne zakończenie, ale ogólnie w porządku.
Początek ma fajne dialogi, szczególnie podobał mi się ostatni tekst Alice.

Najgorętszy lemon:

3 miejsce: Tekst nr 1 - W blasku świec
2 miejsce: Tekst nr 2 - Monterrey
1 miejsce: Tekst nr 4 - Polowanie

Uzasadnienie:
Polowanie podziałało jak piorun. Mr. Green Dalej Monterrey, za nim dopiero W blasku świec. Przyznaję, że tekst nr 1 jakoś na mnie szczególnie nie podziałał. Edward i Bella w noc poślubną? Oklepany pomysł. No ale w gatunku najcieplejszych lemonków w tym konkursie należy mu się punkcik.

Najsubtelniejszy lemon:

3 miejsce: Tekst nr 5 - Kim jestem?
2 miejsce: Tekst nr 7 - Szepty w sepii
1 miejsce: Tekst nr 8 - W słonecznych promieniach

Uzasadnienie:
Uprzedzałam, że ten czuły Kajusz mnie rozstroił! Jak na mój gust to był najsubtelniejszy lemon. Ale też z drugiej strony najbardziej podziałał na moją wyobraźnię.
Te dwa teksty oferują chyba najsubtelniejsze opisy.
Dorzucam tekst nr 5, choć tutaj bardziej subtelna była ta druga część tekstu, ta z Alice. Z Marią to ciężko coś delikutaśnego. Wink


Kanoniczny lemon:

5 miejsce: Tekst nr 5 - Kim jestem?
4 miejsce: Tekst nr 8 - W promieniach słońca
3 miejsce: Tekst nr 2 - Monterrey
2 miejsce: Tekst nr 6 - Początek
1 miejsce: Tekst nr 1 - W blasku świec

Uzasadnienie:
Chyba już bardziej kanonicznego lemonowego tekstu niż noc poślubna Belli i Edwarda być nie mogło. A zatem tu wygrywa jedynka. W tę konkurencję wpisują się także wszystkie teksty o Jasperze i Alice / Jasperze i Marii (bo wiadomo, jak było). Do tego dorzucam tekst nr 8, nie tylko dlatego, że go naprawdę bardzo lubię, ale także dlatego, że tak faktycznie mogło być. Niewiele wiemy o przeszłości Volturich, dlatego trzeba tu dorzucić pewien nawias. I ten mały nawiasik pozwolił mi wmontować ósme opowiadanie w kategorię kanoniczności. Mr. Green

Dziękować za uwagę!


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Vicky
Dobry wampir



Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Skc

PostWysłany: Pon 23:12, 21 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 12:05

Pomysł:

5 miejsce: Monterrey
4 miejsce: Polowanie
3 miejsce: W słonecznych promieniach
2 miejsce: Szepty w sepii
1 miejsce: Maja

Uzasadnienie:

Uwielbiam opowiadania, które od początku nie są oczywistą oczywistością – dlatego wygrywa u mnie Maja. Autorka nie trzyma się jednego tonu, a przynajmniej ja to tak odbieram. Zupełnie inna atmosfera - zaczyna się jak opowiadanko dla niesfornych dzieci, przechodzi w relację typowego nastolatka, który zblazowany narzeka na wszystko i wszystkich. Mamy też pokaz władzy i w sumie przemocy w scenie tańca, no i gorącą scenę erotyczną na koniec. Monterrey od początku budowało napięcie, co jest świetne, ale Maja próbuje zamącić czytelnikowi w głowie, a potem walnąć jak przysłowiowym obuchem w łeb, i to też jest cudowne.
Szepty w sepii było niesamowicie oryginalne jeśli chodzi o pomysł, trochę zmarnowany wykonaniem według mnie, ale pomysł sam w sobie kupuję.
W słonecznych promieniach skupia się tak jak Maja, na postaciach, które są zazwyczaj raczej marginalne i nadaje im trochę życia. W dodatku koncepcja Kajusza jako obłaskawionej bestii (chociaż schematyczna sama w sobie) jest zdecydowanie inna od pozostałych. Polowanie znów daje nam coś innego, chociaż pozornie ogranego – Bella nieszczęśliwa w małżeństwie i szukająca przygód na boku. Jako ostatnie umieściłam Monterrey, chociaż źródło pomysłu jest raczej oklepane (podobnie jak pozostałe 3 nieocenione opowiadania). To są takie miejsca z sagi, ku którym naturalnie zwraca się, szukając punktu zaczepienia (mam nadzieję, że wyrażam się zrozumiale ;P). A że dla mnie kategoria ‘pomysł’ znaczy tyle co oryginalność, wynik jest taki a nie inny.


Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: Kim jestem ?
4 miejsce: W blasku świec
3 miejsce: Polowanie
2 miejsce: Szepty w sepii
1 miejsce: Maja

Jeśli chodzi o wierność wybranym motywom, znów wygrywa u mnie Maja. Miały być romans, dzikość i taniec i każdy z tych elementów jest mocno zaznaczony, plus fenomenalny lemon. Szepty w sepii było rzeczywiście depresyjne i przygnębiające, tak jak i lemon w tym opowiadaniu (gdyby ktoś nie był pewien: to pochwała spójności, nie krytyka jakości lemona). Polowanie skromnie obiecywało ‘tylko’ romans i dzikość, ale obu elementów jest aż nadto, byłoby wyżej, gdyby nie to, że miało być opowiadanie z lemonem, a tu jest w sumie tylko lemon okraszony odrobiną wstępu. W blasku świec wypełnia oczekiwania nocy poślubnej więc też wiernie trzyma się wybranych motywów, jest nawet trochę morza ;P W Kim jestem ? zabrakło mi tańca, ale mamy Jaspera, który przy Alice ‘budzi się’ z oparów ‘dzikiej’ rządzy, którą wcześniej być może mylił z miłością. Na tej liście zabrakło jednego z moich 2 faworytów – Monterrey – bo najbardziej obiecującego motywu, ‘seksu na pocieszenie’, zabrakło. To, co było między Jasperem i Marią, nie było seksem na pocieszenie, raczej z obowiązku i przyzwyczajenia. Także punkty spadły za pomylenie pojęcia (przynajmniej w mojej ocenie).


Uzasadnienie:

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: Kim jestem ?
4 miejsce: Polowanie
3 miejsce: W słonecznych promieniach
2 miejsce: Monterrey
1 miejsce: Maja

Uzasadnienie:
Ech, tutaj był zacięty bój o pierwszą pozycję. Maja wygrywa (znów), z tych powodów, które podałam w punkcie ‘pomysł’ – zmiany stylu narracji i sposobu w jaki się to odbywa. Te ‘przejścia’ są takie naturalne, że na początku nie wiadomo, co się zmieniło, ale po chwili łapie się inny ton. Ponadto piękny język, autentyczny, nie brzmiący sztucznie i nadmuchanie. Ciągłe bawienie się w ciepło/zimno między bohaterami też wypada pięknie pod względem opisu. For the record: przypaliłam makaron, bo chciałam doczytać do końca ^^
Monterrey ma równie barwny język, przegrywa chyba tylko tym, że Maja ma więcej do zaoferowania fabularnie. Lemony w obu opowiadaniach są po prostu rewelacyjnie opisane. W słonecznych promieniach - spokojny, delikatny jak letni wiatr, malowniczy styl – aż czuć ten krajobraz opisywany w końcówce. Całe opowiadanie ma klimat właśnie delikatności, pomimo brutalnej sceny z ojcem, która w sumie umyka uwadze przy ocenie całości. Polowanie urzekło mnie początkiem i końcówką (zakładam, że były to przemyślenia Belli) – po prostu piękne. Na początku w samym lemonie odrzuciło mnie podejście ‘lubisz to suko’, ale potem się do tego przekonałam. Dodaje ‘brudu’ całej sytuacji – Bella zdradza i oszukuje męża, w dodatku ta leśna sceneria. Seks B&D jest dziki, namiętny i właśnie brudny (w obu znaczeniach tego słowa) i czuć to podczas czytania. Trochę zgrzytały błędy w formułowaniu niektórych myśli. Kim jestem? fajnie rozegrało kontrasty – część o Marii, która ma być brutalna i dzika, jest opisana bez upiększeń i nawet trochę upokarzająco. Część Alice jest jej zupełnym przeciwieństwem.
Poza Mają i Monterrey, które jak dla mnie nie mają praktycznie żadnych wad jeśli chodzi o jakość opowiadania, pozostałym naprawdę przydałaby się beta, bo jest od kilku do kilkunastu zgrzytających stylistycznie fragmentów, czy to słów, czy całych zwrotów.

Najgorętszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: Kim jestem ?
2 miejsce: Maja
1 miejsce: Monterrey

Mam słabość do brutalnych lemonów więc w tym przypadku jestem usatysfakcjonowana. Wybieram tylko trzy miejsca, bo w pozostałych opisach coś mi nie leżało lub były zbyt waniliowe, jak na mój gust. Co nie znaczy, że łagodne i delikatne jest złe, po prostu dla mnie nieodmiennie brzmi ckliwie i sztucznie, dopiero w brutalne mogę się metaforycznie wgryźć. Te trzy zrobiły na mnie wrażenie stylem i detalami. Lemon w Monterrey jest po prostu totalnie hot, Maja ma oprócz tego rewelacyjny timing, a po Kim jestem ? aż chciałam się umyć – mówię o części z Marią, chociaż część Alice była przyjemnie słodka. Chcę rozwinąć się trochę na temat Mai: zdecydowani gorący lemon, zwłaszcza ten motyw z pełną salą obok, nie zapominajmy, że to są wampiry, które mają doskonały słuch ^^ No i to podglądactwo Jane – mogło być tylko dla irytowania czytelnika i wyjaśnienia potrzeby zachowania pozorów, ale do mojej niegrzecznej główki wpadły oczywiście nieprzyzwoite pomysły –albo Jane ma wobec Aleca lubieżne zamiary i jest zazdrosna, albo chce ich podpatrzeć i czegoś się nauczyć (w końcu z jej charakterem i zdolnościami, raczej nie ma kolejek adoratorów pod drzwiami).

Uzasadnienie:

Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: Kim jestem ? *
2 miejsce: Początek
1 miejsce: W słonecznych promieniach

Tutaj lemony były delikatne i słodkie. Sorki, nie potrafię się ustosunkować, bo to nie moja sceneria.
* W Kim jestem ? mam na myśli lemona Jasper/Alice, który był króciutki, ale urzekający.

Uzasadnienie:


Kanoniczny lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: Kim jestem
2 miejsce: Początek
1 miejsce: W blasku świec

Uzasadnienie:

Bardziej kanonicznie niż noc poślubna B&E się nie da, tak więc wygrywa W blasku świec. Ponadto atmosfera też przywodzi mi na myśl kanon – speszona Bella, romantyczny (przesadzony jak dla mnie) nastrój. W dodatku totalnie kanoniczny rozwój sytuacji - napalona Bella chce, a Edzio cierpiętnik jęczy o konsekwencjach. I sorry, ale ‘mia Bella’ było dla mnie straaasznie tandetne, tak więc absolutnie pasowało do kanonu ;P Zarówno Początek jak i Kim jestem? rozwijają wątek początku pairingu Jasper/Alice. Oba dochodzą do tego trochę inaczej, ale kwintesencja związku między tą dwójką oddaje to, co znamy z oryginału.

Jeśli można, chciałabym też krótko skomentować niektóre opowiadania, czy to chwaląc czy krytykując. Niektóre uwagi nie pasowały do żadnej kategorii, a mam taką chorobę, że potrzebuję podzielić się moimi ‘mądrościami’ ze światem ;P
Jak zaśmieca temat, to liczę że Pernix wytnie ;P

Monterrey – tylko jedna krytyczna uwaga: czytając lemona, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że już to gdzieś … kiedyś … Może to nie było świadome, ale uczucia Jaspera w momencie seksu z Marią i jej reakcja do złudzenia przypominają mi True Blood i seks Bill/Lorena (tak, tę scenę z wykręcaniem jej głowy).

Maja - relacje Maria/Alec – aż do ‘wielkiego finału’ nie wiadomo właściwie co do siebie czują. Maria wydaje się czuć odrazę do gościa, który stworzył ją w sumie jako dmuchaną lalę, w dodatku wyglądał jak 15-letni dzieciak. Alec w sumie przypomina dziecko – złości się kiedy Maria go nie chce i jest dziecięco okrutny w zmuszaniu jej do uległości, żeby pokazać kto tu rządzi. Okazuje się oczywiście, że tej dwójce po prostu potrzeba dobrego rżnięcia (jeśli wybaczycie mi to wulgarne określenie) i perspektywa im się poprawia.

Polowanie – podkreślam do znudzenia brud w tym lemonie, który ciekawie odbiega od schematu, kiedy kochanek i zdradzająca kobieta, którzy są w sobie zakochani, zazwyczaj są czuli, delikatni i wszystko jest ach och jakież piękne i wzruszające. Tu jest ostro, surowo i do rzeczy. No i jeszcze fakt, że Demetri nie chce być męską dziwką i każe jej wybrać – brawo Demetri ^^
Kim jestem? - trochę patetyczn;, męczennik Jasper przejmuje postawę i teksty cierpiętnika Edwarda. Na poziomie bardziej metaforycznym, trochę męczące jest klasyczne już pożądanie vs miłość. Pożądanie, fizyczna namiętność niszczy, degraduje i upadla, podczas kiedy w połączeniu z miłością wszystko jest piękne, czyste i dobre. Ale w swojej klasie takich właśnie opowiadań, to broni się całkiem nieźle. „Kochaj mnie Jasper, po prostu mnie kochaj” – w tym zdaniu pobrzmiewają mi tony Wiedźmina i słów Yennefer do Geralt (jeśli się nie mylę, a mogę, bom stara i dawno nie przypominałam sobie) ‘Jeśli mnie kochasz, kochaj mnie’ czy jak to tam szło. Ale to tylko takie wrażenie.

Początek : Hmm, wiem ,że Alice teoretycznie wie od lat, że kocha Jaspera, a on wyczuwa emocje więc wie, że ona go kocha, ale kurde – tydzień i on też jej wyznaje miłość ? Zdecydowanie kanoniczny lemon tym kątem – u Meyer też jedno spojrzenie ‘w swoje dusze’ wystarcza i puff! Miłość na wieki. Zupełnie jakby warunkiem seksu między nimi było uprzednie wyznanie dozgonnej miłości.
- podobała mi się pierwsza część – kiedy Alice wiedziała, że wystarczy jedno niewłaściwe słowo w złym momencie i może stracić swoją przyszłość.
- drażniło używanie non stop określenia ‘blondyn’ - Jaser, on ma na imię Jasper.
- niepotrzebne dobijanie na siłę do motywu poznania Cullenów w końcówce.

Szepty w sepii- bardzo chciałam lubić to opowiadanie. Pomysł jest bardzo ciekawy, gorzej z wykonaniem. Chyba, że moja percepcja jest zaburzona i to co postrzegam jako błąd i dysonans, zostało właśnie tak zaprojektowane i przysłowiowo ‘tak miało być’.
- ta wersja Mrs Robinson nie była uwodzicielska i kobieca, raczej zdesperowana i raczej upiorna. Gdyby zamienić postacie płciami tj. młoda dziewczyna i dojrzały facet - miałabym przed oczami obraz starego obleśnego lubieżnika. To upijanie winem, ta tania, egzaltowana gadka, która miała być uwodzeniem. Kurde, no po prostu nie. Dziwię się Edkowi, że nie uciekł wcześniej. Jeśli takie było zamierzenie autorki, to się udało – desperacja pani Franklin wręcz przytłacza (nie mówię tego koniecznie jako zarzutu) – od wina po błagania na końcu, aż mi się to nieprzyjemnie czytało, dyskomfort i zażenowanie. Ale to jest dla mnie siłą tego opowiadania – dla niej też to musiało być strasznie upadlające, nie dziwię się, że zabiła się akurat tej nocy.
- końcówka i ‘ej, żona, chcesz popstrykać nagie fotki żeby na nowo mnie podniecić?’ było tanim chwytem. Rozumiem, że chodziło o nawiązanie i ‘naprawienie’ tamtej sytuacji, ale wypadło nachalnie i bez klasy.
- styl też mnie nie zachwycił – pomylone zaimki, kilka niezręcznych i rażących zwrotów, ogólnie sposób pisania odwracał uwagę od treści. Z dobrą betą można to jednak poprawić, bo opowiadanie nie jest stracone.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Sob 15:06, 26 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 12:20

Pomysł:

5 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
4 miejsce: 2. Monterrey
3 miejsce: 6. Początek
2 miejsce: 4. Polowanie
1 miejsce: 7. Szepty w sepii

Uzasadnienie:
Po kolei, zaczynając od końca.
Miejsce nr 5 – powinno być fajnie, tzn. nietypowa postać (mało się pisze o Kajuszu), ale gorzej z wykonaniem. Miałam wrażenie, że czytam historię Edwarda i Belli, tylko w innej scenerii i z innymi imionami. Nawet z rodziców, przyszłej żonie Kajusza został ojciec, a matki brak (jak w przypadku historii Belli, na miejscu wydarzeń obecny był ojciec nie matka). Poza tym osoba Athenodory wydawała mi się skonstruowana co najmniej dziwnie, trudno mi było uwierzyć, że jakaś osoba może się tak zachowywać. Może gdyby tekst był dłuższy bardziej by się to trzymało. Mimo wszystko jest miejsce w zestawieniu, ze względu na nietypowość postaci głównych. Gdyby było większe zróżnicowanie wśród wszystkich prac, a nie czterech Jasperów, to sprawa wyglądała by zapewne inaczej.
Miejsce nr 4 – tekst nr 2 w pomyśle podobny był trochę do tekstu nr 5, ale w sumie ten tekst 5 zdawał mi się być trochę nudną retrospekcją, streszczeniem historii Jaspera. O wiele bardziej spodobał mi się pomysł na tekst nr 2 – mroczny, nietypowy, po prostu fajny.
Miejsce nr 3 – spodobał mi się ten pomysł na przedstawienie historii Jaspera i Alice, jak się dopiero co poznali i dość szczegółowe opisanie tej sceny poznania.
Miejsce nr 2 – dodam na początku, że właściwie do ostatniej chwili ten tekst był na miejscu pierwszym, ale w ostateczności trafił na drugie. Miałam ciężki orzech do zgryzienia. Spodobało mi się w tym pomyśle to, że postacie były na początku owiane tajemnicą; spodziewałam się co prawda Belli, ale nie przeszkadzało mi to, natomiast rozczarowała mnie osoba mężczyzny. Spodziewałam się co najmniej Marka, a tu okazało się, że owym tajemniczym amantem jest Demetri... To głównie zadecydowało o końcowej ocenie.
Miejsce nr 1 – pomysł dość hm... nazwijmy to kontrowersyjny, że zakochany po uszy w Belli na śmierć i życie Edward mógłby mieć jakieś „ale”; jednocześnie jest to siłą tego tekstu, pozwała spojrzeć na tą parę z innej, bardziej przyziemnej perspektywy, perspektywy szarej codzienności, typowej dla zwykłych, ludzkich małżeństw. Widać nawet wampiry może dopaść rutyna czy jakieś inne niesnaski. Zdziera to z Edwarda tą maskę idealnego księcia – i piszę maskę, bo w końcu zgodnie ze starym powiedzeniem, nikt nie jest doskonały.

Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: 4. Polowanie
4 miejsce: 6. Początek
3 miejsce: 1. W blasku świec
2 miejsce: 7. Szepty w sepii
1 miejsce: 2. Monterrey

Uzasadnienie:
Znów zacznę od końca: tekst nr 4 był dość krótki, przez co lemon pojawił się dość szybko, ale wynikło to naturalnie i na miejscu, zważywszy na treść i osoby w nim występujące.
W tekście szóstym scena lemonkowa zgrabnie wplotła się w cały scenariusz, w odpowiednim miejscu (nie od razu, tylko po pewnym czasie), nic dodać nic ująć. Miejsce trzecie przypadło tekstowi nr 1, scenariusz nocy poślubnej jak wiadomo konsekwentnie zmierza do konsumpcji związku małżeńskiego, ale było to do przewidzenia, więc rewelacji nie było. Wyższość tego tekstu nad tekstem nr 6 polegał na tym, że jednocześnie bardzo dobrze oddany był sposób postępowania i rozumowania głównej bohaterki. Tekst nr 7 zajął drugie miejsce, ponieważ całość była ładnie napisana, miała początek i satysfakconujący mnie, jako czytelnika, koniec, powiązany jednocześnie z tym, co było w środku (tekst Edwarda o ochocie na porobienie zdjęć, nawiązujący do tego, co działo się wcześniej z tamtą kobietą). Natomiast od początku do końca podobała mi się bardzo historia Jaspera w tekście nr 2, opisane emocje które nim targały i które towarzyszyły mu w tym „akcie spełnienia”. Całość była dobrze napisana i przemyślana, wszystko ze sobą grało, stąd pierwsze miejsce.

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: 2. Monterrey
4 miejsce: 1. W blasku świec
3 miejsce: 4. Polowanie
2 miejsce: 6. Początek
1 miejsce: 7. Szepty w sepii

Uzasadnienie:
Miałam tu problem, ponieważ w kwestii stylu Lemoniada 2 była bardzo wyrównana, większość tekstów była na bardzo wysokim poziomie. W tych, gdzie najwięcej rzeczy mi nie pasowało, rzecz jasna nie ma na tych 5 miejscach. Czytało mi się te teksty dobrze, nie zauważyłam błędów interpunkcyjnych, czy literówek. W tych położonych dalej od głównego podium nie pasowało mi zestawienie niektórych słów razem, to w sumie najbardziej rzuciło mi się w oczy. Najprzyjemniej czytało mi się tekst 7, był wyważony, tzn. były fajne opisy sytuacji, ale nie było tego jednocześnie za dużo.

Najgorętszy lemon:

3 miejsce: 7. Szepty w sepii
2 miejsce: 2. Monterrey
1 miejsce: 4. Polowanie

Uzasadnienie:
W tekście nr 7 może nie było za dużo rozwiniętej lemonowej „akcji”, ale od praktycznie samego początku było budowane umiejętnie napięcie, wprowadzające odpowiednią atmosferę, stąd trzecie miejsce. Z drugim i pierwszym miejscem miałam pewne problemu, polegające na umieszczeniu tych dwóch tekstów w określonej kolejności. Ostatecznie to tekst nr 4 trafił na miejsce pierwsze; na jego korzyść moim zdaniem przeważały po pierwsze nutka tajemnicy, bo w 100% na początku i aż do końca sceny lemonkowej nie było wiadomo, o kogo chodzi no i niezbyt obszerny opis, który bardziej uruchamiał wyobraźnię, niż podanie wszystkiego na tacy. Choć sugestywny, dokładny opis też ma swoje plusy, ale ostatecznie w tym zestawieniu przeważyły właśnie inne względy, o których napisałam wyżej.

Najsubtelniejszy lemon:

3 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
2 miejsce: 1. W blasku świec
1 miejsce: 6. Początek

Uzasadnienie:
Lemon na trzecim miejscu praktycznie nie ma w sobie za dużo typowego lemonu, przez to wydaje się mi być subtelny i delikatny. Trochę rozśmieszył mnie wyraz „pupa” w odniesieniu do Kajusza, ale poza tym może być. Miejsce drugie – coż, noc poślubna nie mogła się znaleźć gdzie indziej jak w kategorii „najsubtelniejszy”, ponieważ taka właśnie była. „Najsubtelniejszy” wydał mi się początek, nie tylko ze względu na samą obecność lemonu, ale na całość. Cały tekst był delikatny w swoim znaczeniu, w zachowaniu bohaterów (zwłaszcza Alice) no i scena lemonowa nie wybiła się z ogólnie przyjętego przez autorkę założenia.

Kanoniczny lemon:

3 miejsce: 5. Kim jestem?
2 miejsce: 6. Początek
1 miejsce: 1. W blasku świec

Uzasadnienie:
Dwa ostatnie teksty w mojej skali ocenowej dotyczą historii Jaspera i oba są skonstruowane dość kanonicznie – zgadzają się występujące w nim główne postacie, wydarzenia, natomiast najbardziej kanoniczny wydaje mi się tekst pierwszy, o nocy poślubnej. Praktycznie jest wszystko to, co napisała SM pod względem emocji, charakteru postaci, zwłaszcza sposobie myślenia Belli.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 21:29, 26 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 12:32

Pomysł:

5 miejsce: tekst 2 „Monterrey”
4 miejsce: tekst 7 „Szepty w sepii”
3 miejsce: tekst 4 „Polowanie”
2 miejsce: tekst 3 „Maja”
1 miejsce: tekst 8 „W słonecznych promieniach”

Uzasadnienie:
Tekst 2: Podobał mi się pomysł na połączenie Jaspera z Marią. Opisany przez autorkę ich „związek” w tej miniaturze zdecydowanie pasuje do moich poglądów na tę parę. Opowiedziana historia wydaje mi się na tyle autentyczna (a zarazem dobrze wkomponowana w kanon), że kupuję takiego Jazza i taką Marię. Trochę mi zgrzytnęło w końcówce zachowanie Jaspera, ale ogólnie miniatura mi się podobała. Nie jest szablonowa. Poza tym na uznanie zasługują fajnie dobrane postacie, ciekawie opisane. Scena lemonkowa też intrygująca. Gorąca a zarazem nieco drapieżna. Pasująca do całej kompozycji opowiadania.

Tekst 7: Skłaniające do refleksji, trochę nostalgiczne opowiadanie doprawione szczyptą optymizmu na koniec. Pomysł na wspomnienia Edwarda, wspomnienia o jeszcze ludzkim zauroczeniu nastolatka starszą (dojrzałą) kobietą jest sam w sobie ciekawy, choć porusza temat znany od wieków i opisany w literaturze już wielokrotnie. I pomysł jako taki być może nie jest zaskakujący, to w tym przypadku ma to dla mnie niewielkie znaczenie.
Miniatura jest bardzo dobrze przemyślana, logiczna a jednocześnie wzbudza emocje, które zostają na długo. Brawa dla autorki za postać Edwarda (jakże innego, niż nudny, idealny Pan Wampir w kanonie), niezła Bella i ciekawy, jakże mądry Carlisle.
Postać pani Franklin do mnie przemawia, aczkolwiek tylko do pewnego momentu. Trochę mi zgrzytnęło to jej samobójstwo – choć rozumiem pobudki autorki do zastosowania takiego wybiegu. Zabrakło mi troszeczkę jakiegoś szerszego wytłumaczenia postępowania tej kobiety, ale nie czepiam się, bo wszak ta mini nie jest tak naprawdę o roztrząsaniu przyczyn samobójczej śmierci pani Franklin.
I jeszcze jedno: to opowiadanie ma niepowtarzalny, doskonale uchwycony klimat starych fotografii w kolorze sepii. Scena seksu jest idealnie skomponowana, wpleciona w realia miniatury. Poruszająca, emocjonująca a jednocześnie bardzo prawdziwa. Brawa, autorko!

Tekst 4: Ta miniatura na samym początku mnie zachwyciła, głównie przez dobór głównych bohaterów, ale również przez dobór tematu. Demetri i Bella, jako spóźnieni kochankowie, znudzeni wiecznym życiem, poszukujący nowych doznań, jakiegoś urozmaicenia w swojej idealnej przecież egzystencji. To opowiadanie jest bardzo „ludzkie” – taki romans i towarzyszące mu emocje, ostry, namiętny seks w ukryciu, kłamstwa, oszukiwanie samego siebie i partnerów – to wszystko przytrafia się przecież często w zwyczajnym, ludzkim świecie. Autorko – gratuluję genialnego doboru głównych postaci. Demetri, jako tajemniczy, ognisty kochanek – jestem zdecydowanie na tak. O ile jestem w stanie sobie wyobrazić, że Bella po iluś latach zdradza Edwarda – to zdecydowanie tylko z nim. Natomiast zgrzytnęła mi trochę postawa Demetriego pod sam koniec opowiadania. Jakoś do końca nie mogę uwierzyć, że taki facet jak on (czy też taki wampir jak on)zachowuje się jak naburmuszony mały chłopiec, który za chwilę tupnie nóżką i powie: wybieraj Belciu, albo ja, albo Edziu. Demetri- kochanek, jak dla mnie jest na to zbyt dojrzały, za wiele przeżył i widział zbyt wiele, by postąpić w taki sposób. Ale jest to tylko moje subiektywne zdanie. Może mam na tyle zakorzeniony swój własny obraz tej postaci, że po prostu mi się to troszkę kłóci. Natomiast sam pomysł na miniaturę, jak dla mnie jeden z lepszych.

Tekst 3: Pomysł na pokazanie namiętności starego wampira uwięzionego na wieki w ciele piętnastoletniego chłopca, jest nie tylko oryginalny, ale też zdecydowanie odważny i godny docenienia. Choć sama postać Aleca nigdy nie należała do moich ulubionych, to chylę czoła przed autorką tej miniatury. Po pierwsze ciekawa historia, opowiedziana rewelacyjnym, w odpowiednich momentach ironicznym stylem, podkreślającym charakter występujących w opowiadaniu postaci. I choć w fandomie Zmierzchu chyba wszystko już zostało powiedziane, to muszę przyznać że pomysł na ten lemonek mnie zaskoczył bardzo pozytywnie. Bardzo świeże, trochę dwuznaczne i odważne spojrzenie na Aleca oraz pozostałych mieszkańców Volterry. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o postaci Demetriego – choć tu zdecydowanie drugoplanowej, to świetnie nakreślonej. No i autorska postać Mai, bardzo dobrze skonstruowana, intrygująca. Ta postać to według mnie perełka tej miniatury, poprzez swoją tajemniczość, nawiązanie do obrazu, wyobrażeń Aleca i pewną ulotność. A także przez przepięknie pokazaną kobiecość.


Tekst 8: To opowiadanie spodobało mi się przede wszystkim dlatego, że ma taką pozytywną energię w sobie. Nie prawi o trudnej miłości, niebezpiecznych związkach, wielkich namiętnościach kochanków, o mechanicznym seksie czy nienawiści. Ta miniatura jest opowieścią o pełnej ciepła miłości. O bliskości między dwoma istotami. O szacunku względem siebie, o ogromnym zaangażowaniu, poświęceniu cząstki siebie. Główni bohaterowie tej opowieści – Kajusz i Athenodora – zaskakują swoimi kreacjami. W życiu nie wpadłabym na pomysł aby tak pokazać jednego z najgroźniejszych Volturi. Takiego Kajusza można polubić! Autorka tej miniatury stworzyła tę postać jakby na nowo. Kajusz stał się pozytywnym bohaterem, co nie znaczy nudnym. Wręcz przeciwnie. Jego postać intryguje, zaskakuje i zmusza do myślenia. Kajusz w tej mini jest silną osobowością, która nie zawaha się walczyć o swoje szczęście. To postać nietuzinkowa, złożona. Z jednej strony pozbawiony skrupułów wampir, którego dobrze znamy, z drugiej - mężczyzna, który pragnie miłości tej jedynej kobiety, ale szanuje i kocha ją na tyle, że daje jej wybór. Nie przemienia „na siłę” by zadowolić samego siebie, zdając sobie sprawę z tego, że zmuszanie drugiej osoby do czegokolwiek nigdy nikogo nie uszczęśliwiło.
Biorąc pod uwagę te wszystkie aspekty, a także umiejscowienie części akcji w przepięknej, słonecznej Italii, nadającej klimat całemu opowiadaniu, w kategorii pomysłu ta mini jest dla mnie numerem 1.

Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: tekst 1 „W blasku świec”
4 miejsce: tekst 3 „Maja”
3 miejsce: tekst 8 „W słonecznych promieniach”
2 miejsce: tekst 4 „Polowanie”
1 miejsce: tekst 7 „Szepty w sepii”

Uzasadnienie:

Tekst 1: Chociaż sam pomysł na opisanie nocy poślubnej Belli i Edwarda zupełnie do mnie nie trafia, to jednak uznałam, że w przypadku tej kategorii ta miniatura zasługuje aby ją docenić. Wybrany przez autorkę scenariusz (Lato: morze, miłość, krótko po ślubie) jest zrealizowany bardzo poprawnie. Tak samo jak opisana scena lemonkowa. Natomiast samo opowiadanie jest jak dla mnie zbyt przewidywalne i niczym mnie nie zaskoczyło ani nie porwało.

Tekst 3: Podobała mi się w tym przypadku realizacja scenariusza (Wiosna: romans, dzikość, taniec). Autorka ciekawie wplotła te wątki w swoją historię (chyba najbardziej podobał mi się taniec, w tym przypadku). Scena seksu sama w sobie jest emocjonująca i opisana bardzo lekkim piórem (ale o tym będzie w innej kategorii), została wpleciona w akcję bez zarzutu.
Tekst 8: jak już wspominałam w poprzedniej kategorii ta miniatura ma niesamowicie ciepły klimat, jest taka budująca, słoneczna. Zatem scenariusz (Lato: słońce, miłość, morze) uważam za jak najbardziej adekwatnie dobrany i przemyślany. Scena lemonkowa opisana w sposób równie ciepły, subtelnie namiętny, a przy tym na tyle gorący, że emanujący takim pozytywnym, dobrym ogniem.

Tekst 4: No cóż, nie będę ukrywać, że to jeden z moich ulubionych tekstów w tej edycji Lemoniady. Lubię takie niebezpieczne związki, bohaterów balansujących na granicy prawdy i kłamstwa. Czyta się takie niejednoznaczne historie bardzo fajnie (gorzej jak jest się ich uczestnikiem), ale do rzeczy. Płomienny, zakazany romans, dziki, namiętny seks. Wręcz „głodni” siebie, zachłanni kochankowie – wszystko to zostało doskonale ujęte w scenariuszu (Wiosna: romans, dzikość). Nic dodać, nic ująć.

Tekst 7: Przepłynęłam przez ten tekst wręcz namacalnie czując pewną nostalgię, tęsknotę za czasami, które już nigdy nie wrócą. W swoich słowach autorka zamknęła na chwilę melancholię, by później każdy czytelnik mógł ją odkrywać na nowo i w zgodzie z samym sobą. To jest bardzo dobry, dojrzały i spójny tekst. Poruszający, zmuszający do myślenia nad ulotnością uczuć, nad wdzierającą się do związku nudą, zniecierpliwieniem, chłodem. Ta historia mogłaby być dla niejednej osoby przestrogą, jak nie dopuścić do tego aby doprowadzić związek do tzw. pustej fazy (w której nie ma już miejsca na miłość, seks czy nawet przyjaźń a pozostaje tylko bezsensowne przyzwyczajenie i wszechogarniające znużenie). Edward miał to szczęście, że w krytycznym momencie Carlisle „otworzył mu oczy”. Co do samej sceny lemonkowej – to w tym opowiadaniu jest moim zdaniem ona w sposób idealny wpleciona w akcję. Dlatego też w tej kategorii uznałam, iż ten tekst zasługuje na pierwsze miejsce.

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: tekst 4 „Polowanie”
4 miejsce: tekst 1 „W blasku świec”
3 miejsce: tekst 2 „Monterrey”
2 miejsce: tekst 7 „Szepty w sepii”
1 miejsce: tekst 3 „Maja”

Uzasadnienie:
Tekst 4: Czytałam ten tekst zachłannie. I choć dostrzegłam kilka niewielkich literówek, to fabuła była na tyle wciągająca, postacie na tyle ciekawe, że nie czepiam się. Mało istotne.

Tekst 1: Opowiadanie napisane bardzo poprawnie, ładnym stylem. Nie mam zastrzeżeń

Tekst 2: Bardzo fajny początek, barwne, ale nie przesadzone opisy – które lubię, dobre dialogi, przede wszystkim pomiędzy Marią a Jazzem. Bardzo płynnie opowiedziana historia. Błędów brak, przynajmniej ja nic nie zauważyłam. Czytałam za to jednym tchem.

Tekst 7: Tu już styl i jakość (techniczna, że się tak wyrażę) opowiadania jest już na bardzo wysokim poziomie. Dobrze skomponowane opisy, świetnie przedstawione emocje, poruszające, autentyczne dialogi. Duże brawa dla autorki.

Tekst 3: To mój zdecydowany faworyt w tej kategorii. Niesamowicie lekkie pióro, trafne, pełne drobnych niedopowiedzeń i głęboko skrytych aluzji dialogi, okraszone szczyptą ironii, do tego kapitalne opisy życia na dworze Volturich. Świetny styl, doskonała jakość, nie mówiąc o poprawności. Chylę czoła.

Najgorętszy lemon:

5 miejsce: ---
4 miejsce: ---
3 miejsce: tekst 3 „Maja”
2 miejsce: tekst 2 „Monterrey”
1 miejsce: tekst 4 „Polowanie”

Uzasadnienie:
Tekst 3: Fajnie zbudowanie napięcie (z podtekstem seksualnym) i finałowa scena erotyczna, przede wszystkim ognista, nieco porywcza, zabarwiona do tego nutką lekkiego wyuzdania (wszak Alec wygląda na piętnaście lat). Podobało mi się połączenie tych kilku aspektów – do tego opisane to wszystko w świetnym stylu.

Tekst 2: W tym tekście scena lemonkowa jest ostra, dosadna a do tego pozbawiona tego złudnego uczucia zwanego miłością – co jeszcze dodatkowo dodaje jej smaczku. Niezły seks, opisany w sposób bardzo bezpośredni, ale to w tym przypadku tylko in plus. Czytałam z wypiekami…

Tekst 4: Tu nie mam najmniejszych wątpliwości: jak dla mnie jest to najbardziej gorący lemonek tej edycji. Począwszy od postaci, poprzez łączące ich zakazane uczucie a kończąc na naprawdę ostrym, bardzo namiętnym, gorącym i pobudzającym wyobraźnię seksie.

Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce: ---
4 miejsce: ---
3 miejsce: tekst 1 „W blasku świec”
2 miejsce: tekst 8 „W słonecznych promieniach”
1 miejsce: tekst 7 „Szepty w sepii”

Uzasadnienie:
Tekst 1: Ładnie opisana scena erotyczna, jak przystało na noc poślubną bardzo romantyczna, lekko zmysłowa, troszkę wyidealizowana, ale pokazana w niezły, subtelny i delikatny sposób.

Tekst 8: Tutaj autorka zaskoczyła mnie subtelnością w wykonaniu Kajusza. Zmysłowy, namiętny kochanek, ale jednocześnie bardzo dbający o zadowolenie swojej partnerki. Scena erotyczna opisana w sposób nie przekombinowany, delikatnie a jednocześnie niezwykle ciepło. Przychodzi mi na myśl tylko jedno zdanie: tak się kochają ludzie (wampiry), których łączy prawdziwe, trwałe i silne uczucie. Duże brawa.

Tekst 7: Zachwyca mnie nostalgią, delikatnością i pewną niezdarnością w scenie erotycznej, która choć z założenia (dorosła, dojrzała, zmysłowa kobieta i młody, niedojrzały chłopak)mogłaby być napisana w sposób nieco perwersyjny, to nie jest. Jest przepiękną melodią o porywach namiętności, tęsknocie za bliskością. Subtelnie, delikatnie a jednocześnie zmysłowo. Gratuluję autorce niezwykłego wyczucia.


Kanoniczny lemon:

5 miejsce: ---
4 miejsce: tekst 6 „Początek”
3 miejsce: tekst 1 „W blasku świec”
2 miejsce: tekst 3 „Maja”
1 miejsce: tekst 2 „Monterrey”

Uzasadnienie:

Generalnie jestem w tej chwili na bakier z kanonem, stąd być może taka punktacja i kolejność wyróżnionych tekstów.

Tekst 6: Kanon sam w sobie. Pierwsze spotkanie Alice i Jaspera, a następnie rozkwit ich uczucia. Tekst ten znalazł się u mnie dopiero na 4 miejscu, ponieważ czytałam już kilka ff-ków przedstawiających tę historię. Jak dla mnie, nawet jeśli chodzi o kanoniczność, zbyt oklepane.

Tekst 1: Nic dodać, nic ująć. Tekst kanoniczny aż do bólu, wszak któż z nas nie wyobrażał sobie nocy poślubnej Belli i Edwarda. Niestety też już nie raz była ona opisana, więc w chwili obecnej wolę pozostać przy swoich wyobrażeniach. Dlatego tylko miejsce 3 w tej kategorii.

Tekst 3: Za fajnie opisany, kanoniczny obraz Volturich, którzy są zdecydowanie bardziej interesujący w tej miniaturze, niż w oryginale.

Tekst 2: Za bardzo kanoniczną a jednocześnie świetną postać Jaspera z czasów, kiedy nie był jeszcze wegetarianinem. Do kompletu z Marią tworzą kapitalną kanoniczną parę w dodatku dużo ciekawszą niż nieco nudnawy związek z Alice), a tekst zasługuje w pełni na miano kanonicznej łatki.

Gratuluję wszystkim autorkom. To była naprawdę dobra edycja i z przyjemnością czytałam Wasze teksty.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Sob 21:30, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 22:20, 27 Lut 2011 Powrót do góry

Dodane przez Pernix ok. 12:36


Pomysł:

5 miejsce: 5. Kim jestem
4 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
3 miejsce: 4. Polowanie
2 miejsce: 3. Maja
1 miejsce: 7. Szepty w sepii

Uzasadnienie: Cóż, tak naprawdę podobały mi się szczególnie dwa pomysły - Maja i Szepty w sepii. Dlaczego? Bo są dość oryginalne, inne, ciekawe. To właśnie ze względu na oryginalność i ciekawą fabułę, w którą wpleciona jest wiadoma scena tym tekstom się należy. W słonecznych promieniach wydaje się interesującym pomysłem, ale mnie nie przekonuje. Nie przekonuje mnie w nim postać zakochanego Kajusza. Polowanie - to opowiadanie docenię bardziej w innych kategoriach. Kim jestem - podoba mi się taki rachunek sumienia Jaspera, nie podoba mi się tylko, że autorka miała troszkę podobny pomysł do mojego, jeśli chodzi o zestaw postaci, hehe.... Wink Ale muszę docenić. Maja - choć pomysł jest genialny, postacie świetnie wymyślone, opowiadanie ma w sobie coś obleśnego, ze względu na Aleca, który jakby jest w pewnym sensie niedojrzałym chłopcem... dlatego bezapelacyjnie wygrywają tu Szepty - pomysł epizodu z życia Edwarda jest świetną łatką, a do tego autorce nie zabrakło konceptu na stworzenie dodatkowej, wspaniałej postaci.

Realizacja scenariusza z wpisaniem do niego sceny lemonkowej:

5 miejsce: 1. W blasku świec.
4 miejsce: 5. Kim jestem
3 miejsce: 7. Szepty w sepii
2 miejsce: 4. Polowanie
1 miejsce: 3. Maja

Uzasadnienie: To jest dziwna dla mnie kategoria, bo tu wszyscy się postarali, nietrudno było zrealizować scenariusze. I trochę nie wiem, jak to ocenić. Może ocenię właśnie owo "wpisanie do fabuły sceny lemonowej". Po namyśle... wygrywa Maja, bo w Szeptach mało jest w sumie lemona, a taki był cel. Polowanie jest dokładnie tym, co założyła sobie autorka - dzikim romansem, choć zawiera również szczyptę romantyzmu. (Choć paring mi się nie podoba)

Jakość (styl, poprawność):

5 miejsce: 8. W słonecznych promieniach
4 miejsce: 5. Kim jestem
3 miejsce: 7. Szepty w sepii
2 miejsce: 3. Maja
1 miejsce: 4. Polowanie

Uzasadnienie: Polowanie jest napisane pięknym językiem, a do tego te dwa cudne fragmenty poezji - klamra. Przez to opowiadanie płynęłam. W Maji - jakość mówi sama za siebie. Niewiele tam błędów, a język jest niezwykle kunsztowny. Stylistycznie - mistrzostwo. Szepty - tu urzeka mnie przede wszystkim barwność języka, opisy.
Chciałam też dodać, bo muszę, po prostu muszę gdzieś o tym wspomnieć, że choć W słonecznych promieniach napisane jest ładnie i doceniam, to nieprawdopodobnie irytowało mnie to zdrobnienie: Kaju... uch, potworne.

Najgorętszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: Kim jestem
2 miejsce: Maja
1 miejsce: Polowanie

Uzasadnienie: Szczerze mówiąc, żaden lemon nie jest szczególnie gorący ani mnie nie porwał... Nie potrafię tu przyznać pięciu miejsc. W zasadzie to jedynie Polowanie miało dla mnie w sobie coś porywającego, tylko hm... niezbyt dobrze się czuję z tym, że Bella zdradza Edwarda... Pozostałe dwa opowiadania, którym przyznałam punkty - to dobre opowiadania, ale lemon w Maji, choć gorący, ma w sobie, jak już wspomniałam, coś obleśnego, zaś w Kim jestem - też w sumie nie miał chyba być gorący, porywający, bo nie o to w tym opowiadaniu chodziło. Tym razem nie było opowiadania, które wywołałoby u mnie wypieki na twarzy, choć były niewątpliwie interesujące i warte przeczytania. Jednak nie gorąca erotyka jest ich zaletą.

Najsubtelniejszy lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: W słonecznych promieniach
2 miejsce: Początek
1 miejsce: Szepty w sepii

Uzasadnienie: To trzy subtelne lemony. Ale ze względu na subtelnie podaną scenę erotyczną podobają mi się właściwie tylko Szepty. Autorka zrobiła to ze smakiem. W pozostałych dwóch lemon jest właściwie szczątkowy. I nie potrafię przyznać pozostałych dwóch miejsc...


Kanoniczny lemon:

5 miejsce:
4 miejsce:
3 miejsce: Maja
2 miejsce: Kim jestem
1 miejsce: Szepty w sepii

Uzasadnienie: Cóż, Szepty są dla mnie najciekawszą łatką kanoniczną, po prostu. Kim jestem też ładnie wpasowuje się w kanon. Maja - tutaj autorka popuściła wodze fantazji, ale bardzo umiejętnie, nie zaprzeczając niczemu w kanonie, również bardzo udana łatka.


I na koniec przepraszam za tę moją ocenę wszystkich, których może nie doceniłam i wszystkich w ogóle, że ta ocena jest dość lakoniczna. Do końca zastanawiałam się, czy w ogóle oceniać, bo wiedziałam, że tak to właśnie będzie wyglądać. Punktacja jest bardzo rozbudowana, a mnie po prostu... podobały się głównie trzy opowiadania, choć niekoniecznie ze względu na lemon. I tak wokół nich krążę...


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin